Post on 28-Feb-2023
1
Ogrody nauk. Debiuty 2010
Redakcja naukowa
Aleksander Kobylarek
Agnieszka Gil
Agata Kozak
Rec. prof. dr hab. Jerzy Semków
2
Spis treści:
Wprowadzenie- Wrocławski sposób na promowanie młodej nauki
Etyka
Radosław Michalski, Władza w dobie postsekularnej
Bartosz Fingas, Prawo naturalne wg św. Tomasza z Akwinu a jego znaczenie dla filozofii
Urszula Lisowska, Bunt Iwana Karamazowa w interpretacjach Alberta Camusa i Karla Jaspersa
Tomasz Umerle, Richard Rorty między nowością a przygodnością
Adam Czaja, Kompleks ofiary-oprawcy. Wpływ doświadczenia wojennego na kształtowanie się tożsamości
Elżbieta Chwalibóg, Osobowość, temperament oraz klimat organizacyjny a zachowania etosowe wolontariuszy
Jacek Gulanowski, Symulacyjne i ezoteryczne aspekty pornografii
Tomasz Wysocki, Dominik Dziedzic, Wiara a sprawiedliwość – zastosowanie metod filozofii eksperymentalnej w filozofii religii
Transgresja
Anna Kołos, Metafora „dzikości” i autodefinicja podmiotu kolonialnego w okresie pozytywizmu w Polsce
Maria Delimata, Autentyczność a komercjalizacja. Teatr kambodżański w perspektywie postkolonialnej
Piotr Kapusta, Nowa Huta – nowe życie? Powstanie „Najmłodszej siostry Krakowa”
Justyna Pilarska, Bošniacy – szczęśliwi Muzułmanie Europy (?) czyli Dżihad kontra McŚwiat i inne teorie…
Aleksandra Aszkiełowicz, Doradca w postmodernistycznym świecie
Dobiesław Kałuża, Osobowość wrocławskich przedsiębiorców: w poszukiwaniu osobowości przedsiębiorczej
Doświadczenie
3
Marcin Kiełbus, Nie tylko Peregryn z Opola. Trzynastowieczna glosa do jednej wizji dziejów Europy
Magdalena Andrejczuk, Prawdopodobnie najlepsze państwo na świecie – marketing narodowy a globalizacja
Paulina Dzwonkowska, Rola współczesnych sztuk wizualnych w edukacji (nie tylko) estetycznej młodzieży i dorosłych
Ewa Jurczyk- Romanowska, Kapitan tu twoim Bogiem jest... – rozważania o autorytecie dowodzącego jachtem morskim
Wioleta Kajak, Niska samoocena dziecka jako przyczyna zaburzeń w zachowaniu. Prawda czy alibi „wykolejonych”?
Magdalena Wszołek, Anna Drajer, Postrzeganie możliwości wypełniania funkcji rodzinnych kobiety w kontekście wykonywania przez nią zawodu żołnierza
Justyna Kowalczyk, Zapotrzebowanie na stymulację jako determinanta ocen ryzyka
Dynamika
Karolina Augustyniak, Tylicz a Nowa Fala
Anna Gawron, Preferencje polityczne- stałe właściwości czy chwilowe kaprysy wyborców?
Agata Kozak, Ponowoczesne przemiany życia małżeńsko-rodzinnego
Anna Popłonyk, Autobiografia jako edukacja z perspektywy czasu wzbogacona o aspekt terapeutyczny u osób znajdujących się w okresie wczesnej dorosłości
Katarzyna Mazur, Tożsamość narodowa a stereotypy Polaka i Niemca wśród młodzieży wiejskiej na Śląsku Opolskim
Przemysław Dudziński, Uwarunkowania kulturowe twórczości filmowej na przykładzie Rogera Cormana
Ekspresja
Alicja Iwańska, Taniec- sztuka czy umiejętność
Karolina Sałdecka, Propagandowy świat w prozie pierwszej połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Strategie perswazyjne, szablony, stereotypy językowe
Hanna Trubicka, Meandry autokomunikacji. Uwagi o roli narracji drugoosobowej w Senniku współczesnym Tadeusza Konwickiego
Marcin Jurzysta, Poezja Bartłomieja Majzla. Ujęcie psychoanalityczne
4
Katarzyna Lisowska, Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza- próba opisu
Piotr Mirski, Miasto, Masa, Maszyna, Shinya Tsukamoto i jego obsesje
Anna Adamczyk, Warianty przestrzeni w twórczości Zygmunta Niedźwieckiego
Adrianna Garnik, Tożsamość – analiza wybranych portretów autorstwa Janusza Janowskiego
Natalia Lipińska, Agata Wiącek, Rodzaje i funkcje stylizacji językowej w serialu Ranczo
5
Wprowadzenie- Wrocławski sposób na promowanie młodej nauki
Minęło już 5 lat od chwili kiedy koło naukowe Variograf, działające przy Uniwersytecie Wrocławskim, zorganizowało pierwszą ogólnopolską konferencję naukową dla studentów nauk humanistycznych i społecznych Talenty. To chyba dobry czas na pierwsze większe analizy i podsumowania jak również określenie ku czemu zmierza całe przedsięwzięcie.
Pierwsza konferencja została zorganizowana w ciągu zaledwie kilku tygodni i nikt raczej nie przypuszczał, że dojdziemy kiedyś do poziomu wielkiego kongresu naukowego na ponad 100 osób. A stało się to dość szybko bo już… rok później. Seria szczęśliwych zbiegów okoliczności i grupa życzliwych ludzi spowodowała, że zarówno ja, jak i moi wspópracownicy musieliśmy zweryfikować swoje poglądy.
Praca redakcyjna nad pierwszym tomem studiów interdyscyplinarnych szła niczym orka po grudzie. Bez większych nadziei na finansowanie, na pozytywną recenzję czy jakiekolwiek docenienie przygotowywalem się do tego, że wykonam kawał dobrej aczkolwiek nikomu niepotrzebnej roboty. Teksty wydawały się dosyć ciekawe, ale nie oznaczało to, że są ciekawe dla innych i warte opublikowania. Na szczęście pierwsza recenzja dokonana przez naukowy autorytet była tak pozytywna, że nie miałem już wątpliwości, ze to co robię ma sens. Cały czas jednak pozostawał problem finansów. Tu z pomocą przyszło zaprzyjaźnione i znane mi dobrze wydawnictwo, które wystąpiło o grant na publikację do ministerstwa. Po kilku miesiącach, kiedy zacząłem tracić resztki nadziei, przyszły dobre wieści i tak się zaczęło. Przy każdej następnej książce z serii pojawiały się zawsze jakieś problemy, ale prędzej czy później udawało się je przezwyciężyć, gdyż za każdym razem przybywało w moim otoczeniu ludzi życzliwych badaniom interdyscyplinarnym, promowaniu młodych talentów naukowych i gotowych poświęcić czas oraz pieniądze dla wsparcia wymienionych idei.
Przez te 5 lat Wrocław stał się szczególnym ośrodkiem na mapie naukowej kraju. Coraz liczniej zgłaszający się młodzi naukowcy i kandydaci na uczonych przechodzą swój pierwszy chrzest bojowy: wygłaszają pierwsze tezy, po raz pierwszy konsultują się z kimś innym niż ich promotor, uczestniczą w specjalnie przygotowanych dla nich szkoleniach i seminariach oraz przygotowują regularnie pierwsze tezy do publicznej obrony w postaci artykułów, rozpraw bądź też komunikatów z badań. Nikomu w Polsce jak do tej pory nie udało się stworzyć takiego ośrodka, chociaż idea poszła w świat i wielu studentów deklarowało, że po powrocie do macierzystej uczelni „w następnym roku” postarają się zrobić coś podobnego. Fenomen wrocławskiego rozwiązania polega chyba na tym, że jest kilku liderów/ kilka liderek, którzy są w stanie poświęcić niemalże wszystko dla promowania młodej nauki. Wśród tych młodych również objawiają się tacy, którzy za jakiś czas będą rozdawać karty w polskiej (a może i światowej) nauce a wizyta we Wrocławiu jest dla nich początkiem długiego procesu naukowego samodoskonalenia oraz impulsem i znakiem/ potwierdzeniem, że to co robią jest już dosyć dobre i że mają odpowiedni potencjał intelektualny. O trafności osądów jakie tu padają niech świadczy fakt, że co jakiś czas otrzymuję gorące podziękowania za wsparcie i pomoc w redagowniu od stypendystów polskich i zagranicznych prestiżowych uczelni.
6
Wrocławska edukacja naukowa studenta cały czas się rozwija i przybiera nowe formy. Jedną z ostatnich jest „Jornal of Education Culture and Society”, redagowany przez moich uczniów i następców. Wydaje się w tej chwili, że to jest to przedsięwzięcie, które wyznaczy kierunek działań na na najbliższe lata. Mam na myśli dwa rodzaje działań, które wiążą się z pracą nad tym czasopismem:
- po pierwsze uczenie studentów warsztatu naukowego na wysokim, światowym poziomie;
- po drugie- umożliwienie wymiany myśli w środowisku międzynarodowym, otwarcie na idee obce, ale również umożliwienie zaistnienia w światowym obiegu wiedzy.
Co do pierwszego punktu to nie ma chyba wątpliwości, że nie wszystkie ośrodki umożliwiają kształcenie naukowe na odpowiednim poziomie a zdarzają się środowiska, w których ewidentnie brak znajmości tak podstawowych przecież reguł zapisu bibliograficznego czy zasad odwoływania się do źródeł (choć wydawałoby się, że na seminariach powinni się tego wszyscy nauczyć).
Co do drugiego celu to po pierwszych pracach redakcyjnych mogę śmiało stwierdzić, że czeka nas jeszcze dosyć dużo wysiłku, żeby zmienić świadomość, co do istnienia międzynarodowych standardów naukowych. Nie jest to tylko problem znajomości harwardzkiego zapisu bibliograficznego, czy standardów Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, które to standardy są milcząco przyjmowane przez wielu autorów i redaktorów międzynarodowych czasopism naukowych, ale rudymentarnej ignorancji w zakresie tak podstawowych spraw jak konieczność cytowania źródeł angielskojęzycznych w tekście napisanym po angielsku (a nie ich tłumaczeń).
W niniejszym tomie wszystkie teksty zostały zebrane w 5 rodziałach: Etyka, Transgresja, Doświadczenie, Dynamika, Ekspresja. Jakikolwiek podział dyscyplinowy nie miałby tu sensu ze względu na dużą rozbieżność tematyczną oraz interdyscyplinarność. Wyprowadzenie ontologicznie nieco bardziej pojemnych kategorii pozwoliło uniknąć intelektualnego „szarpania się” z dylematami granic dyscyplin naukowych- zresztą ten zabieg sprawdził się już dwukrotnie: raz w porzypadku poprzedniego tomu Ogrodów nauk a potem w przypadku czasopisma. Mam nadzieję, że łaskawy czytelnik i łaskawa czytelniczka ocenią zawarte tu prace wysoko.
7
Etyka
Radosław Michalski
radekmichalski@gmail.com
Władza w dobie postsekularnej
Mogłoby się wydawać, że mówienie o polityce w zestawieniu z jakąkolwiek myślą religijną
jest dzisiaj, w Europie XXI wieku, właściwie niemożliwe, chyba że pokusimy się o analizę historyczną.
Cywilizacja euroatlantycka od dawna żyje bowiem hasłami rozdziału przestrzeni polityki, tej
rozumianej w wąskim sensie jako sprawowanej władzy państwowej, od sfery religii. Nie chodzi tu
tylko o wolność wyznania i przekonań, swobody religijne czy odrębność państwa od instytucji
religijnych. Ale o sytuację, w której przejawy religii i religijności w życiu publicznym znajdują się coraz
częściej „na cenzurowanym”. Warto przytoczyć choćby zakaz noszenia muzułmańskich chust i
zakrywania twarzy w europejskich szkołach i urzędach. Nie mówimy tu więc nawet o zdejmowaniu
znaków religijnych z budynków podlegających jurysdykcji państwowej, ale o ograniczeniu swobody
manifestowania własnej religijności.
Nie chodzi zatem tylko o zakaz głoszenia religii przez państwo, ale także o pewne
kontestowanie niedyskutowanych do tej pory symboli i sposobów praktykowania.
Politykę, w najwęższym spektrum, znamy głównie z krótkiej definicji jako „sztukę zdobycia i
utrzymania władzy”. Rzecz jasna składa się na nią szereg elementów i narzędzi, którymi posiłkują się
sprawujący władzę. Sama jednak władza wymaga pewnego uzasadnienia i legitymizacji. Fakt, że -
przynajmniej w naszym kręgu kulturowym - pochodzi ona współcześnie z demokratycznego wyboru,
nie legitymizuje wszelkich podejmowanych przez nią decyzji i nie uzasadnia faktu poddania jej tych,
którzy głosowali inaczej. Co więc sprawia, poza środkami przymusu, że godzimy się na sprawowanie
nad nami władzy? Co ją konstytuuje? Co pozwala jej decydować w kwestiach fundamentalnych, czy
są sfery spod niej wyjęte i czy można być jej nieposłusznym?
Współczesna debata dotycząca procesów sekularyzacyjnych toczy się gównie w Stanach
Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Zjawiska te są poddawane analizie ze strony nauk
społecznych od filozofii i teologii, przez socjologię do politologii. I właściwie, chcąc w sposób pełny
przedstawić niuanse procesów sekularnych i postsekularnych, trzeba dotknąć po trosze każdej ze
wspomnianych nauk.
8
Postsekularyzm i co z niego dla świata wynika
Sam termin „postsekularyzm” nie określa dokładnie epoki ani stanu, do którego się odnosi.
Wskazuje raczej na zakończenie pewnego etapu, który można nazwać „sekularyzmem” i wejście w
stan nowy. Nie ocenia, czy mamy do czynienia ze światem zsekularyzowanym, czy po prostu z
okresem, który nastąpił po wyczerpaniu się procesów sekularyzacji, bez właściwej zmiany przestrzeni,
w których zachodziły. Postsekularyzm następuje zatem po zakończonej epoce sekularnej. Jak może
wyglądać? Różni myśliciele prezentują różne jego koncepcje i wyznaczają mu różne ramy czasowe,
określając go albo jako sferę już „dokonaną”, albo jako kolejny element pewnej, ciągnącej się przez
wieki narracji.
Same pojęcia „sekularyzm” i „sekularyzacja” są różne. To drugie oznacza przejęcie
zwierzchności i władzy nad daną sferą działania przez instytucje świeckie, np. sekularyzacja państwa
krzyżackiego w roku 1525. Sekularyzm natomiast to brak zależności między kwestiami religijnymi a
przestrzenią publiczną. W skrajnej koncepcji sekularnej religia pozostaje sferą prywatnej praktyki
podporządkowaną nadrzędnemu prawu państwowemu.
Często jednak współcześnie w debacie używa się ich zamiennie, mając na myśli zakres
pojęciowy słowa „sekularyzm”. Podobnie w niniejszym tekście, będziemy używać zamiennie tych
dwóch określeń.
Jak zauważa Robert Alford, procesy sekularne i w ogóle dostrzeżenie problemu w związku
religii z polityką ma miejsce w krajach politycznie niejednorodnych1. Jak się okazuje, niekoniecznie.
Obok bowiem religii konkurencyjnych, mogących potencjalnie walczyć o wpływy i równy status w
państwie, zwiększa się procent osób niewierzących w ogóle, domagających się zerwania relacji
pomiędzy polityką a religią.
Tadeusz Bartoś, filozof, były członek zakonu dominikanów, mówi o kryzysie religii w
przestrzeni publicznej zakorzenionym na przełomie XV i XVI wieku, kiedy to odkrycia naukowe
zawęziły krąg spraw wyjaśnianych dotychczas tylko na płaszczyźnie religijnej2. Wydaje się, że kryzys
ów mógł zostać dodatkowo pogłębiony przez rozdźwięk w stałej do tej pory strukturze
chrześcijaństwa zachodniego, związany z wystąpieniem Marcina Lutra w 1517 roku i powstały
wówczas „dualizm religijny”. T. Bartoś dodatkowo zauważa, że stan rozdźwięku, a właściwie
1 R. Alford. Religia i polityka. [w:] W. Piwowarski (red.), Socjologia religii. Antologia tekstów, Kraków 2007, s. 328. 2 T. Bartoś, M. Grabowska, M. Lilla, Czy religia jest wrogiem polityki? za: http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article144997/Czy_religia_jest_wrogiem_polityki_.html Wersja drukowana [w:] „Europa” dodatek do „Dziennika”, nr 208 (29.03.2008).
9
marginalizacji religii w przestrzeni publicznej, pogłębiły przemiany XIX i XX wieku, w których to
dotychczasową misję charytatywną, będącą domeną kościoła, przejęły organy państwowe3.
Amerykański historyk idei, Mark Lilla, przestawia z kolei koncepcję „teologii politycznej”4, w
której zderzają się dzisiaj ze sobą dwa reżimy – czysto religijny (np. reżim polityczny islamu) z
reżimem „świeckiej religii politycznej” zachodniego świata (np. USA)5. „Teologia polityczna” to, w
rozumieniu M. Lilli, dziedzina, w której ludzie odwołują się do Boga w uzasadnianiu działań
politycznych i władzy6.
Z poglądów M. Lilli wyłaniają się dwa paradoksy współczesnego świata, nieobce tezie
wysuniętej kiedyś przez Samuela Huntingtona w jego Zderzeniu cywilizacji7. Mianowicie rozdźwięk
między kulturą władzy religijnej krajów islamskich a cywilizacją chrześcijańską, czy też, jak woli mówić
dzisiejsza polityka, cywilizacją osadzoną na chrześcijańskiej tradycji.
Jedna z uproszczonych argumentacji głosi, iż islam - jako religia misyjna i wojująca - zlaicyzuje
się z czasem jak chrześcijaństwo w Europie, a różnica, którą widzimy obecnie, wynika tylko z faktu
późniejszego początku religii muzułmańskiej - o sześć wieków w stosunku do chrześcijaństwa.
Zwolennicy tej teorii cofali się o sześć wieków wstecz w historii Starego Kontynentu, pokazując
równie wojownicze wówczas oblicze religii chrześcijańskiej. Próbowali udowodnić w ten sposób, że
kryterium czasu zadziała także na religię islamu, powodując z czasem jej okrzepnięcie, przeniesienie
dogmatycznej debaty na łono wydziałów teologicznych i rezygnację z fanatyzmu oraz skłonności do
przemocy8.
W gruncie rzeczy zakłada to pełną liniowość rozwoju religijnego i całkowite podobieństwo
kulturowe ludów różnych narracji religijnych. Założenie to mówi zatem, że w zbliżonym przedziale
czasu religia osiąga taki a nie inny stan, spada próg jej misyjności oraz wpływ na sprawy społeczno-
polityczne. To spore uproszczenie, które przyjęte literalnie oznaczałoby np., że przed nami stoją wciąż
jeszcze 2-3 wieki konfliktu ze światem islamu.
3 Tamże. 4 Koncepcja ta jest również różnie definiowana przez różnych badaczy. W tekście przytaczamy jedynie jej rozumienie przez Marka Lillę. 5 T. Bartoś, M. Grabowska, M. Lilla, dz. cyt. 6 M. Lilla, Bezsilny Bóg. Religia, polityka i nowoczesny zachód, Warszawa 2009, s. 9. 7 Polskie wydanie: S. Huntington, Zderzenie cywilizacji, Warszawa 2007. 8 Warto zwrócić uwagę na omawiającą między innymi to zagadnienie pozycję: T. Asad, Formations of the Secular: Christianity, Islam, Modernity, Stanford 2003.
10
Innego zdania jest właśnie M. Lilla. W swojej książce Bezsilny Bóg. Religia, polityka i
nowoczesny zachód9 przypomina on doktrynę tzw. wielkiej separacji, w myśl której przestrzeń
polityczna powinna być wolna od przestrzeni religijnej, przy czym sama nie zajmuje jej miejsca.
Dodatkowo nie chodzi o wrogość do samej religii, a o uznanie jej całkowitej odrębności i innego niż
polityczny wymiaru10.
Socjolog i politolog Jadwiga Staniszkis zwraca uwagę na procesy sekularne jako na zbiór
pewnych cykli. Początku tych procesów, w kształcie jaki dziś także obserwujemy, upatruje najgłębiej
spośród prezentowanych badaczy, a mianowicie już w średniowiecznym sporze o uniwersalia11. Od
tamtej pory, jak uważa J. Staniszkis, nieustannie w przestrzeni publicznej obserwujemy napięcie
między procesami sekularnymi a postsekularyzmem, rozumianym jako przezwyciężenie tego
pierwszego. W tej optyce zjawiska sekularne XX wieku są kolejną emanacją średniowiecznego
konfliktu, choć w oparciu o nowe zdarzenia i przesłanki. Jak jednak podkreśla polska myślicielka,
władza w świecie postsekularnym ma często poważny problem z określeniem i uzasadnieniem
przestrzeni tabu i moralności, którą musi się posługiwać. Jak stwierdza badaczka, postsekularyzm to
jedna ze strategii rozumienia dzisiejszego sieciowego społeczeństwa12.
Inni zwracają uwagę na to, że właściwa epoka sekularna nastąpiła w połowie XX wieku i albo
jesteśmy w jej schyłkowej fazie, albo też niedawno się zakończyła. Świat po drugiej wojnie światowej
znalazł się na rozdrożu, pomiędzy kulturą sekularną a różnorodnymi formami religijności13.
Georg Weigel zwraca uwagę na proces sekularyzacji jako na słuszny i zakończony już etap
odejścia w przeszłość doktryny sojuszu tronu z ołtarzem. Zakończył się etap sekularyzacji rozumianej
wąsko, jednak religia ma do zaproponowania społeczeństwu coś więcej – przestrzeń wartości14.
9 Wydana w USA w 2007 roku pod tytułem: The Stillborn God, co w dosłownym przekładzie oznaczałoby „Bóg poroniony”; tłumacz Jarosław Mikos uznał, że „Bezsilny Bóg” lepiej odda myśl amerykańskiego autora. 10 M. Lilla. dz. cyt. s. 310. 11 Paradoksalnie można powiedzieć, że spór ten sięga starożytności, bowiem jest przedłużeniem debaty o istnieniu świata idei, a ta bliska była myśli i czasom Platona i Arystotelesa. 12J. Staniszkis. Odzyskiwanie czasu. Za: http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article121578/Odzyskiwanie_czasu.html 24.11.2009. Wersja drukowana w: „Europa” dodatek do „Dziennika”. nr 201 (09.02.2008). Dla klarowności przytoczę cały fragment wypowiedzi: „W moim rozumieniu tego fenomenu chodzi z jednej strony o nagłe uświadomienie sobie przedpolitycznych (często religijnych) korzeni nastawień i pojęć aktualnie występujących w świecie władzy. Moje odkrycie znaczenia nominalistycznego przełomu z późnego średniowiecza dla dzisiejszego funkcjonowania w strukturach sieci to właśnie taka konstatacja. Jednym z ubocznych skutków jest odkrycie wciąż aktualnej więzi z przeszłością, która wciąż wpływa na teraźniejszość. Z drugiej strony jest to dostrzeżenie na nowo potrzeby etyki, choć już niekoniecznie oznaczające powrót do wiary w jej religijne umocowanie. Chodzi o zasady moralne, tabu potrzebne także do tego, by łamiąc je świadomie, nadać głębię, dramatyzm własnemu multiplikowaniu siebie. By odzyskać utraconą zdolność doświadczania czasu: przed i po grzechu. A także - by przeżyć fenomen sumienia albo bunt. W obu wypadkach trzeba czuć opór norm, a nie bezwolnie dryfować. Wraca więc potrzeba moralności - by pogłębić spektakl własnego przepoczwarzania siebie, by w dramacie zmagania się z tabu rozpoznać granicę przestrzeni (nie tyle możliwości, ale i naszej własnej woli) i w ten sposób dotrzeć w sobie do osoby ludzkiej”. 13 M. King, Postsecularism. The hidden Challenge to extremism, Cambridge 2009, s. 9.
11
Ostatnią głośną debatą dotyczącą wspomnianych procesów był dialog pomiędzy dwoma
niemieckimi myślicielami – Jürgenem Habermasem i Josefem Ratzingerem, jeszcze zanim ten ostatni
został wybrany na następcę Jana Pawła II15.
Lewicowy myśliciel niemiecki przedstawia koncepcję porozumienia przestrzeni religii i
polityki, o ile ta pierwsza zrezygnuje z części swoich roszczeń. To ciekawa koncepcja, szczególnie jeśli
zauważy się, że do tej pory sam J. Habermas wypowiadał się o religii z dystansem i powściągliwością,
jeśli chodzi o sferę życia politycznego. Niemiecki naukowiec zauważa, iż instytucje polityczne często
nie są w stanie na nowo wytworzyć w sobie i rozwijać sfery normatywnej, a co za tym idzie, pyta J.
Habermas, czy są w stanie uzasadnić swoje rządy16?
Warto przytoczyć jeszcze jeden pogląd opozycyjny do przedstawionych. Rumuński politolog,
Vladimir Tismaneanu, prezentuje tezę, w której społeczeństwa Europy Wschodniej po upadku bloku
komunistycznego wracają do przestrzeni religii i mitu. Podkreśla jednak, że jawi się to jako problem,
bo wraz z tym odradza się w pewnej mierze nacjonalizm, a ten, jak wiemy z historii, potrafi przybrać
niebezpieczne kierunki i niekontrolowany stać się źródłem tragedii17.
Władza w świecie czy nad światem, umowa społeczna czy namaszczenie?
Patrząc na historię władzy w znanych nam cywilizacjach zwykle widzimy ścisłe połączenie tejże z
wierzeniami religijnymi. Jak pisaliśmy już wcześniej, początkowo miało to związek z religijną domeną
14 G. Weigel, Katedra i sześcian. Europa, Stany Zjednoczone i polityka bez Boga, Warszawa 2005, s. 129-130. 15 J .Habermas, J Ratzinger, The dialectics of secularization. On Reason and Religion, San Francisco 2006. 16 J. Habermas. Religia potrzebuje nowego przekładu, [za:] http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article45920/Rozum_i_wiara_Zachodu.html 25.11.2009. Wersja drukowana [w:] „Europa” dodatek do „Dziennika” nr 1 (7.04.2004): „W wierze religijnej spoczywa nietknięte to wszystko, co społeczeństwo utraciło w procesie laicyzacji i modernizacji. Dlatego wiara religijna i współczesne społeczeństwo muszą znów wejść ze sobą w dialog. Wolne demokratyczne państwo opiera się na przedpolitycznych podstawach moralnych. Istnieje pięć głównych aspektów tego ufundowania. Po pierwsze, jest wątpliwe, czy demokratyczne państwa konstytucyjne same z siebie posiadają siłę do tego, by odświeżać swe zasoby normatywne; innymi słowy, jest wątpliwe, czy po całkowitej sekularyzacji prawa nowożytna władza polityczna jest jeszcze w stanie odwoływać się do świeckiego, czyli niereligijnego i postmetafizycznego uzasadnienia swoich rządów. Po drugie, nawet jeśli uznamy, że takie uzasadnienie jest możliwe, wątpliwe pozostanie, czy światopoglądowo pluralistyczna świadomość wspólnotowa potrafi się normatywnie utrzymać i utrwalić w odniesieniu do czysto formalnego konsensu, ograniczającego się wyłącznie do abstrakcyjnych zasad postępowania i minimalnego modus vivendi. Założywszy jednak, że i to jest możliwe, pojawia się natychmiast trzecia wątpliwość, czy postępująca sekularyzacja społeczeństwa nie doprowadzi w końcu do całkowitego wyschnięcia przedpolitycznych źródeł obywatelskiej solidarności. Diagnozy takiej nie trzeba wcale stawiać w języku radykalnej krytyki rozumu, która dążyłaby do usunięcia „teologicznej wartości dodatkowej” z dialogu między rozumem a objawieniem. Wprost przeciwnie - i to jest czwarty aspekt owego ufundowania - proponuję, by pojmować kulturową i społeczną sekularyzację jako podwójny proces wzajemnego uczenia się, tak przez tradycję oświecenia, jak i przez formacje religijne właściwych im ograniczeń”. 17 V. Tismaneanu, Wizje zbawienia. Demokracja, nacjonalizm i mit w postkomunistycznej Europie, Warszawa 2000, s. 152-153.
12
pełnego i ostatecznego wyjaśnienia wszystkiego. Religia była formułą tak kompleksową, przy
rozwijających się dopiero i narażonych na liczne błędy systemach naukowych, że, jak wspominał
przytaczany już T. Bartoś, mówiła ostatecznie o wszystkim. Dodatkowo osoba mająca kontakt z
bóstwem lub bóstwami była uważana za w specjalny sposób predestynowaną do pełnienia władzy. W
religiach starożytnych władca często był utożsamiany z bóstwem lub przynajmniej posiadał boskie
atrybuty. Nie mówimy tu tylko o ludach pierwotnych, również demokracja ateńska uśmierciła
Sokratesa, obok zarzutów zdrady stanu i psucia młodzieży obwiniając go także o nieuznawanie
bogów.
Cywilizacja zachodnioeuropejska już po upowszechnieniu się chrześcijaństwa również uznawała
za cywilizowane to księstwo czy królestwo, którego władca nosił papieską koronę. Nie chodziło tu tyle
o atrybuty boskości samego władcy, co o uznanie, że został on namaszczony za pośrednictwem
kościoła na władcę w imieniu boga. O utracie tego przywileju przekonał się dotkliwie Henryk VI,
którego polityczni oponenci wykorzystali wycofanie papieskiego błogosławieństwa i wzniecili
wewnątrzpaństwowe niepokoje.
Patrząc na podział władzy według Maxa Webera widzimy trzy możliwości: władzę
charyzmatyczną, tradycyjną i legalną18. W zasadzie każdy z tych trzech typów mógł być
sankcjonowany także podłożem religijnym. Nie chodzi tu oczywiście o rozumienie swojej misji przez
pełniących władzę, choć mogło być ono zbieżne z rozumieniem większości społeczeństwa, co raczej o
rozumienie władzy przez rządzonych.
Władzy takiej towarzyszyły nadane przez bóstwo lub bogów pewne niezmienne zasady. Nie jest
istotne to, czy miały one charakter objawiony, czy spisany przez ludzi, ich pochodzenie rozumiano
jako „ponadstanowione”, ludzie nie mogli go zmienić, bowiem nie byli w takim ujęciu jego twórcami,
mogli być, a właściwie być musieli, jego strażnikami wobec siebie. Jeśli ktoś wystąpiłby przeciw
takiemu prawu - niezależnie od tego, czy był pełniącym władzę, czy jej podległym - i występek ten
zostałby upubliczniony, musiał ponieść karę. Więcej nawet - jeśli występek nie był jawny i tak
popełniający go powinien mieć świadomość, że ostateczny prawodawca widzi go i ukarze, choć
niekoniecznie natychmiast19.
Wspominana wcześniej Jadwiga Staniszkis przeciwstawia sobie dwie logiki rozumienia świata
poprzez rozumienie czasu. Z jednej strony mamy czas historyczny, rozumiany w religiach
chrześcijańskich, jako powrót do początku. Koniec świata oznacza bowiem powrót do stanu wiecznej
18 M. Weber, Gospodarka i społeczeństwo. Zarys socjologii rozumiejącej, Warszawa 2002, s. 160 (szersze omówienie typologii s. 158 – 227). 19 Można spojrzeć choćby na starotestamentalne księgi biblijne, w których odpowiedzialność za niemoralny czyn przodka poprzez pojawiające się nieszczęścia rozciąga się na kolejnych kilka pokoleń.
13
szczęśliwości sprzed powstania czasu jako takiego. Tymczasem w logice oświeceniowej czas zmierza
w kierunku królowania rozumu. Ta niedookreślona data i zdarzenie nie ma nic wspólnego z
początkiem czasu, a jest jego zwieńczeniem, do którego ludzkość zmierza poprzez coraz to nowe
odkrycia i badania.
Paradoksalnie ta „czasowa dygresja” ma znaczenie także w rozumieniu władzy. W pierwszym
przypadku mieliśmy do czynienia z działaniem przygotowującym ludzkość na „zamknięcie” czasu i
powrotne przyjście. Tymczasem w nastawieniu się na królowanie rozumu współczesne działania,
nawet jeśli są opresyjne, podkreśla J. Staniszkis, usprawiedliwia je zmierzanie do lepszego,
„rozumniejszego” jutra20.
Władza w czasach uzasadniania jej stricte przez pryzmat religii musiała, jak wspomnieliśmy
wcześniej, podlegać pewnym obostrzeniom. Nie mogła przekraczać religijnych nakazów, w
przeciwnym razie sama siebie delegitymizowała. Jeśli władca miał atrybuty boskie, musiał liczyć się w
pewnym sensie z kastą kapłanów, która miała wpływ na jego wizerunek i społeczną akceptację.
Przykładami mogą tu być kultury starożytnego Egiptu, gdzie - mimo typowo boskiego traktowania
faraona - musiał on pozostawać w dialogu z kapłanami i tradycją. Odstępstwo od niej mogło
doprowadzić do zachwiania struktury społecznej.
Niemniej jeśli pełniący władzę przestrzegał tych zasad mógł cieszyć się właściwie niezagrożoną
wewnętrznie pozycją. Poddani akceptując lokalną religię akceptowali władcę, a to, czy jest on dobry,
czy zły, nie musiało być wcale rozpatrywane w przestrzeni politycznej korzyści. Wręcz przeciwnie,
decyzje władzy oceniane były przez pryzmat religijnej moralności co do intencji i konsekwencji,
sprawcy i działania.
Paradoksalnie pełnienie władzy było prostsze. Przy połączeniu przestrzeni głęboko wewnętrznej,
jaką jest przeżycie religijne, z zewnętrznym zarządzaniem daną wspólnotą, władca regulował zasady
życia w oparciu o prawo religijne21. Nie mogła zatem istnieć formalna legalna opozycja do władcy, bo
przez sam fakt zaistnienia występowałaby wbrew prawu. Jak wskazaliśmy wcześniej, zaistniała, ale
dopiero po rozbiciu jedności religii, kiedy walka polityczna usankcjonowana była poprzez walkę o
religié słuszniejszą i prawdziwszą, a oponent miał status uzurpatora.
Tymczasem dzisiaj kultura zachodnia osadza się na innych fundamentach. Jak mówi M. Lilla:
„Teologia polityczna to doktryna, która legitymizuje władzę publiczną, opierając się na objawieniu. A
20 J. Staniszkis, Odzyskiwanie…,. dz. cyt. 21 Nawet jeśli istniało odrębne prawodawstwo świeckie, to było ono rozpisanym w paragrafach zapisem objawienia, porządkującym przestrzeń życia społecznego. Np. karano cudzołóstwo, sodomię, eutanazję itp. opierając się na przekonaniu o ich nienaturalności, a więc sprzeniewierzeniu się przez nie pewnemu wewnętrznemu, objawionemu prawu.
14
tym, co wyróżnia nowoczesny Zachód, jest fakt, że rozwinęliśmy sposób legitymizowania władzy bez
odwoływania się do objawienia. Nie oznacza to, że wyrzucamy religię poza obszar życia publicznego
ani że wszystkie społeczeństwa weszły na drogę sekularyzacji. Natomiast znaczy to, że kiedy mamy
legitymizować najważniejsze instytucje, w obrębie których żyjemy, akceptujemy zasadę, iż ludzie
rządzą sobą sami”22.
Zdaniem amerykańskiego naukowca Zachód z jednej strony zrezygnował z koncepcji teologii
politycznej, od czasów Hobbesa i jego następców przyjmując, że ludzie mogą rządzić na podstawie
własnych praw, z drugiej strony wciąż jeszcze przestrzeń polityczna zmaga się z tematami religii.
Władza nie jest w stanie dokonać owej wielkiej separacji, o której wspominaliśmy wcześniej. Z
całkowitym sekularyzmem czuje się nieswojo.
Gdy ciężar ustanawiania władzy przeniósł się do przestrzeni „umowy społecznej” w oderwaniu od
religii, negocjowalnym stało się praktycznie wszystko. Nakazy religijne zastąpiło wprawdzie coś
nazwanego enigmatycznie „prawem naturalnym”23, jednak i ta przestrzeń, jako odkrywana, a nie
nadana- objawiona, mogła podlegać negocjacji.
Władza postsekularna - nieograniczona czy skurczona?
Władza ustanowiona na drodze demokratycznego konsensusu staje przed koniecznością
udowodnienia racji swojego istnienia i działania. Skoro ludzie się na nią „umówili”, to w jaki sposób
mogą się rozmyślić? Jeśli ktoś uważa, że nie ma ochoty partycypować w tak ułożonej społeczności, jak
może znaleźć inną? Co powstrzymuje mniejszość (czasami nie taką małą) przed oderwaniem się od
większej państwowej całości i atomizacji? I wreszcie, choć pytanie to może odbiegać od naszych
głównych rozważań, w jakich kategoriach, poza przestępstwem, można analizować złamanie prawa?
Czy w grę wchodzą jakieś kategorie moralne? M. Weber uzasadniał to pojęciem „wiary
legitymizacyjnej”, a więc wiary w działanie systemu władzy oraz w to, że nie jest on wrogi wobec
naszego systemu wartości.
Możemy spojrzeć na władzę jako na sferę minimum. Będzie ona kontrolowała tylko żywotne
funkcje struktury społecznej, nie mieszając się zupełnie do sfery moralności. Zabezpieczy np.
własność prywatną, życie ludzkie oraz sprawiedliwe prowadzenie interesów pomiędzy rożnymi
grupami (taką funkcję pełni władza sądownicza i rozjemcza), pozostawiając wszystko poza tym
22 T. Bartoś, M. Grabowska, M. Lilla, dz. cyt. 23 Trudno dookreślić ten termin, zważywszy, ze może ono, w zależności od kontekstu oznaczać prawo silniejszego obecne w naturze, lub pewne minima moralia, życia społecznego.
15
prywatnej sferze życia społecznego. Prywatne szkoły i ośrodki będą kierowane prze ludzi o wspólnych
wierzeniach. Władza nie ingeruje w nie, bowiem są poza przestrzenią jej kontroli, o ile nie
przekraczają prawa „minimum”.
Może też stać się władza maksimum. Władza w tym wydaniu założy, iż są elementy niezależne od
religii i wyznawanych przekonań i obecne ponad nimi, które - nawet siłą - należy narzucić
obywatelom i pilnować ich przestrzegania. Władza maksimum stanie się czymś w rodzaju świeckiej
religii. Wyznawca rodzi się w niej, a sam akt narodzin jest niejako aktem specyficznej „religijnej”
inicjacji. Po przyjęciu dorosłości dochodzi do pełnych praw wspólnoty, zarówno przywilejów, jak i kar
(podobnie jak obecnie ma to miejsce np. w strukturze instytucji religijnych), może zostać
urzędnikiem, a więc „kapłanem nowej religii”, albo pozostać tylko jej wyznawcą, nie może się z nią
jednak nie zgodzić, wówczas bowiem, jako heretyk rozbijający wspólnotę, musi zostać od niej
odseparowany.
Taka „władza maksimum” zabroni np. chodzenia w chustach w imię działań rozjemczych między
wspólnotami religijnymi i działania prewencyjnego – nie prowokowania. Zabroni noszenia na szyjach
religijnych symboli w miejscach pracy, bowiem urzędnicy i pracownicy muszą zachowywać i
epatować neutralnością, z tym jednym wyjątkiem, że są władzy podlegli. Pozostaje pytanie o
koincydencję świąt religijnych z dniami wolnymi od pracy w danym państwie. Czy należy znieść dni
wolne, aby nie preferować jednej orientacji religijnej, czy raczej znieść w dni już wolne od pracy
święta religijne albo nazwać je w sposób mniej prowokujący dla osób o innym światopoglądzie, jak
ma to miejsce w niektórych miejscach Europy? Państwo maksimum, jeśli chce być wierne zasadzie
neutralności, powinno wprowadzić zasadę równie maksymalnej separacji i oddzielenia sfery
publicznej od religijnej.
Władza minimum stwarza jednak pewne społeczne ryzyko - atomizacji i kastowości czy wręcz
gettyzacji różnych struktur. Istnieje realne ryzyko tworzenia się „państw w państwie”, sfer
społecznych wyjątkowo hermetycznych ze względu na dzielące ich różnice.
Władza maksimum to tak naprawdę świecka forma religijności, w której naczelnym dogmatem
jest unikanie wszystkiego, co jest związane z inną religią. Skrajną formą takiej władzy było albańskie
państwo ateistyczne wprowadzone przez Envera Hodżę. W nim jednak komunizm przejął rolę religii.
Czy jest możliwa „trzecia droga”, nie popierająca skrajności? Postsekularyzm jest także
rozumiany, jak wspomnieliśmy wcześniej, jako etap po zakończeniu sporu między sferami religii i
władzy politycznej. Można go określić jako twierdzenie, iż ani państwo religijne, ani ateistyczne nie
jest rozwiązaniem konfliktu religia- polityka. Pytanie, czy w ogóle konflikt musi istnieć przy
16
zachowaniu pewnych zasad. Jak przypomniał J. Habermas - niekoniecznie, wszelako przy dobrej woli
tak polityków, jak i religijnych przywódców, a właściwie wszystkich wierzących. Jak podkreśla
Habermas, postsekularyzm nie musi oznaczać odrzucenia religii i religijności: „W publicznej
świadomości społeczeństwa postsekularnego odzwierciedla się pewien wgląd normatywny, który nie
jest bez konsekwencji dla wzajemnego obcowania ze sobą wierzących i niewierzących. Zgodnie z tym
rozpoznaniem, modernizacja świadomości publicznej opiera się na wtórnej transformacji treści tak
świeckich, jak religijnych, które ulegają w niej urefleksyjnieniu. Kiedy obie strony uznają, że proces
sekularyzacji jest w istocie komplementarnym, podwójnym procesem wzajemnego uczenia się,
zaczną poważniej traktować nawzajem swe argumenty w najbardziej zapalnych sporach współczesnej
sfery publicznej”24. Zarazem Habermas ostrzega przed ryzykiem konfliktu między religią a
nierozumiejącą jej polityką. Ta pierwsza może wówczas przyjąć formy ekstremizmu dla obrony
swoich, jak wierzą jej wyznawcy, niezbywalnych prerogatyw. W ten sposób powraca problem,
obecnego także dzisiaj, fundamentalizmu25.
Jadwiga Staniszkis zwraca uwagę na specyfikę Traktatu Lizbońskiego, mającego tworzyć trzon
prawny Unii Europejskiej. Traktat, według polskiej socjolog i politolog, pozostawia duże pole
„stawania się”, a więc przestrzeni, która dopiero ma być zapełniona przez indywidualne, specyficzne
dla danego kraju potrzeby. Warunkuje je kultura, tradycja polityczna i historia danego państwa. Sam
zaś traktat zastrzega jedynie standardy minimalne, konieczne do spełnienia w ramach struktury
europejskiej26.
Być może taki projekt jest odpowiedzią na potrzebę umiejętnego pogodzenia ze sobą przestrzeni
władzy i wartości, które budowane są w społeczeństwach przez wieki tradycji religijnej. I choć dzisiaj
prawa państwowe nie odwołują się wprost do ksiąg objawionych, to przecież powtarzają zawarte w
nich prawa, odwołując się do własnego autorytetu lub do pierwotnych praw człowieka, o których
pisaliśmy wcześniej.
Tak rozumiana władza zachowuje swoje uprawnienia w niektórych dziedzinach, utrzymuje
jedność społeczeństwa w oparciu o wspólne elementy kulturowe, pozostawia jednak sferę religii
właśnie w grupach religijnych, o ile te nie przekraczają „praw podstawowych”.
Szczególnie ważne w tej koncepcji jest takie określenie praw fundamentalnych, aby z założenia
nie rodziły one konfliktu społecznego. Powinny być one poza sferą burzliwych negocjacji. Jeśli
24 J. Habermas, Religia…, dz. cyt. 25 J. Habermas. Wierzyć i widzieć, za: http://www.miesiecznik.znak.com.pl/habermas568.html 25.11.2009, wersja drukowana [w:] „Znak” nr 568, wrzesień 2002. 26 J. Staniszkis, Antropologia władzy, Warszawa 2009, s. 208.
17
bowiem będzie można nimi łatwo zachwiać, mogą stać się konfliktogenną iskrą i w przyszłości
eskalować konflikt.
Podsumowanie
Powyższe rozważania o władzy pokazują stojące przed nią wyzwania i problemy, które właściwie
wymagałyby szczegółowego omówienia i przestawienia. Po pierwsze - czy w ogóle możliwe jest
postawienie poważnie traktowanej religii poza polem polityki? Jeśli bowiem religia definiuje sprawy
ostateczne dotyczące jednostki podległej państwu, to jak można zakładać, że jednostka ta przyjmie, iż
jej działania w sferze państwowej, regulowanej umową społeczną, znajdują się poza nawiasem
przekonań religijno-moralnych? Oznaczałoby to konflikt fundamentalny między, na przykład,
religijnym zakazem wykonywania eutanazji jako zabójstwa a spełnieniem nakazu państwowego
mówiącym o konieczności wykonania danego uchwalonego przepisu. To nie jest nowy konflikt i
znaleźć możemy go choćby w sofoklesowej Antygonie, jego aktualność pokazuje jednak
nierozwiązanie problemu mimo kolejnych wieków prowadzenia debaty.
Pojawia się wreszcie nowe pytanie, aktualne w kontekście tworzącej się wciąż jeszcze struktury
Unii Europejskiej. Pytanie o kształt prawny, jaki ten twór przybierze. Czy będzie opierał się na
zasadzie regulowania minimum, czy raczej będzie chciał regulować maksimum zasad otaczającej nas
rzeczywistości społeczno-politycznej.
Władza minimum oznaczałaby ingerowanie tylko w fundamentalne, ważne dla bezpieczeństwa
społecznego kwestie oraz przestrzeganie zasad sprawiedliwości. Władza maksimum oznacza
ingerowanie w każdą przestrzeń obawiając się niebezpieczeństw drzemiących w przestrzeni także
religijnej.
Ostatecznie, o czym wspominaliśmy już wcześniej, w paradoksalnej ucieczce od religijności
znanej państwo może stać się niejako „autoreligijne”, swoje prawa uznając za prawa fundamentalne
stanowiących je za bogów lub proroków, a strzegących ich wypełniania jako namaszczonych. Taka
„świecka religijność” może stać się bardziej niebezpieczna niż obawy, jakie mogła nieść ze sobą znana
religijność.
Wreszcie państwa świeckie Zachodu nie będą w stanie podjąć dialogu z państwami opartymi na
religii, mimo że gdzieś w przeszłości Zachód zna podobne tradycje. Dzisiejszy język demokracji
zachodniej nie umożliwia porozumienia z językiem religijnym krajów Bliskiego Wschodu.
18
Postsekularyzm to, mimo wszystko, wciąż epoka niedookreślona. Nie znamy jej pewnego
kształtu, jeśli przyjmiemy, że interesuje nas ona jako etap następujący po całkowitym zakończeniu
procesów sekularnych władzy i jej instytucji. Dywagacje na temat władzy w epoce postsekularyzmu
są zatem obecnie w dużej mierze teoretyczne. Próba nagłego utworzenia państwowości świeckiej w
oderwaniu od religii obserwować mogliśmy ostatnio w krajach islamskich, Turcji i Iranie. W tej
pierwszej do władzy demokratycznej doszli w końcu także islamiści, w drugim z krajów mamy, pod
szyldem demokracji, także reżim religijny. Realizacja koncepcji wielkiej separacji jest procesem
długotrwałym i raczej niemożliwym do wprowadzenia za pomocą jednej ustawy.
Bibliografia
Alford R., Religia i polityka, [w:] Piwowarski W. (red.), Socjologia religii. Antologia tekstów, Kraków
2007.
Asad T., Formations of the Secular: Christianity, Islam, Modernity, Stanford 2003.
Bartoś T., Grabowska M., Lilla M., Czy religia jest wrogiem polityki?, „Europa” dodatek do „Dziennika”
nr 208.
Habermas J., Wierzyć i wiedzieć, „Znak” nr 568, wrzesień 2002.
Habermas J., Ratzinger J., The dialectics of secularization. On Reason and Religion, San Francisco
2006.
King M., Postsecularism. The hidden Challenge to extremism, Cambridge 2009.
Lilla M., Bezsilny Bóg. Religia, polityka i nowoczesny zachód, Warszawa 2009.
Piwowarski W. (red.), Socjologia religii. Antologia tekstów, Kraków 2007.
Staniszkis J., Antropologia władzy, Warszawa 2009.
Tismaneanu V., Wizje zbawienia. Demokracja, nacjonalizm i mit w postkomunistycznej Europie,
Warszawa 2000.
Weber M., Gospodarka i społeczeństwo. Zarys socjologii rozumiejącej, Warszawa 2002.
Weigel G., Katedra i sześcian. Europa, Stany Zjednoczone i polityka bez Boga, Warszawa 2005.
Netografia
19
Habermas J., Religia potrzebuje nowego przekładu, http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article4
5920/Rozum_i_wiara_Zachodu.html (25.11. 2009).
Staniszkis J., Odzyskiwanie czasu,
http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article121578/Odzyskiwanie_czasu.html (25.11.2009),
wersja drukowana [w:] „Europa” dodatek do „Dziennika”, nr 201 (09.02.2008).
20
Bartosz Fingas
bfingas@wp.pl
Prawo naturalne wg św. Tomasza z Akwinu a jego znaczenie dla filozofii
Św. Tomasz z Akwinu był jednym z najbardziej wszechstronnych filozofów i teologów w
dziejach filozofii. Nie mógł więc pominąć w swoich rozważaniach jednego z najważniejszych
zagadnień metafizyki, filozofii politycznej i antropologii, jakim jest prawo naturalne. Oczywiście, nie
on pierwszy podjął się tego problemu - jak pisze Leo Strauss, zagadnienie to jest tak stare, jak namysł
nad polityką i państwem1, co świadczy o jego doniosłej roli w filozofii. Postaram się pokazać, że
zagadnienie to nie straciło współcześnie na aktualności, a co więcej, większość poglądów
filozoficznych na prawo, moralność, politykę, czy działanie człowieka w sposób jawny lub ukryty
akceptuje jakąś formę prawa naturalnego albo jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i powszechną
praktyką działania ludzkiego.
Akwinata definiuje ogólnie prawo, jako: A. „rozporządzenie rozumu B. dla dobra wspólnego
C. nadane i publicznie obwieszczone D. przez tego, kto ma pieczę nad wspólnotą”2. Cecha A jest
niezwykle ważna w myśli tomistycznej, ponieważ przeciwstawia się woluntarystycznej koncepcji
prawa. Źródłem, miarą i normą prawa jest dla Tomasza rozum3. Konsekwencją takiego stanowiska,
jest pogląd, że prawo musi być racjonalne; wszelka arbitralność i nieracjonalność sprawia, że dany
nakaz, czy norma nie mogą być uznane za prawo. Wynika z tego, że samowola króla w monarchii, czy
ludu w demokracji, która nie liczy się z racjonalnością, jest bezprawna.
Cecha B wypływa z przekonania, że człowiek jest z natury istotą społeczną i polityczną, czego
konsekwencją jest fakt, że nie może być szczęśliwy nie współżyjąc z innymi ludźmi. Prawo kieruje
działaniem, a każde działanie ma na celu w ostatecznej instancji szczęście. Ze społecznej natury
człowieka wynika, że dobro wspólne jest ważniejsze, niż szczęście pojedynczej osoby. Prawo nie może
1 „Życie polityczne we wszystkich swoich formach z konieczności wskazuje na problem prawa naturalnego jako problem nieunikniony. Świadomość tego problemu nie jest starsza aniżeli nauki polityczne, ale jest im współczesna” - L. Strauss, Prawo naturalne w świetle historii, Warszawa 1969, s. 79. 2 Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, q. 90, 4, http://www.katedra.uksw.edu.pl/suma/suma_indeks.htm , 23.10.2009. 3 Tamże, I-II, q. 90, 1; por. G. Weigel, Lepsza koncepcja wolności, „Teologia Polityczna”, 2009-2010, nr 5, s. 273 – 283.
21
więc umożliwiać szczęście jednej osobie, jednocześnie odbierając je drugiej. Prawo które
uprzywilejowywałoby część wspólnoty kosztem drugiej części lub które miałoby na celu jedynie
dobro partykularne nie byłoby prawem w rozumieniu Tomasza4.
Prawo jest normą i miarą postępowania, a więc aby działać zgodnie z nim, trzeba je znać.
Dlatego prawo, aby nabrało mocy wiążącej musi być obwieszczone tym, którzy mają się nim kierować
(cecha C)5.
Skoro celem prawa jest dobro wspólne, to nadawać je może ktoś, kto kieruje daną wspólnotę
do dobra wspólnego (cecha D). Powiedzielibyśmy więc, że prawa nadaje i obwieszcza suweren danej
wspólnoty (państwa). Autor Sumy teologicznej pozostawia kwestię otwartą, czy tym suwerenem jest
jednostka (król), czy wielość osób (arystokracja, lud)6. Ważniejsze dla wspólnoty jest bowiem to, czy
jej suweren kieruje się dobrem wspólnym, niż to, jaki jest ustrój państwa.
Św. Tomasz wyróżnia trzy rodzaje prawa: wieczne, naturalne i ludzkie. Każde z nich posiada
cztery wyżej wymienione i opisane cechy. Zanim przejdę do omówienia prawa naturalnego,
przedstawię pokrótce koncepcję prawa wiecznego, ponieważ stanowi ona kontekst niezbędny dla
zrozumienia tego pierwszego.
Prawo wieczne wiąże się z teleologicznym pojmowaniem świata. Według Tomasza, który
przyjął ten pogląd za Arystotelesem, każdy byt w świecie ma swój cel i do tego celu zmierza. W taki
sposób większość starożytnych i średniowiecznych filozofów tłumaczyło to, co my obecnie nazywamy
prawami przyrody. Według fizyki Arystotelesa każdy byt dąży do sobie właściwego miejsca. Twierdził
on, że kamień dąży do jak najniżej położonego miejsca, a ogień zmierzał do góry. Takie dążenia
cechowały również rośliny, zwierzęta (dążyły one do wzrostu, zdobywania pożywienia itd.) oraz ludzi.
Tomasz zasadniczo przyjął ten pogląd i stwierdził, że to Bóg nadał prawo wszelkim bytom, by dążyły
do sobie właściwego celu. To prawo rządzące wszelkimi bytami nazwał prawem wiecznym7.
Wśród bytów które podlegają prawu wiecznemu Tomasz wyróżnił te, które podlegają mu w
sposób nieświadomy (jak strzała nieświadomie zmierzająca do celu) oraz te, które spełniają jego
nakazy świadomie8 – tym drugim rodzajem bytów są ludzie, których rozum i wola pozwalają
poznawać cel i świadomie do niego dążyć.
4 Tamże, I-II, q. 90, 2. 5 Tamże, I-II, q. 90, 3. 6 Tamże, I-II, q. 90, 4. 7 Była to modyfikacja poglądu Arystotelesa, który uznawał, że o prawie możemy mówić tylko i wyłącznie w odniesieniu do ludzi. Zobacz: R. Tokarczyk, Klasycy praw natury, Lublin 1988, s. 39. 8 Św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q. 1, 2; por. tamże, I-II, q. 93, 6.
22
Z tego, co zostało powiedziane wynika, że koncepcja prawa wiecznego została zainspirowana
i bazowała na teleologicznej fizyce Arystotelesa, która jak wiadomo, w czasach nowożytnych została
kategorycznie zakwestionowana i obecnie nie ma ona racji bytu. Koncepcja prawa wiecznego została
odrzucona, a więc taki sam los powinien spotkać teorię prawa naturalnego, skoro jest ona częścią
prawa wiecznego9. Uważam jednak, że można bronić istnienia prawa naturalnego pomimo upadku
teleologicznej fizyki.
Po pierwsze, istotne jest wyżej przywołane rozróżnienie na byty świadomie i nieświadomie
dążące do swojego celu. Czymś innym jest bowiem wyjaśnianie ruchu cząsteczek, czy materii, a czymś
innym wyjaśnianie działania człowieka. Łatwo możemy sobie wyobrazić, że błyskawica pojawia się na
niebie bez celu, ale trudniej powiedzieć, że wszystko co robi człowiek jest bezcelowe. Gdy zapytamy
kogoś, po co robi daną rzecz, zapewne będzie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Również badania
psychologiczne często mają za zadanie ustalenie jaki był właściwie cel danego działania (np.
psychoanaliza twierdzi m.in., że człowiek ukrywa przed sobą samym cele, do których dąży).
Po drugie uważam, że można zmodyfikować koncepcję prawa wiecznego, by pogodzić ją ze
współczesnymi naukami przyrodniczymi. Jak wiadomo, nie badają one celów poszczególnych bytów,
tylko prawa zachodzące między zjawiskami. Jednak prawa te, jak wszystko co istnieje (zgodnie z
klasyczną koncepcją wyznawaną przez dużą większość filozofów), muszą mieć swoją przyczynę, rację
istnienia. Tą przyczyną jest Bóg. Ta interpretacja da się w pewien sposób pogodzić z myślą św.
Tomasza. Pisze on bowiem, że „prawo wieczne jest niczym innym, jak pomysłem Bożej mądrości, o ile
ona nadaje kierunek wszystkim czynnościom i poruszeniom”10. W podobnym tonie wypowiadali się
niektórzy fizycy, np. Albert Einstein twierdził, że chce poznać myśli Boga11, przy czym miał na myśli
prawa fizyki rządzące światem.
Na podstawie tego, co zostało powiedziane o relacji prawa naturalnego do wiecznego, można
ogólnie określić prawo naturalne, jako myśli bytu rozumnego, jakim jest człowiek, o tym, co jest jego
celem. Inaczej mówiąc prawo naturalne mówi, jaka jest przyczyna celowa działania człowieka.
Zgodnie z teleologiczną metafizyką Arystotelesa i Tomasza, wszystko dąży do celu, jakim jest
osiągnięcie doskonałości właściwej dla swojego gatunku. Człowiek dąży do celu, o ile ma
świadomość, że cel ten jest dobry – dlatego pierwszym przykazaniem prawa naturalnego jest: „Dobro
należy czynić i dążyć doń, a zła należy unikać”12. Jest to zasada tak oczywista w porządku
9 Por. L. Strauss, Prawo naturalne…, dz.cyt., s. 14-15. 10 Tamże, I-II, q. 93, 1. 11 S. Hawking, Krótka historia czasu. Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur, Warszawa 1990, s. 11. 12 Św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q. 94, 2.
23
praktycznym, jak zasada mówiąca, że nie można jednocześnie coś twierdzić i temu przeczyć13 w
porządku teoretycznym. Oczywiście tak ogólna przesłanka nie dostarcza nam żadnych realnych
wskazówek. Jednak zasada niesprzeczności również nie mówi nam nic o świecie, nie wnosi żadnej
realnej wiedzy, ale jest podstawą do jej formułowania. Nie można jej udowodnić, ale jest oczywista
sama przez się, tak samo, jako pierwsze przykazanie prawa naturalnego.
Tomasz uszczegóławia jednak zasady prawa naturalnego odwołując się do analizy struktury
bytowej człowieka. Zgodnie z poglądem Arystotelesa, który przyjmuje następnie Akwinata, człowiek
posiada trzy formy (natury). Jedna forma człowieka jest wspólna z roślinami, druga ze zwierzętami, a
trzecia jest specyficznie ludzka i wyróżnia nas od innych bytów. Arystoteles nazywa te formy duszami:
człowiek posiada odpowiednio duszę wegetatywną, zmysłową i rozumną. Tomasz powiada, że
człowiek dzieli ze wszystkimi jestestwami dążność do zachowania swojego bytu. Stąd wynika zakaz
popełniania samobójstwa oraz zabijania innych ludzi. Autor Sumy teologicznej pomija poziom duszy
wegetatywnej i przechodzi od razu do skłonności, które dzieli człowiek ze zwierzętami. Uważam, że
można uzupełnić ten brak wskazując, że na tym poziomie celem człowieka jest wzrost i rozwój
biologiczny. Z tego wynikałby zakaz ograniczania tego rozwoju poprzez okaleczanie, czy, w
odniesieniu do współczesnych problemów etycznych, np. zakaz eksperymentów na ludziach, które
mogłyby negatywnie wpłynąć na ich rozwój. Ze zwierzętami człowiek dzieli duszę zmysłową, co
przejawia się m. in. w dążeniu do łączenia się mężczyzny i kobiety oraz wychowania potomstwa.
Akwinata odwołuje się do arystotelesowskiego określenia istoty ludzkiej jako zwierzęcia rozumnego
(poznającego) i politycznego (z natury dążącego do życia we wspólnocie). Konsekwencją tego są
przykazania prawa natury mówiące, że człowiek ma prawo poznawać (powinien wystrzegać się
niewiedzy i nie powinien kłamać, by nie utrudniać dostępu do wiedzy innym) oraz powinien tak
układać stosunki z innymi ludźmi w ramach wspólnoty, by były one jak najlepsze, tj. nie powinien
obrażać innych i działać na ich szkodę14.
Z tak pojętym prawem naturalnym wiąże się sporo problemów, których to wszystkich nie da
się w tym miejscu poruszyć. Zapewne najważniejszym z nich jest problem powszechnego
obowiązywania prawa natury: skoro pierwsze zasady tego prawa są każdemu człowiekowi znane, to
skąd bierze się w świecie tyle zła będącego skutkiem ich łamania? Zapewne Tomasz żywił
optymistyczne przekonanie, że przy odpowiednim wysiłku każdy może poznać wnioski płynące z
pierwszych zasad prawa naturalnego. Każdy działa zgodnie z jego pierwszym przykazaniem, co
świadczy o tym, że za każdym razem, gdy człowiek rozpozna dane działanie jako złe, wstrzymuje się
13 Jest to tak zwana zasada niesprzeczności w języku klasycznego rachunku zdań brzmiąca: ~(p^~p). 14 Tamże.
24
od niego15. Jednak bardziej szczegółowe określenie, co jest dobrem wymaga wysiłku rozumowego,
namysłu. Poza tym, o ile w porządku teoretycznym (spekulatywnym) wnioski narzucają się siłą swojej
konieczności, o tyle w porządku praktycznym mamy do czynienia z działaniami, które mogą być takie
lub inne, tj. są przygodne, nie konieczne. Gdy przechodzimy do coraz to bardziej szczegółowych
wniosków z prawa naturalnego, stają się one coraz mniej bezwzględne i bardziej zależne od
okoliczności. Św. Tomasz pisze też, że rozum ludzki wskutek namiętności i złego nawyku (czy też
wychowania), ulega deprawacji, co przyczynia się do niemożności wyprowadzenia poprawnych
wniosków z prawa naturalnego16.
Z przygodności szczegółowych wniosków z prawa naturalnego wynika różnorodność prawa
pozytywnego, czyli stanowionego przez ludzi. Może się bowiem okazać, że określone działanie będzie
dobre w jednych okolicznościach, a złe w innych; podobnie to samo prawo ludzkie może być raz
dobre, a innym razem złe, w zależności od okoliczności. Jeśli chodzi o zgodność prawa ludzkiego z
naturalnym, to mamy u Tomasza dwa kryteria, negatywne i pozytywne. Jak już powiedzieliśmy,
prawo ludzkie musi mieć na uwadze dobro wspólne danej społeczności (co wynika ze społecznej i
politycznej natury człowieka). Jeśli więc dane prawo będzie sprzeczne z dobrem wspólnym, będzie
również sprzeczne z prawem naturalnym. W tym przypadku nie da się powiedzieć, który przepis
prawa jest zgodny z prawem naturalnym - możemy jedynie stwierdzić, który jest z nim sprzeczny.
Według autora Sumy teologicznej możemy jednak wyprowadzać wnioski z prawa naturalnego na
zasadzie uszczegóławiania oraz wnioskowania tak, jak to się dzieje w naukach spekulatywnych. Jeśli
chodzi o uszczegółowianie, Tomasz podaje tu przykład ukarania kogoś za złe uczynki: stwierdzamy, że
taka kara się należy, a następnie uszczegóławiamy, jaka ma to być konkretnie kara. Wyprowadzanie
wniosków z zasad ma miejsce z kolei np. wtedy gdy z zasady „nikomu nie należy czynić źle”,
wyprowadzamy wniosek „nie zabijaj”17.
Po skrótowym przedstawieniu poglądów św. Tomasza na prawo naturalne, chciałbym
postarać się odpowiedzieć na pytanie, jakie znaczenie mają one współcześnie? Z systemami
filozoficznymi dawnych myślicieli jest bowiem tak, że część pozostaje dla nas jedynie historyczną
ciekawostką, a część stanowi inspirację dla rozwiązywania współczesnych problemów z którymi
boryka się człowiek. Uważam, że w tym przypadku mamy do czynienia z tą drugą możliwością.
15 Co więcej, człowiek p o w i n i e n wstrzymać się od tego co uznał za złe. Konsekwentnie Tomasz twierdzi, że nie powinno się przyjmować chrześcijaństwa, jeśli nie uzna się najpierw, że jest ono dobre. Takie podejście jest wynikiem przypisania sumieniu dużej, a wręcz decydującej roli w moralności – S. Świeżawski, Święty Tomasz na nowo odczytany, Poznań 2002, s. 175-176. 16 Tamże, I-II, q. 94, 4. 17 Tamże, I-II, q. 95, 2.
25
Koncepcja prawa naturalnego, szczególnie ta pochodząca od Akwinaty ma zasadnicze
znaczenie dla czterech zagadnień filozoficznych. Po pierwsze jest ona stanowiskiem w dziedzinie
filozofii prawa, po drugie stanowi wyjaśnienie ludzkiego działania, po trzecie jest wyjaśnieniem
pochodzenia zasad moralnych, i jako taka jest stanowiskiem zarówno z dziedzinie etyki, jak i filozofii
politycznej, która to jest czwartą dziedziną wykorzystującą koncepcję prawa naturalnego.
Jak już była wcześniej mowa, prawo naturalne stanowi podstawę dla prawa ludzkiego, czyli
pozytywnego. Oznacza to, że prawo stanowione przez ludzi ma pewną obiektywną podstawę, dzięki
której możemy ocenić je jako sprawiedliwe lub niesprawiedliwe. Na początku XIX w. pojawił się
pogląd, że nie ma obiektywnej normy, zgodnie z którą moglibyśmy stwierdzić czy prawo jest
sprawiedliwe czy też nie. Jednym z najwybitniejszych przedstawicieli tego stanowiska był Hans
Kelsen, który był twórcą pozytywizmu prawniczego. Stwierdził on, że powinność (to, co człowiek
powinien czynić), nie może wynikać z bytu (stanu faktycznego świata), czego konsekwencją był brak
norm, na których prawo mogłoby się opierać18. Uznał, że moc obowiązująca wszelkiego prawa
pochodzi z normy podstawowej, która brzmi: „należy słuchać władzy” – tylko ona bowiem potrafiła
wytłumaczyć fenomen obowiązywalności prawa19. Pogląd ten prowadzi jednak do wniosku, że to, co
władca postanowi, jest prawem, tj. ma moc obowiązującą20. Doświadczenie dwudziestowiecznych
państw totalitarnych w najbardziej oczywisty sposób uczy nas, że nie wszystko, co jest legalne i
zgodne z prawem, jest sprawiedliwe. Żaden człowiek przy zdrowym umyśle nie przystałby na
stwierdzenie, że ustawy norymberskie nakazujące prześladować Żydów były sprawiedliwe. Do tego
prowadzi jednak odrzucenie prawa naturalnego, jako obiektywnej podstawy dla prawa stanowionego
przez człowieka21.
Omawiana koncepcja św. Tomasza jest także stanowiskiem, które wyjaśnia ludzkie działanie
oraz robi to w sposób najbardziej pełny, biorąc pod uwagę różne aspekty działalności człowieka i
czynniki, które mają na nie wpływ. Myśl tomistyczna wskazuje na wielość najwyższych celów
człowieka, czyli czynności, które człowiek wykonuje dla nich samych. Jako przykłady można podać:
18 Co ciekawe, niektórzy interpretatorzy myśli prawnej św. Tomasza, uważają, że na jej gruncie również nie ma mowy o wyprowadzaniu zasad moralnych (powinności) z bytu, co jest zasadniczo zgodne z poglądem Hume’a. Taką postawę przyjmuje m.in. J. Finnis, Prawo naturalne i uprawnienia naturalne, Warszawa 2001, s. 41-45. 19 M. Krąpiec, Człowiek i prawo naturalne, Lublin 1986, s. 93. 20 Notabene, jest to wniosek zbieżny z poglądami woluntarystycznymi Ockhama, por. G. Weigel, Lepsza koncepcja…, dz.cyt. 21 Oczywiście odrzucenie prawa naturalnego nie jest równoznaczne z przyjęciem tezy pozytywizmu prawnego. Istnieją różne wersje tego poglądu (mniej i bardziej radykalne) oraz wiele stanowisk alternatywnych wobec kontrowersji iusnaturalizm-pozytywizm. Por. L. Morawski, Główne problemy współczesnej filozofii prawa. Prawo w toku przemian, Warszawa 1999, s. 17-18.
26
życie, poznanie, zabawę, przyjaźń, przeżycia estetyczne i religijne22. Da się bowiem wskazać
przypadki, w których ktoś poznaje dla samego poznania (czyni to go szczęśliwym), bawi się dla samej
zabawy, podziwia dzieło sztuki dla samej kontemplacji itd. Jak już można było zauważyć, koncepcja
Tomasza nie idealizuje przy tym aktywności ludzkiej, lecz bierze pod uwagę wpływ zwierzęcej natury
człowieka na jego zachowania. Przejawia się to w namiętnościach, popędzie seksualnym, instynkcie
samozachowawczym itp. Może się bowiem zdarzyć i często tak się dzieje, że poznanie jest wynikiem
instynktu samozachowawczego lub popędu seksualnego, np. wtedy gdy Robinson poznaje drzewa, by
skonstruować dobrą tratwę lub gdy ktoś poznaje dany obszar wiedzy, by zaimponować płci
przeciwnej. Zdarzał się w historii filozofii pogląd, i dalej jest często wyznawany, że wszelkie „wyższe”
czynności człowieka, np. poznanie, przeżycia estetyczne można sprowadzić do niższych, np. tych,
które dzielimy ze zwierzętami. Tendencje do takiego myślenia można odnaleźć m.in. u Freuda,
ponieważ twierdził on, że postępowaniem człowieka rządzi nie rozum czy wola, ale popęd
seksualny23. Nawet jeśli założyć, że co do wielu przypadków Freud miał rację, nie obala to koncepcji
prawa naturalnego, ponieważ można wykazać, że nie wszystko co robimy wynika z niskich pobudek.
Innym przykładem koncepcji, która próbuje zaprzeczyć prawu naturalnemu, ale jak postaram
się wykazać, sama w pewnym sensie konstruuje swoją teorię prawa naturalnego, jest teoria Jürgena
Habermasa wyłożona w artykule pt. Interesy konstytuujące poznanie. Ten niemiecki filozof wysuwa
tezę, że wszystkie nauki, zarówno te posługujące się metodą empiryczno-analityczną (nauki
przyrodnicze i ścisłe), jak i historyczno-hermeneutyczną (nauki humanistyczne) są uprawiane tylko ze
względu na pewne interesy. Nie jest nim bynajmniej dążenie do prawdy, jak chciała tego
dotychczasowa tradycja filozoficzna. W przypadku tej pierwszej grupy nauk interesem tym jest
okiełznanie przyrody w celu polepszenia warunków bytowych człowieka, a w przypadku drugiej grupy
interes wyraża się w możliwości komunikacji – człowiek żyjąc w społeczeństwie musi mieć wspólną z
innymi ludźmi płaszczyznę, na podstawie której zachodzi komunikacja. Tą płaszczyzną jest np.
kultura, tradycja, tożsamość narodowa itp. Będąc konsekwentnym, Habermas nie unika odpowiedzi
na narzucające się wobec tego pytanie: jaki interes tkwił w teorii, którą on sam przedstawił. Swoje
rozważania autor Interesów konstytuujących poznanie umieszcza w polu krytycznych nauk
społecznych, których interesem jest emancypacja. Porównania z psychoanalizą, jakie czyni w swoim
artykule, nasuwają wniosek, że emancypacja ma na celu podobne funkcje: „odczarowanie” świata,
uświadomienie sobie, że człowiekiem rządzą pobudki niższe, niż ten mógłby się spodziewać.
Pogodzenie się z tym stanem rzeczy ma najprawdopodobniej pełnić funkcje terapeutyczne. Oprócz
tego odkrycie mechanizmów rządzących nauką ma m.in. umożliwić bardziej racjonalną komunikację
22 Taki zbiór podstawowych, nieredukowalnych do siebie dóbr przedstawia J. Finnis. Por. K. Motyka, Wstęp [w:] J. Finnis, Prawo naturalne…, s. XIII – XIV. 23 W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. 3, Warszawa 2004, s. 303.
27
pozbawioną przemocy. Habermas w omawianym tekście nie rozwija szczegółowo wątku emancypacji,
ale nie jest to też potrzebne do naszych rozważań. Istotne jest to, że konstruuje on teorię
wyjaśniającą pewien aspekt ludzkiego działania, do jakiej należy poznanie (nauka). Jako przeciwnik
metafizyki nie odwołuje się on do „natury”, ani tym podobnych pojęć, jednak nasuwają się pewne
analogie jego teorii z koncepcją prawa naturalnego. Jego twierdzenie, że człowiek uprawia naukę dla
interesu jest twierdzeniem analogicznym do twierdzenia Tomasza, że człowiek uprawia naukę dla
poznania i w taki sposób realizuje swoją naturę. Wydaje mi się, że nie zmieniłoby radykalnie myśli
Habermasa jej przeformułowanie mówiące, że w naturze człowieka nie leży poznanie dla samego
poznania, lecz poznanie dla pewnego interesu. Wnioskiem z tego jest (z pewnych względów
ryzykowna) teza, że teoria interesów konstytuujących poznanie jest pewną koncepcją prawa
naturalnego – oczywiście zupełnie inaczej rozumianego niż koncepcja tomistyczna. Chodzi jedynie o
sam fakt, że w naturze człowieka leży pewien cel, który on realizuje. Jedna z różnic między „prawem
naturalnym” Habermasa, a Tomasza będzie więc wskazanie różnych celów, które są motorem działa
człowieka. Jednak przyglądając się bliżej teorii Habermasa, można poczynić te same uwagi, które
poczyniłem przy okazji psychoanalizy Freuda. Zapewne pod wieloma względami teoria interesów
konstytuujących poznanie jest prawdziwa, ale z pewnością nie wyjaśnia rzeczywistości w sposób
pełny. Da się bowiem wskazać, że istnieje wiele przypadków uprawiania nauki z czystej ciekawości, z
samej potrzeby poznania, która leży w naturze ludzkiej – przypadki te uwzględniają myśli
Arystotelesa i Akwinaty.
Trzecią dziedziną, w której znajduje zastosowanie teoria prawa naturalnego, jest etyka, a
konkretnie zagadnienie pochodzenia zasad moralnych. Św. Tomasz jako zakonnik wierny
chrześcijańskiej doktrynie uważał, że zasady moralne zostały przekazane od Boga i są zawarte w
Biblii. Jako filozof szukający zrozumienia, nie mógł jednak nie zauważać, że ludzie nie znający staro- i
nowotestamentowego objawienia również posługują się pewną moralnością, której podstawowe
zasady (zakaz zabijania niewinnych, zakaz kradzieży, kłamania itp.) są w dodatku często zbieżne z
przesłaniem jego religii. Fenomen ten wyjaśnia właśnie prawo naturalne. Pytanie, które się w tym
wypadku nasuwa, i którego Tomasz nie unika, jest pytaniem o potrzebę prawa Boskiego, tj.
objawienia. Skoro bowiem źródłem moralności jest prawo naturalne, to druga moralność fundowana
przez Pismo Święte wydaje się niepotrzebna. W myśli św. Tomasza oba te źródła moralności istnieją
razem, przy czym prawo Boskie jest jakby przedłużeniem prawa naturalnego. Jak już była bowiem
mowa, łatwo o rozbieżność jeśli chodzi o bardziej szczegółowe wnioski z prawa naturalnego – dlatego
zdaniem Akwinaty, dla większej pewności zasad moralnych potrzebne jest prawo Boskie24.
24 Św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q. 91, 4.
28
Stanowisko tomistyczne przeciwstawia się więc m.in. emotywizmowi. Zdaniem tej doktryny,
źródłem moralności są uczucia25. Z jednej strony wydaje się ona pokrewna teorii prawa naturalnego,
ponieważ można ją zinterpretować w taki sposób, że w naturze człowieka leży skłonność do
negatywnych uczuć wobec złych czynów. Jednak jest to pogląd relatywistyczny w tym sensie, że jeśli
byłby on prawdziwy, nie byłaby możliwa ocena systemów etycznych poszczególnych ludzi. Uczucia
nie podlegają bowiem ocenie: nie da się na gruncie tej teorii twierdzić, że człowiek, który ma
pozytywne uczucia w trakcie morderstwa (on sam, albo jakaś instancja oceniająca czyn pod
względem moralnym), popełnia zły czyn. Z kolei oparcie moralności na rozumie, jak czyni to Tomasz z
Akwinu, daje szansę oceny poszczególnych czynów w stosunku do prawa naturalnego.
Czwartą dziedziną, mogącą czerpać z tomistycznej doktryny prawa naturalnego jest filozofia
polityczna. Według klasycznej koncepcji jest ona przedłużeniem etyki, a więc znaczenie prawa
naturalnego dla filozofii polityki będzie analogiczne do jego znaczenia dla etyki: działania władcy i
poddanych muszą być zgodne ze wskazaniami prawa naturalnego, a więc nie są całkowicie
dowolne26. Jest to niewątpliwie ważne zagadnienie, ale chciałbym wskazać w tym momencie na inną
kwestię.
Wielu filozofów nowożytnych uznawało istnienie prawa naturalnego, ale mimo to mieli
radykalnie odmienne poglądy na genezę państwa, polityki i koncepcję człowieka. Różnica ta wynikała
z treści, jaką filozofowie ci przypisywali prawu naturalnemu. Mam tu na myśli przede wszystkim
twierdzenie Arystotelesa, które przyjął św. Tomasz, że człowiek jest z natury istotą polityczną
(społeczną). Ten pierwszy pisał: „Człowiek jest z natury stworzony do życia w państwie”27, a drugi –
„Człowiek ma naturalną skłonność (…) do tego, żeby żyć w społeczności”28.
Filozofowie nowożytni, którzy uznawali istnienie prawa naturalnego, przyjmowali inne
założenia, co miało konsekwencje w koncepcji ich filozofii politycznej. Przykładem jest tutaj Tomasz
Hobbes, który uważał, że człowiek jest z natury apolityczny i aspołeczny29, czego wyrazem jest jego
hipoteza wojny wszystkich przeciwko wszystkim. Roman Tokarczyk pisze, że według Hobbesa
„uprawnienia (…) ludzi ucieleśnione w prawie naturalnym są dla nich czymś nadrzędnym i
historycznie pierwotnym, zaś obowiązki przybrane w szaty prawa stanowionego przez państwo czymś
25 A. MacIntyre, Krótka historia etyki, Warszawa 2002, s. 319. 26 Była już o tym mowa na początku pracy, gdzie starałem się pokazać iż wedle Tomasza prawodawca i władca nie mogą kierować się arbitralną wolą. 27 Arystoteles, Polityka, Warszawa 2008, 1253 a. . 28 Św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q. 94, 2. Pewne wątpliwości co do równoważności stwierdzeń Arystotelesa i św. Tomasza miała H. Arend, Kondycja ludzka, Warszawa 2000, s. 27-33. Autorka ta rozróżnia to, co polityczne i to, co społeczne, przy czym uważa, że Tomasz nie zrozumiał intencji Arystotelesa i zredukował pierwszą dziedzinę do drugiej. 29 R. Tokarczyk, Klasycy praw natury, Lublin 1988, s. 189.
29
służebnym i chronologicznie wtórnym”30. Skoro w stanie natury ma miejsce wspomniana wojna
wszystkich przeciwko wszystkim, a prawo stanowione przez państwo ma tę wojnę powstrzymać, to
otrzymujemy obraz jednostki skonfliktowanej z otoczeniem, którą prawo siłą powstrzymuje od
szkodzenia innym. Jest to wizja radykalnie różna od koncepcji tomistycznej, która zakłada jedność
pewnych celów ludzi tworzących państwo, czego wyrazem jest dobro wspólne. Tomasz dopuszcza
nawet, że w pewnym stopniu prawo ma na celu prowadzić ludzi do cnoty. Nie sprowadza się więc
ono jedynie do negatywnego bodźca powstrzymującego od złego31 a ma służyć dobru wspólnemu.
Hobbes z kolei odrzuca społeczną naturę człowieka, co skutkuje poglądem mówiącym, że
jednostka jest (powinna być?) niezależna od społeczeństwa32. Skoro celem działania jednostki nie jest
działanie na rzecz wspólnoty, pozostali członkowie społeczeństwa mogą zostać potraktowani jedynie
instrumentalnie – jako środki, dzięki który możemy lepiej funkcjonować (np. dzięki podziałowi pracy
itp). Nie chcę w tym miejscu imputować Hobbesowi immoralizmu, jednak uważam, że jego doktryna
wymaga dodatkowych uzasadnień na rzecz twierdzenia, iż trzeba traktować bliźnich również jako cel,
a nie tylko jako środek (jakby powiedział Kant).
Mamy więc do czynienia w przypadku Hobbesa z inspiracją do indywidualistycznej filozofii
politycznej, a w przypadku Tomasza z myśleniem w kategoriach wspólnotowych. Nie można jednak
mylić wspólnotowego podejścia Tomasza z kolektywistycznym podejściem do społeczeństwa, które
chyba w najdobitniejszej postaci pojawia się u Hegla, a także Marksa i innych marksistów. W
przypadku Hegla mam na myśli twierdzenie mówiące, że całość (społeczeństwo) jest ważniejsza od
części (jednostki). Można z tego wywieść, że dopuszczalne jest poświęcenie jednostki w imię dobra
całości, więc dobro pojedynczego człowieka nie jest najważniejsze. U Marksa myślenie
kolektywistyczne przejawia się w eksponowaniu roli klas jako motorów historii, a także w jego
doktrynie rewolucyjnej, która dopuszcza przemoc wobec wrogich klas. Z kolei w przypadku tomizmu
podkreśla się godność osoby ludzkiej, która jest ostateczną i najwyższą substancją (w sensie
arystotelesowskim). Społeczeństwo, jako nie posiadające bytu substancjalnego a jedynie relacyjny
(tzn. społeczeństwo jest relacją, w której pozostają jego członkowie), nie może być uznane za cel sam
w sobie. Tym samym przeczy to zasadom totalitarystycznym, które wyrastają z myślenia
30 Tamże, s. 191. 31„(…) Znamienną cechą prawa jest prowadzenie podwładnych do właściwej im cnoty” – św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q .91, 1. Należy przy tym zauważyć, że ostatecznie Tomasz ograniczył obowiązywanie tego twierdzenia i rozróżnił prawo od moralności, ponieważ w związku ze zróżnicowaniem moralnym ludzi nie dałoby się wprowadzić jednolitego prawa uwzględniającego potrzeby wszystkich „obywateli”. Por. A. MacIntyre, Rewolucyjny potencjał prawa naturalnego: przypadek Tomasza z Akwinu [w:] tenże, Etyka i polityka, Warszawa 2009, s. 101-102. 32 L. Strauss, dz.cyt., s. 169-170.
30
kolektywistycznego, ale z drugiej strony nie wyklucza dobrowolnego poświęcenia się jednostki dla
dobra wspólnego33.
Obecnie spór między podejściem wspólnotowym, a indywidualistycznym wydaje się
najbardziej podstawowym sporem w ramach filozofii politycznej. Chyba niewielu filozofów poważnie
i w pełni świadomie głosi kolektywizm, jednak sporo stanowisk jest narażonych na jego pojawienie
się i wydaje się, że często przyjmują go w swoich założeniach. Fakt wspomnianego sporu jest moim
zdaniem kolejnym argumentem za tezą mówiącą, że teoria prawa naturalnego ma duże, jeśli nie
fundamentalne znaczenie dla filozofii – w tym wypadku politycznej.
Na koniec chciałbym jeszcze przedstawić kilka przykładów praktycznych działań, w których
zakłada się jakąś teorię prawa naturalnego. Jednym z nich jest wszelka ocena ustrojów państwowych
i systemów prawnych. Jeśli potępiamy np. prawa, które obowiązywały w Związku Radzieckim,
ponieważ uznamy, że są one niesprawiedliwe, to zakładamy jakąś, niekoniecznie sprecyzowaną,
teorię prawa naturalnego. Wedle powszechnego mniemania urąga człowieczeństwu skazywanie
kogoś na ciężkie roboty w łagrach (co często było równoznaczne z wyrokiem śmierci) za wyznawanie
poglądów odmiennych od oficjalnej ideologii państwowej. Należy to do wykroczeń tak radykalnie
złych, że nie można tego usprawiedliwić mentalnością, kulturą, okresem historycznym, czy innymi
czynnikami wykorzystywanymi często do uzasadnienia relatywności zasad moralnych. Nawet na
gruncie minimalistycznej koncepcji prawa naturalnego Hobbesa da się uzasadnić, że systemy
totalitarne są złe, ponieważ uważa on, iż podstawowym prawem naturalnym człowieka jest instynkt
samozachowawczy. Przyczynia się do tego, wedle niego, strach, jako najbardziej podstawowe uczucie
człowieka. „Według natury istnieje tylko doskonałe prawo, a nie ma żadnego obowiązku”34 – twierdzi
Hobbes. Jednak już to wystarczy do uzasadnienia, że zabijanie niewinnych jest obiektywnie złe.
Podobnie jest w przypadkach zwykłego procesu legislacyjnego w jakimkolwiek kraju. Możemy
próbować uzasadnić stanowione prawa względami instrumentalnymi, utylitarystycznymi, np. karanie
morderstwa niewinnego człowieka możemy uzasadniać tym, że gdyby uznać morderstwo za
dopuszczalne, życie w państwie byłoby niebezpieczne. Jednak można pytać dalej: czemu życie
bezpieczne miałoby być lepsze od życia pełnego niebezpieczeństw i przemocy? Wydaje się to dla nas
oczywiste – ale tylko z tego względu, że istnieją w nas pewne myśli, o tym, że dobro należy czynić, a
złu się przeciwstawiać oraz, że przemoc jest zła, bo uniemożliwia rozwój człowieka. Innymi słowy, jest
to oczywiste, ponieważ rozpoznajemy podstawowe zasady prawa naturalnego.
33 M. Krąpiec, dz. cyt., s. 152-160. 34 L. Strauss, dz.cyt., s. 168.
31
Bibliografia:
Arendt, H., Kondycja ludzka, Warszawa 2000.
Arystoteles, Etyka nikomachejska, Warszawa 2008.
Arystoteles, Polityka, Warszawa 2008.
Finnis J., Prawo naturalne i uprawnienia naturalne, Warszawa 2001.
Habermas J., Interesy konstytuujące poznanie, „Colloquia Communia”, 1985, nr 2(19) .
Hawking S., Krótka historia czasu. Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur, Warszawa 1990.
Krąpiec M., Człowiek i prawo naturalne, Lublin 1986.
MacIntyre A., Etyka i polityka, Warszawa 2009.
MacIntyre A., Krótka historia etyki, Warszawa 2002.
Strauss L., Prawo naturalne w świetle historii, Warszawa 1969.
Świeżawski S., Święty Tomasz na nowo odczytany, Poznań 2002.
Tatarkiewicz W., Historia filozofii, t. 3, Warszawa 2004.
Tokarczyk R., Klasycy praw natury, Lublin 1988.
Weigel G., Lepsza koncepcja wolności, „Teologia Polityczna”, 2009-2010, nr 5.
Netografia:
Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, http://www.katedra.uksw.edu.pl/suma/suma_indeks.htm, 23.10.2009.
32
Urszula Lisowska
u_lisowska@wp.pl
Bunt Iwana Karamazowa w interpretacjach Alberta Camusa i Karla Jaspersa
Bunt Iwana Karamazowa, bohatera powieści Bracia Karamazow Fiodora Dostojewskiego, to jeden
z najważniejszych elementów dorobku rosyjskiego pisarza. O filozoficznej doniosłości fragmentu
świadczy nie tylko problem podniesiony przez protagonistę, ale także trudność, wynikająca z
postawy, którą on przyjmuje. Pierwsze zagadnienie to obecne w myśli ludzkiej od jej początków
pytanie o miejsce zła w boskim dziele stworzenia. Analiza Karamazowskiej krytyki teodycei
(skierowanej w szczególności pod adresem chrześcijaństwa) odsłoni specyfikę buntu Iwana, a tym
samym pozwoli sformułować drugi problem, który określę jako próbę rozliczenia z racjonalizmem.
Podejmują ją Albert Camus i Karl Jaspers w swoich interpretacjach dzieła Dostojewskiego.
Punktem wyjścia rozważań bohatera jest dostrzeżenie istotnej słabości każdej koncepcji
wykazującej sensowność cierpienia, czyli założenia sprawiedliwości bilansu „doczesna niedola w
zamian za wieczne szczęście”. Protagonista, w rozmowie z przygotowującym się do życia zakonnego
bratem Aloszą, po pierwsze więc domaga się natychmiastowej zapłaty za krzywdy i zasługi („mnie
potrzeba sprawiedliwej zapłaty za uczynki […], ale tu, na ziemi, bym sam ją widział”)1. Po drugie (i co
ważniejsze) podkreśla, że, choćby przyszła harmonia odkryła cel cierpienia, nigdy go nie odkupi,
podważając zarazem słuszność wspomnianego bilansu („zbyt drogo oceniono harmonię”2). W oczach
skoncentrowanego na doczesności bohatera dwie płaszyczyzny rzeczywistości są bowiem
niewspółmierne. Ponadto, zakwestionowawszy zasadność zapowiadanego wyrównania, Iwan
poddaje krytyce strukturę świata wiecznego, której „sprawiedliwość” wymaga istnienia piekła, a
zatem utrzymania cierpienia („I jakaż to harmonia, jeżeli i piekło jest”3). Warto przy tym zauważyć, iż
na tym etapie buntu Karamazow nie tyle kwestionuje prawdziwość chrześcijańskiej teodycei, co
1 F. Dostojewski, Bracia Karamazow, Kraków 2005, s. 157. 2 Tamże, s. 158. 3 Tamże, s. 157.
33
odmawia jej aprobaty, licząc się z możliwością omyłki („Lepiej już zostanę z niepomszczonym
cierpieniem i w nieukojonym gniewie moim, choćbym nie miał słuszności”4).
Linię krytyki teodycei wyznacza zaś przyjęcie przez bohatera intelektualnej perspektywy. Pod
pojęciem intelektu (umysłu) rozumiem podstawową, opierającą się na świadectwie zmysłów,
przyrodzoną władzę poznawczą człowieka5. Iwan do wszystkiego przykłada miarę „marnego,
ziemskiego, euklidesowego umysłu”6, dlatego chce poprzestać na faktach, które są jego właściwym
przedmiotem. A ponieważ fakty dowodzą istnienia cierpienia, ale nie wskazują jego racji, Karamazow
zrzeka się zrozumienia („Jeżeli zechcę coś zrozumieć, to zdradzę fakty od razu, a postanowiłem
poprzestawać na faktach”7), odrzucając „wyjaśnienie nie z tego świata”8. Konsekwencją przyjęcia
intelektualnej perspektywy jest także wspomniane żądanie natychmiastowego zadośćuczynienia, to
umysł bowiem dostarcza bohaterowi kategorii moralnych. Warto również podkreślić, że bohater,
mimo iż współczuje bliźnim, nie potrafi ich kochać („Żeby pokochać człowieka, trzeba, żeby ten się
ukrył, a jak tylko twarz swą pokazał – miłość przepadła”9). W buncie Iwana widzimy więc protest
przeciwko udzieleniu człowiekowi tylko takiej władzy poznawczej, która, choć potrafi pojąć wiele, nie
jest w stanie uchwycić najważniejszego. Intelekt zarazem przekonuje o swoim prawie do
rozstrzygania i rozczarowuje własną niemocą.
W postaci Karamazowa można zatem dostrzec uosobienie racjonalizmu, rozumianego jako
postawa postulująca nieograniczoność kompetencji ludzkiego umysłu. Tym samym odkrywamy drugi
ze wzmiankowanych na wstępie problemów. Rozliczenia z racjonalizmem dokonuje po części sam
Iwan, deklarując bezradność intelektu w obliczu cierpienia. Mimo to bohater nie wyciąga
konsekwencji z owej konstatacji, w czym Jaspers i Camus dopatrują się przyczyn porażki Karamazowa.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że Iwan to postać przegrana. Istotę swoich poglądów dostrzega on w
przyrodnim bracie i ojcobójcy, Smierdiakowie, przypłacając to odkrycie obłędem. Dlatego Jaspers
określa wystąpienie Iwana jako „czysto teoretyczny bunt”, którego „teza nie wytrzymuje próby
4 Tamże, s. 158. 5 W tej interpretacji opieram się na tradycji kantowskiej, zgodnie z którą intelekt (Verstand) działa zawsze w odniesieniu do doświadczenia. Rozum w funkcji praktycznej poznaje rzeczywistość moralną, odrębną od empirycznej, „niezdyscyplinowana” aktywność rozumu teoretycznego polega zaś na domniemanym wykraczaniu poza dane doświadczenia w kierunku rzeczy samych w sobie. Ślady owej dystynkcji znajdziemy w rozważaniach Jaspersa („Intelekt określa, utrwala, ogranicza, nadając dzięki temu klarowną i wyraźną postać. Rozum otwiera, porusza, w żadnej wiedzy nie zaznaje spoczynku”, K. Jaspers, Wiara filozoficzna wobec Objawienia, Kraków 1999, s. 155). Stosowane przeze mnie pojęcie intelektu odpowiada jednak raczej jaspersowej kategorii świadomości (tamże, s. 133 – 136). 6 F. Dostojewski, dz. cyt., s. 156. 7 Tamże, s. 156. 8 Tamże, s. 152. 9 Tamże, s. 151.
34
praktyki”10. Z kolei Camus podsumowuje protest bohatera słowami: „Bunt rozumu [intelektu –UL,
patrz: przyp. 5.] kończy się szaleństwem”11. Sformułowane przez Jaspersa i Camusa interpretacje
buntu Iwana potraktuję zatem jako próby rozliczenia z racjonalizmem. Obejmują one dwa momenty,
autorzy rozpoczynają bowiem od wskazania źródeł, zdiagnozowanej przez Iwana, słabości intelektu,
by następnie przedstawić krytykę postawy bohatera.
Analiza pierwszego z wymienionych aspektów wymaga umieszczenia rozważań dotyczących
powieści Dostojewskiego w kontekście odpowiedniej całości filozoficznej. W refleksji Camusa
kluczową rolę odgrywa kategoria absurdu, stanowiąca przedmiot słynnego eseju Mit Syzyfa. W
tekście tym autor daje negatywną odpowiedź na pytanie o sensowność ludzkiego cierpienia, a szerzej
– świata w ogóle. Postać króla skazanego na wieczne wtaczanie głazu na wzgórze obrazuje,
wynikającą z nieuchronności śmierci12 bezcelowość niedoli13 a zarazem poucza, iż walka z
niezwyciężonym losem to najważniejsze zadanie człowieka. Ów paradoks świadczy o tym, że źródeł
słabości intelektu należy więc dopatrywać się w sposobie urządzenia świata. Rzeczywistość nie daje
się bowiem zracjonalizować, a ludzki umysł zawodzi przy każdej próbie uchwycenia jej sensu. Intelekt
ponosi więc klęskę, ponieważ rzeczywistość nie wpisuje się w ramy jego prawideł. Co więcej, władza
ta nie jest w stanie udźwignąć świadomości absurdu. Jak zauważa Camus w tekście Człowiek
zbuntowany, który stanie się przedmiotem dociekań niniejszej pracy, „absurd sam w sobie jest
sprzecznością”14. Rozumowanie w konfrontacji z niepojmowalnym światem prowadzi bowiem do
dwóch wykluczających się wniosków, jednocześnie kwestionując wartość skazanego na śmierć życia i
występując w jego obronie15.
Przekonanie o słabości ludzkiego umysłu znajdziemy także w pracy Wiara filozoficzna wobec
Objawienia Jaspersa. Niemiecki myśliciel ugruntowuje je w pewnej koncepcji epistemologicznej.
Zdaniem filozofa, ponieważ warunkiem wszelkiego poznania jest konstytuowana przez świadomość
(„świadomie zwracamy się ku przedmiotom, kierując się ku nim intencją”16), relacja subiektu i
obiektu („Bez rozszczepienia na subiekt i obiekt nic nie jest dla nas możliwe do pomyślenia”17),
10 K. Jaspers, dz. cyt., s. 487. 11 A. Camus, Człowiek zbuntowany, Kraków 1993, s. 64. 12„Dane jest tylko rozwiązanie nieuchronne” (A. Camus, Mit Syzyfa, http://. www.npr.pl/matecznik/antologia3/camus_syzyf.pdf, 22.11.2009). 13 „Całe istnienie skupione w wysiłku, którego nic nie kończy”, tamże. 14 A. Camus, Człowiek…, dz.cyt., s. 11. 15 „Jest [absurd] nią [sprzecznością] w swojej treści, skoro odrzuca sądy wartościujące, a chce zachować życie, gdy życie samo w sobie jest sądem wartościującym”.Tamże, s. 11. 16 K. Jaspers, dz. cyt., s. 133. 17 Tamże, s. 133.
35
pojmujemy tylko zjawiska, czyli to, jak rzeczy nam się przedstawiają18. Jednocześnie refleksja, której
człowiek dokonuje nad sobą jako nad podmiotem poznającym, odkrywa jego wolność („Świadom
siebie jako istoty myślącej, mam zarazem pewność: jestem wolny”19). Kategoria ta pozwala nam
zaś przekonać się, że nie wszystko daje się uprzedmiotowić. Jako na swoje źródło20 wskazuje ona
bowiem pozostającą poza rozszczepieniem i wyłaniającą z siebie każdą jego postać całość, określaną
przez Jaspersa mianem transcendencji lub Obejmującego21. Słabość umysłu wynika więc przede
wszystkim ze specyfiki właściwego mu poznania i związanej z tym ograniczoności dostępnego dlań
obszaru rzeczywistości. Należy przy tym pamiętać, że w świetle takich ustaleń epistemologicznych
wskazanie na niepojmowalność rzeczywistości nie oznacza uznania świata za absurdalny. Filozof
poszukuje bowiem podstawy sensu w transcendencji utożsamianej ze źródłem wszelkiego bycia22.
Obecne w rozważaniach filozofów przekonanie o słabości intelektu służy zaś jako punkt wyjścia
dla negatywnej oceny postawy Iwana, której analizę należy rozpocząć od wskazania, na czym,
zdaniem interesujących nas autorów, polega błąd bohatera. A ponieważ wszelka krytyka ma
normatywny charakter, celem Camusa jest przedstawienie wzoru działania. Podstawowym
problemem, z jakim próbuje zmierzyć się myśliciel w pracy Człowiek zbuntowany, jest bowiem
pytanie o sposób postępowania w obliczu świadomości absurdu. Jak wspomniałam, rodzi ona
wewnętrzną sprzeczność, która skutkuje impasem w sferze praktyki23. Z owej niezdolności do
działania pozwala zaś wybrnąć tylko bunt24, gdyż już w samym stwierdzeniu absurdalności świata
tkwi pewność co do tego, że nie zgadzamy się na taki właśnie porządek rzeczy25. Warto przy tym
pamiętać, iż podstawowy wymiar protestu to zwrot przeciwko śmierci („(…) [bunt] ze swej istoty jest
protestem przeciw śmierci”26), dlatego filozof poszukuje takiej jego postaci, która, nie popadając w
oportunizm, nie dostarcza uzasadnienia dla zabójstwa.
Stąd Camusowska krytyka postawy Iwana nie dotyczy samego aktu buntu, ale kierunku, jaki
przybiera on wraz ze sformułowaniem przez bohatera hasła „Wszystko jest dozwolone”. Owa
18 „Wszystko, co dla nas jest, co postrzegamy i co myślimy, pozostaje byciem dla nas w formach, w których to chwytujemy dzięki naszej świadomości w ogóle”. Tamże, s. 35. 19 Tamże, s. 32. 20 „Samej tej wolności nie mam jednak dzięki sobie. (…) Odwrotnie, w mej wolności wychodzi mi naprzeciw realność, dzięki której właśnie jestem wolny”. Tamże, s. 34. 21 „Miejscem transcendencji, czy też samą transcendencją jest Wszechobejmujące, które jako takie pozostaje ukryte (…) Sama transcendencja w ogóle nie stanowi przedmiotu naszych badań”. Tamże, s. 142, 147. 22 „Albowiem transcendencja jest podstawą wszystkiego”. Tamże, s. 250. 23 „Absurd, rozpatrywany jako reguła życia, jest więc sprzeczny”. A. Camus, Człowiek…, dz.cyt.,, s. 12. 24 „W dokonaniach buntu kryje się może reguła działania, której nie mógł dać nam absurd”. Tamże, s. 14. 25 „Krzyczę, że w nic nie wierzę i że wszystko jest absurdalne, ale nie mogę wątpić w mój krzyk i muszę wierzyć przynajmniej w mój protest. Pierwszą więc i jedyną pewnością, daną mi przez doświadczenie absurdu, jest bunt”. Tamże, s. 13. 26 Tamże, s. 267.
36
konstatacja stanowi konkluzję quasi - wnioskowania, w którym jako przesłanka występuje
stwierdzenie nieistnienia Boga. Przekonujemy się więc, że dążność do logicznej spójności każe
Iwanowi zapomnieć o skonstatowanych granicach umysłu, bohater zmienia bowiem zarzut
niesprawiedliwości na zarzut fałszywości („Bo też udaje, jakoby z rozumowania jego wynikało, że
nieśmiertelność nie istnieje, gdy powiedział jedynie, że odrzuciłby ją, choćby istniała”27), i
przeciwstawić niepojętej chrześcijańskiej regule własną. Tym samym Iwan pada ofiarą wewnętrznej
sprzeczności sytuacji absurdalnej, gdyż jego protest wobec dopuszczalności cierpienia kończy się
uprawomocnieniem zbrodni („Długa refleksja nad naszą kondycją skazanych na śmierć wiedzie
jedynie do uzasadnienia zbrodni”28). Zdaniem Camusa zaś błąd ten jest skutkiem próby wtłoczenia
sprzeciwu w ramy intelektualne („(…) odkąd odrzuca spójność boską i usiłuje znaleźć własną regułę,
uznaje prawomocność zabójstwa”29). Jeśli bowiem bunt ma służyć przełamaniu impasu wywołanego
świadomością absurdu, nie może on opierać się na wnioskowaniu logicznym, z którego
nieskuteczności wynika owa bezradność.
Inaczej interpretuje bunt Karamazowa Jaspers. O ile Camus nie kwestionuje autentyczności i
zasadności wystąpienia bohatera („»Dlaczego?« Karamazowa nie ucichnie”30), o tyle autor Wiary…
dostrzega w nim pewną sztuczność, której wyrazem ma być niemożliwość wyciągnięcia z protestu
praktycznych konsekwencji („Jej [negacji świata] teza nie wytrzymuje próby praktyki”31). Przyczyna
owego impasu w działaniu to zaś, zdaniem filozofa, brak egzystencjalnego zaangażowania w
poszukiwanie prawdy32, utożsamianego przez myśliciela z wiarą. Jako „pewność, która prowadzi”33,
kategoria ta opisuje sposób odnoszenia się człowieka do transcendencji34. Ma ona charakter
przedintelektualnej dyspozycji, fundującej i orientującej poznanie („Wiara jest podstawą, która
poprzedza wszelkie poznanie. Poznanie nadaje jej jasność”35). Jeśli bowiem zrozumienie sensu
rzeczywistości wymaga przekroczenia rozszczepienia na subiekt i obiekt, powinno ono rozpoczynać
się od wiary, w przypadku której „podmiot i przedmiot są jednością”36. Stąd wszelka wiedza, także
27 Tamże, s. 61. 28 Tamże, s. 61. 29 Tamże, s. 61. 30 Tamże, s. 281. 31 K. Jaspers, dz. cyt., s. 487. 32 „Sprawdzanie nie jest kwestią samej tylko logiki, gdyż dokonuje się z udziałem egzystencji, która z głębi naszej podstawy domaga się prawdy”. Tamże, s. 488. 33 „Wiara nie jest wiedzą o czymś, którą posiadam, lecz pewnością, która mnie prowadzi” (tamże, s. 56). 34 „Wiara jest siłą pozwalającą mi być pewnym samego siebie za sprawą podstawy, której zapewne mogę strzec, ale której nie mogę sam położyć”. Tamże, s. 57. 35 Tamże, s. 57. 36 „Wiara, dzięki której wierzę, i jej treść, którą sobie przedstawiam, są nierozdzielne. Podmiot i przedmiot wiary są jednością”. Tamże, s.56.
37
naukowa37, wywodzi się ze sfery praktyki, a, pozostający wyłącznie w obszarze teorii, bunt Iwana nie
może znaleźć pozytywnego rozwiązania. Warto przy tym zauważyć, że w krytyce Jaspersa kryje się
odniesienie do właściwego sposobu postępowania. Dostarcza go biblijny Job (Hiob), który w swoim
buncie przeciwko Boskiemu wyrokowi kieruje się tylko wiarą, czyli pragnieniem prawdy („[bunt Joba
to] bunt wolnej wiary, zwróconej ku transcendencji – wiary, która pragnie prawdy”38).
Egzystencjalny charakter wspomnianej kategorii pozwala określić ją jako ufność w sensowność
rzeczywistości („przed logiką trzeba umiłować życie […] tylko wtedy pojmę również sens życia”39). Ten
aspekt odsyła zaś do kolejnego elementu krytyki postawy Iwana obecnego w interpretacjach obu
filozofów, czyli do braku momentu afirmatywnego w buncie bohatera. W interpretacji Jaspersa akt
protestu Karamazowa, jako nieufundowany na przedpoznawczym zaufaniu, jest nacechowany
nihilizmem. Wystąpienie Karamazowa zwraca się przeciw życiu w ogóle, ponieważ pozbawione
oparcia w wierze zakwestionowanie porządku rzeczywistości nie dostarcza racji dla woli istnienia.
Dlatego, zdaniem Jaspersa, konsekwencją buntu Iwana powinno być samobójstwo („Patrząc na
rzeczywisty świat, Iwan nie chce w nim uczestniczyć, nie chce w nim żyć: »domagam się odwetu, bo
w przeciwnym razie niszczę siebie«”40). Bohater nie decyduje się na ten krok, co prowadzi do
rozbieżności między teorią a praktyką („W rzeczywistości Iwan nie pozbawia się życia. Nie wyciąga
praktycznej konsekwencji ze swej teorii, którą zrodził bunt”41). Intelektualny bunt nie jest bowiem w
stanie uciszyć woli życia, które toczy się niezależnie od niego. Stąd nie dostarcza on reguł
postępowania, a Karamazow w działaniu może opierać się tylko na „karamazowskiej nikczemności”42.
Wskutek negatywnego charakteru protestu odrzucone zostają wszelkie wartości poza dziką żądzą
użycia, wyrażoną przez maksymę „Wszystko jest dozwolone”, tej zaś nie można konsekwentnie
stosować („Karamazowska nikczemność i jej maksyma […] zawodzą w konfrontacji z sumieniem,
które orzeka o winie pasywności [w przypadku śmierci ojca]”43). Jak zatem poucza przykład Hioba,
„nie” powinno więc opierać się na przedintelektualnym „tak”; w przeciwnym razie akt
kwestionowania kończy się szaleństwem.
Camus inaczej określa stosunek negacji do afirmacji, przekonanie o absurdalności świata wyklucza
bowiem żądanie bezwarunkowej akceptacji porządku świata. Dlatego filozof w swojej koncepcji
buntu wskazuje na równoczesność obu momentów, podkreślając jednocześnie, że aprobata nie
37 „Przekonanie, że nauka w ogóle powinna być uprawiana, powaga i niebezpieczeństwo pragnienia wiedzy [sapere aude] […] mają swe źródło w wierze”. Tamże, s. 118. 38 Tamże, s. 448. 39 Tamże, s. 486 – 487. 40 Tamże, s. 485. 41 Tamże, s. 486. 42 Tamże, s. 487. 43 Tamże, s. 487.
38
obejmuje całokształtu rzeczywistości. Protest, jako wyraz niezgody na niedolę, zakłada uznanie
pewnej wartości, w imię której nie zgadzamy się na cierpienie („Oto dlaczego zbuntowany niewolnik
mówi zarazem »tak« i »nie«. Stwierdzając istnienie granicy, stwierdza też istnienie tego wszystkiego,
co poza nią przeczuwa i czego chce bronić”44). Camus postrzega zaś nihilizm Karamazowa jako skutek
próby intelektualnego przełamania sytuacji absurdalnej. Jak bowiem wspomniałam, maksyma
„Wszystko jest dozwolone” („Od tego »wszystko jest dozwolone« rozpoczyna się prawdziwa historia
współczesnego nihilizmu”45) ma postać konkluzji rozumowania, zmierzającego do zastąpienia
niepojmowalnej prawidłowości własną regułą. „Tak” obecne początkowo w proteście Iwana poddaje
się logice, ta natomiast prowadzi do odrzucenia wszelkich wartości46. Co ważne, Camus podkreśla, że
intelektualna konsekwencja skłania Karamazowa do wyprowadzenia z przytoczonej maksymy modelu
postępowania („w buncie można żyć tylko, doprowadzając go do końca”47). Obejmuje on ideę
rewolucji metafizycznej, postulującej zajęcie przez człowieka miejsca Boga48, czyli de facto
uprawomocnienie zbrodni49. Przekonujemy się więc, iż ów nihilistyczny projekt nie zakłada
przeciwstawienia światu nowych sensów, a jedynie zmierza do wykorzystania jego absurdalności na
rzecz ludzkości.
Wydaje się więc, że bunt Iwana jest z istoty aktem intelektu rozczarowanego własną słabością
wobec zagadki cierpienia. Camus sugeruje zaś, iż protest powinien angażować całego człowieka,
afirmowana w nim bowiem wartość to solidarność. Racją sprzeciwu jest przekonanie o istnieniu
natury ludzkiej, wyznaczającej granicę, przeciwko której przekraczaniu zwraca się protestujący50.
Warto przy tym zauważyć, że solidarność odpowiada negatywno – afirmatywnej strukturze buntu,
rodzi się ona bowiem wraz z odkryciem wspólnoty w cierpieniu, a więc wówczas, gdy zdolność do
odczuwania bólu ze słabości staje się siłą51. Stąd akt niezgody znajduje ugruntowanie w omawianej
wartości, ta zaś ma ważność o tyle, o ile w jej imieniu występują zbuntowani („Solidarność ludzi
44 A. Camus, Człowiek…, dz.cyt., , s. 17. 45 Tamże, s. 60. 46 „Iwan wzbroni sobie dobroci i w imię koherencji narzuci sobie zło”, tamże, s. 60 – 61. 47 Tamże, s. 61. 48 „Trzeba obalić twórcę świata, którego prawowitość została zaprzepaszczona. Człowiek powinien zająć jego miejsce”. Tamże, s. 61. 49 „Stać się Bogiem, to zgodzić się na zbrodnię”. Tamże, s. 61 - 62. Tym samym Karamazow realizuje typ buntu określany przez Camusa mianem metafizycznego. Iwan bowiem, kwestionując porządek świata, „detronizuje” jego władcę i postuluje stworzenie królestwa ludzi („Bunt przeciw losowi staje się ogromną wyprawą przeciwko niebu, aby sprowadzić stamtąd uwięzionego władcę; najpierw ogłosi się jego upadek, potem wyrok śmierci. (…) Wówczas rozpocznie się rozpaczliwy wysiłek, aby zbudować królestwo ludzi (…)”, tamże, s. 30 – 31. 50 „Oto dlaczego zbuntowany niewolnik mówi zarazem »tak« i »nie«. Stwierdzając istnienie granicy, stwierdza też istnienie tego wszystkiego, co poza nią przeczuwa i czego chce bronić”, tamże, s. 17. „Na pewno żąda szacunku dla siebie, ale w tej mierze, w jakiej utożsamia się z pewną wspólnotą naturalną”, tamże, s. 20. 51 „W doświadczeniu absurdu cierpienie jest indywidualne. W buncie nabiera świadomości, że jest kolektywne, że jest przygodą wszystkich”, tamże, s. 24 – 25.
39
wspiera się na ruchu buntu, bunt zaś z kolei znajduje swoje usprawiedliwienie tylko w tym
współuczestnictwie”52). Dokonane przez Iwana odrzucenie owej wartości w imię spójności logicznej
prowadzi zaś do wypaczenia pojęcia wolności. Iwan chciałby bowiem znieść wszelkie jej ograniczenia
(„Tylko wolność absolutna, to znaczy wolność zabijania, nie domaga się dla siebie żadnych
ograniczeń”53), a w rezultacie ją samą. Wolności totalnej przeciwstawia się więc wolność względna,
czyli pogodzona z koniecznością wyrzeczenia się części samej siebie z uwagi na solidarność
(„zbuntowany odrzuca wolność totalną, żądając dla siebie względnej wolności, koniecznej, aby móc
tamtą odrzucić”54).
Omawiana kategoria odgrywa kluczową rolę w refleksji Jaspersa, gdyż, jak wspomniałam, dzięki
niej odkrywamy istnienie transcendencji, a tym samym nabywamy przekonanie o sensowności
rzeczywistości. Jednocześnie odniesienie do podstawy jest warunkiem samopoznania i stania się
sobą, ponieważ Obejmujące wyznacza określenia, realizowane przez egzystencję55 za pośrednictwem
wolności („[ Wolność] swą pełnię osiąga w mym poczuciu, że zostałem sobie podarowany przez
transcendencję”56). Dostrzegamy kolistość rozumowania Jaspersa, które poczucie odrębności i
związane z nim doświadczenie wolności czyni warunkiem samorealizacji i wyzwolenia. Stosując
metodę właściwą myśli hermeneutycznej, autor podkreśla więc organiczny związek omawianej
kategorii i indywidualności. Owo przekonanie wyznacza kolejny aspekt krytyki buntu Iwana, a także
daje się skonfrontować z koncepcją Camusa. Podobnie jak na gruncie ustaleń francuskiego filozofa, w
świetle rozważań Jaspersa zgłoszone przez Karamazowa roszczenie absolutnej wolności nie daje się
utrzymać („Wolność absolutna jest nonsensownym pojęciem”57). Wolność, jako zdolność
samorealizacji poprzez urzeczywistnienie wyznaczonych przez transcendencję możliwości, jest
bowiem tożsama z koniecznością („Wolność jest sama koniecznością. […] Dochodzę do siebie w tej
konieczności, którą jestem”58). Dlatego też należy odróżnić ją od dowolności, czyli arbitralności59.
Przypisanie omawianej kategorii doniosłości epistemicznej dostarcza zaś kolejnych przesłanek do
krytyki postawy Iwana. Z zagadnieniem tym wiąże się bowiem podejmowany przez obu filozofów
problem ograniczoności nie tylko intelektu, ale ludzkiej zdolności do poznania jako takiej. W myśl
ustaleń Jaspersa indywidualny charakter odniesienia do podstawy określa również sposób jej
52 Tamże, s. 24 - 25. 53 Tamże, s. 265. 54 Tamże, s. 265. 55 Mianem „egzystencji” określa Jaspers formę podmiotowości, które obejmuje zwrot ku transcendencji („eg zystenc ja jest osobą , która odn osi s ię do samej s ieb ie, w akc ie tym czując s ię odniesiona do mocy, która ją u stanow iła [Kierkegaard]”. K. Jaspers, dz. cyt., s. 142). 56 Tamże, s. 457. 57 Tamże, s. 457. 58 Tamże, s. 455. 59 Tamże, s. 82 – 84.
40
poznania („my sami, jako ta oto egzystencja, wybieramy sobie szyfry, których będziemy słuchać”60).
Intelekt zawodzi zatem nie tylko ze względu na przedmiotowość myślenia, ale także dlatego, że
właściwa jest mu dążność do intersubiektywności. Specyficzna dla wiedzy naukowej powszechna
uznawalność61 nie znajduje bowiem zastosowania w dążeniu do ogarnięcia całości. Błędem Iwana jest
więc odwołanie do uniwersalności (faktów) przy próbie ujęcia tego, do czego możemy odnieść się
jedynie z indywidualnej perspektywy.
Nieuchronność jednostkowości prawdy o sobie (i, co za tym idzie, o podstawie sensu) nie daje się
pogodzić z Camusowską koncepcją solidarności, zgodnie z którą odkrywamy swoją naturę wraz z
przekroczeniem jednostkowego punktu widzenia. Jaspers mówi więc o walce, zarazem jednak
podkreśla rolę komunikacji. Otwarcie na inny przekaz pozwala bowiem modyfikować obszar
dostępny poznaniu danej egzystencji 62. Jednocześnie, gotowość na zaakceptowanie cudzej prawdy
wymaga przekonania o równorzędności różnych sposobów zwracania się ku transcendencji, to zaś
ufundowane jest na świadomości nieprzekraczalności indywidualnej perspektywy. Wydaje się więc,
że proces zbliżania się do podstawy wymaga dostrzeżenia swoich granic, które następnie można
poszerzyć, ale nigdy nie znieść. O ile bowiem pamiętamy, iż Obejmujące jest zawsze czymś więcej niż
możemy poznać, o tyle stajemy się zdolni do ciągłej rewizji własnego odniesienia do całości.
Jednostkowy punkt widzenia podlega modyfikacji dzięki komunikacji, z kolei ramy intersubiektywnej
wiedzy przedmiotowej pozwala przekroczyć operacja przestawienia, czyli zwrot, dzięki któremu
dostrzegamy wzruszalność wszystkich form pojmowania transcendencji („przestawienie dokonuje się
wtedy, gdy wypowiada Obejmujące z pomocą przedmiotów, które jako takie nie mogą tu mieć
trwałego zastosowania”63)64.
Można więc powiedzieć, że człowiek w dążeniu do ogarnięcia całości porusza się po kole lub
spirali. Zastępując jeden niewystarczający model wyrażania Obejmującego innym, nie osiągamy kresu
poznania, ale wznosimy się na wyższy szczebel rozumienia („W filozofii koło przełamujemy, gdy
60 Tamże, s. 250. Szyframi nazywa Jaspers sposoby poznawania transcendencji („Miejsce jej [transcendencji] zjawiska zajmuje mowa szyfrów”. Tamże, s. 190. Pozostają one w stanie zawieszenia, tzn. nie wpisują się w schemat myślenia przedmiotowego, które dąży do utrwalenia swoich rezultatów („by zachować życie, szyfry muszą pozostać w stanie zawieszenia”, tamże, s. 243. 61 „Nie jest ona [świadomość w ogóle] przypadkową subiektywnością wielu, lecz jedną subiektywnością, która przedmiotowo chwytuje sferę powszechników i dochodzi do powszechnie uznawalnej wiedzy”, tamże, s. 135. 62 „Dopiero cała nasza wolność – którą osiągamy dzięki zdystansowanemu stosunkowi do walki, a jednocześnie skokowi w wir walki – pozwala nam zachować otwartość, dąży do komunikacji, bez końca poszerza przestrzeń rozumienia i ugruntowuje je w historycznej rzeczywistości egzystencji”, tamże, s. 254. 63 Tamże, s. 161. 64 Owego zwrotu dokonał Hiob, odkrywając w akcie buntu zawodność ludzkich sposobów mówienia o Bogu („Szyfr [uniżenia przez Boga] nie zamyka tego ruchu jakąś zdogmatyzowaną wiedzą […]. Szyfr przywodzi ten ruch wiedzy do spełnienia osiąganego we wszechobejmującej niewiedzy”, tamże, s. 449.
41
wkraczamy w jakieś nowe koło – dzięki temu możemy doświadczyć braku ugruntowania w dziedzinie
myśli”65). Bunt Iwana jest więc niekonstruktywny, ponieważ zadeklarowana na początku świadomość
słabości umysłu („mój marny, ziemski, euklidesowy umysł”66) nie przechodzi w nim w otwartość na
inne formy odniesienia do podstawy. Karamazow czuje się bowiem zobowiązany poprzestać na
faktach 67.
Camus solidaryzuje się z Iwanem w przekonaniu o konieczności trwania przy świadectwie
intelektu. Inaczej niż autor Wiary…, filozof nie dopuszcza bowiem możliwości poszerzenia ludzkiej
perspektywy („Dla człowieka zatem możliwe jest działanie i myśl na średnim poziomie – jest to jego
poziom”68). Umysł, nasza naturalna zdolność epistemiczna, dostarcza nam zatem jedynego sposobu
odniesienia do rzeczywistości. Stąd, jeśli jego świadectwo poucza nas o absurdalności świata, nie
mamy powodów, by wierzyć w jego sensowność. Nieprzekraczalność granic intelektu pozwala nam
zaś sobie uświadomić bunt, który odsłaniając naturę ludzką dostarcza miary dla działania i poznania
(„Bunt, sugerując naturę wspólną ludziom, odkrywa miarę i granicę tej naturze właściwe”69). Przykład
Iwana dowodzi jednak, że owej miary utrzymać nie sposób po odrzuceniu momentu afirmatywnego,
dlatego francuski myśliciel przeciwstawia Karamazowowi wzorzec myśli południa. Model ten opiera
się na solidarności i jako taki pozwala na mediatyzację sprzeczności między potrzebą działania a
ryzykiem zbrodni, racjonalizmem i irracjonalizmem i innych („Prawo miary obejmuje także antynomie
myśli zbuntowanej”70). Dostrzeżenie w naturze ludzkiej miary możliwości poznania stanowi zaś sedno
koncepcji Camusa. Jak bowiem wspomniałam, o słabości intelektu przesądza absurdalność
rzeczywistości. Tę natomiast stwierdzamy, ponieważ nie dysponujemy innym narzędziem
epistemicznym niż umysł.
Przywołując postać Karamazowa, myśliciele dają wyraz przekonaniu o zawodności umysłu przy
próbach pojęcia rzeczywistości i związanej z tym nierozerwalności racjonalizmu i buntu. Wobec
niezrozumiałości świata, wierność świadectwu intelektu musi bowiem doprowadzić do protestu. Dla
Camusa, przekonanego o wyłącznym prawie umysłu do orzekania, niepojmowalność rzeczywistości
dowodzi jej absurdalności. Intelekt słusznie więc odkrywa potrzebę buntu. Z kolei Jaspers broni
poczucia sensowności rzeczywistości, wskazując na ograniczoność kompetencji ludzkiego umysłu.
Bunt jest więc zasadny wtedy, gdy zwraca się nie przeciwko światu, ale przeciwko hegemonii
intelektu. Przykład Hioba, który w dyskusji z teologami kwestionuje próby wypowiedzenia Boga -
65 Tamże, s. 229. 66 F. Dostojewski, dz. cyt., s. 156. 67 „Chcę poprzestać na faktach. Jeżeli zechcę coś zrozumieć, to zdradzę fakty od razu, a postanowiłem poprzestać na faktach”, tamże, s. 156. 68 A. Camus, Człowiek…, dz.cyt., s. 102. 69Tamże, s. 99. 70 Tamże, s. 99.
42
transcendencji poprzez pojęcia („[Job] Nie pragnie ludzkiej mądrości, lecz samego Boga. […] Jobowi
nie zależy na teologii”71), dowodzi, że konstruktywny protest ma na celu przezwyciężenie
rozszczepienia na podmiot i przedmiot. Oba projekty dostrzegają więc uniwersalną wartość buntu.
Wychodząc od różnych ocen sensowności świata, filozofowie inaczej postrzegają jednak zagrożenie,
jakie dla tej postawy stanowi racjonalizm. Camus wskazuje na to, że intelekt nie może być jedyną siłą,
którą kierujemy się w akcie niezgody. Rozważania Jaspersa mieszczą się zaś w ramach polemiki ze
stanowiskami, uznającymi nieprzekraczalność myślenia przedmiotowego.
Bibliografia:
Camus A., Człowiek zbuntowany, Kraków 1993
Dostojewski F., Bracia Karamazow, Kraków 2005
Jaspers K., Wiara filozoficzna wobec Objawienia, Kraków 1999
Netografia:
Camus A., Mit Syzyfa, http://. www.npr.pl/matecznik/antologia3/camus_syzyf.pdf, 22.11.2009
71 K. Jaspers, dz. cyt., s. 446.
43
Tomasz Umerle
umerle1@poczta.onet.pl
Richard Rorty między nowością a przygodnością
Przedmiotem mojego zainteresowania jest to, w jaki sposób Richard Rorty łączy w swojej
myśli „apologię nowości” i „apologię przygodności”. Zagadnienie to można by następująco
przeformułować: jak połączyć „romantyczny” (w rozumieniu Amerykanina) entuzjazm tworzenia
(szczególnie tworzenia samego siebie) z docenieniem przygodności ludzkiego życia (wszak owe
przygodności wciąż zagrażają możliwości tworzenia tego, co „nowe”, bo to, kim jesteśmy i
konsekwencje naszych czynów są zawsze efektem jedynie przypadku). W kontekście
teoretycznoliterackim – kluczowym dla mnie – pojawiają się tutaj dwa, powiązane ze sobą,
zagadnienia. Po pierwsze, odbiorcy w akcie lektury – czytelnika, który (jak każdy) tworzy opisy
samego siebie i poszukuje inspiracji w literaturze: powstaje tutaj kwestia „otwartości” na bycie
„przepisanym” przez to, co inne, zatem stosunku do losu (na ile „jesteśmy gotowi” rzeczywiście
zostać dotknięci przez los, nie rezygnując jednocześnie z naszego „ja”). Po drugie, jednostkowości,
wyjątkowości „silnego poety” jako, zmagającego się z przygodnością i korzystającego z niej, twórcy
własnej tożsamości.
W swojej Przygodności, ironii i solidarności Richard Rorty poświęca wiele miejsca
wspomnianej już apologii nowości (novelty): „Jako nowość traktujmy coś takiego, co się przydarza,
kiedy na przykład promień kosmiczny rozrzuca atomy w cząsteczce DNA i skierowuje tym samym bieg
wypadków w stronę storczyków albo małp człekokształtnych (…) Podobnie (…) metaforyczne użycie
ousia przez Arystotelesa, metaforyczne użycie agape przez świętego Pawła i metaforyczne użycie
gravitas przez Newtona były wynikiem rozbicia przez promienie kosmiczne delikatnej struktury
jakichś kluczowych neuronów w ich mózgach (…) Mało ważne, jak dokonała się ta sztuczka. Efekty
były wspaniałe. Nigdy przedtem czegoś takiego nie było”1. Ów perswazyjny i emocjonalny ton – sądzi
wielu – przesłania zasadnicze, filozoficzne problemy związane z pojęciem „nowości”. Zarzuty te – w
ujęciu najogólniejszym i bardzo upraszczającym – wskazywały na konieczność dialektycznego ujęcia
„nowego” i „tego samego”. Rzecz jasna, Rorty zdawał sobie sprawę z tego problemu i w odpowiedzi
1 R. Rorty, Przygodność, ironia i solidarność, Warszawa 2009, s. 41-42.
44
Robertowi Brandomowi, który przypominał o tym zagadnieniu2, pisał: „Ma również rację [Brandom],
że grozi mi przeromantyzowanie (over-romanticizing) nowości, kiedy sugeruję, że wielcy geniusze
mogą po prostu stworzyć nowy słownik ex nihilo. Powinienem ograniczyć się do tego, że geniusze
nigdy nie robią niczego ponad to, że wynajdują pewne wariacje na temat starych motywów”3.
Przywołuję te słowa amerykańskiego filozofa także dlatego, że stanowią one jednocześnie respons na
uwagi włoskiego myśliciela Gianniego Vattimo, który pisał, iż „[Rorty] podkreśla nieredukowalność
redeskrypcji do jakiejkolwiek kontynuacji. Docenia się tutaj to, co jest identyfikowane z nowym, z
niesłychanym, z »przebłyskiem geniuszu« ('stroke of genius') – dokładnie geniuszu z tradycji
romantycznej”4. Według Vattimo taka postawa (etyczno-interpretacyjna) lekceważy rolę dialogu oraz
jest metafizycznie zadłużona5.
W interesującym mnie zakresie krytyczne uwagi na temat Rorty'ego wygłosiła również w
Duchu powierzchni Agata Bielik-Robson6. Filozofka próbuje w swojej książce zrekonstruować taką
wizję romantycznego podmiotu – i możliwych współczesnych kontynuacji tej koncepcji – który wobec
faktu, że jego tożsamość jest przygodna, nie przyjmuje postawy oddania się „przygodności w obliczu
klęski filozoficznego projektu natury ludzkiej (…) odprężeniu wobec fiaska wielkich narracji w ich
próbie okiełznania świata”7, jak to według niej czyni na przykład Richard Rorty i John D. Caputo.
Wręcz przeciwnie: „autentyczna rehabilitacja losu (…) polega (…) na odzyskaniu intuicji przygodności
w ramach kondycyjnego zadania przeżycia”8. Przygodność – upraszczając – jest dla Bielik-Robson
takim uwarunkowaniem naszego istnienia, które sprawia, iż podmiot kształtuje się nieustannie pod
„wpływem” tego, co „zewnętrzne”. Wobec „wpływu” owo „ja” ma stosunek ambiwalentny (ceni go i
stosuje wobec niego mechanizmy obronne), ale uparcie obstaje przy kwestii swojego „przeżycia” –
2 Zob. R. B. Brandom, Vocabularies of Pragmatism: Synthesizing Naturalism and Historicism, [w:] R. B. Brandom (red.), Rorty and His Critics, Oxford 2000, s. 156-183. Wszystkie tłumaczenia własne, chyba że jest zaznaczone inaczej. 3 R. Rorty, Response to Brandom, [w:] tamże, s. 188. 4 G. Vattimo, Beyond interpretation. The Meaning of Hermeneutics for Philosophy, Stanford 1997, s. 36. 5 Por. M. Januszkiewicz, Filozofia i etyka interpretacji (Gianni Vattimo), [w:] tegoż, W-koło hermeneutyki literackiej, Warszawa 2007, s. 80-94. 6 W pracy tej polska filozofka stara się ukazać „odmienną” stronę romantyzmu, odnajdując w nim „inny” projekt, „lękowej”, nowoczesności oraz śledzi możliwe nawiązania do tej koncepcji w filozofii współczesnej. Duch powierzchni jest książką wieloaspektową i oryginalną – zaznaczam, że korzystam jedynie z pewnych podjętych tam wątków. Próbuję odpowiedzieć na zrekonstruowane w moim tekście zarzuty, jakie stawia Bielik-Robson Rorty'emu i przedstawić – odwołując się do Vattimo, którego ocenia ona zupełnie inaczej niż Amerykanina – inne rozumienie podejmowanych przez nią w tym aspekcie zagadnień. Nie twierdzę zatem, iż Rorty w spójny sposób wpasowałby się w projekt polskiej filozofki (nie o to zresztą chodzi w tej pracy), ale z pewnością jego namysł nad „nowością” i „przygodnością” nie stoi w zasadniczej sprzeczności z koncepcjami takich filozofów, jak właśnie Gianni Vattimo. Jeśli w jakimś momencie możliwość wpisania Rorty'ego w koncepcję Bielik-Robson wychodzi poza ten zakres, zaznaczam to właśnie przypisowo, jako hipotezę, której rozwinięcie przekracza ramy tego szkicu. 7 A. Bielik-Robson, Duch powierzchni. Rewizja romantyczna i filozofia, Kraków 2004, s. 430. 8 Tamże.
45
wobec losu jest „słabe”, lecz „słabość jest jego podstawowym uwarunkowaniem ontologicznym, a nie
tylko słabością, czyli wadą”9. Kluczem jest tutaj sam tytuł książki – „duchowość powierzchni” polega
na tym, że „życie duchowe toczy się (…) nie w przepastnych głębinach jaźni, lecz na poziomie
naskórka. Nie w iluzyjnej sferze ucieczki przed losem, lecz na powierzchni najsilniej ugodzonej przez
przygodność. Mówiąc najprościej: tam, gdzie najbardziej boli”10.
Postacią, która we współczesnej humanistyce próbuje realizować ten ideał, jest dla Bielik-
Robson Harold Bloom. Pełni on zresztą podobną rolę – istotnej inspiracji intelektualnej – w myśli
Richarda Rorty'ego, który w Przygodności... wykorzystuje jego koncepcję „silnego poety” (odwołuje
się do niego także w innych pracach). Polska filozofka fundamentalnie nie zgadza się jednak z
Rortiańską interpretacją Blooma, uznając ją za upraszczającą i jednostronną: „[Rorty] odebrał
koncepcji Blooma dwuznaczny czar romantyczny i przedefiniował ją w duchu nietzscheańskiego
pragmatyzmu (…) trudno (…) wyobrazić sobie bardziej odległe od siebie temperamenty umysłowe”11.
Dwuznaczność ta polega na Bloomowskiej próbie „pojednania między przeciwieństwami (…): między
zagrożoną autonomią jednostki a zagrażającym wpływem tego, co wobec jednostki zewnętrzne”12.
Polka mówi więc z jednej strony o ponowoczesnym „zaprzestaniu zmagań z losowością”, a z drugiej o
(nieprzefiltrowanym przez Blooma) nietzscheanizmie Amerykanina – obie te „drogi” nie spełniają jej
oczekiwań: „pierwsza kocha los za dostarczane przezeń trudności dla nich samych (…) druga kocha go
heroicznie za wielkie tragedie, które stają się próbą sił dla charakteru duszy dostojnej”13. Włoch z
kolei – przypominam – o tym, iż Rorty'ego koncepcja „silnego poety” jest zadłużona metafizycznie,
gdyż jest jedynie „witalistyczną celebracją kreatywności”, lekceważącą hermeneutyczny dialog
(wzajemne „przepracowywanie” własnych „słowników”)14. Sam włoski filozof pojawia się na stronach
książki Bielik-Robson również marginalnie, jednak jego koncepcja słabego podmiotu – uomo debole –
wzbudza pewną jej sympatię (abstrahuję tutaj od późniejszych ocen, jakie na temat Vattimo wyrażała
filozofka): „umieszcza się [ona] (…) gdzieś między perspektywą typowo ponowoczesną a
nietzscheańskim modernizmem (…) Byt słaby jest (…) zawsze zależny od bytu istniejącego w sensie
mocnym – świata, czasu, losu – zależność ta jest jednak jego kondycją stałą, z której nie może się on
wyzwolić. Jest jego przeznaczeniem, ograniczeniem – a zarazem jedyną możliwością istnienia”15.
Zatem według Bielik-Robson Rorty realizuje albo jedną, albo drugą „drogę”, a Vattimo znajduje się w
przestrzeni między nimi. Będę starał się pokazać (krążąc wokół tematów, które – pisząc o obu
9 Tamże, s. 435. 10 Tamże, s. 449. 11 Tamże, s. 324-325. 12 Tamże, s. 324. 13 Tamże, s. 434. 14 Zob. G. Vattimo, dz.cyt., s. 34-36. 15 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 434-435.
46
filozofach – poruszyła autorka Ducha powierzchni oraz wychodząc poza przywołane już tutaj Beyond
Interpretation), że także autor Przygodności... umiejscawia się w owej ambiwalentnej przestrzeni
pomiędzy ponowoczesną rehabilitacją przygodności i apologią jednostkowego podmiotu, na którego
w świecie czeka zawsze „więcej życia”.
Vattimowski „słaby” podmiot nie ma nadziei na pełne uobecnienie, uprzedmiotowienie, a
jego istnienia nie rozumie się po prostu w kategoriach czystej obecności (lub niemożliwości takowej).
Jest to myślenie czerpiące w znacznej mierze z Vattimowskiej interpretacji filozofii Martina
Heideggera – otóż podmiot nie jest w pozycji „władzy” wobec świata, nie zna sposobu, by świat
zawłaszczyć. Jego bycie jest mu „udzielane”16. Heidegger mówił o byciu, które „wydarza się” w
mowie: „Bycie nie jest już tylko tym, co opisywane, ale wydarza się w samym mówieniu o nim (…)
fenomenologiczny »opis« (…) nie »wykłada« już bycia jako wydarzania się, ale to on sam stał się
wydarzeniem bycia”17. Myśl Vattimo jest namysłem, który stara się brać pod uwagę niemożność
owego ponownego zawłaszczenia świata, uczynienia go na zawsze własnym w metafizycznym
„geście”, Włoch mówi w zamian o „prze-właszczaniu”: rozmyciu „bycia w wartość wymienną (…) w
język, w tradycję, pojmowaną jako przekazywanie i interpretacja znaków”18. Za Heideggerem Vattimo
rozpatruje problem rzucenia w „bezgrunt” śmiertelności, gdzie wszystko jest wymienne i możemy
jedynie w nieskończoność przemyśliwać nasz los: „bycie właśnie jako otwierający horyzont, w którym
jawią się byty, może istnieć już zawsze tylko jako ślad minionych słów, prze-słana zapowiedź”19. W
tym sensie Vattimowskie „słabe bycie” „znajduje się wciąż w akcie wychodzenia, bynajmniej nie
zrywając trudnej więzi łączącej ją ze sferą zależności”20.
W jednym Filozofii jako gatunku przejściowym Richard Rorty przedstawia „literackiego
intelektualistę”, który nie tylko uważa, że „granice [wyobraźni] można stale poszerzać”, ale i że „życie,
które nie jest przeżywane blisko obecnych granic ludzkiej wyobraźni, nie jest warte życia”21.
Poszukiwanie nowości nie jest chęcią ponownego zawłaszczenia losu albo jego lekceważeniem, jest
zaakcentowaniem roli „prze-właszczania”, o którym pisał Gianni Vattimo. Otóż nowość jest tym
elementem, który pozwala na cyrkulację treści we wspólnocie i wiąże się z nadzieją (zwróćmy uwagę
– nie ma tutaj ani pewności, ani fundamentalnej niemożliwości) „na stanie się osobą, a nie tylko
produktem własnego wykształcenia lub środowiska. Jak podkreślał Heidegger, aby uzyskać
autentyczność w tym sensie, nie musimy odrzucać [podkr. – R.R.] swojej przeszłości. Może ona za to
16 Zob. tamże, s. 461. 17 P. Dybel, Granice rozumienia i interpretacji. O hermeneutyce Hansa-Georga Gadamera, Kraków 2004, s. 66. 18 G. Vattimo, Koniec nowoczesności, Kraków 2006, s. 22. 19 Tamże, s. 110-111. 20 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 494. 21 R. Rorty, Filozofia jako gatunek przejściowy, [w:] tegoż, Filozofia jako polityka kulturalna, Warszawa 2009, s. 152-153.
47
wymagać reinterpretacji”22. Czytelnik zapoznaje się z wieloma książkami – czy innymi tekstami
kultury – i dokonuje wyborów (oczywiście, podatnych na zmianę). To, co nowe, jest o tyle dziełem
geniusza, że taki status otrzymuje w konkretnej sytuacji historycznej – „robi różnicę” wobec tego, co
już jest (a nie ex nihilo). Tym samym ów „intelektualista” całe wspólnotowe „imaginarium” stara się
wciąż ożywiać, doskonale zdając sobie sprawę, iż „wyobraźnia bez końca wchłania własne wytwory.
Podlega czasowi i przypadkowi tak jak muchy i robaki, ponieważ jednak utrwala i przechowuje
pamięć swojej przeszłości, będzie nadal przekraczać własne uprzednie granice”23.
Jednak nowość – choć oczywiście nieabsolutna – utrzymuje w myśli Rorty'ego swoją „siłę”. W
tekście Wielkie dzieła literackie jako źródło inspiracji Amerykanin rozpatruje rolę przygodności w
doświadczeniu estetycznym. Filozof proponuje tam swoisty „romantyczny entuzjazm” w kontakcie z
dziełem, który rozumie jako postawę przeciwstawną „wszechwiedzy” (knowingness), będącej stanem
duszy, „który uniemożliwia przeżywanie zachwytu”24: „wiedza (knowledge) jest bowiem kwestią
umieszczenia dzieła w znanym kontekście, odniesienia go do tego, co już wiemy”25. Rorty przedkłada
dyskurs „edukacji sentymentalnej” nad argument teoretyczny i w takim też tonie próbuje powiedzieć,
że „inspiracja” jest czymś przekraczającym człowieka, czymś, co go obezwładnia i unieruchamia w
pierwszym momencie. Odwołując się do Dorothy Allison i jej „religii ateistycznej”, mówi: takie dzieła
„pozwalają nam uwierzyć, iż życie jest czymś więcej niż kiedykolwiek sobie wyobrażaliśmy”26. A
czyniąc aluzję do miłości, twierdzi: „podobnie jak nie sposób przeżyć autentycznej fascynacji kimś,
kogo uznaje się za dobrego przedstawiciela określonego typu ludzkiego, tak też niepodobna zostać
zainspirowanym przez dzieło, o którym wszystko wiadomo”27. Nie ma tutaj silnego podmiotu
aktywnie zawłaszczającego sensy – raczej „musimy pozwolić, aby [dzieło] ukazało w nowym
kontekście (must be allowed to recontextualize) to, co – jak nam się wydawało – wiedzieliśmy
wcześniej; nie możemy, przynajmniej w punkcie wyjścia, umieszczać w gotowym kontekście samego
dzieła”28. Rorty nie wskazuje na jakąś konkretną cechę dzieła. Zdefiniowanie takiego doświadczenia
jako doznania, by tak rzec, „wzmożenia życia” ewokuje samą sytuację wyboru między możliwościami
auto-deskrypcji. Innymi słowy: dzieło w nas uderza, „rekontekstualizuje” nas samych i niejako
niezależnie od „treści” tego zjawiska jest w nim coś dużo ważniejszego – samo nieocenione
doświadczenie wpływu. Nieocenione, bo to ono stanowi inspirację do kształtowania siebie w
przyszłości, gdyż – obezwładniając nas – stanowi obietnicę, że „zawsze jest więcej życia”. W jednym
22 Tamże, s. 146. 23 Tamże, s. 152. 24 R. Rorty, Wielkie dzieła literackie jako źródło inspiracji, „Literatura na Świecie” 2003, nr 9-10, s. 326. 25 Tamże, s. 330. 26 Tamże. 27 Tamże, s. 331. 28 Tamże.
48
ze swoich tekstów Rorty nazywa takie doświadczenie romance (tłumaczone jako „romantyczność”):
„stan ten (…) przenosi nas poza granice języka, którym się obecnie posługujemy (…) poza granice
dyskusji. (…) poza granice wyobraźni świata na jego aktualnym etapie rozwoju”29.
Zupełnie inaczej doświadczenie estetyczne widział chociażby Hans-Georg Gadamer
(oczywiście, cytowany powyżej tekst Amerykanina pisany był „przeciwko” innym literaturoznawczym
nurtom, jednakowoż uważam, że uwagi Rorty'ego są także polemiczne wobec myśli niemieckiego
filozofa), który podkreślał jego ciągłość: „także tego, co przed naszym rozumieniem zamknięte,
doświadczamy jako ograniczającego; należy to więc do ciągłości samorozumienia”, a zatem „skoro w
świecie spotykamy dzieło sztuki, a w danym dziele sztuki świat (…) to dzieło to nie pozostaje obcym
universum, w które na pewien czas zostajemy czarodziejską mocą włączeni. Raczej uczymy się w nim
rozumieć siebie, a to oznacza, że znosimy nieciągłość i punktowość przeżycia w ciągłości naszego
jestestwa”30. Gianni Vattimo odwołuje się do tej koncepcji niemieckiego filozofa w krytyczny sposób:
„aby stać się doświadczeniem prawdy, spotkanie z dziełem musi być [dla Gadamera] częścią
dialektycznej ciągłości podmiotu z sobą samym i z jego własną historią”31. Tym samym doświadczenie
estetyczne jest po prostu doświadczeniem dziejowym, które dokonuje „przemiany w nas, a także w
samym dziele (…) jakość estetyczna jest siłą dziejowego ufundowania, zdolnością wywierania
modelującego Wirkung”32.
Różnica między Rorty'm i Gadamerem wymaga dookreślenia33: rekontekstualizacja w
rozumieniu tego pierwszego nie jest „tylko” modelującym, dziejowym wpływem w rozumieniu tego
drugiego. Amerykański filozof mówi o doświadczeniu, które jest z jednej strony wynikiem działania
tego, co przygodne (zostaliśmy przepisani przez dzieło), lecz daje asumpt do myślenia o sobie nie tyle
jako o postaci, w której nastąpiła jakaś konkretna zmiana w ramach naszej tożsamości, ale że
„niektórzy lub wszyscy skończeni i śmiertelni ludzie są w stanie wyrosnąć daleko ponad poziom, jaki
dotychczas osiągnęli”34. Podczas gdy dla niemieckiego filozofa to, co zamknięte przed rozumieniem,
konstytuuje ciągłość samorozumienia (granica rozumienia jest elementem historycznie zmiennej
samotożsamości).
Podobnie do Rorty'ego uważa Vattimo, dla niego „w dziele sztuki wydarza się ten szczególny
moment przesunięcia na dalszy plan dziejowości, który wyraża się poprzez zawieszenie
29 R. Rorty, Wiara religijna, odpowiedzialność intelektualna i romantyczność, [w:] T. Buksiński (red.), Wspólnotowość wobec wyzwań liberalizmu, Poznań 1995, s. 29. 30 H.-G. Gadamer, Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej, Warszawa 2004, s. 152-153. 31 G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 114. 32 Tamże, s. 114-115. 33 Stosunek Rorty'ego do Gadamera zmieniał się w czasie- zob. J. Tartaglia, Routledge Guidebook to Rorty and the Mirror of Nature, New York 2007, s. 178-179. 34 R. Rorty, Wiara religijna…, dz. cyt., s. 28.
49
hermeneutycznej ciągłości podmiotu z samym sobą i z historią. Punktowość świadomości estetycznej
jest sposobem, na który podmiot doświadcza skoku w Ab-grund swojej śmiertelności”35. Vattimo
bezpośrednio odnosi się tutaj do myśli Martina Heideggera, według autora Bycia i czasu w dziele
„prawda odkłada się” na dwa sposoby. Po pierwsze, dzieło jest „wystawieniem” (Aufstellung) świata,
czyli „w dziele sztuki zostaje zidentyfikowana i zintensyfikowana przynależność poszczególnych
jednostek do świata dziejowego”36. Po drugie, co mnie bardziej interesuje, „ustawieniem” (Her-
stellung) ziemi, z którym wiąże się wspomniana wyżej „punktowość świadomości estetycznej”:
„ziemia jest hic et nunc dzieła, do którego powraca każda jego nowa interpretacja (…) ziemia nie jest
tym, co trwa: przeciwnie, jest tym, co zawsze wycofuje się w »naturalność«, którą niesie za sobą
Zeitigen, rodzenie się i dojrzewanie, z wypisanymi na obliczu śladami czasu”37. Zatem: „w każdym
dziele sztuki obecny jest element ziemski (…) [który] nawiązuje do śmiertelności”38.
Skok w bezgrunt śmiertelności nie jest, wbrew pozorom, przeciwieństwem Rortiańskiego
romance (jako „więcej życia”). Rorty nie marzy o wyjściu z przygodności – bohatera pełnego
„inspirujących” lekturowych doświadczeń mniej „kuszą (…) marzenia o ucieczce od czasu i
przypadku”39. „Śmiertelność” w rozumieniu Heideggera polega bowiem na tym, że dla człowieka
„śmierć, jeśli »jest«, z istoty zawsze moja. Oznacza ona mianowicie specyficzną możliwość bycia, w
której chodzi wprost o bycie jestestwa zawsze własnego”40. Skoro jedynie (tak rozumiana) śmierć jest
tym, co naprawdę własne, to dla autora Bycia i czasu „tożsamość człowieka leży (…) na zewnątrz
niego”41. W przestrzeni tego, co Vattimo nazwałby „prze-właszczalnym”. Skok w „bezgrunt
śmiertelności” oznacza, że ludzka tożsamość jest pracą wykonaną na tym, co zewnętrzne wobec
człowieka, a więc nie może obejść się bez „wpływu”, bez losu. Pociąga to za sobą również
„interpretowalność” jako cechę rzeczywistości, która jest „niczyja” i nie może na stałe być
przywłaszczona przez podmiot, gdyż to, z czego buduje on siebie, nie pozostaje niezmienione, lecz
jest częścią „podmiotowego” zewnętrza. Zatem Rortiańskie „więcej życia” dla „śmiertelników”,
związane z doświadczeniem lekturowym, nie oznacza przezwyciężenia śmiertelności, ale to, że dzięki
tej śmiertelności nic na świecie nie ma (metafizycznie ufundowanego) właściciela, wszystko jest
„prze-właszczalne”. Pozorna jest zatem paradoksalność tezy Rorty'ego, łączącej fakt naszej
śmiertelności z doświadczeniem, że zawsze możemy stać się kimś innym niż dotąd.
35 G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 115. 36 Tamże, s. 53. 37 Tamże, s. 54-55. 38 Tamże, s. 117. 39 R. Rorty, Filozofia jako gatunek…, dz. cyt., s. 153. 40 M. Heidegger, Bycie i czas, Warszawa 1994, s. 338. 41 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 189.
50
Vattimo o wspominanej „ziemskości” dzieła mówi także w ten sposób: „dzieło sztuki jest
jedynym wytworem ludzkich rąk, dla którego upływ czasu jest zjawiskiem pozytywnym, czynnikiem
aktywnie determinującym nowe możliwości interpretacji dzieła”42. Także Rorty zgodziłby się, że to, co
Heidegger/Vattimo nazywają „skokiem w bezgrunt śmiertelności”, jest szansą kształtowania się
podmiotu w świecie, w którym nigdy nie kończy się interpretacja (zawsze bowiem jest więc „więcej
życia” dla podmiotu). Wydaje się, że amerykański filozof – to prawda, na swój sposób – próbuje wziąć
pod uwagę dwuznaczność podmiotu, o który mówiła Bielik-Robson, to znaczy nie rezygnuje ani z
zadania „przeżycia”, ani z „odzyskania intuicji przygodności”43.
Jednakowoż przywołany na początku zarzut Vattimo – że Rorty proponuje jedynie
redeskrypcję, rozbijając możliwość myślenia o kontynuacji – z Beyond Interpretation nie jest
pozbawiony podstaw w kontekście myśli włoskiego filozofa. Rorty, rzecz jasna, nie zrywa z
przeszłością, raczej przemyśliwuje ją, by doświadczyć samej możliwości wyboru, co kojarzy z
Heideggerowską „autentycznością”. Jednak rzeczywiście amerykański filozof zainteresowany jest
przede wszystkim przyszłością czy też nadzieją na przyszłość. Vattimo z kolei uważa, iż skok w
„bezgrunt śmiertelności” jest An-denken, czyli Heideggerowskim „rozpamiętywaniem” tradycji
myślenia44. Jego „hermeneutyczny nihilizm” zanurzony jest w tak rozumianej losowości i dokonuje w
niej ciągłej pracy „wyzwalania”.
Owa „kontynuacja” nie jest jednak absolutnym principium w myśleniu Vattimo. Wszak, jak
pisałem, stawia on Gadamerowi zarzut, iż lekceważy on bardziej profetyczny i mniej „oswojony”
wymiar myśli Heideggera, do którego zalicza również teorię rozbijającego ową ciągłość
doświadczenia estetycznego u autora Bycia i czasu (w ten sposób Gadamerowska „krytyka zastanego
porządku rzeczy (…) wydaje się stopniowo łagodnieć, aż do zupełnego wygaśnięcia”45). Nie oznacza to
bynajmniej, że Vattimo czy Rorty są – jeśli odnieść się do narzucającego się tutaj kontekstu – jakimiś
„subwersywnymi” krytykami społecznym. Ten drugi odżegnuje się od teoretyzującej krytyki
społecznej oraz wprost opowiada się za demokracją liberalną i ideałami socjaldemokratycznymi,
krytyka „zastanego porządku” (pomijam tutaj jego wypowiedzi ściśle polityczne) pojawia się u niego
szczególnie w przywołanym już wcześniej doświadczeniu romance. Innymi słowy: krytyka tego, co
zastane, u Vattimo i Rorty'ego ma swoje miejsce, ale i jest ograniczana poprzez to, z czym się w tym
porządku identyfikują (obaj się do tego przyznają). Nie interesują się oni w tym stopniu, co na
przykład Jacques Derrida, „absolutną innością”, czyli chęcią dyskursywnego zainscenizowania
paradoksalnej sytuacji „oczekiwania” na to, co nieprzewidywalne (całkowicie inne). O tym właśnie
42G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 55. 43 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 430. 44 G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 110. 45 Tamże, s. 132.
51
mówi John Caputo46 w wywiadzie zamieszczonym w After the Death of God (abstrahuję od
wartościowania zawartego w tej ironizującej i ciekawej opinii): „Rorty nie wprowadza
wystarczającego dystansu między istniejącą demokracją a tą, która ma przyjść (democracy to come)
(…) Vattimo jest zbyt skłonny do twierdzenia, że wszystko sprowadza się do dążenia ku naszej religii
(achieving our religion), to znaczy (…) ku »chrześcijaństwu«”47. Oboje więc, mówi dalej Caputo,
potrzebują myślenia o tym, co Levinas i Derrida nazywają tout autre, „całkiem innym”. Vattimo i
Rorty mają więc pewne wyobrażenie kultury czy społeczeństwa, różne od tego, co zastane, ale i to, co
zastane, traktują jako swój los i to na nim dokonują (odmiennej) „pracy”. Oboje żywią więc pewną
trudną nadzieję – która nie jest paradoksalnym oczekiwaniem absolutnie innego ani radosną
twórczością romantycznego „stwórcy” – mocno związaną z tym, co jest ich losem.
W rozmowie między filozofami w książce The Future of Religion pojawia się problem tego, co
„klasyczne”, co dla jakiejś wspólnoty (choćby najmniejszej) staje się fundamentem wzajemnego
dialogu czy punktem odniesienia. Vattimo mówi o „klasyczności” jako o tym, co „stało się [dla jakiejś
grupy] modelem, bez żadnego ufundowania”. Rorty wyciąga z tego pragmatystyczny wniosek, iż coś
jest klasyczne „z powodu efektu, jaki na nas wywiera, a nie źródła, z jakiego pochodzi”. Włoski filozof,
choć widzi konieczność takiego rozumienia klasyczności, to wskazuje przede wszystkim, iż „wciąż
istnieje problem podstawy, na jakiej akceptuję lub odrzucam twoje uwagi”48. Widać tutaj dokładnie
różnicę między Vattimo i Rorty'm, choć aby ją uwydatnić, posłużę się daleko idącym uproszczeniem.
Jeśli „dlatego, że pokolenia następują po sobie w naturalnym rytmie narodzin i śmierci, bycie jest
zapowiedzią, która jest przekazywana”49, to włoskiego filozofa interesuje szczególnie rola odbiorcy
przesłania z przeszłości, a filozofa amerykańskiego – rola „silnego poety”, który jest nadawcą do
przyszłych i nieznanych adresatów. Są to dwie strony tego samego medalu, dwa związane ze sobą
aspekty owej „klasyczności”. Mówi o tym zresztą sam Vattimo w tekście Aktualność Heglowskiego
myślenia o polityce. „Klasycznością” jest to, co – podejmując jakiekolwiek działanie, wyznając
jakiekolwiek przekonania – zakładamy, co „»koresponduje« z pewnymi oczekiwaniami i
koniecznościami zakorzenionymi w naszej wspólnej przeszłości”. Jednakowoż „w uznaniu, że coś jest
46 Bielik-Robson zrównuje poglądy Rorty'ego i Caputo (zob. tejże, dz.cyt., s. 430). Można by skrótowo powiedzieć, że – w obrębie tej narracji (co nie wyklucza innych ujęć) – na mapie współczesnej filozofii w interesującym mnie tutaj zakresie Rorty stoi dla mnie raczej obok Vattimo niż obok Caputo – i na tym polega moje przesunięcie Rorty'ego w obrębie projektu polskiej filozofki. 47 J. D. Caputo, The Power of the Powerless. Dialogue with J. D. Caputo, [w:] J. W. Robbins (red.), After the Death of God, New York 2007, s. 125. G. Vattimo rozwija bowiem swoją wizję hermeneutyki nihilistycznej także jako efekt refleksji nad chrześcijańską kenosis – „opróżnienie” się Chrystusa na krzyżu z boskości kojarzone jest z „nihilistycznym” (w niepejoratywnym, oczywiście, sensie) zwijaniem się metafizyki, utratą fundamentów we współczesnym świecie jako oddaniem świata człowiekowi (por. np. M. Januszkiewicz, dz.cyt., s. 92-94). 48 R. Rorty, G. Vattimo, S. Zabala, Dialogue. What Is Religion's Future After Metaphysics?, [w:] S. Zabala (red.), The Future of Religion, New York 2005, s. 60-61. 49 G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 111.
52
dobre dla nas, zawarty jest element projektowości, która oczekuje na to, by stać się »klasyczną« (…)
ponieważ rości sobie prawo ważności dla tego »my«, którego nie da się po prostu utożsamić z tym
»my«, którym aktualnie jesteśmy”50. Rorty'ego interesuje więc szczególnie ów „element
projektowości”. Kiedy mówi on o tym, iż wielkie dzieła literackie najpierw nas przepisują, przenoszą
nas poza granice wyobraźni, to oczywiście zależy mu na tym, by lektura tego dzieła przyniosła „coś
nowego”. Nie oznacza to, że „silny poeta”, wykorzystując owe dzieła, nie obawia się tego, że zostanie
jedynie „przypisem” do swojego prekursora. Co więcej, nie można tworzyć ex nihilo, twierdzi Rorty,
trzeba zatem zawsze odnieść się (świadomie czy nieświadomie) do jakiegoś poprzednika. „Silny
poeta” nie wie jednak, czy dla tych, co przyjdą po nim, te jego „inspiracje” (bycie po części
stworzonym przez swój czas, a więc bycie podmiotem przygodnym) nie uczynią go po prostu
„wtórnym”.
Rortiański „silny poeta” odczuwa zatem lęk przed wpływem tych, którzy nastąpią, troszczy się
o własne przeżycie. Zapisane „ja” poetyckie, oddając się innym, musi „w pewnym momencie (…) zdać
się na dobrą wolę tych, którzy będą żyć inaczej i będą pisać inne wiersze”51. Jest to pewien aspekt
„zadłużenia u poetyckich przodków [będącego dla Blooma] (…) głównym źródłem lęku przed
wpływem”52. Prekursorzy z konieczności w jakiejś mierze „więżą” poetę, chcącego zapewnić swojemu
„ja” przeżycie w przyszłości, w innych warunkach, dla innych ludzi. Jednakowoż nie można uciec od
losu/przygodności: „silny poeta”, Rorty odwołuje się tu znów wprost do Blooma, znajdzie się „»z
nimi«, przyszłymi poetami żyjącymi na [jego] (…) koszt, tak jak on żył na koszt swych
poprzedników”53. Zauważmy więc, jak ściśle Rorty łączy tutaj oba aspekty – wpływu na „silnego
poetę” (tego wszystkiego, co go ukształtowało: innych twórców, świata, w którym żył itd.) oraz jego
chęci przeżycia. Z przygodności, z którą każdy się styka, z prze-właszczalnego świata oraz zadłużając
się wobec prekursorów, poeta tworzy siebie i próbuje przetrwać – tę postawę połączenia
przygodności i nowości najdobitniej oddaje ten fragment Przygodności...: „w świadomej potrzebie
silnego poety, by dowieść, że nie jest kopią ani repliką, dostrzeżemy tylko szczególną postać
nieświadomej potrzeby, jaką odczuwa każdy z nas: potrzeby uporania się ze ślepym znamieniem,
którym naznaczył nas przypadek, stworzenia sobie jaźni poprzez opisanie na nowo tego znamienia w
kategoriach będących, może w niewielkim stopniu, ale naszymi własnymi”54. Trudno uznać to albo za
porzucenie kwestii podmiotowości (i oddanie się swobodnemu przepływowi przygodności), albo za
radosną poetycką kreację, mającą na celu jedynie zdominować innych.
50 G. Vattimo, Aktualność Heglowskiego myślenia o polityce, [w:] A. Przyłębski (red.) Filozofia polityczna Hegla. Istota, aktualność, kontynuacje, Poznań 2007, s. 25. 51 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 79. 52 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 317. 53 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 79. 54 Tamże, s. 80.
53
W Przygodności... Rorty wprowadza znamienne rozróżnienie (któremu, w poniższym
rozumieniu, będę tutaj wierny, nie wnikając w jego – oczywiste i złożone – implikacje filozoficzne):
„pomiędzy nami a światem, brutalną siłą i nagim cierpieniem zachodzi relacja innego rodzaju niż ta,
która istnieje pomiędzy nami a osobami”55.
O ile z ludźmi radzić możemy sobie za pomocą języka, konwersacyjnie, to świat nas – jak
ujmuje to Amerykanin w pracy Filozofia a zwierciadło natury – jedynie „popycha”, żadna jego
reprezentacja (językowe przedstawienie) nie ustanawia z nim bezpośredniego kontaktu: „Cóż to, że
jesteśmy popychani, ma wspólnego z obiektywnością, trafnym przedstawianiem czy korespondencją?
Myślę, że nic, o ile tylko nie miesza się kontaktu z rzeczywistością (relacji przyczynowej,
nieintencjonalnej i neutralnej-względem-ujęcia) z zajmowaniem się rzeczywistością (opisywaniem,
wyjaśnianiem, przewidywaniem i przekształcaniem jej, co zawsze wymaga jakiegoś ujęcia)”.
Odrzucenie koncepcji zwierciadlanej – trafnej reprezentacji rzeczywistości – nie implikuje więc
„niewrażliwości na bezwzględność rzeczy”, na „niezapośredniczony nacisk”56.
Rorty, oddzielając świat „osób” i „rzeczy”, twierdzi, iż w świecie ludzkim „wpływ” może być
przezwyciężony: „Za pomocą tej strategii [przejęcia, przekształcenia języka] można radzić sobie
jedynie z innymi osobami – na przykład z rodzicami, bogami i poprzedzającymi nas poetami”57.
Właśnie w przestrzeni Poezji (pisanej wielką literą, bo rozumianej jak najszerzej, niemal jako synonim
twórczej wyobraźni) istnieje ta możliwość. Poezja bowiem „to jedyna władza nad światem, jaką
możemy mieć nadzieję uzyskać”58. Jednak owa poetycka nadzieja na stworzenie siebie – stworzenie
więc kogoś nowego wbrew (ale i dzięki) przygodnościom – jest zawsze „jedynie” projektem ze
względu na naszą skończoność. Wyrażając siebie, nie przestaję być wśród ludzi, muszę być więc dla
nich zrozumiały. Każdy mój „tekst” (również w szerokim rozumieniu tego słowa, czyli jako
„wydarzenie mentalne”) niczym przecież w istocie swej nie jest i nie mam kontroli nad tym, czym się
stanie. Mogę jedynie lepiej lub gorzej przewidywać sensy, jakie uzyska on w mojej, nietrwałej,
55 Tamże, s. 76. 56 R. Rorty, Filozofia a zwierciadło natury, Warszawa 1994, s. 333. Jak pisze Jerzy Kmita, „Interpretator (…) zawsze liczy się z pewnym »tam« (»there«) spoza [językowej] tkaniny, a językowe wyłuskanie z obszaru owego »tam« stosownych elementów świata (…) dopiero wtedy liczy się jako efektywne, kiedy elementy te występują w roli członów związków przyczynowych” (J. Kmita, Wymykanie się uniwersaliom, Warszawa 2000, s. 86). „Bryły” („grudki” w innym tłumaczeniu), czyli wydarzenia fizykalne, są jakoś lingwistycznie wyodrębnianie przez ludzi i łączone następnie w przyczynowe związki. Tak nauki przyrodoznawcze kształtują swój dyskurs, który ma na celu kontrolowanie i przewidywanie naszego otoczenia (zob. tamże, s. 83). Nie oznacza to jednak, że owa „nauka” mówi o tym, czym świat w istocie jest. Jest to po prostu pewien użytek uczyniony z „bycia człowiekiem” poddanym na wpływ bodźców płynących z otoczenia. To znaczy jednocześnie, iż „wydarzenia mentalne stanowią nadbudowany jakoś nad wydarzeniami fizykalnymi składnik świata” (tamże). Zaznaczam, że uwagi te dotyczą konkretnego, cytowanego tutaj, tekstu Rorty'ego, a nie całości jego filozofii. 57 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 76. 58 Tamże.
54
„wspólnocie kulturowej”. Zaledwie dwie strony po przywołanej powyżej entuzjastycznej apologii
poezji Rorty mówi za Bloomem: „nawet najsilniejsza poetka nie tylko żeruje na swoich
poprzednikach, nie tylko jest w stanie dać początek jedynie niewielkiej części siebie, ale także zdana
jest na życzliwość wszystkich tych nieznajomych osób gdzieś tam w przyszłości”59.
Według Rorty'ego między (na przykład) metalem a dziełem literackim nie ma ontologicznej
różnicy: „pragmatyści (…) całkowicie (…) uznają ślepą, pozaludzką, przyczynową nieustępliwość złota
bądź tekstu [w szerokim sensie tego słowa – przyp. T. U.] (…) Przedmiot, owszem, może (…) sprawić,
że posiadamy przekonania, ale nie może nam podsuwać, jakie one mają być. Może jedynie
zachowywać się w taki sposób, że uruchomi nasze procedury polegające na wprowadzeniu
zaprogramowanych zmian w zakresie przekonań”60. Mamy tutaj znów do czynienia z
„niezapośredniczonym wpływem” – tekst „sam z siebie” nie mówi, silny poeta może jedynie, będąc
skazanym na własną przygodność, mieć nadzieję (przypominam: to ważne dla Rorty'ego słowo), że to,
co czyni, jest nowe, że tworzy naprawdę siebie.
W Przygodności... to, co „pozajęzykowe”, jest dla człowieka głównie zagrożeniem: „wobec
tego, co pozaludzkie, pozajęzykowe, tracimy zdolność przezwyciężenia przygodności i bólu poprzez
zawłaszczenie i przekształcenie, pozostaje nam jedynie zdolność uznania przygodności i bólu”61 (owo
„uznanie”, jak się okaże, jest jednak według Amerykanina niemożliwe). Albo: „cierpienie jest
zjawiskiem pozajęzykowym: jest tym, co nas, istoty ludzkie, wiąże z nieużywającymi języka
zwierzętami”62. Zaznaczam jedynie, że nie chodzi tutaj o ból „czysto fizyczny”, gdyż według
Amerykanina na przykład pozbawienie drugiego człowieka jego „auto-opisu” może być
okrucieństwem, formą poniżenia63. Tym samym „pozajęzykowość” bólu dotyczy ludzkiej utraty
zdolności do używania języka, naszej jedynej ochrony.
Do tej podmiotowej sytuacji odwołuje się w swojej książce o Rorty'm Alan Malachowski,
określając ją jako bycie wśród „Nawałnicy Bytu” („the Storm of Being”, co jest – rzecz ciekawa – aluzją
do piosenki Boba Dylana). Według badacza z Rortiańskiego projektu wyciągnąć można następującą
lekcję: jeśli świat jest niemą siłą, nad którą nie mamy „sprawczej mocy”, to powinniśmy nieustannie
szukać sposobów na przesunięcie „granic między nami i »pozajęzykowym«”. Innymi słowy: „nie
59 Tamże, s. 78. 60 R. Rorty, Teksty i grudki, [w:] tegoż, Obiektywność, relatywizm i prawda. Pisma filozoficzne. Tom I, s. 127-128. 61 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 76. 62 Tamże, s. 152. 63 Zob. S. Žižek, Patrząc z ukosa. Do Lacana przez kulturę popularną, Warszawa 2003, s. 234.
55
mając (…) kontroli nad Nawałnicą Bytu, musimy określić [assess] »priorytety« w naszym wspólnym
wśród niej [within it] życiu”64.
Niemy świat nic od nas nie chce, nie mówi – taką odczarowaną wizję świata proponuje Rorty.
Jednak według Amerykanina człowiek nie może do końca „uznać” przygodności jako takiej, zawsze
jest w nim jakieś pragnienie konieczności – w kulturze, w której zatriumfowałaby ostatecznie Poezja,
„przyjętą definicją wolności byłoby uznanie (recognition) przygodności, a nie konieczności (…)
Prawdopodobnie jednak kultura taka jest niemożliwa”65. Niemożliwe jest więc także „ostateczne
wyrzeczenie się poglądu, że »na zewnątrz« odnaleźć można nie tylko przemoc i ból, ale również
prawdę”66. Na tym polega ludzkie spotkanie ze śmiertelnością, które jest przecież bolesne,
traumatyczne i wywołuje potrzebę „usensownienia”. Jeśli dla Rorty'ego Nietzscheańskie „tak
chciałem” silnego poety wobec poprzedników jest niemożliwe, to i świat oczywiście nie „znika” dla
człowieka wskutek poetyckiej mocy. Trwa, nie mogąc nic o sobie powiedzieć, ale my – nie potrafiąc z
kolei wyzbyć się pragnienia konieczności – zadajemy mu pytanie „czego chcesz?”67 (a więc pytanie,
które wychodzi, ściśle rozumując, poza język, poza Poezję, co oznacza również, iż Poezja nam, wobec
świata, „nie wystarcza”, choć tego – jeśli zgadzamy się z Rorty'm – pragniemy).
„Pozajęzykowe” „zagraża” tożsamości podmiotu, ale nie zawsze przynosi ból. Niekiedy owo
„zagrożenie” jest możliwością rozwoju, a nie siłą nieodwołalnie destrukcyjną. Chodzi mi oczywiście o
wspominane doświadczenie romance, którego jednym ze źródeł może być literatura. Rorty odwołuje
się w tej sprawie, jak pisałem, do Allison, kojarzącej owo doznanie z byciem „sam na sam z naszą
śmiertelnością”68. Jest to swoiste „objawienie”, będące miksturą z różnych niejasnych doznań –
„wiary, nadziei bądź miłości (a czasami wściekłości)”69 – i łączące się w jedną intuicję: człowieka,
64 A. Malachowski, Richard Rorty, Princeton 2002, s. 128-129. 65 Zob. R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 76. 66 Tamże. 67 Oczywiście jest to aluzja do słynnego Lacanowskiego pytania „czego chcesz?” („che voi?”). Sądzę, że można pokusić się o hipotezę, że w tym miejscu istnieje „punkt napięcia” między Rorty'm a francuskim myślicielem (choć autor Przygodności... zdecydowanie dystansował się od związków z tą tradycją psychoanalityczną). Oczywiście, moja narracja o Rorty'm starała się ukazać obecną w jego myśli – choć, jak się wydaje, z czasem coraz rzadszą – refleksję na wpływem „rzeczy” na ludzi (Lacan mówiłby tu oczywiście o roli „Realnego”). Motywacją ku temu nie był prymarnie „trop” Lacanowski, lecz „romantyczny” (w rozumieniu Bielik-Robson). Jednakowoż te dwie linie schodzą się u polskiej filozofki, czyniąc stawianą tutaj hipotezę jeszcze ciekawszą: „Przemawiając językiem siły i traumy [romantyczna natura], w istocie chce (…) czegoś zupełnie innego, co dać jej może tylko byt słaby, zależny i cierpiący: jedyny byt, który na siłę nie odpowiada natychmiastowo siłą, lecz w obliczu urazu »bierze czas« i samemu sobie zadaje pytanie, najgłębsze, najbardziej misteryjne pytanie lacanowskie – che voi?” (A. Bielik Robson, dz.cyt., s. 496). Por. W. Egginton, Keeping Pragmatism Pure: Rorty with Lacan, [w:] W. Egginton, M. Sandbothe (red.), The Pragmatic Turn in Philosophy. Contemporary Engagements between Analytic and Continental Thought, New York 2004, s. 187-222. 68 Cyt. za: R. Rorty, Wiara religijna, s. 28. 69 Tamże, s. 29.
56
któremu życie ma do zaoferowania więcej, niż sobie wyobrażał. Zatem Rortiańskie „pozycjonowanie
się” wobec „pozajęzykowego” jest ambiwalentne, przepojone sprzecznymi emocjami i konotacjami.
Poezja, jako jeden z czynników wywołujących doznanie romance, nie jest wcale nazwą
odrębnego od innych bytu – jest swoistym nastawieniem, sposobem życia, w ramach którego
człowiek tworzy siebie i świat na nowo. Takie pragnienie jest (powinno być) w każdym z nas, ale –
oczywiście – są ci wyjątkowi, „silni poeci”, którzy w sposób często przez samych siebie
nieprzewidziany stworzyli słowniki dla przyszłych pokoleń. Bloom jest o tyle w tym kontekście ważny
dla Rorty'ego, że dokonuje „odbóstwienia” takich silnych poetów. Dla Amerykanina oznacza to, że
możemy tych twórców „wielbić” (idolize)70, uważać ich za „wielkich” ludzi, bez trwałego ograniczania
siebie (czyli cenić ich za to, iż pozwolili nam odkryć coś ważnego w naszym życiu). Innymi słowy
pozwala to uchronić silnych poetów od roli twórców jakiegoś quasi-uniwersalnego słownika.
Poetycka siła jest więc i „życiodajna”, i „odbóstwiona”. Ambiwalencja tej sytuacji zasadza się
na tym, że poezja nie może – jak już pisałem – zatriumfować ostatecznie nad filozofią. Tym samym,
mówi za Larkinem Rorty, „patos skończoności” będzie zawsze obecny w ludzkim życiu: ani nigdy nie
przezwyciężymy przygodności, ani nie staniemy wobec niej w czystym uznaniu. W przygodności jest
najbardziej absurdalne cierpienie i zagrożenie dla jednostkowości, ale i źródło poetyckiej siły.
Jednakowoż Rorty nie postuluje w zamian naiwnej od niej (przygodności) ucieczki, nie wierzy również
w możliwość pełnej na nią zgody. Amerykański filozof proponuje inny projekt: „patos nieskończoności
(…) zrozumiemy najlepiej, gdy zinterpretujemy go nie jako porażkę (…) lecz jako świadomość, że w
pewnym momencie człowiek musi zdać się na dobrą wolę tych, którzy będą żyć inaczej i będą pisać
inne wiersze (…) wówczas zadowolimy się uznaniem życia każdego człowieka za zawsze
nieukończone, acz czasem heroiczne (…) w świadomej potrzebie silnego poety, by dowieść [podkr. -
R.R.], że nie jest kopią ani repliką, dostrzeżmy tylko szczególną postać nieświadomej potrzeby (…)
uporania się ze ślepym znamieniem, którym naznaczył nas przypadek, stworzenia sobie jaźni poprzez
opisanie na nowo tego znamienia w kategoriach będących, może w niewielkim stopniu, ale naszymi
własnymi”71.
W moim przekonaniu w tym kontekście myśl Rorty'ego bliska jest filozofii Gianniego Vattimo,
mówiącej o świecie „prze-właszczalnym”, gdzie – jak w Duchu powierzchni pisała Bielik-Robson –
umieszcza on swój „słaby byt”, którego „egzystencja tworzy się w czasie, subtelnie i niezauważalnie,
zlepiona z tego wszystkiego, co się jej losowo »przygodziło«”72. Ponadto, Poezja jest dla Rorty'ego
ludzką – nie mamy innej – odpowiedzią na bolesną (niemą i ślepą) przygodność świata. Także i my
70 R. Rorty, Wielkie dzieła…, dz. cyt., s. 326. 71 Tamże, s. 79-80. 72 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 435.
57
jesteśmy „jedynie” produktem przypadku, z którego z kolei wywodzi się również moc Poezji, będącej
domeną przygodności, a nie – ograniczającej tworzącego siebie człowieka – konieczności.
Jednakowoż człowiekowi zawsze będzie towarzyszył ów „patos skończoności”, gdzie Poezja – choć
jest domeną przygodności – będzie stawała przed pytaniem o konieczność: „ostateczne zwycięstwo
metaforyki autokreacji nad metaforyką odkrycia”73, choć pożądane, nie jest dla Rorty'ego możliwe.
Innymi słowy: człowiek wobec świata i (pozajęzykowego, jak chciał Amerykanin) bólu zadawał będzie
zawsze pytania o ich sens, nie uzyska jednak odpowiedzi. W tej sytuacji trzeba według filozofa – jak
pisałem – „zdać się na dobrą wolę tych, którzy będą żyć inaczej i będą pisać inne wiersze”, a świat –
jak sugerował Malachowski – poetycko przepisywać (przemieszczając granice między „nim” a
„nami”).
Jednak Rorty niejednokrotnie mówił będzie wprost, że to nie świat nas ogranicza, to jedynie
my nie możemy wyjść poza granice własnej wyobraźni, a o owym „na zewnątrz” nie powinniśmy
nawet wspominać (jeśli nie chcemy być „metafizykami”). W Pragmatyzmie a romantyzmie czytamy (i
w takim tonie utrzymany jest cały ten tekst): „nie ma otaczającej ściany zwanej Rzeczywistością. Nie
ma na zewnątrz języka nic, do czego usiłowałby on się dostosować”74. Czy zatem między omawianymi
powyżej fragmentami Przygodności... (szczególnie rozdziałem Przygodność jaźni) czy Filozofii a
zwierciadła natury a przywołanym przed chwilą tekstem jest sprzeczność? Myślę raczej są to dwie,
różne, deskrypcje doświadczenia „niewystarczalności wyobraźni”, które towarzyszy ludziom i – Rorty
oczywiście wiedział o tym – towarzyszyć im będzie. Tylko w idealnym świecie powstają bowiem
idealne jego opisy (a jeśli przyjęlibyśmy istnienie takowych, bylibyśmy – w oczach Amerykanina –
metafizykami). Człowiek według głównego bohatera tego szkicu może odwoływać się albo do
poetyckiej przygodności (szukać nowych dróg opisu), albo zadawać filozoficzne pytania o to, co
„rzeczywiście rzeczywiste”75. W Przygodności jaźni amerykański filozof oddał się zniuansowanej
narracji na temat tego, niezbywalnego, dylematu. Z kolei w Pragmatyzmie a romantyzmie odwołał się
do swojego typowo perswazyjnego i utopijnego dyskursu, w ramach którego na sformułowaną przez
siebie alternatywę udzielił takiej odpowiedzi, jakiej udzieliłby w takiej sytuacji „zawsze” (to znaczy z
pewnością po Filozofii a zwierciadle natury): należy odrzucić pytanie o rzeczywistość, zająć się Poezją.
Jak widać, Rorty nie posługiwał się tylko jednym „stylem”, bywał ambiwalentny: przechodził
od pochwały świata odczarowanego, przez pesymizm związany z utratą jednostkowości i entuzjazm
tworzenia nowych słowników i autointerpretacji, aż po jakiś moment „epifanijny” (romance) lub
utopijną wizję jednostkowości zależnej od nieznanej wspólnoty „tych, którzy przyjdą”. Postrzeganie
73 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 76. 74 R. Rorty, Pragmatyzm a romantyzm, [w:] tegoż, Filozofia jako polityka…, dz. cyt., s. 173. 75Tamże, s. 176.
58
go właśnie jako myśliciela „różnojęzycznego” jest, według mnie, interesującym pomysłem
interpretacyjnym, zbieżnym zresztą – choć to już zupełnie inna historia – z jego skomplikowaną drogą
intelektualnego rozwoju.
Bibliografia:
Bielik-Robson A., Duch powierzchni. Rewizja romantyczna i filozofia, Kraków 2004.
Brandom R. B. (red.), Rorty and His Critics, Oxford 2000.
Brandom R. B., Vocabularies of Pragmatism: Synthesizing Naturalism and Historicism, [w:] R. B.
Brandom (red.), Rorty and His Critics, Oxford 2000, s. 156-183.
Buksiński T. (red.), Wspólnotowość wobec wyzwań liberalizmu, Poznań 1995.
Caputo J. D., The Power of the Powerless. Dialogue with J. D. Caputo, [w:] Robbins J. W. (red.), After
the Death of God, New York 2007, s. 114-162.
Dybel P., Granice rozumienia i interpretacji. O hermeneutyce Hansa-Georga Gadamera, Kraków 2004.
Egginton W., Keeping Pragmatism Pure: Rorty with Lacan, [w:] Egginton W., Sandbothe M. (red.), The
Pragmatic Turn in Philosophy. Contemporary Engagements between Analytic and Continental
Thought, New York 2004, s. 187-222.
Egginton W., Sandbothe M. (red.), The Pragmatic Turn in Philosophy. Contemporary Engagements
between Analytic and Continental Thought, New York 2004.
Gadamer H.-G., Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej, Warszawa 2004.
Heidegger M., Bycie i czas, Warszawa 1994.
Januszkiewicz M., Filozofia i etyka interpretacji (Gianni Vattimo), [w:] tegoż, W-koło hermeneutyki
literackiej, Warszawa 2007, s. 80-94.
Januszkiewicz M., W-koło hermeneutyki literackiej, Warszawa 2007.
Kmita J., Wymykanie się uniwersaliom, Warszawa 2000.
Malachowski A., Richard Rorty, Princeton 2002.
Przyłębski A. (red.), Filozofia polityczna Hegla. Istota, aktualność, kontynuacje, Poznań 2007.
59
Robbins J. W. (red.), After the Death of God, New York 2007.
Rorty R, Przygodność, ironia i solidarność, Warszawa 2009.
Rorty R., Filozofia a zwierciadło natury, Warszawa 1994.
Rorty R., Filozofia jako gatunek przejściowy, [w:] tegoż, Filozofia jako polityka kulturalna, Warszawa
2009, s. 145-166.
Rorty R., Filozofia jako polityka kulturalna, Warszawa 2009.
Rorty R., Obiektywność, relatywizm i prawda. Pisma filozoficzne. Tom I, Warszawa 1991.
Rorty R., Pragmatyzm a romantyzm, [w:] tegoż, Filozofia jako polityka kulturalna, Warszawa 2009, s.
167-186.
Rorty R., Response to Brandom, [w:] R. B. Brandom (red.), Rorty and His Critics, Oxford 2000, s. 183-
190.
Rorty R., Teksty i grudki, [w:] tegoż, Obiektywność, relatywizm i prawda. Pisma filozoficzne. Tom I,
Warszawa 1991, s. 119-139.
Rorty R., Vattimo G., Zabala S., Dialogue. What Is Religion's Future After Mtaphysics?, [w:] Zabala S.
(red.), The Future of Religion, New York 2005, s. 55-81.
Rorty R., Wiara religijna, odpowiedzialność intelektualna i romantyczność, [w:] Buksiński T. (red.),
Wspólnotowość wobec wyzwań liberalizmu, Poznań 1995, s. 13-32.
Rorty R., Wielkie dzieła literackie jako źródło inspiracji, „Literatura na Świecie” 2003/9-10.
Tartaglia J., Routledge Guidebook to Rorty and the Mirror of Nature, New York 2007.
Vattimo G., Aktualność Heglowskiego myślenia o polityce, [w:] Przyłębski A. (red.), Filozofia polityczna
Hegla. Istota, aktualność, kontynuacje, Poznań 2007, s. 17-25.
Vattimo G., Beyond interpretation. The Meaning of Hermeneutics for Philosophy, Stanford 1997.
Vattimo G., Koniec nowoczesności, Kraków 2006.
Zabala S. (red.), The Future of Religion, New York 2005.
Žižek S., Patrząc z ukosa. Do Lacana przez kulturę popularną, Warszawa 2003.
60
Adam Czaja
aczowy@gmail.com
Kompleks ofiary- oprawcy. Walc z Baszirem (2008) Ariego Folmana jako przykład kształtowania się
tożsamości pod wpływem doświadczenia wojennego
W 2008 roku na ekrany wszedł film, który mógł wywołać prawdziwą burzę. Walc z Baszirem
Ariego Folmana poruszał trudny temat odpowiedzialności Izraela za masakrę w Sabrze i Shatili, a
przypadek sprawił, że światowy obieg tego dzieła zbiegł się w czasie z kolejnym konfliktem arabsko-
izraelskim. W filmie reżyser nie tylko miał odwagę ukazać swój kraj w roli prześladowcy słabszego
narodu, ale posunął się do porównania obozu uchodźców wojennych z Bejrutu do getta
warszawskiego, a najazdu na Liban do zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę. Wyrafinowana
forma artystyczna filmu sprawiła, że zaistniał on przede wszystkim na ekranach ambitnych festiwali
oraz w tekstach krytyków filmowych, zaś przenikający go duch pacyfizmu i trudność podejmowanego
tematu ograniczyły możliwości wywołania szerokiej debaty publicznej. Walc z Baszirem stanowi
jednak ciekawy i wartościowy wkład w stale toczącą się dyskusję na temat istoty wojny.
Folman, wypowiadając się przez swoje dzieło, wysuwa postulat nieużywania miary
matematycznej do szacowania krzywd wojennych. Bilans ofiar poniesionych przez naród nie
powinien ani umniejszać odpowiedzialności za własne zbrodnie owego narodu, ani ich
usprawiedliwiać. Reżyser zrównuje każdą zbrodnię przeciw ludzkości – a jest to głos członka
zbiorowości, która padła ofiarą Holokaustu1.
W kontekście dzieła Folmana powracają wielokrotnie analizowane problemy z pogranicza
antropologii, psychoanalizy i filozofii: istoty dobra i zła (rozważane choćby przez Nietzschego i
Freuda), degenerowania się ludzkiej natury w skrajnych warunkach (obecne w prozie Conrada czy
Borowskiego) lub kwestia odpowiedzialności za winy poprzednich pokoleń. Ostatnie zagadnienie
znane jest od zamierzchłych czasów – czy dokładnie tej tezy nie problematyzuje znany biblijny cytat
1 Więcej na temat filmu Folmana w recenzji: A. Czaja, Wspomnienia z wojny, „16mm”, kwiecień 2009, nr 10, s. 36.
61
„Krew jego na nas i na dzieci nasze”(Mt 27,25)?2 Jednak Walc z Baszirem zwraca również uwagę na
problem znacznie słabiej rozpoznany we współczesnym świecie – obrazuje proces powstawania i
wpisywania się w ludzką tożsamość pozornie sprzecznego konstruktu: hybrydy ofiary i oprawcy.
Kryzys XX wieku
Genezą opisywanego w tej pracy zjawiska jest doświadczenie dwudziestego wieku – okresu
masowych wojen i ludobójstw – które położyło kres dominującemu światopoglądowi i wywarło
nieodwracalny wpływ na ludzką tożsamość. Świadomości ogromnej skali dokonywanych zbrodni
towarzyszyły częstokroć urazy psychiczne – szczególnie dotyczyło to ofiar bezpośrednich represji i
żołnierzy walczących na froncie, ale też świadków przemocy3.
Owa nadwyżka traumatycznego doświadczenia narodów zmuszała do próby uporania się z
tym nadmiarem – albo przemilczeniem i wyparciem, albo stawieniem czoła bolesnej przeszłości przez
analizę przyczyn kryzysu jaki ogarnął ludzkość, przedefiniowanie takich pojęć jak naród czy państwo i
określenie na nowo ich ról. Krótko mówiąc, na masową skalę zaczęły zachodzić mechanizmy
opisywane przez freudowską psychoanalizę – rozpamiętywanie i żałoba, które mogą doprowadzić do
uporania się z urazem. W obliczu wspólnego doświadczenia wojennego sens konfliktów zbrojnych
został zakwestionowany, a tradycyjne nacjonalistyczne przeciwstawienie swój- obcy4 na chwilę
zachwiane. Zamiast tego na pierwszy plan wyszły pozbawione takich opozycji kategorie oprawcy i
ofiary wojennej.
Zgodzenie się na status ofiary, oskarżającej swoich prześladowców i domagającej się
sprawiedliwości, przychodziło naturalnie – szczególnie krajom mocno poszkodowanym przez wojnę,
jak Polska czy Czechosłowacja. Wprawdzie wiązało się to ze wstydliwym uznaniem własnej słabości,
nieumiejętności obrony przed agresorem, lecz pozwalało na postulowanie niewinności i poniesionej
krzywdy. Jak pisze Judith Herman, ofiara „domaga się od nas, byśmy wzięli na siebie część jej
cierpienia. Ofiara żąda działania, zaangażowania i pamięci”5. Jednak przyjęcie wyłącznie takiej roli
okazało się niewystarczające.
2 O naturze zła pisał też Lech Witkowski w tekście Chytrość zła: między deficytem i uwiedzeniem, [w:] L. Witkowski (red.), Edukacja wobec sporów o (po)nowoczesność, Warszawa 2007, s. 153-158. 3 Więcej na ten temat w: J. L. Herman, Przemoc. Uraz psychiczny i powrót do równowagi, Gdańsk 2004. Szczególnie w podrozdziale Urazowe nerwice wojenne, s. 30-38. 4 Opisywał je Jan Stanisław Bystroń w pracy Megalomania narodowa, [w:] J. S. Bystroń (red.), Tematy, które mi odradzano. Pisma etnograficzne rozproszone, Warszawa 1980. 5 J. L. Herman, Przemoc. Uraz psychiczny i powrót do równowagi, Gdańsk 2004, s. 18.
62
O ile określenie się mianem niewinnej ofiary było pierwszą reakcją na koniec wojny, to
utożsamienie się z oprawcą przebiegało znacznie ciężej – „chcąc uniknąć odpowiedzialności za swoje
zbrodnie, sprawca robi wszystko, co w jego mocy, by doszło do zapomnienia. Głównymi jego
sprzymierzeńcami są tajemnica i milczenie”6. Proces godzenia się na piętno oprawcy był równie
nieprzyjemny, co nieuchronny. W czarno-białym obrazie drugiej wojny światowej pojawiły się
odcienie szarości pod postacią takich kwestii, jak problem odpowiedzialności państwa polskiego za
los jego żydowskich obywateli (szczególnie w kontekście przedwojennego antysemityzmu), zdrada
aliantów, w końcu próby przedstawiania również Niemców w roli poszkodowanych – ofiar faszyzmu,
wypędzeń, rozstrzygnięć pierwszej wojny światowej… Nastąpiła konieczność syntezy dwóch
sprzecznych sobie doświadczeń – trudny i wolno postępujący proces, który okazał się spuścizną dla
kolejnych powojennych pokoleń. Jak pisze Herman: „Kiedy (…) traumatyczne wydarzenie jest dziełem
ludzkich rąk, obserwator zostaje uwikłany w konflikt między ofiarą a prześladowcą. Wówczas
zachowanie moralnej neutralności jest niemożliwe. Świadek zmuszony jest do zajęcia stanowiska”7.
Wspomniany problem staje się widoczny, gdy przysłuchamy się debatom we współczesnym
dyskursie publicznym. Dominują w nim dwie postawy. Jedna to ucieczka od problemu, zasłonięcie się
stwierdzeniem, że nie można karać za grzechy przodków i należy symbolicznie, raz na zawsze
zamknąć ten temat w podręcznikach do historii. Druga postuluje bezwzględne trzymanie się bilansu
krzywd i rozliczenie go z pełną skrupulatnością, aż do pełnej satysfakcji pokrzywdzonych –
przykładem tego stanowiska jest niedawne orzeczenie włoskiego sądu, który w sprawie o roszczenia
wojenne orzekł na niekorzyść państwa niemieckiego zarządzając odszkodowanie. A zatem w istocie
ścierają się tu dwa znane od starożytności pojęcia sprawiedliwości – „oko za oko” przeciw
nowotestamentowemu przebaczeniu i nastawieniu drugiego policzka. Postawy, które wzajemnie się
wykluczają.
Oczyszczające rozpoznanie
Trudność pogodzenia ze sobą doświadczenia ofiary i oprawcy wynika przede wszystkim z
zasygnalizowanego w poprzednim podrozdziale konfliktu interesów między nimi: oprawca pragnie
zapomnienia, ofiara domaga się pamięci. By przełamać kryzys, z obu stron musi wyjść impuls: od
oprawcy – gotowość przyznania się do winy, od ofiary – wola przebaczenia.
6 Tamże, s. 18. 7 Tamże, s. 17.
63
Wróćmy teraz do przykładu Walca z Baszirem. Jego głównym bohaterem jest postać
reprezentująca samego autora, weterana wojny w Libanie. Uświadamia on sobie poważną lukę w
pamięci, wyparte wspomnienie z okresu walk. Zaniepokojony, podejmuje ciężką podróż w głąb
własnej świadomości – zbiera fakty, odwiedza dawnych towarzyszy broni, by w końcu odzyskać
prawdziwy obraz masakry, której był świadkiem. Ta historia obrazuje pracę, jaką trzeba wykonać by
uświadomić sobie swój status oprawcy. Ari Folman musiał jeszcze skonfrontować odzyskaną
świadomość z wiedzą o męczeństwie narodu żydowskiego. Jego późniejsza postawa – reżysera filmu,
który przykłada jednakową wagę do obu tych aspektów, jest już dojrzałym zachowaniem osoby, która
może stawić czoła przeszłości i pragnie zawrzeć pokój z własną tożsamością.
To, co izraelski artysta osiągnął na poziomie osobistym, miało swój wcześniejszy odpowiednik
odnoszący się do doświadczenia zbiorowego – mam tu na myśli słynne (choć niedosłownie cytowane)
zdanie „przebaczamy i prosimy o wybaczenie” z listu polskich biskupów do niemieckich z 1965 roku,
które z dzisiejszej perspektywy zdumiewa. Wypowiedziane w czasie kiedy powojenne animozje były
wciąż żywe (nierozstrzygnięta kwestia ustalenia granicy niemiecko-polskiej), wbrew nie tylko
stanowisku władz, ale i opinii publicznej oraz powszechnym nastrojom, świadczy o wielkiej
przenikliwości i dojrzałości jego autorów. Gest skierowany w jedyną właściwą stronę (czyli to
najpierw ofiara wybacza, gdyż analogiczne sformułowanie pochodzące od przedstawicieli niemieckich
byłoby aroganckie i puste), jednocześnie zawierał przyznanie własnych przewin, co było
zaskakującym aktem solidarności i współczucia. Otworzył nową drogę do pojednania i stanowił wzór
postępowania dla innych – tych, którzy do tego dojrzeją. A przede wszystkim, zawierał pierwiastek
oczyszczający, gdyż bez przebaczenia innym, nie sposób przebaczyć samemu sobie.
Gest biskupów i późniejszy – Folmana, ukazują ostatni etap kształtowania się tożsamości
ofiary-oprawcy. Działa tu znany z psychoanalizy8 mechanizm rozpoznania siebie w innym – odkrycia o
antropologicznym charakterze. Pomyślnie przeprowadzona praca nad doświadczeniem procentuje
mądrością, wiedzą na temat natury ludzkiej, jej ciemnej strony. Tym samym conradowska podróż do
jądra ciemności zostaje przebyta tam i z powrotem. Spożytkowanie tej mądrości – oto ostatnie
wyzwanie. Wymienione tu przykłady pokazują, że jest to możliwe.
Model niezrealizowany
8 A także z prac Michaiła Bachtina.
64
Dwie światowe potęgi, Rosja i Chiny, mogą posłużyć za przykłady przy próbie charakterystyki
tożsamości ofiary- oprawcy9. Władze największego kraju na świecie odżegnują się od przyjęcia
odpowiedzialności za liczne zbrodnie na ludzkości popełniane przez reżim panujący w Rosji w XX
wieku. Wyniki badań tamtejszej opinii społecznej, publikowane często na łamach polskiej prasy,
pokazują, że podobne tendencje dominują również pośród zwykłych obywateli. Nawet zrzucanie całej
winy na dawne, totalitarne władze kraju, jest wymuszonym przez społeczność międzynarodową
wybiegiem, gdyż w przeważającym w Rosji przekonaniu najcięższe zbrodnie można wytłumaczyć
dziejową koniecznością, odpowiedzialnością za dobro wyższego rzędu, jakim jest państwo. Jest to
oczywiście stanowisko, które przywołuje na myśl Niccola Machiavellego i jego poglądy na temat
władzy. W myśl tez reprezentowanych przez popularną maksymę „cel uświęca środki” wprowadza się
aksjologiczny porządek, w którym dobro człowieka znaczy dużo mniej niż interes władcy, a zatem
posuwanie się do zdrad, rozbojów czy mordów można usprawiedliwić, jeśli tylko umacniają one
aparat państwowy. Dlatego też do dziś stoją pomniki Stalina, uważanego przez wielu za męża stanu,
twórcę mocarstwa.
Co powoduje, że taka postawa wciąż cieszy się popularnością w Rosji? Być może to, że
Rosjanie mogą szczycić się mianem kraju nieujarzmionego, który dzięki poświęceniu i niezłomności
oparł się każdemu najeźdźcy. Mimo całego cierpienia jakie stało się jego udziałem, stoi na pozycji
zwycięzcy. A zatem – nie może utożsamić się ze swoimi ofiarami; nawoływania do takiej postawy
pojawiają się co najwyżej w formie ignorowanych głosów z zewnątrz lub osamotnionych apeli
poszczególnych intelektualistów. W przypadku Rosji musiałby nastąpić radykalny zwrot przeciw
zbrodniom starej władzy – uznanie jej za ciemiężyciela, a narodu za poszkodowanego, by opisywane
procesy mogły wystąpić.
Tymczasem sytuacja Chin jest odwrotna. Zilustrować to może przykład ostatnich wydarzeń:
oto niedawno, w niedużym polskim mieście, „przypomniano sobie”, że rosnący w centrum dąb był
zasadzony na cześć Adolfa Hitlera. Rozgorzała debata czy feralne drzewo nie powinno zostać
usunięte. Nieoczekiwanie tą lokalną sprawą zainteresowały się chińskie media. Przedstawiły one
istotę problemu i wskazały na pewne podobieństwo – w Kraju Środka również występuje wiele
obiektów, będących pamiątkami po gorzkim okresie okupacji japońskiej. Zdaniem chińskiej gazety
powinny one być pozostawione w niezmienionej formie, by stanowiły lekcję trudnej historii i
przestrogę dla następnych pokoleń.
9 Oczywiście w żadnym z wymienionych narodów nie ma jednomyślności w ocenie przeszłości, ale opisywane w tym fragmencie tendencje można uznać za dominujące. Jak pisze Cezary Olbromski: „Przestrzeń społeczna systemu organizuje się modelując w swoim obszarze treści jednostek w to, co typowe, ślepa pozostaje na to, co jest im wspólne, a więc indywidualne”. C. J. Olbromski , Tożsamość społeczna: typowość czy wspólność, bezbarwność czy przejrzystość?, [w:] J. Mizińska (red.), Tożsamość podmiotu zbiorowego, Toruń 2001.
65
Taki głos z kraju wciąż nagminnie łamiącego prawa człowieka, odpowiedzialnego za masakry,
zdumiewa z polskiej perspektywy, lecz i tu wytłumaczeniem może być różnica tożsamości. Chińczycy
bez problemu solidaryzują się z innymi ofiarami ciemiężycieli, nie zważając na fakt, że sami stają się
oprawcami, gdyż wciąż mają zapisany w świadomości obraz ich kraju jako miejsca oswobodzonego,
realizującego dziejową sprawiedliwość. Uwolnienie się od okupanta i budowanie mocnego państwa
(nawet kosztem swobód obywatelskich i wolności mniejszych narodów) jest spójnym, ciągłym
dziełem – dziełem wyzwolonej ofiary. Dlatego trudno sobie obecnie wyobrazić, by Chiny mogły
pochylić się nad własnymi zbrodniami i uznać u siebie winę – ofiary tego nie czynią, a
międzynarodowa krytyka pozostanie w tym kraju niezrozumiała i uznawana za krzywdzącą.
Analogicznego przykładu dostarcza historia filmu. Amerykanin z Południa David Wark Griffith,
jeden z najwybitniejszych reżyserów, jacy kiedykolwiek tworzyli, swój największy sukces odniósł
dzięki filmowi Narodziny Narodu (1915), dziełu wybitnemu, ale jednoznacznie rasistowskiemu
(nigeryjski badacz postkolonializmu, profesor Chinua Achebe, uznałby to za sprzeczność). Griffith
przedstawił wizję wojny secesyjnej jako apokalipsy dla Konfederacji – ostoi porządku, szczęścia i
tradycji w Ameryce. Zwycięstwo Unii było według niego upadkiem cywilizacyjnym, porządek mogli
przywrócić tylko biali obrońcy amerykańskich wartości (charakterystyczna scena końcowa filmu:
efektowna szarża bojowników Ku-Klux-Klanu kładzie kres napaści zezwierzęconych Murzynów na
bezbronną białą ludność). Narodziny Narodu spotkały się ze znaczną krytyką przez wzgląd na
rasistowskie treści. Griffith odpowiedział kolejnym wybitnym filmem – Nietolerancją (1916).
Monumentalna opowieść o nietolerancji, która negatywnie wpływa na losy świata (upadek Babilonu,
ukrzyżowanie Chrystusa, rzeź Hugenotów) nie była jednak gestem przyznania się do winy. Przeciwnie
– Griffith bronił w ten sposób swoich poglądów, o nietolerancję oskarżał krytykujących go
przeciwników. Raz jeszcze przyjęcie pozycji ofiary i brak utożsamienia ze zwycięską stroną,
uniemożliwiły rozpoznanie własnej winy – tym razem wobec niewolników.
Kryzys państwa
W kulturze krajów Zachodu XX wiek przyniósł znaczne zmiany w mentalności. Zaczęły one
zachodzić w momencie zakończenia – i dokonania bilansu – drugiej wojny światowej, ich erupcja
przypadła na okres kontestacji kulturowej, a ustalenie umożliwił upadek Związku Radzieckiego i
późna normalizacja stosunków międzynarodowych, już bez brzemienia wojennych rozstrzygnięć.
Najbardziej widocznym skutkiem tych zmian jest poluzowanie więzów między obywatelami a ich
państwem, coraz rzadziej traktowanym jako wyraziciel rzeczywistej woli narodu. Machiavellizm
przestał być obowiązującą doktryną – rodzaj środków używanych podczas wojen światowych i
66
charakter celu, który miał wszystko usprawiedliwić, ukazał aksjologię włoskiego myśliciela w
najbardziej pokracznej postaci. Postulat szlachetnej, usprawiedliwionej walki10 został
skompromitowany rzeczywistą praktyką. Nowa, powojenna tożsamość, która nosi blizny po
zaleczonej traumie, nie toleruje łatwo idei „mniejszego zła”. W obecnym porządku nawet misje
pokojowe i stabilizacyjne, w których uczestniczą zawodowi żołnierze, są traktowane nieufnie przez
opinię publiczną. Wspólnota interesów jako najmocniejsze spoiwo państwa i narodu staje się coraz
mniej przekonującym postulatem.
Na koniec tego podrozdziału jeszcze raz posłużmy się przykładem Walca z Baszirem, w
którym również ten problem został dostrzeżony. Autor położył wyraźny akcent na ukazaniu przepaści,
jaka dzieli garstkę osób wydających rozkazy na wojnie (głos Ariela Szarona w słuchawce telefonu) i
ludzi, o których losach te rozkazy decydują. Waga decyzji głównodowodzących znacznie przekracza
rozmiar odpowiedzialności, jaką ci ludzie są w stanie na siebie przyjąć, tymczasem nowa mentalność
domaga się pełnej odpowiedzialności, by nie powtarzać wciąż tych samych błędów i przerwać błędne
koło zbrodni. Tak w filmie odsłonięta została główna przyczyna rozbratu narodu i władz. Te
rozbieżności będą się pogłębiać, co ma też swój pozytywny aspekt – zyskanie autonomii przez
jednostkę, skłaniające do zindywidualizowanej syntezy doświadczenia wojen.
Powracające problemy
Wszystkie opisywane tu zmiany w tożsamości, świadomości i mentalności społeczeństw nie
sprawią jednak, że znikną tradycyjnie uciążliwe problemy. Zmiany te nie zachodzą równomiernie, nie
dotyczą też każdego. W dodatku, jak wiemy z psychologii – nawet zaleczone urazy psychiczne czasem
wracają, wtedy pracę nad nimi trzeba wykonać od nowa. Stąd też nie dziwią choćby dążenia
niemieckich zrzeszeń do prób rewizji historii i przykładanie coraz większej wagi do tematu wypędzeń
czy okazywanie wrogości wszelkim takim inicjatywom przez stronę polską.
Na przykładzie Polski i Izraela najlepiej widać, jak trudno porzucić rolę ofiary i wziąć część
winy na siebie lub odjąć nieco z winy swoich prześladowców. Z tych powodów gesty pojednania na
oficjalnym, międzynarodowym szczeblu nie są bezinteresowne – zawierają ukryte między wierszami
życzenie ustalenia obowiązującej interpretacji historii i zaprzestania rozdrapywania blizn. Z drugiej
strony przejście do porządku dziennego nad wydarzeniami ubiegłego wieku odczuwa się jako zdradę
pamięci ofiar i bohaterów wojny. Oscylowanie między tymi dwoma postawami musi trwać i czas tego
10 Temat poruszany w pracy: M. Ossowska, Ethos rycerski i jego odmiany, Warszawa 2000.
67
łatwo nie zmieni – co prawda pokolenie wojenne powoli wymiera, ale podmiotami wojen nie są
ludzie, a państwa – a te mają się dobrze.
Wspólnota doświadczeń bynajmniej nie położyła też kresu nacjonalizmom, a podział swój-
obcy wciąż pozostaje aktualny, choć mniej oczywisty. Permanentnie skazany na drugą z tych ról Izrael
(zarówno jako państwo, jak i naród) spotyka się z narastającą niechęcią opinii międzynarodowej.
Bezwzględna walka o byt prowadzona przez państwo żydowskie stawia je w roli ciemiężyciela
słabszych sąsiadów, co rodzi sprzeciw – również wewnętrzny. Sens polityki Izraela jest poddawany w
wątpliwość, lecz przy tym jego adwersarzom brakuje ostatecznych argumentów mogących zupełnie
go obalić. W ten sposób nowa tożsamość mierzy się ze starymi nacjonalizmami, a patowe sytuacje nie
znajdują nowych rozwiązań, jedynie analizy.
Badanie wpływu pamięci wojen na kształtowanie się tożsamości przypomina zajęcie geologa
– drążąc coraz głębiej odkryć można, jak niemal warstwowo nachodziły na siebie kolejne modele
postaw. Jednak dopiero ich synteza daje adekwatny obraz problemu tożsamości powojennej, ujmuje
zarówno wkład poszczególnych czynników jak i rolę pracy, często rozłożonej na pokolenia, jaką
doświadczone traumatyczną historią społeczeństwa już wykonały. Dostrzeżenie w sobie zarówno
ofiary, jak i oprawcy, osłabia ciężar tych kategorii występujących pojedynczo, pozwalając na przyjęcie
bardziej zdystansowanej, oceniającej postawy (dlatego też nie ma prostej adekwatności między
badaniami nad wpływem pamięci wojny na tożsamość, a postkolonializmem, w którym podział na
ofiarę i oprawcę ma wyraźnie określoną granicę). Zyskiem z lekcji historii jest lepsze poznanie ludzkiej
natury z jej słabościami, mocniejsze panowanie nad nią. Stwarza to szansę uniknięcia popełniania
wciąż tych samych pomyłek, gdyż nie można zapanować nad czymś, co pozostaje przed nami ukryte.
Kredyt luksusu, jakim była nieświadomość ciemnej strony człowieczeństwa, wyczerpał się na dobre.
FILMOGRAFIA
Narodziny narodu (Birth of a Nation), Reżyseria: David Wark Griffith, scenariusz: David Wark Griffith,
Frank E. Woods, Thomas F. Dixon Jr., występują: Lillian Gish, Miriam Cooper, Mae Marsh, USA 1915.
Nietolerancja (Intolerance: Love's Struggle Through the Ages), Reżyseria: David Wark Griffith,
scenariusz: David Wark Griffith, Tod Browning, występują: Lillian Gish, Miriam Cooper, Mae Marsh,
USA 1916.
68
Walc z Baszirem (Vals im Bashir), Reżyseria i scenariusz: Ari Folman, Australia, Belgia, Finlandia,
Francja, Niemcy, Szwajcaria, USA, Izrael 2008.
BIBLIOGRAFIA
Bystroń J. S., Megalomania narodowa, [w:] Bystroń J. S. (red.), Tematy, które mi odradzano. Pisma
etnograficzne rozproszone, Warszawa 1980.
Freud S., Wstęp do psychoanalizy, Warszawa 1984.
Herman J. L., Przemoc. Uraz psychiczny i powrót do równowagi, Gdańsk 2004.
Joniec-Bubula K., Obraz świata w procesie tworzenia się tożsamości: światopogląd i ideologia, [w:]
Gałdowa A. (red.), Tożsamość człowieka, Kraków 2000.
Kazberuk A., Krzyżewski K., Specyfika psychologicznego ujmowania tożsamości, [w:] Gałdowa A.
(red.), Tożsamość człowieka, Kraków 2000.
Machiavelli N., Książę, Kęty 2005.
Markowski M. P., Postkolonializm, [w:] Burzyńska A., Markowski M. P. (red.), Teorie literatury XX
wieku, Kraków 2007.
Olbromski C. J., Tożsamość społeczna: typowość czy wspólność, bezbarwność czy przejrzystość?, [w:]
Mizińska J. (red.), Tożsamość podmiotu zbiorowego, Toruń 2001.
Ossowska M., Ethos rycerski i jego odmiany, Warszawa 2000.
Witkowski L., Chytrość zła: między deficytem i uwiedzeniem, [w:] Witkowski L. (red.), Edukacja wobec
sporów o (po)nowoczesność, Warszawa 2007.
69
Elżbieta Chwalibóg
echwalibog@gmail.com
Osobowość, temperament oraz klimat organizacyjny a zachowania etosowe wolontariuszy
Tematyka zachowań etosowych nie jest jeszcze szeroko rozpowszechniona na gruncie
polskiej psychologii pracy, organizacji i zarządzania, a jednak obecne wyzwania powodują, że
twórczość, kreatywność, wychodzenie poza modele, schematy, procedury stało się nie tylko zaletą,
ale wręcz wymaganiem.
Specyfika wolontariatu sprawia, że osoby poświęcające się mu, często czynią to z pobudek
innych niż finansowe czy egoistyczne, dlatego stanowią szczególną grupę – taką, od której można
oczekiwać dobrowolnego podejmowania zachowań wykraczających poza pewne ramy czy obowiązki
narzucane w organizacjach wolontariackich. Z tego względu interesujące wydawało się zbadanie
współwystępowania zachowań etosowych z cechami osobowości, temperamentu wolontariuszy oraz
klimatu organizacyjnego instytucji, w których działają.
Pojęcie zachowań etosowych
Pojęcie „zachowań etosowych/obywatelskich” (Organizational Citizenship Behavior – OCB)
wprowadził D. Organ w 1983 roku. Zdefiniował je jako: „indywidualne zachowanie podejmowane
dobrowolnie, a nie będące w sposób wyraźny i bezpośredni nagradzane przez formalny system
nagród. Zachowanie to w sumie (zagregowane) przyczynia się do efektywnego funkcjonowania
organizacji. Przez dobrowolne, rozumiemy, że nie jest związane ze spełnianiem wymagań roli lub
zakresu obowiązków stanowiska zajmowanego przez jednostkę w organizacji (czyli jasnymi i
specyficznymi warunkami umowy/kontraktu między jednostką a organizacją). Zachowanie etosowe
jest raczej kwestią osobistego wyboru, a nie podjęcie go, nie jest odbierane jako mogące przynieść
karę”1.
1 P. M. Podsakoff, S. B. MacKenzie, J. B. Paine, D. G. Bachrach, Organizational Citizenship Behaviors: A Critical Review of the Theoretical and Empirical Literature and Suggestions for Future Research, “Journal of Management”, 2000, vol. 26, no.3, s.513.
70
W literaturze można odnaleźć różne formy zachowań etosowych. Metaanliza dokonana przez
Podsakoffa, MacKenzie’go, Paine i Bachracha 2 ujmuje pojęcie z najszerszej perspektywy i wyróżnia
wśród OCB:
a) Zachowania pomocne (Helping Behavior) – dotyczące dobrowolnego pomagania innym w
rozwiązywaniu i/lub zapobieganiu występowaniu problemów związanych z pracą.
b) Sportowe zachowanie (Sportsmanship) – chęć lub gotowość do tolerowania (bez narzekań)
nieuchronnych niedogodności, nawału pracy oraz zachowywanie pozytywnej postawy,
nawet gdy rzeczy nie idą tak, jak trzeba; ale także: niechowanie urazy, gdy ktoś nie stosuje
się do uwag, chęć poświęcenia własnych interesów dla dobra zespołu, niebranie do siebie
obiekcji czy odmowy.
c) Lojalność organizacyjna (Organizational Loyalty) – dobra wola i ochrona organizacji, obrona
jej celów, promowanie organizacji na zewnątrz, dbanie o jej wizerunek, ochrona i obrona jej
przed zewnętrznym zagrożeniem, pozostawanie jej wiernym nawet w niesprzyjających
warunkach, identyfikacja z organizacją i jej przywódcami, dbanie o dobro ogółu.
d) Organizacyjna uległość/podporządkowanie (Organizational Compliance) – internalizacja i
akceptacja zasad, reguł, procedur panujących w organizacji, które są sumiennie i uczciwie
przestrzegane, nawet kiedy brak obserwatorów.
e) Indywidualna inicjatywa (Individual Initiative) – to dobrowolne wychodzenie poza własną
rolę w organizacji (zawierające zachowania związane z zadaniem), przekraczające minimalne
wymagania czy oczekiwany poziom wykonania danego zadania. Zachowania te dotyczą
dobrowolnej inicjatywy, kreatywności, innowacyjności, w celu polepszenia wykonania zadań
dla organizacji, ale także: entuzjazmu przy wykonywaniu obowiązków, podejmowania
wysiłku, by ukończyć pracę, dobrowolnego brania na siebie dodatkowej odpowiedzialności i
zachęcania współpracowników do podobnych zachowań. To wszelkie inicjatywy do
wychodzenia ponad i poza swoje obowiązki.
f) Cnota obywatelska (Civic Virtue) – zainteresowanie i zaangażowanie w organizację jako
całość. Objawia się jako chęć do aktywnego partycypowania w zarządzaniu nią (np.
uczęszczanie na spotkania, angażowanie się w debaty dotyczące polityki organizacji,
wskazywanie, jaką strategię powinna obrać organizacja), monitorowanie otoczenia, by
odnaleźć w nim zagrożenia i możliwości dla organizacji (np. obserwacja rozwoju
konkurencji), uważanie na interesy organizacji (np. raportowanie ryzyka, podejrzanych
aktywności wewnątrz i na zewnątrz organizacji) nawet przy dużych kosztach własnych
jednostki. Zachowania te odzwierciedlają poczucie jednostki, że jest częścią całości (tak, jak
2 Tamże, s. 523-553.
71
obywatel czuje się członkiem państwa) i akceptuje odpowiedzialność, jaką to za sobą
pociąga.
g) Rozwijanie siebie (Self Development) – zawiera dobrowolne zachowania pracowników
dotyczące poszerzania ich własnej wiedzy, umiejętności i możliwości.
Ze względu na ukierunkowanie zachowań etosowych, można wyróżnić za Williamsem i Andersonem3:
• OCB-I – zachowania, które natychmiast przynoszą korzyść jednostkom, a w sposób pośredni
także organizacji (np. pomoc po długiej absencji, zainteresowanie sprawami drugiej osoby).
Mieszczą się one w kategorii zachowań pomocnych. Inaczej można je określić jako
propracownicze.
• OCB-O – zachowania, które ogólnie przynoszą korzyść organizacji (np. dawanie wcześniejszej
informacji o nieprzyjściu do pracy, stosowanie się do nieformalnych reguł stworzonych, by
utrzymywać porządek). Mieszczą się one w kategorii organizacyjnej
uległości/podporządkowania. Inaczej zwane są prooganizacyjnymi.
Wczesne badania amerykańskie z lat 80-tych skupiały się na wyszukiwaniu korelacji między
zachowaniami etosowymi a indywidualnymi cechami pracowników, ich postawami – zwłaszcza
morale będącymi podstawą satysfakcji z pracy, zaangażowania organizacyjnego, poczucia
sprawiedliwości, percepcji wsparcia liderów. Korelacje między tymi charakterystykami a OCB mieściły
się w przedziale od 0,23 do 0,314, a w innych badaniach sięgnęły nawet 0,445.
Kolejnym obszarem badań w tym zakresie były dyspozycje pracowników,
tj. ugodowość, sumienność, pozytywna i negatywna emocjonalność. Badania wykazały pozytywne
związki, choć słabe, między tymi dyspozycjami a OCB. Korelacje wyniosły
od 0,04 do 0,30 (najwyższe dla sumienności). Za predyspozycje do zachowań etosowych uważa się:
empatię, potrzebę osiągnięć, potrzebę afiliacji, proaktywność, lojalność, planowanie. Ogólny trend
badań pokazuje, że związki między osobowością a OCB są słabe, być może związek ten nie jest
bezpośredni i pośredniczą w nim postawy6.
Percepcja roli – jej niejasność lub konflikt ról – wykazała w większości badań słaby negatywny
związek z OCB (korelacje od -0,02 do -0,16). Oba te zjawiska są powiązane
z satysfakcją z pracy, a satysfakcja jest skorelowana z OCB, dlatego wydaje się ona być mediatorem
3 Tamże, s. 550-553. 4 Tamże, s. 520-522 5 D. W. Organ, P. M. Podsakoff, S. B. MacKenzie, Organizational Citizenship Behavior: Its Nature, Antecedents, and Consequences., Thousand Oaks 2006, s. 38-40. 6 Tamże, s. 45-49.
72
tego związku. Zmienne demograficzne, tj. staż pracy w organizacji i płeć pracowników, nie są
skorelowane z OCB7.
Charakterystyki zadania wykazują istotne, choć niskie korelacje z OCB. Badano przede
wszystkim informację zwrotną, zautomatyzowanie/zrutynizowanie zadania, satysfakcję płynącą z
zadania. Informacja zwrotna (od 0,16 do 0,21) i satysfakcja z zdania
(od 0,14 do 0,27) są pozytywnie skorelowane z OCB, natomiast rutyna negatywnie
(od -0,10 do -0,30)8.
Z badań wynika, że formalizacja, brak elastyczności organizacji, wsparcie doradców, odległość
w przestrzeni nie są skorelowane z OCB. Związki, które odkryto, dotyczą spójności grupowej (od 0,12
do 0,20), postrzeganego wsparcia organizacji (0,31) oraz nagród poza kontrolą lidera (od -0,03 do -
0,17) – pierwsze dwa okazały się pozytywne, a trzeci negatywny9.
W tym obszarze przeprowadzono więcej badań i odkryto kilka związków z OCB. Zachowania
transformacyjne lidera, kształtowanie wizji, dostarczanie właściwego modelu, rozwijanie akceptacji
dla celów grupy, oczekiwania dotyczące wysokiego poziomu wykonania, stymulacja intelektualna są
pozytywnie skorelowane z OCB, na poziomie oscylującym w okolicach 0,2. Pozytywną korelację
odkryto także z zachowaniami nagradzającymi lidera, a negatywną z karzącymi. Kolejne badania
wykazały, że zachowania wspierające lidera i jasno zarysowana rola są także pozytywnie skorelowane
z OCB. Ogólne zachowania dotyczące wymiany lider – członek organizacji korelują z OCB na poziomie
0,310. Istnieje podejrzenie, że niektóre zachowania lidera korelują z OCB poprzez wpływ postaw
pracowników (np. poczucia sprawiedliwości).
Opis przeprowadzonych badań
Badaniu poddano grupę 42 działaczy dwóch organizacji wolontariackich o zasięgu
ogólnopolskim, działających na terenie Wrocławia, zrzeszających przede wszystkim studentów.
Przebadana grupa to osoby w wieku od 18 do 49 lat, 15 mężczyzn i 27 kobiet. W grupie wolontariuszy
wykształcenie średnie (zarówno zawodowe, jak i ogólnokształcące) oraz wyższe licencjackie jest
najczęściej występujące, co można tłumaczyć tym, że jest to przede wszystkim grupa studentów.
Każda osoba otrzymywała kwestionariusze w wersji papierowej. W badaniach zachowana
została anonimowość uczestniczących w nich osób. Zostały one przeprowadzone w ciągu 4 miesiący
7 Tamże, s. 50-55. 8 P.M. Podsakoff, S.B. MacKenzie, J.B. Paine, D.G. Bachrach, Organizational Citizenship Behaviors: A Critical Review…, dz.cyt., s. 530-533. 9 Tamże, s. 534-535. 10 Tamże, s. 536-538.
73
(wrzesień 2008 – grudzień 2008). Każdy uczestnik wypełniał kwestionariusze w czasie i miejscu
odpowiednim dla siebie.
W badaniu wykorzystano następujące narzędzia:
a) Skala mierząca zachowania etosowe autorstwa S. Retowskiego – jest to skala składająca się
z 32 stwierdzeń, z czego: 18 pozycji mierzy zachowania etosowe proorganizacyjne (OCB-O), a
14 - zachowania etosowe propracownicze (OCB-I). Rzetelność dla pozycji OCB-O mierzona za
pomocą α-Cronbacha wynosi 0,8 a dla pozycji OCB-I 0,77 11.
b) Formalna Charakterystyka Zachowania – Kwestionariusz Temperamentu
(FCZ-KT) B. Zawadzkiego i J. Strelaua – jest to narzędzie służące do diagnozy cech
temperamentu, zawiera 120 pozycji – po 20 dla każdej z 6 skal: Żwawości,
Perseweratywności, Wrażliwości Sensorycznej, Reaktywności Emocjonalnej, Wytrzymałości i
Aktywności. Rzetelność pomiaru mierzona współczynnikiem α-Cronbacha wahała się od
wartości 0,73 dla skali WS do wartości 0,85 dla skali WT 12.
c) Inwentarz Osobowości NEO-PI-R P.T.Costa Jr i R.R.McCrae Adaptacja polska – to narzędzie
służące do pomiaru cech osobowości w nurcie pięcioczynnikowego modelu osobowości.
Inwentarz ten jest złożony z 240 stwierdzeń po 48 na każdy z pięciu czynników:
Neurotyczność, Ekstrawertyczność, Otwartość na doświadczenie, Ugodowość i Sumienność.
W obrębie każdego czynnika istnieje 6 składników. Rzetelność inwentarza mierzona poprzez
określenie zgodności wewnętrznej (współczynnik α-Cronbacha) okazała się dostatecznie
wysoka: najniższą wartość uzyskano w przypadku skali Ugodowości (alfa = 0,81), a dla
pozostałych skal współczynniki są bardzo podobne (od 0,85 do 0,86) 13.
d) Kwestionariusz L. Rosenstiela i R. Bögela do badania klimatu organizacyjnego. Adaptacja K.
Durniat – to niemieckie narzędzie do badania klimatu organizacyjnego, przywiezione do
Polski przez S.A. Witkowskiego i Z. Zaleskiego, a obecnie w poprawionej formie zwalidowane
i zaadaptowane do polskich warunków przez K. Durniat. Wyróżniono sześć wymiarów przy
ocenianiu klimatu panującego w organizacji: Stosunki między pracownikami, Styl kierowania
przełożonych, Organizacja pracy w firmie, Informacja i komunikacja w firmie,
Reprezentowanie interesów pracownika, Stwarzanie pracownikom szans rozwoju (awanse,
oceny, motywacja). Rzetelność podskal waha się od 0,81-0,92 14.
11 S. Retowski, A. Bogdanowicz, J. Dolata, M. Kaźmierczak, Przywiązanie organizacyjne i percepcja sprawiedliwości organizacyjnej jako predykatory zachowań w organizacji, Wrocław 2003, s. 190. 12 J. Strelau, Temperament jako regulator zachowania z perspektywy półwiecza badań, Gdańsk 2003, s. 125-126. 13 J. Siuta J., Inwentarz Osobowości NEO-PI-R Paula T. Costy Jr i Roberta R. McCrae. Adaptacja polska. Podręcznik, Warszawa 2006, s. 25-37. 14 K. Durniat, Społeczno-organizacyjne uwarunkowania mobbingu, Wrocław 2008, s. 120-144, 298-317.
74
W przeprowadzonym badaniu ze względu na brak jednoznacznego podłoża teoretycznego, trudności
w zdefiniowaniu pojęcia zachowań etosowych oraz w wyznaczeniu jego wyraźnych granic, a także z
powodu braku podobnych badań na gruncie polskim sformułowano następujące pytania badawcze:
1. Czy istnieje związek między cechami osobowości według Pięcioczynnikowej Teorii
Osobowości a zachowaniami etosowymi?
2. Czy istnieje związek między cechami temperamentu według Regulacyjnej Teorii
Temperamentu a zachowaniami etosowymi?
3. Czy istnieje związek między wymiarami klimatu organizacyjnego wg Koncepcji Klimatu
Organizacyjnego Rosenstiela i Bögela a zachowaniami etosowymi?
Wyniki badań
W przeprowadzonych badaniach nie ujawniły się znaczące związki pomiędzy zmiennymi
demograficznymi a zachowaniami etosowymi. Korelacje zachowań etosowych
z płcią, wiekiem, wykształceniem, stażem całkowitym oraz stażem w obecnej organizacji są zbyt małe
i nie są istotne statystycznie na tyle, by być podstawą do wnioskowania.
W Tabeli 1.1. przedstawione zostały korelacje istotne na poziomie p<0,05 w grupie
wolontariuszy w zakresie badanych
Zmienna skorelowana istotnie
Poziom korelacji
(współczynnik korelacji Pearsona)
U1 – Zaufanie 0,42
E1 - Serdeczność 0,41
E5 – Poszukiwanie doznań 0,39
E - Ekstrawertyczność 0,38
S5 - Samodyscyplina 0,34
O4 - Działania 0,33
E4 - Aktywność 0,33
E2 - Towarzyskość 0,31
N6 - Nadwrażliwość -0,35
N4 – Nadmierny samokrytycyzm -0,37
N - Neurotyczność -0,42
N1 - Lęk -0,48
AK - Aktywność 0,63
WT - Wytrzymałość 0,32
75
ŻW - Żwawość 0,32
PE - Perseweratywność -0,35
RE – Reaktywność Emocjonalna -0,56
OA – Kariera Zawodowa (Ocena i Awans) 0,42
KI – Komunikacja i Informacja 0,40
Tabela 1.1. Korelacje (współczynnika Pearsona) istotne na poziomie istotności równym p<0,05
pomiędzy zachowaniami etosowymi a zmiennymi osobowościowymi, temperamentalnymi oraz
dotyczącymi klimatu organizacyjnego w grupie wolontariuszy (n=42) (oprac.wł.).
W badaniu ujawniły się wyraźne dodatnie korelacje Zachowań Etosowych (ZE) ze składnikiem
Ugodowości – Zaufaniem (U1), z Ekstrawertycznością (E) i jej składnikami: Serdecznością (E1),
Poszukiwaniem doznań (E5) Aktywnością (E4) i Towarzyskością (E2) oraz składnikiem Sumienności –
Samodyscypliną (S5), składnikiem Otwartości na doświadczenie – Działaniami (O4), a także korelacje
ujemne z Neurotycznością (N) oraz jej składnikami: Nadwrażliwością (N6), Nadmiernym
samokrytycyzmem (N4) i Lękiem (N1). Wyraźne dodatnie korelacje pojawiają się także w związku
Zachowań Etosowych (ZE) z Aktywnością (AK), Wytrzymałością (WT) i Żwawością (ŻW) oraz wyraźne
ujemne korelacje z Perseweratywności (PE) i Reaktywnością Emocjonalną (RE). W grupie
wolontariuszy ujawniły się także dodatnie korelacje Zachowań Etosowych (ZE) z Karierą Zawodową
(Ocena i awans) (OA) oraz Komunikacją i Informacją (KI).
Do stworzenia modelu opisującego zmienną ZE za pomocą innych zmiennych została
wykorzystana regresja wielokrotna (wieloraka) z zastosowaniem metody regresji krokowej. W grupie
wolontariuszy do modelu regresji wybrane zostały następujące zmienne: Aktywność (AK –
Temperament), z Osobowości składnik Ugodowości – Prostolinijność (U2), składnik Neurotyczności –
Nadmierny samokrytycyzm (N4), składnik Sumienności – Rozwaga (S6) oraz składnik Otwartości na
doświadczenie – Wyobraźnia (O1), a także podskala Klimatu Organizacyjnego OA – Kariera Zawodowa
(Ocena i awans). Stworzony model pozwala wyjaśnić 65% zmienności zmiennej ZE. Można odrzucić
hipotezę o braku zależności liniowej pomiędzy zmiennymi w modelu a zmienną objaśnianą ZE.
Pytania badawcze uzyskały pozytywną odpowiedź w opisanych badaniach. Można twierdząco
odpowiedzieć, zarówno na pytanie dotyczące korelacji zachowań etosowych z cechami osobowości,
temperamentu, jak i klimatem organizacyjnym.
Dyskusja wyników
76
Grupa wolontariuszy to osoby młode, jeszcze uczące się. Model regresji pozwoliłby
scharakteryzować WOLONTARIUSZA przejawiającego zachowania etosowe jako osobę:
a. aktywną (AK), chętnie i łatwo podejmującą zadania o wysokiej stymulacji;
b. otwartą, szczerą w relacjach z innymi osobami (U2). Być może właśnie osoby zorientowane
społecznie częściej przejawiają zachowania etosowe propracowniczne OCB-I – skierowane na
innych ludzi. Dzięki wrażliwości na innych wolontariusz prospołecznie pomaga rozwiązywać
problemy, udziela się, współpracuje. Taki rys osobowościowy daje pewne wskazówki
dotyczące motywacji do przejawiania zachowań etosowych. Uzyskany obraz pokazuje, że są
to osoby zorientowanie społeczne i być może właśnie wszelkie motywacje związane ze
stosunkami interpersonalnymi – nawiązania relacji, podtrzymania jej czy pogłębienia –
sprawiają, że tacy wolontariusze częściej podejmują zachowania etosowe;
c. nieobawiającą się problemowych sytuacji społecznych, mogących powodować zakłopotanie,
wstyd (N4). Dzięki temu wolontariusz nie obawia się, że nie będzie potrafił pomóc lub jego
działanie okaże się niepotrzebne – ta większa pewność siebie w kontaktach społecznych
może mieć związek z przejawianiem zachowań etosowych, które nie w każdym środowisku
mogą być uznawane za korzystne;
d. spontaniczną w podejmowaniu decyzji, nie zważającą na konsekwencje (S6). Wolontariusz
jako osoba młoda wykracza poza przyjęte kanony zachowań ujawniając swoją spontaniczność
i aktywność, dzięki czemu podejmuje decyzje szybciej i przechodzi wprost do działania;
e. skupioną na tym, czym się teraz zajmuje, nad konkretnym problemem czy sytuacją (O1).
Wydaje się, że wolontariusz reaguje na pojawiający się konkretny problem, pomysł czy ideę,
przez co może częściej podejmować zachowania etosowe związane
z tą kwestią;
f. pracującą w organizacji, w której system nagradzania i motywowania posiada różne formy.
Organizacja taka daje szansę na samorealizację, nagradza i awansuje. Ujawnia się tutaj
wyraźnie oczekiwanie wolontariusza, co do rozwoju kariery zawodowej. Pojawia się także
pytanie, czy perspektywa i pragnienie awansu nie przysłania prospołecznego charakteru
zachowań etosowych.
Korelacje uzyskane w badaniach uwidaczniają także znaczenie innych cech u WOLONTARIUSZY
przejawiających zachowania etosowe; takich jak:
77
a. niska Neurotyczność (N) – osoba stabilna emocjonalne, przystosowana, zrównoważona,
zadowolona z siebie, czująca się bezpiecznie i radząca sobie
w sytuacjach stresowych;
b. niski Lęk (N1) – spokojna, zrelaksowana, osoba nie ryzykuje w sprawach mogących się źle
skończyć;
c. niski Nadmierny Samokrytycyzm (N6) – osoba nie obawia się sytuacji społecznych, mogących
wywołać wstyd czy zakłopotanie;
d. niska Nadwrażliwość (N6) – jest zdolna do radzenia sobie w trudnych sytuacjach;
e. wysoka Ekstrawertyczność (E), a w niej Serdeczność (E1), Towarzyskość (E2), Aktywność (E4),
Poszukiwanie Doznań (E5) – osoba uspołeczniona, zaangażowana
w kontakty interpersonalne, energetyczna, uczuciowa, przyjazna dla ludzi, łatwo wchodząca
w bliskie relacje, szczerze lubiąca innych, chętnie przebywająca z innymi, poszukująca w ten
sposób stymulacji. Taki rys osobowościowy u wolontariuszy pozwala zastanawiać się nad
motywacją przejawiania zachowań etosowych. Uzyskany obraz pokazuje, że są to osoby
zorientowanie społeczne i motywacje dotyczące stosunków interpersonalnych mogą być
tutaj ważne;
f. wysokie Działania (O4) – podejmująca różne działania, preferująca zmienność, nowość;
g. wysoka Samodyscyplina – zmotywowana do ukończenia rozpoczętych zadań;
h. wysokie Zaufanie (U1) – osoba uważa, że inni są uczciwi i mają dobre zamiary;
i. wysoka Żwawość (ŻW) – szybko reaguje, ma wysokie tempo aktywności;
j. wysoka Wytrzymałość (WT) – adekwatnie reaguje na silną i długotrwałą stymulację;
k. niska Reaktywność (RE) i Perseweratywność (PE) – reaguje spokojnie, posiada odporność
emocjonalną oraz nie powtarza zachowań, wraz z zaniknięciem bodźca przerywa zachowanie;
l. Komunikacja i Informacje (KI) w organizacji są o wysokiej jakości, jasnej treści, dwustronnym
przepływie; otrzymywanie i posiadanie informacji dowartościowuje wolontariusza;
W badaniach własnych korelacje między „Wielką Piątką” a zachowaniami etosowymi są
zdecydowanie wyższe niż w badaniach amerykańskich. Pojawia się więcej korelacji
i są one silniejsze. Pojawia się wyraźniejszy związek pomiędzy Ekstrawertycznością i zachowaniami
etosowymi, niż między Sumiennością a tymi zachowaniami. Jednak kolejne badania i weryfikacja
uzyskanych wyników pozwolą dopiero stwierdzić, czy cechy podmiotowe aż w tak dużym stopniu
wpływają na ujawnianie się zachowań etosowych.
Uzyskano także wyraźne korelacje pomiędzy temperamentem a zachowaniami etosowymi.
Ten element, do tej pory nie zbadany na gruncie polskim, pokazał powiązanie zmiennych
78
temperamentalnych, a zwłaszcza Aktywności, Żwawości i Reaktywności Emocjonalnej z
zachowaniami etosowymi.
W otrzymanych wynikach nie ujawniły się znaczne korelacje pomiędzy występowaniem
zachowań etosowych a płcią, wykształceniem czy stażem pracy. Może to wynikać z doboru celowego
grupy i nierównomiernego zróżnicowania w zakresie tych zmiennych.
Głębsza analiza uzyskanych wyników nasuwa kolejne pytania, dotyczące zwłaszcza motywacji
osób badanych w związku z zachowaniami etosowymi. Brak spójnego gruntu teoretycznego utrudnia
interpretację zwłaszcza w zakresie definicyjnym – czy perspektywa ścieżki kariery w firmie lub
nagrody odroczonej w czasie wyklucza nazwanie danego zachowania etosowym. Być może kwestie
motywacji nie są tutaj najważniejsze, jeśli zachowania etosowe traktujemy jako wykraczające poza
wymagania danego stanowiska i nienagradzalne w sposób bezpośredni – w takim wypadku każda
motywacja, nawet egoistyczna pozwala nazywać takie zachowania etosowymi. Podobnie kwestia
narzędzia badawczego – czy deklarowane przejawianie zachowań etosowych może być stosowane
jako wskaźnik. Z perspektywy przeprowadzonych badań wydaje mi się, że nie jest to doskonały
sposób pomiaru. Pojawia się pytanie, czy odejście od tak dużego poziomu ogólności do narzędzia
bardziej szczegółowego, np. stworzonego na potrzeby danego stanowiska pracy i zadań
pojawiających się w takiej pracy pozwoliłoby w lepszy sposób uchwycić przejawianie zachowań
etosowych – wydaje się, że ciężko przyrównać tutaj rodzaje zachowań etosowych ujawniających się,
na przykład, w pracy menedżera z przejawianymi przez pracownika produkcyjnego czy obsługującego
klienta.
Podsumowanie
Uzyskane wyniki potwierdziły powiązanie zachowań etosowych z osobowością i
temperamentem wolontariuszy oraz klimatem organizacyjnym instytucji, w której działają. Stanowią
one także weryfikację wyników pojawiających się w zagranicznych badaniach na gruncie polskim.
Zachowania etosowe są pojęciem, które wymaga jeszcze zarówno dopracowania teoretycznego, jak i
empirycznego, jednak ważność zagadnień, jakie opisują, sprawia, że warto przyjrzeć się im dokładnie
oraz weryfikować zależności w kolejnych badaniach.
Zachowania etosowe wydają się korzystne dla organizacji – pracownik wykraczający
poza swój zakres obowiązków zarówno w kwestiach współpracowniczych, jak i organizacyjnych,
przyczynia się do lepszego funkcjonowania w każdym z tych obszarów. Zachowania etosowe są ze
swojej natury prospołeczne i jeżeli nie będziemy wkraczać w zawiłe kwestie motywacji takich
79
zachowań, można sądzić, że przejawiają się one najczęściej, kiedy pracownik i organizacja są „dobrze
dopasowane”. Dlatego kluczowa jednak wydaje się siła uzyskanych związków korelacyjnych. Może to
stanowić ważną wskazówkę dla pracodawców poszukujących wolontariuszy. Jeżeli istotne w danej
pracy jest przejawianie zachowań etosowych, warto wziąć pod uwagę zmienne osobowościowe i
temperamentalne przy rekrutacji, a z drugiej strony stworzyć taki klimat organizacyjny, który może
wpłynąć na liczbę takich zachowań.
Bibliografia:
Durniat K., Społeczno-organizacyjne uwarunkowania mobbingu, (niepublikowana praca doktorska
napisana pod kierunkiem prof. dr hab. Stanisława A. Witkowskiego), Uniwersytet Wrocławski,
Wydział Nauk Historycznych i Pedagogicznych, Instytut Psychologii, Wrocław 2008.
Organ D.W., Podsakoff P.M., MacKenzie S.B., Organizational Citizenship Behavior: Its Nature,
Antecedents, and Consequences, Thousand Oaks 2006.
Podsakoff P.M., MacKenzie S.B., Paine J.B., Bachrach D.G., Organizational Citizenship Behaviors: A
Critical Review of the Theoretical and Empirical Literature and Suggestions for Future Research,
“Journal of Management” 2000, vol. 26, no.3, s.513-563.
Retowski S. Bogdanowicz A., Dolata J., Kaźmierczak M., Przywiązanie organizacyjne i percepcja
sprawiedliwości organizacyjnej jako predykatory zachowań w organizacji, [w:] Witkowski S. A. (red.),
Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu. Tom VI, Wrocław 2003, s.187-198.
Siuta J., Inwentarz Osobowości NEO-PI-R Paula T. Costy Jr i Roberta R. McCrae. Adaptacja polska.
Podręcznik, Warszawa 2006.
Strelau J., Temperament jako regulator zachowania z perspektywy półwiecza badań, Gdańsk 2006.
80
Jacek Gulanowski
jacek.gulanowski@gmail.com
Symulacyjne i ezoteryczne aspekty pornografii
Wiesław Godzic w pracy Oglądanie i inne przyjemności kultury popularnej pisze w odniesieniu
do współczesnej kultury audiowizualnej, iż „rolą krytyka tych zjawisk nie jest już dłużej tworzenie
nowych interpretacji, lecz próba zrozumienia i ogarnięcia wielości interpretacji cyrkulujących w
rozmaitych obiegach, a to wydaje mi się jednym z najtrudniejszych wyzwań, jakie stoją przez
badaczami kultury popularnej”1. Niniejszy artykuł należy traktować jako próbę sprostania temu
wyzwaniu w odniesieniu do niezwykle złożonego i kontrowersyjnego zjawiska ponowoczesnej kultury
popularnej, jakim jest pornografia. Stanowi on próbę połączenia doświadczeń dwóch na pozór
wykluczających się nawzajem paradygmatów – postmodernistycznego i tradycjonalistycznego.
Symulacyjny charakter ponowoczesnej pornografii
Pornografia jako zjawisko związane z seksualnością oraz płciowością (zarówno biologiczną jak
i kulturową) wchodziła w obręb zainteresowań feminizmu. Przedstawicielka trzeciej fali feminizmu
Naomi Wolf poruszyła ten problem w głośnym eseju The Porn Myth2. Autorka ta poddaje krytyce
zarówno tezy tych, którzy twierdzili, iż pornografia wyzwoli ludzi oraz uzdrowi ich życie jak i
przeciwników tego zjawiska, którzy uważali, że pornografia zwiększy agresję w relacjach
międzyludzkich.
Według N. Wolf cały świat „po Internecie” stał się „spornografizowany” (pornographized).
„Młodzi mężczyźni i kobiety są rzeczywiście uczeni tego, czym jest seks, jak wygląda, jakie są jego
konwenanse i wymagania poprzez pornograficzne szkolenie – i wywiera to ogromny wpływ na to, jak
współżyją”3. Pornografia zabiła męskie libido, sprawiła, że mężczyzn nie podniecają prawdziwe
kobiety, które oceniają jako mało atrakcyjne z pornograficznego punktu widzenia4. N. Wolf pisze, że
„wszechobecność seksualnych obrazów nie wyzwala erosa, tylko go osłabia”5. Co więcej – „ludzie nie
są ze sobą bliżej z powodu porno, tylko bardziej oddaleni; nie są oni bardziej, tylko mniej pobudzeni
w codziennym życiu”. Autorka wychwala tradycyjne kultury, które lepiej rozumiały ludzką
seksualność i poprzez reglamentację erotycznych obrazów potrafiły zbliżyć do siebie ludzi związanych
ze sobą małżeństwem. Krytykuje również feministki, które w toku walki z uciskiem kobiet odrzuciły
1 W. Godzic, Oglądanie i inne przyjemności kultury popularnej, Kraków 1996, s. 222. 2 Esej ten ukazał się 20.10.2003 w magazynie „New York”. 3 N. Wolf, The Porn Myth, http://nymag.com/nymetro/news/trends/n_9437/, 9. 09. 2009, s. 1. 4 Tamże. 5 Tamże, s. 2.
81
także pozytywne aspekty przeszłości. Drogi do przezwyciężenia tego kryzysu upatruje w powrocie do
starych zwyczajów i odcięcia się od pornografii: „dla roztropnych ludzi powód, aby wyłączyć porno,
może być nie natury moralnej, lecz – w pewnym sensie – związany ze zdrowiem fizycznym i
psychologicznym; może zechcesz przemyśleć swój stały dostęp do pornografii tak samo jak musisz
przemyśleć palenie papierosów, jeśli chcesz zostać sportowcem”6.
Znaczenie pornografii dostrzega także Asad Yawar, który w eseju The End of Sex? wymienia
pięć zmian, jakie pornografia wprowadziła do seksu. Według niego:
- pornografia przeniknęła do kultury popularnej i poprzez to zmieniła sposób postrzegania seksu
przez zwykłych ludzi;
- pornografia uczyniła seks bardziej brutalnym;
-pornografia zmieniła sposób postrzegania samych siebie przez kobiety i sprawiła, że są
niezadowolone z tych części ciała, które najsilniej określają ich przynależność płciową;
- seks stał się szybszy, niż kiedykolwiek przedtem, odchodzi się od gry wstępnej;
- w świecie jest o wiele mniej rzeczywistego seksu niż kiedyś, ludzie stają się nim znudzeni, niektórzy
stają się aseksualni7.
Najważniejszym dla dalszych rozważań jest jednak spostrzeżenie N. Wolf, iż pornografia
dzięki Internetowi stała się wszechobecnym wzorcem seksu. To seks stał się odbiciem pornografii, a
nie pornografia odbiciem seksu. Jak pisze N. Wolf: „przez większość historii ludzkości obrazy
erotyczne były odbiciami, celebracjami czy substytutami prawdziwych nagich kobiet. Po raz pierwszy
w historii ludzkości siła i czar obrazów wyparły prawdziwe nagie kobiety. Dzisiaj prawdziwe nagie
kobiety są tylko kiepskim porno”8.
Nastąpiło zatem nie tylko rozdzielenie pornografii od seksu, ale także wypieranie seksu przez
pornografię. Interesującym problemem jest więc kwestia nie emancypacji seksualności przez
pornografię - ale emancypacji pornografii jako medium. Można wyznaczyć w tym wypadku dwa
punkty przełomowe, których skutki obecnie zachodzą na siebie. Pierwszym z nich jest porzucenie
wyobrażenia pornografii jako czegoś wstydliwego. Drugim - nadejście ery Internetu.
Krzysztof Teodor Toeplitz analizując fenomen magazynu „Playboy” zwrócił uwagę na fakt, iż
pismo to zdołało przenieść erotyzm z obszaru rozrywki wstydliwej w rejony rozrywki powszechnie
akceptowanej. Było to pierwsze pismo o wydźwięku jednoznacznie erotycznym, które nie było
sprzedawane niczym Tijuana Bibles spod lady, a jego lektura nie odbywała się pokątnie. Na jego
łamach pojawiały się wywiady i artykuły poświęcone postaciom z pierwszych stron gazet. „Playboy”
6 Tamże. 7 A. Yawar, The End of Sex? Pornography is changing the nature of physical affection, http://english.ohmynews.com/articleview/article_view.asp?at_code=327327, 5. 11. 2009. 8 N. Wolf, The Porn Myth…, dz. cyt., s. 1.
82
stał się magazynem czytanym i dyskutowanym przez wiele osób z najróżniejszych sfer społecznych.
Wprowadził erotykę do jawnego powszechnego obiegu9.
Wyjście pornografii z obszaru wstydliwego ma również konsekwencje dla pisania o tym
zjawisku. Osoby zaangażowane w tworzenie pornografii już nie twierdzą, że zajmują się rozrywką czy
sztuką czyli czymś zgoła innym, lecz uważają się za twórców rozrywki czy sztuki w wersji
pornograficznej. Może to pomóc przezwyciężyć lub choćby odsunąć na bok spory definicyjne, które
pojawiają się przy próbie omawiania różnych aspektów pornografii. Zamiast ustalać, czym jest
pornografia, szukać wyznaczników, granic i wzorców, bazować można na autoidentyfikacji samych
osób zaangażowanych w pornografię. Materiały pornograficzne noszą takowe miano nadane im
przez samych twórców, którzy sami określają się - nierzadko z dumą - właśnie jako twórcy
pornografii. Przyjąć zatem można, iż pornografią jest to, co sami jej twórcy jako taką określają. Przy
takim założeniu obszar sporny, niejasny ulega wyraźnemu zawężeniu.
Przykładem osoby, która osiągnęła relatywnie powszechną sławę i uznanie dzięki
ponowoczesnej pornografii jest młoda (urodzona w 1988 r.) aktorka posługująca się pseudonimem
Sasha Grey. Przez pierwsze trzy lata swojej kariery (lata 2006-2009) zagrała w 200 filmach zaliczanych
do różnych odmian pornografii, przede wszystkim tej najbardziej ekstremalnej mieszczącej się w
ramach amerykańskiego prawa. Aktorka ta wystąpiła w popularnym talk show prowadzonym przez
Tyrę Banks, kontaktuje się ze swoimi fanami za pośrednictwem swojej strony internetowej, profilu w
serwisie Myspace oraz kanału na Youtube. Popularność zyskała dzięki pornografii, jednak szybko stała
się częścią świata kultury popularnej. Wystąpiła w teledyskach zespołów The Roots (utwór Birthday
Girl) oraz The Smashing Pumpkins (Superchrist). Jej podobiznę umieszczono też w oprawie graficznej
albumu Zeitgeist tej drugiej grupy. Była modelką takich artystów jak Richard Kern, Terry Richardson,
James Jean, David Choe, Frédéric Poincelet i Zak Smith. Wystąpiła w niezależnym filmie Quit
(reżyseria: Dick Rude). Wykonała gościnnie partie wokalne na albumie Aleph At Hallucinatory
Mountain zespołu Current 93 – jednego z najważniejszych w historii muzyki eksperymentalnej.
Stworzyła również zespół ATelecine, którego debiutancki album (EP) A Vigillant Carpark utrzymany
jest w stylistyce industrialnej. Zagrała jedną z głównych ról w filmie znanego reżysera Stevena
Soderbergha The Girlfriend Expierience. Paweł T. Felis pisząc o tym filmie przy okazji jego pokazów na
25. Warszawskim Festiwalu Filmowym i omawiając rolę Sashy Grey w ogóle nie wspomniał o tym, iż
jest ona aktorką porno. Artykuł został ozdobiony kadrem z filmu przedstawiającym główną
bohaterkę10. Sasha Grey w wywiadach i na swoim profilu w serwisie Myspace przyznaje się do
fascynacji przedstawicielami klasyki kina, kontrkultury czy nowoczesnej i ponowoczesnej filozofii.
9 K. T. Toeplitz, Kultura w stylu blue jeans, Warszawa 1975, s. 86-125. 10 P.T. Felis, WFF 13. Festiwal świata, „Gazeta Wyborcza”, 8. 10. 2009, s. 17.
83
Już przedtem gwiazdy porno stawały się osobami znanymi (np. Jenna Jameson), jednak
dotychczas nie wchodziły na tak odległe obszary jak muzyka eksperymentalna, nie tylko nie
rezygnując przy tym z pornograficznej kariery, lecz wręcz łącząc te odległe dziedziny ze sobą. Jest to
kolejny krok ku pełnej emancypacji pornografii, wyprowadzenia jej z rejonów wstydliwych w obszar
kultury popularnej. Emancypacja ta następuje w rejonach pornografii coraz twardszej, jednak wciąż
legalnej11. To, co „Playboy” zrobił dla pornografii miękkiej, młode aktorki pokroju Sashy Grey robią
dla pornografii twardej12.
Amerykańskie feministki dyskutowały na temat zmiany, jaka nastąpiła w wyglądzie aktorek
występujących w filmach pornograficznych na przełomie XX i XXI wieku. Meritum dyskusji stanowił
spór o to, czy przejście od przerysowanych kobiet z silikonowymi implantami piersi do „dziewczyn z
sąsiedztwa” (girl next door) przywróciło w pornografii rzeczywisty wygląd kobiecego ciała. W dyskusji
tej na uboczu pozostawał fakt, iż zasadnicza zmiana nastąpiła w wyglądzie aktualnie najbardziej
popularnych aktorek, co raczej świadczy o tym, iż popularność zyskała przedtem niedoceniana nisza
filmowej pornografii. Można natknąć się zarówno na aktorki o dużych jak i małych piersiach, szczupłe,
otyłe (również patologicznie) itd. Pornografia stała się nie tylko niszą - coraz mocniej
dowartościowaną - kultury popularnej, ale również podzieliła się i wciąż dzieli na nisze specyficzne
tylko dla niej.
Odgraniczenie pornografii od seksu, jej ogromna popularność czy autonomiczność jako formy
wyrazu (której dowodem jest m.in. jej niszowość) wykazują, iż pornografia doszła do ostatniego,
czwartego spośród wyznaczonych przez Jeana Baudrillarda stadiów obrazu - pozostaje bez związku z
jakąkolwiek rzeczywistością: jest czystą symulakrą samej siebie13. Można ją również przyporządkować
do trzeciego z Baudrillardowskich porządków symulacji – symulakrów symulacji, opartych na
informacji, modelu, cybernetycznej grze – hiperrzeczywistości14. Drogą osiągnięcia przez pornografię
tego ostatecznego stadium było oddzielenie obrazu seksu od samego aktu. Obraz i dźwięk zostały
oddzielone od zapachu i dotyku związanego ze stosunkiem płciowym. Następnie zostały
przetworzone w plik cyfrowy, zdjęcie lub film osadzone w dwóch wymiarach, którymi można
manipulować. Rozrost przemysłu pornograficznego, podzielonego na nisze, dał pornografii
samowystarczalność, możliwość odwoływania się do samej siebie, czynienia aluzji możliwych i
zrozumiałych jedynie wewnątrz niej. Natomiast rozwój Internetu zaprowadził pornografię w
najodleglejsze zakątki świata, zapewnił jej ciągły rozwój i popularność. Za tym zjawiskiem nie stoi już
jednak żaden rzeczywisty stosunek seksualny.
11 Pisząc o legalności pornografii mam na myśli normy prawne panujące w krajach tzw. „zachodnich” (przede wszystkim kraje Ameryki Północnej i Europy). Pornografia wciąż pozostaje nielegalna w Indiach czy krajach, w których dominują wyznawcy islamu. 13 J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, Warszawa 2005, s. 11-12. 14 Tamże, s. 149.
84
Jak zauważa W. Godzic: „Stag films, czyli pierwsze filmy dla mężczyzn, nie były nakierowane
na zaspokojenie i osiągnięcie satysfakcji – służyć miały jako bodziec do dalszego działania (były
wyświetlane przeważnie w domach publicznych, a po zakończeniu seansu napisy zapraszały do
»zaopiekowania się dziewczyną«). Wizualna przyjemność w tych filmach oscylowała między męską
przyjemnością artykułowania pragnienia posiadania ciała kobiecego oraz – nigdy nie osiągalną –
identyfikacją z męskim protagonistą”15. Obecnie N. Wolf pisze o tym, jak pornografia zastępuje
realizację potrzeb seksualnych w świecie rzeczywistym. Można zatem postrzegać historię pornografii
jako zapis urywania się znaczenia i postęp symulacji – historię znaku, który anihiluje pierwotnie
nadany mu przez człowieka sens.
Za wyznacznik zakorzenienia danego zjawiska w ponowoczesnej kulturze popularnej można
uznać jego obecność w tzw. „internetowych memach” (Internet memes). Pojęcie memów
internetowych wywodzi się od samego pojęcia memu wprowadzonego do naukowego dyskursu przez
Richarda Dawkinsa w książce Samolubny gen. Mem stanowi podstawową jednostkę ewolucji
kulturowej analogiczną wobec genu w ewolucji biologicznej16. Internetowy mem nie ma znaczenia
dla ewolucji gatunku ludzkiego, aczkolwiek związany jest z rozwojem samego Internetu. Jest on już
tylko krążącą po globalnej sieci jednostką (pojedynczym obrazem, sekwencją obrazów, słowem czy
zdaniem), która przywoływana w nietypowych okolicznościach lub tylko poprzez tworzenie aluzji do
niej wywołuje efekt przede wszystkim komiczny, zrozumiały jedynie dla obeznanych z danym
tematem internautów. Tak jak rozumienie humoru opartego na słowie jest oznaką dobrego
przyswojenia sobie języka obcego, tak rozumienie humoru odwołującego się do memów pokazuje,
jak dobrze dany internauta odnajduje się w cyfrowym środowisku.
Jedną z najpopularniejszych rozrywek polskich internautów - w momencie pisania tego
artykułu - jest tworzenie, czytanie i komentowania tzw. „demotywatorów” – opartych przede
wszystkim na sarkazmie i czarnym humorze parodii wywodzących się z amerykańskiej popkultury
plakatów motywacyjnych. Pojawiają się w nich aluzje do bieżących wydarzeń czy znanych
powszechnie postaci – przede wszystkim internetowych memów. W demotywatorach
zamieszczanych na najpopularniejszym polskim portalu tego typu (Demotywatory.pl) wielokrotnie
pojawiały się aluzje do jednego z serwisów internetowych, który zapewnia bezpłatny dostęp do
filmów pornograficznych – RedTube. Na którymś z demotywatorów ukazana została jedna z
amerykańskich aktorek pornograficznych młodego pokolenia Michelle Anne Sinclair (występująca
pod pseudonimem Belladonna). Pojawiły się też inne aluzje do pornografii lub jej oglądania, jednak
nie stanowi ona tematu wiodącego w polskich demotywatorach. Należy przy tym brać pod uwagę
fakt, iż podlegają one zdecydowanej moderacji. W rosyjskim serwisie poświęconym demotywatorom
15 W. Godzic, Oglądanie…, dz. cyt., s. 72. 16 R. Dawkins, Samolubny gen, Warszawa 1996.
85
(Demotivation.ru), gdzie takich ograniczeń już nie ma, pornografia (przede wszystkim twarda) należy
do jednego z najczęściej pojawiających się wątków tematycznych (oprócz m.in.: antysemityzmu czy
wyśmiewania ofiar przemocy, które w polskich demotywatorach również nie są obecne). Obecność
pornografii w humorze internetowym świadczy o tym, iż stała się ona kolejnym elementem kodu
porozumiewawczego – w szczególności młodych – internautów. I to właśnie jej symulacyjny
charakter umożliwił przełożenie jej na kod internetowych memów i włączenie w obręb
internetowego dyskursu.
Ezoteryczny aspekt pornografii
Przed omówieniem ezoterycznego aspektu pornografii należy wyjaśnić, co będzie w dalszej
części artykułu mianem „ezoteryczne” określane. Terminu tego używać będę do określenia
ukrytego17, głębokiego aspektu rzeczywistości (oraz jego badania), wynikającego z jej związków ze
sferą sacrum – aspektu innego od egzoterycznego, zewnętrznego, wynikającego ze związków z
profanum. Odchodzę tu od potocznego rozumienia ezoteryki, gdzie pojęcie to stosowane jest na
określenie pewnych teorii i praktyk okultystycznych, magicznych, spirytystycznych związanych przede
wszystkim z tzw. New Age18.
Przy opisie symulacyjnego aspektu pornografii odnosiłem się do autorów
postmodernistycznych i feministycznych. Przy opisie aspektu ezoterycznego odwołam się również do
dwóch dyskursów. Józef Keller pisze, iż w dziedzinie badań nad religią istnieli zawsze autorzy, którzy
deprecjonowali znaczenie mitu i religii; należeli do nich Auguste Comte, Ludwig Feuerbach, Max
Müller, James Frazer, Wilhelm Wundt czy Sigmund Freud. Przeciwko takim tendencjom występowali
myśliciele, którzy upominali się o autonomię religii i mitu; byli to przede wszystkim: Friedrich
Schleiermacher, Robert B. Marret, Natan Olaf Soederblom, Rudolf Otto, Mircea Eliade i Carl Gustav
Jung19. Właśnie ten dyskurs religioznawczy doceniający wartość religii i mitu będzie pierwszym do
którego się odwołam. Drugim będą przedstawiciele szkoły, którą M. Eliade nazywa „tradycyjną
zachodnią ezoteryką”20. Przede wszystkim jest to szkoła tradycjonalizmu integralnego, stworzona
przez René Guénona i Juliusa Evolę oraz szkoła filozofii wieczystej (Sophia perennis), w obrębie której
tworzyli Aldous Huxley, Ananda Commaraswamy czy Frithjof Schuon. Poglądy tych dwóch szkół są w
17 Ezoteryka może być ukryta niekoniecznie przez skomplikowany system wtajemniczeń czy przez konkretną osobową hierarchię w ramach tajnego stowarzyszenia. Ezoteryczne postrzeganie świata może być po prostu niedostępne dla przeciętnego człowieka ze względu na wysoki poziom abstrakcji samej doktryny oraz wymagany poziom wiedzy niezbędnej do jej zrozumienia. Ma to miejsce np. w przypadku hinduizmu, gdzie poglądy chociażby szkoły Adwaita wedanty nie są przed ludźmi skrywane, natomiast trudne do zrozumienia bez solidnego przygotowania teoretycznego. 18 Por.: M. Eliade, Okultyzm, czary, mody kulturalne. Eseje, Warszawa 2004, s. 69-72. 19 J. Keller, Rudolf Otto i jego filozofia religii, [w:] R. Otto, Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych, Wrocław 1993, s. 8-9. 20 Por.: M. Eliade, Okultyzm…, dz. cyt., s. 69-100.
86
dużej mierze zbieżne z tezami Johna Ronalda Reuela Tolkiena, które przedstawił w swoich
powieściach czy prywatnej korespondencji. Ten drugi dyskurs, do którego się odwołam proponuję
nazwać „tradycjonalistycznym”. Jego przedstawicieli łączy właśnie tradycjonalizm21,
dowartościowanie myślenia i postrzegania świata w ujęciu mitycznym i symbolicznym, pesymistyczna
historiozofia czy wiara w prymat ducha nad materią. Co niezwykle ważne – tradycjonaliści odcinają
się od optymistycznego spirytyzmu, wręcz atakują go jako pseudo-religię22. Nie widzą możliwości
odrodzenia świata bez nastąpienia niszczącego go kataklizmu. Spoglądają raczej w przeszłość niż
przyszłość - odwołują się do Old Age, nie New Age.
Dwaj główni przedstawiciele szkoły tradycjonalistycznej – R. Guénon i J. Evola – zostali
wyśmiani przez Umberto Eco w powieści Wahadło Foucaulta 23. Autor ten stawia ich w jednym
szeregu ze spotykanymi na przestrzeni dziejów szarlatanami czy mitomanami. Można w tym
momencie przywołać jednak inny autorytet z dziedziny humanistyki – M. Eliadego – który
przedstawia R. Guénona jako przedstawiciele tradycyjnego ezoteryzmu. Omawia jego radykalną
krytykę teozofii i innych doktryn spirytystycznych, zaznaczając, iż są one wyprowadzone właśnie z
pozycji ezoteryki tradycyjnej24. Spór na temat tych postaci pokazuje, jak bardzo są one
kontrowersyjne, a jednocześnie dowodzi, iż są na tyle znane i ważne, iż w dyskusję na ich temat
włączają się tak uznani humaniści jak M. Eliade czy U. Eco25.
Tradycjonalizm integralny zakłada, że istnieje jeden, nieskończony, wieczny,
nieuwarunkowany Absolut. Jest on tożsamy z jedną niezmienną Tradycją Pierwotną. Opiera się ona
na transcendentalnych zasadach, których początki są niezgłębione. Wiedza na temat Tradycji
Pierwotnej została przekazana człowiekowi poprzez Objawienie Pierwotne. Manifestuje się ono w
różnych religiach i systemach metafizycznych (np. hinduizmie, taoizmie, judaizmie, islamie,
21 Tradycjonalizm rozumiany jako rzeczywiście istniejąca doktryna, nie jako przyzwyczajenie do określonych form. 22 M. Eliade, Okultyzm…, dz. cyt., s. 71. 23 U. Eco, Wahadło Foucaulta, Warszawa 1993, s. 145, 205. 24 M. Eliade, Okultyzm…, dz. cyt., s. 97-100. 25 Spór między M. Eliadem a U. Eco może mieć również o wiele głębsze przyczyny wynikające z obranych stanowisk światopoglądowych. Tradycjonaliści atakowali przecież takie zjawiska jak równość, demokrację, humanizm, laicyzm czy postęp, a które są wyraźnie bliskie U. Eco. W tym obszarze M. Eliade ze swoim głębokim uznaniem dla religii, mitologii i archaicznego postrzegania świata był tradycjonalistom o wiele bliższy. Nie można zapomnieć również o politycznym wymiarze tego sporu. R. Guénon nie stawiał się po żadnej ze stron współczesnych mu sporów politycznych, jednak nie ukrywał, iż za najlepsze uważa systemy władzy oparte na hierarchii – teokrację i monarchię. Z kolei J. Evola dążył do współpracy z włoskim państwem faszystowskim i niemieckim państwem narodowo-socjalistycznym. Pod koniec życia uznał te próby za błąd, jednak krytykował te dwa ustroje z pozycji prawicowych i pozostał w swoich poglądach reakcjonistą i zwolennikiem przywrócenia cesarskiego imperium. U. Eco zdecydowanie uznać można za przedstawiciela liberalnej demokratycznej lewicy, na dodatek włoskiej, dla której J. Evola pozostanie czarnym charakterem rodzimej historii. Jest to kolejna cecha odróżniająca go od M. Eliadego, który w okresie międzywojennym sympatyzował z rumuńską Żelazną Gwardią (Garda de Fier) i Legionem Michała Archanioła (Legiunea Arhanghelul Mihail), później wyrażał poparcie dla francuskiej Nowej Prawicy (Nouvelle Droite). Nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż M. Eliade współtworzył czasopismo „Antaios”, którego współpracownikami byli między innymi przedstawiciel niemieckiej rewolucji konserwatywnej Ernst Jünger i właśnie J. Evola.
87
katolicyzmie). Poszczególne religie są jedynie wariantami i odmianami Tradycji Pierwotnej. Każda
religia ma dwa aspekty: egzoteryczny (dostępny masom) i ezoteryczny (dostępny nielicznym zdolnym
go pojąć). Religii (z natury opartych na uczuciu) jest wiele, natomiast metafizyka (wyłącznie
intelektualna) jest jedna. Metafizyka wymyka się wszelkim definicjom, gdyż „określać znaczy
ograniczać”. Tradycja Pierwotna może być poznana tylko poprzez „czysto intelektualną intuicję”
(będącą „możliwością uniwersalną, totalną, nieskończoną, absolutną”). Dotrzeć do Tradycji
Pierwotnej można poprzez badanie rzeczywistości inicjacyjnej, symboli i rytuałów (sacrum
pojmowanego jako „jedność przekraczająca wszystkie tradycje prawowierne”). Tradycja Pierwotna
może się wyrazić tylko poprzez symbol, ponieważ jedynie symbol może przezwyciężyć granice
„królestwa rozumu”. Celem życia człowieka jest metafizyczna realizacja jego osobowości,
który polega na przywróceniu pierwotnego stanu, naturalnego dla człowieka26.
W tradycjonalizmie integralnym wyraźnie zaznaczona jest dualistyczna wizja świata, który jest
miejscem konfliktu Tradycji (solarnej, uranicznej, męskiej, elitarnej, hierarchicznej, zróżnicowanej,
ponadczasowej, świętej, nieśmiertelnej, przynależnej do porządku metafizycznego – „bytu”) i
Antytradycji (lunarnej, tellurycznej, żeńskiej, egalitarnej, chaotycznej, homogenicznej, tymczasowej,
profańskiej, śmiertelnej, przynależnej do porządku fizycznego – „stawania się”).27 Z tego konfliktu
wynika ciągła inwolucja – postęp nie istnieje. Historia świata jest historią upadku – regresu,
materializacji, laicyzacji. W społeczeństwie naturalnym (opartym na Objawieniu Pierwotnym) istniała
hierarchia duchowa, moralna i społeczna - niezbędna, gdyż wyższe nie może mieć swojego źródła
w niższym28.
Wybitny badacz mitologii indoeuropejskiej Georges Dumézil pisze o symetrii dobra i zła w
wierzeniach zoroastryjskich: „obydwie strony są zorganizowane, zhierarchizowane, każda pod
rozkazami jednego dowódcy. Ich symetria posunięta jest aż do skrajności: każdy byt ‘dobry’, Ahura
Mazda, jak i Istoty, które mu towarzyszą – i które są umoralnionymi wcieleniami bogów trzech funkcji
dawnego politeizmu – mają swego własnego przeciwnika, swą »złą« replikę”29. Podobne
przedstawienie relacji dobra i zła odnaleźć można w tekstach J. R. R. Tolkiena, któremu takie
postrzeganie świata było bliskie ze względu na obszar jego poszukiwań zarówno akademickich jak i
pisarskich oraz konserwatywne poglądy i specyficzną wizję chrześcijaństwa jako spełnionego mitu
współbrzmiącego z mitologiami Europy. J. R. R. Tolkien postrzegał zło jako parodię dobra. Autor ten
podkreślał jego niesamodzielny pasożytniczy charakter30.
26 J. Bartyzel, René-Jean-Marie-Jospeh Guénon, http://haggard.w.interia.pl/guenon.html, 2. 10. 2009. 27 J. Evola, Revolt Against the Modern Word, Rochester 1995, s. 3. 28 J. Bartyzel, Julius Evola , http://haggard.w.interia.pl/evola.html, 2. 10. 2009. 29 G. Dumézil, Bogowie Germanów: szkice o kształtowaniu się religii skandynawskiej, Warszawa 2006, s. 99-100. 30 Joseph Pearce, Tolkien: człowiek i mit, Poznań 2001.
88
W. Godzic przywołuje pracę Pornografia, etnografia i dyskurs władzy autorstwa Christiana
Hansena, Catherine Needham i Billa Nicholsa, w której wprowadzone zostaje pojęcie „pornotopii” -
„idealnej konstrukcji, odwiedzanej przez idealnego widza”. W pornotopii „pornografia proponuje
ciągle odnawiane i dające nieprzerwaną satysfakcję pożądanie”31. Zgodnie z przyjętym wcześniej
kierunkiem poszukiwań pornotopię proponuję traktować jako antytradycyjny odpowiednik Raju,
Walhalli czy Swargi. Sugestywną wizję nadnaturalnego miejsca wiecznego szczęścia przedstawił
japoński pisarz Yukio Mishima w swoim opowiadaniu Miłość Wielkiego Kapłana świątyni Shiga
odwołującym się do wierzeń buddyjskiej szkoły Czystej Ziemi: powierzchnia Czystej Ziemi „pokryta
jest szmaragdami; wzdłuż dróg, której je przecinają, ciągną się złote sznury. Ta powierzchnia, jak
okiem sięgnąć, jest płaska, nie dzielą jej żadne granice. W każdym ze świętych przybytków jest pięć
miliardów komnat i wież, zdobionych złotem, srebrem, lazurytem, kryształami, koralem, agatami i
perłami. Inkrustowane klejnotami posadzki pokryte są rzadkimi tkaninami. Wewnątrz świątyń i ponad
wieżami nieprzebrane rzesze aniołów nieustannie grają świętą muzykę i śpiewają hymny na chwałę
Buddy Tathagaty. W ogrodach wokół komnat, wież i krużganków znajdują się złote i szmaragdowe
stawy, w których wierni mogą dokonywać oczyszczenia. Do złotych stawów prowadzą plaże ze
srebrnego piasku, do stawów szmaragdowych – z piasku kryształowego. […] Zaczarowane
instrumenty muzyczne grają same, ich dźwięk rozbrzmiewa wysoko na jasnym niebie. […] Jeśli ktoś
ma ochotę coś zjeść, natychmiast pojawia się przed nim stół inkrustowany siedmioma klejnotami, na
jego gładkiej, błyszczącej powierzchni stoją misy zdobione również siedmioma klejnotami i
wypełnione po brzegi najbardziej wyszukanymi smakołykami. Nie ma potrzeby częstować się nimi.
Wystarczy spojrzeć na ich apetyczne barwy i wciągnąć w nozdrza ich cudowny aromat, aby poczuć, że
głód został zaspokojony, organizm posilony, a przy tym pozostać duchowo i fizycznie czystym”32. W
Walhalli na wojowników, którzy zginęli z mieczem w ręku czekają Walikirie – nadnaturalne dziewice,
które prowadzą ich na ucztę, podczas której zasiadają u boku bogów. Tymczasem w pornotopii na
dowolnego internautę czeka niezliczona ilość różnorodnych wiecznie gotowych do seksu kobiet i
mężczyzn, gotowych spełnić jego wyszukane zachcianki. Zamiast – przywołując terminologię znaną z
pism Swamiego Prabhupady – „transcendentalnych rozrywek”33 mamy do czynienia z rozrywkami jak
najbardziej nie-tradycyjnymi. Pochodzą one jednak nie z porządku przyziemnego, lecz z
symulacyjnego, a więc anty-symbolicznego.
W pornografii można więc dostrzec antytradycyjne odwrócenia zjawisk znanych ze świata
tradycyjnego. Obecną w filmach konsumpcję nasienia można odnieść do sakralnego jej traktowania
31 W. Godzic, Oglądanie…, dz. cyt., s. 75. 32 Y. Mishima, Miłość Wielkiego Kapłana świątyni Shiga, [w:] tenże, Zimny płomień, Warszawa 2008, s. 66-68. 33 Swami Prabhupada, Bhagavad-gita taka jaką jest, b.m.w. 1994, s. 604.
89
przez pewne sekty tantryczne i śiwaickie czy gnostyckich fibonitów34. Powiększone obrazy waginy do
jej sakralnych przedstawień w kręgu kultury antycznej (vulva), dharmicznej (yoni) czy Czarnej Afryki35.
Konsumpcję kału do średniowiecznych wierzeń o jego magicznej mocy czy alchemicznego
przekonania o tajemnym znaczeniu ekskrementów36. Aktorów (aktorki) posiadających zarówno
męskie jak i żeńskie zewnętrzne cechy płciowe (tzw. trannies lub she-males) jako hermafrodytyczny
odpowiednik tradycyjnego androgyna37. Poprzez to ujawnia się kontrinicjacyjny charakter
pornografii. Obecnośc tych zjawisk w pornografii można wytłumaczyć poprzez zjawisko, które J. Evola
określa jako inwolucję świata, efekt kolejnych zwycięstw odnoszonych przez siły Antytradycji, a które
M. Eliade określa jako degradację symbolu, degenerację hierofanii: „gdy umysł nie jest już w stanie
pojąć metafizycznego znaczenia symbolu, symbol bywa rozumiany na płaszczyznach coraz
wulgarniejszych”38.
W odniesieniu do spotykanych w ponowoczesnej pornografii działań w języku potocznym
nierzadko stosuje się takie określenie jak „zwierzęce”. Jeden z największych etologów Vitus B.
Droescher pisze, iż zwierzęta nie odczuwają w ludzki sposób rozumianej przyjemności z takich
czynności jak jedzenie czy seks, dlatego bez ingerencji człowieka nie mogą popaść w uzależnienie czy
utyć ponad miarę39. Refleksje te ugruntowane w osiągnięciach współczesnej etologii potwierdzają
pewne przeczucia i spostrzeżenia głośnego i kontrowersyjnego XIX-wiecznego badacza płci i
płciowości – Otto Weiningera. W swojej monumentalnej i prowokującej pracy Płeć i charakter
wyznacza on dwa podstawowe typy kobiece: matkę i nierządnicę. Dla pierwszej z nich celem jest
posiadanie dzieci, dla drugiej obcowanie płciowe z mężczyznami. To właśnie matkę opisuje O.
Weininger jako bliską światu zwierzęcemu i poprzez to amoralną, gdyż niezdolną do moralności.
Nierządnicę uznaje za niemoralną i poprzez to bliższą kondycji ludzkiej40. Charakter pornografii nie
jest więc zwierzęcy, lecz – odwołując się do nomenklatury chrześcijańskiej – demoniczny. W
Bhagawadgicie mowa jest o losie boskim i asurowym. Oba z nich przekraczają kondycję ludzką,
jednak pierwszy umożliwia wzniesienie się ponad (a więc inicjację), a drugi zstąpienie w mrok (kontr-
inicjację)41. W tym rozumieniu pornografia, która przenosi odbiorcę do pornotopii ma charakter
właśnie asurowy.
W jednym z najważniejszych tekstów z kręgu tantrycznego buddyzmu (Czakrasamwara
Tantra) odnajdujemy opis idealnej partnerki: „najlepszą spośród kobiet jest ta, która wywodzi się z
34 M. Eliade, Okultyzm…, dz. cyt., s. 137-184. 35 K. Kowalski, Eros i kostucha, Warszawa 1990, s. 154-159. 36 Kadmon, Skatologia czyli czarna sztuka, http://okultura.pl/texts/novum/005.php, 10. 11. 2009. 37 M. Eliade, Sacrum – mit - historia, Warszawa 1993, s. 220-251. 38 Tamże, s. 222. 39 V. B. Dröscher, Reguła przetrwania. Jak zwierzęta przezwyciężają zagrożenia ze strony środowiska, Warszawa 1982, s.114-128. 40 O. Weininger, Płeć i charakter, Warszawa 1994. 41 Bhagawadgita czyli Pieśń Pana, Wrocław 1988, s. 151-156.
90
duchowej rodziny; wyposażona jest w domyślne znaki i uwolniona od Czterech Braków związanych z
jej genitaliami: nie przechodzi menstruacji, nie ma nieprzyjemnego zapachu i nie jest chora, a kiedy
wypełnia ją seksualne pożądanie, nie zna wstydu i zahamowań ze swym jogicznym partnerem”42.
Kobiety przedstawione w pornografii spełniają większość spośród tych wymagań – stan ten zostaje
osiągnięty właśnie dzięki symulacyjnemu charakterowi ponowoczesnej pornografii. Należy jednak
zaznaczyć, iż w odróżnieniu od praktyk tantryjskich pornografia nie ma na celu wyzwolenia człowieka
z samsary.
Niezwykle ważnym dla zrozumienia ezoterycznego aspektu pornografii jest pojęcie „ścieżki
lewej ręki”. J. Evola pisze o przynależącej do świata tradycji ścieżce lewej ręki, do której przynależy
łamanie prawa, niszczenie i różnego typu doświadczenia orgiastyczne, ale która wyprowadzona jest z
orientacji pozytywnej, świętej i prowadzi do tego, co znajduje się w górze, do przekroczenia wszelkich
ograniczeń43. Przykładem ścieżki lewej ręki mogą być rozmaite praktyki tantryczne czy jedna z
odmian hinduistycznych sekt ascetycznych (sadhu) – aghori, której przedstawiciele spożywają
alkohol, mięso czy ekskrementy. Pornografię można uznać za ścieżkę lewej ręki świata
antytradycyjnego – odwołującą się do praktyk powszechnie nieakceptowanych, ale prowadzącą w
tym samym kierunku, co ścieżka prawej ręki.
Idąc w opisanym wyżej kierunku – postrzegania zła jako parodii dobra, interpretacji historii
świata jako zmagań tradycji z anty-tradycją , kosmosu z chaosem – postawić można tezę, iż
symulakra, pojęcie kluczowe dla zrozumienia ponowoczesnej kultury i mentalności, powinno mieć
swój odpowiednik w tradycyjnym ładzie. Pojęciem, które według R. Guénona porządkuje świat
tradycji, jest symbol. Według niego Tradycja Pierwotna może się wyrazić tylko poprzez symbol,
ponieważ jedynie symbol może przezwyciężyć granice „królestwa rozumu”44. Symulakra jest zatem
anty-tradycyjnym odpowiednikiem symbolu, pornografia parodią ścieżki lewej ręki, która w
pornotopii prowadzi ponowoczesnego człowieka do kontr-inicjacji i zstąpienia do niższych stanów
bytu.
Podsumowanie
Przywołany na początku artykułu postulat W. Godzica współbrzmi z fragmentem Manif(i)esty
postkonserwatywnej Tomasza Gabisia. Autor ten pisze, że „postkonserwatysta uwielbia intelektualny
bricolage – czyta sobie Evolę czytanego przez Derridę i Derridę czytanego przez Evolę, Foucaulta
przez Szasza i Szasza przez Foucaulta, Gehlena przez Baumana i Baumana przez Gehlena, Rorty’ego
przez Schmitta i Schmitta przez Rorty’ego, Dugina przez Dunin i Dunin przez Dugina, Baudrillarda
42 Hinduskie wiersze miłosne, Kraków 2006, s. 76. 43 J. Evola, Youth, Beats and Right-Wing Anarchists, http://thompkins_cariou.tripod.com/id99.html, 9. 11. 2009. 44 J. Bartyzel, René-Jean-Marie-Jospeh Guénon…, dz. cyt.
91
przez Konecznego i Konecznego przez Baudrillarda, Chestertona przez Vattimo i Vattimo przez
Chestertona, ojca Bocheńskiego przez Ciorana i Ciorana przez ojca Bocheńskiego, Gombrowicza przez
Sienkiewicza i Sienkiewicza przez Gombrowicza, Stasiuka przez Myśliwskiego i Myśliwskiego przez
Stasiuka. I tak sobie żegluje po głębokich, zmąconych i wzburzonych wodach narracji, idei, koncepcji,
estetyk i retoryk, pozwala im nawzajem się oświetlać i odsłaniać braki oraz złudzenia, przygląda się z
uwagą i zadowoleniem, jak rzucają na siebie podejrzenia, jak się nawzajem demaskują, skaczą sobie
do gardła, gryzą, osłabiają i wykrwawiają. A on sobie potem coś znajduje na pobojowisku i
magazynuje w swojej szopie”45. W wypadku tego artykułu należałoby mówić o czytaniu Baudrillarda
czytanego przez Evolę i Evoli przez Baudrillarda, Wolf przez Guénona i Guénona przez Wolf itp.
Próba poszukiwania wspólnych płaszczyzn postmodernizmu i tradycjonalizmu może wydawać
się czymś ryzykownym. Ich uprawomocnieniu przysłużyć się może przywołanie znanej z myśli
konserwatywnej koncepcji „schizmy bytu”. Zakłada ona oddzielenie świata wiecznych idei od świata
doświadczanego empirycznie; trwałe oddzielenie sacrum od profanum. W takiej perspektywie
dyskursy tradycjonalistyczny i postmodernistyczny traktować można jako komplementarne –
pierwszy niezbędny do opisu i zrozumienia aspektu sakralnego rzeczywistości, symbolu i symboliki,
drugi do opisu i zrozumienia aspektu profańskiego rzeczywistości, symulakrów i symulacji. Warto też
przywołać koncepcję post-postmodernizmu Aleksandra Dugina, którego próba stworzenia tego typu
syntezy znalazła oddźwięk wśród rosyjskich kręgów opiniotwórczych oraz elit państwowych.
Odczytywanie zjawisk ponowoczesnej kultury popularnej w perspektywie religijnej i
mitologicznej może również wydawać się próbą niezwykle karkołomną. Należy jednak przypomnieć,
jak wiele wniosło dowartościowanie aspektów religijnego i mitologicznego do psychologii (w
przypadku C. G. Junga), do religioznawstwa (M. Eliade), do literatury (J. R. R. Tolkien) czy geopolityki
(A. Dugin).
Odwołanie się do perspektywy postmodernistycznej pomaga opisać i zrozumieć zjawisko
globalnej ponowoczesnej pornografii, nie daje jednak odpowiedzi, dokąd to wszystko zmierza.
Właściwie jedyną odpowiedzią, której można udzielić w oparciu przede wszystkim o koncepcję
symulacji jest prognoza dalszego urzeczywistniania się symulacyjnego charakteru pornografii. Jest to
jednak odpowiedź dotycząca relatywnie krótkotrwałego rozwoju sytuacji. W odniesieniu do spraw
ostatecznych o wiele więcej informacji znaleźć można w pismach tradycjonalistów. Postulują oni
powrót do cyklicznej koncepcji czasu – następujących kolejno po sobie znanych z religii starożytnej
Grecji wieków czy hinduistycznych Jug. Jest to perspektywa na pozór niezwykle pesymistyczna,
zakładająca nieuchronny rozpad świata, upadek i postępujące zepsucie. Napawa ona jednak
optymizmem w odniesieniu do odległej przyszłości. Inwolucja świata prowadzi bowiem według
45 T. Gabiś, Manif(i)esta postkonserwatywna, http://www.tomaszgabis.pl/?p=93, 12. 10. 2009.
92
tradycjonalistów do zniszczenia go przez Absolut w momencie apogeum upadku, a następnie
powrotu Złotego Wieku (hinduistycznej Satja Jugi). Aleksander Dugin pisze o iluzji posthistorii, końca
czasu, która tylko pozornie jest stanem długotrwałym – ostatecznie zostanie pochłonięta przez
pustkę, którą sama ewokowała. „Wszystko ma swój kres. Jest to koniec sam w sobie ostateczny.
Koniec raz na zawsze. Gaśnie ekran halucynacji nazywanej współczesnym światem. W proch
rozsypują się ciała telewidzów, papiery wartościowe, komisariaty policji, pedantyczni politycy w
garniturach, dziadkowie Scrudge z Komisji Trilateralnej i Chase Manhattan Bank, szaleni naukowcy ze
sklonowaną owieczką Dolly, kolorowe czasopisma z opalonymi dziewczynami na plażach i
perwersyjne typy o chytrych oczach kreślące »nowy porządek świata«. Czarna noc nadchodzi
bezgłośnie i bezpowrotnie. To nie ulega wątpliwości. Jakich by nie użył forteli czas u progu tajemnicy
rzeczywistego ostatecznego końca a nie jego simulacrum i tak ktoś pochwyci twardą ręką tę
chronologiczną żmiję ze śliską szyją i płaskim łbem. I czerep ów razem z jadowitym żądłem zostanie
raz na zawsze zawinięty i ukręcony. Dokładnie tak. Z całą pewnością. Bez wątpienia. Ale jest chwila,
jest czas. Jest bicie serca i dźwięk gwiazdy, gdy to wreszcie nastąpi. Czarna, czarna noc”46.
Bibliografia:
Baudrillard J., Symulakry i symulacja, Warszawa 2005.
Bhagawadgita czyli Pieśń Pana, Wrocław 1988.
Dawkins R., Samolubny gen, Warszawa 1996.
Dröscher V. B., Reguła przetrwania. Jak zwierzęta przezwyciężają zagrożenia ze strony środowiska,
Warszawa 1982.
Dumézil G., Bogowie Germanów: szkice o kształtowaniu się religii skandynawskiej, Warszawa 2006.
Eco U., Wahadło Foucaulta, Warszawa 1993.
Eliade M., Okultyzm, czary, mody kulturalne. Eseje, Warszawa 2004.
Eliade M., Sacrum – mit - historia, Warszawa 1993.
Evola J., Revolt Against the Modern Word, Rochester 1995.
Felis P. T., WFF 13. Festiwal świata, „Gazeta Wyborcza”, 8. 10. 2009.
Godzic W., Oglądanie i inne przyjemności kultury popularnej, Kraków 1996.
Hinduskie wiersze miłosne, Miniatura, Kraków 2006.
Keller J., Rudolf Otto i jego filozofia religii, [w:] Otto R., Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu
bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych, Wrocław 1993.
Kowalski K., Eros i kostucha, Warszawa 1990.
46 A. Dugin, Post modernizm?, „Obywatel” 2003, nr 1(9), dostępny na: http://www.obywatel.org.pl/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=217, 2. 11. 2009.
93
Mishima Y., Miłość Wielkiego Kapłana świątyni Shiga, [w:] tenże, Zimny płomień, Warszawa 2008.
Mishima Y., Zimny płomień, Warszawa 2008.
Otto R., Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych,
Wrocław 1993.
Pearce J., Tolkien: człowiek i mit, Poznań 2001.
Swami Prabhupada, Bhagavad-gita taka jaką jest, b.m.w. 1994.
Toeplitz K. T., Kultura w stylu blue jeans, Warszawa 1975.
Weininger O., Płeć i charakter, Warszawa 1994.
Netografia:
Bartyzel J., Julius Evola , http://haggard.w.interia.pl/evola.html, 2. 10. 2009.
Bartyzel J., René-Jean-Marie-Jospeh Guénon, http://haggard.w.interia.pl/guenon.html, 2. 10. 2009.
Dugin A., Post modernizm?, „Obywatel” 2003, nr 1(9), dostępny na:
http://www.obywatel.org.pl/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=217, 2. 11. 2009.
Evola J., Youth, Beats and Right-Wing Anarchists, http://thompkins_cariou.tripod.com/id99.html, 9.
11. 2009.
Gabiś T., Manif(i)esta postkonserwatywna, http://www.tomaszgabis.pl/?p=93, 12. 10. 2009.
Kadmon, Skatologia czyli czarna sztuka, http://okultura.pl/texts/novum/005.php, 10. 11. 2009.
Wolf N., The Porn Myth, http://nymag.com/nymetro/news/trends/n_9437/, 9. 09. 2009.
Yawar A., The End of Sex? Pornography is changing the nature of physical affection,
http://english.ohmynews.com/articleview/article_view.asp?at_code=327327, 5. 11. 2009.
94
Tomasz Wysocki Dominik Dziedzic tomaszwysocki@xphi-europe.org
Wiara a sprawiedliwość – zastosowanie metod filozofii eksperymentalnej w filozofii religii
W pracy analizujemy pewną popularną próbę odparcia argumentu ze zła. Argument ze zła głosi, że nie można pogodzić istnienia Boga z istnieniem zła. Przeciwko temu argumentowi teiści wysuwają kontrargument: to możliwe, że zło jest konieczne. Wykorzystując narzędzia filozofii eksperymentalnej staramy się pokazać, że teista w tym kontrargumencie wykorzystuje schemat oceniania niezgodny z praktyką językową, a tym samym używa terminów niezgodnie z ich właściwym znaczeniem. Badanie przeprowadziliśmy na przykładzie pojęcia sprawiedliwości.
Filozofia eksperymentalna jako metoda
Filozofia analityczna jest w dużej mierze analizą pojęciową. Jeżeli filozof chce wyznaczyć definicję jakiegoś pojęcia, to formułuje ją, a następnie sprawdza, czy desygnaty tego pojęcia rzeczywiście ją spełniają i czy obiekty niebędące desygnatami rzeczywiście pod nią nie podpadają. Jednym słowem, sprawdza, czy definicja nie jest z jednej strony za wąska, a z drugiej strony za szeroka. W przypadku, gdy definicja nie obejmuje czegoś, co objąć powinna, lub obejmuje coś, czego obejmować nie powinna, należy ją przeformułować.
Dominującą w filozofii analitycznej metodą sprawdzania, czy obiekt podpada pod zadane pojęcie, jest odwołanie się do intuicji. Klasycznymi przykładami jest argumentacja S. Kripkego za przyczynową teorią znaczenia1 lub E. Gettiera krytyka pewnego sformułowania definicji wiedzy2. Używając tej formy argumentacji, filozofowie przypisują swojej intuicji uniwersalność, to znaczy zakładają, że zdecydowana większość ludzi podziela ich intuicje. Ale zasadność tych uniwersalistycznych ambicji jest kwestią empiryczną.
„[…] Tam, gdzie analityk pojęciowy mógłby napisać »w tym przypadku każdy na pewno
stwierdzi…«, filozof eksperymentalny napisze »w tym przypadku 79% badanych
powiedziało…«”3.
Metodologia filozofii eksperymentalnej nie wyczerpuje się na pomiarze intuicji przy pomocy narzędzi statystycznych. Celem jest znalezienie czynników, które wpływają na decyzję podmiotu, czy przedmiot podpada pod badane pojęcie, i opisanie wewnętrznego procesu psychologicznego, który leży u podstaw tej decyzji. Powodzenie badania mierzy się nie precyzyjnością wzorca charakteryzującego intuicje, ale stopniem ich wyjaśnienia4. Znalezienie mechanizmu
1 S. Kripke, Nazywanie a konieczność, Warszawa 2001. 2 E. Gettier, Is Justified True Belief Knowledge?, „Analysis”, 1963, nr 23. 3 J. Knobe, S. Nichols, An Experimental Philosophy Manifesto, [w:] J. Knobe, S. Nichols (red.), Experimental Philosophy, Oxford 2008, s 9. 4 Tamże, s. 16.
95
psychologicznego powstania danej intuicji pozwala zdecydować, czy dana intuicja jest godna zaufania – czy może służyć jako przesłanka w argumentacji filozoficznej.
Teodycea – uwagi wstępne
Jednym z wielu zarzutów podnoszonych przeciwko wierze w istnienie Boga jest argument ze zła. Istnienie Boga – definiowanego jako wszechmogąca i moralnie doskonała osoba, która stworzyła świat – jest nie do pogodzenia z istnieniem zła5. Moralnie doskonała istota dąży do usunięcia wszelkiego zła, które można usunąć. Przyjmuje się, że ograniczenia płynące z logiki nie przeczą boskiej wszechmocy, to znaczy, że Bóg jest wszechmocny, dopóki potrafi zrealizować każdy stan rzeczy, który jest możliwy. Nie byłby wszechmocny, gdyby istniał jakiś możliwy stan rzeczy, którego Bóg nie mógłby zrealizować.
Próba obrony polega na wskazaniu, że Bóg ma poważne powody, aby dopuścić zło – że zło należy do sfery konieczności. Tak na przykład postępuje Leibniz w swojej Teodycei, twierdząc, że zło jest konieczne przy istnieniu wolności, czyli że żaden możliwy świat, w którym żyją wolne jednostki, nie jest pozbawiony zła, natomiast świat bez wolnych jednostek jest zawsze gorszy niż świat, który je zawiera6. Współcześnie argumentację opartą o podobny schemat przeprowadza A. Plantinga w książce Bóg, wolność, zło7. Najszersze usprawiedliwienie Boga Plantinga formułuje jako zdanie: „Bóg ma poważne powody, aby istnienie zła dopuścić”8. Pojawia się pytanie, jakie są to powody. Lub, szerzej, czy można w ogóle wskazać na cokolwiek, co mogłoby stanowić taki powód.
Próbuje się takie powody formułować, ale żaden nie jest przekonujący. Nie będziemy tu przytaczać ani tych powodów, ani ich odrzucenia, ponieważ przedmiot badania jest inny. Zamiast tego oddamy głos Plantindze:
„Dlaczego przypuszczać, że jeśli Bóg rzeczywiście ma swoje powody, by dopuszczać zło, teiści
mieliby pierwsi o nich wiedzieć? Być może Bóg ma ważny powód, ale jest on zbyt
skomplikowany, by go zrozumieć. Albo może nie objawił nam go z jakichś innych przyczyn”9.
Przedmiotem tego badania są intuicje na temat sprawiedliwości. Dlatego dokładniej przedstawimy próbę uzasadnienia, iż Bóg jest sprawiedliwy mimo objawiającej się w świecie niesprawiedliwości (zgodnie z przyjętą definicją Bóg jest sprawiedliwy, przy założeniu, że sprawiedliwość jest konsekwencją moralnej doskonałości).
Bóg, według wielu religii, przekazał ludziom pewne prawa i nakazał ich przestrzegać. W judaizmie odczytuje się je z Tory, w chrześcijaństwie z Biblii, w islamie z Koranu. Przykładem takich praw jest Dekalog, w wielu religiach obok prawa zapisanego mówi się także o prawie naturalnym. Jednak przestrzeganie tego prawa nie wiąże się z żadnymi nagrodami, a łamanie go – z karami. Można przestrzegać tego prawa i mieć poczucie zmarnowanego życia, można go nie przestrzegać i uważać się za szczęśliwego. Czy taki Bóg może być sprawiedliwy? Można sparafrazować odpowiedź Plantingi: jest możliwe, że jest sprawiedliwy, ale ma poważne powody, aby tego nie okazywać.
5 Z tej definicji korzysta np. J. L. Mackie – J. L., Mackie, Evil and Omnipotence, „Mind, New Series”, 1955, nr 254. 6 G. W. Leibniz, Teodycea. O dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła, Warszawa 2001. 7 A. Platinga, Bóg, wolność, zło, Kraków 1995. 8 Tamże, s. 62. 9 Tamże, s. 60.
96
Teista usprawiedliwiający brak boskiej ingerencji przeważnie stwierdza, że nagroda lub kara czekają człowieka dopiero po śmierci. Z tym wytłumaczeniem wiążą się pewne problemy:
(a) być może łatwiej można wyobrazić sobie potencjalne kary, ale na pewno nie jest prosto wyobrazić sobie sposób, w jaki Bóg miałby wynagrodzić cierpienia ludziom, którzy przestrzegają nadanego przez niego prawa. Jak można komuś wynagrodzić stratę rodziny w pożarze albo ciężką traumę z dzieciństwa, która wpłynęła istotnie na resztę życia? Wydaje się, że nigdy nie jest to możliwe w pełni. Jak mogę cieszyć się szczęściem po śmierci, jeżeli mam świadomość, że ktoś bardzo mi bliski doznaje kary za łamanie boskich praw?
(b) nie wiadomo też, jak takie nagrody mogłyby wyglądać wobec faktu ogromnego zróżnicowania ludzi na przestrzeni epok i kultur, między sobą i na przestrzeni pojedynczego życia. Inne cele życiowe i kryteria szczęścia stawia sobie dziecko, inne stawiali sobie ludzie z epoki kamiennej, inne stawiamy sobie my – dorośli uczestnicy kultury zachodniej; inne kryteria stawiam sobie ja, a inne mój sąsiad. Z drugiej strony w takim stopniu, w jakim kryteria zależą od czynników zewnętrznych (kultury, wychowania), są arbitralne, bo otoczenie, w którym człowiekowi przychodzi dorastać, nie jest jego wyborem. Większość kryteriów, jeśli nie wszystkie, związana jest z życiem doczesnym. Dlatego wierzący może powiedzieć, że człowieka posłusznego Bogu czeka jakaś wspaniała nagroda, ale z pewnością nie może wskazać, co czyni ją taką wspaniałą.
(c) nikt nie jest poddawany temu samemu testowi. Niektóre dzieci nie dożywają wieku, w którym można by ich obarczyć odpowiedzialnością za ich działania. Niektórzy rodzą się w spokojnym miejscu w spokojnych czasach i nie są poddawani tym samym próbom co ludzie, którzy doświadczyli jakiegoś kataklizmu. W spokojnym życiu zarówno dużo trudniej złamać jakiś moralnie istotny zakaz, jak i wykazać się niektórymi ważnymi cnotami. Co więcej, wybory życiowe są, przynajmniej częściowo, zdeterminowane warunkami zewnętrznymi – wychowaniem, kulturą – których jednostka nie wybierała. W ten sposób ludzie wychowani niezgodnie z boskim prawem z większym prawdopodobieństwem są skazani na łamanie go. Nie wiadomo, jak należałoby potraktować ludzi niezdolnych do rozróżniania dobra od zła z przyczyn czysto zewnętrznych (np. jakichś neurologicznych zaburzeń). Czy mieliby zyskać tę zdolność po śmierci? Jeżeli tak, to dlaczego nie mogli mieć jej od początku?
(d) nawet jeżeli Bóg przekazał ludziom prawo, to nie przekazał wiarygodnych narzędzi interpretacyjnych. Albo można brać prawo dosłownie – wtedy na przykład dekalog obowiązuje tylko mężczyzn, bo tylko oni są jego adresatami („nie będziesz pożądał żony bliźniego swego…”) – albo interpretować. W tym drugim przypadku trzeba się zastanowić, czy za złą interpretację, dokonaną w dobrej intencji, ponosi odpowiedzialność interpretator, który dołożył wszelkich starań, aby tekst zrozumieć, czy raczej autor przekazu, który sformułował myśli niewystarczająco jasno. W przypadku niejasnych ustaw wini się raczej ustawodawcę; kogo obarczyć winą za cierpienie zadane w imię źle zinterpretowanych, choć w dobrej wierze, boskich nakazów?
(e) nie jest też tak – według wielu religii – że Bóg karze i nagradza ludzi jedynie po śmierci. Wiele opowieści biblijnych zawiera opis kar, jakie spotkały osoby nieposłuszne Bogu jeszcze za życia. Współcześnie także niektórzy interpretują pewne wydarzenia jako karę za grzechy. Dlaczego niektórych kara spotyka teraz, a resztę dopiero po śmierci? Jaki jest sens modlitwy za zmarłych, która jest częścią praktyk wielu religii? Wydaje się, że ewentualna kara lub nagroda powinna wiązać się z
97
tym, za co jednostka ponosi odpowiedzialność, a liczba i żarliwość modlitw jest raczej kwestią popularności, niekoniecznie powiązanej z etyczną doskonałością.
(f) ostatnia obiekcja, według nas bardzo ważna: większość wierzących filozofów, od Augustyna, przez Leibniza, po cytowanego już Plantingę, w swoich teodyceach stwierdza, że świat z wolnymi jednostkami jest zawsze lepszy od świata zaludnionego automatami. J. Mackie dowodzi, że możliwe są wolne jednostki, które zawsze wybierają dobro10. Jest to element argumentacji przeciwko istnieniu Boga jako dobrej istoty. Przebiega ona mniej-więcej tak: jeżeli rzeczywiście jest tak, jak twierdzi Mackie, to Bóg mógł stworzyć świat lepszy niż aktualny, a przecież dobra istota nie stwarza niekoniecznego zła. Plantinga odpiera ten argument jedynie poprzez zaprzeczenie temu, że możliwe są wolne jednostki nieczyniące zła (a więc że zło istniejące w świecie jest konieczne dla istnienia wolności). Jeżeli tak, to czy ludzie po śmierci będą wolni? Jeżeli nie, to miejsce, do którego trafią, będzie gorsze niż to, z którego przybyli – zgodnie ze stwierdzeniem, że lepszy świat ze złem i z wolnością, niż bez nich obu. Jeżeli tak, to albo będą dopuszczać się zła, albo nie. W pierwszym przypadku sytuacja człowieka niewiele będzie się różnić, niż za życia – cierpienie, co najmniej to, które jest konsekwencją ludzkich wyborów, będzie obecne. Drugi przypadek stoi w sprzeczności z tezą, że Bóg nie mógł stworzyć świata, w którym wolne jednostki wybierają tylko dobro – skoro może stworzyć stan, w którym ludzie są jednocześnie wolni i całkowicie dobrzy, to dlaczego ten świat taki nie jest? Jeżeli odpowiedzią ma być „po to, aby człowieka przetestować”, to znowu powraca pytanie, dlaczego niektórzy, na przykład wcześnie zmarłe dzieci, nie zostają żadnemu testowi poddani.
Wobec tych faktów pozostaje poddać się i przyznać, że być może istnieje sprawiedliwy Bóg, ale człowiek nie potrafi przedstawić sobie sposobu, w jaki ta sprawiedliwość mogłaby się zrealizować. Ten wniosek stoi w zgodzie z przytoczonym wcześniej fragmentem książki Plantingi; samodzielnie nie jest też wystarczającym argumentem przeciwko istnieniu doskonałego moralnie Boga.
„To, że teista nie wie, dlaczego Bóg dopuszcza zło, jest, być może, interesującym faktem na
temat teisty, ale sam w sobie niewiele albo zgoła nic nie mówi na temat racjonalności wiary
w Boga. Potrzeba o wiele więcej, by móc choćby rozpocząć argumentację antyteologiczną”11.
I w istocie, fakt, że teista nie wie, dlaczego Bóg dopuszcza zło (lub dlaczego nie manifestuje swojej sprawiedliwości), jest bardzo interesujący. Można zapytać, czy nie jest przypadkiem tak, że wierzący i niewierzący pod pojęciem sprawiedliwości rozumieją co innego; czy element nieznajomości powodów zachowania nie gra tu istotnej roli. Można też zapytać, czy teiści używają tego pojęcia konsekwentnie. Odpowiedzi jest w stanie udzielić eksperymentalna analiza pojęciowa.
Metoda badania
Aby zbadać intuicje filozoficzne użytkowników języka, skonstruowaliśmy ankietę w dwóch wersjach: MB i BM. Ankieta MB zawierała dwa opisy i po dwa pytania dotyczące każdego opisu:
Opis 1. Przypuśćmy, że Pani Elżbieta ma czwórkę dzieci. Ustaliła pewne nakazy i zakazy: np. należy myć zęby po jedzeniu, nie wolno przeklinać ani bić się, należy odrabiać lekcje. Jednak
10 J. L. Mackie, Evil and Omnipotence, „Mind, New Series” 1955, nr 254. 11 A. Platinga, Bóg, wolność, zło, Kraków 1995, s. 50.
98
Pani Elżbieta nagradza i karze dzieci zupełnie losowo: dziecko, które naruszyło zakaz lub nie spełniło nakazu może być równie dobrze ukarane co nagrodzone. Dziecko, które wypełnia ustalenia, może być nagrodzone, ale także może być ukarane. Często też Pani Elżbieta nie podejmuje żadnej akcji w stosunku do dzieci.
Z punktu widzenia obecnych (oraz dawnych) koncepcji psychologicznych i pedagogicznych jej zachowanie nie da się wytłumaczyć żadnym sensownym celem wychowawczym (co nie znaczy, że Pani Elżbieta nie ma jakiegoś ukrytego planu, zgodnie z którym postępuje).
Pytanie 1: czy, według Ciebie (zgodnie z Twoim osądem moralnym lub definicją sprawiedliwości, którą uważasz za słuszną/trafną), Pani Elżbieta jest sprawiedliwa w stosunku do swoich dzieci?
(a) Tak (b) Nie (c) Nie potrafię określić
Pytanie 2: w przypadku odpowiedzi (c). Nie potrafię określić, ponieważ:
…………………………………………………………………………………………
Opis 2. Przypuśćmy, że Bóg istnieje, ma możliwość wpływu na świat i przekazał ludziom (np. w formie dekalogu, mitów lub świętych tekstów) prawa, których nakazał im przestrzegać. Jednak nie zachodzi związek między przestrzeganiem tych praw a życiowym dobrostanem. Życie ludzi, którzy przestrzegają boskiego prawa, bywa szczęśliwe i spełnione, a także nieszczęśliwe i pełne niepowodzeń. Wśród tych, którzy tego prawa nie przestrzegają, również znajdują się ludzie od bardzo szczęśliwych po bardzo nieszczęśliwych. Ludzie bywają nieszczęśliwi z różnych powodów: niektórzy w wyniku działań innych ludzi, niektórzy z winy własnych wyborów, ale bardzo wiele osób jest nieszczęśliwych z przyczyn, za które żaden człowiek nie ponosi odpowiedzialności, np. chorób, trzęsień ziemi, powodzi, susz. Tak samo jest z ludźmi szczęśliwymi: niektórzy osiągają szczęście dzięki własnej pracy, ale już np. to, że ktoś urodzi się w kraju bogatym, a nie biednym, jest zupełnie arbitralne.
Z punktu widzenia obecnego stanu wiedzy nie można wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje (co nie znaczy, że Bóg nie ma jakiegoś planu, który w ten sposób realizuje).
Pytanie 3: czy, według Ciebie (zgodnie z Twoim osądem moralnym lub definicją sprawiedliwości, którą uważasz za słuszną/trafną), Bóg z „opisu 2” jest sprawiedliwy w stosunku do ludzi?
(a) Tak (b) Nie (c) Nie potrafię określić
Pytanie 4: w przypadku odpowiedzi (c). Nie potrafię określić, ponieważ:
…………………………………………………………………………………………
Ankieta BM różniła się od MB jedynie kolejnością opisów (stąd też nazwy ankiet: MB – matka/Bóg, BM – Bóg/matka). Obie ankiety kończyły się metryczką, która, oprócz standardowych pytań o wiek, płeć i wykształcenie, zawierała pytanie dotyczące wiary:
6. Uważam, że: (a) Bóg nie istnieje i jestem tego (zupełnie lub prawie) pewna/y,
99
(b) Bóg nie istnieje, ale czasem poważnie zastanawiam się, że może jednak istnieje, (c) zastanawiałam/em się i znajduję tyle samo argumentów za istnieniem Boga, co przeciw (albo nie znajduję żadnych argumentów za i przeciw), (d) Bóg istnieje, ale czasem poważnie zastanawiam się, że może jednak nie istnieje, (e) Bóg istnieje i jestem tego (zupełnie lub prawie) pewna/y, (f) nigdy mnie to szczególnie nie interesowało i nie zastanawiałam/em się.
Zebraliśmy 216 ankiet. Ankiet MB było 104 (czyli 48%), ankiet BM 112 (52%).
Do badania ankiet wykorzystałem narzędzia statystyczne, przede wszystkim test t-Studenta dotyczący równości wartości średnich oraz test równości proporcji, oparty na statystyce χ2. Stosuję oba testy, aby wyniki były bardziej wiarygodne. Obliczenia zostały przeprowadzone za pomocą skryptów języka R.
Odpowiedziom z pytań 1 i 3 przypisaliśmy liczby: tak – 2, nie – 0, trudno powiedzieć – 1. W teście t-Studenta między odpowiedziami nie zakłada się żadnego związku (skala nominalna). W teście χ2 porządek na liczbach odzwierciedla porządek odpowiedzi (skala porządkowa). Odpowiedź „nie potrafię określić” jest problematyczna – z jednej strony jej miejsce w porządku wszystkich odpowiedzi zakłada, że ankietowany tak samo nie jest skłonny potępić, jak usprawiedliwić ocenianego postępowania – gdyby odpowiedzi interpretować jako głosy („za”, „przeciw”, „wstrzymuję się”), zamiana odpowiedzi „nie potrafię określić” na parę „tak” i „nie” nie zmieniłaby wyniku głosowania. Z drugiej strony przypisanej tej odpowiedzi jakiejkolwiek wartości porównywalnej z pozostałymi wydaje się arbitralne. Dlatego przeważnie analizę przedstawiamy w obu skalach (nominalnej i porządkowej) oraz raz z uwzględnieniem, a raz bez uwzględnienia odpowiedzi „nie potrafię określić”. W ten sposób staramy się ochronić badanie przed zarzutem, że wyniki zależą od dosyć problematycznej skali.
Za wierzące uznaliśmy osoby, które na pytanie 6 udzieliły odpowiedzi (d) lub (e). Wierzącymi-pewnymi nazywamy osoby, które dały odpowiedź (d), wierzącymi-wątpiącymi – odpowiedź (e). Ateistów identyfikujemy poprzez odpowiedzi (a) i (b). Niewierzącymi będziemy określać ankietowanych, którzy zaznaczyli odpowiedź (a), (b), (c) lub (f). Należy więc pamiętać, że zgodnie z tą konwencją ateiści są podzbiorem niewierzących i słowa te nie są synonimami. Na rysunku 1 przedstawiliśmy udział każdej odpowiedzi.
100
Rysunek 1. Liczba i udział odpowiedzi na pytanie 6
Źródło: opracowanie własne.
Wyjaśnienia: (a) Bóg nie istnieje i jestem tego (zupełnie lub prawie) pewna/y; (b) Bóg nie istnieje, ale czasem poważnie zastanawiam się, że może jednak istnieje; (c) zastanawiałam/em się i znajduję tyle samo argumentów za istnieniem Boga, co przeciw (albo nie znajduję żadnych argumentów za i przeciw); (d) Bóg istnieje, ale czasem poważnie zastanawiam się, że może jednak nie istnieje; (e) Bóg istnieje i jestem tego (zupełnie lub prawie) pewna/y; (f) nigdy mnie to szczególnie nie interesowało i nie zastanawiałam/em się.
Wyniki
Czy to te same pojęcia?
Zebrane dane pozwoliły na uzyskanie dwóch bardzo ważnych wyników. Po pierwsze, wierzący inaczej oceniają Elżbietę niż ateiści i niż niewierzący.
Tabela 1. Różnica odpowiedzi nt. sprawiedliwości Elżbiety
porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 wierzący / ateiści 0,322
(0,650) 0,125 (0,365)
0,0068 0,0125 90 + 88
wierzący / ateiści * 0,228 (0,639)
0,025 (0,225)
0,0046 0,0111 79 + 79
wierzący / niewierzący 0,322 (0,650)
0,135 (0,365)
0,0074 0,0022 90 + 126
wierzący / niewierzący * 0,228 (0,639)
0,018 (0,190)
0,0029 0,0021 79 + 111
Źródło: opracowanie własne.
Wyjaśnienia: μi (σi) oznacza średnią i odchylenie standardowe, indeks i – pierwszą lub drugą grupę z pary porównywanych. Składniki sumy n1 + n2 oznaczają liczbę ankiet w pierwszej i w drugiej grupie. Symbol * oznacza, że usunięto odpowiedzi „nie potrafię stwierdzić”. Kolumna T zawiera wartości p wyznaczone dla testu t-Studenta, gdzie hipotezą alternatywną jest H1: μ1 > μ2. Kolumna P zawiera wartości p dla testu równości proporcji χ2 o hipotezie alternatywnej: proporcja odpowiedzi tak jest większa w pierwszej grupie niż w drugiej.
Tabela 1 zawiera wyniki testów statystycznych. Na poziomie istotności α = 0,05 wszystkie hipotezy zerowe w teście t-Studenta i w teście proporcji zostały odrzucone. Co więcej, tylko dla dwóch testów proporcji wartość p przekroczyła 0,01 – w pozostałych testach hipoteza alternatywna jest przyjęta także dla tego progu ufności. Oznacza to, nie należy mieć wątpliwości, iż wierzący częściej postrzegają postępowanie Elżbiety jako sprawiedliwe niż niewierzący i niż ateiści.
101
Rysunek 2. Udział odpowiedzi na pytanie czy Elżbieta jest sprawiedliwa?
Źródło: opracowanie własne.
Różnice występują także wewnątrz grup. Widać różnicę między oceną Elżbiety przez wierzących-wątpiących a niewierzących (tabela 2), ale testy nie dają jednoznacznej wskazówki (test χ2 wskazuje na różnicę przy skali nominalnej, test t-Studenta nie; przy skali porządkowej wartości p dla obu testów są bliskie standardowo przyjmowanemu poziomowi ufności 0,1, ale nie są od niego mniejsze). Między wierzącymi-pewnymi a wierzącymi-wątpiącymi testy także nie pozwalają jednoznacznie stwierdzić różnicy.
Tabela 2. Różnica odpowiedzi nt. sprawiedliwości Elżbiety, podział wewnątrz grup.
porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 wierzący-wątpiący / niewierzący 0,161
(0,522) 0,135 (0,365)
0,3961 0,0919 31 + 126
wierzący-wątpiący / niewierzący * 0,133 (0,507)
0,180 (0,190)
0,1155 0,1096 30 + 111
wierzący-pewni / wierzący-wątpiący 0,407 (0,698)
0,161 (0,522)
0,0320 0,3286 59 + 31
wierzący-pewni / wierzący-wątpiący * 0,286 (0,707)
0,133 (0,507)
0,1349 0,2516 49 + 30
Źródło: opracowanie własne.
Wyjaśnienia: znaczenie symboli jak w tabeli 1. W wierszu trzecim od dołu hipotezą alternatywną jest H1: μ1 < μ2.
Wobec istotniej różnicy między wierzącymi a niewierzącymi w ocenie Elżbiety przyjmujemy, że za tę różnicę odpowiedzialne są przede wszystkim ankiety wierzących-pewnych.
Kolejność ma znaczenie
Zaobserwowaną różnicę można wytłumaczyć na gruncie samych danych. W ankietach osób wierzących odpowiedzi silnie zależą od kolejności pytań (tabela 3). Kiedy pytanie o Elżbietę pojawia
102
się w ankiecie jako drugie, wierzący chętniej odpowiadają, że matka jest sprawiedliwa. Bóg także oceniany częściej jest przez wierzących jako sprawiedliwy, kiedy nie poprzedza go pytanie o Elżbietę. Natomiast zależności od kolejności nie da się zaobserwować wśród ateistów (tabela 4).
Tabela 3. Zależność odpowiedzi od kolejności pytań w ankietach osób wierzących.
porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 BM / MB. Elżbieta 0,408
(0,761) 0,219 (0,475)
0,0779 0,0333 49 + 41
BM / MB. Elżbieta * 0,355 (0,773)
0,059 (0,342)
0,0126 0,0448 45 + 34
BM / MB. Bóg 1,265 (0,908)
0,975 (0,908)
0,0677 0,0667 49 + 41
BM / MB. Bóg * 1,302 (0,964)
0,970 (1,015)
0,0763 0,1110 43 + 33
BM / MB. Suma 1,673 (1,375)
1,195 (1,166)
0,0388 0,4074 49 + 41
BM / MB. Suma * 1,700 (1,471)
0,896 (1,145)
0,0065 0,3669 40 + 29
Źródło: opracowanie własne.
Wyjaśnienia: znaczenie symboli jak w tabeli 3.
Tabela 4. Zależność odpowiedzi od kolejności pytań w ankietach ateistów.
porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 BM / MB. Elżbieta 0,095
(0,297) 0,152 (0,420)
0,2310 0,5 42 + 46
BM / MB. Elżbieta * 0 (0) 0,049 (0,312)
0,1617 0,5 38 + 41
BM / MB. Bóg 0,357 (0,617)
0,478 (0,722)
0,1996 0,2876 42 + 46
BM / MB. Bóg * 0,182 (0,584)
0,333 (0,756)
0,1764 0,2824 33 + 36
BM / MB. Suma 0,452 (0,771)
0,630 (0,951)
0,1679 0,4699 42 + 46
BM / MB. Suma * 0,182 (0,584)
0,400 (0,945)
0,1271 0,3867 33 + 35
Źródło: opracowanie własne.
Wyjaśnienia: znaczenie symboli jak w tabeli 1, ale hipotezą alternatywną jest H1: μ1 < μ2.
103
Rysunek 3. Udział odpowiedzi na pytanie „czy Elżbieta jest sprawiedliwa?” oraz „czy Bóg jest sprawiedliwy?” w zależności od kolejności pytań; uwzględnione tylko ankiety osób wierzących.
Źródło: opracowanie własne.
Wyjaśnienia: w ankiecie BM opis przypadku Boga jest pierwszy, a Elżbiety drugi. W MB kolejność jest odwrócona.
Pozostaje jeszcze pytanie, czy kolejność jest jedynym powodem zaobserwowanej różnicy. Wyniki testów statystycznych dla samej ankiety MB nie pokazują już istotnej różnicy między ateistami a wierzącymi w pytaniu dotyczącym Elżbiety (tabela 5), chociaż nadal średnia odpowiedzi wierzących jest większa niż odpowiedzi ateistów. Być może należy wobec tego twierdzić, że są jeszcze jakieś inne powody różnicy między ocenami wierzących a ateistów.
Tabela 5. Różnica odpowiedzi nt. sprawiedliwości Elżbiety w ankietach MB.
porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 wierzący / ateiści 0,219
(0,475) 0,152 (0,420)
0,2349 0,5 41 + 46
wierzący / ateiści * 0,059 (0,343)
0,049 (0,312)
0,4479 0,5 34 + 41
Źródło: opracowanie własne.
Wyjaśnienia: znaczenie symboli jak w tabeli 1.
Interpretacja
Po pierwsze, wygląda na to, że wierzący i ateiści posługują się innymi pojęciami sprawiedliwości. Dla ateisty fakt, że nie można podać prawdopodobnego uzasadnienia decyzji Elżbiety, jest wystarczającą przesłanką do określenia jej zachowania jako niesprawiedliwego. Natomiast wierzący częściej dopuszcza możliwość, że Elżbieta może być sprawiedliwa, pomimo, że nie potrafi wskazać spójnego wzorca tłumaczącego jej zachowanie. Im bardziej ktoś jest pewny swojej wiary, tym częściej usprawiedliwia Elżbietę, zgadzając się na taki argument. Podobny schemat argumentacyjny stosowany jest przez Plantingę – jest możliwe, aby Bóg był doskonały moralnie, ponieważ jest możliwe, że istnienie zła jest konieczne, nawet jeżeli człowiek nie potrafi wytłumaczyć, na czym ta konieczność mogłaby polegać.
104
Okazuje się jednak, że w przypadku oceny Elżbiety intuicje niewierzących i wierzących nie różnią się, gdy opisu przypadku matka-dzieci nie poprzedza opis przypadku Boga. Różnice pojawiają się dopiero, kiedy pytanie o Elżbietę pada po pytaniu o Boga. Uważamy, że to zjawisko można wyjaśnić następująco.
Rysunek 4. Dwa modele oceniania: „z dołu do góry” i „z góry na dół”.
Źródło: opracowanie własne.
Rysunek 4 zawiera schematy dwóch modeli oceniania. Pierwszy model nazwaliśmy „z dołu do góry”. W tym modelu przedmiot oceny (w przykładzie Bóg lub Elżbieta) jest odpowiedzialny za pewne działania, które można ułożyć w pewne wzorce. Oceniający wybiera spośród tych wzorców najlepiej dopasowany, a następnie dokonuje oceny zgodnie z nim. Tego modelu używali respondenci, oceniając Elżbietę. Najpierw uznali jej zachowanie, tj. arbitralne nagradzanie i karanie, za lepiej dopasowane do wzorca „niesprawiedliwe” niż „sprawiedliwe”, a następnie ocenili zgodnie z tym wzorcem samą Elżbietę jako niesprawiedliwą.
W modelu „z góry do dołu” jednostka oceniana od początku ma przypisaną pewną cechę. Ta cecha przenosi się na działania ocenianego według reguły „jeżeli oceniany ma cechę A, to i jego działania są A”. Następnie oceniający zauważa, że działania nie układają się w żaden spójny wzorzec zgodny z A, ale stwierdza, że jest możliwe, aby taki wzorzec istniał, a jedynie nie można go rozpoznać ze względu na niewystarczającą wiedzę o ocenianym. Tak więc oceniający przyjmuje istnienie hipotetycznego wzorca, który dobrze opisuje działania ocenianej jednostki.
Tego modelu używała większość wierzących oceniając Boga. Ocenianie przebiegało w następujący sposób. Bóg jest z definicji sprawiedliwy, a więc i jego działania są sprawiedliwe. Co prawda najlepszy dostrzeżony wzorzec sugeruje, że są one niesprawiedliwe, ale jest możliwe, że istnieje inny wzorzec, którego nie można dostrzec ze względu na niewystarczającą informację (np. o pośmiertnych nagrodach i karach). Ten hipotetyczny wzorzec jest wystarczającą przesłanką do odrzucenia najlepszego dostrzeżonego wzorca, zgodnie z którym Boskie działania (w tym zaniechania) są niesprawiedliwe.
Zaobserwowana w ankietach osób wierzących wysoka wrażliwość odpowiedzi na kolejność – usprawiedliwianie Elżbiety i odmawianie sprawiedliwości Bogu, kiedy pytania o nich pojawiają się w ankiecie jako drugie – bierze się stąd, że zauważają oni fakt, że posługują się dwoma rożnymi modelami. Dwa różne modele oceniania odpowiadają dwóm różnym pojęciom sprawiedliwości,
jednostka oceniana jednostka oceniana
działania działania wzorzec faktyczny wzorzec hipotetyczny
105
ponieważ do pojęcia należy reguła jego stosowania. Chcąc posługiwać się jednym pojęciem, wierzący poświęcają swoją pierwotną intuicję na rzecz spójności. Przy okazji warto tu zauważyć, że zmiana jest silniejsza w przypadku oceny Boga (zmiana odpowiedzi „sprawiedliwy” na jedną z pozostałych) niż w przypadku Elżbiety (zmiana odpowiedzi „niesprawiedliwa”). Sugeruje to, że intuicje do przypadku Elżbiety są silniejsze niż do przypadku Boga. Co więcej, w dodatkowym pytaniu o powody udzielenia odpowiedzi „nie potrafię określić”, część ankietowanych pisała: „jeżeli nagroda/kara czekają na ludzi dopiero po śmierci, to Bóg jest sprawiedliwy, jeżeli nie, to nie jest”. Ankiety nie zawierały wymienionych przez nas na początku tej pracy powodów, dla których idea życia jako testu zakończonego po śmierci nagrodą lub karą jest bardzo problematyczna. Spodziewamy się, że gdyby ankieta zawierała te powody, wyniki badania byłyby jeszcze bardziej wyraźne.
Te wyniki stanowią pewien głos w debacie na temat istnienia doskonałego moralnie Boga. Ich najważniejsza konsekwencja brzmi, że Bóg nie może być sprawiedliwy, jeżeli sprawiedliwość bierzemy w zwykłym znaczeniu tego słowa. Znaczenie pojęcia „sprawiedliwość”, które można odczytać z naturalnego użycia, wymaga użycia modelu „z dołu do góry”, polegającego na znalezieniu wzorca najbardziej dopasowanego do działań ocenianej jednostki i jej ocenie zgodnie z tym wzorcem. Stwierdzenie Plantingi, iż „to, że teista nie wie, dlaczego Bóg dopuszcza zło, jest, być może, interesującym faktem na temat teisty, ale sam w sobie niewiele albo zgoła nic nie mówi na temat racjonalności wiary w Boga” opiera się na innym modelu, „z góry do dołu”, który stoi w sprzeczności z codzienną praktyką językową, rozpoznaną przez nas w badaniu. Tak więc kiedy teista używa tego argumentu, zmienia znaczenia pojęć, a tym samym przestaje się odnosić do tego, przeciwko czemu argumentował.
Bibliografia
Gettier E., Is Justified True Belief Knowledge?, „Analysis”, 1963, nr 23. Knobe J., Nichols S., An Experimental Philosophy Manifesto, [w:] Knobe J., Nichols S., Experimental Philosophy, Oxford 2008. Knobe J., Nichols S., Experimental Philosophy, Oxford 2008. Kripke S., Nazywanie a konieczność, Warszawa 2001. Leibniz G. W., Teodycea. O dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła, Warszawa 2001. Mackie J. L., Evil and Omnipotence, „Mind, New Series”, 1955, nr 254. Plantinga A., Bóg, wolność, zło, Kraków 1995. Prinz J., Empirical Philosophy and Experimental Philosophy [w:] Knobe J., Nichols S., Experimental Philosophy, Oxford 2008.
106
Transgresja
Anna Kołos
rybaczek23@gmail.com
Metafora „dzikości” i autodefinicja podmiotu kolonialnego w okresie pozytywizmu w Polsce
Wstęp
W ostatnich latach w polskiej humanistyce poczyniono sporo – choć jeszcze niewystarczająco
wiele – wysiłków, by oddalić diagnozę Clare Cavanagh, nazywającą postkolonialną Polskę „białą
plamą na mapie współczesnej teorii”1. Jednak zdecydowany nacisk w postkolonialnej refleksji Europy
Środkowej i Wschodniej położono na badanie związków z imperium rosyjskim, a następnie
sowieckim, o czym świadczy rosnące zainteresowanie koncepcjami Ewy Thompson. Znacznie mniej
uwagi poświęca się związkom Polski z imperialnym dyskursem pozostałych hegemonów,
uczestniczących w rozbiorze czy też – mówiąc przekornie – kolonizacji kraju. Szczególnie istotna
inspiracja w tym kierunku płynie z refleksji Izabeli Surynt, badającej niemieckie konstrukcje
narodowo-kolonialne XIX wieku2. W obliczu konfrontacji z pruskim, nacjonalistycznym dyskursem
imperialnym i powstałymi w jego obrębie figurami retorycznymi pewne wątki polskiej literatury i
publicystyki okresu pozytywizmu pozwalają na uchwycenie szczególnej autodef inicj i podmiotu
skolonizowanego, wytworzonego w ramach zjawisk „własnego głosu” i mimikry, rozwijanych w
teorii postkolonialnej. W centrum refleksji znajdą się teksty Ludwika Powidaja, Cypriana Kamila
Norwida, Marii Konopnickiej, Elizy Orzeszkowej i Henryka Sienkiewicza.
Na wstępie nakreślić trzeba jednak przede wszystkim XIX-wieczny obraz tworu zwanego
Osteuropa i jego funkcjonowania w niemieckim projekcie imperialnym. Zrozumienie historycznej idei
kolonizacji „Wschodu” wymaga krótkiej wycieczki w Oświecenie, które fundowało liberalną Europę
charakteryzowaną przez idee postępu i cywilizacji. Niedokończony projekt uległ załamaniu dopiero w
pierwszej połowie XX wieku, czego świadectwem wywodząca się ze szkoły frankfurckiej Dialektyka
oświecenia Adorna i Horkheimera3, choć jego podstawowe wartości przetrwały w tożsamości Europy
Zachodniej. Przykładem głębokiej refleksji nad geopolitycznym podziałem kontynentu
warunkowanym przez oświeceniową emancypację filozofii jest praca Larry’ego Wolffa, Inventing
1 C. Cavanagh, Postkolonialna Polska. Biała plama na mapach współczesnej teorii, „Teksty Drugie”, 2003, nr 1–2, s. 60–71. 2 I. Surynt, Badania postkolonialne a „Drugi świat”. Niemieckie konstrukcje narodowo-kolonialne w XIX wieku, „Teksty Drugie”, 2007, nr 4, s. 30. 3 T. Adorno, M. Horkheimer, Dialektyka oświecenia. Szkice filozoficzne, Warszawa 1994.
107
Eastern Europe. The map of civilization on the mind of the Enlightenment. Wychodząc od słynnej
mowy z Fulton, w której Churchill użył retorycznej figury „żelaznej kurtyny”, autor wskazuje, że ów
podział „od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem” ma znacznie starszą, historyczną
proweniencję. Jak pisze Wolff: „Podział jest starszy od Churchilla i Zimnej Wojny (…). To nie było ani
naturalne, ani nawet niewinne rozróżnienie, lecz zostało wyprodukowane jako dzieło kulturowej
kreacji, intelektualnego podstępu, ideologicznego interesu i awansu własnego. Churchill mógł
przemieścić się do Fulton czy Missouri, by stworzyć pozory zewnętrznej perspektywy rozpoznającej z
dystansu podział Europy. Jednak pierwotny podział dokonał się w domu. To Europa Zachodnia
wynalazła Europę Wschodnią jako własną, komplementarną połowę w XVIII wieku, epoce
Oświecenia. To także Oświecenie, ze swoimi intelektualnymi centrami w Europie Zachodniej,
kultywowało i zawłaszczyło sobie nowe pojęcie »cywilizacji«, XVIII-wiecznego neologizmu, a
cywilizacja znalazła swoje dopełnienie w obrębie tego samego kontynentu w okrytych cieniem
krajach zacofania czy nawet barbarzyństwa. Tak wyglądało wynalezienie Europy Wschodniej”4.
Kwitnąca od oświecenia idea podziału Europy dożyła aktualizacji w okresie zimnej wojny –
brzmi dalej konkluzja Wolffa – a następnie przetrwała upadek komunizmu, trwale organizując
mentalne mapy współczesnej kultury5. Niewątpliwie naszkicowana tu idea Zachodu leżała u podstaw
XIX-wiecznych nacjonalizmów i późnonowożytnej idei państw narodowych. Surynt tak ujmuje
problematykę niemieckich debat nad Wschodem, a w konsekwencji również nad Polską:
„…nowoczesny niemiecki dyskurs o Polsce jest wypadkową wielu współbrzmiących oraz
interferujących ze sobą debat publicznych, zajmujących niemiecką opinię publiczną od drugiej
połowy XVIII wieku. (…) Natomiast najmniej znaną i naukowo zbadaną kwestią jest zazębienie się
dyskursu o Polsce i Polakach z niemieckim projektem kolonialnym”6.
Na obraz owych debat składały się „dziesiątki planów pozyskiwania (drogą kupna,
regularnego osiedlania niemieckich emigrantów itd.) oraz zakładania niemieckich kolonii
zamorskich”7, które wynikały z nadrzędnego przeświadczenia o pełnieniu przez Niemcy wyjątkowej
4 L. Wolff, Inventing Eastern Europe. The Map of Civilization on the Mind of the Enlightenment, Stanford University Press 1994, s. 4: “The distinction is older than Churchill and the Cold War (…). It was not a natural distinction, or even an innocent one, for it was produced as a cultural creation, of intellectual artifice, of ideological self-interest and self-promotion. Churchill might remove himself to Fulton, Missouri, to produce a semblance of external perspective, discerning from a distance the division of Europe. The original division, however, happened at home. It was Western Europe that invented Eastern Europe as its complementary other half in the eighteenth century, the age of Enlightenment. It was also the Enlightenment, with its intellectual centers in Western Europe, that cultivated and appropriated the ne the new notion of »civilization«, an eighteenth-century neologism, and civilization discovered its complement, within the same continent, in shadowed lands of backwardness, even barbarism. Such was the invention of Eastern Europe”. Wszystkie tłumaczenia w tekście, jeśli nie zostało zaznaczone inaczej, należą do autorki pracy. 5 Tamże. 6 I. Surynt, dz. cyt., s. 32. 7 Tamże, s. 30.
108
roli kulturotwórczej i dążeniu do zdobycia pozycji światowej potęgi. Imperialne aspiracje niemieckiej
polityki datuje się od 1814 roku, czyli od upadku Napoleona, a jej szczególne natężenie przypada na
lata czterdzieste XIX wieku. Jak można sądzić, siłą napędową pruskiego dążenia do dominacji była
również szczególna sytuacja historyczna, w której kraje niemieckie znajdowały się przed wojną z
Francją, której owocem było zjednoczenie w 1871 roku. Apetyty kolonialne, przejawiające się
zarówno w dążeniu do zdobywania terenów zamorskich, jak i projekt Drang nach Osten8, podsycane
przekonaniem o posłannictwie cywilizacyjnym i konieczności działania na rzecz „postępu”,
wzmacniały w dobie rozbicia poczucie przewagi państwa pruskiego nad austriackim9. Zakładana
efektywność kolonizacyjna wspomagała ambicje stworzenia niemieckiego państwa narodowego jako
potęgi kolonialnej.
W konsekwencji doszło w niemieckim dyskursie do nałożenia się zapału imperialno-
kolonialnego wynikającego z sytuacji historycznej Niemiec przed zjednoczeniem i potrzeby
konstruowania pojęcia narodu10 na długie trwanie zachodnioeuropejskiej idei cywilizacji. W obliczu
takich przesłanek historycznych narodził się projekt kolonizacji Wschodu, stanowiący paralelę
europejskich kolonii zamorskich, który przybrał szczególny kształt retoryczny.
Za Jürgenem Osterhammelem Surynt podkreśla, iż w dyskursie kolonialnym przewijają się
trzy strategie narracyjne11. Obok przeświadczenia o cywilizacyjnej misji imperium i wspierania „utopii
niepolityczności” zaznacza się przede wszystkim konstruowanie kategorii odmienności , która
pozwala na zróżnicowanie kolonizatora i kolonizowanego zgodnie z aksjologią silniejszego.
Retoryczne wytwarzanie różnicy między tym, co ucywilizowane, a tym, co barbarzyńskie – w
relacji między Zachodem a Wschodem – przybrało postać stałego repertuaru metafor
usankcjonowanych przez nowoczesną antropologię. Warto najpierw zapoznać się z kilkoma
reprezentatywnymi przykładami takich operacji myślowych, a następnie sproblematyzować ich
antropologiczne i intelektualne podłoże.
Jako pierwszy Polaków nazwał Indianami Fryderyk II, któremu Ludwik Powidaj wkładał w usta
słowa: „Biednych tych Irokezów będę starał się oswoić z myślą europejską”12, dodając: „Odtąd to
porównanie Polaków do Indian stało się ulubionym tematem pruskich polityków. Przed paru laty
jeden z pruskich demokratów publicznie powiedział z trybuny: Polacy, podobnie jak Indianie
(Rothhäute Amerikas), skazani są przez Opatrzność na zupełne wyniszczenie. Tak jak w Nowym
8 Zob. na ten temat: P. Johanek, Ostkolonisation und Städtegründung. Kolonialstädte in Ostmitteleuropa, [w:] Kolonialstädte, Europäische Enklaven oder Schmelztiegel der Kulturen?, hrsgb. H. Gründer, P. Johanek, Münster 2001, s. 30. 9 Tamże, s. 34. 10 Tamże, s. 31. 11 Zob. tamże, s. 33. 12 Słowa Fryderyka II przywoływane za: L. Powidaj, Polacy i Indianie, [w:] Publicystyka okresu pozytywizmu 1860–1900. Antologia, oprac. S. Fita, Warszawa 2002, s. 30.
109
Świecie silna rasa anglo-amerykańska spycha coraz bardziej podupadłe i skarłowaciałe pokolenia
indyjskie [indiańskie – S.F.] w głąb odwiecznych puszcz, gdzie pomału giną z głodu i nędzy, tak Polacy
wyparci z miast i z większych posiadłości ziemskich (Rittergutsbesitz), przywiedzieni do nędzy, mają
ustąpić miejsca cywilizacji pruskiej”13.
Europa Wschodnia przeciwstawiona niemieckiej misji cywilizacyjnej, której stronnikami byli
Johann Gottlieb Fichte, Ernst Moritz Arndt, Friedrich Ludwig Jahn czy wreszcie Karl Adolf Menzel,
charakteryzowana była w kategoriach „braku”. Moritz Hefter pisał w 1847 roku w książce Der
Weltkampf der Deutschen und Slaven (Światowa walka Niemców i Słowian), że Słowianie przed
osiedleniem Niemców na Wschodzie nichts anders gewesen als der wilde Nomade Asiens oder der
Indianer Amerikas, „nie byli niczym innym, niż dzicy Nomadowie Azji albo Indianie Ameryki”14. W
studiach imagologicznych Manfred Beller stwierdza, iż: „…pole leksykalne »barbarzyńcy« prezentuje
retoryczny topos, narodowy schemat i myślowy model, których podstawową funkcją jest wykluczenie
i poniżenie innego”15.
W XIX wieku znamiennym świadectwem recepcji pojęcia barbarzyńcy, definiowanego już w
1580 roku w eseju De Cannibales (O ludożercach) Michela de Montaigne’a, jest wypowiedź Juliusa
Charlesa Hare z opublikowanego w 1827 roku Guesses at truth: „Barbarzyńca to osoba, która nie
mówi tak, jak my mówimy, ani nie ubiera się tak, jak my się ubieramy, ani nie je tak, jak my jemy;
mówiąc krótko, ktoś, kto jest tak zuchwały, że nie naśladuje naszych manier we wszystkich
błahostkach”16.
Pojęcie barbarzyńcy uległo aktualizacji w dobie XVIII-wiecznych doświadczeń dalekich
podróży, które uruchomiły zjawisko mentalnej geografii, mappowania przestrzeni „empirycznej”.
Doświadczenie eksploracji mniej znanych obszarów Europy było zapośredniczone przez nowoczesną
antropologię i fascynację archeologią i historią, niekoniecznie prowadzącą do naukowo
weryfikowalnych wniosków. Z perspektywy geopoetyki można powiedzieć – znów za Larrym Wolffem
– że podróżnicy skazani byli na „załamanie się chronologii między współczesnymi obserwacjami a
barbarzyńskim podłożem”17.
Dla przykładu przytoczyć można fragment relacji z podróży przez Polskę hrabiego de Ségur,
francuskiego dyplomaty, zmierzającego w latach osiemdziesiątych XVIII wieku do Sankt Petersburga
13 Tamże. 14 P. Johanek, dz. cyt., s. 30. 15 M. Beller, Barbarian, [w:] M. Beller, J. Leerssen (ed.) Imagology: the cultural construction and literary representation of national characters („Studia Imagologica” 13), Rodopi 2007, s. 268: “…the lexical field around »barbarian« presents a rhetorical topos, a national scheme and thought model whose primary function is to exclude and denigrate the other”. 16 Za: Tamże, s. 268: “A barbarian is a person, who does not talk as we talk, or dress as we dress, or eat as we eat; in short, who is so audacious as not to follow our practice in all the trivialities of manners”. 17 L. Wolff, dz. cyt., s. 285: “collapsing of chronology between their contemporary observations and the barbarian background”.
110
na dwór Katarzyny Wielkiej: „można się znaleźć pośród hord Hunów, Scytów, Wenetów, Słowian i
Sarmatów”18. Natomiast, będąc już w Rosji, hrabia pisał, iż miejscowi chłopi „przywodzą do życia
przed twoimi oczami tych Scytów, Daków, Roksolanów, Gotów, którzy swego czasu byli zgrozą
rzymskiego świata”19.
Jeszcze przed podróżą de Ségura do Rosji reprezentatywnym przykładem szczególnego
konstruowania nowoczesnej antropologii jest historyczna praca francuskiego konsula na Krymie,
Charlesa de Peyssonella, autora książki Historyczne i geograficzne obserwacje barbarzyńców, którzy
zamieszkiwali brzegi Dunaju i Morza Czarnego (1765). W dziele Francuza chronologia ustąpiła miejsca
rozszerzonemu pojęciu geografii, które pozwalało na synkretyczne ujęcie historii antycznej i
współczesności. Wolff podsumowuje tę problematykę słowami: „Europa Wschodnia była właśnie tą
częścią Europy, gdzie takie ślady były potwierdzone, gdzie starożytna historia spotykała się z
antropologią. Kategorie antyczne, które identyfikowały barbarzyńców Europy Wschodniej, u
Peyssonella, a zwłaszcza u Gibbona, nie tylko korespondowały z wrażeniami współczesnych
podróżników, lecz bezpośrednio wnikały do właśnie powstającej społecznej nauki antropologii, w
szczególności do Herderowskiego odkrycia Słowian”20.
Na tej podstawie nauka, historia, antropologia czy relacje z podróży korespondowały z
nacjonalistycznym dyskursem publicystycznym, którego właściwością było „kolonialne zastosowanie
alegorii (allegory)”21. W największym uogólnieniu można powiedzieć, że takie kolonialne alegorie
mieściły się w polu semantycznym opozycji cywilizacja – dzikość, ulegając reprodukcji i obejmując
liczne pary przeciwieństw charakteryzujących Zachód i Wschód. Alegoria jako forma narracji ulega
często zawłaszczeniu przez podmiot kolonizowany, który wykorzystuje ją bądź to w buntowniczym
kontrdyskursie wymierzonym w hegemona, bądź autoorientalizujących konstrukcjach czy wreszcie –
w orientalizowaniu Innego.
Szczególną uwagę na proces reprodukcji etykietek następujący w dyskursach kolonizatorów i
kolonizowanych zwraca Milica Bakić-Hayden, autorka koncepcji nesting orientalisms, co można
przetłumaczyć jako „podział”, „rozplenienie” czy – najdosłowniej – „zagnieżdżanie” orientalizmów
jako dyskursywnej alegorii. O tworzeniu się kulturowych etykietek badaczka pisze: „kultury i ideologie
18 Tamże, s. 285–286: “one finds oneself amid hordes of Huns, Scythians, Veneti, Slavs, and Sarmatians”. 19 Tamże, s. 286: “bring to life before your eyes those Scythians, Dacians, Roxolands, Goths, once the terror of the Roman world”. 20 Tamże: “Eastern Europe was precisely that part of Europe where such vestiges were in evidence, where ancient history met anthropology. The categories of ancient history that identified the barbarians of Eastern Europe, in Peyssonell and above all in Gibbon, not only corresponded to the impressions of contemporary travelers, but also entered directly into the emerging social science of anthropology, most fundamentally in Herder’s discovery of the Slavs”. 21 M. Buchholtz i G. Koneczniak, Postkolonie jako miejsca spotkań, czyli wokół postkolonialnej terminologii, [w:] M. Buchholtz (red.) Studia postkolonialne w literaturoznawstwie i kulturoznawstwie anglojęzycznym, Toruń 2009, s. 47.
111
milcząco zakładają waloryzującą dychotomię między wschodem a zachodem i włączają rozmaite
»esencje« we wzory reprezentacji stosowane w ich opisie. Wschodnia Europa była zatem
powszechnie kojarzona z »zacofaniem«, Bałkany – z »przemocą«, Indie – z »idealizmem« lub
»mistycyzmem«, podczas gdy Zachód identyfikował się konsekwentnie z »cywilizowanym
światem«”22.
„Esencje” rozumiane jako arbitralne etykietki budujące model reprezentacji ulegają
różnicowaniu na osi centrum – peryferie w zależności od podmiotu dokonującego arbitralnej definicji
innego, o czym Bakić-Hayden pisze tak: „Gradacja »Orientów«, którą nazywam »rozplenieniem
orientalizmów« [nesting orienalisms], jest wzorem reprodukcji oryginalnej dychotomii, na której
opiera się Orientalizm”23.
W kontrdyskursie, zawłaszczającym imperialne alegorie i kategoryzacje, dochodzi do zjawiska
nesting orientalisms, służącego różnym strategiom narracyjnym. W polskim piśmiennictwie okresu
pozytywizmu dochodzi do szczególnego zjawiska wykorzystania orientalizujących form narracyjnych,
odnoszących się do pruskiego dyskursu nacjonalistycznego i kolonialnego, które konstruują
autodefinicję podmiotu skolonizowanego.
Metafora dzikości a autodefinicja podmiotu skolonizowanego w polskim piśmiennictwie okresu
pozytywizmu
Ludwik Powidaj
W kontrowersyjnym artykule pt. Polacy i Indianie z 1864 roku Ludwik Powidaj przedstawił
program pozytywistycznej pracy na rzecz materialnego bogacenia się narodu, które uznawał za
jedyną sensowną przeciwwagę dla zakusów kolonizatorskich Prus. Krytykując model oświaty i życia
społecznego w Polsce, obarczonej tradycją romantyczną, stwierdza: „Wśród takich okoliczności
upadek naszej indywidualności narodowej wydawać się musi sąsiadom naszym, a mianowicie
Prusakom, kwestią czasu”24.
Właściwe myśleniu polskiego pozytywisty było całkowicie bezkrytyczne przejęcie pojęć
postępu i cywilizacji, wytworzonych na gruncie zachodnioeuropejskiego liberalizmu, które
skutkowało zgodą na ewolucjonistyczne „prawo silniejszego” w polityce międzynarodowej. Jak
22 M. Bakić-Hayden, Nesting orientalisms, s. 917: “cultures and ideologies tacitly presuppose the valorized dichotomy between east and west, and have incorporated various »essences« into the patterns of representation used to describe them. Thus, eastern Europe has been commonly associated with »backwardness«, the Balkans with »violence«, India with »idealism" or »mysticism«, while the west has identified itself consistently with the »civilized world«”. 23 Tamże, s. 918: “The gradation of »Orients« that I call »nesting orientalisms« is a pattern of reproduction of the original dichotomy upon which Orientalism is premised”. 24 L. Powidaj, dz. cyt., s. 35.
112
stwierdzał Ferdynand Lassalle: „Mając to prawo po swojej stronie, rasa anglosaska podbiła Amerykę,
Francja Algierię, Anglia Indie, a ludy pochodzenia niemieckiego odebrały ziemię ludom o mowie
słowiańskiej”25.
Prawo do podbijania słabszych cywilizacyjnie narodów – oczywiście w rozumieniu
europocentrycznym – nie podlegało dyskusji w myśleniu Powidaja. Uległ on zjawisku nesting
orientalisms, charakteryzując proces ekspansji na Wschód jako uniwersalny i uzasadniony kulturowo.
Stwierdzał w swoim artykule, że Francuzi mieliby potencjalne prawo do orientalizacji Niemców,
gdyby nie fakt, iż ci drudzy skutecznie bronią się przed tym sprawną polityką: „Francuzi mogliby ze
swojej strony Niemców również uważać za czerwone skóry, skazane przez Opatrzność na potępienie,
lecz położenie Niemiec wobec Francji nie jest tak opłakane”26.
Inaczej rzecz ma się w przypadku orientalizacji Polaków przez państwo pruskie. W obliczu
ogromnej przewagi cywilizacyjnej Niemcy – jak pisze Powidaj – „czują się niejako uprawnieni do
porównania nas z Indianami”, co oznacza, że: „…nam grozi los szerszeniów, tj. wygnanie przez
skrzętne i pracowite pszczoły. Logika faktów, nawet bez złej woli sąsiadów, do takiego stanu
koniecznie doprowadzić nas musi”27.
Powidaj nie kwestionuje „logicznego” prawa silniejszego państwa do wynarodowienia
słabszego, a postuluje jedynie konieczność przystosowania się zaborowej Polski do takich warunków
gry, wyznaczonych przez kraje imperialne Zachodu, które pozwoliłyby nam „rzekomo” wejść w krąg
cywilizacyjnie rozwiniętych państw Europy i odróżnić się od „dzikich”. Zgodnie z myśleniem Bakić-
Hayden autor szczodrze obdarza etykietką „dzikich” lub „barbarzyńskich” narody „słabsze” od
polskiego. Czytamy zatem, że: „Dziś jesteśmy na stanowisku nijakim – ani tak potężni cywilizacją,
abyśmy nieprzyjaciołom imponować nią mogli, ani tak barbarzyńscy, abyśmy z żadnymi interesami
materialnymi rachować się nie potrzebowali, jak np. Czarnogórcy, którzy tylko życie mają do
stracenia”28.
Polska jest dla Powidaja przykładem „połowicznej cywilizacji”29, która względem Prus
postawiona jest w pozycji „orientalnych” Indian, możliwych – zgodnie z „logiką faktów” – do
podbicia, a którzy nie są notabene na tyle dzicy, by móc na to pozwolić. Kontrdyskurs pozytywisty nie
ma jednak w sobie nic z buntu, który starałby się przedefiniować wytworzone przez zachodniego
hegemona konstrukcje kulturowe, lecz – przeciwnie – opowiada się za drogą upodobnienia do
cywilizacji zachodnich. Sztuka zatem nie w przeciwstawieniu się prawom historii, pisanym z
zachodniocentrycznej perspektywy, lecz w przystosowaniu się do nich i wykluczeniu innych dzikich.
25 Cyt. za: I. Surynt, dz. cyt., s. 36. 26 L. Powidaj, dz. cyt., s. 31. 27 Tamże, s. 32. 28 Tamże, s. 34–35. 29 Tamże, s. 35.
113
W podsumowującym akapicie Powidaj raz jeszcze podkreśla niebezpieczeństwo podzielenia losu
słabych plemion indiańskich, stwierdzając jednak przy tym: „wprawdzie my nie jesteśmy
dzikimi jak tamci”30. W autodefinicji narodu polskiego, konstruowanej przez autora,
autoorientalizacja stanowi przywłaszczenie do kontrdyskursu kategorii hegemona, i nie rezygnuje z
orientalizowania Innego.
Cyprian Kamil Norwid. Dzicy Indianie i Biali Demokraci
Za najważniejszy głos polemiczny wymierzony w koncepcję Powidaja uznać trzeba wiersz
Praca Cypriana Kamila Norwida, który ironizuje bezwzględny, materialistyczny dyktat pracy,
powtarzając – niczym mantrę – wers „Pracować musisz z potem twego CZOŁA!”. W trzeciej strofie
pojawia się opis Indian, opatrzonych oczywiście epitetem „dzikich”:
„Widziałem Indian dzikich w Ameryce I wiem, w ojczyźnie własnej wyszli na co? Gdy pogardzili rzemiosłem i pracą, Na łowy jeżdżąc lub malując lice- Językiem mówiąc pokoleń nieżywych, Mową, co w własnej się spętała dumie, Podstępnie milcząc o prawdach drażliwych, Dlatego że ich wyrażać nie umie. Wiem, czemu język stracili i czemu Rzucają włócznie do chmur ci - nikczemni, Ci - heroiczni, a służący złemu, Życiem obmierźli, uśmiechem przyjemni - - Widziałem mężów z piórami na głowie, Noszących tarcze ze skóry żubrowéj, I wiem, że po nich nie spalą się wdowy, Że marnie zginą ci wielko-ludowie - Zupełni pychą, energią i ciałem... - Lecz nie tu koniec tego, co widziałem!”
(Praca, w. 53–70)
Strofę odczytywać można jako bezpośrednią polemikę z pojęciem „słabych”, gardzących
„rzemiosłem i pracą” plemion w ujęciu Powidaja, okraszoną sporą dawką ironii. Opis heroicznych i
dumnych dzikich, którzy mówią „językiem pokoleń nieżywych” i „rzucają włócznie do chmur” zamiast
przystosować się do wymogów cywilizacji, uznać można za odpowiedź Norwida na krytykę polskiego
narodu poświęcającego się kultowi przeszłości i tradycji. Zatem również Norwid kreuje w swoim
wierszu paralelę między Polakami a Indianami, przy czym poeta daleki jest od akceptacji
ewolucjonistycznych praw zachodnich cywilizacji i pełnej aprobaty dla modernizacji w duchu
pozytywistycznym, co wyraża się w poincie:
30 Tamże, s. 35., podkr. – A. K.
114
„Ci - z Indian śmieją się... lecz ci, i owi, Na pastwę idą historii-orłowi, Co, nad ludzkością przelatując, woła: »Pracować będziesz z potem twego CZOŁA!«”
(Praca, w. 83–86)
Analogia do kolonizowanych Indian, „dzikich”, również u Norwida zostaje włączona w
autodefinicję Polaków, choć silnie orientalizująca dychotomia cywilizacji utożsamianej z
demokracją (w. 71) i barbarzyństwa ulega zawieszeniu w obliczu bezwzględnej egalitarności
„historii-orła”.
Maria Konopnicka. „To sclavus saltans – Słowianin wpółdziki”
Obok porównania z dzikimi czy Indianami polskie konstrukcje autodefinicji badanego okresu
rozwijały również wątek niewolników . Maria Konopnicka swoją wizję zmagań romantyzmu z
biernością narodową, refleksję diametralnie różną od pozytywistycznego programu Powidaja,
umieściła w późnostarożytnym Rzymie w utworze Sclavus saltans. Pierwszym wybitnym dziełem o
szerokiej recepcji, które problemy narodowowyzwoleńcze oprawiało w historyczne ramy schyłku
antycznego imperium był oczywiście Irydion Zygmunta Krasińskiego, rozpoczynający się od zdania:
„Już się ma pod koniec starożytnemu światu – wszystko, co w nim żyło, psuje się, rozprzęga i szaleje –
bogi i ludzie szaleją”31.
Konopnicka, czerpiąc z tradycji romantycznej kreuje w początkowej partii wiersza
mesjanistyczną perspektywę końca imperium, odnawiającą heroizm Irydiona w duchu
antyimperialnym i antycywilizacyjnym:
„Słychać, jak kędyś powstaje bezładnie Pomsta, co kiedyś nad światem zapadnie... Warczącą przepaść zgrozy słychać z dala... Drżyjcie, to Romę niewolnik obala!”
(Sclavus saltans, w. 21–24)
Bunt niewolników rzymskich miałby służyć za resentymentalną perspektywę wyzwolenia
peryferii spod hegemonii centrum. W autoorientalizującym ujęciu Konopnicka plasuje swoje
sympatie po stronie upadku Rzymu dokonanego za sprawą – pozytywnie tym razem konotowanych –
„barbarzyńców”. Romantyczna narracja kontrastuje z krytykowaną postawą bierności, której trudno
nie kojarzyć z koncepcją sielskiej Słowiańszczyzny Johanna Gottfrieda Herdera i Kazimierza
Brodzińskiego. Bowiem wśród apokaliptycznych nastrojów upadającej Romy:
„[…] z boku nuta wesoła dolata...
31 Z. Krasiński, Irydion, Kraków 2002, s. 9.
115
To »sclavus saltans«, Słowianin wpółdziki; Wszędy mu dobrze i wszędy mu chata, Byle miał pląsy i trochę muzyki! Z młodzieńczej wierzby naciąwszy gałęzi, Uczynił sobie grające narzędzie, Skacząc zapomniał, że łańcuch go więzi... Och! niewolnikiem ten był, jest i — będzie!”
(Sclavus saltans, w. 45–52)
Podobnie jak w przypadku analiz Wolffa dotyczących nakładania się historii starożytnej na
nowoczesną antropologię, Konopnicka figurę „wpółdzikiego” Słowianina, rzymskiego niewolnika,
aktualizuje poprzez krytykę współczesnego społeczeństwa, ironicznie komentując słynne zdanie
Brodzińskiego „my, Sławianie, my lubim sielanki”. Dzięki alegorycznej konstrukcji, czerpiącej z
dyskursywnych kategorii „cywilizacji” i „dzikości” autorka odnawia – w polu pozytywistycznej refleksji
historiozoficznej i antropologicznej, obciążonej ciężarem romantycznych wyobrażeń – słynną scenę z
salonu warszawskiego w III części Dziadów. Pesymistyczna pointa „niewolnikiem ten był, jest i —
będzie!” zyskuje na krytycznym potencjale względem pasywnego społeczeństwa w dobie
pozytywistycznego pragmatyzmu przy zestawieniu z Mickiewiczowską, romantyczno-eskatyczną,
pointą dialogu w Salonie, wypowiadaną przez Wysockiego:
„[…] Nasz naród jest jak lawa, Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi…”
(Dziady, część III, scena VII)
Tytuł utworu, który igra z tożsamością łacińskich określeń „niewolnika” i „Słowianina”,
zgodnie z intencją krytyczną dzieła wymierzoną w ideę sielanki o proweniencji herderowskiej, można
rozumieć jako ironiczny względem konstruowanych w akcie reprezentacji „esencji”, o których pisała
Bakić-Hayden. Jeśli dyskurs niemiecki, a za nim tacy reprezentanci polskiego narodu, jak Brodzińki,
akceptują konstrukt idyllicznej słowiańszczyzny jako fundament narodu, to konsekwencją takiego
esencjalizmu jest wieczna trauma niewolnictwa. Zamykanie się w takich modelach reprezentacji
uniemożliwia zarówno działanie, jak i trzeźwą ocenę sytuacji. „Tańczący Słowianin” w sytuacji
lirycznej stworzonej przez Konopnicką razi absurdalnością swojego niefrasobliwego zachowania w
obliczu wydarzeń w Rzymie. Pogrążanie się w hermetycznej autonarracji prowadzi do utraty kontaktu
z rzeczywistością, marazmu i skazuje na resentyment pozbawiony możliwości transgresji.
Eliza Orzeszkowa. Dzikość, czyli swojskość
W polskim pozytywizmie znajdujemy również przykłady waloryzowanego przywłaszczenia
kategorii dzikości, kiedy to ostrze krytyki kontrdyskursu wycelowane jest w zachodnią modernizację.
Najlepszym przykładem dzieła literackiego, w którym dzikość i barbarzyństwo zostają utożsamione ze
116
swojskością, tym co własne i znane, a przeciwstawione obcemu, pejoratywnemu pojęciu cywilizacji,
jest późna powieść Elizy Orzeszkowej, Dwa bieguny z 1893 roku. Należy zastrzec już na wstępie, iż
pozytywistyczny program zawarty w pismach autorki nie tylko nie rezygnował z zachodniego
rozumienia procesów cywilizacyjnych i liberalnego postępu, lecz wręcz dokonywał jego afirmacji,
czego być może najlepszym świadectwem są pierwsze strony Meira Ezofowicza. W Dwóch biegunach
jednak, już w tytule zapowiadających dychotomiczny podział świata przedstawionego, cywilizacja
intencjonalnie zostaje strywializowana i konsekwentnie rozumiana jako pusta postawa
kosmopolityczna przejawiająca się w idolatrii Zachodu i salonowym stylu życia. Temu biegunowi
światopoglądu społeczeństwa przeciwstawiona zostaje wartościowana dodatnio postawa
pozytywistycznej pracy organicznej, przywiązania do ziemi i tradycyjnych wartości, co – w oczach
zachodniej cywilizacji – uznane jest za wsteczne i „dzikie”. Już na wstępie zwierzeń bohatera
prowadzącego pierwszoosobową narrację pojawia się autoorientalizująca charakterystyka Seweryny
Zdrojowskiej, pozytywnej postaci, wyznaczającej oś ideową powieści: „…przychodzi mi do głowy
wątpliwość, czy człowiek, którego tak trafnie nazwałeś Buszmanem, nie pochodzi wypadkiem – z
puszczy. Bo widzisz, jeżeli pochodzi z puszczy… to kto wie, czy nie posiada pewnego specjalnego
gatunku cywil izacj i , że tak powiem, puszczowej , i czy nie należałoby, ot, tak, dla ciekawości,
przypatrzeć się mu z bliska? Bywa niekiedy, że puszcze przysyłają wielkim miastom egzemplarze
ludzkie bardzo zabawne, po których jednak przemknięciu, czujemy woń żywicy i tęsknotę ku
mlecznym drogom. (…) Ach, była to także Buszmanka! Ale czy czujesz zapach sosnowego boru, mięty,
macierzanki, pola świeżo wzruszonego pługiem? Czy nie zdaje ci się, że w ciemnym przestworzu szlak
drżącej światłości pomyka kędyś wysoko, daleko?”32.
Bohaterka, konsekwentnie nazywana w powieści „tą dziką”, reprezentuje afirmowaną przez
autorkę „swojskość”, charakteryzowaną w powyższym fragmencie przez sielankowe obrazy
„sosnowych borów”, „mięty” i „macierzanki”. Dychotomiczny, biegunowy podział świata zostaje
przez Orzeszkową utrzymany, aprobata dla cywilizacji i modernizacji zostaje jednak przełożona na
pochwałę polskiego „życia poczciwego”. Trudno oprzeć się wrażeniu analogii między rozwiązaniem
skonstruowanej z zachodniej perspektywy opozycji na sposób, jaki we współczesnej literaturze
prezentuje Andrzej Stasiuk, opatrujący pozytywną oceną biegun peryferii i dystansujący się wobec
hegemonii centrum.
W powieści Orzeszkowej dochodzi ponadto do ciekawego odwrócenia etykietki „dzikości”,
kiedy Zdrojowska przyrównuje pompatyczną modę zachodnią do afrykańskich Zulusów. Oto fragment
sceny, w której Seweryna komentuje książkę zawierającą ilustracje afrykańskich kobiet w rozmowie z
filuterną kuzynką z wyższych sfer, Idalką: „[Moda] ludzi ucywilizowanych przerabia na dzikich…
32 E. Orzeszkowa, Dwa bieguny, Warszawa 1977, s. 7–8, podkr. – A. K.
117
Kobieta modnie ubrana jest czasem jak kropla do kropli podobną do zuluski… Podróż po Afryce —
mówiła — są tu pierwowzory… majestatu. Zaraz, zaraz! Oto są… zuluski! Widzisz, Idalko, jakie u nich
włosy… z tyłu głowy wydęte, na wierzchu zjeżone… A ta? Czy to ubranie nie spowija jej nóg tak
ciasno… ciasno?... Ale jest tu jeszcze jedna ilustracja, najpodobniejsza… zaraz znajdę… I szukała,
znajdowała, pokazywała, czyniąc porównania najzabawniejsze przez to, że istotnie były dość trafnemi
i przez to także, że ona to właśnie, ta dzika, nas do dzikich porównywała” 33.
Orzeszkowa w ciekawej obyczajowo scenie prezentuje, jak łatwo można zmienić kierunek
orientalizacji i odnaleźć ukrytą „dzikość” w cywilizacji, inność w tym, co definiuje się jako „absolutna
tożsamość”. Podobną tendencję do resentymentalnego kontrdyskursu orientalizującego imperium
przejawiał Ignacy Kraszewski, który w 1877 roku pisał z Drezna w publicystycznej, ironicznej
manierze, że również wśród Niemców spotkać można pseudocywilizowanych Indian: „Czy uwierzycie,
że często gęsto w Niemczech się takich Indian spotykać zdarza. Mają oni wszystkie zewnętrzne oznaki
cywilizowanego narodu, czytać i pisać nawet umieją, niektórzy spotkali się w życiu z »Conversations-
Lexykonem«, ale pogadaj z nimi, słowo daję – Indianie. Trafiło mi się w życiu widywać wielu naszych
chłopków niepiśmiennych, ani be ani me, daleko wykształceńszych od tych naprędce stworzonych
z pomocą lada jakiś szkółek, ludzi pseudocywilizowanych”34.
Henryk Sienkiewicz. Sachem i ironia Dzikiego Zachodu
W dotychczasowym przeglądzie polskich konstrukcji metafory „dzikości” mieliśmy do
czynienia z różnymi strategiami autorientalizacji oraz gestem przeciwstawnym, czyli
orientalizowaniem Zachodu z perspektywy peryferyjnej. Szczególnym przypadkiem tekstu
literackiego, operującego figurą Indianina, która odchodzi od wskazanych tendencji, jest Sachem
Henryka Sienkiewicza. W całym opowiadaniu dochodzi do jaskrawej eskalacji „dzikości” tytułowego
wodza indiańskiego, która okazuje się służyć jedynie estetycznemu ujęciu pożądanej przez
niemieckich osadników egzotyki. Głęboko ironiczna pointa, w której kreacja autentycznej tożsamości
Indianina okazuje się blagą, przedstawia podmiot skolonizowany, który dąży do zupełnego
naśladownictwa kultury dominującej. Ostatnie zdania opowiadania brzmią: „Po przedstawieniu
sachem pił piwo i jadł knedle »Pod Złotym Słońcem«. Otoczenie wpływ widocznie wywarło. Zyskał
wielką popularność w Antylopie, zwłaszcza u kobiet. Robiono nawet plotki...”.
Reprodukowanie zachowań kolonizatora i dążenie do zatarcia „różnicy” sprawia, że – mówiąc
słowami Homiego Bhabhy – podmiot staje się „prawie taki sam, ale nie biały”35. Podobieństwo
33 Tamże, s. 61–62, podkr. – A. K. 34 Cyt. za: I. Syrunt, dz. cyt., s. 45. 35 H. Bhabha, Mimikra i ludzie. O dwuznaczności dyskursu kolonialnego, „Literatura na Świecie”, 2008, nr 1–2, s. 191.
118
do kolonizatora nie może być całkowite ze względu na nieusuwalną „różnicę”, która zostaje
wykorzystana jako znak estetyczny, fetysz egzotyczności i oswojonej, kontrolowanej Inności.
Ambiwalencja dzikości tytułowego sachema u Sienkiewicza może nasuwać na myśl skojarzenia ze
współczesną prozą postkolonialną, w podobny sposób opisującą potrzebę estetycznej, zreifikowanej
Inności w społeczeństwie kolonialnym, czego najlepszym przykładem powieść Budda z przedmieścia
Hanifa Kureishiego.
Zakończenie
Przykładów translacji kolonialnych alegorii, konstruowanych przez dyskurs zaborczy, można
by mnożyć, szczególnie w przypadku licznych w polskim pozytywizmie parabolicznych nawiązań do
historii starożytnej. Nawet jednak tak pobieżny przegląd ujęć metafory „dzikości” pozwala na
dostrzeżenie różnych oblicz kompleksu peryferii, kompensowanego przez resentymentalne
konstrukcje, umożliwiające dialog lub polemikę z dyskursem zachodnim. Przedstawiona rewizja
pozwala zatem wysnuć wniosek o obecności traumy kolonialnej w świadomości Polaków okresu
zaborów, co z kolei stanowi przyczynek do uzasadnienia zastosowania badań postkolonialnych do
literaturoznawstwa Europy Środkowej i Wschodniej, co stanowi coraz częściej podejmowany, a wciąż
jeszcze niepozbawiony kontrowersji temat w humanistyce.
Literatura podmiotu:
Kraszewski Z., Irydion, Kraków 2002.
Mickiewicz A., Dziady, Warszawa 1980.
Orzeszkowa E., Dwa bieguny, Warszawa 1977.
Powidaj L., Polacy i Indianie, [w:] Publicystyka okresu pozytywizmu 1860–1900. Antologia, oprac.
S. Fita, Warszawa 2002.
Literatura przedmiotu:
Bakić-Hayden M., Nesting Orientalisms: The Case of Former Yugoslavia, “Slavic Review”, vol. 54,
no. 4. (Winter, 1995).
Beller M., Leerssen J. (ed.), Imagology: the cultural construction and literary representation of
national characters („Studia Imagologica” 13), Rodopi 2007,
Bhabha H., Mimikra i ludzie. O dwuznaczności dyskursu kolonialnego, „Literatura na Świecie”
2008, nr 1–2.
Buchholtz M. (red.), Studia postkolonialne w literaturoznawstwie i kulturoznawstwie anglojęzycz-
nym, Toruń 2009.
119
Buchholtz M. i Koneczniak G., Postkolonie jako miejsca spotkań, czyli wokół postkolonialnej
terminologii, [w:] Buchholtz M. (red.), Studia postkolonialne w literaturoznawstwie i
kulturoznawstwie anglojęzycznym, Toruń 2009.
Cavanagh C., Postkolonialna Polska. Biała plama na mapach współczesnej teorii, „Teksty Drugie”
2003, nr 1–2.
Johanek P., Ostkolonisation und Städtegründung. Kolonialstädte in Ostmitteleuropa, [w:] Gründer
H., Johanek P. (hrsgb) Kolonialstädte, Europäische Enklaven oder Schmelztiegel der Kulturen?,
Münster 2001.
Surynt I., Badania postkolonialne a „Drugi świat”. Niemieckie konstrukcje narodowo-kolonialne w
XIX wieku, „Teksty Drugie” 2007, nr 4.
Wolff L., Inventing Eastern Europe. The Map of Civilization on the Mind of the Enlightenment,
Stanford 1994.
120
Maria Delimata
maria.delimata@gmail.com
Autentyczność a komercjalizacja. Teatr kambodżański w perspektywie postkolonialnej
Kambodża, Indochiny Francuskie, Kâmpǔchéa, Czerwoni Khmerzy – to słowa, które najczęściej przychodzą na myśl, gdy mówimy o tym jednym z najmniejszych, pod względem zajmowanego obszaru, krajów Azji Południowo-Wschodniej. Istniejącym już od I wieku n.e., w XVI wieku „odkrytym” przez Europejczyków. Kolonizowanym najpierw przez Francję, następnie okupowanym przez Japonię i Tajlandię. Uwikłanym w wojnę domową, podczas której Czerwoni Khmerzy wymordowali od dwóch do dwóch i pół miliona ludności.
Kolonizacja, konflikty, walka, ludobójstwa – określenia pasujące do historii tak wielu państw, lecz przede wszystkim terenu, który wygodnie zamykamy w formule „Azji Południowo-Wschodniej”, nie zważając na jej wewnętrzną różnorodność.
W pracy tej chciałabym postawić kilka pytań, krążących wokół bardzo szerokiego problemu: nieustannego agonu, odbywającego się między „autentyzmem” a „komercjalizacją” kultury. Niemożliwe wydaje się tutaj przedstawienie całej historii Kambodży, czy też wnikliwego studium na temat jej kultury. Prezentuję jedynie wybrane problemy, przykłady, które być może pozwolą naświetlić niezmiernie skomplikowane zagadnienie. Punktem wyjścia, który jednocześnie był inspiracją dla podjęcia tego tematu, uczyniłam badania przeprowadzone przez Catherine Diamond (profesor Soochow University i dyrektorkę Phoenix Theatre, anglojęzycznego teatru działającego w Taipei), opisane przede wszystkim w artykule Emptying the Sea by the Bucketful: The Dilemma in Cambodian Theatre1.
Kambodża jest tu jedynie pretekstem do rozpoczęcia refleksji na temat szczególnie ciekawy w kontekście krajów postkolonialnych. W dalszej części zamierzam przedstawić także dwa przykłady z innych krajów tej części świata, które ciekawie wchodzą w dialog z kambodżańskim „problemem autentyczności” – a zatem z tańcami balijskimi oraz z filipińskimi krzyżowaniami (balansującymi na granicy widowiskowości, a jednak niosącymi w sobie tak wyraźny żywioł teatralności).
Przewrotna charytatywność
Podstawowym problemem współczesnej kultury w Kambodży jest jej pozorna jedynie niezależność. Catherin Diamond pokazuje, jak silnie teatr kambodżański, w szczególności taniec klasyczny (classical dance royal), został uwikłany w kwestie polityczne. W latach 90. ubiegłego wieku liczne organizacje międzynarodowe (między innymi ONZ) starały się pomóc Kambodży dojść do równowagi po latach dyktatury i krwawych rządów Czerwonych Khmerów. Wsparcie finansowe
1 C. Diamond, Emptying the Sea by the Bucketful: The Dilemma in Cambodian Theatre, „Asian Theatre Journal”, 2003, nr. 2, vol. 20..
121
przyniosło jednak także uzależnienie od owych „dobroczyńców”, które do dziś znajduje swoje odzwierciedlenie w kulturze omawianego tu kraju.
Od 1991 roku Kambodża uzyskała znacznie większą pomoc humanitarną niż jakikolwiek inny kraj Azji Południowo-Wschodniej2. Biorąc pod uwagę fakt, iż tylko w 2008 roku kraj ten otrzymał aż 695 milionów dolarów pomocy finansowej (najczęściej od krajów, które wspierały działania zmierzające do obalenia reżimu)3, widzimy, że działalność ta, miast być ograniczana, nieustannie się rozwija.
Pułapka, w którą wpadła Kambodża, polega przede wszystkim na mechanizmie rynkowym: zachodni dobroczyńcy (szczególnie z Francji i Stanów Zjednoczonych) najbardziej cenią sobie taniec klasyczny, na oglądanie i rozwój którego przeznaczają tym samym najwięcej pieniędzy. Jeśli zatem ta wybrana gałąź sztuki cieszy się największą popularnością (a co za tym idzie – w najlepszy sposób na siebie zarabia), również wsparcie ze strony rządu (który dysponuje funduszami przekazanymi przez kraje zachodnie) jest kierowane głównie do szkół i teatrów, gdzie przede wszystkim rozwijany i pokazywany jest „teatr/taniec dworski”.
Hybryda
Warto w tym miejscu przybliżyć ów, zapewne dla wielu tajemniczy i mało znany, rodzaj teatru. Robam kbach boran (literalnie oznaczający „taniec khmerski w stylu antycznym”; nazwa ta zastąpiła w latach 80. XX wieku, a zatem w czasach rządu Lon Nola, wcześniejsze określenie: robam preah reachea trop, to znaczy „tańce królewskiego bogactwa”) to forma tańca/baletu, sięgająca w swych początkach prawdopodobie jeszcze czasów dynastii angkorskiej (802-1432 r. n.e.).
O randze tańca Apsara, jak i całej kultury czasów angkorskich, świadczyć może wpisanie go przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa. Został uwieczniony także na monetach z Kambodży opatrzonych znaczącą nazwą „siedmiu cudów świata”4.
W starożytności nazwa tego tańca/teatru została zaadoptowana „do określania tancerzy świątynnych, którzy wykonywali tańce na pogrzebach władców a także w czasie, kiedy wypraszali oni łaski u bogów”5. Wiek XIX był czasem wprowadzenia niezwykle ważnych innowacji (szczególnie dotyczących strojów tancerzy), gdyż wtedy król Ang Duong postanowił, pod wpływem swego pobytu na dworze w Bangkoku, przybliżyć taniec Apsara do tańców tajskich6. W wieku XX francuskich podróżników przybywających do Kambodży, na tyle zachwyciła ta forma teatralna, że postanowili oni
2 Por. C. Diamond, dz. cyt., s. 148. 3 Cambodia Receives Foreign Aid of More Than $689 Million for Development in 2008, „The Mirror”, vol. 11, nr 513. http://cambodiamirror.wordpress.com/2007/06/21/thursday-2162007-cambodia-receives-foreign-aid-of-more-than-689-million-for-development-in-2008/ , 22.11.2009. 4 B. Wiśniewska, Siedem cudów świata – taniec Apsara, http://www.emonety.pl/page/siedem-cudow-swiata-8211-taniec-apsara-p628.html, 22.11.2009.
5 Tamże.
6 Tamże.
122
zorganizować występy kambodżańskich tancerzy w Paryżu, co zostało uwiecznione między innymi na akwarelach Augusta Rodina7.
Od tancerzy robam kbach boran wymaga się perfekcyjnego opanowania ciała. Historia przekazywana w tańcu wyrażana jest za pomocą skomplikowanej kinezjetyki. Charakterystyczne są także niezwykle bogato zdobione stroje oraz obfitość biżuterii, głównie złotej, jak i specyficzne nakrycia głowy (które ułatwiają widzom rozpoznawanie konkretnych bohaterów). Istnieją cztery główne typy postaci: neay rong (mężczyźni), neang (kobiety), yeak (ogry) oraz sva (małpy). Co znaczące – i neay rong i neang grane są przez tancerki8.
Omawiana forma teatralna wykonywana była przede wszystkim przez artystów ściśle związanych z dworem, dlatego w czasach rządów Czerwonych Khmerów została uznana za „zbyt arystokratyczną”. Co więcej, podczas czterech pierwszych lat ich panowania życie straciło około 90% tancerzy9. Prawdopodobnie właśnie z tego powodu, po wydarzeniach z 1991 roku, przywrócenie silnej pozycji owej „królewskiej formie” stało się jednym z priorytetów nowej władzy. Uwikłanie w politykę widoczne jest zatem nie tylko w sposobie finansowania teatru, lecz także na poziomie czysto ideologicznym.
Hybrydyczność – by posłużyć się tu określeniem Homi Bhabhy – zdecydowanie najlepiej opisuje charakter współczesnej sztuki kambodżańskiej. Istotne wydaje się ukazanie również wpływu kultury Zachodu, czego najwyrazistszym przykładem może być lakhaoun niyeay. Ów dramat mówiony jest bardzo silnie zainspirowany zachodnim realizmem (choć jego źródeł prawdopodobnie należy szukać także w innej kambodżańskiej formie – sbek touch)10. W czasach kolonizacji francuskiej znajdował się pod ścisłą kontrolą i cenzurą, szczególnie ze względu na poruszane w nim kwestie polityczne.
Hybrydyczność rysuje się jednak niekoniecznie tylko na linii Kambodża-Francja/Zachód, skolonizowany-kolonizator. W formach teatralnych takich jak yike (tradycyjny taniec, oparty na dramacie), czy obecnie bardziej popularna bassac (dramat muzyczny, ukształtowany głównie pod wpływem kultury wietnamskiej), możemy dostrzec niezwykle silny wpływ kultur sąsiednich – Tajlandii, Wietnamu, lecz także Indii i Chin. Według wielu badaczy także khmerski taniec dworski jest transpozycją tańców tajlandzkich11, a przecież także sam filar tej formy – gestyczność – przypomina fundament teatru hinduskiego.
Głód turysty
Z badań prowadzonych już w drugiej połowie lat 50. XX wieku12 wynika, iż wśród „zwykłych” Kambodżan najbardziej popularny jest tzw. folk drama, dramat/teatr ludowy, łączący w sobie elementy komedii i improwizacji. Nie wystarcza to jednak, by grupy prezentujące ów rodzaj teatru
7 Tamże.
8 Tamże.
9 Tamże.
10 Por. C. Diamond, dz. cyt., s. 166. 11 B. Wiśniewska, dz. cyt..
12 Por. wypowiedź D. J. Steinberga, [cyt. za:] C. Diamond, dz. cyt., s. 154.
123
(rozumianego jednak nieco inaczej, niż w tradycji europejskiej, czy amerykańskiej), były równie konkurencyjne, co na przykład artyści tworzący omawiany powyżej robam kbach boran. Taki stan rzeczy wynika nie tylko z obawy przed utratą znaczących źródeł finansowania. Brak oferty spełniającej określone preferencje artystyczne grozi przede wszystkim pogorszeniem rozwoju sektora turystyki. Anna Wieczorkiewicz w książce Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży pokazuje, iż turystyka „dla jednych jest najazdem barbarzyńców, dla drugich współczesnym rytuałem. Niektórzy widzą w niej przedsięwzięcie handlowe, inni – obszar spotkań międzykulturowych. Jawi się jako nieodłączny element stylu życia, znak statusu społecznego i forma terapii…”13.
Spotykamy się tu zatem z kolejnym problem – ambiwalencją spojrzenia turysty, także tego, przed którego oczami występują między innymi studenci i nauczyciele Królewskiego Uniwersytetu Sztuk Artystycznych (Royal University of Performing Arts) w Phnom Penh. Czy zatem turystyczny barbarus, który nigdy nie będzie w stanie w pełni zrozumieć obcego kodu kulturowego – a jednak staje się odbiorcą spektaklu czy widowiska – sprawia, że zanika tu autentyczność? Być może „forma terapii” obejmuje tu już nie tylko widzów-turystów, lecz także autochtonów, nadając sztuce nową rangę i nowe znaczenie.
Jak widać ekonomiczne uwikłanie związane z turystyką może mieć także dobre strony. Artykuł Shinji Yamashity Tourism and the creation of culture: case in Bali, Indonesia, and Tono, Japan zaskakuje swoim, dla niektórych zapewne nowatorskim spojrzeniem na problem współczesnej turystyki. „Najazd barbarzyńców” okazuje się nie tylko nie destruktywnym, lecz wręcz mobilizującym i wzmacniającym impulsem dla rozwoju kultury. Jak pisze „dzisiejsza kultura nie może być oddzielona od takich fenomenów jak ››globalizacja‹‹, ››kreolizacja‹‹, ››fragmentaryzacja‹‹, ››deterytorializacja‹‹ i ››utowarowienie‹‹. Turystyka jest dobrym przykładem sprawdzania ››kulturowej logiki późnego kapitalizmu‹‹ […]”14.
Dzięki turystyce w niektórych krajach Azji Południowo-Wschodniej dokonuje się esencjalizacja kultury, która nie byłaby możliwa bez takiej formy kontaktu. „Turystyka […] raczej reaktywuje tradycyjną kulturę, niż ją niszczy”15. Tradycja poddana wpływowi turystyki, zdaniem Yamashity, jest zależna od perspektywy regionalnej, narodowej, a nawet globalnej. Co więcej, jest postmodernistyczna, a zatem jawi się jako rekonstrukcja wybranych elementów kultury, głównie w kontekście turystyki16.
Diamond opisuje artystę, którego sytuuje w alternatywnej części kultury kambodżańskiej – Manna Kosala, twórcę, który zasłynął ze swego nonkonformistycznego stosunku do sytuacji sztuki teatralnej w Kambodży. Od lat 90. XX wieku Kosal skoncentrował się w swojej pracy nad praktycznie zapomnianą w czasach rządów Czerwonych Khmerów formą teatru cieni. Ów dramaturg, reżyser, choreograf i przede wszystkim – mistrz kambodżańskiego teatru lalkowego, starał się nie tylko
13 A. Wieczorkiewicz, Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży, Kraków 2008, s. 5. 14 Por. S. Yamashita, Tourism and the creation of culture: case in Bali, Indonesia, and Tono, Japan, Toyota Foundation, Tokyo 1995, s. 112. „Nowadays culture cannot be cut off from such phenomena as ››globalization‹‹››, ››creolization‹‹, ››fragmentation‹‹, ››deterritorialization‹‹ and ››commodization‹‹. Tourism is good example for examining ››the cultural logic of late capitalism‹‹”. 15 Por.. „Tourism in both cases has actually reacitvated traditional culture rather than damaged it”. Tamże, s. 116
16 Por. „Current cultural traditions exist, therefore, as a ››postmodern‹‹ reconstruction of selected cultural elements, primarily in the context of tourism. In this sense, culture in the context of tourism reflects the way in which culture exists in our ››postmodern‹‹ age”. Tamże, s. 116-117.
124
odnowić tradycyjną formę teatralną. Jego blisko dwudziestoletnie studia na ten temat, w połączeniu z talentem i oryginalnym podejściem do sztuki, przyniosły mu popularność na całym świecie. W przeciwieństwie do klasycznego tańca, Kosal pracował nad formą niezwykle bliską „zwykłej” ludności Kambodży. Co więcej, jego sukces znalazł wymierny efekt w postaci budowy własnego budynku teatralnego, co poniekąd łagodzi niezwykle pesymistyczną wizję wykreowaną w omawianym artykule badaczki. Widzimy zatem możliwość rozwoju sztuki „niepopularnej” w swej „popularności”.
Diamond w kontekście aktualnej sytuacji Kambodży mówi wprost o „kulturze zależności” – w parze z zależnością finansową idzie coraz bardziej zagubiona kambodżańska tożsamość narodowa. Szansę na rozwój uzyskuje jedynie ten typ sztuki, który spodoba się osobom dysponującym środkami finansowymi. Filantropia zamienia się tu w niezbyt łaskawy i często przewrotny mecenat.
Czystość?
Autentyczność, której bardzo często domagają się w sztuce azjatyckiej tak jej twórcy, jak i niektórzy zagraniczni „widzowie”, zazwyczaj kojarzona jest z czystością. Pojęcie to odsyła nas tak naprawdę do pewnego bytu idealnego, ku któremu człowiek może zmierzać, lecz nigdy nie może być pewien, iż go w pełni osiągnie. Czystość konstytuuje się poprzez związek z jej zaprzeczeniem – brudem czy, jak zaproponowała to Mary Douglas, ze zmazą. Tak brud, jak i czystość dla tej brytyjskiej antropolożki społecznej związane są z „porządkującą, normotwórczą działalnością kultury, wszystkich kultur”17. Konstruują tabu, które stanowi „spontaniczny instrument służący ochronie dystynktywnych kategorii wszechświata. […] Redukuje intelektualny i społeczny nieład”18. Czystość jest zatem gwarantem porządku, obietnicą schronienia. Mimo to zbyt często zapomina się, iż należy ona do sfery idei (osadzonej w rzeczywistości, ustanawianej przez człowieka, jednak wciąż będącej subiektywną konstrukcją), zatem traktowanie jej jako najwyższej instancji w sądzie na temat wartości danej kultury jest brnięciem w ślepy zaułek.
Kwestią, która z pewnością wymaga bliższego, krytycznego spojrzenia jest wręcz manichejski podział zarysowany przez autorkę Emptying the Sea by the Bucketful… – na „autentyczne” i „turystyczne”, „niezależne” i „zależne”, „dobre” i „złe”.
Wkraczamy tu na teren rozważań nad sztuką w znacznie bardziej uniwersalnym wymiarze, nieograniczonym już tylko kategorią narodowości. Pierre Bourdieu zwrócił uwagę, iż granica wytyczana między sztuką awangardową, „czystą” a poddaną komercjalizacji jest niezwykle płynna i dychotomiczna19. Autor Reguł sztuki analizuje proces, który dokonał się w Europie od XVIII wieku aż do współczesności – a zatem narodzin kultury komercyjnej, z którą musiała zmierzyć się tak zwana sztuka awangardowa. Szczególnie koniec XIX wieku obfitował w nieustanną walkę o „sztukę czystą”, wyzwoloną – przynajmniej przez jakiś czas – z dążenia do osiągnięcia jak najwyższego zysku finansowego. Bourdieu zwalcza jednak mit „sztuki nieskażonej”, pokazując, że pole rynku i antyrynku zawsze się dopełnia. Owa deziluzyjna analiza – dotycząca wszak sztuki europejskiej – może stać się inspiracją dla myślenia o kulturze także innej części świata. W przypadku kraju postkolonialnego napotykamy jednak na jeszcze jeden, trudny do rozstrzygnięcia problem – a zatem czy nakaz „czystej
17 J. Tokarska-Bakir, Wstęp [w:] M. Douglas, Czystość i zmaza, Warszawa 2007, s. 8. 18 M. Douglas, [cyt. za:] J. Tokarska-Bakir, dz. cyt., s. 9. 19 Por. P. Bourdieu, Reguły sztuki, Kraków 2001.
125
sztuki” nie jest neokolonizacją w tym samym stopniu, co finansowe manipulowanie rozwojem określonej jej gałęzi. Być może spotykamy się tutaj z niejako ukrytą, lecz silnie działającą (auto-) orientalizacją. Pęd za tym, co pre-kolonialne, na przykład „czysto-kambodżańskie”, może okazać się unicestwianiem samego faktu kolonizacji. Zapominaniem, że kultura pozostaje żywa dopóty, dopóki zmienia się i nieustannie jest poddawana „aktualizacji” pod wpływem dokonującej się historii.
Richard Schechner, w swoim znakomitym artykule Wajang kulit na marginesie kolonialnym20, pokazał, że ta jedna z najsławniejszych jawajskich form teatralnych stanowi w rzeczywistości „produkt kolaboracji dworów z kolonialnymi uczonymi holenderskimi”21. Współczesne domaganie się w niej „czystości”, „jawajskości”, jest jedynie strategią „obliczoną nie tylko na to, by oczyścić wajang z polityki, zamrozić go w »autentyzmie« i braku nowoczesności, lecz także – by ukryć kolonialną obecność Holendrów i jawajskie reakcje na nią”22.
Pogoń za czystością może być drogą prowadzącą do nikąd. Nie walką o utrzymanie autentyczności, lecz powodem skostnienia, spetryfikowania formy, a co najgorsze – często zakłamywania postkolonialnej historii.
Autentyzm?
Pytaniem, którego nie sposób nie zadać, jest to, jak pojmujemy autentyczność. Czy sztuka – w samej swej esencji skazana na bycie sztuczną – może być autentyczna, prawdziwa? Czy mamy prawo formułować wyznaczniki, aksjologizujące formę artystyczną – a zatem dzieło człowieka, osadzone w konkretnym czasie i w konkretnej przestrzeni?
Nie sposób uciec tu od kategorii mimesis, obecnej w ludzkiej kulturze już od czasów Arystotelesa. Mimesis, która jest wiecznie rozedrgana pomiędzy rzeczywistością a fikcją, sztucznością a prawdziwością. Być może kulturę postkolonialną należy opatrzyć formułą „odczarowanej mimesis”. To, co dla kolonizatorów oznaczało autentyzm (bardzo często kojarzony jednak pejoratywnie z pierwotnością nie poddaną ucywilizowaniu), wymknęło się spod ich władzy – niestety przerażając czasem swą karykaturalnością także samych postkolonizowanych.
Czy yike (tradycyjna forma teatralno-dramatyczna), przygotowywane wieczorami, po zakończeniu pracy w polu, przez wspólnotę małej kambodżańskiej wioski dla swoich współmieszkańców jest „bardziej autentyczne”, niż to pokazywane kilkusetosobowej (często międzynarodowej) publiczności w klimatyzowanym teatrze w centrum Phnom Penh? Nowa jakość – uzyskana pod wpływem turystyki – bynajmniej nie musi prowadzić do destrukcji.
Trudno nie zgodzić się z argumentem, iż walka o odzyskanie, czy raczej odnalezienie tożsamości – także poprzez sztukę – ma charakter pozytywny. Uzależnienie się od gustu zachodniej, „turystycznej” publiczności może okazać się wkroczeniem w ślepy zaułek. Zachowanie niezależności i oryginalności powinno towarzyszyć każdej działalności artystycznej. Powrót do korzeni – szczególnie po kilkuset latach bycia skolonizowanym – jest przecież formą poszukiwania i konstytuowania narodowego „ja”.
20 R. Schechner, Wajang kulit na marginesie kolonialnym, [w:] tenże, Przyszłość rytuału, Warszawa 2000. 21 Tamże, s. 188. 22 Tamże, s. 181.
126
Z drugiej jednak strony nie można ignorować status quo. Tradycja, kultura, sztuka – zawsze pozostają pod silnym wpływem historii czy polityki. Powrót do korzeni, który w praktyce miałby oznaczać unicestwienie kilkudziesięciu, czy też kilkuset lat trwania określonej tradycji (także teatralnej) przypomina burzenie architektury zbudowanej w czasach obecnie „niepoprawnych politycznie”. Taki powrót do źródeł niesie w sobie niebezpieczny żywioł destrukcji. Problemem, z którym przede wszystkim musi się zmierzyć współczesna Kambodża, jest tak naprawdę walka o niezależność i rozwój. W moim odczuciu nie oznacza to jednak poszukiwania autentyczności nieskalanej komercjalizacją, czy też eliminacji potencjalnego zagranicznego widza, lecz znalezienie kompromisu między aktualną sytuacją polityczną i ekonomiczną a oczekiwaniami tak artystów, jak i szeroko rozumianej publiczności.
Porównania
Filipiny23
Krzyżowania, które odbywają się każdego roku w Wielkim Tygodniu w małej miejscowości Cutud w prowincji Pampanga, stały się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy Filipin. Tradycja ta sięga prawdopodobnie jeszcze czasów przedkolonialnych (XVI w.), lecz to właśnie działalność hiszpańskich misjonarzy przyniosła największy rozwój tego corocznego wydarzenia, zbliżając je tym samym do biczowań odbywających się dawniej w Europie. Krzyżowania w formie, w jakiej możemy je oglądać i dziś, wykształciły się w latach 60. XX wieku, kiedy to Artemio Añosa zdecydował się na pogłębienie swojej dotychczasowej panaty – miast odgrywać w lokalnie organizowanej inscenizacji pasji, sinakulo, bycie „na niby” przybitym (przywiązanym) do krzyża Chrystusem, zdecydował się naprawdę ukrzyżować swoje ciało.
Warto w tym miejscu przybliżyć owo obco brzmiące słowo, które w istocie kryje w sobie sens wszelkich praktyk religijnych na Filipinach – a zatem także najbardziej drastycznych, a przez to najlepiej rozpoznawanych za granicą, biczowań oraz krzyżowań. Panata oznacza poświęcenie, podjęcie określonej czynności w celu przebłagania Boga, proszenia go o spełnienie bardzo ważnego pragnienia, czy też w intencji bliskiej osoby. Raz podjęta musi zostać ukończona, dlatego często zdarza się, że osobę, która zdecydowała się na panatę a z ważnych powodów nie może jej kontynuować, zmienia najbliższa osoba z rodziny, konsolidując tym samym istniejącą wspólnotę.
Ambiwalencja oceny filipińskich krzyżowań spowodowana jest trudnymi często do pogodzenia dla zagranicznych widzów różnymi obliczami tego wydarzenia. Z jednej strony osoby odwiedzające kalbaryo napotykają dziesiątki kamer ustawionych na gigantycznych rusztowaniach, które transmitują na cały świat odbywające się tego dnia krzyżowania. Co więcej, twarz każdego z wybranych, Kristo, nie jest – w przeciwieństwie do biczowników – zakrywana, a zatem bardzo często trafia na okładki najpoczytniejszych na świecie gazet i czasopism. Także sama oprawa tego widowiska budzi w niektórych pewien niesmak – gdy w tłumie obok mdlejącego z bólu biczownika ustawiony jest wózek z lodami oraz watą cukrową, a obok rozlega się nawoływanie sprzedawcy pamiątkowych biczy. Warto w tym miejscu pamiętać o podobieństwach kulturowych – czyż
23 Na podstawie badań terenowych prowadzonych przeze mnie od listopada 2008 do kwietnia 2009 roku.
127
europejskie jarmarki, organizowane w czasie świętym, odpustowym, nie przypominają poniekąd krzyżowań w Cutud?
Jest to jednak tylko jeden sposób spojrzenia na wielkopiątkowe wydarzenie. Choć komercyjność, niewyobrażalnie rozwinięta od lat 80. XX wieku, a zatem od czasu, gdy krzyżowania zwróciły uwagę mediów, jest wyraźnie widoczna na każdym kroku, stanowi jedynie połowę odpowiedzi na pytanie, czym jest to wydarzenie. Odpowiedzi należy być może szukać w niezwykle silnym filarze tej kultury – filipińskiej religijności, zakorzenionej przede wszystkim we wspólnocie, jak i w osobistym kontakcie z Bogiem, nieco mniej zależnej od zdania Kościoła katolickiego. Pomimo licznych kontrowersji spowodowanych „komercyjną oprawą” widowiska, dla wielu podejmujących panatę jest to wciąż jedno z najtrudniejszych i najważniejszych wydarzeń w życiu. Wiara w sens przyjmowanego cierpienia pozwala dokonać rzeczy nadludzkich.
Interesująca wydaje się jednak zbieżność rozwinięcia, dawniej dość skromnego, lokalnego, widowiska wraz z medialnym zainteresowaniem, jakie wzbudziło w kraju i za granicą. Największe koncerny – takie jak na przykład Coca Cola – co roku rozpoczynają bitwę o możliwość reklamy swoich produktów w całym miasteczku, do którego zjeżdżają setki (czasem tysiące) turystów. Pieniądze nie nazywane są jednak „zapłatą”, lecz „darowizną” – przede wszystkim przez Rolando Navarro, obecnego „dyrektora” grupy przygotowującej krzyżowania w Cutud, ponadto syna Ricardo Navarro, autora sinakulo Via Crucis o Pasion y Muerte (Droga Krzyżowa albo Męka i Śmierć), na którym oparte jest widowisko24.
Komercyjność nieustannie przeplata się z autentycznością. Turystyka rozwija ów performans religijny, lecz przecież jednocześnie trwale zmienia charakter owego wydarzenia. Akcent lokalny musi ustąpić globalnemu. Czy jednak mamy prawo nazywać krzyżowania jedynie tanią rozrywką ku uciesze gawiedzi? Patrząc w twarz krzyżowanych Kristo, w każdy mięsień ciała biczownika, uginającego się pod ciężarem bólu, trudno uwierzyć, że kryje się za tym jedynie chęć zysku i sławy. Panata wciąż należy do sfery sacrum.
Bali
Niezwykle interesująca wydaje się perspektywa zaproponowana przez Shinji Yamashitę. W swoim artykule przybliża sytuację, w której znalazła się jedna z najsławniejszych wysp indonezyjskich – Bali. Wyspa, która stała się w latach 30. XX wieku Edenem dla zachodnich antropologów. Naukowcy i – co ważne w tym kontekście – także artyści – przyjeżdżali na Bali w poszukiwaniu finezyjnego i zachwycającego, przede wszystkim w swej orientalności, teatru. Badania – często o niezaprzeczalnej wartości – takich osób jak Clifford Geertz, Jane Belo czy Margaret Mead – nie wymagają zapewne przypomnienia. Problem, który przede wszystkim eksponuje Yamashita, to „uwikłanie” autentyzmu (czy też tego, co zachodni poszukiwacze pragnęliby odnaleźć) w turystykę. Turystykę, która jednak przetwarza, czasem degeneruje, a czasem mimo wszystko rozwija kulturę. Sława przyniosła Bali nie tylko poczesne miejsce w zachodniej nauce, lecz także trwale zmieniła jej oblicze. Dostrzeżenie swej odmienności, głównie przez kontakt z Innym – także z tym, który nagle staje się odbiorcą sztuki – zawsze zmusza do ponownej negocjacji statusu swojej tożsamości.
24 Por. S.A.P.Tiatco, A. Bonifacio-Ramolete, Cutud’s Ritual of Nailing on the Cross: Performance of Pain and Suffering, „Asian Theatre Journal”, 2008, nr 1, s. 67.
128
Yamashita pisze również o wpływie turystyki na wytworzenie się nowej formy („)nacjonalizmu(”) w Indonezji. Mowa tu o narodowym projekcie Wizyta w Indonezji w 1991 roku, w ramach którego został stworzony między innymi specjalny „kalendarz wydarzeń [artystycznych]”, promujący kulturę regionów, cieszących się największą popularnością wśród turystów25. W przypadku Bali nie zaistniało jedynie zaprezentowanie swej kultury przed oczami zagranicznej publiczności, lecz kwestia dużo bardziej skomplikowana i głębsza: nawiązanie dialogu. Kontakt z zachodnimi artystami i badaczami, którzy pozostali kiedyś przez dłuższy czas na indonezyjskiej wyspie, ucząc się od jej artystów, sprawił, że współczesną kulturę tego miejsca należy rozpatrywać w kategorii hybrydyczności. Czy „ostatni raj na Ziemi” nie stał się rajem utraconym? Przewrotność tego pytania jest kolejnym pretekstem do dyskusji na temat autentyczności skojarzonej z kategorią czystości.
Dokąd?
Walka między autentycznością a komercjalizacją, która toczy się cały czas, nigdy nie będzie miała końca. Turystyka – coraz energiczniej rozwijana i przez to tak ambiwalentna (co ilustrowały dwa skrajne stanowiska: Diamond oraz Yamashity i Wieczorkiewicz) – jest znakiem czasów. Niemożliwa wydaje się w pełni satysfakcjonująca odpowiedź na pytanie, czym jest „czystość”, „prawdziwość”, „niekomercyjność”. Choć autentyczność była jedną z największych obsesji człowieka nowoczesnego26, także w świecie ponowoczesnym domaga się swojego istnienia. Kultura zawsze była i tym bardziej będzie, nie tylko w coraz silniej zglobalizowanym świecie, uwikłana w politykę – na poziomie ekonomicznym (także ekonomiczno-turystycznym) czy ideologicznym. Z drugiej strony praca artystów, ich kunszt, a czasem wiara, gwarantują ocalenie sztuki – niezależnie od tego, w jakich okolicznościach i przed czyimi oczami będzie odgrywana. W kontekście spotkania krajów postkolonialnych ze swoimi byłymi kolonizatorami należy pamiętać o tak zwanej „łaźni kolonialnej” – przez którą, według Richarda Schechnera, przeszliśmy wszyscy, każdy człowiek na świecie27. Współczesna rzeczywistość domaga się „odczarowania” – świadomości tego, że „samo pojęcie »tradycji« stanowi nieraz produkt kolonializmu”28. Dotyczy to nie tylko opisanych przeze mnie Kambodży, Filipin, Bali, czy wspomnianej Jawy, lecz tak naprawdę całego postkolonialnego świata – Wschodu, Zachodu, Południa i Północy.
Każde z zaprezentowanych przez mnie stanowisk może być w tym samym stopniu słuszne, co mylne. Z pewnością wiele z postawionych przeze mnie pytań mogło zabrzmieć kontrowersyjnie. Celem tego referatu nie było jednak znalezienie łatwej odpowiedzi, rozrysowanie mapy, która pozwoliłaby bezpiecznie przejść przez mroczny labirynt. W przypadku kwestii związanych z kulturą (a zatem jednocześnie: z polityką, turystyką, ekonomią), być może wcale nie najważniejsze jest dojście do końca owego labiryntu, lecz samo wyruszenie w drogę prowadzącą w jego głąb.
BIBLIOGRAFIA
25 S. Yamashita, dz. cyt., s. 114. 26 Por. M. Warchała, Autentyczność i nowoczesność. Idea autentyczności od Rousseau do Freuda, Kraków 2006. 27 R. Schechner, dz. cyt., s. 215. 28 Tamże, s. 217.
129
Bourdieu P., Reguły sztuki, Kraków 2001. Diamond C., Emptying the Sea by the Bucketful: The Dilemma in Cambodian Theatre, „Asian Theatre Journal”, 2003, nr 2, vol. 20. Douglas M., Czystość i zmaza, Warszawa 2007. Schechner R., Wajang kulit na marginesie kolonialnym, [w:] Schener R., Przyszłość rytuału, Warszawa 2000. Tiatco S.A.P., Bonifacio-Ramolete A., Cutud’s Ritual of Nailing on the Cross: Performance of Pain and Suffering, „Asian Theatre Journal”, 2008, nr 1. Warchała M., Autentyczność i nowoczesność. Idea autentyczności od Rousseau do Freuda, Kraków 2006. Wieczorkiewicz A., Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży, Kraków 2008. Yamashita S., Tourism and the creation of culture: case in Bali, Indonesia, and Tono, Japan, Toyota Foundation, Tokyo 1995.
Netografia:
Cambodia Receives Foreign Aid of More Than $689 Million for Development in 2008, „The Mirror”, vol. 11, no. 513. http://cambodiamirror.wordpress.com/2007/06/21/thursday-2162007-cambodia-receives-foreign-aid-of-more-than-689-million-for-development-in-2008/ . Wiśniewska B., Siedem cudów świata – taniec Apsara, http://www.emonety.pl/page/siedem-cudow-swiata-8211-taniec-apsara-p628.html.
130
Piotr Kapusta
piotr.kapusta@uj.edu.pl
Nowa Huta – nowe życie? Powstanie „Najmłodszej siostry Krakowa”
Nowa Huta jest jedną z dzielnic administracyjnych Krakowa, zwaną też często „najmłodszą
siostrą” dawnej stolicy Polski. Jej mieszkańcy w dużej mierze jednak do dziś nie czują się
krakowianami, a sama Nowa Huta według projektów jej twórców miała być osobnym miastem,
swego rodzaju przeciwwagą dla Krakowa, do którego została włączona na mocy decyzji z 1 stycznia
1951. W jej skład wchodziło dwanaście dotychczasowych dzielnic katastralnych: Mogiła, Bieńczyce,
Mistrzejowice, Zesławice, Kantorowice, Krzesławice, Grębałowa, Lubocza, Wadów, Pleszów, Ruszcza,
Branice1. Centrum Nowej Huty znajduje się 12 km od Rynku Głównego2.
Pomysł budowy dużej huty surowcowej narodził się już w 1945 roku. Dwa lata później
powołano Komisję do Spraw Budowy Nowej Huty przy ministerstwie Przemysłu Ciężkiego oraz Dział
Projektowania Nowej Huty przy Biurze Projektów Przemysłu Hutniczego Biprohut w Gliwicach3.
Początkowo, w latach 1945 – 1948, pojawiło się wiele pomysłów co do miejsca lokalizacji huty. W
pierwszej kolejności stawiano na rejon Dzierżna nad Kanałem Gliwickim. Później, po zawarciu umowy
handlowej z ZSRR w dniu 26 stycznia 1948, rosły szanse miejscowości takich jak: Zator, Skawina,
okolice Tarnowa, Jarosławia, Tarnobrzegu i Krakowa4. Mimo to ciągle najpoważniej myślano o Śląsku,
o czym świadczy choćby przemówienie ministra Hilarego Minca na kongresie związków zawodowych
z 18 grudnia 19485. Ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu z powodu braku przestrzeni na
późniejszy rozwój huty żelaza, a 22 lutego 1949 roku władze centralne zadecydowały, że owa huta
oraz dzielnica mieszkaniowa, które miały być swego rodzaju „miastem przemysłowym”, zostaną
wybudowane na wschód od Krakowa, na terenach wsi Pleszów i Mogiła6. Innymi argumentami za
taką lokalizacją kombinatu, zawartymi w opinii wydanej na początku 1949 roku przez Komisję
Ministerstwa ZSRR, były: 1) wymiar i kształt powierzchni; 2) układ terenu; 3) wytrzymałość gruntu i
poziom wód gruntowych; 4) możliwość przyłączenia huty do trzech magistrali kolejowych:
wschodniej, zachodniej i północnej; 5) bliskość Krakowa7. Decyzja została podjęta po wcześniejszych
1 Kronika Krakowa, Warszawa 1996, s.384. 2 B. Klich-Kluczewska, Przez dziurkę od klucza. Życie prywatne w Krakowie (1945-1989), Warszawa 2005, s. 38. 3 A. Chwalba, Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1945-1989, t. 6., Kraków 2004, s. 206. 4 Tamże, s. 206. 5 Tamże, s. 207. 6 B. Klich-Kluczewska, dz. cyt., s. 37. 7 J. Salwiński, Decyzje o lokalizacji Nowej Huty pod Krakowem. Stan wiedzy [w:], J. M. Małecki (red.), Narodziny Nowej Huty, Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku, Kraków 1999, s. 78.
131
konsultacjach z ekspertami radzieckimi, którym przewodził inż. Chrysant Zybin8. Dyrektorem huty w
czasie jej budowy został inżynier Jan Anioła9, a pierwszą symboliczną łopatę wbito 26 kwietnia 1950
roku. Dziś znajduje się tam pamiątkowa tablica z napisem „W tym miejscu 26.4.1950 pierwszy
robotnik rozpoczął budowę Kombinatu”10. 21 stycznia 1952 roku huta otrzymała imię wodza
rewolucji październikowej Włodzimierza Lenina11. Dwa lata później, w dziesiątą rocznicę wydania
Manifestu PKWN, a więc 22 lipca 1954 roku, zapisano w kronice Nowej Huty: „W przeddzień
dziesięciolecia Polski Ludowej pierwszy wielki piec Huty imienia Lenina rozpoczął produkcję
surówki”12.
Decyzja o budowie kombinatu miała ogromne znaczenie dla Krakowa. Dawna stolica Polski już
od zakończenia II wojny światowej była dla nowego reżimu „symbolem tak zwanych sił reakcji i oporu
wobec nowej rzeczywistości”13. Bolesław Bierut, będący wówczas przewodniczącym Krajowej Rady
Narodowej, uznał memoriał skierowany w kwietniu 1945 roku przez arcybiskupa Adama Sapiehę,
prezesa Akademii Umiejętności Stanisława Kutrzebę oraz rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego
Tadeusza Lehra-Spławińskiego za akt opozycji, a nie za próbę dialogu z nowymi władzami polskimi. 3
maja 1946 roku doszło w Krakowie do manifestacji studenckiej. Jej krwawe stłumienie było pierwszą
konfrontacją między mieszkańcami miasta, a nową komunistyczną władzą14. To wydarzenie było
jedną z przyczyn faktu, iż w 1949 roku postanowiono, że Nowa Huta powstanie na terenie dawnych
podkrakowskich wsi. „Najmłodsza siostra Krakowa”, swoiste siedlisko klasy robotniczej, miała być
przeciwwagą reakcyjnego Krakowa. Zakładano, że będzie ona próbą realizacji stworzenia w Polsce
idealnego miasta industrialnego; oczekiwano, że w jej budowie wezmą udział przedstawiciele całego
narodu. Podobne miasta powstawały też w innych krajach, na przykład w ZSRR (Magnitogorsk), NRD
(Stinstadt, obecnie Eisenhuttenstadt) czy Węgrzech (Sztalinvaros, dzisiejszy Dunaujvaros)15.
Nowa Huta weszła w skład realizacji Planu Sześcioletniego (1950-1955), mimo, że jej budowę
rozpoczęto jeszcze przed jego początkiem. „Ustawa o 6-letnim planie rozwoju gospodarczego i
budowy podstaw socjalizmu” mówiła, że „Należy ukończyć pierwszy etap budowy nowej, wielkiej
huty żelaza pod Krakowem”16. Zachęcała do niej propaganda władz namawiająca do rywalizacji i
8 A. Chwalba, dz. cyt., s. 207. 9 Spacerownik. Nowa Huta – najstarsze osiedla, „Gazeta Wyborcza”, 28.05.2008, s. 6. 10 Tamże, s. 3. 11 J. Sadecki, O nowej to Hucie piosenka [w:] Najnowsza Historia Polaków. Oblicza PRL, „Rzeczpospolita”, 20.11.2007, s. 5. 12 J. M. Małecki, Historia Krakowa dla każdego, Kraków 2008, s. 282. 13 J. Purchla, Nowa Huta jako problem badawczy [w:], J. M. Małecki (red.) Narodziny Nowej Huty , Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku, Kraków 1999, s. 8. 14 Tamże, s. 7-8. 15 L.J. Sybila, Muzeum rozproszone Nowej Huty, Kraków 2007, s. 3. 16 J.M. Małecki, dz. cyt.., s. 282.
132
większej wydajności pracy, obiecująca lepsze życie. Miały do tego służyć między innymi piosenki: ze
słowami Stanisława Chruślickiego i melodią Jerzego Gerta17 z barwnym refrenem:
„ O Nowej to Hucie piosenka
o Nowej to Hucie melodia
a taka jest prosta i piękna
i taka najmilsza z melodii
O Nowej to Hucie piosenka
o Nowej to Hucie są słowa
jest taka prosta i piękna
i nowa jak Huta jest Nowa”18
lub inne, na przykład:
„Biją mocno serca
Młoty kłują głośniej,
Rośnie Nowa Huta
Nowe życie rośnie”19
a także hasła propagandowe: „Cały naród buduje Nową Hutę”20 oraz plakaty : „Buduj z nami Nową
Hutę”21 czy też „Kolego chodź z nami budować Nową Hutę”22. W działaniach tych brali ludzie z całej
Polski; taki obowiązek mieli studenci. Dla jednych praca była przekleństwem, dla innych nadzieją na
polepszenie warunków życiowych. Niektórzy z dumą po latach podkreślali „ja budowałem nową
Polskę”23 lub, że byli w grupach pracowników osiągających na przykład 270 lub 337 procent normy.
Najsłynniejsza była zetempowska brygada Piotra Ożańskiego, składająca się z sześciu osób, która 14
17 J. Sadecki, O nowej to Hucie piosenka, dz. cyt., s. 3. 18 http://www.bibliotekapiosenki.pl/Piosenka_o_Nowej_Hucie, 15.11.2009. 19 A. Chwalba, dz. cyt., s. 214. 20 Tamże, s. 214. 21 Tamże, s. 215. 22 Najnowsza Historia Polaków, dz. cyt., s. 1. 23 A. Chwalba, dz. cyt., s. 214.
133
lipca 1950 roku w trakcie pracy przy budowie bloku nr 2 na osiedlu Młodości wykorzystała podczas
jednej zmiany (osiem godzin) 34 728 cegieł, co stanowiło 525 % normy i odbiło się głośnym echem w
mediach. Kilka miesięcy później Ożański postanowił pobić swój własny rekord, ponieważ okazało się
że jedna z grup, zatrudniona przy wykopach regularnie przekraczała 558 %, a inna, trzyosobowa
dowożąca materiał na budowę wykonała raz aż 1500 % normy! Brygada Ożańskiego zamierzała w
październiku 1950 roku ułożyć 50 tys. cegieł w ciągu jednej zmiany. Przy okazji miała to być forma
uczczenia 33 rocznicy rewolucji październikowej. Warto pamiętać, że Mateusz Birkut, główny
bohater Człowieka z marmuru Andrzeja Wajdy, choć jest postacią fikcyjną to był wzorowany właśnie
na Piotrze Ożańskim24.
Budowie Nowej Huty ciągle towarzyszyła chęć rywalizacji oraz przekraczania norm, bicia
kolejnych rekordów. Pracowano nawet po 60 godzin w tygodniu, niedziel nie wyłączając25. Często
jednak dochodziło do przymusowych, nieplanowanych odpoczynków, przede wszystkim z powodu
braku materiałów budowlanych. Ludzie zatrudnieni przy pracy mieli na ten temat różne zdania.
Przytoczę teraz kilka opinii pracowników na temat budowy Nowej Huty. Zacznę od Marianny
Brzezińskiej z brygady tynkarek : „Jak przyjechałam do huty i pojadłam do syta to byłam szczęśliwa.
Za pierwszy miesiąc dostałam 670 złotych i nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Takie pieniądze nigdy mi
się na mojej biednej wsi nie śniły. W ciężkiej robocie byłam zaprawiona, w hucie zawsze
przekraczałam normy”26. O nowym mieście w superlatywach wypowiadał się także wspomniany już
Jan Anioła, pierwszy dyrektor huty: „Wokół głównej osi położone są poszczególne osiedla, które
tworzą w pewnej mierze samodzielne organizmy. Każde osiedle posiada wszystko, co jest potrzebne
do obsługi socjalnej mieszkańców. Są więc sklepy, punkty usługowe, świetlice, szkoła, przedszkole,
żłobek, kino. Każde osiedle posiada własny garaż dla samochodów osobowych. W obrębie własnego
osiedla mieszkańcy mogą zaspokoić wszystkie swe codzienne potrzeby”27. Nie wszyscy jednak
podzielali taki entuzjazm. Zupełnie inaczej początki budowy Nowej Huty wspominał Marian Brandys,
który mówił o niej w słowach: „Naopowiadali wam o Nowej Hucie rozmaitych cudów. Mówili, że jest
już gotowe wielkie miasto, że czekają szkoły, że od razu tam zaczną uczyć człowieka na kogo kto chce
[…]. A przyjechaliście i co? Gołe mury, namioty i ziemie każą kopać”28. Dla wielu praca w hucie na
początku lat pięćdziesiątych okazała się rozczarowaniem, z różnych powodów. Jednym z nich były,
niższe niż się spodziewano wynagrodzenia nie zawsze przychodzące w wyznaczonym terminie. Należy
także pamiętać o niezwykle trudnych warunkach powodujących ucieczki znacznej liczby
24 Spacerownik. dz. cyt., s. 13. 25 A. Chwalba, dz. cyt., s. 214. 26 J. Sadecki, dz.cyt., s. 5. 27 Spacerownik, dz.cyt., s. 6. 28 A. Chwalba, dz. cyt., s. 213.
134
pracowników. Wynikały one ze złej organizacji działań oraz niewielkiej ilości maszyn, przez co liczne,
ciężkie prace musieli wykonywać robotnicy. Mimo to ich liczba wzrastała wraz z postępem pracy – w
1953 przy budowie „najmłodszej siostry Krakowa” zatrudnionych było 4772 osób, 2 lata później
12 025, a w 1958 już 18 79229. Pochodzili oni z różnych rejonów kraju – na przykład z Warszawy lub
ze Śląska, do którego z kolei udawali się nowohuccy majstrowie, aby zdobyć doświadczenie pomocne
przy późniejszych pracach. Wielu robotników nie było wykształconych; tworzyli oni organizacje o
nazwie Służba Polsce (SP), składające się z młodzieży w wieku 16 – 21 lat oraz ludzi dorosłych przed
30-tym rokiem życia, nie podlegających służbie wojskowej, zwanych junakami. Najczęściej pracowali
oni tylko w określonych porach roku, przeważnie od wiosny do jesieni30. Znaczna ich ilość nie była
przygotowana do takiej pracy. Jeden z junaków wspominał: „Z każdym dniem pojawiały się coraz to
nowe i większe trudności. Jak się okazało, wielu junaków nigdy nie miało styczności z pracą fizyczną, a
tym bardziej tak ciężką. Pojawiało się wiele objawów świadczących o przeciążeniu pracą: robotnikom
puchły ręce, na dłoniach i palcach tworzyły im się odciski, powstawały pęcherze, bolały ich plecy, ale
władz to nie interesowało. Liczyło się tylko wykonanie i przekroczenie normy. Władze nieustannie
miały pretensje do poszczególnych kompanii, twierdząc, że inne wykonują 200 % normy, a te
konkretne mają na swoim koncie zaledwie 150-170 %. To było za mało, a nikt przecież za nadwyżkę
nie płacił, bez względu na ilość wykonanej normy. To była absolutnie praca społeczna”31. Mimo to
prace postępowały w szybkim tempie, powstawały kolejne budynki.
Nowa Huta była pierwszym miastem w powojennej Polsce, które wznoszono od podstaw,
mające być „szczęśliwym miastem szczęśliwej przyszłości”32. Początkowo powstawały mieszkania dla
budowniczych i pracowników huty. Zakładano zmianę człowieka wsi, z rolnika w człowieka miasta i
robotnika. Ogłoszono konkurs na projekt Nowej Huty, w którym zwyciężyła wizja inżyniera architekta
Tadeusza Ptaszyckiego33. Przewidywał on stworzenie miasta funkcjonalnego, zwartego o wyrazistej
koncepcji i regularnym układzie widocznym najlepiej z lotu ptaka. Było to nawiązanie do Gdyni oraz
do osiedli międzywojennej Warszawy. Projekt Ptaszyckiego został w późniejszym czasie poprawiony
przez architekta socrealizmu Edmunda Goldsamta i zatwierdzony w lutym 1950 roku przez Biuro
Polityczne PZPR34. „Najmłodsza siostra Krakowa” miała być miastem idealnym, zdrowym i wygodnym
dla pracowników kombinatu35. Anna Ptaszycka, żona projektanta pisała: „Najnowsze postulaty władz
wojskowych w dziedzinie planowania osiedli mówią o konieczności stwarzania silnych pasm
29 Tamże, s. 213. 30 Tamże, s. 213. 31 Spacerownik, dz. cyt., s. 12. 32 A. Chwalba, dz. cyt., s. 221. 33 Tamże, dz. cyt., s. 223. 34 Tamże, s. 223. 35 Tamże, s. 223.
135
izolacyjnych pomiędzy wielkimi zakładami przemysłowymi a zespołami mieszkalnymi, a także o
dążeniu do kształtowania raczej niewielkich zespołów mieszkalnych również od siebie
odizolowanych. Izolację taką stanowić mogą wały i nasypy terenowe bądź też pasma intensywnie
zadrzewione (wysokie drzewa i poszycie z krzewów różnej wysokości). Widoczna jest więc analogia w
kształtowaniu krajobrazu rolniczego w oparciu o potrzeby klimatyczne (wiatrochrony) i krajobrazu
miejskiego w oparciu o wymagania obrony kraju”36.
Nowa Huta, jak już wcześniej zostało wspomniane, powstawała na terenie podkrakowskich
wsi. Prace przy jej budowie dostarczyły ciekawych znalezisk archeologicznych, potwierdzających
obecność człowieka na tych terenach już około 4500 lat temu. Ludzie zamieszkujący tereny, na
których w 1949 roku rozpoczęto budowę „najmłodszej siostry Krakowa”, od starożytności zajmowali
się łowiectwem, hodowali bydło rogate, kozy, owce oraz świnie, produkowali na przykład narzędzia i
skóry. Decyzja o powstaniu nowego miasta spowodowała konieczność likwidacji domostw takich wsi,
jak między innymi Pleszów, Kościelniki czy Mogiła. Ich mieszkańcy, zwani „mogilakami”37, na mocy
dekretu z 26 kwietnia 1949 o nabywaniu i przekazywaniu niezbędnych do realizacji narodowych
planów gospodarczych38 mogli zostać pozbawieni dorobku życia. Wywłaszczeniami takich osób
zajmował się specjalnie powołany w tym celu Pełnomocnik Rządu, oraz, w późniejszym czasie,
Oddział Wywłaszczeniowy przy Wojewódzkiej Radzie Narodowej39. Wysyłali oni wezwania do
właścicieli domów. Jeżeli w ciągu 15 dni nie dochodziło do zawarcia umowy o nabyciu nieruchomości,
wówczas pozostawało już tylko wywłaszczenie. W sumie przeprowadzono je częściowo lub całkowicie
w ponad 4 tys. gospodarstw, przeważnie nie towarzyszyły temu umowy ani żadne decyzje na piśmie,
a od decyzji Prezydium WRN nie było możliwości odwołania; właściciele otrzymywali tylko
zawiadomienie zakończone słowami: „Niniejsze oświadczenie należy traktować jako ostateczne”40.
Od czerwca 1949 roku domy gospodarzy były burzone, a ich gospodarstwa niszczone za pomocą
koparek i kilofów. Często dochodziło do dramatycznych wydarzeń. Mieszkańcy dawnych
podkrakowskich wsi starali się przeszkadzać budowniczym jak tylko mogli. Nie chcieli opuszczać
swoich domostw, w efekcie zmuszały ich do tego dopiero interwencje funkcjonariuszy Milicji
Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa. Nocami niszczyli sprzęt, wkopane za dnia paliki i wykopane
rowy, obalali słupy. Na widok rozpoczynających pracę robotników zaczynali atakować ich kamieniami,
kłonicami, widłami i kosami41. Niejednokrotnie dochodziło do walk, w których walczący tracili
zdrowie i prawdopodobnie również życie. Kobiety odmawiały modlitwy padając na kolana i błagały
36 Spacerownik. dz. cyt., s. 6. 37 A. Chwalba, dz. cyt., s.227. 38 Tamże, s. 227. 39 Tamże, s. 227. 40 Tamże, s. 228. 41 Tamże, s. 228.
136
obsługujących spychacze słowami: „Człowieku, miejże litość w sercu, nie niszcz darów bożych”42.
Chłopi natomiast próbowali zatrzymywać owe spychacze niszczące ich plony, zasiewy i ogrody.
Czasami posuwali się do tego, że kładli małe dzieci na ziemi i mówili: „No jedź, zabierasz mi
ojcowiznę, to zabierz i życie”43. Nie trzeba zatem wyjaśniać przyczyn ich „niechęci” do władz
partyjnych. Można jedynie dodać, że złość chłopów pogłębiały odszkodowania (jeżeli w ogóle je
przekazywano), jakie otrzymywali za utracone gospodarstwa. Były to kwoty wręcz upokarzające i
wynosiły od 0,47 do 0,98 zł za metr44. Pogłębiały to także nagłówki w prasie, w której gospodarzy
nazywano nowohuckimi niegodziwcami, żądającymi wysokich rekompensat za -jak pisano- nieużytki,
ugory i piaski45.
Krakowianie generalnie mieli niezbyt przychylny stosunek do mieszkańców Nowej Huty.
Niejeden mieszkaniec dawnej stolicy Polski traktował ich jako ludzi z „wiochy”46, którzy dopiero mieli
się uczyć życia w miejskich warunkach i przez to bywali obiektem drwin i dowcipów. Uważano ich za
obcych lub wręcz wrogich, nawet po włączeniu Nowej Huty do Krakowa w 1951 roku. Taki
niepochlebny obraz nowohuckiej społeczności w oczach rdzennych mieszkańców Krakowa, aktualny
w jakimś stopniu do dziś, został utrwalony w ich świadomości w początkowym okresie budowy
nowego miasta, czyli do 1955 roku. Wynikało to w pewnej mierze z kontaktów krakowian z
robotnikami i członkami brygad junackich, którzy czasami udawali się na teren Krakowa by, jak to
określali ich zwierzchnicy, „wałęsać się”47. Przykładowo na początku lutego 1951 kilku junaków
dostało karę potrącenia 10% z wynagrodzenia oraz wpis do akt za „niemoralne prowadzenie się,
pijaństwo i wywoływanie awantur na ulicach Krakowa”48. Jeden z junaków przebywających w
Pleszowie mówił, że jego brygada budziła strach wśród okolicznych mieszkańców. Te opinie
potwierdzają słowa pana Mateusza Kardasa, wówczas kilkunastoletniego chłopaka (ur. w 1937 roku),
który obserwował powstawanie Nowej Huty na terenie „starego świata”: „Ale psychicznie – źle się
myślało o tej Hucie. Źle ze względu na straszliwy luz młodzieży, straszliwą demoralizację. (…) Wraz z
budową Nowej Huty rozpanoszył się bezgranicznie rozkład moralny, no i strach przed rozbojami
junaków – Służby Polsce – rzeczywiście psocili, bardzo dużo było pobić, napadów. (…) Kradli, wszystko
kradli. Pamiętam, jesienią kanał tutaj budowali. Zasypywano rzeczkę. Piękną rzeczkę! Z czterema
młynami. Myśmy się zawsze pluskali w tej wodzie, staw niedaleko, żabki rechotały. Ta rzeczka to była
radość! A później te dymy. Osuszono ziemię. Do nas Służba Polsce to do sadu w biały dzień przyszła,
42 Tamże, s. 228. 43 Tamże, s. 228. 44 Tamże, s. 229. 45 Tamże, s. 229. 46 Tamże, s. 230. 47 B. Klich-Kluczewska, dz. cyt., s. 168. 48 Tamże, s. 168.
137
trzeba było się w domu zamknąć, bo by wszystkich pobili”49. Junaków kojarzono głównie z
wandalizmem i pijaństwem. Warto wspomnieć, że różnym patologiom ulegały także kobiety i
dziewczęta. Do Nowej Huty podobno celowo zgłaszały się krakowskie prostytutki, które zamiast
pracować przy budowie kombinatu i osiedli zajmowały się swoim „zawodem”. Miało to wpływ na
najwyższy w tym czasie w kraju i województwie wskaźnik zachorowań na choroby weneryczne (w
1952 roku w Krakowie – kiła 0,2, rzeżączka – 3; w Nowej Hucie odpowiednio: 0,5 i 13)50. W
późniejszym czasie starano się walczyć z negatywnymi zjawiskami w dzielnicy. Zainicjowano nawet
kierowanie alkoholików na leczenie51.
Nowohucianie rewanżowali się krakowianom równie niewybrednymi opiniami na ich temat.
Mówili o nich, że „zgarniali ciężkie pieniądze dzięki hucie, a patrzyli z góry”52. Nazywali ich
„centkami”53, „centusiami”54, „krakusami”55. Nie zgadzali się z tym, że krakowianie traktowali tereny
nowego miasta jak obszary podbite, obszary gorsze od pozostałych dzielnic Krakowa. Władze
natomiast zamiast starać się jakoś łagodzić spory między krakowianami a nowohucianami, świadomie
je podsycały, przez co powstawały kolejne obszary konfliktowe między starym a nowym miastem.
Mimo, że w późniejszym okresie wzajemna niechęć i nieufność powoli się zacierały, to do dziś
przechadzając się ulicami Krakowa i osiedlami nowohuckimi można wyczuć odrębność między nimi.
W przełomowym dla Polski, Europy i świata roku 1989, zdarzało się, że niektórzy krakowianie z dumą
podkreślali, iż jeszcze nie byli w Hucie, która kojarzyła się im z patologiami, zagrożeniem, zdziczeniem,
powszechną demoralizacją, gwałtami i podobnymi negatywnymi zjawiskami. Te poglądy krakowian
dobrze odzwierciedla cytat Juliana Kawalca z powieści pod tytułem Przepłyniesz rzekę: „nie jedź,
bracie do Nowej Huty, bo po drodze skradną ci buty”56. Nowohucianie natomiast chwalili się:
mieszkam w Hucie, nie w Krakowie57.
Obecnie różnice między Krakowem a Nową Hutą stopniowo się zacierają. „Najmłodsza siostra”
dawnej stolicy Polski, rozbudowywana przez kilkadziesiąt lat początkowo miała być osobnym
miastem. Dla jej mieszkańców w dużej mierze jest nim do dziś i niewiele wskazuje na to, żeby to się
zmieniło w najbliższej przyszłości.
Bibliografia:
49 http://www.uwolnicteksty.pl/!001_mateusz_kardas.pdf, 19.11.2009. 50 B. Klich-Kluczewska, dz. cyt., s. 170. 51 Tamże, s. 170. 52 A. Chwalba, dz. cyt., s. 230. 53 Tamże, s. 230. 54 Tamże, s. 230. 55 Tamże, s. 230. 56 Tamże, s. 230. 57 Tamże, s. 230.
138
Chwalba A., Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1945-1989. t. 6., Kraków 2004.
Klich-Kluczewska B., Przez dziurkę od klucza. Życie prywatne w Krakowie (1945-1989), Warszawa
2005.
Kronika Krakowa, Warszawa 1996.
Małecki J., Historia Krakowa dla każdego, Kraków 2008.
Małecki J. (red.), Narodziny Nowej Huty, Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku,
Kraków 1999.
Purchla J., Nowa Huta jako problem badawczy [w:], Małecki J. (red.) Narodziny Nowej Huty ,
Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku, Kraków 1999.
Salwiński J., Decyzje o lokalizacji Nowej Huty pod Krakowem. Stan wiedzy [w:], Małecki J. M. (red.),
Narodziny Nowej Huty, Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku, Kraków 1999.
Sybila L., Muzeum rozproszone Nowej Huty, Kraków 2007.
Dodatki prasowe:
Najnowsza Historia Polaków. Oblicza PRL, „Rzeczpospolita”, 20.11.2007.
Spacerownik. Nowa Huta – najstarsze osiedla, „Gazeta Wyborcza”, 28.05.2008.
Netografia:
http://www.bibliotekapiosenki.pl/Piosenka_o_Nowej_Hucie, 15.11.2009.
http://www.uwolnicteksty.pl/!001_mateusz_kardas.pdf, 19.11.2009.
139
Justyna Pilarska
Bošniacy – szczęśliwi Muzułmanie Europy (?) czyli Dżihad kontra McŚwiat i inne teorie…
B.R. Barber, dyrektor Ośrodka Kultury i Polityki Demokracji im. Walta Whitmana na Rutgers
University, pełniący w przeszłości funkcję doradcy prezydenta B. Clintona, dowodził w swej książce
Dżihad kontra McŚwiat, iż procesy globalizacji (McŚwiat) i tendencje separatystyczne (Dżihad)
stanowią swoiste sprzężenie zwrotne oddziałując na siebie i mobilizując aktorów życia społecznego
do aktywnego działania1. Czy to właśnie te siły uwarunkowały przebieg wojny „domowej” w Bośni,
angażując w nią bojówki afgańskie, z drugiej zaś strony przyczyniając się jednocześnie do porażki
wojującego islamu, który nie znalazł podatnego gruntu wśród zlaicyzowanych, „wielokulturowych”
Bośniackich muzułmanów?
W świetle bieżących niepokojów społecznych wywoływanych przez zasymilowanych
potomków islamskich imigrantów w krajach Europy Zachodniej warto przyjrzeć się bliżej
Muzułmanom, którzy stanowią naturalny element pejzażu etnicznego Europy od XIV w. Być może
pozwoli to odpowiedzieć na pytanie jak odnajdują się w owym „zderzeniu cywilizacji”?
Bośnia to osobliwość na politycznej i kulturowej mapie Europy, która może być postrzegana z
perspektywy zmian pozytywnych, jak i destabilizujących region. Jest bodaj jedyną przestrzenią
autoidentyfikacji kulturowej świata islamu, gdzie obywatel tego kraju może określać się mianem
Muzułmanina w kategorii narodowości (statut narodu nadał wyznawcom islamu w Bośni marszałek B.
Tito w konstytucji z 1974 roku), zaś z wyznania być ateistą [sic!]. Z drugiej strony jest to ten
europejski obszar, który poddawany analizie politologicznej i socjologicznej określa się mianem
punktu zapalnego na mapie Europy biorąc pod uwagę czynniki wyznaniowe i etniczne. Jaką więc
przestrzenią życiową dla Bośniaków jest ten kraj? W jaki sposób mieszkańcy odnajdują tam swój
Lebensraum i Volksgeist?
Sam termin „Bośnia” jest pojęciem geopolitycznym, zaś pierwsza zachowana wzmianka o niej
pochodzi z 958 roku, podana w publikacji bizantyjskiego cesarza Konstantyna VII Profirogeneta, De
Administrando Imperio2. Bośnię3 w 1991 roku, a więc w przededniu wojny, zamieszkiwało ponad
1 B.R. Barber, Dżihad kontra McŚwiat, Warszawa 2004. 2 A. Čuvalo, Historical Dictionary of Bosnia and Herzegovina, Plymouth 2007, s. 27.
140
4,364 mln mieszkańców, z czego muzułmańscy Bośniacy stanowili 43,6%, Serbowie 31,4%, Chorwaci
17,3%, zaś pozostałe 5,5% określało się mianem Jugosłowian4. Po dramatycznym okresie walk wręcz
bratobójczych, masowych mordach, czystkach etnicznych, przymusowych przesiedleniach i emigracji,
w 2009 roku Bośnię nadal zamieszkują trzy główne narodowości, czyli Boszniacy, Chorwaci i
Serbowie, jednakże układ geodemograficzny uległ znacznej zmianie. Federacja Chorwacko-
Muzułmańska (51% Bośni) zamieszkana jest przez Chorwatów (14,3%) i Boszniaków5 (48%), zaś
Republika Serbska (49% terytorium) w Bośni ze stolicą w Banja Luce to terytorium niemalże wyłącznie
serbskie (37,1% ogólnej ludności w Bośni, zaś w samej Republice Serbowie stanowią 97% ludności)6.
Zmiany w obrębie struktury etnicznej Bośni i rozkład populacyjny przed konfliktem i stan
obecny przedstawiają poniższe mapy.
3 Dla uproszczenia w tekście pojęciem Bośnia skrótowo określam całe terytorium Bośni i Hercegowiny wytyczone na mocy układu pokojowego w Dayton w 1995 r. 4 O. Ibrahimagić, Bosna i Bošnjaci, Sarajewo 1996, s.31.
5 Bośniak to mieszkaniec Bośni niezależnie od pochodzenia narodowego, zaś Boszniak (Bošnjak) to Muzułmanin, czyli identyfikacja religijna przypisana narodowości. 6 Tamże, s. 78.
141
Struktura etniczna w Bośni w 1991 r., za: A. Čuvalo, dz.cyt., s. 287.
Struktura etniczna w Bośni w 2005 r., za: A. Čuvalo, dz.cyt., s. 287.
Choć plemiona słowiańskie przybyły na Bałkany już w VI-VII w., cezurą w historii Bośni i
Bałkanów, która odmieniła ich kulturowy i polityczny kształt determinujący poczucie tożsamości
kulturowej muzułmanów, był najazd Turków Osmańskich. W jego wyniku od 1463 do 1876 roku
Bośnia znajdowała się pod panowaniem tureckim. Islamizacja tych terenów dokonywała się w
niezwykle dynamiczny sposób od połowy XV w. Oto bowiem już w 1489 r. było na tym obszarze
29094 chrześcijan i 6870 muzułmanów7, sama wieś bośniacka była zislamizowana niemalże w całości
do końca XVIII w., podczas gdy w miastach muzułmanie stanowili większość już w XVI wieku8.
Bośniacka inklinacja do masowego przechodzenia na islam jest niezwykle frapująca jako że często
przypisuje się jej związek z istnieniem na terenie średniowiecznej Bośni Kościoła Bośniackiego oraz
7 N. Malcom, Bosnia - a short history, Londyn 2002, s. 48. 8 W. Felczak, T. Wasilewski, Historia Jugosławii, Wrocław 1985, s. 204-206.
142
ruchu bogomiłów rzekomo przechodzących na islam9. Wpływy islamu na Bałkanach sięgają jednak
wcześniej, wszak przed zdobyciem Konstantynopola w 1453 roku Turcy w 1365 roku zajęli
Adrianopol, a następnie Serbię (1389)10. Dominacja turecka (a zarazem muzułmańska) istotnie
odciskająca swe piętno na kulturze i procesach konceptualizacji tożsamości bośniackiej trwała
niewzruszenie do końca XVII w., kiedy to po pokoju karłowickim (1799) nastąpiła powolna utrata
terytoriów Bośni na rzecz Habsburgów, by ostatecznie je utracić po traktacie berlińskim,
stanowiącym końcowy akt kongresu berlińskiego, w 1878 roku. Należy dodatkowo nadmienić, iż
mieszkańcy XV-wiecznej Bośni przechodzili na islam w korzystnych warunkach, gdyż szlachta miała
prawo do zachowania dóbr i przywilejów, zaś dla chłopów było to o tyle kuszące, że ci, którzy na
islam nie przeszli stawali się raja – „innowiercami” płacącymi wyższe podatki11. Muzułmanie
utrzymali też swój korzystny status po wspomnianym kongresie berlińskim, który przyznał co prawda
Austro-Węgrom prawo do okupacji Bośni (de facto zaanektowanej w 1908 roku), lecz Habsburgowie
nie znieśli przywilejów właściwych muzułmanom, traktując ich jako sprzymierzeńców w walce z
serbskimi ruchami nacjonalistycznymi.
Czy mając na uwadze zależności historyczne można Boszniaków uznać za spełnionych
aktorów życia społecznego, w pełni wyrażających swą przynależność kulturową, a szczególnie
wyznaniową? Zapewne cieniem kładzie się w tej dyskusji czynnik polityczny, który uwikłany w
zagadnienia wyznaniowe implikuje wiele problematycznych kwestii przełomu XX i XXI wieku. Jedną z
takich kontrowersji wokół bośniackiego islamu jest domniemana współpraca służb specjalnych USA z
mudżahedinami12 wspieranymi przez Pentagon w latach 90. w byłej Jugosławii13.
Niektóre źródła przyjmują hipotezy (znajdując na nie potwierdzenie w określonych
dokumentach i dowodach wojskowych)14, iż Bośniacy wspierani przez Pentagon w wojnie na
Bałkanach 1992-1995 mieli brać udział w zamach terrorystycznych na USA we wrześniu 2001 roku,
zaś sami bośniaccy przyjaciele Osamy bin Ladena figurowali na liście płac CIA15. Dlaczego więc
socjalistyczna federacja Jugosławii gwarantująca swobody obywatelskie i wyznaniowe (z tych
ostatnich raczej nie korzystano nader gorliwie zważywszy na laicki i sekularny charakter społeczności
9 N. Malcom, Rasy, mity, początki: Bośnia do 1180 roku, „Krasnogruda”, 1997, nr 7, s. 5. 10 J. Danecki, Kultura Islamu, Warszawa 1997, s. 47. 11 Było to obraźliwie określenie o arabskiej etymologii używane przez Turków Osmańskich oraz sturczonych społeczności podbitych wobec chrześcijańskich poddanych posiadających mniejsze prawa niż wyznawcy islamu i płacących wyższe podatki. 12 Mudżahid to w kulturze islamu bojownik podejmujący dżihad w imię szerzenia islamu. Źródła tego określenia pochodzą z okresu walk z Biznajcum. J. Danecki, dz.cyt., s. 142. 13 J. Elsässer, Jak dżihad przybył do Europy, wojownicy boga i tajne służby na Bałkanach, Warszawa 2007. 14 Tamże, s. 18,78-79,102-103, 120-124, 230-232, 261-263. 15 Por. J. Elsässer, dz.cyt., A. Parzymies, Muzułmanie w Europie, Warszawa 2005, G. Kepel, Święta wojna: ekspansja i upadek fundamentalizmu muzułmańskiego, Warszawa 2003.
143
socjalistycznej tamtego okresu) nie uchroniła jej mieszkańców przez napływem ideologii religijnego
fanatyzmu? Wszak Jugosławia gwarantowała konstytucyjnie oraz w praktyce równouprawnienie
obywateli niezależnie od pochodzenia etnicznego i wyznaniowego. Notabene sam Marszałek Tito
zabronił w latach 50. XX wieku noszenia kwef i demonstrowania przynależności religijnej strojem.
Mimo to zaczęły się pojawiać głosy sugerujące, iż po śmierci towarzysza Tity „etniczne zoo zostało
przekształcone w kolebkę dżihadu”16.
Zwolennicy tej teorii uznają, że oskarżeni o popełnienie zamachów z 11 września 2001 roku
doskonalili kunszt terrorystyczny w latach 90. właśnie na Bałkanach, nie tylko bezpośrednio
uczestnicząc w działaniach wojennych, ale i mobilizując do nich samych Bośniaków17. W czasie wojny
w Afganistanie na Bałkanach w broń się zaopatrywano, zaś podczas konfliktu od 1992 roku sprzęt i
uzbrojenie były dostarczane mimo embarga na broń nałożonego przez Radę Bezpieczeństwa ONZ w
1991 roku na wszystkie republiki ówczesnej (jeszcze) Jugosławii. Niejasne fundamentalistyczne
konotacje oraz przypuszczenia dotyczące powiązań z radykałami islamskimi prowadzą do Egiptu,
gdzie w 1928 roku zawiązano grupę Młodzi Muzułmanie, będącą pochodną utworzonego również w
Egipcie fanatycznego stowarzyszenia Braci Muzułmanów Hasana al-Bahny18.
Należy jednak pamiętać, że na początku XX wieku w Bośni dominował
niefundamentalistyczny, nowoczesny nurt islamu, co wynikało głównie z faktu, iż po drugiej wojnie
światowej większość Muzułmanów reprezentowała orientację projugosłowiańską19. Być może
sprzyjał temu rosnący dobrobyt w strefie gospodarki wolnorynkowej, co pomagało wzmocnić
popularność koncepcji państwa wielonarodowego, o czym świadczy chociażby wysoki odsetek
„mieszanych” małżeństw w latach 1945-1990 sięgający 47%20, czy fakt, że w latach 80. co piąte
bośniackie dziecko pochodziło z takiego związku21. Znaczna laicyzacja życia społecznego w duchu
socjalistycznej koncepcji bratstvo i jedinstvo22 przyczyniała się do harmonijnie przebiegającego
dialogu międzykulturowego w obrębie narodowości jugosłowiańskich, zaś same cerkwie, meczety i
świątynie katolickie nie były uczęszczane ani tłumnie, ani często. Co więcej, więzy wytworzone przez
lata nieuwarunkowane pochodzeniem etnicznym czy narodowym poskutkowały osobliwym
16 J. Elsässer, dz.cyt., s. 10. 17 Tamże. 18 Stowarzyszenie Braci Muzułmanów to jedna z najbardziej radykalnych organizacji fundamentalistycznych w islamie. Jego struktura oparta jest na wzorach zakonów mistycznych derwiszów, aczkolwiek czerpie też inspirację z formy organizacji europejskich formacji politycznych, aktywnie działając w tej sferze. J. Danecki, dz.cyt., s. 53-54. 19 J. Elsässer, dz.cyt., s. 44. 20A. Čuvalo, dz.cyt., s. 285. 21 J. Elsässer, dz.cyt., s. 45. 22 Braterstwo i jedność było podstawowym sloganem-ideą porządku społecznego Jugosławii, acz jego źródła sięgają czasów drugiej wojny światowej (1941-45) i początków komunistycznej myśli społecznej na Bałkanach.
144
zjawiskiem. Oto po wybuchu wojny domowej wiosną 1992 roku do nowej bośniackiej armii
przyłączali się Serbowie i Chorwaci protestujący tym samym przeciwko nacjonalistycznemu
szaleństwu jakie ogarnęło byłą Jugosławię, walcząc tym samym de facto przeciwko Serbom bądź
Chorwatom. Z dostępnych danych wynika, że w maju 1992 roku 18% bośniackiej armii stanowili
Chorwaci, zaś 12% Serbowie23.
Działo się to niezależnie od faktu, iż do 1995 roku siła arabskich ochotników w różnych
oddziałach bośniackiej armii wynosiła od 15 do 40 tysięcy24. Od 1992 roku wartość finansowania
broni bałkańskiej przez Arabię Saudyjską sięgała 150 mln $ (fundusze pochodziły z zakatu i sadaki)25.
Być może przekonanie o perspektywie europejskiego dżihadu leżało też u podstaw powołania
batalionu El Mudžahid, funkcjonującego w ramach 3 Korpusu w 7 Brygadzie, zasilanego przez
bojowników z zagranicy. W walkach na terenie Bośni zaangażowani byli bowiem tzw. Afgańczycy,
czyli weterani wojny w Afganistanie (talibowie i mudżahedini), którzy w znacznej mierze przyczynili
się do podtrzymywania religijnej wizji konfliktu w Bośni26. Okazało się jednak, że wojujący islam nie
znalazł w Bośni podatnego gruntu, co wydaje się zrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, iż czasy
socjalistycznej Jugosławii naznaczone były organizacją życia społecznego na wzór osmańskiego
komşuluk, czyli tradycji wspólnego życia, która jako wykładnia relacji interpersonalnych była czasem
łamana, lecz nigdy odrzucana. Okazało się zatem, iż tradycja dobrosąsiedzka czasów niewoli
osmańskiej, zaboru austro-węgierskiego, chorwackiego faszyzmu i titowskiego socjalizmu skutecznie
utrwaliła więzi międzyetniczne, marginalizując wyznaniowe antagonizmy.
Faktem jest, że nowoczesny, niefundamentalny islam zadomowił się w przestrzeni kulturowej
i wyznaniowej Bośniaków już na początku XX wieku, dodatkowo wzmocniony po 1945 roku silnym
nurtem projugosłowiańskim, gdzie religia funkcjonowała jako sprawa osobista przy imponującej
lojalności wobec państwa wielonarodowego. Z drugiej jednak strony pojawiła się luka w integralności
tożsamości kulturowej, w której czynnikiem silnie oddziałującym okazał się fundamentalizm religijny.
Nie należy jednak obarczać za to winą jedynie globalnej fali fundamentalizmu i jej afgańskich
czy saudyjskich proroków. Jeśli przyjrzeć się symptomom ujawnionym w czasie konfliktu oraz
23 O. Ibrahimagić, dz.cyt., s. 138-141.
24 Źródła serbskie podają liczbę 15 000-40 000 wojowników, zaś Yossef Bodansky (szef grupy roboczej do spraw terroryzmu i broni niekonwencjonalnej w Senacie USA) mówił o 15 000-20 000. Notabene „Rzeczpospolita” opierając się na informacjach polskiego kontyngentu Sił Stabilizacyjnych (SFOR) podawała szacunkowa liczbę 5 000 arabskich sprzymierzeńców. Wszystkie dane za: J. Elsässer, dz.cyt., s. 70-73. 25 Broń była też dostarczana innymi kanałami, głównie z Turcji i Iranu za pośrednictwem Chorwatów. J. Bellion-Jourdan, dz.cyt., s.154. J. Bellion-Jourdan, Les reseaux transmitionaux islamiques en Bosnie-Herzegovine, [w:] X. Bougarel, Discour d’un Ramadan de guerre civile, „L’Autre Europe”, 1993, nr 26-27. 26 J. Elsässer, dz.cyt., s. 134.
145
aspiracjom narodowościowym i religijnym muzułmanów, szczególną uwagę zwraca sam A.
Izetbegović, którego Deklaracja Islamska z 1970 roku niedwuznacznie wypowiadała się za
powstaniem państwa islamskiego z wykorzystaniem tendencji fundamentalistycznych
zastrzegających, iż prawdziwy islam nie może istnieć w warunkach laickości (Izetbegović pozwalał
sobie nawet na krytykę polityki laickości Kemala Atatűrka)27.
I choć do lat 80/90 ubiegłego wieku można za badaczami islamu i fundamentalizmu28 uznać
islam bośniacki za europejski i postępowy, w pewnym momencie naciski ekstremistów forsujących
swą wizję świętej wojny poczęły być odczuwalne w Bośni. Wyrażana powszechnie postawa
tolerująco-uznająca wielowyznaniowość w Bośni stanowiła w oporze przeciwko takim koncepcjom
główne antidotum. Zaczęły więc na Bałkany napływać środki finansowe z państw organizacji
salafickich takich jak Egipt, czy teokratyczna Arabia Saudyjska. Kryzys ekonomiczny towarzyszący i w
główniej mierze powodujący rozpad Jugosławii, oraz posłuch propagandy islamistów zaszczepił w
Boszniakach przekonanie, iż państwo jugosłowiańskie nie zaspokoi aspiracji muzułmanów. Wzrastało
więc znaczenie władzy religijnej, przy jednoczesnej deprecjacji władz federacyjnych, mimo iż według
sondażu z 1990 roku w Jugosławii było zaledwie 34% wierzących, zaś 61% Bośniaków nigdy nie było w
meczecie29.
Rozpad Jugosławii stworzył warunki dla muzułmanów, by odłączyć się od państwa
rządzonego przez „niewiernych”, jednak niepowodzenie próby zaszczepienia dżihadu wynikało
głownie z tradycji kulturowej nurtu nowoczesności demokratycznego charakteru muzułmańskiego
społeczeństwa. Być może źródeł tego zjawiska należy doszukiwać się już w 1879, kiedy to Austro-
Węgry wypierając z terenów Bośni Imperium Osmańskie podważyły bośniacką tożsamość,
pozostawiając im jedną płaszczyznę autoidentyfikacji odwołująca się do kategorii zislamizowanych
Słowian, jednakże ruchy separatystyczne zaczęły zyskiwać na popularności. Muzułmańska mniejszość
straciła przewagę, jako że została zdominowana przez austrowęgierskich faworytów, czyli katolickich
Chorwatów. Ponadto, w dalszej konsekwencji muzułmanie musieli podporządkować się
prawosławnym Serbom, rządzących w latach 1918-1941 niezależnym królestwem Jugosławii. Nie bez
znaczenia było też zniesienie kalifatu przez K. Atatűrka w 1924 roku, co pozbawiło alimów
bośniackich jedynego religijnego punktu odniesienia. Zachwianie tożsamości wyznaniowej wzmógł
dodatkowo proces konceptualizacji laickiej tożsamości narodowej, opartej na wspólnocie
południowych Słowian (z serbskochorwackiego Jugoslavija to południowa Słowiańszczyzna).
Muzułmanie stali się więc jednym narodem jugosłowiańskim pozbawionym własnego terytorium, zaś
27 http://www.abcnet.com.pl/alija-izetbegovic-deklaracja-muzulmanska-po-bosniacku, 25.11.2009. 28 Por. G. Kepel, Święta wojna: ekspansja i upadek fundamentalizmu muzułmańskiego, Warszawa 2003. 29 X. Bougarel, Discour d’un Ramadan de guerre civile, “L’Autre Europe”, 1993, nr 26-27, s. 57.
146
laicyzacja sprzyjała tworzeniu wspólnoty wielokulturowej o zintegrowanym obrazie Innego, jako
naturalnego elementu życia społecznego. Z drugiej jednak strony pewne procesy polityczne i
społeczne zachodzące na skalę globalną zaczęły oddziaływać na budzącą się po rozpadzie Jugosławii
świadomość narodową bośniackich muzułmanów.
Choć w świecie islamu poczęła się dokonywać demograficzna eksplozja destabilizująca kraje
cywilizacji niezachodnich, próby przenoszenia społeczności z jednej cywilizacji do drugiej
(zaszczepienie radykalnej nauki islamu na grunt europejski) skończyły się niepowodzeniem. Być może
stąd wynika popularna ostatnio teza, iż wojny toczące się między społecznościami to nie dżihad, lecz
konflikty kresowe między wspólnotami (communal wars)30.
Trudno więc przyjąć tezę Huntingtona, iż źródłem konfliktów międzynarodowych nie są
ideologie czy gospodarka, ale różnice kulturowe wynikające z podziałów religijnych, które przesądzają
o tożsamości narodów31. Mając na uwadze charakter autoidentyfikacyjnych procesów okresu
Jugosławii wśród muzułmanów trudno też przyjąć za decydujący argument tezę G. Kepela, iż
odnalezienie tożsamości dokonuje się w „starych, gotowych do użycia wzorcach przynależności
etnicznej i religii”32. Wszak jak pisał sam Huntington, „Muzułmanie to Bośniacy, którzy nie chodzą do
meczetów, Chorwaci to Bośniacy, którzy nie chodzą do kościołów, Serbowie to tacy, którzy nie
chodzą do cerkwi”33. I choć wielowspólnotowość przestała istnieć i każda z grup rozpoczęła na nowo
proces identyfikowania się z szerszą wspólnotą kulturową określając się jednocześnie w kategoriach
religijnych, nigdy nie była to siła determinująca charakter interakcji w społeczności bośniackiej. Do lat
90. XX wieku Bośniacy byli społeczeństwem laickim, zaś jako „zeuropeizowani” muzułmanie popierali
oni wielokulturowość. Trudno więc po raz kolejny przychylnie spoglądać na refleksje socjologów czy
politologów (jak B.R. Barber) argumentujące, iż proces bałkanizacji państw narodowych wyraża
dychotomiczna płaszczyzna konfliktu „kultura przeciw kulturze”34.
Z jednej więc strony jest dżihad, wytyczający na nowo etniczne i przednarodowe granice
wewnętrznych państw, tzw. krwawa polityka tożsamości jako określa to Barber35, z drugiej zaś
pojawia się specyfika kulturowa Bośni, gdzie polityka tożsamości i wielokulturowość stanowią
strategie wolnego społeczeństwa, dającego wyraz swojej różnorodności. Zagrożeniem jest jednak
zjawisko, gdy pamięć wspólnej historii zostaje zaniechana na rzecz propagandy uprawianej w
30 S.P. Huntington, Zderzenie cywilizacji, Warszawa 2008, s. 37.
31 Tamże. 32 G. Kepel, dz.cyt., s.58. 33 S.P. Huntington, dz.cyt., s. 471. 34 B.R. Barber, dz.cyt.., s. 37. 35 Tamże.
147
muzułmańskich mediach, promującej wizję krzykliwej nieuchronności McŚwiata i powiewu dżihadu,
kiedy to tożsamość określana zostaje przez potrzeby i pragnienia36.
Czy Bośnia może więc czerpać z takich społeczności jak Ameryka, Francja czy Kanada, gdzie w
tożsamość narodową wbudowane są elementy pluralistyczne? Wszak wielkie imperia stworzone
przez Osmanów i Austro-Węgry represjonowały wyrażanie tożsamości narodowej w politycznej
formie i wymuszały współzależność, która stwarzała warunki dla otwartości na Inność. Wydaje się, że
paradoks Bośniackich imponderabiliów zawiera się w „pograniczu, jedności politycznej, przy
jednoczesnej dialektyce stałych tendencji dezintegracyjnych i jednoczących”37. I choć większość teorii
o zderzeniu cywilizacji nie znajduje zastosowania w przypadku specyfiki tożsamości kulturowej
bośniackich muzułmanów, nie należy lekceważyć siły odśrodkowych oddziaływań separatystycznych
wykorzystujących „chwytliwą” w przypadku kryzysu tożsamości społeczności zachodnich ideę
zjednoczonego pod sztandarem szaria'tu kalifatu nie tylko arabskiego, ale i europejskiego.
Bibliografia
Barber B. R., Dżihad kontra McŚwiat, Warszawa 2004.
Čuvalo A., Historical Dictionary of Bosnia and Herzegovina, Plymouth 2007.
Danecki J., Kultura Islamu, Warszawa 1997.
Elsässer J., Jak dżihad przybył do Europy, wojownicy boga i tajne służby na Bałkanach, Warszawa
2007.
Felczak W., Wasilewski T., Historia Jugosławii, Wrocław 1985.
Huntington S. P., Zderzenie cywilizacji, Warszawa 2008.
Ibrahimagić O., Bosna i Bošnjaci, Sarajewo 1996.
Malcom N., Rasy, mity, początki: Bośnia do 1180 roku, „Krasnogruda” 1997, nr 7.
Malcom N., Bosnia - a short history, Londyn 2002.
36 B. R. Barber, dz.cyt., s.39.
37 A. Stankowicz, Między bośniackością a jugoslawizmem, Bielsko-Biała 2004, s. 38.
148
Parzymies A., Muzułmanie w Europie, Warszawa 2005.
Stankowicz A., Między bośniackością a jugoslawizmem, Bielsko-Biała 2004.
Źródła internetowe
http://www.abcnet.com.pl/alija-izetbegovic-deklaracja-muzulmanska-po-bosniacku, 25.11.2009.
Czasopisma
Bellion-Jourdan J., Les reseaux transmitionaux islamiques en Bosnie-Herzegovine, “L’Autre Europe”,
1993, nr 26-27.
Bougarel X., Discour d’un Ramadan de guerre civile, “L’Autre Europe”, 1993, nr 26-27.
149
Aleksandra Aszkiełowicz
awelc@o2.pl
Doradca w postmodernistycznym świecie
Zjawisko ponowoczesności jest niezwykle złożone i niejednorodne. Znaczne trudności
napotykamy już przy jego definiowaniu. Warto jednak podjąć wyzwanie
i spróbować precyzyjnie określić zakres znaczeniowy omawianego zjawiska, które przez
A. Giddensa określane jest jako „późna nowoczesność”, przez U. Becka jako „nowoczesność
refleksyjna”, przez Z. Baumana natomiast jako „era ponowoczesna”1.
Dowartościowanie roli jednostki w kreowaniu i współtworzeniu rzeczywistości społecznej,
rozwój współczesnej nauki i technologii pociągnął za sobą nowy (naukowy) sposób patrzenia na
świat, nowy sposób jego rozumienia. Próbę analizy tego zagadnienia podejmuje wielu autorów. Są to
m.in.: A. Toffler, F. Fukuyama, J. Habermas, M. Foucault, A. Giddens czy Z. Bauman.
Nowy sposób patrzenia na świat wcale nie okazał się lepszy od poprzedniego –
modernistycznego. Współczesna rzeczywistość nie jest już tak klarowna i przejrzysta. Tomasz
Szkudlarek słusznie zauważa, że trudno jest dokonać charakterystyki postmodernizmu, która nie
przekształci się w „medytację nad trudnościami w przedstawieniu takiej charakterystyki”2. Teza ta
wskazuje na istotny aspekt, a mianowicie na niepokój związany z trudnością samookreślenia, na
„rozpuszczenie” tożsamości nie mogącej znaleźć oparcia w kolejno kwestionowanych fundamentach
kultury.
W sferze zjawisk kulturowych postmodernizmu mamy do czynienia z upadkiem wielkich
narracji, z fragmentaryzacją, rozbiciem i relatywizacją świata idei; z upadkiem uniwersalnego
Rozumu, z uprawomocnieniem się „lokalnych” racjonalności i irracjonalności; ze zmianą idei
podmiotu – pojawia się kategoria wielowymiarowej podmiotowości, niejednorodnej, „pogranicznej”
1 Czasem odróżnia się pojęcie postmodernizmu rozumianego jako zespół założeń filozoficznych, od ponowoczesności, która rozumiana jest jako zespół cech charakteryzujących wyłącznie życie społeczne. Warto zaznaczyć, że ponowoczesność nie odnosi się do kryzysu artystycznego modernizmu, ale do kryzysu nowoczesności, rozumianej jako pewien projekt cywilizacyjny, szczególnie zaś filozoficzny. (por. J. F. Lyotard, Kondycja ponowoczesna, Warszawa 1997, s. 7). 2 T. Szkudlarek, Wiedza i wolność w pedagogice amerykańskiego postmodernizmu, Kraków 1993, s. 27.
150
tożsamości; z odchodzeniem od myślenia uogólniającego na rzecz poszukiwania niejednorodności,
nieciągłości, różnic i przypadkowości etc. 3.
W dalszej analizie T. Szkudlarek pisze, że „postmodernizm akcentuje cząstkowość, parcjalność
wiedzy. Wszelkie dyskursy są lokalne i związane są z zajmowanymi przez osoby w nie zaangażowane
pozycjami podmiotowymi. Oznacza to, z jednej strony, że treść owych dyskursów zależna jest od
pozycji zajmowanych przez podmioty w relacjach społecznych a także, że sama podmiotowość
człowieka jest właśnie przez owe wielorakie dyskursy konstruowana. W tej perspektywie
ambiwalencja jawi się jako nieuchronna kondycja współczesnej podmiotowości”4.
Kolejni badacze rzeczywistości, tacy jak Fitoussi i Rosanvallon postrzegają obecny świat jako
świat wielkich kryzysów - państwa (szczególnie państwa opiekuńczego), pracy oraz tożsamości. Piszą
oni także, że sytuacja społeczna staje się coraz bardziej nieuchwytna, a poczucie tożsamości
społecznej słabnie5.
Opisywana przez wspomnianych autorów nieprzejrzystość społeczna
w połączeniu z innymi cechami naszych czasów jak ambiwalencja, niepewność, zagrożenie, w
wieloraki sposób odbija się na pracy doradców, terapeutów czy wychowawców.
Doradca, którego określamy mianem profesjonalnego, jest niewątpliwie wytworem
modernistycznego społeczeństwa, w którym dominowała tendencja utrzymywania ładu społecznego
zbudowanego według jasno określonych kryteriów. Na początku XX wieku doradca był osobą
szanowaną, ponieważ niósł pomoc jednostkom bezradnym, zagubionym, słabym, często był osobą,
która chroniła przed demoralizacją i degradacją, przed marginalizacją i społecznym wykluczeniem.
„Doradca był także posiadaczem prawdy, dyspozytorem niepodważalnej wiedzy o życiu, strażnikiem
mądrości w dziedzinie ludzkich działań i zachowań”6. W modelu ówczesnego doradcy znalazły
odzwierciedlenie jasność, dokładność, klarowne rozdzielenie dobra i zła, prawdy i fałszu, normy i
patologii. Alicja Kargulowa podsumowuje swoje rozważania na temat modernistycznego doradcy
pisząc, że „najlepiej było, gdy okazywał się on profesjonalistą z powołania, a nie z przypadkowego
wyboru i nawet najtrudniejsze zadania podejmował i wykonywał z pełnym zaangażowaniem
i pasją”7. W postfiguratywnej kulturze modernizmu indywidualność odgrywała bardzo małą rolę i
przeważnie była niedoceniana. Doradca, jako specyficzny desygnariusz i wytwór tejże kultury, był
3 Tamże, s. 28. 4 Tamże, s. 42. 5 J. P. Fitoussi, P. Rosanvallon, Czas nowych nierówności, Kraków 2000, s. 18. 6 A. Kargulowa, Doradca we współczesnym (nie)ładzie społecznym, [w:] B. Wojtasik, A. Kargulowa (red.), Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003, s. 52. 7 Tamże, s. 53.
151
strażnikiem zastanych wartości i panującego ładu, był nauczycielem życia wzorowanego na życiu
przodków.
Taki model doradcy funkcjonował bardzo długo i był jedynym, który określał sposób myślenia
o ludziach niosących pomoc. Poddany też został próbie przeszczepienia do późniejszych lat XX wieku.
W tym miejscu należałoby postawić pytanie, czy modernistyczny doradca ma rację bytu w świecie,
który określamy jako ponowoczesny?
Rzeczywistość ponowoczesna albo wyrzuca nas na margines życia społecznego, prowadzi do
izolacji i zamknięcia się w swoim świecie, albo mobilizuje w sposób spotęgowany naszą refleksyjność i
skłania nas niejednokrotnie do korzystania z pomocy innych osób: życzliwych nam bliskich lub
profesjonalnych specjalistów. Warto w tym miejscu podkreślić, że pomoc wzajemna nie jest
zjawiskiem nowym, podobnie jak korzystanie z pomocy osób kompetentnych: mędrców, doradców,
wróżbitów, ekspertów, terapeutów, konsultantów. Dzisiaj jednak jest to pomoc znacznie bardziej
rozpowszechniona, bardziej wyspecjalizowana, a przede wszystkim niezbędna. „Na jej kształcie,
sposobie jej poszukiwania i rodzaju jej wykorzystywania odciska się całe zindywidualizowanie życia
ludzi, wielorakość przeżywanych przez nich problemów, złożoność ich tożsamości
i niepowtarzalność ich biografii”8.
Współczesną rzeczywistość społeczną, w której działa doradca, charakteryzuje odczuwane
przez wielu ludzi zagubienie się oraz doświadczanie poczucia utraty tożsamości. Ludziom towarzyszy
niepokój wynikający z braku zakorzenienia w miejscu i czasie, brak możliwości wywierania wpływu na
ważne życiowo wydarzenia, doświadczanie lęku, zagrożenia, niepewności, tymczasowości.
Zmiany charakterystyczne dla okresu postnowoczesnego to różnorodność celów, form
organizacyjnych i metod działania doradców, którzy skoncentrowani są przede wszystkim na
rozwiązywaniu problemów łączących się z konstruowaniem własnej biografii przez jednostki.
Ponowoczesność jest często utożsamiana z uczestniczeniem doradców w świadomym przekształcaniu
tożsamości ich klientów.
Pomimo znacznych zmian, jakie zaszły w modelu działalności doradcy, zdaniem Alicji
Kargulowej w dalszym ciągu jest on uważany za „pośrednika między wewnętrznym światem osoby
szukającej porady a szerszym światem społecznym, jest „profesjonalnym operatorem” włączającym
się w życie tej osoby i pomagającym jej uporać się ze swoimi problemami”9.
8 A. Kargulowa, O teorii i praktyce poradnictwa. Odmiany poradoznawczego dyskursu, Warszawa 2005, s. 8 – 9. 9 Tamże, s. 162.
152
Społeczny świat ponowoczesny, postindustrialny, nazwany przez U. Becka „społeczeństwem
ryzyka”, czy jak go określa J. Rifkin świat postrynkowy, jest zupełnie innym światem niż ten, w którym
powstawała profesja doradcy i dookreślała się jego społeczna rola. Jednak instytucje poradnicze nie
zostały zamknięte, a doradca nie przestał być częścią otaczającego go świata i aktywnym
uczestnikiem życia społecznego, uczestnikiem podlegającym jego wpływom i poszukującym w nim
swojego miejsca. Jego sytuację zawodową i społeczną komplikuje brak jednolitego przepisu
społecznej roli doradcy, co wyraża się równoczesnym przeżywaniem przez niego tęsknoty „za” i chęci
ucieczki „od” strukturalizacji działań, a tym samym pociąga za sobą konieczność, ale i możliwość,
bezustannego, samodzielnego definiowania swojej zawodowej tożsamości, potrzebę stałego
uzasadniania przydatności i potwierdzania głębokiego sensu swojej działalności.
Wydaje się, że jedynym, co może przywrócić człowiekowi właściwą perspektywę patrzenia na
rzeczywistość wkoło niego i na swoje miejsce w świecie jest drugi człowiek. Naprzeciw takiemu
myśleniu wychodzi filozofia dialogu. Jednostka ludzka zostaje zmuszona niejako do opuszczenia
swojej bezpiecznej, ale klaustrofobicznej pustelni własnego ego i zaczyna poszukiwać siebie w drugim
człowieku. Współczesny świat wcale tego nie ułatwia.
Ponowocześni doradcy, realizując swoje zadania, cały czas odczuwają, zdaniem
A. Kargulowej, że podobnie jak ich klienci, działają w nieklarownej sytuacji społecznej.
W związku z tym muszą brać pod uwagę to, że radzący się nie zawsze będą mieli jasno sprecyzowane
cele życiowe, a na pewno jeszcze mniej osób będzie wiedziało jak je osiągnąć i zrealizować. Doradcy
muszą więc uwzględniać, że cele wspomaganych mogą być rozliczne, różnorodne i niejednoznaczne,
a często nawet wewnętrznie sprzeczne, a także nie w pełni ujawniane. Cele te mogą też się zmieniać
już w trakcie udzielania porady, a zatem jednez nich mogą zostać odrzucone, a inne dopiero
odkryte10.
Na początku XX wieku doradca, przystępując do pracy z osobami radzącymi się tworzył
diagnozę przypadku. Doradca współczesny, nawet gdy nie do końca uświadamia sobie brzemię
społecznej misji, jakie na nim spoczęło, powinien traktować radzącego się jak jednostkę samodzielną i
twórczą, w kontakcie z nim poszukuje odpowiedzi na liczne pytania, m.in. „co jednostki w danej
sytuacji są zdolne zrobić, w jaki sposób mogą organizować stosunki między sobą, jakie szanse dzięki
temu mogą odkryć dla siebie w danej sytuacji oraz w jakich warunkach i okolicznościach będą mogły
nabywać i rozwijać nowe umiejętności, pozwalające na podejmowanie nowych działań, zachowań,
10 Tamże, s. 168.
153
rozwiązywanie innych problemów i korzystanie z innych jeszcze szans”11. A. Kargulowa dodaje zaś, że
w związku z powyższym doradca może analizować, w jakie trajektorie zdarzeń są uwikłane ich losy, a
więc jakie możliwości i sukcesy oraz trudności i cierpienia są udziałem osób radzących się12.
Współczesny doradca, korzystając z dostępnej wiedzy psychologicznej na temat jednostki
ludzkiej i jej zachowań, stara się postrzegać wspomaganego nie tylko jako aktora społecznego, ale
jako człowieka, który żyjąc w świecie targanym licznymi kryzysami, może być wciągnięty w trajektorię
wydarzeń, na które może nie mieć wpływu, nad którymi może nie być w stanie zapanować w danej
chwili, ale z którymi chce sobie poradzić i dlatego mobilizuje się i zasięga porady.
Doradca wchodząc w kontakt poradniczy z osobą wspomaganą, ma możliwość wyboru
scenariusza działania. Jak w każdym działaniu społecznym, tak i w zawodzie doradcy jest
dopuszczalny pewien wachlarz możliwości, pod warunkiem, że respektują one zasady działalności
poradniczej i nie są sprzeczne z etyką zawodu. Takie scenariusze działań doradcy w ponowoczesności
przedstawia A. Kargulowa, podkreśla jednak, że typologia oparta jest na zasadzie obserwacji
zachowań doradców w ponowoczesnej rzeczywistości, a tą często rządzi przypadek. Dużą rolę
odgrywają w niej nieprzejrzystość świata, płynność tożsamości osób uczestniczących w relacjach
społecznych, jak i rynkowość i konkurencja w zakresie dostarczania usług, a więc i usług w postaci
niesienia pomocy poradniczej i doradczej.
Scenariusze działań ponowoczesnych doradców wg Alicji Kargulowej13.
Świat idei
Świat realny
MISTYK
Ocena stanu rzeczywistości społecznej
Stosunek do rzeczywistości społecznej
Ład
Nieład
11 M. Crozier, E. Friedberg, Człowiek i system. Ograniczenia działania zespołowego, Warszawa 1982, s. 192. 12 A. Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 170. 13 Tamże, s. 57.
154
Akceptacja aktualnego stanu OPTYMISTYCZNY PRAKTYK CYNIK ANOMIJNY
Potrzeba zmiany CYNIK „GRACZ” NEGOCJATOR, ŁĄCZNIK, EDUKATOR,
PRAGMATYK
Doradcą, który stoi ponad społecznym nieładem, a niesienie pomocy określa jako swoje
powołanie, jest mistyk. Stara się przekonać wspomaganych, że są panami swojego losu, że poprzez
dokonywanie życiowych wyborów mogą siebie kształtować. Mistycy bardzo często odwołują się do
myśli filozoficznej, posługują się przykładami zaczerpniętymi z literatury pięknej, z Biblii, mitologii lub
ukazują dokonania znanych osób. Starają się przez to udowodnić, że życie człowieka jest zmaganiem
się z koniecznościami i może polegać na poddaniu się zewnętrznym naciskom albo wyrażać się w
skutecznym opanowywaniu rzeczywistości. Dowodzą, że działanie ludzkie jest przede wszystkim
wydobywaniem sensu, ponadczasowych wartości, dostrzeganiem ponadziemskiego ładu czy
nadrzędnego, pierwotnego porządku, może być poszukiwaniem siły w sobie, odkrywaniem „związku
między wewnętrzną istotą a miejscem człowieka w świecie”14.
Kontakt mistyka ze wspomaganym ma najczęściej charakter dialogiczny, jest nacechowany
troską i dbałością, którą charakteryzuje odwracalność, niezastępowalność i podobieństwo. Owa
odwracalność jest wyrażona poprzez konstruowanie równoważnego układu „Ja – Ty”.
Niezastępowalność powoduje, iż doradca uznaje, że każda osoba, z którą ma możliwość się spotkać,
jest jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, ale też i jego, jako doradcę nikt nie mógłby „wyręczyć”.
Podobieństwo z kolei wyraża się w szacunku do siebie i w dbałości o drugiego.
Doradca, bazując na tych przekonaniach, dąży do autentycznego spotkania. Zachęca do
szerszego oglądu świata i siebie na jego tle, do uwolnienia się z przesądów
i uprzedzeń, do wnikania w swoje przeżycia i dociekanie, jakie znaczenie nadają kolejnym,
dokonywanym przez siebie wyborom. Najczęściej doradca – mistyk pełni rolę spowiednika, cichego i
pełnego zrozumienia słuchacza, „zwierciadła duszy”. Wnikliwie wsłuchuje się
w ludzkie cierpienie, pomaga w usuwaniu wewnętrznych niezgodności wzbudzających niepokój
sumienia, poczucie winy, rozdrażnienia, a nawet poczucia nieadekwatności życia15.
14 A. Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 173 15 Tamże, s. 173 – 174; A. Kargulowa, Doradca we współczesnym ( nie)ładzie…, dz.cyt., s. 57 – 58.
155
Scenariusz mistyka, przedstawiony pokrótce, oparty jest na strategii spotkania „Ja – Ty”,
które umożliwia całościowe wsparcie duchowe człowieka na jego życiowej drodze16. Jakość
udzielonej porady jest wysoka wtedy, gdy zmieni się sposób życia klienta na bardziej wartościowy,
godny, szlachetny, sensowny, bądź gdy wspomagany nada inne znaczenia zdarzeniom zachodzącym
w jego życiu, dokonywanym wyborom, podejmowanym działaniom. „Proces ten jest zawsze
procesem trudnym i nie pozbawionym cierpienia, na co jest przygotowany doradca wybierający ten
scenariusz niesienia pomocy i na co musi być przygotowany radzący się”17.
Strategią odmienną jest sposób działania realizowany przez optymistycznego praktyka. Jak
sama nazwa wskazuje taki doradca koncentruje się na dobrych stronach życia. Nie wnika tak głęboko
w przeżycia wspomaganych jak mistyk, nacisk kładzie na zapewnienie doraźnego komfortu
psychicznego i oszczędzeniu innym cierpienia. W związku z tym toleruje słabości, a niekiedy nawet
niedojrzałość swoich klientów. Odwołując się do wcześniejszego podziału A. Kargulowej,
optymistyczny praktyk będzie raczej doradcą dyrektywnym, podsuwającym gotowe rozwiązania.
Może również minimalizować znaczenie przeżyć traumatycznych dla obecnego życia. Najczęściej
okazuje radzącym się życzliwość, przywiązanie, zainteresowanie, współczucie.
Optymistyczny praktyk stosuje strategie wypierania przeszłości, koncentruje się na tym, co
„tu i teraz”, ogranicza się do tego, co obecne, łatwo uchwytne i widoczne. Nie dąży do tego, aby
radzący się odnalazł sens swego życia, nie pragnie również zmieniać świata wartości wspomaganego,
stara się nie narażać go na trudności wynikające z prób podsumowywania swego życia i
zdystansowanego oceniania siebie. Stara się natomiast wskazywać jasne strony rzeczywistości i
zachodzących w niej wydarzeń, zakładając, że dostrzeganie we wszystkim dobra może prowadzić do
jego czynienia, a odnajdywanie pozytywów w przykrych wydarzeniach może zmniejszyć cierpienia.
Cechy, które charakteryzują optymistycznego praktyka, a więc ciepły stosunek do innych,
wyrozumiałość dla ich słabości, opiekuńcze podejście do zgłaszających się po pomoc, może spłycać
podejmowane działania doradcze, terapeutyczne, wspomagające. Wynika to
z faktu, że częściej zachęcają do częściowego bagatelizowania niepokojących wydarzeń, niż do ich
systematycznego przepracowywania. Idealny klient dla takiego doradcy to osoba, która mu
bezgranicznie zaufa, dla której będzie idolem, osoba, która nie podejmie racjonalnych analiz swojego
16 A. Czerkawska, Oblicza pasji i powołania w pracy doradcy, [w:] B. Wojtasik, A. Kargulowa (red.), Doradca…, dz.cyt., s. 174. 17 A. Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 175; zob. też: M. Kulczycki, Rozważania wokół psychologicznego poradnictwa życiowego, Wrocław 1998.
156
problemu. Uczucie ulgi, poczucie uwolnienia od problemu są oczekiwanym stanem wielu ludzi, stąd i
optymista praktyk znajduje popyt na „rynku pomocy”18.
Przeciwieństwem optymistycznego praktyka jest pragmatyk, który bardzo wnikliwie śledzi i
ocenia otaczającą go rzeczywistość. W jego scenariuszu działania spotkać można przede wszystkim
intelektualne kalkulacje szans i ryzyka podejmowanych kroków, które połączone są z poszukiwaniem
skutecznych strategii. W działaniu pomocowym skupia się na doborze środków, szukania
profesjonalnych rozwiązań, zdobywa coraz to nowe umiejętności w zakresie prowadzenia rozmowy,
przekonywania ludzi, budowania kompromisu, stawiania diagnozy. Strategia ta nastawiona jest na
wspomaganie klienta w obszarze formułowania przez niego i realizacji praktycznych celów życiowych,
zachęcająca do dochodzenia do perfekcji w rozwiązywaniu przez radzącego się zadań, do osiągania
sukcesów, do eliminowania nieskutecznych działań, do unikania porażek.
Pragmatyk jest kontynuatorem idei i metod doradcy modernistycznego, z tym że ma lepsze
narzędzia. Poradnictwo traktuje jako rodzaj nieformalnego uczenia się sytuacyjnego, które
towarzyszy działaniom w sytuacjach codziennych, dostarcza wiedzy, która może być wykorzystywana
w podobnych sytuacjach życiowych, jest efektem sposobu myślenia, postrzegania i współpracy
wszystkich uczestników sytuacji, jest także integralną jej częścią19.
Doradca pragmatyk zakłada, że ludzie nie znoszą długiego stanu niepewności
i szukają pomocy, aby tę niepewność rozwiać. Podstawą pomocy zaś może być jedynie dobrze
postawiona diagnoza. Doradca ten wychodzi z założenia, że korzystanie z jego pomocy jest
nieuniknione, że problemy ludzkie są czymś niejako autonomicznym, a to, że ktoś nie ma ich teraz,
nie oznacza, że nie będzie ich miał w przyszłości.
Kolejna strategia przyjmowana przez doradców w ponowoczesności to negocjator, który
wychodzi z założenia, że podstawą niesienia pomocy, społecznego współżycia
i codziennego bycia ludzi jest prowadzenie autentycznego dialogu na wszystkich szczeblach
społecznej struktury. Prowadzenie takiego dialogu wymaga jednak starannego przygotowania w
zakresie umiejętności słuchania, komunikowania swoich przeżyć, doznań, ocen, sądów. Negocjatora
łączy z pragmatykiem to, że obaj uczą się technik działania doradczego, ale negocjator zabiega przede
wszystkim o poszerzenie swoich umiejętności interpersonalno – organizacyjnych, dlatego
koncentruje się na technikach komunikacyjnych, sztuce prowadzenia dialogu. W przestrzeni
18 A. Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 175 – 176; A. Kargulowa, Doradca we współczesnym (nie)ładzie…, dz.cyt., s. 58. 19 M. Malewski, Edukacja dorosłych w pojęciowym zgiełku. Próba rekonstrukcji zmieniającej się racjonalności andragogiki, [w:] „Teraźniejszość – Człowiek – Edukacja”, 2001, nr 2 (14), s. 38.
157
społecznej, w której funkcjonuje i działa, przyjmuje na siebie rolę katalizatora zmian poglądów,
zamiarów i nastawień.
Negocjator, w większym stopniu niż poprzedni doradcy, uwzględnia niejednoznaczność
otaczającego nas świata, ograniczoność i kruchość wiedzy na jego temat, co stara się potwierdzać w
swoim postępowaniu. W kontakcie z osobami wspomaganymi dopuszcza przedstawienie innej
prawdy niż znana przez niego, dopuszcza także możliwość wypracowania całkiem nowego stanowiska
w dyskutowanej kwestii. Najchętniej pomaga osobom aktywnym życiowo, skłonnym do podjęcia i
kontynuowania dialogu, które są otwarte na nowe rozwiązania, a trudności mają jedynie z realizacją
swoich pomysłów.
Doradca negocjator, pomimo posiadania własnych sądów i przekonań, nie zamyka się w
swojej wiedzy i liczy się z tym, że w trakcie prowadzenia pracy wspomagającej może ona wydać mu
się niedoskonała, niesłuszna lub niekompletna, w związku z czym może także z niej zrezygnować,
wzbogacić ją lub zmienić. W kontakcie pomocowym koncentruje się nie tyle na osobie, ile na
problemie, który jest przedmiotem negocjacji, a takie cechy radzącego się jak sytuacja społeczna,
stan emocjonalny, cechy osobowościowe są jedynie kontekstem prowadzonego dialogu.
Społecznym powołaniem edukatora, jako kolejnego doradcy, jest uczenie innych radzenia
sobie ze swoimi problemami, które znacznie się skomplikowały w obecnej, niejasnej rzeczywistości.
Strategie stosowane przez doradcę edukatora są skierowane nie tylko w stronę radzących się
jednostek, ale również grup, organizacji, a nawet szerokich kręgów społecznych, dzięki czemu,
zdaniem O. Czerniawskiej, są one włączane do uczestniczenia w dziele porządkowania i
„dospołeczniania” społecznego świata20. Działania podejmowane przez edukatora mają na celu
przede wszystkim wniesienie czegoś nowego do myślowych i emocjonalnych procesów
konstrukcyjnych u wspomaganych.
Do swoich odbiorców edukator zwraca się bezpośrednio, ale także poprzez różnego rodzaju
media, takie jak: czasopisma specjalistyczne, audycje radiowe i telewizyjne, poradniki książkowe.
Doradca realizujący strategię edukatora zdaje sobie sprawę ze znaczenia, jakie ma emocjonalne
zaangażowanie wspomaganych osób dla wyniku wspomagania, ale na ogół kieruje się kryteriami
racjonalnymi. Uważa, że każdy może nauczyć się rozwiązywać swoje problemy, ale może też – nie
rozwiązując ich – nauczyć się radzić sobie w życiu. Podejmując działanie edukacyjne nie zakłada
przekazywania gotowej wiedzy, ale uwzględnia również samodzielne dochodzenie przez osoby
wspomagane – najczęściej czytelników, telewidzów, słuchaczy – do nowych wniosków dotyczących
20 A Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 181.
158
własnej osoby, „przewiduje dokonywanie osobistych odkryć i uogólnień, samodzielne formułowanie
problemów wymagających rozwiązania, ich definiowanie i redefiniowanie oraz gromadzenie
doświadczeń i dochodzenie do życiowej mądrości”21.
Scenariusz „edukacyjny” stosowany przez niektórych doradców, jest często jednoznaczny ze
strategią uczestniczenia w naturalnym codziennym uczeniu się społecznego życia, wzbogaconym
mądrą wskazówką, wsparciem psychicznym, dobrym przykładem, przepracowanym i naprawionym
życiowym błędem. Stosując go, jak pisze A. Kargulowa, doradca nie pretenduje do naprawy świata,
ale budując go, kieruje się przeświadczeniem, że w sytuacji społecznego nieładu lepsze własne
rozumienie wydarzeń oraz znajomość rozumienia ich przez innych pozwalają łatwiej radzić sobie z
codziennymi problemami22.
Bardzo ważne funkcje środowiskowe pełni doradca – łącznik. Stara się on wzmocnić lokalny
kapitał społeczny i z ogólnego nieładu wyodrębnić swoisty mikroświat ludzi współżyjących ze sobą w
środowisku zamieszkania. Scenariusz łącznika stosują często doradcy paraprofesjonalni, a więc
pracownicy socjalni, kierownicy biur pracy, kierownicy instytucji kultury. Są to często osoby
wpływowe w swoim środowisku, a swoją pozycję doradcy zawdzięczają wieloletniemu zamieszkaniu i
dopracowaniu się szacunku i uznania.
Łącznicy na ogół znają wspomagane przez siebie osoby i łatwiej nawiązują z nimi kontakty. W
myśl tego, co pisał R. Merton decydujące znaczenie ma „sposób wykorzystania statusu społecznego,
nie zaś sam status”23, a zatem w pracy doradczej ważne jest na ile doradca łącznik zrozumie sytuację
wspomaganego i stara się ją zmienić, a nie to, co w ogóle wie i ile umie. Doradcy odwołujący się do
scenariusza łącznika budują swój kontakt ze wspomaganym najczęściej na partnerskim dialogu,
pozbawionym dystansu. W dużym stopniu angażują się również w sprawy osoby zgłaszającej się po
pomoc. W uzasadnianiu swoich działań postawa łącznika jest zbliżona do optymistycznego praktyka,
który stara się zatuszować nieco braki i negatywne strony życia klientów, pocieszać ich oraz budzić i
podtrzymywać w nich wiarę, że będzie lepiej.
Wśród doradców realizujących ponowoczesne scenariusze działania wyróżnia się cynik.
Warto zwrócić uwagę ze względu na stawiane przez niego cele działania pomocowego, a co za tym
idzie na podejście do problemów osób, którym udziela pomocy. Godne naszej uwagi są również
kryteria moralne, którymi kieruje się cynik przy pozyskiwaniu oraz zatrzymywaniu przy sobie
klientów.
21 Tamże, s. 181. 22 Tamże, s. 182. 23 R. Merton, Teoria socjologiczna i struktura społeczna, Warszawa 1982, s. 446.
159
Cynik doskonale zdaje sobie sprawę ze skutków panującego społecznego nieładu, które dla
większości ludzi są zgubne i stara się tę wiedzę wykorzystać. Doradca taki wie, że ludzie coraz częściej
znajdują się w sytuacji niepewności, bezradności, deprywacji potrzeb i zamiarów oraz że korzystanie z
pomocy profesjonalnych doradców staje się koniecznością, obowiązkiem. Prowadzi to do tego, że
doradca – cynik staje się dysponentem władzy. Próbując uwieść klienta, przede wszystkim udowadnia
niezbędność swojej pomocy. Daleki jest od formy pomagania, jaką stosują doradcy nieprofesjonalni,
pamiętając o tym, że „aura okalająca nowoczesną technologię dodaje jeszcze autorytetu
komputerowo przygotowanym wskazaniom, zwiększa zaufanie do ich skuteczności, podsyca
związane z nimi oczekiwania”24. W jego gabinecie pełno jest dyplomów, podziękowań, certyfikatów,
potwierdzających jego kompetencje i umiejętności. Podejmując pracę ze wspomaganym ma na myśli
przede wszystkim zachowanie swojego dobrego wizerunku i nie waha się kontynuować działania,
nawet wówczas, gdy mogą one prowadzić do ubezwłasnowolnienia i nadmiernego uzależnienia od
niego klienta, co J. Kargul definiuje jako jedno z większych zagrożeń poradnictwa25. Podejście cynika
do pełnionych zadań jest, odwrotnie niż mistyka, nasycone sceptycyzmem, brakiem wiary w
możliwość dokonywania większych lub głębszych, pozytywnych zmian, jest przesiąknięte
zwątpieniem w istnienie sensownego sprawstwa26.
Scenariusz cynika może mieć dwojakie źródła i następstwa, co powoduje podział tych
doradców na dwie grupy.
Pierwsza z nich, do której należą cynicy anomijni, jest wytworem ludzkiej bezradności i
poczucia bezsilności wobec społecznego nieładu oraz wyrażeniem przekonania, że doradca jako
jednostka nie ma żadnej władzy, żadnego wpływu na rzeczywistość,
a w związku z tym ma prawo nie widzieć sensu zbytniego angażowania się w niesienie pomocy, bo i
tak może dostarczyć jedynie powierzchownego i doraźnego wsparcia.
Grupa druga – cynicy „gracze” – dąży do potwierdzenia swojej przewagi nad wspomaganymi.
Robią oni wszystko, aby użyć swojej władzy do osiągania własnych korzyści. Sytuacja społecznego
nieładu jest więc dla nich idealna. Podkreślić jednak należy, że i w pierwszym, i w drugim przypadku,
doradcy nie rezygnują z niesienia pomocy i robią wszystko, aby zaspokoić oczekiwania klientów.
Tożsamość współczesnego doradcy nie jest ukształtowana według jednego wzoru,
a scenariusze ich działań są bardzo zróżnicowane. Bez względu na to, w jakiej strukturze społecznej
24 Z. Bauman, Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna, Warszawa 1995, s. 226. 25 J. Kargul, Kilka uwag o niebezpieczeństwach poradnictwa, [w:] A. Kargulowa, M. Jędrzejczak (red), Teoretyczne i metodologiczne problemy poradoznawstawa , Wrocław 1985. 26 A. Kargulowa, Doradca we współczesnym (nie)ładzie…, dz.cyt., s. 61.
160
lokują się doradcy, ogólny nieład życia społecznego odciska swoje piętno na ich działalności oraz
sytuacji społecznej i zawodowej. Podobnie jak ich klienci, tak i doradcy stają przed wymogiem
ponowoczesności, aby każdego dnia, na nowo konstruować swoją tożsamość.
BIBLIOGRAFIA
Bauman Z., Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna, Warszawa 1995.
Crozier M., Friedberg E., Człowiek i system. Ograniczenia działania zespołowego, Warszawa 1982.
Czerkawska A., Oblicza pasji i powołania w pracy doradcy, [w:] Wojtasik B., Kargulowa A. (red.),
Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003.
Fitoussi J. P., Rosanvallon P., Czas nowych nierówności, Kraków 2000.
Giddens A., Nowoczesność i tożsamość. „Ja” i społeczeństwo w epoce późnej nowoczesności,
Warszawa 2001.
Hudzik J., Mizińska J. (red.) Pamięć. Miejsce. Obecność. Współczesne refleksje nad kulturą i ich
implikacje pedagogiczne, Lublin 1997.
Kargul J., Kilka uwag o niebezpieczeństwach poradnictwa, [w:] Kargulowa A., Jędrzejczak M. (red),
Teoretyczne i metodologiczne problemy poradoznawstwa, Wrocław 1985.
Kargulowa A., Jędrzejczak M. (red) Teoretyczne i metodologiczne problemy poradoznawstwa,
Wrocław 1985.
Kargulowa A., Poradnictwo wobec niepokojów współczesnego człowieka i niepokój wobec
poradnictwa, [w:] Kargulowa A. (red.), Poradnictwo wobec złożoności problemów człowieka i
świata, Wrocław 1990.
Kargulowa A. (red.) Poradnictwo wobec złożoności problemów człowieka i świata, Wrocław 1990.
Kargulowa A., Doradca we współczesnym (nie)ładzie społecznym, [w:] Wojtasik B., Kargulowa A.
(red.), Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003.
Kargulowa A., O teorii i praktyce poradnictwa. Odmiany poradoznawczego dyskursu, Warszawa
2005.
Kulczycki M., Rozważania wokół zagadnień psychologicznego poradnictwa życiowego, Wrocław
1998.
161
Lyotard J. F., Kondycja ponowoczesna, Warszawa 1997.
Malewski M., Edukacja dorosłych w pojęciowym zgiełku. Próba rekonstrukcji zmieniającej się
racjonalności andragogiki, „Teraźniejszość – Człowiek – Edukacja”, 2001, nr 2.
Merton R., Teoria socjologiczna i struktura społeczna, Warszawa 1982.
Szkołut T., Pamięć kultury a tożsamość człowieka ponowoczesnego, [w:] Hudzik J., Mizińska J.
(red.), Pamięć. Miejsce. Obecność. Współczesne refleksje nad kulturą i ich implikacje
pedagogiczne, Lublin 1997.
Szkudlarek T., Wiedza i wolność w pedagogice amerykańskiego postmodernizmu, Kraków 1993.
Wojtasik B., Kargulowa A. (red.) Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003.
Wojtasik B., Rozterki i niepokoje polskiego doradcy w realiach ponowoczesnego świata, [w:]
Wojtasik B., Kargulowa A. (red.), Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003.
162
Dobiesław Kałuża
dobek5@interia.pl
Osobowość wrocławskich przedsiębiorców: w poszukiwaniu osobowości przedsiębiorczej
W ostatnim czasie odnotować można rosnące zainteresowanie metodami weryfikacji, czy też
poszukiwania osób posiadających predyspozycje przedsiębiorcze. Dzieje się tak, ponieważ
„przedsiębiorczość” zaczyna być uznawana za panaceum na obecny kryzys. Pokłada się wielkie
nadzieje właśnie w przedsiębiorcach jako tych, którzy są w stanie odbudować gospodarkę. Stąd liczne
programy promujące rozwijanie własnych przedsięwzięć, inkubatory przedsiębiorczości czy też
dotacje na wprowadzanie innowacji. Ponieważ środków jest ograniczona ilość, przyznający je
zastanawiają się, w jaki sposób wyłonić tych, którzy z większym prawdopodobieństwem odniosą
sukces - nie zmarnotrawią środków, lecz przyniosą dochód, dadzą zatrudnienie innym. W naturalny
sposób pojawiają się pytania, o przymioty, jakimi osoby te powinny się odznaczać. Znakomita
większość osób zapytanych, jaka cecha sprawia, że pewnej grupie ludzi udaje się wyjątkowo sprawnie
radzić sobie w rzeczywistości ekonomicznej, zakładać i prowadzić firmy, odpowiada, że cechą tą jest
przede wszystkim przedsiębiorczość1. Czym zatem jest owa przedsiębiorczość? Co o niej przesądza?
Odpowiedzi poszukiwali ekonomiści, socjologowie oraz psychologowie próbując zdefiniować samo
pojęcie przedsiębiorczości, jak i scharakteryzować osobę przedsiębiorczą. Rezultat tych poszukiwań
jest taki, iż tyle ile jest prób zdefiniowania samej przedsiębiorczości, tyle jest najrozmaitszych
charakterystyk osoby przedsiębiorczej – jest to temat na tyle złożony, że do tej pory brak jest jednej,
spójnej definicji ogarniającej całość zjawiska.
Pojęcie przedsiębiorczości nie jest nowe w psychologii; było ono przedmiotem licznych badań
i dyskusji, ale badania te do tej pory nie doprowadziły do powstania jednolitego ujęcia zjawiska – jest
ono nadal bardzo niejednoznacznie określane, choć część definicji ma wspólne elementy. Badania
nad tym fenomenem prowadzone były głównie na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych.
Polscy naukowcy dopiero od 1989 roku zaczęli interesować się bardziej tym tematem, ponieważ we
wcześniejszym ustroju i gospodarce planowanej centralnie przedsiębiorczość nie tyle nie była, co nie
1 I. Reszke, Stereotypy prywatnych przedsiębiorców w Polsce, Warszawa 1998, s. 34; T. Witkowski, Cud ekonomiczny a motywacja osiągnięć, „Przegląd Psychologiczny” 1994, nr 1-2, s. 139-148.
163
mogła być obiektem zainteresowań. Dlatego próbując dokonać opisu, czym jest przedsiębiorczość
zamiast wymieniać poszczególne definicje i wyniki badań warto posłużyć się kompilacjami różnych
definicji, które ukazują zjawisko bardziej kompleksowo. Jedną z takich kompilacji definicji
przedsiębiorczości stworzyli M. Bratnicki i J. Strużyna pisząc, że:
„Rdzeń większości definicji przedsiębiorczości stanowi osoba przedsiębiorcza wraz z jego
cechami (innowacyjność, wyjątkowość, kreatywność, skłonność do podejmowania ryzyka) oraz
procesy (przedsiębiorczości, tworzenia organizacji, kreowania wartości, innowacyjności). (…)
Wyróżnikiem przedsiębiorczości jest także jej wyjątkowość (unikatowość). Przedsiębiorczość
zasadniczo dotyczy zmian, czyli nowych kombinacji, oraz nowych sposobów działania, które są
wdrażane przez przedsiębiorcę. (...) Ważne wydaje się także spojrzenie na przedsiębiorczość jako na
kompleks decyzji oraz działań podejmowanych na przestrzeni czasu (…) poczynając od początkowego
uruchomienia działalności, poprzez zarządzanie nią, aż po rezygnację z niej. (…) Przedsiębiorczość ma
cechy procesu, jest sposobem myślenia i robienia rzeczy, w wyniku którego dokonywana jest
transformacja innowacji na możliwości rynkowe lub tworzenie przewagi konkurencyjnej”2.
Również K. Biegańska stworzyła na podstawie analizy różnych koncepcji przejrzystą listę cech
osobowych, którymi miałyby się odznaczać osoby przedsiębiorcze:
„Shrange wymienia cechy, które mają ci odnoszący sukcesy. Są to: wysoka potrzeba
osiągnięć, niska potrzeba siły/dominacji, wysoka samoświadomość, wysokie umiejętności społeczne,
wiedza o ludziach. Hornaday i Bunker wymieniają takie zachowania i cechy: energiczne
podejmowanie prób i wysiłków, potrzeba bycia sobie szefem, potrzeba sukcesów, lubienie pracy,
zdrowy rozsądek, wytrwałość”3. Inne charakterystyki są podobne i wynika z nich ponad to, co już
zostało wymienione, że przedsiębiorca to ktoś, kto: ma zdolność rozpoznawania możliwości
rynkowych, zdobywania wiedzy i stosowania jej w celu osiągnięcia zysku, ma inicjatywę i entuzjazm,
jest odpowiedzialny i umiarkowanie ryzykujący, jest przekonany o swej skuteczności, dostrzega
ważność relacji międzyludzkich i umie kierować ludźmi, lubi decydować sam o sobie, stosuje aktywne
strategie radzenia sobie w sytuacji trudnej” 4.
Listę cech sprzyjających „byciu przedsiębiorcą” stworzył na podstawie analizy różnych badań i
teorii także T. Gruszecki; są to:
• akceptacja ryzyka,
• zdolność do podejmowania długotrwałego wysiłku,
2 M. Bratnicki, J. Strużyna (red.), Przedsiębiorczość i kapitał intelektualny, Katowice 2001, s. 38. 3 T. Witkowski, Cud ekonomiczny a motywacja osiągnięć, „Przegląd Psychologiczny” 1994, nr 1-2, s. 139-148. 4 K. Biegańska, Jakość życia miarą sukcesu przedsiębiorcy, Wrocław 2000.
164
• zdolność i gotowość do podejmowania inicjatyw,
• zdolność do rozumienia i prognozowania potrzeb rynku,
• akceptowanie dużej liczby obowiązków,
• umiejętność podejmowania decyzji w oparciu o niepełne informacje lub ich brak,
• umiejętność kojarzenia różnorodnych informacji,
• umiejętność kierowania ludźmi, wzbudzania w nich zaufania i entuzjazmu5.
Stworzenie powyższych zbiorów możliwe było dzięki badaniom prowadzonym od wielu lat na
całym świecie. Krótko wspomnę tylko te najczęściej pojawiające się w polskiej literaturze przedmiotu.
Badania nad przedsiębiorczością w Polsce prowadził między innymi T. Tyszka. Uzyskane
wyniki potwierdzają dużą rolę motywacji osiągnięć w podejmowaniu działań przedsiębiorczych oraz
znaczenie takich zmiennych psychologicznych, jak wewnętrzne umiejscowienie poczucia kontroli,
preferowanie aktywnych strategii radzenia sobie z trudną sytuacją ekonomiczną6.
J. B. Rotter twierdził, że osoby wewnątrzsterowne będą chciały angażować się w role
przywódcze i przedsiębiorcze, ponieważ chcą zajmować pozycje, w których ich działania
bezpośrednio przekładają się na wyniki7.
Przekonanie jednostki, że potrafi działać tak, aby osiągnąć zamierzony cel (przekonanie o
własnej skuteczności), jak twierdzi A. Bandura również ma silny związek z przedsiębiorczością8.
E. Nęcka zauważa rolę twórczego myślenia w działaniach przedsiębiorczych9. A. Strzałecki w
swoich badaniach nad skutecznymi przedsiębiorcami wykazuje istotną rolę twórczego stylu
zachowania w osiąganiu sukcesów w działalności gospodarczej10. Natomiast K. Kwarciak proponuje
podejście oparte na założeniu, że przedsiębiorczość to specyficzny rodzaj działalności o charakterze
transgresyjnym podejmowanej w rzeczywistości ekonomicznej11.
Wyniki badań grupy biznesmenów z amerykańskiej listy najszybciej rozwijających się firm
prowadzone przez Tverskego i Kahnemena12 wskazują na to, że są oni nieustannie otwarci na
informacje i potrafią je wciąż przetwarzać na nowe sposoby. Pieniądze jako nagroda mają dla nich
5 T. Gruszecki, Przedsiębiorca w teorii ekonomii, Wrocław 1994. 6 T. Tyszka, Psychologia zachowań ekonomicznych, Warszawa 1997. 7 X. Gliszczyńska, Poczucie własnej skuteczności w procesie pracy, Warszawa 1991, s. 55-86. 8 A. Domurat, O motywacji przedsiębiorczości i jej percepcji wśród przedsiębiorców, Warszawa 2006. 9 E. Nęcka, Twórczość w przedsiębiorstwie i organizacji, Kraków 1993, s. 25-52. 10 A. Strzałecki, Styl twórczego zachowania, „Studia z Psychologii” 1996, nr 7, s. 159-182. 11 K. Kwarciak, Psychologiczne wyznaczniki skutecznego przedsiębiorcy, Wrocław 2003. 12 K. Kwarciak, dz. cyt.
165
znaczenie w pierwszym okresie działalności, a później główną siłą napędową ich pracy staje się
„twórcze tworzenie”.
D. McClelland wiązał przedsiębiorczość z motywacją osiągnięć i zdolnością do podejmowania
umiarkowanego ryzyka13. W. Łukaszewski i D. Doliński doprecyzowują, iż motywacja osiągnięć to
tendencja do osiągania i przekraczania standardów doskonałości, związana z odczuwaniem
pozytywnych emocji w sytuacjach zadaniowych, spostrzeganych jako wyzwanie. Przejawia się ona
m.in. w wytrwałości, indywidualnej odpowiedzialności i preferencji długoterminowego planowania14.
Eksperymenty McClellanda pokazały, że wysoka motywacja skłania do wyznaczania sobie
umiarkowanie trudnych zadań i dążenia do maksymalizacji osiągnięcia sukcesu i związanej z tym
satysfakcji – działań analogicznych do działań dobrze radzących sobie przedsiębiorców.
F. Knight stwierdził, że zysk przedsiębiorcy stanowi raczej nagrodę za akceptację niepewności,
a nie ryzyka (ryzyko da się oszacować i się przed nim ubezpieczyć, zaś niepewności nie)15. Skłonność
do ryzykowania uważana jest za podstawę rozróżnienia między przedsiębiorcą, a menadżerem.
Przedsiębiorca (właściciel firmy) ponosi rzeczywiste ryzyko finansowe, natomiast menadżer zarządza
majątkiem do niego nie należącym, zatem nie ponosi porównywalnego ryzyka16. Stąd skłonność do
ryzykowania (umiarkowanego i skalkulowanego) uważana jest często za jedną z podstawowych cech
przedsiębiorcy17.
K. Biegańska zwraca uwagę na teorię J. L. Hollanda i jego typologię osobowości/środowisk
(model dopasowania osobowości i otoczenia). Wśród typów zawodowych jest typ osobowości
Przedsiębiorczy („P”). Charakterystyczne są dla niego kompetencje przywódcze, międzyludzkie,
umiejętność perswazji. Cenione wartości to osiągnięcia w dziedzinie polityki i gospodarki, a
najbardziej charakterystyczne cechy to: ambicja, dominacja, ekstrawertyzm, rozmowność i
optymizm. Preferowane zachowania to manipulowanie innymi w celu osiągnięcia celów organizacji
13 A. Domurat, dz. cyt. 14 W. Łukaszewski, D. Doliński, Mechanizmy leżące u podstaw motywacji, Gdańsk 2000, s. 461. 15 A. Domurat, dz. cyt. 16 Od kilku dziesięcioleci zauważalne było przekazywanie realnej władzy nad przedsiębiorstwami z rąk przedsiębiorców (założycieli przedsiębiorstw) w ręce menadżerów (najemnych pracowników tychże przedsiębiorstw). Ile byłoby racji w stwierdzeniu, iż trwający obecnie kryzys ekonomiczny spowodowany został w głównej mierze przez rządy menadżerów, którzy zarządzając nie swoim majątkiem skłonni byli do podejmowania zbyt wielkiego ryzyka? 17 T. Tyszka, Psychologia ekonomiczna, Gdańsk 2000, s. 351-377; T. Zaleśkiewicz, Przedsiębiorczość i podejmowanie ryzyka, Gdańsk 2004, s. 303-333.
166
lub korzyści ekonomicznych. Posiada pozytywny wizerunek samego siebie: lubiany, pewny siebie,
towarzyski, posiadający zdolności krasomówcze, ale i agresywny18.
Analizując różnice między osobami, które uzyskały sukces w biznesie, a tymi, którym się nie
udało King uzyskał pięć wymiarów osobowości istotnych przy prognozowaniu sukcesów
przedsiębiorczych:
1. motywacja osiągnięć,
2. wewnętrzne umiejscowienie kontroli,
3. podejmowanie skalkulowanego ryzyka,
4. realistyczne podejście do rozwiązywania problemów,
5. zdolność do manipulacji19.
Pośród różnych badań szczególne ciekawe według mnie wydało się badanie Sabiny Kołodziej
z 2006 r. wykonane na potrzeby pracy doktorskiej za pomocą skonstruowanego przez nią
Kwestionariusza radzenia sobie w sytuacjach zadaniowych (metody nadal rozwijanej)20. Przyjęła ona
założenie, że przedsiębiorczość jest pewną postawą jednostki opisywaną jako: gotowość do
podejmowania umiarkowanego ryzyka, wysoka motywacja osiągnięć oraz duża innowacyjność.
Gotowość ta zostaje ukształtowana w jednostce pod wpływem jej predyspozycji temperamentalnych
i osobowościowych, a także oddziaływań kulturowych. Interesujący wydaje się wynik odnoszący się
do osobowości. Jak pisze podsumowując jej wyniki M. Goszczyńska „stwierdzono, że na pozytywną
przedsiębiorczość (czyli podejmowanie zachowań przedsiębiorczych zgodnych z ogólnie przyjętymi
normami i zasadami etycznymi) wpływają cztery cechy osobowości wyróżnione w teorii Wielkiej
Piątki: neurotyczność, otwartość na doświadczenia, sumienność oraz ugodowość. Można więc
przyjąć, iż przedsiębiorczość pozytywna jest efektem wysokiej stabilności emocjonalnej, otwartości
na doświadczenie, sumienności oraz umiarkowanej ugodowości” 21.
Analizując przytoczone przeze mnie wyniki badań można odnieść wrażenie, że każdy uczony
tworzył i przyjmował inną, swą własną definicję w zależności od badań, jakie prowadził i czynników,
jakie w nich analizował. Sytuacja taka jest jak najbardziej korzystna, gdyż na obecnym etapie
eksploracji zjawiska konieczna jest aktywność badaczy z najrozmaitszych dziedzin operujących
różnymi aparatami teoretycznymi czy metodologicznymi.
18 K. Biegańska, dz. cyt.; Cz. Nosal, Z. Piskorz, K. Świątnicki, Kwestionariusz preferencji zawodowych J. L. Hollanda jako metoda diagnozy osobowości i zainteresowań zawodowych w procesie doboru kadr, Kraków 1998. 19 K. Kwarciak, dz. cyt. 20 S. Kołodziej, Osobowościowe i kulturowe uwarunkowania przedsiębiorczości młodych ludzi, (nie opublikowana praca doktorska), Uniwersytet Śląski, Katowice 2006. 21 M. Goszczyńska, Działania przedsiębiorcze – przejawy przystosowania czy transgresji?, Warszawa 2006.
167
Przegląd wyników badań zakończę krótkim opisem przeprowadzonego przeze mnie badania
nad osobowością wrocławskich przedsiębiorców. W badaniu tym myślą przewodnią była teza, że
istnieje pewna specyficzna struktura osobowości pozostająca w związku z podejmowaniem działań o
charakterze przedsiębiorczym. Szukałem specyficznego układu cech osobowości opierając się na
pięcioczynnikowej teorii osobowości, ponieważ osobowość jest w niej uznawana przez P. T. Costę i R.
R. McCrae za coś, co jest podstawowe, niezmienne w życiu człowieka, wpływające na przejawiane
wzorce w zakresie myślenia, uczuć i zachowań, a ponadto osoby spostrzegają środowisko i konstruują
je w sposób zgodny z ich cechami osobowości22. Postanowiłem, że będzie to badanie eksploracyjne i
ograniczyłem się do postawienia dość ogólnego pytania badawczego o portret osobowości osób
przedsiębiorczych. W badaniu zostały wykorzystane trzy metody: Kwestionariusz radzenia sobie
w sytuacjach zadaniowych S. Kołodziej, Inwentarz Osobowości NEO-PI-R P. T. Costy i R. R. McCrae
oraz Kwestionariusz osobowy własnej konstrukcji. Badanie prowadziłem na przełomie 2008 i 2009 r i
zostało nim objętych ponad 100 osób w różnym wieku i wykonujących różne zawody, z Wrocławia i
bliskich okolic. Z przyczyn technicznych do obróbki statystycznej nadawały się wyniki jedynie 63 osób
(wszystkie metody zawierały łącznie około 300 pozycji, stąd liczne braki i zakłamania dyskwalifikujące
wyniki niektórych badanych). Nie mniej jednak na podstawie statystycznej analizy zebranych danych
został naszkicowany ogólny portret osoby przedsiębiorczej:
Jest to osoba raczej młoda, z krótkim stażem pracy, odnosząca sukcesy w dotychczasowych
przedsięwzięciach i czerpiąca z tego powodu satysfakcję, myśląca o założeniu przedsiębiorstwa i
dążąca do tego. Osoba ta uzyskuje w Inwentarzu osobowości NEO-PI-R podwyższone wyniki na
skalach ekstrawertyczności i sumienności oraz obniżone na skali neurotyczności. Z wiekiem i w miarę
nabywania doświadczenia zawodowego maleje prawdopodobieństwo, że podejmie się zadań
przedsiębiorczych na granicy prawa lub niezgodnych z obowiązującymi normami społecznymi w
przeciwieństwie do osób młodszych, częściej mężczyzn, uzyskujących zazwyczaj pozytywne rezultaty
przedsięwzięć, z małym stażem pracy, podwyższonym wynikiem na skali ekstrawertyczności i
obniżonym na skali ugodowości i sumienności, u których takie prawdopodobieństwo jest wyższe.
Przeprowadzone badanie sugeruje jednak bardzo duży wpływ czynników poza
psychologicznych – kulturowych, politycznych czy gospodarczych bądź też całkowicie losowych,
skłaniających niektóre osoby do podjęcia działalności gospodarczej.
22 J. Siuta, Inwentarz Osobowości NEO-PI-R Paula T. Costy Jr i Roberta R. McCrae. Adaptacja polska, Warszawa 2007.
168
Eksplorując fenomen przedsiębiorczości, w szczególności jego osobowościowe
uwarunkowania, należy pamiętać, iż istnieje dość mocna opozycja wobec takiego personologicznego
podejścia badawczego. Wielu badaczy (m.in.: Hansemark, 2003; Collins, Hanges, Locke, 2004;
Cunningham, Lischeron, 1991; Miner, 2000; Gartner, 1988) uważa, że podejście upatrujące źródeł
przedsiębiorczości w różnych konfiguracjach osobowości, nie sprawdziło się – nie istnieje specyficzny,
ogólny układ cech związanych bezpośrednio z przedsiębiorczością. Twierdzą oni, że przedsiębiorczość
wiąże się bardziej z pewnymi rodzajami zachowań i aktywności – jest sposobem zachowania, a nie
cechą23. Inni badacze twierdzą, że nikt nie rodzi się przedsiębiorcą, lecz pod wpływem czynników
środowiskowych i sytuacyjnych, a także procesu uczenia się, z czasem może się nim stać (m.in. Baron,
1998; Allinson, 2000)24. Również P. Drucker przeciwstawia się poglądowi, że osoby przedsiębiorcze
posiadają wyjątkowe cechy związane z jakościowo wybitnymi predyspozycjami sugerując, iż
kompetencje przedsiębiorcze, podobnie jak menedżerskie czy też przywódcze związane są ze stylem
uczenia się i mogą być w pewnym stopniu wyuczalne25. E. Otoliński popiera to stanowisko (choć nie
neguje istnienia pewnego wstępnego potencjału „przedsiębiorczego”) twierdząc, że korzystne cechy
przedsiębiorców mogą zostać wykształcone i wzmocnione przez naukę, przy czym dużą wagę ma w
tym procesie umiejętność obiektywnej oceny własnego potencjału i uznanie, że kwalifikacje i
gruntowna wiedza wymagają stałego doskonalenia się i pracy nad sobą26.
Posiadanie odpowiednich cech, jakiekolwiek by one nie były, nie przesądza o podjęciu i
prowadzeniu działalności przedsiębiorczej. Pisze o tym F. Bławat zwracając uwagę, że przesłanek
decydujących o zostaniu przedsiębiorcą jest wiele i są one bardzo zróżnicowane. Wynikać mogą ze
splotu wielu czynników, nie tylko osobowościowych, lecz również społecznych, ekonomicznych czy
rodzinnych27. Na przykład w swoich badaniach Holtz-Eakin, Joulfaian i Rosen (1994) stwierdzili, że
ważne dla podjęcia własnej działalności gospodarczej jest uzyskanie kapitału początkowego i
gwarancji płynności finansowej. Wielu potencjalnych przedsiębiorców to osoby, które odziedziczyły
jakiś majątek28.
W świetle takiej krytyki można sobie zadać pytanie o perspektywy badań nad
osobowościowymi korelatami przedsiębiorczości. Trudno nie zgodzić się, że w pewnym zakresie
umiejętności, wiedza i zachowania niezbędne do prowadzenia przedsiębiorstwa, czy ogólnie do
funkcjonowania na rynku, muszą być wyuczalne. Ciężko zaprzeczyć, że najczęściej konieczny jest
23 A. Domurat, dz. cyt. 24 M. Goszczyńska, dz. cyt. 25 P. Drucker, Innowacja i przedsiębiorczość. Praktyka i zasady, Warszawa 1992. 26 E. Otoliński, Istota i kreowanie przedsiębiorczości, „Przegląd Organizacji” 1996, nr 6. 27 F. Bławat, Przedsiębiorca w teorii przedsiębiorczości i praktyce małych firm, Gdańsk 2003. 28 A. Domurat, dz. cyt.
169
pewien kapitał początkowy. Oczywiste jest też, że otoczenie i sytuacja ekonomiczna w danym
środowisku odgrywają dużą rolę w kształtowaniu osób, które później zostają przedsiębiorcami.
Jednak, by można było wyjść z inicjatywą, wykorzystać wiedzę, posiadane zasoby i odnieść sukces
nie okupowany zbytnimi kosztami psychologicznymi i społecznymi, sądzę, że istnieć musi pewna
podstawa w postaci odpowiedniej struktury osobowości, pewnych względnie stałych cech,
predyspozycji.
Myślę, że nie ma sporu co do jednego: przedsiębiorczość to fenomen na tyle złożony, iż
najwłaściwsze jest podejście interdyscyplinarne, i każda dziedzina nauki, każdy badacz może wnieść
coś wartościowego. Dlatego, mimo głosów krytyki, nie ustają badania w ramach tzw.
personologicznego podejścia badawczego nad osobowościowymi uwarunkowaniami
przedsiębiorczości, np. aktualnie prowadzone badania Sabiny Kołodziej29, a wiele z metod
wypracowanych w tym nurcie doskonale się sprawdza w praktyce, np. IPK Marka Suchara30 ciągle
wykorzystywana i rozbudowywana od kilkunastu lat. Warto śledzić rozwój nowoczesnych metod
badawczych, bo być może nowe narzędzia pozwolą nam lepiej wyłuskać to, czego do tej pory nie
byliśmy w stanie nawet zauważyć. Konstruktywna krytyka i sceptyczne podejście do problemu
istnienia „osobowości przedsiębiorczej” przyczyniają się do poszukiwania innych metod
umożliwiających predykcję zachowań przedsiębiorczych u konkretnych jednostek. Obiecująca wydaje
się metoda biograficzna. Jak pisze S. Witkowski istnieje możliwość przewidywania z pewnym
prawdopodobieństwem drogi życiowej człowieka na podstawie znajomości poprzednich faz jego
życia. Trafność prognostyczna kwestionariusza biograficznego jest na poziomie od 0,3 do 0,7 – jako
pojedyncze narzędzie ma trafność porównywalną z bateriami metod (dla porównania: assessment-
center 0,4-07)31. Być może warto jeszcze raz przyjrzeć się osobom przedsiębiorczym analizując ich
biografię? Ostatecznie bowiem chodzi nie o to, aby mnożyć definicje, teorie, podejścia, lecz o to, aby
od badań naukowych, dorobku teoretycznego przejść do praktyki.
Co sprawia, że tam, gdzie jedni widzą tylko przeszkody i rezygnują, inni podejmują wyzwania,
działają i odnoszą sukcesy? Jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Z powyższych rozważań może wynikać,
że osobowość, temperament, wykształcenie, posiadany kapitał początkowy czy też otoczenie
człowieka mogą sprzyjać zachowaniom przedsiębiorczym, lecz nie przesądzają o podjęciu takich
29 S. Kołodziej, dz. cyt.; M. Goszczyńska, dz. cyt. 30 M. Suchar, Rekrutacja kandydatów metodą IPK. Zestaw kwestionariuszy i formularzy, Gdańsk 2005. 31 S. A. Witkowski, Prognozowanie sukcesów zawodowych na podstawie danych biograficznych, Wrocław 2003, s. 239-250.
170
działań przez konkretną jednostkę. Pozytywny wydźwięk mają teorie mówiące, że każdy ma szansę
na powodzenie, wystarczy odrobina szczęścia, właściwy moment, dobry pomysł i podjęcie wyzwania.
Bibliografia
Aranowska E., Goszczyńska M. (red.), Człowiek wobec wyzwań i dylematów współczesności,
Warszawa 2006.
Biegańska K., Jakość życia miarą sukcesu przedsiębiorcy, [w:] Witkowski S. A. (red.), Psychologiczne
wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu, T. V, Wrocław 2000.
Bławat F., Przedsiębiorca w teorii przedsiębiorczości i praktyce małych firm, Gdańsk 2003.
Bratnicki M., Strużyna J. (red.), Przedsiębiorczość i kapitał intelektualny, Katowice 2001.
Domurat A., O motywacji przedsiębiorczości i jej percepcji wśród przedsiębiorców, [w:] Aranowska E.,
Goszczyńska M. (red.), Człowiek wobec wyzwań i dylematów współczesności, Warszawa 2006.
Drucker P., Innowacja i przedsiębiorczość. Praktyka i zasady, Warszawa 1992.
Gliszczyńska X. (red.), Psychologiczny model efektywności pracy, Warszawa 1991.
Gliszczyńska X., Poczucie własnej skuteczności w procesie pracy, [w:] Gliszczyńska X. (red.),
Psychologiczny model efektywności pracy, Warszawa 1991.
Goszczyńska M., Działania przedsiębiorcze – przejawy przystosowania czy transgresji? [w:]
Aranowska E., Goszczyńska M. (red.), Człowiek wobec wyzwań i dylematów współczesności,
Warszawa 2006.
Gruszecki T., Przedsiębiorca w teorii ekonomii, Wrocław 1994.
Kołodziej S., Osobowościowe i kulturowe uwarunkowania przedsiębiorczości młodych ludzi, (nie
opublikowana praca doktorska), Uniwersytet Śląski, Katowice 2006.
Kwarciak K., Psychologiczne wyznaczniki skutecznego przedsiębiorcy, [w:] Witkowski S. A. (red.),
Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu, T. VI, Wrocław 2003.
Łukaszewski W., Doliński D., Mechanizmy leżące u podstaw motywacji, [w:] Strelau J. (red.),
Psychologia. Podręcznik akademicki, T. II, Gdańsk 2000.
171
Nęcka E., Twórczość w przedsiębiorstwie i organizacji, [w:] Sedlak K. (red.), Strategie w biznesie,
Kraków 1993.
Nosal Cz., Piskorz Z., Świątnicki K., Kwestionariusz preferencji zawodowych J. L. Hollanda jako metoda
diagnozy osobowości i zainteresowań zawodowych w procesie doboru kadr, [w:] Witkowski T. (red.),
Nowoczesne metody doboru i oceny personelu, Kraków 1998.
Otoliński E., Istota i kreowanie przedsiębiorczości, „Przegląd Organizacji” 1996, nr 6.
Reszke I., Stereotypy prywatnych przedsiębiorców w Polsce, Warszawa 1998.
Sedlak K. (red.), Strategie w biznesie, Kraków 1993.
Siuta J., Inwentarz Osobowości NEO-PI-R Paula T. Costy Jr i Roberta R. McCrae. Adaptacja polska,
Warszawa 2007.
Strelau J. (red.), Psychologia. Podręcznik akademicki, Gdańsk 2000.
Strzałecki A., Styl twórczego zachowania, „Studia z Psychologii” 1996, nr 7.
Suchar M., Rekrutacja kandydatów metodą IPK. Zestaw kwestionariuszy i formularzy, Gdańsk 2005.
Tyszka T. (red.), Psychologia ekonomiczna, Gdańsk 2004.
Tyszka T., Psychologia ekonomiczna, [w:] Strelau J. (red.), Psychologia. Podręcznik akademicki,
Gdańsk 2000.
Tyszka T., Psychologia zachowań ekonomicznych, Warszawa 1997.
Witkowski S. A. (red.), Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu, T. V, Wrocław 2000.
Witkowski S. A., Prognozowanie sukcesów zawodowych na podstawie danych biograficznych, [w:]
Witkowski S. A. (red.), Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu. Prace psychologiczne, T.
VI, Wrocław 2003.
Witkowski S. A. (red.), Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu, T. VI, Wrocław 2003.
Witkowski T. (red.), Nowoczesne metody doboru i oceny personelu, Kraków 1998.
Witkowski T., Cud ekonomiczny a motywacja osiągnięć, „Przegląd Psychologiczny” 1994, nr 1-2.
Zaleśkiewicz T., Przedsiębiorczość i podejmowanie ryzyka, [w:] Tyszka T. (red.), Psychologia
ekonomiczna, Gdańsk 2004.
172
Doświadczenie
Marcin Kiełbus
marcin.kielbus@gmail.com
Nie tylko Peregryn z Opola. Trzynastowieczna glosa do jednej wizji dziejów Europy
Na współczesny obraz Średniowiecza złożyły się zjawiska występujące przede
wszystkim w XII i XIII wieku1. W starszej historiografii te dwa stulecia to signum temporis, swoista
dominanta wykrzywionego postrzegania całej epoki, ale ujawnia się przez to pośrednie świadectwo
doniosłości autentycznych przemian, które zachodziły w przedziale tych dwóch stuleci. W okresie tym
nastąpiła bowiem wyraźna konsolidacja europejskiej kultury. Nie należy jednak do terminu „Europa”
przykładać dzisiejszych ujęć kartograficznych, ponieważ nazwa ta większej stabilności znaczeniowej
doczekała się dopiero w wieku XV za sprawą Cosmographii Eneasza Sylwiusza Piccolominiego (1405-
1464)2, a uprzednio odnosiła się do zróżnicowanych treści3. Być może więc właściwsze byłoby od razu
sięgnięcie po termin universitas christianorum – który wskazywałby na konsolidację tylko
chrześcijańskiej wspólnoty polityczno-religijnej z papieżem na czele4, ale w takim przypadku zawsze
należy sygnalizować umowność zagadnienia chrystianizacji poszczególnych ludów oraz kwestię
specyficznego rozumienia chrześcijańskiej tożsamości5. Mówiąc wprost, ze względu na wiele znanych
pułapek i kontrowersyjnych uproszczeń oba terminy są w jakimś stopniu niefortunne. Mimo wszystko
to właśnie christianitas stanowi łącznik, spajający XII i XIII wiek we wspólny cywilizacyjny blok,
którego główny zrąb wyznacza model pobożności, a ściślej – jego przemiana.
W pierwszej linii dotyczy to życia zakonnego. XII wiek był czasem religijnej reakcji.
Dotychczasowe formy pobożności wywoływały poczucie niewystarczalności. Podjęte jeszcze w X
wieku próby reformy monastycznej opierały się na klasztornej izolacji, która miała ocalić przed
1 J. Chélini, Dzieje religijności w Europie Zachodniej w średniowieczu, Warszawa 1996, s. 178. 2 J. Strzelczyk, Średniowieczny obraz świata, Poznań 2004, s. 21-22. 3 Tamże, s. 7-22. 4 Tamże, s. 17. 5 M. Parrise, Chrystianizacja społeczeństwa, [w:] A. Vauchez (red.), Historia chrześcijaństwa. Religia, kultura, polityka, Warszawa 2001, t. 5, Ekspansja Kościoła rzymskiego. 1054 – 1274, s. 358-362. Por.: J. Kłoczowski, „Nowe chrześcijaństwo” w XII wieku: od Skandynawii po Bałkany [w:] tamże, s. 281-263.
173
wpływem zepsutego świata6. Zadaniem mnichów było wymodlenie zbawienia dla żyjących, a to
pociągnęło za sobą rozbudowę ceremoniału7. W prymacie liturgii można doszukiwać się pozytywnego
umacniania wspólnoty, ale skutkiem ubocznym była pogłębiająca się izolacja mnichów od reszty
społeczeństwa. Symbolem tego nurtu odnowy stało się opactwo Cluny, gdzie z czasem ilość
zewnętrznych praktyk dewocyjnych stała się ogromna8. W XII wieku zrodziło to opór części
wiernych9. Krytycznie nastawieni wobec Cluny poszukiwacze odmiennych ścieżek duchowych sięgali
po autorytet trzech starożytnych źródeł. Jedni wybierali Ojców Pustyni, którzy uświęcali wybór życia
w samotności. Innym zaś wystarczała Reguła św. Benedykta, ale za to bardzo surowo przestrzegana10.
Trzecim i najbardziej brzemiennym w skutkach źródłem inspiracji była ta część
Dziejów Apostolskich, która ukazywała sposób życia prawspólnoty jerozolimskiej (Dz 2, 42-47)11. Vita
apostolica, jak określano ten wzór, oznaczało skrajne ubóstwo, pokutę, intensywne życie duchowe
oraz nauczanie wędrowne12. Problematyczne było zwłaszcza nauczanie, którego prawo od roku 529
zarezerwowano wyłącznie dla biskupów i kapłanów13. Z tego też względu od 2 poł. XI wieku ideał
kaznodziejskiej posługi próbowały ucieleśniać grupy księży. Nazywano ich kanonikami regularnymi,
ponieważ przestrzegali reguły zakonnej. Ten nowy przejaw monastycyzmu tym jednak odróżniał się
od innych, że za cel obierał pełnienie misji głoszenia kazań wśród ludu14. Tak przynajmniej wyglądało
to w teorii. W praktyce zaś zdarzało się, że wspólnoty te były zawiązywane odgórnie, niekiedy
przymusowo, bo przy sprzeciwie części księży; natomiast posługa duszpasterska, wobec braku
jednomyślności, nie zawsze była realizowana15.
Ze wspólnoty kanoniczej wywodził się także Dominik Guzman (ok.1170-1221)16.
Znajdował się więc od początku w nurcie odnowy, aczkolwiek symptomatyczne, że zbudował on
odrębny zakon, od jego imienia popularnie zwany dominikańskim. Zatwierdzenia dokonał papież
Honoriusz III (1216-1227), którego bulla z 1217 roku nadawała wspólnocie Dominika oficjalną nazwę
Zakonu Braci Kaznodziejów (Ordo Fratrum Praedicatorum)17.Tym samym już w nazwie określono cel i
sens istnienia nowej formacji. Natomiast, aby chociaż w części uszanować postanowienia Soboru
6 C.H. Lawrance, Monastycyzm średniowieczny, Warszawa 2005, s. 90. 7 J. Chélini, dz. cyt., s.159-160. 8 C.H. Lawrace, dz. cyt., s. 101-102. J. Wierusz-Kowalski, Chrześcijaństwo, Warszawa 1988, s. 137. 9 J. Chélini, dz. cyt., s. 142. 10 C.H. Lawrance, dz. cyt., s. 147. 11 J. Chélini, dz. cyt., s. 242. 12 Tamże. 13 K. Panuś, Historia kaznodziejstwa, Kraków 2007, s. 94. 14 C.H. Lawrance, dz. cyt., s. 159 -165. 15 Tamże, s. 161, 163. 16 W.A. Hinnenbuch, Dominikanie – krótki zarys dziejów, [w:] M.A. Babraj (red.) Dominikanie. Szkice z dziejów zakonu, Poznań 1986, s. 87. 17 Tamże, s. 91.
174
Laterańskiego IV, który w konstytucji nr 13 zabronił tworzenia nowych wspólnot zakonnych (firmiter
prohibemus (…) novam religionem inveniat18), dominikanie przyjęli starą regułę św. Augustyna19,
która zawierała niewiele drobiazgowych wytycznych a przez to pozwalała na więcej organizacyjnej
swobody20. Można mówić tu o pewnym wybiegu, ale, patrząc na to z drugiej strony, widzimy
symboliczny gest wpisania „nowego” w „stare” i ich próbę pogodzenia. Na osobne podkreślenie
zasługuje elastyczność założyciela, a przede wszystkim jego dążenie do legalizacji.
Procentowało tu z pewnością uprzednio zdobyte przez Dominika doświadczenie w
Langwedocji. Tam, na południu Francji, najbardziej zauważalnie przecinały się dwie siły: duchowość
Wschodu i gospodarczo-ekonomiczny rozwój Zachodu, religijny ferment i bogactwo miast21. Z tego
skrzyżowania wyrosła wręcz społeczność idealistów-kontestatorów, która uznawała się za jedyną
prawdziwie wierzącą. Ją także należy wliczyć w nurt reformy XII i XIII stulecia z tą różnicą, że
przebiegający niejako obok klasztorów, z pominięciem Kościoła katolickiego, w którym upatrywano
przeciwnika. Dlatego szybko podpadła pod zarzut herezji, którą należy bezwzględnie zwalczać22.
Jednak jeszcze w roku 1206 był czas rozmów. Wtedy Dominik, który pomagał swemu biskupowi w
nawracaniu mieszkańców Langwedocji, miał okazję naocznie przekonać się, jak istotna dla prostych
ludzi jest nie tylko treść komunikatu, ale też jego forma. Nauczanie z pozycji majestatu było
torpedowane przez słuchaczy argumentem o niestosowaniu się nauczycieli do własnych słów23.
Spójność słowa i czynu na terenie Langwedocji oznaczało wędrowne głoszenie Słowa Bożego przy
jednoczesnym utrzymywaniu się tylko z żebraniny24. Dopiero zaświadczanie słów własnym
przykładem (verbo et exemplo) mogło dać pozytywny efekt.
Konsekwencje płynące z obrania takiej metody ewangelizacji były niezwykle
poważne. Hierarchia rzymskokatolicka w kwestii posiadania dóbr wypowiadała się dosyć pokrętnie.
Kościół bowiem dobrowolne ubóstwo wynosił do rangi cnoty, lecz zarazem nigdy nie potępił
bogactwa, a własny wysoki status materialny uznawał za gwarant trwałości i rozwoju25. Ogólnie
żebractwo było oceniane pozytywnie, ale nie żebractwo kleru. Nędza i wędrowne nauczanie
kolidowały z tradycyjnym już osiadłym i dostojnym stylem życia księży26. Za bardzo też przypominały
waldensów i grupy włóczęgów do nich podobne, które, działając bez papieskiej legitymizacji, szybko
18 Zob. Dokumenty soborów powszechnych. Tekst grecki, łaciński, polski, oprac. A. Baron, H. Pietras, Kraków 2007, t. 2, 869-1312, s. 250. 19 W.A. Hinnenbuch, dz. cyt., s. 91. 20 C.H. Lawrance, dz. cyt., s. 162. 21 J. Chélini, dz. cyt., s. 281. Por.: A. Vauchez, Duchowość średniowiecza, Gdańsk 2004, s. 53-55. 22 J. Kłoczowski, Wspólnoty chrześcijańskie w tworzącej się Europie, Poznań 2003, s. 246-248. 23 Tamże, s. 255-256. 24 Tamże. 25 M. Parrise, dz. cyt., s. 351. 26 J. Kłoczowski, dz.cyt., s. 248.
175
określono jako heretyckie27. W Kościele dojrzewała także myśl, że ruchy wzorujące się na ideale
ewangelicko-apostolskim trzeba opanować i przyłączyć do ortodoksyjnego rdzenia28. Stąd „superbia,
pycha, uważana do tej pory za najpoważniejszy z grzechów głównych, ustępowała niekiedy swe
niechlubne pierwszeństwo cupiditas, w podwójnym tego słowa znaczeniu: skąpstwa, które każe
zachować dla siebie miast dzielić się z innymi, i chciwości, która każe łaknąć coraz więcej”29. Jednakże
inaczej przedstawia się zagadnienie ubóstwa, gdy popatrzeć na nie od strony przeobrażeń
gospodarczych na Zachodzie, których konsekwencją były „narodziny mentalności zysku”30. Z
perspektywy epoki, „w której praca stała się podstawową wartością nowego społeczeństwa, niełatwo
jest wzbudzić szacunek dla życia z żebraniny”31. Trzeba też wyraźnie stwierdzić, że to nie decyzja o
utrzymywaniu się z jałmużny uczyniła dominikanów cennym składnikiem cywilizacji XII i XIII wieku.
Doświadczenia misyjne z XII stulecia zaowocowały w wieku następnym rozwojem
„socjotechniki” z egzemplami w roli głównej32. Wachlarz tego, co kryje się pod hasłem exemplum,
rozpościera się „od legend i bajek wschodnich, przez wątki mitologiczne i różne antyczne fabuły,
opowiadania klasztorne, anegdoty, miracula, spostrzeżenia przyrodnicze aż do opowiadań biblijnych,
przypowieści ewangelicznych i metafor”33. Ogólnie i najkrócej rzecz ujmując, exemplum to odwołanie
do przykładu, służące do podparcia wywodu, ilustrujące główne jego tezy34. Dla ułatwienia pracy
kaznodziei, tworzono całe zbiory dłuższych przykładów35.
Największą wartością zakonu było kaznodziejstwo, ale, co istotne, dobrowolne
ubóstwo wchodzi z nim w ciekawą korelację. Na pierwszym miejscu pojawia się konieczność
przebywania w przestrzeni zasiedlonej przez dużą liczbę ludzi; po drugie – potrzeba uzyskania
akceptacji ze strony tejże zbiorowości. Inaczej trudno byłoby zakonnikom utrzymać się z samego
żebractwa, co wcale nie neguje szczerej żarliwości misji. Po prostu dominikanami rządził cel
praktyczny: mianowicie efektywność36. Cementowało to swoistą specjalizację Zakonu
Kaznodziejskiego. „Generalnie biorąc, kaznodziejstwo staje się w XIII wieku dziedziną zarezerwowaną
27 Tamże. 28 Tamże, s. 252. 29 M. Parrise, dz. cyt., s. 352. 30 A. Vauchez, Duchowość średniowiecza…, s. 54. 31 J. Le Goff, Kultura średniowiecznej Europy, Gdańsk 2002, s. 122. 32 K. Panuś, dz. cyt., s. 144-145. 33 Tamże, s. 143. 34 Gwoli ścisłości trzeba odnotować, że, jak pisze Kazimierz Panuś, „egzemplum nie ma przepisanej długości – może nawet być tylko antonomazją, czyli użyciem imienia własnego postaci biblijnej, historycznej lub literackiej, w tym także mitycznej, dla dobitnego wyrażenia pewnej cechy”. Zob. tamże. 35 Krótką prezentację wybranych zbiorów zob. w: W. Brojer, Diabeł w wyobraźni średniowiecznej. Trzynastowieczne exempla kaznodziejskie, Wrocław 2003, s. 112-123; T. Szostek, Exemplum w polskim średniowieczu, Warszawa 1997, s. 17-32. 36 J. Kłoczowski, dz. cyt., s. 306.
176
dla specjalistów, dobrze i długo do tego celu przygotowywanych przez lata studiów w szkołach
zakonnych”37. Pośrednio wykształcenie kładło nacisk na odbiorców kazań. Zyskiwali oni status
partnera, podmiotowość, którą należy poznać. Jeżeli bowiem nauczyciel nie przejmowałby się swoim
audytorium, to nie mógłby liczyć na odpowiedni rezultat swojej pracy. Jak pisze André Vauchez:
„Właśnie to zwrócenie się ku bliźnim i ku światu, który chciano nawracać z myślą o jego zbawieniu,
stanowi podstawę tego, co historycy zgodnie nazywają zwrotem pastoralnym XIII wieku”38. Mówiąc
jeszcze inaczej, między wiernymi i żyjącymi pośród nich kaznodziejami-żebrakami powstała relacja
oparta na wzajemnej akceptacji. Zrównywała i zbliżała ich do siebie prostota.
Przyjrzyjmy się temu zagadnieniu bliżej na przykładzie kazań z polskiej prowincji
dominikanów, spisanych przez Peregryna z Opola na przełomie XIII i XIV w. W nich również idea
dobrowolnego ubóstwa nie została opuszczona. W jednym z tych kazań narrator, komentując
fragment Dziejów Apostolskich (5, 1-11), pisze: „Panował taki zwyczaj, że kiedy ktoś się
nawracał i chciał iść za apostołami, sprzedawał wszystko, co posiadał, i zapłatę składał u stóp
apostołów. Podobnie się dzieje w każdym zakonie. Kiedy ktoś wstępuje do zakonu, składa
wszystko, co posiada, u stóp przełożonego. I tak ów Ananiasz z żoną sprzedali swe dobra.
Zostawili sobie jednak pewną część pieniędzy, a resztę złożyli u stóp apostołów. Święty Piotr
domyślił się tego i…”, jak wiadomo, koniec tej historii łączy się z karą bożą, czyli Ananiasza z
żoną dosięga nagła śmierć [T 4]39. Komentarz ten służy napiętnowaniu kłamstwa, ale widzimy
jednocześnie, jak została wykorzystana okazja do przemycania informacji na temat zakonu.
Peregryn wynajduje je stale, przez co dominikanie stają się jednym z
bohaterów jego kazań. Wielokrotnie o zakonie mówi wprost, jak w egzemplum o człowieku,
który „zazwyczaj zamiast iść na mszę, udawał się konno do swoich stodół lub na pola
oglądać zbiory zbóż czy też do swoich młynów. Kiedy zaś żona, która była dobrą niewiastą,
napominała go, żeby tak nie postępował, ale żeby przynajmniej w dni świąteczne szedł do
kościoła i posłuchał dobrego kazania, odpowiadał jej: »Ja wiem lepiej od twoich kaznodziejów
(quam tui prædicatores), co powinienem czynić«. Wreszcie gdy raz dzwoniono na mszę,
człowiek ów wsiadł na konia i pojechał na pola. I oto zabiegł mu drogę diabeł, który
powiedział: »Zejdźcie z konia i posłuchajcie mojej mszy«. Następnie poprowadził go w stronę
jakiegoś dołu, gdzie kiedyś było źródło, i zepchnął go tam. W ten sposób zaprowadził go do
piekła, by mógł on wysłuchać mszy piekielnej, podczas której śpiewano: »Biada nam! Po
cośmy się urodzili! Biada nam, bowiem nie możemy umrzeć!«” [T 10].
37 Tamże, s. 307. 38 A. Vauchez, Zwrot duszpasterski w Kościele na Zachodzie, [w:] Historia chrześcijaństwa…, s. 612. 39 W nawiasach podaję numerację kazań de tempore według wydania: Peregryn z Opola, Kazania „de tempore” i „de sanctis”, Kraków – Opole 2001.
177
Zapisy te służą szerzeniu pozytywnego wizerunku zakonu. Prestiż budowany jest
różnymi sposobami: straszeniem i zachętą. W jednym z kazań, trzymając się teorii czterech sensów,
objaśnia Dawida grającego na harfie jako alegorię kaznodziei z Pismem Świętym w ręku. Pisze
tam: „kiedy kaznodzieja bierze je do ręki i uderza swym językiem, wtedy Saulowi, czyli
grzesznikowi, lżej jest, wtedy bowiem odstępuje od niego diabeł. Jak wilki wypędzone z lasów
przez szczekanie psów pozostawiają swój łup, który schwytały, i przerażone uciekają, tak
złe duchy uciekają przed głosem kaznodziei i pozostawiają duszę, czyli łup, który schwytały, i
nie mają już więcej odwagi zachęcać jej do grzechu” [T 20].
Oprócz nadzwyczajnych zdolności oddziaływania na siły nieczyste kaznodzieja ukazany
jest jako ten, który ma moc wpływania na charakter człowieka. Tak, jak to ma miejsce w historii o złym
wójcie, który „w końcu dotknięty chorobą, zaczął popadać w zwątpienie. Ale jego żona, pobożna
niewiasta, poza wiedzą męża poszła przezornie do zakonników i prosiła ich o modlitwę do Boga, ażeby
raczył dać jej mężowi prawdziwy żal za grzechy oraz żeby nie stracił on nadziei w miłosierdzie Boże.
Kiedy mnisi zwrócili się do Boga w modlitwach, nagle ten człowiek odmienił się i w środku nocy zaczął
przyzywać spowiednika. I wtedy żona zrozumiała, że to dzięki modłom braci zmienił się on tak nagle.
Po spowiedzi odmienił swój żywot na lepsze” [T 59]. W tym egzemplum dominikanie nie zostali
wymienieni z nazwy, ale nie ma wątpliwości, że o nich chodzi.
Obowiązkowa spowiedź uszna była nowością wniesioną przez 21. konstytucję
Soboru Laterańskiego IV i od początku łączyła się z działalnością zakonów żebrzących40. Dlatego
także u Peregryna z Opola pojawią się stosowne wzmianki, jak w historii o królewiczu, który
„zachorował, gdy uczył się w szkole. Nauczyciel chłopca wezwał pewnego brata z zakonu
kaznodziejskiego, który wysłuchawszy spowiedzi chłopca, rzekł do nauczyciela: »Błogosławię
wam, że uchowaliście chłopca w takiej niewinności, albowiem jest jeszcze nieskalany, i mam
nadzieję, że zostanie zbawiony«. Kiedy chłopiec umarł, nauczyciel, który bardzo chłopca
kochał, zaczął się modlić, żeby mu Pan ukazał, co się z nim dzieje. Ukazał mu się chłopiec w
stanie godnym pożałowania i płacząc rzekł: »Czego ode mnie chcecie, nauczycielu?«. Nauczyciel
odpowiedział: »Chcę, abyś mnie upewnił o swoim losie«. Na to chłopiec odrzekł: »Zostałem
potępiony na wieki«. Nauczyciel zaś rzekł: »Przecież twój spowiednik zapewnił, że jesteś wśród
tych, którzy będą zbawieni«. »To prawda« - odparł chłopiec - »gdybym był umarł takim, jakim
mnie zostawił. Ale oto po jego odejściu diabeł podsunął mi taką myśl, którą wkrótce zacząłem
rozważać: O Boże, niech się poskarżę, że wkrótce mam umrzeć i pozostawić te wszystkie bo-
gactwa, jakie posiada mój ojciec. Nie miał on bowiem więcej dzieci, tylko mnie. Martwiłem się
40 W. Brojer, Diabeł…, s. 68-69.
178
przeto tym, że zostawiam te bogactwa, a zapomniałem o bogactwach niebieskich, dlatego dla
mojej chciwości zostałem potępiony na wieki«”[T 13]. Widzimy na tym przykładzie
skuteczność spowiedzi, ale i niewystarczalność jednorazowego jej aktu. Odpowiada to
postanowieniu wspomnianego soboru, który nakładał na wszystkich wiernych spełnienie tego
obowiązku przynajmniej raz do roku (saltem semel in anno)41. Na zakony żebracze zaś spadało
odpowiednie przygotowanie wiernych42. Kazania były w tym procesie drogą prowadzącą do aktu
spowiedzi przez uprzednie skruszenie ducha, przez poruszenie (movere), ale i przez elementarne
pouczenie (docere). Dlatego u Peregryna znajdujemy następujący zapis: „spowiedź zaś powinna
być całkowita, to znaczy człowiek powinien wyznać grzechy i okoliczności, czyli czas, miejsce,
liczbę, osobę, wiek, umiejętności, stanowisko, płeć, stan, godność. Czy grzech został
popełniony łatwo i chętnie, lub uprzedzał pokusę, czy popełniany był często, czy otwarcie i
siejąc zgorszenie. Dlatego stawia się pytania: kto? co? gdzie? z czyją pomocą? dlaczego? jak?
kiedy?” [T 20].
Tak drobiazgowy instruktaż był niezbędny. Przed 1215 rokiem, gdy spowiedź nie
była przymusowa, pokajanie się polegało zgoła na czym innym43. Jak pisze Jerzy Kłoczowski: „W
rozpowszechnionym dotąd mniemaniu darowanie grzechów łączyło się dopiero z czynną ekspiacją,
na przykład z pokutą w postaci pielgrzymki, gdy teraz własna skrucha i żal stanowią sprawę
centralną”44. Te uczucia stanowią filar innej już duchowości, którą można by nazwać narodzinami
sumienia dla odróżnienia od duchowości opierającej się na zewnętrznej manifestacji, na
usankcjonowanym ceremoniale.
Wskazanie na rolę przeżycia wewnętrznego doskonale przedstawia egzemplum
o opętanej: „Kiedy niewiasta ta przyszła do spowiedzi do pewnego brata z zakonu
kaznodziejskiego, nie mogła wypowiedzieć ani jednego słowa. Spowiednik zapytał ją: »Dlaczego
nie mówisz?« Ona zaś pokazywała mu rękoma, że nie może mówić. Spowiednik więc rzekł
do niej: »Dlaczego nie możesz mówić, skoro sercem mówisz? wsłuchaj się w siebie« (intra te
ipsam)! Kiedy ona to uczyniła, z jej ust wyskoczyła ogromna żaba i już więcej się nie pokazała, a
owa niewiasta zaczęła własnymi ustami wyznawać grzechy, czego przedtem nie mogła
uczynić. Teraz bowiem wyrzuciła złego ducha ze swojego ciała, jak wyrzuca się rabusia z domu”
[T 20]. Widzimy tu ciekawą kolejność: najpierw następuje wyciszenie i kontemplacja, dopiero po
skupieniu na własnym wnętrzu spowiedź okazuje się w ogóle możliwa.
41 Dokumenty soborów…, s. 258 – 259.
42 J. Kłoczowski, dz. cyt., s. 310 – 314. 43 J. Delumeau, Grzech i strach. Poczucie winy w kulturze Zachodu XIII – XVIII, Warszawa 1994, s. 281-283. 44 Tamże, s. 310-311.
179
W innym przykładzie diabeł, obserwując jak z kościoła wychodzą wyleczeni
cudownie z trądu, sam zapragnął oczyścić swoje ciało. „Wszedł również do świątyni i zaczął
się spowiadać, aby stać się oczyszczonym. Ale kiedy wyznawał liczne grzechy, kapłan zapytał go:
»Czy ty nie jesteś diabłem?« A on odpowiedział: »Jestem«. Kapłan wówczas zapytał: »A dlacze-
go przyszedłeś do spowiedzi?« Diabeł zaś rzekł: »Oczywiście dlatego, że chcę być oczyszczony
jak tamci, których wyspowiadałeś«. Wtedy kapłan zapytał go: »Czy żałujesz, że występowałeś
przeciwko Bogu?« Na co diabeł odrzekł: »Nie żałuję« (non doleo). »Skoro nie żałujesz, nie
możesz dostąpić miłosierdzia« powiedział kapłan i diabeł zniknął” [T 12]. Narrator pokazał
porażkę diabła, który nie okazuje żalu, a bez tego spowiedź nie może się odbyć. O tym, że w
skupieniu na sobie nie chodzi o uzyskanie spokoju wewnętrznego, autor obrazuje przykładem o
zatwardziałej grzesznicy, „która nie chciała pokutować mimo wielkich grzechów, jakich się
dopuściła”, ale przyszła do kościoła, by adorować krzyż. Tam porażona widokiem broczącego
krwią Jezusa przystępuje do spowiedzi, ale z żalu umiera [T 25].
W tym kontekście bardzo ciekawie jawi się fragment z innego z Peregrynowych
kazań: „Ale ty mówisz: »Ja takiej skruchy nigdy nie odczuwałem«. Tedy ja cię nauczę, jak
wzbudzić skruchę (acquiras contritionem). Najpierw powinieneś żałować (dolere), że
popełniłeś grzech, wołając, abyś go był nigdy nie popełnił, a wreszcie postanowić wystrzegać
się grzechu w przyszłości. Dzięki takiej skrusze możesz zostać zbawiony”. Widzimy, że kazania
Peregryna z Opola pełniły rolę wychowawczą, ucząc w jaki sposób wyrażać emocje i
jednocześnie propagując te pożądane. Zwłaszcza na uwagę zasługuje tu rola kazania na siódmą
niedzielę po zesłaniu Ducha Świętego [T 47], które ma postać małego „traktatu”. Jego
przesłanie zawiera się w trzech punktach: skrucha (contritio), spowiedź (confessio) i akt pokuty
(pœnitentia). Jak tłumaczy narrator, skrucha przeżywana jest wtedy, gdy grzesznik odczuwa żal
za grzechy. Po niej przychodzi czas na szczerą spowiedź, a na końcu – próba naprawienia zła
dobrymi czynami. Te trzy punkty wiążą się z misją zakonu dominikańskiego i realizacją
postanowień soborowych. Spowiedź jest elementem centralnym, do którego zbliża
odpowiednie przygotowanie stanu ducha.
Tak w uproszczeniu wygląda program duszpasterski zawarty w kazaniach
Peregryna z Opola, który jest zarazem tożsamy z programem całego zakonu. Najistotniejszym
jego dopełnieniem jest nauka na temat płaczu. Stosowny fragment zawiera się we
wspomnianym wcześniej „kazaniu-traktacie”: „Dobra łza powoduje bowiem trzy skutki. Po
pierwsze nawet jedna łza może oczyścić brudną duszę, której nie mogą obmyć wszystkie wody
morza. Ona bowiem jest morzem miedzianym, w którym umywali ręce i nogi wchodzący do
świątyni. Po drugie łza zatapia diabła. Morze Czerwone, w którym utonął faraon, to jest
180
diabeł, z wojskiem występków, oznacza właśnie tę łzę. Pies boi się gorącej wody. Podobnie
diabeł boi się łez. Trzeci skutek jest ten, że królestwo niebieskie zdobywa się jakby jakimś
gwałtem. Grzegorz powiada: » Królestwo niebieskie chce być zdobyte naszymi łzami, albowiem
nie należy się nam za nasze zasługi«” [T 47]. Jak widzimy, łza oczyszcza, uświęca i nagradza.
Zdaje się jakby skrótem programu duszpasterskiego XIII stulecia. Starożytność nie znała
odkupicielskiej roli skruchy. Stosowna nauka pojawia się dopiero około X wieku, a w XII zostaje do
niej dodane przekonanie o odpuszczaniu grzechów przez płacz45. Jak w tym czasie dobitnie
zapewnia Piotr Abelard: „(…) przed tego rodzaju płaczem i żalem serca, który nazywamy
prawdziwą skruchą (veram pœnitentiam dicimus), grzech nie może się ostać (peccatum non
permanet), to znaczy obraza Boga i upodobanie do złego, ponieważ miłość Boga, będąca
źródłem takiego płaczu, nie dopuszcza do współistnienia winy (non patitur culpam)”46.
Natomiast inaczej w panoramie historycznej sytuuje to zagadnienie Marie-
Humbert Vicaire, który pisze, że: „Tradycja ta jest niezależna od jakiejś szczególnej doktryny i
nie ogranicza się do wybranej grupy. Jest wspólnym dobrem całej kontemplacyjnej tradycji
zachodniej, do której wnosi swoisty wkład. Można ją nazwać »tradycją skruchy łez«. Jej źródło
to bogate dziedzictwo patrystyczne, owoc medytacji nad tekstami biblijnymi, a zwłaszcza nad
psalmami. Określona jest przez dwa czynniki wewnętrzne: skruchę, która (…) oznacza swoiste
cierpienie wewnętrzne, i przez łzy, które są zewnętrznym wyrazem wewnętrznej
rzeczywistości”47. Symbolicznie rzecz ujmując, zauważmy, że łzy łącząc dwie przestrzenie, to, co
wewnątrz z tym, co na zewnątrz, nie przynależą całkowicie do żadnego z tych porządków.
Mówiąc zaś inaczej, łzy, o których wielokrotnie pisze Peregryn z Opola, nie są łzami
„monastycznymi”. Słusznie Vicaire akcentuje ich kontemplatywne pochodzenie, ale łzy u
Peregryna to nie vita contemplativa. U niego płaczą świeccy i w dodatku bardziej nad swoimi
uczynkami niż w ogólności nad losem ludzkiej jednostki w świecie. W tym ujęciu łzy są więc
wyrazem nowej postawy, niejako nowej duchowości, która zrównuje świeckich i duchownych.
Egzempla z kazań Peregryna ukazują obie te grupy i obie te grupy traktują pod tym względem
na równi, o ile łzy są szczere, prawdziwe, bo to jest właśnie wartość najbardziej pożądana.
W sumie, jak widzieliśmy na przykładzie twórczości Peregryna z Opola,
naczelną funkcją kazań dominikańskich jest krzewienie wiary chrześcijańskiej.
Niemniej oprócz tego łączą się one z dbałością o zrozumienie i akceptację, która jest
wyrazem otwarcia na podmiotowość odbiorców. Dowodem są egzempla, które
45 J. Delumeau, dz. cyt., s. 282. 46 Petri Abælardi, Ethica seu liber dictus scito te ipsum, [w:] Patrologiae latinae cursus completus CLXXVIII, s. 664. Piotr Abelard, Rozprawy, Warszawa 2001, s. 231-232. 47 M.-H. Vicaire, Dominik i jego Bracia Kaznodzieje, Poznań 1985, s. 357.
181
przedstawiają świat przez pryzmat jednostki. Jej akcentowanie stanowi wyraz wartości, w
których ujawnia się duch laterański z 1215 roku. 10. konstytucja tego soboru wymaga od
kaznodziejów troskliwości (sollicitus) oraz mocy w czynach (opera) i słowach (sermo)48. Dlatego
widzieliśmy, że u Peregryna w parze z przedstawianym grzesznikiem podąża kaznodzieja. Obaj
stanowią równie ważnych bohaterów kazań, a prostota łączy ich ponad głowami scholastyków z
apostolskimi korzeniami w starożytności.
BIBLIOGRAFIA:
Źródła:
Peregrini de Opole, Sermones de tempore et de sanctis, Warszawa 1997.
Peregryna z Opola, Kazania „de tempore” i „de sanctis”, Kraków – Opole 2001.
Piotr Abelard, Rozprawy, Warszawa 2001.
Opracowania:
Babraj M. A. (red.), Dominikanie. Szkice z dziejów zakonu, Poznań 1986.
Brojer W., Diabeł w wyobraźni średniowiecznej. Trzynastowieczne exempla kaznodziejskie, Wrocław
2003.
Brojer W., Ewolucja exemplum w XII i XIII, [w:] Brojer W. (red.), Źródło. Teksty o kulturze
średniowiecznej ofiarowane Bronisławowi Geremkowi, Warszawa 2003.
Brojer W. (red.), Źródło. Teksty o kulturze średniowiecznej ofiarowane Bronisławowi Geremkowi,
Warszawa 2003.
Chélini J., Dzieje religijności w Europie Zachodniej w średniowieczu, Warszawa 1996.
Delumeau J., Grzech i strach. Poczucie winy w kulturze Zachodu XIII – XVIII, Warszawa 1994.
Hinnenbuch W.A., Dominikanie – krótki zarys dziejów, [w:] Babraj M. A. (red.), Dominikanie. Szkice z
dziejów zakonu, Poznań 1986.
Kłoczowski J., „Nowe chrześcijaństwo” w XII wieku: od Skandynawii po Bałkany, [w:] Vauchez A.
(red.), Historia chrześcijaństwa. Religia, kultura, polityka, Warszawa 2001, t. 5, Ekspansja Kościoła
rzymskiego. 1054 – 1274.
Kłoczowski J., Wspólnoty chrześcijańskie w tworzącej się Europie, Poznań 2003.
Lawrance C. H., Monastycyzm średniowieczny, Warszawa 2005.
48 Analizę tej konstyucji zob.: W. Brojer, dz. cyt., s. 63-69.
182
Le Goff J., Kultura średniowiecznej Europy, Gdańsk 2002.
Panuś K., Historia kaznodziejstwa, Kraków 2007.
Parrise M., Chrystianizacja społeczeństwa, [w:] Vauchez A. (red.), Historia chrześcijaństwa. Religia,
kultura, polityka, Warszawa 2001, t. 5, Ekspansja Kościoła rzymskiego. 1054 – 1274.
Strzelczyk J., Średniowieczny obraz świata, Poznań 2004.
Szostek T., Exemplum w polskim średniowieczu, Warszawa 1997.
Vauchez A., Duchowość średniowiecza, Gdańsk 2004.
Vauchez A. (red.), Historia chrześcijaństwa. Religia, kultura, polityka, Warszawa 2001, t. 5, Ekspansja
Kościoła rzymskiego. 1054 – 1274.
Wierusz-Kowalski J., Chrześcijaństwo, Warszawa 1988.
183
Magdalena Andrejczuk
magdaandrejczuk@gmail.com
Prawdopodobnie najlepsze państwo na świecie – marketing narodowy a globalizacja.
Na świecie jest około 250 państw, każde z nich reprezentuje pewne wartości, obyczaje,
historię oraz perspektywy. Przeciętny człowiek nie potrafi wyszczególnić nawet jednej trzeciej z nich.
Jednak na globalnym rynku coraz częściej dochodzi do konkurencji między państwami. Kraje, tak jak
korporacje międzynarodowe, określają swoje strefy wpływów (grupy docelowe), dbają o marketing i
wizerunek (reklama) oraz dążą do dominacji (przede wszystkim rynkowej). W rankingu opracowanym
w 2001 roku wśród 100 największych gospodarek świata 51 było firmami, a 49 krajami. Pokazuje to
ogromne zależności, jakie istnieją pomiędzy biznesem a państwem. Dlatego nie dziwi coraz większa
popularność marketingu narodowego oraz rosnące aspiracje do budowania silnej marki narodowej.
Kwestia ta dotyczy również Polski, w której powstał Instytut Marki Polskiej mający za zadanie dbanie
o markę naszego kraju. Niniejsza praca będzie próbą określenia specyfiki marketingu narodowego
oraz jego istoty w kontekście globalizacji.
Genezy marketingu narodowego upatrywać można już pod koniec XVIII wieku, kiedy to
podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej „starano się zmienić i wykreować nowy autonomiczny
postarystokratyczny image państwa, gdzie trójkolorową flagę zastąpiono kwiatem lilii, wprowadzono
nowy kalendarz, zmieniono system miar i wag na metryczny, wprowadzono nowy hymn –
Marsyliankę”1. Obecnie rozwój budowania tożsamości państwa przybrał taką miarę, że trudno przejść
obok niego obojętnie.
Marka to tożsamość, korporacyjna świadomość, obecna nie tylko w reklamach, ale również
w przestrzeni miast, domach, w sieci. Naomi Klein w książce No logo mówi wręcz o metkowaniu
świata – metkowaniu pejzażu miejskiego, metkowaniu mediów, muzyki czy sportu. Branding oraz
całe zamieszanie wokół budowania tożsamości marki określa jako erę markozaurów, gdzie człowiek
nie tylko utożsamia markę z rzeczami materialnymi (np. ubraniami czy jedzeniem), ale przede
wszystkim z dobrami wyższymi, kulturą2.
Marka doskonale wkomponowuje się w globalizację. „Nieskrępowany w zasadzie barierami
prawnymi i administracyjnymi przepływ kapitału (globalizacja finansów), wzrost korporacji
transnarodowych (fuzje i przejęcia, procesy konsolidacyjne), nowa technologia komunikacyjna i
1 M. Raftowicz, Marketing narodowy w Polsce, [w:] L. Olszewski (red.) Lokalne aspekty globalizacji gospodarki: wybrane problemy, Wrocław 2006, s. 67. 2 N. Klein, No logo, Izabelin 2004, s. 53-79.
184
Markowy eksport
Inwestycje zagraniczne i imigracje
Ludzie
Kultura i dziedzictwo
MARKA KRAJU
Polityka wewnętrzna i zagraniczna
informatyczna (Internet, multimedia), integracja gospodarcza krajów i regionów (międzynarodowy
rynek towarów i usług) – to zjawiska i procesy, które charakteryzują współczesną globalizację.
Zjawiska te wywołują społeczne oraz kulturowe zmiany i przeobrażenia”3.
Wszystko to powoduje, że mamy do czynienia z nową koncepcją – obok promocji
produktów i usług występuje reklama państw. Marketing narodowy staje się antidotum na globalne
relacje i zależności oraz unifikację świata poprzez wyróżnienie kraju jako marki. Za T.L. Friedmanem o
współczesnym świecie można powiedzieć, że jest globalną równiną, która po tym jak padają kolejne
mury, a szybki świat wchłania nowe kraje, staje się szersza, szybsza i bardziej otwarta. Jednak
wyróżnienie się jest tym aspektem, który może zdecydować o pozycji kraju w świecie.
Powstaje twór marek narodowych, wśród których prym wiedzie marka amerykańska zwana
Brand America, ale tuż obok znajduje sie Chimeryka – twór powstały z połączenia Chin i Ameryki, a
tak naprawdę współczesne, rozwijające się w zastraszającym tempie Chiny. Miernikiem tego są
chociażby metki ogromnej ilości produktów z napisem Made in China. Marka narodowa jest
relatywna, jak definiuje ją Roman Rojek: „Marka narodowa to marka uznawana za taką przez
otoczenie (warunek subiektywny) i chcąca za taką uchodzić (warunek subiektywny po stronie marki),
spełniająca wymagania stawiane „dobremu obywatelowi” (warunek obiektywny), choć ocena jego
spełnienia jest subiektywna i dostarczająca produkty lub usługi światowej jakości (warunek
obiektywny)”4. Robert Furtak określa zaś markę narodową „indywidualnym kodem genetycznym”.
Wiąże się to z jej niepowtarzalnością oraz niemożliwością podrobienia5.
Rys. 1. Sześciokąt kanałów komunikacyjnych (oprac. własne na podst. S. Anholt, J. Hildreth, Brand America. Tajemnica megamarki. Ameryka jako marka. Nauki dla Polski, Warszawa 2005, s. 14.)
3 R. Rojek, Marka narodowa. Relikt czy fenomen na globalizującym się rynku?, Gdańsk 2007, s. 33. 4Tamże, s. 108. 5 R. Furtak, Marka kraju – jej istota i znaczenie marketingowe, Zachowanie podmiotów na rynku – konsekwencje ekonomiczne, Lublin 2006, s.26.
Turystyka
185
Jak zauważa Simon Anholt na markę kraju wpływa wiele czynników (Rys. 1). Dopiero zbiór
tych elementów może stworzyć mocną i rozpoznawalną markę. Simon Anholt zauważa, że
najważniejsze są umiejętne działania komunikacyjne, czyli jak określa się to w nomenklaturze
marketingowej – szeroko pojęty public relations. „Te działania komunikacyjne obejmują: rodzaje
marek, które kraj eksportuje (specjalności kraju), sposób, w jaki promuje się w zakresie handlu,
turystyki, inwestycji zagranicznych oraz zatrudniania obcokrajowców; sposoby i obyczaje zachowania
kraju w dziedzinie polityki wewnętrznej i zagranicznej oraz metody prezentacji tych zachowań; to, jak
kraj promuje, przedstawia i udostępnia swoją kulturę; zachowanie i zwyczaje obywateli kraju za
granicą oraz ich stosunek wobec przejezdnych u siebie w kraju; jak kraj przedstawia się i wypada
w przekazach światowych mediów; organizacje i ciała międzynarodowe, w których kraj uczestniczy;
powiązania i stosunki z innymi krajami; sposób konkurowania z innymi krajami w sporcie i rozrywce;
to co kraj oferuje światu i czego od świata potrzebuje”6. Wszystko to robi w sieci powiązań i
zależności pomiędzy krajami, gdzie granice państwowe praktycznie zanikają (jak w strefie Schengen),
gdzie korporacje międzynarodowe identyfikują pracowników ze sobą, często o wiele bardziej niż
państwo, gdzie mamy do czynienia z unifikacją i standaryzacją – kraje nie różnią się od siebie
zasadniczo. W tym zintegrowanym worku państw i narodów (Unia Europejska jest przecież tworem,
który docelowo ma zastąpić politykę krajów, wprowadziła już wiele własnych polityk) okazuje się, że
jednak ważne jest, aby kraj stał się marką, ponieważ przekłada się to na go wyrazisty i silny wizerunek
na arenie międzynarodowej. Co implikuje wiele korzyści.
Tabela 1. Wartość marek narodowych (Źródło: S. Anholt, Tożsamość konkurencyjna. Nowe spojrzenie na markę,http://www.imp.org.pl/images/stories/branding_miejsc/rozumienie%20wizerunku%20narodowego.pdf, 26.11.2009.)
Kraj Wartość marki w mld USD
Wartość marki/ PKB 2004 (%)
Wartość marki/głowę ludności (USD)
USA 17.893 152 60.963 Japonia 6.205 133 48.566 Niemcy 4.582 167 55.449 Wielka Brytania 3.475 163 58.492 Polska 43 18 1.138
Wystarczy przeanalizować wartości marek narodowych (Tabela 1.), aby stwierdzić, że mają
one ogromny wpływ na całą gospodarkę. Amerykanie, którzy mają szczególny sentyment do swojego
państwa i symboli narodowych, mają również najdroższą markę, której wartość wynosi prawie 18 bln
6 S. Anholt, Sprawiedliwość marek. Jak branding miejsc i produktów może uczynić kraj bogatym, dumnym i pewnym siebie, Warszawa 2006, s. 21.
186
dolarów. Jej wartość jest kilkaset razy większa niż wartość marki Polski. Obrazuje to dystans, jaki
dzieli nasz kraj od Brand America. Wartość marki przekłada się na miejsce w rankingu, tu również
widać różnicę między Polską a krajami najbardziej rozwiniętymi.
Tabela 2. Ranking marek krajów oraz samoocena krajów (IV kw. 2005 r.) (Źródło: S. Anholt, Tożsamość konkurencyjna. Nowe spojrzenie na markę, http://www.imp.org.pl/images/stories/branding_miejsc/autowizerunki%20krajow.pdf, 26.11.2009.)
Kraj Ranking ogólny Samoocena Wielka Brytania 1 1 Szwajcaria 2 1 Kanada 3 1 Włochy 4 1 Szwecja 5 1 Niemcy 6 1 Japonia 7 1 Francja 8 1 Australia 9 1 Stany Zjednoczone 10 1 Hiszpania 11 1 Holandia 12 1 Norwegia 13 1 Dania 14 1 Nowa Zelandia 15 1 Belgia 16 3 Irlandia 17 1 Portugalia 18 5 Chiny 19 Brak danych Rosja 20 8 Węgry 21 10 Brazylia 22 4 Singapur 23 8 Argentyna 24 5 Korea Południowa 25 5 Indie 26 1 Meksyk 27 2 Egipt 28 13 Czechy 29 4 Polska 30 15 Malezja 31 4 Republika Południowej Afryki 32 6 Estonia 33 7 Indonezja 34 15 Turcja 35 3
Nie chodzi nawet o konkluzję, że pierwsza dziesiątka to kraje bogate, rozwinięte, o silnej
pozycji politycznej oraz stabilnej sytuacji społecznej i gospodarczej, które od wielu wieków budowały
187
swój wizerunek. To, co wynika z Tabeli 2., to przede wszystkim ogromne poczucie własnej wartości,
które charakteryzuje kraje z pierwszej piętnastki rankingu. Zdecydowana większość obywateli
wszystkich 35 państw lokuje swój kraj na wysokiej pozycji, nawet jeśli obiektywnie sklasyfikowane są
w drugiej dziesiątce. Polska w 2005 roku zajmowała w rankingu marek 30 pozycję, Polacy ocenili nasz
kraj na 15 miejscu. Ten samokrytycyzm, tak wyraźnie widoczny na tle innych państw ma ogromny
wpływ na zewnętrzne postrzeganie naszego kraju. Jesteśmy bardzo srodzy w samoocenie,
co przekłada się również na opinię o Polsce wśród innych narodów. Wyobrażenie o kraju wpływa na
preferencje wyboru produktów i usług z tego kraju.
Nasz kraj nie wypadł też dobrze w badaniach z 2008 roku 130 krajów Travel
Competitiveness Report na temat potencjału turystycznego. Analiza dotyczyła ram prawnych
turystyki, jak również infrastruktury oraz kapitału ludzkiego, kulturowego i przyrodniczego. Pierwsza
trójka to Szwajcaria, Austria i Niemcy. Polska zajęła 56 miejsce, z 34 miejscem zasobów
przyrodniczych, 62 pozycją otoczenia biznesowego i infrastruktury turystycznej oraz 120 miejscem
pod względem otwartości na turystów, czyli stosunkiem do odwiedzających7. Przecież to obywatele
naszego kraju powinni być jego ambasadorami i emisariuszami, którzy wywołują pozytywne reakcje.
Dlatego też plany, co do uczynienia z Polski potęgi turystycznej8 są przez taką ocenę wręcz nierealne.
Pomiędzy produktami, firmami, regionami, wydarzeniami, ludźmi, ideami oraz kapitałami
pochodzącymi z danego kraju a reputacją tego kraju zachodzi sprzężenie zwrotne. Okazuje się
bowiem, że dobra marka produktów wzmacnia wizerunek państwa z którego pochodzą. Natomiast
pozytywne postrzeganie kraju powoduje, że konsumenci wybierają produkty firmowane nazwą tego
kraju. Określa się to mianem „efektu kraju pochodzenia”9.
Wybieramy produkty, które łączą się z państwem, które budzi w nas określone reakcje.
Made in staje się obecnie obok marki jednym z głównym motywów decydowania się na określone
dobra, czy usługi. Stereotypy w klasycznym, lippmannowskim pojęciu się kategoriami, w jakich
lokujemy również dobra materialne. „I tak, np. Niemiec jest uczciwy, solidny i niezawodny jak
niemieckie samochody. Hiszpan to pasjonat piłki nożnej, tańca i corridy, więc można przy nim
wypocząć. Również Włosi – uważani są za nieobliczalnych, ale przy tym romantycznych – ich
samochody są szybkie i odważnie projektowane. O Japończykach mówi się, że są dokładni aż do
7 J. Węglarczyk, Uszczerbek na wizerunku, „Rynek Podróży”, 01.10.2008, s.16. 8 Wynika tak z ekspertyzy Instytutu Marki Polskiej, zob. Polska może być potęgą turystyczną?, http://turystyka.gazeta.pl/Turystyka/1,82269,5625255,Polska_moze_byc_potega_turystyczna_.html, 26.11.2009. 9 M. Ryniejska-Kiełdanowicz, Kształtowanie wizerunku Polski w UE, [w:] B. Ociepka (red.), Kształtowanie wizerunku, Wrocław 2005, s. 27.
188
przesady - ich elektronika musi być najlepsza. Z kolei Amerykanie to kipiący pomysłami optymiści,
dlatego tak chętnie pijemy Coca-Colę – też chcemy być tak postrzegani”10.
Zgodnie z obrazem danego narodu i jego obywateli kształtuje się obraz dóbr i usług, które
oferuje. Dlatego tak ważne jest kim jesteśmy w oczach innych nacji. Dzięki temu możliwy jest nie
tylko rozwój gospodarki, ale również ekspansja kulturowa, silna pozycja na arenie politycznej,
atrakcyjność turystyczna i wiele innych przymiotów. Jak określiłby to Noam Chomsky „podbój trwa”.
„Przeciętnemu Polakowi Francja kojarzy się z szampanem i wieżą Eiffela, Ameryka z coca-
colą i Statuą Wolności, a Szwajcaria z wybornym smakiem czekolady”11. Obraz Polski nie jest tak
łatwy do sprecyzowania. Różne narody mają o nas różne zdanie. Wielka Brytania z powodu fali
emigrantów z Polski mogła zmienić pogląd na temat naszego kraju. Do niedawna panowała opinia, że
Niemcy powinni dobrze zabezpieczać przed nami swoje samochody, ale dzisiaj takie stwierdzenia są
coraz rzadsze. We Francji przez długi czas królował polski hydraulik na słynnym plakacie.
Przed akcesją Polski do UE Marta Ryniejska-Kiełdanowicz zbadała wizerunek Polski wśród
narodów europejskich. Według Austriaków „Polak jest życzliwy i zdyscyplinowany, ale z drugiej
strony cechuje go zacofanie i konserwatyzm. Cechą, która zdecydowanie nas wyróżnia, jest
religijność”12. Francuzi za to kojarzą Polskę z biedą, ubóstwem, brakiem pracy, zacofaniem i
położeniem na peryferiach Europy, ale również z odwagą, twardością, zdyscyplinowaniem czy
uprzejmością. Panuje również mit o romantycznym, uwodzicielskim polskim narodzie, ale także
nieodpowiedzialnym, czasami nieżyciowym. Wśród przysłów istnieje powiedzenie „pijany jak Polak”,
Polak to również Chopin, który jest przez Francuzów traktowany z niezwykłą estymą13. W hiszpańskiej
prasie natomiast zauważono, że w Polsce warto inwestować, nasz kraj kojarzony jest głównie
z obaleniem komunizmu14. W Niemczech panuje negatywne semantyczne znaczenie pojęcia
polskości. Z lat 70. przetrwało powiedzenie „polska stonka”, które dotyczyło wykupowania przez
Polaków towarów ze sklepów. 65 proc. respondentów niemieckich mówi również o zbyt dużym
wpływie Kościoła katolickiego na państwo15. Szwedzi zaś zauważają przerost polskiej biurokracji oraz
problem korupcji. Istnieje za to w tym kraju zainteresowanie polską kulturą16. Obywatele Wielkiej
Brytanii mówią o Polakach jako religijnych, pracowitych, zdyscyplinowanych, odpowiedzialnych i
10 P. Skawiński, Made in Bolanda - wyprodukowane w Polsce, http://gospodarka.gazeta.pl/firma/1,31560,5602394,Made_in_Bolanda___wyprodukowane_w_Polsce.html, 26.11.2009. 11 Marki Narodowe, http://serwisy.gazeta.pl/metroon/1,71328,431217.html, 25.11.2009. 12 M. Ryniejska-Kiełdanowicz, Public relations Polski w okresie kandydowania do Unii Europejskiej, Wrocław 2007, s. 107. 13 Tamże, s. 110-111. 14 Tamże, s. 119. 15 Tamże, s. 123. 16 Tamże, s. 132.
189
życzliwych ludziach, ale uważają, że polskie produkty są nienowoczesne, aczkolwiek niedrogie. 39
proc. z nich chciałoby spędzić w Polsce wakacje17.
Wizerunek Polski jest niejednoznaczny, tyle ile pozytywnych jest również negatywnych
opinii. Z pewnością kontakt z Polakami, jak również wizyta w Polsce, przede wszystkim zaś media
mogą zmienić zdanie na temat naszego kraju. Wszystko po to, aby pierwsze zdanie ze sztuki Ubu król
czyli Polacy Alfreda Jarrego z 1896 roku „Rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie” sparafrazować na
„Rzecz dzieje się w Polsce, czyli wszędzie gdzie warto być”.
M. Ryniejska-Kiełdanowicz wyróżnia następujące metody budowania wizerunku państwa na
arenie międzynarodowej18.
1. Targi i wystawy międzynarodowe (Polska wzięła udział w targach Expo 2008 z hasłem Twórz i
dbaj albo Tworzyć i dbać. Jej pawilon należał, z powierzchnią prawie 1000 m2, do jednych z
największych na wystawie19).
2. Lobbing (np. pozycja Jerzego Buzka w Parlamencie Europejskim).
3. Promowanie produktów zagranicą (reklama polskich produktów, do tej pory eksportujemy
głównie: krasnale ogrodowe do Niemiec oraz różnego rodzaju alkohole).
4. Kształtowanie wizerunku kraju przez działania w sferze kultury, znane osoby i wydarzenia
(osoby Jana Pawła II, Lecha Wałęsy, symbol Solidarności, przygotowanie Euro 2012, znani
reżyserzy, aktorzy, nawet 2. miejsce Dody na MTV Europe Music Awards 2009).
5. Uczestniczenie w międzynarodowych akcjach niesienia pomocy z udziałem wojska (udział
Polski w misjach pokojowych ONZ oraz wojska polskie w Iraku i Afganistanie).
6. Rola Internetu w kształtowaniu wizerunku państwa.
Szczególnie ten ostatni punkt jest we współczesnym, globalnym społeczeństwie niezwykle
istotny. Zgodnie z przewidywaniami, jest coraz więcej polskich stron internetowych. „W roku 2008 w
sieci przybyło ponad pół miliona nazw z rozszerzeniem .pl. To niemal tyle, ile przez poprzednich
dziesięć lat łącznie. Wartość tego rynku przekroczyła 100 mln zł rocznie. I rośnie”20. Polacy mają coraz
lepszy dostęp do Internetu, informatyzacja kraju jest ogromnym priorytetem dla rządzących.
Przekłada się to również na wizerunek kraju. Kiedy wpisuje się hasło Polska do wyszukiwarki Google
ukazuje się (na dzień 25 listopada 2009) około 124 milionów stron, słowo Poland znajduje już tylko
około 45,6 mln odniesień, podczas gdy hasło USA ma około 924 milionów witryn, zaś France – 847
mln21. Od 2004 roku hasła Poland najczęściej (oprócz Polski) szukano w wyszukiwarce Google w
17 Tamże, s. 138. 18 Tamże, s. 220. 19 www.expo2008poland.pl, 25.11.2009. 20 Ł. Dec, Polski rekord w Internecie, http://www.rp.pl/artykul/211165.html, 25.11.2009. 21 Statystyki Wyszukiwarki Google.com, 25.11.2009.
190
Nigerii, Irlandii, Ghanie, Litwie, Nepalu, Białorusi, Łotwie, Armenii i Bangladeszu22 (dla porównania
hasło USA wystukiwano najczęściej w Nigerii, Gambii, Ghanie, Togo, Neapolu, Sierra Leone, Gwinei,
Beninie, Kamerunie i Rwanie)23.
Z pewnością internet jest areną, w której marketing narodowy ma ogromne pole do popisu.
Są jednak jeszcze inne media, wykorzystywane do promocji. I tak Polska uruchomiła ogromny projekt
Instytutu Marki Polskiej, który ma na celu wykreowanie wizerunku naszego kraju. To co rzuca się w
oczy, to niespójny system identyfikacji wizualnej. Tradycyjnym emblematem Polski jest biało-
czerwona flaga, nie sprawdza się ona jednakże jako logotyp. Dlatego wiele instytucji turystycznych i
zajmujących się marketingiem narodowym stworzyło własne pomysły na logo. Zamiast jednego,
rozpoznawalnego i zaakceptowanego przez obywateli znaku mamy kilka propozycji (znak Teraz
Polska – z flagą, Logo polskiej turystyki – Polskiej Organizacji Turystycznej jako morze, góry i las, biało-
czerwony latawiec Ministerstwa Spraw Zagranicznych, otwarte okno z napisem Polska na targi Expo
2000 w Hannowerze, czy wręcz zupełnie oddalony od biało-czerwonej stylistyki logotyp na targach
Expo 2008 w Saragossie).
„Zdaniem Olinsa motywem przewodnim promocji Polski powinno być »twórcze napięcie«.
Ma ono tłumaczyć, czym jest Polska i pomagać ją zrozumieć. Ekspert zwraca uwagę na to, że idea
pozwala poprowadzić skojarzenia w dowolnym kierunku i usprawiedliwić również złe strony naszej
reputacji”.
Polacy potrzebują również symbolu. Większość z nich uważa, że Jan Paweł II jest takim
symbolem, chociaż pozostaje wiele kontrowersji, czy może zostać wykorzystany sensu stricte do
promocji24. Brakuje zatem elementu łączącego zarówno Polaków, jak i mogącego posłużyć za pewny
punkt odniesienia (jak Wieża Eiffla w Paryżu, Koloseum w Rzymie, Mur Chiński czy australijski kangur,
kanadyjski klon, brytyjska królowa. „Hejnał z wieży mariackiej, Kopernik i toruńskie pierniki, torcik
wedlowski, Wieliczka i polskie stewardesy - to wszystko, jak wynika z badań, kojarzy nam się z
szeroko rozumianą polskością”25. To jednak za mało na pokazanie się na zewnątrz. Gdy mamy do
czynienia z homogenizacją społeczeństw, hybrydyzacją i zacieraniem kultur, należy wysunąć taki
symbol, który zdominuje dyskurs w Polsce oraz zainteresuje obcokrajowców. Musi on pozostawić
traumę transformacji daleko w tyle i poprzez nową jakość zaprezentować Polskę światu.
Nasz kraj poprzez intensywną reklamę telewizyjną w BBC i CNN, reklamy prasowe oraz
banner na internetowej stronie „Financial Times” promuje od 2007 roku swoją gospodarkę.
Kampania nowoczesnej Polski pod hasłem Great minds thinking alike, czyli „Wielkie umysły myślą
podobnie” skierowana jest głównie do przedsiębiorców chętnych do bezpośrednich inwestycji nad
22 http://www.google.com/insights/search/?hl=pl#q=Poland&cmpt=q, 25.11.2009. 23 http://www.google.com/insights/search/?hl=pl#q=USA&cmpt=q, 25.11.2009. 24 P. Zychowicz, Polacy są jak sól i pieprz, http://www.rp.pl/artykul/119130.html, 25.11.2009. 25 Marki narodowe, http://serwisy.gazeta.pl/metroon/1,71328,431217.html, 25.11.2009.
191
Wisłą. W spocie prezydent wita się z wicepremierem Chin. „Według ekspertów do zachodniego
inwestora najsilniej przemawiają Azjaci inwestujący w państwach europejskich. Skoro inwestują w
Polsce, to ta gospodarka musi być świetnie sprawdzona, bo generalnie inwestuje się w Azji” – mówił
prasie Andrzej Sadoś, pełnomocnik ds. ochrony i promocji wizerunku Polski w świecie26.
Cieszyć powinien fakt reklamowania się w mediach, jednak zdaniem Instytutu Marki
Polskiej nie rząd, ani władza, ale specjalne organizacje powinny profesjonalnie zająć się wizerunkiem
Polski. „Mocna marka jest bronią konkurencyjną, a jednocześnie znakomitym lekarstwem na
samopoczucie społeczne. Pozwala ocenić i docenić własne ociągnięcia, podnosi pewność siebie i
stymuluje dumę, której tak nam brakuje, ale przede wszystkim zapewnia przewagę na rynku. Marka
to bardzo praktyczny rodzaj dobrego ducha, który ze zwykłego, czyli nieznanego i przeciętnego kraju,
potrafi wykreować kraj popularny, atrakcyjny i pożądany. Duch marki przenika wtedy wszystko, co
pochodzi z tego kraju, i wszystkich, którzy mają z nim do czynienia. Sprawia, że wzrasta morale
społeczne, obywatele szczycą się swoją ojczyzną, a odbiorcy zewnętrzni (turyści, konsumenci,
decydenci czy inwestorzy) umieszczają kraj i pochodzące z niego produkty w swoim podręcznym
menu – i wybierają, czyli »kupują« A na dokładkę gotowi są płacić trochę więcej, i jeszcze
się tym chwalą oraz polecają znajomym”27.
Wykorzystać chce to Polska w kolejnej serii spotów w CNN. Były już reklamy mówiące o
rocznicy obalenia komunizmu oraz wymieniające turystyczne walory Polski. Na promocję tę
Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało milion złotych28. „W blokach reklamowych emitowano
cztery rodzaje spotów dotyczących polskich kulinariów, biznesu, inwestycji i turystyki, oraz pięć
reklamujących poszczególne miasta. Aż 43 proc. widzów oglądających CNN dwa razy w tygodniu i 51
proc. oglądających CNN codziennie wyraziło chęć przyjazdu do Polski. Około 70 proc. widzów jest
przekonana, że akcja promocyjna wzmocniła pozycję naszego kraju jako celu turystycznych wyjazdów
i jako państwa o dużym potencjale gospodarczym i biznesowym”29. Reklamy pojawiły się też na
londyńskich taksówkach, rok temu w CNN emitowany był również program z Polski. Inne kraje
również sięgają po reklamę telewizyjną. Spot Rumunii Amazing Romania – Land of Choise (tłum.
Wspaniała Rumunia – Kraj wyboru) emitowany był m.in. na Eurosporcie. W USA od 2001 roku
powołany jest w Departamencie Stanu specjalny Minister ds. Marki Amerykańskiej. Pokazuje to jak
ważny staje się obecnie marketing narodowy.
26 http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,69806,3819046.html, 25.11.2009. 27 M. Boruc, Twórcza moc indywidualizmu i przekory, [w:] S. Anholt, J. Hildreth (red.), Brand America. Tajemnica megamarki. Ameryka jako marka. Nauki dla Polski, Warszawa 2005, s. 173. 28 Dzięki ogromnym wydatkom na marketing narodowy Polska zajęła 5 miejsce w renomowanym rankingu Country Brand Index (CBI) w kategorii Wart swojej ceny. Oznacza to, że oferta naszego kraju oraz jego możliwości są dla turystów bardzo atrakcyjne w stosunku do poniesionych kosztów. Kiedy się to zacznie przekładać na realne korzyści na razie nie wiadomo. zob. http://www.marketingmiejsca.com.pl/index.php?id_kat=1&id_pod=1&aktid=75, 25.11.2009. 29 http://www.marketingmiejsca.com.pl/index.php?id_kat=1&id_pod=1&aktid=265, 25.11.2009.
192
Sloganowe hasło, film reklamowy, gadżety, eventy oraz inne działania promocyjne składają
się na narodowy public relations. Surprise yourself… in Poland (Daj się zaskoczyć w Polsce) głosi
dynamiczna, nowatorska i utrzymana w konwencji MTV reklama, przy pomocy której Polska również
promowała się w zagranicznych mediach. Chociaż skierowana do zewnętrznych odbiorców wzbudziła
skrajne odczucia wśród Polaków, którzy w spocie nie rozpoznawali swojego kraju. Narciarz w
alpejskim krajobrazie, surfing niczym na Florydzie, zamek, który trudno zidentyfikować i golf – jako
motyw przewodni sprawiają wrażenie, że przedmiotem reklamy wcale nie jest Polska. Pozwala to
wysnuć tezę, że wizja Polski wśród Polaków jest inna niż ta proponowana na zewnątrz. Mieszkańcy
kraju nad Wisłą nie mają jednego, koherentnego wzoru dotyczącego ich ojczyzny, ale można
wyodrębnić pewne symbole, obrazy oraz znaki, które charakteryzują Polskę i nie są wyalienowanym
konstruktem na potrzeby strategii reklamowej. Czy piłka nożna, Bieszczady oraz polska wieś mają
szansę ze sportami ekstremalnymi, windsurfingiem oraz ośrodkami Spa, trudno ocenić. Hasło
Surprise yourself… in Poland jest obecnie tylko sloganem, ale być może za kilka lat stanie się hasłem
popularniejszym niż Jeszcze Polska nie zginęła….
Reasumując, podczas analizy zjawiska marketingu narodowego można stwierdzić, że wbrew
przepowiedniom granice między państwami nie zanikły. Chociaż chcą wykorzystać sieci zależności
i powiązań komunikacyjnych, brak granic oraz swobodny przepływ informacji do swojej promocji, to
dążą do wyróżnienia się z masy innych narodów. Dlatego kategoryzować je można w pojęciu
glokalizacji, czyli jak pisze Zygmunt Bauman „procesu re-strafikacji świata, czyli ponownego, na
innych niż dotąd zasadach opartego uwarstwienia, i procesem budowania nowej samoodtwarzającej
się hierarchii o ogólnoświatowym zasięgu”30. Marketing narodowy, obok promocji towarów i usług,
jak również marketingu terytorialnego – miast i regionów staje się dziedziną istotną w każdym kraju,
tak jak istotna jest umiejętna polityka zagraniczna, stabilna i rozwijająca się gospodarka, sukcesy
sportowe oraz kulturalny arsenał, tak ważne jest umiejętne wypromowanie kraju na zewnątrz.
Co najważniejsze zaś, nie należy zgubić proporcji i komunikat na zewnątrz musi być spójny z tym, co
utożsamiają ze swoim państwem obywatele. Dlatego rekomendacje, które powinny iść w stronę
twórców polskiej marki dotyczą przede wszystkim uwzględnienia głosu mieszkańców, którzy są
najważniejszymi ambasadorami danego kraju. Tylko dzięki temu możliwe będzie stworzenie dobrej
marki państwa.
Bibliografia:
Anholt S., Hildreth J. (red.), Brand America. Tajemnica megamarki. Ameryka jako marka. Nauki dla
Polski, Warszawa 2005.
30 Z. Bauman, Glokalizacja, czyli komu globalizacja, a komu lokalizacja, „Studia Socjologiczne”, 1997, nr 3, s. 61.
193
Anholt S., Sprawiedliwość marek. Jak branding miejsc i produktów może uczynić kraj bogatym,
dumnym i pewnym siebie, Warszawa 2006.
Bauman Z., Glokalizacja, czyli komu globalizacja, a komu lokalizacja, „Studia Socjologiczne”, 1997, nr
3.
Boruc M., Twórcza moc indywidualizmu i przekory, [w:] Anholt S., Hildreth J. (red.), Brand America.
Tajemnica megamarki. Ameryka jako marka. Nauki dla Polski, Warszawa 2005.
Furtak R., Marka kraju – jej istota i znaczenie marketingowe, Zachowanie podmiotów na rynku –
konsekwencje ekonomiczne, Lublin 2006.
Klein N., No logo, Izabelin 2004.
Ociepka B. (red.), Kształtowanie wizerunku, Wrocław 2005.
Olszewski L. (red.), Lokalne aspekty globalizacji gospodarki: wybrane problemy, Wrocław 2006.
Raftowicz M., Marketing narodowy w Polsce, [w:] Olszewski L. (red.), Lokalne aspekty globalizacji
gospodarki: wybrane problemy, Wrocław 2006.
Rojek R., Marka narodowa. Relikt czy fenomen na globalizującym się rynku?, Gdańsk 2007.
Ryniejska-Kiełdanowicz M., Kształtowanie wizerunku Polski w UE, [w:] Ociepka B. (red.),
Kształtowanie wizerunku, Wrocław 2005.
Ryniejska-Kiełdanowicz M., Public relations Polski w okresie kandydowania do Unii Europejskiej,
Wrocław 2007.
Węglarczyk J., Uszczerbek na wizerunku, „Rynek Podróży”, 01.10.2008.
Netografia:
Anholt S., Tożsamość konkurencyjna. Nowe spojrzenie na markę,
http://www.imp.org.pl/images/stories/branding_miejsc/autowizerunki%20krajow.pdf, 26.11.2009.
Anholt S., Tożsamość konkurencyjna. Nowe spojrzenie na markę,
http://www.imp.org.pl/images/stories/branding_miejsc/rozumienie%20wizerunku%20narodowego.
pdf, 26.11.2009.
Dec Ł., Polski rekord w Internecie, http://www.rp.pl/artykul/211165.html, 25.11.2009.
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,69806,3819046.html, 25.11.2009.
http://www.google.com/insights/search/?hl=pl#q=Poland&cmpt=q, 25.11.2009.
http://www.google.com/insights/search/?hl=pl#q=USA&cmpt=q, 25.11.2009.
http://www.marketingmiejsca.com.pl/index.php?id_kat=1&id_pod=1&aktid=75, 25.11.2009.
http://www.marketingmiejsca.com.pl/index.php?id_kat=1&id_pod=1&aktid=265, 25.11.2009.
Marki Narodowe, http://serwisy.gazeta.pl/metroon/1,71328,431217.html, 25.11.2009.
194
Marki Narodowe, http://serwisy.gazeta.pl/metroon/1,71328,431217.html, 25.11.2009.
Polska może być potęgą turystyczną?,
http://turystyka.gazeta.pl/Turystyka/1,82269,5625255,Polska_moze_byc_potega_turystyczna_.html,
26.11.2009.
Skawiński P., Made in Bolanda - wyprodukowane w Polsce,
http://gospodarka.gazeta.pl/firma/1,31560,5602394,Made_in_Bolanda___wyprodukowane_w_Polsc
e.html, 26.11.2009.
Statystyki Wyszukiwarki Google.com, 25.11.2009.
www.expo2008poland.pl, 25.11.2009.
Zychowicz P., Polacy są jak sól i pieprz, http://www.rp.pl/artykul/119130.html, 25.11.2009.
195
Paulina Dzwonkowska p_dzwonkowska@op.pl
Rola współczesnych sztuk wizualnych w edukacji (nie tylko) estetycznej młodzieży i dorosłych
W ostatnich latach dyskusje z obszaru nauk humanistycznych i społecznych w dużej mierze
zdominował problem postmodernizmu i związanych z nim wszelkich kontekstów. Obecnie
postmodernistyczne etykiety przyczepia się coraz to nowym dziedzinom praktyki społecznej. Stąd też
niekiedy twierdzi się, iż w niektórych z nich istnieje on w sferze tylko werbalnej – co jednak samo
przez się stanowi fakt jego stałej obecności w dzisiejszej kulturze1. Charakterystyczny dla owych
dyskusji jest jednak przede wszystkim niezmienny układ dwóch przeciwstawnych obozów,
rozdzielający środowisko współczesnych intelektualistów na zwolenników i przeciwników
postmodernizmu. Przykładem postawy charakteryzującej pierwsze stanowisko mogą być poglądy W.
Welscha, niemieckiego filozofa i historyka sztuki. W swoich wypowiedziach podkreśla on, że
postmodernista bezwarunkowo uznaje wszechobecny pluralizm w jego zasadniczej pozytywności,
myśli całkowicie zgodnie z jego założeniami i konsekwentnie go broni – przeciwko zagrożeniom
wewnętrznym oraz przeciwko zewnętrznym atakom. Bycie w tym sensie postmodernistą jest
jednoznacznym opowiedzeniem się za głębokim zróżnicowaniem codziennego życia, nieusuwalnością
heterogeniczności, wielości paradygmatów, kultur, sfer nauk i polityki2.
Z kolei odmienne podejście do kwestii współczesnej kultury postmodernizmu prezentować
mogą słowa Z. Melosika: „Kultura wiruje coraz szybciej – wszystko staje się wszystkim. Przez
»wymazywanie znaczeń« media odbierają człowiekowi podstawy szacowania świata, w którym żyje.
Tracimy ten układ odniesienia, jakim były w przeszłości stabilne, intersubiektywne weryfikowalne
pojęcia i kategorie, które można było wykorzystywać do opisu i krytyki świata”3. Autor powyższych
słów podkreśla również inny ważny aspekt postmoderny, jakim jest rola mediów w życiu codziennym.
Wskazuje, iż dzisiejsze środki masowego przekazu już nie tyle reprezentują rzeczywistość, ile ją
wytwarzają – przestają być lustrem odzwierciedlającym społeczeństwo, a powszechnie
1 W. Dróżka, Postmodernizm a edukacja – przyczynek do dyskusji, „Rocznik Świętokrzyski” seria A – nauki humanistyczne, 1996, nr 23, s. 50. 2 Por. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna moderna, Warszawa 1998. 3 Z. Melosik, Edukacja, młodzież i kultura współczesna. Kilka uwag o teorii i praktyce pedagogicznej, „Chowanna”, 2003, T. 1 (19), s. 24.
196
naśladowanym wzorem. Dodatkowo, zdaniem Melosika, nieustannie dostarczany przez nie potok
informacji nic nie komunikuje, odbierając jakiekolwiek znaczenie nowym czy starym wartościom4.
Nakreślony powyżej antagonizm postaw dotyczących współczesnej rzeczywistości jest niemal
tożsamy jeśli idzie o charakterystykę stanowisk wobec kultury popularnej. W zasadzie owa
rozbieżność na tym polu nie powinna dziwić, bowiem uznawana jest ona za jedną z ważniejszych
płaszczyzn postmodernistycznych działań. Znamienna jest jednak tendencja, obecna w aktualnych
postulatach z dziedzin pedagogicznych, włączenia owego obszaru w tok bieżących procesów
edukacyjnych. Również i w tym przypadku można odnaleźć dwa źródła owych sugestii. Pierwsze z
nich charakteryzuje się niejako formą strategii obronnej, bowiem potrzebę rozszerzenia nauczania i
wychowania (zwłaszcza estetycznego) o dziedzinę kultury popularnej tłumaczy nachalnością
serwowanych przez nią obrazów, jej wszechobecnością i natarczywością, a co za tym idzie potrzebą
krytycznej analizy zagrożenia5. Szkoła w tego typu projektach jest traktowana jako „teren walki” o
definicję społecznego świata, walki pomiędzy sposobami starego rozumienia, afirmującymi status
quo, a radykalnymi próbami jego kwestionowania i myślenia alternatywnego6. Drugie natomiast
źródło zakłada, iż zajmowanie się kulturą popularną w ramach programów nauczania jest
podstawowym warunkiem dotarcia do młodych ludzi z ofertą edukacyjną - dla nich bowiem
uniwersum globalnej kultury jest „pierwszym światem” lokującym rzeczywistość szkoły, rodziców
i nauczycieli na drugim planie7.
Powyższy zarys najważniejszych, opozycyjnych tendencji i postaw wobec postmodernizmu
jest jeszcze wyraźniejszy w przypadku rozważań nad edukacją estetyczną dzieci, młodzieży i (co jest
coraz częściej postulowane) ludzi dorosłych. Dwubiegunowość owych relacji może prezentować
schematyczne pytanie: kultura wysoka czy kultura popularna8? Mimo rozluźniania granic pomiędzy
owymi dwoma sferami, ów dylemat wydaje się nadal aktualnym pytaniem. Przenikanie się
różnorodnych form artystycznego wyrazu pochodzących z odmiennych rejestrów społecznej
nobilitacji, uprzemysłowienie i komercjalizacja sztuki kreuje bowiem wobec niej ambiwalentną
postawę. Działaniom o proweniencji popularnej zarzuca się przede wszystkim standaryzację,
4 Tamże, s. 23 - 24. 5 N. Sokołowicz, W stronę estetyzacji pedagogiki, „Kultura i Edukacja”, 2001, nr 2, s. 38. 6 W. Dróżka, dz.cyt., s. 57. 7 M. Jaworski, Edukacja artystyczna wobec współczesności, „Kultura Popularna”, 2005, nr 2, s. 115. 8 Dwubiegunowość rozważań dotyczących współczesnej edukacji (w tym edukacji estetycznej) została wyraźnie uwypuklona w artykule J. Łagody pt. O edukacji w popkulturze, czyli uwagi na trzech marginesach, w którym analizuje współczesne teksty pedagogiczne, m.in. książki: Edukacyjne konteksty kultury popularnej, pod red. W. Jakubowskiego i E. Zierkiewicz (Kraków 2002), Edukacja w czasach popkultury, pod red. W. J. Burszty, A. de Tchorzewskiego, Edukacja w świecie kultury popularnej, pod red. W. Kuligowskiego i P. Zwierzchowskiego (obie wydane w Bydgoszczy w 2002 r.). Por. J. Łagoda, O edukacji w popkulturze, czyli uwagi na trzech marginesach, „Kultura Popularna”, 2003, nr 2.
197
promowanie biernego odbioru, brak dostatecznej komplikacji, subtelności, czy poziomów znaczeń9.
Natomiast w przypadku sztuki wysokiej wskazuje się na utratę jej otoczki elitarności ze względu na
różnorodne zabiegi rynkowe, którym jest poddawana. Ideologia konsumpcji działa nie tylko poprzez
produkty twórczości z tej sfery, ale i wyrywa poszczególne dzieła z ich uświęconego tradycją i
obyczajem kontekstu, czyniąc z nich urywki osadzone w zupełnie innych obszarach. Powielana w
tysiącach najrozmaitszych „podróbek” Gioconda Leonarda da Vinci, uwieczniana na widokówkach,
okładkach zeszytów szkolnych czy na T-shirtach przestaje być wielkim dziełem malarstwa
europejskiego, a staje się chętnie sprzedawanym i kupowanym cytatem10.
Wspomniane powyżej mechanizmy prowadzą do sytuacji, w której społeczna niechęć elit
intelektualnych wobec sztuki popularnej z jednej strony, spłycenie i „umasowienie” kultury wysokiej
(w znaczeniu dawnej i powszechnie uznanej) z drugiej, tworzą sytuację patową na płaszczyźnie
edukacji estetycznej. Zdobycie upragnionego złotego środka jest o tyle trudne, gdyż w
zdecentralizowanym świecie postmodernizmu niewartościujące wskazywanie różnorodnych
możliwości estetycznej eksploracji rzeczywistości staje się nie lada wyzwaniem. W tym kontekście
niezwykle doniosłą rolę może odgrywać sztuka współczesna – w rozumieniu sztuki dzisiejszej, na
bieżąco rozwijającej się - bowiem jej charakter staje się niejako kompromisem między uświęconą
tradycją, a wymogami warunków postnowoczesności.
Dla zrozumienia charakteru sztuki współczesnej warto przyjrzeć się jej definicji kreowanej w
pismach amerykańskiego pragmatysty Johna Deweya. Według niego aktualna działalność artystyczna
przestaje utożsamiać dzieła z cennymi obiektami zamkniętymi w szczelnej gablocie muzealnej,
wyjętymi z kontekstu fetyszami; przeciwnie – stają się one synonimem żywego doświadczenia
estetycznego. Tak rozumiane doświadczenie estetyczne rekomenduje wychowanie przez sztukę na
każdym poziomie ludzkiej aktywności, wplecione w całość działalności poznawczej i społecznej11.
Sztuka postmodernizmu jest zatem nieodłączna z życiem codziennym, niejako programowo
integrując się z nim. Z łatwością i bez wstydu wykorzystuje również obszary tradycyjnie przypisane
działalności środków masowego przekazu: plakat, reklamy-murale, billboardy czy citylighty12, jak
9 Przekrój najpowszechniejszych zarzutów wobec sztuki popularnej zarysował R. Shusterman, wskazując jednocześnie na potrzebę nowej perspektyw ujęcia tego problemu, która wiele z tych zarzutów niweluje. Por. R. Shusterman, Estetyka pragmatyczna: żywe piękno i refleksje nad sztuką, Wrocław 1998, rozdz. Forma i funk: sztuka popularna jako wyzwanie estetyczne. 10 M. Poprzęcka, O złej sztuce, Warszawa 1998, s. 72 – 121. 11 Por. D. Frąckiewicz, Sztuka: między doświadczeniem a działaniem, „Teraźniejszość – Człowiek – Edukacja” 2003, nr 4, s. 90. 12 Można w tym miejscu wspomnieć o Zewnętrznej Galerii AMS, która jest projektem firmy AMS SA, zajmującej się reklamą zewnętrzną. Jej otwarcie zostało zainicjowane w 1998 roku, zaś jej celem było wspieranie wszelkich form działań artystycznych rozgrywających się w przestrzeni miejskiej, a poza tradycyjnymi miejscami sztuki. Zob.: http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/wy_wy_sztuka_w_miescie_arsenal_poznan, 21. 11. 2009.
198
również szeroką dostępność i interaktywność związaną z internetem. Przełamuje ona zatem bariery
muzealnych ścian i galerii, miejsc powszechnie kojarzonych z twórczością wysoką. Ponadto
przenoszenie działań artystycznych w przestrzeń publiczną, czasem niezauważalne wtapianie jej w
nasze powszednie otoczenie, zrywa z tradycyjnym dystansem sztuki i życia codziennego13. Dla tak
pojmowanej sztuki niewątpliwym ryzykiem jest balansowanie na granicy działań o charakterze
ludycznym czy czysto użytkowym. Jednak nawet tak zawężone w swej funkcji dzieło, z racji swego
immanentnego charakteru, nadal posiada władzę nazywania, definiowania, oraz potencjał
ingerowania w porządki kulturowe14. Poprzez fakt działania obrazem nadal ma ono siłę
performatywną, bowiem tak jak język stwarza rzeczywistość, której wcześniej nie było.
Powyższy zarys charakteru sztuki współczesnej (bieżącej) może odnosić się w szerszym
zakresie do wielu jej dziedzin – nie tylko plastyki, ale również literatury, muzyki czy filmu. W obrębie
każdej z tych płaszczyzn dzieło, które w swej formie i treści swobodnie łączy motywy z rejestrów
sztuki wysokiej i popularnej, dokonując w swym obrębie swoistej transmisji kulturowej, staje się
niezwykle cenne i atrakcyjne dla edukacji estetycznej. Jednak w aspekcie dominujących tendencji
konstruujących rzeczywistość postmodernizmu wydaje się, że specjalne miejsce mogą zajmować
przede wszystkim sztuki plastyczne, jako najbardziej odpowiadające w swej konstrukcji naturze
postnowoczesności. Staje się to oczywiste zwłaszcza w kontekście specyfiki ich wizualnej obecności,
bowiem postmodernizm – jak głosi wielu autorów – to koniec kultury pisma wypieranej przez
obrazy15. Dotyczy to zwłaszcza obrazu telewizyjnego, co efektownie przedstawia J. Fiske mówiąc: „W
czasie godzinnego oglądania telewizji każdy z nas pochłania prawdopodobnie więcej obrazów niż
członek społeczeństwa przedindustrialnego pochłaniał przez całe życie”16. Centralna pozycja telewizji
w naszym życiu codziennym nabiera wyjątkowo pesymistycznego charakteru, kiedy przyjrzymy się
przytaczanym przez T. Szkudlarka wnioskom R. Hamer i P. McLarena, którzy – powołując się na
badania P. Krugmana – piszą o jej szczególnym działaniu. Uważają oni, iż podczas oglądania obrazów
na ekranie telewizyjnym, poprzez niezwykłą szybkość zmian świetlistości jego punktów, wyłączą się
lewa półkula mózgu związaną z myśleniem analitycznym. Według nich przekaz wizualny odbierany
jest globalnie, emocjonalnie i intuicyjnie, w znaczącym stopniu bez pośrednictwa funkcji analityczo –
krytycznych17. W tym aspekcie codzienne funkcjonowanie z wytworami sztuk wizualnych, może stać
13 Przykładem mogą być różnorodne festiwale jak np. Przegląd Młodej Sztuki w ekstremalnych warunkach SURVIVAL czy artystyczno – kuratorskie projekty rodzaju myspace.ldz (projekt z gatunku site-specific, który dotyczy łódzkich, starych gablot reklamowych wykorzystywanych do prezentacji twórczości młodych artystów); Zob.: http://www.myspace.com/myspace_ldz, 21. 11. 2009; http://www.survival.art.pl/, 21. 11. 2009. 14 A. Żmijewski, Stosowane sztuki społeczne, „Krytyka Polityczna”, 2007, nr 11/12, s.17. 15 W. Dróżka, dz.cyt., s. 56. 16 J. Fiske, Postmodernizm i telewizja, [w:] Pejzaże audiowizualne, A. Gwóźdź (red.), Kraków 1997, s. 169. 17 T. Szkudlarek, Wiedza i wolność w pedagogice amerykańskiego postmodernizmu, Kraków 1993, s. 147, [cyt.za:] B. Śliwerski, Nauki o wychowaniu wobec wyzwań postmodernizmu, „Chowanna”, 2003, T. 1, s. 17.
199
się szansą na uruchomienie owych zaniedbywanych sfer intelektualnych umysłu. Oddziałują one
bowiem przede wszystkim na zmysł wzroku, który poprzez wspominane środki masowego przekazu
jest niezwykle wyczulony na pobieranie informacji (niemal bezwiedne).
Dla przeciętnego człowieka, z racji jego przyzwyczajenia do odbioru przede wszystkim
bodźców wzrokowych, dzieła tego obszaru stają się łatwiejszym do pierwotnego odebrania
komunikatem, niż np. słowo pisane czy muzyka18. Stanowi to z kolei szansę na powstanie wtórnej
refleksji, zdziwienia czy nawet krytyki – wytwór sztuki bowiem rzadko kiedy jest migającym tylko
ekranem, a samą swoją formą czy kontekstem występowania, wywołuje bardziej skomplikowane
procesy umysłowe. Co więcej, nowe techniki i stosowane przez artystów media, są źródłem nie tylko
dwu- lub trójwymiarowego przedstawienia, ale całej przestrzeni artystycznej, której funkcjonowanie
uzależnione jest od interakcji z odbiorcą. Dzięki polisensorycznemu kontaktowi z dziełem, poprzez
własne dynamiczne wejście układ, staje się on niejako jego twórcą19. Taka aktywność jest zatem
szansą na realizację wrodzonej człowiekowi potrzeby tworzenia, estetycznego kreowania swojego
otoczenia, a jednocześnie poprzez jego aktywizację i wciągnięcie w schemat powtarzalnych akcji,
może stać się dla niego źródłem rozrywki.
Innym ważnym aspektem rzeczywistości postmodernizmu jest także wszechobecna
estetyzacja. Nieustannie wzrasta rola czynnika estetycznego w życiu codziennym, szczególnie
miejskim. Wyraża się ona w tendencjach przekształcających rzeczywistość w obrazy czy artystycznie
kształtowane projekty, m.in. poprzez ulegającą nasileniu produkcję pożądanych (wzorcowych)
wizerunków w środkach masowego przekazu20. Podobnie estetyzację współczesnej rzeczywistości
widzi M. Featherstone różnicując jej proces na trzy odmiany: jako zatarcie granicy między sztuką, a
życiem, jako przekształcanie życia w dzieło sztuki, i w końcu „zalew znaków i symboli w strukturę
życia codziennego”21. Zwłaszcza pierwszy aspekt jest niezwykle istotny, bowiem – jak wskazuje
wspomniany socjolog - jednym z kluczowych wyróżników postmodernizmu jest zatarcie granicy
pomiędzy sztuką a życiem codziennym. Towarzyszą temu jeszcze inne procesy jak: „zanik różnicy
pomiędzy sztuką wysokoartystyczną z jednej strony i kulturą masową czy popularną z drugiej” jak
18 Nie jest bowiem przypadkiem, iż sztuce postmodernistycznej towarzyszą teorie, które koncentrują swe zainteresowania nie na jej estetycznych wartościach, lecz na jej poznawczych i komunikacyjnych walorach i funkcjach (np. N. Goodman , A. Danto, U. Eco, J. Łotman) lub na kwestiach zrozumienia i interpretacji dzieła sztuki. Por. B. Dziemidok, Podmiot percepcji dzieła sztuki w kulturze postmodernistycznej, [w:] T. Szkołut (red.), Przemiany współczesnej świadomości artystycznej: wokół postmodernizmu, Lublin 1992. 19 M. Ostrowiecki, Wirtualne realis. Estetyka w epoce elektroniki, Kraków 2006, s. 168. 20 B. Frydryczak, Między gestem a dyskursem. Szkice z teorii sztuki, Warszawa 1998, s. 25; Wydaje się jednak, że procesów estetyzacji życia codziennego nie należy kojarzyć jedynie ze współczesną kulturą, bowiem jak wskazuje Sauerland estetyzację świata można rozumieć jako kształtowanie swojego środowiska, a więc jako proces towarzyszący człowiekowi niejako od zawsze. Por. K. Sauerland, Estetyzacja świata, „Przegląd Artystyczno-Literacki”, 1997, nr. 7-8. 21 M. Featherstone, Postmodernizm i estetyzacja życia codziennego, [w:] R. Nycz (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków 1997, s. 306.
200
również „powszechny bezład stylistyczny oraz ludyczne pomieszanie kodów”22. Zatem estetyczna
struktura świata mediów, w który zamieniła się niemal cała kultura, także według wspomnianego już
W. Welscha jest przyczyną, dla której przede wszystkim myślenie estetyczne jest w stanie pojąć
współczesne oblicze świata, a postępowanie o takim charakterze powinno stanowić model dla
naszych sądów i posunięć na innych płaszczyznach23. „Wobec tak ukonstytuowanej rzeczywistości” –
jak o postmodernizmie wyrażał się ów filozof – „oczywista staje się rola myślenia estetycznego,
bazującego na wzorze wypracowanym w sztuce. Odgrywa ona tu rolę prototypu, który stwarza model
zachowań w odpowiedzi na kluczowe pytanie współczesności – jak znaleźć sposób przejść
i koegzystencji pomiędzy heterogenicznymi formami życia. (…) sztuka nadaje kierunek. Strukturalnie
pełni ona rolę pierwowzoru”24. Jest to jednak oddziaływanie niezwykle subtelne, bez potrzeby
natychmiastowej widzialności jego skutku i bez pretendowania do roli prawodawcy25. Nie jest
bowiem ona zbiorem oczywistych wskazówek, ale może uczyć sposobu gry, która jest jedyną formą
świadomego funkcjonowania w świecie ponowoczesnym.
Wniosek z powyższych rozważań wydaje się zatem oczywisty – w dobie postmodernizmu
sztuka współczesna, a zwłaszcza sztuki wizualne, niosą ze sobą niezwykle cenne walory edukacyjne,
nie zamykające się tylko w dziedzinie wychowania estetycznego. Może ona bowiem nie tylko
uwrażliwiać na różnorodne kategorie estetyczne, czy pełnić funkcję kompensacyjną – jak było to w
sztuce dawnej (a przynajmniej jeszcze w sztuce modernizmu), ale przede wszystkim powinna być
przewodnikiem i wzorem, według którego poznajemy rzeczywistość. Dotyczy to głównie dzisiejszej
młodzieży, dla której – jak wykazują badania H. Świdy-Ziemby - podstawą działania nie jest bierność i
lęk, lecz „świadomość przestrzeni wolności wyboru spośród wielu możliwości”, ujmowanie
rzeczywistości jako możliwości, w ramach której każdy w sposób swobodny kształtuje swe poglądy i
biografię26. Dla młodych ludzi sztuki wizualne mogą mieć zatem charakter „nowej nauki”27, swego
rodzaju zbioru pomocy naukowych, który może swobodnie wykorzystywać dla tworzenia
najrozmaitszych własnych, zróżnicowanych wizji poznawczych świata. Ten rodzaj edukacji powinien
być wyjątkowo atrakcyjny z różnych względów. Po pierwsze dzięki wizualności (a co za tym idzie
22 Tamże, s. 302; Sytuację tę doskonale ujął Z. Melosik, pisząc iż: „wielu z nas potrafi z wystawy poświęconej barokowemu malarstwu pójść do McDonald’s, na naszych nocnych stolikach leżą Bracia Karamazow i »Życie na Gorąco«, potrafimy niemal jednocześnie słuchać łatwego popu i Mozarta. W tekstach kultury popularnej nieustannie cytuje się kulturę wysoką, a w filharmonii sprzedaje się Coca-Colę. I coraz trudniej jest nam klasyfikować »co gdzie leży«”. Zob.: Z. Melosik, dz.cyt., s. 22. 23 M. Willems-Pisarek, Teza W. Welscha o modelowej roli sztuki dla współczesnej rzeczywistości i myśli filozoficznej na tle inspiracji późną filozofią L. Wittgensteina, „Sztuka i Filozofia”, 2003, nr 22-23, s. 246, 235. 24 Tamże, s. 239. 25 Charakterystyczne jest bowiem dla doby postmodernizmu zastępowanie tradycyjnej roli intelektualistów (w tym również artystów) z „prawodawców” na „tłumaczy”. Por. Z. Bauman, Prawodawcy i tłumacze, [w:] Postmodernizm. Antologia przekładów, dz.cyt., s. 281. 26 H. Świda-Ziemba, Wartości egzystencjalne młodzieży lat dziewięćdziesiątych, Warszawa 1995, s. 72. 27 Por. W. Dróżka, dz.cyt., s. 56.
201
przystępności) formy komunikatu, po drugie poprzez swoją dostępność – rozciągającą się od ulic,
witryn sklepowych, po Internet, a w końcu po trzecie, za przyczyną wewnętrznej różnorodności i
bogatej intertekstualności, która wciąga w swoją siatkę odniesień wiele aspektów tak bliskiej
młodzieży kultury popularnej. Wewnętrzna heterogeniczność sztuki współczesnej jednocześnie
umożliwia odbiorcom eksplorację nowych aspektów rzeczywistości, aktywizując ich do poszukiwania
nieznanych wcześniej odniesień, znaczeń, pobudzając intelektualnie i emocjonalnie. Dzięki niej
możemy oswoić się z nową rzeczywistością, nauczyć się funkcjonować w rizomatycznej
(wielokłączowej) rzeczywistości, przyjąć otwarte na wszelkie dyskursy stanowisko, oraz nabyć
umiejętność posługiwania się różnorodnymi słownikami i rozumienia strategii subwersywnych. Owa
postawa gotowości, wyczulenia, a zarazem podejrzliwości wobec zjawisk o znamionach trwałości
pozwala na rozwinięcie się świadomości estetycznej, zapewnia potencjał wrażliwości, który można ze
sfery sztuki przenieść również na sferę społeczną.
Bibliografia:
Bauman Z., Prawodawcy i tłumacze, [w:] Nycz R. (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków 1997.
Dróżka W., Postmodernizm a edukacja – przyczynek do dyskusji, „Rocznik Świętokrzyski” seria A – nauki humanistyczne, 1996, nr 23.
Dziemidok B., Podmiot percepcji dzieła sztuki w kulturze postmodernistycznej, [w:] Szkołut T. (red.), Przemiany współczesnej świadomości artystycznej: wokół postmodernizmu, Lublin 1992.
Featherstone M., Postmodernizm i estetyzacja życia codziennego, [w:] Nycz R. (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków 1997.
Fiske J., Postmodernizm i telewizja, [w:] Gwóźdź A. (red.), Pejzaże audiowizualne, Kraków 1997.
Frąckiewicz D., Sztuka: między doświadczeniem a działaniem, „Teraźniejszość – Człowiek – Edukacja”, 2003, nr 4/ 24.
Frydryczak B., Między gestem a dyskursem. Szkice z teorii sztuki, Warszawa 1998.
Gwóźdź A. (red.), Pejzaże audiowizualne, Kraków 1997.
Jaworski M., Edukacja artystyczna wobec współczesności, „Kultura Popularna”, 2005, nr 2.
Łagoda J., O edukacji w popkulturze, czyli uwagi na trzech marginesach, „Kultura Popularna”, 2003, nr 2.
Melosik Z., Edukacja, młodzież i kultura współczesna. Kilka uwag o teorii i praktyce pedagogicznej, „Chowanna”, 2003, t. 1/19.
202
Nycz R. (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków 1997.
Ostrowiecki M., Wirtualne realis. Estetyka w epoce elektroniki, Kraków 2006.
Poprzęcka M., O złej sztuce, Warszawa 1998.
Sauerland K., Estetyzacja świata, „Przegląd Artystyczno-Literacki”, 1997, nr 7-8.
Shusterman R., Estetyka pragmatyczna: żywe piękno i refleksje nad sztuką, Wrocław 1998.
Sokołowicz N., W stronę estetyzacji pedagogiki, „Kultura i Edukacja”, 2001, nr 2.
Szkołut T. (red.), Przemiany współczesnej świadomości artystycznej: wokół postmodernizmu, Lublin 1992.
Śliwerski B., Nauki o wychowaniu wobec wyzwań postmodernizmu, „Chowanna”, 2003, nr 1.
Świda-Ziemba H., Wartości egzystencjalne młodzieży lat dziewięćdziesiątych, Warszawa 1995.
Welsch W., Nasza postmodernistyczna moderna, Warszawa 1998.
Willems-Pisarek M., Teza W. Welscha o modelowej roli sztuki dla współczesnej rzeczywistości i myśli filozoficznej na tle inspiracji późną filozofią L. Wittgensteina, „Sztuka i Filozofia”, 2003, nr 22-23.
Żmijewski A., Stosowane sztuki społeczne, „Krytyka Polityczna”, 2007, nr 11/12.
Netografia:
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/wy_wy_sztuka_w_miescie_arsenal_poznan , 21. 11. 2009.
http://www.myspace.com/myspace_ldz, 21. 11. 2009.
http://www.survival.art.pl/ , 21. 11. 2009.
203
Ewa Jurczyk-Romanowska
e.jurczyk@prawo.uni.wroc.pl
Kapitan tu twoim Bogiem jest... – rozważania o autorytecie dowodzącego jachtem morskim
Markowi Mach,
który jest moim Kapitanem i Przyjacielem
Żeglarstwo zupełnie inaczej pojmowane jest przez żeglarzy i przez ludzi nie podzielających
tej pasji. Dobrze ilustrują to przytoczone poniżej definicje:
„Żeglarstwo – sportowe i turystyczne pływanie na statkach żaglowych oraz deskach z
żaglem”1.
„Żeglarstwo – rodzaj aktywności ludzkiej związanej z uprawianiem sportu, turystyki i
rekreacji głównie na sprzęcie o napędzie żaglowym; pozwala na realizację celów wychowawczych,
kształcących, poznawczych, kulturotwórczych oraz stwarza możliwości zaspokajania potrzeb
psychicznych człowieka (estetycznych, emocjonalnych, kulturalnych itp.); żeglarstwo kształtuje
swoisty model zachowań i styl życia, a przez to jest wykorzystywane m.in. do celów resocjalizacyjnych
i rehabilitacyjnych”2.
W pierwszej definicji, pochodzącej ze Słownika Języka Polskiego, wyraźnie widoczne jest
ograniczenie żeglarstwa do samej dyscypliny sportowej, podobnie w świadomości ludzi
nieżeglujących występuje ono niemal wyłącznie w tym kontekście. Odmiennie natomiast definiuje
ten termin Encyklopedia Żeglarstwa - książka napisana przez żeglarzy, której redaktorem jest kapitan
jachtowy J. Czajewski. Pojęcie to jest traktowane w niej bardzo szeroko - jako styl życia, a także
funkcjonalnie – poprzez wskazanie szczegółowych celów możliwych do realizacji. Na szczególną
uwagę zasługuje określenie żeglarstwa, jako stwarzającego „możliwości zaspokajania potrzeb
1 Słownik języka polskiego, http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2548106, 20.10.2007. 2 J. Czajewski (red.), Encyklopedia żeglarstwa, Warszawa 1996, s. 479.
204
psychicznych człowieka”, zatem można uznać, iż jest ono pewnego rodzaju odpowiedzią na ludzkie
potrzeby, w tym posiadania w życiu autorytetów, a nie wyłącznie dyscypliną sportową.
Wzmiankowane różnice w jego postrzeganiu dodatkowo pogłębia fakt, iż żeglarstwo dzieli
się na śródlądowe i morskie, a w związku z tym inaczej też jest pojmowane przez ludzi wyłącznie
zażywających rekreacji na jeziorach i rzekach, a inaczej przez tych, którzy rozsmakowali się w
pływaniu po morzu.
W swoim artykule chciałabym przedstawić sposób patrzenia na osobę kapitana przez ludzi
uprawiających żeglarstwo morskie, a także podjąć próbę wyizolowania elementów składających się
na autorytet dowodzącego jachtem. By to uczynić dokonałam analizy trzech rodzajów źródeł:
wypowiedzi osób, które pływały w rejsach morskich, szant, czyli pieśni żeglarskich, a także etykiety
jachtowej. Za punkt wyjścia przyjęłam postać M. Stankiewicza, opisanego przez K.O. Borchardta w
książce Znaczy Kapitan3. Jednocześnie uważam za swój obowiązek zaznaczyć, iż sama od piętnastu lat
żegluję i odbyłam kilkanaście rejsów morskich, w tym cztery na stanowisku kapitana. Z tego też
powodu treść artykułu nacechowana jest osobistymi przeżyciami i poglądami. Jednakże nie uważam
tego faktu za uszczerbek dla obiektywności badacza, lecz traktuję to jako próbę uchylenia kurtyny i
ukazania, kim dla nas – żeglarzy, jest kapitan.
Na wstępie konieczne jest jeszcze jedno uściślenie terminologiczne, mianowicie termin
„kapitan” również jest rozumiany dwojako. Z jednej strony oznacza on osobę, która zdała egzamin
kapitański i uzyskała najwyższy stopień żeglarski4, z drugiej strony natomiast kapitanem jest osoba
dowodząca jachtem morskim, przy czym przepisy dotyczące uprawnień żeglarskich przyznają prawo
prowadzenia jednostek po morzu już od stopnia sternika jachtowego, poprzez jachtowego sternika
morskiego, aż do wspomnianego wcześniej kapitana jachtowego. Nakładają natomiast na
poszczególne stopnie ograniczenia w zakresie dowodzenia jachtem w postaci zawężenia akwenów,
po których jednostki dowodzone przez osoby posiadające niższe stopnie mogą być prowadzone oraz
poprzez ograniczenie powierzchni pomiarowej żagli na jachcie, którym osoba nie posiadająca stopnia
kapitańskiego może dowodzić5. Pisząc o autorytecie kapitana, mam na myśli autorytet osoby
dowodzącej jednostką żaglową na morzu, niezależnie od posiadanego przez nią stopnia żeglarskiego.
3 K. O. Borchardt, Znaczy kapitan, Gdynia 1968. 4Por. http://pl.wikipedia.org/wiki/Dawne_polskie_stopnie_żeglarskie, 17.02.2010. Obecnie najwyższym stopniem żeglarskim jest „kapitan jachtowy” (od 1997r.), jednakże do dziś niektórych kapitanów tytułuje się nieobowiązującym już stopniem „jachtowego kapitana żeglugi wielkiej” (1970-1997), chcąc w ten sposób okazać szczególny szacunek dla ich umiejętności. 5 Rozporządzenie Ministra Sportu z dnia 9 czerwca 2006r. w sprawie uprawiania żeglarstwa, Dz.U.06.105.712.
205
Wśród żeglarzy synonimem kapitana jest określenie „Pierwszy po Bogu”, określenie to
pochodzi z najstarszych praw morskich, kiedy to kapitan był primus inter pares, czyli „pierwszy wśród
równych”. Wtedy to statki najczęściej stanowiły własność lub współwłasność kapitana, a w
charakterze załogi przyjmowani byli męscy potomkowie jego rodu. Zatem „głowa rodziny” była
jednocześnie „głową statku”. Przyjmowano jednak do służby również ludzi spoza rodu, a każdy z
nowoprzyjętych musiał zobowiązać się, często pod przysięgą, do ścisłego wypełniania rozkazów
kapitana oraz bronienia ze wszystkich sił statku wraz z jego towarami6. Zostało to ujęte w maksymę
łacińską navigare necesse est, vivere non est necesse, co oznacza „żeglowanie jest rzeczą konieczną,
życie nią nie jest”7. Kapitan natomiast nie miał nad sobą zwierzchników, nad nim był tylko Bóg.
W historii mniej odległej – między XVI a XVIII wiekiem – przydomek „Pierwszy po Bogu”
oznaczał kogoś niezwykle groźnego, gdyż władza kapitańska była w tym czasie wprost
nieograniczona. Kapitan miał prawo nie tylko wydawać rozkazy, ale i stosować przymus oraz kary –
do kary śmierci włącznie8.
Współcześnie określenie „Pierwszy po Bogu” oznacza, iż w trudnej sytuacji każdy członek
załogi może spojrzeć na kapitana i dowiedzieć się, co w danym momencie powinien uczynić. Zawsze
może oglądnąć się na tego, który wie co robić i daje załodze poczucie bezpieczeństwa, kapitan
natomiast oglądając się za siebie widzi już tylko Boga. To dowodzący, dzięki swojej wiedzy i
doświadczeniu musi bezpiecznie doprowadzić załogę do portu, mając zawsze na uwadze życie i
zdrowie jej członków. Na jego barkach spoczywa pełna i wyłączna odpowiedzialność za prowadzony
rejs, dlatego też wszystkie decyzje należą do niego. Na jachcie morskim nie istnieje coś takiego jak
demokracja, zamiast tego mamy ściśle określoną hierarchię oficerów i załogi oraz jednowładztwo
dowodzącego. W sytuacji, kiedy dojdzie do wypadku na morzu – to właśnie kapitan ponosi wyłączną
odpowiedzialność przed Izbą Morską i przed sobą samym. Dlatego też w przypadku awarii to właśnie
on zawsze schodzi ostatni ze statku. W literaturze marynistycznej tak właśnie opisał to K. O.
Borchardt: „Został na pokładzie, by szukać tych, którzy mogli być zagubieni w ciemnościach lub ranni.
W trosce o załogę kapitan oddał życie”9.
W biografii tej odnajdujemy również słowa wymówione przez autora nad grobem swojego
dowódcy: „Chciałbym móc powiedzieć wszystkim, że był Pan najbardziej precyzyjnym instrumentem,
który działał niezawodnie podczas sztormu, mgły i śnieżycy, w drodze przez pola lodowe i w
tropikalnej burzy. Jednak nie wydaje mi się to tak ważne jak fakt, że był Pan niezawodny w zwykłym,
6 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, Ceremoniał morski i etykieta jachtowa, Warszawa 1996, s. 56. 7 E. Sobol (red.), Słownik wyrazów obcych, Warszawa 1995, s. 758. 8 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 56. 9 K. O. Borchardt, dz.cyt., s. 339.
206
codziennym dniu na morzu, w każdym z tych siedmiu dni życia ludzi morza, od poniedziałku do
poniedziałku. Wśród tych »siódemek« nigdy Pan nie zadrasnął godności osobistej ludzi, za których
pracę był Pan odpowiedzialny. Wszystkie uwagi odnosiły się wyłącznie i zawsze do wykonanej roboty
i w miarę możliwości powiedziane były zawsze bez świadków”10.
Powyższy fragment ilustruje nie tylko rolę, jaką do spełnienia ma kapitan jachtu, ale także
to, jakim jest człowiekiem. Wprawdzie przytoczony cytat odnosi się konkretnie do kpt. M.
Stankiewicza, lecz mogę zaryzykować stwierdzenie, iż jest to pewien wzór zachowania osoby
dowodzącej jachtem. Ukazuje osobę kapitana nie tylko od strony funkcjonalnej, ale także od strony
„ludzkiej”, która jest nie mniej ważna. Bowiem wiedza i doświadczenie są niezbędne, ale to
zachowanie kapitana daje mu możliwość posłużenia się nimi, gwarantuje, że załoga wykona rozkaz.
Ponadto pamiętać należy o tym, iż zawsze na rejsie morskim wiele różnych osobowości spotyka się na
ograniczonej i zazwyczaj stosunkowo małej powierzchni jachtu. Dowodzenie zatem to nie tylko
wykonywanie manewrów, lecz także zarządzanie ludźmi w taki sposób, by przewidzieć mogące
zaistnieć konflikty i zredukować już istniejące napięcie pomiędzy członkami załogi. By móc tego
dokonać nie tylko potrzebna jest wiedza i umiejętności, lecz również swoista intuicja w postępowaniu
z ludźmi. Powstaje zatem pytanie: jakie cechy lub umiejętności musi posiadać osoba dowodząca
jachtem morskim, by skutecznie kierować załogą.
W celu wyekstrahowania elementów składających się na autorytet osoby dowodzącej
jednostką żaglową na morzu, przeprowadziłam wywiady z kilkunastoma osobami, które posiadają
patent żeglarza jachtowego lub wyższy i odbyły co najmniej jeden rejs morski. We wszystkich
wypowiedziach na plan pierwszy wysuwa się umiejętność zapewnienia załodze bezpieczeństwa.
Respondenci na istotność tego składnika autorytetu wskazują wprost: „najważniejszą (...) dla mnie
cechą autorytetu kapitana jest umiejętność zapewnienia innym bezpieczeństwa. Dla mnie to sprawa
pierwszej wagi. Płynąc na rejs, tak naprawdę oddajemy swoje życie w ręce natury i kapitana”11.
W stosunku do dowodzącego jachtem, który posiada tę zdolność, załoga okazuje
bezgraniczne zaufanie, wierzy, iż dzięki swemu doświadczeniu i fachowej wiedzy, dowodzący potrafi
zagwarantować bezpieczny powrót do portu. Jedna z badanych osób tak oto definiuje owo
bezgraniczne zaufanie: polega ono na „wykonywaniu każdej komendy kapitana tak, jak on sobie
zażyczy, bez względu na okoliczności, ponieważ w założeniu kapitan zawsze wie najlepiej i się nie
myli. Jeśli jest inaczej, co najwyżej może to rozstrzygnąć sąd morski, ewentualnie pośmiertnie
10 K. O. Borchardt, dz.cyt., s. 340. 11 Wywiad przeprowadzony z A. G., w dniu: 15.06.2007.
207
przyznać jakieś odszkodowanie, bądź skazać kapitana”12. Powyższa wypowiedź doskonale ilustruje
powagę i surowość życia na morzu, a także konsekwencje podjęcia złych decyzji. Na rejsie morskim
wyborów dokonuje się natychmiastowo, zasadą jest, iż wydaną komendę należy wykonać bez
jakiegokolwiek sprzeciwu, gdyż zwłoka może poważnie zagrażać życiu i zdrowiu załogi. Jeśli ludzie na
rejsie morskim nie traktują swego dowódcy z szacunkiem, nie jest on dla nich autorytetem, wtedy
pojawia się wahanie, które może drogo kosztować. Załoganci, którzy są zahartowani w pływaniu po
morzu, są oswojeni z żywiołem, potrafią zdobyć się na wykonanie każdego rozkazu. Jeden z żeglarzy
tak oto się wypowiada: „To był ciężki rejs, a nasz kapitan często zdawał się nie wiedzieć co ma robić,
jaką decyzję podjąć. Jednak ktoś musiał dowodzić i dlatego mimo wszystko go słuchaliśmy. Trudno
powiedzieć czy to szczęście, czy jednak jego wiedza sprawiła, że w końcu zawinęliśmy do portu.
Niemniej te doświadczenia też wyszły mi na dobre. Pływanie ze złym kapitanem skłoniło mnie do
podjęcia decyzji, iż sam powinienem nim zostać... i z tą motywacją zdawałem na najwyższy
stopień”13. Inna osoba stwierdza: „Autorytet kapitan sam musi sobie wypracować, gdyż samo
posiadanie stopnia nie zawsze działa na załogę”14. Uwidacznia się w tym miejscu, jaki ogrom pracy
musi włożyć w swoje dowodzenie kapitan. Musi wyeliminować jakiekolwiek wahanie,
niezdecydowanie, zwłokę w podjęciu decyzji, nawet musi opanować brzmienie swego głosu. Jeden z
żeglarzy wspomina: „Kapitan kiedyś nam powiedział coś takiego: »Spokojnie, nie denerwujcie się,
wiem kiedy istnieje zagrożenie, zatem dopóki ja się nie denerwuję, wy możecie spać spokojnie«.
Pewnej nocy, gdy bardzo blisko naszej burty pojawił się statek, wyczuliśmy zdenerwowanie w jego
głosie. To było niesamowite, ale nie spóźniliśmy się ani o ułamek sekundy z wykonaniem
jakiegokolwiek polecenia”15. Interesujące w wypowiedziach żeglarzy jest definiowanie autorytetu
kapitana, poprzez przykłady z sytuacji kryzysowych, w jakich znaleźli się podczas rejsów. Jedna z osób
podsumowuje swoją wypowiedź: „Myślę, że jeżeli chodzi o autorytet kapitana liczy się zaufanie do
niego w sytuacjach ekstremalnych, wiara w to, że w momencie zagrożenia będzie umiał podjąć
odpowiednie decyzje, zareagować w odpowiedni sposób”16.
Przytoczę poniżej opis zdarzenia, który usłyszałam po raz pierwszy około dziesięciu lat
temu, bezpośrednio po zakończeniu rejsu, w którym mój przyjaciel uczestniczył w charakterze
drugiego oficera. „Sztorm dawał nam się mocno we znaki, ale najgorzej było kiedy mijaliśmy Arkonę.
Kapitan wydał komendę all hands on the deck17, zebraliśmy się wylęknieni w kokpicie, a kapitan S.
12 Wywiad przeprowadzony z J. K., w dniu: 20.06.2007. 13 Wywiad przeprowadzony z J. O., w dniu: 17.06.2007. 14 Wywiad przeprowadzony z P. K., w dniu: 20.06.2007. 15 Wywiad przeprowadzony z W. S., w dniu: 12.06.2007. 16 Wywiad przeprowadzony z K. D., w dniu: 15.06.2007. 17 All hands on the deck – „wszystkie ręce na pokład” – komenda wydawana na żaglowcach najczęściej w chwilach poważnego zagrożenia.
208
wybrał kilku z nas, byśmy poszli na dziób zrzucić uszkodzony żagiel, który zerwał szoty i łopotał z taką
siłą, że życie każdego, kto znalazł się w jego zasięgu, było poważnie zagrożone. Natychmiast
przystąpiliśmy do wykonania rozkazu, kiedy z kokpitu dał się słyszeć krzyk: »Wróóóóć! Nie tak
Panowie!« Zawróciliśmy przerażeni, nie wiedząc, co zrobiliśmy źle. Kapitan powiedział: »Nie tak
Panowie! Z uśmiechem! Z uśmiechem!« Ten tekst zapamiętam do końca życia”18. W tej opowieści
niesamowicie ciekawe jest to, iż w późniejszych rozmowach z żeglarzami wielokrotnie usłyszałam
tenże opis, także podczas przeprowadzania wywiadów na potrzeby niniejszego artykułu19. Sposób
poradzenia sobie kapitana S. z lękiem załogantów powoli przerodził się w opowieść żeglarską.
Powyższy przykład unaocznia nam kolejną cechę, składającą się na autorytet osoby
dowodzącej jachtem, jaką jest opanowanie. Jeden z respondentów wypowiedział się następująco:
„Kapitan to człowiek, którego nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi, który nawet w
najgorszej sytuacji w sposób opanowany dowodzi załogą, a opr… zostawia na chwilę, gdy już
wszystko zostanie wykonane”20. Określenia charakteryzujące zachowanie kapitana, który ma
stanowić autorytet dla załogi to: osoba trzeźwo myśląca, potrafiąca zachować spokój. Jedna z
badanych osób dodaje: „uważam, że kapitan powinien być także dobrym psychologiem, potrafiącym
wydawać »skuteczne« polecenia załodze, a także opanować panikę w ciężkich sytuacjach”21. Inna
respondentka z kolei stwierdziła: „Na kursie żeglarskim uczono mnie, że komendy należy wydawać
tak, by załoga myślała, że sternik wie, co robi. W pełni pojęłam znaczenie tych słów, gdy kiedyś
płynęliśmy w burzy, a kapitan był, wstyd przyznać, pijany. Kompletnie nie wiedzieliśmy co robić,
dziewczyny były bliskie płaczu, a chłopcy miotali się chaotycznie po pokładzie. Wtedy Pani Pierwsza22
zaczęła wydawać komendy, a my jak automaty zaczęliśmy je powtarzać i wykonywać. W końcu
wiedzieliśmy co robić i zaczęliśmy wierzyć, że z tego wyjdziemy. Wyszliśmy... Nigdy już nie
wypłynęłam z kapitanem z tego rejsu, zresztą on nawet sobie nie zasłużył na to miano. Komendę
przejęła Pierwsza, ona dowodziła i to ona była naszym kapitanem. Gdyby nie te jej komendy, to
pewnie bym już nigdy nie wsiadła na jacht”23. Opisana powyżej sytuacja znakomicie ilustruje fakt, iż
wsiadając na jacht z nieznanym nam kapitanem, okazujemy mu zaufanie „na kredyt”. Załoga wierzy,
iż z konkretnym stopniem wiąże się również autorytet. Jednakże na zaufanie załogi należy stale
18 Opowieść M. M. zasłyszana w lecie 1997, autoryzowana przez M. M. w wywiadzie przeprowadzonym w dniu 16.06.2007. 19 Wywiady przeprowadzone z K. D. i G. Ł., w dniu: 15.06.2007. 20 Wywiad przeprowadzony z G. Ł., w dniu: 15.06.2007. 21 Wywiad przeprowadzony z M. K.1, w dniu: 02.07.2007. 22 Osoba pełniąca funkcję pierwszego oficera. Na jachtach co do zasady wszyscy zwracają się do siebie per „ty”, jednak czasem załoganci zwracają się do siebie poprzez określenie funkcji, jaką dana osoba pełni na jachcie. W tym wypadku funkcję pierwszego oficera piastowała kobieta, stąd określenie „Pani Pierwsza”. 23 Wywiad przeprowadzony z A. B., w dniu: 17.06.2007.
209
pracować, gdyż jeżeli kapitan zawiedzie, spadnie z piedestału, żaden żeglarz nie popełni ponownie
błędu wypłynięcia z nim na jednym jachcie.
Po wyodrębnieniu dwóch najistotniejszych cech, składających się na autorytet kapitana,
jakimi są umiejętność zagwarantowania bezpieczeństwa załodze oraz odpowiedni sposób
dowodzenia ludźmi, należy wskazać na trzecią, niemal równie często pojawiającą się w
wypowiedziach żeglarzy. Jest nią fachowość, na którą składają się wiedza i doświadczenie. Cecha ta
istotnie splata się z obydwiema wymienionymi powyżej, jednakże część respondentów zdecydowała
się wskazać na nią wprost: „Dla mnie takim wzorcem kapitana jest osoba doświadczona, wiedząca co
to żywioły wiatru i wody i czująca przed nimi respekt, na pewno bogata w doświadczenia...”24,
„Kapitan, który ma autorytet, to człowiek posiadający ogromną wiedzę i umiejętności żeglarskie, jego
doświadczenie powoduje, że załoga chce go naśladować...”25. Jedna z osób tak definiuje fachowość:
„działanie zgodnie z doświadczeniem, wiedzą i intuicją”26.
Musztrując się na rejs z nieznanym kapitanem niejednokrotnie oceniamy go po wieku oraz
płci. Po zakończeniu swojego drugiego rejsu kapitańskiego usłyszałam wypowiedź załoganta:
„Zapisałem się na rejs nie wiedząc, kto będzie kapitanem. Kiedy się dowiedziałem, że ma nim być
młoda kobieta, niewiele brakowało, bym zrezygnował”27. Tradycyjnie już niemal kapitana nazywa się
„Starym”, nawet samo pierwsze skojarzenie przywodzi nam na myśl starszego brodatego pana, z
twarzą pooraną zmarszczkami, splątaną brodą i prawdziwą fajką w zębach. Dlatego też
niejednokrotnie zaokrętowanie na rejs, którym dowodzi osoba młoda i/lub kobieta wzbudza w
załodze niepewność a nawet lęk, z uwagi na to owe dwie kategorie osób szczególnie ciężko pracują
na zaufanie załogi, na szacunek. Jednakże sama – jako kapitan – nigdy nie spotkałam się z
niewykonaniem mojego polecenia. Posłuszeństwo jest tak głęboko zakorzenione w żeglarstwie, iż
nawet w sytuacji niepewności załoga, co do zasady oczywiście, wykonuje polecenia. Podobne
odczucia miała jeszcze jedna kobieta – kapitan: „Boją się, zawsze się boją, kiedy wsiadają po raz
pierwszy ze mną na jacht. Na szczęście wsiadają też i kolejny...”28. Problematyka sytuacji kobiety na
jachcie, zwłaszcza w roli dowodzącego, jest jednakże tak skomplikowana i szeroka, iż przybliżenie jej
zdecydowanie przekroczyłoby ramy zakreślone tematem niniejszego artykułu.
Podsumowując trzy podstawowe cechy składające się na autorytet dowodzącego jachtem
(umiejętność zagwarantowania bezpieczeństwa załodze, wysokie kompetencje w dowodzeniu załogą
24 Wywiad przeprowadzony z M. K. 1, w dniu: 02.07.2007. 25 Wywiad przeprowadzony z G. Ł., w dniu: 15.06.200. 26 Wywiad przeprowadzony z A. G., w dniu: 15.06.2007. 27 Słowa M. K. 2, wypowiedziane podczas rozmowy we wrześniu 2003, autoryzowanej w wywiadzie z dnia 18.09.2007. 28 Wywiad przeprowadzony z A. P., w dniu: 15.09.2007.
210
oraz fachowość), przytoczę jeszcze jedną wypowiedź, która w moim przekonaniu wspaniale ukazuje
nam ich nierozdzielność: „Autorytet kapitana wynika z jego postawy, wiedzy i doświadczenia.
Prawdziwy kapitan potrafi zachować spokój i opanowanie nawet wtedy, kiedy wszyscy już je stracili,
nie dziwne mu sztormy i szkwały, gdyż niejeden już przeżył. Myśli strategicznie, komunikuje się jasno,
załoga wie co ma robić. Czasami krzyczy, lecz nigdy nie obraża. Ma szacunek do ludzi i żywiołu.
Bezpieczeństwo załogi i sprzętu przedkłada ponad własne zmęczenie i niewyspanie. On wie najlepiej
jak ma być, załoga mu ufa, jest autorytetem”29.
Należy wskazać, iż w wypowiedziach respondentów sporadycznie pojawiało się również
wyliczenie takich cech składających się na autorytet kapitana, jak: pomoc, zrozumienie, empatia,
cierpliwość, wewnętrzne „ciepło” (wymieniane wyłącznie przez kobiety) oraz poczucie humoru i
umiejętność przekazywania żeglarskiej pasji (cechy wymieniane przez osoby obojga płci). Wśród
określeń ilustrujących stosunek osób badanych do kapitanów cieszących się autorytetem pojawiały
się takie, jak: „podziwiam”, „cenię”, „szanuję”, „naśladuję”, „wzoruję się”. Stwarza to wrażenie
istniejącego dystansu pomiędzy załogą a dowodzącym. Interesującym jest to, iż wśród osób badanych
w wielu wypadkach kapitanem rejsu zostawał kolega, przyjaciel, znajomy. Mimo to podczas rejsu
jakby zanikała lądowa relacja partnerska, zastępowana przez ścisłą hierarchię żeglarską. Nagła,
czasowa zmiana stosunku do drugiego człowieka może budzić zdziwienie osób niezaangażowanych w
żeglarstwo, jednak dla respondentów była całkowicie zrozumiała.
Można się pokusić o stwierdzenie, iż przymioty składające się na autorytet kapitana,
dystans pomiędzy nim i załogą oraz działanie w ramach ściśle wyznaczonej hierarchii rejsu morskiego,
przekraczają granicę miejsca i czasu. Zdaje się o tym świadczyć powiedzenie: „żeglarz żeglarzowi
zawsze pomoże”, szanty, czy pieśni żeglarskie30 śpiewane w wielu językach na tą samą melodię i ze
zbliżonym przekazem oraz ceremoniał morski i etykieta jachtowa, która zasadniczo jest wspólna
żeglarzom całego świata.
Przytaczając fragmenty szant, należy pamiętać o tym, iż oderwanie słów od melodii w dość
znacznym stopniu zubaża przekaz, który w sobie niosą. Wartość, jaką dla żeglarzy mają te utwory,
można spróbować ocenić podczas obserwacji zachowania słuchaczy na koncercie szantowym w
niewielkiej tawernie lub przy ognisku, lecz nie zawsze będzie ono zrozumiałe dla osób postronnych.
Przykładowo wśród ludzi nieżeglujących zdziwienie może wywołać powstanie z miejsc słuchaczy
29 Wywiad przeprowadzony z A. N., w dniu: 17.09.2007. 30 Potocznie mianem „szant” określa się wszystkie pieśni wykonywane przez żeglarzy. Faktycznie są to wyłącznie pieśni pracy, charakteryzujące się stałym rytmem, którego utrzymanie miało pozwolić na równe wykonywanie pracy przez marynarzy np. przy ciągnięciu lin. „Pieśni żeglarskie” to inaczej opowieści, śpiewane dla upamiętnienia niezwykłych wydarzeń, czy też sławiące uroki żeglugi.
211
podczas grania „szant śmierci”, czyli pieśni relacjonujących tragiczne wydarzenia na statkach. Dla
osób związanych z morzem jest to natomiast zachowanie absolutnie normalne, zakorzenione głęboko
w kulturze żeglarskiej, wyrażające szacunek dla marynarzy, którzy zginęli w trakcie rejsu. Dlatego też,
by lepiej zrozumieć szanty należałoby znaleźć się choć na moment przy żeglarskim ognisku i nie tylko
słuchać, oceniając wartość muzyczną śpiewanych utworów, ale również obserwując zachowanie
odbiorców. Natomiast pełne zrozumienie może dać wniknięcie w świat marynarzy, doświadczenie
żeglugi po morzu.
Fragment przytoczony w tytule niniejszego artykułu pochodzi z jednej z najbardziej
znanych, wielojęzycznych szant, mianowicie Pressgang, która opowiada o losie osób zwerbowanych
siłą do służby morskiej, opisuje przeistoczenie szarego człowieka w marynarza floty wojennej. Owa
zmiana, niewątpliwie wywołana brutalnymi środkami, skutkuje narodzeniem się dumy w człowieku,
dumy z bycia marynarzem.
„Nikt nie zliczy ile krwi i łez
wsiąkło w pokład, gdy się zaczął rejs
Kapitan tu twoim Bogiem jest
Marynarzu floty wojennej”31.
W podobnym klimacie utrzymana jest również szanta Pożegnanie Liverpoolu. Poniżej
przytoczony fragment także zdaje się świadczyć, iż pływanie po morzach jest powodem do dumy,
jednakże tylko osoby najtwardsze i najwytrwalsze będą mogły sprostać trudom ciężkiego
marynarskiego życia oraz, co istotniejsze, wymogom kapitana.
„Z kapitanem tym płynę już nie pierwszy raz,
Znamy się od wielu, wielu lat.
Jeśliś dobrym żeglarzem, radę sobie dasz,
Jeśli nie, toś cholernie wpadł”32.
Również w tzw. „szantach wielorybniczych”, można dostrzec pokładane w kapitanie
zaufanie oraz dystans dzielący go od załogi. Podobnie jak w przypadku wypowiedzi osób badanych,
31 A. Mendrygał, Pressgang, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), Śpiewnik żeglarski Shanties’96, Kraków 1996, s. 36. 32 K. Kuza, J. Rogacki, Pożegnanie Liverpoolu, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), dz.cyt., s. 105-106.
212
kapitan opisywany w pieśniach żeglarskich cieszy się szacunkiem załogi i może być pewien, iż każde
jego polecenie będzie wykonane niezwłocznie i bez najmniejszego sprzeciwu.
„Kapitan w niebo wlepia wzrok, ruszamy lada dzień.
Płyniemy tam gdzie słońca blask nie mąci nocy cień (...).
Na deku Stary wąchał wiatr, lunetę w ręku miał,
Na łodziach, co zwisały już z harpunem każdy stał”33.
Bezpośrednia deklaracja zaufania pokładanego w kapitanie została zwerbalizowana w innej
znanej szancie wielorybniczej – Brzegi Peru.
„Hej, wielorybnicy, wam wichrów i burz
niestraszne są ryki. »Czas w drogę nam już«
kapitan powiedział, a ja wierzę mu.
Jest noc wielorybów u brzegów Peru”34.
O przeistoczeniu relacji pomiędzy dwojgiem ludzi traktuje z kolei piękna pieśń Nie wiem
skąd się wziął. Treść szanty stanowi narracja marynarza wspominającego swojego niczym nie
wyróżniającego się kolegę z rejsu. Kulminacyjnym momentem jest chwila, gdy opowiadający
mustruje35 się na inny statek i spotyka tam owego towarzysza, który tym razem popłynie jako
dowodzący statkiem. Wtedy relacja natychmiast i całkowicie naturalnie zmienia się z koleżeńskiej w
hierarchiczną. Narrator nie tylko nie próbuje się spoufalać ze swoim dawnym znajomym – on z pełną
pokorą, wyrobioną przez życie spędzone na morzu, pochyla kark i okazuje gotowość do wypełniania
rozkazów.
„Zamustrowałem w rejs,
Gdzie on był kapitanem.
Myślałem: co też będzie,
Kiedy znów przed nim stanę?
33 M. Siurawski, Śmiały harpunnik, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), dz.cyt., s. 185. 34 M. Siurawski, Brzegi Peru, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), dz.cyt., s. 200-201. 35 „Zamustrować się” – zaangażować się do pracy na statku. Słownik języka polskiego, http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2543220, 21.02.2010.
213
Pamiętam tamten zmierzch
W salonie kapitana,
Ściskałem w ręku książkę
By mustrować za bosmana”36.
Powyżej zamieszone fragmenty są jedynie przykładem na to, iż kapitan cieszy się
niezwykłym autorytetem nie tylko wśród osób, z którymi przeprowadziłam wywiady, lecz wśród
ogółu żeglarzy piszących i śpiewających szanty. Ta niezwykła relacja załoga – dowodzący, wpisała się
już na trwałe do kultury marynistycznej i jest przekazywana kolejnym pokoleniom adeptów sztuki
żeglarskiej między innymi poprzez śpiewane przy ogniskach szanty.
Argumentów, świadczących o specyficznym i ponadczasowym autorytecie osoby
dowodzącej jachtem żaglowym, dostarcza nam również etykieta jachtowa oraz ceremoniał morski.
We wstępie do jednej z najistotniejszych w Polsce pozycji z tej dziedziny czytamy:
„Każdy członek wielojęzycznej rodziny morskich narodów świata wnosił na przestrzeni
wieków swój wkład do ogólnoludzkiego skarbca tradycji marynarskich. Rodziły się więc owe tradycje
(...) wskutek kontaktów między żeglarzami różnych nacji, a także w atmosferze przywiązania, czy
wręcz entuzjazmu dla morza, które łączy narody, pomnaża ich bogactwo, żywi...
Tysiące lat żeglugi po morzach i oceanach, tysiące lat walki z żywiołem wycisnęły trwały
ślad na psychice człowieka i jego postępowaniu. W tej walce człowiek przyswajał sobie całą gamę
poglądów, przyzwyczajeń itp., które złożyły się w konsekwencji na powstanie swoistego kodeksu
morskiego nie mającego sankcji prawnych, lecz uznanego i respektowanego przez ogół ludzi
morza”37.
Warto również zaznaczyć, iż niektóre spośród zwyczajów morskich zostały usankcjonowane
w umowach międzynarodowych (na przykład w międzynarodowym prawie morskim) oraz znalazły
odbicie w różnych regulaminach, przepisach i instrukcjach38.
Jednym z działów etykiety jachtowej i ceremoniału morskiego jest „oddawanie honorów”
dowodzącemu statkiem, co stanowi kolejną egzemplifikację niezwykłej pozycji kapitana w świecie
36 J. Porębski, Nie wiem skąd się wziął, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), dz.cyt., s. 83-85. 37 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 7. 38 Tamże, s. 7.
214
żeglarskim, a także wyjątkowości jego autorytetu. Można się pokusić o stwierdzenie, iż jest to
unikalne.
W ceremoniale morskim, obowiązującym w marynarce wojennej, jednym z podstawowych
sposobów oddawania honorów dowódcy okrętu są salwy. Zgodnie z Regulaminem służby na okrętach
dowódcy w stopniu starszego oficera powinno się oddać 7 strzałów, a w stopniu młodszego oficera –
5 strzałów39. Oczywiście pozdrawiać się na morzu można również bez wystrzałów armatnich, okręty
dowodzone przez oficerów w stopniach od komandora w dół salutują do siebie, oddając sygnał
„Baczność na prawą (lewą) burtę” – marynarze, którzy znajdują się w tym czasie na pokładzie
zwracają się w nakazanym kierunku i przyjmują postawę zasadniczą40. Obsady łodzi okrętowych
salutują dowódcom poprzez podniesienie wioseł. Ta ostatnia metoda jest wykorzystywana również
przez żeglujących jachtami żaglowo-wiosłowymi po śródlądziu na różnego rodzaju kursach, czy
obozach żeglarskich, chociaż coraz częściej zastępuje się ją zwykłym podniesieniem ręki w geście
pozdrowienia41.
Salutuje się również dowódcom wchodzącym lub schodzącym z pokładu – w takiej sytuacji
oficer wachtowy podaje komendę „Baczność”, a marynarze znajdujący się w pobliżu trapu przyjmują
wtedy postawę zasadniczą42. Jednym z najbardziej interesujących sposobów oddania honorów jest
„świst trapowy”. Jest on wykonywany ściśle według zasad i nie może być przerwany – wyjątek
stanowi sytuacja, kiedy okręt ma szczególnie wysoką burtę, wtedy dzieli się go na dwie części. Świst
rozpoczyna się w momencie, gdy oficer wstępuje na trap, a kończy w chwili jego wejścia na pokład.
Na większych jachtach polskich również praktykuje się oddawanie świstu trapowego kapitanowi,
jeżeli załodze zależy na ceremonialnym powitaniu43.
Na statkach obowiązuje żelazny zwyczaj niezajmowania kapitańskiego krzesła w mesie
oficerskiej, podobnie nie rozpoczyna się posiłków bez kapitana, jeśli jada on z załogą44. W jachtowym
żeglarstwie morskim, z uwagi na ograniczoną ilość miejsca w mesie, nie zawsze respektowana jest
zasada niezajmowania miejsca dowodzącego. Jednakże i tu posiłków nie zaczyna się bez kapitana.
Na dużych jednostkach szacunek dowodzącemu oddaje się również podczas schodzenia do
motorówki. Najpierw bowiem schodzą oficerowie młodsi stopniem, a na końcu dowodzący. Dzieje się
39 Regulamin służby na okrętach Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej Polskiej, Gdynia 1990. 40 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 52. 41 A. Kolaszewski, P. Świdwiński, Żeglarz i sternik jachtowy, Warszawa 2000, s. 25. 42 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 53. 43 Tamże, s. 54. 44 A. Kolaszewski, P. Świdwiński, dz.cyt., s. 25.
215
tak dlatego, by dowodzący nie musiał czekać na podwładnych. Odwrotna kolejność obowiązuje przy
opuszczaniu motorówki.
Powszechnie znaną, przywołaną wcześniej zasadą jest, iż w sytuacji katastrofy morskiej
kapitan ostatni opuszcza statek. Jeżeli dowodzący opuszcza pokład przed innymi członkami załogi i
zanim zostały wyczerpane wszelkie środki dla ratowania znajdującej się w tarapatach jednostki,
kapitanowie innych statków odmawiają mu udzielenia pomocy45. Ta sankcja świadczy o ogromnej
odpowiedzialności spoczywającej na dowódcy.
Kapitan powinien być powiadomiony o wszystkim co się na statku dzieje. Dotyczy to
zarówno zdarzeń związanych z żeglugą, jak i towarzyskich. I tak na przykład nie poinformowanie
kapitana o planowanej wizycie gości na jachcie, czy też o planowanym wyjściu w porcie, należy
zakwalifikować jako rażące złamanie zasad etykiety jachtowej.
Do zwyczajów, które zostały usankcjonowane prawnie należą kompetencje kapitanów w
zakresie rejestracji narodzin, odonotowywania zgonów, sporządzania testamentów. Polscy
kapitanowie nie udzielają natomiast ślubów, choć prawo takie w innych krajach występuje.
Przykładem mogą tu być dowódcy statków pod banderą Stanów Zjednoczonych46.
Powyżej przytoczone przykłady zaczerpnięte z ceremoniału morskiego oraz etykiety
jachtowej, nie stanowią wyczerpującej listy sposobów okazywania szacunku kapitanom. Są jedynie
ilustracją świadczącą o wyjątkowości autorytetu osób dowodzących jednostkami na morzu, są
tradycją zbudowaną przez pokolenia ludzi morza, pochodzących z różnych części świata. Zwyczaje te,
pomimo upływu lat i rozwoju techniki w żeglarstwie, nadal są przestrzegane, a niektóre spośród nich
stały się obowiązującym niemal na całym świecie prawem.
Zamiast zakończenia przytoczę dwa obszerniejsze fragmenty, z których pierwszy został
napisany przez „Znaczy Kapitana” – M. Stankiewicza około 70-ciu lat temu, a drugi stanowi
wypowiedź jednego z badanych żeglarzy:
„Znikają żaglowce, nastaje era parowców i motorowców. Telegraf. Z marynarza, potomka
korsarzy i odkrywców, armatorzy chcą zrobić urzędnika, rzemieślnika czy nawet po prostu
konduktora tramwajowego.
45 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 58. 46 Tamże, s. 57.
216
Telegraf i radiotelegraf dosięga wszędzie. W biurach żeglugowych, do których marynarze
nie są dopuszczani, wydaje się, że statek popłynie stosownie do nadesłanych instrukcji, jak za
sygnałem zielonej chorągiewki dróżnika.
I tylko wtedy, gdy morze spłata jedną ze swych niespodziewanych sztuczek, gdy w grę
wchodzi niebezpieczeństwo statku, towaru, a nawet życia ludzkiego, wtedy, gdy czyn musi nastąpić
natychmiast – w biurach żeglugowych zdają sobie sprawę, że radiotelegraf nie pomoże i dramat na
morzu zostanie rozegrany bez reżyserów lądowych”47.
„W ciągu ostatnich 20 lat polskie żeglarstwo, zarówno morskie jak i śródlądowe zmieniło
się diametralnie. Kluby, które były ośrodkami zrzeszającymi niemal wszystkich czynnych żeglarzy,
które odpowiadały za organizację rejsów i szkoleń, które były armatorami znakomitej większości
jachtów, dzisiaj są zanikającym reliktem, wciąż nie mogąc odnaleźć swojego miejsca w nowej
rzeczywistości. Bowiem dzisiaj, żeglarstwo, podobnie jak cały nasz świat, kręci się wokół pieniądza.
Nie ma już niemal darmowych rejsów klubowych, gdzie zaszczytem było zakwalifikować się do załogi.
Dzisiaj płynie ten kogo stać, ten kto zapłaci. Dzisiaj, załogant jest klientem, podczas gdy kapitan,
nawet jeżeli sam nie jest organizatorem, to pełni funkcje przedstawiciela organizatora na pokładzie.
Jest pilotem wycieczki, szefem kuchni, kierowcą, często także sprzątaczką. To kapitan jest do
dyspozycji załogi, nie na odwrót. To załogant płaci, więc i wymaga, a kapitan jest tu w pracy. Czy w
takiej sytuacji jest w ogóle miejsce na autorytet kapitana, którego nawet już się nie nazywa
kapitanem, a skiperem?
Jest i musi być, bowiem autorytet kapitana, bezwzględne posłuszeństwo załogi jego
poleceniom, oraz pełne zaufanie załogi do kapitana jest niezbędne do zapewnienia bezpiecznej i
skutecznej żeglugi. W efekcie współczesny skiper jest w bardzo trudnej sytuacji, bowiem z jednej
strony odpowiada za to, by załodze (klientom) rejs się jak najbardziej podobał, a z drugiej strony musi
zapewnić bezpieczny powrót do portu, co wymaga posłuszeństwa załogi (klientów?). W oparciu o
swoją praktykę, uważam, że można to osiągnąć tylko w jeden sposób – załoga musi chcieć słuchać
poleceń kapitana, a więc musi być przekonana, że kapitan wie co robi, i że chce jak najlepiej dla załogi
i jachtu. Kapitan musi więc słuchać tego, czego oczekuje od niego załoga, co się podoba, a co nie,
kapitan musi być tak blisko załogi, jak to tylko możliwe, aby załoga chciała się z nim dzielić swoimi
spostrzeżeniami i chciała rozumieć jego decyzje.
Dziś już nie ma miejsca na autorytarnych kapitanów z białą czapką i tubalnym głosem. Dziś
skiper musi być tym, który zawsze pomoże, chętnie wysłucha, chce i potrafi przyjacielsko doradzić
47 M. Stankiewicz, Korsarz i Don Kichot, [cyt. za:] K. O. Borchardt, dz.cyt., s. 345. Pamiętnik nie został opublikowany w całości.
217
oraz wesprzeć w trudnych momentach. Kapitan musi być na tyle lubiany i szanowany przez załogę, by
ta chciała go posłuchać.
Oczywiście, ze względu na bezpieczeństwo ludzi i jachtu, posłuszeństwo załogi można
wymusić, gdy inne techniki nie skutkują, ale z takiego rejsu załoga nie będzie zadowolona, a to
oznacza komercyjną klapę i rejsu i kapitana”48.
W obu przytoczonych fragmentach autorzy wskazują na znaczący (często ambiwalentny)
wpływ na żeglarstwo morskie zmian związanych z postępem technicznym, czy też komercjalizacją. Z
jednej strony wprowadzenie nowej technologii do nautyki oznacza zwiększenie bezpieczeństwa
żeglugi, z drugiej zanik tradycji marynistycznych. Podobnie komercjalizacja sprawia, że żeglarstwo
staje się sposobem na wakacje, coraz popularniejszym, często dosyć luksusowym, przy jednoczesnym
pozbawieniu go przydomka: przygoda życia. Należy się zastanowić, czy wspomniane zmiany trwale
pozbawią żeglarstwo cieszących się niespotykanym autorytetem kapitanów?
Od kiedy na jachty wkroczyły z rozmachem GPSy, od kiedy możemy się posługiwać mapami
elektronicznymi, żeglarstwo wydaje się być sportem, w którym rejs może poprowadzić w zasadzie
każdy kierowca. Jednakże wystarczy banalne przeoczenie naładowania akumulatorów, by cała
jachtowa elektronika przestała działać i koniecznym stało się nawigowanie tradycyjne. Biura podróży
w spotach reklamowych ukazują zawsze piękną pogodę: lekki wiatr, słońce, niewielkie zafalowanie.
Nie wolno jednak zapominać, iż żeglarstwo to nieustająca gra z dwoma potężnymi żywiołami, których
nie można pokonać, przekonać, że prognoza meteorologiczna była przecież inna, nie można
przekupić. Dlatego też na otwartym morzu nie ma zastosowania szereg wartości lądowych, takich jak
przykładowo wiek, płeć, status finansowy, czy społeczny. Tam liczy się tylko kompetencja w zakresie
prowadzenia jachtów, doświadczenie, intuicja. Kiedy „idzie Złe” konieczna staje się obecność tego,
który wie, przyjmuje na siebie odpowiedzialność, kieruje załogą i prowadzi bezpiecznie do portu –
kapitana.
Zatem, pomimo wspomnianych zmian, kapitan w dalszym ciągu jest postacią wyjątkową,
której należny jest szacunek, a na jego autorytet zawsze składać się będą takie cechy jak: umiejętność
zagwarantowania bezpieczeństwa załodze, odpowiedni sposób dowodzenia ludźmi oraz szeroko
pojęta fachowość.
Bibliografia:
48 Wywiad przeprowadzony z M. M., w dniu: 16.06.2007.
218
Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik żeglarski Shanties’96, Kraków 1996.
Bobrowicz K., Mierzwa A., Mikołajko A., Shanties. Śpiewnik żeglarski przeboje 10 lat, Kraków 1991.
Borchardt K. O., Znaczy kapitan, Gdynia 1968.
Czajewski J. (red.), Encyklopedia żeglarstwa, Warszawa 1996.
Czajewski J., Etykieta jachtowa, Katowice 2002.
Koczorowski E., Kosiarski J., Pluta R., Ceremoniał morski i etykieta jachtowa, Warszawa 1996.
Kolaszewski A., Świdwiński P., Żeglarz i sternik jachtowy, Warszawa 2000.
Kuza K., Rogacki J., Pożegnanie Liverpoolu, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T.,
Śpiewnik żeglarski Shanties’96, Kraków 1996.
Mendrygał A., Pressgang, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik żeglarski
Shanties’96, Kraków 1996.
Porębski J., Nie wiem skąd się wziął, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik
żeglarski Shanties’96, Kraków 1996.
Regulamin służby na okrętach Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej Polskiej, Gdynia 1990.
Rozporządzenie Ministra Sportu z dnia 9 czerwca 2006r. w sprawie uprawiania żeglarstwa,
Dz.U.06.105.712.
Siurawski M., Brzegi Peru, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik żeglarski
Shanties’96, Kraków 1996.
Siurawski M., Śmiały harpunnik, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik
żeglarski Shanties’96, Kraków 1996.
Sobol E. (red.), Słownik wyrazów obcych, Warszawa 1995, s. 758.
Stankiewicz M., Korsarz i Don Kichot, [w:] Borchardt K. O., Znaczy kapitan, Gdynia 1968.
Netografia:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dawne_polskie_stopnie_żeglarskie, 17.02.2010.
Słownik języka polskiego, http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2548106, 20.10.2007.
Słownik języka polskiego, http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2543220, 21.02.2010.
219
Wioleta Kajak
wiolkaja@gmail.com
Niska samoocena dziecka jako przyczyna zaburzeń w zachowaniu. Prawda czy alibi wykolejonych”?
Coraz częściej spotykamy się z twierdzeniem, iż współczesna młodzież jest arogancka.
Kojarzy się ją z przejawami wandalizmu i agresji okazywanej nawet autorytetom- jakimi niegdyś byli
nauczyciele czy rodzice. Równie często podkreślamy nieporadność opiekunów w wychowywaniu,
które odbywa się w nowych, coraz trudniejszych warunkach. Stosowane przez naszych rodziców
metody są dziś po prostu nieskuteczne. Dzieci są coraz bardziej niesforne i pozostają poza kontrolą
opiekunów (czego przykładem jest chociażby strach nauczyciela przed konfrontacją z uczniami).
Tendencja ta prowadzi do uwypuklania zła, które dostrzegamy w dzieciach, ich zepsucia oraz
permanentnego braku nadziei na ich świetlaną (czyli zgodną z normami społecznymi i
wyobrażeniami rodziców) przyszłość.
Można pokusić się o stwierdzenie, iż mamy do czynienia z pandemią zachowań
aspołecznych wśród dzieci i młodzieży. Opierając się na wiedzy potocznej najczęściej obwiniamy
rodziców za złe wychowanie. Dalej wskazujemy demoralizujący wpływ mediów, egocentryzm
dziecięcy lub po prostu przyjmujemy założenie, iż młodzież jest z natury ZŁA. Jest to najgorsza z
możliwych postaw, która z jednej strony odbiera motywację do pracy nad „urabianiem poprawnej
postawy”, a z drugiej zdejmuje z wychowanków odpowiedzialność za własne postępowanie.
Aby przeciwdziałać takiej stygmatyzacji należy dotrzeć do genezy zaburzonego
zachowania. Pozwoli nam to nie tylko na zmianę perspektywy postrzegania młodzieży jako podmiotu
oddziaływań pedagogicznych, lecz również zachęci do udzielenia im pomocy
w rozwoju. Jednym z wielu czynników etiologicznych, pełniącym rolę mechanizmu adaptacyjnego
jest stosunek do samego siebie i własnych osiągnięć. W literaturze spotykamy różne teorie
wskazujące, że za dysfunkcje w zachowaniu odpowiada wysoka samoocena- inne, opozycyjne, za
destruktywną uważają zaniżoną. Niejednorodność, a w szczególności brak wiodącego stanowiska
wynika z trudności diagnostycznych i niezweryfikowanej jeszcze do końca płaszczyzny teoretycznej.
Niniejsza praca rozwija zagadnienie korelacji niskiej samooceny dziecka i jego problemowego
zachowania.
220
Badania potwierdzają, iż w momencie otrzymania negatywnej opinii na temat jednej ze
sfer życia bądź aktywności, człowiek wykazuje silną motywację do wykazania kompetencji w
działalności w innym obszarze- subiektywnie ocenionej jako mocna strona. Prawidłowość ta jest
zazwyczaj interpretowana w taki sposób, że „zagrożenie jakiegoś istotnego składnika pojęcia JA nie
owocuje działaniami ukierunkowanymi na odzyskanie pozytywnych przekonań w tym właśnie
obszarze, ale zachowaniami mającymi na celu szybkie i skuteczne uzyskanie własnej wartości w
innym wymiarze, istotnym dla globalnego samowartościowania”1. W literaturze proces ten nazywany
jest autoafirmacją. Eksponuje się również przystosowawczy charakter tego zjawiska: „Odzyskanie
zgeneralizowanej pozytywnej samooceny jest zwykle łatwiejsze w taki właśnie sposób, niż poprzez
uporczywe usiłowanie uzyskania sukcesu w sferze, w której właśnie poniosło się porażkę”2.
Nieaprobowane społecznie zachowanie dziecka może być swoistym mechanizmem
obronnym stosowanym w celu podtrzymania świadomości o własnej wartości, która została
społecznie podważona oraz wyborem „najłatwiejszej drogi” realizacji. Jest nią zazwyczaj zachowanie
najlepiej znane dziecku- takie, z którym ma kontakt na co dzień, i które być może funkcjonuje w jego
najbliższym środowisku jako droga zaspakajania potrzeb i realizacji celów - mówiąc wprost -
środowiska patologicznego bądź ubogiego.
Kluczowym terminem, którego znajomość pozwoli lepiej zrozumieć powyższe procesy
jest pojęcie „samooceny”. Jako ogólna ocena własnych możliwości oraz element obrazu własnej
osoby pełni funkcję regulacyjną. Choć ma charakter zróżnicowany w zależności od kontekstu
sytuacji3, zaznacza się w formie charakterystycznej tendencji do przeceniania własnych możliwości
(zawyżona samoocena) lub ich niedoceniania (forma zaniżona) - istotna dla niniejszych rozważań.
Zaniżona samoocena, to „stan, w którym człowiek przypisuje sobie niższe możliwości,
niż posiada rzeczywiście, a więc nie docenia swoich zdolności i swojej społecznej atrakcyjności, ocenia
moralną wartość swoich czynów niżej, niż one na to zasługują, spodziewa się od innych ludzi mniej,
niż to jest uzasadnione”4. Jako dostrzegalną konsekwencję wymienia się: zaniżenie aktywności i
osiąganie znacznie mniej, niżeli by się mogło. Z braku „wiary w siebie” nie podejmuje się
wykonywania trudniejszych zadań. W przypadku, gdy zostaną narzucone jednostce z zewnątrz
1 J.Strelau, Osobowość jako zespół cech, [w:] J. Strelau (red.), Psychologia. Podręcznik akademicki, tom 2, Gdańsk 2004, s. 579.
2 Tamże, s. 579. 3 Na wahania samooceny mają wpływ m.in. aktualne osiągnięcia, opinie innych ludzi, nastrój, a także wiek. 4 J. Reykowski, Osobowość [w:] T. Tomaszewski (red.), Psychologia, Warszawa 1975, s. 791-794.
221
(wynikają bowiem z pełnionej społecznie roli), wykazuje ona brak zaangażowania oraz posługuje się
prostymi środkami nie rokującymi osiągnięciem sukcesu, którego porażkę z góry przewidują.
Poziom samooceny oparty jest na porównaniu własnych osiągnięć ze stawianymi sobie
wymaganiami (często podyktowanymi społecznie). Determinuje on również znaczący dla zachowania
stosunek do samego siebie, czyli poziom samoakceptacji. Optymalny poziom akceptacji wykazują
osoby pozytywnie ustosunkowane do ogólnie panujących norm- czyli dobrze funkcjonujące
społecznie, zaś zaniżony - osoby z zaburzeniami emocjonalnymi5.
Jakie są zatem źródła samooceny? Genezy uogólnionego obrazu własnej osoby, upatrywać
możemy w informacjach pochodzących z własnego doświadczenia jednostki (m.in. o posiadanej
pozycji społecznej) oraz społecznej informacji zwrotnej, czyli subiektywnie wartościowanych opinii
innych ludzi. To właśnie „znaczący inni”, stanowiący najwyższą wartość w hierarchii jednostki
wpłynąć mogą na kształtowanie, bądź zniekształcenie obrazu własnej osoby. Tak więc dziecko może
mierzyć siebie skalą ocen rodziców; syn - oceną męskości swego ojca, widzianą oczyma matki.
Również pozycja społeczna grupy (narodowości) do której należy, czy stopnia przynależności do niej
są znaczące.
Utrzymanie stabilnego poziomu samooceny jest niezwykle trudne, nie tylko
z perspektywy niedojrzałości społecznej jednostki, lecz faktu, iż konstrukt uogólnionego obrazu
samego siebie formują często dwa rozbieżne źródła. Sprzeczne informacje dochodzące do jednostki
powodują jej „wahania samooceny” i poczucia wartości prowadząc do zaburzeń emocjonalnych,
przejawiających się w zachowaniu. Jedynie posiadanie silnie rozwiniętej zdolności samoregulacji
pozwala na przefiltrowanie oceny społecznej, w taki sposób aby ograniczyć się wyłącznie do ogólnie
obowiązujących standardów, pomijać zaś jednostkowe, zmienne w czasie i przestrzeni sądy.
Czynnikiem warunkującym stabilność samooceny jest zgodny obraz rodziców co do tego, kim dziecko
powinno być. Przekazywanie dziecku jednolitego obrazu ideału, konsekwentnie podkreślanego na
każdym etapie procesu rozwojowego, prowadzi do uwewnętrznienia wzorca i kierowania się nim w
przyszłości6.
Z badań G. Mikałły7 nad młodocianymi prostytutkami okazującymi brak samokontroli i
labilność emocjonalną oraz podważającymi własną wartość, wynika, iż wywodziły się z zaburzonych
środowisk rodzinnych, w których czuły się niekochane oraz doznawały poczucia permanentnego
5 Tamże, s. 791-794. 6 Tamże, s. 796. 7 Tamże, s. 797.
222
braku bezpieczeństwa będącego wynikiem dysfunkcjonalności rodziny. Wykształcenie poczucia
„ważności” u dzieci rzutuje na ich przyszły stosunek do siebie - czyli odczuwanie własnej wartości8.
Jednak nie u wszystkich ludzi wytwarza się poczucie wartości (i nie u wszystkich ma ono
znaczący wpływ na zachowanie!). W przypadku dzieci „niekochanych” wytwarza się jego
ambiwalentna forma - „niewartościowości” . Jest ono również wynikiem doświadczania ciągłego
lekceważenia w grupie, odrzucenia czy wrogich ataków ze strony rówieśników.
W momencie takim jednostka nie korzysta z zasobów własnej wartości lecz poddaje się popędom i
zaspakajaniu potrzeb emocjonalnych. Konsekwencjami wypuklenia sfery Id są przejawy zachowania
aspołecznego (jednoczesne „wyciszenie” sfery Superego), a także braku emocjonalnej stabilności i
równowagi (zaburzenie sfery Ego).
Używając sformułowania zaburzone zachowanie9 pragnę zwrócić uwagę na szerokie
spektrum zachowań, które niejako zmuszają nas do sklasyfikowania jego autora jako „dziecka
niegrzecznego”, „zepsutego”, „trudnego”, „błazna klasowego” lub „kłamczucha”. „Zachowania
problemowe, są to zachowania, które odstają od norm społecznych i prawnych szerszej społeczności.
Wobec tego wywołują reakcje społecznej kontroli przejawiającej się
w okazywaniu dezaprobaty, karaniu lub nawet umieszczaniu w zakładach poprawczych lub
więzieniach. Do typowych zachowań problemowych młodzieży zaliczamy:
- używanie substancji psychoaktywnych (papierosy, alkohol, narkotyki),
- przedwczesną aktywność seksualną,
- zachowania agresywne, stosowanie przemocy, znęcanie się nad rówieśnikami,
- drobne przestępstwa, wykroczenia, czyny chuligańskie, wandalizm,
- zaniedbywanie obowiązków szkolnych, wagary, nieukończenie szkoły,
- inne, np. kłamstwa, ucieczki z domu itp”10.
8 Tamże, s.797. 9 Termin zaburzenie w zachowaniu dotyczy wszelkich odstępstw od powszechnie uznawanej normy zachowania, mieści w sobie węższe w swym zakresie określenia zachowań takich jak zachowania a/antyspołeczne, problemowe oraz ryzykowne (przynoszące szkodliwe skutki dla zdrowia i rozwoju jednostki i/lub społeczeństwa). 10 K. Ostaszewski, Podstawy teoretyczne profilaktyki zachowań problemowych młodzieży, [w:] M. Deptuła (red.), Diagnostyka, profilaktyka, socjoterapia w teorii i praktyce pedagogicznej, Bydgoszcz 2005, s.112.
223
Termin zaburzenie zachowania istnieje jako fachowe określenie od 1950 roku, kiedy to
wprowadzono go na Wielkim Kongresie Psychiatrii Dziecięcej i Młodzieżowej
w Paryżu. Używa się go wyłącznie w odniesieniu do dzieci, młodzieży i ludzi młodych do
21 roku życia. „Jest błędnie zaadoptowanym, odbiegającym od oczekiwań wyznaczonych przez dany
czas i kulturę zachowaniem, uwarunkowanym organicznie i/lub będącym wynikiem wpływów
środowiska, upośledzającym- z powodu swej wielowymiarowości, częstotliwości i stopnia
zaawansowania- proces rozwoju, zdolność uczenia się, zdolność do wykonywania pracy oraz działanie
interakcyjne w środowisku, którego nie da się przezwyciężyć lub da się je poprawić jedynie w stopniu
niewystarczającym, jeżeli nie zostanie udzielona specjalistyczna pomoc pedagogiczno-
terapeutyczna”11.
Wielopłaszczyznowy, empiryczno-naukowy charakter pojęcia pozwala na łączenie go z
węższym w zakresie terminem trudności wychowawczych oraz zagadnieniem norm społecznych,
które owe zachowanie narusza. Charakteryzuje je:
- rozbieżność z przeciętnym zachowaniem rówieśników;
- zainteresowania młodzieży odbiegają od wzorca i nic nie wskazuje aby miały się do
niego zbliżyć;
- zachowanie nie spełnia minimalnych wymagań społecznych;
-zachowaniu często towarzyszą odchylenia od norm funkcjonalnych, np.
w czynnościach synaptycznych u dzieci nadpobudliwych a także zaburzenia emocjonalne.
Występowanie czterech cech jest diagnostycznie znaczące dla sklasyfikowania zachowania jako
zaburzonego i rozpoczęcia czynności interwencyjnych, w celu ich optymalizacji.
Wyróżniamy następujące typy zaburzeń zachowania:
- zewnętrzne, tj. agresja, nadpobudliwość, deficyt uwagi, impulsywność;
- wewnętrzne, tj. lęk, kompleks niższości, smutek, obojętność, zaburzenie snu, zaburzenia
somatyczne;
- społecznie niedojrzałe, tj. osłabienie koncentracji, zachowanie nieodpowiednie do
wieku, szybkie męczenie się, słabe postępy w nauce, brak wytrzymałości na obciążenia;
11 C.Hillendrand, Pedagogika zaburzeń zachowania, Rzeszów 2007, s.23.
224
-tworzące zagrożenie społeczne, tj. gwałtowność, drażliwość, nieodpowiedzialność,
nadmierne pobudzenie i łatwość popadania we frustrację, zaburzenia w relacjach,
trudności w panowaniu nad sobą.
Zewnętrzne i wewnętrzne zaburzenia zachowania nie stanowią zazwyczaj zagrożenia społecznego. Są
raczej reakcją na napięcie. W zależności od płci wyróżniamy przewagę zachowań bojaźliwych
(zaburzenia zachowań wewnętrznych) u dziewcząt, zewnętrznych zaś u chłopców - co wynika z
biologicznego uwarunkowania układów nerwowo-hormonalnych. Mała szkodliwość społeczna nie
oznacza braku potrzeby interwencji pedagogicznej. Jej brak może prowadzić do eskalacji agresji i
przekierowanie jej na społeczeństwo.
W literaturze możemy odnaleźć jeszcze inną teorię potwierdzająca główne założenie
niniejszej pracy. Jest nią teoria poczucia własnej wartości R.A. Steffenhangena będąca zbiorem
twierdzeń wyjaśniających zainteresowanie młodzieży zażywaniem narkotyków, a którą to zastosować
możemy w przypadku innych zachowań z grupy ryzykownych. Autor poczucie własnej wartości
postrzega jako konstrukt trzech zmiennych: poczucia wyższości i niższości, interesu społecznego oraz
nastawieniu na cel i styl życia. Nie są one wynikiem wrodzonych predyspozycji człowieka czy
osobowości lecz socjalizacji jaką przechodził od wczesnych lat dziecięcych12.
Poczucie niższości i wyższości. Pozycją wyjściową każdego dziecka jest odczuwanie
poczucia niższości, będącego wynikiem zauważalnego dysonansu pomiędzy nim a niezrozumiałym
światem dorosłych. Związane z tą pozycją negatywne emocje są pierwszym wyzwaniem, przed
którym stawiany jest nowy członek społeczności. Radzenie sobie z tego typu napięciami odbywa się
na drodze osiągania etapowych celów oraz podejmowania indywidualnych wyborów - możliwych
dzięki wyposażeniu dziecka w umiejętność realizowania pragnień, kształtowanej zarówno czynnikami
psychologicznymi, biologicznymi jak i społecznymi. Natomiast technika walki z poczuciem niższości,
którą dziecko wybiera jest rezultatem jednostkowego stylu życia13.
Interes społeczny związany z nagradzaniem czyli doświadczaniem pozytywnych sytuacji
życiowych (czytaj: sukcesów, pozytywnej opinii społecznej) oraz karaniem związanym z
oddziaływaniem bodźców awersyjnych (porażek, krytyki publicznej).
Nastawienie na cel (będące kontynuacją poprzedniej zmiennej) jako indywidualne i
subiektywne dążenie do przeżywania pozytywnych sytuacji życiowych oraz unikania negatywnych.
Nastawienie na cel generowane jest poprzez motywację.
12 Z.B.Gaś, Teorie uzależnienia lekowego [w:] „Przegląd Psychologiczny”, tom XXIX, nr 1, Warszawa 1987, s. 67.
13 Tamże.
225
Obok składowych pojawia się również sformułowanie dotyczące stylu życia, także
związanego z przebiegiem socjalizacji. Autor wyróżnia dwa takie style: pobłażliwy (będący przejawem
występowania u matek postawy nadopiekuńczej, zwalniającej dziecko z poczucia odpowiedzialności),
a także lekceważący występujący u dzieci wychowujących się w ubogim (niekoniecznie w sensie
materialnym) środowisku, które nie zapewniło mu należytej opieki i zainteresowania.
Przytoczona teoria genezę zaburzeń zachowania upatruje w reakcjach, które są
wyuczone. Wiedzę na ich temat dzieci czerpią z najbliższego otoczenia (rodzinnego, sąsiedzkiego,
grupy rówieśniczej), która zinternalizowana staje się elementem postawy wobec życia i przejawia się
w określonej formie zachowania. Na ten proces uczenia mają wpływ następujące zmienne: okres
trwania oddziaływania (im dłuższy, tym większe prawdopodobieństwo zinternalizowania odbieranej
informacji), częstotliwość (im większa, tym skuteczniejsza), intensywność (im większa siła
oddziaływań, tym większy efekt) oraz emocjonalny stosunek do autorytetu, którego występowanie
wzmacnia proces przyswajania14.
Podsumowując teorię można wysunąć konkluzję15 o nieodzowności niskiej samooceny
przy występowaniu różnych form psychopatologii (objawiających się w formie zaburzeń zachowania).
Są one następstwem nie osiągania celów, które były z reguły nierealistyczne (nie odnoszące się do
aktualnej sytuacji) lub nieadekwatne do umiejętności jakie posiada podmiot. W tym momencie
ujawnia się ogromne zapotrzebowanie dziecka nie tylko na doznawanie akceptacji i pozytywnej
informacji zwrotnej - kształtującej obraz własnej osoby, lecz również schematów zachowania, postaw
i wzorów, po które dziecko sięga jako pierwsze, niejako automatycznie. Główną rolę odgrywają tu
wspomniani „znaczący inni” oraz publiczne agendy socjalizacji, które powinny wspomóc rozwój takich
kompetencji jak umiejętność kierowania własnym życiem (i zachowaniem), podejmowania
jednostkowych celów i społecznie aprobowanych sposobów ich realizacji.
To właśnie kierowana z zewnątrz profilaktyka może uchronić młodzież przed
wewnętrznym przymusem negatywnego zachowania. Jednym ze sposobów może być indywidualna
terapia mająca na celu uzgodnienie relacja JA idealne - JA realne, odbudowania poczucia własnej
wartości oraz podwyższenia poziomu samooceny.
A. Aichhorn po zakończeniu pierwszej wojny światowej zaproponował nowatorskie
podejście do resocjalizacji młodzieży przestępczej - zwane „ terapią otoczeniem” (milieu therapy).
Istotą terapii środowiskiem społecznym jest skoncentrowanie bodźców modelujących do właściwego
14 A. Siemaszko, Granice tolerancji. O teoriach zachowań dewiacyjnych, Warszawa 1993, s. 90-106.
15 Tamże, Teorie uzależnienia lekowego, Warszawa 1987, s. 68.
226
postępowania poprzez postawienie wychowanka w sytuacji „totalnego naporu” pozytywnych
oddziaływań16. Ta, wymagająca żmudnej i systematycznej pracy metoda pozwala zaburzonym
jednostkom sprawdzić się w sytuacjach całkiem im nieznanych. Przychylne środowisko, inicjujące
„kryzys emocjonalny”17, daje możliwość przeformułowania postawy wobec innych ludzi i samego
siebie. Oddziaływanie środowiskiem daje możliwość wglądu we własne wnętrze oraz dostrzeżenia
zaburzeń zachowania, które dotychczas stanowiły podstawowy repertuar reakcji uruchamianych
w codziennych sytuacjach. Metoda ta pozwala także na zredukowanie poziomu agresji, bowiem
stosowana jest z pozytywnym rezultatem w pracy z psychopatyczną młodzieżą.
W praktyce możliwe jest także przeniesienie idei A. Aichorna na grunt środowisk
otwartych takich jak szkoła czy podwórko. Główną rolę sprawują tu nadal pedagodzy, którzy sterując
relacjami pomiędzy rówieśnikami (wszystkie zabiegi mają oczywiście służyć szczytnym celom, zatem
dalekie są od nadużyć) uwypuklają poczucie wartości poszczególnych jednostek. Nie raz przyziemne
zadania, rozsądnie rozdzielone według możliwości i zainteresowań młodzieży potrafią wzbudzić
poczucie sprawstwa czy kompetencji - znacznie poprawiające obraz własnej osoby. Tą mocą
dysponują także nauczyciele wszystkich szczebli nauczania. Choć najczęściej pozbawieni są
świadomości co do możliwości zahamowania przejawów zaburzonego zachowania poprzez poprawę
pozycji społecznej dziecka18. Wystarczy poprosić ucznia o zaopiekowanie się klasowym zwierzakiem,
sporządzenie gazetki szkolnej - osobie uzdolnionej plastycznie czy zreferowanie klasie zagadnienia
opiewającego zarówno temat lekcji jaki i obszar zainteresowań „dziecka trudnego”. Dodatkowe
komplementowanie postępów oraz starań ucznia może przyczynić się do sukcesu19. Oczywiście
proces ten jest długotrwały i wymagający od nauczyciela zaangażowania w obserwację
podopiecznych na zajęciach jak i sporządzania wywiadu środowiskowego dotyczącego dziecka i
warunków jego życia rodzinnego.
Znana z literatury stopniowa klasyfikacja prewencji, może stanowić dla nauczycieli
inspirację do stworzenia siatki projektów profilaktycznych, które od zawsze były realizowane w
procesie wychowawczym, jednak nie zawsze mają określony cel i kierunek. Do prewencji
16 K.Pospiszyl, Psychopatia, Warszawa 2000, s.119.
17 Kryzys emocjonalny wg. A.Aichhorna stanowi rdzeń resocjalizacji. Są to wszystkie rozmyślnie aranżowane przez pedagogów sytuacje, które prowadzą do oczyszczenia psychiki wychowanka i pozytywnej zmiany postawy. K.Pospiszyl przytacza autentyczny rejestr przebiegu terapii otoczeniem. 18 Z badań M. Malewskiej wynika, że dzieci posiadające niższą pozycję socjometryczną rzadziej wykazywały zachowania o charakterze prospołecznym lub altruistycznym (za: J.Reykowski, dz. cyt., s.798-799). 19 Z badań A.L Edwarda na podstawie kwestionariusza SD (social-Desirability) oraz późniejszych D.P. Crowne i D.Marlowe (za: J.Reykowski, dz. cyt., s.799) dzieci wykazujące silną potrzebę aprobaty, skłonne są do zachowań konformistycznych, szybciej reagują przy wzmocnieniach słownych, a także przejawiają skłonność do podporządkowania się przyjętym formom zachowania.
227
uniwersalnej efektywnymi narzędziami jest utrzymywanie stałego kontaktu z rodzicami i wspieranie
ich w pracy wychowawczej poprzez dostarczanie informacji i doradztwo, poruszanie na zajęciach
zagadnień emocjonalno- społecznych, celowe uczenie dzieci umiejętności i zachowań prospołecznych
oraz organizowanie korzystnych warunków do przećwiczenia ich w praktyce.
Selektywna prewencja, której adresatami są dzieci należące do grupy zagrożonej oraz
przejawiające pierwsze formy zaburzeń, odsłania przed wychowawcami szeroki wachlarz możliwości
pracy w zależności od genezy i charakteru indywidualnego przypadku20.
Wspieranie przez zabawę prowadzi do zbudowania bliższych więzi z dzieckiem podczas
naturalnej i swobodnej aktywności. Polega na stopniowym przeobrażeniu relacji
z niepersonalnych na skoncentrowanych na osobach - partnerach. W przypadku tak zbudowanych
więzi możliwa jest praca terapeutyczna zmierzająca do rozwiązania problemów dziecka, które z
pełnym zaufaniem otwiera się przed opiekunem, bądź odgrywa znaczące diagnostycznie role.
Wspieranie przez sztukę, mogące odbywać się w ramach zajęć plastycznych. Pozwala na
pozytywne oddziaływanie terapii sztuką na fizyczne funkcjonowanie organizmu, psychikę,
zachowanie społeczne. W związku z funkcjonującym trendem wychowania poprzez sztukę, w
literaturze opisanych jest wiele metod nawiązania kontaktu paraterapeutycznego
z uczniami oraz uzyskania niezbędnego materiału diagnostycznego. Poznanie genezy zaburzeń
zachowania dziecka stanowi podstawę do rozpoczęcia interwencji pedagogicznej. Jest to także
płaszczyzna, która pozwala na dowartościowanie wytwórców sztuki. O ile wartość artystyczna dzieła
nie ma znaczenia, o tyle uzyskanie efektu końcowego, motywacja, cierpliwość i zaangażowanie
stanowi konstruktywne dla obrazu samego siebie doświadczenie wychowawcze. Co więcej pozwala
na wciągnięcie zaburzonej jednostki w działalność grupy rówieśniczej, nawiązanie relacji,
umiejętności współpracy czy wyróżnienia mocnych stron- ukazujących ucznia w odmiennej sytuacji - z
jego perspektywy wzbudzającej podziw.
Możliwe jest nawet wspieranie za pomocą technik relaksacyjnych. Obecny wśród dzieci z
zaburzeniami zachowania permanentny stan niepokoju, napięcia i zablokowania może być
efektywnie wyciszany. Stosowane pomiędzy zajęciami ćwiczenia z zakresu treningu autogennego
(sugestie dotyczące stanu fizycznego części ciała), stopniowej relaksacji mięśni czy medytacji
prowadzą do uzyskania pozytywnych rezultatów w obszarach emocjonalnym, społecznym i
poznawczym. Do ciekawych, choć nie do końca zbadanych pod kątem efektywności metod osiągania
20 Tamże, Pedagogika zaburzeń zachowania, Rzeszów 2007, s.106-113.
228
wewnętrznego spokoju należy malowanie mandali, natomiast systematyczne i wspólne wykonywanie
ćwiczeń podwyższa poziom psychohigieny pracy oraz nawiązanie kontaktu z uczniami.
Wspieranie poprzez pedagogiczne organizowanie przeżyć, jako możliwość zebrania
nowych doświadczeń na temat samego siebie i kolegów z grupy, może stanowić formę
dostymulowania jednostek zaburzonych, których zapotrzebowanie na silne wrażenia jest wyższe niż u
rówieśników. Zatem zorganizowanie wycieczek szkolnych, konkursów, gier plenerowych stanowić
może nie tylko wyzwanie intelektualne, ale także socjalizacyjne, czy też bardziej resocjalizacyjne.
Wspieranie za pomocą pedagogicznej modyfikacji zachowania stanowi trudną do
realizacji w rzeczywistości metodę o bardzo technicznym charakterze. Jest skomplikowaną formą
rozpoczynającą się od analizy zachowania, sformułowania celów i obmyślenia planu modyfikacji
postępowania i gotowości do ciągłej ewaluacji planu w przypadku napotykanych niepowodzeń.
Osiągnięciami dostępnymi dzięki tej technice jest nauka samokontroli i samoobserwacji w przypadku
dzieci nadpobudliwych21.
Dość kontrowersyjną i wyraźnie trudniejszą w realizacji formą dowartościowania dzieci i
młodzieży przejawiających zachowania problemowe jest wolontariat. Jako dobrowolna i bezpłatna
praca wykonywana na rzecz innego jest możliwością dojrzenia w sobie elementu dobroci,
wielkoduszności, sprawczości, a także rozwinięcia umiejętności praktycznych- w zależności od rodzaju
wykonywanych świadczeń. Poświęcanie się drugiej osobie jest przede wszystkim pracą dającą
poczucie „bycia potrzebnym”. Wolontariusz, niezależnie od jakości życia jakie prywatnie wiedzie, dla
korzystającego jest Kimś Ważnym. Jego praca jest nie tylko wartościowa, ale momentami bezcenna.
Chwila uzyskania przez wolontariusza informacji zwrotnej o wartości pełnionej przez niego pracy
(chociażby miała być to tylko fizyczna obecność w życiu samotnej osoby) jest internalizowana i jako
taka inicjuje pozytywne odczucia na temat własnej osoby. Staje się elementem bogatszego obrazu
struktury JA oraz większej samoakceptacji. Pod wpływem kolejnych drobnych sukcesów, jak również
permanentnego poczucia kompetencji struktura JA ulega reifikacji czego efektem jest odczuwanie
wyższej samooceny.
O ile forma pracy wolontarystycznej nie stanowi wartości resocjalizacyjnej, o tyle efekt
oraz podejście jednostki do pełnionego świadczenia jest sprawą kluczową. Stanowi zatem wyzwanie
dla koordynatora, który oprócz spełnienia formalnych wymogów musi uwzględnić predyspozycje
wolontariusza, tak aby wprowadzić go w środowisko, w którym ma bardzo duże szanse na
odniesienie sukcesu. Problem stanowi także zachęcenie młodzieży do bezpłatnej pracy. U podstaw
21 Tamże, s.119-123.
229
stosunku do niej leży z jednej strony zindywidualizowana, egocentryczna i konsumpcyjna postawa, z
drugiej brak cierpliwości i niewłaściwe podejście pedagoga. Konsekwencją jest najczęściej przemiana
wolontariatu w przymusowe roboty publiczne lub prace społeczne, z całkowitą utratą wartości
pedagogicznych.
Stopniowo zawężając zasięg środowiska oddziałującego pozytywnie na zaburzoną
jednostkę, należy zwrócić uwagę na pierwszorzędną wartość rodziny w profilaktyce bądź
resocjalizacji dziecka z zaburzonym zachowaniem. Wspomniana wcześniej metoda „terapii
otoczeniem” uwypuklająca pozytywne wzmocnienia, jest w mojej ocenie paralelą stosunków
rodzinnych. Jako instytucja pierwotna, rodzina jest miejscem, gdzie w procesie socjalizacji formuje się
nasza tożsamość i superego, które z kolei ma bezpośredni wpływ na nasze zachowanie. To właśnie
„znaczący inni” dają nam wzór zachowania, jakim posługiwać będziemy się przez całe życie, kształtują
naszą hierarchię wartości, postawy wobec życia i ludzi (przejawiające się w formie matrycy, na której
opieramy relacje z innymi), a także stosunek do samego siebie.
Kluczową rolę w kształtowaniu poczucia własnej wartości dziecka mają postawy
rodzicielskie, wartość i klarowność relacji jakie łączą ich z dziećmi oraz komunikacja pełna
konstruktywnych informacji zwrotnych.
Z wymienianych przez M. Ziemską czterech właściwych i przeciwstawnych postaw
rodzicielskich, bez problemu możemy wskazać te, które przyczyniają się do sformułowania zaniżonej
samooceny u dziecka.
Postawa unikająca - rodzice mało interesują się dzieckiem i jego problemami, często
zaniedbują nawet podstawowe, biologiczne potrzeby; kontakt z dzieckiem jest pozornie dobry i
maskowany poprzez obdarowywanie dziecka wieloma prezentami; zauważyć można brak dbałości o
bezpieczeństwo, niekonsekwencję w stawianych wymaganiach; nie angażuje się dziecka do spraw
życia rodzinnego22, kształtując w nim poczucie pustki, niedosytu emocjonalnego. W konsekwencji
dziecko nie potrafi nawiązywać głębszych relacji, nie dostrzega potrzeb innych, własne potrzeby są
mu także nieznane (nie zaspakaja ich, skupiając się wyłącznie na materialnej płaszczyźnie życia, która
uwypuklana przez społeczeństwo stanowi element łatwo dostrzegalny i rządzący się
prostymi/jasnymi zasadami). Dziecko przejawiając niski poziom samoświadomości podatne jest na
wpływy z zewnątrz, nie ma silnie ugruntowanej hierarchii wartości, nie potrafi samo podejmować
decyzji, przyjmując postawę podporządkowania się wobec sił wyższych i innych ludzi- posiada zatem
większość z wcześniej wspomnianych cech charakteryzujących niską samoocenę. Takie dziecko ma
22 M.Ziemska, Postawy rodzicielskie, Warszawa 1973, s.63.
230
wielkie prawdopodobieństwo zaangażowania się w działalność dewiacyjnych (może nawet
przestępczych) grup rówieśniczych, grup psychomanipulacyjnych, sięgania po środki psychoaktywne
(których zażywanie będzie formą dowartościowania się, poszukiwania stymulacji i drogą do
samopoznania poprzez magiczny wgląd w samego siebie). Symptomy zaburzonego zachowania mogą
być ujawniane bardzo wcześnie. Zauważyć będziemy mogli je w relacjach z rówieśnikami czy w
szkolnej klasie. Dziecko może być traktowane jako „kozioł ofiarny” i wciągane przez kolegów w różne
formy nieaprobowanego zachowania. Z doświadczenia wiemy, że tak zmanipulowane dziecko
pozostaje głównym i jedynym sprawcą. Poczucie skrzywdzenia, wykorzystania przez rówieśników
oraz współwystępujący element publicznej kary, pogłębiają krytyczną sytuację, w jakiej już znajduje
się dziecko i prowadzi do ugruntowania stałego poczucia niższości wpisując się w coraz bardziej
negatywny obraz własnej osoby23.
Jedna z teorii zachowania przestępczego K.T.Eriksona odwołuje się do mechanizmu
społecznego naznaczenia jednostki, który to zmusza ją do uwewnętrznienia społecznej opinii na
temat własnej osoby i postępowania według niej24. Wielokrotnie przestępcy, którzy po raz pierwszy
popełnili czyn zabroniony, a następnie odbyli karę pozbawienia wolności, podczas której to udało im
się ulec wpływom resocjalizacyjnym, pragną powrócić do „normalnego” (czyli zgodnego z normami)
życia w społeczeństwie - znów uczciwie pracować i sumiennie realizować powszechnie aprobowane
role. Wtedy na drodze stają im jednostki reprezentujące ogół społeczeństwa, które nie są w stanie
uwierzyć w pozytywną zmianę złoczyńcy, zaś dobre intencje traktują jako fałszywe - służące
przyszłemu nadużyciu. W uzgodnionej rzeczywistości społecznej, człowiek, który raz popełnił błąd,
będzie go popełniał przez całe życie. Co więcej, nie jest godny zaufania. Jego jednorazowy,
dewiacyjny epizod na zawsze staje się elementem jego tożsamości. Pomimo początkowych starań
walki ze stygmatem złoczyńcy, jednostka ulega stopniowej demotywacji. Jest zewnętrznie upewniana
w myśli, iż faktycznie drogą jaką powinna kroczyć jest właśnie droga nieprawości.
Podobnie dzieje się w przypadku dzieci z zaniżoną samooceną przejawiających
zaburzenia w zachowaniu. Bliscy, nauczyciele, rówieśnicy ugruntowują w nich przekonanie o ich
zepsuciu, traktując każdą pojedynczą sytuację jako element schematu - często pomijając znaczenie
okoliczności i faktycznego winowajcy - karzą przysłowiowego „kozła ofiarnego”. Gdyby podmiotem
tego działania było dziecko z zawyżonym poziomem samooceny, z pewnością nie uległoby tej
stygmatyzacji w tak dużym stopniu. Jednostka jest bowiem zdolna wtedy uruchomić mechanizmy
obronne chroniące jego poczucie wartości. W obliczu samozachowawczych procesów, negatywne
opinie są desensyfikowane i wypierane jako mało znaczący element struktury JA.
23 Tamże, s.66-67. 24 Tamże, Granice tolerancji. O teoriach zachowań dewiacyjnych, Warszawa 1993, s. 286-289.
231
Analogiczna reakcja ma miejsce w przypadku przejawiania przez rodziców postawy
odtrącającej. rodzice są niechętni lub nawet wrodzy względem swojego dziecka, żywią wobec niego
uczucie rozczarowania i zawodu; demonstrują zachowania negatywne i otwarcie krytykują
wychowanka, stosują surowe kary zastraszenia, nakazy, zakazy wobec dziecka; opiekunowie zupełnie
nie tolerują jego wad i nie biorą pod uwagę stopnia rozwoju. Wychowujące się w takiej atmosferze
dziecko już nie tylko uważa siebie za „niewidzialne” lecz widzi siebie jako dziecko niekochane bądź
nawet wroga, który jest zły i nie warty pozytywnych emocji. W takich warunkach nie ma sposobności
na ukształtowanie się realistycznego obraz własnej osoby, który z reguły jest drastycznie zaniżany25.
Postawa nadmiernie wymagająca ma miejsce wtedy gdy rodzice pragną mieć idealne
dziecko. Nie liczą się z jego potrzebami oraz możliwościami; tacy opiekunowie stale krytykują,
poprawiają oraz uzupełniają dziecko; wychowanek traktowany jest z pozycji autorytetu bez
jakichkolwiek praw. Permanentnie zmierzające do ideału (wykreowanego oczywiście w świadomości
rodziców) dziecko, staje się mechanicznym odytwórcą -zewnątrzsterownym narzędziem, które nie
czerpie satysfakcji z sukcesów i nie zna uczucia szczęścia. Tak rozwijające się dziecko zmierza w
kierunku destrukcyjnego perfekcjonizmu. Pomimo realizacji założonych celów, będzie odczuwało
niedosyt. Żadne z osiągnięć nie będzie w stanie wzbogacić własnego obrazu, nie przyczyni się do
podwyższenia poczucia kompetencji i samooceny, co więcej prowadzi do wyczerpania aprobowanych
społecznie sposobów realizacji dążeń26. Sytuacja, w której występuje rozdźwięk między
możliwościami a wygórowanymi potrzebami, do realizacji których zmierza jednostka powoduje
napięcie motywacyjne, w rezultacie czego inicjowane są zachowania innowacyjne, niezgodne z
prawem bądź normami społecznymi27. Działania te są uruchamiane podświadomie, niejako w formie
„naturalnej reakcji na zastaną sytuację”28.
Owe innowacje pojawiać się mogą nie tylko w przypadku perfekcjonizmu dziecka, lecz
jako forma realizacji podstawowej potrzeby jaką jest poczucie akceptacji, tudzież samoakceptacji
włącznie. Sytuację najłatwiej przedstawić na wzorze: uczeń z zaburzonym zachowaniem – klasa.
Uczeń przejawiający trudności w nauce, zazwyczaj nieatrakcyjny dla rówieśników, także podejmuje
próby dowartościowania się i uzyskania społecznej uwagi. Niestety rozbieżność pomiędzy jego
możliwościami (np. nie jest w stanie nauczyć się z dnia na dzień określonego tematu i otrzymywać
25 Tamże, Postawy rodzicielskie, Warszawa 1973, s.61, 66. 26 Tamże, s.63, 67. 27 R. Merton, opisywał mechanizm zapięcia motywacyjnego prowadzącego do zachowań dewiacyjnych. Spośród 4 opisanych postawy: innowacja, wycofanie, bunt oraz rutynizm, pierwsza najpełniej odpowiada na potrzeby niniejszego przypadku, ostatnia zaś nie całkowicie dotyczy zagadnienia (polega na posługiwaniu się aprobowanymi środkami i jest społecznie aprobowanym zachowaniem), zob: Granice tolerancji. O teoriach zachowań Dewiacyjnych, Warszawa 1993. 28 Tamże, s. 23-34.
232
pozytywnych ocen) a potrzebami (chęć bycia lubianym, wartościowym w oczach rówieśników)
prowadzi do ukształtowania napięcia motywacyjnego. R. Merton przedstawił cztery postawy
adaptacyjne jakie może przyjąć jednostka w zaistniałej sytuacji. Omówiona wcześniej innowacja,
polegająca na dążeniu do społecznie aprobowanego celu za pomocą nieaprobowanych środków, na
przykład demonstrowanie siły fizycznej połączonej z przemocą, zażywanie i rozprowadzanie środków
psychoaktywnych czy oferowanie usług seksualnych, które w mniemaniu dziecka przyczynią się do
podwyższenia pozycji społecznej i powiązanej z nią samooceny (dzieci od 7 r.ż oraz młodzież w
okresie adolescencji jest niezwykle wrażliwa na opinię rówieśników- to na nich przekierowana jest
funkcja autorytetów). Postawa wycofania dzieci, które tak dotkliwie odczuwają napięcie wynikające z
małej wartości realizowanej roli ucznia i kolegi klasowego, prowadząc do alienacji oraz
introwertycznego stylu życia. Dzieci takie najczęściej stają się ofiarami uzależnień od środków
psychoaktywnych. Ostatnią formą dowartościowania się dzieci z zaburzonym zachowaniem jest bunt.
Według R. Mertona29 jest odrzuceniem zarówno środków jak i celów jakie narzuca człowiekowi
społeczeństwo. Postawa ta wynika również z rozbieżności pomiędzy możliwościami jednostki a
wymarzonym efektem dążeń. Każde dziecko chciałoby być lubiane przez kolegów, odnosić sukcesy w
nauce, tak by przynosić dumę rodzicom i nauczycielom. Każde dziecko chciałoby być dumne z samego
siebie, jednak nie każde może. Zatem po wielu nieudanych próbach osiągania sukcesu szkolnego
ciężką pracą i systematycznością dziecko buntuje się wobec standardów, tworząc własny
alternatywny system wartości i mechanizmów postępowania. Może nie będzie już prymusem, ale za
to wszyscy w szkole, łącznie z nauczycielem będą się go bać. Tak właśnie tworzą się mechanizmy
zaburzonego zachowania.
Oczywiście nie sposób pominąć środków po jakie sięgają dzieci w zaspakajaniu własnych
potrzeb, a które stanowią swoistą „biblioteczkę” wyposażaną przez rodziców i najbliższe otoczenie.
W grę wchodzi przytaczana wcześniej socjologiczna teoria uczenia się E. H. Shuterlanda. W celu
prewencji zaburzonych zachowań potomków to rodzice jako pierwsze agendy obdarzone przez
dziecko autorytetem, niosą informacje dotyczące norm zachowania. Te najwcześniej wpajane,
widziane, przekazywane przez kochanych rodziców najgłębiej zapadają w pamięci. Stają się
przedmiotem bezwarunkowej relacji, najlepiej znanej, a więc w subiektywnym mniemaniu
uznawanych za bezpieczną i poprawną. Zatem warto, przy okazji pracy nad pozytywnym (i
realistycznym) obrazem samego siebie, zwrócić uwagę na wzory zachowania opiekunów, którzy
powinni przygotować wychowanków do zdrowego i zgodnego z normatywnym porządkiem
funkcjonowania w społeczeństwie, poprzez własne zachowanie.
29 Tamże, s.23-44.
233
Przedstawione w niniejszej pracy zagadnienie nie miało na celu udowodnienia
niepodważalnego wpływu niskiej samooceny na zaburzone zachowanie dzieci i młodzieży. Nie mamy
tu do czynienia również uniwersalnym mechanizmem, sprawdzającym się przy analizie każdego
przypadku. Struktura samooceny jest jednak korelatem wielu zaburzeń z jakimi spotykamy się w
praktyce. Czy to nie zastanawiające, że pojawia się w wynikach większości diagnoz zaburzonych
jednostek? Zaniżona samoocena towarzyszy większości patologii począwszy od przemocy i agresji,
niskiej pozycji w strukturze społecznej i niezaspokojonym potrzebom egzystencjalnym, w końcu
towarzyszy nadpobudliwości i deficytowi uwagi czy dysleksji. W każdym z tych przypadków
(rozpierzchniętych po szerokim spektrum dewiacji) przyczynia się do inicjowania zachowań
problemowych, uruchamianych jako reakcje obronne.
Moim celem było zwrócenie uwagi na problem i wywołanie takiej reakcji pedagogów i
opiekunów która będzie służyć zapobieganiu tworzenia przez ich wychowanków nierzeczywistego
obrazu własnej osoby, szczególnie zaniżającego ich kompetencje. Tylko silnie ukształtowane
psychicznie dziecko ma pełne szanse na odnalezienie się w świecie norm i zakazów. Przepisem na
ukształtowanie tej siły w dziecku jest pomoc przy wyrobieniu w nim poczucia koherencji.
Psychologiczna literatura definiuje je jako poczucie zaradności, sensowności i zrozumiałości sytuacji
społecznych. Dając dziecku narzędzie jakim jest świadomość jasności zdarzenia czy relacji
społecznych, przy jednoczesnej wierze we własne możliwości i chęci pokonania trudności - dajemy
im alternatywę dla łatwiejszych lecz antyspołecznych zachowań, które maskować mają ich poczucie
bezradności. Źródłami poczucia koherencji są doświadczenia życiowe, które cechują się spójnością i
logicznością, zatem są przewidywalne i uporządkowane; w których panuje równowaga między
przeciążeniem i niedociążeniem (na miarę możliwości, lecz wymagające zaangażowania) oraz te, w
których występuje element decyzyjności. Takie warunki można stworzyć zarówno w atmosferze
rodzinnej, przy okazji codziennych sytuacji życiowych oraz na gruncie szkolnym, dając uczniom
możliwość partycypowania w procesie nauczania30.
Zdecydowanie łatwiej jest zapobiegać problemom i zaburzeniom, jednak pedagogika
resocjalizacyjna otwiera drzwi przed tymi opiekunami, którzy zbyt późno zorientowali się w
popełnianych błędach wychowawczych lub przyszło im obcować z dzieckiem źle zsocjalizowanym.
Ważne jest aby nie zapominać o winie rodziców i nie uwypukać zepsucia dziecka, które niekoniecznie
musi być oprawcą, na jakiego wygląda. Bardzo często zdarza się, iż antyspołeczne zachowanie dziecka
to rozpaczliwe wołanie ofiary o pomoc. Nie należy także przesadzać w drugą stronę uznając dziecko
30 A. Antoniovsky, Rozwikłanie tajemnicy zdrowia: jak radzić sobie ze stresem i nie zachorować, Warszawa 1995, s. 91-95.
234
za całkowicie zewnątrzsterowną pacynkę, propagując bezkrytyczną pedagogikę miłości jak w
przypadku M. Łopatkowej. Myślę, że należy odnaleźć złoty środek pracy z dzieckiem trudnym, oparty
na partnerstwie i współistnieniu, które pozwoli na poznanie prawdziwych przyczyn złego zachowania.
Jednym z takich powodów może być przecież współwystępowanie niskiej samooceny dziecka.
Bibliografia:
Antoniovsky A., Rozwikłanie tajemnicy zdrowia: Jak radzić sobie ze stresem i nie zachorować,
Warszawa 1995.
Deptuła M. (red.), Diagnostyka, profilaktyka, socjoterapia w teorii i praktyce pedagogicznej,
Bydgoszcz 2005.
Gaś Z., Teorie uzależnienia lekowego, [w:] „Przegląd Psychologiczny” 1987, tom XXIX, nr 1.
Hillebrand C., Pedagogika zaburzeń zachowania, Rzeszów 2007.
Ostaszewski K., Podstawy teoretyczne profilaktyki zachowań problemowych młodzieży, [w:] Deptuła
M. (red.), Diagnostyka, profilaktyka, socjoterapia w teorii i praktyce pedagogicznej, Bydgoszcz 2005.
Oszwa U., Dziecko z zaburzeniami rozwoju i zachowania w klasie szkolnej. Vademecum nauczycieli i
rodziców, Kraków 2007.
Pospiszyl K., Psychopatia, Warszawa 2000.
Radochoński M., Osobowość antyspołeczna. Geneza rozwój i obraz kliniczny, Rzeszów2000.
Reykowski J., Osobowość, [w:] Tomaszewski T. (red.), Psychologia, Warszawa 1975.
Siemaszko A., Granice tolerancji. O teoriach zachowań Dewiacyjnych, Warszawa 1993.
Strelau J., Osobowość jako zespół cech, [w:] Strelau J. (red.), Psychologia. Podręcznik akademicki, tom
2, Gdańsk 2004.
Tomaszewski T. (red.), Psychologia, Warszawa 1975.
Ziemska M., Postawy rodzicielskie, Warszawa 1973.
235
Anna Drajer
annadrajer@interia.pl
Magdalena Wszołek
Magda.wszolek@gmail.com
Zawodowa służba wojskowa kobiet i jej wpływ na wypełnianie funkcji rodzinnych w opiniach
studentów Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania Copernicus
Zjawisko zawodowej służby kobiet w Siłach Zbrojnych RP nie jest już niczym nowym. Wydawać by
się mogło, że przyzwyczailiśmy się już do faktu, że mundur może nosić również kobieta. Z drugiej
jednak strony widok ten jest nam nadal obcy, bo znany zazwyczaj tylko z telewizji, dodatkowo
budzący pewne kontrowersje i wątpliwości. Czy kobiety nadają się do wojska? Czy są w stanie
wykonywać tak „męski zawód”? Po co to robią? Czy rzeczywiście z powodu zainteresowania tego
rodzaju służbą? Tu pojawia się pytanie, co właściwie przeciętni ludzie sądzą na temat kobiet w
wojsku. Aby to sprawdzić zaprojektowałyśmy badania nad postrzeganiem kobiety- żołnierza przez
osoby z armią niezwiązane.
Praca złożona jest z dwóch części, pierwsza z nich wprowadza w tematykę funkcjonowania kobiet
w Siłach Zbrojnych RP. Zawarte są w niej informacje dotyczące roli kobiet w wojsku i aspektów
prawnych z tym związanych oraz stereotypów i funkcji rodziny. Podrozdział poświęcony stereotypom
pojawia się tu nieprzypadkowo – jedna z przyjętych przez nas hipotez zakłada, że kobiety pełniące
zawodową służbę wojskową podlegają stereotypizacji i to nie tylko przez mężczyzn ale też przez same
kobiety. Druga część pracy stanowi omówienie wyników przeprowadzonych przez nas badań.
Kobiety w organizacji sił zbrojnych RP
W Siłach Zbrojnych RP kobiety pełnią zawodową służbę wojskową od 1988 r. Służą we wszystkich
formacjach ale przede wszystkim w Wojskach Lądowych, Siłach Powietrznych, Marynarce Wojennej;
w trzech korpusach kadry zawodowej (szeregowych, podoficerów, oficerów); również w strukturach
organizacyjnych sił specjalnych oraz poza resortem obrony narodowej. Według danych
236
Departamentu Kadr MON na koniec 2008 r., w Wojsku Polskim służbę zawodową pełniły 1153
kobiety, co stanowiło 1,45 % żołnierzy zawodowych, natomiast w uczelniach i w szkołach wojskowych
było ich wtedy 511. Razem liczba kobiet w służbie czynnej wynosiła 16641. Dla porównania, według
stanu na 31 sierpnia 2000 r. liczba kobiet- żołnierzy zawodowych stanowiła ok. 0,3%, to jest 253
osoby2. Na podstawie tych danych można wnioskować, że wzrasta dynamika rozwoju zawodowej
służby kobiet w naszej armii.
Od roku akademickiego 1999/2000 kobiety mogą (po zdaniu egzaminów z różnych dziedzin
wiedzy oraz przejściu testu sprawności fizycznej) podjąć naukę w szkołach wojskowych
(podoficerskich i oficerskich). Egzamin ze sprawności fizycznej jest odpowiednio zróżnicowany w
stosunku do płci. Owa odmienność wynika z naturalnego zróżnicowania fizjologicznego i polega na
dywersyfikacji parametrów sprawności fizycznej kobiet i mężczyzn. Przykładowo, aby dostać się do
WSO Wojsk Lądowych mężczyźni zdają egzamin sprawnościowy obejmujący bieg na 100 i 1000m,
podciąganie na drążku oraz pływanie na dystansie 50m stylem dowolnym, dla kobiet natomiast jest
to bieg na 100 i 800m, rzut piłką lekarską oraz pływanie na dystansie 50m. Egzamin z wiedzy
natomiast jest identyczny dla obu płci.
Kobiety żołnierze mogą również uczestniczyć w misjach pokojowych i stabilizacyjnych (obecnie
jest to ok. 50 osób rocznie co stanowi ok. 1% w stosunku do liczby żołnierzy-mężczyzn). Dobór na
określone stanowiska odbywa się ze względu na posiadane przez żołnierza kwalifikacje i
doświadczenie. W przypadku kobiet-żołnierzy przez wiele lat kwalifikacje brane pod uwagę
ograniczały się prawie wyłącznie do specjalności medycznych. Do 1999 r. nabór odbywał się ze
względu na specjalne potrzeby wojska, a te głównie dotyczyły średniego personelu medycznego i
lekarzy niektórych specjalności – przede wszystkim stomatologów. Dopiero po 2003 r. wyższe
stanowiska objęły absolwentki czteroletnich wyższych szkół oficerskich, w kolejnych latach również
akademii wojskowych. Obecnie, każdego roku takich absolwentek jest ok. 90. Reprezentują one
szerokie grono specjalistów w korpusach: ogólnowojskowym, radiotechnicznym, rakietowym i
artylerii, logistyki, obrony przed bronią masowego rażenia, żandarmerii wojskowej, łączności i
informatyki, lotnictwa, marynarki wojennej oraz medycznym.
Aspekty prawne
1 http://www.kadry.mon.gov.pl/pliki/pliki_fckeditor/File/Wojskowa_sluzba_kobiet.doc, 20.11.2009. 2 A. Dębska, M. Kloczkowski, Kobieta w wojsku. Wyzwanie dla wojska i socjologii, [w:] J. Maciejewski (red.), Socjologiczne aspekty bezpieczeństwa narodowego, Wrocław 2001, s. 80.
237
Polskie ustawodawstwo dotyczące służby wojskowej żołnierzy zawodowych może dawać
kobietom poczucie równouprawnienia, bowiem już sama Konstytucja daje im prawo do służby w
wojsku stanowiąc, iż „1. Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu
rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym. 2. Kobieta i mężczyzna mają w szczególności
równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę
jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia
funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń (…). Każdemu zapewnia się wolność
wyboru i wykonywania zawodu oraz wyboru miejsca pracy”3.
Z kolei w ustawie z dnia 11 września 2003 r. o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych zapisano,
że żołnierzem zawodowym może zostać osoba posiadająca wyłącznie obywatelstwo polskie,
nieposzlakowaną opinię, której wierność dla RP nie budzi wątpliwości, odpowiednie kwalifikacje oraz
zdolność fizyczną i psychiczną do pełnienia zawodowej służby wojskowej4. Z ustaw tych wynika, że
kobiety i mężczyźni w wojsku są przez ustawodawców traktowani równorzędnie. Różnice w
traktowaniu kobiet i mężczyzn wynikać mogą tylko ze specyfiki płci i cech fizycznych, a więc
przejawiają się konkretnie w odrębnych wymaganiach przy ocenie sprawności fizycznej. Dodatkowo
kobietom będącym w ciąży i po porodzie przysługuje urlop macierzyński trwający do jednego roku,
zabrania się zatrudniania kobiet w ciąży w godzinach pozasłużbowych, w okresie ciąży lub
bezpośredniej opieki nad członkiem rodziny, który nie ukończył 16 roku życia, nie mogą bez ich zgody
być delegowane, jak również wyklucza się możliwość zwolnienia kobiety ciężarnej z zawodowej
służby wojskowej. Kobiety korzystają też z innych uprawnień o charakterze organizacyjnym,
przykładowo: są zwalniane z obowiązku pełnienia służby dyżurnej czy wartowniczej, są też zwolnione
z corocznego egzaminu ze szkolenia fizycznego5. Ponadto w 1999 roku został powołany w Polsce
Zespół ds. Kobiet w Siłach Zbrojnych RP, który działa we współpracy z Komitetem ds. Kobiet w Siłach
NATO. Celem powstania tej jednostki w Polsce jest chęć budowania więzi między kobietami a
wojskiem jako organizacją6. Na podstawie powyższych informacji można wnioskować, że polskie
prawo i instytucje związane z wojskiem sprzyjają podejmowaniu przez kobiety zawodowej służby
wojskowej- co więcej, starają się im ułatwiać wejście i adaptację w organizacjach wojskowych.
Stereotypy
3 Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997, Art. 33, 65. 4 Ustawa o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych z dnia 11 września 2003r., (Dz. U. z 2003 r. Rozdz. 1, Art.2). 5 Ustawa o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych z dnia 11 września 2003r., (Dz. U. z 2003 r. Rozdz. 4, Art. 65). 6 A. Dębska, M. Kloczkowski, Kobieta w wojsku. Wyzwanie dla wojska i socjologii [w:] J. Maciejewski (red.) Socjologiczne aspekty bezpieczeństwa narodowego, Wrocław 2001, s. 82.
238
Sam termin „stereotyp” jest definiowany na różne sposoby, najbardziej powszechne jego
rozumienie jest zgodne z propozycją Waltera Lippmana: „Stereotyp to nadmierne uogólnienie, czyli
przypisanie określonych, identycznych cech wszystkim osobom należącym do danej grupy, bez
uwzględnienia różnic między nimi”7. Można je ujmować w dwóch wzajemnie uzupełniających się
perspektywach. „Z jednej strony, stereotypy funkcjonują w umyśle danej jednostki. Z drugiej –
stanowią integralną część struktury społecznej, wspólną dla ludzi należących do danej kultury”8.
Stereotypy mogą być zarówno pozytywne jak i negatywne, jednak zdecydowana ich większość ma
wydźwięk pejoratywny.
Stereotypizacja wynika z podziału na grupę własną i obcą. Ludzie budując bliskie więzi z
członkami własnej grupy jednocześnie odnoszą się niechętnie i podejrzliwie do grupy, do której nie
należą, dodatkowo członków grupy obcej traktują jako osoby pozbawione indywidualności, na
zasadzie „Oni wszyscy są tacy sami”. Tak więc „stereotypy dostarczają nam uogólnionych oczekiwań
co do tego, jak się zachowują przedstawiciele określonych grup, i ułatwiają nam zadanie
spostrzegania i oceniania poszczególnych osób”9. Stereotypy mogą być tworzone na podstawie
różnych cech, chociażby takich jak rasa, wiek, miejsce zamieszkania, religia czy płeć. Te ostatnie, a
więc uprzedzenia związane z płcią nazywane są seksizmem. Według Słownika Psychologii „termin ten
konotuje zróżnicowanie działań i zachowań wobec kogoś w zależności od jego płci; jest stosowany
praktycznie wyłącznie w odniesieniu do dyskryminacji kobiet przez mężczyzn”10.
Stereotypy dotyczące płci są bardzo odporne na zmiany. Mimo zdobyczy politycznych,
ekonomicznych i społecznych, które znacznie zbliżyły kobiety do uzyskania równych praw i statusu,
jakim cieszą się mężczyźni, powszechne poglądy na temat kobiet nadal często kształtują się pod
wpływem tradycyjnych stereotypów płci, które zostały nienaruszone przez czas11. Można by zapytać
skąd się bierze seksizm i dlaczego jest tak trwały?
Jednym ze źródeł seksizmu jest socjalizacja. Dzieci już we wczesnym dzieciństwie dowiadują
się, co znaczy być mężczyzną lub kobietą. Według teorii społecznego uczenia się dzieci uczą się jakie
oczekiwania, cele, zainteresowania, umiejętności oraz inne aspekty są przypisywane ich płci. Kate
Millett zwracała uwagę na to, że identyfikacja z własną płcią składa się z wyobrażeń rodziców,
rówieśników i kulturowych obrazów, które współtworzą w dziecku przekonania co do tego jak
dziewczynka i chłopiec powinni się zachowywać, a to w konsekwencji kształtuje ich zainteresowania i
7 J. Strelau, D. Doliński (red.), Psychologia, Podręcznik akademicki, t. 2, Gdańsk 2008, s. 427. 8 C. Stangor, M. Schaller, Stereotypy jako reprezentacje indywidualne i zbiorowe, [w:] C. N. Macrae, Ch. Stangor, M. Hewstone, Stereotypy i uprzedzenia, Gdańsk 1999, s. 14. 9 J. Strelau, D. Doliński (red.), Psychologia, Podręcznik akademicki, t. 2, Gdańsk 2008, s. 428. 10 A. S. Reber, E. S. Reber, Słownik Psychologii, Warszawa 2005, s. 694. 11 T. D. Nelson, Psychologia uprzedzeń, Gdańsk 2003, s. 266.
239
temperament12. Rodzice nagradzając dzieci za zachowania, które „przystoją ich płci” oraz karząc za
zachowania „nieodpowiednie dla ich płci”, uczą je czym jest płeć. W myśleniu feministycznym
socjalizację definiuje się nawet jako „wpajanie dzieciom (od samego urodzenia) wartości
nacechowanych płciowo”13.
Ogromny udział w przekazywaniu dzieciom stereotypów ma także społeczeństwo. Media
pokazują dzieciom jakie zachowania są odpowiednie a jakie nie. „Analiza filmów animowanych dla
dzieci z lat 1975-1995 wykazała, że w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku przedstawicieli
obu płci nadal przedstawiano w nich w bardzo stereotypowy sposób, podobnie jak w latach
siedemdziesiątych”14. Między programami przeznaczonymi dla dzieci są też reklamy, które również
nasycone są stereotypami. Poza tym dzieci oglądają telewizję często i niestety w sposób
niekontrolowany przez rodziców. Z badań OBOP przeprowadzonych w listopadzie 2003 roku wśród
rodziców dzieci w wieku 1-6 lat wynika, że oglądają one programy telewizyjne przeciętnie około 80
minut dziennie. Dzieci nieco starsze, bo w wieku 5-10 lat spędzają przed telewizorem 3 godziny i 12
minut dziennie, czyli ponad 50 godzin tygodniowo15. Rodzice często nie mają pojęcia co oglądają ich
pociechy. W styczniu 2008 roku badania podobne przeprowadził IQS/ Quant na próbie 2 tys.
dorosłych Polaków, z których 400 wychowywało dzieci do 12. roku życia. Ich wyniki zostały
opublikowane w „Gazecie Wyborczej” z dnia 15 września 2008 r. w artykule Sondaż Gazety. Dziecko
przed telewizorem16. Raport pokazał, że wszystkie polskie dzieci - nawet trzyletnie - spędzają przed
telewizorem bardzo dużo czasu. Tylko 1% dzieci wcale nie ogląda telewizji, a 4% - pół godziny
dziennie.
Jeszcze jednym ważnym źródłem stereotypów jest władza. John Fiske uważa, że posiadanie
władzy sprzyja powstawaniu stereotypów na temat grup, które tej władzy nie posiadają. Stereotypy
stanowią w ten sposób pewną formę kontroli, ponieważ ograniczają możliwości stereotypizowanej
grupy, uzasadniają żywione do niej uprzedzenia i stosowane wobec niej praktyki dyskryminacyjne,
pełniąc tym samym funkcję podtrzymywania nierówności17.
Stereotypy płci wywierają silny wpływ na zachowania mężczyzn i kobiet, które to z kolei mogą
prowadzić do dyskryminacji. Jednym z pól, na których kobiety są dyskryminowane jest wykonywany
zawód. Ponieważ uważa się, że kobiety z natury mają więcej cech wspólnotowych - takich jak
chociażby opiekuńczość, emocjonalność, współczucie - wielu ludzi jest zdania, że powinny one
12 K. Millet, Teoria polityki płciowej, [w:] T. Hołówka (red.) Nikt nie rodzi się kobietą, Warszawa 1982, s. 70. 13 A. Gajewska, Hasło: Feminizm, Poznań 2008, s. 102. 14 T. D. Nelson, Psychologia…dz. cyt., s. 272. 15 http://www.tns-global.pl , 20.11.2009. 16 http://wyborcza.pl, 19.11.2009. 17 T. D. Nelson, Psychologia…, s. 282-283.
240
wykonywać zawody tych cech wymagające, te jednak z kolei nie cieszą się zbyt wysokim prestiżem.
Miejsca pracy przynoszące większe dochody i prestiż tradycyjnie uważano za domenę mężczyzn, stąd
też kobiety miały do nich – i czasami nadal mają – utrudniony dostęp. M. Heilman, R. Martell i M.
Simon wykazali, że kiedy o stanowiska zapewniające wysokie dochody ubiegają się kobiety, ich
kompetencje i przebieg kariery są zazwyczaj oceniane niżej niż w przypadku kandydujących
mężczyzn18. Do negatywnego postrzegania i umniejszania kompetencji kobiet w dziedzinach, w
których tradycyjnie dominują mężczyźni przyczynia się fakt, że - jak się powszechnie uważa - wiele z
„męskich” zawodów wymaga przede wszystkim umiejętności „sprawczych”. Kobiety ubiegające się o
męskie stanowiska naruszają stereotypy i w odczuciu mężczyzn wchodzą na terytorium męskiej
władzy i dominacji, dlatego też mężczyźni postrzegają je zwykle jako zagrożenie.
Funkcje rodziny
W związku z przedmiotem naszych badań odnosimy się do pojęcia funkcji rodzinnych. W
szczególności korzystamy z typologii Franciszka Adamskiego. Mówiąc o funkcjach rodziny, mamy na
myśli określoną działalność nakierowaną na konkretny cel, do którego zmierza działalność rodziny.
Inaczej mówiąc funkcje rodziny to również określone zadania i potrzeby zaspokajane w ramach jej
struktury 19.
Inną definicję, bardziej szczegółową, zaproponował Jan Szczepański. Funkcja rodziny to
„Skutki wywoływane przez działanie i wychowanie się członków rodziny, zawierające się w samej
rodzinie i poza nią, bez względu na to czy były one zamierzone lub pożądane. Przez zadania rozumie
się natomiast ogólne czynności, które mają wywołać pożądane skutki, zalecane przez zbiorowości
szersze, czy tez podjęte przez samą grupę”20. Zauważamy tu, że pojęcia funkcji jak i zadań są
przedstawione jako pojęcia tożsame.
Rodzina jako podstawowa komórka społeczna wypełnia funkcje, które służą podtrzymaniu
ciągłości społeczeństwa. Franciszek Adamski dokonuje wyodrębnienia funkcji rodziny, traktując ją
jako grupę i instytucję społeczną oraz biorąc pod uwagę aspekt trwałości i zmienności tych funkcji.
Taki podział pozwala wyróżnić dwie grupy funkcji. Pierwsza to funkcje instytucjonalne obejmujące
rodzinę i małżeństwo jako instytucję, do tej grupy zalicza takie jak: „prokreacyjna albo biologiczna,
podtrzymująca ciągłość społeczeństwa; ekonomiczna, polegająca na dostarczaniu dóbr materialnych;
18 T. D. Nelson, Psychologia uprzedzeń, Gdańsk 2003, s. 298. 19 F. Adamski, Rodzina. Wymiar społeczno- kulturowy, Kraków 2002, s.34. 20 S. Kawula, Rodzin jako grupa i instytucja opiekuńczo- wychowawcza [w:] S. Kawula, J.Bragiel, A. Janke (red.), Pedagogika rodziny. Obszary i panorama problematyki, Toruń 2002, s.45-81.
241
opiekuńcza, zabezpieczająca członków rodziny w określonych sytuacjach życiowych, gdy sami nie są
w stanie zaradzić swym potrzebom; socjalizacyjna, polegająca na wprowadzeniu członków rodziny
(poczynając od chwili urodzenia) w życie społeczne i przekazywaniu im wartości kulturowych;
stratyfikacyjna, to znaczy gwarantująca członkom rodziny określony status życiowy, wyznaczająca
przynależność do określonej klasy czy warstwy społecznej; integracyjna; która jest funkcją społecznej
kontroli zachowań poszczególnych członków rodziny, w tym zachowań seksualnych małżonków, a
także dorastających dzieci”21. Druga grupa funkcji to funkcje osobowe - zaliczamy do nich małżeńską,
rodzicielską oraz braterską. Rodzina postrzegana jest tu jako grupa społeczna22.
Kontynuując myśl F. Adamskiego i rozważając funkcje rodziny pod kątem ich trwałości
możemy podzielić je na pierwszorzędne oraz drugorzędne. Funkcjami najbardziej pożądanymi dla
zdrowego rozwoju rodziny są: prokreacyjne, socjalizacyjne i szeroko rozumiana funkcja miłości.
Natomiast grupa funkcji drugorzędnych, w znacznie mniejszym stopniu wpływająca na społeczną
koegzystencję rodziny, składa się ze socjalizacyjnej oraz integracyjnej23.
Prawidłowe funkcjonowanie rodziny w ciągle zmieniającej się rzeczywistości społecznej
uwarunkowane jest zaspokajaniem jej potrzeb oraz odpowiednim stopniem realizacji funkcji.
Rodzina, która nie wypełnia tego zadania może stać się dysfunkcyjna, negatywnie oddziałując na
swoich członków.
Wnioski z badań
Badania przeprowadziłyśmy za pomocą ustrukturyzowanego kwestionariusza ankiety na
próbie 150 osób (68 kobiet i 82 mężczyzn), składającej się ze studentów i studentek dwóch
kierunków: informatyki oraz administracji Wyższej Szkoły Copernicus we Wrocławiu w listopadzie
2009 roku. Dobór próby miał charakter celowy. Wybór tej szkoły nie był przypadkowy - jest ona
uczelnią niepubliczną, która na tle innych wrocławskich szkół wyższych wyróżnia się nastawieniem na
kształcenie na kierunkach informatycznym oraz administracyjnym. W ofercie dydaktycznej dominuje
informatyka, którą można studiować w ramach studiów ciągłych, studiów podyplomowych oraz na
kursach dokształcających. Oferta szkoły może sugerować, że jest ona zmaskulinizowana- w istocie,
podobnie jak na uczelniach wojskowych, kierunki informatyczne charakteryzują się przewagą
mężczyzn. Studentami uczelni niepublicznych są w przeważającej większości osoby pracujące, mające
za sobą pewne doświadczenie życiowe, np. zasadniczą służbę wojskową. Nie bez znaczenia jest tu
21 F. Adamski, Rodzina…, s.36. 22 Tamże, s.36. 23 Tamże, s.36.
242
również fakt, że dużo częściej niż w przypadku uczelni publicznych, studiują tu osoby, które założyły
już swoje rodziny. Ze względu na wymienione cechy grupa ta, w większym stopniu ma szansę
odczuwać wpływ pracy zawodowej na życie prywatne a tym samym w większym stopniu jest ona
predysponowana do wzięcia udziału w naszym badaniu.
Celem naszych badań było sprawdzenie jaki wizerunek kobiety żołnierza funkcjonuje wśród
studentów środowiska wrocławskiego oraz jaka jest opinia na temat oddziaływań wykonywanego
przez kobiety zawodu żołnierza na jej życie rodzinne.
Motywy podejmowania przez kobiety służby wojskowej w opiniach badanych studentów
Pierwsze pytanie naszej ankiety dotyczyło motywów podejmowania przez kobiety służby
wojskowej. W pytaniu tym respondenci mieli możliwość wyboru trzech odpowiedzi.
Tab. 1. Motywy podejmowania przez kobiety służby wojskowej (oprac. na podstawie badań
własnych).
Jakie Twoim zdaniem są motywy podejmowania przez kobiety
służby wojskowej?
Liczba
odpowiedzi
Procent
odpowiedzi24
chęć udowodnienia innym, że są w stanie pracować w męskim
zawodzie 101 67%
chęć rozwoju swoich zainteresowań 58 39%
finansowe 37 25%
tradycja rodzinna 30 20%
prestiż zawodu wojskowego 21 14%
większa możliwość znalezienia pracy w zawodzie 10 7%
motywacje matrymonialne 10 7%
Ogółem 263 (100%)
24 Respondenci mogli wybrać więcej niż jedną odpowiedź, dlatego też odpowiedzi nie sumują się do 100%.
243
Z powyższej tabeli wynika, że niespełna 2/3 respondentów (67% wskazań) sugeruje, iż
głównym motywem podejmowania przez kobiety służby wojskowej jest chęć udowodnienia innym,
że są w stanie pracować w „męskim zawodzie”. 58 osób a więc 39% odpowiedzi wskazuje na to, że
czynnikiem determinującym taką decyzję może być również chęć rozwoju swoich zainteresowań, jak
również tradycja rodzinna i motywy finansowe (25% odpowiedzi). Dla porównania przytoczę badania
Jana Maciejewskiego przeprowadzone na próbie 90 kobiet-żołnierzy. W odpowiedzi na pytanie o
czynniki, jakie zdeterminowały decyzję o podjęciu służby wojskowej pojawiają się następujące
odpowiedzi:
• namowa kolegów (46,7%);
• możliwość zdobycia wykształcenia (44,4%);
• tradycje rodzinne (33,3%);
• zainteresowania (31,3%);
• względy materialne (28,9%)25.
Otrzymane przez nas wyniki bardzo różnią się od powyższych, pokazuje to jednak, że zawód żołnierza
uznawany jest przez respondentów za typowo męski, a nawet nieatrakcyjny dla kobiet, respondenci
uważają bowiem, że głównym motywem podjęcia zawodu żołnierza przez kobiety jest chęć
udowodnienia innym, że są w stanie sprostać wymogom „męskiego zawodu”. Otrzymane przez nas
wyniki potwierdzają również wysuniętą przez nas hipotezę, w której to zakładałyśmy, iż respondenci
mogą być zdania, że jednym z głównych motywów podejmowania przez kobiety służby wojskowej
jest chęć udowodnienia, że są w stanie sprawdzić się w tzw. „męskim zawodzie”. Wydaje się, że
odpowiedzi takie spowodowane są tym, iż kobiety mają dostęp do wojska stosunkowo krótko a
dodatkowo ich odsetek w polskiej armii jest niewielki, stąd też wiedza na temat kobiet-żołnierzy
może być mała a to z kolei generuje powstawanie stereotypów.
Obraz kobiety-żołnierza w oczach badanych
Kolejne dwa pytania miały na celu pokazanie, w jaki sposób postrzegane są kobiety pełniące
zawodową służbę wojskową. Odpowiedzi na pierwsze pytanie, bardziej ogólne, pokazują nam, że
prawie 2/3 respondentów uważa, iż wizerunek kobiety-żołnierza w społeczeństwie jest pozytywny,
natomiast prawie 20% pytanych osób uważa, że wizerunek ten jest negatywny.
W następnym pytaniu respondenci mieli za zadanie opisać jak kojarzy im się kobieta-żołnierz.
Na podstawie uzyskanych odpowiedzi można powiedzieć, że jawi się ona jako kobieta wykształcona,
25 J. Maciejewski, Oficerowie Wojska Polskiego w okresie przemian społecznej struktury i wojska. Studium socjologiczne, Wrocław 2002, s. 83.
244
przede wszystkim zdyscyplinowana, posiadająca silną osobowość, dodatkowo rygorystyczna,
wysportowana i mało kobieca. Na podstawie tak stworzonego przez respondentów obrazu można
wnioskować, że zawód żołnierza uznawany jest nadal za typowo męski, zaś kobietom, które go
podejmują, przypisuje się cechy uznawane za charakterystyczne dla mężczyzn. Ciężko jednak
powiedzieć, czy są to jedynie cechy przypisywane, czy też kobiety pełniące zawodową służbę
wojskową rzeczywiście przejmują typowo męskie cechy, aby móc dostosować się do relacji
zdefiniowanych przez mężczyzn.
Tab. 2. Wizerunek kobiety żołnierza (oprac. na podstawie badań własnych).
Jaki, Twoim zdaniem, jest wizerunek kobiety-żołnierza w
społeczeństwie?
Liczba
odpowiedzi
Procent
odpowiedzi
pozytywny 50 33,3%
raczej pozytywny 45 30,0%
ambiwalentny 25 16,7%
raczej negatywny 23 15,3%
negatywny 6 4,0%
Ogółem 149 99,3%
Braki danych 1 0,7%
Ogółem 150 100%
Kolizja obowiązków służbowych z rodzinnymi w przypadku kobiet żołnierzy w opiniach badanych
Próbując zweryfikować wysuniętą przez nas hipotezę („Kobiety, częściej niż mężczyźni
twierdzą, że kobieta-żołnierz jest w stanie pogodzić obowiązki służbowe z rodzinnymi”), zapytałyśmy
respondentów o to, czy praca zawodowa kobiet pełniących zawodową służbę wojskową wpływa na
ich życie rodzinne oraz czy istnieje możliwość pogodzenia obowiązków służbowych z rodzinnymi.
245
Tab. 3. Wpływ pracy zawodowej na życie rodzinne (oprac. na podstawie badań własnych).
Z tabeli powyżej wynika, że prawie 63% wskazań dotyczyło odpowiedzi: praca zawodowa kobiet-
żołnierzy ma duży wpływ na ich życie rodzinne, odpowiedziało tak 71,9% pytanych mężczyzn i 51,4%
kobiet. To zróżnicowanie odpowiedzi w zależności od płci widać jeszcze bardziej przy okazji kolejnego
pytania.
Z tabeli poniżej możemy odczytać, że 54 kobiety - co stanowi 79,4% respondentów – i 37
mężczyzn (45%) jest zdania, że kobiety pełniące zawodową służbę wojskową są w stanie godzić
obowiązki służbowe i rodzinne, natomiast tylko 10% kobiet i 35% mężczyzn jest zdania, że kobieta-
żołnierz nie jest w stanie pogodzić tych obowiązków. Taki rozkład odpowiedzi może być
spowodowany faktem, że nadal jeszcze mamy do czynienia ze społeczeństwem patriarchalnym i
mimo pozornego partnerstwa większość domowych obowiązków spada na kobiety, potwierdza to
raport z badań przeprowadzonych przez CBOS w grudniu 2006r., zatytułowany Kobiety i mężczyźni o
podziale obowiązków domowych26. Można przypuszczać, że respondentki również mają do czynienia
z wieloetatowością, co sprawia, że - na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji – twierdzą, że
jest się w stanie pogodzić życie zawodowe z rodzinnym.
Tab. 4. Opinie na temat możliwości pogodzenia pracy zawodowej z życiem rodzinnym u kobiet żołnierzy (oprac. na podstawie badań własnych).
26 Kobiety i mężczyźni o podziale obowiązków domowych. Komunikat z badań, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2006/K_183_06.PDF , 21.11.2009.
W jakim stopniu, Twoim zdaniem, praca zawodowa kobiet-żołnierzy wpływa na życie rodzinne? Kobiety Mężczyźni
Ogółem procent
odpowiedzi
Duży 51,4%% 71,9% 62,66%
Średni 35,3% 18,3% 26%
Mały 11,8% 6,1% 8,66%
nie wpływa 1,5% 3,7% 2,66%
Ogółem 100% 100% 100%
246
Czy, Twoim zdaniem, istniej możliwość pogodzenia obowiązków służbowych z rodzinnymi przez kobietę żołnierza?
kobiety mężczyźni ogółem
Tak 36,8% 14,6% 24,66%
raczej tak 42,6% 30,5% 36%
ani tak ani nie 10,3% 19,5% 15,33%
raczej nie 10,3% 23,2% 17,33%
Nie 0 12,2% 6,66%
Ogółem 100% 100% 100%
Opinie o sytuacji finansowej kobiet żołnierzy
Jedną z funkcji rodziny jest funkcja ekonomiczna. Z tym zagadnieniem niewątpliwie związana
jest kwestia finansowej stabilizacji rodzin wojskowych. W oczach respondentów wojsko zapewnia
komfort i bezpieczeństwo ekonomiczne.
Tab. 5. Opinie o wpływie uprawianego zawodu na sytuację finansową rodziny (oprac. na podstawie
badań własnych).
Jak sądzisz, jakich rodzin częściej dotykają problemy finansowe?
Liczba
odpowiedzi
Procent
odpowiedzi
rodzin, w których kobieta pełni służbę wojskową 2 1,3%
rodzin cywilnych 82 54,7%
tak samo często rodzin cywilnych jak wojskowych 66 44,0%
Ogółem 150 100%
247
Z tabeli powyżej możemy odczytać, że ponad połowa respondentów uważa, iż problemy
finansowe częściej dotykają rodzin cywilnych niż wojskowych, 44% osób odpowiedziało, że problemy
te tak samo często dotyczą jednych jak i drugich rodzin. Można stwierdzić, że odpowiedzi takie
uwarunkowane są mniejszą dostępnością studiów wojskowych – co może powodować, że uważane
są one za bardziej prestiżowe i prowadzące do popłatnych stanowisk- a także tym, że zawód
wojskowego jest relatywnie wysoko ceniony w społeczeństwie27.
Opinie na temat dyscypliny w rodzinach kobiet żołnierzy
Kolejną istotną z naszego punktu widzenia kwestią jest problem dyscypliny domowej. Na
wstępie badań założyłyśmy, że respondenci uważają, iż w domach kobiet- żołnierzy ta dyscyplina jest
większa. Próbując zweryfikować tak sformułowaną hipotezę zapytałyśmy respondentów: „Jak Twoim
zdaniem wygląda dyscyplina w domach gdzie kobieta jest żołnierzem?”
Tab.6. Dyscyplina w domu gdzie matka jest żołnierzem (na podstawie badań własnych)
Dyscyplina w domu, gdzie matka jest
żołnierzem
Liczba odpowiedzi Procent odpowiedzi
większa niż w innych domach 98 65,3 %
mniejsza niż w innych domach 3 2,0 %
taka sama jak w innych domach 48 32,0 %
Ogółem 149 99,3 %
Brak danych 1 0,7%
Ogółem 150 100 %
27 Prestiż zawodów. Komunikat z badań, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/1999/K_032_99.PDF, 25.11.2009.
248
Z powyższej tabeli wynika, że przeważająca większość respondentów wskazała na większą dyscyplinę
w domach kobiet żołnierzy (65,3% odpowiedzi).
Na podstawie uzyskanych danych można wnioskować, że utrzymuje się stereotypowy wizerunek nie
tyle kobiety żołnierza, co samego zawodu żołnierza. W oczach respondentów następuje swego
rodzaju przeniesienie obrazu cech, którymi powinien charakteryzować się zawodowy żołnierz i jego
stosunek do służby (wzmożona dyscyplina) na sytuację domową.
Respondenci uważają jednocześnie, że tak pojęta dyscyplina jest zarówno pozytywnym (57 wskazań)
jak i negatywnym aspektem służby zawodowej (47 wskazań)28 , który ma wpływ na życie rodzinne.
Respondenci mieli możliwość trzech wskazań pozytywnych jak i negatywnych aspektów zawodu
mających wpływ na życie rodzinne.
Wpływ wykonywanego zawodu na wykorzystanie czasu wolnego (w opinii respondentów)
Znaczącym elementem życia rodzinnego jest wspólne spędzanie przez członków rodziny
czasu wolnego, niewątpliwie jest to bardzo istotny czynnik funkcji socjalizacyjnej, jak również
opiekuńczej. Odpowiednia równowaga między pracą a wypoczynkiem może wpłynąć na lepsze
funkcjonowanie podstawowej komórki społecznej jaką jest rodzina. Badając tę kwestię, zadałyśmy
naszym respondentom trzy pytania. Pierwsze odnosiło się do opinii na temat czasu poświęcanego
przez kobietę żołnierza na zabawę z dziećmi i pomoc w nauce, drugie dotyczyło opinii na temat czasu
poświęcanego na rekreację w domach gdzie, kobieta pełni zawodową służbę wojskową, trzecie
natomiast sprawdzało opinię respondentów, co do kwestii wspólnych wyjazdów rodzinnych.
Założone przez nas hipotezy („Zdaniem respondentów kobieta żołnierz mniej czasu poświęca na
zabawę z dziećmi i pomoc w nauce”, „W opiniach respondentów w domach, gdzie kobieta jest
żołnierzem więcej czasu poświęca się na wyjazdy, czyli wakacje, wyjazdy weekendowe”) wskazują na
stereotypowe postrzeganie możliwości wykorzystania czasu wolnego kobiet wykonujących zawód
żołnierza. Można przypuszczać, że z jednej strony zawodowa służba wojskowa absorbuje ją na tyle, że
nie ma ona zbyt wiele możliwości spędzania czasu z dziećmi, opiekę nad nimi czyli zajęcia przepisane
społecznie matce, opiekunce domowego ogniska (istnieje tym samym podejrzenie, że może
przerzucać te czynności na kogoś innego, np. męża-ojca). Z drugiej strony zawód, który wykonuje
nierozerwalnie związany jest z aktywnością fizyczną, wypoczynkiem czynnym, stąd hipoteza
konkurencyjna o większej aktywności kobiety żołnierza na tym właśnie polu.
28 Patrz wykres nr 1 oraz nr 2.
249
Tab.7. Ilość czasu poświęcanego na zabawę z dziećmi i pomoc w nauce (oprac. na podstawie badań własnych).
Ilość czasu poświęconego na zabawę z dziećmi i pomoc w nauce
Płeć Ogółem liczba odpowiedz
Kobieta Mężczyzna
Większa niż w innych domach 5,9% 12,2% 14
Mniejsza niż w innych domach 39,7% 57,3% 74
Taka sama jak w innych domach 54,4% 30,5% 62
ogółem 100% 100% 100%
Z powyższego zestawienia wynika, że respondenci uważają, iż czas poświęcony przez kobiety
żołnierzy na zabawę z dziećmi jest mniejszy niż w innych domach (74 wskazania). Co ciekawe, takiej
odpowiedzi udziela prawie dwukrotnie więcej mężczyzn niż kobiet. Taki rozkład odpowiedzi może
wskazywać na utrzymywanie się stereotypowego wizerunku kobiety żołnierza wśród mężczyzn.
Kobiety, mające do czynienia ze wspomnianą już powyżej wieloetatowością29, coraz bardziej stają się
świadome swoich możliwości, pracują jednocześnie wypełniając doskonale obowiązki domowe.
Mężczyźni na ogół przejawiają poglądy tradycyjnego podziału ról i niemożliwości pogodzenia przez
kobiety pracy zawodowej z życiem rodzinnym. Takimi też mężczyznami mogą być właśnie nasi
respondenci.
Tab.8. Wspólne rodzinne wyjazdy (oprac. na podstawie badań własnych).
Jak często, Twoim zdaniem, na wspólne wyjazdy rodzinne (np. wyjazdy weekendowe, wakacje) wyjeżdżają rodziny, w których kobieta pełni zawodową służbę wojskową?
Liczba odpowiedzi
Procent
29 Kobiety i mężczyźni o podziale obowiązków domowych. Komunikat z badań, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2006/K_183_06.PDF, 21.11.2009.
250
Częściej niż inne rodziny 23 15,3%
Rzadziej niż inne rodziny 73 48,7%
Tak samo często jak inne rodziny 54 36%
Ogółem 150 100%
Z przedstawionych danych wynika, że kobiety- żołnierze w oczach respondentów mniej czasu
spędzają na rodzinnych wyjazdach (48,7% odpowiedzi). Nie sprawdza się tutaj nasze założenie o
dominacji aktywności i przeniesieniu tej cechy zawodu żołnierza na grunt życia rodzinnego. Może to
wskazywać, że respondenci utożsamiają wyjazdy jako zabawę z dziećmi. Wskazuje tym samym
jednoznacznie na powiązanie z poprzednim pytaniem. Kobiety żołnierze tego czasu nie mają, stając
się w oczach respondentów osobami zapracowanymi, poświęcającymi czas obowiązkom
zawodowym, kosztem domowych czynności. Z drugiej strony 36% odpowiedzi, że rodziny tego typu
wyjeżdżają tak samo często jak inne rodziny, może świadczyć, że tego typu forma spędzania czasu
wolnego zależna jest zdaniem respondentów od innych jeszcze czynników niż wykonywany zawód,
np: tradycji, kapitału kulturowego, mody, wykształcenia, itp.
Opinie na temat stosunku do tradycji w rodzinach kobiet żołnierzy
Kolejnym istotnym aspektem życia rodzin wojskowych jest kwestia tradycji. Chciałyśmy
sprawdzić jak w oczach respondentów wygląda przeniesienie tego aspektu funkcji socjalizacyjnej.
Założyłyśmy, że poszanowanie tradycji w domach kobiet żołnierzy jest większe niż w innych domach,
w opinii naszych respondentów.
Tab.9. Poszanowanie tradycji (oprac. na podstawie badań własnych).
Jak, Twoim zdaniem, wygląda poszanowanie tradycji w rodzinach kobiet żołnierzy?
Liczba
odpowiedzi
Procent
odpowiedzi
Większa niż w innych domach 71 47,3%
Mniejsza niż w innych domach 7 4,7%
251
Taka sama jak w innych domach 69 46,0%
Ogółem 147 98,0%
Brak danych 3 2,0%
Ogółem 150 100%
Z przywołanych danych wynika, że respondenci nie wyróżniają specjalnie rodzin wojskowych pod
interesującym nas względem. Prawie połowa respondentów odpowiedziała, że poszanowanie tradycji
jest większe niż w innych domach (47,3%). Jednak niewiele mniej (46,0%) odpowiedziało, że jest
porównywalne. Może mieć to związek z silnym wychowaniem patriotycznym, pozostałościami
historycznymi a tym samym traktowania siebie jako patriotów, oddanych ojczyźnie obywateli, bez
podziału na warstwy społeczne, wykonywane zawody.
Pozytywne i negatywne aspekty służby mające wpływ na życie rodzinne kobiet żołnierzy w
opiniach badanych
Ostatnie pytanie w ankiecie dotyczyło opinii na temat pozytywnych jak i negatywnych cech
służby wojskowej. Respondenci mieli za zadanie wymienić trzy cechy pozytywne i trzy negatywne
mające znaczenie dla funkcjonowania rodziny kobiet żołnierzy.
Wykres 1. Pozytywne aspekty służby wojskowej, dane na wykresie wyrażone w % (oprac. na
podstawie badań własnych).
252
Za pozytywne aspekty służby wojskowej respondenci uznali zdyscyplinowanie (57 wskazań)
oraz zarobki (45 wskazań).
Wykres 2. Negatywne aspekty służby wojskowej mające znaczenie dla rodziny, dane na
wykresie wyrażone w % (oprac. na podstawie badań własnych).
Z powyższej tabeli wynika, że czynnik najbardziej wpływający na życie rodzinne, mający
związek ze służbą wojskową to niewątpliwie brak czasu (93 wskazania). Bez wątpienia ma to związek
ze stereotypowym postrzeganiem zawodu żołnierza.
253
Podsumowanie
Zagadnienie postrzegania funkcjonowania kobiet w Siłach Zbrojnych, a tym samym
oddziaływania wybranego przez nie zawodu na życie rodzinne jest dość obszerne i trudne do
zbadania. Wyniki naszych badań pokazały, że wizerunek kobiety żołnierza, jej postrzeganie w
kontekście wykonywanego zawody jest nadal dalekie od równouprawnienia, od „zadekretowanego”,
ustawowego ideału równości płci.
Kobieta żołnierz, w oczach naszych młodych respondentów nadal jest postrzegana
stereotypowo, wojsko to nie zawód dla kobiety, a ona przyjmując taką rolę chce jedynie udowodnić
innym, że jest w stanie sprostać wymaganiom „męskiego zawodu”. Mimo funkcjonującej społecznie
kobiety wieloetatowej, kobieta żołnierz nie jest w stanie ich zdaniem sprostać obowiązkom
domowym i pogodzić pracę zawodową z życiem rodzinnym. Odbiera jej się przy tym całą jej
kobiecość, przypisując jednocześnie cechy typowo męskie (silna osobowość, rygoryzm,
wysportowanie, pół mężczyzna- pół kobieta). Respondenci zaznaczają, że praca bardzo silnie
determinuje życie rodzinne kobiet będących żołnierzami.
W oczach respondentów rodzina kobiet żołnierzy bardzo dobrze wypełnia funkcję
ekonomiczną. Jednak już realizacja funkcji opiekuńczej, spędzanie czasu z dziećmi- są dalekie od
ideału. Zdając sobie sprawę z takiego obrazu kobiety żołnierza celowo wybrałyśmy młodych
respondentów, studentów jednego z większych miast w Polsce, mając na uwadze świeżość poglądów,
brak konserwatyzmu oraz otwartość umysłu. Jednak mimo młodego wieku naszych badanych
stereotyp kobiety żołnierza, a może nawet samej kobiety i jej roli w przestrzeni społecznej nadal
funkcjonuje i nic nie wskazuje na to, żeby on mógł ulec zmianie w krótkim okresie.
Bibliografia
Adamski F., Rodzina. Wymiar społeczno- kulturowy, Kraków 2002.
Dębska A., Kleczkowski M., Kobieta w wojsku. Wyzwanie dla wojska i socjologii, [w:]
Maciejewski J. (red.), Socjologiczne aspekty bezpieczeństwa narodowego, Wrocław 2001.
Gajewska A., Hasło: Feminizm, Poznań 2008.
Hołówka T. (red.), Nikt nie rodzi się kobietą, Warszawa 1982.
254
Kawula S., Rodzin jako grupa i instytucja opiekuńczo- wychowawcza [w:] Kawula S., Bragiel J., Janke
A. (red.), Pedagogika rodziny. Obszary i panorama problematyki, Toruń 2002.
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997.
Maciejewski J., Oficerowie Wojska Polskiego w okresie przemian społecznej struktury i wojska.
Studium socjologiczne, Wrocław 2002.
Maciejewski J. (red.), Socjologiczne aspekty bezpieczeństwa narodowego, Wrocław 2001.
Macrae C.N., Stangor Ch., Hewstone M., Stereotypy i uprzedzenia, Gdańsk 1999.
Millet K., Teoria polityki płciowej, [w:] Hołówka T. (red.), Nikt nie rodzi się kobietą, Warszawa 1982.
Nelson T. D., Psychologia uprzedzeń, Gdańsk 2003.
Reber A. S., Reber E. S., Słownik Psychologii, Warszawa 2005.
Stangor C., Schaller M., Stereotypy jako reprezentacje indywidualne i zbiorowe, [w:] Macrae C. N.,
Stangor Ch., Hewstone M., Stereotypy i uprzedzenia, Gdańsk 1999.
Strelau J., Doliński D. (red.), Psychologia, Podręcznik akademicki, t. 2, Gdańsk 2008.
Ustawa o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych z dnia 11 września 2003r.
Netografia:
Kobiety i mężczyźni o podziale obowiązków domowych, Komunikat z badań,
http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2006/K_183_06.PDF, 21.11.2009.
Prestiż zawodów, Komunikat z badań, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/1999/K_032_99.PDF,
25.11.2009.
http://www.kadry.wp.mil.pl, 20.11.2009.
http://www.tns-global.pl, 20.11.2009.
http://wyborcza.pl, 19.11.2009.
255
Agata Kowalczyk, agata_kowalczyk@vp.pl
Zapotrzebowanie na stymulację jako determinanta ocen ryzyka
Przedmiotem badania był wpływ zapotrzebowania na stymulację na dokonywane oceny
ryzyka. Hipoteza zakładała zależność odwrotnie proporcjonalną. Badanie przeprowadzono przy
użyciu kwestionariusza zbierającego dla 15 zagrożeń ilościowe oceny ryzyka, który zawierał także
skalę poszukiwania doznań M. Zuckermana w polskiej adaptacji E. Oleszkiewicz-Zsurzs1. Badano
uczniów drugich i trzecich klas liceum ogólnokształcącego (N=228). Hipoteza została potwierdzona
częściowo (dla niektórych zagrożeń i podskal poszukiwania doznań). Zastosowano test U Manna-
Whitneya.
Pojęcie ryzyka
Pomimo wielkiej popularności zagadnienia ryzyka, brak jest jednej definicji, która ustalałaby,
czym ryzyko jest i jak kształtuje się hierarchia ważności podstawowych kryteriów jego oceny2. J. F.
Yates i E. R. Stone3 dokonali przeglądu definicji ryzyka i stwierdzili, że znacznie się one od siebie
różnią. Autorzy ci stwierdzili również, że wspólnym elementem wszystkich definicji ryzyka jest
możliwość straty. Na gruncie psychologii termin ten także nie został ostatecznie i jednorodnie
zdefiniowany4. Nie ma jednak wątpliwości, że najczęściej ryzyko wiąże się dla ludzi z możliwością
doznania strat czy szkód, oraz że jest ono odczuwane jako większe w miarę zwiększania się strat i
prawdopodobieństwa ich poniesienia5. Do tych dwóch aspektów definicje ryzyka odnoszą się
najczęściej.
Determinanty postrzegania ryzyka
Postrzeganie ryzyka związane jest z wieloma czynnikami: demograficznymi (np. płeć, wiek,
1 por. Z. Oleszkiewicz-Zsurzs, Adaptacja skali poszukiwania wrażeń (SSS) M. Zuckermana do warunków polskich, „Przegląd Psychologiczny”, 1985, nr 4. 2 Ch. Vlek, P. J. Stallen, Rational and personal aspects of risk, „Acta Psychologica”, 1980, nr 45, za: A. Wiśniewska-Szałek, A. Banaszak, Postrzeganie ryzyka przez konsumentów, Poznań 2004. 3 J. F. Yates, E. R. Stone, The risk construct, [w:] Yates J. F. (red.), Risk Talking Behavior, New York 1992, za: J. Sokołowska, Ryzyko: wyzwanie czy zagrożenie. Psychologiczne modele oceny i akceptacji ryzyka, Warszawa 2000. 4 por. J. F.Yates, Risk-Taking Behavior, New York 1992, za: T. Zaleśkiewicz, Wymiary percepcji ryzyka w inwestowaniu pieniędzy, „Czasopismo Psychologiczne”, 1996, nr 2. 5 M. Goszczyńska, Człowiek wobec zagrożeń, Warszawa 1997.
256
status ekonomiczny), sytuacyjnymi (np. region kraju, rola pełniona w sytuacji – aktor lub obserwator),
podmiotowymi (np. syndrom iluzji kontroli, wiara w sprawiedliwy świat, poziom lęku). Wśród tych
ostatnich, duży wpływ na postrzeganie i ocenianie sygnałów zagrożenia mają różnice
temperamentalne6. Najczęściej w kwestiach związanych z występowaniem ryzyka rozpatruje się rolę
takich cech temperamentu jak reaktywność oraz potrzeba stymulacji7. Obie te cechy odwołują się do
pojęcia aktywacji. Teoria aktywacji zakłada, że rozwój i poprawne funkcjonowanie organizmu
wymagają dopływu bodźców (stymulacji). Zdaniem D. C. Hebba8 bodźce pełnią rolę dwojaką:
informują o czymś konkretnym oraz pełnią rolę ogólnie aktywizującą, pobudzając organizm. Związek
pomiędzy poziomem aktywacji a poziomem sprawności działania przedstawia krzywa
Yerkesa-Dodsona, mająca kształt odwróconej litery U (rys.1.). Człowiek jest najbardziej sprawny w
okolicach wierzchołka tego U, tam osiąga „optimum aktywacji”. Wcześniej bodziec jest zbyt słaby,
później – zbyt silny, a jedno i drugie wpływa niekorzystnie na poziom funkcjonowania jednostki9.
Rysunek 1
Związek pomiędzy poziomem aktywacji a poziomem sprawności działania: krzywa Yerkesa - Dodsona (na podstawie T. Klonowicz, Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, Warszawa 1992, s. 215).
Organizm poszukuje stymulacji tak długo, aż osiągnie jej optimum, ponieważ wtedy osiąga najwyższy
poziom działania. Następnie unika dalszej stymulacji, gdyż powoduje ona przekroczenie optimum i w
6 Tamże. 7 T. Zaleśkiewicz, Psychologiczne wymiary i determinanty ryzyka, „Ergonomia”, 1999, nr 22. 8 D.C. Hebb, Drives and the C.N.S. (conceptual nervous system), „Psychological Review”, 1955, nr 62, za: T. Klonowicz, Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, Warszawa 1992. 9 T. Klonowicz, Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, Warszawa 1992.
257
rezultacie spadek sprawności działania. Istnieją różnice indywidualne w zakresie związku pomiędzy
siłą bodźca a poziomem aktywacji u różnych osób10. Wspomniane litery U charakterystyczne dla
każdej z osób mogą być przesunięte względem siebie wzdłuż osi przedstawiającej siłę bodźca
(por. rys.2.). Dzieje się tak dlatego, że ludzie różnią się podatnością na wzbudzenie. Ten sam bodziec
u jednej osoby wywoła niewielki, a u innej – znaczący wzrost aktywacji. Osoby o dużej podatności na
wzbudzenie, o wysokiej wrażliwości, reagują już na słabe bodźce, a optymalny poziom stymulacji
osiągają relatywnie szybko.
Rysunek 2
Różnice indywidualne w zakresie związku pomiędzy siłą bodźca a poziomem aktywacji (na podstawie T. Klonowicz, Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, Warszawa 1992, s. 215).
Osoby o małej wrażliwości reagują dopiero na bodźce silniejsze, na bodźce słabe nie wykazują żadnej
reakcji. Osoby o niskiej wrażliwości potrzebują silniejszych bodźców, by osiągnąć swoje optimum
aktywacji, a co za tym idzie, najwyższy poziom sprawności działania. Wysoka wrażliwość na bodźce
pozwala odbierać już słabe sygnały (także informacje o zagrożeniu). Osoby te zauważają więcej
sygnałów świadczących o zagrożeniu. Ponadto są bardziej wrażliwe na odchylenia od optimum,
ponieważ są one dla nich bardziej zagrażające. Baczniej więc kontrolują sytuację i własne zachowanie.
Warto pamiętać, że wysoka wrażliwość wiąże się z ryzykiem szybszego wypadnięcia z pasma
optymalnego przy bodźcach silnych. Te różnice najsilniej widoczne są w sytuacjach nowych i
10 D.C. Hebb, Drives and the C.N.S…. dz. cyt. , za: T. Klonowicz, Różnice indywidualne…, dz. cyt.
258
ryzykownych. Badania wykazują, że wrażliwość na bodźce koreluje dodatnio z poziomem lęku i
konformizmem, a ujemnie z potrzebą osiągnięć. Cechy te sprawiają, że osoby wrażliwe są chronione
przed nadmiarem stymulacji. Poziom wrażliwości na bodźce wpływa na postrzeganie sytuacji
ryzykownej. Dla osób o dużej wrażliwości nawet znane sytuacje nie tracą własności pobudzających.
Sytuacje niejednoznaczne interpretują one jako bardziej zagrażające niż osoby o niskiej wrażliwości.
Poziom lęku jest u nich znacznie wyższy niż u jednostek mało wrażliwych. Nadchodzące sygnały mogą
być zatem odbierane jako zagrażające, niezależnie od właściwiej treści („dmuchanie na zimne”).
Podsumowując, można powiedzieć, że wrażliwość na bodźce koreluje dodatnio z gotowością do
spostrzegania zagrożeń oraz tendencją do generalizacji sygnałów zagrożenia. To co niebezpieczne i
nowe oraz ryzykowne strategie działania znacznie częściej wybierane są przez osoby o małej
wrażliwości, natomiast osoby o wyższej wrażliwości stosują asekuranckie strategie działania i wolą
sytuacje niezwiązane z zagrożeniem11.
Poszukiwanie doznań
Pod wpływem koncepcji D. C. Hebba12 dotyczącej optymalnego poziomu aktywacji, M.
Zuckerman sformułował postulat, zgodnie z którym istnieją różnice indywidualne w optymalnym
poziomie stymulacji dla takich zachowań jak aktywność poznawcza czy motoryczna. Osiągnięcie tego
poziomu warunkuje pozytywny stan emocjonalny jednostki. Na różnice w optymalnym poziomie
stymulacji wpływają np. wiek, przebieg uczenia się, cykl dobowy, aktualny poziom stymulacji czy
wymogi zadania, ale przede wszystkim czynniki konstytucjonalne. To one decydują o względnie
stałych różnicach indywidualnych w zapotrzebowaniu na stymulację. Do tych cech należą m.in.
reaktywność ośrodkowego i autonomicznego układu nerwowego oraz siła pobudzenia i hamowania
w ośrodkowym układzie nerwowym13.
Cechę, która przedstawia tendencję do poszukiwania lub unikania stymulacji M. Zuckerman
nazwał „poszukiwaniem doznań” (sensation seeking). Źródłem stymulacji nie jest jednak fizyczna
wartość bodźców, a jej znaczenie uwarunkowane indywidualnym doświadczeniem jednostki14.
M. Zuckerman15 pisze: „poszukiwanie doznań to cecha zdefiniowana przez poszukiwanie
zróżnicowanych, nowych, złożonych i intensywnych wrażeń i doświadczeń oraz gotowość do
11 T. Klonowicz, Różnice indywidualne…, dz. cyt.; por. M. Goszczyńska, Człowiek wobec zagrożeń…, dz. cyt. 12 D.C. Hebb, dz. cyt., za: J. Strelau, Psychologia różnic indywidualnych, Warszawa 2002. 13 J. Strelau, Psychologia temperamentu, Warszawa 2001; J. Strelau, Psychologia różnic indywidualnych, Warszawa 2002. 14 J. Strelau, Psychologia temperamentu. 15 M. Zuckerman, Behavioral Expressions and Biosocial Bases of Sensation Seeking, New York 1994, s. 27, za: J. Strelau, Psychologia różnic…, dz. cyt.
259
podejmowania ryzyka fizycznego, społecznego, prawnego i finansowego w celu dostarczenia sobie
tego typu doświadczeń”. Zatem osoby o wysokiej skłonności do poszukiwania wrażeń powinny
częściej podejmować aktywności zawierające elementy ryzyka i narażać się na zagrożenie. Także
C. S. Nosal16 pisze o tym, że istnieje związek między natężeniem potrzeby stymulacji a
podejmowaniem ryzyka i ocenianiem zagrożeń jako mniej lub bardziej niebezpiecznych oraz, że
wysoka potrzeba stymulacji istotnie determinuje szeroki zakres aktywności związanych z ryzykiem.
Poszukiwanie doznań nie jest cechą jednorodną. M. Zuckerman wyodrębnił cztery czynniki
wchodzące w jej skład17:
1. poszukiwanie grozy i przygód (thrill and adventure seeking, TAS) – wyraża się w zamiłowaniu
do aktywności na świeżym powietrzu, zajęć fizycznie ryzykownych, w chęci uprawiania
ekscytujących sportów (spadochroniarstwo, wyścigi samochodowe, narciarstwo);
2. poszukiwanie przeżyć (experience seeking, ES) – polega na nonkonformistycznym stylu życia,
angażującym umysł i zmysły (np. niezaplanowane podróże, sięganie po narkotyki, szukanie
towarzystwa ludzi nieprzeciętnych);
3. rozhamowanie (disinhibition, Dis) – tendencja do rozładowywania się i poszukiwania
odprężenia w takich aktywnościach jak picie alkoholu, hulaszczy tryb życia, seks, hazard; w
hedonistycznej pogoni za przyjemnością; jest to czynnik najsilniej uwarunkowany
biologicznie;
4. podatność na nudę (boredom susceptibility, BS) - awersja do nudnych ludzi, rutynowej pracy,
powtarzania doświadczeń; jej wskaźnikiem jest reagowanie niepokojem na monotonię.
M. Zuckerman opracował kilka wersji kwestionariuszy do pomiaru powyższych cech. Największą
popularnością cieszą się Skala Poszukiwania Doznań (Sensation Seeking Scale, SSS), wersja IV i V.
Kwestionariusze te są silnie obciążone kulturowo, co wynika ze specyfiki mierzonego konstruktu. Nie
doczekały się one zadowalającej adaptacji do warunków polskich. Te, które powstały, nie posiadają
podręczników i stosowane są jedynie do celów badawczych18.
Badania wykazują, że poszukiwacze doznań preferują nowe i silnie stymulujące sytuacje,
związane z dużym ryzykiem i zaspokajające potrzeby hedonistyczne – bez względu na to, czy sytuacje
te są akceptowane społecznie oraz czy uważane są za normalne czy wręcz patologiczne. Procent
alkoholików, narkomanów, psychopatów i ludzi łamiących prawo jest wyższy wśród osób mających
wysokie wyniki na skali poszukiwania doznań. Często poszukiwanie doznań wiąże się z zachowaniami
16 C. S. Nosal, Szerszy pogląd na psychologiczne determinanty ryzyka: rola zmiennych poznawczych i cech temperamentu, „Ergonomia”, 1994, nr 17. 17 J. Strelau, Psychologia temperamentu; J. Strelau, Psychologia różnic…, dz. cyt. 18 J. Strelau, Psychologia różnic…, dz. cyt., por.. Z. Oleszkiewicz-Zsurzs, Adaptacja skali…, dz. cyt.
260
aspołecznymi. Najbardziej typową cechą zachowania poszukiwaczy doznań jest pogoń za zmianą19.
Dane przytaczane przez M. Zuckermana20 wskazują na występowanie silnej korelacji ujemnej
między skalą poszukiwania wrażeń a oceną zagrożeń związanych z rozmaitymi sytuacjami życiowymi.
Osoby o silnej skłonności do poszukiwania wrażeń oceniają poziom niebezpieczeństwa jako niższy niż
osoby spokojne, o niskiej potrzebie wrażeń. M. Zuckerman przedstawia dwie możliwe przyczyny tego
stanu rzeczy. Pierwsza odnosi się do specyfiki schematów poznawczych. Mianowicie to tendencja do
niedoszacowywania ryzyka miałaby powodować, że osoby o wysokiej potrzebie doznań angażują się
w działania ryzykowne, a skłonność do przeszacowywania ryzyka miałaby prowadzić do unikania
zachowań ryzykownych przez osoby o niskiej potrzebie doznań. Wyjaśnienie drugie, które
M. Zuckerman uważa za bardziej prawdopodobne, odwołuje się do życiowych doświadczeń jednostki.
Każde doświadczenie, które nie prowadzi do ukarania (strat), zmniejsza ocenę ryzyka związanego
z danym działaniem. Poszukiwacze wrażeń częściej uczestniczą w sytuacjach ryzykownych, gdyż bywa
to konieczne, by doświadczyć rzeczy nowych. Chętniej i częściej podróżują w nieznane miejsca,
częściej zmieniają partnerów seksualnych, ustawiają wyższe stawki w grach losowych, wybierają
bardziej ryzykowne strategie w grach inwestycyjnych. Tacy kierowcy szybciej jeżdżą, studenci chętniej
uczestniczą w nietypowych eksperymentach, żołnierze zgłaszają się do niebezpiecznych zadań. Nie
oznacza to jednak, że dążą do maksymalizacji ryzyka oraz, że są lekkomyślni. Osoby o wysokiej
potrzebie doznań nie różnią się od osób o niskiej potrzebie doznań częstością zapinania pasów
bezpieczeństwa w samochodzie lub stosowania zabezpieczeń podczas kontaktów seksualnych21.
Zatem osoby o wysokiej skłonności do poszukiwania wrażeń nie podejmują ryzyka dla niego samego,
tylko godzą się na nie, jako warunek doświadczenia inności, niezwykłości. Uważają sensację za wartą
ryzyka. Według M. Zuckermana te osoby częściej podejmują czynności związane z ryzykiem, co
wpływa na ich doświadczenie z daną aktywnością, obniża ocenę ryzyka tych działań, a w rezultacie
może też prowadzić do bagatelizowania zagrożeń. Skłonność do poszukiwania wrażeń wiąże się z
takimi jakościowymi wymiarami ryzyka jak „stopień obycia z zagrożeniem” czy „poziom wiedzy
o zagrożeniu”. Wyższe oceny ryzyka dotyczą sytuacji, których nie doświadczyliśmy i o których mało
wiemy. A więcej sytuacji jest nieznanych tym osobom, które wrażeń nie szukają. Awersja do
poszukiwania wrażeń, sprzyja przecenianiu ryzyka22.
19 J. Strelau, Psychologia temperamentu…, dz. cyt.; J. Strelau, Psychologia różnic..., dz. cyt. 20 M. Zuckerman, Behavioral Expressions…, dz. cyt., za: P. Gasparski, Psychologiczne wyznaczniki gotowości do zapobiegania zagrożeniom, Warszawa 2003. 21 M. Zuckerman, Behavioral Expressions…, dz. cyt. 22 P. Gasparski, dz. cyt.
261
Plan badawczy
W przeprowadzonym badaniu chciałam przyjrzeć się związkowi pomiędzy poziomem
potrzeby poszukiwania doznań u poszczególnych osób, a dokonywanymi przez nie ocenami ryzyka.
Badanie miało charakter eksperymentalno- korelacyjny. Dane zebrane zostały za pomocą
kwestionariusza, identycznego dla wszystkich badanych. Także przebieg badania był jednakowy dla
wszystkich badanych. Eksperyment dotyczył wpływu poziomu zmiennej psychologicznej (potrzeba
stymulacji) na dokonywane oceny ryzyka. Podział na grupy przeprowadziłam w fazie analizy danych
(nie manipulowałam zmienną niezależną w trakcie badania). Zmienną niezależną był poziom potrzeby
poszukiwania doznań, mierzony za pomocą Skali Poszukiwania Doznań (Sensation Seeking Scale)
M. Zuckermana w adaptacji E. Oleszkiewicz-Zsurzs23. Osoba badana dokonuje w nim wyboru jednej
alternatywy dla każdej z 68 par stwierdzeń. Dla każdego badanego uzyskano w ten sposób wynik na
sześciu podskalach: skali ogólnego zapotrzebowania na stymulację (G), skali poszukiwania grozy
i przygód (TAS), skali poszukiwania doznań (ES), skali rozhamowania (DIS), skali wrażliwości na nudę
(BS), które autorka narzędzia zaczerpnęła ze skali SSS M. Zuckermana, oraz na dodanej przez nią skali
zapotrzebowania na stymulację intelektualno-poznawczą (I).
Zmienną zależną była ocena ryzyka związanego z poszczególnymi zagrożeniami. Ryzyko to
zdefiniowane było jako ryzyko poniesienia uszczerbku na zdrowiu, ran lub śmierci (w wyniku
kontaktu z danym zagrożeniem) przez osobę mającą kontakt z danym zagrożeniem. Określając
sposób rozumienia ryzyka (rodzaj ocenianego ryzyka) kierowałam się badaniem N-S. Yen i F-C. Tsai24,
łącząc, ze względu na specyfikę zagrożeń będących przedmiotem mojego badania, dwa zastosowane
tam podejścia do ryzyka: (1) relatywne ryzyko śmierci (relative death risk), które obejmuje tylko
ryzyko dla osoby bezpośrednio wystawionej na działanie zagrożenia, oraz (2) ogólne ryzyko
uszkodzenia lub śmierci (general risk of harm and death), dotyczące ludzi, zwierząt i natury ogólnie.
Warto tu zaznaczyć, że badanie N-S. Yen i F-S. Tsai wykazało wysokie korelacje pomiędzy ocenami
ryzyka ocenianego według trzech różnych podejść: dwóch wymienionych wyżej, oraz (3) ogólnego
ryzyka śmierci (general death risk), gdzie oceniano ryzyko dla społeczeństwa jako całości. Oceny
ryzyka badani dokonywali liczbą z przedziału 0-100, gdzie 0 oznaczało brak ryzyka, a 100 – „ryzyko
23 por. Z. Oleszkiewicz-Zsurzs, Adaptacja skali…, dz. cyt. 24 N-S. Yen, F-C. Tsai, Risk Perception in Taiwan, „Asian Journal of Social Psychology”, 2007, nr 10.
262
ogromne”. Sposób oceny ryzyka zaczerpnęłam z wcześniejszych badań25.
Hipoteza badawcza brzmiała następująco:
Osoby o wysokiej potrzebie poszukiwania doznań będą oceniać ryzyko jako mniejsze niż osoby o
niskiej potrzebie poszukiwania doznań26
Konstrukcja kwestionariusza
Część A przedstawiała listę 15 technologii, aktywności i zdarzeń, a zadanie badanych polegało
na ocenie wiążącego się z nimi ryzyka. Każde zagrożenie oceniano osobno, liczbą z przedziału od 0 do
100, zgodnie z poniższą instrukcją:
„Poniżej przedstawiona jest lista technologii, aktywności i zdarzeń. Zanim przejdziesz do dalszej części
instrukcji, przeczytaj całą listę.
Zastanów się jakie jest ryzyko poniesienia uszczerbku na zdrowiu, ran lub śmierci, w wyniku kontaktu
z każdą z wymienionych rzeczy z osobna. Rozważ ryzyko, które ponosi osoba, która ma/miała kontakt
z daną technologią, aktywnością czy zdarzeniem (brała w nich udział, jej dotyczyły). Następnie określ
wielkość tego ryzyka odpowiednią liczbą z przedziału 0 – 100, przy założeniu oznaczeń:
0 – brak ryzyka
100 – ryzyko ogromne
Wybraną liczbę wpisz w pole obok ocenianej technologii, aktywności czy zdarzenia”.
Wybierając zagrożenia do badania kierowałam się kilkoma kryteriami: (1) zagrożenia wzięte
pod uwagę w badaniu B. Fischhoffa, P. Slovica, S. Lichtenstein, S. Reada i B. Combsa27, lub innych
wcześniejszych badaniach, (2) zróżnicowanie zagrożeń – jak największy wachlarz różnych rodzajów
zagrożeń, (3) uwzględnienie zagrożeń nowych, które w latach 70. ubiegłego wieku nie istniały lub nie
25 M. Goszczyńska, dz. cyt.; M. Goszczyńska, Tyszka T., Slovic P., Risk Perception in Poland: A Comparison with Three Other Countries, „Journal of Behavioral Decision Making” 1991, nr 4; N-S. Yen, F-C. Tsai, Risk Perception…, dz. cyt. 26 M. Zuckerman, Behavioral Expressions…, dz. cyt., za: P. Gasparski, dz. cyt. 27 B. Fischhoff, P. Slovic, S. Lichtenstein, S. Read, B. Combs, How Safe is Safe Enough? A Psychometric Study of Attitudes Towards Technological Risk and Benefits, „Policy Sciences”, 1978, nr 9.
263
były powszechne. Ostatecznie w badaniu uwzględniłam następujące technologie, zdarzenia i
aktywności28:
6. telefony komórkowe [W];
7. ataki terrorystyczne [G];
8. operacje [F];
9. spożywanie wołowiny, żelatyny itp. jako potencjalne źródło choroby Creutzfeldta - Jacoba
(BSE, choroba szalonych krów) [W];
10. doustne środki antykoncepcyjne [F];
11. żywność modyfikowana genetycznie [W];
12. pojazdy samochodowe [F, G];
13. napoje alkoholowe [F, G];
14. środki konserwujące żywność [F];
15. kontakt z nosicielami (np. poprzez pocałunki, wspólne używanie naczyń lub picie z tej samej
butelki, chodzenie do dyskotek, wspólne mieszkanie) jako potencjalne źródło sepsy [W];
16. narciarstwo [F, G];
17. skoki na bungee [W];
18. kontakt z ptakami lub ich odchodami, spożywanie drobiu lub jaj, jako potencjalne źródło,
ptasiej grypy [W];
19. energia jądrowa (przebywanie w pobliżu elektrowni jądrowej) [F, G];
20. samoloty pasażerskie [F, G].
Kolejność pozycji była losowa, jednakowa dla wszystkich badanych.
Część B kwestionariusza stanowiła Skala Poszukiwania Doznań (Sensation Seeking Scale)
M. Zuckermana w adaptacji Ewy Oleszkiewicz-Zsurzs29.
Kwestionariusz zamykała krótka metryka (płeć, wiek, szkoła, profil klasy).
Osoby badane
W badaniu uczestniczyli uczniowie drugich i trzecich klas jednego z opolskich liceów
ogólnokształcących. Charakterystykę osób badanych przedstawia tabela 1. Część badanych nie
udzieliła odpowiedzi na wszystkie pytania kwestionariusza, dlatego różna ilość odpowiedzi jest
uwzględniania w poszczególnych analizach.
28 W nawiasach podaję źródło: F – Fischhoff i in., dz. cyt., G – Goszczyńska i in., dz. cyt.; W – własne, dodane przeze mnie, lub zainspirowane innymi badaniami. 29 por. Z. Oleszkiewicz-Zsurzs, Adaptacja skali…, dz. cyt.
264
Przebieg badania
Badanie przeprowadzone zostało w klasach podczas lekcji (głównie lekcje wychowawcze)
19 i 20 września 2007 roku. Jednocześnie badano do 35 osób. Badanie było anonimowe.
Jeszcze przed rozdaniem kwestionariuszy osoby badane zostały poinformowane, że badanie
dotyczy sposobu postrzegania ryzyka związanego z różnymi aktywnościami i zagrożeniami.
Poprosiłam o pomoc w przeprowadzeniu badania przez wzięcie w nim udziału. Poprosiłam także o
rzetelność i udzielenie odpowiedzi na wszystkie pytania, argumentując, że tylko kompletnie
wypełnione ankiety mogą być uwzględnione w badaniu. Zapewniłam o anonimowości badania oraz
poprosiłam o samodzielne udzielanie odpowiedzi, gdyż nie ma odpowiedzi dobrych ani złych, a
interesuje mnie to, co naprawdę na dany temat myślą. Ponieważ w części A niektórzy badani oceniali
zagrożenia jedynie wartościami 0 i 100, wyjaśniałam ustnie, po rozdaniu kwestionariuszy, sposób
oceny zagrożeń w części A (możliwość wyboru dowolnej liczby z przedziału 0 – 100).
Wyniki
Statystyki opisowe, charakteryzujące dane zgromadzone w badaniu, przedstawiają tabele
2. i 3. Dla potrzeb pierwszej analizy wyodrębniłam, dla każdej ze skal poszukiwania doznań
oddzielnie, podgrupy o wysokim i niskim poziomie uzyskanych na danej skali wyników. Posłużyłam się
w tym celu analizą tabel liczebności, a utworzone podgrupy miały nie mniej niż 50 przypadków.
Zarówno wyniki uzyskane na skalach potrzeby doznań jak i liczbowe oceny ryzyka, które wiąże się z
poszczególnymi zagrożeniami, wyrażone są na skalach przynajmniej interwałowych. Jednak ze
względu na brak normalności rozkładów liczbowych ocen ryzyka dla poszczególnych zagrożeń, częste
Tabela 1Charakterystyka osób badanych
wiekpłeć 16 17 18 19 20 BD razem
mężczyzna 1 29 55 1 0 6 92kobieta 0 40 89 1 1 0 131BD 0 0 0 0 0 5 5razem 1 69 144 2 1 11 228
BD - brak danych
265
wysokie wartości korelacji pomiędzy średnimi w podgrupach i odchyleniami standardowymi w
podgrupach oraz zdarzające się braki homogeniczności tych zmiennych, analizę zebranych danych
przeprowadziłam za pomocą testu U Manna-Whitneya. Wykazała ona wpływ potrzeby poszukiwania
doznań na ocenę ryzyka, jednak ta zależność wystąpiła jedynie w przypadku kilku konfiguracji
zagrożeń i skal poszukiwania doznań. Te istotne statystycznie zależności zostały zebrane w tabeli 4.
Tabela 2Statystyki opisowe ocen ilościowych poszczególnych zagrożeń (w skali 0-100)
dolny górny odch.zagrożenie N średnia mediana min. maks. kwartyl kwartyl stand.
telefony komórkowe 224 16,92 10 0 100 2,5 20 18,08ataki terrorystyczne 224 83,78 95 0 100 80 100 26,89operacje 223 46,15 50 4 100 30 60 23,28
224 23,61 15 0 100 5 31,5 23,21doustne środki antykoncepcyjne 222 20,43 10 0 100 5 30 22,25
224 28,09 20 0 100 10 44 25,51pojazdy samochodowe 224 42,78 42,5 0 100 20 60 26,00napoje alkoholowe 224 36,49 30 0 100 10 60 28,23środki konserwujące żywność 224 25,70 18 0 100 10 40 24,14sepsa 223 57,47 60 0 100 30 90 32,33narciarstwo 224 24,11 20 0 100 10 35 21,07skoki na bungee 224 32,76 26,5 0 100 10 50 27,39ptasia grypa 222 31,32 20 0 100 10 50 28,46energia jądrowa 224 45,47 50 0 100 13 80 33,81samoloty pasażerskie 223 30,25 20 0 100 10 50 27,35
ogółem (suma) 219 547,34 530 84 1140 372 699 219,51ogółem (średnia) 219 36,49 35,33 5,6 76 24,8 46,6 14,63
choroba Creutzfeldta – Jacoba (BSE)
żywność modyfikowana genetycznie
266
Efekty wystąpiły w obrębie każdej ze skal poszukiwania doznań. Natomiast dla 1/3
ocenianych zagrożeń efekt nie wystąpił w przypadku żadnej ze skal poszukiwania doznań (telefony
komórkowe, doustne środki antykoncepcyjne, pojazdy samochodowe, sepsa, ptasia grypa). Spośród
21 istotnych efektów 19 przedstawia zależność odwrotnie proporcjonalną pomiędzy poziomem
potrzeby wrażeń a oceną ryzyka. Pozostałe 2 (ataki terrorystyczne oraz operacje, w połączeniu ze
skalą poszukiwania doznań (ES)), wykazują zależność odwrotną – większa potrzeba doznań skutkuje
wyższą oceną ryzyka, które wiąże się z tymi zagrożeniami. Uzyskane wyniki wskazują w większości na
słabą lub średnią wielkość efektu. Z największym efektem mamy do czynienia w przypadku wpływu
poszukiwania grozy i przygód (skala TAS) na ocenę ryzyka, jakie wiąże się ze skokami na bungee:
U=891; p<0,001; d=0,74. Im wyższy wynik uzyskany na skali TAS, tym niżej oceniana jest ryzykowność
skoków na bungee. Drugim silnym efektem jest wpływ wyniku uzyskanego na skali rozhamowania
(DIS) na ocenę ryzyka związanego ze spożywaniem napojów alkoholowych: U=836,5; p<0,001;
d=0,71. Kierunek zależności jest identyczny jak w poprzednim przypadku. Warto zauważyć także, że
dla skoków na bungee mamy do czynienia z istotną zależnością w przypadku czterech z sześciu skal
(G, TAS, DIS, BS). Ponadto wszystkie te przypadki charakteryzują się średnią lub dużą (TAS) siłą
związku. Podobna tendencja dla tylu różnych skal w obrębie danego zagrożenia, nie pojawia się
w żadnym innym przypadku. Natomiast z silnym (DIS) i średnim (ES) efektem mamy także do
czynienia w przypadku napojów alkoholowych.
Tabela 3Statystyki opisowe wyników w poszczególnych skalach poszukiwania doznań (SSS)Zuckermana
skala dolny górny odch.poszukiwania doznań N średnia mediana min. maks. kwartyl kwartyl stand.
G (20) 214 11,14 11 2 19 9 14 3,51TAS (14) 217 9,09 9 1 14 7 12 3,21ES (15) 217 8,59 9 2 15 7 11 2,67DIS (17) 212 9,11 9 1 16 7 12 3,42BS (18) 211 9,44 10 1 17 7 12 3,29I (7) 221 4,47 5 0 7 3 6 1,53
W nawiasach masymalna możliwa do uzyskania ilość punktów dla danej skali
G - skala ogólnego zapotrzebowania na stymulację ('General Scale')TAS - skala poszukiwania grozy i przygód (‘Thrill and Adventure Seeking’)ES - skala poszukiwania doznań (‘Experience Seeking’)DIS - skala rozhamowania (‘Disinhibition’)BS - skala wrażliwości na nudę (‘Boredom Susceptibility’) I - skala zapotrzebowania na stymulację intelektualno-poznawczą
267
Tabela 4Wpływ potrzeby poszukwiania doznań na ocenę ryzyka (z uwzględnieniem podziału na poszczególne skale poszukiwania doznań)
wyników istotnych statystycznie
skale poszukiwania doznańzagrożenie G TAS ES DIS BS I
telefony komórkowe --- --- --- --- --- ---
ataki terrorystyczne --- ---1024*
--- ---1375,5 ***
(-0,39) (0,34)
operacje --- ---1069,5 *
--- ---1438,5 **
(-0,40) (0,45)
--- --- --- --- --- 1517 *(0,40)
--- --- --- --- --- ---
--- --- --- 1105 * --- ---(0,42)
pojazdy samochodowe --- --- --- --- --- ---
napoje alkoholowe --- ---1008,5 * 836,5 ***
--- ---(0,47) (0,71)
środki konserwujące żywność 1305,5 * --- 1003* 985 *** --- ---(0,40) (0,50) (0,51)
sepsa --- --- --- --- --- ---
narciarstwo --- --- --- 1114,5 * --- ---(0,35)
skoki na bungee1302,5 * 891***
---1081 * 1248,5 *
---(0,48) (0,74) (0,47) (0,48)
ptasia grypa --- --- --- --- --- ---
energia jądrowa --- --- --- --- --- 1450 *(0,40)
samoloty pasażerskie ---1191,5 *
--- ---1273 * 1437,5 *
(0,46) (0,36) (0,49)
ogółem --- 1174* --- --- --- ---(0,41)
*p < 0,05 **p < 0,01 ***p < 0,001
G - skala ogólnego zapotrzebowania na stymulację ('General Scale')TAS - skala poszukiwania grozy i przygód (‘Thrill and Adventure Seeking’)ES - skala poszukiwania doznań (‘Experience Seeking’)DIS - skala rozhamowania (‘Disinhibition’)BS - skala wrażliwości na nudę (‘Boredom Susceptibility’) I - skala zapotrzebowania na stymulację intelektualno-poznawczą
Statystyka U Manna-Whitneya (wartości w nawiasach to wielkość efektu d) - zestawienie
choroba Creutzfeldta – Jacoba (BSE)
doustne środki antykoncepcyjne
żywność modyfikowana genetycznie
Uwaga: ujemna wartość d (w nawiasach) oznacza sprzeczny z hipotezą układ średnich
268
Dyskusja i wnioski
Hipoteza mówiła o tym, że osoby o wysokiej potrzebie poszukiwania doznań będą oceniać
ryzyko jako mniejsze niż osoby o niskim poziomie tej potrzeby. Uzyskane wyniki nie są jednoznaczne
(tab. 4.). Do odrzucenia hipotezy zerowej wybrałam konwencjonalny poziom istotności p<0,05.
Istotnymi okazało się zaledwie (?) 21 na 96 porównań (każda ze skal poszukiwania doznań z każdym z
15 ocenianych zagrożeń oraz z zagrożeniami ogółem). Można więc mówić co najwyżej o częściowym
potwierdzeniu hipotezy. Dla zagrożeń ogółem istotny jest tylko związek z wynikami na skali
poszukiwania grozy i przygód (TAS): U=1174; p<0,05; d=0,41. Jest to raczej słaba (ewentualnie
średnia) wielkość efektu. Co ciekawe skala TAS nie jest tą, dla której wystąpiło najwięcej efektów przy
poszczególnych zagrożeniach traktowanych osobno. Dla tej skali wystąpiły tylko 2 takie efekty,
natomiast dla skal DIS oraz I po 5, a dla skali ES 4. Natomiast to właśnie ze skalą TAS wiąże się
najsilniejszy uzyskany efekt d=0,74 (skoki na bungee). Innym silnym efektem jest zależność pomiędzy
skalą DIS a ryzykiem związanym z napojami alkoholowymi d=0,71. Pozostałe zależności
charakteryzują się średnią lub niską siłą związku.
W kwestii wpływu skali poszukiwania doznań (ES) na oceny ryzyka związanego z atakami
terrorystycznymi i operacjami uzyskano wyniki o kierunku sprzecznym z hipotezą. Być może
przyczyną takiego układu wyników jest specyfika tych dwóch rozważanych zagrożeń. Warto
powtórzyć badanie, by sprawdzić, czy efekt się utrzyma. Dobrze byłoby także zdefiniować te
zagrożenia w inny sposób – bardziej zbliżony konkretnością (i możliwością uniknięcia ryzyka przy
zachowaniu odpowiedniej ostrożności) do pozostałych zagrożeń.
Interesującym jest, że dla skali ogólnego zapotrzebowania na stymulację (G) mamy do
czynienia jedynie z dwiema istotnymi zależnościami: środki konserwujące żywność (U=1305,5;
p<0,05; d=0,40) oraz skoki na bungee (U=1302,5; p<0,05; d=0,48). Z faktu, iż w pozostałych skalach
istotnych zależności jest więcej, można wnioskować, że skala G niekoniecznie jest dobrym
predyktorem zachowań, i warto analizować wyniki uzyskane na poszczególnych podskalach.
Hipoteza została potwierdzona częściowo, dla poszczególnych zagrożeń. Jednak fakt
uzyskania w czterech przypadkach wyników sprzecznych z hipotezą oraz mała ilość istotnych
zależności skłaniają do powtórzenia badania. Uwzględnienie w badaniu grup w różnym wieku pozwoli
sprawdzić, czy wiek jest zmienną modyfikującą uzyskane wyniki. Wydaje się to uzasadnione, gdyż
potrzeba poszukiwania doznań jest zmienną związaną z wiekiem30. Interesującym tematem dalszych
badań wydaje się być kwestia postrzegania ryzyka związanego ze skokami na bungee.
30 M. Zuckerman, Behavioral Expressions…, dz. cyt.
269
Niezależnie od powyższych kwestii, uzyskane wyniki są kolejnym głosem w dyskusji
dotyczącej wpływu różnic indywidualnych na postrzeganie ryzyka. Pozwalają wnioskować, że
zapotrzebowanie na stymulację może determinować sposób, w jaki ludzie widzą i oceniają ryzyko. Jak
wspomniane zostało wyżej – przyczyny tej zależności mogą być różne. Jednak nawet nie dochodząc
genezy tych przyczyn warto pamiętać o różnicach indywidualnych, szczególnie w kontekście pracy z
młodzieżą, zapobiegania zagrożeniom, czy bezpieczeństwa pracy.
Bibliografia:
Fischhoff B., Slovic P., Lichtenstein S., Read S., Combs B., How Safe is Safe Enough? A Psychometric
Study of Attitudes Towards Technological Risk and Benefits, „Policy Sciences”, 1978, nr 9.
Gasparski P., Psychologiczne wyznaczniki gotowości do zapobiegania zagrożeniom, Warszawa 2003.
Goszczyńska M., Człowiek wobec zagrożeń, Warszawa 1997.
Goszczyńska M., Tyszka T., Slovic P., Risk Perception in Poland: A Comparison with Three Other
Countries, „Journal of Behavioral Decision Making”, 1991, nr 4.
Hebb D. C., Drives and the C.N.S. (conceptual nervous system), „Psychological Review”, 1955, nr 62.
Klonowicz T., Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, [w:] Tyszka T. (red.), Psychologia i
bezpieczeństwo pracy, Warszawa 1992.
Nosal C. S., Szerszy pogląd na psychologiczne determinanty ryzyka: rola zmiennych poznawczych i
cech temperamentu, „Ergonomia”, 1994, nr 17.
Oleszkiewicz-Zsurzs Z., Adaptacja skali poszukiwania wrażeń (SSS) M. Zuckermana do warunków
polskich, „Przegląd Psychologiczny”, 1985, nr 4.
Paluchowski W. J., Bartkowiak G. (red.), Psychologia a promocja- w poszukiwaniu skuteczności,
Poznań 2004.
Sokołowska J., Ryzyko: wyzwanie czy zagrożenie. Psychologiczne modele oceny i akceptacji ryzyka,
Warszawa 2000.
Strelau J., Psychologia temperamentu, Warszawa 2001.
Strelau J., Psychologia różnic indywidualnych, Warszawa 2002.
270
Tyszka T., Psychologia i Bezpieczeństwo Pracy, Warszawa 1992.
Vlek Ch., Stallen P. J., Rational and personal aspects of risk, „Acta Psychologica”, 1980, nr 45.
Wiśniewska-Szałek A., Banaszak A., Postrzeganie ryzyka przez konsumentów [w:] Paluchowski W. J.,
Bartkowiak G. (red.), Psychologia a promocja– w poszukiwaniu skuteczności, Poznań 2004.
Yates J. F., Risk-Taking Behavior, New York 1992.
Yates J. F., Stone E. R., The risk construct, [w:] Yates J. F. (red.), Risk Talking Behavior, New York 1992.
Yen N-S., Tsai F-C., Risk Perception in Taiwan, „Asian Journal of Social Psychology”, 2007, nr 10.
Zaleśkiewicz T., Wymiary percepcji ryzyka w inwestowaniu pieniędzy, „Czasopismo Psychologiczne”,
1996, nr 2.
Zaleśkiewicz T., Psychologiczne wymiary i determinanty ryzyka, „Ergonomia”, 1999, nr 22.
Zuckerman M., Behavioral Expressions and Biosocial Bases of Sensation Seeking, New York 1994.
271
Dynamika
Karolina Augustyniak
karolina-augustyn@o2.pl
Tylicz a Nowa Fala
Rok 1968 uznawany jest w Polsce za przełomowy, zarówno w życiu społeczno-politycznym,
jak i literackim. Wśród istotnych wydarzeń, w jakie obfitował, znalazły się przede wszystkim masowe
protesty przeciw ograniczeniom wolności, do których pretekstem stało się zdjęcie ze sceny Teatru
Narodowego Dziadów w reżyserii Kazimierza Dejmka, a także antyinteligencka i antysemicka
kampania władz. Zaczęła się wówczas kształtować zorganizowana opozycja polityczna, której
działanie zaowocowało przełomem roku 19801. Przemiany lat 1968-1970 stały się czynnikiem
jednoczącym dla młodych twórców, swoistym przeżyciem pokoleniowym. Do „pokolenia 68” należeli
zatem poeci urodzeni w drugiej połowie lat 40., których czasy studenckie przypadły właśnie na
schyłek lat 60. Zainicjowany przez nich ruch literacki, charakteryzujący się przede wszystkim buntem
wobec „schematów współczesnej kultury masowej, konwencji mowy oficjalnej i alienacyjnych
mechanizmów życia społecznego”2, przeszedł do historii pod nazwą Nowej Fali.
Jak stwierdził jeden z jej głównych przedstawicieli, Stanisław Barańczak: „spójności
przenikającej całe pokolenie (...) nigdy nie było”3. Na Nową Falę składa się bowiem szereg grup
literackich, odmiennie pojmujących cele i zadania poezji, wśród nich m.in. Kontekst, Próby, Centrum,
Agora czy Ugrupowanie 66. Za najważniejszą i najbardziej reprezentatywną dla całości ruchu uchodzi
jednak grupa Teraz.
Była to grupa literacka o charakterze wyraźnie programowym, związana z pismem „Student”
oraz krakowskim klubem studenckim „Pod Jaszczurami”. Powstała w 1968 roku – wśród jej założycieli
znaleźli się: Józef Baran, Wit Jaworski, Julian Kornhauser, Jerzy Kronhold, Jerzy Piątkowski, Stanisław
Stabro i Adam Zagajewski (poeci działali wspólnie do roku 1975; w tym czasie publikowali nie tylko na
1 L. Giemza, Nowa Fala wobec historii, Lublin 2008, s. 19-20. 2 J. Sławiński (red.), Słownik terminów literackich, wyd. 3 poszerzone i poprawione, Wrocław 1998, s. 344. 3 S. Barańczak, Zaufać nieufności. Osiem rozmów o sensie poezji, Kraków 1993, s. 30.
272
łamach „Studenta”, lecz także „Orientacji”, „Dziennika Polskiego”, „Współczesności”, „Poezji” czy
„Nurtu”). Podstawowe wyznaczniki programowe zamieścili w tekście Magiczne zaklęcie, które
wyzwala metafora, opublikowanym na łamach „Współczesności” w roku 1970. Centralnym pojęciem
ich programu był „realizm nienaiwny”, rozumiany jako „analityczny stosunek do zastanych
powszechników i do zastanych przedmiotów obserwacji”, przeciwstawiony „realizmowi naiwnemu”,
utożsamianemu z „bezkrytyczną akceptacją tego, co jest”4. Podsumowaniem twórczości
programowej Zagajewskiego i Kornhausera stała się natomiast słynna książka krytyczna Świat nie
przedstawiony z 1974 roku. Poeci zaznaczyli tam wyraźnie, że zadaniem literatury jest działalność
poznawcza, a zarazem poszukiwanie odniesień do świata wartości: „dopóki literatura nie spłaci
wobec świata długu poznawczego, dopóki go nie dojrzy, nie opisze, wszystkie pozostałe jej funkcje
ulegają albo skarleniu, albo mistyfikacji”5.
Literatura w wydaniu Teraz miała pełnić funkcje naczelnego eksperta moralnego. Członkowie
grupy zauważyli we współczesnej poezji kryzys języka, który wynikał z braku odwagi nazywania
rzeczywistości po imieniu6. Ich twórczość miała ingerować w zjawiska polityczne, społeczne,
kulturalne; ukazywać rozdźwięk pomiędzy rzeczywistością samą a jej przedstawianiem w literaturze
czy środkach masowego przekazu. Założenia artystyczne odsunięto w niej na drugi plan („Chcemy być
współcześni, a nie poetyccy”7) – jakość poezji miały wyznaczać jej „wyniki społeczne”8. Poetów grupy
Teraz połączyło przede wszystkim przekonanie, że „poezja jest niezgodą” – winna być zatem
„agresywna, krytyczna i odważna”9. Przedstawiane w ich programie hasła były mocne i radykalne:
„Nie połączyliśmy się po to, aby łatwiej zdobywać rynek wydawniczy, ale żeby wykazać fałszywą
świadomość naszych rówieśników. Nie piszemy kołysanek, poezją ingerujemy w konkretną
teraźniejszość, a naszą postawę określamy jako realizm nienaiwny”10. Realizacja założeń programu w
praktyce poetyckiej zaowocowała utworami zaangażowanymi, prezentującymi nierzadko
pesymistyczno-katastroficzną wizję świata, wyszydzającymi pozory życia w świecie pozbawionym
solidnych podstaw moralnych. Opisywaniu grozy rzeczywistości w poezji grupy Teraz towarzyszy
jednak próba przywracania systemu wartości. Gdy Jerzy Piątkowski w wierszu Komedia przemocy
4 Magiczne zaklęcie, które wyzwala metafora [manifest krakowskiej grupy poetyckiej Teraz], „Współczesność” 1970, nr 18, s. 4. 5 J. Kornhauser, A. Zagajewski, Świat nie przedstawiony, Kraków 1974, s. 35. 6 G. Gazda, Słownik europejskich kierunków i grup literackich XX wieku, Warszawa 2009, s. 689. 7 J. Leszin (red.), Teraz, Warszawa 1972, s. 30. 8 G. Gazda, dz. cyt., s. 689-690. 9 J. Leszin (red.), Teraz, dz.cyt., s. 3. 10 Tamże, s. 30.
273
pisze: „Przemocy trzeba się uczyć”, już po chwili dodaje: „Niech odwaga będzie / wartość / i nadzieja
/ Na tym przecież usiądę trójnogu”11.
Utwory Teraz osadzone są w konkretnych realiach społeczno-politycznych: „w roku tysiąc
dziewięćset sześćdziesiątym ósmym / widziany przeze mnie na kronice filmowej (...) umierał
siedemnastoletni Chrystus” (Stanisław Stabro, Śmierć Chrystusa12); „Socjalizmu pełne tramwaje,
chłopcy siedzą / na stopniach z rogatywkami w rękach (...)” (Julian Kornhauser, Hasła13); „Redaktorzy
naczelni wielkich proletariackich / czasopism przelatywali nade mną / czarnymi głębokimi wołgami”
(Adam Zagajewski, Simone Weil14). Świat przedstawiany jest w szarych barwach, za pomocą ostrych
środków stylistycznych – intencją pesymizmu jest jak najwierniejsze odmalowanie warunków życia,
tożsamego ze zniewoleniem i zagubieniem jednostki wśród sztywnych schematów komunistycznej
polityki: „Ponury kraj pod kątem prostym, słońce / rzyga do urzędów bezpieczeństwa / (...) mięso
wolności rozrywanej na strzępy pakuje / każdy do dymiącej gazety (...)” (Julian Kornhauser, Zamek
błyskawiczny15); „(...) zbrojna w ogorzałej twarzy świadomość / rozumie seryjne plakaty / rozlepione
przeciwko szczurom / wraz z klasyczną geometrią nazwisk”(Wit Jaworski, Twarze16). W tak ponurych
realiach nawet poezja, której przypisywane są wielkie zadania, staje się niekiedy bezradna;
okrucieństwo świata pozbawia ją należnej godności: „(...) poezja patrzy na mnie jak przestraszone /
zwierzątko, trzaśnijcie drzwiami, a rozleci się / rzeczywistość (...) Poezja, brudny ręcznik hotelowy, /
który przechodzi z rąk do rąk i pachnie / ciągle tym samym szarym mydłem” (Julian Kornhauser,
Poezja17); „Nosimy używane słowa, / wzniosłość i rozpacz / zjedzone przez cudze usta, / chodzimy po
zapadniach cudzego przerażenia” (Adam Zagajewski, W pierwszej osobie liczby mnogiej18). Utwory
poetyckie grupy Teraz stały się konsekwentną realizacją założonego programu: kierowały ostre
światło obserwacji na największe bolączki człowieka uwikłanego w zdehumanizowany system. Poeci
wykorzystywali rozmaite rejestry mowy, poszukując lekarstwa na kryzys języka.
Zaangażowana twórczość grupy Teraz to nie jedyna propozycja literacka sformułowana przez
przedstawicieli „pokolenia 68”. Wśród młodych poetów, debiutujących w drugiej połowie lat
sześćdziesiątych znaleźli się i tacy, którzy poszukiwali własnego miejsca z dala od sporów
ideologicznych, buntu przeciw aktualnej sytuacji społecznej czy politycznej. Ów przeciwny dla Teraz
biegun zajmuje w literaturze grupa Tylicz.
11 Tamże, s. 5. 12 Tamże, s. 11. 13 Tamże, s. 14. 14 A. Zagajewski, Sklepy mięsne, Kraków 1975, s. 16. 15 J. Kornhauser, W fabrykach udajemy smutnych rewolucjonistów, Kraków 1973, s. 26. 16 J. Leszin (red.), Teraz, dz.cyt., s. 29. 17 J. Kornhauser, W fabrykach udajemy smutnych rewolucjonistów, s. 21. 18 J. Leszin (red), Teraz, dz.cyt., s. 22.
274
Jej założycielami w roku 1969 byli: Jerzy Gizella, Andrzej Krzysztof Torbus i Andrzej Warzecha
(studenci filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim). Przyłączyli się do niej również Franciszek
Brataniec (do 1970 roku – jego miejsce zajął wówczas, na namową Jerzego Harasymowicza, Adam
Ziemianin) i Wiesław Kolarz. Za sympatyka Tylicza uznawany jest także Józef Baran (który znalazł się
wcześniej wśród założycieli grupy Teraz) – brał udział w niektórych spotkaniach autorskich oraz
publikował swoje wiersze obok utworów ugrupowania w „Życiu Literackim”. Grupa współpracowała z
czasopismami „Głos Młodzieży”, „Student”, „Gazeta Krakowska” czy „Dziennik Polski”; ogłaszała w
nich kolumny poetyckie (zbiorowe lub indywidualne) w latach 1970-1974.
Pierwszym wspólnym wystąpieniem jej członków było wydanie almanachu poetyckiego Tylicz
w 1972 roku przez krakowski miesięcznik „Głos Młodzieży” przy okazji ogólnopolskiego seminarium
literackiego pt. Industrializacja wyobraźni odbywającego się w Nowej Hucie z inicjatywy
Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy przy Zarządzie Głównym Związku Młodzieży Wiejskiej.
Autorem wstępu do wydawnictwa był Jacek Kajtoch, który określił podstawowe założenia poetyckie
tyliczan. Zauważył, że odwołują się oni do tradycji regionalistycznej, lecz rozumieją ją w sposób
nowoczesny; nie uciekają przy tym od zagadnień uniwersalnych czy aktualnych, lecz przedstawiają je
„w kontekstach najbliższych: krajobrazu, społeczności regionalnej, mieszkańców prowincji”19. Henryk
Cyganik zaś komentując twórczość Tylicza w „Gazecie Krakowskiej” (1973), stwierdził, że jego poezja
jest „różna od pojęciowych, intelektualnych i filozoficznych spekulacji poezji zwanej współczesną”20.
Nazwa ugrupowania (autorstwa Gizelli) pochodzi od niewielkiej miejscowości Tylicz, leżącej
nieopodal Nowego Sącza (większość poetów pochodziła właśnie z Sądecczyzny). Grupa nie miała
charakteru programowego, lecz raczej towarzyski (jej program został zrekonstruowany przez
krytyków z samych utworów poetyckich; tyliczanie orzekli bowiem, że teorie nie powinny wyprzedzać
twórczości – podobna „antyprogramowość” cechowała na przykład słynną grupę Skamander). Jej
działalność opierała się na wspólnych publikacjach, występach w klubach literackich czy studenckich,
uczestnictwie w konkursach literackich, a także nawiązywaniu współpracy z twórcami z innych
dziedzin sztuki (na uwagę zasługuje szczególnie wspólne działanie Adama Ziemianina z Wojciechem
Bellonem, założycielem Wolnej Grupy Bukowiny, zespołu piosenki poetyckiej). Poetów połączyła
przede wszystkim fascynacja podgórskim pejzażem, zbliżone biografie, chęć przeciwstawienia
poetyckich krajobrazów małych ojczyzn treściom społeczno-publicystycznym. Miejsce intelektualizmu
grupy Teraz zajęła filozofia „będąca transpozycją słów Zegadłowicza – wywodzimy się z ziemi, oto cały
19 J. Kajtoch (red), Tylicz, Kraków-Nowa Huta 1972, s. 3. 20 H. Cyganik, Poezja w człowieczym pejzażu, „Gazeta Krakowska” 1873, nr 23, s. 5.
275
rodowód nasz i poezja nasza oraz (w pewnym stopniu) „autentyzm Jana Bolesława Ożoga czy
Stanisława Czernika”21.
Poeci twórczo nawiązywali do tradycji grupy literackiej Muszyna (1957-1961) założonej przez
Jerzego Harasymowicza, która opiewała uroki wsi i prowincji. Harasymowicz, przeciwstawiając się
wpływom awangardy, postulował stworzenie nowej baśni poetyckiej, która najpełniej ukazywałaby
królestwo snu i fantazji22. Na przełomie lat 60. i 70. stworzył on również grupę Barbarus, która
pozostała wierna ideałom Muszyny (Tylicz miał pierwotnie nosić nazwę Muszyna II). Poparcia udzielał
tyliczanom także Tadeusz Nowak, kierujący wówczas działem poetyckim w „Tygodniku Kulturalnym”.
Nowa Fala zarzucała Muszynie ucieczkę od historii do wiejsko-prowincjonalnej sielanki oraz
nieuzasadnione „baśniotwórstwo”. Tylicz, w przeciwieństwie do omawianej wyżej grupy Teraz, stronił
od zaangażowania w proces dziejowy, podejrzany moralnie; przeciwstawiał mu zdrowy rozsądek i
mądrość ludu23. Uciekał od życia publicznego do opisywania prostych ludzkich doświadczeń, mocno
zakorzenionych w codzienności. Liryka grupy przybierała ton ściszony, balladowy; przywoływała
krajobrazy małomiasteczkowych rajów młodości.
Niezwykle istotna dla twórców grupy była komunikatywność przekazu poetyckiego (stąd
wiele utworów przypomina miniatury prozatorskie). Zasadniczą cechą ich poezji była również próba
powrotu „liryki do liryki”, wyzwolenie jej od funkcji ideologicznych, światopoglądowych;
przywrócenie jej wymiaru autotelicznego; wiersze tyliczan to przede wszystkim osobiste wyznania,
mówiące o samym poecie i jego najbliższym otoczeniu24. Dokumentowały one emocjonalne związki
autorów z rodzinną ziemią okolic Nowego Sącza, Muszyny, Tylicza czy Krynicy.
Charakterystyczne motywy pojawiające się w poezji Tylicza to przede wszystkim specyficzna
obyczajowość małych miasteczek, swoistych mikrokosmosów, metaforycznie oddalonych od reszty
świata, żyjących w zgodzie z naturą i szanujących jej prawa: „tu się zaczyna lata dojrzewanie / i
srogość zimy swój napina więcierz / tu konie ciągną wozy z sianem / i mętny Poprad moje pisze
wiersze” (Andrzej Krzysztof Torbus, Tylicz25); „chociaż / coraz dalej jestem / ten mały świat / w
pamięci stuka / a z moich wierszy / jak przez dziurawą kieszeń / wysypują się ballady
prowincjusza”(Wiesław Kolarz, * * * inne już chmur26). Tyliczanie poruszają się w kręgu spraw
człowiekowi najbliższych, najbardziej znanych, najdroższych sercu. Pojawiające się w ich utworach
21 T. Olszewski, Nasz los powszedni. O poezji Adama Ziemianina, „Tygodnik Kulturalny” 1983, nr 38, s.9. 22 G. Gazda, Słownik europejskich kierunków i grup literackich XX wieku, Warszawa 2009, s. 348. 23 J. Pieszczachowicz, Uświęcona przestrzeń Szarego Człowieka (o poezji Adama Ziemianina), [w:] A.
Ziemianin, Nosi mnie, Kraków 1997, s. 75. 24 W. Kiedacz, „Góry nam wieczny dymić będą chorał”. O wierszach grupy Tylicz, „Życie Literackie” 1974, nr
33, s.6-7. 25 A. K. Torbus, Lato pogańskie, Warszawa 1978, s. 16. 26 W. Kolarz, Ballady prowincjusza, Warszawa 1973, s. 7.
276
słowa-klucze to przede wszystkim dom, rodzina, matka: „w królestwie pełno mięty / pokrzyw i
kaczeńców / władca wstąpił do sadu (...) a wieczorem z synem / długo długo mówili / i wysłał go na
nauki / by po nim panował” (Adam Ziemianin, Panowanie27); „na skraju lasu / jest zielony dom /
matka w nim ogień poranny rozpala / i z pierwszym brzaskiem / zawodzi litanię”(Andrzej Krzysztof
Torbus, Na skraju lasu jest zielony dom28); „Matko cierpliwa / tłumiąca choroby / której skradzione
lata / przepadły bez wieści / ani łask jesteś pełna / ani pan jest z tobą”(Wiesław Kolarz, * * * Matko
zwyczajna29); „To ona / dzień po dniu / jeszcze raz nazywała świat / i w siódmym dniu / przy słowie /
człowiek / na jej policzki / opadły łzy” (Andrzej Warzecha, Matka30). Błędem byłoby jednak
postrzeganie tyliczan wyłącznie jako twórców kolorowych obrazków rajów młodości. Byli bowiem
dalecy od sielankowego przedstawiania rzeczywistości – arkadyjskie krajobrazy dzieciństwa
przedstawiane są w ich poezji głównie z pozycji „wygnańca z raju”, zagubionego w chaosie i
rozedrganiu miasta. Urasta ono do rangi symbolu zagrożenia dla pierwotnej harmonii małego
miasteczka – zrywanie więzi z rodzinnymi stronami, problem zagubienia poety w wielkim, nieznanym
świecie ożywa przede wszystkim w cyklu Garsoniera przy ulicy Mazowieckiej z tomu Lato pogańskie
(1978) Andrzeja Krzysztofa Torbusa oraz w drugim tomie Adama Ziemianina Pod jednym dachem
(1977).
Poetom grupy nieobca była również problematyka społeczna, osadzona w kontekście
uniwersalnym – pytanie o zaangażowanie człowieka w życie publiczne jest równocześnie pytaniem o
jego tożsamość. W wierszach Andrzeja Warzechy nieustannie powraca motyw rozdwojenia ról poety:
„Pomiędzy trybuną a ołtarzem (...) stoi poeta / z białym paszportem wiersza” (Andrzej Warzecha,
Biały paszport31). Jego wczesna twórczość wydaje się pokrewna ideałom grupy Teraz. Ożywają w niej
realia socjalistycznego państwa, wielokrotnie powracają motywy wieców, zebrań, przemówień,
urzędowych dokumentów i petycji. Pełnią jednak inną funkcję niż w twórczości Nowej Fali – często
stają się tylko pretekstem do rozważań natury ogólnej, egzystencjalnej: „Pomimo obietnic prałata /
pomimo zapewnień przewodniczącego / jestem sam / jak listopad / do niego / przyznają się tylko
umarli” (Samotność32).
Ostatnia wspólna publikacja grupy Tylicz w czasopiśmie nosi datę 18 sierpnia 1974. Jednak
jeszcze w 1976 roku tyliczanie wzięli udział w 3. Krakowskich Dniach Poezji; a w almanachu wydanym
z tej okazji ogłosili swoje wiersze Baran, Gizella, Kolarz, Torbus, Warzecha i Ziemianin. Działalność
27 A. Ziemianin, Wypogadza się nad naszym domem, Kraków 1975, s. 17. 28 A. K Torbus, Lato..., dz.cyt., s. 30. 29 W. Kolarz, Ballady..., dz.cyt., s. 19. 30 A. Warzecha, Biały paszport, Kraków 1975, s. 44. 31 Tamże, s. 18. 32 Tamże, s. 8.
277
grupowa stała się dla poetów wstępem do indywidualnej twórczości. W roku 1975 samodzielne
tomiki wydali Warzecha i Ziemianin, w dwa lata później – Gizella. Jacek Kajtoch zauważył, że
tyliczanie mieli najwięcej do powiedzenia właśnie w pojedynkę – jako ukształtowane osobowości
twórcze. Wyzbycie się przez nich ornamentyki regionalnej spowodowało, że okazali się lepsi od
członków grupy Teraz pod względem jakości literackiego komunikatu33.
Mimo wszystko grupa Tylicz pozostawała dotąd w cieniu Nowej Fali. Artur Sandauer,
poszukując przyczyn tego zjawiska, zauważa, że Tylicz pozbawiony był wyraźnego zaplecza
krytycznego (co miało związek m.in. z bezprogramowym charakterem grupy): „jest to grupka poetów,
właściwie mało dotąd zauważana. Dlaczego? Ponieważ startowali bez własnej obstawy krytycznej. Jak
się robi grupowy debiut poetycki i literacki? Trzeba mieć krytyków – o resztę mniejsza. W ten sposób
powstaje kołowrót literacki – nawet wokół próżni. Jak debiutowała „Kuźnica”, jak „Współczesność”?
Miały własnych krytyków, złych krytyków, ale – miały. (…) Nowa Fala zaczęła od książki krytycznej,
choć słabej, ale jednak – zaistniałej. Stąd dziś właściwie nie potrzeba jej dzieł – ma w literaturze swoją
rubryczkę i – koniec”34. Stwierdził również, że język poetycki Nowej Fali charakteryzował się daleko
posuniętym schematyzmem – Tylicz triumfuje nad nią właśnie jakością poezji, która na nowo odkryła
liryzm, uczucie35. Nowa Fala zaistniała głównie dzięki działalności publicystycznej, programowej – jej
wczesne tomy poetyckie szybko straciły na aktualności. Mimo to Tylicz był przez nią atakowany za
wtórność i brak ambicji intelektualnych; kojarzono go przede wszystkim z prozatorskim „małym
realizmem” lat sześćdziesiątych36.
Wartość samej poezji grupy Tylicz domaga się zatem przywrócenia jej należnego miejsca w
historii literatury. Przywołanie twórczości grupy pozwala bowiem dostrzec rozmaitość propozycji
poetyckich „pokolenia 68”: nierozstrzygalne konflikty między zaangażowaniem a jego brakiem,
ostrymi i łagodnymi środkami stylistycznymi, między publicystyką a czystym liryzmem.
Bibliografia
Barańczak S., Zaufać nieufności. Osiem rozmów o sensie poezji, Kraków 1993.
33 J. Kajtoch, Tylicz i wiersze Warzechy, [w:] tegoż, Nie tylko o autorach i książkach, Bielsko-Biała 1985, s. 38-39. 34 M. Łukaszewicz, Pogoda dla wytrwałych...czyli o starej Nowej Fali i krakowskiej grupie Tylicz [rozmowa z A.
Sandauerem], „Nowe Książki”, 1983, nr 3, s. 5. 35 Tamże. 36 J. Pieszczachowicz, dz.cyt., s. 73.
278
Cyganik H. , Poezja w człowieczym pejzażu, „Gazeta Krakowska”, 1873, nr 23.
Gazda G., Słownik kierunków i grup literackich XX wieku, Warszawa 2009.
Giemza L., Nowa Fala wobec historii, Lublin 2008.
Kajtoch J. , Nie tylko o autorach i książkach, Bielsko-Biała 1985.
Kajtoch J. (red.), Tylicz, Kraków-Nowa Huta 1972.
Kiedacz W., „Góry nam wieczny dymić będą chorał”. O wierszach grupy Tylicz, „Życie Literackie”,
1974, nr 33.
Kolarz W., Ballady prowincjusza, Warszawa 1973.
Kornhauser J., Zagajewski A., Świat nie przedstawiony, Kraków 1974.
Kornhauser J., W fabrykach udajemy smutnych rewolucjonistów, Kraków 1973.
Kozaczewski J., Polska tradycja literacka w poetyce Nowej Fali, Kraków 2004.
Leszin J. (red.), Teraz, Warszawa 1972.
Łukaszewicz M., Pogoda dla wytrwałych... czyli o starej Nowej Fali i krakowskiej grupie Tylicz
[rozmowa z Arturem Sandauerem], „Nowe Książki”, 1983, nr 3.
Magiczne zaklęcie, które wyzwala metafora [manifest krakowskiej grupy poetyckiej Teraz],
„Współczesność”, 1970, nr 18.
Olszewski T., Nasz los powszedni. O poezji Adama Ziemianina, „Tygodnik Kulturalny”, 1983, nr 38.
Sławiński J. (red), Słownik terminów literackich, Wrocław 1998.
Tokarz B., Poetyka Nowej Fali, Katowice 1990.
Torbus A. K., Lato pogańskie, Warszawa 1978.
Warzecha A., Biały paszport, Kraków 1975.
Zagajewski A., Sklepy mięsne, Kraków 1975.
Ziemianin A., Nosi mnie, Kraków 1997.
Ziemianin A., Wypogadza się nad naszym domem, Kraków 1975.
279
Anna Gawron
anja.gawron@gmail.com
Preferencje polityczne- stałe właściwości czy chwilowe kaprysy wyborców?
Pomimo upływu niemal sześćdziesięciu lat od rozpoczęcia w Stanach Zjednoczonych
pierwszych badań nad socjalizacją polityczną, naukowcy do dziś spierają się, co do sposobu, w jaki
kształtują się preferencje polityczne. Ponieważ jednak nie ma całościowej teorii wyjaśniającej proces
powstawania przekonań w sferze poglądów politycznych, badacze koncentrowali się raczej na
interpretowaniu uzyskanych rezultatów w świetle już istniejących teorii z zakresu psychologii
rozwojowej, poznawczej i społecznej. Stąd też duży zamęt metodologiczny i pojęciowy w dziedzinie
psychologii politycznej. Pod pojęciem „preferencji politycznych” kryją się rozmaite konstrukty
teoretyczne i intuicyjne. Preferencje można określać dość ogólnie, posługując się pojęciem
światopoglądów, bądź szczegółowo, opisując postawę jednostki w stosunku do danego obiektu
politycznego. Światopogląd jest zorganizowanym i dość spójnym zestawem przekonań, które niosą ze
sobą także znaczny ładunek emocjonalny1. Postawa jest wyuczoną skłonnością jednostki do
określonego sposobu reagowania i odczuwania oraz myślenia o obiekcie postawy.
Próbę usystematyzowania zgromadzonych dotychczas danych podjęła Krystyna Skarżyńska,
która wyróżnia trzy podstawowe sposoby kształtowania się preferencji politycznych2. Pierwszy z nich
wywodzi się z założenia, że istnieje okres krytyczny dla ukształtowania się preferencji politycznych.
Okres ten rozciąga się pomiędzy dzieciństwem i adolescencją, a głównymi agentami socjalizacji
politycznej są rodzice bądź opiekunowie. Pierwsze wyniki badań wskazywały na duże podobieństwo
wyborów politycznych dzieci i rodziców. Decyzje polityczne ponad 70 procent z 339 młodych ludzi w
wieku od 21 do 24 były zbieżne z preferencjami partyjnymi ich rodziców3. Jednak po wnikliwszej
analizie okazało się, że badanie to przeprowadzone zostało z naruszeniem podstawowych zasad
metodologicznych, na niereprezentatywnych grupach badanych. Mając na uwadze te doświadczenia
Richard G. Niemi ponownie przeprowadził badania na uczniach liceów i ich rodzicach4. Rozpatrując
1 Z. Łoś, Psychologiczne uwarunkowania przekonań socjopolitycznych, [w:] J. Klebaniuk (red.), Fenomen nierówności społecznych, Warszawa 2007, s.449. 2 K. Skarżyńska, Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005, s.126-144. 3 E.E. Maccoby ,R.E. Matthews, A.S. Morton, Youth and Political Change, „Public Opinion Quarterly”, 1954, Nr 1, s. 28. 4 B. I. Sobieszek, R. Niemi, Political Socialization, „Annual Review of Sociology”, 1977, nr 3/1, s.218.
280
triady doszedł wraz ze współpracownikami do wniosku, że bez względu na stosunki panujące między
rodzicami (konflikt lub jego brak), to matki odgrywają większą rolę w transmisji poglądów
politycznych na dzieci. Należy jednak pamiętać, że poszczególne rodziny różnią się między sobą w
zakresie umiejętności przekazywania dzieciom preferencji politycznych. Rodzice, którzy są aktywni
politycznie oraz świadomi własnych inklinacji politycznych, częściej komunikują je swojemu
najbliższemu otoczeniu w czasie prowadzenia debat i sporów przy rodzinnym stole. Tym samym,
poglądy te są czytelne i przejrzyste dla ich najbliższego otoczenia. Dzieci takich rodziców będą miały
nie tylko większą wiedzę z zakresu polityki, ale także więcej szans wyrobienia sobie własnego zdania
w tym zakresie. Kiedy rodzice mają odmienne poglądy, lub są po rozwodzie, zgodność postaw dzieci i
rodziców jest mniejsza. Bez względu na różnice kulturowe, w wielu badaniach wzorcem wychowania,
który zwiększał prawdopodobieństwo transmisji poglądów wewnątrz rodziny, był wzorzec o średnim
stopniu kontroli i represyjności. Istotne okazało się również to, jak dzieci oceniają sukces życiowy i
ogólny poziom satysfakcji z życia swoich rodziców5. Mimo, że początkowe wyniki badań wydawały się
dość spójne i zrozumiałe psychologicznie, późniejsze doniesienia o związku sposobu wychowania z
rodzajem poglądów, nie dostarczają już tak jednoznacznych danych. Duży wpływ na transmisję
preferencji ma więc wiele czynników, związanych zarówno z charakterystyką stosowanego stylu
wychowania, ale także z pewnymi charakterystykami struktury rodziny oraz jej zainteresowania sferą
polityki. Poza tym należy pamiętać, że sama preferencja nie jest zgeneralizowaną postawą wobec
świata polityki. Różne postawy mogą być mniej lub bardziej uświadomione, a ta sama postawa może
mieć różne wyznaczniki. U jej źródeł leżeć mogą różne mechanizmy skłaniające jednostkę do
odmiennych zachowań w stosunku do obiektu postawy o takim samym ładunku znaku6.
Najlepiej jak do tej pory zbadanym procesem, zasadzającym się u podstaw koncepcji
przekazywania poglądów politycznych w obrębie rodziny, jest transmisja postawy zwanej
identyfikacją partyjną. Identyfikacja partyjna, czyli pozytywne ustosunkowanie do danej opcji
politycznej, jest najbardziej stabilną z do tej pory przebadanych orientacji politycznych. Istnieje
znaczne podobieństwo w jej zakresie pomiędzy dziećmi a rodzicami. O tym, że środowisko rodzinne
ma decydujące znaczenie w transmisji zwłaszcza identyfikacji partyjnej, dowiodły klasyczne już
michigańskie badania socjalizacji przeprowadzone przez Kenta M. Jennings’a i Richarda G. Niemi7.
Przeprowadzili oni badania podłużne na uczniach ostatnich klas szkoły średniej i ich rodzicach w
latach 1965, 1973 i 1982 oraz w roku 1997 na dorosłych już uczniach oraz ich dzieciach. Stwierdzono
duże nasilenie transmisji identyfikacji partyjnej i słabszą transmisję pozostałych postaw politycznych.
5 K. Skarżyńska, dz. cyt., s.129. 6 B. Wojciszke, Lubienie, respekt i percepcja polityczna, „Studia Psychologiczne”, 2003, nr 41, s.68. 7 D.O. Sears, S. Levy, Rozwój polityczny w okresie dzieciństwa i w wieku dorosłym [w:] D.O. Sears, L. Huddy, R. Jervis, Psychologia polityczna, Kraków 2008, s. 71.
281
A. N. Valentino i David O. Sears idąc dalej tym tropem zbadali poziom podobieństwa dzieci i rodziców
w zakresie identyfikacji partyjnej w okresach ważnych wydarzeń politycznych oraz stagnacji. Okazało
się, że ważne aktualne wydarzenia polityczne są katalizatorem wzrostu siły postaw związanych z
identyfikacją partyjną u adolescentów8. Wyniku takiego nie uzyskano dla osób dorosłych. Postawy i
przekonania wyrabiane w okresie młodości charakteryzują się dużym stopniem subiektywnej
pewności. Wynikać to może z faktu, iż opinie są nabywane w procesie warunkowania
ewaluatywnego. Różne idee i obiekty polityczne zostają kojarzone pozytywnie lub negatywnie, będąc
źródłem afektu pozytywnego bądź negatywnego. Po pewnym czasie same obiekty zaczynają
funkcjonować jak bodźce bezwarunkowe, wzmacniając pozytywnie bądź negatywnie inne sądy i
osoby z nimi związane9. David O. Sears i współpracownicy wypracowali koncepcję, w myśl której
nabywanie postaw politycznych przez dzieci, jest wynikiem klasycznego warunkowania owych
postaw, zachowań i pojęć. Warunkowanie ewaluatywne prowadzi w efekcie do utrwalenia się
symbolicznych ideologii. Są to ubogie poznawczo, ale bogate w afekt pozytywny i negatywny,
reprezentacje reakcji na określone symbole polityczne. Proces nabywania symbolicznych ideologii
jest bezrefleksyjny. Stąd też tak silne ich oddziaływanie10. Stosunkowo nieliczne badania
przeprowadzono natomiast w zakresie zjawiska negatywnej identyfikacji partyjnej. Charakteryzuje
ono mieszkańców Europy Centralnej i Wschodniej oraz wszystkie te narodowości, które poddane były
oddziaływaniu reżimów totalitarnych. Obywatele byłych republik radzieckich i Polski mają tendencje
do jednoznacznej identyfikacji negatywnej. Wyborcy ci, znacznie częściej opisują swoje wybory
polityczne poprzez wskazanie partii, na którą nigdy nie oddaliby głosu11. Utożsamianie się z
programem jednej partii, czyli identyfikacja pozytywna, może się w tych krajach kojarzyć z byciem
komunistą. Najniższy procent badanych pozytywnie identyfikujących się z jakąkolwiek partią
odnotowano zaś w Polsce12. Barbara Frątczak- Rudnicka dodaje, że proces socjalizacji w Polsce
charakteryzowała do lat dziewięćdziesiątych wysoka niespójność. Dotyczyła ona rozbieżności
pomiędzy oficjalną doktryną państwa, przekazywaną dzieciom w szkołach oraz innych instytucjach
państwowych, a komunikatami, które dzieci otrzymywały w domu. Stąd też proces przekazywania
identyfikacji partyjnej w tych państwach mógł zostać zakłócony13.
Drugi nurt badań nad nabywaniem poglądów politycznych dowodzi, że to, czy postawy
jednostki będą odporne na zmianę czy nie, zależy od momentu historycznego, w jakim ta jednostka
8 Tamże, s.72. 9 K. Skarżyńska, Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005, s.134. 10 Tamże. 11 R. Rose, W. Mishler, Negative and positive Party Identification in Post- Communist Countries, „Electoral Studies”, nr 17/2, s.221. 12 Tamże, s.221. 13 B. Frątczak- Rudnicka, Political Socialization in Poland, s.88, http://oops.unioldenburg.de/volltexte/1999/677/pdf/kap3.pdf, 30.05.2009.
282
się znalazła i w którym dorastała. Badacze przekonują, że osoby żyjące w warunkach stabilizacji
ekonomicznej i politycznej nie mają powodów do rewizji swych poglądów. W ramach tego nurtu
badań sprawdzano jak różnią się przekonania i postawy różnych kohort wiekowych, czyli osób
urodzonych w różnych latach oraz poddanych różnym procesom socjalizacyjnym. W Stanach
Zjednoczonych szczególnie dużo miejsca poświęcono badaniom trzech generacji: osobom urodzonym
przed rokiem 1920; pokoleniu buntowników z lat sześćdziesiątych oraz pokoleniu dzieci owych
buntowników. Najstarsza kohorta była najbardziej konserwatywna i autorytarna. Była to grupa osób,
która przeżyła kryzys lat trzydziestych oraz drugą wojnę światową. Buntownicy lat sześćdziesiątych, a
nawet obserwatorzy tamtych wydarzeń, charakteryzowali się „długo utrzymującym się
liberalizmem”. Najmłodsze pokolenie charakteryzuje polityczny cynizm, brak wiedzy z zakresu polityki
oraz spadek zaangażowania w tę formę aktywności14. Główną rolę w formowaniu poglądów osób z
jednej kohorty wiekowej kształtować ma według badaczy pamięć zbiorowa pokolenia. Składają się na
nią podzielane pokoleniowo wspomnienia dotyczące wspólnej dla tej grupy osób pamięci ważnych
zdarzeń społecznych i politycznych15. Najważniejszymi dla osób z jednej kohorty są te wydarzenia,
które miały miejsce w okresie ich dorastania i wczesnej dorosłości. Jak już wcześniej wspomniałam,
ważne wydarzenia polityczne mogą stać się katalizatorami procesu socjalizacji politycznej. Wzmagają
one dyskusje na dany temat, przez co przyspieszają proces identyfikacji oraz utrwalają poglądy i
postawy. I tak respondenci proszeni o podanie jednego wydarzenia najważniejszego dla świata,
najczęściej wymieniali fakty, które zaistniały w okresie ich młodości i wczesnej dorosłości. Badani,
którzy w roku 1943 mieli 20 lat, za ważne wydarzenie podawali drugą wojnę światową. Respondenci,
którzy w 1968 roku mieli 20 lat, za takie wydarzenie uznali wojnę w Wietnamie, a
dwudziestolatkowie z 1963 roku wymieniali zabójstwo prezydenta Kennedy’ego16. Robert Jervis
analizował życiorysy różnych liderów politycznych. Zauważył on, że podejmując istotne decyzje
polityczne, mają oni tendencję do odwoływania się do wcześniej ukształtowanych schematów
widzenia rzeczywistości politycznej. Niestety rzadko pasują one do aktualnej sytuacji politycznej i
mogą skutkować generalizacją wczesnych doświadczeń. Wpływa to na zubożenie repertuaru
możliwych poglądów i zachowań ze sfery polityki17.
Kolejny nurt badań stanowi przeciwieństwo dwóch wcześniejszych. Zakłada się w nim, że
orientacje polityczne są funkcją aktualnego stadium rozwoju poznawczego oraz bieżącego stanu
jednostki (fizycznego, psychicznego). Tak więc poglądy polityczne nie są jednostce dane raz na
zawsze. Wraz z rozwojem myślenia następuje zmiana w sposobie myślenia politycznego jednostki. Jak
14 K. Skarżyńska, Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005, s.138-139. 15 Tamże, s.139. 16 Tamże, s.139. 17 Tamże, s.140.
283
dotąd nie przeprowadzono badań podłużnych potwierdzających te założenia. Istnieją jednak nieliczne
badania wskazujące, że zmiany w orientacji politycznej osób dorosłych dokonują się głównie w chwili
krystalizacji osobistej tożsamości jednostki, akceptacji nowej roli życiowej oraz konieczności radzenia
sobie z nieoczekiwanymi konsekwencjami nowej roli18. Trudno jest jednak wykazać, że obserwowane
zmiany są efektem cyklu rozwojowego, a nie funkcją doświadczeń poszczególnych kohort wiekowych,
gdyż dotychczas nie przeprowadzono systematycznych badań z tego zakresu.
W toku rozważań nad procesem przekazywania poglądów, zauważono, że u podstaw
nabywania tych samych opinii i preferencji leżeć mogą dwa odmienne procesy. Pierwszym z nich jest
opisana już wcześniej identyfikacja polegająca na włączeniu postawy czy poglądu w strukturę Ja,
traktowanie jej jako przejawu własnej tożsamości. Drugi proces to introjekcja. W przeciwieństwie do
identyfikacji, introjekcja kończy się tylko częściowym włączeniem poglądów i postaw do struktury Ja.
W przypadku introjekcji jednostka jest motywowana do przyjmowania poglądów ważnych dla
swojego otoczenia po to, aby uniknąć przykrych konsekwencji sprzeciwu i rozczarowania osób sobie
bliskich. Jednak przyjmowanie opinii niezgodnych ze swoim własnym zdaniem rodzi sprzeczne
uczucia w stosunku do przyjętych w ten sposób postaw, jak i do samego siebie. Wyborcy, którzy w
małym stopniu byli poddani socjalizacji politycznej i ci, którzy swoje poglądy nabyli drogą introjekcji,
są strategicznymi wyborcami dla specjalistów z dziedziny marketingu politycznego. Twierdzą oni
bowiem, że rodzaj inklinacji ideologicznych, które posiadają wyborcy zależy od kilku czynników19. Po
pierwsze od tego czy wyborcy mają świadomość własnych poglądów i postaw w danym obszarze
tematycznym. Jeśli tak, to pewniejszym jest, że będą się kierować własnymi przekonaniami i
wyznawanymi wartościami przy podejmowaniu decyzji. Jednak nie zawsze się tak dzieje. Jeśli
problem, z którym mają do czynienia jest bardzo konkretny i dotyczy ich osobiście tj. zagraża ich racji
bytu, wówczas będą się raczej kierować własnym aktualnym interesem ekonomicznym, a nie
przesłankami, które wynikać by mogły z ich systemu wartości. Agnieszka Golec i Agnieszka Borowiak
twierdzą, że to, jakie poglądy dana osoba jest skłonna przyjąć zależy od jej sposobu spostrzegania
świata. Stwierdziły one, że osoby charakteryzujące się wysoką potrzebą domknięcia poznawczego,
mają tendencję do przyjmowania poglądów ideologii zamkniętych, porządkujących świat. Decyzje
osób o małej tolerancji niepewności często podejmowane są na podstawie małej ilości
niereprezentatywnych informacji. Dla tych osób ważne jest bowiem zniwelowanie
niejednoznaczności, a nie zdobycie wiarygodnych informacji. Poglądy w ten sposób formułowane
charakteryzują się też wysokim stopniem subiektywnej pewności, dlatego osoby takie, nie będą
18 Tamże, s.136. 19 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańsk 2005.
284
odczuwały potrzeby uzasadniania przyjętej opinii20. Badania Małgorzaty Kossowskiej potwierdzają
tezę o istnieniu związku pomiędzy zamknięciem poznawczym i tendencją do unikania nowości z
przyjmowaniem poglądów konserwatywnych oraz wiarą w autorytety moralne, wyznaczające
właściwe zachowania21. Inne badania próbujące łączyć preferencje światopoglądowe z wymiarami
osobowości i temperamentu nie dostarczają tak jednoznacznych danych22.
Wybory polityczne mogą być także wynikiem zabiegów marketingowych. Najbardziej podatny
na tego typu zabiegi elektorat stanowią wyborcy niezdecydowani. Są to osoby, których poglądy z
różnych przyczyn nie są stabilne. Grupę wyborców niezdecydowanych określić można jako dość
jednorodną. Są to raczej ludzie młodzi, o niewykrystalizowanych opiniach, słabym poczuciu
przynależności partyjnej oraz braku wiedzy z dziedziny polityki23. Badania wykazały, że odpowiednio
przygotowany komunikat telewizyjny, może kierować uwagę wyborców na dowolny temat, w
stosunku do którego kandydaci są następnie oceniani. Tym samym, kwestia ta, zostaje wykreowana
na istotny motyw kampanii, w stosunku do którego, każdy kandydat musi się wypowiedzieć. Media
nie wskazują więc bezpośrednio na kogo oddać swój głos, ale wyznaczają ramy interpretacyjne
kampanii wyborczych24. Dodatkowym czynnikiem wzmagającym wpływ mediów na nasze wybory
polityczne jest mechanizm, który w psychologii nazywamy społecznym dowodem słuszności. Kiedy
nie wiemy jak postępować, zachowania i reakcje innych ludzi stają się dla nas ważnymi wskaźnikami
informacji. Stąd też rodzaj opinii i sądów pojawiających się w mediach może stać się ważną
przesłanką w podejmowaniu decyzji wyborczych. Wyniki badań nad wpływem sondaży na zmiany w
opiniach i preferencjach wyborczych tylko częściowo potwierdzają takie założenie. Vicki G. Morwitz i
Carol Pluzinski przeprowadzili interesujące badania nad wpływem dysonansu poznawczego na
zmianę opinii. Wyniki sugerowały, że wyborcy, którzy przeżywali dysonans w związku z poparciem
kandydata, o którym wiedzieli że przegra, zmieniali swoje preferencje gdy ich oczekiwania
potwierdzały sondaże przedwyborcze. Zmiana preferencji pozwalała zredukować stan napięcia
wywołany przez dysonans25. Inne badania wskazują, że wpływ sondaży na opinie wyborców jest
znaczący tylko wtedy, gdy dysproporcje między kandydatami bądź partiami są znaczące. Jeśli wyniki
sondaży faworyzują jednego z kandydatów, tym większe zdaje się być poparcie dla niego. Jednak nie
wszystkie analizy prowadzą do takiego prostego wniosku, stąd należy traktować je z pewną
20 A. Borowiak, A. Golec, Poznawcze i światopoglądowe wyznaczniki preferencji politycznych, „Studia Psychologiczne”, t.42, z.2, s.13. 21 Kossowska M., Osobowościowe i poznawcze uwarunkowania przekonań politycznych, „Studia Psychologiczne”, 2002, nr 22. 22 Z. Łoś, Psychologiczne uwarunkowania przekonań socjopolitycznych, [w:] J. Klebaniuk (red.) Fenomen nierówności społecznych, Warszawa 2007, s.460-465. 23 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańsk 2005, s.125-135 24 B. Wojciszke, Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2006, s.201. 25 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny..., dz.cyt., s.546-547.
285
rezerwą26. Istnieją także bardziej subtelne oddziaływania mediów na opinie wyborców. Ciekawych
wyników dostarcza analiza ekspresji pozawerbalnej reporterów telewizyjnych przeprowadzona przez
Howarda Firedmana, Timothy’ego L. Mertza i Robina DiMateo. Okazuje się, że regularne oglądanie
prezentera programu informacyjnego, którego ekspresja pozawerbalna jest czytelna dla widzów,
zwiększa prawdopodobieństwo, że widzowie poprą polityka, którego pozawerbalnie faworyzuje
prezenter27. Techniką sterowania informacjami, którą może się posłużyć sam polityk jest
komunikacja wieloznaczna. Komunikaty wieloznaczne spychają uwagę wyborców z tematów ważkich
na błahe, aczkolwiek takie, dzięki którym kandydaci są spostrzegani w bardziej pozytywnym świetle.
Skuteczność komunikatów wieloznacznych jest największa w przypadku dużych różnic zdań na dany
temat oraz przy dużym rozproszeniu opinii w społeczeństwie28. Technika ta nie gwarantuje jednak
całkowitego sukcesu, gdyż wpływa na obniżenie wiarygodności polityka bądź partii ją stosujących.
Jednocześnie warto dodać, że do oceny polityków posługujących się komunikatami wieloznacznymi,
służy wyborcom głównie ich wizerunek. Najnowsze koncepcje wpływu wizerunku na preferencje
opierają się na złożeniu, że do oceny kandydata, wyborcy niezdecydowani najpierw używają
informacji płynącej z reakcji emocjonalnej na dany wizerunek. Dopiero potem ocenę afektywną
starają się uzasadnić dodatkowymi informacjami o kandydacie. Tony Schwartz dodaje, że celem
reklamy jest wywołanie skojarzeń między wartościami posiadanymi przez wyborców, uczuciami, jakie
wywołuje w nich reklama oraz wizerunkiem kandydata29. Ciekawych implikacji dostarczają
przeprowadzone przez międzynarodowy zespół naukowców badania weryfikujące związek reakcji
emocjonalnych i poznawczych na percepcję reklamy. Wpływ emocji na percepcję reklam jest większy
w młodych demokracjach byłych republik radzieckich i Polski. W krajach tych, w przeciwieństwie do
demokracji zachodnich, reklamy polityczne zwiększały poczucie niepewności oraz niezdecydowanie
wyborców30. Więcej uwagi w tych państwach należy więc poświęcić budowaniu pożądanego
wizerunku polityka, którego osobowość stanowić będzie podstawę ocen wyborczych. Zjawiska
takiego nie zaobserwowano w krajach o rozwiniętych procedurach i mechanizmach
demokratycznych. W ostatniej dekadzie dużym powodzeniem cieszyło się stosowanie negatywnych
kampanii wizerunkowych. Skupiają się one głównie na krytykowaniu i oczernianiu rywala. Jak
pokazują wyniki analiz, reklama negatywna może politykowi pomóc zdobyć jedynie głosy wyborców
niezdecydowanych31. Zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy kandydata stosującego kampanię
negatywną, okopują się na swych pozycjach, upewniając się co do słuszności swego zdania.
26 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny..., dz.cyt., s. 543-549. 27 K. Skarżyńska, Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005, s.330-334. 28 W. Cwalina, P. Koniak, Wpływ wieloznaczności przekazów politycznych na kształtowanie preferencji wyborczych, „Psychologia Społeczna”, t.2, s.26-27. 29 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańsk 2005, s. 312. 30 Tamże, s. 347-350. 31 Tamże, s.496-506.
286
Polaryzacja poglądów może zostać osłabiona tylko poprzez debaty telewizyjne między przeciwnikami
politycznymi. Wyniki badań z tego zakresu wskazują, że zarówno wizerunek kandydatów, jak i
poruszane przez nich problemy, osłabiają wpływ identyfikacji partyjnej na ostateczny wybór
kandydata. Tak więc wyborcy nie skupiają się tylko na swoich poglądach, ale także na tym, co politycy
mają do powiedzenia, lub jak się prezentują podczas debaty. Ciekawą kwestię związaną z wpływem
telewizji i komunikatów wyborczych na poglądy głosujących podnosi Krystyna Skarżyńska. Jeśli
wyborca spostrzega wpływ mediów jako pożądany, to bez ogródek się do niego przyznaje i
prawdopodobnie w dużej mierze mu rzeczywiście podlega. Jeśli wpływ taki kojarzony jest
negatywnie, to badani przypisują uległość innym, zwłaszcza członkom przeciwnego obozu
politycznego32. Bogdan Wojciszke konkluduje doniesienia K. Skarżyńskiej twierdząc, że pomimo, iż
ludzie otwarcie wyrażają swoje opinie na temat różnych problemów społecznych i politycznych,
udzielane przez nich odpowiedzi mają niewiele wspólnego z rzeczywistością33.
Trudno o jednoznaczną odpowiedź na pytanie postawione w tytule. Dotychczas zgromadzona
wiedza ma charakter fragmentaryczny, a wyniki badań często są ze sobą sprzeczne. Uważam jednak,
że z przytoczonych tutaj badań i koncepcji, choć jak wiadomo, nie jest to całościowy obraz tej
dziedziny psychologii, można wysnuć pewien wniosek ogólny. Sądzę, że to, w jakim stopniu
preferencje polityczne, i wyznaczane przez nie wybory polityczne, są podatne na perswazję czy
manipulację, zależy przede wszystkim od natury procesu socjalizacyjnego. Osoby, u których przybrał
on formę introjekcji, będą bardziej podatne na wpływy otoczenia i mediów. Jednocześnie osoby z
pozytywną identyfikacją partyjną będą przejawiały stałość w swych przekonaniach politycznych.
Jedynymi okolicznościami mogącymi zachwiać tą stałością przekonań są głębokie zmiany
ekonomiczne i społeczne, w obliczu których każdy człowiek myśli o interesie swoim i najbliższych,
zapominając o przesłankach światopoglądowych. O kwestii treści przyjmowanych światopoglądów
mówią jak na razie nieliczne wyniki badań. Wskazują one jednak na to, że znaczącą rolę odgrywać tu
mogą formalne właściwości jednostek. Dotychczas wykazano jedynie związek potrzeby domknięcia z
przyjmowaniem światopoglądu określonej treści34.
Bibliografia
Błoch B., Doliński D., Sekwencyjność napływających informacji a formowanie wrażenia dotyczącego
innej osoby, „Psychologia Społeczna”, 2006, nr 1.
32 K. Skarżyńska, Wpływ telewizji na postawy i decyzje wyborcze oraz jej percepcja, [w:] J. Grzelak, M. Lewicka (red.), Jednostka i społeczeństwo. Podejście psychologiczne, Gdańsk 2001. 33 B. Wojciszke, Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2006, s.201. 34 M. Kossowska, Osobowościowe i poznawcze uwarunkowania przekonań politycznych, „Studia Psychologiczne”, t. XL, z.2, s.70-73.
287
Borowiak A., Golec A., Poznawcze i światopoglądowe wyznaczniki preferencji politycznych, „Studia
Psychologiczne”, 2004, nr 42.
Cwalina W., Falkowski A., Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańsk 2007.
Cwalina W., Koniak P., Wpływ wieloznaczności przekazów politycznych na kształtowanie preferencji
wyborczych, „Psychologia Społeczna”, 2007, nr 2.
Grzelak J. (red.), Lewicka M., Jednostka i społeczeństwo. Podejście psychologiczne, Gdańsk 2001.
Klebaniuk J. (red.), Fenomen nierówności społecznych, Warszawa 2007.
Kossowska M., Osobowościowe i poznawcze uwarunkowania przekonań politycznych, „Studia
Psychologiczne”, 2002, nr 22.
Łoś Z., Psychologiczne uwarunkowania przekonań socjopolitycznych [w:] Klebaniuk J. (red.), Fenomen
nierówności społecznych, Warszawa 2007.
Maccoby E.E., Matthews R.E., Morton A.S., Youth and Political Change, „Public Opinion Quarterly”,
1954, nr 1.
Niemi R., Sobieszek B. I., Political Socialization, „Annual Review of Sociology”, 1977, nr 3/1.
Opałek- Orzechowska A. , Próby konstrukcji twierdzeń teoretycznych na gruncie badań nad
socjalizacją polityczną , „Studia Nauk Politycznych”, 1986, nr 64.
Rose R., Mishler W., Negative and positive Party Identification in Post- Communist Countries,
„Electoral Studies”, 1998, nr 17/2.
Sasińska-Klas T., Socjalizacja polityczna. Teoria, badania, ustalenia, Kraków 1992.
Sears D.O., Huddy L., Jervis R., Psychologia polityczna , Kraków 2008.
Sears D.O., Levy S., Rozwój polityczny w okresie dzieciństwa i w wieku dorosłym [w:] D.O. Sears, L.
Huddy, R. Jervis, Psychologia polityczna, Kraków 2008.
Skarżyńska K., Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005.
Skarżyńska K., Wpływ telewizji na postawy i decyzje wyborcze oraz jej percepcja, [w:] Grzelak J. (red.),
Lewicka M., Jednostka i społeczeństwo. Podejście psychologiczne, Gdańsk 2001.
Wojciszke,B. , Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2006.
Wojciszke B., Lubienie, respekt i percepcja polityczna, „Studia Psychologiczne”, 2003, nr 41.
Netografia:
288
Frątczak- Rudnicka B., Political Socialization in Poland, s.88
http://oops.unioldenburg.de/volltexte/1999/677/pdf/kap3.pdf, 30.05.2009.
289
Agata Kozak
agata22kozak@gmail.com
Ponowoczesne przemiany życia małżeńsko-rodzinnego
Współcześnie obserwujemy gwałtowne zmiany we wszystkich sferach życia ludzkiego. Wielu
badaczy stwierdza, iż w drugiej połowie XX wieku kończy się era nowoczesna i rozpoczyna epoka
określana mianem postmodernizmu lub ponowoczesności. Wiąże się ona z przeobrażeniami w
najważniejszych dziedzinach – społecznej, ekonomicznej, kulturowej. Wszelkie rozważania nad
przemianami w życiu małżeńsko-rodzinnym, nie mogą być więc oderwane od specyfiki
ponowoczesności. Procesami charakterystycznymi dla obecnej rzeczywistości są indywidualizacja,
deinstytucjonalizacja, demokratyzacja oraz pluralizm norm, zasad, wartości. W dzisiejszych czasach
rodzina, jako trwała stabilna struktura społeczna, traci na znaczeniu. „Ponowoczesna strategia
życiowa każe unikać jak ognia wszystkiego, co to raz na zawsze, na wieki wieków, aż śmierć nas
rozdzieli”1, wtłaczając człowieka w świat włóczęgi – nie przywiązującego się do miejsc, a relacje
międzyludzkie traktującego jako serie niepowiązanych ze sobą zdarzeń, niewartych uwagi epizodów.
Pustka aksjologiczna i hedonistyczne orientacje życiowe burzą w ludziach poczucie bezpieczeństwa i
prowokują do skazanych na klęskę poszukiwań „zasad etycznych, takich, o których można by
powiedzieć nie tylko, że są powszechnie »uznawane«, ale i powszechnie »przestrzegane«. Zasad,
które tak mogłyby uregulować nasze wzajemne stosunki – nasze z innymi i jednocześnie innych z
nami – byśmy mogli czuć się bezpiecznie w cudzej obecności, wspierać się, spokojnie współpracować,
z obcowania ze sobą czerpiąc przyjemność, nie skażoną lękiem i podejrzliwością”2. Wszystkie te
czynniki sprawiają, że poszukiwane są nowe formy relacji międzyludzkich, przystające do
współczesności lepiej niż małżeństwo. Czy dynamicznie rozwijające się na tym gruncie i zyskujące
coraz większą popularność związki nieformalne są w stanie zdominować, po czym zastąpić związki
małżeńskie?
1 Z. Bauman, Ponowoczesność jako źródło cierpień, Warszawa 2000, s. 143. 2 Z. Bauman, Etyka ponowoczesna, Warszawa 1996, s. 25.
290
Tradycyjny homogeniczny model życia małżeńsko-rodzinnego w obliczu przemian
modernizacyjnych i postmodernizacyjnych stracił znaczenie. Autorytarna, patriarchalna,
wielofunkcyjna, wielopokoleniowa rodzina tradycyjna, z ojcem jako jej jedynym żywicielem,
przeobraziła się w nuklearną, demokratyczną, niezależną, małodzietną rodzinę współczesną. „Przez
wieki małżeństwo i rodzina były bezpośrednim elementem porządku społecznego. (…) Wymogi roli
obu płci nakreślone były w najdrobniejszych szczegółach i dotyczyły codziennego życia, działań
gospodarczych i seksualności”3. Obecnie normy społeczne nie ingerują tak silnie w życie rodzinne, a
pełnione role i oczekiwane zachowania określone są przez potrzeby indywidualne oraz sytuację
wewnątrzrodzinną. Jedną z najważniejszych przyczyn odejścia od tradycyjnych i przejścia do
nowoczesnych modeli rodziny była rewolucja w sferze seksualnej wraz ze zmianą pozycji kobiet w
społeczeństwie. Liberalizacja życia seksualnego uwolniła kobiety od archaicznego przypisywania im
roli pasywnych, pozbawionych wszelkich praw publicznych, zależnych od mężczyzn, aseksualnych
niewolnic domowych. Odwieczne przekonanie, iż mężczyzna powinien mieć bogate życie seksualne,
również poza łożem małżeńskim, natomiast doświadczenia seksualne kobiety powinny ograniczać się
do kontaktów z mężem, odeszło do lamusa. Upadł również mit kobiety uległej, dla której seks
pozbawiony jest przyjemności i dotyczy wyłącznie spełniania małżeńskiego obowiązku. Rewolucja
seksualna pociągnęła za sobą dążenia kobiet do równouprawnienia, przyznania czynnych i biernych
praw wyborczych oraz możliwości decydowania o swoim życiu i ciele. Ruchy emancypacyjne
otworzyły kobietom drogę do edukacji oraz pracy zawodowej, co zachwiało tradycyjnym podziałem
ról rodzinnych. Pozycja mężczyzny, jako głowy rodziny, została osłabiona, kobieta natomiast zrzuciła z
siebie jarzmo niewolnicy domowego ogniska. „Seks był kiedyś, według Baumana, foucaultowskim
»urządzeniem związku« budującym strukturę rodzinną i partnerstwo między małżonkami. Dzisiaj
przyczynia się do rozluźnienia tej struktury i niweczenia powinności małżeńskich”4. Przekonanie o
tym, że małżeństwo jest podstawową komórką społeczno-ekonomiczną legitymizującą stosunki
seksualne, odeszło bezpowrotnie. Odtąd związki małżeńskie przestano postrzegać jako wspólnoty
interesów, i zaczęto zawierać małżeństwa „z miłości”, a nie „z rozsądku”. Rewolucja seksualna
doprowadziła także do rozpropagowania antykoncepcji i oddzielenia funkcji seksualnych od
prokreacyjnych. Ekonomiczne i społeczne uniezależnienie się kobiet od mężczyzn, postęp w zakresie
planowej kontroli urodzeń oraz coraz częstsze akcentowanie satysfakcji oraz samorealizacji, jako
głównych komponentów związku, zakwestionowało trwałość i nierozerwalność „węzła”
małżeńskiego. „Niezależność finansowa kobiet, a także prawna dopuszczalność rozwodu prowadzą
do tego, że kobiety nie będące gospodyniami domowymi na utrzymaniu męża często z tej możliwości
korzystają w momencie, gdy partner przestanie spełniać pokładane w nim na początku związku
3 K. Slany, Alternatywne formy życia małżeńsko - rodzinnego w ponowoczesnym świecie, Kraków 2002, s. 53-54. 4Tamże, s. 97.
291
oczekiwania albo gdy uczucie między małżonkami wygaśnie”5. Trwałość małżeństwa sprowadzona
została do kalkulacji zysków i strat płynących z pozostania w związku lub jego rozwiązania i wejścia w
całkiem nową relację. Wszystkie te zmiany życia małżeńsko-rodzinnego doprowadziły do poszukiwań
nowych alternatywnych form życia we dwoje.
Współcześnie możemy zaobserwować nieustanny wzrost liczby związków nieformalnych, tak
w krajach Europy Zachodniej, jak i w Polsce. W języku prawnym oraz potocznym dla określenia nazwy
tego typu relacji międzyludzkich używa się nazwy „konkubinat”. Termin ten pochodzi od łacińskiego
»com cubare« - „sypiać ze sobą” i definiowany jest, jako „trwałe pożycie mężczyzny i kobiety bez
zawarcia związku małżeńskiego”6. Z uwagi na przyjmowanie pejoratywnego zabarwienia w języku
potocznym przez to pojęcie, postuluje się zmianę nazewnictwa na, występujący w literaturze
socjologiczno-psychologicznej, termin „kohabitacja”. Najprościej kohabitację można zdefiniować jako
„wspólne zamieszkiwanie dwóch nie spokrewnionych dorosłych osób, połączone utrzymywaniem
intymnych kontaktów i prowadzeniem wspólnego gospodarstwa domowego, przy czym związek ten
nie jest zalegalizowany”7. Przyczyn, dla których ludzie wybierają związki nieformalne zamiast
małżeństwa, wymienianych jest wiele. Dla ludzi młodych, kohabitacja najczęściej jest próbą życia we
dwoje – przybiera postać narzeczeństwa. Taki typ kohabitacji odpowiada pierwszemu stopniowi
małżeństwa, w koncepcji małżeństwa dwustopniowego Margaret Mead – „ten pierwszy stopień to
małżeństwo intymne, które zawierają ze sobą mężczyzna i kobieta, nie mający w najbliższych planach
posiadanie dzieci. (…) Drugi stopień to małżeństwo rodzinne zawierane, kiedy już pojawiają się dzieci,
wyłącznie dla ich dobra”8. Ten rodzaj związku nieformalnego występuje najliczniej, w Polsce w
ostatnich latach wzrasta odsetek osób pozostających w związkach wolnych wśród ludzi do 29 lat, a
zmniejsza się w przedziale wiekowym 30-39 oraz 40-49 lat. Kohabitację jako alternatywę dla
małżeństwa wybierają natomiast najczęściej ludzie rozwiedzieni, mający za sobą nieudane
małżeństwo. Obie formy tego zjawiska są jednak nietrwałe. Jak podają L. Bumpass i J. Sweet „40%
wszystkich pierwszych związków rozpada się w ciągu 10 lat. Wskaźnik rozpadu wszystkich pierwszych
kohabitacji jest prawie dwa razy wyższy niż pierwszych małżeństw (57% w stosunku do 30%
małżeństw). W ciągu 2 lat rozpada się 29% kohabitacji i 9% małżeństw. Zaledwie 10% związków
nieformalnych trwa dłużej niż 10 lat”9. Według Manuela Castellsa natomiast „prawie połowa
związków kohabitacyjnych kończy się w ciągu roku, 40% przekształca się w małżeństwa formalne, z
których 50% kończy się rozwodem, zaś 2/3 z nich wchodzi w małżeństwa powtórne, które z wysokim
5 T. Szlendak, Architektonika romansu. O społecznej naturze miłości erotycznej, Warszawa 2002, s. 292. 6 E. Sobol (red.), Nowy słownik języka polskiego, Warszawa 2003, s. 349. 7 P. Szukalski, Kohabitacja w Polsce [w:] W. Warzywoda-Kruszyńska, P. Szukalski (red.), Rodzina w zmieniającym się społeczeństwie polskim, Łódź 2004, s. 49. 8 T. Szlendak, dz. cyt., s. 299. 9 A. Kwak, Rodzina w dobie przemian : małżeństwo i kohabitacja, Warszawa 2005, s. 171.
292
prawdopodobieństwem (większym niż ma to miejsce wśród ogółu związków małżeńskich) zakończą
się rozwodem”10. Badacze wskazują również na pojawiający się problem „seryjnych kohabitantów” –
ludzi, których kolejne związki nieformalne są coraz bardziej nietrwałe. Często podkreśla się łatwiejsze
wchodzenie i wychodzenie z tego typu związków, nie zauważając, iż rozwiązanie związku
nieformalnego jest od strony prawnej trudnym procesem. Z tego względu wiele krajów Europy
Zachodniej stara się wprowadzać ustawy nadające związkom wolnym status prawny. We Francji
wprowadzony w 1999 roku Cywilny Pakt Solidarnościowy (Pacs) zrównuje w prawach kohabitację z
małżeństwami. Partnerzy żyjący w tego typu związkach po 3 latach mają prawo „do wspólnej
deklaracji podatkowej i innych ulg fiskalnych, korzystania z ubezpieczenia zdrowotnego partnera oraz
do dziedziczenia po nim”11. Aby jednak rozwiązać umowę wystarczy decyzja tylko jednego z
partnerów kohabitacyjnych. W Belgii w 2001 roku wprowadzono prawo o „legalnej kohabitacji”,
które zobowiązuje partnerów do ponoszenia obopólnej odpowiedzialności za wspólne gospodarstwo,
nie daje jednak przywilejów spadkowych. W Polsce „dominuje pogląd, że przepisów dotyczących
małżeństwa nie powinno się stosować w stosunku do konkubentów”12. Nie tworzy się również
żadnych uregulowań prawnych względem samej kohabitacji. Kodeks rodzinny i opiekuńczy w kręgu
osób zobowiązanych do alimentacji nie wymienia konkubentów, jeżeli jeden z partnerów zachoruje
lub straci pracę, drugi może go opuścić nie mając wobec niego żadnych zobowiązań. Osoby
pozostające w związkach nieformalnych często nie wybiegają w przyszłość, nie martwią się, albo w
ogóle nie myślą o podziale majątku w przypadku rozstania. Problemem jest również chęć posiadania
dzieci. Wciąż to małżeństwo „uznawane jest za właściwe miejsce do rodzenia i wychowywania
dzieci”13, dlatego osoby kohabitujące częściej mają mniejszą skłonność do posiadania dzieci, co
upodabnia ich bardziej do ludzi stanu wolnego niż do małżonków. Badania pokazują, iż pojawienie się
dziecka, prowadzi do zalegalizowania związku, zaś kohabitacje, które nie przekształciły się w
małżeństwo „były najbardziej kruche i 1 na 5 rozpadło się przed ukończeniem przez dziecko 5 lat”14.
W razie rozstania partner bądź partnerka może wystąpić do sądu jedynie z pozwem o alimenty na
dzieci, nie może natomiast w razie nie zapewnienia przez partnera potrzeb rodziny wystąpić z
roszczeniem o zadośćuczynienie. Dodatkowo w przypadku śmierci, partnerowi nie należy się renta
rodzinna, a problemem jest też dziedziczenie. Wedle polskiego prawa spadkowego nawet po spisaniu
testamentu, spadkobiercom ustawowym (rodzinie) należy się zachowek, nie można więc, przekazać
całego majątku osobie, patrząc od strony prawnej, obcej. Co więcej, konkubent nie może skorzystać z
10 K. Slany, dz. cyt., s. 147. 11 J. Piechnik-Borusowska, Czy wolne związki będą alternatywą dla życia małżeńskiego i rodzinnego w Polsce? (na przykładzie badań w województwie opolskim), „Edukacja Dorosłych”, 2001, nr 2, s. 61. 12 Tamże, s. 62. 13 A. Kwak, dz. cyt., s. 173. 14K. Slany, dz. cyt., s. 162.
293
ulg w zapłacie podatku od spadku, co wiąże się zwykle z koniecznością zapłaty wyższej przewidzianej
stawki podatkowej.
Jednym z wymienianych pozytywnych aspektów pozostawania w wolnych związkach jest
możliwość bycia niezależnym oraz kultywowanie indywidualności, czego w małżeństwie doświadczyć
nie można. Podział ról oraz sposób ich realizowania zależy jednakże od samych partnerów, którzy
mogą oprzeć kohabitację na modelu tradycyjnym, natomiast w małżeństwie urzeczywistnić
demokratyczny model pełnej wspólnoty. Ponadto z definicji związek jest to „stosunek różnych
elementów łączących się ze sobą, wpływających na siebie, oddziaływających na siebie, spójność,
łączność, powiązanie”15 – jest więc wyrzeczeniem się części indywidualizmu oraz niezależności na
rzecz jedności. Mylne jest postrzeganie kohabitacji jako tworu bardziej demokratycznego niż
małżeństwo, bowiem demokracja jest z założenia wspólnym podejmowaniem decyzji oraz
poszanowaniem praw innych ludzi, a nie koncentrowaniem się na zaspakajaniu własnych potrzeb.
Aby relację pomiędzy dwojgiem ludzi można było więc nazwać związkiem, musi istnieć pomiędzy nimi
więź, wzajemny szacunek oraz szczerość, a podstawową zasadą związku demokratycznego jest
założenie, iż nie ma praw bez obowiązków. Można zaobserwować znaczną rozbieżność w
postrzeganiu tego aspektu związku przez mężczyzn i kobiety. Mężczyźni uważają związek
nieformalny, za „związek wymagający mniejszego poświęcenia i mniejszej odpowiedzialności za
partnerkę w porównaniu z wymogami obowiązującymi w małżeństwie”16, dla kobiet natomiast
kohabitacja to zapowiedź małżeństwa. Kohabitacja może więc być wybierana, ze względu na niechęć
przyjęcia na siebie obowiązku zadbania o partnera oraz odpowiedzialności za swoje czyny, czyli
traktowana jako forma spełniania egoistycznych zachcianek.
Mówiąc o związkach intymnych nie można pominąć aspektu miłości oraz seksualności. W
dzisiejszych czasach seksualność jest czymś „co każdy z nas »ma« i może kształtować, nie zaś – jak
dawniej – kondycją naturalną, którą uznaje się za z góry ustalony stan rzeczy”17, a stało się tak za
sprawą równouprawnienia kobiet i mężczyzn w sferze seksualnej. Liberalizacja życia seksualnego, a
także akceptacja dla przedmałżeńskiego oraz pozamałżeńskiego współżycia seksualnego oraz
seksualnych związków homoseksualnych osłabiły pozycję małżeństwa, dając jednocześnie możliwość
rozwoju związkom alternatywnym. Aby życie erotyczne partnerów było aktem obopólnego dawania i
czerpania satysfakcji seksualnej, potrzebna jest wzajemna miłość, rozumiana znacznie szerzej niż
„zadośćuczynienie egoistycznemu pragnieniu wypełnienia pustki w swoim życiu przez »konsumpcję
15 E. Sobol (red.), Nowy słownik języka polskiego, Warszawa 2003, s. 1297. 16 K. Slany, dz. cyt., s. 150. 17 A. Giddens, Przemiany intymności. Seksualność, miłość i erotyzm we współczesnych społeczeństwach, Warszawa 2006, s. 27.
294
partnera«”18 – powiązana z troską, bliskością oraz wiernością. Miłości nie można sprowadzać do
poziomu dobra materialnego czy też utożsamiać z zaspakajaniem potrzeb seksualnych, bowiem
składają się na nią 3 czynniki: intymność, namiętność i zaangażowanie. Ażeby relacja pomiędzy
dwojgiem ludzi przerodziła się w związek trwały muszą wystąpić wszystkie wymienione elementy, w
przeciwnym razie dojdzie do nieuchronnego końca. Jednakże, jak pisze Zygmunt Bauman: „zawiera
się dziś związki nie »po to aby«, nie z myślą o tym, aby służyły one czemuś innemu niż one same – ale
gwoli korzyści, jakie ma się nadzieję wydobyć ze związku samego, gwoli satysfakcji, jaką dostarczyć
ma partner w toku intymnego obcowania (…). Byłoby bezsensowne domaganie się, by miłość taka, a
tym bardziej związek, któremu przestała ona towarzyszyć, trwał dłużej niż satysfakcje, jakich
dostarczają sobie nawzajem partnerzy”19. Dlatego w kulturze ponowoczesnej lepiej jest być „obok”
niż „razem”, a miłość traktować jak ludyczną grę, beztroską zabawę zorientowaną na przygody, a nie
na zaangażowanie w związek. Ponowoczesność w stabilne normy i zasady regulujące relacje
międzyludzkie wprowadziła chaos, umożliwiając, w świecie „podmiotowości”, hedonistyczne
sprowadzenie partnera seksualnego do roli przedmiotu użytkowego. Nastawieni na czerpanie,
ceniący przyjemność i doraźne korzyści, „(…) odzwyczajeni w »konsumpcyjnych« czasach od
naprawiania czegokolwiek młodzi ludzie rezygnują z walki o związek w momencie, gdy »coś się w nim
psuje« – gdy zanika pasja erotyczna”20. W związkach natomiast, tak małżeńskich jak i
kohabitacyjnych, nie ma miejsca na zdradę, ponieważ „(…) zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet
wykształciła się dyspozycja psychiczna skierowana na zwalczanie niewierności partnera. (…) Gdy
pojawia się ryzyko cierpienia, uprzednio zaprogramowana dyspozycja psychiczna da o sobie znać i
zniszczy nawet najbardziej otwarty z »otwartych« związków”21. Obecnie nasze popędy, uwolnione
spod jarzma restrykcyjnych zasad podczas rewolucji seksualnej, przynoszą chaos, prowadzący do
kryzysu tożsamości. „Możemy trwać w małżeństwie i mieć wielu kochanków, być w separacji,
rozwieść się, a potem ponownie wziąć ślub. Możemy żyć we troje z kochanką męża lub kochankiem
żony, możemy mieszkać z całą grupą przyjaciół i wspólnie z nimi wychowywać nasze dzieci. Możemy
kręcić w domu amatorskie filmy pornograficzne z naszym udziałem i upowszechniać je w Internecie.
Możemy brać udział w spotkaniach swingersów, kiedy seks we dwoje do cna nam się znudzi. Możemy
utopić samotność w oglądaniu porno obrazków dostępnych w sex-shopach na rogu każdej ulicy i
bawić się w erotyczne gry na domowym komputerze. (…) Możemy kupować każdą usługę seksualną,
a partnerami poznanymi przypadkiem w dyskotece jedynie się bawić, używając ich w krótkotrwałej
ekstazie, niczym, nie przymierzając, nowego telefonu komórkowego”22. Czy jednak nie brakuje nam
18 T. Szlendak, dz. cyt., s. 297. 19 K. Slany,dz. cyt., s. 94. 20 T. Szlendak, dz. cyt., s. 296. 21 R. Baker, Seks w przyszłości. Spotkanie pierwotnych popędów z technologią jutra, Poznań 2002, s. 61. 22 T. Szlendak,dz. cyt., s. 312.
295
jakiegoś drogowskazu, który sprawiłby, że nie zagubimy się w tym gąszczu chwilowych erotycznych
uniesień?
W czasach, gdy człowieka – jego subiektywność, wolność wyboru, indywidualność, stawiamy
ponad wszelkie inne wartości, staramy się wypracować nowe formy związków intymnych, kierując się
przy tym chęcią osiągnięcia prywatnego szczęścia, kosztem drugiego człowieka. Dzisiejsze, niestabilne
czasy, emanujące różnorodnością sposobów, wielością dróg, relatywizmem moralnym oraz
aksjologicznym budzą w ludziach poczucie zagrożenia. Bezradni, zagubieni „(…) poszukujemy
niewzruszonych i godnych zaufania zasad, które mogłyby dać nam pewność, że z chwilą ich
zaakceptowania słuszność będzie już zawsze po naszej stronie. (…) Wygląda jednak na to, że
potrzebnych do szczęścia zasad jest zbyt wiele: przemawiają one różnymi głosami, jedne wychwalają
to, co inne zganiły”23. Człowiek, jako istota społeczna, potrzebuje drogowskazów, gotowych „modeli”
relacji międzyludzkich, których w ponowoczesnym pluralizmie odnaleźć nie sposób. W tym chaosie,
ważny jest punkt oparcia, bezpieczna przystań dająca ludziom poczucie ciągłości i może być nią
jedynie ponowna, instytucjonalna stabilizacja – małżeństwo. W ten sposób historia związków
międzyludzkich zatoczy koło – od tradycyjnego modelu rodziny, w którym mężczyzna skupiał w
swoich rękach władzę nad kobietą, poprzez różnorodne związki damsko-męskie, do małżeństwa,
które tym razem będzie dalekie od feudalnego rozkładu ról pomiędzy płciami, jak również
postmodernistycznego „seksualnego chaosu”.
Bibliografia
Baker R., Seks w przyszłości. Spotkanie pierwotnych popędów z technologią jutra, Poznań 2002.
Bauman Z., Etyka ponowoczesna, Warszawa 1996.
Bauman Z., Ponowoczesność jako źródło cierpień, Warszawa 2000.
Giddens A., Przemiany intymności. Seksualność, miłość i erotyzm we współczesnych społeczeństwach,
Warszawa 2006.
Kwak A., Rodzina w dobie przemian: małżeństwo i kohabitacja, Warszawa 2005.
Piechnik-Borusowska J., Czy wolne związki będą alternatywą dla życia małżeńskiego i rodzinnego w
Polsce? (na przykładzie badań w województwie opolskim), „Edukacja Dorosłych”, 2001, nr 2.
Slany K., Alternatywne formy życia małżeńsko- rodzinnego w ponowoczesnym świecie, Kraków 2002.
23 Z. Bauman, Etyka ponowoczesna, Warszawa 1996, s. 30.
296
Sobol E., Nowy słownik języka polskiego, Warszawa 2003.
Szlendak T., Architektonika romansu. O społecznej naturze miłości erotycznej, Warszawa 2002.
Szukalski P., Kohabitacja w Polsce [w:] W. Warzywoda-Kruszyńska, P. Szukalski (red.), Rodzina w
zmieniającym się społeczeństwie polskim, Łódź 2004.
Warzywoda-Kruszyńska W., Szukalski P. (red.), Rodzina w zmieniającym się społeczeństwie polskim,
Łódź 2004.
Wojciszke B., Psychologia miłości. Intymność. Namiętność. Zaangażowanie, Gdańsk 1998.
297
Anna Popłonyk
plomykana@interia.pl
Autobiografia jako edukacja z perspektywy czasu wzbogacona o aspekt terapeutyczny u osób
znajdujących się w okresie wczesnej dorosłości.
W życiu każdego z nas nadchodzi taki moment, w którym rodzi się nieodparta chęć
opowiadania o swoim życiu w inny niż zazwyczaj sposób. Staramy się odkryć te karty naszego
istnienia, które są niewiadomą, ponieważ zaczynamy odczuwać dyskomfort wynikający z niepełnej
wiedzy o sobie i dlatego rozpoczynamy podróż wgłąb własnej historii życia. Droga tych poszukiwań
zaczyna się od narodzin myśli autobiograficznej, a to jak dalece rozwiniemy własną narrację zależy
od nas. Autobiografia stwarza wiele możliwości, a młody człowiek ma szansę stania się świadomym i
aktywnym współtwórcą tego procesu.
Każdy człowiek ma swoje zasady, które na drodze życia odkrywa, systematyzuje, weryfikuje,
kształtuje na miarę swoich możliwości i potrzeb. Częstym pytaniem jakie stawia sobie, jest pytanie o
sens życia, w jakim kierunku powinno ono zmierzać. Zważywszy na to, że każda narracja jest inna,
sposób jej poznawania, zgłębiania oraz interpretowania przebiega różnie, przyczyniając się do
wzrostu wiedzy osobistej stanowiącej podłoże do prawidłowego funkcjonowania na różnych
płaszczyznach życia.
Jedną z dróg pozwalających na odkrycie „prawdy” drzemiącej w naszej historii stanowi
autobiografia. Wciąż tkwi w nas potrzeba opowiadania o swoim życiu, albo choć o jego pewnej części,
ponieważ pragniemy być zrozumiani przez ludzi, z którymi przebywamy, chcemy przeżywać,
analizować własne stany psychiczne, a w sytuacjach kryzysowych pragniemy uzyskać głębszy wgląd
we własną historię, żeby móc podjąć odpowiednie decyzje (np. wybór odpowiedniego zawodu
wymaga poznania własnych predyspozycji, które wyławiamy na podstawie wcześniej zdobytych
doświadczeń), umożliwia nam to także dokonanie bilansu własnego życia, zderzenie własnych
oczekiwań z tym co rzeczywiście udało nam się osiągnąć, a ostatecznie odnalezieniu sensu
egzystencji, dokonanie podsumowania prowadzącego do oceny jej wartości.
298
Nurtujące nas pytania są oznaką narodzin myśli autobiograficznej stanowiącej „mnogość
nagromadzonych w ciągu całego życia wspomnień. To zrodzona niespodzianie forma rozmyślań
o własnym istnieniu towarzyszy człowiekowi zazwyczaj do końca życia, jej sekretna stale obecność
zachęca do rozważań i medytacji, zaś przywoływanie wspomnień stać się może sensem i nadrzędną
wartością życia”1.
W każdym z nas dojrzewa myśl autobiograficzna, ale to jak „urośnie” zależy od nas. Są różne
możliwości: nie pojawi się, rozwinie się w pełni bądź częściowo, będzie wymagać prowadzenia i
nadzoru bądź będzie samodzielna i autonomiczna. Zważywszy na to, że życie składa się z dobrych, ale
także z bolesnych przeżyć myśl autobiograficzna może stanowić pewnego rodzaju konfrontację z
przeszłością, źródło lepszego poznania siebie oraz wyzwolenia z tego co hamuje samorozwój. Sama
zaś autobiografia to opowiadanie o sobie, które uwalnia od złych wspomnień, daje ukojenie, pozwala
odczuwać przyjemność, czerpać satysfakcję, stanowi bogate źródło wiedzy o nas samych, stwarza
szansę do pogodzenia się z własnymi porażkami, zaakceptowania własnych ułomności oraz
niedoskonałości, stanowi nową formę kontaktu z samym sobą.
Można wyróżnić trzy etapy tworzenia autobiografii. Pierwszym z nich jest retrospekcja,
następnie interpretacja będąca przekładem przeszłości z tego co dalsze na to co bliższe i ostatni
wymyślanie, polegający na tworzeniu postaci i wydarzeń2.
D. Demetrio zwraca uwagę na istnienie dwóch wzajemnie przenikających się myśli:
retrospektywna i introspektywna. Pierwsza z nich pozwala na powroty do przeszłości, natomiast
druga pobudza do zastanowienia, analizy określonych doznań, przeżyć, stara się je wyjaśnić,
wyeliminować bądź usunąć w obszary niepamięci3.
Zadania rozwojowe przed jakimi zostaje postawiona osoba znajdująca się w okresie wczesnej
dorosłości kumulują się w obrębie sfery rodzinnej, zawodowej, budowy partnerskiego związku (relacji
międzyludzkich). Młody człowiek często może doświadczać trudności w radzeniu sobie z
postawionymi przed nim zadaniami, aby im sprostać wskazane jest, aby jego osobowość oraz
tożsamość były zintegrowane. Uważam, że w ich wypełnieniu pomocna może stać się autobiografia,
dzięki której człowiek ma szansę obserwowania własnych stanów psychicznych, co może
zaowocować zwiększeniem wiedzy o sobie samym, a to z kolei może okazać się przydatne w
nadawaniu odpowiedniego kształtu oraz kierunku własnemu życiu poprzez właściwe zmierzenie się z
wyzwaniami czyhającymi w tym okresie dorosłości. Proces konstruowania autobiografii jest dużym
1 D. Demetrio, Autobiografia. Terapeutyczny wymiar pisania o sobie, Kraków 2000, s. 10. 2 Tamże, s. 16. 3 D. Demetrio, Zabawa na tle życia gra autobiograficzna w edukacji dorosłych, Kraków 1999, s. 16.
299
wyzwaniem wymagającym czasu, wysiłku, wytrwałości, odwagi, samodyscypliny, gotowości do
zderzenia się z własną historią, która jeżeli jako proces zabawy na tle życia będzie przebiegać
odpowiednio, przyczyni się do otwarcia kolejnych zamkniętych dotychczas „furtek” naszej pamięci.
Próba opisu własnego życia jest przedsięwzięciem niezwykle odpowiedzialnym. W sytuacji
zachęcającej do zwierzeń wnikamy wgłąb skrywanej intymnej sfery życia i mamy szanse odkryć, że
nasze życie stanowi rodzaj pewnej zabawy. Kończy się ona niekiedy zwycięstwem, innym razem
klęską. Analiza życia jest w stanie przyprawić nas o złe samopoczucie, wywołując częstokroć poczucie
zakłopotania podobne doznania rodzą obawę przed wnikaniem wgłąb przeszłości, jednak to nie
powinno umniejszać przyjemności płynącej z rozważań nad życiem4.
Stosowanie autobiografii jako narzędzia pomocnego w konstruowaniu swojego życia wydaje
mi się być dobrym rozwiązaniem, ponieważ dzięki takim działaniom wiele zyskujemy. Jeżeli proces
czynienia autobiografii będzie realizowany dojrzale, to przyczyni się do zwiększenia wiedzy osobistej
jednostki, dojdzie do wglądu we własne motywy, co pozwoli na lepsze rozumienie nie tylko siebie, ale
i innych ludzi, z którymi jednostka wchodzi w interakcje każdego dnia, uzyska inną perspektywę
patrzenia na rzeczywistość. Takie działania podwyższą jakość życia sprawiając, że osoba będzie
bardziej świadoma swoich potrzeb, możliwości, ograniczeń, mechanizmów wpływających na nią,
zapoczątkuje pewnego rodzaju proces autoterapii.
W sytuacji wnikania wgłąb własnej historii można mówić o procesie uczenia się z życia.
W ten sposób można przeanalizować każdą jego płaszczyznę: drogę edukacyjną (staje się możliwe
odkrycie dlaczego dokonaliśmy takich, a nie innych wyborów), związki łączące nas z konkretnymi
osobami (życie rodzinne, towarzyskie, intymne), kariera zawodowa (tu można prześledzić kolejne
miejsca pracy, na ile ich dobór był przypadkowy) i wiele innych, ale to już zależy od osoby
podejmującej się tego zadania (jak bardzo wnikliwie chce spojrzeć, jaki ma w tym cel i na ile jest
gotowa).
W procesie czynienia autobiografii można wyróżnić jej dwa szczeble: teoretyczny oraz
praktyczny. Pierwszy z nich polega na wchodzeniu wgłąb własnego życia, dokonywaniu analizy
w odniesieniu do całokształtu egzystencji, wybranych fragmentów bądź wydarzeń w celu zwiększenia
samowiedzy. Drugi szczebel to już pewnego rodzaju wyższy poziom, który opiera się na wiedzy
uzyskanej na poprzednim etapie, a głównym jego celem jest zabawa na tle życia, podejmowanie się
świadomych działań opartych na zwiększonej samoświadomości, samowiedzy. I tak oto można np.
zacząć z premedytacją wybierać takie miejsca pracy, które pozwolą nam na kompensacje pewnych
4 Tamże, s. 9.
300
braków wynikających z zaniedbań z różnych okresów życia (np. dzieciństwo), „przerobienie” pewnych
zaburzeń, otwarcie bądź zamknięcie pewnych wątków naszej historii, które wpływają na nas
destrukcyjnie. Wszystko to może zmierzać do coraz bardziej zaawansowanego procesu autoterapii, a
widocznymi tu aspektami są naprawczy oraz terapeutyczny. Na tym etapie dochodzi do
podejmowania działań mających na celu wprowadzenie konkretnych zmian zmierzających do
podniesienia jakości życia. Oczywiście nie każdej osobie uda się dojść do drugiego szczebla, może ona
zatrzymać się na pierwszym, a i tu różnie ten proces będzie przebiegać (od podstawowego do
bardziej zaawansowanego; od prostego do bardziej złożonego). Istotne także jest to, że nie ma
wytyczonego czasu na każdy z poziomów, wszystko to jest kwestią indywidualną ponieważ każda
narracja jest inna, sposób jej poznawania, zgłębiania oraz interpretowania przebiega różnie. Zależy to
także od gotowości, otwartości jaką wykazuje dana osoba, co chce osiągnąć rozpoczynając analizę
swojej historii. Nasze życie ma ogromny potencjał edukacyjny w każdej sferze, aby to dostrzec
wystarczy odpowiednio spojrzeć na konkretne jego aspekty. Jak można zauważyć autobiografia
skrywa w sobie ogromną moc po którą jeżeli odważymy się sięgnąć umożliwi to konstruktywne
zmierzenie się z zadaniami rozwojowymi okresu wczesnej dorosłości.
W wyniku zgłębiania własnej historii życia dochodzi do znacznego wzrostu wiedzy osobistej,
więc można mówić o drzemiącym w autobiografii aspekcie edukacyjnym. Dydaktyka biograficzna
proponuje tzw. miękki sposób uczenia się, rozumiany jako uczenie poprzez życie, zdobywanie
doświadczenia, ukierunkowane na samorozwój, refleksyjność, kreatywność, rozwój emocjonalny
pełniąc przy tym min. takie funkcje jak terapeutyczną, poznawczą oraz naprawczą5.
„Biograficzne uczenie się rozumiane jako własne, autokreacyjne działanie podmiotów,
refleksyjnie organizujących swoje doświadczenia w sposób, który generuje spójną osobowość,
tożsamość, nadaje znaczenie historii ich życia oraz komunikowalną, społecznie żywotną perspektywę
świata życia, kierującą ich działaniami”6. Ten typ uczenia się może odpowiadać specyfice kształcenia
osób dorosłych, które jako uczniowie pragną samodzielnie kierować swoim rozwojem edukacyjnym,
chcą być autonomiczni, duże znaczenia ma dla nich własne doświadczenie, proces uczenia się ma
odpowiadać ich potrzebom oraz nabyta wiedza ma być użyteczna w życiu codziennym.
Autobiografia stanowi źródło wiedzy, poznania siebie i świata. Celem jest zgłębienie własnej
historii życia, odkrycie i kształtowanie prawdziwej tożsamości. Zmierzenie się z własną biografią
pozwala na uzyskanie krytycznego spojrzenia na otaczający nas świat, jest zalążkiem procesu
5 E. Skibińska, Dydaktyka biograficzna-nowy obszar poznawczy andragogiki czy utopia?, „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2(46), s. 53. 6 G.. Biesta, M. Tedder, Uczenie się bez nauczania? Potencjał i ograniczenia biograficznego uczenia się dorosłych, „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2(46), s. 21.
301
samokształcenia, uczy bycia ze sobą, a dzięki temu rozwija zdolność bycia z innymi. Autobiografia to
nie tylko dokonanie pewnego rodzaju rozrachunku z przeszłością, ale też zmierzenie się z
teraźniejszością oraz na podstawie własnych wniosków tworzenie wizji swojej przyszłości. Nie jest
działaniem o charakterze doraźnym, które ma być lekiem na to co wydarzyło się kiedyś, ale też jeżeli
jest dobrze poprowadzonym procesem może stać się nawykiem przynoszącym korzyści w dalszym
życiu człowieka. Drzemiący w autobiografii aspekt terapeutyczny można zobrazować na przykładzie
wizyt u terapeuty. Podczas sesji terapeutycznej opowiadamy o wycinkach życia specjaliście, staramy
się wraz z jego pomocą odkryć wyparte fragmenty; „przerobić”, nazwać, zauważyć występujące
zależności w celu wykorzystania ich w dalszym życiu, tak żeby nie popełnić już podobnych błędów,
wykorzenić nabyte zaburzenia. Podobny przebieg ma proces zderzania się ze swoją biografią, podczas
którego dążymy do odkrycia swojego życia na nowo w celu dokonania jego oceny, naprawy,
przemiany, nadania nowego kierunku. Czynienie autobiografii odsłania przed nami nasz umysł, a
dokładniej jego zawartość stwarzając możliwość przeniknięcia w głąb wewnętrznych przeżyć,
uzewnętrznienia tego co dotychczas ukrywaliśmy bądź dopiero odkryliśmy na drodze wnikliwej
analizy swojej historii. Dzięki zderzeniu się z własną narracją mamy okazję umocnić siebie, stworzyć
gruntowne fundamenty na przyszłość, określić swój stosunek do innych i świata, uzyskać wewnętrzną
siłę, pogodzenie się ze swoją historią, pewnego rodzaju akceptację dla tego co było, mamy szansę na
to, że nie popadniemy w destrukcyjne rozpamiętywanie wydarzeń z przeszłości. Proces ten
przyczynia się do wzmocnienia poczucia własnego „Ja”.
Bardzo ważną umiejętnością jest nadawanie rzeczom, osobom, uczuciom ich właściwych
nazw, aby mogły stać się częścią naszych wspomnień. Przedmioty, które gromadzimy kryją w sobie
znaną, czytelną dla nas treść autobiograficzną (wspomnienia, a następnie rekonstrukcja historii
poszczególnych rzeczy). To właśnie dzięki szczegółom, skojarzeniom, otwieraniu kolejnych „furtek”
pamięci nasza historia staje się żywa.
W wyniku odniesień do własnej przeszłości możliwe staje się ponowne jej rozpamiętywanie i
prześledzenie zależnie od własnych upodobań oraz wyrobienie sobie na jej temat własnej opinii
której nic nie jest w stanie zmienić7.
W tym stanie staje się możliwe rozwinięcie zdolności poznania samego siebie, które nie jest
zwykłą, wrodzoną umiejętnością, jest to przyjemność czerpania z głębi nas samych. Autobiografia
stanowi jeden ze środków umożliwiających zgłębienie istoty swojego jestestwa (stanowi źródło
samokształcenia). Wszystkie te procesy dają możliwość oczyszczenia jednak wymaga to
samodyscypliny, silnej woli oraz odwagi. Czynienie autobiografii rozwija w nas poczucie sensu,
7 D. Demetrio, Autobiografia… dz.cyt., Kraków 2000, s. 32.
302
spójności, pełni, zaspakaja nasz umysł nie poprzez zwykłe odwoływanie się do wspomnień, ale
poprzez ich porządkowanie, selekcję, która daje możliwość tworzenia obrazów, form, nowych
historii, zostaje rozbudzona chęć zgłębiania swojego jestestwa8. Pamięć pomaga zachować spójność
egzystencjalną, a zapamiętywanie stanowi podstawę ludzkiego życia. Myśl autobiograficzna scala
ludzkie życie, nadaje mu sens, stawia człowieka przed nowym zadaniem. Jest źródłem przyjemności,
wyzwaniem, skarbnicą wiedzy o sobie oraz życiu. Poszukiwanie związków umożliwia pokazanie
procesów myślowych i mechanizmów obecnych podczas pracy nad sobą, możliwość rekonstrukcji
przeszłości za pomocą autobiografii. Ważna jest umiejętność obserwacji własnych przeżyć
psychicznych (stanów) i zdolności ich analizowania w celu podtrzymywania autodialogu. Jedynie
dzięki tym umiejętnościom będzie możliwe poszukiwanie odpowiedzi na nurtujące nas pytania
dotyczące przeszłości, ale i też teraźniejszości jak i przyszłości.
Powody dla których decydujemy się na spojrzenie na własną biografię są różne. Na pewno w
dużej mierze jednostką kieruje chęć poznania historii własnego życia oraz kształtująca się na tym
pasja odkrywania przeszłości w celu budowania tego co teraz i w przyszłości, autobiografia to sposób
lepszego poznania siebie9. Stanowi kurację, szansę uniknięcia zniekształcenia, zatarcia przez
upływający czas wewnętrznych myśli, doznań, szukanie odpowiedzi na pytania o charakter i kształt
życia, pozwala ocenić na ile się zaangażowaliśmy w zabawę i jaką komedię odegraliśmy, jesteśmy w
stanie zweryfikować, czy kurtyna na scenie gdzie rozgrywa się akcja naszej komedii życia opadła, czy
też jest jeszcze odsłonięta, człowiek uczy się rozróżniać zdarzenia będące dziełem przypadku od tych
które stały się wynikiem świadomych decyzji10.
Uporządkowane elementy (sceny) życia umieszczone jeden obok drugiego nadają sens
składającym się na całość obrazom z przeszłości, które stopniowo nabierają wyraźnego kształtu.
Opowiadając własną historię mamy okazję usłyszeć swój głos, możliwe staje się doświadczenie
własnego życia pod względem emocjonalnym, duchowym oraz fizycznym. Oprócz opowiadania
ważna staje się okazja do słuchania, dzięki której oprócz poznania narracji innych osób jest możliwe
przełamanie tkwiących w nas głęboko barier, poruszenie tego co było dotychczas niewzruszone bądź
nawet nieodkryte. Cały ten proces na który składa się akt opowiadania, ale także słuchania (jeżeli nie
innych to siebie) sprawia, że człowiek zaczyna patrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy, nie jest
to rzut jednowymiarowy, obejmujący jedynie teraźniejszość, lecz jest to spojrzenie całościowe
zawierające „triduum”: przeszłość, teraźniejszość, przyszłość.
8 Tamże, s. 37. 9 D. Demetrio, Zabawa…dz.cyt., Kraków 1999, s. 12. 10 Tamże, s. 11.
303
Czynienie autobiografii mieści w sobie wiele aspektów: terapeutyczny, edukacyjny,
poznawczy, naprawczy. Wszystko to sprawia, że jednostka gotowa do podjęcia się tego wyzwania
rozpoczyna walkę o wyższą jakość własnego życia, staje się możliwe uzyskanie harmonii w sferze
duchowej, emocjonalnej oraz fizycznej. Jeżeli proces ten przebiega we właściwym kierunku wraz z
upływem czasu dotychczas chaotycznie rozsypane elementy życia poczynają składać się
w spójną, logiczną całość, a to z kolei przyczynia się do wzrostu wartości życia jednostki, do
utworzenia zintegrowanej tożsamości, pozytywnego rozwiązywania kolejnych kryzysów życiowych,
rozpoczęcia świadomej autoterapii, prawdziwej zabawy na tle życia będącej źródłem satysfakcji,
wzruszenia, oczyszczenia, uporządkowania, poznania prawdy o własnej narracji życia.
Bibliografia:
Biesta G., Tedder M., Uczenie się bez nauczania? Potencjał i ograniczenia biograficznego uczenia się
dorosłych, „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2 (46).
Czerka E., Niedorosłość czy dorosłość alternatywna? Rozważania w kontekście odraczania dorosłości,
„Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2005, nr 1 (29),
Demetrio D., Autobiografia. Terapeutyczny wymiar pisania o sobie, Kraków 2000.
Demetrio D., Zabawa na tle życia gra autobiograficzna w edukacji dorosłych, Kraków 1999.
Illeris K., O specyfice uczenia się ludzi dorosłych, „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 1 (45).
Niżniowska A., Potencjał edukacyjny codzienności. Perspektywa andragogiczna, „Teraźniejszość-
Człowiek-Edukacja”, 2003, nr specjalny.
Pryszmont-Ciesielska M., Podejście auto/biograficzne w badaniach nad edukacją (propozcja
metodologiczna), „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2 (46).
Skibińska E., Dydaktyka biograficzna- nowy obszar poznawczy andragogiki czy nowa utopia?,
„Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2 (46).
Szafraniec K., Poszukiwanie „siebie” jako potrzeba i jako wyzwanie młodości, „Teraźniejszość-
Człowiek-Edukacja”, 2001, nr 1(37).
Vopel K.W., Sztuka opowiadania, sztuka słuchania. Praktyczne wskazówki i ćwiczenia, Kielce 2003.
304
Katarzyna Mazur
kasia.mazur1@gmail.com
Tożsamość narodowa a stereotypy Polaka i Niemca wśród młodzieży wiejskiej na Śląsku Opolskim
Opolszczyzna jest specyficznym regionem, jeśli spojrzeć na nią przez pryzmat tożsamości
narodowej mieszkańców. Zdarza się ciągle, że ludzie, którzy na ulicy mówią po polsku – w domu
używają języka niemieckiego. Część moich rówieśników w podstawówce używała określenia „wy” w
odniesieniu do Polaków, a obecnie mówi „oni” o Niemcach, część odwrotnie – teraz deklaruje
niemiecką narodowość mimo, że kilka lat temu twierdzili przeciwnie. Dość powszechne jest
posiadanie podwójnego obywatelstwa. Wiele rodzin ma krewnych po drugiej stronie granicy. Przy
wjeździe do niektórych miejscowości stoją dwujęzyczne tablice. Co decyduje o byciu Polakiem,
Niemcem…? Czy Polacy z Opolszczyzny są tak samo Polakami jak Polacy z Wielkopolski? Co
mieszkańcy Opolszczyzny myślą o sobie i innych?
Kategorie „tożsamość narodowa”, „tożsamość etniczna”
Naród, a za nim tożsamość narodowa, nabrał mocy niedawno, bo dopiero w dziewiętnastym
wieku. Wcześniej określano się za pomocą przynależności rodowej, plemiennej, kastowej, religijnej, O
pojęciu nacjonalizmu E. Kedourie, wykładowca polityki i historii w London School of Economics pisze
tak:
„Nacjonalizm jest doktryną wynalezioną w Europie na początku dziewiętnastego wieku. (…)
W skrócie, doktryna ta utrzymuje, że ludzkość jest naturalnie podzielona na narody, narody mają
swoje charakterystyki, które mogą być ustalone, a jedynym prawowitym sposobem sprawowania
rządów jest narodowy samorząd”1. Ważne dla nas w tej definicji jest ironiczne nieco wskazanie na
pewną sztuczność podziału ludzkości na narody. Mówi się przecież, że „naród” to wynalazek
europejski, a więc nie uniwersalny, ogólnoludzki, co może, choć przecież nie musi, owocować
trudnościami w określaniu się za pomocą kategorii narodowych.
1 E. Kedourie, Nationalism, Londyn 1985, s.9.
305
Nietrudno dopatrzyć się w definicji A. Smitha, także wykładowcy LSE, elementów genetycznie
związanych z dziewiętnastowieczną historią i ideami: „… tożsamość »narodowa« pociąga za sobą
jakiś rodzaj społeczeństwa politycznego, choćby słabego. Społeczność polityczna z kolei implikuje
przynajmniej powszechne instytucje i jednolity system praw i obowiązków dla wszystkich członków
społeczeństwa. Sugeruje też określoną przestrzeń społeczną, jasno zaznaczoną i ograniczoną
przestrzennie, z którą członkowie się identyfikują i do której czują się przynależni”2.
Przyjrzyjmy się teraz definicjom pojęcia, które intuicyjnie wydaje się podobne - kategorii
tożsamości etnicznej3:
• Według M. Webera grupa etniczna to „ludzie, którzy podzielają subiektywne, wierzenia o
wspólnym pochodzeniu z powodu podobieństwa typu fizycznego bądź zwyczajów, bądź jednego i
drugiego, albo z powodu pamięci o kolonizacji lub migracji; te wierzenia muszą być istotne dla
szerzenia formacji grupy; dla przeciwieństwa, nie ma znaczenia czy rzeczywiste więzi krwi istnieją
czy nie”.
• D. Horowitz uważa, że „etniczność opiera się na micie wspólnego pochodzenia, który zwykle
pociąga za sobą cechy, o których sądzi się, że są wrodzone. Niektóre poglądy na przypisanie cech,
choć słabe, i pochodzące z twierdzenia o pokrewieństwie są nierozłączne z pojęciem etniczności”.
• J. D. Fearon twierdzi, że na tożsamość etniczną składają się pochodzenie, świadomość bycia
członkiem, posiadanie cech kulturowych odróżniających grupę, które to cechy są cenione przez
większość członków, ojczyzna, którą grupa ma bądź pamięta, oraz wspólna historia.
• Według A. Smitha grupa etniczna to populacja ludzi mająca „mit wspólnego przodka, wspólną
historię, jeden lub więcej elementów wspólnej kultury, połączenie z ojczyzną i poczucie
solidarności”.
Podsumowując, na tożsamość etniczną składa się element pochodzenia tak biologicznego, jak
przestrzennego, wspólna historia, tradycje, wartości, normy, podzielane cechy fizyczne bądź
psychiczne, poczucie wspólnoty. Należy zaznaczyć, że nie jest konieczne wystąpienie wszystkich
elementów.
Rozdział tych dwóch kategorii – tożsamości narodowej i tożsamości etnicznej jest czysto
akademicki. W historii wielokrotnie utożsamiano te pojęcia, czego efektem były próby tworzenia
państw narodowych jako jednolitych etnicznie, czy negacje istnienia mniejszości etnicznych. Pozwolę
sobie założyć, że jednostka do samookreślenia może używać bądź obu tych kategorii, bądź tylko
jednej z nich.
2 A. Smith, National identity, Londyn 1993, s.9. 3 K. Chandra, What is ethnic identity and does is matter?, 2005, s.6.
306
Globalizacja kontra regionalizm - dwa procesy o przeciwnych kierunkach. Pojęcie Heimat.
Nie sposób rozpatrywać kwestii tożsamości narodowej bez uwzględnienia aktualnych
tendencji społecznych i politycznych.
Globalizacja jest bardzo szerokim pojęciem. Stanford Encyclopedia of Philosophy w
odniesieniu do nauk społecznych wymienia jej kilka aspektów:
„Po pierwsze, współcześni badacze łączą globalizację z deterytorializacją, zgodnie z którą
coraz więcej różnorodnych aktywności społecznych odbywa się niezależnie od geograficznego
położenia uczestników. (…) Po drugie, nowi teoretycy widzą globalizację przez jej związek z rosnącą
społeczną łącznością poprzez geograficzne i polityczne granice. (…) Po trzecie globalizacja musi także
zawierać odniesienie do prędkości aktywności społecznych”4. Owoce globalizacji materializują się w
całej gamie sposobów: od wyposażenia lokalnego sklepu spożywczego po aktywność w wolnym
czasie. Wraz ze wzrostem unifikacji, rośnie też potrzeba odróżniania się. Stąd globalizm pociąga za
sobą proces o dokładnie przeciwnym kierunku – regionalizm.
„Tak jak region, regionalizm jest związany z konkretnym obszarem i jest on bardzo różnie
definiowany. W ujęciu tradycyjnym pod pojęciem regionalizmu rozumie się wszelką różnorodność,
traktowaną jako odmienność ludzi, ich wyglądu, zwyczajów i obyczajów, siedlisk, czyli tych cech,
które determinują określony typ kultury, najczęściej tej, która swymi korzeniami sięga daleko w
przeszłość. Tak więc w tradycyjnym rozumieniu regionalizm jest uwarunkowany historycznie i określa
takie tradycyjne cechy jak: ludowość, folklor, lokalność. Regionalizm jest niewątpliwie kategorią
aksjologiczną, która na przestrzeni wieków wykształciła determinanty regionu. W obecnych czasach,
wskutek działania procesów globalizacji, te tradycyjne determinanty ulegają pewnej modyfikacji oraz
zacieraniu”5.
Wydaje się, że dla wyjaśnienia specyfiki Śląska Opolskiego i identyfikacji mieszkańców
konieczne jest przedstawienie koncepcji Heimatu. Słowo to funkcjonuje tylko w języku niemieckim i
jest trudno przetłumaczalne, bo nie znaczy tyle co „ojczyzna” czy „kraj rodzinny”, czasem przekłada
się je jako „mała ojczyzna”. Niemieckie określenie ojczyzny to Vaterland. Heimat jest pojęciem silnie
zabarwionym emocjonalnie. Odnosi się do miejsca, gdzie człowiek „jest u siebie”, gdzie się wychował
i wszedł w dorosłość. Zasięg Heimat jest bardzo wąski – to tyle ile można objąć wzrokiem po wyjściu
na próg domu: „Tam gdzie się urodziłam to jes ojczyzna. Dla mie ojczyzna to jes miejsce urodzenia,
rodzina, smyntarz, to jes ojczyzna. W Popielowie już bym była obca. […] Ojczyzna moja – to ziemia
4 W. Scheuerman, Globalization [w:] The Stanford Encyclopedia of Philosophy, Stanford 2008.
5 S. Sala, Procesy globalizacji ich konsekwencje dla regionów, Bydgoszcz 2005, s.2.
307
droga, gdzie świeci słońce, gdzie poznałam Boga… jou umia po polsku! (śmiech)”6. To pojęcie
obejmuje nie tylko przestrzeń geograficzną, ale też ludzi, język, zwyczaje, normy… W skład śląskiego
Heimatu wchodzą krasnale ogrodowe, poezja Eichendorfa, często zamieniona na ludowe przyśpiewki,
gwara, kroszonki (zdobione jaja wielkanocne), czy żywe jeszcze wodzenie niedźwiedzia w zapusty, ale
także dwujęzyczne tablice i pomniki ofiar obu wojen światowych, czy pobrzmiewające na festynach
Heimatmelodie.
„Europa liczy obecnie czterdzieści trzy państwa, wkrótce może być o kilka więcej lub o kilka
mniej, a w wielu kwitnie polityczne kupczenie małą ojczyzną; Europa ma czterdzieści trzy państwa, a
w nich, hojnie licząc, może sto trzydzieści historycznie ukształtowanych regionów. Ile ojczyzn ma
Europa, ile ojczyzn Europa w ogóle dopuszcza? (…) Nieszczere są zapewnienia uznanych filantropów,
że cała ludzkość jest dla nich ojczyzną, a odświętna retoryka głosząca, że to sama Europa jest
największą małą ojczyzną Europejczyków, to zwykłe bzdury”7. Hasła wzywające do budowy Europy
ojczyzn, czy Europy regionów, zawierają w sobie genetycznie to napięcie wynikające z
równoczesnego dążenia do zjednoczenia i odróżnienia. Zaś jedność w różnorodności jest kruchą
jednością.
„Oni” – stereotypy: geneza, funkcje
„Dla uniknięcia nieporozumień, podkreślmy na samym początku, że obcym nie jest po prostu
nieznajomy: osoba, której nie znamy dobrze, nie znamy w ogóle czy o której nawet nie słyszeliśmy.
Właściwie lepiej pasowałoby tutaj przeciwstawne określenie: charakterystyczną cechą obcych jest to,
że są oni bardzo dobrze znani”8. Jeśli założyć, że świat społeczny składa się z „My” i „Oni”, to owi
„Oni” są potrzebni do określenia granic i charakterystyki „My”. Mary Douglas, antropolog społeczna,
wskazuje, że pielęgnowanie różnic jest tak trudne, gdyż często nie są one naturalne, a jednocześnie
wydaje się konieczne, by świat ludzi był możliwy do objęcia zrozumieniem9. Problem pojawia się,
kiedy ktoś należy jednocześnie do obu grup albo nie należy do żadnej. W interesującym mnie
kontekście można być Polakiem albo Niemcem, ale czy można być jednocześnie jednym i drugim? Jak
traktować tych, którzy określają się jako Ślązacy, ale nie poczuwają się do żadnego narodowego
„My”?
6 D. Berlińska, Mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim w poszukiwaniu tożsamości, Opole 1999, s. 276. 7 K. M. Gauss, Europejski alfabet, Wołowiec 2008, s.67. 8 Z. Bauman, Socjologia, Poznań 1996, s.61. 9 Tamże, s. 63.
308
Pewnym pomysłem na umiejscowienie tych „niezdecydowanych”, sprawiających problemy
kategoryzacyjne jednostek jest koncepcja A. Schűtza. Zaproponował, by określać dystans społeczny
za pomocą linii, której jeden koniec wyznacza „ja”. W zależności od bliskości i intensywności relacji
umieszczamy na niej ludzi. Będą to nasi współcześni. Naturalnie najbliżej znajdują się ci, których
znamy bezpośrednio, często spotykamy i wywierają na nas istotny wpływ, dalej są ci, których
spotykamy tylko w określonych okolicznościach (dentysta, wykładowca, kasjerka), ci, którzy
„występują tylko jako pewne typy ludzkie (starcy, Murzyni, Żydzi, Latynosi, bogacze, chuligani
futbolowi, żołnierze, biurokraci itd.)”10. Gdzieś jednak trzeba umieścić także przodków i potomnych.
„Istnieją dwa typy bliskości: duchowa i fizyczna, wcale jednak nie muszą się ze sobą pokrywać. (…)
Bliskość duchowa czy moralna wyraża się w naszej umiejętności (i chęci) doświadczenia wspólnoty
uczuć, która sprawia, że innych ludzi postrzegamy jako osoby nam podobne: mające własne cele i
prawo dążenia do nich, obdarzone podobnymi do naszych emocjami oraz podobną jak u nas
podatnością na przyjemność i ból”11. To właśnie ta bliskość duchowa jest siłą podtrzymującą jedność
grupy. Nie jest przy tym ważne, czy nasze postrzeganie swoich jako podobnych do siebie, a obcych
jako różnych, jest prawdziwe, co ładnie pokazuje eksperyment M. Sheriffa (1954) przeprowadzony na
dwóch nieróżniących się początkowo niczym grupach chłopców.
Z. Bauman wymienia cztery formy poradzenia sobie ze zbyt blisko podchodzącymi obcymi.
Pierwszą i najbardziej radykalną jest prześladowanie, którego celem jest fizyczne zniszczenie. Jednak,
jak mówi, zwykle ludzie decydują się na łagodniejsze rozwiązania, np. separacja terytorialna lub
duchowa (bądź obie) – co jest, jak łatwo zauważyć, drugim krańcem bliskości. Jeśli odgrodzenie jest
niemożliwe może dojść do różnego rodzaju segregacji (np. ze względu na ubiór, dzielnicę
zamieszkania), która opiera się na wykluczeniu. Za E. Goffmanem wskazuje wreszcie na obywatelską
obojętność, polegającą na zwyczajnym niedostrzeganiu obcych, na udawaniu, że nas nie interesują.
Jak pisze „znika denerwująca ciekawość innych, ale wraz z nią także i ich sympatia czy gotowość do
pomocy”12.
Stereotyp definiuje się po prostu jako schemat jakiejś grupy osób, jej charakterystykę. Jego
istotą jest wnioskowanie o cechach i przewidywanie zachowań na podstawie kryterium
przynależności do danej grupy. Współcześnie uważa się, że stereotypy generują nie tyle sądy, co
raczej hipotezy, które jednak często znajdują potwierdzenie, ze względu na ukierunkowanie
spostrzegania13.
10 Tamże, s. 46. 11 Tamże s. 46. 12 Tamże s. 75. 13 B. Weigl, Stereotypy i uprzedzenia etniczne u dzieci i młodzieży, Warszawa 1999.
309
Jedną z teorii próbujących wyjaśnić genezę stereotypów jest teoria kategoryzacji
społecznych. Odwołuje się ona do mechanizmu kategoryzacji jako naturalnej funkcji umysłu. Działa to
mniej więcej tak: spotykając nową osobę dostajemy garść informacji na jej temat. Przeszukujemy
swoje zasoby, by znaleźć schemat, do którego pasuje, a kiedy go znajdziemy wnioskujemy o dalszych
cechach, przypisujemy znaczenie zachowaniom i przewidujemy dalsze zachowanie.
H. Tajfel, psycholog, stwierdził, że kategoryzacja w połączeniu z zauważeniem zróżnicowania
pod względem jakiejś cechy prowadzi do dwojakich skutków: „(1) wzrostu spostrzeganych różnic
międzykategorialnych oraz (2) spadku spostrzeganych różnic wewnątrzkategorialnych”14. Oznacza to,
że „oni” są nie tylko inni niż „my”, ale też, że „oni wszyscy są tacy sami”. Kiedy ktoś z „nich”
zachowuje się inaczej, niż się spodziewamy, uznajemy to (bądź go) za wyjątek.
„Chlewiński, charakteryzując stereotypy, wymienia kilka cech, m.in.:
- poznawczy (a właściwie antypoznawczy) charakter stereotypu – ubóstwo treści, uproszczenie,
zamknięcie,
- silne zabarwienie afektywne (emocje stanowią rodzaj trwałego oznakowania treści kategorii),
- małą wariancję egzemplarzy w obrębie kategorii (…),
- subiektywną pewność, co do treści stereotypu,
- trwałość wynikającą z aktywnej obrony przed zmianą stereotypu.
Kurcz wskazuje na trzy podobne właściwości stereotypów: upraszczający charakter,
nadmierną generalizację treści oraz sztywność i odporność na zmiany” 15.
B. Weigl wymienia następujące funkcje stereotypów:
- są uproszczoną mapą świata społecznego,
- ekonomizują procesy poznawcze,
- służą do selekcji i redukcji nadmiaru informacji,
- pozwalają przewidywać zachowania obiektów reprezentowanych,
- uzupełniają deficyt informacji,
14 B. Wojciszke, Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2002. 15 B. Weigl, dz.cyt. s.13-17.
310
- pomagają w redukcji niepewności i dostarczaniu poczucia bezpieczeństwa,
- służą porównaniom społecznym,
- pomagają w usprawiedliwieniu siebie, własnej grupy społecznej, systemu społecznego.
Przegląd dotychczasowych badań:
B. Weigl przeprowadziła szereg badań dotyczących stereotypów i uprzedzeń u dzieci i
młodzieży. Przytoczę tu tylko kilka wyników16:
• Badanie opolskich siedmiolatków. Dzieci poproszono o ocenę kilku narodowości na czterech
wymiarach zły- dobry, leniwy- pracowity, kłamliwy- prawdomówny, brudny- czysty. Pod każdym
względem uczniowie istotnie wyżej oceniali Polaków niż Niemców.
• Badanie uczniów klas 1-4 szkół podstawowych zostało przeprowadzone tą samą metodą. Wyniki
były analogiczne. Badanie zostało przeprowadzone w Opolu.
• Badanie piętnastolatków ze szkół zawodowych z południowej Polski. Polecono im ustalić
kolejność osób różnej narodowości, z którymi chcieliby mieszkać podczas Zjazdu Młodzieży, a
następnie określić wielkość części pola namiotowego, jaką przyznaliby danej narodowości.
Uczniowie znacznie chętniej wybierali Polaka niż Niemca, przyznawali też Polakom średnio
prawie dwukrotnie większe terytorium niż Niemcom.
Wyniki tych badań nie są zaskakujące w świetle zaprezentowanych teorii, niemniej nie
uwzględniają takiego czynnika jak poczucie tożsamości narodowej, która – zwłaszcza na
Opolszczyźnie nie jest jednoznaczna.
D. Berlińska w latach 1990 i 1993 przeprowadziła badania dotyczące identyfikacji narodowej
oraz tożsamości etnicznej Ślązaków. W dużej mierze były to strukturalizowane wywiady. „Niemal 40%
Ślązaków deklarujących polską identyfikację ma współmałżonka pochodzącego z rodziny napływowej.
Opcję polską najczęściej deklarują ludzie młodzi do 40 roku życia (57,1%) z wykształceniem
zasadniczym lub średnim (65,7%), robotnicy wykwalifikowani lub pracownicy umysłowi, podczas gdy
niemiecką opcję deklarują przede wszystkim osoby powyżej 56 lat (72,2%) z wykształceniem
podstawowym lub zasadniczym, emeryci lub renciści. Nie zwiększyła się liczba Ślązaków
manifestujących niemiecką tożsamość. Może to być rezultatem utrzymujących się obaw przed
16 Tamże.
311
nietolerancją. Realistycznie można oceniać, że bazę społeczną ruchu mniejszości niemieckiej na
Śląsku Opolskim stanowi ok. 37-40% Ślązaków”17.
Wśród najstarszego pokolenia dominowała identyfikacja śląska: „Jou pedziała, jou ani nie
Niemcy, ani nie Polouki, jou jech jou i ferig Ślązacka”18. Młodsi mówią np. „Nie ukrywam, że ja czuję
się Ślązakiem. Ja nie czuję się Niemcem, bo obywatelstwo mam polskie i tutaj nie ma o czym mówić,
narodowość też mam polską. (…) Czuję się Polakiem, bo żyję w Polsce”19. Inną opcją jest unikanie
określeń narodowych i wskazywanie na proces jednoczenia Europy, jako coś, co ma sprawić, że taka
kategoryzacja jest, czy będzie w przyszłości, zbędna.
Pytania i hipotezy
Jak już zostało to zarysowane, przedmiot badania jest niejako dwuczęściowy. Jeden element
to poczucie tożsamości narodowej młodzieży wiejskiej na Śląsku Opolskim. Drugi to stereotyp Polaka
i Niemca, jaki się z tożsamością wiąże. Postawiłam cztery pytania:
1. Jak młodzież określa swoją tożsamość narodową?
2. Co wpływa na ich poczucie tożsamości narodowej?
3. Jaki jest stereotyp Polaka?
4. Jaki jest stereotyp Niemca?
Założyłam, że badani nie będą zgodni w określeniu swojej tożsamości narodowej i etnicznej.
Pojawią się osoby uważające się bądź wyłącznie za Polaków, Niemców, czy Ślązaków, oraz osoby,
których tożsamość jest mieszanką tych kategorii, a także takie, które określają się jednocześnie
dwoma lub trzema kategoriami.
Sądziłam, że na poczucie tożsamości ma wpływ rodzina, zwłaszcza rodzice. Zakładam, że
uczniowie, których rodzice należą do Mniejszości Niemieckiej, bądź pracują czy pracowali kiedyś w
Niemczech są bardziej skłonni do spostrzegania siebie w kategorii „Niemiec”. Zamierzałam też
kontrolować takie elementy jak posiadanie rodziny w Niemczech i używanie języka niemieckiego w
domu.
17 D. Berlińska, dz.cyt., s.327. 18 Tamże, s.305. 19 Tamże.
312
W odpowiedzi na ostatnie dwa pytania, sądziłam, że jest to uzależnione od identyfikacji
narodowej. Im bardziej ktoś czuje się Polakiem, tym wyższa jest jego ocena Polaków, a niższa
Niemców. I odwrotnie – im bardziej utożsamia się z Niemcami, tym korzystniejszy jest jego obraz
Niemców, a gorszy Polaków.
Metoda
Badanie zostało przeprowadzone w Publicznym Gimnazjum w Turawie w klasach 1-3.
Poprawnie wypełnionych kwestionariuszy otrzymałam 75. W niektórych arkuszach brakowało
pojedynczych odpowiedzi, co zostało naturalnie uwzględnione w obliczeniach. 27 uczniów było w
klasie pierwszej, 18 w drugiej i 30 w trzeciej. Wśród badanych było 36 chłopców (48%) i 39
dziewczyn.
Użyłam skonstruowanego przez siebie kwestionariusza składającego się z sześciu zadań.
1. Pierwsze zadanie dotyczyło poczucia tożsamości. Zastosowałam tu skalę milimetrową. Rolą
badanych było określenie swojej pozycji na trzech wymiarach: „Polak”- „nie-Polak”, „Niemiec”- „nie-
Niemiec”, „Ślązak”- „nie-Ślązak”. Chciałam w ten sposób uniknąć nieinterpretowalnego miejsca w
środku skali o końcach „Polak” – „Niemiec”, oraz dać badanym możliwość określenia się za pomocą
więcej niż jednej kategorii. Mieli możliwość określenia w jakim stopniu czują się Polakami, Niemcami i
Ślązakami. 0mm było przypisane krańcom „Polak”, „Niemiec” i „Ślązak”, a 100mm krańcom „nie-
Polak”, „nie-Niemiec” i „nie-Ślązak”. Dla ułatwienia analizy podzieliłam później skalę na odcinki, z
których istotne są dla mnie tylko dwa:
0-20mm „zdecydowanie” Polak/ Niemiec/ Ślązak
81-100mm „nie-Polak”/ „nie-Niemiec”/ „nie-Ślązak”
2. Kolejne zadanie – metodę zegarową - zaczerpnęłam z prac B. Weigl (1999). Jego celem jest
określenie dystansu społecznego. Uczniowie mieli przyznać miejsce na polu namiotowym koledze z
Niemiec. Pole ma kształt koła podzielonego na 12 części, w jednej zaznaczony jest namiot badanego.
W wersji oryginalnej maksymalny dystans wynosił 6, a minimalny 1. W trakcie badania okazało się, że
jest to zbyt wąska skala. Niektórzy uczniowie chcieli przyznać miejsce w swojej cząstce, a inni pytali,
czy mogą umieścić go poza polem. W związku z tym zdecydowałam się na rozszerzenie skali tak, że
gdy namiot kolegi znajdował się w miejscu badanego przyznawałam rangę 0, a gdy poza polem 7.
313
3. i 4. Dwa zadania poświęciłam opisowi odpowiednio „przeciętnego Polaka” i „przeciętnego
Niemca”. Użyłam dziesięciostopniowej skali opartej na dyferencjale semantycznym. Skala zawierała
30 pozycji.
5. Pytania metryczki dotyczyły przynależności rodziców do Mniejszości Niemieckiej, pracy
rodziców w Niemczech, rodziny w Niemczech i używania języka niemieckiego w domu. Celem było
określenie ewentualnych korelatów poczucia niemieckiej tożsamości narodowej.
6. W kolejnym zadaniu pytałam uczniów o elementy decydujące o przynależności jednostki
do danego narodu. Chciałam się dowiedzieć, czy i jak rozumieją bycie Polakiem, Niemcem etc.
Charakterystyka wyników
Skala Polak (n=71)
Większość uczniów (62%, 44 osoby) określa się zdecydowanie jako Polacy. Średnia w tej
grupie to 3mm, podczas gdy wśród wszystkich badanych średnia wynosi 23mm. Tylko 6 uczniów (8%)
określa się jako „nie-Polak”.
Skala Niemiec (n=70)
48 uczniów (69%) określa się jako „nie-Niemcy”, 3 uczniów - zdecydowanie jako Niemcy.
Średnia to 81mm. Identyfikacja niemiecka koreluje z przynależnością rodziców do Mniejszości
Niemieckiej (r=-0,47, p<0,05) – w grupie uczniów, których żadne z rodziców nie należy do MN średnia
na skali niemieckiej identyfikacji wyniosła 92mm, w grupie uczniów, których oboje rodziców należy
do MN średnia wyniosła 54mm.
Skala Ślązak (n=71)
25 uczniów (35%) uznaje się zdecydowanie za Ślązaków. Jednocześnie 28 ich kolegów (39%)
opisuje się jako „nie-Ślązacy”. Średnia wynosi 52mm. Poczucie tożsamości śląskiej koreluje z
przynależnością rodziców do MN (r=-0,46, p<0,05). Jest wyższe w grupie uczniów, których oboje
rodziców należy do MN – średnia 17mm, niż w grupie, gdzie tylko jedno z rodziców należy do MN –
średnia 39mm i u dużo wyższe niż u tych osób, których żadne z rodziców nie należy do MN – średnia
66mm. Podobnie jest z pracą rodziców w Niemczech, choć tu korelacja jest dużo słabsza: r=-0,25,
p<0,05.
314
6 uczniów określiło się jako Polacy „na 0 mm”, a na skalach niemieckiego i śląskiego poczucia
tożsamości wybrali dokładnie przeciwny biegun – 100mm (w obrębie czerwonego kółka na wykresie).
Jedna osoba zaznaczyła kraniec „0 mm” na wszystkich trzech skalach, czyli określiła się jednocześnie
jako Polak, Niemiec i Ślązak (żółte kółko). Pozostali opisywali się za pomocą różnych kombinacji
dwóch lub trzech tożsamości, zwykle z dominującą polską. W zielonym kółku znalazły się osoby, które
opisały się jako zdecydowanie Polacy i Ślązacy, ale jako „nie-Niemcy”. Jedna osoba (czarne kółko) na
wszystkich trzech skalach zaznaczyła mniej więcej środek (kolejno 49, 48, 47mm).
Dystans
Jak już wspomniałam, rozszerzyłam skalę zaproponowaną przez B. Weigl o możliwość
przyznania koledze z Niemiec w swojej cząstce, co zrobiło 5 badanych oraz o możliwość wyrzucenia
go poza obszar pola namiotowego, co wykorzystało 3 uczniów. Najwięcej, bo 31 osób (41%)
zakwaterowało go tuż obok siebie, a 17% w cząstce oddalonej o 1. 15% ulokowało kolegę w
najbardziej oddalonej cząstce w obrębie pola.
315
Uczniowie, którzy mają jednego lub oboje rodziców w Mniejszości Niemieckiej kwaterowali
kolegę Niemca bliżej swojej cząstki niż badani, których rodzice nie należą do MN (r=-0,26, p=0,05).
Wielkość dystansu wiązała się też z częstością używania języka niemieckiego w domu. Osoby, w
których domu nigdy nie mówi się po niemiecku wyznaczały średni dystans wielkości 3,8 (n=30). Bliżej,
bo średnio w odległości 2,18 sytuowali kolegę uczniowie, w których domach język niemiecki pojawia
się tylko przy odwiedzinach gości z Niemiec. Badani, którzy czasami w domu mówią po niemiecku,
przyznawali miejsce w średniej odległości 1,42 (n=24). Czterech uczniów, w których domach język
niemiecki pojawia się często kwaterowali kolegę w średniej odległości 1.
W tym kontekście interesujące jest, co zdaniem młodzieży decyduje o przynależności do
danego narodu. Wymienię odpowiedzi, grupując je w wiązki i zaczynając od najczęstszych:
- miejsce urodzenia, pochodzenie, pochodzenie rodziny,
- język,
- kultura,
- obyczaje, tradycje,
- miejsce zamieszkania,
Dystans
316
- poczucie,
- związek z krajem, uczucia do kraju, regionu, obywatelstwo, stosunek do narodu,
- wychowanie, poglądy, porozumienie,
- zachowanie, charakter,
- ludzie, z którymi się przebywa,
- miejsce wychowania,
- ubiór.
Zauważmy, że są to elementy, które zdaniem teoretyków składają się raczej na tożsamość
etniczną niż narodową. Pozwala to na traktowanie obu tych kategorii jako odmian poczucia
przynależności grupowej.
Uczniowie generalnie chętniej przypisywali Polakom cechy pozytywne, a Niemcom
negatywne. Wyjątki stanowiły odpowiedzialność i elegancja, które w większym stopniu przypisywali
Niemcom, nie były to jednak wielkości statystycznie istotne. Uważali natomiast „przeciętnego
Polaka” za istotnie bardziej altruistycznego i serdecznego niż „przeciętnego Niemca” w życiu
społecznym. Jeśli chodzi o funkcjonowanie intelektualne mieli Polaków za bardziej ciekawych,
sprawnych i wynalazczych. Sądzą też, że Niemcy są mniej odważni i zrównoważeni niż Polacy.
Uczniowie, którzy uważają się za „zdecydowanych Polaków” (n=44) mają zdecydowanie
lepsze mniemanie o swoich rodakach niż o Niemcach w każdym wymiarze funkcjonowania. W sferze
społecznej wyłania się obraz Niemca jako gruboskórnego, zamkniętego drania (niegodny zaufania,
chciwy, nieufny), pyszałkowatego i raczej odpychającego w porównaniu z Polakami. Częściej określają
ich jako tchórzliwych i lekkomyślnych. W aspekcie intelektualnym uważają, że przeciętny Niemiec jest
mniej ambitny, znudzony, nieporadny, tępy i roztrzepany. Przypisują im większą
nieodpowiedzialność, brak energii, lenistwo i brak umiejętności. Przypuszczalnie nie jest to
charakterystyka kogoś, z kim chętnie by się spotkali i współpracowali.
Uczniowie, którzy określili się za pomocą krańca skali „Ślązak” 80-100mm mają podobnie
negatywne wyobrażenie o Niemcach.
Dla uczniów, którzy opisali się jako „zdecydowani Ślązacy” (n=25) Polacy nie różnią się
drastycznie od Niemców. Test wykazał trzy cechy, dla których różnice średnich były istotne. „Ślązacy”
317
uważają przeciętnego Polaka za mniej aktywnego, mniej eleganckiego i bardziej roztargnionego od
przeciętnego Niemca.
Analizę stereotypów w oczach „zdecydowanych Niemców” pominęłam ze względu na
niewielką liczebność grupy.
Zakończenie
Kiedy zabierałam się za to badanie, Tata podsunął mi artykuł Warszawa wie lepiej - Ślązaków
nie ma (zob. bibliografia). Tytuł zainteresował mnie znacznie bardziej niż treść. To prawda, że na
mapie politycznej Europy pomiędzy Republiką Federalną Niemiec a Rzeczpospolitą Polską, nie
znajdziemy niczego, co moglibyśmy nazwać Śląskiem. I zupełnie nie chodzi o to, żeby było. Ludzie
żyją, mieszkają, myślą i czują niezależnie od podziałów politycznych oraz wytycznych
administracyjnych. Jak napisałam we wstępie, Opolszczyzna jest specyficznym regionem. W 1998
roku wśród argumentów przemawiających za utworzeniem oddzielnego województwa (zamiast
połączonego ze śląskim lub dolnośląskim) pojawiły się głosy, że opolskie wytworzyło szczególny
klimat tolerancji: mieszkają tu Polacy, Czesi i Niemcy, katolicy, protestanci, Kresowiacy, tubylcy…
Zdaje się, że potrzeba bardzo niewiele, żeby wprowadzić podziały – wystarczy mówić „My” i „Oni”,
„nasza ziemia” i „ich język”. Ale przecież tych granic nie można przeprowadzić w przestrzeni: nie
można powiedzieć, że ta wioska jest polska, a tamta niemiecka, że w tym domu mieszka rodzina
polska, w tamtym niemiecka, a w innym śląska. Badania D. Berlińskiej i moje pokazują, że czasem ta
granica biegnie gdzieś wewnątrz człowieka, który jest jednocześnie Polakiem, Niemcem i Ślązakiem.
Większość uczniów przyznaje się do posiadania krewnych w Niemczech, rodzice większości z
nich pracują lub pracowali w tym kraju. Pojawia się więc pytanie, czy ma to związek z tak
negatywnym obrazem Niemców w oczach młodzieży i przede wszystkim, w jaki sposób ten obraz
rzutuje na codzienne funkcjonowanie obu grup. Oczywiście, może być tak, że kategorie narodowe nie
mają żadnego znaczenia, jako twory sztuczne. Jednak takie wybory jak to, której drużynie kibicuję,
czy w jakich barwach flagę wieszam, są demonstracjami przynależności narodowej. Stąd niepokojące
są wypowiedzi uczniów: „Niymcy są daremne” kontra „Deutschland über alles”. Są one co prawda
uzasadnione w świetle koncepcji Z. Baumana, która mówi o potrzebie odróżnienia i wywyższenia
swojej grupy. Niemniej to, że są uzasadnione, czy nawet naturalne nie oznacza, że takie postawy są
pożądane. Historia pokazuje, że uznanie czyjejś niższości jest jednym z pierwszych kroków jego
odczłowieczenia.
318
Bibliografia
Bauman Z., Socjologia, Poznań 1996.
Berlińska D., Mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim w poszukiwaniu tożsamości, Opole 1999.
Gauss K.M., Europejski alfabet, Wołowiec 2008.
Weigl B., Stereotypy i uprzedzenia etniczne u dzieci i młodzieży, Warszawa 1999.
Wojciszke B., Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2002.
Netografia
Chandra K, What is ethnic identity and does it matter?, New York 2005,
http://www.nyu.edu/gsas/dept/politics/faculty/chandra/ars2005.pdf , 06.06.2009.
Kedourie E. Nationalism, Londyn 1985,
http://books.google.com/books?id=kloVAAAAIAAJ&printsec=frontcover&hl=pl, 05.06.2009.
Sala S. Procesy globalizacji ich konsekwencje dla regionów, Bydgoszcz 2005,
http://www.paek.ukw.edu.pl/wydaw/vol12/sala2005.pdf, 05.06.2009.
Scheuerman W. Globalization, [w:] Edward N. Zalta (red.), The Stanford Encyclopedia of Philosophy
(Fall 2008 Edition), http://plato.stanford.edu/archives/fall2008/entries/globalization/, 06.06.2009.
Smith A., National identity, Londyn 1993
http://books.google.com/books?id=bEAJbHBlXR8C&printsec=frontcover&hl=pl, 06.06.2009.
http://www.dziennikarze-
wedrowni.org/index.php?option=com_content&view=article&id=11:warszawa-wie-lepiej-slazakow-
nie-ma&catid=1:lewa-szpalta, 06.06.2009.
319
Przemysław Dudziński
pillowbookworm@gmail.com
„Poe jest całkiem pop”. Uwarunkowania kulturowe twórczości filmowej na przykładzie Rogera
Cormana
Tym co mnie interesowało był film. Nie tylko jako sztuka,
ale też jako ekscytująca forma robienia pieniędzy.
Roger Corman
Widz filmowy może dziś nie wiedzieć, kim jest Roger Corman, ale z dużym prawdopodobieństwem
zna jego twarz. Corman pojawia się bowiem niezwykle często w ramach tzw. występów cameo, grając
trzecioplanowe krótkie role – pokazuje swoją kostyczną twarz, wygłasza kilka zdań
charakterystycznym głosem i znika. Możemy go dojrzeć, wymaga to jednakże pewnego skupienia
uwagi, w takich filmach jak Ojciec chrzestny II (The Godfather: Part II 1974), Skowyt (The Howling
1981), Worek na zwłoki (Body Bags 1993; w filmie tym jako aktorzy pojawiają się też inni znani
reżyserzy horrorów: John Carpenter, Tobe Hooper, Wes Craven, Sam Raimi), Milczenie owiec (Silence
of The Lambs 1991), Filadelfia (Philadelphia 1993), Apollo 13 (1995), Krzyk 3 (Scream 3 2000), czy
w końcu Looney Tunes znowu w akcji (Looney Tunes: Back in Action 2003). Obsadzanie Cormana
w tych niewielkich rolach to typowy przykład właściwego kinu postmodernistycznemu podwójnego
kodowania – znaczenie pierwszej warstwy jest mniej istotne, gdyż role Cormana są epizodami bez
większego wpływu na fabułę. Jednak w drugiej warstwie, skierowanej do „wtajemniczonych” widzów,
świadomych, kogo oglądają – ojca chrzestnego karier twórców tych filmów i człowieka w dużej mierze
odpowiedzialnego za kształt współczesnego kina amerykańskiego – rozpoznanie niesie radość
zrozumienia kodowania, odkrycia aluzji ukrytej w filmie, aluzji autoreferencyjnej, odnoszącej się
do pozadiegetycznego świata historii filmu. Istotny jest też fakt, że Corman osadzany jest najczęściej
w rolach osób dzierżących – w ten czy inny sposób – władzę, „zarządzających” rzeczywistością: w Ojcu
chrzestnym II wciela się w senatora, w Milczeniu owiec – w jednego z dyrektorów FBI, w Apollo 13 –
kongresmana. W Krzyku 3 i Looney Tunes znowu w akcji jego postaci związane są bezpośrednio
ze światem filmu, gra odpowiednio: producenta wykonawczego i reżysera. Pojawienia się, jakkolwiek
migawkowe, w filmach F.F. Coppoli czy R. Howarda nie są przypadkowe, a raczej są rodzajem ukrytego
hołdu dla Cormana, a jednocześnie nostalgicznym wspomnieniem początków kariery tych reżyserów,
320
które odbyły się pod auspicjami człowieka, którego niegdyś zwykło się nazywać „papieżem filmów
klasy B”. Kim jednak jest Roger Corman i dlaczego Hollywood ma wobec niego dług wdzięczności?
Urodzony 5 kwietnia 1926 roku Corman studiował inżynierię w Stanford. Już w bardzo młodym
wieku podjął pierwsze próby zaczepienia się w przemyśle filmowym – rozpoczął od posady gońca
w wytwórni 20th Century Fox. Dużo później, sam będąc już na szczycie, wyznawał filozofię każącą mu
zmuszać swoich wychowanków do uczenia się wszystkiego praktycznie od zera, od najprostszych,
upokarzających prac. Korzystając z rządowego stypendium dla byłych żołnierzy, zmienił profil
wykształcenia i odbył kurs literatury angielskiej na uniwersytecie w Oxfordzie, ujawniając i kształtując
cechy, które zapewniły mu później sukces w branży: elastyczność, umiejętność przystosowania się
do sytuacji, otwartość na wyzwania i nowe doświadczenia. Po powrocie z Europy otrzymał posadę
story analyst – zajmował się czytaniem scenariuszy i zatwierdzaniem ich do ewentualnej produkcji.
Nabierając wprawy w rozumieniu zasad rządzących produkcją filmową, Corman znalazł się
we właściwym miejscu o właściwym czasie. Kiedy jego ambicja pchnęła go do stworzenia pierwszego
własnego scenariusza, zamiast tylko przeglądania cudzych, w amerykańskim przemyśle filmowym
rozpoczynał się kryzys, który miał zapoczątkować wielkie zmiany, a Corman miał się stać ich
katalizatorem.
W połowie lat 50. wielkie amerykańskie studia filmowe stanęły w obliczu dwóch zagrożeń dla
swojej pozycji. Z jednej strony uderzyły w nie antymonopolowe postanowienia Sądu Najwyższego20,
z drugiej – dotychczasowa publiczność masowo opuszczała kina zaabsorbowana rozpowszechniającą
się telewizją, która zastąpiła kino w funkcji codziennej rozrywki. Z 21 tys. kin w USA ponad 7 tys.
zamknięto przed końcem lat 50. Stosunek kosztów dużych produkcji do zysków stawał się coraz
bardziej niekorzystny, a giganty były zbyt powolne i nieelastyczne, aby odnaleźć się w sytuacji zbyt
szybkich zmian. Potrzebna była oddolna rewolucja, studio, w którym decyzje podejmowałoby małe
grono osób o dużym wyczuciu rynku, pozbawione zbędnej biurokracji i zachowawczości, zdolne
do podjęcia ryzyka, choćby z tego powodu, że niemające w zasadzie nic do stracenia. Firmą, która
miała podjąć się tej roli okazało się, stworzone przez Samuela Z. Arkoffa i Jamesa H. Nicholsona
w 1955 roku, American International Pictures.
Podczas gdy duże studia powiększały budżety prestiżowych produkcji klasy A, próbując odzyskać
widownię utraconą na rzecz telewizji, i produkowały coraz mniej filmów klasy B o mniejszym budżecie
i dużo mniejszych ambicjach, Arkoff i Nicholson rozumieli, że liczy się niekoniecznie jakość, ale raczej
ilość i przyjęli „strategię zapchajdziury”, upatrując swojej szansy w niszy zwolnionej właśnie przez
większe firmy – niszy kinowej pulpy. Żeby jednak wykorzystać szansę, którą dojrzeli na rynku, Arkoff
20 Postanowienie to, wydane w 1949 roku, zakazywało powszechnie do tej pory stosowanej praktyki znanej jako block bloking, tj. sprzedaży wiązanej filmów klasy A i B. Prócz tego zakazano studiom filmowym posiadania własnej sieci kin. Miało to wpływ na daleko idące zmiany w strategiach rynkowych wielkiej ósemki.
321
i Nicholson potrzebowali filmów, które mogliby sprzedać, którymi mogliby zapchać dziurę. I w tym
momencie mieli szczęście trafić na Rogera Cormana.
AIP podjęło się dystrybucji filmu na podstawie scenariusza Cormana o tematyce wyścigów
samochodowych: Szybcy i wściekli (The Fast and the Furious 1955). Współpraca ta rozpoczyna długi
ciąg dość nietypowych umów zawieranych przez Cormana i jego współpracowników. Film został
wypożyczony przez Arkoffa i Nicholsona bez żadnej opłaty na okres 30 dni. Wynagrodzeniem miało
być finansowanie trzech kolejnych produkcji Cormana o budżetach do 60 tys. dolarów. W tym czasie
przeciętny film hollywoodzki kosztował około stukrotnie więcej. Również ilość dni zdjęciowych
przewidzianych na nakręcenie filmu dla AIP przyprawiłaby przeciętnego reżysera o zawrót głowy.
Cormanowski Sklepik z horrorami (Little shop of horrors 1960) powstał w dwa dni i jedną noc, Bucket
of blood (1959) w pięć dni, przeciętnie było to jednak około 10 dni, co Corman uznawał za pewien
nadmiar. Anegdota mówi o pewnym ówczesnym wywiadzie, w którym Corman stwierdził, że jest
w stanie nakręcić film w budce telefonicznej, po kosztach nieprzekraczających kosztów połączenia
i skończyć go w czasie jednego, trzyminutowego impulsu telefonicznego.
Corman okazał się idealnym wykonawcą strategii AIP: filmy mają powstawać szybko, tanio i bez
przejmowania się zbędnymi szczegółami – film i tak nie ma pozostać w pamięci widza po seansie, ma
go jedynie bawić w trakcie. Jednocześnie Corman, Arkoff i Nicholson odkryli widownię dotąd
ignorowaną przez Hollywood – nastolatków. A był to okres pierwszego tak gwałtownego konfliktu
pokoleń w Ameryce, powstania subkultury teenagers, na wzór której miały wyrastać późniejsze
o dekadę ruchy kontrkulturowe. Słuszna strategia AIP zakładała, że telewizja w domowym zaciszu nie
jest medium atrakcyjnym dla nastolatków, którzy próbują się uwolnić od domowych ograniczeń,
spotykać się i bawić we własnym gronie. Przestrzenią, w której mogli to robić okazały się być kina,
zwłaszcza popularne na prowincji kina typu drive-in. Dla tej widowni wyświetlany film był często
pretekstem: nie interesowały ich skomplikowane, trudne do śledzenia fabuły, gdyż poza oglądaniem
mieli też inne plany. Popularność horrorów w tym okresie, wśród takiej publiczności dyktowana była
prostym faktem, że na takim filmie łatwo poprzytulać się z przestraszoną dziewczyną.
W tym okresie Corman regularnie udowadniał, że żadne wyzwanie nie jest za trudne, ale też
że nie ma czegoś takiego jak gorsze gatunki. Interesowało go wszystko, co mogło choć na moment
przyciągnąć uwagę młodocianego widza: potwory o milionie oczu (The Beast with a Million Eyes
1955), krwiożercze kraby (Attack of the Crab Monsters 1957), satelity (War of the satellites 1958),
gangsterzy (Machine-Gun Kelly 1958), kobiety-osy (The Wasp Woman 1960), kobiety z bagien (Swamp
Women 1955), kobiety walczące z morskimi potworami (The Saga of the Viking Women and Their
Voyage to the Waters of the Great Sea Serpent 1957) i ostatnie kobiety na Ziemi (Last Woman on
Earth 1960). Ta lista to tylko część dorobku reżyserskiego i producenckiego Cormana. Wspomniany
film War of Satellites jest świetnym przykładem wyczucia rynku i błyskawicznych reakcji Cormana.
322
W tempie nieosiągalnym dla dużych studiów nakręcił on go tuż po wystrzeleniu przez ZSRR
pierwszego sztucznego satelity Sputnik 1. Początek wyścigu kosmicznego był dla niego znakomitą
i darmową kampanią reklamową.
Filmy z tego okresu przynosiły niewielkie, ale stałe dochody, a koszta były minimalne.
Najważniejszym kapitałem, jaki gromadził Corman, były jednak umiejętności zarządzania planem
filmowym. Zamiast płacić swoim współpracownikom, proponował im różnego rodzaju szemrane
umowy, pozwalał realizować własne projekty. Bezwzględnie rozliczał aktorów z każdego dnia
zdjęciowego, jaki byli mu winni. Kręcił na dekoracjach pozostałych po większych produkcjach,
a czasem takich, które zostały zwolnione na dzień lub dwa w trakcie powstawania innego filmu. Sam
tytuł jego autobiografii mówi wszystko, co trzeba wiedzieć na temat tego, co Corman uznaje
za najważniejsze w swojej karierze: Jak zrobiłem sto filmów w Hollywood i nie straciłem ani grosza21.
Będąc świadomym podejścia widowni do swoich filmów i mając cały czas na uwadze mieszczenie
się w zastraszająco niskich budżetach Corman bez większych ambicji i skrupułów realizował formułę
kina eksploatacji (expoitation). On sam w filmie dokumentalnym Schlock! – The Secret History Of
American Movies (2001) stwierdza, że nie istnieje dobra definicja tej formuły – eksploatowane
są w tych filmach zarówno tematy, jak i widownia. Andrzej Kołodyński podkreśla cynizm tego typu
produkcji22, sięgających po tematy modne i starających się zdobyć niezaspokojone do tej pory nisze
wśród publiczności. W latach 50. były to nastolatki, kilkanaście lat później przyszła pora
na mieszkańców murzyńskich gett. Eksploatacji ulega również kanon gatunkowy – fabuły bardzo często
konstruowane są ze znanych i ogranych klisz gatunkowych, co czasem daje zupełnie nonsensowne
efekty. Ale to niewysublimowane fabuły przyciągały widzów do kin drive-in, a później do grindhouse
(to właśnie w takich przybytkach kino eksploatacji znajdywało swoje miejsce przed nastaniem ery
video). Jednocześnie kino eksploatacji stanowiło ciemne odbicie kina głównego nurtu. Wykorzystywało
jego schematy i często ustanowioną przez nie popularność gatunków, a jednocześnie pokazywało
to wszystko, co nie mogło się znaleźć w filmach klasy A z powodu obowiązującego wówczas Kodeksu
Haysa: seks, przemoc, narkotyki. U początków kariery Cormana wielkim zainteresowaniem cieszyły się
horrory oraz filmy science-fiction. Status tych drugich wyznaczyły takie produkcje jak Zakazana Planeta
(Forbidden Planet 1956) czy Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (The Day the Earth Stood Still
1951).
Rafał Syska przyznaje Cormanowi jedną z wiodących ról w przygotowaniu przemian
amerykańskiego kina gatunków, koncentrując się zwłaszcza na sposobach prezentacji przemocy23.
Rzeczywiście już w latach 50. Corman nie tylko wykorzystywał modne trendy, ale też tworzył nowe,
21 R. Corman, How I Made A Hundred Movies In Hollywood And Never Lost A Dime, Cambridge 1998. 22 A. Kołodyński, Roger Corman – zwycięska dynamika kiczu, [w:] Ł. Plesnar, R. Syska (red.) , Mistrzowie kina amerykańskiego. Klasycy, Kraków 2006, s. 431. 23 R. Syska, Film i przemoc. Sposoby obrazowania przemocy w kinie, Kraków 2003, s. 81-82.
323
które dopiero dekadę później miały znaleźć swoje miejsce w filmach głównego nurtu i zmienić je
na zawsze. Filmy gangsterskie Cormana – takie jak I, Mobster (1958), Machine-Gun Kelly (1958), czy
późniejsza Masakra w dniu św. Walentego (The St. Valentine’s Day Massacre 1967) – wyprzedziły
przełomowy24 Bonnie i Clyde (Bonnie and Clyde 1967), którego scenarzystą był, współpracujący
wcześniej z Cormanem, Robert Towne i Ojca Chrzestnego (The Godfather 1971). Podobna sztuka
udała się reżyserowi, gdy skończywszy wraz z Grobowcem Ligei cykl Poe’owski, zaczął tworzyć
produkcje wykorzystujące motywy kontrkulturowe. Jego Dzikie Anioły (The Wild Angels 1966)
zapowiedziały Swobodnego Jeźdźca (Easy Rider 1969). W obu zagrał zresztą Peter Fonda. Z kolei The
Trip (1967), którego scenariusz napisał Jack Nicholson, z niespotykaną dotąd swobodą traktował
o kulturze narkotykowej, a konkretnie o najgłośniejszym narkotyku dekady – LSD.
Jednak wraz z końcem dekady kariera reżyserska Cormana dobiegała końca. Duże interwencje
poczynione przez AIP w ostateczne wersje The Trip, a przede wszystkim Gas-s-s-s (1970) zniechęciły
go do dalszej pracy dla wytwórni. Gas-s-s-s może być traktowany jako cormanowski film maudit, ale
także jako jego swoiste i ironiczne pożegnanie z tematami, które dotychczas poruszał: od świata
postapokaliptycznego, poprzez młodzieżową rebelię, aż po Edgara Allana Poe (podróżującego przez
ogarnięty szaleństwem świat na motorze z krukiem na ramieniu i Lenorą za plecami) i jego twórczość,
za pomocą której bohater metaforyzuje obserwowaną rzeczywistość. Swoją eklektyczną i szaloną
karierę próbował więc podsumować Corman w równie eklektycznym i szalonym filmie, któremu
najbliżej być może ze wszystkich jego dzieł do filmu autorskiego. A przynajmniej tak by być mogło,
gdyby nie drastyczne zmiany wprowadzone wbrew jego woli.
Gas-s-s zakończył więc współpracę Cormana z AIP, a kolejny film, Von Richthofen and Brown
(1971), był ostatnim, jaki Corman wyreżyserował do 1990 roku, kiedy to powstała, dość nieudana
i kompletnie nietrafiająca w ówczesne gusta, trawestacja klasycznej historii Mary Wollstonecraft
Shelley Frankenstein wyzwolony (Frankenstein Unbound 1990), oparta na powieści Briana Aldisa,
krzyżującej historię pisarki i fabułę przez nią stworzoną z wątkami science-fiction. W pewnym sensie
przyznać należy, że Corman wycofał się z reżyserii w odpowiednim momencie. Kino eksploatacji,
którego był niekoronowanym królem i które przez lata utożsamiane wręcz będzie z jego nazwiskiem
powoli umierało. Tematy, które poruszało przeniknęły w wyniku przemian społecznych i zniesienia
kodeksu Haysa, do kina głównego nurtu. Widzowie nie mieli już powodów do sięgania po tego typu
produkcje. Jak na ironię, do przemian, które spowodowały jego upadek samo kino eksploatacji
przyczyniło się w wymiernym stopniu.
Dziedzictwo Cormana nie polega jednak wyłącznie na tym. Przez całe dwie dekady swojej pracy
dla AIP Corman wykształcił rzesze pracowników przemysłu filmowego dając im twardą, ale dobrą
24 Tamże, 89-101.
324
szkołę. Wielu z jego uczniów znacznie przerosło swego mistrza, stając się największymi prominentami
amerykańskiego kina. F.F. Coppola w zamian za przemontowanie i przygotowanie nowych dialogów
do filmu opartego o radziecką produkcję Nebo Zovyot (1960) – w wyniku tych działań powstała dość
kuriozalna i raczej niespójna Bitwa wśród gwiazd (Battle Beyond the Sun 1980) – oraz pracę na planie
Strachu (The Terror 1963) otrzymał szansę wyreżyserowania swojego debiutu Obłęd (Dementia 13
1963). Po premierze Drakuli (Bram Stoker’s Dracula 1992) Coppola stwierdził, że jedną z jego inspiracji
były utrzymane w klimacie gotyckiej grozy filmy Cormana25. Corman bez zastanowienia wykorzystał
sukces swojego ucznia, produkując przynajmniej dwa filmy wykorzystujące sukces Drakuli: Młody
Drakula (Dracula Rising 1993) i Królowa szczurów (Bram Stoker’s Burial of the Rats’ 1995). Podobne
jak Coppola zadanie otrzymał od AIP Woody Allen. Zakupiony przez AIP Japoński film akcji Kokusai
himitsu keisatsu: Kagi no kagi (1965) otrzymał napisane przez niego dialogi, niemające nic wspólnego
z oryginalną fabułą, i został przetworzony na absurdalną komedię zatytułowaną Jak się masz
koteczku? (What’s Up, Tiger Lily? 1966).
Martin Scorsese, który również jako student zafascynowany był siłą obrazów Cormana powstałych
na podstawie Poe’go, swój film pełnometrażowy Wagon towarowy Bertha (Boxcar Bertha 1972)
nakręcił pod auspicjami Cormana. I tylko rada mentora, jakim był dla niego wówczas John Cassavetes,
przestrzegająca go przed utkwieniem w światku kina eksploatacji spowodowała, że rok później
powstały Ulice nędzy (Mean streets 1973). Jako asystent Cormana od wszelkiej „czarnej roboty”
na planie Dzikich aniołów zaczął swoją karierę Peter Bogdanovich. Jego Żywe tarcze (Targets 1968) –
film, który zwrócił na Bogdanovicha powszechną uwagę – powstały w wyniku umowy z Cormanem,
zgodnie z którą młody reżyser miał wykorzystać w filmie przynajmniej 20 minut materiału
zaczerpniętego z filmu Strach. Kilka miesięcy wcześniej Bogdanovich reżyserował dla Cormana Voyage
to the Planet of Prehistoric Women (1968).
Wśród wychowanków Cormana znajdują się też: Peter Fonda, James Cameron, Joe Dante, Denis
Hopper, Jonathan Demme, Sylvester Stallone oraz wielu innych reżyserów, producentów i aktorów,
którym przyszło się cieszyć dużo większymi sukcesami niż jemu samemu. Część z nich dostała się pod
skrzydła Cormana w jego okresie producenckim. Zrezygnowawszy bowiem z reżyserii, nie odszedł on
bynajmniej od świata filmu. W latach 1970-1973 zawiadywał własną wytwórnią New World Pictures.
Następnie przyszła pora na Concorde – New Horizonts. Choć można powiedzieć, że obie te firmy
utrzymywały, choć w zmienionych warunkach rynkowych, ducha AIP, produkując tanie i tandetne filmy
często podpinające się pod sukcesy dużych produkcji, to jednak działalność Cormana miała też drugi
tor. Odpowiedzialny był on za sprowadzenie do USA szeregu arcydzieł kina europejskiego, których nikt
25 B. Gray, Roger Corman: Blood-Sucking Vampires, Flesh-Eating Cockroaches, and Driller Killers, Cambridge 2003, s. 248.
325
inny nie chciał tam dystrybuować. Na liście tych filmów znajdują się między innymi: Szepty i krzyki
(Viskningar och rop 1972) oraz Jesienna sonata (Höstsonaten 1978) Ingmara Bergmana, Amarcord
(1973) Federico Felliniego, Miłość Adeli H. (L’Histoire d’Adèle H. 1975) Françoisa Truffauta, Dersu Uzala
(1975) Akiry Kurosawy, Fitzcarraldo (1982) Wernera Herzoga. List z podziękowaniami od Ingmara
Bergmana za tę współpracę zajmuje do dziś centralne miejsce na ścianie gabinetu Cormana.
Zapasy energii Cormana do dziś wydają się niewyczerpane. Wyprodukowawszy ponad 300 filmów
nadal bierze czynny udział w pracach nad kolejnymi. Duże hollywoodzkie produkcje szukają dziś
inspiracji w jego dawnych obrazach. Seria Szybcy i wściekli26 jest luźną reinterpretacją jego filmu.
W 2008 roku Paul William Scott Anderson nakręcił remake wyprodukowanego przez Cormana
Wyścigu śmierci 2000 (Death Race 2000 1975). W tym momencie historia zatoczyła ironiczne koło,
gdyż film Andersona stał się ofiarą praktyki stosowanej przez małą wytwórnię Asylum, polegającej
na produkcji taniego filmu bezwstydnie podszywającego się pod dużą produkcję, czyli tzw.
mockbustera. W ten sposób widzowie mieli, jakże wątpliwą, przyjemność zobaczyć Death Racers
(2008).
Status twórczości E.A. Poe w kulturze amerykańskiej jako kontekst cyklu Cormana
Pod koniec lat 50. AIP, dla którego pracował wówczas Corman, wypracowało następującą
strategię produkcji i dystrybucji: powstawały dwa czarno-białe filmy, horrory lub science-fiction, każdy
w ciągu 10 dni, które następnie sprzedawano jako double feature. Corman, chcąc pracować w 1960
roku nad większa produkcją, zrezygnował z kolejnego takiego projektu, w zamian proponując
Jamesowi Nicholsowi i Samuelowi Arkoffowi nakręcenie filmu w kolorze w ciągu piętnastu dni
z podwójnym budżetem. Przekonanie studia wymagało wysiłku, ponieważ żaden film AIP nie miał
nigdy budżetu rzędu 200 tys. dolarów (ostatecznie kwota ta urosła do prawie 300 tys. ze względu
na gażę Vincenta Price’a).
Film ten otwiera specyficzny, wyróżniający się rozdział w twórczości reżysera. W literaturze
przedmiotu brak całkowitego konsensusu na temat tego, jakie filmy uznać za część tego cyklu.
Najczęściej przyjmuje się osiem produkcji: Upadek domu Usherów (The Fall of the House of Usher
1960), Studnia i wahadło (Pit and the Pendulum 1961), Opowieści niesamowite (Tales of Terror 1962),
Przedwczesny pogrzeb (The Premature Burial 1962), Nawiedzony pałac (The Haunted Palace 1963),
Kruk (The Raven 1963), Maska Czerwonego Moru (The Masque of the Red Death 1964), Grobowiec
26 Seria składa się jak dotąd z czterech filmów: Szybcy i wściekli (The Fast and the Furious 2001), Szybcy i Wściekli 2: Za Szybcy, Za Wściekli (2 Fast 2 Furious 2003), Szybcy i wściekli: Tokio Drift (The Fast and the Furious: Tokyo Drift 2006), Szybko i wściekle (Fast & Furious 2009).
326
Ligei (The Tomb of Ligeia 1965). Jednak ostateczne zaliczenie do cyklu filmu Nawiedzony pałac
wydaje się być więcej niż problematyczne. Choć charakteryzuje go identyczny styl, to jedynie tytuł
filmu wywodzi się z twórczości Poe’ego, scenariusz zaś oparty jest na motywach twórczości innego
amerykańskiego pisarza grozy: Howarda Phillipsa Lovecrafta, konkretnie na jego mikropowieści
Przypadek Charlesa Dextera Warda.
Kiedy szefowie AIP wyrazili swe wątpliwości, czy rzeczywiście film oparty na opowiadaniu Upadek
domu Usherów zyska popularność wśród widowni złożonej głównie z nastolatków, Corman
odpowiedział im jakoby: „Ależ dzieciaki uwielbiają Poe’ego!”. Wyczucie targetu27 jak zwykle Cormana
nie zawiodło – bezbłędnie rozpoznał rytmy popkultury, a jego otwierający cykl film był w zasadzie
skazany na sukces. Możliwe to było dzięki bardzo specyficznemu statusowi, jaki ma twórczość Poe’ego
w kulturze amerykańskiej, a poprzez nią, przynajmniej obecnie, w popkulturze globalnej.
Mark Neimeyer, pisząc na ten temat, nazywa Poe’ego „ulubionym synem kultury popularnej”28.
Pisarz jest oczywiście i przede wszystkim zapoznawany przez amerykańskie nastolatki jako autor
tekstów będących przedmiotem zajęć szkolnych. Wydaje się jednak, że udało mu się uniknąć
zaszufladkowania, jakie często dotyka np. klasyków literatury polskiej, których dzieła stały się
lekturami szkolnymi, a jednocześnie synonimami literackiej skamieliny. Neimeyer pokazuje, że Poe
trafia wszędzie: jest na znaczkach pocztowych i na okładce płyty Beatlesów, nawiązują do niego
seriale animowane i reklamy. Istnieje nawet piwo o nazwie Raven (ang. Kruk) reklamowane plakatem
przedstawiającym ciemnowłosą kobietę składającą róże na autentycznym grobie poety w Baltimore.
Hasło głosi: „Wiem, że jesteś w otchłani. A może Kruka? Piwo Kruk. Jego smak to poezja”29. Istnieją
koszulki z Poe’em, budziki, podkładki pod myszki, długopisy, magnesy na lodówkę. Choć praktyka
handlu takimi gadżetami jest częsta w przypadku gwiazd filmowych, zarówno obecnych, jak i dawnych
– dotyczy to np. Ch. Chaplina czy M. Monroe – to Poe jest chyba jedynym literatem, którego dotyka
to w takim stopniu, którego twarz jest rozpoznawalna dla milionów. Uznanie dla Poe’ego wyraził też
rząd amerykański: zwodowany w 1998 roku trałowiec ochrzczono mianem U.S.S. Raven.
Neimeyer opisuje też inną ciekawą tendencję w postrzeganiu Poe’ego jako symbolu literatury
z „ludzką twarzą”, artysty jednocześnie wyrafinowanego, ale nie nazbyt trudnego, którego można
potraktować „za pan brat” – emblematu, to określenie Neimeyera „intelektualnej kultury
popularnej”30. Tendencje te wyrażają nagrody przyznawane przez Mystery Writers of America, czyli
27 Takiego, zaczerpniętego z marketingu, terminu wypada chyba użyć mówiąc o reżyserze i producencie charakteryzującym się ekonomicznym sposobem myślenia o swoich pracach, jakim niewątpliwie jest Corman. 28 M. Neimeyer, Poe and popular culture, [w:] K.J. Hayes (ed.), The Cambridge Companion to Edgar Allan Poe, Cambridge 2002, s. 205. 29 „I Know You’re in the Pits. How about a Raven? Raven Beer, The Taste is Poetic” (tłum. wł.). Użyte tu angielskie słowo „pits” oznacza otchłań piekielną, ale też stan depresji, ciężkiego przygnębienia. Jednocześnie odsyła też odbiorcę sloganu do tytułu opowiadania Poego Pit and the Pendulum (Studnia i wahadło). 30 M. Neimeyer, Poe... dz.cyt., s. 206.
327
Edgar Allan Poe Awards potocznie zwane często Edgarami, czy użycie portretów i karykatur Poe’ego
(oczywiście w towarzystwie kruka) w takich miejscach jak okładka The Complete Idiot’s Guide
to American Literature, czy kolumna New York Timesa zawierająca recenzje najnowszych książek.
Pokazuje to jasno, że Poe stał się, sam w sobie i w połączeniu ze swoją twórczością, łatwo
rozpoznawalną ikoną – żadne z tych przedstawień nie jest podpisane i nie ma takiej potrzeby –
czytelnik zaabsorbował już tyle podobnych przedstawień, że z łatwością rozpozna mistrza grozy. Drugą
stroną tego trendu jest użycie Poe’ego jako emblematu w procesie autoprezentacji. Jakkolwiek
to oceniać, osoba popijająca kawę z kubka z portretem Poe’ego oczekuje rozpoznania jako wielbiciel
literatury i ogólnie mówiąc osoba kulturalna, i tak zwykle zapewne jest rozpoznawana. Oczywiście
należy tu pamiętać o faktorze ironii w tym swoistym flircie z popkulturą.
Istnieje szereg potencjalnych, zapewne łączących się, przyczyn zajęcia przez Poe’ego tego
konkretnego miejsca w kulturze popularnej. Przede wszystkim, jego, odpowiednio ubarwiony, życiorys
sam w sobie jest już sensacyjny, co wykorzystał choćby twórca powieści kryminalno-historycznej Cień
Poego31 M. Pearl. Poe miał problemy z alkoholem, choć zapewne nie tak wielkie, jak dziś zwykło się
uznawać. Jego okazyjne kontakty z laudanum – wówczas dość powszechnie stosowanym
i pozbawionym raczej odium, jakie współcześnie otacza opiaty – bywają dziś postrzegane jako ciężka
narkomania. Gdyby Poe żył w naszych czasach, budziłby zapewne podobne emocje jak gwiazdy rocka.
Do tego otacza go aura poète maudit, powstała zapewne z przemieszania w kulturowej świadomości
samego autora i narratorów jego opowieści. Już w 70 lat po śmierci Poe’ego tak pisał o nim Howard
Phillips Lovecraft, który zresztą sam miał się stać ikoną amerykańskiej literatury grozy: „Umysł Poe’ego
zawsze był blisko przerażenia i rozkładu; w każdym opowiadaniu, poemacie czy dialogu filozoficznym,
dostrzegamy pełne napięcia pragnienie zaczerpnięcia z otwartych studni nocy, przebicia zasłon
śmierci, panowania w fantazjach jako władca przerażających tajemnic czasu i przestrzeni”32.
Już wówczas na przecięciu życia i twórczości Poe’ego rodzi się jego, tak mroczna, jak i pobudzająca
wyobraźnię kolejnych pokoleń, legenda. M. Neimeyer sugeruje również, że Poe w zasadzie
od początku był pisarzem masowym, jak być może żaden z jemu współczesnych. Taki zresztą był jego
cel33.
Cormanowski cykl można w zarysowanym tu kontekście rozpatrywać z dwóch perspektyw.
Z jednej strony legenda Poe’ego była warunkiem możliwości jego powstania w ramach kina
eksploatacji. Dzieciaki musiały „kochać Poe’ego”, żeby wybrać się na Upadek Domu Usherów i kolejne
filmy. Z drugiej strony jest ten cykl oczywiście elementem budującym narastającą przez lata
popularność Poe’ego w popkulturze, i to bardzo istotnym elementem. Kino niezwykle szybko sięgnęło
31 M. Pearl, Cień Poego, Kraków 2006. 32 H.P. Lovecrat, Nadnaturalny horror w literaturze, Warszawa 2000, s. 47. 33 M. Neimeyer, Poe ... dz.cyt., s. 208.
328
do Poe’ego i dziś, pomijając produkcje telewizyjne, istnieje ponad setka adaptacji jego twórczości lub
filmów opartych, zwykle luźno, na jego biografii – taki jest np. powstały w 1909 roku Edgar Allen Poe
D.W. Griffitha. Bywa też, że dwa wspomniane porządki są mieszane. Tak jest np. w wypadku,
przedstawianych jako dokumentalne, filmów: Edgar Allan Poe: Terror of the Soul (1995) i Edgar Allan
Poe: Visionar des Unwirklichen (1999).
Era popularności filmowego horroru w latach 30. przyniosła szereg filmów nawiązujących, czasem
bardzo swobodnie do dzieł Poe’ego, co ekstrapolowało podejście do materiału Cormana i jego
scenarzystów. Najważniejsze przykłady to Black Cat (1934) i Raven (1935), na potrzeby których
połączyli swoje siły aktorskie Bela Lugosi i Boris Karloff. Ten drugi film jest szczególnie ciekawy – nie
tylko ze względu na to, że Karloff powrócić miał jeszcze do Kruka w 1963 r. wraz ekipą Cormana, ale
też dlatego, że jest on swoistą metawypowiedzią o odbiorze i popularności samego Poe’ego. Jeden
z bohaterów – dr Richard Vollin (Bela Lugosi) – jest entuzjastą twórczości poety, widzimy go nawet
recytującego Kruka, i z niej czerpie inspirację do stworzenia wymyślnych narzędzi tortur.
Jednak to właśnie cormanowski cykl i szerzej: wszystkie 11 filmów odwołujących się do Poe’ego,
a w których wystąpił Vincent Price, są jednymi z najpowszechniej kojarzonych z adaptacji Poe’ego.
„Trudno jest nawet dziś nie myśleć o Price’ie, kiedy ktoś wspomina Poe’ego”34. Rzeczywiście,
to głównie dzięki tym filmom Price mógł powiedzieć: „Czasem czuję się, jakbym uosabiał mroczną
nieświadomość całej rasy ludzkiej. Wiem, że to chore, ale uwielbiam to!”35. Powiązanie
Price`a z twórczością Poe’ego w oczach publiki było zapewne impulsem do powstania filmu An Evening
Of Edgar Allen Poe (1972), w którym aktor przed publicznością w studio dokonuje interpretacji czterech
opowiadań Poe’ego: Serce – oskarżycielem, Sfinks, Beczka Amontillada oraz Studnia i wahadło.
Poe i jego twórczość znajdują swoje miejsce w różnych obiegach kultury; sfamiliaryzowany przez
odbiorców już w młodym wieku, najczęściej poprzez adaptację, a nie kontakt z oryginałem, staje się –
zarówno w latach 60., jak i obecnie – atrakcyjnym obiektem eksploatacji. On sam zapewne
zadowolony byłby z tego stanu rzeczy, skoro np. Kruka planował jako „Poemat, który miał zaspokajać
zarówno gusta szerokiej publiki, jak i krytyków”36. Wokół skomplikowanych i poplątanych obiegów
Poe’ego w kulturze popularnej możemy nawet mówić o tworze, który Neimeyer określa mianem
meta-popkultury – struktury łączącej na podobieństwo sieci pierwotną twórczość autora, jego
biografię, kolejne adaptacje i nawiązania. Kolejne zaś odwołania i przywołania, cytaty i adaptacje
należy rozważać w odniesieniu do całego tego kompleksu oraz specyficznego statusu oczywistości
kulturowej, jaki on wytwarza.
34 R. Haydock, Poe, Corman and Price: A Tale of Terrors, [w:] P. Haining (ed.), Edgar Allan Poe Scrapbook, New York 1977, s. 135. 35 M. Whitehead, Roger Corman, Vermont 2003, s. 52. 36 E.A. Poe, The Philosophy of Composition, http://xroads.virginia.edu/~HYPER/poe/composition.html, 20.03.2009.
329
Podsumowanie
Nakreślona sytuacja pozwala nam we właściwy sposób spojrzeć na proces adaptacyjny, jakiemu
Corman poddał utwory Edgara Allana Poe. Jego celem w żadnym momencie nie była wierność
oryginałom, która jest najczęściej rozpatrywaną cechą adaptacji. Twórczość amerykańskiego mistrza
grozy została przez Cormana potraktowana raczej jako swoisty magazyn motywów znalezionych,
powszechnie rozpoznawalnych tropów, które uległy przetworzeniu i reinterpretacji przez pryzmat
psychoanalizy na potrzeby czysto rozrywkowego kina eksploatacji. Oczywiście, z drugiej strony, na cykl
składają się jedne z najbardziej ambitnych filmów reżysera. Opieranie się na twórczości
Poe’go pozwoliło więc Cormanowi spełnić po części swoje ambicje twórcze.
Brian McFarlane, w swoim studium na temat metodologii badań nad adaptacją, pisze:
„interpretacje i pamięć źródłowej powieści są silnymi elementami, które determinują filmową
intertekstualność”37. W wypadku cyklu sytuacja intertekstualna jest dość skomplikowana. Można
na tym polu wyróżnić kilka korpusów pozostających ze sobą we wzajemnych relacjach. Pierwszy z nich
to teksty samego Poe’ego połączone ze sobą na poziomie formy, ale też poprzez serię obsesyjnie
powracających motywów, takich jak obraz kobiety czy pogrzebanie żywcem. Drugi korpus to same
filmy Cormana swobodnie czerpiące z pierwszego i dokonujące jego odczytu poprzez psychoanalizę.
Jednocześnie filmy te z pełną świadomością powielają, a przez to ironizują na temat klisz horroru jako
gatunku. Corman umieszcza, zwłaszcza w pomniejszych filmach, odwołania do poprzednich.
Koronnym przykładem jest tu parodystyczny wręcz Kruk.
Drugi korpus ulegał odczytaniu przez korpus trzeci – ówczesnych uczestników kultury popularnej,
do których Corman kierował swoje filmy, tj. teenagers, którzy zapełniali ówczesne prowincjonalne
kina. Widzowie ci znali korpus pierwszy i odczuwali niewątpliwie jego atrakcyjność. Corman mógł też
z pewnością liczyć, że znają na wylot korpus drugi i jego kontekst, czyli kino eksploatacji i ówczesny
horror filmowy. Z tego wynikało niewątpliwie specyficzne użycie postaci granych przez Price’a,
którego twarz kojarzył każdy ówczesny widz filmów grozy. Również psychoanalityczny klucz, który
zastosował reżyser nie był zamierzony jedynie na wywołanie sensacji – np. przez sugestię kazirodczych
związków (Upadek domu Usherów, Opowieści niesamowite) czy atrakcyjność związaną z nowym,
podszytym seksem, odczytaniem klasyka literatury. W latach, o których mowa, psychoanaliza sama
staje się już trwałą częścią popkultury38, jej podstawowe założenia stają się powszechnie znane,
a więc można je uznać za kolejny pomost między drugim a trzecim korpusem. Jeden z najważniejszych
mechanizmów odbioru filmu opartego na tekście literackim, a więc „mechanizm dokonywania
37 B. McFarlane, Tło, problemy i nowe propozycje, tlum. S. Sikora, „Kwartalnik Filmowy”, 1999, nr 26-27, s. 23. 38 Por. Z. Rosińska, Obecność psychoanalizy w kulturze, http://kronos.org.pl/index.php?23275,382&-PHPSESSID=637eb4e4f24dbaaf416c2ee2fec32f73, 26.03.2009.
330
porównań między książką a filmem”39, miał w wypadku teenagers specyficzny kształt, niemożliwy
do odtworzenia bez uwzględnienia wzajemnych relacji pomiędzy tymi trzema korpusami.
Niewątpliwie bowiem cormanowski cykl „nie jest świadectwem rzeczywistego, indywidualnego aktu
lektury, lecz świadectwem jej wirtualnego typu, lektury określonej zbiorowości w określonym miejscu
i czasie”40 i to właśnie czyni go interesującym dla badacza kultury. Opisując intertekstualne konteksty
i miejsce kulturowe cormanowskiego cyklu, da się jeszcze wyróżnić korpus czwarty, do którego
przyjdzie nam wrócić za chwilę.
Istotną cechą łączącą cormanowskie adaptacje Poe’ego jest przesycenie „osobliwymi
rozwiązaniami wizualnymi (które – jako samoistne „atrakcje” – rozrzedzają płynność narracji)”41.
Zgodnie z twierdzeniem Konrada Klejsy, jest to cecha wszystkich prawie filmów Cormana, wynikająca
z jednej strony z jego zamiłowania do eksperymentów operatorskich, z drugiej – ze strategii tworzenia
scen atrakcyjnych, przykuwających uwagę właśnie w danym momencie, nawet kosztem ciągłości akcji,
której wielu z ówczesnych widzów nie śledziło z uwagą charakterystyczną dla współczesnego
filmoznawcy. Należy też przyznać, że akurat w cyklu eksperymenty te są niezwykle trafione i,
w połączeniu z niezwykłą kolorystyką i mis-en-scène, stają się ekwiwalentem stylu narracji Poe’ego.
Taka metoda pozwala nam umieścić Cormana w grupie reżyserów adaptacji, którą Waldemar Frąc
określa, nawiązując do klasycznego podziału A. Bazina, mianem „wierzących w kino” (w opozycji
do „wierzących w literaturę”). Postawa tych twórców „polega na przesunięciu zasadniczego akcentu
twórczego na kreację filmową. W efekcie powstaje nowe, autonomiczne w stosunku do pierwowzoru
dzieło […]. Twórczy zamysł przyjmuje tu charakter głębokiej przebudowy dzieła”42 .
Czy więc filmy Cormana są udanym efektem „twórczej zdrady”, dzięki którym dzieło wkracza
we wciąż nowe sytuacje komunikacyjne, zdobywa nowych odbiorców, podejmuje z nimi kolejne
dialogi i gry?43 Odpowiedzi na to pytanie nie ułatwia fakt, że cykl może też być potraktowany jako
realizacja formuły gry adaptacyjnej. Termin ten proponuje Joanna Kuźnicka. Uwzględniając fakt,
że badaczka zajmuje się kinem współczesnym i z tego zasobu czerpie przykłady, spróbujmy zestawić
filmy Cormana z proponowaną przez nią kategorią. Według Kuźnickiej „gra adaptacyjna powstaje
na bazie istniejących tekstów kultury, ale bez zobowiązań wobec autora, pierwowzoru, za to wobec
współczesności”44, a „obraz stworzony przez kopie [takiego określenia używa autorka wobec
wytworów gier adaptacyjnych – przypis P.D.] jest obrazem funkcjonującym w zbiorowej
39 A. Helman, Twórcza zdrada. Filmowe adaptacje literatury, Poznań 1998, s. 15. 40 Tamże, s. 12. 41 K. Klejsa, Filmowe oblicza kontestacji. Kino Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej wobec kultury protestu przełomu lat 60. i 70., Warszawa 2008, s. 161. 42 W. Frąc, Uwierzyć w kino. Refleksje wokól adaptacji filmowej Solaris Stanislawa Lema, [w:] „Kwartalnik Filmowy”, 1999, nr 26-27, s. 124. 43 A. Helman, Twórcza... dz.cyt., s. 18. 44 J. Kuźnicka, Gry adaptacyjne we współczesnym kinie, Piotrków Trybunalski 2003, s. 55.
331
świadomości”45. Tak rozumiane gry adaptacyjne to jeden z wyznaczników kina postmodernistycznego.
Ponieważ jednak opis Kuźnickiej wyjątkowo dobrze oddaje metody Cormana, można postrzegać
w jego filmach protoformę współczesnych gier adaptacyjnych. Protoformę, która mogła powstać
jedynie w specyficznych warunkach produkcji kina eksploatacji, których efekty zwielokrotniane były
przez metody samego Cormana.
Z drugiej strony współczesna sytuacja postmodernistycznego wyczerpania, na której opiera się
opisywana przez Kuźnicką dominacja kopii nad oryginałem, jest wynikiem procesu, do którego
w jakimś stopniu przyczynił się Corman i jego filmy. Dowodem na to niech będzie cytowane już
stwierdzenie Haydocka o powiązaniu wizerunku Vincenta Price’a z twórczością Poe’ego. Jeśli więc
Corman brał udział w procesie „usztuczniania” rzeczywistości, to termin „twórcza zdrada” możemy tu
rozumieć dwojako. Nie tylko w znaczeniu zaproponowanym przez Helman, ale też bardziej literalnie.
W takim ujęciu Corman dokonał brutalnego rabunku na owym magazynie wątków, jakim była
twórczość Poe’ego, przywłaszczył je sobie, a jego twórczość stała się nieuniknionym kontekstem
rozpatrywania statusów oryginałów w kulturze.
Sama seryjność cyklu, wielokrotna redundancja wątków w jego ramach, po części inspirowana
tendencją do powtarzalności samego Poe’ego, zbliża filmy Cormana do gier adaptacyjnych
w rozumieniu Kuźnickiej, w ramach których „powstaje ogromna ilość tekstów typu: kopia, pastisz,
remake, sequel”46. To właśnie w kinowym żywiole Cormana – kinie klasy B (i niżej) – ta tendencja
do powtarzalności ma swoje źródło i to tam udowodniła swój komercyjny potencjał, by później stać
się uznanym zabiegiem artystycznym. Piotr Stasiewicz ujmuje ten proces w następujący sposób:
„W ciągu dwudziestu lat poprzedzających Ojca chrzestnego 2 nakręcono natomiast setki sequeli
tanich horrorów (słynęła z tego przede wszystkim legendarna wytwórnia Rogera Cormana, w której
kręcono filmy w kilka dni), w większości kompletnie już zapomnianych”47. I choć badacz popełnia tu
pewne nadużycie – Corman jako reżyser nigdy nie nakręcił filmu, który można by określić mianem
sequelu48, takie praktyki nie były też uprawiane w AIP (które to właśnie Stasiewicz prawdopodobnie
określa jako „wytwórnię Rogera Cormana”) – to jednak oddaje cesarzowi, co cesarskie. Gdyż
to właśnie metody eksploatacji danego tematu – aż do kompletnego wyczerpania zainteresowania
nim – i stawiania na familiarność wątków, fabuł i postaci były powszechnie wdrażane przez Cormana,
a ich wpływ, choćby przez osobiste kontakty w ramach „szkoły Cormana”, na późniejszych twórców
amerykańskich jest nie do przecenienia.
45 Tamże. 46 Tamże, s. 54. 47 P. Stasiewicz, Seryjność w horrorze filmowym, [w:] A. Kisielewska (red.), Między powtórzeniem a innowacją. Seryjność w kulturze, Kraków 2004, s. 145. 48 Por. J. Twardosz, Sequel, [w:] R. Syska (red.), Słownik filmu, Kraków 2005, s. 164.
332
W tym miejscu należy jeszcze powrócić do czwartego korpusu kontekstowego cyklu Cormana
powstałego współcześnie – w epoce postwideo – a powiązanego na różne sposoby ze wszystkimi
pozostałymi. Dla jego narodzin warunkiem koniecznym były kolejne zmiany sposobów dystrybucji:
najpierw forma kaset video, potem płyt DVD, obecnie legalny i nielegalny obieg filmów w Internecie.
Powstała w ten sposób sytuacja nieprzewidziana ani przez Cormana49, ani zapewne przez nikogo
w latach 60., w której praktycznie cały historyczny dorobek filmowy jest dostępny na zawołanie
i natychmiast, a do tego oglądany w zupełnie inny sposób niż w czasach świetności AIP – przede
wszystkim z większą uwagą. Ten współczesny korpus charakteryzuje się znajomością historii kina,
a do tego pewną postmodernistyczną nostalgią za czasami jego „niewinności” i niewątpliwie po części
nakłada się na zjawisko opisane przez Andrzeja Pitrusa w książce Kino kultu (Pitrus zresztą wymienia
twórczość Cormana jako jedno ze źródeł omawianej przez siebie tendencji50). Filmy Cormana, dzięki
swej bombastycznej estetyce i silnym tendencjom campowym, stają się obiektami swoistego kultu, ich
odbiór uwarunkowany jest dziś założeniami estetyki so bad… it`s good. Współczesne „szczury
z filmoteki” odkrywają je ponownie na śmietniku–archiwum, jakim stała się dziś historia X muzy i robią
z nimi to, co współczesny człowiek umie najlepiej – bawią się nimi. Bawią się w dekonstrukcję,
dokonują swoistego filmowego recyclingu. Ci archeolodzy popkultury „próbują na nowo przełamać
ramy tradycyjnej historii kina i pokazać ogromną liczbę filmów odrzuconych”51.
W ostatnich akapitach swojej autobiografii Roger Corman stwierdza, że być może najbardziej
osobistym jego filmem jest Creature from the Haunted Sea (1961). Corman ceni sobie zwłaszcza
przewrotne zakończenie, filmu, w którym potwór – jedno z tych gumowych monstrów, które twórcy
filmowi zwykli uśmiercać „ogniem, prądem, wodą czy czymkolwiek”52 – zwycięża, zabijając wszystkich
ludzkich protagonistów, i zasiada na skrzyni ze skarbem. Współcześnie dane nam jest udać się
na wyprawę do mulistego dna kultury i odkryć, że naszym skarbem jest potwór – filmy takie jak cykl
Cormana. „I to jest właśnie to. Potwór zwycięża”53.
Zwycięstwo to jest zresztą druzgocące. Już po zakończeniu pracy nad niniejszym tekstem, podano
do wiadomości, że Roger Corman zostanie nagrodzony Oscarem za całokształt twórczości.
Bibliografia
Burszta W., Sekuła E. (red.), Kiczosfery współczesności, Warszawa 2008.
Corman R., How I Made A Hundred Movies In Hollywood And Never Lost A Dime, Cambridge 1998.
49 R. Corman, How I Made A Hundred Movies In Hollywood And Never Lost A Dime, Cambridge 1998, s. 82. 50 A. Pitrus, Kino kultu, Kraków 1998, s. 9. 51 P. Wasiak, So bad… it’s good – obcowanie z filmowym kiczem, [w:] W. Burszta, E. Sekuła (red.), Kiczosfery współczesności, Warszawa 2008, s. 179. 52 R. Corman, How... dz.cyt., s. 237. 53 Tamże.
333
Frąc W., Uwierzyć w kino. Refleksje wokół adaptacji filmowej Solaris Stanisława Lema, „Kwartalnik
Filmowy”, 1999, nr 26-27.
Gray B., Roger Corman: Blood-Sucking Vampires, Flesh-Eating Cockroaches, and Driller Killers,
Cambridge 2003.
Haining P. (red.), Edgar Allan Poe Scrapbook, New York 1977.
Hayes K.J. (red.), The Cambridge Companion to Edgar Allan Poe, Cambridge 2002.
Haydock R., Poe, Corman and Price: A Tale of Terrors, [w:] Haining P. (red.), Edgar Allan Poe
Scrapbook, New York 1977.
Helman A., Twórcza zdrada. Filmowe adaptacje literatury, Poznań 1998.
Klejsa K., Filmowe oblicza kontestacji. Kino Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej wobec kultury
protestu przełomu lat 60. i 70., Warszawa 2008.
Kołodyński A., Roger Corman – zwycięska dynamika kiczu, [w:] Plesnar Ł., Syska R. (red.), Mistrzowie
kina amerykańskiego. Klasycy, Kraków 2006.
Kuźnicka J., Gry adaptacyjne we współczesnym kinie, Piotrków Trybunalski 2003.
Lovecraft H.P., Nadnaturalny horror w literaturze, Warszawa 2000.
McFarlane B., Tło, problemy i nowe propozycje, „Kwartalnik Filmowy”, 1999, nr 26-27.
Kisielewska A. (red.), Między powtórzeniem a innowacją. Seryjność w kulturze, Kraków 2004.
Neimeyer M., Poe and popular culture, [w:] Hayes K.J. (red.), The Cambridge Companion to Edgar
Allan Poe, Cambridge 2002.
Pitrus A., Kino kultu, Kraków 1998.
Plesnar Ł., Syska R. (red.), Mistrzowie kina amerykańskiego. Klasycy, Kraków 2006.
Twardosz J., Sequel, [w:] Syska R. (red.), Słownik filmu, Kraków 2005.
Stasiewicz P., Seryjność w horrorze filmowym, [w:] Kisielewska A. (red.), Między powtórzeniem
a innowacją. Seryjność w kulturze, Kraków 2004.
Syska R., Film i przemoc. Sposoby obrazowania przemocy w kinie, Kraków 2003.
Wasiak P., So bad… it’s good – obcowanie z filmowym kiczem, [w:] Burszta W., Sekuła E. (red.),
Kiczosfery współczesności, Warszawa 2008.
Whitehead M., Roger Corman, Vermont 2003.
Netografia
Poe E.A., The Philosophy of Composition, http://xroads.virginia.edu/~HYPER/poe/composition.html,
20.03.2009.
334
Rosińska Z., Obecność psychoanalizy w kulturze, http://kronos.org.pl/index.php?23275,382-
&PHPSESSID=637eb4e4f24dbaaf416c2ee2fec32f73, 26.03.2009.
Filmografia Amarcord, reż. F. Fellini, 1973.
An Evening Of Edgar Allen Poe, reż. K. Johnson, 1972.
Apollo 13, reż. Ron Howard, 1995.
Attack of the Crab Monsters, reż. R. Corman, 1957.
Beast with a Million Eyes, The, reż. D. Kramarsky, R. Corman [niewymieniony w czołówce], 1955.
Bitwa wśród gwiazd (Battle Beyond the Sun), reż. F.F. Coppola, 1980.
Bonnie i Clyde (Bonnie and Clyde), reż. A. Penn, 1967.
Bucket of blood, reż. R. Corman, 1959.
Creature from the Haunted Sea, reż. R. Corman, 1961.
Czarny kot (Black Cat), reż. E.G. Ulmer, 1934.
Dersu Uzala, reż. A. Kurosawa, 1975.
Drakula (Bram Stoker’s Dracula), reż. F.F. Coppola, 1992.
Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (The Day the Earth Stood Still), reż. R. Wise, 1951.
Dzikie Anioły (The Wild Angels), reż. R. Corman, 1966.
Edar Allen Poe, reż. D.W. Griffith, 1909.
Edgar Allan Poe: Terror of the Soul, reż. J. Chopra, K. Thomas, 1995.
Edgar Allan Poe: Visionar des Unwirklichen, reż. M. Uhlig, 1999.
Filadelfia (Philadelphia), reż. J. Demme, 1993.
Fitzcarraldo, reż. W. Herzog, 1982.
Frankenstein wyzwolony (Frankenstein Unbound), reż. R. Corman, 1990.
Gas-s-s-s, reż. R. Corman, 1970.
Grobowiec Ligei (The Tomb of Ligeia), reż. R. Corman, 1965.
I, Mobster, reż. R. Corman, 1958.
Jak się masz koteczku? (What’s Up, Tiger Lily?), reż. W. Allen, S. Taniguchi, 1966.
Jesienna sonata (Höstsonaten), reż. I. Bergman, 1978.
Kobieta–Pszczoła (The Wasp Woman), reż. R. Corman, J. Hill, 1960.
Kokusai himitsu keisatsu: Kagi no kagi, reż. S. Taniguchi, 1965.
Królowa szczurów (Bram Stoker’s Burial of the Rats), reż. D. Golden, 1995.
Kruk (The Raven), reż. L. Landers, 1935.
Kruk (The Raven), reż. R. Corman, 1963.
335
Krzyk 3 (Scream 3), reż. W. Craven, 2000.
Looney Tunes znowu w akcji (Looney Tunes: Back in Action), reż. J. Dante, 2003.
Machine-Gun Kelly, reż. R. Corman, 1958.
Masakra w dniu św. Walentego (The St. Valentine’s Day Massacre), reż. R. Corman, 1967.
Maska Czerwonego Moru (The Masque of the Red Death), reż. R. Corman, 1964.
Milczenie owiec (Silence of The Lambs), reż. J. Demme, 1991.
Miłość Adeli H. (L’Histoire d’Adèle H.), reż. F. Truffaut, 1975.
Młody Drakula (Dracula Rising), reż. F. Gallo, 1993.
Nawiedzony pałac (The Haunted Palace), reż. R. Corman, 1963.
Nebo Zovyot, reż. M. Karzhukov, A. Kozyr, 1960.
Obłęd (Dementia 13), reż. F.F. Coppola, 1963.
Ojca Chrzestny (The Godfather), reż. F.F. Coppola, 1971.
Ojciec Chrzestny II (The Godfather: Part II), reż. F.F. Coppola, 1974.
Opowieści niesamowite (Tales of Terror), reż. R. Corman, 1962.
Ostatnia kobieta na Ziemi (Last Woman on Earth), reż. R. Corman, 1960.
Przedwczesny pogrzeb (The Premature Burial), reż. R. Corman, 1962.
Saga of the Viking Women and Their Voyage to the Waters of the Great Sea Serpent, The , reż. R.
Corman, 1957.
Schlock! – The Secret History Of American Movies, reż. R. Greene, 2001.
Sklepik z horrorami (Little Shop of Horrors), reż. R. Corman, 1960.
Skowyt (The Howling), reż. J. Dante, 1981.
Strach (The Terror), reż. R. Corman i in., 1963.
Studnia i wahadło (Pit and the Pendulum), reż. R. Corman, 1961.
Swamp Women, reż. R. Corman, 1955.
Szepty i krzyki (Viskningar och rop), reż. I. Bergman, 1972.
Szybcy i wściekli (The Fast and the Furious), reż. R. Cohen, 2001.
Szybcy i wściekli (The Fast and the Furious), reż. R. Corman, 1955.
Szybcy i Wściekli 2: Za Szybcy, Za Wściekli (2 Fast 2 Furious), reż. J. Singleton, 2003.
Szybcy i wściekli: Tokio Drift (The Fast and the Furious: Tokyo Drift), reż. J. Lin, 2006.
Szybko i wściekle (Fast & Furious), reż. J. Lin, 2009.
Trip, The, reż. R. Corman, 1967.
Ulice nędzy (Mean streets), reż. M. Scorsese, 1973.
336
Upadek domu Usherów (The Fall of the House of Usher), reż. R. Corman, 1960.
Von Richthofen and Brown, reż. R. Corman, 1971.
Voyage to the Planet of Prehistoric Women, reż. P. Bogdanovich, 1968.
Wagon towarowy Bertha (Boxcar Bertha), reż. M. Scorsese, 1972.
War of the satellites, reż. R. Corman, 1958.
Worek na zwłoki (Body Bags), reż. J. Carpenter, T. Hooper, 1993.
Wyścig śmierci (Death Racers), reż. R. Knyrim, 2008.
Wyścig śmierci 2000 (Death Race 2000), reż. P. Bartel, 1975.
Zakazana Planeta (Forbidden Planet), reż. F.M. Wilcox, 1956.
Żywe tarcze (Targets), reż. P. Bogdanovich, 1968.
Wiele z filmów omawianych w powyższej pracy nie było nigdy dystrybuowanych w Polsce. W takich
przypadkach zdecydowaliśmy się nie wprowadzać tłumaczeń własnych ich tytułów i używać tytułów
oryginalnych, zarówno w tekście głównym, jak i w filmografii.
337
Ekspresja
Alicja Iwańska
alicjaiwanska@op.pl
TANIEC – SZTUKA CZY UMIEJĘTNOŚĆ ?
Od niepamiętnych czasów, na przestrzeni wielu wieków i epok historycznych, po dziś dzień
zadajemy pytanie: czym jest taniec? Czy możemy rozpatrywać go tylko jako umiejętność? Definicje
tańca, jak i samo pojęcie taniec, ukazują, jak trudnym do ścisłego określenia jest on zjawiskiem. Mimo
iż wiele prac z zakresu estetyki uwzględnia dziś taniec, to nie straciło na aktualności twierdzenie
francuskiego krytyka, Jeana d`Udine, że taniec jest sztuką „najbardziej ze wszystkich uniwersalną a
najmniej znaną estetykom”1. Wiele uwagi poświęca tańcowi także Suzanne K. Langer, amerykańska
filozofka, która pisze: „Żadna sztuka nie jest narażona na tyle niezrozumienia, sentymentalnych
osądów i mistycznych interpretacji, co sztuka tańca. (...) A przecież istotne ustalenie pojęć czym jest
taniec, co wyraża, co tworzy, jakie są jego relacje z innymi sztukami, z osobą artysty, ze światem
zewnętrznym – ma szczególne znaczenie. (...) Lecz istnieje niezliczona ilość błędnych teorii na temat
tego, co tancerze robią i co ich czynności znaczą; oddala to odbiorców od prostego, intuicyjnego
pojmowania tańca, skierowuje uwagę odbiorcy na mechaniczną stronę tańca, na akrobatykę (...) – na
to, na czym jego myśl może się pewnie oprzeć”2. Już samo przytoczenie tylko tych dwóch wypowiedzi
dowodzi, iż dla pełnego zrozumienia fenomenu tańca należy odwoływać się do ujmowania go w
kategoriach estetycznych.
Sztuka: dzieje pojęcia
Sztuka i rzemiosło (umiejętność) – to dwa pojęcia, które dzisiaj są dla nas całkowicie odmienne, czy
zgoła przeciwstawne. Pojęcie sztuki nigdy nie było jednolicie przyjęte. Władysław Tatarkiewicz pisał:
„Wyraz »sztuka« jest przekładem łacińskiej ars, a ta – greckiej techne. Jednakże techne i ars znaczyły
niezupełnie to samo, co dziś znaczy »sztuka«. Linia, która ten współczesny wyraz łączy z tamtymi
1 Cytuję za Ireną Turską Spotkanie ze sztuką tańca, Kraków 2000, s. 6. 2 I. Turska, dz. cyt., s. 7.
338
dawnymi, jest ciągła, ale nie jest prosta. Z biegiem lat sens wyrazów zmieniał się. Zmiany były drobne,
lecz stałe, i spowodowały, że po tysiącleciach sens dawnych wyrazów stał się zupełnie inny”3.
Jak wynika z przytoczonego fragmentu, dawniej pojmowanie sztuki wyglądało zupełnie inaczej.
Starożytni nie mieli wątpliwości jak określać sztukę4. Uważali ją za świadomą, a nie instynktowną
umiejętność wytwarzania rzeczy. Umiejętność ta polegała na znajomości reguł, gdyż nie było
wówczas sztuki bez reguł, przepisów. Określali więc sztukę jako umiejętność wytwarzania rzeczy
wedle reguł. „Toteż pojęcie reguły [podkreślenie A.I.] wchodziło do pojęcia sztuki, do jej definicji.
Robienie czegokolwiek bez reguł, tylko z natchnienia lub fantazji, nie było dla starożytnych (...)
sztuką: było jej przeciwieństwem”5. Była to definicja bez zarzutu; jasna i łatwo dająca się stosować.
Nie mogło być niepewności i wahań, co jest sztuką, a co nią nie jest. Sztuka rozumiana tak, jak ją
rozumiano w Starożytności, miała zakres znacznie szerszy od tego, jaki ma dziś. Obejmowała bowiem
ona nie tylko sztuki piękne, ale także rzemiosła i nauki6. W starożytności powszechną wartością sztuki
nie było piękno, lecz doskonałość wytworu, doskonałość umiejętnego kształtowania rzeczy. Była więc
sztuka rozumiana bardziej technicznie, niż artystycznie. Starożytni nie oddzielili sztuk od rzemiosła i
umiejętności (nie rozróżniali sztuk pięknych i rzemiosł), nie podzielili sztuk na artystyczne i
rzemieślnicze. Zasadą podziału był wysiłek umysłowy, bądź fizyczny. Dzielili więc sztuki na wyzwolone
(liberales) i pospolite (vulgares), wytwórcze i odtwórcze, użytkowe i służące przyjemności. Sztuki
pospolite wymagające wysiłku fizycznego starożytność miała za niższe. Wolne ceniła, pospolitymi
gardziła.
Średniowiecze w zasadzie przyjęło poglądy starożytności, lecz zaznaczyło nowe akcenty7. Mniej
pogardzano sztukami pospolitymi (zwanymi teraz mechanicznymi), natomiast częściej i ściślej
wiązano sztukę z pięknem, zwracano uwagę na analogię: twórca- dzieło a Stwórca- świat. Wieki
średnie nadal utrzymywały starożytne rozumienie sztuki jako wiedzy polegającej na przepisach i
regułach8. Mówiąc o sztuce uczeni średniowieczni mieli na myśli najdoskonalsze sztuki wyzwolone
3 W. Tatarkiewicz, Wybór pism estetycznych, Kraków 2004, s. 38. 4 Patrz: W. Tatarkiewicz, Historia estetyki, t. I, Warszawa 1985. 5 W. Tatarkiewicz, Wybór, s. 38. 6 „Nazywano sztuką nie tylko umiejętną produkcję, ale przede wszystkim samą umiejętność produkowania, znajomość reguł, wiedzę fachową”. W. Tatarkiewicz, Wybór…, dz. cyt., s. 39. 7 Patrz: W. Tatarkiewicz, Historia estetyki, t. 2, Warszawa 1988. 8 Umberto Eco uważa, że takie definicje, jak: „ars est recta ratio factibilium” (sztuka jest właściwą znajomością tego, co należy robić) czy „ars est principium faciendi et cogitandi quae sunt facienda” (sztuka jest zasadą działania i refleksji nad tym, co należy zrobić) nie należały w średniowieczu do rzadkości. Przytoczone definicje, według autora, wskazują na dwa podstawowe elementy: poznawczy (ratio, cogitatio) i twórczy (faciendi, factibilium), na których to opierała się ówczesna teoria sztuki. Dalej autor pisze: „Sztuka jest znajomością reguł, dzięki którym można wytwarzać rzeczy, przy czym Średniowiecze jest zgodne co do tego, że owe reguły są nam dane obiektywnie. (...) Sztuka jest pewną wiedzą (ars sine scientia nihil est) i wytwarza przedmioty samoistne, rzeczy wykonane. Sztuka nie jest sposobem wyrażania, lecz konstruowania, działania w celu osiągnięcia rezultatu”, U. Eco, Sztuka i piękno w Średniowieczu, Kraków 2006, s. 142-143.
339
(wolne), do których zaliczali same nauki9. Sztuki mechaniczne (wymagające wysiłku) oceniano wedle
ich użyteczności i sprowadzano do siedmiu (symetrycznie do siedmiu wyzwolonych). W
średniowieczu ars było pojęciem bardzo szerokim i obejmowało również to, co dziś zwiemy
rzemiosłem lub techniką. Ars bez przymiotnika oznaczało sztukę wolną10.
Pierwszym etapem oddzielenia sztuk pięknych od rzemiosła musiało być przesunięcie ich do wyższej
kategorii sztuk wolnych. Nastąpiło to dopiero w czasach nowożytnych i to z ogromnym trudem11. Do
oddzielenia sztuk od rzemiosł przyczyniły się dążenia plastyków do podwyższenia swej pozycji.
Plastycy osiągnęli to, że ich sztuka została uznana za wyzwoloną i wraz z architekturą i rzeźbą została
przyjęta dla nich wspólna nazwa: sztuki rysunkowe (nazw sztuki plastyczne i sztuki piękne jeszcze
wówczas nie znano). Aby oddzielić je od rzemiosł, dowodzono, że są oparte na wiedzy, czyli są
rodzajem nauki. Oddzielenie sztuki od nauki było w owym czasie niewykonalne. Powstanie akademii
sztuk pięknych usankcjonowało oddzielenie artystów od rzemieślników, ale nie uczonych.
Czasy odrodzenia dały początek nowemu rozumieniu sztuki12. Piękno w czasach renesansowych
zaczęło być cenione wyżej i odgrywać w życiu rolę, jakiej nie miało od czasów starożytnych. Piękno
stało się głównym wyznacznikiem sztuki. Sztuka oznaczała po prostu wytwarzanie piękna.
Wysiłki ku utworzeniu wspólnego pojęcia dla wszystkich sztuk zaczęły się już w XVI wieku. Nie było
jednak nadal jasne, co je ze sobą łączy i zarazem od rzemiosł i nauk oddziela. Na jakiej zasadzie może
być utworzone wspólne dla nich wszystkich pojęcie. Prób i pomysłów było wiele. Dopiero pod koniec
XVII wieku wytworzyła się świadomość, że w sztuce ważna jest nie tyle wiedza, ile talent i smak, a
więc sztuka jest czymś różnym od nauki13. Zaczęto dostrzegać różnicę między sztukami a rzemiosłami
i naukami. Próbowano uchwycić istotę ich odrębności. Częściej i silniej podkreślano rolę czynników
indywidualnych, talentu, inwencji, uczucia i ekspresji w twórczości artystycznej, a co za tym idzie
9 Sztukami wolnymi były: gramatyka, retoryka, logika, arytmetyka, geometria, astronomia i muzyka. 10 „Podział na sztuki wyzwolone i sztuki służebne jest typowy dla mentalności intelektualistycznej, która największe dobro widzi w poznaniu i kontemplacji. Wyraża on poglądy społeczeństwa feudalnego (...), dla którego praca fizyczna była zdecydowanie pracą niższą. (...) podział na sztuki wyzwolone i sztuki służebne uniemożliwił odróżnienie sztuk pięknych od techniki, a sztuki naśladowcze były uważane za sztuki piękne, jeśli równocześnie miały charakter dydaktyczny i potrafiły przekazać poprzez przyjemność płynącą z piękna prawdy nauki i prawdy wiary. W tej funkcji łączyły się one ze sztukami uważanymi za wyzwolone”. U. Eco, dz. cyt., s. 148-149. 11 „Aby z dawnego pojęcia sztuki wytworzyło się to, które dziś jest najwięcej używane, musiały się dokonać dwie rzeczy: po pierwsze, z zakresu sztuki musiały być wyeliminowane rzemiosła i nauki, a przyłączona poezja; po wtóre zaś, musiała powstać świadomość, że to, co zostaje ze sztuk po wyeliminowaniu rzemiosł i nauk, stanowi jednolitą całość, odrębną klasę umiejętności, czynności i wytworów ludzkich”. W. Tatarkiewicz, dz. cyt., s. 41. 12 Patrz: W. Tatarkiewicz, Historia estetyki, t. 3, 3 i 4 wyd., Warszawa 1991. 13 Pod koniec XVII wieku utworzyło się nowe pojęcie „sztuk”, nie obejmujące już dawnych sztuk mechanicznych (są rzemiosłami, a nie sztukami), ani dawnych wolnych (są naukami, a nie sztukami).
340
ściślej łączono sztuki z pięknem. Popularny stał się pogląd, że sztuka nie tylko naśladuje
rzeczywistość, ale ją przekracza, tworzy fikcje.
Po przeciwstawieniu sztuk rzemiosłom i naukom aktualne stało się zagadnienie, czym różnią się
sztuki od rzemiosł i nauk oraz jaka należy im się nazwa. Jeszcze w połowie XVII wieku rozmaite były
zasady ich wyodrębniania oraz proponowano też różne nazwy. Nazwa sztuk pięknych ostatecznie
przyjęła się w XVIII wieku i utrzymała się aż do końca wieku XIX. Stało się to za sprawą Charlesa
Batteux, który w tytule swojej książki Sztuki piękne sprowadzone do jednej zasady (Les beaux Arts
reduits à un même principe, 1747) użył nazwy sztuki piękne. Charles Batteux wyliczył siedem sztuk
zasługujących na nazwę pięknych: malarstwo, rzeźba, architektura, muzyka, poezja, wymowa, taniec.
Wykaz ten został zaakceptowany przez większość. Teoria sztuk pięknych głoszona przez Charlesa
Batteux polegała na upatrywaniu ich cechy wspólnej w tym, iż naśladują naturę wybierając z niej to,
co piękne. Po wyeliminowaniu rzemiosł i nauk, piękno wydało się istotną i wyróżniającą cechą sztuki.
W XIX wieku pojęcia sztuki i piękna tak się ze sobą zdążyły sprzęgnąć, że już nie trzeba było
wymieniać piękna, wystarczyła sztuka. Wyraz ten znaczył tyle co niedawno sztuka piękna.
„Od połowy XVIII wieku nie było już wątpliwe, że rzemiosła są rzemiosłami, a nie sztukami, że
umiejętności są umiejętnościami, a nie sztukami; więc tylko sztuki piękne są sztukami. A skoro tak
jest, to można i należy nazywać je po prostu sztukami, bo innych sztuk nie ma. I taka terminologia
przyjęła się; wprawdzie nie od razu, ale w XIX wieku. Wtedy znaczenie wyrazu »sztuka« zmieniło się,
jego zakres zawęził się, obejmował teraz tylko sztuki piękne bez rzemiosł i umiejętności. Rzec można:
utrzymała się jedynie nazwa, a powstało nowe pojęcie sztuki”14. Nazwa sztuki piękne przypadła
jeszcze węższej grupie sztuk, mianowicie sztukom plastycznym, które kiedyś zwano rysunkowymi.
XVIII i XIX wiek doprowadziły do zdominowania poglądu, iż naczelnym, zasadniczym celem dzieł
sztuki jest być pięknym, być nosicielem wartości estetycznych. Dziś mówi się o tym, że współczesna
sztuka zrywa z ideałem piękna. Stabilizacja pojęcia i zakresu sztuk długo przygotowywana, a
sfinalizowana przez Charlesa Batteux, nie była ostateczna. Wątpliwy stał się zakres pojęcia. Choć
pojęcie sztuki zdawało się być ustalone, w rzeczywistości nim nie było. W XIX wieku i w początku XX
wątpliwości zebrało się jeszcze więcej. Mimo iż w XIX wieku powstało hasło wyłącznie estetycznych
celów i skutków sztuki: sztuka dla sztuki (l`art pour l`art), to od początku poza pięknem bywały sztuce
stawiane inne jeszcze wymagania.
14 W. Tatarkiewicz, dz. cyt., s. 46.
341
„Starożytne pojęcie sztuki było jasne i wyraźne, ale dzisiejszym potrzebom już nie odpowiada.
Pojęcie nowożytne bliższe jest tym potrzebom, ale nie jest jasne i wyraźne. Pierwsze pojęcie jest już
tylko pojęciem historycznym, drugie, na pozór aktualne, domaga się korekty”15.
W spadku po XVIII wieku pozostały dwie definicje: sztuka jest wytwarzaniem piękna i sztuka jest
naśladowaniem16. Nowe definicje pojawiły się na przełomie XIX i XX wieku, inne jeszcze później.
Jednak w połowie XX wieku ustalił się pogląd, że definicja sztuki nie tylko jest trudna, ale nie jest w
ogóle możliwa.
Władysław Tatarkiewicz, nawiązując do tradycji europejskiej i dorobku estetyki, proponuje tzw.
definicję alternatywną. Według niej „sztuka jest odtwarzaniem rzeczywistości bądź konstruowaniem
form, bądź wyrażaniem przeżyć – jeśli wytwór tego odtwarzania, konstruowania, wyrażania jest
zdolny zachwycać, bądź wzruszać, bądź wstrząsać”17. Zaproponowana przez Władysława
Tatarkiewicza definicja może być ulepszona, jej elementy mogą być lepiej sformułowane, ale wydaje
się, że ogólna jej postać powinna być właśnie taka, a nie inna. Jest definicją dość otwartą, by zmieścić
różne rodzaje sztuki i różne jej funkcje.
Rozwój sztuki częstokroć wykazuje, że to, co uważano za właściwości sztuki w ogóle, jest tylko
właściwością pewnych jej postaci; że ma ona także takie, jakich dawniejsi artyści nie znali, a teoretycy
nie przewidzieli, choć częstokroć pozornie nowe postacie sztuki okazują się tylko wariantami
znanych.
Obecny stan sztuki należy wywieść od końca lat pięćdziesiątych XX wieku, gdyż wówczas za sprawą
artystów pojawiła się tzw. anty-sztuka18. Odrzucono odziedziczony zespół fundamentalnych
kanonów estetycznych. Paradoksalnie artysta bez sztuki, dzięki swym pomysłowym aranżacjom
przedmiotów czy akcjom, albo zgoła wypowiedziom o sztuce, zbliżał swoje działania do czynności
życiowych bądź inżynieryjno-technicznych. Sztuka oczywiście nie zniknęła, ale poglądy o jej
nienaruszalności zostały podważone. Pojawiła się niepewność, która nie ustąpiła po dzień dzisiejszy.
Próbowano nowe zjawiska objąć pojęciem sztuki, tak rozszerzonym, żeby znalazło się w niej wszystko
co zaproponowali twórcy. Koniec XX wieku i początek XXI wieku to czasy, gdzie obok siebie występują
sztuki w sensie tradycyjnym, anty-sztuka, której impet osłabł, sztuka postmodernistyczna i inne jej
odmiany; zwłaszcza te związane ze wszechobecną kulturą masową. Taki pluralizm i stan rozchwiania
15 Tamże, s. 50. 16 Cechą swoistą sztuki jest: 1. że wytwarza piękno; 2. że odtwarza rzeczywistość; 3. że nadaje rzeczom kształt; 4. jest ekspresją; 5. że wywołuje przeżycia estetyczne; 6. że wywołuje wstrząs. 17 W. Tatarkiewicz, dz. cyt., s. 61. 18 O przemianach w sztuce XX wieku i kształtowaniu się wtedy pojęcia sztuki pisze m.in. Stefan Morawski w książce Na zakręcie: od sztuki do pop-sztuki, Kraków 1985.
342
korespondują z czasem przełomu kulturowego, ale różnie nazywanego i ocenianego. Podstawowe
pytania19, które wydawały się już rozwiązane, są nadal otwarte. Przede wszystkim problem, jaki jest
zakres i jakie są możliwości sztuki.
Halina Brzoza pisze: „Współczesny charakter życia społecznego i kulturalnego wytworzył nową
sytuację, w jakiej znalazła się twórczość artystyczna. W sztuce wciąż rodzą się i rozwijają dyscypliny
(...), które ożywczo oddziałują na tradycyjne (...), przy czym wzajemne wpływy starych rodzajów i
gatunków twórczości stały się ściślejsze i głębsze. Stanowi to odbicie naszej rzeczywistości, złożonej i
wielowymiarowej”20.
Dzieje pojęcia sztuka w Europie dzielą się na dwa okresy, z których każdy miał inne pojęcie sztuki.
Pierwszy okres (okres pojęcia starożytnego) był bardzo długi i trwał od V wieku p.n.e. do XVI wieku
naszej ery. Przez te długie wieki sztuka była rozumiana jako wytwarzanie wedle reguł. Było to jej
pierwsze pojęcie. Lata 1500-1750 były latami przejściowymi. Dotychczasowe pojęcie sztuki kończyło
się, a nowe przygotowywało. Około 1750 roku dawne pojęcie sztuki ustąpiło miejsca nowożytnemu.
Teraz sztuka znaczyła tyle, co wytwarzanie piękna. To drugie pojęcie przyjęło się równie powszechnie
jak przedtem starożytne. Zakres jego był węższy, obejmował bowiem siedem sztuk zestawionych
przez Charlesa Batteux i tylko te sztuki. Przez półtora wieku nowa definicja wydawała się dobra do
tego stopnia, że estetycy nie myśleli o jej ulepszaniu. W XX wieku przyszła kolejna zmiana wynikająca
w głównej mierze z ewolucji, jakiej w tym czasie uległy same sztuki. Przestały się one mieścić w
dawnym pojęciu sztuki, odpowiadać jej wyjściowej definicji21.
Taniec jako sztuka.
Koncepcje tańca, jako sztuki, powstawały pod wpływem wielu czynników: światopoglądowych,
religijnych, wychowania, wrażliwości estetycznej, stopnia znajomości tańca i przekazanych przez
tradycję wzorów, jak również aktualnych tendencji artystycznych, indywidualnych spostrzeżeń,
upodobań, czy doświadczeń. Wszystko to kształtowało (i kształtuje nadal) poglądy na sztukę
19 Podstawowe pytania jakie zadają współcześni twórcy i teoretycy sztuki to: czy system sztuki można uważać za zamknięty; czy można ustalić definitywnie zespół i układ sztuki; czy rzeczywiście należy sztukę przeciwstawiać rzemiosłu; czy należy ją przeciwstawiać nauce; czy słusznie jest przyjmować, że piękno to wyznacznik sztuki, skoro niektóre cenione dzieła sztuki są brzydkie raczej niż piękne; wreszcie czy istotniejszą cechą sztuki nie jest raczej zdolność wzruszania lub ekspresja. 20 H. Brzoza, Wielość sztuk – jedność sztuk, Warszawa 1982, s. 7. 21 Definicja sztuki miarodajna dla lat 1750-1900 i odziedziczona przez wiek XX była taka: sztuka jest wytwarzaniem piękna. Tymczasem sztuka współczesna w wielu swych prądach nie odpowiada już takiej definicji. Piękno nie jest już dla sztuki nie tylko cechą wyróżniającą, ale nawet cechą niezbędną. Wątpliwości, czy określenie sztuki przez piękno jest trafne, pojawiły się już około 1900 roku. W połowie XX wieku (ok. 1950 roku) powszechne stało się przekonanie, że określenie to nie jest trafne.
343
taneczną22. Historia sztuki tanecznej jest tak złożona, iż trudno o jednoznaczną klasyfikację. W
świadomości kulturowej taniec jako sztuka ukonstytuował się stosunkowo późno. W I tomie Historii
estetyki Władysława Tatarkiewicza sztuka tańca prawie nie występuje. Nie ma też tam wzmianki o
znakomitym tekście Lukiana z Samosaty23. Taniec, w tym tekście filozoficznym, został zdefiniowany
jako głębokie przeżycie duchowe, które ujawnia tajemnicę istnienia. Lukian mówi o kosmogonicznych
walorach tańca i jego pożytkach duchowych. Taniec u swych początków wyłaniał się jako zjawisko
szczególne, wyodrębniając się z rytmicznej „trójjedynej chorei” (w której związany był z poezją i
muzyką), z obrzędu magicznego i rytuałów, gdzie pełnił funkcję służebną. W starożytnej Grecji taniec
nie był jeszcze uważany za samodzielną sztukę, lecz jedną z „umiejętności” (techne) wraz z poezją i
muzyką. Wyznaczano tedy tańcowi funkcję mimetyczną, naśladowczą. W okresie klasycznym (V wiek
p.n.e.) Grecy zaczęli wyodrębniać taniec jako samodzielną działalność artystyczną. Działalność ta była
przez nich rozumiana nie jako tworzenie rzeczy pięknych, lecz w sensie wytwarzania zgodnego z
regułami. Taniec podporządkowany został ustalonym przez pitagorejczyków regułom wzorowanym
na prawach rządzących naturą: ładu, harmonii, proporcji, symetrii. Największym uznaniem cieszyły
się te działania, w których to wytwarzanie miało wymiar intelektualny. Szczególnie silnie zakorzeniły
się w świadomości ogółu dwa pojęcia: odtwórcza funkcja tańca i jego piękno jako wartość nadrzędna.
Stąd też pojawił się rozdźwięk między teorią a praktyką. Teoretycy odmawiali tańcom miana sztuki
szlachetnej24, natomiast praktycy w swej działalności sięgali do choreicznej tradycji, która była
przepełniona tańcem, ale już klasyfikowanym jako sztuka pospolita. Podział ten został
usankcjonowany przez średniowiecze. Należy jednak zauważyć, iż w średniowiecznych klasyfikacjach
sztuk nie wymienia się tańca. Był on wówczas jednym z mniej znaczących elementów pantomimy. W
dobie renesansu włoskiego taniec ograniczono do dworskiej rozrywki. W tym kierunku szły
poszukiwania norm i zasad regulujących przebieg tańca i jego wykonania. Uznając odtwórczą funkcję
tańca, podkreślano jego aspekt humanistyczny. Taniec miał wyrażać uczucia wyzwolonego człowieka.
Podporządkowanie tańca etykiecie dworskiej sprawiło, że jego piękno utożsamiano głównie z
wdziękiem, elegancją, sprawnością fizyczną, kurtuazją. Nacisk na ludyczną funkcję tańca zaważył na
jego rozwoju w następnych stuleciach (XV-XVII wiek), gdy stał się on składnikiem dworskich widowisk,
lecz przez myślicieli, filozofów, historyków był nadal uważany za błahe zajęcie. Dopiero dokonania
22 W chronologicznie i tematycznie szeroko zakrojonej pracy Ireny Turskiej Krótki zarys historii tańca i baletu zjawisko tańca ujęte zostało w jego rozwoju historycznym. 23 Lukian, Dialog o tańcu, Wrocław 1960. 24 W tym miejscu należy wspomnieć, iż już Platon w swych Prawach (księga VII) wprowadził podział tańca na szlachetny i „dziki”. Jedynie „szlachetny rodzaj tańca” był przez niego aprobowany. Jakikolwiek inny rodzaj tańca, połączony z obrzędami pokutnymi i inicjacyjnymi, a zawierający elementy bachiczne i mający zmysłowy charakter, nie nadawał się dla „cywilizowanych” obywateli i dlatego należało się go wyrzec i wykluczyć z obiegu. Tylko „uroczyste ruchy pięknych ciał” mieściły się w typie tańca, który był godny zainteresowania. Stosownie do jego koncepcji, sztuka winna posiadać element imitacji, który jednak nie jest równoznaczny z kopiowaniem jakiegoś faktu, lecz ma wywołać u widza jego doznanie.
344
Ludwika XIV zachęcają konkretnymi aktami królewskimi do traktowania tańca jako sztuki25. Od XVII
wieku, od Lilly`ego i Beauchampa taniec, mimo iż synkretycznie wciąż sprzęgnięty z formą
dramatyczną (głównie z operą), stopniowo krystalizował swój własny obszar działań artystycznych i
ewokacji estetycznych.
Pierwsza formalna, w wymiarze teoretycznym, nobilitacja tańca dokonuje się w 1747 roku dzięki
rozprawie Charlesa Batteux. W rozprawie tej francuski estetyk zaliczył taniec do „sztuk pięknych”.
Mówi o tańcu jako o jednej z równouprawnionych sztuk. Sztuki mechaniczne to, jego zdaniem, sztuki
użyteczne.
Pod nakazem dworskiego ceremoniału formował się estetyczny program tańca: dążenie do
doskonałości formalnej przez zastosowanie klasycznych norm ładu, proporcji, symetrii, harmonii.
Stały się one podstawą kodyfikowania póz, kroków i ruchów zręcznego dworzanina. Ów dwojaki
aspekt stał się fundamentem koncepcji tańca akademickiego (zwanego też od XIX wieku tańcem
klasycznym). Za główny jego cel uznano prezentowanie walorów formalnych, czystości linii,
poprawności według ściśle ustalonych reguł, lekkości i elegancji ruchów. Dało to początek utrwalaniu
się przekonania, że tylko posługiwanie się akademicką techniką i akademickimi zasadami
kompozycyjnymi wznosi taniec w formie baletu na wyżyny sztuki. Sprzyjały temu hasła oświecenia
oraz tendencja do ustalania i kodyfikowania zasad sztuki. Taniec, wyzwolony już w XVIII wieku z ram
widowisk dworskich, powinien podlegać nakazom rozumu, opierać się na naśladowaniu ludzkich
zachowań i przejawów uczuć, dostarczać wzorów szlachetnego postępowania. Punktem
kulminacyjnym są słynne Letters26 francuskiego baletmistrza Jean-Georgesa Noverre`a z 1760 roku.
W swym dziele Noverre pisał o duchowości tańca. Według niego, taniec nie był sztuką mechaniczną.
Głosił prymat treści o akcentach moralizatorskich, uważał bowiem, że wszystkie środki artystyczne
muszą być podporządkowane wiarygodnemu oddaniu treści, przedstawianej w ciągłej akcji. Za
najwyższe wartości takiego „baletu z akcją” uznawał piękno, powagę, wzniosłość, tragizm i heroizm.
Taniec miał być składnikiem widowiska wspomaganym przez inne sztuki. W ten sposób uformowała
się koncepcja tańca podporządkowanego wymogom teatru dramatycznego i będącego już domeną
artystów zawodowych.
W epoce romantyzmu zakwestionowano tylko racjonalistyczną koncepcję tańca. Głównym celem
stało się tworzenie iluzji w ścisłym związku z innymi sztukami. Balet romantyczny zapoczątkował
25 W 1658 roku Ludwik XIV zatwierdza statut pierwszego zrzeszenia nauczycieli tańca. W 1661 roku zostaje założona z inicjatywy króla Królewska Akademia Tańca, a w 1669 roku – Królewska Akademia Muzyki (poprzedniczka Opery Paryskiej). W 1672 roku Jean-Baptiste Lilly wraz z Pierre Beauchampem organizują przy Królewskiej Akademii Muzyki szkołę tańca (poprzedniczkę szkoły baletowej przy Operze z 1713 roku). 26 Tłumaczenia na język polski dzieła Noverre`a podjęła się Irena Turska. W wydaniu polskim nosi ono tytuł: Teoria i praktyka tańca.
345
prawie stuletni okres dominacji tancerki na scenie, co rodziło też przekonanie, że taniec nie jest
odpowiednim „zajęciem” dla mężczyzny. Jego rola w balecie ograniczała się głównie do
partnerowania „gwiazdom”. W dobie romantyzmu taniec jako sztuka staje się obok poezji głównym
źródłem duchowych uniesień, oficjalnie uznanym i hołubionym. Jednak dość szybko balet
romantyczny (jako widowisko taneczne) zwraca się ku skodyfikowanej mechanice tanecznej (tzw.
tańca klasycznego czy też akademickiego), dokonanej przez Carla Blasisa. Swoje przemyślenia
zamieścił w dwóch dziełach: Podstawowym traktacie o teorii i praktyce sztuki tańca z 1820 roku oraz
Kodeksie Terpsychory z 1830 roku.
Do noverrowskiej, normatywnej koncepcji „baletu z akcją” artyści epoki romantycznej wnieśli nowe
pojęcia i można by sądzić, ze otwierało to nowy etap w rozwoju poglądów na taniec. Niestety, w II
połowie XIX wieku uległy one spłyceniu. Wypaczenie romantycznych ideałów przejawiało się w
upodobaniu do taniego sentymentalizmu. Taniec został ujęty w stałe formy (adagia, pas de deux,
wariacji solowych) nie pozostawiając wiele miejsca na ekspresję, zaś działania i zachowania postaci
przedstawiano za pomocą umownych gestów i pantomimy. Odtwórcza funkcja tańca obejmowała
dość wąski zakres prostych emocji.
Brak szerszej koncepcji tańca szybko doprowadził do skostnienia baletu. Taniec, już jako sztuka
oficjalna, stał się sztuką konserwatywną, schlebiającą klasie panującej. Można było odbierać
widowisko taneczne zgodnie z ustalonym schematem, ale zajmowanie się profesją taneczną nie
należało do dobrego tonu. Ta postawa pokutowała długo i zaciążyła na randze zawodu tancerza oraz
na poziomie naukowych zainteresowań tańcem.
W XIX wieku taniec został definitywnie związany z teatrami, stał się zinstytucjonalizowany jako
domena stałych, zawodowych zespołów baletowych przy teatrach operowych, których zadaniem było
produkowanie baletów jako „towaru” ubocznego dla rzesz odbiorców tworzących swoisty „rynek”,
uzależniający artystów od jego upodobań i potrzeb estetycznych. Rodziły się więc takie zjawiska jak
akademizm, konserwatyzm, tradycjonalizm, których przejawy można i dziś zauważyć w środowisku
baletowym.
Na początku XX wieku artyści zaczęli zastanawiać się, jak włączyć dawne tradycyjne wartości do
aktualnego myślenia o tańcu. Owocem tych poczynań była działalność Baletów Rosyjskich Sergiusza
Diagilewa oraz twórczość choreograficzna Michała Fokina, który podjął się próby reformy baletu
klasycznego. Prawdziwy jednak dialog przeszłości z teraźniejszością tańca podjęli artyści niezależni,
nie związani z żadnymi instytucjami czy teatrami. To oni sięgnęli do bardzo starych wzorów sprzed
narodzin baletu, do istotnych a zapomnianych aspektów i funkcji tańca.
346
Mimo iż koniec XIX wieku był okresem kryzysu i zastoju, to właśnie ten kryzys przygotował grunt
pod przyszłe, rewolucyjne przemiany, które dały początek współczesnemu baletowi i tańcowi
nowoczesnemu. XX wiek stał się początkiem rozdarcia w obrębie zachodnich form tańca scenicznego:
na balet będący mniej lub bardziej twórczym kontynuatorem tradycji i taniec nowoczesny radykalnie
zrywający z przeszłością oraz proponujący zupełnie nowe spojrzenie na estetykę i technikę taneczną,
czy wręcz zwalczający balet jako wyraz fałszywego postrzegania fenomenu ludzkiego ciała27. Zmiany
dotyczyły nie tylko estetyki baletu, ale uczyły nowego sposobu rozumienia ciała i przestrzeni. Nowe
pokolenie tancerzy zwróciło się przeciwko kodeksowi ruchu tańca klasycznego, aby propagować
taniec bez zasad, ruch naturalny wykonywany do naturalnego rytmu. Przedstawienie zewnętrznej
fabuły ustąpiło miejsca wyrażaniu wewnętrznego głosu.
Źródeł nowego podejścia do tańca należy szukać w działalności kilku nowatorów, którzy w tym
samym czasie zajęli się badaniem wszechstronnych możliwości motorycznych ciała ludzkiego i
zdolności wyrażania ruchem stanów wewnętrznych człowieka. Zrodziło się również wówczas duże
zainteresowanie tradycjami artystycznymi starych cywilizacji pozaeuropejskich, sięgano do bogactwa
sztuki wschodniej. Taniec w XX wieku uległ gwałtownym przemianom. Rozwój nowatorskich form
tańca zbiegł się w czasie z nową ideą „kultury ciała” (Leibeskultur). Po raz pierwszy od wieków modne
stało się prężne, wysportowane i zadbane ciało. To właśnie z chwilą wystąpienia I awangardy, pod
wpływem twórczości Mary Wigman i modern dance (Doris Humphrey i Marthy Graham) uległa
przeobrażeniom świadomość oraz samowiedza estetyczna. Taniec oczywiście nadal był zaliczany do
sztuk wykonawczych, ale nie narzucano mu już mimetyczności jako cechy nieodzownej. Wreszcie
podkreślano jego fizyczny wymiar, co nie miało charakteru deprecjonującego, lecz uwypuklało jego
swoistość. Ukazywano taniec, jako sztukę czystą. Wskazywano na istotne dlań parametry jak: ruch,
ciało i czasoprzestrzeń.
Niewątpliwy wpływ na rozwój nowego postrzegania tańca miała artystyczna działalność
amerykańskiej tancerki Isadory Duncan. Propagowała własną ideę tańca wyzwolonego (free dance)
radykalnie uwolnionego spod rygoru klasycznej techniki tanecznej, pełnego swobodnych ruchów,
rodzących się spontanicznie pod wpływem doznań i wzruszeń artystki. Ciało w tańcu Isadory Duncan
pełni najistotniejszą funkcję, to podstawowy i zasadniczy środek wyrazu. Jej przylegający kostium,
który sugeruje nagość (antyczna tunika), łączy się z ideą wolności i naturalności w tańcu. Intuicyjna i
spontaniczna koncepcja tańca Isadory Duncan wyrosła z rozmaitych źródeł inspiracji. Dominowała w
niej wiara w grecki klasyczny ideał piękna, którego wzorów szukała w pozach tanecznych,
utrwalonych w ornamentach waz oraz wiara w zgodność tańca z naturą i porządkiem wszechświata.
27 Zob. J. Pudełek, Tajniki sztuki baletowej. Rozważania o estetyce i anatomii baletu, Warszawa 1995.
347
Artystka uważała, że tylko swobodny, nie skrępowany sztywnymi regułami taniec może ujawnić
przeżycia osobiste i osobisty stosunek do spraw ogólnoludzkich.
Do dawnych, sakralnych aspektów tańca odwołali się inni artyści amerykańscy, Ruth Saint-Denis i
Ted Shawn, szukający jego sensu duchowego w systemach religijnych Dalekiego i Bliskiego Wschodu,
w których taniec pełni rolę symbolicznego przekaźnika metafizycznych treści. Uważali, że taniec może
być i w innych cywilizacjach jakby obrzędem wtajemniczenia w osiągnięcie jedności z bóstwem a
zarazem duchowym przesłaniem skierowanym do widzów. Słusznie zauważa Włodzimierz
Tomaszewski pisząc: „Isadora Duncan i Ruth Saint-Denis skierowały się bardziej w stronę
choreicznego wymiaru delsartowskich inspiracji. Pierwsza pasjonowała się tanecznością greckiej
chorei, druga chorei dalekowschodniej. Tak rozpoczęła się historia tanecznej awangardy XX wieku,
która doprowadziła jakby po kole tanecznych dziejów do rehabilitacji tanecznej wspólnoty,
przywróciła rangę tańca. Zaczęto hołubić zarówno cielesność jak i duchowość tańca. Odrzucano
natomiast jego jednostronną mechanikę, stąd odejście od prymatu tańca akademickiego”28. Taniec w
XX wieku stał się wielkim artystycznym eksperymentem, a człowiek tańczący znalazł się w centrum
zainteresowania wszystkich znaczących kierunków artystycznych.
Nowe kierunki w sztuce XX wieku takie, jak: modernizm, konstruktywizm, kubizm czy futuryzm
miały wielki wpływ na kształt nowego oblicza sztuki tanecznej. Jednak jednym z najważniejszych
nurtów w dziedzinie tańca XX wieku był niemiecki ekspresjonizm, który w znaczący sposób przyczynił
się do rozwoju nowatorskiej koncepcji tańca (przesiąkniętej mistycyzmem i ideałami Nietzschego),
zwanej tańcem ekspresjonistycznym, German Dance, czy też tańcem wyrazistym (Ausdrucktanz).
Według tej koncepcji, opartej też na naukowych teoriach pierwszego w dziejach choreologa, Rudolfa
von Labana, taniec jest sposobem ujawniania własnych uczuć tańczących, uczuć zrodzonych z ich
stosunku do aktualnej rzeczywistości i osobistych przeżyć. Taniec ekspresjonistyczny wniósł ze sobą
nową estetykę, która koncentrowała się na odkryciu nowych, indywidualnych, cielesnych środków
wyrazu. Ciało tancerza zyskało nowe znaczenie, a człowiek stał się głównym bohaterem i centralnym
punktem dzieł tanecznych. Odrzucając zasady tańca klasycznego, oparł się na swobodnym ruchu
będącym wyrazem przeżyć wewnętrznych. Zgodnie z tą koncepcją Kurt Jooss stworzył nową formę
teatru tańca. Taniec został tu podporządkowany rygorom dramatu, był tworzywem świadomie
budowanej kompozycji teatralnej oraz środkiem przekazywania ważnych treści w zwięzłej,
skondensowanej formie scenicznej.
28 W. Tomaszewski, Człowiek tańczący, Warszawa 1991, s. 46-48. W swojej działalności, zarówno Isadora Duncan, Ruth Saint-Denis, jak i wielu innych twórców, odwoływali się do tzw. systemu Delsarte`a, francuskiego śpiewaka i nauczyciela ruchu scenicznego, który podjął się analizy ruchu ciała ludzkiego z punktu widzenia jego komunikatywności, niezbędnej w pracy scenicznej.
348
W tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych powstaje koncepcja tańca nowoczesnego (modern
dance), którego czołową przedstawicielką jest Martha Graham. Poszła ona dalej w analizowaniu
ekspresyjnej funkcji ruchów tanecznych. Drogą introspekcji starała się dotrzeć do jądra ruchu i zbadać
możliwości ukazania go w sposób pobudzający emocjonalność widza. Martha Graham opracowała
służący tym celom system techniki i oparty na niej język taneczny29. Jej działalność artystyczna
wywarła wpływ na rozwój tańca współczesnego i jego przenikanie do oficjalnego nurtu baletu.
Przemyślenia i działania Isadory Duncan, Rudolfa von Labana, Mary Wigman, Kurta Joossa, czy
Marthy Graham otworzyły drogę tendencjom postępowym w rozwoju sztuki tanecznej. Dzięki nim
zmienił się bowiem sposób myślenia o tańcu, zrodziła się potrzeba dokonywania w nim
wielokierunkowych zmian, gdyż przekonano się, że taniec może pełnić funkcję przekaźnika ważnych
treści, że może ukazywać je zgodnie z widzeniem i odczuciem choreografa i tancerzy. Działalność i
twórczość wspomnianych artystów pozwoliła zrozumieć sens współczesności tańca, która nie zależy
tylko od aktualności tematów. Wraz z poszerzeniem zakresu tematyki inicjatorzy tańca
współczesnego oraz liczni ich następcy nie ustawali w poszukiwaniu nowych form tańca, szukali
nowych środków wyrazu adekwatnych do przedstawianych treści, sięgali do różnych źródeł inspiracji,
opracowywali systemy technik, opartych na świadomości ciała i wykonywanego ruchu
wykraczającego poza sztywne schematy. Zmienił się bowiem zasadniczo stosunek do ruchu, który
rozpatrywano pod kątem praw mechanicznych (Rudolf von Laban), procesów psychicznych (Mary
Wigman), czy procesów neurofizjologicznych (Martha Graham). W trosce o współczesność tańca
artyści interesowali się też jego relacjami z innymi sztukami i z dominującymi w nich prądami
nowatorskimi. I tak oto po raz kolejny otworzył się nowy rozdział w dziejach sztuki tanecznej.
Ku nowym estetykom.
Intensywne tempo i zakres przemian w sztuce w II połowie XX wieku spowodowały m.in. zatarcie
ostrości granic między rodzajami sztuki tanecznej. Obecnie trudno jest w wielu przypadkach
stwierdzić, czy dane dzieło należy zaliczyć do baletu, czy do teatru tańca. Powstało też w tym okresie
(po 1950 roku) wiele nowych rodzajów tańca, nie mieszczących się w konwencjach teatralnych, a
zrodzonych z założeń innych sztuk. Należą do nich wywodzące się z happeningów events (zdarzenia),
krótkie, jednorazowo prezentowane konstrukcje ruchowe, nie powiązane ani wątkiem treściowym
ani logiką choreografii, czy też zwracanie uwagi na samo „dzianie się” tańca (jak u Merce`a
Cunninghama). Inspiracje ze sztuki environment przejawiają się w takim doborze środków, które
eksponują wzajemne relacje ruchów tancerzy i ich otoczenia. Są to jakby aranżacje tańca
29 Od lat czterdziestych XX wieku sporo miejsca zajmuje kwestia specjalnej techne, tzn. mistrzostwa warsztatowo-formalnego.
349
wykorzystujące ruchome elementy architektoniczne umożliwiające ewolucje powietrzne. Z tendencji
do integrowania sztuk i asymilowania ich z bardzo złożoną kulturą współczesną, zrodziły się
widowiska multimedialne, w których taniec pełni przede wszystkim funkcję elementu kinetycznego.
Przytoczone tu zjawiska składają się na bardzo szeroki, wieloaspektowy obraz sztuki tanecznej, w
której trudno jest wyodrębnić czyste kategorie dzieł. Współczesność sztuki tanecznej przełomu XX i
XXI wieku wyznaczają aktualne cechy kultury, cywilizacji, sztuki i obyczajowości. Współczesna sztuka
taneczna jest bardzo często trudna w odbiorze. Jak zauważa Irena Turska: „Nowe manifestacje
choreograficzne nie są łatwo przyswajane i utrwalane w świadomości społecznej. Tematyka utworów
tanecznych jest dziś odległa od wzorów literackich. Źródłem jej są aktualne konflikty społeczne i
polityczne, odkrycia naukowe, teorie metafizyczne, czerpane często z systemów filozoficzno-
religijnych Dalekiego i Bliskiego Wschodu oraz innych kultur pozaeuropejskich. Założeniem twórców
jest bowiem wywołanie reakcji odbiorców przeciwko obłudzie i powierzchowności konsumpcyjnego
stylu życia, przeciwko wojnom, zbrodniom, krzywdom. Ich utwory nie zawierają tradycyjnie
pojmowanego piękna, są w nich zarówno akcenty brutalności, grozy, jak i szyderstwa, kpiny.
Założenia te, jak również posługiwanie się środkami technologicznymi, przyczyniły się do
obiektywizacji tańca, do odejścia indywidualnej ekspresji. (...) Mamy więc do czynienia ze sztuką
nieraz szokującą, lecz akceptowaną w elitarnych kręgach środowiskowych. Brak komunikatywności,
odrzucanie cenionych dotychczas wartości estetycznych, skrajne, sięgające nieraz absurdu działania,
sprawiły, że opatrzono je epitetem »antytaniec« i zaliczono do »antysztuki«. W rzeczywistości jednak
ów wyrosły z kolejnych awangard ruch nie zmierza do unicestwienia konwencjonalnych dzieł
choreograficznych, lecz proponuje nowe ich formy. (...) Przyczynił się on do głębokiej eksploracji
ruchów ludzkich, do nowego rozumienia czasoprzestrzeni tanecznej, do szerokiego korzystania ze
zdobyczy współczesnej nauki i technologii”30.
Natomiast Włodzimierz Tomaszewski ustosunkowując się do zmian jakie zaszły w sztuce tańca w XX
wieku pisze: „To, co obserwujemy w latach osiemdziesiątych, próbuje się już określić jako kolejny,
trzeci etap awangardy tanecznej XX wieku. Pierwszy nazwać by można etapem szczególnego
rozbudzenia świadomości tanecznej – etapem odkrycia ruchu; drugi etapem negacji wszelkich
ograniczeń – z kulminacyjnym hasłem antysztuki. W tym drugim etapie dominowała głównie chęć
zbiorowej zmiany zewnętrzności, co wyrażało się dobitnie w happeningu. Etap trzeci – po
społecznych wstrząsach – coraz wyraźniej nakierowuje świadomość taneczną w głąb: od roztańczonej
grupy społecznej, jej wzajemnych komunikatów, do wnętrza ekstazy jednostki. Tendencję tę
30 I. Turska, Spotkanie…, dz.cyt.,, s. 131-132.
350
zapowiedział pojawiający się kierunek performance. Po okresie negacji następuje w kontekście
awangardowym nawrót do artystycznego ujęcia przewartościowanej rzeczywistości”31.
Narodziny nowatorskich form tańca nie byłyby możliwe bez rewolucyjnych przemian w początkach
XX wieku. W ogólnej atmosferze przełomu w sztuce, kiedy to wszystkie dotychczasowe kanony
estetyczne tracą na znaczeniu, artyści zaczęli poszukiwać nowych wartości humanistycznych, a
motorem dla odrodzenia sztuki stały się hasła prostoty, afirmacji siebie, poszukiwania ludzkiej
osobowości zagubionej w świecie maszyn, konfliktów społecznych i pogoni za pieniądzem poprzez
powrót do natury, do wolnego i zdrowego ciała. Rozwój nauki i techniki doprowadził nie tylko do
rewolucji przemysłowej, ale także do rewolucji obyczajowej. W ślad za przyspieszeniem rozwoju
cywilizacyjnego nastąpił okres eksperymentowania w sztuce. Na nowo określono pojęcie sztuki i rolę
artysty. Pierwsza wojna światowa ułatwiła niewątpliwie zerwanie z tradycją w sztuce, a druga
spowodowała niezwykły wstrząs i zwątpienie w wartości postępowe cywilizacji europejskiej.
Szok i prowokacja stały się ważnymi instrumentami sztuki. Sztuka miała przede wszystkim
wywoływać prawdziwe przeżycia, a nie naśladować rzeczywistość. Sztuka miała ekscytować,
prowokować, inspirować, wyzwalać. Nie powinno więc dziwić, że taniec, jako próba zgrania ciała i
umysłu w jeden rytm, stał się ważnym medium nowego ruchu.
Przez wieki taniec zamknięty w choreicznym kręgu, poprzez dworski ceremoniał, ostatecznie w XVIII
wieku zostaje skodyfikowany, ujęty w stałe formy i podporządkowany scenie pudełkowej. XX wiek
doprowadził do wyjścia tańca poza budynek teatralny oraz dokonał modyfikacji ruchu. Między
tradycjonalną kinetyką taneczną a ruchowymi czynnościami z życia potocznego, pojawiła się w
twórczości najnowszej trzecia odmiana ruchu, którą można by nazwać niby-naturalną i niby-
artystyczną. Jednak przez swoje wydzielone miejsce, w którym się odbywa oraz na skutek
wydzielonej struktury nadal wpisuje się w nurt sztuki współczesnej. XX-wieczna rzeczywistość
oznaczała bowiem dla artystów możliwość nieskrępowanego tworzenia, przekraczania granic. Sztuką,
która do tego się najlepiej nadawała okazał się taniec, będący najstarszą i najbardziej pierwotną
formą ludzkiej twórczości.
BIBLIOGRAFIA
31 W. Tomaszewski, dz. cyt., s. 52. Problematyce zmian awangardowych w tańcu XX wieku poświęcony jest m.in. artykuł Marii Wójcickiej Próba opisu i analizy przemian awangardowych w tańcu europejskim i amerykańskim na przestrzeni XX w. zamieszczony w „Studiach Estetycznych”, 1985, nr 22. Autorka przedstawia w nim jak powolne zmiany już od I awangardy doprowadziły do obecnego stanu rzeczy. Tzn. do upotocznienia ruchu, prób odejścia od ekspresji i rytmu jako czynników konstytutywnych, albo ich osłabienia, wyjścia poza scenę pudełkową i wydzieloną przestrzeń.
351
Brzoza H., Wielość sztuk – jedność sztuk, Warszawa 1982.
Eco U., Sztuka i piękno w Średniowieczu, Kraków 2006.
Lukian, Dialog o tańcu, [w:] Lukian, Dialogi, t. 1, Wrocław 1960.
Morawski S., Na zakręcie: od sztuki do pop-sztuki, Kraków 1985.
Noverre J. G., Teoria i praktyka tańca, Wrocław 1959.
Platon, Prawa, Kraków 1960.
Pudełek J., Tajniki sztuki baletowej. Rozważania o estetyce i anatomii baletu, Warszawa 1995.
Tatarkiewicz W., Historia estetyki. Estetyka starożytna, t. 1, Warszawa 1985.
Tatarkiewicz W., Historia estetyki. Estetyka średniowieczna, t.2, Warszawa 1988.
Tatarkiewicz W., Historia estetyki. Estetyka nowożytna, t. 3, Warszawa 1991.
Tatarkiewicz W., Wybór pism estetycznych, Kraków 2004.
Tomaszewski W., Człowiek tańczący, Warszawa 1991.
Turska I., Krótki zarys historii tańca i baletu, Kraków 1983.
Turska I., Spotkanie ze sztuką tańca, Kraków 2000.
Wójcicka M., Próba opisu i analizy przemian awangardowych w tańcu europejskim i amerykańskim
na przestrzeni XX w., „Studia Estetyczne”, 1985, nr 22.
352
Karolina Sałdecka
k.saldecka@gmail.com
Propagandowy świat w prozie pierwszej połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Strategie perswazyjne, szablony, stereotypy językowe
Socrealistyczną prozę należy traktować jako teksty przesycone jawną propagandą, których
celem jest kreowanie i zmiana postaw w społeczeństwie. Wybrane, najbardziej reprezentatywne
utwory z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku forsują model „nowej
rzeczywistości” oraz „nowego człowieka”, całkowicie odmienny od wzorców znanych z
przedwojennej rzeczywistości. Nie bez znaczenia jest także rola wzorców propagowanych przez
literaturę radziecką.
Strategie perswazyjne obecne w prozie poszczecińskiej32 mają za zadanie przekonać
odbiorców do przyjęcie powieściowego obrazu świata nie tylko jako wyidealizowanego wizerunku
rzeczywistości, lecz przede wszystkim jako upragnionego celu własnych przemyślanych działań. W
świecie przedstawionym w prozie socrealizmu mamy do czynienia przede wszystkim z tendencyjnym
komentowaniem rzeczywistości. Komentarz ten ma charakter objaśniający i wskazujący właściwą z
perspektywy ideologii interpretację ukazanego świata oraz obecnych w nim zjawisk. Można zatem
uznać, że świat niezideologizowany, poddany licznym redefinicjom, ma służyć ukazaniu rzeczywistości
przesyconej ładunkiem ideowym. Narracja w wybranych powieściach realizmu socjalistycznego
operuje językiem realizującym jedną ze strategii perswazyjnych polegających na poddaniu krytyce
najbliższej przeszłości. P. Nowak podkreśla w tym kontekście znaczenie kategorii „swój – obcy” w
języku oraz kulturze w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Istotną kwestią jest
także sposób ujęcia pracy w socjalistycznym systemie oraz model „nowego człowieka”.
32 Termin „proza poszczecińska” obejmuje polskie powieści powstałe w latach 1949-1956, realizujące tzw. „tematykę zadaniową”. Przymiotnik „poszczecińska” pochodzi od obrad zjazdu Związku Literatów Polskich, który odbył się w styczniu 1949 roku w Szczecinie, gdzie przyjęto pewne normy formalne i ideowe, według których mieli odtąd tworzyć polscy autorzy. Termin „proza poszczecińska” występuje w literaturze zamiennie z określeniem: „proza realizmu socjalistycznego”.
353
Wszystkie wymienione komponenty są ze sobą silnie związane. Warto wspomnieć, iż
powieściowi bohaterowie są ukazani w specyficzny sposób, przy czym następuje pewna rozbieżność
pomiędzy wizerunkami rozpowszechnionymi przez sztuki wizualne a przykładowymi obrazami
obecnymi w socrealistycznej prozie. Plakaty i rzeźby przedstawiają kobiety oraz mężczyzn jako
silnych, umięśnionych, potężnych ludzi pracy, podczas gdy powieściowe wizerunki bohaterów
ocenianych pozytywnie ukazywane są najczęściej jako delikatne, niekiedy niepozorne sylwetki,
obdarzone niezwykłą siłą fizyczną i odwagą. Z kolei bohaterki wartościowane ujemnie mają często
zbyt obfite kształty, przez co ich sylwetki stają się ciężkie, niezgrabne (nietrudno zauważyć, że
prawidłowość ta rzadziej dotyczy mężczyzn ocenianych ujemnie). Niemniej jednak warto omówić
niektóre nietypowe przykłady ukazywania ról i zachowań społecznych bohaterów powieści realizmu
socjalistycznego, w tym zwłaszcza postaci kobiecych, które pozostają często deprecjonowane przez
narrację, pomimo deklarowanego przez socjalistyczny system zrównania obowiązków i praw obu płci.
W powieści J. Mortona, Zapomniana wieś, pojawia się postać schorowanej Weronki, żony
Szymka, który zamierza zapisać się do „wspólnoty”. Należy wspomnieć, że „wspólnota” jest w tym
utworze słowem, którego wymówienie stwarza zagrożenie dla bohaterów nieufnych wobec
socjalistycznej ideologii. Wśród tej nieufnej grupy osób znajduje się Weronka. Jej przemiana z
zastraszonej, udręczonej chorobą kobiety w socjalistkę jest w tym utworze bardzo istotna. Postać
Weronki skonstruowana jest tak, aby stworzyć wrażenie, że socjalistyczny system ratuje zdrowie i
życie kobiety przed skutkami zabobonów oraz własnej niewiedzy.
Bohaterka żyje wraz z rodziną w nędzy, jej mąż od lat pracuje jako parobek u wiejskiego
bogacza, Modronia. Według Szymka, przystąpienie do wspólnoty daje jednak znacznie korzystniejsze
warunki, czego zapatrzona we wcześniejszego bogatego Weronka nie potrafi zrozumieć. Pomiędzy
małżonkami następuje typowy konflikt na tle poglądów. Kobieta nie jest jednak negatywnie ocenianą
postacią, narrator przytacza jej wątpliwości, przemyślenia, natomiast jej niewiedza i wiara w wiejskie
przesądy wyrażana jest w taki sposób, aby nie czynić z niej ujemnie ocenianej postaci, lecz wynika
jedynie z braku wykształcenia i odpowiednich warunków, które stworzy kobiecie właśnie socjalizm.
Bohaterka stanowi pewien wyjątek wśród postaci kobiecych w powieściach
socrealistycznych, wydaje się bowiem, że budzące się w niej wątpliwości prowadzą ją w kierunku
uznawanym w powieściowym świecie za właściwy – w stronę socjalizmu. Przemiana ta nie następuje
do końca samoistnie, czyli dzięki własnym przemyśleniom bohaterki, lecz poprzez stopniowe
przekonywanie się do ideologii, możliwość leczenia w uzdrowisku, którego wcześniej bała się
panicznie, poprzez obserwację rzeczywistości i kształtowane wrażenie, że wspólnota jest jedynym
dobrem.
354
Rzeczywistość sprzed światopoglądowej przemiany stanowi wyłącznie ból, cierpienie, bieda,
upokorzenia i wokół tych właśnie pól tematycznych koncentrują się leksemy kształtujące świat
przedstawiony w utworze: „Wybuchła gwałtownym, rozpaczliwym płaczem, żałując gorąco nie tylko
tego, że za nic sobie miała lekarskie wskazówki, ale że i do uzdrowiska nie pojechała! Wózka, prezes
Samopomocy, ze wszystkim chciał jej iść w tym na rękę, może i o bilet kolejowy byłby się postarał.
Teraz nie ma co marzyć o uzdrowisku. Szymek został parobkiem u Modronia, za jej doradą może i z
partii się wypisze, a dla żony takiego człowieka nie ma nic. Dla niej może być tylko kalectwo, śmierć, a
dla jej dzieci bieda, głód… dla Szymka zaś parobkowanie, do końca parobkowanie!
Płacze. Brudnymi rękami wyciera sobie oczy, potem przychodzi jej na myśl, że czas już
gotować Szymkowi obiad, i wstaje. Ale co ujdzie krok, zasyczy głośno z bólu, przystając na długą
chwilę” [MZ, 93-94]”33.
Na kształt rzeczywistości, w której funkcjonuje Weronka, mają wpływ leksemy: „rozpaczliwy”,
„ból”, „bieda”, „śmierć”, „brud”, „nic”, a także czasowniki często używane w opisach stanu uczuć
podkreślające beznadziejną sytuację rodziny. Warto bowiem zauważyć, że kobieta najczęściej
zamartwia się lub płacze, jej twarz widzimy wykrzywioną bólem [MZ, 21, 24, 89, 93, 94].
Ponadto, kobieta przyznaje się do własnej bezradności oraz zależności od mężczyzn [MZ, 24].
W powieściach produkcyjnych bohaterki aktywne zawodowo rzadko wypowiadają wprost frazy, które
demaskują podobne sytuacje. Model kobiety wiejskiej pozostaje dosyć tradycyjny, ponieważ również
bohaterki aktywne zawodowo przyznają często, jak dużą rolę w utrzymaniu rodziny oraz w
podejmowaniu wspólnych rzekomo decyzji nadal odgrywa mężczyzna.
Przemiana kobiet w postępowe socjalistki nie jest w powieściach z pierwszej połowy lat
pięćdziesiątych procesem przebiegającym bez komplikacji. Dzieje się tak przede wszystkim ze
względu na siłę, z jaką kler katolicki oddziałuje na wiejskie społeczeństwo. Kobiety w większości
analizowanych utworów pozostają pod wpływem poglądów głoszonych przez księży, o czym świadczy
fragment utworu E. Niziurskiego, Gorące dni: „Głównym jej zwycięstwem było zwerbowanie do kółka
różańcowego żony samego Skalskiego, co ksiądz kanonik Magnus publicznie ogłosił z ambony jako
»wyrwanie chrześcijańskiej duszy z objęć szatana i z piekielnego kręgu«; tak po księżemu powiedział:
33 Cytaty z analizowanych przeze mnie tekstów oznaczam w tekście głównym za pomocą skrótów zawartych w nawiasach kwadratowych, liczba podana po skrócie tytułu oznacza strony. Korpus badanych tekstów stanowią następujące powieści: S. Banaś, Przebudzenie, Warszawa 1954 [SBP]; S. Banaś, Ludzie z Brzozowej, Warszawa 1953 [SBL]; K. Brandys, Obywatele, Warszawa 1955 [BO]; A. Braun, Lewanty, Warszawa 1954 [BL]; Z. Dróżdż-Satanowska, Opowieść wierzbowa, Warszawa 1951 [DSOW]; B. Hamera, Na przykład Plewa, Warszawa 1950 [BHP]; T. Konwicki, Władza, Warszawa 1956 [KW]; J. Morton, Zapomniana wieś, Warszawa 1979 [MZ]; E. Niziurski, Gorące dni, Kraków 1951 [NGD]; A. Ścibor-Rylski, Węgiel, Warszawa 1950 [ŚRW].
355
niby nic nie nazwał po imieniu, ale ludzie wiedzieli, że szatan to Skalski – a krąg piekielny to chyba
organizacja partyjna” [NG, 16].
Dyskurs realizowany przez wrogów socjalistycznego systemu (kler, bogaczy) przedstawiany
jest w Gorących dniach jako determinujący wyrazistość kategoryzacji świata przedstawionego w
powieści. W niemal wszystkich tego typu wypowiedziach to właśnie kler jako nadawca komunikatów
tworzy „dwoisty układ rzeczywistości SWÓJ-OBCY”34. Bezpośrednim nadawcą nacechowanych
negatywnie aktów mowy nie są nigdy socjaliści, lecz ich wrogowie, jednak ten zabieg wcale nie
utrudnia rozpoznania grupy, którą socjalista ocenia jak wrogą lub przyjazną. Kategoryzacja
powieściowego świata wprowadza: „[…] podział na »biały« (MY) i »czarny« (ONI) bez żadnych
punktów stycznych czy elementów wspólnych między członami omawianego dualizmu. To
biegunowe rozgraniczenie, charakterystyczne dla omawianej opozycji, pozwala na wyraźne
i stereotypowe wartościowanie: grupa MY podlega w tekstach jednoznacznie pozytywnej ocenie, zaś
grupa ONI zdecydowanie negatywnej”35.
W przypadku przemian w mentalności bohaterek w powieściach typowo produkcyjnych
można zauważyć dylematy innego rodzaju, niż w przypadku kobiet w utworach przynależących do
nurtu literatury wiejskiej. Prezentowany w tych utworach model kobiety przechodzącej
światopoglądową metamorfozę wydaje się różnić pewnymi szczegółami od modelu bohaterki
prezentowanego w literaturze wiejskiej. Bohaterki przechodzące przemianę w powieściach
produkcyjnych są z reguły zagubione, bezradne, nie potrafią podjąć decyzji bez pomocy mężczyzn.
Rzadko jednak schemat fabularny powieści produkcyjnych zakłada tak silny wpływ „wrogów
klasowych” na poglądy postaci kobiecych, jak zaobserwować można w przypadku bohaterek powieści
wiejskich. Typologia środowiskowa ma wobec tego znaczenie w kształtowaniu obu modelów
bohaterek. Perswazyjność w nurcie literatury wiejskiej objawia się zatem dodatkowo w sposobie
portretowania bohaterek ideologicznie nieukształtowanych. Przemiana w mentalności takich postaci
zachodzi zatem przede wszystkim dzięki oddzieleniu ich od chybionych decyzji, podejmowanych pod
wpływem złych przedstawicieli wrogów klasowych (w tym wypadku kułaków i kleru).
P. Nowak pisze w tym kontekście o spójności realizowanego przez propagandę modelu jako o
takim, który: „gwarantuje, że nawet w przypadkach, gdy zachowania »kapitalistów« są
niestereotypowe (tzn. pozytywne) lub »komuniści« popełniają błędy (ich czyny są negatywne), a nie
ma możliwości ukrycia tych faktów, opozycja nie traci swojego jaskrawego charakteru, gdyż są to
wydarzenia, które odbiorca na skutek perswazyjności tekstu nadawcy, a przede wszystkim dzięki
34 P. Nowak, dz.cyt., s.62. 35 Tamże, s.61-62.
356
odniesieniom stereotypowym, traktuje jako wyjątkowe. Niepodważalność analizowanej opozycji
wynika w tym wypadku z braku mocy falsyfikującej, czyli możliwości podważenia stereotypu”36.
W propagandowym dyskursie, odzwierciedlanym w większości powieści realizmu
socjalistycznego, istotne są bowiem jedynie te wydarzenia, które mieszczą się w granicach
forsowanego stereotypu, modelu. Znaczenie ma zatem nie tylko spójność modelu i niepodważalność
opozycji, o których wspomina P. Nowak, lecz także powtarzalność czynników potwierdzających
stereotyp. Czynniki te (fakty, zdarzenia) utrwalane w świadomości społeczeństwa przyczyniają się do
wzrostu żywotności, aktualności stereotypu.
Bohaterki powieści socrealistycznych, należących do nurtu wiejskiego nie mogą stać się
idealnymi, wartościowanymi pozytywnie socjalistkami, dopóki pozostają pod niekorzystnym
wpływem „wrogów klasowych”. Zagubienie, niepewność tych postaci jest zwykle wzmacniane przez
narratora poprzez ośmieszenie tożsamości kułaka bądź księdza, umniejszenie znaczenia oraz
wykazanie absurdalnego charakteru ich poglądów. Postaci kobiece nie mogą stać się dobrymi, nie
mogą nawet w pełni korzystać z zachwalanych w utworze dobrodziejstw socjalistycznego systemu,
dopóki nie zadeklarują niechęci wobec opozycyjnych przekonań.
Przykładem jest Klimkowa z Gorących dni E. Niziurskiego. Narracja dąży do ukazania, iż
kobieta nieumiejętnie korzysta z wiedzy udostępnianej przez twórców spółdzielni produkcyjnej na
wsi. Jej niepowodzenia zrozumieć można dwojako: po pierwsze - jako syndrom niepewności i
zagubienia w nowej rzeczywistości; po drugie – jako próbę nieuczciwego wykorzystania na rzecz
kułaków wiedzy zdobytej u socjalistów ma być drobnym potknięciem, które dowodzi, że jedynie
pełne zaakceptowanie socjalistycznych ustaleń umożliwia niewątpliwie konieczną przemianę
światopoglądu:
„Równocześnie jednak Klimkowa zapisała się do Koła Gospodyń i weszła we wrześniowych
wyborach do komitetu członkowskiego spółdzielni. Podniosło to jej znaczenie we wsi i umożliwiło
dostęp do pewnych towarów, o które się toczyły ciągłe targi. Teresa mogła sobie pogratulować
sukcesu: teraz bogaczki same zabiegały o jej względy. Klimkowa robiła dla nich, co mogła” [NG, 16].
Niepewne i nieuczciwe zachowanie Klimkowej oraz jej męża, który zbliża się stopniowo do
partii niczym do „piekielnego kręgu”, narracja tłumaczy lękiem, jaki wiejska społeczność odczuwa,
zawiedziona wcześniejszymi reformami i zmianami (narrator Gorących dni zaznacza, iż ma na myśli
zwłaszcza ostatnie pięćdziesięciolecie) [NG, 17]. Początkowo okazywana przez Klimków niewiara w
36 Tamże, s.64-65.
357
możliwość przemiany wypełnia i potwierdza treść (lub też część treści) stereotypu o socjalizmie jako
bezwzględnie słusznym ustroju.
Jeżeli mowa o bohaterkach sprzeciwiających się socjalistycznej ideologii, a zatem
wartościowanych negatywnie, są one albo ukazywane jako nieatrakcyjne fizycznie, albo jako
bezrefleksyjne, nieposiadające wewnętrznego świata, zacofane i bierne postaci. W powieściach
portretowane są jako pozbawione możliwości działania, zależne od mężczyzn, którzy dodatkowo
traktują je z pobłażaniem, niekiedy z pogardą. Taki sposób traktowania postaci kobiecych ocenianych
ujemnie charakterystyczny jest dla całej prozy pochodzącej z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych
dwudziestego wieku. Stereotypy i szablony językowe pozostają jednakowe lub bardzo podobne
zarówno w prozie produkcyjnej, jak i w powieściach przynależących do nurtu wiejskiego.
W utworze S. Banasia, Przebudzenie, pojawia się postać ocenianej ujemnie Agaty Rzepeckiej.
Kobieta jest żoną wiejskiego bogacza, zdecydowanie odrzucającego socjalistyczny system. Znamienne
wydaje się to, iż bohaterka widziana z perspektywy powieściowych mężczyzn, wartościowanych
negatywnie, jest atrakcyjna i piękna, natomiast w tym samym czasie narracja kształtuje i przemienia
ją w ograniczoną, krzykliwą i wścibską kobietę. W związku Rzepecka ma zwykle niewiele do
powiedzenia, jej rola ogranicza się do zdawkowych wypowiedzi, w których przytakuje mężowi. W
powieści trudno znaleźć choćby jeden opis, w którym postać Agaty byłaby ukazana neutralnie.
Począwszy od deskrypcji samego wyglądu kobiety, narracja realizuje schemat deprecjonowania tej
postaci. W oczach wartościowanego negatywnie sołtysa wsi, kobieta jest ideałem piękna: „A Agata to
ci dopiero baba… Noga, ręka, piersi, ech! Latała ci Krowica prawie nago po izbie. Taką mieć do spania!
– Przypomniała się Grzędzie własna, chuda, zbrzydła, zapracowana żona” [SBP, 196].
Usytuowanie Rzepeckiej w opozycji do wychudzonej i zapracowanej kobiety jest celowym
zabiegiem, zastosowanym po to, by dać określony efekt. W powieściach z pierwszej połowy lat
pięćdziesiątych dwudziestego wieku można zaobserwować bowiem dosyć szczególny schemat
myślenia oraz wypowiadania się o pracy. W systemie wartości socjalistów praca zajmuje wysokie
miejsce, uszlachetnia i udoskonala, widziana jednak z perspektywy wrogów socjalistycznego systemu,
praca jest przykrym obowiązkiem i stopniowo niszczy człowieka (u bogaczy z Przebudzenia S. Banasia
najcięższą pracę wykonuje zwykle parobek, ten sam schemat zauważyć można także w innych
utworach).
Kreowane w Przebudzeniu kobiety wiejskie, należące do kategorii bohaterek ocenianych
negatywnie, pozostają zatem w wyraźnej opozycji do tych postaci kobiecych, które przeszły
światopoglądową przemianę i zaakceptowały socjalistyczną ideologię.
358
W utworze S. Banasia pojawia się także imienniczka Rzepeckiej, Agata Motykowa,
portretowana bardzo podobnie jak Rzepecka. Kobieta jest silna, dorodna, lecz – w przeciwieństwie
do Rzepeckiej – pewna swojego zdania. Mąż Motykowej zamierza przystąpić do spółdzielni
produkcyjnej, kobieta jednak stanowczo się temu sprzeciwia. Można by spodziewać się, że mamy do
czynienia z typem bohaterki refleksyjnej, posiadającej zdolności uzasadniania swoich racji, okazuje
się jednak, że Motykowa usiłuje przekonać męża głównie siłą głosu, a nawet rękoczynami: „tłusta to
była kobieta i rozłożysta, a głos miała gruby, donośny” [SBP, 84].
W kilku fragmentach utworu można bowiem odnaleźć opisy świadczące o tym, że Motyka był
wręcz zastraszany przez żonę: „Zawsze krzątał się w pośpiechu, przygarbiony, lękając się narazić
swarliwej żonie. Toteż wróciwszy z kościoła (a biegła codziennie sześć kilometrów w jedną stronę i
tyleż z powrotem) Agata zastawała gospodarstwo obrządzone, a barszcz z ziemniakami czekał na
kominie” [SBP, 84-85].
Małżeństwo Motyków zostaje przez narrację ukształtowane w taki sposób, aby przystąpienie
mężczyzny do spółdzielni produkcyjnych i uczęszczanie na partyjne zebrania stanowiło wyzwolenie z
męczącej sytuacji parobka swojej żony. Z punktu widzenia socjalistycznych zasad, związek dwojga
ludzi powinien opierać się na partnerstwie, którego u Motyków zdecydowanie brakuje. Agata i jej
mąż Andrzej zostali przedstawieni w sposób wyraźnie skarykaturowany. Najbardziej jednak ucierpiał
wizerunek kobiety, wiodącej u boku męża pasożytniczy żywot: „Daleko było ją słychać: - Andrzej,
wody przynieś! Andrzej, krowę wydój! Andrzej, kury pomacaj i dopilnuj, żeby która nie zgubiła jajka”
[SBP, 84].
Na wieść o tym, iż Andrzej zamierza zaakceptować socjalistyczną ideologię, Motykowa bez
wahania przystępuje do rękoczynów: „Co się tam później działo u Motyków, nikt dokładnie nie
wiedział, bo mieszkają na boku, ale to jest pewne, że Andrzej chodził ze dwa tygodnie z podwiązaną
gębą” [SBP, 85].
W przywoływanej już powieści J. Mortona, Zapomniana wieś, świat bohaterów
wartościowanych negatywnie kształtowany jest również za pomocą środków językowych, których
celem jest podkreślanie wad bohaterów, uwypuklanie złych nawyków, niemoralne prowadzenie się.
Wobec dominującej w prozie socrealizmu tendencji do wyśmiewania i zohydzania cielesności
(zwłaszcza kobiecej), interesujący wydaje się przykład młodej kobiety, córki kułaka Modronia.
W powieści J. Mortona kobieta nazywana jest Lalką (w rzeczywistości ma na imię Elżbieta).
Narrator charakteryzuje ją jako „suchą, wątłą jak chabinka” [MZ, 32]. Lalka nie jest typową postacią,
przypominającą te, które w utworach wartościowane są ujemnie. Kobieta jest delikatną, wręcz
359
apatyczną, milczącą postacią, zdominowaną całkowicie przez apodyktycznych rodziców. Wydaje się,
że ocena tej postaci narzucona jest poprzez jej przynależność do ocenianej negatywnie rodziny. Sama
Lalka nie czyni nic, co mogłoby podlegać ujemnej ocenie, aczkolwiek zgodnie ze sposobem
wartościowania sugerowanym przez modyfikację jej imienia, przypomina lalkę, marionetkę,
poddającą się wpływowi każdego.
Narracja odziera ją w ten sposób z cech odpowiadających kobiecej naturze. Lalka nie
przypomina kobiety nawet z wyglądu, jej wychudzone ciało jest raczej ciałem dziecka. Małżeństwo z
Gutkiem, wymuszone przez rodziców, przeraża Lalkę, jednak boi się ona sprzeciwić woli matki i ojca:
„Lalka, blada, chuderlawa dziewczyna, jak posadzili ją obok Gutka, tak siedzi z oczyma utkwionymi w
talerz i co chwila powiada sobie, że najlepiej zrobi, jak ucieknie od stołu. Wzgląd jednak na matkę i
ojca powstrzymuje ją od tej ucieczki i nadal siedzi na swoim krześle jak bez życia” [MZ, 63].
Sposób portretowania Lalki jest zabiegiem mającym na celu uwypuklenie opozycji aktywność
– bierność pomiędzy bohaterkami pozytywnymi i negatywnymi. Postaci oceniane dodatnio są zwykle
aktywne, działają dynamicznie, podczas gdy te oceniane ujemnie rzadko potrafią zdobyć się na
samodzielne działanie, wydają się pozbawione woli bądź zwyczajnie leniwe. Omówiony model
bohaterek negatywnych wyróżnia się z reguły charakterystycznym wyglądem: kobiety mają zbyt
obfite kształty, przez co nie są atrakcyjne, lecz jedynie śmieszne, gdy próbują uwodzić mężczyzn.
Postać Lalki nie przypomina takiego wizerunku kobiety. Wydaje się ona bowiem ze względu
na swoją delikatność nie przystawać do wizerunku kułackiej rodziny, w której funkcjonuje oraz do
męża, całkiem obcego jej człowieka, który zdradza ją jeszcze przed ślubem. Lalka nie kusi, nie
kokietuje mężczyzn, można by stwierdzić, że erotyka dla niej nie istnieje. Kobieta nie może zaznać
szczęścia w małżeństwie zawartym ze względów finansowych. Pomiędzy Lalką a Gutkiem brakuje nie
tylko zepchniętej na margines przez socjalizm namiętności, ale przede wszystkim szacunku i
wzajemnego zrozumienia. Dostrzega to Modroń, ojciec Lalki, który sam również przyznaje, że system
wartości Gutka niewiele różni się od zbioru zasad moralnych wyznawanych przez niego samego.
Zabieg ten ma na celu krytykę stylu życia wiejskich bogaczy, którzy postępując niezgodnie z
socjalistycznymi wartościami, stają się coraz mniej ludzcy: „To uczucie wielkiej, gorącej wierności
żonie zepsuło się dopiero z czasem, kiedy, mając za dużo gotówki w kieszeni, zaczął sobie pozwalać
na drobne grzeszki z różnymi pięknościami, które go wyraźnie urzekały. Potem między kobietami już
wcale nie przebierał, bo zasmakowawszy w nich raz, nie mógł bez nich żyć, z żoną jednak nadal sypiał
w jednym łóżku, lecz jak wyglądało to spanie? Ręce miał zawsze przy sobie, mocno przyciśnięte do
własnej piersi, do tego obrócony był do żony tyłem, zupełnie podobnie jak leżał teraz Gutek. Lalka,
jak wzgardzone, małe dziewczątko, przywierała do samej krawędzi po drugiej stronie łóżka, rękę
360
jedna miała splecioną pod głową, a drugą wytroczoną wzdłuż skulonego ciała. Twarz jej, aczkolwiek
była to twarz dobrze wypoczętego człowieka, nie zdradzała jednak szczęścia” [MZ, 138].
W powyższym fragmencie mamy do czynienia z oddaleniem, jakie następuje pomiędzy
młodymi małżonkami, a związek ten jest raczej przykładem, jak nie budować małżeństwa i szczęścia
w socjalistycznym świecie. Relacje pomiędzy małżonkami są mocno zaburzone. Analiza powieści
produkcyjnych, jak i tych opisujących rzeczywistość wsi, ukazuje szczególny obraz socrealistycznej
miłości. Można stwierdzić, że wizerunek relacji pomiędzy bohaterami ocenianymi pozytywnie, jak i
tymi ocenianymi ujemnie, stanowi silnie zmodyfikowaną wersję tradycyjnie pojmowanego uczucia.
Socrealistyczna miłość zrównana jest albo z całkowitym oddaniem się pracy, albo przedstawiona jako
śmieszna lub odrażająca i gorsząca.
A. Szczepańska pisze w swoim szkicu, że „Historia miłosna w literaturze socrealistycznej jest
niemożliwa, bo niemożliwa jest miłość w czasach ideologii”37. Dzieje się tak przede wszystkim
dlatego, że struktura semantyczna uczucia nie mieści się w ramach socjalistycznego systemu. Zgodnie
z socjalistycznymi ustaleniami, uczucie musiałoby stać się nośnikiem ideowych wartości, podczas gdy
jego znaczeniowa struktura wymyka się spod kontroli.
Dzięki specyficznemu ujęciu miłosnych relacji, socrealistyczni pisarze starali się podkreślić -
jak pisze M. Brzóstowicz - „znaczenie emancypacji zawodowej i kulturowej”38. Niestety, pogodzenie
sfery zawodowej ze sferą życia rodzinnego było praktycznie niemożliwe. Wielu autorom powieści z
pierwszej połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku nie udało się zachować założonej
równowagi pomiędzy pracą a domem, dlatego też niezwykle często w omawianych utworach
widzimy, jak żony i matki funkcjonują, poświęcając się domowym obowiązkom. Cierpi na tym
oczywiście życie zawodowe kobiet, co z kolei sprawia, że narratorzy tak często milczą na temat zajęć
bohaterek, będących zajęciami innymi niż domowe. Powieściowe pary uchodzące za ideał
socjalistycznego małżeństwa, jak Kokotowie z Węgla A. Ścibora-Rylskiego, Walaszczykowie i
Kulbarowie z Początku opowieści M. Brandysa, Śliwkowie z Lewantów A. Brauna, Morawieccy
z Obywateli K. Brandysa, Plewowie z utworu Na przykład Plewa B. Hamery, okazują się w
rzeczywistości dość nieudanymi przykładami łączenia życia zawodowego z życiem prywatnym.
Chwilami niemal narratorzy nie potrafią uniknąć wywoływania u czytelnika wręcz natrętnych sugestii,
iż powieściowa konstrukcja bohaterów jest odzwierciedleniem schematów zachowania, zapisanych w
podręcznikach z zakresu pedagogiki z lat pięćdziesiątych.
37 A. Szczepańska, Miłość erotyczna w polskiej prozie produkcyjnej [w:] K. Stępnik, M. Piechota (red.), Socrealizm. Fabuły – komunikaty – ikony, Lublin 2006, s. 25. 38 M. Brzóstowicz, Wizerunek rodziny w polskiej prozie współczesnej, Poznań 1998, s.108.
361
Socrealistyczna schematyczność kształtowania powieściowych postaci wynika po części z
ideału życia kolektywnego obejmującą zarówno sferę rodzinną, jak i zawodową, co sprawia, że
jednostka z czasem tłumi w sobie wszelkie przejawy indywidualizmu. Jak zauważyła M. Brzóstowicz:
„zamiast obrazu pracy jako możliwego sposobu autoekspresji i samorealizacji człowieka, pojawia się
praca anonimowa, zbiorowa, z pracownikiem ujętym w roli małego trybika wielkiej maszyny”39.
Taki właśnie wzorzec małżeństwa realizują Plewowie ze wspomnianego utworu Na przykład
Plewa B. Hamery. W tym utworze jednak sytuacja bezdyskusyjnego, pokornego przyjęcia
socjalistycznych postulatów, jakie mogliśmy zaobserwować u Morawieckiej, następuje dopiero po
dłuższym czasie oraz szeregu życiowych zmian, jakich doświadczają Plewowie. Kluczem do
zrozumienia roli Plewowej w powieści jest słowo „przemiana” i ma ono jak najbardziej
propagandowy charakter. Wszystko, co następuje w życiu małżonków, wszelkie pozytywne zmiany
zachodzą w powieściowej rzeczywistości dzięki działaniu, łaskawości i dobroci partii, którą niepewna
ideologicznie Plewowa zaczyna odtąd darzyć zaufaniem.
W małżeństwie Plewów bohaterka wyraźnie schodzi na dalszy plan, bowiem to jej mąż, jak
sugeruje sam tytuł oraz skoncentrowana wyłącznie na mężczyźnie fabuła powieści, jest najważniejszą
postacią, choć w rzeczywistości stanowi jedynie przykład jednostki wydobytej z kolektywu, z
pracującej masy, której codziennemu życiu czytelnik powinien się przyjrzeć. Plewowa, podobnie jak
Morawiecka z utworu K. Brandysa, jest tylko dodatkiem do zawodowego życia męża. O Plewowej
wiemy naprawdę niewiele. Nie znamy jej imienia ani wieku. Małżeństwo ma prawdopodobnie
dorosłe dzieci, których „zbrakło” [BHP, 97] (co w powojennej rzeczywistości można różnie
interpretować), a Plewowa często, myśląc o swoim mężu, określa go jako osobę posuniętą w latach.
Uwaga narratora w większości deskrypcji koncentruje się właśnie wokół postępów samego Plewy we
„wdrażaniu się” w nową rzeczywistość. Plewa uczy się pisać, a także dowiadujemy się, że „całą duszą
zawisł nad fabryką” [BHP, 19], co z kolei wzbudza strach w jego żonie, nieufnej wobec
socjalistycznych postulatów: „Plewa wrócił do domu, zjadł spóźniony obiad. Nie odpowiadając na
wymówki żony, która płaczliwie zrzędziła, że w taki straszny i niepewny czas gdzieś się wałęsał,
nałożył do pudełka świeżą porcję tytoniu i znowu ruszył ku drzwiom” [BHP, 19].
Plewowa stopniowo jednak przekonuje się do zmian w ich wspólnym życiu. Jej wrogość do
nowego systemu maleje. Kobieta wręcz z dumą obserwuje postępy zapracowanego męża, który po
powrocie z pracy w fabryce niemal natychmiast zasiada do kolejnej: „Plewowa dość szybko obyła się
z nowym dziwactwem męża. Nie dziwiło jej już i nie drażniło, że codziennie wróciwszy rankiem z
fabryki, obmywszy się i spożywszy liche śniadanie, nie kładł się spać – jak to bywało przedtem – lecz
39 Tamże, s.111.
362
wyciągał z szafy kupione zaraz po rozmowie z Wójcikiem zeszyty, kieliszek z atramentem oraz pióro i
zasiadał za stołem na kilka godzin, zapominając zupełnie o świecie.
[…] Ze szczerym uznaniem i z niewątpliwą dumą przyznawała, że nauczyć się tak pisać, nie
mając dużego palca, to jednak nie byle co…
Zawsze, ilekroć koniecznie trzeba było coś napisać, robił to któryś z synów. A odkąd ich
zbrakło, to i pisać prawie wcale nie było potrzeby, bo była wojna. Jeśli zdarzył się jakiś konieczny
wypadek, to ona pisała, a Błażek tylko dyktował, bo przecież ona nie umiała tak sprawy wyłożyć, jak
on to potrafił. A teraz wziął się do pisania i to zupełnie niepotrzebnie.
A no… wszyscy powiadają, że teraz przyszły nowe czasy, to i staremu mogło się przewrócić w
głowie…” [BHP, 97].
Plewowa uznaje siebie zawsze za słabszą, mniej zdolną i podporządkowaną mężowi.
Narrator, wprowadzając postać Plewowej, często posługuje się mową pozornie zależną i czyni
kobietę niezorientowaną w bieżących sprawach, przez co także nieco naiwną. Świadczy o tym użycie
pojedynczych leksemów, jak i całych konstrukcji zdaniowych: „bo przecież ona nie umiała tak sprawy
wyłożyć”; „a no… wszyscy powiadają”; „to i staremu mogło się przewrócić w głowie”.
Mentalność dojrzałej wiekiem Plewowej, wychowanej w przedwojennej rzeczywistości, nie
pozwala jej nawet zastanawiać się nad znaczeniem i celowością jej roli w małżeństwie. Dlatego też w
milczeniu akceptuje warunki małżeńskiego kontraktu i czuje się w pełni odpowiedzialna za dom. Nie
zmienia tego nawet zwrot w jej sposobie myślenia po przemianie w wierną socjalistkę. Wystarcza jej
zatem kuchenna autonomia, której mąż i tak nie zechciałby naruszyć.
M. Mazur wspomina również, że w propagandowych przekazach społeczeństwo i państwo
można odbierać jako pojęcia synonimiczne, z kolei „przy bardziej wnikliwej analizie dostrzec można
nawet, że cele i wartości rodzinne były tak naprawdę podporządkowane celom państwowym,
ukrytym pod nazwą celów ojczyzny socjalistycznej”40.
Model „nowej rodziny”, jak i „nowego człowieka”, przeznaczony jest zatem dla
społeczeństwa, jednak funkcjonuje jako zbiór wymagań i spis koniecznych zmian, które należy
wprowadzić w życie, aby nie znaleźć się jako bezużyteczna jednostka na marginesie danego
środowiska. Osoby o słabym charakterze, skłonne do popadania w uzależnienia, niechętne do pracy
nie są godne zaufania, ponieważ poświęcają czas na sprawy bezużyteczne, z punktu widzenia
40 M. Mazur, O człowieku tendencyjnym… Obraz nowego człowieka w propagandzie komunistycznej w okresie Polski Ludowej i PRL 1944-1956, Lublin 2009, s.506.
363
socjalistycznego systemu wychowania człowieka. Moralność jest bowiem jednym z najbardziej
istotnych komponentów modelu „nowego człowieka”.
Z kolei postać Lalki z powieści J. Mortona udowadnia przede wszystkim, że bierna, bezczynna
postawa jest w socjalistycznym systemie wartości niedopuszczalna i skazuje na porażkę nawet te
jednostki, u których trudno dopatrzeć się wad. Ponadto, przebywanie w rodzinie niemoralnych,
zepsutych przez nadmiar dostatku (tak sugeruje narrator) kułaków, wydaje się dodatkowo wyniszczać
Lalkę, czyli jeszcze bardziej zobojętniać ją na życie wokół niej oraz na jej własną przyszłość. Okazuje
się także, że w nowej rzeczywistości, prezentowanej przez socrealistyczną literaturę kobieta traci
znaczenie, zarówno wśród ocenianych pozytywnie, jak i negatywnie postaci, niezależnie od typologii
środowiskowej. W domu, w pracy, w społeczeństwie rzadko bywa przedstawiana jako aktywna w
takim samym stopniu jak mężczyźni.
Można by stwierdzić, iż postaci kobiece oceniane negatywnie są w powieściach
poszczecińskich ukazywane podobnie, a zatem niemal bez związku z różnicami, jakie wydaje się
wytwarzać typologia środowiskowa. Ewolucja światopoglądu następuje u kobiet ocenianych
pozytywnie zamieszkałych na wsi nieco inaczej niż u bohaterek z miast. Z kolei bohaterki wiejskie
wartościowane ujemnie są przedstawiane jako jednakowo bierne, bez woli kształcenia i rozwijania
swoich zdolności, zainteresowań, leniwe, niechętne, by pracować, zwykle jako część tłumu
podobnych do siebie „wiejskich bab”, zapatrzonych w proboszcza.
Model bohaterki negatywnej w omawianej prozie jest zatem wyznaczony w dość wyraźny
sposób. Największą wadą postaci kobiecych jest fakt, iż nie chcą one uczestniczyć w przebudowie
rzeczywistości, nie interesuje ich postęp ani zmiany, dlatego też stanowią marginalną część
wiejskiego społeczeństwa, często ośmieszaną, wyszydzaną przez narrację. Ich obecność w utworach
ma znaczenie typowo dydaktyczne. Ponadto, poprzez obecność tych kobiet narracja utrwala jedynie
pewne schematy kulturowe i językowe dotyczące kobiet oraz wyznacza zasady warunkujące
przemianę „nowej kobiety”, a tym samym przynależność do „nowej rzeczywistości”.
Inną prawidłowością, dostrzegalną w wizerunku kobiety socrealistycznej, również bez
względu na miejsce zamieszkania, jest jednakowe ujęcie bohaterek przy pracy. Kobiety ukazane są
jako natchnione, pełne zapału, całkowicie pochłonięte przez wykonywane zajęcia. Praca w
socjalistycznym porządku jest bowiem nie tylko obowiązkiem, ale także pasją, drogą do doskonalenia
się.
M. Kierczyńska wspomina o podobnym ujęciu socjalistycznej pracy, opisując powieść
Ażajewa, Daleko od Moskwy. Budowanie i doskonalenie jest w tym utworze najważniejsze,
364
ważniejsze niż człowiek, jest „ […] pracą wybitnie twórczą. Jak każdą twórczą pracę, cechuje ją zapał,
namiętność, nieprzerwane napięcie psychiki, związane z procesem twórczego zmagania się z
trudnościami”41.
Praca ma zatem przestać być nieciekawa i męcząca, ma stanowić część życia prywatnego,
przez co traci jednocześnie cechy przymusu i obowiązku, a w literackich wizerunkach staje się pasją
bohaterów42.
Postaci kobiece wartościowane pozytywnie, oprócz szczególnego wyglądu podkreślanego
zwykle wtedy, gdy znajdują się przy pracy, cechuje często niemal dziecięca niewinność. Większość
bohaterek to rzeczywiście bardzo młode kobiety, portretowane jako bezbronne, delikatne istoty,
jednak należy nadmienić, że taki sposób ukazywania postaci kobiecych nie dotyczy nigdy bohaterek
ocenianych ujemnie. Niewinność dziecka posiadają tylko idealne socjalistki.
Co więcej, niewinność tę łączy w powieściach bardzo często z właściwymi dziecku poczuciem
zagubienia i niewiedzą. Analiza tekstów dowodzi, że zabieg ten w większym stopniu dotyczy
bohaterek wiejskich niż mieszkających w miastach. Dostrzeżona prawidłowość ujawnia się w takich
miejscach fabuły, gdzie postaci kobiece odczuwają szczególny niepokój, niepewność, nie potrafią
podjąć decyzji, dokonać wyboru.
W świetle powyższych rozważań można stwierdzić, że socrealistyczna proza buduje spójny
językowo obraz rzeczywistości. Spójność większości prezentowanych wzorców oraz powtarzalność
schematów konstrukcyjnych i językowych zakłada, że obecny w prozie poszczecińskiej wizerunek
świata powinien zostać przyjęty przez odbiorcę tekstów w sposób bezrefleksyjny, zatem w pewnym
sensie i w sposób bezwarunkowy. Wymienione w niniejszym tekście stereotypy stają się
niepodważalne poprzez częste powtarzanie i utrwalanie w świadomości odbiorcy.
Model „nowego człowieka”, który wyłania się z socrealistycznych powieści, nie stanowi
całkowicie nowego tworu. Wzorzec ten – ograniczony przez ideologię, która odbiera mu władzę nad
własną prywatnością, nakazuje kontrolować emocje i pragnienia oraz czerpać przyjemność wyłącznie
z wykonywanej pracy – jest dodatkowo skonstruowany z uwzględnieniem szczególnej dbałości o
moralność i etykę. Narracja większości powieści wyraźnie piętnuje tradycje związane z religią,
ludowością, przesądem, a także patriarchalny model rodziny, starając się uczynić z powieściowych
41 M. Kierczyńska, Spór o realizm, Kraków 1951, s.179. 42 Szerzej o specyficznym charakterze pojęcia pracy w socjalizmie pisze E. Fromm, Zdrowe społeczeństwo, Warszawa 2007, s. 284-296.
365
małżonków równorzędnych partnerów. W badanych utworach zdarza się jednak tak, że
propagowane w nich wzorce realizowane są niekonsekwentnie (przykładem może być chociażby fakt,
iż powieściowi mężczyźni stają się najczęściej bohaterami pierwszoplanowymi, podczas gdy postaci
kobiece widzimy w rolach matek, kucharek lub adeptek danego zawodu zdecydowanie rzadziej niż
jako specjalistki zajmujące kierownicze stanowiska). Tak niekonsekwentne ukazywanie postulatów
socjalistycznego systemu oraz obrazu świata, jaki wyłania się z omawianej prozy, okazuje się
świadectwem propagandy oraz w pełni utopijną wizją.
Bibliografia:
Brzóstowicz M., Wizerunek rodziny w polskiej prozie współczesnej, Poznań 1998.
Fromm E., Zdrowe społeczeństwo, Warszawa 2007.
Jarosiński Z., Literatura lat 1945-1975, Warszawa 1997.
Kierczyńska M., Spór o realizm, Kraków 1951.
Mazur M., O człowieku tendencyjnym… Obraz nowego człowieka w propagandzie komunistycznej
w okresie Polski Ludowej i PRL 1944-1956, Lublin 2009.
Nowak P., Swoi i obcy w językowym obrazie świata, Lublin 2002.
Stępnik K., Piechota M. (red.), Socrealizm. Fabuły – komunikaty – ikony, Lublin 2006.
Szczepańska A., Miłość erotyczna w polskiej prozie produkcyjnej [w:] Stępnik K., Piechota M.
(red.), Socrealizm. Fabuły – komunikaty – ikony, Lublin 2006.
Tomasik W., Polska powieść tendencyjna w latach 1949 – 1955, Wrocław 1988.
Toniak E., Olbrzymki: kobiety i socrealizm, Kraków 2008.
366
Hanna Trubicka
hannate@op.pl
Uwagi o roli narracji drugoosobowej w Senniku współczesnym Tadeusza Konwickiego
W jednym z wywiadów Tadeusz Konwicki – odnosząc się do złożonej kompozycji „Sennika
współczesnego” – szkicuje dwie podstawowe ścieżki jego odbioru43: „Myślałem, że będzie to coś w
rodzaju »gry do składania«. Albo odbiorca odczyta tylko warstwę anegdotyczną, albo zacznie kojarzyć
poustawiane w »Senniku« klocki, układając je w budowlę wed łu g własn e j ko ncep c j i (podkreśl.
H.T.)”44. Czy można sobie wyobrazić bardziej komfortową sytuację dla czytelnika-znawcy45 niż tego
typu uwierzytelnienie – a priori – jego własnych zabiegów eksplikacyjnych, dokonywanych, nawiasem
mówiąc, zawsze w taki właśnie – do pewnego stopnia idiomatyczny – sposób? A jednak
komentatorzy tej właśnie powieści Konwickiego podkreślają przede wszystkim trudności, a nie
udogodnienia, płynące z braku jednoznacznych wskazówek interpretacyjnych46.
Idąc za wspomnianą sugestią autora spróbujmy jednak zaryzykować własną koncepcję
badawczą w odniesieniu do „Sennika”, który nie daje jednoznacznego rozwiązania fabularnego,
prowokując różne odczytania. Nie rości sobie ona pretensji do zupełnej oryginalności ani też do
wyczerpującej eksplikacji wszystkich sensów tego wielowątkowego, niezwykle bogatego w znaczenia
tekstu. Wielointerpretowalność jest zresztą, jak wiadomo, cechą konstytutywną dla literatury w
ogóle, jednak wydaje się, że w „Senniku” ta elementarna sytuacja ulega znacznemu wyostrzeniu i
43 Choć inspiruję się tutaj koncepcją Michała Głowińskiego, który pisał o „stylach odbioru” (M. Głowiński, Świadectwa i style odbioru, [w:] Tegoż, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977, s. 117-137), to jednak posługuję się pojęciem „ścieżek”, rozumianych przeze mnie szerzej: jako pewne podstawowe ukierunkowania czytelniczej uwagi, które najprościej można by podzielić na lekturę powierzchowną i pogłębioną. 44 Cyt. T. Lubelski, Męczarnia świadomości, [w:] Poetyka powieści i filmów Tadeusza Konwickiego, Wrocław 1984, s. 137. 45 Zastosowanie terminu Janusza Sławińskiego (J. Sławiński, O dzisiejszych normach czytania znawców, „Teksty” 1974, nr 3.) pozwala od razu wyeliminować pierwszą ze „ścieżek odbioru”, jako że „czytelnik-znawca” zawsze – z definicji – dąży do lektury pogłębionej. 46 Por. chociażby T. Lubelski, Męczarnia świadomości…, dz.cyt., s. 137; J. Sławiński, Sennik współczesny, [w:] T. Kostkiewiczowa (red.), Czytamy utwory współczesne, Warszawa 1967, s. 205.
367
skomplikowaniu. Z jednej strony z uwagi na zawarty w nim – jak pisze Janusz Sławiński –
„współczynnik zagadkowości”47, z drugiej – ze względu na nietypową narrację – rozpadającą się na
owe „klocki”, o których mówi Konwicki – jako nie tylko ważny element poetyki, ale i semantyki
„Sennika”.
Podstawowym zadaniem niniejszej pracy będzie właśnie spojrzenie na postać głównego
bohatera – który jest jednocześnie narratorem – przez pryzmat narracji. Niezwykle starannie i celowo
skomponowana zwraca na siebie uwagę – o jej budowie i znaczeniu pisali badacze48. Centralnym
tematem powieści jest „uwikłanie” Pawła w przeszłość, spowodowane kompleksem winy, będącym
efektem traumatycznych doświadczeń zarówno z czasów partyzanckich, jak i z dzieciństwa.
Nieustannie przeplatana wspomnieniowymi epizodami narracja stanowi strukturalny wykładnik tej
sytuacji, metaforę świadomości głównego bohatera, wiecznie cofającego się w głąb pamięci.
Wydaje się, że szczególnie owocne poznawczo może być bliższe przyjrzenie się jej wycinkowi
– dotąd raczej marginalizowanemu – mianowicie narracji drugoosobowej, zastosowanej w sposób
niestandardowy w pewnych partiach utworu, w których narrator przypomina – zwracając się do
samego siebie poprzez formę „Ty” – różne wydarzenia z własnej biografii. Ten, wydawałoby się, że
niewiele znaczący, wymiar dzieła niepostrzeżenie może stać się ważnym nośnikiem sensu powieści,
jeśli spojrzeć na niego jako na specyficzną formę autokomunikacji – rozmowy ze sobą. Jej cel jest
jasny – odzyskanie przez dawnego partyzanta kontaktu ze swoim „ja”, scalenie własnej osoby z
przeszłości z „sobą” teraźniejszym, uporanie się – mówiąc kolokwialnie – z własną historią. Pytanie,
na które chciałabym poszukać odpowiedzi można by sformułować w ten sposób: na ile narracja w
„Senniku”, a w jej ramach szczególnie: narracja drugoosobowa, pozwala wyartykułować,
zobiektywizować i następnie ustabilizować doświadczenie zdezintegrowanego podmiotu; scalić życie
bohatera, które utraciło wewnętrzną ciągłość49?
W pierwszej kolejności należy poddać analizie złożoną strukturę narracji, pokazać jej
niebywałą rolę w „Senniku”, który nadawałby się w tej mierze jako doskonały materiał do
47 J. Sławiński, Sennik współczesny…, dz.cyt., s. 206.
48 Zob.: J. Arlt „Ja” Konwickiego, Kraków 2007; T. Lubelski, Poetyka powieści, s. 140.; J. Sławiński, Sennik współczesny, s. 218-219. 49 Tak sformułowanie pytanie implikuje wątpliwości co do języka, w jakim należy szukać na nie odpowiedzi. Mam świadomość tego, że pewien dysonans może wywołać zestawienie stylu analizy w dużym stopniu strukturalnej – stosowanego przeze mnie w pracy – z językiem psychologii ogólnej, do którego odwołuję się w równej mierze. Mimo to, uważam taką próbę za wartą podjęcia, choćby po to, by sprawdzić efektywność tego typu propozycji.
368
akademickich zajęć z poetyki tekstu epickiego50. Dlaczego? Okazuje się, że różne formalne własności
narracji, wywołujące silne wrażenie jej „nieprzezroczystości”, zrywające w dużym stopniu z iluzją
literacką, dają się interpretować jako sygnały „nad-świadomości” narratora. Motywację dla tego
rodzaju posunięć widziałabym w pragnieniu ustabilizowania przez bohatera swoich doświadczeń. Aby
zobaczyć, jak dokładnie to w „Senniku” wygląda musimy rozpoznać wykładniki owej
„nieprzezroczystości” narracji i przyjrzeć im się bliżej.
Pierwszym znakiem pewnej umowności wydarzeń przedstawionych byłaby w Senniku przede
wszystkim rama kompozycyjna snu – jednocześnie przejaw dezintegracji podmiotu. Narrator-bohater
o imieniu Paweł rozpoczyna swoją opowieść od stwierdzenia: „Nie otwierałem oczu i nie wiedziałem,
jak rozbudzony z przedwieczornego snu, gdzie jestem i kim jestem”51. Kończy zaś słowami: „I wtedy
raptem pomyślałem, że oto za chwilę obudzę się, wydźwignę z dusznego snu (…) wstanę do
zwyczajnego, powszedniego dnia z jego zwykłymi troskami, z jego potocznym trudem, z jego tak
dobrze znaną, bliską znojnością”52.
Ta oniryczna klamra poddaje w wątpliwość status ontologiczny świata powieściowego, który staje się
obiektem przede wszystkim myślowym. Od samego początku odbiorca ma więc świadomość, że
prezentowana przez narratora rzeczywistość równie dobrze może być zwerbalizowanym przez niego
snem.
Wrażenie czytelnika, iż cała powieść jest pewną konstrukcją myślową, a nie realistycznym
przedstawieniem losów bohatera, pogłębia stopień uporządkowania fragmentów biografii narratora
– „klocków” Konwickiego. Nieprzypadkowa, regularna, a więc: podporządkowana w sposób widoczny
odgórnej, kompozycyjnej koncepcji zmienność osób i czasu narracji53, której podlegają poszczególne
epizody, jest znakiem silnej literackości tekstu; sprawia, iż nie mamy do czynienia z „czystym”
relacjonowaniem przez Pawła swojego życia. Jak pisze Czapliński: „gramatyczne odmiany narracji w
Senniku odnoszą się do różnych etapów biografii i zarazem sygnalizują różną wagę wydarzeń”54.
Tak misternie zbudowana kompozycja pozwala na ukonstytuowanie fabuły jako konfrontacji
teraźniejszości z przeszłością i – jednocześnie – konfrontacji różnych „ja” tego samego podmiotu.
Dlatego też fragmentaryczność fabuły i związania z nią achronologia nie skutkują w „Senniku”
bezładem narracji. Przeciwnie, widoczny jest głęboki stopień udobitnienia relacji między typem
50 Bernadetta Żynis w swoim artykule („To jest Konwicki, czy nie jest?” O podmiotowości sylleptycznej,„Litteraria Copernicana” 2008, nr 1.) powołuje się na tezę Jana Walca, według którego teoria literatury jest wręcz – w pewnym sensie – tematem wszystkich powieści Konwickiego. 51 T. Konwicki, Sennik współczesny, Warszawa 1963, s. 5. 52 Tamże, s. 293. 53 Obrazuje to załączony w aneksie schemat budowy „Sennika” z uwagi na zróżnicowanie narracji. 54 P. Czapliński, Tadeusz Konwicki, Poznań 1994, s. 82.
369
narracji, jej czasem a czasem fabuły. Sekwencja, w jaką układają się obsesyjne nawroty zdarzeń z
przeszłości zaczyna stanowić pewien kod, przypominający wręcz kod genetyczny, tak jakby zawierała
pewną „informację genetyczną”, która tłumaczyłaby obecne poczucie wyobcowania bohatera55.
Zza przywoływanych epizodów wyłania się obraz człowieka, którego życie jest
zdeterminowane głównie przez bolesne doświadczenia partyzanckie, których wpływ ujawnia się
prawie w każdym momencie jego teraźniejszej egzystencji. Widoczna jest przy tym pewna gradacja w
schodzeniu coraz niżej w głąb pamięci, przez co mechanizm ten przypomina swego rodzaju duchową
„katabazę”. „Sennik” zasadza się na pytaniu o możliwość zreinterpretowania swojej przeszłości i
przywrócenia własnemu życiu utraconego sensu.
W tym momencie kwestia budowy narracji w powieści w żadnej mierze nie może być uznana
za zabieg czysto techniczny – jej walor interpretacyjny objawia się z całą mocą. Wyjaśnienie
formalnych zabiegów znajdujemy w usilnym pragnieniu zobiektywizowania przez bohatera-narratora
własnego życia, przywrócenia mu porządku poprzez poddanie go takiej, a nie innej narracji.
Potwierdzenie tej intuicji znajdujemy w słowach bohatera-narratora – Paweł dwukrotnie wspomina o
konieczności usensownienia własnej egzystencji przez umieszczenie elementów własnej biografii w
określonym układzie. Już samo zarysowanie takiej możliwości nasuwa przypuszczenie o „nad-
świadomości” Pawła jako bohatera. Nadając sobie kompetencje narratora własnego życia stwierdza:
„To, co dotychczas przeżyłem, to garstka kamieni wydobytych z dna rzeki. Będę je już na zawsze
układał w coraz to nowe konstelacje i szukał sensu, który tym rządzi56”. W innym momencie
podobnie zdefiniuje życie, wskazując na konieczność strukturalizacji własnych doświadczeń,
zamknięcia ich w określony porządek, który nadawałby z pozoru chaotycznym fragmentom ludzkiego
życia znaczenie: „To wszystko polega na tym, że otrzymujemy porcję kart i potem już do końca
tasujemy je, układamy szukając ładu i sensu. Takie jest nasze życie57”.
55 W sposób graficzny oddaje to następująca sekwencja, ujęta tu w postaci tabeli (gdzie „T” oznacza teraźniejszość, „P” – przeszłość, „PP” – przeszłość dawniejszą, „Ja” – narrację pierwszoosobową, „Ty”- narrację drugoosobową):
T P PP P T P PP P T P PP P T
JA JA TY JA JA JA TY JA JA JA TY JA JA
56 T. Konwicki, Sennik…, dz. cyt., s. 273. 57 Tamże, s. 224.
370
W tym kontekście nie dziwi czysto formalny sposób wprowadzania tychże epizodów, który
uwypukla wspomnianą „nieprzezroczystość” narracji. Najczęściej pojawiają się one jakby bez związku
z akcją teraźniejszą, w sposób sztuczny. Retrospekcje dostosowane są do założonego z góry
schematu, znajdując uzasadnienie kompozycyjne, natomiast nie zawsze – fabularne. Tak naprawdę
jedynie dwa razy zakreślona jest sytuacja narracyjna, która motywuje psychologicznie pojawienie się
epizodów wspomnieniowych – wtedy, gdy pewne charakterystyczne zdarzenia lub postacie
uruchamiają na zasadzie skojarzeń wspomnienia bohatera. Jednak i tych wypadkach literackość
bierze górę nad swobodą działania pamięci. Rzecz bowiem charakterystyczna – za każdym razem
bohater przypomina o swoich kompetencjach narracyjnych, nie pozwalając czytelnikowi rozumieć
dosłownie dziejącej się akcji, sugerując względność prawdy na temat egzystencji, jej fikcyjność,
stwierdzając: „Napisałem w życiu kilkadziesiąt różnych życiorysów. Ale dziś wydobywam specjalny,
stosowny do tego zgromadzenia. Także prawdziwy”58.
Z kolei w drugiej sytuacji przyrównuje swoje życie do fikcyjnej opowieści: „Szukam w stłumionych
szmerach puszczańskich głosu tych sań przeklętych. Myślę o tym, co ułożyło się już na kształt bajki
obtoczonej gładko w pamięci jak kamień młyński”59.
Przywoływanie bolesnych wspomnień odbywa się więc z pełną świadomością ich literackości, nie
wynika z czysto psychologicznych potrzeb bohatera. Gdyby tak było, epizody nie układałyby się w
zadziwiająco regularną kompozycję – efekt nadrzędności strukturalnej narratora wobec fabuły.
Nieustannie nadzoruje on przebieg schodzenia w głąb własnej pamięci.
Wydaje się, iż narratora „Sennika” można więc nazwać „głośnym”, zgodnie z terminologią,
którą przywołuje Maria Jasińska60. Jego obecność zaznaczona jest wyraźnie jednak nie tyle przy
pomocy tradycyjnych środków, takich jak „przetykanie narracji apostrofami, interpretacyjnymi
uogólnieniami w roli komentarza czy refleksyjnymi dygresjami61”, chociaż te są również obecne62, ile
„głośnych” czynników kompozycyjnych. Należą do nich – oprócz omówionej swobody w chronologii –
zmiany dystansu narratora, widoczne w silniejszym emocjonalnym tonie narracji o dzieciństwie
bohatera oraz zmiany tempa narracji. Te ostatnie wyczuwalne są szczególnie przy zestawieniu
58 Tamże, s. 61. 59 Tamże, s. 141. 60 M. Jasińska, Narrator w powieści,[ w:] H. Markiewicz (red.), Problemy teorii literatury, seria 1, Wrocław 1967, s. 272-273. 61 Tamże, s. 273. 62 Wynika to oczywiście z pierwszoosobowości narracji, która implikuje subiektywizm w przedstawianiu świata. Taką postawę interpretacyjno-oceniającą narrator przyjmuje chociażby w stosunku do innych bohaterów. Przykładem niech będzie uwaga narratora na temat ubioru i sposobu chodzenia Justyny: „Wiedziałem już, że to zespół cech człowieka, który żył w agresywnym i nieprzyjaznym środowisku” (T. Konwicki, Sennik…, dz.cyt., s. 42.)
371
wyjściowej sceny z końcową. Początkowo umiejscowiony w pozycji horyzontalnej narrator opowiada
wolno, jakby z wysiłkiem, dość biernie rejestrując rozmowy otaczających go bohaterów, gdy
tymczasem finał relacjonowany jest w napięciu, przy użyciu wielu czasowników, dynamizujących
wypowiedź. Wszystkie te zabiegi zamazują przejrzystość narracji, w uważnym czytelniku pogłębiają
„świadomość, że ma do czynienia z »rzeczywistością wtórną«, tzn. podaną ex post, w porządkującym
i hierarchizującym, indywidualnym ujęciu pośrednika-narratora”63.
Co jednak w sytuacji, gdy tym pośrednikiem jest jednocześnie bohater? Czy z prób
„unarracyjnienia” własnej egzystencji, zaprowadzenia porządku w chaosie przeżyć może wyjść
zwycięsko? Poszczególne etapy w biografii Pawła nie zdają się układać w linearną koncepcję rozwoju,
nie wiążą się z przyrostem jego samoświadomości. Dzieciństwo, doświadczenia partyzanckie,
wstąpienie do partii, przyjazd do wsi nad Sołą są oderwanymi od siebie fragmentami, które w żaden –
inny niż formalny – sposób nie podlegają integracji. Chociaż za każdym razem bohater usilnie stara się
zachować godność: jako dziecko, jako partyzant, jako członek partii komunistycznej, to jednak za
każdym razem jednak nie udaje mu się, za każdym też razem pogłębia się dezintegracja tożsamości,
wywołana najprawdopodobniej przez dręczące kompleksy i uczucie wstydu, które „zdiagnozowali” u
bohatera badacze64. Wydaje się, że dobrą ilustracją dręczącej Pawła alienacji są słowa Alberta Camus:
„Pomiędzy moim przekonaniem o własnej egzystencji i treścią, którą próbuję przydać temu
przekonaniu, przepaść nie będzie nigdy zapełniona. Na zawsze pozostanę obcy samemu sobie”65.
W tym kontekście zamiana narracji z pierwszoosobowej na drugoosobową – dochodzimy w
tym momencie do centralnego problemu artykułu, do którego zarysowania konieczne były jednak
powyższe wywody – w celu opowiedzenia najbardziej bolesnych doświadczeń, mogłoby być
najbardziej klarownym przejawem dążenia bohatera do autorehabilitacji. Jakkolwiek ta nietypowa
forma gramatyczna narracji nie wprowadza żadnych utrudnień w poprawnej identyfikacji narratora
jako cały czas tej samej osoby66, to jednak prawdziwie gra z przyzwyczajeniami czytelniczymi,
zamazuje „przejrzystość” narracji, wywołuje wręcz trudność w lekturze. Gdy jednak spojrzeć na ten
zabieg – z pozoru czysto techniczny – z perspektywy komunikacyjnej, może się okazać, że pełni on
doniosłą rolę. Widać tu analogie do funkcji dziennika poufnego, o którym Małgorzata Czermińska
63 M. Jasińska, Narrator…, dz.cyt., s. 273. 64 O kompleksach Pawła pisał niemało chociażby Lubelski (Męczarnia świadomości, s. 144-145). 65 A. Camus, Rozumowanie absurdalne, [w:] Mit Syzyfa i inne eseje, Warszawa 1999, s. 71-72. 66 Pisał o tym Lubelski (Męczarnia świadomości…, dz.cyt., s. 139).
372
pisała, odwołując się do modelu komunikacji w kulturze, który polega na przekazywaniu informacji od
JA do JA67. Cel jest jeden – autoterapeutyczny.
Podobnie rzecz ma się u Konwickiego, z tym, że ta sytuacja komunikacyjna, w którą uwikłany
jest bohater jest bardziej skomplikowana. Drugi człon procesu komunikacji – jakkolwiek nie przestaje
być identyfikowalny z JA – przyjmuje postać TY. Wyjaśnienie tej zmiany znajdujemy na planie
psychologicznym – tak jak rozbiciu uległa tożsamość podmiotu, podobnie rozszczepieniu ulega
narrator na „ja” i „ty”. Dezintegracja narratora stanowiłaby jednocześnie skrót jego podstawowej
sytuacji egzystencjalnej, którą charakteryzuje głębokie poczucie niespójności własnego „ja”.
Rozszczepiona narracja stanowiłaby pewien makrosystem „Sennika”, w którym drugoosobowa
narracja, jako mikrosystem, ilustruje wewnętrzne rozbicie tożsamości bohatera. Diagnozę
potwierdzają słowa samego Pawła, który jest nie tylko „cudzy wśród swoich”68, ale przede wszystkim
czuje się obcy sam sobie. Nieprzypadkowo powie w pewnym momencie do Justyny: „Wie pani, że ja
brzydzę się swego wyglądu, swojego ciała, swoich myśli”69.
Rzecz charakterystyczna: narrator drugoosobowy służy do zrelacjonowania epizodów z
„wcześniejszej” przeszłości70. Są to bowiem, jak klarownie tłumaczy Czapliński: „przyczyny przyczyn,
wydarzenia kluczowe dla całej biografii: wyjściowe doświadczenie izolacji, poczucie winy za
mimowolne zło wyrządzane dla jej przerwania oraz kompleks zdrady wynikający ze sprzeniewierzenia
się zasadzie wierności. Aby prawdy te ponownie przeżyć, narrator musi rozszczepić się na dwie
instancje, czyli »sumienie« i »jaźń«, albo na dwie osoby: »ja«, które wypomina i wyjaśnia przeszłość
samemu sobie – wyobcowanemu i przekształconemu w »ty«”71.
Narracja drugoosobowa może więc stanowić klucz do zrozumienia całości dzieła, na zasadzie
pars pro toto streszczając widoczne w konstrukcji powieści pragnienie „unarracyjnienia” przez
podmiot własnej egzystencji, pragnienie spojrzenia na samego siebie z dystansu, obiektywizacji
własnych doświadczeń, wyjścia poza własną perspektywę. Korespondują z tym słowa samego
bohatera, który w pewnym momencie mówi o swoich odczuciach w ten sposób: „widzę siebie oczami
67 Czermińska odwołuje się tutaj do Łotmanowskiego rozróżnienia dwóch podstawowych modeli komunikacji w kulturze: JA do ON oraz wspomnianego JA do JA (M. Czermińska, Rola odbiorcy w dzienniku intymnym, [w:] Problemy odbioru i odbiorcy, red. T. Bujnicki, J. Sławiński, Wrocław 1977, s. 112-113. 68 Tamże, s. 68 i s. 157. 69 Tamże, s. 213. 70 Dodatkowym wyróżnikiem tychże epizodów w planie kompozycyjnym jest również umieszczenie ich za każdym razem pomiędzy epizodami z przeszłości „późniejszej”. 71 P. Czapliński, Tadeusz Konwicki..., dz.cyt., s. 87.
373
lekarza, dostrzegam w sobie jakieś strzępki myśli, pragnień, odruchów, które są zaczątkiem chaosu i
dezorganizacji”72.
Problem jednak w tym, że tożsamy z odbiorcą nadawca nawiązuje relację dialogową jedynie
między własnym „ja” i własnym „ty”. Dialog tylko z sobą paraliżuje jakąkolwiek wymianę informacji,
świadczy o głębokiej interioryzacji własnych problemów przez Pawła. Jakikolwiek „ruch” komunikatu
jest niemożliwy, gdy nie jest on przekazywany drugiej osobie, gdy nie mogą być uwzględnione różne
strony zagadnienia. Podstawowa trudność tej specyficznej autoanalizy leży więc w wyłaniającej się z
niej groźbie solipsyzmu, który uniemożliwia zarysowanie perspektywy zmiany w życiu bohatera,
rozwiązania konfliktów wewnętrznych w sposób dialogowy, poprzez chociażby związek z drugą
osobą.
W tym kontekście nie dziwi porażka Pawła w życiu uczuciowym w planie fabularnym
powieści. W finale główny bohater do ostatniej chwili przekonany jest, iż Justyna – z którą łączą go
niejasne relacje o charakterze silnie emocjonalnym – wyjedzie razem z nim z małego miasteczka.
Skoncentrowany na sobie bohater, który komunikaty na swój temat kieruje tylko do siebie, nie
próbował nawiązać autentycznej dialogowej relacji z drugą osobą – jego rozgoryczenie decyzją
ukochanej jest tego najlepszym potwierdzeniem. Czy taka autokomunikacja może być rzeczywistym
gestem „otwarcia się” bohatera na własną historię? Wydaje się, że w przypadku „Sennika” jest to
raczej pusta komunikacja – pusta nie tyle semantycznie, co pragmatycznie; pusta o tyle, że dialog
widoczny jest tylko na poziomie struktury utworu, nie ma go natomiast w planie fabularnym, w
rozmowach Pawła z innymi.
Dobrą ilustracją powyższych uwag wydaje się tu scena z jednego z epizodów
wspomnieniowych, która obrazuje ponadto jak dialog wewnętrzny partyzanta, zawarty immanentnie
w narracji drugoosobowej, widoczny jest także w drugiej płaszczyźnie językowej – wypowiedziach
bohatera, który często mówi do siebie: „Znowu idziemy. Dokoła las oblany stłumionym przez szadź
światłem księżycowym.
- Ładnie – mówię sam do siebie. I myślę, że warto zapamiętać ten widok. Jakby mógł mi się kiedyś
przydać.
- Co mówisz? – pyta niespokojnie Sokół.
- Nie. Nic.
72 T. Konwicki, Sennik…, dz.cyt., s. 224.
374
Kontroluję stale siebie. Jakbym grał wobec ukrytej, lecz stale obecnej widowni. Zapamiętuję
krajobrazy, stany samopoczuciowe, odkrycia zawarte w nieoczekiwanych, wojennych sytuacjach.
Wbijam w pamięć niczym lekcję, którą kiedyś wydam przed kimś. Może tego wyuczono mnie w
szkole, w domu albo w książkach, których przeczytałem kilka ton”73.
Choć rozwiązanie fabuły – samotny wyjazd bohatera z miasteczka – nie daje jednoznacznej
odpowiedzi na pytanie o możliwość odnalezienia utraconego sensu, to jednak wskazuje na
nieumiejętność nawiązania dialogu z innymi, a więc w konsekwencji – także ze sobą samym. Ponadto
symbolika koła – które wedle słów narratora jest metaforą jego życia – oznacza raczej permanentną
niemożność przełożenia etapów swojej biografii na samorozwój, nie pozwala odnaleźć śladów
dojrzewania duchowego. Rama kompozycyjna snu, a także cykliczność zawarta immanentnie w
narracji, potwierdzałyby tę intuicję, wskazując na nieustanne powracanie do punktu wyjścia przez
bohatera, niemożność wyjścia poza „piekielny krąg” swoich doświadczeń, powrotu do normalności,
mimo artykułowanego pragnienia odzyskania sensu: „Widzi pan, ja w swoim życiu zatoczyłem wielkie
koło i na powrót pewne sprawy stały się dla mnie ważne. Może nawet ważniejsze niż wtedy, kiedy się
rodziły. Bo teraz, poza anegdotyczną wartością, doszukuję się w nich jakichś większych znaczeń,
jakiegoś sensu, który stanowi o porządku naszego bytowania (…)”74.
„Sennik” byłby więc w pewnym sensie utworem o narratorze, który dzięki opowiadaniu
własnej historii sobie samemu poddaje analizie własną tożsamość – rozszczepioną, zdezintegrowaną
z powodu dramatycznych przeżyć z przeszłości. „Literaryzacja” własnej egzystencji, jej specyficzne
„unarracyjnienie” miałaby za zadanie scalić życie bohatera. Najgłębszym wyrazem takiego rozumienia
roli narracji byłaby autokomunikacja zrealizowana dosłownie w tekście – przez zwrócenie się
bohatera do samego siebie poprzez formę „Ty”. Co ciekawe, z takim ujęciem narracji jako próby
dialogu z samym sobą koresponduje również szerszy kontekst autorski. Twórczość Konwickiego
wpisuje się bowiem bezbłędnie w tradycję pisania „dla siebie”, tradycję podporządkowywania funkcji
własnej literatury – funkcji autoterapeutycznej75.
Tak więc „Sennik”, z jego „nieprzezroczystą” narracją prowadzoną przez samego bohatera,
który na dodatek pewne fragmenty demonstracyjnie kieruje tylko w swoją stronę, można by
interpretować jako wielką metaforę tworzenia powieści. Przy czym proces ten rozumiany byłby
73 Tamże, s. 127. 74 Tamże, s. 124. 75 Obiegowe kategorie w których odczytuje się twórczość Konwickiego zawierają przedrostek auto-: autoterapia, autokreacja, autodemaskacja, autoironia, czy szerzej: autobiografizm. Narrator w „Senniku” jest skonstruowany jako postać, mająca za sobą konkretne doświadczenia partyzanckie i partyjne, nosi więc znamiona samego autora. O specyficznym autobiografizmie Konwickiego pisze Czapliński w swojej książce (Tadeusz Konwicki)
375
stosunkowo wąsko i w zasadzie autotelicznie – jako rozmowa autora z samym sobą, dla którego
właściwą publiczność stanowi „sala wypełniona ludźmi z jego [artysty] maską na twarzy”76.
Ten skryty autotematyzm powieści wychodzi na jaw tym bardziej, jeśli przypomnimy sobie, iż
w zamierzeniu autorskim stanowi ona swoistą grę. W ten sposób wróciliśmy do punktu wyjścia naszej
pracy – zataczając hermeneutyczne koło – i do zacytowanego na wstępie autokomentarza
Konwickiego, który – świadomy prowokacyjności swoich słów – uprzedził zresztą wątpliwości, jakie
mogą nasunąć się przy tej okazji odbiorcy: „Rozumiem doskonale i zgadzam się, że nie jest słuszne
oferować czytelnikowi szaradę. Ale w sensie skojarzeniowo-emocjonalnym można przecież zostawić
odbiorcy wybór tych wartości, które mu najbardziej odpowiadają”77.
Gdy szukać jakiegoś wspólnego mianownika dla uwag Konwickiego z jednej strony i koncepcji
narracji w „Senniku” – z drugiej, to okazałoby się, że powieść ta – z takiej metaperspektywy – stanowi
doskonałe potwierdzenie literaturoznawczych intuicji, które interpretację tekstu rozumieją zawsze
jako interpretację danego tekstu w danej – za każdym razem innej i niepowtarzalnej – lekturze78.
Każda z możliwych interpretacji „Sennika” – w tym także zawarte w tej pracy uwagi analityczne –
stanowiłaby jeden z wielu wariantów rozwiązań zagadki, do której Janusz Lalewicz przyrównał utwór
literacki – a którego słowa posłużą mi jako konkluzja niniejszej próby interpretacyjnej: „Utwór
literacki przypominałby więc zagadkę, znaną z baśni wschodnich. Zagadka taka nie ma jednego
ustalonego rozwiązania, które należałoby odkryć; odgadujący powinien wymyślić – i uzasadnić – jakąś
odpowiedź zadowalającą, tj. taką, która tłumaczyłaby tekst zagadki. Rozwiązań może być przeto
wiele. Nagradza się – rozwiązywanie zagadek pełni rolę gry towarzyskiej – odpowiedź najbardziej
pomysłową i najzręczniej uzasadnioną”79.
76 L. Engelking, Vladimir Nabokov, Warszawa 1989, s. 166. 77 Cyt. za: T. Lubelski, Męczarnia świadomości…, dz.cyt., s. 137. 78 Tak ujmuje to Janusz Lalewicz (Semantyczne wyznaczniki lektury, [w:] T. Bujnicki, J. Sławiński, Problemy odbioru…, dz.cyt.). 79 J. Lalewicz, Semantyczne wyznaczniki lektury…, dz.cyt., s. 15.
376
BIBLIOGRAFIA
Arlt J., „Ja” Konwickiego, Kraków 2007.
Czapliński P., Tadeusz Konwicki, Poznań 1994.
Czermińska M., Rola odbiorcy w dzienniku intymnym, [w:] Bujnicki T., Sławiński J. (red.), Problemy
odbioru i odbiorcy, Wrocław 1977.
Głowiński M., Świadectwa i style odbioru, [w:] tenże, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej,
Kraków 1997.
Jasińska M., Narrator w powieści, w: Problemy teorii literatury, seria 1, Wrocław 1967.
Konwicki T., Sennik współczesny, Warszawa 1963.
J. Lalewicz, Semantyczne wyznaczniki lektury, [w:] Bujnicki T., Sławiński J. (red.) , Problemy odbioru i
odbiorcy, Wrocław 1977.
Lubelski T., Męczarnia świadomości, [w:] Poetyka powieści i filmów Tadeusza Konwickiego, Wrocław
1984.
Marcinów Z., „Zbudziłem się”. Uwagi o konwencji onirycznej w powieściach Tadeusza Konwickiego,
[w:] Oniryczne tematy i konwencje w literaturze polskiej XX wieku, Glatzel I. (red.), Toruń 1999.
Sławiński J., O dzisiejszych normach czytania znawców, „Teksty” 1974, nr 3.
Sławiński J., Sennik współczesny, [w:] Kostkiewiczowa T. (red.), Czytamy utwory współczesne,
Warszawa 1967.
Walc J., Świadomość, „Litteraria Copernicana”, 1/2008.
Żynis B., „To jest Konwicki, czy nie jest?” O podmiotowości sylleptycznej, „Litteraria Copernicana”
2008, nr 1.
377
Marcin Jurzysta
maj2312@wp.pl
Poezja Bartłomieja Majzla. Ujęcie psychoanalityczne
Bartłomiej Majzel to autor czterech książek poetyckich, spośród których pierwszą jest robaczywość
wydana w 1997. Autor robaczywości mieszka w Katowicach, to nie tylko poeta, lecz również
felietonista i redaktor nieistniejącego już pisma „Na Dziko”. Jak podaje antologia Tekstylia:
„Debiutował w roku 1992 w „Kurierze Zachodnim”. Znalazł się w gronie czternastu poetów uznanych
przez Mariana Stalę za najciekawszych twórców nowej poezji. Jako członek grupy poetyckiej Na Dziko
był Majzel kojarzony z tzw. »śląską szkołą poezji życia« jednak, o ile większość jej członków (w tym
»przywódca« grupy Maciej Melecki) skupiła się na przełamywaniu estetyki barbarzyńców i zwróceniu
się w kierunku wiersza ponowoczesnego, Majzel w ogóle odrzucił poetykę sensualnego opisu na rzecz
zagęszczenia metafor i reminiscencji modernistycznych a nawet romantycznych”80.
Jednym z najważniejszych motywów debiutanckiej książki Majzla jest „podwójna osobowość”
bohatera. Motyw ten jest jednocześnie spoiwem łączącym inne elementy. Bohater Majzla bez
wątpienia jest postacią dynamiczną. Odbiorca nie dostaje od razu bohatera tak właśnie, a nie inaczej
skonstruowanego. Każdy wiersz i każda z trzech części książki to etapy ukazujące kształtowanie się i
zmianę cech podmiotu tej opowieści. Na ewolucji bohatera koncentruje się zatem wspominany
wcześniej proces, wyznaczony przez części tryptyku. Wszystko rozpoczyna się od wiersza pierwszego,
a więc od autoprzeprawy:
„w 43 roku moja babka wśród wybuchów
urodziła mi tatę w piwnicy.
[...]
teraz 53 lata po tamtej nocy
mój tata trzyma w piwnicy ziemniaki.
80 Zob. P. Marecki, I. Stokfiszewski, M. Witkowski (red.), Tekstylia. O „rocznikach siedemdziesiątych”, Kraków 2002, s. 417-418.
378
które w cieple wypuszczają kłącza.
jeszcze nie dorobiłem się swojej piwnicy.
bardzo wcześnie odszukałem
inne obolałe miejsca.
w których zbierają się niekształtne resztki
tego co się dzieje”81.
Przy interpretacji istotny wydaje się wielokrotnie przewijający się w tomiku motyw piwnicy.
Przekraczając bezpośrednie znaczenie tego motywu i analizując go
w kontekście struktury bohatera, narzuca się aspekt psychoanalityczny. Jeśli bowiem wyobrazić sobie
dom, który składałby się z poziomu piwnicy, piętra oraz strychu, to taki układ może symbolizować
freudowski podział na Id, Ego i Superego. Piwnica będzie zatem metaforą najbardziej mrocznej części
ludzkiej psychiki, sferą nieświadomych (czy raczej podświadomych) popędów, czy też – uogólniając –
rezerwuarem wszystkiego, co zostało
w niej zamknięte, co zostało zepchnięte, wyparte z poziomu świadomości. To tu „zbierają się
niekształtne resztki//tego co się dzieje”. Treści te nie są łatwe, stąd piwnica jest jednym
z „obolałych miejsc”. Tytułowa „autoprzeprawa” będzie więc przejściem przez siebie, przez własną
psychikę, zejściem z realnego poziomu świadomości do ciemnej piwnicy lub innego, podobnego
miejsca. To wniknięcie w siebie niesie za sobą ryzyko zachwiania równowagi między elementami
psychicznej struktury, niesie zagrożenie wydobycia z nieświadomości kogoś innego (pojawiającego się
w robaczywości drugiego „bartka majzla”), kto zacznie przejmować kontrolę nad bohaterem, kto
zacznie szeptać mu do ucha, by ten „przekładał” owe szepty na wiersze. „Tłumaczyć i przekładać – to
są bardzo ważne słowa, niemal podstawowe dla zrozumienia świata drążonego przez »robaka
rzekomej schizofrenii«; [...]. Chodzi o to, że na realną osobę Bartłomieja Majzla nakłada się
fantasmagoryczna postać »bartka majzla«. W tym sensie każda liryka jest schizofrenią (wyłania
drugiego), ale tutaj celowo zostały stworzone warunki jej szczególnego rozkwitu, skoro obok
podmiotu kręci się jakiś rozdygotany »bartek majzel« i przekłada, poprawia, tłumaczy, po swojemu
dokręca śrubę wizjom. Robaczywość czytana w takiej z lekka chorobliwej perspektywie jawi się jako
epopeja autyzmu i zagrzebania w czymś bardzo osobistym, »odmieńczym«, tkwienia
w piwnicy pokrętnej osobowości, w jej płciowo niezrealizowanych zakamarkach wybuchających raz
81 B. Majzel, Robaczywość, Bydgoszcz 1997, s. 6.
379
po raz pajęczo-robaczywo-karaluszymi wizjami. Zwróciła moją uwagę ta szczególna celebra,
surrealistyczny rytuał obnoszenia czegoś, co głosi wszem i wobec, że tak naprawdę coś zastępuje, że
w tym »wysileniu« jest metoda. Metoda zakrywania czy obnażania? Tego nie wiem. Tak jak w
pierwszym geście mamy komunikat: daję wam ten świat zamiast innego, tak w drugim brzmi właśnie
to: im bardziej się obciążam, tym bardziej się właściwie zasłaniam... niedocieczonymi obrazkami,
neurotyczną paplaniną”82.
Trzymając się kontekstu psychoanalitycznego możemy również zinterpretować fakt, iż „te
wiersze są w przekładzie”. Wystarczy przywołać chociażby tezy Freuda dotyczące marzenia sennego.
„Marzenie senne to struktura dynamiczna, na którą składa się po pierwsze ukryta myśl
(Traumgedanke), materiał do obróbki, nieświadome jądro. Myśl senna to oryginał, tekst źródłowy,
mowa podstawowa, która ulega przekształceniom przez pracę marzenia sennego. Praca marzenia
sennego (Traumarbeit) zamienia to, co ukryte, w to, co jawne. Jej główną funkcją jest zatarcie śladów
prowadzących do właściwego wyobrażenia, zamaskowania zamiarów. Przypomina to tłumaczenie
(Übersetzung), które jednocześnie jest zniekształceniem (Einstellung). Praca marzenia sennego
przebiega analogicznie do tworzenia tekstu literackiego: »nici skojarzeniowe nie biegną wprost od
myśli do treści marzenia sennego, lecz często krzyżują się i splatają po drodze«. To krzyżowanie się
myśli ma charakter tropologiczny (symboliczny). Tropologia marzenia sennego to system
przekształceń i zniekształceń treści ukrytej snu. Składają się na nią: kondensacja, zagęszczanie
(Verdichtung) – tak działa metafora; przesunięcie, przemieszczenie (Verschiebung) – tak działa
metonimia; obrazowość (Darstellbarkeit) – słowa przekładane są na obrazy; wtórne opracowanie
(sekundäre Bearbeitung) – jeden obraz zostaje przekształcony w drugi. Praca marzenia sennego,
która prowadzi do zniekształcenia treści ukrytej snu, poddana jest ciągłej cenzurze. Analiza snu
polega na odkształcaniu tego, co zniekształcone, czyli docieraniu do prawdziwej treści marzenia
sennego przez odpowiednią wykładnię treści jawnej. Jest ona efektem pracy marzenia sennego. Jest
to transkrypcja myśli sennych odznaczająca się niezrozumiałością i nieprzejrzystością”83.
Mamy zatem bohatera, który zagłębia się we własnej podświadomości (schodzi do
„obolałego miejsca”), tam dociera do swojego drugiego „ja”, które odkrywa przed nim wszystko, co
kryje nieświadomość. Liryczny „bartek majzel” dokonuje tłumaczenia, tworzy przekłady, które
zniekształcają pierwotny sens, ukrywają go w łatwiejszej do przyjęcia formie, chronią przed
nadmiernym odsłonięciem siebie i swojego wnętrza. Metoda ta nie jest ekshibicją siebie, lecz raczej
próbą jej okiełznania. Wiersz kryje bowiem treść podwójnie ukrytą i zniekształconą: po pierwsze będą
to wspomniane zniekształcenia dokonujące się wewnątrz aparatu psychicznego, po drugie – zmiany
82 K. Maliszewski, Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach, Wrocław 2001, s. 243-244. 83 Zob. A. Burzyńska, M.P. Markowski, Teorie literatury XX wieku, Kraków 2006, s. 55-56.
380
wynikające z rozwiązań formalnych, dostosowania już zniekształconej myśli do potrzeb liryki. W
wierszu b.m. pojawia się opis tego, co dzieje się z bohaterem, który przekroczył granicę
nieświadomości:
„[...] wiatr się
we mnie rusza i rzuca tam wszystkim.
dynda mi każde krwionośne naczynie.
każda żyłka. mięsień strachu”84.
Uczuciem dominującym staje się lęk, nasilony aż do fizycznych objawów (strach staje się
nieodłącznym elementem fizjologii). Lęk przed tym, co było do tej pory ukryte, przed siłą, której
bohater ulega – przed „wiatrem co się w nim rusza”. Wiatr to żywioł, to siła, symbolizuje „powietrze
w swym aspekcie aktywnym, gwałtownym. Z racji podobieństwa do oddechu lub tchnienia
stwórczego uważany jest za pierwszy żywioł. Jung przypomina, że podobnie jak w hebrajszczyźnie,
również w arabskim słowo ruth znaczy zarazem »oddech«
i »duch«. W swej postaci najaktywniejszej wiatr rodzi huragan, syntezę i związek czterech żywiołów,
któremu przypisuje się moc zapładniającą i odnawiającą życie”85.
Obraz wewnętrznego napięcia, zmagania z własną nieświadomością, pojawia się również w
następnym, sąsiadującym z b.m. wierszu wołacze wołają:
„wiersze wiercą - niewyobrażalnie -
- w gardle wióry wysypane - takich dotknięć
nikt się nie spodziewał -
- ważkie ważki od spodu światła się lepią -
- cierpka ciecz zalewa
a mnie to już nic
84 B. Majzel, dz.cyt., s. 9. 85 Zob. Wiatr, [hasło w:] J.E. Cirlot, Słownik symboli, Kraków 2006, s. 446.
381
nic mnie nie przepełni
wycie wyje - nie może być inaczej -
- łza łże”86.
Drugie „ja” wyraża się właśnie w języku, to on staje się drogą wyjścia z poziomu nieświadomości.
Proces, który opisuje Majzel, ma charakter transgresyjny, to przekroczenie granic stworzonych przez
własną psychikę, to otwarcie „drzwi percepcji”, które pociąga za sobą wyzwolenie innego oblicza, a
zarazem odkrycie pokładów cierpienia i bólu:
„[...]
a te inne łomoty? inne zgliszcza?
to wszystko po nas zostało.
rozpędzony. przez krtań. przez
tunele się włóczę.
skoro udało się wyjść jakimś cudem
będę macać przepaść”87.
W przywołanym fragmencie mamy obraz kryjący w sobie dwie perspektywy: perspektywę rozpadu,
zniszczenia, katastrofy oraz perspektywę wyswobodzenia, wyrwania się
z krępujących więzów. Z jednej strony psychiczna struktura bohatera rozpada się, z drugiej na tych
zgliszczach pojawia się ten drugi, „rozpędzony”, pędzący „przez krtań” – zaznaczający swoją obecność
w języku, w słowach, w wierszach. Wiersz zamykający pierwszą część książki jest podsumowaniem
pierwszego etapu przemiany, której poddaje się „bartek majzel”:
„[...]
siły zbierałem na to co poza mną.
rwałem płomienie głowy. trzęsienia ziemi.
wiatry swetrów. koszul flanelowych.
od zawsze gnało wszystko. gnało do żywego.
86 B. Majzel, dz.cyt., s. 10. 87 Tamże, s. 18.
382
a mimo tego trzeba było jeszcze spróbować
odkręcić. przyspieszyć. wypalić za sobą łóżka
i zlekceważyć noce jak spychacze
co tak w kość dawały
[...]”88.
Pierwsza strofa niesie za sobą przeczucie rozpadu, to taniec na krawędzi, stąpanie na granicy
świadomości, na granicy własnej tożsamości. Druga strofa to już pójście krok dalej, przekroczenie
granicy, zlekceważenie ostrzeżeń w postaci koszmarnych snów, które nocą przynosiły namiastkę, czy
może niewyraźną zapowiedź, tego, co czeka po drugiej stronie siebie. Ślimaczywość matowa przynosi
jeszcze jeden obraz, który odnieść można do opisywanego procesu:
„[...]
nie wiem jak to się dzieje, że nie potrafimy
do siebie. że nie wypowiadamy.
że do boku skręcamy.
a piszemy coraz lepsze wiersze.
malujemy naciągnięte płótna.
rzeźbimy w powietrzu”89.
Brak artykulacji ukrytych pragnień, marzeń, czy wreszcie popędów, rodzi ich kumulację, spychanie do
rezerwuaru nieświadomości, a ostatecznie ich sublimację, przeniesienie na język wiersza. To, czego
bohater nie mógł zrealizować, to, czego nie mógł powiedzieć wprost, mówi w wierszu, korzystając z
jego specyficznego kodu estetycznego.
Nie może dziwić fakt, że w robaczywości znajduje się silnie uwypuklony motyw obłędu,
szaleństwa, które traktować można jako cenę za wyzwolenie nieświadomego.
W wierszu 41,4 pojawia się jeden z obrazów choroby psychicznej:
88 Tamże, s. 20. 89 Tamże, s. 27.
383
„[...]
adela ma mnóstwo robaków
w rajstopach. a na dodatek
uskarża się na nocne krzyki
nadchodzące od strony katowic.
mimo majaczeń i powolnej utraty przytomności
protestuje kiedy doktor podaje jej termometr.
temperaturę należy mierzyć tylko
między mężczyzną i kobietą. tak szepce”90.
Pojawiający się motyw „temperatury uczuć” może nieść skojarzenia z Dyckim. Owa „gorączka miłości” w odniesieniu do schizofrenii może kojarzyć się z pierwszą fazą choroby – fazą owładnięcia. „Cechą pierwszego etapu jest mniej lub bardziej gwałtowne przejście ze świata tzw. normalnego w schizofreniczny. Chory zostaje owładnięty przez nowy sposób widzenia samego siebie i tego, co go otacza. Gdy owładnięcie jest gwałtowne, chory nagle znajduje się w innym świecie – wizji, ekstaz, koszmarów, zmienionych proporcji i barw. Sam też staje się kimś zupełnie innym – odkrywa prawdziwego siebie, zrzuca dawną maskę, która go krępowała i hamowała, jest prawdziwym sobą, bohaterski, sam przeciw całemu światu, z przekonaniem misji do spełnienia lub z poczuciem wyzwolenia się od dawnego siebie, odczuwa chaos, pustkę, własne zło i nienawiść do siebie i całego świata”91. Wspomniana skrajna „amplituda uczuć” pojawia się u Majzla w wierszu moje. przechodzenia: „[...]
ale tak właśnie musi być –
słowo potem krzyk zawsze po sobie nigdy równocześnie.
musi być bunt żeby przyszło pogodzenie
i musi być gniew aby była miłość”92.
„Przechodzenie” odbywa się więc między skrajnymi emocjami, tylko tak jest w stanie funkcjonować
bohater, tylko wtedy wie, że czuje i czuje naprawdę.
90 Tamże, s. 15. 91 Zob. A. Kępiński, Schizofrenia, Warszawa 1981, s. 46-47. 92 B. Majzel, dz.cyt., s. 46.
384
Interpretując motyw nieświadomości, opisywanej powyżej swoistej „autopsychoanalizy”,
należy wspomnieć jeszcze o kilku punktach w książce Majzla,
w których jest on sygnalizowany. W wierszu stukot hi hi pojawia się fragment wykorzystujący
symbolikę wiatru:
„[...]
za sklepem nieletnia chowa się przed wiatrem.
walcząc z sukienką która co chwilę
zrywa się z jej bioder
[...]”93.
Wiatr nie pierwszy już raz pojawia się jako siła, którą odnieść można w tym wypadku do popędów
libidalnych. „Nieletnia” rozpoznaje w sobie symptomy działania Erosa, popęd miłości domaga się
uświadomienia i realizacji. Ciekawym utworem przynoszącym intrygujące spostrzeżenia
uruchamiające kontekst psychoanalityczny, jest Ruch Chorzów – Legia Warszawa 0-2 (0-1
Mandziejewicz, 0-2 Michalski):
„»jebać sędziego«
»żydzie pierdolony«
»niech wyciągnie fiuta może obrzezany«
»pieprzyć rucha-a«
»skatować legię«
»pajace pajace«
»dobij go dobij go«
kupiłem sobie kawał kiełbasy za trzy złote.
choć miałem w sobie jeszcze zapach zupy
wojtkowej mamy. nieopodal siedział mały chłopiec
93 Tamże, s. 12.
385
mruczący coś pod nosem. jednym okiem patrzył
na boisko drugim mrugał jak robak.
wydawało mi się że chciał zawołać:
»całować sędziego«
»ptaku naniebny«
»niech wyciągnie rękę«
»pieścić rucha-a«
»kochać legię«
»anioły anioły«
»uzdrów go uzdrów go«”94.
Po pierwszej lekturze tekst ten wydaje się zupełnie oderwany od poetyki autora robaczywości.
Podkreślana cudzysłowami bezpośredniość przytaczanych w pierwszej strofie zwrotów,
kolokwialność, posunięta aż po wulgaryzm, to raczej cechy wczesnej poetyki „bruLionowej”. Jednak,
gdy zastosuje się w trakcie interpretacji stosowany już wcześniej klucz psychoanalityczny, to ta
właśnie perspektywa uruchamia w wierszu (na początku niewidoczne) pokłady semantyczne.
Pierwsza strofa to wówczas głos Id, artykulacja podświadomej siły, popędów destrukcyjnych,
wyrażających się w gniewie, agresji. Następnie pojawia się fragment:
„kupiłem sobie kawał kiełbasy za trzy złote.
choć miałem w sobie jeszcze zapach zupy
wojtkowej mamy [...]”.
Tu nadal wyrażone zostaje, chociaż w sposób delikatniejszy, nieświadome „ja”. Ciągła konsumpcja,
ciągłe generowanie i dążenie do realizacji popędów, wieczny brak sytości, to przecież cechy Id.
Wreszcie pojawia się strofa ostatnia, poprzedzona pojawieniem się tajemniczego, „nieletniego”
chłopca. W świetle takiej interpretacji będzie on odzwierciedleniem Superego, odwróceniem i
zaprzeczeniem hedonistycznej natury Id. Cały utwór staje się zatem zobrazowaniem dwóch
94 Tamże, s. 22.
386
sprzecznych sił współwarunkujących działanie Ego, z jednej strony zasada przyjemności, domagająca
się realizacji, z drugiej strony normy, zakazy, zasady, sumienie. Zmaganie z wewnętrznymi popędami,
balansowanie między pełną realizacją, a całkowitym wycofaniem (a wręcz ascezą) widać we
fragmencie ślimaczywości szklanej:
„na skraju tygodnia ściąłem włosy.
głowa kształt zmieniła
jak berło i hiacynt albo i hiobowa wieść.
nocna kolej rzeczy znów się rozsypała.
odwróciło się następstwo dziwów
najpierw spadły włosy a dopiero potem
słychać było cięcia nożyczkami.
[...]”95.
Aby dostrzec wspomniany obraz, należy uświadomić sobie symbolikę włosów. „W sensie ogólnym
włosy są przejawieniem energii. Ich symbolika związana jest z symboliką poziomu, tj. bujna czupryna,
wieńcząc głowę, symbolizuje siły wyższe, natomiast obfite uwłosienie ciała oznacza rozrost
pierwiastka niższego. [...] Włosy odpowiadają żywiołowi ognia, symbolizują zasadę pierwotnej siły.
[...] W Libro d’oro del sogno Phaldor mówi, że reprezentują one duchowe dobra człowieka. Piękne,
gęste włosy oznaczają zarówno
u mężczyzny, jak i u kobiety rozwój duchowy. Utrata włosów oznacza klęskę i ubóstwo. Wszelako
dobrowolna ofiara jest poniekąd przeciwieństwem utraty spowodowanej
z zewnątrz. Dlatego Zimmer przypomina, że ten, kto rezygnuje z sił płodności lub buntuje się wobec
zasady płodzenia i rozmnażania życia, aby wkroczyć na drogę absolutnej ascezy, musi zwykle obciąć
sobie włosy. [...] U Sumerów usuwano włosy, perukę i brodę, aby bronić się przed złymi duchami
(będącymi jak dym)”96.
To, co nieświadome, wyraża się – jak już to zostało zaznaczone – w języku,
w słowach, w głosie (którego motyw u Majzla jest ważny), w kontekście dynamicznego charakteru
bohatera i procesu, któremu podlega. By dostrzec specyficzne cechy i atrybuty, które posiada głos w
wierszach katowickiego poety, pozwolę sobie na pozornie tylko odległą dygresję, interpretującą głos
95 Tamże, s. 39. 96 Zob. Włosy, [hasło w:] J.E. Cirlot, dz. cyt., s. 455.
387
jako żywioł, jako tajemniczą siłę. W pierwszej części filmu
Z-boczona historia kina Slavoj Žižek porusza problem głosu w jego psychoanalitycznym wymiarze:
„Głos nie jest namacalną częścią ciała. Wydobywa się z jakiegoś miejsca w ciele. Kiedy rozmawiamy z
innym człowiekiem, zawsze występuje minimalny efekt brzuchomówcy, jakby opanowywała nas jakaś
obca siła. Na początku filmu Egzorcysta (1973), bohaterka to śliczna dziewczynka. Jak stała się
potworem? Wskutek opętania. Ale kto ją opętał? Głos. Głos w swoim obscenicznym wymiarze. Rodzi
się pytanie, jak pozbyć się tego innego, obcego? Jest tak, jakbyśmy oczekiwali, że powtórzy się słynna
scena z Obcego (1979) Ridleya Scotta. Jakbyśmy czekali na straszliwego obcego, złe, małe zwierzę,
które zaraz wyskoczy. Widać tu brak równowagi, lukę między naszą energią psychiczną nazwaną
przez Freuda libido, między tą nieskończoną energią, która trwa ponad życiem i śmiercią,
a biedną, skończoną, śmiertelną rzeczywistością naszych ciał. Tu nie chodzi tylko o patologię bycia
opętanym przez duchy. My sami jesteśmy obcymi panującymi nad naszymi ciałami. Nasze ego,
czynnik psychiczny, to obca siła, deformująca, opanowująca ciało. Pierwszy wielki film o tym
traumatycznym wymiarze głosu, o głosie, który unosi się bez przeszkód, budzi strach, lęk
zniekształcający rzeczywistość, nakręcono w latach trzydziestych
w Niemczech. To Testament doktora Mabuse (1933) Fritza Langa. Doktora Mabuse widzimy dopiero
pod koniec filmu. Jest tylko głosem. Nikt nie był tak świadom traumatycznego wymiaru głosu, głosu
nie jako wzniosłego, eterycznego środka wyrazu głębi ludzkiego subiektywizmu, lecz jako obcego
intruza. Nikt nie był tego tak świadom jak Charlie Chaplin w Dyktatorze (1940). Problem w tym filmie
polega na tym, jak pozbyć się przerażającego wymiaru głosu. Albo, nie mogąc go zlikwidować, jak
oswoić ten głos, jak przekształcić go
w środek wyrazu człowieczeństwa, miłości itd. Niemiecka policja sądzi, że biedny włóczęga to Hitler.
Musi się on wypowiedzieć na wielkim zgromadzeniu. Wygłasza wielką mowę
o potrzebie miłości, zrozumienia między ludźmi... Ale jest haczyk. Ludzie biją mu brawo tak samo jak
Hitlerowi. Innym przykładem jest krótka scena z Mulholland Drive (2001) Davida Lyncha. Kobieta
śpiewa do mikrofonu. Nagle, z wyczerpania lub innych przyczyn, osuwa się na podłogę. Co
zaskakujące, śpiew trwa. Sprawa szybko się wyjaśnia – to był playback.
Ale przez kilka sekund, gdy jesteśmy zdezorientowani, stajemy oko w oko z koszmarnym wymiarem
autonomicznego obiektu częściowego, którym jest głos”97.
Głos jako żywioł, głos usamodzielniony, oderwany od podmiotu, lub głos, z którym trzeba
toczyć walkę, pojawia się również w robaczywości:
„to co mówiliśmy przestawało do nas należeć
97 Zob. Z-boczona historia kina, część I, reż. S. Fiennes, 2006.
388
od kiedy obcięte włosy spadły na trawę a dopiero potem
słychać było tamte cięcia w mroku. wiernie powtarzane”98.
Język, głos to potencjalne źródło cierpienia: „[...] jeszcze zaboli język”99. U Majzla, podobnie jak w
opisywanych filmach, głos w specyficzny sposób usamodzielnia się, próbuje uzyskać autonomię w
stosunku do bohatera, który traci kontrolę nad wypowiadanymi słowami: „zdanie które piszę
przekręca się między zębami//jakby chciało wypaść”100. Język to żywioł nieświadomości:
„[...]
burza na gardle. żeby choć w tej ulewie
była jedna cisza. żeby jedna cisza
była w całej wodzie.
[...]”101.
Bohater podejmuje próbę zmagania się z „własnym” głosem, a tym samym z treścią własnej
podświadomości:
„mandarynki w gardle. krew soku pod językiem
się gromadzi. jąka się słowo więzione na zębach
teraz wyplute jak resztki żylastego mięsa.
[...]”102,
„[...] byle nie wejść w gęstość//przed półmrokiem. byle odeprzeć usłyszane głosy”103.
Jednocześnie podmiot tych wierszy wie, że głos, reprezentujący jego drugie, ukryte
w zaułkach psychiki oblicze, domaga się ujścia, że równie straszne jest milczenie, powstrzymywanie
98 B. Majzel, dz.cyt., s. 39. 99 Tamże, s. 11. 100 Tamże, s. 15. 101 Tamże, s. 20. 102 Tamże, s. 26. 103 Tamże, s. 44.
389
tego, co nieuchronne: „braku głosu się boję”104, „ryzyko największe wiąże się z niemówieniem.//lub
mówieniem do siebie. w środku słowa gryzą się jak azbest powietrza”105.
Dominującym składnikiem przestrzeni w debiutanckim zbiorze Majzla jest tytułowa
„robaczywość”. Kategoria robaczywości pojawia się już w autoprzeprawie. Gdy pojawia się obraz
piwnicy, pojawia się również wspomniana kategoria: „nie wiem czy były tam robaki.//nie wiem czy
było za ciepło czy za zimno”106. „Robaki” są więc nierozerwalnie związane z podświadomością, z
„piwnicą aparatu psychicznego”, to one inicjują proces wydobywania na światło dzienne ukrytych
treści, które „wypuszczają kłącza niczym ziemniaki”. Tym samym związane są z rozkładem struktury,
która do tej pory pozostawała jednorodna. Odniesienie interesującej nas kategorii do kwestii
procesów psychicznych i tego, co określić można jako rozkład struktury psychicznej, znajdujemy także
w wierszu 41,4:
„[...]
adela ma mnóstwo robaków
w rajstopach. a na dodatek
uskarża się na nocne krzyki
[...]”107.
Jest to obraz obłędu, a więc stanu specyficznego wyzwolenia umysłu od jednego, określonego
normami, sposobu funkcjonowania. Jednocześnie „robaki w rajstopach” to jeden z objawów, jeden z
obrazów podsuwanych przez szaleństwo. Robaczywość przejawia się również
w czasie, w nim jest osadzona, a nawet stanowi o rytmie jego upływania:
„[...]
a lata ciągnęły się przez pola
jak chrabąszcze.
dokąd? może do sufitu?
104 Tamże, s. 43. 105 Tamże, s. 54. 106 Tamże, s. 6. 107 Tamże, s. 15.
390
a może kurczyły się jak czerwone
jabłko, które zostawiłem na szafie?
[...]”108.
W powyższym fragmencie pojawia się figura jabłka jako przykład robaczywego owocu. „Jako
forma niemal kulista jabłko oznacza całościowość. Jest symbolem pragnień ziemskich, ich
rozkiełznania. Dlatego zakaz spożywania jabłka wypowiedział głos najwyższy, sprzeciwiający się
uwielbieniu pragnień materialnych. Intelekt, żądza poznania są – wiedział to już Nietzsche – strefą
pośrednią między sferą pożądań ziemskich a czystą, prawdziwą duchowością”109. Jeśli jabłko
symbolizuje kompletną strukturę, to obecność robaka sygnalizuje rozkład, rozpad tej struktury.
Zawarte w semantyce owego symbolu pragnienia ziemskie odnieść można do podświadomych,
pierwotnych popędów, które za sprawą „robaka” zostają wydobyte ze struktury psychicznej. Po raz
kolejny mamy więc do czynienia z sygnalizacją dezintegracji psychiki w celu odblokowania tego, co
było dotąd skrywane.
Istota tej kategorii podkreślona jest ilością owadów, które pojawiają się na kartach wierszy
Majzla: chrabąszcze, ważki, mrówki. Najważniejszy wydaje się być pająk:
„[...] za okno
przebija się pająk ręki. na oślep łapiącej.
cokolwiek. zaciskanej. po otwarciu pustej”110,
„zabiłem pająka. czy to źle że chcę żyć?//bo jakoś z nim nie potrafię”111,
„niech do śpiworów wsuną się pająki
po których nie pozostanie żaden ślad.
prócz kolejnej zmiany miejsca. czyli noclegu
w innej kotlinie. na innym boku.
a rano. z tym samym pająkiem który się zakradał
wymieniamy już przyjazne znaki. – witaj. witaj”112,
108 Tamże, s. 7. 109 Zob. Jabłko, [hasło w:] J.E. Cirlot, dz. cyt., s. 166. 110 B. Majzel, dz.cyt., s. 14. 111 Tamże, s. 25.
391
„na trawie tak jak w mieście zostałem okrążony przez pająki.
zza kawałków drzewa. z kamieni. nawet ze światła
wyskakują jak krosty. których nie sposób drapać
bo kryją się w cieniu”113.
Z jednej strony pająk u Majzla jest intruzem, czymś, czego bohater się obawia, co chciałby usunąć. Z
drugiej strony da się również zauważyć próbę utożsamienia się z pająkiem (ręka ludzka zostaje
ukazana poprzez figurę pająka), bohater wyraża życzenie, by „do śpiworów wsunęły się pająki”, a
nawet „wymienia przyjazne znaki z owadem”. „W pająku zbiegają się trzy sensy symboliczne, które
nakładają się na siebie, utożsamiają bądź zachowują odrębność, zależnie od sytuacji; przy tym jeden z
nich dominuje. Są to: twórcza zdolność pająka tkającego swoją sieć, jego agresywność oraz sens
związany z samą pajęczyną jako spiralną siecią mającą centrum. Pająk w swojej sieci jest symbolem
środka świata; w tym sensie
w Indiach uważany jest za Maję, odwiecznie tkającą woal iluzji. Niszczycielska pasja owada
dodatkowo podkreśla tę symbolikę świata zjawisk. Stąd też Schneider twierdzi, że pająki, bezustannie
niszcząc i budując, symbolizują nieprzerwaną inwersję utrzymującą
w równowadze życie kosmosu. Tak więc symbolika pająka zakorzeniona jest głęboko w życiu ludzkim
i oznacza ciągłą ofiarę, za której pośrednictwem człowiek bezustannie w ciągu swojego życia się
zmienia; nawet śmierć właściwie tylko pruje stare życie, aby uprząść nowe. Pająka uważa się za
stwora księżycowego, jako że Księżyc (z racji swego charakteru pasywnego, bo tylko odbija światło, a
także swoich faz – afirmatywnej i negatywnej, rosnącej i kurczącej się) odpowiada sferze
fenomenalnej, przejawieniowej (w sferze psychicznej – wyobraźni)”114. Zwłaszcza ta dwoista natura
symboliki pająka – jako siły z jednej strony niszczycielskiej i groźnej, a z drugiej strony twórczej – ma
swoje odniesienie do wierszy Majzla. Pająk jest tu nieodłącznie związany z egzystencją, w nim wyraża
się nieświadomość, kryjącą w sobie zarówno popęd życia, jak również popęd śmierci. Ani bez
jednego, ani bez drugiego, równowaga psychiki byłaby niemożliwa. Jednocześnie to za sprawą
pojawiania się figury pająka, poeta sygnalizuje wydobywanie mrocznych aspektów ludzkiej psychiki.
Popędy uświadomione domagają się realizacji, „okrążają” bohatera, wyciągają na światło dzienne
jego lęki, które w istocie są strachem przed samym sobą, przed swoim drugim obliczem. Radosław
Kobierski twierdzi: „Bycie robakiem może być stanem docierania do sensu. Warstwy ziemi
112 Tamże, s. 43. 113 Tamże, s. 55. 114 Zob. Pająk, [hasło w:] J.E. Cirlot, dz. cyt., s. 299-300.
392
odpowiadają zasłonom, w dążeniu, docieraniu do prawdy. [...] Dla jednych okazuje się to igraszką,
zabawą, dla innych jest sprawą życia i śmierci. Ponadto – nie, nie będziemy mówić o ascezie,
wyrzeczeniach – robaczywość może mieć związek z podświadomością i ze świadomością marności,
inności, która jest akceptowana przez podmiot. [...] Dochodzi do asymilacji cech ludzkich i owadzich.
Robactwo przywiązuje się do człowieka, towarzyszy mu w przeprowadzkach, podróżach, po śmierci.
[...] Jest to proces stopniowej metamorfozy”115.
Czynnikiem, który pomaga w „ośmielaniu wyobraźni”, a zarazem otwiera bogaty zasób
odniesień psychoanalitycznych, jest oczywiście sen:
„hiszpanie mówią
o śpiących kobietach
że umarły
i już za chwilę wszyscy umieramy.
gdzieś w przerwach w pracy. podczas
szybkiej miłości. w ciągu kilku sekund.
umieramy w biegu. po erekcji. po wódce.
[...]
hiszpanie mówią
że sny to wydostające się
nocą robactwo
[...]”116.
115 R. Kobierski, Od zawsze gnało do żywego, „Studium” 1998/10, s. 150-151. 116 B. Majzel, dz.cyt., s. 36.
393
Mamy więc do czynienia z toposem snu jako stanu podobnego do śmierci. Jest on kolejną granicą,
którą stara się sforsować bohater Majzla. Pojawia się również powiązanie snu
z kategorią robaczywości. „Sny to wydostające się nocą robactwo” – sny są bramą do
podświadomych, ukrytych treści.
Widoczna w debiutanckiej książce Bartłomieja Majzla perspektywa psychoanalityczna nie
musi być wcale dowodem na to, by poezja katowickiego autora miała charakter terapeutyczny.
Bartłomiej Majzel stwierdza: „[...] literatura absolutnie nie jest żadną terapią. Zawsze dziwię się,
kiedy słyszę o literaturze, która jest terapią, bo wówczas wyobrażam sobie twórców takich jak
Wojaczek, Babiński czy wielu innych, którzy taką terapię próbowali zastosować, co skończyło się dla
nich absolutnie tragicznie. Wydaje mi się wręcz przeciwnie, literatura jest przestrzenią, po zetknięciu
z którą człowiek bardzo często potrzebuje terapii i tu, oczywiście, nie chcę uderzać w jakiś patetyczny
czy dramatyczny ton, ale, jak to powiedział Gombrowicz, literatura jest imprezą tragiczną. [...] Myślę,
że mówiąc o terapii, myślimy o ludziach, którzy potrzebują spokoju, bezpieczeństwa, co jest jak
najbardziej uprawomocnione i ja to rozumiem. Natomiast w tym momencie literatura staje się
narzędziem, które ma spełnić jakąś swoją powinność psychologiczną, a z mojej perspektywy
literatura jest ruchem, jest niepokojem, jest napięciem i balansowaniem na granicy, które absolutnie
wyklucza elementy bezpieczne”117. W tym świetle, robaczywość to raczej zapis zmagania się z sobą,
zdawanie relacji z konsekwencji tragicznej imprezy zwanej literaturą.
Bibliografia
Burzyńska A., Markowski M.P., Teorie literatury XX wieku, Kraków 2006.
Cirlot J.E., Wiatr, Włosy, Jabłko, Pająk, [hasło w:] Cirlot J.E, Słownik symboli, tłum. I. Kania, Kraków
2006.
Fiennes S. (reż.), Z-boczona historia kina, część I, 2006.
Kępiński A., Schizofrenia, Warszawa 1981.
Kobierski R., Od zawsze gnało do żywego, „Studium” 1998/10.
Literatura – sztuka czy terapia?, „Kresy” 2008/3.
Majzel B., Robaczywość, Bydgoszcz 1997.
117 Zob. Literatura – sztuka czy terapia?, „Kresy” 2008/3, s. 229-232.
394
Maliszewski K., Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach, Wrocław 2001.
Marecki P., Stokfiszewski I., Witkowskiego M. (red.), Tekstylia. O „rocznikach siedemdziesiątych”,
Kraków 2002.
395
Katarzyna Lisowska
kalisowska@wp.pl
Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza - próba opisu
Stanisław Ignacy Witkiewicz jest autorem czterech powieści: 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna
Kobieta (1910-1911 r., Przedmowa: 1919 r., wyd. w 1972 r.)118, Pożegnanie jesieni (1927 r.)119,
Nienasycenie (1930 r.)120 i Jedyne wyjście (1931-1933 r., wyd. w 1968 r.)121. Ostatniej z nich nie
ukończył. Ona również, podobnie jak debiut, nie ukazała się za życia pisarza. Dopiero po wojnie
utwory te spotkały się z zainteresowaniem badaczy (m.in. Daniela C. Geroulda, Jerzego Speiny,
Stanisława Gawlińskiego, Przemysława Czaplińskiego, Tomasza Bocheńskiego). Opinie wybitnych
literaturoznawców oraz własne obserwacje pozwoliły mi sformułować wnioski dotyczące powieści
Witkacego, które chciałabym przedstawić w niniejszej pracy.
Za podstawową kategorię twórczości Witkiewicza uznałam Dziwność122, obecną również w jego
prozie fabularnej. Pojęcie to stanowi element systemu filozoficznego autora, a w konsekwencji - jego
teorii powieści. Cele, jakie stawiał on beletrystyce, były związane z wywoływaniem poczucia
Dziwności, co wpłynęło na formę i treść tych utworów. Kategoria ta umożliwia więc zbadanie
struktury i znaczenia tekstów prozatorskich Witkacego, a także pozwala widzieć w nich zapowiedź
twórczości ponowoczesnej, posługującej się podobnymi pojęciami.
Jakie są dalsze założenia teoretyczne pracy? Literatura pojmowana jako instytucja opiera się na
wyróżnieniu podstawowej postaci danego gatunku, która werbalizuje wspólną wiedzę społeczności
komunikacyjnej. W odniesieniu do powieści można mówić o „zgodzie na powieściowość”123. Wydaje
118 S. I. Witkiewicz, 622 Upadki Bunga, czyli Demoniczna Kobieta, Kraków 2005. 119 Wszystkie cytaty pochodzą z wydania: S.I. Witkiewicz, Pożegnanie jesieni, Warszawa 1992 i są oznaczane w tekście- PJ, nr strony. 120 Wszystkie cytaty pochodzą z wydania: S.I. Witkiewicz, Nienasycenie, Kraków 2004 i są oznaczane w tekście- N, nr strony. 121 Wszystkie cytaty pochodzą z wydania: S.I. Witkiewicz, Jedyne wyjście, Warszawa 1968 i są oznaczane w tekście- JW, nr strony. 122 Za zwrócenie uwagi na tę kwestię dziękuję Pani Doktor Marii Tarnogórskiej. 123 Zob. R. Nycz, Sylwy współczesne, Kraków 1996, s. 34.
396
się jednak, że twórczość Witkacego, nie wyłączając beletrystyki, najlepiej interpretować z
fenomenologicznego punktu widzenia, to znaczy szukając istoty pisanych przez niego tekstów. Nie
pozwoli nam to jednak na określenie eidos powieści jako takiej. Możemy tylko zbadać esencję
powieści Witkiewicza.
Gatunki będę zatem rozumieć, zgodnie z propozycją Stanisława Balbusa, jako potencjalnie
dostępny, funkcjonujący w przestrzeni hermeneutycznej, zasób form tradycji literackiej124.
Poszczególne utwory odwołują się do zastanych wzorców, ale wykorzystują je w indywidualny
sposób, dzięki czemu tworzą „własny niepowtarzalny kod”125. Podobnie traktuje gatunek Grzegorz
Grochowski, który przywołuje Bachtinowską koncepcję „transakcentacji form”, polegającą na
podjęciu przez podmiot gry z zastanymi formułami i zastosowaniu ich w nowy sposób126. Przejścia
pomiędzy tekstami bywają płynne, dlatego powinno się raczej mówić o „hybrydach” istniejących w
obrębie jednego continuum127. Badacz jako metodę lektury proponuje „analizę przypadku”128,
ponieważ umożliwia ona uchwycenie istoty konkretnego utworu. Wydaje się także przydatna w
odniesieniu do beletrystyki Witkiewicza.
Jeśli chcemy odkryć jej specyfikę, musimy odwołać się do pism autora, w których zawarł swoje
poglądy na temat twórczości artystycznej i literackiej. Witkacy uznał za konieczne stworzenie własnej,
opartej na systemie ontologicznym, estetyki129, ponieważ uważał, że uprawniony do wygłaszania
sądów o sztuce jest tylko ten, kto ma jasno określony światopogląd. Jego zdaniem całe Istnienie
składa się z formy i treści, a zatem jest dwoiste130. Taką złożoność możemy dostrzec w każdym
przejawie życia131, także w sztuce. Dlatego estetyka operuje dwoma systemami - realistycznym i
formistycznym, różniącymi się rolą przypisywanym obu pierwiastkom. Witkiewicz zajął stanowisko
formistyczne132. Uznawał jednak nierozdzielność obu składników i w swojej estetyce nie negował
istnienia treści, ale przypisywał jej określone miejsce.
Według Witkacego wszystkie zjawiska posiadają elementy jakościowe (niesprowadzalne do
niczego i niedające się zdefiniować, np. dźwięki w muzyce, barwy w malarstwie) i formę oraz
124 Zob. S. Balbus, Zagłada gatunków, [w:] „Teksty Drugie” 1999, z. 4, s. 33. 125 Tamże, s. 27. 126 Zob. G. Grochowski, Tekstowe hybrydy. Literackość i jej pogranicza, Wrocław 2000, s. 13. 127 Tamże, s. 20. 128 Tamże, s. 21. 129 Michał Paweł Markowski uznał ją za pierwszą polską estetykę nowoczesną (zob. M.P. Markowski, Polska literatura nowoczesna: Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007, s. 313). 130 S. I. Witkiewicz, O Czystej Formie, [w:] tegoż, Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, oprac. J. Degler, Warszawa 1976, s. 27 (wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania). 131 Tenże, Dlaczego powieść nie jest dziełem Sztuki Czystej, [w:] tamże, s. 165. 132 Tenże, O Czystej Formie, s. 28.
397
wyrażają jakąś treść. Forma „służy dla pomieszczenia pewnej treści”133 i stanowi istotę sztuki. Nasz
stosunek do dzieł jest bezpośredni, czyli nie można go uzasadnić, bo podobanie się lub niepodobanie
nie wynika z pojęciowego zrozumienia. Wyróżnia się dwa rodzaje Piękna: życiowe, wiążące się z
„użytkowością przedmiotu lub zjawisk” („podobanie życiowe”) i Formalne, wynikające z
„konstruktywności przedmiotu lub zjawiska” („podobanie formalne”). Gdy przeważa drugi składnik,
mamy do czynienia z podobaniem artystycznym134.
Rola formy w dziele sztuki polega na nadawaniu jedności złożonym przedmiotom i zjawiskom.
Bezpośrednie pojmowanie tej jedności nazwał Witkacy zadowoleniem estetycznym135. Jest ono
wywoływane przez Czystą Formę, która „działa sama przez się”136, a życiowe składniki (treść) są w
niej drugorzędne137.
Autor rozumiał pod pojęciem artystycznego tworu „konstrukcję dowolnych elementów prostych
i złożonych, stworzonych przez indywiduum jako wyraz jedności jego osobowości i działającą w
sposób bezpośredni przez samą konstruktywność”138. Sformułowanie to należy rozumieć w ten
sposób, że dzieło, będące jednością złożoną z wielu elementów, wyraża powszechne prawo istnienia
dane nam bezpośrednio w postaci uczucia metafizycznego, czyli poczucia jedności naszych
osobowości139.
Witkiewicz pisał także o artyście i jego roli w procesie tworzenia. Zdaniem Witkacego, wykonanie
dzieła może być efektem zbiorowej pracy (np. tak jak w przypadku sztuki teatralnej), ale pomysł na
nie pochodzi zawsze od jednostki140. Od autora nie można wymagać konsekwencji, ponieważ jest on
„zdany na pastwę szarpiących go sprzeczności formy i treści, które zawarte są w samej istocie
sztuki”141. Ponadto, skoro artystyczny twór rodzi się w umyśle indywiduum, to „myśli, uczucia i
wyobrażenia” jednostki w „podświadomie symboliczny” sposób muszą wejść w jego skład142. Ów
„symbolizm” nie wyklucza Czystej Formy, jeśli nie narzuca się odbiorcy i nie zmusza go do
„odgadywania rebusów”143.
133 Tamże, s. 27-29. 134 Tamże, s. 31. 135 Tamże, s. 31. 136 J.w. 137 Tamże, s. 32. 138 Tamże, s. 34. 139 Tamże, s. 34. 140 Tamże s. 33. 141 Tamże, s. 37. 142 Tamże, s, 40. 143 Tamże, s. 41.
398
Scharakteryzowane poglądy dotyczą sztuki, jednak przywołanie ich jest konieczne dla zrozumienia
stosunku Witkacego do literatury, który wynikał ze stworzonego przez niego systemu ontologicznego
i estetycznego. Na początek trzeba zaznaczyć, że Witkiewicz nie lekceważył genologicznych
klasyfikacji literatury. Pisał wręcz o konieczności jej nowego podziału. Wyróżnił prozę opisową oraz
poezję i dramat, które działały bezpośrednio swoją formą144. Uznawał również istnienie
przejściowych zjawisk, takich jak proza poetycka i „utwory tego rodzaju, jak Iliada, Boska komedia,
Beniowski, Pan Tadeusz” (można się domyślać, że chodzi o epos)145. Wyjaśniał nawet, co jest
przyczyną „przejściowości” tego typu tekstów („tam brak określonego powtarzającego się rytmu i
rymów nie był powodem do odmówienia pewnym utworom miana Sztuki Czystej, tu istnienie w
danych utworach i rytmu, i rymów nie jest jeszcze wystarczającym, aby właśnie do sfery Sztuki
Czystej dane utwory zaklasyfikować”)146. Gatunek określał sposób wykorzystania chwytów
artystycznych, a co za tym idzie - oddziaływania na odbiorcę. Właśnie ten drugi czynnik stał się
podstawą Witkacowskiej klasyfikacji literatury i wyłączenia beletrystki ze sfery Czystej Sztuki.
Witkiewicz stworzył bowiem własną teorię powieści. Przede wszystkim zwolnił ją od wymogów
formalnych147 i nie zaliczył do dziedziny ginącej sztuki, dzięki czemu mogła się ona rozwijać („Ale
literatura nie czysto artystyczna, czyli proza powieściowa, ma jeszcze przed sobą pewną przestrzeń
dla rozwoju”)148. Dlaczego jednak istota prozy fabularnej nie pozwala na zrealizowanie ideału Czystej
Formy? Jedną z przeszkód stanowi jej długość149, która uniemożliwia bezpośrednie oddziałanie na
czytelnika150. Powieść jest przeznaczona do cichego czytania, a efektem lektury mają być realne
wyobrażenia, nie zaś artystyczne wzruszenie151. Witkacy doceniał rolę odbiorcy, którego reakcje były
jednym z czynników określających gatunek, dlatego w swoich pismach poruszał zagadnienie
komunikacji literackiej152. W beletrystyce forma służy treści (N, 7), a główną rolę odgrywają
artystycznie spotęgowane „wrażenia realistyczne”153. Domenę powieści stanowi zatem opis
rzeczywistości- realnej lub fantastycznej (N, 7). Niezależność od konstrukcji zezwala na dużą swobodę
ukształtowania literackiego („powieść może być wszystkim w uniezależnieniu od praw kompozycji”;
N, 7), ale nie zwalnia utworu od stosowania pewnych podstawowych zasad. Witkiewicz podkreślał
znaczenie fabuły i postaci („Oczywiście jednak musi się coś w niej dziać: idee i ich walki muszą być
144 Tamże, Dlaczego powieść…, s. 167. 145 Tamże, s. 177. 146 J.w. 147 Tamże, O Czystej Formie, s. 36. 148 Tenże, O znaczeniu intelektualizmu w literaturze, [w:] Bez kompromisu…, s. 275. 149 Tenże, »Wniebowstąpienie« J.M. Rytarda, [w:] tamże, s. 141. 150 Tenże, Dlaczego powieść…, s. 169-170. 151 Tamże, s. 173. 152 Zob. S. Gawliński, Teoria powieści Witkacego, „Miesięcznik Literacki” 1977, nr 7. 153S. I. Witkiewicz, Dlaczego powieść…, s. 172.
399
pokazane na ludziach żywych, a nie porozwieszane na manekinach”; N, 7), a także troski o
prawdopodobieństwo („Chodzi tylko o to, aby czytający był zmuszony wierzyć, że tak właśnie, a nie
inaczej było lub być mogło”; N, 7). Powieść powinna również wyrażać filozoficzny stosunek do świata,
aby w ten sposób umożliwić czytelnikowi przezwyciężenie „poglądu życiowego”154. Światopogląd
charakteryzujący wartościową prozę określał Witkacy jako „skrajny realizm przepojony
metafizyką”155.
Witkiewicz, powracając do problemu komunikacji literackiej, analizował też cechy dobrego
powieściopisarza. W beletrystyce ogromną rolę miały odgrywać przekonania filozoficzne autora,
który musi łączyć w sobie talent i intelekt156 i rozpoczynać pisanie tylko, gdy chce przekazać
odbiorcom coś konkretnego157, ponieważ jego światopogląd jest podstawą tekstu. Powieść powinna
„ostro stawiać problemy”158, a zatem jej najważniejszy element to treść, przeciwstawiona czystej
stylistyce159. Takie rozumienie gatunku zbliża go nieco do publicystyki lub traktatu, a przede
wszystkim podkreśla znaczenie języka dyskursywnego w prozie fabularnej.
W ten sposób Witkacy charakteryzował beletrystykę i jej funkcje. Głoszona przez niego autonomia
sztuki nie miała oderwać twórczości od życia, lecz służyć społeczeństwu przez budzenie w
jednostkach uczucia metafizycznego pozwalającego przeciwstawić się mechanizacji160. Ale to nie
wszystko - Witkiewicz przedstawił również własną klasyfikację powieści, zawierającą opis idealnej
realizacji gatunku. Kryterium podziału stanowił sposób, w jaki autor „odnosi się do Tajemnicy
Istnienia”161. Rodzaj wyróżniający się obiektywizmem był oparty na zdrowym rozsądku162. W
kolejnym typie Dziwność mogła zostać wyrażona przez „niezwykłe wypadki” lub „przy pomocy
artystycznej formy”, bez przedstawiania explicite filozofii twórcy163. Trzeci, najważniejszy typ
odznacza się bezpośrednim wyłożeniem poglądów autora, nie tylko przy pomocy artystycznej formy,
ale także we własnym ujęciu pisarza164. Ów ideał zrealizował jedynie Tadeusz Miciński w „powieści
metafizycznej” pt. Nietota165.
154 Witkacy definiował „pogląd życiowy” jako pospolite ujmowanie życia i przeciwstawiał mu „pogląd ponadżyciowy”, który wynosi jednostkę ponad codzienność (S.I. Witkiewicz, Znowu to samo aż do znudzenia, czyli o roli światopoglądu w literaturze, [w:] Bez kompromisu…, s. 319). 155 Tenże, O znaczeniu intelektualizmu…, s. 281. 156 Tamże, s. 276. 157 Tamże, Powieść (odpowiedź recenzentom Pożegnania jesieni), [w:] Bez kompromisu…, s. 374-375. 158 J.w. 159 J.w. 160 Zob. M.P. Markowski, dz.cyt., s. 349. 161 S.I. Witkiewicz, Wniebowstąpienie…, s. 142. 162 Tamże, s. 142-143. 163 Tamże, s. 143. 164 Tamże, s. 144. 165 Tamże, s. 143.
400
Beletrystyka, podobnie jak Czysta Sztuka, jest zatem uwikłana w metafizykę, gdyż jej zadanie także
polega na przeciwstawianiu się poglądowi życiowemu. Środki stanowiące w sztuce wartość samą
w sobie, w prozie służą podszytej filozoficznym światopoglądem treści. Za nadrzędny punkt
odniesienia przyjął Witkacy ontologię, na której ugruntowane były estetyka i koncepcja literatury.
Poglądy Witkiewicza dotyczące prozy fabularnej znalazły odzwierciedlenie w jego pisarstwie.
Autor uważał wprawdzie, że nie udało mu się stworzyć powieści metafizycznej, ale starał się
wypełniać postawione przed beletrystyką zadania.
Na ogół krytycy i odbiorcy współcześni Witkacemu odnosili się niechętnie do jego prozy.
Traktowali ją jednak jako realizację gatunku, co potwierdza tezę Michała Głowińskiego, mówiącą, że
w XX wieku każdy większy utwór narracyjny musi być czytany na „powieściową modłę”166. Jedną z
największych przeszkód w lekturze beletrystyki Witkiewicza było złamanie zasady zrozumiałości,
która obowiązywała na wszystkich etapach historycznego rozwoju gatunku. Tego typu utwór miał być
czytelny dla odbiorcy167, a ogromna część krytyki i publiczności nie umiała uchwycić sensu prozy
Witkacego. W wielu bowiem aspektach autor przeciwstawił się tradycji literackiej, kwestionując
przede wszystkim konwencje powieści realistycznej i modernistycznej168. Nie znaczy to jednak,
że jego utwory prozatorskie były pozbawione jakichkolwiek reguł. Postaram się je zrekonstruować.
Należy zacząć od scharakteryzowania narracji. Przez współczesnych była ona uważana za
anachroniczną, ponieważ Witkiewicz, wzorem Stendhala wprowadził narratora wszechwiedzącego,
oceniającego i interpretującego działania bohaterów i wydarzenia169. W XIX w. narodził się zwyczaj
nasycania narracji wywodami pojęciowymi170. Wówczas ukształtowało się zjawisko określone przez
Stanisława Eilego mianem „pozornej perspektywy postaci w powieści auktorialnej”171. Polegało ono
na wprowadzaniu obcych elementów do świadomości bohaterów i zacieraniu odrębności
stylistycznej między nimi a narratorem, tak, że w słowach i działaniach postaci można było dopatrzyć
się komentarza autorskiego172. Metodę tę Witkiewicz często stosował w swoich utworach („One
[organy rozrodcze] nie należały już do »świata« - był to byt innego »typu« w znaczeniu Russella, przy
zastosowaniu tego pojęcia do rzeczywistości”; PJ, 48), wykorzystując przy tym erudycyjne
166 Zob. M. Głowiński, Witkacy jako pantagruelista, [w:] tenże, Gry powieściowe. Szkice z teorii i historii form narracyjnych, Warszawa 1973, s. 269. 167 Zob. W. Bolecki, Poetycki model prozy w dwudziestoleciu międzywojennym: Witkacy, Gombrowicz, Schulz i inni: studium z poetyki historycznej, Kraków 1996, s. 32. 168 Zob. P. Czapliński, Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza wobec Teorii Czystej Formy, „Pamiętnik Literacki” 1988, z. 2, s. 77. 169 Zob. D. C. Gerould, Stanisław Ignacy Witkiewicz jako pisarz, Warszawa 1981, s. 357. 170 Zob. S. Eile, Światopogląd powieści, Wrocław 1973, s. 300. 171 Tamże, s, 100. 172 Tamże, s. 125.
401
słownictwo. Autor sięgał również do mowy pozornie zależnej („Co za wstyd! Więc czyż był naprawdę
takim typem pospolitego człowieczka, jakim właśnie pogardzał, takim szarym świństewkiem […]
Gdyby choć był artystą!”; PJ, 110-111), co sprawiło, że wielu współczesnych krytyków nazwało jego
powieści psychologicznymi. W rzeczywistości jednak analiza psychologiczna postaci służyła wyrażeniu
naczelnej myśli autora.
Jeśli chodzi o świat przedstawiony, to Witkiewicz uznawał, że konstrukcja czasowa i przestrzenna
nie przesądza o wartości tekstu, a zatem pełni drugorzędną rolę. Akcja wszystkich jego utworów, z
wyjątkiem debiutu, rozgrywa się w przyszłości. Powieściowe trwanie nie jest zbyt długie, choć
ukazuje rozwój głównej postaci. Miejsce wydarzeń stanowią zwykle na przemian- mieszkania w
miastach i pałace lub dwory w górskich okolicach.
Witkacy miał swoich ulubionych, dobrze znanych literaturze, bohaterów, których Daniel Gerould
scharakteryzował jako „zawiedzionego artystę [Bungo, Atanazy, Genezyp], jego niewinną prawdziwą
miłość [Zosia, Eliza], demoniczną kobietę [Akne, Hela, księżna Irina] i przerażającego despotę
rewolucyjnego [Sajetan Tempe, Kocmołuchowicz- przyp. kl]”173. Postacie te różniły się od siebie,
ponieważ reprezentowały odmienne poglądy174. Krytycy współcześni Witkacemu doceniali
umiejętność dokonania głębokiej analizy psychologicznej, mogącej wynikać z uznawania człowieka za
zagadkę175, a jeden z recenzentów mianował Nienasycenie „krokiem naprzód” w rozwoju powieści
psychologicznej176. Jednocześnie potępiano instrumentalne traktowanie bohaterów. W dyskusjach
dominujących w powieściach wygłaszali oni poglądy reprezentujące określone stanowiska, zwykle
dosyć jasno oceniane przez narratora. Co więcej, w niektórych z nich dopatrywano się porte parole
autora (np. w Sturfanie Abnolu, Marcelim Kiziorze). Sam Witkiewicz twierdził, że w utworze
metafizycznym postacie, mimo prowadzenia pozornie zwyczajnych rozmów, mają stanowić symbole
wiecznych praw bytu177.
Pierwszoplanowy bohater prozy Witkacego to zwykle młody człowiek rozpoczynający nowy etap
życia (symbolizowany przez dwa rodzaje inicjacji seksualnej: z demoniczną kobietą i z mężczyzną;
Bungo-Akne-Edgar, Atanazy-Hela-Łohoyski, Genezyp-Irina-Tengier), dlatego można doszukiwać się
związków między tymi tekstami a Bildungsroman. Podstawowa różnica polega jednak na tym, iż w
173 D. C. Gerolud, dz.cyt., s. 360. 174 J.w. 175 Tamże, s. 406. 176 K. Troczyński, Fastrygi powieści, „Dziennik Poznański” 1930, nr 246, s. 2, [w:] J. Degler, Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1918-1939), Warszawa 2009. s. 216. 177 S. I. Witkiewicz, O znaczeniu intelektualizmu…, s. 60.
402
typowej powieści edukacyjnej protagonista w finale zyskiwał wiedzę o sobie lub świecie, a postacie
Witkiewicza nie pokonywały nigdy poczucia bezsensu i chaosu178.
Typowość osób wskazuje na jedną z charakterystycznych cech analizowanych powieści, jaką było
sięganie do różnego rodzaju schematów, między innymi do wyobrażeń zakorzenionych w kulturze
popularnej lub potocznej świadomości. Jako przykłady można podać motyw „żółtego
niebezpieczeństwa”179 obecny w Nienasyceniu czy stereotypowy obraz Żyda występujący w bardzo
wielu utworach Witkacego, nie tylko prozatorskich. Istotniejsze wydają się jednak wykorzystywane
przez autora schematy literackie. Zdaniem Przemysława Czaplińskiego Witkiewicz stosował „klisze
kompozycyjne i skonwencjonalizowane cząstki fabularne”180, co nadawało jego powieściom charakter
kolekcji181. Celem takiego postępowania mogło być z jednej strony podważenie utartych formuł
fałszujących rzeczywistość, a z drugiej- stworzenie nowej, odpowiadającej kondycji współczesnego
człowieka, formy. Czapliński jako przykład schematyzmu kompozycyjnego i fabularnego podaje
debiutancką powieść Witkacego pt. 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna Kobieta, realizującą model
Künstlerroman i wykorzystującą wiele składników typowych dla prozy młodopolskiej (m.in. ideał
erotyczny, problem Sztuka-Życie, Artysta-Sztuka)182. Natomiast Gerould dostrzegł w Pożegnaniu
jesieni takie literackie schematy, jak „sprawa honoru” (wątek częsty w powieści XIX-wiecznej)183 i
„podróż na wschód” (motyw znany z powieści okresu międzywojennego)184.
W kontekście klisz rozpatrywał Czapliński również charakterystyczny dla Witkacego sposób
zapisu185. Jego utwory, w tym powieści, pełne są cudzysłowów, nawiasów, myślników i przypisów,
które można uznać zarówno za próbę unaukowienia dyskursu, jak i dążenie do obnażenia
konwencjonalności języka. Skoncentruję się na drugim zagadnieniu, starając się scharakteryzować
styl powieści Witkiewicza. Michał Paweł Markowski, interpretujący jego twórczość z perspektywy
ponowoczesności, podkreślał rolę, jaką indywidualny język odgrywał w prozie innowacyjnej186. Miał
on stanowić alternatywę dla ogólnie przyjętych sposobów wyrażania się. Witkacy, głosząc
„nienasycenie formą”, poszukiwał wciąż nowych kształtów literackich i nie zwolnił od tych zadań
także powieści, której nie zaliczył przecież do Sztuki Czystej. Markowski odnalazł w prozie Witkacego
178 Zob. M.P. Markowski, dz.cyt., s. 294-295. 179 Zob. M. Podraza-Kwiatkowska, Literatura Młodej Polski, Warszawa 1992, s. 255. 180 P. Czapliński, dz.cyt., s. 103. 181 Zob. M.P. Markowski, dz.cyt., s. 379. 182 P. Czapliński, dz.cyt., s. 81. 183 D. C. Gerolud, dz.cyt., s. 365. 184 Tamże, s. 378. 185 P. Czapliński, dz.cyt., s. 97. 186 M. P. Markowski, dz.cyt., s. 46.
403
wprowadzoną przez formalistów kategorię chwytu187, której celem było wybijanie czytelnika z
lekturowej rutyny188.
Natomiast Michał Głowiński dokładnie opisał podobieństwa między stylami Witkiewicza
i Rabelais’go189. Uzasadniając określenie autora mianem „pantagruelisty”, badacz podał takie cechy
prozy Witkacego, jak: mnożenie epitetów („moręgowata, czarno-złota, diabelska tęsknota”; N, 202),
estetyka bogactwa i niezwykłości („I do tego wszystkiego ten przeklęty, nudny jak chroniczne
tuberkuliczne zapalenie otrzewnej, ciągły przewrót społeczny”; PJ, 206), emocjonalizmy („O, któż, kto
tego nie zna, oceni okropność bezpłodnego uciekania »płciowego czasu«, gdy nic już nie ma poza
tym?!”; N, 133), wymienianie nazw ciała i czynności fizjologicznych („łzy zmięszane z wydzielinami
innych gruczołów”, PJ, 134), neologizmy („psychowomito”; N, 263; „kurdypiełki”; JW, 145) oraz
wykorzystywanie stereotypów osadzonych w języku („przytuleni do siebie »jak para gołąbków«”; N,
137)190. Ów stylistyczny nadmiar świadczył o kryzysie języka, a może nawet próbował go przełamać.
Poza tym stanowił odpowiednie narzędzie opisu ginącego świata i jako artystyczna perwersja wyrażał
sytuację współczesnego człowieka („To właśnie, co stanowi najwyższy szczyt sztuki naszej epoki, w
czym pośrednio wyraża się bez obłudy stan współczesnego człowieka, musi być z konieczności zawiłe
względnie sztucznie uproszczone, artystycznie perwersyjne i niespokojne”191). Widzimy zatem po raz
kolejny, iż, choć Witkiewicz był przeciwny barwnej stylistyce przytłaczającej treść powieści, kładł
nacisk na literacki kształt swej prozy, próbując zbliżyć ją do dzieła Czystej Formy192.
Z kolei do naukowego dyskursu upodabnia beletrystykę Witkiewicza dominacja opisu (powieść to
„przede wszystkim opis trwania pewnego wycinka rzeczywistości”; N, 7), charakterystycznego dla
tekstów filozoficznych193. Markowski podkreślił jednak, iż język takiej prozy nie jest neutralny,
ponieważ służy wyrażaniu światopoglądu autora194. Badacz nazwał postawę Witkiewicza
„nadrealizmem filozoficznym”, który polegał na rozbiórce tradycyjnej formy powieści195 i ukazywaniu
prawdziwej, skrytej pod powierzchnią pozorów rzeczywistości196. Beletrystyka Witkacego miała
zatem naśladować formę życia, a skoro jego cechę stanowi Wielość, to proza ta musiała cechować się
wspomnianym wyżej nadmiarem stylistycznym197. Możemy doszukać się związków między prozą
187 Tamże, s. 387. 188 Tamże, s. 391. 189 M. Głowiński, Witkacy jako…, s 252. 190 Tamże, s. 254-259. 191 S.I. Witkiewicz, O Czystej Formie, s. 35. 192 P. Czapliński, dz.cyt., s. 87. 193 Zob. M.P. Markowski, dz.cyt., s. 308. 194 J.w. 195 Tamże, s. 309-310. 196 Tamże, s. 369. 197 Tamże, s. 374.
404
Witkacego a powieścią filozoficzną. Zdaniem Markowskiego, analizowane dzieła odnoszą się do
trzech typów tej odmiany gatunkowej, czyli do powieści dyskursywnej (wypowiedź literacka
traktowana jest jako wypowiedź filozoficzna), ilustracyjnej (w strukturze fabularnej występuje temat
będący odpowiednikiem filozoficznej idei) oraz krytycznej (powieść krytyką pewnego sposobu
myślenia)198.
Zyskujemy zatem kolejny dowód na to, że utwór beletrystyczny musiał być osadzony
w światopoglądzie autora. O ile w prozie Witkacego trudno doszukać się spójnej kompozycji, to na
pewno można podjąć trud znalezienia w niej totalité myślowego, co nadaje powieściom Witkacego
pożądany przez czytelników sens globalny199.
Jak wspomniałam, w gatunku tym trzeba było „ostro stawiać problemy”200. Witkiewicz
z upodobaniem realizował to zamierzenie, dlatego można wymienić kilka stałych tematów
poruszanych przez narratora i bohaterów w dyskusjach, m.in. Dziwność Istnienia, metafizyka płci,
kryzys cywilizacji zachodniej, niski poziom kultury literackiej, mechanizacja, szaleństwo czy sztuka.
Wiemy, że elementy naukowo-filozoficznego dyskursu występowały w dziewiętnastowiecznej
powieści, więc ich obecność w prozie Witkiewicza nie musiałaby zostać uznana za anachronizm. Tak
się jednak stało, i to nie tylko ze względu na obecność wszechwiedzącego i oceniającego narratora,
ale także z powodu specyficznego dydaktyzmu utworów Witkacego. Autor przystępował do pisania
powieści z określoną tezą, odzwierciedloną w fabule, a przede wszystkim w losach głównego
bohatera. Witkiewicz był przekonany o kresie cywilizacji zachodniej, dlatego Atanazy Bazakbal nie
mógł zrealizować swojego planu odnowy społeczeństwa, a tym bardziej, jako niedoszły artysta, nie
odnalazł swojego miejsca w zmechanizowanej zbiorowości. Utwór kończy się zatem groteskową
śmiercią Tazia. Z kolei historia Genezypa Kapena stanowi dowód na rozpad człowieczeństwa, do
którego doprowadzi postępujące „zbydlęcenia programowe”. Bohaterowie byli powołani do
literackiego życia, aby odegrać pewne role i reprezentować określone poglądy, pokazywać „idee i ich
walki” (N, 7). Mieli więc nadać egzystencję poglądom autora201.
Jeden z tematów dygresji narratora i rozmów postaci stanowiła sytuacja ówczesnej literatury.
Można mówić o krytyczności powieści Witkiewicza, który przez sam sposób odniesienia do tradycji
literackiej podjął dyskusję z ogólnie przyjętymi poglądami na temat powieści. Taką funkcję pełniły
198 Tamże, s. 382-383. 199 Zob. M. Głowiński, Powieść w pierwszej osobie, [w:] R. Nycz (red.), Prace wybrane Michała Głowińskiego, t.2, Narracje literackie i nieliterackie, Kraków 1997, s. 67. 200 S. I. Witkiewicz, Powieść…, s. 373. 201 M. P. Markowski, dz.cyt., s. 290.
405
wspomniane klisze kompozycyjne i literackie, ujawniające akt tworzenia202 oraz podważające zasady
uznane za obowiązujące w powieści. Poza tym pisarz często pozwalał sobie na autorefleksję. Chciał
określić swoje miejsce na literackiej mapie, czemu mogły służyć dedykacje (np. poświęcenie
Nienasycenia Tadeuszowi Micińskiemu, uznanemu przez Witkacego za jednego z nielicznych
realizatorów założeń powieści metafizycznej) i motta (cytat z tomu Micińskiego W mroku gwiazd
poprzedzający Nienasycenie).
W bardziej bezpośredni sposób poglądy Witkiewicza wyrażały przedmowy (622 Upadki Bunga…,
Pożegnanie jesieni, Nienasycenie), a przede wszystkim wypowiedzi postaci (np. Sturfana Abnola w
Nienasyceniu) i narratora. Jako przykłady warto przeanalizować kilka fragmentów Jedynego wyjścia
W utworze tym bardzo często ujawnia się autor, próbujący nawiązać kontakt z czytelnikiem („A więc
będą wypadki. Chcecie? Będziecie mieli’; 132) lub bohaterem („A więc tak zwane »do dzieła!« czyli
„»nuże!« [wspaniałe wykrzykniki!], Izydorku”, 48). Cytat ten pokazuje również sygnalizowaną przez
Czaplińskiego krytyczną funkcję grafemów. Witkacy odwołuje się bezpośrednio (i parodystycznie) do
wymagań stawianych powieści („Czyż wreszcie zacznie się naprawdę powieść, czy też ciągle będą
takie dygresje i nic więcej?”; 145) i odkrywa akt tworzenia, dowodząc, że on sam ma decydujący
wpływ na losy postaci („Tak- nie powie jej nic- zobaczymy, co będzie”; 132). Poza tym stosuje
autocytaty („»Teruś, fuj!« - jak mówiła księżna Ticonderoga do swego foksa”; 10), przedstawia siebie
jako rzeczywistego pisarza („Przeczytajcie moją książkę o narkotykach, kurdypiełki, a będziecie
wiedzieć, czym jest nikotyna”; 145) lub przywdziewa maskę („którego […] urok zawrzeć chciał i zawarł
w walcu swym w tonacjach F-dur i As-dur niezapomniany ten gówniarz z Zakopanego, Witkacy”; 144).
Ujawnianie się twórcy tekstu prowadzi do realizacji modelu autora kreowanego, który nadaje
tekstowi rangę prawdy. Nie dotyczy ona upodrzędnionej fabuły, lecz znaczeń nad nią
nadbudowanych, czyli wyrażanych w powieści poglądów piszącego203.
Spróbujmy odnieść powyższą charakterystykę do poszczególnych utworów beletrystycznych
Witkacego. Pierwsza powieść, 622 upadki Bunga…, wykazuje najwięcej związków z modernizmem,
który został tam jednak parodystycznie potraktowany. Nie zmienia to faktu, że prozatorski debiut
Witkiewicza realizuje założenia charakterystycznej dla tej epoki Künstlerroman. Kolejne utwory,
Pożegnanie jesieni i Nienasycenie, zyskały największe uznanie współczesnych krytyków. Ze względu
na katastrofizm, nazywane bywają często antyutopiami. Choć przeważa w nich dyskurs,
zdeformowana akcja odgrywa dość dużą rolę. Inaczej jest w ostatniej, nieukończonej powieści
Witkiewicza pt. Jedyne wyjście, w której szczątkowa fabuła została całkowicie zdominowana przez
202 Zob. W. Bolecki, dz.cyt., s. 78-79. 203 Zob. P. Czapliński, dz. cyt., s. 83.
406
filozoficzne dysputy. Proza ta sytuuje się na granicy powieści i traktatu filozoficznego, a może nawet
dialogu Platońskiego.
W przytaczanych opiniach na temat prozy fabularnej Witkiewicza uderza pewna rozbieżność. Z
jednej strony podkreślano anachroniczność tej twórczości, a z drugiej - jej nowatorstwo.
Zwolennikami pierwszej tezy byli przede wszystkim krytycy współcześni autorowi, choć oni także
dostrzegli w utworach Witkacego odkrywcze elementy (np. rozwój powieści psychologicznej). Dzisiaj
Witkiewicz-beletrysta uznawany jest za odkrywcę oryginalnych rozwiązań i prekursora
ponowoczesnej prozy innowacyjnej204. Trzeba przy tym pamiętać, że Witkiewicz nie był osamotniony
w próbach przełamywania konwencji beletrystycznych. Na początku XX wieku powstały dzieła, które
zacierały granice między rodzajami literackimi i były nasycone publicystyką, eseistyką czy dyskursem
filozoficznym (m.in. W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta, Ulisses Jamesa Joyce’a,
Czarodziejska Góra Tomasza Manna, Jan Krzysztof Romain Rollanda)205. W Polsce z formą powieści
eksperymentowali przede wszystkim: Tadeusz Miciński, Stanisław Brzozowski i Karol Irzykowski206.
Praktyka pisarska miała poparcie w poglądach części ówczesnych badaczy, uważających synkretyzm
za cechę właściwą prozie fabularnej (Albert Thibaudet, Käte Friedemann)207.
Powyższa analiza pozwala na stworzenie ogólnego modelu formy i treści beletrystyki Witkiewicza,
który jednak nie wystarcza, by podjąć próbę określenia istoty tej dziedziny twórczości Witkacego.
Trzeba bowiem także rozważyć, do jakich kategorii estetycznych odwołuje się autor. Wielu badaczy
wspomina o grotesce, uznając ją za uniwersalny sposób widzenia świata tej prozy208 i jest to z
pewnością słuszne ujęcie. Warto jednak zastanowić się nad wartością należącą, zgodnie z zasadami
„analizy przypadku”, do indywidualnego zbioru Witkacowskich kategorii estetycznych. Jest nią
Dziwność, która tworzy „niepowtarzalny kod”, właściwy beletrystyce Witkiewicza.
Pojęcie to wywodzi się z jego systemu ontologicznego i estetycznego. Autor uważał, że naszym
podstawowym doświadczeniem metafizycznym jest zdziwienie wywołane przeciwstawieniem
jedności (ja) wielości (świat). W mechanizującym się społeczeństwie zanikają te pierwotne uczucia,
dlatego rola artystów polega na wywoływaniu ich w odbiorcach. Takie samo zadanie Witkacy stawiał
pisarzom, mającym „wydobyć [Dziwność] i sugestywnie przedstawiając, narzucić czytającym”209.
Powieść ukazująca „ekran nieskończoności”210 jest narzędziem do walki z poglądem życiowym,
204 Zob. M. P. Markowski, dz.cyt. 205 Zob. J. Speina, Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza. Geneza i struktura, Toruń 1965, s. 81. 206 Tamże, s. 82. 207 Tamże, s. 81. 208 Tamże, s. 96. 209 S. I. Witkiewicz, O znaczeniu intelektualizmu…, s. 282. 210 Tamże, s. 279.
407
przeciwstawionym uczuciu metafizycznemu. Podobnie powinny działać dzieła Sztuki Czystej.
Dziwność pełni zatem funkcję katartyczną, czyli uwalnia odbiorcę od jego codziennego
światopoglądu211.
Do strategii zadziwiania odwołuje się również inny aspekt filozofii, czyli dandyzm, którego istotę
stanowią zmienność i zaskakiwanie212, elementy występujące w prozie Witkacego. Z postawą
dandyzmu wiązało się też podważenie opozycji powagi i kpiny213. Autor dodawał w jednym z esejów,
że „dandys zakopiański dąży przede wszystkim, aby zadziwić siebie”214. Być może w ten sposób
określał rolę, jaką pisanie miało dla niego samego.
W sferze treści Dziwność przejawiała się przede wszystkim jako krytyka ustalonych schematów
światopoglądowych. Wrażenie niezwykłości i chaosu wywoływali również bohaterowie utworów,
którzy sami dla siebie stanowili zagadkę i wciąż poszukiwali własnej tożsamości215. Powieść musiała
być niesamowita, ponieważ jej cel stanowiło odsłonienie prawdziwego oblicza rzeczywistości216.
Analiza wpływu pojęcia Dziwności na formę prozy Witkiewicza, będąca podsumowaniem
dotychczasowych wniosków, dowodzi przydatności tej kategorii do badania beletrystyki Witkiewicza.
Jego podstawową strategią było odrzucenie realizmu217. Autor, przeskakując od zwyczajności do
nadzwyczajności, dążył do wprawienia czytelnika w zdumienie218. Powieść opisywała istotę życia,
a zatem musiała naśladować jego formę, co Markowski nazwał mimetyzmem substancji219. Skoro
zatem współczesny świat jest chaotyczny i rozbity, to również proza musiała taka być. Ponadto pisarz
mógł sobie pozwolić na artystyczną perwersję, przez co Witkacy rozumiał „składanie całości z
elementów samych w sobie nieprzyjemnych i przewagę ich w samym dziele”220. W utworze były
zatem dozwolone „dziwaczne, nieprzyjemnie i niepokojące, a nawet wstrętne jako takie kombinacje
słów i działań”221.
Przede wszystkim jednak, skoro powieść ukazuje złożoność życia, przeciwstawiającego jednostce
wielość, konieczny jest w niej nadmiar. Zdaniem Witkacego w prozie należało „użyć tych sposobów
jednoczesnego, wielostronnego przedstawienia, którym w stosunku do przedmiotów operowali
211 Zob. M. P. Markowski, dz.cyt., s. 327. 212 Tamże, s. 351. 213 Zob. G. Grochowski, dz.cyt., s. 167-168. 214 S. I. Witkiewicz, O dandyzmie zakopiańskim, [w:] Bez kompromisu…, s. 504. 215 Zob. M. P. Markowski, dz.cyt., s. 54. 216 Tamże, s. 60. 217 Tamże, s. 369. 218 Tamże, s. 368. 219 Tamże, s. 369. 220 S. I. Witkiewicz, O Czystej Formie, s. 34. 221 J.w.
408
kubiści i futuryści”222. W warstwie stylistycznej skutkowało to scharakteryzowaną przez Głowińskiego
estetyką bogactwa i niezwykłości. Prowadziło także do stosowania chwytu udziwnienia223, który miał
wyzwalać odbiorcę z czytelniczych schematów, czyli zastępować pogląd życiowy ponadżyciowym i
pobudzać do odczuwania Tajemnicy Istnienia224.
Walka ze stereotypami wymagała nie tylko indywidualnego języka, ale także rozbicia tradycyjnej
formy powieści, co Witkacy wykorzystywał m.in. przez stosowanie wspomnianych klisz
kompozycyjnych i fabularnych. Podobnie jak parodystycznie wykorzystana stylistyczna maniera
młodopolska, schematy te były „językiem ukradzionym”, pozornie obcym estetyce Witkiewicza, a
mającym wstrząsnąć czytelnikiem przez naruszenie jego lekturowych przyzwyczajeń225.
Poza tym Witkacy, chcąc spotęgować wrażenie panmaskarady, sięgał po „wszystkie dostępne
sztuczne dziwności”, czyli „wymyślne sytuacje i postępki ludzi”, a także „imiona ludzi i nazwy
potraw”226. Bohaterowie powieści pozwalają sobie na zaskakujące zachowania. Jako przykłady można
podać próbę samobójczą Heli w dniu ślubu czy morderstwo Marcelego popełnione na Izydorze, nie
wspominając o ekstrawaganckich orgiach erotycznych, których opisy znajdziemy w całej twórczości
Witkiewicza. To samo dotyczy niezwykłych imion i nazwisk, zastosowanych w każdej powieści autora
(np. Bungo, Dolfio Montecalfi, Buliston Chwazdrygiel, Azalin Belial-Prepudrech, Putrycydes Tengier,
Sturfan Abnol, Izydor Smogorzewicz-Wędziejewski, Suffretka Nunberg). Także miejsca akcji (pałace,
salony, teatry) potęgują wrażenie dziwności (np. wszechobecna purpura w domostwie Bertzów),
a z nazw potraw najbardziej zapadają w pamięć dania z kuchni Bertzów („kanapka z pieczonej
gorgondylii i surowego fryku na mankanilowym pumperniklu”; PJ, 174).
Zdaniem Markowskiego, kategoria Dziwności to jeden z elementów łączących prozę Witkiewicza z
ponowoczesną wizją świata227. W strukturze powieści związki z literaturą krytycznej nowoczesności
zaznaczają się przede wszystkim jako sztuczność, zakwestionowanie zasady mimesis (kryzys
przedstawienia) i możliwości ekspresji228 oraz poszukiwanie indywidualnego języka, który miał
przeciwstawić się dominującemu dyskursowi229. Poza tym bohaterowie Witkacego byli bliscy
ponowoczesnej koncepcji podmiotu, zakładającej, że jednostka jest sama dla siebie zagadką230.
222 Tenże, Powieść…, s. 374. 223 Zob. M. P. Markowski, dz.cyt., 387. 224 Tamże, s. 391. 225 J.w. 226 D. Vogel, Pozycja St. Ignacego Witkiewicza we współczesnej kulturze polskiej, [w:] J. Degler, dz.cyt., s. 253. 227 M. P. Markowski, dz.cyt., s. 368. 228 Tamże, s. 42. 229 Tamże, s. 46. 230 Tamże, s. 58.
409
Pojęcie Dziwności wydaje się być ważnym narzędziem umożliwiającym badanie prozy fabularnej
Witkiewicza. Wyjaśnia ono sens zastosowanych przez autora zabiegów formalnych i ułatwia
interpretację treści utworów, a poza tym odnosi je nie tylko do jego własnych poglądów, ale także do
późniejszej literatury. „Analiza przypadku” pozwoliła zatem spojrzeć na te powieści z dalszej
perspektywy, ale jej podstawowym celem było ujęcie istoty beletrystyki Witkacego. Można ją badać
tylko jako jeden z elementów rozległej twórczości autora, a zatem w związku z jego innymi dziełami.
Być może powieści Witkiewicza, stojące na granicy sztuki i filozofii, stanowią najpełniejszy wyraz
światopoglądu „wariata z Zakopanego”.
Bibliografia podmiotu:
Witkiewicz S. I., 622 Upadki Bunga, czyli Demoniczna Kobieta, Kraków 2005.
Witkiewicz S. I., Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, oprac. J. Degler, Warszawa 1976.
Witkiewicz S. I., Jedyne wyjście, Warszawa 1968 .
Witkiewicz S. I., Nienasycenie, Kraków 2004.
Witkiewicz S. I., Pożegnanie jesieni, Warszawa 1992.
Bibliografia przedmiotu:
Balbus S., Zagłada gatunków, [w:] „Teksty Drugie” 1999, z. 4.
Bolecki W., Poetycki model prozy w dwudziestoleciu międzywojennym: Witkacy, Gombrowicz, Schulz i inni: studium z poetyki historycznej, Kraków 1996.
Czapliński P., Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza wobec Teorii Czystej Formy, „Pamiętnik Literacki” 1988, z. 2.
Degler J., Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1918-1939), Warszawa 2009. Eile S., Światopogląd powieści, Wrocław 1973.
Gawliński S., Teoria powieści Witkacego, „Miesięcznik Literacki” 1977, nr 7. Gerould D.C., Stanisław Ignacy Witkiewicz jako pisarz, Warszawa 1981.
Głowiński M., Prace wybrane Michała Głowińskiego, red. R. Nycz, t.2, Narracje literackie i nieliterackie, Kraków 1997.
Tenże, Gry powieściowe. Szkice z teorii i historii form narracyjnych, Warszawa 1973.
Grochowski G., Tekstowe hybrydy. Literackość i jej pogranicza, Wrocław 2000.
410
Markowski M. P., Polska literatura nowoczesna: Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007.
Nycz R., Sylwy współczesne, Kraków 1996.
Podraza-Kwiatkowska M., Literatura Młodej Polski, Warszawa 1992.
Speina J., Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza. Geneza i struktura, Toruń 1965.
411
Piotr Mirski
alkoboy@o2.pl
Miasto, Masa, Maszyna: Shinya Tsukamoto i jego obsesje
Niektóre sny naprawdę się spełniają. Prawie sto lat temu Tadeusz Peiper, guru Krakowskiej
Awangardy, do której należeli m.in. Julian Przyboś, Adam Ważyk i Jan Parandowski, ogłosił manifest
proklamujący nową poezję. Jej twórcy nie mieli być już młodopolskimi pięknoduchami, ale
konstruktorami zbiorowej świadomości zaszczepiającymi w niej idee cywilizacyjnego postępu.
Afirmację niesionych przez przemysł zmian niosły trzy główne hasła Awangardy: Miasto, Masa,
Maszyna. Prawdopodobnie niewiele w tym zasługi wspomnianych twórców, ale z czasem
wymienione terminy stały się głównymi określnikami współczesnego świata. Wtedy okazało się, że
niektóre sny zmieniają się w koszmary.
Niewiele jest krajów, na których postęp odcisnął równie silne piętno jak w przypadku
Japonii. Pierwszymi jego ofiarami stali się mieszkańcy miast Hiroszima i Nagasaki, na które latem
1945 amerykańskie wojsko spuściło bomby atomowe – ich żniwem było kilkadziesiąt tysięcy zgonów.
Na kolejne żniwo modernizacji nie trzeba było długo czekać. Odbudowane po wojnie Tokio wkrótce
zmieniło się w betonowego molocha i obecnie wraz z Jokohamą oraz innymi miastami położonymi
nad Zatoką Tokijską tworzy największy kompleks miejski na świecie liczący trzydzieści pięć milionów
mieszkańców. W tej pełnej masy i maszyn metropolii doszło do radykalnego zwiększenia tempa życia,
czego przyczyną był gospodarczy rozwój Japonii, tworzenie się nowych miejsc pracy, wzrost
zawodowej rywalizacji. Ta ostatnia z czasem przyczyniła się do serii zgonów określanych mianem
karoshi oznaczającym śmierć z przepracowania. Termin ten „po raz pierwszy pojawił się w 1969 roku,
kiedy to 29-letni pracownik jednej z największych japońskich gazet zmarł nagle po wylewie krwi do
mózgu. Według Japończyków aż jedna trzecia wszystkich przypadków śmiertelnych zawałów serca,
udarów mózgu i wylewów mężczyzn i kobiet w sile wieku jest skutkiem nadmiaru pracy, stresu i
braku odpoczynku”.231 Ofiarą karoshi stał się również premier Japonii, Keizo Obuchi, który swoją
intensywną karierę polityczną zakończył zgonem w maju 2000 roku.
231 A. Michalska, Śmierć z przepracowania, http://www.tygodniksolidarnosc.com/2003/12/11_smie.htm, 27.08.09.
Komentarz [OLO1]: Kropka na końcu- nawet w tym przypadku
412
Akcja budzi reakcję, sztuka zawsze odpowiada na cywilizacyjne zmiany, wyrażając podziw lub
oburzenie. Bliżej tego drugiego było twórcom japońskiego cyberpunku – nurtu, który zadawał pytanie
o szansę na ocalenie człowieczeństwa w świecie nowoczesnej technologii lub nawoływał do buntu
przeciw niemu . Najsłynniejsze tytuły to niewątpliwie produkcje anime - Akira (1988) Katsuhiro
Otomo oraz Ghost in the shell (1995) Mamoru Oshii podejmujące temat fuzji ludzkiego ciała z
mechanicznymi częściami oraz opowiadające o życiu w skażonych przestępczością metropoliach.
Początków japońskiego cyberpunku należy dopatrywać się w pełnej rebelianckiego ducha twórczości
filmowej Sogo Ishiiego, który w jednym ze swoich najsłynniejszych obrazów, Burst city (1982),
opowiadał o gangu motocyklistów protestującym przeciwko budowie elektrowni atomowej.
Nurt ten szczególnie ekstremalną formę osiągnął w swojej undergroundowej odmianie, na
którą niewątpliwy wpływ miała metamorfoza, jaką w latach osiemdziesiątych przeszło w Kraju
Kwitnącej Wiśni kino grozy. Piotr Kletowski pisze o nim: „to nie horror metafizyczny, eksponujący
zagrożenie ze strony zmarłych objawiających się w postaci fantomów, był masowo realizowany przez
japońskich filmowców (...), lecz jego cielesna, krwawa odmiana, zwana gore, wymyślona dekadę
wcześniej przez niezależnych filmowców amerykańskich (…), eksponująca krwawe sceny zabójstw
dokonywanych przez zamaskowanych psychopatów”.232 Japoński cyberpunk atakował widza nie
tylko fizyczną, ale i formalną agresją – popularne były w nim chaotyczny montaż, ekstrawaganckie
kombinacje gatunkowe oraz wściekła i dynamiczna muzyka.
Przy tej ostatniej warto zatrzymać się nieco dłużej. Bardzo duży wpływ na kształt filmowego
nurtu miał industrial – gatunek muzyczny opierający się na rytmicznym brzmieniu pracujących
maszyn, dźwiękach wydawanych przez skonstruowane z rur i odpadków instrumenty, samplowanych
odgłosach wielkiego miasta czy elektronicznym szumie. Jego wczesnych wykonawców cechowały
miłosno - nienawistny stosunek do wielkich miast oraz chęć prowokacji – pionierski zespół Throbbing
Gristle podczas swoich występów szokował publikę wizualizacjami pełnymi pornografii oraz odwołań
do nazistowskiej symboliki. Najbardziej znamiennym wyrazem fascynacji podziemnych twórców z
Japonii tym zjawiskiem jest nakręcony przez Sogo Ishiiego dokument muzyczny 1/2 Mensch (1986)
przedstawiający występ legendy industrialu, niemieckiej grupy Einstürzende Neubauten.
Najsłynniejszym i najciekawszym przedstawicielem japońskiego cyberpunku jest z pewnością
Shinya Tsukamoto (ur. 1960). Filmy zaczął kręcić już jako nastolatek, później jednak porzucił
młodzieńczą pasję na rzecz teatru – wraz z przyjaciółmi założył grupę Kaijyu Theater zajmującą się
awangardowymi przedstawieniami będącymi połączeniem spektakli no z niskobudżetową fantastyką.
Ponownie zwrócił się w stronę kinematografii, gdy zaczęło być mu żal wysiłku włożonego w dekorację
232 P. Kletowski, Sfilmować duszę – mała historia kina japońskiego, Kraków 2006, s. 52-53.
Komentarz [OLO2]: Tytuły, nazwy i wyrazy obce piszemy kursywą
Komentarz [OLO3]: Zapis niepoprawny- zgubił Pan u umlaut (to nie jest zwykłe u)
413
i scenografię, które postanowił uwiecznić w formie ruchomych obrazów. Tak powstały
krótkometrażowe formy The Phantom of regular size (1986) oraz Adventures of electric rod boy
(1987), jego pełnowymiarowym debiutem był natomiast Tetsuo: The Iron Man (1989). Już tutaj dało
się odnaleźć wszystkie charakterystyczne cechy stylu Tsukamoto, którego można z czystym
sumieniem uznać za filmowego autora - nie tylko reżyseruje swoje dzieła, ale i gra w nich oraz tworzy
dla nich oprawę wizualną, co zapewnia jego całemu dorobkowi ogromną spójność. W obsesyjnie
powracającej do tych samych tematów i obrazów twórczości Tsukamoto najważniejszymi
elementami wydają się trzy pochodzące z manifestu Tadeusza Peipera hasła: Miasto, Masa, Maszyna.
Miasto
Będące synonimami cywilizacji, wielopiętrowe, betonowe molochy reżyser filmuje zazwyczaj
z żabiej perspektywy – jest to także perspektywa ludzi, którzy na tle budynków wydają się mali i
nieważni. Często powraca ujęcie oglądające wieżowce ruchem od dołu do góry – symbolizuje ono
spojrzenie zagubionego w miejskiej dżungli człowieka. Jest to zazwyczaj ubrany w okulary i garnitur,
typowy yuppie z Tokio sprzężony z nieustannym przepływem ludzi, samochodów i informacji. Zwraca
uwagę fakt, że bohaterowie zazwyczaj nie rozmawiają o swojej pracy, wykonują ją odruchowo,
bezrefleksyjnie, niczym automaty.
Do tej kategorii ludzi niewątpliwie zalicza się Rinko ze Snake of june (2002). Na co dzień
obsługująca telefon zaufania kobieta to osoba cicha, introwertyczna i uporządkowana, co wyraża się
już w jej stroju – noszonym także w domu biurowym uniformie, okularach w grubych oprawkach,
skromnej, chłopięcej fryzurze. Chociaż w pracy radzi dzwoniącym do niej ludziom, aby brali życie we
własne ręce, to sama wciąż tkwi w marazmie, dryfuje zamiast płynąć przed siebie. Wielki balast dla
bohaterki przedstawia jej mąż – otyły, łysiejący, starszy od niej mężczyzna. Ze swoją neurotyczną
naturą i manią czystości jest prawdopodobnie kolejnym kandydatem do karoshi. Jego pedantyzm
oraz alergia na zwierzęta stanowią oznakę scalenia się ze światem betonowych wieżowców, do
którego natura nie ma dostępu. Wykluczone jest z niego również pożądanie – pożycie małżonków
ogranicza się jedynie do lakonicznych rozmów prowadzonych przez nich zza swoich biurek. Mimo
niesprzyjającego otoczenia w Rinko odżywa seksualne napięcie – dzieje się tak z dwóch powodów.
Pierwszy z nich stanowi niezmienny cykl pór roku. Jak wskazuje sam tytuł, akcja filmu dzieje
się w czerwcu. Jest to pora deszczowa i niespokojna – erotyczne konotacje budzi nie tylko widok
pokrytej kroplami skóry czy pełzających po ulicy ślimaków, ale także sam szum lejącej się z nieba
wody, który sugeruje, że coś w powietrzu narasta, coś nadchodzi. Sam Tsukamoto skomentował
414
wybór takiego czasu akcji w następujący sposób: „Kiedy w Japonii robi się wilgotno i gorąco, wiele
dziewczyn zaczyna ubierać spódniczki mini, czym prowokuje mężczyzn. Jest jakaś erotyczna
atmosfera w powietrzu o tej porze roku. Zawsze myślę o związku między zamieraniem życia
seksualnego i nowoczesnym, betonowym miastem. Żyjemy w miastach i pomału tracimy naszą
fizykalność, która jest podstawową częścią człowieczeństwa. Jednak kiedy woda przedostaje się do
tego związku, rośliny rosną w betonowych szczelinach, przyciąga to owady i sprowadza życie do
betonowego świata”.233 Odradzający się w Rinko popęd seksualny stanowi właśnie przedłużenie
tego procesu.
Drugim powodem, dla którego bohaterka postanawia wyzwolić się z gorsetu codziennych
zachowań, jest tajemniczy mężczyzna grany przez samego Tsukamoto. Szantażuje ją zrobionymi z
ukrycia fotografiami – widać na nich, jak przykładna żona i pracownica masturbuje się w samotności.
Ceną za to, żeby zdjęć nie ujrzał mąż, jest gra, jaką Rinko musi podjąć z prześladowcą. Kierowana jego
podawanymi przez telefon komórkowy wskazówkami wędruje przez skąpane w deszczu miasto,
kupuje wibrator, którym później zaspokaja się w publicznej toalecie. Początkowo przyjmuje polecenia
mężczyzny jako coś upokarzającego, buntuje się przeciw nim i prosi o litość. Z czasem jednak te
perwersyjne praktyki rozbudzają w niej długo tłumione pożądanie, które doprowadza do tego, że w
końcu sama umawia się na spotkanie z prześladowcą. Podczas niego dochodzi do niecodziennej sesji
zdjęciowej – wśród strug lejącej się z nieba wody, Rinko z ekstatycznym uśmiechem na twarzy
dokonuje striptizu, a ukryty w samochodzie nieznajomy pstryka jej fotografię za fotografią. W błysku
flesza bohaterka wreszcie akceptuje swoją seksualność, zarówno przed sobą samą, jak i resztą świata,
czego świadectwem są jej polaroidowe akty.
Interwencja tajemniczego nieznajomego nie ogranicza się jedynie do rozbudzenia zmysłów
kobiety, postanawia także rozprawić się z jej mężem. Jak się z czasem okazuje, jest on pośrednio
winny chorobie Rinko cierpiącej z powodu raka sutka - żona, nie chcąc przestać się mu podobać,
zaniechała amputacji piersi. Fotograf porywa mężczyznę i każe mu wziąć udział w surrealistycznym
spektaklu – bohater wraz z grupą innych ludzi zostaje związany, a do twarzy ktoś przyczepia mu
metalowy lejek z wizjerem na końcu, przez który pokazywane są mu sceny tortur oraz gwałtów. Jest
to oskarżenie biernego wojeryzmu będącego produktem antyseptycznego życia w mieście – lepiej w
końcu patrzeć niż pobrudzić sobie ręce. Ostatecznie jednak pobity oraz poniżony przez fotografa mąż
w finałowej scenie porzuca pozycję obserwatora na rzecz praktyki i pierwszy raz na ekranie uprawia
seks ze swoją żoną.
Przedstawiona w filmie metropolia jawi się jako klatka dla ludzkich popędów, inkarnacja
233http://www.midnighteye.com/interviews/shinya_tsukamoto.shtml, 27.08.09.
415
opresyjnej kultury. Tsukamoto w jednym z wywiadów przyznał się, że inspiracją do powstania filmu
było transgresyjne opowiadanie francuskiego surrealisty George'a Bataille'a zatytułowane Historia
oka i traktujące o nieskrępowanej, destrukcyjnej seksualności. „ Innym wszechświat wydaje się
przyzwoity. Za przyzwoity uważają go przyzwoici ludzie, bo mają wykastrowane oczy. Dlatego lękają
się obsceniczności. Nie doświadczają trwogi, gdy słyszą pianie koguta i widzą niebo gwiaździste nad
sobą. Zgoda, mogą próbować i «cielesnych rozkoszy», pod warunkiem, że te będą mdłe”.234 – tymi
napisanymi w pierwszej połowie ubiegłego wieku słowami można by podsumować wizję miasta, jaką
proponuje japoński reżyser.
Masa
Tsukamoto w swoich filmach poddaje ciało nieustannej eksploatacji, jest ono obnażane,
okaleczane, transformowane, wystawiane na wpływ chorób. W formie wizualnej wiąże się to z
ciągłym atakowaniem widza obrazami zgnilizny i przemocy. Ta ostatnia nabiera przerysowanego,
komiksowego wymiaru – hektolitrom tryskającej krwi towarzyszy nadmierna ekspresja bohaterów.
„Interesowałem się agresją, ludźmi szukającymi dowodu na to, że są żywi w mieście, doświadczając
bólu i cierpienia”235 - tak sam reżyser tłumaczył stosowane przez siebie zabiegi. Ciało, materia,
tkanki stanowią w jego filmach przeciwieństwo zindustrializowanej współczesności.
Jeden z jego nowszych obrazów zatytułowany Vital (2004) otwiera scena, w której części
organiczne, włosy oraz woda zostają nagle zderzone z obrazem ogarniającego wszystko dymu.
Roztrzęsiona kamera pokazuje jakiś ciemny, pionowy obiekt, z czasem „rozjeżdża” się on na cztery
kominy – symbole postępu oraz przemysłu. Można tę scenę interpretować jeszcze w inny sposób -
chmury ciemnego pyłu, strzeliste kształty, gwałtowna muzyka komunikująca zagrożenie przywodzą
na myśl widok zburzonych przez terrorystów wież WTC (sam film powstał zaledwie trzy lata po
tragedii 11 września). W obu ujęciach przekaz czołówki pozostaje jasny – zderzone zostają ze sobą
natura, ludzki biologizm oraz cywilizacja śmierci, której produktem jest nie tylko przemysł, ale i
ludobójstwa.
Ofiarą tego świata jest główny bohater filmu, student medycyny o imieniu Hiroshi, który w
wyniku wypadku samochodowego stracił ukochaną dziewczynę oraz pamięć. To znaczące, że ciało
determinuje tutaj stan psychiczny, umysł jest wytworem mózgu i wszelkie jego urazy są w stanie
zmienić świadomość człowieka. W Vital jedna z postaci opowiada historię robotów ze wszczepioną
234G. Bataille, Historia oka, http://niniwa2.cba.pl/georges_bataille_historia_oka.htm, 27.08.09. 235 http://japanesemovies.homestead.com/tsukamoto.html, 27.08.09.
Komentarz [OLO4]: Cytat w cytacie oznaczamy inaczej (zasady redagowania są na stronie Variografu na forum)
416
ludzką pamięcią, które po zniszczeniu Ziemi uciekły na Marsa, gdzie impuls elektryczny pomieszał im
zmysły. Ta brzmiąca jakby zbiegła z kart powieści Philipa K. Dicka anegdota, dobitnie podkreśla fakt,
że człowiek jest mechanizmem i jego nieprawidłowe działanie ma również wpływ na świadomość.
Dotknięty amnezją chłopak postanawia podjąć od nowa naukę, powodem tej decyzji jest nie
tylko chęć odbudowania swojego życia, ale także pragnienie zbliżenia się do samej istoty bytu, do
czegoś, co zagubiło się w betonowym labiryncie Tokio. Szczególne znaczenie mają w tej kwestii
zajęcia w prosektorium, jeden z prowadzących je wykładowców mówi: „Od wielu lat celem sekcji jest
zrozumienie człowieka”. Do aktu poznania dochodzi w otoczeniu gnijących zwłok, których widoku
reżyser widzom nie szczędzi. Świat ulegającej rozpadowi materii jest czymś, czego wyrzekło się
sterylne, miejskie życie.
Dla Hiroshiego doświadczenie to ma jeszcze inny wymiar. Okazuje się, że wśród zwłok
przeznaczonych dla studentów znajduje się ciało jego dziewczyny, której ostatnią wolą było oddanie
swoich pozostałości na użytek nauki. Zagłębiając się w jej tkanki, odsłaniając ich kolejne warstwy,
bohater zaczyna doświadczać serii halucynacji. Widzi w nich swoją dawną partnerkę w otoczeniu
bujnej przyrody. Pośród tych odrealnionych, przeestetyzowanych obrazów rozmawia z ukochaną i
uprawnia z nią seks. Nie są to jednak prawdziwe wspomnienia, wiele szczegółów odbiega od
rzeczywistości, n.p. w jednym ze snów dziewczyna tańczy, chociaż Hiroshi wie, że nigdy tego nie
robiła. Odbywające się równolegle i ze sobą synergiczne podróże wewnątrz ciała i wewnątrz umysłu
w gruncie rzeczy mają charakter ponadjednostkowy, prowadzą do spotkania z naturą.
Ostateczna konkluzja tego makabrycznego filmu jest optymistyczna. Zgodnie z tytułem
zwycięża ludzka witalność – Hiroshi pogrzebawszy ukochaną, postanawia rozpocząć nowe życie.
Ostatnia scena pokazuje, jak stoi w deszczu z uśmiechem na twarzy. Chociaż otaczają go śmierć oraz
zniszczenie, godzi się na to, ponieważ pozostają one częścią świata, tak samo jak rozkład wpisany jest
w cykl ludzkiego ciała. „Jacyś śmieszni reporterzy mówią wciąż o wojnie, a u nas ciągle świeci słońce”
– mówi jedna z bohaterek, nawiązując prawdopodobnie do wydarzeń na linii USA-Irak i podkreślając
wagę życia mimo wszystkich przeciwności.
Maszyna
Chociaż technologia wywodzi się z tego samego pnia, co współczesne miasta-molochy, to
zajmuje ona nieco inne miejsce w uniwersum Tsukamoto. Betonowe biurowce pozostają
nieruchomymi bryłami, wewnątrz których zamrożona jest ludzka egzystencja; maszyny natomiast są
w filmach japońskiego reżysera przepełnione energią i życiem. Obdarza je nimi animacja poklatkowa
417
– często powraca motyw wijących się niczym robaki drutów, gnącej się i przybierającej różne
fantastyczne kształty blachy. Fascynacja, z jaką Tsukamoto przygląda się im, przywodzi na myśl
tworzone u zarania kina przez futurystów balety mechaniczne. Technologię kojarzy on z ruchem,
zmianą, transformacją, wreszcie – z anarchią.
Antynomię między statycznym miastem a dynamiczną maszyną widać bardzo wyraźnie w
obrazie Tetsuo: The Iron Man, zaznacza się ona już na poziomie konstrukcji dwójki głównych
bohaterów. Pierwszy z nich to kolejny przedstawiciel japońskich yuppie – znakami rozpoznawczymi
są garnitur, okulary, nerwowy sposób bycia oraz mieszkanie w bloku. Podobnie jak mąż Rinko ze
Snake of june jego grzechem jest wojeryzm – w filmie powraca scena, w której na poboczu drogi
uprawia seks ze swoja dziewczyną, a z biegiem akcji okazuje się, że przejechał on kiedyś człowieka i
zamiast mu pomóc, odbył akt płciowy, przyglądając się jego zwłokom. Patrzenie zastępujące działanie
to nawyk biernego konsumenta telewizji i dlatego właśnie prześladujące go wspomnienie ma formę
nagrania zarejestrowanego na podniszczonej taśmie VHS.
Ofiarą yuppie jest drugi bohater filmu. Poznajemy go już w czasie czołówki, kiedy w swoim
urządzonym na złomowisku lokum rozcina sobie nogę, wbija w nią zardzewiały pręt, a później
bandażuje ranę. Kamera pokazuje, że pokój, w którym się znajduje, ma ściany przyozdobione
rysunkami przywodzącymi na myśl prehistoryczne malowidła naskalne; chwilę potem na ekranie
pojawia się płonąca fotografia biegnącego kulturysty. Zniszczony zostaje tradycyjny wizerunek
ludzkiego ciała, droga ewolucji prowadzi w stronę połączenia żywej tkanki oraz metalu. Tak powstały
tytułowy Człowiek z Żelaza jest z jednej strony wyrzutem sumienia współczesnej cywilizacji, a z
drugiej nową, rewolucyjną formą istnienia.
Yuppie również zaczyna ulegać metamorfozie, pierwsze symptomy zauważa podczas golenia.
W kontakcie z elektryczną maszynką z jego skóry wyrasta metalowy włos, co symbolizuje symbiozę,
jaka zachodzi między człowiekiem, a urządzeniami domowego użytku. Później zostaje zaatakowany
na dworcu przez swoją dawną ofiarę, która w jakiś sposób „zaraża” go metalem, przyśpieszając jego
transformacje. Jej kolejne etapy mają podłoże seksualne. Na początku bohatera nęka wizja kobiety o
pomalowanej na czarno skórze dokonującej na nim gwałtu analnego za pomocą wyrastającej z jej
przyrodzenia długiej, metalowej rury. Później prowokowany przez swoją dziewczynę odkrywa nagle,
że jego doznający właśnie wzwodu członek przeistoczył się w wiertarkę, którą gwałci po chwili swoją
przerażoną partnerkę. Czuć tu po raz kolejny echa myśli Bataille’a – mechaniczna ekstensja ludzkiego
ciała staje się narzędziem niszczycielskiej seksualności.
Finał filmu przynosi starcie dwóch cyborgów. W wyniku walki dochodzi do scalenia
antagonistów w jeden przypominający czołg organizm. Złożona z żelaza oraz żywej tkanki istota
Komentarz [OLO5]: Bez spacji- bo kropka wylądowała w drugiej linijce
Komentarz [OLO6]: Styl! Co to jest tło seksualne? Może jakieś inne określenie albo bardziej precyzyjne?
418
wyrusza na podbój globu: „Pokryjmy świat metalem, a potem rozwalmy go na kawałki” – krzyczy. Jak
amerykański krytyk Roger Ebert trafnie zauważył w swojej recenzji, „Tokio osiągnęło masę krytyczną,
w której stal łączy się z ciałem niczym w czasie atomowych reakcji wewnątrz słońca”.236 Zupełnie jak
w heglowskiej dialektyce maszyna stała się syntezą masy i miasta, fuzja ta nie zwiastuje jednak
nadejścia nowego wspaniałego świata, ale jedynie obalenie istniejącego porządku.
Chociaż takie zakończenie jest apoteozą zniszczenia, to opowiadający bliźniaczą fabułę o
dwóch przemienionych w maszyny antagonistach Tetsuo 2: The Body Hammer (1992) pokazuje drugą
stronę medalu. W jego finale również podobny do czołgu stwór odbywa niszczycielski rajd przez ulice
Tokio, ale tym razem nie ma w tym triumfu – ostatnie minuty filmu pokazują zagubionego bohatera
rozglądającego się pośród gruzów. Tsukamoto problematyzuje kwestię potęgi niesionej przez
maszyny, z jednej strony dając się ponieść płynącej z destrukcji ekstazie, z drugiej zaś ostrzegając
przed pustką, która, prędzej czy później, nadejdzie po opadnięciu bitewnego pyłu.
Chociaż twórczość japońskiego reżysera kręci się wokół tych samych zagadnień, to ulega
ciągłej metamorfozie. W swoich fascynacjach oraz drodze, jaką obrał przy ich zgłębianiu, przypomina
Davida Cronenberga – obaj zaczynali od podziemnego horroru z elementami gore, aby potem
eksploatować tę samą tematykę za pomocą innych form. Droga Tsukamoto wiodła potem przez film
gangsterski, historię o duchach, melodramat aż po komercyjne, komiksowe opowieść o
superbohaterze . Pewnym zmianom uległy również obsesje reżysera. Obok cielesności i przemocy
pojawiły się również wątki psychologiczne, co najpełniej widać w Vital oraz Nightmare detective
(2006) - dawały one głębszy wgląd w psychikę bohaterów, zakradały się nawet do ich snów.
Być może sumą zainteresowań autora okaże się nakręcona w USA trzecia część Tetsuo,
która swoją premierę będzie miała w 2010 roku.
Bibliografia:
Kletowski P., Sfilmować duszę – mała historia kina japońskiego, Kraków 2006.
236R. Ebert, http://rogerebert.suntimes.com/apps/pbcs.dll/article?AID=/19970627/REVIEWS/706270307/1023 27.08.09.
Komentarz [OLO7]: ???? raczej obaj
419
Netografia:
Bataille G.eorge, Historia oka, http://niniwa2.cba.pl/georges_bataille_historia_oka.htm, 27.08.09.
Ebert R.oger,
http://rogerebert.suntimes.com/apps/pbcs.dll/article?AID=/19970627/REVIEWS/706270307/1023,
27.08.09.
http://japanesemovies.homestead.com/tsukamoto.html, 27.08.09.
http://www.midnighteye.com/interviews/shinya_tsukamoto.shtml, 27.08.09.
Michalska A.nna, Śmierć z przepracowania,
http://www.tygodniksolidarnosc.com/2003/12/11_smie.htm, 27.08.09.
420
Anna Adamczyk
anada@plusnet.pl
Warianty przestrzeni w twórczości Zygmunta Niedźwieckiego
Twórczość Zygmunta Niedźwieckiego należy rozpatrywać z punktu widzenia przełomu
modernistycznego w literaturze polskiej. Sam autor jest obecnie twórcą coraz częściej
przywoływanym237, ale jednocześnie w pewnym stopniu pozbawionym własnej biografii, ponieważ
nie zachowały się dokumenty, na podstawie których można by było dokładnie odtworzyć
poszczególne etapy jego rozwoju artystycznego. Literacki debiut pisarza datuje się na rok 1890, kiedy
zaczął ogłaszać w gazetach i czasopismach swoje pierwsze nowele i opowiadania238, które w rok
później zostały zebrane w tomie Słońce. Już od pierwszych publikacji jego twórczość wzbudzała silne
zainteresowanie krytyki literackiej zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Cz. Jankowski
stwierdzał, że pisarz ma „śmiałość, dosadność, ale i prawdę Maupassanta”239. Podobne opinie
pojawiły się po publikacji kolejnych tomów opowiadań w recenzjach J. Muszyńskiego, P.
Chmielowskiego, W. Feldmana, J. Tokarzewicza, W. Grubińskiego240 oraz w pracach
historycznoliterackich A. Potockiego i K. Czachowskiego241. Proweniencję zarówno tematyki, jak i
naturalistycznej prezentacji rzeczywistości krytycy zgodnie upatrywali w literackim dorobku autora
Baryłeczki, nazywając Niedźwieckiego „polskim Maupassantem”242. Właściwie w całej swej
237 Wzrost zainteresowania twórczością Niedźwieckiego w dużej mierze został spowodowany reedycją jego tomów nowel, wydawanych obecnie w Wydawnictwie UMCS w serii Lubelska Biblioteka Młodopolska. Do tej pory ukazał się pierwszy tom, obejmujący teksty z trzech pierwszych zbiorów: Słońce (1891), U ogniska (1892) i Jedyne dzieło (1893). Zob. Z. Niedźwiecki, Opowiadania, wstęp D. Trześniowski, t. 1, Lublin 2009. 238 Głównie w „Krytyce”, „Kurierze Warszawskim”, „Tygodniku Ilustrowanym”, „Myśli”, „Świecie” krakowskim. 239 -cj- [Cz. Jankowski], „Tygodnik Ilustrowany”, 1892/109. 240 J. Mu[szyński], „Tygodnik Ilustrowany”, 1899/35; P. Chm. [P. Chmielowski], „Wędrowiec”, 1891/42; W. Feldman, „Przegląd Tygodniowy”, 1895/18; J. T. Hodi [J. Tokarzewicz], „Prawda”, 1895/18; W. Grubiński, „Książka”, 1905/8. 241 Zob. A. Potocki, Polska literatura współczesna, cz. 1: Kult zbiorowości, Warszawa 1911; K. Czachowski, Obraz współczesnej literatury polskiej 1884-1933, t. 1: Naturalizm i neoromantyzm, Lwów 1934. 242 Nie wszyscy jednak, bowiem myśl o bezpośrednich zależnościach Niedźwieckiego od twórczości Maupassanta podważył Z. Markiewicz, który w pracy Zygmunt Niedźwiecki. Studium z dziejów polskiego naturalizmu (Kraków 1939) wskazał różne elementy światopoglądu artystycznego i metody twórczej nowelisty wiążące jego praktykę pisarską m.in. z naturalizmem Flauberta i Zoli. Określanie Niedźwieckiego „polskim Maupassantem” zdaje się wynikać głównie z tego, że tłumaczył on nowele francuskiego mistrza małych form prozatorskich i w dużej mierze we własnej pracy pisarskiej wzorował się na rozstrzygnięciach formalnych autora
421
twórczości — w szesnastu zbiorach nowel, opowiadań, fraszek i szkiców oraz jednym autorskim
zbiorze humoresek scenicznych — Niedźwiecki zaprezentował życie odarte z ideałów i wzniosłości,
pełne znieprawienia, szpetoty i błota zarówno w sensie metaforycznym, jak i dosłownym.
Naturalistyczne spojrzenie skierował przede wszystkim na różne przejawy społecznej i indywidualnej
patologii, rozpadu rodziny, alienacji, osaczenia człowieka. Jednakże w dużej mierze wizja człowieka
oraz jego ogólnej kondycji fizycznej i psychicznej została uwarunkowana wymiarami przestrzennymi.
Pojęcie przestrzeni zawiera szeroką i niejednorodną treść. Przestrzeń świata jest zróżnicowana,
wielowarstwowa, tajemnicza, nieodgadniona, ale jednocześnie stanowi ciągłą scenę zmiennych,
niezależnych działań ludzkich. R. Barthes podkreśla, że przestrzeń wytwarza ludzi i rzeczy, to od jej
formy i kształtu zależy wygląd świata społecznego, a nawet więcej — człowiek i jego kondycja243.
Według R. Ledruta z kolei przestrzeń to forma pusta, której człowiek działający nadaje sens i dopiero
wówczas zyskuje ona miano przestrzeni społecznej244. W twórczości Niedźwieckiego te dwie
koncepcje znajdują wyraźne odzwierciedlenie, ponieważ mamy do czynienia z kilkoma odmianami
przestrzeni245. W obrębie przestrzeni społecznej wyróżniam przestrzeń zurbanizowaną oraz
rustykalną, w których mieści się przestrzeń geograficzna i egzystencjalna.
Miasto w literaturze często jest przedstawiane jako obszar świadomie i w niemałym trudzie
stworzony przez człowieka, a zarazem jako kondensacja czynników cywilizacyjnych246. To także
wytwór zbiorowości ludzkiej przyjmujący formę kultury247. R. E. Park, przedstawiciel „szkoły
chicagowskiej” w socjologii, w 1916 roku podkreślał: „Miasto jest raczej stanem ducha, zespołem
zwyczajów i tradycji, postaw i sentymentów, nieodłącznie powiązanych z tymi zwyczajami i
Baryłeczki. W podobny sposób również kreował podstawowe dla naturalizmu kategorie przestrzeni i człowieka, dążąc wyraźnie do ich zuniwersalizowania. 243 Zob. R. Barthes, L’empire des signes, Genève 1970. 244 O zsemantyzowanym charakterze przestrzeni miasta, mieście jako „polu znaków” pisze R. Ledrut (Zob. Les images de la ville, Paris 1973). 245 Przestrzeń w omawianej twórczości ma zróżnicowany charakter — jest projektowana przez istnienie bohaterów i samo dzianie się, jest przemyślana, istotne są jej rozmiary. Dlatego można tutaj wyróżnić przestrzeń omówioną (rzeczywistą, opisaną w utworze) i mówiącą (otwartą, bez granic, pozwalającą na symboliczne odczytanie odniesień pozatekstowych). Obydwa rodzaje przenikają się wzajemnie, a drobiazgowe opisy rzeczywistości zewnętrznej stwarzają rozległe pole interpretacji. Zob. M. Głowiński, Przestrzenne tematy i wariacje, [w:] Przestrzeń i literatura, red. M. Głowiński, A. Okopień-Sławińska, Wrocław 1978.
246 A. Stoff, Poetyka i semantyka literackich zobrazowań przestrzeni miasta, [w:] Miasto – kultura – literatura. Wiek XIX, red. J. Data, Gdańsk 1993, s. 13. 247 Kulturowe obrazy miasta były przedmiotem zainteresowania R. Caillois, który w pracy Mit i człowiek opublikowanej w 1938 roku zaprezentował koncepcję ogniskującą kilka istotnych zagadnień. Przede wszystkim istotna z punktu widzenia urban studies jest społeczna funkcja mitu urbanistycznego, ale także narracyjna mediacja w doświadczaniu miasta oraz zarys programu badań, nazwanych ogólnie przez autora socjologią literatury. Wybór esejów tego autora znajduje się w polskim przekładzie książki: R. Caillois, Odpowiedzialność i styl, wstęp J. Błoński, Warszawa 1967. Na szczególną uwagę zasługuje tekst Paryż, mit współczesny, s. 101–121.
422
transmitowanymi przez tradycje. Inaczej mówiąc, miasto jest produktem natury, zwłaszcza zaś natury
ludzkiej”248. Jest zatem pewną strukturą znaczącą, którą można ujmować jako tekst generujący
właściwy sobie typ dyskursu, poddający się procedurom lektury i interpretacji. Jednocześnie analiza
przestrzeni wyraźnie ma na celu odkrycie pewnej indywidualnej, pisarskiej logiki rzeczywistości249.
Naturalizm, podejmując temat miasta, nadał mu charakterystyczne zabarwienie, odkrywając
tajemnicze i groźne prawa natury, traktując jako organizm ze wszystkimi jego elementami;
akcentował złożoność i spoistość jego struktury, różnorodność i przeciwstawność cech, wewnętrzną
dynamikę, zmienność i stabilność form. Miasto ukazywano przede wszystkim w formach i kształtach
współczesnych, w jego wewnętrzności, spontaniczności i ruchu.
Niedźwiecki w swej twórczości wizję miasta buduje przede wszystkim na płaszczyźnie przestrzeni
egzystencjalnej, składającej się z szeregu drobnych sytuacji codziennych, rzec by można —
uniwersalnych. Jest ono w dużej mierze prezentowane poprzez konflikty i antagonizmy społeczne,
niejednokrotnie ukazane w krzywym zwierciadle, z wyraźnym zabarwieniem groteskowym i
sarkastycznym zacięciem. Prezentacja sytuacji konfliktowych, wywołanych niejednokrotnie błahą
przyczyną, pozwoliła głównie na zobrazowanie charakterystycznych wyróżników małych zbiorowości
lokalnych. W opowiadaniu Swarliwa tytułowa bohaterka — notabene nosząca nazwisko Mruczyńska
— skutecznie zatruwa swą zrzędliwością i złośliwością życie mieszkańcom całej kamienicy. Jednakże
w obliczu nieszczęścia, bez względu na animozje sąsiedzkie, wszyscy zgodnie łączą się w cierpieniu z
pokrzywdzonym, zatem w miejskiej dżungli zdarzają się mimo wszystko humanitarne reakcje, choć w
przypadku sytuacji zaprezentowanej w opowiadaniu Ojcowskie serce, gdzie mieszkańcy małego
miasteczka nachalnie okazują współczucie ojcu zmarłego dziecka, tym samym zwielokrotniają jego
cierpienie. Z drugiej strony jednak ludzie żyją w gromadzie, przesłaniającej sobą wszystko, na
jednostki i ich problemy nikt nie zwraca uwagi. W opowiadaniu O byt pojawia się znakomite
zobrazowanie zróżnicowanego pod względem statusu materialnego i pochodzenia tłumu ludzi,
zgromadzonego na miejskim targowisku. Przypomina on ludzkie mrowie, uwijające się za żerem,
emanujące atmosferą szarzyzny i jednostajności, co podkreśla monotonię kamiennej pustyni
współczesności. Jednocześnie, zgodnie z naturalistycznym pojmowaniem świata społecznego,
248 Cyt. za M. S. Szczepański, Z historii socjologii miasta i procesów urbanizacji. Ekologia klasyczna i konwencjonalne teorie urbanizacji, [w:] Problemy socjologii miasta, red. J. Wódz, Katowice 1984, s. 15. 249 E. Rybicka (Modernizowanie miasta. Zarys problematyki urbanistycznej w nowoczesnej literaturze, Kraków 2003, s. 187) zwraca uwagę na fakt, że miasto w literaturze realistycznej i naturalistycznej podlegało racjonalizacji, było wyjaśniane przez prawa ogólne i podporządkowane jednoznacznym ocenom. Rozpoznawano w nim prawidłowości, przypisywano znaczenia, ujmowano w znane i powszechnie akceptowane ramy aksjologiczne, identyfikujące estetyczną brzydotę przestrzeni miejskiej ze złem moralnym oraz fałszem mitu cywilizacyjnego. Prezentacja miasta była podporządkowana generalnej spójności ewaluatywnej, odwołującej się do stabilnego układu wartości etycznych, charakterystycznych dla dziewiętnastowiecznej legendy miasta-potwora. Ten porządek aksjologiczny był nośnikiem perswazyjnych zabiegów i moralistycznej krytyki miasta.
423
Niedźwiecki wyraźnie podkreśla, że człowiek to zwierzę, które musi walczyć o przetrwanie. Rola
tłumu jest zatem jednoznaczna: samotny człowiek, niejednokrotnie zagubiony w chaosie istnienia,
jest w nim skazany tylko na siebie, co rodzi niebezpieczeństwo atrofii woli życia, a tym samym
niejednokrotnie prowadzi do myśli i prób samobójczych250. Jednocześnie w tym miejscu rodzi się
pytanie o funkcję ulicy, na której wprawdzie wszystko wygląda na oryginalne, ale de facto rządzi tu
pozór, maska, poza, frazes, w twarzach przechodzących osób wyraźnie dostrzegalne są nędza
wewnętrzna, łudzące pozory, blichtr i blaga. Ulica jest właściwie sceną teatralną, wpływającą na
ludzkie postępowanie i sposób zachowywania się: „na ulicy przyjmuje się za prawdziwe wszystko, co
jest jaką taką imitacją”251. Tutaj właśnie rozgrywa się ogromny spektakl, w którym od zdolności
poszczególnych „aktorów” zależy ich „być albo nie być” na firmamencie życia społecznego252. To
miejsce, gdzie tryumfy święcą trybun ludowy i prostytutka. Dodatkowo zalane mgłą miasto przybiera
formę labiryntu, stając się przestrzenią mroku, niebezpieczeństw, tajemnic, pokus, przestrzenią
błądzenia, zapomnienia i strachu253. Wówczas poraża ono klaustrofobią, niszczącą wnętrze człowieka
i paraliżującą jego przemyślane działania.
Osobnym zagadnieniem jest postrzeganie miasta oczami turystów, którzy zwiedzają Wiedeń,
dając w ten sposób wizję przybysza z zewnątrz. W opowiadaniu Wycieczka halucynacje i rojenia na
temat wielkiego świata zostają skonfrontowane z brutalną rzeczywistością. Początkowe oczarowanie
ogromem nieznanego miasta z czasem mija i potęguje tęsknotę za domem, miejscem nędznym, ale
250 Niedźwiecki prezentuje życie z perspektywy outsidera, jednocześnie podkreślając, że wymiar ludzkiego istnienia jest uwarunkowany jakością przestrzeni społecznej (por. R. Barthes, dz. cyt.), ponieważ głównie z percepcji świata wypływa pytanie o sens egzystencji. Z jednej strony życie jest fraszką, humoreską, czymś zupełnie błahym, ale koniecznym i możliwym do nauczenia, jest spektaklem teatralnym, w którym konieczne są antrakty, z drugiej — to uporczywa walka o byt, ale także kara. Rozważania nad egzystencją prowadzą do zadumy nad ludzkim losem i postępowaniem, wiodącym ku melancholii i pesymizmowi, poprzez wstręt i nienawiść aż do uświadomienia własnej nędzy i znikomości żywota, na które jest tylko jedna rada: zatopić się w szalonym wirze zabawy (czyli życie jako u-życie). Z całej twórczości natomiast wypływa wyraźnie wniosek, że życie akceptują tylko ludzie naiwni i głupi, natomiast głębiej myślący i inteligentni decydują się na wyjście ostateczne: samobójstwo, wzbudzające różne odczucia, opinie i reakcje. Nagła śmierć prowadzi do rozważań o fatalizmie końca, budzi przerażenie i litość, ale także wstręt do trupa. Pojawia się wyraźne nawiązanie do stwierdzenia Schopenhauera, mówiącego o tym, że świat jest piekłem, ludzie zaś w nim są z jednej strony z różnych powodów udręczonymi duszami, z drugiej — diabłami. Ponadto świadomość śmierci (w kilku przypadkach) jest budulcem wewnętrznej siły.
251 Z. Niedźwiecki, Listek figi, [w:] tegoż, Lekcja życia, Kraków 1903, s. 67. 252 Interpretację tezy o „teatrze życia” przejmuję od wybitnego socjologa E. Goffmana, który traktuje człowieka jako akrobatę i gracza osadzonego w ciągle zmieniającym się świecie różnych sytuacji, lecz bez względu na przemiany zewnętrzne, egzystującego w obowiązującym systemie społecznym. Postrzega go niezależnie od istniejących struktur życia społecznego i obowiązujących konwenansów, skupiając się na doświadczeniach jednostek zdobywanych w różnych momentach ich codzienności. Zob. E. Goffman, Człowiek w teatrze życia codziennego, wstęp J. Szacki, Warszawa 2000; Frame Analysis. An Essays on the Organization of Experience, New York 1974. 253 Zupełnie jak u J. Joyce’a w The Dubliners (London 1914).
424
jednak oswojonym. Również wyidealizowane w psychice miasto odgrywa ważną, choć degradującą
rolę, mamy bowiem w opowiadaniu Powrót do czynienia z obaleniem mitu Paryża jako przestrzeni
sprzyjającej rozwojowi talentów artystycznych254, z podkreśleniem, że owszem jest arcystolicą świata,
ale ze względu na panującą tutaj frywolną miłość w kręgach studenckich i robotniczych. Niedźwiecki
stanowczo zaznacza, iż znamiennym rysem przestrzeni miejskiej jest brak w niej miejsca dla
marzycieli, bowiem szanse na przetrwanie mają tutaj tylko ludzie silni, zwłaszcza silni psychicznie,
bezwzględni, gotowi na pokonanie przeciwieństw losu kryjących się w każdym zakamarku
rzeczywistości, nie zważając na konsekwencje. Stwarza poza tym złudzenie, że rzeczywistości
społecznej, zurbanizowanej, niejako przyglądają się jej wytwory, których człowiek stał się więźniem,
tzn. że sam zbudował dla siebie klatkę poprzez zapełnianie przestrzeni budynkami, których „ślepia”
teraz śledzą każdy krok, a słońce zaledwie przebija się znad dachów kamienic. Zatem mamy u
Niedźwieckiego pierwsze echa niezdecydowanego jeszcze antyurbanizmu, który w pełni objawi się w
twórczości młodopolan, zwłaszcza u Reymonta i Żeromskiego.
W związku z tym, że przestrzeń w omawianej twórczości w ogromnej mierze nie jest ani logiczna,
ani geometryczna, czyli brak w niej odwzorowania zabudowy architektonicznej, mamy do czynienia z
przestrzenią egocentryczną, stanowiącą przedmiot ludzkiego myślenia, budującego narrację o danej
przestrzeni, czyli formę zjednoczenia się ze światem. Istotną rolę spełnia w niej ciało, które jest
jednocześnie jej semantycznym dopełnieniem255, ale też ludzka psychika. Widać to zwłaszcza w
opowiadaniu o stricte patriotycznej wymowie Ona…, w którym narrator zastanawia się nad sensem
swego bytu tu i teraz na polskiej ziemi, przy czym wyraźnie napięcia emocjonalne i sfera pragnień
kształtują stosunek do zewnętrznej rzeczywistości. Wątpliwości co do sensu walki o Ojczyznę
rozgrywają się w jego wnętrzu, ale jest to okazja do odnalezienia istoty patriotyzmu, zamieszczonej w
końcowych partiach utworu. Okazuje się bowiem, że poza Ojczyzną nie ma świata, nie ma życia, nie
ma nic; jej utrata to totalne bankructwo, zarówno materialne, jak i duchowe. Początkowo wprawdzie
naród i Ojczyzna to tylko słowa, których sens objawia się — bo tylko tam może — w poezji. Jednakże
w toku wywodu mężczyzna dochodzi do wniosku, że Ojczyzna to on sam jako Polak, ale także każdy
człowiek, który odczuwa związek z ziemią zamieszkiwaną przez jego pradziadów. Polska natomiast to
teren porównany do ciała, pięknego i wielkiego. Ojczyzna jest domem, kolebką i mogiłą, czyli
wszystkim tym, co zapewnia człowiekowi sens bycia i bezpieczeństwo istnienia.
254 Podobnie dzieje się w mało znanym szkicu powieściowym Reymonta Marzyciel (1908). Główny bohater Józio Pełka, kasjer z prowincjonalnej stacji kolejowej, kradnie pieniądze i wyjeżdża do wyidealizowanego w swej wyobraźni Paryża, wielkiej stolicy świata artystycznego, który okazuje się być pospolitą i brzydką przestrzenią. Zderzony z realiami świat wysnuty z książek okazuje się być głupim, bezecnym i nudnym „zamtuzem dla zbogaconych parobków i dziewek publicznych”, „ściekiem wszelakiej hołoty, rują wszechświatowej kanalii”, współczesną Mekką „ludzkich zgrzęzów” i moralnej padliny świata. To „podły złodziej dusz”, „ściek ohydy i zbrodni” (W. Reymont, Marzyciel, Kraków 2003, s. 166, 167). 255 Zob. W. Toporow, Przestrzeń i rzecz, wstęp B. Żyłko, Kraków 2003.
425
Dzięki temu, że bohaterowie nie doświadczają świata i rzeczy, czy też przestrzeni i rzeczy, ale w
nich uczestniczą, stanowią z nimi jedność, pojawia się kolejny rodzaj przestrzeni — przestrzeń
ukonstytuowana/ukonkretniona, czyli miejsce256. Jak podkreśla S. Symotiuk „miejsce” wobec
„przestrzeni” staje się odrębną kwestią ontologicznej relacji „całość” — „część”, ale ogarniętej
również rozmaitymi dysproporcjami. Tu nie sam „człowiek” jest aktorem dylematów i paradoksów
ontologicznych, lecz coś bardziej pierwotnego i fundamentalnego: samo życie jako fenomen
przyrodniczy i duchowy257. Znajomość miejsc jest zawsze wtórna, jest skutkiem uprzedniego
ukonkretnienia przestrzennego chaosu, zlokalizowania, nazwania. Jest ono w pewnym sensie również
odniesieniem do siebie samego, bowiem człowiek jako podmiot istnienia ustanawia miejsca i ustala
pewną hierarchię ich wartości. Jeżeli osiada w „miejscu”, jednocześnie dokonuje unieruchomienia,
często nawet petryfikacji, zwłaszcza własnej osobowości258. Idealnym zobrazowaniem tej tezy jest
opowiadanie Pokój, w którym znudzenie życiem głównego bohatera Cedyńskiego rodzi w nim wstręt i
nienawiść do życia i siebie samego. W toku wewnętrznych analiz dochodzi on do wniosku o
konieczności zmiany stylu życia, ale przede wszystkim o ustanowieniu nowej, bezpiecznej przystani,
w której będzie mógł poczuć szczęście. Zdaje sobie sprawę z tego, że koniecznym warunkiem
wewnętrznego odrodzenia jest uporządkowanie zewnętrznego świata, ale też nieustanna dbałość o
jego przemiany. Zatem pierwotna tożsamość miejsca w przestrzeni miejskiej może ulegać zmianie aż
po całkowitą jej utratę, ale istnieje możliwość jej odzyskania czy też odbudowania, pod warunkiem
uświadomienia sobie własnej wartości. W tym kontekście życie w mieście może jawić się jako
nieprawdziwe, pozbawione możliwości rozwoju duchowego, degradujące psychikę i sferę uczuć oraz
moralność człowieka, ale ma on jeszcze możliwość wyboru i ponownego uwartościowienia własnej
przestrzeni i siebie samego, nie jest skazany na totalną klęskę.
Centralne miejsce w przestrzeni ukonkretnionej zajmuje przestrzeń prywatna, której
reprezentacją jest dom jako przeważnie znienawidzone miejsce azylu. Przestrzeń domowa ewokuje
oczywiście pojęcia prywatności, własności. Istotna jest funkcja drzwi, które wyznaczają granicę
przestrzeni wewnętrznej, bronią przestrzeń przed tym, co przychodzi z zewnątrz, ale niejednokrotnie
256 Nawiązując do szerszego kontekstu historycznoliterackiego należałoby jednak podkreślić, że w dziewiętnastowiecznej rzeczywistości, w związku z procesami industrializacyjnymi, miejsce w zasadzie już nie istnieje. Widać to zwłaszcza w twórczości Kosiakiewicza, Marrené-Morzkowskiej, Bartkiewicza, Reymonta, Żeromskiego, którzy prezentowali obszary zamieszkane przez zbiorowości heterogeniczne, zawodowe. Charakteryzowała je ciągła zmienność, uniemożliwiająca budowanie więzi społecznych. Społeczności lokalne (powiązane ze sobą za sprawą więzów pokrewieństwa, sąsiedztwa) przekształcały się w zbiorowości terytorialne (osoby samotne, zatomizowane). Obszar stał się właściwie przestrzenią abstrakcyjną, wytwarzaną i kształtowaną w wyniku sił techniczno-ekonomicznych. Por. B. Jałowiecki, Przestrzeń znacząca, [w:] J. Wódz (red.), Przestrzeń znacząca. Studia socjologiczne, Katowice 1989. 257 S. Symotiuk, Miejsce i czas, [w:] Z. Kadłubek (red.), Genius loci. Studia o człowieku w przestrzeni, Katowice 2007. 258 Por. É. Cioran, Pokusa istnienia, Warszawa 2003.
426
również prowadzą do ograniczenia swobody, stanowiąc tym samym rodzaj więzienia. Podczas gdy
dom powinien wyznaczać i porządkować przestrzeń prywatną, u Niedźwieckiego zamienia się raczej
w przytułek cierpień i nudy, z którego człowiek woła o ratunek i szuka wyzwolenia. Co więcej, funkcję
osaczającą spełniają również najbliższe zabudowania, kamieniczne podwórka, których ciasnota i brud
prowadzą do silnego uwewnętrznienia poczucia wstrętu259. Bardzo ważną rolę spełniają rzeczy,
dopełniające całość obrazu i wzbogacające go o nowe treści. Ważna jest ich ilość oraz jakość,
wskazują bowiem na nędzę (materialną, ale też duchową), ale także stanowią symbol poziomu
kulturalnego czy też rozwoju cywilizacyjnego. Nieład i brud wnętrza domu odzwierciedla duszę jego
właściciela, podkreśla rozproszenie tożsamości i rozpad psychiki, aksjologiczną atrofię,
zaprowadzanie porządku natomiast wyraźnie wskazuje na psychologiczną odbudowę i poszukiwanie
sensu życia.
Każde miejsce określają specyficzne właściwości. Charakter miejscu nadają jego mieszkańcy z
jednej strony, z drugiej — jest on określany poprzez cechy przedmiotów i bytów. Te dwustronne
relacje poświadczają nazwy miejsc i osób. Nazwy miejsc dookreślają mieszkańców i odwrotnie: imię
własne, zawód, cechy psychiczne lub fizyczne stają się nazwą dla danego miejsca260. Przestrzeń
geograficzna jest oczywiście mapą miejscowości, w których rozgrywają się opisywane zdarzenia. U
Niedźwieckiego nazwy miejscowości pojawiają się sporadycznie. Są to — poza Krakowem, Wiedniem
i Paryżem — Groble, Szmatki (dwukrotnie), Śmieci, Psiary, Kuternogi, Dołki, Obracajki, Opłotki,
Śmietniczyn, Murawa, Kąt i Zapadłowice. W większości opowiadań jednak przestrzeń działań
bohaterów nie została nazwana, tzn. brak jakichkolwiek wskazówek, gdzie rozgrywa się akcja
zdarzeń. Może to być w równym stopniu zarówno miasto, przedmieścia, jak i wieś gdziekolwiek na
świecie (akcja opowiadań rozgrywa się np. w poznańskiem, ale też gdzieś w Szwajcarii). Dominujący
brak nazw i w ogóle elementów realnościowych jest wykładnikiem intencji symbolicznego
projektowania znaczeń, ale też próbą zuniwersalizowania przestrzeni. Już pierwsi krytycy podkreślali,
że rozwiązania zastosowane przez Niedźwieckiego w tym zakresie, pozwalają na „uświatowienie”
jego twórczości, w tym sensie, że każdy z czytających — bez względu na narodowość — może
opisywane zdarzenia przenieść do własnego kraju. Pojawiające się nazwy są mimo wszystko ważnym
elementem przestrzeni, ponieważ nie tylko częściowo ją konkretyzują, ale także pozwalają na
stworzenie wspomnianej już, ale tylko przypuszczalnej, mapy zdarzeń oraz urealniają opisywane
wydarzenia.
Podczas gdy miasto jest w miarę konsekwentnie prezentowane jako przestrzeń zła, miejsce
przeklętej egzystencji we wszechogarniającej pustce duchowej, gdzie można wszystko kupić lub
259 Zob. W. Menninghaus, Wstręt. Teoria i historia, Kraków 2009. 260 Zob. M. Wieruszewska, Wieś. W poszukiwaniu całości społeczno-kulturalnej, Warszawa 1991, s. 67–69.
427
stracić, przestrzeń rustykalna (prowincja, a zwłaszcza wieś) jest ukazana jako jedyne miejsce, w
którym przybysz z miasta może odnaleźć szczęście oraz równowagę psychiczną i fizyczną. To właśnie
tutaj ratunku i sensu życia poszukują bohaterowie, znajdujący się niejednokrotnie na skraju
załamania psychicznego, zdecydowani na popełnienie samobójstwa. Jednocześnie Niedźwiecki
prezentuje los chłopa i ogólną sytuację ówczesnej wsi, ale także opinie o wsi (wieś to czyściec) oraz o
przepaści intelektualnej oraz braku zrozumienia dla lokalnych problemów pomiędzy mieszkańcami
wsi i miasta. Rozłam pomiędzy ich problemami i postrzeganiem świata jest ogromny. Z jednej strony
chłop odnosi się do życia w sposób nieskomplikowany, wyróżnia go prostota umysłowa i radość z
bieżącej chwili, z drugiej — pojawia się obyty z kulturą człowiek z miasta, który dostrzega i podkreśla
prymitywizm swego współbrata.
Równie mocno w przypadku przestrzeni miejskiej, jak i przestrzeni wsi, ważna jest przyroda. Ze
względu na to, że przestrzeń percypowana przez człowieka istnieje w tajemniczych kategoriach
analogii „aury” krajobrazu z jednej strony, a nastrojów przeżyciowych i namiętności z drugiej
strony261, bardzo wyraźnie z doznaniami wewnętrznymi bohaterów sprzęgnięty został obraz natury
wielokrotnie powracający w opowiadaniach. W przeciwieństwie do pierwszego pokolenia
naturalistów, Niedźwiecki wprowadza przyrodę do miasta, szczególną rolę dając słońcu, które staje
się właściwie sędzią i stwórcą w jednym. Klęskom, nieszczęściom, ale też sukcesom i radościom
towarzyszą zmiany w przyrodzie, która jest wartościowana pozytywnie lub negatywnie, w zależności
od stanu psychofizycznego bohaterów. Niejednokrotnie tętniąca życiem wiosna stanowi
odzwierciedlenie radości, obrazy ponurej jesieni i zimy natomiast pojawiają się przy próbach
samobójczych.
Powyższe rozważania miały na celu wskazanie charakterystycznych dla twórczości Zygmunta
Niedźwieckiego rozwiązań dotyczących kreowania przestrzeni w dziele literackim. Jednoznacznie
wynika z nich, że autor Słońca czerpał z praktyki pisarskiej pierwszego pokolenia naturalistów
polskich, ale jednocześnie wyprzedził rozwiązania modernistyczne, zwłaszcza w zakresie przestrzeni
urbanistycznej. Przyznać przy tym należy, że wykazał się oryginalną pomysłowością twórczą nie tylko
w tworzeniu przestrzeni geograficznej i egzystencjalnej, ale przede wszystkim w psychologizacji
świata przedstawionego.
Bibliografia:
Barthes R., L’empire des signes, Genève 1970.
261 Zob. S. Symotiuk, dz. cyt.
428
Caillois R., Odpowiedzialność i styl, wstęp J. Błoński, Warszawa 1967.
Chm. P. [P. Chmielowski], „Wędrowiec”, 1891/42.
Cioran É., Pokusa istnienia, Warszawa 2003.
-cj- [Cz. Jankowski], „Tygodnik Ilustrowany”, 1892/109.
Czachowski K., Obraz współczesnej literatury polskiej 1884-1933, t. 1: Naturalizm i neoromantyzm, Lwów 1934.
Feldman W., „Przegląd Tygodniowy”, 1895/18.
Głowiński M., Przestrzenne tematy i wariacje, [w:] Głowiński M., Okopień-Sławińska A. (red.), Przestrzeń i literatura, Wrocław 1978. Goffman E., Człowiek w teatrze życia codziennego, wstęp J. Szacki, Warszawa 2000. Goffman E., Frame Analysis. An Essays on the Organization of Experience, New York 1974. Grubiński W., „Książka”, 1905/8.
Hodi J. T. [J. Tokarzewicz], „Prawda”, 1895/18.
Jałowiecki B., Przestrzeń znacząca, [w:] Wódz J. (red.), Przestrzeń znacząca. Studia socjologiczne, Katowice 1989. Joyce J., The Dubliners, London 1914. Ledrut R., Les images de la ville, Paris 1973. Markiewicz Z., Zygmunt Niedźwiecki. Studium z dziejów polskiego naturalizmu, Kraków 1939.
Menninghaus W., Wstręt. Teoria i historia, Kraków 2009.
Mu[szyński] J., „Tygodnik Ilustrowany”, 1899/35.
Niedźwiecki Z., Listek figi, [w:] tegoż, Lekcja życia, Kraków 1903.
Niedźwiecki Z., Opowiadania, wstęp D. Trześniowski, t. 1, Lublin 2009.
Potocki A., Polska literatura współczesna, cz. 1: Kult zbiorowości, Warszawa 1911.
Reymont W., Marzyciel, Kraków 2003. Rybicka E., Modernizowanie miasta. Zarys problematyki urbanistycznej w nowoczesnej literaturze, Kraków 2003.
Stoff A., Poetyka i semantyka literackich zobrazowań przestrzeni miasta, [w:] Data J. (red.), Miasto – kultura – literatura. Wiek XIX, Gdańsk 1993.
Symotiuk S., Miejsce i czas, [w:] Kadłubek Z. (red.), Genius loci. Studia o człowieku w przestrzeni, Katowice 2007. Szczepański M. S., Z historii socjologii miasta i procesów urbanizacji. Ekologia klasyczna i konwencjonalne teorie urbanizacji, [w:] Wódz J. (red.), Problemy socjologii miasta, Katowice 1984.
Toporow W., Przestrzeń i rzecz, wstęp B. Żyłko, Kraków 2003. Wieruszewska M., Wieś. W poszukiwaniu całości społeczno-kulturalnej, Warszawa 1991.
429
Adrianna Garnik adagarnik@wp.pl
Tożsamość – analiza wybranych portretów autorstwa Janusza Janowskiego.
Interesującą postacią współczesnej sztuki polskiej jawi się Janusz Janowski - tworzący w
Gdańsku malarz, teoretyk sztuki, pedagog, a także muzyk. Janowski urodził się w 1965 roku w
Połczynie-Zdroju, był uczniem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni-Orłowie, później
rozpoczął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku na Wydziale Malarstwa, gdzie uzyskał dyplom
w 1994 roku w pracowni prof. Macieja Świeszewskiego. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych
współtworzył grupę artystyczną Stowarzyszenie Malarzy. Od 2002 roku czynnie działa jako członek
zarządu Związku Polskich Artystów Plastyków w Gdańsku, gdzie obecnie pełni funkcje Prezesa.
Jako teoretyk analizuje dawną i współczesną sztukę, a jako działacz ZPAP w Gdańsku
organizuje liczne wystawy artystów środowiska plastycznego oraz ogólnopolską Nagrodę im.
Kazimierza Ostrowskiego, przyznawaną twórcom za wybitne osiągnięcia w dziedzinie malarstwa.
W swoich obrazach Janowski nawiązuje do dzieł mistrzów malarstwa europejskiego,
uzyskując dodatkowy wymiar znaczeniowy. Łączy go z nimi chęć zgłębienia tajemnicy istnienia
poprzez malarstwo, a także posługiwanie się środkami wyrazu artystycznego tak, by ewokowały
treści symboliczne. Portret w malarstwie XX wieku, podobnie jak inne tematy, przestał być celem
malarskich poszukiwań, służył jako pole eksperymentów formalnych, gdzie nie było już miejsca na
zgłębianie osobowości ludzkiej, jej niepowtarzalność i tożsamość. Artyści ubiegłego wieku, chcąc
oddzielić to, co malarskie, artystyczne, od tego, co nie należy do świata sztuki, porzucili sztukę
przedstawiającą, a dalej samo malarstwo262. Współcześnie jednak obserwujemy powrót ku
malarstwu przedstawiającemu.263 Portret stawia przed malarzem dodatkowy problem, którego nie
może łatwo ominąć; artysta musi być świadomy, że tworzy obraz konkretnego indywidualnego
262 P. Meyer, Historia sztuki europejskiej, t. 2, Warszawa 1973, s. 278. 263 Janowski, zauważając to, konstatuje: „Być może więc obecny powrót malarstwa jest nade wszystko szansą rozważenia na nowo wszelkich jego aspektów i uwarunkowań, szansą rozszerzenia analizy ontycznej struktury dzieła malarskiego, zwłaszcza w jego aspekcie semiologicznym. Nakłania także i do tego, by rozumiejąc malarstwo jako system znaczący, rozważyć konstytucyjne wobec jego istoty zależności tematyczno-formalne, zachodzące między poszczególnymi dziełami malarskimi także wówczas, gdy setki lat oddzielają ich czas powstania.”- J. Janowski, Jakie malarstwo jest nadal możliwe, „Artluk” 2008, nr 3, s. 61.
430
człowieka. „Innymi słowy, obrazowość portretu dochodzi do głosu w ścisłym związku z tym, że
ukazuje indywiduum.”264
Trzy portrety, oparte o tradycyjne modele ikonograficzne, w tym dwa córek i jeden żony
Janowskiego, powstały w latach 1998–1999, w okresie, w którym artysta coraz śmielej wprowadza do
własnego języka malarskiego układy ikonograficzne wielkich malarzy europejskich. Malarz,
zapożyczając schemat kompozycji z twórczości poprzedników, nie kopiuje ich języka malarskiego.
Własnym słownikiem form, pełnym ekspresji i bogactwa nakładających się jedna na drugą plam
barwnych oraz niezależną od nich linią malarz musi niejako „tłumaczyć” wzór.
Portret Julii z 1998 r. przedstawia starszą córkę malarza w ujęciu trzy czwarte. Wizerunek
ukształtowany jest w typie portretu weneckiego, w którym tło za portretowanym podzielone jest na
dwie części, a po lewej lub po prawej stronie obraz otwiera się na głęboki krajobraz, portretowany
zaś ujęty jest w całej postaci lub półpostaci, jak w Portrecie Eleonory Gonzagi z lat 1536-37 lub
Cesarza Karola V w fotelu z 1548 roku, dwóch dziełach Tycjana, niezrównanego portrecisty i twórcy
weneckiego typu portretu265. Użycie przez Janowskiego tycjanowskiej kompozycji nadaje córce
malarza niezwykłą powagę i dostojność z dawnych oficjalnych wizerunków, jednocześnie nie tracąc
na dziecięcej delikatności. Także użyte przez niego środki formalne bliskie są bujności weneckiego
malarstwa.266 Dziewczynka o długich blond, prostych włosach, ubrana w intensywnie czerwoną
sukienkę z dużym, białym, koronkowym kołnierzem, siedzi na krześle na tle karminowej kotary i
prostokątnego otworu okiennego, zapatrzona nieruchomo przed siebie. Figura dziewczynki wypełnia
znaczną część powierzchni płótna. Jej twarz ukształtowana subtelnymi gradacjami koloru: żółcieni,
cynobru, bieli, paroma liniami oddaje rysy dziecięcej buzi. Z tyłu, po lewej stronie, otacza postać
głęboki cień, w którym gubią się kształt ciężkiej, ciemnoczerwonej kotary oraz łuk
ciemnozielonkawego oparcia krzesła, zaś z drugiej strony, za Julią, widoczny jest pejzaż. Tuż przy
prawej dłoni dziewczynki, w której trzyma biały kwiatek, widać głowę pieska tulącego pysk do jej ręki.
Także Tycjan w jednym z pierwszych dziecięcych portretów w sztuce zachodnioeuropejskiej, Portrecie
Clarice Strozzi z 1542 roku, ukazuje ją czule karmiącą obwarzankiem pieska. Badacze często
interpretują obecność psa w portretach dziecięcych jako symbol dobrego wychowania, zwycięstwa
264 M. Haake, Twarzą w twarz z portretem. W stronę radykalnej hermeneutyki malarstwa portretowego, [w:] Poprzęcka M. (red.), Twarzą w twarz z obrazem, Materiały Seminarium Metodologicznego Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Nieborów 24 –26 października 2002, Warszawa 2003, s. 41. 265 W. R. Rearick, Reflections on Tintoretto as a Portraitist, ,,Artibus et Historiae” 1995, nr 31, s. 52. 266 I. Witz niezwykle obrazowo opisuje tę właściwość malarstwa weneckiego: „[...] szalenie krwiste, żywiołowe i namiętne malarstwo, nie stroniące od wyrazistego podkreślania bujności formy, kontrastów, od intensywnego koloru, gwałtownego gestu.” – I. Witz, Portret w malarstwie, Warszawa 1970, s. 71.
431
intelektu nad zwierzęcymi instynktami – dziką naturą.267 Ale przede wszystkim taki naturalny i
przyjazny stosunek do zwierzęcia podkreśla ufny, dziecinny charakter portretowanej.268 Zaś w
kwiecie, trzymanym przez dziewczynkę w obrazie Janowskiego, można rozpoznać białego tulipana,
który symbolicznie charakteryzuje postać portretowanej. Kwiat ten w czasach nowożytnych „wyrażał
elegancję i wytworną zadumę, [...] brak zapachu poczytywano za cnotę powściągliwości. W istocie
chłodna uroda ma, by tak rzec, charakter introwertywny”269. Jego biel symbolizuje niewinność,
czystość dziewictwa, a także piękna.270
Niespokojny, pełen swobody, a jednocześnie liryczny pejzaż za oknem nadaje postaci charakter melancholijny. Dwa drzewa samotnie zdobią ciągnące się aż po szczyty niebieskawych gór cynobrowe polany. Przestrzeń nieba, rozbita jest przez chmury, ukształtowane ekspresyjnie swobodnymi biało–niebieskimi maźnięciami, oraz rozświetlające je ciepłożółtawe promienie słońca skrytego za głową portretowanej. Pejzaż „odsłaniany przez kotarę” symbolizuje etap życia, w którym świat powoli odkrywa przed ciekawą, jeszcze pełną ufności dziewczynką swoje możliwości i tajemnice.
Inaczej Janowski skomponował portret swojej drugiej, młodszej córki Jagody z 2000 roku,
choć malatura pozostała ta sama. Dziewczynka, ubrana, podobnie jak siostra, w czerwoną sukienkę,
stoi w pomieszczeniu, które z tyłu za postacią także przysłonięte jest po części z lewej strony
ciemnoczerwoną kotarą. Przed postacią Jagody malarz umieścił w lewym dolnym rogu mebel,
wydobyty złamaną pod kątem prostym linią i walorem, na którym leżą owoce. Przeciwwagę
chromatyczną w stosunku do dominanty czerwonej sukienki, którą w Portrecie Julii spełniał kołnierz,
tworzy trzymany na rękach przez dziewczynkę biały kot. Obejmowany czule obiema rękoma, pełni tu
podobną funkcję symboliczną jak pies w portrecie starszej córki, ukazuje prostoduszność i
dziecinność portretowanej. Czerwień sukienki kontrastowo ożywia postać i przybliża do widza.
Tym razem Janowski przyjął kompozycję skonstruowaną w portretach dziecięcych przez
znakomitego hiszpańskiego kontynuatora Tycjana, a zarazem wybitnego portrecisty królewskiego
Diego Velazqueza, szczególnie tę z Portretu infanta Filipa Prospera z 1659 roku. Jest to niezwykle
poruszający obraz ze względu na umiejętne połączenie królewskiej powagi z wdziękiem małego
dziecka. W odróżnieniu od Tycjana, Velázquez akcentuje przestrzeń wypełnioną pałacowym
wyposażeniem. Filip Prosper, podobnie, jak Jagoda u Janowskiego, pozuje w realnym, ograniczonym
pomieszczeniu. W głębi, w prawym górnym rogu obrazów widać otwarte, rozświetlone drzwi. W
portrecie Janowskiego dodatkowo stoi w nich ledwo zarysowana postać. Wiedząc, że jest to portret
córki malarza, podpisującego swoje obrazy skróconym imieniem i jednocześnie imieniem italskiego
267 A. Palomino de Castro y Velasco, Najznamienitsze dzieło don Diega Velázqueza, [w:] Witko A. (red.), Tajemnica Las Meninas. Antologia tekstów, Kraków 2006, s. 45; I. G. Kennedy, Titian circa 1490-1576, Köln 2006, s. 62. 268 A. Walther, Tycjan, Warszawa 1978, s. 63. 269 Z. Herbert, Martwa natura z wędzidłem, Warszawa 1998, s. 51. 270 W. Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 2001, s. 181.
432
boga – JANUS, właściwa wydaje się interpretacja otwartych w głębi drzwi, przejścia (łac. ianua), jako
samego Janusa – „boga wyjścia i wejścia, a w przenośni początku i końca, zmian, epok, śmierci i
zmartwychwstania [...]”271. Zatem to malarz otworzył przed córką świat, jest tu łącznikiem między
przeszłością a przyszłością w osobie córki, nauczycielem i strażnikiem. Wtedy wyjaśnia się obecność
„Cézanne’owskiej” martwej natury z trzech owoców na kontuarze przed portretowaną: może być
interpretowana jako symbol samej dziewczynki, córki – owocu Janusa. Podobnie jak para drzew w
portrecie starszej córki, przywołująca rolę rodziców.
Portrety córek odwołują się do dwóch wielkich portrecistów w historii malarstwa
zachodnioeuropejskiego: Tycjana i Velazqueza. Można odczytać je jako alegorię malarstwa, swoistą
deklarację kontynuacji i przekazania dalszym pokoleniom dorobku tradycji kultury europejskiej.
Janowski twórczo przetwarza dzieła, nadając im osobisty, a przez to nowoczesny rys. Nie dziwi więc
podjęcie przez malarza, wrażliwego na emulację wzorów włoskich, wyzwania starcia się z
najsłynniejszym dziełem malarskim w historii kultury europejskiej – swoistym traktatem malarskim –
Moną Lisą Leonarda da Vinci z około 1503-1515 roku. Z arcydziełem, które artyści XX wieku
sprofanowali w destruktywnym geście manifestującym ich pogardę dla przeszłości272. Po licznych
pastiszach i szyderczych kopiach malarze przestali widzieć w Giocondzie obraz poszukiwań malarskich
wybitnego artysty, a zaczęli postrzegać go jako banał i popkulturowy produkt. Nawet jeżeli spojrzy się
na obraz Mona Lisa z 1977 roku autorstwa kolumbijskiego malarza i rzeźbiarza Fernanda Botera,
który często kopiuje wybitne dzieła sztuki europejskiej, odnosi się wrażenie, że ukazanie tego dzieła
poprzez właściwą owemu artyście „poetykę nadmiaru”273 także wpisuje się w szereg groteskowych
interpretacji.
Obraz Janowskiego o tych samych wymiarach co Mona Lisa Leonarda da Vinci
(73 x 54 cm), zatytułowany Portret Krystyny wg Leonarda z 1999 roku, ma tylko nieznacznie
zmienioną kompozycję w stosunku do swojego wzoru: postać kobiety bardziej wypełnia ramy obrazu,
mniej przestrzeni pozostawia malarz pod dłońmi portretowanej. Janowski, korzystając z wybitnego
wzorca, maluje portret swojej żony. Jest to o tyle ważne, że nie można tu mówić o kopii, obraz jest
wizerunkiem realnej kobiety, upozowanej, jak postać Giocondy, na tle krajobrazu. Więcej jest jednak
różnic niż podobieństw tych dwóch obrazów w obrębie języka malarskiego. Na pierwszy rzut oka
zwracają uwagę widza odmienne gamy barwne. U Leonarda jest ona chłodna, zaś ograniczona do
271 Tamże, s. 70; Z. Kubiak, Mitologia Greków i Rzymian, Warszawa 1998, s. 539-540. 272 Destruktywne ruchy artystyczne, by móc uwiarygodnić swoje teorie, musiały najpierw zrzucić z piedestału ikony tradycyjnej sztuki europejskiej. M. Poprzęcka szeroko opisuje to zjawisko nie tylko artystyczne, ale i społeczne w rozdziale Arcydzieła są zmęczone [w:] taż O złej sztuce, Warszawa 1998, s. 73-122. 273 J. Janowski, Mieczysław Baryłko, [w:] tenże, Mieczysław Baryłko. Ocalić od zapomnienia, kat. wyst., Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 2007, s. 6.
433
czterech kolorów paleta Janowskiego utrzymuje obraz w gamie barw ciepłych, choć oczywiście
znaleźć można plamy błękitu czy zieleni, te jednak zawsze są barwami złożonymi, a przez to
stłumionymi.274 Natomiast wiele miejsc, jak choćby załamania materiału na rękawie, namalowanych
zostało zamaszyście czerwienią, która, podbita przez czerń, wydaje się surowo czysta. Przypomina to
bardziej technikę późnego Tycjana, dla którego kolor był podstawowym elementem formotwórczym.
Dla Leonarda da Vinci głównym elementem konstruującym i ujawniającym formę w obrazie był
światłocień, któremu tak dużo miejsca poświęcił w swoim traktacie o malarstwie. Niezwykle delikatny
światłocieniowy modelunek tworzy w obrazach renesansowego mistrza „niedostrzegalne stapianie
się tonów, przenikanie się płaszczyzn”275. Janowski nie odrzuca waloru jako środka wyrazu, ale jest
on u niego jednym z wielu elementów tworzących kompozycję. Nie unika także widocznej i
niezależnej plamy barwnej, która w Portrecie Krystyny wg Leonarda tworzy zróżnicowaną płaszczyznę
przenikających się barw. Janowski nie przytłumia chromatyki jak Leonardo, jego kolory są żywe i
często podkreślają nawzajem swoją wartość. Jeśliby użyć poetyki wypowiedzi Kennetha Clarka, że
„powierzchnia [Mony Lisy Leonarda – A.G.] ma delikatność świeżo zniesionego jaja”276, to strukturę
pracy Janowskiego trzeba byłoby określić mianem żywej, tętniącej krwią tkanki. Leonardo unika
kształtowania formy linią i rozumie ją jako kontur kształtu, który powinien zacierać się w cieniach i
refleksach, przysłonięty „mrocznym welonem”277 sfumato. Zwraca on uwagę: „Jeśli linia oraz punkt
są rzeczami niewidzialnymi, zatem granice przedmiotów, jako będące również linią, są także
niewidzialne – nawet z bliska”278. Tymczasem w portrecie Janowskiego linia jest istotnym
elementem, oczywiście nie obrysowuje kształtu utworzonego przez plamę barwną, ale jakby na
przekór niej, narzuca jej matematyczną dyscyplinę.
Także pejzaż w Portrecie Krystyny wg Leonarda, pomimo górzystego ukształtowania, nie
kopiuje „kosmicznego” krajobrazu z Mony Lisy Leonarda, lecz jest jego wolną, abstrakcyjną
interpretacją. Ukształtowany jest licznymi i drobnymi pociągnięciami pędzla, tworząc organiczną,
„Turnerowską” całość. Od pejzażu postać nie jest niczym oddzielona, nie ma tu balustrady balkonu,
która wprowadzała geometryczną perspektywę w Monie Lisie Leonarda. Janowski jeszcze bardziej
274Janowski ograniczył swoją paletę do czterech barw, odwołując się w ten sposób do tradycji sięgającej starożytnego malarstwa greckiego, ponieważ te cztery kolory: biel, czerwień, żółcień i czerń składają się na tzw. „barwy Empedoklesa”. „Niemniej harmonię nimi wyznaczoną można uznać za typową harmonię greckiej palety i greckiej estetyki. [...] Ta wąska gama nie dowodzi bynajmniej jakiegoś ograniczenia percepcji wzrokowej Greków, lecz specyficzności upodobań estetycznych w sztuce malarskiej, które z rozmysłu w pewnym okresie ograniczały chromatyczną intensywność koloru.” - M. Rzepińska, Historia koloru w dziejach malarstwa europejskiego, t.1, Warszawa 1989, s. 79. J. Gage, Kolor i kultura. Teoria i znaczenie koloru od antyku do abstrakcji, Kraków 2008, s. 29-30. 275 K. Clark, Leonardo da Vinci, Warszawa 1964, s. 112. 276 Tamże. 277 M. Rzepińska, dz.cyt., s. 226. 278 Leonardo da Vinci, Traktat o malarstwie, Gdańsk 2006, s. 377.
434
wtapia postać w otaczającą ją naturę, czym uwydatnia podobne myślenie o człowieku jako części
makrokosmosu. Badacze Mony Lisy podnosili to zagadnienie przy interpretacji związku Giocondy z
otaczającym ją pejzażem, określali ją mianem „personifikacji” pejzażu279. Niewątpliwie sam
Leonardo zasugerował taką interpretację, pisząc w Traktacie o malarstwie: „Człowiek został nazwany
przez starożytnych małym światem, rzeczywiście, określenie to doskonale pasuje do opisu ludzkiego
ciała, zakładając, ze składa się ono z ziemi, wody, powietrza i ognia. Świat składa się z tych samych
elementów”280. Użycie przez Janowskiego czterech kolorów Empedoklesa281 – związanych z
żywiołami – znakomicie współgra z taką interpretacją.282
Dzięki zastosowaniu przez Janowskiego nowoczesnych środków wyrazu w kompozycji
zaczerpniętej z Mony Lisy, na powrót możemy spojrzeć na obraz renesansowego mistrza i teoretyka
malarstwa „świeżym okiem”, które porzuca ciekawe socjologicznie spekulacje na temat powodu
dziwnego uśmiechu czy tożsamości portretowanej, jakie zdominowały dyskurs nad tym arcydziełem,
aby ujrzeć w nim przede wszystkim realizację malarskich przemyśleń geniusza malarstwa.
Inny charakter kobiety przedstawia nam Janowski w całopostaciowym wiezunku
zatytułowanym Portret żony z 2005 roku. Na obrazie stoi naturalnej wielkości majestatyczna, nieco
sztywna postać żony malarza na tle niezwykle sprawnie rozmalowanej odcieniami żółcieni pustej
przestrzeni. Portretowana ubrana jest w prosty, lekko wcięty w pasie, kruczoczarny płaszcz, ze
złożonymi na brzuchu rękami, na głowie ma dziwne nakrycie, jakby czarny kapelusz z dużym rondem.
Dominację czerni w postaci równoważą akcenty karminu apaszki na szyi i rękawiczek oraz bladych
powierzchni twarzy i odkrytej lewej dłoni. Postać patrzy na nas z góry, wyniośle i nieprzystępnie,
niczym Księżna Alba z portretu Goi. Nie jest to przypadkowa zbieżność, artysta tym razem podejmuje
formę portretu ukształtowaną w malarstwie hiszpańskim, począwszy od Portretu Pabla de Valladolid
z 1636–1637 roku. Velazqueza, gdzie „czarna postać na jednorodnym tle w kolorze piaskowym jest
279 W. Smith, Observations on the Mona Lisa Landscape, „The Art Bulletin” 1985, nr 2, s. 183-199. 280 H.A. Suh , Leonardo da Vinci. Szkice i zapiski, Warszawa 2006, s. 150. 281 Starożytny filozof grecki Empedokles połączył cztery główne barwy z czterema żywiołami. Na niego powołuje się Platon. Także paletą barw swojej twórczości Janowski potwierdza swoją przynależność do tradycji łacińskiej. Platon, Timajos, M. Witwicki (przekł.), Warszawa 1993, s. 344. 282 Ilustruje to fragment wywiadu przeprowadzonego przez J. Janowskiego z Jackiem Sempolińskim przy okazji przyznania Sempolińskiemu Nagrody im. Kazimierza Ostrowskiego: „J. Janowski: Jako malarz często zastanawiałem się nad barwami z palety antycznych malarzy. Stosowali zaledwie kilka pigmentów, ważne jest jednak to, że były barwnikami pochodzenia naturalnego, można by rzec, że otaczały ich i były częścią ich życia. Dzisiaj trudno mówić o takim związku. J. Sempolinski: Malarze z prehistorycznych grot malowali barwami utartymi z naturalnych pigmentów ziemi, stanowiących środowisko ich egzystencji. Dodawali nawet krew do tych pigmentów. Te fakty skłaniają do przeświadczenia, że farba może być traktowana jako symbol związku człowieka z materią świata, z której jest on stworzony.” –Janowski J. (red.) Jacek Sempoliński. Nagroda im. Kazimierza Ostrowskiego’2004 za 2003 rok, kat. wyst., Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 2004, s. 40.
435
doskonałym wzorcem syntezy”283. Manet, aby złożyć malarski hołd Velazquezowi namalował
Chłopca z fujarką w 1866 roku, stosując właśnie technikę wypracowaną przez Velazqueza w Portrecie
Pabla de Valladolid, „polegającą na zdecydowanych i płaskich pociągnięciach pędzla”284, które
kształtują szeroką, niczym nie wypełnioną płaszczyznę tła. Wcześniej Goya wykorzystał wzór
wypracowany przez Velazqueza, by dodać mu większej siły ekspresji, chłodny dystans, który obecny
jest zwłaszcza w przedstawieniach kobiet pochodzących z arystokracji. Ów zimny i nieprzystępny
charakter łączy te portrety ze światem klasycznej rzeźby antycznej.285 Malarz unikał kontrapostu,
który mógłby przerwać ich nieporuszoną postawę. Księżna Alba czy markiza Solana Goi, a także pani
Janowska, chłodno patrzą na widza, sugerując respekt, z jakim trzeba do nich podchodzić. Żona
Janowskiego na portrecie ma stopy ustawione niczym baletnica, jak markiza Solana u Goi, przez co
wygląda jakby unosiła się nad ziemią, co podkreślone jest dodatkowo cieniem padającym na pustą
podłogę. W napięciu jednego dominującego pionu czai się pociągające niebezpieczeństwo poprzez
ujęcie całej postaci. Kobieta jawi się w tym obrazie jako osoba władcza i bezkompromisowa, która
patrzy z góry.286 Nic nie zakłóca jej dominacji, spogląda na widza jak drapieżny i diaboliczny stwór.
Abstrakcyjne tło przecięte jest ukośnie u dołu na wysokości jednej trzeciej obrazu, różnicą tonu
zaznaczony jest styk dwóch płaszczyzn, dzięki czemu widz może odczuć powierzchnię, na której stoi
kobieta. Jednocześnie zdumiewa bogactwo tej pustki i aksamitnej czerni figury, czy raczej „czerni
kolorowej”287. Z bliska wydaje się, że nie ma w niej czarnej farby; widać głębokie, ciemne błękity,
nawet ugry, ale nie czerń. Jednak gdy odejdzie się od obrazu nie ma wątpliwości, że postać ubrana
jest na czarno. Podobnie tło malarz rozmalował swobodnie szerokimi pociągnięciami pędzla, tworząc
przestrzenną płaszczyznę.
Choć Janowski w omawianych portretach przedstawił osoby ze swojej rodziny, trudno nie
odnieść wrażenia, że nie tylko rodzinne więzy wymusiły powstanie tych obrazów, ale przede
wszystkim chęć ukazania swoich „przodków malarskich”, możliwość podjęcia z nimi artystycznego
dialogu, a także oddania im na swój sposób szacunku.
283 S. Zuffi, Okres baroku, [w:] M. Battistini, L. Impelluso, S. Zuffi, Historia portretu. Przez sztukę do wieczności, Warszawa 2001, s. 129. 284 Tamże, s. 280. 285 M. B. Mena Màrques, Goya - Mensch seiner Zeit und Prophet der Moderne, [w:] Ch. Thomson i R. H. Johannsen (red.), Goya. Prophet der Moderne, kat. wyst., Alte Nationalgalerie, Berlin, 13.07.2005–03.10.2005, Kunsthistorisches Museum, Wiedeń, 18.10.2005–08.01.2006, Köln – Berlin 2005, s. 14.
286 „Odpowiedzialność za te przewartościowania ponosi przede wszystkim Tycjan, który portret przedstawiający całą postać uczynił kanonicznym przedstawieniem władcy.” – V. I. Stoichita, Imago Regis. Teoria sztuki a portret królewski w Las Meninas Velázqueza, [w:] A. Witko(red.), Tajemnica Las Meninas..., dz.cyt., s. 226. 287 M. Serullaz, Goya. Portrety, Warszawa 1982, s. 10.
436
Nie ulega wątpliwości, że przy tak wyraźnej emulacji tradycji w portretach innych osób
podobnie będzie malarz przedstawiał samego siebie. Na pozór Autoportret Janowskiego z 1998 roku
nie zdradza inspiracji malarstwem dawnym. Obraz abstrakcyjnie podzielony jest pionowo na dwie
nierówne części: lewą tworzy ciemny prostokąt ograniczony prostą linią, tworząc kształt
odwróconego tyłem do widza płótna stojącego na sztaludze, którą sugerują trzy proste. Zza płótna,
po prawej stronie wyłania się postać malarza, który w lewej ręce trzyma paletę i trzy pędzle. Na
palecie widać wspomniane już tu cztery plamy pigmentów: czarny, czerwony, żółty i biały. Postać
wydobyta jest kolorem z jakby pochłaniającego wszystkie wartości chromatyczne waloru. Prawa
strona sylwetki malarza jest zasłonięta płótnem i dodatkowo gubi się w cieniu, podobnie jak połowa
jego twarzy.288 Malarz jest na „pograniczu tego, co widzialne, i tego, co niewidzialne: wyłania się
przed naszymi oczyma, opuszczając płótno, które nam się wymyka; a gdy za chwilę postąpi krok w
prawo, uchodząc naszym spojrzeniom, znajdzie się dokładnie naprzeciwko obrazu malowanego;
wejdzie w obszar, w którym obraz, na chwilę poniechany, stanie się dla niego znów widoczny, bez
cienia czy połowiczności”289. Fakt, że tak trafny opis autoportretu, wydawałoby się – obrazu
Janowskiego, zamieszcza francuski filozof Michel Foucault, analizując Las Meninas Velazqueza,
świadczy o dużej zbieżności tych dwóch przedstawień. Łączy je celowo ukryte płótno, które jest w
czasie tworzenia. Pierwszym tego typu autoportretem jest Malarz w swojej pracowni Rembrandta z
około 1628 roku.290. Malarze starali się w tego typu dziełach podkreślić „podmiotowy, duchowy
proces tworzenia”291, który zobrazowany jest momentem twórczej refleksji, wskazującej na
intelektualny charakter tej pracy. W swoim Autoportrecie Janowski przedstawia proces malarski, jako
zajęcie intelektualne, poprzez które malarz poznaje tajemnice, symbolizowane przez odwrócone
płótno oraz ogarniający obraz mrok. Sam malarz zaś ukazuje się jako ten, który osiągnie lub już
osiągnął doskonałość antycznych malarzy nie tylko poprzez trzymaną przez niego antyczną paletę
kolorów, ale przede wszystkim przez umieszczone w obrazie: prostą linię biegnącą prawie przez cały
obraz i półokrąg z linii tworzącej zarys ramienia malarza z paletą. Prosta przypomina anegdotę
przekazaną przez Pliniusza Starszego w Historii naturalnej, w której opisana została rywalizacja
pomiędzy dwoma wybitnymi malarzami greckimi, Apellesem i Protogenesem, o wykonanie
288 Taki zabieg zastosował po raz pierwszy Tycjan w Portrecie arcybiskupa Filipa Archinta z 1559 roku; portetowany zmarł w trakcie wykonywania portretu; połowa kompozycji, w tym twarzy, została przysłonięta przezroczystą zasłoną symbolizującą tajemnicę śmierci. – S. Zuffi, Renesans wenecki, [w:] M. Battistini, L. Impelluso, S. Zuffi, Historia portretu..., dz.cyt., s. 78. 289 M. Foucault, Panny dworskie, [w:] A. Witko (red.), Tajemnica Las Meninas..., dz.cyt., s. 91. 290 F. Marías, Gatunek Las Meninas: usługi rodziny, [w:] A. Witko (red.), Tajemnica Las Meninas..., dz.cyt., s. 271. 291 Ch. De Tolnay, Las Meninas Velázqueza. Interpretacja, [w:] A. Witko (red.), Tajemnica Las Meninas..., dz.cyt., s. 62.
437
najcieńszej i idealnie prostej linii.292 A namalowane półkole przypomina inny obraz Rembrandta z lat
1665-1669, Autoportret z dwoma kołami, które badacze interpretują jako symbol doskonałości.293
Także wszechogarniający i intensywny walor w Autoportrecie Janowskiego, który charakterystyczny
jest dla XVII-wiecznej tendencji zwanej pittura tenebrosa, do której także przypisywany jest
Rembrandt294, ma tu funkcję symboliczną295, odkrywania tajemnicy. Spojrzenie artysty włącza
widza w bezpośrednią relację, prowokuje go do próby zrozumienia rozmówcy-malarza, a
jednocześnie ukazuje akt widzenia. Podobieństwo gra tu drugoplanową rolę, choć malarz umiejętnie
upraszczając budowę twarzy do paru kresek i swobodnie położonych plam – niczym w twarzach
modelek z obrazów Amadea Modiglianiego – oddaje wiernie swój wizerunek. „Niezwykłe znaczenie w
tym miejscu objawia fakt restytucji, to on pozwala uniknąć świata abstrakcji. Do aktu kreacji
wprowadzony jest widz. Jego udział jest niezbędny − to on dopełnia całości aktu stworzenia nowej
przestrzeni poprzez wyzwolenie swych podświadomych kodów i połączeniu ich w całość z konstrukcją
linii i plam, które to wywołały te kody.”296 Cała malatura obrazu, mrok otaczający postać, a także
uproszczenia formalne oddają stan wyższej koncentracji, uobecniają to, co realnie nieobecne, a układ
ikonograficzny i poszczególne elementy kompozycji składają się na deklarację artystyczną. Janowski
przedstawiając siebie jako artystę, którego język malarski wywodzi się z XX wieku, jednocześnie
łącząc go z wcześniejszą tradycją malarstwa europejskiego, tworzy obraz nowoczesnego virtuoso.
W późniejszym Autoportrecie z lustrem, malowanym w latach 2003-2004, czyli w okresie,
kiedy Janowski bardziej konkretyzuje formę, by precyzyjniej wyrażać myśli i przynależność do tradycji,
nawiązując do portretów słynnych humanistów, artysta przedstawia siebie jako równego filozofom, a
malarstwo równe filozofii. Kontynuuje tradycyjny, Witruwiański „model etyczny artysty jako
człowieka szlachetnego i szlachetność tę wpajającego swej sztuce. Taki artysta stawał się virtuoso (od
łac. virtus, wł. virtú - cnota), człekiem wysokiego morale i wzniosłych zalet ducha i umysłu,
292 Pliniusz Starszy, Historia naturalna, [za:] Białostocki J., Myśliciele, kronikarze i artyści o sztuce. Od starożytności do 1500 roku, Gdańsk 2001, s. 114-115. 293 E. Buijsen, P. Schatborn, B. Broos, Self Portrait with Two Circles, [w:] Ch. White i Q. Buvelot (red.), Rembrandt by Himself kat. wyst., The National Gallery, Londyn 09.06.1999–05.09.1999, Royal Cabinet of Paintings Mauritshuis, Haga 25.09.1999–09.01.2000, London 1999, s. 220. 294 M. Rzepińska, Zjawisko tenebryzmu w malarstwie XVII w. i jego podłoże ideowe, [w:] taż, W kręgu malarstwa, Warszawa 1988, s. 115. 295 J. Janowski, Józef Pankiewicz wobec „łacińskiej tradycji” malarstwa europejskiego, „Pamiętnik Sztuk Pięknych” 2003, nr 4, s. 16. 296 J. Janowski, Między rzeczywistością a jej kodem, niepublikowana praca magisterska, Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Gdańsku 1994., s. 4. Podobnie rolę widza w sztuce opisuje A. Ławniczakowa: „Reguły kulturowe bowiem dawno już nauczyły nas wiązania i korelacji pewnych zjawisk fizycznych - na przykład specyficznych odkształceń fizjonomii czy całej postaci.” - A. Ławniczakowa, W zwierciadle studni, [w:] A. Marczak-Krupa (red.), Portret. Funkcja – forma – symbol, Materiały Sesji Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Toruń, grudzień 1986, Warszawa 1990, s. 282.
438
inteligentnym i eleganckim”297. Janowski odwołuje się do renesansowego typu portretu idealnego
gentiluomo i virtuoso z Portretu młodzieńca Rafaela z 1514 roku, czy z Portretu mężczyzny w
błękitnym kaftanie, tzw. Lodovico Ariosto Tycjana z około 1512 roku ukazując siebie jako
kontynuatora i współzawodnika wielkich mistrzów, świadomego swoich korzeni.298
Półfigura malarza ujęta en trois quarts, umieszczona jest za kontuarem. Janowski jest tu
ubrany w jasnobłękitną koszulę, opiera się prawą ręką o owalne, oprawione w ramę lustro, drugą
rękę delikatnie kieruje w stronę widza w geście oracji, tuż koło niej, na blacie w prawym dolnym rogu,
leży pędzel – atrybut malarza. W lustrze widać płomienistą, czerwoną kotarę przysłaniającą otwarte
przejście, zza którego przebija światło. Intensywność błękitu, nonszalancko namalowanej koszuli
zadziwia, ponieważ malarz nie użył ani kropli niebieskiego pigmentu. Obraz przyciąga żywą
kolorystyką szczególnie w tonach błękitu koszuli, której sile dorównuje czerwień kotary wewnątrz
lustra.
Już od starożytności lustro pojawia się w kontekście optyki, widzenia, odbicia, czy
powstawania obrazu299, bywa także od czasów Sokratesa symbolem poznania świata i duszy,
„instrumentem samopoznania, sokratejskiego wezwania disce te ipsum, pośrednikiem w dotarciu do
Prawdy”300. Jednocześnie okrągłe oko zwierciadła, „[...] przedludzkie spojrzenie jest emblematem
spojrzenia malarza. Odbicie w lustrze pełniej, niż to robią światła, cienie i odblaski, szkicuje w
rzeczach pracę widzenia”301. Przejście w lustrze, jak i bijące z niego światło, pamiętając o symbolice
Janusa, wyobraża poznanie, wiedzę. Malarstwo więc odsłania przed widzem „niewidzialność”, świat,
który według Platona zamknięty był dla malarza. Grecki filozof widział w malarzu fałszerza, ponieważ
nie wzoruje się on na świecie idei tylko na jego odbiciu, a więc podwaja kłamstwo.302 Janowski
polemizuje z takim rozumieniem malarstwa jako odtwarzaniem ulotnej rzeczywistości, dla niego
prawdziwa sztuka właśnie sięga po „wzór wieczny”303, tworzy, a nie odtwarza.
297 A. Ziemba, Północ-Południe. Konfrontacje i wzajemne inspiracje w kulturze Italii, Niderlandów i Niemiec w średniowieczu i epoce nowożytnej. Szkic problematyki, [w:] D. Folga-Januszewska, A. Ziemba (red.), Transalpinum. Od Giorgiona i Dürera do Tycjana i Rubensa. Dzieła malarstwa europejskiego ze zbiorów Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, Muzeum Narodowego w Warszawie i Muzeum Narodowego w Gdańsku, kat. wyst., Muzeum Narodowe w Warszawie, Warszawa 18.09.2004–10.12.2004, Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 21.12.2004–20.02.2005, Warszawa 2004, s. 44.
298 A. Ziemba, Iluzja a realizm. Gra z widzem w sztuce holenderskiej 1580-1660, Warszawa 2005, s. 204. 299 M. Menichetti, Lustro, odbicie i świat Dionizosa, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 2005, nr 3, s. 12. 300 A. Ziemba, Iluzja..., dz.cyt., s. 194. 301 M. Merleau-Ponty, Oko i umysł. Szkice o malarstwie, , Gdańsk 1996, s. 48. 302 Platon, dz.cyt., s. 309. 303 Tamże.
439
Zatem Autoportret z lustrem Janowskiego można wyjaśnić definicją „prawdziwego obrazu” –
„Anioła Dzieła” Étienne Souriau – „malowidłem [...] o wartościach symbolicznych [...], to znaczy, że
ukrywa ono w sobie treści nie z tego świata”304. Dzieło Janowskiego to nie tylko renesansowa
nobilitacja malarza do rangi filozofa, ale przede wszystkim ukazanie malarstwa jako miejsca epifanii.
Jest nie tylko obrazem odnoszącym się do problemów filozoficznych, lecz także dysputą filozoficzną.
Nieczęsto spotyka się na tyle świadomego artystę, aby mógł jednocześnie teoretycznie
analizować sztukę, przybliżając nam, jakby od środka, złożony świat sztuki. Jako malarz stworzył
własny, interesujący język malarski w oparciu o doświadczenie malarzy europejskich. Środki
formalne Janowskiego zdradzają wyraźny wpływ malarstwa XX wieku. Bogatą tkankę malarską jego
prac tworzą niezależne od siebie linia i kolor. Te podstawowe elementy pojmowane są przez
Janowskiego jako autonomiczne części języka malarskiego.305 Linia, jako jedno z podstawowych pojęć
geometrycznych, symbolizuje doświadczenie intelektualne, zaś kolor doświadczenie zmysłowe;
razem z ikonografią współtworzą one symboliczne znaczenie obrazów.306 Tym samym malarstwo
Janowskiego staje się, podobnie jak u dawnych mistrzów, egzemplifikacją istoty rzeczywistości.
Właśnie w zwróceniu się ku „semantycznemu bogactwu łacińskiej tradycji obrazowania”307 poprzez
emulację widzi Janowski możliwość powrotu malarstwa. „Bezwzględna konieczność, jaką obarczony
jest każdy artysta, samodzielnego docierania do esencji sztuki nie oznacza pomijania doświadczeń
innych twórców, wręcz przeciwnie, stanowią one integralną część jego twórczego doświadczenia od
momentu w którym na nie natrafia w akcie tworzenia. Sztuka wydaje się być ideą, której artysta nie
jest władny uwięzić w swoim dziele w jednoznacznej i ostatecznej formie, lecz która mimo to poprzez
nie przeziera.”308 Emulacja tradycyjnych wzorów pozwala malarzowi przyrównywać się do wielkich
mistrzów malarstwa, zmierzyć się z ich malarskimi problemami i je przezwyciężyć, poprzez
doskonalenie „[...] własnych możliwości językowych i stylistycznych, a zatem traktowania znacznie
304 G. Durand, Wyobraźnia symboliczna, Warszawa 1986, s. 28. 305 Pojęcie koloru jako elementu organizującego formę niezależnie od linii było rewolucyjnym odkryciem malarstwa XX wieku, rozwiniętym przez Roberta Delaunaya około 1912 roku na podstawie „zasady jednoczesnego kontrastu” M. E. Chevreula.- E. Clinton Elliot, Some Recent Conceptions of Color Theory, ,,The Journal of Aesthetics and Art Criticism” 1960, nr 4, , s. 494-495. Głębiej ten temat analizuje w kontekście sztuk plastycznych M. Rzepińska, Historia koloru..., dz.cyt., s. 13-16 (podrozdział Odkrycia Chevreula a teorie). 306 W teoretycznej części pracy magisterskiej Janowski, analizując swój język malarski, zauważa:„By całą sprawę lepiej zrozumieć rozróżniłem dwa podstawowe elementy jak linia i kolor, nadając każdej z nich wartości autonomiczne i możliwości dzielących linię i barwę. Linia w swym wyrazie abstrakcyjnym niezmiennie sięga materii – jest jakby elementem racjonalnym. Inaczej jest z barwą, która łącząc w sobie istotę plamy, waloru czyli jasności i samej barwy (koloru) czyli jakości jest w obrazie nade wszystko elementem irracjonalnym.” – J. Janowski, Między rzeczywistością..., dz.cyt., s. 2. 307J. Janowski, Nowi Dawni Mistrzowie – nowe dawne problemy w zrozumieniu malarstwa, „Artluk” 2007, nr 1, s. 75. 308 J. Janowski, Czy życie jest ważniejsze od sztuki, [w:] tenże, Artyści Galerii ZPAP 2003, kat. wyst., Związek Artystów Plastyków Okręg Gdański, Gdańsk 2003, s. 5.
440
szerzej pojętej imitacji jako narzędzia indywidualnego wyrazu”309. A przez to staje się deklaracją
przynależności do tradycji, którą oni tworzyli.
BIBLIOGRAFIA:
Clark K., Leonardo da Vinci, Warszawa 1964.
Clinton Elliot E., Some Recent Conceptions of Color Theory, ,,The Journal of Aesthetics and Art
Criticism” 1960, nr 4.
Durand G., Wyobraźnia symboliczna, Warszawa 1986.
Fulińska A., Naśladowanie i twórczość. Renesansowe teorie imitacji, emulacji i przekładu, Wrocław
2000.
Gage J., Kolor i kultura. Teoria i znaczenie koloru od antyku do abstrakcji, Kraków 2008.
Serullaz M. (oprac.), Goya. Portrety, Warszawa 1982.
Thomson Ch. i Johannsen R. H. (red.), Goya. Prophet der Moderne, kat. wyst., Alte Nationalgalerie,
Berlin, 13.07.2005–03.10.2005, Kunsthistorisches Museum, Wiedeń, 18.10.2005–08.01.2006, Köln –
Berlin 2005.
Haake M., Twarzą w twarz z portretem. W stronę radykalnej hermeneutyki malarstwa portretowego,
[w:] Poprzęcka M. (red.), Twarzą w twarz z obrazem, Materiały Seminarium Metodologicznego
Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Nieborów 24–26 października 2002, Warszawa 2003.
Herbert Z., Martwa natura z wędzidłem, Warszawa 1998.
Battistini M., Impelluso L., Zuffi S., Historia portretu. Przez sztukę do wieczności, Warszawa 2001.
Janowski J. (red.), Jacek Sempoliński. Nagroda im. Kazimierza Ostrowskiego’2004 za 2003 rok, kat.
wyst., Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 2004.
Janowski J. (red.), Artyści Galerii ZPAP 2003, kat. wyst., Związek Artystów Plastyków Okręg Gdański,
Gdańsk 2003.
Janowski J., Jakie malarstwo jest nadal możliwe, „Artluk” 3, 2008.
Janowski J., Józef Pankiewicz wobec „łacińskiej tradycji” malarstwa europejskiego, „Pamiętnik Sztuk
Pięknych” 2003, nr 4.
Janowski J., Między rzeczywistością a jej kodem, niepublikowana praca magisterska, Państwowa
Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Gdańsku 1994.
309 Zagadnienie aemulatio szerzej analizuje w swojej książce A. Fulińska, Naśladowanie i twórczość. Renesansowe teorie imitacji, emulacji i przekładu, Wrocław 2000, s. 29.
441
Janowski J., Nowi Dawni Mistrzowie – nowe dawne problemy w zrozumieniu malarstwa, „Artluk”
2007, nr 1.
Kennedy I. G., Titian circa 1490-1576, Köln 2006.
Kopaliński W., Słownik symboli, Warszawa 2001.
Kubiak Z., Mitologia Greków i Rzymian, Warszawa 1998.
Leonardo da Vinci, Traktat o malarstwie, Gdańsk 2006.
Suh H. A. (oprac.), Leonardo da Vinci. Szkice i zapiski, Warszawa 2006.
Menichetti M., Lustro, odbicie i świat Dionizosa, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 2005, nr 3.
Merleau-Ponty M., Oko i umysł. Szkice o malarstwie, Cichowicz S. (wybór i oprac.), Gdańsk 1996.
Meyer P., Historia sztuki europejskiej, t. 2, Warszawa 1973.
Janowski J. (red.), Mieczysław Baryłko. Ocalić od zapomnienia, kat. wyst., Muzeum Narodowe w
Gdańsku, Gdańsk 2007.
Pliniusz Starszy, Historia naturalna, [za:] Białostocki J. (wybór i oprac.), Myśliciele, kronikarze i artyści
o sztuce. Od starożytności do 1500 roku, Gdańsk 2001.
Platon, Timajos, Witwicki M. (przekł.), Warszawa 1993.
Poprzęcka M., O złej sztuce, Warszawa 1998.
Marczak-Krupa A. (red.)., Portret. Funkcja – forma – symbol, Materiały Sesji Stowarzyszenia
Historyków Sztuki, Toruń, grudzień 1986, Warszawa 1990.
Rearick W. R., Reflections on Tintoretto as a Portraitist, ,,Artibus et Historiae” 1995, nr 31.
White Ch. i Buvelot Q. (red.), Rembrandt by Himself, kat. wyst., The National Gallery, Londyn
09.06.1999–05.09.1999, Royal Cabinet of Paintings Mauritshuis, Haga 25.09.1999–09.01.2000,
London 1999.
Rzepińska M., Historia koloru w dziejach malarstwa europejskiego, t.1, Warszawa 1989.
Rzepińska M., W kręgu malarstwa, Warszawa 1988.
Smith W., Observations on the Mona Lisa Landscape, „The Art Bulletin” 1985, nr 2.
Witko A. (red.), Tajemnica Las Meninas. Antologia tekstów, Kraków 2006.
Folga-Januszewska D., Ziemba A. (red.), Transalpinum. Od Giorgiona i Dürera do Tycjana i Rubensa.
Dzieła malarstwa europejskiego ze zbiorów Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, Muzeum
Narodowego w Warszawie i Muzeum Narodowego w Gdańsku, kat. wyst., Muzeum Narodowe w
Warszawie, Warszawa 18.09.2004–10.12.2004, Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 21.12.2004–
20.02.2005, Warszawa 2004.
Walther A., Tycjan, Warszawa 1978.
Witz I., Portret w malarstwie, Warszawa 1970.
Ziemba A., Iluzja a realizm. Gra z widzem w sztuce holenderskiej 1580-1660, Warszawa 2005.
442
Natalia Lipińska
Agata Wiącek
agatawiacek@gmail.com
Rodzaje i funkcje stylizacji językowej w serialu Ranczo.
W naszym referacie chcemy przedstawić rodzaje i funkcje stylizacji w serialu Ranczo.
Głównym zagadnieniem będzie stylizacja językowa i jej odmiany: gwarowa, stylizacja na język
obcokrajowca mówiącego po polsku oraz charakterystyczne cechy „języka wilkowyjskiego” –
swoistego „dialektu” mieszkańców filmowych Wilkowyj.
Ranczo to polski serial komediowy w reżyserii Wojciecha Adamczyka, emitowany od 5
marca 2006 roku. Akcja rozgrywa się w niewielkiej fikcyjnej miejscowości Wilkowyje, położonej w
okolicach Radzynia Podlaskiego. Sceny nagrywane są głównie w miejscowości Jeruzal (woj.
mazowieckie, powiat miński, gmina Mrozy310), choć np. te pod urzędem gminy kręcone były w
Latowiczu (woj. mazowieckie, powiat miński, gmina Latowicz311), a serialowy dworek głównej
bohaterki, Lucy, znajduje się w miejscowości Sokule (woj. mazowieckie, powiat żyrardowski, gmina
Wiskitki312). Dotychczas powstały cztery serie Rancza (52 odcinki). Serial otrzymał nagrodę
Telekamery 2009 w kategorii Serial Komediowy, a także Super Telekamerę Roku313.
W Słowniku terminów literackich stylizacja definiowana jest jako „kształtowanie
wypowiedzi przez naśladowanie pewnego wzorca (np. nasycenie jej wyrazami i formami
charakterystycznymi dla języka dawnego, środowiskowego, stylu właściwego poetyce okresu, prądu,
gatunku, odmiany itp.), odczuwalne w kontekście (na tle używanego jednocześnie
w tym samy utworze innego stylu lub stylów) albo przez opozycję do ogólnej, współczesnej praktyki
językowej”314.
310 http://pl.wikipedia.org/wiki/Jeruzal_(powiat_miński), 25.11.2009, 22:30. 311 http://pl.wikipedia.org/wiki/Latowicz, 25.11.2009, 22:30. 312 http://pl.wikipedia.org/wiki/Sokule_(województwo_mazowieckie), 25.11.2009, 22:35. 313 http://pl.wikipedia.org/wiki/Ranczo_(serial_telewizyjny), 24.11.2009, 23:00. 314 S. Sierotwiński, Słownik terminów literackich, Wrocław 1986, s. 246.
443
Zgodnie z definicją zamieszczoną w Encyklopedii językoznawstwa ogólnego stylizacja
językowa to „świadome i celowe kształtowanie tekstu wg obranego wzoru, nadanie mu zamierzonej
postaci stylistycznej. Stylizacja może się ograniczać do świadomego wprowadzania do tekstu środków
językowych o określonym zabarwieniu (stylizacja patetyczna, groteskowa) lub o wyraźnej
przynależności stylowej czy gatunkowej (np. stylizacja biblijna w prozie artystycznej). (…) Do
najczęstszych typów stylizacji należy archaizacja (…), dialektyzacja – używanie środków języka
charakterystycznych dla ludności wiejskiej, czyli dialektyzmów, i inne – zależne od tematu i celu
utworu, np. stylizacja na język mówiony, gwarę środowiskową, zawodową itp. Stylizacja taka
ogranicza się zazwyczaj do wprowadzenia wybranych elementów do tekstu ukształtowanego w
zasadzie na bazie innego systemu językowego”315.
Jak zauważają autorki Słownika wiedzy o języku, „zabieg stylizacji może dotyczyć różnych
poziomów języka: warstwy fonicznej, morfologicznej, składniowej i leksykalnej”316 – tak też dzieje się
w analizowanym w niniejszym artykule serialu.
Stylizacja gwarowa (dialektyzacja) – jedna z najczęściej spotykanych – polega na
świadomym i celowym wprowadzeniu do dzieła literackiego cech gwarowych317. Służy ona
realistycznemu ukazaniu życia na wsi oraz wiernemu odtworzeniu cech mówiącego nią środowiska
społecznego i regionalnego, jest ważnym środkiem charakteryzowania bohaterów literackich,
pozwala określić ich przynależność do danego regionu i danej grupy społecznej (…), wzbogaca i
urozmaica język artystyczny dzięki istniejącym w gwarach środkom ekspresji, ich oryginalności,
autentyczności i obrazowości318.
Stylizacja środowiskowa zaś „polega na wprowadzeniu do tekstu literackiego
w sposób świadomy i celowy wyrazów, wyrażeń, zwrotów i różnych form właściwych określonym
grupom społecznym, zawodowym czy pokoleniowym, np. gwary młodzieżowej, myśliwskiej,
żołnierskiej, miejskiej, przestępczej”319.
Elementem stylizacji jest nie tylko język, ale także ubiór bohaterów, ich zachowanie czy
przedmioty, którymi się posługują.
W pierwszej części referatu omówiona zostanie stylizacja na język cudzoziemca mówiącego
po polsku, w drugiej zaś – stylizacja gwarowa w serialu Ranczo.
315 K. Polański (red.), Encyklopedia językoznawstwa ogólnego, Wrocław 2003, s. 568. 316 I. Płóciennik, D. Podlawska, Słownik wiedzy o języku, Warszawa 2008, s. 262. 317 Tamże. 318 Tamże, s. 265. 319 Tamże, s. 266.
444
Główna bohaterką serialu jest Lucy Wilska, Amerykanka polskiego pochodzenia, która
przyjechała do Wilkowyj, ponieważ odziedziczyła po babci znajdujący się tu dworek. Jedną z cech
charakterystycznych tej postaci jest to, że nie posługuje się ona do końca poprawnie językiem
polskim; nie ma przy tym żadnych problemów z rozumieniem polskiej mowy. Cudzoziemcy
posługujący się językiem polskim popełniają błędy na różnych poziomach języka – fonetyczne,
fleksyjne, składniowe i leksykalne. Na taki właśnie język stylizowane są wypowiedzi Lucy.
Pisząc o błędach w wymowie osób z pierwszym językiem angielskim uczących się języka
polskiego, Jolanta Tambor wymienia dwie trudności: udźwięcznianie wygłosu absolutnego, który w
języku polskim powinien być bezdźwięczny oraz kłopoty
z różnicowaniem polskich samogłosek przednich wysokich [y] i [i] – anglofoni mają tendencję do
realizowania obu tych głosek jako [y], a więc [fyzyka], [vygor]320.
Serialowa bohaterka nie popełnia żadnego z tych typowych błędów. W zakresie fonetyki
zauważyć u niej można jedynie całkowicie odnosowioną realizację wygłosowego [ę] w zaimku „się”
oraz nierealizowanie niektórych trudnych zbitek spółgłoskowych – mówi [kcę] zamiast [chcę],
[kcionc] zamiast [ksionc] – a także realizowanie [x] jako [k]. Błędy te nie są zresztą konsekwentne (np.
w tej samej scenie: „do pani Mikałowej” i „pani Michałowa”). Zdarza się – choć bardzo rzadko – że
bohaterka w ogóle rezygnuje
z wymówienia trudnego słowa, z którym nie umie sobie poradzić. Nie spotykamy odstępstw od
normy w zakresie akcentu wyrazowego ani zdaniowego.
Wśród błędów popełnianych przez mówiące po polsku osoby z pierwszym językiem
angielskim Anna Dąbrowska – powołując się na opracowanie Anny Seretny – wymienia:
– błędy rodzaju gramatycznego rzeczowników, wybór błędnej końcówki równoległej
w mianowniku liczby mnogiej;
– wybór błędnej końcówki równoległej rzeczownika, przede wszystkim w miejscowniku
i dopełniaczu liczby pojedynczej;
– wybór błędnej końcówki równoległej przymiotnika;
– mieszanie typów koniugacyjnych w formach czasu teraźniejszego;
320 J. Tambor, Nauczanie wymowy języka polskiego jako obcego. Warsztaty, [w:] R. Cudak, J. Tambor (red)., Inne optyki. Nowe programy, nowe metody, nowe technologie w nauczaniu kultury polskiej i języka polskiego jako obcego, Katowice 2001, s. 80-81.
445
– błędy składniowe polegające na błędnej rekcji czasownika oraz niepoprawnych konstrukcjach
przyimkowych;
– błędną rekcję czasownika, przede wszystkim mylenie form dopełnienia biernikowego
i dopełniaczowego, używanie dopełniacza po wszystkich czasownikach zaprzeczonych lub brak
odmiany;
– błędne wyrażenia przyimkowe;
– błędy leksykalne321.
Na podstawie stworzonego przez siebie korpusu błędów popełnianych przez cudzoziemców
posługujących się językiem polskim Anna Dąbrowska wyróżnia 12 najczęstszych ich typów:
– błąd leksykalny – czasownik;
– błąd leksykalny – rzeczownik;
– użycie niewłaściwego przyimka;
– błędny szyk zdania pojedynczego lub głównego;
– konstrukcja dysmorficzna;
– błędna rekcja rzeczownika po przyimku;
– błędna rekcja rzeczownika po czasowniku;
– wybór niewłaściwej równoległej końcówki fleksyjnej (rzeczownik);
– błąd w orzeczeniu imiennym przy łączniku „być” oraz „to”;
– konstrukcja amorficzna;
– błędny wybór aspektu;
– brak zgody w związku głównym322.
Wśród błędów popełnianych przez Lucy Wilską pojawia się:
321 A. Dąbrowska, Najczęstsze błędy popełniane przez cudzoziemców uczących się języka polskiego jako obcego, [w:] A. Seretny, W. Martyniuk, E. Lipińska (red.), Opisywanie, rozwijanie i testowanie znajomości języka polskiego jako obcego, Kraków 2004, s. 117. 322 Tamże, s. 124.
446
– błędna rekcja rzeczownika i zaimka po czasowniku lub brak odmiany: „szybko, żeby Dorotka nie
obudzili”; „Jola ze sklepu trzeba szukać”; „A nie zabije to jemu?”;
– wybór niewłaściwej równoległej końcówki fleksyjnej: „ukradłam 50 tysiąców’, „dziękuję księdzu,
Tomku, mężu” „panu Pietrku pani Jola zginęła”;
– błędny szyk zdania – charakterystyczne dla wszystkich mieszkańców Wilkowyj umieszczanie zaimka
„się” na końcu zdania: „Co jej stało sie?”, „To chyba podoba mi się”, „Jola nie znalazła sie?”, „Coś
musiało stać się”;
– umieszczanie dłuższej formy zaimka osobowego na końcu zdania: „można było kontrolować jego”;
– brak zgody w związku głównym: „panowie poszły”;
– tworzenie form analogicznych do postaci mianownika tam, gdzie występuje e ruchome: „piesów”;
– niepoprawna forma czasu teraźniejszego: „ja panu bardziej urwie”.
Lucy czasem nie zna lub nie pamięta polskiego słowa i pyta o nie („Jak to się u nas mówi?”)
lub zastępuje je słowem angielskim („zrobimy deal”; „TV”; „o, sorry”; wulgaryzmy w chwilach
wzburzenia).
Nie zaobserwowałyśmy błędów w zakresie aspektu czasownika, trybu przypuszczającego,
tworzenia czasu przyszłego, rodzaju rzeczownika, składni i deklinacji liczebników ani innych, które
często występują w mowie cudzoziemca posługującego się językiem polskim.
Język Lucy Wilskiej to wyobrażenie, odwołujące się do stereotypu dotyczącego tego, jak
wypowiada się cudzoziemiec mówiący po polsku. Do jej języka wprowadzone zostały pewne cechy
typowe – nie wszystkie, a tylko wystarczające do rozpoznania rodzaju stylizacji i odpowiednio
charakteryzujące bohaterkę.
Błędy pojawiają się u Lucy w różnym natężeniu – raz częściej, raz rzadziej. Potrafi ona
zbudować poprawnie nawet długą i trudną wypowiedź, a jej potknięcia nigdy nie wpływają na
zrozumiałość dialogu, nie powodują problemów komunikacyjnych. Jej wypowiedzi muszą bowiem być
całkowicie zrozumiałe, nie mogą nastręczać trudności odbiorcy serialu. Popełniane błędy mają za
zadanie charakteryzować bohaterkę, uprawdopodobnić postać, są także elementem
humorystycznym – nie mogą jednak być zbyt poważne i częste, gdyż wówczas stałyby się uciążliwe
dla widza.
447
Przechodząc do zagadnienia stylizacji gwarowej w serialu, trzeba zwrócić uwagę na pewną
jej specyfikę. Została ona zastosowana właśnie w serialu, czyli pewnym gatunku telewizyjnym,
przeznaczonym dla szerokiego grona odbiorców o bardzo zróżnicowanym przekroju społecznym,
musi więc być wyrazista, zauważalna, ale nie zbyt bogata, aby nie utrudniała odbioru. Realizują ją
aktorzy, którzy raczej w sposób intuicyjny starają się upodobnić swoje kwestie, pod różnymi
względami językowymi, do wypowiedzi gwarowych, a w przeważającym stopniu wpływ na język
postaci mają dialogi specjalnie dla nich napisane i sposób wymowy właściwy poszczególnym
aktorom, odrębnym od postaci ludziom. Realizatorzy serialu nie korzystają z konsultacji językowej, a
przynajmniej nie zaznaczają tego w napisach końcowych, nie wiemy więc, skąd czerpią pomysły i
informacje
o tym, w jaki sposób modelować język postaci w brzmieniu gwarowym. Można więc orzec, że
stylizacja przez nich stosowana jest w głównej mierze stylizacją brzmieniową definiowaną jako
„instrumentacja upodabniająca wypowiedź pod względem brzmienia do obranego wzorca
(archaicznego, gwarowego itp.), która polega nie na wprowadzaniu autentycznych wyrazów z
odmiany językowej, lecz na kształtowaniu neologizmów i modyfikacjach zgodnie z ogólnym
wyobrażeniem o właściwościach danego stylu”323. Jako ramę stylizacyjną wykreowali oni specyficzny
„język wilkowyjski”, będący elementem wydzielającym świat serialowej wsi i konsolidującym jego
mieszkańców, nawet tych przybyłych z daleka, jak Lucy Wilska. Kreacja ta następuje przez
wprowadzenie zaledwie kilku cech, które omówimy na samym początku dla odróżnienia ich od cech
faktycznie właściwych określonym polskim dialektom i gwarom.
• Język wilkowyjski
– Zaburzony szyk neutralny zdania SVO (szyk taki charakteryzuje dialekty ukraińskie) – to najbardziej
wyrazista cecha. Orzeczenia przeniesione są na koniec zdania. Najczęściej takim szykiem
posługuje się Hadziuk, ale mówią tak również wójt, ksiądz, Solejukowa, policjant, nawet
przyjezdna Amerykanka Lucy! („Ze mną lepiej w zgodzie żyć” – Czerepach, „Ten tu pod kościołem
spał i strasznie się rozhisteryzowany obudził” – Michałowa).
– przestawiony zaimek „się”: „wrogowi wysługując się”, „A co to Japyczowi stało się?” (Hadziuk) „no i
obie dobrały się” (wójt), „Niepotrzebnie gniewem w rozmowie uniosłem się” (Japycz), „Ale
jakbym nie usunął się…” (Stach), „A co tobie u mnie nie podoba się, przepraszam bardzo?”
(Czerepach).
– „no” jako słowo wytrych pojawia się bardzo często w funkcji potwierdzenia, ostrzeżenia, zapytania,
wyrażenia zadowolenia, oburzenia, przytakiwania, pochwały.
323 S. Sierotwiński, dz. cyt., s. 246.
448
Właściwa stylizacja gwarowa obejmuje w największym stopniu warstwę fonetyczną
i fleksyjną języka. W słowotwórstwie i składni cech dialektalnych jest zdecydowanie mniej, w leksyce i
frazeologii nie pojawiają się prawie wcale.
• Fonetyka
– Najbardziej charakterystyczny jest język Solejukowej ze względu na bardzo zauważalny zaśpiew –
tzw. akcent kresowy, czyli szczególny typ wymowy, polegający na „mocniejszym wymawianiu sylab
akcentowanych przy równoczesnym osłabieniu wymowy i zmianie barwy (pochylenie)
samogłosek w sylabach nieakcentowanych”324. W związku
z tym bardzo wyraźnie słychać samogłoski pochylone zwłaszcza w wygłosie.
– Zmiana nieakcentowanego e i (pochodząca z dialektu południowokresowego), ale tylko
w wygłosie czasowników pierwszej osoby liczby pojedynczej czasu przyszłego: [złapi], [złoi], [mówi].
– Tylko u niej pojawia się wymowa dyftongiczna o pochylonego jako [uo], występująca
w gwarach kaszubskich, w zach. Wielkopolsce i na Krajnie (obszar między Notecią
a Borami Tucholskimi), ale tylko w jednym zwrocie: matko [bṷoska], w innych wyrazach wymawia
normalne [o] pochylone albo [o]jasne, nawet w [Boże].
Oprócz Solejukowej język Pietrka i innych bywalców przedsklepowej ławeczki również
stylizowany jest głównie w warstwie fonetycznej. U poszczególnych postaci
z różnym natężeniem pojawiają się następujące cechy gwarowe:
– zanik nosowości w śródgłosie występujący właściwie tylko w najczęściej pojawiających się
wyrazach: [będzie], [będę]; i w wygłosie: [muszo], [wyjeżdżajo] (dialekt południowokresowy, obszar
historycznej Rusi Czerwonej, czyli woj. lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie oraz Pokucia, części
Podola i Wołynia; Do 1939 roku był na kresach wschodnich w powszechnym użyciu i pełnił funkcję
jednej z regionalnych odmian polszczyzny325). Zdecydowanie częściej w wygłosie pojawia się
rozpowszechniona
w językach regionalnych zwężona wymowa nosówek: [mówi(ą)], [pchaj(ą)], [trzęs(ą)];
– najczęściej u Solejuka występuje wymowa samogłosek nosowych rozłożona na samogłoskę ustną i
spółgłoskę nosową: [wezmom], [spieprzom]; utrzymująca się w gwarach Polski południowo-
zachodniej i środkowej;
324 S. Dubisz, H. Karaś, N. Kolis, Dialekty i gwary polskie, Warszawa 1995, s.14. 325 Tamże, s. 32-34.
449
– pochylone samogłoski (bardzo rzadko, tylko w niektórych wyrazach, czasem przypadkowo):
[siekierą], [na nij], ale są też wyrazy, w których konsekwentnie stosuje się np. pochylone [e], tak jak
Solejuk w wyrazie „kobieta” w każdym przypadku: [kobita], [kobicie], [kobito], [kobity] – [e] po
miękkiej przechodzi w [i];
– ścieśniona wymowa końcówek czasowników pierwszej osoby liczby pojedynczej czasu przyszłego i
teraźniejszego koniugacji typu –em –esz: [powim], [wim], [rozumim];
– miękka wymowa [k], [g], [ch]: [niełaskie], [nogie], [markie], [ławkie], [siatkie], [chiba] (gwary
wschodniomazurskie silnie zmiękczają spółgłoski tylnojęzykowe).
– opuszczane głoski w nagłosie: [dzie], w wygłosie [popad] [tera], [zara];
– uproszczenia grup spółgłoskowych: zanik spółgłosek na końcu wyrazu w grupie –ść „Niech któreś
skoczy fajki mi [przynieś], bo się skończyli” (występuje na terenie Małopolski);
– wiele upodobnień i uproszczeń, zlewających się słów [aleażdziw], [naszymmieniu]= naszym imieniu;
– Tylko Hadziuk i Kusy mają wymowę udźwięczniającą charakterystyczną dla Lubelszczyzny, na
obszarze której położona jest serialowa wieś Wilkowyje, ale rodzaj fonetyki międzywyrazowej nie
ma znaczenia w analizie, gdyż w tym względzie wymowa postaci i grającego ją aktora jest taka
sama.
• Słowotwórstwo
– przyrostek –k w zaimkach nieokreślonych „jakisik”, u Pietrka – „jakisić” (cecha ogólnodialektalna);
– czasowniki z końcówką –m, z którą w gwarach Polski północnej i północno-wschodniej tworzy się
formy czasu teraźniejszego pierwszej osoby liczby mnogiej, tu użyte są
w funkcji czasu teraźniejszego i przyszłego: „posiedzim”, „prowadzim”, „kupim”.
• Fleksja
– bardzo rzadko i niekonsekwentnie pojawiają się formy fleksyjne nie należące do ogólnej
polszczyzny, z zachowaną z liczby podwójnej końcówką –ta w trybie rozkazującym
i w drugiej osobie liczby mnogiej „płaczta”, „popaczta”, „płaczeta”, „mata”(macie). Końcówka –ta
występuje zamiast końcówki –cie w drugiej osobie liczby mnogiej czasu teraźniejszego w
dialektach i gwarach kaszubskich, mazowieckich, małopolskich
i wschodnich wielkopolskich;
450
– błędy odmiany: „dzieciów” końcówka rzeczowników twardotematowych rodzaju męskiego zamiast
miękkotematowych nijakiego, „dziecki” „z dzieckami” temat. l.poj. przeniesiony do liczby
mnogiej;
– wahania rodzaju męskoosobowego i niemęskoosobowego: „fajki się skończyli”, „bogacze cholerne”
(np. na terenach pn. i wsch. Polski (Kociewie, Lubawskie, Ostródzkie, płn.
i wsch. Mazowsze, Podlasie) formy męskoosobowe czasowników występują
w odniesieniu do wszystkich trzech rodzajów, więc ta forma mogłaby uchodzić tu za dialektalną.
• Składnia
– konstrukcje czasu przeszłego występujące na pograniczu wschodnim: „eksmisje my dostali”,
„zdurniał ty”;
– u Hadziuka jest najbardziej zaburzona, wiele dziwnych konstrukcji i błędów: „jak psów nami
pomiatają”, „chociażby informacji udzielić należy się”, „No ile można czekać, aż aparat dupe ruszy
sprawiedliwości?”;
– zawsze zaimek „się” przestawiony;
– pojawia się niekiedy użycie przyimków, które wskazuje na niezróżnicowanie ich zakresu
znaczeniowego „A za co takich nerwów dostał?” charakterystyczne dla dialektów.
• Leksyka
– Już samo nazwisko Pietrka jest elementem stylizacji – ma na imię Patryk, a Pietrek to jego nazwisko,
ale wszyscy zwracają się do niego nazwiskiem, które brzmi tak, jak gwarowa wersja imienia Piotrek.
Poza tym w ogóle nie występują typowe dialektyzmy czy regionalizmy, bardzo niewiele jest wyrazów,
mogących uchodzić za gwarowe, ale pojawia się kilka leksemów, które funkcjonują jako elementy
dialektyzacji:
– zgryzota326
– oczadziała
– wałach – koń trzebiony (powszechne)327
326 Leksemy „zgryzota” i „oczadzieć” znajdują się w Indeksie alfabetycznym wyrazów z kartoteki „Słownika gwar polskich” pod redakcją Jerzego Reichana (Kraków 1996), ale tomy, w których miałby się znaleźć odnośne hasła, nie zostały jeszcze wydane, dlatego o występowaniu wymienionych leksemów w gwarach polskich wnioskujemy wyłącznie na podstawie zawarcia ich w przywołanym indeksie. 327 J. Karłowicz, Słownik gwar polskich, , t. 6, Kraków 1911, s. 67.
451
– taż
– se = sobie
– no
– kurna
• Frazeologia
Występują pewne zwroty i wyrażenia, które można by uznać za elementy frazeologii gwarowej, cały
czas mając na uwadze, że środowiskiem, które analizujemy jest świat stworzony w serialu, nie zaś
rzeczywista miejscowość na mapie. Nie mamy możliwości porównania zaobserwowanych
wypowiedzeń z faktycznie funkcjonującymi w konkretnej gwarze frazeologizmami, dlatego te
przytoczone nazywamy quasi-frazeologizmami. Jest ich bardzo niewiele: „Ma dupa nogi, to niech se
idzie”.
• Wnioski
Wymienione i opisane cechy składają się na szczegółową charakterystykę środków
zastosowanych w stylizacji gwarowej języka w Ranczu. Stylizacja nie odwołuje się do żadnej
konkretnej gwary, ale do stereotypu języka dialektalnego, pewnego ogólnego, powszechnego
wyobrażenia o nim. Wykorzystuje cechy ewidentnie rozpoznawalne jako dialektalne – samogłoski
pochylone, zwężona wymowa nosówek, miękka wymowa spółgłosek tylnojęzykowych, dialektalne
formy fleksyjne czasowników, charakterystyczny kresowy zaśpiew – ale też takie, których nie
znajdujemy w charakterystyce żadnej z polskich gwar. Są to pospolite błędy w odmianie wyrazów,
upodobnienia spółgłoskowe, niedbała wymowa wpływająca na formę. Częste powtarzanie się
środków dialektalnych oraz kontekst świata przedstawionego sprawiają jednak, że widz jest skłonny
przypisać te cechy specyficznemu wiejskiemu językowi postaci, przez co i one stają się faktycznym
elementem stylizacji gwarowej, ale przez językoznawcę nie mogą być uznane za wywodzące się z
gwary.
Biorąc pod uwagę położenie geograficzne wioski Wilkowyje, można wskazać cechy, które w
gwarze mieszkańców tej okolicy powinny bądź mogłyby się pojawić. Są to przede wszystkim
mazurzenie (czyli wymowa typu [cłowiek], [susa]), fonetyka międzywyrazowa udźwięczniająca,
uproszczenie grup [strz], [zdrz], [trzy], [drzy] i ich identyfikacja z [szcz], [żdż], [cz], [dż], wtórne
ruchome [e] uniemożliwiające powstanie grup spółgłoskowych [ss], [zz], [ww], [ff]: [we wodzie], [ze
sokiem], [ze solą], czy brak przegłosu [e] [o]po spółgłoskach wargowych i miękkiej [ń]: [mietła],
452
[biere], [niesła]328. Widać więc, że dobór cech gwarowych wykorzystanych w stylizacji jest intuicyjny,
nawet przypadkowy,
a realizacja dość niekonsekwentna, ponieważ większość z nich pojawia się tylko w określonych
wyrazach, a nie we wszystkich, w których zachodzą odpowiednie warunki. Spełnione są jednak inne
warunki zaistnienia stylizacji, czyli świadomość i celowość wprowadzania szczególnych cech.
Funkcje takiej stylizacji to przede wszystkim wytworzenie efektu komicznego, ale również
charakteryzowanie poszczególnych bohaterów – język każdego z nich czyni z niego pewien typ ludzki
– ubogą, prostą, wiejską gospodynię, pospolitego pijaczka spod sklepu, cudzoziemkę posługującą się
językiem obcym oraz jest dopasowany do funkcji społecznej każdej z postaci (tak jest np. w
przypadku księdza i wójta, którzy również posługują się językiem stylizowanym – mamy tu do
czynienia ze stylizacją biblijną i na język urzędowy). Jednocześnie stereotypowy język gwarowy w
połączeniu ze specyficznym „językiem wilkowyjskim” uwiarygadnia bohaterów jako
niewykształconych mieszkańców wsi i podkreśla wspólnotę.
Bibliografia
Bereza A., Problemy teorii stylizacji w satyrze, Wrocław – Warszawa – Kraków 1966.
Cudak R., Tambor J. (red)., Inne optyki. Nowe programy, nowe metody, nowe technologie
w nauczaniu kultury polskiej i języka polskiego jako obcego, Katowice 2001.
Dąbrowska A., Najczęstsze błędy popełniane przez cudzoziemców uczących się języka polskiego jako
obcego, [w:] Seretny A., Martyniuk W., Lipińska E. (red.), Opisywanie, rozwijanie i testowanie
znajomości języka polskiego jako obcego, Kraków 2004.
Dubisz S., Karaś H., Kolis N., Dialekty i gwary polskie, Warszawa 1995.
Głowiński M., Kostkiewiczowa T., Okopień-Sławińska A., Sławiński J., Słownik terminów literackich,
Kraków 2000.
Karłowicz J., Słownik gwar polskich, t. 6, Kraków 1911.
Płóciennik I., Podlawska D., Słownik wiedzy o języku, Warszawa 2008.
Polański K. (red.), Encyklopedia językoznawstwa ogólnego, Wrocław 2003.
328 S. Dubisz, H. Karaś, N. Kolis, dz.cyt., s. 80.
453
Reichan J. (red.), Indeks alfabetyczny wyrazów z kartoteki „Słownika gwar polskich”, Kraków 1996.
Seretny A., Martyniuk W., Lipińska E. (red.), Opisywanie, rozwijanie i testowanie znajomości języka
polskiego jako obcego, Kraków 2004.
Sierotwiński S., Słownik terminów literackich, Wrocław 1986.
Tambor J., Nauczanie wymowy języka polskiego jako obcego. Warsztaty, [w:] Cudak R.,
Tambor J. (red)., Inne optyki. Nowe programy, nowe metody, nowe technologie
w nauczaniu kultury polskiej i języka polskiego jako obcego, Katowice 2001.
Netografia:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jeruzal_(powiat_miński), 25.11.2009, 22:30.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Latowicz, 25.11.2009, 22:30.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ranczo_(serial_telewizyjny), 24.11.2009, 23:00.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sokule_(województwo_mazowieckie), 25.11.2009, 22:35.