Polska opowieść. Rozważania o podmiotowej narracji Polaków w czasach pesymizmu [2010]

24
Polska opowieść. Rozważania o podmiotowej narracji Polaków w czasach pesymizmu Tomasz Rowiński Źródła (polskiej) podmiotowoici W swoim z niezwykłym rozmachem napisanym eseju Przekleń- stwo 1709 roku. Czy Polacy mogą wybić się na podmioto- wość? 1 , Dariusz Gawin zadaje to ważne pytanie, które ujawnia już w tytule. Jego istota polega na rozróżnieniu pomiędzy nie- podległością a podmiotowością. Autor dostrzega w polskim myśleniu politycznym ostatnich dwudziestu lat dwie tendencje. Pierwsza z nich widzi w odzyskanej w 1989 roku niepodległości i akcesji do struktur europejskich dopełnienie czasu. Tendencja ta jest wyrażana w przekonaniu, rzadko formułowanym expli- cite, że żyjemy w epoce końca historii, który to koniec tożsamy jest z procesami demokratyzacyjnymi 2 . Interpretacja wydarzeń ostatnich dwóch dekad nasuwa się sama - oglądamy zakończenie polskich cierpień i odwrócenie niekorzystnej karty, jaka prześla- dowała nasze dzieje przynajmniej od dwustu, czy nawet trzy- stu lat. Zwolennicy drugiej tendencji, do której wyraźnie zalicza się sam Gawin, uważają że niepodległość jest tylko pierwszym krokiem do odzyskania właściwej niezależności. Niepodległość straciliśmy wprawdzie razem z trzecim rozbiorem w 1795 roku, jednak podmiotowość polska przepadła już w 1709 roku, kiedy Szwedzi ponieśli klęskę w bitwie pod Połtawą. Ów historyczny moment zadecydował, jak mówi Gawin, „kto ułoży politycznie i cywilizacyjnie cały ten wielki obszar Europy, który rozpościera się między Polską a Rosją" 3 . Ważne jest to, że Rzeczpospolita demokracji jako ostatecznej formy rządu". Rozszerzone i zmodyfikowane poglądy na powyższy temat autor przedstawił w książce Koniec historii, tłum. T. Biedroń, M. Wichrowski, Poznań 1997. To niezwykle ciekawe, w jaki sposób idea końca historii spotkała się z pewnego rodzaju oczekiwaniami mesjanistycznymi części polskich elit upatrujących specyficzne wypełnienie naszych dziejów w nastaniu demokracji jako rzeczywistości wyidealizowanej, która „przyjdzie do nas" z Zachodu. 3 D. Gawin, dz. cyt., s. 41. D. Gawin, Przekleństwo 1709 roku. Czy Polska wybije się na niepodległość?, „Teologia Polityczna", 5/2009-2010, s. 33-54. 2 F. Fukuyama, Koniec historii?, w: Czy koniec historii?, tłum. B. Stanosz, red. I. Lasota, seria „Konfrontacje", nr 13, Warszawa 1991. Na s. 8 autor pisze:,Jesteśmy, być może, świadkami nie po prostu końca zimnej wojny, czy też przemijania pew- nego szczególnego okresu powojennej historii świata, lecz końca historii jako takiej, to jest - końcowego punktu ideologicznej ewo- lucji ludzkości i uniwersa- lizacji zachodniej liberalnej

Transcript of Polska opowieść. Rozważania o podmiotowej narracji Polaków w czasach pesymizmu [2010]

Polska opowieść. Rozważania o podmiotowej narracji Polaków w czasach pesymizmu Tomasz Rowiński

Źródła (polskiej) podmiotowoici

W swoim z niezwykłym rozmachem napisanym eseju Przekleń­stwo 1709 roku. Czy Polacy mogą wybić się na podmioto­

wość?1, Dariusz Gawin zadaje to ważne pytanie, które ujawnia już w tytule. Jego istota polega na rozróżnieniu pomiędzy nie­podległością a podmiotowością. Autor dostrzega w polskim myśleniu politycznym ostatnich dwudziestu lat dwie tendencje. Pierwsza z nich widzi w odzyskanej w 1989 roku niepodległości i akcesji do struktur europejskich dopełnienie czasu. Tendencja ta jest wyrażana w przekonaniu, rzadko formułowanym expli-cite, że żyjemy w epoce końca historii, który to koniec tożsamy jest z procesami demokratyzacyjnymi2. Interpretacja wydarzeń ostatnich dwóch dekad nasuwa się sama - oglądamy zakończenie polskich cierpień i odwrócenie niekorzystnej karty, jaka prześla­dowała nasze dzieje przynajmniej od dwustu, czy nawet trzy­stu lat. Zwolennicy drugiej tendencji, do której wyraźnie zalicza się sam Gawin, uważają że niepodległość jest tylko pierwszym krokiem do odzyskania właściwej niezależności. Niepodległość straciliśmy wprawdzie razem z trzecim rozbiorem w 1795 roku, jednak podmiotowość polska przepadła już w 1709 roku, kiedy Szwedzi ponieśli klęskę w bitwie pod Połtawą. Ów historyczny moment zadecydował, jak mówi Gawin, „kto ułoży politycznie i cywilizacyjnie cały ten wielki obszar Europy, który rozpościera się między Polską a Rosją"3. Ważne jest to, że Rzeczpospolita

demokracji jako ostatecznej

formy rządu". Rozszerzone i zmodyfikowane poglądy na powyższy temat autor przedstawił w książce Koniec historii,

tłum. T. Biedroń, M. Wichrowski, Poznań 1997. To niezwykle ciekawe, w jaki sposób idea końca historii spotkała się

z pewnego rodzaju oczekiwaniami mesjanistycznymi części polskich elit upatrujących specyficzne wypełnienie naszych

dziejów w nastaniu demokracji jako rzeczywistości wyidealizowanej, która „przyjdzie do nas" z Zachodu.

3 D. Gawin, dz. cyt., s. 41.

D. Gawin, Przekleństwo

1709 roku. Czy Polska

wybije się na niepodległość?,

„Teologia Polityczna",

5/2009-2010, s. 33-54.

2 F. Fukuyama, Koniec

historii?, w: Czy koniec

historii?, tłum. B. Stanosz,

red. I. Lasota, seria

„Konfrontacje", nr 13,

Warszawa 1991. Na s. 8

autor pisze:,Jesteśmy, być

może, świadkami nie po

prostu końca zimnej wojny,

czy też przemijania pew­

nego szczególnego okresu

powojennej historii świata,

lecz końca historii jako

takiej, to jest - końcowego

punktu ideologicznej ewo­

lucji ludzkości i uniwersa-

lizacji zachodniej liberalnej

T o m a s z R o w i ń s k i P a l i k a o p o w i e i ć 323

> Tamże, s. 36.

' Tamże, s. 40.

nie była już graczem w tej rozgrywce, a jedynie miejscem, gdzie w XVIII wieku ujawniały swoją podmiotowość inne narody. Tak zwany powrót do Europy, jakiego doświadczyliśmy u schyłku XX stulecia, nie jest żadnym dopełnieniem polskich dziejów, a raczej momentem niespodziewanej pauzy.

Pauza, jak wiadomo, nie trwa wiecznie, „a czas - ten czas, któ­ry na ogół nie jest dla nas zbyt łaskawy - nieubłaganie mija. Ile jeszcze go mamy?"4. Jedyne co rozsądnie możemy powiedzieć 4 Tamże, s. 54.

0 naszej epoce, to fakt, że dostajemy niezwykłą szansę od historii, by odbudować podmiotowość, przezwyciężyć kompleksy bycia mniejszym od największych i odrzucić podobające się wielu prze­konanie, że owszem jesteśmy najwięksi, ale tylko wśród małych narodów5. To czas, by pokazać, że Polska wróciła6. Jednak, jak pisze autor Przekleństwa 1709 roku, znów szale się ważą, znowu dwie siły stają na przeciw siebie, podobnie jak w czasach Sejmu Wielkiego i Konstytucji 3 Maja. „Wybory 2005 roku przyniosły zwycięstwo sił politycznych, które zapowiadały działanie na rzecz budowy realnej podmiotowości. A jednak wszystkie nadzieje na realną zmianę przepadły w szaleńczej mentalnej wojnie domowej «rokoszan» z «konfederatami»"7.

Dariusz Gawin skupia się przede wszystkich na międzynarodo­wym aspekcie podmiotowości. Jej pojawienie się lub nie uzależ­nia od tego, czy Polacy wykorzystają graniczność swojego losu, którą to graniczność określa jako „prześwit ontologiczny"8. Co stanowi ów „prześwit"? Jest on zespołem uwarunkowań geogra­ficznych, historycznych i kulturowych, które sprawiają, że „Polska jest, ale może jej nie być, że może ona «zginąć», przestać ist­nieć"9. Oglądamy w ten sposób drugą stronę medalu walki o za­chowanie Polski - bez podmiotowości, w polskim przypadku, nie będzie przetrwania. Gawin nie pisze tego wprost, jednak taki wniosek czytelnikowi nasuwa się nieodparcie.

Rzeczpospolita, jaką oglądamy w przywoływanym eseju, jest krajem tkwiącym w wewnętrznym uścisku, pomiędzy dwiema narracjami, można by rzec - pomiędzy Polską samodzielną a bez­wolną, zanikającą - zaś w skrajnym przypadku pomiędzy Polską 1 nie-Polską, bytem i niebytem. Zmagają się w nas siły „kraju środka", „chorego człowieka Europy"10, ale i, jeszcze przez chwilę, 10 Tamże, s. 37 i n.

europejskiego wyrzutu sumienia. Pozostaje nam niesformułowane

Tamże, s. 54.

Tamże, s. 33.

Tamże, s. 34.

32^ C h r i s t i a n i t a s I| i | / 2 0 1 0 S Z K I C E

explicite i być może niezauważone pytanie o to, czym różnią się od siebie te Polski. Gawin w zasadzie unika wejścia w pytanie o narrację. Zatrzymuje się gdzie indziej, by odpowiedzieć, że jed­na „Polska" nosi w sobie ożywczy „lęk przed śmiercią", druga zaś nie. A jednak to nie jest wystarczająca odpowiedź. Hobbes11

mógł ufać, że dzięki lękowi przed unicestwieniem powstaje spo­łeczeństwo, jednak realizm nie pozwala nam poprzestać na takim ahistorycznym stwierdzeniu. Jeśli nie strach to co? Obserwując współczesną politykę, widzimy, że to właśnie próby zachowania więzi pomiędzy tradycją narodową a państwem są dziś istotnym węzłem europejskiej polityki tożsamościowej12. Gdy powstań­cy warszawscy szli do walki, to nie z tęsknoty za chlebem lub ze strachu przed śmiercią. Z perspektywy czasu widzimy, że na prawdziwą śmierć i to w totalnym sensie narazili się, wywołując Powstanie. Walczono raczej o pewien obraz pozytywny, nie tylko o „jeszcze Polska nie zginęła póki my żyjemy", ale raczej „co nam obca przemoc wzięła szablą odbierzemy". Pragnienie wolności musi bowiem mieć swoje źródło, a jest nim poczucie odrębności, którą trzeba zachować i umacniać Nieuchronnie stajemy wobec pytania o polską opowieść i tradycję - jej ożywczy impuls.

Pozostajemy więc z kwestią, jaka jest „Polska", która nosi w so­bie niezbędną odwagę i pewnego rodzaju „całość'"3, dzięki której ta Polska-bez-cudzysłowu ma szansę odzyskać wewnętrzną pod­miotowość, warunkującą podmiotowość zewnętrzną, opartą nie tylko na strachu, ale i nadziei.

Zob. T. Hobbes,

Lewiatan, czyli forma

i władza państwa kościelnego

i świeckiego, tłum.

Cz. Znamierowski,

Warszawa 1954, s. 147. 12 Wiele o koniecznej

„restytucji" państwa naro­

dowego pisze P. Manent,

Racja Narodów. Refleksje na

temat demokracji w Europie,

tłum. P. Gumola, Elbląg

2008, patrz, też: Pamięć

wypędzonych. Grass, Benes

i środkowoeuropejskie

porachunki, red. P. Buras,

P.M. Majewski, Warszawa

2003. Szczególnie godne

uwagi w tej książce są

artykuły P.M. Majewskiego,

Czeski rozrachunek - dekrety

Benesa i stosunki czesko-

-niemieckie po 1989 roku, a także Z. Krasnodębskiego, Polskie milczenie. Przykładem tekstu dezawuującego polskie

starania o wewnętrzną podmiotowość może być artykuł K. Bachmana, Wbrew społecznym trendom? Dlaczego nie­

miecka polityka historyczna była i będzie skuteczniejsza od polskiej, źródło: http://www.niemcy-online.pl/komentarze/

polityka_historyczna/

T o m a s z R o w i ń s k i P o l i k a o p o w i e ś ć 325 '3 Por. P. Manent, dz. cyt.,

s. 17-19.

P o l s k a , c z y l i c o ? Czy Polska odzyskała swoją podmiotowość wewnętrzną? Czy Polska „sama-o-sobie" wie, czym jest, czy potrafi o sobie opo­wiadać? Uzasadniona wydaje się bowiem wątpliwość, czy moż­liwa jest suwerenna polityka międzynarodowa bez wewnętrznej samosterowności. Marek Jurek zauważył w swojej ostatniej książce, wspominając pracę opozycyjną sprzed roku 1989, że dla wszystkich zaangażowanych było jasne - „niepodległość Polski to funkcja słabości Rosji. Polska może odzyskać niepodległość tylko wtedy, gdy Rosja osłabnie'"4. Pytaniem aktualnym jest, co się faktycznie zmieniło po roku polskiego przełomu u schyłku lat osiemdziesiątych. Oczywiście nigdy nie można abstrahować od kontekstu historycznego i geograficznego, dlatego też zawsze polityka danego państwa jest funkcją okoliczności zewnętrznych. Jednak nie zapominajmy także o tym, że oprócz kontekstu geo­politycznego mamy też kontekst wewnętrznego uporządkowania i spójności, który daje możliwość emancypowania od ograniczeń - możemy go nazwać wolnością polityczną narodu. Przykład roku 1709 dobrze pokazuje nam, jakie znaczenie ma owa wewnętrzna siła, analogiczny obraz mogliśmy obejrzeć dzięki rzeczywistości ujawnionej w aferze Rywina. Chodzi o sprawę korespondencji pomiędzy opowieściami reprezentatywnymi dla wspólnoty na­rodowej a opowieściami, które reprezentują dysponenci kultury, czyli struktury państwa, klasa polityczna i elity. Znamienny jest fakt, że Polacy, choć są dumni ze swojej przynależności narodo­wej15 i ze swojego państwa (które po 1989 roku otrzymało spo­ro splendoru, jaki w czasach niepełnej niepodległości wiązał się z przynależnością narodową16), dystansują się wobec instytucji tegoż państwa. Szczególnie dotyczy to instytucji władz central­nych, a także partii politycznych i polityków17, którzy jako repre- 16 E Wnuk-Lipiński,

zentanci powinni być właściwymi dysponentami woli politycznej x. Bukowska, stosunek

wspólnoty narodowej w ustroju demokratycznym. Polaków do własnego

państwa, Nauka 2008,

nr 2, s. 7-28; autorzy piszą: „dzisiejsze państwo jest dla Polaków bardzo ważne zarówno dlatego, że przez znaczną ich

część jest utożsamiane z narodem (w tym przypadku nastąpiło przeniesienie identyfikacji narodowych na instytucje

państwa), jak i dlatego, że obecne państwo jest - dla mniejszej części naszego społeczeństwa - wartością samą w sobie.

Zatem hipoteza, iż otwarcie się Polski na świat i włączenie się w procesy globalizacyjne osłabiły istotność państwa

w oczach jego obywateli, nie znajduje potwierdzenia w naszych badaniach".

M. Jurek, Dysydent

w państwie POPis,

Dębogóra 2008, s. 9.

1^ T. Żukowski, Sfera

publiczna - społeczne wizje

i zachowania, w: Wartości

Polaków a dziedzictwo

Jana Pawła //, red. T. Żu­

kowski, Warszawa 2009,

tabela 1, s. 231; zob też

raport CBOS z 2006

Zaufanie w sferze prywatnej

i publicznej a społeczeństwo

obywatelskie.

326 C h r i s t i a n i l a s i | 1 4 / 2 0 1 0 S Z K I C E

17 T. żukowski, dz. cyt., Klasycznym wytłumaczeniem tego zjawiska jest taka interpreta-s. 243. cja historii, która usprawiedliwia ów dystans Polaków, ponieważ

widzi w nas ofiary historycznej i geograficznej sytuacji, jaką było zniknięcie w XVIII wieku Rzeczpospolitej z map Europy. Konse­kwencją tego zniknięcia ma być pewnego rodzaju nabyty uzus w postaci dystansu wobec wszelkiego rodzaju państwowości. Zwięzły wyraz tej koncepcji daje nam Tomasz Żukowski w tek­ście Sfera publiczna - społeczne wizje i zachowania:

Relacje Polaków z państwem nie są proste W ostatnich dwóch stuleciach państwo było bowiem dla Polaków częściej źródłem opresji niż wzmacniania własnej pod­

miotowości. W okresie zaborów reprezentowało interesy rosyjskie, pruskie, austriackie, a w czasie II wojny świa­towej nazistowskie lub sowieckie. W okresie komunizmu

było niesuwerenne i antydemokratyczne. Dlatego w świa­domości Polaków czasów PRL sfera instytucji państwa traktowana była jako obca, ale mimo to ważna, choćby z racji rozbudowanych funkcji (zarówno represyjnych, jak

i socjalno-opiekuńczych). Identyfikowano się z narodem, a także z Kościołem - uważanym przez wielu za „zastęp­cze" przedstawicielstwo Polaków w sferze publicznej'8.

Ten klucz interpretacyjny narzuca się siłą swojej oczywistości, jed-18 Tamże, s. 242. nak równocześnie utrudnia nam szukanie jakichkolwiek dalszych

wyjaśnień poza stwierdzeniem, że to sami Polacy poprzez swoje nabyte nawyki polityczne są dla siebie przeszkodą w integrowa­niu tego co narodowe i państwowe. W ten sposób dwustuletnia niewola kładłaby na nasz kark dozę determinizmu społecznego, którego nikt nie może udźwignąć. Tą drogą niebezpiecznie zbli­żamy się do nie tak dawnych poglądów postrzegających Polskę jako tymczasowy twór traktatu wersalskiego. Równocześnie taka deterministyczna interpretacja pewnego socjologicznego punktu widzenia postaw Polaków posłużyła elitom jako pretekst „wymia­ny" Polski i Polaków za pomocą zewnętrznej implantacji prawa, moralności, a nawet historii.

Inną tezę stawia Klaus Bachmann w swoim artykule opubliko­wanym na portalu „Niemcy On-line". Za cel obiera on krytykę

T o m a s z R o w i ń s k i P o l s k a o p o w i c i i 327 prowadzonej przez Polskę polityki tożsamościowej, a szczególnie projektu Muzeum Powstania Warszawskiego. Wymowny jest już sam tytuł tekstu Bachmanna Wbrew społecznym trendom. Dlacze­go niemiecka polityka historyczna byta i będzie skuteczniejsza od polskiej. Głównym zarzutem wobec polityki polskiego państwa jest przekonanie autora, że Muzeum zostało „konstruowane na przekór tym wszystkim multikulturowym, indywidualistycznym i obywatelskim prądom, które decydowały o sukcesie polityki historycznej w innych państwach'"9. Publicysta buduje analogię pomiędzy dzisiejszą Polską a państwem niemieckim lat pięćdzie­siątych, gdzie „Trzecią Rzeszę: Hitlera i jego bezpośrednie otocze­nie uznano za winne, ludność cywilną, armię, korpus oficerski a nawet SS (z wyjątkiem formacji uznanych przez Trybunał No­rymberski za zbrodnicze) oceniano pozytywnie"20. W jednym momencie okazuje się że Polacy i Niemcy znajdują się na tym samym poziomie doświadczenia wobec „tragedii II wojny świa­towej". Równocześnie historycznie rewizjonistyczny projekt, jaki stanowi Centrum przeciw Wypędzeniom, wspierany przez władze centralne Niemiec, Bachmann widzi jako efekt kosmopolityczne­go „multikulturalizmu", a nie faktycznej renacjonalizacji i poli­tycznej reintegracji działań tożsamościowych państwa.

Klaus Bachmann pisał swój artykuł podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości, które pomimo wielu słabości obnażyły rze­czywisty stan stosunków polsko-niemieckich, zrywając pozorną bezproblemowość towarzyszącą publicznym debatom na ten temat w latach dziewięćdziesiątych. Istotny jest jednak wnio­sek Bachmanna, który możemy przyjąć za swój, choć wymaga odwrócenia perspektywy - polityka w Polsce „płynie przeciw społecznym prądom"21. Zdanie to chciałbym rozciągnąć na cały okres polskiej niepodległości po 1989 roku, nawet jeśli jest to narracyjne nadużycie. Polski dystans wobec struktur państwa polskiego jest wyrazem dyskomfortu, jaki odczuwamy w sto­sunku do naszych władz i naszej polityki. Struktury i instytucje, które odpowiadają za nasz byt państwowy, nie są tymi, których oczekujemy i to zarówno w sensie prawnym, jak i moralnym. Sukces Muzeum Powstania Warszawskiego, Wielkie Czuwanie związane ze śmiercią Jana Pawła II22, poparcie dla instytucjonali­zacji pamięci o papieżu, a także społeczne szerokie wsparcie dla

19 K. Bachmann, Wbrew

społecznym trendom?

Dlaczego niemiecka polityka

historyczna była i będzie

skuteczniejsza od polskiej,

http://www.niemcy-online.

pl/komentarze/polityka_

historyczna/ 20 Tamże.

Tamże.

Warto przyjrzeć się da­

nym zawartym w artykule

Tomasza Żukowskiego,

Przeżywanie śmierci

328 C h r i s t i a n i t a s 4 4 / 2 0 1 0 S Z K I C E

Jana Pawła II i jej rocznic,

w: Wartości Polaków...,

s. 150-182.

prawnego usankcjonowania podstawowych zasad cywilizacji ży­cia zdają się sygnalizować, jakie społeczne prądy płyną w Polsce. W niewielkim jednak stopniu tendencje te mają wpływ na kształt ustawodawstwa i oświaty w naszym kraju. Wobec tego należy uczciwie zapytać, czy są to prądy główne? A może to elity poli­tyczne i kulturalne w naszym kraju oderwały się od tego, co ciągle ma zasadnicze znaczenie dla polskiego narodu?

23 P. Czapliński, Polska do

wymiany. Późna nowoczes­

ność i nasze wielkie narracje,

Warszawa 2009, szczególnie

rozdział Polityka i erotyka.

Powieść o władzy w czasach

demokracji, s. 147-180.

2At Tamże, s. 158.

Polityka miłości czyli zagubiona podmiotowość Przemysław Czapliński w swojej książce Polska do wymiany. Póź­na nowoczesność i nasze wielkie narracje poświęconej literaturze polskiej z lat 1986-2008, zauważa, że znaczna część tej literatury opisuje relacje pomiędzy polityką i społeczeństwem z użyciem metafor seksualnych, a w szczególności metafory uwodzenia23. Polityka jest obszarem multiplikowania rozkoszy w jej najróżniej­szych, także dewiacyjnych przejawach. Mnożenie uwodzicielskich metafor służy jednak tylko jednemu - zachowaniu władzy. Nawet jeśli ta władza jest pozorna, a inaczej przecież być nie może -urok, jaki rzuca uwodziciel, zawsze kiedyś pryska. Oglądaliśmy to kilkukrotnie na polskiej scenie politycznej - pycha uwodziciela nieuchronnie przeobraża się w jego upadek. Im pełniejsze uwo­dzenie, tym znaczniejszy upadek. W Polsce nie wykształciła się relacja właściwa reprezentacji politycznej, czyli relacja służebnego charakteru demokratycznej władzy wobec suwerennego narodu. Uwodzenie polityczne zakłada z jednej strony bierność wspólnoty narodowej, czyli jakikolwiek brak jej podmiotowego wpływu na kształtowanie wspólnej narracji, a także nieuchronnie zawarty w uwodzeniu fałsz, grę fortelem, chęć wygrania, jednak w ra­mach zmagań, których efektem, być może często niezamierzo­nym i nieuświadomionym, będzie niszczenie substancji wyższego rzędu. Narracje polityczne są nieskomplikowane i sprowadzają się do postulatu zadowolenia wszystkich24, ale w ten sposób co­raz bardziej oddalają Polaków od instytucji własnego państwa. Do tego nurtu „swawolnego" trzeba zaliczyć cały rząd opowie­ści pozornych, jakich byliśmy świadkami w ostatnich dekadach, ze szczególnym podkreśleniem „opowieści o pięknym Olku" Kwaśniewskim i „polityce miłości" Donalda Tuska, ale także do pewnego stopnia „silnego państwa" Kaczyńskich. Oczywiście

T o m a s z R o w i ń s k i P o l i k a o p o w i e ś ć 329 w ostatnim przypadku mieliśmy do czynienia raczej z samo-uwiedzeniem - przeliczeniem się co do możliwości swoich sił i kompetencji, a także oporu ośrodków opiniotwórczych. Doszło do tego także ostateczne zlekceważenie postulatów opinii katoli­ckiej reprezentowanej przez środowisko skupione wokół Marka Jurka. Prawdopodobnie z perspektywy moralnej ocena Kaczyń­skiego wypadnie mimo wszystko inaczej niż Millera, jednak osta­teczny efekt dla podmiotowości jest niemal równie zły - jej idea została dla wielu skompromitowana. Wobec tego nie mieliśmy do czynienia z prawdziwym erotycznym dążeniem, jakie niekiedy przypisuje się działaniu politycznemu, ale ze zwykłymi pozora­mi. Skutkiem takich praktyk jest nie tylko utrwalanie dystansu pomiędzy narodem a państwem, ale także osłabienie zdolności Polaków do suwerennego reagowania w chwilach, gdy pojawia się możliwość takiej reakcji, lub gdy, co ważniejsze, taka reakcja jest konieczna. W ten sposób uwodzicielski charakter polityki stawia Polskę w cieniu „Polski bezwolnej", w cieniu nierządu25 - odwo­łując się do metaforyki literackiej.

Wartą odnotowania uwagę pozostawił nam Pierre Manent - jej trafność ma większe być może znaczenie właśnie dla polskich 25 chodzi oczywiście

rozważań niż dla jego francuskich krajan: o wiersz w Potockiego,

Nierządem Polska stoi.

Forma polityczna - naród i państwo - to nie jest lekki strój, który można przywdziać, a następnie dowolnie po­

rzucić, pozostawiając za sobą. Stanowi on Całość, w któ­

rej wszystkie elementy naszego życia łączą się i nabierają

znaczenia26.

Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Wielu Polaków rzeczywiście uwierzyło, że w roku 1989 dopełnił się romantyczny mit - prze- 26 p. Manent, dz. cyt., s.18.

konanie to było podtrzymywane przez klasy polityczne, a także wielu intelektualistów. Zapewniało ono spokój w czasach, kiedy wprowadzano Polskę na określoną drogę modernizacyjną trafnie scharakteryzowaną przed laty przez Zdzisława Krasnodębskie-go w książce Demokracja peryferii27. Ujawnienie się konfliktów politycznych w pierwszych latach nowego tysiąclecia odbierano jako atak na osiągnięty już stan doskonałości, a nie powrót zwy­kłej i zdrowej polityczności, która nie ma doczesnego końca i nie

330 C h r i s t i a n i t a s i | i | / z o i o S Z K I C E

27 z. Krasnodębski, może zostać zastąpiona sprawną administracją - znakiem finali-Demokracja peryferii, zacji procesu historycznego. W ten sposób romantyzm, z naszego Gdańsk 2003. narodowego impulsu, stał się naszym anihilatorem. Implemen­

towaną modernizację utożsamiono z nawykiem jednoczenia się wokół sprawy niepodległości. Tymczasem sprawy miały się zu­pełnie inaczej co ostatnio dobitnie opisał Marek Jurek na łamach „Christianitas":

M. Jurek, Tradycja:

sprawa przeszłości czy

przyszłości?, „Christianitas"

43/2009, s. 67.

Takie lub bliskie temu

przekonanie wyrażali zu­

pełnie poważni autorzy, jak

choćby J.M. Rymkiewicz,

który w 1996 roku mówił

, Jak żyć w Polsce, która

miała być wolna, miała

być naszą wolną ojczyzną,

a jest nadal własnością

komunistów, przedmiotem

ich wstrętnych ekspery­

mentów Nasze naprawdę

wielkie nieszczęście,

które przydarzyło się nam

w ostatnich latach, to była

ta wielka zdrada naszych

narodowych interesów -

bo tak to właśnie należy

Ze dziwieniem słyszałem (...) wypowiedzi liberalnych oso-

bistości katolickich, w których echem odbijała się ideo­logia „Gazety Wyborczej", a dla których źródłem napięć społecznych w rodzącym się państwie był nie postkomu-

nizm, ale poglądy tych, którzy chcieli oprzeć wolność na porządku prawnym podobnym do utraconej niepodległo­ści. Z tej perspektywy komunistyczną dechrystianizację

należało uznać nie za relikt niewoli, ale za obowiązujący element „pluralizmu". W imię takich poglądów jako in-tegryzm atakowano już nie krytykę rewolucji francuskiej, ale przywiązanie do polskiej tradycji i przekonanie, że

państwo demokratyczne powinna i może ukształtować opinia katolicka - zgodnie z uniwersalizmem zasad, za jakie odpowiada 28

Jeśli lekarstwem na odzyskanie wewnętrznej sterowności ma być dopuszczenie do głosu właściwej narracji i podporządkowanie mu dyskursu polityki, to nieuchronnym staje się pytanie, jaka jest ta opowieść. Jaka jest ta „autentyczna" narracja? Powyższy cytat dobrze wprowadza nas w to zagadnienie.

O p o w i e i ć p o d m i o t o w a ( P o l s k a j a k o „ P a ń s t w o B o ż e " )

Wstępna odpowiedź na powyższe pytanie o istnienie polskiej opowieści została już sformułowana. Pragnienie wolności, a także podmiotowości, wynika z poczucia odrębności - przynależności do opowieści posiadającej określoną osnowę. Niewątpliwie Polska jest dziś niepodległa, ale czy nie jest to niepodległość niesuweren-na? Nie chodzi o to, by iść w sukurs zwolennikom twierdzenia, że w 1989 roku dokonała się zdrada narodowa29 i żyjemy w nie

T o m a s z R o w i ń s k i P a l i k a o p o w i e i ć 331 swoim państwie, ale o ustalenie pewnej gradacji podmiotowości, nazwać - przypieczętowana

O „państwach upadłych" możemy powiedzieć, że są niepodle- przy „okrągłym stole", zob.

głe - formalnie nikt nie narzuca im swojego protektoratu, ale Rozmowy polskie w latach

jednak panuje w nich całkowity nieład, wojny najróżniejszych 1995-2008, s. 39-40.

stronnictw, brak im zorganizowanej władzy centralnej. Czasem względny pokój bywa w nich zachowany dzięki opiece społecz­ności międzynarodowej. Panują tam przedpolityczne warunki życia. Sytuacja Polski jest oczywiście inna, znajdujemy się na drodze innych procesów - podobnie jak pozostałe duże narody europejskie. Z jednej strony stoimy wobec presji instytucji eu­ropejskich, które uległy znacznemu wyemancypowaniu od woli politycznej poszczególnych narodów i równocześnie nabrały wie­le sił w kontrolowaniu, nawet bardzo szczegółowym, aspektów życia na naszym kontynencie. Instytucje te wspierają bardziej niż istnienie państwa narodowego, podmiotowość struktur re­gionalnych. Nawet na pierwszy rzut oka widać w tym zmaganie o prymat i zasadę suwerenności - chodzi bowiem o wzmocnienie regionów, które nie są żadnym podmiotem w tej rozgrywce, kosz­tem państwa. Z drugiej strony instytucje państwa narodowego skupiają się zamiast na rządzeniu to na zarządzaniu, a władza administracyjna zastępuje władzę polityczną - tą drogą w Polsce wzmacniane były tendencje, o których już pisałem. Tylko wła­dza polityczna, korzystająca z przysługującej jej suwerenności na mocy zasady reprezentacji, może podejmować decyzje z zakresu tożsamości (czyli całego obszaru kultury - szczególnie politycz­nej i ustrojowo-prawnej). Takiej władzy właściwie w Polsce nie ma. W tym różnimy się od innych dużych państw Europy - żad­ne z nich nie jest tak rozchwiane tożsamościowo. W tym sen­sie Polska w dalszym ciągu podobna jest do Polski rozbiorowej, okupacyjnej czy ludowej. I znów nie chodzi tu o przekraczanie właściwych proporcji - w gradacji wolności i podmiotowości je­steśmy wysoko, wyżej niż kiedykolwiek od setek lat, ale nie jeste­śmy zadowoleni, nie jesteśmy bezpieczni. Jednym z warunków, by to zmienić, musi być poważne traktowanie swojej odrębności. Uwspólnienie opowieści pomiędzy władzą i narodem, reprezen­tantem i suwerenem, jasne ustalenie zasad suwerenności.

Najbardziej współczesna aktualizacja opowieści o polskiej pod­miotowości jest dziełem Jana Pawła II. Jej szczególne znaczenie

332 C H r i i t i a n i t a i i « i | / a o i o S Z K I C E

wynika z okoliczności, w jakich powstała. Nie mamy w tym przy­padku do czynienia z naukową „obróbką tekstów kultury", ale z głosem idącym z samego wnętrzna tej opowieści, samego rdzenia tej tożsamości. Tubą dla tej opowieści stał się polski patriotyzm wcielony w katolicki uniwersalizm. To oczywiście nie wszystko. Praktyczny wymiar, jaki papieska narracja miała dla działalności politycznej opozycji demokratycznej i morale całego narodu końca lat siedemdziesiątych i dekady lat osiemdziesiątych, przypieczętował siłę tej aktualizacji. Oto zasadniczy fragment papieskiej narracji:

Jeśli jest rzeczą słuszną, aby dzieje narodu rozumieć po­przez każdego człowieka w tym narodzie - to równo­

cześnie nie sposób zrozumieć człowieka inaczej jak w tej wspólnocie, którą jest jego naród Wiadomo, że nie jest to wspólnota jedyna. Jest to jednakże wspólnota szczegól­na, najbliżej chyba związana z rodziną, najważniejsza dla dziejów duchowych człowieka. Otóż nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego - tej wielkiej tysiącletniej wspól­noty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas - bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozu­

mienia naszego narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie. Nie sposób zrozumieć tego narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną - bez Chry­

stusa. Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stoli­

cy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod

własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi sa­mymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu. Nie sposób zrozumieć dziejów Polski od Stanisława na Skałce do Maksymiliana Kolbe w Oświęcimiu, jeśli się nie

przyłoży do nich tego jeszcze jednego i tego podstawowe-3° Homilia wygłoszona

podczas Mszy św.

go kryterium, któremu na imię Jezus Chrystus30.

w Warszawie na pl. Zwy­

cięstwa 2 czerwca 1979 r.

To nie jedyny fragment, jaki możemy tu przywołać Równie do­brze moglibyśmy przytaczać wyimki z papieskich pielgrzymek do

T o m a s z R o w i ń s k i P o l i k a o p o w i e i ć 333 Polski (choćby z roku 1991, czy 1999), z wypowiedzi w UNESCO, czy książki Pamięć i tożsamość31. Jeśli homilia z 2 czerwca 1979 jest w jakiś sposób szczególna, to ze względu na swój dziejowy moment - na swój kairos. Jan Paweł II budował konsekwentnie opowieść o Polsce składaną ze strzępów narracji, z puzzli, w któ­re zamieniały ją konsekwentnie kolejne próby zerwania podej­mowane przez zaborców, okupantów, „sojuszników", a także ich wewnętrznych sprzymierzeńców. Papież spełnił podstawowy warunek podmiotowej opowieści - powinna ona być reprezen­tacją Całości (zapisuję tę „całość" wielką literą za Pierrem Ma-nentem32), powinna wychodzić od tego, co możemy odnaleźć w dziejach jako akt założycielski, od którego ciągną się wszystkie zasadnicze wątki. Całość warunkuje odrębność - ta zaś umoż­liwia wolność Polska miała tylko jeden prawdziwy akt założy­cielski - był nim chrzest Mieszka I. Zwięźle i rzeczowo w dwóch punktach polską sprawę „oczami papieża" ujęli ostatnio Paweł Gierech i Agnieszka Dobrzyńska, komentując przytoczony akapit. Za niewątpliwe należy uznać, „po pierwsze - długi (datowany co najmniej od 966 roku, kiedy to książę Mieszko I doprowadził do chrztu Polski) i nieprzerwany związek katolicyzmu z polskością. Po drugie - fakt, iż ten związek z różnych przyczyn nigdy nie zaowocował w Polsce żadną formą cezaropapizmu"33. Opowieść w perspektywie nakierunkowanej przez Jana Pawła II biegnie nieco dialektycznie od chrztu Polski do zabójstwa biskupa Sta­nisława, później poprzez czas, gdy Kościół stał się „ciałem" sca­lającym kraj rozbity dzielnicowym podziałem, dalej znajdujemy „złoty wiek" epoki jagiellońskiej i ostatniego z rodu Zygmunta Augusta, który miał stwierdzić, że nie chce być władcą ludzkich sumień. Ukoronowaniem tej opowieści jest niejako obraz Rzecz­pospolitej jako kraju wolnego, kraju „bez stosów", schronienia dla chrześcijan różnych denominacji i Żydów, a także przedmurza katolicyzmu. Nie znaczy to, że mamy tu do czynienia jedynie z idealizacją. Krytyczne uwagi papieża dotyczą choćby upadku ducha suwerenności i podmiotowości w epoce przedrozbiorowej. Taka topograficzna opowieść nabiera konkretniejszych kształtów w czasach coraz nam bliższych, dawnym epokom pozwala wyzna­czyć pewien kontur, zarys istnienia, odrębności, rodowód Dalszy ciąg tej narracji stanowią takie elementy, jak choćby wyjątkowy

w: Jan Paweł II, Pielgrzymki

do Ojczyzny. Przemówienia

i homilie, Kraków 2005,

s. 20-25.

31 Jan Paweł II, Pamięć

i tożsamość, Kraków 2005,

^2 P. Manent, dz. cyt.

p. Gierech, A. Dobrzań­

ska, Polacy o Kościele,

w: Wartości Polaków a dzie­

dzictwo Jana Pawła //, s. 88.

334 C h r i s I i a n i t a s i | i | / z o i o S Z K I C E

charakter polskiego oświecenia34, dalekiego od rewolucyjnego za­ślepienia znanego z Francji, a także oparcie się polskiej kultury na fundamencie wiary katolickiej. W ten oczywisty sposób pragnie­nie suwerenności złączyło się z religijnością, a może raczej znala­zło nowy wyraz dla tego związku wobec granicznego zagrożenia, jakim był upadek państwa polskiego na przeszło wiek. W czasach komunistycznych spośród wielu innych elementów narracji warto wspomnieć jeden, rzadko dziś wspominany - zażarte zmagania władz Polski Ludowej z Kościołem o obchody iooo-lecia. Zma­gania o władzę nad sensem tego czasu są niejako węzłem zmagań o podmiotową opowieść Polaków w latach niewoli sowieckiej. Władysław Gomułka podjął jak dotychczas jedyną próbę cało­ściowego przejęcia narracji. Zachowania polskości, a odrzucenia katolicyzmu i chrześcijaństwa35. Był w tym być może mądrzej­szy od swoich dzisiejszych naśladowców (którzy z pewnością nie przyznaliby się do takiego powinowactwa), ponieważ doceniał aspekt Całości. Chciał jednak podmiotowości dla władzy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w ramach supernarracji radzie­ckiej, a nie dla Rzeczpospolitej Polski36.

Nie będę w szczegółach przytaczał kolejnych elementów dziejo­wej układanki. Chodzi raczej o przypomnienie osnowy, bez której nie można sobie wyobrazić polskości - przynajmniej w przekazie Jana Pawła II - jako ostatniej wielkiej aktualizacji tradycji myślenia o Polsce Jednak dzisiaj stoimy wobec ważnego pytania, czy nie jest to tylko jeden z partykularnych sposobów myślenia o Polsce, jeden z wielu sposobów opowiadania o niej - w dodatku niekoniecznie najprawdziwszy? W 1991 roku ks. Józef Tischner pisał: „Dyskusja na temat «chrześcijańskich wartości» we wstępie do konstytucji nabrała rumieńców (...) Propozycja wzbudziła lęk. Zastanawiający jest ten lęk przed «wartościami chrześcijańskimi*. (...) Jeszcze kilka lat wcześniej było zupełnie inaczej"37. Znajdujemy tu podobny

34 Wiele o tym można prze-

czytać w książce A. Grześ-

kowiak-Krwawicz,

Regina Libertas. Wolność

w polskiej myśli politycznej

XVIII wieku, Gdańsk 2006.

Tak wypowiadał się na

ten temat sam Władysław

Gomułka: „Sprawa polega

na tym, że episkopat,

a szczególnie kardynał

Wyszyński, chcą przeciw­

stawić 1000-lecie chrztu -

Polsce Ludowej. Tendencja

ta przebija z całego orędzia.

(...) dlatego właśnie od­

mówiliśmy kardynałowi

Wyszyńskiemu paszportu,

ażeby nie spotkał się ze

swoim nauczycielem -

prof. Haleckim, którego

cytuje; ażeby nie mógł prze­

ciwstawić iooo-lecia pań­

stwa polskiego - 1000-leciu

wkroczenia chrześcijaństwa

na ziemię polską. (...)

Jeśli kardynał Wyszyński

(...) i inni biskupi chcą

wypowiadać poglądy na

różne problemy polityczne - nie zabraniamy, ale nich to będzie zgodne z polityką, jaką rząd Polski Ludowej prowadzi,

niech Kościół nie przeciwstawia się państwu. Niech nie uważa, że sprawuje rząd dusz w narodzie. Czasy te odeszły

w bezpowrotną przeszłość i nigdy nie powrócą", A. Dudek, R. Gryz, Komuniści i Kościół w Polsce (1945-1989), Kraków

2003, s. 220-229.

36 „Papieskie" ujęcie polskiej narracji starali się dać P. Gierech i A. Dobrzyńska, dz. cyt., s. 87-97.

^ Cytat za P. Gierechem i A. Dobrzyńską, dz. cyt., s. 95; klimat intelektualny tamtych lat starał się oddać J. Gowin

w książce Kościół po komunizmie, Kraków 1995.

T o m a s z R o w i ń s k i P o l s k a o p o w i e i ć 335 ton do przytaczanej wypowiedzi Marka Jurka. Po 1989 roku zdaje się, że zaistniał w nowej postaci problem, z którym Polacy zmagali się od XVIII wieku - forma polskiej podmiotowości z jej katolicką osnową, w jakimś sensie chrystocentryczna, okazała się niewy­godna. Być może w tym momencie ujawnił się najsłabszy punkt papieskiej opowieści. To jej romantyczne wychylenie ku „zmar-twychwstawaniu" narodu zrodziło rozczarowanie czasami, które nastały. Prawdopodobnie nie taka była intencja papieża, można przypuszczać, że to Polacy, sami nasączeni romantyzmem, słyszeli to, co chcieli słyszeć w jego głosie Duch romantyzmu obecny jest w tym rodzaju myślenia, mającym przekonanie, że czas historycz­ny dla Polski się dopełnił razem z rokiem 1989. Tymczasem data ta oznacza tylko zmierzch (kolejny i prawdopodobnie nieostatecz-ny) polskiego romantyzmu. Po dwudziestu latach od odzyskania niepodległości dobrze widzimy, że papieska aktualizacja polskiej narracji nie jest już nasza w takim względzie, w jakim była ona związana z duchem romantycznym, albo że jej romantyczne do­pełnienie trzeba odłożyć na później. Nie straciła ona jednak ak­tualności jako polska narracja o przeszłości - wiele jej elementów dopiero teraz w pełni ujrzało światło dzienne (Powstanie War­szawskie), a inne czekają na odkrycie (docenienie wagi Millenium Chrztu jako wydarzenia narodowego przyćmionego przez środo­wiskowy mit niektórych elit jakim był rok 1968). Trzeba jednak pójść konsekwentnie dalej, żyć formą w konkrecie dzisiejszego życia społecznego i politycznego. Jednak współczesnym „konfede­ratom" i „rokoszanom" ta strawa nie smakuje.

Narracje drugie Oczywiście istnieje wiele przykładów na to, że, jak mówi tytuł pewnego wywiadu, „katolicyzm nie był jedyną polska tradycją"38. Część z tych przykładów ma jednak charakter groteskowy Andrzej Walicki mówił w przywołanej rozmowie: „Pamiętajmy, że dawni aparatczycy PZPR na początku lat 90. po prostu się bali. Byli wów­czas ideologicznie rozbrojeni i skutecznie zastraszeni"39 lub, że „nie byli ani lepsi, ani gorsi od przedstawicieli drugiej strony"40. Mimo że wrażenie jest komiczne, Walicki mówi to z pełną powa­gą, a równie poważny czytelnik nie może nie zauważyć, że w kilku zdaniach, zachęcony przez Sławomira Sierakowskiego, dokonuje

38 A. Walicki,

S. Sierakowski, Katolicyzm

nie był jedyną polską

tradycją. Z Andrzejem

Walickim rozmawia

Sławomir Sierakowski,

„Europa - Tygodnik idei",

nr 138, 26 listopada 2006.

39 Tamże.

40 Tamże.

336 C h r i i f i , / 2 o 1 o S Z K I C E

rehabilitacji „tradycji" PRL w imię pluralizmu demokratycznego -jak czytamy: „realnego pluralizmu różnych dróg rozwoju zabrakło raczej w wyniku zastraszenia dawnych członków partii"41. Dalej jest już bardziej poważnie: „Sprawy zaszły tak daleko, że przywra­canie stanu rzeczy, który dla mojego pokolenia był oczywistością, dziś zasługiwałby niemalże na miano historycznego rewizjoni-zmu"42. Stwierdzenie to odnosi się do zasadniczej tezy wywiadu, głoszącej że prawdziwy patriotyzm tworzyła zawsze w Polsce le­wica, a, powtarzając za Sewerynem Goszczyńskim, „niepodobna

43 Za Andrzejem Walickim, być zarazem dobrym katolikiem i dobrym Polakiem"43. W jednym tamże. rzędzie Walicki przywołuje ks. Staszica „radykalnego deistę, głę­

boko zaangażowanego w walkę z klerykalnym «zaboboństwem»", komisarza Kostkę Potockiego „odwołanego przy głośnym aplauzie

44 Tamże. bigotów i dewotek"44, Abramowskiego, Brzozowskiego i Krzywi­ckiego reprezentujących „tradycje etosu inteligenckiego", a w rzę­dzie drugim „ciemnogród" Jana Pawła Woronicza, prowincjonalną ideologię Polaka-katolika i niemal totalitarny ostracyzm panujący w ramach pierwszej „Solidarności". Walicki nie bierze jednak pod uwagę, że „jego pokolenie", na którego pogląd się powołuje, nie jest swego rodzaju ideowym horyzontem, ogólną obiektywizującą perspektywą. Nawet w ramach tak wąskiej grupy społecznej, jaką stanowiła zawsze inteligencja. Pozostaje pytanie, czy istnieje ideo­wy związek pomiędzy Krzywickim a „aparatczykami PRL", któ­rych trzeba bronić w imię pluralizmu wartości? Czy tak wygląda ciągłość narracyjna „patriotycznej lewicy"? Dlaczego nie wymienić w tym rzędzie jeszcze Róży Luksemburg, Tadeusza Krońskiego czy Józefa Cyrankiewicza? Równie dobrze można by do tych nazwisk dorzucić także samego Andrzeja Walickiego i Sławomira Sierakow­skiego, jako tych, którym Polska inna niż będąca odwzorowaniem ideałów lewicowej inteligencji jest obrzydliwa. To ciekawe, czy dla Sierakowskiego lewica PRL to rzeczywiście wartościowy element tradycji, a dla Walickiego ubogaceniem lewicy są gejowskie parady równości? Ważniejsze jest to, że logika zaprezentowania w przy­wołanym wywiadzie prowadzi tylko do dalszych podziałów wśród samych Polaków, dlatego myśląc o całości, nie można jej podjąć. Ze swojego ducha jest ona partykularna i nie podmiotowa, ra­czej elitarystyczna i imitacyjna. Jaki rodzaj narracji całościowej możemy tu znaleźć, czy to w perspektywie chronologicznej, czy

41 Tamże.

42 Tamże

T o m a s z R o w i ń s k i P o l s k a o p o w i t i ć 337 horyzontalnej? Mamy tu do czynienia raczej z przykładami pew­nych tradycji intelektualnych, które gdzieś włączają się w całość, ale nie mogą one dźwignąć narodu i państwa narodowego i jego podmiotowości. Nie upatrują one także celu w podmiotowości Polski, ale raczej w jej osłabieniu, rozpuszczeniu. Najstarsze poko­lenie znacznej części inteligencji wciąż tkwi w cieniu tęsknot Tade­usza Krońskiego. Młodzi intelektualiści zamiast realizmem, który widzi podmiotowy charakter narodów, rządów, dysponentów kapitału mających swoje interesy, wolę przetrwania, zachowania wpływu - kierują się resentymentami i ideałami znajdywanymi w książkach francuskich, czy niemieckich teoretyków. Ważnym pytaniem jest czy to wszystko nie czyni szczególnie inteligencji lewicowej najbardziej podatną glebą w procesie kolonizacji Polski, która przecież musi odbywać się na wielu poziomach w dzisiej­szym „nomadycznym" świecie. Ale ostatecznie czy Polska w ogóle tę inteligencję obchodzi? Co nam po świecie, w którym nie będzie żadnego „my", z którego można by mówić. Ten problem dotyczy także naszych zniechęconych do Polaków elit, inteligencji i lewicy, która jednak nie widzi, że podcina gałąź, na której siedzi. Ona też bowiem potrzebuje Polski, ale nie chce tego uznać

Logikę Walickiego i Sierakowskiego trzeba odrzucić w całości. Pójście za nią oznacza powielanie klisz umysłowych o polskich podziałach (np. według linii postęp-ciemnogród), które z perspek­tywy całości polskiej narracji są pozbawione sensu. Dobrze to ilu­struje retrospektywa polskich dziejów, którą Jan Paweł II dał nam w 1979 roku. Jej właściwym podsumowaniem, także w pewnej mierze „metodologicznym" są słowa:

Trzeba iść po śladach tego, czym - a raczej kim - na prze­

strzeni pokoleń był Chrystus dla synów i córek tej ziemi. I to nie tylko dla tych, którzy jawnie weń wierzyli, którzy Go wyznawali wiarą Kościoła. Ale także i dla tych, pozor­nie stojących opodal, poza Kościołem. Dla tych wątpią­cych, dla tych sprzeciwiających się"45. 45 Jan Paweł II, Pielgrzymki

do Ojczyzny. Przemówienia

Ta perspektywa pozwala nam spojrzeć na Walickiego i Sieraków- i homilie, s. 20-25.

skiego jako na eksponentów antyklerykalnej bigoterii niezdolnej do zaproponowania podmiotowej narracji obejmującej całość

338 C h r i i t i a n i t a i 4 1 1 / 2 0 1 0 S Z K I C E

sprawy narodowej. Wojtyła w dalszym ciągu jest bliższy tym postawom Polaków, które pokazują najnowsze badania socjo-

46 Zob. choćby przywoły- logiczne46. Zresztą przedmiotem naszych rozważań jest szukanie waną już książkę Wartości opowieści, która mogłaby wzmocnić polską suwerenność, a nie Polaków a dziedzictwo Jana opowieści większościowej, demokratycznej, tolerancyjnej, etc Pawła 11. Z samej swojej istoty implantacja jest tylko adaptacją w system

zewnętrzny, a więc ma charakter niepodmiotowy. Dobrze problem ten wyraził przywoływany już Marek Jurek:

47 M. Jurek, Dysydent

w państwie POPIS, s. 27.

4 Parz P. Czapliński,

dz. cyt., szczególnie rozdział

Kościół i ciało, s. 44-56.

Ci koledzy [o poglądach prawicowo-liberalnych] uważali, że w Polsce trzeba zbudować społeczeństwo typu zachod­

niego i to jest właściwie jedyny i wystarczający cel dzia­

łania. A my uważaliśmy, że po odzyskaniu niepodległości nie możemy zredukować naszych dążeń do zbudowania demokracji liberalnej, państwa obojętnego moralnie i zga­dzającego się na widoczną na Zachodzie dechrystianiza-

cję. Dla nas był ważny chrześcijański ład społeczny i inny, właściwy mu model demokracji; a więc z szacunkiem dla życia ludzkiego, dla rodziny, z wychowaniem chrześcijań­skim w szkołach47.

I znów nie chodzi o obronę twierdzy tożsamościowej - po prostu jest znaczna różnica pomiędzy konstruktywistyczną „wymianą" Polski a rozumnym rozwojem narracji, przyjmującym nowe ele­menty, wydobywającym wagę dawniejszych. W planie Wojtyły znaleźliby się i Staszic, i Kostka Potocki - pewnie nawet Walicki i Sierakowski. W planie tych ostatnich na Wojtyłę raczej zabra­kłoby miejsca.

Kłopot z elitami to także kłopot z literaturą, jako sposobem for­mułowania narracji, definiowania rzeczywistości. Kościół właś­ciwie w całej literaturze polskiej ostatnich dziesięcioleci pojawia się tylko w aspekcie prywatnym, szczególnie indywidualnych decyzji dotyczących etyki seksualnej, ewentualnie jako źródło zatrucia życia prywatnego, patologicznych relacji rodzinnych48. Literatura wcale nie bierze pod uwagę polskiej opowieści, jaką stara się zachowywać Kościół. W znacznym sensie tłumaczy to zapomnienie, jakim otoczone są te elementy polskiej opowieści, w których katolicyzm odegrał zasadniczą rolę, lub które dzięki

T o m a s z R o w i ń s k i P o l s k a o p o w i e ś ć

Kościołowi zachowały narracyjną spójność Czy wspomnimy jesz­cze raz rocznicę Millenium 1966, czy wydarzenie „Solidarności" sprowokowane wizytą Jana Pawła II w Polsce, widzimy to samo zapomnienie i tę samą dekonstrukcję. Dla odmiany wydarzenia marca 1968 znalazły swoje pozytywne odbicie w tekstach kul­tury, właściwie spychając dwa lata wcześniejsze tysiąclecie pol­skiej odrębności w niebyt. Konsekwencje wizyty Jana Pawła II w Polsce AD 1979 nie znalazły żadnej wcześniejszej iskry nadziei u ważnych twórców prozy i poezji. Sama pamięć o „Solidarno­ści" podlegała rozpadowi49. To, co działo się później, trafnie ujął Przemysław Czapliński: „Elity polityczne, ekonomiczne i kultu­rowe Polski - które w pierwszym okresie [niepodległości - TR] przemawiały jednolitym językiem - przekonywały więc znaczną część społeczeństwa, że powinna się modernizować, czyli nadać swojej tożsamości inną postać"50. W innym miejscu autor oma­wiając kontrowersje wokół pogrzebu Czesława Miłosza, przyzna­je: „Przez piętnaście lat wolnej Polski wykorzystywano autora Ziemi Ulro do tego, by rozmiękczyć nacjonalizm polski, oddzielić patriotyzm od katolicyzmu, przekształcić katolicyzm w chrześci­jaństwo"5'. Taki schemat funkcjonuje i dziś - atakując nacjona­lizm, osłabia się patriotyzm, antagonizuje się Polaków, oddziela elity od reszty narodu, stawiając w pokonanym polu papieskie wspomnienie o „wierzących, wątpiących i sprzeciwiających się". Czapliński, który nie patrzy na polskie opowieści z perspektywy podmiotowości, notuje jednak uczciwie fakt, że tylko „wielkie narracje" mogą pomóc w rozwiązaniu problemów polskiego ży­cia zbiorowego52. Tymczasem w ramach niekończącej się walki o abstrakcyjny egalitaryzm narracji tracimy szansę na konkretną suwerenność

Kultura to nie wszystko Ważne jest, by nie zredukować problemu narracji jedynie do obszaru kultury - nasze dzisiejsze rozchwianie tożsamościowe ma swoje głębokie podstawy w sposobie ufundowania III Rzecz­pospolitej. Problem, przed jakim stanął Gawin, jest właśnie tej natury. Polska, która wyłoniłaby się z Powstania Warszawskiego w przypadku gdyby odniosło ono militarny sukces, nie byłaby białą tablicą - wyrastałaby, jak samo Powstanie, z konkretnego

339

^ Por. tamże, s. 181-223.

50 Tamże, s. 246.

Tamże, s. 256.

Tamże, s. 273-274.

C h r i i t i a n i t a s 1 , 4 / 2 0 1 0 S Z K I C E

doświadczenia niepodległego bytu II Rzeczpospolitej - tej żywej tradycji polskiej państwowości. To samo dotyczyło roku 1989 -choć czas nieubłaganie nadwyrężył już nitkę tradycji:

Gdy przyszła niepodległość dla prawicy katolickiej, sku­pionej wtedy w Zjednoczeniu Chrzęści jańsko-Narodo-

wym, było oczywiste, że musimy odbudować państwo na

tych samych zasadach ustrojowych, na których opierała się Druga Rzeczpospolita. Nie dlatego, że były idealne, ale dlatego że były realną postacią państwa, które zachowa­ło chrześcijański charakter w warunkach współczesnej pluralistycznej demokracji. Po prostu normalne Państwo

Polskie. Taki charakter miały też powojenne postulaty 53 M.Jurek, Tradycja: konstytucyjne polskiego Episkopatu z RP 194653. sprawa przeszłości, czy

przyszłości?, s. 67. To ostatnie zdanie daje bardzo silną odpowiedź, jakiej wolności pragnęli ci, którzy wyrywali ją hitlerowcom, a tracili na rzecz sowietów. Nie byłaby to jakaś bezkształtna wolność, która na­stała w Polsce po roku 1989, oczekująca dopiero, podobnie do greckich poleis, na swojego prawodawcę, którym w przypad­ku III Rzeczpospolitej stał się postkomunistyczny liberalizm. To byłby konkretny projekt z jego katolickością wpisaną do kon­stytucji, w zgodzie z dotychczasową tradycją. Tymczasem ważny element Całości, jakim jest państwo, został u nas w 1989 roku przywrócony, ale równocześnie zachwiany, jak gdyby wytrącony z równowagi - przyszedł do nas z zewnątrz poprzez partykularne głosy „małych tradycji", a nie w swoim oczekiwanym głównym nurcie Owe „małe tradycje" to w dużej mierze cała nieprawość i mafijność spuścizny PRL, która zdołała się wślizgnąć w liberalne „małe tradycje" opozycji lewicowej. Oczywiście twierdzenie, że możemy dobrze żyć tylko w państwie katolickim, dziś jest trud­nym twierdzeniem, a jednak choć wielu Polakom to może nie być w smak, możliwość ta ciągle czeka na swoją weryfikację. Jak na razie została ona unieważniona a priori. Dziś jest zasłonięta latami ideologicznych wojen i skutecznej antypropagandy. Dlatego też ta najbardziej oczywista z polskich dróg nigdy nie zaistniała po 1989 roku, a przecież szczera refleksja doprowadzi nas do przekonania, że katolicki charakter naszego państwa był także pragnieniem Jan

T o m a s z R o w i ń s k i P o l s k a o p o w i t i i

Pawła II (przez niektórych obwołanego królem Polski). Świade­ctwem tego były obserwowane przez miliony dramatyczne chwi­le rozczarowania, przeżywane przez pielgrzymującego do kraju papieża w 1991 roku. Jeśli bowiem zapytamy, jakie jest źródło przekonań politycznych i egzystencjalnych Jana Pawła II, nie bę­dziemy chyba błądzić, jeśli wskażemy na ducha I Rzeczpospolitej ufundowanej na doświadczeniu kontrreformacji. Zarówno papież z Wadowic, jaki i nasi przodkowie „wolność uważali za jedną z na­jistotniejszych idei politycznych, ale istotą wolności była wiara"54. 54 Tamże, s.

Dlaczego katolickość jest tak ważna? Wszystkie powyższe roz­ważania wskazują, że jest ona osnową polskości - tym elemen­tem, który zachował najistotniejsze elementy naszej tożsamości - nie tylko narodowej, ale i ludzkiej. Rozważania nad kondycją polskiej polityki pokazały nam jej stan uformowany na glebie postkomunizmu i liberalizmu traktowanych jako „podłoże neu­tralne". W rzeczywistości obie te formacje intelektualne są obce polskiej tradycji narodowej i politycznej, traktowanie ich jako fundamentu oznacza ukonstytuowanie prawdziwego zerwania, już nie tylko wynikającego z zewnętrznych okoliczności, ale ze świadomego przecięcia słabych nici wiążących nas z przeszłością - naderwanych totaliatryzmami (jak możemy śnić o podmioto­wości, jeśli nie uporządkujemy tych spraw!). Zasadnicze znacze­nie dla równowagi politycznej ma „tradycja instytucji", ponieważ „jednocześnie wiąże naród i państwo, pozwala w państwie wi­dzieć materializację idei Ojczyzny, buduje poczucie przynależ­ności i przywiązania do narodu oraz pozwala polityce korzystać z doświadczeń przeszłości - choćby poprzez uświadamianie ko­nieczności procesu politycznego dla osiągania i utrwalania naro­dowych i społecznych celów polityki"55. Zmysł polskich instytucji 55 Tamże, s.

nie pozostał nigdzie indziej poza uniwersalizmem religii rzymskiej i katolickiej - z niego czerpał zasady istnienia państwa, porządku prawnego, zasady działania i wreszcie nawyki serca. Odrzucając to, odrzuciliśmy możliwość istnienia narodu w przestrzeni zrozu­miałej w sensie politycznym, to znaczy zapewniającym akcepto­walny poziom sprawiedliwości, reprezentacji i transparentności.

Jednak jest jeszcze jeden aspekt, którego nie możemy zanie­dbywać - ta opatrznościowa specyfika polskiej tradycji politycz­nej pozwala nam patrzeć na działanie polityczne z perspektywy

C h r i s l i a n i l a i 4 4 / 2 0 1 0 S Z K I C E

moralnej, dobra i zła, które znajduje swoje uzasadnienie metafi­zyczne, ludzkie i boskie równocześnie, a nie tylko pragmatyczne, z zakresu inżynierii społecznej. Ta zachowana w jakiś cudowny sposób właściwość pozwala Polakom głębiej spoglądać i wyraź­niej postrzegać związki pomiędzy interesem narodowym a po­ważnymi konfliktami cywilizacyjnymi skupionymi wokół spraw nienaruszalności życia ludzkiego czy przymusu legislacyjnego Unii Europejskiej. Dziedzictwem polskim jest „państwo rozpoznające

56 p. Milcarek, Do Unii non Boga", a nie tylko „tolerujące swoich wierzących obywateli"56. possumus, „christianitas" Być może ten pierwiastek metafizyczny jeszcze pozwala nam 15/16, s. 26 i n. się bronić przed władzą różnych form postkomunizmu i libera­

lizmu, czy to za pomocą zorganizowanej opinii katolickiej, czy też znacznie powszechniej w szemranej niezgodzie na praktykę polityczną, administracyjną, ustawodawczą w naszej Ojczyźnie Tylko polityka z ducha katolicka może przybliżyć nas do stanu, kiedy ład i wolność nie będą pojęciami sobie przeciwstawianymi. Najłatwiejszym dziś usprawiedliwieniem jest bowiem powiedzieć, że wszelka nieprawość jest konsekwencją wolności.

S o w a M i n e r w y ? Pozostaje pytanie, czego zechcą Polacy? Czy zadowolą się polskim politycznym teatrem złudzeń i będą dryfować, jak statek szaleń­ców - na podobieństwo „państw upadłych"? Czy wybiorą nie­rząd, jako swoją przyszłość, przyszłość peryferii, nowych kolonii, zadowolonych ze swojego braku znaczenia, a nawet polityczne­go, kulturalnego i geograficznego wchłonięcia? Czy może jednak zarówno naród, jak i jego reprezentanci odnajdą się wzajemnie, dostrzegą Polską odrębność i specyfikę, która niweluje poczucie niższości i przywraca wolność polityczną narodu. Bez niej nie będziemy w stanie abstrahować od naszych geopolitycznych ogra­niczeń, kształtować długofalowej strategii umacniającej polski

57 j. Salij, Syndrom papugi, byt polityczny. Konieczne jest zachowanie integralności polskiej „Ład", 23 maja 1993, opowieści przezwyciężającej tożsamościowe rozchwianie odbija-w: spór o Polskę 1989-1999. jące się także na niespójności działań naszych reprezentantów Wybór tekstów prasowych, - zarówno w sprawach wewnętrznych, jak i na arenie międzyna-s. 78-81. rodowej. Nie chodzi o to, by Polska stała się mamutem Europy, 58 Tamże. jak pisał kiedyś Jacek Salij57, ale nie może też być manekinem58,

którego rozum jest gdzieś na zewnątrz. Oczywiście Polacy mogą

T o m a s z R o w i ń s k i P o l i k a o p o w i e ś ć 343 wybrać też inną drogę zintegrowania swoich spraw przez porzu­cenie opowieści czyniącej ich odrębnym narodem - dającej szansę na podmiotowość, a w efekcie nadzieję na zachowanie istnienia wobec historii, która nie była dla nas pobłażliwa. Czy jednak po­ciągają nas fikcyjne narracje, nieadekwatne narzędzia badawcze, nie nasze życie? Jeszcze nie jest za późno, ale czy zachowaliśmy odrobinę mądrości i realizmu, by zachować ożywczy impuls pol­skiej tradycji, który zawsze był źródłem naszego trwania?

Pozostajemy więc z pytaniem, czy możemy mieć nadzieję, że polscy politycy i polskie elity zauważą istnienie i żywotność tej tradycji, która wciąż trwa i pozwala nam mówić o Polsce i świe­cie własnym językiem, czy może niestety po raz kolejny uwaga 0 sowie Minerwy znajdzie odzwierciedlenie w życiu polskiego narodu. Nie miejmy złudzeń, duże państwa Europy już wkroczyły na ścieżkę konsolidacji narracji narodowych, a także konsolidacji państwa i narodu - tej formy i treści europejskiego bytowania politycznego. Polska też nie powinna uchylać się przed podjęciem tego wyzwania. Szczególnie, że być może ciągle zachowaliśmy coś, czego próżno szukać w innych zakątkach Europy.

4* *r 4*

Poit scriptum - post mortem Kwietniowe wydarzenia spod Smoleńska - śmierć Prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz jego towarzyszy wymagają chociaż kilku zdań uzupełnienia do tekstu, który czytelnik ma przed oczyma, 1 który powstawał dłuższy czas. Nikt z nas nie mógł przewidzieć okoliczności, jakie doprowadziły do tragedii rządowego samolo­tu, ale też dziś nie można o nich milczeć.

Najpierw garść obserwacji. Nie są one oryginalne, ale trzeba je uparcie powtarzać, ponieważ w tych dramatycznych dniach przypominali je w szczególności zwykli obywatele, bardziej niż media. To polska forma znów domagała się zaistnienia, rozsa­dziła niedoskonałe ramy, w których przyszło nam żyć - wyrazem tego była spontaniczna reakcja gromadzenia się w kościołach i innych miejscach będącymi znakami życia religijnego. Pierwsza myśl, jaka przychodziła do głowy Polakom, to odprawianie Mszy Świętej - śmierć Lecha Kaczyńskiego także, właściwie podobnie

C h r i s t i a n i t a s I | i | / 2 0 1 0 S Z K I C E

do śmierci Jana Pawła II, wywołała „eksplozję Eucharystyczną". Drugi element to pewna oczywistość, jaką stanowi obecność Koś­cioła w samym centrum polskiej formy - pogrzeb na Wawelu objawił nam doskonale, jak bardzo splecione jest to, co polskie (państwowe), i to, co katolickie (kościelne). Niesprzeczność tych dwóch pierwiastków była z pewnością dla wielu zaskoczeniem. Oglądaliśmy unikalne piękno, które uobecnia się, gdy życie od­najduje swój właściwy, całościowy kształt - na drodze polskich królów od kościoła mariackiego do katedry wawelskiej właśnie tak się stało. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że oglądamy ko­lejne wcielenie prastarego monarszego korowodu. W ten sposób jeszcze raz ujawniło się, że Polska jest państwem „rozpoznają­cym Boga" i to pomimo zaćmienia tego rozpoznania przez po­rządek konstytucyjny. Oczywiście opisując to wszystko, narażam się na zarzut anachronizmu (na który narażałem się już w roz­mowach), ale sądzę, że to nie jest tylko wyzyskiwanie dawnych rekwizytów naszego polskiego imaginarium, ale właściwy proces hermeneutyczny pomiędzy wspólnotą, jej przeszłością, teraź­niejszością, przyszłością i Bogiem, od którego pochodzi wszelka władza. Pewien mój przyjaciel - człowiek szczerze poszukujący Boga, a mało zainteresowany polityką, powiedział mi: „Bóg dał nam po śmierci Jana Pawła II drugie ostrzeżenie". Chodziło mu o jedność Nie wiem, czy akurat on miał rację, ale łaska, jaką mamy, sprawia, że inaczej nie potrafimy - „rozpoznajemy Boga" w naszej historii.

Rozważając śmierć Lecha Kaczyńskiego, zachowajmy to wszyst­ko w pamięci. Graniczne doświadczenie odsłoniło hermeneutycz-ną trwałość polskiej opowieści, obejrzeliśmy coś, co skłania nas do przewartościowania spojrzenia na polską opowieść i zobacze­nia w niej czegoś więcej niż jednego z prądów dyskursu, który można zakrzyczeć dużą ilością atramentu wylanego na gazetowy papier. Oczywiście - jesteśmy złamani i narracja, której ważne elementy reprezentował Prezydent Lech Kaczyński i które wy­dobyła jeszcze bardziej jego śmierć, znów zaczynają się mieszać z pustosłowiem, ale dla nas, którzy Polskę suwerenną ciągle wi­dzą w sercach, przez chwilę ujrzany ukryty strumień jest źródłem nadziei na przyszłość. Nie na świat idealny, ale na scalenie naro­du, jego państwa i kultury.

T o m a s z R o w i ń s k i P o l s k a o p o w i t i i

Jakie będą dalsze polityczne losy naszego kraju, trudno orzec -zasada reprezentacji w chwili tragedii katyńskiej poważnie nam okulała, zarówno poprzez nierównomierność ofiar z poszczegól­nych ugrupowań, ale także przez zniknięcie osób, które na scenie politycznej instytucjonalizowały określone postawy polityczne. Choć proceduralnie „przedstawienie trwa dalej", to „material­nie", osobowo, nasz system polityczny załamał się. Zabrakło tak­że bezstronności tego, który mógł odegrać rolę interrexa. Szybko obsadzane opustoszałe stanowiska, szczególnie te niewymagają-ce natychmiastowej interwencji, wzbudziły niezadowolenie na­wet jego politycznych zwolenników. O rezygnacji z kandydowania na urząd prezydencki przez marszałka Komorowskiego nawet nie mogło być mowy - być może dla dobra Polski to osobiste poświę­cenie byłoby najpożyteczniejszą ofiarą na rzecz stabilności. Nie­stety ciągle brak nam tego poczucia odpowiedzialności reagującej na stan wyjątkowy państwa nie tylko stosowaniem wyjątkowych procedur konstytucyjnych, ale także wyjątkowych procedur serca, perspektywy Całości. Dwie Polski trwają - skażenie tym rozdar­ciem noszą w sobie zarówno rządzący, jak i zwolennicy zmarłego prezydenta.

Jaki będzie ciąg dalszy naszej opowieści - trudno jeszcze oce­niać. Z jednej strony utraciliśmy kilkadziesiąt osób, których za­angażowanie dla naszej podmiotowości możemy dopiero dziś docenić pełniej (nie wpadając w ślepą idealizację - na właściwe proporcje przyjdzie jednak czas), a z drugiej tragedia ta jest jakąś felix culpa naszego narodu - wielu z tych zmarłych niedocenia­nych za życia, przez swoją śmierć podniosło sprawę Polski wyżej niż ktokolwiek z żyjących. Nie wydaje się jednak, by doszło do przełomu. Być może jesteśmy na właściwej drodze. Przed nami wybory - jedne, drugie i następne Historia i jej zmagania się nie kończą, trwają, a widzialne znaki niewidzialnych spraw wyma­gają naszego wysiłku. •