Mały Władzio i inni. Czy istnieje folklor polonijny?

17

Transcript of Mały Władzio i inni. Czy istnieje folklor polonijny?

DWUMIESIĘCZNIK

N AU KOWO- LITER ACK1

NR 6 CXXO LISTOPAD-GRUDZIEŃ 1977

WROCŁAW

POLSKIE TOWARZYSTWO LUDOZNAWCZE

Drugi rozdział książki poświęcany jest polskim badaczom etnografii uk ra -ińskiej z połowy XIX wieku — Lu-cjanowi Siiernieńskiemu, Augustowi Bielowskiemiu, folklorystycznym publi-kacjom Wacława Zaleskiego, Żegotty Paulego, Kazimierza Wójcickiego, a także Ignacemu Kraszewskiemu i Jó-zefowi Korzeniowskiemu oraz pracy Podole, Wołyń, Ukraina (1814) Alek-sandra Przezdiziecikiego. Lata 50-te XIX wieku przyniosły jeszcze bogatszy plon ukrainistycznych zainteresowań Pola-ków w dziedzinie etnografii. Bołtaro-wycz wskazuje prace Antoniego Nowo-sielskiego, Edwarda Rulikowskiego, Ze-nona Fisza, Wincentego Pola i Augusta Bielowskiego. Interesująca jest infor-macja dotycząca E. Rulikowskiego, au-tora pracy Zapiski etnograficzne z Ukrainy (1879): znaczna część jego rę-kopisów zna jduje się obecnie w biblio-tece Akademii Nauk Ukrainy we Lwo-wie.

W rozdziale trzecim Bołtarowycz za jmuje się ukraiinistycznymi zapisami Oskara Kolberga, ohoaiaż nie analizu-je cennych pod tym względem publi-kacji Sanockie-Krośrdeńskie (1974) i Ruś Czerwona (1976). Autorka zwróci-ła również uwagę na Obrazy Rusi Czerwonej Władysława Zawadzkiego (1896), prace o Wołyniu Tadeusza Stec-kiego i etnograficzne powieści Leona Kunickiego.

W ostatnim rozdziale omówione zo-stały ukradnistyczne materiały druko-wane w periodykach polskich („Lud", „Wisła" i „Zbiór Wiadomości do An-tropologii Krajowej") .

Autorka dochodzi do słusznego wniosku, że „Należyaie opracowane i oczyszczone od przypadkowości etno-graficzne publikacje polskich badaczy XIX wieku stanoiwią cenny materiał dla badań nad duchową i materialną kul turą narodu ukraińskiego". Z. Boł-tarowycz miała znacznie ułatwione za-danie, gdyż jej książkę poprzedziła wspomniana monografia Walerii Józ-wenko, a także Dzieje folklorystyki polskiej (1970), na które to dzieło częs-to się powołuje.

Doceniając merytoryczne walory o-mawiane j monografii, należy zwrócić

uwagę na petwne niedociągnięcia, w tym na brak indeksów: osobowego oraz rzeczowego. Praca zyskałaby na przej-rzystości, gdyby zamiast inicjałów po-dawano pełne imiona wymienionych et-nografów i folklorystów. Również naz-wisko na karcie tytułowej — Z. E. Boł-tarowycz — nie zawiera pełnej infor-macji o autorze, W wypadku Łukasza Gołębiowskiego posłużenie się inicja-łem — L. Gołębiowski — doprowadzi-ło wręcz do błędu, gdyż Ludwik Go-łębiowski nie był autorem dzieła Lud polski. Jego zwyczaje, zabobony (War-seawa 1830).

Antoni Serednicki

MAŁY WŁADZIO I INNI. CZY ISTNIEJE FOLKLOR . POLONIJNY? PRZEGLĄD PRASY (1 VII - 31 VIII 1977)

Ja — ja J a cie — ja cie J a cie kocham — ja cie kocham Dziewczyno dziewczyno Dziewczyno moja

Usta masz jak wisieńki Zadarty nos maleńki Oczy jak gwiazdy z nieba Ciebie mi tak potrzeba (wyk. St. Kubiak, USA — z na-

grań pocztówkowych)

1

Nasza znajomość kul tury i folkloru skupisk polonijnych zamieszkujących Stany Zjednoczone i inne regiony świa-ta pozostaje w stosunku odwrotnie pro-porcjonalnym do roli, jaką władze pols-kie przywiązują, od paru lat zwłaszcza, do szerokich kontaktów z tymi środo-wiskami. Szczególnie znajomość folklo-ru środowisk polonijnych za granicą, stanowiącego w wypadku niektórych grup znaczną część ich kul tury w ogó-le, jest prawie żadna, ' w najlepszym razie bardzo powierzchowna. Brak w te j dziedzinie nie tylko głębszych i długofalowych studiów, ale najbardzie j podstawowych danych, które pozwoli-łyby na w miarę obiektywne uogólnie-nia. A przecież wiedzę o kulturze i fol-klorze polonijnym można t raktować ja-

ko bardzo użyteczny, często niezbędny czynnik analizy świadomości społecz-nej, etnicznej, narodowej grup polskich za granicą, każdy folklor bowiem jest — jak to określał Gramsci — pewnym „sposobem pojmowania świata i życia", charakterystycznym dla niektórych grup społecznych, odzwierciedlających ich życie, zapatrywania i ideologię. Nie będzie tedy większej przesady w twier-dzeniu, iż bez wiedzy, o k tóre j mowa, wszelkie próby nawiązania dialogu ze środowiskami polonijnymi będą poło-wiczne .Ubolewać zwłaszcza należy, iż-nasza wiedza o kulturze polonijnej — szczególnie na terenie Stanów Zjedno-czonych — opiera się często -nie na solidnych i obiektywnych studiach na-ukowych, lecz na krążących powsze-chnie, podtrzymywanych niejednokro-tnie przez rodzime środki przekazu (np. cały szereg infantylnych komedii f i l-mowych) stereotypach, których genea-logia sięga w pewnych wypadkach je-szcze XIX-iwiecznej publicystyki i li-tera tury.

Z tym większą satysfakcją sięgamy do „Przeglądu Zachodniopomorskiego" 1977, nr 1-2, periodyku wydawanego przez Instytut Zachodnio-Pomorski i WSP w Szczecinie, w którym — obok niewątpliwie pożytecznych rozpraw o nasionach oleistych, olejach, tłuszczach i makuchach oraz transporcie i handlu przedwojennym (niżej podpisany był przekonany dotąd, że t radycje perio-dyków wydawanych przez regionalne instytuty naukowe były zawsze i je-szcze są t radycjami stricte h u m a n i -s t y c z n y m i ; mamy więc jeszcze je-den argument przeciwko posługiwaniu się tzw. zdrowym rozsądkiem w życiu doczesnym) — odnajdziemy -cenny, in-teresujący, bogaty materiałowo -artykuł Ewy Kołodziejek Repertuar polonijne-go zespołu folklorystycznego (na pod-stawę nagrań płytowych Małego Wła-dzia z Chicago.). Drobny, aczkolwiek ważny ten przyczynek do wiedzy o fol-klorze polonijnym zasługuje na uwa-gę także i ze względów poza folklor środowisk polonijnych wykraczających. Najp ierw jednak zreferujemy pokrótce przynajmnie j niektóre ze spostrzeżeń autorki.

„Podstawę materiałową [...] rozwa-żań — pisze — stanoiwią nagrania pły-towe 55 pieśni ludowych śpiewanych przez czołowego przedstawiciela polonij-nych śpiewaków — Małego Władzia z Chicago. Niestety, mimo usilnych sta-rań autorki nie udało się zebrać mate-r iałów dotyczących wykonawcy, opi-sujących jego życie, miejsce wśród emi-grantów z Polski, działalność artystycz-ną. Ograniczamy się zatem do scharak-teryzowania jego reper tuaru, znanego dzięki płytom pocztówkowym wypro-dukowanym przez prywatne studia na-grań, np. Z. Kwapińskiej z Warszawy, St. Kucharskiego z Piaskowa czy M. Syllera z Podkowy Leśnej. Na każdej płycie wykonanej z folii winidurowej nagrane są dwie piosenki, tylko na jednej zamieszczono trzy utwory. Teks-ty piosenek są rekonstruowane z płyt, ich układ graficzny pochodzi od autor-ki (...] opracowania; notowane są tak , jak je wymawia wykonaiwca". P rzy jmu-jąc za podstawę klasyfikację pieśni lu-dowej zaproponowaną przez P. Nedo w Folklorystyce, wyróżnia E. Koło-dziejek w repertuarze zespołu Małego Władzia pięć podstawowych kręgów te-matycznych: 1 — miłość, zaloty, wesele (31 -utworów); 2 — żale, skargi (7); 3 — życzenia (4); 4 — pijatyka, zabawa, karczma (4) i osiem utworów o treści różnej (w te j grupie zresztą zna jdują się jedne z najciekawszych). „Pocho-dzenie pieśni śpiewanych przez zespół Małego Władzia — powiada dalej — jest różnorodne. Większość z nich to pieśni zaczerpnięte z polskiego folkloru wiejskiego, pozostałe zaś to albo pio-senki tworzone przez wykonawcę a in-spirowane folklorem miejskim, albo piosenki własne, napisane pod wpły-wem głośnych wydarzeń, albo wreszcie popularne utwory z kręgu kultury ma-sowej".

Z sumiennej analizy utworów, ja-ką przeprowadza autorka, wynika, że w większości z nich można zauważyć is-totne, chociaż ogólnie niewielkie, róż-nice między wersją Małego Władzia a wersjami notowanymi przez Kolberga. Utwory te podlegają wszystkim tym prawidłowościom — konstatuje — któ-re w odniesieniu do folkloru polskiego

tak przekonywująco opisał J. Bart-miński w O języku folkloru. Szczegól-nie wiele miejsca w rozważaniach E. Kołodziejek — jest to jej główny cel — zajmuje analiza warstwy językowej utworów, zwłaszcza — co zrozumiałe — najciekawsze zjawisko językowe: „Występowanie tzw. amerykanizmów, polegające na używaniu wyrażeń an-gielskich w postaci zniekształconej, spolszczonej. Trzecie, czwarte pokole-nie pierwszych emigrantów swobodnie posługuje się zarówno językiem pols-kim, jak i angielskim, przy czym oba te języki mówione są z interferencją, tzn. ani czysto po polsku, ani po an-gielsku. Naj ła twiej można zauważyć to w leksyce i fleksji", np. Jeszcze nasza krzyczy Kasia/Jeszcze nasza woła [dźan]/J eszcze nasza krzyczy Kasia/ /[dancing ola raund]. Obok zmiękczeń [Dźa-% = John. Jan; Kieniedi = Ken-nedy] pojawiają się angielskie wy-krzykniki ( np. Ej, coman let's go!). Słowa talar używa się wymiennie ze słowem dolar bądź pojwiają się swois-te ioh kontamlinacje (np. tolar). ' Inne zjawisko to używanie wyrażeń angiels-kich wedle prawideł polskiej fleksji, np. Congratulujemy młodej parze/Ko-chajcie się sto lat czy też in terferencja fonetyczna, np. Pamiętaj, pamiętaj Pa-nie uołtałarzu/Ze Kejsi wianeczek zos-tał na uoltarzu [Kejsia = Kasia, Kate], Po wiele innych szczegółów odsyłamy do omawianego artykułu.

Reasumując powiada Ewa Kołodzie-jek: „[...] folklor polski jest do te j pory żywy wśród Polonii amerykańskiej , z jego olbrzymiego zasobu czerpie ona i przetwarza dowolnie wybrane treści. Owo przetwarzanie ma na celu maksy-malną komunikatywność przekazu, stąd też z szerokiego zakresu polskich pieśni ludowych wybierane są tylko te, które nie tracą swego charakteru na obcym gruncie, które łatwo dotrą do polonijnego odbiorcy. Miłość, zabawa to zjawiska uniwersalne, bez obawy za-tem można je prezentować jako tematy pieśni w nowym środowisku. Bazę m a -teriałową dla reper tuaru zespołu Ma-łego Władzia stanowią przekaz słow-ny ludzi pamiętających piosenki ludo-we lub śpiewniki czy zbiory polskich

pieśni ludowycn w . u u u j u .. Londynie w 1955 r. Złotej księgi pieśni polskiej pod red. Adama Harasowskie-go bądź Merryly We Sing w opraco-waniu Harr iet M. Pawłowskiej, a wy-danej w 1961 r. w Detroi t Język po-lonijnych pieśni ludowych to swoista konitaiminacja polskiego języka literac-kiego, dialektów i języka angielskiego, zjawisko, które da się wytłumaczyć faktem, iż emigranci polscy, głównie chłopskiego pochodzenia, a więc mó-wiący na co dzień gwarą, z językiem li terackim obcowali w szkole czy po-przez l i teraturę, pozostając jednocześ-nie ciągle pod wpływem języka angiels-kiego. Naturalną koleją rzeczy z bie-giem lat zaczęły się zacierać granice między językami, a tendencja do ułat-wiania wypowiedzi doprowadziła do stworzenia takiego zlepka językowego, jaki uwidoczniono w przykładach [...]".

Artykuł E. Kołodziejek jest pierwszą chyba próbą opisu reper tuaru zespołu polonijnego. Nadmieńmy, że jest on wy-ciągiem z pracy magisterskiej nt. Fol-kloru w pieśni polonijnej, napisanej w Instytucie Filologii Polskiej we Wroc-ławiu pod kierunkiem prof. Cz. Herna-sa, k tóre j część druga zawiera liczący około stu utworów zbiór tekstów pieśni polonijnych wykonywanych przez róż-nych wykonawców, z mozołem (ze względu na jakość „dzikich" nagrań, które są często nieczytelne) spisanych z pocztówek dźwiękowych, wyszuka-nych w stoiskach handlarzy na różnych „pchlich targach", halach targowych, bazarach i Czerwonych Rynkach (ska-talogowaną kolekcję tych wydawnictw posiada biblioteka Instytutu). Autorka zdaje sobie sprawę, że temat „nie zos-tał opracowany wyczerpująco (zabrak-ło choćby analizy warstwy muzycznej omawianych pieśni)", sugerując kon-tynuację tychże badań, do czego zachę-camy. Cel, jaki sobie nakreśli ła: filo-logiczna analiza tekstów pochodzących z reper tuaru jednego zespołu polonij-nego, został w pełni zrealizowany. Dla-tego dalszych kilku uwag nie należy traktować jako uwag polemicznych wo-bec omówionej wypowiedzi; będą to raczej głównie refleksje na margine-sie artykułu E. Kołodziejek.

2

Teksty piosenek, o których była mo-wa, są elementem kultury szerokich za-pewne rzesz Polaków amerykańskich. Otóż tedy „robota" czysto filologicz-na, nawet w połączeniu z analizą wars twy melodycznej, może być t raktowana zaledwie jako jeden z — na pewno istotnych — etapów badań, które Winny być — o ile chcemy w miarę dobrze poznać kulturę, folklor, obyczaje i zwyczaje „naszych" za gra-nicą — badaniami typu kompleksowe-go, integrującymi postawy i metody badawcze różnych dyscyplin nauko-wych. Pyta E. Kołodziajek: „co śpie-wa ją nasi za granicą? jak? dlaczego?" i są to pytania niezmiernie istotne, ważne, tyle że przy pomocy analizy filologicznej — nawet jeśli sprawdzi-my wszystkie możliwe odniesienia w zbiorach folklorystycznych z folklorem miejskim włącznie i dysponując naszym aktualnym stanem wiedzy (lepiej rzec: niewiedzy) o zróżnicowanej współcze-n e j kul turze Polaków amerykańskich, nie sposób w pełni i przekonywująco, szczególnie na pytanie drugie i trzecie, odpowiedzieć. Bo cóż tak naprawdę wiemy o współczesnym folklorze śro-dowisk polonijnych, będącym niejed-nokrotnie, wydaje się, niemalże syno-nimem ich kul tury? Schemat myślenia

0 tych sprawach przedstawia się zwyk-le następująco: żyją na obczyźnie, cięż-ko pracują , skupiają się wokół parafi i 1 licznych związków i, poszukując włas-nego rodowodu, sięgają gremialnie do polskiego folkloru; czasem zaś, korzys-ta jąc z PLL „Lot" czy „St. Batorego", odwiedzają k r a j przodków, gdzie ofe-r u j e im się tego folkloru do koloru i wyboru. Rzecz w tym, że mamy tu do czynienia z pewnym stereotypem myś-lowym. A więc: wiemy na pewno czy raozej wydaje się nam?

Co wiemy np. o samym Małym Wła-dziu i jego zespole (i to pytanie słusz-nie stawia autorka), o dziesiątkach po-lonijnych wykonawców i zespołów w rodzaju St. Kubiaka:, zespołu Franka Wojnarowskiego, Marysi Daty, zespołu Edziego Blazończyka, Bolesława Nowa-ka, A. Dziagwy, F. Kmicika, Moreny, zespołu „Iskra" i wielu, wielu innych.

O ich mnogości świadczy pośrednio fakt , że w samym tylko Chicago, jak poda je Helena Znaniecka-Łopata1 , ist-nie je około 4000 (sic) organizacji pols-kich, z których olbrzymia część to or-ganizacje o charakterze kul turalnym, a działalność muzyczna, piosenka, est-rada, l i teratura odgrywają w ich prog-ramach rolę wcale niepoślednią. Z ja -kich środowisk r ek ru tu ją się owi wy-konawcy, do jakie j konkretnej publicz-ności zwracają się? W jakich warun-kach, okolicznościach i sytuacjach wy-konują swe utwory? Jakie potrzeby ni-mi kierują i jakie potrzeby swoich od-biorców zaspokajają? Czy życie danej pieśni polonijnej kończy się wraz z jej wykonaniem na estradzie, pikniku, bankiecie, balu czy innej imprezie zor-ganizowanej na cele dobroczynne, de-wocyjne bądź z innej okazji lub też wraz z je j emisją na falach którejkol-wiek z chicagowskich rozgłośni polskich (bądź stacji TV) nagraniem n a taśmę czy płytę? Ozy też utwory te, a przy-na jmnie j niektóre z nich, podlegają szerszej t ransmisj i ku l tura lne j w krę-gach polonijnych? Na pytania powyższe można, dysponując aktualnym stanem wiedzy, odpowiadać głównie hipote-tycznie, co nie wyklucza pewnej dozy prawdopodobieńs twa

Pytania te padły nie bez kozery, w ar tykule Ewy Kołodziejek — celowo pominąłem tę sprawę — wiele miejsca za jmują bowiem, istotne dla kwali-f ikacj i analizowanych pieśni, rozważa-nia na temat folkloru „jako takiego" oraz „wtórnego" obiegu i wykorzysta-nia folkloru. Przywołuje autorka, mo-że akura t niezbyt przydatną w odnie-sieniu do tekstów polonijnych, defi-nicję J. Krzyżanowskiego ze SFP, się-ga jednak również do cytowanych i w niniejszych przeglądach wypowiedzi prof. Hernasa („Nurt", „Odra"), w k tó-rych postuluje się modyfikację pojęcia folklor, poszerzenie go o takie formy,

1 H. Z n a n i e c k a-Ł o p a t a , The Func-tion of Voluntary Associations in an Ethnic Community „Polonia" (Chicago 1954, rozpra-wa doktorska); podają za: J. C h a ł a s i ń-s k i , Polonia amerykańska. Wstęp do: W. I. T h o m a s - F l . Z n a n i e c k i , Chłop polski w Europie i Ameryce. Warszawa 1976, t. I—V.

jak: żargon, kicz, okolicznościowe wier-szyki, happening i in. Zastanawiając się nad problemem czy teksty wykony-wane przez Małego Władzia są, czy nie są f o l k l o r e m , nie mówi, w gruncie rzeczy, ani tak, ani nie, co można równie dobrze złożyć na karb tak pewnej dyskusyjności tegoż prob-lemu, jak iście kobiecego poczucia dy-plomacji. Nad tą zaś właśnie sprawą należy się z Wielu względów głębiej zastanowić. Ściślej mówiąc, chodzi o rozstrzygnięcie al ternatywy, wpisanej dyskretnie w tekst ar tykułu: czy owe elementy kul tury amerykańskich Pola-ków, które bada autorka, są produktem folkloru rozumianego jako pewne „mo-mentalne reakcje" na pewne określone sytuacje, reakcje ponadjednostkowe, wspólne całym grupom, folkloru poję-tego jako forma spontanicznej, na tura l -nej , niie narzuconej, „oryginalnej", twórczej działalności szerokich mas po-lonijnych, czy też mamy w tym wypad-ku do czynienia z ,/wtórnym" wykorzy-staniem folkloru przeniesionego sztu-cznie z rodzimego k ra ju , a więc tzw. folklor yzmem? Pojawiały się już w piśmiennictwie naukowym wypowiedzi na ten temat, często jednak w stopniu zbyt arbi t ralnym, a przez to w sposób nieco uproszczony, usiłujące rozstrzy-gać o „folklorystycznej rzeczy wistośći" polonijnej.

Nie sprawdziły się w odniesieniu do społeczeństwa amerykańskiego lanso-wane niegdyś opinie o mającym nieu-chronnie nastąpić „stopieniu się" poszczególnych emigracyjnych grup et-nicznych w jedno spoiste, homogenicz-ne kul turowo społeczeństwo; sprawdzi-ły się raczej „przepowiednie" takich filozofów, jak H. M. Kallen, którzy już kilkadziesiąt' lat temu sugerowali powstanie w USA swoistej „federacji" grup etnicznych i kulturowych. Dzi-siaj, rzeczywiście, w sytuacji amery-kańskie j można mówić o coraz silniej-szym the rise of unmeltable ethnics2, nawet w wypadku społeczności nisko notowanych w hierarchii etnicznej. Dą-

i j . B u r s z t a , Kultura ludowa-kultura masowa [w:] Problemy uczestnictwa w kul-turze. Poradnik działacza kul tury, Nr 24. Warszawa 1974, s. 38—40.

żenią takie stały się swego rodzaju ambicją wielu grup narodowościowych USA, tych zwłaszcza, które nie legity-m u j ą się przodkami z „Mayflower". Wybitny polski socjolog i znawca kul -tury amerykańskiej widzi w dążeniach zbiorowości etniczno-narodowych, w tym wielomilionowej Polonii amery-kańskiej , jedną z możliwości obrony przed niwelującym, zabójczym dla wartości humanistycznych, oddziaływa-niem potężnej, totalnej cywilizacji ma-sowej: „Fakt ten nie jest zagrożeniem dla społeczno-kulturowego rozwoju Ameryki; przeciwnie, jest zabezpiecze-niem przed ewolucją w kierunku sa-mobójczego samotnego tłumu i maso-wej kultury"3.

Rozważając kwestię etnicyzmu i Po-lonii amerykańskiej znany etnograf po-wiada, iż dawniejszą emigrację cecho-wało „inercyjne" trzymanie się starej , wyniesionej z k r a j u t radycji (głównie w oparciu o organizację typu paraf ia l -nego), w ostatnich latach natomiast można mówić z coraz większym prze-konaniem o świadomym, ref leksyjnym „odnajdywaniu siebie", własnych ko-rzeni, o wzras ta jącej dumie z history-cznego rodowodu, a dzieje się tak głów-nie za sprawą świadomej działalności reprezentantów najnowszej, powojen-nej grupy emigrantów pochodzących przede wszystkim ze środowisk inteli-genckich. „Okazuje się — pisze — że t radycje ku l tu ry ludowej są niemal nieodłącznym elementem publicznych przejawów etnicyzmu. Tradycje te zo-s ta ją zazwyczaj ograniczone do ludo-wych strojów, tańca i muzyki, repre-zentowanych przez folklorystyczne ze-społy pieśni i tańca. Dochodzi tu czę-sto szituka ludowa — ta reprezentowa-na przez „Cepelię". Dla przeciętnego obywatela amerykańskiego pochodzenia polskiego te przejawy folkloryzmu — uprawiane także w zaciszu domowym — są często jedyną fo-rmą kontaktu z polską kul turą narodową. Folkloryzm emigracyjny nabiera zatem nowego w y -miaru. S ta je się symbolem więzi i jed-ności z narodem, wyrazem ludowych wartości t radycj i narodowej t ranspono-wanych w mową rzeczywistość czy w

« J. C h a ł a s i ń s k i, op. ctt., t . I, s. 20.

ogóle w niej stworzonych na wzór po-zostałych w k r a j u wartości kul turo-wych"4.

Folkloryzm odgrywa niewątpliwie j a k ą ś rolę w życiu Polonii amery-kańskie j i jest pewną formą kontaktu z k ra j em rodzinnym, choć nie jedyną ,i najważniejszą zapewne, jeśli wziiąć pod uwagę tę najnaturalniejszą formę kontaktu z rodakami, jaką jest list (le-ktura udostępnionego mi pokaźnego pa-kietu listów emigrantów, które w s p ó ł -c z e ś n i e napływają z USA do k ra -ju, przekonuje, że zawierają one nie mnie j fascynującego materiału języko-wego i kulturowego od listów publiko-wanych przez W.N i M. Kulów; czy ktoś bada te współczesne listy?). Fol-kloryzm, jeden z elementów kultury masowej, rozwija się w całym cywili-zowanym i stechnicyzowanym świecie, można tedy mówić także i o „folklo-ryzmie emigracyjnym". „Folklorystycz-ne" zespoły polonijne w rodzaju „Ku-jawiaków", „Krakowiaków" czy „Pod-hala" dostarczają polonijnej widowni określonego typu przeżyć estetycznych i określonej porcji wzruszenia, odpo-wiadają na istniejące tam zapotrzebo-wanie na wątki sentymentalno-patr io-tyczne i choć wiele je wiąże zapewne także z „poetyką" typowo amerykańs-kiego showbusiness, nie można ich przecież tracić z pola widzenia. Zmie-rzam jednak (m.in.) do tego, że nie na-leży przeceniać roli folkloryzmu — i to zarówno „folkloryzmu emigracyjnego", jak i importowanego z Polski („Ma-zowsze", „Śląsk") w kształtowaniu świadomości etnicznej przeciętnych, nieinteligenckich (a takie dominują) mas polonijnych i nie należy z faktu popularności wyrobów cepeliowskich wśród szerokich nawet kręgów polonij-nych wyciągnąć daleko idących i gene-ralnych wniosków. Inaczej mówiąc, cho-dzi o to, że patrząc na Polonię, je j kul-turę, folklor, życie „poprzez folklo-ryzm", możemy ujrzeć obraz zbyt czy-sty i klarowny, a więc podejrzany, i to niekoniecznie dlatego, że humanistyka polega także i na komplikowaniu rze-czy prostych. To, co ładne, błyszczące

< J. B u r s z t a , Kultura ludowa — kul-tura masowa, op. cit., s. 39—40.

i kolorowe, każdy chętnie kupi, na to, co żywe, rytmiczne, barwne i egzotycz-ne każdy chętnie popatrzy. Otóż wszel-kie folkloryzmy w tamtejszych w a r u n -kach potraktować można co na jwyżej jako pewne zewnętrzne symbole, a t ry -buty przynależności do „swoich", które to a t rybuty — jako że właśnie bardziej zewnętrzne niż wewnętrzne — łatwo da ją się wymienić i zastąpić innymi. Zmierzam także do tego, że nie należy przeceniać wpływu inteligencji polonij-n e j (z wyjątkiem księży, ale to odrębny rozdział) na polonijne masy, nic nie u jmując , rzecz jasna, wysiłkom tejże inteligencji podejmowanym na rzecz sprawy, o które j była mowa; sprawa ta jest w istocie wspólna obu grupom. Ostrożnie, ze względu na wyraźną i na -silającą się separację środowisk inteli-genckich od polonijnych środowisk chłopsko-roibotniczych', należy rozwa-żać kwestię wiodącej roli inteligencji polonijnej; trzeba na to patrzyć w ka-tegoriach wishful thinking.

Wymowne są w tym względzie wnioski z materiałów — starszych i no-wych — gromadzonych od lat przez socjologię, która, godzi się podkreślić, ma jak dotąd największe zasługi w badaniu życia i organizacji grup emi-gracyjnych. W tymże Chicago, w któ-rym działa Mały Władzio, a które s ta -nowi jedno z największych skupisk po-lonijnych w Stanach, stwierdza się zu-pełny brak zainteresowania polską kul -turą na uniwersytetach i to również ze strony studentów polskiego pocho-dzenia, brak zainteresowania uniwer-syteckimi lektoratami języka polskie-go6, co jest, być może, potwierdzeniem znanych tez (O. Handlin, N. Glazer) o zacieraniu się w warunkach życia emi-gracyjnego świadomości etnicznej w drugim pokoleniu (przybysz za wszelką cenę chce się utożsamić z nowym oto-czeniem) i je j odradzaniu w następ-nych; powyższe wnioski mogą w dużej mierze dotyczyć drugiego pokolenia 35 tysięcznej emigracji pochodzenia inteli-

• Por liczne wypowiedzi w te j sprawie cytowane przez J . Chałasińskiego, Polonia amerykańska, op. cit.

« S. N o w a k o w s k i , Polonia chicagow-ska, „Kultura i Społeczeństwo" 1959, nr 1, s. 64.

genckiego z okresu II wojny świato-wej. Głośne dzieło Thomasa-Znaniec-kiego7 dostarcza wielu historycznych danych o t radycyjnym oporze stawia-nym przez emigracyjne masy przyby-wającym z Polski jednostkom pocho-dzenia inteligenckiego, wykazującym aspiracje „przywódcze". Tradycyjny rozdźwięk, by nie rzec — przepaść, między polonijnymi masami a polonij-ną inteligencją, nieumiejętność znale-zienia wspólnego języka — przy pew-nej świadomości wspólnych interesów — utrzymuje się <fo dnia dzisiejszego. Relacje współczesne mówią np. o szczególnej ¡nieufności, z jaką farmerzy polskiego pochodzenia, zamieszkujący małe osady, patrzą na inteligentów po-lonijnych z dużych miast amerykańs-kich i podejmowane przez nich próby nawiązania kontaktów; nazywa się ich tam High Polish i zarzuca areligijność, obłudę obyczajową etc., wspólne za-bawy kończą się konfliktami i „nie-grzecznościami", chociaż jednocześnie zauważa się, że obie grupy „lgną do siebie, doszukując się wspólnych po-krewieństw i podobnego systemu pod-stawowych wartości. I jedni, i drudzy chcą, by Polacy mieli jak najlepszą o-pinię [...]"8. Wyobrażenia o t e j „lep-szości", obraz „idealnego Polaka" żyją-cego na emigracji, bardzo się różnią za-pewne w obu grupach. Czas jakby za-trzymał się t u t a j gdzieś w okolicach daty premiery Wesela. Brak wspólne-go języka potwierdzają tacy badacze, jak wspomniany już St. Nowakowski9, H. ZnanieOka-Łopata10 czy J. Chała-siński, który — podejmując problem Polonii — podtrzymuje własną tezę z 1946 r. o „ciążącym na kul turze pols-k ie j podziale na chłopów i panów oraz nieprzezwyciężonej jeszcze pańskiej

' W . I. T h o m a s - F l . Z n a n i e c k i , Chłop polski w Europie i Ameryce, t. I—V, op. cit.

8 Z. K o m o r o w s k i , Ontaryjskie Ka-szuby i ich pionierzy. „Pomerania" 1976, nr 5, s. 7.

9 S. N o w a k o w s k i , Polonia chicagow-ska, op. cit.

10 H. Z n a n i e c k a - Ł o p a t a , Immi-grant Parents and Native Children. „Socie-ty" Nov./Dec. 1975; informację podaję za J . C h a ł a s i ń s k i m , Polonia amerykańska, op. cit., s. 18.

genealogii inteligencji polskiej"11. Kon-flikt Kordiana i chama znalazł w Ameryce jakby szczególnie sprzyjające warunki rozwoju, co jest dziwne i za-stanawiające, jeśli zważy się t radycyj -nie demokratyczmy, cechujący się du-żym kultem pracy fizycznej, charakter społeczeństwa amerykańskiego. Należy więc mówić wyraźnie o „dwóch kul tu-rach" polonijnych: kul turze środowisk inteligenckich (będzie to w tym ukła-dzie przede wszystkim kul tura tworzo-na przez poszczególne jednostki) i „nie-oficjalnej"? „podskórnej"? „peryfery-jnej"? „popularnej"? — trudno w tym wypadku o adekwatną nazwę 'i— kul-turze szerokich mas polonijnych, posia-da jące j wyraźny charakter kul tury grupy.

Jeśli zatem weźmiemy pod uwagę polonijne masy — a te z przyczyn ogólnie „epistemologicznyeh" są n a j -bardziej interesujące — okaże się nie-chybnie, że główny ciężar w działalnoś-ci kul tura lnej , krzewieniu polskości i języka polskiego jak spoczywał, tak spoczywa na paraf iach i prowadzonych przez nie szkółkach oraz owych licz-nych związkach i organizacjach, przy-bierających najdziwaczniejsze nieraz dla obywatela PRL nazwy (np. Klub Pań Królowej Dąbrówki, Klub Obywa-telów im. T. Kościuszki, Trzeci Zakon Sw. Franciszka z Asyżu, Klub Zamęż-nych Kobiet, Stowarzyszenie Muzyczne im. Leona XIII , Klub Sw. Róży z Li-my, Klub Sportowy etc.). Odpowiedzi na pewne pytania związane z kul turą , folklorem, świadomością szerokich mas polonijnych szukać należy w s t ruk tu-rze organizacyjnej grup polonijnych; inaczej mówiąc — na kul turę polonijną należy patrzyć poprzez ¡jej s t rukturę społeczną i funkc jonujący w je j ra-mach zespół instytucji społeczno-kul-turowych.

Ton życiu na emigracji nada j ą m a -sy, k tóre w swej proweniencji są masa-mi plebejskimi: potomkowie chłopów, biedoty wiejskiej i miejskiej , przyby-szów z małych miasteczek i enklaw robotniczych wielkich miast. Oni do

11 J . C h a ł a s i ń s k i , Społeczna genea-logia inteligencji polskiej. Warszawa 1946; tenże: Polonia amerykańska, op. cit., s. 18.

dziś stanowią o charakterze i obliczu podstawowego trzonu kul tury polonij-nej. Oni to bowiem, tyleż spontanicz-nie, co świadomie, stworzyli r amy orga-nizacyjne g r u p o w e g o życia na obczyźnie, ów cały szereg instytucji społecznych, będących de facto insty-tucjami kulturowymi, które stanowiły i ciągle jeszcze stanowią sui generis, choć bardzo niejednokrotnie niedosko-nałą „imitację", namiastkę wzorów wyniesionych ze wsi, małych miaste-czek czy osad robotniczych w starym kra ju . Poczynali 'zwykle od składek na budowę parafi i i wokół parafijinego centrum organizowali swe życie. Warto przy tym zauważyć, iż w warunkach emigracyjnych — dowodzi tego l i tera-tura socjologiczna — paraf ia odgrywa rolę ¡nieporównanie większą i ważniej-szą niż to ma (miało) miejsce w Pols-ce; funkc jonu je na obczyźnie jako od-powiednik polskiej „okolicy"12. Tylko w wyjątkowych wypadkach centrum paraf i jne przegrywało konkurencję kul turalną z centrum świeckim, jakim jest związek czy organizacja polonij-na, Ten ostatni — w ramach zasady „'i wilk syty, i owca cała" — sytuował się zresztą zwykle w pobliżu parafii , t j . n a terenie „okolicy" (przypomina to trochę układ kościół — dwór w ra^ mach t r adycy jne j polskiej s t ruktury wiejskiej). Kul tura podstawowych mas polonijnych rozwija się ponadto — wskażmy na ki lka jeszcze „instytucji" — w oparciu o t radycyjną koncentra-cję wokół problemów „psychologii ży-cia rodzinnego i grupowego", o te s t ruktury, które jako żywo przypomina-ją polskie „sąsiedztwa", a k tóre — jak się stwierdza13 — w warunkach amery-kańskich są nadal w pełni żywotne (a więc kulturowo- i folklorotwórcze), w oparciu o wyniesione ze starego kra ju , wzorowane na ry tua le wiejskim, „przedmiejskim", zasady swoistego

12 W. I. T h o m a s - F l . Z n a n i e c k i , Chłop polski..., op. cit., t. V: Organizacja i dezorganizacja w Ameryce, s. 38.

» J . C h a ł a s l ń s k l , Polonia amery-kańska, op. cit., s. 21.

» W . I. T h o m a s - F l . Z n a n i e c k i , op. cit., t . V, s. 75.

„parlamentarnego formalizmu" wraz z jego oryginalną terminologią i języ-kiem14, (jest to prawie rytuał) w opar-ciu o przejęte ze środowisk wiejskich, małomiasteczkowych i robotniczych za-sady solidarności grupowej.

W pierwszym rzędzie zawsze tu cho-dzi o zabezpieczenie interesów w ł a s -n e j grupy, a dopiero później ewen-tualnie interesów „polskich" czy „ame-rykańskich"; „nasi-swoi" na emigracji to przede wszystkim członkowie dane j społeczności polonijnej, dopiero w dal -szej kolejności rodacy zamieszkujący dorzecze Wisły i Odry bądź współoby-watele k r a j u rozciągającego się mię-dzy Atlantykiem i Pacyfikiem. Chodzi przeto o zachowanie tego „minimum spójności", o k tórym tak wiele piszą autorzy Chłopa polskiego, aczkolwiek spójność ta w warunkach obczyźnia-nych nigdy nie była tak doskonała, jak w sytuacjach „wzorowych", polskich. Tworzące się na emigracji grupy w po-równaniu z polskimi „wzorcami" nie były bowiem, gdyż nie mogły, grupami samowystarczalnymi, o czym decydo-wały w pierwszym rzędzie warunki e-konomiczne, narzucające konieczność częstego wychodzenia z zewnątrz grupy („za chlebem"), co pociągało za sobą coraz szersze i głębsze kontakty z c y -wilizacją nowego typu, a co było — musiało 'bowiem być — „tolerowane" przez członków grupy, nie będąc t r ak -towane jako zdrada j e j „interesów". Skądinąd, jeśli porównujemy tę właś-nie sytuację z „wzorem" polskim, okaże się, że także w warunkach polskich (tradycyjna wieś) „tolerowane" było wychodzenie poszczególnych jednostek na zewnątrz grupy, zapewniając grupie dopływ nowin, poszerzając tedy kanał informacji , co nie było sprawą bez znaczenia.

Wszystkie te czynniki — bardzo po-wierzchownie tutaj zarysowane — de-cydowały i w dalszym ciągu zapewne decydują (traktuję te uwagi, przypom-nijmy, jako uwagi głównie hipotetycz-ne) o znakomitych wręcz warunkach do rozwijania f o l k l o r u sensu stricte jako formy własnej, „oryginalnej" kul-tury szerokich mas polonijnych. „Od-dolna", a więc najbardziej autentyczna,

spontaniczna kul tura amerykańskich Polaków zna jdu je doskonałą pożywkę dla swego rozwoju w licznych — pa-rafialnych, związkowych, ale zawsze g r u p o w y c h czy w ramach grupy — bankietach dobroczynnych, balach, piknikach etc., których genealogia tkwi jeszcze w polskiej t radycji festynów ludowych czy widowisk jarmarczno-od-pustowych. Mało o tych sprawach (cho-dzi ciągle o „kształty" kul tury polonij-nej) wiemy, powtórzmy więc je raz jeszcze; pod uwagę należy wziąć także setki lokalnych pism, pisemek, gaze-tek polonijnych i kolportowane przez nie treści, kroniki paraf ia lne i związ-kowe etc.

Początkowo, w pierwszych stadiach organizacji grup polonijnych, na pewno — jak pisze cytowany wyżej badacz — pierwszoplanową rolę odgrywało owo „inercyjne", wynikające z typowo chłopsko-robot niczego konserwatyzmu (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), trzymanie się t radycji wyjściowej; dzi-siaj, na pewno, wiiele jednostek repre-zentujących poszczególne grupy, nawet nieinteligentów, przejawia skłonność do r e f l e k s y j n e g o odnajdywania własnych korzeni ozy etnicznej „legi-tymacji". (Zauważmy przy okazji, że konstruowanie drzew genealogicznych było zwykle domeną panów i inteli-gencji starego typu). W wypadku gru-py społeczności polonijnej podstawo-wym źródłem wiedzy historycznej i ge-nealogicznej była zawsze i jest kranika paraf ia lna czy związkowa, w której na plan pierwszy wysuwa się zawsze spra-wy lokalne15. Zastanawiając się tedy nad tymi problemami ¡należy pamiętać przede wszystkim o tym, że na Polo-nię, jej życie i kul turę trzeba patrzeć poprzez pryzmat życia grupowego, jego psychologię i jego socjologię. Należy więc brać pod uwagę, że przeskok do myślenia refleksyjnego w kategoriach grupy etnicznej żyjącej w warunkach emigracji nie może odbyć się nagle, z dnia na dzień i przy pomocy takich „czarodziejskich różdżek", jak „folklo-ryzm" czy „magiczne" oddziaływanie jednostek z kręgów inteligenckich. I n a -czej w związku z tym — sizerzej —

" Ibidem, t . V, s. 51 i n.

trzeba spojrzeć na kwestię kontynua-cji „ludowych wartości tradycji narodo-wej", ich transponowanie w nowe w a -runki. Szerzej — to znaczy uwzględ-niając m i n . wszelkie skomplikowania, opory s tawiane przez nowe środowis-ko. Tak więc — badając reper tuar śpiewaków polonijnych — kwestię wątpliwego metodologicznie podziału na folklor i folkloryzm należałoby r a -czej pominąć.

Z czasem ów tradycyjny, wyniesio-ny z k ra ju konserwatyzm chłopsk o--robotniczy musiał znaleźć się w de-fensywie, a „potrzeba starych war -tości m n i e j n a t a r c z y w a i m n i e j o k r e ś l o n a " [podkr. M. W.]16. Zadecydowały o tym — poza o-fensywną rolą nowej, amerykańskie j cywilizacji, z którą kontakty były nie-uniknione i nieustannie zwielokrotnia-ły się — takie czynniki, jak: zapo-minanie, coraz silniejsze poczucie „nie-skuteczności", a ¡nawet pewnej „śmie-szności" — w nowej sytuacji — sta-rych, dobrych wartości. Coraz większą rolę ¡zaczynają odgrywać czynniki dez-integrujące (kulturowo, społecznie, e-mocjonalnie) grupy polonijne, jakkol-wiek emigrant zawsze jest i pozostaje „z zasady istotą społeczną"17. Następuje nieuchronna selekcja treści kulturo-wych, pewne elementy t radycj i zostają zagubione, pojawia ją się w ich miejsce inne; mamy tu do czynienia z kiasyazną antropologiczną sytuacją zmiany kulturowej. Operując językiem współczesnej socjologii powiemy, iż w odniesieniu do przeciętnych mas polo-ni jnych zachowane zostają wciąż jesz-cze „kryteria identyfikacji" (tj. uświa-damiana więź z przodkami pozostałymi w s tarym kraju), natomiast wiele zmie-niło się w trzecim, czwartym pokole-niu emigracji w dziedzinie tzw. „wskaź-ników identyfikacji": grupa na skutek nieodzownych kontaktów z obcą cy-wilizacją i inymi etnicznie grupami wchodzi w posiadanie pewnych nowych

» Ibidem, s. 9. " ibidem, s. 216. 18 R. S l e m i e ń s k a , Przynależność do

grupy etnicznej jako czynnik różnicujący postawy członków społeczeństwa amerykań-skiego. „Studia Socjologiczne" 1977, 1(64), s. 242—243 i n.

symboli, atrybutów, część starych oczy-wiście zatrzymując18 . Raz jeszcze tedy podkreślimy, iż — uwzględniając po-wyższe procesy i czynniki — bardzo ostrożnie należy rozważać kwestię „świadomości historycznej" grup polo-nijnych, „udziału" w ich życiu t radycj i ludowej i narodowej, jeśli nie chcemy w badaniach kul tury i folkloru środo-wisk emigracyjnych popełnić poważ-nych błędów metodologicznych.

Próbowałem wyżej raczej w y o b -r a z i ć sobie niż ściśle zarysować ob-szary, w których może swoją twór-czość rozwijać Mały Władzio {i inni polonijni wykonawcy), jak również próbowałem wyobrazić sobie — na ty-le, na ile jest to możliwe — publicz-ność, do jakiej się zwraca. Próbowa-łem — bardzo powierzchownie — wska-zać na te elementy, które umożliwiły rozwój i egzystencję kul tury szerokich mas polonijnych, doprowadziły do pow-stania własnego folkloru emigrantów. Nie chciałem natomiast, t rzeba to pod-kreślić, imputować, iż w tychże szero-kich masach polonijnych (10 do 12 mi-lionów!) poczucie polskości i więzów z k ra j em przodków nie istnieje. Ist-nieje niewątpliwie, jest to jednak bar -dzo specyficzne poczucie polskości, po-łączone najczęściej z bardzo oryginalną wiedzą n a temat starego k ra ju . Warto w związku z tym przytoczyć znakomi-tą scenkę z kasowego f i lmu Kochaj albo rzuć, cytowaną w miesięczniku „Kino" (nr 8, s. 15), w k tóre j rodak zza oceanu mówi do przybysza z Polski, że nie ma nic przeciwko rządowi w Pols-ce, tylko „dlaczego dopuszcza się ko-munis tów do władzy"? Większość ob-serwacj i socjologicznych — była już o tym mowa— kładzie nacisk na wzrost zainteresowania s ta rym k ra j em w trze-cim, czwartym pokoleniu emigrantów. Prawidłowość powyższa wynika jedna-kowoż tyle z dążenia do umocnienia się w poczuciu własnej historycznej etniczności, co — chociaż wygląda to na paradoks — z chęci umocnienia się ,w poczuciu własnej „amerykańsfcości"; prawidłowość ta jest swoistą reakcją na dominujące w USA w szerokiej opi-nii publicznej utożsamianie pojęcia

„amerykańskości" z pojęciem „anglo-saskośai"19.

Jednym z najważniejszych „kluczy" do poznania świadomości historycznej, społecznej, etnicznej, narodowej prze-ciętnych rzesz Polaków amerykańs-kich jest f o l k l o r (a nie: folkloryzm!) tworzony przez ich społeczności i — szerzej — ich kul tura; należałoby więc folklor ten i kulturę—z zachowaniem wszelkiego obiektywizmu naukowego — badać, poznawać. Analizując zatem piosenki śpiewane przez Małego Wła-dzia, a lepiej jeszcze: patrząc na re-per tuar śpiewaków polonijnych jako n a pewną całość29, należy zdecydowa-nie przyjąć i t rzymać się tego, że m a -rny tu do czynienia z f o l k l o r e m s e n s u s t r i c t e , z folklorem stano-wiącym wspólne dzieło twórczej dzia-łalności mas polonijnych, z folklorem żywym, spontanicznym, z folklorem swobodnie operującym wątkami treś-ciowymi, formułami i formami z r ó ż -n y c h kultur , z folklorem stale in statu nascendi, nie zaś z folklorem „wtórnym", „rekonstruowanym" na wzór i podobieństwo. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż ten właśnie folklor, nie zaś ów „rekonstruowany", jest w życiu rodzinnym, domach i ży-ciu publicznym Polonii szczególnie ho-łubiony i pielęgnowany.

Pozostańmy jeszcze na moment przy kwestii „polskości" folkloru polonijne-go. Zasygnalizowałem wyżej problem istnienia pewnych pułapek metodolo-gicznych, które „czyhają" na poten-cjalnego badacza kul tury polonijnej. Najogólniej mówiąc, chodzi o uniknię-cie pewnych — nazwijmy to w ten sposób — błędów w patrzeniu.

Znakomite i długo jeszcze zapewne nieprześcignione podstawy, wzory i inspiracje do kompleksowych badań kul tury i folkloru Polonii stworzyli swoim dziełem Thomas i Znaniecki; lektura Chłopa polskiego w Europie i

19 A. B r o ż e k , Ślązacy w Terasie. Re-lacje o najstarszych polskich osadach w Stanach Z jednoczonych Ameryki, Warszawa 1970.

w Wskazuje na to wspomniany zbiór tekstów w II cz. pracy magisterskiej p. Ewy K o ł o d z i e j e k nt. Folklor w pieśni polonijnej.

Ameryce jest najlepszą lekcją obiek-tywizmu naukowego. Dla wspomnia-nych autorów, śledzących fenomen or-ganizowania się grup polonijnych w nowych, odmiennych warunkach, „ude-rza jącym zjawiskiem" było „formowa-nie się spójnej grupy z początkowo niespójnych elementów, tworzenia się społeczeństwa, które w swej s t ruk tu-rze i podstawach w nim dominujących nie jest a n i p o l s k i e, a n i a m e -r y k ań s k i e, a l e s t a n o w i n o -w y p r o d u k t , którego surowce wzię-te zostały częściowo z t radycji pols-kich, a częściowo z nowych warunków życia imigrantów oraz z amerykańskich* wartości społecznych widzianych oczy-ma imigranta i przez niego interpreto-wanych"21. A więc — pomija jąc oczy-wisty fakt, że odrzucany zastaje przez tych badaczy problem indywidualnej, jednostkowej adaptacj i społecznej i kul turowej ' jako z punktu widzenia naukowego nieistotny — jest tu ¡mo-wa o społeczeństwie p o 1 s k o - a m e-r y k a ń s k i m , które „żywi się bar -dziej kul turą polską niż amerykańską, ale w miarę jego rozwoju kul tura pols-ka zaczyna być, a amerykańską jest zawsze, r a c z e j a k t y w n i e i n -

t e r p r e t o w a n a o r a z ś w i a -d o m i e m o d y f i k o w a n a n i ż a k c e p t o w a n a b i e r n i e"22. Na określenie kul tury tego nowego społe-czeństwa wprowadzone zostaje pojęcie „kultura polsko-amerykańska", mamy t u bowiem do czynienia z oryginalną kombinacją kulturową, nowym ukła-dem cechującym się dużym stopniem dynamiczności i zmienności. Przytoczo-ne uwagi Thomasa i Znanieckiego po-chodzą z lat 1918-1920, tezy ich jed-nakże wyda ją ¡się być w dniu dzisiej-szym jeszcze bardziej aktualne niż w czasaah, kiedy powstawało ich monu-mentalne dzieło. Nie tylko zresztą ja-ko punkt odniesień i porównań, bo-wiem zawartość materiałowa wspo-mnianego dzieła wyraźnie wskazuje, g d z i e szukać świadomości kul turo-wej wars tw plebejskich, nie tylko skąd-

" W . I. T h o m a s - F l . Z n a n i e c k i , Chłop polski..., op. cit., t. V. s. 8.

» Ibidem, s. 11.

inąd w odniesieniu do mas polonij-nych.

W takichże kategoriach, a więc „bezinteresownie", a więc z odrzuce-niem wszelkich niepotrzebnych, bo fałszujących rzeczywistość, sentymen-tów i uprzedzeń, wypada patrzyć ¡na f o 1 k 1 o r Polaków amerykańskich. Trzeba spojrzeć na ten folklor jako na nowy, odmienny „ilościowo i jakoś-ciowo" produkt, ani polski, ani ame-rykański. Niebezpiecznym błędem — mając na uwadze ewentualne wnioski — będzie patrzenie na ten folklor poprzez pryzmat jakichkolwiek „interesów" ¡(kulturalnych, kulturowych, etnicznych), niepożądane patrzenie nań tylko z jed-nego punktu widzenia, a więc np. „po-przez Kolberga". Perspektywa taka już w samym założeniu jest myląca, fałszywa, złudna i zwodnicza i nie trze-ba tego głębiej uzasadniać; przyjęcie jej prowadzi do zobaczenia w folklo-rze i kulturze społeczeństwa polsko--amerykańskiego dokładnie tego, co chce się tam ujrzeć. Statystyczne obli-czanie ilości odwołań do polskiej pieśni ludowej w folklorze pieśniowym Po-lonii czy też — równie statystyczne — mierzenie stopnia nasycenia folkloryz-mem jest, być może, doskonałym środ-kiem na poprawienie samopoczucia, ale przecież nie o samopoczucie tu idzie. Cenny szkic E. Kołodziejek wykazuje, iż pieśni „Kolbergowskie" w reper tua-rze Małego Władzia są i nie są pieś-niami polskimi Podsumowując tę część ref leksj i powiedzmy tedy, iż — patrząc na folklor polonijny — nie można po-pełnić tego błędu w myśleniu, co ów chłop polski z anegdoty, który za nic nie mógł pojąć, iż w niebie nie mówią językiem polskim, a dobry Pan Bóg n ie tylko jego i jego najbliższych in-teresy ma na względzie. J a k słusznie mówił Bystroń: „zabawa w kul turę s ta je się trucizną dla mas"23.

Zarówno społeczeństwo polsko-ame-rykańskie, jak i jego kul tura noszą piętno swego rodzaju — odwołajmy się do jeszcze jednego określenia Thoma-sa i Znanieckiego — „podwójnej lojal-ności"; oczywiście, należy w tym mo-

" J . s t . B y s t r o ń , Megalomania naro-dowa. Warszawa 1935, s. 29.

mencie odrzucić wszelkie pejoratywne konotacje tego określenia, bo tak w ogóle nie lubimy przecież podwójnej lojalności. Przejawy „podwójnej lojal-ności", wynikające j z pluralizmu kul-turowego, bilingwilizmu, obserwować możemy na wszystkich „poziomach" kul tury polonijnej: w sferze języka, sferze moralno-obyczajowej, ideologicz-ne j , w folklorze, tedy i w tekstach śpiewaków polonijnych.

Wnioski z analizy językowej pieśni polonijnych, która stanowiła punkt wyjścia dla niniejszych kilku refleksji , zna jdu ją potwierdzenie w pracach i opiniach na temat ogólnych procesów charakteryzujących język Polonii ame-rykańskie j czy zasad kierujących „za-chowaniami językowymi" amerykańs-kich Polaków. Język ten, aczkolwiek „jest ciągle językiem polskim w swo-jej etymologii, zawiera pewną, ciągle wzrastającą, liczbę amerykańskich słów ,gwarowych, które t raktowane są jako rdzenie słowotwórcze, do których do-daje się afiksy słowotwórcze oraz koń-cówki f leksyjne oraz których skład-nia i literackie zastosowanie (to ostat-nie będące pod silniejszym wpływem zmian w sposobie myślenia niż ety-mologii) s ta ją się coraz bardziej specy-ficznie lokalne i w ten sposób ani pols-kie, ani amerykańskie"24 .

Proces organizacji „zachowań języ-kowych" Polaków amerykańskich prze-biegał, należy sądzić, wszędzie i zaw-sze w sposób zbliżony, niezależnie od miejsca ich nowego osiedlenia i nie-leżnie od przynależności do grupy dia-lektologicznej. Badacz języka Ślązaków texaskich, opisując zjawisko bilingwiz-mu, kładzie szczególny nacisk na odcis-kający swe piętno na języku emigran-tów proces zapominania, prowadzący do powstawania najrozmaitszych „ka-lek językowych", które, choć przy po-mocy polskich wyrazów utworzone, ra-żą polskie (krajowe) poczucie normy językowej (widać to jaskrawo w teks-tach pieśni polonijnych). „Zapomina-nie" ułatwia ekspansję słów angiels-kich. Przyczyny inwazji angielszczyz-ny są zresztą głębsze: nieznajomość od-

21 W. I. T h o m a s - F l . Z n a n i e c k i , Chłop polski..., op. cit. t. V, s. 11.

powiednika polskiego, „lenistwo umys -łowe", „oportunizm językowy", swoiste „wygodnictwo". O względnej „równo-wadze językowej" mówić można jedy-nie u starszego pokolenia, co wyraża się zresztą dziwnie, bo np. przez uży-cie wyrazu (zwrotu) polskiego i jego angielskiego odpowiednika w jednym i tym samym zdaniu. Badacz ten zwraca ponadto uwagę, iż aktom mowy towa-rzyszy najczęściej świadomość zapoży-czeń, czego wyrazem poprzedzanie sło-wa zapożyczonego pauzą bądź serią przyimków („Wjechaliśmy na ta, na ta spidłej"). Powiada też, że w trakcie używania języka angielskiego odwoły-wanie się do słownictwa polskiego jest sporadyczne (potwierdzają to teksty an-gielskie w repertuarze zespołów polo-nijnych), by dojść do wniosku, że „Ję zyk polski coraz bardziej ulega an-gielszozyźnie, wspomaganej przez agre-sywną i a t rakcyjną rzeczywistość ame-rykańską"85 . Slawista zachodnionie-miecki, bada jąc mowę emigrantów z Polski, zwraca z kolei uwagę na eks-pansję obcego nazewnictwa i termino-logii technicznej, na zjawisko dywer-gencji leksykalnej, podaje także liczne przykłady fonetycznej substytucji w języku angielskim26 (i te procesy od-zwierciedla pieśń polonijna). Nie bez wpływu na język Polonii pozostają tak-że je j kontakty z innymi etnicznymi grupami emigracyjnymi na terenie Sta-nów Zjednoczonych. Język Polonii jest „kombinacją" równie zmienną i dy-namiczną, jak je j kul tura ; uczestnictwo jednostek w systemie pluralistycznym kulturowo „tworzy niejako dynamiczne

! ! F. L y r a , Język Polaków w najstar-szych osadach polskich w Stanach zjedno-czonych. „Zaranie Śląskie", Katowice 1965, z. 2, s. 563—566. Cytuję na podstawie prze-druku w książce Brożka, Ślązacy w Tera-sie, op. cit., s. 237.

20 D. O 1 e s c h, The West Slavic Langua-ges in Texas with Special Regard to Sor-bian in Serbln, Lee Country [w:] Texas Studies in Bilingualism, Spanish, French, German, Czech, Polish, Serbian and Norwe-gian in the Southwest; edited by Gleen G. Gilbert, Walter de Gruytner u. Co., Berlin 1970, s. 153—157. Przedrukowany fragment w książce Brożka Ślązacy w Texasle, op. cit., s. 238—243.

pole organizacji zachowań językowych dla indywiduum ludzkiego"27.

Bardzo nawet lakoniczne i powierz-chowne uwagi na temat języka społe-czeństwa polsko-amerykańskiego, jak i poprzednie uwagi na temat organiza-cji polskich społeczności emigracyj-nych, sk łania ją <}o wniosku, że nigdzie chyba, poza t radycyjną s t ruk turą wiejs-ką, nie widać tak klarownie i jasno wzajemnych uwarunkowań między s t rukturą społeczną, językiem i poszcze-gólnymi elementami s t ruk tury społecz-nej . Społeczność polonijna stanowi od-rębną speech community, dysponującą sobie tylko właściwym „repertuarem językowym", powstałym w oparciu o pewien porządek społeczny i „ład kul -turowy"; zachowania językowe są tu zwierciadlanym odbiciem zachowań kulturowych. Toteż badania współ-czesnej kul tury i folkloru polonijnego muszą znaleźć mocne oparcie w solid-nych studiach nad współczesnym języ-kiem mówionym Polonii, przy czym szczególnie predysponowana do tych badań wyda je się socjologia języka t raktowana ściśle jako subdyscyplina socjologii kultury28 .

„Zasada" „podwójnej lojalności" od-nosi się nie tylko do warstwy języko-w e j tekstów, ale do całości reper tuaru pieśniowego śpiewaków polonijnych. Obok tekstów „mimetycznie" zbliżo-nych do wzorów Kolbergowsfcieh czy „podmiejskich", spotykamy tu często teksty, w których poszczególne zwrotki wykonywane są w języku angielskim (żargonie amerykańskim), czasem zaś całe teksty, zachowując swojską nutę, wykonywane są w tymże języku — sięgnijmy pamięcią do audycji z cyklu Polonia śpiewa nadawanych w swoim czasie przez PR. Niektóre z nich osadzone są głęboko w tradycj i pol-skiej, inne przejęte zostały pod wpły-wem środków masowego przekazu z o-bcej kul tury popularnej (np. Wczoraj, gdybyś sama...) bądź stworzone pod wpływem tejże kul tury. Niektóre,

! ! A. P i o t r o w s k i , M. Z i ó ł k o w -s k i , Zróżnicowanie językowe a struktura społeczna. Warszawa 1976, s. 195.

!8 Tamże na temat socjologii języka i j e j zadań, s. 95 i n.

szczególnie te powstałe w warunkach emigracyjnych, biorąc za punkt odnie-sienia polskie kanony „przyzwoitości l i terackiej", należałoby zakwalifikować jako kicz bądź grafomanię; patrząc z punk tu widzenia kul tury literackiej, k tó re j są produktem, bez względu na stopień „prymitywizmu" estetycznego i literackiego, nie można ich w żadnym wypadku w ten sposób kwalifikować (dyskwalifikować). Szczególnie cieka-wy przykład „podwójnego lojalizmu" stanowi (cytowana przez E. Kołodzie-jek w całości) ballada o śmierci sena-tora Kienediego, stworzona przez ano-nimowego — próżno dochodzić jej autorstwa — twórcę w konwencji ty-powej polskiej ballady ulicznej; zacho-wana zastała w nie j t r adycyjna poety-ka, sposób obrazowania, moralistyka (wzór, natchnienie i formułę wyjściową dał tu znany tekst o incipicie Dnia pierwszego września). Znamy przynaj -mniej „z grubsza" funkcję , jakie pełniły tego typu teksty. Pieśń o nieszczęśli-wym senatorze nie mogła nie krążyć wśród szerokich rzesz Polaków amery-kańskich w charakterze typowej nowi-ny przekazywanej z ust do ust, cieszył się on bowiem w pewnym okresie, tuż po tragicznych wypadkach, popularno-ścią i w Polsce, zapewne głównie dzię-ki nagraniu pocztówkowemu (należy podziwiać operatywność prywatnych wytwórców pocztówek; oni naj lepiej wiedzą, iż time is money). Dziwne, za-iste, nasuwa się refleksja, bywa ją losy t radycj i folklorystycznych: t radycja no-winiarska, k tó re j źródła tkwią w pol-skim i europejskim średniowieczu, zna j -duje XX-wieczną kontynuację na dru-giej półkuli, by zresżtą wrócić do ma-cierzystego podglebia. Posłużmy się je-szcze jednym — równie fenomenalnym tekstem — iby zobrazować, do jakich efektów prowadzić mogą. procesy akul-turacji ; t rudno o bardziej jaskrawy przykład zderzenia kulturowego jak utrzymana w poetyce weselnych po-winszowań pieśń, której dwie pierwsze s t rofy (za ar tykułem E. Kołodziejek) cytuję :

Życzymy ci szczęście Panie prezydencie Chcemy jak naj lepie j 2yć we*oło w świecie

Żebyś światu objechał Hej, we wszyrtkte «trony Tylko byś nie szukał Sobie innej żony.

Jes t wiele głębokiej p r a w d y w twie r -dzeniu, że „asymilacja na emigracj i jest za jwisk iem równie obiektywnym, jak powrót do rodowodu"2 9 .

Folklor pieśniowy wykonawców po-loni jnych jest bardzo bogaty i zróż-nicowany. Py tan ie o źródła, genezę t e -go r epe r tua ru , pochodzenie, au tors two poszczególnych teks tów jest py tan iem drugorzędnym i mało is totnym. Śpie-wacy poloni jn i równie swobodnie ko-rzys ta j ą z u t rwalonych w pamięci f o r -m u ł t radycyjnych , modyf iku j ąc je do-wolnie wedle potrzeb, j ak i szablonów, klisz, „konwencj i" , k t ó r e podsuwa im nowa k u l t u r a i cywi l izac ja Są jedno-cześnie i twórcami, i odtwórcami, s łu-chaczami i wykonawcami (istnieją tu, jak w folklorze t r adycy jnym, bardzo ścisłe relacje, współzależności między twórczością, wykonaws twem a odbio-rem). Dawno już podkreś lano fakt , że w w a r u n k a c h społeczności emigracy j -n e j „duża część działań indywidua l -nych przeniesiona zos ta je z życia p r y -watnego ina płaszczyznę życia p u b l i -c z n e g o i s t a j e się o b i e k t e m k o n t r o l i s p o ł e c z n e j".8 ł Można więc w odniesieniu do folkloru poloni j -nego mówić o is tnieniu sui generis „cenzury p r e w e n c y j n e j " w obrębie g r u -py; śpiewa się ty lko to, co się podoba, a więc to, co zaspoka ja jakieś potrzeby ku l tu ra lne grupy — estetyczne, sen ty-menta lne , ludyczne, etyczne czy pa t r io -tyczne. Mamy tu do czynienia z typową dla każdego folkloru twórczością na określone zamówienie społeczne, „na ohs ta lunek" (dyskryminowany przez nas wyże j „folkloryzm" jest działalnością odtwórczą przeznaczoną przede Wszy-s tk im „na zbyt"). Słowem — podkreś l -my raz jeszcze — repe r tua r pieśni poloni jnych jako całość można t r a k -tować w kategor iach zbiorowej, twór -czej działalności mas. Ważne są nie źródła, a le f a k t społecznej akceptac j i i

" A. B r o ż e k , Ślązacy to Tezasie, op. ctt., s. 78.

80 W. X. T h o m a s - F l . Z n a n i e c k i , Chłop polski..., op. ctt., t. V, s. 48 i n.

t r ansmis j i t eks tów w określonym śro-dowisku, ich powszechność, a t emu w w y p a d k u Małego Władzia i innych nie można zaprzeczyć. A jeśli już rozważamy kwest ię źródeł, nie można nie pamię tać o sprawie pods tawowej : „ F u n k c j e pieśni ludowej u legają mo-dyf ikac jom, gdy pieśń przechodzi z je-dnego środowiska do drugiego."®1 Do-tyczy to w pełni także i pieśni, k tóre weszły do r e p e r t u a r u śp iewaków polo-n i jnych .

Piosenki Małego Władziia i innych wykonawców towarzyszą Polonii w życiu codziennym, zarówno p rywa tnym, jak i publ icznym; wykonywane są i w „zaciszu domowym", i na licznych fes tynopodobnych imprezach w rodza-ju pikników, balów, kwest , zabaw, po-chodów, przedstawień, koncer tów etc. Folklorystyczności ich nie przeczy w żadnym w y p a d k u fakt , że częściowo t ransmis ja us tna bywa tu zas tępowana przez inne typy t ransmis j i : przekaz es t radowy, płytowy, prasowy, radiowy etc. Nie inaczej jest przecież we współ-czesnym folklorze („folklorach") pol-skim. Jeśl i dochodzimy powoli db s ta-nowiska, że na folklor należy patrzeć inaczej niż to czynili nasi przodkowie, inaczej też, ba rdz ie j elastycznie, t rze-ba pat rzeć na sposoby i kanały t r a n s -mis j i folklorystycznej .

3

X tyle ref leksj i , jakie nasuwa a r t y -ku ł o Małym Władziu. Chyba, że je -szcze ta jedna uwaga: a r tyku ł Ewy Kołodziejek jest pierwszą chyba próbą sondażu współczesnego polskiego na poły oficjalnego i na poły legalnego (często: nielegalnego), a niezwykle p r ę -żnego w ostatnich k i lkunas tu latach r y n k u przebojów pocztówkowych. War to by szerzej — nie tylko pod ką tem r e p e r t u a r u polonijnego — spe-ne t rować ten rynek, prześledzić obieg społeczny przebojów Laskowskiego (Beata!), Baryły i innych (cytowałem w swoim czasie „perełki" współcze-

« P. B o g a t y r l e w , Pieśń ludowa z funkcjonalnego punktu widzenia, [w:] Se-miotyka kultury ludowej. Pod red. R. Mayenowej. Warszawa 1975, s. 196.

sne j pocztówkowa-dźwiękowej „eroty-ki" ze znakiem u jemnym i grafoma-nii), zbadać, z jakich kręgów społe-cznych rekru tu ją się środowiska od-biorców. Jest rzeczą niemal pewną bo-wiem, że w dużej mierze obieg po-cztówkowy zastąpił dawne t radycyjne

obiegi literackie, szczególnie j a rmar -ezno-brukowe i podobnie jak tamte kształ tuje w szerokich kręgach swo-iste gusta estetyczne i „literackie".

Do innych publikacji wrócimy w następnym przeglądzie.

Michał Waliński

, S i . , Ł « ,