A computational approach to edge detection

313
1. Przysięga YOH Podjąłem decyzję. Dziś o północy pójdę na cmętarz i udowodnię dziadkowi, że jestem już gotowy. Dochodziła północ. Cicho otworzyłem drzwi mojego pokoju aby nikogo nie obudzić i powoli wyszedłem z domu. Gdy byłem pewny, że nikt mnie nie zauważy, zacząłem biec w kierunku cmentarza. Kiedy znalazłem się między grobami rozejrzałem się. Noc była wyjątkowo zimna jak na lato. Nagle zobaczyłem trzy duchy, podbiegłem do nich i zacząłem im gadać, że są słabe i bez problemu je pokonam. Niestety pomyliłem się. Po pewnym czasie zacząłem uciekać, ale goniły mnie. Kiedy tak biegłem usłyszałem za soba znajomy głos. Stanołem i odwróciłem się. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem Annę. Tą sama która mieszka ze mną u dziadków. Tą samą upierdliwą małą dziewczynkę, która ciągle mi się przygląda kiedy trenuję i daje mi jakieś chore uwagi. Byłem przekonany, że te duchy zaraz ją rozszarpią na szczępy (sam nie wiem czy bym sie smucił czy cieszył). Nagle rozbłysło jasne swiatło i przez momęt nic nie widzialem, po chwili zobaczyłem klęczącą Annę. Przestraszyłem się i podbiegłem do niej. - Anno!! Nic ci nie jest?? - Nie, jestem tylko trochę zmęczona. Nigdy nie zmierzyłam sie z tylkoma duchami naraz. - A co się stało z tymi duchami?? - Odesłałam je do Zaświatów, juz nigdy ich nie zobaczymy. A tak wogóle co ci przyszło do głowy, żeby o północy wymykać się z domu i drażnić duchy?! OSZALAŁEŚ!?!?!?! - Myślalem, że dam sobie z nimi rade, no wiesz jako szaman, ale nie dałem rady. A co ty tu robisz?? - Usłyszałam jak wychodziłes i byłam ciekawa gdzie pójdziesz, więc szłam za Tobą. - Aha, ale nie powiesz nic dziadkowi?? Proszę cię!! - Dobrze. - Dzięki, mogę coś dla ciebie zrobić?? - Obiecaj mi coś. - Co tylko chcesz. - Jak już zostaniesz Królem Szamanów, ja zostanę twoją żąną czyli Królową Szamanów. Zamurowało mnie. Mamy po 6 lat, a ona już myśli o małżeństwie, ale co mogłem zrobić, musiałem sie zgodzić. - No….dobra. - Świetnie, w takim razie wracajmy do domu. Całą droge do domu myślałem o tej rozmowie, a najbardziej o momencie obietnicy. 2. Spotkanie po latach

Transcript of A computational approach to edge detection

1. Przysięga  YOHPodjąłem decyzję. Dziś o północy pójdę na cmętarz i udowodnię dziadkowi, że jestem już gotowy.    Dochodziła północ.Cicho otworzyłem drzwi mojego pokoju aby nikogo nie obudzić i powoliwyszedłem z domu. Gdy byłem pewny, że nikt mnie nie zauważy, zacząłem biec w kierunku cmentarza. Kiedy znalazłem się między grobami rozejrzałem się. Noc była wyjątkowo zimna jak na lato. Naglezobaczyłem trzy duchy, podbiegłem do nich i zacząłem im gadać, że sąsłabe i bez problemu je pokonam. Niestety pomyliłem się. Po pewnym czasie zacząłem uciekać, ale goniły mnie. Kiedy tak biegłem usłyszałem za soba znajomy głos. Stanołem i odwróciłem się. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem Annę. Tą sama która mieszka ze mną u dziadków. Tą samą upierdliwą małą dziewczynkę, która ciągle mi się przygląda kiedy trenuję i daje mi jakieś chore uwagi. Byłem przekonany, że te duchy zaraz ją rozszarpią na szczępy (sam nie wiemczy bym sie smucił czy cieszył). Nagle rozbłysło jasne swiatło i przez momęt nic nie widzialem, po chwili zobaczyłem klęczącą Annę. Przestraszyłem się i podbiegłem do niej.- Anno!! Nic ci nie jest??- Nie, jestem tylko trochę zmęczona. Nigdy nie zmierzyłam sie z tylkoma duchami naraz.- A co się stało z tymi duchami??- Odesłałam je do Zaświatów, juz nigdy ich nie zobaczymy. A tak wogóle co ci przyszło do głowy, żeby o północy wymykać się z domu i drażnić duchy?! OSZALAŁEŚ!?!?!?!- Myślalem, że dam sobie z nimi rade, no wiesz jako szaman, ale nie dałem rady. A co ty tu robisz??- Usłyszałam jak wychodziłes i byłam ciekawa gdzie pójdziesz, więc szłam za Tobą.- Aha, ale nie powiesz nic dziadkowi?? Proszę cię!!- Dobrze.- Dzięki, mogę coś dla ciebie zrobić??- Obiecaj mi coś.- Co tylko chcesz.- Jak już zostaniesz Królem Szamanów, ja zostanę twoją żąną czyli Królową Szamanów.Zamurowało mnie. Mamy po 6 lat, a ona już myśli o małżeństwie,  ale co mogłem  zrobić, musiałem sie  zgodzić.- No….dobra.- Świetnie, w takim razie wracajmy do domu.Całą droge do domu myślałem o tej rozmowie, a najbardziej o momencieobietnicy. 2. Spotkanie po latach

 8 lat później.ANNAPo powrocie z Osorezan,gdzie przeszłam trening na duchowe medium,  postanowiłam odwiedzić posiadłość Asakurów. Gdy tam dotarłam, zostałam bardzo mile przyjęta przez moją mentorkę – panią Kino. Opowiedziałam jej jak wyglądał mój trening oraz to, że nauczyłam sięczytać w myślach. Zapytalam także o Yoh.- Anno, mój wnuk wyjechał do Tokyo. Sama nie wiem dlaczego.- W takim razie pojadę do Tokyo, ciekawe czy po tylu latach w ogóle jeszcze o mnie pamięta.- Na pewno, o takiej dziewczynie jak ty się nie zapomina.:)Po południu pojechalam pociągiem do Tokyo. Podróż trwała ładne kilkagodzin, więc w między czasie przysnęłam. Obudziłam się dopiero na stacji w Tokyo. Wysiadłam i poszłam pod adres jaki dała mi Kino. Zapukałam. Drzwi otworzył mi jakiś mały chłopak.- Cześć, czy tu mieszka Yoh Asakura??- Tak, a kim ty jesteś??- Powiedzmy, że jego koleżanką z dzieciństwa.- Aha, to wchodź. Yoh siedzi z resztą w salonie.- Jest was tu więcej?? - Tak, Yoh ciągle ma nowych przyjaciół.:DWeszłam do domu, był strasznie duży. Poszłam za małym chłopcem do salonu, gdzie zobaczyłam Yoh.- CISZA!!!! Mamy gościa. – krzyknął chłopiec, który mnie przyPatrzyłam się na Yoh, a on wyglądał tak jakby był trochę zaskoczony moim przybyciem. W pokoju nastała zupełna cisza.- To jest….yyy. Jak masz na imie??-zwrócił się do mnie chłopak którymnie przyprowadził.- Anna – odpowiedział za mnie Yoh.A jednak mnie poznał. Wstał.- To jest Anna – zwrócił się do wszystkich. – Anno to są moi przyjaciele: Trey, Pilica, Tamara, Len i Morty – ostatni okazał się chłopcem, z którym przyszłam. – Fajnie, że przyjechałaś. Tylko… skądmiałaś adres??- Od twojej babci – odpowiedziałam.- Aha. No tak. Chodź, pokażę ci gdzie bedziesz spać.Poszłam za Yoh. Czułam się dziwnie. Nie wiedziałam czemu.Yoh zaprowadził mnie do ładnego, dużego pokoju.- To… tu będzie twoja sypialnia, ok??- Pięknie tu. Dzięki. - No… To… może rozpakuj się i zejdź do nas na kolację – pewnie jesteś głodna po tak długiej podróży – Yoh uśmiechnął się i wyszedł.Po jakiś 15 min zeszłam na dół (mój pokój był na piętrze) i zastałamwszystkich przy stole gotowych do kolacji. Jedyne wolne miejsce byłoobok Yoh. Podeszłam i usiałam. Przy jedzeniu dokładniej poznałam wszystkich przyjaciół Yoh.

Wywnioskowałam, że Trey to wielki żarłok, Pilica to jego siostra, Len chodzi w krótkich gaciach i kocha mleko a Morty gotuje. Najbardziej jednak zaniepokoiło mnie zachowanie tej Tamary. Często spoglądała na Yoh z takim dziwnym głodem w oczach.Po kolacji wszyscy poszli spać. Leżałam na moim nowym łóżku i nie mogłam zasnąć, mimo że byłam zmęczona. W końcu zasnęłam.

Gdzy się obudziłam usłyszałam na dole odgłosy rozmów więc uznałam, że inni już wstali. Ubrałam się i zeszłam na dół.YOHSiedziałem przy stole i czekałem na śniadanie. Do jadalni weszła Tamara. Szła w stronę stołu i niebezpiecznie zbliżała się do wystającej deski w podłodze. Oczywiście jej nie widziała. Właśnie miałem ją ostrzec ale nie zdążyłem. :( Tamara potknęła się i wylądowała na mnie. W tej chwili do jadalni weszła Anna. Gdy tylko zobaczyła Tamarę, która właśnie znajdowała się na moich kolanach zawróciła do swojego pokoju.ANNAZawróciłam do pokoju a do oczu napłynęły mi łzy. To nie mogło tak być… On by tak nie zrobił… Nie mogłam w to uwierzyć. Wpadłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Usiadłam na łóżku. Po paru minutach usłyszałam ciche pukanie. Byłam odwrócona tyłenm dodrzwi ale wiedziałam, że do pokoju wszedł Yoh. Bez słowa usiał obok mnie. 3. Nadchodzą zmianyYOH- Anno… to nie jest tak jak myślisz… Tamara sie potkęła…Starałem się jakoś wytlumaczyc. Sam nie wiem czemu, ale coś mnie do tego zmuszało.- Yoh, nie muisz się tłumaczyć. To ja cię przepraszam, nie powinnam tak zareagować na to co zobaczyłam, a teraz pozwolisz, że zejdę na śniadanie.Wstała i wyszła z pokoju, a ja dalej siedziałem na łóżku i nie wiedziałem co mam zrobić. Nigdy się tak dziwnie nie czułem. Miałem wyrzuty sumienia, chyba pierwszy raz w życiu. Chwilę tak siedziałem i myślałem nad tym wszystkim, ale żołądek dał o sobie znać i zszedłem na śniadanie. Przy stole nie bylo tylko Anny. Kątem oka zobaczyłem ją siedzącą na drzewie w ogrodzie. Lubiła siedzieć na drzewach odkąd ją pamiętam. Zjadłem śniadanie i razem z innymi poszliśmy oglądać telewizję. Nagle do salonu wpadła Anna.- Co wy tu robicie?!?!- Ogladamy telewizję, nie widać?? – odparł Trey.- Może się przyłączysz?? – zaproponowała Pilica.- O nie!! Obiecałam coś mistrzowi Yohmei i mam zamiar dotrzymać słowa. Powiedział mi, że mam was…- Mistrza Yohmei… a kto to taki?? – zapytał Len.

- To mój dziadek – odparłem – Lepiej go posłuchajmy, bo inaczej możemy mieć kłopoty.- Ale co obiecałaś dziadkowi Yoh?? – dopytywal sie Len.- Mam zamiar wam powiedzieć, ale nie pozwalacie mi dojść do słowa. Mistrz Yohmei chce abym was trenowała, a w szczególnosci Yoh.- CO!?!?!?!?!? – zawyłem.- Właśnie to, więc ruszać się i tak na dobry początek pobiegacie sobie 10 km, a potem się zobaczy. No szybko. Nie macie na to całego dnia. Macie ścisłą dietę – żadnych słodyczy, mało tłuszczu. Jecie głównie ryż.- Ale Anno, nie możesz nam dzisiaj odpuścić??Starałem się wybłagać, chociaż wiedziałem, że mam na to marne szanse– ona zawsze była uparta.- W takim razie ty Yoh zrobisz 15 km. Jeszcze koumś coś nie pasuje??Oczywiście nikt się nie zglosił. Biegać poszli wszyscy poza Pilica iMorty’m (oni nie są szamanami). Gdy tylko troszkę oddaliliśmy się oddomu, stanęliśmy. Myśleliśmy, że wykiwamy Annę, ale okazało się, że wysłała za nami jakieś duchy żeby nas pilnowały. No cóż – znów zaczęliśmy biec.ANNA Gdy tylko chłopcy poszli biegać, ja położyłam się przed telewizorem i przełączyłam kanał na moje kchane telenowele. Kazałam Morty’emu przygotować obiad składajacy sie z ryżu, a Pilica mogła robić co chciała. Polubilam ją. Jest stanowcza, ale też potrafi być bardzo zabawna i miła. - Anno, a może wybierzemy się na zakupy?? Kupimy sobie coś ładnego.- Wiesz co?? To nie jest wcale głupi pomysł. Będę gotowa za 10 minut.- Ok.Szłam do swojego pokoju, ale żeby do niego dojść musiałam przejść koło pokoju Tamary. Nie wiem czemu tak przejęłam się tym, że siedziała Yoh na kolanach. Nigdy mi się to nie przytrafiło. Szczerzemowiąc, sama nie byłam pewna co czuję do Yoh. Od naszego ostatniego spotkania bardzo wyrósł i wyprzystojniał, a kiedyś był z niego denerwujący dzieciak. Jednak ludzie się zmieniają. weszłam do swojego pokoju, przeczesałam włosy, trochę się odświerzyłam i poszłam do Pilici. - Nareszcie jesteś!! Chodź pokażę ci miasto. Jest tu strasznie dużo sklepów. Wyszłyśmy i kierowałyśmy się do centrum Tokyo. Tu naprawdę jest mnustwo sklepów. Nie wiedziałyśmy gdzie najpierw wejść. Pilica ciagle coś przymierzała, a ja cały czas myślałam o Yoh i Tamarze. Byłam ciekawa czy tłumaczył mi się dzisiaj z powodu obietnicy złożonej w dzieciństwie, czy nie.Wyszło na to, że ja nic sobie nie kupiłam, za to Pilica nie mogła się zabrać. Około 13 zaczęłyśmy kierować się w stronę domu. Gdy

doszłyśmy chłopcy już wrócili, a obiad stał na stole.- Widzę, że jesteście trochę zmęczeni – powiedziałam obojętnie.- Trochę!! Ja umieram, inni zresztą też!! – krzyczał Trey.- No właśnie, dlatego jutro zaczynacie mój specjalny trening.- A na czym on polega?? – dpoytywał się Yoh.- Zobaczycie jutro – usmiechnęłam się. – A gdzie Tamara??- Wydaje mi się, że jest u siebie, poszła tam zaraz jak wróciliśmy –odpowiedział mi Len.- Aha. Morty!!- Tak??- Skocz po Tamarę, powiedz jej, że obiad czeka.- Ok.Po 5 minutach już wszyscy siedzieli przy stole i zajadali ryż. Gdy już zjedli czekała ich niemiła niespodzianka.- Dobra, odpoczęliście. Teraz zrobicie 50 brzuszków, 20 pompek i powiedzmy 40 przysiadów.- CO!?!? Jeszcze mamy ćwiczyć?? – krzyknęli równocześnie.- No oczywiście, że tak. Ty Tamaro także i nie myśl tak o mnie, ok??- Skąd wiedziałaś o czym myślę?? – zapytała przestraszona.- Potrafię czytać w myślach. To dość przydatna umiejętność. A teraz do tr eningu. Szybko!!Wyszli do ogródka i zaczęli ćwiczyć. Ja ulotniłam się do swojego pokoju i zaczęłam czytać książkę, ale po pewnym czasie, zasnęłam. Nagle poczułam, że ktoś mną delikatnie potrząsa i woła.- Anno!! Anno!! Wstawaj!! – wołał Yoh.- Co się dzieje?? Czemu mnie budzisz??- Jest już kolacja, a potem bardzo fajny film w telewizji. Myślałem,że go z nami obejżysz.- Ok. Już wstaję. Mam nadzieję, że zrobiliście wszystkie ćwiczenia.- Oczywiście.:D- A co to za film?? Jaki gatunek??- Horror. Wiem, że je lubisz.- Za dobrze mnie znasz – uśmiechnęłam się do niego.- Nic podobnego – odwzajemnił uśmiech.- No to chodźmy na tą kolację, bo Trey nie wytrzyma i wszystko zje.Zeszliśmy na dół, a tam poza znajomymi w powietrzu lata 5 duchów.- Yoh, co to za duchy??- Aaa, to nasze duchy stróże.- A jak się nazywają??- Kori – to duch Trey’a; Bason – duch Lena; Konchi i Ponchi – duchy Tamary i mój Amidamaru.- Cześć!! – zawołały wszystkie duchy.- Cześć – odpowiedziałam.Usiadłam do kolacji. Po posiłku usiedliśmy przed telewizorem i właczyliśmy film. Usiadłam koło Yoh.

Share on facebook Share on twitterShare on email4. GwiazdyANNAFilm okazał się kompletną pomyłką – po 15 min wszyscy opróczmnie spali. Spojrzałam na Yoh. Opierałam się zmęczeniu. Och, jakie te powiekiciężkie… Nie mogłam dłużej tłumić zmęczenia. Wtuliłam się w Yoh i zasnęłam. YOHStałem na środku cmentarza. Otaczały mnie wrogo nastawioneduchy. Nagle rozbłysło oślepiające światło… gdy opadło duchów już nie było.Woddali przed sobą zobaczyłem leżącą osobę. Podbiegłem bliżej…- Anna? – szepnąłem.Upadłem na kolana. Przede mną leżała nieruchoma Anna. Dotknąłemlekkojej ramienia – nie poruszyła się. Była zimna.- Anno! – krzyknąłem. – Anno przestań! Wstawaj! –krzyczałem, choć wiedziałem, że Anna nigdy nie robi sobie takich żartów.Łzy zaczęły kapać mi z oczu.- Anno… – szeptałem.Za sobą usłyszałem szelest. Odwróciłem się. Za mną stałAmidamaru z mieczem w ręku.- Amidamaru, co się… ?? – nie zdążyłem dokończyć. Mój duchstróż zamachnął się i… *** Obudziłem się zlany potem. Rozejrzałem się po pokoju.Przytulona do mnie spała spokojnie Anna. Odetchnąłem z ulgą. To był tylko sen…Delikatnie odsunąłem ją od siebie. Wstałem. Wszyscy spali. Telewizordawno samsię wyłączył. Spojrzałem na zegarek. Była trzecia w nocy. Ostrożnie, by jej nieobudzić, wziąłem Annę na ręce i zaniosłem do jej pokoju. Spojrzałem na nią –była taka bezbronna. Położyłem ją na łóżku. Uśmiechała się leciutko przez sen.Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jaka jest delikatna i jak łatwo jąskrzywdzić.Jeśli ktoś będziechciał jej coś zrobić, będzie miał ze mną do czynienia. – pomyślałem.Wyszedłem na taras, który przylegał do pokoju Anny iusiadłem. Obok mnie pojawił się mój duch stróż. Zerwałem się i odskoczyłem.- Yoh?? Dobrze się czujesz?? – zapytał duch.- Amidamaru?? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.- Tak.- Ja… miałem koszmary.- Ach… koszmary. Bałem się, że coś gorszego – uśmiechnąłsię. – Idziesz ze mną na spacer??- Nie… dzięki. Posiedzę chwilę i idę spać.- Ok.

Amidamaru zniknął. Siedziałem i patrzyłem w niebo. Po chwiliusłyszałem odgłos otwierających się drzwi. Zaraz obok mnie usiadła Anna.- Nie śpisz?? – zapytałem.- Obudziłam się. A ty?? Czemu nie śpisz??- Miałem koszmary – postanowiłem nie mieć przed Annątajemnic. Przecież i tak umie czytać w myślach. Po co się wysilać z wymyślaniemkłamstw??Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Kątem oka zobaczyłem,że dziewczyna drży – było trochę zimno. Objąłem ją ramieniem, a ona przysunęłasię do mnie. Oparła głowę o moje ramię. Patrzyliśmy w niebo.W pewnym momencie zobaczyłem spadającą gwiazdę i pokazałemją Annie. Dziewczyna zerwała się jak oparzona.- Co się stało Anno?? – zapytałem.- Gwiazda Przeznaczenia – wskazała na niebo. – A zaraz zanią GwiazdaZniszczenia.Spojrzała na mnie.- Rozpoczyna się turniej szamanów.5. KonkurentkaGDZIEŚ W LESIEW nocy przy płonącym ognisku siedziało dwóch chłopców. Jedenbył wysoki, z długimi brązowymi włosami, drugi z fryzurą afro i bardzo małejpostury. Szatyn miał około 14 lat. Rozmawiali ze sobą.- Co się stało, mistrzu?? – zapytał mały chłopiec.- Zaczął się turniej szamanów, Opacho – odpowiedział szatyn.- To znaczy, że będziemy ruszać??- Tak, ale najpierw muszę znaleźć mojego brata. Z tego cowiem, Yoh jest gdzieś w Tokyo. Tam zaczniemy szukać.- Mistrzu Zeke, a po co nam on??- Dowiesz się w odpowiednim czasie, Opacho.Obydwoje umilkli. Opacho po chwili odszedł od ogniska iposzedł do swojego namiotu, za to Zeke siedział w milczeniu wpatrując się wognisko.- Duchu Ognia! – wezwał swojego stróża. – Pilnuj nas w nocy.Zostawił ducha i wszedł do namiotu, położył się naprowizorycznym łóżku.- Już niedługo Yoh. Za parę dni się spotkamy.Uśmiechnął się i przewrócił na bok. Usnął. ANNABudzik obudził mnie o 6:30. Wstałam i poszłam do łazienki.Ubrałam się w mundurek szkolny i poszłam budzić resztę. Najpierw poszłam doYoh. Otworzyłam drzwi. Jak on słodko wygląda jak śpi, aż szkoda gobudzić, alecoś trzeba. Podeszłam do niego i zaczęłam go lekko szturchać.

- Yoh. Yoh, wstawaj.Nic to nie dało, chyba nawet tego nie poczuł.- Yoh!! Wstawaj, bo będziesz miał trening!! – wydarłam się.Wyskoczył z łóżka jak poparzony. Było mi trochę głupio, bobył w samych spodenkach – bokserkach, ale jemu to chyba nie przeszkadzało.Czułam, ze się rumienię.- Szykuj się, dzisiaj idziemy do szkoły – poinformowałam go.- Ok. Tylko muszę znaleźć mundurek – uśmiechnął się.- To szybko. Ja idę budzić resztę, a ty się szykuj.Wyszłam z pokoju. Wciąż byłam czerwona na twarzy. Co się zemną dzieje?? Zawsze słynęłam z tego, że nie pokazuję uczuć. Ochłonęłam trochę iposzłam budzić innych. Nawet poszło gładko. Pilica już nie spala. Len upierałsię, że nie pójdzie do szkoły, ale jednak mój prawy sierpowy wybił mu z głowymarudzenie. Trey nie chciał wstać, wiec musiałam użyć wiadra z zimną wodą. Jaktylko zeszłam na dół, ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam, a tam Morty (on niemieszka z nami).- Cześć Anno!!- Hej. Skoro jesteś to zrobisz śniadanie, tylko pamiętaj nickalorycznego.- Ale…… no dobra.Zaczął robić kanapki z ogórkiem i co dziwne nikt niemarudził. O 7:40wyszliśmy z domu i poszliśmy do szkoły. doszliśmy na za pięć ósma.Weszliśmy do klasy i zaczęły się męczarnie. Na przerwie potrzeciej lekcji, zobaczyłam, że największa flirciara ze szkoły zaczyna zarywaćdo Yoh. Rozmawiała z nim i zaczynała się do niego przytulać. Podeszłam do nich.- Roxana, mogłabyś odczepić się od Yoh?? – spytałam jakzwykle chłodno i spokojnie.- Przecież my tylko rozmawiamy, a z resztą, co ci do tego??Przecież z nim nie jesteś -uśmiechnęła się chytrze.Zawahałam się w odpowiedzi na to pytanie. Niby Yoh złożyłprzysięgę, ale to co innego.Popatrzyłam na niego, a on na mnie. Już chciałamodpowiedzieć, ale minie pozwolono.- Wiedziałam, że z nim nie jesteś.- Skąd to możesz wiedzieć?? Nie odpowiedziałam na pytanie.- Po prostu on jest za fajny żeby chodzić z kimś takim jakty.To mnie wkurzyło. Odwróciłam się do niej i odruchowo dałamjej z całej siły z liścia. Upadla na ziemie i patrzyła się na mnie zprzerażeniem i wściekłością w oczach.- I nigdy tak do mnie nie mów.Odwróciłam się i odeszłam. Yoh stał ja wryty, nie mógł uwierzyćw to,że stanęłam w jego obronie. Wreszcie ocknął się i pobiegł za mną.- Anna!! Anna!! Zaczekaj!!Zatrzymałam się, a on podbiegł.

- Tak??- Dlaczego tak zrobiłaś?? Należało się jej, ale…- Można powiedzieć, ze cię obroniłam przed jej wpływami.- Aha. to dzięki.I pocałował mnie w policzek. Zaraz po tym odszedł, a ja niewiedziałam co się ze mną dzieje. Znów czułam, że się czerwienie, drugi raz tegosamego dnia, przez tego samego chłopaka. Zadzwonił dzwonek. Wróciliśmy do klas.Reszta lekcji minęła spokojnie. W domu byliśmy około godziny 14. Morty zacząłrobić obiad, a my oglądaliśmy telewizje. 6. Eliminacje i… coś jeszcze…YOHTo, co wydarzyło się w szkole, nie dawało mi spokoju.Dlaczego Anna tak zrobiła?? I dlaczego ja ją pocałowałem?? To był odruch – niepanowałem nad tym. Odkąd przyjechała do Tokyo, dziwnie się czuję.Terazsiedzieliśmy przed telewizorem i czekaliśmy na obiad (ryz). Dzisiaj wieczoremmiała wrócić Tamara (wyjechała na 2 dni do moich dziadków). Wiem, że się wemnie zakochała [Tamara], ale dla mnie jesttylko koleżanką i nikim więcej. Ztych rozmyślań wyciągnęła mnie Anna.- Yoh, ty nie jesz dzisiaj obiadu??- Oczywiście, że jem. Już idę.Poszliśmy do jadalni. Usiadłem koło Anny i zacząłem jeść. Pozjedzonej kolacji, zaczęliśmy się rozchodzić.- Chwila!! Co wy zamierzacie robić?? – zapytała Anna.- JA idę oglądać telewizję – stwierdził Trey.- Idę z tobą, śnieżynko – dołączył się Len.- Jak mnie nazwałeś, krótkomajtku??!!- Tak jak zawsze, bałwanku.- Dosyć!! – krzyknęła Anna .- Wy lenie patentowane!! Idzieciena trening!! A za to, że się kłóciliście, robicie wszystko podwójnie!!- Anno, ale ja nic nie mówiłem – próbowałem się z tego wyplątać.- To nic nie szkodzi. Chyba, że chcesz więcej??- Nie, nie. To, co mamy robić??- Na początek 100 km, 200 pompek, 300 brzuszków i godzinkęsiedzącegopsa. I coś jeszcze. Każdy z was będzie biegł inną drogą żebyście niemogli rozmawiać – taka drobna kara za kłótnie.Wyszliśmy i zaczęliśmy trening. Każdy z nas pobiegł innątrasą. Byłemjuż w połowie, gdy nagle na drodze pojawił się jakiś szaman.- Amidamaru!!- Jestem Yoh.- Czego chcesz?? – zwróciłem się do nieznajomego- Nie obawiaj się mnie, młody szamanie. Jestem z WielkiejRady Szamanów. Mam cię poinformować, że niedługo odbędzie się twoja walkaeliminacyjna. Czekaj na znaki.

Szaman zniknął.- To było dziwne – powiedziałem.- Było, a teraz biegnij dalej, bo Anna cię zabije.- Racja.Zacząłem dalej biec. Po godzinie zrobiłem wszystkie ćwiczenia.Len i Trey przybiegli później i mieli przed sobą jeszcze brzuszki, pompki i”psa”.- Skończyłem!! – krzyknąłem na cały dom.- To dobrze. Masz wolne – z salonu odpowiedziała mi Anna.Poszedłem do swojego pokoju i natychmiast do łazienki (każdypokój maswoją). Wziąłem prysznic. Nagle weszła Anna.- Yoh…Zatkało ja. Byłem bez koszulki. Mnie to nie przeszkadzało.:D- Tak, Anno??- Przyjechała Tamara. Zejdź i się przywitaj.- Ok. Zaraz… – odpowiedziałem, zakładając koszulkę. – …zejdę.Anna wyszła. Po kilku minutach, ja też zszedłem na dół.- Cześć, Tamara – przywitałem się.- Cześć, Yoh – zarumieniła się – jak zwykle.- Co tam u moich dziadków??- Dobrze. Nic się nie zmieniło.Inni zaczęli rozmawiać z Tamara, ale ja szukałem Anny. Samnie wiem czemu. Zobaczyłem ją na werandzie. Przysiadłem się do niej.- O czym myślisz?? – zapytałem.- O turnieju.- Za niedługo ma się odbyć moja walka eliminacyjna.- Miło mi, że o tym mówisz, ale już wiem. Dużo o tymmyślałeś.- Ale… no tak – czytasz w myślach.Anna uśmiechnęła się. Siedzieliśmy tak w milczeniu okołogodziny. W końcu Anna wstała.- Yoh, ja idę do domu. A ty??- Posiedzę jeszcze chwilę.-Ok.Siedziałem tak i myślałem o Annie. Jak bardzo się zmieniła.Nagle niebo przeszyła pomarańczowa gwiazda. Wiedziałem, że to ten znak, októrym mówił tamten szaman.- Amidamaru, idziemy!!- Jestem gotów.Musiałem jeszcze iść do mojego pokoju po miecz. Gdywychodziłem, przybramie czekała na mnie Anna.- Chciałam ci tylko życzyć powodzenia w tej walce.Opuściła głowę. Cieszyłem się, że jest tu – że zauważyłamoją nieobecność. Gdy tak na nią patrzyłem, coś mnie naszło – po prostu musiałemto zrobić. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w usta. Zdziwiło mnie, żeodwzajemniła pocałunek.

- Teraz na pewno wygram – uśmiechnąłem się do niej, aleciągle trzymałem ją blisko siebie.- Dobra, dobra. Idź już.Puściłem ją i pobiegłem w stronę gdzie gwiazda zniknęła.Znalazłem się na jakiejś polanie.- Witaj, młody szamanie.Był to ten sam glos, który spotkałem w czasie treningu.- Pokażesz się?? – zapytałem.- Oczywiście.Przede mną stał dorosły mężczyzna, z długimi czarnymi włosami.- Walka eliminacyjna polega na tym, że w ciągu 10 min musiszmnie uderzyć.- To nie powinno być trudne. Prawda Amidamaru??- Nie powinno – odpowiedział duch.- A wiec zaczynamy. Od tej chwili masz 10 minut. Czasucieka.Szybko zrobiłem jedność ducha. Ale szaman unikał moichciosów. Przypatrzyłem się mu. Zostało mi 5 minut. Miał on 5 duchów. Każde znich miało rzecz, która należy do ich środowiska. Postanowiłem przenieśćAmidamaru do miecza.- Szybko się uczysz, młody szamanie.Dalsza walka nie trwała długo. Wystarczył jeden celny cios iszaman leżał na ziemi. Zaraz po tym Amidamaru opuścił miecz, a ja byłemwyczerpany.- Co się dzieje?? – nie wiedziałem czemu jestem taki osłabiony.- Twoja siła foryoku się wyczerpała, ale i tak miałeś jejdużo jak napierwszy raz -odpowiedział mi szaman.- Foryoku?? A co to takiego??- To siła szamana. Im jest większe tym dłużej możesz miećkontrolę ducha. A teraz przyjmij ode mnie Dzwonek Wyroczni. Na nim wyświetlasię data, miejsce i przeciwnik, z jakim się zmierzysz.- Ok. Rozumiem. Czyli mogę już iść do domu.- Tak. Do następnego spotkania.Zniknął. Tak jak wcześniej po prostu wyparował.- Daliśmy mu w kość, no nie??- Oczywiście Amidamaru. A teraz wracajmy do domu. Musimy siępochwalić.- Taaa… I wrócić do Anny, co??Teraz ja się zaczerwieniłem. Powoli szliśmy w kierunku domu.Po 10 min zaczęło padać, ale ja nie miałem siły żeby biec. W końcu doszliśmy dodomu. Przy bramie zauważyłem jakąś postać. To była Anna.Stała na deszczu ipatrzyła w moją stronę. Gdy mnie zauważyła podbiegła do mnie i się przytuliła.- To ja was zostawię samych – powiedział Amidamaru i zniknął.- Tak się o ciebie bałam.- Nie było o co. I mam wiadomość. WYGRAŁEM!! Przeszedłemeliminacje. Teraz jeszcze trzy walki i będzie druga runda.

- To świetnie!!Przysunęła się do mnie i mnie pocałowała. Potem idąc do domutrzymaliśmy się za ręce. Weszliśmy do domu.- NARESZCIE JESTEŚCIE!! – krzyknął Trey. – Gdzie wybyliście!!?? Martwiliśmy się o was, a wy… Chodzicie sobie trzymając się za ręce??- Nie do końca. Jeśli chodzi o kawałek od bramy, to tak Treymasz racje, ale ja już przeszedłem moją walkę eliminacyjną. Oficjalnie jestemuczestnikiem Turnieju Szamanów.Anna puściła mnie i poszła na górę, do swojego pokoju. Terazjuż wiem, czemu tak dziwnie się czułem – zakochałem się w Annie. 7. Brat??ANNAYoh był już oficjalnie uczestnikiem Turnieju. O to mi chodziło. Takibył mój cel. Skutkiem ubocznym jest to, że się w nim zakochałam!! Nie widziałam go tyle lat, a teraz wystarczyło kilka dni i jesteśmy razem. Trey cały czas coś o nas mówi, może nam zazdrości. Pare dni później Len i Trey mieli swoje walki eliminacyjne. Oczywiście wygrali. Teraz czekaliśmy na rozpoczecie I rundy Turnieju. Było wcześnie rano, leżałam na łóżku i myślałam o tym co mnie spotkało przez te kilka dni.Wreszcie wybiła 5 rano.- Trzeba ich obudzić – powiedziałam do siebie.Ubrałam się w moją czarną sukienkę i poszłam obudzić resztę. Oczywiście najpierw poszłam do Yoh.- Yoh, wstawaj!! – krzyknęłam mu do ucha.Zero reakcji, ale wiedziałam, że nie śpi bo sie usmiechnął. Postanowiłam się z nim trochę podroczyć :D- W takim razie sama pójdę na spacer. Chyba, że Len będzie chciał się przejść. Zapytam się go.- CO!?!?!?!?Zaczełam się śmiać.- Mam sposób żeby cie obudzić – pękałam ze śmiechu jak zobaczyłam jego twarz.- Myślałem, że ty naprawde idziesz z Lenem na spacer.- A nawet jeśli, to co?? Zazdrosny??Złapał mnie w pasie i przysunął do siebie.- Może troche.- Dobra, dobra. A teraz ubieraj się i spotkamy się na dole. Ja idę budzić resztę.Wyszłam z pokoju. Len i dziewczyny już wstali, nauczyli się wstawać o 5, za to Trey’a nie dało się obudzić.Musiałam uzyć wiadra z lodowatą wodą. Gdy zeszłam na dół, inni już jedli śniadanie. Dosiadłam się.- Chłopaki i ty Tamaro, po śniadaniu idziecie na trening.

- Co mamy robić?? – zapytał Len- Chłopaki: 400 brzuszków, 370 pompek i 70 km biegiem, moze jeszcze pół godziny siedzącego psa. Tamara: 100 brzuszków, 100 pompek i 10 km, wystarczy ci.- No… dobra- odparli.Po śniadaniu poszli trenować,a ja usiadłam pod drzewem i czytałam. Tak mijał nam każdy dzień, lecz pewnego wieczoru Yoh i Len dstali wiadomość na Dzwonku Wyroczni. Pierwszą walkę mieli stoczyć między sobą. Walka miała odbyć sie jutro rano na Strasznym Wzgórzu. Nie byli tym zachwyceni. O 21 wszyscy poszli spać, tylko ja siedziałam na werandzie i piłam herbatę.Usłyszałam jak ktos schodzi po szchodach.- Ładny wieczór – powiedział Yoh.- Nie chcesz walczyc z Len’em, tak??- Masz rację.- W czasie Turnieju wiele razy będziesz walczyć z przyjaciółmi.- Ale to nasze pierwsze walki. Trudno, tak czy siak dam z siebie wszystko.- Mam nadzieję, a teraz chodż juz spać. Musisz być wyspany na jutro.Rozeszliśmy sie po pokojach. Nastepnego dnia, jak zeszłam na dół Yohi Len’a juz nie było. Poszli na walkę. Czekałam na nich w kuchni, patrząc przez okno czy nie wracają.Po 30 minutach, zobaczyłam ich jak idą chodnikiem i żartuja międy sobą. Weszli do domu i od razu poszli do kuchni sie napić soku pomarańczowego i mleka („Pij mleko będziesz wielki!!”).Ucieszyłam się, że nadal są przyjaciółmi nawet jeśli jeden z nich przegrał. Poszłam za Yoh na górę do jego pokoju. Zapukałam.- Wchodź Anno.Otworzyłam drzwi.- Skąd wiedziałeś, że to ja??- Kto inny do mnie przychodzi??- No tak.- Pewnie chcesz wiedzieć kto z nas wygrał, prawda??- Wiem, że ty – uśmiechnęłam się do niego.- Ciągle zapominam o tym, że czytasz w myślach.- Kiedyś się przyzwyczaisz.- Mam nadzieję.- Dobra, ja idę do siebie, może trochę poczytam.Kierowałam się do drzwi. Nagle Yoh złapał mnie za rękę.- Czekaj, może pójdziemy nad jezioro. Jest taki ładny wieczór.- Ok.Wyszliśmy z domu i szliśmy w stronę jeziora. Gdy doszliśmy staneliśmy przy mostku i rozmawialiśmy, aż nagle coś nam przeszkodziło.- Witaj Yoh.Usłyszeliśmy ten głos, ale nie widzieliśmy nikogo.

- Kim jesteś?? Pokaż sie – zawołałam.- Jak sobie życzysz, Anno.Z lasu wyszedł długowłosy szatyn bardzo podobny do Yoh. Ubrany był wluźne czerwone spodnie i białą pelerynę.- Kim ty jesteś?? Skąd znasz nasze imiona i czego on das chcesz?? – zapytał Yoh.- Spokojnie. Odpowiem na wszystkie pytania. Na imię mam Zeke, znam was od dawna, a czego od was chcę?? Hmm… tego dowiecie się później. W szukaniu odpowiedzi mogą wam pomóc rodzice, braciszku.- Jak mnie nazwałeś?? – zapytał Yoh.- Tak Yoh. Jestesmy braćmi, tylko rodzice nie chceli ci tego mówić, cóż zepsułem im plany – zaśmiał się.Nagle za nim pojawił się wielki czerwony duch.- Poznajcie mojego ducha stróża. Duchu Ognia przywitaj się.I w naszą stronę pędziła wielka kula ognia. Naszczęście Yoh przewidział to i juz miał kontrolę ducha. Jednak był za słaby – odparł tylko atak i upadł na ziemię. - Ile ten Zeke może miec foryoku?? – pomyslałam.Podbiegłam do Yoh i uklękłam przy nim. Naszczecie nic mu nie było, musiał tylko odpocząć.- Myślałem, że będzie silniejszy skoro jest moim bratem. A ty Anno, nie wiem co w nim widzisz, przeciez jest słaby. Może dołączyłabys domnie??- Zapomnij o tym!!!! – krzynęłam.- Jeszcze sie spotkamy i to nie raz. Moze do tego czasu zmienisz zdanie.I zniknął w ogniu. Siedziałam jeszcze z Yoh, aż się obudził i wróciliśmy do domu.

8. W skrócie o Turnieju19 stycznia 2007Przepraszamy, że tak długo nie pisałyśmy. Teraz dodamy coś krótniegoale jeszcze w ten weekend pokaże się normalna długa notka.***ANNAYoh doszedł do siebie następnego dnia, gdy porządnie się wyspał.Stwierdziłam, że nic mu nie jest i może zacząć moje treningi(polegało to na tym,że wszystkiego było 5 razy więcej:D). Przestraszyło mnie trochę to, co powiedział Zeke. Najlepiej byłoby porozmawiać z panią Kino, ale nie chciało mi się jechać do Izumo-postanowiłam zadzwonić.- Witaj Anno – odezwał się w słuchawce głos mojej mentorki, choć niewypowiedziałam ani słowa. – Wiem – zaraz wszystko ci opowiem.Dowiedziałam sie, że Zeke(czasem nazywany Hao)odradza się co 500 laii jest krótko mówiąc czystym złem. Zeke’a zawsze pokonywał ktoś z rodziny Asakurów(1000 i 500 lat temu). Zawsze był jedynakiem, ale

tym razem ma brata – Yoh. Z tego wynika, że Yoh przejął cząstkę jegomocy i Zeke chce ja odzyskać. Przypomniały mi się jego słowa: „Myślałem, że będzie silniejszy skoro jest moim bratem”. Muszę przygotować Yoh na walkę z …jego bratem… – pomyślałam.Chłopcom treningi szły coraz lepiej, a ja dodawałam im coraz trudniejsze ćwiczenia. I runda Turnieju poszła wszystkim bardzo dobrze(moje treningi:D) i zdawało się, że tyle co były eliminacje a już jadą do Dobie Village(II runda). W czasie podróży tam, dołączyłam do nich. Dochodząc do Dobie przeszli do następnej rundy Turnieju. Zeke atakował coraz częściej. Dowiedzieliśmy się, że zamierza połączyć się z Królem Duchów, ale my powstrzymamy go.9. Koniec Zeke’a21 stycznia 2007ANNAZ ust wyrwał mi się krzyk. Krzyk rozpaczy, bólu i strachu…Nigdy jeszcze tak nie krzyczałam… Była to najstraszniejsza chwila w moim życiu…Chwila, w której Zeke wydarł duszę Yoh…Nie docierał do mnie żaden odgłos. Widziałam wszystko jak nazwolnionym filmie – słuchawki spadają, Yoh upada na ziemię, Zeke śmieje się iwznosi z Duchem Ognia. Podbiegłam do leżącego bez ruchu szatyna. Upadłam nakolana. Jego głowę położyłam na swoich nogach. Z ziemi podniosłam pomarańczowesłuchawki i założyłam je na szyję. Nie miałam w sobie nic. Nawet nie czułamłez. Tylko palącą i niedającą mioddychać pustkę. Oto, jaka jestem – pusta wśrodku. Nie stać mnie nawet na to, żeby zapłakać…Nie mogę go nawetprzywołać… Jego dusza jest uwięziona…Wokół siebie poczułam wszystkich moich przyjaciół. Oniwszyscy przyszli tu narażając siebie…Pierwszym dźwiękiem, jaki usłyszałam był śmiech. Przezchwilę zastanawiałam się czy jest to śmiech człowieka, czy demona. Podniosłamgłowę. Poczułam, że ogarnia mnie gniew. Moi przyjaciele już atakowali Zeke’aale on odbijał ich jednym lekkim ruchem. Wstałam. Podeszłam trochę bliżejwroga. Ustawiłam ręce w odpowiedniejpozycji. Wykonałam kilka ruchów izaatakowałam. 1080 korali uwięziło Ducha Ognia. Jednak w pewnym momencie…korale zaczęły pękać… 1080 duchów rodziny Asakurów przepadło. Przepadło przezemnie. Przez to, że źle oceniłam moje możliwości. Przez to, że najpierwzrobiłam, a potem dopiero pomyślałam. Korale były moją jedyną bronią. Terazmogłam jedynie przywalić Zeke’owi w twarz albo wydrapać mu oczygdyby byłtrochę niżej… Może by to choć trochę pomogło… Już drugi raztego samego dniaupadłam na kolana. Podczołgałam się gdzieś do słupa i poczułam, że moje życienie ma już sensu – straciłam wszystko… Przestałam oddychać… YOH

Cisza. Ciemność. Spadałem głową w dół. W pewnym momenciewpadłem do czegoś przypominającego siatkę. Nic nie pamiętałem – tak jakby mojeżycie odbyło się w tej ciemności. Wokół mnie zaczęli się pojawiać nieznajomiludzie. I nagle pojawiło się światło, które pochodziło z czegoś, coprzypominało ekran. Potem pojawiło się ich więcej. W końcu przestrzeń wokółmnie była ograniczona tymi ekranami.Pojawił się na nich człowiek i wyciągnąłdo mnie rękę.Nagle usłyszałem znajomy głos, który wołał mnie po imieniu.Potem obraz na ekranach zaczął się rozmywać i zobaczyłem na nich niewyraźnekontury bliskiego mi miejsca i osoby. Głos wołał mnie nadal. Stawał się corazwyraźniejszy i głośniejszy…I poczułem, że wracam… ANNAKątem oka zobaczyłam ruch dłoni Yoh. Do moich płuc wdarł sięoddech szalonej nadziei. Nadal jednak nie miałam siły się ruszyć. PatrzyłamjakYoh podnosi się z ziemi.- Yoh… – wyszeptałam, gdy się wyprostował.- Hej! – odpowiedział mi z uśmiechem. YOH- Amidamaru – powiedziałem.- Tak?? – obok mnie pojawił się mój duch stróż.- Dziękuję.Spojrzałem na Annę. Widziałem w jej oczach strach. Potemzastąpiły gospokój i ulga. Wstała. Podeszła do mnie i oddała mi słuchawki (Skąd one wzięły się u niej??).- Witam… Cieszymy się, że wróciłeś – powiedziała i spojrzałana mnie bardzo dziwnie.- Taak… wróciłem – ;D. – Gotowy Amidamaru??- Zawsze.Zaatakowałem. Duch Ognia połączył się z Królem Duchów.Walczyłem bardzo dobrze i szanse były wyrównane (<lol2> – Anna). W pewnymmomencie Duch Ognia złapał mnie (Amidamaru wyszedł z kontroli)i cisnął naziemię. Amidamaru sam wszedł do mojego miecza i uchronił mnie przed śmiertelnymupadkiem.- Dzięki jeszcze raz – powiedziałem do mojego stróża.- Drobiazg – ;D.Zeke chyba się trochę wnerwił i cisnął we mnie ogniem.Ochroniłem siętarczą, którą stworzył Amidamaru. Było ciężko – przyznaję. Zekepodkręcił temperaturę. Prawie upadłem. Opierałem się ostatkiem sił. ANNA

Yoh zniknął w lawinie ognia. Wszyscy zaczęli wykrzykiwaćjego imię i oddawać mu swoje foryoku. Ja i Morty tez spróbowaliśmy, choć niejesteśmy szamanami.Ogień zniknął a Yoh stał w oślepiającym świetle. Amidamarustał się większy i silniejszy. Natarł na Ducha Ognia i… przeciął Zeke’a. Natwarzy długowłosego malowało się zaskoczenie.- Jeszcze wrócę i zabiorę ci to, co najcenniejsze –powiedział Zeke izniknął.Yoh opadł na ziemię. Dobie Village zniknęło i znaleźliśmysię a pustyni.Yoh uśmiechnął się.- No… to kto idzie ze mną na hamburgery?? – spytał.10. Urodziny :D24 stycznia 2007ANNAOd walki u Króla Duchów minął już tydzień. Nie wiem nawet kiedy to zleciało. Ale nareszcie jest sobota – może trochę odpocznę i będzie lżej… Leżałam w łóżku i tak właśnie rozmyślałam – pierwszy raz nie chciało mi się wstać. W pewnym momencie coś sobie przypomniałam. Jutro są urodziny Yoh!! Jak mogłam zapomnieć!! Wstałam. Po cichu obudziłam wszystkich (oprócz jubilata) i poprosiłam ich by zeszli dokuchni. Gdy wszyscy byli już obecni na „naradzie” zaczęłam:- Nie wiem czy pamiętacie, ale jutro są urodziny Yoh…- Robimy imprezę – stwierdził Trey.- Trey, wiem, że ty lubisz takie zabawy ale daj Annie skończyć – powiedział Len.- No więc myślę, że jeśli chodzi o prezenty to każdy zadba o to we własnym zakresie. Mam też pewien pomysł – może pojedziemy na basen??- Taaaak!!!! – krzyknęli wszyscy.- Tylko nic nie mówcie Yoh. Zachowujcie się tak jabyście zapomnieli o jego urodzinach. Wszyscy pokiwali głowami.- Spotykamy się o 15 na basenie. Przyprowadzę naszego jubilata. No, a teraz muszę być wredna – to część niespodzianki – 500 brzuszków, 300 pompek i 10 km biegiem.  RUSZAĆ SIĘ!!!!Z jękiem poszli ćwiczyć. Postanowiłam obudzić Yoh.Wparowałam z hukiem do jego pokoju.- TY LENIU PATENTOWANY!!!! JESZCZE ŚPISZ????Wmurowało mnie  w ziemię. Łóżko było puste. Poczułam, że ktoś delikatnie obejmuje mnie w talii. Odwróciłam się i trzasnęłam Yoh w twarz. - NA TRENING!!!!! – wrzasnęłam.Ruszyłam w kierunku drzwi.- Ale… ja się chciałem tylko przywitać… – jęknął Yoh.- Jeśli za 5 min nie będziesz ćwiczył z innymi to wszystko podwoję.Natychmiast zerwał się i wybiegł. Jak on mnie dobrze zna :D

Podeszłam do okna i zobaczyłam, że Yoh wybiega z domu i zaczyna ćwiczyć z przyjaciółmi. Uśmiechnęłam się. Niczego się nie domyśla…  - powiedziałam sobie w duchu.Poszłam do sklepu po prezent. Nie mogłam znaleźć niczego co wydawałoby mi się odpowiednie. W końcu wyszłam ze sklepu z pustymi rękami bo straciłam cierpliwość.Muszę coś wymyślić…Do końca dnia byłam wredna. O 18 wszyscy poszli spać. Ja też poszłamdo mojego pokoju. Gdy przechodziłam obok sypialni Yoh usłyszalam cichą rozmowę.- Jutro moje urodziny – pwiedział Yoh jakimś dziwnym, smutnym tonem.- Nie cieszysz się?? – zapytał Amidamaru.- Cieszę się.- To o co chodzi??- Tak naprawdę to sam nie wiem Amidamaru. Coraz bardziej Anna i ja oddalamy się od siebie. Kiedy próbuję się do niej zbliżyć…- Bije cię – wtrącił Amidamaru.- Nie chodzi mi o to. Ona po prostu nie daje się nawet dotknąć… Znówbuduje wokół siebie mur…Nie domyśla się… - pomyślałam z chytrym uśmieszkiem i poszłam doswojegopokoju.Następnego dnia…YOHObudziłem się o 6.00 rano. Leżałem i czekałem na Annę – zaraz powinna przyjść i mnie obudzić. Jednak o 6.10 do pokoju weszła… TAMARA?? Podeszła do mojego łóżka.- Yoh wstawaj!! Anna kazała mi cię obudzić. Czeka w kuchni. To już nawet tu nie przyjdzie… – pomyślałem.- Ok. Już wstaję. Tamara wyszła z pokoju a ja ubrałem się i poszedłem na śniadanie. - Cześć wszystkim – powiedziałem wchodząc do jadalni.- Witaj Yoh – odpowiedziała mi Anna. Reszta miała usta zajęte jedzeniem więc nie oczekiwałem odpowiedzi.Usiadłem na moim zwykłym miejscu obok Anny. - Po śniadaniu masz trening – poinformowała mnie.- A muszę??- Tak. Przecież dziś jest normalny dzień. Do tego jest niedziela – jeśli chcesz możesz trenować cały dzień.- A nie mamy innych planów na dzisiaj??- Oczywiście, że nie. Po śniadaniu wybiegłem na mój normalny trening. Mam już swoją ulubioną trasę.ANNAGdy Yoh wyszedł wszyscy zaczęli przygotowywać się do basenu. Ok. 14.00 wszyscy wyszli. Ja poszłam do pokoju Yoh i spakowałam jego rzeczy. O 14.30 do domu wrócił Yoh.

- Co tak długo?? – zapytałam.- Gdzie reszta??- Wyszli.- Gdzie wyszli??- Zadajesz za dużo pytań, kotku.Wmurowało go. Ja skorzystałam z okazji i powiedziałam:- Wychodzimy.- Dokąd?? – obudził się.- Poczekaj chwilę a się dowiesz. Trochę cierpliwości!!Przez całą drogę oczywiście musiałam go ciągnąć bo nie zdążylibyśmy na czas. O 14.50 byliśmy na basenie (dzięki mojemu szybkiemu marszowi). - Ale ja nie wziąłem swoich rzeczy!!- Masz rację – TY ich nie wziąłeś.Wprowadziłam go na basen. Najpierw  skierowaliśmy się w stronę kawiarni.  Na  jednym ze stolików  stał wielki, czekoladowy tort.  Zza  baru wyskoczyli nasi przyjaciele i zawołaliśmy:- NIESPODZIANKA!!Yoh stał jak wryty. Nie spodziewał się takiej imprezy urodzinowej. Zaczęliśmy śpiewać mu „sto lat”. Potem zjedliśmy tort. Ja przestałambyć wredna (przynajmniej na to popołudnie:D).Po torcie i prezentach poszliśmy popływać (dałam Yoh jego rzeczy). Pierwsze pół godziny spędziłam na basenie sportowym, ale później chłopcy wyciągnęli mnie do rekreacyjnego. Oczywiście jak zwykle byłopodtapianie i ganianie się po całym basenie. Było świetnie.  Wróciliśmy do domu ok.19.00, bo po basenie chłopcy chcieli koniecznie iść na hamburgery. - To co?? Bawimy się dalej!! – krzyknął Trey, gdy tylko  weszliśmy do  domu. Włączyli muzykę. Byłam już zmęczona więc skierowałam się wstronę mojej sypialni. W pewnym momencie poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Odwróciłam się. Za mną stał Yoh.- Przejdziemy się?? – zapytał.

Pokiwałam głową. Wyszliśmy na spacer. Najpierw połaziliśmy trochę pogłównych ulicach, potem skierowaliśmy się w stronę małego lasku – było tam także jeziorko. Lubiłam chodzić w to miejsce. Można było tam uwolnić myśli bez obawy, że ktoś je usłyszy. Usiedliśmy na brzegu jeziorka i spojrzeliśmy w gwiazdy. Było chłodno a my nie zabraliśmy nawet swetrów. Po jakiś 5 minutach było mi zimno. Próbowałam to ukryć, lecz nie potrafiłam opanować drżenia ramion. Yoh objął mnie ramieniem a ja przytuliłam się do niego. Zrobiło mi się trochę cieplej. 

- Dziękuję za dzisiejszy dzień Anno – powiedział Yoh.- Podziękuj też innym – włożyli dużo pracy w to żeby było fajnie.- Wiem, ale to był twój pomysł z basenem, prawda??

- Skąd wiedziałeś??- Dobrze cię znam – powiedział i pocałował mnie. Odwzajemniłam pocałunek. 

Po chwili odsunęliśmy się od siebie.- Chodź – idziemy do domu bo się przeziębisz – powiedział Yoh.Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę domu.11. Szczęście i smutek chodzą parami29 stycznia 2007Hejka!! Dzięki za te wszystkie komcie i oczywiście za ponad 1000 wejść!! Do Alex: Wiesz… to, że go walnęła to była część… maskowania niespodzianki:D             No ale teraz już nocia:D***ANNAObudziłam się jak zwykle o 6.00 rano. Wczorajsza impreza trwała dośćdługo więc pomyślałam, że dam im dzisiaj trochę dłużej pospać:D (zawsze budziłam ich o 6.15 to może dziś o 6.20?? :D). Wzięłam książkę, włączyłam cicho muzykę i zaczęłam czytać.YOHObudziłem się. Przez chwilę nie otwierałem oczu. Ciekawe, która godzina?? Uniosłem powieki i spojrzałem na zegarek. Usiadłem. Była 9.02. Przestraszyłem się. Czemu Anna mnie nie obudziła??Szybko wstałem i wybiegłem z pokoju. W domu bylo bardzo cicho – wszyscy jeszcze spali. Dziwne… - pomyślałem. Po cichu otworzyłem drzwi do pokoju Anny… i zobaczyłem, że zasnęła czytając książkę. Cichutko wyszedłem z pokoju i zmknąłem drzwi. Pobiegłem do łazienki z demonicznym uśmieszkiem:DANNATen sen był piękny… Leżałam na dzikiej polanie i patrzyłam na niebo…Nagle poczułam, że mi zimno i otworzyłam oczy. Zobaczyłam Yoh, ktorywybiegał z pokoju z wiaderkiem. - ASAKURA!!!!!!!!!! NIE ŻYJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!! – krzyknęłam i pobiegłam za nim.Wybiegł z domu. Byliśmy w piżamach (tz. ja w krótkiej koszuli nocnej, a Yoh w bokserkach), ale było ciepło. Dogoniłam go. Gdy byłam kilka kroków za nim, potknął się o korzeń i upadł. Nie zdążyłam wychamować i wylądowałam na nim. Yoh wykorzystał sytuację iza chwilę to ja leżałam na ziemi, a on na mnie.- Ja ci naprawdę kiedyś coś zrobię Asakura!!Yoh zamknął mi usta pocałunkiem. Przez chwilę się całowaliśmy. Potemja wykorzystałam okazję, zrzuciłam go z siebie, szybko wstałam i krzyknęłam śmiejąc się:- Teraz ty gonisz!!!!

Yoh podniósł się z ziemi. Pobiegłam w stronę jeziorka w lesie, nad którym siedzieliśmy wczoraj wieczorem. Gdy podbiegałam do wody zwolniłam trochę by mógł mnie dogonić. Gdy był tuż za mną ja odsunęłam się w bok, a on wpadł do jeziorka:D Nie wynużał się. Woda nie była zbyt przejrzysta i nie widziałam go. Nachyliłam się nad gładkim lustrem. Nagle tafla pękła tuż pode mną. Yoh złapał mnie w pasie i wciągnął do wody. Kiedy się wynużyłam zaczęłam go chlapać i wycofywać się w stronę brzegu, ale Yoh ciągle wciągał mnie pod wodę.- Dobrze się bawicie?? – usłyszeliśmy znajomy głos.- ZEKE?!?! – krzyknął Yoh.- Tak – odpowiedział z tym swoim uśmieszkiem. – Duchu Wody zajmij się moim bratem. (Zeke wciąż ma Ducha Ognia ale dlatego, że posiadł wszystkie punkty Gwiazdy Przeznaczenia może go zmieniać w Ducha Wodyi jeszcze inne. Używa Ducha Ognia ponieważ najbardziej lubi OGIEŃ:D)Duch Wody stworzył wokół Yoh coś w rodzaju bańki z wodą.- Moja propozycja – powiedział do mnie Zeke. – Jeśli pójdziesz ze mną bez przymusu, to Duch Wody wypuści mojego brata. Jeśli nie – on utonie, a ty i tak pójdziesz ze mną. Na wybór masz… jakieś 30 sekund– potem zabraknie mu powietrza – wskazał na Yoh.- JESTEŚ ŻAŁOSNY!!!! – krzyknęłam.- 20 sekund.- JAK MOŻESZ?!?!- 10 sekund.- WYPUŚĆ GO!!!!- 5 sekund.- Pójdę z tobą…Bańka wody opadła. Yoh dyszał ciężko. Spojrzał na mnie. Po moim policzku spłynęła perłowa łza.- Anno… Proszę nie… – wyszeptał.- Ona już zdecydowała – powiedział Zeke.Na ziemię spadły dwie kolejne moje łzy…YOHNigdy nie widziałem, żeby Anna płakała. Zanim zniknęła wysłała mi telepatycznie łamiącym się głosem:Przepraszam…

Wrócę po ciebie… - miałem wielką nadzieję, że usłyszy tę myśl.Zniknęła.Nagle nadbiegł Len i Morty.- Yoh!! Wszędzie cię szukamy!! Właśnie zadzwonił twój Dzwonek Wyroczni!! – krzyknął mój mały przyjaciel.12. III runda Turnieju30 stycznia 2007YOHPo znikinięciu Anny, załamałem się. Martwiłem się o nią. A jeśli cośjej się stało?? Mój brat jest zdolny do wszystkiego byle by tylko

dopiąć swego. Wszystko potoczyło się tak szybko. Anna zniknęła wraz z moim bratem. Nie mogłem mysleć o niczym innym.- YOH!! Słuchasz nas??!! – krzyknął na mnie Len.- Co jest?? – zapytałem.  - Dzwonki Wyroczni się uaktywniły. Turniej Szamanów znów sie rozpoczął.- CO!!??- No przecież własnie powiedzieliśmy.- Biegniemy do domu. SZYBKO!! Muszę wam jeszcze coś powiedzieć.Pobiegliśmy do domu. Wpadłem przez drzwi wejściowe jak oszalały, niemiałem chwili do stracenia. Wbiegłem na górę, zostawiając za sobą zdumoione twarze przyjaciół. Wziąłem ze swojego pokoju miecz i antyk, przypasałem do spodni  i już spokojniej zszedłem na dół. Wszyscy stali w salonie i przyglądali mi się.- Yoh, tu masz swój Dzwonek Wyroczni – poinformowała mnie Tamara i podała mi Dzwonek.W myslach przeczytałem co było na nim napisane „Turniej Szamanów znów się rozpoczął. Wszyscy szamani, którzy nadal chcą brać w nim udział, muszą stawić się w Dobie Village za 3 tygodnie. Rozpoczyna się III runda Turnieju. Wielka Rada Szamanów.”Czemu akurat teraz?? Zeke sobie wszystko zaplanował, wiedział, że dla Anny jestem gotów poswięcić wszystko, nawet Turniej. Nie mogę tego zrobić, Anna by tego nie chciała. Muszę ostrzec wszystkich, że Zeke wrócił, może w czasie drogi uda mi się znaleźć Annę. Anno wiedz jedno, odnajdę cię, gdziekolwiek jesteś – myślalem.W salonie panowała cisza, nikt nic nie mówił i wszyscy czekali na moją reakcję. Nie wiedziałem co mam im powiedzieć, czy mam byc radosny z powodu Turnieju, czy smucić się i martwić o Annę. Nie mogęich teraz przygnebiać, są tacy szczęśliwi. - Yoh, nie cieszysz się?? – zapytała mnie Tamara.- Ciesze się, ale…- Stary co się stało?? – dopytywał sie Trey.- Gdy rano wyszedłem z Anną nad jezioro, złożył nam wizytę Zeke.- JAK TO??!! PRZECIEŻ GO ZNISZCZYLIŚMY!!- Mnie też się tak wydawało. Porawał Annę. Nie mam pojęcia gdzie może być, martwię się o nią.- Nie martw się, Anna jest silna. Napewno nic jej sie nie stanie – pocieszali mnie.- Dzięki, ale i tak w czasie drogi do Dobie bedę musiał jej szukać.- Chciałeś powiedzieć „bedziemy musieli”.- Pomożecie mi??- No ba… W końcu jesteśmy przyjaciółmi, no nie?? – powiedział do mnie Trey – To znaczy nie wiem jak krótkomajtek, ale na mnie zawsze możesz liczyć.- Co to miało znaczyć sopelku!!?? – krzyknął Len. - No wiesz, jestes taki zamkniety w sobie, nie wiadomo co tam sobie myślisz, jakie zdradzieckie plany knujesz – śmiał się Trey.

- No ja przynajmniej myśle – Len usmiechną się chytrze.- Coś ty powiedział??!!- To co słyszałeś.- Dobra chłopaki koniec. To nie jest czas na takie kłótnie. A teraz wszyscy na terning, skoro Turniej znów trwa musicie się za siebie zabrać. Tak dla rozgrzewki 50 km, 300 brzuszków i 400 pompek – rozkazała Pilica.- Co!! Siosta nie przesadzasz trochę?? Jesteśmy w dobrej formie – błagał ja Trey.- Nie macie nic do gadania, szybko bo jeszcze wam dodam.Wybiegliśmy szybko na dwór. Przez cały trening myslałem o Annie i o tym jak sie zemszczę na Zeke’u. Nie miałem pojęcia jak to się stało,że wrocił. Trudno, kiedyś się tego dowiem, teraz będę trenował jeszcze częściej niż kiedyś. Cały trening skończyłem pierwszy i nie byłem jakoś bardzo zmęczony. Poszedłem do siebie spakować się, ponieważ wyjeżdżamy jutro z samego rana. Około godziny 17 wszystko miałem już przygotowane na jutrzejszą podróż. Postanowiłam zadzwonićdo dziadków, może w ten sposób dowiem sie jakim cudem Zeke wrócił.- Witaj wnuku – przywitał mnie głos w słuchawce.- Cześć babciu. Skąd wiedziałaś, że to ja??- Przecież jestem medium.- No tak racja, więc pewnie wiesz z jakiego powodu dzwonie.- Oczywiście, ale my także nie znamy odpowiedzi na męczące cię pytania. Przykro mi. Jedno jest pewne musisz pokonać swojego brata. Co prawda juz raz ci się udało, ale to wcale nie znaczy, że i tym razem tak sie stanie. Teraz Zeke już zna twoje słabe strony i z tegoco wiem w jedą z nich już udeżył, prawda??- Tak. Porwał Annę.- No właśnie. Yoh teraz musisz skupić się na Turnieju, Anna da sobieradę jestem tego pewna. - Dobrze babciu. Dzięki, że starałaś się pomóc. Narazie.- Dowidzenia Yoh.Rozłączyłem się. Kino Asakura była moją jedyną nadzieją na dowiedzenie się czegoś więcej o tym jakże dziwnym powrocie mojego brata. Wróciłem do pokoju. Cała reszta oglądała jakiś film w telewizji, ja nie miałem na to ochoty. Usiadłem na łóżku i zacząłem cicho płakać. Nie mogłem już dłużej powstrzymywać łez. Płakałem tak pare minut aż nagle obok mnie pojawił się mój duch stróż.- Yoh, wszystko będzie dobrze. Na mnie zawsze możesz liczyć, wiesz otym??- Oczywiście Amidamaru. W końcu musimy wygrać Turniej, a potem to już tylko będę jeść hamburgery – uśmiechnąłem się tak jak wcześniej.- NO! Takiego Yoh poznaje – duch odwzajenił mój uśmiech.- A teraz ide spać, jutro musimy wczesnie wstać. Amidamaru obudzisz mnie, w razie czego?- Jeszcze pytasz, jasne, że tak.

- Dzięki, jesteś najlepszy.Zasnąłem. Śniły mi się wszystkie chwile spędzone z Anną przed Turniejem, jak i sam Turniej, Uspokoiłem się.ANNAPrzez całą drogę od jeziora do obozu Zeke’a byłam nieprzytomna. Obudziłam się w południe w jakimś namiocie. Zdziwiłam się ponieważ nie byłam związana ani nic w tym stylu. Wstałam i wyszłam z namiotu.Na dworze była masa ludzi. Większość z nich znałam, ponieważ Yoh i reszta walczyli z nimi. Jedni byli silniejsi inni słabsi, ale w grupie byli prawie nie do pobicia, a już napewno nie w tak licznej. Gdy tylko wyszłam z namiotu wzrok wszystkich skierował się na moją osobę. Czułam się dziwnie. Popatrzyłam po sobie, ale nie zobaczyłam nic dziwnego. Wzruszyłam ramionami i poszłam przed siebie. Nagle zobaczyłam Zeke’a. Siedział do mnie tyłem więc miałam nadzieję, że go jakoś wyminę i postaram się uciec. Niestety to były złudne marzenia.- Nie tak szybko Anno – usłyszałam głos Zeke’a.- Czego odemnie chcesz?? – powiedziałam do niego ostrym tonem.- Ooo… cóż to za ton głosu. Nie bój się nic ci nie zrobie.- Nie boje się ciebie – kłamałam, ale starałam się mówić twardo.- Naprawde?? Ja sądzę, że się mnie boisz.Wstał i zaczął iść w moim kierunku. Czułam jak odwaga mnie opuszcza.Bałam się, wiedziałam do czego jest zdolny a ja nawet nie miałam swoich korali kóre zostały w domu, ale nawet z nimi nie miałabym szans.- A jednak się boisz – uśmiechnął sie – widać to po twoich oczach, ale jak już mówiłem nie zrobie ci krzywdy tak jak i reszta z tego obozu. Jesteś zbyt cenna. - Skąd mam mieć pewność, że nic mi nie grozi??- Z mojej strony żadnej pewności nie masz poza moim słowem, a co do innych to wiedzą,że jeżeli cię skrzywdzą to nie przeżyją.- Po co mnie porwałeś?? I jak ci się udało wrócić?? Przecież Yoh cięzabił.- Ty zawsze zadajesz tak duzo pytań?? Porwałem cię dla dwóch powodów. Jedym z nich jest to, że właśnie zaczyna się III runda Turnieju więc porywając cię podłamałem trochę Yoh, nieprawdaż?? Drugi jest taki, że… kocham cię Anno – w tym momencie zupełnie mnie zaktało -  Od naszego pierwszego spotkania. Uważam, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Obywdoje nie mamy zaufania do ludzi. Ludzie skrzywdzili cię tak samo jak mnie. A co do mojego wspaniałego powrotu. Hmm… myślę, że to zostanie moją słodką tajemnicą – usmiechnął się tak jak to tylko on potrafi i przeszedł obok mnie.Stałam tak i nie mogłam uwieżyć w jego słowa. Turniej znów się odbywa, ciekawe na czym polega III runda. Yoh napewno sobie wspaniale poradzi, jestem tego pewna. Zaraz!! Przeciez Zeke na pewnowie na czym polega III runda.

- ZEKE!!!!!!!! – zawołałam.Odwrócił się i spojżał na mnie.- O co chodzi??- Wiesz na czym polega III runda Turnieju?? – zapytałam się go i w tym samym czasie podeszłam do niego. - Wiem. Muszą dojść do Dobie w 3 tygodnie, a potem będą się odbywaływalki jeden na jednego. Anno zadziwiasz mnie.- Dlaczego??- Ponieważ bardziej obchodzi cię Turniej niż to, że przed chwilą wyznałem ci miłość. To potwierdza moje poglądy na to, że pasujemy dosiebie. - Nie masz racji. Nie przejełam się ty ponieważ to, że mnie kochasz jast dla mnie bez większego znaczenia. Ja kocham tylko Yoh. A zresztą ty nie masz serca, więc jak możesz kochać??- Oczywiście że mam serce, ale wiem komu je okazać i muszę ci powiedzieć, że twoje słowa, że kochasz tylko Yoh jakoś mnie nie zasmuciły.Poszedł dalej w stonę lasu. Nagle stanął i powiedział do mnie.- Możesz tu robić co zechcesz. Ale pamiętaj nie uciekniesz mi. Niektnie może cię zranić, ale wszyscy cię obserwują.I poszedł dalej. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Usiadłam pod jakimś drzewem i myślałam o Yoh. Byłam ciekawa co robi. Po pewnym czasie zaczęło się ściemniać. Byłam strasznie głodna, nie jadłam nicod rana. Poszłam w stronę ogniska. Na honorowym miejscu siedział Zeke, a reszta gdzie popadnie. Ognisko dawało ciepło, światło jak i pożywienie które się na nim smażyło.- Zgłodniałaś?? – zapytał się nie Zeke.- Nie. Nie jestem głodna.Nagle zaburczało mi w brzuchu, baaaaaardzo głośno. Zeke zaśmiał się. - No rzeczywiście. Siadaj i tak już piekę jedną porcję dla ciebie. Usiadłam koło Zeke’a i czekałam na jedzenie. Wszyscy milczeli. Zjadłam kolację (nie była najgorsza), ale ciągle siedziałam koło ogniska. Było mi zimno. Tęskniłam ze ciepłym pokojem i telewizorem, i Yoh który by mnie przytulił. Przy ognisku zostałam tylko ja i Zeke. Zaczełam drżeć.- Zimno ci?? – zapytał.- Tak, ale tobie nic do tego – odburknęłam.- Duchu Ognia, zrób większy płomień.Nagle ogisko stało sie większe. Musiałam się od niego odsunąć.- Lepiej?? – zapytał sie Zeke.- … – nie odpowiedziałam.- Jak chcesz. Do jutra. Dobranoc.- Dla kogo dobra, dla tego dobra – powiedziałam do siebie.Zeke zniknął w ciemości nocy. Ja jeszcze chwile siedziałam przy ognisku, a potem poszłam do namiotu w którym znajdowałam się na

początku. Położyłam się na łożku i po wielkich staraniach zasnęłam. Zaraz jak zasnęłam zaczęły mnie męczyć koszmary, ale potem przysnił mi sie Yoh i wszystkie chwile jakie spędziliśmy razem. Wiedziałam,żejeszcze się spotkamy. On musi mnie odnaleść, poprostu musi.13. Niespodziewani goście.31 stycznia 2007 3 miesiące późniejANNAOd czasu mojego porwania minęły już 3 miesiące, a ja wciąż byłam w obozie Zeke’a. Miałam nadzieję, że Yoh jeszcze mnie pamięta. Leżałamw swoim namiocie i nie miałam na nic ochoty. Wiedziałam, że teraz zaczyna się III runda Turnieju.Yoh pewnie jest już Dobie, a jeśli nie to jak tylko go spotkam to się z nim policze – takie myśli kręciły mi się po głowie.Po kilkunastu minutach postanowiłam wyjść z namiotu i trochę pospacerować. Od pewnego czasu próbuję sama się uratować. Wiedziałam, że zwykła ucieczka nie wchodzi w rachubę, wszyscy mnie obserwowali gdzie nie poszłam zawsze ktoś szedł za mną. Postanowiłam, że do ucieczki wykożystam Zeke’a. Nikt inny by się do tego nie nadał. Wykorzystuje fakt, że się we mnie zakochał i staram się zdobyć jego zaufanie. Jak narazie nie chce mi nawet powiedzieć gdzie sie znajdujemy. Szłam w stronę lasu. Tam znajdowało sie moje ulubione miejsce z całego obozu, a mianowicie piękny wodospad. Nawetjeśli tu mnie ktoś obserwował to przynajmniej szum wodospadu go zagłuszał. Czułam sie tutaj jak w raju, mogłam w spokoju pomysleć, po wspominać dawne, wspaniałe czasy. Usiadłam w cieniu drzewa i zamknęłam oczy.- Znów tutaj siedzisz?? – usłyszałam znajomy głos.- Tak. Uwielbiam szum wody – odpowiedziałam nie otwierając oczu.- To chyba stało sie już twoją tradycją. Wstajesz rano i pierwsze corobisz to idziesz tutaj. Co w tym miejscu jest takiego wspaniałego??- Skad wiesz, że przychodze tu codziennie?? – otworzyłam oczy – Śledzisz mnie??- Nie można nazwać tego śledzeniem. Widzę cię z mojego miejsca do treningów.- Więc ty trenujesz?? A to niespodzianka. Myślałam, że dlatego nie ma cię rano bo śpisz. To cię różni od Yoh on ciągle śpi, nigdy sam zsiebie nie weźmie się za treningi. A po co trenujesz?? Ty najsilniejszy szaman na świecie.- Po bitwie w sanktuarium duchów straciłem dużo sił. Musze się odbudować.Wstałam i podeszłam do niego. Stanęłam bardzo blisko niego. A on nic. Tylko sie uśmiechnął.Co mam zrobić żeby mi zaufał, żebym nie była pod ciągłą obserwacją?? Przecież nie powiem mu, że się w nim zakochałam. Aż tak kłamać nie umiem – głowiłam się.- Widzę, że nawet tu nie mam spokoju. Idę do swojego namiotu. 

Odwróciłam się gwałtownie i odeszłam. Nie zawołał mnie, nawet się nie odezwał. Gdy przechodziłam przez środek obozu znów wszyscy sie na mnie gapili. Nie wytrzymałam.- PRZESTAŃCIE SIĘ NA MNIE GAPIĆ!!!!!!!! WIEM, ŻE MACIE MNIE OBSERWOWAĆ, ALE BEZ PRZESADY CO!!!???Uspokoiłam się. Usiadłam na swoim łóżku z głową oparta na rękach.Jakie podrywy zadziałają na tego gościa. Musi sobie pomyśleć, że zapomniałam o Yoh. Co robie nie tak?? Przecież się do niego uśmiecham, prawie mu komplementy. Nigdy gonie rozgryze. Byle jak najszybciej sie stąd wydostać – mówiłam do siebie.Wzięłam jakąś książkę (bardzo dobrze o mnie tutaj zadbali, miałam mase ubrań i książek) i wspiełam sie na pierwsze lepsze drzewo. Czytałam i czytałam, ale po kilku godzinach i to mi sie znudziło. Postanowiłam zapuścić sie bardziej w las. Trochę pozwiedzać. Szłam przed siebie, wciąż czując na sobie wzrok innych. Po pewnym czasie doszłam do wielkiej polany. Nagle zobaczyłam Zeke’a który… On naprawde trenował! Dobra znów muszę być dla niego miła. - Więc tu spędzasz całe dnie?? – zapytałam.Odwrócił sie gwałtownie w moją stroną.- Aaa… to ty Anno.- Chyba się mnie nie wystraszyłeś co?? – uśmiechnęłam się powabnie.- Ależ skąd. Poprostu byłem nieprzygotowany na twoją wizytę.Popatrzył w strone lasu. - Dzięki Dan, juz możesz wracać, zajmę się nią.Usłyszałam oddalajęce się kroki. Byliśmy sami, teraz przynajmniej sie nie ośmieszę. Westchnęłam. Podeszłam do Zeke’a.- To twoje ulubione miejsce na trening?? Nawet tu miło, ale wynika ztego, że rano mnie okłamałeś. Nie mozesz stąd widzieć mojego namiotu. - Nie okłamałem cię, ponieważ to nie jest moje jedyne miejsce do ćwiczeń. W tym lesie jest wiele polanek na których trenuję, to zależy od mojego nastroju.- Aha. Może się przejdziemy?? Co ty na to?? - Z przyjemnością.Szliśmy w głąb lasu. Doszliśmy do wielkiej przepaści nad którą było zwalone drzewo, najwidoczniej słóżyło do przejścia na drugą stronę. Zbierałam coraz więcej informacji na temat miejsca w którym się znajduję. Zeke przeszedł pierwszy po konarze. Nastepnie poszłam ja. Postanowiłam wykorzystać to sytuację żęby się trochę do niego zbliżyć. Pod koniec drzewa udałam, że się potkęłam. Wpadłam prosto wramiona Zeke’a.- Dzieki – wyszeptałam i uśmiechnęłam sie do niego miło.- Nie ma za co.Chyba złapał sie na haczyk, bo przytulił mnie do siebie. Może pomyślał, że się w nim zakochałam. Co za kretyn:D Szliśmy dalej. Naszym oczom ukazała sie piękna polana przez którą przepływała rzeczka.

- Ale tu pięknie. Znasz to miejsce?? – zwróciłam sie do Zeke’a.- Oczywiście.Usiedliśmy koło strumyka i rozmawialismy. Zeke starał sie mnie przekonać do Świata Tylko Dla Szamanów. Mijały godziny aż nagle usłyszeliśmy pewien głos.- A więc znów się odrodziłeś – powiedział głos.Teraz go poznałam. To były Wyrzutki. Dlaczego teraz, kiedy wszystko już się układało. Oni wszystko popsują, cały mój misterny plan.- Witaj Marco. Jak widzisz nie tak łatwo sie mnie pozbyć – Zeke mówił spokojnie.- Nie przejmuj sie naprawimy nasz błąd. Nie powinniśmy pozwoliś Yoh Asakurze sie tobą zająć, jak widać jego metody nie działają.- On przynajmniej ze mną walczył. Wy odpadliście już w walkach z moimi ludźmi – tutaj Zeke głośno się zaśmiał.- Jesteśmy dużo silniejsi od naszego ostatnego spotkania. A co do ciebie Anno, to nasze przypuszczenia sprawdziły się. Dołączyłaś do niego.- … – milczałam.Nie wiedziałam co powiedzieć. Jeżeli powiem, że nie jestem tu z własnej woli to Zeke zrozumie, że tylko grałam. Znów jesli powiem, że to prawda, Wyrzutki nie dadza mi spokoju. Co ma zrobić.- Jej w to nie mieszaj Marco. To o mnie wam chodzi, prawda??- Tak, ale każda niedoskonałośc na tym świecie jest naszym wrogiem.- Tyle, że wasza doskonałośc jest niedoskonała – nareszcie się odezwałam.- Co przez to rozumiesz??- Zabijacie wszystkich. Kto wam tylko stanie na drodze. Wedłóg was jest się złym jeżeli nie jest sie Wyrzutkiem. To chore. Wmówiliście sobie, że jesteście dobrzy, a prwdę mówiąc zabiliście więcej ludzi niż Zeke. To wy jesteście prawdziwym złem.Niekt nic nie pwiedział. Kilku Wyrzutków zaczęło coś mówić miedzy sobą.- Nie waż się tak mówić!! – krzyknął Marco – My niesiemy światłośc pozbywając się ciemności z tego świata.- Och przestań juz tak mowić. Ile razy was spotykam ty zawsze mówiszto samo. To juz stało się nudne. - Bronisz Zeke’a więc też jesteś naszym wrogiem. Atakujcie!!Zaczeła sie walka. Wiedziałam że Wyrzutki nie mają szans, Zeke był za silny, ale to był dobry mament żeby uciec. Cichutko wycofałam sięz pola bitwy i zniknęłam w lesie.YOHJesteśmy juz w Dobie. Przybylismy jako jedni z pierwszych. Przez całą drogę szukałem Anny, pytałem czy ktos jej nie widział, szukaliśmy w miejscach w których Zeke miał kiedyś swoje obozy ale tam też jej nie było. Mimo to nie traciłem nadzieji. Wiedziałem, że kiedyś ją znajdę. Teraz zająłem się Turniejem. Poznaliśmy już

panujące zasady w III rundzie. Jest 7 walk, każdy walczy pojedyńczo,żeby wejść do nastepnej rundy trzeba mieć 5 wygranych. Było trudniejniz poprzednio, wszyscy byli dużo silniejsi. Z naszej paczki ja jakopierwszy miałem walkę. Musiałem udać się na Zachodnią Pustynię, już raz tam walczyliśmy w II rundzie. Walczyłem z jakimś Nickiem. Był silny ale to za mało żeby mnie pokonać. Póżniejsze walki także poszły mi dobrze, tak samo jak reszcie moich przyjaciół. Dzisiaj niemieliśmy żadnych walk więc wybraliśmy się całą grupą do knajpki na hamburgery.- Nareszcie mamy wolny dzień, tak dawno nie widzieliśmy sie całą grupą!! – krzyczał Trey.- Śnieżynko spokojnie, nie podniecaj się tak – powiedział Len. - Jak mnie nazwałeś??!! - Tak jak usłyszałeś. Nic w tym nadzwyczajnego, sopelku.- Nie nazywaj mnie tak krótkomajtku. Obys udławił się tym swoim mlekiem.- Chłopaki uspokujcie się – uspokajałem ich.- To on zaczął – poskarżył się Trey.- Bałwanku tylko sie nie rozpłacz – zaśmiał sie Len.Ich zachowanie nigdy się nie zmieni, zawsze są tacy sami. Zazwyczaj śmiałbym sie razem z nimi ale od czasu porwania Anny sam siebie nie poznaje. Nie mam wielkiej ochoty na jedzienie. Ciągle się martwie, chyba będe taki dopuki nie znajdę Anny, nic na to nie poradze. - Yoh, przestań sie tak zamartwiać. Znajdziemy Anne, albo ona nas – powiedział do mnie Len.- Wiem, wiem ale jednak coś nie daje mi spokoju. - Stary wiem co cię trapi – oznajmił Trey.- W takim razie zabłysnij wiedzą sopelku – zaproponował Len.- Yoh poprostu nie wie jak pogodzić się z tym, że to ja zdobędę korone Króla Szamanów.- Trey właśnie potwierdziłeś moje przypuszczenia, że nie masz mózgu.Znów się zaczeli kłócić. Nagle usłyszeliśmy krzyki dochodzące z dworu. Wybiegliśmy na zewnątrz. To co zobaczylismy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Na środku drogi leżał Chocko.

14. Próba ucieczki i…1 lutego 2007

Do Paulki131:* Dziękujemy za miłego koma:* Mamy do ciebie pytanie masz może bloga?? Jeśli tak to prosimy o adres a napewno zajżymy:) aco do twojej proźby to bądź pewna, że tak właśnie sie stanie:P do wszystkich: jeśli tylko macie blogi to prosimy o adresy napewno ja przeczytamy i dodamy do linków (może z lekkim opóźnieniem ale dodoamy:P). A teraz notka.***ANNABiegłam przed siebie. Nie mogłam już złapać tchu. Las wydawał się być bez końca, ale to nic jedyne co mnie obchodziło to to, że stąd uciekam, że zobaczę Yoh i innych. Po godzinie szybkiego biegu zatrzymałam się na mały odpoczynek. Usiadłam w cieniu pod wielkim drzewem. Powoli zaczynało się ściemniać, wiedziałam, że tą noc spędzę na dworze. Po 10 minutach znów zaczęłam biec. Byleby być jak najdalej stąd. Nagle usłyszałam hałas, przestraszyłam się. Nagle zobaczyłam Ducha Ognia. O nie. Jeśli on tu jest to Zeke też – myślałam.Próbowałam go ominąć, ale nie udało mi się. Złapał mnie. Nagle z lasu wyszedł Zeke.- Myślałaś, że mi uciekniesz??- Miałam nadzieję.Spuściłam głowę. Nie chciałam na niego patrzeć. Bałam się, że zaraz mnie zabije.- Wszystko zaplanowałaś czy może Wyrzutki trochę zepsuły ci plany?? Patrz na mnie jak do ciebie mówie!!Spojżałam na niego. Płakałam. Bałam się go coraz bardziej. - Ucieczkę miałam zaplanowaną… ale nie taką… Wyrzutki trochę mi to zepsuły – mówiłam przez łzy. - Aha, więc teraz zacznie sie dla ciebie piekło. Nie zabiję cię, aninikt z moich ludzi, ale… twoje życie tutaj zmieni sie nie do poznania.- Czego odemnie chcesz?? Do czego ci jestem potrzebna aż tak, że mnie nie zabijesz??- Yoh nie może być taki silny. Znam jego słabe punkty, a ty jesteś jednym z nich. Musisz żyć żebym miał przewagę nad Yoh. On nie może mnie znów zabić.- I tak cię zabije. Wiem to. Yoh jest silny i nawet ty mu nie dasz rady. - Masz o nim bardzo wysokie mniemanie, ale to sie zmieni. To, że mnie zdradziłaś nie znaczy, że ja przestałem cię kochać. Więc gdy Yoh zginie nie będziesz miała do kogo wracać i w koncu mnie pokochasz, a nawet jeśli nie to trudno.- Nigy cie nie pokocham. Słyszysz?!?! Nigdy!! Jesteś podobny do Yoh tylko z wyglądu, charaktery macie zupełnie inne i twój mi nie odpowiada.- To właśnie jest dziwne bo jak juz mówiłem jesteśmy podobni, ale

koniec gadania. Duchu Ognia przenieś ją do namiotu i niech ją pilnują. Ja za niedługo wrócę.Duch Ognia złapał mnie swoją wielką łapą i przeniósł do mojego namiotu. Próbowałam się z niego wydstać, ale na zewnątrz już stali poplecznicy Zeke’a. Nic nie mogłam zrobić. Po pół godzinie do mojegonamiotu wszedł Zeke.- Teraz juz możesz stąd wyjść. Nie jestem taki żeby cię tu więzić, ale ostrzegam jeśli spróbujesz uciec coś ci się może stać.Wyszedł. Tym tekstem jeszcze bardziej mnie wystraszył. Nie miałam zamiaru nawet próbować ucieczki. Bałam się. Jedyna nadzieją na wydostanie się z tąd był Yoh. Trudno musze czekać. Wybiegłam z namiotu i wzrokiem znalazłam Zeke’a.- Zeke!! Musimy pogadać.Podbiegłam do niego.- O czym chcesz rozmawiać?? – zapytał nawet na mnie nie spojżawszy.- Chcę wiedzieć co jest z Yoh. Jak mu idzie w Turnieju.- Skąd pewność, że coś o tym wiem??- Ostatnio zawsze go obserwowałeś podczas walki.- Masz rację. Idzie mu dobrze, ciągle wygrywa. I jest przygnębiony –tu spojrzał na mnie – ja widać mój plan działa.- Tak, jak widać.Teraz i ja bedę przygnębiona. Nie wiem co mam tu robić, cały czas pod strachem.- Co ja teraz mogę tu robić??- To samo co wcześniej, tylko nie odchodź za daleko. Możesz chodzić nad wodospad, tego ci nie odmówię.- Dziękuje, ale teraz pójdę już spać. Dobranoc.- Dobranoc, Anno.Nie mogłam zasnąć. Miotałam sie po łóżku. Co zasnęłam to śniły mi się koszmary. Cała byłam zlana potem. Postanowiłam sie przejść. Gdy wyszłam z namiotu zobaczyłam, że pali sie ognisko. Szłam w jego stronę, gdy byłam już bliżej zobaczyłam siedzącego obok ogniska Zeke’a. No cóż nie moge go unikać.- Czemu nie spisz?? – zapytałam się – Myślałam, że spanie macie rodzinne, ale jak widać to tylko Yoh.- Zawesz byłem nocnym markiem. Lubię noc, wtedy jest cicho i można pomysleć w samotności – obrucił sie w moja stronę. – Chociaż twoje towarzystwo nie jest złe.- Ja w nocy najbardziej lubię gwiazdy – spojrzałam w niebo. – Gdy patrze w niebo zawsze mi się wydaje, że nie mam zmartwień. Z Yoh często patrzymy w gwiazdy. Rozmawialiśmy jeszcze trochę. To, że jestem tu więziona nie znaczy, że musze się izolować. Nie wiem jak to sie stało ale tak siedząc zasnęłam. Przysniło mi się dzieciństwo. Piewsze spotkanie z Yoh. - Pięknie wyglądasz jak spisz Anno, ale teraz muszę cię zanieść do namiotu, bo tu zamarzniesz.

Rano obudziłam sie w swoim namiocie wypoczeta. Przeciągnełam się kilka razy i poszłam się ubierać. Założyłam moją ulubiona czarną sukienkę i przewiązałam ja w pasie chustą. Wyszłam na dwór. Pogoda była piękna. Jak zawsze rano poszłam w stroną wodospadu, a ponieważ miałam dobry humor zawołałam.- Który z was dzisiaj idzie ze mną nad wodospad?? Przecież macie mnie obserwować, a dostałam pozwolenie na wyjścia tam. To jak?? Który bedzie mnie tak śledził??Wszystcy popatrzyli po sobie. Wzruszyłam ramionami i poszłam w stronę wodospadu. Usiadłam na moim ulubionym miejscu pod pięknym bukiem i zanurzyłam sie w marzeniach. Po paru godzinach siedzenia postanowiłam się przejść. Wróciłam do serca całego obozu i udałam się w stronę gdzie wczoraj spotkałam Zeke’a nie wiedziałam jak daleko moge iść więc stanełam i się zapytałam.- Ej ty który mnie obserwujesz powiedz mi jak będę się zbliżać do granicy mojej przestrzeni ok??Nie musisz odpowiadać, tylko mnie zatrzymaj.Szłam dalej przed siebie. Było koło godziny 13 gdy usłyszałam głos.- Lepiej nie idź dalej.- A jednak postanowiłeś się odezwac, pokażesz się??- Już mnie widziałaś. Nawet jeszcze dzisiaj bardzo wcześnie rano, mozna powiedzieć, że w nocy.I jak myślicie kto wyszedł z lasu?? Oczywiście, że Zeke. On się nigdy nie odczepi.- Witaj. Kogo jak kogo, ale ciebie sie nie spodziewałam. Nie trenujesz dzisiaj??- Już trenowałam, a dzisiaj ja cię obserwuję ponieważ gdzieś się wybierzemy. Dziękuje, że postanowiłaś uciec ponieważ teraz nie będę miał wyrzutów sumienia.- O co ci chodzi??Nie odpowiedział. Nagle zostałam związana przez jakiś dziwne liny. Nie mogłam nic powiedzieć ani sie ruszyć. Sznur był bardzo mocno związany, wpijał mi sie w ciało. Chciałam krzyczeć z bólu ale nie mogłam. Zeke do mnie podszedł i nagle znikneliśmy. Gdy znów siedziałam na ziemi zobaczyłam tylko jakąś walkę i zemdlałam.

15. Walki2 lutego 2007Przepraszamy za tą czcionkę ale nie da się zmienić ;( No trudno. Mamy nadzieję, że sobie poradzicie.***

YOH

Chocko poderwał się szybko, gdy tylko nas zobaczył. Natychmiast podbiegł do mnie i skulił się za moimi plecami,  patrząc ze strachemna ulicę. Nachodniku stała mała dziewczynka (może miała z 10 lat). - Czy znają panowie tego idiotę?? – zapytała. - Tak – odpowiedział Trey. – Zrobił ci coś??- Jeśli tak nazywa pan włóczenie się za kimś przez pół miasta i ględzenie nadgłową, to tak. - A… Co mu się stało?? – spytałem.- Uderzyłam go lekko.- Lekko?!?! To bolało!! – krzyknął Chocko.Wszyscy zaczęli się śmiać.- Wiesz Chocko, to był twój pierwszy udany dowcip – powiedział Len.- Ale ja nie żartuję!! To bolało – powtórzył Chocko.- Gdzie ona jest?? – zapytał nagle Trey.Rozejrzałem się wokoło. Po dziewczynce nie było ani śladu. Zawróciliśmy do domu. - No widzisz Chocko, te twoje „dowcipy” cię kiedyś wykończą…10-letnia dziewczynka cię pobiła – powiedział Len. Znów zaczęliśmy się śmiać.- Skąd się tu wziąłeś?? – spytałem. – Po akcji u Króla Duchów zniknąłeś.- Wyjechałem do wujka – trenowałem – odpowiedział Chocko.- Zjemy coś?? – wtrącił się Trey. – Jestem głodny.- Ty zawsze jesteś głodny sopelku. - Jak mnie nazwałeś, krótkomajtku??- Tak jak słyszałeś.- Zgadzam się z Trey’em – powiedziałem. Len spojrzał na mnie złym wzrokiem. -Żeby… iść na hamburgery:D – dokończyłem. Poszliśmy na obiad.  Usiedliśmy w restauracji (barze:D) i zamówiliśmy jedzenie (10 hamburgerów).Nagle zadzwoniły 2 Dzwonki Wyroczni: mój i Chocko. Spojrzałem na małą tarczę iusłyszałem pisk Chocko. Zacząłem się śmiać. - Co się stało Yoh??.. – spytał Len i spojrzał na mój Dzwonek (siedział obokmnie). On też zaczął się śmiać. - Eh… Następna walka nie zajmie ci długo Yoh – powiedział. – Chocko…maszpowód by się bać:DZjedliśmy i wróciliśmy do domu. Ok. 14.45 udałem się na Północne Zbocze Góry Dusz, gdzie miała się odbyć moja 5 walka (z Chocko).  Okazało się, że mamy walczyć na czymś w rodzaju półki skalnej. Zarazobok była przepaść.Po kilku minutach zjawił się Chocko. Równo o godz. 15 rozpoczęliśmy walkę. Zacząłem atakować. Chocko miał mocną obronę. Gdy przymierzałem się do 4 ataku, nagle zobaczyłem coś, co zamroziło mi krew w żyłach… Na krawędzi leżała nieruchoma, obwiązana sznurami

Anna, a nad nią stał Zeke. Znieruchomiałem. Zacząłem iść w tamtym kierunku.Chocko nie wiedział, o co chodzi i zaatakował. Był to jego najmocniejszy cios –100% foryoku. Biegłem w stronę Anny nie zważającna atak.- Anno… – wyszeptałem zanim straciłem przytomność. *** - ANNA!! – krzyknąłem, gdy tylko otworzyłem oczy. Nadal byłem na Górze Dusz. Wokół mnie siedzieli moi przyjaciele.- Gdzie jest Anna??!! –krzyknąłem znowu.- Jak tylko zemdlałeś, Zeke i Anna…zniknęli – powiedział ostrożnie Trey.- Ile czasu byłem nieprzytomny?? – zapytałem.- Jakieś 5 min – odpowiedział mi Len.- Może zdążę… jakoś ich dogonić…- Yoh… nie masz szans. Dobrze wiesz, że Zeke może się teleportować –powiedział Len. – Poza tym i tak nie miałbyś siły ani foryoku żeby znim walczyć. Teraz idziemy do domu. Odpoczniesz i pójdziemy szukać Anny.Wcale nie miałem ochoty siedzieć bezczynnie, kiedy Anna jest z Zeke’iem. Przeraziły mnie te sznury.Czy nic jej nie jest?? Czy ją torturują?? Czy… żyje??Jednak słowa Lena były szczerą prawdą – nie mam foryoku żeby walczyćz Zeke’iem. Niezadowolony wróciłem do domu,a tam czekał na nas…- Faust?!?!- Witajcie.- Co ty tu robisz?? – spytał Trey.- Odwiedzam was.- Miło nam:D – powiedziałem. Nagle poczułem okropne zmęczenie.- Muszę… iść się przespać… -powiedziałem i pognałem do mojego pokoju.Gdy wpadłem do mojej sypialni,natychmiast rzuciłem się na łóżko, lecz… wylądowałem z twarzą w jakiejś kartce.Był to krótki liścik: Będziemy czekać jutro w tym samym miejscu o 7.00 rano. Nie było podpisu, lecz dokładnie wiedziałem, od kogo był ten liścik.Postanowiłem wypocząć, by być wjak najlepszej formie. Położyłem się do łóżka. Natychmiast zasnąłem. *** Obudziłem się o godz. 5.30.Ubrałem się i poszedłem coś zjeść. Po skromnym śniadaniu (nie było Morty’ego, a nie miałem czasu iść na hamburgery) poszedłem na Górę Dusz. O 6.45 byłem na miejscu.

- Yoh… A jeśli to pułapka?? –zapytał mój duch stróż.- Być może, Amidamaru.- Nie boisz się??- Boję się – powiedziałem. – O Annę – dodałem po chwili.Amidamaru uznał, że to koniec rozmowy. Byłem mu za to wdzięczny.Po chwili usłyszałem głos:- A jednak jesteś sam. Myślałem, że przyprowadzisz tą swoją hałastrę…- To są moi przyjaciele… -powiedziałem.Zza drzew wyszedł Zeke.- Gdzie Anna??Za moim bratem pojawił się Duch Ognia. W szponach trzymał nieprzytomną Annę. Na szczęście nie była obwiązana sznurami. Jednak z tej odległości nie byłem w stanie dostrzec czy wszystko w porządku.Przywołałem kontrolę ducha.- Och.. Już chcesz walczyć?? –powiedział Zeke.Zaatakowałem. Przeciwnik odparł mój atak.- Jesteś silniejszy niż ostatnio… – powiedział.Anna leżała na krawędzi. Zaczynała się budzić. Poruszyła się lekko i… spadła.- ANNA!!!! – krzyknąłem.Podbiegłem do skarpy ikrzyknąłem:- Amidamaru!! Postaraj się zamortyzować upadek!!Amidamaru poleciał w dół.Muszę szybko dostać się na dół… No trudno. Nie ma innego sposobu.Skoczyłem. Gdy zbliżałem siędo ziemi pode mną pojawił się mój duch stróż.- YOH!! ZWARIOWAŁEŚ??Poczułem grunt pod stopami.- Dzięki Amidamaru…Podbiegłem do Anny. Leżała w kałuży krwi.- Za duża wysokość i za małoczasu, ale żyje. Więcej nie mogłem zrobić – powiedział duch samuraja.- Jeszcze raz dziękuję Amidamaru.Delikatnie podniosłem Annę i pobiegłem w stronę domu. Wpadłem do środka i zawołałem:- FAUST!!!!

16. Niepokój nocą… Radość o świcie…3 lutego 2007YOH- Co się stało Yoh?? – spytał Faust wychodząc z pokoju. Znieruchomiał gdy zobaczył Annę. - Trey!! Ręczniki!! Len!! Moja teczka z opatrunkami!! Yoh!! Zanieś Annę do pokoju!! Eleiza powie ci co masz robić.

Powoli poszedłem za Eleizą. Wszedłem do mojego pokoju i chciałem położyć Annę na łóżku, ale Eleiza zatrzymała mnie. Po chwili do pokoju wpadł Trey i rozłożył ręczniki na podłodze. Tuż za nim pojawił się Len. Na końcu przybył Faust. - Yoh, połóż Annę na tych ręcznikach – powiedział. - Czemu nie na czymś miękkim?? – zapytałem.- Ponieważ może mieć uszkodzony kręgosłup. Jeśli leży na czymś twardym to jest mniejsze prawdopodobieństwo, że coś się stanie.Bez słowa sprzeciwu położyłem dziewczynę na ręcznikach i odsunąłem się, żeby Faust miał lepszy dostęp do Anny. - Yoh wyjdź. Idź lepiej się umyć i przebrać – powiedział Faust.Spojrzałem na siebie. Byłem cały we krwi Anny. Z niechęcią zrobiłem to co mi kazał. Poszedłem do łazienki. Szybko się umyłem i przebrałem w czyste ubrania. Skierowałem się do kuchni. Siedzieli tam moi przyjaciele.  Uświadomiłem sobie, że właśnie teraz chcę być sam. Spojrzałem na zegarek. Była 8.30. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca w domu więc wyszedłem. Zacząłem spacerować. Nachodziły mnie straszne myśli. Czy wszystko będzie w porządku?? Czy Anna przeżyje?? Czy teraz Turniej ma dla mnie jakiś sens??Nie mogłem wytrzymać w jednym miejscu dłużej niż 1 minutę. W końcu wróciłem do domu. Usiadłem pod drzwiami mojego pokoju i czekałem. Nagle do mojej głowy zaczęły napływać wspomnienia – wszystkie chwilespędzone z Anną. Po policzku spłynęła mi samotna, perłowa łza. Jeszcze nie zdążyłem jej odzyskać, a już mogę ją stracić… - pomyślałem i kolejna kropla spadła na moją koszulę. Nagle dotarło do mnie, że od powrotu do domu nie rozmawiałem z pewną osobą. Z jedyną osobą, z którą miałem ochotę porozmawiać. - Amidamaru… – wyszeptałem.- Tak Yoh?? – obok mnie pojawił się mój duch stróż. - Dziękuję i przepraszam.- To ja cię powinienem przeprosić Yoh. Wszystko potoczyłoby się inaczej gdybym poleciał trochę szybciej… To przeze mnie…- Zrobiłeś wszystko co w twojej mocy Amidamaru. Jesteśmy ci za to ogromnie wdzięczni. Bez ciebie nie byłoby nawet najmniejszych szans…Naszą rozmowę przerwały otwierające się drzwi. Natychmiast zerwałem się z podłogi. - Ma ciężkie obrażenia, ale przeżyje – odpowiedział Faust na moje niewypowiedziane pytanie. - Mogę…- Tak, możesz przy niej posiedzieć. Tylko nie próbuj jej budzić.Wszedłem do pokoju. W powietrzu unosił się „szpitalny” zapach. Anna leżała już na łóżku. Podszedłem do niej i delikatnie dotknąłem jej ręki. Usłyszałem, że ktoś zamknął drzwi. Usiadłem obok łóżka i delikatnie głaskałem Annę po dłoni.

ANNAObudziłam się, lecz nie otwierałam oczu. Chciałam się poruszyć, ale poczułam, że nie mogę. Otworzyłam oczy. Była noc. Co się stało??Nagle wróciły wszystkie wspomnienia.Pewnie nadal jestem u Zeke’a… - pomyślałam. Ale… co mi się stało?? Co on mi zrobił?? Pamiętam tylko, że obwiązał mnie linami… Nie poznaję też tego pokoju…Nagle zauważyłam, że ktoś siedzi obok mnie. Usłyszałam też miarowy oddech tej osoby i poczułam jej rękę na swojej. Zebrałam wszystkie siły i zdołałam lekko odwrócić głowę. Kątem oka zobaczyłam chłopaka.Natychmiast go rozpoznałam. Pomógł mi w tym jeden drobny szczegół – pomarańczowe słuchawki. Poczułam się szczęśliwa i bezpieczna. Zasnęłam.***Obudziłam się. Był ranek. Słońce wynurzało się zza drzew. Do pokoju wpadały jego czerwone, ciepłe promienie. Spróbowałam poruszyć ręką iodkryłam, że mogę ją nawet lekko podnieść. Poczułam nieograniczoną radość. Zauważyłam, że ręka szatyna siedzącego obok, spadla z mojej dłoni. Delikatnie uniosłam rękę i dotknęłam twarzy Yoh. Natychmiast się obudził. - Anna?? – wyszeptał.- A kto niby inny?? – odpowiedziałam też szeptem. Yoh pochylił się i pocałował mnie delikatnie. Odwzajemniłam pocałunek.Nareszcie w domu… - pomyślałam.

17. Czy to nie za dużo jak na jeden dzień??5 lutego 20072 dni później…ANNAObudziłam się o 7.00. Poszłam do kuchni by zrobić sobie herbaty. Czułam się już lepiej. Usiadłam przy stole mieszając herbatę. Nagle usłyszałam kroki. Ku mojemu zaskoczeniu był to Len. - Cześć Anno!! Lepiej się już czujesz??- Witaj Len. Tak, jak widać już sama mogę zrobić sobie herbaty.- Anno, mam do ciebie pytanie.- Słucham, o co chodzi??- Mam mały problem z… Tamarą.- To znaczy??- No… no wiesz – zarumienił się.- Czyli nasz Len jednak ma uczucia. Na twoim miejscu poprostu bym jej o tym powiedziała.- Ale ja nie wiem jak. Poprostu mam wejść do jej pokoju i jej to powiedzieć??- To najlepsze wyjście, tylko poczekaj aż się obudzi.- No dobra, raz się żyje.

- Życzę powodzenia. Ja idę się ubrać.Poszłam do siebie. Zaczęłam zmieniać bandaże. Zmieniłam bandaże na rękach, ale miałam straszne kłopoty z bandażem na brzuchu. Chciałam już zawołać Pilice żeby mi pomogła, ale ktoś mnie uprzdził. Poczułamczyjeś ręce na mojej talii. Wystraszyło mnie to. Obróciłam się w kierunku tej osoby. Nie było dla mnie zaskoczeniem gdy zobaczyłam mojego szatyna.- Wystraszyłeś mnie!! – krzyknęłam na niego.- Przepraszam. Chciałem ci tylko pomóc.- Przeprosiny zostały przyjęte – uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w policzek – To jak pomożesz mi??- Jasne.Wspólnymi siłami udało nam się założyć bandaż.- Dzieki – powiedziałm do niego.- A może jakaś nagroda??- Na przykład??- No nie wiem. Wymyśl coś.Pocałowałam go w policzek.- Może być?? – zapytałam.Pokręcił przecząco głową, po czym przyciągnął mnie do siebie i pocałował w usta.- Teraz może być – powiedział z uśmiechem.Odwzajemniłam uśmiech. Przy nim czuję się bezpieczna. Wiem, że nic mi się nie stanie gdy Yoh jest niedaleko. Przytuliłam się do niego. Nagle usłyszelismy znany dźwięk. Ktoś dzwonił do drzwi. Zeszliśmy nadół i zobaczyliśmy cała naszą paczkę i… Silvę.- Cześć Silva. Stało sie coś?? – zapytał Yoh.- Witajcie!! Dobrze widzieć cię całą i zdrową Anno.- Dzięki – odpowiedziałam.- Jestem tu z powodu twojej walki z Chocko, Yoh. Wielka Rada Szamanów pozwoliła wam na walkę rewanżową.- CO!!??!!??!!??!! – krzyknął Chocko. – Drugi raz go nie pokonam!! –zawył.- No cóż Chocko spójż na to z innej strony przynajmniej się nie ośmieszysz tak jakbyś przegrał z Trey’em – powiedział Len.- Co to miało znaczyć mleko-piju!!?? – krzyknął Trey.- To co wszyscy doskonale wiedzą – że jesteś słaby.- Nie jestem słaby!! I… i…- CISZA!!!!!!!! – krzyknęłam. – Nasz gość chce coś powiedzieć. Słuchamy Silvo.- Dziękuje Anno. Informacje o walce dostaniecie na Dzwonach Wyroczni– oświadczył Silva.- Spoko – powiedział Yoh.Silva zniknąl. Ja i Yoh poszlismy przejść się po Dobie. Chodzilismy tak z pół godziny aż nagle zadzwonił Dzwonek Wyroczni Yoh.- Ta walka tak szybko?? – zapytałam.

- Tak, ja tez się dziwię ale trudno.- Kiedy ma sie odbyć i gdzie??- Za dwie godziny tam gdzie ostatnio.- Idę z tobą.- Nie.- Idę z tobą i koniec.- No… dobra, ale masz nie podchodzić do krawędzi, zrozumiano??- Nie będziesz mi rozkazywał. Pojdę tam gdzie chcę.- Co jest?? To dla twojego dobra i mojego spokoju.- Przecież wiem. A teraz chodź po broń. Goń mnie!!Zaczęłam biec. Nie złapał mnie przez cała drogę, a wcale nie biegłamszybko bandaże mi to uniemożliwiały. Czekałam na niego w dużym pokoju z mieczem i antykiem. Nie wiedziałam czy zamierza zabierać antyk, ale dobra. Zaraz doszedł do mnie Yoh.- No ile mozna na ciebie czekać??- Nie chciało mi sie szybko biec.- Pożałujesz, ale teraz chodź mamy tylko 10 minut.Szliśmy w stronę Góry Dusz. Gdy tam doszliśmy, Chocko juz na nas czekał, razem z Silvą, który miał sędziować.- Witajcie szamani!! Przygtujcie sie na walkę!! – powiedział Silva.Stanęłam sobie daleko od skarpy i obserwowałam ich. Walka zaczęła się. Chocko atakował szybko, ale Yoh odpierał ataki bez najmniejszego problemu. Gdy Chocko zmeczył się, Yoh zaatakował jedenraz z większą siłą. Chocko został bez foryoku, leżał nieruchomo na ziemi. Podbiegłam do niego.- Chocko, dobrze się czujesz??- Tak, tak, nic mi nie jest.Podszedł do nas Yoh z usmiechem na twarzy.- Mojego Yoh nikt nie pokona – usmiechnęłam się.- Pokonam wszystkich, ale albo z tobą u boku, albo z obawy o ciebie.- Zakochane gołąbki, a słyszeliście ten kawał o gołębiach … – zacząłChocko.Zanim zdążył coś więcej powiedzieć dostał ode mnie z liścia. Jeszczeaż tak się nie zmieniłam i nie miałam zamiaru. Ruszyliśmy do domu. Całą trójką weszliśmy do przedpokoju.- Morty!! Obiad sam się nie zrobi!!- Już idę Anno.Usiedliśmy całą grupą przed telewizorem, ale kogoś brakowało…LENGdy Anna, Yoh i Chocko wrócili, poszedłam do pokoju Tamary. Wiedziałem, że muszę jej to powiedzieć ale nie wiedziałem jak. Zapukałem do drzwi od jej pokoju.- Tak?? – usłyszałem głos Tamary.- To ja, Len. Mogę wejść??- Jasne, wchodź.Wszedłem do pokoju. Usiadłem koło Tamary na łóżku.

- Tamaro, musze ci coś powiedzieć, ale… ale nie wiem jak.- No wyduś to z siebie. Nic ci nie zrobie.- Taramo… ko… kocham cię!!! – krzyknąłem.Zamknąłem oczy. Bałem się jej reakcji. Nagle poczułam na swoich ramionach dłonie Tamary. Powoli otworzyłem oczy.- Len, ty sie mnie boisz??- Nie, nie… no może troche – zaczerwieniłem sie.- Ja, też ci coś powiem, dobrze??- Jasne.- Też cię kocham – zarumieniła się.Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak w tej chwili. Miałem ochotę skakać z radości i krzyczeć. W tej euforii przysunąłem się doróżowowłosej i pocałowałem ją. Zostawiłem ja w pokoju ze zdziwiona miną. Zszedłem na dół z usmiechem na twarzy.- Cos taki wesoły krótkomajtku?? – zapytał Trey.- Mam swoje powody, może kiedyś je poznasz.Nagle usłyszałam głos w mojej głowie.Widzisz to nie było takie trudne. Zuh chłopak.Wiedziałem, że była to Anna, ale podziękuje jej innym razem. Dosiadłem się do reszty i zaczelismy oglądać jakiś horror. Później zgóry zeszła Tamara, a ja ku zdumieniu innych pociągnąłem ja na swojekolana, tak siedzieliśmy do końca filmu.YOHWszystkich poza Anną zdziwiło zachowanie Len’a (pewnie maczała w tympalce). Len który nigdy nawet nie trzymał dziewczyny, który nawet o nich nie gadał teraz nagle trzyma Tamarę na kolanach. Mnie to wcale nie martwiło, wkońcu sie odemnie odczepi, ale po minie Treya wywnioskowałem, że nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw. Objąłem Annę ramieniem. Na ziemi nie ma lepszej od niej. Uśmiechneliśmy się do siebie, a potem Anna położyła swoja głowe na moim ramieniu. Film trwał jeszcze godzine. Nie był jakos bardzo straszny. Akurat film skończył się kiedy z kuchni dobiegł głos Morty’ego.- Ej, chodźcie na obiad!!- Już idziemy. Mam nadzieje, że jest coś smacznego – zawołałem.- To zależy dla kogo. Wy macie ryż z odrobiną sosu, zato Anna, Pilica, Tamara i ja mamy suszi.- Co?? Dlaczego?? – miałem zawiedzioną minę.- Yoh przecież wiesz, że masz dietę tak samo jak inni, tylko my mamynormalne jedzienie bo nie jesteśmy szamanami – odpowiedziała mi Anna.Usiedliśmy przy stole i delektowaliśmy się jedzeniem. Co ja bym oddał za hamburgery;( Ale cóż Annie nie wolno się sprzeciwiać. Po zjedzonym obiedzie chciałem iść do swojego pokoju, ale nie było mi to dane.- Gdzie sie wybierasz Yoh?? – zapytała Anna nawet na mnie nie

spoglądając.- Chciałem iśc do pokoju, ale chyba już zmieniłem zdanie. Co mam robić??- Na początek 150 kilometrów z 20 kilogramowymi ciężarkami, 500 brzuszków, 510 pompek i może 1,5 godziny siedzącego psa.- Co?? Myślałem, że zaproponujesz spacer albo coś…- Wiesz… to nie jest głupi pomysł!! Po treningu pójdziesz po zakupy.Morty da ci listę.- Naprawde muszę?? Jestem w dobrej formie.- Nie było mnie tu ponad 3 tygodnie. Jak byłam u Zeke’a to on trenował, rozumiesz??!! On który zawsze miał masę siły. To źle wróży. Musisz być silniejszy, dużo silniejszy.- A co z pozostałymi?? Czemu oni nie muszą trenować??- Skąd wiesz, że nie mają treningu??- Bo im nie zadajesz i wcześniej też im nie …Usłyszałem jęki i podniesiony głos dziewczyn dobiegający z salonu. Myliłem się, chłopcy tez mieli trening tyle, że zadawany przez inne dziewczyny. Poddałem się.- Morty, to gdzie ta lista??- Mądry chłopak. Kto wie, może czeka cie jakaś nagroda – Anna usmiechnęła się do mnie i wyszła z kuchni, poszła w stronę swojego pokoju.- No Morty dawaj tą listę.- Chwila, musze jeszcze coś dopisać. Ok, skończyłem.Podał mi listę, którą jak rozwinąłem to ciągneła się po ziemi metrami.- Mam to wszystko kupić??!! Jak ja się z tym zabiore??- Dasz sobie rade, jak myślisz jak ja bym sie z tym zabrał.- No dobra, to lepiej już idę.Gdy wróciłem z treningu było już bardzo późno. Położyłem zakupy w kuchni i padłem na kanapę w salonie.- Yoh, nareszcie wróciłeś. Już mielismy cię szukać – powiedział Len.Wszyscy juz spali, wcale sie nie dziwiłem było już koło 23.00. Wstałem i poszedłem na górę do pokoju. Zanim wszedłem do pokoju mojąuwagę przyciągnął widok otwartych drzwi do pokoju blondynki. Poszedłam w tamtą stronę.- Anno, jeszcze nie śpisz??Na sam widok tego co zobaczyłem uśmiechnąłem się. Dziewczyna spała zgłową opartą na parapecie. Pewnie czekała aż przyjdę. Ona jest kochana – pomyślałem.Wziąłem ja delikatnie na ręce, położyłem na łóżku, przykryłem kołdrąi wycofałem się z pokoju.- Kolorowych snów – wyszeptałem na wychodne i zamknąłem drzwi.Zasnąłem zaraz jak tylko położyłam sie na łóżku.ZEKE

Wiedziałem, że tak będzie, że Yoh przegra walkę jak zobaczy Annę, ale nie spodziewałem się, że dadzą mu możliwość walki rewanżowej. Totrochę nadgieło mój plan, ale nie zniszczyło. I tak nie pozwoliłbym Annie zginąć. Ona jeszcze będzie moja. Wiedziałem też, że teraz zaczną sie treningi dla Yoh. Anna wystraszyła się tego, że ja trenuję, oczywiście na pokaz, nie potrzebne mi one. Noc znów była gwiaździsta ale brakowało mi głosu blondynki, nawet tego oskarżycielskiego. Trudno, muszę czekać, muszę być cierpliwy.- Mistrzu Zeke, nie idzie mistrz spać??- Nie Opacho, nie jestem zmęczony. Posiedzę tu jeszcze trochę.- Wymyslił mistrz nowy plan na pozbycie się Yoh i jego paczki??- Dlaczego miałbym wymyślać nowy??- Przecież już nie mamy Anny, a to był twój plan mistrzu żeby nie mogła być przy nim, prawda??- To była tylko część mojego planu. Ten plan wciąż jest aktualny i jak narazie sprawda sie bez zarzutu.- To dobrze mistrzu. To co teraz będziemy robić??- Narazie będziemy czekać, a potem wszystkiego sie dowiesz, obiecuję.- Dobrze, a teraz ja juz idę spać.- Dobranoc Opacho, śpij dopuki możesz, czeka nas dużo pracy. Tobie Anno także życze dobrej nocy. Wiem, że jeszcze kiedyś się sptkamy i to już niedługo – powiedziałem do siebie. 

18. Kłótnia12 lutego 2007ANNAObudziłam się. Zdziwiło mnie to, że byłam w łóżku i to w mojej sukience więc pewnie sama się nie położyłam. Odświerzyłam się w łazience i zeszłam na dół. Nikogo nie było, pewnie jeszcze spali. Popatrzyłam za okno, pogoda była pięka, a widok Króla Duchów o poranku napełnił mnie radością. Popatrzyłam  na zegarek, było koło 8.00.  Postanowiłam ich jeszcze nie budzić, niech się wyśpią, potem to odpracują treningiem, a już napewno Yoh:D Wzięłam książkę i wyszłam na dwór. Znalazłam wysokie drzewo i usiadłam w jego cieniu. Zaczełam czytać, ale nie mogłam się skupić na tym co było w tej książce napisane. Ciągle myślałam o Zeke’u. Nie wiedziałam co kombinuje. Wiedziałam tylko jedno, Yoh musi być silniejszy jeśli chce pokonać brata. Siedziałam tak i myślałam, próbowałam wymyślić co wymyślił Zeke, ale nagle coś usłyszałam. Coś siedziało na drzewie, wiedziałam to. Tylko co?? Może wiewiórka, a może jakiś wróg. Poczekałam jeszcze na jego następny ruch, ale nic już nie usłyszałam. Wstałam i wróciłam do naszego domu. Wszyscy już wstali isiezieli w jadalni co dziwniejsze sami zrobili sobie śniadanie.

Rozejrzałam się i kogoś mi brakowało. Nie było Yoh.- Len, gdzie się podział Yoh?? Jeszcze śpi??- Nie wiem. Nie widziałam go jeszcze dzisiaj.- Ja też go nie widziałem Anno!! -  zawołał Trey.- Pewnie jeszcze śpi, ale już niedługo.  A wy dziewczyny  pamiętajcie o treningach.- Spokojnie Anno, mamy już listę ćwiczeń.Chłopcom nagle zrzedły miny. Pewnie mysleli, że Tamara i Pilica zapomną albo co. Ja skierowałam się na górę. Jak ten leń jeszcze śpi… to nie wiem co mu zrobię. Będzie miał taki trening jak jeszcze nigdy.  Z impetem otworzyłam drzwi od jego pokoju i juz chciałam krzyknąć, ale…  Yoh nie było w pokoju.  Na łóżku zobaczyłam mała karteczne. Szybko ją wzięłam i przeczytałam.    Anno wstałem dzisiaj wcześniej więc pomyślałam, że pójdę na trening. Nie bój się nie jest on prosty. Nie wiem ile mi ten trening zajmie. Nie martw się o mnie, napewno wrócę na obiad Spokojnie, wszystko będzie ok.                                                                                                              Twój Yoh.Po przeczytaniu tego listu nie mogłam sie ruszyć z miejsca. Yoh sam poszedł na trening. To do niego niepodobne. Może się czegoś nauczył.Uśmichnęłam się. Ze wspaniałym humorem poszłam do reszty. Chłopców już nie było.- I co Anno?? Yoh jeszcze śpi??- Nie, już dawno poszedł na trening, sam.- CO??!! To chyba nie ten sam Yoh – powiedziała Pilica.- Też się dziwię. Nie wiem co mu się stało, pogadam z nim jak wróci.- Ja z TAmarą idziemy na zakupy, idziesz z nami??- Nie, jakoś nie mam ochoty.- No dobra, to my idziemy papapa.- Dobra. Miłego kupowania.Dziewczyny wyszły, a ja położyłam się przed telewizorem. W telewizjinie było nic nawet moich telenoweli. Włączyłam jakiś film, ale po 10minutach zanęłam. Nagle poczułam, że ktoś mni podnosi i niesie, otworzyłam powoli oczy. Zobaczyłam mojego kochanego Yoh.- Gdzie mnie niesiesz, co?? – zapytałam.- Do twojego pokoju, wyglądasz na  zmęczoną.- Nie jestem zmęczona, usnęłam oglądając jakiś film.- Jak chcesz.Postawił mnie. Nie wiedziałam o czym mam z nim mówić. Już trochę czasu jesteśmy razem, a ja wciąż czuję się przy nim dziwnie. Spuściłam głowe żeby nie zobaczył, że sie rumienię. Nie umiem tego powstrzymać.- Czemu nic nie mówisz?? – zapytał Yoh.- Nie mam nic ciekawgo do powiedzenia.- Martwisz się czymś??- Nie, wszystko jest w porządku.- Nie kłam, przecież widzę. Powiedz co cię trapi, może ci pomogę.

- Nie wiem co kombinuje Zeke, jaki jest jego plan. Boje się jego zagrania.- A więc to cię tak przybiło. Wszystko bedzie dobrze, damy radę, jużraz go pokonaliśmy. Teraz też nam się uda, jestem pewien.- A Yoh, skąd ta zmiana z treningami?? Stałeś sam o tak wczesniej porze, to do ciebie niepodobne.- Nie wiem. Wstałem rano wypoczęty i zachciało mi sie iść na tening – usmiechnął się.- No dobra, powiedzmy, że wierze. A teraz idź pod prysznic. Pewnie jesteś zmęczony.- Masz racje, już ide tylko… – pocałował mnie szybko w usta – …musiałem coś zrobić.Uśmiechnęłam się.- No dobra dobra, a teraz juz idź – popchnęłam go.Yoh poszedł na górę, za to ja postanowiłam zrobić mu coś do jedzenia. Miałam z tym mały problem, bo miało być to coś smacznego ajednocześnie niskokalorycznego. Zrobiłam mu kanapki z ogórkiem. Po 15 minutach usłyszałałam, że ktoś szchodzi na dół. - Anno, moge sobie coś zjeść??- Stoi na stole – powiedziałam pijąc herbatę.- Na… naprawdę??- Oczywiście, smacznego.- Dzięki.Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor. Właśnie zaczynała lecieć jakaś komedia. Chwilę później doszedł do mnie Yoh.- Anno, a może się przejdziemy??- Chętnie, już nie mogę wysiedzieć w tym domu.Wyszliśmy i szliśmy przed siebie. Po drodze spotkaliśmy biegających chłopców.- Yoh masz dzisiaj wolne czy co?? – zapytał Trey.- Wstałem dzisiaj trochę wcześniej i sam poszedłem na trening. Wiecie co, opłacało się – uśmiechnął się do nich.- Ale ci fajnie ty już jesteś po treningu, nam zostało jeszcze 20 km.- Dacie rade. My idziemy się przejść.Szliśmy tak jeszcze chwilę aż nagle usłyszeliśmy, że ktoś za nami woła.- YOH!!! YOH!!!Obróciliśmy się. Osobą która wołała Yoh była jakaś dziewczyna z czarnymi włosami. Muszę przyznać była bardzo ładna. Miała na sobie biały top i jeansową spódniczkę.- Kto to jest?? – zapytałam Yoh.- Nie mam pojęcia. Nie znam jej, a nawet jak znam to nie pamiętam.Dziewczyna dobiegła do nas. - Nareszcie cię znalazłam, to Dobie jest strasznie wielkie.- Świetnie ale kim ty jesteś?? – zapytałam.

- Przepraszam, Yoh powinien mnie kojażyć, ale ty to inna śpiewka. Jestem Daria, uczyłam się razem z Yoh u jego dziadka.- Aaaaa Daria. Nie poznałem cię. Minęło tyle lat, strasznie się zmieniłaś – powiedział Yoh.A więc jednak ją znał. Czułam się jak przyzwoitka. Rozmowa między nimi strasznie szybko przebiegała, obydwoje się śmiali i żartowali. Yoh nawet mnie nie przedstawił. Łzy napływały mi do oczu. Postanowiłam trochę odejść, poczekać na niego na ławce. Czekałam i czekałam, ale jak spojżałam w ich stronę i zobaczyłam, że Daria pocałowała Yoh prawie, że w usta postanowiłam uciec. Biegłam prosto do domu. Wbiegłam do środka i odrazu do swojego pokoju. Padłam na łóżko, płakałam, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.YOHRozmowa z Darią przebiegała bardzo fajnie. Była to moja najlepsza koleżanka jeszcze z czasów treningów dziadka. Mieliśmy sobie tyle dopowiedzenia. Daria też brała udział w Turnieju. Zaskoczyło mnie to jak się ze mną pożagnała, pocałowała mnie w… no właśnie powiedzmy, że w policzek. Zaraz jak poszła w swoją stronę ja przypomniałem sobie o Annie. Obracałem się we wszystkiem możliwe kierunki, ale jejnigdzie nie było. - Amidamaru, widziałeś Annę??- Tak, jak biegła w strone domu.- CO?? Po co tam pobiegła??- Nie wiem Yoh, ale była zapłakana. Myślę, że to ma coś wspólnego z tą Darią.- Przestań, przecież tylko rozmawialiśmy.- Jak uważasz… Pogadasz z Anną w domu.Pobiegłem do domu. Spokojnie wszedłem do salonu, mając nadzieję, że tam spotkam Anne, ale byli tam tylko chłopcy.- Gdzie jest Anna??- Ppszła do siebie – poinformował mnie Len.- POSZŁA!?!? Ona tam pobiegła z taką prędkością, że to koniec – dopowiedział swoje Trey.Nie zwracałem na nich uwagi. Poszedłem w stronę pokoju blondynki. Drzwi były zamknięte na klucz. Zapukałem.- Kto tam??!! – usłyszałam krzyk blondynki.- To ja Anno. Wpuścisz mnie?? Musimy pogadać.- Nie mam na to ochoty. Idź pogadać z Darią.- Przecież my tylko rozmawialiśmy. Zresztą wpuść mnie. Nie będziemy gadać przez drzwi.Usłyszałam jak przekręca klucz w zamku. Drzwi otworzyły się, a w nich stała zapłakana blondynka.- Właź jak chcesz, ale nie wiem o czym musimy pogadać.Wszedłam i zamknąłem za sobą drzwi na klucz.- O co ci chodzi Anno??- Mnie?? Skąd taki pomysł?? Zachowuję się jak każda ziewczyna która

była świadkiem jak jej chłopak ja zdradza.- CO!!?? Kiedy zrobiłem coś nie tak?? Ja z Darią tylko rozmawiałem.- No tak więc skoro ty rozmawiasz to ja jestem juz nie ważna. Po co mnie przedstawiać swojej koleżance. Najlepiej o mnie zapomnieć na ten czas, bo jeszcze przerwę całowanie, no nie??- Ja się z nią nie całowałem!!- Ona cię pocałowała, a ty jakos nie protestowałeś.- Ale w policzek, Pilica i Tamara też mnie całują w policzek i co??- Nie kłam bo masz jej szminkę na swojej twarzy. Zresztą nie mamy o czym gadać.- To znaczy, że nie mogę już gadać z przyjaciółmi?? Bo nie rozumiem.- Rób co chcesz, tylko mnie już w to nie mieszaj. - Jak chcesz. Wyszedłem - miałem dość tej rozmowy. Nie będzie mi mówić z kim mam gadać, a z kim nie. Skierowałem się do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku, nagle całe emocje przeszły i został tylko smutek. Byłem smutny bo już nie było przy mnie Anny. Byłem sam. Leżałam na łóżku imyślałem. Z tego główkowania wyrwał mnie odgłos otwerania drzwi od mojego pokoju.- Anna… ??- Nie, to ja Pilica. Chciałam powiedzieć, że kolacja gotowa, a Anna jest już na dole.- Ok. Już ide.Zszedłem na dół razem z Pilicą. Moje miejsc było wolne, ale Anna siedziała między Chocko, a Trey’em. Westchnąłem. Usiadłem na swoim miejscu i co chwila spąglądałam na Anne, ale ona na mnie wogóle nie zwracała uwagi. Pierwsza skończyła jeść. Wstała od stołu i poszła dosiebie. Ja też nie byłem długo z innymi. Byłem zmęczony, poszedłem na górę. Po drodze zajżałem do pokoju blondynki. Spała, i dobrze inaczej by mnie zabiła. Podszedłam do niej i delikatnie żeby jej nieobudzić, pocałowałem ją w czoło. - Kolorowych snów.Wyszedłem. Położyłem się na swoim łóżku i starałem się zasnąć. Po 30minutac udało mi się.Share on facebook Share on twitterShare on email

19. Odchodzę… żegnaj.. Zostań… wróć…14 lutego 2007ANNAObudziłam się o 6.00. Ubrałam się i poszłam do kuchni. Napisałam karteczkę do Pilici: Pilico!!

Proszę zrób coś dla mnie – ułóż trening dla Yoh (conajmniej 5 razy intensywniejszy niż inni).AnnaP.S. Jeśli będzie się wykręcał w jakikolwiek sposób, zwiększ ilość ćwiczeń. Zostawiłam kartkę na stole. Zrobiłam sobie herbaty. Postanowiłam, żedzisiejszy dzień spędzę poza domem.Najpierw chodziłam po sklepach. Ok. 13.00 zgłodniałam i poszłam kupić sobie coś do jedzenia. Potem spacerowałam po całym Dobie. W pewnym momencie zauważyłam, że Yoh siedzi sobie na ławce i gada z Darią. Podeszłam do nich.- Czy ty nie powinieneś ćwiczyć?? – zapytałam spokojnie.- Powinienem.- Więc w tej chwili na trening!! – krzyknęłam i chciałam dać mu w twarz, ale złapał mnie za nadgarstki.- Nie będziesz mi mówić co mam robić – powiedział spokojnie. To byłojak wbicie noża w brzuch.- Dobrze!! – wyrwałam się. – Ale wiedz jedno: jesteś gorszy od twojego brata!! – powiedziałam cicho.Odwróciłam się i odeszłam tłumiąc w sobie gniew, złość i… łzy. Wróciłam do domu. Na zewnątrz starałam się wyglądać spokojnie, ale wśrodku toczyła się wojna. Powoli poszłam do mojego pokoju i spakowałam wszystkie rzeczy do walizki. Zajęło mi to 20 minut. Zeszłam na dół. Yoh już wrócił z „treningu”.- Anno!! Gdzie ty się wybierasz?? – spytał Len gdy zobaczył mnie z walizką.- Wyjeżdżam Lenny. Dla niektórych jestem tylko ciężarem.Wszystkim opadły szczęki. Tylko Yoh był spokojny i niewzruszony. Odwróciłam się i wyszłam z domu. Opuściłam Dobie Village.Nagle przede mną pojawił się jakiś jasnowłosy szaman na wielkiej kontroli ducha.- Czy mogę gdzieś panią podrzucić?? – spytał uprzejmie.- Tak. Do Izumo. Wiesz gdzie to jest??- Taak – odpowiedział i podał mi rękę. Usiadłam obok niego.- Nazywam się Shon.- Anna.Chłopak, z którym leciałam był bardzo gadatliwy i ciągle opowiadał mi jakieś historie. Nie słuchałam go. Co chwilę potakiwałam, ale moje myśli krążyły wokół pewnego szatyna. Przed oczami ciągle miałamtą jego niewzruszoną minę.Jak wszystko mogło się tak posypać?? Przecież było tak… pięknie… I to wszystko przez..przeze mnie… i moją głupotę!! – krzyczałam na siebie w myślach.Po policzku spłynęła samotna, perłowa łza i rozbiła się na mojej dłoni…

Zbliżała się noc. Słońce już zachodziło, a ja byłam zmęczona. Do Izumo pozostała jeszcze godzina drogi. Powieki mi ciążyły lecz postanowiłam nie zasnąć. Nagle uderzyła mnie pewna myśl:Gdzie będę mieszkać?? Przecież nie mogę iść do Asakurów… Będę musiała znaleźć sobiepokój w hotelu tylko… czy wystarczy mi pieniędzy…??Wreszcie dolecieliśmy na miejsce. Zobaczyłam znajome budynki, drzewa…Moje dzieciństwo… – pomyślałam.- Dzięki za pomoc – powiedziałam zchodząc z kontroli.Chciałam odejść, ale chłopak złapał mnie za rękę i odwrócił.- A nagroda?? – spytał z dziwnym głodem w oczach.- Nie było mowy o żadnej nagrodzie!! – próbowałam się wyrwać, ale jego uścisk był mocny.- Ale teraz jest.Zaczął się zbliżać. Kiedy był „w zasięgu” z całej siły walnęłam go wtwarz (wybrałam prawy sierpowy, bo akurat miałam wolną prawą rękę:D). Natychmiast mnie puścił, a ja skorzystałam z okazji i uciekłam. Usłyszałam za sobą tylko krzyk:- Ty dziwko!!Zignoruj to - pomyślałam.   Znalazłam tani hotel, zapłaciłam za 2 noclegi, poszłam do pokoju i runęłam na łóżko. YOHGdy Anna wyszła, we mnie toczyła się wojna. Jedna strona z sercem w herbie wołała: „Biegnij za nią!! Biegnij natychmiast!!”, a ich przeciwnicy z hasłem „DUMA” szeptali: „Zostań. Czy ona jest ci do czegoś potrzebna??”. Ten szept doprowadzał mnie do szału.Anna odeszła, a ja nawet nie ruszyłem się z fotela, żeby ją zatrzymać!! – pomyślałem. Czułem do siebie coś w rodzaju odrazy. Wstałem i podszedłem do okna. Anna wsiadala na wielką kontrolę ducha jakiegoś jasnowłosego idioty.No proszę… Już sobie kogoś znalazła…- To kto robi kolację?? – odwróciłem się z uśmiechem do przyjaciół.- Ale Yoh… Anna właśnie… – zaczął Len.- Wiem. Wiem, że Anna odeszła. I co z tego??Wszystkim opadły szczęki.- Ale… myślałem… myśleliśmy… że… ty i Anna byliście razem!! – wyrzucił z siebie Morty.- Byliśmy… – spuściłem głowę. – To był jej wybór. Nie mówmy o tym więcej.Poszedłem do mojego pokoju. Byłem zmęczony choć wykonałem tylko 1/5 ćwiczeń, które mi zadała Pilica (60 km biegiem, 1200 przysiadów i brzuszków, 600 pompek i 3 godz. siedzącego psa). Padłem na łóżko alenie mogłem zasnąć. Usiadłem i ukryłem głowę w kolanach.Jak mogłem pozwolić jej odejść??!! – krzyczałem na siebie w myślach.

„To był jej wybór” – odezwał się znowu cichy szept.Nieprawda!! To był mój błąd!! Moja głupota!! Nie będę jej obwiniał!! Jak wogóle mogło dojść do tej kłótni?? Czemu ja to zrobiłem??Nagle usłyszałem ciche pukanie. Wystraszyłem się i spadłem z łóżka.- Yoh?? Wszystko gra?? – usłyszałem zza drzwi głos Tamary.- Taak. Tylko trochę mnie wystraszyłaś:D- Aha. Zejdziesz na kolację??- Tak, zaraz idę.Wstałem i wyszedłem z pokoju. Właściwie to nie byłem głodny. Wszedłem do kuchni i usiadłem na moim zwykłym miejscu pomiędzy Mortym i… pustym miejscem.Po co wczoraj tak wydziwiałem z siedzeniem?? Czy to było dla mnie aż tak ważne?? Bo dla Anny tak… – myślałem.Nagle podczas jedzenia zadzwonił mój Dzwonek Wyroczni.- Południowe Bagna, jutro o 15.00 z jakimś Shonem Drenselem – odpowiedziałem na pytanie, którego nie zdążył zadać Trey. – Idę się przespać. To był męczący dzień.Skierowałem się w stronę mojego pokoju. Padłem na łóżko, ale choć byłem bardzo zmęczony, coś nie dawało mi spać. Nagle przypomniało misię co robila Anna, gdy nie mogła zasnąć. Zbliżyłem się do okna i usiadłem na parapecie. Gwiazdy były piękne. Teraz wiem dlaczego tak lubiła na nie patrzeć – dawały jej spokój i cierpliwość.Po 30 minutach zasnąłem. 

20. Razem a jednak osobno….14 lutego 2007Jednak notka pokaże się troszkę wcześniej. Moja koleżanka pozwoliła mi napisać note:D:D:D Chciałyśmy także podziękować za ponad 100 komentarzy, z tej i z okazji wczorajszych walentynek dajemy obrazek.

 A teraz już notka:) Miłego czytania:)***ANNAZaraz jak się obudziłam, postanowiłam znaleść jakąś prace. Musiałam zarobić trochę pieniędzy. Poszłam się umyć i ubrać. Przy wypakowywaniu walizki natrafiłam na moje zdjęcie z Yoh, które zrobiłnam Trey na urodzinach szatyna. Samotka łza spłynęła mi po policzku.Szybko starłam ja ręką i potargałam zdjęcie.- Nie wracaj do przeszłości, ona zawsze będzie bolesna – powiedziałam do siebie.Wyszłam na miasto. Byłam ciekawa czy spotkam tu kogoś znajomego. Nieprzyjaciela bo takiego nie miałam w dzieciństwie, ale jakąś znajomą twarz. Niestety nic takiego mnie nie spotkało. Z szukaniem pracy teżnie było łatwo, nikt nie szukał nowych pracownic. Zrezygnowana poszłam do jakiegoś baru. - Poproszę jakiś sok – powiedziłam do barmana.- Już się robi panienko.Po paru minutach podał mi szklankę soku pomarańczowego. Znów zakręciły mi się łzy w oczach, sok pomarańczowy to ulubiony napój Yoh. Czemu ja cały czas o nim myślę??- Dziękuje, ile płace??- Nic. Rachunek uregulwał tamten chłopiec – tu wskazał na chłopaka zbordowymi włosami siedzącego w kącie.- Rozumiem. W każdym razie dziękuję. I mam do pana pytanie. Nie wie pan kto może potrzebuje pracownicy w moim wieku??- Tak się składa, że wiem. Mnie przyda się kelnerka. Interesuje cię taka praca??- Oczywiście. Kiedy mogę zacząć??- Jaki zapał. Powiedzmy od jutra, odpowiada ci to??

- Tak. Kiedy mam przyjść??- Powiedzmy o 8 rano do 19, dobrze??- Tak, będę punktualnie. Ratuje mi pan życie.- To bardzo się ciesze. Do zobaczenia jutro. Barman odszedł, a ja zostałam i ukradkiem spoglądałam na tajemniczego chłopaka w rogu. Zastanawiałam się kim jest i skąd mniezna… a może nie zna. Irytowała mnie ta niewiedza. Przestałam się nimzamartwiać, pogrążyłam się w myślach o nowej pracy i życiu. Ciekawe co mi się przydaży?? Czy jeszcze kiedyś spotkam się z Yoh i resztą??Nagle poczułam, że ktoś dosiada się do mnie. Tym kimś okazał się chłopak który za mnie zapłacił.- Witaj. Mam na imie Thom. Mieszkasz tu? – zapytał się mnie.- Cześć. Ja nazywam się Anna i tak, od niedawna mieszkam tutaj. Dziękuje za zapłacenie za sok. Chyba dużo cię to nie kosztowało??- Nie, barman to mój stary znajomy. Masz tu rodzinę?? Nigdy cię tutaj nie widziałem.- Mieszkałam tutaj za czasów mojego dzieciństwa, ale nie mam tu żadnej rodziny.Rozmawialiśmy tak jeszcze około godziny. Później Thom odprowadził mnie do hotelu i pożegnaliśmy się. Okazał się bardzo miłym i zabawnym kolesiem. Zaraz jak znalazłam się w pokoju przygotowałam sobie ciuchy na jutro i poszłam spać. Nagle znalazłam się w ogromnym gotyckim kościele. Ja stałam w cieniu jednej z kolumn w beżowej sukience do kostek. Zaczął grać marsz weselny. Wszyscy wstali. Jedyne co udało mi się zobaczyć to Yoh w garniturze z dziewczyną w białej sukni. Ale zaraz… Czyżby to była Daria??!! Doszli do ołtarza. Podbiegłam bliżej, nie wierzyłam w toco widzę. Ceremoni trwała, a ja nie mogłam nic zrobić. Nagle usłyszałam tylko słowa dochodzące z ust Yoh „Tak, chcę” i pocałował Darię…Obudziłam sie przerażona, nie wierzyłam w to co mi sie przyśniło. Naszczęście to był tylko sen, a raczej koszmar. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Była godzina 3 nad ranem. Wiedziałam, że już nie zasnę. Usiadłam na parapecie i patrzyłam w gwiazdy. Nagleniebo przeszyła spadająca gwiazda. Pomyślałam życzenie.Niech ten sen się nie spełni.Zapaliłam lampkę nocną i zaczęłam czytać moją książkę. Tak minęła mireszta nocy. O 7 30 szłam już w kierunku baru. Pan  Kimikaro (barman)  przekazał mi wszystkie informacje dotyczące mojej nowej pracy. Nie były one skomplikowane. Musiałam tylko podchodzić do klientów i pytać się co chcą zamówić. Następnie podawać im to i w razie czego posprzątać na stole.  Pod koniec mojej dniówki do baru wszedł Thom.- Cześć Anna!! Co u Ciebie??- Poczekaj Thom, zaraz pogadamy. Za moment kończę pracę.- Ok, poczekam.Po 20 minutach znalazłam Thoma siedzącego przed wejściem do knajpy.- Masz wolny wieczór dzisiaj?? – spytał się Thom.

- Tak a co??- Może wybralibyśmy się do kina??- Jasne, czemu nie :).- To może spotkajmy się o 20 30 dokładnie w tym miejscu??- Dobrze. To do zobaczenia.Szybko pobiegłam do domu się przebrać, by wywrzeć na Thomie dobre  wrażenie. Przecież nie mogę się ciągle przejmować Yoh!! Nim zdążyłamsię obejrzeć, była już 20 20. Szybko wybiegłam z hotelu i pognałam na miejsce spotkania. Thom już tam na mnie czekał.- Coś taka zdyszana kochanie? – zapytał się mnie.Od kiedy mówimy do siebie w ten sposób?? Czyżby nie posuwał się za daleko??- Bałam się, że się spóźnię. No to chodźmy na ten film.Podczas drogi powrotnej Thom objął mnie w talii i pocałował w policzek, zamarłam. Wyrwałam się z jego uścisku.- Co ty sobie wyobrażasz??!! Nie pozwalaj sobie!!- Przepraszam… Myślałem, że czujesz do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń….- Ok. Wybaczam, ale następnym razem uważaj na to co robisz. Może niewiesz, ale niedawno miałam chłopaka i muszę trochę odpocząć od związków.  - Dobra rozumiem.Dalszą drogę do hotelu przeszliśmy w ciszy. Pożegniałam się z nim i poszłam do siebie. Ciekawe co teraz robi Yoh?? – pomyślałam.Następnego dnia znów poszłam do pracy i zobaczyłam Thoma siedzącego przy stoliku w rogu z jakimiś chłopakami. Podeszłam do nich i zapytałam się czy może chcą coś zamówić. - Witam. Czy chcecie może coś zamówić?? – powiedziałam z uśmiechem.- Tak – odpowiedział Thom. – Poprosimy 4 cole i 5 zapiekanek.- Dobrze. Zaraz wszystko podam.Poszłam w stronę kuchni.Tymczasem u Thoma i jego kumpli:- Ty, stary, ale laska!! – powiedział  John.- No wiem. W końcu to moja dziewczyna !! -  odpowiedział z dumą Thom.- Żartujesz?! – ździwił się Mark. – Jak ty to zrobiłeś??- Poprostu postawiłem jej picie, a dziewczyna przywarła do mnie jak mucha do lepu.- Ty to masz klasę !! – westchnął Jeremy.ANNAPo 15 minutach przyszłam z zamówionymi rzeczami.- Co tak długo??!! – krzyknął Thom.- Czym się tak gorączkujesz?? Zamówiliście dużo rzeczy, a więc trzebabyło dłużej czekać.- Nie interesuje mnie to. Dobry kelner powinien dostosowywać się do wymagań klienta!!

- Odbiło ci?! Pomogę ci się ostudzić!!Wzięłam jedną ze szklanek  z colą i oblałam go.-  Jak możesz się tak  zacowywać w stosunku do swojego chłopaka?? – zawołał Mark.- Mojego chłopaka??!! – wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.Podeszłam do Thoma i dałam mu z całej siły z liścia.- To oduczy cię mówienia takich bredni!!! – krzyknęłam i pobiegłam do kuchni. Po tym wydarzeniu już nigdy nie spotkałam się z Thomem i nim się obejrzałam minęły już 3 miesiące. Kupiłam sobie dużo nowych ubrań i zmieniłam hotel.Pewnego dnia do baru zupełnie niespodziewanie wkroczył ON……….YOHJeszcze nie otrząsnąłem się po wczorajszym zniknięciu Anny. Dzisiaj czekała mnie walka z Shonem Drenselem. Zupełnie nic nie wiedziałem otym gościu. Do tej walki zostały mi już tylko 2 godziny, a na bagna jest spory kawałek drogi. Postanowiłem, że już powoli zacznę iść w tamtą stronę. Przez całą drogę myślałem o Annie. Byłem ciekawy czym się teraz zajmuje, gdzie jest i czy jest bezpieczna. Wiedziałem, że jak tylko będe mógł muszę jej poszukać, nie moge bez niej wytrzymać.Na bagna doszedłem w samą porę. Widziałem już mojego przeciwnika, okazał sie nim ten sam chłopak który wziął wczoraj Anne! Może mi powie gdzie ona teraz jest. Podbiegłem do niego.- To ty wczoraj zabrałeś gdzieś Annę?? – zapytałem na wejściu.- Chodzi ci o tą ładną blondynkę??- Dokładnie.- Tak, pogłem się jej stąd wydostać. A co??- To moja bardzo bliska przyjaciółka. Nie wiesz gdzie teraz jest?? Muszę ja znaleść.- Wiem, ale nie powiem ci tego. Ty jesteś tym chłopakiem o którym cały czas myślała. Yoh Asakura.- Mówiła coś o mnie??- Nie. Ja przeczytałem to w jej myślach, nauczyła mnie tego moja matka.- Czemu nie powiesz mi gdzie ona jest?? Ja muszę ją znaleść.- Wydaje mi się, że po to uciekła żebyś jej nie znalazł. A teraz jużkoniec gadania, rozpoczyna się walka.Rzeczywiście. Sędzia już się pojawił. Shon już miał kontrolę ducha, ale dzięki treningom Anny miałem to wyćwiczone do perfekcji. Odparłem pierwszy atak bez wiekszych problemów. Cały czas myślałem oAnnie. Myślała o mnie, więc może wciąż mnie kocha. Wiedziałem jedno,muszę ją odnaleść. Miałem już dość tej walki, strasznie się ciągneła.- Amidamaru!! Przejdź teraz do antyku!!- Z przyjemnością – odpowiedział duch.- Niebiańskie cięcie!!

Shon leżał na ziemi bez foryoku. Ta walka nie była trudna. Została mi jeszcze jedna i przechodzę do następnej rundy. Po walce pobiegłemprosto do domu. Wszystcy siedzieli przed telewizorem.- I co Yoh?? Wygrałeś?? – zapytał Len.- Tak, tak, ale teraz muszę wyjechać i to jak najszybciej.Wszystco nagle się obrócili w moją stronę.- A gdzie jedziesz??- Jak to gdzie, muszę znaleść Anne.- Jak to jeszcze wczoraj mówiłeś, że to jej sprawa!!?? – powiedzieł Morty.- Wiem, ale to był mój błąd. Teraz poprostu muszę ją odnaleść.- A my oczywiście ci pomożemy – odparł usmiechnięty Trey.- Dzięki, ale to akurat chcę zrobić sam.Byłem u siebie w pokoju i zabierałem najbradziej potrzebne rzeczy ażnagle usłyszałam znajomy dźwięk. Ktoś dzwonił do drzwi. Zbiegłem na dół, mając nadzieję, że Anna postanowiła wrócić. Myliłem się. W drzwich stała Daria.- Oooo cześć – przywitałem się dość posępnie.- Hej Yoh! I jak ci poszła walka.- Dobrze. Wybacz ale nie moge gadać muszę się spakować.- Gdzie się wybierasz?? Znów gdzieś jedziesz, a ja nic o tym nie wiem.- Jade szukać Anny. To ta blondynka z którą byłem jak się spotkaliśmy po raz pierwszy.- Pamiętam ją! To ona kazała ci trenować.- Dkoładnie. Brak mi jej.- Brak ci takiej dziewczyny??!! Przecież ona była straszna, ciągle tylko rozkazywała!!- Nie znasz jej tak dobrze jak ja. Byliśmy parą, a ja mam nadzieje, że wciąż jesteśmy i będziemy.- Ale ja myślałam, że my jesteś razem. Jestem od niej lepsza.- Nigdy cię nie poprosiłem o chodzenie, a tym bardziej nie powiemdziałem, że cię kocham.- Ale……A zresztą jak sobie chcesz. Wydaje mi się, że się już nie zobaczymy. Żegnaj.- Narazie.Gdy tylko zamknęła drzwi, zadzwonił mój Dzwonek Wyroczni.- O nie!! Tylko nie kolejna walka. Nie teraz!! – krzyknąłam.Jednak to nic nie dało. Moja następna, a tym samym ostatnia walka w tej rundzie miała się odbyć w nocy na głównej arenie. Moim przeciwnikiem była Samantha Roger. Smutny i zrezygnowany poszełem domoich przyjaciół.- Z kim walczysz tym razem?? – zapytała Pilica.- Z jakąś Samanthą.- Z dziewczyną??!! – zapytał Trey.- A co w tym dziwnego śnieżynko?? – zapytał się Trey’a Len.

- Nigdy jeszcze nie wlaczyłem z dziewczyną.Tak zaczęła się kłótnia. Oni nigdy nie przestaną. Wyszedłem na dwór.Popatrzyłem w niebo.Anno gdzie jesteś?? Proszę wróć do mnie, błagam cię. – myślałem sobie.Po paru minutach wróciłem do domu i usiadłem przy stole. Właśnie podawali kolację.- Yoh o której masz walkę?? – zapytała Tamara.- O 12 w nocy na głównej arenie. Mam nadzieję, że ta walka nie będzie długa, padam z nóg.- Chłopie masz dwie walki w ciągu jednego dnia, no prawie jednego.Szybko zjadłem kolację i poszedłem do siebie. Usiadłem na parapecie.- Yoh czym sie tak martwisz?? – zapytał się Amidamaru.- Zastanawiam się co dzieje się z Anną. Może już sobie kogoś znalazła, jest bardzo ładna, wielu chłopców sie koło niej kręci.- Ale znasz Annę, ona nie jest taka łatwa. Ktoś musi jej bardzo przypaść do gustu żeby chociaż z nim porozmawiała.- Masz rację, może niepotrzebnie się przejmuję. Idę się przespać, obudzisz mnie o 23??- Jasne, wyśpij się.Położyłem się i odrazu zasnąłem. Sny miałem nawet spokojne. Śniła misię Anna, jak się śmieje i cieszy. Dobiegła godzina 23 a tym samym amidamaru zaczął mnie budzić.- No wstawaj Yoh. Czas ruszać.- Już wstaję. Wezmę tylko miecz i antyk. Musimy się postarac i szybko wygrać tą walkę.- Jak dla mnie plan jest bardzo dobry. Krótki i treściwy – usmiechnął się duch.O 23 50 byliśmy już na arenie. Nasza przeciwniczka też już tam była.Sam była niską rudowłosą dziewczynką, która nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Silva też już na nas czekał.- Szamani, wasza walka się rozpoczyna!! – krzyknął Silva.Stałem i nic nie robiłem, chciałem trochę zaimponować tej dziewczynce. Samantha już zrobiła kontrolę ducha i ruszyła w moim kierunku. Zrobiłem kontrolę ducha tak żeby nikt tego nie widział. Dziewczyna skoczyła w powietrze i zamachnęła się na mnie. Odparłem ten atak.- Nie widziałam kiedy zrobiłeś kontrolę ducha – powiedziała Sam.- Miałem dobrego trenera.Zaatakowałem. Szybko zrobiłem Podwójne Medium i walka nie zabrała midużo czasu. Popatrzyłem na zegarek było pięć po dwunastej. Podszedłem do dziewczyny i pomogłem jej wstać.- Nic ci nie jest?? – zapytałem.- Nie. To była dobra walka. Jesteś naprawdę dobrym szamanem, życzę ci powodzenia w dalszych rundach.- Dzięki – usmiechnąłem się do niej. – Silva, jakie są zasady w następnej rundzie??

- Nie odbywa się ona w Dobie. Wciąż są pojedyńcze walki. - Ok dziękuje. Jak myślisz kiedy znów będę miał walkę??- Wydaje mi się, żę możesz mieć walkę nawet jutro.- CO!!?? Czemu nagle te walki są tak często??- Musimy sie spieszyć bo nie wiemy co kombinuje Zeke.- Aha. Rozumiem.Wróciłem do domu. Następnego dnia wracaliśmy do domu w Tokyo. Nie mogłem zapomnieć o Annie, ale walki były bardzo często, nie miałem czasu żeby choc próbować jej szukać. Nie chciałem rezygnować z Turnieju, Anna by tego nie chciała. Zresztą wciąż jest przysięga, którą złożyłem Annie. Na walkach zeszły 3 miesiące. Byłem w czołowce. Wyrzutki także były wysoko w rankingu. Z naszej paczki poza mną został jeszcze Len i Trey. Niestety Chocko nie przeszedł dalej. Sam robiłem sobie coraz cięższe treningi, nie chciałem zawieść Anny. Nareszcie miałem czas wolny od walk. Postanowiłem zacząć jej szukać, na początku pojechałem do Izumo. Tam wychowaliśmysię z Anną, zresztą tam są moi dziadkowie, może oni coś wiedzą. Gdy tylko tam dojechałem, wypytałem dziadków czy przypadkiem nie natkneli się na nią. Niestety nic nie wiedzieli. Pomyślałem, że skoro juz tu jestem to przejde się po mieście, a nóż ją znajde. Po kilku godzinach chodzenia zachciało mi się pić. Zobaczyłem jakiś bar. Wszedłem tam……….

21. Wróć, proszę… bez ciebie… świat nie istnieje…17 lutego 2007ANNAWeszłam do kuchni by zanieść zamówienia. Podałam karteczkę kucharzowi i zawróciłam do baru. Zobaczyłam kilku nowych gości i chciałam iść poprosić o zamówienia. Nagle cofnęłam się do kuchni. Byłam przerażona ale też szczęśliwa – dziwne uczucie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zobaczyłam szatyna w pomarańczowych słuchawkach. Wszystko wróciło – ból, wspomnienia, tęsknota… Jednym słowem cała moja przeszłość właśnie do mnie przyszła. W jednej chwili skupiło się we mnie mnóstwo sprzecznych uczuć. Chciałam biec do Yoh, wykrzyczeć mu w twarz, że go kocham i przepraszam, ale takżemiałam ochotę uciec i nie pokazywać się światu nigdy więcej.Może on teraz jest szczęśliwy z tą… Darią??Nagle naszedł mnie pewien pomysł:Zajrzyj do jedo myśli…Nie. Skończyłam z tym. Postanowiłam, że nie wejdę już nikomu do umysłu, i że nie będęprzywoływać duchów. No… może w nagłych przypadkach. Chcę zapomnieć, że jestem duchowym medium i że żyłam między szamanami…Spojrzałam na Yoh. Siedział tyłem do mnie – nie mógł mnie zobaczyć (no… chyba mógłby… kiedy by się odwrócił:D).Ale… po co on tu przyszedł??!! Czyżby wiedział, że tu pracuję?? A może to zwykły przypadek?? – dręczyły mnie myśli.

Eh… To jest nagły przypadek - pomyślałam i zajrzałam do umysłu Yoh.Jeśli nie w Izumo to gdzie??!! Pojadę jeszcze do Tokyo, może tam… GDZIE JESTEŚ??!! - usłyszałam jego myśli.Wydawał się roztrzęsiony.Tylko… kogo on szuka?? Może Daria mu uciekła:D ?? – myślałam.Postanowiłam zrobić mu małą niespodziankę:D Zebrałam w sobie całą moją odwagę i podeszłam do niego. Stanęłam tak, żeby mnie nie widział (tz. za jego plecami).- W czym mogę panu pomóc?? – zapytałam zmieniając głos na wyższy i bardziej „słodki”.- Zależy o jaką pomoc pani pyta – odpowiedział.Jak dobrze było znów usłyszeć jego głos. Ale coś było w nim nie tak…był smutny. Tak jakby dawny optymizm, który przyciągał każdego, nagle wyparował…- O każdą możliwą – odpowedziałam nadal zmienionym głosem.- W takim razie… Czy nie widziała pani tu szczupłej blondynki, ok. 1.60m?? Jej ulubione ozdoby to czerwona chusta i granatowe korale.Chusta i korale… Chustę noszę zamiast paska, ale korale… leżą na dnie walizki od dwóch miesięcy… - pomyślałam.- Taak… Chyba znam taką osobę… – odpowiedziałam. YOHNagle poczułem, że wzbiera we mnie nadzieja. Natychmiast odwróciłem się i… zamarłem. Za mną stała Anna Kyouyama.- Anno… – wyszeptałem.- Chcesz coś zamówić?? – zapytała z uśmiechem.- Chciałbym pogadać.- Teraz nie mogę Yoh – jestem w pracy. Kończę za… – spojrzała na zegarek. – …2 godziny.- Zaczekam.Anna poszła dalej zbierać zamówienia. Nie mogłem uwierzyć, że ją znalazłem. Byłem szczęśliwy. Właściwie, to cieszyłem się jak idiota. ANNAZebrałam nowe zamówienia i poszłamdo kuchni. Dodatkowo dopisałam hamburgera i sok pomarańczowy. Potem podeszłam do koleżanki, która też była kelnerką.- Penny, mam do ciebie prośbę – zanieś to – wcisnęłam jej hamburgerai sok. – temu chłopakowi, który siedzi pod oknem. Szatyn, pomarańczowe słuchawki, luzacki styl… Jeśli będzie mówił, że nic niezamawiał, powiedz, że to od kogoś z personelu;)- Niespodzianka??- Taak:D- Czy tobie się ten koleś przypadkiem nie podoba?? – spytała z uśmiechem.- Coś w tym rodzaju;)

Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze raz i ruszyła w stronę Yoh, by zanieść mu jedzenie. Byłam spokojna, bo Penny ma chłopaka, więc nie będzie się przystawiać do nikogo.Czasem jej zazdroszczę… Jest taka szczęśliwa… jak ja kiedyś. Chciałabym wrócić do dawnego życia, ale.. boję się.Spojrzałam na Yoh. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Odwzajemniłamuśmiech. Wróciłam do pracy. Obsługiwałam klientów, ale ciągle dręczyły mnie myśli:O czym chce rozmawiać Yoh?? Czy chce, żebym wróciła do Tokyo?? Co mu powiem?? Muszę go przeprosić za to, co zrobiłam, ale… JAK?? Nigdy nie byłam w tym dobra. Ale totylko jedno proste słowo… przepraszam. Czy to będzie takie trudne?? – Tak. Ale poradzę sobie. Tak jak radzę sobie ze wszystkim:D Muszę go przeprosić i powiedzieć mu, że go kocham. Jak mogłam doprowadzić do tego, że odeszłam??Spojrzałam na zegarek. Była 18.50.Jeszcze tylko 10 minut…Nagle zrobiłam się dziwnie senna. Było mi duszno. Oparłam się o bar.Upadłam i straciłam świadomość. YOHSłońce już zachodziło. Spojrzałem na zegarek – 18.48.Za 12 minut Anna kończy pracę. Co jej powiem?? Kocham, tęsknię, wróć… A jeśli ona jużkogoś ma?? Nie… A jeśli nie będzie chciała wrócić??Spojrzałem na Annę. Nagle wydała mi się jakaś dziwna… Oparła się o bar.Wstałem. Podbiegłem i złapałem ją w ostatniej chwili. ANNAPoczułam, że spadam. Spadam w ciemność. Nieprzyjemne. Potem czułam się, jakby coś lub ktoś wpychał mnie do pudełka. Na chwilę zabrakło mi tchu, żebym za chwilę mogła zachłysnąć się powietrzem. Otworzyłąmoczy…Byłam w kuchni. Leżałam na starej, niewygodnej, obdrapanej, śmierdzącej (no dobra już kończę…) kanapie. Obok mnie siedział Yoh. Szybko usiadłam. Zakręciło mi się w głowie i położyłam się z powrotem.- Co się stało?? – zapytałam.- To ja chyba powinienem zadać to pytanie:D – uśmiechnął się. – Zemdlałaś – dodał po chwili.- Eh… To pewnie ze zmęczenia. Nie spałam przez kilka ostatnich nocy.Która godzina??- 19.30. Trochę mnie nastraszyłaś.- Naprawdę?? – uśmiechnęłam się figlarnie.Odwzajemnił uśmiech.- Mogę już wstać?? – spytałam i próbowałam się podnieść.- Lepiej jszcze trochę poleż – powiedział Yoh i delikatnie pomógł misię położyć. – Przyniosę ci wody.

Wyszedł.Jak ja bym chciała wrócić… – pomyślałam.Po moim policzku spłynęła samotna łza. Szybko wytarłam ją dłonią. Yoh wrócił ze szklanką wody mineralnej i podał mi ją.Delikatnie gazowana – taka, jaką lubię. Jak on mnie dobrze zna:DWypiłam wodę. Po chwili czułam się już lepiej. Wstałam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z Yoh z baru.Wieczór był chłodny, ale przyjemny. Widać było jeszcze poświatę zachodzącego słońca, ale na niebie zaczęły już pojawiać się gwiazdy.- Anno… przepraszam – zaczął Yoh.- To ja ciebie przepraszam – przerwałam mu.- Anno… wróć, proszę. Bez ciebie jest tak… nudno.- Tylko nie mów, że wam brakuje treningów:D – zaśmiałam się.- Treningi mamy codziennie. Pilica wzięła sobie za punkt honoru, żeby nas trenować – również się roześmiał.- A więc już kogoś macie na moje miejsce – powiedziałam.Yoh delikatnie złapał mnie za rękę, zatrzymał i odwrócił. Podszedł do mnie bliżej.- Anno… nikt mi ciebie nie zastąpi – powiedział i pocałowal mnie.Odwzajemniłam pocałunek.A więc jednak jeszcze mnie kocha…Byłam szczęśliwa. Tak szczęśliwa, że nie mogę tego wyrazić słowami.Lekko odsunęłam się od niego.- Dobrze. Wrócę…Share on facebook Share on twitterShare on email

22. „Jak dobrze być znów wśród przyjaciół…”21 lutego 2007ANNASzczęście. To właśnie odczuwałam w tej chwili. Szczęście. Jedyne dostępne uczucie.Nagle pojawiła się obawa – Czy to nie żart??Potem przypomniały się obowiązki – Muszę spędzić jeszcze jedną noc w hotelu –zapłaciłam. Muszę iść jutro do baru – wieczorem dostanę wypłatę za cały tydzień…Problemy nakładały się na siebie tworząc wielką górę, którą ciężko będzie mi pokonać.Ale poradzę sobie. Teraz moją największą bronią przed trudnościami życia są szczęście i spokój. Dają mi siłę, dzięki której wstanę z łóżka i rozpocznę nowy dzień.- Yoh…- Tak??- Jest pewien problem… Muszę iść jutro do pracy. Wieczorem dostanę wypłatę za cały tydzień. Potem będę mogła zrezygnować.- Skoro tak to poczekam:D – powiedział i uśmiechnął się.- Dziękuję – powiedziałam. – Ja już chyba wrócę do hotelu.

- Może wolałabyś iść ze mną do dziadków??- Chętnie, ale… w hotelu są wszystkie moje rzeczy:(- W takim razie odprowadzę cię.Wieczór był ciepły ale wiał lodowaty wiatr. Było mi trochę zimno, bobyłam w bluzce z krótkim rękawem, a nie miałam swetra. Zadrżałam. Yoh objął mnie ramieniem, a ja lekko się do niego przytuliłam. Doszliśmy do mojego hotelu.- Wejdziesz?? – spytałam.- Nie… Idę do dziadków.- Aha. No to…- Dobranoc – powiedział Yoh i pocałował mnie.- Dobranoc – szepnęłam patrząc jak odchodzi.Poszłam do pokoju. Wzięłam prysznic, założyłam koszulę nocną i szlafrok. Podeszłam do okna i spojrzałam w gwiazdy. Lekko otworzyłamokno.Usłyszałam cichutki, perlisty śmiech – śmiech gwiazd. Dziś śmiałam się razem z nimi. YOHSzybko pobiegłem do domu. Tam czekał na mnie mój duch stróż. Rano trochę się na niego wkurzyłem, bo starał się oddalić ode mnie pomysłszukania Anny i kazałem mu siedzieć i czekać na mnie. Wpadłem do domu.- Amidamaru! – krzyknąłem.Cisza.- Amidamaru!Brak odpowiedzi.- Amidamaru! Przepraszam za to co powiedziałem rano.Przede mną pojawił się duch samuraja. Spojrzał na mnie surowym wzrokiem. Po chwili jednak złagodnial.- Tak Yoh??- Amidamaru, udało się. Znalazłem Annę!! Jutro wieczorem wracamy.- Nareszcie wracamy:D- Taak:DSkierowałem się w stronę mojego pokoju. Padłem na łóżko i zasnąłem. Zdążyłem tylko wyszeptać:- Amidamaru… obudź mnie o 7.00. ***- Yoh… Yoh wstawaj…- Eee… Co??… Jeszcze wcześnie… Daj m pospać Anno…- YOH!!Podskoczyłem jak oparzony. Po chwili dopiero uspokoiłem się.- Eh… Przepraszam Amidamaru;D- Budzę cię od 10 minut!!- Trzeba się zbierać…

Umyłem się, ubrałem i ruszyłem w stronę hotelu. ANNAObudziłam się o 6.00. Spokojnie umyłam się i stanęłam przed szafą. Wciągu tych 3 miesięcy kupiłam sobie trochę ciuchów:DW co się dzisiaj ubrać?? – zastanawiałam się.Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł…Gdzie to może być??Rozejrzałam się po pokoju. Podeszłam do walizki i wyciągnęłam z niejmoją czarną sukienkę, czerwoną chustę i korale. Uśmiechnęłam się i ubrałam. Zaczęłam się pakować. Cieszyło mnie, że nareszcie wracam… do domu. Nie umiałam inaczej tego nazwać.Gdy włożyłam do walizki ostatnią rzecz, spojrzałam na zegarek. Była 7.30. Wyszłam z hotelu. Przed wejściem czekał Yoh i… Amidamaru. YOH- Cześć Anno! – powiedziałem i pocałowałem ją na powitanie.- Witaj Anno – dodał Amidamaru.- Hej. Nie widziałam cię wczoraj Amidamaru. Gdzie byłeś?? – spytała Anna.- W domu.- Dlaczego??- Ja mu kazałem – odezwałem się.- Aha.Przez chwilę szliśmy w ciszy.- Yoh… co zamierzasz dzisiaj robić?? – spytała Anna.- Nie wiem:D Może… poczekać na ciebie??:D- I nudzić się??- No… może trochę…- Jaka liczba bardziej ci się podoba – 3 czy 5??Przez chwilę zastanawiałem się o co jej chodzi. W końcu doszedłem downiosku, że prościej jest wybrać mniejszą.- 3 – odpowiedziałem.- A mnie 5. 5 kółek wokół miasta przed obiadem – nie będziesz się nudził – powiedziała i uśmiechnęła się.- :O- W nagrodę postawię ci obiad. Ale po jedzeniu znowu 5 kółek.- Anno… Proszę…- Idź się przebrać do treningu – powiedziała i weszła do baru.Treningi. Zaczyna się… – pomyślałem.Anna wychyliła głowę zza drzwi.- Słyszałam!! – krzyknęła i wróciła do pracy.Cicho westchnąłem i poszedłem przebrać się w strój do treningu.Może i treningi są męczące, ale warto. Nikt mi nie zastąpi Anny. ANNA

Yoh poszedł do domu. Po chwili zobaczyłam jak biega. Uśmiechnęłam się.Ostatni dzień w pracy… Nareszcie… – pomyślałam i ruszyłam zbierać zamówienia. ***Tego dnia było bardzo mało klientów. Całe przedpołudnie spędziłam czytając książkę. Ok. 12.00 przyszło kilka osób. Poza nimi było pusto.Yoh wrócił o 13.30  i dostał obiecany obiad. Gdy zjadł, znów poszedłbiegać.Ok. 16.00 przyszła jakaś wesoła grupka starszych panów. Zamówili kawę. Gdy wyszli zrobiło się cicho, bardzo cicho… YOHO 18.50 skończyłem 5 kółko. Byłem zmęczony, ale podświadomie zadowolony. Wszedłem do baru. W środku nie było nikogo. Dopiero po chwili zobaczyłem Annę, która prawie leżała na krześle za barem. Spała. Zostało jej 10 minut pracy. Postanowiłem jej nie budzić. Usiadłem i czekałem. 10 minut później… - Anno… obudź się… Już 19.00…- Och… Zasnęłam??- Tak:D Idź odbierz wypłatę i lecimy.- Już idę.Po chwili staliśmy pod hotelem. Okazało się, że Anna jest już spakowana. Zniosła walizkę (nie dała sobie pomóć), wsiedliśmy na moją wielką kontrolę ducha i polecieliśmy. ANNA Robiło się już ciemno, gdy opuszczaliśmy Izumo.- Lecimy do Dobie Village?? – zapytałam.- Nie. Lecimy do Yomogity.- Yomogity?? Po co??- Tam odbywa się dalsza część turnieju – drużynówki.- Kogo masz w drużynie??- Lena, Trey’a i Layserga.- Layserga?? To on nie jest z Wyrzutkami??- Niedawno od nich odszedł.- Aha. Ile było już walk??- Żadnej.- Masz jakieś nowe informacje na temat turnieju??- Tak. Walczymy w 6 drużynach. Każda drużyna ma 1 walkę. Potem znowusię rozdzielamy. Aż dojdzie do pół-finału. W pół-finale są 3 osoby.

Każdy walczy z każdym. Ten, kto ma najmniej wygranych odpada. No i potem finał, który odbywa się w Dobie.Przez całą drogę gadaliśmy o turnieju. Lecieliśmy 3,5 godziny. W Yomogicie byliśmy o 23.00. Wszyscy już spali. Yoh pokazał mi mój pokój i poszliśmy spać.Będą mieli niespodziankę… - pomyślałam i zasnęłam. ***Obudziłam się o 6.00 (jak zawsze:D). Wstalam, cicho się umyłam i ubrałam. Wyszłam na korytarz i wydarłam się:- WSTAWAĆ WY LENIE PATENTOWANE!! JUŻ 6.30!! ZA 5 MINUT KAŻDY MA BYĆ NA TRENINGU!!Wszyscy bez wyjątku wybiegli z pokoi i swpojrzeli na mnie wielkimi oczami.- No co?? – zapytałam niewinnie.- ANNA!! – krzyknęli i rzucili się na mnie. Przewrócili mnie (w końcu to 7 osób…).Tylko Yoh stal spokojnie w drzwiach swojego pokoju. Gdy go zauważyli:- YOH!! – i rzucili się na niego.- Morty – śniadanie na 7.00; Chocko, Pilica, Tamara – porządki; Yoh,Len, Trey, Layserg – trening: 30km biegiem, 200 brzuszków, przysiadów, pompek i 2 godziny siedzącego psa – rozdzieliłam obowiązki.Zajrzałam do ich umysłów, ale zamiast narzekań zauważyłam zadowolenie. Zdziwiło mnie to.Aż tak bardzo tęsknili?? – pomyślalam.O 7.00 wszyscy zjedli śniadanie i ruszyli by wykonać swoje zadania. Morty zajął się obiadaem. Ja ruszyłam w stronę telewizora i spędziłam przedpołudnie oglądając telewizję.Po obiedzie grupa sprzątająca mogła robić co chciała, a reszta dalejmiała trening. Morty dotrzymywał towarzystwa chłopakom (rowerkiem:D), Chocko wymyślal nowe „dowcipy”, a Tamara i Pilica wyszły na zakupy. Ja postanowiłam zrobić im niespodziankę. Wyskoczylam do miasta (Yomogita jest bardzo dobrze zaopatrzona. Nieporównywalna do Dobie Village. Ale Dobie ma w sobie to coś… no i Króla Duchów:D) i wypożyczyłam dobry horror.Na wieczór zamówiłam 3 pizze, 20 hamburgerów i 10 dużych butelek coli.Gdy wszyscy ściągnęli do domu, trochę ich zatkało.- Anno… czy ty nam proponujesz imprezę?? – zapytał Trey.- A nie chcecie??- CHCEMY!! – odpowiedzieli chórem.Gdy Chocko trudził się z włączeniem filmu (trochę techniki i człowiek się gubi…) zadzwoniły Dzwonki Wyroczni.

- Jutro zaczynają się drużynówki. Mamy walkę z Wyrzutkami – powiedzial Yoh.Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Chocko nareszcie uporal się z włączeniem filmu i zaczęła się impreza. Trey czuł się porzucony, bo Tamara wtuliła się w Lena i nie dopuszczała nikogo do siebie ani swojego chłopaka.Biedna śnieżynka… – pomyślałam i uśmiechnęłam się w duchu.Przytuliłam się do Yoh i skupiłam uwagę na filmie.Po 2 godzinach „seans” dobiegł końca. Wszyscy byli zadowoleni (NawetTrey, który trząsł się ze strachu. Dopiero kiedy Len walnął go w głowę, trochę się uspokoił:D). Po wielu prośbach odpuściłam im sprzątanie i poszliśmy spać.Jak dobrze być znów wśród przyjaciół… – pomyślalam i zasnęłam.Share on facebook Share on twitterShare on email

23. I znów jak dawniej…22 lutego 2007ANNARano obudziły mnie promienie porannego słońca, które załamywały się na białej pościeli i na moich blond włosach. Przeciągnełam sie kilkarazy. Nie chciało mi sie wstawać. Leżałam na łóżku patrząc się w sufit i myślałam. Myślałam nad tym wszystkim co sie wydażyło i o tymco wydażyć się miało. Dzisiejsza walka chłopaków w Wyrzutkami. Miałam nadzieję, że sobie poradzą. Jeśli trenowali to napewno, ale….Zawsze jest jakieś „ale”. Tamci też pewnie trenowali. Postanowiłam dać się im dzisiaj wyspać. Należy im się, tak daleko doszli. Po półgodzinnym leżeniu bykiem, wstałam i podeszłam no szafy. Wzięłam zniej jakąś spódniczkę i bluzkę z krótkim rękawem. Poszłam da łazienki, taka nie umyta i nie uczesana nie moge sie nikomu pokazać.Gdy wyszłam z łazienki była juz godzina 8:30. Teraz już im nie daruję. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Najpierw poszłam do Yoh. Cichutko weszłam do pokoju. No oczywiście jeszcze śpi. Jakby tu go obudzić, tak żeby sie tego nie spodziewał?? – myślałam.Podeszłam do jego łóżka i cichutko pochyliłam sie nad nim.- Yoh, ty wcale nie śpisz. Nie udawaj widze, że sie uśmiechasz i powstrzymujesz śmiech.Odwróciłam się i szybko podeszłam do drzwi.- Za 10 minut masz być na dole!! Zrozumiano!!Wyszłam z pokoju zamykając drzwi. Żartów mu się zachciewa.Nie przejmowałam się, później obudziłam Lena, Trey’a i Lyserga. Pierwszy raz nie sprawiali kłopotu. Dziewczynom pozwoliłam trochę dłużej pospać. Postanowiłam, że zrobię im szybko śniadanie żeby nie

marudzili, że trening przed śniadaniem. Zrobiłam kanapki z serem. Część z żółtym, a część z białym. Nie wiedziałam jaki wolą. Postawiłam trzy szklaniki soku pomarańczowego i szklankę mleka. Wszystko było gotowe kiedy usłyszałam na schodach chłopców.- Cześć… Anno?? – zapytał na wejściu Trey.- A co w tym dziwnego, tak zmieniłam sie od wczoraj??- Nie, ale… wczoraj byłas inaczej ubrana.- Znaczy lepiej??- Ohhh… Trey chciał powiedzieć, że wspaniale wyglądasz w tej… spódniczce – wtrącił się Len.- Tak Anno, Len ma racje wyglądasz zabójczo – powiedział z uśmiechemLyserg.Nagle zobaczyłam, że wszyscy się rumienią. W pewnym sensie ta spódniczka była krótka, ale nie tak jak moja stara sukiena.- To znaczy, że wyglądam dobrze, czy nie??- Wylądasz bardzo dobrze tylko… no wiesz, nigdy nie chodziłaś tak ubrana – odpowiedział Len.- Ale nie zmieniaj tego stylu. Naprawde fajne ciuszki – powiedział zuśmiechem Trey.- Nie budziłaś Yoh, Anno?? – Lyserg zadał właściwe pytanie we właściwym czasie.- No właśnie, gdzie on jest. Budziłam go, ale on pewnie to olał. Popamięta mnie.Wbiegłam na górę i z trzaskiem otworzyłam drzwi od pokoju Yoh.- Co ty sobie wyobrażasz!! – krzyknełam – W tym momencie masz być nadole, zrozumiano!!- … – milczał.Tak grasz, a wiec dobra, ja zagram po twojemu - mówiłam sobie w myśli.- Yoh wiem, że lubisz moje treningi – mówiłam już spokojnie – ale siedząc w Izumo naprawde miałam dużo czasu i wymysliłam takie treningi, że sie nie pozbierasz, ale… skoro chcesz, ja nie będę nic mówiła.Poruszył się na łóżku, ale nie wstał.Uparty jesteś, ale właśnie to w tobie lubie. Ale pamietaj Yoh, ja zawsze wygrywam.- Ty naprawde śpisz. Musiałeś być bardzo zmęczony. W takim razie śpij, przyjdę później.Znów sie nad nim pochyliłam. Chciałam go pocałować w policzek, ale to on zrobił pierwszy ruch i pociągnął mnie do siebie. Teraz siedziałam mu na kolanach.- Ooo, a jednak wstałeś??!! To bardzo dobrze, chłopaki juz na ciebieczekają, śniadanie na stole, czekam w salonie.Chciałam wstać, ale nie mogłam. Trzymał mnie za mocno.Westchnęłam. - Yoh, naprawde dla twojego zdrowia PUŚĆ MNIE!!- A co za to dostane??- Zadałeś złe pytanie. Lepiej zapytaj co dostaniesz jak mnie nie puścisz – uśmiechnęłam się do niego chytrze – A ja ci już odpowiem.

Dostaniesz podwój… nie potrójny trening i to nie tylko dzisiaj.Puścił mnie. Mine miał zrezygnowaną. Postanowiłam sie nad nim trochęulitować i pocałowałam go w policzek.- A teraz na dół. JUŻ!!!!Okazało się, że on już dawno jest ubrany, więc tylko wyszedł z łóżkai zbiegł na dół. Ja powoli poszłam za nim.- Len, Trey, Lyserg wy już zjedliście, a więc teraz na trening. Macie dzisiaj mało. Godzina siedzącego psa, 460 kilometrów z ciężarkami 5 kg, 300 brzuszków i 280 pompek.- To jest mało!!!!!!! – zawył Trey – Chyba sie popłacze.- Przestań marudzic bałwanku, było gorzej – powiedział Len jak zwyleze spokojem na ustach.- Ale Len to i tak dużo. No ile mażna biegać – skwitował lyserg.- Przestańcie gadać!! Na trening, już!!Nie było ich. W kuchni zostałam tylko ja i Yoh. Teraz sie zacznie – pomyślałam.- Yoh, dla ciebie mam niespodziankę.- Jaką??- Już ci mówię. Ty zrobisz tak: 600 km z 10 kg ciężarkami, 4 godzinysiedzącego psa i… no dobra będę łaskawa po 800 brzuszkówi i pompek.- Ile mam na to czasu?? Bedę to robił do końca Turnieju. Anno zlitujsię, przecież cię puściłem.- Masz rację, puściłeś mnie dlatego nie masz potrójnego treningu. A teraz bez gadania na trening.Wyszłam z kuchni i położyłam sie przed telewizorem. Po godzinie dziewczyny sie obudziły i zeszły na dół.- Cześć Anno!! Jezu, jak ty ładnie wyglądasz!! Powinnaś wcześniej zacząć zakładać spódniczki!! – zawołała Pilica na mój wygląd.- Dzięki. Śniadanie macie na stole, a o chłopców sie nie martwcie, Len ,Trey i Lyserg – tu spojżałam na nie – powinni wrócić za niedługo.- A Yoh?? – zapytała Tamara.- On wróci trochę później, ale zdąży na walkę. Mają ją dopiero o 16.00.- To dobrze. My Anno idziemy na zakupy, kupić ci coś??- Nie dzięki, mam wszystko co jest mi potrzebne.Wyszły. Po półgodzinie wrócili Len, Trey i Lyserg. Padnięci. Poszli prosto do swoich pokoi, nawet nie mówili za dużo. Nastepne wróciły dziewczyny, obładowane jak nie wiem co. Yoh nie wracał, a ja byłam strasznie zmęczona. Nastawiłam sobie budzik na 15 i połozyłam sie nakanapie w salonie. 

***

Znalazłam się w Sanktuarium Króla Duchów. Byłam w mojej starej sukience, tak jakby to wszystko miało sie powtórzyć, ale tym razem byłam tu sama. Zaczęłam podchodzić bliżej Króla Duchów. Byłam już bardzo blisko i nagle usłyszałam tak dobrze znany mi głos.- Miło znów cię widzieć.- Czego znów odemnie chcesz?? I jakim cudem znalazłeś się w moim śnie??- Jak zwykle zadajesz za dużo pytań, wiesz??- Lubię wiedzieć, czego ode mnie chcą inni. - Oczywiście, zawsze poinformowana.- No właśnie, więc odpowiesz mi??- Niestety, ale nie. Nie należę do osób które mówia innym o wszystkim.- Więc jaki jest cel tego niemiłego spotkania??- A ty jak zwykle miła, chyba muszę się do tego przyzwyczaić.- Dla ciebie zawsze będę taka miła, tego musisz być pewny.- No cóż, ale przejdźmy do konkretów. Wróć do mnie.- O co ci teraz chodzi?? Dobrze wiesz, że nigdy do ciebie nie wróce.- Jesteś tego tak bardzo pewna?? Nawet ja od tego będzie zależało życie.- Nie boje się śmierci. Powinnieneś to wiedzieć.- Kto powiedział, że to ty zginiesz??- Yoh…- Nie jestes taka głupia. Oszczędzę ci cierpienia, nigdy go już nie zobaczysz.- Nie. Nie pójdę z tobą. I dobrze wiesz, że nigdy nie zpomnę o Yoh.- Jestes tego pewna?? Bo ja nie.- Nie jesteś mną.- Ale cię znam.- Najwidoczniej zamało. A teraz chcę się już obudzić, nie chcę cię widzieć ani słyszeć!!- To niemożliwe, poniważ to ja kieruję tym snem.- Ale już wszysto wyjaśnilismy. Ja z tobą nie ide i nigdy nie pójdę.- Zobaczymy. Pamiętaj u mnie jesteś zawsze mile widziana. Wystarczy,że o mnie pomyślisz, a ja sie zjawię.- Tak, jak książę z bajki.- No prawie, bo to nie będzie bajka.- Mój książe już się pojawił. Teraz biega, albo robi pompki.- HAHAHAHA. Nie wiem czy jeszcze może ćwiczyc, napewno sie stara, ale… no cóż wypadki się zdażają.- O co ci chodzi???- Jak chciałaś. Koniec snu.

***Przestraszona obudziłam się. Chciałam zobaczyć czy wszystko jest w pożądku. Pobiegłam na górę i przeglądałam pokój po pokoju. Wszędzie

był spokój. Stanęłam pod ściana i zamknęłam oczy. Mój oddech był niespokojny. Bałam się. Znów przez tego samego człowieka, bałam się.Nagle poczułam czyjeś ręce na moich ramionach. Nie otwierałam oczu, nawet jak to ktoś nieporządany, mam to gdzieś. I wtedy ten ktoś pocałował mnie w usta. Już wiedziałam, że nie ma się co bać. Przytuliłam sie do niego, nie przestając całować. Nic mu nie było. Żył, oddychał i mnie całował. Czułam jego ciało. Ten jego ukochany naszyjnik i nieśmiertelne słuchawki. Nie chciałam go puścić, chciałam żeby był przy mnie już do końca. Wiedziałam, że nic nie stanie jeśli tylko on jest blisko. Nawet Zeke nie jest dla mnie straszny jesli tylko jego brat jest przy mnie. Bracia, bliźniacy a jednak zupełnie inni. Podobni tylko wyglądem i uśmiechem. Złapałam go mocno za brzeg koszuli. Chyba zauważył, że coś jest nie tak. - Anno, co się dzieje??- Nic – powiedziałam szybko, przez zaciśnięte zęby żeby nie zacząć płakać. Odwróciłam od niego wzrok. Patrzyłam się w klepki w podłodze. Złapałmnie delikatnie za podbródek i przekręcił moją głowę tak, że znów naniego patrzyłam. Wciąż trzymał, musiałam się na niego patrzec. Prosto w jego czarne oczy, które były teraz pełne zmartwienia.- Chodź do mojego pokoju, tam pogadamy, dobrze?? – zapytał.Nie chciałam o tym wszystkim gadać. Nie chciałam odpowiadac na jego pytania. Nie chciałam opowiadac mu tego snu, a raczej koszmaru.- Ja nigdzie nie idę.- Owszem idziesz i bez gadania.Pierwszy raz ktoś coś mi rozkazał, no… poza panią Kino. Ale Yoh, po nim sie tego nie spodziewałam – nigdy.- Powiedziałam. Ja nigdzie nie ide.- Nie będę się z toba przekomażał.Jak zwykle znów wygrałam. Byłam z siebie zadowolona, ale…Yoh rzeczywiście się nie przekomażał, nagle, bez uprzedzenia, poprostu wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Postawił mnie dopiero jak zamknął drzwi, żebym mu nie uciekła.- No dobra, to jesteśmy sami, a teraz mi powiesz co się stało. Mam jeszcze godzine czasu do wyjścia na walkę.- Skąd wogóle pomysł, że coś się stało?? – nie patrzyłam mu w oczy, nie mogłam.- Po pierwsze: teraz się wykręcasz i nie patrzysz na mnie, uciekasz wzrokiem. Po drugie: strasznie mocno mnie trzymałaś jak się całowaliśmy. Po trzecie: nigdy nie pozwalasz mi się całować przy innych, a na korytarzu mógl nas ktoś zobaczyć.- … – milczałam.- Anno, co się stało?? Dlaczego nic nie mówisz?? Martwie się.- Już mówiłam nic się nie stało – teraz popatrzyłam na niego, prostow jego oczy.- Nie kłam.

- Czemu chcesz wszystko wiedzieć?? – powiedziałam przyciszonym głosem.- Bo cie kocham i sie o ciebie martwie. Pozatym jeśli to przeze mnieto chciałbym wiedzieć, a jeśli przez kogos to musze wiedzieć na kim się odegrać.- Na tej osobie nigdy się nie odegrasz. Ona zawsze wraca, jak bumerang. Myslisz, że to koniec, że już będzie dobrze… ale to złudnanadzieja bo bumerang wrócił, wprost do twoich rąk.- Anno!! Teraz boję się o ciebie jeszcze bardziej. Mów mi zaraz o cochodzi.Przytulił mnie mocno do siebie. Postanowiłam mu powiedzieć, przeciezma prawo wiedzieć prawde.- No teraz powiesz mi o co chodzi?? – zapytał ze spokojem na ustach.- Tak… tak powiem.- No widzisz, a więc słucham.Opowiedziałam mu cały mój sen. On słuchał i nawet mi nie przerywał. Nie wytrzymałam, emocje wygrały, zaczełam płakać. Yoh usiadł bliżej mnie i objął  ramieniem.  Skonczyłam mu opowiadać o godzinie 14:58. Było mi lżej na sercu, komuś to powiedziałam, wyżaliłam się. Popatrzyłam na zegarek.- Yoh!! Jest juz strasznie późno!! Szybko powiedz im żeby sie już zbierali!!- Spokojnie Anno, zdążymy. Ale ty zostajesz w domu.- Co!!?? Dlaczego?? Nie ja idę z wami, zawsze chodziłam na twoje walki.- Teraz nie mówisz prawdy, kilka razy byłem sam. A teraz i tak będzie Tamara, wiesz Len.- Skoro Tamara może ja też ide.- Nie Anno, ty zostajesz. Wiesz, że wygramy, nie martw się.- Nie martwie sie o wyraną. Boje się o ciebie.- O to też się nie bój. Nie będe sam. Najlepiej zaśnij, poprosze Pilicę żeby z tobą została.- Ale Yoh… a zresztą nie ma po co gadać idę i koniec. Znasz mnie, zawsze stawiam na swoim, taka już jestem.- Ale nie tym razem. Pamiętaj, to jest mój pokój i to ja mam klucz.Popchnął mnie na łóżko, szybko zabrał miecz i antyk i wybiegł z pokoju. Zamin dobiegłam do drzwi słyszałam jak przekręca klucz w zamku.- YOH!!!!! NATYCHMIAST OTWIERAJ, SŁYSZYSZ??!!Yoh juz dawno nie było przy drzwiach. Chciałam użyć korali, ale ich też nie miałam przy sobie.- Jak ja nie lubie być taka bezbronna – powiedziałam do siebie ze złością.Co miałam zrobić?? Zaczełam krążyć po pokoju. Poukładałam rzeczy Yohw szafie, płyty na półkach, pościeliłam łóżko. Gdy skończyłam była godzina 16:02. 

Pewnie teraz zaczyna sie walka. Napewno wygrają z Wyrzutkami. Yoh dlaczego to zrbiłeś?? Dlaczego?? Popamięta mnie, będzie miał takie treningi, że się nie pozbiera. Położyłam się na łóżku. Zaczełam czytać jakąś książkę którą miał Yohu siebie. Nie powiem, była dość ciekawa. Książka akcji. Opowiadała odziewczynie która została porwana i przetrzymywana w jakimś zamknietym ośrodku wypoczynkowym, była przynętą dla prawdziwego celu. Porywaczowi zależało na jej przyjacielu, który ponoć miał znaćnikomu już nieznane podziemne tunele, pozwalające na szybkie przemiestrzanie się a także jako kryjówka. Chłopak wpadł w pułapkę. Został zabity, ale dziewczyna miała w przeznaczeniu co innego. To ona pozbyła sie porywacza zamykając go w tunelu z którego nie było innego wyjścia. Cała i bezpieczna wróciła do domu, jednak nigdy nie zapomniała o poświęceniu swojego kolegi, którego straciła, juz na zawsze. Przeczytałam całą. Zamknęłam ją i zaraz zasnełam.YOHNie mogłem uwieżyć że to zrobiłem. Sprzeciwiłam się Annie. Wiedziałem, że kiedyś tego pożałuję, ale to było dla jej dobra. Nie moge jej narażać, jeśli coś ma mi się stać, jej nie może być przy tym. Zamknąłem drzwi na klucz i pobiegłem do Pilici.- Słuchaj, tu masz klucz do mojego pokoju. Pod żadnym pozorem nie otwieraj tych drzwi.- Ale co sie stało?? Nic nie rozumiem.- W środku jest Anna. Ona nie może stamtąd wyjść dopóki nie wrócę.- Ale dlaczego??- Nie mogę jej narażać. Możesz zostać w domu i jej popilnować??- Dobrze, ale skąd pewność, że sama nie wyjdzie??- Drzwi nie wywarzy, a nie ma przy sobie korali, sprawdzałem.- W takim razie dobrze. Popilnuje jej, mam nadzieje, że nie wpadnie na jakiś głupi pomysł.- Nie powinna. A teraz chłopaki, idziemy.- My jesteśmy gotowi – powiedział Trey.- W takiem razie, w drogę.Podczas drogi Len i Trey cały czas sie kłócili o to który z nich jest silniejszy. Lyserg rozmwiał ze swoim duchem stróżem. A ja?? Ja szedłem z tyłu ze zmartwieniem na twarzy. Po tej rozmowie z Anną cały dzisiajszy dzień nie był juz taki piękny. Dla mnie wszystko było jakby wypłowiałe, nie miało swoich kolorów. Czas biegł jak w zwolnionym tempie. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. - Yoh, Yoh… YOH!!!!- Co jest?? Czemu tak krzyczycie?? – zapytałem.- Nic nie jest, ale jakoś dziwnie się zachowujesz. Coś nie tak??- Wszystko w porządku, naprawdę.- No… ok, ale jak coś to wiesz, że my zawsze jesteśmy za tobą – poinformował mnie Trey.- Jasne. Tak jak zawsze – uśmiechnąłem się po mojemu.- No i takiego Yoh znamy – powiedział Lyserg.

- My tu gadu-gadu, a walke mamy za 15 minut – naprostował nas Len.- Eeee spoko, miejsce walki jest dokładnie za tym zakrętem.- No to kto ostatni ten zgniłe jajo!! – krzyknął Trey i tyle go widzieliśmy.Ruszyliśmy. Nikt nie chciał być ostatni:D Dobiegliśmy równocześnie, więc nikt nie przegrał. Wyrzutki już na nas czekały, ale jeszcze niebyło sędziego.- Lyserg. Więc teraz jesteś z nimi – usłyszeliśmy głos Marca.- Tak Marco, teraz wiem, że się myliliśmy – odpowiedział mu Lyserg.- My nie możemy sie mylić. Jesteśmy światłością, niesiemy prawdę. A jak wiesz prawda jest tylko jedna.- Tak zgadzam sie prawda jest tylko jedna, ale nie jest ona po waszej stronie.- I tu sie mylisz. Wiecie już , że wasza Anna jest po stronie Zeke’a??Nie wytrzymałem. To co chciał od Lyserga nie obchodziło mnie, ale niech sie odczepi od Anny. Reszta stała i nic nie mówiła. Teraz byłamoja kolej, moja kolej żeby uświadomić im w jakiej głębokiej ciemności są trzymani.- Dość!!!! Kto jak kto, ale Anna nie jest z Zeke’iem!! Najpierw ja byłem celem bo jestm jego bratem, a jak wiadomo nie wybrałem sobie rodzeństwa. Teraz uczepiliście się Anny?? Jakie macie dowody na to, że jest z Zeke’iem??- Odwiedziliśmy Zeke’a. Gdy tam przybyliśmy od siedzieł sobie z Koyouyamą w lesie. Chyba dobrze im sie rozmawiało.- Anna była przez jakiś czas więziona przez Zeke’a. To musiało być wtedy. Wspominała coś o was. Zresztą, prowadzenie tej rozmowy nie masensu. Jesteśmy tu po to by walczyć.- Zgadzam sie z Yoh – poparł mnie Len – Więc jesli nie chcecie za bardzo ubrudzić swoich białych mundurków, to lepiej spadajcie.- Jesteśmy tu po to by wygrać – odpowiedział Marco.- Co za zbieg okoliczności bo my tak samo, i co więcej nie możemy przegrać, złożyliśmy obietnice w domu, że nie przegramy. Wiesz Marco… siła wyższa – uśmiechnął się Trey.Nagle na szczycie jednego z budynków stanął Silva.- Szamani, czas zacząć walkę. Jesteście gotowi?? – obydwie drużyny dały znak, że są – W takim razie. Walkę czas zacząć!!!!!Zaczęło się. Byli silni, ale za wolni. Każdy wziął na siebie jednego. Po chwili Len stał znudzony w cieniu, ale gotowy ruszyć na pomoc każdemu jak tylko zauważy, że coś jest nie tak. Dla mnie został Marco. Cieszyło mnie to, mogłem sie wyżyć za Annę. Nie zwlekałem, od razu zrobiłem Podwójne Medium i zaatakowałem. Nie był to mocny cios, ale Marco wylądował na innym budynku pozostawiając bardzo ładną płaskorzeźbę swojego ciała na tynku. To był koniec nie miał juz foryoku. Trey i Lyserg też już pokonali swoich przeciwników. Stalismy koło siebie, nie bylismy nawet zasapani.

- Wygrywa Drużyna Asakury!!!! – zakomunikował Silva.Chłopaki poszli już w strone domu, ale ja zostałem. Chciałem pogadaćz Silvą.- Silva, Zeke dał o sobie znać??- Nie. Nas także to dziwi. Zazwyczaj było o nim głośno, a teraz… jakby sie nie odrodził.- No właśnie to też jest dziwne. Dlaczego odradził sie tak szybko?? Dlaczego nie za 500 lat??- Nikt nie zna odpowiedzi. Wydaje mi się, że nawet Zeke. Wybacz Yoh musze lecieć na nastepną walkę. Dozobaczenia wkrótce.- Narazie. Dzięki za informacje.Poszedłem powoli w stronę naszego domu. Ciągle zastanawiałem sie nadtym co kąbinuje Zeke i po co wszedł do snu Anny. Musiał mieć w tym swój cel, tak samo jak w jej porwaniu. Tylko jaki?? Mam nadzieję, żedowiem sie tego szybko. Nie umiem żyć w niepewności. Boje się, że tym razem będzie jeszcze trudniej go pokonać.- Masz rację braciszku.- Zeke. A jednak nie będziesz się chował do końca Turnieju. Z czym mam rację??Mój brat wyszedł z cienia między domami. Ja już miałem kontrolę ducha.- Nie potrzebnie. Nie mam zamiaru sie bić. Jestem tu żeby pogadać i rozwiać kilka wątpliwości. Nie chę żebyś coś źle zrozumiał z moich postępowań. A rację masz z tym, że teraz będzie jeszcze trudniej mnie pokonać. Widzisz Silva miał rację, nie wiem jakim cudem udało mi się znów wrócić, ale po co sie tym martwić, dla mnie ważne jest to, że znów tu jestem. Może powodem było to, że teraz i ja i mój duch byliśmy dużo silniejsi niż kiedy indziej. Nie wiem. - Co tym razem planujesz?? Nie bierzesz udziału w Turnieju, dlaczego?? Zmieniłeś zdanie, teraz walczysz po co innego niż wtedy??- Nie. Wciąż dążę do Świata Tylko Dla Szamanów, ale innymi środkami.Znasz powiedzenie „Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”?? Teraz poprostu ide inną drogą, ale dojdę do tego samego celu. Wzmocniłeś się bracie. Podoba mi się to, Anna pewnie nie daje ci spokoju z trningami. - Czego od niej chcesz?? Dlaczego wtargnąłeś do jej snu?? Jaki miałeś w tym cel??- Nie domyśliłeś się?? Po tym jak się zachowywała po śnie?? Jak byłaprzestraszona?? Podłamana psychicznie??- A więc oto ci chodziło. Miała się przestraszyć. Być słabsza.- Dobrze myślisz. Jest piękna, mądra, nieustępiliwa, odważna, pewna siebie… ale ma słaby punkt. I tu dochodzimy do kwestii porwania. Teraz chyba juz wiesz po co ją porwałem.- Dla informacji.- No właśnie. Teraz już wiesz tyle ile powinieneś. Reszta wyjdzie w trakcie. Nie zawiedź mnie – liczę na ciebie. A teraz jeśli pozwolisz

ja już pójdę. Mam trochę rzeczy do załatwienia.- Czekaj!! Wydaje mi się, że nie porwałeś jej tylko dla informacji. Mów!! Po co jeszcze??- Bystry jesteś. Jednak coś nas łączy. Powiedziałem przecież, że jest piękna, to powinno ci coś powiedzieć.- Zeke, ty jesteś zakochany?? Masz uczucia?? Myślałem, że tylko Len był bezuczuciowy – zasmiałem się.- Żartuj sobie, żartuj. Jedno jest pewne Anna będzie jeszcze moja. Pilnuj jej, dobrze radzę. A teraz żegnaj.- Jasne, papa.Zniknął. A ja zacząłem być sobą. Ta rozmowa powiedziała mi wszystko co chciałem wiedzieć. Znów zacząłem sie usmiechać. A myśl, że w domuczeka na mnie moja „piękna” Anna tak mnie uradowała, że zacząłem biec.- Yoh, co się stało, że tak pędzisz?? – zapytał się mnie Amidamaru.- Nic zupełnie nic. Poprostu chce być wczesniej w domu, z przyjaciołmi i… z dziewczyną, przecież siedzi zamknięta.- Miłość. Nigdy jej nie doświadczyłem za życia i chyba nigdy nie zrozumiem.- Ja też jej nie rozumiemAmidamaru. Jej chyba sie nie da zrozumieć, nią trzeba żyć.Rozpłynął się, a ja biegłem dalej.ANNAObudził mnie trzask drzwi wejściowych. Podeszłam do drzwi, chciałam usłyszeć czy Yoh idzie w strone pokoju. Usłyszałam tylko głos Treya który krzyczał, że wygrali w pięknym stylu. Len zgadzał się z nim. Potem Len, Trey i Lyserg zaczeli opowiadać dziewczynom (Tamarze i Pilice. Tamara tez została w domu) jak przebiegała walka. Ale gdzie był Yoh?? Dlaczego nie wrócił z nimi?? Ale chyba nic mu się nie stało bo niebyliby tacy szczęśliwi. Po pewnym czasie znów usłyszałamtrzaśnięcie drzwiami. Ale tym razem z dołu doszedł do mnie głos Yoh,który prosi Pilicę o klucz. Szybko odsunęłam się od drzwi i usiadłamna łóżku ze złą miną. Poprawiłam swój wygląd, przeczesałam włosy, wygładziłam spódniczkę. Nie mogłam wygladac na zadowoloną na to, że tu siedzę. Drzwi otwrzyły się, a w nich stanął uśmiechnięty szatyn.YOH Wbiegłem po schodach jak głupi. Podbiegłem do drzwi od mojego pokojui otworzyłem je z trzaskiem. Anna siedziała na łózku, które było… pościelone. - No nareszcie!! Już chciałam wychodzić przez okno!! Ile można trzymać swoją dziewczyne pod kluczem!! To szczyt bezczelności, słyszysz mnie??!! – krzyknęła na mnie.Nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. Liczyło sie tylko to, że onajest cała i bezpieczna. Podszedłem do niej. Staliśmy krok od siebie.Anna przestała krzyczeć i teraz patrzyła sie na mnie.- Rano nie powiedziałem ci, że pięknie wyglądasz. Chciałbym to

nadrobić – wyszczrzyłem się.Uśmiechnęła się, ale to nie był zwykły uśmiech, wiedziałem, że zarazz czymś wypali.- Nie wybacze ci tego. Tak się starałam, dobierałam kolorystycznie. Len, Trey i Lyserg jakoś mogli i powiedzieć, że wyglądam dobrze. Jeśli chcesz to nadrobic będziesz musiał zrobić coś więcej niż tylkopowiedieć, że ładnie wyglądam.- Nie ma problemu. Pociągnąłem ją do siebie. Moja lewa ręka leżała na jej talii, za to prawą trzymałem ją za szyje. Ona opierała sie o mnie jedną ręką. Pocałowałem ją. Byłam taki szczęśliwy, że jesteśmy razem, że nikt mijej nie zabrał. Oderwaliśmy się od siebie.- Myślałam raczej o treningu, a nie o pocałunku, jak mówiłam „coś więcej” – powiedziała do mnie.- Ale ja wolę pocałunek. A ty??- Co wole to już moja sprawa. A teraz wybacz idę do siebie. A i jeszce coś, masz ciekawe ksiązki.Wyszła, a ja spojżałem na łóżko. Leżała na nim moja ulubiona książka, którą dostałem od rodziców na urodziny. Stałem tak jeszcze chwilę, ale nie mogłem wytrzymać.Jak to ona powiedziała „idę do siebie”. Długo siedziała u mnie w pokoju, teraz ja posiedze u niej – pomyślałem.Stanąłem przed drzwiami do jej pokoju. Były niedomknięte więc je lekko popchnąłem. Anna stała przy parapecie i wpatrywała się w gwiazdy. Cichutko podszedłem do niej i objołem w pasie. Natychmist sie obróciła.- To znów ty!! Wystraszyłeś mnie!!- Nie chciałem. Nie potrafię bez ciebie żyć.- Ja też tęskniłam, trzy miesiące to jednak trochę czasu.- Obiecaj mi coś.- To zależy co – popatrzyła na mnie z lekkim ździwieniem.- Obiecaj, że już nigdy nie wyjedziesz na tak długo beze mnie.- Z własnej woli i bez szantażu – nigdy.- Dziękuję.Pochyliłem sie nad nią i pocałowałem, a ona oddawała mi pocałunki. Tak za nią tęskniłem, za jej rozkazami, za jej oczami które zawsze wszystko wiedzą, za jej odpowiedziemi które niekiedy zwalają z nóg, za nia samą. Nie chciałem jej puścić. Stalismy tak w świetle zachodzącego słońca.- Yoh, dlaczego nie przyszedłeś do domu z resztą??- Nie rozumiem.- Po walce. Najpierw przyszedł Len i Trey i Lyserg. Dopiero po pewnym czasie ty.- Musiałem z kimś porozmawiać.- Nie powiesz mi z kim??- Tylko się nie wściekaj. Rozmawiałem z Zeke’iem.

- Spotkałeś się z nim!! Jeszcze mi powiedz, że to planowałeś!!- Oczywiście, że nie. To był przypadek. Zostałem chwile żeby pogadaćz Silvą o Turnieju, potem nagle pojawił się Zeke. Nie, nie doszło dożadnej walki. Tylko rozmawialiśmy.- To nie podobne do Zeke’a.- Wiem, ale jakoś nie chce teraz o tym rozmawiać ani myśleć.- Ale wciąż się boje, że on ci coś zrobi.- A ja sie boje o ciebie. Powiedzial, że mam cię pilnować i właśnie to mam zamiar robić.- Słuchasz Zeke’a?? – zaśmiała się.- W tym wypadku, tak.Rozmawialismy jeszcze chwilę. Z tej rozmowy wyrwał nas głos Tamary.- Anna!! Yoh!!! Kolacja!!!Popatrzylismy po sobie i w tym samym momencie zaczeliśmy się śmiać. Bylismy strasznie głodni. Zeszliśmy szybko na dół, do kuchni. Na kolację był ryż. Nie przeszkadzało mi to, a tym bardziej Annie. Usiedlismy na swoich miejscach.- To przez ciebie ty krótkomajtku!!- Nie goraczkuj sie tak bo stopniejesz. I tak juz chodzisz bez tej swojej kurteczki.- Nie denerwój mnie!!- O co oni się znowu kłócą?? – zapytalem Lyserga.- Podobno Len przekonał Tamare żeby zrobiła ryż na kolację, a jak oczywiście wszyscy wiemy Trey ryżu nie lubi.- Aha. To teraz poszło o jedzenie??- Najwidoczniej. Albo o Tamare – patrzelismy na siebie z Lysergiem izaczelismy cicho rechotać.- To przez ciebie i koniec!! Tamara by tego nie zrobiła bez twojej pomocy – usłyszeliśmy głos Trey’a.- MAM TEGO DOŚĆ!!!!!!!!! – krzyknęła Anna.Patrzyłem na tą akcję z zaciekawieniem, tak samo Lyserg.- Trey nie dośc, że tu śpisz, dostajesz jedzenie to jeszcze się wydurniasz. Macie się natychmiast oboje zamknąć i jeść!!!!!- Tak jest Anno – odpowiedzieli równo Trey i Len.- A co do ryżu, to postanowiłam, że teraz będzie tylko to skoro wam tak smakuje. Yoh!!- Tak?? – siedziałem wyprostowany jak na baczność.- Idziesz jutro na zakupy, kupujesz sam ryż, zrozumiano??- Tak jest, sam ryż, przyjąłem. Chyba, że do jutra zapomnę – założyłem jedną rękę za głowę – przypomnisz mi o tym rano Anno?? – zacząłem się uśmiechać i zamykać oczy.- Już ja ci przypomnę. - Dobra Anno napewno zapamietam, gdzieś sobie zapisze albo co…Reszta kolacji minęła spokojnie. Po kolacji każdy poszedł do swoich zajęć. Trey zaczął oglądać telewizję. Len i Tamara poszli jeszcze nakrótki spacer przed snem. Lyseg i Pilica siedzieli na werandzie i

rozmawiali, co denerwowało Trey’a który ciągle na nich spoglądał. Jai Anna poszliśmy na górę, bylismy zmęczeni. Anna stanęła przy drzwiach do swojego pokoju.- No to dobranoc Yoh, a i pamietaj budzę cię o 6:30 i zobaczysz jak nie wstaniesz odrazu….- Obiecuję, że jutro będę grzecznie wstawał.- No ja mam nadzieję.Weszła do siebie. Ja poszedłem do swojego pokoju i podszedłem do szafy po piżame. Otworzyłem szafe, a tam… wszystko równiutko poukładanie. Chyba jej się nudziło jak tu siedziała zamknięta – pomyślałem.Wziąłem moje spodnie dresowe w których teraz śpię i położyłem się nałóżku, ale coś nie dawało mi spokoju.- Amidamaru??- Tak Yoh??- Mam prośbę.- O co chodzi??- Możesz w nocy pilnować Anny, no wiesz trochę się tam pokręcic po jej pokoju. Jednak trochę się martwię.- Oczywiście Yoh, jakby tylko coś się działo zaraz cię obudzę.- Dzięki Amidamaru, jestes prawdziwym przy…Zasnąłem.

24. Nagła zmiana poglądów24 lutego 2007YOHW nocy wszyscy spali spokojnie. Tylko ok. 4:00 nad ranem, ciszę przerwało chrapanie Trey’a. Po 15 minutach bez zmian, usłyszałem trzaśnięcie drzwiami w pokoju obok, kroki, odgłos uderzenia, kroki, zamknięcie drzwi. Znów cisza. Uśmiechnąłem się i spałem dalej. Anna zaczęła nas budzić o 6:30. Obiecałem jej,  że dzisiaj nie będę sprawiał kłopotów ze wstawaniem.  Gdy tylko weszła do mojego pokoju grzecznie wstałem i zszedłem za nią na dół.- Gdzie śniadanie?? – zapytałem jeszcze zaspany.- Przecież musisz kupić ryż na śniadanie.- Co?? A no tak zakupy… To ja już idę.- Czekaj, czekaj. Zanim pójdziesz po zakupy, najpierw zrobisz 250 pompek i brzuszków, a potem biegiem po zakupy i oczywiście spowrotemteż biegiem. Masz tu byc o 7:30, inaczej nie dostajesz śnaida…Nie czekałem na zakończenie tego zdania. Wybiegłem z domu i zacząłemrobić ćwiczenia. Potem pobiegłam do sklepu i kupiłem cały zapas ryżujaki mieli. Nie będę musiał chodzic tak często do sklepu:D W domu byłem o 7:28. Dopiero teraz wszyscy wstali i czekali na śniadanie.- No jesteś, nareszcie. Tamaro idź zrobić śniadanie, a ty Morty pomóż jej. - Już idziemy Anno – odpowiedzieli równo.

Ja nic nie mówiąc, zostawiłam im zakupy i poszedłam pod prysznic. Poprysznicu przebrałem się w moją koszulę i spodnie, i zbiegłem na dół. Byłem strasznie głody, a śniadanie stało już na stole. Złapałemza miseczkę z ryżem i zacząłem pałaszować. Udało mi się przekonać Anne na dwie dokładki. Najwięcej zjadł Trey, co nie powinno być zaskoczeniem. Wiedziałem, że chłopaków czeka jeszcze trening. Byłem szczęśliwy, że już mnie to ominie.- Chłopaki, zjedliście? – zapytała Anna, ale nie czekała na odpowiedź – To dobrze. Teraz na trening. Wszyscy macie taki sam. 400brzuszków, 380 pompek, 89 kilometrów biegiem, ale z przeszkodami i wysprzątanie całego domu. I Yoh, ty też.- CO?? Ale dlaczego, ja juz miałam trening.- Nie zaszkodzi ci. A teraz szybko. I bez marudzenia, chyba że chcecie więcej.Wybiegliśmy. Zaczeliśmy od sprzątania całego domu. Po pół godziny dom lśnił. Wyszliśmy na podwórko i robiliśmy pompki i brzuszki. Na koniec poszliśmy biegać. Przeszkody były różne. Raz zwykłe płotki doprzeskoczenia lub przepłynięcie jeziora, ale Anna zapewniła nam także walki z innymi duchami. Jedne były silne inne mniej. Daliśmy radę. Ledwo żywi wróciliśmy do domu. Nie mieliśmy siły iść do swoichpokoi na piętrze. Położyliśmy się na podłodze w salonie. Było słychać tylko nasze nierówne oddechy. Anna się nami nie przejmowała.Później co prawda przyniosła nam wody, ale nic poza tym. Około godziny 14:00 byliśmy już wypoczęci. Ja siedziałam u siebie i słuchałem muzyki. Len i Trey się kłócili, tak głośno, że nawet ja ich słyszałem. Lyserg i Pilica chyba gdzieś wyszli, Tamara coś robiła w kuchni. Anna, jak to Anna zaczeła oglądać swoje telenowele.Nagle ktoś wszedł do mojego pokoju.- Yoh, ja i Tamara idziemy do miasta, chcesz coś?? – zapytała mnie Anna.- Nie dzięki. Ale Anno, uważaj na siebie, dobrze??- Jasne. Nie bój się tak o mnie.- Chodź na chwile.Weszła dalej do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Ja wstałem i trochędo niej podszedłem. Wyglądała świetnie. Miała na sobie jeansy, a chustę miała przełożaoną przez szlufki, tak samo jak tego dnia w barze. Pociągnałem za chuste i Anna wylądowała w moich ramoinach. Pocałowałem ją. Nie mogłem się nią nacieszyć. Jak coś jej się stanieto sobie tego nie wybaczę. - Teraz możesz iść – puściłem ją.- No to pa. Tylko nie jedz żadnych hamburgerów.- Eh… No dobrze.Wyszła. Został tylko delikatny zapach jej perfum. Usiadłem i znów zacząłem słuchać muzyki, ale zaraz przestałem. - Amidamaru.- Już idę za Anną. Jak bedziesz mnie potrzebował to mnie wezwij.

- Dzięki. Jak coś by sie stało to…- Powiadomię cię. Bez obaw.I zniknął. Teraz byłem już spokojniejszy. Gdy przesłuchałem juz całąpłyte postanowiłem sie przejść. Z dołu wciąż dobiegały krzyki Trey’ai Lena. Ominąłem ich spokojnie. Szedłem przed siebie, nie zwracając na nic uwagi. Stanąłem chwię na wielkiej polanie, słońce grzało więcpostanowiłem znaleść sobie trochę cienia. Nagle strasznie zaczęła mnie boleć głowa. Nie mogłem tego znieść. Zacząłem krzyczeć i złapałem się za głowę. Nie wiedziałem co się dzieje, już klęknąłem na jedno kolano. Ból nie ustępował. Byłem wykończony, straciłem przytomność…*** Obudziłem się. Leżałem na jakiejś polanie, ale nie wiedziałem co jatu robię. Usiadłem na trawie, próbowałem sobie cos przypomnieć, ale nic to nie dawało. Kim jestem? Co ja tu robię? Czemu leżałem ta trawie, nieprzytomny? Już się ściemnia. Nic nie pamiętam – myślałem.- Nie bój się Yoh. Ważne, że wstałeś – usłyszałem głos, który dobiegał z przeciwnej strony polany.- Kim jesteś? I kim ja jestem? Co tu robię?- Nazywasz się Yoh Asakura, a ja jestem twoim bratem, Zeke. Jesteśmyszamanami. Teraz trwa Turniej Szamanów, w którym bierzesz udział. Niedaleko stąd mieszkają inni szamani, miałeś ich pokonać, ale nie udało ci się, był z nimi ktoś jeszcze, ktoś kto zaatakował twój umysł. Straciłeś pamięć, co pewnie zauważyłeś. - Dlaczego miałem się ich pozbyć? Pamiętam tylko co to szamaństwo, ale… gdzie jest mój duch stróż?- Zniszczyli twojego ducha, ale nie bój się załatwimy ci nowego. Musimy się ich pozbyć, ponieważ oni robią wszystko żeby nam przeszkodzić. Dążymy do wspaniałego świata, pełnego harmonii, pamiętasz?- Tak, coś mi się przypomina. - W takim razie chodźmy stąd, indziemy do naszego obozu. Musisz odpocząć i sie przebrać, te ubrania są już nie do użytku. Popatrzyłem na siebie. Rzeczywiście, byłem cały oszarpany i brudny. Poszedłem w strone mojego brata i wsiadłem na jego ducha stróża. Po chwili byliśmy już w obozie. Tętnił życiem. Przywitano nas po królewsku.- Mistrzu Zeke!! Mistrzu Yoh!! – wołał mały chłopczyk z fryzurą afro.- Witaj Opacho. Już jesteśmy, Yoh nic się nie stało.- Poza tym, że straciłem pamięć i nic nie pamiętam to masz rację nic.- To się da naprawić. Opacho zaprowadź Yoh do jego namiotu i daj mu jakieś ubranie.- Tak jest. Proszę za mną.

Poszedłem za chłopczykiem. W obozie była masa szamanów. Było mi głupio, że nikogo nie pamiętam. Chciałem sobie przypomnieć, ale nie mogłem. Wszyscy patrzyli się na mnie z podziwem, ale i strachem. Co ja im zrobiłem, że się mnie boją? Doszliśmy do namiotu, był dość duży. Opacho pokazał mi gdzie znajdę nowe ubrania. Przebrałem się w nie. Był to zwykły T;shirt koloru czarnego i ciemne jeansy. Wyszedłem porozglądać się po obozie. Nikt się do mnie nie odzywał. Czułem się dziwnie, jakbym tu nie pasował. Wreszcie znalazłem Zeke’a.- Zeke!! Zeke czekaj!!Obrócił sie w moją stronę.- Co jest?? – zapytał.- Mam pytanie. Czemu wszyscy patrzą na mnie z takim strachem i sie nie odzwyają??- Nie ma w tym nic dziwnego, ty i ja jesteśmy ich mistrzami. To my założyliśmy ten obóz, szkolimy ich, jesteśmy najsilniejsi. Teraz lepiej odpocznij, a jutro znjadziemy dla ciebie jakiegoś ducha stróża.- Ok. No to do jutra, braciszku – uśmiechnąłem się do niego.- Narazie.Poszedłem do mojego namiotu, a Zeke został i resztą. Położyłem się na łóżku i starałam się zasnąć. Przyszło mi to nadzwyczaj łatwo.ZEKEZmieniłem mój plan. W ten sposób mam nad Yoh większą kontrolę. Nikt go nie będzie rozpraszał ani przeszkadzał w treningach. Musi się tu poczuć jakby był u siebie. Nie może mieć żadnych podejrzeń. Łatwo było wejść do jego umysłu, chociaż stawiał opory.Teraz trzeba go trzymać z daleka od jego dawnych przyjaciół, musi tu kogoś dobrze poznać, zaufać tej osobie. Tym wszystkim zajmę się jutro. Trzeba mu znaleść jakiegoś silnego ducha stróża. Pomyślę nad tym jutro, teraz idę spać - myślałem.ANNANie mogłam uwierzyć. Yoh zniknął. Nie było go nigdzie, nawet Amidamaru nie mógł się z nim porozumieć. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. O mnie się martwił, a sam siebie nie upilnował. Zamknęłam się w pokoju i nikogo nie wpuszczałam. Patrzyłam przez okno, w nadzieji, że zaraz go zobaczę jak idzie ścieżką i się uśmiecha. Czekałam tak już 3 godziny, a jego nie było. Reszta zaczęła się martwić także i o mnie. Chcieli mnie zmusić do jedzenia,nie byłam głodna. Nawet prosili o jakiś trening, ale nie miałam nastroju. Chciałam posiedzieć i poczekać. Na moich policzkach można było zobaczyć słone ślady łez. - Anno, otórz te drzwi. Natychmiast – usłyszałam głos Pilici.- Zostawcie mnie. Nic mi się nie stanie.- Anno, otórz, albo chłopcy je wywarzą. Mówię serio.- Nie dacie rady, drzwi pilnują duchy. Stracicie tylko siły.- Anno, my też się martwimy, ale razem będzie nam łatwiej. Zejdź do nas – wtrąciła się Tamara.

- Ja tu posiedzę. Może później zejdę… Zostawiły mnie. Usłyszałam ich kroki na korytarzu. Nareszcie. Dlaczego on wysłał za mną Amidamaru?? To jego duch stróż, to jego ma strzec, a nie mnie. Zastanawiało mnie to, że Amidamaru nie może się z nim skontaktować. To tak jakby Yoh już nie było. Jakby już nie… Nie dopuszczałam do siebie tej myśli.  Uspokoiłam się trochę, postanowiłam zejść do nich na dół. Cichutko, powoli schodziłam ze schodów. Gdy tylko mnie zobaczyli bardzo się ucieszyli. Chłopcy jeszcze raz zdali raport ze swoich poszukiwań. Ostatni raz widzieli Yoh jak wychodził z domu i szedł w stronę lasu. Szukali, ale nikogo tam nie było, co więcej nie było nawet śladów żadnej walki. Postanowiliśmy wyruszyć na poszukiwania jeszcze raz, ale rano, terazbyło już za ciemno. Siedzieliśmy tak jeszcze parę godzin. Potem zasnęłam oparta o czyjeś ramię. Miałam nadzieję, że jak się obudzę Yoh będzie przy mnie, już na zawsze….

25. To nie może być prawdą!!!!27 lutego 2007Sorki, że tak późno… ale nie miałyśmy czasu. Musiałyśmy nakręcić film!! Do szkoły!! Dziś trochę krótko, bo nie mam weny;( Miłego czytania:* Aha!! Zapomniałabym!! Mati to dla ciebie  :D:D:D***ANNAObudziłam się. Leżałam w moim łóżku. Ognisty krąg właśnie wyłaniał się zza linii horyzontu. Złote promienie słońca wlewały się do pokoju i zdawało się, że go wypełniają. Przez chwilę byłam w stanie błogiego zapomnienia. Po sekundzie wróciło wszystko… obawa, troska… Spojrzałam na zegarek. Była 6:17. Powoli wstałam z łóżka i poszłam się umyć. Wzięłam zimny prysznic by się uspokoić – czułam się dziwnie… tak jakby coś rozszarpywało mnie od wewnątrz. Nie miałam ochoty budzić reszty. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbaty. Usiadłam przy stole. Wciąż nękała mnie myśli:Czemu nie wrócił?? Czemu chłopcy nie mogli go znależć?? Czy nic mu się nie stało?? - nie mogłam przestać myśleć o Yoh. To wszystko doprowadzało mnie do szaleństwa – nie mogłam usiedzieć minuty w jednym miejscu. Cały czas snułam się po domu. Wszystko tutaj przypominało mi szatyna. W końcu wyszłam przed dom i usiadłam na schodach. Obok mnie pojawił się Amidamaru.- I co?? – spytalam.- Nadal nie mogę nawiązać kontaktu – odparł ze smutkiem duch.Spuściłam głowę. Były dwa możliwe wyjścia: albo Yoh ma innego ducha stróża, albo… Nie… to nie możliwe... Amidamaru poczułby chyba coś gdyby… TO się stało… Wstałam i ruszyłam w stronę bramy.

- Idziesz gdzieś Anno?? – zapytał Amidamaru.- Przejść się.- Pójdę z tobą.- Poradzę sobie, Amidamaru – powiedziałam i wyszłam. Nie kierowałam się w jakieś szczególne miejsce, ale po chwili byłam na skraju małego lasku. Szłam jeszcze kilka minut i znalazłam się przy małym jeziorku. Usiadłam na brzegu i zanurzylam nogi w chłodnejwodzie. Położyłam się na trawie. Było tak wspaniale… Słońce przyjemnie ogrzewało mi twarz, a woda chłodziła stopy. Brakowało mi tylko jednego… Właściwie to pewnej osoby… Brakowało mi Yoh, który mógłby być przy mnie. Zamknęłam oczy. Przypomniały mi się wszystkie chwile spędzone z Yoh. To było dziwne uczucie – jakbym oglądała filmo swoim życiu. Leżałam tak jakiś czas. Nie wiem dokładnie ile – nie miałam zegarka. Gdy zrobiło mi się zimno, przeszłam się boso po łącei wróciłam do domu. Weszłam do jadalni. Wszyscy siedzieli już przy stole i czekali na Morty’ego i śniadanie. - Cześć Anno – powiedzieli.- Cześć – odparłam. Poszłam do kuchni.- Pomóc ci w czymś?? – zapytałam Morty’ego.Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale po chwili jego wzrok złagodniał. - Nie Anno. Dziękuję. Idź, usiądź z innymi. Zaraz przyniosę śniadanie. Wyszłam. Podeszłam do stołu i usiadłam na moim zwykłym miejscu. - Po śniadaniu idziemy szukać Yoh. Idziesz z nami?? – spytał mnie Len.Pkiwałam głową. Po chwili Morty wbiegł ze śniadaniem. Nie rozmawialiśmy podczas jedzenia. Posiłek przebiegał szybko, bo każdy chciał jak najszybciej wyjść na poszukiwania. Gdy zjedliśmy, Morty szybko umył naczynia i wyszliśmy. Najpierw poszliśmy do miasta. Byliśmy w każdym hotelu i pensjonacie, ale niktnie widział Yoh Asakury. Gdy zrezygnowani znaleźliśmy się pod domem Trey spytał:- To gdzie teraz??Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł.- Niedaleko jest las. Może tam poszukamy?? – zaproponowałam. Zgodzili się. Skierowaliśmy się w stronę lasu. Stanęliśmy kilka kroków przed pierwszymi drzewami. - Idziemy całą grupą?? – spytał Len. – Nie lepiej się rozdzielić??- Ok. Każdy idzie w inną stronę. Jeśli stałoby się coś złego krzyczcie, a osoba, która jest najbliżej biegnie na pomoc – powiedziała Pilica.GDZIEŚ W LESIE, OBÓZ ZEKE’AYoh spał spokojnie w namiocie. Zeke siedział na ziemi. Nagle

powiedział:- Opacho, mam dla ciebie zadanie.  Zanieś to – podał mu poszarpane inadpalone ubrania, pomarańczowe słuchawki i naszyjnik z pazurów niedźwiedzia. – na polanę. Tak, żeby to znaleźli. Chłopczyk szybciutko pobiegł do lasu.ANNAPrzechodziłam przez polankę, na której byłam rano. Nagle wydało mi się, że słyszę szelest i lekko ruszające się krzaki. Pobiegłam w tamtą stronę, ale nikogo nie znalazłam. Nagle moj wzrok przyciągnęłocoś co leżało w trawie. Podbiegłam tam. Na ziemi leżały słuchawki, naszyjnik i zniszczone ubrania Yoh. Nagle straciłam oddech i upadłamna kolana.  Podniosłam  poszarpaną koszulę, przytuliłam ją do twarzyi krzyknęłam.  Był to krzyk rozpaczy, bólu  i  utraconej nadziei. To dlatego Amidamaru nie mógł nawiązać kontaktu…Nagle zauważyłam, że ubrania są nadpalone. - ZEKE ZABIJĘ CIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – krzyknęłam.LENUsłyszałem krzyk Anny. Zgodnie z tym co powiedziała Pilica, pobiegłem na pomoc. Na polanie zauważyłem klęczącą Annę. Podbiegłem tam i … stanąłem, gdy zobaczyłem, co trzyma w rękach…ANNAKtoś stanął obok mnie. Nie obchodziło mnie kto to był. Teraz tylko jedna myśl dźwięczała mi w głowie:Nie mogę nic zrobić…Nagle wstałam. Jeśli Yoh… nie żyje… zdołam go przywołać. No chyba że… stało się to co u Króla Duchów…Zdjęłam korale i spróbowałam przywołać ducha ale… nie mogłam. Tak jakby nadal żył… Może jest jeszcze nadzieja…Len podszedł do mnie i powiedział ze smutkiem w głosie (widać było, że stara się to ukryć):- Wracajmy, Anno.- Ale Len… On żyje… – próbowałam mu wytłumaczyć, ale nie słuchał mnie. - Myślisz, że zdołałby uciec??!! – krzyknął na mnie Len. Zamilkłam. Może rzeczywiście on ma rację… Yoh nie zdążyłby uciec Duchowi Ognia.Znów poczułam, że nadzieja ulatuje ze mnie jak powietrze z pękniętego balonu. Len odwrócił się i odszedł. Usiadłam na trawie. Spojrzałam na rzeczy Yoh i łzy napłynęły mi do oczu, kiedy przypomniałam sobie szatyna. Nie mogę w to uwierzyć… Nie mogę… - mówiłam do siebie.Ale to prawda, Anno – w moich myślach zabrzmiał dobrze znany i znienawidzony przeze mnie głos.Czego chcesz?? Nadal niszczyć moje życie?? – wysłałam mu telepatycznie.

Chcę spełnić twoje marzenie - odpowiedział.Marzenie??!! – spytałam ze złością.Chciałaś zostać Królową Szamanów. Umożliwię ci to usuwając mojego braciszka i zostając Królem.Marzenia się zmieniają Zeke… Teraz mam dwa: pierwsze – dowiedzieć się gdzie jest Yohi pomóc mu, drugie – zabić cię. Niestety w żadnym z tych nie mogę ci pomóc - jego głos zabrzmiał tak, jakby się śmiał. – Życzę miłej zabawy - i zerwał kontakt.LENOdwróciłem się i zacząłem iść powoli. Chwile chodziłem po lesie i szukałem przyjaciół. Nie zbliżałem się do Anny – wiedziałem, że potrzebuje samotności. Po dwóch czy trzech kwadransach znalazłem wszystkkich i wróciliśmy do domu. Pilica zaczęła wypytywać o Annę.- Wszystko powie wam Anna kiedy wróci – odpowiedziałem i uciąłem rozmowę. Ale Anna nie wracała. W końcu poszedłem do mojego pokoju – chcialem przemyśleć wszystko w ciszy.Yoh nie żyje… - ta myśl nie dawała mi spokoju. Otworzyłem drzwi i na moim łóżku zobaczyłem Tamarę. - Cześć – powiedziałem. - Hej.Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. - Len?? Możemy pogadać?? – spytała Tamara.- Jasne – odpowiedziałem nie otwierając oczu. - LEN. To ważne.Otwożyłem oczy i usiadłem.- Tak??- Bo widzisz… Nie możemy być dalej razem… Zatkało mnie. Nie spodziewałem się tego. Na twarz przywołałem obojętność i zapytałem:- Dlaczego??- Kocham kogoś innego…Byłem zabawką… – dotarło do mnie. – Wujek miał rację: „Niszcz albo zostaniesz zniszczony…” Usłyszałem jak Tamara wychodzi – najwyraźniej uznała sprawę za zakończoną. Nawet dobrze, że wyszła – nie miałem ochoty na nią patrzeć. Ja ją… kochałem…ANNALeżałam na polance, a ubrania Yoh przytulałam do twarzy. Powoli robiło się ciemno bo słońce chowało się za koronami drzew. Do wstania zmusiłam się dopiero kiedy było całkowicie ciemno. Ruszyłam w stronę domu. Gdy przekroczyłem próg zobaczyłam przerażoną Pilicę.- Anno!! Co się stało??!! – zapytała.Spojrzałam w lustro. Włosy miałam potargane a oczy zaczerwienione odłez. Nagle Pilica zauważyła rzeczy Yoh, które trzymałam w rękach. 

- Czy.. czy to są…?? - Tak – odpowiedziałam łamiącym się głosem i ruszyłam do mojego pokoju. - Ale gdzie…??Zatrzymałam się.- Nie wiem, Pilico. Nie wiem… – powiedziałam i pobiegłam do mojego pokoju. Weszłam, zamknęłam drzwi i usiadłam na parapecie. Spojrzałam w gwiazdy. Wyglądały jak łzy.Siedziałam tak 3 godziny. Nagle wstałam i wyszłam. Weszłam do pokoju obok – pokoju Yoh i położyłam się na jego łóżku. Zasnęłam zmęczona płaczem.Następnego dnia…YOHObudziłem się ale jeszcze chwilę leżałem. Tej nocy śnił mi się ktoś znajomy, lecz nie mogłem sobie przypomnieć jak ta osoba się nazywa. W śnie widziałem zapłakaną blondynkę. Po chwili dałem sobie spokój zrozmyślaniami i wyszedłem z namiotu. Dzień był śliczny – świeciło słońce, wiał lekki, ciepły wiatr. Mój brat siedział oparty o drzewo. Podszedłem do niego.- Cześć Zeke!!- Cześć.- Co dzisiaj robimy??- Trening.- Eh… no dobra… ale Zeke… ja nie mam jeszcze Ducha Stróża.- To jest Mair – zza mojego brata wyszedł młody mężczyzna. – Za życia był płatnym zabójcą. Jest silny i dość niebezpieczny, ale poradzisz sobie. Będziesz walczył Smoczym Ostrzem – Zeke wyjął z podpłaszcza miecz o czarnej klindze i podał mi go. – Zrób kontrolę i walczymy. Cicho włożyłem Mair’a do miecza i zaczęliśmy walkę. Zeke miał widoczną przewagę. Kilka razy leżałam na ziemi, ale moje ataki takżebyły mocne. Kilka razy mój braciszek ledwo się obronił:DWalczyliśmy ponad godzinę. Potem zrobiliśmy sobie małą przerwę. Siedziałem na kamieniu gdy podeszła do mnie jasnowłosa dziewczyna.- Witaj mistrzu.- Cześć jestem Yoh, a ty??- Mari. Czy potrzebujesz czegoś mistrzu??- Nie dziękuję i przestań z tym „mistrzu”.- Dobrze… Yoh.- Jesteś szamanką??- Nie. Jestem lalkarką. - Aha. Po chwili ciszy odezwałem się:- Czy mogłabyś mi opowiedzieć coś o obozie?? Straciłem pamięć i… nicani nikogo nie kojarzę.

- Jasne:)Popołudnie spędziłem z Mari. Okazała się bardzo miła. Opowiadała mi co działo się zanim wróciłem. Powoli wszystko układalo się w jedną całość. Przerwaliśmy dopiero kiedy zgłodniałem. Po obiedzie znów trenowałem z Zeke’iem. Szło mi coraz lepiej. Wieczorem położyłem siędo łóżka i natychmiast odpłynąłem do kojącej krainy snów…

26. A czas leci nieubłaganie… I nim się obejrzysz… To co ma się stać… Się stanie…7 marca 2007Przepraszamy, że tak strasznie późno, ale jedna z nas się przeprowadza i do tego jest chora i niestety ma słaby dostęp do kompa. Ale nie będziemy was zanudzać:D – nocia…YOHKażdy dzień wyglądał podobnie. Rano, po śniadaniu trenowałem z Zeke’iem, potem miałem przerwę i obiad. Po południu znów były treningi. Może i był to trochę nudny plan dnia, ale podobało mi się to wszystko. Czułem, że treningi nie idą na marne, że staję się silniejszy. Tak mijały dni, tygodnie, miesiące… Któregoś dnia zapytałem Zeke’a co z Turniejem Szamanów. - Został zawieszony na rok – odpowiedział.- Czemu??- To już IV runda!! Zawieszono turniej by szamani mogli się lepiej przygotować. Jak na razie wszyscy byli żałośni. Król Szamanów musi być silny.Ucichłem. Postanowiłem więcej nie kontynuować tematu i trenować jeszcze więcej, by wygrać. Czułem, że jeśli zdobędę tytuł Króla Szamanów, Zeke będzie mnie uważał za silniejszego. Teraz w czasie przerw wymykałem się do lasu i ćwiczyłem z Mair’em. Mijał czas…Obudziłem się. Było jeszcze wcześnie, więc postanowiłem poleniuchować. Nie chciało mi się wstawać. Przymknąłem oczy. Nagle poczułem, że robi mi się jakoś tak błogo, przyjemnie. Dałem wciągnąćsię w sen…***Stałem w niewielkim pokoiku pełnym słońca. W łóżku z białą pościelą leżała dziewczyna o blond włosach. Spała. Promienie słońca pięknie załamywały się na jej włosach, które wyglądały jak złoty piasek. Spojrzałem na jej twarz. Oczy miała zaczerwienione, a na policzkach słone ślady łez. Kogoś mi przypominała. Powoli i cicho, żeby jej nieobudzić, podszedłem do jej łóżka. Chciałem dotknąć jej ręki, ale nagle otworzyły się drzwi do pokoju. Spojrzałem za siebie. W progu stał Zeke.

- Nie rób tego – powiedział.- Czemu??- Jeśli jej dotkniesz stanie się coś złego. - Nie boję się – zapewniłem go.- Nie mówię, że coś się musi koniecznie stać TOBIE.Cofnąłem rękę.  Bałem się o tą dziewczynę. Czułem, że jeśli jeszcze raz na nią spojrzę, przypomni mi się kim ona jest. Nie zdążyłem…***Poczułem, że ktoś mnie szturcha. Otworzyłem oczy i zobaczyłem buźkę mojego kochanego braciszka:[ - Czemu mnie obudziłeś??!! – krzyknąłem na niego.- Bo mogło stać się coś złego.- CO się mogło stać??!! – krzyczałem dalej, ale Zeke wyszedł z namiotu. - Za 10 minut trening!! – krzyknął.Ze złością ubrałem się i poszedłem szybko coś zjeść. Czemu Zeke nie pozwolił mi dotknąć tej dziewczyny?? Co złego miało się stać?? Ona kogoś mi przypominała ale… KOGO??!! – dręczyły mnie myśli. Postanowiłem spróbować zapytać Zeke’a kto to był. Gdy zjadłem, pobiegłem szybko na trening. Mój brat już tam czekał z kontrolą ducha. Szybko przywołałem Mair’a i wlożyłem go do miecza. - Jeśli dzisiejszy trening dobrze ci pójdzie, mam dla ciebie miłą niespodziankę – powiedział Zeke.- Mogę ją wymienić ją na odpowiedź na moje pytanie??- Nie powiem ci kim była ta dziewczyna.- Skąd wiedziałeś…??- Przypuszczam, że cały czas jesteś na mnie trochę zły przez ten sen, ale uwierz mi – to dla twojego dobra. Chwile staliśmy patrząc na siebie. Wreszcie uległem i powiedziałem.- No dobrze. Zaczynajmy.Na początku dużo atakowałem. Zeke tylko się bronił (choć czasami z trudem:D). W końcu on też zaatakował. Bez problemu odparłem cios. Nazmianę atakowaliśmy i broniliśmy się. Walka trwała bardzo długo i była wyczerpująca. W końcu oboje padliśmy na ziemię z końcówką foryoku. Natychmiast wstałem. Zeke był szybszy o ułamek sekundy i … to zadecydowało. Stałnade mną z mieczem, a ja leżałam bez foryoku. Po chwili cofnął mieczi podał mi rękę. Wstałem i ze smutną miną odwróciłem się. Ruszyłem wstronę namiotów. - Gdzie idziesz, Yoh?? – zapytał Zeke.- Do obozu – przegrałem – odpowiedziałem nie odwracając się. - Ale walka była zadowalająca. Chodź tu.Z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy podszedłem do niego. - A to twoja niespodzianka – powiedział i podał mi mój dzwonek wyroczni. Spojrzałem na ekranik i odczytałem:

- Jamie Bash, Trzy Jeziora, jutro godz. 18.00 – trochę mnie to ździwiło. – Turniej wznowiony?? Minął już rok??Zeke uśmiechnął się.- Tak. Nie zauważyłeś??- Nie… Jakoś tak… szybko zleciało.- Dzisiaj już nie będziesz miał treningu. Odpocznij i przygotuj się do walki – powiedział Zeke i ruszył w stronę obozu.Po chwili poszedlem za nim.ANNAOd czasu, kiedy Yoh zginął minął rok. Każdy dzień był dla mnie jak droga po potłuczonym szkle, przez którą muszę przejść. Starałam się zachowywać normalnie, ale czasami było mi ciężko. Chociaż powiedziałam Pilice, że wyrzuciłam rzeczy Yoh, słuchawki, naszyjnik i koszula leżały pod moją poduszką. Nie mogłam ich wyrzucić. Czasamiw nocy budziłam się i wtulałam twarz w jego koszulę. Zasypiałam. Mijał czas…Obudziłam się i automatycznie spojrzalam na zegarek. Była 5.57. Wstałam, umyłam się i ubralam. Zaczęłam budzić chłopaków. Zajrzałam do pokoju Trey’a.- Trey!! Wstawaj!! Za 5 minut masz być na śniadaniu bo nic nie dostaniesz!!Zerwał się natychmiast.Poszłam do Lena.- Len wstawaj!! Zaraz trening!!Wstał. Weszlam do następnego pokoju.- Morty!! Śniadanie za 5 minut!!- Tak jest Anno!!Gdy budziłam całą resztę, poszłam do mojego pokoju. Usiadłam na parapecie. Już rok… – pomyślałam i spojrzałam na niebo, które tego dnia było… przecudowne.Po chwili zeszlam na śniadanie. Wszyscy siedzieli już przy stole. Morty przybiegł z miseczkami ryżu. Posiłek przebiegał jak zwykle w ciszy i spokoju. Gdy wszyscy zjedli, czekali na zadania.Czy oni nie umieją się domyślić?? Zawsze trzeba im mówić co mają robić?? – pomyślałam.- Trey i Len – trening – 50km biegiem, 1000 brzuszków, pompek i przysiadów i godzię siedzącego psa. Reszta sprząta dom – powiedziałam.- Anno… Muszę iść po ryż… – odezwał się ostrożnie Morty.- Ja pójdę. Daj mi listę zakupów – powiedziałam. Morty wytrzeszczył na mnie oczy.- Właściwie to tylko ryż… – wyjąkał.Odwróciłam się i wyszłam z domu. Dzień był bardzo przyjemny. Świeciło słońce, wiał lekki ciepły wiatr. Właściwie to chciałam się

przewietrzyć. W drodze do sklepu przechodzilam przez wiele miejsc, w których spędzaliśmy czas wszyscy razem. Całą grupą. Teraz została z nas garstka… zaledwie 6 osób. Nie mamy szans nawet przy Wyrzutkach…- pomyślałam.Właśnie przechodziłam przez park. Usiadłam na ławce. Wiatr rozwiał mi włosy. To było takie… przyjemne i orzeźwiające… Zamknęłam oczy.W pewnym momencie poczulam, że ktoś siada obok mnie. Otworzyłam oczyi odwróciłam glowę. Na ławce siedział młody chlopak (może miał 16 – 17 lat) o opadających na twarz jasnych włosach i błękitnych oczach. - Cześć kochanie – powiedział bardzo śmiało (czyt. zbyt śmiało).Już sam ton jego głosu mi się nie podobał.- Po pierwsze: uważaj co mówisz bo to się może dla ciebie źle skończyć, po drugie: nigdy nie mów do mnie kochanie, po trzecie: spadaj – powiedziałam i odwróciłam głowę.Weszłam do jego umysłu i usłyszałam:Mmm… Ostra… Takie są najlepsze… Jak ją zbajerować??Wstałam i trzasnęłam go w twarz. - Po czwarte: nigdy tak nie myśl – odwróciłam się i chciałam odejść,ale złapał mnie za rękę. Wyrwałam mu się, ale on zawołał swoich kolegów. Było ich trzech, może czterech. Blondyn dał im jakiś znak. Pierwszy zamachnął się i uderzył mnie w brzuch. Nie zdążyłam odskoczyć. Potem kolejne ciosy… W brzuch, twarz… Gdy chciałam uciec, jeden z nich łapał mnie i znów bił. W pewnym momencie ktoś kopnął mnie tak mocno, że odleciałam na metr czy dwa. To była moja szansa. Pozbierałam się najszybciej jak mogłami zaczęłam biec (jeśli można to nazwać biegiem…). Chyba dali sobie spokój, bo mnie nie gonili. Po chwili zwolniłam, bo nie miałam siły utrzymać tego tempa. Po kilku minutach, które były dla mnie piekłem,doszłam do domu i stanęłam przed drzwiami…LENTrey kończył jeszcze pompki. Ja wróciłem do domu i poszedłem do mojego pokoju by się przebrać. Nagle zadzwonił mój Dzwonek Wyroczni – Turniej wznowiony. Moja walka miała odbyć się za 2 dni o godz. 14:00. Nagle usłyszałem coś co brzmiało jak ciche pukanie.Trey, ty sieroto… Nie umiesz drzwi otworzyć?? – pomyślałem. Poszedłem na dół. Otworzyłem drzwi a na mnie opadła nieprzytomna Anna. Złapałem ją w ostatniej chwili. Wyglądała jakby ktoś ją pobił albo coś… - Pilica!! Tamara!! – krzyknąłem. – Do pokoju Anny!!Zaniosłem Annę do jej pokoju i położyłem ją na jej łóżku. Chciałem poprawić jej poduszkę i zobaczyłem, że pod nią leżą słuchawki, koszula i naszyjnik Yoh. Postanowiłem nie mówić o tym Pilice. Dziewczyny przybiegły natychmiast. Gdy zobaczyły Annę, pobiegły po apteczkę i opatrzyły ją (oczywiście kazały mi wyjść). 

Co się mogło stać?? – pomyślałem i poszedłem po Trey’a (Śnieżynka nie umie się pozbierać po 1000 pompek:D).27. Znamy się albo nie….8 marca 2007YOHWróciłem do obozu. Jak zwykle nic się nie działo, Mari trenowała z innymi, a Zeke gdzieś zniknął. Często mu się to zdarzało. Już zapomniałam jak to jest brać udział w Turnieju. Minęło tyle czasu, teraz byłem silniejszy, bardziej pewny siebie. Resztę dnia przesiedziałem przy ognisku w ciszy, przynajmniej do mometu kiedy doszła do mnie Mari.- Yoh, coś ty taki milczący? Stało się coś? – zapytała.- Wszystko jest w porządku. Jutro mam walkę. Turniej znów się zaczął– spojrzałam w niebo. – Trochę się denerwuję. Co jeśli nie dam rady?Jeśli ten chłopak mnie pokona?- Ciebie? Dobre żarty. Widziałam jak walczysz z Zeke’iem. Prawie go pokonałeś, a Zeke jest naprawdę silnym szamanem.- Dzięki – uśmiechnąłam się do niej.- Tylko nie siedź tu długo, musisz się wyspać, a poranny trening dobrze ci zrobi – powiedziała wstając.- Pewnie masz rację. Zaraz pójdę do siebie – nagle zaburczało mi w brzuchu. – Ale najpierw muszę coś zjeść – usmiechnąłam się.Odwzajemniła uśmiech i poszła do siebie. Patrzyłam za nią. Zmieniła się, tak samo jak ja i reszta obozu. Wyrosła, spoważniała, stała sięsilniejsza, a do tego jeszcze wypiękniała. Jej włosy były dłuższe i…jak to ująć? Miała bardziej kobiece kształty. U mnie nie zmienił siemój charakter. Także wyrosłem i trochę spoważniałem, ale nie bardzo.Lubiłem swój charakter. Znalazłem coś do jedzenia i jeszcze chwilę posiedziałem. Nie miałem co robić, nie chciało mi się spać. Zaczynało się ściemniać, powoli poszedłem do swojego namiotu. Położyłem się do łóżku i myślałem. Dwa dręczące mnie tematy: Turnieji ta dziewczyna. Była taka ładna, a jednocześnie taka smutna. Co życie może zrobić z człowiekiem. Jednak wiedziałem, że skądś ją znami, że byliśmy ze sobą blisko. Leżałem tak i rozmyślałem, zaplanowałem sobie wszystkie moje uderzenia na jutrzejsza walkę. Byłem prawie pewny, że wygram, prawie… Zasnąłem. Tej nocy znów śniłami się ta dziewczyna, ale tym razem wyglądało to zupełnie inaczej. Siedziała skulona nad jeziorem, widać było, że płacze . Była zupełnie sama. Głowę trzymała zakryną rękami i opierała ją o kolana.Tym razem tez nie mogłem zobaczyć jej twarzy, a coś mi mówiło, że jak tylko to się stanie będę wiedział kim ona jest i skąd ją znam. Po chwili wstała, ale miała spuszczoną głowę, poszła w stronę mostku. Zatrzymała się na nim i zaczęła coś mówić, usłyszałaem tylkopojedyńcze słowa.- …Obiecałeś… Przyjaźń… Miłość… nie skończy… Zniknąłeś… Mam robić… Gdzie szukać… Yoh… Gdzie mam cię szukać…

Obudziłem się. Znała moje imię, znała mnie. Chyba coś jej obiecałem,użyła słów przyjaźń i miłość, więc jednak coś między nami było. Ale ja wciąż nie wiem kim ona jest. Byłem zdenerwowany. Dlaczego Zeke nic mi o niej nie powiedział, dlaczego trzymał to w tajemnicy? Musiałem się go zapytać. Poszedłam do jego namiotu. Jak zwykle nikogo w nim nie było. Biegałem i szukałam go po całym obozie. Dopiero pod koniec dowiedziałem się, że wcześnie rano zniknął. Wiedziałem jednk, że napewno w jakiś cudowny sposób się dowie o tym,że nie trenowałem przed walką. Nie było innego wyjścia, zjadłem jakies marne śniadanie i poszedłem nad wodospad. Coś ciągnęło mnie do tego miejsca, było takie… tajemnicze, a jednocześnie znajome. Zawsze jak tylko mogłem wyznaczyć miejsce treningu, wybierałem właśnie to. Pobiegałem chwilę do okoła  jeziora, zrobiłem trochę pompek i  brzuszkówi,  ina tym skończył się mój wyczerpujący trening.  Wrócilem do obozu i usiadłem obok namiotu. Co można tu robić? Do walki zostało mi kilka godzin, co ja mam robić? Postanowiłam wykorzystać nieobecność mojego brata i wyrwać się na miasto. Nikt nie zauważył, że zniknąłem. Powłóczyłam się trochę po sklepach, coś ciągnęło mnie na cmentarz. Znajdował się ona na wzgórzu i widać byłowielkie drzewo. Stało samotne i bez liści. Już chciałem tam wejść i połazić, poprzyglądać się temu wszystkiemu… ale przeraziłem się – była już godzina 17:50, a do miejsca walki był kawałek. Tak szybko jak teraz, nigdy jeszcze nie biegłem. Na szczęście zdążyłem w samą porę, na polanie stał wysoki blondyn. Sędziego jeszcze nie było więcwalka jeszcze się nie zaczęła. Uśmiechnąłem się do niego, ale on nadal stał z grymasem na twarzy.- Cześć jestem Yoh, a ty to Jamie?? – zapytałem.- Zgadza się. Mam nadzieję, że przygotowałeś się na przegraną.Ten tekst zbił mnie z nóg. Ten koleś był za bardzo pewny siebie, musiałem mu pokazać, że tym razem nie ma racji.- Jestem tak samo przygotowany jak ty, czyli nie przyjmuję jej do wiadomości. Staliśmy w milczeniu. Nagle obok nas pojawił się jeden z członków Rady Szamanów. - Szmani. Czas rozpocząć waszą walkę. Czy jesteście gotowi? – popatrzył w moją stronę, stałem już z kontrolą ducha tak samo jak mój przeciwnik – W takim razie walczcie.Nie czekałem długo, od razu pobiegłem w stronę tego chłopaka. Musiałem mu pokazać kto jest lepszy. Zaatakowałem szybko i celnie. Moje uderzenie pozbawiło go broni, ale wciąż miał kontrolę ducha. Ponowiłem atak, nie dawałem mu czasu na kontratak na mnie. Był silny, ale to nie wystarcza. Po 30 minutach leżał ma ziemi nie mającforyoku. Wygrałem. Byłem z siebie zadowolony. Spojrzałem jeszcze ostatni raz na chłopaka i wycofałem się. Z rękami w kieszeniach wracałem do obozu przez las. Wiedziałem, że teraz będzie już coraz

trudniej, zostali tylko najsilniejsi, ale ja muszę wygrać. Po prostumuszę.ANNALeżałam na łóżku ze łzami w oczach. Nie dość, że Yoh nie daje znaku życia to jeszcze to wczorajsze zdarzenie. Nie mogłam powstrzymać łez. Czułam się już lepiej, byłam trochę poobijana, ale mogłam się ruszać choć najchętniej leżałam i myślałam, wspominałam. Wspominałamwszystkie chwile spędzone z Yoh nawet te, kiedy byliśmy dziećmi. Było już grubo po 10:00 więc postanowiłam zejść na dół i coś zjeść. Całą naszą paczkę spotkałam w  salonie, cichutko siedzieli i oglądali jakiś film.- No tak. Ja poleżę trochę dłużej w łózku a wy już się obijacie. Chłopcy podwójny trening, wiecie ile czego.- Anno, naprawdę musimy?? – zapytał Trey.- A chcecie być silnymi szamanami i spróbować pokonać Zeke’a? Tak? To już na trening i bez marudzenia.Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę i wzięłam coś do picia. Chłopcy grzecznie poszli na trening, a dziewczyny chyba znów poszły na zakupy. Wróciłam do swojego pokoju położyłam się na łózku z zamirem czytania książki, ale coś uwierało mnie w głowę. Sięgnęłam pod poduszkę i wyjęłam z tamtąd rzeczy Yoh. Teraz juz nie mogłam niczrobić, został mi tylko płacz. Nie wierzyłam, nie chciałam uwierzyć,że jego nie ma, że jego nie ma przy mnie. Usłyszałam głos dziewczyn,pewnie wróciły z miasta. Poszłam do łazienki, schowałam rzeczy Yoh izeszłam do nich.- Kupiłyście sobie coś fajnego? – zapytałam.- Nie tylko sobie. Anno zobacz, to dla ciebie – Jun dała mi do ręki wielką torbę. Wzięłam nią i zobaczyłam, że jest pełna ubrań i dodatków.- Dzięki, ale… no, nie wiem co powiedzieć. Dzięki.- Nic nie mów tylko idź do siebie i to rozpakuj, jak cos będzie za duże to oddamy. A obiad będzie na 30 minut.- Napewno zejdę.Pobiegłam do siebie i zaczęłam przymierzać wszystko po kolei. Ciuchybyły przepiekne i bardzo wygodne. Ubrałam się w czarny jeansy i założyłam do tego niebieską bluzkę. - Anno! Obiad! – usłyszałam głos Tamary.Zeszłam na dół w moich nowych ubraniach i z uśmiechem na twarzy. Wszyscy siedzieli w kuchni przy stole i jedli, dosiadłam się.- Anno, wyglądasz bosko – powiedział Trey z pełną buzią jedzenia.- Dzięki, zrobiliście wszystkie ćwiczenia?- Jasne. Ale możemy mieć dzisiaj już wolne? W telewizji leci fajny film, a poza tym…- Możecie zostać – weszłam mu w słowo.- Naprawdę?- Tak. JA pójdę na spacer. Może potem dołączę do was. 

Skończyłam jeść i poszłam na dwór. Najpierw przeszłam koło jeziora, ale szybko z tamtąd uciekłam. To miejsce, zresztą jak cała reszta, za bardzo mi go przypominają. Przecież to tu razem przychodziliśmy, tutaj rozmawialiśmy i spędzaliśmy wspaniałe chwile. Nie mogłam o tymzapomnieć. Zaczęło się ściemniać, a ja siedziałam między Trzema Jeziorami. Nagle usłyszałam odgłosy walki i wyczułam jakieś duchy. Poszłam w tamtą stronę, ale nikogo nie było. Powoli wracałam, ale coś przykuło mój wzrok. Te włosy, ten styl chodzenia. Tak podobny, ale czy to możliwe żeby to był on? Postanowiłam to sprawdzić. Nadzieje znów zapoanowała w moim sercu. Zaczęłam bieć w stronę tego chłopaka. Nie słyszał mnie, ale i ja nie mogłam już do niego podejśc. Ktoś mi w tym przeszkodził. Coś się stało, straciłam przytoność. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam, był wieli Duch Ognia. Uśmiechnęłam się, już wiedziałam, że trzeba wierzyć…

28. Od tego wszystko się zaczęło…24 marca 2007ANNAObudziłam się. Wciąż leżałam w parku, ale teraz było już cimno. Nie było tu już ani Zeke’a ani tego chłopaka. Wiedziałam jedno, on żyje.ON NAPRAWDE ŻYJE!!!!!!!!!!!! Potrafiłam myśleć tylko o tym. Ale… skoro żyje dlaczego nie wrócił? Czyżyby był teraz z Zeke’iem? Nie to nie może być prawda, Yoh by tego nie zrobił. A może to nie był on? Ale jeśli to nie on, to dlaczego Zeke nie chciał bym do niego podeszła? To wszystko jest takie zagmatwane. On żyje i KONIEC.  Wstałam i powoli poszłam w stronę domu. Droga strasznie mi się dłużyła, szłam i szłam i nie mogłam dojść. Zaczynało się robić naprawdę zimno, a ja miałam na sobie tylko jeansowe rybaczki i czarną bluzkę na ramiączkach. Cały czas myślałam o Yoh. Z tych rozmyślań wyrwał mnie krzyk mojego przyjaciela, dobiegał zza moich pleców. - Anno!! Nareszcie cię znalazłem, wszyscy cię szukamy od paru ładnych godzin. Co się z tobą działo?Stał za mną, nie musiałam się odwracać, dobrze wiedziałam kto to mówi. Ten głos był mi tak dobrze znany i chociaż nie byliśmy najlepszymi przyajciółmi cieszyłam się, że jest teraz ze mną. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy, nie mogłam tego powstrzymać. Nie wiedziałam nawet z jakiego poodu płaczę. Odwróciłam się i mocno do niego przytuliłam. Moja głowa wylądowała na jego klacie. Tak zmienił się przez ten rok, zresztą nie tylko on. Wszyscy wyrośli. Tamara już nie jest taka nieśmiała, Pilica nie przejmuje się tak jużswoim bratem, a chłopcy… chłopcy stali się bardziej mężni i rozsądni, co nie oznacza, że przestali się kłócić. Poprostu wiedzą kiedy przestać, nie mówiąc o tym, że już kręci sie koło nich mnóstwodziewczyn:D Chyba zakoczyło go moje zachowanie, bo na początku nie

odwzajemnił mojego uścisku. Dopiero po chwili poczułam jego ręke na moich plecach. Podniosłam głowę i spojrzałam na jego twarz, a dokładniej w jego oczy. Stał tam taki nieśmiały i zarumieniony, dopiero teraz zrozumiałam co zrobiłam, ale nie chciałam się odsunąć.Czułam się tak bezpieczna.- To powiesz mi co sie stało? Martwiliśmy się o ciebie. - Nic się nie stało. Miałam niemiłe spotkanie z Zeke’iem, ale jak widać nic mi się nie stało – uśmiechnęłam sie przez łzy. Zastanawiałam się czy powiedzieć im o tym, że chyba widziałam Yoh, ale po zastanowieniu doszłam do wniosku, że nie warto robić im złudnych nadziei. Odsunęłam sie od niego i odwróciłam wzrok. Nagle poczułam, że obejmuje mnie ramieniem. Usmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił uśmiech. Nie mogłam trafić na lepszych przyjaciół. Rozumielismy się bez słów, on wiedział, że nie mam ochoty na razmowyi zwierzenia. W ciszy wróciliśmy do domu. Nie było już ani tak ciemno ani tak zimno jak wcześniej.  Dzrwi otworzyła nam Pilica, ale na początku mnie nie zauważyła. Skulona stałam pod ramieniem…- TREY!! Gdzie ty byłeś tak długo? Juz mieliśmy i ciebie szukać, mieliśy się spotkać w domu dwie godziny temu!! – wydarła sie na niego Pilica.- Ty to jednak jesteś głupia, siostra – powiedział z usmiechem. – Kogoś przyprowadziłem – odsunął się i teraz ja byłam na pierwszym planie.- Cześć – powiedziałam. Zapadła chwila milczenia, ale niestety nie na długo.- Anna? Anna!!!!!!!!!!!!!! To naprawde ty? – rzuciła się na mnie, prawie mnie wywracając. – Chodźcie tu wszyscy, Anna jest w domu!!- Spokojnie, nie było mnie raptem pare godzin, a tu taka checa. - Martwilismy się o ciebie, nie odzywałaś się ani nic. A zresztą, ważne, że jesteś w domu. Teraz już siedzieliśmy w salonie przy kubku herbaty. - Gdzie ty byłaś?? – zaczęła natychmiast Pilica.- W parku – odpowiedziałam. - Tylko mi nie mów, że tyle godzin siedziałaś na ławce!!- Nie… spacerowałam – popatrzyłam znacząco na Trey’a. - Znalazłem Annę koło… oczka wodnego w parku – powiedział. Odetchnęłam w duchu. - Jestem trochę zmęczona… pójdę do siebie – powiedziałam i skierowalam się do mojego pokoju. Gdy znalazłam się sama w swoim pokoju, wróciły obrazy dzisiejszego dnia. Czy to był Yoh?? Ale dlaczego Zeke nie pozwolił mi do niego podejść?? Czy to możliwe, że… nie. To niemożliwe. Po prostu tak NIE MOŻE być!! Podeszłam do okna i spojrzałam w gwiazdy. Nagle usłyszalam ciche pukanie.- To ja. Trey. Mogę wejść? – usłyszałam zza drzwi. 

- Jasne, wchodź. Drzwi delikatnie się uchyliły i do pokoju wszedł mój niebieskowłosy przyjaciel. - Co się stało, że tak szybko wyszłaś? Źle się czujesz?- Nie, wszystko jest ok, ale… tak jakoś dziwnie się czuję.  - Anno przecież wiesz, że na mnie możesz polegać.- Wiem. Jak chcesz wiedzieć to lepiej usiądź, to może trochę potrwać.Z uśmiechem zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. - No to opowiadaj, co się działo dzisiajszego dnia?- Na początku chcę ci podziekować, że nie powiedziałeś reszcie, że spotkałam Zeke’a.- Nie ma za co. Widziałem twój wzrok, powiedział mi o tym aż za dużo. - Tak czy siak dzieki. A teraz co do tego co się wydarzyło…Opowiedziałam mu całą historię. Gdzie łaziłam, o tym że wyczułam duchy i… że zobaczyłam Yoh. Jego mina była nie do określenia, gdy dokonczyłam swój wywód. Siedział i milczał.- Powiesz coś? – zapytałam.- Kiedy ja nie wiem co. Jestes pewna że to był Yoh? - Tak, no prawie tak.- Nawet jeśli, to dlaczego do nas nie wrócił? Dlaczego nie dawał znaku życia przez rok? Nie obchodzimy go? Nie rozumiem tego.- Ja też tego nie rozumiem. Myślałam, że mu na nas zależy. - Napewno mu zależy – podszedł do mnie i przytulił. – Nie mów ani nie myśl, że jest inaczej.Tak bardzo się cieszyłam, że mam takiego przyajciela, bez niego byłoby tak ciężko. Potem rozmawialiśmy jeszcze długo na różne tematy. Nie wiem która była godzina kiedy poszłam spać. Byłam pewna tylko jednej rzeczy. Tej nocy nie byłam sama, nie groziły mi żadne koszmary.Obudziłam się o wschodzie słońca. Byłam wypoczeta i szczęśliwa. Treyjeszcze spał, co prawda ja wylądowałam w jego ramionach, ale co tam.Nie pozwoliłam mu dłużej spać, zepchnęłam go z łóżka. - Co się dzieje? Anno, nic ci nie jest? – zapytał wystraszony.Połozyłam się w poprzek łóżka i smiałam się z niego.- Wystarczy powiedzieć cześć, albo coś w tym stylu. - W takim razie cześć!- No, to rozumiem, a teraz spadaj do siebie i przygotuj się na trening.- A…- Tak, tak przed treningiem śniadanie. Przecież wam to obiecałam, ale musisz obudzić kogoś kto to śniadanie zrobi.- To nie powinien być większy problem:DWyszedł. Przebrałam się w moje ulubione jeansy i bluzkę z kaputrem iz krótkim rekawniem w kolorze czerwonym. Uczesałams się,

odświerzyłam i zeszłam na dół. Śniadanie stało już na stole i czekało. Byłam jedną z pierwszych osób które usiadły do stołu. Poza mną był tu tylko Len, a Tamara robiła coś w kuchni. - Len dzisiaj twoja walka, tak? – zapytałam ze spokojem na ustach.- Tak, o 14. Idziecie ze mną?- Ja na pewno, zawsze chodzę. A ty Tamaro idziesz z nami?- Z chęcią – w tym momencie weszła do kuchni z tacą pełną jedzenia. -  Macie, a ja pójdę po resztę.Poszła na górę, a wzrok Lena powędrował za nią.- Powiesz jej czy nie? – znów ja zadałam pytanie nawet się na niego nie patrząc.- Nie wiem o czym mówisz – otrząsnął się i zaczął nakładać sobie jedzenie.- Ślepy by zauważył, że jesteś w niej zakochany.- Nadal nie wiem o czym mówisz.- Len, nie udawaj.  Możesz mieć każdą dziewczynę z tego miasta, jeszcze rzadna nie odmówiła jak ją gdzieś zaprosiłeś,  ale ty wciąż gapisz się na Tamarę.- Przecież to ona ze mną zerwała. I wcale nie mogę mieć wszystkich wtym mieście.- Pokaż mi jedną, a skrócę ci trening. Oczywiście nie liczę Tamary.- Powiedzieć ci? Jedna z nich siedzi właśnie przede mną. Wiesz taka blondynka.Zaruminiłam się. Len miał rację, chociaż jeszcze nigdy mnie nigdzie nie zapraszał. Wiecie tak na osobności. Postanowiłam to wykorzystać,jasne było, że nigdy nie będziemy razem, ale… czemu to ja mam przegrać?- Nigdy mnie nigdzie nie zapraszałeś. Więc czekan na odpowiedź, no chyba że chcesz podwójny trening, zrozumiem to.- Masz rację, nigdy cię nigdzie nie zapraszałem. A Pilica, zapraszałem ją i co?- No dobra, zgadzam się. Chociaż była wtedy na ciebie obrażona, to jednka odmówiła pójścia do kina. Wygrałeś, masz mniejszy trening. Uśmiechnął się zadowolony z siebie. Po chwili dołączyła do nas reszta domowników, z apetytem zjedliśmy śniadanie i poszliśmy do salonu, a przynajmniej dziewczyny.- Chłopaki dzisiaj macie skrócony trening, podziękujcie Lenowi. A więc tak: 150 kilometrów, 600 brzuszków i powiedzmy 359 pompek, psa wam daruję.- Ale miał być skrócony – marudził Trey.- No przecież jest. Mieliście mieć dzisiaj dużo więcej ćwiczeń. A teraz szybko, bo Len ma o 14 walkę, a chyba musicie coś zjeść. Chłopcy poszli biegać, a ja z dziewczynami oglądałeśmy telenowele. Ostatnio wprowadzili nawet nowy program  do telewizji kablowej: Telenowel 24. Chyba mój ulubiony. Śmiałyśmy się podczas tego oglądania lub zadawałyśmy sobie pytanie „z księżyca” wzięte. Tak

spędziłyśmy ten dzień, przynajmniej do godziny 13, kiedy wrócili chłopcy.- No to szybko coś zjedźcie i idziemy na walkę. Kto idzie? – powiedziałam.Zgłosiła się Tamara i Trey. Pilica została z Lysergiem w domu.  Chłpcy poszli coś przegryźć, a ja wróciłam na chwilę do pokoju. Wzięłam ze sobą moje korale i zeszłam na dół. Wyszliśmy.Droga na miejsce walki minęła nam szybko, było to na wielkiej polanie. Przypominała troche ta gdzie Len walczył z Yoh podczas pierwszej rudny. Brakowało tylko przeciwnika. Usiedliśmy w cieniu i czekaliśmy. Nie mineło 10 minut, a na polanę przyszła dziewczyna zresztą bardzo ładna. Średniego wzrostu brunetka z włosami do połowypleców, były one lekko falowane. Do tego miała cudne niebieskie oczy. Jedny słowem była ładna, ale na Lenie nie zrobiła większego wrażenia, na Trey’u… lekkie. Wstaliśmy i podeszliśmy do niej.- Nazywam się Len, a ty to…?- Raven. Widzę że masz pomocników. Przydadzą się, ktoś przecież musicię obudzić po dość mocnym upadku na ziemię – uśmiechnęła się szyderczo.- Wiesz co, to ja tobie współczuje bo to ciebie nie będzie miał kto zanosić do domu, laleczko – powiedzialam. – Czyżbyś nie miała przyjaciół? A może ci są nie potrzebni? Tak czy siak szkoda, że kogoś nie przyprowadziłaś.- Czyżby dziewczyna? Zazdrosna jesteś blondi? Przy twoim wyglądzie też bym była.To mnie wkurzyło, moi przyjaciele wiedzieli, że teraz to już jest jej koniec. Byłam bliska uderzenia jej, ale powstrzymałam się.- Posłuchaj mnie teraz uważnie – mówiłam ze spokojem i uśmiechem. – Jeśli Len da ci jakieś szanse, chociaż wątpię w to widząc twoje foryoku, to obiecuję ci, że nie wrócisz do domu o własnych siłach. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale chyba odesłanie twojego ducha nie będzie złym pomysłem, co? – teraz ja się do niej uśmiechnęłam. –I małe sprostowanie, nie jestem dziewczyną Lena. I nie mów do mnie blondi w szególności, że jesteś na takim obcasie i do tego jeszcze jesteś niższa ode mnie.Odwróciłam się i spowrotem usiadłam pod drzewem. Dziewczyna była lekko zdezorientowana. Może nie zrozumiała niektórych moich słów. Szkoda, starałam się mówić w dośc prostym języku. Nawet nie zauważyłam kiedy dosiedzli się do mnie Trey i Tamara. Chyba się mnietrochę wystraszyli bo nic nie mówili. Postanowiłam trochę pomóc Lenowi, chociaż nie miał szans przegrać, nie po moich treningach. Nawiązałam z nim umysłowy kontakt.- Len słyszysz mnie? – zapytałam.- Anna? Co ty robisz?- Pomagam ci. Słuchaj mnie wczasie walki, tak z boku wszystko lepiejwidać.

- Ale czy to jest fair? - Nawet jeśli nie, to nic mnie to nie obchodzi. Zdenerwowała mnie.- No dobra. To ja czekam na wskazówki.Zaraz po naszej wymianie zdań na polanie pojawił się sędzia, Silva. - Szmani, czas zacząć walkę. Przygotujcie się. Walczcie!!!Walka się zaczęła. Dziewczyna była szybka, ale ja widziałam każdy jej ruch przed Lenem. Ciągle mówiłam mu, że ma się obrucić lub uchylić. Walka nie była długa, tak jak przewidziałam Raven nie miaładużo foryoku, pewnie nie trenowała. Silva ogłosił koniec walki i zniknął. Ja podeszłam do Raven leżącej z wykrzywioną miną na trawie. - I co, przyjaciele są tacy źli? Ale nie bój się nie będą ci potzrebni, nie jesteś aż tak ranna. Posiedź chwilę i zaraz poczujeszsie lepiej, masz moje słowo. - Skąd on wiedział skąd nadejdzie cios? Zawsze byłam najszybsza.- Po pierwsze dobry trening, po drugie dobrzy przyjaciele. Odeszłam i dogoniłam przyjaciół. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do sklepu i kupiliśmy pizze i hamburgery. Chcieliśmy zrobić ucztę za to, że Len wszedł do półfinałów. Widok jaki zastaliśmy w domu był… no nieco nieprzewidywalny. Pilica i Lyserg całowali się w salonie, na kanapie. Najlepszą minę miał wtedy Ttrey. Otworzył usta i wyszczerzył oczy. Wyglądało to komiecznie. Pierwszy zaczął się śmiaćLen, oczywiście z Trey’a a nie z nowej pary. Oczywiście oni to usłyszeli i spojrzeli na nas. Natychmist się zaczerwienili. Nikt o tym nie mówił, pokazaliśmy im tylko zakupy i Pilica z Tamarą poszły do kuchni przygotować jeszcze coś do picia. Ja zostałam z chłopakamiw salonie. Lyserg nie był w ogóle skrępowany faktem, że został przyłapany na całowaniu się.- Nie mogę w to uwierzyć, moja młodsza siostra ma chłopaka, a ja niemam dziewczyny – załamywał sie Trey z usmiechem na twarzy.- Widać się nie starasz – powiedział Len.- Ja się nie staram. Kto to mówi? Może nie wiesz, ale ty też nie masz dziewczyny. Tyle, że ty jesteś głupi, bo wystarczy, że wyjdziesz na spacer a zdobędziesz 10 telefonów. Tyle że wszystkie lądują w koszu.- Widać Len czeka na tą jedyną miłośc. Jedną na całe życie, co Len? – teraz i ja wkroczyłam do akcji.- Wiesz Anno, jakbyś zgadła. - No widzisz.- Co nie zmienia faktu, że ty też nie masz chłopaka – dołączył sie Lyserg.- Wiesz w pewnym sensie mam, przecież nie zerwałam z Yoh. Zresztą jakos jeszcze nikogo innego nie spotkałam.- A my to co? – zapytał Trey.- Was to chyba znam za dobrze. Wiem o was wszystko – pokazałam Trey’owi język.

- Wszystko? Jesteś tego pewna?- Tak i nie bój się, pamiętam, że masz jutro urodziny.- Skąd o tym wiedziałaś? – nie mógł w to uwierzyć. - Mówiłam przecież, że znam was za dobrze.W tej samej chwili do pokoju weszły dziewczyny z tacami. Zaczęła sięmała imprezka. Jedliśmy, gadaliśmy, nawet tańczyliśmy. Skończyliśmy o godzinie 23. Zasnęłam błyskawicznie. Jutro też miała się odbyć impreza, tym razem urodzinowa. Mój prezent leżał bezpiecznie ukryty w szafie. Byłam pewna, że Trey’owi sie spodoba.Tym razem spałam bardzo długo. Może nie tyle co spałam, ale leżałam.Nie chciało mi się wstawać. Leżałam, marzyłam, wyobrażałam sobie. Co? Sama tego nie wiem, chyba wszystkiego po trochu. Byłam ciekawa kto będzie przeciwnikimem Lena w finale, byłam pewna, że pokona półfinalistę. Po moich treningach. Wreszcie zebrałam się do wstania.Ubrałam się w czarną spódniczkę i białą bluzkę. Śniadanie stało na stole, ale tylko dla mnie cała reszta już zjadła. Trey był strasznieprzejety urodzinami. Mieliśmy zaplanowany cały dzień. Za godzinę wychodziliśmy do kina, potem na jakiegoś dobrego klubu, a potem zostaje jeszcze dom i… prezenty. W sali kinowej byliśmy sami, Len wykupił wszystkie miejsca żebyśmy nikomu nie przeszkadzali. W klubiebyło swietnie, wytańczyliśmy sie jak nigdy. W domu… jak to w domu, zaczęło sie od prezentów. Jak tylko dałam Trey’owi prezent ode mnie poszłam do kuchni przygotować tort. Chyba sie ucieszył bo usłyszałamtylko:- Wielkie dzięki Anno!!!!! Zjedliśmy tort i jeszcze trochę potańczyliśmy. Zabawę przerwał tylkopisklywy dźwięk Dzwonka Wyroczni. Len prezczytał nam jego teść: Jutro o 20 masz półfinałową walkę. Miejsce: Straszne Wzgórze. Zaraz po tym wróciliśmy do zabawy. Posprzątaliśmy i szliśmy spać. Byłam wykończona. Tuż przy moich drzwiach trafiłam jeszcze na Trey’a. Stałpod moim pokojem w swojej piżamie i czekał na mnie.- Jeszcze nie śpisz? – zapytałam.- Chce ci jeszcze r az podziekować za prezent i za świetną imprezę. Wiem, że maczałaś w tym wszystikm palce.- Nie masz za co dziekować, w końcu to twoje urodziny.- Ale obiecaj mi coś.- Słucham.- Jak tylko spadnie śnieg, nauczę cię jeździć na snowboardzie.- Skoro muisz. Ze sportów zimowych chyba najlepsza jestm z jazdy na łyżwach, narty miałam na sobie chyba z 4 razy.- Tym lepiej dla ciebie. Zobaczysz to fajne, a teraz dobranoc.Poszedł do siebie, a ja do siebie. Położyłam i jeszcze zdążyłam się pożegnać z Amidamru i zasnęłam. Śniła mi się walka Lena. Tylko czemuwalczył z nim Yoh? To tylko sen.

Następnego dnia, do czasu walki nie robiliśmy nic. Większość, łącznie ze mną, nie przebrała się nawet w normalne ubrania, chodziliśmy po domu w piżamach i oglądaliśmy telewizję. Dopiero wieczorem zebraliśmy się i poszlismy na walkę. Straszne Wzgórze, tyle wspomnień. Tym razem Len miał nas jeszcze więcej przy sobie, nie tylko cały nasz dom, ale i Morty’iego. Ta walka była już trudniejsza niz poprzednia. Jego przeciwnik, Josh, dobrze wiedział jakich ciosów nie stosować, a jakie tak. Niestety nie udało mu się wygrać – chwila nieuwagi. Zagapił się na Tamarę i w tym momencie dostał w bok od Lena. To wystarczyło. Len był w finale!! Tylko to sie teraz liczyło. Musieliśmy tylko czekać na wiadomośc na Dzwonku Wyroczni. Tym razem nie świętowaliśmy. Wszyscy byli za bardzo zmęczeni, na cokolwiek. Od razu poszliśmy spać. Nawet nie zdołaliśmydość do swoich pokoi, zasneliśmy w salonie na kanapie, oczywiście nie wszyscy na jednej. Nawet nie wiedzieliśmy, jak nasze całe zycie zmieni się przez ten tydzień. Cóż, wszystko miało się wyjaśnić.YOHDo obozu wróciłem wieczorem. Przy ognisku siedziała tylko Mari. Podszedłem do niej, chciałem porozmawiać. Ostatnio dziwnie się czuję, bardzo często boli mnie głowa i ciągle prześladuje mnie ta dziewczyna ze snu. Często mi się wydaje, że ją widze, ale to tylko złudzenie. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Chciałem ją spotkać, porozmawiać, dowiedzieć się skąd ona mnie zna. Siedzielismy w ciszy.Chyba żadne z nas nie wiedziało jak zacząć tą rozmowę, na szczęście Mari odezwała się pierwsza.- I… jak ci poszła walka? – zapytała.- Dobrze. Teraz jeszcze tylko półfinały i walka o wszystko.- Napewno zostaniesz Królem Szamanów. Nie ma lepszego od ciebie.- Mój brat.- Ale on nie bierze udziału, zresztą i tak wiem że wygrasz – uśmiechnęła się do mnie.- Dzięki że we mnie wierzysz, ale… ja sam nie wiem czy chcę być Krółem Szamanów.- Co ty mówisz? Każdy chce nim być, a ty jesteś do tego stworzony.- Ale co ja będę robił jako Król Szamanów?- Prowadził szczęśliwe życie ze swoją królową – tu spojrzała na mniedziwnym wzrokiem.Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć, nie miałem na oku żadnej kandydatki na królową. Ale ma rację jeśli chcę zostać Królem muszę mieć Królową.- Na razie jeszcze nie myślę o Królowej, najpierw trzeba wygrać – zaśmiałem się.- Ty na pewno wygrasz, już ci to mówiłam.- A może się gdzieś przejdziemy? – zaproponowałem – Jest taki ładny wieczór.- Chętnie.

Poszliśmy nad wodopsad. Jeszcze trochę rozmawialiśmy, ale skończyło się na tym, że siedzieliśmy nad jeziorem i słuchaliśmy wodospadu. Mari przybliżyła się do mnie i… pocałowała mnie w usta. Na początku nie wieddziałem co mam robić, dopiero po chwili oddałem jej pocałunek. Podobała mi się, Mari była bardzo ładna, ale… Nie wiem comam o tym myśleć. Nagle coś sobie uświadomiłem.- Nie mogę ta blondynka… przecież ona mnie zna i chyba jeste we mnie zakochana – myślałem.Szybko odskoczyłem od Mari. Nie mogłem, musiałem się dowiedzieć o cochodziło tej dziewczynie ze snu.- Mari nie powinniśmy, ja cię bardzo lubię, ale… ta blondynka ze snu– powiedziałem nie patrząc jej w oczy.- Jaka blondynka? Jeszcze sobie tego nie przypomniałeś? – zapytała.- Niby co miałem sobie przypomnieć? - Zanim straciłeś pamięć, byliśmy parą. Zeke powiedział mi żebym ci tego nie mówiła, że pewnie sam sobie przypomnisz. Myślałam, że to już ten czas.- Ja nic takiego nie pamiętam, a ta dziewczyna ze snu, ona mówiła żeobiecałem jej miłość. Teraz to ja już nic nie rozumiem.- Yoh przecież ja też jestem blondynką.- Ale ty wyglądasz inaczej. Jesteś bardzo ładna, ale… nie wydaje mi się żeby to miało wyjść. Przepraszam.- Czyli nie ma nadziei? Trudno. Teraz wybacz, ja wracam do namiotu.Wstała i pobiegła do siebie. Nie wiedziałem o co tu chodzi. Wychodzina to, że mam słabość do blondynek. Ale ta ze snu, była taka… taka bliższa mi. Wydawało mi się, że wie o mnie wszystko. Zresztą tęskniłem za nią, każdej nocy chciałem żeby mi się przyśniła, chciałem na nią popatrzeć. Wróciłem do namiotu i położyłem się. - Mistrzu, czy wszystko wporządku? – zapytał mnie Mair.- Tak. I prosiłem cię żebyś mówił do mnie po imieniu, prawda?- Tak, przepraszam Yoh.- No, tak lepiej. Nic się nie stało, rozmawiałem trochę z Mari.- Ale dlaczego ona wróciła cała zapłakana?- To dość dziwna sprawa. Ja sam się w tym gubię. Czy mamy jutro jakieś walki?- Nie, mi… Yoh. Mistrz Zeke odwołał nawet poranny trening.- Naprawdę? Więc nie budź mnie rano, nareszcie się wyśpię. Dobranoc,Mair.- Dobranoc.I zniknął. Zasnąłem. Znów śniła mi się blondynka, tym razem była wesoła, śmiała się, ale wciąż nie mogłem zobaczyć jej twarzy. Właśnie gdy obracała się do mnie, obudziłem się. Czemu właśnie teraz musiałem się obudzić? NIe ma to jak wyczucie chwili…Wstałem, ubrałem się i poszedłem coś zjeść. Tym razem przy ognisku siedział Zeke.- Cześć mistrzu Zeke – powiedziałem z uśmiechem.

- Witaj Yoh. Jak ci poszła walka?- Dobrze. Nie była trudna. Jak zwykle.- A wiesz coś o nastepnej połfinałowej walce?- Jeszcze nie.I w tym momenice zadzwonił mój Dzwonek Wyroczni: twoja walka półfinałowa odbedzie się jutro o godzinie 6 w Lesie 10 Duchów. Wielka Rada Szamanów.- Teraz już coś o niej wiem. Jutro o 6 w naszym lesie – odpowiedziałem bratu.- W takim razie masz wolne. Odpocznij sobie, to dobrze ci zrobi – wstał i poszedł w stronę wodospadu, nagle się zatrzymał – I pamiętaj, masz wygrać.- Tak jak zawsze. Dam z siebie wszystko.Bez słowa poszedł dalej. Nie ma to jak brat który zawsze będzie cię wspierał. Zjadłem cos i poszedłem na spacer. Trochę potrenowałem z Mair’em i wróciłem do obozu. Ten dzień minął mi strasznie szybko. Cały czas unikałem Mari, nie chciałem z nią rozmawiać. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Na szczęście nie spotkałem jej przez cały dzień. W łóżku byłem już o godzinie 20. Chciałem sie wyspać na jutro. - Mair obudzisz mnie?- Jasne. - To dobrze.Zasnąłem. Tym razem nie przyśniła mi się blondynka. Wstałem rano, oczywiście przy pomocy Mair’a, i poszedłem do lasu. Moja przeciwniczka już tam stała. Była bardzo ładną brunetką, ale ja naprawde chyba mam słabość do blondynek, bo i Mari i ta tajemnicza dziewczyna bardziej przypadły mi do gustu. Sędzia pojawił się zaraz po mnie. - Szmani, czas zacząć waszą walkę – ja już stałem z kontrolą ducha. – Widzę, że jesteście gotowi, a więc walczcie!!!Zaczęło się. Była bardzo szybka, ale nie była zgrana z duchem, brakowało jej treningów. Wystarczyły dwa celne ciosy. Leżała. Pomogłem jej wstać.- Nic ci nie jest? – zapytałem.- Nie, ale dzieki że mi pomogłeś.Próbowała zrobić krok, ale zaraz znów upadła.- Jedkan coś ci się stało.- Chyba kostka, trochę boli.- Pokaż.Jej kostaka była cała opuchnięta. A ja czułem się za to odpowiedzialny.- Trochę? Jestem pewny, że masz skręconą. Teraz są dwa wyjścia, alboidziesz ze mną i tam cię opatrzę, albo czekasz tu na mnie. - Wolę zostać. - No dobra, ale masz nie uciekać, tylko pogorszysz swój stan.

Zostawiłem ją, ale cos kazało mi się odwrócić, i dobrze, że to zrobiłem. Próbowała uciekać. Podbiegłem i wziąłem ja na ręce.- Nie mam wyboru muszę cię zabrać ze sobą. - Ale…- Cicho. Bez gadania. Już nic nie powiedziała. Poznałem jej imie: Raven. Nawet ładne. Byław moim wieku, tyle że była mniejsza, jak stała na swoich butach (miała obcas) sięgała mi do szyji. W obozie opatrzyłem ją i załatwiłem jej miejsce w namiocie. Wydawała się być miła. Trochę pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Opowiedziała mi swoją historię, ale wydaje mi się, że część przygód trochę podkolorowała. Była osobą interesującą, ale zupełnie inną niż ja. Niby też była zabawna i tak dalej, ale… no właśnie zawsze jest jakieś ale. Pod wieczór zaniosłemją do jej namiotu. Jej namiot był sąsiadujący z moim. Zostwiłem ją ipołożyłem się u siebie. Chwile leżałem i po pewnym czasie zasnąłem. Nagle poczułem, że ktoś mnie lekko trąca w bok. Leniwie otworzyłem oczy. To była Raven.- Co się stało? – zapytałem  siadając na łóżku. - Nie mogę spać, ciągle mam koszmary – odpowiedziała lekko zarumieniona.Dobrze wiedziałem o co jej chodzi. Przesunąłem się trochę na łóżku ipoprawiłem poduszki.- Chodź – poklepałem łóżko koło mnie.- Napewno? – była strasznie zawstydzona i niepewna.- No kładź się. Wstydzisz się?- Trochę, jeszcze nigdy nie spałam z chłopakiem.- To nic strasznego. Napewno nic ci nie zrobię – usmiechnąłem się doniej.- No dobra, ale jak będziesz chrapał to cię uderzę – teraz i ona sięuśmiechnęła.- Masz moje pozwolenie.Położyła się koło mnie. Zasnąłem, ostatna rzecz jaką pamiętam to ta,że Raven przytuliła się do mnie. Tej nocy nie miałem spokojnej. Ta dziewczyna, znów mi się śniła, tylko ona… umierała.

29. Dzień totalnych niespodzianek…27 marca 2007YOHObudziłem się i zobaczyłem nad sobą… mojego kochanego braciszka. - O… Cześć Zeke:D- Yoh, nie mam nic do twojego życia towarzyskiego, ale może byś łaskawie ruszył swoją twarz pierwotną i poszedł na trening – walka finałowa to nie żarty. Wyskoczyłem z łóżka i ubrałem się. Już miałem wychodzić z namiotu gdy usłyszałem głos brata:- A ona? – wskazał na Raven.

- Zostawiam ją tobie – uśmiechnąłem się chochlikowato i wybiegłem z namiotu. Pobiegłem nad wodospad. Zeke miał rację – ta walka może być ciężka. Postanowilem więcej potrenować. Najpierw bieg. 50 okrążeń wokół naszego obozu zajęło mi jakieś 5 minut. Uznałem, żeto nawet nieźle. W końcu ten obóz nie jest taki malutki. Potem zrobiłem po 500 brzuszków, pompek, przysiadów… Wrócilem do obozu. Zdążylem akurat na obiad. To się nazywa wyczucie chwili!! I niewiadomo skąd były…- CHEESBURGERY!! – krzyknąlem i rzucilem się na jedzenie. - Smakuje?? – Raven usiadła obok mnie. Pokiwałem glową. - Skąd wzieliście cheesburgery?? – zapytałem, gdy przełknąłem. - Bylam w sklepie:DUśmiechnąłem się. Gdy zjedliśmy, postanowiłem zrobic sobie poobiednią siestę. Skierowałem się nad wodospad. Położylem się na miękkiej trawie i spojrzałem w niebo. Przymknałem oczy. Miałem nadzieję znów zobaczyć tę blondynkę, sprawdzić czy nic jej się nie stało. Poczułem, że zapadam się w ciemność… … i nagle uslyszalem wesoły głos Raven.- Jeszcze śpisz?? Noc ci nie wystarczy??- Co?? Nie… ja tylko… drzemałem. A co do nocy, to chrapałaś – roześmiałem się. - CO??!!- Chrapałaś.- Nie!!- Tak.- Nie!!- A własnie, że tak.- Nie!!- Tak!!- Musicie się zachowywać jak małe dzieci??!! – usłyszalem krzyk.Spojrzałem w stronę, z której dochodził dźwięk. Na brzegu siedziała Mari.- Uspokójcie się!! Każdy ma prawo do chwili ciszy!!Natychmiast zamilkliśmy. Chciałem spojrzeć Mari w oczy, ale szybko odwróciła głowę. Zdążyłem tylko dostrzec łzę spływającą po policzku.- Wracaj do obozu. Zaraz przyjdę – szepnąłem do Raven.- Ale Yoh… – sprzeciwiała się.- Wracaj – powiedziałem z naciskiem.Odwrócila się i powoli odeszla. Po cichu podszedłem do blondynki. - Mari… – powiedziałem cicho.- Zostaw mnie!! – krzyknęła. – Byłam tylko zabawką, co nie??!! Wszystkimi sie tak bawisz??!!- Ale Mari… To nie to co myślisz…

- Tak?? – wstała i podeszla do mnie. – To co ona robiła wczoraj wieczorem w twoim namiocie?? – powiedziała zimnym, nieprzyjemnym szeptem. Płakała. Jeszcze chwilę mierzyła mnie wzrokiem. Po chwili jednak odwrócila się i pobiegła w las. - Mari!! – krzykąłem. – Proszę…Jej już jednak nie bylo. Spuściłem głowę. Po chwili spojrzałem nad wodospad. Przez chwilę wydawało mi się, że kogoś tam zobaczyłem. Byłem jednak całkiem sam. Uśmiechnąłem się i powiedziałem do siebie:- Wszystko będzie dobrze – i wróciłem do obozu.Usiadłem przy ognisku. Nagle usłyszałem cichy pisk mojego Dzwonka Wyroczni. Spojrzałem na ekran.Szamanie!! Twoja walka finałowa odbędzie się jutro na Zachodniej Pustyni o północy -powtórzyłem w myślach. – A przeciwnik??To było dość dziwne – przeciwnik był ZAWSZE podawany (przynajmniej odkąd pamiętam:D). Postanowiłem pogadać o tym z Zeke’iem. Szukałem go chyba przez godzinę. Nigdzie jednak nie mogłem go znaleźć. Nikt nie widział go od rana. W końcu dałem spokój i poszedłem nad wodospad. Coś ciągnęlo mnie na szczyt. Zacząłem wspinać się po skałach. Nie było prosto. Skały łatwo się obsuwały i brakowało miejsc, gdzie można odpocząć, zaczerpnąć tchu. Jednak przez ciągłe treningi nauczylem się nie ulegać zmęczeniu i bólowi. Wreszcie dotarłem do celu. Rozejrzałem się. Wiok byl przepiękny. Na brzegu rosło wielkie drzewo, ktorego gałęzie wyciagały się w stronę wody. Jedna z nich rozciągała się nad wodą. Wyglądala na gruba i wytrzymałą. Wdrapałem się na drzewo i usiadłem na wystajacej gałęzi mniej więcej nad srodkiem rzeki, która przeradzała się w wodospad. Gdy tam usiadłem nareszcie się uspokoiłem. Przez cały czas cos mnie ciągnęło w to miejsce. Ciągle patrzyłem w spienioną rzeke i coś ciągnęło mnie w dół ku spadającej wodzie…ANNAObuziłam się. Leżałam na kanapie obok Trey’a. Dopiero po chwili otrząsnęłam się i przypomnialam sobie co się stalo.Walka. Wygrana. Len w finale… – przemknęło mi przez myśl. Rozejrzałam się w poszukiwaniu zegarka. Nigdzie go jednak nie bylo. Chyba jeszcze wcześnie…Niechętnie wstałam i poszłam do kuchni. Mój wzrok natychmiast powędrowal w kierunku zegaru. Byla 7:20. Dam im jeszcze 10 minut…Zrobiłam sobie herbaty i poszłam do mojego pokoju. Wziełam prysznic i ubrałam się. Była godzina 7:30. Zeszlam na dół. Cała gromadka jeszcze spała. Zaczęłam ich budzić. Najpierw szturchnęłam dziewczyny, które nie mają problemów ze wstawaniem. Teraz te lenie… - pomyślałam i zaczęlam budzić Lena. Kiedy wreszcie udalo mi się postawić wszystkich na nogi, zjedliśmy

śniadanie. Po jedzeniu, każdy zabrał się do swoich zwykłych obowiązków. Ja usiadłam przed telewizorem i już miałam włączyć mój ukochany Telenowel 24 gdy nagle… podszedł do mnie Trey. - Nie powinieneś teraz myć łazienki?? – spytałam całkowicie spokojnie. - Anno… Ja… My… Mamy… do…- No powiedz to wreszcie!!- Mamy do ciebie prośbę – wyrzucił z siebie.Powoli odwrociłam się w jego strone i spojrzałam mu w oczy. - Jaką?? - Możemy iść nad jezioro??Przez chwilę milczałam.- Oczywiście kiedy skończymy wszystko co nam zadalaś – dodał pośpiesznie. - Dobrze. Możecie iść – powiedziałam. Trey natychmiast odetchnąl.Czy on sobie żartuje?? – zadałam sobie pytanie w myślach. – Czemu się o wszystko pytają??- Anno… – zaczął Trey. - Tak??- Idziesz z nami prawda??- Nie… Raczej nie. - Czeeeemu?? – zapytał przeciągając.- Nie wiem. Po prostu nie.- Proszę…- Nie.- Ale proszę…- Nie, Trey.- Ale Anno… Proszę…- NIE!! JAK BĘDZIESZ DALEJ TAK GADAŁ TO SKOŃCZYSZ NA DRZEWIE!! MARSZDO PRACY!! – wydarłam się na niego. Natychmiast pobiegł do łazienki, a ja włączyłam telewizor i spędzilam przedpołudnie z Telenowel 24.Kiedy Len wrócił z treningu, właśnie siadaliśmy do obiadu. Przybiegłby 2 minuty później, a jego porcja znajdowałaby się najprawdopodobniej w brzuchu Trey’a. Gdy zjedliśmy obiad, Trey jeszcze raz spróbował namówic mnie na jezioro. Len odciągnął go w ostatniej chwili… Co za refleks… Wyszli. W domu zrobilo się tak cicho… Mam cały dom dla siebie… Przynajmniej na kilka godzin… Co będę robić?? – zastanawiałam się. Skierowałam sie w strone mojego pokoju. Gdy byłam przy drzwiach, jużtrzymałam rękę na klamce, nagle zatrzymałam się. Kilka kroków… tyle dzieliło mnie od pokoju Yoh. Zaczęłam iść w tamtą stronę. Uchyliłam lekko drzwi i weszłam. Obok okna zobaczyłam Amidamaru. Powoli podeszłam i stanęłam obok niego. Razem patrzyliśmy na słońce za

szklaną szybą. - Tęsknisz za nim, prawda?? – zapytałam cicho. - On trzymał mnie tu, na ziemi. Dzięki niemu czułem się potrzebny… Po prostu zastanawiam się czy… – zamilknął. Zapadła cisza. W końcu postanowilam ją przerwać i wyszeptałam:- Nie odchodź, Amidamaru. - Czemu?? Jestem bezużyteczny – powiedział głośniej i spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam ból, tęsknotę… Owrócił się i chcial wyjść.- Amiamaru… – szepnęłam.- Tak Anno??- Ja… ja… – nie mogłam się zdecydować, czy mu to powiedzieć. – Ja… widziałam Yoh. Znieruchomiał. - Co…?? Jak to widzialaś Yoh??- Kilka dni temu, kiedy byłam na spacerze… Zobaczyłam Yoh. Chciałam do niego podbiec ale… przede mną pojawił się… Zeke. Zemdlałam. Potemznalazł mnie Trey. Na początku nie wiedziałam co mam o tym wszystkimmyśleć… dlatego nic nie mówiłam. Po policzku spłynęła mi łza.- Nie płacz – powiedział Amidamaru. – Będzie dobrze. Napewno będzie dobrze.Kiedy moi przyjaciele wrócili do domu, wybila 20:00. Zjedlismy kolację. Gdy siedzieliśmy przy herbacie i Pilica opowiadała jak wspaniałe bylo dzisiejsze popołudnie, rozległ się głos Dzwonka Wyroczni. Len spojrzał na tarczę i odczytał:- Szamanie!! Twoja walka finałowa odbędzie się jutro na Zachodniej Pustyni o północy. - A przeciwnik?? – spytal Trey.- Nie ma.- Jak to nie ma?? – zaciekawiła się Pilica.- Nie ma informacji o przeciwniku. Najwioczniej muszę być przygotowany na tyle, żeby wygrać z każdym.

30. Uwierz w sny… bo to one rządzą naszym życiem…1 kwietnia 2007Sorki za opoźnienia. Chciałyśmy tylko dodać, że ostatnie zdanie rozdziału 28 to metafora. Chodzi o to, że kiedy Yoh jest z kimś innym, to zapomina o Annie i ona umiera tak jakby w jego sercu, wspomnieniach… Rozumiecie??:D***YOHTo było dziwne uczucie. Z jednej strony coś ciągnęło mnie w dół, kazało skoczyć, natomiast mój zdrowy (no nie wiem czy taki zdrowy;P)rozsądek kazał mi zostać tam gdzie byłem. Nie chcę skoczyć… Co się ze mną dzieje??Czułem się tak, jakby ktoś chciał zapanować nade mną, wedrzeć się do

mojego umysłu. Starałem się stawić opór, ale nie byłem na to przygotowany. Gdybym lepiej przykładał się do medytacji… – pomyślałem. – Ale postaram się. Dam radę. Przez chwilę starałem się oprzeć, uwolnić od mocy która mnie więziła. Nagle poczułem, że moje siły słabną. Jeśli się poddam to spadnę…Czulem jakby coś miażdżyło mi głowę. Ostatkiem sił i prawie ślepy z bólu poczołgałem się po gałęzi i spadłem z drzewa. Miotałem sie po ziemi i trzymałem za głowę. Skup się!! Skup się!! Skup się!! – powtarzałem sobie. Ten „ktoś” był strasznie natrętny. Nie chciał się poddać. Ja nie miałem juz siły walczyć i stawiać oporu. Właśnie miałem przestać siębronić gdy… wszystko minęło. Ciężko dysząc obróciłem się na plecy. Przez cały czas miałem zamknięte oczy. Zobaczyłem jakiś cień – ktoś stał obok mojej głowy. Ostrożnie otworzylem jedno oko i… zobaczylem braciszka:D- O… Cześć Zeke!! Jak ja się cieszę, że cię widzę – powiedziałem.- Co ty tu robisz?? – spytał zimno.- Wycieczki krajoznawcze – uśmiechnąłem się i wstałem. – Zwiedzam okolicę. - Co robiłeś na gałęzi??!! – prawie krzyknął. - Lubię siedzieć nad wodą – starałem się jakoś złagodzić sytuację i uśmiechnąłem się.Zeke nie miał jednak wesołej miny. - To wcale nie jest śmieszne. W tym miejscu dzieje się coś dziwnego… - Zdążyłem zauważyć… Czy ty się czasem o mnie nie martwisz?? – spytałem żartobliwie. - Ktoś musi wygrać turniej, no nie?? – uśmiechnął się. - A jak, braciszku:D Wracamy do obozu?? Zeke tylko pokiwal głową i ruszyliśmy. Nagle przypomniałem sobie o zapowiedzi walki finałowej.- Zeke… – zacząłem.- Hmm…??- Dostałem zapowiedź walki finałowej i… nie ma podanego przeciwnika.- Zawsze tak było. O przeciwniku w walce finałowej dowiadujesz się kiedy zaczynasz walczyć. - Czyli mam być przygotowany na każdego przeciwnika… – wywnioskowałem. - Dokładnie – odpowiedział. – Kiedy walka?? – spytał po chwili.- Jutro o północy. Przyjdziesz??- Jak móglbym przegapić walkę finałową brata??- Dzięki:DZaczynalo się ściemniać. Drzewami poruszał lekki, zimny wiatr. Weszliśmy do obozu i usiedliśmy przy ognisku. Po chwili do Zeke’a

podszedł Opacho. - Mistrzu Zeke, czy możemy porozmawiać w cztery oczy??- Jasne Opacho – powiedzial mój brat i poszedł za chłopcem. Poczułem zmęczenie i senność. Zdziwiłem się.Czy to przez ten dzisiejszy atak?? – pomyślałem. – Muszę się przespać…Poszedłem do mojego namiotu. Padłem i natychmiast zasnąłem.Usłyszałem krzyk. Po chwili uświadomiłem sobie, że to wołanie. Starałem się zrozumieć o co chodzi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś krzyczy:- Yoh!! Wstawaj!! Już późno!! - C…co?? – wyjąkałem i uiosłem powieki. Obok mnie stala Raven. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem i powtórzyłem:- Co??- Wstawaj!! Dzisiaj nie będziesz się obijał.- CO??!!- Ojej… Wysil umysł… Przecież nie jesteś aż tak ciemny… Masz trening!! – zawolala z uśmiechem. - Jak?? Gdzie?? Z kim?? – byłem zaspany i zdezorientowany.Połączenie tego w moim przypadku tworzy mieszankę ogłupiającą. - Eh… No dobra… Jak się obudzisz to zrobimy trening – i wyszła.Opadłem z powrotem na moje „łóżko” i zasnąłem.Obudziłem się z bólem głowy. Wstałem i wyszedłem z namiotu. Musiało być już poźno, bo słońce było wysoko.- No nareszcie wstałeś!! – uslyszałem głos Raven. – Chodź, idziemy poćwiczyć – pociągnęła mnie za rękę. - Z tą twoją skręconą kostką?? – spytałem nie ruszając się. Zatrzymała się. - Już mnie nie boli. - Taak?? To przebiegnij się do ogniska i z powrotem. Uniosła wysoko glowe i zaczęła biec (na tych swoich szpilkach:D). Dobiegła do ogniska i zawróciła. Po dwóch krokach krzyknęła i upadła. Podbiegłem do niej. - Nic ci się nie stało??- Nic – próbowała wstać.- O nie. Dziś nie robimy treningu. - Ale naprawdę wszystko już jest ok.- Nie ma mowy. Chodź do namiotu. Zanioslem ją do jej namiotu i wyszedłem. Co mogę dziś robić?? Szedłem przed siebie, nie myślałem o tym, dokąd idę. Po chwili znalazlem się na polanie obok wodospadu. Położyłem się na miękkiej trawie i spojrzalem na blekitne niebo. Zamknąłem oczy i pozwoliłem by słońce ogrzewało mi twarz. Było naprawdę ciepło. Nie miałem najmniejszej ochoty wstawać, więc nie ruszałem się. Nie wiem ile czasu tak leżałem – nie obchodziło mnie to. 

Otworzyłem oczy dopiero kiedy zgłodniałem:D Wstałem i wróciłem do obozu. A tam… czekał na mnie obiadek:D Niestety, cheeseburgery się skończyły;( Ale i tak dobrze jest coś zjesć:D Potem chciałem odpocząć (siesta się człowiekowi należy), ale nie pozwolono mi na to:( - Yoh!! – usłyszałem krzyk Zeke’a. – Chodź tutaj. Posłusznie podszedłem.- O co chodzi?? – spytałem.- O mały test przed walką.Szybko złapałem o co chodzi i niezauważalnie zrobiłem kontrolę ducha. - Zgadzam się – powiedziałem. Zeke stworzył kontrolę i zaczęliśmy walczyć. Skończyliśmy po 15 minutach. Zeke’owi pozostało niewiele foryoku. Ja stałem tylko lekkozdyszany. - Zdałeś test – powiedział Zeke. – Koniec walki. Nie marnuj więcej foryoku.Wyszczerzylem się.- Uważaj na te ząbki, bo zaraz możesz stracić ten piękny uśmiech – powiedział. - Nie umiesz przegrywać, braciszku – usmiechnąłem się. Zeke nie odpowiedział tylko wrócił do obozu. Po chwili poszedłem za nim.ANNAObudziłam się, ale nie otwierałam oczu. Nie miałam ochoty się ruszać. Ale niestety, czasami nie można dostać tego co się chce… Nawet ja musialam sie z tym pogodzić. Eh… Trzeba im zrobić trening… Sami nie wstaną… Podnioslam powieki, a mój wzrok odruchowo padl na zegarek. Była 6:10. Wstałam, umyłam się i ubrałam. Postanowilam dać im dziś pospać. Wzięłam książkę, polożylam się na łóżku i zaczęlam czytać. Powieść była krótka i strasznie nudna. Przeczytalam ją jakoś tak… szybko. Gdy skończylam znowu spojrzalam na zegarek. Była 7:57. Czas na pobudkę – pomyślalam i wyszlam z pokoju, by postawić caly dom na nogi. Klopoty ze wstaniem mial jak zwykle Trey. Wiadro zimnej wody zalatwilo sprawę. Reszta, kiedy uslyszala krzyki, nie miala żadnych oporow co do opuszczenia łóżka. Po 5 minutach wszyscy byli w kuchni.Morty przyniósł sniadanie, które zniknelo dość szybko. Później każdyzabral się za swoje obowiązki. Jednym slowem – szara codzienność. Tylko jedno wydarzenie, na które czekaliśmy, dodawalo kolorów – walka finalowa. Len ma szansę zostać Królem – wszyscy myśleli tylko o tym i wyczekiwali północy. O godzinie 22:00 napięcie było prawie namacalne. Zero rozmów, uśmiechów. Nawet nikt nie odważyl się włączyć telewizora. Siedząc w

pokoju, zajrzalam do umysly Lena.Wszyscy na mnie liczą… A co będzie jak wszystko się sypnie przez blahostkę?? – usłyszalam. Biedak – pomyślalam. – Jest najbardziej zdenerwowany. Nic dziwnego. Wszyscy mają nadzieję, że wygra. Ale będziemy go wspierać… O 23:00 wszyscy siedzieli w kuchni i czekali. Czekali na to, co miało się wydarzyć z godzinę. Jedna z najważniejszych rzeczy w naszym życiu…Gdy wybila 23:30, Len wstal. Wszystkie spojrzenia padly na niego. - Już pora iść – powiedział cicho, prawie szeptem. Nie trzebabylo wytężac sluchu – naokolo panowala grobowa cisza, slychać bylo tylko ryk wiatru za oknami. Wszyscy natychmiast podnieśli sie ze swoich miejsc i skierowali w stronę drzwi. Po wyjściu z domu, Trey stworzyl wielka kontrolę. Len chcial zrobić to samo, lecz niebieskowłosy powstrzymal go. - Nie marnuj foryoku. Zmieścimy się u mnie – powiedzial poważnie. Wsiedliśmu na wielka kontrolę Trey’a i polecieliśmy na Zachodnią Pustynię. Na miejscu bylismy o godzinie 23:45. Okazalo się, że nikt jeszcze sie nie zjawil. Usiedliśmy i czekaliśmy. Niebo bylo czarne, bez gwiazd, księżyca. Dookola bzla tylko ciemnosc. Mijaly minuty, które stawaly sie wiecznościa. Martwą ciszę wypelniającą wszystko wokoł nas przerwal wreszcie Trey. Wstal i stanął przed Lenem, który takze sie podniosł. - Ja… – wyjąkal. – Chciałem ci życzyć powodzenia, stary. - Dzieki Trey – uścisnęli sobie ręce. Zaczęło się. Wszyscy podchodzili do Lena i powtarzali mu, że sobie poradzi, że będzie dobrze. Nagle uslyszeliśmy glos Morty’ego:- Tam chyba ktoś idzie.Spojrzeliśmy w stronę, którą wskazywał ręką. Bylo tam widać blask ognia. Niestety nie moglam dostrzec postaci – bylo zbyt ciemno. W spokoju czekaliśmy na przeciwnika. Zbliżał się powoli. Spojrzalam nazegarek. 23:57Wszyscy wlepialiśmy wzrok w ciemność. 23:58Nic nie bylo widać.23:59Nagle zza chmur wylonil sie księżyc. Oświetlil cale pole walki. Gdy tylko spojrzeliśmy w strone przeciwnika, wszyscy zamarliśmy. W nasząstronę szedl Zeke z całą swoją drużyną. Ale obok Zeke’a szedl…- Czy to nie jest…?? – zapytala drżącym glosem Tamara.- Tak. To on – odpowiedzialam martwym glosem. Poczulam, że Amidamaru, który byl obok mnie zamarł. On chyba tez poznal tą osobę.Yoh… Co ty zrobileś…?? – ta myśl kołotala mi w glowie. 

Spojrzalam na Lena. Stał obok Trey’a z szeroko otwartymi oczami. Bylblady jak trup. Gromadka Zeke’a zbliżala się coraz bardziej. Nagle ciszę rozdarł pisk Dzwonków Wyroczni – ogloszenie początku walki. Wszyscy jak na zawolanie spojrzeliśmy na zbliżających sie do nas szamanów. Zaświecil Dzwonek na ręce Yoh. - O nie… – wyszeptalam. Yoh podniósł glowę i spojrzal na naszą przerażoną grupę – szukal blasku Dzwonka. Zauważyl go na ręce Lena. Z uśmiechem podszedł do niego i wyciągnąl rękę.- Cześć. Jestem Yoh Asakura. Będziemy razem walczyć – powiedzial to swoim zwyklym wesolym tonem. Len stal przez chwilę z przerażeniem i zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Po chwili zastąpila je wściekłość. - Jak… JAK MOGŁEŚ SIĘ DO NIEGO PRZYŁĄCZYĆ??! – ryknął. – A TERAZ PODCHODZISZ I SIĘ PRZEDSTAWIASZ JAKBYM CIĘ NIE ZNAŁ!!!! Len naprawdę stracil nad sobą kntrolę. - Len… Uspokoj się… – próbowal Trey. Wszyscy patrzyliśmy na Yoh z przerażeniem, zdziwieniem i żalem w oczach. Delikatnie, żeby mnie nie wyczul zajrzalam do umyslu Yoh. O co chodzi temu chlopakowi?? Wydaje sie znajomy ale… kim on jest?? Czemu nie mogęsobie nic przypomnieć?? – uslyszalam. Czy… Czy to możliwe?? Stracil pamięć.. albo.. wymazano mu ją…  - pomyślalam i spojrzalam na Zeke’a. Uśmiechal sie drwiąco. - Szamani, czy jesteście gotowi?? – uslyszeliśmy głos. Kilka krokow od nas stal Silva. - O Silva… To nieładnie spóźniać się na walke finalową… Chociaż nie…ty się nie spóźnileś. Byłeś jak zwykle punktualny. Co ci odebralo mowę?? To, że nasza rodzina się zjednoczyla?? – powiedzial Zeke.Silva spojrzal na Yoh. Nie mógl w to uwierzyć – jak my wszyscy. - A wiec zaczynajcie… – powiedzial cicho. Trey puścił Lena, a ten błyskawicznie stworzyl kontrolę. Stal wyprostowany z rządzą mordu w  zlotych oczach, które utkwil w Yoh. Szatyn spokojnie zrobił kontrolę. Kątem oka zobaczylam, że Amidamarusztywnieje. - A więc ma już Ducha Stróża… A ja się łudzilem, że wróci… – wyszeptal. Zaczęła się walka. Len zaczął atakować. Yoh bez wysilku odpychal jego ciosy. Najlepsze ataki nie dawaly nic. Len nie przestawał. Po 20 minutach, byl zmęczony. Yoh zaatakowal i… odeslal Lena na kilkadziesiąt metrów. – Koniec walki – oznajmił drżącym glosem Silva. – Wygral… Yoh Asakura – i zniknął. 

YOH

Ups… Chyba trochę przesadziłem – pomyślalem. - Ale to był najslabszy atak… - Koniec walki. Wygral Yoh Asakura – uslyszalem glos sędziego. Caly obóz zaczął wiwatować i cieszyć się. Powoli odwrócili się i ruszyli w stronę obozu. - Idziesz Yoh?? – zapytala Raven.- Taak. Za chwilę. Zobaczę tylko czy tamtemu nic sie nie stalo.- Dobra.Pobiegła za Zeke’iem i innymi. Spojrzalem jeszcze raz po wszystkich,którzy byli z moim przeciwnikiem. Grupa zaczęła zbierac się i wracaćdo domu. Nagle zamurowalo mnie. Troche na uboczu stala blondynka z moich snów. Reszta rzucila na nia krótkie spojrzenie i odeszla. Dziewczyna patrzyla na mnie wzrokiem pelnym żalu i tak jakby z pytaniem „Dlaczego??”. Nie wiedzialem jednak o co jej chodzi. Zaczęła powoli iść w moim kierunku. Nie wiedzialem czego ode mnie oczekuje, ale niecofnąłem sie. Nie miala zlych zamiarów. Widzialem to w jej oczach. Gdy byla kilka krokow od miejsca w którym stalem, po jej policzku splynęła łza. Nie zatrzymala się jednak. Mialem wrażenie, że zaraz sobie przypomnę, kim ona jest. Zatrzymala się kilka kroków ode mnie.- Yoh… Co ty zrobiłeś?? – zapytala rozedrganym glosem pelnym smutku i wyrzutu. – Naprawdę nic nie pamiętasz??Nie wiedzialem o co jej moglo chodzić. Nagle stalo się coś, czego sie nie spodziewalem. Dziewczyna wspiela się na palce i pocałowala mnie. Kiedy nasze usta sie spotkaly, w glowie pojawily mi się obrazy… Cale moje dotychczasowe życie przelecialo mi przed oczami. Moi przyjaciele, rodzina… Jak moglem ich zostawić i zjednoczyc się z Zeke’iem??!! Nagle odkryłem ostatni element układanki – Anna. Odwzajemnilem pocalunek. Anna odsunęła się ode mnie i spojrzala mi w oczy.Jak moglem o niej zapomnieć?? Mam tylko nadzieję, że mi wybaczy…- Dziękuję, Anno – powiedzialem z uśmiechem. – Wybacz ale mam jeszcze jedną sprawe do zalatwienia. Uśmiechnęla się, a ja pobieglem w stronę mojego brata. Niezauważalnie zrobilem kontrolę. Nagle zatrzymalem sie. - Mair, wyjdź z miecza i poczekaj na mnie. Duch posluchal mnie. - Amidamaru… - Jestem Yoh – przy mnie pojawil sie mój Duch Stróż.- Przepraszam.Uśmiechnąl sie w odpowiedzi. Stworzylem kontrolę i pobieglem dalej.- ZEKE!!!!!!!!!!!! – ryknąłem. Odwrócił się. Z początku uśmiechal się, ale gdy zobaczył moją kontrolę i wścieklość, cień strachu przemknął przez jego twarz. Boi się – pomyślalem. - Wie na co mnie stać. Zeke jednak nie dał za wygrana. Także stworzył kontrolę. Zaatakowałem. Niezbyt mocno. Obronił się, ale odsunal kilka metrów w

tył. Znów zaatakowałem. Tym razem odrobinę mocniej. Zeke odparował moj atak. Zaatakowałem po raz trzeci z większą, o wiele większą silą. Nie zdołał odepchnąć tego ciosu i upadl bez foryoku. Powoli dźwignał się z ziemi i stanął w dość dużej odległości ode mnie. Zapadla grobowa cisza. - Tą walkę wygraleś… – wyszeptał. – Ale jeszcze się odegram… – i odszedł ze swoją świtą. 

KONIEC 1 SERII OPOWIADAŃ31. „Wtedy szczęściem się zachłyśniesz…”12 kwietnia 2007NO to zapraszam na II SERIĘ. Mam nadzieję, że się spodoba. :D:D:D:D:D:D:D:D Prosimy o kometnarze, najlepiej pozytywne.

YOHZeke zniknął. Stałem sam na środku placu, cała reszta była za moimi plecami, mogłem do nich podejść, wystarczyło sie obrócić. Ale jak jamogłem spojrzeć im w oczy? Byłem z Zeke’iem. Ja sam nie mogłem w to uwierzyć, było to dla mnie niezrozumiałe. Nagle poczułem czyjeś ręcena moim ramieniu. Zwróciłem w tamtą stronę głowę. Koło mnie stał Len.- Fajnie, że znów jesteś sobą i gratuluję wygranej w turnieju – mówił do mnie z uśmiechem, nie mogłem uwierzyć, po tym co zrobiłem on nadal się cieszy. Prawdziwy przyjaciel.- Dzięki stary. Co tam było u was za czasu mojej nieobecności? Dom jeszcze stoi?- Jednak ty się nigdy nie zmienisz – zaśmiał się. – Dom stoi, przez cały czas było smutno. Ale najgorzej było z Anną, chyba dopiero teraz się uśmiecha. Idź do niej, szybko.- Jak mnie nie zabije.Zrobiłem tak jak mi radził. Szedłem w stronę Anny. Zmieniła się. Jest wyższa, ale wciąż mniejsza ode mnie. Jak ja mogłem jej nie poznawać?? Jest jedyna w swoim rodzaju, najpiękniejsza. Byłem już bardzo blisko niej, ale nie pozwoliła mi dojść do słowa. Rzuciła mi się na szyję. - Yoh. Tak tęskniłam. Myślałam, że nie żyjesz – poczułem jej łzy na ramieniu.- Spokojnie, Anno. Juz jestem, nic mi nie jest, naprawdę. Kocham cię.Po tych słowach odsunęła się. Patrzyła mi prosto w oczy, uśmiech zaczął pojawiać się na jej twarzy.- Ja ciebie też. Boże, jak dawno nikt mi tego nie powiedział – zaczęła się śmiać i jeszcze raz się przytuliła.Zaczeli do nas podchodzić przyjaciele. Widziałem radość w ich oczachi uśmiechy na twarazach, był to najpiękniejszy i najprzyjemniejszy widok jaki można sobie wyobrazić. Anna odsunęła się ode mnie, ale

wciąż trzymała mnie za rękę.- Witam, dawno się nie widzieliśmy – powiedziałem z moim słynnym na cały świat uśmiechem. - Yoh, to naprawdę ty – nie mogła uwierzyć Pilica, która stała przytulona do Lyserga. CO?? Pilica… Lyserg. Dawno mnie nie było…- Widzę, że mamy tu nową parę, gratulacje – teraz zwróciłem się do Anny. – Mam nadzieję, ze ty nikogo nie podrywałaś. To by mnie zabiło.- No co ty. Anna cały czas siedziała w domu, albo w parku. Zaczynaliśmy się o nią martwić – wyskoczył Trey. On zawsze taki będzie, nie do pochamowania. - Wracajmy do domu, jestem zmęczona – dopiero teraz zauważyłem Tamarę.Stała z tyłu, sama. Z tego co pamiętam to chodziła z Lenem. Czyżby coś się stało?- W takim raazie idziemy – zakomunikowałem.Oni wszyscy za dobrze mnie znają:D Wracaliśmy i oczywiście tak jakoś wyszło ze zostałem sam na sam z Anną. Cieszyło mnie to, tak za nia tekniłem. Wtedy coś do mnie dotarło: Anna ma dzisiaj urodziny. Co by tu zrobić żeby to były jej najlepszy dzień? Jej 17 urodziny, będzie pełnoletnia. Ja swoje obchodziłem juz dawno, ale Zeke jakoś nie lubił imprez. Jak ja miałem sie przygotować, nie byłem sobą. Tej nocy było dziwnie ciepło. Księżyc miał indealny kształt rogala, niebo było czyściutkie żadnych chmur, a ja byłem z moją ukachaną osobą. Wtedy coś zobaczyłem. Nasze jezioro. Pociągnąłem Annę za sobą.- Yoh gdzie idziemy? Zwariowałeś?? Jest pierwsza w nocy. - Zaufaj mi.- Jakbym tego nie robiła. Stanąłem, a ona na mnie wpadła. Staliśmy tak blisko siebie w blasku księżyca. Czego chcieć więcej? Ja chciałem cofnąć czas, nie chciałemjej zostawiać. Ale teraz liczyła się tylko ta chwila, ten moment. - I co, będziemy tu tak stać? – zapytała.- Wiesz, nie mam nic przeciwko – pocałowałem ją. – Wszystkiego najlepszego, dorosła dziewczyno. - Pamiętałeś?? Co za niespodzianka. A wiesz, że to moje najlepsze urodziny? Dostałam najwspanialszy prezent na świecie – ciebie.Po takich słowach człwiek poprostu stai jak posąg z kamienia i nie wie co zrobić.- Jeszcze dam ci prezent, obiecuję.- Nie chcę. Ale wracajmy już. Zimno mi – zaczęła rozcierać ramiona.Objąłem ją raieniem i zaczeliśmy wracać. Nie była to daleka droga. Weszliśmy do domu i zastaliśmy wszystkich już w łóżkach. Anna poszłado siebie, a ja wstąpiłem jeszcze do kuchni po coś do jedzenia. Ku

mojej uciesze w lodówce były hamburgery, wstarczyło podgrzać. Gdy jadłem przypomniałem sobie o czymś.- Mair jesteś tu? – zapytałem.- Oczywiście Yoh, potrzebny ci jestem do czegoś??- Musisz kogoś poznać – uśmiechnąłem się. – Amidamaru, chodź do nas na chwilę.Duchy pojawiły sie obok siebie. Popatrzyły po sobie i zlekceważyły się. No to od teraz mam dwa duchy stróże, tylko jak im to pwiedzieć? Szczerze mówiąc wolałem Amidamru. Jest on moim prawdziwym przyjacielem i jest dużo silniejszy od Mair’a, ale co zrobić, przecież go nie zostawię.- Mam nadzieję, że się polubicie. Amidamaru nie rób takiej miny, będziesz miał towarzystwo jak mnie ni będzie.- Ale Yoh – pokazał teraz na Mair’a. – To duch od Zeke’a, a jak jesttu na przeszpiegi?- Co ty mówisz? – zdenerwował się Mair. – Może byłem kiedyś płatnym mordercą, ale teraz czasy się zmieniły. Spodobało mi się to całe szamaństwo.- W takim raze ustalone – wstałem z krzesła. – Amidamaru zapoznasz Maira z naszym domem? No nie wkurzaj się tak, przecież wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi, ale dzisiaj muszę jeszcze coś załatwić.- Anna jeszcze nie śpi, siedzi na parapecie, chyba na kogoś czeka – oznajmił mi samuraj.- No tak, ja nie umiem niczego ukryć.- Nie przede mną.Zniknęli. Już byłem na schodach gdy zadzwnił dzwonek do drzwi. Usłyszałem, że na górze także otwierają się drzwi i zaraz po tym na schoadch zobaczyłem Annę.- Yoh, otworzysz?- Jasne. Ale kto to może być o tej porze??Podszedłem do drzwi i otworzyłem. Za nimi stała…- Raven? Co tu robisz? – zapytałem.Nie odpowiedziała mi. Podeszła i przytuliła się do mnie. Co się dzieje, przez rok nie miałem dziewczyny, a dziesiaj wszystkie się na mnie wieszają. - Yoh, Zeke dostał szału. Zaczął wszystko rozwalać, to było straszne, tak się bałam. Uciekłam. Szukałam cię, ale to w końcu mój duch stróż was znalazł. - Kto to? – dopiero teraz usłyszałam głos Anny stającej za mną.- Anno to jest…- To znowu ty. Czego chcesz tym razem? Len cię pokonał. Koniec – w jej głosie można było usłyszeć prawdziwa furię.- To wy się znacie? Skąd? – byłem dość zdezorientowany.- To długa historia – te słowa Anna skierowała do mnie, ale potem odwróciła się w stronę Raven. – A więc czego chcesz?

- Szczerze mówiąc to noclegu. Nie mam gdzie się podziać.- Na górze jest jeden wolny pokój – zaproponowałem i spojrzałem na Annę, wiedziałem, że to od niej zależy decyzja.Coś się zmieniło w czasie mojej nieobecności. Zachowanie Anny, ton jej głosu, nawet wzrok i stanowczość. Kiedyś było nie do pomyślenia żebym to ja o czymś zadecydował, a tym razem:- Rób jak chcesz, ja idę spać. Dobranoc.Anna wróciła na górę, a ja razem z Raven poszliśmy najpierw do kuchni. Gdy Raven już zaspokoiła swój głód i pragnienie zaprowadziłem ją do pokoju. Pokazałem łazienkę, uprzedziłem przed moimi kolegami i poranną pobudką. Oczywiście nie wiedziałem na 100% czy wciąż tak jest, ale kiedyś tak było, to mi wystarczało. Po tym sam poszedłem się umyć (do swojej łazienki), gdy spojrzałem w lustrodopiero zobaczyłem jak wyglądam. Byłem w jakimś białym T-shircie i niebieskich jeansach. A gdzie moje słuchawki i moja kochana koszula?? Musiałm to wszystko znaleźć, ale jutro, dzisiaj nie miałemjuż siły. Położyłem się do łóżka, ale sen nie nadchodził. Czułem sięsamotny. Dziwne, przez rok byłem sam i tego nie czułem, a teraz… mam przy sobie przyjaciół i czuję pustkę. Nie mogłem tego znieść. Wstałem i postanowiłem odwiedzić moją blondynkę. Na korytarzu było ciemno, szedłem na wyczucie. Trafiłem na właściwe drzwi, cichutko je otworzyłem i zobaczyłem sidzącą na łóżku, zapłakaną Annę. Tego było już za dużo. Anna nie rozkazuje, płacze, co jeszcze miało sie wydarzyć? Czemu wszystko sie zmieniło? Jak długo mnie nie było?? CZasami chce żeby wszystko było tak jakdawniej.- Co się dzieje? – kucnąłem przed nią i lekko objąłem.- Ty sie jeszcze pytasz. Bezczelny jesteś. Idź do swojej Raven, przecież ona cie potrzebuje, może znowu skręciła kostkę.- Skąd wiesz co jej sie stało?- Jestem medium. Potrafię więcej niż myślisz.- Anno nie mów, że jesteś zazdrosna – nie powstrzymałem smiechu. Spodziewałbym sie wszystkiego, ale nie tego – Anna była o mnie zazdrosna.- Chciałbyś. Nie obchodzi mnie co jest między tobą, a Raven. - Nie kłam, nie potrafisz. Wiesz, mnie sie to nawet podoba. Teraz wiem, że ci na mnie zależy.- Jakbyś nie wiedział tego wcześniej – obruszyła się i odwróciła głowę.Usiadłem koło niej i wziąłem w ręce jej twarz, cała zapłakaną. - Wiesz, że cię kocham – pocałowałem ją.Nie potrzebne nam były slowa, siedzieliśmy tak do siebie przytuleni.Panowała zupełna cisza. W końcu zasnęliśmy, przytuleni do siebie z usmiechami na twarzach. Wstałem przed Anną, chyba była zmęczona. Wyglądała tak pięknie. Jej blond włosy były rozłożone na całej poduszce, a w nich odbijały sie

promienie porannego słońca. Nie miała koszmarów, to widać było po jej twarzy, takiej uśmiechniętej i zadowolonej. Nie chciałem jej budzić. Zacząłem się bawić jej włosami. Nagle się obróciła i wpadła na mnie. Leżała na mnie i wtedy się obudziła. Od razu się lekko zaczerieniła i zaczęła ze mnie schodzić.- Przepraszam, to nie było specjalnie, we śnie nad sobą nie panuję –zaczęłą się tłumaczyć.Nic nie odpowiedziałem, po prostu złapałem ją w talii i przyciągnąłmdo siebie z tą poprawką, że tym razem to ja byłem na niej. Zaczeła się śmiać, tak samo jak ja. - Z czego się tak śmiejesz? – zapytała mnie chociaż sama nie mogła się powstrzymać.- Z tego co ty.- No dobra, dobra, a teraz ze mnie złaź – próbowała mnie zepchnąć, ale nie dawała rady. – Yoh, trzeba coś zjeść. Śniadanie pewnie już na nas czeka.- Wątpię, wszyscy pewnie jeszcze śpią. A mnie się dobrze leży.- Ale zabawne, ale ja jestem głodna. Nawet jak oni śpią to ja chcę coś zjeść. A ty po śniadaniu masz trening, tak jak reszta.Mina mi zrzedła. Trenowałam cały czas przez ten rok, miałem już dość.- Ale Anno, wygrałem Turniej, należy mi się trochę odpoczynku. Zeke mnie cały czas trenował, przysięgam, inaczej bym nie wygrał. Mair może ci opowiedzieć jak mi nie wierzysz, a poza ty…Nie dała mi dokończyć. Pocałowała mnie. Ja oczywiście odwzajemniłem ten pocałunek.- Tak zawsze możesz mnie uciszać.- Dobra, ale trenig i tak będziesz miał. Nie możesz wyjść z formy. Ateraz złaź.Grzecznie wstałem i pomogłem jej. Wróciłem do siebie się przebrać. Otworzyłem moją szafę i wyciągnąłem moje zielone spodnie i koszulę. Brakowało tylko słuchawek i naszyjnika. Ciekawe czy w ogóle jeszcze isnieją. Po Zeke’u można się wszystkiego spodziewać. Zszedłem na dółi pierwszą rzeczą jaką zobaczyłem to Amidamaru i reszta duchów. Był z nimi Mair. Chyba dobrze się dogadywali. Dzisiaj rano znalazłem dlaMair’a zadanie specjalne. Mam nadzieję, że się spisze.- Mair możesz na chwile??Duch pojawił sie koło mnie. Widziałem wzrok Amidamaru. Ehh… to dopiero zazdrośnik:D- Słuchaj Mair mam dla ciebie zadanie. Możesz pilnować Anny? Nie chcę żeby jej się coś stało. Wiesz o co mi chodzi obserwuj ją.- Dobrze Yoh, jak tylko coś się zacznie dziać to dam ci znać.- Dzięki. Znalazłeś już przyjaciół?- Jasne, wszyscy są fajni.- W takim razie znikaj.Jak powiedziałem tak się stało. Wszedłem do kuchni i…  zastałem Annę

w fartuszku…  krojącą chleb na kanapki!! Naprawde długo mnie nie było. Usiadłem grzecznie przy stole i czekałem. Milczeliśmy, dopiero po chwili zaczęła się schodzić reszta.- Cześć Yoh. Jak tam noc? – przywitał się Trey.- Dobrze – popatrzyłem na Annę, a ona na mnie. Na szczęscie nikt tego nie zauważył.- Co dzisiaj na śniadanie? – zapytał Len.- Kanapki i parówki, dzisiaj wam daruję – zakomunikowała Anna.- A gdzie dziewczyny? – zapytałem.- Pewnie jeszcze śpią, zawsze ich nie ma na śniadaniu – odpowiedizałmi Lyserg. – No oprócz Anny.Wtedy usłyszeliśmy skrzypienie schodów. Po chwili do kuchni weszła Raven. Chlopcy byli lekko zdziwieni jej widokiem. Z tego co wiem to już się znali z walki Lena.- Co ty tu robisz!!??!!?? – zaczął Len.- Cześć. Nocowałam u was. Yoh mi pozwolił.W tym samym czasie wszyscy spojrzeli na mnie. No tak jak zwykle moja wina. Ja zawsze się w coś wplątam. - Czekacie na wyjaśnienia. Poznałem Raven jeszcze jak byłem u Zeke’a. Walczyłem z nią i potem się zaprzyjaźniliśmy. Wczoraj w nocy, a dokładniej dzisiaj rano przyszła i powiedziała, że nie ma gdzie spać. Co miałem zrobić?Po długiej rozmowie, reszta zgodziła się na to żeby Raven u nas została. Śniadanie zniknęła z talerzy bardzo szybko. Przynajmniej to się nie zminiło. Jak już zjedliśmy, Anna zakomunikowała jaki mamy zrobić trening: 200km z 15 kg ciężarkami, 350 pompek, 400 brzuszków i godzinę siedzącego psa. Wracają stare dobre czasy. Ten trening mnie nie zmęczył, Zeke zadawał gorsze. Tak czy siak po treningu poszliśmy z chłopakami trochę połazić po mieście. Chciałem z nimi pogadać o tym wszystkim co się wydarzyło w czasie mojej nieobecności. Od Anny dużo bym się nie dopwiedział.ANNANo tak, wszystko zaczyna się układać. Yoh wrócił, znów jest sobą. Nanie szczęście musiała pojawić się ta Raven, ale co poradzić, po prostu będę ją ignorować i jeśli chce przeżyć będzie robić to samo. Chłopcy poszli na trening i na pogaduchy. Ja, Tamara, Pilca no i Raven zosatłyśmy w domu. Włączyłyśmy telewizor i zajadałyśmy się cistkami, nie miałyśmy nic konkretnego do roboty. Ciszę przerwała Raven schodząca z góry.- Dziewczyny gdzie jest Yoh, chciałam z nim pogadać.- Wyszedł z chłopakami, ale powienien za chwilę wrócić – odpowiedziałam.Ona chyba nie wie, że ja i Yoh jesteśmy razem. Przy najbliższej

okazji postaram się jej to powiedzieć. Pogoda była piękna, słońce świeciło, ptaki śpiewały. Postanowiłam pójść nad jeziorko, nasze jeziorko, moje i Yoh. Nie mówiąc nic nikomu poprostu wyszłam. Byłam już pełnoletnia, to ma swoje plusy. Przechadzałam się koło jeziorka i myślałam, myślałam nad tym co będzie. Yoh wygrał Turniej, czeka gokoronacja. A tym samym i mnie to czeka. Właśnie nasza przysięga, onawciąż obowiązuje. Nie myślałam o niej, jakoś wypadła mi z głowy, a przecież od niej wszystko się zaczeło. Cała moja przygoda z Turniejem, z przyjaciółmi. Usiadłam w cieniu wielkiego drzwa i zamknęłam oczy. Słuchałam lasu.Nagle poczułam czyjąś głowe na moich kolanach. Wiedziałam że przyjdzie, dobrze wie gdzie mnie szukać.- A jak chciałam być sama? – zapytałam nie otwierająć oczu, tylko się uśmiechnęłam.- Nawet jak chciałaś być sama to już nie jesteś. Dlaczego tu siedzisz? Wszyscy w domu.- No właśnie, wszyscy – teraz otworzyłam oczy i popatrzyłam na szatyna – A ja chcę być sama, muszę pomyśleć.- Nie było mnie rok, a teraz jeszcze mnie unikasz. No wiesz co?- Nie unikam cię, zresztą, tobie to można mówić – zepchnęłam go z kolan i uciekłam.Biegłam i biegłam, ale wiedziałam że Yoh jest szybszy. W końcu trenował. Nie trwało to długo jak mnie złapał. - Złapałem cię, teraz spełnisz jedno moje życzenie.- Chciałbyś – wylądowałam z rękami oplecionymi na jego szyi i wtedy coś sobie przypomniałam – Yoh, mam coś dla ciebie, ale musimy wrócićdo domu. Wyrwałam się i zaczełam iść w stronę domu. Yoh chyba się to nie spodobało bo złapał mnie za rękę i przyciągnął powrotem do siebie.- Po co się tak spieszyć. Tak dawno się nie widzieliśmy.- Zaraz, zaraz o co tu chodzi? Masz za miły głos.- O nic nie chodzi, chcę pobyć z tobą sam na sam.Zaczął mnie całować. Dziewnie się czułam, on coś ukrywał, a ja chciałam się dowiedzieć o co chodzi. Łaziliśmy jeszcze z godzinę, ale ja zaczynałam iść powoli w stronę domu. Tym razem szatyn nie powstrzymywał mnie. Doszliśmy do domu. Otworzyłam dzrwi, a tam na środku salonu stał ogromny tort, na ścianie wisiał wielki proporczykz napisem: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO. W oczach pojawiły mi się łzy. Łzy szczęścia. Wzrokiem szukałam moich przyjaciół, wiedziałam, że gdzieś są. Yoh stał uśmiechnięty. Weszłam do kuchni, wszyscy siedzieli przy stole i śmiali się. Postanowiłam zrobić im niespodziankę. Zrobiłam groźną minę, stanęłam w drzwiach podpierającsię na biordach.- A więc to tak, lenie. Zamiast ćwiczyć wy pieczecie torty i pewnie jeszcze chcecie zrobić jakąś imprezę, co? Stałam tak i ledwo powstrzymywałam się od śmiechu. Całej paczce zaczęły rzednąć miny. Pilica zaczeła cicho płakać, Tamara miała minę

zwycięscy. Nie mogłam na to patrzeć.- No co wy. Na żartach się nie znacie? Kto chce zjeść trochę tortu? Trey mam nadzieję, że przygotowałeś jakieś fajne piosenki, co?Wyszłam z uśmiechem. Yoh właśnie zapalał świeczki na moim torcie. Podeszłam do niego i się przytuliłam. Stanęłam na palcach i powiedziałam mu do ucha:- Dziękuję. Kocham cię. Puściłam go i stanęłam na wprost ciasta. 17 świeczek, to już coś. Jestem pełnoletnia. Reszta stanęła kołem i zaczeła śpiewać tą słynnąjuż piosenkę. - Anno, pamiętaj o życzeniu!! – krzyknął Len.Przebiegłam wzrokiem po wszystkich. Stanęłam dopiero na pewnym szatynie, któremu coś brakowało. Szybko pomyślałam życzenie i jednymtchem zdmuchnęłam wszystkie świeczki. W pokoju dało się słyszeć krzyki i piski. Jedynymi osobami które nie uległy urodzinowej gorączce była Tamara i Raven. Czyżby zazdrosne? Mówi się trudno. Zaczeła grać muzyka, Pilica zajęła się krojeniem tortu żeby każdy mógł sobie wziąć ile chce. Pewnie i tak trzy czwarte zje Trey. Pociągnęłam Yoh do mojego pokoju. - Anna co się dzieje?- Zobaczysz. Nie bój się przecież nic ci nie zrobię.- Mam nadzieję – popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem.- No dobrawiem, że nic mi nie zrobisz. Szłam dalej. Wparowałam do swojego pokoju i podbiegłam do szafy. Yohusiadł na łóżku i przyglądał mi się z zaciekawieniem.- Czego tam tak szukasz? Nie musisz się przebierać, wyglądasz bosko.- Nie szukam moich rzeczy, tylko twoich. Nie podobasz mi się bez tego. Gdzie ja to schowałam? O jest… Wyprostowałam się i na wyciągniętych rękach podałam Yoh jego słuchawki i naszyjnik. - Masz je?! Myślałem, że Zeke je zniszczył – złapał rzeczy i przytulił mnie, dość mocno – Jesteś wspaniała. - Dobra, dobra ale zaraz mnie udusisz. Puścił mnie, ale jego mina zdradzała, że jest strasznie szczęśliwy. Po chwili zeszliśmy na dół. Od razu zostało zauważone jak Yoh się zmienił.- No. Wejście smoka. Stary, nareszcie wyglądasz jak ty – zaczął Trey. - Śnieżyno, wiesz jakie niemądre zdanie teraz powiedziałeś?- Odczep się.- Dobra. Koniec, mamy się bawić a nie kłócić – wtrąciła się Pilica.Wszyscy się zgodzili. Zaczęły lecieć wolne. Tańczyłam z Yoh, ale niewszystkie. Czasami tańczył z Tamarą albo Raven. Tylko one dwie ciągle na niego wpadały, albo coś. Ja bawiłam się bardzo dobrze. Impreza skończyła się koło godziny 1 w nocy. Wszyscy padliśmy jak zabici. Większość nawet spała w salonie. Ostatnimi osobami które nie

spały byłam ja i Yoh, staliśmy na tarasie i rozmawiliśmy. Nie minęło10 minut, a byliśmy już w drodze na górę. Szatyn odprowadził mnie dodzrwi pokoju i pocałował na dobranoc. Zamknęłam drzwi a on odszedł do siebie. Umyłam się i położylam do łóżka. Byłam zmęczona, i natychmiast odpłynęłam.***Siedziałam sama w ciemnym pomieszczeniu. Trudno nazwać bylo to pokojem, bo na gołej ziemi były kałuże. Przypominało to bardziej jakąś jaskinię. Było cicho ale jakoś tak dziwnie… Powietrze przesycone było nicością, która kłuła i drażniła. Miałam wrażenie, że do tego pomieszczenia są tylko jedne drzwi i że jestem zdana na łaskę tego, kto ma do nich klucz. Nie muszę chyba mówić, że było to okropne uczucie. Zaczęło się robić bardzo zimno i jeszcze ciemniej (o ile calkowita ciemność może być jeszcze ciemniejsza xD). Zaczęłam drżeć z zimna. Nagle pojawiło sie jasne, zamglone  swiatło, jakby ktoś otworzył drzwi. Podczołgałam się do ściany i podciągnęłam kolana pod brode. Zmrużyłam oczy – raziło mnie światło, ale dostrzegłam coś, co wyglądalo jak niebieska mgla. Wpływało przez otwarte drzwi. Całym ciałem przywarłam do zimnej, wilgotnej ściany. Oddychało mi sie coraz ciężej, tak jakby w powietrzu zabrakło nagle tlenu. Poczułam, że moje ciało robi się ciężkie, że tracę przytomność… Że umieram…***Obudziłam sie i krzyknęłam:- NIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!YOHUsłyszałem krzyk. Zazwyczaj nic nie jest w stanie mnie obudzić, ale natychmiast wyskoczyłem z łożka. Wybiegłem z pokoju i już po kilku krokach byłem przed drzwiami, zza których dochodził krzyk – drzwiamiAnny. Cicho nacisnałem klamkę i wszedłem do jej pokoju. Anna siedziała na łozku z przerazeniem w oczach. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie. - Yoh… – wyszeptała. Nie mogła powstrzymać drżenia głosu. Szybko podszedłem, usiadłem obok i objąłem ją.- Co się stało?? – spytałem cicho. - Nic – odpowiedziała po chwili. – To tylko koszmar – uśmiechnęła się i przytuliła do mnie. – Obudziłam cię – powiedziała po chwili.- Nic się nie stalo – powiedziałem. – Ale chyba moge liczyc na lżejszy trening??:DSpojrzała na mnie z niedowierzaniem. - Raczej nie licz tyle – odwróciła się i połozyla. Ułożylem się obok niej i objąłem ją ramieniem. Odwróciła glowę i spojrzała mi w oczy. - A ty nie u siebie??- Przegonię koszmary – powiedziałem z uśmiechem.

ANNAOdwzajemniłam uśmiech. Yoh pocałowal mnie. Ten pocałunek trwal bardzo długo, bo żadne z nas nie chciało go przerywać. Odwrociłam się i zarzuciłam mu ręce na szyję. Poczułam, że delikatnie sie na mnie kładzie, nie zrzuciłam go jednak. Całował mnie coraz namiętniej, zachłannie. Na dekoldzie czułam jego ukochany naszyjnik… Zasnęliśmy dopiero nad ranem. Tej nocy nie dręczyly mnie żadne koszmary.

32. Wyruszasz w drogę, którą znasz…18 kwietnia 2007No i macie nową nocię :D Miłego czytania!!

ANNA Rano obudził mnie głos Yoh. Mówił coś przez sen. Delikatniewstałam złóżka żeby go nie obudzić i podeszłam do okna. Pogoda była cudowna,słońce świeciło już dość mocno. Zapatrzyłam się. Z tego patrzenia, prawdęmówiąc na nic, wyrwał mnie mój szatyn.- Jest tam coś ciekawego?Obróciłam się gwałtownie. Leżał na łóżku przyglądając misię.- Nawet, nawet. Mam nadzieję, że się wyspałeś, bo dzisiajbędzie ciężki dzień… i to nie dla mnie.Nie czekając na jego odpowiedź czy jakiekolwiek marudzenie,wzięłam ubranie i poszłam do łazienki. Gdy z niej wyszłam Yoh jeszcze leżał nałóżku z zamkniętymi oczami. Ja postanowiłam obudzić resztę gromadki, któraspała w salonie. Pierwszy w kolejności był Len. Podeszłam do niego.- Len wstawaj – lekko nim potrząsnęłam. – Mam dla waszadanie.- Ja też cię kocham Tamaro.I przewrócił się na drugi bok. Trzeba było przejść dobardziej rygorystycznych metod. Stanęłam między nimi wszystkim i krzyknęłam:- NATYCHMIAST WSTAWAĆ!!!!! KONIEC TEGO DOBREGO!!!!!Wstali natychmiast. Nawet ustawili się na baczność.Uśmiechnęłam się zwycięsko, brakowało tylko jednej osoby, Yoh. Już on mniepopamięta inie obchodzi mnie to, że jest moim chłopakiem. Nawet dziewczynystałyz przerażonymi minami i czekały na moje słowa.- NO dobra. Dzisiaj mamy trochę do roboty. Po pierwsze:chłopaki po śniadaniu, trening. Powiedzmy 200km, 300 brzuszków, pompek. Podrugie; dziewczyny, śniadanie i to na teraz. A po trzecie – popatrzyłam teraz zchytry uśmiechem na naszego fioletowowłosego przystojniaka – Len… nie myl mniez innymi dziewczynami. Zostawiłam ich samych, ale usłyszałam śmiechy Trey’a.Ciekawe czy Len się zaczerwienił? Dziewczyny potem mi powiedzą. Wparowałam domojego pokoju i oczywiście zobaczyłam szatyna śpiącego na łóżku. Szkoda, że

toMOJE łóżko, inaczej użyłabym zimnej wody. Ty razem po prostu podeszłam izepchnęłam go z łóżka.- Yoh, miałeś wstać!Nic go nie obchodziło moje darcie gardła. Spał sobie dalej.- Zaraz zabraknie ci śniadania, a są hamburgery.Tym razem wstał momentalnie. Chyba bardziej przemawiają doniego hamburgery niż moje słowa, ale pocieszenie. Stałam, podpierając się nabiodrach, biodrach on patrzył się na mnie ze zdziwioną i lekko przestraszonąminą. Zaczął powoli do mnie podchodzić, ja nie ruszałamsię z miejsca i nie zmieniałamwyrazu twarzy. Za to Yoh powoli zacząłsię uśmiechać. Stanął przede mną i nicnie mówił. Chyba wiedział, że wpadł, i to poważnie.- Masz mi coś do powiedzenia? – zapytałam, nie patrząc naniego.- prze…prze…przepraszam – wyjąkał – Nie chciałem się aż takcieszyć na te hamburgery, ale…ale to silniejsze ode mnie.Poczułam jego ręce na mojej tali, tak chciał to załatwić,zobaczymy. Przytulił mnie. Staliśmy tak, a ja nie byłam na niego zła.Postaliśmytak jeszcze chwilę, potem mnie pocałował i z uśmiechem zbiegł nadół.W PIŻAMIE. Czyli w bokserkach. Czekałam w drzwiach i liczyłam sekundy jakznów zobaczę go koło mnie:- 5…4…3…2…1…Stał zarumieniony koło mnie. Rozumieliśmy się bez słów, jaznałam jego ruch, on mój. Czego chcieć więcej? NO ja chce jeszcze miećwysportowanego chłopaka, ale tym się zajmę za chwile.- Yoh, śniadanie czeka.Zeszłam na dół. Nie trwało to długo, a szatyn był już wkuchni. Chłopców już nie było, Pilica siedziała przed telewizorem, Tamaraulotniła się do pokoju, a Raven siedziała w kuchni z Yoh, bo chyba bardzodobrze się bawiła. Nie mogłam na to patrzeć. Nie dałam Yoh skończyć śniadania,wygoniłam go na trening i to dłuższy niż pozostali. Dzisiaj miał być normalnydzień, bez żadnych sensacji. Siedziałam razem z Pilicą, bo Raven poszła naspacer. Chłopcy, opróczYoh, wrócili po 3 godzinach. Nawet dobry rezultat.Zjedli coś i porozchodzili się. Tym razem jednak, Pilica poszła z Lysergiem. Aja zostawiona sama, sobie nie miałam co robić. Zasnęłam. Obudziły mnie śmiechy.Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam Yoh z… Tamarą. Siedzielisobie i żartowali,nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie to, że Tamara miała na sobie dość skąpystrój i siedziała Yoh na kolanach. Ona nigdy się nie zmieni. W takim razie czyja mam się zmieniać? Czy to ma sens żebym była milsza? Nie zmienię się dokońca, chyba już na zawsze pozostanę trochę ostra. Nawet nie zauważyli, żewstałam i teraz już siedziałam na kanapie. Naburmuszona zostawiłam ich samych.Zrobiłam sobie herbaty w kuchni i usiadłam na parapecie. Po chwili zaczęli sięwszyscy schodzić. Pierwsza wróciła Raven i dołączyła do Tamary w podrywie. Yohpewnie uzna, że one tylko chcą pogadać, nie przekonam go, mam tylko nadzieję,że mnie nie zostawi.

Wyszłam z kuchni i stanęłam oparta o ścianę, tak, żewidziałam cały salon. Dalej piłam herbatę i obserwowałam ich żeby w razie czegozareagować.- Ty też milczysz? Mamy coś wspólnego.Poznałam głos. Sam smutek w nim powiedziałby mi, z kimrozmawiam.- Wiesz, ja jestem w lepszej sytuacji bo z nim chodzę, alety… powinieneś zareagować i to jak najszybciej – spojrzałam na niego.Stał z miną zbitego psa i patrzył na różowowłosą.– Nigdy nie jest za późno – dodałam spokojnie i  odeszłam, zostawiając go samego z myślami,potrzeba mu tego.Ponieważ pogoda była piękna usiadłam sobie w ogrodzie należaku. Miałam wole. Było jeszcze jasno, zachciało mi się iść do lasu. Pokrótkim czasie znalazłam się na tej polanie gdzie znalazłam wtedy rzeczy Yoh.Wspomnienia powróciły, łzy zaczęły napływać do oczu. Usiadłam na jakimś pieńku,postanowiłam trochę tu posiedzieć. Minęła godzina. Może dwie, a może i trzy.Nie chciało mi się wracać.- Lepiej nie zostawać na noc w lesie, szczególnie samej.Usłyszałam głos za sobą. Był bardzo blisko i był przeze mnieznienawidzony, wszystkie moje przykrości, cierpienia a tym samymi ból jestpowiązane z właścicielem tego głosu.- Od dawna tu jesteś? Uparłeś się żeby zrujnować moje życie,czy możerobisz to wszystko przypadkiem?- jestem tu od dość długiej chwili A co twojego życia, toono samo się załamuje. Wybierasz złe decyzje, co cię niszczy. Jeszcze togo niezauważyłaś? Na przykład twoje sny. Nie fajna wizja śmierci, a jednak nieunikniona. W samotności, z daleka od tego jedynego.- Skąd ty tyle wiesz?! – krzyknęłam mu prosto w twarz –Zabrałeś Yoh na rok, do teraz nie wiem jaki był w tym sens. Teraz się zjawiaszi nagle wiesz wszystko o moim życiu. Kiedy umrę, jak to będzie wyglądało. Skąd?– mówiłam coraz spokojniej, największe emocje minęły.Czekałam na jego odpowiedź. Zeke tylko uśmiechnął się poswojemu i złapał mnie za ręce.- Uwierzysz jak ci powiem, że mam bardzo podobne sny –popatrzył prosto w moje oczy – Że też widzę twoją śmierć, tyle że ja stoję zaprzeźroczystą ścianą i nie mogę nic zrobić. Ale ja to widzę do końca, wiem cosię potem z tobą dzieje. Ty się tego nigdy nie dowiesz. Nie pozwolę na to.Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. Miałam otwarte ustai oczy wielkie jak dwa talerze. Jeśli on ma takie same sny, czy to znaczy że…że jesteśmy jakoś połączeni, podobni? To nie możliwe.- Bredzisz! A teraz ja już pójdę, czekają na mnie –wyminęłam go i szybko poszłam przed siebie.- Na pewno czekają, a najbardziej nie pokoi się Yoh. Pewniecię szukarazem z Raven i Tamarą.

Uciekłam. On za dużo wiedział. Znalazłam się pod domem w ciągu10 minut, choć droga w tamtą stronę zajęła mi ponad 30 minut. Weszłam dosalonu, który był zapełniony. Każdy toczył z kimś zażartą rozmowę.Len gadał zTamarą (nareszcie). Pilica oczywiście z Lysergiem, Yoh… Yoh rozmawiał z Raven.Tylko Trey siedział sam w milczeniu i tylko onzauważył, że weszłam. Podszedłdo mnie.- Gdzie byłaś? Martwiliśmy się o ciebie znowu.- Dobrze, że tym razem mnie nie szukałeś, choć i terazmiałam spotkanie z Zeke’iem, ale – zdążyłam powiedzieć zanim zacząłhisteryzować – nic się nie stało, tylko trochę rozmawialiśmy. Trochęwyjaśniliśmy sobie. A, i widzę jak się wszyscy o mnie martwili.- ja się martwiłem.- Bo nie miałeś się kim zająć, wszyscy zajęci sobą. Chceszcoś do picia?- Na przykład kakao – delikatnie zaproponował, nie dało sięodmówić.- Na przykład. To chodź idziemy do kuchni, tam jest ciszej.Wypiliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Czas minął wzawrotnym tempie. Opowieść Trey’a przerwał dźwięk Dzwonka wyroczni. Obydwojezdziwieni popatrzyliśmy, o czym to nas informują:Drogi szamanie, dnia25 lipca odbędzie się koronacja Króla Szamanów, Yoh Asakury. Odbędzie się ona wDobie Villige. Zapraszamy.WRS.- Co to jest WRS? – zapytał od razu Trey.- To skrót od Wielkiej Rady Szamanów. Więc koronacja jużwkrótce. 25 to…. To dokładnie za tydzień! Nie mamy dużo czasu. Trzeba jutrowyruszyć. Idę powiedzieć reszcie. W salonie była totalna cisza.Gdy weszłamwszyscy popatrzyli na mnie. Stanęłam, uspokoiłam się.- Pewnie już wszystko wiecie. Jutro rano wyruszamy,oczywiście po treningu, ale nie bójcie się będzie lżejszy niż dzisiaj –powiedziałam to na jednym tchu żeby mi nie przerwali.Nadal panowała cisza. Spojrzałam na zegarek, równo 23. Poraiść spać.Odwróciłam się i poszłam do siebie. Spakuję się jeszcze dzisiaj, ranoich wszystkich pobudzę. Trzeba nastawić budzik. Byłam już w pokoju i się przebierałam,gdy wszedł Yoh. Zamknął za sobą drzwi i stał na środku pokoju. W milczeniu.- Nie masz zamiaru nic powiedzieć? – zapytałam się go.- Nie wiem co – usiadł na łóżku i znów milczał.- wiesz, to jest denerwujące – mówiłam poważnie – Po takgorących rozmowach z Raven i Tamarą teraz już ci się nie chce – trzasnęłamwalizką z nerwów.Byłam zazdrosna! Jestem jego dziewczyną, a gadałam z nimtylko rano, potem był za bardzo zajęty. Nagle usłyszałam głośni, niepohamowanyśmiech. Obróciłam się i widziałam szatyna leżącego na łóżku i płaczącego ześmiechu.- Lepiej idź spać, rano wcześnie wstajemy, królu.

- A właśnie, ja w tej sprawie – uspokoił się momentalnie –Czy nadal chcesz zostać Królową Szamanów?- Masz inną kandydatkę? Jak tak to się nie krępuj, możesz mipowiedzieć.- Nie! Tylko się upewniam, przypomnieli mi o tym na dzwonku.Nawet miałem inny dźwięk jak przychodziła wiadomość. Taką długą i bardziejurozmaiconą melodyjkę, fajnie no nie? – był strasznie zadowolony, chciałabymmieć trochę tego szczęścia.A bałam się iść spać, teraz będę czuła jakby był ze mnąZeke. Nie mówiłam o tym Yoh, nie chciałam go martwić, zresztą… nie było czym.- A z czego się tak śmiałeś? Mało co a byś umarł z tegośmiechu.- Z ciebie się śmiałem. Ładnie wyglądasz jak jesteśzazdrosna – znów zaczął się śmiać, a ja czułam jak robię się czerwona.Znów zaczęłam się pakować, nie zważając na szatyna.- No chodź tu do mnie – pociągnął mnie, wylądowałam na jegokolanach – Nie musisz być zazdrosna, to moje koleżanki. Kocham cię, niezapominaj – pocałował mnie i nie przestawał. Oderwałam się od niego. Jestfajnie, ale ja wciąż jestem tą surową Anną. Rano przed wyjściem będą mielijeszcze porządny trening, a mój KRÓL to już na pewno. Siedzieliśmy tak wmilczeniu, nie chciałam żeby odchodził, alemusiał się spakować tak samo jakja. Wstałam z niego i wróciłam do walizki. On dalej siedział na łóżku i patrzyłsię to na mnie to na jakiś punkt na ścianie. Wyglądał jak zahipnotyzowany.- Yoh może pójdziesz się spakować, daje głowę, że rano niebędzie czasu – uśmiechnęłam się do niego diabelsko – Musimy się wyspać.Dobranoc – tych chciałam dać mu jasno do zrozumienia, że ma sobie już iść,widać na niego to nie działało, bo siedział dalej i nawet mi nie odpowiedział –Ej Yoh!!! Słuchasz mnie? Nagle się otrząsnął.- Mówiłaś coś Anno? Jakoś do mnie nie dotarło.- Tak mnie słuchasz. Idź się spakować i spać. Jutro czekanas męczącydzień.- Jeszcze tu przyjdę – zapewnił stojąc w drzwiach.On mógł przychodzić, kto powiedział że będę na niegozwracała uwagę. Sama się oszukuję nie potrafię racjonalnie myśleć jak on jestkoło mnie. Skończyłam się pakować, umyłam się i… zachciało mi się pić. Ubrałamszlafrok na piżamę i zeszłam do kuchni. Yoh chyba zmienił zdanie co doodwiedzin w moim pokoju, teraz właśnie siedział na gankuz Raven. Dziwne, żenie było z nimi Tamary. Weszłam do kuchni i zastałam tam właśnie różowowłosą zLenem. Siedzieli naprzeciwko siebie i prowadzili bardzo zażartą rozmowę.Widziałam po jego minie, że jest w siódmym niebie. Widząc, że weszłam zostawiłnas same. Zarazpo jego wyjściu Tamara rzuciła się do okna i ukradkiem, żebynikt niewidział, podpatrywała Yoh i Raven.- Grasz na dwa fronty – powiedziałam spokojnie, parzącherbatę – To może się nie udać.

- Nie wiem co masz na myśli – mówiła wychylając się corazbardziej.- Oni rozmawiają. A ty wreszcie wybierz. Len czy Yoh. Wrazie czego nie rób Lenowi nadziei, to jest ruch poniżej pasa.Odwróciła się do mnie i popatrzyła morderczym spojrzeniem.Dziwne, żesię nie przestraszyłam, ciekawe dlaczego. NO tak, to Tamara. Nic minie zrobi, bo jej się paznokieć złamie. Piłam w spokoju herbatę i czekałam najej słowa.- Anno, słuchaj, robię co chcę. Jestem tak samo pełnoletniajak ty, więc odczep się. I na twoim miejscu pilnowałabym Yoh, jego stan cywilnymoże się szybko zmienić.- Za tydzień Yoh zostanie oficjalnie Królem, a ja Królową.Będziemy małżeństwem, masz rację jego stan cywilny się zmieni. Zastanów się, corobisz, rozejrzyj się i wreszcie dorośnij, tyle, że emocjonalnie.Minęłam ją bez słowa. Stanęłam na chwilę na środku pokoju ipopatrzyłam na naszą parę na ganku. NA chwilę Yoh spojrzał w moją stronę iuśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam to. Dał mi znać na migi, że zaraz do mnieprzyjdzie i coś jeszcze powiedział do Raven. Poszłam do siebie. Usiadłam naparapecie z herbatą i patrzyłam na niebo. Takie piękne, tajemnicze, magiczne. Wtym momencie stało się coś niezwykłego. Czas jakby stanął w miejscu, usłyszałamwielki huk izobaczyłam jasne światło w moim pokoju. Odwróciłam się w tamtąstronęz przerażeniem wyrysowanym na twarzy. Gdy tylko zobaczyłam, co siędzieje, uspokoiłam się. To był tylko Zeke. Stał na środku pokoju i uśmiechałsię. Jak ten jego uśmiech mnie irytował. Zawsze pewny siebie, zawsze dumny i nieumiejącyprzegrywać.- Czego znowu chcesz? Nie za często się widujemy jak natakich wrogów?- Skoro nie ma Yoh to ja muszę się tobą prze pewien czaszaopiekować.Znów rozmawia z Raven, co? Mieli się ku sobie jeszcze w obozie –podniósł wzrok na mnie – Nawet razem spali, pierwszej nocy. Szybka znajomość.Nie czujesz, że to przemija? Że coś się kończy?- Zeke jak przyszedłeś tutaj prawić jakieś kazanie to darujsobie. Nie mam zamiaru tego słuchać. Zostaw mnie w świętym spokoju! –krzyknęłam, nie umiałam się powstrzymać – Za tydzień Yoh zostanie Królem, twojeplany znów upadły, tak jak 500 i 1000 lat temu. Wróć za500 lat, wtedy ktoś ciępokona, znowu. Ale nam daj już spokój.- Tego się nie da zrobić. Będziesz moja. Takie jestprzeznaczenie. Moje i Twoje, nie zmienisz tego ty ani ja. Nawet jakbyśmychcieli. Nie pasujecie do siebie z Yoh. Ona radosny, wesoły, optymistyczny. Ty…pewna siebie, dobrze wiesz czego chcesz, surowa.- wiesz, że przeciwieństwa się przyciągają?- Tylko w książkach i zmyślonych bajkach.- Tak czy siak na pewno nie będę z tobą, o tym zapomnij.- Nie zapomnę i ty też nie. A teraz dobranoc Anno. Dozobaczenie wkrótce.

Nie obchodziła mnie jego wizytka, tylko ten kawałek o Raveni Yoh. Czyżby to była prawda? Zapytam się go jak tu przyjdzie. Nie musiałamczekać długo. Przyszedł do mnie po 5 minutach. JA już wtedy leżałam na łóżku izastanawiałam się.- Wyrwałem się. W kuchni napadła mnie jeszcze Tamara. Alejuż jestem – cały czas się uśmiechał – Co jest Anno, jakoś dziwnie wyglądasz.Stało się coś?- odwiedził mnie ktoś. Zeke. Był tu przed chwilą.- Co!? I czego chciał? Nic ci nie zrobił? Dlaczego nie zawołałaś, albo coś? Mogło ci się coś stać.Zabiję g…..- Daj spokój! Nic mi nie jest. Jakby się coś działo to i takdałabym sobie radę. Nie musisz się o mnie tak martwić. Jestem już dorosła, mogęsię spotykać, z kim chcę. Tak jak ty.Nie odzywał się. Chyba się zagalopowałam, a on mnie jeszcze źlezrozumiał. Chciałam naprawić swój błąd, natychmiast. Wstałam z łóżka ipodeszłam do niego, stałam bardzo blisko i patrzyłam w jego oczy.- Yoh, to nie to co myślisz, ja… ja nie chciałam tak tego powiedzieć.Rozumiesz mnie?- dobrze, Anno spokojnie – przytulił mnie – Chodźmy jużspać, jak sama mówiłaś jutro ciężki dzień.- No dobra, w takim razie pa – pocałowałam go delikatnie wusta – dobranoc.- ale ja się nigdzie nie wybieram – zaśmiał się – Śpię ztobą, tutaj.- Dlaczego?- Bo jak będziesz miała koszmary to nie będę musiał wstawać– uśmiechna jego twarzy był strasznie wesoły, zaraziłam się nim.- No dobra.Położyliśmy się. Odwróciłam się do niego tyłem, aż takaotwarta nie jestem. Jemu to nie przeszkadzało, objął mnie ręką i przytuliłmnie. Jeszcze pocałował w policzek i szepnął:- Dobranoc. Kocham cię, pamiętaj o tym.I zasnęliśmy. Sen miałam podobny do poprzednich. Znów tenpokój, to samo światło, ale tym razem czekałam na jakiś dźwięk, na potwierdzeniasłów Zeke’a. Nic nie było, żadnego odgłosu, uspokoiłam się. Wtedy to się stało,to wołanie. Rozległo się wszędzie. Moje imię, z każdej strony słyszałam tosamo, w kółko moje imię. Wystraszyłam się. Z tego wszystkiego doszedł do mniejeszcze jeden głos, jakby przesłonięty. Z daleka dobiegał, na początku spokojnyz razu na raz coraz bardziej nerwowy. Potem słyszałam tylko już ten głos. Pełenstrachu.  YOH Anna leżała koło mnie cała mokra od potu, z mocnozaciśniętymi oczami. Znów te koszmary, one nigdy nie przestaną jej

dokuczać.Próbowałem ją obudzić. Na początku spokojnie, potem coraz bardziej nerwowo.Zacząłem się martwić. Nie mogłem nic zrobić. Prawie, że krzyczałem i trącałemją, nic. Spała dalej, jakby nie mogła się obudzić. Niespodziewanie wstała dopozycji siedzącej i głośno oddychała. Łzy powoli zaczęły spływać po jejpoliczkach. Jednaza drugą tworzyły słony ślad na twarzy. Nie były to łzy bólutylko strachu.Siedziałem i przyglądałem jej się. Musiała ochłonąć. Gdy sięuspokoiła spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła.- Dobrze, że tu jesteś – powiedziała do mnie – Nie wiem cosię dzieje. Te sny mnie wykończą. Z nocy na noc jest gorzej. Nie potrafię nadtym zapanować – położyła się powrotem i patrzyła w sufit.- Nie bój się, to tylko koszmary. Kiedyś miną, jakprzestaniesz się martwić – położyłem moją rękę na jej policzku, bawiłem się włosami.- Która jest godzina?- Koło 2 w nocy. Idź jeszcze spać. Musisz się wyspać. JA tutrochę posiedzę jeszcze.Wtuliła się we mnie i zamknęła swoje czarne oczy. Po 10minutach poczułem, że jej oddech staje się równomierny. Zasnęła. Ja zrobiłem tosamo. Obudziłem się pierwszy, chyba pierwszy raz. Anna wciąż leżała w takiejsamej pozycji, w jakiej zasnęła. Musiała mocno spać, należy jej się to. Od takdawna nie miała spokojniej nocy. Delikatniewstałem i poszedłem do łazienki.Gdy już się umyłem i ubrałem poszedłem do kuchni robić śniadanie. Smażyłemjajecznicę dla wszystkich gdy doszła do mnie Tamara.- O cześć Yoh, co tak wcześnie na nogach i to jeszcze przypiecu? – zaśmiała się i przybliżyła – Anna kazała ci gotować? To byłoby do niejpodobne.- Nie, Anna jeszcze śpi. Niech się wyśpi, ma jeszcze trochęczasu do wyjazdu. Masz, jak chcesz to jedz i zostaw coś dla reszty. Ja idępotrenować.- Co? Sam z własnej woli? Po co, przecież Anna nie zobaczyjak nie będziesz ćwiczył. Możesz sobie odpuścić.- Nie, idę poćwiczyć. To mi dobrze zrobi. Tylko nie zjedzwszystkiegosama! – krzyknąłem na pożegnanie i już mnie nie było.Tamara stała się strasznie pewna siebie. Nie przypomina tejbyłej, nieśmiałej, ciągle zawstydzonej dziewczyny, którą była kiedyś. A szkoda.Nie wiem jak Len mógł się w niej zakochać, ale… on pewnie myśli tak samo o mniei Annie. Ja sam kiedyś bym nie powiedział, że będę z nią z własnejnieprzymuszonej woli. Ludzie się zmieniają. Zacząłem od biegu. Tyle po drodzebyło sklepów z hamburgerami. Tak mnie do nich ciągnęło, ale nie. Dam rade i niezjem. Gdy skończyłem biegać zacząłem robić brzuszki i pompki. Wtedy przede mnąstanęły dwaduchy. Amidamaru i Mair.

- Yoh powoli wracaj, wszyscy są już gotowi – zakomunikowałAmidamaru,który ciągle patrzył lekko spod byka na Mair’a.- A Anna się martwi. Nawet kazała mi cię znaleźć. Odkryła,że ją obserwuję i chyba nie jest za bardzo zadowolona.- Dobra, powiedzcie im, że zaraz będę, a moja torba jestprzy drzwiach mojego pokoju. Po lewej stronie. Będę za jakieś 15 minut.  Jak powiedziałem tak zrobiłem, po 15 minutach stałem przeddrzwiami domu. Wszedłem bez pukania i skierowałem się do pokoju i łazienki.Musiałem iść pod prysznic. Nie trwał on długo. Na dole byłem już gotowy dodrogi, było koło godziny 8. Anna siedziała już naganku, w swojej starejczarnej sukience i czerwonej chuście na głowie. Reszta biegała po domu iporządkowała lub dopakowywała resztęrzeczy. Pomogłem im. Szybko sięwyrobiliśmy i zaczęliśmy naszą podróż. Dzień mijał nam na kontroli ducha, niechciało nam się iść napiechotę aż do Dobie. W nocy zaś rozbijaliśmy obóz inocowaliśmy. Tejnocy wylądowaliśmy koło lasu, na małej polance. Było jużciemno i nawet Anna była trochę znużona tą podróżą. Rozbiliśmy namioty,spaliśmy w parach: ja z Anną, Pilica z Lysergiem, Len z Trey’em, Tamara zRaven. Morty z nami nie pojechał. I tak nie mieliśmy zamiaru być w Dobie długo.Tam nie ma, co robić, a ceny są koszmarne. Chciałem porozmawiać trochę z Anną,jakoś w czasie podróżynie było jak. Znalazłem ją koło ogniska i już tampodchodziłem, ale po drodze złapała mnie Raven i pociągnęła nad rzekę.- Yoh zobacz jak tu pięknie! Prawda, aż chcę się popływać.Muszę wcześniej wstać i tu przyjść. Może przyjdziesz ze mną?- Raven…  – mówiłem doniej, a patrzyłem na blondynkę – … ja nie wiem.- Chodź razem ze mną, będzie fajnie. Może jeszcze ktośpójdzie, np. Trey.- Przepraszam Raven, ale idę porozmawiać z Anną.- Ciągle albo do niej idziesz, albo z nią gdzieś wychodzisz.A co ze mną?- O co ci chodzi. Anna jest moją dziewczyną, to chybanormalne, że spędzam z nią czas.- Dziewczyną…? – głos jej się urwał – Żartujesz?- Nie, a teraz wybacz, czeka na mnie.Zostawiłem ją koło rzeki, a sam szybkim krokiem skierowałemsię do Anny. Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem. Spojrzała na mnie isięuśmiechnęła. Położyła stoją głowę na moim ramieniu, a ja swoją najej. Pilicarobiła kolację i gadała z Lysergiem. Po kolei wszyscy siędosiadali. Koło mnieusiadła Tamara, a naprzeciwko Raven. Przyglądałami się cały czas. Anna miaładzisiaj straszny apetyt. Zjadła 3 porcjei chyba jeszcze było jej mało. Szybkoteż poszła do namiotu. Ja z chłopakami poszliśmy połazić, rozejrzeć się pookolicy, a dziewczyny zostały w obozie. Gdy wróciliśmy wszystkie były już wnamiotach i spały. Wszedłem do swojego namiotu i zorientowałam się jak

Annacudnie wygląda jak śpi. Jej blond włosy były rozrzucone na całejpoduszce, aona sama spała w poprzek. Musiałem zrobić dla siebie miejsce. Nie obudziłemjej, choć raz powiedziała do mnie przez sen:- Nie zostawiaj mnie. Nie chcę być sama. Uśmiechnąłem się icicho szepnąłem jej do ucha:- Nie bój się, nigdy cię nie zostawię.Pocałowałem ją w czoło i przytuliłem. Miałem tylko nadzieję,że nie będzie miała koszmarów. Ja zasnąłem bardzo szybko, ale wcześniej chybacoś widziałem na zewnątrz, jakiś cień i blask ogniska.

33. „Nie zostawiaj mnie… Nie chcę być sama…”5 maja 2007NASZ WIELKI POWRÓT!!!! <jupi> Sorki, że tak długo nie było noci, alemoja przyjaciółka nie wzięła programu do internetu na weekend no i był… mały problem xD Ale żyjemy, nie musicie się o nas martwić. I nadodatek dajemy nową nocię!! Miłego czytania!! Całuski:*P.S. Przepraszamy za brak spacji w niektórych miejscach, ale wiecie jak to jest jak się tekst kopiuje z Word’a na bloga… :/  ANNA Znowu siedziałam w ciemnym, zimnym pomieszczeniu. Znowu czułam chłódi przerażenie. I tą okropną bezradność… Chciałam przestać myśleć o tym, co stanie się za chwilę, próbowałam przypomnieć sobie coś, co mnie pocieszy. Zamknęłam oczy …… i zobaczyłam uśmiechniętego szatyna.- Nie zostawiaj mnie… Nie chcę być sama… – szepnęłam.Poczułam ciepło, jakby nagle zaświeciło słońce. W tej chwilitak bardzo go potrzebowałam. Usłyszałam zimny śmiech. Obraz Yoh zaczął się rozmazywać, a spokój odszedł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Bałam się unieść powieki. Usłyszałam odgłos otwierających się drzwi. Otworzyłam oczy. Wokół siebie zobaczyłam niebieską „mgłę”. Nagle dał się słyszeć zimny, paraliżujący chichot. Zmrażał do szpiku kości. Potem jakby z oddali dobiegł mnie głos. Napoczątku nie mogłam go zrozumieć. Dopiero po chwili usłyszałam niewyraźny krzyk rozpaczy:- Anno!! Anno!! Nie!!!!Ogarnęła mnie ciemność. ***Poczułam, że ktoś mną potrząsa i otworzyłam oczy. Nad sobązobaczyłamtwarz Yoh. Jego oczy były pełne przerażenia i … troski. Wtuliłam sięw niego, a z oczu poleciały mi łzy.

- Już dobrze – powiedział spokojnie i pogłaskał mnie pogłowie. – Niebój się.- Czemu… czemu to się nie może już skończyć?? – wyjąkałam.- Spokojnie, wszystko będzie dobrze – pocieszał mnie szatyn.– Połóż się. Spróbuj zasnąć.- Yoh ja…- Zaśnij. Jestem tu – powiedział i pomógł mi się położyć. Przytuliłam się do niego. Przy nim zawsze czułam siębezpieczna. Zamknęłam oczy i zasnęłam. Powoli uniosłam powieki. Yoh jeszcze się nie obudził.Delikatnie odsunęłam się od niego. Ubrałam się i wyszłam z namiotu. Było bardzociepło. Lekki, chłodny wiatr rozwiał mi włosy. Rozejrzałam się dookoła – nikogonie zobaczyłam.Pewnie jeszcze śpią– pomyślałam.Postanowiłam iść na spacer. Potrzebowałam trochę spokoju, chwili na poukładanie myśli. Ruszyłam w stronę lasu. Szlam przez kilka minut małą ścieżką. Nagle usłyszałam cichy szum wody. Skręciłam między drzewa. Po dłuższej chwili dotarłam na miejsce. Zobaczyłam spokojną,głęboką rzekę.Stanęłam nad brzegiem i spojrzałam na moje rozmyte odbicie.Oto, jaka jestemnaprawdę – pomyślałam.Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie w talii i kładzie brodę na moim ramieniu. Odwróciłam lekko głowę i uśmiechnęłam się do szczerzącego się do mnie szatyna.- Już nie śpisz?? – zapytałam.- Nie.Delikatnie odwrócił mnie do siebie i pocałował. Nagle usłyszeliśmy krzyk:- TREY!!!! MIAŁEŚ TRENOWAĆ!!!! – po drugiej stronie rzeki stała Pilica i wrzeszczała na brata kulącego się pomiędzy drzewami.- Myślałam, że śpicie!! – krzyknęłam do dziewczyny.- Anna!! Nie chciałam cię budzić, więc nie wyciągałam go znamiotu – wskazała głową na Yoh i uśmiechnęła się demonicznie. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Na jego twarzy wymalowanebyło: „Błagam… nie… Byłem grzeczny…” Powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem. Odwróciłam głowę do niebieskowlosej i krzyknęłam:- Pilica!! Dla Yoh połowa tego, co inni!!- Oczywiście Anno!! – odpowiedziała. Skierowałam wzrok na szatyna i doznałam … szoku. Cieszył się. Cmoknął mnie w policzek i pobiegł w stronę Pilici (właściwie to wskoczyłdo wody i popłynął).Zadowolony z treningu…- pomyślałam patrząc na niego. –Niemożliwe– stwierdziłam i zamrugałam kilka razy, ale obraz się nie zmienił. Kompletnie zaskoczona zaczęłam wracać do namiotów. Kiedy znalazłam się pomiędzy drzewami, nagle zrobiło się nieprzyjemnie – powietrze było strasznie rozgrzane. Zatrzymałam się i rozejrzałam dookoła.

Miałam wrażenie, że nie jestem sama. I nie myliłam się. Zza drzew wyszedł Zeke (a któż by inny^^ – dop. Zeke’a).- Czego znowu chcesz?? – spytałam.- Spokojnie. Tylko porozmawiać.Spojrzałam na niego podejrzliwie. Uśmiechnął się.- Dobrze. Szczerze mówiąc, ja też muszę z tobą pogadać –powiedziałami usiadłam na kamieniu.- Więc o co chciałaś mnie spytać?? – zapytał i usiadł obokmnie.- Po pierwsze: mówiłeś, że masz podobne sny do moich. Codzieje się, kiedy ja… odpływam??Zapadła chwila ciszy. Zeke spuścił głowę.- Już ostatnio mówiłem ci, że nie chcę abyś się tego dowiedziała.- Ale ja chcę wiedzieć!! Jeśli to ma być moja przyszłość to…może udami się jej uniknąć… Kolejna chwila ciszy.- Anno, ty tam umierasz. Gdy ta „chmura”  dociera do ciebie, nic niemogę już zobaczyć. Słyszę tylko przez chwilę twój krzyk, który potemnagle się urywa… – powiedział. – I nic nie mogę zrobić – dodał z gniewem wgłosie.Bezradność –pomyślałam. – To dla niego chyba największy cios.- Jeszcze jedno – powiedziałam. – Od jakiegoś czasu, pod koniec słyszę glos. Jakby ktoś wołał mnie po imieniu. Na początku myślałam,żeto przyjaciele próbują mnie obudzić, ale… to nie był glos żadnego z nich. Chciałam cię zapytać… kto tak krzyczy??Zeke spojrzał na mnie z zaskoczeniem w oczach.- Słyszałaś?? – zapytał. – Czyli… Jest możliwość przejścia.- Powoli… Co??- Jest możliwość przejścia. Możesz stamtąd uciec.- We śnie?? Ale jakie to ma znaczenie??- Zobaczymy. Do zobaczenia dzisiejszej nocy – powiedział i wszedł między drzewa.- Zeke!! – zawołałam, ale już zniknął.Ruszyłam w stronę namiotów.O co mu chodziło? – zastanawiałam się. – W końcu…kto tak krzyczał?Po chwili byłam w naszym„obozie”. Usiadłam na kamieniu niedaleko namiotów i postanowiłam poczekać naresztę. Nagle usłyszałam jakiś dziwny, wyjący odgłos. Po chwili dosłyszałam:- Oooooooooo!!! Widziałemoooooooorłaaaaaaa cieeeeń!!!!Po chwili zza drzew wyszedłwysoki, czarnowłosy mężczyzna o dość oryginalnym uczesaniu. To właśnie on byłźródłem tych niezidentyfikowanych dźwięków. Za nim na szła zielonowłosa kobietaw długiej sukience. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.Ryo i Jun!!– pomyślałam.  Wstałam z kamienia, oparłamręce na biodrach i przybrałam groźny wyraz twarzy.- Kogo ja tu widzę… -powiedziałam dość głośno.

Jun spojrzała ze zdziwieniemw moją stronę.- Anno!! – podbiegła do mnie.– Jak ja cię dawno nie widziałam!!- Pani Anna!! – krzyknął Ryo.- Ja was też dawno niewidziałam. I nie mów do mnie per „pani”, Ryo. Co tutaj robicie?- Teraz idziemy do Dobie nakoronację. Ryo dostał wiadomość na dzwonku – odpowiedziała mi Jun.  - My też idziemy na koronację– powiedziałam. – Co robiliście przez te dwa lata?- Och, Anno… Tyle się działo…Byliśmy na wspólnych wakacjach… Jeździliśmy po całym świecie… Byliśmy w Paryżu,Londynie, Amsterdamie, Barcelonie, Brukseli, Rzymie, Sydney…i wiele innych… I…Anno!! Nie uwierzysz! – była tak szczęśliwa, że prawie skakała. – Jesteśmyzaręczeni!!Przez chwilę mój umysłpracował bardzo powoli.Jun i Ryo?? Co??!!  Dopiero po kilku sekundach zotwartymi szeroko oczami i buzią, zdołałam wydukać:- Gratulacje… To… wspaniaławiadomość… Nie mogę uwierzyć!!- Skoro was spotkaliśmy, tochyba powiemy wszystkim przy kolacji – totaki romantyczny moment – powiedziałaJun. – Pozwól, że zmienię temat, ale mam do ciebie małe pytanko… Jak tam mójbraciszek??- Lenny?? Sama go spytaj.- Jest tutaj? – rozejrzałasię dookoła.- Obecnie chyba trenuje alepowinien niedługo wrócić.- W takim razie ja poczekam.A co tam u was??- U nas??- U ciebie i mistrza Yoh –poprawił ją Ryo.Zaskoczyło mnie to pytanie.- W porządku.Jun spojrzała na mniewyczekująco.- I…?- Co „i”??- Co się działo?? Niewidzieliśmy się całe dwa lata!! – powiedziała.- Nie działo się nicciekawego. Szara codzienność – nie chciałam mówić o tym, że Yoh odszedł na rok,nie chciałam przeżywać tego drugiraz.- Powiedzmy, że ci uwierzę.Odetchnęłam w duchu. Nagleusłyszeliśmy szelest i z krzaków wyszedł… Lee Pai-long.- Tu jesteście!! Nie odchodźtak daleko, panienko Jun. Nie mogłem nadążyć – powiedział. – Witam, pani Anno!– dodał po chwili,- Cześć Lee – odpowiedziałam.- Jesteście głodne? – spytałnagle Ryo i nie czekając na odpowiedź wstał i podszedł do miejsca na ognisko. –Jakieś specjalne życzenia??– po chwili rozejrzał się. – Macie tu cośjadalnego?

- Niedaleko jest rzeka –powiedziałam.- Oczywiście Anno! –powiedział i pobiegł do lasu.Ze zdziwieniem spojrzałam namiejsce, w którym zniknął.5… 4… 3… 2… 1…- Anno!- Tak Ryo??- A gdzie dokładnie jest tarzeka??- Musisz iść do lasu, potemusłyszysz szum wody. Skręć między drzewa i idź w stronę tego dźwięku. Toniedaleko.- Dziękuję! – natychmiastodbiegł.Wrócił cały mokry, po jakiś15 minutach. W ręce trzymał cztery pstrągi. Po następnych 15 minutach, wpowietrzu rozchodził się przepiękny zapach. Nagle usłyszałam dobiegający zzamoich pleców dźwięk pociągania nosem. Odwróciłam głowę i zobaczyłam … żywyodkurzacz czyli Trey’a.- Gotowe!! – dobiegł mniekrzyk Ryo. Zrobiłam błyskawiczny zwrot i poniecałej sekundzie stałam przy nimi pilnowałam, żeby moja porcja suhi z ryżem była dość duża. No cóż… kiedychłopcy dopadną do jedzenia, to można się pożegnać ze śniadaniem. Kiedyodeszłam od ogniska żeby zjeść w spokoju, przy naszym „kucharzu” stał jużniebieskowłosy szaman.- O cześć Trey. Ty teżtutaj?? Gdybym wiedział, zrobiłbym więcej. Musisz się zadowolić standardowąporcją.- Ryo! Jun! Co wy tu robicie?– usłyszałam za sobą głos Yoh.- Cześć Yoh! – krzyknęła Jun,która już znalazła Lena (który wysyłał wszystkim spojrzenia pt. „Ratujcie mnie!!”).- Witaj mistrzu Yoh! – zawołałRyo. – Zapraszam na śniadanie.- Co mamy dzisiaj?? –spojrzał na mnie. – O… suhi… – i pobiegł po swoją porcję.Po chwili usiadł przy mnie ispojrzał na mój talerz, w połowie już opróżniony, na którym i tak było terazwięcej jedzenia. - No co…?? Jestem głodna –powiedziałam.- Ale ja przecież nic niemówię… – uśmiechnął się. – …żarłoku – dodał, po czym dostał w tą jego ślicznąbuźkę wykrzywioną w uśmieszku. Reszta śniadania upłynęła w spokoju, nie licząc:ciągłego gratulowania Jun i Ryo, którzy nie wytrzymali do kolacji i wygadalisię, próśb Trey’a o więcej, opowieści o tym co kto robił przez minione dwalata, próśb Trey’a, jeszcze dwukrotne nazwanie mnie„żarłoczkiem” przez Yoh, cojest wspaniałym okazem całkowitej bezmyślności, próśb Trey’a, wzdychania potreningu, próśb Trey’a i jęczenia Lena. No i jeszcze próśb Trey’a o więcejjedzenia. W końcu nie wytrzymałam i krzyknęłam:- NA TRENING!! WSZYSCY!! 50 KM!! 1000 BRZUSZKÓW, POMPEK I PRZYSIADÓW!! 2 GODZ. PSA!! NATYCHMIAST!! ŻADNYCH „ALE”!!!!Wszyscy wyczuli chyba, że siętrochę zdenerwowałam i bez sprzeciwu poszli wykonywać ćwiczenia. Zostały tylkodziewczyny.

- Raven, Tamara… Czemujeszcze nie trenujecie? – spytałam.- My też??!! – prawiekrzyknęła Raven.- Czy wyraziłam się niejasnokiedy powiedziałam „wszyscy”??- A one… – nie dokończyła, boTamara pociągnęła ją za rękaw.- Lepiej z nią teraz niezadzierać – szepnęła różowowłosa.Zanim zniknęły międzydrzewami dosłyszałam tylko ich zgodne myśli:Wredna… Co on w niej widzi??Odwróciłam się do Pilici iJun, które zaczynały już sprzątać po śniadaniu. Ruszyłam w ich stronę, żeby impomóc.Ze sprzątaniem uporałyśmy siędość szybko, a że w środku lasu nie było Telenowel 24, zaczęłyśmy gadać iplotkować. Trochę nam się nudziło, więc poszłyśmy nad rzekę. Usiadłyśmy nadbrzegiem i rozmawiałyśmy o sprawach takich jak planowanie ślubu Jun i Ryo.Właściwie to Pilica i Jun prowadziły tą „niezwykle interesującą”rozmowę, bo jasiedziałam i gapiłam się na pajączka, który szedł sobie najpierw po źdźbletrawy, a potem wpadł do wody i chyba się utopił.Jaka szkoda…Biedak…najwyraźniej chciał popływać… – pomyślałam ironicznie.Nagle wszystko potoczyło siętak szybko, że na początku nie wiedziałam co się właściwie stało. Najpierwpoczułam, że ktoś mnie popycha, potem wpadłam do wody. Gdy się wynurzyłam,pomiędzy drzewamibłysnęły mi pomarańczowe słuchawki. Wyszłam z wody i z żądząmordu w oczach, powoli ruszyłam w stronę lasu. Dziewczyny chyba przewidziałycozamierzam zrobić, bo próbowały mnie zatrzymać. Niestety bez powodzenia.Wbiegłam do lasu i rozejrzałam się. Zaczęłam iść w bliżejnieokreślonymkierunku. Po chwili weszłam na jakąś polankę. Poczułam,że ktoś staje za mną izakrywa mi oczy dłońmi. Powstrzymałam się przed odwróceniem się i daniem muprosto w twarz.- Zgadnij kto – powiedziałdobrze mi znany głos. - Pszczółka Maja –odpowiedziałam i odwróciłam się.Nie zdążyłam jednak nicpowiedzieć ani nic zrobić, bo Yoh uspokoił mnie pocałunkiem.- Nigdy więcej nie wrzucajmnie do wody – powiedziałam, gdy się od niego odsunęłam. – Nigdy bezuprzedzenia – dodałam po chwili. – Co z twoim treningiem??- Został mi tylko piesek,więc pomyślałem że może… mi go odpuścisz…??– spytał.- Wiesz to jest całkiemniezły pomysł… – powiedziałam i spojrzałam najego bardzo ciekawą minę, którawyrażała głęboką nadzieję. – …może w twoje urodziny?? – dodałam po chwili.Jego mina zmieniła się wciągu ułamka sekundy.- Ale… moje urodziny są zapół roku!! ;(- W takim razie co innegomożesz zaoferować za trening? – zapytałam go z chytrym i pewnym siebieuśmiechem. Na początku wyglądał na zdziwionego, że w ogóle coś takiegoproponuję, potem jakby się obudził z głębokiego snu.

- No…nie wiem. Podaj jakiśpomysł.Udawałam, że się zastanawiama potem powiedziałam:- Mam nadzieję, że nie jesteśbardzo głodny bo jem twoją kolację.Odwróciłam chcą zostawić gosamego żeby mógł przemyśleć moje słowa. Nagle coś pociągnęła mnie do tyłu iwylądowałam na ziemi. Nade mną stał szatyn i zasłaniał swoją osobą słońce.- Skoro już mnie wywróciłeśto przynajmniej pozwól mi się teraz poopalać. A co do kolacji to nie zmienięzdania, choćby nie wiem co.- Jesteś pewna? A jak znowuwrzucę cię do wody? – w jego głosie nie było słychać żartu, ale i takwiedziałam, że to udawana powaga.- Nie odważysz się.- Założysz się? – mówiąc tesłowa wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę rzeki. Starałam się uwolnićuderzając go w klatkę piersiową. Niestety treningi wzmocniły go chyba zabardzo. Po króciutkiej chwilistaliśmy już nad brzegiem rzeki. Zaczęłam naniego wrzeszczeć, że ma mnie w tej chwili puścić. Nie wiedzieliśmy, że całejtej sytuacji przygląda się Raven. Stała cicho z boku. Yoh popatrzył na mnie, apotem z nadzieją w oczach zapytał:- To jak odpuścisz mi treningi zostawisz kolację?- Zgadzam się o ile niebędziesz chrapał w nocy – musiałam się zemścić. Yoh w jednej sekundzie zrobiłsię czerwony i postawił mnie na ziemi. Zadowolona z siebie patrzyłam na niego zminę zwycięzcy.- To ja idę skorzystać zwolnego czasu, jak coś to będę w namiocie.I tyle go widziałam. Biedak,nie umie przegrywać. Jest to następna rzecz którą przypomina swojego brata. Niezmienia to jednak faktu, żei tak jest od niego lepszy. Stałam jeszcze chwilę wtym samym miejscu, ale potem poszłam na spacer wzdłuż rzeki. Nagle usłyszałamczyjś głos.- Co on takiego w tobiewidzi?Odwróciłam się powoli. Za mnąstała ciemnowłosa szamanka.- Czego ode mnie chcesz?- Tylko jednego: odpuść gosobie.- Co??!!- Zostaw Yoh!! On woli mnie!!Roześmiałam się.- Jesteś tego pewna? –zapytałam.Spojrzałam na nią i w jejoczach zobaczyłam czysty gniew.I ona mnie chce nastraszyć… - pomyślałam.Odwróciłam się i dalejkontynuowałam spacer. Nagle usłyszałam, że Raven biegnie.Wraca do obozu. Pewnie się popłacze i nagada o mnie innym…Kolejna osoba, która nie umie przegrywać. Tylko, że ona jeszcze będzie sięmściła - pomyślałam.Nagle poczułam, że ktoś mniepopycha. Nie zdołałam utrzymać równowagii wpadłam do wody. Zanurzyłam się izabrakło mi powietrza. Rzeka nie chciała mnie wypuścić. Czułam się tak, jakbywciągała mnie i pochłaniała, przykrywała coraz większą ilością wody. Nie

mogłamoddychać. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i straciłam przytomność…YOHLeżałem grzecznie w namiociei „korzystałem z wolnego czasu”.Czy ja rzeczywiście chrapię w nocy?? – zastanawiałem się. – Jeśli tak, to co zrobić, żeby Anna tego nie słyszała??Nagle z rozmyślań wyrwał mniekrzyk Ryo:- OBIAD!!!!Wyszedłem z namiotu ispokojnie usiadłem obok ogniska. Ryo zaczął rozdawać jedzenie. Rozejrzałem siędookoła. Nigdzie jednak nie zobaczyłem Anny.Dziwne… Nie chce obiadu??Po chwili stwierdziłem, żepewnie spaceruje obok rzeki, i że nie ma się o co martwić.Obiad zniknął bardzo szybko.No tak… Jak nie Anna, to Trey… Po jedzeniu chciałem odpocząć, choć raz zrobićsobie małą „sjestę”. Niestety – nie było mi to dane. Gdy tylko skończyłem jeść,obok mnie usiadła Raven.- Cześć Yoh. Co masz zamiarteraz robić?? – zaczęła jak zwykle.- Odpoczywać  - powiedziałem. Wstałem i ruszyłem w stronęmojego namiotu. Raven zastąpiła mi drogę i zapytała:- To może pójdziemy naspacer?-  Może później?- Teeeraaaaz – powiedziałaprzeciągle i zrobiła „maślane oczka”. Wiedziałem, że jeśli nie ulegnę, będziemnie męczyć przez cały czas.- No dobrze. Ale to ma być KRÓTKIspacer – zgodziłem się niechętnie. Raven wyglądała jak dziecko cieszące się zlizaka. Prawie podskakiwała z radości.Ruszyliśmy w stronę lasu.Było naprawdę ciepło. Naniebie w kolorze czystego błękitu nie było ani jednej chmury, ani obłoczka. Wiałlekki, ciepły wiaterek.Szliśmy spokojnie oboksiebie.Nagle z gałęzi poderwał sięwiększy ptak. Raven krzyknęła i uczepiła się mnie.- To był tylko ptak –powiedziałem.- Wiem, ale to było…straszne! – odpowiedziała piskliwie i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Próbowałemsię uwolnić, ale naprawdę mocno się trzymała. Dopiero po kilku minutach„ochłonęła” i znowu szła obok mnie. Nie trwało to jednak długo. Po kilkukrokach potknęłasię i oparła na mnie.- O nie!! – krzyknęła.- Coś się stało? – spytałem.- Moja szpilka!!- Co? – nie zrozumiałem.- Złamał mi się obcas!!No tak… Spacer po lesie w szpilkach…

- To może wrócimy? – spytałemmając wielką nadzieję, że się zgodzi.- Tak, ale… Jak ja mamchodzić ze złamanym obcasem??Wzniosłem wzrok do nieba.Za co??Westchnąłem cicho ipowiedziałem:- Chodź, zaniosę cię.Natychmiast do mnie podeszła.Wziąłem ją na ręce i ruszyłem w stronę obozu. Raven śmiała się przez całą drogęi pokazywała mi kolorowe ptaki i motyle. Gdy wreszcie doszliśmy do obozu, postawiłemją obok jej namiotu i wróciłem do swojego. „Padłem” na moje „łóżko”. Ręcebolały mnie niemiłosiernie.Raven jest cięższa niż na to wygląda - przebiegło mi przez myśl i mimowolnieuśmiechnąłem się.Nagle do mojego namiotuweszła Pilica.- Hej Yoh. Nie wiesz możegdzie jest Anna?? Mam do niej sprawę i nie mogę jej znaleźć.Natychmiast wstałem iwyszedłem z namiotu. Rozejrzałem się dookoła. Za sobą usłyszałem tylko Pilicę:- Yoh?? Wszystko w porządku??Pobiegłem w stronę rzeki. Dobiegłemdo miejsca, w którym się rozstaliśmy. Nikogo jednak nie zobaczyłem. Poczułemdziwny niepokój. Pobiegłem wzdłuż rzeki. Za niedużym zakrętem dostrzegłem kogośleżącego na kamieniach przy brzegu. Podbiegłem bliżej i zdrętwiałem. Na brzeguleżała nieprzytomna Anna. Wskoczyłem do wody iw następnej chwili byłem nadrugim brzegu obok niej.ANNA Najpierw poczułam zapachpowietrza. Potem delikatny wiatr na twarzy i… czyjąś rękę, która głaskała mniepo policzku. Po chwili doszedł do tego okropny ból głowy. Powieki miałam bardzociężkie. Zmusiłam się jednak, żeby lekko je unieść.Nad sobą zobaczyłam twarzYoh. Jego oczy były pełne strachu i troski.- Jak się czujesz? – spytałnatychmiast.- Żyję – postarałam się ouśmiech ale chyba mi nie wyszło. Szatyn rozpromienił się.- Chyba bym cię zabił gdybyśumarła – powiedział z uśmiechem. Z gardła wyrwał mi się śmiech.Po chwili spojrzałam na Yoh ijeszcze raz roześmiałam się na widok jego miny wyrażającej głębokiezaskoczenie.- Widzę, że czujesz się jużlepiej – powiedział z uśmiechem.- Taak… Co właściwie sięstało? – spytałam rozglądając się dookoła. Dopiero teraz zobaczyłam, że leżę wnaszym namiocie.- Chyba ja powinienem cię oto zapytać.- Pamiętam, że spacerowałamwzdłuż rzeki. Potem z kimś gadałam i… chyba ktoś mnie popchnął. Wpadłam dowody… – spojrzałam na niego. – …i straciłam przytomność.

- Znalazłem cię jakąś godzinętemu na brzegu i przyniosłem do obozu. Nie strasz mnie tak więcej. Wyglądałaśjak nieżywa…Powoli próbowałam siępodnieść. Yoh pomógł mi usiąść.- Jesteś głodna? – spytał. –Ryo zaraz poda kolację.Pokiwałam głową.- To ja pójdę załatwić ciwiększą porcję – wyszczerzył się do mnie i wyszedł z namiotu.- Dziękuję – szepnęłam, alenie dosłyszał.Dopiero gdy wyszedł,uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem zmęczona. Powieki same mi się zamykały, agłowa opadała na ramię. Przez chwilę starałam się z tym walczyć, ale w końcudałam spokój – zasnęłam.Obudziłam się z krzykiem.Przy mnie siedział Yoh i widocznie starał się mnie uspokoić. Byłam cała rozdygotana,a na czole poczułam zimne krople potu. Tej nocy znów ktoś mnie wołał, ale niemogłam rozpoznać kto to był. Ten głos był mi znajomy, miałam wrażenie, że chcemi pomóc, ale… mimo że przyzywał mnie do siebie, bałam się ruszyć. Całyczasnie mogłam się uspokoić.- Anno, spokojnie… Już powszystkim… – powiedział Yoh i mnie przytulił. Wtuliłam twarz w jego klatkępiersiową, a on pogłaskał mnie po głowie. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy– Spokojnie Anno… – mówił szatyn. – Jestem tutaj…Uspokoiłam się dopiero pokilku minutach. Nie chciałam jednak, żeby Yoh mnie puścił. Przy nim czułam siębezpieczna. Powieki powoli zaczęły mi opadać, aż wreszcie zasnęłam.Rano obudziły mnie kropledeszczu roztrzaskujące się o namiot. Powoliotworzyłam oczy. Yoh jeszcze spał.No tak… Jego deszcz nie rusza… – pomyślałam.Cicho i powoli wysunęłam sięz jego objęć i wstałam. Lekko uchyliłam materiał i wyjrzałam na zewnątrz. Niebobyło szare, zasnute ciężkimi chmurami. Zanosiło się na burzę lub co najmniejwiększą ulewę. Słychać było przeciągłe, rozpaczliwe zawodzenie zimnego wiatru,któryporuszał koronami drzew. Śpiewał piękną, smutną pieśń o płaczącym niebie.Usłyszałam cichutki szelest,a po chwili poczułam, że „ktoś” obejmujemnie w talii i przytula. Oparł brodęna moim ramieniu, a ja delikatnie położyłam swoją głowę na jego.- Niezbyt ciekawa pogoda, conie? – powiedział.- Taak… A jeszcze ciekawszejest to, że musimy jechać do Dobie.- W taki deszcz?? – spojrzałna mnie z głębokim zdziwieniem.- Myślałam, że nie chcesz sięspóźnić na własną koronację.- Ale do koronacji zostałyjeszcze… cztery dni!- A nie miałeś czasami dopisku na Dzwonku: „Prosimy Króla o przybycie dwa dni wcześniej”? – zapytałam.- Skąd wiedziałaś?? O_o- Zgadywałam – wyszczerzyłam się.Spojrzał na mnie zzaskoczeniem. Wstałam.

- To co? Pakujemy się? – tobyło raczej stwierdzenie a nie pytanie.Wyciągnęłam nasze walizki izaczęłam pakować do nich wszystko co znajdowało się w namiocie. Yoh siedziałnadal pod „ścianą” i mi się przyglądał.- Może byś się ruszył i mipomógł?! – nie wytrzymałam.Wstał powoli i podszedł domnie.- Nie zamierzam lecieć nakontroli ducha podczas burzy – powiedział.- Ale tylko pada deszcz! –starałam się go przekonać.- No dobrze, ale jeśli zaczniesię burza natychmiast stajemy – zgodził się po chwili.Uśmiechnęłam się i cmoknęłamgo w policzek. Odwróciłam się do walizeki kontynuowałam pakowanie.- To ja pójdę powiedziećinnym, że się zbieramy – i wybiegł na deszcz.

34. Szczęśliwej drogi – już czas…12 czerwca 2007Bardzo przepraszamy, że ta notka tak późno!! Ale niestety jedna z nas miala problemy ze zdrowiem i jakoś tak wyszlo, że nie moglyśmy dać wcześniej… Dziś trochę krótko i niezbyt ciekawie, ale mamy nadzieję, że nie zniechęcicie się do naszego bloga przez tę przerwę…Następna notka już w ten weekend!!^^ANNAZ pakowaniem poszlo mi zadziwiajaco szybko. Zanim Yoh wrócil do namiotu, wszystko bylo już gotowe do wyjazdu (oprocz samego namiotu,oczywiście^^). Gdy wszedł do środka caly mokry, rozejrzal się dookola.- Szybko sie uwinęłaś – powiedzial z uśmiechem. Odpowiedzialam mu tym samym. - Wszyscy już wstali? – zapytalam.- Taak… – podszedł do walizek. – Masz jakiś ręcznik?Otworzylam pierwszą torbe i wyjęlam duży, miękki recznik frotte. Podalam go szatynowi. - Zaczyna się przejaśniać – powiedział wycierając wlosy. Wyjrzalam

na zewnątrz. Rzeczywiście przestalo padac, ale niebo dalej bylo zachmurzone, choć gdzieniegdzie przedzieraly się promyki letniego słońca. Wiatr ustal. Czasami czuło sie tylko lekki, zimny powiew. Wyszlam z namiotu i poczulam lekkie, świerze powietrze. Przez chwilęstałam z zamkniętymi oczami i po prostu oddychalam. - Chodź Anno. Ryo zaraz zrobi coś do jedzenia – usłyszalam głos Jun.Otworzylam oczy i uśmiechnęłam się na widok Trey’a próbującego rozpalić ognisko. - Zaraz przyjdę – odpowiedzialam Jun i zajrzalam do namiotu. – Idziemy na śniadanie? – zapytalam. Yoh wciskał mokry ręcznik do jednej z walizek. - Taak… – mruknął siłując się z zasuwakiem. – Już idę – powiedzial gdy wreszcie udalo mu się zamknać torbę. Po chwili staliśmy obok Ryo z talerzami. Tego ranka nie czulam wielkiego glodu więc poprosilam o mniejszą porcję. Zjadlam najszybciej ze wszystkich i musiałam zaczekać, aż wszyscy zapchają się ryżem. Po śniadaniu, które przebiegło w zadziwiającej ciszy, wszyscy spakowali ostatnie rzeczy. Chłopcy złożyli namioty i … wyruszyliśmy w dalszą drogę. Wiatr wzmagał się coraz bardziej, drzewa uginaly się pod jego podmuchami. Czarne chmury zaczely zbierać się nad naszymi glowami. Raven marudzila niemilosiernie bo Yoh nie chcial zgodzić się na lot na kontroli ducha. Po dwóch godzinach, kiedy moja cierpliwść byla nawyczerpaniu, podeszlam do Yoh. - Yoh, podwieź trochę Raven i zostaw ją gdzieś w bezpiecznym miejscu. Zaraz nie wytrzymam tego marudzenia. Spojrzal na mnie ze zdziwieniem. - Ale Anno… - Yoh… Błagam…- No dobrze – westchnął i stworzyl kontrolę. – Chodź Raven.Szamanka uśmiechnęła się do mnie z chorą satysfakcją i wdrapala się na dużego Amidamaru. PO chwili zniknęli, a reszta naszej grupy brnęła przed siebie z widoczną ulgą na twarzy. Trey znów zaczął się kłócić z Lenem, Ryo spiewał coś na końcu pochodu, dziewczyny zajęły się rozmową między sobą. Ja szłam na początku w ciszy i obmyślałam całą ceremonię koroacji. Oczywiste było, że zaraz po uroczystości odbedzie się mniejsza imprezka na której będą nasi przyjaciele. Szybko się ściemniło i najwidoczniej czekała nas potężna ulewa. - Znajdzcie jakieś miejsce w którym przeczekamy deszcz – powiedziałado reszty. – Tam poczekamy na Yoh, dam mu znać gdzie jesteśmy. Na ich twarzach raczej odmalowała się ulga niż niechęć przed rozbijaniem obozu.  Trey szybko odnalazł wielką jaskinię. Zebrali  suche  gałęzie i rozpalili ogień. Stałam u wylotu jakini i wpatrywałam się w niebo.Yoh pośpiesz się. Zostaw ją gdzieś i wracaj.Zaczęło lekko kropić. Postanowiłam poczekać na niego przy ognisku.

Inni zrobili sobie przerwę i poszli spać. Zostałam sama. Wpatrywałamsię w tańczące płomienie jak zaczarowana. Po chwili zaczęły mnie hipnotyzować. Powieki zrobiły się ciężkie, położyłam się na boku i… zasnęłam.YOHGdy tylko  odlecieliśmy na większą odległość Raven zaczęła odgrywać kokietkę. Paplała bez żadnej przerwy. Nie zwracałem na nią uwagi. Niepostrzeżenie założyłem na uszy słuchawki i dałem się ponieśc muzyce. Chmur było coraz więcej, wiedziałem że muszę się śpieszyć jeśli chcę wrócić przed deszczem.  Zobaczyłem w oddali światła jakiegos miasteczka, a raczej wsi. - Raven. Widzisz tamte światła? Wskazałem na oświetlone mijsce.- Tak. Wygląda jak jakieś misto.- TAm cię zostawię. Z tamtąd jest już niedaleko do Dobie, jak będziey przechodzić to cię weźmiemy, dobrze?- Ale jak to mnie zostawisz? A ty?Na jej twarzy malowała się niepewność. NIe mogła wręcz uwierzyć, że ją zostawie.- JA muszę wrócić, Anna na mnie czeka.To ją zdenerwowało. Wzdychnęła mocno i odwróciła się.- A ty znów o tej Annie. W czym ona jest taka wspaniała?- Pozwolisz, że na to pytanie nie odpowiem. Mogłabyś się obrazić.Od tego momętu nie powiedziała ani słowa. Wylądowaliśmy na obrzeżachmista, pomogłem jej znaleśc jakiś nocleg i jak najszybciej starałem się wrócić. Zaczęło lekko padać. Wiedziałem już, że moi przyjaciele zrobili postuj w jaskini w lesie. Musiałem ich znaleźć. Amidamaru prowadził mnie bezbłędnie między drzewami w kierunku jaskini. Wiatr zaczął zawodzic coraz bardziej, wydawało mi się, że usłuszalem grzmot. Nagle w oddali zobaczyłem nitkę blyskawicy rozrywającą boleśnie niebo. - Yoh! Nie lecę dalej! – usłyszalem glos Amidamaru i po chwili poczulem, że schodzimy na ziemię. Zobaczyłem, że jestem niedaleko jaskini, której obraz przeslala mi Anna. Panowała tam kompletna cisza, wystraszyłem sie i podbiegłem. Gdy tylko stanąłem w wejściu od razu się uspokoiłem, wszycy spali. Nawet Anna, choć widać było, że zasnęła nagle i niespodziewanie. Wziąłem ją na ręce i odrazu obudziłem. Rozgrzana ciepłem ogniska zlękła się kiedy dotknęła moichprzemokniętych ubrań. Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem szeptem:- Przepraszam, ale nie wyglądałaś jakby ci było wygodnie.- MOżesz mnie postawić? Już nie śpię.Zrobiłem jak mi kazała. Staliśmy na przeciwko siebie, Anna miała spuszczoną głowę. Delikatnie odsłoniłem jej twarz, zabierając z niejkosmyki jej włosów. Podniosła wzrok, jej oczy wpatrywały się w moje.Czułem jakbym się topił, ale… tak przyjemnie. Uśmiechnąłem się do

niej jeszcze raz, tym razem odwzajemniła uśmiech. Podeszła do mnie iprzytuliła się. JA także oplotłem swoje ręce w jej talii.- Co się dzieje? – szepnałem jej do ucha.- Martwie się.- O co tym razem? – lekko ją od siebie odepchnąłem. Widziałem, że w oczach ma już łzy. - Ta koronacja… to wszystko idzie za dobrze… Czuję, że stanie się coś złego.- Zajmiemy się tym później, teraz chodź się trochę prześpij. Jeśteś zmęczona, a leje jak scebra i tak nigdzie nie pójdziemy.- Ale pod jednym warunkiem – jej twarz wykrzywiła się w chytrym usmiechu.- Znam ta minę – zaśmiałem się. – Mów o co chodzi.- Śpisz koło mnie.Pocałowałem ją w usta. ZAraz poczułem jej ręce na swoim karku.  Odsuneliśmy się od siebie. NAsze czoła wciąż się stykały. Anna miałazamkniete oczy.  - Wystarczyło poprosić.Zaśmiała się cichutko. - Ale najpierw się wysuszysz – powiedziała otwierając oczy. – Ostatnio ciągle jesteś mokry…Roześmialiśmy się obydwoje. Nagle usłyszeliśmy jakieś mamrotanie i rozejrzeliśmy się ze zdziwieniem dookola. Ponownie roześmialiśmy się(trochę ciszej), po tym co zobaczyliśmy. W kąciku jaskini kulił się Trey i gadal coś przez sen.- Nie… Chodź… Zaraz będzie chlodniej… Cory… Cory… gdzie jesteś…?Mały duszek latał nad swoim szamanem i przyglądal sie mu uważnie. Nagle jedna z wymachujących rąk niebieskowlosego, zlapala biedną Cory. Gdy tylko maly duch stróż znalazł się przy szamanie, ten natychmiast uspokoil się i nie chcąc wypuścić swojego stróża przytulil go do siebie. Wymamrotał jeszcze coś niezrozumialego i zasnął na dobre.Spojrzałem na Annę. Stala obok mnie uśmiechnięta. Tak pięknie wyglądala. Uśmiechnąlem się do niej i zdjąłem koszulkę. Potem rozłozylem mokre ubrania obok ogniska. - To co idziemy spać? – zwrócilem się do blondynki.Odpowiedziala mi cisza. Odwrócilem się i zobaczylem śpiącą obok ogniska dziewczynę.Naprawdę musiala być zmęczona – pomyślalem i polozylem się obok niej. Czy to się nie może już skończyć? Może minęła godzina, może dwie, a Anna znów rzucala się dręczona przez koszmary. Długo trwalo, zanim udalo mi się ją obudzić. Po jakimś czasie znów leżala szlochając, wtulona we mnie.  Rozejrzałem się i skinieniem glowy uspokoilem Lena i kilka innych osob, które sie obudzily. - Już dobrze, Anno… Jestem tu… – próbowałem ją uspokoić. 

- Nie zostawiaj mnie… – wyszeptala.- Nigdy nie zostawię… – pocałowałem ją w czolo. – Połóż się i spróbuj jeszcze zasnąć. Jak dobrze pójdzie, to jutro będziemy w Dobie.Obudzily mnie pierwsze promyki słońca wpadające do jaskini. Po wczorajszej burzy zostały tylko wielkie kałuże i polamane drzewa. Wszyscy dookoła jeszcze slodko chrapali. Anna także leżała spokojnieobok mnie. Promienie pięknie tańczyły na jej złotych włosach. Zacząłem bawić się kosmykami. Powieki dziewczyny zaczęly powoli podnosić. - I jak się spalo? – zapytalem z uśmiechem. - Miękko – odpowiedziała mi i również się uśmiechnęła. – Która godzina?- Nie wiem…- Siódma rano, Anno – nagle pojawil się Amidamaru w wersji kieszonkowej. – Ptaszki śpiewają, motylki latają, pszczółki skaczą zkwiatuszka na… - Amidamaru… Dobrze się czujesz? – zapytalem. - Eee… No… Tak… Jasne… – odpowiedzial lekko zmieszany. – To ja pójdę… się przewietrzyć… – i wyleciał z jaskini. Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni, ale wzruszyliśmy ramionami i powoli wstalismy. Anna już chciała budzić resztę, ale zlapalem ją za rękę. - Daj im jeszcze godzinę. - Czemu?- Proszę…- Niech ci będzie… – spojrzala na mnie przeszywającym wzrokiem. - W takim razie chodź – :D- Dokąd? Jest mokro!- I co z tego? Nigdy nie skakalaś w kaluże? - Żartujesz – stwierdziła.- Ani mi się śni – powiedziałem z udawaną powagą i wyciągnąlem ją z jaskini. Powietrze było rześkie i lekkie. Delikatny, ciepły wiatr powoli przesuwał małe obłoczki na błękitnym niebie. Dzień zapowiadał się cudownie. - Po co idziemy do lasu? – spytala Anna. - Po pierwsze: żeby nazbierać drewna na ognisko – na czymś trzeba gotować, po drugie: zrobimy sobie mały spacer, po trzecie: dasz pospać chłopakom o godzinę dłużej… Mówić dalej?- Nie… Przekonałeś mnie. Chodź już – i ruszyła w stronę lasu.Gdy wróciliśmy do obozu, wszyscy powoli się budzili. Dziwnym trafem udalo nam sie znaleźć trochę suchego drewna i rozpaliliśmy ognisko. Ryo szybko wyczarowal coś zjadliwego (co zniknęło rónie szybko) i byliśmy gotowi do dalszej drogi. Po jakiejś godzinie lotu na kontroli dotarliśmy do miasta, w którym stacjonowala Raven. Szybko pobieglem po nią i mogliśmy lecieć dalej.

ANNACały dzień lecieliśmy bez odpoczynku. Dopiero gdy słońce chowało sięza drzewa, zobaczyliśmy na horyzoncie kilka domków na krzyż.- DOBIE VILLAGE!! NARESZCIE!! – nie powstrzymal się Trey. Po minucie byliśmy na miejscu. Na spotkanie wyszedl nam…- Cześć Silva!! – zawolał Yoh. - Witaj, Królu Szamanów. Spojrzeliśmy na niego krzywo.- Cześć Yoh:D – poprawił się. Wyszczerzyliśmy zęby. - Możemy iść się przespać? Jesteśmy trochę zmęczeni – powiedziałam. - Jasne, chodźcie – powiedział Silva i ruszyl w stronę domków. - Jakieś instrukcje? – spytal Yoh, gdy staliśmy już przy naszych drzwiach. - Wszystkiego dowiecie się jutro rano. Na razie wiadomo tyle, że koronacja ma się odbyć za dwa dni. - To rzeczywiście dużo wiecie… – mruknęłam. – Jutro o 6.00 pobódka itrening. Bez wykrętów. Radzę się przespać – powiedzialam głośniej i weszlam do domu. Pokoje – jak to w Dobie – nie byly najlepsze, ale zawsze lepej spać pod jakimś dachem. No i cudownie było znowu mieć łazienkę^^ Szybko skorzystałam więc z możliwości oblania się czystą wodą i położylam do łóżka. Po jakiś pięciu minutach, uslyszałam, że ktoś po cichu wchodzi do pokoju i kladzie się obok mnie. Odwrócilam się i przytuliłam do Yoh. - Kolorowych – szepnął i natychmiast usnął. - Tobie też… – powiedziałam cicho. Zanim zasnęłam, usłyszalam tylko cichy głos, którego nie rozpoznałam:Nie mogę… Nie mogę… Muszę zacząć korzystać z tego, co mam pod ręką… Mimo że to niebezpieczne… Były to czyjeś myśli.Zasnęłam.Share on facebook Share on twitterShare on email

35. I’d withstand all of hell to hold your hand…18 czerwca 2007Przepraszam was bardzo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Notka byłagotowa jużw niedzielę rano, ale gdy zostało mi do napisania parę ostatnichzdańwyłączyli prąd i wszystko się skasowało;( Postaram się teraz odtworzyćmoją note:ANNABudzik wybił dokładnie godzinę 6.00. Jednym ruchem ręki wyłączyłam alarm.Przeciągnęłam się kilka razy i spojrzałam na szatyna leżącego

obok mnie. Najego twarzy widniał szczery uśmiech. Pochyliłam się nadnim i szepnęłam doucha:- Wstawaj, jak będziesz grzeczny to po treningu pozwolę ci na jednegocheesburgera, co ty na to?Czekałam na jego odpowiedź, której jednak nie dostałam już chciałam krzyknąć naniego kiedy złapał mnie jedną ręką i położył na swojej drugiej ręce. Oczy miałjuż otwarte, a na twarzy nadal był uśmiech.- W takim razie będę bardzo grzeczny.- Już nie jesteś, zauważyłeś? – zapytałam żartobliwie i spojrzałam na jego rękęna mojej talii.- W takim razie przepraszam.Pochylił sie i mnie pocałował. Oddałam pocałunek. Zaraz po nim zgrabnie wstałamz łóżka i poszłam do łazienki. Gdy już wyszłam pokójbył pusty. Pierwsze krokiskierowałam do sypialni Trey’a. Spał zwinięty w kłębek ściskając poduszkę. Corilatała nad nim pilnując jego snu. Jednak gdy tylko zobaczyła, że to jaodleciała na półkę po przeciwnej stronie pokoju. Podeszłam do łóżkaniebieskowłosego.- Trey, za 10 minut masz być na dole. Uwierz, że potem będzie gorzej.Po tych słowach opuściłam jego pokój. Len zaskoczył mnie bardzo, ponieważsiedział już i rozmawiał z Basonem. Kłócili się o to, że Lenjest zakochany wTamarze. Żółtooki wypierał sie tego co tylko satysfakcjonowało ducha. Zaśmiałamsię.- Za 10 minut na dole – zdążyłam tylko zobaczyć zaczerwienioną twarzLena.Ryo już nie spał co poznałam po próbach śpiewu dochodzącego z kuchni. Chockonie mógł wytrzymać całą noc żeby nie podzielić się nowymi kawałami z Lysergiem,który pół przytomny schodził przed murzynem po schodach. Pozostała tylko Raven,nieprzyzwyczajona jeszcze do wczesnych pobudek. Delikatnie otworzyłam drzwi. Dziewczynależała na łóżku z zieloną maseczką na twarzy. Nie próbowałam budzić jej wcywilizowany sposób, od razu poszłam po wiadro wody, które wylałam na jej twarz,co spowodowało rozmycie maseczki. Podskoczyła z krzykiem.- Co ty robisz?! Jakim prawem…- Jest 6.00 rano, trening, a woda to u nas stały budzik. Musisz sięprzyzwyczaić – mówiłam głosem aż za słodkim. – Za 10 minut na dole, potem nieograniczę się do zimnej wody.Stanęłam za drzwiami. Musiałam ochłonąć choć łzy śmiechu zaczęły mi spływać popoliczkach. Przygryzłam dolną wargę i zacisnęłam powieki. Po minucie opanowałamsię. Odłożyłam wiadro i zeszłam na śniadanie. Chłopcy jedli już poranną dawkęryżu. Len rozmawiał z Lysergiem, jednak jak tylko mnie zobaczył spuścił głowę izaczął łapczywie zajadać ryż. To zwróciło uwagę Trey’a i Yoh.- Stary co się stało? – dopytywał się Trey.Od strony Lena dobiegła cisza, wzięłam sprawy w swoje ręce.

- Nic o czym powinieneś wiedzieć… ty także Yoh. To nie wasza sprawa.- Ale… – dobiegł mnie głos szatyna.- Nie ma ale. Szybko jedzcie bo za 5 minut zaczynacie trening. Ciężarki stojąprzy drzwiach. Robicie z nimi 40 km, 300 brzuszków i 200 pompek. Dzisiaj macieluźniej. Po ich twarzach zaczęły spływać potoki łez (wiecie o co chodzi, tak jak wanime). Wzięłam herbatę i wyszłam na ogród. usiadłam pod drzewem iodpoczywałam. Na dzisiaj miałam zaplanowany mały wypad na miasto, chciałam sięrozejrzeć po sukni no Koronację. Nagle coś zasłoniło mi słońce, otworzyłamlekko jedno oko. Nade mną stał Len, aw rękach trzymał średniej wielkościpudełko.- To stało przed drzwiami i jest zaadresowane do ciebie – podał mi pakunek. – Ai Raven już wstała i idzie razem z nami na trening. Postaramy się ją zgubić wlasku, przy odrobinie szczęścia nie trafi zpowrotem do domu.- Dzięki – powiedziałam. – Za wszystko – dodałam po chwili.Len tylko się uśmiechnął i wrócił do reszty. Znów pogrążyłam się wrozmyślaniach o Koronacji. Wszystko szło tak jakoś za gładko, brak przeszkód,niespodzianek to było tak piękne, że aż okropne. Było strasznie nudno. Z tychrozmyślań wyrwały mnie głosy dziewczyn. - Ja tez nie mam sukni. A Pilica, Lyserg już cię zaprosił? – to był głosTamary.- Tak, wczoraj. A co z tobą? Z kim idziesz?Uśmiechnęłam się pod nosem. Wiedziałam, że Tamara chciała iść z Yoh,aletrudno, co ja poradzę że on woli mnie^^- Jeszcze nikt mnie nie zaprosił – różowowłosa zwiesiła głos.- Nie martw się jestem pewna, że mój brat to zrobi – usłyszałam jak zwyklespokojny głos doshi.- Co nie zmienia faktu, że nie mam sukienki. Idziemy na zakupy?- Jasne! – odpowiedziały równo pozostałe dwie dziewczyny.Wstałam i weszłam do domu. W jednej ręce trzymałam pusty kubek po herbacie, a wdrugiej pudełko. Bez słowa minęłam przyjaciółki i wzięłam swoją porcje ryżu zblatu. Usiadłam przy stole i w milczeniu zaczęłam jeść. Przyłączyły się. - Anno, idziesz z nami na zakupy? – zapytała Jun.- Ja muszę iść później razem z Yoh, w końcu on też musi sobie coś kupić. - Rozumiemy, my teraz wychodzimy. Będziemy wieczorem.- Do zobaczenia.W samotności skończyłam posiłek i zaniosłam pudło do mojego pokoju. Dopiero tamzauważyłam dołączoną do niego karteczkę. Oderwałam ja i zaczęłam czytać.Droga Anno,Jako przyszła Królowa Szamanów dostajesz w prezencie od Rady suknię naKoronację. Wrazie pomyłki w rozmiarze wymienimy ją na odpowiedni. Dokładneinformacje dotyczące Koronacji zostaną wyświetlone na Dzwonkach Wyroczni. 

Z poważaniem, Wielka Rada Szamanów.Ostrożnie otworzyłam pudełko i moim oczom ukazała się suknia w kolorzegłębokiego lazuru. Wyciągnęłam ją i przyłożyłam do siebie. Była na cienkichramiączkach z wyciętymi plecami. Na dole widniały delikatne czarne zdobienia.Dopasowana i mocno wykrojona była do pasa, a dalej luźno puszczona. Wpudełku  zostały jeszcze buty. Czarne, sandałkowate na obcasie (szpilce). Wzięłamwszystko i zaczęłam przymierzać. Szkoda, że nie jest całkowicie czarna… – pomyślałam. Stanęłam przed lustrem oglądając się pod każdym kątem, kiedy usłyszałam znajomygłos:- Widzę, że tym razem Rada się postarała. Suknia godna królowej, tyle że brakujedobrego króla.- Z tego co wiem ten „zły” król ostatnio dał ci niezłe baty mójdrogi. No chyba, że zapomniałeś. - Zadziorna jak zawsze. Masz jeszcze te koszmary, prawda?Stanęłam bez ruchu. Ukrywałam moje sny jak tylko mogłam. O koszmarach z tejnocy nie wiedział nawet Yoh, bo się nie obudził. Odwróciłam się do niego ispojrzałam na twarz. Jak zwykle był na niejuśmiech, tak pewny siebie jak totylko możliwe.- Mam, ale tobie nic do tego.- Wręcz przeciwnie. Dobrze wiesz, że ja je także mam i coś o nich wiem…- Co chcesz za te informacje?- Materialistka. Nic, co więcej nic ci o nich nie powiem. Poznasz ich sens wodpowiednim czasie. A co do sukni to jest naprawdę ładna.Zniknął. Chciałam wrócić do wybierania dodatków do sukni. Zmieniałamfryzury,dobierałam biżuterię jednak ciągle chodziły mi po głowie słowa Zeke’a.Siedziałam jak zahipnotyzowana i próbowałam coś zrozumieć, znaleźć coś, co miumknęło. Patrzyłam się przed siebie, kiedy poczułam w pasie czyjeś ręce, zarazpo tym na moim ramieniu poczułam jak ktoś opiera swoją brodę. Wystraszyłam się.Natychmiast obróciłam gotowa uderzyć natręta. Jednak w odpowiednim czasiezaprzestałam ataku. Ze strachem na twarzy przede mną stał Yoh. - Co się stało? – zapytał.- Nic, byłam rozkojarzona.Wyrwałam się z jego rąk i zaczęłam zdejmować kolczyki.- Oooo Co to za suknia? Wyglądasz przepięknie królowo.- To od Rady. Jednak myślałam o czymś czarnym.- Nie, stanowczo nie. To ma być zabawa, a nie pogrzeb. Zresztą podoba mi się.- No już dobrze, jak sobie życzysz, królu. W końcu to ty rządzisz -uśmiechnęłam się do niego.- Tylko bez takich. Przebierz się i pójdziemy na spacer, dobrze? 

- Musimy ci kupić jakiś garniturek. A może nawet frak?^^- Pingwini strój – wybełkotał. – Dobrze, dobrze. Czekam na dole.Wyszedł z pokoju zamykając drzwi. Przebrałam się w ciemne jeansy i białąbluzkę. Nie minęło 5 minut, a ja już stałam przy drzwiach do salonu i przyglądałamsię przyjaciołom. Yoh siedział na kanapie, a doniego przyklejona była Raven.Szatyn opierał sie jedna ręką na oparciu i udawał że słuchał dziewczyny. Takjak zwykle nawijała bez przerwy na oddech. Chrząknęłam głośno. To zwróciło jegouwagę, bez żadnego słowa odszedł od innych i pociągnął mnie za rękę na dwór.Zwolnił kroku dopiero za bramą.- Co się stało? – zapytałam uśmiechając się.- Jeszcze minuta i uderzyłbym ją. Mocno. Powiedz mi jeszcze raz, to ja ją donas przyprowadziłem?- No… tak jakby.- Nigdy więcej. Ona jest gorsza od Zeke’a.- Dobra, koniec o niej. Gdzie idziemy?- Najpierw na spacer, po ten garnitur to później, duuużo później.Dalszą drogę nad jezioro, bo taki mieliśmy cel, przebyliśmy w jakiejtakiejciszy. Usiedliśmy przy gładkiej tafli jeziora i pogrążyliśmy się w marzeniach.Yoh siedział oparty o drzewo, a ja leżałam z głowa na jego kolanach. Miałam zamknięteoczy i tylko czułam jak szatyn bawi się moimi włosami. Gdy zaczęło sięściemniać popędziliśmy po jakiś strój galowy. Teraz, z powodu Koronacji,wszędzie były takie sklepy. Znalezienie odpowiedniego nie zajęło dużo czasu.Wracaliśmy do domu już spokojnym krokiem. Żartowaliśmy i wspominaliśmy staredobre czasy, kiedy przed nami stanęła mała dziewczynka ubrana wjeasnoweogrodniczki, a pod nimi miała żółtą bluzkę. Ręce trzymała zasobą i wpatrywałasię w Yoh. Staneliśmy i także jej sie przyglądaliśmy.- Ohayo – powiedziała i wyciągnęła ręce, w których trzymała kartkę idługopis.- Autograf?Yoh otworzył lekko usta, jednak szybko zoriętował się w sytuacji i nabazgrał nakartce swój podpis. Dziewczynka ukłoniła się lekko i pobiegła w przeciwną stronępiszcząc ze szczęścia. Wzrok szatyna powędrował na mnie, a ja próbowałam nieryknąć śmiechem na całą ulicę. Gdy to zobaczył też zaczął się śmiać. Nie mogłamsię opanować aż pod same drzwi domu. Szatyn otworzył przede mną drzwi. jaktylko tam zajrzałam umilkłam zupełnie.YOHNie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem w środku. Wszędzie walały sięjakieśresztki stłuczonych wazonów. Latało pierze z poduszek, a po ścianach spływałyjakieś mazie. Złapałem Annę za rękę i odciągnąłem jak najdalej. Wiedziałem, żezaraz wybuchnie. Potrząsnąłem nią kilka razy  powiedziałem  zprędkością błyskawicy:- Zaraz się tym zajmiemy, zobaczysz wszystko będzie w idealnym porządku,obiecuję.

- Macie 10 minut – powiedziała przez zaciśnięte szczęki.Zerwałem się i wpadłem do domu. Dziewczyny już sprzątały, złapałem jedną zaramię i zacząłem wypytywać:- Co tu się działo?- Zgadnij. Chłopcy znów się kłócili, trzeba podziękować Raven.- A gdzie ona teraz jest? I gdzie jest Trey i Len?- Raven u siebie, powiedziała że nie będzie sprzątać. Len na treningu zadanymprzed Jun, a Trey na zakupach. - Dobra Anna dała nam 10 minut, potem będzie wejście smoka.- To bierz się za sprzątanie.Złapałem pierwszą lepszą ścierkę i zacząłem zmywać brud ze ścian. Dziewczyny cochwila przebiegały koło mnie i krzyczały coś do siebie.Po 10 minutach wszystkobyło w idealnym porządku (lata doświadczenia^^). Stanęliśmy na baczność przyścianie i czekaliśmy naAnnę. Weszła do domu dokładnie po 10 minutach, anisekundy później. Rozejrzała się po domu i stanęła przed nami.- Tym razem wam daruję. Macie wolne.Dziewczyny poszły do salonu, a blondynka już wycofywała się do pokoju. Złapałemją i przyciągnąłem do siebie. Stała z rękami opartymi o moją klatkę piersiową.Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.- Mogę prosić o autograf? – zapytała.W tym momencie pocałowałem ją w usta. Jej ręce powędrowały na mój kark,przysunęła się do mnie. Po jakimś czasie oddaliliśmy się od siebie. - To taki specjalny, tylko dla ciebie.- Dziękuję, a teraz idę poczytać i chcę mieć spokój. Zrozumiano?- Nie do końca. - Masz mi nie przeszkadzać.- I tak przyjdę.- Nie zabroniłam, mówiłam żebyś nie przeszkadzał, a nie nie przychodził.Poszedłem do kuchni napić się soku. Nalałem sobie do szklanki mojegoulubionegopomarańczowego i oparłem się o blat. Nie wiem, kiedy do kuchni weszła Raven. - Już wróciliście? Krótka randka.- To był spacer i zakupy.- Rozumiem, Anna jest za poważna na randki, co?- Wręcz przeciwnie, randki są dobre na podryw, a ja już nie muszę jej podrywaća tym bardziej ona mnie. Zająłem się rozmową i nie zwróciłem uwagi, kiedy Raven stanęła za blisko mnie.Szybko odłożyłem pustą szklankę i uciekłem z jej zasięgu. Bez żadnego słowawyszedłem z kuchni i skierowałem sie pokoju. Bez pukania (to jest też mójpokój, a zresztą jestem królem) wszedłem do pokoju. Anna leżała na łóżku zksiążką przed oczami. Położyłem sie koło niej i zamknąłem oczy. Nie zwracała namnie uwagi.

Książkę trzymała prawą ręką co spowodowało, że tą bliżej mnie miałapołożoną na pościeli. Delikatnie złapałem ją za dłoń. Zacząłem się nią bawić,co przyprawiło blondynkę o łaskotki. Zaczęła się cichośmiać. Odłożyła książkęi odwróciła się do mnie.- Miałeś nie przeszkadzać.- A przeszkadza ci to?Pochylił sie i mnie pocałowała.- Nie. Teraz już nie. Położyła się kolo mnie. Dalej bawiłem się jej ręką. Tak spędziliśmy jakiś czas.TREYW centrum miasta pewien niebieskowłosy chłopak właśnie wychodził ze sklepuobładowany torbami. Szedł zły, ze spuszczoną głową mamrotając coś pod nosem.Ludzie schodzili mu z drogi. Jedynie inna blondynka w zielonej spódniczce ibiałym topie. Szła tak samo zła jak Trey. Nie zwracała na nic uwagi. Nic więcdziwnego, że na siebie wpadli. Chłopak upuścił torby, a dziewczyna wylądowałana ziemi. Trey szybko się otrząsnął i spojrzał na obiekt, który przeszkodził muw drodze dodomu.  Pierwszym odruchem były czerwone rumieńce. Na jejjasnych włosach widać było pasemka ciemnego brązu. Siedziała przed nim imasowała sobie głowę. Szybkim ruchem pomógł jej wstać.- Przepraszam – wychrypiała. – To moja wina, nie patrzyłam przed siebie.- Z mojej strony to samo. Jestem Trey, a ty?- Molly. Pomogę ci z tymi torbami, trochę ich masz.- No w końcu jest nas jedenaście, w tym Yoh który je za trzech.- Mówisz o Yoh Asakurze? Królu Szamanów? – pytała podniecona.- Tak. To mój przyjaciel, jak chcesz to ci go przedstawię tylko musisz isć zemną. Chcesz?- Jasne i tak nie mam gdzie sie podziać, miło będzie poznać innych szamanów.- To nie daleko.Pozbierali wszystkie torby i wolnym krokiem ruszyli przed siebie.- Jesteś szamanką? – spytał Trey.- Nie… Jestem duchowym medium. To osoba, która…- Wiem. Jedna z moich przyjaciółek jest duchowym medium. Napewno siępolubicie – powiedział.Oby tylko charakterunie miały identycznego… – przemknęło mu przez myśl.Całą drogę powrotną przegadali o walkach, duchach, atakach.Dla nich minęło raptem 5 minut i już stali przed drzwiami domu. Zaprowadził jądo kuchni gdzie czekał już Ryo, przygotowany do wielkiego gotowania kolacji.Przedstawili się sobie i poszli dalej, do przyjaciół. Wszystkich zastali wsalonie. Siedzieli i gadali.- CISZA!!!!! – krzyknął Trey. – To jest Molly – wskazał na blondynkę. – A tojest Pilica, Tamara, Jun, Len, Chocko, Lyserg, Raven.  A gdzie Yoh i Anna?- zapytał siostry.

- Na górze. Zaraz zejdą na kolację, poczekajcie na nich. Molly dobrze czuła się w towarzystwie tych ludzi. Zachowywali się jakby znaliją całe życie. Cały czas się śmiali i dowcipkowali. Czułasię jak w domu. YOHNagle z dołu dobiegł głos Ryo:- OBIAD!!!!Popatrzyliśmy po sobie i zdecydowaliśmy się zejść. Schodziliśmy po schodachkiedy usłyszeliśmy nowy głos. Podszedłem do przyjaciół i zobaczyłem nowądziewczynę.- Cześć jestem Yoh, a ty?- Molly. Miło mi poznać Króla Szamanów.- Proszę cię, nie mów tak do mnie. To brzmi tak jakbym miał mieć bardzo dużoobowiązków, a ja tego nie chcę.Usłyszałem za sobą głos Anny wzywający do stołu. Pobiegłem w tamtym kierunku.Zająłem swoje stałe miejsce koło blondynki i zaczęliśmy jeść. Anna i Mollybardzo się polubiły. Wspólnie postanowiliśmy że Molly zostaje u nas. Po kolacjikażdy rozszedł się w swoją stronę. Tamara wyszła gdzieś z Lenem, Pilicarozmawiała w kuchni z Lysergiem,Trey przypatrywał się Molly, Ryo i Jun zajelisie wspólnym myciem naczyń, tylko Raven została sama. Próbowała wyciągnąć mniena spacer,ale wymigałem się od tego (to by było za duże zło… )[szatan... -dop.autorki nr II]. Poszedłem z Anną do pokoju. Wszedłem pod prysznic, adziewczyna znów zajęła się czytaniem. Jednak kiedy wyszedłem Anna już spała zksiążką na nosie. Wziąłem ją i odłożyłem na bok, dziewczynę przykryłem ipołożyłem się obok niej.- Dobranoc kochanie – powiedziałem cicho i zapadłem w słodki sen…

36. Koronacja z niespodzianką…12 lipca 2007Witamy ponownie, mamy nadzieję, że tęskniliście chociaż troszkę za nami i za naszymi notkami. Jest 15, obie w domciu, notka się pojawia:D:D:D:D Zgodnie z tym co zapowiedziałyśmy. Jesteśmy wypoczęte i pełne świerzych pomysłów na notki, więc weny nie powinnonam zabraknąć:P Cieszycie się??? No to teraz zapraszamy do czytania najnowszego opka;]ANNAZnów byłam w tym samym ciemnym pomieszczeniu. Nie mogłam się ruszyć,widziałam tylko niebieską poświatę docierając ze wszystkich stron. Po policzkach spływaly mi łzy. Siedziałam przy ścianie i coraz głośniej powtarzałam pewne imię…- Yoh… Yoh…

Łzy płynęły coraz bardziej, cała drżałam. Dopiero po chwili przypomnialy mi się słowa Zeke’a – „Mi też śni się to samo. Stoję zaniewidzialną ścianą i widzę co się z tobą dzieje…” Zaczęlam szukać tego miejsca gdzie był długowłosy szatyn. Wyciągnęłam przed siebie ręce i zaczęłam go wolałać. - Zeke! Zeke! Zeke!!!! – w moim głosie było słychać ciągle rosnący strach. Nagle przed oczami błysnęło mi oślepiające światło. Musiałam zasłonić oczy rękami. Zaraz po tym rozległ się przerażający huk. Niemogłam tego wytrzymać. Krzyknęłam i zaczęłam zapadać w nicość.YOHW nocy budziłem się kilka razy słysząc krzyki Anny. Zawsze było to samo – co noc. Leżała, cała zlana potem rzucając się po łóżku. Słyszałem jak wymawia moje imię, jednak później wołała mojego brata.Starałem się ją obudzić, ale nic nie skutkowało. Gdy na chwilę się uspokoiła delikatnie wstałem z łóżka i na palcach opuściłem pokój. Słońce dopiero wschodziło. Na horyzoncie widniała czerwona łuna, która zmieniała swój kolor aż do żółci. Zapatrzyłem się na ten widok. Nagle z dołu dobiegł odgłos zamykania drzwi od tarasu. To zwróciło moją uwagę. Powoli zszedłem po schodach, rozglądając się popokojach. Przy drzwiach kuchni mignęły mi blond włosy. Uspokoiłem się. W tym domu były dwie blondynki w tym jedna spała na górze. Poszedłem za nią. Stała przy ladzie w nikłym świetle porannego słońca. Mieszała kawę.- Co tak wcześnie? – zapytałem bardziej chcąc zacząć rozmowę niż naprawdę wiedzieć.- Zawsze tak wstaję. Obudziłam cię, Yoh?Mówiła dalej mieszając napój. Po chwili odwróciła się i usiadła przystole. Objęła kubek obiema rękami chcąc się ogrzać.- Trey jest twoim przeciwieństwem – zaśmiałem się. – Sam z łóżka niewyjdzie przed południem. Do tego nie lubi kawy – wskazałem na kubek.Jej usta wygięły się w dyskretnym uśmieszku. Spuściła na chwilę głowę, aby zaraz się wyprostować.- Skąd takie porównania mnie do Trey’a?- Nie trzeba czytać w myslach żeby zobaczyć, że ci się spodobał – mówiąc to wyciągałem z lodówki sok. – Prawdę mówiąc ty też mu sie podobasz.- Jaka pewność siebie. Jeszcze nie masz korony na głowie – zauważyła.Usiadłem koło niej. - I mam nadzieję, że mi jej tam nie włożą. Jak wtedy będę nosił mojesłuchawki, jedno z drugim sie wyklucza, a Anna by mnie zabiła gdybymwybrał słuchawki, co i tak pewnie bym zrobił. A co do ciebie i Trey’a, widziałem jak na siebie patrzycie. Zresztą, nie tylko ja.Molly w ciszy piła swoją kawę. Widać było, że długo myślała nad moimi słowami. Ja także zamilkłem. Szybko wypiłem sok i zabrałem się

do robienia herbaty dla mojej blondynki. Molly wyszła z kuchni przede mną. Wzruszyłem ramionami z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Wiedziałem dobrze gdzie poszła. Zabrałem parujący napój i spowrotem wszedłem na górę. Anna stała już przy oknie. Opierała się łokciami oparapet, a na dłoniach trzymała głowę. Odgłos zamykanych drzwi wyrwał ją z podziwiania nieba.- Ciepła herbata, jak miło – uśmiechnęła się.- Dla ciebie wszystko.Podeszła do mnie i wzięła kubek. - To jakiś rodzaj przekupstwa? – zapytała i pociągnęła łyk herbaty.- Nie, raczej rekonpensata za straszną noc. Wiesz, taki dobry początek dnia. - Więc cię budziłam w nocy.Uśmiech zniknął z jej twarzy. Wróciła do swojej pozycji przy oknie. Stanąłem blisko niej i popatrzyłem w jej oczy. Widać w nich było taki specyficzny blask wyrażający radość, ale cienie pod oczami świadczyły o zmartwieniach. Objąłem ją ramieniem. Staliśmy w ciszy dopóki Anna nie wypiła herbaty. Wtedy zaczęło się coś na co miałem najmniejszą ochotę, wiedziałem że zbliża się trening. Blondynka nagle sie odwróciła i patrzyła prosto w moje oczy.- Idź na dół. Zaraz zejdzie reszta i pójdziecie na krótki trening – ośiadczyła z usmiechem.- Ale… ale dzisiaj jest Koronacja! Musimy się przygotować! Dzwonek nie podał nam jeszcze godziny!- Koronacja zazwyczaj odbywa się w nocy, a ona dopiero co się skończyła. Spokojnie, zdążycie.Opuściłem ramiona w geście poddania. Zwiesiłem głowę i baaaaaaaaaaaaaardzo wolnym krokiem powlokłem się w stronę drzwi. W domu nadal panowała cisza, która zaraz miała zostać przerwana. Cichutko westchnąłem i zszedłem do kuchni.ANNAZaraz jak Yoh opuścił pokój zabrałam z szafy czarną sukienkę i ubrałam się w nią. Zamknęłam za sobą drzwi i w drodze do sypialni Trey’a zawiązałam na włosach chustę. Herbatka pomogła, miałam dzisiaj dobry humor więc zapukałam do drzwi mając nadzieję, że nie będę musiała się drzeć na Śnieżynkę i sam grzecznie wstanie. Ku mojemu zaskoczeniu otworzyła mi Molly. Ze zdziwienia otworzyłam usta, jadnak szybko się pozbierałam i wyciągnęłam speszoną dziewczynę na korytarz. Ona od razu pociągnęła za sobą drzwi.- Czekam – powiedziałam spokojnie, choć nadal w niezłym szoku.- Możesz zadać pytanie, a ja na nie odpowiem? Tak, to nie wiem od czego zacząć.- Co robiłaś w sypialni Trey’a?Piłam kawę i rozmawiałam z Cori. Jest mała, ale strasznie wygadna. Trey jej nie rozumie bo nie jest medium. Ja sama pierwszy raz czytałam w myślach ducha. Dziwne…

- Następne pytanie. Po co wstawałaś tak wcześnie rano?- Yoh zadał mi to samo pytanie jak był w kuchni jakiś czas temu. Zawsze tak wstaję, taka juz jestem.Podparłam się rękami o biodra. Na jej twarzy widziałam lekką panikę,zaczęła bawić się kubkiem ze zdenerwowania. Nie pohamowałam śmiechu.Jej oczy się powiększyły, ale zaraz na twarzy pojawił się uśmiech ulgi.- Dobra, a teraz budź tego śpiocha – wskazałam na drzwi od pokoju Trey’a. – Zobaczysz, że to nie jest takie łatwe.- Postaram się.I zniknęła za drzwiami. Reszta poszła mi sprawnie, nawet Raven nie sprawiała większych problemów. Gdy zeszłam na dół wszyscy grzecznie zajadali śniadanie przygotowane przez Ryo. Z dziewczyn byłam tylko ja, Molly i Raven. Reszcie dałam pospać. Jednak wszystkich zaskoczyło zachowanie Trey’a. Siedział cichutko ze spuszczoną głową i przesuwał jedzenie po talerzu. Biedak chyba się zawstydził po budzeniu przez Molly. Pewnie znów wyszedł z jakimś tekstem przez sen… Do mnie ostatnio powiedział: - Mamusiu ja jeszcze nie chcę wstawać i do tego zgubiłem misia…Usiadłam koło Yoh i zaczęłam jeść. Zaraz po skończonym śniadaniu zatrzymałam towarzystwo w kuchni.- Mimo, że dzisiaj jest Koronacja to zrobicie trening.Dało się słyszeć wspólny jęk.- Bez ciężarków. Biegniecie 20 km, potem po 100 brzuszków i pompek. Od tego się nie umiera więc bez przesady.Rozejrzałam się po kuchni, już nikt się nie sprzeciwiał. Wyszłam z kuchni i starym zwyczajem usiadłam przed telewizorem. Słyszałam tylko otwieranie i zamykanie drzwi. Po skończeniu się mojej ulubionej telenoweli wstałam w sofy i skierowałam sie do ogrodu. Podjednym z drzew siedziała Molly. Podeszłam do niej.- Masz już suknię na Koronację? – zapytałam.- Mam, ale nie mam partnera.- Trey na pewno cię zaprosi. Widziałaś go przy śniadaniu? – zaśmiałam się. – Jak ty go budziłaś?- Normalnie, szturchałam go. Mówił coś więć musiałam kilka razy zawołać jego imię, ale co w tym takiego. A co do śniadania, myślałam, że zawsze tak sie zachowuje i tyle je.Otworzyłam szeroko oczy i popatrzyłam na nią. Z mojego gardła, przezzaciśnięte szczęki, zaczęły dobiegać odgłosy zwiastujące śmiech. Niemogłam już wytrzymać.- Trey!!!!!!! Zawsze pierwszy jest do jedzenia. Zazwyczaj je po 10 dokładek zanim cała reszta skończy pierwszą porcję, no chyba że Yoh.On też pochłania tego dużo.Molly nic nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła. Oparłam się o drzewo i zamknęłam oczy. Po chwili usłyszłam tylko:- Więc chyba będę miała towarzystwo na Koronacji.

Uśmiechnęłam się. Wciąż siedziałam na trawie z zamkniętymi oczami kiedy poczułam na ustach wargi kogoś innego. Bez otwierania oczu poznałam właściciela i odwzajemniłam pocałunek. Zaraz jak oddaliliśmy się od siebie otworzyłam oczy. Przede mną klęczał mój ulubiony szatynek^^. Jego klatka piersiowa wciąż unosiła się i opadała dość często. Widać było, że trenował. Jego oczy patrzyły takjakby przeze mnie.- Jestem brudna? – zapytałam poważnie.- Nie – odpowiedział krótko.- W takim razie o co chodzi?- O nic – znów odpowiedź informująca o niczym.Na jego twarzy pojawił sie uśmiech. Oddychał już znacznie spokojniej. Usiadł koło mnie, opierając się o pień drzewa. Złapał moja rękę i zaczął się nią bawić. Czekałam cierpliwie aż coś powie, ale bez rezultatu. Słychać było tylko kłótnie, które odbywały się w domu, ale nie szatyna. Wzięłam głęboki oddech.- Asakura, albo powiesz mi o co chodzi, albo nie wiem co ci zrobię, zrozumiano?- Jesteś piękna – powiedział wprost.- I…?- I nic, o to chodzi, a przeceż to chciałaś wiedzieć.Wyrwałam rękę z jego dłoni.- Jesteś niemożliwy. Dostałeś juz jakieś informacje dotyczące Koronacji? – starałam się nie okazywać wielkiego zainteresowania tą sprawą, ale chyba mi nie wyszło.- Tak. Koronacja zaczyna się o północy w Gwiezdnym Sankuarium. Rozpoczyna ją bal.- To wszystko? – w moim głosie słychać było rozczarowanie. – Musiałobyć coś jeszcze.Popatrzył na mnie z rozbawieniem. Znów wziął moją rękę i z powrotem zaczął się nią bawić.- Było. Msz pozdrowienia od Wielkiej Rady.- Przestań żartować! Jak zwykle bagatelizujesz sprawę.- Nie prawda. A teraz choć strasznie chce mi się pić.YOHDziewczyny szykowały się od 21:00. Każda zamknęła się w swoim pokojui nie pozwalały nam do siebie wchodzić. Trey nadal siedział sztywno w salonie i ze szklanym wzrokiem nie skupionym na niczym powtarzał wkółko:- Zgodziła się. Zgodziła się. Zgodziła…Ja byłem w najgorszej sytuacji, pokój w którym zamkneła się Anna byłtakże moim pokojem. Gdy zbliżała się północ cała reszta poszła się przebrać w swoje garniturki, a ja ślęczałem przed drzwiami pokoju.- Anno, błagam. Chociaż mi go podaj. Przecież wtedy cię nie zobaczę.Chcesz żebyśmy się spóźnili przeze mnie? Kto to widział żeby Król Szamanów spóźnił się na własną Koronację.

Nagle usłyszałem odgłos przekręconego klucza w zamku.- No już wchodź. Od tego marudzenia boli mnie głowa.Nacisnąłem na klamkę i powoli otworzyłem drzwi. Wiedziałem jaką świętością dle dziewczyn jest przygotowywanie się do balu. Anna stała przed lustrem i poprawiała fryzurę. Szybko wziąłem garnitur z szafy i chciałem uciec z pokoju.- Możesz zostać – usłyszałem za sobą.- Co? – spytałem zaskoczony.- To co słyszałeś. Skoro już tu jesteś to nie biegaj teraz po domu wposzukiwaniu jakiegoś pokoju. Zresztą widziałeś już sukienkę.Rozluźniłem mięśnie i wypuściłem powietrze z płuc. Podszedłem do łóżka i zacząłem się przebierać. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie krawat. Nawet nie miałem pomysłu jak go zawiązać. Razem z nim podszedłem nieśmiało do Anny, która wciąż poprawiała się przed lustrem i szpnąłem cicho:- Anno…Obróciła się.- Tak…? – zauważyła krawat który spoczywał na moich rękach. – No tak, chodź tu.Wzięła krawat z moich rąk i bardzo szybko go zawiązała. Byłem pełen podziwu.- Gdzie się tego nauczyłaś?- Nawet sama nie wiem, ale to nie jest takie trudne.- Musisz mnie nauczyć.- Rzeczywiście, bo chyba zwariowałeś myśląc, że za kilka lat dalej będę ci wiązała krawaty.Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem w poiczek. Nagle ktoś zapukałdo drzwi.- Królewska paro zaraz będziemy wszyscy spóźnieni – mówił Len.- Już idziemy – odpowiedziałem.Popatrzyłem na blondynkę i ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Po paru minutach byliśmy już na miejscu. Całe Sanktuarium było przepełnione szamanami, medium, doshi itd. Członkowie Rady stali przy wejściu i witali gości, oni także mieli na sobie garnitury (niebyłem jedyny^^’). Przywitali nas z uśmiechem i przepuścili. Staneliśmy na razie z boku i czekaliśmy na północ. Trey, już trochę wyluzowany, poszedł coś zjeść, a Len i Tamara gdzieś znikneli. Nagleznikąd pojawiła się Goldva.- Witam wszystkich. Wybiła północ, zaczyna się ceremonialny bal po którym odbedzie się Koronacja Króla i Królowej Szamanów. Życzę miłejzabawy.Zaraz jak znów zniknęła zaczęła brzmieć muzyka chociaż nigdzie nie było głosników, ani kapeli. Był to wolny walc. Jak dobrze, że jednaktrochę się poduczyłem tańca, pomyślałem. Stanąłem przed Anną i lekkosię ukłoniłem wyciągając w jej kierunku rękę.- Czy pani pozwoli? – zapytałem.

- Dobrze wiesz, że tak. Nie musisz robić z siebie głupka.Położyła swoją dłoń na mojej. Wyprostowałem się i przyciągnąłem ją do siebie.- Chciałem być wytworny – szepnąłem na ucho.- Pokaż teraz jak tańczysz Królu – na jej twarzy widać było ciekawość.- Przekonasz się.Taniec szedł mi nadzwyczaj dobrze, ani razu jej nie nadepnąłem. Piosenka się skończyła i zeszliśmy na bok. - Jestem pod wrażeniem – powiedziała Anna.- Jeszcze nie jednym cię zaskoczę, kochanie.- Mam nadzieję bo jak nie to szybko mi się znudzisz, mój drogi.Popatrzyłem na nią z lekkim strachem, ale usmiechała się. Ulżyło mi.Zabawa trwała nadal, leciały wolne i szybsze kawałki. Tańczyłem już chyba z większością dziewczyn, ale tylko wtedy jak ktoś inny poprosił do tańca Annę. Godziny mijały. Po następnej wolnej wszystkoucichło, usłyszeliśmy głos Goldvy.- Nadszedł czas Koronacji. Zapraszam do mnie Króla i Królową Szamanów. Złapałem Annę za rękę i zacząłem się przepychać przez tłumy ludzi. Wreszcie doszliśmy do małej scenki na której stała przewodnicząca Rady Szamanów. Wspieliśmy się na nią. Rozległy się głośne brawa od strony publiczności. Cicho zawołałem Amidamaru. Duch pojawił sie nadnami. Czułem na sobie wzrok wszystkich ludzi którzy tu byli, mimo tego nie czułem sie skrępowany, a uśmiech gościł na mojej twarzy taksamo jak u Anny. - Miło mi was widzieć Yoh Asakuro i Anno Kyouyamo.- Z naszej strony to samo Goldvo – powiedziała Anna.Staruszka się uśmiechnęła.- Yoh, muszę się upewnić, czy wiesz jakie obowiązki ma Król Szamanów?- Oczywiście i dołoże wszelkich starań aby je wypełniać, razem z przyjaciółmi.Pomachałem do nich. Stali razem blisko sceny. Po moim geście wszyscysię na nich spojrzeli. Tylko Len pozostał nie wzruszony, reszta się zapeszyła. Goldva pokręciła głową. A ja dostałem z łokcia od Anny. Spojrzałem na nią, ale jej wyraz twarzy mowił mniej więcej: pogadamypo tym wszystkim. Skrzywiłem się. Amidamaru zaczął się cicho śmiać.- Anno do ciebie mam to sam pytanie. Czy wiesz jakie przyjmujesz obowiązki razem z mianem Krolowej Szamanów?Anna popatrzyła na mnie, usmiechnęła się i puściła oczko. Zdziwiło mnie to, nie miałem pojęcia co chce zrobić.- Oczywiście. Znam moje obowiązki, będę stała cały czas u boku KrólaSzamanów. Robiłabym to nawet bez tytułu Królowej w końcu też jestem jego przyjaciółką, a jak już sam powiedizał i tak musiałabym go bronić.

Wszyscy zgromadzeniu rykneli smiechem co wyraźnie ucieszyło Annę. Złapałem ją za rękę i mocno ścisnąłem. Odwzdzięczyła się tym samym.- Dobrze skoro to już sobie wyjaśniliśmy… Yoh zapraszam cię do mnie razem z duchem.Puściłem Annę i pocałowałem w policzek. Zeszła na bok sceny i przyglądała się temu wszystkiemu. Goldva zaprowadziła mnie do ołtarza przy którym odbyła sie moja walka z Zeke’iem. Wspomnienia wróciły. Widziałem sceny z tej walki. Na szczęście szybko się z ztego ocknąłem. Stanąłem obok Goldvy.ANNAYoh dostawał ostatnie wskazówki, ostatni raz skinął głową na znak żerozumie. Zawołał Amidamaru i zaczeli razem iść do Króla Duchów. Czuło się wysokie napięcie. Wszyscy wstrzymali oddechy. I w tedy to się stało. W stronę Yoh leciała ognista kula. Zaczęłam biec w jego stronę, ale zdążył uskoczyć pewnie ostrzeżony przez Amidamaru. Koło niego pojawił się słup ognia, a zaraz jak przygasł wszyscy zobaczyliZeke’a. Stał uśmiechnięty i patrzył się na Yoh.- Znów się spotykamy bracie. - Czego chcesz? – zapytał wściekły Yoh.- Tego co zwykle, a ty jak zwykle mi to ułatwiasz. Wybacz ale to ja zostanę Królem Szamanów, zejdź mi z drogi, a może zabiję cię w miarębezboleśnie.- Już raz z tobą wygrałem, a teraz mam zamiar to powtórzyć.- Niby jak nie masz przy sobie broni. No, chyba że jednością, ale nawet ty wiesz że to nie przejdzie. Ale dość gadania. I znów wycelował w Yoh strumieniem ognia. Yoh robił uniki, ale dobrze wiedział, że jedyną nadzieją jest połączenie się z Królem Duchów. Po kolejnym uniku zaczął biec w tamtym kierunku. Zeke to zauważyl i podążył jego śladem. Teraz toczyła się walka, który z nich zdobędzie potężną moc. Biegli najszybciej jak potrafili, ale wciąż szli ze sobą łeb w łeb. Jeden drugiego próbował odepchnąć lub wywrocić ale to nic nie dawało. Król Duchów był coraz bliżej. Weszlido niego razem, dokładnie w tym samym czasie. Usłyszałam tylko głos Gldvy:- Nie…Spojrzałam na nią. Stała nieruchomo ze strachem wymalowanym na twarzy. Z powrotem spojrzałam na Króla Duchów w nadzieji, że zaraz zobaczę Yoh, ale nic się nie działo. Powietrze stało bez ruchu, niktnawet nie ruszył palcem. Nie wytrzymałam. Łzy zebrały mi się w oczach. - YOH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – krzyknęłam cała zapłakana.Share on facebook Share on twitterShare on email

37. Za zasłoną…

22 lipca 2007Zabijać… Czemu od razu zabijać?? Czy to naprawdę tak źle zabrzmiało?? Chciałybyśmy to więc sprostować… Nie. Yoh nie umrze (przynajmniej nie w najbliższym czasie ];->) Za jakiś (dłuższy) czaszapewne dojdzie do jakiejś tragedii *zaciera ręce z diabelskim uśmiechem*, ale jeszcze mamy czas…^^ Ups! Wygadałam!! Aaaaaaaaaaaa!!Mogę za to zginąć z rąk współautorki *pisk* Ale może nie zauważy…^^’ Ta notka niestety krótka, ale taka musi być czasami ;P Może następnaokaże się bardzuiej „rozbudowana”??? *śmiech* Dobra, dobra… Już czytajcie ;PYOHCzułem się jakbym przebiegł pod lodowatym wodospadem i wpadł do żarówki. Miejsce w którym się znalazłem… nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Wszędzie było tylko jasne, białe światło, a ja miałem wrażenie, że unoszę się w powietrzu, że lewituję. Obejrzalem się wokoło i… obok siebie zobaczyłem Zeke’a. Stał, a raczej jakoś tak wisiał, w powietrzu. Nagle mnie zauważył. Z nienawiścią wymalowaną na twarzy zerwał się w moją stronę. Zaistniał tylko jeden mały problem – nie mógł ruszyć się z miejsca. Wyglądał komicznie. Uległemnaturalnej reakcji człowieka widzącego takiego idiotę (czyt. zacząłem się śmiać). Mój „kochany” braciszek nie zwracal na mnie uwagi. - On zawsze taki nerwowy? – spytał nachylając się do mnie chłopiec, który nagle pojawił się obok. Był niewiele niższy ode mnie, jasne włosy opadały na cyjanowe oczy,które ze zdziwieniem i politowaniem wpatrywały się w Zeke’a. Przez chwile nie byłem wstanie wydobyć z siebie słowa, ani żadnego innego odgłosu. Wreszcie udało mi sie wyjąkać:- Kim jesteś? Co tu robisz?- Jeszcze się nie przedstawiłem?Chłopiec wyprostował się, spojrzal na mnie, wyszczerzył się i wyciągnął dłoń, którą uścisnąłem.- Cześć Yoh. To ja – Król Duchów – powiedział z promiennym uśmiechem. -  Ale mów mi Nick… Nie lubię jak ktoś ciągle nazywa mnieKrólem… To takie dworskie… – dodał szeptem. - Aha… Dobrze… Nick… – chciałem się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło. Nadal byłem zbyt zaskoczony. Puścilem jego dłoń, a on odwrócił się do Zeke’a, który dalej próbowal się do nas dostać. - Hej, Zeke!! – krzyknął. – Zeke!! Przestań tak biegać!! Niepotrzebnie się zmęczysz, a i tak nic nie wskórasz!!- Co masz na myśli?! – krzyknąl moj brat zatrzymując się na chwilę. - To, że jeśli pozwolę ci się ruszyć, to zaraz tu będziesz, a jeśli nie… – westchnął. – Nieszczęścia chodzą po ludziach…- Eee… Mógłbyś w takim razie zrobić coś żebyśmy tak nie wisieli? – spytałem ostrożnie.

- Jasne! – powiedział i strzelił palcami.Biała pustka nagle zniknęła, a my zaczęliśmy spadać w dół. Tam zaś, czekala na nas zielona, miękka trawka^^ Wstałem z cichym jękiem i rozejrzałem się dookola. Wokoło rozciągał się piękny ogród, niedaleko widać było ciemną linię lasu, a jeszcze trochę dalej szary zarys gór. W ciepłym powietrzu unosił się zapach róż. - Chodźcie – powiedział Nick i zaczął isć szybkim krokiem w stronę drzew. - Dokąd znowu? – warknął Zeke. - Do lasu. Musimy spotkać się z Aldim.- Aldim? – spytałem doganiając naszego „przewodnika”.- Aldhelmem. Ostatnim Królem Szamanów.- To… on jeszcze żyje?- Tak. Król Szamanów na Ziemi żyje sto lat. Potem odradza się i tak w kółko dopóki nie wybierze się nowego Króla. Jeśli chce, może przebywać na Ziemi, a jeśli nie… może być tu.- A tak w ogóle to gdzie my jesteśmy? – spytałem. - W miejscu pomiędzy Ziemią i Zaświatami. Tutaj Czas nie istnieje. Jesteś tak jakby duchem. - Aha – powiedziałem. – Po co idziemy do Aldhelma? – spytałem po chwili milczenia. Nick uśmiechnął się. - Aldi będzie waszym mistrzem.Zbladłem.- Trening? – zapytałem z przerażeniem w głosie. - A jak myślałeś? By chronić świat, Król musi być przygotowany. Nie wystarczy, że wygra jakiś Turniej… – widząc moją minę dodał:- Nie martw się… To będzie trwało… – zamyślił się. – …coś porównywalnie do ziemskiego roku. - Rok? – jęknąłem. To będzie pewnie piekłem w porównaniu z treningami Anny, pomyślałem. Ale z drugiej strony… Treningi z samym Królem Szamanów…- Tyle będziesz musiał być tutaj. Na Ziemi minie może… pięć – dziesięć minut. - Minut? – powtórzyłem zaciekawiony. - Dokładnie. Już mówiłem, że tu Czas nie istnieje. Powoli zbliżaliśmy się do lasu. Gdy dotarliśmy do pierwszych drzew, Zeke chyba nie wytrzymał. - Będziemy tutaj tak stać?! – krzyknął. - Tak – powiedział Nick i usiadł na trawie. Usiadłem obok niego. Zeke ze złością kopnął kamyk i zaczął spacerować w tę i z powrotem.- Zeke, uspokój się. Jeszcze będziesz miał szansę zostać Królem. - Taa… Powiedz jeszcze, że za pięćset lat… – mruknął nadal podenerwowany, ale usiadł (w bezpiecznej odległości kilku metrów). Siedzieliśmy tak jeszcze dość długo. Już miałem coś powiedzieć, gdy

nagle zza drzew wyłonił się starszy mężczyzna. - Witam. - Cześć Aldi! – powiedział wesoło Nick.- Kiedy wreszcie przestaniesz mnie tak nazywać? – spytał Aldhelm z udawaną złością. - Dobrze wiesz, że nigdy – odpowiedział mu z uśmiechem. – To twoi uczniowie, podopieczni- wskazał na mnie i na Zeke’a. - Dwójka? - Tak. Dwóch najpotężniejszych szamanów na Ziemi. - No dobrze. Chodźcie za mną.  Wstaliśmy i ruszyliśmy w głąb lasu za naszym nowym mentorem.ANNAZapadła głucha cisza. Nikt nie śmiał wydobyć z siebie głosu. Molly wbiegła na podest, podczas gdy ja biegłam już w stronę Króla Duchów.Dziewczyna szybko puściła się za mną. W ułamku sekundy znalazła się obok i chwyciła mnie za nadgarstek. - Anno… - PUŚĆ MNIE!!!! – wrzasnęłam. - Anno!- PUŚĆ!!!! - ANNO!!Wyrwałam rękę z jej uścisku, ale nie biegłam już dalej. Nagle zdałamsobie sprawę, że wszyscy się na nie patrzą. Jak najszybciej chciałamuciec ze sceny. Zeskoczyłam z niej i już po chwili miałam opuścić sanktuarium. Nie widziałam nic przez łzy. Biegłam prawie, że na oślep. Nagle potknęłam się o długą suknię i upadłam. Podczołgałam się do jednego z filarów będących „murami” sanktuarium i schowałam się za jednym z nich. Nagle powróciły wszystkie przykre wspomnienia związane z właśnie tymtajemniczym miejscem. Obrazy przewijały mi się przed oczami jak jakiś zapomniany horror, którego nie umiem zatrzymać… Śmierć Yoh… Walka… Triumf Zeke’a… No właśnie… Zeke… Smutek i rozpacz przemienił się w nieograniczoną wściekłość, w gniew, który zżerał mnie od środka… Film pod moimi powiekami przewijał się dalej. Zobaczyłam jakja sama próbuję związać złego szamana. Ponownie poczułam okropne zdumienie i bezradność gdy moja broń… poprostu się… rozsypała. Nic więcej nie byłam w stanie zrobić. Opadłam na kolana i znalazłam się dokładnie w miejscu, w którym byłam teraz. Jak historia lubi się powtarzać… – pomyślałam ze smutkiem. Nagle film zwolnił. Obrazy przewijały się ze spokojem, jakby chciałymi coś przekazać. Zobaczyłam jak Yoh leży bezwładnie na ziemi. Po chwili jego ręka delikatnie drgnęła, zaraz potem uchylił powieki. Żył. Gdy podniósł się i wyprostował, wszystko ucichło, klisza filmu zerwała się. W ciemności, która teraz mnie ogarnęła, zrozumiałam przesłanie:

Życie stawia przed nami wiele trudności, które możemy pokonać dzięki sile woli i wytrwałości.Jesteśmy w stanie odbudować każdy zamek z piasku zdmuchnięty przez wiatr, więc… próbujmy…Ze stanu otępienia wyrwał mnie krzyk. Wstałam i ruszyłam w stronę ołtarza w Gwiezdnym Sanktuarium. Już nie płakałam.

38. No i się zaczęło;(7 sierpnia 2007Sprawa pierwsza: Notki będą dawane raz na tydzień bo niestety ciężkojest nam wyrobić w czasie tygodnia… a jak nie dajemy dłużej to Wy się wkurzacie i …. Wiecie jak to jest…;( No więc to będzie taka dyscyplina dla nas i dla Was:P Więc notka będzie pojawiać się co piątek^^(Przepraszamy Spokoyoh za zgapianie dnia tygodnia^^’). Sprawa druga: Uprzedzam, że ta notka jest tak straszna… Naprawdę sięmożna zajechać. Ale mam nadzieję, że jakoś przebrniecie i nie porzucicie czytania naszego bloga^^Sprawa trzecia: Aldhelm nie wie o tym, że Zeke to jedno z wcieleń Hao.Sprawa czwarta: No już czytajcie:DYOHWeszliśmy do lasu za Aldim i Nick’iem. Nie mogłem wytrzymać – roznosiło mnie z ciekawości. Mój brat natomiast… spokojnie szedł obok nowego mentora-_-Im dalej szliśmy, las robił się gęstszy i ciemniejszy. Raj dla robali…  Jednak coś było nie tak… Podczas naszej „krótkiej wycieczki” nie usłyszeliśmy żadnego ptaka, zająca czy mrówki… (No co?? Jak ich dużo idzie to tak dudni…^^)  i nie obsiadły nas żadne komary *skacze z radości* No, więc szliśmy sobie laskiem… martwym laskiem. Zupełnie jakbyśmy (nie licząc zielstwa) byli jedynymi żyjącymi stworzeniami w tym mrocznym i pełnym wilgoci miejscu. Nieprzyjemne uczucie… Gdy zaczynałem się już zastanawiać kiedy to się skończy, nagle stałasię światłość i mnie oślepiła.  Po kilku chwilach zdołałem otworzyć oczy.  Wokół siebie zobaczyłem  wieeelką polankę zalaną słońcem. Wszędzie rosły kwiaty. W oczy jednak rzucał się brak owadów. Nie było pszczółek, motylków itp… Nie wytrzymałem z ciekawości i postanowiłem zapytać o przyczynę tychdziwnych zjawisk. Podbiegłem do naszego pierwszego „przewodnika”. - Hej Nick.- Cześć Yoh. - Chciałem cię o coś spytać.- Dawaj – wyszczerzył zęby. - Czemu tu nie ma ptaków, owadów ani żadnych zwierząt? – wypaliłem. - Eee… Nie ma? – spytał rozglądając się dookoła. - No… Przynajmniej ja nie zauwazyłem.

- Cholera… Znowu o czymś zapomniałem… – mruknął pod nosem. – Eee… Zaraz… Chwilka, Yoh…  – powiedział już trochę głośniej i strzelił palcami.Natychmiast usłyszalem świergot ptaków, pomiędzy drzewami mignął mi jeleń z dość okazałym porożem… a jakaś złośliwa osa użądliła mnie w czubek nosa ;(- No tak… I po co się było upominać…? – warknąłem ze złością. Wróciłem na koniec naszej „karawany” (no bo jak to nazwać? *myśli… myśli… myśli… wzdycha i wzrusza ramionami*) i kontynuowałem marsz obok Zeke’a. Po jakimś czasie (pomijając fakt, że w… miejscu, w którym się znajdowaliście nie było czasu – dop. autorki:D) mój nos zaczął puchnąć i przybierać kształt całkiem sporego kartofla;( No cóż… Tego nie można było chyba uniknąć… Podobnie jak reakcji mojego brata. - O… Widzę, że klimat ci nie służy, bracie… Coś ci na twarzy wyrosło… - To jest… – zacząłem ze złością. - A, już wiem… Twój nos…Już miałem ochotę rzucić się na niego i lekko posiniaczyć jego piękną buźkę. W końcu obraził mój nosek… - Ej.. chłopaki! – usłyszalem głos Nick’a i zatrzymałem pięść tuż przed noskiem Zeke’a.- Masz szczęście – mruknąłem i posłałem bratu mordercze spojrzenie. Odpłacil mi tym samym. - O co chodzi Nick?! – krzyknęliśmy w tym samym momencie. Po jakiś dwóch sekundach zawiasu odwróciliśmy się do siebie i krzykneliśmy:- Nie mów wtedy kiedy ja! – nad naszymi czołami pojawiły się takie charakterystyczne gwiazdki. – Przestań! – znowu razem.- Eh… Czemu musieli nam się trafić bliźniacy? I to na dodatek nieźlena siebie wkurzeni? – szepnął Aldhelm nachylając się do Króla Duchów. Blondwłosy trzynasto – czternastolatek tylko westchnął i mruknął:- Asakurowie… – i ruszył w stronę dwóch szatynów w celu powstrzymania ich przed bójką.Po chwili szliśmy dalej oddzieleni od siebie Aldhelmem i wkurzeni nacały tutejszy świat. - To ON zaczął! – dalej kłócił się długowłosy.- CO?!?! JA?!? JA ZACZĄŁEM?! – nie pozostalem mu dłużny. - A KTO?!- TY!!- JA?!?! ZWARIOWAŁEŚ!! Co ja mówię…  TY ZAWSZE BYłEś WARIATEM!! – krzyknałem. - Ej… chłopaki! Stop… STOP… STOP! – ryknął Aldhelm i rozpostarł ramiona by nas rozdzielić. – Już dość… – wysapal. I znowu maszerowaliśmy z zalożonymi rękami, odwróceni do siebie tylem. 

Szliśmy i szliśmy… Zaczęło mnie ogarniać znużenie. - Daleko jeeeeeeeeeszcze? – ziewnąlem. – Przespałbym się. I zjadlbymcheeseburgera – dodałem po chwili.- Cheeseburgera? – Nick spojrzal na mnie ze zdziwieniem. – A cóż to takiego? - Nie jadłeś nigdy cheeseburgera? – byłem szczerze oszołomiony. - Nie jestem za często na Ziemi, więc nie – chłopiec spuścił głowę. – To coś do jedzenia? – spytal zaciekawiony. - Taak… To ciepła bułka z przepysznym mięsem, soczystą salatą i ciągnącym się serem… – zacząłem się rozplywać (to byla przenośnia!).– Mógłbym je jeść codziennie…- Mmm… To musi być pyszne… – mruknął Nick. - To JEST pyszne – poprawiłem go i wyszczerzyłem do niego zęby. – Jak tylko stąd  wyjdziemy, zapraszam cię na cheeseburgery. U Silvy są najlepsze^^ - Ooo… Silva dorobił się knajpy? – spytał Aldhelm, wtrącając się do rozmowy. - Tak. Z tego co pamiętam ma ją od dawna. - Jak z nim ostatnio rozmawialem, jakieś dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat temu, to ciągle mówił, że kiedyś otworzy restaurację. Miał wtedy pięć lat. Widać jego „marzenie” się spelnilo. Zawsze był trochę dziwny… W końcu który dzieciak marzy o knajpie zamiast o byciu Królem Szamanów? - Ja zawsze chciałem być Królem Rock’a – rozmarzyłem się. - To dlatego nosisz te słuchawki! – powiedzial Nick. - Niezupelnie… Po prostu slucham muzyki…^^- Aha… No i zabrakło nam tematu do rozmów. Znów szliśmy w ciszy przez las, choć tym razem był on pełen robactwa, zwierząt itp. Mój nos wrócił już do normy, ale wciąż bolał;( Szliśmy i szliśmy… I ciągle szliśmy…Cały czas… Droga zaczęła piąć się pod górę więc musieliśmy trochę zwolnić. Drzewa rosły coraz gęściej, powietrze robiło się lekkie i chłodne.Mówiąc krótko… wchodziliśmy w góry.Nagle Aldhelm zatrzymał się gwałtownie, a ja odbiłem się od jego pleców.- Co… Co się stało? – zapytałem zdezoriętowany.- Jesteśmy na miejscu – powiedział nasz nowy mentor. Po chwili odwrócił się do Króla Duchów. – Nieźle tu pozmieniałeś… unowocześniłeś…Mówił o wielkim budynku, schowanym w środku lasu i przyklejonym do zbocza najbliższego wzniesienia. Praktycznie niemożliwe było, żeby tak ukryć tak duży dom.- Jak widzisz Aldi… Moja moc i wyobraźnia nie mają granic^^ – powiedział Nick.

Weszliśmy na posesję. Przed nami rozciągało się przepiękne i wielkie… boisko do kosza. Stanąłem jak wryty. Nie mogłem wydobyć z siebie słowa.- A… a… a… S… – zacząłem się jąkać. – Skąd to się tu wzięło? – wydukałem wreszcie.- Pomyślałem o jakiejś rozrywce… Coś miłego pomiędzy treningami… Taki relaks… No wiecie… – wyjąkał Nick.- Nick… To jest… – zacząłem.- Beznadziejne, staromodne, głupie, nie do użytku – zaczął wyliczać.– Rozumiem.- …cudowne – dokończyłem. Nick uśmiechnął się nieznacznie i oprowadził nas po całym budynku. Robił on (budynek, nie Nick!) duże wrażenie. Dwie sypialnie, każda z łazienką, zajmowały całe piętro. Na parterze była wielka kuchnia i jadalnia. - Na czas szkolenia, następuje zawieszenie broni. Nie oczekujemy od was, że będziecie się przyjaźnić, ale akceptacja byłaby na miejscu –powiedział Aldhelm, patrząc znacząco na mnie i Zeke’a. - Nikomu nie wolno naruszać spokoju tego miejsca. Kto złamie te zasady… zostanie wysłany do Zaświatów. Bez możliwości powrotu – tu spojrzał na długowłosego szamana. Spojrzeliśmy na siebie, a potem na Króla Szamanów. Lekko skinęliśmy głowami. - Widzimy się jutro o świcie - dodał na odchodnym. – Nick! Noc. Król Duchów strzelił palcami, a krajobraz zmienił się całkowicie. Słońce, które dotychczas stało w jednym miejscu na niebie, teraz chowało się powoli za linią horyzontu. Pstryknął jeszcze raz izmienił się w szarego kota. Pobiegł za naszym mentorem, który już zmierzał w stronę lasu.Zrobiłem szybki zwrot na pięcie i ruszyłem w stronę mojej sypialni. Po drodze wpadłem odwiedzić lodówkę^^ Wygrzebałem kilka zjadliwych rzeczy i sok pomarańczowy. Szybko pochłonąłem moje „zdobycze” i z pełnym żołądkiem ruszyłem po schodach. Gdy zamknąłem drzwi od wielkiego pokoju z ogromnym łóżkiem, usłyszałem wściekły krzyk Zeke’a, potem ciężkie kroki na schodach i trzaśnięcie drzwiami.Hmm… Ja też chybabym się wściekał, pomyślałem. W kuchni zostały tylko krakersy^^Uśmiechnąłem się do siebie i opadłem na łóżko. Natychmiast zasnąłem. Poczułem, że ktoś lekko mnie szarpie. 

- Yoh… Yoh… wstawaj! Zaraz będzie świtać! Yoh! – wołał mnie jakiś głos.- Anno… Jeszcze chwilkę… – powiedziałem nie bardzo świadomy swoich słów.- Yoh! To ja! Wstawaj!

- Ty? …Znaczy kto? – zpytałem wyłaniając się z pod kołdry i otwierając jedno oko. To, co zobaczyłem, sprawiło, że natychmiast zerwałem się na równe nogi.- Amidamaru!!! – krzyknąłem z radością. – Skąd się tu wziąłeś?- Razem z tobą pojawiłem się w tym świecie, ale Król Duchów prosił, żebyśmy pojawili się dopiero na treningach.- Prosił WAS? – zapytałem kładąc nacisk na ostatnie słowo.- Duch Ognia też tutaj jest.- No tak… Jak Zeke to i Duch Ognia… Eh… Która to godzina?- Tu czas nie istnieje.- Czyli nie ma zegarków? – dopytywałem się.- Nie.- Budzików?- Nie.- Cokolwiek co odmierza jakoś czas?- Nie.Na moja twarz wpełzł uśmieszek. Zapytałem z nadzieją:- Anny??????????Amidamaru westchnął głęboko, wziął głęboki oddech i krzyknął (głęboko^^)- NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Z moich płuc wyrwał się dziki okrzyk radości. ZAcząłem tańczyć wokółmojego Ducha Stróża i śpiewać:- NIE MA ANNY, NIE MA WSTAWANIA, NIE MA RYŻU, NIE MA ANNY!!!!!!!!!!!!!!!!!! – nagle stanąłem jak wryty. – Nie ma Anny????– zapytałem z rozpaczą i strachem. – To jak ja mam wstawać i nie zaspać?- Mogę cię budzić^^ – zaproponował Amidamaru.- Dzięki:D- Zbieraj się, Yoh. Zaraz będzie świtać.Posłusznie wstałem z łóżka i ubrałem się w moje ulubione spodnie i koszulkę (skąd one się tam wzięły? *wzrusza ramionami* później o tympomyślę…^^). Wyszedłem przed dom. Tam wszyscy czekali już na mnie. - Cześć! Przepraszam za spóźnienie! – zawołałem. Oni tylko pokiwali głowami i ruszyliśmy w stronę lasu. Szliśmy w milczeniu, aż doszliśmy do dużej polanki. - Niech każdy znajdzie sobie jakieś wygodne miejsce, żeby usiąść – powiedział Aldhelm. Zeke natychmiast wyjął miecz, ściął jedno z drzew i zrobił sobie cośw rodzaju krzesełka. Ja natomiast spokojnie usiadłem pod drzewem. - Wasze treningi będą polegały w większości na medytacji, zespoleniusię z waszym Duchem Opiekunem. Dopiero pod koniec skupimy się na prawdziwej walce. Kiedy słońce zajdzie, możecie wrócić do domu – i odeszli.  

Każdy dzień mijał nam podobnie. Trening, jedzenie, spanie, trening, jedzenie, spanie, trening… i tak w kółko. Powoli zaczynało mi brakować przyjaciół, treningów fizycznych… Cały czas tęskniłem za Anną… Pocieszała mnie jedynie myśl, że ona nie będzie musiała czekaćna spotkanie tak długo jak ja. Jeśli pory dnia zmieniane przez Nicka można nazwać dniem, to dni mijały, Aldhelm powoli zmieniał nam treningi. Medytowaliśmy znaczniekrócej, więcej czasu spędzaliśmy na walce z czymś w rodzaju shikigami.Któregoś „dnia” o świcie zjawiłem się na polanie jak zwykle czekającna instrukcje dotyczące treningu. Po chwili zobaczyłem naszego mentora. Zaraz za nim biegła biała fretka. Podeszli do nas a po chwili milczenia Aldhelm powiedział:- Jestem z was bardzo zadowolony. Zrobiliście duże postępy. Jestem pewien, że każdy z was byłby dobrym Królem Szamanów. Za rok będziecie walczyć o ten tytuł w Gwiezdnym Sanktuarium. Teraz wracajcie do domu. Nick was odprowadzi – odwrócił się i zniknął w lesie.Fretka zmieniła się w blondwłosego chłopca. Nick pstryknął palcami, a wokół nas zapanowała znów biała nicość. Zdążyłem się przyzwyczaić do tych szybkich zmian krajobrazu^^ Najdziwniejsze było to, że znów byłem w garniturze – T.T

- To co idziemy? – spytał Nick. – Dawno nie byłem na Ziemi… Chętnie pójdę z wami.Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł.- Nick… poczekaj… mam do ciebie prośbę… Możesz przybierać różne formy prawda?Chłopiec skinął głową.- Chciałbym kogoś nabrać… – powiedziałem,  a na moją twarz wpełzł  (co  ja mam z tym pełzaniem?) chytry uśmieszek.

39. Wielki powrót.24 sierpnia 2007Przyznaje się bez bicia, co do notki moja wina (jedna z autorek bloga – Ola), a dokładniej mojego internetu. Mam radiowy i wystarczywiększy wietrzyk, albo jakaś inna anomalia pogodowa i siada. Notka miała się pokazać wczoraj, ale oczywiście nie było neta. Przepraszam!!!!!!!!!!!!;(;( Notka jest dodawana teraz, jest w miarę długa więc może to jakaś rekompensata. Co do następnej notki to postaramy się dodać przed piątkiem i w piątek też, w taki sposób nadrobimy. Dziękuję za wysłuchanie i zapraszam do czytania:) A na drugim blogu są już dwie notki, tylko trzeba kliknąć na długą listę,to taka pomyłka przy pracy:P:P:PANNA

Podeszłam do podium. Mój wzrok natychmiast przykuło jasne światło… zktórego wychodził Yoh! Szybko wbiegłam po schodach na górę, i znalazłam się na przeciwko szatyna. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, jednak szybko zniknął na rzecz osoby, która szła z Yoh pod rękę. Szczupła, uśmiechnięta, wymalowana i skąpo ubrana blondynka. Stanęłam jak wryta. Rozbawiła mnie za to postać Zeke’a włócząca się za tą parą. Szedł naburmuszony z założonymi rękami. Nagle poczułam na sobie wzrok (młodszego) szatyna. Stał dwa metry przede mną, a na jego twarzy widać było pewny siebie uśmieszek. Puścił swoją towarzyszkę i podszedł do mnie. Ja jednak nadal byłam w szoku. Po chwili poczułam jego rękę na mojej talii.- Anno… Jak ja cię dawno nie wiedziałem – usłyszałam jego ciepły głos przy moim uchu.- Yoh… – wyjąkałam. – Nie było cię może… 10 minut.Odsunął się ode mnie na długość ramion i popatrzył w mi w oczy. - Co? A tak… coś wspomnieli o tym czasie. Zresztą nieważne. Anno chciałbym ci kogoś przedstawić… – odwrócił głowę i ruchem ręki przywołał do siebie blondyneczkę. Podeszła do nas z uśmiechem od ucha do ucha. Kiedy Yoh otwierał usta by dokończyć zdanie, minął nasZeke, który rozwiał wszystkie moje wątpliwości co do nowo przybyłej. - … swoją nową laskę? – Zeke spojrzał na Yoh z błyskiem w oku, a potem na mnie. – A tak między nami Anno, ty jesteś ładniejsza – i uśmiechnął się do mnie szelmowsko. I odszedł. Tak po prostu zszedł ze sceny i przedarł się przez resztę ludzi. Odprowadziłam go wzrokiem, następnie szybko odwróciłam głowę i stanęłam twarzą w twarz z moim, albo już nie, szatynem. Wydało mi się, że nagle zbladł, blondynka też nie wyglądała na zadowoloną. Oparłam ręce na biodrach, i w spokoju czekałam.- Anno, to nie tak!!!!! – otrząsnął się Yoh. – To nie jest moja dziewczyna!!!!!!W tej chwili blondi zaczęła się śmiać. Mój wzrok wyrażał wściekłość,jednak nadal nie reagowałam. Yoh spuścił głowę i mocniej ścisnął mnie za ramiona – teraz i on był wkurzony. Puścił mnie i szybkim krokiem podszedł do tamtej dziewczyny. Złapał ją za rękę i przyciągnął do mnie (ta franca nadal się śmiała). - Nick, natychmiast przestań się śmiać!!!! – wrzasnął na nią. – Anno, chciałbym ci przedstawić Króla Duchów – i wskazał na dziewczynę, do której mówił… Nick?? Przecież to męskie imię (a może jakiś skrót??*myśli*). - Ależ Yoh, nie wiem o czym ty mówisz – powiedział „Król Duchów”. Po tym zdaniu, szatyn bardzo, ale to bardzo się zdenerwował. - Nick, masz się w coś zmienić, w cokolwiek!! Byleby nie była to żadna dziewczyna!! Cokolwiek!!Zaczynało mnie to już męczyć.- No już dobra, chciałem się trochę pobawić…

- Nagle dziewczyny już nie było, teraz na rękach Yoh leżał mały czarny piesek, który wesoło machał ogonem.- Jaki śliczny!! – krzyknął ktoś z tłumu.Na te słowa zaczęliśmy się śmiać. Już spokojna zbliżyłam się do Yoh i pocałowałam go w policzek.- Dobrze, że wróciłeś – szepnęłam mu do ucha.Odsunęłam sie i zobaczyłam na jego twarzy ulgę. Spojrzał na psiaka, podiusł go na wyskośc swojej twarzy i powiedział:- Narobiłeś mi kłopotu, a teraz wybacz, ale muszę mieć wolne ręce – i odłożył go na ziemię. Długo nie stał w miejscu, kłusikiem podbiegł do reszty ludzi. Teraz wszyscy zainteresowali się Królem Duchów pod postacią szczeniaka, coszatyn oczywiście wykorzystał. Złapał mnie za rękę i zaciągnął mnie w jakieś spokojne miejsce między filarami. Chwilę trwało zanim odnalazłam się w sytuacji. - Yoh, masz mi natychmiast wszystko wytłumaczyć, zrozumiano?!- Ja też cię kocham – powiedział z uśmiechem. – Tylko tu nie ma nic do tłumaczenia. U Króla Duchów spotkaliśmy Króla Szamanów. Tam przeszliśmy mały trening.  Za rok odbędzie się walka między mną a Zeke’iem. O to, który z nas będzie nowym Królem, z powodu takiego, że znaleźliśmy się… eeeee… sam do końca nie wiem co ty było za miejsce, ale mniejsza o to. Znaleźliśmy się tam równocześnie. A co do tej dziewczyny… jak wiesz to Król Duchów, nazywany Nick’iem. Poprosiłem go żeby się zmienił, wiesz taki mały dowcip… ale Zeke wtrącił to o dziewczynie i lekko spanikowałem.Mówił jak nakręcony. Gdy wreszcie skończył miał lekki problem z oddychaniem. Przytuliłam się do niego. - No dobra, rzeczywiście nie ma nic do tłumaczenia – powiedziałam z uśmiechem. – A teraz lepiej idź pomóż Nick’owi, spotkamy się przy wyjściu. - Czemu ja zawsze muszę wszystkich ratować?- Taka rola Króla Szamanów – mrugnęłam do niego. - W takim razie poproś o to mojego brata – popatrzyłam na niego jak na wariata. – To był tylko taki żart – wyszczerzył się.***- A widzieliście jak się zmienił w tego dinozaura!! To było coś!! – Trey gadał jak najęty o tym jaki to wspaniały pokaz przemian dał Król Duchów. - Śnieżynko, powtarzasz to samo zdanie po raz sto dziesiąty. Jak niemasz nic nowego to się zamknij – wkurzył się Len.- Chłopaki dajcie spokój, zachowujcie się jakoś, nie jesteśmy tu sami.Uwaga Pilici była rzeczywiście odpowiednia, w okół nas był nie mały tłum ludzi. Wszyscy powoli opuszczali Gwiezde Sanktuarium, tylko nasza grupka stała z boku i czekała na gwiazdę wieczoru, który terazw tym momencie rozdawał autografy i robił sobie zdjęcia z fanami.

Przez pewien czas nie mieliśmy nic przeciwko, ale to trwało już ponad godzinę, no ile można… Nie mówiąc o tym, że Raven ciągle marudziła, że ją nogi bolą, i że jej zimno, i że ją buty cisną… potem już nie słuchałam. Staliśmy tak i czekaliśmy. W końcu Len nie wytrzymał. Odwrócił się i krzyknął w stronę Yoh:- Panie Asakura!! Autografy można rozdać później, a cheesburgery w domu nie będą wiecznie ciepłe. To go ruszyło. Dokończył ostatni podpis i podbiegł do nas. Marynarkabyła powyciągana, i brakowało jej kilku guzików, tak samo jak koszuli, a krawata nie było w ogóle. Wyglądał jak po wojnie. Wszyscyzaczęli się z niego śmiać.- O co wam chodzi? - Nic, nic tylko już chodź – odpowiedziałam.W domu, a raczej w kwaterze w Dobie, znaleźliśmy się dopiero po odwiedzeniu knajpy Silvy. Gdy Yoh  dowiedział się, że cheeseburgery były podpuchą, nie chciał nam darować. Tak więc w domu byliśmy koło trzeciej – czwartej nad ranem. Duchy wybrały się na małe spotkanie, Amidamaru musiał im wszystko opowiedzieć^^. My przenieśliśmy opowiadanie na bardziej ludzką porę (czyt. popołudnie najbliższego dnia). Nie minęło dziesięć minut, a wszyscy byli już w łóżkach. Leżałam plecami do Yoh i już powoli zasypiałam, kiedy usłyszałam głos szatyna:- Anno, śpisz?- Nie – odpowiedziałam półprzytomna.- A powiedz, tęskniłaś za mną?- Już ci mówiłam, nie było cię tutaj dziesięć minut. Dłuższy czas spędzasz na treningu – mruknęłam. - A martwiłaś się?Otworzyłam szeroko oczy, podparłam się na wyprostowanych rękach i spojrzałam na niego. Leżał na plecach z rękami pod głową i patrzył na mnie. - Powiesz mi o co ci chodzi? - O nic nie chodzi, nie chce mi się spać i próbuję się czegoś dowiedzieć. - Martwiłam się. I znów opadłam nosem w poduszkę, mając nadzieję, że na tym skończą się jego pytania, ale myliłam się. - A jak zobaczyłaś mnie z inną dziewczyną, to byłaś zazdrosna? – zapytał z rozbawieniem. - Yoh… chcę spać… – mój głos lekko stłumiła poduszka. Obrócił mnie do siebie i zaczął łaskotać. - Ale najpierw odpowiedz.- Po co ci to wiedzieć? – spytałam już bardziej rozbudzona. - Chcę się przekonać, czy mój plan zadziałał.Wyrwałam się, wróciłam na starą pozycję (plecami do szatyna) i powiedziałam:

- Plan zadziałał. Mogę wreszcie iść spać?Usłyszałam jak układa się wygodnie na łóżku. - No to dobranoc – po tych słowach zasnęłam.YOH- Yoh, obudź się!! Wstawaj!! YOH!!!!Podskoczyłem na łóżku. Zacząłem rozglądać się po pokoju, a mój wzrokzatrzymał się na uśmiechniętym Amidamaru. Przez chwilę myślałem, że dalej jesteśmy u Króla Duchów i zaraz mamy kolejny trening z medytacją albo coś w tym stylu… - Cześć Amidamaru, która godzina? – zapytałem zaspany. - 12.40 – odpowiedział z uśmiechem. - Aha. CO?!?!?!?! Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej?!- Anna powiedziała, że masz sie wyspać. - Anna?- No wiesz… taka blondynka, twoja narzeczona od szóstego roku życia,Duchowe Medium. Znów rozejrzałem się po pomieszczeniu, rzeczywiście wyglądało jak tow Dobie. Szybko zeskoczyłem z łóżka, ubrałem pierwsze lepsze spodniei jakiś T-shirt, i pobiegłem na dół, słysząc głosy moich przyjaciół.Wiedziałem już gdzie jestem i dokąd muszę iść. Jak szalony przebiegłem przez salon, w którym byli: Trey, Len, Chocko, Raven i Tamara (oczywiście wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata), wybiegłem do ogródka i truchcikiem dobiegłem do jeziorka. Położyłem się pod największym drzewem i tak bezmyślnie leżałem (zaraz zaraz… skąd w Dobie drzewa i jeziorko??… *myśli… myśli…*). Tak mi tego brakowało po tamtej stronie. Teraz wiedziałem. Wróciłem. Naprawdę wróciłem. Teraz czas się nie liczył, przynajmniej dla mnie, bo po jakiejś pół godzinie:- Dobra stary, poleżałeś sobie, ale Anna mówi, że jak zaraz nie zrobisz z nami treningu, to nici z obiadu. Nie, nie pytaj co jest. Dobrze wiesz… - Chciałem się zapytać jaki mamy trening – powiedziałem do Lena. - 80 km, 500 brzuszków, 600 pompek i 45 min „psa” z przygotowanymi ciężarkami.Wstałem, otrzepałem się i ruszyłem w ciszy za Lenem. Cały czas się uśmiechałem i nuciłem jakąś wesołą melodię?- Nie poznaję cię Yoh, nie marudzisz kiedy słyszysz o treningu, co więcej, wyglądasz na zadowolonego z niego.- U Króla Duchów na treningach musiałem medytować, wyobrażasz sobie jakie to nudne? Musiałem się pilnować, żeby nie zasnąć, a znasz mnie– zasypiam ciągle i wszędzie. Już wolę biegać, niż skupiać się na niczym. Reszta drogi minęła nam w ciszy, w ogrodzie czekali już na nas Trey,Chocko, Lyserg i Ryo. Założyliśmy ciężarki i zaczęliśmy od biegu. Potym cała reszta. Trening nie był łatwy, ale specjalnie się nie zmęczyłem w przeciwieństwie do moich przyjaciół. W jakim takim

stanie był Len, który potrafił stać o własnych siłach. Po krótkim odpoczynku, wspólnymi siłami (czyt. niektórych trzeba było nieść, albo ciągnąć^^) doszliśmy do jadalni, gdzie czekały na nas miski ciepłego (jeszcze parującego), pożywnego i dietetycznego… ryżu. Nie mogłem powstrzymać parsknięcia śmiechem, jednak szybko się uspokoiłem. Ja, Lyserg, Ryo i Chocko już siedzieliśmy przy stole, kiedy w drzwiach stanął Len, ciągnący leżącego i nieprzytomnego Trey’a za koszulkę. Niebieskowłosy, gdy tylko poczuł aromat ryżu (toryż ma jakiś zapach? no cóż… ten był aromatyzowany:D), natychmiast się obudził. - Jedzenie!!!!!!!!!!!!!! – krzyknął i już w pełni sił zaczął machać pałeczkami. Zamurowało nas. Len dalej stał w drzwiach, a my siedzieliśmy w ciszy i przyglądaliśmy się ostatnim ziarenkom ryżu w misce Trey’a. - Ale było dobre… – powiedział już po skończeniu posiłku. - Kiedyś pękniesz Lodowa Czapo, tylko uprzedź mnie, nie chcę tego oglądać, potem musiałbym cię ratować… po raz kolejny. - Jeszcze nigdy mnie nie ratowałeś krótkomajtku!!- A właśnie, że tak… zresztą jeszcze chwila, a ktoś będzie cię ratować przede mną!- CHYBA CIEBIE PRZEDE MNĄ!!!Nikt nie przejmował się ich kłótnią, cóż – był to chleb powszedni jeśli widzieli się dłużej niż parę minut. Teraz czekaliśmy tylko na wejście którejś z dziewczyn – da jednemu i drugiemu po łbie i będziespokój… na jakiś czas. Już słyszeliśmy kroki na korytarzu, dźwięk otwieranych drzwi kuchni i wreszcie… piskliwy głos Raven? To oznaczało koniec, tamci się kłócą, a ta zaraz zacznie gadać i nikt nie będzie umiał jej uciszyć.Zaraz przy drzwiach zachichotała głośnoi podeszła do stołu. Usiadła naprzeciwko mnie i przez chwilę była cicho co mnie zaskoczyło, ale oczywiście musiałem wszystko spaprać. Podniosłem głowę znad miski i zobaczyłem jak „świdruje” mnie wzrokiem.- Wyspałeś się Yoh, chciałam zajrzeć do ciebie wcześniej, ale Anna nie pozwalała – zaczęła swoje wywody. – Widziałam cię później na treningu, ona nigdy nie odpuszcza? Przecież wczoraj miałeś trening usamego Króla Duchów to powinno wystarczyć. Ale nie o tym chciałam mówić, skoro trening masz za sobą, to może gdzieś wyskoczymy?Zapadła cisza. Zastanawiałem się co jej powiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. NA szczęście przyjaciele byli na odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.- Raven, nie wiem czy zauważyłaś ale jesteśmy w Dobie, a nie w Tokyo. Tu można wyskoczyć albo na walkę, albo na trening i w razie ostateczności do Silvy – zauważył, zresztą słusznie, Len.- Czubek ma rację, ale jak chcesz możesz iść z nami jutro pobiegać –powiedział z łobuzerskim uśmiechem Trey.Lyserg, Ryo i Chocko wymienili porozumiewawcze spojrzenia co do

wspólnego biegania i już planowali gdzie można by ją zostawić. Za toja próbowałem po angielsku ( to znaczy tak na paluszkach) wymknąć się z kuchni. Cicho zamknąłem za sobą drzwi i dopiero wtedy wypuściłem powietrze z płuc, stałem tak i opierałem się o drzwi czekając na jakiś konkretny plan działania. Taki bezczynne stanie w moim wykonaniu spowodowało, że Tamara i Pilica, które właśnie wróciły z zakupów patrzyły na mnie, a potem zaczęły się śmiać.- To nie tak, Len i Trey zachowują się dobrze. Kłócili się, ale ktośim pomógł zawiesić broń. Naprawdę…- Gdyby to była kłótnia to pewnie zamknięcie drzwi i tak by nic nie dało, zresztą nie słychać przezwisk, a bez tego nie ma kłótni – stwierdziła Tamara odkładając swoje torby na ziemię. – NA razie zostawmy te torby tutaj Pilico, nie mam zamiaru znów słuchać o jej nowej fryzurze.- To dlatego ma takie nierówne te włosy. Z chłopakami stawialiśmy nato, że Anna kazała jej skosić trawę i potknęła się o obcas. Ten fryzjer był ślepy? – dodałem swoje przypominając sobie o włosach Raven.- Nie, nie był ślepy tylko nieżywy – odpowiedziała mi Pilica. – A teraz musimy tam wejść, więc przesuń się Yoh.Bez słowa zostawiłem je na korytarzu i wyszedłem na dwór. Słońce, jak to na pustyni, grzało dość mocno, ale dało się przyzwyczaić. Zacząłem spacerować po Dobie. Wciąż było tu mnóstwo szamanów, medium, doshi, różdżkarzy i innych ludzi z naszego świata. Czułem nasobie wzrok niektórych, ale wiedziałem że bardziej niż to, że jestemKrólem Szamanów ciekawi ich czemu jestem sam. Pierwszy raz od kiedy poznałem Morty’ego chodzę sam. Odwiedziłem wszystkie miejsca w których miałem walki. Odezwały się wspomnienia. Nim zdążyłem się obejrzeć słońce już zachodziło. W drodze do domu zaczęło mi strasznie burczeć w brzuchu, mojego apetytu nie zmienił nawet Król Duchów. Po drodze wstąpiłem do całodobowej knajpy Silvy. Zamówiłem tuzin cheesburgerów i sok pomarańczowy. JA jak to ja zjadłem szybko,ale rozmowa z Silvą za bardzo mnie wciągnęła żeby od razu wyjść. On sam wszystko już wiedział o mojej walce z Zeke’iem od Goldvy, która z kolei wiedziała to od Króla Duchów dzięki swojemu telewizorkowi. Wypytywał mnie o trening i taki różne. Dopiero koło godziny 23:00 zacząłem się zbierać. Teraz było dużo chłodniej i luźniej na ulicach, czy raczej ścieżkach. Z daleka zobaczyłem już nasz domek, ale w bramie czekała na mnie niespodzianka – zła Anna. Mina zrzedła mi w tempie natychmiastowym.- No na reszcie jesteś! Kto to widział wracać o tej porze, nawet nikogo nie uprzedziłeś, że wychodzisz! – krzyczała blondynka.- Anno, mówisz jak moja mama – po wypowiedzeniu tych słów zacząłem się głośno śmiać.- No bardzo śmieszne. Jeszcze chwila i zaczęlibyśmy się szukać. Gadaj, gdzie byłeś?!

- A co zazdrosna?- Jakbym była zazdrosna spytałabym z kim byłeś, ale nie wykręcaj się.- Łaziłem po Dobie, a potem odwiedziłem Silvę – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – A co martwiłaś się?- No tak, jak nie ma Yoh to idź za żołądkiem i nie, nie martwiłam się.- To szkoda – i już chciałem ją minąć, kiedy przypomniała mi się nasza wczorajsza rozmowa. Uśmiechnąłem się chytrze. – A wiesz, że nie było mnie dłużej niż jakikolwiek trening?- I co z tego – prychnęła nadal wkurzona.- Tęskniłaś? – wyszczerzyłem się jak to tylko ja potrafię (no może jeszcze mój brat by potrafił, ale najpierw musi się nauczyć w ogóle śmiać). To ją udobruchało, ale nie odpowiedziała tylko przeszła obokmnie. Co miałem zrobić, ruszyłem za nią. Razem weszliśmy do domu, Anna nadal trochę zdenerwowana.- Wróciłem!!!!!! – zawołałem na cały głos i wtedy zobaczyłem zmierzającą w moim kierunku Raven. – Ale jestem strasznie zmęczony iod razu idę spać – i zacząłem wchodzić po schodach.- Yoh pamiętaj jutro wyjeżdżamy, spakuj się dzisiaj przynajmniej trochę! – zawołała za mną Anna. – Ja też jeszcze muszę się spakować – to powiedziała już do osób na dole i po chwili usłyszałem jak wspina się po stopniach. Pakowanie minęło nam bardzo sprawnie. Potem, ponieważ naprawdę byłem zmęczony, szybko się umyłem i wygodnie położyłem na łóżku. Zamknąłem oczy, co Anna wzięła za to żejuż śpię i pocałowała mnie lekko w policzek. Położyła się i w tej chwili ja się odwróciłem przytuliłem moją blondynkę i szepnąłem jej do ucha:- Wiem, że tęskniłaś i się martwiłaś.- Na prawdę idź już spać.- Kocham cię.- Wiem i ja ciebie też.Wtuliłem się w jej włosy i zasnąłem spokojnym snem.Share on facebook Share on twitterShare on email

40. Życie szykuje nam niespodzianki…31 sierpnia 2007Przepraszam, że notka znowu tak późno, ale nadal mam problemy z internetem. Eh… Dokładnie! Ta „niezawodna” technika. No więc musiałam napisać tę notkę, a miałam na nią dość mało czasu, bo jeszcze musiałam iść do szkoły, żeby kupić mundurek:/ Przepraszam, że wyszła tak krótka…

 ANNA Ciemność… Nieprzenikniona ciemność… I to okropne uczucie… Spadam, pomyślałam. Nagle kątem oka dostrzegłam czerwony błysk. Coś jakby małe światełko. Jednak gdy odwróciłam głowę w tamtą stronę, nic nie zauważyłam. To było dziwne, czułam że ktoś mnie obserwuje, byłam tego pewna. Obracałam głowę jednak nic nie zauważyłam. Zamknęłam na chwilę oczy, ale zaraz po tym poczułam jak coś łapie mnie za ręce. Nie mogłam się uwolnić, ani otworzyć oczu. Szarpałam się, krzyczałam, kopałam… nic nie pomagało. Nagle poczułam okropny ból w skroniach. Nic się z tym nie równało. Nie wytrzymałam. Poddałam się.Czułam tylko łzy spływające po moich policzkach. Czekałam na to co miało się zaraz stać, ale coś mi w tym przeszkodziło…- Anno, obudź się!! – słyszałam głosy moich przyjaciół, jednak nie mogłam się ruszyć. Bolały mnie wszystkie te miejsca co w śnie, a najbardziej głowa. Powoli otworzyłam oczy i spróbowałam się podnieśćdo pozycji siedzącej, nie udało mi się, z powrotem opadłam na poduszki. Otworzyłam szerzej oczy. Nade mną stał cały dom, łącznie zduchami. Uśmiechnęłam się aby pokazać, że jeszcze żyję. – Dobrze, żenic ci nie jest – to był głos Pilici, która stała najbliżej łóżka.- Która godzina? – zapytałam słabym głosem.- Koło piątej nad ranem. Boli cię coś? – powiedział Len.- Strasznie głowa, reszta to nic.- W takim razie… – głos Tamary stał się bardzo poważny. – … Wszyscy wychodzić, ona potrzebuje spokoju, a nie publiki. – i wypchnęła wszystkich za drzwi, na odchodnym dodała tylko. – zaraz ktoś przyniesie ci jakieś tabletki na głowę.Zamknęła drzwi. Wyluzowałam się, zamknęłam oczy, westchnęłam i wtedyusłyszałam jak ktoś chodzi po pokoju. Zerwałam się nagle z poduszek,co sprawiło zawrót głowy, ale tym razem wytrzymałam siedząc. Druga postać wpatrywała się prosto we mnie. Gdy tylko ją zobaczyłam poczułam ulgę, uśmiechnęłam się ciepło. Już otwierałam usta żeby cośpowiedzieć,a le on mnie uprzedził.- Powiesz mi co się dzieje? – ton jego głosu spowodował, że się wystraszyłam, poczułam sie taka malutka. Tak nie może być, gdzie siępodziała tamta Anna, której wszyscy się bali, której nikt sie nie sprzeciwiał? Przepadła, ale chyba nadszedł czas by wróciła, i to szybko. Moja twarz przybrała groźny wyraz.- O co ci chodzi?Mam koszmary, to aż tak trudno zrozumieć?- Wytłumacz mi tylko, czemu one się ciągle powtarzają? Prawie co noc, zaczynasz się rzucać po łóżku, krzyczeć, czasami nawet płakać. Po długich staraniach z naszej strony w końcu wstajesz cała spocona z bólem głowy. Pytam się co się z tobą dzieje? – jeszcze chwila i zacząłby na mnie krzyczeć, na to nie mogłam pozwolić.- Skoro mamy tak rozmawiać, to lepiej w ogóle się do siebie nie

odzywajmy, to nie ma sensu – i położyłam się wygodnie, chciałam w spokoju poczekać na tabletkę. Ból w skroniach nasilał się coraz bardziej, w moich oczach znów pojawiły się łzy. Nagle poczułam jak jago ręce łapią mnie w talii i podciągają do góry, znów siedziałam, a on na przeciwko mnie.- Anno, powiedz co się dzieje. Pomożemy ci, a ja na pewno – uspokoiłsię trochę.- Myślisz, że ja wiem co się dzieje. Zrobiłabym coś z tym, nie chcę tego przeżywać co noc, to za bardzo boli – odwróciłam głowę. Puścił mnie i spokojnie wyszedł z pokoju. Znowu opadłam na poduszki, zakryłam się kołdrą i zaczęłam po cichu płakać. Te wszystkie uczucia, strach, niepewność, ból, tego wszystkiego było za dużo. - Anno, przyniosłem ci tabletkę i trochę wody. Anno?Szybko otarłam łzy i powoli wstałam.- Nic się nie dzieje Trey. Wszystko w jak najlepszym porządku – Popiłam tabletkę i oddałam mu szklankę. – A gdzie jest Yoh?- Wyszedł na trening, powiedział żebyśmy się nie martwili i dali ci pospać. Był trochę zły, pokłóciliście się?- Wymieniliśmy poglądy, dość nerwowo. Powiedz Pilice żeby zadała wamjakiś trening, tylko nie oszukuj bo jak się dowiem to nie ręcze za siebie.- No dobra, chociaż robie to niechętnie – uśmiechnął się szyderczo iwyszedł.Próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. Po godzinie wreszcie wywlokłam się z łóżka i zaczęłam ubierać. Kiedy czesałam włosy, przez okno wleciał czarny kruk i usiadł koło mnie. Sekundę później na jego miejscu leżała czarna koperta. Wzięłam ją do ręki i otworzyłam. W środku znajdował się króciutki liścik.Droga Anno,Masz przyjechać jeszcze dzisiaj do Osorezan, będę tam na ciebie czekała. Wiem już o twoich koszmarach i razem z resztą medium uważamy, że nie są one przypadkowe. Nie wiadomo na jak długo tu zostaniesz. Pozdrów ode mnie swoich przyjaciół i mojego wnuka.                                                   Kino AsakuraOdłożyłam list na stolik i zaczęłam wyjmować z szafy moje rzeczy potrzebne do podróży. Jednak te sny mogą coś oznaczać, a teraz mam możliwość dowiedzieć się co. Wszyscy myśleli, że śpię więc nikt mi nie przeszkadzał. Nie zeszłam na śniadanie, nie byłam głodna. Gdy wszystko leżało już zamknięte w mojej torbie zeszłam na dół. Chłopców nadal nie było, do tego Raven też gdzieś zniknęła. Miałam spokój. Zrobiłam sobie herbaty i pare kanapek. W zupełnej ciszy zjadłam śniadanie i wyszłam na ogród. Przypominałam sobie każdy mój koszmar, na początku sie powtarzały, jednak później każdy był inny. Im więcej szczegółów sobie przypominałam tym bardziej bolała mnie głowa i wtedy usłyszałam te słowa – Ja także je mam, stoję za niewidzialną ścianą i patrze na to co się z tobą dzieje – słowa Zeke’a. Co on może mieć z tym wspólnego? To wszystko nie ma sensu, nie układa się w żadną całość. Wróciłam się do kuchni po jeszcze jedną tabletkę, gdy usłyszałam jak ktoś zbiega po schodach. To był Yoh, jeszcze

bardziej wkurzony niż rano, do tego spocony i rozczochrany. Jakby mógł to zabiłby mnie swoim wzrokiem. Stałam nierucomo na przeciwko schodów i już chciałam umknąć do kuchni gdy zawołał:- Nie Anno, nie uciekniesz. Musisz mi coś wyjaśnić.Złapał mnie za rękę i zaciągnął do pokoju, gdzie stała zapakowana walizka. Wyrwałam mu sie i stanęłam w pewnej odległości. Bałam się, ale musiałam to ukryć, czas wrócić do czasów zanim zaczął się Turniej. - Mozesz mi to wytłumaczyć? – wskazał na torbę. – Anno co się dzieje? Masz jakieś dziwne koszmary, o których nic nie chcesz powiedzieć, na dodatek z niewiadomych przyczyn w nocy wołasz mojego brata, a teraz jeszcze gdzieś wyjeżdżasz? Nie uważasz, że trochę tego za dużo?Tak, tego było za dużo, on za dużo sobie pozwala. - Nie mam zamiaru ci się z niczego tłumaczyć i tak wyjeżdżam! Dowiedziałam się tego niedawno, a ty byłeś na treningu, więc nie miałam ci jak powiedzieć! Co ma ci powiedzieć o koszmarach, skoro sama nic o nich nie wiem, właśnie jadę aby porozmawiać o nich z innymi medium. I nie wiem czemu wołam Zeke’a!! Nie panuję nadsobą w czasie snu, a ty masz o to do mnie wurzuty. Zastanów się najpierw o co ci chodzi, a potem dopiero na mnie wrzeszcz!!!Zapadła cisza.- Ja chcę się tylko czegoś dowiedzieć. O niczym nam nie mówisz, cierpisz w samotności. Nie chcę być odsunięty, nie rządam żebyś mi wszystko mówiła, jednak ty nie mówisz nic!! Wiesz to trochę dziwne, że wołasz Zeke’a, co on takiego zrobił!! JA już nie mam do tego siły! Boje się o ciebie, rozumiesz?!!- Więc dobrze, że wyjeżdżam będziesz mógł odpocząć, ode mnie! I nie wrzeszcz na mnie,bo nie masz do tego prawa! Nie wiem jak ty, ale ja mam serdecznie dość tej rozmowy, wychodzę!Minęłam go i trzasnęłam drzwiami. Zbiegłam ze schodów i usiadłam na fotelu w salonie. Natychmist do okoła mnie znalaźli sie wszyscy moi przyjaciele z dziewczynmai na czele.- Anno co się stało? – zapytała Jun. – Słyszeliśmy tylko wasze krzyki, powiesz o co chodzi?- Wyjeżdżam. Dzisiaj. Do Osorezan, w związku z moimi koszmarami. Dowiedziałam sie otym dzisiaj.To wystarczyło, wszyscy wiedzieli już o co poszło między mną a Yoh. Nadal siedzieli koło mnie, ale bez zbędnych pytań. Nie pocieszali mnie bo nie mieli powodu, nic się przecież nie stało. Po chwili włączyli jakiś film i tak minęła nam następna godzina, lub więcej, z tego dnia. Brakowało tylko Yoh i Raven, ale to nikogo nie zdziwiło, że ta małpa poszła zaraz za nim. Zjedliśmy jakiś obiad przygotowany przez Ryo i postanowiliśmy juz się zbierać. W końcu przed nami jest kawałek drogi. Weszłam do naszego pokoju i usłyszałam jakieś głosy w łazience, nie chciałam znów się kłócić z szatynem więc postanowiłam cichutko wziąść swoje rzeczy i poczekać na dole. Jednak gdy tylko złapałam na rączkę torby Yoh wyszedł z łazienki. Znów zapadła cisza. Yoh popatrzył na mnie i pełen spokoju przeszedł obok mnie do swojej szafki.- A więc jednak uciekasz, jak najciszej się da żeby nikt cię nie zauważył, w tym najbardziej ja, to do ciebie niepodobne. Zostawiasz nas bez wyjaśnień, nawet nie wiemy ile cię nie będzie. Tego pewnie też nie powiesz? Trudno prze….

- Przestań!!!!!!!! W tej chwili masz przestać tak do mnie mówić!!!! Nigdzie nie uciekam, chciałam tylko uniknąć tej kłótni!! A wyjeżdżam po to by móc wyjaśnić i wam i sobie co oznaczają te sny!! Ile mnie nie będzie? Rzeczywiście nie powiem wam ile, bo nie wiem, sama tego nie wiem!!! To takie dziwne!!?? A ty…!! Po prostu brak mi słów, zamiast mi pomóc, zrozumieć mnie, to ty tylko wszystko komplikujesz i utrudniasz!!! – nie mogłam się pohamować, powiedziałam mu wszystko co mi ciążyło. – Czekamy na dole – powiedziałam spokojnie i juz mnie nie było. Na dole wszyscy byli już spakowani i gotowi, nie czakaliśmy długo jak dołączył do nas szatyn. Zaczeliśmy maszerować w kierunku Tokyo, jednak tym razem nikt się nie śmiał, nie rozmawiał, nawet Len i Trey się nie kłócili. Było zupełnie inaczej, czułam na sobie tylko wzrok innych, w tym Yoh. Ja sama co jakiś czas spoglądałam w jego stronę, ale on przez całą drogę pomagał Raven.Usmiechał się do niej, podawał wodę, pomagał w podróży. Nie mogłam tego znieść. Po paru godzinach doszliśmy do rozstaju dróg. Tu mieliśmy się rozstać. Wszyscy jak na rozkaz staneli i popatrzyli w moją stronę. Wymusiłam usmiech i powiedziałam:- No to do zobaczenia… za jakiś czas. Po powrocie wszystko wam już wyjaśnię.dziewczyny rzuciły się na mnie i zaczęły ściskać (oczywiście poza Raven), potem chłopcyzapewniali mnie, że będą trenować, i że zdziwi mnie ich forma jak wrócę, na końcu wolnym krokiem podszedł Yoh. Przyciągnął mnie i mocno przytulił. - Kocham cię – wyszeptał mi do ucha.- Ja… ja juz nie wiem co czuję… – powiediałam równie cicho, tylko on mógł to usłyszeć. Wyswobodziłam się z jego objęc, odwróciłam nie patrząc na jego twarz i zniknełam za zakrętem.

41. …którym trzeba sprostać… czy nam się to podoba, czy nie…2 września 2007My… ten… tego… bardzo Was… no… ee… przepraszamy… ale…NOTKIMOGĄSIĘZDARZAĆRZADZIEJNIŻCOPIĄTEKBONIEWYRABIAMY…uff.. wyrzuciłam to z siebie. Naprawdę bardzo, ale to bardzo, ale to bardzo, bardzo, bardzo przykro nam z tego powodu, ale nie umiemy się wyrobić;( Mamy za bardzo nawalone;( I jeszcze treningi;( I jeszcze szkoła;( I zespół;( I w ogóle wszystko;( I to jest życie;) YOH Stałem tak i nie mogłem się ruszyć. Patrzyłem w miejsce w którym przed chwilą zniknęła drobna, czarnooka blondynka. Po chwili jednak otrząsnąłem się i odwróciłem w stronę przyjaciół. Bez słowa ruszyłemw stronę domu. Nie chcesz pomocy? – pomyślałem. W takim razie, ja nie mam najmniejszej ochoty ci jej udzielać. Gdy doszliśmy do domu, wszyscy byli conajmniej przygnębieni. Ja poszedłem do mojego pokoju po drodze zabierając z kuchni sok pomarańczowy. Zamknąłem drzwi na klucz, włączyłem głośno muzykę i

padłem na wielkie dwuosobowe łóżko. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać.Jak na złość pojawił się przy mnie Amidamaru.- Yoh… wszystko w porządku?- Taa… Jasne, Amidamaru. Wszystko świetnie – powiedziałem i odwróciłem się do niego plecami.- Eee… Yoh…?- TAK? – spytałem z naciskiem, odwracając się do niego i mierząc go złowrogim spojrzeniem.- Eee… Ja… ten… tego… no…- Chciałbym się przespać, Amidamaru.- Ale… ja… Rozumiem – wyjąkał i zniknął.Zamknąłem oczy. Chciałem zasnąć, ale… nie mogłem. Czemu? Przed oczami ciągle miałem obraz odwracającej się ode mnie blondynki. W końcu dałem sobie z tym spokój. Wstałem i podszedłem do okna. Słońcebyło schowane za chmurami, drzewami poruszał silny wiatr. O szybę uderzyły pierwsze krople deszczu.Słoneczny poranek zniknął w strugach deszczu. ANNA Przyśpieszyłam kroku. Nie chciałem, żeby za mną biegł. A może chciałam? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na szereg pytań. Czy dobrze myślę? A może zrobiłam o jeden krok za dużo? Po co to powiedziałem? Przecież ja go nadal kocham! Ale… jak mógł zrobić mi coś takiego? Czemu nikt mnie nie rozumie? Czemu nikt nie próbuje mnie zrozumieć? Przecież ja… nie umiem wytłumaczyć mojego zachowania! A szczególnie tych snów…  Przecież ja… nie mogę… Nie potrafię się do niego nie odzywać!! Nagle w mojej głowie usłyszałam cichy ale stanowczy głosik (Anna the second – dop. Agnieszki^^):Potrafisz… Na pewno! Nie będziesz mięknąć przez jakiegoś idiotę!Ale… ja…Daj spokój! Przecież to jego wina! To on się na ciebie wkurza! To on cię nie rozumie! To JEGO wina!!Hm.. A właściwie to co ja złego zrobiłam?No właśnie! To on! On wszystko zepsuł… I ty jeszcze chcesz go przepraszać? Chcesz tam wracać?Nie… To nie ma sensu… Skoro nie zrobiłam nic, czego miałabym żałować… Z resztą i tak teraz muszę jak najszybciej znaleźć się w Osorezan…Stanęłam przed stacją metra. Ostatni raz spojrzałam za siebie, a pierwsze krople deszczu zmieszały się z jedną jedyną……ostatnią… – przysięgłam sobie.                                                      …perłową łzą. YOH

 Zbliżał się wieczór, padało coraz mocniej, niebo ciemniało z minuty na minutę. Za oknem było zimno i ponuro.Tak jak w moim sercu.Czułem wszechobecną pustkę.I brakowało mi kogoś, kto mógłby tą pustkę wypełnić.Nagle usłyszałem pukanie.- Kto tam? – zawołałem.- To… ja – usłyszałem cichy głos. Westchnąłem i podszedłem do drzwi,modląc się, by chodziło tylko o jakąś drobnostkę. Przekręciłem kluczi uchyliłem drzwi.Stała tam jak ostatnia sierota.- Tak? – spytałem po chwili milczenia.- Yoh… Czy… Czy mogę… Mogę wejść?Tak… Tego właśnie się obawiałem.- Jasne, wchodź – odpowiedziałem bez przekonania i ciepła w głosie. Odsunąłem się, by ją przepuścić. Weszła bez entuzjazmu towarzyszącego jej 24 godziny na dobę. Stanęła na środku pokoju.- Nie usiądziesz? – spytałem.- A chcesz? – spojrzała na mnie tak… tak jakoś dziwnie. Po prostu inaczej. Jak normalna dziewczyna. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dobrych parę chwil.- To… w takim razie ja już pójdę… – powiedziała i odwróciła wzrok. Ruszyła w stroną drzwi.- Nie! Znaczy… Zostań… – powiedziałem. – Proszę.Odwróciła się i lekko uśmiechnęła. Dopiero teraz zobaczyłem jak pięknie wygląda. Miała na sobie ciemne dżinsy i białą koszulkę na ramiączkach, która kontrastowała z opaloną skórą. Czemu tego wcześniej nie zauważyłem?Usiadła na łóżku obok mnie. Rozmawialiśmy do późna. Okazała się zupełnie inna niż myślałem. Taka… naturalna. Kiedy z nią rozmawiałem, zapomniałem o wszystkich zmartwieniach. Nie było już kłótni z Anną, obaw przed walką o tytuł Króla, niedomówień… Wszystkozdawało się być tak czyste i proste. Tematy płynęły jak rzeka – jeden za drugim. Nie brakowało nam słów do wyrażania naszych poglądów i tego co czuliśmy. Nie brakowało nam niczego. Obudziłem się i spojrzałem na zegarek. Była 5.00 rano. Raven leżała tuż obok mnie. Musieliśmy zasnąć w tym samym momencie – pomyślałem. Delikatnie odgarnąłem jej włosy z czoła i spojrzałem na jej twarz. Wyglądała tak naturalnie – bez makijażu, butów na wysokim obcasie.Powoli wstałem z łóżka i cichutko, żeby jej nie obudzić, wyszedłem zpokoju. Ruszyłem w stronę kuchni. Gdy przekroczyłem próg, spotkało mnie totalne zaskoczenie – przy stole, z kubkiem kawy w ręku siedział… Trey.- Trey? – spytałem ostrożnie. Odwrócił głowę w moją stronę.

- O… Cześć Yoh. Co tak wcześnie?- To chyba ja powinienem zadać to pytanie.- Widzisz… ja… Nie mogłem spać.- Aha – uśmiechnąłem się i zajrzałem do lodówki.- Yoh… – usłyszałem cichy głos Trey’a. – Ja… potrzebuję rady.- Wal śmiało:DNalałem sobie do szklanki soku pomarańczowego i usiadłem obok przyjaciela.- Bo widzisz… Jest taka sprawa… – zaciął się. – Molly – wydukał wreszcie.- No tak… – uśmiechnąłem się. – Wszystko już rozumiem.- Ale… Ja nie wiem jak jej to powiedzieć – żalił się.- Najprościej jak potrafisz. Powiedz jej szczerze wszystko to, co czujesz.- Ale… ale… Ja nie umiem tego wyrazić słowami;(- Na tym polega właśnie miłość – mrugnąłem do niego. Wstałem od stołu i skierowałem się w stronę wyjścia.- Poradzisz sobie – powiedziałem odwracając głowę i wyszedłem.Wyszedłem z domu. Na dworze było chłodno, wiał wiatr. Wszędzie pełnobyło kałuż po wczorajszej ulewie. Usiadłem na werandzie i spojrzałemw niebo. Wychodziło słońce. O 8.00 wszedłem do mojego pokoju. Był pusty. Raven musiała już się obudzić – pomyślałem. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Włączyłem muzykę i położyłem się na łóżku. Zamknąłem oczy. Przed oczami stanęła mi kasztanowłosa dziewczyna z delikatnym uśmiechem na ustach. - Yoh… Yoh, obudź się…- Co?- Wstawaj!- Molly? Co? Po co?- Śniadanie czeka – powiedziała i wyszła z pokoju. Bo 5 minutach byłem na dole i pałaszowałem jajecznicę zrobioną przezRyo. Kiedy skończyłem, postanowiłem zobaczyć co robią inni. Nigdzie nie mogłem znaleźć Trey’a i Molly. Tak właściwie to nie chciałem im przeszkadzać:D Jun i Ryo spacerowali sobie gdzieś w ogrodzie, Layserg i Pilica siedzieli wtuleni w siebie przed telewizorem, Tamara zmywała naczynia w kuchni, a Len jak zwykle – trenował. Brakowało mi tylko jednej osoby – Raven. Nie było jej w domu, ani w ogrodzie. Postanowiłem więc poczekać. Usiadłem na werandzie i … wdychałem świeże powietrze^^ Nagle obok mnie zmaterializował się Amidamaru.- O cześć Amidamaru:D- Jaki wesoły… Skąd masz taki dobry humor? – spytał duch.

Wzruszyłem ramionami.- Nie trenujesz?- A niby po co?- Za rok masz najważniejszą walkę w życiu! Musisz się przygotować!- Amidamaru, mówisz jak moja stara znajoma…Duch spojrzał na mnie krzywo po czym zniknął. Coś jednak mnie tknęło. Szybko pobiegłem się przebrać i ruszyłem na niewielki trening. Gdy wróciłem, w domu było pusto. Na stole w kuchni znalazłem jedyniekarteczkę: Yoh!!Molly dostała list. Musi natychmiast wyjechać do Osorezan. Poszliśmy ją odprowadzić na pociąg.TreyP.S. Obiadek masz w lodówce – Ryo. No tak… Molly też jest medium. Anna wspominała chyba coś o tym, że ma się spotkać z innymi.Podgrzałem sobie obiad (udało mi się nie spalić domu!! *skacze z radości*), a gdy zjadłem, zasiadłem przed telewizorem. Dopiero ok. 18.00 usłyszałem otwierające się drzwi i cała gromada wtoczyła się do domu.- Co tak długo? – spytałem.- Pociąg odjeżdżał późno. Postanowiliśmy poczekać – powiedział Len.- Rozumiem – spojrzałem na Trey’a, a on uśmiechnął się do mnie i pokazał kciuk do góry.- Jestem głodny – oznajmił po chwili. No tak… Wszystko wraca do normy.Wstałem z kanapy i poszedłem poszukać Raven. Znalazłem ją na werandzie – czytała książkę.- Raven?- Hmm…? – mruknęła nie odrywając wzroku od tekstu.- Przejdziemy się? – spytałem.Podniosła głowę i uśmiechnęła się.- Chętnie. Spacerowaliśmy najpierw po całym Tokio, potem zdecydowaliśmy się na lasek niedaleko naszego domu. Usiedliśmy nad jeziorkiem. Było bardzociepło słońce grzało tak, jakby chciało wynagrodzić nam za deszczowąpogodę. Raven położyła się na trawie i zamknęła oczy.- Lepiej chyba nie może być… – szepnęła.- Ja bym jednak powiedział, że może – i pocałowałem ją. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.

- A Anna? – spytała dziewczyna.- Wyjechała – powiedziałem.I mam nadzieję, że nie wróci – dodałem w myślach. 

42.”Co słychać?^^’ „27 września 2007Przepraszam, ale ta notka może być jakaś taka… chaotyczna… po prostunie wiem jak się do niej zabrać :/ ANNA Obudziłam się. Nadal byłam w przedziale. Spojrzałam za okno i zobaczyłam zachmurzone niebo, kropelki deszczu na szybach. Musiało padać całą noc. Westchnęłam i spojrzałam na zegarek – była 6:30. Mójumysł zaczynał pracować coraz szybciej [nie przegrzej się^^ - dop. Agnieszki] i powoli opadał ze mnie płaszcz sennego otępienia. Powracały wspomnienia i obrazy poprzednich dni…Pociąg zaczął zwalniać. Wielka szara smuga za oknem zamieniała się wdrzewa, krzaki spłukane strumieniami deszczu. W oddali majaczyła mała wioska u podnóża gór. Nagle, delikatne szarpnięcie zasygnalizowało koniec mojej podróży. Po cichu wstałam, zabrałam bagaże i ostrożnie – by nie obudzić pozostałych pasażerów – wysiadłam z wagonu na mokry i zimny peron. Skierowałam się w stronę miasta – czekał mnie długi spacer w deszczu. Szkoda, że zapomniałam o płaszczu albo przeciw deszczówce, pomyślałam.Byłam już cała mokra. Drżałam, ale nadal wytrwale kierowałam moje kroki do miasteczka. Spojrzałam na zegarek i zamarłam – była już 8:47 – byłam nieźle spóźniona. Wreszcie, po męczarni brnięcia przez wodę i błoto, cała zziębnięta i z bolącym gardłem dotarłam do lasku,który był moim właściwym celem. Znalazłam dobrze znaną mi ścieżkę i dotarłam na polanę. Kiedy ostatnio tu byłam, piękna soczyście zielona trawa układała się pod stopami. Po chwili udało mi się stanąć na środku z koralami w ręku, cała mokra i ubłocona ale zadowolona. Ułożyłam korale tak, aby przypominały koło, stanęłam w środku i skupiłam całą swoją energię na otworzeniu przejścia do twierdzy Osorezan.Po chwili doświadczyłam wspaniałego uczucia, przestało mi być zimno,nie czułam już kropel deszczu rozbijających się o moją twarz – podróżowałam przez świat duchów, by zaraz znów otworzyć oczy i zobaczyć ten sam krajobraz wzbogacony o wielki, wyglądający na nie do zdobycia zamek. Powróciło zimo, deszcz i denerwujący katar…No tak… pomyślałam. Jakby nie mogli mi tego oszczędzić… Przede mną rozciągała się dróżka prowadząca do wejścia. I wszystko byłoby pięknie, ślicznie i … [NIE!! Różowo nie będzie!! - dop. Agnieszki] …

i FAJNIE *groźny wzrok Anny* [ok... Już nie przerywam^^'], gdyby nieto… że dróżka była po prostu wielką błotnistą rzeką.- MAM DOŚĆ!! – krzyknęłam, ale wyszedł z tego marny skrzek. – Czemu błoto?! ;(Odpowiedział mi błysk, a zaraz po nim grzmot. Spojrzałam w niebo i powiedziałam.- No dobra, dobra… Już nie marudzę… – i ruszyłam w stronę twierdzy.Wspinałam się po trochę twardszym zboczu – miałam lepsze oparcie dlastóp. Jak to dobrze, że spakowałam się tylko w jedną walizkę, pomyślałam. Właściwie to nie ważyła dużo… Nagle ponad drzewami po mojej lewej stronie zobaczyłam krótki wybuch ognia. Zatrzymałam się i spojrzałam w tamtą stronę. Ogień podczas deszczu? - Zeke? – wyszeptałam. Stałam tak jeszcze kilka minutę lub dwie. Nictakiego jednak się nie powtórzyło. Potrząsnęłam głową. – Jesteś zmęczona. Masz przywidzenia – powiedziałam do siebie stanowczo i kontynuowałam podróż.Kiedy stanęłam z uśmiechem przed drzwiami Osorezan… okazało się, że są zamknięte, a obok nikogo nie ma. Dziwne… Bardzo dziwne, pomyślałam i zapukałam w wielkie (i zapewne ciężkie) wrota. Po chwili uchyliły się lekko a w małej szparze dostrzegłam twarzyczkę małej dziewczynki [silne dziecko... - dop. Agnieszki].- Witaj. Nazywam się Anna Kyouyama. Jestem Duchowym Medium II Stopnia. Przyjechałam na wezwanie mej mentorki Kino Asakury. Proszę o schronienie – trzy ostatnie słowa były jakby hasłem, bez którego nikt nie wszedł do zamku.- Witaj Anno Kyouyama. Czuj się jak w domu, jesteś w domu wszystkichmedium świata – następna dobrze znana mi odpowiedź. Wiele osób prosiło o zniesienie haseł, ale większość medium przegłosowała pozostawienie tradycji.Weszłam do ciepłego i czystego holu, brudząc go błotem.- Anna! Nareszcie jesteś! Co tak długo? Martwiłyśmy się o ciebie! – te słowa wypowiedziała…- Molly? Ciebie też wezwali?- No… Chyba wszystkich, których męczyły te koszmary…- Ty też? Czemu nie powiedziałaś?- A ty?- Nareszcie Anno! – ten głos należał do mojej mentorki. Kino Asakuraubrana w białą szatę schodziła szybko po schodach. – Szybciej! Pospiesz się! Musisz się przebrać! Czemu jesteś cała w błocie?!- Pada – wskazałam na drzwi.Pani Kino westchnęła.- No trudno… Szybko! Wszyscy na ciebie czekamy!Zostałam zaprowadzona do jednej z łazienek. Dostałam czystą szatę i ręcznik.- Za 10 minut masz być na sali obrad – rzuciła jeszcze pani Kino i wyszła.

Szybko zdjęłam zabłocone ubrania i umyłam się. Potem naciągnęłam turkusowo-błękitną „suknię” i szybkim krokiem ruszyłam na salę.Wpadłam w ostatniej chwili.- Eee… Przepraszam za spóźnienie…. Pociąg mi się spóźnił, zgubiłam drogę… – trochę się zestresowałam na widok kilku tysięcy osób w kremowych, błękitnych lub białych szatach, wlepiających we mnie surowe spojrzenia. – No więc… Co słychać?^^’- Usiądź Anno.Posłusznie wykonałam polecenie i spojrzałam na Najwyższe Medium. Pani Ayumi Shiashimara wstała.- Jesteśmy już wszystkie? A więc zaczynajmy…Zaczęła przemowę:- Ostatnio wiele z was było i jest nękane przez dziwne koszmary. Każdy z nich wygląda podobnie – ciemność, zimno, blask… w końcu stanpodobny do… śmierci. Jest to dopiero początek. Do waszych bezsennychnocy przyczyniają się demony. Niestety nie chodzi im tylko o zakłócenie waszego odpoczynku. Przewidujemy, że sny niedługo mogą się zmienić – wstrzymałam oddech. – Demony będą starały podporządkować sobie wasze umysły. Będzie to skrajnie niebezpieczne.Demon, który ma w swej władzy umysł choćby jednego medium, niekoniecznie bardzo silnego, może wykonać coś w rodzaju wymiany… Wasza dusza może trafić do otchłani, a on zamieszka w ciele niewinnego człowieka i będzie siać zamęt na Ziemi. A wierzcie mi… wystarczy, że dobiorą się w parę, a możemy mieć problem z opanowaniem całkowitego haosu. Dlatego właśnie zwołałyśmy to zebranie. Naszym obowiązkiem jest strzec granicy pomiędzy naszym Światem Żywych, a Światem Umarłych zwanym Zaświatami. I właśnie my jesteśmy najczęściej atakowane. Aby uniknąć katastrofy, przejdzieciespecjalne szkolenia u swoich mentorek. Dziś macie jednak odpoczynek.Gwarantuję wam jedną noc bez koszmarów. Wykorzystajcie ją dobrze i odpocznijcie.Usiadła. Wszyscy zaczęli wstawać i powoli kierować się do wyjścia. Ja zrobiłam to samo. Szybko odnalazłam w tłumie panią Kino i podeszłam do niej. To ona zaczęła rozmowę:- Jutro o 6:00. Oczyścisz się pod wodospadem. Potem dalszy trening.- Tak jest – odpowiedziałam. – Ale… – zacięłam się.- Ale?- Ale… O co chodziło, kiedy pani Ayumi powiedziała o jednej nocy bezkoszmarów? – wymyśliłam na poczekaniu. Uznałam, że to nie czas i miejsce na opowiadanie o moich koszmarach. A jeśli to już ten drugi etap? – zastanawiałam się. Może jednak powinnam…- Tej nocy Najwyższe Medium będzie was chronić siłą swojego umysłu –moje rozmyślania przerwała mentorka. - To tak jakby wzięła na siebiete wszystkie koszmary. Nie zmarnuj tej nocy, Anno.Nie… To jeszcze nie czas… – pomyślałam.

- Dziękuję. Pójdę odpocząć. Miałam ciężką podróż – powiedziałam i oddaliłam się w stronę komnat gościnnych.Najpierw szłam długimi schodami z białego marmuru. Jak tęskniłam za tym miejscem! Zawsze czułam tu taki spokój, bezpieczeństwo i … domową atmosferę. Tak naprawdę nigdy nidzie nie było mi tak dobrze jak tu. Nikt nie narzucał swojej obecności, nie musiałam pilnować chłopców by trenowali, miałam zawsze swoją własną komnatę. Szłam teraz białym korytarzem. Na ścianach nie wisiały obrazy, były tam płaskorzeźby przedstawiające wiele ciekawych motywów. Zatrzymałam się przy jednym z nich. Przedstawiał grupę kobiet chroniącą wielką twierdzę. „Naszym obowiązkiem jest strzec granicy pomiędzy naszym Światem Żywych, a Światem Umarłych…” Te słowa padły dziś na zebraniu. Super… Jestem Strażniczką Światów… – pomyślałam z nutką ironii. Zawsze zdawałam sobie sprawę z powagi mojego zadania i posiadania korali. Nigdy jednak nie myślałam o sobie w taki sposób. Wreszcie doszłam do drzwi. Otworzyłam je delikatnie… i zobaczyłam mój ukochany pokoik. Nie był duży. Jednoosobowe łóżko z błękitną pościelą, pachnącą zawsze lawendą, stało pod oknem z szerokim parapetem. Po drugiej stronie szafa i komoda na ubrania, obok drzwi do małej, ale zawsze czyściutkiej łazienki. Szybko zamknęłam drzwi iz okrzykiem radości rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam się śmiać. Co się za mną dzieje? – pytałam sama siebie. Chyba zwariowałam. Śmiałamsię dalej. Nagle mój wzrok padł na szafkę nocną obok łóżka. Stało tam zdjęcie – jedno jedyne. Przedstawiało mnie i Yoh wtulonych w siebie i śpiących w cieniu drzew. Usiadłam i wzięłam zdjęcie do ręki. Dobrze pamiętałam to letnie popołudnie. To było chyba rok temu… Mieliśmy 16 lat. Yoh wrócił z treningu i wyciągnął mnie na spacer. Byliśmy we wszystkich naszych ulubionych miejscach… w parku,nad jeziorem… Zasnęliśmy pod drzewem. Trey, wysłany przez Pilicę, szukała nas w związku z obiadem. Zauważył, że śpimy i szybko pobiegłpo aparat. Obudziłam się chwilę po zrobieniu zdjęcia i Trey bardzo szybko wrócił do domu – goniony przeze mnie^^ I co ja poradzę, że nie lubię, kiedy robi mi się zdjęcia? W każdym razie fotografia została bezzwłocznie odebrana naszej kochanej Śnieżynce, która potemdostała dodatkowy trening. Uśmiechnęłam się i przyjrzałam dokładniej. Nie wyszliśmy tak źle… Spojrzałam na szatyna. Był chyba zadowolony – uśmiechał się przez sen. Nagle powróciły jednak wspomnienia naszego rozstania. Moja przeklęta duma… – przemknęło mi przez myśl.Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie. Szybko włożyłam zdjęcie do szuflady i zawołałam:- Proszę!- Obiad za godzinę – ogłosiła mi mała dziewczynka.- Przyjdę – skinęłam głową. Drzwi po chwili zamknęły się za wychodzącą osóbką.Położyłam się i spojrzałam w sufit. Byłam zmęczona. Zamknęłam oczy…

 Wróciłam do pokoju. Przy obiedzie wszystkie dziewczyny rozmawiały o swoich snach. Ja miałam już dość. Zjadłam jak najszybciej i ulotniłam się w bezpieczne miejsce. Położyłam się i spojrzałam za okno. Deszcz przestał już padać, zza chmur niepewnie wyglądało słońce. Nad linią drzew, promienie słońca odbijając się od kropel deszczu malowały kolorową tęczę. Tak jakby niebo i cały świat wołał: ”Będzie lepiej! Obiecuję!”. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w spokojną krainę snów…Obudziło mnie pukanie do drzwi. Za oknem było już ciemno – musiałam długo spać. Znowu usłyszałam pukanie.- Proszę!Do pokoju zajrzała blond włosa głowa Molly.- O! Tu jesteś Anno! Obudziłam cię? – spytała.- Eh… Zgadłaś… Ale dobrze, że się obudziłam. Wchodź! Nie będziemy rozmawiać przez próg.  Molly siedziała tylko jakąś godzinę. Rozmawiałyśmy o tak zwanym wszystkim i niczym. Gdy wyszła była godzina 20:00. Podeszłam do okna. Po deszczu nie było już śladu, na niebie migotały jasno gwiazdy. Nagle zauważyłam, że nad linią drzew unosi się dym. Dym z ogniska…

43. Rzeka wspomnień9 listopada 2007Jesteście w błędzie myśląc, że się nas pozbędziecie:P Nota, co prawda po dość długim odstępie, ale jest, a to się liczy. Co prawda to prawda, nie miałyśmy czasu pisać, ale te blogi to całe nasze życie, staramy się aby były jak najlepsze i przelewamy do niech nasze uczucia, nastrój, a muszę wam powiedzieć że mój przez ostatniemiesiące nie był zbyt dobry. Zresztą, zaczynałam pisać notę już kilka razy i za każdym razem mi wysiadał internet, czy to jest sprawiedliwe?? OCZYWIŚCIE, ŻE NIE!!!!!! I Rin pamiętaj, dopóki jestem ja i moja przyjaciółka, ten blog nie umrze, nigdy…. Dobra dość przemyśleń i tak tego nikt nie czyta:P:PANNAJuż wiedziałam, kto ukrywa się w Lesie Duchów. Kto by pomyślał, że nawet jego sprowadzą tu sny… koszmary. Chciałam do niego wyjść, ale noc bez tych nocnych mar była zbyt kusząca. Poszłam do łazienki, wzięłam krótki i gorący prysznic i szczelnie przykryłam się ciepłą kołdrą. Nagle poczułam się strasznie senna, oczy same mi się zamykały i ostatnie co zobaczyłam to stojące na szafce zdjęcie.- Anno, wstawaj!!! No szybko, za 20 minut masz być przy wodospadzie!!!Ktoś darł się niemiłosiernie nad moją głową. Byłam taka zmęczona… co?! wodospad? TRENING!! Wyskoczyłam z łóżka i zobaczyłam wystraszoną Molly, była już w ubraniu i z kawą w ręku.

- Która godzina? – zapytałam nerwowo.- 5:40 budzę cię już z dobre 10 minut. Zostawiam ci kawę, a sama idęna śniadanie. Umieram z głodu – powiedziała z uśmiechem i szybko wyszła.- Zupełnie jak Trey, też ciągle głodny – powiedziałam do siebie i znów weszłam do łazienki, tym razem wziąć jeszcze szybszy zimny prysznic. Ubrałam się od razu w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach, włosy związałam w koński ogon, chwyciłam kawę i prawie biegnąc wyszłam z pokoju. Szłam korytarzami pijąc kawę i odruchowo odpowiadając „cześć” znajomym twarzom. Dobrze pamiętam jak byłam tu jako dziecko, bez przyjaciół, kolegów. Jedynie znajomi, którzy i takomijali mnie jak tylko mogli. Zobaczyłam już wiele starych wrogów, jednak byli na tyle mądrzy, że nie wchodzili mi w drogę, ani teraz, ani nigdy. No cóż, wzbudza się jakiś respekt, uśmiechnęłam się do siebie. Doszłam do ogromnej sali, w której były teraz rozstawione stoły, a na nich talerze ze śniadaniem. Usiadłam na pierwszym lepszym krześle i zrobiłam sobie dwie kanapki z serem. Byłam ciekawaco teraz dzieje się w Tokyo, pewnie jeszcze śpią. Spojrzałam na zegarek, 5:55. Wzięłam ostatni kawałek kromki i pobiegłam w stronę lasu, przepychając się przez tłum. Po chwili zobaczyłam już panią Kino. Zadyszana dobiegłam do niej.- Dzień dobry – wysapałam.- Witaj Anno – popatrzyła na zegarek. – Jak zwykle o czasie.Uśmiechnęłam się nieśmiało.- Mam nadzieję, że jeszcze pamiętasz gdzie jest wodospad.- Oczywiście – zapewniłam.- To dobrze. Oczyść się tam, a potem zajmiemy się ochroną umysłu, dobrze? Spotkamy się na obiedzie.Poczekałam aż odejdzie i spokojnie weszłam do lasu. Kierowałam się starymi znakami, jak głaz, strumyk, pomalowane gałęzie. Po drodze spotkałam wiele innych medium, które medytowały lub szkoliły się w używaniu swoich korali. Po jakimś czasie usłyszałam szum wody. Odsłoniłam ostatnie gałęzie i zobaczyłam mój ulubiony wodospad. Doszłam do brzegu, schyliłam się i zanurzyłam rękę w wodzie. Była zimna, ale nie lodowata. Poprawiłam włosy, zdjęłam buty i weszłam pokostki do wody. Wchodziłam coraz głębiej, teraz po skalnych schodkach pod sam wodospad. Usiadłam na największym głazie i poczułam napór wody. Zamknęłam oczy. Nie mogłam myśleć o niczym. Wzięłam głęboki oddech i… przed oczami ujrzałam twarz szatyna, mojego szatyna, a może już nie. Nie, nie mogę o tym myśleć! Jeszcze raz. Za którymś podejściem mój umysł był czysty. Pozbyłam sie wszelkich emocji. Było ciepło, więc zanim wyszłam z lasu byłam już sucha. I w lesie i na polanie, nie było już nikogo. Domyśliłam się, że pewnie siedzą już przy obiedzie. Nie myliłam się. W sali rozbrzmiewały rozmowy ludzi, którzy do długiej rozłące wreszcie mogąsię spotkać. Przeszłam do wolnego miejsca w kącie sali i zaczęłam

spokojnie jeść obiad.- Nareszcie cię znalazłam.Obróciłam się. Na początku nie mogłam jej poznać, Molly wyglądała strasznie po treningu. Cała była umazana błotem i miała poszarpaną bluzkę.- Coś ty robiła? – zapytałam wystraszona, chłopcy nawet po moich treningach tak nie wyglądali.- Nie pytaj. Zgubiłam się w lesie, nie pamiętam już jak się po nim poruszać, byłam w wielu miejscach na świecie po treningu tutaj. Błoto to z kałuż w które się wywróciłam, a bluzka została tak zmasakrowana przez drzewa które spowodowały wywrotkę. Ten obiad jestdobry?- Tak, przynajmniej ja nie narzekam. Chociaż po kuchni Ryo nie ma nic lepszego.- Co racja to racja. Anno, pamiętasz kogoś z tych ludzi? – wskazała na salę.- Niektórych. Z większością nie miałam prawa się spotkać. Znaczna różnica wieku – mój wzrok spoczął na 37 letnim facecie. – Ale na przykład tamten blondyn mieszkał drzwi od mojego pokoju – Kiwnęłam głową na chłopaka otoczonego przez gromadkę dziewczyn. – Ma na imię Nigel… chyba coś takiego – zajęłam się jedzeniem.- Aha. Mnie ciągle ktoś zaczepia i się wylewnie wita, a ja nie wiem kim jest.- Ja się na to nie uskarżam, raczej wszyscy wiedzą, że należy mnie unikać – mówiłam spokojnie nie odwracając wzroku od talerza.- A to dlaczego? Chyba nie robiłaś im treningów, co?- Nie. Jest kilka powodów: nie byłam zbytnio towarzyska, dawałam sięwe znaki każdemu kto mnie zdenerwował, tworzyłam potworki i najważniejsze już wtedy byłam narzeczoną Yoh Asakury, a tu wszyscy znają panią Kino.- A co to ma do rzeczy?- Więc tak, dziewczyny były na mnie złe bo chłopak był zajęty, chłopcy… bo nawet jak się któremuś spodobałam to nie mógł do mnie zagadać, była tu pani Kino.- A jak myślisz, co u naszych chłopców…? No i dziewczyn też.- Nie mam pojęcia, ale wiem jedna twoja zupa zaraz będzie lodowata.Molly już nic nie mówiąc zaczęła jeść. Co chwila ktoś do nas podchodził i witał się, po dłuższym czasie stało się to dość nużące.Gdy tylko zjadłam udałam się do mojej ulubionej sali medytacji. Jak tylko pani Kino mówi o ochronie umysłu to na pewno chodzi o długie godziny medytacji.  Byłam już bardzo blisko gdy coś mnie zatrzymało.- Anna…? – ten głos był dziwnie znajomy, ale nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należy. Obróciłam się i zobaczyłam tego blondyna, którego pokazywałam Molly. Byłam prawie pewna, że ma na imię Nigel, ale… on pamięta moje imię. -  Więc to jednak ty,  szukałem cię już wcześniej, ale w tłumie trudno kogoś znaleźć. 

- Masz rację, zresztą nie wszystkich się poznaje. W końcu minęło trochę lat – starałam się robić wszystko żeby tylko nie mówić do niego po imieniu. - Idziesz do pani Kino ma medytację? – zapytał wskazując na drzwi dosali.- Owszem. Więc idziemy?- Skąd wiedziałaś, że ja też…- W końcu jestem medium, no nie? – uśmiechnęłam sie i podeszłam do drzwi. Blondyn wszedł zaraz za mną. W sali były już dwie inne dziewczyny, które poznawałam. Na widok chłopaka wstały i ze sztucznymi uśmiechami podeszły do niego.- Nigel, a już myślałyśmy, że nie będziemy razem – odpowiedziała jedna, była wyższa i chudsza od swojej koleżanki, ale jak dla mnie taka… podobna do Raven? Coś w tym stylu. Druga wyglądała prawdziwiej. Ale blondyn miał na imię Nigel, miałam rację. Usiadłam i już powoli szykowałam się do medytacji, gdy drzwi ponownie sie otworzyły, tym razem stała w nich pani Kino.- Witajcie. Zajmijcie miejsca. Wszyscy posłusznie z wolą mentorki zajęli miejsca. - Już od dzisiaj zaczynamy próbować stawiać barierę wokół swojego umysłu. Musicie się skupić tylko i wyłącznie na jednaj rzeczy. Może to być cokolwiek, cegła, długopis, cokolwiek. Próbujcie, przyznaję, że nie jest to proste, ale wierzę, że dacie sobie radę. W sali panowała zupełna cisza, każdy starał się wykonać polecenie. Zamknęłam oczy, skupiłam się i… na początku nie czułam nic. Próbowałam znowu, i znowu, i znowu, aż się udało. Wokół mojego umysłu pojawiło się coś na wzór muru, jednak gdy próbowałam go utrzymać straciłam siły. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą Mollyi Nigela. Powoli wstał i… zobaczyłam swój pokój? Mój wzrok powędrował na twarz Molly. Chyba odczytała moje pytanie i odpowiedziała:- Zemdlałaś. Nigel przyniósł cię tu.- Długo już tak lezę? – zapytałam schodząc z łóżka.- Pół godziny, może więcej – odpowiedział mi blondyn, dopiero teraz zobaczyłam jakie ma niebieskie oczy. Była w nich troska, były takie ciepłe. Jednak mnie to nie ruszało. – Chcesz wody?- Chętnie. Trening dawno się skończył? – zapytałam biorąc z ręki chłopaka szklankę.- Zaraz po tym jak zemdlałaś. Nie martw się nic nie straciłaś.- Anno, ja cię przepraszam ale mój trening jeszcze trwa, więc was opuszczę – głos Molly był nieśmiały i tak jakby mówił do mnie… z urazą? O co może jej chodzić? Nigel jeszcze chwilę ze mną posiedział, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Był nawet fajny, dość rozmowny i taki wyluzowany. Gdy wyszedł zaczęłam trochę układać mojerzeczy, które walały się po porannej akcji. Wyjrzałam przez okno. Znów zobaczyłam ciemny zarys lasu i… DYM!!! Jak mogłam o tym

zapomnieć!? Wzięłam pierwszy lepszy sweter i wyszłam z pokoju. Szybkim krokiem przeszłam przez wszystkie korytarze, zostawiłam za sobą polanę i drugi raz tego dnia weszłam do lasu. Teraz było tu dużo ciemniej. Ledwo widziałam ścieżkę. Minęło dobre 20 minut, myślałam że już się zgubiłam i będę musiała spędzić noc w tym lesie,ale zobaczyłam płomienie ogniska. Szybko podążyłam w tamtym kierunku, przedzierając się przez krzaki. Wyszłam na malutką polankę. Na jej środku paliło się ognisko, ale nigdzie nie widziałamZeke’a. Podeszłam i usiadłam przy ciepłym ogniu, nawet jeśli to był fałszywy alarm, musiałam się ogrzać. Zaskoczyło mnie jeszcze to, że nie mogłam wyczuć Ducha Ognia. Zrezygnowana podniosłam się i już chciałam wracać, gdy usłyszałam cichy głos:- Już odchodzisz?Nie miałam wątpliwości, za dobrze znałam tą barwę głosu, tą ironię… i smutek? Z uśmiechem na twarzy podniosłam głowę.- Skoro byłam tu już tyle, a ty nie odważyłeś się pokazać – obróciłam się i wpadłam na szatyna, stał parę centymetrów ode mnie.- Nie ma rzeczy, których bym się bał.- Jedno słowo – koszmary – uśmiechnęłam się drwiąco.Odszedł. Usiadł do mnie tyłem i wpatrywał się w płomienie tańczące na suchych kawałkach drzew. Usiadłam obok niego.- Wydaje mi się, że uczą nas odpowiedniej metody pozbycia się tego. Ta tarcza, bariera, mur nie wiem jak to nazwać, strasznie wyczerpuje, ale chyba dam radę. Wystarczy trochę treningu.- Do czego zmierzasz? – poczułam jego wzrok na sobie, ale wytrwale wpatrywałam się w ogień.- Mogłabym ci pomóc. Trenować z tobą, nauczyć cię tego.- Czemu miałabyś to robić? – wstał, a moje oczy bez kontroli powędrowały za nim. – Nie mów, że mnie nie znasz. Za jakiś czas będęwalczył z twoim narzeczonym o wszystko, i nie wydaje mi się żeby to była turniejowa walka.- Wiem co przeżywasz z każdym następnym koszmarem, nie życzę tego nikomu… – zrobiłam przerwę. – …nawet tobie.Popatrzył na mnie, lecz moja twarz była niewzruszona, stałam wyprostowana i pewna siebie.- Więc ja też się zgadzam, zresztą nie widzę innego wyjścia.- To świetnie, a teraz powiedz mi czemu nie ma tu z tobą twojego Ducha Stróża – powiedziałam wesoło, ale Zeke zaczął się na te słowa śmiać.- Anno, nie jestem na tyle głupi żeby przebywać z Duchem Stróżem obok budynku pełnego duchowych medium. Jakbym chciał żeby mnie zauważono po prostu wszedł bym do środka, powinni mnie wpuścić, mam tam rodzinę – podsumował swoją odpowiedź ironicznym uśmieszkiem. Byłam prawie pewna, że moją nieobecność zauważyła już Molly i zaraz postawi na nogi wszystkich innych. Musiałam wrócić. I znów dzisiejszego dnia miałam rację, zaraz jak przeszłam próg budynku

napadła na mnie. Zaczęła się wymiana zdań, potem kłótnia, a na końcugromki śmiech. We wspaniałych nastrojach wróciłyśmy do swoich pokoi.Byłam strasznie zmęczona, a tej nocy już nie byliśmy chronieni. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Uśmiechnęłam się iw następnej chwili spałam.Kilka dni później…YOHDni strasznie się wlekły. Bez Anny na początku było błogie lenistwo,jednak później zostałem zmuszony do treningów. Jednak i tego dnia udało mi się wyjść z Raven na spacer. Była świetna na skołatane nerwy. Jednak teraz to ja przejąłem pałeczkę od Anny w postaci budzenia wszystkich. Nie mogłem spać, albo wydawało mi się że coś słyszę, albo wręcz przeciwnie martwa cisza, ona była nawet gorsza. Ten mały pokój stał sie nagle taki wielki, cichy. Westchnąłem głęboko i ubrałem naszykowane wcześniej ubrania. Na dole jak zwykle nie było nikogo, zrobiłem sobie herbaty i rozsiadłem się w salonie. Było jeszcze wcześnie, niech sobie pośpią. Spojrzałem przez okno, pogoda była piękna. Od paru dni nie spadła ani kropla deszczu, ale wiał lekki wietrzyk. - Amidamaru?- Tak? – duch pojawił się natychmiast.- Co powiesz na trening nad jeziorkiem? – zapytałem uśmiechnięty.- Jestem za.- No to zaraz idziemy. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy– podniosłem się z fotela.- Wiesz, że Anna mówiła dokładnie to samo?Przeszedł mnie dreszcz. Samo jej imię… starałam się o niej zapomnieć, teraz była Raven, tylko ona. Wziąłem dwa miecze, napisałem krótki liścik i wyszedłem z domu. Nie minęło 10 minut, a już byłem nad jeziorkiem. Zaraz po mnie pojawił się Amidamaru i zaczęliśmy trening. Wykorzystywaliśmy stare treningi Anny, które urozmaicaliśmy sobie na koniec. Udawane walki, czy próbowanie nowychmetod. Gdy skończyliśmy słońce było już dość wysoko na niebie. Wyczerpany położyłem się na ziemi i przyglądałem chmurom. Zaraz jak wyrównał mi się oddech, zaczęliśmy wracać do domu. - Yoh przyszedł list od Molly! – zawołał na całe gardło Trey. – Pisze, że dostają niezły wycisk, ale da się przeżyć. Podobno Anna jest jedną z najlepszych, najszybciej się nauczyła… bariery? Nie wiem o co chodzi, ale mniejsza. Poznały wielu fajnych ludzi których musimy poznać. Kazała was wszystkich pozdrowić. Aha i jest informacja od Anny do Yoh… – te słowa przykuły moją uwagę, podszedłem bliżej. – …mówi żebyś trenował, bo ma teraz dużo czasu nawymyślanie nowych ćwiczeń.Lekko się podłamałem. Szczerze mówiąc straciłem nadzieję, że napiszeże tęskni, ale chociaż, że napisze osobny list, tylko do mnie. Bez słowa wziąłem sok i powlokłem sie na górę. Usiadłem na swoim łóżku i

podparłem głowę na dłoniach. Po chwili wyprostowałem się i rozejrzałem po pokoju, mój wzrok zatrzymał się na niewielkim zdjęciuna biurku. Podszedłem do niego i wziąłem do ręki. Na zdjęciu byłem ja i moja blondynka, kiedy spaliśmy pod drzewem. Uśmiechnąłem sie nato wspomnienie. Nie wiedziałem, że Anna potrafi tak szybko biegać, aż się dziwiłem jak Trey dał radę jej uciec. Odłożyłem fotografię namiejsce. Chciałem ale nie mogłem, nie mogłem o niej zapomnieć, albo potrzebowałem czasu. TAK! Właśnie tak, nie da sie o kimś tak od razuzapomnieć, ale po pewnym czasie. Wziąłem ciepły prysznic i założyłemświeże ciuchy. Zszedłem do salonu. Tamara, Len, Trey, Pilica, Ryo, Jun, Chocko, Lyserg siedzieli i oglądali jakiś program, nie było tylko Raven. Przechodziłem obok nich gdy usłyszałem wymianę zdań.- Len przełącz program, chcemy oglądać nasz serial – powiedziała dość dobitnie Pilica.- Ale my nie chcemy oglądać waszego tasiemca – zaprotestował niebieskowłosy.- Zgadzam się ze śnieżynką – poparł go Len.- Ale to jest nowy odcinek, a wy już widzieliście ten film, prawda Lyserg? – dołączyła się Tamara, a jej wzrok mówił „jak się sprzeciwisz, to pożałujesz” – Jak była tu Anna to się nie kłóciliście!Przed oczami stanęła mi teraz Anna jak leżała przed telewizorem i jadła ciastka. Pamiętam jak musiałem ją przekonywać jeśli chciałem ją zabrać na spacer, a akurat leciał jej serial, ale i tak zazwyczajstawiałem na swoim. Otrząsnąłem się. Zostawiłam kłócących się przyjaciół i wyszedłem na werandę. Wciągnąłem powietrze. Usiadłem w cieniu pod drzewem i zamknąłem oczy. Znów przypomniała mi się blondynka. Każde miejsce było jakoś z nią związane, nawet to drzewo,jej ulubione. Nasze losy były ze sobą związane zaraz po naszych narodzinach. Przeznaczenie. Nasze pierwsze spotkanie… Nigdy tego niezapomnę, kiedy przyjechała do naszego domu. Nie mogłem przez nią trenować. Uśmiechnąłem się. Ta noc kiedy mnie uratowała, kiedy zostaliśmy narzeczeństwem. Nagle poczułem czyjeś dłonie na mojej twarzy, a po chwili ktoś mnie pocałował. Oddawałem pocałunki. Gdy się ode mnie odsunęła ja wciąż miałem zamknięte oczy i automatyczniewyszeptałem:- Kocham cię, Anno.Osoba która przede mną siedziała natychmiast się zerwała. Otworzyłemoczy i zobaczyłem ciemne włosy znikające na rogiem domu.44. „…za późno…”15 grudnia 2007No i znowu ponad miesiąc… Eh… Mamy pecha;( Niestety teraz mogą wystąpić jeszcze większe problemy… Ola ma poważne kłopoty zdrowotne i nie może pisać ani ręcznie, ani na komputerze… Wszyscy mamy nadzieję, że za niedługo to minie, ale nikt nie potrafi przewidzieć ile potrwa leczenie :( Możemy tylko czekać…

Do czytania włączcie sobie „Apologize”.YOH Zerwałem się na równe nogi i zacząłem gonić dziewczynę. Była szybka.Obiegłem cały dom dookoła, ale nigdzie nie znalazłem ciemnowłosej osoby. Gdzie mogła pobiec? – zastanawiałem się.  Ruszyłem w stronę lasku, jeziorka przy którym czasami siedzieliśmy. Biegłem przez las,las tylu wspomnień. Miałem wrażenie, jakby wokół mnie rozbrzmiewały głosy, zdania, które kiedyś zostały tu wypowiedziane. Słyszałem moich przyjaciół, ludzi zupełnie mi obcych, rozpoznawałem nawet rozmowy duchów… Nie mogłem znaleźć tylko jednej osoby – siebie. Kiedy stanąłem nad brzegiem i rozejrzałem się potwierdziły się moje przypuszczenia – nikogo nie spotkałem, było pusto i cicho. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się znaleźć jej tutaj – ciężko było ją tu zaciągnąć, chyba nie lubiła miejsca które ja tak uwielbiałem. Było dla mnie wręcz magiczne… Nagle zrobiło się jakby chłodno, w powietrzu wyczuwało się smutek, ale także zawziętość, upór. Samotność była praktycznie namacalna, była wszędzie wokół mnie. Poczułem się jakbym zanurkował i nie mógł wypłynąć, powoli traciłem świadomość. Robiło się coraz zimniej i ciemniej, powietrze mnie przygniatało, dusiło. Nagle pośród szumu wielu wypowiedzi usłyszałem dobrze znany mi dialog:„Ładnie tu…”„Podoba ci się?”„Tak… Jest tak… magicznie…” Po tych słowach nastała kompletna cisza. Tak jakby las czekał, aż ktoś dokończy kwestię. Brakowało mi oddechu, wokoło robiło się ciemno, powieki powoli opadały, a pod nimi przesuwały się obrazy jakw przestarzałym filmie:Ciepły, letni dzień, polana tonąca w promieniach słońca, tafla wody iskrząca się jak jezioro diamentów. Lekki wiatr poruszający drzewamii … ona. Czarne oczy wpatrzone w moją twarz, złote kosmyki opadającena czoło. Pierwszy, niepewny uśmiech, oczekiwany ładne parę tygodni. „…magicznie…”Nagle wszystko zaczęło pękać, jak szkło… lustro… Cały krajobraz powoli rozpadał się na moich oczach, a mikroskopijne odłamki wspomnienia znikały w ciemności. Ja także zostałem rozdarty, ale na dwie części. I jedna z nich powoli umierała.***Obudziłem się z twarzą w trawie. Krajobraz zmienił się odkąd widziałem go ostatni raz – teraz słońce było czerwone, zachodziło. Czułem się dziwnie – bolała mnie głowa, byłem lekko „przyćmiony”. Powoli podniosłem się do pozycji pionowej, jednak kolana się pode mną ugięły, straciłem równowagę i opadłem. Kiedy po kilku próbach nareszcie udało mi się wstać, rozejrzałem się dookoła. Co się stało?

– nie mogłem sobie przypomnieć co tu robię. Dopiero po chwili powoliwracała mi pamięć. Szukałem Raven, stało się coś dziwnego, zemdlałem– uświadomiłem sobie. W pewnym momencie powróciło to uczucie… jakby ktoś mnie obserwował, szeptał mi coś do ucha. Ja wariuję… – pomyślałem i biegiem ruszyłem w stronę domu.Kiedy wybiegłem z lasu, wszystko minęło, tak jakby drzewa mnie wyganiały, nie chciały w swoim domu. Kiedy się odwróciłem i miałem iść do domu, usłyszałem ledwo słyszalny szept dochodzący z lasu: Ja… ja już nie wiem co czuję…- Ja… Też nie… – powiedziałem równie cicho i odszedłem, by nigdy niewrócić w to miejsce.Wszedłem do kuchni, salonu… Wszędzie było pusto. Gdzie oni sie podziali? – zastanawiałem się. Nagle z łazienki wyszła Pilica, gdy mnie zauważyła, spojrzała na mnie ze zdziwieniem.- Yoh? – powiedziała.- Gdzie są wszyscy? – spytałem.- Już wyszli.- Co? Po co?- Mieliśmy iść dzisiaj do kina, nie pamiętasz? Czemu jeszcze nie jesteś gotowy? Gdzie byłeś cały dzień? Trenowałeś? – spojrzała na mnie od dołu do góry. Dopiero teraz zobaczyłem, że nie wyglądam najlepiej. Na rękach miałem trochę zadrapań, koszulka była brudna i w kilku miejscach potargana, na spodniach były ślady po trawie. - Tak… Tak trenowałem – powiedziałem. Postanowiłem ie przyznawać siędo tych dziwnych zdarzeń. – Pójdę się przebrać. Poczekasz na mnie?Westchnęła.- Tak… Ale szybko.Wbiegłem na górę po schodach, do mojego pokoju i prosto do łazienki.Wziąłem bardzo szybki prysznic, założyłem coś czystego i wróciłem nadół. Pilika stała z zegarkiem w ręku.- Dłużej się nie dało? – powiedziała znudzona.Kobiety… – pomyślałem. – Same spędzają w łazience połowę życia, a jeśli ktoś się lekko spóźnia, to już krzyczą… Cicho westchnąłem i szybko pobiegłem za Pilicą, która już wyszła z domu. Razem dogoniliśmy resztę. - Yoh! Gdzieś ty się podziewał cały dzień? – powiedział z śmiechem Trey. - Mówi, że trenował – odpowiedziała mu siostra. Pokiwałem głową. Spojrzeli na mnie z niemałym zdziwieniem, ale nikt nie rzucał złośliwych komentarzy. - To jaki wybraliście film? – spytałem Lena po chwili. - „Wybraliście”… Nieźle to ująłeś Yoh… Zamówili bilety na jakąś komedię… – powiedział wskazując głową na resztę idącą dwa kroki przed nami. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Nagle przypomniałem sobie o czymś, a raczej o kimś. Rozejrzałem się

dookoła.- Len?- Hmm?- Gdzie jest Raven? – spytałem.- Została w domu. Mówiła, że nie czuje się za dobrze i prosiła, żebynikt jej nie przeszkadzał.  Jakaś cząstka mnie chciała odwrócić się na pięcie i biec do domu, jednak duga mówiła:  Czemu? Porozmawiasz z nią za dwie godziny… Nie ucieknie… Uśmiechnąłem się i dale szedłem przed siebie.Film okazał się całkiem niezły. W drodze powrotnej wspominaliśmy najśmieszniejsze kawałki i zaśmiewaliśmy się do łez. Kiedy przekroczyliśmy próg domu, przywitała nas prawie że martwa cisza. Postanowiłem, że muszę porozmawiać z Raven, wytłumaczyć jej tą dzisiejszą… pomyłkę. Kiedy stanąłem przed drzwiami jej pokoju, nagleuświadomiłem sobie, że nie wiem co mam jej powiedzieć. „Wiesz, to dlatego ze cały czas myślę o Annie”? Nie… To chyba nie brzmi zbyt dobrze… Po prostu ją przeproszę… Zapukałem.Odpowiedziała mi cisza. Ponowiłem próbę.Nadal nikt nie odpowiadał. Delikatnie nacisnąłem na klamkę, ale drzwi nie ustąpiły – były zamknięte. - Raven? – zawołałem. I znów nic. – Raven? – powtórzyłem głośniej. –Raven! Otwórz drzwi!- Nie otworzy… – usłyszałem za sobą cichy głos. Odwróciłem sie i zobaczyłem Tamarę. – To leżało na stole w kuchni – podała mi zapisaną kartkę papieru i wyszła. Zacząłem czytać.Kochani!Bardzo mi przykro, że muszę to napisać, ale niestety nie mogę dłużej z Wami zostać. Ostatnio coś się popsuło i nie mogę tego znieść. Postanowiłam wyjechać. Nie szukajcie mnie, bo i tak nie wrócę. 

Raven

Rozdarłem list i zły na samego siebie wszedłem do mojego pokoju. Głośne trzaśnięcie drzwiami dało znać moim przyjaciołom, że już przeczytałem wiadomość.Dwa tygodnie później…ANNACiemność, uczucie spadania, czerwone smugi krążące wokół mnie. Czułam okropny niepokój i … strach. Nie! – pomyślałam. – Nie mogę się temu poddać! Trening…Powoli próbowałam zbudować wokół siebie mur, zaporę przez którą niktani nic się nie przedostanie [Ziarenko do ziarenka, a kamyczek do kamyczka, a cegiełka do cegiełki... wiecie jak to leci^^]. Kiedy

byłam już pewna, że mi się udało, poczułam że coś łapie mnie za kostkę i ciągnie w dół. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam coś jakby jarzącą się na czerwono dłoń z długimi palcami, która zaciskała się na mojej nodze. Znów próbowałam skoncentrować się na murze ale nie mogłam… Patrzyłam tylko jak się powoli rozpada i czułam, że razem z jego odłamkami ulatuje ze mnie energia. Ze wszystkich sił starałam się obronić, jednak po niedługim czasie opadłam w ciemność…Zerwałam się z łóżka z przyśpieszonym oddechem i przerażeniem w oczach. Spojrzałam na zegarek – była 4:58. Podeszłam do okna, słońcewłaśnie wschodziło, świat budził się ze snu. Poczułam naglą potrzebęodetchnięcia świeżym powietrzem, wyrwania się z tych czystych i nieskazitelnych murów. Chwyciłam sweter i wybiegłam z pokoju. Zatrzymałam się dopiero na skraju lasu. Dopiero teraz odetchnęłam pełną piersią, poczułam się swobodnie, lekko. Usiadłam na miękkiej trawie pod rozłożystym drzewem i zamknęłam oczy. Chłodny wiatr rozwiał mi włosy, uspokoił. - Chodź – usłyszałam nagle i poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię i ciągnie w głąb lasu. - Puść mnie!! – krzyczałam i szamotałam się. - Ciszej… Przecież ci nic nie zrobię. - Puść mnie NATYCHMIAST!! PUŚĆ!!Nagle zatrzymaliśmy się, a silna ręka postawiła mnie na nogi. Odwróciłam się i…- ZEKE!! – krzyknęłam. – CZEMU, DO NAJJAŚNIEJSZEJ CIĄGNIESZ MNIE PRZEZ PÓŁ LASU?! NUDZI CI SIĘ?!?!W pierwszej chwili stał jak trusia, ale zaraz potem na jego twarz wkradł się uśmiech.- No… trochę. Wiesz… Siedzę tu tak całymi dniami sam…- ALE TO NIE POWÓD, ŻEBY CIĄGNĄĆ MNIE PRZEZ LAS!! WYSTARCZYŁO POWIEDZIEĆ!!- Mówiłem…- NIE PRZERYWAJ MI!!- Nie krzycz już… – zatkał mi usta ręką. – Jak cię usłyszą… To obojemamy przechlapane…- No tak… Mogą mi wytykać, że rozmawiam ze „złem wcielonym” – powiedziałam już ciszej. – Ale to nie zmienia faktu, że nie miałeś prawa…- Tak, tak… Wiem. Nie moglem się powstrzymać – uśmiechnął się. W tymmomencie doświadczyłam szoku: Oni są identyczni! – pomyślałam. – Czemu wyszłaś tak wcześnie? – spytał po chwili. – Trening zaczynasz znacznie później… Spuściłam głowę. Kilka razy udało mi się poradzić sobie z koszmarami, nie chciałam się przyznać, że znowu nie dałam rady. - Ja… Bo… Po prostu się obudziłam.Spojrzał na mnie wzrokiem typu: „Nie kłam! A z resztą… I tak wiem o

co chodzi”. Nasze koszmary były tematem, który powoli zaczynał już nudzić. Codziennie spotykaliśmy się na wspólnych treningach, a ich skutki były zadowalające. Koszmary może nie zaczęły znikać, ale nie działo się nic gorszego. A to było na daną chwilę najważniejsze – trzeba było to zatrzymać. - Piękny widok – z zamyślenia wyrwał mnie głos Zeke’a. – Zapowiada się ciepły dzień.Nagle usłyszałam sygnał – za pół godziny mam sie stawić na treningu.- Ja już lecę… Później pogadamy – i pobiegłam do twierdzy.Jak każdego wieczoru, wymknęłam się do lasu. Słońce właśnie zachodziło. Przypomniały mi się sceny dzisiejszego poranka. Zeke gadający o pogodzie… Uśmiechnęłam się pod nosem i przekroczyłam granicę lasu. Szłam dobrze znaną mi ścieżką. W oznaczonym miejscu skręciłam w lewo, po kilku krokach w prawo i prosto aż doszłam do niewielkiej polany. Pośrodku paliło się małe ognisko, ale nigdzie nie widziałam Zeke’a. Zatrzymałam się i niepewnie rozejrzałam. Było dziwnie cicho, lecz czuło się niepokój. Nagle za sobą usłyszałam łamiące się gałązki, jakby ktoś szedł w moją stronę. Odwróciłam się i wbiłam wzrok w ciemność. - Zeke? – powiedziałam cicho.Nikt mi nie odpowiedział.- Zeke? – powtórzyłam głośniej. – Asakura! Przestań się ze mną bawić! – prawie krzyczałam, choć głos mi się lekko trząsł. Nagle ktoś objął mnie jedną ręką w talii, drugą zakrył mi usta i mocno pociągnął między drzewa. Zaraz przy uchu usłyszałam głos Zeke’a:- Nie krzycz. Musimy być jak najciszej. To nie żarty – mówił szybko,w jego głosie słyszałam coś jakby… strach? …niepokój? Co się dzieje?Lekko pokiwałam głową, a chłopak puścił mnie. Odwróciłam się do niego.- Co ty kombinujesz? – wyszeptałam. - Anno, musisz szybko zaalarmować wszystkie medium i Asakurów. Zanimbędzie za późno… Musisz szybko biec do twierdzy, tylko cicho, żeby cię nie usłyszała.- Ale kto? – spytałam z naciskiem.- Anno, proszę… – patrzył na mnie tak… inaczej. - Kto?Westchnął. - Ona – wskazał na miejsce w którym jeszcze przed chwilą stałam. – Jeśli nie zrobisz tego, o co cię proszę… ona zniszczy całą twierdzę.Zza drzew wyszła wysoka brunetka.45. Niechaj spadnie deszcz… i ugasi nienawiść…2 stycznia 2008Jeśli ktoś woli, twórczość współautorki Oli [i po co ja pisałam ten wierszyk na polskim?!?! teraz mi się rymuje... T.T] (tzw. Strzałki) to niestety musi jeszcze troszeczkę poczekać, bo zapowiada się

kolejna nudna i pozbawiona akcji notka mojego autorstwa (Agnieszki tzw. Szponka^^). Wątpię żebyście za mną tęsknili(tu Strzałka^^) jednakże ja też dodałam swoje trzy grosze do tej notki, gomen dla wszystkich którzy wolą twórczość Szponka.  Mam nadzieję że się wam spodoba i omam nadzieję, że następna pokaże sie jeszcze w  tym tygodniu(chodzi mi oten od poniedziałku^^)ANNA- Biegnij do tej cholernej twierdzy!! – wyszeptał Zeke i popchnął mnie dalej w las. Zahaczyłam nogą o kamień, wpadłam w krzaki, które rozerwały mi bluzkę na plecach. Poczułam ból i ciepło krwi na dłoni,która uderzyła o kamień. Podniosłam się najszybciej jak mogłam. Nagle wszystko zaczęło wirować – drzewa, targane okropną wichurą, wyginały się we wszystkie strony, przetrwać mogły tylko silne, grubegałęzie. Schowałam się za potężnym, starym pniem i wychyliłam głowę,by zobaczyć co dzieje się na polanie. Nagle wszystko ucichło. Zeke stal już z mieczem w ręce, w pełni gotowy do walki. Jednak byłow jego postawie coś co mnie zaniepokoiło. Niepewność…? Plecy miał lekko zgarbione, ramiona opuszczone, brak ironicznego uśmiechu na twarzy. Kiedy ruszył w stronę przeciwniczki… poruszał się sztywno i ciężko, jakby nogi ciążyły mu niczym ołów. Doznałam szoku. Kim jest ta dziewczyna, jeśli on jest aż tak wystraszony? – pomyślałam i wychyliłam się jeszcze odrobinę, by spojrzeć na drugą osobę obecną na polu walki. Stała do mnie tyłem, więc nie mogłam rozpoznać jej porysach twarzy, jednak miałam wrażenie, wręcz byłam pewna, że skądś znam tą postać. Trochę zbyt szerokie ramiona, ciemne włosy opadającelekkimi falami na plecy, wyzywający strój… Przeciwnicy patrzyli na siebie, jakby chcieli zabić drugiego samym spojrzeniem. Cisza przed burzą – ocenianie sił osoby stojącej naprzeciwko, mała powtórka najskuteczniejszej taktyki walki. Zeke rzucił w moją stronę nerwowe spojrzenie i zmrużył oczy ze złości. - IDŹ!!! – ryknął na cały głos.- Do kogo mówisz? – spytała spokojnie jego przeciwniczka.- Idź do diabła! – krzyknął i ruszył do ataku. Dziewczyna nie miała nawet kontroli, a w jej stronę leciała duża ognista kula. Kilka uderzeń i będzie po wszystkim, pomyślałam. Stało się jednak coś zupełnie nieoczekiwanego – nieznajoma zasłoniła się przedramieniem, z którego zaczęła promieniować czerwonawa poświata. Zeke po prostu… odbił się od niej, a cała siła uderzenia jakby zmieniła kierunek [tak właściwie to chyba zwrot...*myśli* czy ktoś tu jest dobry z fizyki??]. W efekcie chłopak wyżłobił całkiem pokaźną dziurkę w pniudużego klonu… Nie mogłam się ruszyć. Kim ona jest? – kołatało mi w głowie. Długowłosy szaman, z lekko odymioną pelerynką,  powoli podnosił się z ziemi, widać było, że energia i foryoku uciekają z niego jak powietrze z przebitego balonika. Wyprostował się. Szykował

się do kolejnego ataku, gdy…Zerwał się wiatr. Ogień biegnący w stronę dziewczyny rozniósł się pocałej polanie. W jednej chwili wszystko zrobiło się czerwono-pomarańczowe, a płomienie tańczyły wokół walczących powoli zabierając im przestrzeń jak rekiny zbliżające się do swojej ofiary.Nagle dziewczyna wyciągnęła otwartą dłoń w stronę szamana, a kiedy zacisnęła ją w pieść, dał się słyszeć krzyk przerażającego bólu. Zeke upadł na kolana, rękami ściskając głowę. Co ja tu jeszcze robię?! – dotarło do mnie. Odwróciłam się i pognałam do twierdzy. Naziemię zaczęły spadać małe krople deszczu.Po kilku minutach, które zdawały się być dla mnie wiecznością, załomotałam pięściami w wielkie wrota. „Kapuśniaczek” zmienił się w potężną ulewę – było mi zimno, przemoczone ubranie ciążyło mi na ramionach. Nagle drzwi się otworzyły i wpadłam do budynku. - Anna? – usłyszałam niepewny głos Molly. - Wezwij Kino… W lesie… Walka… Szybko… – wykrztusiłam i zemdlałam. Chwilę po tym kilka silnych medium udało się do lasu. Znaleziono tylko zgliszcza i hulający wiatr…YOHCiszę rozdarł sygnał dzwoniącego telefonu. Przykryłem głowę poduszkąi starałem się spać dalej. Nikt jednak nie kwapił się by podnieść słuchawkę. Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na czerwone wskazówki budzika. Była 3:00 nad ranem. Z głośnym jękiem wyrażającym całe mojeniezadowolenie, zwlokłem się z łóżka i po omacku ruszyłem w stronę dzwoniącego, małego pudełka. Podniosłem słuchawkę.- Halo…? – spytałem. Nie próbowałem ukryć zmęczenia i wyrzutu. Jednak głos, który mówił, a raczej krzyczał prosto do mojego przyzwyczajonego do sennej ciszy ucha, całkowicie mnie rozbudził. – Babcia?- Yoh!! Masz się stawić dziś wczesnym popołudniem!- Co…? Gdzie…? Po co…? Jak…?- Przyjedź do Osorezan. Reszty dowiesz się na miejscu – odgłos odkładanej słuchawki. Spojrzałem na telefon i odłożyłem go na miejsce. Po chwili znów leżałem w moim łóżeczku nie przejmując się niczym i nikim, traktując wiadomość jako zły sen, swoisty koszmar…- Yoh! – ktoś szturchnął mnie w ramię. – Yoh, wstawaj! Yoh! – kiedy mój mózg powoli startował, mój narząd słuchu rozpoznał kobiecy głos,a skóra zarejestrowała delikatną i miękką dłoń na mojej ręce. - Mhm… Daj mi pięć minut, Anno… – mruknąłem. - To ja! Pilica! Wstawaj, Yoh… Dzwoniła twoja babcia.Ta wiadomość otrzeźwiła mnie z resztek snu.- Co?! – usiadłem na łóżku przypominając sobie nocne zdarzenie.- Dzwoniła twoja babcia – powtórzyła dziewczyna. – Pytała dlaczego jeszcze nie wyjechaliśmy… Yoh! O co chodzi? Jaki znowu wyjazd? …wczesnym popołudniem… Spojrzałem na zegarek i natychmiast zerwałem się na równe nogi –

dochodziła 13:00. - Pilica! – krzyknąłem wbiegając do łazienki. – Powiedz wszystkim, że wyjeżdżamy do Osorezan. Nie wiem na ile. Spieszcie się! Mamy bardzo mało czasu!Czerwony okrąg, topiąc się w złocie, chował się za horyzontem gdy wysiedliśmy na mały peron. Ostatnie promienie słońca padały na plecykilkunastoletniej brunetki – jedynej osoby na stacji. Podniosła wzrok, spojrzała po wszystkich, a na końcu złapała moje spojrzenie. Powoli skierowała kroki w naszym kierunku. Stanęła kilka metrów przed nami, jakby nie chciała się zbliżać. - Pani Kino cię oczekuje – zwróciła się do mnie. – Mówi, że masz siępospieszyć. Jest lekko zdenerwowana – wszystko to powiedziała bardzoszybko lecz ze spokojem i opanowaniem w głosie. Sam dobrze wiedziałem, co znaczy, że babcia jest „lekko zdenerwowana”, kilka razy odczułem to (dosłownie) na własnej skórze… - Oni są ze mną – wskazałem na grupkę za moimi plecami składającą się z Trey’a, Lena, Layserga, Pilici i Tamary.- A więc zaprowadzę was do twierdzy – powiedziała dziewczyna i odwróciła się na pięcie. Złapaliśmy bagaże i pognaliśmy za małą osóbką, której tempo okazało się zaskakująco szybkie.Nie upłynęła godzina, a my staliśmy już przed twierdzą ukrytą w środku lasu. Już chciałem popchnąć drzwi jednak ktoś od wewnątrz uprzedził mnie. - Nareszcie jesteście – Molly obleciała wszystkich spojrzeniem aż stanęła na mnie. – Yoh, biegnij do pokoju pani Kino, szybko! A wy zamną – machnęła na resztę. Nie czekając na nic, ruszyłem biegiem przed siebie. Najpierw w prawo, teraz prosto i na górę, które to były drzwi? Wiem, że po prawej, ale…- Piąte – usłyszałem głos swojego Ducha Stróża, mimowolnie się uśmiechnąłem.- Dzięki Amidamaru.Jak szalony wbiegłem do pokoju bez pukania, co zazwyczaj było niedopuszczalne w stosunku do babci. Siedziała jak zwykle na swoim fotelu koło okna, po moich plecach przeszedł dreszcz. Tylko w tym pomieszczeniu spotyka mnie coś takiego, jeszcze nigdy nie było tu jasno, nawet w środku dnia, zawsze taki ponury półmrok. Zamknąłem drzwi i stanąłem na środku. Czekałem na pierwsze słowa babci.- A ty jak zwykle musisz się spóźni, nigdy nie doceniasz powagi sytuacji wnuczku – jej głos był dość oziębły, jednak nazwała mnie wnuczkiem co się rzadko zdarza, może nie jest tak źle.- Babciu – założyłem jedną rękę za głowę. – Wiesz jak lubię spać, a ten telefon… chyba wtedy nie byłem zbyt przytomny.- Spodziewałam się tego. A teraz słuchaj, Yoh,  nie wzywałam cię tu bez powodu. W nocy, odbyła się bitwa.- Tutaj?! – byłem zszokowany, gdy jak gdzie, ale w Osorezan?- W lesie, ale to nie wszystko, jedną ze stron był Zeke. Na dodatek,

tą dobrą i zarazem słabszą.Nie byłem w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Zeke… dobro… słabość… Nie, to niemożliwe, zresztą kto byłby tak głupi żeby z nim walczyć? I co od robił tutaj, w Osorezan?- Ja także się dziwiłam i zadawałam sobie te same pytanie co ty teraz, jednak nie on jest ważny, a jago przeciwnik. Pewnie nie wieszdlaczego wszystkie medium miały się tutaj stawić, nie możesz wiedzieć. Ktoś, lub coś stara się przejąc nad nami kontrolę, stara się nas zniszczyć od środka, tutaj uczymy sie przed tym chronić, przed koszmarami – koszmary? nie można o tym mówić? Czy to było z Anną? Wszystko pasuje, a ja myślałem… boże jaki jestem głupi! – Wszystko wskazuje na to, że Zeke także ma ten sam problem, dlatego tu był. A z wypowiedz Anny możemy wywnioskować, że walczył właśnie zjednym z tych demonów, najwyraźniej jednemu udało się jakoś dostać do naszego świata, jest także możliwe, że to on sam jest sprawcą koszmarów.- Z wypowiedzi Anny? Ona to widziała? Co tam robiła?- Pomagała Zeke’owi. Pomagała mu z zapanowaniem nad koszmarami, chroniła go, a także i nas. Nie mogę sobie wyobrazić co by było gdyby jeden z nich zawładnął twoim bratem. Domyślam się, że wiesz naczym ma polegać twoje zadanie.- Powstrzymać demona. Jednak…nie wydaje mi się, że sam dam radę, niejestem nawet pewien czy uda się to razem z przyjaciółmi… – spuściłemwzrok i przez jakiś czas wpatrywałem się w podłogę. – ale zrobię wszystko co w mojej mocy – uśmiechnąłem się ciepło, musiałem podnieść siebie a także i babcie na duchu. Miałem przeczucie że dotychczasowe walki i przygody będą niczym w porównaniu z tym. - A więc dobrze, to wszystko co chciałam ci przekazać. Masz ten sam pokój co zwykle, mam nadzieję, że pamiętasz jak do niego dojść.- Nawet jeśli nie, to jest tu dużo osób które mi pomogą. A teraz czymógłbym…- Oczywiście, właśnie zaczął się obiad.To było wszystko co chciałem usłyszeć. Szybkim krokiem wyszedłem z pokoju i udałem się na dół do „sali”, było tu tyle ludzi, niektórychznałem, jednak była to mniejszość. Natomiast mnie znali chyba wszyscy, każdy coś do mnie krzyknął czy nawet lekko kłaniali, to powodowało u mnie cichutki śmiech. Po 5 minutach znalazłem sie już przy drzwiach. Cała nasza grupka była najłatwiej zauważalna, nikt nie przekrzyczy (Lena i Trey’a^^). Szedłem w ich stronę, kiedy zauważyłem tak dobrze znane mi blond włosy. Serce zaczęło mi mocniejbić, czułem się taki szczęśliwy, siedziała do mnie tyłem więc była to idealna chwila na małe zaskoczenie dziewczyny. Byłem już zaledwie7 metrów od niej, gdy koło Anny usiadł inny chłopak. Stanąłem, a po chwili Anna siedziała objęta przez chłopaka. Powoli sie wycofałem, cała rudość znów ze mnie wyparowała zostało tylko przygnębienie, smutek i ta przeklęta samotność w sercu. W ciszy usiadłem koło Lena.

ANNANie byłam w stanie nic przełknąc, wciąż miałam przed oczami obraz tej walki. Z taką łatwością zatrzymała atak Zeke’a. Przeszły mnie dreszcze a z oczu popłynęły łzy. Znów się boję, cholera! Przez słonekrople w moich oczach nie widziałam nic, czułam tylko jak spływają po moich policzkach, a następnie spadają na stół. Tak bardzo chciałam mieć teraz koło siebie kogoś bliskiego, a jednocześnie czułam że muszę by sama. Nagle poczułam na moich plecach jakieś ciepło, a zaraz po tym usłyszałam głos Nigel’a:- Nie bój się Anno, już po wszystkim. Uśmiechnij się wreszcie, od rana chodzisz jak struta, a teraz jeszcze płaczesz, co się z tobą stało? Z ta twarda Anną którą znałem? – co się z nią stało? zniknęła, zniknęła odkąd poznała pewnego szatyna o którego się martwi, to było jedyne wyjaśnienie. – Jeśli mogę coś zrobi… – cały Nigel, zawsze chce wszystkim pomóc, jednak najbardziej sobie. Powoliwstałam.- Wybacz, ale muszę być sama, nie mam ochoty na rozmowy – nawet na niego nie spojrzałam. Odwróciłam się i wyszłam, kierując się do mojego pokoju, do mojego azylu. Wiedziałam jedno, muszę tam wrócić tej nocy, inaczej zwariuję. Gdy byłam już w pokoju popatrzyłam przezokno. Miałam nadzieję zobaczyć jakiś dym unoszący się nad lasem, chodź by pojedynczą smugę, jednak nic takiego nie było.W nocyUbrałam się i powoli otworzyłam drzwi od pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu, pusto. Puściłam drzwi… no tak musiałam zostawi otwarte okno, może ten trzask nikogo nie obudził. Stałam chwilę w bezruchu, nic, zupełna cisza. Powoli ruszyłam przed siebie, jednak po chwili byłam już w biegu. Nie mogłam wytrzymać, to uczucie…, ono mnie rozrywało. Było gorsze niż nocne koszmary. Wszędzie było zupełnie pusto i ciemno, uchyliłam trochę drzwi wejściowe, tak abym zdołała sie przecisnąć. Zostawiłam je otwarte, alby nie stworzyć najmniejszego hałasu przy zamykaniu. Biegłam dalej, widziałam już ścieżkę prowadzącą do polany. Jeszcze przyśpieszyłam. Księżyc oświetlał mi drogę lecz gdy wpadłam w gęstwinę drzew widoczność nagle zmalała. Przedzierałam się przez krzaki nie zwracając uwagi najakiekolwiek zadrapania. Ostatnie gałęzie. Na polanie paliło się malutkie ognisko, a koło niego siedział Zeke opatrując sobie rany naprawej ręce. Ulżyło mi, więc przeciwnik nie był na tyle silny by go zabić. Powoli podeszłam do niego.- Pomóc ci przy tych bandażach?Odwdzięczył się uśmiechem.YOHMój sen nagle się skończył, a ja sam podniosłem się na łóżku. Coś mnie obudziło, jakiś trzask. Czekałem na następne odgłosy, nic. Westchnąłem, chyba jestem nieco zdenerwowany tym wszystkim. Żeby mnie obudził pojedynczy trzask. Położyłem się z powrotem na łóżku z

rękami pod głową i patrzyłem w sufit, nie wiem nad czym myślałem. Zamykałem oczy aby jeszcze zasną, ale usłyszałem coś pod moimi drzwiami, ktoś biegł. - Amidamaru, zobacz kto to. Tylko nie spuszczaj go z oczu, pójdziemyza nim – mówiłem strasznie szybko i niewyraźnie jednak duch i tak mnie zrozumiał. Prawie natychmiast zniknął, a ja zacząłem szybko cośna siebie wkładać. Szybko wybiegłem z mieczem zostawiając za sobą otwarte drzwi od pokoju. Nadal słyszałem cichy odgłos czyichś stup. Przyspieszyłem. Dobiegłem do głównych drzwi, były lekko uchylone. Przedostałem sie przez nie i wtedy zobaczyłem ciemny punkt na skrajulasu, zaraz potem zniknął. To musi byc ta osoba, pomyślałem. - Ale jak ja ją znajdę w tym lesie? – zapytałem sam siebie.- Pomogę ci, ciągle ją widzę – to był Amidamaru.- Mów jak mam biec.Zacząłem sie przedzierać przez krzaki, co chwila jakieś gałęzie drapały moje ręce, i co wyższe twarz. Zobaczyłem malutki płomyk. Schowałem się za drzewem. Po chwili koło mnie pojawił się Amidamaru.- Wiesz juz kto to? – zapytałem sie ducha. Jego mina nie była zbyt wesoła. – O co chodzi Amidamaru?- Wiem, kto to i nie wydaje mi się żebyś był zadowolony.- Jedno z nich to na pewno medium, nie wyczuje cię? – starałem sie coś zobaczyć zza liści, ale nie byłem w stanie, las był zbyt gęsty.- Jeden z nich jest zbyt wyczerpany by mnie wyczuć, a drugi… roztrzęsiony.Kiwnąłem tylko głową na znak, że rozumiem. Wziąłem głębszy oddech, mocniej ścisnąłem miecz i odchyliłem ostatnie gałęzie. Zrobiłem kilka kroków w przód i zamarłem. Przy ognisku siedziały dwie osoby, chłopak i dziewczyna, Zeke i … Anna. Jeszcze mocniej ścisnąłem miecz, a drugą rękę w pieść. - Anna… – tylko to udało mi się wypowiedzieć. Obydwoje szybko stanęli i szybko się do mnie odwrócili. NA twarzy jednego widziałem niedowierzanie, a na drugiej ból ale i złość. Zrobiłem jeszcze kilkakroków w ich kierunku. Zeke był cały w bandażach, a na twarzy było wiele zadrapań i krwawiących ran. Anna stała, a jej ręce całe się trzęsły. - Yoh… co ty tu robisz? – blondynka zadała pytanie i spuściła głowę.- No właśnie bracie. Co cię tu sprowadza? – starał się grac chojraka, jednak po twarzy było widać, że ledwo stoi. Uśmiechnąłem się.- Wydaje mi się, że właśnie ty – Duch Ognia już się koło niego pojawił, a on sam spiął się do walki. – Ale nie chodzi tu o walkę, to dopiero za jakiś czas. Tu bardziej chodzi o walkę którą przeszedłeś, ledwo. - Wydaje mi się, że ty wcale nie poradziłbyś sobie lepiej. Nawet niewiesz o co w tym wszystkim chodzi. Z czym my wszyscy tutaj – w tym momencie wskazał na twierdzę. – musimy walczyć.

- Rozumiem, że walka z demonami we własnych koszmarach musi by bardzo trudna i nigdy nie chciał bym przez to przechodzić, jednak… - Skąd o tym wszystkim wiesz?! Co ty tu do cholery robisz?! – blondynka dopiero teraz podniosła głowę, spojrzałem w jej oczy którebyły wycelowane we mnie, zobaczyłem jej zapłakaną twarz i nagle poczułem wielka ochotę aby ją przytulić, pocieszyć. Straciłem pewność siebie. Spuściłem głowę, teraz dokładnie widziałem zakrwawioną trawę pod stopami.- Zostałem wezwany – spojrzałem na Annę. – na pomoc. Babcia już mi owszystkim powiedziała. Jestem tutaj od południa, ze wszystkimi – Zwróciłem wzrok na swojego brata. – Nie jesteśmy przyjaciółmi, ale widzę w jakim jesteś stanie, może nie jesteś teraz głównym złym, alei tak będziesz ścigany przez wszystkie medium, a także i nasza grupkę. Najlepiej jak najszybciej stąd zniknij, chcę z tobą wygrać wprawdziwej walce.Nie musiałem tego dwa razy powtarzać, zaraz po tym zniknął w ogniu. Zostaliśmy z Anną sami, nastąpiła między nami zupełna cisza. Słychaćbyło tylko szum liści na licznych drzewach wkoło nas.- Anno, ja… – wzdrygnęła sie kiedy wypowiedziałem jej imię. – …przepraszam. Przepraszam za to wszystko co się wydarzyło, nawet nie wiesz jak żałuję, że to wszystko tak się potoczyło.Podszedłem do niej i delikatnie założyłem kosmyk blond włosów na ucho. Położyłem rękę na jej policzku i w tym momencie poczułem takieprzyjemne ciepło. Chciałem podejść jeszcze bliżej, jednak zatrzymał mnie jej głos.- A jakie to wszystko ma teraz znaczenie. Już nic nie jest takie jakbyło. Nie chcę wracać do przeszłości, nie chcę żyć wspomnieniami.Cofnęła sie parę kroków i pobiegła w stronę drzew. Minęło parę minut, a ja wciąż stałem w tej samej pozycji na środku polany. W końcu powolnym krokiem zacząłem wracać do twierdzy.46. Kono ryoute ni kakaeteiru mono toki no shizuku…29 lutego 2008Gomen… Gomen nasai… Ja… nie wiem co się stało;( Tak nagle pisanie zeszło na dalszy plan… Mam nadzieję jednak, że notki będą sie pojawiać coraz częściej. Nie mogę tego zagwarantować, ale… Jestem pewna, że trochę przycisnę Olę i weźmiemy sie do pracy^^ Tak więc niech nikt mi tu nie myśli, że kończymy bloga! Bo pomysłów jest setki… Główka pracuje, a pomysły się nie kończą^^ Tak więc dość tychłez bo szykuje się wielki powrót świetności naszego pamiętnika! Zapraszamy na kolejną notkę. Polecam do czytania:  Nakushita kotoba – No Regret Life (według mnie, słowa refrenu pasują idealnie do wydarzeń w opowiadaniu…)ANNABiegłam co sił. Uciekałam od przeszłości, bolesnych wspomnień… Tego,o czym cały czas próbowałam zapomnieć. Gałęzie drapały mnie porękachi twarzy, krew ze świeżych ran mieszała się z łzami, lecz nic nie

było wstanie mnie zatrzymać. Słone krople całkowicie zasłaniały mi widok. Nagle poczułam zimną trawę na policzku. Uniosłam się lekko narekach i szybko wstałam, zaczęłam dalej biec. Nie czułam bólu, a przynajmniej nie tego fizycznego, natomiast ten zadany przez szatyna, który nadal stal na polanie, rozrywał mnie od środka. Po chwili znalazłam się w twierdzy. Nie zważając na to czy kogoś obudzęlub zaskoczę wspinałam się po schodach w kierunku mojego pokoju. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoich własnych czterech kątach. Znów poczułam uderzenie, lecz tym razem nie upadłam na podłogę bo podtrzymały mnie silne ramiona. Poczułam się tak bezpiecznie mogąc znów znaleźć się w czyimś mocnym objęciu. Jeszcze mocniej wtuliłam się w postać przede mną. Było tak samo jak dawniej,przed wszystkimi kłopotami, nieszczęściami. Na mojej twarzy pojawił się wyraz ulgi, a mięśnie automatycznie rozluźniły. Po chwili gdy minęło zaskoczenie, poczułam że ktoś mnie przytula. Nie wiedziałem gdzie stoję, do kogo się przytulam, czy to wróg czy przyjaciel… Teraz liczyło się tylko uczucie bezpieczeństwa które płynęło z tak bezpośredniego kontaktu. Nagle usłyszałam nad sobą głos, w którym wyczuwało się zaniepokojenie ale także coś innego, czego nie mogłam w danej chwili rozpoznać. - Anno…Przez moje ciało przebiegł impuls, który mnie unieruchomił. Powoli podniosłam głowę, ale w ciemności zobaczyłam tylko zimne, jasnoniebieskie oczy. Czaiła się w nich okropna chciwość i zachłanność… Szybko wyrwałam się z objęć Nigela i przestraszona wpadłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, a moim ciałem wstrząsnął szloch. Wtuliłam twarz w poduszkę, aby stłumić dźwięk i nagle zabrakło mi oddechu. To wszystko przeze mnie… moja wina… A może…? …chciałabym już to skończyć… – ciche myśli, moje, ale dziwniemi obce, tłukły się w mojej głowie, obijały wewnątrz czaszki… Sprawiały ból, wywoływały okropny smutek. Nagle poczułam piekący ból w klatce piersiowej. Szybko oderwałam twarz od poduszki i zachłysnęłam się powietrzem. Przed oczami migałymi jakieś ciemne plamy, więc potrząsnęłam kilka razy głową. Kiedy wszystko się już ustabilizowało, wstałam i podeszłam do okna. Położyłam dłoń na zimnym, marmurowym parapecie i spojrzałam w rozgwieżdżone niebo. A może powrót do przeszłości nie byłby złym pomysłem? Przecież… byłam wtedy… Nie mogłam o tym nawet pomyśleć. Czy to czego tam doświadczyłam… Czy to właśnie było szczęście? Nie! – skarciłam się za tak bezsensowne myśli. Nigdy nawet nie marzyłam oszczęściu! Poza tym… Moje życie… Powinnam kształcić się jako medium,a nie… Jednak… Chciałabym tam wrócić… – pomyślałam. W tym samym momencie od czarnego sklepienia za oknem oderwała się jedna z gwiazd. Zgasła lecąc powoli w kierunku ziemi.YOH

„Nie chcę wracać do przeszłości…” Przez chwilę analizowałem słowa blondynki, która właśnie wbiegła między drzewa. Najwyraźniej wszystko się zmieniło… – pomyślałem. Osoba którą znałem… to już zupełnie kto inny. Ona już zdecydowała.Ale… Nie! Nie mogę pozwolić by wszystko się tak po prostu rozpadło! Już raz stało się coś podobnego i było to katastrofalne w skutkach. To się nie może powtórzyć! Muszę jej wszystko wytłumaczyć! Wolne kroki przerodziły się w marsz, marsz zmieniał się w bieg a ja nie zwalniałem. Biegłem jak najszybciej mogłem by dogonić blondynkę zanim ucieknie gdzieś, gdzie jej nie znajdę. Do bram twierdzy dobiegłem w kilkanaście sekund, lecz dziewczyny już tam nie było. Muszę potrenować – przemknęło mi przez myśl. – Jest szybsza ode mnie… Biegłem dalej ciemnymi, pustymi korytarzami nie myśląc o tym czy narobię hałasu, czy to kogoś obudzi. Nagle w oddali zobaczyłem duży cień. Kiedy podszedłem bliżej, zdołałem dostrzec kilka szczegółów. Stały tam przytulone do siebie dwie osoby – dziewczyna i chłopak. Napoczątku nie mogłem rozpoznać kim byli, jednak gdy dziewczyna odsunęła się szybko od swojego towarzysza, rozpoznałem obydwojga. Wystarczył sam sposób poruszania się, rozwiane włosy… Anna uciekła do swojego pokoju. Spojrzałem na chłopaka z którym ją wczoraj widziałem – był trochę niższy ode mnie, miał krótkie włosy i wręcz świecące w ciemności błękitne oczy. Kiedy zamknęły się drzwi od pokoju dziewczyny usłyszałem szyderczy, cichy głos, a niebieski oczyzaczęły jarzyć się czymś, co bardzo mnie zaniepokoiło.- Fajna laska… Ale ty już się jej chyba znudziłeś. Teraz moja kolej.Wyjedź. Nie chcę cię ty więcej widzieć – i odszedł. Powoli podszedłem do drzwi w których zniknęła blondynka. Zapukałem, lecz odpowiedziała mi cisza. Czołem oparłem się o drzwi i powoli osunąłem się na kolana.- Anno… – wyszeptałem łamiącym się głosem.ANNAUsłyszałam ciche pukanie i szybko podbiegłam do drzwi. Zamknęłam je przekręcając klucz w zamku. Nagle poczułam zmęczenie – tak jakby wszystkie emocje minęły i została jedyne okropna, czarna pustka. Oparłam się plecami o drzwi i po cichu usiadłam na podłodze. Zza drzwi usłyszałam cichy głos wypowiadający moje imię. Po moim policzku spłynęła łza.- Yoh… – wyszeptałam.Obudziły mnie ciepłe promienie słońca opadające na twarz. Powoli otworzyłam oczy i lekko poruszyłam nogami. Wszystko mnie bolało. Nicdziwnego – cala noc spędzona pod drzwiami pokoju… To nie wróży nic dobrego. Na dodatek zasnęłam dopiero nad ranem. Spojrzałam na zegarek – była siódma rano. Zbliżała się pora śniadania. Wstałam i rozejrzałam się po zalanym słońcem pokoju w

poszukiwaniu ubrań.  Bez zbędnego ociągania się zaczęłam schodzić nadół.YOHPromienie słońca wdarły się przez zasłony w oknie. Leżałem na łóżku patrząc się w sufit, nie spałem całą noc. Nie mogłem zamknąć oczu, ciągle widziałem przed nimi obraz płaczącej blondynki. Westchnąłem izrezygnowany usiadłem. Powoli ubrałem się i kierowałem się na śniadanie. Wszystko wydawało się szare i bez życia. Czas jakby naglepotwornie zwolnił tylko po to, abym mógł jeszcze dłużej myśleć o wydarzeniach z nocy. Słyszałem powitania kierowane do mnie, ale nie mogłem na nie odpowiedzieć. Jedyne o czym teraz myślałem, to jak przekonać Annę aby wróciła. Stanąłem w ogromnych drzwiach otwartych na oścież, przez ogromne okna w sali było dużo jaśniej niż na korytarzu. Wydawało się, że panuje to wieczne szczęście. Było tam głośno, uśmiechnięci i radośni ludzie rozmawiali o swoich sprawach zapominając o problemach i ciesząc się pięknym porankiem. Zauważyłemnaszą paczkę siedzącą nieco z boku. Nie było wątpliwości, że największy hałas pochodzi właśnie stamtąd. Molly siedziała obok Trey’a, który obejmował ją ramieniem.  Jeszcze nigdy nikomu nie zazdrościłem tak jak teraz jemu. Siedzieć wśród przyjaciół, a obok siebie mieć swoją ukochaną osobę. W tym samym momencie kiedy zrobiłem pierwszy krok w ich kierunku, ktoś potrącił mnie ramieniem.To był ten sam chłopak, którego spotkałem w nocy razem z Anną. Z jego oczu emanowała odraza i niechęć. - O co ci chodzi? – zapytałem czując, że moja krew zaczyna się gotować. Co on sobie wyobraża? Zachowywał się jakby był tu najważniejszy, na wszystkich patrzył z góry. - To ja powinienem o to spytać – dopiero teraz odwrócił sie w moja stronę. – Odkąd tu przyjechałeś,  z Anną dzieje sie coś dziwnego. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek wcześniej widział żeby płakała! – zaczął podnosić głos, a w okół nas zbierali się ludzie. Nie mogłem sie opanować, to wszystko co się wydarzyło… musiałem jakoś odreagować, a on dal mi ku temu wspaniałą sposobność.- Nie wiesz jak to wszystko wyglądało jeszcze z dwa miesiące temu! Osądzasz mnie mimo, że nic o mnie nie wiesz, nie znasz mnie! – najgorsze już minęło, powoli wracałem do siebie, uspokoiłem się. Tłum koło nas ciągle sie powiększał, zdołałem zauważy tylko Lena i Trey’a, którzy stali w pierwszym rzędzie.- Przeszłość nie ma tu żadnego znaczenia! – ciemnowłosy chłopak znówzaczął głośno krzyczeć. – Liczy się to co jest tu i teraz, a nie to co było dwa miesiące temu! Wspomnienia są tylko wspomnieniami, marnąpamiątką po tym co było!Nie mogłem uwierzyć w słowa które wypowiedział. Dla mnie wspomnieniabyły największym skarbem, każde, czy te dobre czy złe, miały swoją wartość, były bezcenne. Gdyby nie to wszystko co przeżyliśmy razem zAnną i resztą nie wiadomo kim byłbym teraz. Zeke byłby pewnie Królem

Szamanów, a ja bym mu w tym pomógł. Właśnie wtedy Anna wszystko naprawiła. Ona i nasze wspólne wspomnienia.- Chyba sam nie wiesz co mówisz – popatrzyłem na niego, a moje oczy mogły wyrażać tylko groźbę i gniew. – Nie masz pojęcia jak w życiu każdego człowieka liczą się wspomnienia. Jesteś głupi, jeśli nie liczy się dla ciebie to co już przeżyłeś.Reszta trwała raptem parę sekund. Nagle zobaczyłem jak chłopak zamachnął się pięścią w moim kierunku. Zareagowałem natychmiast, zatrzymałem jego pieść parę centymetrów od mojej twarzy zaciskając dłoń na nadgarstku bruneta. Poczułem lekką satysfakcję, kiedy zobaczyłem w jego oczach strach. Starał sie wyrwać rękę, jednak byłem zbyt silny.- Musisz jeszcze dużo trenować jeśli chcesz mnie chociaż uderzyć.Nie odpowiedział lecz ponowił próbę oswobodzenia ręki. W tym samym momencie do pomieszczenia weszła blondynka w czarnej sukience z czerwoną chustką na głowie i niebieskimi koralami zawieszonymi na szyi.ANNAKorytarze były zupełnie opustoszałe i panowała grobowa cisza. Zazwyczaj rozmowy tylu ludzi było słychać już pod moim pokojem. Gdy weszłam do sali zobaczyłam, że wszyscy zebrali się w jednym miejscu i przyglądali czemuś z wielką uwagą. Zrobiłam jeszcze krok do przodu, dostrzegłam twarz starej znajomej, przyglądała mi się. Uśmiechnęła się do mnie lekko i odsunęła do tyłu ciągnąc za sobą jakiegoś chłopaka. Dzięki temu byłam w stanie dostrzec dwóch, tak dobrze mi znanych, chłopców. Ten widok mnie przeraził. Co tu się wyprawiało? Spojrzałam na szatyna, wyglądał inaczej. Wyraz jego twarzy był taki… obojętny, jeszcze nigdy nie widziałam go takiego. ANigel? Co on sobie wyobrażał, rzucać się na świetnie wytrenowanego szamana, wybrał jeszcze takiego który wygrał cały Turniej Szamanów. Wiedział chyba, że nie ma szans, przeszedł inny rodzaj treningu. Poczułam na sobie wzrok wszystkich, cisza panująca w okół była jeszcze bardziej przytłaczająca niż przed chwilą. Ruszyłam w ich stronę, to chyba dobry moment aby przypomnieli sobie starą Annę.- Co wy sobie wyobrażacie?! Nie jesteście trochę za starzy na jakieśtam bójki?! – zrobiłam krótką przerwę, w czasie której obydwu zmierzyłam groźnym wzrokiem. Poczułam sie jak za starych lat, jak wszyscy bali sie moich treningów i robili wszystko żeby tylko nie wejść mi w drogę. – A ty Nigel? Co ci przyszło do głowy żeby walczyćz Asakurą? – ja na prawdę nazwałam go po nazwisku? – Nie pomyśleliście co by się stało gdyby weszła tu pani Kino albo jeszczektoś inny! Odwróciłam się i szybkim krokiem poszłam do najdalszego krańca stołu. Nie mogłam sie jednak powstrzymać przed nasłuchiwaniem jaka będzie ich reakcja na moje słowa. Nie mogłam się nadziwić gdy usłyszałam JEGO głos.

- Dobra. Anna ma rację, dosyć już tego. Wracajcie do śniadania, albobędziemy wszyscy mieli kłopoty.Len… Pomyślałam i uśmiechnęłam się. Kto by pomyślał, że aż tak się zmienił… Pamiętam go jeszcze jak kierował się zasadą „Zniszcz, albo zostań zniszczony”. Jedno tylko sie nie zmieniło – zawsze miał głowęna karku i dobrze wiedział co trzeba zrobić w odpowiedniej chwili. Po chwili do moich uszu doszły pierwsze rozmowy, śmiechy, kłótnie. Ludzie porozchodzili sie do swoich przyjaciół, tylko ja zostałam sama ze swoimi myślami. - Wiesz o tym, że to z twojego powodu prawie sie pobili? – odwróciłam głowę i zobaczyłam twarz Molly, oczywiście jak zwykle uśmiechniętą.- Nie próbowałam grzebać im w myślach. Jednak wciąż nie mogę pojąc jak mogli sie tak daleko posunąć.Molly usiadła koło mnie i nalała sobie herbaty do najbliższego czystego kubka.- Wiesz, że on nadal tam stoi? Pewnie cały czas się na ciebie patrzy, nie możesz z nim chociaż pogadać? – mimo że na mnie nie patrzyła dobrze wiedziałam o kim mówi. Ja także dostrzegłam wysokiego szatyna stojącego na środku sali.- Już gadaliśmy, usłyszał ode mnie wszystko co miałam mu do powiedzenia. A ty lepiej wracaj do Trey’a, bo nasza śnieżynka zaraz pobije się z Lenem. Ja idę już na trening, spotkamy sie później.Wzięłam mój kubek z kawą i pijąc małymi łykami wychodziłam z sali. wiedziałam, że będę musiała przejść koło Yoh, ale teraz nie było to dla mnie już takie trudne.Po 10 minutach byłam już w sali z panią Kino i znów trenowałam stawianie bariery. Byłam spokojna, nie dawałam po sobie poznać że coś się wydarzyło, nawet trening szedł mi nadzwyczaj dobrze, mimo tomoja mentorka wiedziała, że coś ukrywam.- Anno, długo jeszcze zamierzasz dusić to w sobie? Zachowujesz się inaczej niż zwykle. Czy to przez mojego wnuka? Myślałam że jego przyjazd raczej cię ucieszy.Nie mogę jej powiedzieć, że NAS już nie ma, a tak mi sie przynajmniej wydaje. Nie mogę powiedzieć, że nie wiem jak mam się zachowywać przy moich przyjaciołach. Nie mogę powiedzieć, że nie tęsknię za tym co było. Nie mogę powiedzieć, że przestałam już kochać Yoh! Nic nie mogę powiedzieć…- Jestem po prostu trochę zmęczona, nie spałam tej nocy. Ten niespodziewany przyjazd przyjaciół… zaskoczyło mnie to – nie byłam wstanie nic innego wymyślić. Posłałam jej sztuczny uśmiech, choć i tak dobrze wiedziałam, że się na to nie nabierze.- W takim razie, na dzisiaj koniec. Jeśli masz jakieś sprawy do wyjaśnienia z Yoh, to załatw to szybko. Będzie u nas tylko parę dni,potem wyjeżdża z misją.Skinęłam tylko głową i wyszłam. Starałam się być spokojna, to będzie

zwykłe zadanie, będzie musiał kogoś uspokoić albo po prostu przypilnować, a może wyszkolić jakiegoś nowego szamana. Po co się łudzę, dobrze wiem co to będzie za zadanie. Ale przecież oni nie dadzą sobie rady z demonem. Jak można ich posyłać na pewną śmierć, jeśli nawet nie dostali  żadnego treningu?! Może powinnam się za nich wziąć? NIE! Postanowiłam wrócić do swojego pokoju i pójść pod prysznic, zimny prysznic. Kiedy weszłam do pokoju, przekręciłam klucz w zamku i oparłam sie plecami o drzwi. Zamknęłam oczy i wzięłam parę głębokich oddechów. Ciepły wietrzyk muskał moja skórę, uspokoił mnie. Powoli otworzyłam oczy, okno było otwarte, a widok z niego cudowny. Idealnie czyste niebo, lekko kołyszące się liście podwpływem wiatru. Ogród pełen był młodych ludzi którzy korzystali z promieni słońca. Udało mi sie dostrzec Trey’a i Molly spacerujących wzdłuż lasu. Wyglądali na takich szczęśliwych… Czy ja tez kiedyś takwyglądałam, czy byłam szczęśliwa? Szczęście… Chwila ulotna niczym wiatr… Nie możemy jej zatrzymać dla siebie.. Po chwili znów zobaczyłam znajome sylwetki, tym razem Lena i… Tamary? Tak, po chwili byłam pewna, że to ona, ale… Czyżby im się udało? Jeszcze trochę im brakuje, ale kto wie co się z tego rozwinie? Nigdy nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień, co przywieje wiatr. Już chciałam wycofać się z okna gdy usłyszałam znajomy głos.- Nie, ja pójdę na spacer. Idźcie sami. Spotkamy się wieczorem.Wychyliłam sie lekko i zobaczyłam go. Przechodził właśnie pod moim oknem. Wiatr rozwiewał mu włosy, odsłonił twarz. Najszybciej jak mogłam zatrzasnęłam okno i zaciągnęłam zasłony. Nie miałam ochoty widzieć go smutnego, chciałam zapamiętać go jako tego wesołego chłopaka, pełnego optymizmu. Jako chłopaka, którego pokochałam.YOHAsakura? Kiedy ona ostatnio mnie tak nazwała? To bolało bardziej niżjakakolwiek wcześniejsza rana, bo uderzyło w samo serce. Potem jeszcze ta obojętność kiedy koło mnie przeszła, jakbym był kimś obcym. Jak najszybciej wróciłem do swojego pokoju. Straciłem apetyt,najchętniej zostałbym w tym pokoju na zawsze, albo już wyruszył na ta misję. W tym momencie było mi obojętne czy ona sie powiedzie, czyzginę podczas jakiejś walki. Nie miało to dla mnie znaczenia. Z tegoletargu obudziła mnie dopiero Pilica, kiedy przyniosła mi coś do jedzenia.- Głodzenie się nic ci nie da, a może tylko zaszkodzić – położyła tacę na stoliku. Stała przede mną i czekała na moją reakcję, jednak nie wiedziałem co mogę jej powiedzieć. – Gdzie zniknął ten Yoh którego znaliśmy? Co z tym chłopakiem, który zawsze był uśmiechnięty? Nawet nie wiesz jak za nim tęsknię i wydaje mi sie, żeAnna także. Zastanów się nad tym. Jakbyś nas potrzebował będziemy nadworze, to grzech marnować taką pogodę siedząc w pokoju.Uśmiechnęła się. To był najszczerszy uśmiech jaki ostatnio widziałem. Chyba zrozumiałem wszystko co mi powiedziała. Czy ja aż

tak się zmieniłem? Przywróciłem w pamięci ostatnie dni, tygodnie, miesiące. Sam sie przeraziłem kiedy odkryłem że miała zupełną rację.Zapomniałem o tych, którzy byli dla mnie najcenniejsi, o przyjaciołach. Pilici już nie było w pokoju, szybko zjadłem przyniesione przez nią jedzenie, przemyłem twarz zimna wodą i zacząłem biec w stronę wyjścia, aby zacząć wszystko od nowa. Na doleod razu spotkałem miłe towarzystwo.- A jednak udało ci sie go przekonać, jestem pod wrażeniem – głos Lyserga był taki radosny, czy coś sie wydarzyło? Dopiero teraz zobaczyłem, że stoją z Pilicą pod rękę. Czy ja przespałem ostatnie miesiące? – W lesie zorganizowali ognisko, idziesz z nami? Reszta jest już w drodze.- Chodź Yoh, rozerwiesz się trochę – przekonywała mnie niebiesko włosa, jednak ja miałem inne plany. Musiałem odwiedzi pewne miejsce,miejsce gdzie to wszystko się zaczęło.- Nie, ja pójdę na spacer. Idźcie sami. Spotkamy sie wieczorem.- Jak chcesz. To ma trwać do późnej nocy, więc czekamy tam na ciebie.- Na pewno przyjdę – uśmiechnąłem sie i pobiegłem w przeciwną stronę.47. Ognisko pożezgnalne14 marca 2008Gomen nasai… Sumimase… Wiem, że znowu… *patrzy w kalendarz* *wali głową o biurko* Były święta… zostałam odcięta od świata no i… T.T Zapraszam na notkę (być może części z was się nie spodoba, ale trochę nudno ciągle pisać o tym samym…:/).Agnieszka (S-n)YOHSłońce powoli chowało się za drzewa topiąc się w czerwieni i złocie.Wieczór był ciepły, z lekkim, orzeźwiającym wiatrem. Biegłem przez las, chciałem jak najszybciej dotrzeć do miejsca, które przywoływałotak wiele wspomnień. Powoli wracały do mnie obrazy z dzieciństwa, jak małe cząstki jednej wielkiej układanki, które powoli układały się w całość. Mimo, że ścieżka była wąska i w niektórych miejscach prawie całkowicie zarośnięta, unikałem skaleczeń i otarć -znałem tu każdy kamień, każde zadrapanie na pniu, każdą gałąź, przed którą trzeba było się uchylić. Nagle drzewa zostały za mną i stanąłem na brzegu ozłoconej zachodzącym słońcem rzeki. Zaczerpnąłem głęboko powietrza, w którym wyczuwało się wilgoć i słodki zapach kwitnącej wiśni wyciągającej swoje gałęzie nad wodę, jakby chciała się w niej przejrzeć. Wiosenny wiatr poruszył delikatnie liśćmi drzew, a kilka białych kwiatów opadło w wodę. Podszedłem do drzewa, wspiąłem się nanie i usiadłem opierając się o potężny konar. Zamknąłem oczy, a ostatnie ciepłe promienie słońca oświetliły mi twarz. Zachód słońca,dzika, ogromna wiśnia, cicha rzeka… Było dokładnie tak samo

jak kiedyś…Brakowało tylko wielkich czarnych oczu i jasnych włosów, które błyszczały jaśniej niż słońce…LENKątem oka spojrzałem na dziewczynę idącą obok mnie. Czułem się jakbym przez te ostatnie dziesięć minut był kim innym. Tak jakby nagle kontrolę nade mną przejął Len Tao the second (^^). Jakim cudemja ją poprosiłem o ten spacer? – zastanawiałem się. Jak przez mgłę przypominałem sobie gesty i słowa… Niepewne pukanie do drzwi… Zaskoczenie a jednocześnie radość na jej twarzy… Cicha nadzieja w oczach i niema prośba… Z zamyślenia wyrwał mnie głos różowowłosej: - Len… Wszystko w porządku?Uśmiechnąłem się delikatnie.- Tak, oczywiście – odpowiedziałem. Nadal byłem okropnie spięty. Rozluźnij się człowieku… To proste… Wystarczy się rozluźnić… – powtarzałem sobie. – Wszystko masz pod kontrolą, nad wszystkim panuj… Cholera jasna!! To wcale nie jest takie proste!! Jak mam być spokojny, kiedy wszystko we mnie drży? Kiedy tylko na nią spojrzę, czuję ciepło rozchodzące się po całym ciele? I jak tu być opanowanym? Prostsza byłaby walka szamańska niż powiedzenie jej tego… Właśnie po to zaprosiłem Tamarę na spacer. Już od kilku dni probowałem jakoś się do niej zbliżyć, lecz… nie miałem odwagi. Najgorzej było przyznać sie do tego przed samym sobą…Nagle poczułem małą, jakby kruchą dłoń, która złapała mnie za rękę. Spojrzałem dziewczynie w oczy. Uśmiechała się. Odetchnąłem – chyba nie zauważyła mojego zdenerwowania.Słońce powoli zachodziło a ja nadal nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Byliśmy już w lesie, nad jeziorem, na polance niedaleko twierdzy… Nic mi nie przychodziło do głowy. Do ogniska pozostała godzina, a ja nawet nie powiedziałem słowa. Nagle za sobą usłyszałem krzyk:- Hej! Len! Tamara! Czekajcie na nas!O nie… – pomyślałem. – Tylko nie on… Czy musi pojawiać się akurat wtedy, kiedy mi zbiera się na wyznanie? *kropelka nad głową* Powoli odwróciłem się w stronę dwojga moich przyjaciół biegnących w naszą stronę.- Cześć, Niebieska Czapko.- Uważaj Krótkomajtku! – odgryzł się natychmiast chłopak. Zerknąłem ukradkiem na dolną część mojego ubioru i odetchnąłem z ulgą. W mojejwyobraźni uformował się obraz mnie samego w krótkich spodniach i żółtej marynarce… Koszmar senny… [no comment... - S-n] Szybko odgoniłem od siebie złe wspomnienia.- Na kogo? – odpowiedziałem i rozejrzałem się wokół mnie. – Molly? –zwróciłem się do dziewczyny stojącej obok Trey’a. – Nie… Na kogo mamwięc uważać, Sopelku?

Trey spojrzał na mnie ze złością w oczach.- Corey…! – zawołał lecz nie zdążył dokończyć z powodu twardej pięści Molly, która spotkała się z jego głową. Niebieskowłosy natychmiastowo osunął się na ziemię, a na jego twarzy nadal widniał wyraz niesamowitego zaskoczenia.- Trey!! Ty tumanie!! Przecież to Len!! Poza tym walki szamańskie nie są wskazane na tym terenie!!Chłopak podniósł się lekko na jednej ręce, drugą trzymając się za głowę.- Ale Molly… – zaczął.- Chodź, Trey. Za pół godziny ognisko, a ja muszę się jeszcze spotkać z panią Kino – dziewczyna złapała niebieskowłosego za koszulkę na karku,  odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę potężnej twierdzy.ANNANie byłam pewna czy naprawdę chcę tam iść. Mimo to kroczyłam pustymi, zimnymi korytarzami zmierzając w stronę głównego wejścia.Gdy wreszcie przedarłam się przez labirynt cichych i zimnychkorytarzy i stanęłam przed ogromnymi drzwiami, uchyliłam jedno ze skrzydeł.Przez niewielką szparę, moją twarz oświetliły cieple promienie zachodzącego, czerwonego słońca. Uderzenie chłodnego wiatru otrzeźwiło mnie na chwilę, utwierdziło jeszcze moją decyzję. To przecież cudowny wieczór… – pomyślałam. – Nie mogę go zmarnować siedząc w swoim pokoju. Wolnym krokiem zmierzałam w stronę niewielkiej polanki, na której miała odbyć się wieczorna impreza. Z oddali dochodziły wesołe glosy tych, którzy już zebrali się wokół wielkiego paleniska,czekając na pierwszy płomień. Nieczęsto organizowano tu tego typu zabawy. Właściwie nie mogłam przypomnieć sobie, żebym kiedykolwiek w takiej uczestniczyła. Na każdym kroku człowiek zdobywa nowe doświadczenia^^ 

Zatrzymałam się kilka metrów przed grupą roześmianych dziewcząt. Próbowałam znaleźć kogoś ze znajomych, ale nie mogłam jakoś nikogo wypatrzeć. Usiadłam wśród rozgadanego tłumu.Słońce zaszło już dobrą godzinę temu, ognisko przyjemnie ogrzewało twarz, a ja wciąż siedziałam sama. Właśnie miałam wstać, kiedy naglektoś zasłonił mi oczy dłońmi.- Zgadnij kto – usłyszałam cichy głos zaraz przy uchu. Szybko oswobodziłam się z bardzo nieprzyjemnej dla mnie sytuacji.- Przestań Nigel. Przecież wiesz, że tego nie lubię – powiedziałam nie patrząc na chłopaka.- Przestań… Przestań… – zaczął mnie przedrzeźniać. – Co cię ugryzło?– spytał.- Mnie?! – prawie krzyknęłam.- Nie… mnie… – odburknął. – Zawsze jak zaczynam się dobrze bawić, tywszystko psujesz..

- Przestań tak do mnie mówić… – ledwie już nad sobą panowałam.- Nie przestanę!! Nie będziesz mi mówić co mam robić!!„Nie będziesz mi mówić co mam robić” Te słowa obudziły we mnie kolejne bolesne wspomnienia – ten jego spokojny, obojętny wyraz twarzy kiedy dla mnie walił się cały świat. Nie chciałam tego nigdy więcej wspominać. W tej chwili najbardziej na świecie pragnęłam wymazać z mojej pamięci wszystkie sytuacje z udziałem wysokiego szatyna w pomarańczowych słuchawkach.- Jak chcesz – zdołałam wypowiedzieć tylko dwa słowa. Obróciłam się na pięcie i pobiegłam przez szeroką, zimną polanę oświetloną tylko blaskiem księżyca, za sobą zostawiając tańczące płomienie ogniska.Biegłam a z moich oczu powoli zaczynały kapać łzy. Co się ze mną dzieje? – kołatało mi w głowie. – Czemu płaczę… zaprzątam sobie głowę czymś tak… błahym…Nagle uderzyłam w coś, a raczej.. w kogoś. Upadlam na trawę.YOHOtworzyłem oczy i… spadłem z drzewa. Wstałem z cichym jękiem, zastanawiając się, co tak naprawdę się stało. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jest jakoś tak… ciemno.- Ognisko… – szepnąłem cicho i biegiem puściłem się przez las.Babcia mnie zabije… – pomyślałem. – Zwiąże, udusi, rozszarpie, zadźga, zastrzeli, powiesi, wydłubie mi oczy, a narządy wewnętrzne włoży do słoiczka i odda koledze Davy’emu Jones’owi!! [No i moja Ośmiorniczka będzie zakochana do szaleństwa w Annie Kyouyamie... Eh... Co za los... - dop. Agnieszki - Wracając do tematu... *spogląda na Asakurę stojącego w środku lasu i gapiącego się ze zdziwieniem* Biegnij dalej...^^]Pędziłem przez dużą polanę. Byłem już całkiem blisko, kiedy nagle coś wpadło mi do oka. Pochyliłem głowę i zamknąłem oczy, nie przestając biec. Nagle zderzyłem sie z kimś i upadlem na ziemię. Powoli podniosłem głowę.- Przepraszam… Nie zauważyłem…Otworzyłem moje bolące oczko i zamarłem. Przede mną, w tej samej pozycji co ja, leżała czarnooka blondynka. Przez krótki moment udałomi się spojrzeć jej w oczy – były szklące, a po policzkach spływały łzy, które osrebrzone blaskiem księżyca wyglądały jak ogromne diamenty.- Anno… – wyszeptałem. W tym samym momencie dziewczyna zerwała się ipobiegła dalej w stronę zamku. Jak najszybciej wstałem i ruszyłem zanią.- Anno! Zatrzymaj się! – krzyknąłem lecz ona tylko przyspieszyła.Kiedy wbiegałem po marmurowych schodach obok przede mną pojawił się nagle mój Duch Stróż.Trzeci raz tego wieczora zaliczyłem glebę.- Yoh… – samuraj spojrzał na mnie ze szczerym zdziwieniem. – Czemu leżysz na ziemi?

- Amidamaru… Anna… Nie pozwól Annie, żeby zamknęła drzwi!- Co?- Szybko!!Duch zniknął, a ja podniosłem się z ziemi i biegiem ruszyłem w kierunku pokoju osoby, która odchodząc zabrała mi radość i szczęście.ANNAWpadłam do pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Szybko złapałam korale leżące na łóżku – jak mogłam ich nie zabrać ze sobą? Ustawiłam straże przy drzwiach, oparłam się o nie plecami i delikatnie osunęłam na ziemię. Czemu to robię? – przemknęło mi przez myśl. – Przecież moglibyśmy… porozmawiać, wyjaśnić sobie pewne sprawy… Jednak… Czy potrafię? Zawsze kiedy go widzę chciałabym uciec i być obok niego w tej samej chwili, uderzyć w twarz i ukryć się w silnych, bezpiecznych ramionach… Co się ze mną dzieje? Czemu stałam się taka… miękka i niezdecydowana…? Nie wiem czego chcę… Okropne uczucie…Nagle coś uderzyło w drzwi.YOHKiedy dobiegałem do drzwi, zobaczyłem Amidamaru.- Przykro mi, ale ustawiła straże. Nie dam rady się przedostać – powiedział. Z całą prędkością, jakiej nabrałem w biegu, uderzyłem w drzwi – ani drgnęły. Powoli osunąłem się na kolana.- Dzięki, Amidamaru – szepnąłem i duch zniknął.Oparłem czoło o drzwi.- Anno – powiedziałem. – Wiem, że tam jesteś i mnie słyszysz. Otwórz… proszę… Chcę tylko porozmawiać… Cisza. Brak jakiejkolwiek reakcji.- Anno… – głos zaczynał mi się łamać. – Czemu… Czemu mi to robisz?! Usiadłem pod drzwiami.- Czemu… – szepnąłem jeszcze i odpłynąłem.48. Spotkania…17 czerwca 2008Po długich wysiłkach wreszcie udało mi sie skończyć… Zapraszam do czytania.                                                                                                                  Ola;)YOHObudziło mnie uderzenie w policzek. Szybko otrząsnąłem się z reszteksnu i spojrzałem na osobę przede mną.- Babcia…? – wyjąkałem.- Yoh Asakuro!! Czy ty wiesz gdzie jesteś?!Rozejrzałem się dookoła. - Eee… Na korytarzu?- A gdzie powinieneś być?!

Spojrzałem na nią ze szczerym zdziwieniem. Jednak jeszcze do końca się nie obudziłem… Nagle dotarła do mnie powaga sytuacji – spotkanie. Szybko poderwałam się na równe nogi i stanąłem przed babcią spuszczając głowę. Nigdy nie cierpiałem tego spojrzenia, które powodowało u mnie poczucie winy. - Jak mogłeś zapomnieć o spotkaniu?! Przecież po to tu przyjechałeś!! I co do cholery robisz pod drzwiami Anny?!?!Obróciłem głowę i spojrzałem na drzwi od pokoju blondynki. Ciekawe czy jeszcze śpi? – pomyślałem. W przeciągu dwóch minut dostałem dwa razy w policzek. Ja to mam szczęście.- Może byś chociaż uważał jak do ciebie mówię?! Ogarnij sie jakoś i za dziesięć minut masz być w moim pokoju.Na tym zakończyła się moja rozmowa z babcią. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na zamknięte drzwi i powlokłem się w stronę mojego pokoju. Nie mogłem się na niczym skupić, a piekący policzek przypominał mi o mojej wpadce. Jak mogłem zapomnieć o tym głupim spotkaniu? Przecież przypominali mi o nim na każdym kroku. Dowlokłemsię do swojego pokoju, przemyłem twarz, zmieniłem ciuchy i już byłemgotowy na wykład mojej babci na temat misji. Zapukałem grzecznie do drzwi, czekając na odpowiedź.- Wejść!W pokoju jak zwykle panował półmrok, ale dałem radę zobaczyć wszystkich moich przyjaciół siedzących dookoła. Zamknąłem za sobą drzwi i bez słowa zająłem wolne miejsce obok Lena. - Więc nareszcie jesteśmy w komplecie – babcia zaczęła spotkanie na dobre. – Jak już wiecie naszemu światu zagrażają demony, wiecie także, że atakują wszystkie medium. Dowiedzieliśmy się jaki mają w tym cel. Szukają słabo wyszkolonych medium, albo z małą mocą aby przejąć nad nimi kontrolę. Przypuszczamy, że jednemu już się to udało. I właśnie to jest waszym zadaniem. Musicie znaleźć tego demona i albo uda wam sie pomóc, albo musicie ją zniszczyć.CO?! To już zaszło aż tak daleko? Mamy zabić niewinne medium? To niemoże tak wyglądać, przecież babcia wie, że nigdy czegoś takiego nie zrobię.- Jest jeszcze jedna rzecz – ciągnęła dalej. – Poza wami pójdzie na te misję jeszcze jedna osoba, dołączy do was w drodze. Wyruszacie jutro z samego rana – w tym momencie poczułem jej wzrok na sobie, podniosłem głowę aby sprawdzić czy rzeczywiście patrzy na mnie. Spojrzałem prosto w jej ciemne oczy. – Więc jeśli macie jakieś sprawy do załatwienia, pośpieszcie się. Słyszałem tylko szuranie krzeseł i ciche rozmowy między przyjaciółmi, ja sam nie mogłem się ruszyć. Chodziło jej o Annę? Te słowa na pewno były skierowane do mnie, ale… co ja mam zrobić? Tyle razy próbowałem z nią porozmawiać, choćby minąć na korytarzu, jednakona tego unikała. Nie dała mi nawet szansy na przeprosiny. Trzask

drzwi. Zostałem sam, sam na sam ze swoimi myślami. Poczułem łzę płynącą po policzku, łzę bezsilności. Po chwili mała kropla roztrzaskała się o moją dłoń.ANNA Obudziły mnie krzyki pani Kino, musiała być bardzo blisko bo słyszałam ją całkiem wyraźnie.- Jak mogłeś zapomnieć o spotkaniu?! Przecież po to tu przyjechałeś!! I co do cholery robisz pod drzwiami Anny?!?!Pod moimi drzwiami? Yoh spędził noc na korytarzu? To na pewno on, nikt inny nie zrobiłby czegoś takiego… Poza tym słyszę jago głos. Szybko wstałam z łóżka i podbiegłam do drzwi, ale usłyszałam już tylko powolne, oddalające się kroki. Upadłam na kolana, z czołem opartym o zimne, drewniane drzwi. Dlaczego nie potrafię zmusić się do rozmowy z nim? Dlaczego ciągle uciekam? Przecież, należą mu się wyjaśnienia. Moja pięść uderzyła z całej siły w drewno. Powoli wstałam i poszłam do łazienki zabierając po drodze czyste ubrania.Zamykając cicho za sobą drzwi skierowałam się do Sali. Korytarze były zupełnie puste i tak przyjemnie ciche, wszyscy są albo na śniadaniu, albo już trenują. Przechodziłam właśnie koło drzwi pani Kino kiedy usłyszałam jej głos, już drugi raz tego dnia. No tak, przecież teraz mają to spotkanie, ciekawe czego dotyczy? Cichutko napalcach podeszłam do drzwi i zbliżyłam do nich ucho. Wcześniej jednak postawiłam barierę wokół mojego umysłu żeby pani Kino nie mogła mnie wyczuć. Nie chciałabym wiedzieć co by się stało, gdyby sie dowiedziała, że podsłuchiwałam. Nie słyszałam wszystkiego, tylkopojedyncze słowa, ale udało mi się wyciągnąć sens. Mają wyruszyć przeciwko temu demonowi?! Nawet Zeke miał trudności żeby go pokonać,ledwo wyszedł z tego żywy. Szuranie krzeseł, wychodzą. Szybko schowałam sie za zakrętem starając się ukryć moją obecność. Widziałam jak idą korytarzem. Niektórzy w milczeniu, inni pogrążeni w cichej rozmowie, jednak wszyscy z poważnymi minami. Brakowało tylko szatyna. Reszta zniknęła na schodach, a jego nadal nie było. Rozejrzałam sie po korytarzu, pusto. Wróciłam do drzwi pani Kino, zamknięte. Już wyciągałam rękę do klamki, gdy coś mnie zatrzymało. Co zrobię jeśli tam wejdę? Co mam mu powiedzieć, jak się zachować? Nie mogę udawać, że nic się nie stało. Nie mogę też pokazać jak sie tym wszystkim przejmuję. Cofnęłam rękę i uciekłam. Biegłam najszybciej jak potrafiłam nie oglądając się za siebie. Minęłam Salę, wybiegłam na dwór. Moje nogi same skierowały się do lasu, na polanę gdzie spotkałam Zeke’a. Kiedy dotarłam na miejsce usiadłam nastarym pniu i trochę się uspokoiłam. Serce znów zwolniło, oddech siewyrównał. Poczułam lekki lecz zimny wietrzyk. Bawił sie moimi włosami, które co chwila lądowały mi na twarzy. Przypomniałam sobie to wszystko co już przeżyłam z przyjaciółmi. Nawet w trudnych chwilach, zawsze dawaliśmy sobie radę, czemu teraz ma być inaczej? Uśmiechnęłam sie i popatrzyłam w błękitne niebo rozświetlone

pierwszymi promieniami słońca.- Wierzę w ciebie Yoh. W ciebie i w całą resztę.- A dlaczego miałabyś w nas wątpić? – usłyszałam za moimi plecami.Nie wyczułam go? Chyba na prawdę ze mną coraz gorzej. Zawsze miał najgłośniejsze myśli, a teraz bez problemu podszedł tak blisko. Z jeszcze większym uśmiechem odwróciłam się do niego.TREYPobiegłem za dziewczyną. Nie mogłem uwierzyć, że i tym razem stchórzyła. Chyba nigdy nie dojdzie miedzy nimi do rozmowy… Co ona myśli, że tego nie widać jak się męczy? Nie jest już tą samą dziewczyną co na początku naszej znajomości – wszyscy sie zmieniliśmy. Gdy nas minęła zobaczyłem tylko wyraz twarzy Molly i już wiedziałem co mam zrobić. Tym razem sama sobie nie poradzi, a odtego ma sie przyjaciół aby wspierali w trudnych chwilach. W lesie prawie ją zgubiłem, mimo że biegam szybciej. Siedziała na tej polanie, jak zwykle sama. Była tak rozproszona, że nawet nie zauważyła mojej obecności, ja natomiast zrobiłem kilka korków w przód. Wtedy usłyszałem ciche słowa:- Wierzę w ciebie Yoh. W ciebie i w całą resztę.- A dlaczego miałabyś w nas wątpić? Odwróciła sie, a na jej twarzy malował się przepiękny uśmiech. Nic dziwnego, że Yoh był w niej tak zakochany. Podszedłem jeszcze kilka kroków.- Zawsze już będziesz uciekać, czy może stawisz temu czoła? – zapytałem, a jej uśmiech zniknął tak szybko jak sie pojawił.- Nie potrafię, to dla mnie za trudne. Próbowałam już tyle razy i ciągle na nic.- Dobra, dobra, ale najpierw powiedz mi co zrobiłaś z nasza kochaną Anną? Tamta Anna nigdy by nie powiedziała, że coś jest za trudne, ona nie zna tego słowa.Usiadłem przy niej. Ręce miała ściśnięte w pięści i położone na kolanach, głowę spuszczoną, tylko jej włosy poruszały się popychane przez wiatr.- To prawda są rzeczy których wykonanie więcej nasz kosztuje, ale nie są niemożliwe. Pamiętaj, że każdy z nas pomoże ci jak tylko możejeśli powiesz choć słowo. A już na pewno Yoh. On kocha cię jak głupi, a od ty odeszłaś bez słowa… nie wiem czy wyrażenie „załamał się” jest trafne… może bardziej „pogrążył” – spojrzałem na nią. Nie ruszyła się ani o milimetr, ale chyba mnie słuchała. – Widzisz ile razy starał sie z tobą porozmawiać, wiesz jak bardzo mu zależy.Nagle odwróciła się do mnie tak, że teraz widziałem całą jej twarz. Nie płakała, chociaż oczy jej sie szkliły. W tym sie nie zmieniła, wciąż nie chce pokazywać swoich słabości przy innych. Objąłem ją ramieniem.- Co mam zrobić? – usłyszałem słabiutki szept. – Wiem, że wyjeżdżacie na misję, chcę wam pomóc, pójść z wami. 

- Więc już tam nas podsłuchiwałaś, cóż wydaje mi się, że pani Kino ma inne plany, a ja wolę się jej nie sprzeciwiać. A co do ciebie to jedyne co masz zrobić to porozmawiać z Yoh i uwierzyć w niego, to najważniejsze.Powoli wstałem. Zrobiłem co mogłem, reszta należy do nich. Wracałem bardzo wolno, nigdzie mi sie nie spieszyło, a musiałem przemyśleć parę spraw. Przed moimi oczami, jakby znikąd pojawiła sie Twierdza. Przeszedłem przez ostatnie krzaki i spojrzałem przed siebie. Wielu ludzi trenowało jednak moją uwagę przykuło co innego. Na schodach Twierdzystała uśmiechnięta blondynka, która machała do mnie ręką. W tym momencie myślałem tylko o tym, że ja nie mogę pozwolić jej odejść, przenigdy.49. Ostatnia prosta często jest najtrudniejsza6 września 2008Ohayo!! Hmm… Jak to jest, że kiedy mam dużo czasu, to go nie mam a jak go nie mam, to mam? A… nieważne^^ ‚ Tęskniliście, prawda? Tak, my też;] Ale nareszcie wszystko się poukładalo i tamtadadaam!! Jest nowa notka. Dedykuję ją wszystkim, którzy zadają sobie tyle trudu żeby przeczytać nasze wypociny, a w szczególności: HoY’owi i Spokoyoh które zmobilizowały mnie wreszcie do roboty^^ Domo arigatougozaimasu wam wszystkim i zapraszam do czytania. Poduszki zapewnia onet.pl XD  Szpon

 

 YOHZerwałem się z miejsca w którym siedziałem i wybiegłem z pomieszczenia. Wszyscy rozeszli sie już do własnych pokoi lecz ja nie miałem najmniejszego zamiaru kierować się do swojego. „Więc jeśli macie jakieś sprawy do załatwienia, pośpieszcie się” rozbrzmiał mi w głowie głos babci. „…jakieś sprawy…” Tak,

zdecydowanie miałem do załatwienia pewną sprawę, z którą chciałem sie uporać jak najszybciej.Najpierw zapukałem cicho – zdecydowanie wolałem przeprowadzić tą rozmowę spokojnie, bez podnoszenia głosu, kolejnej kłótni – lecz nieotrzymałem żadnej odpowiedzi. Ponowiłem próbę, tym razem o wiele głośniej. - Anno…? – powiedziałem cicho. – Anno, proszę wpuść mnie. Chcę z tobą porozmawiać. Cisza była wręcz denerwująca.- Anno – powiedziałem zdecydowanie głośniej. – Wiem, że tam jesteś. Jeśli mnie nie wpuścisz to ja… ja… – zawahałem się. – Ja po prostu muszę z tobą porozmawiać.Nagle poczułem, że ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odwróciłem się.- Yoh…ANNAPierwsze promienie słońca powoli wzbiły w górę rozświetlając ciemne niebo. W przeciągu paru minut granatowo-błękitną płachtę nad moją głową rozcięły jasnofioletowe, aksamitne smugi lekkich obłoków. Delikatny wiatr cichł coraz bardziej zapowiadając gorący, wręcz parny dzień. Wstałam, rzuciłam ostatnie spojrzenie na niebo, które teraz przybrało odcień stonowanego różu i ruszyłam śladami Trey’a w stronęTwierdzy. Powoli przedzierałam się przez zarośla nie zważając na kolce dzikich róż, wczepiające się we wszystko gałązki rosnących gdzieniegdzie jeżyn i okropne zimno charakterystyczne o świcie.Korytarze ziały pustkami. Nic dziwnego, pomyślałam. Musi być bardzo wcześnie..Mimo że wcale się jakoś specjalnie nie spieszyłam, szybko pokonałam drogę przez główny hol i korytarz prowadzący do schodów na górę. Przez cały ten czas zastanawiałam się czy będę w stanie wydukać cokolwiek kiedy stanę przed szatynem. Musiałam go przeprosić – lecz nie byłam pewna, czy to jedno proste słowo przejdzie mi przez gardło. Dodatkowo zupełnie nie wiedziałam jak to zrobić… Powinnam być twarda, czy może raczej otwarcie pokazać smutek i samotność, która towarzyszyła mi ostatnim czasem? Pogrążona w myślach, zupełnie nie zwracałam uwagi na to co dzieje się wokół mnie. Kontakt z rzeczywistością odzyskałam dopiero gdy poczułam czyjąś dłoń ciągnącą mnie za łokieć.- Anno! Ogłuchłaś czy lunatykujesz? – tuż przed sobą zobaczyłam duże, błękitne oczy. - Nadal cię, niestety, słyszę, więc pierwsze odpada. Co do drugiego…Raczej rzadko spotyka się ludzi lunatykujących w dzień, Nigel – odpowiedziałam zgryźliwie. - Eh… Faktycznie… Już dzień – uśmiechnął się. Najwyraźniej nic sobienie robił z mojej niechęci do niego. Zrobiłam krok do przodu, lecz uścisk na moim łokciu tylko sie

wzmocnił. Sprobowałam wyrwać rękę, ale także to nie dało rezultatu.- Puść mnie. Natychmiast – powiedziałam akcentując każde słowo. - Uspokój się, kochanie – powiedział z „niby-to-uwodzicielskim” uśmiechem. – Nie ma co się złościć. Chciałbym tylko zabrać cię na spacer – pociągnął mnie w stronę wyjścia.Powoli narastała we mnie wściekłość. Ponowiłam próbę oswobodzenia się z uścisku chłopaka, lecz ten tylko przyciągnął mnie do siebie.- Gdzie sie tak spieszysz, Anno? – powiedział ciągnąc mnie drogą, którą przed chwilą pokonałam. – Chyba nie chcesz iść do tego kretyna, który przesiaduje już prawie każdą noc pod twoimi drzwiami?Tego było już za wiele. Robiłam wszystko byle tylko wyrwać się się zimadła jakim stały sie jego ramiona – kopałam, drapałam, probowałam także wyswobodzić dłonie zaciśnięte w pięści – byłoby o wiele łatwiej mając do dyspozycji mojego sławnego prawego sierpowego…Może nie udało mi się uwolnić, ale przynajmniej sprawiłam, że Nigel się zatrzymał, a całą uwagę poświęcił na utrzymanie mnie przy sobie.- Ty cholerna… – usłyszałam nad sobą głos chłopaka.Po chwili poczułam, że oboje upadamy na ziemię. Skorzystałam z okazji i szybko uciekłam jak najdalej, poza zasięg ramion Nigela. Poczułam na ustach ciepło, po chwili okazało się, że to krew – musiałam uderzyć się kiedy upadaliśmy i rozciąć wargę. Usłyszałam odgłos uderzenia, potem łamiącej się chrząstki – najprawdopodobniej nosa. Powoli podniosłam głowę i przed oczami mignęło mi coś pomarańczowego.YOH-Yoh… – przed sobą zobaczyłem zatroskaną twarz Molly. – Anny nie ma w pokoju.- Co? – byłem zdezorientowany. Gdzie jeśli nie w swoim pokoju? Czy coś jej sie stało? Czy ktoś jej coś zrobił? - Nie martw się, stary – powiedział Trey stojący kilka kroków od nas, na widok mojej, zapewne przerażonej miny. – Anna zrobiła sobie mały spacer. Jest w lesie na niewielkiej polance, niedaleko stąd. Kiwnąłem głową. Dokładnie wiedziałem o które miejsce chodzi.- Dzięki, Trey – powiedziałem i szybko pobiegłem korytarzem w stronęgłównego holu by potem jak najszybciej dostać się do lasu.Pędziłem korytarzami a na schodach przeskakiwałem po trzy stopnie. Kiedy wreszcie stanąłem przed ostatnią prostą, moje stopy nagle wrosły w ziemię. Prawie na końcu korytarza zobaczyłem dwie szamoczące się osoby. Żadnej z nich nie mógłbym pomylić – jednej nienawidziłem z całego serca, za drugą byłem gotów oddać życie. Wszystko potoczyło sie bardzo szybko – rzuciłem się do przodu popychając Nigela na ziemię i tym samym uwalniając Annę. Potem moja pięść spotkała się z twarzą podnoszącego się chłopaka. Znów upadł naziemię i bardzo powoli zaczął wstawać. Z nosa sączyła mu sie strużkakrwi – chyba mu go złamałem. Kiedy spojrzał mi w oczy, błysnęło w nich coś co mi sie nie spodobało. Przez chwilę wyglądał jak

drapieżnik, któremu przeszkodziło sie w polowaniu. - Jeszcze nie skończyliśmy – powiedział. Rzucił mi ostatnie wrogie spojrzenie i odszedł. Kiedy zniknął mi z oczu odwróciłem się i zobaczyłem uciekającą Annę.Puściłem się biegiem za dziewczyną. Dogoniłem ją jeszcze zanim zdążyła dobiec do schodów. Wyciągnąłem rękę i złapałem za łokieć, by ją zatrzymać. Odwróciła się. Zobaczyłem jej twarz – była cała zapłakana, miała cienie pod oczami i rozciętą wargę. Delikatnie wyciągnąłem dłoń w jej stronę.Nagle moja głowa odwróciła się gwałtownie i poczułem piekący ból na policzku. Anna znikała już na szczycie schodów.ANNAKolejny wschód słońca. Tym razem jednak oglądałam go zza szyby w moim pokoju. Poprzedniego dnia wiele osób pukało do mojego pokoju, rozpoznałam glosy przyjaciół. Pytali czy wszystko jest w porządku, nakłaniali mnie do zejścia na posiłki. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa, więc, po kilku godzinach oblegania moich drzwi, zostawili na warcie duchy. Wydarzenia wczorajszego poranka… Sama niebyłam pewna czy działo sie to naprawdę. Rozmowa z Trey’em, szamotanina z Nigelem… Potem jeszcze ten incydent z Yoh… Byłam zszokowana, wprost nie mogłam uwierzyć, że tyle może się wydarzyć w ciągu zaledwie godziny. Całą noc próbowałam się wyciszyć, uspokoić. Wreszcie poczułam ulgę widząc wschodzące słońce. Dudało mi ono otuchy, przepełniło nadzieją – nowy dzień kolejna szansa, aby naprawić coś w swoim życiu. Pierwszy raz od dłuższego czasu uśmiechnęłam sie delikatnie w stronę niknącego księżyca, który dotrzymywał mi towarzystwa przez całą noc. Delikatnie uchyliłam oknoby wpuścić do środka świeże, rześkie powietrze. Do moich uszu dobiegł odgłos rozmowy kilku osób. Powoli zbliżyłam twarz do szyby i spojrzałam w dół. Stali tam wszyscy oprócz jednej osoby – nagle zdałam sobie sprawę, że to właśnie jego chciałam zobaczyć. Po chwili z Twierdzy wybiegł szatyn w pomarańczowych słuchawkach z nieodłącznym uśmiechem na twarzy. Ruszyli w drogę. Nawet nie zdążyłam się z nimi pożegnać. Nagle zobaczyłam, że idący na samym końcu szatyn odwraca się i patrzy prosto w moje okno. Szybko odsunęłam się na bezpieczną odległość, lecz zdążyłam dostrzec głęboki smutek, który miał wymalowany na twarzy. Poczułam, że po moim policzku znów zaczynają płynąć słone krople.YOHSłońce stawało się już złoto-czerwone i powoli chyliło ku zachodowi,nam natomiast cały dzień szybkiego marszu powoli dawał się we znaki.Trey marudził niemiłosiernie od jakiegoś czasu, niezmordowany Ryo śpiewał na cały głos a Layserg odciął się od świata zewnętrznego i szedł pogrążony we własnych myślach. Nawet Len nie zwracał już uwagi

na docinki kierowane w jego stronę. Nie mogłem już wytrzymać. Nasunąłem słuchawki na uszy i oddałem się muzyce.- Yoh!! – poczułem, że ktoś zdejmuje mi słuchawki.- Co ty…- Yoh! Próbuję się z tobą skontaktować od dobrych paru minut! – Len wydawał sie „lekko” zdenerwowany. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.- Tu powinna być chyba ścieżka – powiedział Layserg wskazując palcemna krzaki dzikich jeżyn [Co ja mam dzisiaj z tymi jeżynami? - S-n]. Od pewnego czasu szliśmy krętą, wąską ścieżką przez gęsty las. Słońce dawno już zaszło i zaczynało robić sie zimno i nieprzyjemnie. - Jeśli powinna byc tu… – zacząłem przedzierać się przez gałęzie. – To właśnie tędy powinniśmy iść.Po kolejnej godzinie nikt nie miał już najmniejszych wątpliwości – zgubiliśmy się. Piąty raz przechodziliśmy obok bardzo podobnego drzewa… - …jest podobne? – narzekał znowu Trey. – Nie! Ono jest IDENTYCZNE! To jest TO SAMO DRZEWO!- Yoh… – Len podszedł do mnie bo jęki niebieskowłosego zagłuszały wszystkich. – Gdzie ma na nas czekać ten… ktoś? - Ma czekać na nas gdzieś w tym lesie. „Szukanie go będzie całkiem ciekawym dla was treningiem…” Babcia ma bardzo dziwne poczucie humoru… – mruknąłem.- Kto to ma być? Czemu nie może po prostu umówić się z nami w konkretnym miejscu?- Nie wiem – pokręciłem głową. – Od początku wydało mi się to dziwne. Przecież zależy nam na czasie… - Temu komuś najwyraźniej się nie… – nie zdążył dokończyć bo dobiegłnas krzyk Layserga:- Widzę światło!- Uważaj, Layserg! – krzyknął natychmiast Ryo przerywając swój koncert [Że go gardło nie rozbolało... ;/ - S-n]. – Nie idź w stronęświatła!Wszyscy szybko znaleźli się przy zielonowłosym. Zza drzew rzeczywiście przebijał się wątły blask. - Chodźmy – zachęciłem przyjaciół. – Może to właśnie tam jest osoba,której szukamy.Znów przedzieraliśmy się przezdrzewa, liście, gałęzie, krzaki… W końcu ujrzałem małą polankę, szybko wyskoczyłem spomiędzy drzew i… stopy wrosły mi w ziemię. Patrzyłem na znajomą twarz, czarne oczy migotały w świetle dogasającego ogniska.- Spóźniliście się…50. „(…) żadne serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje marzenia (…)”17 października 2008Ohayo!!^.^ Dobra, dobra… Już nie gadamXD Czytajcie:

 

 

„Moje serce obawia się cierpień. Powiedz mu, że strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie. I że żadne serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje marzenia (…)”/”Alchemik” Paulo Coelho/ANNASiedziałam tak oparta o ścianę mojego pokoju i obserwowałam cień na podłodze, który powoli ale nieustannie zmieniał swoje położenie. Tylko po tym poznawałam, że czas wciąż płynie, że świat jednak się nie skończył. Nie umiałam poruszyć własnym ciałem, stało się strasznie ciężkie. Nie potrafiłam zebrać w sobie wystarczająco siły,aby odbić się od dna. Myślałam, nie ja byłam tego pewna, że jedyna osoba, która mogłaby dodać mi tej siły właśnie wyruszyła na walkę, zktórej może nie wrócić. NIE! JA NIE MOGĘ TAK MYŚLEĆ!Wmawiałam to sobie, tak bardzo chciałam w to uwierzyć. Pragnęłam jego powrotu najbardziej na świecie. Wiedziałam, że nie mogę bez niego żyć, tylko dlaczego w chwili gdy miałam szansę mu to powiedzieć coś mnie paraliżowało? Spuściłam głowę i wsłuchiwałam sięw odgłos słonych kropli spadających na podłogę.Pukanie. Dlaczego ktoś tak bardzo chce się ze mną zobaczyć? Dlaczegonie pozwolą mi czekać w samotności na jedyną osobę, którą chcę terazzobaczyć? Dlaczego?- Anno, mam już tego dość! Pozwalałam ci tu siedzieć pół dnia, ale na obiad mogłabyś już zejść! – tylko podniosłam wzrok, nie miałam siły nawet się z nią wykłócać. Dlaczego jest taka żywa? Przecież odszedł ktoś bliski także jej sercu. Nie przejmuje się tym? – Wszyscy się o ciebie martwią – jej głos był spokojniejszy. – Wiem, że pewnie w to nie uwierzysz, ale to że będziesz się zamykać w pokoju i odwracać plecami do całego świata, nic nie zmieni.Usiadła obok mnie, a po chwili poczułam jak jej ręce mnie obejmują. To ciepło które wtedy poczułam jest nie do opisania. Byłam pewna, żeona wie co ja czuję, że potrafi to zrozumieć. Moje ciało zareagowałosamo. Teraz siedziałyśmy obie wtulone w siebie, w zupełnej ciszy, pocieszając się na wzajem. - Dziękuję… bardzo ci dziękuję.Odsunęła się ode mnie, a jej oczy już szkliły się od łez.- Nie ma za co, przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Niejesteś głodna? Bo ja z chęcią bym coś zjadła.Na jej twarzy był tak szczery uśmiech gdy mówiła te słowa, a także nadzieja, że jednak zejdę z nią na ten obiad, że nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam cicho śmiać się. Patrzyła na mnie zdziwiona, zapewne była trochę zdezorientowana moim zachowaniem. Wstałam i podałam jej rękę. - Widzę, że coraz bardziej upodabniasz się do Trey’a. Teraz będziemy mieli dwóch żarłoków w grupie.Podała mi rękę i z odrobiną mojej pomocy, wstała.

 - Mówisz, że ja do niego… według mnie to on staje się do mnie podobny. Więc już wcześniej był leniem i głodomorem, tak? - Uwierz mi, że teraz to, jak na jego możliwości, mało je i dość dużo trenuje. Sama byłam pod wrażeniem jego formy. W czasie Turniejutrudno go było zmusić do 100 brzuszków.Schodziłyśmy na dół, a tematy się nie kończyły. Dopiero po chwili zrozumiałam, że każdą trudną chwilę można przetrwać jeśli ma się obok kogoś takiego jak ona. Żywiołowa i energiczna dziewczyna, którazawsze widzi dobrą stronę medalu… Taka właśnie była Molly. Drzwi do Sali były otwarte, ale na korytarzu nikogo nie było słychać. Weszłyśmy do niej powoli szukając wzrokiem kogoś znajomego jednak była prawie pusta. Jedyną osobą był ciemnowłosy chłopak, który siedział z rękami położonymi na stole, na których znów położył swojągłowę. Wyglądał jakby spał, jednak jego oddech był zbyt nieregularnyna to. Cichutko podeszłyśmy do niego chcąc go wystraszyć, ale w ostatniej chwili zostałyśmy zauważone. - Nigel, psujesz nam zabawę. Gdzie jest reszta? – Molly już siedziała obok niego i nakładała sobie na talerz ostatnie porcje obiadu. Przysiadłam się. - Wyszli jakiś czas temu. Część chyba poszła trenować, a inni… nie wiem, może są w swoich pokojach – wzruszył ramionami. – Zastanawiam się jak idzie naszej grupie szamanów. Może już nawet znaleźli tego demona. - Jeśli tak, to znaczy, że nie ma się o co martwić, bo demon jest już pokonany – jej głos był taki pewny siebie. Była taka stanowcza, gdy we mnie aż roiło się od niepewności. Kiedyś tak nie było, byłam tak samo stanowcza jak Molly teraz, albo i bardziej. Byłam pewną siebie, zawsze stawiającą na swoim dziewczyną, a teraz? Mogłam jedynie słuchać. - Oooo… jaka pewność siebie. Jesteś aż tak pewna siły tego twojego chłoptasia? – w jego głosie słychać było ironię. - Jego jak i całej reszty. Jeśli oni nie dadzą rady to nikt nie da – spojrzała na niego wzrokiem, który z pewnością wyrażał wyższość. –A już na pewno nie ty.Reakcja Nigela była natychmiastowa. Gwałtownie wstał i szybkim krokiem zniknął na drzwiami. Dopiero gdy wyszedł poczułam się swobodnie. Rozluźniłam mięśnie i zaczęłam jeść. Po pierwszym kęsie uświadomiłam sobie jaka jestem głodna.  - Chyba trafiłaś w jego słaby punkt – były to pierwsze słowa jakie wypowiedziałam od wejścia do Sali. - Słabym punktem każdego faceta jest to, że nie może w czymś dorównać innym. W jego przypadku jest to silniejsze z tego powodu, że na oczach wszystkich został pokonany przez naszą paczkę – Wyprostowała się, a jej wzrok utkwił na widoku za oknem. -  Jest także zazdrosny, bo nie może mieć czegoś co Yoh ma od dłuższego czasu.

 - Wydaje mi się, że osoba taka jak Nigel może osiągnąć bardzo dużo.Jest pracowity i uparty, jak już coś sobie postanowi to zrobi wszystko żeby to zdobyć. Zresztą, sama wiesz jaki jest. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. - A jednak, mimo ogromnych starań, nie może sprawić abyś się w nim zakochała – wstrzymałam oddech i spojrzałam na nią szeroko otwartymioczami. – Toje serce należy do Yoh i nawet on nie może tego zmienić.To jego największa porażka.YOHTak jak się spodziewałem, czekał na nas. Nasze szanse na wygraną rosły z każdą minutą, każdy z nas był świadomy jego siły. Mimo to zaskoczyło mnie to, że był taki skory do pomocy. Bałem się, że jego duma nie pozwoli mu walczyć po naszej stronie. Wyszedłem mu na przeciw. - Wydaje mi się, że żeby się spóźnić trzeba być umówionym. Chcesz od nas czegoś konkretnego, czy możemy iść dalej? Mamy przed sobą jeszcze spory kawał drogi, więc…Stałem tuż koło niego uśmiechając się ironicznie. Wiedziałem czego od nas oczekuje, wiedziałem co chce zrobić, ale nie mogłem się powstrzymać, musiałem się z nim podrażnić. Chciałem to usłyszeć. Chciałem usłyszeć, że chce nam pomóc, że chce też abyśmy to my pomogli jemu. Możliwe, że było to wredne z mojej strony, ale musiałem go jakoś do tego zmusić. Słyszałem szmery osób za mną, zapewne w każdej chwili byli gotowi zacząć walkę. Zeke wstał. Byliśmy tego samego wzrostu, patrzyliśmy sobie prosto w oczy. - Nie zmuszaj mnie do tego – wysyczał przez zęby. – Dobrze wiesz dlaczego tu jestem, nie potrzebujesz moich wyjaśnień.  - Przeceniasz mnie… bracie. Nie wiem co zamierzasz, nie jestem tobą. Wiele razy moje przeczucia okazywały się błędne.Nie zaprzestałem tej gry, byłem zdeterminowany. Odwróciłem się i zrobiłem krok w stronę moich przyjaciół. - Chcę abyście pomogli mi pokonać demony – z jego ust wreszcie padły te słowa. Nie potrafię opisać jaki czułem się usatysfakcjonowany. – W obecnym stanie sam nie dam im rady, jednak nasz sojusz jest tymczasowy i kończy się wraz z końcem tej misji.  - Zeke, czy ty właśnie powiedziałeś że chcesz nam pomóc? – głos Trey’a jak i cała jego postawa wyrażały wielkie zdziwienie.  - Tak sopelku właśnie to powiedział, aż tak cię to zaskoczyło? Przecież wszyscy wiemy, że Zeke jest także medium, więc jego ten problem też dotyczy – Len jak zwykle był niewzruszony. - Dobra chłopaki, nie mamy aż tyle czasu. Musimy jak najszybciej pokonać demona. Reszta na nas liczy. Idziemy – zawołałem, a reszta ruszyła za mną. Wszyscy poza Zeke’iem, który wciąż stał w tej samej pozycji i miażdżył mnie wzrokiem. Uśmiechnąłem się tylko do niego i ruszyłem dalej kątem oka zauważając jak spokojnym krokiem idzie paręmetrów za nami.

Gwiazdy wyglądają tu dużo ładniej niż w Tokyo. Leżałem na trawie i przyglądałem się jasnym punkcikom na tle czarnego nieba. Noc była cicha i ciepła, do moich uszu dobiegały dźwięki rozmów innych. Byłemciekaw czy Anna w tym momencie także patrzy na gwiazdy. Lubiła je oddzieciństwa, tak właśnie ją pamiętam z dziecięcych lat. Zamknięta w sobie blondynka, która co noc siadała na tarasie i obserwowała gwiazdy. Uśmiechnąłem się na te wspomnienia. - Wierzysz, że mamy szansę wygrać? Walczyłem z nim i mogę cię zapewnić, że to bardzo silny przeciwnik. - Na pewno damy rade, razem jesteśmy wystarczająco silni. Poza tym,od kiedy to ty masz jakiekolwiek wątpliwości co do wygranych? – jegospojrzenie wyrażało jedynie złość. – Ja nie mogę przegrać, Anna na mnie liczy, jest w niebezpieczeństwie dopóki ten demon żyje.Śmiech Zeke’a zaskoczył mnie na tyle, że aż zerwałem się na równe nogi. - Nie mogę uwierzyć, że wy przywiązujecie aż taką wagę do swoich uczuć. Polegacie na nich, kierujecie się nimi. Gdzie tu zdrowy rozsądek? - No właśnie, dlatego nigdy tego nie zrozumiesz.Nie było sensu mu tego tłumaczyć, nic by to nie dało. On od wieków trzymał się swoich poglądów i tak pewnie zostanie. Między nami zapadła cisza, słychać było tylko wiatr szumiący w koronach drzew. Chciałem już wrócić do obozu, gdy przede mną pojawił się mój Duch Stróż. - Amidamaru? O co chodzi? – zapytałem widząc na jego twarzy zdenerwowanie. - Yoh, coś się zbliża. To nie jest żaden szaman tego jestem pewny, ale jego siła jest ogromna. - A więc już się zaczęło…

52. „Nawet jeśli miłość niesie za sobą rozłąkę, sa51. „…zostań tak, choć przez chwilę…”7 lutego 2009ANNATo jego największa porażka… Słowa Molly wciąż były w mojej głowie, nawet teraz kiedy przechadzałam się po lesie w samotności. Usiadłam pod rozłożystą wierzbą i obserwowałam jak słońce powoli znika za koronami drzew. Westchnęłam. Prawdę mówiąc nie interesowało mnie co Nigel do mnie czuje, wiedziałam, że to egoistyczne nie zwracać uwagina uczucia innych, ale w moim sercu było miejsce tylko na to jedno… tylko na miłość do Yoh. Molly znów miała rację, nie było możliwości

abym o nim zapomniała lub znienawidziła go. Poczułam delikatny wietrzyk, a zaraz po nim ciche odgłosy liści i traw które poruszył. Przez chwilę czułam się jak w raju, jednak nawet najpiękniejsze miejsce nie może być rajem kiedy jest się samemu. Zaczynało robić się chłodno, a ja miałam na sobie tylko cienką sukienkę. Wstałam i zaczęłam kluczyć pomiędzy drzewami szukając ścieżki.Wstałam z dwóch powodów – gdy tylko zamknęłam oczy znów widziałam tekoszmary, ale tym razem były mocniejsze, bardziej realistyczne… Drugim powodem była ta wręcz przytłaczająca energia którą wyczuwałam. Czułam jakby na mnie coś ciążyło, powietrze wokół mnie wydawało się być gęstsze. Podeszłam do okna. Na ciemnym niebie widaćbyło pełno gwiazd i jasny księżyc, który oświetlał ziemię. Ta energia… zastanawiałam się czym jest. Jej natężenie nie malało, miałam nawet wrażenie, że powoli wzrasta. Po chwili już wiedziałam oco chodzi…. to Raven. Chłopcy już pewnie ją znaleźli i rozpoczęła się walka. Nie myśląc nad tym co robię chwyciłam jakieś ubrania, korale i wybiegłam z pokoju. Biegłam tak szybko na ile pozwalało moje ciało, a w głowie miałam tylko jedną myśl – „Muszę im pomóc”.YOHNie musieliśmy się nigdzie ruszać. Raven sama do nas przyszła niosącze sobą ogień. Sama była w doskonałej formie, a ironiczny wyraz twarzy sprawiał, że wyglądała na jeszcze silniejszą. Koło niej kroczyło parę czarnych stworów przypominających z wyglądu wielkie psy, a z ich paszczy wydobywał się mały języczek ognia. Demony… Spojrzałem po przyjaciołach. Wszyscy byli już gotowi do walki, jednak żaden nie zaatakował pierwszy. Wpatrywali się w naszą przeciwniczkę. Jedynie Zeke wyglądał inaczej. Oddychał ciężko mrużącoczy jakby już był zmęczony, co przecież było niemożliwe.- Widzę, że jesteście na tyle głupi żeby mnie szukać. Doprawdy, przeceniacie swoje możliwości.Mówiąc to Raven jeszcze trochę podeszła w naszym kierunku. Staliśmy w równym rzędzie, ja i Zeke na przeciwnych końcach lekko wysunięci do przodu. Brunetka powoli zmierzała w moim kierunku mierząc mnie wzrokiem. Jej psie demony rozeszły się pomiędzy nas, krążąc między nami jakby tylko czekały na jeden fałszywy ruch. Czułem na sobie jejspojrzenie, a moje oczy poruszały się za nią. Czułem, że może wykorzystać każdy moment mojej nieuwagi. Zrobiła wokół mnie kółko i tym samym powolnym i pewnym siebie krokiem podeszła do Zeke’a. Jednak gdy tylko na niego spojrzała wyraz jej twarzy się zmienił. Wydawało się, chociaż to mało prawdopodobne, że jest jeszcze bardziej pewna siebie. Nagle stanęła mając twarz mojego brata dokładnie przed sobą. - Wiedziałam, że moja moc jest potężna, ale że nawet ciebie zbije znóg… czuję się jakbyś powiedział mi najwspanialszy komplement. - Ciesz się tym komplementem ile możesz bo to jedyny jaki możesz ode mnie usłyszeć – rozejrzał się i chyba zobaczył zdecydowanie na

naszych twarzach bo ponownie zwrócił się do Raven. – I wydaje mi się, że ostatni jakikolwiek usłyszysz.W tym zdaniu słychać już było jego siłę. Stanął bardziej pewny siebie i wyprostowany. Tak, to był Zeke którego wszyscy znamy, nieznający słowa „porażka”. - Nie przeceniaj swoich umiejętności, ani też całej tej zgrai drugorzędnych szamanów których przyprowadziłeś – spojrzała na nas wzrokiem, który wyrażał tylko jedno, pogardę. – Sam czujesz moją moc. Nie jesteście w stanie mi nic zrobić.Odwróciła się i odeszła parę kroków. W jednej chwili podniosła do góry rękę i wypowiedziała to jedno słowo, które wszystko zaczęło: - Ruszajcie.ANNACzułam to coraz bardziej. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, oddech stawał się ciężki, ale to nie była wina zmęczenia. Walka się rozpoczęła. Z każdym krokiem czułam jakby coś coraz mocniej pchało mnie do ziemi. To mnie przerażało. Jak można pozyskać taką moc? Co musiała zrobić żeby się tak wzmocnić? W tym momencie nie obchodziła mnie odpowiedź na te pytania, ważne było tylko to, że muszę tam dotrzeć zanim wszystko się skończy. Wzięłam głębszy oddech i znów przyspieszyłam.YOHZaraz po tym rozkazie demony rzuciły się na nas. Zabicie pojedynczego nie sprawiało nam żadnego problemu jednak gdy atakowaływ grupie było trudniej. Nie oznacza to że nie wygrywaliśmy. Była ichogromna ilość i ciągle pokazywały się nowe, ale udało mi się utorować sobie drogę do głównego przeciwnika. Wiedziałem, że jeśli ona będzie pełna sił nowe demony wciąż będą się pokazywać. Widziała mnie. Jednym ruchem ręki odgoniła ostatniego demona który zagradzał mi drogę. Chciała walczyć… ale dlaczego? Zastanawiałem się nad tym za długo bo w tej chwili zobaczyłem lecącą w moim kierunku kulę ognia.  - Amidamaru! – krzyknąłem, a duch już wiedział co ma zrobić. Byliśmy idealnie synchronizowani. Łączyła nas chęć zwycięstwa. Odparliśmy atak, ale był bardzo potężny. Teraz już wiedziałem, że zwykła kontrola ducha nic tu nie da. Sięgnąłem do tylnej kieszeni i wyjąłem antyk. Bez ani jednego gestu z mojej strony Amidamaru przeszedł również do niego. Zmniejszyłem podwójne medium. Teraz byłem gotowy do poważnej walki. Podbiegłem do przeciwniczki i zamachnąłem się z całych sił. Uniknęła mojego ciosu.  - Yoh za tobą!! – usłyszałem to ostrzeżenie w mojej głowie, ale to nie był Zeke, ani Amidamaru. Jestem pewny, że moje oczy przypominały talerze, a serce biło dwa razy szybciej. Posłuchałem tego głosu i szybko się odwróciłem od razu ustawiając miecz w pozycji obronnej. Teraz widziałem całe pole walki. Reszta naszej drużyny nadal zmagałasię z psimi demonami, ale to ona przykuła mój wzrok. Zasapana

blondynka stojąca między drzewami. Na jej twarzy widziałem zmęczenie, potworne zmęczenie. Coś po jej lewej przykuło moją uwagę.Demony. Podchodziły do niej jeden po drugim, ale ona jakby ich nie widziała. Chciałem krzyknąć żeby uciekała, ale w tym samym momencie wszystkie potwory ogarnęły płomienie. Dopiero teraz blondynka odwróciła wzrok. Koło niej z mieczem w ręku stał Zeke, zabijał zbliżających się do nich przeciwników. Byłem spokojny. Dopiero teraz, gdy moje serce trochę się uspokoiło wróciłem myślami do własnej walki. Zorientowałem się, że nawet jeśli nie skupiałem się na niej moje ciało reagowało samo. Teraz to ja zaatakowałem, a Ravenbroniła się swoim mieczem. Uniosła go do góry, a wtedy obróciłem sięi zaatakowałem z boku. Nie spodziewała się tego bo udało mi się ją zranić. Zobaczyłem krew na jej ubraniach i skórze, ale ona się tym nie przejęła. W moją stronę znów poleciało kilka ognistych pocisków,ale udało mi się je odbić. Nie byłem jednak przygotowany na to, że brunetka wyprowadzi swój atak zaraz po nich. Ledwo udało mi się go jakoś odparować, ale i tak zastałem zraniony w ramię. Poczułem tylkostróżkę ciepłej krwi spływającej w dół, żadnego bólu. Nasze miecze ponownie o siebie uderzyły. - Nie widzisz, że nie masz szans. Przybycie Kyouyamy też wam nie pomoże, jest za słaba. Ledwo stoi pod naporem mojej mocy, nie mówiącjuż o jakiejkolwiek walce. - Anna nie da się tak łatwo pokonać. Nie przyszłaby tu gdyby nie była pewna tego, że jest w stanie pomóc – byłem tego pewny. Anna nieprzyszłaby bezbronna na pole bitwy. Odskoczyłem. Staliśmy bez ruchu mierząc się spojrzeniami. Amidamaru, wszystko dobrze? – zapytałem ducha w myślach.Tak, ale czas działa na naszą niekorzyść Yoh. Najlepszym wyjściem jest to wszystko szybko zakończyć.Wiem, ale… nie wiem jak. Jest silna. Boję się nawet, że sami nie damy rady, ale reszta jest równie zajęta.Musimy dać rade.Masz racje.Walka rozpoczęła się na nowo. Ziemia wokół mnie płonęła zmniejszającmi miejsce manewru. Przyszłość nie rysowała się w ciepłych barwach, ale musieliśmy wygrać. Złapałem mocniej rękojeść mojej katany.ANNAWalczył z nią. Nie był jeszcze zmęczony, ale krwawił, a na jego ubraniu było wiele powypalanych dziur. Wiedziałam co muszę zrobić, ale sama nie przejdę do tej walczącej dwójki, za dużo tu było demonów. Reszta walczyła z nimi zaciekle, ale ich foryoku kiedyś sięskończy, a przeciwnicy… tylko wtedy kiedy Raven będzie osłabiona. Rozglądałam się nerwowo po przyjaciołach. Który w nich jest w staniepomóc mi dostać się do Yoh? Który? Wtedy zobaczyłam Lena siłującego się z ostatnim demonem z grupy która go zaatakowała. Podbiegłam do niego.

 - Len musisz mi pomóc – mówiąc to złapałam go za ramię. - Anno? Ale co ty tu w ogóle robisz? – był zdziwiony i czekał na wytłumaczenie, ale nie było czasu, nie miałam już ani sekundy. - Pomóż mi dostać się do Raven i Yoh. Szybko!!Otworzył usta jakby chciał zaprotestować, ale szybko się opamiętał iznów zaczął walczyć z ogromnymi psami zastawiającymi nam drogę. W tym czasie ja skupiłam się i jeszcze raz posłałam Yoh moje myśli.Yoh wiem jak ją unieszkodliwić. Zwiążę ją moimi koralami i pozbędę się tego demona który nią kieruje. Len mi pomaga się do was dostać, ale musi być osłabiona inaczej nie dam rady.Miałam nadzieję, że mnie usłyszy. Teraz pomagałam Lenowi jak tylko mogłam. Nie byłam bezbronna, nigdy taka nie jestem. Mocniej ścisnęłam korale.YOHZnów usłyszałem Annę. Całego mnie wypełniła nadzieja, a uśmiech pojawił się na twarzy. To ta Anna którą znałem. Ta, która zawsze wieco zrobić, która zawsze ma pomysł, którą kocham całym sercem. Poczułem jakby walka dopiero się zaczynała. Nie byłem zmęczony, a wręcz przeciwnie – pełen energii, nie czułem bólu zranionej reki tylko poprawiłem uchwyt miecza. Czułem, że w Amidamaru też wstępują nowe siły. To zaczynamy, pomyśleliśmy wspólnie. Uderzenia sypały sięjak płatki śniegu w czasie śnieżycy. Nie myślałem jak mam się poruszać, jak przeprowadzić następny atak. Moje ciało poruszało się samo z drobną pomocą ducha stróża.Co jakiś czas widziałem tylko twarz Raven, którą zaskoczyła moja zmiana. Nie atakowała od dłuższego czasu, nie miała kiedy. Ataki z mojej strony nie ustępowały, a przerwa między nimi była za mała żebyustawić miecz inaczej niż do dalszej obrony. Czarnowłosa starała sięużywać swojej władzy nad żywiołem ognia, ale to też na nic się jej nie zdało. Ziemia pode mną płonęła, czasami musiałem unikać walącegosię drzewa, ale nie przeszkadzało mi to. Raven upadła. To zatrzymałomoje ataki. Stanąłem nad nią i patrzyłem w jej przerażone oczy. Obydwoje byliśmy już zmęczeni jednak z dwóch różnych powodów. Ja dostałem zadyszki z powodu ciągłego ruchu i ciepła jakie się wokół nas wytworzyło. Ona… była wykończona, ręce jej drżały od ciągłego parowania ciosów, a cała energia uleciała od wzywania coraz to nowych demonów i wykorzystywania przeciwko mnie ognia. Rozejrzałem się. Chłopcy już dobijali resztki psów. Zwycięstwo było nasze. Wtedyteż zobaczyłem Annę, która wyminęła Lena i już po chwili była obok. Rzuciła mi tylko przelotne spojrzenie i ruchem ręki kazała się odsunąć. Tak też zrobiłem, ale wciąż byłem na tyle blisko żeby w jednej chwili obronić ją przed Raven.ANNAZamknęłam oczy i zaczęłam szybko mówić wyćwiczone regułki. Zadanie nie było proste, demon się opierał, nie chciał opuszczać ciała dziewczyny. Skupiłam się jeszcze bardziej. Ręce ułożone w specjalny

sposób zaczęły lekko drżeć. Nie poddam się. Zrobię to, choćby nie wiem co, uda mi się. Ustąpił. Jaka to była ulga, rozluźniłam się trochę. Teraz już wszystko poszło łatwiej. Dokończyłam inkantację i złapałam korale w odpowiedni kształt. Otworzyłam oczy. Widziałam jakkorale zaczynają świecić. Wysłałam do nich jeszcze więcej własnej energii. Jeszcze tylko trochę i to wszystko się skończy. Ostatnie słowo, ostatni gest… Poczułam jakby moje ciało było dużo lżejsze niżw rzeczywistości. Całe napięcie opadło. Zsunęłam się na kolana i głęboko oddychałam. Ktoś pomógł mi wstać, ale nie wiem kto. Teraz chciałam tylko chwilę odpocząć.YOHWszyscy razem siedzieliśmy przy ognisku. Bitwa trwała całą noc, teraz już dało się zauważyć lekko zaróżowione niebo nad horyzontem. Anna i Raven wciąż były nieprzytomne, ale nikt z nas nie był poważnie ranny. Zeke wyglądał lepiej niż przed walką. Może jego ubranie było gdzie nie gdzie postrzępione, ale jego postawa… po prostu wrócił do dawnego siebie. Coś zaszeleściło i wszyscy na raz odwróciliśmy się. Raven powoli wstawała. Siedziała teraz trzymając się za głowę, chyba nas nie zauważyła. Podniosłem się i podszedłem do niej i powoli wyciągnąłem w jej stronę prawą dłoń. Chciałem pomócjej wstać.  - Raven… – nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. – Już w porządku, po wszystkim.Podniosła głowę i spojrzała na moją twarz. - Yoh. Co się stało? – zaczęła się rozglądać. – Gdzie….Gdy mówiła to zdanie nad moim ramieniem przeleciała kula ognia i trafiła w zdezorientowaną dziewczynę. Spłonęła w ciągu paru sekund. Poczułem narastający gniew. Wśród nas jest tylko jedna osoba władająca żywiołami – mój brat.  - ZEKE!! – odwróciłem się. Jego twarz nie zmieniła się nawet odrobinę. Wciąż siedział i patrzył w stronę lasu. Nie wiem w jaki sposób znalazłem się obok niego. Pamiętam tylko jak złapałem go za ubranie i podniosłem do góry. Patrzył na mnie ze spokojem, a może nawet lekkim zdziwieniem. Przed chwilą kogoś zabił, a jego twarz niewyrażała żadnych większych emocji. Moi przyjaciele też już stali i czekali co się stanie. - Przecież już była sobą! Pozbyliśmy się demona, więc dlaczego ją zabiłeś!? I dlaczego jest ci to obojętne!?Pytałem chociaż dobrze znałem odpowiedź. Wrócił stary Zeke. Ten bezwzględny, pozbawiony uczuć. Puściłem go. Czekałem na jakieś jego słowa, cokolwiek. - To wy jesteście głupi, że nie zrobiliście tego wcześniej. Była zagrożeniem, a ja ją zlikwidowałem – spojrzał po wszystkich i jego wzrok wrócił na mnie. – Tu nasza współpraca się kończy, tak jak się umawialiśmy.I zniknął. Poczuliśmy tylko uderzenie powietrza i mojego brata nie

było. Znów gdzieś się ukryje wraz ze swoim duchem stróżem. Jeszcze raz popatrzyłem na miejsce gdzie leżała brunetka. Już nigdy nie dokończy tego zdania… – pomyślałem.ANNAOtworzyłam oczy i zobaczyłam Yoh, który mocno trzymał Zeke’a i coś do niego krzyczał. Reszta też stała koło nich w razie czego służąc pomocą przyjacielowi. Po cichu wstałam i zaczęłam się wycofywać. Niebyłam gotowa na rozmowę z Yoh, a wiedziałam że nie dam rady tego uniknąć kiedy mnie zauważy. Byłam już daleko gdy przy ognisku zapadła cisza. Coraz ostrożniej stawiałam stopy, nie mogli mnie usłyszeć. Myślałam, że już mi się udało, jeszcze kilka kroków i zniknę za drzewami, ale w tej samej chwili usłyszałam odgłos łamanejgałązki. Ktoś za mną szedł i na dodatek dokładnie wiedziałam kto. Przyśpieszyłam, teraz nie było ważne czy mnie ktoś zauważy. Byłam już między drzewami, ale on nie dał za wygraną, słyszałam go. W końcu mnie dogonił, złapał za ramiona i odwrócił w swoją stronę. - Anno co ty robisz? Dlaczego uciekasz? – jego głos był spokojny, ale on cały był spięty. Jednak nie mogłam oderwać wzroku od tych czarnych oczu. One wyrażały ból, na przeciw temu co próbował prezentować.  - Ja… ja nie wiem… musiałam – spuściłam głowę. – Czułam, że tak… - Przepraszam.Natychmiast podniosłam głowę. Jedno słowo. Powiedział tylko jedno słowo, a ja byłam gotowa się rozpłakać. Jego głos wydawał się taki ciepły, a może zawsze taki był? Może po prostu w tej chwili wydawał mi się jeszcze cieplejszy niż dotychczas. - Przepraszam cię za to wszystko co powiedziałem, za to, że wymagałem od ciebie czegoś czego nie mogłaś spełnić. Przepraszam teżza to wydarzenie z twoim przyjacielem, Nigelem. Nie wytrzymałam. Położyłam dłoń na jego policzku i poczułam na niej pojedynczą łzę. Uśmiechnął się do mnie, a to było uderzenie poniżej pasa. Wiedział jak bardzo kocham jego uśmiech, nie potrafiłam mu wtedy odmówić. Teraz i on położył dłoń na mojej. Poczułam ciepło, ciepło którego od tak dawna mi brakowało. - Yoh. Ja też przepraszam.  - Nic nie mów. Nie masz za co przepraszać. Nie ty.Jego druga dłoń przeszła na moją talię, przysunął się delikatnie jakby bał się, że mogę się wystraszyć i uciec. Jakbym tego chciała? Czy on tego nie widział, że ledwo powstrzymywałam się, żeby nie przylgnąć do niego najbardziej jak to tylko możliwe? Może nie, dlatego postanowiłam mu to uświadomić i już po chwili tonęłam w jegouścisku. - Tak tęskniłam. Tak bardzo czekałam aż znów będę mogła cię objąć. - Ja też Anno, ja też. Dlatego zostań tak, choć przez chwilę żebym wiedział, że to nie był tylko piękny sen.

motność i smutek, to warta jest ceny jaką trzeba za nią płacić” /Paulo Coelho/8 lutego 2009No i macie waszą kochaną notkę… Ale uwaga! Jest trochę nietypowa… Nie ma tu pamiętników Yoh i Anny. Taki omake walentynkowy^_^ (trochępo terminie, ale sie nie pogniewacie, prawda? ;) specjalnie dla was XD (no i dla opowiadania… było potrzebne;) Z góry przepraszam za kompletny brak jakiegokolwiek dobrego smaku w notce, ale pisałam ją bez jakiegoś konkretnego pomysłu… (Tak, wiem, Strzałko… Było zaplanowane, ale mimo wszystko…) i nie wyszła tak jak ją sobie wyobrażałam… Przepraszam też za opóźnienia, ale jak sie zapewne domyślacie (móżdżki pracują^_^) było to również spowodowane tak zwanym „brakiem weny”. No dobra… Już nie będę przynudzać… Najwyżej dopiszę jeszcze coś na końcu:)Miłego czytania ;*Agnieszka TREY- Trey! Wstawaj! Trey!Ktoś mną potrząsał, a mnie to się zdecydowanie nie podobało. Odwróciłem się z cichym jękiem na drugi bok. - No wstań wreszcie lodowa czapo! Rusz cztery litery! Nagle poczułem jak coś dźga mnie w plecy. Coś ostrego. Odwróciłem się ponownie i uniosłem powieki. Dokładnie przed oczami miałem Guan Dao i delikatnie mówiąc, wkurzonego Lena.- Daj spokój krótkomajtku… Idź się pobawić z kimś innym… Chcę jeszcze spać. - Zostaw go Len… Ze śniadania będzie więcej dla nas – usłyszałem wesoły głos Yoh i natychmiast się przebudziłem.- Śniadanie?W ostatniej chwili uchyliłem się przed ciosem. - Eja, czubek… Daj mi spokój… Już wstałem… – wyjąkałem. Moje wyjaśnienia nic jednak nie dawały. Znów ledwo uciekłem przed Guan Dao i po okrążeniu polanki skryłem się za Ryo. Fioletowo włosy nareszcie się uspokoił i również zajął miejsce przy ognisku. Śniadanko minęło nam w całkiem miłej atmosferze – wszyscy cieszyli się długo wyczekiwanym końcem walki z demonami. Jednak kiedy temat schodził na ostatnie chwile walki i „jak to Anna świetnie poradziła sobie z wypędzeniem ducha”, wszystkim uśmiechy spływały z twarzy. Raven – może nikt jej nie uwielbiał i często wręcz życzyliśmy sobie by gdzieś się „zawieruszyła”, ale nigdy nie dopuszczaliśmy możliwości, że może tak nagle… zniknąć. To przecież równie dobrze mógł być każdy z nas – walka była bardzo niebezpieczna, każdy zdawałsobie sprawę z ryzyka jakie podejmuje. Mimo wszystko nie zdawaliśmy sobie sprawy czym jest śmierć przyjaciela. A Raven… Może trochę dziwnie to zabrzmi, ale była naszą przyjaciółką.

Wyruszyliśmy w drogę zostawiając za sobą dwie kupki popiołów. I tylko jedna z nich była zgaszonym ogniskiem.Szliśmy już od dobrych pięciu godzin. Słońce okropnie parzyło, a namzaczynało brakować wody. W takich momentach dobrze jest panować nad zamarzniętą wodą^_^ Po chwili trzymałem w ręce kawałek lodu. Teraz o wiele lepiej – pomyślałem. Kiedy jednak spojrzałem na moich przyjaciół mina mi zrzedła. Krople potu na czole i głód w oczach… Uwierzcie mi…to nie był piękny widok. Kiedy wszyscy trzymali już w dłoniach swój zapas lodu, tempo zdecydowanie wzrosło. Musieliśmy niestety iść pieszo – nadal nie odzyskaliśmy całego foryoku po walce, a musielibyśmy zwolnić gdyby ktokolwiek wykorzystał pozostałe do wielkiej kontroli. Chyba nie muszę mówić, że to było nam zdecydowanie nie na rękę? Tak więc szliśmy i szliśmy… Powoli zaczynałem się nudzić. Nic dziwnego – Ryo podśpiewywał sobie jakąś smętną piosenkę co chwilę namawiając Layserg’a do wspólnego wydawania tych niezidentyfikowanych odgłosów,Len jak zwykle szedł w ciszy, a Yoh i Anna… Cóż… Można powiedzieć, że chwilowo zastępowali nam Fausta i Elizę… =_= Jednym słowem – kompletne nudy. Jeszcze raz spojrzałem na te zakochane gołąbki i uśmiechnąłem się pod nosem. Nareszcie się zeszli– pomyślałem. To co obydwoje wyczyniali przez te kilka miesięcy było już nie do zniesienia… Do moich myśli wkradła się niespodziewanie pewna szczupła blondynka o niebieskich oczach i wywróciła cały mój świat do góry nogami. Z resztą tak jak zawsze kiedy tylko pojawiała się w mojej głowie. [Że nie zrobiło mu się niedobrze... Takie kręciołki w tę i z powrotem...] Była dla mnie wszystkim i potrzebowałem jej jak powietrza. Miałem ochotę biec, pędzić przed siebie byle tylko jak najszybciej znaleźć się obok niej, zobaczyć te figlarne iskierki w oczach, usłyszeć jej śmiech… Delikatnie przyspieszyłem poganiając przyjaciół w myślach: Szybciej! Szybciej! Błagam, szybciej!MOLLYSzybciej, Trey… Szybciej… Czemu jeszcze cie tu nie ma?To wszystko trwało już zdecydowanie za długo. Ta „misja” była jednymwielkim szaleństwem, a szanse na wygraną malały z powodu ucieczki Anny. Jeśli ona się podda, wszystko przepadnie.Trey… Całą moją siłę wkładałam w wyciszenie, skupiałam się na nadziei i uparcie wierzyłam, że on zaraz po prostu wejdzie do mojego pokoju, rzuci coś głupiego… Że nigdy nie zostawi mnie samej… Poczułam na dłoni coś zimnego i mokrego. Po chwili dotknęłam twarzy – ona też była mokra. Co się ze mną dzieje? - pomyślałam. Czułam się okropnie. Łzy były dla mnie jak… No właśnie… Jak chwila okropnego upokorzenia, słabości i…***- Tatusiu… Dlaczego mamusia nic nie mówi? Mała dziewczynka o słomkowych włosach pociągnęła za rękaw wysokiego

mężczyznę. Łzy spływały obficie po jego twarzy. Kucnął przy dziecku i spojrzał w błękitne, duże oczka. - Kochanie… Mama zasnęła. - Czemu nie mogę jej obudzić? Chcę żeby zaśpiewała mi piosenkę!Mężczyzna spuścił głowę. Czarne włosy opadły na twarz. Dziewczynka pochyliła się próbując spojrzeć ojcu w oczy. - Tatusiu… Czemu nie mogę jej obudzić? Proszę… Chcę żeby zaśpiewała mi piosenkę! Mamusia tak ładnie śpiewa…- Kochanie – podniósł głowę. Jego orzechowe oczy były wypełnione cierpieniem i tęsknotą. – Mamusia się nie obudzi.Dziewczynka powoli podeszła do łóżka na którym leżała piękna kobietao złocistych włosach. - Tatusiu… Dlaczego mamusia jest taka biała? Po gładkich, zaróżowionych policzkach zaczęły spływać pierwsze malutkie łezki.- Dlaczego mamusia się nie budzi? Tatusiu… Powiedz jej żeby już się obudziła… Mężczyzna otarł dziecku łzy i delikatnie się uśmiechnął.- Kochanie… Wyglądasz brzydko kiedy płaczesz… Pamiętaj – płakać możesz tylko jeśli boisz się, że stracisz osobę, którą bardzo kochasz.***Nagle usłyszałam, że ktoś biegnie korytarzem. Otarłam łzy, które jednak nie chciały przestać płynąć i wyjrzałam z pokoju. W końcu korytarza mignęły mi tylko różowe włosy.- Tamara…? Tamara! Co się stało?! – wypadłam z pokoju i pobiegłam zadziewczyną. Zatrzymałam się dopiero przed drzwiami wejściowymi do twierdzy gdzie też stała zdyszana wizjonerka.- Co… Co się stało? - Anna… – wydyszała wskazując na drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku. - Tamara… Jesteś pewn… Nagle drzwi lekko się uchyliły. Rzuciłam się w tamtą stronę.- Anno! Gdzieś ty… – zatrzymałam się w połowie drogi. Serce stanęło mi w miejscu, a potem zaczęło bić nienaturalnie szybkim tempem. Drugą połowę drogi przecięłam jak błyskawica. Wtuliłam się w jego wysportowany tors – trzeba kiedyś porządnie podziękować Annie. - Trey… – wyjąkałam mocząc mu koszulkę łzami. – Tak się martwiłam…- Molly… – wydawał się trochę zaskoczony moim zachowaniem. Szybko jednak się zreflektował. Rzucił na ziemię plecak, deskę i przytulił mnie. Miał przyspieszony, nierówny oddech jakby biegł przez pół drogi. Wtulił twarz w moje włosy i wyszeptał to, co od tak dawna pragnęłam usłyszeć.- Kocham cię… – i potwierdził to słodkim pocałunkiem. - Czemu płaczesz…? -spytał kiedy się od siebie odsunęliśmy. – Co sięstało, Molly?

Szybko zakryłam twarz dłońmi i odwróciłam się do niego plecami starając się jak najszybciej otrzeć łzy. - Nie patrz na mnie… Muszę wyglądać okropnie – wyjąkałam. Głos nadalmi się łamał. - O czym ty mówisz? Zawsze jesteś piękna… Najpiękniejsza – poczułam jak łapie mnie w talii i odwraca do siebie. – Już jestem, Molly. I nigdzie się stąd nie ruszam. I jeszcze raz mnie pocałował.***                                                                   … i jak wyznanie miłości.TAMARAWizja była bardzo krótka, ale nie miałam wątpliwości co do tego czy była prawdziwa. Anna wchodziła do twierdzy prowadząc za sobą Yoh, i…Lena. W pierwszej chwili byłam zaskoczona, że to niebiesko włosy wszedł jako pierwszy, ale w następnym momencie przypomniałam sobie, że jegonie było w mojej wizji. Zostawiłam Molly i Trey’a samych – w końcu każdemu należy się chwila prywatności – i wyszłam przed bramę. Po chwili dołączyła do mnie Pilica. Najprawdopodobniej wracała ze spaceru – ubrana była w dżinsowe [Teraz już tak się pisze XP Sprawdzałam!] ogrodniczki i żółtą bluzkę z krótkim rękawem [Kontrasty górą^_^], włosy miała zaplecione w dwa długie warkocze razem z polnymi kwiatami. Niektórym mogłaby skojarzyć się z wieśniaczką, ale w rzeczywistości wyglądała bardzo subtelnie i dziewczęco. Gdy tylko zobaczyła grupkę zbliżającą się do twierdzy, puściła się biegiem rozsypując wokół bukiet kwiatów, które trzymała w rękach. Rzuciła się na zielonowłosego przewracając go na ziemię i mocno przytulając. Oboje głośno się śmiali. Pozostała część grupy zbliżyła się już do mnie.- Witaj Tamaro – przywitał się Ryo i zniknął w twierdzy. - Cześć, Tamara – powitał mnie wesoło Yoh. Mojej uwadze nie umknęło,że trzymał Annę za rękę a na jego twarzy gościł piękny uśmiech.Nareszcie… Znowu są szczęśliwi – pomyślałam i odwzajemniłam uśmiech. Odwróciłam się by powitać osobę, na którą najbardziej czekałam i zamarłam. Len minął mnie bez słowa. Nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Stałam tak jeszcze dobre kilka minut. Z otępienia ocknęłam się dopiero kiedy do twierdzy wchodzili Layserg i Pilica. - Tamara… Nie wchodzisz do środka? – spytała dziewczyna.Zamrugałam kilka razy i spojrzałam na nią już całkiem przytomnie.- Taak… Już idę. Kiedy weszłam do dużego holu, nadal tam stali – rozmawiali i cieszyli się swoją obecnością. Byli tam wszyscy. Wszyscy prócz Lena Tao.

Kiedy nareszcie znalazłam się w swoim pokoju, poczułam jakby ktoś wbił mi coś ostrego w serce. Co się stało? – zastanawiałam się. Przecież kiedy wyjeżdżał… wszystko było w porządku… Podeszłam do okna i otworzyłam je by wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Niebo płonęło blaskiem zachodzącego słońca, lekki wietrzyk rozwiał mi włosy. Powietrze byłoprzyjemnie nagrzane po długim, upalnym dniu i cudnie pachniało – lasem, słońcem i spokojem. Nagle, zauważyłam na dole jakiś ruchomy kształt, który okazał się być trenującym Lenem. Usiadłam przy oknie i oparłam brodę na dłoniach wpatrując się w chłopaka. Nie miał na sobie koszulki, jego mięśnie pięknie pracowały kiedy wykonywał pompki. Włosy rozwiewał muten sam ciepły wiatr. Mogłabym patrzeć na niego godzinami i nigdy nie miałabym dość. Jego widok uspokajał mnie i dodawał mi odwagi. Czułam też przyjemne ciepło pochodzące z serca i rozlewające się po całym ciele. Nagle zrobiło się ciemno, a polankę na której trenował Len oświetlił księżyc. Teraz albo nigdy – pomyślałam i wybiegłam z pokoju.LENNie mogłem się uspokoić. Myślałem, że wysiłek fizyczny da choć niewielką ulgę, ale moje myśli jak na złość krążyły wokół tej sytuacji. Przed oczami miałem jej twarz, usta ułożone w delikatnym uśmiechu, delikatnie zaróżowione policzki [Eja, Len... Nie za dużo tego różu? >.<], oczy zwrócone tylko i wyłącznie na NIEGO! Nie mogłem tego wytrzymać. Tyle wysiłku, starań… A ona sobie po prostu ze mnie żartowała! To było nie do zniesienia. Co za ironia… Jak jedna myśl potrafi zranić głębiej niż najlepsze ostrze… Pogrążony w myślach i ostrym treningu, nie zauważylem kiedy zapadła noc. Nie usłyszałem też cichych kroków od strony twierdzy. - Len… Przyniosłam herba… – zerwałem się na nogi i jednym, szybkim ruchem ręki wytrąciłem jej tacę z rąk. Kubek poleciał gdzieś w stronę lasu. Stała tam kompletnie zaskoczona – chyba nie wiedziała co ma powiedzieć. Czułem się oszukany, zdradzony. Nie mogłem wytrzymać jej obecności. Postanowiłem więc zakończyć to bezsensowne spotkanie. - Odejdź – powiedziałem. – Chcę skończyć trening i nie mam ci nic dopowiedzenia.Najpierw na jej twarzy malowało się przerażenie. Bała się mnie? Możeto nawet lepiej… Zaraz potem jednak przerodziło się ono we wściekłość. - Jakim prawem robisz mi coś takiego?! – wrzasnęła na mnie. Tego sięnie spodziewałem, ale nie pokazałem po sobie zaskoczenia. Ona natomiast kontynuowała:- Co ci się stało, Len?! Zwariowałeś?! Przed wyjazdem wszystko jest w porządku, chodzimy razem na spacery, spędzamy wspólnie czas, a teraz?! Najpierw udajesz, że mnie nie widzisz, a potem odzywasz się

do mnie jak pan i władca!! Nie mówiąc już o tym, że prawie mnie uderzyłeś!!- To ty zaczęłaś tą kłótnię!! Nie mam ochoty bawić się w toje gry!! - Ach tak?! A więc to wszystko moja wina?! To ja ignoruję cię przez całe popołudnie jakbyś był powietrzem?! Traktujesz mnie jak śmiecia!! Jak zabawkę, którą po znudzeniu można odstawić na półkę!! Mam tego dość!! Radź sobie sam!! Wielki TAO!!! – odwróciła się i biegiem wróciła do twierdzy.- Idź do Yoh! Może cię pocieszy! – krzyknąłem, ale chyba tego nie dosłyszała.Spuściłem głowę. Cały aż trząsłem się z wściekłości. W świetle księżyca nagle błysnęło coś srebrzystego. Spadło na trawę przed moimi stopami. Potem jeszcze raz i znowu… Zaciskałem zęby. Miałem ochotę krzyczeć. Dać znać całemu światu jak bardzo jej nienawidzę. Tylko dlaczego czułem nadal okropny ból w klatce piersiowej? Kolejne krople spadły na ziemię. Księżyc skrył się za chmurami, a jazostałem całkiem sam. W ciemności.

53. I found you in the middle of my dream27 lutego 2009Taak… Może po prostu zaproszę was do czytania… Aha i jeszcze jedno do słuchania polecamy Nickelback – Never gonna be aloneAMIDAMARUPrzechadzałem się, a właściwie to chyba lewitowałem w tą i z powrotem przed pokojem Kyouyamy. Dostałem krótkie i proste polecenieod pani Kino: „Zawołaj ich na kolację”. Mimo wszystko jakoś nie mogłem zmusić się do pojawienia przed nimi… tak po prostu i bez ostrzeżenia. Krzyki też raczej nie wchodziły w grę, a pukanie zaczynało mi się już nudzić. Koniec. Kompletny brak pomysłów. Mogłem„wtargnąć” do pokoju i prawdopodobnie zostać odesłany do Rajskiego Ogrodu Wolności i Szczęścia przez dziewczynę Yoh, albo odejść i dostać to samo od jego babci. Żadna z tych możliwości nie przypadła mi specjalnie do gustu. Zdecydowanie nie spieszyłem się z podróżą natamtą stronę, ale granatowe korale wywoływały we mnie nieokreślony rodzaj lęku, więc spokojnie odwróciłem się i odpłynąłem na dach, by choć odrobinę oddalić to, co nieuniknione T_TANNANie mogłam uwierzyć w to co się działo. Czas galopował z zawrotną szybkością, a ja nie dostrzegałam jego biegu. Z walki wróciliśmy ładne kilka godzin temu, ale dla mnie była to jedna niekończąca się chwila. Od pamiętnego słowa „przepraszam” nie powiedzieliśmy do siebie chyba nic. Nie była to jednak uciążliwa cisza, nie czuliśmy się skrępowani swoją obecnością – słowa po prostu nie były potrzebne, poza tym nie umiałabym wyrazić nimi tego, co czułam. Wystarczało mi ciepło jego ciała, opiekuńczość z jaką obejmowały mnie jego ramiona. Oddychaliśmy jednocześnie i po chwili nie mogłam

ocenić czy wciągam, czy zatrzymuję powietrze wsłuchując się uważnie w cichy odgłos, na wpół słuchając i na wpół czując go przy delikatnych ruchach klatki piersiowej. Siedzieliśmy w moim pokoju nałóżku, przytuleni do siebie ciesząc się swoją bliskością. Wtulona w zagłębienie koło szyi czułam jego zapach – coś jak łąka o świcie – igły drzew z delikatnym akcentem kwiatów, ale przede wszystkim poranna, zielona trawa na której szklą się jeszcze krople rosy. Tegowszystkiego dopełniał ostrzejszy, ale ledwo zauważalny zapach rzemyka z naszyjnika, którego prawie nigdy nie zdejmował. Głaskał mnie po włosach. Jego dotyk był jak zawsze bardzo delikatny – nigdy,nawet kiedy był wściekły, nie zrobił mi krzywdy fizycznie. Każde miejsce w którym dotknął nieopatrznie mojej skóry natychmiast mrowiło, a ciarki biegły od czubka głowy do palców u stóp. Wręcz bałam się poruszyć – nie chciałam w żaden sposób zakłócić tej chwili. W tym samym momencie ledwo powstrzymywałam się przed objęciem go mocniej. - Anno… – nagle poczułam wibrację gdzieś w okolicach górnej części prawego policzka. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy jednocześnie zakrywając dłonią usta.  - Nic nie mów – poprosiłam. Obrysowałam palcem kontur jego warg i ostrożnie zbliżyłam się. On także nachylił twarz bliżej mojej. Pocałunek był delikatny, ostrożny, z obawą i niepewnością, a przy tym niezwykle słodki, wyczekiwany przez obydwie strony. Później długo jeszcze siedzieliśmy z zamkniętymi oczami głowę opierając o czoło tej drugiej osoby i rozkoszowaliśmy się swoją obecnością i bliskością jak jeszcze nigdy wcześniej.YOHAnna zasnęła przy mnie. Musiała być zmęczona zarówno fizycznie, a także psychicznie. Wszystko to co przeszła – walka z demonami, nikłeilości snu, ciągły strach i niepewność. Samo to było wystarczającym powodem do załamania, a ona nadal trzymała się na nogach. Nie mogłemwyrazić podziwu dla tej dziewczyny – była tak silna choć zawsze wydawała mi się krucha i delikatna. Ostrożnie położyłem ją na poduszce i przykryłem kocem. Jej oddech był spokojny, po kilku chwilach na twarzy pojawił się lekki uśmiech – najwyraźniej śniło jej się coś przyjemnego. Nareszcie nie rzucała się po łóżku cała zlana potem, mamrocząc coś, z czego wyróżnić można było tylko słowo „pomocy”. Powoli wstałem i podszedłem do okna. Gwiazdy świeciły tej nocy niezwykle jasno. Usiadłem na parapecie wpatrując się w Wielki Wóz, który był bardzo dobrze widoczny. Ostatnio wszyscy przechodziliśmy trudny okres, ale… kto powiedział, że w życiu będziełatwo?Obudziło mnie słońce, które świeciło mi na twarz. Przetarłem oczy i spojrzałem na zegarek – była 6:49. Anna smacznie spała. Włosy, teraztrochę dłuższe niż wtedy kiedy wyjeżdżała, rozsypały się na poduszcecałymi kaskadami złotych refleksów. Policzki miała zaróżowione –

musiało być jej gorąco w środku lata pod grubym kocem. Poruszyła się, a nakrycie, które i tak było już na krańcu łóżka, spadło na podłogę. Dopiero teraz zauważyłem jak wychudła. Stres i zmęczenie zrobiły swoje. Pod jasną sukienką, którą nosiła do spania widać byłowystające kości. „To wszystko moja wina” – myślałem. „Jak mogłem zostawić ją samą z jej problemami, odwrócić się od niej z powodu głupiego gniewu, którego nie potrafiłem w sobie stłumić?!”. Mimo piętna, które bez wątpienia wywarł na niej cały ten wysiłek, Anna wyglądała przepięknie. Uśmiechnąłem się nie po raz pierwszy uświadamiając sobie jakie szczęście mnie spotkało. Nikt nie mógł mi jej zastąpić. Była jedyna w swoim rodzaju i nie mogłem wyobrazić sobie ani jednego dnia więcej bez niej. Szybko, ale starając się stąpać jak najciszej, podszedłem do łóżka i położyłem się obok dziewczyny. Zawsze lubiłem patrzeć na nią kiedy spała. Rano miała taką pogodną twarz… Niestety, zawsze, chyba instynktownie wyczuwała ten wzrok i budziła się. Tak samo było i teraz – po chwili patrzyła na mnie para czarnych, dużych oczu.  - Dzień dobry – uśmiechnąłem się. – Jak się spało? - Ciepło. - Właśnie widzę – spojrzałem wymownie na odsłonięte, szczupłe nogi.Jej wzrok momentalnie powędrował w tym samym kierunku. Natychmiast usiadła rozglądając się dookoła.  - Gdzie jest koc? – zapytała. - Na podłodze obok łóżka. Sama go zrzuciłaś jakieś pięć minut temu. Wywróciła oczami, westchnęła, po czym zaczęła podnosić się z łóżka. Zatrzymałem ją jednym szybkim ruchem ręki, jednocześnie sprowadzającz powrotem na miejsce obok mnie.  - Co ty robisz? – spytała z cichą nutą irytacji w głosie, którą chyba próbowała ukryć w ostatniej chwili.  - Nawet nie ma jeszcze siódmej. Gdzie się tak spieszysz?  - Mam… kilka spraw do załatwienia… Muszę iść do pani Kino i… – już prawie siedziała. Znowu musiałem pomóc jej wrócić do pozycji leżącej.  - Znowu uciekasz – powiedziałem cicho wplatając w to delikatne oskarżenie. Przykryłem jej dłoń swoją – tak, aby nie mogła jej podnieść. - Yoh… - Anno. Proszę, zaufaj mi – patrzyliśmy sobie w oczy.  - Yoh… Nikomu nie ufam bardziej niż tobie.Przysunęła się do mnie, a ja objąłem ją ramieniem. Leżeliśmy tak jeszcze przez chwilę. Nic jednak nie może trwać wiecznie i w końcu Anna uniosła się na ręce.  - Ja naprawdę muszę iść do pani Kino. Obiecałam jej zrelacjonowaniewalki, a wczoraj… Sam wiesz – po prostu nie miałam do tego głowy. Poza tym, wszystko się skończyło – niebezpieczeństwo ataku demonów

zostało zażegnane, Raven… jest już wolna, a medium mogą spać spokojnie. W takiej sytuacji nie powinniśmy nadużywać gościnności Osorezan. Chcę po prostu powiedzieć, że…Pierwsza przerwa na oddech od początku wypowiedzi [wow O.O]. Powoli podniosła wzrok z nad swoich dłoni.  - Yoh… Wracajmy do domu. Ten uśmiech był obezwładniający. W jednej chwili stała się tak radosna i promienna – tak jakby w pokoju zaświeciło moje własne słońce.ANNA - Wtedy Raven spłonęła, a Zeke… zniknął. - I to wszystko? - Tak, to był koniec. - Rozumiem – pani Kino Asakura wstała i podeszła do małego okienka.– To nieco rujnuje nasze plany – mruknęła. – Zeke nie będzie już dłużej naszym sprzymierzeńcem. Być może nigdy nim nie był. Znów zaczął zabijać i kroczyć drogą swej idei. Musimy być ostrożni – teraz nawet jeszcze bardziej niż przed atakiem demonów – kobieta powoli spojrzała w moją stronę. – Zbliża się termin walki o tytuł króla. Wiesz jaka jest w tym twoja rola, prawda? Natychmiast skinęłam głową. Kobieta posłała mi krótki uśmiech.  - Świetnie. A teraz pospiesz się, Anno. Mój wnuk i wasi przyjacielezapewne jedzą już śniadanie.YOHAnna weszła do sali i zaczęła rozglądać się za wolnym miejscem. Podniosłem rękę i pomachałem do niej wskazując przy okazji miejsce po mojej prawej. Kiedy tylko usiadła, obok niej zjawił się ten durny… [Chwila dla autorki! Yay! Nareszcie ja! Wybaczcie, ale zbyt dużo nieprzyzwoitych określeń nachodzi mi się na myśl więc pozostanęprzy jednym, które chyba najlepiej łączy je w sobie...] pierwotniak.Zaczął się przymilać i powoli, niepostrzeżenie przysuwać do Anny. Już sam ton jego głosu doprowadzał mnie do wrzenia. Do tego fałszywyuśmiech, nieznośny błysk w oku i… cóż… chęć dobrania się do mojej Anny. [Gościu ma przegwizdane...] Jak on może…  - Nigel, odsuń się – z zamyślenia wyrwały mnie słowa blondynki.  - Ale kochana, właśnie chcę ci powiedzieć… - Odsuń się. Nie chcę z tobą rozmawiać. - Ale… - Chyba wyraziła się jasno – przerwałem mu. – A może mam ci to wytłumaczyć… bardziej szczegółowo? - Czy ktoś pytał cię o zdanie? – spojrzał na mnie nie kryjąc nienawiści. - Wiesz, Nigel, niektórzy tutaj potrafią porozumiewać się telepatycznie. Och, ty chyba o tym jednak nie słyszałeś.  - Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy Asakura. Nie obchodzi mnie wartość twojego nazwiska.

 - To co robisz to jak najbardziej moje sprawy. A moje nazwisko… - DOŚĆ!! – Anna nagle wstała. – Zachowujecie się jak dzieci! Nie można spokojnie zjeść śniadania! – powiedziała i wyszła z sali. - Moje nazwisko nie ma nic do tego – dokończyłem patrząc w te lodowate i pełne pogardy błękitne oczy.ANNA Śniadanie powoli się kończyło i wszyscy zaczęli opuszczać salę udając się na krótki odpoczynek do swoich pokoi. Tak było zawsze. Odkiedy zjawiłam się tu pierwszy raz, mimo że minęło już kilka ładnychlat. Było coś magicznego w tym niezmiennym porządku, może nawet podniosłego, sprawiającego wrażenie odwiecznej tradycji i jednocześnie ciepłego, witającego z otwartymi ramionami domu. Stałam obok wejścia patrząc na tych wszystkich ludzi i szukając wśród nich tej jednej osoby. Kiedy wrzawa zaczęła cichnąć, rozpoznałam dwa głosy. Zajrzałam do sali i oniemiałam.  - Daj znać jak dojedziecie, stary – powiedział uśmiechnięty Nigel wpadając przypadkowo na mnie. – Och, przepraszam… Anna! – wyszczerzył się jeszcze bardziej, ale jakoś tak… przyjaźnie. – Miłejpodróży. Do zobaczenia! – pomachał nam ręką i wyszedł. Spojrzałam naszatyna, który odmachał Nigel’owi. Musiałam mieć komiczny wyraz twarzy, co natychmiast potwierdził wybuch śmiechu chłopaka.  - Co… Coś ty mu zrobił? – zapytałam podchodząc do ocierającego łzy szatyna.  - To co zwykle – powiedział po chwili. - Zwykle nie robisz ludziom prania mózgu. A przynajmniej nie w tak krótkim czasie – powiedziałam i również wybuchnęłam śmiechem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardo brakowało mi tego uśmiechu, szalonego optymizmu, który zawsze wyciągał nas z kłopotów.To właśnie był mój Yoh Asakura.   - Gotowy do wyjazdu? – zapytałam po chwili ciszy. - Jak najbardziej – szatyn uśmiechnął się i posłał mi to swoje spojrzenie, pod którym zawsze uginały mi się kolana. – Pójdziemy na spacer?Spojrzałam na zegarek.  - Ale mamy tylko… - …aż całe dwie godziny do odjazdu pociągu. - Na stację idzie się ponad godzinę. Zaraz wychodzimy.  - Polecimy na kontroli – mrugnął do mnie. – Już powiedziałem chłopakom – i pociągnął mnie w stronę wyjścia z twierdzy.Chodziliśmy bez konkretnego celu trzymając się za ręce i nic nie mówiąc. Przypomniało mi się, że widziałam kiedyś Trey’a i Molly spacerujących w ten sam sposób. Zastanawiałam się wtedy czy kiedykolwiek doświadczę jeszcze szczęścia i bliskości drugiej osoby,a teraz… wydawało się to tak proste i oczywiste – inaczej nic nie miałoby sensu. Spojrzałam w błękitne, jasne niebo i poczułam lekki, ale chłodny wiatr niosący zapowiedź gwałtownej zmiany pogody. Trochę

mocniej opatuliłam się chustą. Nagle Yoh poprowadził mnie ścieżką pomiędzy drzewa.  - Dokąd idziemy? – spytałam. - Zobaczysz. Nie oponowałam. Ufałam mu bezgranicznie i nigdy się na nim nie zawiodłam. Poza tym, znałam doskonale to wzgórze i las. Podczas pobytu tutaj zawsze lubiłam spacerować i odkrywać nowe ścieżki. Po chwili intensywnego marszu dotarliśmy do niewielkiej rzeki, nad którą rosła piękna, rozłożysta wiśnia.  - Znam to miejsce… – szepnęłam.Nagle chłopak zatrzymał się. - Co…? – jęknął zdziwiony i po chwili dodał zrezygnowany. – Czy ty zawsze musisz znać moje ulubione miejsca? Za dobrze mnie znasz… - Chyba nawet powinnam – mrugnęłam do niego.W odpowiedzi otrzymałam uśmiech i znowu ugięły się pode mną kolana. „Czy on to robi specjalnie?” – przemknęło mi przez myśl. Usiedliśmy w cieniu drzewa tak, że siedziałam pomiędzy jego nogami iopierałam się o tors. Patrzyliśmy na ptaki podziwiając rewolucje jakie wykonywały w powietrzu, słuchaliśmy szumu płynącej wody i własnych oddechów. Yoh wtulił twarz w moje włosy, a ja upajałam się jego obecnością. Właśnie takie chwile były, są i będą moim rajem.Całą drogę powrotną przebyliśmy na kontroli ducha. Nie mam pojęcia jakim cudem foryoky Yoh odbudowało się tak szybko, ale kiedy spytałam go o tą kwestię, mruknął tylko coś o szczęściu i wdał się wrozmowę z Lenem.Kiedy weszłam do domu, w oczach prawie stanęły mi łzy. Dopiero terazzdałam sobie sprawę jak jestem przywiązana do tego miejsca, a przedewszystkim do osób, które z nim kojarzę. Natychmiast się jednak otrząsnęłam. Szybko zamrugałam i krzyknęłam: - Jeden wielki chlew! Tak brudno jeszcze nigdy tu nie było! Wy lenie patentowane! Coście robili kiedy mnie nie było?! Odpowiedział mi zbiorowy jęk.  - To ja biorę łazienkę – powiedział Trey i powlókł się w stronę patio.  - Len – podłogi! Ryo – obiad! Tamara – nakrycie stołu i ścieranie kurzu! Layserg – podwórko! Yoh – okna – porozdzielałam zajęcia. – Molly! Chodź! Zaraz zacznie się pierwszy odcinek nowej serii, a ja nie pamiętam na którym kanale jest Telenovel24!AMIDAMARUMinęło już kilka tygodni i wszystko wróciło do normy. Eh… Prawie wszystko. Anna rozporządzała obowiązkami, oglądała seriale, zadawałamordercze treningi i czasami wybierała się po zakupy. Reszta jęczałai narzekała, ale w domu można było wyczuć radosną atmosferę. Jedynymwyjątkiem był Yoh. Przez dwadzieścia cztery godziny na dobę paradował z bananem na twarzy i jak zakochany idiota cieszył się z każdego zadania wyznaczonego przez blondynkę. Pewnego dnia Anna

jednak nie wytrzymała i zaszła następująca wymiana zdań:” – Yoh, wyczyść łazienkę. - Oczywiście, Anno. - Albo nie! Lepiej zrób trening! - Już się robi! - Yoh! Nie rób tego treningu! - Tak jest! - YOH!!”Ach… Teraz przypominam sobie, że Trey tarzał się ze śmiechu. Tak więc… Nasze życie [W cudzysłowie chyba powinno być...] nabrało zwykłego, zwariowanego tempa. Przede wszystkim cały wolny czas zajmowały treningi Yoh, które często polegały na walce z innymi. Termin pojedynku o tytuł Króla zbliża się nieubłaganie, a przeciwniknie ma słabych stron. Każdy z nas budzi się kolejnego dnia z nadzieją na cudowny koniec, który będzie równocześnie wspaniałym początkiem.

54. Teraz wiem, najwazniejsze – nie przestawac wierzyć w miłość.2 stycznia 2010

 

 ANNATygodnie mijały, a dni w naszym wspólnym domu w Tokyo zamieniały sięw rutynę. Wyzwanie był jedynie powrót do szkoły, do treningów doszłojeszcze odrabianie lekcji i nauka do testów. Dla niektórych niewykonalne… Spakowałam wszystkie potrzebne książki i zapięłam ostatnie guziki mundurka. Widziałam przez okno, że chłopcy wracają ztreningu. Spojrzałam na zegarek.Coraz lepiej. Teraz mają nawet szanse, że zdążą coś zjeść przed wyjściem.Schodziłam na dół. Byłam pewna, że dziewczyny już coś dla niech

przygotowały, ale może jest coś w czym mogłabym im jeszcze pomóc. Nagle poczułam czyjeś zimne dłonie na mojej talii i ciepły oddech napoliczku. Zaraz po tym spojrzałam w czarne oczy mojego szatyna. Pomimo widocznego zmęczenia, wciąż się uśmiechał. Nie mogłam nie odpowiedzieć na to własnym uśmiechem. - Widzisz Anno idzie nam coraz lepiej. Poprawiliśmy się o całą godzinę od naszego pierwszego biegu.W jego głosie była taka radość, zaraźliwa radość, najwspanialsza radość ze wszystkich możliwych – szczera. - Ciesze się razem z tobą, ale lepiej szybko się przebierz i zejdź coś zjeść – poszedł kilka stopni w górę. – Mundurek przygotowałam cina łóżku i zawiązałam już krawat. - Jesteś aniołem – usłyszałam już zza rogu.Reszta chłopców siedziała przy stole i piła herbatę lub mleko. Dziewczyny przygotowywały kanapki. Odłożyłam torbę na sofę i dołączyłam do nich.  - Ale Molly, kiedy miałem zrobić te zadania z matematyki? Wiesz, żecały czas jestem zajęty. Nie możesz dać mi spisać? Ostatni raz.Prawie poplułam się herbatą. Myślałam, że zmądrzał po ostatniej awanturze, gdy nauczyciel złapał go na przepisywaniu pracy domowej na przerwie i oboje, Trey i Molly, dostali jedynki. A co jak co, aleMolly była bardzo ambitna. Tym razem nawet się do niego nie odwróciła, widać zastosowała jedyną znaną mi metodę działającą na Trey’a, trzeba go ignorować. Len dalej był na coś zły i najlepsze było to, że nikt nie wie na co. Widziałam tylko, jak ukradkiem spogląda na Tamarę, która właśnie niosła talerz pełen kanapek. Nie uszło też mojej uwadze, że położyła go na przeciwnym krańcu stołu odzłotookiego.  - O jak dobrze, jedzenie! – szatyn złapał pierwszą lepszą kanapkę iusiadł koło mnie. – Kiedy będziemy mogli zjeść trochę hamburgerów, co Anno? Nie żeby kanapki nie były pyszne, ale jestem wypchany sałatą i ogórkami po samo gardło. - Zgadzam się z Yoh. Z chęcią zjadłbym coś kalorycznego… na przykład pizzę. Czasami to już mi się nawet śni…Trey zamknął oczy i się rozmarzył. - Szkoda, że nie śnią ci się wzory na fizykę, może byś coś zapamiętał…Widać, że Molly też nie była dzisiaj w nastroju. Niebieskowłosy szybko oklapł i zajął się dokańczaniem swojej porcji. Wiedziałam, żeczekają na to co ja powiem. Nawet na twarzy Layserga i Lena było ciche błaganie, ale żaden z nich nie powiedziałby tego na głos. Layserg boi się stojącej nad nim Pilici, a Len… jedno słowo – duma.  - Jeszcze trochę musicie wytrzymać. Weźcie to jako wyzwanie dla waszej woli – Upiłam ostatni łyk herbaty. – Nie wiem jak wy ja już powoli wychodzę. Muszę się jeszcze spotkać z samorządem przed rozpoczęciem zajęć.

 - Poczekaj na mnie! – Yoh właśnie połykał ostatni kęs kromki. – Pobiegnę tylko po torbę.W tym czasie ja zaczęłam ubierać kurtkę. Zima jest ładną porą roku, ale tylko wtedy gdyby nie było zimno i ciemno. To są dwie rzeczy, których nie mogę znieść. Wytłumaczcie mi jak tak może być, że wychodzę do szkoły i jest szarawo, a jak wracam to już prawie noc. Cały dzień spędzamy w szkole. Wyszłam przed drzwi i czekałam na Yoh.po chwili wyszedł owijając się jeszcze szalikiem. Uśmiechnął się złapał mnie za rękę i ruszyliśmy wolno w stronę przystanku. To może zabrzmieć dziwnie, ale nie wiedziałam co mam powiedzieć. Ciągle mam lekkie obawy, że mogę powiedzieć coś czego nie powinnam, że mogę to wszystko zepsuć. Z drugiej strony wiem, że przy takim chłopaku mi tonie grozi. Spojrzałam na jego profil i zaczęłam się śmiać. Możecie nie uwierzyć, ale ten trzeciolicealista bawił się w łapanie płatków śniegu na język.YOHTo mnie zaskoczyło. Obróciłem głowę w jej stronę i zobaczyłem najpiękniejszy obraz na świecie. Moja mała Anna zgięta w pół, jedną rękę trzyma mojej, drugą ma na swoim brzuchu, śmieje się z lekko otwartą buzią, uśmiechnięta jak nigdy, a w kącikach jej oczu widać łzy. Powoli już jej przechodziło i podniosła dłoń żeby zetrzeć łzy spływające po policzkach. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Wyglądała tak naturalnie, nic dziwnego, że chłopcy często odwracają się żeby dłużej zatrzymać na niej wzrok.  - Chodź już chłopczyku, bo spóźnimy się na wcześniejszy autobus.Pociągnęła mnie lekko za rękę. Doszliśmy spokojnie na przystanek i mieliśmy jeszcze parę minut na przyjazd autobusu. Stałem za Anną obejmując ją rękami w talii, a brodę położyłam na jej głowie. - Nie wydaje ci się, że ostatnio zmalałaś? – wiedziałem, że ma lekki kompleks na punkcie swojego wzrostu i chciałem się z nią trochę podrażnić. - To ty ciągle rośniesz, nie wiadomo po co… – słyszałem w jej głosie lekką irytację. – Zresztą odkąd pamiętam byłeś w stanie oprzeć swoją głowę na mojej. - No tak, ale wtedy nie byłaś w obcasach… Poczułem jej łokieć na swoim brzuchu, nie było to żadne uderzenie, tylko takie… ostrzeżenie. - Auu! To bolało! – oczywiście nic nie poczułem, ale… co szkodzi trochę zabawy. – Nie należy mi się jakieś przepraszam? - Już ja wiem, że tobie to nie wystarczy jakieś tam „przepraszam”.Odwróciła się do mnie. - Masz rację. Jakieś tam mnie nie zadowoli.Pochyliłem się i delikatnie dotknąłem jej ust swoimi, nie sprzeciwiała się więc pogłębiłem pocałunek tym samym przyciągnąłem ją lekko do siebie. I wtedy… dostałem czymś w tył głowy. Poczułem tylko jak zimna woda spływa mi po plecach, aż mnie przeszedł

dreszcz. Szybko zrobiłem w tył zwrot i zobaczyłem grupę kolegów i koleżanek ze szkoły. Część była z mojej klasy, część z Anny i kilka osób z innych. - Nie chcieliśmy żebyście przegapili autobus – zaśmiał się wysoki brunet i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. – Część Yoh. - Witaj Kirie. Założę się o wszystko co mam, że to był i twój pomysł i wykonanie. - Za dobrze mnie znasz – mówił to w czasie kiedy witał się z Anną.Kirie był moim najlepszym kolegą z klasy. Siedzieliśmy koło siebie itak jakoś wyszło, że za kumplowaliśmy się. Potem trzeba było się przywitać z całą resztą. - A gdzie Trey i Molly? – zapytała się Riko, dziewczyna o ciemnobrązowych włosach i głęboko niebieskich oczach. - Jadą późniejszym autobusem, oni wszystko robią na ostatnią chwilę.Anna dalej stała koło mnie. Widziałem, że doskwiera jej mróz bo miała lekko zaróżowiony nos i policzki. Ręce w rękawiczkach też pocierała o siebie. Złapałem jedną z nich i włożyłem do własnej kieszeni. Pogadaliśmy jeszcze chwilę i przyjechał nasz transport. Wiedliśmy i zajęliśmy cały tył. Droga do szkoły nie była długa, zaraz trzeba było wysiadać i kierować się do bram szkoły. Nie byłobytak źle gdyby nie to, że zaraz na pierwszej lekcji czekał mnie test z biologii.TAMARAW domu zostałam tylko ja, Pilica i Len. My dwie mamy dzisiaj późniejdo szkoły, a on… nie musi już chodzić do szkoły, formalnie to już jąpowinien skończyć. Zaraz po śniadaniu poszedł na górę i pewnie zamknął się w swoim pokoju. Od tamtej wymiany zdań nie odzywaliśmy się do siebie. Unikał mnie, jak tylko wchodziłam do pokoju, on wychodził. Pilica była jeszcze u siebie i szykowała się do wyjścia. Miałam jeszcze krótką chwilę zabrałam się za zrobienie paru kanapek.Widziałam, że Len mało zjadł na śniadanie, Trey wpychał w siebie te kromki jakby nie jadł z tydzień. Zawinęłam w folię żeby nie wyschły i właśnie stałam z nimi przed jego drzwiami, w jednej ręce trzymająctalerz, a w drugiej butelkę wody. Zawahałam się… wchodzić do niego czy zostawić mu przed drzwiami. Jak tak zrobię to pewnie nawet ich nie zauważy, on chyba nie wychodzi z tego pokoju. Wygięłam lekko dłoń i zapukałam starając się nie upuścić butelki. - Proszę.Cicho, spokojnie. Jak ja dawno nie słyszałam jego głosu, a tym bardziej nie mówił do mnie, chociaż teraz pewnie myśli że to Pilica.Otworzyłam drzwi, znów starając się wszystko utrzymać. Leżał wyciągnięty na łóżku i patrzył się w sufit. Dopiero jak zrobiłam pierwszy krok w stronę stolika to spojrzał na mnie. Widziałam na jego twarzy zdziwienie. Podniósł się na łokciach i nic nie mówiąc przyglądał mi się. Nie chciałam na niego patrzeć. Położyłam wszystko

na drewnianym stoliku. - Nikogo nie ma w domu, więc przygotowałam coś jakbyś był głodny.Czemu mój głos się załamał na końcu? Dlaczego nie mogę grać twardej do końca? Szybko zaczęłam się wycofywać z pokoju. Już byłam przy drzwiach, już trzymałam klamkę… - Tamara…Znów ten jego głos. I to znacznie bliżej niż z łóżka. Musiał wstać. Nie chciałam żeby zobaczył łzę na moim policzku, nie chciałam się też kłócić. - Wychodzimy z Pilicą do szkoły. Do zobaczenia.I zamknęłam drzwi. Zbiegłam ze schodów, w między czasie wycierając policzki. Niebieskowłosa stała już w przedpokoju i ubierała buty. Złapałam na mój szalik i zaczęłam się nim owijać. Na szczęście on nie zszedł, a Pilica nic nie zauważyła. Na przystanku już śmiałyśmy się z kolegi z klasy, który wywrócił się na lodzie.YOHPakowałem się. Już było po lekcjach, szczęśliwy zarzuciłem torbę na ramię i wyszedłem z klasy.  Po korytarzach przewijała się masa ludzi. Stali w grupkach i rozmawiali. Teraz już się przyzwyczaiłem, ale na początku dziwnie się czułem wśród nich. Nie zrozumcie mnie źle, lubię towarzystwo, ale taki ogrom ludzi w moim wieku zamknięty w jednym budynku… Nie wiedziałem gdzie mam patrzeć.  - Yoh! – usłyszałem moje imię i odwróciłem się. – Wybieramy się do jakiejś knajpy na pizzę, idziesz z nami?O mój Boże… pizza… taką miałem ochotę, ale Anna zabroniła, a nie chciałem jej zdenerwować. Popatrzyłem na kolegów, grupa była dość spora, naliczyłem z 12 osób z różnych klas. Z boku stał też Trey, spojrzałem na niego ze zdziwieniem. - Nie stary ja nie idę, chcę żyć. Ale jak coś to będę cię krył. - Yoh, zgódź się, proszę – jej maślanym oczom mało kto mógł odmówić, drobna Aruko, chyba  najpopularniejsza dziewczyna w szkole,która kochała towarzystwo, szczególnie płci przeciwnej… – Tak rzadkoz nami wychodzisz. Jestem pewna, że Anna wybaczy ci jak raz gdzieś się bez niej wyrwiesz. - Aruko chyba nie myślisz, że nasz Yoh pójdzie gdzieś bez Anny – Kirie jak zawsze stał po mojej stronie. – Też bym się bał, że ktoś mi zabierze taką dziewczynę.On wiedział, że od początku chciałem odmówić, nie wiem jak, ale on zawsze wiedział o czym myślę. Kiedyś podejrzewałem go o to, że jest medium, Anna go nawet sprawdzała, ale był najnormalniejszym chłopakiem z super czułym zmysłem.  - Wybaczcie, ale nie dzisiaj. Może następnym razem o ile nie będzieon jutro.Wiedziałem, że jutro jeszcze będę na diecie. - No dobra, ale obiecaj, że następnym razem się nie będziesz wykręcał – Aruko trwała przy swoim.

 - Obiecuję.I położyłem dłoń po lewej stronie klatki piersiowej. Pomachałem im iposzedłem dalej korytarzem, przeciskając się przez tłumy młodszych klas. - Przyznaj się, miałeś ochotę iść – Trey szedł koło mnie i rozwiązywał krawat, mój już dawno był poluzowany. – Widziałem jak cisię zaświeciły oczy na słowo „pizza”. - A ty to może nie miałeś? Ten zrezygnowany głosik, który mówił, żechce żyć.Śmialiśmy się na całe gardła. Z tego słynęliśmy – jak nasza dwójka się spotykała to nie było możliwości żebyśmy się z czegoś nie śmiali. - Trey już jestem. Co znowu było takie zabawne?Molly stała przed nami i patrzyła na nas z uśmiechem na ustach. Treyobjął ją ramieniem, pocałował w policzek.  - Dobra, dobra. I tak mi powiesz. Yoh idziesz już? - Nie ja jeszcze chwilę zostanę, w razie czego wrócę na piechotę. - Jak chcesz, ja bym zamarzła. Do zobaczenia w domu!I też zniknęli w tłumie. A ja po raz kolejny wznowiłem podróż korytarzem. W końcu doszedłem do odpowiedniej klasy. Drzwi były odsunięte, więc stanąłem w nich i zobaczyłem moją Annę jak stoi między ławkami i rozmawia z jakimiś dziewczynami. Razem była ich czwórka, tylko tyle osób zostało w klasie. Jedna siedziała na ławce i to ona najszybciej mnie zauważyła. - Anno, ktoś do ciebie.Machnęła głową w moją stronę, a blondynka się w tym czasie odwróciła. Uśmiechnęła się do mnie i pokazała ręką żebym trochę poczekał. Oczywiście nie miałem zamiaru stać w drzwiach, podszedłem do nich. Wszystkie te dziewczyny już znałem, więc przywitałem się i stanąłem koło Anny obejmując ją w pasie. - To mamy już coś ustalone, spotkamy się w jakiś weekend i pogadamyo szczegółach, a potem pokażemy to nauczycielowi.Anna jak zwykle była zajęta jakąś pracą dla klasy. Już kilka razy pomagałem jej robić zestawienia, plany, rozkłady… Dobrze, że nie zgodziłem się na żadne miejsce w samorządzie. To dziwne, ale powiedzenie wszystkim, że jest się leniem nad leniami zadziałało. Potem mi tylko wypominali, że mam jedne z najlepszych ocen w klasie.  - Dobra Anno, jeszcze się zdzwonimy. Do zobaczenia.Anna zabrała swoją torbę i razem wyszliśmy. W drzwiach tylko odwróciłem głowę i zawołałem: - Do zobaczenia jutro! – teraz zwróciłem się do Anny. – Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale spóźnimy się nasz autobus. - To się przejdziemy. I to nie moja wina, nic mi nie możesz zarzucić.Czyżby była na coś zła? Lekko się spiąłem. Już się nie odzywałem.

Rozstaliśmy się tylko na chwilę żeby się ubrać w kurtki. Czekałem nanią oparty o ścianę szkoły. Teraz było jeszcze zimniej niż rano, a słońce już powoli zachodziło. Na placu przed szkołą trwała właśnie bitwa na śnieżki, rozpoznałem kilka osób z drugich klas. Dostrzegłemnawet Pilicę, która uciekała przed swoim chłopakiem. Nie wiem czy bym przeżył gdybym Anna dostała ode mnie taka kulką. Wyobraziłem to sobie. Najpierw miałbym ubaw z jej miny, a zaraz potem robiłbym rachunek sumienia uciekając przed przywołanymi przez nią duchami. Wolę nie próbować. - Idziemy?Nawet nie zauważyłem, że stoi koło mnie. Zanim się zebrałem zrobiła już kilka kroków. Bez trudu zrównałem się z nią i zabrałem jej z ręki jej torbę. Zawsze miała ciężką. W przeciwieństwie do mnie nosiła wszystko co tylko mogło się przydać. Mnie wystarczał podstawowy asortyment. Zawsze był ktoś w klasie, kto pożyczy gdy tylko poproszę. Najczęściej były to dziewczyny, ale… Minęliśmy już przystanek, ale z wiadomych przyczyn nie stanęliśmy nanim. - Jak myślisz jaki prezent spodoba się Lenowi?To pytanie wbiło mnie w ziemię. Prezent? Dla Lena? O co jej chodzi? Spojrzałem na nią jak na kosmitkę byłem tego świadomy, ale jej twarzbyła poważna. - Chodzi mi o to, że jesteś z nim bliżej niż ja. Może czegoś potrzebuje albo jest coś czego chce… Zastanawiam się już od dłuższego czasu, ale nie mogę nic wymyślić.Wbiła wzrok w ziemię i schowała usta w szaliku. Zastanawiała się. - Ale czemu chcesz dać Lenowi prezent? – zapytałem nieśmiało.Wiem, że to ja jestem jej narzeczonym, ale uczucie zazdrości nie jest mi obce. No bo, każdy z nas (chłopaków) chce dostawać prezenty od swoich dziewczyn. Tyle że nigdy tego nie mówimy. Teraz to Anna patrzyła na mnie z takim zdziwieniem na twarzy, że aż mi było głupio. - No nie mów mi, że zapomniałeś o 18-stych urodzinach przyjaciela.W jej głosie była lekko groźba… i wtedy sobie coś uświadomiłem. Ja naprawdę zapomniałem o jego urodzinach!! Jak mogłem?! A pamiętam, żeniedawno ktoś mi o tym przypominał. Zrobiłem minę zbitego psa i odwzajemniłem spojrzenie. - Mogłam się tego spodziewać. To teraz myśl czego może chcieć. Na szczęście jest jeszcze trochę czasu. Z dziewczynami  już znalazłyśmymiłą knajpę i zarezerwowałyśmy stolik. Ale Yoh nawet Trey pamiętał…Nie mogłem się odezwać. Jaka głupia sytuacja. Zacząłem kopać śnieg. Myślałem nad tym jak się odezwać, kiedy poczułem dłoń Anny na swojej. - Już dobra, przestań. Nic się nie stało. Bylebyś tylko nigdy nie zapomniał o moich. A teraz inna sprawa – Wyglądała na weselszą. – Potrzebuję dzisiaj twojej pomocy. Jako przewodnicząca muszę wybrać

miejsce na naszą wycieczkę. Podali mi dzisiaj trochę propozycji, muszę to przewertować i wybrać najlepszą. Potem z innymi uzgodnimy wszystkie szczegóły.Szkoda że moja klasa nie myśli o żadnej wycieczce. Zawsze to jeden dzień bez szkoły. Droga mijała nam bardzo szybko. Jeszcze tylko jeden zakręt i będziemy w domu. - Wiesz że możesz na mnie liczyć – Mocniej ścisnąłem jej dłoń. – A chcecie coś konkretnego zwiedzić? - Jedziemy odpocząć, takie trzy dni bez szkoły. - Ile?! Trzy dni? Myślałem, że tak na jeden… - Też byłam zaskoczona, że nauczyciel się zgodził. Stwierdził, że dobrze nam poszły egzaminy, więc możemy trochę odpocząć.Miała rację. Widziałem po Annie jak dużo robi do szkoły. Należy jej się wypoczynek. Nawet niech to będą te trzy dni plus weekend. No i oczywiście mogły to być trzy dni bez diety (jupi^^). Już sobie wyobrażałem tę wyżerkę ze wszystkimi, nie mogłem się doczekać. Jedyną przeszkodą będą inne dziewczyny, ale ja łatwo je przekonać. Stanęliśmy w bramie do naszego domu. - Tylko uważaj tam na chłopaków – chciałem zażartować. – Żeby żadensię nie kręcił za blisko ciebie, bo cię więcej nie wypuszczę.Wyrwała mi się i odskoczyła na parę metrów. Obróciła się do mnie na pięcie, a na jej twarzy dostrzegłem frustrację. Ale to był tylko żart… - Nie będziesz mi nigdy rozkazywać i powinieneś o tym wiedzieć jeśli mnie znasz!! Będę rozmawiać, spotykać się i przyjaźnić z kim tylko zechcę, nie ważne czy to chłopak czy dziewczyna! Jestem twoją narzeczoną, a nie służącą, zapamiętaj to sobie!Nie dała mi dojść do słowa tylko szybko skierowała się do domu. Też się wkurzyłem. Przecież ona też mnie zna i wie że nigdy nie ograniczałem jej wolności. Bez zastanowienia wziąłem w garść trochę śniegu i rzuciłem w jej stronę. Trafiłem prosto w głowę. Miałem dobrego cela. Wszyscy mi mówili, że powinienem trenować jakiś sport,na przykład koszykówkę. Dopiero po fakcie zdałem sobie sprawę z tegoco zrobiłem. A przecież przed szkołą wyobrażałem sobie co by się stało, gdybym to zrobił. Nie wiedziałem czy paść na kolana i przepraszać, czy uciec. - Yoh ja bym uciekał – usłyszałem głos mojego Ducha Stróża.Posłuchałem go. Nie patrząc za siebie zacząłem uciekać. Nie zwalniaj. Tylko nie zwalniaj. Wyobraź sobie, że jesteś na treningu. To jest sprint. Nikt cię nie goni.Tak się skupiłem na tej myśli, że straciłem poczucie równowagi. Nie pomyślałem o tym, że pod cienką warstwą śniegu znajduje się lód. Po chwili leżałem na plecach i nic nie widziałem. Musiałem uderzyć głową o ziemię. Już miałem jeszcze raz otworzyć oczy, kiedy poczułemna sobie coś ciężkiego. Anna popełniła ten sam błąd co ja i teraz wylądowała na mnie. Przynajmniej miała miększe lądowanie. Podniosła

się lekko i wtedy zobaczyłem co się zaraz stanie. Uwierzcie czy nie,ale zobaczyłem przyszłość. Nabrała w ręce śniegu i puściła mi to na twarz. Zanim to z siebie zrzuciłem słyszałem jej śmiech. Stała już koło mnie i podrzucała w ręku następną śnieżną kulkę. Podniosłem tylko ręce w geście poddania. - Poddaję się. Proszę, nie strzelaj. - Tak bez zadośćuczynienia. Wiedziałeś co się stanie jak dostane odciebie kulką, znasz mnie.Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. W tym momencie ja musiałem tego typu uśmiech ukrywać i grać na zwłokę. Nasi przyjaciele zauważyli co się dzieje i już skradali się do nas ze śniegiem na rękach. - Przyznaję się do wszystkiego i obiecuję poprawę. Aha, ale wcale nie chciałem ci rozkazywać, to tak na marginesie. Wiem czym to grozi… Mogę już wstać? Zimno mi!Podała mi rękę. Każda inna dziewczyna bałaby się, że ją pociągnę na śnieg, ale nie Anna, ona wiedziała  że nie lubię igrać ze śmiercią. Zaraz po tym jak wstałem, Trey zamachnął się i Anna dostała po raz drugi tego samego dnia. Odwróciła się, a ja jestem pewny, że jej oczy ciskały gromy. Tak oto rozpoczęła się bitwa na śnieżki. Trey miał tę przewagę, że Cory robiła mu śnieżki na zawołanie. Ja zostałem natarty chyba z pięć razy, ale i tak najmocniej dostała Pilica. Po jakimś czasie, jak już bardzo zmarzliśmy wróciliśmy do domu. Wszystko było przemoczone. Jak zdjąłem kurtkę to zauważyłem, że mundurek też jest mokry. trzeba go do jutra wysuszyć. Rozeszliśmysię do swoich pokoi i przebraliśmy w cieplutkie, domowe ciuszki.ANNABrałam ciepły prysznic. Po tej zabawie na śniegu właśnie na to miałam największą ochotę. Na kaloryferze rozwiesiliśmy nasze mundurki. Chciałam się zrelaksować, w końcu czekała mnie praca domowa. Na samą myśl o tym zanurzyłam głowę w strumieniu wody. Zmieniam zdanie, życie przeciętnego nastolatka jest gorsze niż człowieka ze świata szamanów. Wyszłam z łazienki ubrana w biały, ciepły szlafrok i turban z ręcznika na włosach. W pokoju usiadłam przed lustrem i starałam się rozczesać moje blond włosy, które już sięgały mi do połowy pleców. Potarłam je jeszcze ręcznikiem żeby trochę je osuszyć. Teraz jeszcze musiałam znaleźć wolne miejsce na kaloryferze na mokry ręcznik. To dziwne, ale pierwszy raz w tym domujest całkowity spokój, a przecież wszyscy są w środku. Nawet Yoh gdzieś wyparował. Spojrzałam na biurko i przypomniałam sobie o tych broszurach.O nie… Spędzę nad tym z pół nocy…Nagle zaburczało mi w brzuchu. Praca musi poczekać. Zeszłam na dół. W kuchni nie było nikogo, za to chłopcy siedzieli w salonie i coś oglądali. Zrobiłam sobie ciepłej herbaty i zabrałam jednego z pysznych, maślanych rogalików. Tak obładowana wróciłam do pokoju.

Rogalika i herbatę postawiłam na stoliczku koło łóżka. Z szuflady wyciągnęłam jakiś notatnik, długopis, kalkulator i te przeklęte broszury. Usiadłam po turecku na łóżku, a papiery rozłożyłam wokół siebie. Chciałam mieć wszystko na widoku. Notatnik leżał na moim kolanie razem z długopisem. Byłam przygotowana. Upiłam łyk herbaty iwzięłam z jedną rękę rogalika, a w drugą pierwszą ulotkę. Robiłam jakieś notatki i obliczenia. Jutro musiałam przedstawić plusy i minusy każdej oferty, a także jakiś kosztorys. Super, a Yoh mówił, że mi pomoże. Ale tak właśnie można polegać na facetach. Wciągnęłam się w wir pracy. Nie zwracałam uwagi na nic. Tak lubię, skupić się konkretnie na jednej czynności, wtedy idzie mi szybciej i dokładniej. Herbata już mi się dawno skończyła, ale rogalika miałam jeszcze połowę i zrobiło mi się strasznie sucho w ustach. Już miałamsię oderwać na chwilę żeby zejść po kolejny kubek gdy coś mi nie pozwoliło. Nie musiałam się odwracać żeby wiedzieć co to. W pasie obejmowały mnie ręce szatyna, a jego głowa spoczęła na moim prawym barku. Jestem pewna, że nie miał dobrej widoczności przez moje włosy. Mimo to ja doskonale czułam na sobie jego lekki oddech. Łaskotał mnie delikatnie w szyję, a do tego był taki ciepły. Za każdym razem gdy go czułam przechodziły mnie leciuteńkie dreszcze. Można się od tego uzależnić. - Gdzie się wybierasz? – zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszałam,a przecież prawie że dotykał mojego ucha. Potrząsnęłam mu tylko przed oczami pustym kubkiem. To dość wyraźna sugestia, nie sądzicie? - Chętnie bym się czegoś napiła. Widzisz, że mam z tym jeszcze masępracy, a przypominam, że obiecałeś mi pomóc.Ugryzłam jeszcze kawałek rogala. - Zaczęliśmy oglądać film i tak jakoś nas wciągnęło. Trzeba było mnie zawołać.Wtulił mi się w szyję jeszcze bardziej. Teraz jeszcze poczułam delikatne łaskotanie jego włosów. - Dobra, dobra. Lepiej idź mi zrób herbaty, tylko nie zapomnij o cytrynie. A potem mi trochę pomożesz co? – spojrzałam na te, które były jeszcze porozkładane. – Trochę mi tego zostało.Nagle wstał i wyrwał mi kubek z ręki. Odwróciłam się, a on stał już przy drzwiach. - Daj mi 3 minuty – wyszedł i pociągnął za sobą drzwi, jednak zanimsię zamknęły usłyszałam jeszcze – Trey gotuj wodę!!Uśmiechnęłam się i wróciłam do czytania ulotek. Po chwili znów miałam przy sobie ciepłą herbatę i Yoh, który oglądał jakąś kolorowąulotkę. Wyglądał inaczej niż zwykle. Jego włosy były roztrzepane, słuchawki wisiały jak zwykle na szyi, a na sobie miał białą, luźną koszulkę i szare spodnie od dresu. Niby zwyczajnie, ale nigdy go jeszcze takiego nie widziałam. Teraz jeszcze oparł brodę na jednej ręce, które znów była oparta o kolano. Czytał i bawił się ołówkiem.

Chyba mi się lepiej pracowało jak byłam sama. Pokręciłam trochę głową żeby się wyrwać z transu i wróciłam do cen wyciągów narciarskich.Skończyliśmy po godzinie. Wiem, że gdyby nie pomoc siedziała bym tamjeszcze raz tyle. Przebrałam się w jakieś domowe ubrania i razem zeszliśmy na dół. Teraz znowu wszyscy siedzieli w kuchni i rozmawiali w grupach. Część jadła jakieś kanapki albo piła wodę. - Dobrze, że jesteście. Za chwilę jest fajny film, oglądacie z nami? – Trey jak zawsze był podekscytowany. - Czy ty przypadkiem nie miałeś się teraz uczyć? – Molly spojrzała na niego wzrokiem, który wyrażał jedno – chęć mordu. - Przecież lekcje już zrobiłem, a nie ma nic zapowiedzianego – tłumaczył się, ale widać, że jego entuzjazm lekko przygasł. Między nimi trwała jeszcze jakaś wymiana zdań, ale inne pytanie przykuło uwagę całej reszty. - A gdzie jest Tamara? Nie widziałem jej odkąd wróciliśmy ze szkoły. Jakbyśmy po tym pytaniu dopiero zaczęli się rozglądać. Ktoś pobiegł na górę, inni sprawdzali dół. Tamary nigdzie nie było. - Kończyłyśmy razem – Pilica próbowała sobie przypomnieć. – Potem ona powiedziała, że idzie tylko coś powiedzieć koleżance ze starszejklasy, wiecie tej Mio. Powiedziała, że albo nas dogoni albo spotkamysię w domu.Ogarnął mnie lekki lęk. Jak mogliśmy nie zauważyć nie obecności jednej z naszych przyjaciółek. Każdy był tak zajęty własnymi sprawami, że nie martwił się o innych. Nagle usłyszałam jak jedno z krzeseł upada na podłogę i w naszym gronie zabrakło jeszcze jednej osoby. Tej która nic nie mówiła, ani nie sprawdzała domu, tylko słuchała… słuchała i pewnie próbowała coś ustalić. A teraz wybiegła.Trzasnęły drzwi.^o^

55. „Poza tym… tęskniłam.”24 stycznia 2010Obiecałam, więc jest :D Jestem z siebie dumna, że się zmobilizowałam. StrzałkaLENW co ona się znów wpakowała? A jeśli… NIE! Uspokój się, nic jej się nie stało. Dałaby znać, gdyby wszystko było w porządku…Nie mogłem przestać się zamartwiać. Zdążyłem tylko założyć zimowe buty i narzucić na siebie kurtkę, ale nie czułem zimna. Biegłem ile sił w nogach. Widziałem tylko światła samochodów, które od czasu do czasu przejeżdżały obok. Raz byłem w tej szkole, wiedziałem gdzie

była i zawsze była dużo bliżej. Nie mogłem do niej dobiec. Prawie wywracałem się na zakrętach. Mam nadzieję, że w szkole będzie ktoś, kto mi powie gdzie później poszła Tamara.Nie wrócę do domu dopóki jej nie znajdę. Jest, zauważyłem bramy szkoły.Stanąłem w niej i dopiero teraz poczułem zmęczenie i zimne powietrze, które wciągałem głębokimi wdechami. Rozglądałem się nerwowo. Ktoś tu musi być, na pewno została jakaś sprzątaczka albo i uczniowie, którzy mają jakieśzajęcia. - Bason, poszukaj kogoś, kogokolwiek… – w moim głosie była rezygnacja i zdesperowanie, nawet jato słyszałem. - Mistrzu, jakaś grupa idzie w naszą stronę.Jeszcze raz omiotłem dziedziniec pobieżnym spojrzeniem.Rzeczywiście,wyłonili się z mroku i powoli szli w kierunku bramy. To musieli być jacyś uczniowie, bo do moich uszu doszły jakieś relacje wydarzeń z zajęć.Dalej stałem w bezruchu, czekałem aż do mnie podejdą, a w między czasie próbowałem uspokoić oddech. - Trafiłaś na dobre zajęcia, dzisiaj był ciekawy temat. - Bardzo mi się podobało. Już nie mogę się doczekać następnych.Zaraz. Znałem ten głos. - Patrzcie, jaka chętna, a jak przyszło jej przeczytać wiersz to mówiła tak cicho, że siedząc obok miałem problemy żeby ją usłyszeć.Reszta głosów była obca, ale i tak ledwo je słyszałem. Ten jeden, znany, był najważniejszy… - Gdybym na pierwszych zajęciach usiadła koło ciebie też nic bym nie powiedziała. Lepiej,nie weszłabym do klasy. - Nie przesadzaj…Zbliżali się. Teraz już dokładnie widziałem ich sylwetki.Była to grupa 5 osobowa, a wśród nich szła dziewczyna z różowymi włosami.Miałem ochotę na nią wrzeszczeć i wziąć w ramiona jednocześnie. Mój oddech jeszcze się nie uspokoił. Zrobiłem krok do przodu, lekko oświetliło mnie światło z latarni. Zobaczyła mnie i stanęła. Widziałem jak jej oczy powoli się powiększają. Na jej miejscu też bym nie wierzył w to, co widzę. Tyle jej unikałem, nie odzywałem się, a wszystko przez tą kłótnię. Chociaż bardziej trafne będzie stwierdzenie, że była to napaść z mojej strony. Zrobiłem jeszcze jeden krok do przodu. Ona nadal stała, teraz zatrzymali się też jej znajomi,zauważyli mnie i ich głowy ciągle się odwracały to patrząc na mnie, to na Tamarę. - Tamara, wszystko w porządku? – w głosie dziewczyny słychać było zmartwienie. - Tak, tak – Tamara się otrząsnęła. – To mój kolega, pójdę z nim. Do zobaczenia.Minęła zdziwione towarzystwo i podeszła do mnie. Nawet się nie odezwała, na parę sekund zatrzymała się przede mną i popatrzyła mi woczy.Potem minęła także i mnie. Nie zastanawiając się nad tym co

robię poszedłem za nią. W tym momencie nie myślałem o czymś takim jak duma. Chciałem tylko z nią porozmawiać i … przeprosić. - Tamara…Nie odwróciła się, ciągle szła kilka kroków przede mną.Mogłam ją dogonić w każdej chwili, ale coś mnie hamowało. Powtórzyłem próbę jeszcze raz… i jeszcze raz… i jeszcze. Nic, nawet nie zwolniła. Zbliżaliśmy się do domu, a ja chciałem z nią porozmawiać wcześniej. Sam na sam, beż świadków.Podbiegłem, wyprzedziłem ją i zatrzymałem ją kładąc swoje ręce na jej ramionach. Spojrzałem na jej twarz. Starała się nie pokazywać żadnych uczuć,być twarda, jednak ja wiedziałem, że to tylko na pokaz. - Proszę, porozmawiaj ze mną.Nic więcej nie mogłem z siebie wykrzesać, choć czułem, że toza mało,za mało żeby wynagrodzić moje zachowanie. - Teraz chcesz rozmawiać? Nie wydaje ci się, że to trochę za późno?A tak w ogóle, to co robiłeś przed szkołą?Mówiła spokojnie, co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło.Musiała bardzo to wszystko przeżywać, skoro teraz jest taka oschła. Chce mi się odwdzięczyć tym samym. Puściłem ją i spuściłem głowę. Należało mi się, co do tego nie było wątpliwości. - Martwiłem się.Wszyscy się martwili, nikt nie wiedział gdzie jesteś. Martwiłem się.Powtórzyłem, ale chciałem żeby to wiedziała. Nie wiedziałem co mam mówić, nie wiedziałem co należy powiedzieć. Nie wiedziałem też czy mogę mówić. Czekałem. Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że powrzeszczy na mnie,wyładuje całą złość, ale ona dusiła to w sobie. - Przepraszam cię –podniosłem głowę i zobaczyłem zdziwienie na jej twarzy. – Przepraszam za moje zachowanie. Przepraszam za wszystko, czym sprawiłem ci przykrość lub ból. Nigdy czegoś takiego nie chciałem.Nastąpiła chwila ciszy. Wpatrywaliśmy się w siebie, a ja czekałem najej ruch. Nagle uśmiechnęła się i złapała na brzegi mojej kurtki.Niewiedziałem, co chce zrobić i stałem nieruchomo. - Zapnij się, bo zaraz będziesz chory – zapięła mnie pod samą szyjęwciąż się uśmiechając. – I chodź do domu, bo jestem strasznie głodnai chyba coś wspomniałeś, że się martwią.Nie wiedziałem co się dzieje. Przed chwilą była zła, teraz już pilnuje żebym się nie przeziębił. Nie żebym miał coś przeciwko, ale…zgubiłem się. Złapała mnie za rękę i szliśmy dalej w stronę domu. Patrzyłem jak na jej włosy spadają płatki śniegu. - To znaczy, że mi wybaczyłaś? – zapytałem nieśmiało.Zatrzymała się i odwróciła głowę w moją stronę. Na jej twarzy wciąż był uśmiech. - Jak mogłabym nie wybaczyć przepraszającemu Tao? To się tak rzadkozdarza… Poza tym… tęskniłam.

Teraz ja zacząłem się uśmiechać. Złapałem ją mocno i podniosłem do góry. Czułem jak obejmuje moją szyję i jak wtula twarz w moje ramiona. Obróciłem się z nią kilka razy i postawiłem przed sobą. Znów była moją Tamarą. Ścisnąłem mocniej jej rękę żeby jeszcze raz potwierdzić, że to się stało naprawdę. Bez słowa ruszyliśmy szybko do domu. ANNASiedzieliśmy wszyscy w salonie. Po wyjściu Lena zapadła cisza, czekaliśmy na jego powrót i mieliśmy nadzieję, że nie będzie sam. Opierałam głowę o ramię Yoh, a on bawił się moimi włosami. Byłam bardzo zmęczona i oczy same mi się zamykały. Dźwięk otwieranych drzwi. Na ten sygnał wszyscy się przebudzili z tego letargu i ruszyli do przedpokoju. Wpadliśmy tam i zobaczyliśmy Lena, który zdejmował kurtkę i Tamarę ściągającą buty. W tym momencie poczułam taką ulgę i spokój, której nawet nie potrafię tego opisać.Znalazł ją, gdziekolwiek była jest już w domu, bezpieczna. - Tamara, gdzieś ty była?! Wszyscy się o ciebie martwili! – Pilica najszybciej zadała pytanie,które krążyło po naszych głowach. - Zostałam zaproszona na zajęcia klubu artystycznego. Myślałam, że będę tylko chwilę i wyjdę, ale było tak fajnie, że zostałam do końca. Zapomniałam was jakoś poinformować –spojrzała do tyłu na Lena. – A w drodze powrotnej miałam ochroniarza, więc nic mi nie groziło, poza zimnem. Prawie zamarzam, dajcie ciepłej herbaty.Teraz zgromadziliśmy się w kuchni. Podałyśmy z dziewczynami późną kolację i ciepłe napoje. Tamara opowiadała o tym jak wyglądają te zajęcia artystyczne, na które teraz będzie chodzić. Nie uszło mojej uwadze, że pierwszy raz od tygodni siedzi koło Lena i co więcej złotooki obejmował ją w pasie ręką.W tym momencie to mnie bardziej cieszyło niż powrót Tamary. Len chyba właśnie dostał najlepszy z możliwych prezentów urodzinowych. Szkoda tylko, że ja wciąż nie miałam mu co kupić. Nie trwało to długo jak zaczęliśmy się rozchodzić do pokoi. Posprzątałam wszystko z łóżka i poukładałam na biurku żeby rano nie zapomnieć tego spakować. Yoh już spał na swojejpołowie łóżka i coś mamrotał przez sen. Cichutko położyłam się koło niego i po chwili zasnęłam.Następny dzień szkoły minął mi bardzo szybko. Może to dlatego, że przez dwie godziny zamiast normalnych lekcji omawialiśmy temat wycieczki. W końcu wybraliśmy cztery propozycje, które zanieśliśmy wychowawcy.Po lekcjach jak zwykle czekałam na Yoh. Dzisiaj kończę wcześniej, więc zabrałam ze sobą książkę żeby się nie nudzić. Siedziałam w swojej ławce i przewracałam zapisane strony dopóki nie zadzwonił dzwonek oznajmiający, że kolejna lekcja dobiegła końca. Włożyłam książkę do torby i wpatrywałam się w drzwi. Zaraz powinien w nich stanąć mój szatyn. Potrwało to tylko minutę czy dwie i zaraz wychodziliśmy ze szkoły trzymając się za ręce.

 - Wymyśliłaś już co możemy mu kupić? – zapytał, gdy byliśmy już na promenadzie pełnej sklepów. - Myślałam nad tym,ale… pustka. Mam nadzieję, że oglądając wystawy na coś wpadnę.Stanęłam przed wejściem do księgarni, popatrzyłam na wystawę, ale nic nie przykuło mojego wzroku. I tak z kolejną, z kolejną i kolejną. Powoli traciłam wiarę w to, że coś mi wpadnie w oko. Yoh też nic nie wypatrzył. W końcu usiedliśmy w jakiejś kawiarence i napiliśmy się czegoś ciepłego, w moim przypadku była to kawa, a szatyn wolał herbatę. Rozkoszowałam się zarówno ciepłem napoju jak ikubka, grzejąc ręce. Zawsze mam przy sobie rękawiczki, ale i tak jedyną częścią ciała, w którą mi zimno są ręce. W kawiarni było jeszcze paru ludzi. Jeden mężczyzna popijał kawę i pisał coś na swoim laptopie, dwie młode dziewczyny zajadały się ciastem, w rogu siedziała jakaś para i rozmawiali śmiejąc się od czasu do czasu. Yohodstawił pustą szklankę na spodeczek. - O której i gdzie będzie impreza?Jego pytanie wyrwało mnie z lekkiego letargu. Popatrzyłam na niego nieprzytomnym wzrokiem, wypiłam jeszcze łyk kawy. - W tym nowym klubie na przedmieściach. Otworzyli go na początku zimy, ale w szkole mówią o nim dużo dobrego. Przyjemnie urządzony, jest gdzie potańczyć. Powinno być fajnie. Stolik zamówiłyśmy na 19, wcześniej nie ma po co iść.Wypiłam ostatni łyk. Odstawiłam szklankę i zaczęłam się znów ubierać. Minęło już sporo czasu, a my wciąż nie mieliśmy prezentu. Yoh też się zbierał, to było najpiękniejsze, czasami nie musieliśmy nic mówić żeby drugie nas zrozumiało. Otworzył mi drzwi i zaraz owiłmnie zimny wiatr. Tak chętnie zostałabym w środku i wypiła jeszcze jedną kawę. Nasunęłam szalik na nos i zaczęłam iść pod wiatr. Szatynbył tuż obok mnie. - Chodź, znajdziemy coś szybko i wrócimy do domu. Jak na ciebie patrzą to wydaje mi się, że zaraz zamarzniesz.Złapał moją dłoń i zmusił do szybszego marszu. Znów zaczęła się wędrówka po sklepach. YOHZarzuciłam na siebie jeszcze ciemną kurtkę i byłem gotowy.Anna siedziała przy biurku i robiła ostatnie poprawki przy makijażu wpatrując się w lusterko. Spojrzałem na jej odbicie. Wyglądała świetnie i na szczęście nie była jedną z tych, które nakładają na siebie nie wiadomo ile i potem się nie wie, kto stoi przed tobą. Anna jedynie podkreśliła swoje czarne oczy. - Może być? –zapytała patrząc na moje odbicie w lusterku. - Zawsze wyglądasz pięknie, ale chodź już, bo pewnie na nas czekają.

Razem zeszliśmy na dół, gdzie już stała część przyjaciół,nie widziałem tylko Tamary. Dokładnie gdy stanąłem na parterze trzasnęłydrzwi na piętrze i na szczycie schodów stanęła różowo włosa. Wpinałajeszcze coś we włosy. - Już idę, już idę –Upięła fryzurę do końca. – I gotowa. Zbieramy się?Patrzyliśmy w nią zamurowani, ona po prostu aż ociekała radością i entuzjazmem. Len do niej podszedł, pocałował w czoło, powiedział cośna ucho i oboje zaczęli się śmiać. Anna pociągnęła mnie za rękaw. Trzeba było się ubierać i wychodzić.Lokal rzeczywiście okazał się przyjemny. Był przestronny i dobrze wykończony. Na końcu sali był przygotowany parkiet dla chętnych do tańca, a tak to gdzie nie gdzie poustawiane były stoliki, jedne większe, drugie mniejsze. Zostaliśmy z chłopakami w tyle, a dziewczyny podeszły do baru zapytać, który stolik jest dla nas. Po chwili siedzieliśmy w kąciku w ogromnej loży.  - Dobra, to co chcecie do picia? – Trey był nadzwyczaj pobudzony, chyba dawno już nie miał wolnego. - Sopelku chciałbym ci przypomnieć, że jesteś jeszcze niepełnoletni, więc ty chyba napijesz się soczku.Ci dwaj znów się przekomarzali – z tego chyba nigdy nie wyrosną. Z ciekawością czekałem na dalszy przebieg akcji. Ostatnio byliśmy tak zabiegani albo zajęci czym innym, że rzadko spotykaliśmy się całą paczką.Dodatkowo Len nie chodził z nami do szkoły, więc nie miał tyle do roboty co my.Jestem pewien, że tęsknił za tymi utarczkami z Trey’em. - A ty to co?Pełnoletni od paru chwil, dowodu wciąż nie masz, więc nie bądź taki cwany – na koniec pokazał język. Chciało mi się śmiać,ale wiedziałem, że to nie będzie wyglądało zbyt dobrze. Żaden z nichnie odpuści. - Dobra chłopaki,koniec. Nie chce was martwić, ale pierwszy napój jest już zamówiony i czeka aż go ktoś odbierze – Molly i Anna poszływ stronę baru. Len i Trey trochę się uspokoili, ale wciąż posyłali sobie zimne spojrzenia. Po chwili dziewczyny postawiły na stoliku kieliszki i butelki szampana. - To teraz jubilat nalewa szampana.Len wstał i zaczął mocować się z korkiem od pierwszej butelki. Usłyszeliśmy tylko ciche pyknięcie, potem musujący płyn lał się po ściankach kieliszków, które wędrowały z rąk do rąk, aż do właściciela.Wznieśliśmy toast i obdarowaliśmy Lena prezentami. Znalazło się wśród nich wszystko – jakaś książka, ale nie dojrzałem tytułu, płyta CD, a nawet szalik i rękawiczki. Domyślałem się, kto mógł go obdarować fioletowym kompletem. Puste już kieliszki i butelki zostały zabrane ze stołu, a my zaczęliśmy rozmowę.Głównym tematem był oczywiście Turniej, który nie wiadomo kiedy zostanie

wznowiony. Zaczepiliśmy również o temat szkoły, ale z powodu zabawy szybko z niego zrezygnowaliśmy. - Zimowa czapo czynie wspomniałeś wcześniej o napojach? – Len spojrzał wymownie na Trey’a. – Może się po nie przejdziemy?Wstał, a zaraz za nim Trey. Ja także się ruszyłem, bo wątpię żeby wedwójkę donieśli aż tyle kufli piwa. Pani barmanka nie robiła nam żadnych problemów z powodu wieku. Była ładną, jasnowłosą dziewczyną,której dałbym 19 albo 20 lat. Z uśmiechem podała nam zamówienie. Byłem ciekawy jak zareaguje Anna, piwa nie było w naszej diecie, aleskoro sama poczęstowała wszystkich szampanem to miałem nadzieję, że i w tym wypadku będzie spokój.Rozdaliśmy kufle. - Anno, ty też chcesz?Jej mina wyrażała zdziwienie, że w ogóle zdałem takie pytanie. Bez większego ociągania się podałem jej alkohol. Wszyscy powoli pili napój i rozmawiali między sobą. Trey z Molly szaleli już na parkiecie. Nie wiem skąd w nich tyle energii. - Między Tamarą a Lenem już się na dobre ułożyło. Popatrz na nich.Zrobiłem tak jak powiedziała Anna. Uśmiech sam mi się pojawił na twarzy. Tamara siedziała trzymając kufel w obu rękach, a Len mocno pochylony mówił jej coś na ucho. Jego twarzy nie było widać, a jego prawa ręka ciasno obejmowała różowowłosą. Zmieniła się piosenka, teraz leciała jakaś wolna. Wspaniały sposób żeby przytulić się do mojej dziewczyny. Wziąłem ją za rękę i bez pytania poprowadziłem na parkiet. Złapałem ją mocno w talii i wtuliłem twarz w jej włosy. Potem poczułem jej ręce na moim karku. Poruszaliśmy się wolno w rytmpiosenki… - Yoh, napiłabym się czegoś. Odpocznijmy chwilę.Minęła już sporo część imprezy, a Anna już nie pierwszy raz chciała iść po coś do picia. Powiem nawet, że wypiła chyba ze dwa razy więcej piw niż ja. Trey i Len byli już po konkursie na to kto wypijewięcej czystej.Nie wiem czy go rozstrzygnęli, ale widziałem, że Tamara i Molly siedzą przy stoliku z grobowymi minami i popijały coś. - Anno może już wystarczy. Będziesz miała jutro straszny ból głowy,a uwierz mi na słowo to nie jest przyjemne.Odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie z wyrzutem.Westchnąłem tylko i poprowadziłem ją do baru. Usiedliśmy na wysokich krzesłach iczekaliśmy aż ktoś do nas podejdzie. Pojawiła się przed nami ta samajasnowłosa barmanka co na początku. Widać było, że jest już trochę zmęczona pracą. Dzisiaj było tu dość sporo ludzi. - Poproszę małe piwo i … - Czystą z colą –Anna dokończyła moje zdanie. – I z lodem.Odwróciłem się do niej. Takiej Anny jeszcze nie znałem. Była zaróżowiona od tańca, ale nie chciała schodzić z parkietu, chyba że chciała się napić. Uśmiechała się do mnie wesoło, pewnie już nie była do końca świadoma.Spojrzałem na zegarek, było już po pierwszej

w nocy. Odwróciłem się w kierunku naszego stolika. Widziałem przy nim tylko Tamarę, Molly gdzieś zniknęła. - Anno poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę.Kiwnęła mi tylko głową, że rozumie i zajęła się swoim drinkiem. Usiadłem koło Tamary. Z jej miny można było wiele odczytać. - Gdzie reszta? –zapytałem spokojnie. - Plica z Lysergiem już poszli, tak samo jak Molly i Trey, który padł podczas „konkursu”, a co do Lena… poszedł do baru.Ostatnią informacje powiedziała przez zaciśnięte zęby. Widać jubilatostro poszalał. Ustaliliśmy, że jeszcze z pół godziny i będziemy sięzbierać. Wracałem do Anny i zobaczyłem, że moje miejsce było zajęte przez jakiegoś innego kolesia. Chyba mówił coś zabawnego, bo Anna śmiała się i popijała wódkę, tyle że teraz to już była chyba z sokiem grejpfrutowym. Na jego szczęście, gdy tylko podszedłem do Anny i objąłem ją ramieniem, wstał i bez szemrania oddalił się. - Yoh, twoje piwo czeka – podała mi wcześniej zamówiony trunek. – Pij. Na zdrowie.Pociągnęła kolejny łyk ze swojej szklanki. Nie wiedziałem nawet, że Anna potrafi tak pić. Widać człowiek uczy się przez całe życie.Odstawiła pustą szklankę na blat. - Anno zbieramy się już. Niektórzy już wyszli, a do tego jest prawie druga w nocy.Nie odpowiedziała mi tylko kiwnęła głową. Czyżby już było tak źle? Wziąłem ją za rękę i lekko pociągnąłem. Grzecznie wstała i poszła zamną uczepiwszy się mocno mojego ramienia. Skinąłem na Tamarę i ona też przyprowadziła Lena. Widać było, że był nieźle wstawiony, ale jeszcze trzymał pion. Oboje będą mieć jutro ciekawą pobudkę. Pomogłam się Annie ubrać i wyprowadziłem na dwór. Było strasznie zimno, chociaż blondynka tego nie czuła,alkohol dobrze ją rozgrzewał. - Yoh, nie mam siły iść! Chce mi się spać! – w przeciwieństwie do Lena, który szedł cichutko, Anna ciągle marudziła. - No dobra, wezmę cię na plecy tylko już nie krzycz.Wspięła mi się na barana i położyła głowę na moim barku. Po chwili spała, a jej równomierny oddech łaskotał mnie w szyję. Tamara patrzyła na nas i się śmiała. - Będzie bezpieczniej jak nie przypomnimy jej o tym. Inaczej skończy się to dla ciebie morderczym treningiem, a dla mnie masą roboty w domu.Przyznałem jej rację. Lepiej żeby Anna nie wiedziała jak się zachowywała po pijaku. Jutro pewnie nie będzie niczego pamiętać, za to ja muszę naszykować dla niej tabletkę na ból głowy i butelkę wodyzanim pójdę spać.

56. Dzień po „dniu”18 sierpnia 2010Wiemy, wiemy… dobrze, że jest internet i nie dostaniecie nas w swojeręce… Notka jest, a ja jej autorkę zmuszę siłą, żeby następna pokazała się do tygodnia. Nawet nie wiecie jak mi się chce pisać, a ponieważ jej kolej to muszę grzecznie czekać >.< . Nie wiemy, czy aby nie wyszłyśmy z wprawy… te stare czasy kiedy pisałyśmy regularnie minęły… nie bądźcie bardzo srodzy!! Tak więc już nic nie mówię i daję wam Szponkową notkę.YOHObudziło mnie słońce, które jak zwykle wpadało przez szparę w zasłonach rażąc mnie w oczy. Mimo zamkniętych okien było zimno, a w powietrzu utrzymywał się zapach alkoholu. Wstałem i czym prędzej założyłem koszulkę. Anna spała na kołdrze w dziwnej, nienaturalnej pozycji i z lekko rozchylonymi ustami. Dla mnie wyglądała przezabawnie – ledwo stłumiłem chichot. Delikatnie przykryłem ją resztą kołdry i postanowiłem jednak otworzyć okno, aby moment przebudzenia nie okazał się aż tak nieprzyjemny. W domu panował spokój i cisza – znak, że nikt nie zamierza wstać przed południem. Na twarzy natychmiast pojawił mi się uśmiech. „Na trening nie ma szans” – pomyślałem. W kuchni spotkałem Pilicę, która jak widać zajęła się już śniadaniem.  - Yoh… Już wstałeś? – zapytała. - Tak… A ty? Jak zwykle na nogach od samego rana – odpowiedziałem sięgając po sok pomarańczowy. Uśmiechnęła się w odpowiedzi. – Jak reszta? Ciągle śpią? - Są nieprzytomni… – westchnęła. – To była ciężka noc. - Poranek będzie pewnie jeszcze cięższy…Zaczęliśmy się cicho śmiać. - A Anna? – zapytała nagle Pilica nakładając ryż do miseczek.  - Nadal śpi. - Wczoraj chyba trochę przesadziła, co?Wzruszyłem ramionami. - Masz – wcisnęła mi do ręki tackę ze śniadaniem. – Lepiej żeby była w dobrym humorze.Weź jeszcze wodę- kilka butelek chłodzi się w lodówce.  - Dzięki Pilica. Jesteś wspaniała – uśmiechnąłem się.  - Możesz jeszcze podrzucić Trey’owi tabletkę na ból głowy? – spytała wskazując paczuszkę leżącą na szafkę przy drzwiach i odwróciła się by przygotować kolejną tacę.W pokoju Trey’a i Molly nie było nikogo, lecz z łazienki dobiegały oczywiste odgłosy ciężkiego poranka. Nagle w drzwiach pojawiła się dziewczyna.  - …tylko się nie ruszaj! Zaraz ci coś przyniosę to… O…! – zauważyła

mnie. – Cześć Yoh. - Przyniosłem wam coś, co może się przydać – odparłem podając jej pudełeczko. - Przeciwbólowe? Z nieba mi spadasz! Dzięki… Właśnie miałam po jakieś iść. Ten idiota chyba przez cały dzień nie wyjdzie z toalety… - Jest aż tak źle?Spojrzała na mnie wymownie i odwróciła się wracając do łazienki. Zanim wyszedłem usłyszałem jeszcze jej stłumiony krzyk:  - Nie! Trey! Tylko nie na podłogę!Po drodze postanowiłem jeszcze zajrzeć do Lena i Tamary. Stałem chwilę pod drzwiami nasłuchując, lecz nie dotarły do mnie żadne odgłosy. Zapukałem. Usłyszałem ciche kroki i po chwili w drzwiach stanął Len ubrany w spodnie od piżamy.  - Cześć Yoh – wyszeptał. Chrząknął kilka razy by doprowadzić swój głos do normalnego brzmienia. - Obudziłem cię… – to było raczej stwierdzenie. - Nie… nie śpię już od jakiegoś czasu – uśmiechnął się. – Ciężko jednak to powiedzieć o niej.Cofnął się lekko abym mógł zajrzeć i spojrzał wgłąb pokoju. Tamara leżała na łóżku na wznak, policzki miała zaróżowione, co podkreślałobarwę jej włosów. Oddychała miarowo, spokojnie, usta miała lekko rozchylone. Nagle zachrapała cicho. Spojrzałem na Lena i oboje zachichotaliśmy. Wyglądała po prostu słodko – nie można było tego inaczej określić.  - A jak tam Anna? – spojrzał na mnie. W jego spojrzeniu było ledwo widoczne zmęczenie i troska.  - Właśnie idę zobaczyć. Jak wychodziłem to jeszcze spała – wycofałem się z pokoju. – Do zobaczenia później. - Cześć.Było cicho, ale coś było przyjemnego w tej ciszy. Zza uchylonego okna okna dochodził świergot ptaków. Sielanka – zwykły poranek. Niktby nie przypuszczał, że to coś wyjątkowego, co się nigdy w tym domu nie zdarza. Uwielbiałem takie poranki – przypominały mi dom dziadków, który „zwiedzałem” kiedy wszyscy jeszcze słodko spali. Nikt nie wiedział o tych moich samotnych wyprawach – ani rodzice, ani dziadkowie, ani nawet moi przyjaciele.  Wszystkim natomiast znany był mój talent do zasypiania w każdym miejscu i czasie. Kiedyśtrzeba było odespać… Powoli zbliżałem się do swojego pokoju. Starałem się stąpać jak najciszej, żeby nie obudzić Anny – wiedziałem, że będzie w kiepskim humorze jeśli coś nagle wyrwie ją ze snu. Miałem jednak nikłą nadzieję, że „jakoś” uda mi się ją udobruchać. Już miałem nacisnąć klamkę, kiedy drzwi nagle się otworzyły. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to potargane, jasne włosy. Musiała tyle co wstać. „Więc jednak ją obudziłem” – pomyślałem zawiedziony.

 - Przepraszam. Obudz… – zdążyłem wyjąkać zanim wyrwała mi tacę ze śniadaniem i zatrzasnęła drzwi przed nosem. Stałem tak przez chwilę kompletnie zdezorientowany. No dobra… Po prostu wmurowało mnie w ziemię. Może nie jestem mistrzem w skradaniu się, ale przynajmniej się starałem… - Anno…? – rzuciłem i nacisnąłem klamkę. Drzwi jednak nie ustąpiły.– Anno! Wpuść mnie!Usłyszałem ciche kroki przez pokój i po chwili drzwi znowu się uchyliły - Wejdź, weź sobie coś do przebrania i spadaj. Nie chcę dzisiaj nikogo widzieć. Boli mnie głowa – odwróciła się na pięcie i poczłapała w stronę łóżka. Wszedłem do pokoju. Okno było otwarte, a do środka wlewało się mroźne powietrze. Zadrżałem i szybko złapałem bluzę. Zerknąłem na blondynkę. Leżała na łóżku zwinięta w kłębek z zaciśniętymi powiekami i pięściami przyciśniętymi do skroni. Miała ziemistą cerę,pewnie było jej niedobrze. Lekko drżała. „Dlaczego tak reaguje?” – zastanawiałem się. – „Czyżby było aż tak źle?” - Yoh… Błagam cię! Nie tak głośno! – wychrypiała.  - Ale… ja nic nie mówiłem… – powiedziałem zaskoczony.Na chwilę otworzyła oczy i spojrzała na mnie. W czarnych tęczówkach widać było zmęczenie.  - Myślisz za głośno… Au… – jęknęła. – Słyszę twoje myśli i nie mogętego zatrzymać… – znów zacisnęła powieki. – Błagam! Idź już!Szybko zebrałem to, co było mi potrzebne i przebrałem się. Zanim wyszedłem, podszedłem jeszcze do dziewczyny i pocałowałem ją w czoło.  - Dopilnuję, żeby nikt tu nie przychodził. Odpocznij – odwróciłem się i skierowałem w stronę drzwi. - Jesteś kochany. Dziękuję – powiedziała to bardzo, bardzo cicho. Posłałem jej szeroki uśmiech. - Kocham cię – wyszeptałem i wyszedłem z pokoju.ANNAMiałam dość tego hałasu. Zanim jeszcze otworzyłam oczy, dobiegł mnieszum – jakby cały rój pszczół latał mi tuż nad uchem. Potem jeszcze krzyki z dołu i pokoi obok. „Dom się pali, czy oni oszaleli?!” – przemknęło mi przez myśl. Powoli zwlokłam się z łóżka i lekko się zataczając podeszłam do okna. „Boże… Ile ja wczoraj wypiłam?” Nie mogłam sobie przypomnieć. Pamiętałam wyłącznie głośną muzykę (moja głowa!!) i ciepłe ramiona Yoh w drodze do domu, których nie pomyliłabym z żadnymi innymi. Jak dobrze, że tam był! Bez niego pewnie obudziłabym się dzisiaj pod barem. Poczułam na twarzy podmuch świeżego powietrza i w przypływie nadzieiotworzyłam okno szerzej. Zadrżałam. Było naprawdę zimno, ale mroźne powietrze pomagało mi trochę wytrzeźwieć, rozjaśniało myśli i, co najważniejsze, zagłuszało odrobinę myśli innych. Trochę tak jakbym

na chwilę odzyskała władzę nad własną głową. Dopiero teraz poczułam,że jest mi niedobrze. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Wypłukałam usta zimną wodą, która szczerze mówiąc smakowała jak ambrozja. Nie miałam odwagi spojrzeć w lustro. Oczami wyobraźni widziałam bladą twarz, sińce po oczami, potargane, niemyte włosy… Szybko wróciłam do pokoju. Usłyszałam go z pokoju Lena. Och, więc Tamara też będzie miała ciężki poranek. Nagle zesztywniałam wsłuchując się w myśli mojego szatyna. „Słodko?! Słodko?!” – zapewne trochę przesadzałam, ale jakoś nie mogłam zwrócić swojej uwagi na co innego.  Wciąż śledziłampotok myśli Yoh. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. „Najpierw wymyśla jakieś cuda o dziewczynie swojego przyjaciela, a teraz… na wspomnienia z dzieciństwa mu się zebrało!!” – nie panowałam nad sobą. Kiedy tylko stanął za drzwiami, szybko wyrwałam mu wodę razem z całą tacą i zamknęłam drzwi na klucz. Zaczął coś do mnie mówić, ale słyszałam tylko jego „wewnętrzny” głos krzyczący na całe gardło „Dlaczego?!”. Po chwili uznałam, że chyba zachowałam się jak dzieciak zazdrosny o zabawkę i otworzyłam mu drzwi. Nadal miałam jednak problem z własną bolącą głową i obcymi myślami, których przepływu nie mogłam zatrzymać…Po paru minutach miałam święty spokój zagwarantowany przez szatyna zarówno w sercu, jak i, po części, w głowie.YOHNie miałem zielonego pojęcia co ze sobą zrobić. Na początku łaziłem po całym domu rozmawiając z przyjaciółmi, jednak część z nich i tak była prawie nieprzytomna, jak to określiła rano Pilica. Przez pewienczas oglądałem telewizję, ale szybko mnie to znudziło. Miałem już dość szwendania się po pełnym ludzi, ale tak na prawdę, pustym i cichym domu. Dodatkowo nie mogłem zbliżać się do swojego pokoju, żeby nie drażnić Anny. W końcu włożyłem cieplejszą bluzę i wyszedłem z domu. Powietrze byłomroźne, otrzeźwiające, paliło zimnem w nosie i gardle. Z nieba zaczynały spadać pojedyncze białe płatki. Podskoczyłem kilka razy bychoć prowizorycznie rozgrzać mięśnie i wybiegłem na moją codzienną trasę treningową.Dwie godziny później mijałem rząd sklepów na obrzeżach Tokyo, za którym znajdowała się dobrze mi znana budka z hamburgerami. Była jużpora obiadowa, a moje śniadanie dawno zniknęło w przyrodzie, o czym przypomniał mi głośno żołądek. Przetrząsałem właśnie kieszenie w poszukiwaniu drobnych, kiedy usłyszałem znajomy głos: - Yoh… To ty…?Szybko rozejrzałem się dookoła i przy jednym ze stolików zauważyłem jasną czuprynę oraz wielkie oczy wpatrujące się we mnie ze zdumieniem. - Morty! – krzyknąłem i natychmiast podbiegłem do przyjaciela. – Jak ja cię długo nie widziałem! Urosłeś… – teraz sięgał mi powyżej

ramienia.  - Minęło trochę czasu… – jego uśmiech się nie zmienił. – Co tam u was? I jak turniej? Już po wszystkim? - Jeszcze ciągle jedna walka – odpowiedziałem płacąc za hamburgera i siadając obok przyjaciela.  - A jak tam reszta? Trey? Len? Ryo? Tamara? …Anna? – przy ostatnim odrobinę się zawahał. „No tak…” – przypomniałem sobie. – „Kiedy ostatnio nas widział, nie byliśmy w najlepszych stosunkach”. Uśmiechnąłem się.  - Może sam ich o to spytasz? Wszyscy oprócz Jun i Ryo są u nas. - Naprawdę? I twój dom jeszcze stoi?Oboje się roześmialiśmy. Dobrze było pogadać z Mortym.  - Może wpadniesz? Spotkasz się ze wszystkimi? Napewno się ucieszą. - Pewnie! – natychmiast się zgodził. – Musicie mi duuużo opowiedzieć.  - To jak? Idziemy? – powiedziałem wstając i wyrzucając papierek po hamburgerze do kosza na śmieci.  - Ale Yoh… Może lepiej skończ swój trening… Anna… - …zapewne o nim nie wie – dokończyłem za niego i wolnym krokiem zacząłem iść w stronę domu. – Chodź Morty! – rzuciłem przez ramię i uśmiechnąłem się szeroko. Po chwili koło mnie kroczyła jasna czupryna i równie szeroki uśmiech.ANNAKiedy ponownie otworzyłam oczy słońce świeciło już pod innym kątem. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się dookoła. W pokoju panował przeraźliwy ziąb, a przez otwarte okno spokojnie wpadały płatki śniegu. Natychmiast rzuciłam się by je zamknąć. Nogi zaplątały mi się jednak w kołdrę, którą starałam się utrzymać owiniętą wokół siebie i wyrżnęłam jak długa na środku. Na czubku nosa wylądował mi samotny płatek śniegu, jakby chciał powiedzieć: „I tak cię mam, ofiaro!”. Szybko podniosłam się z podłogi kompletnie zapominając o okryciu.  - Zejdź ze mnie! – prawie krzyknęłam próbując strząsnąć sobie zdradliwy płatek z nosa, ale zdążył zniknąć. – Uciekasz, tak?!Z boku musiało to wyglądać jakbym opędzała się od natrętnej muchy, albo wyjątkowo wygłodniałego komara.Usłyszałam cichy śmiech i po chwili dotarł do mnie sens wykrzykiwanych mentalnie słów, które wciąż dobrze słyszałam: „Co onarobi?”. - On mnie zaatakował! – poskarżyłam się blondynce stojącej w drzwiach i trzęsącej się ze śmiechu. - Oczywiście. I było to śmiertelnie niebezpieczne starcie. Całe szczęście, że wyszłaś z tego bez poważniejszych obrażeń. Ale czekaj…Chyba jednak… O nie! Masz kroplę wody na nosie! – Molly zawsze była dobrą aktorką. Postarałam się uśmiechnąć, ale chyba wyszedł mi tylkojakiś niezidentyfikowany grymas. Poczłapałam w kierunku okna by w

końcu je zamknąć. - Jak się czujesz? – spytała. – Yoh prosił, żeby ci nie przeszkadzać, ale jednak wolałam sprawdzić czy wszystko w porządku… - Już mi lepiej – odpowiedziałam. – A ty? Nie miałaś… ciężkiego poranka? - Wystarczyła woda mineralna. Wczoraj nie piłam aż tak dużo – spojrzała na mnie wymownie, ale po chwili ciepło się uśmiechnęła. – Zejdziesz na dół? - Może… później. Teraz… jeszcze boli mnie głowa – odpowiedziałam szybko.  - Jasne. Masz tu coś przeciwbólowego – podała mi paczuszkę. – Nie będę ci przeszkadzać. Zejdź jak poczujesz się lepiej – i wyszła z pokoju. Położyłam leki na szafce nocnej i podniosłam koc z podłogi. Głowa już właściwie mnie tak bardzo nie bolała, ale potoku myśli napływających do mojej głowy nadal nie mogłam zablokować. Nie chciałam przez to naruszać prywatności przyjaciół, szczególnie ponieważ ich myśli ciągle krążyły wokół wczorajszego wieczoru i nocy. Im dalej się od nich znajdowałam, tym łatwiej było mi się skupić i odwrócić uwagę na co innego. Zjadłam pospiesznie śniadanie,które przyniósł mi wcześniej Yoh, ale nie miałam już ani kropli wody. W końcu ubrałam się i zeszłam do kuchni. Nikogo na szczęście nie spotkałam. Szybko złapałam butelkę i postanowiłam wynieść się z domu, z dala od mentalnych szumów, szeptów i wrzasków. Poza tym znałam miejsce, w którym zawsze panowała tak upragniona cisza.Kiedy usiadłam na brzegu jeziorka, nareszcie się rozluźniłam. Słyszałam tylko daleki szum, jakby ktoś cichutko słuchał zepsutego radia. Głęboko wciągnęłam zimne powietrze i wystawiłam twarz do wychodzącego zza chmur słońca. Nareszcie mogłam w spokoju pomyśleć. Powoli, spróbowałam się skupić i ustawić barierę, która nie wpuszczała nikogo do mojej głowy, ale nie mogłam jej znaleźć. Tak jakbym chciała zbudować mur, ale nie mogła znaleźć żadnego budulca.Zastanawiałam się co może być przyczyną mojego „złego samopoczucia”.Czy to zbyt głośna muzyka, alkohol? A może coś po prostu przestawiłomi się w mózgu… czyli krótko mówiąc mi odbiło? Patrząc na to obiektywnie, wiele razy chodziliśmy do klubów z głośną muzyką, nie był to też mój pierwszy raz z kieliszkiem w dłoni… „Czyli zwariowałam. Cudnie” – pomyślałam. Z drugiej strony, nigdy nie byłamaż tak pijana by nie móc dojść do domu – tak pijana jak wczoraj. Może to…?Nagle usłyszałam jego myśli. Zastanawiał się gdzie jestem, martwił się i szukał mnie, ale był przy tym pewny, że znajdzie mnie właśnie tu. Po chwili wyszedł zza drzew i usiadł obok. Wiedział, że słyszałam go z daleka.  - Przeszkadza ci moja obecność…? – zapytał cicho.

Zesztywniałam. Mimo wszystko, ostatnią rzeczą jakiej teraz chciałam to to, żeby sobie poszedł. - Nie! – prawie krzyknęłam. – Zostań! Proszę.Uśmiechnął się. - Jak się czujesz? Nadal boli cię głowa? – spytał. - Jest już o wiele lepiej. Słyszę tylko ciebie i jakiś cichy szum. - To… normalne, że tak się dzieje? No wiesz… Miałaś już kiedyś coś takiego?Pokręciłam przecząco głową. - Myślisz, że to może być… swoisty rodzaj kaca? – mimo wszystko sięuśmiechnął. - Tak sądzę… Alternatywą jest to, że ześwirowałam, więc wolę wierzyć, że to kac – również się do niego uśmiechnęłam.  - To chyba dobrze.Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - No… Przejdzie ci – wyjaśnił. - Już mi przechodzi – odpowiedziałam. Siedzieliśmy w ciszy zakłócanej tylko przez świergot jakiegoś małegoptaszka, który nie wyniósł się stąd na zimę. Yoh myślał o słońcu, śniegu… Był spokojny i ten spokój jego myśli udzielał się i mnie. Była jeszcze jednak jedna jedyna sprawa, która wydawała się dziecinna i wręcz głupia, ale nie dawała mi spokoju.  - Yoh… Dzisiaj rano… w pokoju Lena… – wyjąkałam ze spuszczoną głową. – Tamara…Na szczęście szybko spracował o co mi chodzi i nie musiałam dłużej się kompromitować. - Wiesz, że nie o to mi chodziło – powiedział.  - Wiem. Ale… słyszę tylko myśli, nie czuję tego co ty… nie znam twoich uczuć. Poza tym byłam jeszcze trochę nietrzeźwa… Przestraszyłam się… – to ostatnie prawie wyszeptałam. Objął mnie ramieniem i przytulił. - Nie mów, że nie znasz moich uczuć – powiedział cicho wtulając twarz w moje włosy. – Znasz mnie na wylot.Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. To dziwne… Byłam prawie pewna,że to powie, ale i tak wolałam to usłyszeć.Siedzieliśmy tak jeszcze jakiś czas, ale w końcu Yoh się odezwał: - Chodźmy już. W domu kazali mi cię przyprowadzić na „obiad” – powiedział to trochę dziwnym tonem, ale zgodziłam się bez wahania.W domu wszyscy byli już w lepszym stanie. Uśmiechali się, rozmawiali, żartowali… Kiedy weszłam do kuchni aby zrobić sobie ciepłej herbaty, zrozumiałam o co chodziło Yoh z „obiadem”. Na stolestał równiutki stosik ułożony z „Ramen w 5 minut”. Byłam jednak tak zmęczona i głodna, że najchętniej uściskałabym pomysłodawcę. Już miałam sięgnąć po jedną z miseczek, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Po chwili wiedziałam kto przyszedł i z radością wróciłam do pokoju. Czekał mnie jednak pyszny obiad! 

Len poszedł otworzyć drzwi i po chwili dał się słyszeć jego zdziwiony głos: - Siostra? Co wy tu robicie?

57. Moonlight23 sierpnia 2010Zgodnie z obietnicą. Do czytania polecam tytułowe ‚Moonlight’ by Yiruma ;) Zapraszam na notkę :*Szpon^_- YOH - Czemu to zawsze muszę być ja… T_T – wymamrotałem do siebie czekając aż zagotuje się woda na herbatę. „Rozumiem, że każdy ma swój świat i swoją ścierkę w tym domu, ale czemu to ja muszę akurat nosić przekąski…?!”. Szybko wsypałem ciasteczka do miski i zaparzyłem zielonej herbaty. Złapałem tacę i wyszedłem z kuchni. - A pamiętasz swoje dwunaste urodziny, braciszku? – szczebiotała Jun. – Była cała rodzina, upiekłam ci taki śliczny torcik z różyczkami i…  - Taak… Najgorsze urodziny mojego życia – burknął cicho Len. - Jak możesz?! Wszyscy tak się starali!! >.<” – jednak usłyszała… - Nie denerwuj się, księżniczko [Ale miałam ochotę napisać "hime" >.<" !!!] – wyjąkał Ryo.  - Może nie byłoby tak źle gdybyś nie przypięła mi tej fioletowej kokardy na środku głowy i nie kazała tańczyć z Pai Long’iem wykrzykując przy tym, że: „Tak słodko wyglądamy” !! – Len był już „lekko” poddenerwowany. Szybko postawiłem tacę na stole i wycofałem się w bezpieczne miejsce – tak na wszelki wypadek… ^_^” - Och, to było takie cudowne przyjęcie! – kobieta zaczęła przetrząsać swoją torebkę. – Gdzieś tu powinnam mieć… Jest! ^_^ - Zbliża się armagedon… xD – wtrącił Trey widząc poczerwieniałego Lena. - Zobacz, Tamaro!! Czyż Lenny nie był słodki? OwO – zapiszczał Jun pokazując dziewczynie plik zdjęć.  - Jun… - To jest Len? – dopytywała się różowowłosa. - Jun… – oczy chłopaka przypominały dwa ogniki i na dodatek ciskałybłyskawice.   - O…! A tutaj są ósme urodzinki. Wtedy jeszcze nie bronił się rękami i nogami przed sukienką… Naprawdę nie rozumiem dlaczego jej tak nie lubił… Przecież pasuje idealnie… I ten kolor…!!Tamara wyglądała jakby miała się zaraz posikać ze śmiechu, chociaż zcałej siły starała się to ukryć. Len już podnosił się z miejsca w celu zniszczenia „dowodów zbrodni”, ale Trey go wyprzedził. Po chwili szarpaniny, niebieskowłosy trzymał młodego Tao w żelaznym uścisku nie pozwalając na żaden ruch. 

 - Spadaj śniegowa czapo!! - Jun, pospiesz się dopóki go trzymam…! - Puść mnie bałwanie!! - Szybko Jun…!!Tamara i Pilica płakały ze śmiechu, Molly zaglądała Jun przez ramię,Trey szarpał się z Lenem, a Layserg i Ryo rozmawiali o jakiejś nowo poznanej egzotycznej potrawie [Ci to już nie mają o czym gadać... >.>"]. Nigdzie jednak nie było mojej blondynki. Nagle ktoś zasłonił mi oczy rękami. Trochę poniżej mojego ucha odezwał się głos: - Zgadnij kto! – wręcz rozbrzmiewał radością. Ująłem „czyjeś” dłonie i odwróciłem się. - Nie wiem – odpowiedziałem z uśmiechem. – Ale na pewno nie jesteś Anną…Ułożyła usta w podkówkę i spojrzała mi prosto w oczy. - No wiesz…? – żachnęła się.  - Wiem, wiem – wyszczerzyłem zęby i objąłem ją ramieniem. Ona również otoczyła mnie ramionami w pasie i przytuliła się jeszcze mocniej. - Uśmiechasz się! Co się stało…? xD - Po prostu się cieszę, że znowu jest… jak w domu – powiedziała cicho.  - Bez nich „dom” nie istnieje – potwierdziłem. - To wspaniałe, że Ryo… Z resztą…  - Ryo…? O co chodzi, Anno? – zaciekawiła mnie tym niedokończonym zdaniem. - Sami nam niedługo powiedzą. Po tym zdaniu wszystko stało się jeszcze bardziej tajemnicze niż wcześniej. Co takiego planował Ryo? Co chcieli nam powiedzieć? Czy to właśnie ta wiadomość sprawiła, że Anna jest taka wesoła…? Co to takiego…? O CO CHODZI??  - Nie martw się, Yoh – odezwała się blondynka. – Będziesz może trochę zaskoczony, ale w gruncie rzeczy to świetna sprawa. Przynajmniej ja tak uważam… – odrobinę ściszyła głos, trochę posmutniała. Za chwilę uśmiech wrócił na jej twarz. – Ryo…! – zawołała. - Taak? – odezwał się ciemnowłosy, przerywając na chwilę rozmowę z Layserg’iem.  - Pora obiadu – powiedziała Anna wskazując jednoznacznie na zegarek. - Jasne, Anno;) Co macie w kuchni…? Jakieś zapasy…? Życzenia…? - Cokolwiek:) Zjadłabym konia z kopytami. Poza tym fajnie będzie zjeść coś ze wszystkimi, pogadać… – jej ton znacząco coś sugerował. Szkoda tylko, że ja nie miałem pojęcia co… =.=Ryo zniknął w kuchni, a Jun schowała zdjęcia do torebki czym zażegnała konflikt zbrojny [A myślałam, że Len przestał już wywijać Guan Dao na prawo i lewo... =.="]. Wszyscy siedzieli już spokojnie i

rozmawiali. No… Wyjątkiem była jedynie Tamara, która chichotała cicho gdy tylko spojrzała na złotookiego. - Ryo… Jesteś wielki przyjacielu…  – stwierdził Trey. – …i bynajmniej nie chodzi mi o wzrost;)  - Pyszne – pochwaliła Molly. - Ale ja nadal nie mogę wymyślić skąd ty wziąłeś te wszystkie produkty… – powiedziała Pilica. – W domu nie było nic…. – zmarszczyła czoło.  - Mam swoje tajne sposoby i spiżarkę – wyszczerzył się Ryo.  - Bez ciebie pomarlibyśmy z głodu – wtrąciłem. - Zawsze do usług – uśmiechnął się brunet. Zamknąłem oczy i rozkoszowałem się pełnym żołądkiem [Tak, to możliwe... ^_^]. Ktoś pozbierał talerze, ale jakoś nikomu nie chciało się wstać i odnieść ich do kuchni. Anna siedziała obok mnie,czułem jej bliskość chociaż wcale mnie nie dotykała. W pokoju panowała przyjemna atmosfera poobiedniej drzemki – nikt się nie odzywał, jedynym odgłosem było brzęczenie muchy w pokoju obok. Jednym słowem – słodka chwila popołudniowego lenistwa. Nagle błogą ciszę przerwał głos Ryo. - Ja… Chciałbym o czymś wam powiedzieć.Otworzyłem oczy i spojrzałem na moją blondynkę. „To już teraz?” – zapytałem w myślach. Lekko, wręcz niezauważalnie skinęła głową. Odwróciłem wzrok na Ryo. Siedział ze spuszczoną głową, w końcu głęboko odetchnął i podniósł wzrok.  - Jun i ja bierzemy ślub. W przyszłym miesiącu.Zapadła jeszcze głębsza cisza, tak inna od tej poprzedniej – obezwładniająca, krępująca. Nie miałem pojęcia jak się zachować. Miałem wrażenie, że te kilka sekund, które minęło od ostatnich słów,jest nieskończonością. Im dłużej przeciągała się cisza, tym większy odczuwaliśmy dyskomfort.  - To naprawdę wspaniała wiadomość! Gratulacje! – ktoś wstał z miejsca i przytulił Jun, potem Ryo. Dopiero po chwil zorientowałem się, że to Anna. Wszyscy powoli otrząsali się z szoku wywołanego taknagłą informacją i dołączali się do życzeń i gratulacji. Ja także wstałem i podszedłem aby złożyć życzenia. Atmosfera zaczynała się zmieniać w bardziej przyjazną i choć nadal wszyscy byli bardzo zaskoczeni, nie czuło się już skrępowania. - Małżeństwo – stwierdził Layserg. – Wow. Poważna sprawa. - W gruncie rzeczy, jeśli są razem szczęśliwi, to czemu mieliby czekać? – uśmiechnęła się Pilica.  – To cudowna wiadomość. - Ej, krótkomajtku… Wujkiem zostaniesz! – zaśmiał się Trey i dał Lenowi sójkę w bok. Chłopak dopiero wychodził z szoku, jednak na to jedno zdanie zareagował natychmiast. - Wuj…? Co? Jun… – pobladł i spojrzał na siostrę. – Co?!Wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem – mina chłopaka była po prostu powalająca. 

 ANNAMinęła północ, a ja wciąż nie mogłam zasnąć. Yoh spał już od dobrychdwóch godzin tak samo jak cała reszta domu. Nareszcie zrobiło się cicho. Moja „przypadłość”, która rano tak dawała mi się we znaki, znacznie osłabła. Teraz widziałam tylko przebłyski snów moich przyjaciół – jakby obrazy z dymu, który co chwilę przybiera inne kształty. Siedziałam na parapecie, na moim stałym miejscu i wpatrywałam się w ciemność rozjaśnioną tylko światłem gwiazd. Tyle rzeczy się dzisiaj wydarzyło… Tyle nowych wrażeń, doświadczeń….Przytuliłam twarz do zimnej szyby, która zaraz pokryła się parą. Musiałam ochłonąć, wszystko sobie poukładać, odpocząć. Dopiero terazmiałam na to chwilę czasu, taki moment dla siebie. Wracały do mnie obrazy dzisiejszego dnia. Słońce odbijające się od białego śniegu za oknem, roześmiana twarz Molly stojącej w drzwiach,zamarznięte jeziorko, uśmiechy Ryo i Jun, zdenerwowanie Lena, szok na twarzy Yoh… Odwróciłam głowę i spojrzałam na chłopaka. „Byłam pewna, że zareaguje zupełnie inaczej…” – pomyślałam. – „Byłam przekonana, że zacznie im gratulować, cieszyć się i żartować. Ale onzareagował jakby to była ostatnia rzecz jakiej się spodziewał. Z resztą wszystkich tak zmroziło. Atmosferę można było ciąć nożem. Bałam się, że ktoś zaraz wyskoczy z jakimś głupim tekstem czy pytaniem… Słyszałam jak w ich umysłach formuje się pytanie: ‚To żart, prawda?’. Jun była taka szczęśliwa, promienna – aż nie mogę uwierzyć, że nie widzieli tego gołym okiem…” - Nie mogę uwierzyć, że ty tego nie widziałeś… – wyszeptałam wciąż patrząc na szatyna. Spał spokojnie, a jego oddech był równomierny. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego – bez jego uśmiechu, szalonegooptymizmu, który dostarczał mi energii na każdy nowy dzień. Jak mojeosobiste baterie, moje własne słońce. Znów spojrzałam za okno, na gwiazdy. Pora ostatniego starcia zbliżała się nieubłaganie, choć Dzwonek wcale się nie odzywał. Czułam się przez to bezbronna, nie wiedziałam ile dokładnie czasu zostało na trening. Ciągle martwiłam się, że robimy za mało, choć wszyscy tak bardzo się staramy. Nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że Yoh mógłby przegrać. Dla mnie ta możliwość nie istniała. Nagle dobiegło mnie coś jak ciche jęknięcie. Spojrzałam na śpiącego chłopaka. Odwrócił się na bok, tyłem do mnie, rękami szukając czegośpo drugiej stronie łóżka. Jeszcze raz mruknął coś niezrozumiałego. Po chwili podniósł się na łokciach i rozejrzał się po pokoju zaspanymi oczami.  - Anno…? – opuścił nogi i usiadł na brzegu łóżka. Po chwili wstał ipodszedł do mnie. – Nie możesz spać? - Nie martw się, zaraz się położę – szepnęłam w odpowiedzi.Kiwnął głową i spojrzał na biało-granatowy krajobraz za oknem.

Również odwróciłam wzrok w tamtą stronę. - O czym myślisz, Anno…? – zapytał niespodziewanie. Z powrotem spojrzałam na jego twarz. Teraz on też patrzył na mnie.  - O dzisiejszym dniu. To wspaniale, że Jun i Ryo się pobierają, prawda? – nie chciałam go okłamać, ale też nie chciałam dokładać mu zmartwień czy wątpliwości związanych z Turniejem. Westchnął i zapatrzył się w czerniejący w oddali las. - Tak, to rzeczywiście dobra wiadomość, ale… nie mogę pozbyć się myśli, że nie do końca to przemyśleli. Nie zamierzam ich osądzać – nie mam do tego absolutnie żadnego prawa, ale po prostu ciągle mam wrażenie, że to trochę za wcześnie, że to trochę zbyt pochopna decyzja.Zamilkłam. Tego się po nim nie spodziewałam. Więc naszą obietnicę też uważał za zbyt pochopną…? Nagle szeroko ziewnął. Zaśmiałam się cicho. - Wracaj do łóżka. Ja też zaraz idę spać – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. On również się uśmiechnął. Potem pochyliłsię i lekko musnął moje usta. Była to tylko czuła zapowiedź, jakby zachęta. - W takim razie czekam – szepnął i wrócił do łóżka.YOH - Yoh… Yoh, wstawaj…  - Jeszcze chwilkę…  - Yoh… nie sądzę, żeby był to dobry pomysł… - Anno… Daj mi kilka minut… - Yoh, czy do końca życia zamierzasz mylić mnie ze swoją dziewczyną?Te słowa wyrwały mnie z sennego otępienia. Otworzyłem oczy i usiadłem na łóżku. - Och, wiesz, że rano jestem nieprzytomny. Nie gniewaj się, Amidamaru. - Wcale nie zamierzam się gniewać. Radzę ci tylko żebyś wstał. Annaprawdopodobnie już tu idzie z wiadrem. Budziła cię przez parę minut,ale w końcu zdecydowała się na bardziej drastyczne metody…Szybko zerwałem się z łóżka i ubrałem się. Nie miałem najmniejszej ochoty na zimną kąpiel biorąc pod uwagę fakt, że na zewnątrz zalegała całkiem spora warstwa białego puchu. Po chwili usłyszałem kroki na korytarzu, potem otworzyły się drzwi i do pokoju weszła blondynka.  - O… Widzę, że jednak wstałeś – powiedziała. – Czy ty masz pojęcie,która jest godzina?! - Eee… – wyjąkałem i szybko rzuciłem okiem na stojący na szafce nocnej zegarek. – Jedenasta trzydzieści osiem…? - I w związku z tym…? - Zjemy spóźnione śniadanie…? – próbowałem się ratować.Anna prawie się roześmiała.

 - Ty jeszcze mówisz o śniadaniu?! - Jadłaś już…? - Trening – wycedziła. – Już. - Ale… - Jak uwiniesz się do czternastej, to zapraszam na obiad – i wyszłaz pokoju.  - Yoh… – mój Duch Stróż znowu pojawił się obok mnie. – Kopnąłeś ją w nocy, czy co…?Ciężko dysząc dobiegłem do bramy. Trasa była niby tylko odrobinę dłuższa niż zazwyczaj, ale czas w jakim miałem ją pokonać zdecydowanie się skrócił. Skutkiem tego było to, że prawie połowę musiałem pokonać sprintem. Miałem jedynie cichą nadzieję, że będzie to koniec biegania na dzisiaj.  - Wróciłem! – krzyknąłem wchodząc do domu i zdejmując buty. Z kuchni wychyliła się głowa Molly. - Yoh, już jesteś… Właśnie miałam posłać po ciebie Trey’a… Chodź, zaraz będzie obiad.„A więc zdążyłem” – pomyślałem z ulgą. - Pobiegnę tylko się przebrać i zaraz wracam – powiedziałem. – Nie zaczynajcie beze mnie! – krzyknąłem wskakując już na pierwsze stopnie schodów. Po chwili wszyscy siedzieliśmy przy stole zajadając pyszności przygotowane przez Ryo. Na szczęście Anna nie upierała się już tak bardzo na ścisłą dietę i mogłem pozwolić sobie na wszystko co stało na stole. Owszem, zgromiła mnie wzrokiem, kiedy chciałem sięgnąć po deser, ale przynajmniej nie byłem głodny. Po obiedzie miałem chwilę wolnego czasu. Położyłem się na łóżku w moim pokoju, nasunąłem słuchawki na uszy i nacisnąłem ‚play’. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w piosenkę. Nic dziwnego, że nie zauważyłem jak Anna wchodzi do pokoju i kładzie się obok mnie. Dopiero kiedy przytuliła się do mojego boku zdałem sobie sprawę z jej obecności. Nadal nie otwierając oczu, objąłem ją ramieniem i przygarnąłem do siebie. Kiedy płyta się skończyła i zdjąłem słuchawki z uszu, Anna spokojniespała. Przez chwilę leżałem spokojnie, aby jej nie obudzić, ale w końcu ostrożnie wstałem z łóżka i zszedłem do kuchni. Wyjąłem z lodówki sok pomarańczowy i ze szklanką w dłoni wszedłem do salonu. Molly siedziała na sofie oglądając jakiś film, ale kiedy przekroczyłem próg, odwróciła głowę w moją stronę. - Hej… Gdzie reszta? – zapytałem i usiadłem obok niej.  - Część na zakupach, część na spacerze… Postanowili wyrwać się na chwilę z domu.  - A ty? Nie poszłaś z nimi? - Nie… Chyba bierze mnie jakieś przeziębienie. Trey poszedł na chwilę do apteki, zaraz wróci – uśmiechnęła się lekko. Rzeczywiście,miała szklące się oczy, jakby rosła jej gorączka. 

 - Może idź się położyć… Skoro jesteś chora, to odpocznij trochę… – poradziłem. - Właściwie to nie trzeba… Za chwilę wezmę Aspirynę i…Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. - O… To pewnie Trey… – powiedziała dziewczyna podnosząc się z łóżka. - Siedź – wstałem i popchnąłem ją delikatnie z powrotem na sofę. – Ja otworzę. - Dzięki.Kiedy wyszedłem z salonu usłyszałem krzyk Anny: - Yoh…?! - Jestem na dole! – odkrzyknąłem i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Usłyszałem jej kroki kiedy trzymałem już rękę na klamce. Biegła. Po co się tak spieszyła?Otworzyłem drzwi, ale zamiast Trey’a po drugiej stronie stał… - Tata? - Yoh… - Yoh!! – krzyknęła Anna stając obok mnie. – Dzwonek!! – w ręce trzymała pomarańczową bransoletkę ze świecącym ekranikiem.

58. „Tak”27 sierpnia 2010Mój wielki powrót po rocznej przerwie, tak więc notka Strzałki… nie jest powalająca, więc oddaję głos Szponowi, może chociaż wymyśli dobry wstęp…Strzałka –>Oddajesz mi głos… Dobra :) Przyda się trochę ciszy ^_^”Zapraszam do czytania strzałkowej notki :)Agnieszka (Szpon :)

YOHNie mogłem się otrząsnąć. Było tak spokojnie, a teraz wszystko zwaliło mi się na głowę. W rękach wciąż trzymałem Dzwonek, a tekst, który był na nim wyświetlany znałem na pamięć. Całą grupą siedzieliśmy przy stole w kuchni, była grobowa cisza. Mój ojciec, który w spokoju pił herbatę sprawiał tylko, że czuliśmy się bardziejskrępowani. Nie wiem czy minęło pięć minut, piętnaście, a może pół dnia. Ja analizowałem wszystko to co już zrobiłem, co będę robić i wmiarę możliwości układałem to w czasie. Byłem na siebie zły, że ostatnio mniej trenowałem. Biegałem, biegałem i biegałem… nic więcej. Nawet nie mogłam o tym wspominać w stosunku do tego co wyczyniałem przed pierwszą rundą. Usłyszałem stuk kubka o stół. - Nie wszystko idzie po naszej myśli, ale w związku z tym nie możemy sobie pozwolić na bezczynność.

Wszyscy w skupieniu słuchali słów taty. Nawet ja podniosłem głowę i łapczywie słuchałem jego słów. Jestem prawie dorosły, a teraz czekałem aż ktoś mi powie co mam robić. To co czułem można chyba nazwać zdenerwowaniem, a przecież walka miała być za parę miesięcy. - Yoh… – wszystkie mięśnie w moim ciele natychmiast się napięły. – …od teraz ja cię będę trenował. Myślałem, że mamy trochę więcej czasu, ale powinniśmy dać radę. Masz robić sumiennie wszystko co ci powiem, mam nadzieję, że to jasne.To nawet nie brzmiało jak pytanie, wiedziałem zresztą, że nie dopuszcza innej możliwości niż potwierdzenie. - Oczywiście.Mój głos był taki słaby w porównaniu do niego. Nie zwątpiłem w siebie, ale jakby dopiero teraz dotarło do mnie co mnie czeka, dotarło, że to co do teraz przeżyłem cały czas zmierzało w tym kierunku, a ja żyłem sobie nie myśląc o przyszłości. - A od was – głos ojca znów przerwał ciszę.  – oczekuję, że pomożecie Yoh w treningu. - Będziemy go wspierać jak tylko możemy.Anna.Wystarczył jej głos, a poczułem się jakbym urósł parę metrów. Spojrzałem po przyjaciołach, z nimi, z ich wsparciem nie ma możliwości żeby coś poszło nie tak. Każdy był skupiony, zwarty i gotowy. Czekaliśmy tylko na rozkazy, wiedzieliśmy,że zaczyna się jeden z trudniejszych okresów, ale razem damy radę i wyjdziemy z tego z podniesionym czołem. ANNAOtworzyłam kolejne drzwi, ale i tam go nie było. Nie miałam pojęcia jaki ten dom jest duży. Gdzieniegdzie nie było sprzątane odkąd się tu wprowadziliśmy, a zarzekali się, że każdy kąt się świeci. Jeszczezobaczymy. Jednak to mogło poczekać. Stanęłam na środku korytarza i zaczęłam wertować zakątki pamięci, gdzie jeszcze go nie szukałam. Przeszukałam wszystko, od piwnic, przez wszystkie pokoje, a nawet zapuściłam się nad jeziorko – pusto.Pewnie jest na Strasznym Wzgórzu.Westchnęłam i poszłam do naszego pokoju po cieplejszy sweter. Zostawiłam otwarte drzwi i zanurzyłam się w szafie. Nagle usłyszałamhuk. Wyskoczyłam na środek pokoju, drzwi były już zamknięte. Skąd przeciąg, przecież zamy… Natychmiast odwróciłam się w stronę okna, wktórym siedziałam tej nocy. Rzeczywiście było otwarte, a firanka wpadała do pokoju dzięki podmuchom dość mocnego wiatru. Oparłam ręcena parapecie i wychyliłam się mocno. Cisza, nikogo nie ma. Coś mnie jednak skusiło żeby wejść na dach. Ostrożnie, żeby nie spaść stanęłam na dachówkach i wyprostowałam się. I tym razem przeczucie się nie myliło. Trochę wyżej niż byłam w stanie dojrzeć wychylając się siedział Yoh, ale chyba nie zauważył że nie jest już sam. Głowę miał opuszczoną między rękami, które wspierał na kolanach. Wiatr

robił cuda z jego włosami, które nie były nawet przytrzymywane przezsłuchawki, które w tym momencie wisiały na jego szyi. Wciągnęłam w płuca trochę chłodnego powietrza i powoli zaczęłam się do niego zbliżać. Czułam już na sobie gęsią skórkę, nie wiedziałam tylko czy to z zimna, czy może trochę się obawiam tej rozmowy, a może chodziłoo to i o to. Gdy byłam w połowie drogi podniósł głowę i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się, wiedziałam, że tego właśnie potrzebuje, świadomości że nie jest sam. Wyglądał teraz na rozluźnionego, jakby całe napięcie gdzieś zniknęło. - Znalazłeś idealną kryjówkę, nikt cię nie będzie tutaj szukał.Usiadłam koło niego i objęłam kolana rękami, starałam się zatrzymać jak najwięcej ciepła. - A jednak ty mnie znalazłaś – patrzył gdzieś w przestrzeń, mogłobysię wydawać, że tylko ciało trzyma go na tym dachu, myśli były zupełnie gdzie indziej. – Musiałem to wszystko jakoś poukładać. Wciąż powtarzam sobie słowa z Dzwonka Wyroczni : „ Szamanie, termin walki finałowej został już ustalony. Odbędzie się ona 12 maja obecnego roku równo z zachodem słońca na Strasznym Wzgórzu w Tokyo. Dobrze wykorzystaj pozostały ci czas i walcz o tytuł Króla Szamanów.Wielka Rada Szamanów.”Jego głowa znów opadła, ale byłam w stanie zobaczyć grymas na jego twarzy i cichy, jakby tłumiony w sobie, śmiech. Położył swoje ręce na głowie i wsunął je głęboko we włosy. - Cały czas myślałem, że jestem na to przygotowany, że dostanę informację – stanę z przeciwnikiem twarzą w twarz, wygram albo przegram. A teraz? Czuję się jak dziecko we mgle. Za dużo od tego zależy, za bardzo wszyscy na mnie liczą, a ja jestem za słaby.Pozostał w tej samej pozycji. Nie da się ukryć, teraz wyglądał jakbybył największym przegranym świata i równocześnie nie mógł być do siebie mniej podobny. To dziwne, ale poczułam lekkie zniesmaczenie. - Masz rację – nawet nie drgnął na dźwięk mojego głosu. – Teraz jesteś słaby. Ty, który tu siedzisz i myślisz o tym jak wszystkich zawiedziesz jesteś najzwyczajniej za słaby na zostanie Królem – teraz patrzył wprost na moją twarz z szeroko otwartymi oczami, a ja czułam jak się nakręcam. – Nie mówię tu o walce, którą będziesz w stanie wygrać, tylko o tym, że przygniecie cię masa obowiązków i odpowiedzialności po niej. Yoh, na litość boską, obudź się z tego letargu! Na dole wszyscy myślą nad tym jak mogą ci pomóc, jak przekazać ci jakieś nowe umiejętności, odpoczywają ten ostatni dzieńprzed katorżniczą pracą, a ty?! Najzwyczajniej się poddajesz!Nie byłam wstanie powstrzymać gniewu. W momencie zrobiło mi się wręcz gorąco. Yoh nie reagował, siedział w tej samej pozycji. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, jedna przeszkoda, trudność, a onsię poddaje. Chciałam stąd odejść, zaczęłam wstawać. - Dziękuję – to słowo dosłownie posadziło mnie z powrotem, teraz jawlepiałam w niego wzrok. – Tego mi było trzeba, co prawda czułem się

gorzej niż jakbyś mi dała w twarz, ale zadziałało. Jeszcze raz dzięki.Byłam skołowana. Teraz siedziałam koło Yoh, ale tego starego. Uśmiechał się szeroko, nucił jakąś melodię i wybijał sobie rytm nogami. On ma jakiś przełącznik w mózgu? Raz wesoły, pewny siebie, araz wrak człowieka? - Nie ma… za co – wydukałam, a on posłał mi kolejny uśmiech. Potrząsnęłam głową i jeszcze raz spróbowałam wstać, ale znów nie dałam rady doprowadzić tej czynności do końca. Szatyn złapał mnie w pasie i pociągnął w swoją stronę. Wylądowałam między jego podwiniętymi nogami, a jego ramiona oplatały mnie ciasno przez co jego klatka piersiowa mocno przylegała do moich pleców. Czułam jak się rumienię, ale szok minął po paru chwilach i położyłam dłonie na jego rękach, a głowę oparłam na barkach Yoh. Chłodny wiatr nie miał do mnie dostępu, a brązowe włosy delikatnie łaskotały moją twarz. Znajdowałam się w moim małym ziemskim raju. - Schodzimy na dół? – zapytałam cichutko z racji tego, że mówiłam wprost do jego ucha. – Wszyscy pewnie się zastanawiają gdzie zniknęliśmy.Lekko poruszył głową, podniosłam się do pozycji siedzącej i odwróciłam w jego stronę. - Aż tak ci tu źle? – zabiję go kiedyś za ten szelmowski uśmiech, pomijając ten na ustach, ale ten w jego oczach. Jestem pewna, że nieistnieje żadna kobieta, która byłaby w stanie się mu oprzeć. - Nieźle, ale niekiedy bywało lepiej –zaczęłam chuchać w dłonie. – Trochę tu zimno i na dodatek robi się ciemno, jeszcze chwila i jak będę chciała znów wejść przez okno to w między czasie spadnę z dachu. - Nigdy bym na to nie pozwolił – usłyszałam przy swoim uchu i w tymsamym czasie poczułam dreszcze przechodzące po moich plecach. – Ale możemy już schodzić.Wstał i podał mi dłoń. Czułam się jakbym nie miała władzy nad ciałem, jakby ono samo się poruszało, a ja stałam obok niego. To jedno z tych dziwnych zdarzeń, kiedy wydaje nam się że nasze ręce, nogi poruszają się bez wiedzy mózgu. Jeszcze dziwniejsze jest to, żeja się tak czułam tylko przy moim szatynie. YOHPodniosłem się z ziemi chyba już tysięczny raz dzisiaj. Moje całe ciało aż wyło z bólu i domagało się chwili przerwy, ale ja musiałem znów wdrapać się na równoważnię.Wiem, że obiecałem wykonywać każde polecenie ojca, ale nie spodziewałem się, że będzie chciał ze mnie zrobić gimnastyczkę. A tak na marginesie, naprawdę nie wiem jak one mogą ćwiczyć na tej desce zawieszonej metr nad ziemią. Dotknąłem przedramienia, krew sączyła się z nowego przecięcia. Zacisnąłem zęby. Może byłoby łatwiej odparowywać uderzenia, gdyby nie ta

przeklęta opaska na oczach. Wymacałem belkę i wciągnąłem się. Nie zdążyłem się jeszcze dobrze wyprostować i pewniej stanąć na nogach, kiedy usłyszałem coś z lewej strony. W ciągu sekundy mój mózg określił położenie napastnika. Uderzenie było skierowane na nogi. Odruchowo podskoczyłem i wylądowałem w tej samej pozycji, jednak mocno mną zachwiało. Nie miałem czasu na wyczucie środka równowagi, usłyszałem kroki od przodu, napiąłem mięśnie, byłem przygotowany. U góry, schyliłem się i zrobiłem kilka kroków wprzód, a następnie zwrot o 180 stopni, przeciwnik znów atakował. Odchyliłem się, kolejne udane posunięcie, szkoda że ostatnie. Kiedy byłem mocno wygięty do tyłu, dostałem mocne uderzenie w bok. Po raz tysiąc pierwszy leżałem na trawie. Ciężko dyszałem, byłem wyczerpany, a cieknąca krew wcale mi nie pomagała. Odepchnąłem się mocno rękami odziemi. Otarłem twarz ręką, aby zebrać choć część potu. - Odpocznij – odskoczyłem, bo głos dobiegał z bardzo małej odległości. – Z treningu nic nie będzie jak pierwszego dnia straciszza dużo krwi. Opatrz rany. Później zaczniemy jeszcze raz. - Dobrze tato. Postaram się jeszcze bardziej – mówiąc to zdjąłem opaskę. W moje oczy uderzył blask południowego słońca. - Dobrze ci idzie. Nie przejmuj się, że nie jesteś w stanie odparować wszystkich ataków, to potrafią tylko nieliczni.Poklepał mnie po ramieniu, a ja starałem się nie skrzywić, ponieważ była na nim jedna z ran. Pokiwałem tylko głową i jak najszybciej mogłam podszedłem do werandy, na której usiadłem, ale tylko po to żeby za chwilę móc się nie niej położyć. Nie byłem pewny, czy moje ciało znajdzie siłę żeby się podnieść z tej pozycji.Wdychałem powietrze jakby ktoś mi je wykradał, każdy haust był dla mnie na wagę złota, niezastąpiony, jedyny. Coś zasłoniło mi słońce. - Masz wody – dostałem kubek chłodnego, życiodajnego napoju. – A teraz pokaż te rany. Im szybciej je opatrzymy, tym szybciej będzieszmógł wznowić trening.Anna była wściekle skupiona na treningu. W kółko mówiła o przygotowaniach do walki. Spokojna, skoncentrowana, perfekcyjna, aleteż ciepła, pomocna, wrażliwa. Wciąż ciężko oddychałem i nie mogłam nic z siebie wykrztusić, więc tylko jednym łykiem wypiłem wodę i ściągnąłem z siebie, mokrą już, koszulkę. Nie obyło się to bez sykówbólu, ale dałem radę. - Siniaki będziesz miał przez najbliższy tydzień – w tym samym czasie wylewała na mnie wodę utlenioną, a ja krzywiłem się i uciekałem bo strasznie szczypało. – Nie wierć się! I nie przesadzaj to aż tak nie boli. Bądź dużym chłopcem.Przy ostatnim zdaniu zaśmiała się. Zapatrzyłem się na jej usta, które teraz układały się w jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Nie zważając na to, że jestem cały brudny i spocony pochyliłem się i lekko ją pocałowałem. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. W końcu mnie odepchnęła, co strasznie zabolało, fizycznie.

 - Chcesz mi narobić jeszcze więcej siniaków? I tak już ledwo się ruszam…Udawałem naburmuszonego. - Sam sobie poradzisz z zadaniem dokładania sobie siniaków – wróciła do dezynfekowania ran. – Musisz się skupić na swojej lewej stronie, najczęściej nie możesz sparować tych uderzeń. Za to coraz lepiej utrzymujesz równowagę, jeszcze parę dni i będziesz się tam – tu wskazała na równoważnię. – czuł jak na ziemi.Wątpiłem w jej słowa, ale dodawały otuchy. Westchnąłem i podniosłem ręce do góry, bo Anna zabrała się za bandażowanie torsu. Modliłem się tylko, żeby mój brzuch nie zaczął wydawać bliżej nieokreślonych dźwięków, bo czułem się jakbym miał zaraz umrzeć z głodu. Wciągnąłemgłęboko powietrze. Dało się w nim czuć wilgoć lasu, po nocnym deszczu, tym samym powietrze też było jakby świeższe, orzeźwiające. - Skończyłam. Tu masz koszulkę na zmianę – podała mi równo złożony T-shirt. – A teraz chodź coś zjeść, zaraz pewnie wrócisz na równoważnię.I tyle ją widziałem, weszła do domu i skierowała się do łazienki. Nie miałem nic innego do zrobienia jak postarać się w miarę bezboleśnie wstać i ruszyć na upragniony obiad. *** - Yoh, z lewej! Skacz i natychmiast zwrot!Znów stałem na równoważni, tym razem czułem się bardzo pewnie. I była jeszcze jedna mała różnica, miałem w ręku miecz, w którym znajdował się Amidamaru i pomagał mi w walce. Opaska wciąż była na moich oczach, miałem nie zwracać uwagi na to co mogę dostrzec, bo tozazwyczaj jest zwodnicze. Ale z równowagą i pomocą mojego Ducha Stróża byłem w stanie nie tylko się bronić, ale nawet wyprowadzać ataki. - Obrona z góry i zamach do tyłu, stoi jakieś dwa metry od nas.Wykonywałem polecenia bez chwili zastanowienia, ufaliśmy sobie. Idealnie wyprowadzone cięcie. Uśmiechnąłem się do siebie. Mogłem takw nieskończoność, ale jak to bywało, jak coś zaczęło mi wychodzić topowtarzaliśmy to tylko przez chwilę, żebym nie zapomniał. - Wystarczy! – zagrzmiał potężny głos ojca.Bez szemrania wyprowadziłem Amidamaru z miecza i zdjąłem opaskę. Niemiałem no sobie żadnego, nawet lekkiego, zadrapania. Widziałem też satysfakcję i radość na twarzy taty. Pokiwał tylko głową z ukontentowania. Spojrzałem na niebo,słońce już powoli zbliżało się ku zachodowi, jeszcze kilka godzin i całkowicie zajdzie. Już miesiącminął od pierwszego treningu, bez ani jednego dnia przerwy. Wszyscy wpadaliśmy już w rutynę. Oczywiście reszta nie musiała biegać po wiszącej desce, ale biegali, nawet ćwiczyli szermierkę i boję się, że to będzie moje następne zadanie. Westchnąłem i usiadłem na

równoważni, nogi nie dosięgały podłoża, ale mogłem kilka chwil odpocząć. - Idzie nam już coraz lepiej – Amidamaru pojawił się przede mną. – Aż nie mogę się doczekać nowego treningu. - Ja też, chociaż wiem, że nie obędzie się znów bez upadków, siniaków, ran, bólów głowy i tak dalej. Ale po tych treningach naszakontrola jakby się wzmocniła. - Teraz działamy już 100% wspólnie, każdy wypełnia tę część, którejdrugi nie widzi lub nie ma na nią czasu – nastąpiła chwila ciszy. – Yoh, nie będziesz miał do mnie pretensji jak się zwinę na parę godzin?Chciałbym odwiedzić Straszne Wzgórze, nie było mnie tam od wieków. - Nie ma sprawy. Ty masz już wolne do jutra, mnie pewnie jeszcze czeka jakiś tor przeszkód – skrzywiłem się na samą myśl. Ataki moichprzyjaciół, nawet słabe, są trudne do uniknięcia bez choćby jednościducha. Amidamaru po chwili rozpłynął się przede mną. W domu był mały rozgardiasz z powodu jutrzejszego ślubu. Ja widziałem w tym także dzień wolny od treningu – dostałem zwolnienie od taty. W salonie były wszystkie dziewczyny i podziwiały ślubny strój Jun, też tam wszedłem, bo szczerze mówiąc, byłem ciekawy jak to wygląda. Przyznam, że to co  widziałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie mówię tu o tym, że kimona były nadzwyczaj strojne, co nie było takie dziwne znając bogactwo rodziny Tao. To nie to, najdziwniejsza była liczba tych kimon. Ja naliczyłem coś koło 10, ale nie jestem pewien czy któregoś nie pominąłem. Były wśród nich różnokolorowe lub jednokolorowe, ale wszystkie bogato zdobione oprócz tego najważniejszego, czyli białego, które miało być górnym nakryciem. Jak one mogą to wszystko unieść? Zdaje mi się, że jedno kimono już sporo waży, a tyle? Przecież Jun nie zrobi w tym ani kroku! Zrobiłem jeszcze jeden krok, chciałem zobaczyć strój na późniejszą zabawę. Nie spodziewałem się, żeby Jun nie zafundowała sobie zmiennego stroju. - Yoh! Nie podchodź bliżej! – najpierw usłyszałem krzyk Pilici, a potem czyjeś ręce wypchnęły mnie na skraj pokoju. Spojrzałem w dół, koło mnie stała Anna. - Myślałem, że tylko pan młody nie może widzieć stroju przed ceremonią.Anna złapała mnie za rękę i dalej prowadziła w stronę naszego pokoju. Czym ja je tak zdenerwowałem? Naprawdę przeszkodziłem w jakimś ważnym przygotowaniu? Nikt mi nic nie powiedział, a pierwszy raz będę na czyimś ślubie. - Rzecz jest bardziej prozaiczna – w końcu się odezwała. – Spójrz na siebie, jesteś cały brudny. A wątpię żeby Jun chciała brać ślub wbrudnym kimonie. A w ogóle widziałeś jakie piękne wzory wybrała? Jesteśmy z dziewczynami zachwycone.

Byliśmy już w naszym pokoju, a ja stałem jak zamurowany. Jednak czułem ulgę, w niczym nie przeszkodziłem, nic nie popsułem. Głośno wypuściłem powietrze.  - Ja wracam na dół, a tobie radzę wziąć prysznic – zlustrowała mnieod stóp do głów i pokręciła głową, zaraz potem zniknęła za drzwiami. Co miałem zrobić? Zabrałem ciuchy na zmianę i zamknąłem się w łazience.ANNAZ dziewczynami do późnej nocy przygotowywałyśmy strój Jun. Układałyśmy kimona w odpowiedniej kolejności, żeby w ciągu dnia nie było zamieszania. Prasowałyśmy ostatnie zagniecenia. Wszystko sprawdzałyśmy kilka razy, nic nas nie mogło zaskoczyć. Późno się położyłyśmy i najwcześniej wstałyśmy. Kiedy chłopcy jeszcze spali mysiedziałyśmy już w łazienkach. Postanowiłyśmy, że najpierw my szybciutko się wyszykujemy, a resztę czasu przeznaczymy do pomocy pannie młodej. Siedziałam przed lustrem w pokoju i robiłam ostatnie poprawki w makijażu kiedy wstał Yoh. Był lekko zdziwiony moim widokiem, widziałam to w odbiciu lustra. Ziewając spojrzał na zegarek – była 10:20. - Tak wcześnie, a ty już gotowa? Myślałem, że ceremonia zaczyna siępo południu.Oczy wciąż miał przymrużone, włosy w nieładzie. Siedział na łóżku z opuszczonymi po bokach rękami. Chyba jeszcze nie do końca powrócił zkrainy nów. - Musimy jeszcze pomóc Jun, a sam widziałeś, że ona nie ma jednego kimona. Będzie z tym więcej zabawy niż z nami – ostatni ruch pędzelka. – Ok. To ty idź coś zjeść i się powoli szykuj, a ja idę się zabrać do roboty.Wstałam, podeszłam do mojego półprzytomnego szatyna i pocałowałam o szybko w policzek. Zamknęłam za sobą drzwi. Z dołu dobiegały już śmiechy dziewczyn.YOH Zamknęły się za nią drzwi. Z powrotem opadłem na poduszki. Nie chciało mi się jeszcze wstawać. Zamknąłem oczy i jeszcze raz zobaczyłem Annę w jej kimonie. Cały strój był perfekcyjny, nie ważneco będzie miała na sobie Jun, dla mnie ta blondynka zawsze będzie najpiękniejsza. Jej czerwono-czarne kimono świetnie do niej pasowało. Te czarne symbole na czerwonej tkaninie, pomimo że nie układały się w żaden konkretny kształt wyglądały jak smok, którego otaczają czarne płomienie. A może tylko ja to tak widziałem? Może w tych kształtach, każdy widział co innego? Może takie było ich zadanie? Potem były jej jedwabiste włosy, które zazwyczaj zostawiałarozpuszczone, jednak teraz uformowała je w luźne upięcie, które trzymała jedna czerwona spinka. Dobrze, że zostawiła jakieś kosmyki koło twarzy, dzięki nim jej rysy wyglądają na łagodniejsze.

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Całości dopełniał makijaż. Mocniejszy niż zazwyczaj, ale nie nachalny. Podkreślał, a nie zakrywał twarzy – nie dominował. Kolejny raz westchnąłem i przeciągając się wstałem z łóżka.ANNASiedzieliśmy na sali, a para młoda wyglądała przepięknie. Ta lśniąca, delikatna biel tylko podkreślała jej urodę. Do tego porządny makijaż z mocną szminką i mocną, czarną oprawą oka. Wyróżniały się spad przysłoniętej przez, również białe, ale lekko zdobione nakrycie głowy. Na jej twarzy ciągle był uśmiech. Była takaszczęśliwa i jak tylko mogła to spoglądała na swojego wybranka, który dzisiaj też nie przypominał siebie. Ryo był w świetnie skrojonym, tradycyjnym, czarnym stroju ślubnym. Był chyba trochę bardziej zdenerwowany niż Jun, co można było zaobserwować przy rytualnym piciu sake, bo trochę trzęsły mu się ręce. Jednak on był pewny swojej decyzji, zapewne udanej, zaraz po opróżnieniu pucharka spojrzał na Jun z uwielbieniem. Jak ja im zazdrościłam! Potem była przysięga. Pierwszy raz brałam udział w czyimś ślubie, teorie znałam, ale rzeczywistość była o wiele piękniejsza. Ich słowa były wypowiadane z takim spokojem i pewnością siebie, jakby to wcale nie dotyczyło tak poważnej rzeczy. Wydawało się dla niech naturalne. Widziałam jak niektórym gościom w oczach kręciły się łzy. Odruchowo spojrzałam na Yoh. Czy nas też kiedyś spotka coś takiego? Jeśli tak,to czy również będziemy tak pewni każdego słowa, ruchu, nawet spojrzenia? Zastanawiałam się nad tym wszystkim kiedy i od odwrócił głowę w moją stronę. Uśmiechnął się delikatnie i pochylił w moją stronę. Usłyszałam przy uchu jego szept: - O czym teraz myślisz?Nie mogłam powiedzieć prawdy, szybciej zapadnę się pod ziemię ze wstydu. - O tym, że Jun i Ryo wyglądają na pijanych szczęściem – nic więcejnie mogłam powiedzieć, ale też nie do końca skłamałam, są w tym jakieś okoliczności łagodzące. - Uwierz mi, że ja będę wyglądał na dużo szczęśliwszego niż Ryo, jak kiedyś będziemy stać na ich miejscu.I odsunął się. Nie wiem dokładniej jak, ale mój wyraz twarzy na pewno wyglądał głupkowato. Jestem prawie pewna, że miałam otwarte usta, a oczy były wielkie jak talerze. Czy on chce mnie zabić albo ośmieszyć mówiąc mi coś takiego w takim momencie? I to jeszcze nic nie wskazywało na to, że jest choć w połowie tak zaskoczony jak ja. Potrząsnęłam delikatnie głową. „Tylko spokój Anno, spokój cię uratuje…” Ale jak tu się uspokoić, kiedy moje serce chciało wyskoczyć z piersi…? Ale to już nie było zaskoczenie to była dzika radość.

59. Szept motylich skrzydeł19 września 2010OK… to notka jest, czyli formalnie wywiązałam się z powierzonego mi zadania. Nie było mowy jakiej jakości ma być. Jak dla mnie to totalna masakra, coś co zazwyczaj mi wychodziło upadło na dno w tej notce. Nie linczujcie, w następnej mam nadzieję, że mi pójdzie lepiej.Strzałka –>Jak zwykle przesadzasz. Przynajmniej moim zdaniem xPZapraszam do czytania strzałkowej notki!!Agnieszka;)Jesteś odpowiedzią na każdą modlitwę, jaką zanosiłem. Jesteś pieśnią, marzeniem i szeptem. Sam nie pojmuję, jakim cudem tyle czasu bez ciebie wytrzymałem./Nicholas Sparks „Pamiętnik”/YOHLekko otworzyłem oczy, ale ostre światło wstającego słońca spowodowało że natychmiast z tego zrezygnowałem. Czy wczoraj aż tak bardzo zabawiliśmy, że zapomniałem zasunąć zasłon? Przecież dobrze wiem, jak rano dokucza słońce. Odwróciłem się na bok, tyłem do okna i zanurzyłem twarz we włosach Anny. - Yoh, Y… Wstawaj!Naprawdę musiałem wczoraj za dużo wypić, nie dość że mnie boli głowato jeszcze słyszę głosy…  - YOH!Gdyby nie to, że Anna ruszyła się przez sen, to chyba dalej udawałbym, że słyszę to w mojej głowie. Ponowiłem starania żeby otworzyć oczy. Lekko się podniosłem, ale tak żeby nie obudzić blondynki. A ta tylko się szczelniej nakryła kołdrą. - Nareszcie. Wiesz która godzina? Jak zaraz nie pojawisz się na treningu to nie chcę wiedzieć co się z tobą stanie.Czułem mocne pulsowanie w głowie i nie byłem jeszcze do końca świadomy mojego położenia w czasoprzestrzeni, więc nic dziwnego że słowa Amidamaru raczej do nie mnie nie trafiły. Ale on dalej latał przed moją twarzą w swojej miniaturowej wersji [od aut.: wiecie, chodzi o tą kuleczkę^.^].  - Amidamaru jeszcze raz, tylko powoli. Co mam zrobić? – mówiłem jednocześnie masując sobie skronie. - Nie powoli tylko szybko! I do tego być na dole gotowym do treningu. Idę poprosić dziewczyny żeby ci zrobiły coś do jedzenia… –zaczął lecieć w kierunku drzwi, ale nagle się zatrzymał i jeszcze raz na mnie spojrzał. – … i o jakieś tabletki na ból głowy.Zniknął. To tylko potwierdziło moje przypuszczenia, że nie bardzo chcę się zobaczyć w lustrze. Ale zanim się do czegokolwiek zabiorę muszę zasłonić okna – to słońce jest stanowczo za silne. 

Gdy już zczołgałem się na dół, zobaczyłem na stole to co było mi takpotrzebne. Szklankę czystej wody i dwie tabletki przeciwbólowe. Szybko je połknąłem. Pilica i Tamara stały oparte o blat przy zlewiei rozmawiały nad kubkami gorącej herbaty. Podniosłem pustą szklankę. - Mogę jeszcze wody? – starałem się jak mogłem żeby wyglądać na kogoś komu nie można odmówić, co było trudne w moim stanie. Chyba bardziej przypominałem jakiegoś żebrzącego narkomana, a przynajmniejtak się czułem. Na szczęście Tamara bez słowa zabrała szklankę, ale,ku mojej uciesze, przyniosła na jej miejsce półlitrową butelkę. Jej zawartość zniknęła w ciągu paru sekund. - Podejrzewałam że tak będzie, ale nawet nie chcę widzieć Lena – jej głowa opadła. – Widzieliście go, chociaż przez chwilę, bez sake?– nagle jakby się obudziła i jej wzrok spoczął na mnie. – Tylko zjedz coś przed treningiem.Nie opierając się za bardzo zjadłem przygotowane kanapki. Jeszcze przełykając ostatni kęs stanąłem na werandzie. Słońce jeszcze nie zdążyło ogrzać powietrza, więc zaraz poczułem na sobie gęsią skórkę.Na trawie srebrzyła się jeszcze rosa. Czekając na ojca zacząłem się rozgrzewać, jednak nie trwało to długo. - Dobrze, że już jesteś.Stanąłem przed nim wyprostowany, miałem nadzieję że nie odczyta z mojej twarzy jak marnie się czuję. Ostatnia nadzieje była w tym, że chłodne powietrze razem z tabletkami zaraz mnie postawią na nogi.  - Zwarty i gotowy – uśmiechnąłem się. – Dzisiaj znów równoważnia? - Nie. Od dzisiaj zaczynamy inny trening. Ale na początku tradycyjnie – twoja droga do biegu i podstawowe ćwiczenia wzmacniające. Spotykamy się tutaj za 2 godziny.Odszedł. A ja nie marnując nawet sekundy zacząłem biec. „Podstawowe”ćwiczenia, przy normalnym tempie, zajmowały koło trzech godzin. Oczywiście musiałem jeszcze zbierać wstążki, które zawsze czekały namnie na ścieżce do biegania. Pamiętam jak raz umknęła mi jedna, chyba trzydziesta, i musiałem powtarzać wszystkie ćwiczenia. Były one w różnych miejscach, tak jak na przykład ta która tym razem wisiała na samym szczycie ulicznej latarni. No cóż, trzeba będzie się po nią wspiąć.ANNAKiedy kołdra spadła mi z łóżka po raz trzeci stwierdziłam, że nie masensu przekonywać się do tego że jeszcze sobie pośpię. Czułam się nadzwyczaj rześko jak na poranek po długiej imprezie i oblewaniu szczęścia młodej pary. Mając nauczkę po 18-tce Lena uważałam z alkoholem. Spojrzałam na zegarek, było koło dziewiątej, więc Yoh powinien już kończyć swoją rozgrzewkę. Zabrałam z szafy jakieś wygodne ciuchy i poszłam do łazienki trochę się odświeżyć. W kuchni siedziała już cała reszta naszej grupy. Len wyglądał na ledwo żywego, nie jestem pewna, ale chyba nie do końca wiedział co tu robi. Tamara starała się przekonać go żeby coś zjadł, ale jego

interesowała tylko, pusta już, butelka wody. Pilica i Lyserg chyba właśnie wrócili z zakupów bo rozpakowywali torby. Pilica nie dopuszczała do tego, żeby ktoś coś ustawiał w jej kuchni. Nadzwyczajdobrze wyglądał Trey, który siedział i w spokoju jadł tosty, i gapiłsię na Molly. Ona znowu, wyglądała jak jego przeciwieństwo. Grzebaław swoim talerzu, a drugą ręką trzymała się za głowę. Już wiedziałam co się dzieje – kac w przypadku medium. Chcąc oszczędzić jej trochę bólu osłoniłam swój umysł zanim weszłam do kuchni. - Cześć, Anno. Kawy? – Pilica zawsze była pierwsza jeśli chodzi o jakieś propozycje. - Chętnie. A zostało coś żebym sobie mogła zrobić śniadanie? - Już robię jajecznicę, może być? – Lyserg i Pilica byli w tej sprawie bardzo do siebie podobni. Kiwnęłam mu szybko głową na co siętylko uśmiechnął. Zajęłam swoje standardowe miejsce przy stole, kołoTrey’a. Ten już skończył jeść i siedział tak, wciąż mając wzrok utkwiony w medium. Nagle usłyszeliśmy huk i wszyscy zamilkli. Okazało się, że Molly nie wytrzymała i rzuciła o stół sztućcami. - Trey, na litość boską, przestań myśleć o tej nocy! JEM!!!!Jeszcze chwila ciszy… a potem fala śmiechu. Musiał bardzo intensywnie o tym myśleć, skoro zazwyczaj spokojna Molly, nie wytrzymała. Było pewne, że się im nie nudziło. To nagłe… wyznanie, bo nie wiem jak to inaczej nazwać, otrzeźwiło Lena. Tao leżał już nastole i uderzał pustą butelką na stół. - Co bałwanku, wreszcie odkryłeś jak to jest? Zainspirowała cię nocpoślubna?No tak. Nie ważne jaki powód do kłótni, ważne żeby w ogóle był. Jednak tym razem Trey nie odciął się, albo nie zdążył. Molly znów trzymała się mocno za głowę. - Len, ty też nie musisz o tym myśleć! Nie chce tego widzieć!No i młody Tao został sprowadzony do parteru. Pewnie starał się o tym nie myśleć, ale ktoś, kto nie przeszedł szkolenia medium miał problem z ukrywaniem informacji. Jest taka reguła – jak nie chcesz oczymś myśleć, to zazwyczaj o tym myślisz. Był o tym cały długi wykład w czasie szkolenia… Ale atmosfera zrobiła się nieco intymna, więc trzeba było działać. - Dobra, koniec. Chłopaki, pan Asakura na pewno znajdzie dla was jakieś zadanie. Yoh pewnie potrzebuje pomocy w treningu.Jeszcze nigdy tak szybko nie wyszli po wydaniu przeze mnie polecenia. Podeszłam do kredensu i zaparzyłam mięty, mnie ostatnio trochę pomogło, więc może Molly też. Podałam jej jeszcze parujący napój i zaprowadziłam ją do jej pokoju. Zamknęłam za nami drzwi. - Posiedź tu zanim nie poczujesz się lepiej. Powiem im, że mają ci nie przeszkadzać. Nie bój się, za jakiś czas samo minie, przeżyłam to – uśmiechnęłam się do niej. - Dzięki – upiła parę łyków. – Przepraszam za to przedstawienie na dole, ale już nie mogłam. Tego było za dużo, a oni…

 - Spokojnie. Rozumiem. Ja też miałam ochotę pozabijać wszystkich zato, że nie mogą zatrzymać swoich myśli dla siebie. Idę zobaczyć czy chłopcy jeszcze nie poumierali ze wstydu. Odpocznij.Znów zaczęła pić miętę i zatopiła się w miękkich poduszkach.Wyszłam na werandę. Tak jak się spodziewałam, mieli aż za dużo roboty. Trey i Lyserg robili brzuszki pod pilnym wzrokiem duchów stróżów taty Yoh. Łeb wielkiego psa nad twoją głową chyba jest wystarczającą motywacją, szczególnie, że jak zauważy, że zwolniłeś to pokazuje swoje kły. Spojrzałam na drugi koniec polany. To co zobaczyłam wywołało u mnie śmiech, jednak starałam się go zdusić, więc wyglądało to jakbym się krztusiła. Na tle drzew stał Yoh i Len,obaj trzymali drewniane miecze, na których Len miał zaprezentować podstawy fechtunku. Wyglądali jak mali chłopcy, którzy bawią się w żołnierzy. Podeszłam na Mikihisy. - Dzień dobry Anno. - Dzień dobry. Widzę, że cofamy się do drewnianego oręża. Coś się stało? - Przy pierwszym powtórzeniu wypadu Yoh zranił Lena. Nie wiem jak ten chłopak walczył do tej pory. Miał wiele szczęścia, że nie trafiłna kogoś kto wie do czego służy miecz.No tak, tylko Yoh mógł zranić własnego nauczyciela przy podstawowym ruchu. Cóż, pierwszy raz uświadomił sobie że nawet machanie mieczem ma ustalone zasady. Uśmiechałam się, ale już nic nie mówiłam. Obserwowałam jak mój szatyn stara się wyprowadzić poprawne pchnięcie.YOHZnów skończyłem trening cały mokry, głównie od potu, ale było też trochę krwi z nowych ran. Końcowa faza dzisiejszej lekcji fechtunku zakończyła się małym pojedynkiem z Lenem. Od pierwszych sekund moim celem nie była wygrana tylko zdobycie jak najmniejszej liczby ran. Len, jako spadkobierca rodziny Tao, pobierał lekcje szermierki już za młodych lat. Teraz stało się logiczne, dlaczego dużo lepiej mu się walczyło mieczem błyskawicą niż Guan-Dao. Patrzyłem teraz na niego, jak spokojnie powtarza jeszcze figury. Nie był nawet spocony,a ja nie mogłem się utrzymać na nogach. - Jak ja mogłem dojść tak wysoko w tym turnieju? – myślałem, że mówię do siebie. - Wydaje mi się, że świadomość, że nie jesteś najlepszy we wszystkim ma swoje plusy – oparta o framugę drzwi stała Tamara. – Podchodziłeś do walki i starałeś się z całych sił, bo nie wiedziałeśczym może cię zaskoczyć przeciwnik. Len myślał, że pobrał wszystkie dostępne nauki i postępował tak jak go wyuczono. Jego ruchy były wyćwiczone. Ty działałeś intuicyjnie i zaskakiwałeś niespotykaną i przez nikogo nie znaną techniką. Po prostu nie spodziewali się, że postąpisz tak skoro ich mistrzowie mówili, że każdy zrobi inaczej – spojrzała na mnie. – Chyba przekombinowałam, co?

 - Nie, nie… tylko… zaskoczyłaś mnie.Odepchnęła się i podbiegła do ciemnowłosego. Ten jakby miał to zaplanowane, lekki ruch nadgarstka i broń tnie powietrze tuż obok głowy dziewczyny. Widać w tym wielkie zaufanie, skąd miała pewność że ją zauważy i zmieni kierunek cięcia. Chwilę potem Len już bawił się dłonią dziewczyny. Nie byłem im potrzebny, więc skierowałem się w stronę domu. Tak jak rano było mi dość chłodno to teraz marzyłem otym, żeby ktoś mnie opryskał zimną wodą. Z taką myślą zmierzałem do łazienki. Jednak po drodze usłyszałem dźwięk telewizora, chyba oglądali jakiś film. Większość siedziała ściśnięta na kanapie lub napodłodze przed nią. Tylko Anna zwinęła się na fotelu. Wyglądała jak mała dziewczynka, kiedy trzymała kolana blisko twarzy, a ubrana byław jeansy i przydużą bluzę, chyba nawet moją. Podszedłem do niej i pocałowałem w czoło.  - Już po treningu? – odchyliła głowę do tyłu tak żeby móc na mnie patrzeć. Kiwnąłem tylko głową. – Jak było? Masz jakieś rany? - Parę, ale to zadrapania. Zaraz się tym zajmę.Nie mogłem się oprzeć i zanurzyłem rękę w jej rozpuszczonych, delikatnych włosach i lekko je rozczochrałem. Doskonale wiedziałem, że tylko udaje że tego nie lubi. Tym razem też odsunęła się i udała że z powrotem układa włosy, ale widziałem jej delikatny uśmiech. Usłyszałem ciche śmiechy od strony sofy, zaraz się tak odwróciłem, bo jakoś zapomniałem że nie jesteśmy sami. Molly była oparta o klatkę piersiową Trey’a, siedząc pomiędzy jego nogami. Po drugiej stronie półleżał Lyserg i bawił się włosami Pilici, która znowuż siedziała na ziemi i opierała się o mebel.  - Yoh, oglądasz z nami? – Trey wskazał na ostatnie miejsce siedzące, czyli drugi fotel. - Może później, idę się trochę opłukać i zając tymi ranami. Ponowiłem swój marsz do łazienki. Chciałem też chwilę odpocząć w ciszy i spokoju, i może trochę wcześniej iść spać. Jak sobie wyobrażałem co może mnie czekać na jutrzejszym treningu to wcale nieczułem się lepiej. Wtedy usłyszałem odgłos przesuwanego fotela. - Czekaj, Yoh. Pomogę ci.To oczywiście była moja Anna. Złapałem ją za rękę i szybko do siebieprzytuliłem. Przejechałem delikatnie nosem od jej ucha aż po obojczyk na końcu delikatnie całując. Szturchnęła mnie lekko łokciemw bok. Skrzywiłem się lekko, mimo że nie miałem tam żadnej rany.  - Teraz to już na pewno nie wrócą…Niebieskowłosy starał się mówić cicho, ale i tak wszyscy dali radę usłyszeć, a Anna nawet się lekko zarumieniła. Uśmiechnąłem się.  - Na twoim miejscu też bym zazdrościł.I pociągnąłem ją w górę schodów.ANNASiedziałam na łóżku i czytałam książkę. Słyszałam jak Yoh bierze prysznic. Skończyłam rozdział i zaczęłam szukać po pułkach jakiś

resztek wody utlenionej, wacików i plastrów czy bandaża. Przy okazjinotowałam w pamięci co będzie trzeba kupić przy okazji następnej wycieczki do apteki. Postawiłam potrzebne rzeczy na stoliczku i moimzwyczajem usiadłam na parapecie okna. Nie było jeszcze bardzo późno,mimo to na dworze szarzało. Spojrzałam na niebo, które całe pokryte było ciemnymi chmurami. „Pewnie będzie padać…” – pomyślałam. Nie czułam zimna, ale odruchowo jeszcze bardziej wtuliłam się w bluzę Yoh, która miałam na sobie. Dłonie jeszcze bardziej zawinęłam w i tak za długie rękawy, a twarz zanurzyłam aż po nos w materiale. Zamknęłam oczy. To niesamowite, że taka drobnostka może spowodować, że czujesz się bliżej kochanej osoby. Czy to przez zapach? A może wyobrażasz sobie, że to ubrane jest tym który cię obejmuje? A może to wszystko naraz? A może coś zupełnie innego? Ważne, że daje poczucie ciepła. Nawet się nie zorientowałam, że woda z prysznica przestała lecieć. - Ładnie ci w tej bluzie. Wyglądasz jak mała, bezbronna dziewczynka.Ocuciłam się. Spuściłam nogi z parapetu. Yoh stał w samych spodach od dresu, a ręcznikiem wycierał włosy. Przy tym wszystkim ten nieodzowny uśmiech. Zauważyłam na jego ramionach kilka drobnych przecięć. Największe było na lewej ręce. - A ty jak zwykle nie uważasz na lewą stronę – wolałam zmienić temat. – Kiedy przestaniesz obrywać w to ramię?Wylałam wodę utlenioną na ranę i delikatnie owinęłam bandażem. Na szczęście reszta ran była bardzo powierzchowna i wystarczyło je zdezynfekować. Szatyn dalej wyglądał na rozluźnionego i wręcz rozbawionego sytuacją. Czemu po tym wszystkim czuję się przy nim niezręcznie? Bez słowa wróciłam na parapet. Oparłam głowę o szybę – była strasznie zimna. Pomogła mi się trochę uspokoić. Zamknęłam oczyi wzięłam kilka głębszych wdechów.  - To jak, idziemy na dół? – odwróciłam głowę i natrafiłam na szatyna, który stał kilka centymetrów ode mnie. - Szczerze mówiąc to jestem zmęczony i chętnie położyłbym się do łóżka – znów poczułam jak delikatnie dotyka nosem mojej szyi, nic nie mogłam poradzić, za każdym razem kiedy tak robił przechodziły mnie dreszcze. Za dobrze mnie znał, a poza tym bezczelnie wykorzystywał swoje atuty. Zaraz potem obsypał moją szyję delikatnymi pocałunkami, które przyjemnie łaskotały. Odruchowo odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy. Następnie poczułam jegociepłą dłoń na policzku, który przed chwilą trzymałam przy zimnej szybie. - Mówiłeś że jesteś zmęczony.Mówiąc to odwróciłam się do niego przodem, więc teraz stał pomiędzy moimi nogami. Położyłam ręce na jego barkach, a on chwilowo podniósłswoją głowę tak, że teraz nasze oczy były na tym samym poziomie. - Myślę, że znajdę jeszcze jakieś rezerwy energii.

„Boże, czemu obdarzyłeś go takim uśmiechem, któremu nie umiem się oprzeć?! Ale z drugiej strony, nie wiem czy mam cię przeklinać czy dziękować…” Poczułam na swoich ustach delikatny pocałunek. - A wiesz co pomyśli o nas Trey jak jednak nie zejdziemy?Mówiłam takie rzeczy, a jednocześnie nie puszczałam go z moich objęć. Zanim coś powiedział poczułam jego dłonie pod moją bluzką. - Będzie mi jeszcze bardziej zazdrościł.I znów poczułam jego oddech na dekolcie. Zaraz pomyślałam o dzisiejszej sytuacji na śniadaniu, o której Yoh nie mógł przecież wiedzieć. Uśmiechnęłam się na tę myśli i przytuliłam do szatyna. - Mówiłem ci już, że ładnie wyglądasz w mojej bluzie?  - Mhm – tylko tyle byłam w stanie z siebie wydobyć. - Ale mimo wszystko wolę jak jej nie masz na sobie.Ostatni dźwięk jaki byłam w stanie usłyszeć to pojedyncze uderzenia kropli deszczu o zimną szybę okna.YOHOdwróciłem się i… no nie, znowu nie zaciągnąłem zasłon! Słońce wstawało i raziło swoimi pierwszymi promieniami. Jednak tego ranka dokładnie wiedziałem co działo się wczoraj. Uśmiechnąłem się na myślo tym. Z powrotem zwróciłem się twarzą w stronę blondynki, która smacznie jeszcze spała. Mocno ściskała kołdrę lewą ręką, a głowę trzymała na prawej. Na jej twarzy wymalowany był spokój, a nawet delikatny uśmiech. Strasznie byłem ciekawy o czym może teraz śnić. Oparłem się na lewym łokciu i delikatnie się nad nią pochyliłem. Pocałowałem ją tuż nad okiem, nawet się nie ruszyła, tylko kosmyk jej pięknych włosów spadł na twarz. Leciutko go odsunąłem i założyłem za jej ucho. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 6.28. Miałem jeszcze pół godziny. Ubrałem się i już miałem wychodzić, ale musiałem narobić hałasu, bo Anna się obudziła.  - Już wychodzisz? – leżała i przecierała oczy. – Która w ogóle jestgodzina? - Za 15 minut będzie 7, jeszcze wcześnie. Śpij.Ziewnęła, na co się zaśmiałem. - Taki właśnie miałam zamiar. Miłego biegu.I odwróciła się do mnie tyłem. Co miałem zrobić? Cichutko zamknąłem drzwi i zszedłem na szybkie śniadanie.***Dzień mijał za dniem. Dla mnie nie różniły się one od siebie za bardzo. Trudny poranek, potem godziny treningu, a wieczorem najczęściej padałem na twarz. Im bliżej walki tym lekcje stawały siędłuższe i trudniejsze. Opanowanie przeze mnie szermierki graniczyło z cudem. Sto razy bardziej wolałem przeklętą równoważnię. Było wszystko fajnie dopóki się uczyłem podstaw, ale jak przeszło to w pojedynki… Chciałbym to skasować z mojej pamięci. Gdyby Len trochę się na mnie wkurzył, wystarczyłby ułamek sekundy i leżałbym martwy na ogródku. Mój najlepszy wynik to półgodzinna wymiana ciosów.

Powiedzmy, że na w miarę równym poziomie. Potem przeciwników było coraz więcej, tak samo jak ran. Do podstawowych ćwiczeń dodano mi basen, na który oczywiście musiałem dobiec. Jedno było pewne nie nudziło mi się. „Trening zaufania”, tak go nazwaliśmy z Amidamaru, też szedł coraz lepiej. Nie zwracałem już uwagi na to, że nic nie widzę, każde uderzenie było wykonywane dzięki oczom mojego ducha stróża. Coraz mniej czasu spędzaliśmy razem jako grupa. Chłopcy co prawda, a szczególnie Len, towarzyszyli mi w treningu, ale dziewczyny wróciły do szkoły i jak już byłem wolny to Anna odrabiałalekcje, a jak kończyła to ja najczęściej smacznie spałem. Mijaliśmy się mieszkając w tym samym domu. Trey i Lyserg też często znikali w murach szkoły. Teraz właśnie siedziałem grzecznie na łóżku i starałem się za bardzo nie krzywić kiedy Anna przemywała mi moje rany. - Dobrze, że ta walka już za niedługo. Jeszcze trochę i nie starczynam pieniędzy na opatrunki. Zresztą tobie też kończą się miejsca na nowe rany.Przykleiła ostatni plaster. Poruszyłem zesztywniałą ręką. - Nie musisz mi mówić, już sam się dziwię, że jeszcze nią ruszam. Aż się głupio czuję jak wchodzę do apteki. Chyba mnie mają za jakiegoś bandytę, wykupiłem cały zapas wody utlenionej.Założyłem na siebie koszulkę i ciepłą bluzę. Pomimo kwietnia wieczory były jeszcze chłodne. Anna siedziała już przy biurku. Zajrzałem jej przez ramię co tam robi opierając się rekami o blat pojej obydwu stronach. - Nad czym znowu siedzisz? Następne zajęcie z samorządu? – złapałemjakiś zeszyt i zacząłem czytać. – O nie! To znacznie gorsze – geografia i do tego ekonomiczna. To ja już wolę szermierkę – mówiłemodkładając notatki na ich pierwotne miejsce. - Tak, wiem – podniosła i odwróciła lekko głowę żeby mnie widzieć. – Ale ktoś z nas musi coś umieć – pokazała mi język. - Ej! Miałem jedne z lepszych ocen w klasie jak chodziłem do szkoły. - Jak chodziłeś… a ja nadal chodzę, a jutro mam jeszcze test z historii świata, więc – odprawiła mnie ręką i zaczęła podkreślać cośw tekście podręcznika. Nie no ja sobie wypraszam, robię wszystko żeby zostać królem, po to, żeby ona została królową. A tu jeszcze pretensje. Pokażę że jeszcze coś pamiętam z lekcji. Zabrałem tę przeklętą geografię i usiadłem po turecku na łóżku. - Co masz w tym zrobić? - Treść zadania jest zapisana na następnej stronie.Powiedziała to nawet się nie obracając, dalej czytała, a ja zabrałemsię za porównywanie przyczyn obniżającego się przyrostu naturalnego.Po jakimś czasie oddałem małe wypracowanie na ten temat, w końcu same punkty by nie wystarczyły. Tylko wstałem z łóżka, a Anna wyciągnęła rękę po zeszyt.

 - Ty chciałaś żebym ci to napisał – dopiero teraz się zorientowałem. – To dlatego tak poprowadziłaś rozmowę.Dopiero teraz się obróciła. - A inaczej zrobiłbyś ją za mnie? Każdemu facetowi trzeba podważyć jego ego, potem sam się za to zabiera, nawet nie trzeba go prosić.Znów wyciągnęła ręce po zeszyt. Udałem że się zastanawiam, ale zarazpotem oddałem jej go. Wróciła do swojego zajęcia. Opadłem na łóżko inawet nie wiem kiedy zasnąłem.***Unik, wypad, piruet, uwaga na lewą stronę, znów skok, natychmiastowyobrót, uwaga na lewą stronę, równowaga, Yoh równowaga, uwaga na… AŁA! Znów dostałem w lewy bark. Nie ja muszę mieć jakiś specjalny ochraniacz. Ale szybko znów unik, drugi, zasłona i atak, następny, ateraz drugi przeciwnik. Udało się leży. Jeszcze chwila i nie będę nic widział przez pot. Czemu on wstał? Uwaga na tył, atak z dołu, parada, LEWA STRONA, uff było blisko. No tak uratowałem lewą to odsłoniłem dół, już czułem jak strumyk krwi płynie po prawej kostce.Idzie Len, podwoić uwagę. Stanął na prawej stopie będzie atakował z przodu. Jest, udało się, atak odparowany. Dobrze wyprowadzona kontra. I znów zmiana przeciwnika. - Dobrze. Wystarczy – wszyscy stanęliśmy nieruchomo w ciągu sekundy. Żaden żołnierz nie jest lepiej wytrenowany od nas, nawet mój tata się uśmiechnął. – Odpocznijcie chwilę. Yoh! – jeszcze bardziej napiąłem wszystkie mięśnie. – Potem zaczniemy trening z Amidamaru. Tylko przynieś antyk.I nagle zniknął, jak to zwykle miał w zwyczaju. Padliśmy na trawę tak jak staliśmy. Leżałem i wdychałem łapczywie powietrze. Chwila odpoczynku, muszę uspokoić oddech, a potem pójdę po antyk. On jest… O KURDE!!! Gdzie on jest? Tak samo jak przed chwilą myślałem, że oddam wszystko za trochę tlenu, teraz wstrzymałem oddech. Zerwałem się i bez słowa zniknąłem w drzwiach domu. Usłyszałem tylko za sobą głosy chłopców: - A temu co się stało? - Ma na to jeszcze siły? On jest nie do zmordowania! - Przecież zraniłem go w nogę!!Ja miałem w głowie tylko antyk. Wpadłem jak oszalały do pokoju i zastałem tam zaskoczoną Annę, która musiała przed chwilą wyjść z łazienki, bo w ustach miała jeszcze szczoteczkę do zębów. Oczy miaławielkie jak talerze. Nie zwracałem na nią większej uwagi tylko rzuciłem się w kierunku szafy i zacząłem wyrzucać z niej ubrania. Musiałem wyglądać jak opętany.  - Yoh? Szukasz czegoś? – jej głos wyrażał wiele uczuć, ale przede wszystkim obawę, strach, niedowierzanie, zwątpienie… - Antyk. Muszę znaleźć antyk.Teraz zacząłem wywracać do góry komodę. Dalej nic. Może pod łóżkiem.Kucnąłem – nic. No to koniec. Zgubiłem coś tak ważnego. Stałem na

środku pokoju pełnego porozrzucanych ubrań i targałem sobie włosy nagłowie. Zginę zanim w ogóle stanę na polu walki, zabije mnie mój własny ojciec. - Yoh – spojrzałem na Annę, wyglądała na lekko przestraszoną. – Szafka nocna. Antyk jest w twojej szafce nocnej.Rzuciłem się w tamtym kierunku. Otworzyłem pierwszą szufladę, ale były tam tylko jakieś chusteczki i apteczka. Następna szuflada. Mojaostatnia szansa. Jest. Leży sam jeden na jakimś materiale. Ulżyło mi, a siły z powrotem odeszły. Zawinąłem go szczelnie w ten sam materiał i mocno trzymałem w garści. Złapałem Annę w objęcia i mocnodo siebie przytuliłem całując po policzkach. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Uratowałaś mi życie! - Tak, tak… ale ty zdemolowałeś pokój. Posp…. - YOH!!!!! Twój tata woła cię na trening!!!!Trey darł się z dołu, a ja tylko zrobiłem przepraszającą minę i zostawiłem blondynkę z całym tym bałaganem.***Szliśmy grupą przez ulice Tokyo. Normalnie rozmawialiśmy, a ja rano zostałem obdarowany prezentami i życzeniami. Mam 18 lat. Pytanie czyna dłużej czy jeszcze tylko parę godzin. Anna szła koło mnie i mocnotrzymała moją rękę. Powiedziała, że jej prezent mam otworzyć dopieropo walce. Taka mobilizacja do wygranej. Szczerze to byłem bardzo ciekawy co tam jest. W oddali już zamajaczyło Straszne Wzgórze. Tylewspomnień, a teraz mam dodać jeszcze to najważniejsze. Amidamaru w ciszy leciał przy moim drugim boku. Ręce samuraja już spoczywały na mieczu jakby w każdej chwili mógł uderzyć. Denerwował się tak samo jak ja. Cały nasz pochód prowadził mój ojciec, spokojny, nie ujawniający żadnych uczuć. Już wspinaliśmy się na schody prowadzące na cmentarz. Zachodzące słońce robiło tylko delikatną poświatę i długie cienie. Jednak byłem w stanie dojrzeć błysk ognia na drugim końcu wzgórza. Nie miałem wątpliwości do tego kto to jest. Przyszedł. Mój brat i wróg zarazem. Przełknąłem ślinę, zacząłem się denerwować. - Witaj ojcze – pochylił lekko głowę. – Bracie – miałem wrażenie, że wysyczał to przez zęby. – A także ty, Anno. - Witaj.Głos mojego ojca był wyprany z uczuć. - Dasz radę – usłyszałem przy moim uchu. – Na pewno wygrasz. Wierzęw ciebie.I puściła moją rękę. Teraz musiałem już sobie radzić sam. Wciągnąłemw płuca dużo powietrza i spokojnie wypuściłem. Byłem gotowy. Zrobiłem kilka kroków na przód. - Cześć bracie. Naprawdę chcesz walczyć?Tylko przez kilka sekund wydawał się zmieszany. - Zawsze możesz sobie oszczędzić bólu i się poddać.  - No cóż. Myślałem, że po naszej ostatniej potyczce nauczyłeś się

czegoś. Widać mój cios był za słaby. Teraz to naprawię. - Nawet nie będziesz miał takiej szansy.Słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi, a rzucane przez nas cienie wydłużały się. Wyciągnąłem miecz z pochwy i sprawdziłem czy antyk jest na swoim miejscu za paskiem. Czekałem tylko na rozpoczęcie walki. W tym momencie między nami pojawił się Silva. Spojrzał na Zeke’a, na mnie i bez wahania czasu powiedział: - Finałową walkę o tytuł Króla Szamanów ogłaszam rozpoczętą.

60. Do you believe in destiny…?9 października 2010 - Zaczęło się – młody szaman ubrany w strój członka Wielkiej Rady Szamanów zrównał się z drugim, podobnie ubranym mężczyzną. - Tak, wiem – odpowiedział szaman patrząc na ostatnie promienie zachodzącego słońca. – Zaczęło się… – powtórzył szeptem i westchnął.Zapadła cisza – pełna napięcia, zdenerwowania, niepewności o losy świata i każdego człowieka. Obydwoje zdawali sobie doskonale sprawę,że to wydarzenie będzie końcem starego świata i początkiem nowego. Pytaniem było tylko czy zmieni się on na gorsze, czy na lepsze?  - Silva nie pozwolił mi iść z nim – odezwał się nagle starszy szaman. – Powiedział, że to w pewnym sensie sprawa jego rodziny i żeczuje się odpowiedzialny za tę walkę.  - Może miał rację, Kalimie. Może chce wesprzeć emocjonalnie Yoh… Musi w pewnym stopniu rozumieć jego sytuację. - Nie sądzę żeby ktokolwiek był w stanie postawić się w sytuacji Yoh, Hiro – mężczyzna spojrzał na młodszego kolegę. – Zabić kogoś zeswojej rodziny, choćby znienawidzonego, ale jednak członka rodziny… Tego nie można sobie wyobrazić. Możemy tylko wspierać tego chłopca imieć nadzieję, że zdoła udźwignąć cały ten ciężar. Hiro skinął głową i podążył za wzrokiem Kalima, który znów zapatrzyłsię w horyzont. Przez dłuższą chwilę stali w kompletnej ciszy. W końcu młody szaman odetchnął głęboko i powiedział: - Goldva i cała reszta rady oglądają walkę. Idziesz…?  - Zostanę tutaj – długowłosy pokręcił przecząco głową. – Daj mi znać jak będzie po wszystkim. Chłopak spojrzał jeszcze raz na szamana i doznał wrażenia, że widzi zmęczonego, strudzonego mężczyznę, który pragnie wyłącznie spokoju iodpoczynku, bezpieczeństwa i bliskości rodziny. Odwrócił się i odszedł w stronę siedziby Rady aby śledzić przebieg pojedynku, którydecydował o losach świata.***Głęboko w lesie, na całkiem dużej polanie płonęło wielkie ognisko, wokół którego siedziała grupa ludzi. Byli rozluźnieni i radośni, rozmawiali wesoło o planach na następny dzień. Nad ogniskiem stał

ogromny gar, z którego pięknie pachniało kolacją. Powoli robiło się coraz ciemniej i ciemniej, niebo było pogodne, a że wszelkiego rodzaju sztuczne światła były oddalone o co najmniej kilka kilometrów, można już było dostrzec gwiazdy. Noc zapowiadała się niezwykle spokojnie i ciepło jak na środek maja. Jedynie ciemnoskóry, mniej więcej dziesięcioletni chłopiec pozostawał poza kręgiem roześmianych kompanów. Przechadzał się w ciszy patrząc w gwiazdy i trzymając się ściany lasu. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest tak rozluźniony jak pozostali – miał poważny wyraz twarzy, był zamyślony i nerwowo wyłamywał sobie palce u rąk. Co kilka minut zatrzymywał się i spoglądał na zachód, patrzył chwilę i znów podejmował swoją wędrówkę wokół polany nie zwracając uwagi na siedzących przy ognisku. Zapewne dlatego nie zauważył, że pewna blondynka przypatruje mu się od dłuższego czasu – że śledzi każdy jego ruch. - Gdzie idziesz? – Mattie spojrzała na przyjaciółkę, która nagle wstała ze swojego miejsca.  - Muszę iść na chwilę do namiotu… Zimno mi – wymyśliła na poczekaniu dziewczyna i szybko odwróciła się wychodząc z kręgu ogniska. Rozejrzała się jeszcze raz dookoła. Jest.Ruszyła pewnym krokiem w stronę namiotów, jednak w ostatniej chwili skręciła do lasu i podeszła do chłopca, którego zachowanie wydawało jej się przynajmniej dziwne.  - Opacho…? – odezwała się cicho, aby go nie przestraszyć. – Czemu nie siedzisz ze wszystkimi?W ciemności dostrzegła tylko błysk jego czarnych oczu. - Zastanawiam się… ile będzie to trwało? Kiedy wróci Zeke?Blondynka podeszła kilka kroków bliżej i zrównała się z murzynkiem towarzysząc mu w jego „spacerze”.  - To walka finałowa, nie możemy oczekiwać, że będzie trwała kilka minut – powiedziała dziewczyna. – Ale nie ma się o co martwić. Zeke na pewno wygra. To pewne – dodała po chwili.  - I dlatego wszyscy świętują… – dopowiedział jakby za nią chłopiec.W jego głosie nie było jednak spokoju i zadowolenia. Wręcz przeciwnie – można powiedzieć, że był zestresowany, martwił się. Blondynka natychmiast wychwyciła ten ton. - Nie wierzysz w to, że Zeke wygra…? – spytała niedowierzająco.  - To nie tak, że w niego nie wierzę, Marie – młody szaman znów spojrzał w gwiazdy. – Po prostu wiem, że nie taki był plan. A przynajmniej na początku. Marie spuściła głowę wpatrując się w wąską ścieżkę przed sobą, delikatnie oświetloną blaskiem bijącym od ogniska. Dlaczego mu wierzę? – zastanawiała się mimowolnie.  - Tak czy inaczej, Zeke wygra – Opacho nagle uśmiechnął się i stanął w miejscu. – Jest najlepszym szamanem na calutkim globie,

nikt go nie pokona. Odwrócił się zaczął spacerować w przeciwnym kierunku zostawiając zdezorientowaną dziewczynę samą pod rozłożystym drzewem.***Kolejny raz nasze miecze się skrzyżowały. Napierał mocno, zdecydowanie za mocno. Po chwili leżałem na ziemi. Tak, kolejny raz.Byłem już zmęczony, zdawało mi się, że minęło kilka dni, a może kilka minut? Straciłem rachubę czasu kiedy zrobiło się zupełnie ciemno. W każdym razie z minuty na minutę było mi coraz ciężej.Na początku było całkiem nieźle. Zaczęliśmy od obserwacji ruchów przeciwnika. Chód, spojrzenie, odruchy – we wszystkim doszukiwałem się jego słabych punktów jednocześnie starając się ukryć moje. Dopiero po pewnym czasie zaczęliśmy naprawdę walczyć. Ataki stawały się coraz silniejsze, bardziej przemyślane, których celem było zaskoczyć przeciwnika. Braciszek był w tym całkiem niezły… Starałem się uważać na to co robię, wiedziałem, że nie mogę działać odruchowo, wyuczonymi schematami, ale zmęczenie dawało mi się we znaki. Mimo to, że mnie też udało się kilka razy położyć brata na ziemię, zaczynało się robić nieciekawie.Skoczyłem do przodu pozorując prosty atak, a kiedy byłem już niedaleko, obróciłem się i wyprowadziłem cięcie z prawej. Mój cel oczywiście zdążył się odsunąć. Na plecach poczułem gorąco i w ostatniej chwili przeturlałem się po ziemi. Kula ognia uderzyła w jeden z grobowców u stóp wzgórza. Przekręciłem się na plecy i zablokowałem cięcie. Lekko pchnąłem i śmignąłem tuż pod ostrzem jednocześnie stając na nogi i wyprowadzając atak na jego kolana. Tego oczywiście też uniknął – podskoczył i wykonał cięcie z pół-obrotu przed którym uskoczyłem w prawo. Miałem nadzieję trafić go podczas lądowania, ale zablokował mój cios i posłał kulę ognia prosto na moją twarz. Odchyliłem się do tyłu, a kiedy wróciłem do pionu on już wyprowadzał kolejny atak. Zrobiłem unik i prześlizgnąłem się na milimetry od jego miecza jednocześnie się obracając. Przesunąłem lekko rękę w nadziei, że trafię go w ramię, ale odsłoniłem przez to lewy bark, co on skrzętnie wykorzystał.Cholera! Lewa strona! – przeklinałem się w myślach. Odskoczyłem na bezpieczną odległość i szybko oceniłem stan mojej ręki. Rana nie była głęboka, ale w wyjątkowo paskudnym miejscu – bólprzeszywał mi całe ramię przy większym napięciu mięśni. Musiałem to jednak zignorować i wykonać kolejny unik, bo nadchodził kolejny idealnie wyprowadzony atak. Ta noc nie zapowiadała się dobrze…*** - Jaki wynik? – zapytał jasnowłosy chłopiec wchodząc do pokoju i podając parujący kubek starszemu mężczyźnie siedzącemu przed wielkimtelewizorem.  - Idzie im całkiem nieźle… – odpowiedział starzec nie odrywając

wzroku od obrazu. – O…! – krzyknął nagle. – Zaczyna robić się ciekawie… Blondynek usiadł obok i również spojrzał na walkę obserwując ruchy dwóch młodych szamanów. Przez pewien czas siedzieli w ciszy wlepiając wzrok w ekran i popijając herbatę. - Aldi… – zagadnął nagle chłopiec. – A nie będzie ci smutno jak to się wszystko skończy? No wiesz… twoja rola Króla Szamanów i tak dalej… Mężczyzna spuścił głowę i przymknął powieki, wydawało się, że jest poważny, może nawet smutny, ale po chwili na jego twarz wpłynął delikatny uśmiech. Podniósł głowę i spojrzał prosto w jasnobłękitne,wielkie oczy. - Pytasz o to każdego, Nick?  - Po prostu chcę wiedzieć.Mężczyzna westchnął głęboko, pociągnął łyk herbaty i powrócił do oglądania walki.  - Szczerze mówiąc… – zrobił przerwę, jakby się zastanawiając nad odpowiednią odpowiedzią. – Cieszę się, że to się skończy. Ktoś mnie zastąpi, będę mógł w końcu odpocząć, przekazać im opiekę nad światem. Nie pytaj mnie o to, którego uważam za lepszego kandydata na Króla. Każdy szaman ma swoje powody, swoje pragnienia i cele. Czasami są lepsze, czasami gorsze, ale nie mnie dane jest je oceniać. Ten, który wygra otrzyma tytuł Króla, ponieważ zasłużył na niego swoim uporem i wytrwałością. A ja będę mógł spokojnie odejść.Chłopiec kiwnął głową i również powrócił do oglądania walki.  - I tak będę za tobą tęsknił… – powiedział.  - Przyzwyczaisz się do nowego Króla, a może to on przyzwyczai się do ciebie… Człowiek się tutaj zmienia. Nikt nie jest taki sam po otrzymaniu korony. Na szczęście zazwyczaj są to zmiany na lepsze. - Zazwyczaj… – mruknął chłopiec i położył się na pobliskiej sofie.*** - Jesteś pewna, że dobrze postąpiliśmy? – wysoki blondyn podszedł do dziewczyny ubranej w zwiewną, jasną sukienkę i wpatrującej się w gwiazdy. – Jesteś pewna, że nie powinniśmy być na miejscu? - Teraz to już nie ma znaczenia, Marco. Musimy wierzyć. Wierzyć w siłę dobra. Wtedy wszystko skończy się wspaniale.  - Ale Zeke…Dziewczyna odwróciła się w stronę mężczyzny i spojrzała mu w oczy. - Zeke przegra, Marco. Dobro musi zwyciężyć. Mężczyzna zaniemówił, okulary lekko zsunęły mu się na nos, jednak zaraz otrząsnął się i poprawił je jednym zgrabnym ruchem.  - Oczywiście, Jeanne. Wybacz mi. Moja wiara się zachwiała. - To nie mnie powinieneś prosić o przebaczenie, Marco. Ale nie martw się. Kiedy nadejdzie era wyższego dobra, wszystkie grzechy zostaną odpuszczone.

Po tych słowach odwróciła się i uniosła swoje szkarłatne oczy z powrotem ku gwiazdom składając ręce do modlitwy.***Spojrzałem na zegarek schowany pod rękawem stroju Rady. Minęła już 3:00, a oni nadal walczyli, żaden nie odpuszczał. Mimo to od jakichśdwóch godzin widoczne było zmęczenie Yoh. Poruszał się wolniej, częściej się bronił niż atakował. Co najgorsze, widocznie oszczędzałlewą stronę, jednocześnie podając Zeke’owi swój słaby punkt jak na tacy. Kiedy dostał w ramię, trochę się otrząsnął, lecz najwyraźniej miał problem z pełną kontrolą ruchu. Krótko mówiąc robiło się coraz gorzej. Czułem się odpowiedzialny za sędziowanie tej walki. Właściwie to od samego początku turnieju wiedziałem, że będę się tak czuł. Moja dusza, moje dziedzictwo rwały się do walki, pełne żądzy sprawiedliwości. Chciałem zadać ostateczny cios temu, który zasłużyłna niego już dawno temu. Z drugiej strony stał mój zdrowy rozsądek. Byłem sędzią, członkiem Wielkiej Rady Szamanów, doskonale znałem swoje obowiązki i możliwości. Wiedziałem też, że nie wolno mi wpłynąć na wynik walki. Jednak najbardziej przerażające było to, że nawet gdybym chciał, niebyłbym w stanie wpłynąć na zakończenie. To co rozgrywało się właśnieprzed moimi oczami było przerażającym pokazem siły i okrucieństwa związanego z rozłamem rodziny, na który nie miałem żadnego wpływu.***Sytuacja zmieniała się z minuty na minutę. Yoh był coraz bardziej zmęczony, prawie nie używał lewej ręki. Z przerażaniem obserwowałem walkę, której wynik wcale nie zapowiadał się dobrze. Stałem kilkadziesiąt metrów od pola walki, za mną zebrała się cała nasza grupa – Trey stał obejmując Molly jednym ramieniem, a z drugiej strony przytulając do siebie siostrę. Lyserg trzymał dłoń na ramieniu Pilici i wpatrywał się szklanymi oczami w walczących Asakurów. Zupełnie z tyłu stali Jun i Ryo, trochę na prawo przykucnął Chocko. Faust stał ze spuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami, a Morty siedzący tuż przy nim, cały trząsł się ze strachuo przyjaciela. Nie zabrakło też duchów – każdy z nich unosił się lubstał w pobliżu swojego szamana. Zebrali się tu wszyscy najbliżsi, aby wspierać siebie nawzajem i być podporą dla Yoh.Kolejny atak na lewą stronę. „Uważaj, kretynie!” – upominałem przyjaciela w myślach. „Lewa strona, Yoh. Pilnuj lewej strony!! Skok! Unik, a teraz w lewo, zwrot i atak! Blokada… Sparuj kontrę, obrót, przejście dołem i cięcie od lewej. Od lewej, nie od prawej, idioto!” Wszystkie moje mięśnie były spięte, gotowe do ataku. W miejscu trzymała mnie tylko i wyłącznie siła woli, ale i ona zaczynała powoli mnie opuszczać. Nie mogłem tak po prostu stać w miejscu i patrzeć jak ginie mój najlepszy przyjaciel. Byłem zdecydowany

wmieszać się w walkę gdyby zrobiło się zbyt niebezpiecznie, a nawet zginąć razem z nim.  - Len… – poczułem jak Tamara bierze mnie za rękę i splata palce z moimi. – Spójrz… – Skinęła głową w prawą stronę. Podążyłem wzrokiem we wskazanym kierunku. W dość dużej odległości od nas stała Anna. W pierwszym momencie wydało mi się to śmieszne, ale nie wyglądała jak ona. Była skulona, przerażona, jakby dwa razy mniejsza niż zwykle.  - Czemu stoi tak daleko? – spytałem cicho Tamary.  - Nie chce pokazać nam się w tym stanie.Było to oczywiste, że blondynka jest na skraju załamania nerwowego. Widać to było w każdym jej ruchu, drgnięciu warg, chcących krzyczeć o pomoc. Przez ostatnie miesiące była bardzo dzielna. Pilnowała treningów, pomagała na każdym etapie chcąc zwiększyć szanse choćby omały procent. Teraz pozostało jej stać i patrzeć na zbliżający się koniec.***Zmęczenie dawało się we znaki, a niebo stawało się coraz jaśniejsze.  Walka dobiegała końca – czułem to w kościach. Poziom mojego foryoku spadł już bardzo nisko, byłem na skraju wyczerpania. Mój brat również nie miał już siły – jego ruchy były dużo bardziej spowolnione, a ataki słabsze, ale i tak ledwo potrafiłem je zablokować. Cały nasz pojedynek przekształcił się ze skomplikowanychgierek w najprostsze ataki i kontry. „Atak, unik, kontra. Atak, unik, kontra. Atak, unik…” – prawie zaczynałem powtarzać to niczym mantrę. Nagle delikatny wietrzyk przybrał na sile mierzwiąc mi włosy i podnosząc kurz na wzgórzu. To była taka chwila, kiedy wydaje się, żeczas biegnie wolniej, że nie istnieje nic więcej niż to, co można dostrzec. Finał. Koniec.Kurz zawirował wokół nas zasłaniając jakikolwiek widok. Zerwałem siędo ostatniego ataku, wiedziałem, że na kolejny nie będę miał już sił. Mój przeciwnik również się przygotował. Spiął mięśnie, przeniósł ciężar ciała na prawą nogę przygotowując się do uniku. Znałem tą kombinację – nauczyłem się już kilku sekwencji przez tę długą noc i postanowiłem wyprzedzić jego ruch. W ostatniej chwili zmieniłem kierunek, wyprowadziłem cios i…Poczułem, że coś ugniata mnie w klatkę piersiową, a kiedy zawiał wiatr zrobiło mi się okropnie zimno. Potem zdałem sobie sprawę, że ktoś mnie obejmuje. „Brat, walka, turniej…” – myślenie przychodziło mi z coraz większym trudem. Nie miał już foryoku – moje też już się wyczerpało. Podniosłem rękę i przytuliłem go do siebie kładąc mu głowę na ramieniu. - To już koniec, braciszku – wyszeptałem. - Nareszcie koniec – jak zwykle starał się nie pokazywać po sobie słabości. 

 - Wiesz jaki jest najlepszy sposób na zakończenie wojny…? – zapytałem i nie czekając na odpowiedź dokończyłem: – Po prostu ją przegrać. Odsunął się ode mnie, a ja spojrzałem w dół. Cały strój miałem wilgotny, kiedy dotknąłem go dłonią, zabarwiła się na czerwono. Krewzaczęła mi napływać do ust, nasilał się posmak żelaza. „Koniec.”Osunąłem się w czerń.***Wzeszło słońce. Byłam zmęczona – fizycznie i psychicznie ledwo trzymałam się na drżących nogach. Przez łzy i mrużąc oczy przed pierwszymi słonecznymi promieniami, próbowałam dostrzec co dzieje się na polu walki. Kurz powoli opadał, z mroku wyłaniało się coraz więcej szczegółów. Wkońcu byłam w stanie dostrzec dwie osoby. Jeszcze bardziej zmrużyłam oczy i z przerażeniem stwierdziłam, że widzę tylko jedną stojącą postać. Król Szamanów został wybrany.KONIEC

Epilog, czyli parę lat później1 stycznia 2011

10 lat później ANNAPo raz kolejny oglądałam się w lustrze i powtarzałam sobie, że to nie jest wyjście jako Królowa Szamanów. Idę się spotkać z przyjaciółmi, starymi znajomymi. Dokładnie cię znają… i też się zestarzeli, nie ma na to rady. Dawno minęły te czasy kiedy miałam 17lat i nie myślałam o różnych dziwnych kremach. Po raz setny wygładziłam sukienkę na brzuchu. Westchnęłam. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi od pokoju. - Anno, mamy tu problem… – głos szatyna był bardzo cichy i jakiś nieśmiały. Co oni znów zrobili. - Co się stało? – byłam już cała poddenerwowana i zaczęłam się do niego zbliżać. - Mama! Mama! Udało mi się! – do pokoju wbiegła mała kopia Yoh z blond włosami i zaczęła skakać po całym pomieszczeniu. – Pokonałem wszystkie pułapki taty! Nic mi nie umknęło!!Pozostałam obojętna na radość syna. Na litość boską, czemu on był cały brudny? Jego ubranie było poszarpane w kilku miejscach, a twarzzielona od trawy. - Yoh. Możesz mi to wyjaśnić? – starałam się być spokojna i obiecałam sobie że ograniczę krzyki przy dziecku. Wszyscy już pewnieczekają, a my jak zwykle ostatni. Pewnie się przyzwyczaili.

Spojrzałam w oczy męża. To się nie zmieniło, on się nie zmienił. Może jego rysy się trochę wyostrzyły i jeszcze zdołał podrosnąć te parę centymetrów, ale pozostał uśmiech i jego oczy, które mogłyby przekonać każdego. - Skąd mogłem wiedzieć, że postanowi zdobyć wstążkę czołgając się po ziemi? – wciąż stał trzymając drzwi, w razie czego mógł szybko uciec. – Jak to zobaczyłem, było już za późno.Hana stanął między nami i przypatrywał się co zrobimy. Pewnie był zdziwiony, że nie podzielamy jego entuzjazmu. Złapał Yoh za koniec koszuli i wpatrywał się w niego z takim samym wzrokiem co jego tata we mnie. Jak tu się nie rozczulić?  - Tata? Znów zezłościłeś mamę? – poczekał chwilę, a Yoh tylko nieznacznie kiwnął głową. – To przeproś! Sam mnie uczyłeś, że trzebaprzepraszać jak się zrobi coś źle i że na mamę to zawsze działa!!Mówiąc to ciągnął go za koszulę, jakby chciał dodać powagi własnym słowom. Byli tak do siebie podobni. Hana miał już 7 lat, ale czasamirozstawiał nas po kątach. Najczęściej jak się kłóciliśmy. Kazał nam odchodzić od siebie i siedzieć w innych pokojach, a potem się wypytywał czy już nam przeszło, dopiero wtedy mogliśmy wyjść. To były te krótkie momenty kiedy pokazywały się przebłyski odziedziczonych po mnie cech charakteru. W normalnym życiu był wiecznie uśmiechnięty, pochłonięty zabawą i muzyką, no i oczywiście szamaństwem. Wszystko widział w jasnych barwach, miał masę znajomych, a jego uśmiech rozbrajał wszystkich. Złapałam go za rękę. - Mama się nie gniewa, ale musisz się przebrać. Tata ma dzisiaj urodziny i musisz ładnie wyglądać żeby nie przynieść wstydu. Chodź, wybierzemy coś. A ty – tu wskazałam na szatyna. – Zadzwoń do Jun i powiedz, że się spóźnimy.Na pożegnanie dostałam tylko kolejny uśmiech, a potem słyszałam jak zbiega ze schodów.TREYSiedzieliśmy w restauracji Ryu i Jun już dobre pół godziny, a nie było jeszcze ani królewskiej pary ani Lena z Tamarą. Siedziałem na barowym stołku i kręciłem się na nim z nudów. Jun i Pilica krzątały się po kuchni i szykowały jakieś frykasy, ciągle dochodziły stamtąd jakieś śmiechy. Widziałem też moją Molly, która siedziała w pewnej odległości od nich i kołysała moją roczną córeczkę do snu – Mayu.  - Wyglądasz jakbyś miał zaraz zasnąć albo umrzeć. Dzwonili, że się spóźnią. Nie wiem tylko co z państwem Tao.Ryu robił za prawdziwego gospodarza. Układał sobie teraz kieliszki, oczywiście wcześniej dokładnie je wycierając. Odkąd założyli z Jun ten lokal wiedzie im się naprawdę dobrze. Znajduje się on w centrum Tokyo, mają dużo gości, a ich jedzenie słynie z wysokiej jakości. Dorobili się syna, który ma kiedyś przejąc interes, a obecnie zajmuje czymś Akirę, czyli mojego pierworodnego, który ma aż za dużoenergii. 

 - No wiem, wiem… tylko jakoś tak mało się ostatnio dzieje. Wszystkowydaje mi się takie same, brakuje mi adrenaliny. - I mówi to ktoś, kto uprawia prawie wszystkie możliwe sporty ekstremalne. Człowieku, nie wystarczyło ci wrażeń podczas Turnieju? – właśnie ułożył ostatni kieliszek na ogromnej wieży.  - Może to dziwne, ale brakuje mi tej świadomości że to od nas coś większego zależy. Ale trzeba się przyzwyczaić, Zeke pokonany, a my raczej nie pożyjemy do jego kolejnego odrodzenia. Mój własny syn dostarcza mi więcej adrenaliny niż te sporty ekstremalne. Odkąd opanował jedność ducha ciągle coś zamraża, kilka razy zabiłby mnie sopel spadający w dachu… podczas wiosny.W tym samym czasie do sali wbiegł wyżej wspomniany, a zaraz za nim Chou – syn Jun i Ryu. Pomimo że różniło ich 2 lata, dogadywali się doskonale. Po zadowolonej minie syna wiedziałem, że stało się coś dobrego. Zdyszani podbiegli do miejsca przy barze, przy którym siedziałem i wdrapali się na krzesełka po mojej prawej. - Tato daj coś do picia. Strasznie się zmachaliśmy – zaraz po tym Chou padł twarzą na ladę. Widać było jak łapczywie wdycha powietrze.A Akira siedział i rozglądał się, czekał aż ktoś go zapyta co się stało. Molly wyuczyła go cierpliwości, choć machał nogami jak oszalały, to grzecznie czekał. Byłem pełny podziwu dla mojej blondynki. - No Ryu daj im jakiegoś soku bo nie dadzą rady nam powiedzieć co ich tak zmęczyło – zmierzwiłem synowi włosy. Miał śliczne niebieskieoczy, które w dodatku były ogromne. Jak tylko dostał w ręce szklankęprzystawił ją do buzi i wypił na raz. - Dobra młody, a teraz opowiadaj co tam nabroiliście. Nie bój się mama jest daleko – ostatnie zdanie wyszeptałem. - Nie zapominaj że jestem medium, inaczej pojmuję odległość! – podniosłem głowę i zobaczyłem jak Molly wpatruje się w nas. Następnie odczytałem z jej ruchu warg pytanie, powiedzmy że jest onostałe w naszej rodzinie. – Co się stało?Uśmiechnąłem się tylko. - My tu rozmawiamy na poważne męskie tematy, więc proszę nie podsłuchiwać – puściłem jej oczko, a ona udała obrażoną. - No właśnie męskie tematy, mama odwróć się! – Akira podłapywał wszystko, zawsze starał się mnie naśladować. I teraz uśmiechnięty oducha do ucha zaczął opowiadać jak to Chou uczył go walki, a potem onpokazał mu jak to zamraża przedmioty.JUNPrzyglądałyśmy się jak chłopaki uważnie słuchają Akiry, a on sam strasznie rozemocjonowany pokazuje, skacze i nawet krzyczy. Tata pomagał mu z całych sił, udawał zamarzniętego tak realistycznie że aż spadł ze stołka kiedy Akira lekko go popchnął. Aż miło było patrzeć, jak bawi się z synem czy trzema go na barana. - Molly, zazdroszczę ci – blondynka chyba nie wiedziała o co mi

chodzi. – W twoim domu pewnie jest pełno życia skoro masz takich dwóch urwisów. Zawsze coś się dzieje. Chou zawsze był spokojny. Jak już trochę podrósł to całe dnie spędzał z ojcem, albo jeździli gdzieś tym motorem, albo przyglądał się jak Ryu gotuje.Razem z Pilicą podeszłyśmy cichutko do blondynki, która trzymała na rękach swoją córeczkę. Mała wyglądała prześlicznie. Owinięta była w niebieski kocyk i ubrana była w biały strój. Spała i mocno ściskała brzegi kocyka. - Musisz przyznać, że dzieci ci się udały, prawda bratowo? Akira jest łobuziakiem, ale ma swój urok, a Mayu jest wręcz rozkoszna. - Prawdę mówiąc mam nadzieje, że będzie spokojniejsza niż brat – blondynka oparła się o ścianę. Rozmawiałyśmy dokładnie chwileczkę, anie zauważyłyśmy że opowieść dobiegła końca, a siedmioletni niebiesko włosy chłopczyk stał koło nas. - Ciociu Pilico, a gdzie wujek Lyserg? Obiecał, że tym razem użyje wahadełka i się z nami pobawi.Pilica kucnęła żeby być na równi z chłopcem. Przyglądał jej się bardzo dokładnie, a chyba z naszej paczki to ją znał najlepiej, nie licząc rodziców. Jego wielkie oczy wyrażały zniecierpliwienie, co tylko podkreślał przechodząc z nogi na nogę.  - Wujek zaraz powinien być. Wysłałam go na zakupy, więc na pewno tudotrze i pobawi się z wami, już ja o to zadbam. Zmusimy go, prawda? - Tak! – krzyknął i natychmiast spojrzał na mamę. – Przepraszam. Obudziłem Mayu? - Nie. Twoja siostra ma mocny sen, chyba się już przyzwyczaiła.Teraz i Molly przykucnęła obok synka i pokazała mu, że dziewczynka rzeczywiście dalej śpi. Będzie z niego jeden z lepszych braci, skorojuż teraz tak się martwi o siostrę.  - Nie nudzi jej się jak tak ciągle śpi? Kiedy będzie się ze mną bawić?Wygładził jej czapeczkę i szybko zabrał rękę, która schował za plecami i znów się szeroko uśmiechnął.  - Jeszcze trochę urwisie. A potem będziesz się zajmował młodszą siostrą, jak już będziesz odpowiedzialnym mężczyzną.Pokiwał tylko głową i wybiegł równie szybko jak się pojawił. Nie umiał wysiedzieć na jednym miejscu dłużej niż 15 minut. Złapał tylkoChou za rękę i znów wybiegli do ogródu przy restauracji, a za nimi nasze Duchy Stróże, które miały teraz więcej roboty.LENWsiadłem do limuzyny i natychmiast poluzowałem krawat. Spojrzałem nazegarek. No pięknie, ponad pół godziny spóźnienia. Tamara mnie zabije, nawet nie zdążę się przebrać w ludzkie ciuchy. Ile może trwać spotkanie rady nadzorczej, mówili że od pół godziny do czterdziestu minut, a ta dodatkowa godzina gdzieś im umknęła. Stukałem nerwowo w drzwi samochodu i wyglądałem mojego domu. Tamara wraz z Yukiną stały już na werandzie wyraźnie zniecierpliwione. Jak

tylko zobaczyły samochód to zaczęły się zbierać. Otworzyłem im drzwi. - Cześć tato – przytuliła się do mnie i szepnęła na ucho – Mama jest zła. - Cześć skarbie. Przypuszczam. Jak coś to mnie broń. - Załatwione.Usiadła koło mnie. Zaraz potem wsiadła moja żona. Minę miała grobową, która wręcz mówiła że nie ma o czym dyskutować. Pochyliłem się i pocałowałem ją w policzek. Usiadła naprzeciwko. Wiedziałem, żeta firma odbije się na mojej rodzinie. Trzeba się pokajać. - Przepraszam, ale mówili że to spotkanie będzie dużo krótsze. Rozgadywali się na bezsensowne tematy. Obiecuję, że następnym razem odwołam albo przełożę takie sesje.Nie odezwała się. Świdrowała mnie wzrokiem, ale wiedziałem że jej gniew nigdy nie trwał długo. Tak samo jak była nastolatką. Po moim wieczorze kawalerskim też się do mnie nie odzywała i groziła że odwoła wesele, a jak widać mamy już nawet 8 letnią córeczkę, którą właśnie trąciłem nogą, żeby mi pomogła. - Przecież przeprosił. No nie gniewaj się już bo zepsujesz wujkowi cała imprezę. Ostatnio ciocia Jun też się spóźniła i nic się nie stało.Teraz siedziała już koło mamy i przytulała się do jej ramienia. Tamara złamała się w ciągu paru sekund i przytuliła córkę. - Przynajmniej tatuś ma elegancki strój, prawda?Yukina tylko pokiwała energicznie głową i uważnie przyjrzała się mojemu garniturowi. Niestety, szefa firmy obowiązywały takie zasady.Zdjąłem marynarkę, złożyłem i położyłem koło siebie. - I tak nie będę tam w tym głupim stroju. Wszyscy będą normalnie ubrani tylko ja pod krawatem. Mogłyście zabrać mi coś na zmianę. - Mogłeś się nie spóźnić. Teraz będziesz cierpiał. Yukina… – zwróciła się do czarnowłosej dziewczynki. – … mówiłaś że chcesz o coś zapytać, ale czekasz na tatę… O co chodzi?Pokręciła się chwilę na fotelu, popatrzyła na nas tymi swoimi złotymi oczami i szybko zapytała: - Mogę iść na urodziny do koleżanki i u niej nocować?Zapadła chwila ciszy. Ja i Tamara patrzyliśmy na siebie i żadne nie chciało zacząć. Mieliśmy świadomość, że nazwisko Tao daje władzę, ale także może powodować nadmierne zainteresowanie. - Na imprezę owszem możesz, ale nie ma mowy żebyś została na noc. Wiesz jakie ci grożą niebezpieczeństwa, nikt nie wie kto tam będzie.Tamara powiedziała to takim tonem, jakby nie brała pod uwagę innej możliwości. Zadowolona z siebie rozsiadła się wygodnie i poprawiła coś przy misternie upiętym koku. W gruncie rzeczy zgodziłem się z nią. Nie mogliśmy ryzykować, ale też nie chcieliśmy trzymać Yukiny pod kloszem, musiała poznać ludzi, mieć jakiś przyjaciół. Myśląc, żetemat jest zakończony spojrzałem na moją córeczkę. Siedziała i

wpatrywała się we mnie swoimi złotymi oczami. Podeszła do mnie i złapała za rękaw koszuli. - Tatoooo… ale tam wszyscy zostają na noc. Przecież będę tam bezpieczna.Zawsze umiała mną manipulować, ma to po matce. A może to ja jestem uległy w stosunku do kobiet? Nie umiałem im odmówić w żadnej kwestii, czułem się bezbronny. - To jak tato? – i jeszcze raz mnie pociągnęła za rękaw. Westchnąłem. - Jak tam bardzo ci zależy to zostań na tą noc.Wiedziałem co teraz się stanie. Yukina podskoczyła z radości i mocnosię do mnie przytuliła. Przycisnęła głowę do mojego brzucha i starała się powiedzieć „dziękuję”. Objąłem ją rękami i lekko pogłaskałem po plecach. To była ta miła część tego co się miało wydarzyć. - Len! Doskonale wiesz, że lepiej będzie jeśli nie zostanie tam na noc. Na wszystko jej pozwalasz! - Tamara ten jeden raz jej pozwól. Rzeczywiście, przecież chcemy żeby się odnalazła w towarzystwie, a robimy wszystko żeby ją wykluczyć – jej mina wcale nie wyrażała zrozumienia. – Wyślę Basona żeby jej pilnował z bezpiecznej odległości. Wtedy my będziemy spokojni, a Yukina pobawi się z przyjaciółmi.Głaskałem ją teraz po jej czarnych włosach. Stała spokojnie wtulona we mnie i czekała na werdykt. Wiedziałem, że patrzy teraz na Tamarę tak jak na mnie, gdy coś chce. Różowowłosa popatrzyła na nią, na mnie, a ja w tym czasie lekko się uśmiechnąłem i minimalnie skłoniłem głowę, żeby ją przekonać. - Ja nie wiem jak ona to zrobiła, że owinęła sobie Lena Tao w okół palca. Zgadzam się. A co mam zrobić? – mała wyrwała mi się z objęć iteraz tkwiła już wtulona w Tamarę. Dwie najważniejsze kobiety w moimżyciu, nigdy nie podejrzewałem że będę aż tak do kogoś przywiązany. – Córeczka tatusia.Pomimo że Tamara powiedziała to cicho, dotarło to do moich uszu.YOHJak tylko Hana zobaczył restaurację Ryu to wyrwał się Annie i pobiegł tam jak najszybciej. bardzo chciał się zobaczyć z Akirą i Chou. Rzadko mamy okazję, żeby spotkać się całą grupą w komplecie. Każdy ma teraz swoje życie i rodzinę, własne obowiązki. Nigdy w wieku jakiś 15, 16 lat nie pomyślałbym o tym, że kiedyś będę miał syna, Annę jako swoją żonę. Człowiek się zmienia, wtedy żyje się z dnia na dzień, obecnie bardziej interesują mnie skutki dotyczące przyszłości i to jak mój wybór na nią wpłynie. Ludzie się zmieniają.Spojrzałem na Annę, poprawiała Hanie ubranie, nie mogła dopuścić żeby cokolwiek nie było idealnie. - Mamo, ja już chcę iść! Pośpiesz się! – wyrywał się matce. Rzadko widział się z Akirą, a bardzo się lubili.

 - Już, już! Biegnij! – popchnęła go lekko, a po chwili już zniknął za zakrętem, zaraz za nim znajdowała się restauracja. Złapałem ją zarękę, delikatnie ją ścisnęła. Wolnym krokiem doszliśmy do celu. W środku byli już wszyscy i głośno rozmawiali. Dziewczyny po jednej stronie stołu, a chłopcy po drugiej. Dzieci szalały i przekrzykiwałysię. Uwierzcie, że na taki widok serce się raduje.  - W końcu są! – Trey dostrzegł nas jako pierwszy. – Witamy jubilata!Usiedliśmy i zaczęliśmy się ze wszystkimi witać. Tyle było nowości. Córka Trey’a strasznie urosła, sam pamiętam jak Hana był taki mały, a ja bałem się go brać na ręce, jednak później już nie chciałem oddać. Len pewnie znów dłużej siedział w pracy, bo jeszcze miał na sobie część garnituru, ale zdążyliśmy przywyknąć. Jego córka miała dużo z jego charakteru, równo ustawiała sobie chłopaków wedle własnego widzi mi się. Nikt nie mógł jej podskoczyć. Nawet pełen życia syn Trey’a cichutko słuchał co ta mała czarnowłosa dziewczyna ma do powiedzenia. Zawsze sobie wyobrażałem, że gdybym miał córkę, byłaby taka jak Anna.  - Zawsze chciałem mieć córkę, a ta twoja to prawdziwa panna. Zobaczjak wszystkich ustawia po kątach – zagadnąłem Lena wskazując na kąt,gdzie Hana właśnie taszczył mały fotelik dla Yukiny. – Umie sobie okręcić chłopców wokół palca. - Chcesz córkę… uwierz mi, że wolisz nie widzieć rachunków. A co dochłopców, mam nadzieję, że owinie sobie jakiegoś bogatego. Inny z nią nie wytrzyma, ona go ogołoci do cna.Opowiadał, a przy tym przypatrywał się córce z prawdziwym uwielbieniem w oczach. Wszyscy wiedzieli, że jest ona typową córeczką tatusia. Len nigdy jej nie odmawiał i nie ustępował. Tamarajuż kilka razy narzekała z tego powodu. Kto by się tego spodziewał po wielkim i mężnym Tao, którego spotkałem podczas naszej pierwszej walki…? Impreza trwała i trwała, ciągle wznosiliśmy jakieś toasty, jednak dość wcześnie porozchodziliśmy się do domów. Molly i Trey chcieli wcześniej położyć małą, Lena czekał kolejny męczący dzień w pracy, aja z Anną mieliśmy jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Kierowaliśmysię na Straszne Wzgórze. Hana już dawno zasnął i teraz niosłem go namoich plecach, a w rękach Anny spoczywał ogromny bukiet. Wszyscy pamiętają ten dzień jako moje urodziny lub zakończenie Turnieju, pokonaniem Zeke’a. Jednak dla nas, a szczególnie dla mnie jest to jeden z najważniejszych dni lecz z innego powodu. Gdy byliśmy już nasamym szczycie Anna zabrała Hanę, a ja podszedłem do samotnego drzewa z kwiatami. Wiedziała, że chcę być sam, jak co roku. Nikt niepamiętał tego dnia jako śmierci mojego brata. Złożyłem kwiaty, jak co roku, w tym samym miejscu. - Przepraszam. Ty umiałeś wybaczyć i zrozumieć już wtedy. Przepraszam, że mnie zajęło to tyle czasu.