PISMO ILUSTROWANE - Kościół Polskokatolicki

18
PISMO ILUSTROWANE WYDAJE KOŚCIÓŁ POLSKO-KATOLICKI ROK XXI WARSZAWA 1952 NR 7 — 8

Transcript of PISMO ILUSTROWANE - Kościół Polskokatolicki

P I S M O I L U S T R O W A N EWYDAJE

KOŚCIÓŁ POLSKO-KATOLICKI

ROK XXI WARSZAWA 1952 NR 7 — 8

W n u m e r z e :Ks. S. W łodarski — A postołowie Słow ian 97

S. M iroslawski — W niebowzięta . . . . 98

Ks. J. Pękala — Parafia Bożą Rodziną . 100

Ks. Prof. F. Lachmayr — Św iatła i cienie chrześcijaństwa 101

M. N. Odpoczynek . . . 102

Poznajem y się dokładnie

Zbliżam y się do ołtarza

W spom nienie

Ciekawa historia pewnego księdza

Poza tym:

Rozm awiam y ze sobą — Wierni Kościołowi — nasi biskupi

elekci — O gólnokrajowy Zjazd duchowieństwa.

POSŁANNICTWOP IS M O IL U S T R O W A N E

pośw ięcone zagadnieniom religijnym i społecznym

K O Ś C I Ó Ł P O L S K O - K A T O L I C K i W B. P.R O K X X I W arszaw a, lip ie c -s ie rp ie ń 1952 N r 7 — 8

K S. S. W Ł O D A R S K I

/-Apostołowie

O jczyzną ich były Saloniki w Macedonii. Ro­dzim ą ich m ow ą język grecki. Gdziekolwiek jednak niosła ich gorliwość apostolska, nie na­rzucali sw ej greckiej m owy, ani sw oich ludz­kich zapatryw ań, ani sw ojej greckiej kultury. Głosili tylko czystą naukę Chrystusa.

Poznał się na nich dzielny w ódz Wielkomo- raw skiego P aństw a — Rościsław (846— 870) i zaprosił do nawracania sw ego pogańskiego narodu. D w aj rodzeni bracia C yryl i M etody chętnie w stępują na ziem ię słow iańską (863). by objawić jej Chrystusa.

otoianD LA C ZE G O IC H W Ł A ŚN IE ?

M oże zdziw ien i zadam y pytanie: Dlaczego Rościsław prosił aż cesarza b izantyjskiego o m i sjonarzy? D laczego pragnął m ieć u siebie ap o ­sto łów z Grecji, a nie z Germanii, m im o że ci ostatni byli tuż pod ręką? O dpowiadamy: D la­tego, poniew aż był m ądrym politykiem i jedno­cześnie szczerym chrześcijaninem (przyją łchrzest znacznie w cześniej). On to gorąco prag nął, by lud jego b y ł praw dziw ie chrześcijański, ale równocześnie obawiał się, by łacina w li­stach niem ieckiego księdza nie zabiła n iezależ­ności narodowej M orawian. Za rzym skim księ­dzem w ciskał się zaw sze but germ ańskiego ry­cerza, nosiciela ku ltury niem iecko-łacińskiej Rościsław nie chciał, by prostoduszny S łow ia ­nin poprzez podstępnego polityka w sutannie m iał znienaw idzieć Chrystusa.

Tu leży ^właściwa przyczyna prośby księciao praw dziw ych apostołów Chrystusa, którym i byli Św ięci Cyryl i M etody. N ie łacinę, nie g re­kę, ale Ew angelię, — nie papieża, nie cesarza, ale C hrystusa g łosili oni Słow ianom .

CZEGO D O K O N ALI?

S łu d zy B oży z zapałem w zięli się do pracy: u- lożyłi now y alfabet słow iański (g łogolica), do ­konali przekładu ksiąg liturgicznych oraz P is­m a św. na język słow iański, nauczali m łodzież m oraw ską, M szę św. odpraw iali w języku zro­zum ia łym — słow iańskim . U dowodnili b isku­pom germ ańskim , że nie tylko łacina nadaje się do ołtarza, że narodow ym język iem niem niej aniżeli łaciną czy greką m ożna czcić pięknie i nabożnie C hrystusow e tajemnice.

S ku tk i lej dobrej roboty apostolskiej były w i­doczne ju ż po czterech latach, bo za m isjona­rzam i sz ły tłu m y wierzących Słow ian, św ią ty­nie chrześcijańsko-narodowe pełne były naboż­nych wyznaw ców .

(dok. na str. nast.)

P O S Ł A N N I C T W O Nr 7— 8

W N I E B OMatka i Syn

Znamy powszechnie piękne obrazy Rafaela, przedstawiające, Matkę Chrystusową czyli M a­donnę! Najwięcej zastanaw ia nas „M adonna Sy- kstyńska“ z Dzieciątkiem Jezus na ręku: Matka czujnie w widza wpatrzona — tuląca Syna do siebie... Pewien protestancki pisarz (Foerster) powiedział, że na tym obrazie Matka obawia się, by Jej nie odebrano Syna, bo Jej los z Nim się splótł, bo z utra.tą Jezusa, utraciłaby wszystko...

A przyznajemy, że wielu z wierzących chrześ­cijan ma takie niedobre zamiary. Do Chrystusa chcą się tylko modlić, Jemu tylko cześć oddawać, ale zapominają równocześnie, że On wygodnie i bezpiecznie na rękach Matki spoczywa.

Będą całować krzyż będą czcić ołtarz, na któ­rym znajduje się Chrystusa wizerunek, ale oba­wiają się ucałować rękę Matki, tulącej Chrystu­sa do siebie. Czyż nie krzywdzą Chrystusa, gdy wydzierają Mu Matkę?!

Powszechna wiara

Wielki to był entuzjazm w święcie chrześcijań­skim, gdy latem 431 roku biskupi zgromadzeni na powszechnym soborze w Efezie ogłosili, że Marya jest „theotokos" czyli Bogarodzica, ó w entuzjazm nabożnych tłumów udowodnił, że wiara w Boskie Marii macierzyństwo jest wiarą powszechną, katolicką, że to, w co wierzono już od czterystu lat. jest słuszne i dobre.

Szczera, serdeczna, katolicka wiara nigdy nie wydzierała Matce Syna, nigdy nie obawiała się, że przez gorącą miłość do Matki zagniewa Chry­stusa, że modlitwą do Matki Boga, ubliży Bogu. Tę natura lną i świętą łączność Matki z Synem Bożym nawet tak zrozumiano, że przypisano Jej

CO NA TO K LE R ŁA C IŃ SK I?

Rzym sko-niem ieccy b iskupi Sa lzburga i Pas- saw y do żyw ego poruszeni taką „zuchw ałością“ która chce prow adzić ludzi do Boga nie w edług ich recepty przym usu i g w a łtu , ogłosili słow ian skich apostołów za heretyków, oskarżając ich jednocześnie w Rzym ie. P apież Hadrian II w ez­wał ich do siebie, w ich nauce nie zna lazł he­rezji, na język słow iański w liturgii zezw olił, acz niechętnie, dodając, że „ad m aiorem hono- rificentian“ we M szy słow iańskiej na leży śpie­wać Ew angelię także i w języku łacińskim .

Cyryl w stąpił wówczas w R zym ie do klaszto ­ru i tam że um arł w tym sam ym roku (869). M etody natom iast o trzym ał sakrę biskupią i do sw ych S łow ian wrócił ju ż jako metropolita M o­raw i Panonii.

M E TO D Y W A LC ZY N A D A L W O SA M O TN IE N IU .

N ie tylko brata stracił M etody, ale g d y wró­cił do Moraw doszła go sm utna wiadomość: jego m ądry opiekun Rościsław w trącony do w ięzienia i oślepiony przez sw ego synow ca —

Apostołowie(dokoń

Św iętopełka. S ta ło się to w szystko za nam o­wą Niemców. N ie m a ju ż dla M etodego m iejsca na M orawach, przenosi się więc na południe, do Słow eńców i tu w krótkim czasie jego apo­sto lskie podejście do ludzi ściąga tłum y na na­bożeństw a w m ow ie dla w szystkich zrozum ia­łej.

M etodego ściga prześladowanie. A rcybiskup Salzburga A dalw in w nosi skargę na M etodego do króla Ludwika „Pobożnego", który wtrąca apostoła do w ięzienia, gdzie przebyw a prawie trzy łata. Zw olniony wraca na M oraw y w r. 874. Tu znowu biskupi niemieccy ogłaszają go jako heretyka i zm usza ją tłum aczyć się w Rzym ie. P apież Jan V III uw olnił M etodego od zarzu tu herezji zezw olił łaskaw ie na język narodowy w liturgii, ale nie skarcił biskupów niem ieckich, nie .

ustających w szykanow aniu apostola, choć jed ­na w yraźna bulla papieska m ogła by w ystarczyć do zabezpieczenia M etodego od prześladowań. Tak gorliwość apostolska, jak i w ielkie przykrości przysp ieszyły zgon M etodego. Zm arł w Wełehra-

Nr ?— 8-----«------ P O S Ł A N N I C T W O 99

W Z I Ę T Awiele przymiotów wyjątkowych u nikogo z ludzi nie spotykanych, bo nazwano Marię Niepokala­nie Poczętą i Wniebowziętą.

I jeden i drugi przywilej Marii znalazł się w wykazie dogm atów katolickich nie dlatego, że Papież Pius IX w roku 1 8 5 4 /a Papież Pius XII w roku 1950 uznali je za dogmat, bo byłyby one przedmiotem katolickiej wiary i bez tych ogło­szeń, ale dlatego wierzymy w nic, że je uznał od wieków cały Wschodni i Zachodni Kościół, ba, uznali je leż heretycy V wieku, Eutychianie i Nestorianie, których naukę odrzucił wspom nia­ny sobór Efeski, a którzy mają u siebie święto Wniebowzięcia Matki Bożej.

UzasadnienieNie sądźmy, że wiara katolicka jest ślepa, bez

żadnych podstaw rozumowych. Każdy katolicki dogmat ma swe oparcie w rozumowaniu. Na czymże oparto wiarę we Wniebowzięcie Marii?! Właśnie na ścisłym połączeniu Matki z Sy­nem! Syn zwyciężył grzech i Matka bez grzechu, Syn zwyciężył śmierć i Matka nie umiera, Syn wstąpi! do1 nieba i ciałem i M atka pójdzie za Synem. A czyż za Wniebowzięciem Matki nie przemawia i to. że nie tylko Jej dusza, ale i cia­ło mieszkaniem było Bożym? Czyż nie w ypada­ło by Bóg nie dopuścił do zepsucia tego ciała, które nosiło i karmiło Syna Bożego?!

Powszechna radośćO ile sami chcemy być uprzywilejowani, o ty­

le z pewną niechęcią na przywileje innych pa­trzymy. Czyżbyśmy tak samo mieli ustosunkować się do wielkich przywilejów Boga Rodzicy? -- ! Zbędne pytanie!: Nie zazdrościmy przywilejów Synowi, nic możemy zazdrościć i Matce. Pamię-

S ł o w i a nczenie)dzie w r. 885 i tam że został pochowany. Po jego zgonie w ydalił książę Św iętopełk zwolenników katolickiego Kościoła narodowego. Gdy apostoło­wie S łow ian przesta li być groźnym i dla św ieckiej polityki kleru łacińskiego, nie om ieszkano u- znać Cyryla i M etodego za Św iętych Kościoła rzym skiego , by zyskać sobie sym patię Słow ian.

SP A D K O B IE R C Ą M ETO D EG O — K O ŚC IÓ Ł P O LSK O -K A TO LIC K I.

Czy ze śm iercią Cyryla i M etodego upadla piękna ideologia Kościoła narodowego? B yn a j­m niej, w praw dzie tego się spodziew ano, z ra­dością kier rzym sk i ogłosił św ia tu pogrzebanie wielkiego dzieła, — ale w krótce zna leźli się gorliw i uczniowie słow iańskich apostołów.

Zw olenników m yśli o Kościele narodowym zna jdu jem y rów nież w Polsce. K ronikarze s ta ­nowczo tw ierdzą, że w r. 949 M orawianie za łoży, li na K leparzu pod K rakow em św ią tyn ię z ję zy ­kiem liturg icznym polskim . N a te nabożeństw a gorliw ie uczęszczała królowa Jadw iga, m ałżonka

tamy, że złączyła Ich nie tylko krew i miłość, ale i życic ubogie, i znoszenie wrogich prześlado­wań. i cierpienie ogromne na Golgocie. Słusznie więc tak Synowi, jak i Matce należy się chwała wyjątkowa.

Chrystus cieszy się radością Wniebowziętej, cieszy się z Nim niebo całe, gdy wita Swą Kró- lowę — Radość ta spływa z niebios na ziemię, udziela się całemu Kościołowi, udziela sie i nam, wierzącym, katolikom, gdy w dniu Wniebowzięcia z zielenią i dojrzałym zbożem tłumnie spieszy­my do ołtarzy Marii. Święty ten dzień, u nas świętem Matki Boskiej Zielnej zwany, jest n a j­uroczystszym, szczytowym punktem każdego upalnego lata. Utrudzone, ogorzałe od pracy i gorącego wiatru oblicza wznoszą się z ufnością do ołtarza Tej Uprzywilejowanej Niewiasty, któ­ra całą swą postacią mówi o radości, jaką prze­żywa, a jaka czeka wierzącego chrześcijanina po owocnym, pracowitym żywocie.

Nasze wniebow zięcieZłoty kłos, chylący się ziarnistym ciężarem u

stóp figury Wniebowziętej Panienki jest i Jej i naszego życia widomym symbolem, i nasze ży­cie, jak to dojrzało ścięte zboże złożymy kiedyś u stóp Chrystusa, jako pełne w zasługi, dobro­cią naszych czynów brzemienne. Oby i nasza śmierć była naszym świętem zielnym, naszym wniebowzięciem. Przy śmierci, patrząc wstecz, z radością zauważymy, że jak Marię, tak i nas nie ścięły mrozy cierpień, nie przygłuszyły chwa­sty słabości, a upał codziennej pracy pozwolił nam dojrzeć do nieba. Dobra to śmierć, nie ż a ­łobnie, lecz z radością, nie łzą smutku lecz szczęścia witana. Tu: na łożu śmierci — widzi­my cały sens życia, widzimy jego piękno i w ar­tość. bo w arto było żyć, by doczekać chwili swe­go wniebowzięcia.

Jagiełły. P isarz X V I stulecia W apow ski podaje, że „narodowe nabożeństw o niedaw no dopiero za ­traciło się u nas". W r. 1552 pow staje oficjalna m yśl stw orzenia Kościoła z język iem o jczystym na Sejm ie w Piotrkowie.

M oże ktoś powie, że język liturg iczny nie jest isto tną rzeczą w Kościele. O w szem , ale spyta jm y, dlaczego to biskupi niemieccy tak żarliw ie p rze­śladow ali Cyryla i M etodego? D laczego to za ­borcy nie pozw alali ojcom naszym modlić się po polsku? — Chyba dlatego, że m ow a jest w yrazem przede w szystk im ducha, ku ltury narodowej, a nie pustym dźw iękiem . P rzez odebranie narodo­wej m ow y chciano pozbaw ić nas m yśli, kultury i ducha narodowego. A to ju ż nie jest drobnostka. W iedzieli o tym doskonale Św ięci Cyryl i M eto­dy. W iem y i m y — ich spadkobiercy — polscy katolicy. R ozum iem y, że język w Kościele zbliża w ierzących do Chrystusa. P rzyzna jem y, że tak rozum uje narazie tylko niew ielu z wierzących, ale tak będą pojm ow ać w szyscy katolicy, skoro otrząsną się z letargu bierności, podtrzym yw anej um yśln ie p rzez kler w atykański, p rzez kler du ­chowo nam obcy, jak obcym był kler germ ańsko- rzym sk i w IX w ieku dla S łow ian, których praw ­d ziw ym i apostołam i byli Św ięci Cyryl i Metody.

Ks. JULIAN PĘKALA

PARAFIA - BOŻĄ RODZINĄ

ŁĄCZY N AS MIŁOŚĆ

Żyjemy w czasach, w których człowiek w s'icze_ gólny sposób odczuwa potrzebę jednoczenia się. Nic tak nie zbliża i nie jednoczy chrześcian, jak miłość. To podstawowy dogmat, zawierający w sobie wszystkie prawdy religijne i zasady m oral­ne: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się społem miłowali!11

Im więcej miłości kto w sobie posiada, tym więcej ma w sobie Boga, bo choćby wiara w in­ne dogmaty us ta ła łub znajomość ich obcą mu- była, ten jeden dogm at może uczynić go czło­wiekiem wierzącym i poniekąd doskonałym: ,,Kto miłuje, — ten Zakon wypełnili11

Ta miłość łączyć powinna wszystkich, a w szczególny sposób wiernych Kościoła, skupionych

PROF. F. LACHMAYR

Światła i cienie chrześ(dokoń

STOPNIOWE ZESWIEDCZENIE KOŚCIOŁA

Do osław ionego edyktu m ediolań­skiego (313) K ościół byl tylko insty­tucją religijną. Po ow ym cdykcie na­tom iast w chodzi na arenę polityki św ieck iej z w ielką dla sieb ie szkodą moralną. W prawdzie już przedtem m ożna było zauw ażyć pew ne ze- św iedczenie duchow ieństw a, lecz o becnie K ościół C hrześcijański na­w racający na w iarę Chrystusow ą przcdzicrżgnął się w K ościół panu­jący, a naw et prześladujący tych w szystkich, którzy n ic chcieli ślepo go słuchać.

N ie trzeba chyba tłum aczyć, że ścisłe pow iązanie celów K ościoła z celam i polityk i św ieckiej odsunęło sprzed oczu w iernych jego nadprzy­rodzone posłannictw o, jakim być w inno nade w szystko w skazyw anie w ieczystego zbaw ienia .

KIM WŁAŚCIWIE DLA KOŚCIOŁA BYŁ KONSTANTYN WIELKI?

Cesarz rzym ski K onstantyn, zw a­ny W ielkim ,nadał K ościołow i sto ­sunkow o liczne przyw ileje, sam jednak pozostając nadal poganinem . Z pow yższego w ynika, że nie szukał w fakcie legalizacji K ościoła zaspo­kojenia sum ienia an i tym bardziej żadnych innych pobudek religijnych. Pragnął jedynie jedności państwa oraz w zm ocnienia sw ej w ładzy.

K onstantyn W ielki był w ładcą ab­solutnym i naw et okrutnym . N iebez­piecznie było być jego krew nym , skoro w łasną m ałżonkę kazał zamor­dować w łaźni, pom aw iając ją o sp i­

sek polityczny przeciw sobie. N ie ochrzcił się dlatego, by n ie być zm u­szonym do spow iadania się przed biskupam i i otw ierania przed nimi tajn ików sw ego pryw atnego życia. Chciał być sam odzielny i nad w szy­stk im i innym i panować. Legendą dla naiw nych jest tylko, że K onstantyn, policzony przez K ościół w poczet Św iętych, rzekomo przyjął chrzest przed sam ą śm iercią w r. 337.

Z m iejsca K onstantyn przekształ­cił K ościół w instytucję państw ow ą. U w idoczniło się to w zw iązku z So­borem w N icei (325), k iedy to cesarz zw ołał i przew odniczył zgrom adzo­nym biskupom, m imo że byl w ted y

Nr 7-4-8 P O S Ł A N N I C T W O 101

cijańsiwaczcnie)

poganinem . Otwierając sesję Soboru przem ów ił w następujący sposób do biskupów: „Zaprzestańcie w reszciew aszych sporów i kłótni!" Chodziło w ów czas o dogm at dotyczący Trójcy św., zw alczany przez Ariusza, który cesarza m ało obchodził. Nadm ienić wypada, że K onstantyn polecił u- rzędnikom sw oim dopilnow ać ści­słego w ykonania uchw ał Soboru.

ŚW IATŁA I CIENIE

K ościół Chrześcijański składa się z ludzi i przeznaczony jes t dla nich, lecz w ciągu długich w ieków za du­żo elem entu św ieckiego w targnęło do niego. Stąd ustaw iczne spory,

najczęściej czysto ludzkie, rozłam y i ciągle reform y. H istoria św iadczy, że naw et dogm aty chrześcijańskie nie zm ieniły złego na dobre, skoro nie zdołały przeniknąć dusz i serc łudzi w ierzących. Chrześcijaństwo nie zm ieniło m oralności w ielk ich te­go św iata, ani też naw róconych lu ­dzi, skoro nieprzyjaźnie i ustaw icz­ne w ojny gnębią narody chrześci­jańskie.

N ie jest to jednak w ina zasad E- w angeli św . ani treści W iary św ię ­tej, ale zaw inili tu przede w szyst­kim sam i ludzie, którzy naukę tę do w ierzenia podają i po sw ojem u ją interpretują.

W czasach K ościoła Pierw otnego, kiedy to duchow ni głosili jedynie czystą naukę Chrystusa, n ie zaś sw o­je osobiste zapatryw ania, dogm aty chrześcijańskie były czym ś żyw ym , oddziałującym na całokształt życia

poszczególnych w iernych i K ościo­ła jako takiego. K w itła w tedy praw ­dziw a m iłość bliźniego, szczera po­bożność, m ająca dodatni w pływ rów nież na życie społeczne jak np. na pogląd na pracę, na równość społeczną, pokój. I jeżeli w K ościele naszym polsko-katolickim stale po­w ołujem y się na Chrześcijaństwo Pierw otne, m am y na m yśli nie w y ­żej w ym ienione cien ie, ale jedynie i w yłącznie n ieśm iertelne św atła, rzu­cające jasny snop blasków na życie religijne naszych w iernych.

Jeśli pragniesz rozwoju Kościoła polsko-katol.

PROPAGUJN A S Z Ą P R A S Ę I WYDAWNICTWA

w postawowej komórce Kościoła, jaką jest pa­rafia.

Parafia — to czynnik jedności i zgody, gdzie łączą się wierni o różnych charakterach w dąże­niu do wspólnego celu nadprzyrodzonego..

Miłość więc stoi u podstaw i u końca wszel­kiego życia parafialnego. P rogram tejże rodziny parafialnej pięknie opisuje św. Piotr Apostoł, mó­wiąc: „Wszyscy bądźcie jednomyślni,... gdyżna to wezwani jesteście, abyście błogosławień­stwo odziedziczyli1*.

DOBRY DUSZPASTERZ

Wzajemna miłość ożywiać powinna wszystkich parafian, winna ich łączyć przede wszystkim z duszpasterzem. On to jest ich ojcem duchow­nym, pasterzem i przewodnikiem w ich życiu re- ligijnym. On to jako dobry pasterz towarzyszy na drodze życiowej swoich owieczek.

Kto z bliska popatrzy na pracę dobrego ka­płana, ten wie, ile cichego poświęcenia mieści się w każdym dniu przez niego- przeżytym. P o­stawiony na świeczniku iść musi drogą ofiary i poświęcenia się dla innych. Nie może być księ­dzem tylko w kościele, bo każdy jego ruch, każ­dy krok i słowo mierzy się inną, surowszą miarą.

Dobry duszpasterz, aczkolwiek żyje z ludźmi i sarn tylko jest człowiekiem, to jednak postawą swą życiową i dobrym przykładem zachęca wier­nych do lepszego, doskonalszego życia. P a r a ­fianie, patrząc na jego życie, poważać go będą

wraz z nim pracować będą dla dobra wszyst­kich. J

WIERNI WYZNAWCY

Kościół ̂Chrystusowy jest doskonalą szkołą chrześcijańskiego życia, braterstwa i miłości. W tej szkole są bracia, starsi i młodsi, jedni

nauczają drugich, jedni drugich podnoszą, dzie­lą się wzajem zdobytą wiedzą, dzielą się d o ­świadczeniami, wspólnie opracowują swą pracę i wspólnie o swą szkołę — parafię się troszczą.

W parafii każdy z wyznawców, bez względu na wiek, wykształcenie, pleć i stanowisko powoła­ny jest do odpowiedniej dla siebie pracy, zmie­rzającej do dobra wspólnego całej parafii. Tutaj wszyscy winni sobie pomagać, solidaryzować się ze sobą, nawzajem się pocieszać i wspólnie się radować. W szeregach wyznawców naszego Ko­ścioła, w każdej naszej parafii jest szerokie pole do pracy dla każdego prawego chrześcijanina. Pam iętajm y o tym wszyscy, ze sam Chrystus po­wiedział do- nas: „Gdzie dwóch albo trzech zbie­rze się w Imię moje, tam i ja jestem między wami“ .

M łodzież paraj ii w Boguszowie ze sw ym nowym pro­boszczem, ks. Gabryszem J.

102 P O S Ł A N N I C T W O Nr 7— 8

M. W.

ODPOCZYNEK MODLITWĄW góry, nad morze, do lasu sp ie­

szy każdy z nas, odkąd nastały upal­ne dni, odkąd m am y w oln ą głow ę od codziennych zajęć. Zapytujem y, jak dotych rozrywek ustosunkow u­je się etyka chrześcijańska, jak za ­patruje się na odpoczynek katolicka teologia.

Przyznajm y się, że były w Chrześ­cijaństw ie teorie głoszące, że czło­w iek n ie pow inien dbać o sw e ciało. Średniow ieczni m nisi chlubili się tym, że przez całe życie się nie m yli. A kąpać się, korzystać ze słońca?! Ś re­dniow ieczne te przesądy w ykpił da­w no hum anizm , w spółczesne zaś — usuw a w artko p łynące życie, gdy sport i godziw e rozryw ki na św ie ­żym pow ietrzu stają się akcją m aso­w ą, niezbędną częścią składową w spółczesnego życia. G dyby jednak człow iek zajął się w yłączn ie potrze­bami sw ego ciała, łatw o zapomnieć może o uszlachetnieniu ducha.

Jeśli spraw ę tę na łam ach naszego pism a dziś poruszym y, to dlatego poniew aż chodzi nam o w ychow anie troszczące się narówni o potrzeby cia­ła jak ji ducha. Już starożytni zauw a­żyli, że cnota czyli doskonałość jest zaw sze pośrodku, a jednostronność zaw sze będzie niedoskonałością. D la­tego też do programu igrzysk olim ­

pijskich zaw sze w łączano obok ćw i­czeń cielesnych, rów nież 1 straw ę du­chow ą, jak teatr i literaturę.

D la nas w ierzących katolików istotnym zagadnieniem będzie, jak do ow ej rów now agi ducha i ciała po­dejść w duchu chrześcijańskim . P o­w iedział k iedyś Chrystus: „Módlcie się a n ie ustawajcie!" Czy jednak m yślał tu Zbawiciel w yłączn ie o m o­d litw ie na kolanach ze złożonym i rękami? >— B ynajm niej, bo m iał tu na m yśli w szelk ie przejaw y ludzkie­go życia. Jak w pojęciu człow ieka w ierzącego sw oiście m odlą się kw ia­ty na łące, skow ronek w obłokach czy pszczoła w pasiece — tak m y m odlim y się praw dziw ie rado­snym i pozytyw nym ustosunkow a­niem się .do w szelkich naszych czyn­ności życiow ych, jakim i będą przede w szystk im zarówno praca jak i go­dziw y i zasłużony odpoczynek.

N ie słusznym w ięc jest ogólne m niem anie, że m odlitw a to tylko prośby o jakieś dary Boże. Zwróćm y uwagę, że w M odlitw ie Pańskiej prośba o chleb jest dopiero na dal­szym planie, a na pierw szym m iej­scu są słow a: Św ięć się Im ię Twoje, przyjdź K rólestw o Twoje, bądź wola Twoja. K to uczciw ie pracuje i kto godziw ie się baw i, kto zażyw a za­

służonego odpoczynku, ten w myśl doktryny katolickiej praw dziw ie się m odli, bo spełnia w olę Bożą, której dostatecznym celem w stosunku do nas jest zaw sze dobro i szczęście człow ieka.

K ażdy w ierzący człow ieli sw ym uczciw ym życiem w edług praw na­tury — w ielb i sam ego Prawodaw cę, podobnie jak w ielb i Go cala niero­zum na przyroda. Ta jednak być w in ­na różnica m iędzy m odlitw ą natury a m odlitw ą rozum nego człow ieka, że tam ta jest nieśw iadom a — ta nato­m iast o ty le jest nadprzyrodzenie w artościow ą, o ile jest św iadom ie zamierzoną.

Sam zasłużony odpoczynek jest m oralnie czym ś dobrym, bo odśw ie­ża siły człow ieka, spełn ia w ielk ą i ważną funkcję życiow ą. Dobry w sze­lako katolik zechce i św iadom ie w czasie odpoczynku w ielb ić Boga. Więc w każdą n iedzielę znajdzie chw ilę czasu, by pójść do św iątyni na Mszę św . i posłuchać Słow a B o­żego, — w każdy dzień znajdzie na dyle czasu, by m yśl sw ą chociażby na m om ent skierow ać do Boga.

Tak postępując w zupełności w y ­konam y polecenie A postola Paw ła: „Czy ted y jecie, czy pijecie, czy co­kolw iek innego czynicie, — w szystko na chw alę Bożą czyńcie!"

POZNAJMY SIĘi i

Spraw a prym atu papieskiego.

Bodaj czy n ie najistotn iejszą koś­cią niezgody m iędzy polskim a rzym­skim katolicyzm em jest odm ienne za­patryw anie się na prym at oraz nieom ylność biskupa Rzymu, pa­pieża. K ościół polsko-katolicki trzym a się - zasady, że papież jest niew ątp liw ie g łow ą narodowego K ościoła w łoskiego tzw. rzym skiego, który w ciągu dziejów w ykorzystując najdogodniejsze d la sieb ie w arunki historyczne — narzucił sw ą hegem o­nię innym , słabszym K ościołom na­rodow ym , m iędzy innym i rów nież i u nas w Polsce. Ten jednak trady­cyjnie przyjęty prym at rzym skiego biskupa nie jest zagadnieniem reli­gijnym , dogm atycznym , od którego rzekom o zależeć m a nasze zbaw ie­nie. D la nas bow iem , w n ik liw iej pa­trzących na to zagadnienie, sprawa prym atu jest rzeczą czysto ludzką, um owną, organizacyjną, dyscyp li­narną, — w żądnym natom iast w y ­padku Boską. D la praw dziw ie reli­gijnego człow ieka rów nież i n ieo­m ylność papieska jest n ie czym in ­nym , jak jeno zuchw ałym przypisy-*

w aniem sobie przym iotu w yłącznic boskiego.

Stanow isko nasze uzasadniam y fa ­ktem , że na podstaw ie E w angelii Chrystusa i Tradycji A postolskiej praw dziw ą i jedyną G łow ą K ościoła Pow szechnego jest sam jego Z ałoży­ciel, Jezus Chrystus. N aw et przy uzasadnianiu konieczności g łow y w i­dzialnej obok niew idzialnej, docho­dzim y do tego sam ego w niosku, że instytucja papieska w sw oim cias­nym, narodow o-w łoskim zakresie będzie zaw sze tylko czym ś na- w skroś ludzkim i om ylnym .

D la nas, w ierzących katolików polskich, zagadnienie papiestw a na­biera charakteru już n ie tylko ludz­kiego, ale w ręcz s-zkodliwcgo. Zwa­żm y bowiem , że 1) n ie zdarzyło się dotychczas w historii papiestw a, aby godność tę piastow ał kiedykolw iek duchow ny ipolski, podczas gdy urząd ten w ydzierali sobie naw zajem pra­w ie w yłącznie księża w łoscy, fran­cuscy, a z w oli niem ieckich cesarzy

— rów nież i n iem ieccy biskupi. Z właszcza k ler w łosk i um iał docenić i należycie w ykorzystać dla sw ych politycznych celów rzekom o boski urząd papieża. B ył on zaw sze i jest w (lalszym ciągu niew yczerpanym źródłem dochodów m aterialnych i w pływ ów politycznych, nam P ola­kom zaw sze szkodliw ych.

Z) Papiestw o przyniosło nam oraz całem u C hrześcijaństw u n iepow eto­w ane szkody m oralne i m aterialne. Słyszy się n iekiedy u nas tw ierdze­n ie jakoby w ielu papieży było dla nas przychylnych, a le w ystarczy przeglądnąć kartki „Historii papieży” by przekonać się, że do przychylnych Polsce papieży zaliczono tam tych, którzy n ie w yrządzili Polsce jaw nej krzyw dy. A le i tych n iestety jest tak niew ielu . Przypatrzm y się dzisiej­szem u papiestw u, a zobaczym y, że nic nie uległo tu zm ianie. W dalszym ciągu papiestw o staje się przykrym narzędziem w alk i z w szystkim co nasze i polskie.

Nr 7— 8---e-- P O S Ł A N N I C T W O 103

NOWI BISKUPI ELEKCI KOŚCIOŁA POL.-KAT.

KS. PROF. E U G E N IU SZ K RIEG ELEW IC Z — BP ELEKT

Urodził się w Krośnie w r. 1916, kończył egzam inem dojrzałości Państw. G im nazjum typu hum anistycznego w Tczewie. O dbywał studia filozoficzno- teologiczne we Lwowie i Krakowie od r. 1937 do 1943. Święcenia kapłańskie otrzym ał w r. 1942 z rąk ks. arcybisku­pa Sapiehy w Krakowie. Pierwsze la ­ta kapłaństw a spędzał w Warszawie, z początkiem 1945 r. przebyw ał na kilku placówkach, “poczym latem tegoż roku zosta ł proboszczem kilku parafii w Szczecinie i jednocześnie pełnił obo­w iązki kapelana WP. Wiosną 1946 r. z w łasnej inicjatyw y zm ienił obrządek łaciński na polski, przechodząc w sze­regi duchownych Kościoła polsko-kato- lickiego. Od tego czasu da\je się poznać jako śm iały organizator. Z jego to ini­cja tyw y z gruzów wzniesiono pierwsze Sem inarium Duchowne w Krakowie, odnowiono tam że kościół parafialny.

Ks. Kriegełewicz zainicjował studia w naszym Sem inarium , on to po ­czątkowo współpracował z W ydaw ­nictw am i kościelnym i a do osta t­niej chwili jest ich redaktorem na­czelnym. Ks. biskup elekt K riegilew icz w krytycznym m omencie życia nasze­go Kościoła powołany zosta ł przez Ra. dę Kościoła na odpowiedzialne stano­wisko kanclerza Kurii Bisnuptej w Warszawie, gdzie rów nież dał się po­znać z najlepszej strony jako dzielny organizator <w sprawach ogól- no-kościelnych. Na tym stanowisku podczas przeszło rocznej działalności okazał dużo zdrowej inicjatyw y i w ia­ry w zw ycięstw o ideologii polskiego katolicyzm u. Jemu to w dużym stop­niu przypisać należy uzdrowienie sto ­sunków wewnętrzno-kościelnych i w zrost powagi Kościoła na zewnątrz. Uznanie dla zasług ks. bpa elekta zna. lazło sw ój w yraz w wybraniu go przez w szystkich K sięży na zaszczytne, lecz bardzo trudne i odpowiedzialne stano­wisko biskupa ordynariusza do spraw

obejmujących dział programowo — or­ganizacyjny, wychowanie i w ykszta ł­cenie Kleru, wreszcie m isje i w ydaw ­nictwa Kościelne. jęs $

KS. JU LIA N PĘK ALA — BP ELEKT

Urodził się w roku 1904 w Dębo- wierzchach pow. R adzyń Podlaski. Gim­nazjum itypu klasycznego kończył w Zduńskiej Woli, poczym odbywał stu ­dia filozoficzno-teologiczne . w Janowie Podlaskim oraz we W łoszech w lalach 1926 do 1928. Święcenia kapłańskie odebrał z rąk ks. bpa Hodura w roku 1928 w Krakowie. Pierwsze lala ka ­płańskie spędzał kolejno na placówkach

Kościoła naszego w Swieciechowie, Szew nej, Chełmie Lub., w H enrykowie pod Warszawą, tu ż przed okupacią w Warszawie, po odzyskaniu niepodleg­łości był proboszczem w Lublinie a ostatnio znow u w W arszawie przy ul. Szw oleżerów 4. P rzy ukonstytuow aniu się nowych W ładz Kościelnych powo­łany został jako starszy i zasłużony kapłan do Kurii B iskupiej, gdzie peł­nił trudne obowiązki W ikariusza Ge­neralnego. Bratnim podejściem i dale­ko posuniętą wyrozum iałością, szere­giem zalet charakteru zjednał sobie sym patię kleru oraz wiernych, którzy go bliżej poznali. Zaw sze usiło­wał poważnie podchodzić do zagadnień ogólno-kościelnych i sum iennie w ywią­zyw ał się z nałożonych nań obowiąz­ków. W yrazem uznania i zaufania za ­razem, jakim obdarzono ks. Wi­kariusza Generalnego je s t fakt, że ob­rany zosta ł biskupem ordynariuszem do spraw personalnych. j: g

DOKŁADNIEJB ezżeństw o duchow nych.

K ościół nasz nic zm usza sw ych du­chow nych do zachow ania tzw. ce li­batu czyli bczżcństwa, pozostawiając ten odcinek jego pryw atnego życia w olnej w oli. D oceniam y w praw dzie w ielkość pośw ięcenia się niektórych kapłanów , w yrzekających się dla w znioślejszych celów ciepła w łasn e­go ogniska rodzinnego, niem niej je ­dnak praktyka K ościoła Pierw otnego oraz św iadectw o historii dowodzi, że duchow ni prow adzący poza sw o­im szczytnym urzędem również w łasne życie rodzinne niczym nie byli gorszym i w życiu i pracy apo- stalsk iej od praw dziw ych celiban- tów, a o całe niebo górow ali nad tym i, którzy pod pozorem celibatu upraw iali grubą niem oralność. Zry­w ając z sztucznie w prow adzoną za­sadą celibatu duchow nych w ycho­dziliśm y z założenia, że eksperym ent ten w K ościele rzym skim n ie tylko nie osiągnął zam ierzonego celu, ale

w śród jednostek słabszych spow odo­w ał całkow ite w ykoszlaw ien ic m o­ralne, a kapłanów zdrow ych ducho­w o, broniących się przed nieodzow ­nym w ypaczeniem w łasnego sum ie­n ia — zm usił do porzucenia organi­zacji K ościoła rzym skiego.

Zgódźmy się już raz na zawsze, że w brew naturze w prow adzony a za­tem w 95°/o n iezachow yw any celibat u duchow nych, nie m a nic w spólnego z praw dziw ością W iary, K ośeioła, religii. Tylko w ielu naiw nych z nas dotąd utrzym uje, że tylko sam otny ksiądz jest godnym kapłanem , n ie w iedząc o tym , że sam k ler w sw ym życiu potocznym cynicznie rozróż­nia m iędzy nakazem życia „bez żo­ny", który skrupulatnie dla w łasnej w ygody zachow ują, — a G przykaza­niem Bożym , którego zachować n ie potrafią ani n ie chcą. Dla uzupełnie­n ia pow yższych uw ag dodajm y i to, że K ościół rzym ski jest sam z sobą w sprzeczności uznając m ałżeństw a księży obrządku w schodniego, przyj­

m ując do sw ego grona kapłanów żonatych (np. osław ionego ks. W. Fa- rona, obecnie dziekana w Łobezie), ale w takich w ypadkach ślubna żo­na staje się „gospodynią" a dzieci krewnym i.

K U R I A B I S K U P I A K O Ś C I O Ł A

P O L S K O - K A T O L I C K I E G O

przyjm ie

K A P Ł A N Ó Wpragnących

p r a c o w a ć w s z e r e g a c h d u c h o w n y c h K o ś c i o ł a p o l s k o - k a t o l i c k i e g o

Zgłoszenianależy kierować:

Warszawa, ul. Wilcza 31 łel. 880-78

104 P O S Ł A N N I C T W O Nr 7— 3

P odejście do ołtarza

S p o w ied ź pow szechna

Ż M Y S I Ęcza — tzw. M sza św katechum enów, bo tylko w tej części ongiś udział brać m ogli katechum eni, tzn. przy­gotow ujący się do przyjęcia Chrztu św . Druga część istotna — Msza św. w iernych, zaczynająca się od O fiaro­w ania, przeznaczoną była w yłącznie dla ochrzczonych. Poszczególne obrzędy spraw ow aw nc przez kapła­na przy ołtarzu przedstaw iam y w obrazach.

1. Podejście do ołtarza.

K apłan ubrany w albę i ornat, trzym ając w ręku kielich podchodzi do stopni ołtarza. T ow arzyszy mu m inistrant, w ystępujący przy ołtarzu w im ieniu w szystkich w iernych. Ubrany jest w białą kom eżkę i trzy­ma przed sobą M szał czyli księgę liturgiczną, z której kapłan odm a­w iać będzie stosow ne do dnia m o­d litw y mszalne.

M odlitw a u s topn i o łtarza

M sza św . ośrodkiem kultu katolic­k iego i '•) ;;; j j g f

K atolicki kult Boży przejaw ia sit; w przebogatych form ach zew nętrz­nych w tzw nabożeństwach różnego rodzaju. N ajw ażniejszym jedna'; na­bożeństw em katolickim , niejako oś­rodkiem całego życia kościelnego, źródłem niezliczonych łask Bożych jc-st M sza św ięta. Jest ona bezkrw a­w ą O fiarą Chrystusa, odtw orzeniem Jego Męki poniesionej dla zbaw ienia ludzkości.

H istoria w szelkich religii zw iąza­na jest ze składaniem przez czło­w ieka jakichś ofiar bóstwu, najw yż­szej Istocie. Rodzaje ofiar byw ały zaw sze zw iązane z poziom em kultu, ralnym danego narodu i epoki. To­też ludy pierw otne bardzo prym ity­w ne m iały form y ofiar. Z rozwojem zaś ludzkości form y te się doskona­liły . Z okrutnych, krw awych, budzą­cych nieraz obrzydzenie ofiar ludzi pierw otnych, w religii C hrześcijań­sk iej doszliśm y do przepięknej, choć nader prostej form y składania ofia-

Z B L Iry Bogu, trzym ając s ię nakazu Chry­stusa ustanaw iającego w W ieczer­niku O fiarę M szy św. na pam iątkę Sw ej w łasnej Męki.

B oski nakaz Zbawiciela: To. czyń­cie na m oją pamiątkę!" — zostaje realizow any przez w szystk ie w iek i w K ościele katolickim . Pom iniem y tu zagadnienie rozwoju form y zew nętrz­nej M szy św . Chodzić nam będzie

tutaj jedynie o głębsze zrozum ienie treści w ew nętrznej oraz bogatych obrzędów M szy św . takiej, jaką pra­ktykuje się w K ościele katolickim Zachodnim. K ażdy z nas, uczestn i­czący przynajm niej w niedziele i św ięta w e M szy św. w in ien dobrze rozum ieć w szystkie te obrzędy, by żyć duchem K ościoła i w raz z kapła-, nem przy ołtarzu najściślej łączyć się w składaniu Bogu N ajśw . Ofiary.

M sza św . składa się z dwóch głó­w nych części: Część przygodowa w-

B yło to p rzed 6-oiu la ty . M ieszka­łem w te d y w G dańsku , k tó ry po d ­nosił s ię z g ruzów i szybko za lu d ­n ia ł no w y m i p rzybyszam i z całej P o lsk i. P ew n e j rre d z ie li p rzechodz i­łem obok kościoła, n a d rzw iach k tó ­rego w isia ł n ap is : K ościół Polsko- K at. p . w. Bożego C iała. W chodzę do w n ę trza . K ościół sk ro m n y , w ław k ach siedzą w ie rn i, k tó ry ch je s t n iew ielu . P o stanow iłem być n a ca ­ły m n ab o żeń stw ie , b y s ię p rzek o ­nać, ja k w y g ląd a M sza św . o d p ra ­w ian a w języ k u polskim . O dezw ał się dzw onek p rzy zak ry s tii, u k azu je się w b ia łe j kom ży m in is tra n t z

m szałem , a z a n im p o s tęp u je k a ­p łan u b ra n y w .ornat ta k , ja k w i­dyw ałem to w kościele rzym .-kat. Z c h ó ru p ły n ący d źw ięk m uzyk i i p ieśn i n a p e łn ił kośció ł i zagłuszył początkow e sło w a m o d litw y k a p ła ­n a u s to p n i o łta rza . D o tąd n ie za­u w aży łem żadnej ró żn icy z n ab o ­żeństw em .rzym.-ikat. S k o ro u słysza­łem zam iast „G loria" p o lsk i śpiew „C hw ała n a w ysokości B ogu", od­n iosłem dziw ne w rażen ie , p o czą t­kow o n iepoko jące , a n a s tęp n ie p e ł­ne czegoś b liskiego. P a trz ę n a m o ­d lących s ię obok w ie rn y ch . Są p ro ­ści i sk ro m n i, aa tq p ien i w m odli-

W S P O Mtw ie , i w słu ch an i w zrozum ia łe sło­w a k a p ła n a p rzy o łta rzu . Z biorow a odpow iedź w szystk ich w ie rn y ch „I z D uchem tw oim , C hw ała T obie P a ­n ie", m a ją g łęboki sens, bo łączą się ze z ro z u n ra łą po lską li tu rg ią . P ię k ­n e to i w zniosłe!

P rzy p o m n ia ły m i s ię słow a k a te ­chety , k tó ry s ta le p o w ta rza ł, że je d y ­n ie K ośció ł rzy m sk i je s t p raw dziw y i ty lk o M sza św. po łac in ie je s t w aż­na. W obec p ięk n a je d n a k b liskości n ab o żeń stw a po lsk iego zn ik ły w szel­k ie w ątp liw ości. Z rozum iałem , że

C ałow anie p ły ty ołtarza

M odłitw a w stęp n a

P rzechodzen ie na stronę L e k c ji

N r 7— 8 ________________ P O S Ł A N N I C T W O

D O O Ł T A R Z A

na pulpicie leży otw arty mszał. Do niego to podchodzi kapłan ze złożo­nym i rękami. Zaznaczyć trzeba, że istotna część M szy św . odbywać się będzie na środku ołtarza. Ongiś tc w stępne obrzędy odbyw ały się poza ołtarzem , a sk ładający Ofiarę ka­płan w tych częściach M szy św . sta ­le zwrócony był tw arzą do w ernych.

6. M odlitw a w stępna.

Czytanie z M szału rozpoczyna kapłan znakiem krzyża św . M odlitwa ta nosi miano Introitu tzn. w ejścia. Bierze początek z pierw szych w ie­ków, gdy biskup, podchodził do ol- tarztx w otoczeniu niższego ducho­w ieństw a a chór tym czasem śp ie­w ał Psalm zw iązany z daną uroczy­stością. M odlitw a ta tradycyjnie składa się z trzech części: z antyfo- ny, którą pod koniec się powtarza, z jednego w iersza jakiegoś Psalm u oraz z doksologii czyli słów: C hwa­ła Ojcu i Synow i i D uchowi Sw ię- inu.

(c. d. w nast. numerze)

2. M odlitwa u stopni ołtarza.

U staw iw szy k ielich na środku p ły ­ty ołtarzowej, kapłan schodzi przed stopnic i na przemian z m inistran­tem odm aw ia P salm 42, który za ­czyna się od słów : „Osądź m nie B o­że i rozeznaj spraw ę moją...“ M odli­tw a ta m a być w yrazem tęsknoty człow ieka za Bogiem . K apłan słow a­mi psalm isty prosi pokornie Bosa, by raczył zesłać do jego duszy św iatło praw dziw e, które poprow a­dzi nic tylko do ołtarza, ale prze­zeń do nieba.

3. Spow iedź pow szechna.

A by m ożliw ie najlep iej przygoto­wać się duchowo do złożenia N ajśw . Ofiary schylony głęboko kapłan w y ­znaje w obec niebios i ziem i, że jest tylko grzesznym człow iekiem i bijąc się trzykrotnie w piersi przyznaje się publicznie, że jest pełen winy.

W drugiej części ow ej Spowiedzi, żal za grzechy przechodzi w ufność w m iłosierdzie Boże i przebaczenie. Podobnie spow iadają się w ierni usta­mi usługującego do Mszy św iętej m i­nistranta. Pod koniec kapłan i w ier­ni zw racają się do Boga z trzem a w ezw aniam i ufności, w reszcie k a ­płan udaje się przed ołtarz a mi- n'strant pozostaje na stopniu.

4. C ałow anie p łyty ołtarzowej.

K apłan nachylony nad ołtarzem m odli się a następnie całuje go na znak w ielk iej czci dla m iejsca, na którym spraw uje się najw iększa z tajem nic naszej św iętej w iary. P o­całunek ten powtarzać się będzie w e Mszy św. jeszcze osiem razy.

5. Przechodzenie na stronic Lekcji.N ajw ażniejsza część M szy św. ka­

techum enów odbyw a się po praw ej stronie p łyty ołtarzowej. Tam teraz

N I E N I E *M sza św . w ję zy k u n a ro d o w y m je s t m ilsza n ie ty lk o m nie, a le i Sogu, s ta je s ię m o ją w ła sn ą m od litw ą, m o­im osob istym przeżyciem .

Z am yślony i w zru szo n y w ychodzi­łem z polsk iego K ościoła. P o stan o ­w iłem so b ie co n iedz ie lę p rzychodzić tu ta j. T em u p o stan o w ien iu zostałem w ie rn y n a w e t po p rzen iesien iu się z G d ań sk a do P ab ian ic k . Łodzi. O- becn ie m am da leko do K ościoła pol- sk o -k a t. (16 km ), m im o to co n ie ­dzielę je s tem n a p o lsk im n ab o żeń ­stw ie . S ądząc wg. s ieb ie uw ażam , że

każdy w erzący k a to lik , k tó ry ze tk n ie się chociaż raz z K ościo łem polsk im , zo s tan ie m u w ie m y aż do śm ierci. B ogu n iech b ęd ą dzięki, że n a tc h n ą ł w ierzących k a to lików , b y w yzw olili się z p rzem ocy W aty k an u , k tó ry n am w ięcej złego n iż dobrego uczy­nił, k tó ry n ie m oże być n auczycie­lem a n i w ychow aw cą K ościoła C hry stusow ego, skoro itak da leko odbiegł od n a u k i i p rz y k ła d u C hrystu sa . S ą to m o je g łębok ie p rzek o n an ia , k tó ­re chc ia łbym p rze lać w se rca w szyst­k ich w P o lsce w ierzący ch k a to li­ków

Butajlło R yczani

PRAWO KANONICZNE

K O Ś C I O Ł A P O L S K O - K A T O L I C K I E G O

N abyć n u ż e każdy tu c e n ie

25 z ł za egzem p larz tu adm i­

n istra c ji iDjjdaujnictu! tu W ar­

sza w ie przy ul. W ilcze j 31

106 P O S Ł A N N I C T W O Nr 7— 8

Jego m łodzieńcze lala

Warto przypomnieć naszym Czytelnikom, że w roku obecnym mija 400 lat od sławnego Sejmu w Piotrkowie Trybunalskim, który zajął się spraw ą niejakiego ks. S tanisława Orzechowskie­go.

Urodził się w Przemyślu w r. 1513 jako syn zubożałego szlachcica. Znalazł możnych protek­torów z tytułu swego pochodzenia i dlatego już w 14 roku życia mógł pojechać do Wiednia na studia. Odwiedził też Wittenbergię, gdzie poznał się osobiście z Lutrem. Wkrótce na polecenie ojca swego wyjechał do Włoch, by tamże studiować filozofię i prawo.

Pobyt w Rzymie wywarł na młodego Orze­chowskiego niezatarte wrażenie. Zaimponowała mu potęga, bogactwo i przepych dworu papies­kiego, świetność Kurii rzymskiej i ogrom jej in­teresów politycznych. To właśnie zrobiło z niego rzymskiego katolika z przekonania. Jedną jednak reformatorską myśl wyniósł z Rzymu Orzechow­ski: poprawę obyczajów kleru przez usunięcie sztucznego celibatu.

• ■> v ■ .

Orzechowski kapłanem

Wróciwszy do Polski zapragnął być księdzem, ale obrządku greckiego, by móc wstąpić w nor­malne związki małżeńskie. Ojciec jego jednakże wpłynął na to by został księdzem rzymskim. Z n a­miennym jest fakt, że kleryk Orzechowski, otrzy­mując po znajomości święcenia kapłańskie we Lwowie zastrzegł się, że nie ślubuje celibatu, czego później nie chciano uznać.

M ając niewątpliwy talent pisarski wydaje w tym czasie szereg cennych publikacji, którymi z miejsca zyskuje sobie wzięcie i serce całej p ra ­wie szlachty, staje się ulubieńcem całej Polski. W broszurze pt: „Wierny poddany" wykazuje wszystkie bezprawia za rządów Zygmunta S ta ­rego. W piśmie pt: „O prawie celibatu11 wprost oskarża bezżeństwo kleru takimi słowy: „Ci, któ­rzy bronią celibatu, bronią rozpusty, życie ich świadczy przeciwko nim... natura ludzka nie

C I E K A W Apewnego

zmienia się, jeśli kto księdzem zostanie... scho­wajcie swoje paragrafy, dekretalia, jest napisane w umyśle ludzkim, że małżeństwo jest święte... dlatego ja, powołany przez Najwyższego, kapłan w kościele przemyskim odważyłem się pojąć żo­nę i wyswobodziłem się tym sposobem od tysiąca grzechów*1.

W walce o legalizację własnego ślubu

To wystąpienie ks. Orzechowskiego przeciw ce­libatowi było zrozumiane źle przez ogół bisku­pów. Posądzono go nawet o herezję, o chęć wpro­wadzenia do Polski nauki Lutra. Orzechowski jednak tego nie chciał. P ragną ł szczerze pozostać księdzem katolickim, mało — rzymskim. Nie potrafił tego zrozumieć ograniczony umysłowo biskup przemyski — Dziaduski. Odsądził Orze­chowskiego od czci, usunął z diecezji rzucił klątwę.

ta k ie postępowanie biskupa oburzyło jednak szlachtę w całej Polsce. Zażądano wniesienia tej sprawy na Sejm Koronny, który miał się odbyć w Piotrkowie w r. 1552. Ze sprawy ks. Orze­chowskiego zdobiono skargę całego stanu szla­checkiego przeciw władzy sądowniczej biskupów. Silne za sobą poparcie musiał czuć młody Orze­chowski, gdy w sam czas uroczystego czytania klątwy na siebie, wszedł do katedry w Przemyślu w otoczeniu swoich przyjaciół i krewnych. P rze r­wano natychmiast nabożeństwo, ale wyklęty za ­miast wyjść z kościoła wszedł na ambonę i stam. tąd zdziwionym wiernym zaczął wykładać szcze­góły swej krzywdy i niebezpieczeństwo grożące Polsce z powodu sam owładztwa biskupów.

Wśród tłumu ciekawych udat się potem na zamek przemyski, gdzie do aktów grodzkich za ­łożył protest przeciw wyrokom biskupa. Napisał też wtedy sławny list do papieża Juliusza III,

(reportaż z uroczystości parafialnej w Dąbrówce).

Ze stacji Rzeczyca w pow. K raś­nickim w iedzie poloa droga do w si Dąbrówka. Szedłem n ią w pew ien po­ranek w śród falujących łainów doj­rzew ających zbóż. W iedziałem , że w e w si, D ąbrówka znajduje się skrom ­ny, drew niany kościołek poJsko-ka- toliicki zbudow any przed 17 laty. P a . rafia z pow odu braku dostatecznej ilości księży od dłuższego czasu po­zbaw iona była stałej opieki dusz­pasterskiej. Od n iedaw na dopiero przysłano tu m łodego ks. Józefa So- balę, który przyw rócił p laców ce jej przygasłą żyw otność. Poinform owano mnie, że kościołek jest na -wzniesie­niu w pośrodku w si i szedłem w tym kierunku.

D ziw iłem sdę nieco, -dlaczego nie w idać św iątyńki pośród drzew, n i­skich zabudow ań i dom ostw. P o kil­

ku m inutach drogi ujrzałem gromad­kę ludzi, a m iędzy n im i ks. Pow ąskę, który przyjechał tu aż z Gdańska na uroczystość parafialną. On to by ł or­ganizatorem tejże parafii przed laty.

— N iech będzie pochw alony Je­zus Chrystus.

— N a w iek i w ieków . K siądz do nas?

— Tak. N a w aszą uroczystość. A leż czem u tacy sm utn i jesteście i przygnębieni? Czy się coś stało?

— Tak, K sięże, -— nieszczęście. K ościół nam s ię sp a lił ostatniej n ie­dzieli. Cóż m y teraz zrobimy?

Stanąłem zaskoczony, bezradny i przybity, jak oni. K siądz Powąska, znający praw ie w szystk ich parafian w yrw ał nas jednak .ze stanu przy­gnębienia.

— Sm utek, m oi Kochani, n ic nam n ie pomoże. N ie zn iechęcajm y się,...

W i e r n ibudynek kościelny to rzecz zew nętrz­na,... pobudujem y z Bożą pom ocą kościołek now y, lepszy, m urow any. Wierzę, że w sercach w aszych żyje ten praw dziw y K ościół, w iem o w a­szym przyw iązaniu do polsk iego ka­tolicyzm u. Dziś odpraw im y nabo­żeństw o pod krzyżem , tak jak n ie­gdyś przed 17 laty. J est godzina 6 ■rano, do godziny 11 zdążycie posta­w ić ołtarz połow y. W szyscy szybko do roboty!

W idziałem , jak słow a te rozjaśniły tw arze obecnych. Zabrali się rychło do budow y ołtarza. O godzinie 11 przy pięknej pogodzie rozpoczęła się uroczysta M sza św . pod gołym n ie­bem. Odprawiał ją ks. Powąska.

— W nijdę przed ołtarz Boga...W ciszę w si nad głow y klęczących

Nr 7— 8 P O S Ł A N N I C T W O 107

H I S T O R I Aksiędzaw którym wola: „Nie z Włochem, ale z Polakiem masz do czynienia! U nas prawo ponad wszyst­ko. Nic powie mi król na twój rozkaz: Orzecho­wski, papież Juliusz chce, abyś szedł na w ygna­nie!"

Częściowe ustępstwa biskupów

Na Sejmie Piotrowskim Orzechowski osobi­ście nie był' obecny, groziło mu bowiem pochwy­cenie i nawet pozbawienie życia. Sprawa jego je­dnak zwyciężyła. Zgnębieni atakiem szlachty bi­skupi wystąpili przeciwko biskupowi Dziadu- skiemu, który swą klątwą aw anturę tę wywołał. Zarzucali mu, że pojąć księdzu żonę conajwyżej może być grzechem przeciwko paragrafom, ale w żadnym wypadku herezją, za którą ks. Orze­chowskiego niesłusznie osądził i wyklął.

Dla załagodzenia spraw y wezwano Orzechow­skiego, a gdy złożył wyznanie wiary zdjęto zeń klątwę i dano mu rozgrzeszenie. Sprawę legal­ności jego małżeństwa miał rozstrzygnąć dopie­ro sam papież. Mimo współżycia z małżonką przyjęli biskupi Orzechowskiego napowrót do swego grona, by mógł im bronić s tarych przy­wilejów duchowieństwa. Zjednali więc sobie potężnego i zdolnego agitatora, który ze spraw prywatnych potrafił zrobić zagadnienie natury ogólno-państwowej.

Sm utny koniec naiw nego „nawrócenia"

Orzechowski z razu uwierzył w dobre inten­cje biskupów oraz rzymskiej kurii. Przecenił swe własne siły, sądząc, że swymi wpływami oraz dobrą robotą dla polityki rzymskiej zniewoli pa­pieża, by tenże zastosował się do jego życzeń i zatwierdził małżeństwo. Niczego więcej Orze­chowski nie chciał.

Z całym też entuzjazmem poświęcił się obronie praw i przywilejów duchowieństwa, czym znie­

chęcił do siebie sprzyjającą mu dotąd szlachtę, i z drugiej strony obudził nienawiść inowier- ców. Na ten moment czekano w Rzymie, by te­raz osamotnionego i poniżonego przez „naw ró­cenie". ks. Orzechowskiego uderzyć w samo ser­ce i zniszczyć.

Już w cztery lata po owym „nawróceniu" le­gat papieski Ćommandoni cofnął rozgrzeszenie. Rozżalony na to Orzechowski uchwycił pióro i pi­sze: >,Więc wyście mnie oszukali, zdradzili? Za­wiedli mój ród? Zgubili moje potomstwo?... Ja nie podniosę buntu, nowej wiary nie wprowadzę, ale wytłumaczę memu narodowi, że chytrość rzymska jest szkodliwsza niż przewrotność Lu­tra". •

Przerażeni biskupi proszą Orzechowskiego, by wycofał swoją broszurę pt.: „Rozbrat z Rzy­mem", obiecując mu wstawić się za nim do p a ­pieża. Fanatyczny jednak papież Paweł Caratfa, ani myślał dać mu zezwolenie na małżeństwo, faktycznie zawarte na wiele lat przed tym.

Orzechowski um arł w r. 1566. Małżonka jego M agdalena z Chełmskich uprzedziła go w kwiet­niu tegoż roku. W takim była u wszystkich po­szanowaniu. że żaden z wrogów jej męża, ks Orzechowskiego, nie ośmielił się kwestionować świętości jej uczucia. M ałżeństw a tego mimo wszelkich s tarań Rzym nigdy nie potwierdził. Odważny ten człowiek umarł w zapomnieniu od wszystkich, nie łubiany zarówno przez katoli­ków, jak i przez innowierców, choć i dla jednychi dla drugich uczynił wiele dobrego.

Z nane jest w świece przysłowie: Mądry P o ­lak po szkodzie! Obyśmy naszą polsko-kotolicką postawą złamali s łuszność tej starej maksymyi nie dopuścili w przyszłości do nowych szkód, jakie by nam m ogła wyrządzić ślepa uległość martwym paragrafom kościelnym.

K O N T O C Z E K O W E

K U R I I B I S K U P I E JP. K. O. Warszawa 1-18. 959/113

Kościołowina traw ie w iernych popłynęły p o l­sk ie słow a chw ały Bożej. Zaprawdę— pom yślałem — ołtarzem jest tu n ie ty lk o prosty sitół, a le ta ziem ia i niebo słoneczne, a nade w szystko serca w iernych, którzy m ają w sobie w iarę prostą a głęboką.

Po E w angelii w ygłosiłem Sław o Boże. N ie w iem , czy zdołałem w ypo­w iedzieć to, co czułem , bo n ie z a ­w sze słow a podążają za m yślą i uczuciem . W iem, że chciałem umo­cnić ich w przekonaniu, iż ta skrom ­na m odlitw a pod gołym niebem , m o­dlitw a razem z kapłanem , którego rozum ieją — p łyn ie prosto ku Bogu. zostaje przyjęta i zapisana w księ­dze żyw ota jako czyn w ielk iej w agi.

P o skończonym nabożeństw ie przem aw iał .również ks. Powąska. Ze

łzam i w oczach przypom niał, jak to 17 Lat tem u pod tym sam ym krzy­żem p łyn ęła pierw sza Msza św. w języku ojczystym pod tinom N ajw yż­szego. Jak potem tw ardą pracą w śród w ielu przeciw ności budow ali w spóln ie skrom ny kościołek. Zerwał się szloch w śród obecnych i naw et pow ażni i życiem zahartow ani m ęż­czyźni ukradkiem o d e r a li łzy.

Od w spom nień przeszedł kazn o­dzieja do słów o B ogu, Jego dobro­c i i m iłosierdziu, — o naszym u ko­chanym K ościele polsko-katolic- kim , w którym w szyscy znajdujem y najprostszą drogę do w ieczności. Za­uw ażyłem , jak pod koniec kazanin wśród parafian budziła się nadzieja i silny zam iar do ponow nej pracy i now ych w ysiłk ów naokoło budowy now ego domu Bożego.

Po południu odpraw ialiśm y jesz­cze nieszpory, na których w szyscy obecni śp iew ali psalm y.

Ponad 900 osób w zięło udział w uroczystości kościelnej, pośw ięconej pam ięci pierw szych apostołów S ło­w ian św. Cyryla i M etodego. Opuś­ciłem tę w ioskę późnym w ieczorem , unosząc ze sobą najm ilsze w spom ie- nia. M uszę przyznać, że podobali mi się -ci ludzie z Dąbrówki, bo i szcze­rzy i prości, a nade w szystko bar­dzo do K ościoła naszego przyw iąza- ni. Podziw iałem ich czyste m iesz­kanka i sch ludne zabudow ania gos­podarcze. Podobał m i się szczerze ich proboszcz m łodziutki ks. Sobala, w

którym łatw o dostrzec ducha kapłań­skiego, jialki nas w szystkich ożyw iać w inien do późnych la t pracy na ni­w ie Pańskiej.

Oby dobry B óg dopom ógł im w y ­budować w najkrótszym czasie now y kościołek, p iękniejszy od tego, jaki straw iły płom ienie.

E. B.

108 P O S Ł A N N I C T W O Nr 7— 8

G rupa k s ię ży p o lsko -ka to lick ich n a l l - g im O gólnym Z jeździe D uchow ieństw a

Ob. Janicki B. z Poznania zarzuca K ościołow i P . K at. ibrak trad y c ji, k tó ra je s t p rob ie rzem w arto śc i o rg a ­n izacy jne j K ościoła.

Odpowiedź:

Nie przeczym y, że Kościół rzymski ma u nas długą stosunkowo tradycję. Ale przypuściw szy naw et, iż jest to jeden z najsiln ieszych dla w as ar­gum entów, czyż ow a tradycja pod każdym w zględem jest aż tak ch lu ­bna, żeby się nią zasłaniać. W tym m iejscu w olim y zam ilczeć o w ielu bardzo sm utnych kartach tej trady­cji. Przejdźm y do sam ego fak*u. —

Tradycja sam a przez się stwarza w ielką w ygodę, bo uw alnia nas od w ysiłku m yślenia o czymś, now ym , lepszym i doskonalszym , ale trud­niejszym . C zytajm y historię K ościo­ła rzym skiego w Polsce, a już sanie nazw iska biskupów „polskich" w Xi X I w ieku pow iedzą nam w iele: Jordan, Unger, Bruno z K w erfurtu, lteinbern. Zauważm y, że jeszcze nie było w ów czas schizm y, K oś­ciół W schodni i Zachodni trzym ał się jedności, R uś była już ochrzczona, podlegała patryarsze w Bizancjum . I oto ów Rcibern, „nasz“ biskup z K o­łobrzegu chce Ruś w ydrzeć patryar­sze bizantyjskiem u i poddać ją b i­skupow i Rzymu. Czyż chodziło tylkoo to, by R usini m odlili s ię do Chry­stusa w języku łacińskim , a nie w sw ym ojczystym ? Nam w ydaje się, że chodziło tu o coś w ięcej: za łaciną m iało iść panow anie cesarza, bo Koś-

R O Z M A W I Aciól rzym ski był państw ow ym i na­rodowym K ościołem „świętego" ce­sarstw a rzym sko-niem ieckiego. Na ten gw ałt R uś zaprotestowała, nie pozw alając w ydrzeć sobie sw oich w łasnych tradycji, sw ego narodow e­go K ościoła. A nasi przodkow ie n ie­stety pozw olili na taką krzyw dę sw e­go narodu. W ydarto nam nasz K oś­ciół narodowy, założony i rozw ijają­cy się w Polsce daleko przed zja­w ieniem się u nas księży nicm iecko- łacińskich. — Kościół nasz n ie tylko z nazw y, ale z ducha jest polsko- katolicki. Pom inąw szy już to, że ten K ościół nie jest bynam niej u nas czym ś now ym , ale naw et o w iele staszym od K ościoła rzym skiego w Polsce, — pom inąwszy że n ie rzym ­skie, a le w łaśn ie nasze, polsko-ka- tolickie tradycje sięgają zarania h i­storii naszego narodu, — m usim y stwierdzić, że przewodnią m yślą tego K ościoła nic jest chęć rozbijania jedności narodowej, lecz odw rotnie szczere pragnienie ulepszenia ran za­danych nam przez krzyw dzące tra­dycje. K ościół nasz zatem nie rozbi­ja, lecz jednoczy, — Znam iennym jest fakt, że podaw ana przez nas for­ma katolicyzm u ma coraz w ięcej szczerych zw olenników , którym rzym ska form a przestała im ponować, gdyż nie potrafi już zaspokoić ich religijnych potrzeb.

Do tego w łaśn ie zagadnienia g łę ­boko podchodzi nasz narodow y filo ­zof religijny A ugust C ieszkow ski w

sw oim słynnym dziele pt. „Ojcze nasz“. P isze bowiem : „W alka jest życiem , obojętność śm iercią. R elig ij­ne w ięc zatargi, gdziekolw iek sę ob­jaw iają, dowodzą żyznej i płodnej roli. Indyfercntyzm zaś religijny — to piasek nieurodzajny... Skoro zo­baczycie spólność Ducha, tam z góry bądźcie pew ni — jest religia. Skoro zobaczycie tylko kajdany, żelazne p ę­ta nałożone na ludzi w im ię religii, tam z góry bądźcie pew ni — reli­gii już nie m a“. Dobrze w ięc postę­pujem y, zm uszając w ierzących do głębszego zastanow ienia się nad pro­blem am i w iary, nad szukaniem no­w ych dróg do duszy wierzącego człow ieka. Pragniem y w oparciu o stare-dobre tradycje — tw orzyć no w e, doskonalsze.

Ob. W olow icz M aciej z Gdańska

w p iśm ie swotiim do n a s tw ie rd z i: M oże m ieliibyściei fa c ję , gdyby w as by ło u mas tro c h ę w ięcej. Z d a je m i się, że lu d z ie ta k n a ra z ie s tro n ią od w as bo d a j d latego , że jesit w as s to ­sunkow o n iew ie lu . G dyby w as było w ięcej..."

Odpowiadam y:

W łaściw ie w ystarczyło by pow o­łać się tu na słow a Chrystusa: „Szeroka bram a i przestronna jest droga, która w iedzie na zatracenie,

II Ogólnokrajowy Zjazd DuchowieństwaNr 2— 8 P O S Ł A N N I C T W O _____________109----- ———!7

W ielką i przełom ow ą chw ilą w dziejach K ościoła naszego byl 24 lip- ca br., w którym zjechali do stolicy duchow ni w szystk ich szczebli z w szy­stkich zakątków Polski, by radzić nad najbardziej żyw otnym i zagad­nieniam i, dotyczącym i całego K oś­cioła.

N astrój na Zjeździć był niezw ykle uroczysty, a przy tym nacechow a­ny duchem szczerego braterstwa i solidarności.

Zjazd poprzedziła uroczysta Msza św. odprawiona w kościele katedral­nym, w czasie której w szyscy księża przystąpili do Stołu Pańskiego.

Dowodem dojrzałości naszego k le ­ru była n iespotykana dotąd zgodność w poglądach i w ypow iedziach w szyst­kich bez w yjątku duchow nych. Śm ia­łe i szczere w ypow iedzi nacechow a­ne b yły głęboką troską o najlepiej pojęte dobro K ościoła i jego koniecz­ny rozwój. Z nam ienny jest fakt, że Zjazd cieszył się praw ie 100“/o frek­w encją, bo tylko trzech księży nie mogło brać osobistego udziału w obradach z uspraw iedliw ionych przy­czyn; w yrazili jednak depeszam i cał­kow itą solidarność z pow ziętym i na Zjeździć uchw ałam i.

N ajw ażniejszym i punktam i obrad były:

1 — Referat pt.: „Nasz rodowód, czym jesteśm y dziś, a czym być m am y jutro?“. W niezw ykle oży­w ionej i szczerej dyskusji, św iad­czącej o w ysokim poziom ie zain tere­sow ań naszego kleru, brała udział w iększość uczestników Zjazdu. P o­ruszano w niej zagadnienia zasadni­czej w agi jak np. spraw y dogm a­tyczne, moralne, organizacyjne i prawnicze.

2 — Z kolei przedstaw iciele Władz K ościelnych złożyli obszerne spra­w ozdanie z dotychczasow ej sw ej działalności jako też z obecnego stanu K ościoła, przy czym uw zglę­dniono: stan m oralny kleru i w ier­nych, stan liczebny kleru, p laców eki w iernych, spraw y gospodarczo-ma- jątkow e oraz zw iązane z w ychow a­niem i w ykształceniem kleru.

3 — Po przyjęciu przez w szystkich obecnych spraw ozdania w całej roz­ciągłości bez zastrzeżeń i w yrażeniu uznania oraz w otum zaufania do­tychczasow ym W ładzom Kościoła, — przedłożono obecnym szczegółowo opracowany plan działalności K ościo­ła na najbliższą przyszłość, który rów nież spotkał się z ogólną apro­batą Zjazdu.

4 — Po szczegółow ym przeanalizo­w aniu w szystk ich uchw ał, pow zię­tych na pięciu ostatnich Sesjach P le­num Rady Kościoła, poddano ich treść pod głosow anie całego Zjazdu. N ie było w ypadku, by ktokolw iek z obecnych kw estionow ał jakąś z tych uchw ał lub w strzym ał się od głosow ania. W pow yższy sposób n a ­dano charakter ustaw odaw czy na­stępującym najw ażniejszym uchw a­łom:

a) treść Praw a Kanonicznego zo­staje przyjęta w całej rozciągłości;

b) przyjm uje się również treść no­w eli do w /w P raw a K anonicznego, dotyczącej kolegialnego zarządu nad całym K ościołem oraz ściśle określo ną kadencję W ładz N aczelnych K oś­cioła. Przy pow yższym w yjaśniam y, że w m yśl tej ostatniej uchw ały, k ie ­row nictw o nad K ościołem spraw uje, nie jednostka dożyw otnio, — lecz Kuria B iskupia złożona z trzech b is­kupów ordynariuszów z jednakow ą w ładzą jurysdykcyjną nad całym K ościołem na okres od Synodu do Synodu;

c) skład osobow y P lenum Rady Kościoła, do którego wchodzą: człon

(dok. na str. nast.)

O B ĄM Y Z E Sa w i e l u jest, którzy przez nią chodzą .A jak ciasna brama i w ąska jest droga, która w iedzie do żyw ota nt a ł o jest tycli, którzy ją znajdu- ją“ (Mat. 7,13). — D la w ykazania jednak niesłuszności w aszego stano­w isk a zajrzyjm y do his „u i ni życia. Czy dlatego K ościół Chry­stusa n ie m iał racji, że w pierw szym w ieku stanow ił tak n ieliczną garst­kę, że w św iątyn iach chrześcijań­skich n ie było mas? Czy K ościół

brego, gdy jedynie garstka naszych przodków w eń w ierzyła, a m asy po­zostaw ały długo jeszcze niechętne te ­muż w yznaniu? Czy K opernik nie m iał racji l i ty lk o dlatego, że tak niew ielu głębiej m yślących ludzi skłoniło się do jego praw dziw ej te ­orii o system ie słonecznym ? — M o­żna by liczyć faktów takich m nó­stwo, a le to zbyteczne, bo ludzie m ałoduszni, idący zaw sze bezm yślnie za w iększością, n ie przyznają nam poprostu racji. N ie opieram y się na m asie bezm yślnych w yznaw ców , lecz pragniem y w ychow ać typ szla­chetnego katolika, m yślącego sam o­dzielnie „naw et“ w dziedzinie reli­gijnej. Przyznajem y, że w ym aga to nielada w ysiłku n ie tylko z naszej, ale i w yznaw ców naszego Kościoła strony. I dlatego, ob. W ołowicz, jest nas na razie n iew ielu!

Ob. I. Powiśłicka z W arszawy za ­uważa: „Chociażby moja rodzona i.iut- ka bt/ła złą m atką i niedobrym czło­

wiekiem, chociażby mnie krzyw dziła , to jednak ja, dobra i i w ic n a córka, nigdy bym o niej nic złego nie powie­działa. Złe o sobie wydaje św iadectwo dziecko, które źle m ówi o swych ro­dzicach. Podobnie i o was źle św iad­czy w ystęypow anie przeciw prym atow i papieża. Przecież papiestw o dało nam wiarę, papież jest naszym Ojcem Św ię­tym , chociażby nas krzyw dził, w in­niśm y jednak go bronić, n igdy źle o nim nie mówić".

Odpowiadam y: Pięknie to ze stro­ny obyw atelki, że do sw ej w ładzy kościelnej podchodzi tak po rodzin­nem u. C iekawi jednak jesteśm y, czy ten stosunek fam ilijny zachow u­jecie tylko w zględem przedstaw icie­li w ładzy kościelnej, czy w zględem w szystkich w ładz bez w yjątku? Czy pn. za ojca uw ażacie rów nież sw ego szefa w biurze? — jeś li tak, to chw alebnie. Tak trzeba. A le zw róć­m y uw agę też na co innego. Czy O byw atelki w N iem czech sprzed ostatniej w ojny też były zobow iąza­ne obdarzyć rodzinną m iłością Sw ój narzucony rząd? Nic? A to cze­mu? Bo zdaje się, że z tym w n io­sk iem nie w szyscy się zgadzają — ...Jednak Ob: I: P . musi się z tym zgodzić, by bronić sw ego porów nania papieża do m atki Każde porów nanie ma w sobie dużo braków ale to porów nanie jest calit/em n iew łaści­w e.

Boga nazyw am y sw ym Ojcem, bo dał nam początek istnienia. K ościół

św ięty nazyw am y naszą M alką, bo zrodził nas do życia nadprzyrodzo nego i karm i B oską nauką. A ni je ­dnego, ani drugiego n ie m ożna po­w iedzieć o papieżu w zględem rzym ­skich katolików , m ożna tylko po w iedzieć, że papież rządzi nim i, a w tedy stosow niejsze byłoby porów ­nanie papieża do głow y, do króla, do pasterza. W iem y przecież jednak, że m ożna źle m ówić o sw ojej g łow ie np. że głow a boli, m ożna źle m ów ić o królu, np. że jest tyranem , można źle m ów ić o pasterzach, jeśli ow ce m arnie karm i a gruntow nie strzyże. N ie nasza >to już w ina, że w zględem w ierzących Polaków praw ie każdy papież postępow ał niespraw iedliw ie, że m arnie nas w w ierze św iętej kar­m iono, a dokładnie strzyżono w dzisięcinach i św iętopietrzu. Czyja to w ina, gdy te ow ce przerażone be­czą? — O w iec czy pasterza? — C zy­ja to w ina, gdy O jcow ie nasi skarży­li s ię na ból „G łow y“ kościoła — O jców czy głow y? — A może na ból nie w olno się uskarżać i nie w olno chcieć sobie w n im ulżyć? J e ­śli nie w olno, to Ob. I. P. w inna do magać się ukarania tych co usuw a­ją naprzykład bolący ząb. M y tych kar się n ie obaw iam y, bo zdążyliś­m y usunąć już źródła cierpień w K ościele, zdążyliśm y się zabezpie­czyć przed bólem „G łowy Kościoła", zm ieniliśm y pasterzy, by zapobiec tyranji, by w ierzący katolicy m oc­niej kochali M atkę naszą, Św ięty K ościół K atolicki.

(dok. na str. 112)

112 P O S Ł A N N I C T W O Nr 7— 8

ROZMAWIAMY ZE SOBĄOb. „K rak o w ian in " o n in ie jsze j

ru b ry c e zauw aża uszczypliw ie: „K aż­d a odpow iedź w ty m dziale zależy li ty lk o od e ru d y c ji odpow iadającego , od sw ojego po g ląd u na z a p y ta n ą rzecz. D la tego n ie s ta w ia m W am żadnego p y tan ia , bo odpow iedzi w W aszym d u ch u zaw sze m ogę sobie sam udzielić". #

O dpow iadam y n iep roszen i, a le w im ię p ra w d y i n iew ą tp liw ie p o siad a ­nej e ru d y c ji w p o ru szan y ch tu ta j p rzez n as zagadn ien iach . W łaśnie e ru d y c ją ty lko , czyli o b iek tyw nym i b eznam ię tnym rozum ow aniem oraz śc isłą n a u k ą , a n ie dem agogią k ie ru ­jem y s ię w naszych odpow iedziach . S łusznym było by w ięc w obec tego p rzypuszczenie , że każd y p raw d z iw y w sp raw ach w ia ry e ru d y ta p o tra fi o w łasn y ch siłach dać sob ie ta k ą jak nasza odpow iedź. A le O byw ate low i „k rak o w ian in o w i11 o coś innego cho­dzi.

W yobraźm y sob ie ta k ą scenę: tłum pod ró żu jący ch a ta k u je w ejśc ie do w agonu pulm anow skiego . Z w n ę trza k to ś k rzyczy : n ie m a ju ż m iejsca, n ie p ch a jc ie się!: N a p e ro n ie zażyw ­n a n iew ia s ta oburza się n a to : co pan

(ciąg dalszy)

m ów i g łupstw a — m usi być m ie jsce ! każdy chce jechać! w ag o n w środku p u sty ! — ty m po tok iem słów i złą m in ą p rze s tra szen i p asażerow ie ro ­b ią je jm ośc i m iejsce, n a w e t p om aga­ją dostać s ię do śro d k a , a le w k ró tce słyszą słow a te j sam ej osoby: „co za ludzie, ja k się pch a ją ! — n ie m a tu m ie jsca — w szyscy do jednego w a­gonu?!11

P odobny ty p zaw sze będzie ga rd ło w a ł ty lk o w ob ron ie sw ego o- becnago s tan o w isk a , d la tego ju ż z góry w ie, coby odpow iedzia ł przeciw w ła sn y m pog lądom , gdyby je zm ie­nił, a ch ę tn ie je zm ieni, jeś li za tym

pó jd z ie więksiza w ygada. O dpow iada­jący w n in ie jszy m dziale n ie barwią s ię sw oim i c ie rp liw y m i czy te ln ikam i, a le sita ją w o b ron ie p raw d y , p rz e m a ­w ia ją do ludzi, k tó rzy te j p ra w d y szu k a ją . Z b y t cen im y sw oich d ro ­gich C zyteln ików , zb y t ja sn o zd a je ­m y sobie sp ra w ę z po w ag i d ru k o ­w anego s ło w a i d la tego z zasady n ie rzucam y im ochłapów naszego w i­dzim isię , n aszy ch k ap ry só w . To, co p iszem y, je s t w y razem naszych szozerych p rzek o n ań , n ie o partych

n a gorących m arzen iach , a le ch łod­n y ch fak tach .

'Czy n a m ludzlile padohnii d o n ie w ia ­s ty o k tó re j m ów iliśm y rz u c a ją w zam ian w oczy? O to p iask iem k łam stw a , a czasem zaw in ione j igno­ran c ji. Boć p o słu ch a jm y — tenże sam O b y w ate l „K rak o w ian in 11 p i­sze: „N ie ty lk o z pap ieżem należy W am w alczyć, a le z w szystk im co ściśle W aty k a n w y d aw ał i w ydaje . P o d staw ą , n a k tó re j się p rzecież o- p ie rac ie , to li- ty lk o ew an g elia i inne p ism o św ięte . N ic w ięce j11. — Dużo za is te c ierp liw ośc i w ym aga ta k i k łam liw y p rzec iw n a m zarzu t. Czy to ig n o ra n c ja czy z ła w ola? — Bo n ie p ra w d ą jes t, że o p ie ram y się li- ty lk o n a p iśm ie św ię tym . Je s te śm y katioilikiamdi, a . k a to lic k a zasad a to tłum aczen ie p ism a św iętego przez P ow szechną T rad y c ję K ościoła P ie r­w otnego. W łaśn ie c a ła m oc za rz u ­tó w s taw ian y ch p rzez n a s sy s tem o­w i w a ty k ań sk iem u o p ie ra s ię raczej n a T rad y c ji, a n ie w y łączn ie n a P i­śm ie św ię tym . W łaśn ie W atykan go odnośn ie słów „Ty je s te ś opoka1', tłu m acząc je dow olnie. M y zaś tych

(dok. ma star. 110)

W I A D O M O Ś C I ZUCHWALENIE NOWEJ KO NSTY­TUCJI POLSKIEJ RZECZYPOSPO­

LITEJ LUDOWEJ

W d n iu ,22 lip ca w Ś w ię to O dro­dzenia w gadzinach ran n y c h S ejm U staw odaw czy R. P . uch w alił jed n o , g łośnie n o w ą K o n s ty tu c ję P o lsk iej R zeczypospolitej L udow ej. T reść a rty k u łó w no w ej K o n sty tu c ji znana je s t w szystk im O byw ate lom z ogól- n o -k ra jo w e j dyskusji. D la n as w ie ­rzących po lsk ich k a to lik ó w u ch w a le ­n ie n ow ej K o n s ty tu c ji je s t w y d a rze ­n iem w ie lk ie j w agi, o czym n ie je ­d n o k ro tn ie ju ż w spom ina liśm y na łam ach naszego p ism a.

W zw iązku z ty m W ładze c e n tra l­ne K ościoła sk ie ro w a ły n a rę c e P re ­zy d en ta R .P. O byw ate la B o lesław a B ie ru ta sp ec ja ln e życzen ia o n a s tę ­p u ją c y m b rzm ien iu :

„ K u ria B isk u p ia K ościo ła polsko- kato lick iego w im ien iu w szystk ich duchow nych i św ieck ich w yznaw ców sk ład a O byw ate low i P rezy d en to w i o raz członkom R ządu najszczersze życzenia z o k az ji u ch w a len ia now ej K o n sty tu c ji P o lsk ie j R zeczpospolite j L udow ej w V III rocznicę h is to ry cz ­nego PK W N -u.

D la n a s w ierzących P o laków cele re lig ijn e naszego po lsko-kato lick iego K ościoła w szczególni e jszy sposób w iążą się iz rozw o jem i szczęściem naszej um iło w an e j O jczyzny. W yra­zem tego je s t fak t, że K ościół nasz u p o d s taw założył sob ie u m o ra ln ie - n ie i u sz lach e tn ien ie sw ych w iernych , k tó rzy jednocześn ie w in n i stanow ić

w m y śl w sk azań C h ry stu sa żyw ą i tw ó rczą cząs tk ę sw ego n aro d u .

Z rad o śc ią w ięc ja k o szczerzy P o ­lacy w ita m y u ch w a len ie no w ej K on­s ty tu c ji, k tó ra u trw a la i zabezpiecza w szystk ie do tyorhczasow e osiągnięcia now ej P o lsk i, obyw ate lom w ie rzą ­cym zap ew n ia w olność i sw obodny rozw ój życia re lig ijnego .

Z achęcać będziem y się n aw zajem do m od litw y o b ło g osław ieństw o dla K ierow n ików n aw y pań stw o w ej, —o szczere p ra g n ie n ie poko ju , — o d o b ro b y t i szczęście d la naszego po lsk iego n a ro d u . D ołożym y też w szelk ich s ta ra ń , Iby ta k duchow n i ja k i św ieccy w yznaw cy naszego K ościo ła w spó ln ie z ca łym n a rodem bucfow ali n o w e życie n a fu n d am en ­tach now ej K o n sty tu c ji.11

W ARSZAW SKI ZLOT MŁODYCH PRZODOWNIKÓW PRACY

N igdy jeszcze W arszaw a n ie w i­działa czegoś podobnego, n ig d y jesz­cze n ie gościła w sw ych m u ra c h 'tak w ie lk ie j ilości n a jlep szy ch i n a jb a r ­dziej d la O jczyzny zasłużonych p rzed s taw ic ie li m łodzieży z całe j P o l­sk i. B yło ich tu p o n a d 200 tysięcy. P rzez tr z y d n i (20 — 22) m łodz ień ­czym g w arem ro zb rzm iew ały ulice b o h a te rsk ie j stolicy, a m ło d a W ar­szaw a, b a rd z ie j jeszcze odm łodniała .

Z lo t M łodych P rzodow n ików B u­dow niczych P o lsk i L udow ej w ypad ł im ponująco . P ra w ie p rz e z 5 godzin trw a ł p rzem arsz szerok ich , w ie lo ty ­sięcznych k o lu m n i b a rw n y ch k o ro ­w odów m łodzieżow ych p rzed try b u -

K R A J Uną, u s taw io n ą n a now o o tw a rty m P lacu K o n sty tu c ji.

N ie ty lk o W arszaw a będzie długo ży ła ty m p o tężn y m i do g łęb i se rca p rzem aw ia jący m w idok iem , alei k ażd y z uczestn ików słynnego Z io tu pon iesie n a w szystk ie k rań ce naszej O jczyzny ra d o sn e i n ie z a ta r­te w spom nien ia z d n i spędzanych w spó ln ie w m łodej i zbudzonej do now ego życia W arszaw ie.

PLAC KONSTYTUCJI W WARSZAWIE

W codziennej p ra s ie po lsk iej, zw łaszcza o s ta tn ich m iesięcy często p o w ta rz a ła s ię n azw a: P lac M.D M-u. P rz e d ro k iem b y ła za led w ie m in ia ­tu ro w a m ak ie ta tego re p re z e n ta c y j­nego w sto licy p lacu . A ju ż w Ś w ię­to O drodzen ia w d n iu 22 lipca b aśń to s ta ła s ię rzeczyw istością. T am gdzie d o n ied aw n a ra z iły p rzech o d ­n iów W arszaw y bez ładne u sy p isk a gruzów , ta m dziś w znoszą s ię dum nie 6 p ię tro w e w sp an ia łe gm achy o ko ­ro n kow ym w ykończen iu w e w n ę trz ­nym i zew nętrznym , — gdzie w czo­ra j s ta ły ru sz to w an ia , ta m dziś cu ­dem ro sn ą w ie lo le tn ie zielone i k w i­tn ące lipy .

W d n iu 22 lipca obchodzono w W arszaw ie jednocześn ie tr z y w sp a ­n ia łe u roczystości. W szystk ie c e n tra ­lizow ały się w łaśn ie n a n ow o o tw a r­ty m p lacu : U chw alen ie now ej K on­s ty tu c ji, Z lo t M łodych P rzo d o w n i­ków B udow niczych P o lsk i L udow ej o raz o tw arc ie now ego P lacu K o n sty ­tucji.

POLECAMY NASZYM CZYTELNIKOMt

WYDAWNICTWA KOŚCIOŁA POLSKO-KATOL. W K.P.

Komisja Prawnicza — Prawo Kanoniczne Kościoła polsko-katolickiego 25,00 zl

Zespół Redakcyjny — „Posłannictwo" 1951 ...................................................... 5,00 zl

Zespól Redakcyjny — „Posłannictw a" 1951 — Nr. 1 - 8 po 1,50 zl

PUBLIKACJE O TEMATYCE RELIGIJNO-SPOŁECZNEJ

J. Górecki

T. Atkins

T. Boy (Zeliński)

H. Świątkowski

S. Krasowski

A. Nowicki

A. Nowicki

M. Skalski

J. Putek

J. W ołowski

A Nowicki

— Rzym a Polska w alcząca

— Polityka W atykanu . . . .

— N asi Okupanci .

— Polska Ludowa a K ościół katolicki

— W olność sum ienia i wyznania w Polsce

— W atykan a Polska . . . .

— Papieże przeciw P olsce , • • •

— Kłopoty rodzinne papieży

— Przeciw Ciemnogrodowi

— P aństw o i Kościół . . . .

— K sięża m ó w i ą .........................................

— Mroki Średniowiecza . . . .

— G nieźnieński list episkopatu

— Chłopcy a biskupi . . . .

3,00 zl

2.40 zł

11,40 zl

1.20 zł

2.40 zl

1.80 zl

1.80 zl

2.40 zł

2,70 zl

1.20 zł

0,90 zł

1.50 zł

1.50 zł

Wydawnictwa Kościoła poi.-kat. całkowicie wyczerpane (wypożyczać można w poszczególnych placówkach Kościoła)

W stań! (Rozw ażania religijno-spoleczne)

Jedenaście wielkich zasad

Polski K ościół Katolicki jest św ięty

Jaki Kościół?

Słowa prawdy i pociechy

Naprzód, czy wstecz?

Grzechy rzym skich papieży

„Polsko, twa zguba w Rzymie!"

O strzeżenie na czasie (R zeczyw iści spraw cy n ieszczęść Polski)

ZŁÓŻ OFIARĘ NA BUDOWĘ KOŚCIOŁAW LUBLINIE

P. K. O. L U B L I N 11-51-29/113

Cena numeru

1.50 zł

„ P O S Ł A N N I C T W O ”

Wydaje: Kuria Biskupia K ościoła poi sko - k atol i cki ego w R.P. w W arszawie, ul. W ilcza 31 — Redaguje: Zespól R«- d akcyjny — Adres Redaikoji i Administracji: W arszawa, ul. W ilcza 31 m 1, tel. 880-78, Nr. konta P.K.O. — W ar­szaw a I — 20.345/113 — Prenumerato: roczna 15 zl, półroczna 8 zl, kwartalna 4 zl, pojedynczy num er. 1,50. — Do nabycia w e w szystkich iplacówkach K ościoła pol-katol. w R.P. bezpośrednio w Adm inistracji w W arszawie, ora* w Kiosikaich P. P . „Ruch“ w całej Polsce. — Rękopisów nie zwraca się, artykułów nie zam ówionych nie honoruj* się.

Drukarnia A kcydensowa, W -w a, Tamka 3. 5000. Zam. 2123/26.VII.52, podpis, do druku 12.IX.52, druk ukończono 19.IX.52. Obj. 2 ark. druk. Pap. druk. sat. kl. VII, A l/60 g. 3-B-25927.