Download - Ogrody Nauk. Debiuty 2010

Transcript

1

Ogrody nauk. Debiuty 2010

Redakcja naukowa

Aleksander Kobylarek

Agnieszka Gil

Agata Kozak

Rec. prof. dr hab. Jerzy Semków

2

Spis treści:

Wprowadzenie- Wrocławski sposób na promowanie młodej nauki

Etyka

Radosław Michalski, Władza w dobie postsekularnej

Bartosz Fingas, Prawo naturalne wg św. Tomasza z Akwinu a jego znaczenie dla filozofii

Urszula Lisowska, Bunt Iwana Karamazowa w interpretacjach Alberta Camusa i Karla Jaspersa

Tomasz Umerle, Richard Rorty między nowością a przygodnością

Adam Czaja, Kompleks ofiary-oprawcy. Wpływ doświadczenia wojennego na kształtowanie się tożsamości

Elżbieta Chwalibóg, Osobowość, temperament oraz klimat organizacyjny a zachowania etosowe wolontariuszy

Jacek Gulanowski, Symulacyjne i ezoteryczne aspekty pornografii

Tomasz Wysocki, Dominik Dziedzic, Wiara a sprawiedliwość – zastosowanie metod filozofii eksperymentalnej w filozofii religii

Transgresja

Anna Kołos, Metafora „dzikości” i autodefinicja podmiotu kolonialnego w okresie pozytywizmu w Polsce

Maria Delimata, Autentyczność a komercjalizacja. Teatr kambodżański w perspektywie postkolonialnej

Piotr Kapusta, Nowa Huta – nowe życie? Powstanie „Najmłodszej siostry Krakowa”

Justyna Pilarska, Bošniacy – szczęśliwi Muzułmanie Europy (?) czyli Dżihad kontra McŚwiat i inne teorie…

Aleksandra Aszkiełowicz, Doradca w postmodernistycznym świecie

Dobiesław Kałuża, Osobowość wrocławskich przedsiębiorców: w poszukiwaniu osobowości przedsiębiorczej

Doświadczenie

3

Marcin Kiełbus, Nie tylko Peregryn z Opola. Trzynastowieczna glosa do jednej wizji dziejów Europy

Magdalena Andrejczuk, Prawdopodobnie najlepsze państwo na świecie – marketing narodowy a globalizacja

Paulina Dzwonkowska, Rola współczesnych sztuk wizualnych w edukacji (nie tylko) estetycznej młodzieży i dorosłych

Ewa Jurczyk- Romanowska, Kapitan tu twoim Bogiem jest... – rozważania o autorytecie dowodzącego jachtem morskim

Wioleta Kajak, Niska samoocena dziecka jako przyczyna zaburzeń w zachowaniu. Prawda czy alibi „wykolejonych”?

Magdalena Wszołek, Anna Drajer, Postrzeganie możliwości wypełniania funkcji rodzinnych kobiety w kontekście wykonywania przez nią zawodu żołnierza

Justyna Kowalczyk, Zapotrzebowanie na stymulację jako determinanta ocen ryzyka

Dynamika

Karolina Augustyniak, Tylicz a Nowa Fala

Anna Gawron, Preferencje polityczne- stałe właściwości czy chwilowe kaprysy wyborców?

Agata Kozak, Ponowoczesne przemiany życia małżeńsko-rodzinnego

Anna Popłonyk, Autobiografia jako edukacja z perspektywy czasu wzbogacona o aspekt terapeutyczny u osób znajdujących się w okresie wczesnej dorosłości

Katarzyna Mazur, Tożsamość narodowa a stereotypy Polaka i Niemca wśród młodzieży wiejskiej na Śląsku Opolskim

Przemysław Dudziński, Uwarunkowania kulturowe twórczości filmowej na przykładzie Rogera Cormana

Ekspresja

Alicja Iwańska, Taniec- sztuka czy umiejętność

Karolina Sałdecka, Propagandowy świat w prozie pierwszej połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Strategie perswazyjne, szablony, stereotypy językowe

Hanna Trubicka, Meandry autokomunikacji. Uwagi o roli narracji drugoosobowej w Senniku współczesnym Tadeusza Konwickiego

Marcin Jurzysta, Poezja Bartłomieja Majzla. Ujęcie psychoanalityczne

4

Katarzyna Lisowska, Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza- próba opisu

Piotr Mirski, Miasto, Masa, Maszyna, Shinya Tsukamoto i jego obsesje

Anna Adamczyk, Warianty przestrzeni w twórczości Zygmunta Niedźwieckiego

Adrianna Garnik, Tożsamość – analiza wybranych portretów autorstwa Janusza Janowskiego

Natalia Lipińska, Agata Wiącek, Rodzaje i funkcje stylizacji językowej w serialu Ranczo

5

Wprowadzenie- Wrocławski sposób na promowanie młodej nauki

Minęło już 5 lat od chwili kiedy koło naukowe Variograf, działające przy Uniwersytecie Wrocławskim, zorganizowało pierwszą ogólnopolską konferencję naukową dla studentów nauk humanistycznych i społecznych Talenty. To chyba dobry czas na pierwsze większe analizy i podsumowania jak również określenie ku czemu zmierza całe przedsięwzięcie.

Pierwsza konferencja została zorganizowana w ciągu zaledwie kilku tygodni i nikt raczej nie przypuszczał, że dojdziemy kiedyś do poziomu wielkiego kongresu naukowego na ponad 100 osób. A stało się to dość szybko bo już… rok później. Seria szczęśliwych zbiegów okoliczności i grupa życzliwych ludzi spowodowała, że zarówno ja, jak i moi wspópracownicy musieliśmy zweryfikować swoje poglądy.

Praca redakcyjna nad pierwszym tomem studiów interdyscyplinarnych szła niczym orka po grudzie. Bez większych nadziei na finansowanie, na pozytywną recenzję czy jakiekolwiek docenienie przygotowywalem się do tego, że wykonam kawał dobrej aczkolwiek nikomu niepotrzebnej roboty. Teksty wydawały się dosyć ciekawe, ale nie oznaczało to, że są ciekawe dla innych i warte opublikowania. Na szczęście pierwsza recenzja dokonana przez naukowy autorytet była tak pozytywna, że nie miałem już wątpliwości, ze to co robię ma sens. Cały czas jednak pozostawał problem finansów. Tu z pomocą przyszło zaprzyjaźnione i znane mi dobrze wydawnictwo, które wystąpiło o grant na publikację do ministerstwa. Po kilku miesiącach, kiedy zacząłem tracić resztki nadziei, przyszły dobre wieści i tak się zaczęło. Przy każdej następnej książce z serii pojawiały się zawsze jakieś problemy, ale prędzej czy później udawało się je przezwyciężyć, gdyż za każdym razem przybywało w moim otoczeniu ludzi życzliwych badaniom interdyscyplinarnym, promowaniu młodych talentów naukowych i gotowych poświęcić czas oraz pieniądze dla wsparcia wymienionych idei.

Przez te 5 lat Wrocław stał się szczególnym ośrodkiem na mapie naukowej kraju. Coraz liczniej zgłaszający się młodzi naukowcy i kandydaci na uczonych przechodzą swój pierwszy chrzest bojowy: wygłaszają pierwsze tezy, po raz pierwszy konsultują się z kimś innym niż ich promotor, uczestniczą w specjalnie przygotowanych dla nich szkoleniach i seminariach oraz przygotowują regularnie pierwsze tezy do publicznej obrony w postaci artykułów, rozpraw bądź też komunikatów z badań. Nikomu w Polsce jak do tej pory nie udało się stworzyć takiego ośrodka, chociaż idea poszła w świat i wielu studentów deklarowało, że po powrocie do macierzystej uczelni „w następnym roku” postarają się zrobić coś podobnego. Fenomen wrocławskiego rozwiązania polega chyba na tym, że jest kilku liderów/ kilka liderek, którzy są w stanie poświęcić niemalże wszystko dla promowania młodej nauki. Wśród tych młodych również objawiają się tacy, którzy za jakiś czas będą rozdawać karty w polskiej (a może i światowej) nauce a wizyta we Wrocławiu jest dla nich początkiem długiego procesu naukowego samodoskonalenia oraz impulsem i znakiem/ potwierdzeniem, że to co robią jest już dosyć dobre i że mają odpowiedni potencjał intelektualny. O trafności osądów jakie tu padają niech świadczy fakt, że co jakiś czas otrzymuję gorące podziękowania za wsparcie i pomoc w redagowniu od stypendystów polskich i zagranicznych prestiżowych uczelni.

6

Wrocławska edukacja naukowa studenta cały czas się rozwija i przybiera nowe formy. Jedną z ostatnich jest „Jornal of Education Culture and Society”, redagowany przez moich uczniów i następców. Wydaje się w tej chwili, że to jest to przedsięwzięcie, które wyznaczy kierunek działań na na najbliższe lata. Mam na myśli dwa rodzaje działań, które wiążą się z pracą nad tym czasopismem:

- po pierwsze uczenie studentów warsztatu naukowego na wysokim, światowym poziomie;

- po drugie- umożliwienie wymiany myśli w środowisku międzynarodowym, otwarcie na idee obce, ale również umożliwienie zaistnienia w światowym obiegu wiedzy.

Co do pierwszego punktu to nie ma chyba wątpliwości, że nie wszystkie ośrodki umożliwiają kształcenie naukowe na odpowiednim poziomie a zdarzają się środowiska, w których ewidentnie brak znajmości tak podstawowych przecież reguł zapisu bibliograficznego czy zasad odwoływania się do źródeł (choć wydawałoby się, że na seminariach powinni się tego wszyscy nauczyć).

Co do drugiego celu to po pierwszych pracach redakcyjnych mogę śmiało stwierdzić, że czeka nas jeszcze dosyć dużo wysiłku, żeby zmienić świadomość, co do istnienia międzynarodowych standardów naukowych. Nie jest to tylko problem znajomości harwardzkiego zapisu bibliograficznego, czy standardów Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, które to standardy są milcząco przyjmowane przez wielu autorów i redaktorów międzynarodowych czasopism naukowych, ale rudymentarnej ignorancji w zakresie tak podstawowych spraw jak konieczność cytowania źródeł angielskojęzycznych w tekście napisanym po angielsku (a nie ich tłumaczeń).

W niniejszym tomie wszystkie teksty zostały zebrane w 5 rodziałach: Etyka, Transgresja, Doświadczenie, Dynamika, Ekspresja. Jakikolwiek podział dyscyplinowy nie miałby tu sensu ze względu na dużą rozbieżność tematyczną oraz interdyscyplinarność. Wyprowadzenie ontologicznie nieco bardziej pojemnych kategorii pozwoliło uniknąć intelektualnego „szarpania się” z dylematami granic dyscyplin naukowych- zresztą ten zabieg sprawdził się już dwukrotnie: raz w porzypadku poprzedniego tomu Ogrodów nauk a potem w przypadku czasopisma. Mam nadzieję, że łaskawy czytelnik i łaskawa czytelniczka ocenią zawarte tu prace wysoko.

7

Etyka

Radosław Michalski

[email protected]

Władza w dobie postsekularnej

Mogłoby się wydawać, że mówienie o polityce w zestawieniu z jakąkolwiek myślą religijną

jest dzisiaj, w Europie XXI wieku, właściwie niemożliwe, chyba że pokusimy się o analizę historyczną.

Cywilizacja euroatlantycka od dawna żyje bowiem hasłami rozdziału przestrzeni polityki, tej

rozumianej w wąskim sensie jako sprawowanej władzy państwowej, od sfery religii. Nie chodzi tu

tylko o wolność wyznania i przekonań, swobody religijne czy odrębność państwa od instytucji

religijnych. Ale o sytuację, w której przejawy religii i religijności w życiu publicznym znajdują się coraz

częściej „na cenzurowanym”. Warto przytoczyć choćby zakaz noszenia muzułmańskich chust i

zakrywania twarzy w europejskich szkołach i urzędach. Nie mówimy tu więc nawet o zdejmowaniu

znaków religijnych z budynków podlegających jurysdykcji państwowej, ale o ograniczeniu swobody

manifestowania własnej religijności.

Nie chodzi zatem tylko o zakaz głoszenia religii przez państwo, ale także o pewne

kontestowanie niedyskutowanych do tej pory symboli i sposobów praktykowania.

Politykę, w najwęższym spektrum, znamy głównie z krótkiej definicji jako „sztukę zdobycia i

utrzymania władzy”. Rzecz jasna składa się na nią szereg elementów i narzędzi, którymi posiłkują się

sprawujący władzę. Sama jednak władza wymaga pewnego uzasadnienia i legitymizacji. Fakt, że -

przynajmniej w naszym kręgu kulturowym - pochodzi ona współcześnie z demokratycznego wyboru,

nie legitymizuje wszelkich podejmowanych przez nią decyzji i nie uzasadnia faktu poddania jej tych,

którzy głosowali inaczej. Co więc sprawia, poza środkami przymusu, że godzimy się na sprawowanie

nad nami władzy? Co ją konstytuuje? Co pozwala jej decydować w kwestiach fundamentalnych, czy

są sfery spod niej wyjęte i czy można być jej nieposłusznym?

Współczesna debata dotycząca procesów sekularyzacyjnych toczy się gównie w Stanach

Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Zjawiska te są poddawane analizie ze strony nauk

społecznych od filozofii i teologii, przez socjologię do politologii. I właściwie, chcąc w sposób pełny

przedstawić niuanse procesów sekularnych i postsekularnych, trzeba dotknąć po trosze każdej ze

wspomnianych nauk.

8

Postsekularyzm i co z niego dla świata wynika

Sam termin „postsekularyzm” nie określa dokładnie epoki ani stanu, do którego się odnosi.

Wskazuje raczej na zakończenie pewnego etapu, który można nazwać „sekularyzmem” i wejście w

stan nowy. Nie ocenia, czy mamy do czynienia ze światem zsekularyzowanym, czy po prostu z

okresem, który nastąpił po wyczerpaniu się procesów sekularyzacji, bez właściwej zmiany przestrzeni,

w których zachodziły. Postsekularyzm następuje zatem po zakończonej epoce sekularnej. Jak może

wyglądać? Różni myśliciele prezentują różne jego koncepcje i wyznaczają mu różne ramy czasowe,

określając go albo jako sferę już „dokonaną”, albo jako kolejny element pewnej, ciągnącej się przez

wieki narracji.

Same pojęcia „sekularyzm” i „sekularyzacja” są różne. To drugie oznacza przejęcie

zwierzchności i władzy nad daną sferą działania przez instytucje świeckie, np. sekularyzacja państwa

krzyżackiego w roku 1525. Sekularyzm natomiast to brak zależności między kwestiami religijnymi a

przestrzenią publiczną. W skrajnej koncepcji sekularnej religia pozostaje sferą prywatnej praktyki

podporządkowaną nadrzędnemu prawu państwowemu.

Często jednak współcześnie w debacie używa się ich zamiennie, mając na myśli zakres

pojęciowy słowa „sekularyzm”. Podobnie w niniejszym tekście, będziemy używać zamiennie tych

dwóch określeń.

Jak zauważa Robert Alford, procesy sekularne i w ogóle dostrzeżenie problemu w związku

religii z polityką ma miejsce w krajach politycznie niejednorodnych1. Jak się okazuje, niekoniecznie.

Obok bowiem religii konkurencyjnych, mogących potencjalnie walczyć o wpływy i równy status w

państwie, zwiększa się procent osób niewierzących w ogóle, domagających się zerwania relacji

pomiędzy polityką a religią.

Tadeusz Bartoś, filozof, były członek zakonu dominikanów, mówi o kryzysie religii w

przestrzeni publicznej zakorzenionym na przełomie XV i XVI wieku, kiedy to odkrycia naukowe

zawęziły krąg spraw wyjaśnianych dotychczas tylko na płaszczyźnie religijnej2. Wydaje się, że kryzys

ów mógł zostać dodatkowo pogłębiony przez rozdźwięk w stałej do tej pory strukturze

chrześcijaństwa zachodniego, związany z wystąpieniem Marcina Lutra w 1517 roku i powstały

wówczas „dualizm religijny”. T. Bartoś dodatkowo zauważa, że stan rozdźwięku, a właściwie

1 R. Alford. Religia i polityka. [w:] W. Piwowarski (red.), Socjologia religii. Antologia tekstów, Kraków 2007, s. 328. 2 T. Bartoś, M. Grabowska, M. Lilla, Czy religia jest wrogiem polityki? za: http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article144997/Czy_religia_jest_wrogiem_polityki_.html Wersja drukowana [w:] „Europa” dodatek do „Dziennika”, nr 208 (29.03.2008).

9

marginalizacji religii w przestrzeni publicznej, pogłębiły przemiany XIX i XX wieku, w których to

dotychczasową misję charytatywną, będącą domeną kościoła, przejęły organy państwowe3.

Amerykański historyk idei, Mark Lilla, przestawia z kolei koncepcję „teologii politycznej”4, w

której zderzają się dzisiaj ze sobą dwa reżimy – czysto religijny (np. reżim polityczny islamu) z

reżimem „świeckiej religii politycznej” zachodniego świata (np. USA)5. „Teologia polityczna” to, w

rozumieniu M. Lilli, dziedzina, w której ludzie odwołują się do Boga w uzasadnianiu działań

politycznych i władzy6.

Z poglądów M. Lilli wyłaniają się dwa paradoksy współczesnego świata, nieobce tezie

wysuniętej kiedyś przez Samuela Huntingtona w jego Zderzeniu cywilizacji7. Mianowicie rozdźwięk

między kulturą władzy religijnej krajów islamskich a cywilizacją chrześcijańską, czy też, jak woli mówić

dzisiejsza polityka, cywilizacją osadzoną na chrześcijańskiej tradycji.

Jedna z uproszczonych argumentacji głosi, iż islam - jako religia misyjna i wojująca - zlaicyzuje

się z czasem jak chrześcijaństwo w Europie, a różnica, którą widzimy obecnie, wynika tylko z faktu

późniejszego początku religii muzułmańskiej - o sześć wieków w stosunku do chrześcijaństwa.

Zwolennicy tej teorii cofali się o sześć wieków wstecz w historii Starego Kontynentu, pokazując

równie wojownicze wówczas oblicze religii chrześcijańskiej. Próbowali udowodnić w ten sposób, że

kryterium czasu zadziała także na religię islamu, powodując z czasem jej okrzepnięcie, przeniesienie

dogmatycznej debaty na łono wydziałów teologicznych i rezygnację z fanatyzmu oraz skłonności do

przemocy8.

W gruncie rzeczy zakłada to pełną liniowość rozwoju religijnego i całkowite podobieństwo

kulturowe ludów różnych narracji religijnych. Założenie to mówi zatem, że w zbliżonym przedziale

czasu religia osiąga taki a nie inny stan, spada próg jej misyjności oraz wpływ na sprawy społeczno-

polityczne. To spore uproszczenie, które przyjęte literalnie oznaczałoby np., że przed nami stoją wciąż

jeszcze 2-3 wieki konfliktu ze światem islamu.

3 Tamże. 4 Koncepcja ta jest również różnie definiowana przez różnych badaczy. W tekście przytaczamy jedynie jej rozumienie przez Marka Lillę. 5 T. Bartoś, M. Grabowska, M. Lilla, dz. cyt. 6 M. Lilla, Bezsilny Bóg. Religia, polityka i nowoczesny zachód, Warszawa 2009, s. 9. 7 Polskie wydanie: S. Huntington, Zderzenie cywilizacji, Warszawa 2007. 8 Warto zwrócić uwagę na omawiającą między innymi to zagadnienie pozycję: T. Asad, Formations of the Secular: Christianity, Islam, Modernity, Stanford 2003.

10

Innego zdania jest właśnie M. Lilla. W swojej książce Bezsilny Bóg. Religia, polityka i

nowoczesny zachód9 przypomina on doktrynę tzw. wielkiej separacji, w myśl której przestrzeń

polityczna powinna być wolna od przestrzeni religijnej, przy czym sama nie zajmuje jej miejsca.

Dodatkowo nie chodzi o wrogość do samej religii, a o uznanie jej całkowitej odrębności i innego niż

polityczny wymiaru10.

Socjolog i politolog Jadwiga Staniszkis zwraca uwagę na procesy sekularne jako na zbiór

pewnych cykli. Początku tych procesów, w kształcie jaki dziś także obserwujemy, upatruje najgłębiej

spośród prezentowanych badaczy, a mianowicie już w średniowiecznym sporze o uniwersalia11. Od

tamtej pory, jak uważa J. Staniszkis, nieustannie w przestrzeni publicznej obserwujemy napięcie

między procesami sekularnymi a postsekularyzmem, rozumianym jako przezwyciężenie tego

pierwszego. W tej optyce zjawiska sekularne XX wieku są kolejną emanacją średniowiecznego

konfliktu, choć w oparciu o nowe zdarzenia i przesłanki. Jak jednak podkreśla polska myślicielka,

władza w świecie postsekularnym ma często poważny problem z określeniem i uzasadnieniem

przestrzeni tabu i moralności, którą musi się posługiwać. Jak stwierdza badaczka, postsekularyzm to

jedna ze strategii rozumienia dzisiejszego sieciowego społeczeństwa12.

Inni zwracają uwagę na to, że właściwa epoka sekularna nastąpiła w połowie XX wieku i albo

jesteśmy w jej schyłkowej fazie, albo też niedawno się zakończyła. Świat po drugiej wojnie światowej

znalazł się na rozdrożu, pomiędzy kulturą sekularną a różnorodnymi formami religijności13.

Georg Weigel zwraca uwagę na proces sekularyzacji jako na słuszny i zakończony już etap

odejścia w przeszłość doktryny sojuszu tronu z ołtarzem. Zakończył się etap sekularyzacji rozumianej

wąsko, jednak religia ma do zaproponowania społeczeństwu coś więcej – przestrzeń wartości14.

9 Wydana w USA w 2007 roku pod tytułem: The Stillborn God, co w dosłownym przekładzie oznaczałoby „Bóg poroniony”; tłumacz Jarosław Mikos uznał, że „Bezsilny Bóg” lepiej odda myśl amerykańskiego autora. 10 M. Lilla. dz. cyt. s. 310. 11 Paradoksalnie można powiedzieć, że spór ten sięga starożytności, bowiem jest przedłużeniem debaty o istnieniu świata idei, a ta bliska była myśli i czasom Platona i Arystotelesa. 12J. Staniszkis. Odzyskiwanie czasu. Za: http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article121578/Odzyskiwanie_czasu.html 24.11.2009. Wersja drukowana w: „Europa” dodatek do „Dziennika”. nr 201 (09.02.2008). Dla klarowności przytoczę cały fragment wypowiedzi: „W moim rozumieniu tego fenomenu chodzi z jednej strony o nagłe uświadomienie sobie przedpolitycznych (często religijnych) korzeni nastawień i pojęć aktualnie występujących w świecie władzy. Moje odkrycie znaczenia nominalistycznego przełomu z późnego średniowiecza dla dzisiejszego funkcjonowania w strukturach sieci to właśnie taka konstatacja. Jednym z ubocznych skutków jest odkrycie wciąż aktualnej więzi z przeszłością, która wciąż wpływa na teraźniejszość. Z drugiej strony jest to dostrzeżenie na nowo potrzeby etyki, choć już niekoniecznie oznaczające powrót do wiary w jej religijne umocowanie. Chodzi o zasady moralne, tabu potrzebne także do tego, by łamiąc je świadomie, nadać głębię, dramatyzm własnemu multiplikowaniu siebie. By odzyskać utraconą zdolność doświadczania czasu: przed i po grzechu. A także - by przeżyć fenomen sumienia albo bunt. W obu wypadkach trzeba czuć opór norm, a nie bezwolnie dryfować. Wraca więc potrzeba moralności - by pogłębić spektakl własnego przepoczwarzania siebie, by w dramacie zmagania się z tabu rozpoznać granicę przestrzeni (nie tyle możliwości, ale i naszej własnej woli) i w ten sposób dotrzeć w sobie do osoby ludzkiej”. 13 M. King, Postsecularism. The hidden Challenge to extremism, Cambridge 2009, s. 9.

11

Ostatnią głośną debatą dotyczącą wspomnianych procesów był dialog pomiędzy dwoma

niemieckimi myślicielami – Jürgenem Habermasem i Josefem Ratzingerem, jeszcze zanim ten ostatni

został wybrany na następcę Jana Pawła II15.

Lewicowy myśliciel niemiecki przedstawia koncepcję porozumienia przestrzeni religii i

polityki, o ile ta pierwsza zrezygnuje z części swoich roszczeń. To ciekawa koncepcja, szczególnie jeśli

zauważy się, że do tej pory sam J. Habermas wypowiadał się o religii z dystansem i powściągliwością,

jeśli chodzi o sferę życia politycznego. Niemiecki naukowiec zauważa, iż instytucje polityczne często

nie są w stanie na nowo wytworzyć w sobie i rozwijać sfery normatywnej, a co za tym idzie, pyta J.

Habermas, czy są w stanie uzasadnić swoje rządy16?

Warto przytoczyć jeszcze jeden pogląd opozycyjny do przedstawionych. Rumuński politolog,

Vladimir Tismaneanu, prezentuje tezę, w której społeczeństwa Europy Wschodniej po upadku bloku

komunistycznego wracają do przestrzeni religii i mitu. Podkreśla jednak, że jawi się to jako problem,

bo wraz z tym odradza się w pewnej mierze nacjonalizm, a ten, jak wiemy z historii, potrafi przybrać

niebezpieczne kierunki i niekontrolowany stać się źródłem tragedii17.

Władza w świecie czy nad światem, umowa społeczna czy namaszczenie?

Patrząc na historię władzy w znanych nam cywilizacjach zwykle widzimy ścisłe połączenie tejże z

wierzeniami religijnymi. Jak pisaliśmy już wcześniej, początkowo miało to związek z religijną domeną

14 G. Weigel, Katedra i sześcian. Europa, Stany Zjednoczone i polityka bez Boga, Warszawa 2005, s. 129-130. 15 J .Habermas, J Ratzinger, The dialectics of secularization. On Reason and Religion, San Francisco 2006. 16 J. Habermas. Religia potrzebuje nowego przekładu, [za:] http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article45920/Rozum_i_wiara_Zachodu.html 25.11.2009. Wersja drukowana [w:] „Europa” dodatek do „Dziennika” nr 1 (7.04.2004): „W wierze religijnej spoczywa nietknięte to wszystko, co społeczeństwo utraciło w procesie laicyzacji i modernizacji. Dlatego wiara religijna i współczesne społeczeństwo muszą znów wejść ze sobą w dialog. Wolne demokratyczne państwo opiera się na przedpolitycznych podstawach moralnych. Istnieje pięć głównych aspektów tego ufundowania. Po pierwsze, jest wątpliwe, czy demokratyczne państwa konstytucyjne same z siebie posiadają siłę do tego, by odświeżać swe zasoby normatywne; innymi słowy, jest wątpliwe, czy po całkowitej sekularyzacji prawa nowożytna władza polityczna jest jeszcze w stanie odwoływać się do świeckiego, czyli niereligijnego i postmetafizycznego uzasadnienia swoich rządów. Po drugie, nawet jeśli uznamy, że takie uzasadnienie jest możliwe, wątpliwe pozostanie, czy światopoglądowo pluralistyczna świadomość wspólnotowa potrafi się normatywnie utrzymać i utrwalić w odniesieniu do czysto formalnego konsensu, ograniczającego się wyłącznie do abstrakcyjnych zasad postępowania i minimalnego modus vivendi. Założywszy jednak, że i to jest możliwe, pojawia się natychmiast trzecia wątpliwość, czy postępująca sekularyzacja społeczeństwa nie doprowadzi w końcu do całkowitego wyschnięcia przedpolitycznych źródeł obywatelskiej solidarności. Diagnozy takiej nie trzeba wcale stawiać w języku radykalnej krytyki rozumu, która dążyłaby do usunięcia „teologicznej wartości dodatkowej” z dialogu między rozumem a objawieniem. Wprost przeciwnie - i to jest czwarty aspekt owego ufundowania - proponuję, by pojmować kulturową i społeczną sekularyzację jako podwójny proces wzajemnego uczenia się, tak przez tradycję oświecenia, jak i przez formacje religijne właściwych im ograniczeń”. 17 V. Tismaneanu, Wizje zbawienia. Demokracja, nacjonalizm i mit w postkomunistycznej Europie, Warszawa 2000, s. 152-153.

12

pełnego i ostatecznego wyjaśnienia wszystkiego. Religia była formułą tak kompleksową, przy

rozwijających się dopiero i narażonych na liczne błędy systemach naukowych, że, jak wspominał

przytaczany już T. Bartoś, mówiła ostatecznie o wszystkim. Dodatkowo osoba mająca kontakt z

bóstwem lub bóstwami była uważana za w specjalny sposób predestynowaną do pełnienia władzy. W

religiach starożytnych władca często był utożsamiany z bóstwem lub przynajmniej posiadał boskie

atrybuty. Nie mówimy tu tylko o ludach pierwotnych, również demokracja ateńska uśmierciła

Sokratesa, obok zarzutów zdrady stanu i psucia młodzieży obwiniając go także o nieuznawanie

bogów.

Cywilizacja zachodnioeuropejska już po upowszechnieniu się chrześcijaństwa również uznawała

za cywilizowane to księstwo czy królestwo, którego władca nosił papieską koronę. Nie chodziło tu tyle

o atrybuty boskości samego władcy, co o uznanie, że został on namaszczony za pośrednictwem

kościoła na władcę w imieniu boga. O utracie tego przywileju przekonał się dotkliwie Henryk VI,

którego polityczni oponenci wykorzystali wycofanie papieskiego błogosławieństwa i wzniecili

wewnątrzpaństwowe niepokoje.

Patrząc na podział władzy według Maxa Webera widzimy trzy możliwości: władzę

charyzmatyczną, tradycyjną i legalną18. W zasadzie każdy z tych trzech typów mógł być

sankcjonowany także podłożem religijnym. Nie chodzi tu oczywiście o rozumienie swojej misji przez

pełniących władzę, choć mogło być ono zbieżne z rozumieniem większości społeczeństwa, co raczej o

rozumienie władzy przez rządzonych.

Władzy takiej towarzyszyły nadane przez bóstwo lub bogów pewne niezmienne zasady. Nie jest

istotne to, czy miały one charakter objawiony, czy spisany przez ludzi, ich pochodzenie rozumiano

jako „ponadstanowione”, ludzie nie mogli go zmienić, bowiem nie byli w takim ujęciu jego twórcami,

mogli być, a właściwie być musieli, jego strażnikami wobec siebie. Jeśli ktoś wystąpiłby przeciw

takiemu prawu - niezależnie od tego, czy był pełniącym władzę, czy jej podległym - i występek ten

zostałby upubliczniony, musiał ponieść karę. Więcej nawet - jeśli występek nie był jawny i tak

popełniający go powinien mieć świadomość, że ostateczny prawodawca widzi go i ukarze, choć

niekoniecznie natychmiast19.

Wspominana wcześniej Jadwiga Staniszkis przeciwstawia sobie dwie logiki rozumienia świata

poprzez rozumienie czasu. Z jednej strony mamy czas historyczny, rozumiany w religiach

chrześcijańskich, jako powrót do początku. Koniec świata oznacza bowiem powrót do stanu wiecznej

18 M. Weber, Gospodarka i społeczeństwo. Zarys socjologii rozumiejącej, Warszawa 2002, s. 160 (szersze omówienie typologii s. 158 – 227). 19 Można spojrzeć choćby na starotestamentalne księgi biblijne, w których odpowiedzialność za niemoralny czyn przodka poprzez pojawiające się nieszczęścia rozciąga się na kolejnych kilka pokoleń.

13

szczęśliwości sprzed powstania czasu jako takiego. Tymczasem w logice oświeceniowej czas zmierza

w kierunku królowania rozumu. Ta niedookreślona data i zdarzenie nie ma nic wspólnego z

początkiem czasu, a jest jego zwieńczeniem, do którego ludzkość zmierza poprzez coraz to nowe

odkrycia i badania.

Paradoksalnie ta „czasowa dygresja” ma znaczenie także w rozumieniu władzy. W pierwszym

przypadku mieliśmy do czynienia z działaniem przygotowującym ludzkość na „zamknięcie” czasu i

powrotne przyjście. Tymczasem w nastawieniu się na królowanie rozumu współczesne działania,

nawet jeśli są opresyjne, podkreśla J. Staniszkis, usprawiedliwia je zmierzanie do lepszego,

„rozumniejszego” jutra20.

Władza w czasach uzasadniania jej stricte przez pryzmat religii musiała, jak wspomnieliśmy

wcześniej, podlegać pewnym obostrzeniom. Nie mogła przekraczać religijnych nakazów, w

przeciwnym razie sama siebie delegitymizowała. Jeśli władca miał atrybuty boskie, musiał liczyć się w

pewnym sensie z kastą kapłanów, która miała wpływ na jego wizerunek i społeczną akceptację.

Przykładami mogą tu być kultury starożytnego Egiptu, gdzie - mimo typowo boskiego traktowania

faraona - musiał on pozostawać w dialogu z kapłanami i tradycją. Odstępstwo od niej mogło

doprowadzić do zachwiania struktury społecznej.

Niemniej jeśli pełniący władzę przestrzegał tych zasad mógł cieszyć się właściwie niezagrożoną

wewnętrznie pozycją. Poddani akceptując lokalną religię akceptowali władcę, a to, czy jest on dobry,

czy zły, nie musiało być wcale rozpatrywane w przestrzeni politycznej korzyści. Wręcz przeciwnie,

decyzje władzy oceniane były przez pryzmat religijnej moralności co do intencji i konsekwencji,

sprawcy i działania.

Paradoksalnie pełnienie władzy było prostsze. Przy połączeniu przestrzeni głęboko wewnętrznej,

jaką jest przeżycie religijne, z zewnętrznym zarządzaniem daną wspólnotą, władca regulował zasady

życia w oparciu o prawo religijne21. Nie mogła zatem istnieć formalna legalna opozycja do władcy, bo

przez sam fakt zaistnienia występowałaby wbrew prawu. Jak wskazaliśmy wcześniej, zaistniała, ale

dopiero po rozbiciu jedności religii, kiedy walka polityczna usankcjonowana była poprzez walkę o

religié słuszniejszą i prawdziwszą, a oponent miał status uzurpatora.

Tymczasem dzisiaj kultura zachodnia osadza się na innych fundamentach. Jak mówi M. Lilla:

„Teologia polityczna to doktryna, która legitymizuje władzę publiczną, opierając się na objawieniu. A

20 J. Staniszkis, Odzyskiwanie…,. dz. cyt. 21 Nawet jeśli istniało odrębne prawodawstwo świeckie, to było ono rozpisanym w paragrafach zapisem objawienia, porządkującym przestrzeń życia społecznego. Np. karano cudzołóstwo, sodomię, eutanazję itp. opierając się na przekonaniu o ich nienaturalności, a więc sprzeniewierzeniu się przez nie pewnemu wewnętrznemu, objawionemu prawu.

14

tym, co wyróżnia nowoczesny Zachód, jest fakt, że rozwinęliśmy sposób legitymizowania władzy bez

odwoływania się do objawienia. Nie oznacza to, że wyrzucamy religię poza obszar życia publicznego

ani że wszystkie społeczeństwa weszły na drogę sekularyzacji. Natomiast znaczy to, że kiedy mamy

legitymizować najważniejsze instytucje, w obrębie których żyjemy, akceptujemy zasadę, iż ludzie

rządzą sobą sami”22.

Zdaniem amerykańskiego naukowca Zachód z jednej strony zrezygnował z koncepcji teologii

politycznej, od czasów Hobbesa i jego następców przyjmując, że ludzie mogą rządzić na podstawie

własnych praw, z drugiej strony wciąż jeszcze przestrzeń polityczna zmaga się z tematami religii.

Władza nie jest w stanie dokonać owej wielkiej separacji, o której wspominaliśmy wcześniej. Z

całkowitym sekularyzmem czuje się nieswojo.

Gdy ciężar ustanawiania władzy przeniósł się do przestrzeni „umowy społecznej” w oderwaniu od

religii, negocjowalnym stało się praktycznie wszystko. Nakazy religijne zastąpiło wprawdzie coś

nazwanego enigmatycznie „prawem naturalnym”23, jednak i ta przestrzeń, jako odkrywana, a nie

nadana- objawiona, mogła podlegać negocjacji.

Władza postsekularna - nieograniczona czy skurczona?

Władza ustanowiona na drodze demokratycznego konsensusu staje przed koniecznością

udowodnienia racji swojego istnienia i działania. Skoro ludzie się na nią „umówili”, to w jaki sposób

mogą się rozmyślić? Jeśli ktoś uważa, że nie ma ochoty partycypować w tak ułożonej społeczności, jak

może znaleźć inną? Co powstrzymuje mniejszość (czasami nie taką małą) przed oderwaniem się od

większej państwowej całości i atomizacji? I wreszcie, choć pytanie to może odbiegać od naszych

głównych rozważań, w jakich kategoriach, poza przestępstwem, można analizować złamanie prawa?

Czy w grę wchodzą jakieś kategorie moralne? M. Weber uzasadniał to pojęciem „wiary

legitymizacyjnej”, a więc wiary w działanie systemu władzy oraz w to, że nie jest on wrogi wobec

naszego systemu wartości.

Możemy spojrzeć na władzę jako na sferę minimum. Będzie ona kontrolowała tylko żywotne

funkcje struktury społecznej, nie mieszając się zupełnie do sfery moralności. Zabezpieczy np.

własność prywatną, życie ludzkie oraz sprawiedliwe prowadzenie interesów pomiędzy rożnymi

grupami (taką funkcję pełni władza sądownicza i rozjemcza), pozostawiając wszystko poza tym

22 T. Bartoś, M. Grabowska, M. Lilla, dz. cyt. 23 Trudno dookreślić ten termin, zważywszy, ze może ono, w zależności od kontekstu oznaczać prawo silniejszego obecne w naturze, lub pewne minima moralia, życia społecznego.

15

prywatnej sferze życia społecznego. Prywatne szkoły i ośrodki będą kierowane prze ludzi o wspólnych

wierzeniach. Władza nie ingeruje w nie, bowiem są poza przestrzenią jej kontroli, o ile nie

przekraczają prawa „minimum”.

Może też stać się władza maksimum. Władza w tym wydaniu założy, iż są elementy niezależne od

religii i wyznawanych przekonań i obecne ponad nimi, które - nawet siłą - należy narzucić

obywatelom i pilnować ich przestrzegania. Władza maksimum stanie się czymś w rodzaju świeckiej

religii. Wyznawca rodzi się w niej, a sam akt narodzin jest niejako aktem specyficznej „religijnej”

inicjacji. Po przyjęciu dorosłości dochodzi do pełnych praw wspólnoty, zarówno przywilejów, jak i kar

(podobnie jak obecnie ma to miejsce np. w strukturze instytucji religijnych), może zostać

urzędnikiem, a więc „kapłanem nowej religii”, albo pozostać tylko jej wyznawcą, nie może się z nią

jednak nie zgodzić, wówczas bowiem, jako heretyk rozbijający wspólnotę, musi zostać od niej

odseparowany.

Taka „władza maksimum” zabroni np. chodzenia w chustach w imię działań rozjemczych między

wspólnotami religijnymi i działania prewencyjnego – nie prowokowania. Zabroni noszenia na szyjach

religijnych symboli w miejscach pracy, bowiem urzędnicy i pracownicy muszą zachowywać i

epatować neutralnością, z tym jednym wyjątkiem, że są władzy podlegli. Pozostaje pytanie o

koincydencję świąt religijnych z dniami wolnymi od pracy w danym państwie. Czy należy znieść dni

wolne, aby nie preferować jednej orientacji religijnej, czy raczej znieść w dni już wolne od pracy

święta religijne albo nazwać je w sposób mniej prowokujący dla osób o innym światopoglądzie, jak

ma to miejsce w niektórych miejscach Europy? Państwo maksimum, jeśli chce być wierne zasadzie

neutralności, powinno wprowadzić zasadę równie maksymalnej separacji i oddzielenia sfery

publicznej od religijnej.

Władza minimum stwarza jednak pewne społeczne ryzyko - atomizacji i kastowości czy wręcz

gettyzacji różnych struktur. Istnieje realne ryzyko tworzenia się „państw w państwie”, sfer

społecznych wyjątkowo hermetycznych ze względu na dzielące ich różnice.

Władza maksimum to tak naprawdę świecka forma religijności, w której naczelnym dogmatem

jest unikanie wszystkiego, co jest związane z inną religią. Skrajną formą takiej władzy było albańskie

państwo ateistyczne wprowadzone przez Envera Hodżę. W nim jednak komunizm przejął rolę religii.

Czy jest możliwa „trzecia droga”, nie popierająca skrajności? Postsekularyzm jest także

rozumiany, jak wspomnieliśmy wcześniej, jako etap po zakończeniu sporu między sferami religii i

władzy politycznej. Można go określić jako twierdzenie, iż ani państwo religijne, ani ateistyczne nie

jest rozwiązaniem konfliktu religia- polityka. Pytanie, czy w ogóle konflikt musi istnieć przy

16

zachowaniu pewnych zasad. Jak przypomniał J. Habermas - niekoniecznie, wszelako przy dobrej woli

tak polityków, jak i religijnych przywódców, a właściwie wszystkich wierzących. Jak podkreśla

Habermas, postsekularyzm nie musi oznaczać odrzucenia religii i religijności: „W publicznej

świadomości społeczeństwa postsekularnego odzwierciedla się pewien wgląd normatywny, który nie

jest bez konsekwencji dla wzajemnego obcowania ze sobą wierzących i niewierzących. Zgodnie z tym

rozpoznaniem, modernizacja świadomości publicznej opiera się na wtórnej transformacji treści tak

świeckich, jak religijnych, które ulegają w niej urefleksyjnieniu. Kiedy obie strony uznają, że proces

sekularyzacji jest w istocie komplementarnym, podwójnym procesem wzajemnego uczenia się,

zaczną poważniej traktować nawzajem swe argumenty w najbardziej zapalnych sporach współczesnej

sfery publicznej”24. Zarazem Habermas ostrzega przed ryzykiem konfliktu między religią a

nierozumiejącą jej polityką. Ta pierwsza może wówczas przyjąć formy ekstremizmu dla obrony

swoich, jak wierzą jej wyznawcy, niezbywalnych prerogatyw. W ten sposób powraca problem,

obecnego także dzisiaj, fundamentalizmu25.

Jadwiga Staniszkis zwraca uwagę na specyfikę Traktatu Lizbońskiego, mającego tworzyć trzon

prawny Unii Europejskiej. Traktat, według polskiej socjolog i politolog, pozostawia duże pole

„stawania się”, a więc przestrzeni, która dopiero ma być zapełniona przez indywidualne, specyficzne

dla danego kraju potrzeby. Warunkuje je kultura, tradycja polityczna i historia danego państwa. Sam

zaś traktat zastrzega jedynie standardy minimalne, konieczne do spełnienia w ramach struktury

europejskiej26.

Być może taki projekt jest odpowiedzią na potrzebę umiejętnego pogodzenia ze sobą przestrzeni

władzy i wartości, które budowane są w społeczeństwach przez wieki tradycji religijnej. I choć dzisiaj

prawa państwowe nie odwołują się wprost do ksiąg objawionych, to przecież powtarzają zawarte w

nich prawa, odwołując się do własnego autorytetu lub do pierwotnych praw człowieka, o których

pisaliśmy wcześniej.

Tak rozumiana władza zachowuje swoje uprawnienia w niektórych dziedzinach, utrzymuje

jedność społeczeństwa w oparciu o wspólne elementy kulturowe, pozostawia jednak sferę religii

właśnie w grupach religijnych, o ile te nie przekraczają „praw podstawowych”.

Szczególnie ważne w tej koncepcji jest takie określenie praw fundamentalnych, aby z założenia

nie rodziły one konfliktu społecznego. Powinny być one poza sferą burzliwych negocjacji. Jeśli

24 J. Habermas, Religia…, dz. cyt. 25 J. Habermas. Wierzyć i widzieć, za: http://www.miesiecznik.znak.com.pl/habermas568.html 25.11.2009, wersja drukowana [w:] „Znak” nr 568, wrzesień 2002. 26 J. Staniszkis, Antropologia władzy, Warszawa 2009, s. 208.

17

bowiem będzie można nimi łatwo zachwiać, mogą stać się konfliktogenną iskrą i w przyszłości

eskalować konflikt.

Podsumowanie

Powyższe rozważania o władzy pokazują stojące przed nią wyzwania i problemy, które właściwie

wymagałyby szczegółowego omówienia i przestawienia. Po pierwsze - czy w ogóle możliwe jest

postawienie poważnie traktowanej religii poza polem polityki? Jeśli bowiem religia definiuje sprawy

ostateczne dotyczące jednostki podległej państwu, to jak można zakładać, że jednostka ta przyjmie, iż

jej działania w sferze państwowej, regulowanej umową społeczną, znajdują się poza nawiasem

przekonań religijno-moralnych? Oznaczałoby to konflikt fundamentalny między, na przykład,

religijnym zakazem wykonywania eutanazji jako zabójstwa a spełnieniem nakazu państwowego

mówiącym o konieczności wykonania danego uchwalonego przepisu. To nie jest nowy konflikt i

znaleźć możemy go choćby w sofoklesowej Antygonie, jego aktualność pokazuje jednak

nierozwiązanie problemu mimo kolejnych wieków prowadzenia debaty.

Pojawia się wreszcie nowe pytanie, aktualne w kontekście tworzącej się wciąż jeszcze struktury

Unii Europejskiej. Pytanie o kształt prawny, jaki ten twór przybierze. Czy będzie opierał się na

zasadzie regulowania minimum, czy raczej będzie chciał regulować maksimum zasad otaczającej nas

rzeczywistości społeczno-politycznej.

Władza minimum oznaczałaby ingerowanie tylko w fundamentalne, ważne dla bezpieczeństwa

społecznego kwestie oraz przestrzeganie zasad sprawiedliwości. Władza maksimum oznacza

ingerowanie w każdą przestrzeń obawiając się niebezpieczeństw drzemiących w przestrzeni także

religijnej.

Ostatecznie, o czym wspominaliśmy już wcześniej, w paradoksalnej ucieczce od religijności

znanej państwo może stać się niejako „autoreligijne”, swoje prawa uznając za prawa fundamentalne

stanowiących je za bogów lub proroków, a strzegących ich wypełniania jako namaszczonych. Taka

„świecka religijność” może stać się bardziej niebezpieczna niż obawy, jakie mogła nieść ze sobą znana

religijność.

Wreszcie państwa świeckie Zachodu nie będą w stanie podjąć dialogu z państwami opartymi na

religii, mimo że gdzieś w przeszłości Zachód zna podobne tradycje. Dzisiejszy język demokracji

zachodniej nie umożliwia porozumienia z językiem religijnym krajów Bliskiego Wschodu.

18

Postsekularyzm to, mimo wszystko, wciąż epoka niedookreślona. Nie znamy jej pewnego

kształtu, jeśli przyjmiemy, że interesuje nas ona jako etap następujący po całkowitym zakończeniu

procesów sekularnych władzy i jej instytucji. Dywagacje na temat władzy w epoce postsekularyzmu

są zatem obecnie w dużej mierze teoretyczne. Próba nagłego utworzenia państwowości świeckiej w

oderwaniu od religii obserwować mogliśmy ostatnio w krajach islamskich, Turcji i Iranie. W tej

pierwszej do władzy demokratycznej doszli w końcu także islamiści, w drugim z krajów mamy, pod

szyldem demokracji, także reżim religijny. Realizacja koncepcji wielkiej separacji jest procesem

długotrwałym i raczej niemożliwym do wprowadzenia za pomocą jednej ustawy.

Bibliografia

Alford R., Religia i polityka, [w:] Piwowarski W. (red.), Socjologia religii. Antologia tekstów, Kraków

2007.

Asad T., Formations of the Secular: Christianity, Islam, Modernity, Stanford 2003.

Bartoś T., Grabowska M., Lilla M., Czy religia jest wrogiem polityki?, „Europa” dodatek do „Dziennika”

nr 208.

Habermas J., Wierzyć i wiedzieć, „Znak” nr 568, wrzesień 2002.

Habermas J., Ratzinger J., The dialectics of secularization. On Reason and Religion, San Francisco

2006.

King M., Postsecularism. The hidden Challenge to extremism, Cambridge 2009.

Lilla M., Bezsilny Bóg. Religia, polityka i nowoczesny zachód, Warszawa 2009.

Piwowarski W. (red.), Socjologia religii. Antologia tekstów, Kraków 2007.

Staniszkis J., Antropologia władzy, Warszawa 2009.

Tismaneanu V., Wizje zbawienia. Demokracja, nacjonalizm i mit w postkomunistycznej Europie,

Warszawa 2000.

Weber M., Gospodarka i społeczeństwo. Zarys socjologii rozumiejącej, Warszawa 2002.

Weigel G., Katedra i sześcian. Europa, Stany Zjednoczone i polityka bez Boga, Warszawa 2005.

Netografia

19

Habermas J., Religia potrzebuje nowego przekładu, http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article4

5920/Rozum_i_wiara_Zachodu.html (25.11. 2009).

Staniszkis J., Odzyskiwanie czasu,

http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article121578/Odzyskiwanie_czasu.html (25.11.2009),

wersja drukowana [w:] „Europa” dodatek do „Dziennika”, nr 201 (09.02.2008).

20

Bartosz Fingas

[email protected]

Prawo naturalne wg św. Tomasza z Akwinu a jego znaczenie dla filozofii

Św. Tomasz z Akwinu był jednym z najbardziej wszechstronnych filozofów i teologów w

dziejach filozofii. Nie mógł więc pominąć w swoich rozważaniach jednego z najważniejszych

zagadnień metafizyki, filozofii politycznej i antropologii, jakim jest prawo naturalne. Oczywiście, nie

on pierwszy podjął się tego problemu - jak pisze Leo Strauss, zagadnienie to jest tak stare, jak namysł

nad polityką i państwem1, co świadczy o jego doniosłej roli w filozofii. Postaram się pokazać, że

zagadnienie to nie straciło współcześnie na aktualności, a co więcej, większość poglądów

filozoficznych na prawo, moralność, politykę, czy działanie człowieka w sposób jawny lub ukryty

akceptuje jakąś formę prawa naturalnego albo jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i powszechną

praktyką działania ludzkiego.

Akwinata definiuje ogólnie prawo, jako: A. „rozporządzenie rozumu B. dla dobra wspólnego

C. nadane i publicznie obwieszczone D. przez tego, kto ma pieczę nad wspólnotą”2. Cecha A jest

niezwykle ważna w myśli tomistycznej, ponieważ przeciwstawia się woluntarystycznej koncepcji

prawa. Źródłem, miarą i normą prawa jest dla Tomasza rozum3. Konsekwencją takiego stanowiska,

jest pogląd, że prawo musi być racjonalne; wszelka arbitralność i nieracjonalność sprawia, że dany

nakaz, czy norma nie mogą być uznane za prawo. Wynika z tego, że samowola króla w monarchii, czy

ludu w demokracji, która nie liczy się z racjonalnością, jest bezprawna.

Cecha B wypływa z przekonania, że człowiek jest z natury istotą społeczną i polityczną, czego

konsekwencją jest fakt, że nie może być szczęśliwy nie współżyjąc z innymi ludźmi. Prawo kieruje

działaniem, a każde działanie ma na celu w ostatecznej instancji szczęście. Ze społecznej natury

człowieka wynika, że dobro wspólne jest ważniejsze, niż szczęście pojedynczej osoby. Prawo nie może

1 „Życie polityczne we wszystkich swoich formach z konieczności wskazuje na problem prawa naturalnego jako problem nieunikniony. Świadomość tego problemu nie jest starsza aniżeli nauki polityczne, ale jest im współczesna” - L. Strauss, Prawo naturalne w świetle historii, Warszawa 1969, s. 79. 2 Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, q. 90, 4, http://www.katedra.uksw.edu.pl/suma/suma_indeks.htm , 23.10.2009. 3 Tamże, I-II, q. 90, 1; por. G. Weigel, Lepsza koncepcja wolności, „Teologia Polityczna”, 2009-2010, nr 5, s. 273 – 283.

21

więc umożliwiać szczęście jednej osobie, jednocześnie odbierając je drugiej. Prawo które

uprzywilejowywałoby część wspólnoty kosztem drugiej części lub które miałoby na celu jedynie

dobro partykularne nie byłoby prawem w rozumieniu Tomasza4.

Prawo jest normą i miarą postępowania, a więc aby działać zgodnie z nim, trzeba je znać.

Dlatego prawo, aby nabrało mocy wiążącej musi być obwieszczone tym, którzy mają się nim kierować

(cecha C)5.

Skoro celem prawa jest dobro wspólne, to nadawać je może ktoś, kto kieruje daną wspólnotę

do dobra wspólnego (cecha D). Powiedzielibyśmy więc, że prawa nadaje i obwieszcza suweren danej

wspólnoty (państwa). Autor Sumy teologicznej pozostawia kwestię otwartą, czy tym suwerenem jest

jednostka (król), czy wielość osób (arystokracja, lud)6. Ważniejsze dla wspólnoty jest bowiem to, czy

jej suweren kieruje się dobrem wspólnym, niż to, jaki jest ustrój państwa.

Św. Tomasz wyróżnia trzy rodzaje prawa: wieczne, naturalne i ludzkie. Każde z nich posiada

cztery wyżej wymienione i opisane cechy. Zanim przejdę do omówienia prawa naturalnego,

przedstawię pokrótce koncepcję prawa wiecznego, ponieważ stanowi ona kontekst niezbędny dla

zrozumienia tego pierwszego.

Prawo wieczne wiąże się z teleologicznym pojmowaniem świata. Według Tomasza, który

przyjął ten pogląd za Arystotelesem, każdy byt w świecie ma swój cel i do tego celu zmierza. W taki

sposób większość starożytnych i średniowiecznych filozofów tłumaczyło to, co my obecnie nazywamy

prawami przyrody. Według fizyki Arystotelesa każdy byt dąży do sobie właściwego miejsca. Twierdził

on, że kamień dąży do jak najniżej położonego miejsca, a ogień zmierzał do góry. Takie dążenia

cechowały również rośliny, zwierzęta (dążyły one do wzrostu, zdobywania pożywienia itd.) oraz ludzi.

Tomasz zasadniczo przyjął ten pogląd i stwierdził, że to Bóg nadał prawo wszelkim bytom, by dążyły

do sobie właściwego celu. To prawo rządzące wszelkimi bytami nazwał prawem wiecznym7.

Wśród bytów które podlegają prawu wiecznemu Tomasz wyróżnił te, które podlegają mu w

sposób nieświadomy (jak strzała nieświadomie zmierzająca do celu) oraz te, które spełniają jego

nakazy świadomie8 – tym drugim rodzajem bytów są ludzie, których rozum i wola pozwalają

poznawać cel i świadomie do niego dążyć.

4 Tamże, I-II, q. 90, 2. 5 Tamże, I-II, q. 90, 3. 6 Tamże, I-II, q. 90, 4. 7 Była to modyfikacja poglądu Arystotelesa, który uznawał, że o prawie możemy mówić tylko i wyłącznie w odniesieniu do ludzi. Zobacz: R. Tokarczyk, Klasycy praw natury, Lublin 1988, s. 39. 8 Św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q. 1, 2; por. tamże, I-II, q. 93, 6.

22

Z tego, co zostało powiedziane wynika, że koncepcja prawa wiecznego została zainspirowana

i bazowała na teleologicznej fizyce Arystotelesa, która jak wiadomo, w czasach nowożytnych została

kategorycznie zakwestionowana i obecnie nie ma ona racji bytu. Koncepcja prawa wiecznego została

odrzucona, a więc taki sam los powinien spotkać teorię prawa naturalnego, skoro jest ona częścią

prawa wiecznego9. Uważam jednak, że można bronić istnienia prawa naturalnego pomimo upadku

teleologicznej fizyki.

Po pierwsze, istotne jest wyżej przywołane rozróżnienie na byty świadomie i nieświadomie

dążące do swojego celu. Czymś innym jest bowiem wyjaśnianie ruchu cząsteczek, czy materii, a czymś

innym wyjaśnianie działania człowieka. Łatwo możemy sobie wyobrazić, że błyskawica pojawia się na

niebie bez celu, ale trudniej powiedzieć, że wszystko co robi człowiek jest bezcelowe. Gdy zapytamy

kogoś, po co robi daną rzecz, zapewne będzie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Również badania

psychologiczne często mają za zadanie ustalenie jaki był właściwie cel danego działania (np.

psychoanaliza twierdzi m.in., że człowiek ukrywa przed sobą samym cele, do których dąży).

Po drugie uważam, że można zmodyfikować koncepcję prawa wiecznego, by pogodzić ją ze

współczesnymi naukami przyrodniczymi. Jak wiadomo, nie badają one celów poszczególnych bytów,

tylko prawa zachodzące między zjawiskami. Jednak prawa te, jak wszystko co istnieje (zgodnie z

klasyczną koncepcją wyznawaną przez dużą większość filozofów), muszą mieć swoją przyczynę, rację

istnienia. Tą przyczyną jest Bóg. Ta interpretacja da się w pewien sposób pogodzić z myślą św.

Tomasza. Pisze on bowiem, że „prawo wieczne jest niczym innym, jak pomysłem Bożej mądrości, o ile

ona nadaje kierunek wszystkim czynnościom i poruszeniom”10. W podobnym tonie wypowiadali się

niektórzy fizycy, np. Albert Einstein twierdził, że chce poznać myśli Boga11, przy czym miał na myśli

prawa fizyki rządzące światem.

Na podstawie tego, co zostało powiedziane o relacji prawa naturalnego do wiecznego, można

ogólnie określić prawo naturalne, jako myśli bytu rozumnego, jakim jest człowiek, o tym, co jest jego

celem. Inaczej mówiąc prawo naturalne mówi, jaka jest przyczyna celowa działania człowieka.

Zgodnie z teleologiczną metafizyką Arystotelesa i Tomasza, wszystko dąży do celu, jakim jest

osiągnięcie doskonałości właściwej dla swojego gatunku. Człowiek dąży do celu, o ile ma

świadomość, że cel ten jest dobry – dlatego pierwszym przykazaniem prawa naturalnego jest: „Dobro

należy czynić i dążyć doń, a zła należy unikać”12. Jest to zasada tak oczywista w porządku

9 Por. L. Strauss, Prawo naturalne…, dz.cyt., s. 14-15. 10 Tamże, I-II, q. 93, 1. 11 S. Hawking, Krótka historia czasu. Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur, Warszawa 1990, s. 11. 12 Św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q. 94, 2.

23

praktycznym, jak zasada mówiąca, że nie można jednocześnie coś twierdzić i temu przeczyć13 w

porządku teoretycznym. Oczywiście tak ogólna przesłanka nie dostarcza nam żadnych realnych

wskazówek. Jednak zasada niesprzeczności również nie mówi nam nic o świecie, nie wnosi żadnej

realnej wiedzy, ale jest podstawą do jej formułowania. Nie można jej udowodnić, ale jest oczywista

sama przez się, tak samo, jako pierwsze przykazanie prawa naturalnego.

Tomasz uszczegóławia jednak zasady prawa naturalnego odwołując się do analizy struktury

bytowej człowieka. Zgodnie z poglądem Arystotelesa, który przyjmuje następnie Akwinata, człowiek

posiada trzy formy (natury). Jedna forma człowieka jest wspólna z roślinami, druga ze zwierzętami, a

trzecia jest specyficznie ludzka i wyróżnia nas od innych bytów. Arystoteles nazywa te formy duszami:

człowiek posiada odpowiednio duszę wegetatywną, zmysłową i rozumną. Tomasz powiada, że

człowiek dzieli ze wszystkimi jestestwami dążność do zachowania swojego bytu. Stąd wynika zakaz

popełniania samobójstwa oraz zabijania innych ludzi. Autor Sumy teologicznej pomija poziom duszy

wegetatywnej i przechodzi od razu do skłonności, które dzieli człowiek ze zwierzętami. Uważam, że

można uzupełnić ten brak wskazując, że na tym poziomie celem człowieka jest wzrost i rozwój

biologiczny. Z tego wynikałby zakaz ograniczania tego rozwoju poprzez okaleczanie, czy, w

odniesieniu do współczesnych problemów etycznych, np. zakaz eksperymentów na ludziach, które

mogłyby negatywnie wpłynąć na ich rozwój. Ze zwierzętami człowiek dzieli duszę zmysłową, co

przejawia się m. in. w dążeniu do łączenia się mężczyzny i kobiety oraz wychowania potomstwa.

Akwinata odwołuje się do arystotelesowskiego określenia istoty ludzkiej jako zwierzęcia rozumnego

(poznającego) i politycznego (z natury dążącego do życia we wspólnocie). Konsekwencją tego są

przykazania prawa natury mówiące, że człowiek ma prawo poznawać (powinien wystrzegać się

niewiedzy i nie powinien kłamać, by nie utrudniać dostępu do wiedzy innym) oraz powinien tak

układać stosunki z innymi ludźmi w ramach wspólnoty, by były one jak najlepsze, tj. nie powinien

obrażać innych i działać na ich szkodę14.

Z tak pojętym prawem naturalnym wiąże się sporo problemów, których to wszystkich nie da

się w tym miejscu poruszyć. Zapewne najważniejszym z nich jest problem powszechnego

obowiązywania prawa natury: skoro pierwsze zasady tego prawa są każdemu człowiekowi znane, to

skąd bierze się w świecie tyle zła będącego skutkiem ich łamania? Zapewne Tomasz żywił

optymistyczne przekonanie, że przy odpowiednim wysiłku każdy może poznać wnioski płynące z

pierwszych zasad prawa naturalnego. Każdy działa zgodnie z jego pierwszym przykazaniem, co

świadczy o tym, że za każdym razem, gdy człowiek rozpozna dane działanie jako złe, wstrzymuje się

13 Jest to tak zwana zasada niesprzeczności w języku klasycznego rachunku zdań brzmiąca: ~(p^~p). 14 Tamże.

24

od niego15. Jednak bardziej szczegółowe określenie, co jest dobrem wymaga wysiłku rozumowego,

namysłu. Poza tym, o ile w porządku teoretycznym (spekulatywnym) wnioski narzucają się siłą swojej

konieczności, o tyle w porządku praktycznym mamy do czynienia z działaniami, które mogą być takie

lub inne, tj. są przygodne, nie konieczne. Gdy przechodzimy do coraz to bardziej szczegółowych

wniosków z prawa naturalnego, stają się one coraz mniej bezwzględne i bardziej zależne od

okoliczności. Św. Tomasz pisze też, że rozum ludzki wskutek namiętności i złego nawyku (czy też

wychowania), ulega deprawacji, co przyczynia się do niemożności wyprowadzenia poprawnych

wniosków z prawa naturalnego16.

Z przygodności szczegółowych wniosków z prawa naturalnego wynika różnorodność prawa

pozytywnego, czyli stanowionego przez ludzi. Może się bowiem okazać, że określone działanie będzie

dobre w jednych okolicznościach, a złe w innych; podobnie to samo prawo ludzkie może być raz

dobre, a innym razem złe, w zależności od okoliczności. Jeśli chodzi o zgodność prawa ludzkiego z

naturalnym, to mamy u Tomasza dwa kryteria, negatywne i pozytywne. Jak już powiedzieliśmy,

prawo ludzkie musi mieć na uwadze dobro wspólne danej społeczności (co wynika ze społecznej i

politycznej natury człowieka). Jeśli więc dane prawo będzie sprzeczne z dobrem wspólnym, będzie

również sprzeczne z prawem naturalnym. W tym przypadku nie da się powiedzieć, który przepis

prawa jest zgodny z prawem naturalnym - możemy jedynie stwierdzić, który jest z nim sprzeczny.

Według autora Sumy teologicznej możemy jednak wyprowadzać wnioski z prawa naturalnego na

zasadzie uszczegóławiania oraz wnioskowania tak, jak to się dzieje w naukach spekulatywnych. Jeśli

chodzi o uszczegółowianie, Tomasz podaje tu przykład ukarania kogoś za złe uczynki: stwierdzamy, że

taka kara się należy, a następnie uszczegóławiamy, jaka ma to być konkretnie kara. Wyprowadzanie

wniosków z zasad ma miejsce z kolei np. wtedy gdy z zasady „nikomu nie należy czynić źle”,

wyprowadzamy wniosek „nie zabijaj”17.

Po skrótowym przedstawieniu poglądów św. Tomasza na prawo naturalne, chciałbym

postarać się odpowiedzieć na pytanie, jakie znaczenie mają one współcześnie? Z systemami

filozoficznymi dawnych myślicieli jest bowiem tak, że część pozostaje dla nas jedynie historyczną

ciekawostką, a część stanowi inspirację dla rozwiązywania współczesnych problemów z którymi

boryka się człowiek. Uważam, że w tym przypadku mamy do czynienia z tą drugą możliwością.

15 Co więcej, człowiek p o w i n i e n wstrzymać się od tego co uznał za złe. Konsekwentnie Tomasz twierdzi, że nie powinno się przyjmować chrześcijaństwa, jeśli nie uzna się najpierw, że jest ono dobre. Takie podejście jest wynikiem przypisania sumieniu dużej, a wręcz decydującej roli w moralności – S. Świeżawski, Święty Tomasz na nowo odczytany, Poznań 2002, s. 175-176. 16 Tamże, I-II, q. 94, 4. 17 Tamże, I-II, q. 95, 2.

25

Koncepcja prawa naturalnego, szczególnie ta pochodząca od Akwinaty ma zasadnicze

znaczenie dla czterech zagadnień filozoficznych. Po pierwsze jest ona stanowiskiem w dziedzinie

filozofii prawa, po drugie stanowi wyjaśnienie ludzkiego działania, po trzecie jest wyjaśnieniem

pochodzenia zasad moralnych, i jako taka jest stanowiskiem zarówno z dziedzinie etyki, jak i filozofii

politycznej, która to jest czwartą dziedziną wykorzystującą koncepcję prawa naturalnego.

Jak już była wcześniej mowa, prawo naturalne stanowi podstawę dla prawa ludzkiego, czyli

pozytywnego. Oznacza to, że prawo stanowione przez ludzi ma pewną obiektywną podstawę, dzięki

której możemy ocenić je jako sprawiedliwe lub niesprawiedliwe. Na początku XIX w. pojawił się

pogląd, że nie ma obiektywnej normy, zgodnie z którą moglibyśmy stwierdzić czy prawo jest

sprawiedliwe czy też nie. Jednym z najwybitniejszych przedstawicieli tego stanowiska był Hans

Kelsen, który był twórcą pozytywizmu prawniczego. Stwierdził on, że powinność (to, co człowiek

powinien czynić), nie może wynikać z bytu (stanu faktycznego świata), czego konsekwencją był brak

norm, na których prawo mogłoby się opierać18. Uznał, że moc obowiązująca wszelkiego prawa

pochodzi z normy podstawowej, która brzmi: „należy słuchać władzy” – tylko ona bowiem potrafiła

wytłumaczyć fenomen obowiązywalności prawa19. Pogląd ten prowadzi jednak do wniosku, że to, co

władca postanowi, jest prawem, tj. ma moc obowiązującą20. Doświadczenie dwudziestowiecznych

państw totalitarnych w najbardziej oczywisty sposób uczy nas, że nie wszystko, co jest legalne i

zgodne z prawem, jest sprawiedliwe. Żaden człowiek przy zdrowym umyśle nie przystałby na

stwierdzenie, że ustawy norymberskie nakazujące prześladować Żydów były sprawiedliwe. Do tego

prowadzi jednak odrzucenie prawa naturalnego, jako obiektywnej podstawy dla prawa stanowionego

przez człowieka21.

Omawiana koncepcja św. Tomasza jest także stanowiskiem, które wyjaśnia ludzkie działanie

oraz robi to w sposób najbardziej pełny, biorąc pod uwagę różne aspekty działalności człowieka i

czynniki, które mają na nie wpływ. Myśl tomistyczna wskazuje na wielość najwyższych celów

człowieka, czyli czynności, które człowiek wykonuje dla nich samych. Jako przykłady można podać:

18 Co ciekawe, niektórzy interpretatorzy myśli prawnej św. Tomasza, uważają, że na jej gruncie również nie ma mowy o wyprowadzaniu zasad moralnych (powinności) z bytu, co jest zasadniczo zgodne z poglądem Hume’a. Taką postawę przyjmuje m.in. J. Finnis, Prawo naturalne i uprawnienia naturalne, Warszawa 2001, s. 41-45. 19 M. Krąpiec, Człowiek i prawo naturalne, Lublin 1986, s. 93. 20 Notabene, jest to wniosek zbieżny z poglądami woluntarystycznymi Ockhama, por. G. Weigel, Lepsza koncepcja…, dz.cyt. 21 Oczywiście odrzucenie prawa naturalnego nie jest równoznaczne z przyjęciem tezy pozytywizmu prawnego. Istnieją różne wersje tego poglądu (mniej i bardziej radykalne) oraz wiele stanowisk alternatywnych wobec kontrowersji iusnaturalizm-pozytywizm. Por. L. Morawski, Główne problemy współczesnej filozofii prawa. Prawo w toku przemian, Warszawa 1999, s. 17-18.

26

życie, poznanie, zabawę, przyjaźń, przeżycia estetyczne i religijne22. Da się bowiem wskazać

przypadki, w których ktoś poznaje dla samego poznania (czyni to go szczęśliwym), bawi się dla samej

zabawy, podziwia dzieło sztuki dla samej kontemplacji itd. Jak już można było zauważyć, koncepcja

Tomasza nie idealizuje przy tym aktywności ludzkiej, lecz bierze pod uwagę wpływ zwierzęcej natury

człowieka na jego zachowania. Przejawia się to w namiętnościach, popędzie seksualnym, instynkcie

samozachowawczym itp. Może się bowiem zdarzyć i często tak się dzieje, że poznanie jest wynikiem

instynktu samozachowawczego lub popędu seksualnego, np. wtedy gdy Robinson poznaje drzewa, by

skonstruować dobrą tratwę lub gdy ktoś poznaje dany obszar wiedzy, by zaimponować płci

przeciwnej. Zdarzał się w historii filozofii pogląd, i dalej jest często wyznawany, że wszelkie „wyższe”

czynności człowieka, np. poznanie, przeżycia estetyczne można sprowadzić do niższych, np. tych,

które dzielimy ze zwierzętami. Tendencje do takiego myślenia można odnaleźć m.in. u Freuda,

ponieważ twierdził on, że postępowaniem człowieka rządzi nie rozum czy wola, ale popęd

seksualny23. Nawet jeśli założyć, że co do wielu przypadków Freud miał rację, nie obala to koncepcji

prawa naturalnego, ponieważ można wykazać, że nie wszystko co robimy wynika z niskich pobudek.

Innym przykładem koncepcji, która próbuje zaprzeczyć prawu naturalnemu, ale jak postaram

się wykazać, sama w pewnym sensie konstruuje swoją teorię prawa naturalnego, jest teoria Jürgena

Habermasa wyłożona w artykule pt. Interesy konstytuujące poznanie. Ten niemiecki filozof wysuwa

tezę, że wszystkie nauki, zarówno te posługujące się metodą empiryczno-analityczną (nauki

przyrodnicze i ścisłe), jak i historyczno-hermeneutyczną (nauki humanistyczne) są uprawiane tylko ze

względu na pewne interesy. Nie jest nim bynajmniej dążenie do prawdy, jak chciała tego

dotychczasowa tradycja filozoficzna. W przypadku tej pierwszej grupy nauk interesem tym jest

okiełznanie przyrody w celu polepszenia warunków bytowych człowieka, a w przypadku drugiej grupy

interes wyraża się w możliwości komunikacji – człowiek żyjąc w społeczeństwie musi mieć wspólną z

innymi ludźmi płaszczyznę, na podstawie której zachodzi komunikacja. Tą płaszczyzną jest np.

kultura, tradycja, tożsamość narodowa itp. Będąc konsekwentnym, Habermas nie unika odpowiedzi

na narzucające się wobec tego pytanie: jaki interes tkwił w teorii, którą on sam przedstawił. Swoje

rozważania autor Interesów konstytuujących poznanie umieszcza w polu krytycznych nauk

społecznych, których interesem jest emancypacja. Porównania z psychoanalizą, jakie czyni w swoim

artykule, nasuwają wniosek, że emancypacja ma na celu podobne funkcje: „odczarowanie” świata,

uświadomienie sobie, że człowiekiem rządzą pobudki niższe, niż ten mógłby się spodziewać.

Pogodzenie się z tym stanem rzeczy ma najprawdopodobniej pełnić funkcje terapeutyczne. Oprócz

tego odkrycie mechanizmów rządzących nauką ma m.in. umożliwić bardziej racjonalną komunikację

22 Taki zbiór podstawowych, nieredukowalnych do siebie dóbr przedstawia J. Finnis. Por. K. Motyka, Wstęp [w:] J. Finnis, Prawo naturalne…, s. XIII – XIV. 23 W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. 3, Warszawa 2004, s. 303.

27

pozbawioną przemocy. Habermas w omawianym tekście nie rozwija szczegółowo wątku emancypacji,

ale nie jest to też potrzebne do naszych rozważań. Istotne jest to, że konstruuje on teorię

wyjaśniającą pewien aspekt ludzkiego działania, do jakiej należy poznanie (nauka). Jako przeciwnik

metafizyki nie odwołuje się on do „natury”, ani tym podobnych pojęć, jednak nasuwają się pewne

analogie jego teorii z koncepcją prawa naturalnego. Jego twierdzenie, że człowiek uprawia naukę dla

interesu jest twierdzeniem analogicznym do twierdzenia Tomasza, że człowiek uprawia naukę dla

poznania i w taki sposób realizuje swoją naturę. Wydaje mi się, że nie zmieniłoby radykalnie myśli

Habermasa jej przeformułowanie mówiące, że w naturze człowieka nie leży poznanie dla samego

poznania, lecz poznanie dla pewnego interesu. Wnioskiem z tego jest (z pewnych względów

ryzykowna) teza, że teoria interesów konstytuujących poznanie jest pewną koncepcją prawa

naturalnego – oczywiście zupełnie inaczej rozumianego niż koncepcja tomistyczna. Chodzi jedynie o

sam fakt, że w naturze człowieka leży pewien cel, który on realizuje. Jedna z różnic między „prawem

naturalnym” Habermasa, a Tomasza będzie więc wskazanie różnych celów, które są motorem działa

człowieka. Jednak przyglądając się bliżej teorii Habermasa, można poczynić te same uwagi, które

poczyniłem przy okazji psychoanalizy Freuda. Zapewne pod wieloma względami teoria interesów

konstytuujących poznanie jest prawdziwa, ale z pewnością nie wyjaśnia rzeczywistości w sposób

pełny. Da się bowiem wskazać, że istnieje wiele przypadków uprawiania nauki z czystej ciekawości, z

samej potrzeby poznania, która leży w naturze ludzkiej – przypadki te uwzględniają myśli

Arystotelesa i Akwinaty.

Trzecią dziedziną, w której znajduje zastosowanie teoria prawa naturalnego, jest etyka, a

konkretnie zagadnienie pochodzenia zasad moralnych. Św. Tomasz jako zakonnik wierny

chrześcijańskiej doktrynie uważał, że zasady moralne zostały przekazane od Boga i są zawarte w

Biblii. Jako filozof szukający zrozumienia, nie mógł jednak nie zauważać, że ludzie nie znający staro- i

nowotestamentowego objawienia również posługują się pewną moralnością, której podstawowe

zasady (zakaz zabijania niewinnych, zakaz kradzieży, kłamania itp.) są w dodatku często zbieżne z

przesłaniem jego religii. Fenomen ten wyjaśnia właśnie prawo naturalne. Pytanie, które się w tym

wypadku nasuwa, i którego Tomasz nie unika, jest pytaniem o potrzebę prawa Boskiego, tj.

objawienia. Skoro bowiem źródłem moralności jest prawo naturalne, to druga moralność fundowana

przez Pismo Święte wydaje się niepotrzebna. W myśli św. Tomasza oba te źródła moralności istnieją

razem, przy czym prawo Boskie jest jakby przedłużeniem prawa naturalnego. Jak już była bowiem

mowa, łatwo o rozbieżność jeśli chodzi o bardziej szczegółowe wnioski z prawa naturalnego – dlatego

zdaniem Akwinaty, dla większej pewności zasad moralnych potrzebne jest prawo Boskie24.

24 Św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q. 91, 4.

28

Stanowisko tomistyczne przeciwstawia się więc m.in. emotywizmowi. Zdaniem tej doktryny,

źródłem moralności są uczucia25. Z jednej strony wydaje się ona pokrewna teorii prawa naturalnego,

ponieważ można ją zinterpretować w taki sposób, że w naturze człowieka leży skłonność do

negatywnych uczuć wobec złych czynów. Jednak jest to pogląd relatywistyczny w tym sensie, że jeśli

byłby on prawdziwy, nie byłaby możliwa ocena systemów etycznych poszczególnych ludzi. Uczucia

nie podlegają bowiem ocenie: nie da się na gruncie tej teorii twierdzić, że człowiek, który ma

pozytywne uczucia w trakcie morderstwa (on sam, albo jakaś instancja oceniająca czyn pod

względem moralnym), popełnia zły czyn. Z kolei oparcie moralności na rozumie, jak czyni to Tomasz z

Akwinu, daje szansę oceny poszczególnych czynów w stosunku do prawa naturalnego.

Czwartą dziedziną, mogącą czerpać z tomistycznej doktryny prawa naturalnego jest filozofia

polityczna. Według klasycznej koncepcji jest ona przedłużeniem etyki, a więc znaczenie prawa

naturalnego dla filozofii polityki będzie analogiczne do jego znaczenia dla etyki: działania władcy i

poddanych muszą być zgodne ze wskazaniami prawa naturalnego, a więc nie są całkowicie

dowolne26. Jest to niewątpliwie ważne zagadnienie, ale chciałbym wskazać w tym momencie na inną

kwestię.

Wielu filozofów nowożytnych uznawało istnienie prawa naturalnego, ale mimo to mieli

radykalnie odmienne poglądy na genezę państwa, polityki i koncepcję człowieka. Różnica ta wynikała

z treści, jaką filozofowie ci przypisywali prawu naturalnemu. Mam tu na myśli przede wszystkim

twierdzenie Arystotelesa, które przyjął św. Tomasz, że człowiek jest z natury istotą polityczną

(społeczną). Ten pierwszy pisał: „Człowiek jest z natury stworzony do życia w państwie”27, a drugi –

„Człowiek ma naturalną skłonność (…) do tego, żeby żyć w społeczności”28.

Filozofowie nowożytni, którzy uznawali istnienie prawa naturalnego, przyjmowali inne

założenia, co miało konsekwencje w koncepcji ich filozofii politycznej. Przykładem jest tutaj Tomasz

Hobbes, który uważał, że człowiek jest z natury apolityczny i aspołeczny29, czego wyrazem jest jego

hipoteza wojny wszystkich przeciwko wszystkim. Roman Tokarczyk pisze, że według Hobbesa

„uprawnienia (…) ludzi ucieleśnione w prawie naturalnym są dla nich czymś nadrzędnym i

historycznie pierwotnym, zaś obowiązki przybrane w szaty prawa stanowionego przez państwo czymś

25 A. MacIntyre, Krótka historia etyki, Warszawa 2002, s. 319. 26 Była już o tym mowa na początku pracy, gdzie starałem się pokazać iż wedle Tomasza prawodawca i władca nie mogą kierować się arbitralną wolą. 27 Arystoteles, Polityka, Warszawa 2008, 1253 a. . 28 Św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q. 94, 2. Pewne wątpliwości co do równoważności stwierdzeń Arystotelesa i św. Tomasza miała H. Arend, Kondycja ludzka, Warszawa 2000, s. 27-33. Autorka ta rozróżnia to, co polityczne i to, co społeczne, przy czym uważa, że Tomasz nie zrozumiał intencji Arystotelesa i zredukował pierwszą dziedzinę do drugiej. 29 R. Tokarczyk, Klasycy praw natury, Lublin 1988, s. 189.

29

służebnym i chronologicznie wtórnym”30. Skoro w stanie natury ma miejsce wspomniana wojna

wszystkich przeciwko wszystkim, a prawo stanowione przez państwo ma tę wojnę powstrzymać, to

otrzymujemy obraz jednostki skonfliktowanej z otoczeniem, którą prawo siłą powstrzymuje od

szkodzenia innym. Jest to wizja radykalnie różna od koncepcji tomistycznej, która zakłada jedność

pewnych celów ludzi tworzących państwo, czego wyrazem jest dobro wspólne. Tomasz dopuszcza

nawet, że w pewnym stopniu prawo ma na celu prowadzić ludzi do cnoty. Nie sprowadza się więc

ono jedynie do negatywnego bodźca powstrzymującego od złego31 a ma służyć dobru wspólnemu.

Hobbes z kolei odrzuca społeczną naturę człowieka, co skutkuje poglądem mówiącym, że

jednostka jest (powinna być?) niezależna od społeczeństwa32. Skoro celem działania jednostki nie jest

działanie na rzecz wspólnoty, pozostali członkowie społeczeństwa mogą zostać potraktowani jedynie

instrumentalnie – jako środki, dzięki który możemy lepiej funkcjonować (np. dzięki podziałowi pracy

itp). Nie chcę w tym miejscu imputować Hobbesowi immoralizmu, jednak uważam, że jego doktryna

wymaga dodatkowych uzasadnień na rzecz twierdzenia, iż trzeba traktować bliźnich również jako cel,

a nie tylko jako środek (jakby powiedział Kant).

Mamy więc do czynienia w przypadku Hobbesa z inspiracją do indywidualistycznej filozofii

politycznej, a w przypadku Tomasza z myśleniem w kategoriach wspólnotowych. Nie można jednak

mylić wspólnotowego podejścia Tomasza z kolektywistycznym podejściem do społeczeństwa, które

chyba w najdobitniejszej postaci pojawia się u Hegla, a także Marksa i innych marksistów. W

przypadku Hegla mam na myśli twierdzenie mówiące, że całość (społeczeństwo) jest ważniejsza od

części (jednostki). Można z tego wywieść, że dopuszczalne jest poświęcenie jednostki w imię dobra

całości, więc dobro pojedynczego człowieka nie jest najważniejsze. U Marksa myślenie

kolektywistyczne przejawia się w eksponowaniu roli klas jako motorów historii, a także w jego

doktrynie rewolucyjnej, która dopuszcza przemoc wobec wrogich klas. Z kolei w przypadku tomizmu

podkreśla się godność osoby ludzkiej, która jest ostateczną i najwyższą substancją (w sensie

arystotelesowskim). Społeczeństwo, jako nie posiadające bytu substancjalnego a jedynie relacyjny

(tzn. społeczeństwo jest relacją, w której pozostają jego członkowie), nie może być uznane za cel sam

w sobie. Tym samym przeczy to zasadom totalitarystycznym, które wyrastają z myślenia

30 Tamże, s. 191. 31„(…) Znamienną cechą prawa jest prowadzenie podwładnych do właściwej im cnoty” – św. Tomasz z Akwinu, Suma…, dz.cyt., I-II, q .91, 1. Należy przy tym zauważyć, że ostatecznie Tomasz ograniczył obowiązywanie tego twierdzenia i rozróżnił prawo od moralności, ponieważ w związku ze zróżnicowaniem moralnym ludzi nie dałoby się wprowadzić jednolitego prawa uwzględniającego potrzeby wszystkich „obywateli”. Por. A. MacIntyre, Rewolucyjny potencjał prawa naturalnego: przypadek Tomasza z Akwinu [w:] tenże, Etyka i polityka, Warszawa 2009, s. 101-102. 32 L. Strauss, dz.cyt., s. 169-170.

30

kolektywistycznego, ale z drugiej strony nie wyklucza dobrowolnego poświęcenia się jednostki dla

dobra wspólnego33.

Obecnie spór między podejściem wspólnotowym, a indywidualistycznym wydaje się

najbardziej podstawowym sporem w ramach filozofii politycznej. Chyba niewielu filozofów poważnie

i w pełni świadomie głosi kolektywizm, jednak sporo stanowisk jest narażonych na jego pojawienie

się i wydaje się, że często przyjmują go w swoich założeniach. Fakt wspomnianego sporu jest moim

zdaniem kolejnym argumentem za tezą mówiącą, że teoria prawa naturalnego ma duże, jeśli nie

fundamentalne znaczenie dla filozofii – w tym wypadku politycznej.

Na koniec chciałbym jeszcze przedstawić kilka przykładów praktycznych działań, w których

zakłada się jakąś teorię prawa naturalnego. Jednym z nich jest wszelka ocena ustrojów państwowych

i systemów prawnych. Jeśli potępiamy np. prawa, które obowiązywały w Związku Radzieckim,

ponieważ uznamy, że są one niesprawiedliwe, to zakładamy jakąś, niekoniecznie sprecyzowaną,

teorię prawa naturalnego. Wedle powszechnego mniemania urąga człowieczeństwu skazywanie

kogoś na ciężkie roboty w łagrach (co często było równoznaczne z wyrokiem śmierci) za wyznawanie

poglądów odmiennych od oficjalnej ideologii państwowej. Należy to do wykroczeń tak radykalnie

złych, że nie można tego usprawiedliwić mentalnością, kulturą, okresem historycznym, czy innymi

czynnikami wykorzystywanymi często do uzasadnienia relatywności zasad moralnych. Nawet na

gruncie minimalistycznej koncepcji prawa naturalnego Hobbesa da się uzasadnić, że systemy

totalitarne są złe, ponieważ uważa on, iż podstawowym prawem naturalnym człowieka jest instynkt

samozachowawczy. Przyczynia się do tego, wedle niego, strach, jako najbardziej podstawowe uczucie

człowieka. „Według natury istnieje tylko doskonałe prawo, a nie ma żadnego obowiązku”34 – twierdzi

Hobbes. Jednak już to wystarczy do uzasadnienia, że zabijanie niewinnych jest obiektywnie złe.

Podobnie jest w przypadkach zwykłego procesu legislacyjnego w jakimkolwiek kraju. Możemy

próbować uzasadnić stanowione prawa względami instrumentalnymi, utylitarystycznymi, np. karanie

morderstwa niewinnego człowieka możemy uzasadniać tym, że gdyby uznać morderstwo za

dopuszczalne, życie w państwie byłoby niebezpieczne. Jednak można pytać dalej: czemu życie

bezpieczne miałoby być lepsze od życia pełnego niebezpieczeństw i przemocy? Wydaje się to dla nas

oczywiste – ale tylko z tego względu, że istnieją w nas pewne myśli, o tym, że dobro należy czynić, a

złu się przeciwstawiać oraz, że przemoc jest zła, bo uniemożliwia rozwój człowieka. Innymi słowy, jest

to oczywiste, ponieważ rozpoznajemy podstawowe zasady prawa naturalnego.

33 M. Krąpiec, dz. cyt., s. 152-160. 34 L. Strauss, dz.cyt., s. 168.

31

Bibliografia:

Arendt, H., Kondycja ludzka, Warszawa 2000.

Arystoteles, Etyka nikomachejska, Warszawa 2008.

Arystoteles, Polityka, Warszawa 2008.

Finnis J., Prawo naturalne i uprawnienia naturalne, Warszawa 2001.

Habermas J., Interesy konstytuujące poznanie, „Colloquia Communia”, 1985, nr 2(19) .

Hawking S., Krótka historia czasu. Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur, Warszawa 1990.

Krąpiec M., Człowiek i prawo naturalne, Lublin 1986.

MacIntyre A., Etyka i polityka, Warszawa 2009.

MacIntyre A., Krótka historia etyki, Warszawa 2002.

Strauss L., Prawo naturalne w świetle historii, Warszawa 1969.

Świeżawski S., Święty Tomasz na nowo odczytany, Poznań 2002.

Tatarkiewicz W., Historia filozofii, t. 3, Warszawa 2004.

Tokarczyk R., Klasycy praw natury, Lublin 1988.

Weigel G., Lepsza koncepcja wolności, „Teologia Polityczna”, 2009-2010, nr 5.

Netografia:

Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, http://www.katedra.uksw.edu.pl/suma/suma_indeks.htm, 23.10.2009.

32

Urszula Lisowska

[email protected]

Bunt Iwana Karamazowa w interpretacjach Alberta Camusa i Karla Jaspersa

Bunt Iwana Karamazowa, bohatera powieści Bracia Karamazow Fiodora Dostojewskiego, to jeden

z najważniejszych elementów dorobku rosyjskiego pisarza. O filozoficznej doniosłości fragmentu

świadczy nie tylko problem podniesiony przez protagonistę, ale także trudność, wynikająca z

postawy, którą on przyjmuje. Pierwsze zagadnienie to obecne w myśli ludzkiej od jej początków

pytanie o miejsce zła w boskim dziele stworzenia. Analiza Karamazowskiej krytyki teodycei

(skierowanej w szczególności pod adresem chrześcijaństwa) odsłoni specyfikę buntu Iwana, a tym

samym pozwoli sformułować drugi problem, który określę jako próbę rozliczenia z racjonalizmem.

Podejmują ją Albert Camus i Karl Jaspers w swoich interpretacjach dzieła Dostojewskiego.

Punktem wyjścia rozważań bohatera jest dostrzeżenie istotnej słabości każdej koncepcji

wykazującej sensowność cierpienia, czyli założenia sprawiedliwości bilansu „doczesna niedola w

zamian za wieczne szczęście”. Protagonista, w rozmowie z przygotowującym się do życia zakonnego

bratem Aloszą, po pierwsze więc domaga się natychmiastowej zapłaty za krzywdy i zasługi („mnie

potrzeba sprawiedliwej zapłaty za uczynki […], ale tu, na ziemi, bym sam ją widział”)1. Po drugie (i co

ważniejsze) podkreśla, że, choćby przyszła harmonia odkryła cel cierpienia, nigdy go nie odkupi,

podważając zarazem słuszność wspomnianego bilansu („zbyt drogo oceniono harmonię”2). W oczach

skoncentrowanego na doczesności bohatera dwie płaszyczyzny rzeczywistości są bowiem

niewspółmierne. Ponadto, zakwestionowawszy zasadność zapowiadanego wyrównania, Iwan

poddaje krytyce strukturę świata wiecznego, której „sprawiedliwość” wymaga istnienia piekła, a

zatem utrzymania cierpienia („I jakaż to harmonia, jeżeli i piekło jest”3). Warto przy tym zauważyć, iż

na tym etapie buntu Karamazow nie tyle kwestionuje prawdziwość chrześcijańskiej teodycei, co

1 F. Dostojewski, Bracia Karamazow, Kraków 2005, s. 157. 2 Tamże, s. 158. 3 Tamże, s. 157.

33

odmawia jej aprobaty, licząc się z możliwością omyłki („Lepiej już zostanę z niepomszczonym

cierpieniem i w nieukojonym gniewie moim, choćbym nie miał słuszności”4).

Linię krytyki teodycei wyznacza zaś przyjęcie przez bohatera intelektualnej perspektywy. Pod

pojęciem intelektu (umysłu) rozumiem podstawową, opierającą się na świadectwie zmysłów,

przyrodzoną władzę poznawczą człowieka5. Iwan do wszystkiego przykłada miarę „marnego,

ziemskiego, euklidesowego umysłu”6, dlatego chce poprzestać na faktach, które są jego właściwym

przedmiotem. A ponieważ fakty dowodzą istnienia cierpienia, ale nie wskazują jego racji, Karamazow

zrzeka się zrozumienia („Jeżeli zechcę coś zrozumieć, to zdradzę fakty od razu, a postanowiłem

poprzestawać na faktach”7), odrzucając „wyjaśnienie nie z tego świata”8. Konsekwencją przyjęcia

intelektualnej perspektywy jest także wspomniane żądanie natychmiastowego zadośćuczynienia, to

umysł bowiem dostarcza bohaterowi kategorii moralnych. Warto również podkreślić, że bohater,

mimo iż współczuje bliźnim, nie potrafi ich kochać („Żeby pokochać człowieka, trzeba, żeby ten się

ukrył, a jak tylko twarz swą pokazał – miłość przepadła”9). W buncie Iwana widzimy więc protest

przeciwko udzieleniu człowiekowi tylko takiej władzy poznawczej, która, choć potrafi pojąć wiele, nie

jest w stanie uchwycić najważniejszego. Intelekt zarazem przekonuje o swoim prawie do

rozstrzygania i rozczarowuje własną niemocą.

W postaci Karamazowa można zatem dostrzec uosobienie racjonalizmu, rozumianego jako

postawa postulująca nieograniczoność kompetencji ludzkiego umysłu. Tym samym odkrywamy drugi

ze wzmiankowanych na wstępie problemów. Rozliczenia z racjonalizmem dokonuje po części sam

Iwan, deklarując bezradność intelektu w obliczu cierpienia. Mimo to bohater nie wyciąga

konsekwencji z owej konstatacji, w czym Jaspers i Camus dopatrują się przyczyn porażki Karamazowa.

Nie ulega bowiem wątpliwości, że Iwan to postać przegrana. Istotę swoich poglądów dostrzega on w

przyrodnim bracie i ojcobójcy, Smierdiakowie, przypłacając to odkrycie obłędem. Dlatego Jaspers

określa wystąpienie Iwana jako „czysto teoretyczny bunt”, którego „teza nie wytrzymuje próby

4 Tamże, s. 158. 5 W tej interpretacji opieram się na tradycji kantowskiej, zgodnie z którą intelekt (Verstand) działa zawsze w odniesieniu do doświadczenia. Rozum w funkcji praktycznej poznaje rzeczywistość moralną, odrębną od empirycznej, „niezdyscyplinowana” aktywność rozumu teoretycznego polega zaś na domniemanym wykraczaniu poza dane doświadczenia w kierunku rzeczy samych w sobie. Ślady owej dystynkcji znajdziemy w rozważaniach Jaspersa („Intelekt określa, utrwala, ogranicza, nadając dzięki temu klarowną i wyraźną postać. Rozum otwiera, porusza, w żadnej wiedzy nie zaznaje spoczynku”, K. Jaspers, Wiara filozoficzna wobec Objawienia, Kraków 1999, s. 155). Stosowane przeze mnie pojęcie intelektu odpowiada jednak raczej jaspersowej kategorii świadomości (tamże, s. 133 – 136). 6 F. Dostojewski, dz. cyt., s. 156. 7 Tamże, s. 156. 8 Tamże, s. 152. 9 Tamże, s. 151.

34

praktyki”10. Z kolei Camus podsumowuje protest bohatera słowami: „Bunt rozumu [intelektu –UL,

patrz: przyp. 5.] kończy się szaleństwem”11. Sformułowane przez Jaspersa i Camusa interpretacje

buntu Iwana potraktuję zatem jako próby rozliczenia z racjonalizmem. Obejmują one dwa momenty,

autorzy rozpoczynają bowiem od wskazania źródeł, zdiagnozowanej przez Iwana, słabości intelektu,

by następnie przedstawić krytykę postawy bohatera.

Analiza pierwszego z wymienionych aspektów wymaga umieszczenia rozważań dotyczących

powieści Dostojewskiego w kontekście odpowiedniej całości filozoficznej. W refleksji Camusa

kluczową rolę odgrywa kategoria absurdu, stanowiąca przedmiot słynnego eseju Mit Syzyfa. W

tekście tym autor daje negatywną odpowiedź na pytanie o sensowność ludzkiego cierpienia, a szerzej

– świata w ogóle. Postać króla skazanego na wieczne wtaczanie głazu na wzgórze obrazuje,

wynikającą z nieuchronności śmierci12 bezcelowość niedoli13 a zarazem poucza, iż walka z

niezwyciężonym losem to najważniejsze zadanie człowieka. Ów paradoks świadczy o tym, że źródeł

słabości intelektu należy więc dopatrywać się w sposobie urządzenia świata. Rzeczywistość nie daje

się bowiem zracjonalizować, a ludzki umysł zawodzi przy każdej próbie uchwycenia jej sensu. Intelekt

ponosi więc klęskę, ponieważ rzeczywistość nie wpisuje się w ramy jego prawideł. Co więcej, władza

ta nie jest w stanie udźwignąć świadomości absurdu. Jak zauważa Camus w tekście Człowiek

zbuntowany, który stanie się przedmiotem dociekań niniejszej pracy, „absurd sam w sobie jest

sprzecznością”14. Rozumowanie w konfrontacji z niepojmowalnym światem prowadzi bowiem do

dwóch wykluczających się wniosków, jednocześnie kwestionując wartość skazanego na śmierć życia i

występując w jego obronie15.

Przekonanie o słabości ludzkiego umysłu znajdziemy także w pracy Wiara filozoficzna wobec

Objawienia Jaspersa. Niemiecki myśliciel ugruntowuje je w pewnej koncepcji epistemologicznej.

Zdaniem filozofa, ponieważ warunkiem wszelkiego poznania jest konstytuowana przez świadomość

(„świadomie zwracamy się ku przedmiotom, kierując się ku nim intencją”16), relacja subiektu i

obiektu („Bez rozszczepienia na subiekt i obiekt nic nie jest dla nas możliwe do pomyślenia”17),

10 K. Jaspers, dz. cyt., s. 487. 11 A. Camus, Człowiek zbuntowany, Kraków 1993, s. 64. 12„Dane jest tylko rozwiązanie nieuchronne” (A. Camus, Mit Syzyfa, http://. www.npr.pl/matecznik/antologia3/camus_syzyf.pdf, 22.11.2009). 13 „Całe istnienie skupione w wysiłku, którego nic nie kończy”, tamże. 14 A. Camus, Człowiek…, dz.cyt., s. 11. 15 „Jest [absurd] nią [sprzecznością] w swojej treści, skoro odrzuca sądy wartościujące, a chce zachować życie, gdy życie samo w sobie jest sądem wartościującym”.Tamże, s. 11. 16 K. Jaspers, dz. cyt., s. 133. 17 Tamże, s. 133.

35

pojmujemy tylko zjawiska, czyli to, jak rzeczy nam się przedstawiają18. Jednocześnie refleksja, której

człowiek dokonuje nad sobą jako nad podmiotem poznającym, odkrywa jego wolność („Świadom

siebie jako istoty myślącej, mam zarazem pewność: jestem wolny”19). Kategoria ta pozwala nam

zaś przekonać się, że nie wszystko daje się uprzedmiotowić. Jako na swoje źródło20 wskazuje ona

bowiem pozostającą poza rozszczepieniem i wyłaniającą z siebie każdą jego postać całość, określaną

przez Jaspersa mianem transcendencji lub Obejmującego21. Słabość umysłu wynika więc przede

wszystkim ze specyfiki właściwego mu poznania i związanej z tym ograniczoności dostępnego dlań

obszaru rzeczywistości. Należy przy tym pamiętać, że w świetle takich ustaleń epistemologicznych

wskazanie na niepojmowalność rzeczywistości nie oznacza uznania świata za absurdalny. Filozof

poszukuje bowiem podstawy sensu w transcendencji utożsamianej ze źródłem wszelkiego bycia22.

Obecne w rozważaniach filozofów przekonanie o słabości intelektu służy zaś jako punkt wyjścia

dla negatywnej oceny postawy Iwana, której analizę należy rozpocząć od wskazania, na czym,

zdaniem interesujących nas autorów, polega błąd bohatera. A ponieważ wszelka krytyka ma

normatywny charakter, celem Camusa jest przedstawienie wzoru działania. Podstawowym

problemem, z jakim próbuje zmierzyć się myśliciel w pracy Człowiek zbuntowany, jest bowiem

pytanie o sposób postępowania w obliczu świadomości absurdu. Jak wspomniałam, rodzi ona

wewnętrzną sprzeczność, która skutkuje impasem w sferze praktyki23. Z owej niezdolności do

działania pozwala zaś wybrnąć tylko bunt24, gdyż już w samym stwierdzeniu absurdalności świata

tkwi pewność co do tego, że nie zgadzamy się na taki właśnie porządek rzeczy25. Warto przy tym

pamiętać, iż podstawowy wymiar protestu to zwrot przeciwko śmierci („(…) [bunt] ze swej istoty jest

protestem przeciw śmierci”26), dlatego filozof poszukuje takiej jego postaci, która, nie popadając w

oportunizm, nie dostarcza uzasadnienia dla zabójstwa.

Stąd Camusowska krytyka postawy Iwana nie dotyczy samego aktu buntu, ale kierunku, jaki

przybiera on wraz ze sformułowaniem przez bohatera hasła „Wszystko jest dozwolone”. Owa

18 „Wszystko, co dla nas jest, co postrzegamy i co myślimy, pozostaje byciem dla nas w formach, w których to chwytujemy dzięki naszej świadomości w ogóle”. Tamże, s. 35. 19 Tamże, s. 32. 20 „Samej tej wolności nie mam jednak dzięki sobie. (…) Odwrotnie, w mej wolności wychodzi mi naprzeciw realność, dzięki której właśnie jestem wolny”. Tamże, s. 34. 21 „Miejscem transcendencji, czy też samą transcendencją jest Wszechobejmujące, które jako takie pozostaje ukryte (…) Sama transcendencja w ogóle nie stanowi przedmiotu naszych badań”. Tamże, s. 142, 147. 22 „Albowiem transcendencja jest podstawą wszystkiego”. Tamże, s. 250. 23 „Absurd, rozpatrywany jako reguła życia, jest więc sprzeczny”. A. Camus, Człowiek…, dz.cyt.,, s. 12. 24 „W dokonaniach buntu kryje się może reguła działania, której nie mógł dać nam absurd”. Tamże, s. 14. 25 „Krzyczę, że w nic nie wierzę i że wszystko jest absurdalne, ale nie mogę wątpić w mój krzyk i muszę wierzyć przynajmniej w mój protest. Pierwszą więc i jedyną pewnością, daną mi przez doświadczenie absurdu, jest bunt”. Tamże, s. 13. 26 Tamże, s. 267.

36

konstatacja stanowi konkluzję quasi - wnioskowania, w którym jako przesłanka występuje

stwierdzenie nieistnienia Boga. Przekonujemy się więc, że dążność do logicznej spójności każe

Iwanowi zapomnieć o skonstatowanych granicach umysłu, bohater zmienia bowiem zarzut

niesprawiedliwości na zarzut fałszywości („Bo też udaje, jakoby z rozumowania jego wynikało, że

nieśmiertelność nie istnieje, gdy powiedział jedynie, że odrzuciłby ją, choćby istniała”27), i

przeciwstawić niepojętej chrześcijańskiej regule własną. Tym samym Iwan pada ofiarą wewnętrznej

sprzeczności sytuacji absurdalnej, gdyż jego protest wobec dopuszczalności cierpienia kończy się

uprawomocnieniem zbrodni („Długa refleksja nad naszą kondycją skazanych na śmierć wiedzie

jedynie do uzasadnienia zbrodni”28). Zdaniem Camusa zaś błąd ten jest skutkiem próby wtłoczenia

sprzeciwu w ramy intelektualne („(…) odkąd odrzuca spójność boską i usiłuje znaleźć własną regułę,

uznaje prawomocność zabójstwa”29). Jeśli bowiem bunt ma służyć przełamaniu impasu wywołanego

świadomością absurdu, nie może on opierać się na wnioskowaniu logicznym, z którego

nieskuteczności wynika owa bezradność.

Inaczej interpretuje bunt Karamazowa Jaspers. O ile Camus nie kwestionuje autentyczności i

zasadności wystąpienia bohatera („»Dlaczego?« Karamazowa nie ucichnie”30), o tyle autor Wiary…

dostrzega w nim pewną sztuczność, której wyrazem ma być niemożliwość wyciągnięcia z protestu

praktycznych konsekwencji („Jej [negacji świata] teza nie wytrzymuje próby praktyki”31). Przyczyna

owego impasu w działaniu to zaś, zdaniem filozofa, brak egzystencjalnego zaangażowania w

poszukiwanie prawdy32, utożsamianego przez myśliciela z wiarą. Jako „pewność, która prowadzi”33,

kategoria ta opisuje sposób odnoszenia się człowieka do transcendencji34. Ma ona charakter

przedintelektualnej dyspozycji, fundującej i orientującej poznanie („Wiara jest podstawą, która

poprzedza wszelkie poznanie. Poznanie nadaje jej jasność”35). Jeśli bowiem zrozumienie sensu

rzeczywistości wymaga przekroczenia rozszczepienia na subiekt i obiekt, powinno ono rozpoczynać

się od wiary, w przypadku której „podmiot i przedmiot są jednością”36. Stąd wszelka wiedza, także

27 Tamże, s. 61. 28 Tamże, s. 61. 29 Tamże, s. 61. 30 Tamże, s. 281. 31 K. Jaspers, dz. cyt., s. 487. 32 „Sprawdzanie nie jest kwestią samej tylko logiki, gdyż dokonuje się z udziałem egzystencji, która z głębi naszej podstawy domaga się prawdy”. Tamże, s. 488. 33 „Wiara nie jest wiedzą o czymś, którą posiadam, lecz pewnością, która mnie prowadzi” (tamże, s. 56). 34 „Wiara jest siłą pozwalającą mi być pewnym samego siebie za sprawą podstawy, której zapewne mogę strzec, ale której nie mogę sam położyć”. Tamże, s. 57. 35 Tamże, s. 57. 36 „Wiara, dzięki której wierzę, i jej treść, którą sobie przedstawiam, są nierozdzielne. Podmiot i przedmiot wiary są jednością”. Tamże, s.56.

37

naukowa37, wywodzi się ze sfery praktyki, a, pozostający wyłącznie w obszarze teorii, bunt Iwana nie

może znaleźć pozytywnego rozwiązania. Warto przy tym zauważyć, że w krytyce Jaspersa kryje się

odniesienie do właściwego sposobu postępowania. Dostarcza go biblijny Job (Hiob), który w swoim

buncie przeciwko Boskiemu wyrokowi kieruje się tylko wiarą, czyli pragnieniem prawdy („[bunt Joba

to] bunt wolnej wiary, zwróconej ku transcendencji – wiary, która pragnie prawdy”38).

Egzystencjalny charakter wspomnianej kategorii pozwala określić ją jako ufność w sensowność

rzeczywistości („przed logiką trzeba umiłować życie […] tylko wtedy pojmę również sens życia”39). Ten

aspekt odsyła zaś do kolejnego elementu krytyki postawy Iwana obecnego w interpretacjach obu

filozofów, czyli do braku momentu afirmatywnego w buncie bohatera. W interpretacji Jaspersa akt

protestu Karamazowa, jako nieufundowany na przedpoznawczym zaufaniu, jest nacechowany

nihilizmem. Wystąpienie Karamazowa zwraca się przeciw życiu w ogóle, ponieważ pozbawione

oparcia w wierze zakwestionowanie porządku rzeczywistości nie dostarcza racji dla woli istnienia.

Dlatego, zdaniem Jaspersa, konsekwencją buntu Iwana powinno być samobójstwo („Patrząc na

rzeczywisty świat, Iwan nie chce w nim uczestniczyć, nie chce w nim żyć: »domagam się odwetu, bo

w przeciwnym razie niszczę siebie«”40). Bohater nie decyduje się na ten krok, co prowadzi do

rozbieżności między teorią a praktyką („W rzeczywistości Iwan nie pozbawia się życia. Nie wyciąga

praktycznej konsekwencji ze swej teorii, którą zrodził bunt”41). Intelektualny bunt nie jest bowiem w

stanie uciszyć woli życia, które toczy się niezależnie od niego. Stąd nie dostarcza on reguł

postępowania, a Karamazow w działaniu może opierać się tylko na „karamazowskiej nikczemności”42.

Wskutek negatywnego charakteru protestu odrzucone zostają wszelkie wartości poza dziką żądzą

użycia, wyrażoną przez maksymę „Wszystko jest dozwolone”, tej zaś nie można konsekwentnie

stosować („Karamazowska nikczemność i jej maksyma […] zawodzą w konfrontacji z sumieniem,

które orzeka o winie pasywności [w przypadku śmierci ojca]”43). Jak zatem poucza przykład Hioba,

„nie” powinno więc opierać się na przedintelektualnym „tak”; w przeciwnym razie akt

kwestionowania kończy się szaleństwem.

Camus inaczej określa stosunek negacji do afirmacji, przekonanie o absurdalności świata wyklucza

bowiem żądanie bezwarunkowej akceptacji porządku świata. Dlatego filozof w swojej koncepcji

buntu wskazuje na równoczesność obu momentów, podkreślając jednocześnie, że aprobata nie

37 „Przekonanie, że nauka w ogóle powinna być uprawiana, powaga i niebezpieczeństwo pragnienia wiedzy [sapere aude] […] mają swe źródło w wierze”. Tamże, s. 118. 38 Tamże, s. 448. 39 Tamże, s. 486 – 487. 40 Tamże, s. 485. 41 Tamże, s. 486. 42 Tamże, s. 487. 43 Tamże, s. 487.

38

obejmuje całokształtu rzeczywistości. Protest, jako wyraz niezgody na niedolę, zakłada uznanie

pewnej wartości, w imię której nie zgadzamy się na cierpienie („Oto dlaczego zbuntowany niewolnik

mówi zarazem »tak« i »nie«. Stwierdzając istnienie granicy, stwierdza też istnienie tego wszystkiego,

co poza nią przeczuwa i czego chce bronić”44). Camus postrzega zaś nihilizm Karamazowa jako skutek

próby intelektualnego przełamania sytuacji absurdalnej. Jak bowiem wspomniałam, maksyma

„Wszystko jest dozwolone” („Od tego »wszystko jest dozwolone« rozpoczyna się prawdziwa historia

współczesnego nihilizmu”45) ma postać konkluzji rozumowania, zmierzającego do zastąpienia

niepojmowalnej prawidłowości własną regułą. „Tak” obecne początkowo w proteście Iwana poddaje

się logice, ta natomiast prowadzi do odrzucenia wszelkich wartości46. Co ważne, Camus podkreśla, że

intelektualna konsekwencja skłania Karamazowa do wyprowadzenia z przytoczonej maksymy modelu

postępowania („w buncie można żyć tylko, doprowadzając go do końca”47). Obejmuje on ideę

rewolucji metafizycznej, postulującej zajęcie przez człowieka miejsca Boga48, czyli de facto

uprawomocnienie zbrodni49. Przekonujemy się więc, iż ów nihilistyczny projekt nie zakłada

przeciwstawienia światu nowych sensów, a jedynie zmierza do wykorzystania jego absurdalności na

rzecz ludzkości.

Wydaje się więc, że bunt Iwana jest z istoty aktem intelektu rozczarowanego własną słabością

wobec zagadki cierpienia. Camus sugeruje zaś, iż protest powinien angażować całego człowieka,

afirmowana w nim bowiem wartość to solidarność. Racją sprzeciwu jest przekonanie o istnieniu

natury ludzkiej, wyznaczającej granicę, przeciwko której przekraczaniu zwraca się protestujący50.

Warto przy tym zauważyć, że solidarność odpowiada negatywno – afirmatywnej strukturze buntu,

rodzi się ona bowiem wraz z odkryciem wspólnoty w cierpieniu, a więc wówczas, gdy zdolność do

odczuwania bólu ze słabości staje się siłą51. Stąd akt niezgody znajduje ugruntowanie w omawianej

wartości, ta zaś ma ważność o tyle, o ile w jej imieniu występują zbuntowani („Solidarność ludzi

44 A. Camus, Człowiek…, dz.cyt., , s. 17. 45 Tamże, s. 60. 46 „Iwan wzbroni sobie dobroci i w imię koherencji narzuci sobie zło”, tamże, s. 60 – 61. 47 Tamże, s. 61. 48 „Trzeba obalić twórcę świata, którego prawowitość została zaprzepaszczona. Człowiek powinien zająć jego miejsce”. Tamże, s. 61. 49 „Stać się Bogiem, to zgodzić się na zbrodnię”. Tamże, s. 61 - 62. Tym samym Karamazow realizuje typ buntu określany przez Camusa mianem metafizycznego. Iwan bowiem, kwestionując porządek świata, „detronizuje” jego władcę i postuluje stworzenie królestwa ludzi („Bunt przeciw losowi staje się ogromną wyprawą przeciwko niebu, aby sprowadzić stamtąd uwięzionego władcę; najpierw ogłosi się jego upadek, potem wyrok śmierci. (…) Wówczas rozpocznie się rozpaczliwy wysiłek, aby zbudować królestwo ludzi (…)”, tamże, s. 30 – 31. 50 „Oto dlaczego zbuntowany niewolnik mówi zarazem »tak« i »nie«. Stwierdzając istnienie granicy, stwierdza też istnienie tego wszystkiego, co poza nią przeczuwa i czego chce bronić”, tamże, s. 17. „Na pewno żąda szacunku dla siebie, ale w tej mierze, w jakiej utożsamia się z pewną wspólnotą naturalną”, tamże, s. 20. 51 „W doświadczeniu absurdu cierpienie jest indywidualne. W buncie nabiera świadomości, że jest kolektywne, że jest przygodą wszystkich”, tamże, s. 24 – 25.

39

wspiera się na ruchu buntu, bunt zaś z kolei znajduje swoje usprawiedliwienie tylko w tym

współuczestnictwie”52). Dokonane przez Iwana odrzucenie owej wartości w imię spójności logicznej

prowadzi zaś do wypaczenia pojęcia wolności. Iwan chciałby bowiem znieść wszelkie jej ograniczenia

(„Tylko wolność absolutna, to znaczy wolność zabijania, nie domaga się dla siebie żadnych

ograniczeń”53), a w rezultacie ją samą. Wolności totalnej przeciwstawia się więc wolność względna,

czyli pogodzona z koniecznością wyrzeczenia się części samej siebie z uwagi na solidarność

(„zbuntowany odrzuca wolność totalną, żądając dla siebie względnej wolności, koniecznej, aby móc

tamtą odrzucić”54).

Omawiana kategoria odgrywa kluczową rolę w refleksji Jaspersa, gdyż, jak wspomniałam, dzięki

niej odkrywamy istnienie transcendencji, a tym samym nabywamy przekonanie o sensowności

rzeczywistości. Jednocześnie odniesienie do podstawy jest warunkiem samopoznania i stania się

sobą, ponieważ Obejmujące wyznacza określenia, realizowane przez egzystencję55 za pośrednictwem

wolności („[ Wolność] swą pełnię osiąga w mym poczuciu, że zostałem sobie podarowany przez

transcendencję”56). Dostrzegamy kolistość rozumowania Jaspersa, które poczucie odrębności i

związane z nim doświadczenie wolności czyni warunkiem samorealizacji i wyzwolenia. Stosując

metodę właściwą myśli hermeneutycznej, autor podkreśla więc organiczny związek omawianej

kategorii i indywidualności. Owo przekonanie wyznacza kolejny aspekt krytyki buntu Iwana, a także

daje się skonfrontować z koncepcją Camusa. Podobnie jak na gruncie ustaleń francuskiego filozofa, w

świetle rozważań Jaspersa zgłoszone przez Karamazowa roszczenie absolutnej wolności nie daje się

utrzymać („Wolność absolutna jest nonsensownym pojęciem”57). Wolność, jako zdolność

samorealizacji poprzez urzeczywistnienie wyznaczonych przez transcendencję możliwości, jest

bowiem tożsama z koniecznością („Wolność jest sama koniecznością. […] Dochodzę do siebie w tej

konieczności, którą jestem”58). Dlatego też należy odróżnić ją od dowolności, czyli arbitralności59.

Przypisanie omawianej kategorii doniosłości epistemicznej dostarcza zaś kolejnych przesłanek do

krytyki postawy Iwana. Z zagadnieniem tym wiąże się bowiem podejmowany przez obu filozofów

problem ograniczoności nie tylko intelektu, ale ludzkiej zdolności do poznania jako takiej. W myśl

ustaleń Jaspersa indywidualny charakter odniesienia do podstawy określa również sposób jej

52 Tamże, s. 24 - 25. 53 Tamże, s. 265. 54 Tamże, s. 265. 55 Mianem „egzystencji” określa Jaspers formę podmiotowości, które obejmuje zwrot ku transcendencji („eg zystenc ja jest osobą , która odn osi s ię do samej s ieb ie, w akc ie tym czując s ię odniesiona do mocy, która ją u stanow iła [Kierkegaard]”. K. Jaspers, dz. cyt., s. 142). 56 Tamże, s. 457. 57 Tamże, s. 457. 58 Tamże, s. 455. 59 Tamże, s. 82 – 84.

40

poznania („my sami, jako ta oto egzystencja, wybieramy sobie szyfry, których będziemy słuchać”60).

Intelekt zawodzi zatem nie tylko ze względu na przedmiotowość myślenia, ale także dlatego, że

właściwa jest mu dążność do intersubiektywności. Specyficzna dla wiedzy naukowej powszechna

uznawalność61 nie znajduje bowiem zastosowania w dążeniu do ogarnięcia całości. Błędem Iwana jest

więc odwołanie do uniwersalności (faktów) przy próbie ujęcia tego, do czego możemy odnieść się

jedynie z indywidualnej perspektywy.

Nieuchronność jednostkowości prawdy o sobie (i, co za tym idzie, o podstawie sensu) nie daje się

pogodzić z Camusowską koncepcją solidarności, zgodnie z którą odkrywamy swoją naturę wraz z

przekroczeniem jednostkowego punktu widzenia. Jaspers mówi więc o walce, zarazem jednak

podkreśla rolę komunikacji. Otwarcie na inny przekaz pozwala bowiem modyfikować obszar

dostępny poznaniu danej egzystencji 62. Jednocześnie, gotowość na zaakceptowanie cudzej prawdy

wymaga przekonania o równorzędności różnych sposobów zwracania się ku transcendencji, to zaś

ufundowane jest na świadomości nieprzekraczalności indywidualnej perspektywy. Wydaje się więc,

że proces zbliżania się do podstawy wymaga dostrzeżenia swoich granic, które następnie można

poszerzyć, ale nigdy nie znieść. O ile bowiem pamiętamy, iż Obejmujące jest zawsze czymś więcej niż

możemy poznać, o tyle stajemy się zdolni do ciągłej rewizji własnego odniesienia do całości.

Jednostkowy punkt widzenia podlega modyfikacji dzięki komunikacji, z kolei ramy intersubiektywnej

wiedzy przedmiotowej pozwala przekroczyć operacja przestawienia, czyli zwrot, dzięki któremu

dostrzegamy wzruszalność wszystkich form pojmowania transcendencji („przestawienie dokonuje się

wtedy, gdy wypowiada Obejmujące z pomocą przedmiotów, które jako takie nie mogą tu mieć

trwałego zastosowania”63)64.

Można więc powiedzieć, że człowiek w dążeniu do ogarnięcia całości porusza się po kole lub

spirali. Zastępując jeden niewystarczający model wyrażania Obejmującego innym, nie osiągamy kresu

poznania, ale wznosimy się na wyższy szczebel rozumienia („W filozofii koło przełamujemy, gdy

60 Tamże, s. 250. Szyframi nazywa Jaspers sposoby poznawania transcendencji („Miejsce jej [transcendencji] zjawiska zajmuje mowa szyfrów”. Tamże, s. 190. Pozostają one w stanie zawieszenia, tzn. nie wpisują się w schemat myślenia przedmiotowego, które dąży do utrwalenia swoich rezultatów („by zachować życie, szyfry muszą pozostać w stanie zawieszenia”, tamże, s. 243. 61 „Nie jest ona [świadomość w ogóle] przypadkową subiektywnością wielu, lecz jedną subiektywnością, która przedmiotowo chwytuje sferę powszechników i dochodzi do powszechnie uznawalnej wiedzy”, tamże, s. 135. 62 „Dopiero cała nasza wolność – którą osiągamy dzięki zdystansowanemu stosunkowi do walki, a jednocześnie skokowi w wir walki – pozwala nam zachować otwartość, dąży do komunikacji, bez końca poszerza przestrzeń rozumienia i ugruntowuje je w historycznej rzeczywistości egzystencji”, tamże, s. 254. 63 Tamże, s. 161. 64 Owego zwrotu dokonał Hiob, odkrywając w akcie buntu zawodność ludzkich sposobów mówienia o Bogu („Szyfr [uniżenia przez Boga] nie zamyka tego ruchu jakąś zdogmatyzowaną wiedzą […]. Szyfr przywodzi ten ruch wiedzy do spełnienia osiąganego we wszechobejmującej niewiedzy”, tamże, s. 449.

41

wkraczamy w jakieś nowe koło – dzięki temu możemy doświadczyć braku ugruntowania w dziedzinie

myśli”65). Bunt Iwana jest więc niekonstruktywny, ponieważ zadeklarowana na początku świadomość

słabości umysłu („mój marny, ziemski, euklidesowy umysł”66) nie przechodzi w nim w otwartość na

inne formy odniesienia do podstawy. Karamazow czuje się bowiem zobowiązany poprzestać na

faktach 67.

Camus solidaryzuje się z Iwanem w przekonaniu o konieczności trwania przy świadectwie

intelektu. Inaczej niż autor Wiary…, filozof nie dopuszcza bowiem możliwości poszerzenia ludzkiej

perspektywy („Dla człowieka zatem możliwe jest działanie i myśl na średnim poziomie – jest to jego

poziom”68). Umysł, nasza naturalna zdolność epistemiczna, dostarcza nam zatem jedynego sposobu

odniesienia do rzeczywistości. Stąd, jeśli jego świadectwo poucza nas o absurdalności świata, nie

mamy powodów, by wierzyć w jego sensowność. Nieprzekraczalność granic intelektu pozwala nam

zaś sobie uświadomić bunt, który odsłaniając naturę ludzką dostarcza miary dla działania i poznania

(„Bunt, sugerując naturę wspólną ludziom, odkrywa miarę i granicę tej naturze właściwe”69). Przykład

Iwana dowodzi jednak, że owej miary utrzymać nie sposób po odrzuceniu momentu afirmatywnego,

dlatego francuski myśliciel przeciwstawia Karamazowowi wzorzec myśli południa. Model ten opiera

się na solidarności i jako taki pozwala na mediatyzację sprzeczności między potrzebą działania a

ryzykiem zbrodni, racjonalizmem i irracjonalizmem i innych („Prawo miary obejmuje także antynomie

myśli zbuntowanej”70). Dostrzeżenie w naturze ludzkiej miary możliwości poznania stanowi zaś sedno

koncepcji Camusa. Jak bowiem wspomniałam, o słabości intelektu przesądza absurdalność

rzeczywistości. Tę natomiast stwierdzamy, ponieważ nie dysponujemy innym narzędziem

epistemicznym niż umysł.

Przywołując postać Karamazowa, myśliciele dają wyraz przekonaniu o zawodności umysłu przy

próbach pojęcia rzeczywistości i związanej z tym nierozerwalności racjonalizmu i buntu. Wobec

niezrozumiałości świata, wierność świadectwu intelektu musi bowiem doprowadzić do protestu. Dla

Camusa, przekonanego o wyłącznym prawie umysłu do orzekania, niepojmowalność rzeczywistości

dowodzi jej absurdalności. Intelekt słusznie więc odkrywa potrzebę buntu. Z kolei Jaspers broni

poczucia sensowności rzeczywistości, wskazując na ograniczoność kompetencji ludzkiego umysłu.

Bunt jest więc zasadny wtedy, gdy zwraca się nie przeciwko światu, ale przeciwko hegemonii

intelektu. Przykład Hioba, który w dyskusji z teologami kwestionuje próby wypowiedzenia Boga -

65 Tamże, s. 229. 66 F. Dostojewski, dz. cyt., s. 156. 67 „Chcę poprzestać na faktach. Jeżeli zechcę coś zrozumieć, to zdradzę fakty od razu, a postanowiłem poprzestać na faktach”, tamże, s. 156. 68 A. Camus, Człowiek…, dz.cyt., s. 102. 69Tamże, s. 99. 70 Tamże, s. 99.

42

transcendencji poprzez pojęcia („[Job] Nie pragnie ludzkiej mądrości, lecz samego Boga. […] Jobowi

nie zależy na teologii”71), dowodzi, że konstruktywny protest ma na celu przezwyciężenie

rozszczepienia na podmiot i przedmiot. Oba projekty dostrzegają więc uniwersalną wartość buntu.

Wychodząc od różnych ocen sensowności świata, filozofowie inaczej postrzegają jednak zagrożenie,

jakie dla tej postawy stanowi racjonalizm. Camus wskazuje na to, że intelekt nie może być jedyną siłą,

którą kierujemy się w akcie niezgody. Rozważania Jaspersa mieszczą się zaś w ramach polemiki ze

stanowiskami, uznającymi nieprzekraczalność myślenia przedmiotowego.

Bibliografia:

Camus A., Człowiek zbuntowany, Kraków 1993

Dostojewski F., Bracia Karamazow, Kraków 2005

Jaspers K., Wiara filozoficzna wobec Objawienia, Kraków 1999

Netografia:

Camus A., Mit Syzyfa, http://. www.npr.pl/matecznik/antologia3/camus_syzyf.pdf, 22.11.2009

71 K. Jaspers, dz. cyt., s. 446.

43

Tomasz Umerle

[email protected]

Richard Rorty między nowością a przygodnością

Przedmiotem mojego zainteresowania jest to, w jaki sposób Richard Rorty łączy w swojej

myśli „apologię nowości” i „apologię przygodności”. Zagadnienie to można by następująco

przeformułować: jak połączyć „romantyczny” (w rozumieniu Amerykanina) entuzjazm tworzenia

(szczególnie tworzenia samego siebie) z docenieniem przygodności ludzkiego życia (wszak owe

przygodności wciąż zagrażają możliwości tworzenia tego, co „nowe”, bo to, kim jesteśmy i

konsekwencje naszych czynów są zawsze efektem jedynie przypadku). W kontekście

teoretycznoliterackim – kluczowym dla mnie – pojawiają się tutaj dwa, powiązane ze sobą,

zagadnienia. Po pierwsze, odbiorcy w akcie lektury – czytelnika, który (jak każdy) tworzy opisy

samego siebie i poszukuje inspiracji w literaturze: powstaje tutaj kwestia „otwartości” na bycie

„przepisanym” przez to, co inne, zatem stosunku do losu (na ile „jesteśmy gotowi” rzeczywiście

zostać dotknięci przez los, nie rezygnując jednocześnie z naszego „ja”). Po drugie, jednostkowości,

wyjątkowości „silnego poety” jako, zmagającego się z przygodnością i korzystającego z niej, twórcy

własnej tożsamości.

W swojej Przygodności, ironii i solidarności Richard Rorty poświęca wiele miejsca

wspomnianej już apologii nowości (novelty): „Jako nowość traktujmy coś takiego, co się przydarza,

kiedy na przykład promień kosmiczny rozrzuca atomy w cząsteczce DNA i skierowuje tym samym bieg

wypadków w stronę storczyków albo małp człekokształtnych (…) Podobnie (…) metaforyczne użycie

ousia przez Arystotelesa, metaforyczne użycie agape przez świętego Pawła i metaforyczne użycie

gravitas przez Newtona były wynikiem rozbicia przez promienie kosmiczne delikatnej struktury

jakichś kluczowych neuronów w ich mózgach (…) Mało ważne, jak dokonała się ta sztuczka. Efekty

były wspaniałe. Nigdy przedtem czegoś takiego nie było”1. Ów perswazyjny i emocjonalny ton – sądzi

wielu – przesłania zasadnicze, filozoficzne problemy związane z pojęciem „nowości”. Zarzuty te – w

ujęciu najogólniejszym i bardzo upraszczającym – wskazywały na konieczność dialektycznego ujęcia

„nowego” i „tego samego”. Rzecz jasna, Rorty zdawał sobie sprawę z tego problemu i w odpowiedzi

1 R. Rorty, Przygodność, ironia i solidarność, Warszawa 2009, s. 41-42.

44

Robertowi Brandomowi, który przypominał o tym zagadnieniu2, pisał: „Ma również rację [Brandom],

że grozi mi przeromantyzowanie (over-romanticizing) nowości, kiedy sugeruję, że wielcy geniusze

mogą po prostu stworzyć nowy słownik ex nihilo. Powinienem ograniczyć się do tego, że geniusze

nigdy nie robią niczego ponad to, że wynajdują pewne wariacje na temat starych motywów”3.

Przywołuję te słowa amerykańskiego filozofa także dlatego, że stanowią one jednocześnie respons na

uwagi włoskiego myśliciela Gianniego Vattimo, który pisał, iż „[Rorty] podkreśla nieredukowalność

redeskrypcji do jakiejkolwiek kontynuacji. Docenia się tutaj to, co jest identyfikowane z nowym, z

niesłychanym, z »przebłyskiem geniuszu« ('stroke of genius') – dokładnie geniuszu z tradycji

romantycznej”4. Według Vattimo taka postawa (etyczno-interpretacyjna) lekceważy rolę dialogu oraz

jest metafizycznie zadłużona5.

W interesującym mnie zakresie krytyczne uwagi na temat Rorty'ego wygłosiła również w

Duchu powierzchni Agata Bielik-Robson6. Filozofka próbuje w swojej książce zrekonstruować taką

wizję romantycznego podmiotu – i możliwych współczesnych kontynuacji tej koncepcji – który wobec

faktu, że jego tożsamość jest przygodna, nie przyjmuje postawy oddania się „przygodności w obliczu

klęski filozoficznego projektu natury ludzkiej (…) odprężeniu wobec fiaska wielkich narracji w ich

próbie okiełznania świata”7, jak to według niej czyni na przykład Richard Rorty i John D. Caputo.

Wręcz przeciwnie: „autentyczna rehabilitacja losu (…) polega (…) na odzyskaniu intuicji przygodności

w ramach kondycyjnego zadania przeżycia”8. Przygodność – upraszczając – jest dla Bielik-Robson

takim uwarunkowaniem naszego istnienia, które sprawia, iż podmiot kształtuje się nieustannie pod

„wpływem” tego, co „zewnętrzne”. Wobec „wpływu” owo „ja” ma stosunek ambiwalentny (ceni go i

stosuje wobec niego mechanizmy obronne), ale uparcie obstaje przy kwestii swojego „przeżycia” –

2 Zob. R. B. Brandom, Vocabularies of Pragmatism: Synthesizing Naturalism and Historicism, [w:] R. B. Brandom (red.), Rorty and His Critics, Oxford 2000, s. 156-183. Wszystkie tłumaczenia własne, chyba że jest zaznaczone inaczej. 3 R. Rorty, Response to Brandom, [w:] tamże, s. 188. 4 G. Vattimo, Beyond interpretation. The Meaning of Hermeneutics for Philosophy, Stanford 1997, s. 36. 5 Por. M. Januszkiewicz, Filozofia i etyka interpretacji (Gianni Vattimo), [w:] tegoż, W-koło hermeneutyki literackiej, Warszawa 2007, s. 80-94. 6 W pracy tej polska filozofka stara się ukazać „odmienną” stronę romantyzmu, odnajdując w nim „inny” projekt, „lękowej”, nowoczesności oraz śledzi możliwe nawiązania do tej koncepcji w filozofii współczesnej. Duch powierzchni jest książką wieloaspektową i oryginalną – zaznaczam, że korzystam jedynie z pewnych podjętych tam wątków. Próbuję odpowiedzieć na zrekonstruowane w moim tekście zarzuty, jakie stawia Bielik-Robson Rorty'emu i przedstawić – odwołując się do Vattimo, którego ocenia ona zupełnie inaczej niż Amerykanina – inne rozumienie podejmowanych przez nią w tym aspekcie zagadnień. Nie twierdzę zatem, iż Rorty w spójny sposób wpasowałby się w projekt polskiej filozofki (nie o to zresztą chodzi w tej pracy), ale z pewnością jego namysł nad „nowością” i „przygodnością” nie stoi w zasadniczej sprzeczności z koncepcjami takich filozofów, jak właśnie Gianni Vattimo. Jeśli w jakimś momencie możliwość wpisania Rorty'ego w koncepcję Bielik-Robson wychodzi poza ten zakres, zaznaczam to właśnie przypisowo, jako hipotezę, której rozwinięcie przekracza ramy tego szkicu. 7 A. Bielik-Robson, Duch powierzchni. Rewizja romantyczna i filozofia, Kraków 2004, s. 430. 8 Tamże.

45

wobec losu jest „słabe”, lecz „słabość jest jego podstawowym uwarunkowaniem ontologicznym, a nie

tylko słabością, czyli wadą”9. Kluczem jest tutaj sam tytuł książki – „duchowość powierzchni” polega

na tym, że „życie duchowe toczy się (…) nie w przepastnych głębinach jaźni, lecz na poziomie

naskórka. Nie w iluzyjnej sferze ucieczki przed losem, lecz na powierzchni najsilniej ugodzonej przez

przygodność. Mówiąc najprościej: tam, gdzie najbardziej boli”10.

Postacią, która we współczesnej humanistyce próbuje realizować ten ideał, jest dla Bielik-

Robson Harold Bloom. Pełni on zresztą podobną rolę – istotnej inspiracji intelektualnej – w myśli

Richarda Rorty'ego, który w Przygodności... wykorzystuje jego koncepcję „silnego poety” (odwołuje

się do niego także w innych pracach). Polska filozofka fundamentalnie nie zgadza się jednak z

Rortiańską interpretacją Blooma, uznając ją za upraszczającą i jednostronną: „[Rorty] odebrał

koncepcji Blooma dwuznaczny czar romantyczny i przedefiniował ją w duchu nietzscheańskiego

pragmatyzmu (…) trudno (…) wyobrazić sobie bardziej odległe od siebie temperamenty umysłowe”11.

Dwuznaczność ta polega na Bloomowskiej próbie „pojednania między przeciwieństwami (…): między

zagrożoną autonomią jednostki a zagrażającym wpływem tego, co wobec jednostki zewnętrzne”12.

Polka mówi więc z jednej strony o ponowoczesnym „zaprzestaniu zmagań z losowością”, a z drugiej o

(nieprzefiltrowanym przez Blooma) nietzscheanizmie Amerykanina – obie te „drogi” nie spełniają jej

oczekiwań: „pierwsza kocha los za dostarczane przezeń trudności dla nich samych (…) druga kocha go

heroicznie za wielkie tragedie, które stają się próbą sił dla charakteru duszy dostojnej”13. Włoch z

kolei – przypominam – o tym, iż Rorty'ego koncepcja „silnego poety” jest zadłużona metafizycznie,

gdyż jest jedynie „witalistyczną celebracją kreatywności”, lekceważącą hermeneutyczny dialog

(wzajemne „przepracowywanie” własnych „słowników”)14. Sam włoski filozof pojawia się na stronach

książki Bielik-Robson również marginalnie, jednak jego koncepcja słabego podmiotu – uomo debole –

wzbudza pewną jej sympatię (abstrahuję tutaj od późniejszych ocen, jakie na temat Vattimo wyrażała

filozofka): „umieszcza się [ona] (…) gdzieś między perspektywą typowo ponowoczesną a

nietzscheańskim modernizmem (…) Byt słaby jest (…) zawsze zależny od bytu istniejącego w sensie

mocnym – świata, czasu, losu – zależność ta jest jednak jego kondycją stałą, z której nie może się on

wyzwolić. Jest jego przeznaczeniem, ograniczeniem – a zarazem jedyną możliwością istnienia”15.

Zatem według Bielik-Robson Rorty realizuje albo jedną, albo drugą „drogę”, a Vattimo znajduje się w

przestrzeni między nimi. Będę starał się pokazać (krążąc wokół tematów, które – pisząc o obu

9 Tamże, s. 435. 10 Tamże, s. 449. 11 Tamże, s. 324-325. 12 Tamże, s. 324. 13 Tamże, s. 434. 14 Zob. G. Vattimo, dz.cyt., s. 34-36. 15 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 434-435.

46

filozofach – poruszyła autorka Ducha powierzchni oraz wychodząc poza przywołane już tutaj Beyond

Interpretation), że także autor Przygodności... umiejscawia się w owej ambiwalentnej przestrzeni

pomiędzy ponowoczesną rehabilitacją przygodności i apologią jednostkowego podmiotu, na którego

w świecie czeka zawsze „więcej życia”.

Vattimowski „słaby” podmiot nie ma nadziei na pełne uobecnienie, uprzedmiotowienie, a

jego istnienia nie rozumie się po prostu w kategoriach czystej obecności (lub niemożliwości takowej).

Jest to myślenie czerpiące w znacznej mierze z Vattimowskiej interpretacji filozofii Martina

Heideggera – otóż podmiot nie jest w pozycji „władzy” wobec świata, nie zna sposobu, by świat

zawłaszczyć. Jego bycie jest mu „udzielane”16. Heidegger mówił o byciu, które „wydarza się” w

mowie: „Bycie nie jest już tylko tym, co opisywane, ale wydarza się w samym mówieniu o nim (…)

fenomenologiczny »opis« (…) nie »wykłada« już bycia jako wydarzania się, ale to on sam stał się

wydarzeniem bycia”17. Myśl Vattimo jest namysłem, który stara się brać pod uwagę niemożność

owego ponownego zawłaszczenia świata, uczynienia go na zawsze własnym w metafizycznym

„geście”, Włoch mówi w zamian o „prze-właszczaniu”: rozmyciu „bycia w wartość wymienną (…) w

język, w tradycję, pojmowaną jako przekazywanie i interpretacja znaków”18. Za Heideggerem Vattimo

rozpatruje problem rzucenia w „bezgrunt” śmiertelności, gdzie wszystko jest wymienne i możemy

jedynie w nieskończoność przemyśliwać nasz los: „bycie właśnie jako otwierający horyzont, w którym

jawią się byty, może istnieć już zawsze tylko jako ślad minionych słów, prze-słana zapowiedź”19. W

tym sensie Vattimowskie „słabe bycie” „znajduje się wciąż w akcie wychodzenia, bynajmniej nie

zrywając trudnej więzi łączącej ją ze sferą zależności”20.

W jednym Filozofii jako gatunku przejściowym Richard Rorty przedstawia „literackiego

intelektualistę”, który nie tylko uważa, że „granice [wyobraźni] można stale poszerzać”, ale i że „życie,

które nie jest przeżywane blisko obecnych granic ludzkiej wyobraźni, nie jest warte życia”21.

Poszukiwanie nowości nie jest chęcią ponownego zawłaszczenia losu albo jego lekceważeniem, jest

zaakcentowaniem roli „prze-właszczania”, o którym pisał Gianni Vattimo. Otóż nowość jest tym

elementem, który pozwala na cyrkulację treści we wspólnocie i wiąże się z nadzieją (zwróćmy uwagę

– nie ma tutaj ani pewności, ani fundamentalnej niemożliwości) „na stanie się osobą, a nie tylko

produktem własnego wykształcenia lub środowiska. Jak podkreślał Heidegger, aby uzyskać

autentyczność w tym sensie, nie musimy odrzucać [podkr. – R.R.] swojej przeszłości. Może ona za to

16 Zob. tamże, s. 461. 17 P. Dybel, Granice rozumienia i interpretacji. O hermeneutyce Hansa-Georga Gadamera, Kraków 2004, s. 66. 18 G. Vattimo, Koniec nowoczesności, Kraków 2006, s. 22. 19 Tamże, s. 110-111. 20 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 494. 21 R. Rorty, Filozofia jako gatunek przejściowy, [w:] tegoż, Filozofia jako polityka kulturalna, Warszawa 2009, s. 152-153.

47

wymagać reinterpretacji”22. Czytelnik zapoznaje się z wieloma książkami – czy innymi tekstami

kultury – i dokonuje wyborów (oczywiście, podatnych na zmianę). To, co nowe, jest o tyle dziełem

geniusza, że taki status otrzymuje w konkretnej sytuacji historycznej – „robi różnicę” wobec tego, co

już jest (a nie ex nihilo). Tym samym ów „intelektualista” całe wspólnotowe „imaginarium” stara się

wciąż ożywiać, doskonale zdając sobie sprawę, iż „wyobraźnia bez końca wchłania własne wytwory.

Podlega czasowi i przypadkowi tak jak muchy i robaki, ponieważ jednak utrwala i przechowuje

pamięć swojej przeszłości, będzie nadal przekraczać własne uprzednie granice”23.

Jednak nowość – choć oczywiście nieabsolutna – utrzymuje w myśli Rorty'ego swoją „siłę”. W

tekście Wielkie dzieła literackie jako źródło inspiracji Amerykanin rozpatruje rolę przygodności w

doświadczeniu estetycznym. Filozof proponuje tam swoisty „romantyczny entuzjazm” w kontakcie z

dziełem, który rozumie jako postawę przeciwstawną „wszechwiedzy” (knowingness), będącej stanem

duszy, „który uniemożliwia przeżywanie zachwytu”24: „wiedza (knowledge) jest bowiem kwestią

umieszczenia dzieła w znanym kontekście, odniesienia go do tego, co już wiemy”25. Rorty przedkłada

dyskurs „edukacji sentymentalnej” nad argument teoretyczny i w takim też tonie próbuje powiedzieć,

że „inspiracja” jest czymś przekraczającym człowieka, czymś, co go obezwładnia i unieruchamia w

pierwszym momencie. Odwołując się do Dorothy Allison i jej „religii ateistycznej”, mówi: takie dzieła

„pozwalają nam uwierzyć, iż życie jest czymś więcej niż kiedykolwiek sobie wyobrażaliśmy”26. A

czyniąc aluzję do miłości, twierdzi: „podobnie jak nie sposób przeżyć autentycznej fascynacji kimś,

kogo uznaje się za dobrego przedstawiciela określonego typu ludzkiego, tak też niepodobna zostać

zainspirowanym przez dzieło, o którym wszystko wiadomo”27. Nie ma tutaj silnego podmiotu

aktywnie zawłaszczającego sensy – raczej „musimy pozwolić, aby [dzieło] ukazało w nowym

kontekście (must be allowed to recontextualize) to, co – jak nam się wydawało – wiedzieliśmy

wcześniej; nie możemy, przynajmniej w punkcie wyjścia, umieszczać w gotowym kontekście samego

dzieła”28. Rorty nie wskazuje na jakąś konkretną cechę dzieła. Zdefiniowanie takiego doświadczenia

jako doznania, by tak rzec, „wzmożenia życia” ewokuje samą sytuację wyboru między możliwościami

auto-deskrypcji. Innymi słowy: dzieło w nas uderza, „rekontekstualizuje” nas samych i niejako

niezależnie od „treści” tego zjawiska jest w nim coś dużo ważniejszego – samo nieocenione

doświadczenie wpływu. Nieocenione, bo to ono stanowi inspirację do kształtowania siebie w

przyszłości, gdyż – obezwładniając nas – stanowi obietnicę, że „zawsze jest więcej życia”. W jednym

22 Tamże, s. 146. 23 Tamże, s. 152. 24 R. Rorty, Wielkie dzieła literackie jako źródło inspiracji, „Literatura na Świecie” 2003, nr 9-10, s. 326. 25 Tamże, s. 330. 26 Tamże. 27 Tamże, s. 331. 28 Tamże.

48

ze swoich tekstów Rorty nazywa takie doświadczenie romance (tłumaczone jako „romantyczność”):

„stan ten (…) przenosi nas poza granice języka, którym się obecnie posługujemy (…) poza granice

dyskusji. (…) poza granice wyobraźni świata na jego aktualnym etapie rozwoju”29.

Zupełnie inaczej doświadczenie estetyczne widział chociażby Hans-Georg Gadamer

(oczywiście, cytowany powyżej tekst Amerykanina pisany był „przeciwko” innym literaturoznawczym

nurtom, jednakowoż uważam, że uwagi Rorty'ego są także polemiczne wobec myśli niemieckiego

filozofa), który podkreślał jego ciągłość: „także tego, co przed naszym rozumieniem zamknięte,

doświadczamy jako ograniczającego; należy to więc do ciągłości samorozumienia”, a zatem „skoro w

świecie spotykamy dzieło sztuki, a w danym dziele sztuki świat (…) to dzieło to nie pozostaje obcym

universum, w które na pewien czas zostajemy czarodziejską mocą włączeni. Raczej uczymy się w nim

rozumieć siebie, a to oznacza, że znosimy nieciągłość i punktowość przeżycia w ciągłości naszego

jestestwa”30. Gianni Vattimo odwołuje się do tej koncepcji niemieckiego filozofa w krytyczny sposób:

„aby stać się doświadczeniem prawdy, spotkanie z dziełem musi być [dla Gadamera] częścią

dialektycznej ciągłości podmiotu z sobą samym i z jego własną historią”31. Tym samym doświadczenie

estetyczne jest po prostu doświadczeniem dziejowym, które dokonuje „przemiany w nas, a także w

samym dziele (…) jakość estetyczna jest siłą dziejowego ufundowania, zdolnością wywierania

modelującego Wirkung”32.

Różnica między Rorty'm i Gadamerem wymaga dookreślenia33: rekontekstualizacja w

rozumieniu tego pierwszego nie jest „tylko” modelującym, dziejowym wpływem w rozumieniu tego

drugiego. Amerykański filozof mówi o doświadczeniu, które jest z jednej strony wynikiem działania

tego, co przygodne (zostaliśmy przepisani przez dzieło), lecz daje asumpt do myślenia o sobie nie tyle

jako o postaci, w której nastąpiła jakaś konkretna zmiana w ramach naszej tożsamości, ale że

„niektórzy lub wszyscy skończeni i śmiertelni ludzie są w stanie wyrosnąć daleko ponad poziom, jaki

dotychczas osiągnęli”34. Podczas gdy dla niemieckiego filozofa to, co zamknięte przed rozumieniem,

konstytuuje ciągłość samorozumienia (granica rozumienia jest elementem historycznie zmiennej

samotożsamości).

Podobnie do Rorty'ego uważa Vattimo, dla niego „w dziele sztuki wydarza się ten szczególny

moment przesunięcia na dalszy plan dziejowości, który wyraża się poprzez zawieszenie

29 R. Rorty, Wiara religijna, odpowiedzialność intelektualna i romantyczność, [w:] T. Buksiński (red.), Wspólnotowość wobec wyzwań liberalizmu, Poznań 1995, s. 29. 30 H.-G. Gadamer, Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej, Warszawa 2004, s. 152-153. 31 G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 114. 32 Tamże, s. 114-115. 33 Stosunek Rorty'ego do Gadamera zmieniał się w czasie- zob. J. Tartaglia, Routledge Guidebook to Rorty and the Mirror of Nature, New York 2007, s. 178-179. 34 R. Rorty, Wiara religijna…, dz. cyt., s. 28.

49

hermeneutycznej ciągłości podmiotu z samym sobą i z historią. Punktowość świadomości estetycznej

jest sposobem, na który podmiot doświadcza skoku w Ab-grund swojej śmiertelności”35. Vattimo

bezpośrednio odnosi się tutaj do myśli Martina Heideggera, według autora Bycia i czasu w dziele

„prawda odkłada się” na dwa sposoby. Po pierwsze, dzieło jest „wystawieniem” (Aufstellung) świata,

czyli „w dziele sztuki zostaje zidentyfikowana i zintensyfikowana przynależność poszczególnych

jednostek do świata dziejowego”36. Po drugie, co mnie bardziej interesuje, „ustawieniem” (Her-

stellung) ziemi, z którym wiąże się wspomniana wyżej „punktowość świadomości estetycznej”:

„ziemia jest hic et nunc dzieła, do którego powraca każda jego nowa interpretacja (…) ziemia nie jest

tym, co trwa: przeciwnie, jest tym, co zawsze wycofuje się w »naturalność«, którą niesie za sobą

Zeitigen, rodzenie się i dojrzewanie, z wypisanymi na obliczu śladami czasu”37. Zatem: „w każdym

dziele sztuki obecny jest element ziemski (…) [który] nawiązuje do śmiertelności”38.

Skok w bezgrunt śmiertelności nie jest, wbrew pozorom, przeciwieństwem Rortiańskiego

romance (jako „więcej życia”). Rorty nie marzy o wyjściu z przygodności – bohatera pełnego

„inspirujących” lekturowych doświadczeń mniej „kuszą (…) marzenia o ucieczce od czasu i

przypadku”39. „Śmiertelność” w rozumieniu Heideggera polega bowiem na tym, że dla człowieka

„śmierć, jeśli »jest«, z istoty zawsze moja. Oznacza ona mianowicie specyficzną możliwość bycia, w

której chodzi wprost o bycie jestestwa zawsze własnego”40. Skoro jedynie (tak rozumiana) śmierć jest

tym, co naprawdę własne, to dla autora Bycia i czasu „tożsamość człowieka leży (…) na zewnątrz

niego”41. W przestrzeni tego, co Vattimo nazwałby „prze-właszczalnym”. Skok w „bezgrunt

śmiertelności” oznacza, że ludzka tożsamość jest pracą wykonaną na tym, co zewnętrzne wobec

człowieka, a więc nie może obejść się bez „wpływu”, bez losu. Pociąga to za sobą również

„interpretowalność” jako cechę rzeczywistości, która jest „niczyja” i nie może na stałe być

przywłaszczona przez podmiot, gdyż to, z czego buduje on siebie, nie pozostaje niezmienione, lecz

jest częścią „podmiotowego” zewnętrza. Zatem Rortiańskie „więcej życia” dla „śmiertelników”,

związane z doświadczeniem lekturowym, nie oznacza przezwyciężenia śmiertelności, ale to, że dzięki

tej śmiertelności nic na świecie nie ma (metafizycznie ufundowanego) właściciela, wszystko jest

„prze-właszczalne”. Pozorna jest zatem paradoksalność tezy Rorty'ego, łączącej fakt naszej

śmiertelności z doświadczeniem, że zawsze możemy stać się kimś innym niż dotąd.

35 G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 115. 36 Tamże, s. 53. 37 Tamże, s. 54-55. 38 Tamże, s. 117. 39 R. Rorty, Filozofia jako gatunek…, dz. cyt., s. 153. 40 M. Heidegger, Bycie i czas, Warszawa 1994, s. 338. 41 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 189.

50

Vattimo o wspominanej „ziemskości” dzieła mówi także w ten sposób: „dzieło sztuki jest

jedynym wytworem ludzkich rąk, dla którego upływ czasu jest zjawiskiem pozytywnym, czynnikiem

aktywnie determinującym nowe możliwości interpretacji dzieła”42. Także Rorty zgodziłby się, że to, co

Heidegger/Vattimo nazywają „skokiem w bezgrunt śmiertelności”, jest szansą kształtowania się

podmiotu w świecie, w którym nigdy nie kończy się interpretacja (zawsze bowiem jest więc „więcej

życia” dla podmiotu). Wydaje się, że amerykański filozof – to prawda, na swój sposób – próbuje wziąć

pod uwagę dwuznaczność podmiotu, o który mówiła Bielik-Robson, to znaczy nie rezygnuje ani z

zadania „przeżycia”, ani z „odzyskania intuicji przygodności”43.

Jednakowoż przywołany na początku zarzut Vattimo – że Rorty proponuje jedynie

redeskrypcję, rozbijając możliwość myślenia o kontynuacji – z Beyond Interpretation nie jest

pozbawiony podstaw w kontekście myśli włoskiego filozofa. Rorty, rzecz jasna, nie zrywa z

przeszłością, raczej przemyśliwuje ją, by doświadczyć samej możliwości wyboru, co kojarzy z

Heideggerowską „autentycznością”. Jednak rzeczywiście amerykański filozof zainteresowany jest

przede wszystkim przyszłością czy też nadzieją na przyszłość. Vattimo z kolei uważa, iż skok w

„bezgrunt śmiertelności” jest An-denken, czyli Heideggerowskim „rozpamiętywaniem” tradycji

myślenia44. Jego „hermeneutyczny nihilizm” zanurzony jest w tak rozumianej losowości i dokonuje w

niej ciągłej pracy „wyzwalania”.

Owa „kontynuacja” nie jest jednak absolutnym principium w myśleniu Vattimo. Wszak, jak

pisałem, stawia on Gadamerowi zarzut, iż lekceważy on bardziej profetyczny i mniej „oswojony”

wymiar myśli Heideggera, do którego zalicza również teorię rozbijającego ową ciągłość

doświadczenia estetycznego u autora Bycia i czasu (w ten sposób Gadamerowska „krytyka zastanego

porządku rzeczy (…) wydaje się stopniowo łagodnieć, aż do zupełnego wygaśnięcia”45). Nie oznacza to

bynajmniej, że Vattimo czy Rorty są – jeśli odnieść się do narzucającego się tutaj kontekstu – jakimiś

„subwersywnymi” krytykami społecznym. Ten drugi odżegnuje się od teoretyzującej krytyki

społecznej oraz wprost opowiada się za demokracją liberalną i ideałami socjaldemokratycznymi,

krytyka „zastanego porządku” (pomijam tutaj jego wypowiedzi ściśle polityczne) pojawia się u niego

szczególnie w przywołanym już wcześniej doświadczeniu romance. Innymi słowy: krytyka tego, co

zastane, u Vattimo i Rorty'ego ma swoje miejsce, ale i jest ograniczana poprzez to, z czym się w tym

porządku identyfikują (obaj się do tego przyznają). Nie interesują się oni w tym stopniu, co na

przykład Jacques Derrida, „absolutną innością”, czyli chęcią dyskursywnego zainscenizowania

paradoksalnej sytuacji „oczekiwania” na to, co nieprzewidywalne (całkowicie inne). O tym właśnie

42G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 55. 43 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 430. 44 G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 110. 45 Tamże, s. 132.

51

mówi John Caputo46 w wywiadzie zamieszczonym w After the Death of God (abstrahuję od

wartościowania zawartego w tej ironizującej i ciekawej opinii): „Rorty nie wprowadza

wystarczającego dystansu między istniejącą demokracją a tą, która ma przyjść (democracy to come)

(…) Vattimo jest zbyt skłonny do twierdzenia, że wszystko sprowadza się do dążenia ku naszej religii

(achieving our religion), to znaczy (…) ku »chrześcijaństwu«”47. Oboje więc, mówi dalej Caputo,

potrzebują myślenia o tym, co Levinas i Derrida nazywają tout autre, „całkiem innym”. Vattimo i

Rorty mają więc pewne wyobrażenie kultury czy społeczeństwa, różne od tego, co zastane, ale i to, co

zastane, traktują jako swój los i to na nim dokonują (odmiennej) „pracy”. Oboje żywią więc pewną

trudną nadzieję – która nie jest paradoksalnym oczekiwaniem absolutnie innego ani radosną

twórczością romantycznego „stwórcy” – mocno związaną z tym, co jest ich losem.

W rozmowie między filozofami w książce The Future of Religion pojawia się problem tego, co

„klasyczne”, co dla jakiejś wspólnoty (choćby najmniejszej) staje się fundamentem wzajemnego

dialogu czy punktem odniesienia. Vattimo mówi o „klasyczności” jako o tym, co „stało się [dla jakiejś

grupy] modelem, bez żadnego ufundowania”. Rorty wyciąga z tego pragmatystyczny wniosek, iż coś

jest klasyczne „z powodu efektu, jaki na nas wywiera, a nie źródła, z jakiego pochodzi”. Włoski filozof,

choć widzi konieczność takiego rozumienia klasyczności, to wskazuje przede wszystkim, iż „wciąż

istnieje problem podstawy, na jakiej akceptuję lub odrzucam twoje uwagi”48. Widać tutaj dokładnie

różnicę między Vattimo i Rorty'm, choć aby ją uwydatnić, posłużę się daleko idącym uproszczeniem.

Jeśli „dlatego, że pokolenia następują po sobie w naturalnym rytmie narodzin i śmierci, bycie jest

zapowiedzią, która jest przekazywana”49, to włoskiego filozofa interesuje szczególnie rola odbiorcy

przesłania z przeszłości, a filozofa amerykańskiego – rola „silnego poety”, który jest nadawcą do

przyszłych i nieznanych adresatów. Są to dwie strony tego samego medalu, dwa związane ze sobą

aspekty owej „klasyczności”. Mówi o tym zresztą sam Vattimo w tekście Aktualność Heglowskiego

myślenia o polityce. „Klasycznością” jest to, co – podejmując jakiekolwiek działanie, wyznając

jakiekolwiek przekonania – zakładamy, co „»koresponduje« z pewnymi oczekiwaniami i

koniecznościami zakorzenionymi w naszej wspólnej przeszłości”. Jednakowoż „w uznaniu, że coś jest

46 Bielik-Robson zrównuje poglądy Rorty'ego i Caputo (zob. tejże, dz.cyt., s. 430). Można by skrótowo powiedzieć, że – w obrębie tej narracji (co nie wyklucza innych ujęć) – na mapie współczesnej filozofii w interesującym mnie tutaj zakresie Rorty stoi dla mnie raczej obok Vattimo niż obok Caputo – i na tym polega moje przesunięcie Rorty'ego w obrębie projektu polskiej filozofki. 47 J. D. Caputo, The Power of the Powerless. Dialogue with J. D. Caputo, [w:] J. W. Robbins (red.), After the Death of God, New York 2007, s. 125. G. Vattimo rozwija bowiem swoją wizję hermeneutyki nihilistycznej także jako efekt refleksji nad chrześcijańską kenosis – „opróżnienie” się Chrystusa na krzyżu z boskości kojarzone jest z „nihilistycznym” (w niepejoratywnym, oczywiście, sensie) zwijaniem się metafizyki, utratą fundamentów we współczesnym świecie jako oddaniem świata człowiekowi (por. np. M. Januszkiewicz, dz.cyt., s. 92-94). 48 R. Rorty, G. Vattimo, S. Zabala, Dialogue. What Is Religion's Future After Metaphysics?, [w:] S. Zabala (red.), The Future of Religion, New York 2005, s. 60-61. 49 G. Vattimo, Koniec…, dz. cyt., s. 111.

52

dobre dla nas, zawarty jest element projektowości, która oczekuje na to, by stać się »klasyczną« (…)

ponieważ rości sobie prawo ważności dla tego »my«, którego nie da się po prostu utożsamić z tym

»my«, którym aktualnie jesteśmy”50. Rorty'ego interesuje więc szczególnie ów „element

projektowości”. Kiedy mówi on o tym, iż wielkie dzieła literackie najpierw nas przepisują, przenoszą

nas poza granice wyobraźni, to oczywiście zależy mu na tym, by lektura tego dzieła przyniosła „coś

nowego”. Nie oznacza to, że „silny poeta”, wykorzystując owe dzieła, nie obawia się tego, że zostanie

jedynie „przypisem” do swojego prekursora. Co więcej, nie można tworzyć ex nihilo, twierdzi Rorty,

trzeba zatem zawsze odnieść się (świadomie czy nieświadomie) do jakiegoś poprzednika. „Silny

poeta” nie wie jednak, czy dla tych, co przyjdą po nim, te jego „inspiracje” (bycie po części

stworzonym przez swój czas, a więc bycie podmiotem przygodnym) nie uczynią go po prostu

„wtórnym”.

Rortiański „silny poeta” odczuwa zatem lęk przed wpływem tych, którzy nastąpią, troszczy się

o własne przeżycie. Zapisane „ja” poetyckie, oddając się innym, musi „w pewnym momencie (…) zdać

się na dobrą wolę tych, którzy będą żyć inaczej i będą pisać inne wiersze”51. Jest to pewien aspekt

„zadłużenia u poetyckich przodków [będącego dla Blooma] (…) głównym źródłem lęku przed

wpływem”52. Prekursorzy z konieczności w jakiejś mierze „więżą” poetę, chcącego zapewnić swojemu

„ja” przeżycie w przyszłości, w innych warunkach, dla innych ludzi. Jednakowoż nie można uciec od

losu/przygodności: „silny poeta”, Rorty odwołuje się tu znów wprost do Blooma, znajdzie się „»z

nimi«, przyszłymi poetami żyjącymi na [jego] (…) koszt, tak jak on żył na koszt swych

poprzedników”53. Zauważmy więc, jak ściśle Rorty łączy tutaj oba aspekty – wpływu na „silnego

poetę” (tego wszystkiego, co go ukształtowało: innych twórców, świata, w którym żył itd.) oraz jego

chęci przeżycia. Z przygodności, z którą każdy się styka, z prze-właszczalnego świata oraz zadłużając

się wobec prekursorów, poeta tworzy siebie i próbuje przetrwać – tę postawę połączenia

przygodności i nowości najdobitniej oddaje ten fragment Przygodności...: „w świadomej potrzebie

silnego poety, by dowieść, że nie jest kopią ani repliką, dostrzeżemy tylko szczególną postać

nieświadomej potrzeby, jaką odczuwa każdy z nas: potrzeby uporania się ze ślepym znamieniem,

którym naznaczył nas przypadek, stworzenia sobie jaźni poprzez opisanie na nowo tego znamienia w

kategoriach będących, może w niewielkim stopniu, ale naszymi własnymi”54. Trudno uznać to albo za

porzucenie kwestii podmiotowości (i oddanie się swobodnemu przepływowi przygodności), albo za

radosną poetycką kreację, mającą na celu jedynie zdominować innych.

50 G. Vattimo, Aktualność Heglowskiego myślenia o polityce, [w:] A. Przyłębski (red.) Filozofia polityczna Hegla. Istota, aktualność, kontynuacje, Poznań 2007, s. 25. 51 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 79. 52 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 317. 53 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 79. 54 Tamże, s. 80.

53

W Przygodności... Rorty wprowadza znamienne rozróżnienie (któremu, w poniższym

rozumieniu, będę tutaj wierny, nie wnikając w jego – oczywiste i złożone – implikacje filozoficzne):

„pomiędzy nami a światem, brutalną siłą i nagim cierpieniem zachodzi relacja innego rodzaju niż ta,

która istnieje pomiędzy nami a osobami”55.

O ile z ludźmi radzić możemy sobie za pomocą języka, konwersacyjnie, to świat nas – jak

ujmuje to Amerykanin w pracy Filozofia a zwierciadło natury – jedynie „popycha”, żadna jego

reprezentacja (językowe przedstawienie) nie ustanawia z nim bezpośredniego kontaktu: „Cóż to, że

jesteśmy popychani, ma wspólnego z obiektywnością, trafnym przedstawianiem czy korespondencją?

Myślę, że nic, o ile tylko nie miesza się kontaktu z rzeczywistością (relacji przyczynowej,

nieintencjonalnej i neutralnej-względem-ujęcia) z zajmowaniem się rzeczywistością (opisywaniem,

wyjaśnianiem, przewidywaniem i przekształcaniem jej, co zawsze wymaga jakiegoś ujęcia)”.

Odrzucenie koncepcji zwierciadlanej – trafnej reprezentacji rzeczywistości – nie implikuje więc

„niewrażliwości na bezwzględność rzeczy”, na „niezapośredniczony nacisk”56.

Rorty, oddzielając świat „osób” i „rzeczy”, twierdzi, iż w świecie ludzkim „wpływ” może być

przezwyciężony: „Za pomocą tej strategii [przejęcia, przekształcenia języka] można radzić sobie

jedynie z innymi osobami – na przykład z rodzicami, bogami i poprzedzającymi nas poetami”57.

Właśnie w przestrzeni Poezji (pisanej wielką literą, bo rozumianej jak najszerzej, niemal jako synonim

twórczej wyobraźni) istnieje ta możliwość. Poezja bowiem „to jedyna władza nad światem, jaką

możemy mieć nadzieję uzyskać”58. Jednak owa poetycka nadzieja na stworzenie siebie – stworzenie

więc kogoś nowego wbrew (ale i dzięki) przygodnościom – jest zawsze „jedynie” projektem ze

względu na naszą skończoność. Wyrażając siebie, nie przestaję być wśród ludzi, muszę być więc dla

nich zrozumiały. Każdy mój „tekst” (również w szerokim rozumieniu tego słowa, czyli jako

„wydarzenie mentalne”) niczym przecież w istocie swej nie jest i nie mam kontroli nad tym, czym się

stanie. Mogę jedynie lepiej lub gorzej przewidywać sensy, jakie uzyska on w mojej, nietrwałej,

55 Tamże, s. 76. 56 R. Rorty, Filozofia a zwierciadło natury, Warszawa 1994, s. 333. Jak pisze Jerzy Kmita, „Interpretator (…) zawsze liczy się z pewnym »tam« (»there«) spoza [językowej] tkaniny, a językowe wyłuskanie z obszaru owego »tam« stosownych elementów świata (…) dopiero wtedy liczy się jako efektywne, kiedy elementy te występują w roli członów związków przyczynowych” (J. Kmita, Wymykanie się uniwersaliom, Warszawa 2000, s. 86). „Bryły” („grudki” w innym tłumaczeniu), czyli wydarzenia fizykalne, są jakoś lingwistycznie wyodrębnianie przez ludzi i łączone następnie w przyczynowe związki. Tak nauki przyrodoznawcze kształtują swój dyskurs, który ma na celu kontrolowanie i przewidywanie naszego otoczenia (zob. tamże, s. 83). Nie oznacza to jednak, że owa „nauka” mówi o tym, czym świat w istocie jest. Jest to po prostu pewien użytek uczyniony z „bycia człowiekiem” poddanym na wpływ bodźców płynących z otoczenia. To znaczy jednocześnie, iż „wydarzenia mentalne stanowią nadbudowany jakoś nad wydarzeniami fizykalnymi składnik świata” (tamże). Zaznaczam, że uwagi te dotyczą konkretnego, cytowanego tutaj, tekstu Rorty'ego, a nie całości jego filozofii. 57 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 76. 58 Tamże.

54

„wspólnocie kulturowej”. Zaledwie dwie strony po przywołanej powyżej entuzjastycznej apologii

poezji Rorty mówi za Bloomem: „nawet najsilniejsza poetka nie tylko żeruje na swoich

poprzednikach, nie tylko jest w stanie dać początek jedynie niewielkiej części siebie, ale także zdana

jest na życzliwość wszystkich tych nieznajomych osób gdzieś tam w przyszłości”59.

Według Rorty'ego między (na przykład) metalem a dziełem literackim nie ma ontologicznej

różnicy: „pragmatyści (…) całkowicie (…) uznają ślepą, pozaludzką, przyczynową nieustępliwość złota

bądź tekstu [w szerokim sensie tego słowa – przyp. T. U.] (…) Przedmiot, owszem, może (…) sprawić,

że posiadamy przekonania, ale nie może nam podsuwać, jakie one mają być. Może jedynie

zachowywać się w taki sposób, że uruchomi nasze procedury polegające na wprowadzeniu

zaprogramowanych zmian w zakresie przekonań”60. Mamy tutaj znów do czynienia z

„niezapośredniczonym wpływem” – tekst „sam z siebie” nie mówi, silny poeta może jedynie, będąc

skazanym na własną przygodność, mieć nadzieję (przypominam: to ważne dla Rorty'ego słowo), że to,

co czyni, jest nowe, że tworzy naprawdę siebie.

W Przygodności... to, co „pozajęzykowe”, jest dla człowieka głównie zagrożeniem: „wobec

tego, co pozaludzkie, pozajęzykowe, tracimy zdolność przezwyciężenia przygodności i bólu poprzez

zawłaszczenie i przekształcenie, pozostaje nam jedynie zdolność uznania przygodności i bólu”61 (owo

„uznanie”, jak się okaże, jest jednak według Amerykanina niemożliwe). Albo: „cierpienie jest

zjawiskiem pozajęzykowym: jest tym, co nas, istoty ludzkie, wiąże z nieużywającymi języka

zwierzętami”62. Zaznaczam jedynie, że nie chodzi tutaj o ból „czysto fizyczny”, gdyż według

Amerykanina na przykład pozbawienie drugiego człowieka jego „auto-opisu” może być

okrucieństwem, formą poniżenia63. Tym samym „pozajęzykowość” bólu dotyczy ludzkiej utraty

zdolności do używania języka, naszej jedynej ochrony.

Do tej podmiotowej sytuacji odwołuje się w swojej książce o Rorty'm Alan Malachowski,

określając ją jako bycie wśród „Nawałnicy Bytu” („the Storm of Being”, co jest – rzecz ciekawa – aluzją

do piosenki Boba Dylana). Według badacza z Rortiańskiego projektu wyciągnąć można następującą

lekcję: jeśli świat jest niemą siłą, nad którą nie mamy „sprawczej mocy”, to powinniśmy nieustannie

szukać sposobów na przesunięcie „granic między nami i »pozajęzykowym«”. Innymi słowy: „nie

59 Tamże, s. 78. 60 R. Rorty, Teksty i grudki, [w:] tegoż, Obiektywność, relatywizm i prawda. Pisma filozoficzne. Tom I, s. 127-128. 61 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 76. 62 Tamże, s. 152. 63 Zob. S. Žižek, Patrząc z ukosa. Do Lacana przez kulturę popularną, Warszawa 2003, s. 234.

55

mając (…) kontroli nad Nawałnicą Bytu, musimy określić [assess] »priorytety« w naszym wspólnym

wśród niej [within it] życiu”64.

Niemy świat nic od nas nie chce, nie mówi – taką odczarowaną wizję świata proponuje Rorty.

Jednak według Amerykanina człowiek nie może do końca „uznać” przygodności jako takiej, zawsze

jest w nim jakieś pragnienie konieczności – w kulturze, w której zatriumfowałaby ostatecznie Poezja,

„przyjętą definicją wolności byłoby uznanie (recognition) przygodności, a nie konieczności (…)

Prawdopodobnie jednak kultura taka jest niemożliwa”65. Niemożliwe jest więc także „ostateczne

wyrzeczenie się poglądu, że »na zewnątrz« odnaleźć można nie tylko przemoc i ból, ale również

prawdę”66. Na tym polega ludzkie spotkanie ze śmiertelnością, które jest przecież bolesne,

traumatyczne i wywołuje potrzebę „usensownienia”. Jeśli dla Rorty'ego Nietzscheańskie „tak

chciałem” silnego poety wobec poprzedników jest niemożliwe, to i świat oczywiście nie „znika” dla

człowieka wskutek poetyckiej mocy. Trwa, nie mogąc nic o sobie powiedzieć, ale my – nie potrafiąc z

kolei wyzbyć się pragnienia konieczności – zadajemy mu pytanie „czego chcesz?”67 (a więc pytanie,

które wychodzi, ściśle rozumując, poza język, poza Poezję, co oznacza również, iż Poezja nam, wobec

świata, „nie wystarcza”, choć tego – jeśli zgadzamy się z Rorty'm – pragniemy).

„Pozajęzykowe” „zagraża” tożsamości podmiotu, ale nie zawsze przynosi ból. Niekiedy owo

„zagrożenie” jest możliwością rozwoju, a nie siłą nieodwołalnie destrukcyjną. Chodzi mi oczywiście o

wspominane doświadczenie romance, którego jednym ze źródeł może być literatura. Rorty odwołuje

się w tej sprawie, jak pisałem, do Allison, kojarzącej owo doznanie z byciem „sam na sam z naszą

śmiertelnością”68. Jest to swoiste „objawienie”, będące miksturą z różnych niejasnych doznań –

„wiary, nadziei bądź miłości (a czasami wściekłości)”69 – i łączące się w jedną intuicję: człowieka,

64 A. Malachowski, Richard Rorty, Princeton 2002, s. 128-129. 65 Zob. R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 76. 66 Tamże. 67 Oczywiście jest to aluzja do słynnego Lacanowskiego pytania „czego chcesz?” („che voi?”). Sądzę, że można pokusić się o hipotezę, że w tym miejscu istnieje „punkt napięcia” między Rorty'm a francuskim myślicielem (choć autor Przygodności... zdecydowanie dystansował się od związków z tą tradycją psychoanalityczną). Oczywiście, moja narracja o Rorty'm starała się ukazać obecną w jego myśli – choć, jak się wydaje, z czasem coraz rzadszą – refleksję na wpływem „rzeczy” na ludzi (Lacan mówiłby tu oczywiście o roli „Realnego”). Motywacją ku temu nie był prymarnie „trop” Lacanowski, lecz „romantyczny” (w rozumieniu Bielik-Robson). Jednakowoż te dwie linie schodzą się u polskiej filozofki, czyniąc stawianą tutaj hipotezę jeszcze ciekawszą: „Przemawiając językiem siły i traumy [romantyczna natura], w istocie chce (…) czegoś zupełnie innego, co dać jej może tylko byt słaby, zależny i cierpiący: jedyny byt, który na siłę nie odpowiada natychmiastowo siłą, lecz w obliczu urazu »bierze czas« i samemu sobie zadaje pytanie, najgłębsze, najbardziej misteryjne pytanie lacanowskie – che voi?” (A. Bielik Robson, dz.cyt., s. 496). Por. W. Egginton, Keeping Pragmatism Pure: Rorty with Lacan, [w:] W. Egginton, M. Sandbothe (red.), The Pragmatic Turn in Philosophy. Contemporary Engagements between Analytic and Continental Thought, New York 2004, s. 187-222. 68 Cyt. za: R. Rorty, Wiara religijna, s. 28. 69 Tamże, s. 29.

56

któremu życie ma do zaoferowania więcej, niż sobie wyobrażał. Zatem Rortiańskie „pozycjonowanie

się” wobec „pozajęzykowego” jest ambiwalentne, przepojone sprzecznymi emocjami i konotacjami.

Poezja, jako jeden z czynników wywołujących doznanie romance, nie jest wcale nazwą

odrębnego od innych bytu – jest swoistym nastawieniem, sposobem życia, w ramach którego

człowiek tworzy siebie i świat na nowo. Takie pragnienie jest (powinno być) w każdym z nas, ale –

oczywiście – są ci wyjątkowi, „silni poeci”, którzy w sposób często przez samych siebie

nieprzewidziany stworzyli słowniki dla przyszłych pokoleń. Bloom jest o tyle w tym kontekście ważny

dla Rorty'ego, że dokonuje „odbóstwienia” takich silnych poetów. Dla Amerykanina oznacza to, że

możemy tych twórców „wielbić” (idolize)70, uważać ich za „wielkich” ludzi, bez trwałego ograniczania

siebie (czyli cenić ich za to, iż pozwolili nam odkryć coś ważnego w naszym życiu). Innymi słowy

pozwala to uchronić silnych poetów od roli twórców jakiegoś quasi-uniwersalnego słownika.

Poetycka siła jest więc i „życiodajna”, i „odbóstwiona”. Ambiwalencja tej sytuacji zasadza się

na tym, że poezja nie może – jak już pisałem – zatriumfować ostatecznie nad filozofią. Tym samym,

mówi za Larkinem Rorty, „patos skończoności” będzie zawsze obecny w ludzkim życiu: ani nigdy nie

przezwyciężymy przygodności, ani nie staniemy wobec niej w czystym uznaniu. W przygodności jest

najbardziej absurdalne cierpienie i zagrożenie dla jednostkowości, ale i źródło poetyckiej siły.

Jednakowoż Rorty nie postuluje w zamian naiwnej od niej (przygodności) ucieczki, nie wierzy również

w możliwość pełnej na nią zgody. Amerykański filozof proponuje inny projekt: „patos nieskończoności

(…) zrozumiemy najlepiej, gdy zinterpretujemy go nie jako porażkę (…) lecz jako świadomość, że w

pewnym momencie człowiek musi zdać się na dobrą wolę tych, którzy będą żyć inaczej i będą pisać

inne wiersze (…) wówczas zadowolimy się uznaniem życia każdego człowieka za zawsze

nieukończone, acz czasem heroiczne (…) w świadomej potrzebie silnego poety, by dowieść [podkr. -

R.R.], że nie jest kopią ani repliką, dostrzeżmy tylko szczególną postać nieświadomej potrzeby (…)

uporania się ze ślepym znamieniem, którym naznaczył nas przypadek, stworzenia sobie jaźni poprzez

opisanie na nowo tego znamienia w kategoriach będących, może w niewielkim stopniu, ale naszymi

własnymi”71.

W moim przekonaniu w tym kontekście myśl Rorty'ego bliska jest filozofii Gianniego Vattimo,

mówiącej o świecie „prze-właszczalnym”, gdzie – jak w Duchu powierzchni pisała Bielik-Robson –

umieszcza on swój „słaby byt”, którego „egzystencja tworzy się w czasie, subtelnie i niezauważalnie,

zlepiona z tego wszystkiego, co się jej losowo »przygodziło«”72. Ponadto, Poezja jest dla Rorty'ego

ludzką – nie mamy innej – odpowiedzią na bolesną (niemą i ślepą) przygodność świata. Także i my

70 R. Rorty, Wielkie dzieła…, dz. cyt., s. 326. 71 Tamże, s. 79-80. 72 A. Bielik-Robson, dz.cyt., s. 435.

57

jesteśmy „jedynie” produktem przypadku, z którego z kolei wywodzi się również moc Poezji, będącej

domeną przygodności, a nie – ograniczającej tworzącego siebie człowieka – konieczności.

Jednakowoż człowiekowi zawsze będzie towarzyszył ów „patos skończoności”, gdzie Poezja – choć

jest domeną przygodności – będzie stawała przed pytaniem o konieczność: „ostateczne zwycięstwo

metaforyki autokreacji nad metaforyką odkrycia”73, choć pożądane, nie jest dla Rorty'ego możliwe.

Innymi słowy: człowiek wobec świata i (pozajęzykowego, jak chciał Amerykanin) bólu zadawał będzie

zawsze pytania o ich sens, nie uzyska jednak odpowiedzi. W tej sytuacji trzeba według filozofa – jak

pisałem – „zdać się na dobrą wolę tych, którzy będą żyć inaczej i będą pisać inne wiersze”, a świat –

jak sugerował Malachowski – poetycko przepisywać (przemieszczając granice między „nim” a

„nami”).

Jednak Rorty niejednokrotnie mówił będzie wprost, że to nie świat nas ogranicza, to jedynie

my nie możemy wyjść poza granice własnej wyobraźni, a o owym „na zewnątrz” nie powinniśmy

nawet wspominać (jeśli nie chcemy być „metafizykami”). W Pragmatyzmie a romantyzmie czytamy (i

w takim tonie utrzymany jest cały ten tekst): „nie ma otaczającej ściany zwanej Rzeczywistością. Nie

ma na zewnątrz języka nic, do czego usiłowałby on się dostosować”74. Czy zatem między omawianymi

powyżej fragmentami Przygodności... (szczególnie rozdziałem Przygodność jaźni) czy Filozofii a

zwierciadła natury a przywołanym przed chwilą tekstem jest sprzeczność? Myślę raczej są to dwie,

różne, deskrypcje doświadczenia „niewystarczalności wyobraźni”, które towarzyszy ludziom i – Rorty

oczywiście wiedział o tym – towarzyszyć im będzie. Tylko w idealnym świecie powstają bowiem

idealne jego opisy (a jeśli przyjęlibyśmy istnienie takowych, bylibyśmy – w oczach Amerykanina –

metafizykami). Człowiek według głównego bohatera tego szkicu może odwoływać się albo do

poetyckiej przygodności (szukać nowych dróg opisu), albo zadawać filozoficzne pytania o to, co

„rzeczywiście rzeczywiste”75. W Przygodności jaźni amerykański filozof oddał się zniuansowanej

narracji na temat tego, niezbywalnego, dylematu. Z kolei w Pragmatyzmie a romantyzmie odwołał się

do swojego typowo perswazyjnego i utopijnego dyskursu, w ramach którego na sformułowaną przez

siebie alternatywę udzielił takiej odpowiedzi, jakiej udzieliłby w takiej sytuacji „zawsze” (to znaczy z

pewnością po Filozofii a zwierciadle natury): należy odrzucić pytanie o rzeczywistość, zająć się Poezją.

Jak widać, Rorty nie posługiwał się tylko jednym „stylem”, bywał ambiwalentny: przechodził

od pochwały świata odczarowanego, przez pesymizm związany z utratą jednostkowości i entuzjazm

tworzenia nowych słowników i autointerpretacji, aż po jakiś moment „epifanijny” (romance) lub

utopijną wizję jednostkowości zależnej od nieznanej wspólnoty „tych, którzy przyjdą”. Postrzeganie

73 R. Rorty, Przygodność…, dz. cyt., s. 76. 74 R. Rorty, Pragmatyzm a romantyzm, [w:] tegoż, Filozofia jako polityka…, dz. cyt., s. 173. 75Tamże, s. 176.

58

go właśnie jako myśliciela „różnojęzycznego” jest, według mnie, interesującym pomysłem

interpretacyjnym, zbieżnym zresztą – choć to już zupełnie inna historia – z jego skomplikowaną drogą

intelektualnego rozwoju.

Bibliografia:

Bielik-Robson A., Duch powierzchni. Rewizja romantyczna i filozofia, Kraków 2004.

Brandom R. B. (red.), Rorty and His Critics, Oxford 2000.

Brandom R. B., Vocabularies of Pragmatism: Synthesizing Naturalism and Historicism, [w:] R. B.

Brandom (red.), Rorty and His Critics, Oxford 2000, s. 156-183.

Buksiński T. (red.), Wspólnotowość wobec wyzwań liberalizmu, Poznań 1995.

Caputo J. D., The Power of the Powerless. Dialogue with J. D. Caputo, [w:] Robbins J. W. (red.), After

the Death of God, New York 2007, s. 114-162.

Dybel P., Granice rozumienia i interpretacji. O hermeneutyce Hansa-Georga Gadamera, Kraków 2004.

Egginton W., Keeping Pragmatism Pure: Rorty with Lacan, [w:] Egginton W., Sandbothe M. (red.), The

Pragmatic Turn in Philosophy. Contemporary Engagements between Analytic and Continental

Thought, New York 2004, s. 187-222.

Egginton W., Sandbothe M. (red.), The Pragmatic Turn in Philosophy. Contemporary Engagements

between Analytic and Continental Thought, New York 2004.

Gadamer H.-G., Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej, Warszawa 2004.

Heidegger M., Bycie i czas, Warszawa 1994.

Januszkiewicz M., Filozofia i etyka interpretacji (Gianni Vattimo), [w:] tegoż, W-koło hermeneutyki

literackiej, Warszawa 2007, s. 80-94.

Januszkiewicz M., W-koło hermeneutyki literackiej, Warszawa 2007.

Kmita J., Wymykanie się uniwersaliom, Warszawa 2000.

Malachowski A., Richard Rorty, Princeton 2002.

Przyłębski A. (red.), Filozofia polityczna Hegla. Istota, aktualność, kontynuacje, Poznań 2007.

59

Robbins J. W. (red.), After the Death of God, New York 2007.

Rorty R, Przygodność, ironia i solidarność, Warszawa 2009.

Rorty R., Filozofia a zwierciadło natury, Warszawa 1994.

Rorty R., Filozofia jako gatunek przejściowy, [w:] tegoż, Filozofia jako polityka kulturalna, Warszawa

2009, s. 145-166.

Rorty R., Filozofia jako polityka kulturalna, Warszawa 2009.

Rorty R., Obiektywność, relatywizm i prawda. Pisma filozoficzne. Tom I, Warszawa 1991.

Rorty R., Pragmatyzm a romantyzm, [w:] tegoż, Filozofia jako polityka kulturalna, Warszawa 2009, s.

167-186.

Rorty R., Response to Brandom, [w:] R. B. Brandom (red.), Rorty and His Critics, Oxford 2000, s. 183-

190.

Rorty R., Teksty i grudki, [w:] tegoż, Obiektywność, relatywizm i prawda. Pisma filozoficzne. Tom I,

Warszawa 1991, s. 119-139.

Rorty R., Vattimo G., Zabala S., Dialogue. What Is Religion's Future After Mtaphysics?, [w:] Zabala S.

(red.), The Future of Religion, New York 2005, s. 55-81.

Rorty R., Wiara religijna, odpowiedzialność intelektualna i romantyczność, [w:] Buksiński T. (red.),

Wspólnotowość wobec wyzwań liberalizmu, Poznań 1995, s. 13-32.

Rorty R., Wielkie dzieła literackie jako źródło inspiracji, „Literatura na Świecie” 2003/9-10.

Tartaglia J., Routledge Guidebook to Rorty and the Mirror of Nature, New York 2007.

Vattimo G., Aktualność Heglowskiego myślenia o polityce, [w:] Przyłębski A. (red.), Filozofia polityczna

Hegla. Istota, aktualność, kontynuacje, Poznań 2007, s. 17-25.

Vattimo G., Beyond interpretation. The Meaning of Hermeneutics for Philosophy, Stanford 1997.

Vattimo G., Koniec nowoczesności, Kraków 2006.

Zabala S. (red.), The Future of Religion, New York 2005.

Žižek S., Patrząc z ukosa. Do Lacana przez kulturę popularną, Warszawa 2003.

60

Adam Czaja

[email protected]

Kompleks ofiary- oprawcy. Walc z Baszirem (2008) Ariego Folmana jako przykład kształtowania się

tożsamości pod wpływem doświadczenia wojennego

W 2008 roku na ekrany wszedł film, który mógł wywołać prawdziwą burzę. Walc z Baszirem

Ariego Folmana poruszał trudny temat odpowiedzialności Izraela za masakrę w Sabrze i Shatili, a

przypadek sprawił, że światowy obieg tego dzieła zbiegł się w czasie z kolejnym konfliktem arabsko-

izraelskim. W filmie reżyser nie tylko miał odwagę ukazać swój kraj w roli prześladowcy słabszego

narodu, ale posunął się do porównania obozu uchodźców wojennych z Bejrutu do getta

warszawskiego, a najazdu na Liban do zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę. Wyrafinowana

forma artystyczna filmu sprawiła, że zaistniał on przede wszystkim na ekranach ambitnych festiwali

oraz w tekstach krytyków filmowych, zaś przenikający go duch pacyfizmu i trudność podejmowanego

tematu ograniczyły możliwości wywołania szerokiej debaty publicznej. Walc z Baszirem stanowi

jednak ciekawy i wartościowy wkład w stale toczącą się dyskusję na temat istoty wojny.

Folman, wypowiadając się przez swoje dzieło, wysuwa postulat nieużywania miary

matematycznej do szacowania krzywd wojennych. Bilans ofiar poniesionych przez naród nie

powinien ani umniejszać odpowiedzialności za własne zbrodnie owego narodu, ani ich

usprawiedliwiać. Reżyser zrównuje każdą zbrodnię przeciw ludzkości – a jest to głos członka

zbiorowości, która padła ofiarą Holokaustu1.

W kontekście dzieła Folmana powracają wielokrotnie analizowane problemy z pogranicza

antropologii, psychoanalizy i filozofii: istoty dobra i zła (rozważane choćby przez Nietzschego i

Freuda), degenerowania się ludzkiej natury w skrajnych warunkach (obecne w prozie Conrada czy

Borowskiego) lub kwestia odpowiedzialności za winy poprzednich pokoleń. Ostatnie zagadnienie

znane jest od zamierzchłych czasów – czy dokładnie tej tezy nie problematyzuje znany biblijny cytat

1 Więcej na temat filmu Folmana w recenzji: A. Czaja, Wspomnienia z wojny, „16mm”, kwiecień 2009, nr 10, s. 36.

61

„Krew jego na nas i na dzieci nasze”(Mt 27,25)?2 Jednak Walc z Baszirem zwraca również uwagę na

problem znacznie słabiej rozpoznany we współczesnym świecie – obrazuje proces powstawania i

wpisywania się w ludzką tożsamość pozornie sprzecznego konstruktu: hybrydy ofiary i oprawcy.

Kryzys XX wieku

Genezą opisywanego w tej pracy zjawiska jest doświadczenie dwudziestego wieku – okresu

masowych wojen i ludobójstw – które położyło kres dominującemu światopoglądowi i wywarło

nieodwracalny wpływ na ludzką tożsamość. Świadomości ogromnej skali dokonywanych zbrodni

towarzyszyły częstokroć urazy psychiczne – szczególnie dotyczyło to ofiar bezpośrednich represji i

żołnierzy walczących na froncie, ale też świadków przemocy3.

Owa nadwyżka traumatycznego doświadczenia narodów zmuszała do próby uporania się z

tym nadmiarem – albo przemilczeniem i wyparciem, albo stawieniem czoła bolesnej przeszłości przez

analizę przyczyn kryzysu jaki ogarnął ludzkość, przedefiniowanie takich pojęć jak naród czy państwo i

określenie na nowo ich ról. Krótko mówiąc, na masową skalę zaczęły zachodzić mechanizmy

opisywane przez freudowską psychoanalizę – rozpamiętywanie i żałoba, które mogą doprowadzić do

uporania się z urazem. W obliczu wspólnego doświadczenia wojennego sens konfliktów zbrojnych

został zakwestionowany, a tradycyjne nacjonalistyczne przeciwstawienie swój- obcy4 na chwilę

zachwiane. Zamiast tego na pierwszy plan wyszły pozbawione takich opozycji kategorie oprawcy i

ofiary wojennej.

Zgodzenie się na status ofiary, oskarżającej swoich prześladowców i domagającej się

sprawiedliwości, przychodziło naturalnie – szczególnie krajom mocno poszkodowanym przez wojnę,

jak Polska czy Czechosłowacja. Wprawdzie wiązało się to ze wstydliwym uznaniem własnej słabości,

nieumiejętności obrony przed agresorem, lecz pozwalało na postulowanie niewinności i poniesionej

krzywdy. Jak pisze Judith Herman, ofiara „domaga się od nas, byśmy wzięli na siebie część jej

cierpienia. Ofiara żąda działania, zaangażowania i pamięci”5. Jednak przyjęcie wyłącznie takiej roli

okazało się niewystarczające.

2 O naturze zła pisał też Lech Witkowski w tekście Chytrość zła: między deficytem i uwiedzeniem, [w:] L. Witkowski (red.), Edukacja wobec sporów o (po)nowoczesność, Warszawa 2007, s. 153-158. 3 Więcej na ten temat w: J. L. Herman, Przemoc. Uraz psychiczny i powrót do równowagi, Gdańsk 2004. Szczególnie w podrozdziale Urazowe nerwice wojenne, s. 30-38. 4 Opisywał je Jan Stanisław Bystroń w pracy Megalomania narodowa, [w:] J. S. Bystroń (red.), Tematy, które mi odradzano. Pisma etnograficzne rozproszone, Warszawa 1980. 5 J. L. Herman, Przemoc. Uraz psychiczny i powrót do równowagi, Gdańsk 2004, s. 18.

62

O ile określenie się mianem niewinnej ofiary było pierwszą reakcją na koniec wojny, to

utożsamienie się z oprawcą przebiegało znacznie ciężej – „chcąc uniknąć odpowiedzialności za swoje

zbrodnie, sprawca robi wszystko, co w jego mocy, by doszło do zapomnienia. Głównymi jego

sprzymierzeńcami są tajemnica i milczenie”6. Proces godzenia się na piętno oprawcy był równie

nieprzyjemny, co nieuchronny. W czarno-białym obrazie drugiej wojny światowej pojawiły się

odcienie szarości pod postacią takich kwestii, jak problem odpowiedzialności państwa polskiego za

los jego żydowskich obywateli (szczególnie w kontekście przedwojennego antysemityzmu), zdrada

aliantów, w końcu próby przedstawiania również Niemców w roli poszkodowanych – ofiar faszyzmu,

wypędzeń, rozstrzygnięć pierwszej wojny światowej… Nastąpiła konieczność syntezy dwóch

sprzecznych sobie doświadczeń – trudny i wolno postępujący proces, który okazał się spuścizną dla

kolejnych powojennych pokoleń. Jak pisze Herman: „Kiedy (…) traumatyczne wydarzenie jest dziełem

ludzkich rąk, obserwator zostaje uwikłany w konflikt między ofiarą a prześladowcą. Wówczas

zachowanie moralnej neutralności jest niemożliwe. Świadek zmuszony jest do zajęcia stanowiska”7.

Wspomniany problem staje się widoczny, gdy przysłuchamy się debatom we współczesnym

dyskursie publicznym. Dominują w nim dwie postawy. Jedna to ucieczka od problemu, zasłonięcie się

stwierdzeniem, że nie można karać za grzechy przodków i należy symbolicznie, raz na zawsze

zamknąć ten temat w podręcznikach do historii. Druga postuluje bezwzględne trzymanie się bilansu

krzywd i rozliczenie go z pełną skrupulatnością, aż do pełnej satysfakcji pokrzywdzonych –

przykładem tego stanowiska jest niedawne orzeczenie włoskiego sądu, który w sprawie o roszczenia

wojenne orzekł na niekorzyść państwa niemieckiego zarządzając odszkodowanie. A zatem w istocie

ścierają się tu dwa znane od starożytności pojęcia sprawiedliwości – „oko za oko” przeciw

nowotestamentowemu przebaczeniu i nastawieniu drugiego policzka. Postawy, które wzajemnie się

wykluczają.

Oczyszczające rozpoznanie

Trudność pogodzenia ze sobą doświadczenia ofiary i oprawcy wynika przede wszystkim z

zasygnalizowanego w poprzednim podrozdziale konfliktu interesów między nimi: oprawca pragnie

zapomnienia, ofiara domaga się pamięci. By przełamać kryzys, z obu stron musi wyjść impuls: od

oprawcy – gotowość przyznania się do winy, od ofiary – wola przebaczenia.

6 Tamże, s. 18. 7 Tamże, s. 17.

63

Wróćmy teraz do przykładu Walca z Baszirem. Jego głównym bohaterem jest postać

reprezentująca samego autora, weterana wojny w Libanie. Uświadamia on sobie poważną lukę w

pamięci, wyparte wspomnienie z okresu walk. Zaniepokojony, podejmuje ciężką podróż w głąb

własnej świadomości – zbiera fakty, odwiedza dawnych towarzyszy broni, by w końcu odzyskać

prawdziwy obraz masakry, której był świadkiem. Ta historia obrazuje pracę, jaką trzeba wykonać by

uświadomić sobie swój status oprawcy. Ari Folman musiał jeszcze skonfrontować odzyskaną

świadomość z wiedzą o męczeństwie narodu żydowskiego. Jego późniejsza postawa – reżysera filmu,

który przykłada jednakową wagę do obu tych aspektów, jest już dojrzałym zachowaniem osoby, która

może stawić czoła przeszłości i pragnie zawrzeć pokój z własną tożsamością.

To, co izraelski artysta osiągnął na poziomie osobistym, miało swój wcześniejszy odpowiednik

odnoszący się do doświadczenia zbiorowego – mam tu na myśli słynne (choć niedosłownie cytowane)

zdanie „przebaczamy i prosimy o wybaczenie” z listu polskich biskupów do niemieckich z 1965 roku,

które z dzisiejszej perspektywy zdumiewa. Wypowiedziane w czasie kiedy powojenne animozje były

wciąż żywe (nierozstrzygnięta kwestia ustalenia granicy niemiecko-polskiej), wbrew nie tylko

stanowisku władz, ale i opinii publicznej oraz powszechnym nastrojom, świadczy o wielkiej

przenikliwości i dojrzałości jego autorów. Gest skierowany w jedyną właściwą stronę (czyli to

najpierw ofiara wybacza, gdyż analogiczne sformułowanie pochodzące od przedstawicieli niemieckich

byłoby aroganckie i puste), jednocześnie zawierał przyznanie własnych przewin, co było

zaskakującym aktem solidarności i współczucia. Otworzył nową drogę do pojednania i stanowił wzór

postępowania dla innych – tych, którzy do tego dojrzeją. A przede wszystkim, zawierał pierwiastek

oczyszczający, gdyż bez przebaczenia innym, nie sposób przebaczyć samemu sobie.

Gest biskupów i późniejszy – Folmana, ukazują ostatni etap kształtowania się tożsamości

ofiary-oprawcy. Działa tu znany z psychoanalizy8 mechanizm rozpoznania siebie w innym – odkrycia o

antropologicznym charakterze. Pomyślnie przeprowadzona praca nad doświadczeniem procentuje

mądrością, wiedzą na temat natury ludzkiej, jej ciemnej strony. Tym samym conradowska podróż do

jądra ciemności zostaje przebyta tam i z powrotem. Spożytkowanie tej mądrości – oto ostatnie

wyzwanie. Wymienione tu przykłady pokazują, że jest to możliwe.

Model niezrealizowany

8 A także z prac Michaiła Bachtina.

64

Dwie światowe potęgi, Rosja i Chiny, mogą posłużyć za przykłady przy próbie charakterystyki

tożsamości ofiary- oprawcy9. Władze największego kraju na świecie odżegnują się od przyjęcia

odpowiedzialności za liczne zbrodnie na ludzkości popełniane przez reżim panujący w Rosji w XX

wieku. Wyniki badań tamtejszej opinii społecznej, publikowane często na łamach polskiej prasy,

pokazują, że podobne tendencje dominują również pośród zwykłych obywateli. Nawet zrzucanie całej

winy na dawne, totalitarne władze kraju, jest wymuszonym przez społeczność międzynarodową

wybiegiem, gdyż w przeważającym w Rosji przekonaniu najcięższe zbrodnie można wytłumaczyć

dziejową koniecznością, odpowiedzialnością za dobro wyższego rzędu, jakim jest państwo. Jest to

oczywiście stanowisko, które przywołuje na myśl Niccola Machiavellego i jego poglądy na temat

władzy. W myśl tez reprezentowanych przez popularną maksymę „cel uświęca środki” wprowadza się

aksjologiczny porządek, w którym dobro człowieka znaczy dużo mniej niż interes władcy, a zatem

posuwanie się do zdrad, rozbojów czy mordów można usprawiedliwić, jeśli tylko umacniają one

aparat państwowy. Dlatego też do dziś stoją pomniki Stalina, uważanego przez wielu za męża stanu,

twórcę mocarstwa.

Co powoduje, że taka postawa wciąż cieszy się popularnością w Rosji? Być może to, że

Rosjanie mogą szczycić się mianem kraju nieujarzmionego, który dzięki poświęceniu i niezłomności

oparł się każdemu najeźdźcy. Mimo całego cierpienia jakie stało się jego udziałem, stoi na pozycji

zwycięzcy. A zatem – nie może utożsamić się ze swoimi ofiarami; nawoływania do takiej postawy

pojawiają się co najwyżej w formie ignorowanych głosów z zewnątrz lub osamotnionych apeli

poszczególnych intelektualistów. W przypadku Rosji musiałby nastąpić radykalny zwrot przeciw

zbrodniom starej władzy – uznanie jej za ciemiężyciela, a narodu za poszkodowanego, by opisywane

procesy mogły wystąpić.

Tymczasem sytuacja Chin jest odwrotna. Zilustrować to może przykład ostatnich wydarzeń:

oto niedawno, w niedużym polskim mieście, „przypomniano sobie”, że rosnący w centrum dąb był

zasadzony na cześć Adolfa Hitlera. Rozgorzała debata czy feralne drzewo nie powinno zostać

usunięte. Nieoczekiwanie tą lokalną sprawą zainteresowały się chińskie media. Przedstawiły one

istotę problemu i wskazały na pewne podobieństwo – w Kraju Środka również występuje wiele

obiektów, będących pamiątkami po gorzkim okresie okupacji japońskiej. Zdaniem chińskiej gazety

powinny one być pozostawione w niezmienionej formie, by stanowiły lekcję trudnej historii i

przestrogę dla następnych pokoleń.

9 Oczywiście w żadnym z wymienionych narodów nie ma jednomyślności w ocenie przeszłości, ale opisywane w tym fragmencie tendencje można uznać za dominujące. Jak pisze Cezary Olbromski: „Przestrzeń społeczna systemu organizuje się modelując w swoim obszarze treści jednostek w to, co typowe, ślepa pozostaje na to, co jest im wspólne, a więc indywidualne”. C. J. Olbromski , Tożsamość społeczna: typowość czy wspólność, bezbarwność czy przejrzystość?, [w:] J. Mizińska (red.), Tożsamość podmiotu zbiorowego, Toruń 2001.

65

Taki głos z kraju wciąż nagminnie łamiącego prawa człowieka, odpowiedzialnego za masakry,

zdumiewa z polskiej perspektywy, lecz i tu wytłumaczeniem może być różnica tożsamości. Chińczycy

bez problemu solidaryzują się z innymi ofiarami ciemiężycieli, nie zważając na fakt, że sami stają się

oprawcami, gdyż wciąż mają zapisany w świadomości obraz ich kraju jako miejsca oswobodzonego,

realizującego dziejową sprawiedliwość. Uwolnienie się od okupanta i budowanie mocnego państwa

(nawet kosztem swobód obywatelskich i wolności mniejszych narodów) jest spójnym, ciągłym

dziełem – dziełem wyzwolonej ofiary. Dlatego trudno sobie obecnie wyobrazić, by Chiny mogły

pochylić się nad własnymi zbrodniami i uznać u siebie winę – ofiary tego nie czynią, a

międzynarodowa krytyka pozostanie w tym kraju niezrozumiała i uznawana za krzywdzącą.

Analogicznego przykładu dostarcza historia filmu. Amerykanin z Południa David Wark Griffith,

jeden z najwybitniejszych reżyserów, jacy kiedykolwiek tworzyli, swój największy sukces odniósł

dzięki filmowi Narodziny Narodu (1915), dziełu wybitnemu, ale jednoznacznie rasistowskiemu

(nigeryjski badacz postkolonializmu, profesor Chinua Achebe, uznałby to za sprzeczność). Griffith

przedstawił wizję wojny secesyjnej jako apokalipsy dla Konfederacji – ostoi porządku, szczęścia i

tradycji w Ameryce. Zwycięstwo Unii było według niego upadkiem cywilizacyjnym, porządek mogli

przywrócić tylko biali obrońcy amerykańskich wartości (charakterystyczna scena końcowa filmu:

efektowna szarża bojowników Ku-Klux-Klanu kładzie kres napaści zezwierzęconych Murzynów na

bezbronną białą ludność). Narodziny Narodu spotkały się ze znaczną krytyką przez wzgląd na

rasistowskie treści. Griffith odpowiedział kolejnym wybitnym filmem – Nietolerancją (1916).

Monumentalna opowieść o nietolerancji, która negatywnie wpływa na losy świata (upadek Babilonu,

ukrzyżowanie Chrystusa, rzeź Hugenotów) nie była jednak gestem przyznania się do winy. Przeciwnie

– Griffith bronił w ten sposób swoich poglądów, o nietolerancję oskarżał krytykujących go

przeciwników. Raz jeszcze przyjęcie pozycji ofiary i brak utożsamienia ze zwycięską stroną,

uniemożliwiły rozpoznanie własnej winy – tym razem wobec niewolników.

Kryzys państwa

W kulturze krajów Zachodu XX wiek przyniósł znaczne zmiany w mentalności. Zaczęły one

zachodzić w momencie zakończenia – i dokonania bilansu – drugiej wojny światowej, ich erupcja

przypadła na okres kontestacji kulturowej, a ustalenie umożliwił upadek Związku Radzieckiego i

późna normalizacja stosunków międzynarodowych, już bez brzemienia wojennych rozstrzygnięć.

Najbardziej widocznym skutkiem tych zmian jest poluzowanie więzów między obywatelami a ich

państwem, coraz rzadziej traktowanym jako wyraziciel rzeczywistej woli narodu. Machiavellizm

przestał być obowiązującą doktryną – rodzaj środków używanych podczas wojen światowych i

66

charakter celu, który miał wszystko usprawiedliwić, ukazał aksjologię włoskiego myśliciela w

najbardziej pokracznej postaci. Postulat szlachetnej, usprawiedliwionej walki10 został

skompromitowany rzeczywistą praktyką. Nowa, powojenna tożsamość, która nosi blizny po

zaleczonej traumie, nie toleruje łatwo idei „mniejszego zła”. W obecnym porządku nawet misje

pokojowe i stabilizacyjne, w których uczestniczą zawodowi żołnierze, są traktowane nieufnie przez

opinię publiczną. Wspólnota interesów jako najmocniejsze spoiwo państwa i narodu staje się coraz

mniej przekonującym postulatem.

Na koniec tego podrozdziału jeszcze raz posłużmy się przykładem Walca z Baszirem, w

którym również ten problem został dostrzeżony. Autor położył wyraźny akcent na ukazaniu przepaści,

jaka dzieli garstkę osób wydających rozkazy na wojnie (głos Ariela Szarona w słuchawce telefonu) i

ludzi, o których losach te rozkazy decydują. Waga decyzji głównodowodzących znacznie przekracza

rozmiar odpowiedzialności, jaką ci ludzie są w stanie na siebie przyjąć, tymczasem nowa mentalność

domaga się pełnej odpowiedzialności, by nie powtarzać wciąż tych samych błędów i przerwać błędne

koło zbrodni. Tak w filmie odsłonięta została główna przyczyna rozbratu narodu i władz. Te

rozbieżności będą się pogłębiać, co ma też swój pozytywny aspekt – zyskanie autonomii przez

jednostkę, skłaniające do zindywidualizowanej syntezy doświadczenia wojen.

Powracające problemy

Wszystkie opisywane tu zmiany w tożsamości, świadomości i mentalności społeczeństw nie

sprawią jednak, że znikną tradycyjnie uciążliwe problemy. Zmiany te nie zachodzą równomiernie, nie

dotyczą też każdego. W dodatku, jak wiemy z psychologii – nawet zaleczone urazy psychiczne czasem

wracają, wtedy pracę nad nimi trzeba wykonać od nowa. Stąd też nie dziwią choćby dążenia

niemieckich zrzeszeń do prób rewizji historii i przykładanie coraz większej wagi do tematu wypędzeń

czy okazywanie wrogości wszelkim takim inicjatywom przez stronę polską.

Na przykładzie Polski i Izraela najlepiej widać, jak trudno porzucić rolę ofiary i wziąć część

winy na siebie lub odjąć nieco z winy swoich prześladowców. Z tych powodów gesty pojednania na

oficjalnym, międzynarodowym szczeblu nie są bezinteresowne – zawierają ukryte między wierszami

życzenie ustalenia obowiązującej interpretacji historii i zaprzestania rozdrapywania blizn. Z drugiej

strony przejście do porządku dziennego nad wydarzeniami ubiegłego wieku odczuwa się jako zdradę

pamięci ofiar i bohaterów wojny. Oscylowanie między tymi dwoma postawami musi trwać i czas tego

10 Temat poruszany w pracy: M. Ossowska, Ethos rycerski i jego odmiany, Warszawa 2000.

67

łatwo nie zmieni – co prawda pokolenie wojenne powoli wymiera, ale podmiotami wojen nie są

ludzie, a państwa – a te mają się dobrze.

Wspólnota doświadczeń bynajmniej nie położyła też kresu nacjonalizmom, a podział swój-

obcy wciąż pozostaje aktualny, choć mniej oczywisty. Permanentnie skazany na drugą z tych ról Izrael

(zarówno jako państwo, jak i naród) spotyka się z narastającą niechęcią opinii międzynarodowej.

Bezwzględna walka o byt prowadzona przez państwo żydowskie stawia je w roli ciemiężyciela

słabszych sąsiadów, co rodzi sprzeciw – również wewnętrzny. Sens polityki Izraela jest poddawany w

wątpliwość, lecz przy tym jego adwersarzom brakuje ostatecznych argumentów mogących zupełnie

go obalić. W ten sposób nowa tożsamość mierzy się ze starymi nacjonalizmami, a patowe sytuacje nie

znajdują nowych rozwiązań, jedynie analizy.

Badanie wpływu pamięci wojen na kształtowanie się tożsamości przypomina zajęcie geologa

– drążąc coraz głębiej odkryć można, jak niemal warstwowo nachodziły na siebie kolejne modele

postaw. Jednak dopiero ich synteza daje adekwatny obraz problemu tożsamości powojennej, ujmuje

zarówno wkład poszczególnych czynników jak i rolę pracy, często rozłożonej na pokolenia, jaką

doświadczone traumatyczną historią społeczeństwa już wykonały. Dostrzeżenie w sobie zarówno

ofiary, jak i oprawcy, osłabia ciężar tych kategorii występujących pojedynczo, pozwalając na przyjęcie

bardziej zdystansowanej, oceniającej postawy (dlatego też nie ma prostej adekwatności między

badaniami nad wpływem pamięci wojny na tożsamość, a postkolonializmem, w którym podział na

ofiarę i oprawcę ma wyraźnie określoną granicę). Zyskiem z lekcji historii jest lepsze poznanie ludzkiej

natury z jej słabościami, mocniejsze panowanie nad nią. Stwarza to szansę uniknięcia popełniania

wciąż tych samych pomyłek, gdyż nie można zapanować nad czymś, co pozostaje przed nami ukryte.

Kredyt luksusu, jakim była nieświadomość ciemnej strony człowieczeństwa, wyczerpał się na dobre.

FILMOGRAFIA

Narodziny narodu (Birth of a Nation), Reżyseria: David Wark Griffith, scenariusz: David Wark Griffith,

Frank E. Woods, Thomas F. Dixon Jr., występują: Lillian Gish, Miriam Cooper, Mae Marsh, USA 1915.

Nietolerancja (Intolerance: Love's Struggle Through the Ages), Reżyseria: David Wark Griffith,

scenariusz: David Wark Griffith, Tod Browning, występują: Lillian Gish, Miriam Cooper, Mae Marsh,

USA 1916.

68

Walc z Baszirem (Vals im Bashir), Reżyseria i scenariusz: Ari Folman, Australia, Belgia, Finlandia,

Francja, Niemcy, Szwajcaria, USA, Izrael 2008.

BIBLIOGRAFIA

Bystroń J. S., Megalomania narodowa, [w:] Bystroń J. S. (red.), Tematy, które mi odradzano. Pisma

etnograficzne rozproszone, Warszawa 1980.

Freud S., Wstęp do psychoanalizy, Warszawa 1984.

Herman J. L., Przemoc. Uraz psychiczny i powrót do równowagi, Gdańsk 2004.

Joniec-Bubula K., Obraz świata w procesie tworzenia się tożsamości: światopogląd i ideologia, [w:]

Gałdowa A. (red.), Tożsamość człowieka, Kraków 2000.

Kazberuk A., Krzyżewski K., Specyfika psychologicznego ujmowania tożsamości, [w:] Gałdowa A.

(red.), Tożsamość człowieka, Kraków 2000.

Machiavelli N., Książę, Kęty 2005.

Markowski M. P., Postkolonializm, [w:] Burzyńska A., Markowski M. P. (red.), Teorie literatury XX

wieku, Kraków 2007.

Olbromski C. J., Tożsamość społeczna: typowość czy wspólność, bezbarwność czy przejrzystość?, [w:]

Mizińska J. (red.), Tożsamość podmiotu zbiorowego, Toruń 2001.

Ossowska M., Ethos rycerski i jego odmiany, Warszawa 2000.

Witkowski L., Chytrość zła: między deficytem i uwiedzeniem, [w:] Witkowski L. (red.), Edukacja wobec

sporów o (po)nowoczesność, Warszawa 2007.

69

Elżbieta Chwalibóg

[email protected]

Osobowość, temperament oraz klimat organizacyjny a zachowania etosowe wolontariuszy

Tematyka zachowań etosowych nie jest jeszcze szeroko rozpowszechniona na gruncie

polskiej psychologii pracy, organizacji i zarządzania, a jednak obecne wyzwania powodują, że

twórczość, kreatywność, wychodzenie poza modele, schematy, procedury stało się nie tylko zaletą,

ale wręcz wymaganiem.

Specyfika wolontariatu sprawia, że osoby poświęcające się mu, często czynią to z pobudek

innych niż finansowe czy egoistyczne, dlatego stanowią szczególną grupę – taką, od której można

oczekiwać dobrowolnego podejmowania zachowań wykraczających poza pewne ramy czy obowiązki

narzucane w organizacjach wolontariackich. Z tego względu interesujące wydawało się zbadanie

współwystępowania zachowań etosowych z cechami osobowości, temperamentu wolontariuszy oraz

klimatu organizacyjnego instytucji, w których działają.

Pojęcie zachowań etosowych

Pojęcie „zachowań etosowych/obywatelskich” (Organizational Citizenship Behavior – OCB)

wprowadził D. Organ w 1983 roku. Zdefiniował je jako: „indywidualne zachowanie podejmowane

dobrowolnie, a nie będące w sposób wyraźny i bezpośredni nagradzane przez formalny system

nagród. Zachowanie to w sumie (zagregowane) przyczynia się do efektywnego funkcjonowania

organizacji. Przez dobrowolne, rozumiemy, że nie jest związane ze spełnianiem wymagań roli lub

zakresu obowiązków stanowiska zajmowanego przez jednostkę w organizacji (czyli jasnymi i

specyficznymi warunkami umowy/kontraktu między jednostką a organizacją). Zachowanie etosowe

jest raczej kwestią osobistego wyboru, a nie podjęcie go, nie jest odbierane jako mogące przynieść

karę”1.

1 P. M. Podsakoff, S. B. MacKenzie, J. B. Paine, D. G. Bachrach, Organizational Citizenship Behaviors: A Critical Review of the Theoretical and Empirical Literature and Suggestions for Future Research, “Journal of Management”, 2000, vol. 26, no.3, s.513.

70

W literaturze można odnaleźć różne formy zachowań etosowych. Metaanliza dokonana przez

Podsakoffa, MacKenzie’go, Paine i Bachracha 2 ujmuje pojęcie z najszerszej perspektywy i wyróżnia

wśród OCB:

a) Zachowania pomocne (Helping Behavior) – dotyczące dobrowolnego pomagania innym w

rozwiązywaniu i/lub zapobieganiu występowaniu problemów związanych z pracą.

b) Sportowe zachowanie (Sportsmanship) – chęć lub gotowość do tolerowania (bez narzekań)

nieuchronnych niedogodności, nawału pracy oraz zachowywanie pozytywnej postawy,

nawet gdy rzeczy nie idą tak, jak trzeba; ale także: niechowanie urazy, gdy ktoś nie stosuje

się do uwag, chęć poświęcenia własnych interesów dla dobra zespołu, niebranie do siebie

obiekcji czy odmowy.

c) Lojalność organizacyjna (Organizational Loyalty) – dobra wola i ochrona organizacji, obrona

jej celów, promowanie organizacji na zewnątrz, dbanie o jej wizerunek, ochrona i obrona jej

przed zewnętrznym zagrożeniem, pozostawanie jej wiernym nawet w niesprzyjających

warunkach, identyfikacja z organizacją i jej przywódcami, dbanie o dobro ogółu.

d) Organizacyjna uległość/podporządkowanie (Organizational Compliance) – internalizacja i

akceptacja zasad, reguł, procedur panujących w organizacji, które są sumiennie i uczciwie

przestrzegane, nawet kiedy brak obserwatorów.

e) Indywidualna inicjatywa (Individual Initiative) – to dobrowolne wychodzenie poza własną

rolę w organizacji (zawierające zachowania związane z zadaniem), przekraczające minimalne

wymagania czy oczekiwany poziom wykonania danego zadania. Zachowania te dotyczą

dobrowolnej inicjatywy, kreatywności, innowacyjności, w celu polepszenia wykonania zadań

dla organizacji, ale także: entuzjazmu przy wykonywaniu obowiązków, podejmowania

wysiłku, by ukończyć pracę, dobrowolnego brania na siebie dodatkowej odpowiedzialności i

zachęcania współpracowników do podobnych zachowań. To wszelkie inicjatywy do

wychodzenia ponad i poza swoje obowiązki.

f) Cnota obywatelska (Civic Virtue) – zainteresowanie i zaangażowanie w organizację jako

całość. Objawia się jako chęć do aktywnego partycypowania w zarządzaniu nią (np.

uczęszczanie na spotkania, angażowanie się w debaty dotyczące polityki organizacji,

wskazywanie, jaką strategię powinna obrać organizacja), monitorowanie otoczenia, by

odnaleźć w nim zagrożenia i możliwości dla organizacji (np. obserwacja rozwoju

konkurencji), uważanie na interesy organizacji (np. raportowanie ryzyka, podejrzanych

aktywności wewnątrz i na zewnątrz organizacji) nawet przy dużych kosztach własnych

jednostki. Zachowania te odzwierciedlają poczucie jednostki, że jest częścią całości (tak, jak

2 Tamże, s. 523-553.

71

obywatel czuje się członkiem państwa) i akceptuje odpowiedzialność, jaką to za sobą

pociąga.

g) Rozwijanie siebie (Self Development) – zawiera dobrowolne zachowania pracowników

dotyczące poszerzania ich własnej wiedzy, umiejętności i możliwości.

Ze względu na ukierunkowanie zachowań etosowych, można wyróżnić za Williamsem i Andersonem3:

• OCB-I – zachowania, które natychmiast przynoszą korzyść jednostkom, a w sposób pośredni

także organizacji (np. pomoc po długiej absencji, zainteresowanie sprawami drugiej osoby).

Mieszczą się one w kategorii zachowań pomocnych. Inaczej można je określić jako

propracownicze.

• OCB-O – zachowania, które ogólnie przynoszą korzyść organizacji (np. dawanie wcześniejszej

informacji o nieprzyjściu do pracy, stosowanie się do nieformalnych reguł stworzonych, by

utrzymywać porządek). Mieszczą się one w kategorii organizacyjnej

uległości/podporządkowania. Inaczej zwane są prooganizacyjnymi.

Wczesne badania amerykańskie z lat 80-tych skupiały się na wyszukiwaniu korelacji między

zachowaniami etosowymi a indywidualnymi cechami pracowników, ich postawami – zwłaszcza

morale będącymi podstawą satysfakcji z pracy, zaangażowania organizacyjnego, poczucia

sprawiedliwości, percepcji wsparcia liderów. Korelacje między tymi charakterystykami a OCB mieściły

się w przedziale od 0,23 do 0,314, a w innych badaniach sięgnęły nawet 0,445.

Kolejnym obszarem badań w tym zakresie były dyspozycje pracowników,

tj. ugodowość, sumienność, pozytywna i negatywna emocjonalność. Badania wykazały pozytywne

związki, choć słabe, między tymi dyspozycjami a OCB. Korelacje wyniosły

od 0,04 do 0,30 (najwyższe dla sumienności). Za predyspozycje do zachowań etosowych uważa się:

empatię, potrzebę osiągnięć, potrzebę afiliacji, proaktywność, lojalność, planowanie. Ogólny trend

badań pokazuje, że związki między osobowością a OCB są słabe, być może związek ten nie jest

bezpośredni i pośredniczą w nim postawy6.

Percepcja roli – jej niejasność lub konflikt ról – wykazała w większości badań słaby negatywny

związek z OCB (korelacje od -0,02 do -0,16). Oba te zjawiska są powiązane

z satysfakcją z pracy, a satysfakcja jest skorelowana z OCB, dlatego wydaje się ona być mediatorem

3 Tamże, s. 550-553. 4 Tamże, s. 520-522 5 D. W. Organ, P. M. Podsakoff, S. B. MacKenzie, Organizational Citizenship Behavior: Its Nature, Antecedents, and Consequences., Thousand Oaks 2006, s. 38-40. 6 Tamże, s. 45-49.

72

tego związku. Zmienne demograficzne, tj. staż pracy w organizacji i płeć pracowników, nie są

skorelowane z OCB7.

Charakterystyki zadania wykazują istotne, choć niskie korelacje z OCB. Badano przede

wszystkim informację zwrotną, zautomatyzowanie/zrutynizowanie zadania, satysfakcję płynącą z

zadania. Informacja zwrotna (od 0,16 do 0,21) i satysfakcja z zdania

(od 0,14 do 0,27) są pozytywnie skorelowane z OCB, natomiast rutyna negatywnie

(od -0,10 do -0,30)8.

Z badań wynika, że formalizacja, brak elastyczności organizacji, wsparcie doradców, odległość

w przestrzeni nie są skorelowane z OCB. Związki, które odkryto, dotyczą spójności grupowej (od 0,12

do 0,20), postrzeganego wsparcia organizacji (0,31) oraz nagród poza kontrolą lidera (od -0,03 do -

0,17) – pierwsze dwa okazały się pozytywne, a trzeci negatywny9.

W tym obszarze przeprowadzono więcej badań i odkryto kilka związków z OCB. Zachowania

transformacyjne lidera, kształtowanie wizji, dostarczanie właściwego modelu, rozwijanie akceptacji

dla celów grupy, oczekiwania dotyczące wysokiego poziomu wykonania, stymulacja intelektualna są

pozytywnie skorelowane z OCB, na poziomie oscylującym w okolicach 0,2. Pozytywną korelację

odkryto także z zachowaniami nagradzającymi lidera, a negatywną z karzącymi. Kolejne badania

wykazały, że zachowania wspierające lidera i jasno zarysowana rola są także pozytywnie skorelowane

z OCB. Ogólne zachowania dotyczące wymiany lider – członek organizacji korelują z OCB na poziomie

0,310. Istnieje podejrzenie, że niektóre zachowania lidera korelują z OCB poprzez wpływ postaw

pracowników (np. poczucia sprawiedliwości).

Opis przeprowadzonych badań

Badaniu poddano grupę 42 działaczy dwóch organizacji wolontariackich o zasięgu

ogólnopolskim, działających na terenie Wrocławia, zrzeszających przede wszystkim studentów.

Przebadana grupa to osoby w wieku od 18 do 49 lat, 15 mężczyzn i 27 kobiet. W grupie wolontariuszy

wykształcenie średnie (zarówno zawodowe, jak i ogólnokształcące) oraz wyższe licencjackie jest

najczęściej występujące, co można tłumaczyć tym, że jest to przede wszystkim grupa studentów.

Każda osoba otrzymywała kwestionariusze w wersji papierowej. W badaniach zachowana

została anonimowość uczestniczących w nich osób. Zostały one przeprowadzone w ciągu 4 miesiący

7 Tamże, s. 50-55. 8 P.M. Podsakoff, S.B. MacKenzie, J.B. Paine, D.G. Bachrach, Organizational Citizenship Behaviors: A Critical Review…, dz.cyt., s. 530-533. 9 Tamże, s. 534-535. 10 Tamże, s. 536-538.

73

(wrzesień 2008 – grudzień 2008). Każdy uczestnik wypełniał kwestionariusze w czasie i miejscu

odpowiednim dla siebie.

W badaniu wykorzystano następujące narzędzia:

a) Skala mierząca zachowania etosowe autorstwa S. Retowskiego – jest to skala składająca się

z 32 stwierdzeń, z czego: 18 pozycji mierzy zachowania etosowe proorganizacyjne (OCB-O), a

14 - zachowania etosowe propracownicze (OCB-I). Rzetelność dla pozycji OCB-O mierzona za

pomocą α-Cronbacha wynosi 0,8 a dla pozycji OCB-I 0,77 11.

b) Formalna Charakterystyka Zachowania – Kwestionariusz Temperamentu

(FCZ-KT) B. Zawadzkiego i J. Strelaua – jest to narzędzie służące do diagnozy cech

temperamentu, zawiera 120 pozycji – po 20 dla każdej z 6 skal: Żwawości,

Perseweratywności, Wrażliwości Sensorycznej, Reaktywności Emocjonalnej, Wytrzymałości i

Aktywności. Rzetelność pomiaru mierzona współczynnikiem α-Cronbacha wahała się od

wartości 0,73 dla skali WS do wartości 0,85 dla skali WT 12.

c) Inwentarz Osobowości NEO-PI-R P.T.Costa Jr i R.R.McCrae Adaptacja polska – to narzędzie

służące do pomiaru cech osobowości w nurcie pięcioczynnikowego modelu osobowości.

Inwentarz ten jest złożony z 240 stwierdzeń po 48 na każdy z pięciu czynników:

Neurotyczność, Ekstrawertyczność, Otwartość na doświadczenie, Ugodowość i Sumienność.

W obrębie każdego czynnika istnieje 6 składników. Rzetelność inwentarza mierzona poprzez

określenie zgodności wewnętrznej (współczynnik α-Cronbacha) okazała się dostatecznie

wysoka: najniższą wartość uzyskano w przypadku skali Ugodowości (alfa = 0,81), a dla

pozostałych skal współczynniki są bardzo podobne (od 0,85 do 0,86) 13.

d) Kwestionariusz L. Rosenstiela i R. Bögela do badania klimatu organizacyjnego. Adaptacja K.

Durniat – to niemieckie narzędzie do badania klimatu organizacyjnego, przywiezione do

Polski przez S.A. Witkowskiego i Z. Zaleskiego, a obecnie w poprawionej formie zwalidowane

i zaadaptowane do polskich warunków przez K. Durniat. Wyróżniono sześć wymiarów przy

ocenianiu klimatu panującego w organizacji: Stosunki między pracownikami, Styl kierowania

przełożonych, Organizacja pracy w firmie, Informacja i komunikacja w firmie,

Reprezentowanie interesów pracownika, Stwarzanie pracownikom szans rozwoju (awanse,

oceny, motywacja). Rzetelność podskal waha się od 0,81-0,92 14.

11 S. Retowski, A. Bogdanowicz, J. Dolata, M. Kaźmierczak, Przywiązanie organizacyjne i percepcja sprawiedliwości organizacyjnej jako predykatory zachowań w organizacji, Wrocław 2003, s. 190. 12 J. Strelau, Temperament jako regulator zachowania z perspektywy półwiecza badań, Gdańsk 2003, s. 125-126. 13 J. Siuta J., Inwentarz Osobowości NEO-PI-R Paula T. Costy Jr i Roberta R. McCrae. Adaptacja polska. Podręcznik, Warszawa 2006, s. 25-37. 14 K. Durniat, Społeczno-organizacyjne uwarunkowania mobbingu, Wrocław 2008, s. 120-144, 298-317.

74

W przeprowadzonym badaniu ze względu na brak jednoznacznego podłoża teoretycznego, trudności

w zdefiniowaniu pojęcia zachowań etosowych oraz w wyznaczeniu jego wyraźnych granic, a także z

powodu braku podobnych badań na gruncie polskim sformułowano następujące pytania badawcze:

1. Czy istnieje związek między cechami osobowości według Pięcioczynnikowej Teorii

Osobowości a zachowaniami etosowymi?

2. Czy istnieje związek między cechami temperamentu według Regulacyjnej Teorii

Temperamentu a zachowaniami etosowymi?

3. Czy istnieje związek między wymiarami klimatu organizacyjnego wg Koncepcji Klimatu

Organizacyjnego Rosenstiela i Bögela a zachowaniami etosowymi?

Wyniki badań

W przeprowadzonych badaniach nie ujawniły się znaczące związki pomiędzy zmiennymi

demograficznymi a zachowaniami etosowymi. Korelacje zachowań etosowych

z płcią, wiekiem, wykształceniem, stażem całkowitym oraz stażem w obecnej organizacji są zbyt małe

i nie są istotne statystycznie na tyle, by być podstawą do wnioskowania.

W Tabeli 1.1. przedstawione zostały korelacje istotne na poziomie p<0,05 w grupie

wolontariuszy w zakresie badanych

Zmienna skorelowana istotnie

Poziom korelacji

(współczynnik korelacji Pearsona)

U1 – Zaufanie 0,42

E1 - Serdeczność 0,41

E5 – Poszukiwanie doznań 0,39

E - Ekstrawertyczność 0,38

S5 - Samodyscyplina 0,34

O4 - Działania 0,33

E4 - Aktywność 0,33

E2 - Towarzyskość 0,31

N6 - Nadwrażliwość -0,35

N4 – Nadmierny samokrytycyzm -0,37

N - Neurotyczność -0,42

N1 - Lęk -0,48

AK - Aktywność 0,63

WT - Wytrzymałość 0,32

75

ŻW - Żwawość 0,32

PE - Perseweratywność -0,35

RE – Reaktywność Emocjonalna -0,56

OA – Kariera Zawodowa (Ocena i Awans) 0,42

KI – Komunikacja i Informacja 0,40

Tabela 1.1. Korelacje (współczynnika Pearsona) istotne na poziomie istotności równym p<0,05

pomiędzy zachowaniami etosowymi a zmiennymi osobowościowymi, temperamentalnymi oraz

dotyczącymi klimatu organizacyjnego w grupie wolontariuszy (n=42) (oprac.wł.).

W badaniu ujawniły się wyraźne dodatnie korelacje Zachowań Etosowych (ZE) ze składnikiem

Ugodowości – Zaufaniem (U1), z Ekstrawertycznością (E) i jej składnikami: Serdecznością (E1),

Poszukiwaniem doznań (E5) Aktywnością (E4) i Towarzyskością (E2) oraz składnikiem Sumienności –

Samodyscypliną (S5), składnikiem Otwartości na doświadczenie – Działaniami (O4), a także korelacje

ujemne z Neurotycznością (N) oraz jej składnikami: Nadwrażliwością (N6), Nadmiernym

samokrytycyzmem (N4) i Lękiem (N1). Wyraźne dodatnie korelacje pojawiają się także w związku

Zachowań Etosowych (ZE) z Aktywnością (AK), Wytrzymałością (WT) i Żwawością (ŻW) oraz wyraźne

ujemne korelacje z Perseweratywności (PE) i Reaktywnością Emocjonalną (RE). W grupie

wolontariuszy ujawniły się także dodatnie korelacje Zachowań Etosowych (ZE) z Karierą Zawodową

(Ocena i awans) (OA) oraz Komunikacją i Informacją (KI).

Do stworzenia modelu opisującego zmienną ZE za pomocą innych zmiennych została

wykorzystana regresja wielokrotna (wieloraka) z zastosowaniem metody regresji krokowej. W grupie

wolontariuszy do modelu regresji wybrane zostały następujące zmienne: Aktywność (AK –

Temperament), z Osobowości składnik Ugodowości – Prostolinijność (U2), składnik Neurotyczności –

Nadmierny samokrytycyzm (N4), składnik Sumienności – Rozwaga (S6) oraz składnik Otwartości na

doświadczenie – Wyobraźnia (O1), a także podskala Klimatu Organizacyjnego OA – Kariera Zawodowa

(Ocena i awans). Stworzony model pozwala wyjaśnić 65% zmienności zmiennej ZE. Można odrzucić

hipotezę o braku zależności liniowej pomiędzy zmiennymi w modelu a zmienną objaśnianą ZE.

Pytania badawcze uzyskały pozytywną odpowiedź w opisanych badaniach. Można twierdząco

odpowiedzieć, zarówno na pytanie dotyczące korelacji zachowań etosowych z cechami osobowości,

temperamentu, jak i klimatem organizacyjnym.

Dyskusja wyników

76

Grupa wolontariuszy to osoby młode, jeszcze uczące się. Model regresji pozwoliłby

scharakteryzować WOLONTARIUSZA przejawiającego zachowania etosowe jako osobę:

a. aktywną (AK), chętnie i łatwo podejmującą zadania o wysokiej stymulacji;

b. otwartą, szczerą w relacjach z innymi osobami (U2). Być może właśnie osoby zorientowane

społecznie częściej przejawiają zachowania etosowe propracowniczne OCB-I – skierowane na

innych ludzi. Dzięki wrażliwości na innych wolontariusz prospołecznie pomaga rozwiązywać

problemy, udziela się, współpracuje. Taki rys osobowościowy daje pewne wskazówki

dotyczące motywacji do przejawiania zachowań etosowych. Uzyskany obraz pokazuje, że są

to osoby zorientowanie społeczne i być może właśnie wszelkie motywacje związane ze

stosunkami interpersonalnymi – nawiązania relacji, podtrzymania jej czy pogłębienia –

sprawiają, że tacy wolontariusze częściej podejmują zachowania etosowe;

c. nieobawiającą się problemowych sytuacji społecznych, mogących powodować zakłopotanie,

wstyd (N4). Dzięki temu wolontariusz nie obawia się, że nie będzie potrafił pomóc lub jego

działanie okaże się niepotrzebne – ta większa pewność siebie w kontaktach społecznych

może mieć związek z przejawianiem zachowań etosowych, które nie w każdym środowisku

mogą być uznawane za korzystne;

d. spontaniczną w podejmowaniu decyzji, nie zważającą na konsekwencje (S6). Wolontariusz

jako osoba młoda wykracza poza przyjęte kanony zachowań ujawniając swoją spontaniczność

i aktywność, dzięki czemu podejmuje decyzje szybciej i przechodzi wprost do działania;

e. skupioną na tym, czym się teraz zajmuje, nad konkretnym problemem czy sytuacją (O1).

Wydaje się, że wolontariusz reaguje na pojawiający się konkretny problem, pomysł czy ideę,

przez co może częściej podejmować zachowania etosowe związane

z tą kwestią;

f. pracującą w organizacji, w której system nagradzania i motywowania posiada różne formy.

Organizacja taka daje szansę na samorealizację, nagradza i awansuje. Ujawnia się tutaj

wyraźnie oczekiwanie wolontariusza, co do rozwoju kariery zawodowej. Pojawia się także

pytanie, czy perspektywa i pragnienie awansu nie przysłania prospołecznego charakteru

zachowań etosowych.

Korelacje uzyskane w badaniach uwidaczniają także znaczenie innych cech u WOLONTARIUSZY

przejawiających zachowania etosowe; takich jak:

77

a. niska Neurotyczność (N) – osoba stabilna emocjonalne, przystosowana, zrównoważona,

zadowolona z siebie, czująca się bezpiecznie i radząca sobie

w sytuacjach stresowych;

b. niski Lęk (N1) – spokojna, zrelaksowana, osoba nie ryzykuje w sprawach mogących się źle

skończyć;

c. niski Nadmierny Samokrytycyzm (N6) – osoba nie obawia się sytuacji społecznych, mogących

wywołać wstyd czy zakłopotanie;

d. niska Nadwrażliwość (N6) – jest zdolna do radzenia sobie w trudnych sytuacjach;

e. wysoka Ekstrawertyczność (E), a w niej Serdeczność (E1), Towarzyskość (E2), Aktywność (E4),

Poszukiwanie Doznań (E5) – osoba uspołeczniona, zaangażowana

w kontakty interpersonalne, energetyczna, uczuciowa, przyjazna dla ludzi, łatwo wchodząca

w bliskie relacje, szczerze lubiąca innych, chętnie przebywająca z innymi, poszukująca w ten

sposób stymulacji. Taki rys osobowościowy u wolontariuszy pozwala zastanawiać się nad

motywacją przejawiania zachowań etosowych. Uzyskany obraz pokazuje, że są to osoby

zorientowanie społeczne i motywacje dotyczące stosunków interpersonalnych mogą być

tutaj ważne;

f. wysokie Działania (O4) – podejmująca różne działania, preferująca zmienność, nowość;

g. wysoka Samodyscyplina – zmotywowana do ukończenia rozpoczętych zadań;

h. wysokie Zaufanie (U1) – osoba uważa, że inni są uczciwi i mają dobre zamiary;

i. wysoka Żwawość (ŻW) – szybko reaguje, ma wysokie tempo aktywności;

j. wysoka Wytrzymałość (WT) – adekwatnie reaguje na silną i długotrwałą stymulację;

k. niska Reaktywność (RE) i Perseweratywność (PE) – reaguje spokojnie, posiada odporność

emocjonalną oraz nie powtarza zachowań, wraz z zaniknięciem bodźca przerywa zachowanie;

l. Komunikacja i Informacje (KI) w organizacji są o wysokiej jakości, jasnej treści, dwustronnym

przepływie; otrzymywanie i posiadanie informacji dowartościowuje wolontariusza;

W badaniach własnych korelacje między „Wielką Piątką” a zachowaniami etosowymi są

zdecydowanie wyższe niż w badaniach amerykańskich. Pojawia się więcej korelacji

i są one silniejsze. Pojawia się wyraźniejszy związek pomiędzy Ekstrawertycznością i zachowaniami

etosowymi, niż między Sumiennością a tymi zachowaniami. Jednak kolejne badania i weryfikacja

uzyskanych wyników pozwolą dopiero stwierdzić, czy cechy podmiotowe aż w tak dużym stopniu

wpływają na ujawnianie się zachowań etosowych.

Uzyskano także wyraźne korelacje pomiędzy temperamentem a zachowaniami etosowymi.

Ten element, do tej pory nie zbadany na gruncie polskim, pokazał powiązanie zmiennych

78

temperamentalnych, a zwłaszcza Aktywności, Żwawości i Reaktywności Emocjonalnej z

zachowaniami etosowymi.

W otrzymanych wynikach nie ujawniły się znaczne korelacje pomiędzy występowaniem

zachowań etosowych a płcią, wykształceniem czy stażem pracy. Może to wynikać z doboru celowego

grupy i nierównomiernego zróżnicowania w zakresie tych zmiennych.

Głębsza analiza uzyskanych wyników nasuwa kolejne pytania, dotyczące zwłaszcza motywacji

osób badanych w związku z zachowaniami etosowymi. Brak spójnego gruntu teoretycznego utrudnia

interpretację zwłaszcza w zakresie definicyjnym – czy perspektywa ścieżki kariery w firmie lub

nagrody odroczonej w czasie wyklucza nazwanie danego zachowania etosowym. Być może kwestie

motywacji nie są tutaj najważniejsze, jeśli zachowania etosowe traktujemy jako wykraczające poza

wymagania danego stanowiska i nienagradzalne w sposób bezpośredni – w takim wypadku każda

motywacja, nawet egoistyczna pozwala nazywać takie zachowania etosowymi. Podobnie kwestia

narzędzia badawczego – czy deklarowane przejawianie zachowań etosowych może być stosowane

jako wskaźnik. Z perspektywy przeprowadzonych badań wydaje mi się, że nie jest to doskonały

sposób pomiaru. Pojawia się pytanie, czy odejście od tak dużego poziomu ogólności do narzędzia

bardziej szczegółowego, np. stworzonego na potrzeby danego stanowiska pracy i zadań

pojawiających się w takiej pracy pozwoliłoby w lepszy sposób uchwycić przejawianie zachowań

etosowych – wydaje się, że ciężko przyrównać tutaj rodzaje zachowań etosowych ujawniających się,

na przykład, w pracy menedżera z przejawianymi przez pracownika produkcyjnego czy obsługującego

klienta.

Podsumowanie

Uzyskane wyniki potwierdziły powiązanie zachowań etosowych z osobowością i

temperamentem wolontariuszy oraz klimatem organizacyjnym instytucji, w której działają. Stanowią

one także weryfikację wyników pojawiających się w zagranicznych badaniach na gruncie polskim.

Zachowania etosowe są pojęciem, które wymaga jeszcze zarówno dopracowania teoretycznego, jak i

empirycznego, jednak ważność zagadnień, jakie opisują, sprawia, że warto przyjrzeć się im dokładnie

oraz weryfikować zależności w kolejnych badaniach.

Zachowania etosowe wydają się korzystne dla organizacji – pracownik wykraczający

poza swój zakres obowiązków zarówno w kwestiach współpracowniczych, jak i organizacyjnych,

przyczynia się do lepszego funkcjonowania w każdym z tych obszarów. Zachowania etosowe są ze

swojej natury prospołeczne i jeżeli nie będziemy wkraczać w zawiłe kwestie motywacji takich

79

zachowań, można sądzić, że przejawiają się one najczęściej, kiedy pracownik i organizacja są „dobrze

dopasowane”. Dlatego kluczowa jednak wydaje się siła uzyskanych związków korelacyjnych. Może to

stanowić ważną wskazówkę dla pracodawców poszukujących wolontariuszy. Jeżeli istotne w danej

pracy jest przejawianie zachowań etosowych, warto wziąć pod uwagę zmienne osobowościowe i

temperamentalne przy rekrutacji, a z drugiej strony stworzyć taki klimat organizacyjny, który może

wpłynąć na liczbę takich zachowań.

Bibliografia:

Durniat K., Społeczno-organizacyjne uwarunkowania mobbingu, (niepublikowana praca doktorska

napisana pod kierunkiem prof. dr hab. Stanisława A. Witkowskiego), Uniwersytet Wrocławski,

Wydział Nauk Historycznych i Pedagogicznych, Instytut Psychologii, Wrocław 2008.

Organ D.W., Podsakoff P.M., MacKenzie S.B., Organizational Citizenship Behavior: Its Nature,

Antecedents, and Consequences, Thousand Oaks 2006.

Podsakoff P.M., MacKenzie S.B., Paine J.B., Bachrach D.G., Organizational Citizenship Behaviors: A

Critical Review of the Theoretical and Empirical Literature and Suggestions for Future Research,

“Journal of Management” 2000, vol. 26, no.3, s.513-563.

Retowski S. Bogdanowicz A., Dolata J., Kaźmierczak M., Przywiązanie organizacyjne i percepcja

sprawiedliwości organizacyjnej jako predykatory zachowań w organizacji, [w:] Witkowski S. A. (red.),

Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu. Tom VI, Wrocław 2003, s.187-198.

Siuta J., Inwentarz Osobowości NEO-PI-R Paula T. Costy Jr i Roberta R. McCrae. Adaptacja polska.

Podręcznik, Warszawa 2006.

Strelau J., Temperament jako regulator zachowania z perspektywy półwiecza badań, Gdańsk 2006.

80

Jacek Gulanowski

[email protected]

Symulacyjne i ezoteryczne aspekty pornografii

Wiesław Godzic w pracy Oglądanie i inne przyjemności kultury popularnej pisze w odniesieniu

do współczesnej kultury audiowizualnej, iż „rolą krytyka tych zjawisk nie jest już dłużej tworzenie

nowych interpretacji, lecz próba zrozumienia i ogarnięcia wielości interpretacji cyrkulujących w

rozmaitych obiegach, a to wydaje mi się jednym z najtrudniejszych wyzwań, jakie stoją przez

badaczami kultury popularnej”1. Niniejszy artykuł należy traktować jako próbę sprostania temu

wyzwaniu w odniesieniu do niezwykle złożonego i kontrowersyjnego zjawiska ponowoczesnej kultury

popularnej, jakim jest pornografia. Stanowi on próbę połączenia doświadczeń dwóch na pozór

wykluczających się nawzajem paradygmatów – postmodernistycznego i tradycjonalistycznego.

Symulacyjny charakter ponowoczesnej pornografii

Pornografia jako zjawisko związane z seksualnością oraz płciowością (zarówno biologiczną jak

i kulturową) wchodziła w obręb zainteresowań feminizmu. Przedstawicielka trzeciej fali feminizmu

Naomi Wolf poruszyła ten problem w głośnym eseju The Porn Myth2. Autorka ta poddaje krytyce

zarówno tezy tych, którzy twierdzili, iż pornografia wyzwoli ludzi oraz uzdrowi ich życie jak i

przeciwników tego zjawiska, którzy uważali, że pornografia zwiększy agresję w relacjach

międzyludzkich.

Według N. Wolf cały świat „po Internecie” stał się „spornografizowany” (pornographized).

„Młodzi mężczyźni i kobiety są rzeczywiście uczeni tego, czym jest seks, jak wygląda, jakie są jego

konwenanse i wymagania poprzez pornograficzne szkolenie – i wywiera to ogromny wpływ na to, jak

współżyją”3. Pornografia zabiła męskie libido, sprawiła, że mężczyzn nie podniecają prawdziwe

kobiety, które oceniają jako mało atrakcyjne z pornograficznego punktu widzenia4. N. Wolf pisze, że

„wszechobecność seksualnych obrazów nie wyzwala erosa, tylko go osłabia”5. Co więcej – „ludzie nie

są ze sobą bliżej z powodu porno, tylko bardziej oddaleni; nie są oni bardziej, tylko mniej pobudzeni

w codziennym życiu”. Autorka wychwala tradycyjne kultury, które lepiej rozumiały ludzką

seksualność i poprzez reglamentację erotycznych obrazów potrafiły zbliżyć do siebie ludzi związanych

ze sobą małżeństwem. Krytykuje również feministki, które w toku walki z uciskiem kobiet odrzuciły

1 W. Godzic, Oglądanie i inne przyjemności kultury popularnej, Kraków 1996, s. 222. 2 Esej ten ukazał się 20.10.2003 w magazynie „New York”. 3 N. Wolf, The Porn Myth, http://nymag.com/nymetro/news/trends/n_9437/, 9. 09. 2009, s. 1. 4 Tamże. 5 Tamże, s. 2.

81

także pozytywne aspekty przeszłości. Drogi do przezwyciężenia tego kryzysu upatruje w powrocie do

starych zwyczajów i odcięcia się od pornografii: „dla roztropnych ludzi powód, aby wyłączyć porno,

może być nie natury moralnej, lecz – w pewnym sensie – związany ze zdrowiem fizycznym i

psychologicznym; może zechcesz przemyśleć swój stały dostęp do pornografii tak samo jak musisz

przemyśleć palenie papierosów, jeśli chcesz zostać sportowcem”6.

Znaczenie pornografii dostrzega także Asad Yawar, który w eseju The End of Sex? wymienia

pięć zmian, jakie pornografia wprowadziła do seksu. Według niego:

- pornografia przeniknęła do kultury popularnej i poprzez to zmieniła sposób postrzegania seksu

przez zwykłych ludzi;

- pornografia uczyniła seks bardziej brutalnym;

-pornografia zmieniła sposób postrzegania samych siebie przez kobiety i sprawiła, że są

niezadowolone z tych części ciała, które najsilniej określają ich przynależność płciową;

- seks stał się szybszy, niż kiedykolwiek przedtem, odchodzi się od gry wstępnej;

- w świecie jest o wiele mniej rzeczywistego seksu niż kiedyś, ludzie stają się nim znudzeni, niektórzy

stają się aseksualni7.

Najważniejszym dla dalszych rozważań jest jednak spostrzeżenie N. Wolf, iż pornografia

dzięki Internetowi stała się wszechobecnym wzorcem seksu. To seks stał się odbiciem pornografii, a

nie pornografia odbiciem seksu. Jak pisze N. Wolf: „przez większość historii ludzkości obrazy

erotyczne były odbiciami, celebracjami czy substytutami prawdziwych nagich kobiet. Po raz pierwszy

w historii ludzkości siła i czar obrazów wyparły prawdziwe nagie kobiety. Dzisiaj prawdziwe nagie

kobiety są tylko kiepskim porno”8.

Nastąpiło zatem nie tylko rozdzielenie pornografii od seksu, ale także wypieranie seksu przez

pornografię. Interesującym problemem jest więc kwestia nie emancypacji seksualności przez

pornografię - ale emancypacji pornografii jako medium. Można wyznaczyć w tym wypadku dwa

punkty przełomowe, których skutki obecnie zachodzą na siebie. Pierwszym z nich jest porzucenie

wyobrażenia pornografii jako czegoś wstydliwego. Drugim - nadejście ery Internetu.

Krzysztof Teodor Toeplitz analizując fenomen magazynu „Playboy” zwrócił uwagę na fakt, iż

pismo to zdołało przenieść erotyzm z obszaru rozrywki wstydliwej w rejony rozrywki powszechnie

akceptowanej. Było to pierwsze pismo o wydźwięku jednoznacznie erotycznym, które nie było

sprzedawane niczym Tijuana Bibles spod lady, a jego lektura nie odbywała się pokątnie. Na jego

łamach pojawiały się wywiady i artykuły poświęcone postaciom z pierwszych stron gazet. „Playboy”

6 Tamże. 7 A. Yawar, The End of Sex? Pornography is changing the nature of physical affection, http://english.ohmynews.com/articleview/article_view.asp?at_code=327327, 5. 11. 2009. 8 N. Wolf, The Porn Myth…, dz. cyt., s. 1.

82

stał się magazynem czytanym i dyskutowanym przez wiele osób z najróżniejszych sfer społecznych.

Wprowadził erotykę do jawnego powszechnego obiegu9.

Wyjście pornografii z obszaru wstydliwego ma również konsekwencje dla pisania o tym

zjawisku. Osoby zaangażowane w tworzenie pornografii już nie twierdzą, że zajmują się rozrywką czy

sztuką czyli czymś zgoła innym, lecz uważają się za twórców rozrywki czy sztuki w wersji

pornograficznej. Może to pomóc przezwyciężyć lub choćby odsunąć na bok spory definicyjne, które

pojawiają się przy próbie omawiania różnych aspektów pornografii. Zamiast ustalać, czym jest

pornografia, szukać wyznaczników, granic i wzorców, bazować można na autoidentyfikacji samych

osób zaangażowanych w pornografię. Materiały pornograficzne noszą takowe miano nadane im

przez samych twórców, którzy sami określają się - nierzadko z dumą - właśnie jako twórcy

pornografii. Przyjąć zatem można, iż pornografią jest to, co sami jej twórcy jako taką określają. Przy

takim założeniu obszar sporny, niejasny ulega wyraźnemu zawężeniu.

Przykładem osoby, która osiągnęła relatywnie powszechną sławę i uznanie dzięki

ponowoczesnej pornografii jest młoda (urodzona w 1988 r.) aktorka posługująca się pseudonimem

Sasha Grey. Przez pierwsze trzy lata swojej kariery (lata 2006-2009) zagrała w 200 filmach zaliczanych

do różnych odmian pornografii, przede wszystkim tej najbardziej ekstremalnej mieszczącej się w

ramach amerykańskiego prawa. Aktorka ta wystąpiła w popularnym talk show prowadzonym przez

Tyrę Banks, kontaktuje się ze swoimi fanami za pośrednictwem swojej strony internetowej, profilu w

serwisie Myspace oraz kanału na Youtube. Popularność zyskała dzięki pornografii, jednak szybko stała

się częścią świata kultury popularnej. Wystąpiła w teledyskach zespołów The Roots (utwór Birthday

Girl) oraz The Smashing Pumpkins (Superchrist). Jej podobiznę umieszczono też w oprawie graficznej

albumu Zeitgeist tej drugiej grupy. Była modelką takich artystów jak Richard Kern, Terry Richardson,

James Jean, David Choe, Frédéric Poincelet i Zak Smith. Wystąpiła w niezależnym filmie Quit

(reżyseria: Dick Rude). Wykonała gościnnie partie wokalne na albumie Aleph At Hallucinatory

Mountain zespołu Current 93 – jednego z najważniejszych w historii muzyki eksperymentalnej.

Stworzyła również zespół ATelecine, którego debiutancki album (EP) A Vigillant Carpark utrzymany

jest w stylistyce industrialnej. Zagrała jedną z głównych ról w filmie znanego reżysera Stevena

Soderbergha The Girlfriend Expierience. Paweł T. Felis pisząc o tym filmie przy okazji jego pokazów na

25. Warszawskim Festiwalu Filmowym i omawiając rolę Sashy Grey w ogóle nie wspomniał o tym, iż

jest ona aktorką porno. Artykuł został ozdobiony kadrem z filmu przedstawiającym główną

bohaterkę10. Sasha Grey w wywiadach i na swoim profilu w serwisie Myspace przyznaje się do

fascynacji przedstawicielami klasyki kina, kontrkultury czy nowoczesnej i ponowoczesnej filozofii.

9 K. T. Toeplitz, Kultura w stylu blue jeans, Warszawa 1975, s. 86-125. 10 P.T. Felis, WFF 13. Festiwal świata, „Gazeta Wyborcza”, 8. 10. 2009, s. 17.

83

Już przedtem gwiazdy porno stawały się osobami znanymi (np. Jenna Jameson), jednak

dotychczas nie wchodziły na tak odległe obszary jak muzyka eksperymentalna, nie tylko nie

rezygnując przy tym z pornograficznej kariery, lecz wręcz łącząc te odległe dziedziny ze sobą. Jest to

kolejny krok ku pełnej emancypacji pornografii, wyprowadzenia jej z rejonów wstydliwych w obszar

kultury popularnej. Emancypacja ta następuje w rejonach pornografii coraz twardszej, jednak wciąż

legalnej11. To, co „Playboy” zrobił dla pornografii miękkiej, młode aktorki pokroju Sashy Grey robią

dla pornografii twardej12.

Amerykańskie feministki dyskutowały na temat zmiany, jaka nastąpiła w wyglądzie aktorek

występujących w filmach pornograficznych na przełomie XX i XXI wieku. Meritum dyskusji stanowił

spór o to, czy przejście od przerysowanych kobiet z silikonowymi implantami piersi do „dziewczyn z

sąsiedztwa” (girl next door) przywróciło w pornografii rzeczywisty wygląd kobiecego ciała. W dyskusji

tej na uboczu pozostawał fakt, iż zasadnicza zmiana nastąpiła w wyglądzie aktualnie najbardziej

popularnych aktorek, co raczej świadczy o tym, iż popularność zyskała przedtem niedoceniana nisza

filmowej pornografii. Można natknąć się zarówno na aktorki o dużych jak i małych piersiach, szczupłe,

otyłe (również patologicznie) itd. Pornografia stała się nie tylko niszą - coraz mocniej

dowartościowaną - kultury popularnej, ale również podzieliła się i wciąż dzieli na nisze specyficzne

tylko dla niej.

Odgraniczenie pornografii od seksu, jej ogromna popularność czy autonomiczność jako formy

wyrazu (której dowodem jest m.in. jej niszowość) wykazują, iż pornografia doszła do ostatniego,

czwartego spośród wyznaczonych przez Jeana Baudrillarda stadiów obrazu - pozostaje bez związku z

jakąkolwiek rzeczywistością: jest czystą symulakrą samej siebie13. Można ją również przyporządkować

do trzeciego z Baudrillardowskich porządków symulacji – symulakrów symulacji, opartych na

informacji, modelu, cybernetycznej grze – hiperrzeczywistości14. Drogą osiągnięcia przez pornografię

tego ostatecznego stadium było oddzielenie obrazu seksu od samego aktu. Obraz i dźwięk zostały

oddzielone od zapachu i dotyku związanego ze stosunkiem płciowym. Następnie zostały

przetworzone w plik cyfrowy, zdjęcie lub film osadzone w dwóch wymiarach, którymi można

manipulować. Rozrost przemysłu pornograficznego, podzielonego na nisze, dał pornografii

samowystarczalność, możliwość odwoływania się do samej siebie, czynienia aluzji możliwych i

zrozumiałych jedynie wewnątrz niej. Natomiast rozwój Internetu zaprowadził pornografię w

najodleglejsze zakątki świata, zapewnił jej ciągły rozwój i popularność. Za tym zjawiskiem nie stoi już

jednak żaden rzeczywisty stosunek seksualny.

11 Pisząc o legalności pornografii mam na myśli normy prawne panujące w krajach tzw. „zachodnich” (przede wszystkim kraje Ameryki Północnej i Europy). Pornografia wciąż pozostaje nielegalna w Indiach czy krajach, w których dominują wyznawcy islamu. 13 J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, Warszawa 2005, s. 11-12. 14 Tamże, s. 149.

84

Jak zauważa W. Godzic: „Stag films, czyli pierwsze filmy dla mężczyzn, nie były nakierowane

na zaspokojenie i osiągnięcie satysfakcji – służyć miały jako bodziec do dalszego działania (były

wyświetlane przeważnie w domach publicznych, a po zakończeniu seansu napisy zapraszały do

»zaopiekowania się dziewczyną«). Wizualna przyjemność w tych filmach oscylowała między męską

przyjemnością artykułowania pragnienia posiadania ciała kobiecego oraz – nigdy nie osiągalną –

identyfikacją z męskim protagonistą”15. Obecnie N. Wolf pisze o tym, jak pornografia zastępuje

realizację potrzeb seksualnych w świecie rzeczywistym. Można zatem postrzegać historię pornografii

jako zapis urywania się znaczenia i postęp symulacji – historię znaku, który anihiluje pierwotnie

nadany mu przez człowieka sens.

Za wyznacznik zakorzenienia danego zjawiska w ponowoczesnej kulturze popularnej można

uznać jego obecność w tzw. „internetowych memach” (Internet memes). Pojęcie memów

internetowych wywodzi się od samego pojęcia memu wprowadzonego do naukowego dyskursu przez

Richarda Dawkinsa w książce Samolubny gen. Mem stanowi podstawową jednostkę ewolucji

kulturowej analogiczną wobec genu w ewolucji biologicznej16. Internetowy mem nie ma znaczenia

dla ewolucji gatunku ludzkiego, aczkolwiek związany jest z rozwojem samego Internetu. Jest on już

tylko krążącą po globalnej sieci jednostką (pojedynczym obrazem, sekwencją obrazów, słowem czy

zdaniem), która przywoływana w nietypowych okolicznościach lub tylko poprzez tworzenie aluzji do

niej wywołuje efekt przede wszystkim komiczny, zrozumiały jedynie dla obeznanych z danym

tematem internautów. Tak jak rozumienie humoru opartego na słowie jest oznaką dobrego

przyswojenia sobie języka obcego, tak rozumienie humoru odwołującego się do memów pokazuje,

jak dobrze dany internauta odnajduje się w cyfrowym środowisku.

Jedną z najpopularniejszych rozrywek polskich internautów - w momencie pisania tego

artykułu - jest tworzenie, czytanie i komentowania tzw. „demotywatorów” – opartych przede

wszystkim na sarkazmie i czarnym humorze parodii wywodzących się z amerykańskiej popkultury

plakatów motywacyjnych. Pojawiają się w nich aluzje do bieżących wydarzeń czy znanych

powszechnie postaci – przede wszystkim internetowych memów. W demotywatorach

zamieszczanych na najpopularniejszym polskim portalu tego typu (Demotywatory.pl) wielokrotnie

pojawiały się aluzje do jednego z serwisów internetowych, który zapewnia bezpłatny dostęp do

filmów pornograficznych – RedTube. Na którymś z demotywatorów ukazana została jedna z

amerykańskich aktorek pornograficznych młodego pokolenia Michelle Anne Sinclair (występująca

pod pseudonimem Belladonna). Pojawiły się też inne aluzje do pornografii lub jej oglądania, jednak

nie stanowi ona tematu wiodącego w polskich demotywatorach. Należy przy tym brać pod uwagę

fakt, iż podlegają one zdecydowanej moderacji. W rosyjskim serwisie poświęconym demotywatorom

15 W. Godzic, Oglądanie…, dz. cyt., s. 72. 16 R. Dawkins, Samolubny gen, Warszawa 1996.

85

(Demotivation.ru), gdzie takich ograniczeń już nie ma, pornografia (przede wszystkim twarda) należy

do jednego z najczęściej pojawiających się wątków tematycznych (oprócz m.in.: antysemityzmu czy

wyśmiewania ofiar przemocy, które w polskich demotywatorach również nie są obecne). Obecność

pornografii w humorze internetowym świadczy o tym, iż stała się ona kolejnym elementem kodu

porozumiewawczego – w szczególności młodych – internautów. I to właśnie jej symulacyjny

charakter umożliwił przełożenie jej na kod internetowych memów i włączenie w obręb

internetowego dyskursu.

Ezoteryczny aspekt pornografii

Przed omówieniem ezoterycznego aspektu pornografii należy wyjaśnić, co będzie w dalszej

części artykułu mianem „ezoteryczne” określane. Terminu tego używać będę do określenia

ukrytego17, głębokiego aspektu rzeczywistości (oraz jego badania), wynikającego z jej związków ze

sferą sacrum – aspektu innego od egzoterycznego, zewnętrznego, wynikającego ze związków z

profanum. Odchodzę tu od potocznego rozumienia ezoteryki, gdzie pojęcie to stosowane jest na

określenie pewnych teorii i praktyk okultystycznych, magicznych, spirytystycznych związanych przede

wszystkim z tzw. New Age18.

Przy opisie symulacyjnego aspektu pornografii odnosiłem się do autorów

postmodernistycznych i feministycznych. Przy opisie aspektu ezoterycznego odwołam się również do

dwóch dyskursów. Józef Keller pisze, iż w dziedzinie badań nad religią istnieli zawsze autorzy, którzy

deprecjonowali znaczenie mitu i religii; należeli do nich Auguste Comte, Ludwig Feuerbach, Max

Müller, James Frazer, Wilhelm Wundt czy Sigmund Freud. Przeciwko takim tendencjom występowali

myśliciele, którzy upominali się o autonomię religii i mitu; byli to przede wszystkim: Friedrich

Schleiermacher, Robert B. Marret, Natan Olaf Soederblom, Rudolf Otto, Mircea Eliade i Carl Gustav

Jung19. Właśnie ten dyskurs religioznawczy doceniający wartość religii i mitu będzie pierwszym do

którego się odwołam. Drugim będą przedstawiciele szkoły, którą M. Eliade nazywa „tradycyjną

zachodnią ezoteryką”20. Przede wszystkim jest to szkoła tradycjonalizmu integralnego, stworzona

przez René Guénona i Juliusa Evolę oraz szkoła filozofii wieczystej (Sophia perennis), w obrębie której

tworzyli Aldous Huxley, Ananda Commaraswamy czy Frithjof Schuon. Poglądy tych dwóch szkół są w

17 Ezoteryka może być ukryta niekoniecznie przez skomplikowany system wtajemniczeń czy przez konkretną osobową hierarchię w ramach tajnego stowarzyszenia. Ezoteryczne postrzeganie świata może być po prostu niedostępne dla przeciętnego człowieka ze względu na wysoki poziom abstrakcji samej doktryny oraz wymagany poziom wiedzy niezbędnej do jej zrozumienia. Ma to miejsce np. w przypadku hinduizmu, gdzie poglądy chociażby szkoły Adwaita wedanty nie są przed ludźmi skrywane, natomiast trudne do zrozumienia bez solidnego przygotowania teoretycznego. 18 Por.: M. Eliade, Okultyzm, czary, mody kulturalne. Eseje, Warszawa 2004, s. 69-72. 19 J. Keller, Rudolf Otto i jego filozofia religii, [w:] R. Otto, Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych, Wrocław 1993, s. 8-9. 20 Por.: M. Eliade, Okultyzm…, dz. cyt., s. 69-100.

86

dużej mierze zbieżne z tezami Johna Ronalda Reuela Tolkiena, które przedstawił w swoich

powieściach czy prywatnej korespondencji. Ten drugi dyskurs, do którego się odwołam proponuję

nazwać „tradycjonalistycznym”. Jego przedstawicieli łączy właśnie tradycjonalizm21,

dowartościowanie myślenia i postrzegania świata w ujęciu mitycznym i symbolicznym, pesymistyczna

historiozofia czy wiara w prymat ducha nad materią. Co niezwykle ważne – tradycjonaliści odcinają

się od optymistycznego spirytyzmu, wręcz atakują go jako pseudo-religię22. Nie widzą możliwości

odrodzenia świata bez nastąpienia niszczącego go kataklizmu. Spoglądają raczej w przeszłość niż

przyszłość - odwołują się do Old Age, nie New Age.

Dwaj główni przedstawiciele szkoły tradycjonalistycznej – R. Guénon i J. Evola – zostali

wyśmiani przez Umberto Eco w powieści Wahadło Foucaulta 23. Autor ten stawia ich w jednym

szeregu ze spotykanymi na przestrzeni dziejów szarlatanami czy mitomanami. Można w tym

momencie przywołać jednak inny autorytet z dziedziny humanistyki – M. Eliadego – który

przedstawia R. Guénona jako przedstawiciele tradycyjnego ezoteryzmu. Omawia jego radykalną

krytykę teozofii i innych doktryn spirytystycznych, zaznaczając, iż są one wyprowadzone właśnie z

pozycji ezoteryki tradycyjnej24. Spór na temat tych postaci pokazuje, jak bardzo są one

kontrowersyjne, a jednocześnie dowodzi, iż są na tyle znane i ważne, iż w dyskusję na ich temat

włączają się tak uznani humaniści jak M. Eliade czy U. Eco25.

Tradycjonalizm integralny zakłada, że istnieje jeden, nieskończony, wieczny,

nieuwarunkowany Absolut. Jest on tożsamy z jedną niezmienną Tradycją Pierwotną. Opiera się ona

na transcendentalnych zasadach, których początki są niezgłębione. Wiedza na temat Tradycji

Pierwotnej została przekazana człowiekowi poprzez Objawienie Pierwotne. Manifestuje się ono w

różnych religiach i systemach metafizycznych (np. hinduizmie, taoizmie, judaizmie, islamie,

21 Tradycjonalizm rozumiany jako rzeczywiście istniejąca doktryna, nie jako przyzwyczajenie do określonych form. 22 M. Eliade, Okultyzm…, dz. cyt., s. 71. 23 U. Eco, Wahadło Foucaulta, Warszawa 1993, s. 145, 205. 24 M. Eliade, Okultyzm…, dz. cyt., s. 97-100. 25 Spór między M. Eliadem a U. Eco może mieć również o wiele głębsze przyczyny wynikające z obranych stanowisk światopoglądowych. Tradycjonaliści atakowali przecież takie zjawiska jak równość, demokrację, humanizm, laicyzm czy postęp, a które są wyraźnie bliskie U. Eco. W tym obszarze M. Eliade ze swoim głębokim uznaniem dla religii, mitologii i archaicznego postrzegania świata był tradycjonalistom o wiele bliższy. Nie można zapomnieć również o politycznym wymiarze tego sporu. R. Guénon nie stawiał się po żadnej ze stron współczesnych mu sporów politycznych, jednak nie ukrywał, iż za najlepsze uważa systemy władzy oparte na hierarchii – teokrację i monarchię. Z kolei J. Evola dążył do współpracy z włoskim państwem faszystowskim i niemieckim państwem narodowo-socjalistycznym. Pod koniec życia uznał te próby za błąd, jednak krytykował te dwa ustroje z pozycji prawicowych i pozostał w swoich poglądach reakcjonistą i zwolennikiem przywrócenia cesarskiego imperium. U. Eco zdecydowanie uznać można za przedstawiciela liberalnej demokratycznej lewicy, na dodatek włoskiej, dla której J. Evola pozostanie czarnym charakterem rodzimej historii. Jest to kolejna cecha odróżniająca go od M. Eliadego, który w okresie międzywojennym sympatyzował z rumuńską Żelazną Gwardią (Garda de Fier) i Legionem Michała Archanioła (Legiunea Arhanghelul Mihail), później wyrażał poparcie dla francuskiej Nowej Prawicy (Nouvelle Droite). Nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż M. Eliade współtworzył czasopismo „Antaios”, którego współpracownikami byli między innymi przedstawiciel niemieckiej rewolucji konserwatywnej Ernst Jünger i właśnie J. Evola.

87

katolicyzmie). Poszczególne religie są jedynie wariantami i odmianami Tradycji Pierwotnej. Każda

religia ma dwa aspekty: egzoteryczny (dostępny masom) i ezoteryczny (dostępny nielicznym zdolnym

go pojąć). Religii (z natury opartych na uczuciu) jest wiele, natomiast metafizyka (wyłącznie

intelektualna) jest jedna. Metafizyka wymyka się wszelkim definicjom, gdyż „określać znaczy

ograniczać”. Tradycja Pierwotna może być poznana tylko poprzez „czysto intelektualną intuicję”

(będącą „możliwością uniwersalną, totalną, nieskończoną, absolutną”). Dotrzeć do Tradycji

Pierwotnej można poprzez badanie rzeczywistości inicjacyjnej, symboli i rytuałów (sacrum

pojmowanego jako „jedność przekraczająca wszystkie tradycje prawowierne”). Tradycja Pierwotna

może się wyrazić tylko poprzez symbol, ponieważ jedynie symbol może przezwyciężyć granice

„królestwa rozumu”. Celem życia człowieka jest metafizyczna realizacja jego osobowości,

który polega na przywróceniu pierwotnego stanu, naturalnego dla człowieka26.

W tradycjonalizmie integralnym wyraźnie zaznaczona jest dualistyczna wizja świata, który jest

miejscem konfliktu Tradycji (solarnej, uranicznej, męskiej, elitarnej, hierarchicznej, zróżnicowanej,

ponadczasowej, świętej, nieśmiertelnej, przynależnej do porządku metafizycznego – „bytu”) i

Antytradycji (lunarnej, tellurycznej, żeńskiej, egalitarnej, chaotycznej, homogenicznej, tymczasowej,

profańskiej, śmiertelnej, przynależnej do porządku fizycznego – „stawania się”).27 Z tego konfliktu

wynika ciągła inwolucja – postęp nie istnieje. Historia świata jest historią upadku – regresu,

materializacji, laicyzacji. W społeczeństwie naturalnym (opartym na Objawieniu Pierwotnym) istniała

hierarchia duchowa, moralna i społeczna - niezbędna, gdyż wyższe nie może mieć swojego źródła

w niższym28.

Wybitny badacz mitologii indoeuropejskiej Georges Dumézil pisze o symetrii dobra i zła w

wierzeniach zoroastryjskich: „obydwie strony są zorganizowane, zhierarchizowane, każda pod

rozkazami jednego dowódcy. Ich symetria posunięta jest aż do skrajności: każdy byt ‘dobry’, Ahura

Mazda, jak i Istoty, które mu towarzyszą – i które są umoralnionymi wcieleniami bogów trzech funkcji

dawnego politeizmu – mają swego własnego przeciwnika, swą »złą« replikę”29. Podobne

przedstawienie relacji dobra i zła odnaleźć można w tekstach J. R. R. Tolkiena, któremu takie

postrzeganie świata było bliskie ze względu na obszar jego poszukiwań zarówno akademickich jak i

pisarskich oraz konserwatywne poglądy i specyficzną wizję chrześcijaństwa jako spełnionego mitu

współbrzmiącego z mitologiami Europy. J. R. R. Tolkien postrzegał zło jako parodię dobra. Autor ten

podkreślał jego niesamodzielny pasożytniczy charakter30.

26 J. Bartyzel, René-Jean-Marie-Jospeh Guénon, http://haggard.w.interia.pl/guenon.html, 2. 10. 2009. 27 J. Evola, Revolt Against the Modern Word, Rochester 1995, s. 3. 28 J. Bartyzel, Julius Evola , http://haggard.w.interia.pl/evola.html, 2. 10. 2009. 29 G. Dumézil, Bogowie Germanów: szkice o kształtowaniu się religii skandynawskiej, Warszawa 2006, s. 99-100. 30 Joseph Pearce, Tolkien: człowiek i mit, Poznań 2001.

88

W. Godzic przywołuje pracę Pornografia, etnografia i dyskurs władzy autorstwa Christiana

Hansena, Catherine Needham i Billa Nicholsa, w której wprowadzone zostaje pojęcie „pornotopii” -

„idealnej konstrukcji, odwiedzanej przez idealnego widza”. W pornotopii „pornografia proponuje

ciągle odnawiane i dające nieprzerwaną satysfakcję pożądanie”31. Zgodnie z przyjętym wcześniej

kierunkiem poszukiwań pornotopię proponuję traktować jako antytradycyjny odpowiednik Raju,

Walhalli czy Swargi. Sugestywną wizję nadnaturalnego miejsca wiecznego szczęścia przedstawił

japoński pisarz Yukio Mishima w swoim opowiadaniu Miłość Wielkiego Kapłana świątyni Shiga

odwołującym się do wierzeń buddyjskiej szkoły Czystej Ziemi: powierzchnia Czystej Ziemi „pokryta

jest szmaragdami; wzdłuż dróg, której je przecinają, ciągną się złote sznury. Ta powierzchnia, jak

okiem sięgnąć, jest płaska, nie dzielą jej żadne granice. W każdym ze świętych przybytków jest pięć

miliardów komnat i wież, zdobionych złotem, srebrem, lazurytem, kryształami, koralem, agatami i

perłami. Inkrustowane klejnotami posadzki pokryte są rzadkimi tkaninami. Wewnątrz świątyń i ponad

wieżami nieprzebrane rzesze aniołów nieustannie grają świętą muzykę i śpiewają hymny na chwałę

Buddy Tathagaty. W ogrodach wokół komnat, wież i krużganków znajdują się złote i szmaragdowe

stawy, w których wierni mogą dokonywać oczyszczenia. Do złotych stawów prowadzą plaże ze

srebrnego piasku, do stawów szmaragdowych – z piasku kryształowego. […] Zaczarowane

instrumenty muzyczne grają same, ich dźwięk rozbrzmiewa wysoko na jasnym niebie. […] Jeśli ktoś

ma ochotę coś zjeść, natychmiast pojawia się przed nim stół inkrustowany siedmioma klejnotami, na

jego gładkiej, błyszczącej powierzchni stoją misy zdobione również siedmioma klejnotami i

wypełnione po brzegi najbardziej wyszukanymi smakołykami. Nie ma potrzeby częstować się nimi.

Wystarczy spojrzeć na ich apetyczne barwy i wciągnąć w nozdrza ich cudowny aromat, aby poczuć, że

głód został zaspokojony, organizm posilony, a przy tym pozostać duchowo i fizycznie czystym”32. W

Walhalli na wojowników, którzy zginęli z mieczem w ręku czekają Walikirie – nadnaturalne dziewice,

które prowadzą ich na ucztę, podczas której zasiadają u boku bogów. Tymczasem w pornotopii na

dowolnego internautę czeka niezliczona ilość różnorodnych wiecznie gotowych do seksu kobiet i

mężczyzn, gotowych spełnić jego wyszukane zachcianki. Zamiast – przywołując terminologię znaną z

pism Swamiego Prabhupady – „transcendentalnych rozrywek”33 mamy do czynienia z rozrywkami jak

najbardziej nie-tradycyjnymi. Pochodzą one jednak nie z porządku przyziemnego, lecz z

symulacyjnego, a więc anty-symbolicznego.

W pornografii można więc dostrzec antytradycyjne odwrócenia zjawisk znanych ze świata

tradycyjnego. Obecną w filmach konsumpcję nasienia można odnieść do sakralnego jej traktowania

31 W. Godzic, Oglądanie…, dz. cyt., s. 75. 32 Y. Mishima, Miłość Wielkiego Kapłana świątyni Shiga, [w:] tenże, Zimny płomień, Warszawa 2008, s. 66-68. 33 Swami Prabhupada, Bhagavad-gita taka jaką jest, b.m.w. 1994, s. 604.

89

przez pewne sekty tantryczne i śiwaickie czy gnostyckich fibonitów34. Powiększone obrazy waginy do

jej sakralnych przedstawień w kręgu kultury antycznej (vulva), dharmicznej (yoni) czy Czarnej Afryki35.

Konsumpcję kału do średniowiecznych wierzeń o jego magicznej mocy czy alchemicznego

przekonania o tajemnym znaczeniu ekskrementów36. Aktorów (aktorki) posiadających zarówno

męskie jak i żeńskie zewnętrzne cechy płciowe (tzw. trannies lub she-males) jako hermafrodytyczny

odpowiednik tradycyjnego androgyna37. Poprzez to ujawnia się kontrinicjacyjny charakter

pornografii. Obecnośc tych zjawisk w pornografii można wytłumaczyć poprzez zjawisko, które J. Evola

określa jako inwolucję świata, efekt kolejnych zwycięstw odnoszonych przez siły Antytradycji, a które

M. Eliade określa jako degradację symbolu, degenerację hierofanii: „gdy umysł nie jest już w stanie

pojąć metafizycznego znaczenia symbolu, symbol bywa rozumiany na płaszczyznach coraz

wulgarniejszych”38.

W odniesieniu do spotykanych w ponowoczesnej pornografii działań w języku potocznym

nierzadko stosuje się takie określenie jak „zwierzęce”. Jeden z największych etologów Vitus B.

Droescher pisze, iż zwierzęta nie odczuwają w ludzki sposób rozumianej przyjemności z takich

czynności jak jedzenie czy seks, dlatego bez ingerencji człowieka nie mogą popaść w uzależnienie czy

utyć ponad miarę39. Refleksje te ugruntowane w osiągnięciach współczesnej etologii potwierdzają

pewne przeczucia i spostrzeżenia głośnego i kontrowersyjnego XIX-wiecznego badacza płci i

płciowości – Otto Weiningera. W swojej monumentalnej i prowokującej pracy Płeć i charakter

wyznacza on dwa podstawowe typy kobiece: matkę i nierządnicę. Dla pierwszej z nich celem jest

posiadanie dzieci, dla drugiej obcowanie płciowe z mężczyznami. To właśnie matkę opisuje O.

Weininger jako bliską światu zwierzęcemu i poprzez to amoralną, gdyż niezdolną do moralności.

Nierządnicę uznaje za niemoralną i poprzez to bliższą kondycji ludzkiej40. Charakter pornografii nie

jest więc zwierzęcy, lecz – odwołując się do nomenklatury chrześcijańskiej – demoniczny. W

Bhagawadgicie mowa jest o losie boskim i asurowym. Oba z nich przekraczają kondycję ludzką,

jednak pierwszy umożliwia wzniesienie się ponad (a więc inicjację), a drugi zstąpienie w mrok (kontr-

inicjację)41. W tym rozumieniu pornografia, która przenosi odbiorcę do pornotopii ma charakter

właśnie asurowy.

W jednym z najważniejszych tekstów z kręgu tantrycznego buddyzmu (Czakrasamwara

Tantra) odnajdujemy opis idealnej partnerki: „najlepszą spośród kobiet jest ta, która wywodzi się z

34 M. Eliade, Okultyzm…, dz. cyt., s. 137-184. 35 K. Kowalski, Eros i kostucha, Warszawa 1990, s. 154-159. 36 Kadmon, Skatologia czyli czarna sztuka, http://okultura.pl/texts/novum/005.php, 10. 11. 2009. 37 M. Eliade, Sacrum – mit - historia, Warszawa 1993, s. 220-251. 38 Tamże, s. 222. 39 V. B. Dröscher, Reguła przetrwania. Jak zwierzęta przezwyciężają zagrożenia ze strony środowiska, Warszawa 1982, s.114-128. 40 O. Weininger, Płeć i charakter, Warszawa 1994. 41 Bhagawadgita czyli Pieśń Pana, Wrocław 1988, s. 151-156.

90

duchowej rodziny; wyposażona jest w domyślne znaki i uwolniona od Czterech Braków związanych z

jej genitaliami: nie przechodzi menstruacji, nie ma nieprzyjemnego zapachu i nie jest chora, a kiedy

wypełnia ją seksualne pożądanie, nie zna wstydu i zahamowań ze swym jogicznym partnerem”42.

Kobiety przedstawione w pornografii spełniają większość spośród tych wymagań – stan ten zostaje

osiągnięty właśnie dzięki symulacyjnemu charakterowi ponowoczesnej pornografii. Należy jednak

zaznaczyć, iż w odróżnieniu od praktyk tantryjskich pornografia nie ma na celu wyzwolenia człowieka

z samsary.

Niezwykle ważnym dla zrozumienia ezoterycznego aspektu pornografii jest pojęcie „ścieżki

lewej ręki”. J. Evola pisze o przynależącej do świata tradycji ścieżce lewej ręki, do której przynależy

łamanie prawa, niszczenie i różnego typu doświadczenia orgiastyczne, ale która wyprowadzona jest z

orientacji pozytywnej, świętej i prowadzi do tego, co znajduje się w górze, do przekroczenia wszelkich

ograniczeń43. Przykładem ścieżki lewej ręki mogą być rozmaite praktyki tantryczne czy jedna z

odmian hinduistycznych sekt ascetycznych (sadhu) – aghori, której przedstawiciele spożywają

alkohol, mięso czy ekskrementy. Pornografię można uznać za ścieżkę lewej ręki świata

antytradycyjnego – odwołującą się do praktyk powszechnie nieakceptowanych, ale prowadzącą w

tym samym kierunku, co ścieżka prawej ręki.

Idąc w opisanym wyżej kierunku – postrzegania zła jako parodii dobra, interpretacji historii

świata jako zmagań tradycji z anty-tradycją , kosmosu z chaosem – postawić można tezę, iż

symulakra, pojęcie kluczowe dla zrozumienia ponowoczesnej kultury i mentalności, powinno mieć

swój odpowiednik w tradycyjnym ładzie. Pojęciem, które według R. Guénona porządkuje świat

tradycji, jest symbol. Według niego Tradycja Pierwotna może się wyrazić tylko poprzez symbol,

ponieważ jedynie symbol może przezwyciężyć granice „królestwa rozumu”44. Symulakra jest zatem

anty-tradycyjnym odpowiednikiem symbolu, pornografia parodią ścieżki lewej ręki, która w

pornotopii prowadzi ponowoczesnego człowieka do kontr-inicjacji i zstąpienia do niższych stanów

bytu.

Podsumowanie

Przywołany na początku artykułu postulat W. Godzica współbrzmi z fragmentem Manif(i)esty

postkonserwatywnej Tomasza Gabisia. Autor ten pisze, że „postkonserwatysta uwielbia intelektualny

bricolage – czyta sobie Evolę czytanego przez Derridę i Derridę czytanego przez Evolę, Foucaulta

przez Szasza i Szasza przez Foucaulta, Gehlena przez Baumana i Baumana przez Gehlena, Rorty’ego

przez Schmitta i Schmitta przez Rorty’ego, Dugina przez Dunin i Dunin przez Dugina, Baudrillarda

42 Hinduskie wiersze miłosne, Kraków 2006, s. 76. 43 J. Evola, Youth, Beats and Right-Wing Anarchists, http://thompkins_cariou.tripod.com/id99.html, 9. 11. 2009. 44 J. Bartyzel, René-Jean-Marie-Jospeh Guénon…, dz. cyt.

91

przez Konecznego i Konecznego przez Baudrillarda, Chestertona przez Vattimo i Vattimo przez

Chestertona, ojca Bocheńskiego przez Ciorana i Ciorana przez ojca Bocheńskiego, Gombrowicza przez

Sienkiewicza i Sienkiewicza przez Gombrowicza, Stasiuka przez Myśliwskiego i Myśliwskiego przez

Stasiuka. I tak sobie żegluje po głębokich, zmąconych i wzburzonych wodach narracji, idei, koncepcji,

estetyk i retoryk, pozwala im nawzajem się oświetlać i odsłaniać braki oraz złudzenia, przygląda się z

uwagą i zadowoleniem, jak rzucają na siebie podejrzenia, jak się nawzajem demaskują, skaczą sobie

do gardła, gryzą, osłabiają i wykrwawiają. A on sobie potem coś znajduje na pobojowisku i

magazynuje w swojej szopie”45. W wypadku tego artykułu należałoby mówić o czytaniu Baudrillarda

czytanego przez Evolę i Evoli przez Baudrillarda, Wolf przez Guénona i Guénona przez Wolf itp.

Próba poszukiwania wspólnych płaszczyzn postmodernizmu i tradycjonalizmu może wydawać

się czymś ryzykownym. Ich uprawomocnieniu przysłużyć się może przywołanie znanej z myśli

konserwatywnej koncepcji „schizmy bytu”. Zakłada ona oddzielenie świata wiecznych idei od świata

doświadczanego empirycznie; trwałe oddzielenie sacrum od profanum. W takiej perspektywie

dyskursy tradycjonalistyczny i postmodernistyczny traktować można jako komplementarne –

pierwszy niezbędny do opisu i zrozumienia aspektu sakralnego rzeczywistości, symbolu i symboliki,

drugi do opisu i zrozumienia aspektu profańskiego rzeczywistości, symulakrów i symulacji. Warto też

przywołać koncepcję post-postmodernizmu Aleksandra Dugina, którego próba stworzenia tego typu

syntezy znalazła oddźwięk wśród rosyjskich kręgów opiniotwórczych oraz elit państwowych.

Odczytywanie zjawisk ponowoczesnej kultury popularnej w perspektywie religijnej i

mitologicznej może również wydawać się próbą niezwykle karkołomną. Należy jednak przypomnieć,

jak wiele wniosło dowartościowanie aspektów religijnego i mitologicznego do psychologii (w

przypadku C. G. Junga), do religioznawstwa (M. Eliade), do literatury (J. R. R. Tolkien) czy geopolityki

(A. Dugin).

Odwołanie się do perspektywy postmodernistycznej pomaga opisać i zrozumieć zjawisko

globalnej ponowoczesnej pornografii, nie daje jednak odpowiedzi, dokąd to wszystko zmierza.

Właściwie jedyną odpowiedzią, której można udzielić w oparciu przede wszystkim o koncepcję

symulacji jest prognoza dalszego urzeczywistniania się symulacyjnego charakteru pornografii. Jest to

jednak odpowiedź dotycząca relatywnie krótkotrwałego rozwoju sytuacji. W odniesieniu do spraw

ostatecznych o wiele więcej informacji znaleźć można w pismach tradycjonalistów. Postulują oni

powrót do cyklicznej koncepcji czasu – następujących kolejno po sobie znanych z religii starożytnej

Grecji wieków czy hinduistycznych Jug. Jest to perspektywa na pozór niezwykle pesymistyczna,

zakładająca nieuchronny rozpad świata, upadek i postępujące zepsucie. Napawa ona jednak

optymizmem w odniesieniu do odległej przyszłości. Inwolucja świata prowadzi bowiem według

45 T. Gabiś, Manif(i)esta postkonserwatywna, http://www.tomaszgabis.pl/?p=93, 12. 10. 2009.

92

tradycjonalistów do zniszczenia go przez Absolut w momencie apogeum upadku, a następnie

powrotu Złotego Wieku (hinduistycznej Satja Jugi). Aleksander Dugin pisze o iluzji posthistorii, końca

czasu, która tylko pozornie jest stanem długotrwałym – ostatecznie zostanie pochłonięta przez

pustkę, którą sama ewokowała. „Wszystko ma swój kres. Jest to koniec sam w sobie ostateczny.

Koniec raz na zawsze. Gaśnie ekran halucynacji nazywanej współczesnym światem. W proch

rozsypują się ciała telewidzów, papiery wartościowe, komisariaty policji, pedantyczni politycy w

garniturach, dziadkowie Scrudge z Komisji Trilateralnej i Chase Manhattan Bank, szaleni naukowcy ze

sklonowaną owieczką Dolly, kolorowe czasopisma z opalonymi dziewczynami na plażach i

perwersyjne typy o chytrych oczach kreślące »nowy porządek świata«. Czarna noc nadchodzi

bezgłośnie i bezpowrotnie. To nie ulega wątpliwości. Jakich by nie użył forteli czas u progu tajemnicy

rzeczywistego ostatecznego końca a nie jego simulacrum i tak ktoś pochwyci twardą ręką tę

chronologiczną żmiję ze śliską szyją i płaskim łbem. I czerep ów razem z jadowitym żądłem zostanie

raz na zawsze zawinięty i ukręcony. Dokładnie tak. Z całą pewnością. Bez wątpienia. Ale jest chwila,

jest czas. Jest bicie serca i dźwięk gwiazdy, gdy to wreszcie nastąpi. Czarna, czarna noc”46.

Bibliografia:

Baudrillard J., Symulakry i symulacja, Warszawa 2005.

Bhagawadgita czyli Pieśń Pana, Wrocław 1988.

Dawkins R., Samolubny gen, Warszawa 1996.

Dröscher V. B., Reguła przetrwania. Jak zwierzęta przezwyciężają zagrożenia ze strony środowiska,

Warszawa 1982.

Dumézil G., Bogowie Germanów: szkice o kształtowaniu się religii skandynawskiej, Warszawa 2006.

Eco U., Wahadło Foucaulta, Warszawa 1993.

Eliade M., Okultyzm, czary, mody kulturalne. Eseje, Warszawa 2004.

Eliade M., Sacrum – mit - historia, Warszawa 1993.

Evola J., Revolt Against the Modern Word, Rochester 1995.

Felis P. T., WFF 13. Festiwal świata, „Gazeta Wyborcza”, 8. 10. 2009.

Godzic W., Oglądanie i inne przyjemności kultury popularnej, Kraków 1996.

Hinduskie wiersze miłosne, Miniatura, Kraków 2006.

Keller J., Rudolf Otto i jego filozofia religii, [w:] Otto R., Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu

bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych, Wrocław 1993.

Kowalski K., Eros i kostucha, Warszawa 1990.

46 A. Dugin, Post modernizm?, „Obywatel” 2003, nr 1(9), dostępny na: http://www.obywatel.org.pl/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=217, 2. 11. 2009.

93

Mishima Y., Miłość Wielkiego Kapłana świątyni Shiga, [w:] tenże, Zimny płomień, Warszawa 2008.

Mishima Y., Zimny płomień, Warszawa 2008.

Otto R., Świętość. Elementy irracjonalne w pojęciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych,

Wrocław 1993.

Pearce J., Tolkien: człowiek i mit, Poznań 2001.

Swami Prabhupada, Bhagavad-gita taka jaką jest, b.m.w. 1994.

Toeplitz K. T., Kultura w stylu blue jeans, Warszawa 1975.

Weininger O., Płeć i charakter, Warszawa 1994.

Netografia:

Bartyzel J., Julius Evola , http://haggard.w.interia.pl/evola.html, 2. 10. 2009.

Bartyzel J., René-Jean-Marie-Jospeh Guénon, http://haggard.w.interia.pl/guenon.html, 2. 10. 2009.

Dugin A., Post modernizm?, „Obywatel” 2003, nr 1(9), dostępny na:

http://www.obywatel.org.pl/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=217, 2. 11. 2009.

Evola J., Youth, Beats and Right-Wing Anarchists, http://thompkins_cariou.tripod.com/id99.html, 9.

11. 2009.

Gabiś T., Manif(i)esta postkonserwatywna, http://www.tomaszgabis.pl/?p=93, 12. 10. 2009.

Kadmon, Skatologia czyli czarna sztuka, http://okultura.pl/texts/novum/005.php, 10. 11. 2009.

Wolf N., The Porn Myth, http://nymag.com/nymetro/news/trends/n_9437/, 9. 09. 2009.

Yawar A., The End of Sex? Pornography is changing the nature of physical affection,

http://english.ohmynews.com/articleview/article_view.asp?at_code=327327, 5. 11. 2009.

94

Tomasz Wysocki Dominik Dziedzic [email protected]

Wiara a sprawiedliwość – zastosowanie metod filozofii eksperymentalnej w filozofii religii

W pracy analizujemy pewną popularną próbę odparcia argumentu ze zła. Argument ze zła głosi, że nie można pogodzić istnienia Boga z istnieniem zła. Przeciwko temu argumentowi teiści wysuwają kontrargument: to możliwe, że zło jest konieczne. Wykorzystując narzędzia filozofii eksperymentalnej staramy się pokazać, że teista w tym kontrargumencie wykorzystuje schemat oceniania niezgodny z praktyką językową, a tym samym używa terminów niezgodnie z ich właściwym znaczeniem. Badanie przeprowadziliśmy na przykładzie pojęcia sprawiedliwości.

Filozofia eksperymentalna jako metoda

Filozofia analityczna jest w dużej mierze analizą pojęciową. Jeżeli filozof chce wyznaczyć definicję jakiegoś pojęcia, to formułuje ją, a następnie sprawdza, czy desygnaty tego pojęcia rzeczywiście ją spełniają i czy obiekty niebędące desygnatami rzeczywiście pod nią nie podpadają. Jednym słowem, sprawdza, czy definicja nie jest z jednej strony za wąska, a z drugiej strony za szeroka. W przypadku, gdy definicja nie obejmuje czegoś, co objąć powinna, lub obejmuje coś, czego obejmować nie powinna, należy ją przeformułować.

Dominującą w filozofii analitycznej metodą sprawdzania, czy obiekt podpada pod zadane pojęcie, jest odwołanie się do intuicji. Klasycznymi przykładami jest argumentacja S. Kripkego za przyczynową teorią znaczenia1 lub E. Gettiera krytyka pewnego sformułowania definicji wiedzy2. Używając tej formy argumentacji, filozofowie przypisują swojej intuicji uniwersalność, to znaczy zakładają, że zdecydowana większość ludzi podziela ich intuicje. Ale zasadność tych uniwersalistycznych ambicji jest kwestią empiryczną.

„[…] Tam, gdzie analityk pojęciowy mógłby napisać »w tym przypadku każdy na pewno

stwierdzi…«, filozof eksperymentalny napisze »w tym przypadku 79% badanych

powiedziało…«”3.

Metodologia filozofii eksperymentalnej nie wyczerpuje się na pomiarze intuicji przy pomocy narzędzi statystycznych. Celem jest znalezienie czynników, które wpływają na decyzję podmiotu, czy przedmiot podpada pod badane pojęcie, i opisanie wewnętrznego procesu psychologicznego, który leży u podstaw tej decyzji. Powodzenie badania mierzy się nie precyzyjnością wzorca charakteryzującego intuicje, ale stopniem ich wyjaśnienia4. Znalezienie mechanizmu

1 S. Kripke, Nazywanie a konieczność, Warszawa 2001. 2 E. Gettier, Is Justified True Belief Knowledge?, „Analysis”, 1963, nr 23. 3 J. Knobe, S. Nichols, An Experimental Philosophy Manifesto, [w:] J. Knobe, S. Nichols (red.), Experimental Philosophy, Oxford 2008, s 9. 4 Tamże, s. 16.

95

psychologicznego powstania danej intuicji pozwala zdecydować, czy dana intuicja jest godna zaufania – czy może służyć jako przesłanka w argumentacji filozoficznej.

Teodycea – uwagi wstępne

Jednym z wielu zarzutów podnoszonych przeciwko wierze w istnienie Boga jest argument ze zła. Istnienie Boga – definiowanego jako wszechmogąca i moralnie doskonała osoba, która stworzyła świat – jest nie do pogodzenia z istnieniem zła5. Moralnie doskonała istota dąży do usunięcia wszelkiego zła, które można usunąć. Przyjmuje się, że ograniczenia płynące z logiki nie przeczą boskiej wszechmocy, to znaczy, że Bóg jest wszechmocny, dopóki potrafi zrealizować każdy stan rzeczy, który jest możliwy. Nie byłby wszechmocny, gdyby istniał jakiś możliwy stan rzeczy, którego Bóg nie mógłby zrealizować.

Próba obrony polega na wskazaniu, że Bóg ma poważne powody, aby dopuścić zło – że zło należy do sfery konieczności. Tak na przykład postępuje Leibniz w swojej Teodycei, twierdząc, że zło jest konieczne przy istnieniu wolności, czyli że żaden możliwy świat, w którym żyją wolne jednostki, nie jest pozbawiony zła, natomiast świat bez wolnych jednostek jest zawsze gorszy niż świat, który je zawiera6. Współcześnie argumentację opartą o podobny schemat przeprowadza A. Plantinga w książce Bóg, wolność, zło7. Najszersze usprawiedliwienie Boga Plantinga formułuje jako zdanie: „Bóg ma poważne powody, aby istnienie zła dopuścić”8. Pojawia się pytanie, jakie są to powody. Lub, szerzej, czy można w ogóle wskazać na cokolwiek, co mogłoby stanowić taki powód.

Próbuje się takie powody formułować, ale żaden nie jest przekonujący. Nie będziemy tu przytaczać ani tych powodów, ani ich odrzucenia, ponieważ przedmiot badania jest inny. Zamiast tego oddamy głos Plantindze:

„Dlaczego przypuszczać, że jeśli Bóg rzeczywiście ma swoje powody, by dopuszczać zło, teiści

mieliby pierwsi o nich wiedzieć? Być może Bóg ma ważny powód, ale jest on zbyt

skomplikowany, by go zrozumieć. Albo może nie objawił nam go z jakichś innych przyczyn”9.

Przedmiotem tego badania są intuicje na temat sprawiedliwości. Dlatego dokładniej przedstawimy próbę uzasadnienia, iż Bóg jest sprawiedliwy mimo objawiającej się w świecie niesprawiedliwości (zgodnie z przyjętą definicją Bóg jest sprawiedliwy, przy założeniu, że sprawiedliwość jest konsekwencją moralnej doskonałości).

Bóg, według wielu religii, przekazał ludziom pewne prawa i nakazał ich przestrzegać. W judaizmie odczytuje się je z Tory, w chrześcijaństwie z Biblii, w islamie z Koranu. Przykładem takich praw jest Dekalog, w wielu religiach obok prawa zapisanego mówi się także o prawie naturalnym. Jednak przestrzeganie tego prawa nie wiąże się z żadnymi nagrodami, a łamanie go – z karami. Można przestrzegać tego prawa i mieć poczucie zmarnowanego życia, można go nie przestrzegać i uważać się za szczęśliwego. Czy taki Bóg może być sprawiedliwy? Można sparafrazować odpowiedź Plantingi: jest możliwe, że jest sprawiedliwy, ale ma poważne powody, aby tego nie okazywać.

5 Z tej definicji korzysta np. J. L. Mackie – J. L., Mackie, Evil and Omnipotence, „Mind, New Series”, 1955, nr 254. 6 G. W. Leibniz, Teodycea. O dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła, Warszawa 2001. 7 A. Platinga, Bóg, wolność, zło, Kraków 1995. 8 Tamże, s. 62. 9 Tamże, s. 60.

96

Teista usprawiedliwiający brak boskiej ingerencji przeważnie stwierdza, że nagroda lub kara czekają człowieka dopiero po śmierci. Z tym wytłumaczeniem wiążą się pewne problemy:

(a) być może łatwiej można wyobrazić sobie potencjalne kary, ale na pewno nie jest prosto wyobrazić sobie sposób, w jaki Bóg miałby wynagrodzić cierpienia ludziom, którzy przestrzegają nadanego przez niego prawa. Jak można komuś wynagrodzić stratę rodziny w pożarze albo ciężką traumę z dzieciństwa, która wpłynęła istotnie na resztę życia? Wydaje się, że nigdy nie jest to możliwe w pełni. Jak mogę cieszyć się szczęściem po śmierci, jeżeli mam świadomość, że ktoś bardzo mi bliski doznaje kary za łamanie boskich praw?

(b) nie wiadomo też, jak takie nagrody mogłyby wyglądać wobec faktu ogromnego zróżnicowania ludzi na przestrzeni epok i kultur, między sobą i na przestrzeni pojedynczego życia. Inne cele życiowe i kryteria szczęścia stawia sobie dziecko, inne stawiali sobie ludzie z epoki kamiennej, inne stawiamy sobie my – dorośli uczestnicy kultury zachodniej; inne kryteria stawiam sobie ja, a inne mój sąsiad. Z drugiej strony w takim stopniu, w jakim kryteria zależą od czynników zewnętrznych (kultury, wychowania), są arbitralne, bo otoczenie, w którym człowiekowi przychodzi dorastać, nie jest jego wyborem. Większość kryteriów, jeśli nie wszystkie, związana jest z życiem doczesnym. Dlatego wierzący może powiedzieć, że człowieka posłusznego Bogu czeka jakaś wspaniała nagroda, ale z pewnością nie może wskazać, co czyni ją taką wspaniałą.

(c) nikt nie jest poddawany temu samemu testowi. Niektóre dzieci nie dożywają wieku, w którym można by ich obarczyć odpowiedzialnością za ich działania. Niektórzy rodzą się w spokojnym miejscu w spokojnych czasach i nie są poddawani tym samym próbom co ludzie, którzy doświadczyli jakiegoś kataklizmu. W spokojnym życiu zarówno dużo trudniej złamać jakiś moralnie istotny zakaz, jak i wykazać się niektórymi ważnymi cnotami. Co więcej, wybory życiowe są, przynajmniej częściowo, zdeterminowane warunkami zewnętrznymi – wychowaniem, kulturą – których jednostka nie wybierała. W ten sposób ludzie wychowani niezgodnie z boskim prawem z większym prawdopodobieństwem są skazani na łamanie go. Nie wiadomo, jak należałoby potraktować ludzi niezdolnych do rozróżniania dobra od zła z przyczyn czysto zewnętrznych (np. jakichś neurologicznych zaburzeń). Czy mieliby zyskać tę zdolność po śmierci? Jeżeli tak, to dlaczego nie mogli mieć jej od początku?

(d) nawet jeżeli Bóg przekazał ludziom prawo, to nie przekazał wiarygodnych narzędzi interpretacyjnych. Albo można brać prawo dosłownie – wtedy na przykład dekalog obowiązuje tylko mężczyzn, bo tylko oni są jego adresatami („nie będziesz pożądał żony bliźniego swego…”) – albo interpretować. W tym drugim przypadku trzeba się zastanowić, czy za złą interpretację, dokonaną w dobrej intencji, ponosi odpowiedzialność interpretator, który dołożył wszelkich starań, aby tekst zrozumieć, czy raczej autor przekazu, który sformułował myśli niewystarczająco jasno. W przypadku niejasnych ustaw wini się raczej ustawodawcę; kogo obarczyć winą za cierpienie zadane w imię źle zinterpretowanych, choć w dobrej wierze, boskich nakazów?

(e) nie jest też tak – według wielu religii – że Bóg karze i nagradza ludzi jedynie po śmierci. Wiele opowieści biblijnych zawiera opis kar, jakie spotkały osoby nieposłuszne Bogu jeszcze za życia. Współcześnie także niektórzy interpretują pewne wydarzenia jako karę za grzechy. Dlaczego niektórych kara spotyka teraz, a resztę dopiero po śmierci? Jaki jest sens modlitwy za zmarłych, która jest częścią praktyk wielu religii? Wydaje się, że ewentualna kara lub nagroda powinna wiązać się z

97

tym, za co jednostka ponosi odpowiedzialność, a liczba i żarliwość modlitw jest raczej kwestią popularności, niekoniecznie powiązanej z etyczną doskonałością.

(f) ostatnia obiekcja, według nas bardzo ważna: większość wierzących filozofów, od Augustyna, przez Leibniza, po cytowanego już Plantingę, w swoich teodyceach stwierdza, że świat z wolnymi jednostkami jest zawsze lepszy od świata zaludnionego automatami. J. Mackie dowodzi, że możliwe są wolne jednostki, które zawsze wybierają dobro10. Jest to element argumentacji przeciwko istnieniu Boga jako dobrej istoty. Przebiega ona mniej-więcej tak: jeżeli rzeczywiście jest tak, jak twierdzi Mackie, to Bóg mógł stworzyć świat lepszy niż aktualny, a przecież dobra istota nie stwarza niekoniecznego zła. Plantinga odpiera ten argument jedynie poprzez zaprzeczenie temu, że możliwe są wolne jednostki nieczyniące zła (a więc że zło istniejące w świecie jest konieczne dla istnienia wolności). Jeżeli tak, to czy ludzie po śmierci będą wolni? Jeżeli nie, to miejsce, do którego trafią, będzie gorsze niż to, z którego przybyli – zgodnie ze stwierdzeniem, że lepszy świat ze złem i z wolnością, niż bez nich obu. Jeżeli tak, to albo będą dopuszczać się zła, albo nie. W pierwszym przypadku sytuacja człowieka niewiele będzie się różnić, niż za życia – cierpienie, co najmniej to, które jest konsekwencją ludzkich wyborów, będzie obecne. Drugi przypadek stoi w sprzeczności z tezą, że Bóg nie mógł stworzyć świata, w którym wolne jednostki wybierają tylko dobro – skoro może stworzyć stan, w którym ludzie są jednocześnie wolni i całkowicie dobrzy, to dlaczego ten świat taki nie jest? Jeżeli odpowiedzią ma być „po to, aby człowieka przetestować”, to znowu powraca pytanie, dlaczego niektórzy, na przykład wcześnie zmarłe dzieci, nie zostają żadnemu testowi poddani.

Wobec tych faktów pozostaje poddać się i przyznać, że być może istnieje sprawiedliwy Bóg, ale człowiek nie potrafi przedstawić sobie sposobu, w jaki ta sprawiedliwość mogłaby się zrealizować. Ten wniosek stoi w zgodzie z przytoczonym wcześniej fragmentem książki Plantingi; samodzielnie nie jest też wystarczającym argumentem przeciwko istnieniu doskonałego moralnie Boga.

„To, że teista nie wie, dlaczego Bóg dopuszcza zło, jest, być może, interesującym faktem na

temat teisty, ale sam w sobie niewiele albo zgoła nic nie mówi na temat racjonalności wiary

w Boga. Potrzeba o wiele więcej, by móc choćby rozpocząć argumentację antyteologiczną”11.

I w istocie, fakt, że teista nie wie, dlaczego Bóg dopuszcza zło (lub dlaczego nie manifestuje swojej sprawiedliwości), jest bardzo interesujący. Można zapytać, czy nie jest przypadkiem tak, że wierzący i niewierzący pod pojęciem sprawiedliwości rozumieją co innego; czy element nieznajomości powodów zachowania nie gra tu istotnej roli. Można też zapytać, czy teiści używają tego pojęcia konsekwentnie. Odpowiedzi jest w stanie udzielić eksperymentalna analiza pojęciowa.

Metoda badania

Aby zbadać intuicje filozoficzne użytkowników języka, skonstruowaliśmy ankietę w dwóch wersjach: MB i BM. Ankieta MB zawierała dwa opisy i po dwa pytania dotyczące każdego opisu:

Opis 1. Przypuśćmy, że Pani Elżbieta ma czwórkę dzieci. Ustaliła pewne nakazy i zakazy: np. należy myć zęby po jedzeniu, nie wolno przeklinać ani bić się, należy odrabiać lekcje. Jednak

10 J. L. Mackie, Evil and Omnipotence, „Mind, New Series” 1955, nr 254. 11 A. Platinga, Bóg, wolność, zło, Kraków 1995, s. 50.

98

Pani Elżbieta nagradza i karze dzieci zupełnie losowo: dziecko, które naruszyło zakaz lub nie spełniło nakazu może być równie dobrze ukarane co nagrodzone. Dziecko, które wypełnia ustalenia, może być nagrodzone, ale także może być ukarane. Często też Pani Elżbieta nie podejmuje żadnej akcji w stosunku do dzieci.

Z punktu widzenia obecnych (oraz dawnych) koncepcji psychologicznych i pedagogicznych jej zachowanie nie da się wytłumaczyć żadnym sensownym celem wychowawczym (co nie znaczy, że Pani Elżbieta nie ma jakiegoś ukrytego planu, zgodnie z którym postępuje).

Pytanie 1: czy, według Ciebie (zgodnie z Twoim osądem moralnym lub definicją sprawiedliwości, którą uważasz za słuszną/trafną), Pani Elżbieta jest sprawiedliwa w stosunku do swoich dzieci?

(a) Tak (b) Nie (c) Nie potrafię określić

Pytanie 2: w przypadku odpowiedzi (c). Nie potrafię określić, ponieważ:

…………………………………………………………………………………………

Opis 2. Przypuśćmy, że Bóg istnieje, ma możliwość wpływu na świat i przekazał ludziom (np. w formie dekalogu, mitów lub świętych tekstów) prawa, których nakazał im przestrzegać. Jednak nie zachodzi związek między przestrzeganiem tych praw a życiowym dobrostanem. Życie ludzi, którzy przestrzegają boskiego prawa, bywa szczęśliwe i spełnione, a także nieszczęśliwe i pełne niepowodzeń. Wśród tych, którzy tego prawa nie przestrzegają, również znajdują się ludzie od bardzo szczęśliwych po bardzo nieszczęśliwych. Ludzie bywają nieszczęśliwi z różnych powodów: niektórzy w wyniku działań innych ludzi, niektórzy z winy własnych wyborów, ale bardzo wiele osób jest nieszczęśliwych z przyczyn, za które żaden człowiek nie ponosi odpowiedzialności, np. chorób, trzęsień ziemi, powodzi, susz. Tak samo jest z ludźmi szczęśliwymi: niektórzy osiągają szczęście dzięki własnej pracy, ale już np. to, że ktoś urodzi się w kraju bogatym, a nie biednym, jest zupełnie arbitralne.

Z punktu widzenia obecnego stanu wiedzy nie można wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje (co nie znaczy, że Bóg nie ma jakiegoś planu, który w ten sposób realizuje).

Pytanie 3: czy, według Ciebie (zgodnie z Twoim osądem moralnym lub definicją sprawiedliwości, którą uważasz za słuszną/trafną), Bóg z „opisu 2” jest sprawiedliwy w stosunku do ludzi?

(a) Tak (b) Nie (c) Nie potrafię określić

Pytanie 4: w przypadku odpowiedzi (c). Nie potrafię określić, ponieważ:

…………………………………………………………………………………………

Ankieta BM różniła się od MB jedynie kolejnością opisów (stąd też nazwy ankiet: MB – matka/Bóg, BM – Bóg/matka). Obie ankiety kończyły się metryczką, która, oprócz standardowych pytań o wiek, płeć i wykształcenie, zawierała pytanie dotyczące wiary:

6. Uważam, że: (a) Bóg nie istnieje i jestem tego (zupełnie lub prawie) pewna/y,

99

(b) Bóg nie istnieje, ale czasem poważnie zastanawiam się, że może jednak istnieje, (c) zastanawiałam/em się i znajduję tyle samo argumentów za istnieniem Boga, co przeciw (albo nie znajduję żadnych argumentów za i przeciw), (d) Bóg istnieje, ale czasem poważnie zastanawiam się, że może jednak nie istnieje, (e) Bóg istnieje i jestem tego (zupełnie lub prawie) pewna/y, (f) nigdy mnie to szczególnie nie interesowało i nie zastanawiałam/em się.

Zebraliśmy 216 ankiet. Ankiet MB było 104 (czyli 48%), ankiet BM 112 (52%).

Do badania ankiet wykorzystałem narzędzia statystyczne, przede wszystkim test t-Studenta dotyczący równości wartości średnich oraz test równości proporcji, oparty na statystyce χ2. Stosuję oba testy, aby wyniki były bardziej wiarygodne. Obliczenia zostały przeprowadzone za pomocą skryptów języka R.

Odpowiedziom z pytań 1 i 3 przypisaliśmy liczby: tak – 2, nie – 0, trudno powiedzieć – 1. W teście t-Studenta między odpowiedziami nie zakłada się żadnego związku (skala nominalna). W teście χ2 porządek na liczbach odzwierciedla porządek odpowiedzi (skala porządkowa). Odpowiedź „nie potrafię określić” jest problematyczna – z jednej strony jej miejsce w porządku wszystkich odpowiedzi zakłada, że ankietowany tak samo nie jest skłonny potępić, jak usprawiedliwić ocenianego postępowania – gdyby odpowiedzi interpretować jako głosy („za”, „przeciw”, „wstrzymuję się”), zamiana odpowiedzi „nie potrafię określić” na parę „tak” i „nie” nie zmieniłaby wyniku głosowania. Z drugiej strony przypisanej tej odpowiedzi jakiejkolwiek wartości porównywalnej z pozostałymi wydaje się arbitralne. Dlatego przeważnie analizę przedstawiamy w obu skalach (nominalnej i porządkowej) oraz raz z uwzględnieniem, a raz bez uwzględnienia odpowiedzi „nie potrafię określić”. W ten sposób staramy się ochronić badanie przed zarzutem, że wyniki zależą od dosyć problematycznej skali.

Za wierzące uznaliśmy osoby, które na pytanie 6 udzieliły odpowiedzi (d) lub (e). Wierzącymi-pewnymi nazywamy osoby, które dały odpowiedź (d), wierzącymi-wątpiącymi – odpowiedź (e). Ateistów identyfikujemy poprzez odpowiedzi (a) i (b). Niewierzącymi będziemy określać ankietowanych, którzy zaznaczyli odpowiedź (a), (b), (c) lub (f). Należy więc pamiętać, że zgodnie z tą konwencją ateiści są podzbiorem niewierzących i słowa te nie są synonimami. Na rysunku 1 przedstawiliśmy udział każdej odpowiedzi.

100

Rysunek 1. Liczba i udział odpowiedzi na pytanie 6

Źródło: opracowanie własne.

Wyjaśnienia: (a) Bóg nie istnieje i jestem tego (zupełnie lub prawie) pewna/y; (b) Bóg nie istnieje, ale czasem poważnie zastanawiam się, że może jednak istnieje; (c) zastanawiałam/em się i znajduję tyle samo argumentów za istnieniem Boga, co przeciw (albo nie znajduję żadnych argumentów za i przeciw); (d) Bóg istnieje, ale czasem poważnie zastanawiam się, że może jednak nie istnieje; (e) Bóg istnieje i jestem tego (zupełnie lub prawie) pewna/y; (f) nigdy mnie to szczególnie nie interesowało i nie zastanawiałam/em się.

Wyniki

Czy to te same pojęcia?

Zebrane dane pozwoliły na uzyskanie dwóch bardzo ważnych wyników. Po pierwsze, wierzący inaczej oceniają Elżbietę niż ateiści i niż niewierzący.

Tabela 1. Różnica odpowiedzi nt. sprawiedliwości Elżbiety

porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 wierzący / ateiści 0,322

(0,650) 0,125 (0,365)

0,0068 0,0125 90 + 88

wierzący / ateiści * 0,228 (0,639)

0,025 (0,225)

0,0046 0,0111 79 + 79

wierzący / niewierzący 0,322 (0,650)

0,135 (0,365)

0,0074 0,0022 90 + 126

wierzący / niewierzący * 0,228 (0,639)

0,018 (0,190)

0,0029 0,0021 79 + 111

Źródło: opracowanie własne.

Wyjaśnienia: μi (σi) oznacza średnią i odchylenie standardowe, indeks i – pierwszą lub drugą grupę z pary porównywanych. Składniki sumy n1 + n2 oznaczają liczbę ankiet w pierwszej i w drugiej grupie. Symbol * oznacza, że usunięto odpowiedzi „nie potrafię stwierdzić”. Kolumna T zawiera wartości p wyznaczone dla testu t-Studenta, gdzie hipotezą alternatywną jest H1: μ1 > μ2. Kolumna P zawiera wartości p dla testu równości proporcji χ2 o hipotezie alternatywnej: proporcja odpowiedzi tak jest większa w pierwszej grupie niż w drugiej.

Tabela 1 zawiera wyniki testów statystycznych. Na poziomie istotności α = 0,05 wszystkie hipotezy zerowe w teście t-Studenta i w teście proporcji zostały odrzucone. Co więcej, tylko dla dwóch testów proporcji wartość p przekroczyła 0,01 – w pozostałych testach hipoteza alternatywna jest przyjęta także dla tego progu ufności. Oznacza to, nie należy mieć wątpliwości, iż wierzący częściej postrzegają postępowanie Elżbiety jako sprawiedliwe niż niewierzący i niż ateiści.

101

Rysunek 2. Udział odpowiedzi na pytanie czy Elżbieta jest sprawiedliwa?

Źródło: opracowanie własne.

Różnice występują także wewnątrz grup. Widać różnicę między oceną Elżbiety przez wierzących-wątpiących a niewierzących (tabela 2), ale testy nie dają jednoznacznej wskazówki (test χ2 wskazuje na różnicę przy skali nominalnej, test t-Studenta nie; przy skali porządkowej wartości p dla obu testów są bliskie standardowo przyjmowanemu poziomowi ufności 0,1, ale nie są od niego mniejsze). Między wierzącymi-pewnymi a wierzącymi-wątpiącymi testy także nie pozwalają jednoznacznie stwierdzić różnicy.

Tabela 2. Różnica odpowiedzi nt. sprawiedliwości Elżbiety, podział wewnątrz grup.

porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 wierzący-wątpiący / niewierzący 0,161

(0,522) 0,135 (0,365)

0,3961 0,0919 31 + 126

wierzący-wątpiący / niewierzący * 0,133 (0,507)

0,180 (0,190)

0,1155 0,1096 30 + 111

wierzący-pewni / wierzący-wątpiący 0,407 (0,698)

0,161 (0,522)

0,0320 0,3286 59 + 31

wierzący-pewni / wierzący-wątpiący * 0,286 (0,707)

0,133 (0,507)

0,1349 0,2516 49 + 30

Źródło: opracowanie własne.

Wyjaśnienia: znaczenie symboli jak w tabeli 1. W wierszu trzecim od dołu hipotezą alternatywną jest H1: μ1 < μ2.

Wobec istotniej różnicy między wierzącymi a niewierzącymi w ocenie Elżbiety przyjmujemy, że za tę różnicę odpowiedzialne są przede wszystkim ankiety wierzących-pewnych.

Kolejność ma znaczenie

Zaobserwowaną różnicę można wytłumaczyć na gruncie samych danych. W ankietach osób wierzących odpowiedzi silnie zależą od kolejności pytań (tabela 3). Kiedy pytanie o Elżbietę pojawia

102

się w ankiecie jako drugie, wierzący chętniej odpowiadają, że matka jest sprawiedliwa. Bóg także oceniany częściej jest przez wierzących jako sprawiedliwy, kiedy nie poprzedza go pytanie o Elżbietę. Natomiast zależności od kolejności nie da się zaobserwować wśród ateistów (tabela 4).

Tabela 3. Zależność odpowiedzi od kolejności pytań w ankietach osób wierzących.

porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 BM / MB. Elżbieta 0,408

(0,761) 0,219 (0,475)

0,0779 0,0333 49 + 41

BM / MB. Elżbieta * 0,355 (0,773)

0,059 (0,342)

0,0126 0,0448 45 + 34

BM / MB. Bóg 1,265 (0,908)

0,975 (0,908)

0,0677 0,0667 49 + 41

BM / MB. Bóg * 1,302 (0,964)

0,970 (1,015)

0,0763 0,1110 43 + 33

BM / MB. Suma 1,673 (1,375)

1,195 (1,166)

0,0388 0,4074 49 + 41

BM / MB. Suma * 1,700 (1,471)

0,896 (1,145)

0,0065 0,3669 40 + 29

Źródło: opracowanie własne.

Wyjaśnienia: znaczenie symboli jak w tabeli 3.

Tabela 4. Zależność odpowiedzi od kolejności pytań w ankietach ateistów.

porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 BM / MB. Elżbieta 0,095

(0,297) 0,152 (0,420)

0,2310 0,5 42 + 46

BM / MB. Elżbieta * 0 (0) 0,049 (0,312)

0,1617 0,5 38 + 41

BM / MB. Bóg 0,357 (0,617)

0,478 (0,722)

0,1996 0,2876 42 + 46

BM / MB. Bóg * 0,182 (0,584)

0,333 (0,756)

0,1764 0,2824 33 + 36

BM / MB. Suma 0,452 (0,771)

0,630 (0,951)

0,1679 0,4699 42 + 46

BM / MB. Suma * 0,182 (0,584)

0,400 (0,945)

0,1271 0,3867 33 + 35

Źródło: opracowanie własne.

Wyjaśnienia: znaczenie symboli jak w tabeli 1, ale hipotezą alternatywną jest H1: μ1 < μ2.

103

Rysunek 3. Udział odpowiedzi na pytanie „czy Elżbieta jest sprawiedliwa?” oraz „czy Bóg jest sprawiedliwy?” w zależności od kolejności pytań; uwzględnione tylko ankiety osób wierzących.

Źródło: opracowanie własne.

Wyjaśnienia: w ankiecie BM opis przypadku Boga jest pierwszy, a Elżbiety drugi. W MB kolejność jest odwrócona.

Pozostaje jeszcze pytanie, czy kolejność jest jedynym powodem zaobserwowanej różnicy. Wyniki testów statystycznych dla samej ankiety MB nie pokazują już istotnej różnicy między ateistami a wierzącymi w pytaniu dotyczącym Elżbiety (tabela 5), chociaż nadal średnia odpowiedzi wierzących jest większa niż odpowiedzi ateistów. Być może należy wobec tego twierdzić, że są jeszcze jakieś inne powody różnicy między ocenami wierzących a ateistów.

Tabela 5. Różnica odpowiedzi nt. sprawiedliwości Elżbiety w ankietach MB.

porównywane grupy: μ1 (σ1) μ2 (σ2) T P n1 + n2 wierzący / ateiści 0,219

(0,475) 0,152 (0,420)

0,2349 0,5 41 + 46

wierzący / ateiści * 0,059 (0,343)

0,049 (0,312)

0,4479 0,5 34 + 41

Źródło: opracowanie własne.

Wyjaśnienia: znaczenie symboli jak w tabeli 1.

Interpretacja

Po pierwsze, wygląda na to, że wierzący i ateiści posługują się innymi pojęciami sprawiedliwości. Dla ateisty fakt, że nie można podać prawdopodobnego uzasadnienia decyzji Elżbiety, jest wystarczającą przesłanką do określenia jej zachowania jako niesprawiedliwego. Natomiast wierzący częściej dopuszcza możliwość, że Elżbieta może być sprawiedliwa, pomimo, że nie potrafi wskazać spójnego wzorca tłumaczącego jej zachowanie. Im bardziej ktoś jest pewny swojej wiary, tym częściej usprawiedliwia Elżbietę, zgadzając się na taki argument. Podobny schemat argumentacyjny stosowany jest przez Plantingę – jest możliwe, aby Bóg był doskonały moralnie, ponieważ jest możliwe, że istnienie zła jest konieczne, nawet jeżeli człowiek nie potrafi wytłumaczyć, na czym ta konieczność mogłaby polegać.

104

Okazuje się jednak, że w przypadku oceny Elżbiety intuicje niewierzących i wierzących nie różnią się, gdy opisu przypadku matka-dzieci nie poprzedza opis przypadku Boga. Różnice pojawiają się dopiero, kiedy pytanie o Elżbietę pada po pytaniu o Boga. Uważamy, że to zjawisko można wyjaśnić następująco.

Rysunek 4. Dwa modele oceniania: „z dołu do góry” i „z góry na dół”.

Źródło: opracowanie własne.

Rysunek 4 zawiera schematy dwóch modeli oceniania. Pierwszy model nazwaliśmy „z dołu do góry”. W tym modelu przedmiot oceny (w przykładzie Bóg lub Elżbieta) jest odpowiedzialny za pewne działania, które można ułożyć w pewne wzorce. Oceniający wybiera spośród tych wzorców najlepiej dopasowany, a następnie dokonuje oceny zgodnie z nim. Tego modelu używali respondenci, oceniając Elżbietę. Najpierw uznali jej zachowanie, tj. arbitralne nagradzanie i karanie, za lepiej dopasowane do wzorca „niesprawiedliwe” niż „sprawiedliwe”, a następnie ocenili zgodnie z tym wzorcem samą Elżbietę jako niesprawiedliwą.

W modelu „z góry do dołu” jednostka oceniana od początku ma przypisaną pewną cechę. Ta cecha przenosi się na działania ocenianego według reguły „jeżeli oceniany ma cechę A, to i jego działania są A”. Następnie oceniający zauważa, że działania nie układają się w żaden spójny wzorzec zgodny z A, ale stwierdza, że jest możliwe, aby taki wzorzec istniał, a jedynie nie można go rozpoznać ze względu na niewystarczającą wiedzę o ocenianym. Tak więc oceniający przyjmuje istnienie hipotetycznego wzorca, który dobrze opisuje działania ocenianej jednostki.

Tego modelu używała większość wierzących oceniając Boga. Ocenianie przebiegało w następujący sposób. Bóg jest z definicji sprawiedliwy, a więc i jego działania są sprawiedliwe. Co prawda najlepszy dostrzeżony wzorzec sugeruje, że są one niesprawiedliwe, ale jest możliwe, że istnieje inny wzorzec, którego nie można dostrzec ze względu na niewystarczającą informację (np. o pośmiertnych nagrodach i karach). Ten hipotetyczny wzorzec jest wystarczającą przesłanką do odrzucenia najlepszego dostrzeżonego wzorca, zgodnie z którym Boskie działania (w tym zaniechania) są niesprawiedliwe.

Zaobserwowana w ankietach osób wierzących wysoka wrażliwość odpowiedzi na kolejność – usprawiedliwianie Elżbiety i odmawianie sprawiedliwości Bogu, kiedy pytania o nich pojawiają się w ankiecie jako drugie – bierze się stąd, że zauważają oni fakt, że posługują się dwoma rożnymi modelami. Dwa różne modele oceniania odpowiadają dwóm różnym pojęciom sprawiedliwości,

jednostka oceniana jednostka oceniana

działania działania wzorzec faktyczny wzorzec hipotetyczny

105

ponieważ do pojęcia należy reguła jego stosowania. Chcąc posługiwać się jednym pojęciem, wierzący poświęcają swoją pierwotną intuicję na rzecz spójności. Przy okazji warto tu zauważyć, że zmiana jest silniejsza w przypadku oceny Boga (zmiana odpowiedzi „sprawiedliwy” na jedną z pozostałych) niż w przypadku Elżbiety (zmiana odpowiedzi „niesprawiedliwa”). Sugeruje to, że intuicje do przypadku Elżbiety są silniejsze niż do przypadku Boga. Co więcej, w dodatkowym pytaniu o powody udzielenia odpowiedzi „nie potrafię określić”, część ankietowanych pisała: „jeżeli nagroda/kara czekają na ludzi dopiero po śmierci, to Bóg jest sprawiedliwy, jeżeli nie, to nie jest”. Ankiety nie zawierały wymienionych przez nas na początku tej pracy powodów, dla których idea życia jako testu zakończonego po śmierci nagrodą lub karą jest bardzo problematyczna. Spodziewamy się, że gdyby ankieta zawierała te powody, wyniki badania byłyby jeszcze bardziej wyraźne.

Te wyniki stanowią pewien głos w debacie na temat istnienia doskonałego moralnie Boga. Ich najważniejsza konsekwencja brzmi, że Bóg nie może być sprawiedliwy, jeżeli sprawiedliwość bierzemy w zwykłym znaczeniu tego słowa. Znaczenie pojęcia „sprawiedliwość”, które można odczytać z naturalnego użycia, wymaga użycia modelu „z dołu do góry”, polegającego na znalezieniu wzorca najbardziej dopasowanego do działań ocenianej jednostki i jej ocenie zgodnie z tym wzorcem. Stwierdzenie Plantingi, iż „to, że teista nie wie, dlaczego Bóg dopuszcza zło, jest, być może, interesującym faktem na temat teisty, ale sam w sobie niewiele albo zgoła nic nie mówi na temat racjonalności wiary w Boga” opiera się na innym modelu, „z góry do dołu”, który stoi w sprzeczności z codzienną praktyką językową, rozpoznaną przez nas w badaniu. Tak więc kiedy teista używa tego argumentu, zmienia znaczenia pojęć, a tym samym przestaje się odnosić do tego, przeciwko czemu argumentował.

Bibliografia

Gettier E., Is Justified True Belief Knowledge?, „Analysis”, 1963, nr 23. Knobe J., Nichols S., An Experimental Philosophy Manifesto, [w:] Knobe J., Nichols S., Experimental Philosophy, Oxford 2008. Knobe J., Nichols S., Experimental Philosophy, Oxford 2008. Kripke S., Nazywanie a konieczność, Warszawa 2001. Leibniz G. W., Teodycea. O dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła, Warszawa 2001. Mackie J. L., Evil and Omnipotence, „Mind, New Series”, 1955, nr 254. Plantinga A., Bóg, wolność, zło, Kraków 1995. Prinz J., Empirical Philosophy and Experimental Philosophy [w:] Knobe J., Nichols S., Experimental Philosophy, Oxford 2008.

106

Transgresja

Anna Kołos

[email protected]

Metafora „dzikości” i autodefinicja podmiotu kolonialnego w okresie pozytywizmu w Polsce

Wstęp

W ostatnich latach w polskiej humanistyce poczyniono sporo – choć jeszcze niewystarczająco

wiele – wysiłków, by oddalić diagnozę Clare Cavanagh, nazywającą postkolonialną Polskę „białą

plamą na mapie współczesnej teorii”1. Jednak zdecydowany nacisk w postkolonialnej refleksji Europy

Środkowej i Wschodniej położono na badanie związków z imperium rosyjskim, a następnie

sowieckim, o czym świadczy rosnące zainteresowanie koncepcjami Ewy Thompson. Znacznie mniej

uwagi poświęca się związkom Polski z imperialnym dyskursem pozostałych hegemonów,

uczestniczących w rozbiorze czy też – mówiąc przekornie – kolonizacji kraju. Szczególnie istotna

inspiracja w tym kierunku płynie z refleksji Izabeli Surynt, badającej niemieckie konstrukcje

narodowo-kolonialne XIX wieku2. W obliczu konfrontacji z pruskim, nacjonalistycznym dyskursem

imperialnym i powstałymi w jego obrębie figurami retorycznymi pewne wątki polskiej literatury i

publicystyki okresu pozytywizmu pozwalają na uchwycenie szczególnej autodef inicj i podmiotu

skolonizowanego, wytworzonego w ramach zjawisk „własnego głosu” i mimikry, rozwijanych w

teorii postkolonialnej. W centrum refleksji znajdą się teksty Ludwika Powidaja, Cypriana Kamila

Norwida, Marii Konopnickiej, Elizy Orzeszkowej i Henryka Sienkiewicza.

Na wstępie nakreślić trzeba jednak przede wszystkim XIX-wieczny obraz tworu zwanego

Osteuropa i jego funkcjonowania w niemieckim projekcie imperialnym. Zrozumienie historycznej idei

kolonizacji „Wschodu” wymaga krótkiej wycieczki w Oświecenie, które fundowało liberalną Europę

charakteryzowaną przez idee postępu i cywilizacji. Niedokończony projekt uległ załamaniu dopiero w

pierwszej połowie XX wieku, czego świadectwem wywodząca się ze szkoły frankfurckiej Dialektyka

oświecenia Adorna i Horkheimera3, choć jego podstawowe wartości przetrwały w tożsamości Europy

Zachodniej. Przykładem głębokiej refleksji nad geopolitycznym podziałem kontynentu

warunkowanym przez oświeceniową emancypację filozofii jest praca Larry’ego Wolffa, Inventing

1 C. Cavanagh, Postkolonialna Polska. Biała plama na mapach współczesnej teorii, „Teksty Drugie”, 2003, nr 1–2, s. 60–71. 2 I. Surynt, Badania postkolonialne a „Drugi świat”. Niemieckie konstrukcje narodowo-kolonialne w XIX wieku, „Teksty Drugie”, 2007, nr 4, s. 30. 3 T. Adorno, M. Horkheimer, Dialektyka oświecenia. Szkice filozoficzne, Warszawa 1994.

107

Eastern Europe. The map of civilization on the mind of the Enlightenment. Wychodząc od słynnej

mowy z Fulton, w której Churchill użył retorycznej figury „żelaznej kurtyny”, autor wskazuje, że ów

podział „od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem” ma znacznie starszą, historyczną

proweniencję. Jak pisze Wolff: „Podział jest starszy od Churchilla i Zimnej Wojny (…). To nie było ani

naturalne, ani nawet niewinne rozróżnienie, lecz zostało wyprodukowane jako dzieło kulturowej

kreacji, intelektualnego podstępu, ideologicznego interesu i awansu własnego. Churchill mógł

przemieścić się do Fulton czy Missouri, by stworzyć pozory zewnętrznej perspektywy rozpoznającej z

dystansu podział Europy. Jednak pierwotny podział dokonał się w domu. To Europa Zachodnia

wynalazła Europę Wschodnią jako własną, komplementarną połowę w XVIII wieku, epoce

Oświecenia. To także Oświecenie, ze swoimi intelektualnymi centrami w Europie Zachodniej,

kultywowało i zawłaszczyło sobie nowe pojęcie »cywilizacji«, XVIII-wiecznego neologizmu, a

cywilizacja znalazła swoje dopełnienie w obrębie tego samego kontynentu w okrytych cieniem

krajach zacofania czy nawet barbarzyństwa. Tak wyglądało wynalezienie Europy Wschodniej”4.

Kwitnąca od oświecenia idea podziału Europy dożyła aktualizacji w okresie zimnej wojny –

brzmi dalej konkluzja Wolffa – a następnie przetrwała upadek komunizmu, trwale organizując

mentalne mapy współczesnej kultury5. Niewątpliwie naszkicowana tu idea Zachodu leżała u podstaw

XIX-wiecznych nacjonalizmów i późnonowożytnej idei państw narodowych. Surynt tak ujmuje

problematykę niemieckich debat nad Wschodem, a w konsekwencji również nad Polską:

„…nowoczesny niemiecki dyskurs o Polsce jest wypadkową wielu współbrzmiących oraz

interferujących ze sobą debat publicznych, zajmujących niemiecką opinię publiczną od drugiej

połowy XVIII wieku. (…) Natomiast najmniej znaną i naukowo zbadaną kwestią jest zazębienie się

dyskursu o Polsce i Polakach z niemieckim projektem kolonialnym”6.

Na obraz owych debat składały się „dziesiątki planów pozyskiwania (drogą kupna,

regularnego osiedlania niemieckich emigrantów itd.) oraz zakładania niemieckich kolonii

zamorskich”7, które wynikały z nadrzędnego przeświadczenia o pełnieniu przez Niemcy wyjątkowej

4 L. Wolff, Inventing Eastern Europe. The Map of Civilization on the Mind of the Enlightenment, Stanford University Press 1994, s. 4: “The distinction is older than Churchill and the Cold War (…). It was not a natural distinction, or even an innocent one, for it was produced as a cultural creation, of intellectual artifice, of ideological self-interest and self-promotion. Churchill might remove himself to Fulton, Missouri, to produce a semblance of external perspective, discerning from a distance the division of Europe. The original division, however, happened at home. It was Western Europe that invented Eastern Europe as its complementary other half in the eighteenth century, the age of Enlightenment. It was also the Enlightenment, with its intellectual centers in Western Europe, that cultivated and appropriated the ne the new notion of »civilization«, an eighteenth-century neologism, and civilization discovered its complement, within the same continent, in shadowed lands of backwardness, even barbarism. Such was the invention of Eastern Europe”. Wszystkie tłumaczenia w tekście, jeśli nie zostało zaznaczone inaczej, należą do autorki pracy. 5 Tamże. 6 I. Surynt, dz. cyt., s. 32. 7 Tamże, s. 30.

108

roli kulturotwórczej i dążeniu do zdobycia pozycji światowej potęgi. Imperialne aspiracje niemieckiej

polityki datuje się od 1814 roku, czyli od upadku Napoleona, a jej szczególne natężenie przypada na

lata czterdzieste XIX wieku. Jak można sądzić, siłą napędową pruskiego dążenia do dominacji była

również szczególna sytuacja historyczna, w której kraje niemieckie znajdowały się przed wojną z

Francją, której owocem było zjednoczenie w 1871 roku. Apetyty kolonialne, przejawiające się

zarówno w dążeniu do zdobywania terenów zamorskich, jak i projekt Drang nach Osten8, podsycane

przekonaniem o posłannictwie cywilizacyjnym i konieczności działania na rzecz „postępu”,

wzmacniały w dobie rozbicia poczucie przewagi państwa pruskiego nad austriackim9. Zakładana

efektywność kolonizacyjna wspomagała ambicje stworzenia niemieckiego państwa narodowego jako

potęgi kolonialnej.

W konsekwencji doszło w niemieckim dyskursie do nałożenia się zapału imperialno-

kolonialnego wynikającego z sytuacji historycznej Niemiec przed zjednoczeniem i potrzeby

konstruowania pojęcia narodu10 na długie trwanie zachodnioeuropejskiej idei cywilizacji. W obliczu

takich przesłanek historycznych narodził się projekt kolonizacji Wschodu, stanowiący paralelę

europejskich kolonii zamorskich, który przybrał szczególny kształt retoryczny.

Za Jürgenem Osterhammelem Surynt podkreśla, iż w dyskursie kolonialnym przewijają się

trzy strategie narracyjne11. Obok przeświadczenia o cywilizacyjnej misji imperium i wspierania „utopii

niepolityczności” zaznacza się przede wszystkim konstruowanie kategorii odmienności , która

pozwala na zróżnicowanie kolonizatora i kolonizowanego zgodnie z aksjologią silniejszego.

Retoryczne wytwarzanie różnicy między tym, co ucywilizowane, a tym, co barbarzyńskie – w

relacji między Zachodem a Wschodem – przybrało postać stałego repertuaru metafor

usankcjonowanych przez nowoczesną antropologię. Warto najpierw zapoznać się z kilkoma

reprezentatywnymi przykładami takich operacji myślowych, a następnie sproblematyzować ich

antropologiczne i intelektualne podłoże.

Jako pierwszy Polaków nazwał Indianami Fryderyk II, któremu Ludwik Powidaj wkładał w usta

słowa: „Biednych tych Irokezów będę starał się oswoić z myślą europejską”12, dodając: „Odtąd to

porównanie Polaków do Indian stało się ulubionym tematem pruskich polityków. Przed paru laty

jeden z pruskich demokratów publicznie powiedział z trybuny: Polacy, podobnie jak Indianie

(Rothhäute Amerikas), skazani są przez Opatrzność na zupełne wyniszczenie. Tak jak w Nowym

8 Zob. na ten temat: P. Johanek, Ostkolonisation und Städtegründung. Kolonialstädte in Ostmitteleuropa, [w:] Kolonialstädte, Europäische Enklaven oder Schmelztiegel der Kulturen?, hrsgb. H. Gründer, P. Johanek, Münster 2001, s. 30. 9 Tamże, s. 34. 10 Tamże, s. 31. 11 Zob. tamże, s. 33. 12 Słowa Fryderyka II przywoływane za: L. Powidaj, Polacy i Indianie, [w:] Publicystyka okresu pozytywizmu 1860–1900. Antologia, oprac. S. Fita, Warszawa 2002, s. 30.

109

Świecie silna rasa anglo-amerykańska spycha coraz bardziej podupadłe i skarłowaciałe pokolenia

indyjskie [indiańskie – S.F.] w głąb odwiecznych puszcz, gdzie pomału giną z głodu i nędzy, tak Polacy

wyparci z miast i z większych posiadłości ziemskich (Rittergutsbesitz), przywiedzieni do nędzy, mają

ustąpić miejsca cywilizacji pruskiej”13.

Europa Wschodnia przeciwstawiona niemieckiej misji cywilizacyjnej, której stronnikami byli

Johann Gottlieb Fichte, Ernst Moritz Arndt, Friedrich Ludwig Jahn czy wreszcie Karl Adolf Menzel,

charakteryzowana była w kategoriach „braku”. Moritz Hefter pisał w 1847 roku w książce Der

Weltkampf der Deutschen und Slaven (Światowa walka Niemców i Słowian), że Słowianie przed

osiedleniem Niemców na Wschodzie nichts anders gewesen als der wilde Nomade Asiens oder der

Indianer Amerikas, „nie byli niczym innym, niż dzicy Nomadowie Azji albo Indianie Ameryki”14. W

studiach imagologicznych Manfred Beller stwierdza, iż: „…pole leksykalne »barbarzyńcy« prezentuje

retoryczny topos, narodowy schemat i myślowy model, których podstawową funkcją jest wykluczenie

i poniżenie innego”15.

W XIX wieku znamiennym świadectwem recepcji pojęcia barbarzyńcy, definiowanego już w

1580 roku w eseju De Cannibales (O ludożercach) Michela de Montaigne’a, jest wypowiedź Juliusa

Charlesa Hare z opublikowanego w 1827 roku Guesses at truth: „Barbarzyńca to osoba, która nie

mówi tak, jak my mówimy, ani nie ubiera się tak, jak my się ubieramy, ani nie je tak, jak my jemy;

mówiąc krótko, ktoś, kto jest tak zuchwały, że nie naśladuje naszych manier we wszystkich

błahostkach”16.

Pojęcie barbarzyńcy uległo aktualizacji w dobie XVIII-wiecznych doświadczeń dalekich

podróży, które uruchomiły zjawisko mentalnej geografii, mappowania przestrzeni „empirycznej”.

Doświadczenie eksploracji mniej znanych obszarów Europy było zapośredniczone przez nowoczesną

antropologię i fascynację archeologią i historią, niekoniecznie prowadzącą do naukowo

weryfikowalnych wniosków. Z perspektywy geopoetyki można powiedzieć – znów za Larrym Wolffem

– że podróżnicy skazani byli na „załamanie się chronologii między współczesnymi obserwacjami a

barbarzyńskim podłożem”17.

Dla przykładu przytoczyć można fragment relacji z podróży przez Polskę hrabiego de Ségur,

francuskiego dyplomaty, zmierzającego w latach osiemdziesiątych XVIII wieku do Sankt Petersburga

13 Tamże. 14 P. Johanek, dz. cyt., s. 30. 15 M. Beller, Barbarian, [w:] M. Beller, J. Leerssen (ed.) Imagology: the cultural construction and literary representation of national characters („Studia Imagologica” 13), Rodopi 2007, s. 268: “…the lexical field around »barbarian« presents a rhetorical topos, a national scheme and thought model whose primary function is to exclude and denigrate the other”. 16 Za: Tamże, s. 268: “A barbarian is a person, who does not talk as we talk, or dress as we dress, or eat as we eat; in short, who is so audacious as not to follow our practice in all the trivialities of manners”. 17 L. Wolff, dz. cyt., s. 285: “collapsing of chronology between their contemporary observations and the barbarian background”.

110

na dwór Katarzyny Wielkiej: „można się znaleźć pośród hord Hunów, Scytów, Wenetów, Słowian i

Sarmatów”18. Natomiast, będąc już w Rosji, hrabia pisał, iż miejscowi chłopi „przywodzą do życia

przed twoimi oczami tych Scytów, Daków, Roksolanów, Gotów, którzy swego czasu byli zgrozą

rzymskiego świata”19.

Jeszcze przed podróżą de Ségura do Rosji reprezentatywnym przykładem szczególnego

konstruowania nowoczesnej antropologii jest historyczna praca francuskiego konsula na Krymie,

Charlesa de Peyssonella, autora książki Historyczne i geograficzne obserwacje barbarzyńców, którzy

zamieszkiwali brzegi Dunaju i Morza Czarnego (1765). W dziele Francuza chronologia ustąpiła miejsca

rozszerzonemu pojęciu geografii, które pozwalało na synkretyczne ujęcie historii antycznej i

współczesności. Wolff podsumowuje tę problematykę słowami: „Europa Wschodnia była właśnie tą

częścią Europy, gdzie takie ślady były potwierdzone, gdzie starożytna historia spotykała się z

antropologią. Kategorie antyczne, które identyfikowały barbarzyńców Europy Wschodniej, u

Peyssonella, a zwłaszcza u Gibbona, nie tylko korespondowały z wrażeniami współczesnych

podróżników, lecz bezpośrednio wnikały do właśnie powstającej społecznej nauki antropologii, w

szczególności do Herderowskiego odkrycia Słowian”20.

Na tej podstawie nauka, historia, antropologia czy relacje z podróży korespondowały z

nacjonalistycznym dyskursem publicystycznym, którego właściwością było „kolonialne zastosowanie

alegorii (allegory)”21. W największym uogólnieniu można powiedzieć, że takie kolonialne alegorie

mieściły się w polu semantycznym opozycji cywilizacja – dzikość, ulegając reprodukcji i obejmując

liczne pary przeciwieństw charakteryzujących Zachód i Wschód. Alegoria jako forma narracji ulega

często zawłaszczeniu przez podmiot kolonizowany, który wykorzystuje ją bądź to w buntowniczym

kontrdyskursie wymierzonym w hegemona, bądź autoorientalizujących konstrukcjach czy wreszcie –

w orientalizowaniu Innego.

Szczególną uwagę na proces reprodukcji etykietek następujący w dyskursach kolonizatorów i

kolonizowanych zwraca Milica Bakić-Hayden, autorka koncepcji nesting orientalisms, co można

przetłumaczyć jako „podział”, „rozplenienie” czy – najdosłowniej – „zagnieżdżanie” orientalizmów

jako dyskursywnej alegorii. O tworzeniu się kulturowych etykietek badaczka pisze: „kultury i ideologie

18 Tamże, s. 285–286: “one finds oneself amid hordes of Huns, Scythians, Veneti, Slavs, and Sarmatians”. 19 Tamże, s. 286: “bring to life before your eyes those Scythians, Dacians, Roxolands, Goths, once the terror of the Roman world”. 20 Tamże: “Eastern Europe was precisely that part of Europe where such vestiges were in evidence, where ancient history met anthropology. The categories of ancient history that identified the barbarians of Eastern Europe, in Peyssonell and above all in Gibbon, not only corresponded to the impressions of contemporary travelers, but also entered directly into the emerging social science of anthropology, most fundamentally in Herder’s discovery of the Slavs”. 21 M. Buchholtz i G. Koneczniak, Postkolonie jako miejsca spotkań, czyli wokół postkolonialnej terminologii, [w:] M. Buchholtz (red.) Studia postkolonialne w literaturoznawstwie i kulturoznawstwie anglojęzycznym, Toruń 2009, s. 47.

111

milcząco zakładają waloryzującą dychotomię między wschodem a zachodem i włączają rozmaite

»esencje« we wzory reprezentacji stosowane w ich opisie. Wschodnia Europa była zatem

powszechnie kojarzona z »zacofaniem«, Bałkany – z »przemocą«, Indie – z »idealizmem« lub

»mistycyzmem«, podczas gdy Zachód identyfikował się konsekwentnie z »cywilizowanym

światem«”22.

„Esencje” rozumiane jako arbitralne etykietki budujące model reprezentacji ulegają

różnicowaniu na osi centrum – peryferie w zależności od podmiotu dokonującego arbitralnej definicji

innego, o czym Bakić-Hayden pisze tak: „Gradacja »Orientów«, którą nazywam »rozplenieniem

orientalizmów« [nesting orienalisms], jest wzorem reprodukcji oryginalnej dychotomii, na której

opiera się Orientalizm”23.

W kontrdyskursie, zawłaszczającym imperialne alegorie i kategoryzacje, dochodzi do zjawiska

nesting orientalisms, służącego różnym strategiom narracyjnym. W polskim piśmiennictwie okresu

pozytywizmu dochodzi do szczególnego zjawiska wykorzystania orientalizujących form narracyjnych,

odnoszących się do pruskiego dyskursu nacjonalistycznego i kolonialnego, które konstruują

autodefinicję podmiotu skolonizowanego.

Metafora dzikości a autodefinicja podmiotu skolonizowanego w polskim piśmiennictwie okresu

pozytywizmu

Ludwik Powidaj

W kontrowersyjnym artykule pt. Polacy i Indianie z 1864 roku Ludwik Powidaj przedstawił

program pozytywistycznej pracy na rzecz materialnego bogacenia się narodu, które uznawał za

jedyną sensowną przeciwwagę dla zakusów kolonizatorskich Prus. Krytykując model oświaty i życia

społecznego w Polsce, obarczonej tradycją romantyczną, stwierdza: „Wśród takich okoliczności

upadek naszej indywidualności narodowej wydawać się musi sąsiadom naszym, a mianowicie

Prusakom, kwestią czasu”24.

Właściwe myśleniu polskiego pozytywisty było całkowicie bezkrytyczne przejęcie pojęć

postępu i cywilizacji, wytworzonych na gruncie zachodnioeuropejskiego liberalizmu, które

skutkowało zgodą na ewolucjonistyczne „prawo silniejszego” w polityce międzynarodowej. Jak

22 M. Bakić-Hayden, Nesting orientalisms, s. 917: “cultures and ideologies tacitly presuppose the valorized dichotomy between east and west, and have incorporated various »essences« into the patterns of representation used to describe them. Thus, eastern Europe has been commonly associated with »backwardness«, the Balkans with »violence«, India with »idealism" or »mysticism«, while the west has identified itself consistently with the »civilized world«”. 23 Tamże, s. 918: “The gradation of »Orients« that I call »nesting orientalisms« is a pattern of reproduction of the original dichotomy upon which Orientalism is premised”. 24 L. Powidaj, dz. cyt., s. 35.

112

stwierdzał Ferdynand Lassalle: „Mając to prawo po swojej stronie, rasa anglosaska podbiła Amerykę,

Francja Algierię, Anglia Indie, a ludy pochodzenia niemieckiego odebrały ziemię ludom o mowie

słowiańskiej”25.

Prawo do podbijania słabszych cywilizacyjnie narodów – oczywiście w rozumieniu

europocentrycznym – nie podlegało dyskusji w myśleniu Powidaja. Uległ on zjawisku nesting

orientalisms, charakteryzując proces ekspansji na Wschód jako uniwersalny i uzasadniony kulturowo.

Stwierdzał w swoim artykule, że Francuzi mieliby potencjalne prawo do orientalizacji Niemców,

gdyby nie fakt, iż ci drudzy skutecznie bronią się przed tym sprawną polityką: „Francuzi mogliby ze

swojej strony Niemców również uważać za czerwone skóry, skazane przez Opatrzność na potępienie,

lecz położenie Niemiec wobec Francji nie jest tak opłakane”26.

Inaczej rzecz ma się w przypadku orientalizacji Polaków przez państwo pruskie. W obliczu

ogromnej przewagi cywilizacyjnej Niemcy – jak pisze Powidaj – „czują się niejako uprawnieni do

porównania nas z Indianami”, co oznacza, że: „…nam grozi los szerszeniów, tj. wygnanie przez

skrzętne i pracowite pszczoły. Logika faktów, nawet bez złej woli sąsiadów, do takiego stanu

koniecznie doprowadzić nas musi”27.

Powidaj nie kwestionuje „logicznego” prawa silniejszego państwa do wynarodowienia

słabszego, a postuluje jedynie konieczność przystosowania się zaborowej Polski do takich warunków

gry, wyznaczonych przez kraje imperialne Zachodu, które pozwoliłyby nam „rzekomo” wejść w krąg

cywilizacyjnie rozwiniętych państw Europy i odróżnić się od „dzikich”. Zgodnie z myśleniem Bakić-

Hayden autor szczodrze obdarza etykietką „dzikich” lub „barbarzyńskich” narody „słabsze” od

polskiego. Czytamy zatem, że: „Dziś jesteśmy na stanowisku nijakim – ani tak potężni cywilizacją,

abyśmy nieprzyjaciołom imponować nią mogli, ani tak barbarzyńscy, abyśmy z żadnymi interesami

materialnymi rachować się nie potrzebowali, jak np. Czarnogórcy, którzy tylko życie mają do

stracenia”28.

Polska jest dla Powidaja przykładem „połowicznej cywilizacji”29, która względem Prus

postawiona jest w pozycji „orientalnych” Indian, możliwych – zgodnie z „logiką faktów” – do

podbicia, a którzy nie są notabene na tyle dzicy, by móc na to pozwolić. Kontrdyskurs pozytywisty nie

ma jednak w sobie nic z buntu, który starałby się przedefiniować wytworzone przez zachodniego

hegemona konstrukcje kulturowe, lecz – przeciwnie – opowiada się za drogą upodobnienia do

cywilizacji zachodnich. Sztuka zatem nie w przeciwstawieniu się prawom historii, pisanym z

zachodniocentrycznej perspektywy, lecz w przystosowaniu się do nich i wykluczeniu innych dzikich.

25 Cyt. za: I. Surynt, dz. cyt., s. 36. 26 L. Powidaj, dz. cyt., s. 31. 27 Tamże, s. 32. 28 Tamże, s. 34–35. 29 Tamże, s. 35.

113

W podsumowującym akapicie Powidaj raz jeszcze podkreśla niebezpieczeństwo podzielenia losu

słabych plemion indiańskich, stwierdzając jednak przy tym: „wprawdzie my nie jesteśmy

dzikimi jak tamci”30. W autodefinicji narodu polskiego, konstruowanej przez autora,

autoorientalizacja stanowi przywłaszczenie do kontrdyskursu kategorii hegemona, i nie rezygnuje z

orientalizowania Innego.

Cyprian Kamil Norwid. Dzicy Indianie i Biali Demokraci

Za najważniejszy głos polemiczny wymierzony w koncepcję Powidaja uznać trzeba wiersz

Praca Cypriana Kamila Norwida, który ironizuje bezwzględny, materialistyczny dyktat pracy,

powtarzając – niczym mantrę – wers „Pracować musisz z potem twego CZOŁA!”. W trzeciej strofie

pojawia się opis Indian, opatrzonych oczywiście epitetem „dzikich”:

„Widziałem Indian dzikich w Ameryce I wiem, w ojczyźnie własnej wyszli na co? Gdy pogardzili rzemiosłem i pracą, Na łowy jeżdżąc lub malując lice- Językiem mówiąc pokoleń nieżywych, Mową, co w własnej się spętała dumie, Podstępnie milcząc o prawdach drażliwych, Dlatego że ich wyrażać nie umie. Wiem, czemu język stracili i czemu Rzucają włócznie do chmur ci - nikczemni, Ci - heroiczni, a służący złemu, Życiem obmierźli, uśmiechem przyjemni - - Widziałem mężów z piórami na głowie, Noszących tarcze ze skóry żubrowéj, I wiem, że po nich nie spalą się wdowy, Że marnie zginą ci wielko-ludowie - Zupełni pychą, energią i ciałem... - Lecz nie tu koniec tego, co widziałem!”

(Praca, w. 53–70)

Strofę odczytywać można jako bezpośrednią polemikę z pojęciem „słabych”, gardzących

„rzemiosłem i pracą” plemion w ujęciu Powidaja, okraszoną sporą dawką ironii. Opis heroicznych i

dumnych dzikich, którzy mówią „językiem pokoleń nieżywych” i „rzucają włócznie do chmur” zamiast

przystosować się do wymogów cywilizacji, uznać można za odpowiedź Norwida na krytykę polskiego

narodu poświęcającego się kultowi przeszłości i tradycji. Zatem również Norwid kreuje w swoim

wierszu paralelę między Polakami a Indianami, przy czym poeta daleki jest od akceptacji

ewolucjonistycznych praw zachodnich cywilizacji i pełnej aprobaty dla modernizacji w duchu

pozytywistycznym, co wyraża się w poincie:

30 Tamże, s. 35., podkr. – A. K.

114

„Ci - z Indian śmieją się... lecz ci, i owi, Na pastwę idą historii-orłowi, Co, nad ludzkością przelatując, woła: »Pracować będziesz z potem twego CZOŁA!«”

(Praca, w. 83–86)

Analogia do kolonizowanych Indian, „dzikich”, również u Norwida zostaje włączona w

autodefinicję Polaków, choć silnie orientalizująca dychotomia cywilizacji utożsamianej z

demokracją (w. 71) i barbarzyństwa ulega zawieszeniu w obliczu bezwzględnej egalitarności

„historii-orła”.

Maria Konopnicka. „To sclavus saltans – Słowianin wpółdziki”

Obok porównania z dzikimi czy Indianami polskie konstrukcje autodefinicji badanego okresu

rozwijały również wątek niewolników . Maria Konopnicka swoją wizję zmagań romantyzmu z

biernością narodową, refleksję diametralnie różną od pozytywistycznego programu Powidaja,

umieściła w późnostarożytnym Rzymie w utworze Sclavus saltans. Pierwszym wybitnym dziełem o

szerokiej recepcji, które problemy narodowowyzwoleńcze oprawiało w historyczne ramy schyłku

antycznego imperium był oczywiście Irydion Zygmunta Krasińskiego, rozpoczynający się od zdania:

„Już się ma pod koniec starożytnemu światu – wszystko, co w nim żyło, psuje się, rozprzęga i szaleje –

bogi i ludzie szaleją”31.

Konopnicka, czerpiąc z tradycji romantycznej kreuje w początkowej partii wiersza

mesjanistyczną perspektywę końca imperium, odnawiającą heroizm Irydiona w duchu

antyimperialnym i antycywilizacyjnym:

„Słychać, jak kędyś powstaje bezładnie Pomsta, co kiedyś nad światem zapadnie... Warczącą przepaść zgrozy słychać z dala... Drżyjcie, to Romę niewolnik obala!”

(Sclavus saltans, w. 21–24)

Bunt niewolników rzymskich miałby służyć za resentymentalną perspektywę wyzwolenia

peryferii spod hegemonii centrum. W autoorientalizującym ujęciu Konopnicka plasuje swoje

sympatie po stronie upadku Rzymu dokonanego za sprawą – pozytywnie tym razem konotowanych –

„barbarzyńców”. Romantyczna narracja kontrastuje z krytykowaną postawą bierności, której trudno

nie kojarzyć z koncepcją sielskiej Słowiańszczyzny Johanna Gottfrieda Herdera i Kazimierza

Brodzińskiego. Bowiem wśród apokaliptycznych nastrojów upadającej Romy:

„[…] z boku nuta wesoła dolata...

31 Z. Krasiński, Irydion, Kraków 2002, s. 9.

115

To »sclavus saltans«, Słowianin wpółdziki; Wszędy mu dobrze i wszędy mu chata, Byle miał pląsy i trochę muzyki! Z młodzieńczej wierzby naciąwszy gałęzi, Uczynił sobie grające narzędzie, Skacząc zapomniał, że łańcuch go więzi... Och! niewolnikiem ten był, jest i — będzie!”

(Sclavus saltans, w. 45–52)

Podobnie jak w przypadku analiz Wolffa dotyczących nakładania się historii starożytnej na

nowoczesną antropologię, Konopnicka figurę „wpółdzikiego” Słowianina, rzymskiego niewolnika,

aktualizuje poprzez krytykę współczesnego społeczeństwa, ironicznie komentując słynne zdanie

Brodzińskiego „my, Sławianie, my lubim sielanki”. Dzięki alegorycznej konstrukcji, czerpiącej z

dyskursywnych kategorii „cywilizacji” i „dzikości” autorka odnawia – w polu pozytywistycznej refleksji

historiozoficznej i antropologicznej, obciążonej ciężarem romantycznych wyobrażeń – słynną scenę z

salonu warszawskiego w III części Dziadów. Pesymistyczna pointa „niewolnikiem ten był, jest i —

będzie!” zyskuje na krytycznym potencjale względem pasywnego społeczeństwa w dobie

pozytywistycznego pragmatyzmu przy zestawieniu z Mickiewiczowską, romantyczno-eskatyczną,

pointą dialogu w Salonie, wypowiadaną przez Wysockiego:

„[…] Nasz naród jest jak lawa, Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi…”

(Dziady, część III, scena VII)

Tytuł utworu, który igra z tożsamością łacińskich określeń „niewolnika” i „Słowianina”,

zgodnie z intencją krytyczną dzieła wymierzoną w ideę sielanki o proweniencji herderowskiej, można

rozumieć jako ironiczny względem konstruowanych w akcie reprezentacji „esencji”, o których pisała

Bakić-Hayden. Jeśli dyskurs niemiecki, a za nim tacy reprezentanci polskiego narodu, jak Brodzińki,

akceptują konstrukt idyllicznej słowiańszczyzny jako fundament narodu, to konsekwencją takiego

esencjalizmu jest wieczna trauma niewolnictwa. Zamykanie się w takich modelach reprezentacji

uniemożliwia zarówno działanie, jak i trzeźwą ocenę sytuacji. „Tańczący Słowianin” w sytuacji

lirycznej stworzonej przez Konopnicką razi absurdalnością swojego niefrasobliwego zachowania w

obliczu wydarzeń w Rzymie. Pogrążanie się w hermetycznej autonarracji prowadzi do utraty kontaktu

z rzeczywistością, marazmu i skazuje na resentyment pozbawiony możliwości transgresji.

Eliza Orzeszkowa. Dzikość, czyli swojskość

W polskim pozytywizmie znajdujemy również przykłady waloryzowanego przywłaszczenia

kategorii dzikości, kiedy to ostrze krytyki kontrdyskursu wycelowane jest w zachodnią modernizację.

Najlepszym przykładem dzieła literackiego, w którym dzikość i barbarzyństwo zostają utożsamione ze

116

swojskością, tym co własne i znane, a przeciwstawione obcemu, pejoratywnemu pojęciu cywilizacji,

jest późna powieść Elizy Orzeszkowej, Dwa bieguny z 1893 roku. Należy zastrzec już na wstępie, iż

pozytywistyczny program zawarty w pismach autorki nie tylko nie rezygnował z zachodniego

rozumienia procesów cywilizacyjnych i liberalnego postępu, lecz wręcz dokonywał jego afirmacji,

czego być może najlepszym świadectwem są pierwsze strony Meira Ezofowicza. W Dwóch biegunach

jednak, już w tytule zapowiadających dychotomiczny podział świata przedstawionego, cywilizacja

intencjonalnie zostaje strywializowana i konsekwentnie rozumiana jako pusta postawa

kosmopolityczna przejawiająca się w idolatrii Zachodu i salonowym stylu życia. Temu biegunowi

światopoglądu społeczeństwa przeciwstawiona zostaje wartościowana dodatnio postawa

pozytywistycznej pracy organicznej, przywiązania do ziemi i tradycyjnych wartości, co – w oczach

zachodniej cywilizacji – uznane jest za wsteczne i „dzikie”. Już na wstępie zwierzeń bohatera

prowadzącego pierwszoosobową narrację pojawia się autoorientalizująca charakterystyka Seweryny

Zdrojowskiej, pozytywnej postaci, wyznaczającej oś ideową powieści: „…przychodzi mi do głowy

wątpliwość, czy człowiek, którego tak trafnie nazwałeś Buszmanem, nie pochodzi wypadkiem – z

puszczy. Bo widzisz, jeżeli pochodzi z puszczy… to kto wie, czy nie posiada pewnego specjalnego

gatunku cywil izacj i , że tak powiem, puszczowej , i czy nie należałoby, ot, tak, dla ciekawości,

przypatrzeć się mu z bliska? Bywa niekiedy, że puszcze przysyłają wielkim miastom egzemplarze

ludzkie bardzo zabawne, po których jednak przemknięciu, czujemy woń żywicy i tęsknotę ku

mlecznym drogom. (…) Ach, była to także Buszmanka! Ale czy czujesz zapach sosnowego boru, mięty,

macierzanki, pola świeżo wzruszonego pługiem? Czy nie zdaje ci się, że w ciemnym przestworzu szlak

drżącej światłości pomyka kędyś wysoko, daleko?”32.

Bohaterka, konsekwentnie nazywana w powieści „tą dziką”, reprezentuje afirmowaną przez

autorkę „swojskość”, charakteryzowaną w powyższym fragmencie przez sielankowe obrazy

„sosnowych borów”, „mięty” i „macierzanki”. Dychotomiczny, biegunowy podział świata zostaje

przez Orzeszkową utrzymany, aprobata dla cywilizacji i modernizacji zostaje jednak przełożona na

pochwałę polskiego „życia poczciwego”. Trudno oprzeć się wrażeniu analogii między rozwiązaniem

skonstruowanej z zachodniej perspektywy opozycji na sposób, jaki we współczesnej literaturze

prezentuje Andrzej Stasiuk, opatrujący pozytywną oceną biegun peryferii i dystansujący się wobec

hegemonii centrum.

W powieści Orzeszkowej dochodzi ponadto do ciekawego odwrócenia etykietki „dzikości”,

kiedy Zdrojowska przyrównuje pompatyczną modę zachodnią do afrykańskich Zulusów. Oto fragment

sceny, w której Seweryna komentuje książkę zawierającą ilustracje afrykańskich kobiet w rozmowie z

filuterną kuzynką z wyższych sfer, Idalką: „[Moda] ludzi ucywilizowanych przerabia na dzikich…

32 E. Orzeszkowa, Dwa bieguny, Warszawa 1977, s. 7–8, podkr. – A. K.

117

Kobieta modnie ubrana jest czasem jak kropla do kropli podobną do zuluski… Podróż po Afryce —

mówiła — są tu pierwowzory… majestatu. Zaraz, zaraz! Oto są… zuluski! Widzisz, Idalko, jakie u nich

włosy… z tyłu głowy wydęte, na wierzchu zjeżone… A ta? Czy to ubranie nie spowija jej nóg tak

ciasno… ciasno?... Ale jest tu jeszcze jedna ilustracja, najpodobniejsza… zaraz znajdę… I szukała,

znajdowała, pokazywała, czyniąc porównania najzabawniejsze przez to, że istotnie były dość trafnemi

i przez to także, że ona to właśnie, ta dzika, nas do dzikich porównywała” 33.

Orzeszkowa w ciekawej obyczajowo scenie prezentuje, jak łatwo można zmienić kierunek

orientalizacji i odnaleźć ukrytą „dzikość” w cywilizacji, inność w tym, co definiuje się jako „absolutna

tożsamość”. Podobną tendencję do resentymentalnego kontrdyskursu orientalizującego imperium

przejawiał Ignacy Kraszewski, który w 1877 roku pisał z Drezna w publicystycznej, ironicznej

manierze, że również wśród Niemców spotkać można pseudocywilizowanych Indian: „Czy uwierzycie,

że często gęsto w Niemczech się takich Indian spotykać zdarza. Mają oni wszystkie zewnętrzne oznaki

cywilizowanego narodu, czytać i pisać nawet umieją, niektórzy spotkali się w życiu z »Conversations-

Lexykonem«, ale pogadaj z nimi, słowo daję – Indianie. Trafiło mi się w życiu widywać wielu naszych

chłopków niepiśmiennych, ani be ani me, daleko wykształceńszych od tych naprędce stworzonych

z pomocą lada jakiś szkółek, ludzi pseudocywilizowanych”34.

Henryk Sienkiewicz. Sachem i ironia Dzikiego Zachodu

W dotychczasowym przeglądzie polskich konstrukcji metafory „dzikości” mieliśmy do

czynienia z różnymi strategiami autorientalizacji oraz gestem przeciwstawnym, czyli

orientalizowaniem Zachodu z perspektywy peryferyjnej. Szczególnym przypadkiem tekstu

literackiego, operującego figurą Indianina, która odchodzi od wskazanych tendencji, jest Sachem

Henryka Sienkiewicza. W całym opowiadaniu dochodzi do jaskrawej eskalacji „dzikości” tytułowego

wodza indiańskiego, która okazuje się służyć jedynie estetycznemu ujęciu pożądanej przez

niemieckich osadników egzotyki. Głęboko ironiczna pointa, w której kreacja autentycznej tożsamości

Indianina okazuje się blagą, przedstawia podmiot skolonizowany, który dąży do zupełnego

naśladownictwa kultury dominującej. Ostatnie zdania opowiadania brzmią: „Po przedstawieniu

sachem pił piwo i jadł knedle »Pod Złotym Słońcem«. Otoczenie wpływ widocznie wywarło. Zyskał

wielką popularność w Antylopie, zwłaszcza u kobiet. Robiono nawet plotki...”.

Reprodukowanie zachowań kolonizatora i dążenie do zatarcia „różnicy” sprawia, że – mówiąc

słowami Homiego Bhabhy – podmiot staje się „prawie taki sam, ale nie biały”35. Podobieństwo

33 Tamże, s. 61–62, podkr. – A. K. 34 Cyt. za: I. Syrunt, dz. cyt., s. 45. 35 H. Bhabha, Mimikra i ludzie. O dwuznaczności dyskursu kolonialnego, „Literatura na Świecie”, 2008, nr 1–2, s. 191.

118

do kolonizatora nie może być całkowite ze względu na nieusuwalną „różnicę”, która zostaje

wykorzystana jako znak estetyczny, fetysz egzotyczności i oswojonej, kontrolowanej Inności.

Ambiwalencja dzikości tytułowego sachema u Sienkiewicza może nasuwać na myśl skojarzenia ze

współczesną prozą postkolonialną, w podobny sposób opisującą potrzebę estetycznej, zreifikowanej

Inności w społeczeństwie kolonialnym, czego najlepszym przykładem powieść Budda z przedmieścia

Hanifa Kureishiego.

Zakończenie

Przykładów translacji kolonialnych alegorii, konstruowanych przez dyskurs zaborczy, można

by mnożyć, szczególnie w przypadku licznych w polskim pozytywizmie parabolicznych nawiązań do

historii starożytnej. Nawet jednak tak pobieżny przegląd ujęć metafory „dzikości” pozwala na

dostrzeżenie różnych oblicz kompleksu peryferii, kompensowanego przez resentymentalne

konstrukcje, umożliwiające dialog lub polemikę z dyskursem zachodnim. Przedstawiona rewizja

pozwala zatem wysnuć wniosek o obecności traumy kolonialnej w świadomości Polaków okresu

zaborów, co z kolei stanowi przyczynek do uzasadnienia zastosowania badań postkolonialnych do

literaturoznawstwa Europy Środkowej i Wschodniej, co stanowi coraz częściej podejmowany, a wciąż

jeszcze niepozbawiony kontrowersji temat w humanistyce.

Literatura podmiotu:

Kraszewski Z., Irydion, Kraków 2002.

Mickiewicz A., Dziady, Warszawa 1980.

Orzeszkowa E., Dwa bieguny, Warszawa 1977.

Powidaj L., Polacy i Indianie, [w:] Publicystyka okresu pozytywizmu 1860–1900. Antologia, oprac.

S. Fita, Warszawa 2002.

Literatura przedmiotu:

Bakić-Hayden M., Nesting Orientalisms: The Case of Former Yugoslavia, “Slavic Review”, vol. 54,

no. 4. (Winter, 1995).

Beller M., Leerssen J. (ed.), Imagology: the cultural construction and literary representation of

national characters („Studia Imagologica” 13), Rodopi 2007,

Bhabha H., Mimikra i ludzie. O dwuznaczności dyskursu kolonialnego, „Literatura na Świecie”

2008, nr 1–2.

Buchholtz M. (red.), Studia postkolonialne w literaturoznawstwie i kulturoznawstwie anglojęzycz-

nym, Toruń 2009.

119

Buchholtz M. i Koneczniak G., Postkolonie jako miejsca spotkań, czyli wokół postkolonialnej

terminologii, [w:] Buchholtz M. (red.), Studia postkolonialne w literaturoznawstwie i

kulturoznawstwie anglojęzycznym, Toruń 2009.

Cavanagh C., Postkolonialna Polska. Biała plama na mapach współczesnej teorii, „Teksty Drugie”

2003, nr 1–2.

Johanek P., Ostkolonisation und Städtegründung. Kolonialstädte in Ostmitteleuropa, [w:] Gründer

H., Johanek P. (hrsgb) Kolonialstädte, Europäische Enklaven oder Schmelztiegel der Kulturen?,

Münster 2001.

Surynt I., Badania postkolonialne a „Drugi świat”. Niemieckie konstrukcje narodowo-kolonialne w

XIX wieku, „Teksty Drugie” 2007, nr 4.

Wolff L., Inventing Eastern Europe. The Map of Civilization on the Mind of the Enlightenment,

Stanford 1994.

120

Maria Delimata

[email protected]

Autentyczność a komercjalizacja. Teatr kambodżański w perspektywie postkolonialnej

Kambodża, Indochiny Francuskie, Kâmpǔchéa, Czerwoni Khmerzy – to słowa, które najczęściej przychodzą na myśl, gdy mówimy o tym jednym z najmniejszych, pod względem zajmowanego obszaru, krajów Azji Południowo-Wschodniej. Istniejącym już od I wieku n.e., w XVI wieku „odkrytym” przez Europejczyków. Kolonizowanym najpierw przez Francję, następnie okupowanym przez Japonię i Tajlandię. Uwikłanym w wojnę domową, podczas której Czerwoni Khmerzy wymordowali od dwóch do dwóch i pół miliona ludności.

Kolonizacja, konflikty, walka, ludobójstwa – określenia pasujące do historii tak wielu państw, lecz przede wszystkim terenu, który wygodnie zamykamy w formule „Azji Południowo-Wschodniej”, nie zważając na jej wewnętrzną różnorodność.

W pracy tej chciałabym postawić kilka pytań, krążących wokół bardzo szerokiego problemu: nieustannego agonu, odbywającego się między „autentyzmem” a „komercjalizacją” kultury. Niemożliwe wydaje się tutaj przedstawienie całej historii Kambodży, czy też wnikliwego studium na temat jej kultury. Prezentuję jedynie wybrane problemy, przykłady, które być może pozwolą naświetlić niezmiernie skomplikowane zagadnienie. Punktem wyjścia, który jednocześnie był inspiracją dla podjęcia tego tematu, uczyniłam badania przeprowadzone przez Catherine Diamond (profesor Soochow University i dyrektorkę Phoenix Theatre, anglojęzycznego teatru działającego w Taipei), opisane przede wszystkim w artykule Emptying the Sea by the Bucketful: The Dilemma in Cambodian Theatre1.

Kambodża jest tu jedynie pretekstem do rozpoczęcia refleksji na temat szczególnie ciekawy w kontekście krajów postkolonialnych. W dalszej części zamierzam przedstawić także dwa przykłady z innych krajów tej części świata, które ciekawie wchodzą w dialog z kambodżańskim „problemem autentyczności” – a zatem z tańcami balijskimi oraz z filipińskimi krzyżowaniami (balansującymi na granicy widowiskowości, a jednak niosącymi w sobie tak wyraźny żywioł teatralności).

Przewrotna charytatywność

Podstawowym problemem współczesnej kultury w Kambodży jest jej pozorna jedynie niezależność. Catherin Diamond pokazuje, jak silnie teatr kambodżański, w szczególności taniec klasyczny (classical dance royal), został uwikłany w kwestie polityczne. W latach 90. ubiegłego wieku liczne organizacje międzynarodowe (między innymi ONZ) starały się pomóc Kambodży dojść do równowagi po latach dyktatury i krwawych rządów Czerwonych Khmerów. Wsparcie finansowe

1 C. Diamond, Emptying the Sea by the Bucketful: The Dilemma in Cambodian Theatre, „Asian Theatre Journal”, 2003, nr. 2, vol. 20..

121

przyniosło jednak także uzależnienie od owych „dobroczyńców”, które do dziś znajduje swoje odzwierciedlenie w kulturze omawianego tu kraju.

Od 1991 roku Kambodża uzyskała znacznie większą pomoc humanitarną niż jakikolwiek inny kraj Azji Południowo-Wschodniej2. Biorąc pod uwagę fakt, iż tylko w 2008 roku kraj ten otrzymał aż 695 milionów dolarów pomocy finansowej (najczęściej od krajów, które wspierały działania zmierzające do obalenia reżimu)3, widzimy, że działalność ta, miast być ograniczana, nieustannie się rozwija.

Pułapka, w którą wpadła Kambodża, polega przede wszystkim na mechanizmie rynkowym: zachodni dobroczyńcy (szczególnie z Francji i Stanów Zjednoczonych) najbardziej cenią sobie taniec klasyczny, na oglądanie i rozwój którego przeznaczają tym samym najwięcej pieniędzy. Jeśli zatem ta wybrana gałąź sztuki cieszy się największą popularnością (a co za tym idzie – w najlepszy sposób na siebie zarabia), również wsparcie ze strony rządu (który dysponuje funduszami przekazanymi przez kraje zachodnie) jest kierowane głównie do szkół i teatrów, gdzie przede wszystkim rozwijany i pokazywany jest „teatr/taniec dworski”.

Hybryda

Warto w tym miejscu przybliżyć ów, zapewne dla wielu tajemniczy i mało znany, rodzaj teatru. Robam kbach boran (literalnie oznaczający „taniec khmerski w stylu antycznym”; nazwa ta zastąpiła w latach 80. XX wieku, a zatem w czasach rządu Lon Nola, wcześniejsze określenie: robam preah reachea trop, to znaczy „tańce królewskiego bogactwa”) to forma tańca/baletu, sięgająca w swych początkach prawdopodobie jeszcze czasów dynastii angkorskiej (802-1432 r. n.e.).

O randze tańca Apsara, jak i całej kultury czasów angkorskich, świadczyć może wpisanie go przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa. Został uwieczniony także na monetach z Kambodży opatrzonych znaczącą nazwą „siedmiu cudów świata”4.

W starożytności nazwa tego tańca/teatru została zaadoptowana „do określania tancerzy świątynnych, którzy wykonywali tańce na pogrzebach władców a także w czasie, kiedy wypraszali oni łaski u bogów”5. Wiek XIX był czasem wprowadzenia niezwykle ważnych innowacji (szczególnie dotyczących strojów tancerzy), gdyż wtedy król Ang Duong postanowił, pod wpływem swego pobytu na dworze w Bangkoku, przybliżyć taniec Apsara do tańców tajskich6. W wieku XX francuskich podróżników przybywających do Kambodży, na tyle zachwyciła ta forma teatralna, że postanowili oni

2 Por. C. Diamond, dz. cyt., s. 148. 3 Cambodia Receives Foreign Aid of More Than $689 Million for Development in 2008, „The Mirror”, vol. 11, nr 513. http://cambodiamirror.wordpress.com/2007/06/21/thursday-2162007-cambodia-receives-foreign-aid-of-more-than-689-million-for-development-in-2008/ , 22.11.2009. 4 B. Wiśniewska, Siedem cudów świata – taniec Apsara, http://www.emonety.pl/page/siedem-cudow-swiata-8211-taniec-apsara-p628.html, 22.11.2009.

5 Tamże.

6 Tamże.

122

zorganizować występy kambodżańskich tancerzy w Paryżu, co zostało uwiecznione między innymi na akwarelach Augusta Rodina7.

Od tancerzy robam kbach boran wymaga się perfekcyjnego opanowania ciała. Historia przekazywana w tańcu wyrażana jest za pomocą skomplikowanej kinezjetyki. Charakterystyczne są także niezwykle bogato zdobione stroje oraz obfitość biżuterii, głównie złotej, jak i specyficzne nakrycia głowy (które ułatwiają widzom rozpoznawanie konkretnych bohaterów). Istnieją cztery główne typy postaci: neay rong (mężczyźni), neang (kobiety), yeak (ogry) oraz sva (małpy). Co znaczące – i neay rong i neang grane są przez tancerki8.

Omawiana forma teatralna wykonywana była przede wszystkim przez artystów ściśle związanych z dworem, dlatego w czasach rządów Czerwonych Khmerów została uznana za „zbyt arystokratyczną”. Co więcej, podczas czterech pierwszych lat ich panowania życie straciło około 90% tancerzy9. Prawdopodobnie właśnie z tego powodu, po wydarzeniach z 1991 roku, przywrócenie silnej pozycji owej „królewskiej formie” stało się jednym z priorytetów nowej władzy. Uwikłanie w politykę widoczne jest zatem nie tylko w sposobie finansowania teatru, lecz także na poziomie czysto ideologicznym.

Hybrydyczność – by posłużyć się tu określeniem Homi Bhabhy – zdecydowanie najlepiej opisuje charakter współczesnej sztuki kambodżańskiej. Istotne wydaje się ukazanie również wpływu kultury Zachodu, czego najwyrazistszym przykładem może być lakhaoun niyeay. Ów dramat mówiony jest bardzo silnie zainspirowany zachodnim realizmem (choć jego źródeł prawdopodobnie należy szukać także w innej kambodżańskiej formie – sbek touch)10. W czasach kolonizacji francuskiej znajdował się pod ścisłą kontrolą i cenzurą, szczególnie ze względu na poruszane w nim kwestie polityczne.

Hybrydyczność rysuje się jednak niekoniecznie tylko na linii Kambodża-Francja/Zachód, skolonizowany-kolonizator. W formach teatralnych takich jak yike (tradycyjny taniec, oparty na dramacie), czy obecnie bardziej popularna bassac (dramat muzyczny, ukształtowany głównie pod wpływem kultury wietnamskiej), możemy dostrzec niezwykle silny wpływ kultur sąsiednich – Tajlandii, Wietnamu, lecz także Indii i Chin. Według wielu badaczy także khmerski taniec dworski jest transpozycją tańców tajlandzkich11, a przecież także sam filar tej formy – gestyczność – przypomina fundament teatru hinduskiego.

Głód turysty

Z badań prowadzonych już w drugiej połowie lat 50. XX wieku12 wynika, iż wśród „zwykłych” Kambodżan najbardziej popularny jest tzw. folk drama, dramat/teatr ludowy, łączący w sobie elementy komedii i improwizacji. Nie wystarcza to jednak, by grupy prezentujące ów rodzaj teatru

7 Tamże.

8 Tamże.

9 Tamże.

10 Por. C. Diamond, dz. cyt., s. 166. 11 B. Wiśniewska, dz. cyt..

12 Por. wypowiedź D. J. Steinberga, [cyt. za:] C. Diamond, dz. cyt., s. 154.

123

(rozumianego jednak nieco inaczej, niż w tradycji europejskiej, czy amerykańskiej), były równie konkurencyjne, co na przykład artyści tworzący omawiany powyżej robam kbach boran. Taki stan rzeczy wynika nie tylko z obawy przed utratą znaczących źródeł finansowania. Brak oferty spełniającej określone preferencje artystyczne grozi przede wszystkim pogorszeniem rozwoju sektora turystyki. Anna Wieczorkiewicz w książce Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży pokazuje, iż turystyka „dla jednych jest najazdem barbarzyńców, dla drugich współczesnym rytuałem. Niektórzy widzą w niej przedsięwzięcie handlowe, inni – obszar spotkań międzykulturowych. Jawi się jako nieodłączny element stylu życia, znak statusu społecznego i forma terapii…”13.

Spotykamy się tu zatem z kolejnym problem – ambiwalencją spojrzenia turysty, także tego, przed którego oczami występują między innymi studenci i nauczyciele Królewskiego Uniwersytetu Sztuk Artystycznych (Royal University of Performing Arts) w Phnom Penh. Czy zatem turystyczny barbarus, który nigdy nie będzie w stanie w pełni zrozumieć obcego kodu kulturowego – a jednak staje się odbiorcą spektaklu czy widowiska – sprawia, że zanika tu autentyczność? Być może „forma terapii” obejmuje tu już nie tylko widzów-turystów, lecz także autochtonów, nadając sztuce nową rangę i nowe znaczenie.

Jak widać ekonomiczne uwikłanie związane z turystyką może mieć także dobre strony. Artykuł Shinji Yamashity Tourism and the creation of culture: case in Bali, Indonesia, and Tono, Japan zaskakuje swoim, dla niektórych zapewne nowatorskim spojrzeniem na problem współczesnej turystyki. „Najazd barbarzyńców” okazuje się nie tylko nie destruktywnym, lecz wręcz mobilizującym i wzmacniającym impulsem dla rozwoju kultury. Jak pisze „dzisiejsza kultura nie może być oddzielona od takich fenomenów jak ››globalizacja‹‹, ››kreolizacja‹‹, ››fragmentaryzacja‹‹, ››deterytorializacja‹‹ i ››utowarowienie‹‹. Turystyka jest dobrym przykładem sprawdzania ››kulturowej logiki późnego kapitalizmu‹‹ […]”14.

Dzięki turystyce w niektórych krajach Azji Południowo-Wschodniej dokonuje się esencjalizacja kultury, która nie byłaby możliwa bez takiej formy kontaktu. „Turystyka […] raczej reaktywuje tradycyjną kulturę, niż ją niszczy”15. Tradycja poddana wpływowi turystyki, zdaniem Yamashity, jest zależna od perspektywy regionalnej, narodowej, a nawet globalnej. Co więcej, jest postmodernistyczna, a zatem jawi się jako rekonstrukcja wybranych elementów kultury, głównie w kontekście turystyki16.

Diamond opisuje artystę, którego sytuuje w alternatywnej części kultury kambodżańskiej – Manna Kosala, twórcę, który zasłynął ze swego nonkonformistycznego stosunku do sytuacji sztuki teatralnej w Kambodży. Od lat 90. XX wieku Kosal skoncentrował się w swojej pracy nad praktycznie zapomnianą w czasach rządów Czerwonych Khmerów formą teatru cieni. Ów dramaturg, reżyser, choreograf i przede wszystkim – mistrz kambodżańskiego teatru lalkowego, starał się nie tylko

13 A. Wieczorkiewicz, Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży, Kraków 2008, s. 5. 14 Por. S. Yamashita, Tourism and the creation of culture: case in Bali, Indonesia, and Tono, Japan, Toyota Foundation, Tokyo 1995, s. 112. „Nowadays culture cannot be cut off from such phenomena as ››globalization‹‹››, ››creolization‹‹, ››fragmentation‹‹, ››deterritorialization‹‹ and ››commodization‹‹. Tourism is good example for examining ››the cultural logic of late capitalism‹‹”. 15 Por.. „Tourism in both cases has actually reacitvated traditional culture rather than damaged it”. Tamże, s. 116

16 Por. „Current cultural traditions exist, therefore, as a ››postmodern‹‹ reconstruction of selected cultural elements, primarily in the context of tourism. In this sense, culture in the context of tourism reflects the way in which culture exists in our ››postmodern‹‹ age”. Tamże, s. 116-117.

124

odnowić tradycyjną formę teatralną. Jego blisko dwudziestoletnie studia na ten temat, w połączeniu z talentem i oryginalnym podejściem do sztuki, przyniosły mu popularność na całym świecie. W przeciwieństwie do klasycznego tańca, Kosal pracował nad formą niezwykle bliską „zwykłej” ludności Kambodży. Co więcej, jego sukces znalazł wymierny efekt w postaci budowy własnego budynku teatralnego, co poniekąd łagodzi niezwykle pesymistyczną wizję wykreowaną w omawianym artykule badaczki. Widzimy zatem możliwość rozwoju sztuki „niepopularnej” w swej „popularności”.

Diamond w kontekście aktualnej sytuacji Kambodży mówi wprost o „kulturze zależności” – w parze z zależnością finansową idzie coraz bardziej zagubiona kambodżańska tożsamość narodowa. Szansę na rozwój uzyskuje jedynie ten typ sztuki, który spodoba się osobom dysponującym środkami finansowymi. Filantropia zamienia się tu w niezbyt łaskawy i często przewrotny mecenat.

Czystość?

Autentyczność, której bardzo często domagają się w sztuce azjatyckiej tak jej twórcy, jak i niektórzy zagraniczni „widzowie”, zazwyczaj kojarzona jest z czystością. Pojęcie to odsyła nas tak naprawdę do pewnego bytu idealnego, ku któremu człowiek może zmierzać, lecz nigdy nie może być pewien, iż go w pełni osiągnie. Czystość konstytuuje się poprzez związek z jej zaprzeczeniem – brudem czy, jak zaproponowała to Mary Douglas, ze zmazą. Tak brud, jak i czystość dla tej brytyjskiej antropolożki społecznej związane są z „porządkującą, normotwórczą działalnością kultury, wszystkich kultur”17. Konstruują tabu, które stanowi „spontaniczny instrument służący ochronie dystynktywnych kategorii wszechświata. […] Redukuje intelektualny i społeczny nieład”18. Czystość jest zatem gwarantem porządku, obietnicą schronienia. Mimo to zbyt często zapomina się, iż należy ona do sfery idei (osadzonej w rzeczywistości, ustanawianej przez człowieka, jednak wciąż będącej subiektywną konstrukcją), zatem traktowanie jej jako najwyższej instancji w sądzie na temat wartości danej kultury jest brnięciem w ślepy zaułek.

Kwestią, która z pewnością wymaga bliższego, krytycznego spojrzenia jest wręcz manichejski podział zarysowany przez autorkę Emptying the Sea by the Bucketful… – na „autentyczne” i „turystyczne”, „niezależne” i „zależne”, „dobre” i „złe”.

Wkraczamy tu na teren rozważań nad sztuką w znacznie bardziej uniwersalnym wymiarze, nieograniczonym już tylko kategorią narodowości. Pierre Bourdieu zwrócił uwagę, iż granica wytyczana między sztuką awangardową, „czystą” a poddaną komercjalizacji jest niezwykle płynna i dychotomiczna19. Autor Reguł sztuki analizuje proces, który dokonał się w Europie od XVIII wieku aż do współczesności – a zatem narodzin kultury komercyjnej, z którą musiała zmierzyć się tak zwana sztuka awangardowa. Szczególnie koniec XIX wieku obfitował w nieustanną walkę o „sztukę czystą”, wyzwoloną – przynajmniej przez jakiś czas – z dążenia do osiągnięcia jak najwyższego zysku finansowego. Bourdieu zwalcza jednak mit „sztuki nieskażonej”, pokazując, że pole rynku i antyrynku zawsze się dopełnia. Owa deziluzyjna analiza – dotycząca wszak sztuki europejskiej – może stać się inspiracją dla myślenia o kulturze także innej części świata. W przypadku kraju postkolonialnego napotykamy jednak na jeszcze jeden, trudny do rozstrzygnięcia problem – a zatem czy nakaz „czystej

17 J. Tokarska-Bakir, Wstęp [w:] M. Douglas, Czystość i zmaza, Warszawa 2007, s. 8. 18 M. Douglas, [cyt. za:] J. Tokarska-Bakir, dz. cyt., s. 9. 19 Por. P. Bourdieu, Reguły sztuki, Kraków 2001.

125

sztuki” nie jest neokolonizacją w tym samym stopniu, co finansowe manipulowanie rozwojem określonej jej gałęzi. Być może spotykamy się tutaj z niejako ukrytą, lecz silnie działającą (auto-) orientalizacją. Pęd za tym, co pre-kolonialne, na przykład „czysto-kambodżańskie”, może okazać się unicestwianiem samego faktu kolonizacji. Zapominaniem, że kultura pozostaje żywa dopóty, dopóki zmienia się i nieustannie jest poddawana „aktualizacji” pod wpływem dokonującej się historii.

Richard Schechner, w swoim znakomitym artykule Wajang kulit na marginesie kolonialnym20, pokazał, że ta jedna z najsławniejszych jawajskich form teatralnych stanowi w rzeczywistości „produkt kolaboracji dworów z kolonialnymi uczonymi holenderskimi”21. Współczesne domaganie się w niej „czystości”, „jawajskości”, jest jedynie strategią „obliczoną nie tylko na to, by oczyścić wajang z polityki, zamrozić go w »autentyzmie« i braku nowoczesności, lecz także – by ukryć kolonialną obecność Holendrów i jawajskie reakcje na nią”22.

Pogoń za czystością może być drogą prowadzącą do nikąd. Nie walką o utrzymanie autentyczności, lecz powodem skostnienia, spetryfikowania formy, a co najgorsze – często zakłamywania postkolonialnej historii.

Autentyzm?

Pytaniem, którego nie sposób nie zadać, jest to, jak pojmujemy autentyczność. Czy sztuka – w samej swej esencji skazana na bycie sztuczną – może być autentyczna, prawdziwa? Czy mamy prawo formułować wyznaczniki, aksjologizujące formę artystyczną – a zatem dzieło człowieka, osadzone w konkretnym czasie i w konkretnej przestrzeni?

Nie sposób uciec tu od kategorii mimesis, obecnej w ludzkiej kulturze już od czasów Arystotelesa. Mimesis, która jest wiecznie rozedrgana pomiędzy rzeczywistością a fikcją, sztucznością a prawdziwością. Być może kulturę postkolonialną należy opatrzyć formułą „odczarowanej mimesis”. To, co dla kolonizatorów oznaczało autentyzm (bardzo często kojarzony jednak pejoratywnie z pierwotnością nie poddaną ucywilizowaniu), wymknęło się spod ich władzy – niestety przerażając czasem swą karykaturalnością także samych postkolonizowanych.

Czy yike (tradycyjna forma teatralno-dramatyczna), przygotowywane wieczorami, po zakończeniu pracy w polu, przez wspólnotę małej kambodżańskiej wioski dla swoich współmieszkańców jest „bardziej autentyczne”, niż to pokazywane kilkusetosobowej (często międzynarodowej) publiczności w klimatyzowanym teatrze w centrum Phnom Penh? Nowa jakość – uzyskana pod wpływem turystyki – bynajmniej nie musi prowadzić do destrukcji.

Trudno nie zgodzić się z argumentem, iż walka o odzyskanie, czy raczej odnalezienie tożsamości – także poprzez sztukę – ma charakter pozytywny. Uzależnienie się od gustu zachodniej, „turystycznej” publiczności może okazać się wkroczeniem w ślepy zaułek. Zachowanie niezależności i oryginalności powinno towarzyszyć każdej działalności artystycznej. Powrót do korzeni – szczególnie po kilkuset latach bycia skolonizowanym – jest przecież formą poszukiwania i konstytuowania narodowego „ja”.

20 R. Schechner, Wajang kulit na marginesie kolonialnym, [w:] tenże, Przyszłość rytuału, Warszawa 2000. 21 Tamże, s. 188. 22 Tamże, s. 181.

126

Z drugiej jednak strony nie można ignorować status quo. Tradycja, kultura, sztuka – zawsze pozostają pod silnym wpływem historii czy polityki. Powrót do korzeni, który w praktyce miałby oznaczać unicestwienie kilkudziesięciu, czy też kilkuset lat trwania określonej tradycji (także teatralnej) przypomina burzenie architektury zbudowanej w czasach obecnie „niepoprawnych politycznie”. Taki powrót do źródeł niesie w sobie niebezpieczny żywioł destrukcji. Problemem, z którym przede wszystkim musi się zmierzyć współczesna Kambodża, jest tak naprawdę walka o niezależność i rozwój. W moim odczuciu nie oznacza to jednak poszukiwania autentyczności nieskalanej komercjalizacją, czy też eliminacji potencjalnego zagranicznego widza, lecz znalezienie kompromisu między aktualną sytuacją polityczną i ekonomiczną a oczekiwaniami tak artystów, jak i szeroko rozumianej publiczności.

Porównania

Filipiny23

Krzyżowania, które odbywają się każdego roku w Wielkim Tygodniu w małej miejscowości Cutud w prowincji Pampanga, stały się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy Filipin. Tradycja ta sięga prawdopodobnie jeszcze czasów przedkolonialnych (XVI w.), lecz to właśnie działalność hiszpańskich misjonarzy przyniosła największy rozwój tego corocznego wydarzenia, zbliżając je tym samym do biczowań odbywających się dawniej w Europie. Krzyżowania w formie, w jakiej możemy je oglądać i dziś, wykształciły się w latach 60. XX wieku, kiedy to Artemio Añosa zdecydował się na pogłębienie swojej dotychczasowej panaty – miast odgrywać w lokalnie organizowanej inscenizacji pasji, sinakulo, bycie „na niby” przybitym (przywiązanym) do krzyża Chrystusem, zdecydował się naprawdę ukrzyżować swoje ciało.

Warto w tym miejscu przybliżyć owo obco brzmiące słowo, które w istocie kryje w sobie sens wszelkich praktyk religijnych na Filipinach – a zatem także najbardziej drastycznych, a przez to najlepiej rozpoznawanych za granicą, biczowań oraz krzyżowań. Panata oznacza poświęcenie, podjęcie określonej czynności w celu przebłagania Boga, proszenia go o spełnienie bardzo ważnego pragnienia, czy też w intencji bliskiej osoby. Raz podjęta musi zostać ukończona, dlatego często zdarza się, że osobę, która zdecydowała się na panatę a z ważnych powodów nie może jej kontynuować, zmienia najbliższa osoba z rodziny, konsolidując tym samym istniejącą wspólnotę.

Ambiwalencja oceny filipińskich krzyżowań spowodowana jest trudnymi często do pogodzenia dla zagranicznych widzów różnymi obliczami tego wydarzenia. Z jednej strony osoby odwiedzające kalbaryo napotykają dziesiątki kamer ustawionych na gigantycznych rusztowaniach, które transmitują na cały świat odbywające się tego dnia krzyżowania. Co więcej, twarz każdego z wybranych, Kristo, nie jest – w przeciwieństwie do biczowników – zakrywana, a zatem bardzo często trafia na okładki najpoczytniejszych na świecie gazet i czasopism. Także sama oprawa tego widowiska budzi w niektórych pewien niesmak – gdy w tłumie obok mdlejącego z bólu biczownika ustawiony jest wózek z lodami oraz watą cukrową, a obok rozlega się nawoływanie sprzedawcy pamiątkowych biczy. Warto w tym miejscu pamiętać o podobieństwach kulturowych – czyż

23 Na podstawie badań terenowych prowadzonych przeze mnie od listopada 2008 do kwietnia 2009 roku.

127

europejskie jarmarki, organizowane w czasie świętym, odpustowym, nie przypominają poniekąd krzyżowań w Cutud?

Jest to jednak tylko jeden sposób spojrzenia na wielkopiątkowe wydarzenie. Choć komercyjność, niewyobrażalnie rozwinięta od lat 80. XX wieku, a zatem od czasu, gdy krzyżowania zwróciły uwagę mediów, jest wyraźnie widoczna na każdym kroku, stanowi jedynie połowę odpowiedzi na pytanie, czym jest to wydarzenie. Odpowiedzi należy być może szukać w niezwykle silnym filarze tej kultury – filipińskiej religijności, zakorzenionej przede wszystkim we wspólnocie, jak i w osobistym kontakcie z Bogiem, nieco mniej zależnej od zdania Kościoła katolickiego. Pomimo licznych kontrowersji spowodowanych „komercyjną oprawą” widowiska, dla wielu podejmujących panatę jest to wciąż jedno z najtrudniejszych i najważniejszych wydarzeń w życiu. Wiara w sens przyjmowanego cierpienia pozwala dokonać rzeczy nadludzkich.

Interesująca wydaje się jednak zbieżność rozwinięcia, dawniej dość skromnego, lokalnego, widowiska wraz z medialnym zainteresowaniem, jakie wzbudziło w kraju i za granicą. Największe koncerny – takie jak na przykład Coca Cola – co roku rozpoczynają bitwę o możliwość reklamy swoich produktów w całym miasteczku, do którego zjeżdżają setki (czasem tysiące) turystów. Pieniądze nie nazywane są jednak „zapłatą”, lecz „darowizną” – przede wszystkim przez Rolando Navarro, obecnego „dyrektora” grupy przygotowującej krzyżowania w Cutud, ponadto syna Ricardo Navarro, autora sinakulo Via Crucis o Pasion y Muerte (Droga Krzyżowa albo Męka i Śmierć), na którym oparte jest widowisko24.

Komercyjność nieustannie przeplata się z autentycznością. Turystyka rozwija ów performans religijny, lecz przecież jednocześnie trwale zmienia charakter owego wydarzenia. Akcent lokalny musi ustąpić globalnemu. Czy jednak mamy prawo nazywać krzyżowania jedynie tanią rozrywką ku uciesze gawiedzi? Patrząc w twarz krzyżowanych Kristo, w każdy mięsień ciała biczownika, uginającego się pod ciężarem bólu, trudno uwierzyć, że kryje się za tym jedynie chęć zysku i sławy. Panata wciąż należy do sfery sacrum.

Bali

Niezwykle interesująca wydaje się perspektywa zaproponowana przez Shinji Yamashitę. W swoim artykule przybliża sytuację, w której znalazła się jedna z najsławniejszych wysp indonezyjskich – Bali. Wyspa, która stała się w latach 30. XX wieku Edenem dla zachodnich antropologów. Naukowcy i – co ważne w tym kontekście – także artyści – przyjeżdżali na Bali w poszukiwaniu finezyjnego i zachwycającego, przede wszystkim w swej orientalności, teatru. Badania – często o niezaprzeczalnej wartości – takich osób jak Clifford Geertz, Jane Belo czy Margaret Mead – nie wymagają zapewne przypomnienia. Problem, który przede wszystkim eksponuje Yamashita, to „uwikłanie” autentyzmu (czy też tego, co zachodni poszukiwacze pragnęliby odnaleźć) w turystykę. Turystykę, która jednak przetwarza, czasem degeneruje, a czasem mimo wszystko rozwija kulturę. Sława przyniosła Bali nie tylko poczesne miejsce w zachodniej nauce, lecz także trwale zmieniła jej oblicze. Dostrzeżenie swej odmienności, głównie przez kontakt z Innym – także z tym, który nagle staje się odbiorcą sztuki – zawsze zmusza do ponownej negocjacji statusu swojej tożsamości.

24 Por. S.A.P.Tiatco, A. Bonifacio-Ramolete, Cutud’s Ritual of Nailing on the Cross: Performance of Pain and Suffering, „Asian Theatre Journal”, 2008, nr 1, s. 67.

128

Yamashita pisze również o wpływie turystyki na wytworzenie się nowej formy („)nacjonalizmu(”) w Indonezji. Mowa tu o narodowym projekcie Wizyta w Indonezji w 1991 roku, w ramach którego został stworzony między innymi specjalny „kalendarz wydarzeń [artystycznych]”, promujący kulturę regionów, cieszących się największą popularnością wśród turystów25. W przypadku Bali nie zaistniało jedynie zaprezentowanie swej kultury przed oczami zagranicznej publiczności, lecz kwestia dużo bardziej skomplikowana i głębsza: nawiązanie dialogu. Kontakt z zachodnimi artystami i badaczami, którzy pozostali kiedyś przez dłuższy czas na indonezyjskiej wyspie, ucząc się od jej artystów, sprawił, że współczesną kulturę tego miejsca należy rozpatrywać w kategorii hybrydyczności. Czy „ostatni raj na Ziemi” nie stał się rajem utraconym? Przewrotność tego pytania jest kolejnym pretekstem do dyskusji na temat autentyczności skojarzonej z kategorią czystości.

Dokąd?

Walka między autentycznością a komercjalizacją, która toczy się cały czas, nigdy nie będzie miała końca. Turystyka – coraz energiczniej rozwijana i przez to tak ambiwalentna (co ilustrowały dwa skrajne stanowiska: Diamond oraz Yamashity i Wieczorkiewicz) – jest znakiem czasów. Niemożliwa wydaje się w pełni satysfakcjonująca odpowiedź na pytanie, czym jest „czystość”, „prawdziwość”, „niekomercyjność”. Choć autentyczność była jedną z największych obsesji człowieka nowoczesnego26, także w świecie ponowoczesnym domaga się swojego istnienia. Kultura zawsze była i tym bardziej będzie, nie tylko w coraz silniej zglobalizowanym świecie, uwikłana w politykę – na poziomie ekonomicznym (także ekonomiczno-turystycznym) czy ideologicznym. Z drugiej strony praca artystów, ich kunszt, a czasem wiara, gwarantują ocalenie sztuki – niezależnie od tego, w jakich okolicznościach i przed czyimi oczami będzie odgrywana. W kontekście spotkania krajów postkolonialnych ze swoimi byłymi kolonizatorami należy pamiętać o tak zwanej „łaźni kolonialnej” – przez którą, według Richarda Schechnera, przeszliśmy wszyscy, każdy człowiek na świecie27. Współczesna rzeczywistość domaga się „odczarowania” – świadomości tego, że „samo pojęcie »tradycji« stanowi nieraz produkt kolonializmu”28. Dotyczy to nie tylko opisanych przeze mnie Kambodży, Filipin, Bali, czy wspomnianej Jawy, lecz tak naprawdę całego postkolonialnego świata – Wschodu, Zachodu, Południa i Północy.

Każde z zaprezentowanych przez mnie stanowisk może być w tym samym stopniu słuszne, co mylne. Z pewnością wiele z postawionych przeze mnie pytań mogło zabrzmieć kontrowersyjnie. Celem tego referatu nie było jednak znalezienie łatwej odpowiedzi, rozrysowanie mapy, która pozwoliłaby bezpiecznie przejść przez mroczny labirynt. W przypadku kwestii związanych z kulturą (a zatem jednocześnie: z polityką, turystyką, ekonomią), być może wcale nie najważniejsze jest dojście do końca owego labiryntu, lecz samo wyruszenie w drogę prowadzącą w jego głąb.

BIBLIOGRAFIA

25 S. Yamashita, dz. cyt., s. 114. 26 Por. M. Warchała, Autentyczność i nowoczesność. Idea autentyczności od Rousseau do Freuda, Kraków 2006. 27 R. Schechner, dz. cyt., s. 215. 28 Tamże, s. 217.

129

Bourdieu P., Reguły sztuki, Kraków 2001. Diamond C., Emptying the Sea by the Bucketful: The Dilemma in Cambodian Theatre, „Asian Theatre Journal”, 2003, nr 2, vol. 20. Douglas M., Czystość i zmaza, Warszawa 2007. Schechner R., Wajang kulit na marginesie kolonialnym, [w:] Schener R., Przyszłość rytuału, Warszawa 2000. Tiatco S.A.P., Bonifacio-Ramolete A., Cutud’s Ritual of Nailing on the Cross: Performance of Pain and Suffering, „Asian Theatre Journal”, 2008, nr 1. Warchała M., Autentyczność i nowoczesność. Idea autentyczności od Rousseau do Freuda, Kraków 2006. Wieczorkiewicz A., Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży, Kraków 2008. Yamashita S., Tourism and the creation of culture: case in Bali, Indonesia, and Tono, Japan, Toyota Foundation, Tokyo 1995.

Netografia:

Cambodia Receives Foreign Aid of More Than $689 Million for Development in 2008, „The Mirror”, vol. 11, no. 513. http://cambodiamirror.wordpress.com/2007/06/21/thursday-2162007-cambodia-receives-foreign-aid-of-more-than-689-million-for-development-in-2008/ . Wiśniewska B., Siedem cudów świata – taniec Apsara, http://www.emonety.pl/page/siedem-cudow-swiata-8211-taniec-apsara-p628.html.

130

Piotr Kapusta

[email protected]

Nowa Huta – nowe życie? Powstanie „Najmłodszej siostry Krakowa”

Nowa Huta jest jedną z dzielnic administracyjnych Krakowa, zwaną też często „najmłodszą

siostrą” dawnej stolicy Polski. Jej mieszkańcy w dużej mierze jednak do dziś nie czują się

krakowianami, a sama Nowa Huta według projektów jej twórców miała być osobnym miastem,

swego rodzaju przeciwwagą dla Krakowa, do którego została włączona na mocy decyzji z 1 stycznia

1951. W jej skład wchodziło dwanaście dotychczasowych dzielnic katastralnych: Mogiła, Bieńczyce,

Mistrzejowice, Zesławice, Kantorowice, Krzesławice, Grębałowa, Lubocza, Wadów, Pleszów, Ruszcza,

Branice1. Centrum Nowej Huty znajduje się 12 km od Rynku Głównego2.

Pomysł budowy dużej huty surowcowej narodził się już w 1945 roku. Dwa lata później

powołano Komisję do Spraw Budowy Nowej Huty przy ministerstwie Przemysłu Ciężkiego oraz Dział

Projektowania Nowej Huty przy Biurze Projektów Przemysłu Hutniczego Biprohut w Gliwicach3.

Początkowo, w latach 1945 – 1948, pojawiło się wiele pomysłów co do miejsca lokalizacji huty. W

pierwszej kolejności stawiano na rejon Dzierżna nad Kanałem Gliwickim. Później, po zawarciu umowy

handlowej z ZSRR w dniu 26 stycznia 1948, rosły szanse miejscowości takich jak: Zator, Skawina,

okolice Tarnowa, Jarosławia, Tarnobrzegu i Krakowa4. Mimo to ciągle najpoważniej myślano o Śląsku,

o czym świadczy choćby przemówienie ministra Hilarego Minca na kongresie związków zawodowych

z 18 grudnia 19485. Ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu z powodu braku przestrzeni na

późniejszy rozwój huty żelaza, a 22 lutego 1949 roku władze centralne zadecydowały, że owa huta

oraz dzielnica mieszkaniowa, które miały być swego rodzaju „miastem przemysłowym”, zostaną

wybudowane na wschód od Krakowa, na terenach wsi Pleszów i Mogiła6. Innymi argumentami za

taką lokalizacją kombinatu, zawartymi w opinii wydanej na początku 1949 roku przez Komisję

Ministerstwa ZSRR, były: 1) wymiar i kształt powierzchni; 2) układ terenu; 3) wytrzymałość gruntu i

poziom wód gruntowych; 4) możliwość przyłączenia huty do trzech magistrali kolejowych:

wschodniej, zachodniej i północnej; 5) bliskość Krakowa7. Decyzja została podjęta po wcześniejszych

1 Kronika Krakowa, Warszawa 1996, s.384. 2 B. Klich-Kluczewska, Przez dziurkę od klucza. Życie prywatne w Krakowie (1945-1989), Warszawa 2005, s. 38. 3 A. Chwalba, Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1945-1989, t. 6., Kraków 2004, s. 206. 4 Tamże, s. 206. 5 Tamże, s. 207. 6 B. Klich-Kluczewska, dz. cyt., s. 37. 7 J. Salwiński, Decyzje o lokalizacji Nowej Huty pod Krakowem. Stan wiedzy [w:], J. M. Małecki (red.), Narodziny Nowej Huty, Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku, Kraków 1999, s. 78.

131

konsultacjach z ekspertami radzieckimi, którym przewodził inż. Chrysant Zybin8. Dyrektorem huty w

czasie jej budowy został inżynier Jan Anioła9, a pierwszą symboliczną łopatę wbito 26 kwietnia 1950

roku. Dziś znajduje się tam pamiątkowa tablica z napisem „W tym miejscu 26.4.1950 pierwszy

robotnik rozpoczął budowę Kombinatu”10. 21 stycznia 1952 roku huta otrzymała imię wodza

rewolucji październikowej Włodzimierza Lenina11. Dwa lata później, w dziesiątą rocznicę wydania

Manifestu PKWN, a więc 22 lipca 1954 roku, zapisano w kronice Nowej Huty: „W przeddzień

dziesięciolecia Polski Ludowej pierwszy wielki piec Huty imienia Lenina rozpoczął produkcję

surówki”12.

Decyzja o budowie kombinatu miała ogromne znaczenie dla Krakowa. Dawna stolica Polski już

od zakończenia II wojny światowej była dla nowego reżimu „symbolem tak zwanych sił reakcji i oporu

wobec nowej rzeczywistości”13. Bolesław Bierut, będący wówczas przewodniczącym Krajowej Rady

Narodowej, uznał memoriał skierowany w kwietniu 1945 roku przez arcybiskupa Adama Sapiehę,

prezesa Akademii Umiejętności Stanisława Kutrzebę oraz rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego

Tadeusza Lehra-Spławińskiego za akt opozycji, a nie za próbę dialogu z nowymi władzami polskimi. 3

maja 1946 roku doszło w Krakowie do manifestacji studenckiej. Jej krwawe stłumienie było pierwszą

konfrontacją między mieszkańcami miasta, a nową komunistyczną władzą14. To wydarzenie było

jedną z przyczyn faktu, iż w 1949 roku postanowiono, że Nowa Huta powstanie na terenie dawnych

podkrakowskich wsi. „Najmłodsza siostra Krakowa”, swoiste siedlisko klasy robotniczej, miała być

przeciwwagą reakcyjnego Krakowa. Zakładano, że będzie ona próbą realizacji stworzenia w Polsce

idealnego miasta industrialnego; oczekiwano, że w jej budowie wezmą udział przedstawiciele całego

narodu. Podobne miasta powstawały też w innych krajach, na przykład w ZSRR (Magnitogorsk), NRD

(Stinstadt, obecnie Eisenhuttenstadt) czy Węgrzech (Sztalinvaros, dzisiejszy Dunaujvaros)15.

Nowa Huta weszła w skład realizacji Planu Sześcioletniego (1950-1955), mimo, że jej budowę

rozpoczęto jeszcze przed jego początkiem. „Ustawa o 6-letnim planie rozwoju gospodarczego i

budowy podstaw socjalizmu” mówiła, że „Należy ukończyć pierwszy etap budowy nowej, wielkiej

huty żelaza pod Krakowem”16. Zachęcała do niej propaganda władz namawiająca do rywalizacji i

8 A. Chwalba, dz. cyt., s. 207. 9 Spacerownik. Nowa Huta – najstarsze osiedla, „Gazeta Wyborcza”, 28.05.2008, s. 6. 10 Tamże, s. 3. 11 J. Sadecki, O nowej to Hucie piosenka [w:] Najnowsza Historia Polaków. Oblicza PRL, „Rzeczpospolita”, 20.11.2007, s. 5. 12 J. M. Małecki, Historia Krakowa dla każdego, Kraków 2008, s. 282. 13 J. Purchla, Nowa Huta jako problem badawczy [w:], J. M. Małecki (red.) Narodziny Nowej Huty , Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku, Kraków 1999, s. 8. 14 Tamże, s. 7-8. 15 L.J. Sybila, Muzeum rozproszone Nowej Huty, Kraków 2007, s. 3. 16 J.M. Małecki, dz. cyt.., s. 282.

132

większej wydajności pracy, obiecująca lepsze życie. Miały do tego służyć między innymi piosenki: ze

słowami Stanisława Chruślickiego i melodią Jerzego Gerta17 z barwnym refrenem:

„ O Nowej to Hucie piosenka

o Nowej to Hucie melodia

a taka jest prosta i piękna

i taka najmilsza z melodii

O Nowej to Hucie piosenka

o Nowej to Hucie są słowa

jest taka prosta i piękna

i nowa jak Huta jest Nowa”18

lub inne, na przykład:

„Biją mocno serca

Młoty kłują głośniej,

Rośnie Nowa Huta

Nowe życie rośnie”19

a także hasła propagandowe: „Cały naród buduje Nową Hutę”20 oraz plakaty : „Buduj z nami Nową

Hutę”21 czy też „Kolego chodź z nami budować Nową Hutę”22. W działaniach tych brali ludzie z całej

Polski; taki obowiązek mieli studenci. Dla jednych praca była przekleństwem, dla innych nadzieją na

polepszenie warunków życiowych. Niektórzy z dumą po latach podkreślali „ja budowałem nową

Polskę”23 lub, że byli w grupach pracowników osiągających na przykład 270 lub 337 procent normy.

Najsłynniejsza była zetempowska brygada Piotra Ożańskiego, składająca się z sześciu osób, która 14

17 J. Sadecki, O nowej to Hucie piosenka, dz. cyt., s. 3. 18 http://www.bibliotekapiosenki.pl/Piosenka_o_Nowej_Hucie, 15.11.2009. 19 A. Chwalba, dz. cyt., s. 214. 20 Tamże, s. 214. 21 Tamże, s. 215. 22 Najnowsza Historia Polaków, dz. cyt., s. 1. 23 A. Chwalba, dz. cyt., s. 214.

133

lipca 1950 roku w trakcie pracy przy budowie bloku nr 2 na osiedlu Młodości wykorzystała podczas

jednej zmiany (osiem godzin) 34 728 cegieł, co stanowiło 525 % normy i odbiło się głośnym echem w

mediach. Kilka miesięcy później Ożański postanowił pobić swój własny rekord, ponieważ okazało się

że jedna z grup, zatrudniona przy wykopach regularnie przekraczała 558 %, a inna, trzyosobowa

dowożąca materiał na budowę wykonała raz aż 1500 % normy! Brygada Ożańskiego zamierzała w

październiku 1950 roku ułożyć 50 tys. cegieł w ciągu jednej zmiany. Przy okazji miała to być forma

uczczenia 33 rocznicy rewolucji październikowej. Warto pamiętać, że Mateusz Birkut, główny

bohater Człowieka z marmuru Andrzeja Wajdy, choć jest postacią fikcyjną to był wzorowany właśnie

na Piotrze Ożańskim24.

Budowie Nowej Huty ciągle towarzyszyła chęć rywalizacji oraz przekraczania norm, bicia

kolejnych rekordów. Pracowano nawet po 60 godzin w tygodniu, niedziel nie wyłączając25. Często

jednak dochodziło do przymusowych, nieplanowanych odpoczynków, przede wszystkim z powodu

braku materiałów budowlanych. Ludzie zatrudnieni przy pracy mieli na ten temat różne zdania.

Przytoczę teraz kilka opinii pracowników na temat budowy Nowej Huty. Zacznę od Marianny

Brzezińskiej z brygady tynkarek : „Jak przyjechałam do huty i pojadłam do syta to byłam szczęśliwa.

Za pierwszy miesiąc dostałam 670 złotych i nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Takie pieniądze nigdy mi

się na mojej biednej wsi nie śniły. W ciężkiej robocie byłam zaprawiona, w hucie zawsze

przekraczałam normy”26. O nowym mieście w superlatywach wypowiadał się także wspomniany już

Jan Anioła, pierwszy dyrektor huty: „Wokół głównej osi położone są poszczególne osiedla, które

tworzą w pewnej mierze samodzielne organizmy. Każde osiedle posiada wszystko, co jest potrzebne

do obsługi socjalnej mieszkańców. Są więc sklepy, punkty usługowe, świetlice, szkoła, przedszkole,

żłobek, kino. Każde osiedle posiada własny garaż dla samochodów osobowych. W obrębie własnego

osiedla mieszkańcy mogą zaspokoić wszystkie swe codzienne potrzeby”27. Nie wszyscy jednak

podzielali taki entuzjazm. Zupełnie inaczej początki budowy Nowej Huty wspominał Marian Brandys,

który mówił o niej w słowach: „Naopowiadali wam o Nowej Hucie rozmaitych cudów. Mówili, że jest

już gotowe wielkie miasto, że czekają szkoły, że od razu tam zaczną uczyć człowieka na kogo kto chce

[…]. A przyjechaliście i co? Gołe mury, namioty i ziemie każą kopać”28. Dla wielu praca w hucie na

początku lat pięćdziesiątych okazała się rozczarowaniem, z różnych powodów. Jednym z nich były,

niższe niż się spodziewano wynagrodzenia nie zawsze przychodzące w wyznaczonym terminie. Należy

także pamiętać o niezwykle trudnych warunkach powodujących ucieczki znacznej liczby

24 Spacerownik. dz. cyt., s. 13. 25 A. Chwalba, dz. cyt., s. 214. 26 J. Sadecki, dz.cyt., s. 5. 27 Spacerownik, dz.cyt., s. 6. 28 A. Chwalba, dz. cyt., s. 213.

134

pracowników. Wynikały one ze złej organizacji działań oraz niewielkiej ilości maszyn, przez co liczne,

ciężkie prace musieli wykonywać robotnicy. Mimo to ich liczba wzrastała wraz z postępem pracy – w

1953 przy budowie „najmłodszej siostry Krakowa” zatrudnionych było 4772 osób, 2 lata później

12 025, a w 1958 już 18 79229. Pochodzili oni z różnych rejonów kraju – na przykład z Warszawy lub

ze Śląska, do którego z kolei udawali się nowohuccy majstrowie, aby zdobyć doświadczenie pomocne

przy późniejszych pracach. Wielu robotników nie było wykształconych; tworzyli oni organizacje o

nazwie Służba Polsce (SP), składające się z młodzieży w wieku 16 – 21 lat oraz ludzi dorosłych przed

30-tym rokiem życia, nie podlegających służbie wojskowej, zwanych junakami. Najczęściej pracowali

oni tylko w określonych porach roku, przeważnie od wiosny do jesieni30. Znaczna ich ilość nie była

przygotowana do takiej pracy. Jeden z junaków wspominał: „Z każdym dniem pojawiały się coraz to

nowe i większe trudności. Jak się okazało, wielu junaków nigdy nie miało styczności z pracą fizyczną, a

tym bardziej tak ciężką. Pojawiało się wiele objawów świadczących o przeciążeniu pracą: robotnikom

puchły ręce, na dłoniach i palcach tworzyły im się odciski, powstawały pęcherze, bolały ich plecy, ale

władz to nie interesowało. Liczyło się tylko wykonanie i przekroczenie normy. Władze nieustannie

miały pretensje do poszczególnych kompanii, twierdząc, że inne wykonują 200 % normy, a te

konkretne mają na swoim koncie zaledwie 150-170 %. To było za mało, a nikt przecież za nadwyżkę

nie płacił, bez względu na ilość wykonanej normy. To była absolutnie praca społeczna”31. Mimo to

prace postępowały w szybkim tempie, powstawały kolejne budynki.

Nowa Huta była pierwszym miastem w powojennej Polsce, które wznoszono od podstaw,

mające być „szczęśliwym miastem szczęśliwej przyszłości”32. Początkowo powstawały mieszkania dla

budowniczych i pracowników huty. Zakładano zmianę człowieka wsi, z rolnika w człowieka miasta i

robotnika. Ogłoszono konkurs na projekt Nowej Huty, w którym zwyciężyła wizja inżyniera architekta

Tadeusza Ptaszyckiego33. Przewidywał on stworzenie miasta funkcjonalnego, zwartego o wyrazistej

koncepcji i regularnym układzie widocznym najlepiej z lotu ptaka. Było to nawiązanie do Gdyni oraz

do osiedli międzywojennej Warszawy. Projekt Ptaszyckiego został w późniejszym czasie poprawiony

przez architekta socrealizmu Edmunda Goldsamta i zatwierdzony w lutym 1950 roku przez Biuro

Polityczne PZPR34. „Najmłodsza siostra Krakowa” miała być miastem idealnym, zdrowym i wygodnym

dla pracowników kombinatu35. Anna Ptaszycka, żona projektanta pisała: „Najnowsze postulaty władz

wojskowych w dziedzinie planowania osiedli mówią o konieczności stwarzania silnych pasm

29 Tamże, s. 213. 30 Tamże, s. 213. 31 Spacerownik, dz. cyt., s. 12. 32 A. Chwalba, dz. cyt., s. 221. 33 Tamże, dz. cyt., s. 223. 34 Tamże, s. 223. 35 Tamże, s. 223.

135

izolacyjnych pomiędzy wielkimi zakładami przemysłowymi a zespołami mieszkalnymi, a także o

dążeniu do kształtowania raczej niewielkich zespołów mieszkalnych również od siebie

odizolowanych. Izolację taką stanowić mogą wały i nasypy terenowe bądź też pasma intensywnie

zadrzewione (wysokie drzewa i poszycie z krzewów różnej wysokości). Widoczna jest więc analogia w

kształtowaniu krajobrazu rolniczego w oparciu o potrzeby klimatyczne (wiatrochrony) i krajobrazu

miejskiego w oparciu o wymagania obrony kraju”36.

Nowa Huta, jak już wcześniej zostało wspomniane, powstawała na terenie podkrakowskich

wsi. Prace przy jej budowie dostarczyły ciekawych znalezisk archeologicznych, potwierdzających

obecność człowieka na tych terenach już około 4500 lat temu. Ludzie zamieszkujący tereny, na

których w 1949 roku rozpoczęto budowę „najmłodszej siostry Krakowa”, od starożytności zajmowali

się łowiectwem, hodowali bydło rogate, kozy, owce oraz świnie, produkowali na przykład narzędzia i

skóry. Decyzja o powstaniu nowego miasta spowodowała konieczność likwidacji domostw takich wsi,

jak między innymi Pleszów, Kościelniki czy Mogiła. Ich mieszkańcy, zwani „mogilakami”37, na mocy

dekretu z 26 kwietnia 1949 o nabywaniu i przekazywaniu niezbędnych do realizacji narodowych

planów gospodarczych38 mogli zostać pozbawieni dorobku życia. Wywłaszczeniami takich osób

zajmował się specjalnie powołany w tym celu Pełnomocnik Rządu, oraz, w późniejszym czasie,

Oddział Wywłaszczeniowy przy Wojewódzkiej Radzie Narodowej39. Wysyłali oni wezwania do

właścicieli domów. Jeżeli w ciągu 15 dni nie dochodziło do zawarcia umowy o nabyciu nieruchomości,

wówczas pozostawało już tylko wywłaszczenie. W sumie przeprowadzono je częściowo lub całkowicie

w ponad 4 tys. gospodarstw, przeważnie nie towarzyszyły temu umowy ani żadne decyzje na piśmie,

a od decyzji Prezydium WRN nie było możliwości odwołania; właściciele otrzymywali tylko

zawiadomienie zakończone słowami: „Niniejsze oświadczenie należy traktować jako ostateczne”40.

Od czerwca 1949 roku domy gospodarzy były burzone, a ich gospodarstwa niszczone za pomocą

koparek i kilofów. Często dochodziło do dramatycznych wydarzeń. Mieszkańcy dawnych

podkrakowskich wsi starali się przeszkadzać budowniczym jak tylko mogli. Nie chcieli opuszczać

swoich domostw, w efekcie zmuszały ich do tego dopiero interwencje funkcjonariuszy Milicji

Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa. Nocami niszczyli sprzęt, wkopane za dnia paliki i wykopane

rowy, obalali słupy. Na widok rozpoczynających pracę robotników zaczynali atakować ich kamieniami,

kłonicami, widłami i kosami41. Niejednokrotnie dochodziło do walk, w których walczący tracili

zdrowie i prawdopodobnie również życie. Kobiety odmawiały modlitwy padając na kolana i błagały

36 Spacerownik. dz. cyt., s. 6. 37 A. Chwalba, dz. cyt., s.227. 38 Tamże, s. 227. 39 Tamże, s. 227. 40 Tamże, s. 228. 41 Tamże, s. 228.

136

obsługujących spychacze słowami: „Człowieku, miejże litość w sercu, nie niszcz darów bożych”42.

Chłopi natomiast próbowali zatrzymywać owe spychacze niszczące ich plony, zasiewy i ogrody.

Czasami posuwali się do tego, że kładli małe dzieci na ziemi i mówili: „No jedź, zabierasz mi

ojcowiznę, to zabierz i życie”43. Nie trzeba zatem wyjaśniać przyczyn ich „niechęci” do władz

partyjnych. Można jedynie dodać, że złość chłopów pogłębiały odszkodowania (jeżeli w ogóle je

przekazywano), jakie otrzymywali za utracone gospodarstwa. Były to kwoty wręcz upokarzające i

wynosiły od 0,47 do 0,98 zł za metr44. Pogłębiały to także nagłówki w prasie, w której gospodarzy

nazywano nowohuckimi niegodziwcami, żądającymi wysokich rekompensat za -jak pisano- nieużytki,

ugory i piaski45.

Krakowianie generalnie mieli niezbyt przychylny stosunek do mieszkańców Nowej Huty.

Niejeden mieszkaniec dawnej stolicy Polski traktował ich jako ludzi z „wiochy”46, którzy dopiero mieli

się uczyć życia w miejskich warunkach i przez to bywali obiektem drwin i dowcipów. Uważano ich za

obcych lub wręcz wrogich, nawet po włączeniu Nowej Huty do Krakowa w 1951 roku. Taki

niepochlebny obraz nowohuckiej społeczności w oczach rdzennych mieszkańców Krakowa, aktualny

w jakimś stopniu do dziś, został utrwalony w ich świadomości w początkowym okresie budowy

nowego miasta, czyli do 1955 roku. Wynikało to w pewnej mierze z kontaktów krakowian z

robotnikami i członkami brygad junackich, którzy czasami udawali się na teren Krakowa by, jak to

określali ich zwierzchnicy, „wałęsać się”47. Przykładowo na początku lutego 1951 kilku junaków

dostało karę potrącenia 10% z wynagrodzenia oraz wpis do akt za „niemoralne prowadzenie się,

pijaństwo i wywoływanie awantur na ulicach Krakowa”48. Jeden z junaków przebywających w

Pleszowie mówił, że jego brygada budziła strach wśród okolicznych mieszkańców. Te opinie

potwierdzają słowa pana Mateusza Kardasa, wówczas kilkunastoletniego chłopaka (ur. w 1937 roku),

który obserwował powstawanie Nowej Huty na terenie „starego świata”: „Ale psychicznie – źle się

myślało o tej Hucie. Źle ze względu na straszliwy luz młodzieży, straszliwą demoralizację. (…) Wraz z

budową Nowej Huty rozpanoszył się bezgranicznie rozkład moralny, no i strach przed rozbojami

junaków – Służby Polsce – rzeczywiście psocili, bardzo dużo było pobić, napadów. (…) Kradli, wszystko

kradli. Pamiętam, jesienią kanał tutaj budowali. Zasypywano rzeczkę. Piękną rzeczkę! Z czterema

młynami. Myśmy się zawsze pluskali w tej wodzie, staw niedaleko, żabki rechotały. Ta rzeczka to była

radość! A później te dymy. Osuszono ziemię. Do nas Służba Polsce to do sadu w biały dzień przyszła,

42 Tamże, s. 228. 43 Tamże, s. 228. 44 Tamże, s. 229. 45 Tamże, s. 229. 46 Tamże, s. 230. 47 B. Klich-Kluczewska, dz. cyt., s. 168. 48 Tamże, s. 168.

137

trzeba było się w domu zamknąć, bo by wszystkich pobili”49. Junaków kojarzono głównie z

wandalizmem i pijaństwem. Warto wspomnieć, że różnym patologiom ulegały także kobiety i

dziewczęta. Do Nowej Huty podobno celowo zgłaszały się krakowskie prostytutki, które zamiast

pracować przy budowie kombinatu i osiedli zajmowały się swoim „zawodem”. Miało to wpływ na

najwyższy w tym czasie w kraju i województwie wskaźnik zachorowań na choroby weneryczne (w

1952 roku w Krakowie – kiła 0,2, rzeżączka – 3; w Nowej Hucie odpowiednio: 0,5 i 13)50. W

późniejszym czasie starano się walczyć z negatywnymi zjawiskami w dzielnicy. Zainicjowano nawet

kierowanie alkoholików na leczenie51.

Nowohucianie rewanżowali się krakowianom równie niewybrednymi opiniami na ich temat.

Mówili o nich, że „zgarniali ciężkie pieniądze dzięki hucie, a patrzyli z góry”52. Nazywali ich

„centkami”53, „centusiami”54, „krakusami”55. Nie zgadzali się z tym, że krakowianie traktowali tereny

nowego miasta jak obszary podbite, obszary gorsze od pozostałych dzielnic Krakowa. Władze

natomiast zamiast starać się jakoś łagodzić spory między krakowianami a nowohucianami, świadomie

je podsycały, przez co powstawały kolejne obszary konfliktowe między starym a nowym miastem.

Mimo, że w późniejszym okresie wzajemna niechęć i nieufność powoli się zacierały, to do dziś

przechadzając się ulicami Krakowa i osiedlami nowohuckimi można wyczuć odrębność między nimi.

W przełomowym dla Polski, Europy i świata roku 1989, zdarzało się, że niektórzy krakowianie z dumą

podkreślali, iż jeszcze nie byli w Hucie, która kojarzyła się im z patologiami, zagrożeniem, zdziczeniem,

powszechną demoralizacją, gwałtami i podobnymi negatywnymi zjawiskami. Te poglądy krakowian

dobrze odzwierciedla cytat Juliana Kawalca z powieści pod tytułem Przepłyniesz rzekę: „nie jedź,

bracie do Nowej Huty, bo po drodze skradną ci buty”56. Nowohucianie natomiast chwalili się:

mieszkam w Hucie, nie w Krakowie57.

Obecnie różnice między Krakowem a Nową Hutą stopniowo się zacierają. „Najmłodsza siostra”

dawnej stolicy Polski, rozbudowywana przez kilkadziesiąt lat początkowo miała być osobnym

miastem. Dla jej mieszkańców w dużej mierze jest nim do dziś i niewiele wskazuje na to, żeby to się

zmieniło w najbliższej przyszłości.

Bibliografia:

49 http://www.uwolnicteksty.pl/!001_mateusz_kardas.pdf, 19.11.2009. 50 B. Klich-Kluczewska, dz. cyt., s. 170. 51 Tamże, s. 170. 52 A. Chwalba, dz. cyt., s. 230. 53 Tamże, s. 230. 54 Tamże, s. 230. 55 Tamże, s. 230. 56 Tamże, s. 230. 57 Tamże, s. 230.

138

Chwalba A., Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1945-1989. t. 6., Kraków 2004.

Klich-Kluczewska B., Przez dziurkę od klucza. Życie prywatne w Krakowie (1945-1989), Warszawa

2005.

Kronika Krakowa, Warszawa 1996.

Małecki J., Historia Krakowa dla każdego, Kraków 2008.

Małecki J. (red.), Narodziny Nowej Huty, Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku,

Kraków 1999.

Purchla J., Nowa Huta jako problem badawczy [w:], Małecki J. (red.) Narodziny Nowej Huty ,

Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku, Kraków 1999.

Salwiński J., Decyzje o lokalizacji Nowej Huty pod Krakowem. Stan wiedzy [w:], Małecki J. M. (red.),

Narodziny Nowej Huty, Materiały sesji naukowej odbytej 25 kwietnia 1998 roku, Kraków 1999.

Sybila L., Muzeum rozproszone Nowej Huty, Kraków 2007.

Dodatki prasowe:

Najnowsza Historia Polaków. Oblicza PRL, „Rzeczpospolita”, 20.11.2007.

Spacerownik. Nowa Huta – najstarsze osiedla, „Gazeta Wyborcza”, 28.05.2008.

Netografia:

http://www.bibliotekapiosenki.pl/Piosenka_o_Nowej_Hucie, 15.11.2009.

http://www.uwolnicteksty.pl/!001_mateusz_kardas.pdf, 19.11.2009.

139

Justyna Pilarska

Bošniacy – szczęśliwi Muzułmanie Europy (?) czyli Dżihad kontra McŚwiat i inne teorie…

B.R. Barber, dyrektor Ośrodka Kultury i Polityki Demokracji im. Walta Whitmana na Rutgers

University, pełniący w przeszłości funkcję doradcy prezydenta B. Clintona, dowodził w swej książce

Dżihad kontra McŚwiat, iż procesy globalizacji (McŚwiat) i tendencje separatystyczne (Dżihad)

stanowią swoiste sprzężenie zwrotne oddziałując na siebie i mobilizując aktorów życia społecznego

do aktywnego działania1. Czy to właśnie te siły uwarunkowały przebieg wojny „domowej” w Bośni,

angażując w nią bojówki afgańskie, z drugiej zaś strony przyczyniając się jednocześnie do porażki

wojującego islamu, który nie znalazł podatnego gruntu wśród zlaicyzowanych, „wielokulturowych”

Bośniackich muzułmanów?

W świetle bieżących niepokojów społecznych wywoływanych przez zasymilowanych

potomków islamskich imigrantów w krajach Europy Zachodniej warto przyjrzeć się bliżej

Muzułmanom, którzy stanowią naturalny element pejzażu etnicznego Europy od XIV w. Być może

pozwoli to odpowiedzieć na pytanie jak odnajdują się w owym „zderzeniu cywilizacji”?

Bośnia to osobliwość na politycznej i kulturowej mapie Europy, która może być postrzegana z

perspektywy zmian pozytywnych, jak i destabilizujących region. Jest bodaj jedyną przestrzenią

autoidentyfikacji kulturowej świata islamu, gdzie obywatel tego kraju może określać się mianem

Muzułmanina w kategorii narodowości (statut narodu nadał wyznawcom islamu w Bośni marszałek B.

Tito w konstytucji z 1974 roku), zaś z wyznania być ateistą [sic!]. Z drugiej strony jest to ten

europejski obszar, który poddawany analizie politologicznej i socjologicznej określa się mianem

punktu zapalnego na mapie Europy biorąc pod uwagę czynniki wyznaniowe i etniczne. Jaką więc

przestrzenią życiową dla Bośniaków jest ten kraj? W jaki sposób mieszkańcy odnajdują tam swój

Lebensraum i Volksgeist?

Sam termin „Bośnia” jest pojęciem geopolitycznym, zaś pierwsza zachowana wzmianka o niej

pochodzi z 958 roku, podana w publikacji bizantyjskiego cesarza Konstantyna VII Profirogeneta, De

Administrando Imperio2. Bośnię3 w 1991 roku, a więc w przededniu wojny, zamieszkiwało ponad

1 B.R. Barber, Dżihad kontra McŚwiat, Warszawa 2004. 2 A. Čuvalo, Historical Dictionary of Bosnia and Herzegovina, Plymouth 2007, s. 27.

140

4,364 mln mieszkańców, z czego muzułmańscy Bośniacy stanowili 43,6%, Serbowie 31,4%, Chorwaci

17,3%, zaś pozostałe 5,5% określało się mianem Jugosłowian4. Po dramatycznym okresie walk wręcz

bratobójczych, masowych mordach, czystkach etnicznych, przymusowych przesiedleniach i emigracji,

w 2009 roku Bośnię nadal zamieszkują trzy główne narodowości, czyli Boszniacy, Chorwaci i

Serbowie, jednakże układ geodemograficzny uległ znacznej zmianie. Federacja Chorwacko-

Muzułmańska (51% Bośni) zamieszkana jest przez Chorwatów (14,3%) i Boszniaków5 (48%), zaś

Republika Serbska (49% terytorium) w Bośni ze stolicą w Banja Luce to terytorium niemalże wyłącznie

serbskie (37,1% ogólnej ludności w Bośni, zaś w samej Republice Serbowie stanowią 97% ludności)6.

Zmiany w obrębie struktury etnicznej Bośni i rozkład populacyjny przed konfliktem i stan

obecny przedstawiają poniższe mapy.

3 Dla uproszczenia w tekście pojęciem Bośnia skrótowo określam całe terytorium Bośni i Hercegowiny wytyczone na mocy układu pokojowego w Dayton w 1995 r. 4 O. Ibrahimagić, Bosna i Bošnjaci, Sarajewo 1996, s.31.

5 Bośniak to mieszkaniec Bośni niezależnie od pochodzenia narodowego, zaś Boszniak (Bošnjak) to Muzułmanin, czyli identyfikacja religijna przypisana narodowości. 6 Tamże, s. 78.

141

Struktura etniczna w Bośni w 1991 r., za: A. Čuvalo, dz.cyt., s. 287.

Struktura etniczna w Bośni w 2005 r., za: A. Čuvalo, dz.cyt., s. 287.

Choć plemiona słowiańskie przybyły na Bałkany już w VI-VII w., cezurą w historii Bośni i

Bałkanów, która odmieniła ich kulturowy i polityczny kształt determinujący poczucie tożsamości

kulturowej muzułmanów, był najazd Turków Osmańskich. W jego wyniku od 1463 do 1876 roku

Bośnia znajdowała się pod panowaniem tureckim. Islamizacja tych terenów dokonywała się w

niezwykle dynamiczny sposób od połowy XV w. Oto bowiem już w 1489 r. było na tym obszarze

29094 chrześcijan i 6870 muzułmanów7, sama wieś bośniacka była zislamizowana niemalże w całości

do końca XVIII w., podczas gdy w miastach muzułmanie stanowili większość już w XVI wieku8.

Bośniacka inklinacja do masowego przechodzenia na islam jest niezwykle frapująca jako że często

przypisuje się jej związek z istnieniem na terenie średniowiecznej Bośni Kościoła Bośniackiego oraz

7 N. Malcom, Bosnia - a short history, Londyn 2002, s. 48. 8 W. Felczak, T. Wasilewski, Historia Jugosławii, Wrocław 1985, s. 204-206.

142

ruchu bogomiłów rzekomo przechodzących na islam9. Wpływy islamu na Bałkanach sięgają jednak

wcześniej, wszak przed zdobyciem Konstantynopola w 1453 roku Turcy w 1365 roku zajęli

Adrianopol, a następnie Serbię (1389)10. Dominacja turecka (a zarazem muzułmańska) istotnie

odciskająca swe piętno na kulturze i procesach konceptualizacji tożsamości bośniackiej trwała

niewzruszenie do końca XVII w., kiedy to po pokoju karłowickim (1799) nastąpiła powolna utrata

terytoriów Bośni na rzecz Habsburgów, by ostatecznie je utracić po traktacie berlińskim,

stanowiącym końcowy akt kongresu berlińskiego, w 1878 roku. Należy dodatkowo nadmienić, iż

mieszkańcy XV-wiecznej Bośni przechodzili na islam w korzystnych warunkach, gdyż szlachta miała

prawo do zachowania dóbr i przywilejów, zaś dla chłopów było to o tyle kuszące, że ci, którzy na

islam nie przeszli stawali się raja – „innowiercami” płacącymi wyższe podatki11. Muzułmanie

utrzymali też swój korzystny status po wspomnianym kongresie berlińskim, który przyznał co prawda

Austro-Węgrom prawo do okupacji Bośni (de facto zaanektowanej w 1908 roku), lecz Habsburgowie

nie znieśli przywilejów właściwych muzułmanom, traktując ich jako sprzymierzeńców w walce z

serbskimi ruchami nacjonalistycznymi.

Czy mając na uwadze zależności historyczne można Boszniaków uznać za spełnionych

aktorów życia społecznego, w pełni wyrażających swą przynależność kulturową, a szczególnie

wyznaniową? Zapewne cieniem kładzie się w tej dyskusji czynnik polityczny, który uwikłany w

zagadnienia wyznaniowe implikuje wiele problematycznych kwestii przełomu XX i XXI wieku. Jedną z

takich kontrowersji wokół bośniackiego islamu jest domniemana współpraca służb specjalnych USA z

mudżahedinami12 wspieranymi przez Pentagon w latach 90. w byłej Jugosławii13.

Niektóre źródła przyjmują hipotezy (znajdując na nie potwierdzenie w określonych

dokumentach i dowodach wojskowych)14, iż Bośniacy wspierani przez Pentagon w wojnie na

Bałkanach 1992-1995 mieli brać udział w zamach terrorystycznych na USA we wrześniu 2001 roku,

zaś sami bośniaccy przyjaciele Osamy bin Ladena figurowali na liście płac CIA15. Dlaczego więc

socjalistyczna federacja Jugosławii gwarantująca swobody obywatelskie i wyznaniowe (z tych

ostatnich raczej nie korzystano nader gorliwie zważywszy na laicki i sekularny charakter społeczności

9 N. Malcom, Rasy, mity, początki: Bośnia do 1180 roku, „Krasnogruda”, 1997, nr 7, s. 5. 10 J. Danecki, Kultura Islamu, Warszawa 1997, s. 47. 11 Było to obraźliwie określenie o arabskiej etymologii używane przez Turków Osmańskich oraz sturczonych społeczności podbitych wobec chrześcijańskich poddanych posiadających mniejsze prawa niż wyznawcy islamu i płacących wyższe podatki. 12 Mudżahid to w kulturze islamu bojownik podejmujący dżihad w imię szerzenia islamu. Źródła tego określenia pochodzą z okresu walk z Biznajcum. J. Danecki, dz.cyt., s. 142. 13 J. Elsässer, Jak dżihad przybył do Europy, wojownicy boga i tajne służby na Bałkanach, Warszawa 2007. 14 Tamże, s. 18,78-79,102-103, 120-124, 230-232, 261-263. 15 Por. J. Elsässer, dz.cyt., A. Parzymies, Muzułmanie w Europie, Warszawa 2005, G. Kepel, Święta wojna: ekspansja i upadek fundamentalizmu muzułmańskiego, Warszawa 2003.

143

socjalistycznej tamtego okresu) nie uchroniła jej mieszkańców przez napływem ideologii religijnego

fanatyzmu? Wszak Jugosławia gwarantowała konstytucyjnie oraz w praktyce równouprawnienie

obywateli niezależnie od pochodzenia etnicznego i wyznaniowego. Notabene sam Marszałek Tito

zabronił w latach 50. XX wieku noszenia kwef i demonstrowania przynależności religijnej strojem.

Mimo to zaczęły się pojawiać głosy sugerujące, iż po śmierci towarzysza Tity „etniczne zoo zostało

przekształcone w kolebkę dżihadu”16.

Zwolennicy tej teorii uznają, że oskarżeni o popełnienie zamachów z 11 września 2001 roku

doskonalili kunszt terrorystyczny w latach 90. właśnie na Bałkanach, nie tylko bezpośrednio

uczestnicząc w działaniach wojennych, ale i mobilizując do nich samych Bośniaków17. W czasie wojny

w Afganistanie na Bałkanach w broń się zaopatrywano, zaś podczas konfliktu od 1992 roku sprzęt i

uzbrojenie były dostarczane mimo embarga na broń nałożonego przez Radę Bezpieczeństwa ONZ w

1991 roku na wszystkie republiki ówczesnej (jeszcze) Jugosławii. Niejasne fundamentalistyczne

konotacje oraz przypuszczenia dotyczące powiązań z radykałami islamskimi prowadzą do Egiptu,

gdzie w 1928 roku zawiązano grupę Młodzi Muzułmanie, będącą pochodną utworzonego również w

Egipcie fanatycznego stowarzyszenia Braci Muzułmanów Hasana al-Bahny18.

Należy jednak pamiętać, że na początku XX wieku w Bośni dominował

niefundamentalistyczny, nowoczesny nurt islamu, co wynikało głównie z faktu, iż po drugiej wojnie

światowej większość Muzułmanów reprezentowała orientację projugosłowiańską19. Być może

sprzyjał temu rosnący dobrobyt w strefie gospodarki wolnorynkowej, co pomagało wzmocnić

popularność koncepcji państwa wielonarodowego, o czym świadczy chociażby wysoki odsetek

„mieszanych” małżeństw w latach 1945-1990 sięgający 47%20, czy fakt, że w latach 80. co piąte

bośniackie dziecko pochodziło z takiego związku21. Znaczna laicyzacja życia społecznego w duchu

socjalistycznej koncepcji bratstvo i jedinstvo22 przyczyniała się do harmonijnie przebiegającego

dialogu międzykulturowego w obrębie narodowości jugosłowiańskich, zaś same cerkwie, meczety i

świątynie katolickie nie były uczęszczane ani tłumnie, ani często. Co więcej, więzy wytworzone przez

lata nieuwarunkowane pochodzeniem etnicznym czy narodowym poskutkowały osobliwym

16 J. Elsässer, dz.cyt., s. 10. 17 Tamże. 18 Stowarzyszenie Braci Muzułmanów to jedna z najbardziej radykalnych organizacji fundamentalistycznych w islamie. Jego struktura oparta jest na wzorach zakonów mistycznych derwiszów, aczkolwiek czerpie też inspirację z formy organizacji europejskich formacji politycznych, aktywnie działając w tej sferze. J. Danecki, dz.cyt., s. 53-54. 19 J. Elsässer, dz.cyt., s. 44. 20A. Čuvalo, dz.cyt., s. 285. 21 J. Elsässer, dz.cyt., s. 45. 22 Braterstwo i jedność było podstawowym sloganem-ideą porządku społecznego Jugosławii, acz jego źródła sięgają czasów drugiej wojny światowej (1941-45) i początków komunistycznej myśli społecznej na Bałkanach.

144

zjawiskiem. Oto po wybuchu wojny domowej wiosną 1992 roku do nowej bośniackiej armii

przyłączali się Serbowie i Chorwaci protestujący tym samym przeciwko nacjonalistycznemu

szaleństwu jakie ogarnęło byłą Jugosławię, walcząc tym samym de facto przeciwko Serbom bądź

Chorwatom. Z dostępnych danych wynika, że w maju 1992 roku 18% bośniackiej armii stanowili

Chorwaci, zaś 12% Serbowie23.

Działo się to niezależnie od faktu, iż do 1995 roku siła arabskich ochotników w różnych

oddziałach bośniackiej armii wynosiła od 15 do 40 tysięcy24. Od 1992 roku wartość finansowania

broni bałkańskiej przez Arabię Saudyjską sięgała 150 mln $ (fundusze pochodziły z zakatu i sadaki)25.

Być może przekonanie o perspektywie europejskiego dżihadu leżało też u podstaw powołania

batalionu El Mudžahid, funkcjonującego w ramach 3 Korpusu w 7 Brygadzie, zasilanego przez

bojowników z zagranicy. W walkach na terenie Bośni zaangażowani byli bowiem tzw. Afgańczycy,

czyli weterani wojny w Afganistanie (talibowie i mudżahedini), którzy w znacznej mierze przyczynili

się do podtrzymywania religijnej wizji konfliktu w Bośni26. Okazało się jednak, że wojujący islam nie

znalazł w Bośni podatnego gruntu, co wydaje się zrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, iż czasy

socjalistycznej Jugosławii naznaczone były organizacją życia społecznego na wzór osmańskiego

komşuluk, czyli tradycji wspólnego życia, która jako wykładnia relacji interpersonalnych była czasem

łamana, lecz nigdy odrzucana. Okazało się zatem, iż tradycja dobrosąsiedzka czasów niewoli

osmańskiej, zaboru austro-węgierskiego, chorwackiego faszyzmu i titowskiego socjalizmu skutecznie

utrwaliła więzi międzyetniczne, marginalizując wyznaniowe antagonizmy.

Faktem jest, że nowoczesny, niefundamentalny islam zadomowił się w przestrzeni kulturowej

i wyznaniowej Bośniaków już na początku XX wieku, dodatkowo wzmocniony po 1945 roku silnym

nurtem projugosłowiańskim, gdzie religia funkcjonowała jako sprawa osobista przy imponującej

lojalności wobec państwa wielonarodowego. Z drugiej jednak strony pojawiła się luka w integralności

tożsamości kulturowej, w której czynnikiem silnie oddziałującym okazał się fundamentalizm religijny.

Nie należy jednak obarczać za to winą jedynie globalnej fali fundamentalizmu i jej afgańskich

czy saudyjskich proroków. Jeśli przyjrzeć się symptomom ujawnionym w czasie konfliktu oraz

23 O. Ibrahimagić, dz.cyt., s. 138-141.

24 Źródła serbskie podają liczbę 15 000-40 000 wojowników, zaś Yossef Bodansky (szef grupy roboczej do spraw terroryzmu i broni niekonwencjonalnej w Senacie USA) mówił o 15 000-20 000. Notabene „Rzeczpospolita” opierając się na informacjach polskiego kontyngentu Sił Stabilizacyjnych (SFOR) podawała szacunkowa liczbę 5 000 arabskich sprzymierzeńców. Wszystkie dane za: J. Elsässer, dz.cyt., s. 70-73. 25 Broń była też dostarczana innymi kanałami, głównie z Turcji i Iranu za pośrednictwem Chorwatów. J. Bellion-Jourdan, dz.cyt., s.154. J. Bellion-Jourdan, Les reseaux transmitionaux islamiques en Bosnie-Herzegovine, [w:] X. Bougarel, Discour d’un Ramadan de guerre civile, „L’Autre Europe”, 1993, nr 26-27. 26 J. Elsässer, dz.cyt., s. 134.

145

aspiracjom narodowościowym i religijnym muzułmanów, szczególną uwagę zwraca sam A.

Izetbegović, którego Deklaracja Islamska z 1970 roku niedwuznacznie wypowiadała się za

powstaniem państwa islamskiego z wykorzystaniem tendencji fundamentalistycznych

zastrzegających, iż prawdziwy islam nie może istnieć w warunkach laickości (Izetbegović pozwalał

sobie nawet na krytykę polityki laickości Kemala Atatűrka)27.

I choć do lat 80/90 ubiegłego wieku można za badaczami islamu i fundamentalizmu28 uznać

islam bośniacki za europejski i postępowy, w pewnym momencie naciski ekstremistów forsujących

swą wizję świętej wojny poczęły być odczuwalne w Bośni. Wyrażana powszechnie postawa

tolerująco-uznająca wielowyznaniowość w Bośni stanowiła w oporze przeciwko takim koncepcjom

główne antidotum. Zaczęły więc na Bałkany napływać środki finansowe z państw organizacji

salafickich takich jak Egipt, czy teokratyczna Arabia Saudyjska. Kryzys ekonomiczny towarzyszący i w

główniej mierze powodujący rozpad Jugosławii, oraz posłuch propagandy islamistów zaszczepił w

Boszniakach przekonanie, iż państwo jugosłowiańskie nie zaspokoi aspiracji muzułmanów. Wzrastało

więc znaczenie władzy religijnej, przy jednoczesnej deprecjacji władz federacyjnych, mimo iż według

sondażu z 1990 roku w Jugosławii było zaledwie 34% wierzących, zaś 61% Bośniaków nigdy nie było w

meczecie29.

Rozpad Jugosławii stworzył warunki dla muzułmanów, by odłączyć się od państwa

rządzonego przez „niewiernych”, jednak niepowodzenie próby zaszczepienia dżihadu wynikało

głownie z tradycji kulturowej nurtu nowoczesności demokratycznego charakteru muzułmańskiego

społeczeństwa. Być może źródeł tego zjawiska należy doszukiwać się już w 1879, kiedy to Austro-

Węgry wypierając z terenów Bośni Imperium Osmańskie podważyły bośniacką tożsamość,

pozostawiając im jedną płaszczyznę autoidentyfikacji odwołująca się do kategorii zislamizowanych

Słowian, jednakże ruchy separatystyczne zaczęły zyskiwać na popularności. Muzułmańska mniejszość

straciła przewagę, jako że została zdominowana przez austrowęgierskich faworytów, czyli katolickich

Chorwatów. Ponadto, w dalszej konsekwencji muzułmanie musieli podporządkować się

prawosławnym Serbom, rządzących w latach 1918-1941 niezależnym królestwem Jugosławii. Nie bez

znaczenia było też zniesienie kalifatu przez K. Atatűrka w 1924 roku, co pozbawiło alimów

bośniackich jedynego religijnego punktu odniesienia. Zachwianie tożsamości wyznaniowej wzmógł

dodatkowo proces konceptualizacji laickiej tożsamości narodowej, opartej na wspólnocie

południowych Słowian (z serbskochorwackiego Jugoslavija to południowa Słowiańszczyzna).

Muzułmanie stali się więc jednym narodem jugosłowiańskim pozbawionym własnego terytorium, zaś

27 http://www.abcnet.com.pl/alija-izetbegovic-deklaracja-muzulmanska-po-bosniacku, 25.11.2009. 28 Por. G. Kepel, Święta wojna: ekspansja i upadek fundamentalizmu muzułmańskiego, Warszawa 2003. 29 X. Bougarel, Discour d’un Ramadan de guerre civile, “L’Autre Europe”, 1993, nr 26-27, s. 57.

146

laicyzacja sprzyjała tworzeniu wspólnoty wielokulturowej o zintegrowanym obrazie Innego, jako

naturalnego elementu życia społecznego. Z drugiej jednak strony pewne procesy polityczne i

społeczne zachodzące na skalę globalną zaczęły oddziaływać na budzącą się po rozpadzie Jugosławii

świadomość narodową bośniackich muzułmanów.

Choć w świecie islamu poczęła się dokonywać demograficzna eksplozja destabilizująca kraje

cywilizacji niezachodnich, próby przenoszenia społeczności z jednej cywilizacji do drugiej

(zaszczepienie radykalnej nauki islamu na grunt europejski) skończyły się niepowodzeniem. Być może

stąd wynika popularna ostatnio teza, iż wojny toczące się między społecznościami to nie dżihad, lecz

konflikty kresowe między wspólnotami (communal wars)30.

Trudno więc przyjąć tezę Huntingtona, iż źródłem konfliktów międzynarodowych nie są

ideologie czy gospodarka, ale różnice kulturowe wynikające z podziałów religijnych, które przesądzają

o tożsamości narodów31. Mając na uwadze charakter autoidentyfikacyjnych procesów okresu

Jugosławii wśród muzułmanów trudno też przyjąć za decydujący argument tezę G. Kepela, iż

odnalezienie tożsamości dokonuje się w „starych, gotowych do użycia wzorcach przynależności

etnicznej i religii”32. Wszak jak pisał sam Huntington, „Muzułmanie to Bośniacy, którzy nie chodzą do

meczetów, Chorwaci to Bośniacy, którzy nie chodzą do kościołów, Serbowie to tacy, którzy nie

chodzą do cerkwi”33. I choć wielowspólnotowość przestała istnieć i każda z grup rozpoczęła na nowo

proces identyfikowania się z szerszą wspólnotą kulturową określając się jednocześnie w kategoriach

religijnych, nigdy nie była to siła determinująca charakter interakcji w społeczności bośniackiej. Do lat

90. XX wieku Bośniacy byli społeczeństwem laickim, zaś jako „zeuropeizowani” muzułmanie popierali

oni wielokulturowość. Trudno więc po raz kolejny przychylnie spoglądać na refleksje socjologów czy

politologów (jak B.R. Barber) argumentujące, iż proces bałkanizacji państw narodowych wyraża

dychotomiczna płaszczyzna konfliktu „kultura przeciw kulturze”34.

Z jednej więc strony jest dżihad, wytyczający na nowo etniczne i przednarodowe granice

wewnętrznych państw, tzw. krwawa polityka tożsamości jako określa to Barber35, z drugiej zaś

pojawia się specyfika kulturowa Bośni, gdzie polityka tożsamości i wielokulturowość stanowią

strategie wolnego społeczeństwa, dającego wyraz swojej różnorodności. Zagrożeniem jest jednak

zjawisko, gdy pamięć wspólnej historii zostaje zaniechana na rzecz propagandy uprawianej w

30 S.P. Huntington, Zderzenie cywilizacji, Warszawa 2008, s. 37.

31 Tamże. 32 G. Kepel, dz.cyt., s.58. 33 S.P. Huntington, dz.cyt., s. 471. 34 B.R. Barber, dz.cyt.., s. 37. 35 Tamże.

147

muzułmańskich mediach, promującej wizję krzykliwej nieuchronności McŚwiata i powiewu dżihadu,

kiedy to tożsamość określana zostaje przez potrzeby i pragnienia36.

Czy Bośnia może więc czerpać z takich społeczności jak Ameryka, Francja czy Kanada, gdzie w

tożsamość narodową wbudowane są elementy pluralistyczne? Wszak wielkie imperia stworzone

przez Osmanów i Austro-Węgry represjonowały wyrażanie tożsamości narodowej w politycznej

formie i wymuszały współzależność, która stwarzała warunki dla otwartości na Inność. Wydaje się, że

paradoks Bośniackich imponderabiliów zawiera się w „pograniczu, jedności politycznej, przy

jednoczesnej dialektyce stałych tendencji dezintegracyjnych i jednoczących”37. I choć większość teorii

o zderzeniu cywilizacji nie znajduje zastosowania w przypadku specyfiki tożsamości kulturowej

bośniackich muzułmanów, nie należy lekceważyć siły odśrodkowych oddziaływań separatystycznych

wykorzystujących „chwytliwą” w przypadku kryzysu tożsamości społeczności zachodnich ideę

zjednoczonego pod sztandarem szaria'tu kalifatu nie tylko arabskiego, ale i europejskiego.

Bibliografia

Barber B. R., Dżihad kontra McŚwiat, Warszawa 2004.

Čuvalo A., Historical Dictionary of Bosnia and Herzegovina, Plymouth 2007.

Danecki J., Kultura Islamu, Warszawa 1997.

Elsässer J., Jak dżihad przybył do Europy, wojownicy boga i tajne służby na Bałkanach, Warszawa

2007.

Felczak W., Wasilewski T., Historia Jugosławii, Wrocław 1985.

Huntington S. P., Zderzenie cywilizacji, Warszawa 2008.

Ibrahimagić O., Bosna i Bošnjaci, Sarajewo 1996.

Malcom N., Rasy, mity, początki: Bośnia do 1180 roku, „Krasnogruda” 1997, nr 7.

Malcom N., Bosnia - a short history, Londyn 2002.

36 B. R. Barber, dz.cyt., s.39.

37 A. Stankowicz, Między bośniackością a jugoslawizmem, Bielsko-Biała 2004, s. 38.

148

Parzymies A., Muzułmanie w Europie, Warszawa 2005.

Stankowicz A., Między bośniackością a jugoslawizmem, Bielsko-Biała 2004.

Źródła internetowe

http://www.abcnet.com.pl/alija-izetbegovic-deklaracja-muzulmanska-po-bosniacku, 25.11.2009.

Czasopisma

Bellion-Jourdan J., Les reseaux transmitionaux islamiques en Bosnie-Herzegovine, “L’Autre Europe”,

1993, nr 26-27.

Bougarel X., Discour d’un Ramadan de guerre civile, “L’Autre Europe”, 1993, nr 26-27.

149

Aleksandra Aszkiełowicz

[email protected]

Doradca w postmodernistycznym świecie

Zjawisko ponowoczesności jest niezwykle złożone i niejednorodne. Znaczne trudności

napotykamy już przy jego definiowaniu. Warto jednak podjąć wyzwanie

i spróbować precyzyjnie określić zakres znaczeniowy omawianego zjawiska, które przez

A. Giddensa określane jest jako „późna nowoczesność”, przez U. Becka jako „nowoczesność

refleksyjna”, przez Z. Baumana natomiast jako „era ponowoczesna”1.

Dowartościowanie roli jednostki w kreowaniu i współtworzeniu rzeczywistości społecznej,

rozwój współczesnej nauki i technologii pociągnął za sobą nowy (naukowy) sposób patrzenia na

świat, nowy sposób jego rozumienia. Próbę analizy tego zagadnienia podejmuje wielu autorów. Są to

m.in.: A. Toffler, F. Fukuyama, J. Habermas, M. Foucault, A. Giddens czy Z. Bauman.

Nowy sposób patrzenia na świat wcale nie okazał się lepszy od poprzedniego –

modernistycznego. Współczesna rzeczywistość nie jest już tak klarowna i przejrzysta. Tomasz

Szkudlarek słusznie zauważa, że trudno jest dokonać charakterystyki postmodernizmu, która nie

przekształci się w „medytację nad trudnościami w przedstawieniu takiej charakterystyki”2. Teza ta

wskazuje na istotny aspekt, a mianowicie na niepokój związany z trudnością samookreślenia, na

„rozpuszczenie” tożsamości nie mogącej znaleźć oparcia w kolejno kwestionowanych fundamentach

kultury.

W sferze zjawisk kulturowych postmodernizmu mamy do czynienia z upadkiem wielkich

narracji, z fragmentaryzacją, rozbiciem i relatywizacją świata idei; z upadkiem uniwersalnego

Rozumu, z uprawomocnieniem się „lokalnych” racjonalności i irracjonalności; ze zmianą idei

podmiotu – pojawia się kategoria wielowymiarowej podmiotowości, niejednorodnej, „pogranicznej”

1 Czasem odróżnia się pojęcie postmodernizmu rozumianego jako zespół założeń filozoficznych, od ponowoczesności, która rozumiana jest jako zespół cech charakteryzujących wyłącznie życie społeczne. Warto zaznaczyć, że ponowoczesność nie odnosi się do kryzysu artystycznego modernizmu, ale do kryzysu nowoczesności, rozumianej jako pewien projekt cywilizacyjny, szczególnie zaś filozoficzny. (por. J. F. Lyotard, Kondycja ponowoczesna, Warszawa 1997, s. 7). 2 T. Szkudlarek, Wiedza i wolność w pedagogice amerykańskiego postmodernizmu, Kraków 1993, s. 27.

150

tożsamości; z odchodzeniem od myślenia uogólniającego na rzecz poszukiwania niejednorodności,

nieciągłości, różnic i przypadkowości etc. 3.

W dalszej analizie T. Szkudlarek pisze, że „postmodernizm akcentuje cząstkowość, parcjalność

wiedzy. Wszelkie dyskursy są lokalne i związane są z zajmowanymi przez osoby w nie zaangażowane

pozycjami podmiotowymi. Oznacza to, z jednej strony, że treść owych dyskursów zależna jest od

pozycji zajmowanych przez podmioty w relacjach społecznych a także, że sama podmiotowość

człowieka jest właśnie przez owe wielorakie dyskursy konstruowana. W tej perspektywie

ambiwalencja jawi się jako nieuchronna kondycja współczesnej podmiotowości”4.

Kolejni badacze rzeczywistości, tacy jak Fitoussi i Rosanvallon postrzegają obecny świat jako

świat wielkich kryzysów - państwa (szczególnie państwa opiekuńczego), pracy oraz tożsamości. Piszą

oni także, że sytuacja społeczna staje się coraz bardziej nieuchwytna, a poczucie tożsamości

społecznej słabnie5.

Opisywana przez wspomnianych autorów nieprzejrzystość społeczna

w połączeniu z innymi cechami naszych czasów jak ambiwalencja, niepewność, zagrożenie, w

wieloraki sposób odbija się na pracy doradców, terapeutów czy wychowawców.

Doradca, którego określamy mianem profesjonalnego, jest niewątpliwie wytworem

modernistycznego społeczeństwa, w którym dominowała tendencja utrzymywania ładu społecznego

zbudowanego według jasno określonych kryteriów. Na początku XX wieku doradca był osobą

szanowaną, ponieważ niósł pomoc jednostkom bezradnym, zagubionym, słabym, często był osobą,

która chroniła przed demoralizacją i degradacją, przed marginalizacją i społecznym wykluczeniem.

„Doradca był także posiadaczem prawdy, dyspozytorem niepodważalnej wiedzy o życiu, strażnikiem

mądrości w dziedzinie ludzkich działań i zachowań”6. W modelu ówczesnego doradcy znalazły

odzwierciedlenie jasność, dokładność, klarowne rozdzielenie dobra i zła, prawdy i fałszu, normy i

patologii. Alicja Kargulowa podsumowuje swoje rozważania na temat modernistycznego doradcy

pisząc, że „najlepiej było, gdy okazywał się on profesjonalistą z powołania, a nie z przypadkowego

wyboru i nawet najtrudniejsze zadania podejmował i wykonywał z pełnym zaangażowaniem

i pasją”7. W postfiguratywnej kulturze modernizmu indywidualność odgrywała bardzo małą rolę i

przeważnie była niedoceniana. Doradca, jako specyficzny desygnariusz i wytwór tejże kultury, był

3 Tamże, s. 28. 4 Tamże, s. 42. 5 J. P. Fitoussi, P. Rosanvallon, Czas nowych nierówności, Kraków 2000, s. 18. 6 A. Kargulowa, Doradca we współczesnym (nie)ładzie społecznym, [w:] B. Wojtasik, A. Kargulowa (red.), Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003, s. 52. 7 Tamże, s. 53.

151

strażnikiem zastanych wartości i panującego ładu, był nauczycielem życia wzorowanego na życiu

przodków.

Taki model doradcy funkcjonował bardzo długo i był jedynym, który określał sposób myślenia

o ludziach niosących pomoc. Poddany też został próbie przeszczepienia do późniejszych lat XX wieku.

W tym miejscu należałoby postawić pytanie, czy modernistyczny doradca ma rację bytu w świecie,

który określamy jako ponowoczesny?

Rzeczywistość ponowoczesna albo wyrzuca nas na margines życia społecznego, prowadzi do

izolacji i zamknięcia się w swoim świecie, albo mobilizuje w sposób spotęgowany naszą refleksyjność i

skłania nas niejednokrotnie do korzystania z pomocy innych osób: życzliwych nam bliskich lub

profesjonalnych specjalistów. Warto w tym miejscu podkreślić, że pomoc wzajemna nie jest

zjawiskiem nowym, podobnie jak korzystanie z pomocy osób kompetentnych: mędrców, doradców,

wróżbitów, ekspertów, terapeutów, konsultantów. Dzisiaj jednak jest to pomoc znacznie bardziej

rozpowszechniona, bardziej wyspecjalizowana, a przede wszystkim niezbędna. „Na jej kształcie,

sposobie jej poszukiwania i rodzaju jej wykorzystywania odciska się całe zindywidualizowanie życia

ludzi, wielorakość przeżywanych przez nich problemów, złożoność ich tożsamości

i niepowtarzalność ich biografii”8.

Współczesną rzeczywistość społeczną, w której działa doradca, charakteryzuje odczuwane

przez wielu ludzi zagubienie się oraz doświadczanie poczucia utraty tożsamości. Ludziom towarzyszy

niepokój wynikający z braku zakorzenienia w miejscu i czasie, brak możliwości wywierania wpływu na

ważne życiowo wydarzenia, doświadczanie lęku, zagrożenia, niepewności, tymczasowości.

Zmiany charakterystyczne dla okresu postnowoczesnego to różnorodność celów, form

organizacyjnych i metod działania doradców, którzy skoncentrowani są przede wszystkim na

rozwiązywaniu problemów łączących się z konstruowaniem własnej biografii przez jednostki.

Ponowoczesność jest często utożsamiana z uczestniczeniem doradców w świadomym przekształcaniu

tożsamości ich klientów.

Pomimo znacznych zmian, jakie zaszły w modelu działalności doradcy, zdaniem Alicji

Kargulowej w dalszym ciągu jest on uważany za „pośrednika między wewnętrznym światem osoby

szukającej porady a szerszym światem społecznym, jest „profesjonalnym operatorem” włączającym

się w życie tej osoby i pomagającym jej uporać się ze swoimi problemami”9.

8 A. Kargulowa, O teorii i praktyce poradnictwa. Odmiany poradoznawczego dyskursu, Warszawa 2005, s. 8 – 9. 9 Tamże, s. 162.

152

Społeczny świat ponowoczesny, postindustrialny, nazwany przez U. Becka „społeczeństwem

ryzyka”, czy jak go określa J. Rifkin świat postrynkowy, jest zupełnie innym światem niż ten, w którym

powstawała profesja doradcy i dookreślała się jego społeczna rola. Jednak instytucje poradnicze nie

zostały zamknięte, a doradca nie przestał być częścią otaczającego go świata i aktywnym

uczestnikiem życia społecznego, uczestnikiem podlegającym jego wpływom i poszukującym w nim

swojego miejsca. Jego sytuację zawodową i społeczną komplikuje brak jednolitego przepisu

społecznej roli doradcy, co wyraża się równoczesnym przeżywaniem przez niego tęsknoty „za” i chęci

ucieczki „od” strukturalizacji działań, a tym samym pociąga za sobą konieczność, ale i możliwość,

bezustannego, samodzielnego definiowania swojej zawodowej tożsamości, potrzebę stałego

uzasadniania przydatności i potwierdzania głębokiego sensu swojej działalności.

Wydaje się, że jedynym, co może przywrócić człowiekowi właściwą perspektywę patrzenia na

rzeczywistość wkoło niego i na swoje miejsce w świecie jest drugi człowiek. Naprzeciw takiemu

myśleniu wychodzi filozofia dialogu. Jednostka ludzka zostaje zmuszona niejako do opuszczenia

swojej bezpiecznej, ale klaustrofobicznej pustelni własnego ego i zaczyna poszukiwać siebie w drugim

człowieku. Współczesny świat wcale tego nie ułatwia.

Ponowocześni doradcy, realizując swoje zadania, cały czas odczuwają, zdaniem

A. Kargulowej, że podobnie jak ich klienci, działają w nieklarownej sytuacji społecznej.

W związku z tym muszą brać pod uwagę to, że radzący się nie zawsze będą mieli jasno sprecyzowane

cele życiowe, a na pewno jeszcze mniej osób będzie wiedziało jak je osiągnąć i zrealizować. Doradcy

muszą więc uwzględniać, że cele wspomaganych mogą być rozliczne, różnorodne i niejednoznaczne,

a często nawet wewnętrznie sprzeczne, a także nie w pełni ujawniane. Cele te mogą też się zmieniać

już w trakcie udzielania porady, a zatem jednez nich mogą zostać odrzucone, a inne dopiero

odkryte10.

Na początku XX wieku doradca, przystępując do pracy z osobami radzącymi się tworzył

diagnozę przypadku. Doradca współczesny, nawet gdy nie do końca uświadamia sobie brzemię

społecznej misji, jakie na nim spoczęło, powinien traktować radzącego się jak jednostkę samodzielną i

twórczą, w kontakcie z nim poszukuje odpowiedzi na liczne pytania, m.in. „co jednostki w danej

sytuacji są zdolne zrobić, w jaki sposób mogą organizować stosunki między sobą, jakie szanse dzięki

temu mogą odkryć dla siebie w danej sytuacji oraz w jakich warunkach i okolicznościach będą mogły

nabywać i rozwijać nowe umiejętności, pozwalające na podejmowanie nowych działań, zachowań,

10 Tamże, s. 168.

153

rozwiązywanie innych problemów i korzystanie z innych jeszcze szans”11. A. Kargulowa dodaje zaś, że

w związku z powyższym doradca może analizować, w jakie trajektorie zdarzeń są uwikłane ich losy, a

więc jakie możliwości i sukcesy oraz trudności i cierpienia są udziałem osób radzących się12.

Współczesny doradca, korzystając z dostępnej wiedzy psychologicznej na temat jednostki

ludzkiej i jej zachowań, stara się postrzegać wspomaganego nie tylko jako aktora społecznego, ale

jako człowieka, który żyjąc w świecie targanym licznymi kryzysami, może być wciągnięty w trajektorię

wydarzeń, na które może nie mieć wpływu, nad którymi może nie być w stanie zapanować w danej

chwili, ale z którymi chce sobie poradzić i dlatego mobilizuje się i zasięga porady.

Doradca wchodząc w kontakt poradniczy z osobą wspomaganą, ma możliwość wyboru

scenariusza działania. Jak w każdym działaniu społecznym, tak i w zawodzie doradcy jest

dopuszczalny pewien wachlarz możliwości, pod warunkiem, że respektują one zasady działalności

poradniczej i nie są sprzeczne z etyką zawodu. Takie scenariusze działań doradcy w ponowoczesności

przedstawia A. Kargulowa, podkreśla jednak, że typologia oparta jest na zasadzie obserwacji

zachowań doradców w ponowoczesnej rzeczywistości, a tą często rządzi przypadek. Dużą rolę

odgrywają w niej nieprzejrzystość świata, płynność tożsamości osób uczestniczących w relacjach

społecznych, jak i rynkowość i konkurencja w zakresie dostarczania usług, a więc i usług w postaci

niesienia pomocy poradniczej i doradczej.

Scenariusze działań ponowoczesnych doradców wg Alicji Kargulowej13.

Świat idei

Świat realny

MISTYK

Ocena stanu rzeczywistości społecznej

Stosunek do rzeczywistości społecznej

Ład

Nieład

11 M. Crozier, E. Friedberg, Człowiek i system. Ograniczenia działania zespołowego, Warszawa 1982, s. 192. 12 A. Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 170. 13 Tamże, s. 57.

154

Akceptacja aktualnego stanu OPTYMISTYCZNY PRAKTYK CYNIK ANOMIJNY

Potrzeba zmiany CYNIK „GRACZ” NEGOCJATOR, ŁĄCZNIK, EDUKATOR,

PRAGMATYK

Doradcą, który stoi ponad społecznym nieładem, a niesienie pomocy określa jako swoje

powołanie, jest mistyk. Stara się przekonać wspomaganych, że są panami swojego losu, że poprzez

dokonywanie życiowych wyborów mogą siebie kształtować. Mistycy bardzo często odwołują się do

myśli filozoficznej, posługują się przykładami zaczerpniętymi z literatury pięknej, z Biblii, mitologii lub

ukazują dokonania znanych osób. Starają się przez to udowodnić, że życie człowieka jest zmaganiem

się z koniecznościami i może polegać na poddaniu się zewnętrznym naciskom albo wyrażać się w

skutecznym opanowywaniu rzeczywistości. Dowodzą, że działanie ludzkie jest przede wszystkim

wydobywaniem sensu, ponadczasowych wartości, dostrzeganiem ponadziemskiego ładu czy

nadrzędnego, pierwotnego porządku, może być poszukiwaniem siły w sobie, odkrywaniem „związku

między wewnętrzną istotą a miejscem człowieka w świecie”14.

Kontakt mistyka ze wspomaganym ma najczęściej charakter dialogiczny, jest nacechowany

troską i dbałością, którą charakteryzuje odwracalność, niezastępowalność i podobieństwo. Owa

odwracalność jest wyrażona poprzez konstruowanie równoważnego układu „Ja – Ty”.

Niezastępowalność powoduje, iż doradca uznaje, że każda osoba, z którą ma możliwość się spotkać,

jest jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, ale też i jego, jako doradcę nikt nie mógłby „wyręczyć”.

Podobieństwo z kolei wyraża się w szacunku do siebie i w dbałości o drugiego.

Doradca, bazując na tych przekonaniach, dąży do autentycznego spotkania. Zachęca do

szerszego oglądu świata i siebie na jego tle, do uwolnienia się z przesądów

i uprzedzeń, do wnikania w swoje przeżycia i dociekanie, jakie znaczenie nadają kolejnym,

dokonywanym przez siebie wyborom. Najczęściej doradca – mistyk pełni rolę spowiednika, cichego i

pełnego zrozumienia słuchacza, „zwierciadła duszy”. Wnikliwie wsłuchuje się

w ludzkie cierpienie, pomaga w usuwaniu wewnętrznych niezgodności wzbudzających niepokój

sumienia, poczucie winy, rozdrażnienia, a nawet poczucia nieadekwatności życia15.

14 A. Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 173 15 Tamże, s. 173 – 174; A. Kargulowa, Doradca we współczesnym ( nie)ładzie…, dz.cyt., s. 57 – 58.

155

Scenariusz mistyka, przedstawiony pokrótce, oparty jest na strategii spotkania „Ja – Ty”,

które umożliwia całościowe wsparcie duchowe człowieka na jego życiowej drodze16. Jakość

udzielonej porady jest wysoka wtedy, gdy zmieni się sposób życia klienta na bardziej wartościowy,

godny, szlachetny, sensowny, bądź gdy wspomagany nada inne znaczenia zdarzeniom zachodzącym

w jego życiu, dokonywanym wyborom, podejmowanym działaniom. „Proces ten jest zawsze

procesem trudnym i nie pozbawionym cierpienia, na co jest przygotowany doradca wybierający ten

scenariusz niesienia pomocy i na co musi być przygotowany radzący się”17.

Strategią odmienną jest sposób działania realizowany przez optymistycznego praktyka. Jak

sama nazwa wskazuje taki doradca koncentruje się na dobrych stronach życia. Nie wnika tak głęboko

w przeżycia wspomaganych jak mistyk, nacisk kładzie na zapewnienie doraźnego komfortu

psychicznego i oszczędzeniu innym cierpienia. W związku z tym toleruje słabości, a niekiedy nawet

niedojrzałość swoich klientów. Odwołując się do wcześniejszego podziału A. Kargulowej,

optymistyczny praktyk będzie raczej doradcą dyrektywnym, podsuwającym gotowe rozwiązania.

Może również minimalizować znaczenie przeżyć traumatycznych dla obecnego życia. Najczęściej

okazuje radzącym się życzliwość, przywiązanie, zainteresowanie, współczucie.

Optymistyczny praktyk stosuje strategie wypierania przeszłości, koncentruje się na tym, co

„tu i teraz”, ogranicza się do tego, co obecne, łatwo uchwytne i widoczne. Nie dąży do tego, aby

radzący się odnalazł sens swego życia, nie pragnie również zmieniać świata wartości wspomaganego,

stara się nie narażać go na trudności wynikające z prób podsumowywania swego życia i

zdystansowanego oceniania siebie. Stara się natomiast wskazywać jasne strony rzeczywistości i

zachodzących w niej wydarzeń, zakładając, że dostrzeganie we wszystkim dobra może prowadzić do

jego czynienia, a odnajdywanie pozytywów w przykrych wydarzeniach może zmniejszyć cierpienia.

Cechy, które charakteryzują optymistycznego praktyka, a więc ciepły stosunek do innych,

wyrozumiałość dla ich słabości, opiekuńcze podejście do zgłaszających się po pomoc, może spłycać

podejmowane działania doradcze, terapeutyczne, wspomagające. Wynika to

z faktu, że częściej zachęcają do częściowego bagatelizowania niepokojących wydarzeń, niż do ich

systematycznego przepracowywania. Idealny klient dla takiego doradcy to osoba, która mu

bezgranicznie zaufa, dla której będzie idolem, osoba, która nie podejmie racjonalnych analiz swojego

16 A. Czerkawska, Oblicza pasji i powołania w pracy doradcy, [w:] B. Wojtasik, A. Kargulowa (red.), Doradca…, dz.cyt., s. 174. 17 A. Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 175; zob. też: M. Kulczycki, Rozważania wokół psychologicznego poradnictwa życiowego, Wrocław 1998.

156

problemu. Uczucie ulgi, poczucie uwolnienia od problemu są oczekiwanym stanem wielu ludzi, stąd i

optymista praktyk znajduje popyt na „rynku pomocy”18.

Przeciwieństwem optymistycznego praktyka jest pragmatyk, który bardzo wnikliwie śledzi i

ocenia otaczającą go rzeczywistość. W jego scenariuszu działania spotkać można przede wszystkim

intelektualne kalkulacje szans i ryzyka podejmowanych kroków, które połączone są z poszukiwaniem

skutecznych strategii. W działaniu pomocowym skupia się na doborze środków, szukania

profesjonalnych rozwiązań, zdobywa coraz to nowe umiejętności w zakresie prowadzenia rozmowy,

przekonywania ludzi, budowania kompromisu, stawiania diagnozy. Strategia ta nastawiona jest na

wspomaganie klienta w obszarze formułowania przez niego i realizacji praktycznych celów życiowych,

zachęcająca do dochodzenia do perfekcji w rozwiązywaniu przez radzącego się zadań, do osiągania

sukcesów, do eliminowania nieskutecznych działań, do unikania porażek.

Pragmatyk jest kontynuatorem idei i metod doradcy modernistycznego, z tym że ma lepsze

narzędzia. Poradnictwo traktuje jako rodzaj nieformalnego uczenia się sytuacyjnego, które

towarzyszy działaniom w sytuacjach codziennych, dostarcza wiedzy, która może być wykorzystywana

w podobnych sytuacjach życiowych, jest efektem sposobu myślenia, postrzegania i współpracy

wszystkich uczestników sytuacji, jest także integralną jej częścią19.

Doradca pragmatyk zakłada, że ludzie nie znoszą długiego stanu niepewności

i szukają pomocy, aby tę niepewność rozwiać. Podstawą pomocy zaś może być jedynie dobrze

postawiona diagnoza. Doradca ten wychodzi z założenia, że korzystanie z jego pomocy jest

nieuniknione, że problemy ludzkie są czymś niejako autonomicznym, a to, że ktoś nie ma ich teraz,

nie oznacza, że nie będzie ich miał w przyszłości.

Kolejna strategia przyjmowana przez doradców w ponowoczesności to negocjator, który

wychodzi z założenia, że podstawą niesienia pomocy, społecznego współżycia

i codziennego bycia ludzi jest prowadzenie autentycznego dialogu na wszystkich szczeblach

społecznej struktury. Prowadzenie takiego dialogu wymaga jednak starannego przygotowania w

zakresie umiejętności słuchania, komunikowania swoich przeżyć, doznań, ocen, sądów. Negocjatora

łączy z pragmatykiem to, że obaj uczą się technik działania doradczego, ale negocjator zabiega przede

wszystkim o poszerzenie swoich umiejętności interpersonalno – organizacyjnych, dlatego

koncentruje się na technikach komunikacyjnych, sztuce prowadzenia dialogu. W przestrzeni

18 A. Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 175 – 176; A. Kargulowa, Doradca we współczesnym (nie)ładzie…, dz.cyt., s. 58. 19 M. Malewski, Edukacja dorosłych w pojęciowym zgiełku. Próba rekonstrukcji zmieniającej się racjonalności andragogiki, [w:] „Teraźniejszość – Człowiek – Edukacja”, 2001, nr 2 (14), s. 38.

157

społecznej, w której funkcjonuje i działa, przyjmuje na siebie rolę katalizatora zmian poglądów,

zamiarów i nastawień.

Negocjator, w większym stopniu niż poprzedni doradcy, uwzględnia niejednoznaczność

otaczającego nas świata, ograniczoność i kruchość wiedzy na jego temat, co stara się potwierdzać w

swoim postępowaniu. W kontakcie z osobami wspomaganymi dopuszcza przedstawienie innej

prawdy niż znana przez niego, dopuszcza także możliwość wypracowania całkiem nowego stanowiska

w dyskutowanej kwestii. Najchętniej pomaga osobom aktywnym życiowo, skłonnym do podjęcia i

kontynuowania dialogu, które są otwarte na nowe rozwiązania, a trudności mają jedynie z realizacją

swoich pomysłów.

Doradca negocjator, pomimo posiadania własnych sądów i przekonań, nie zamyka się w

swojej wiedzy i liczy się z tym, że w trakcie prowadzenia pracy wspomagającej może ona wydać mu

się niedoskonała, niesłuszna lub niekompletna, w związku z czym może także z niej zrezygnować,

wzbogacić ją lub zmienić. W kontakcie pomocowym koncentruje się nie tyle na osobie, ile na

problemie, który jest przedmiotem negocjacji, a takie cechy radzącego się jak sytuacja społeczna,

stan emocjonalny, cechy osobowościowe są jedynie kontekstem prowadzonego dialogu.

Społecznym powołaniem edukatora, jako kolejnego doradcy, jest uczenie innych radzenia

sobie ze swoimi problemami, które znacznie się skomplikowały w obecnej, niejasnej rzeczywistości.

Strategie stosowane przez doradcę edukatora są skierowane nie tylko w stronę radzących się

jednostek, ale również grup, organizacji, a nawet szerokich kręgów społecznych, dzięki czemu,

zdaniem O. Czerniawskiej, są one włączane do uczestniczenia w dziele porządkowania i

„dospołeczniania” społecznego świata20. Działania podejmowane przez edukatora mają na celu

przede wszystkim wniesienie czegoś nowego do myślowych i emocjonalnych procesów

konstrukcyjnych u wspomaganych.

Do swoich odbiorców edukator zwraca się bezpośrednio, ale także poprzez różnego rodzaju

media, takie jak: czasopisma specjalistyczne, audycje radiowe i telewizyjne, poradniki książkowe.

Doradca realizujący strategię edukatora zdaje sobie sprawę ze znaczenia, jakie ma emocjonalne

zaangażowanie wspomaganych osób dla wyniku wspomagania, ale na ogół kieruje się kryteriami

racjonalnymi. Uważa, że każdy może nauczyć się rozwiązywać swoje problemy, ale może też – nie

rozwiązując ich – nauczyć się radzić sobie w życiu. Podejmując działanie edukacyjne nie zakłada

przekazywania gotowej wiedzy, ale uwzględnia również samodzielne dochodzenie przez osoby

wspomagane – najczęściej czytelników, telewidzów, słuchaczy – do nowych wniosków dotyczących

20 A Kargulowa, O teorii…, dz.cyt., s. 181.

158

własnej osoby, „przewiduje dokonywanie osobistych odkryć i uogólnień, samodzielne formułowanie

problemów wymagających rozwiązania, ich definiowanie i redefiniowanie oraz gromadzenie

doświadczeń i dochodzenie do życiowej mądrości”21.

Scenariusz „edukacyjny” stosowany przez niektórych doradców, jest często jednoznaczny ze

strategią uczestniczenia w naturalnym codziennym uczeniu się społecznego życia, wzbogaconym

mądrą wskazówką, wsparciem psychicznym, dobrym przykładem, przepracowanym i naprawionym

życiowym błędem. Stosując go, jak pisze A. Kargulowa, doradca nie pretenduje do naprawy świata,

ale budując go, kieruje się przeświadczeniem, że w sytuacji społecznego nieładu lepsze własne

rozumienie wydarzeń oraz znajomość rozumienia ich przez innych pozwalają łatwiej radzić sobie z

codziennymi problemami22.

Bardzo ważne funkcje środowiskowe pełni doradca – łącznik. Stara się on wzmocnić lokalny

kapitał społeczny i z ogólnego nieładu wyodrębnić swoisty mikroświat ludzi współżyjących ze sobą w

środowisku zamieszkania. Scenariusz łącznika stosują często doradcy paraprofesjonalni, a więc

pracownicy socjalni, kierownicy biur pracy, kierownicy instytucji kultury. Są to często osoby

wpływowe w swoim środowisku, a swoją pozycję doradcy zawdzięczają wieloletniemu zamieszkaniu i

dopracowaniu się szacunku i uznania.

Łącznicy na ogół znają wspomagane przez siebie osoby i łatwiej nawiązują z nimi kontakty. W

myśl tego, co pisał R. Merton decydujące znaczenie ma „sposób wykorzystania statusu społecznego,

nie zaś sam status”23, a zatem w pracy doradczej ważne jest na ile doradca łącznik zrozumie sytuację

wspomaganego i stara się ją zmienić, a nie to, co w ogóle wie i ile umie. Doradcy odwołujący się do

scenariusza łącznika budują swój kontakt ze wspomaganym najczęściej na partnerskim dialogu,

pozbawionym dystansu. W dużym stopniu angażują się również w sprawy osoby zgłaszającej się po

pomoc. W uzasadnianiu swoich działań postawa łącznika jest zbliżona do optymistycznego praktyka,

który stara się zatuszować nieco braki i negatywne strony życia klientów, pocieszać ich oraz budzić i

podtrzymywać w nich wiarę, że będzie lepiej.

Wśród doradców realizujących ponowoczesne scenariusze działania wyróżnia się cynik.

Warto zwrócić uwagę ze względu na stawiane przez niego cele działania pomocowego, a co za tym

idzie na podejście do problemów osób, którym udziela pomocy. Godne naszej uwagi są również

kryteria moralne, którymi kieruje się cynik przy pozyskiwaniu oraz zatrzymywaniu przy sobie

klientów.

21 Tamże, s. 181. 22 Tamże, s. 182. 23 R. Merton, Teoria socjologiczna i struktura społeczna, Warszawa 1982, s. 446.

159

Cynik doskonale zdaje sobie sprawę ze skutków panującego społecznego nieładu, które dla

większości ludzi są zgubne i stara się tę wiedzę wykorzystać. Doradca taki wie, że ludzie coraz częściej

znajdują się w sytuacji niepewności, bezradności, deprywacji potrzeb i zamiarów oraz że korzystanie z

pomocy profesjonalnych doradców staje się koniecznością, obowiązkiem. Prowadzi to do tego, że

doradca – cynik staje się dysponentem władzy. Próbując uwieść klienta, przede wszystkim udowadnia

niezbędność swojej pomocy. Daleki jest od formy pomagania, jaką stosują doradcy nieprofesjonalni,

pamiętając o tym, że „aura okalająca nowoczesną technologię dodaje jeszcze autorytetu

komputerowo przygotowanym wskazaniom, zwiększa zaufanie do ich skuteczności, podsyca

związane z nimi oczekiwania”24. W jego gabinecie pełno jest dyplomów, podziękowań, certyfikatów,

potwierdzających jego kompetencje i umiejętności. Podejmując pracę ze wspomaganym ma na myśli

przede wszystkim zachowanie swojego dobrego wizerunku i nie waha się kontynuować działania,

nawet wówczas, gdy mogą one prowadzić do ubezwłasnowolnienia i nadmiernego uzależnienia od

niego klienta, co J. Kargul definiuje jako jedno z większych zagrożeń poradnictwa25. Podejście cynika

do pełnionych zadań jest, odwrotnie niż mistyka, nasycone sceptycyzmem, brakiem wiary w

możliwość dokonywania większych lub głębszych, pozytywnych zmian, jest przesiąknięte

zwątpieniem w istnienie sensownego sprawstwa26.

Scenariusz cynika może mieć dwojakie źródła i następstwa, co powoduje podział tych

doradców na dwie grupy.

Pierwsza z nich, do której należą cynicy anomijni, jest wytworem ludzkiej bezradności i

poczucia bezsilności wobec społecznego nieładu oraz wyrażeniem przekonania, że doradca jako

jednostka nie ma żadnej władzy, żadnego wpływu na rzeczywistość,

a w związku z tym ma prawo nie widzieć sensu zbytniego angażowania się w niesienie pomocy, bo i

tak może dostarczyć jedynie powierzchownego i doraźnego wsparcia.

Grupa druga – cynicy „gracze” – dąży do potwierdzenia swojej przewagi nad wspomaganymi.

Robią oni wszystko, aby użyć swojej władzy do osiągania własnych korzyści. Sytuacja społecznego

nieładu jest więc dla nich idealna. Podkreślić jednak należy, że i w pierwszym, i w drugim przypadku,

doradcy nie rezygnują z niesienia pomocy i robią wszystko, aby zaspokoić oczekiwania klientów.

Tożsamość współczesnego doradcy nie jest ukształtowana według jednego wzoru,

a scenariusze ich działań są bardzo zróżnicowane. Bez względu na to, w jakiej strukturze społecznej

24 Z. Bauman, Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna, Warszawa 1995, s. 226. 25 J. Kargul, Kilka uwag o niebezpieczeństwach poradnictwa, [w:] A. Kargulowa, M. Jędrzejczak (red), Teoretyczne i metodologiczne problemy poradoznawstawa , Wrocław 1985. 26 A. Kargulowa, Doradca we współczesnym (nie)ładzie…, dz.cyt., s. 61.

160

lokują się doradcy, ogólny nieład życia społecznego odciska swoje piętno na ich działalności oraz

sytuacji społecznej i zawodowej. Podobnie jak ich klienci, tak i doradcy stają przed wymogiem

ponowoczesności, aby każdego dnia, na nowo konstruować swoją tożsamość.

BIBLIOGRAFIA

Bauman Z., Wieloznaczność nowoczesna, nowoczesność wieloznaczna, Warszawa 1995.

Crozier M., Friedberg E., Człowiek i system. Ograniczenia działania zespołowego, Warszawa 1982.

Czerkawska A., Oblicza pasji i powołania w pracy doradcy, [w:] Wojtasik B., Kargulowa A. (red.),

Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003.

Fitoussi J. P., Rosanvallon P., Czas nowych nierówności, Kraków 2000.

Giddens A., Nowoczesność i tożsamość. „Ja” i społeczeństwo w epoce późnej nowoczesności,

Warszawa 2001.

Hudzik J., Mizińska J. (red.) Pamięć. Miejsce. Obecność. Współczesne refleksje nad kulturą i ich

implikacje pedagogiczne, Lublin 1997.

Kargul J., Kilka uwag o niebezpieczeństwach poradnictwa, [w:] Kargulowa A., Jędrzejczak M. (red),

Teoretyczne i metodologiczne problemy poradoznawstwa, Wrocław 1985.

Kargulowa A., Jędrzejczak M. (red) Teoretyczne i metodologiczne problemy poradoznawstwa,

Wrocław 1985.

Kargulowa A., Poradnictwo wobec niepokojów współczesnego człowieka i niepokój wobec

poradnictwa, [w:] Kargulowa A. (red.), Poradnictwo wobec złożoności problemów człowieka i

świata, Wrocław 1990.

Kargulowa A. (red.) Poradnictwo wobec złożoności problemów człowieka i świata, Wrocław 1990.

Kargulowa A., Doradca we współczesnym (nie)ładzie społecznym, [w:] Wojtasik B., Kargulowa A.

(red.), Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003.

Kargulowa A., O teorii i praktyce poradnictwa. Odmiany poradoznawczego dyskursu, Warszawa

2005.

Kulczycki M., Rozważania wokół zagadnień psychologicznego poradnictwa życiowego, Wrocław

1998.

161

Lyotard J. F., Kondycja ponowoczesna, Warszawa 1997.

Malewski M., Edukacja dorosłych w pojęciowym zgiełku. Próba rekonstrukcji zmieniającej się

racjonalności andragogiki, „Teraźniejszość – Człowiek – Edukacja”, 2001, nr 2.

Merton R., Teoria socjologiczna i struktura społeczna, Warszawa 1982.

Szkołut T., Pamięć kultury a tożsamość człowieka ponowoczesnego, [w:] Hudzik J., Mizińska J.

(red.), Pamięć. Miejsce. Obecność. Współczesne refleksje nad kulturą i ich implikacje

pedagogiczne, Lublin 1997.

Szkudlarek T., Wiedza i wolność w pedagogice amerykańskiego postmodernizmu, Kraków 1993.

Wojtasik B., Kargulowa A. (red.) Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003.

Wojtasik B., Rozterki i niepokoje polskiego doradcy w realiach ponowoczesnego świata, [w:]

Wojtasik B., Kargulowa A. (red.), Doradca – profesja, pasja, powołanie?, Warszawa 2003.

162

Dobiesław Kałuża

[email protected]

Osobowość wrocławskich przedsiębiorców: w poszukiwaniu osobowości przedsiębiorczej

W ostatnim czasie odnotować można rosnące zainteresowanie metodami weryfikacji, czy też

poszukiwania osób posiadających predyspozycje przedsiębiorcze. Dzieje się tak, ponieważ

„przedsiębiorczość” zaczyna być uznawana za panaceum na obecny kryzys. Pokłada się wielkie

nadzieje właśnie w przedsiębiorcach jako tych, którzy są w stanie odbudować gospodarkę. Stąd liczne

programy promujące rozwijanie własnych przedsięwzięć, inkubatory przedsiębiorczości czy też

dotacje na wprowadzanie innowacji. Ponieważ środków jest ograniczona ilość, przyznający je

zastanawiają się, w jaki sposób wyłonić tych, którzy z większym prawdopodobieństwem odniosą

sukces - nie zmarnotrawią środków, lecz przyniosą dochód, dadzą zatrudnienie innym. W naturalny

sposób pojawiają się pytania, o przymioty, jakimi osoby te powinny się odznaczać. Znakomita

większość osób zapytanych, jaka cecha sprawia, że pewnej grupie ludzi udaje się wyjątkowo sprawnie

radzić sobie w rzeczywistości ekonomicznej, zakładać i prowadzić firmy, odpowiada, że cechą tą jest

przede wszystkim przedsiębiorczość1. Czym zatem jest owa przedsiębiorczość? Co o niej przesądza?

Odpowiedzi poszukiwali ekonomiści, socjologowie oraz psychologowie próbując zdefiniować samo

pojęcie przedsiębiorczości, jak i scharakteryzować osobę przedsiębiorczą. Rezultat tych poszukiwań

jest taki, iż tyle ile jest prób zdefiniowania samej przedsiębiorczości, tyle jest najrozmaitszych

charakterystyk osoby przedsiębiorczej – jest to temat na tyle złożony, że do tej pory brak jest jednej,

spójnej definicji ogarniającej całość zjawiska.

Pojęcie przedsiębiorczości nie jest nowe w psychologii; było ono przedmiotem licznych badań

i dyskusji, ale badania te do tej pory nie doprowadziły do powstania jednolitego ujęcia zjawiska – jest

ono nadal bardzo niejednoznacznie określane, choć część definicji ma wspólne elementy. Badania

nad tym fenomenem prowadzone były głównie na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych.

Polscy naukowcy dopiero od 1989 roku zaczęli interesować się bardziej tym tematem, ponieważ we

wcześniejszym ustroju i gospodarce planowanej centralnie przedsiębiorczość nie tyle nie była, co nie

1 I. Reszke, Stereotypy prywatnych przedsiębiorców w Polsce, Warszawa 1998, s. 34; T. Witkowski, Cud ekonomiczny a motywacja osiągnięć, „Przegląd Psychologiczny” 1994, nr 1-2, s. 139-148.

163

mogła być obiektem zainteresowań. Dlatego próbując dokonać opisu, czym jest przedsiębiorczość

zamiast wymieniać poszczególne definicje i wyniki badań warto posłużyć się kompilacjami różnych

definicji, które ukazują zjawisko bardziej kompleksowo. Jedną z takich kompilacji definicji

przedsiębiorczości stworzyli M. Bratnicki i J. Strużyna pisząc, że:

„Rdzeń większości definicji przedsiębiorczości stanowi osoba przedsiębiorcza wraz z jego

cechami (innowacyjność, wyjątkowość, kreatywność, skłonność do podejmowania ryzyka) oraz

procesy (przedsiębiorczości, tworzenia organizacji, kreowania wartości, innowacyjności). (…)

Wyróżnikiem przedsiębiorczości jest także jej wyjątkowość (unikatowość). Przedsiębiorczość

zasadniczo dotyczy zmian, czyli nowych kombinacji, oraz nowych sposobów działania, które są

wdrażane przez przedsiębiorcę. (...) Ważne wydaje się także spojrzenie na przedsiębiorczość jako na

kompleks decyzji oraz działań podejmowanych na przestrzeni czasu (…) poczynając od początkowego

uruchomienia działalności, poprzez zarządzanie nią, aż po rezygnację z niej. (…) Przedsiębiorczość ma

cechy procesu, jest sposobem myślenia i robienia rzeczy, w wyniku którego dokonywana jest

transformacja innowacji na możliwości rynkowe lub tworzenie przewagi konkurencyjnej”2.

Również K. Biegańska stworzyła na podstawie analizy różnych koncepcji przejrzystą listę cech

osobowych, którymi miałyby się odznaczać osoby przedsiębiorcze:

„Shrange wymienia cechy, które mają ci odnoszący sukcesy. Są to: wysoka potrzeba

osiągnięć, niska potrzeba siły/dominacji, wysoka samoświadomość, wysokie umiejętności społeczne,

wiedza o ludziach. Hornaday i Bunker wymieniają takie zachowania i cechy: energiczne

podejmowanie prób i wysiłków, potrzeba bycia sobie szefem, potrzeba sukcesów, lubienie pracy,

zdrowy rozsądek, wytrwałość”3. Inne charakterystyki są podobne i wynika z nich ponad to, co już

zostało wymienione, że przedsiębiorca to ktoś, kto: ma zdolność rozpoznawania możliwości

rynkowych, zdobywania wiedzy i stosowania jej w celu osiągnięcia zysku, ma inicjatywę i entuzjazm,

jest odpowiedzialny i umiarkowanie ryzykujący, jest przekonany o swej skuteczności, dostrzega

ważność relacji międzyludzkich i umie kierować ludźmi, lubi decydować sam o sobie, stosuje aktywne

strategie radzenia sobie w sytuacji trudnej” 4.

Listę cech sprzyjających „byciu przedsiębiorcą” stworzył na podstawie analizy różnych badań i

teorii także T. Gruszecki; są to:

• akceptacja ryzyka,

• zdolność do podejmowania długotrwałego wysiłku,

2 M. Bratnicki, J. Strużyna (red.), Przedsiębiorczość i kapitał intelektualny, Katowice 2001, s. 38. 3 T. Witkowski, Cud ekonomiczny a motywacja osiągnięć, „Przegląd Psychologiczny” 1994, nr 1-2, s. 139-148. 4 K. Biegańska, Jakość życia miarą sukcesu przedsiębiorcy, Wrocław 2000.

164

• zdolność i gotowość do podejmowania inicjatyw,

• zdolność do rozumienia i prognozowania potrzeb rynku,

• akceptowanie dużej liczby obowiązków,

• umiejętność podejmowania decyzji w oparciu o niepełne informacje lub ich brak,

• umiejętność kojarzenia różnorodnych informacji,

• umiejętność kierowania ludźmi, wzbudzania w nich zaufania i entuzjazmu5.

Stworzenie powyższych zbiorów możliwe było dzięki badaniom prowadzonym od wielu lat na

całym świecie. Krótko wspomnę tylko te najczęściej pojawiające się w polskiej literaturze przedmiotu.

Badania nad przedsiębiorczością w Polsce prowadził między innymi T. Tyszka. Uzyskane

wyniki potwierdzają dużą rolę motywacji osiągnięć w podejmowaniu działań przedsiębiorczych oraz

znaczenie takich zmiennych psychologicznych, jak wewnętrzne umiejscowienie poczucia kontroli,

preferowanie aktywnych strategii radzenia sobie z trudną sytuacją ekonomiczną6.

J. B. Rotter twierdził, że osoby wewnątrzsterowne będą chciały angażować się w role

przywódcze i przedsiębiorcze, ponieważ chcą zajmować pozycje, w których ich działania

bezpośrednio przekładają się na wyniki7.

Przekonanie jednostki, że potrafi działać tak, aby osiągnąć zamierzony cel (przekonanie o

własnej skuteczności), jak twierdzi A. Bandura również ma silny związek z przedsiębiorczością8.

E. Nęcka zauważa rolę twórczego myślenia w działaniach przedsiębiorczych9. A. Strzałecki w

swoich badaniach nad skutecznymi przedsiębiorcami wykazuje istotną rolę twórczego stylu

zachowania w osiąganiu sukcesów w działalności gospodarczej10. Natomiast K. Kwarciak proponuje

podejście oparte na założeniu, że przedsiębiorczość to specyficzny rodzaj działalności o charakterze

transgresyjnym podejmowanej w rzeczywistości ekonomicznej11.

Wyniki badań grupy biznesmenów z amerykańskiej listy najszybciej rozwijających się firm

prowadzone przez Tverskego i Kahnemena12 wskazują na to, że są oni nieustannie otwarci na

informacje i potrafią je wciąż przetwarzać na nowe sposoby. Pieniądze jako nagroda mają dla nich

5 T. Gruszecki, Przedsiębiorca w teorii ekonomii, Wrocław 1994. 6 T. Tyszka, Psychologia zachowań ekonomicznych, Warszawa 1997. 7 X. Gliszczyńska, Poczucie własnej skuteczności w procesie pracy, Warszawa 1991, s. 55-86. 8 A. Domurat, O motywacji przedsiębiorczości i jej percepcji wśród przedsiębiorców, Warszawa 2006. 9 E. Nęcka, Twórczość w przedsiębiorstwie i organizacji, Kraków 1993, s. 25-52. 10 A. Strzałecki, Styl twórczego zachowania, „Studia z Psychologii” 1996, nr 7, s. 159-182. 11 K. Kwarciak, Psychologiczne wyznaczniki skutecznego przedsiębiorcy, Wrocław 2003. 12 K. Kwarciak, dz. cyt.

165

znaczenie w pierwszym okresie działalności, a później główną siłą napędową ich pracy staje się

„twórcze tworzenie”.

D. McClelland wiązał przedsiębiorczość z motywacją osiągnięć i zdolnością do podejmowania

umiarkowanego ryzyka13. W. Łukaszewski i D. Doliński doprecyzowują, iż motywacja osiągnięć to

tendencja do osiągania i przekraczania standardów doskonałości, związana z odczuwaniem

pozytywnych emocji w sytuacjach zadaniowych, spostrzeganych jako wyzwanie. Przejawia się ona

m.in. w wytrwałości, indywidualnej odpowiedzialności i preferencji długoterminowego planowania14.

Eksperymenty McClellanda pokazały, że wysoka motywacja skłania do wyznaczania sobie

umiarkowanie trudnych zadań i dążenia do maksymalizacji osiągnięcia sukcesu i związanej z tym

satysfakcji – działań analogicznych do działań dobrze radzących sobie przedsiębiorców.

F. Knight stwierdził, że zysk przedsiębiorcy stanowi raczej nagrodę za akceptację niepewności,

a nie ryzyka (ryzyko da się oszacować i się przed nim ubezpieczyć, zaś niepewności nie)15. Skłonność

do ryzykowania uważana jest za podstawę rozróżnienia między przedsiębiorcą, a menadżerem.

Przedsiębiorca (właściciel firmy) ponosi rzeczywiste ryzyko finansowe, natomiast menadżer zarządza

majątkiem do niego nie należącym, zatem nie ponosi porównywalnego ryzyka16. Stąd skłonność do

ryzykowania (umiarkowanego i skalkulowanego) uważana jest często za jedną z podstawowych cech

przedsiębiorcy17.

K. Biegańska zwraca uwagę na teorię J. L. Hollanda i jego typologię osobowości/środowisk

(model dopasowania osobowości i otoczenia). Wśród typów zawodowych jest typ osobowości

Przedsiębiorczy („P”). Charakterystyczne są dla niego kompetencje przywódcze, międzyludzkie,

umiejętność perswazji. Cenione wartości to osiągnięcia w dziedzinie polityki i gospodarki, a

najbardziej charakterystyczne cechy to: ambicja, dominacja, ekstrawertyzm, rozmowność i

optymizm. Preferowane zachowania to manipulowanie innymi w celu osiągnięcia celów organizacji

13 A. Domurat, dz. cyt. 14 W. Łukaszewski, D. Doliński, Mechanizmy leżące u podstaw motywacji, Gdańsk 2000, s. 461. 15 A. Domurat, dz. cyt. 16 Od kilku dziesięcioleci zauważalne było przekazywanie realnej władzy nad przedsiębiorstwami z rąk przedsiębiorców (założycieli przedsiębiorstw) w ręce menadżerów (najemnych pracowników tychże przedsiębiorstw). Ile byłoby racji w stwierdzeniu, iż trwający obecnie kryzys ekonomiczny spowodowany został w głównej mierze przez rządy menadżerów, którzy zarządzając nie swoim majątkiem skłonni byli do podejmowania zbyt wielkiego ryzyka? 17 T. Tyszka, Psychologia ekonomiczna, Gdańsk 2000, s. 351-377; T. Zaleśkiewicz, Przedsiębiorczość i podejmowanie ryzyka, Gdańsk 2004, s. 303-333.

166

lub korzyści ekonomicznych. Posiada pozytywny wizerunek samego siebie: lubiany, pewny siebie,

towarzyski, posiadający zdolności krasomówcze, ale i agresywny18.

Analizując różnice między osobami, które uzyskały sukces w biznesie, a tymi, którym się nie

udało King uzyskał pięć wymiarów osobowości istotnych przy prognozowaniu sukcesów

przedsiębiorczych:

1. motywacja osiągnięć,

2. wewnętrzne umiejscowienie kontroli,

3. podejmowanie skalkulowanego ryzyka,

4. realistyczne podejście do rozwiązywania problemów,

5. zdolność do manipulacji19.

Pośród różnych badań szczególne ciekawe według mnie wydało się badanie Sabiny Kołodziej

z 2006 r. wykonane na potrzeby pracy doktorskiej za pomocą skonstruowanego przez nią

Kwestionariusza radzenia sobie w sytuacjach zadaniowych (metody nadal rozwijanej)20. Przyjęła ona

założenie, że przedsiębiorczość jest pewną postawą jednostki opisywaną jako: gotowość do

podejmowania umiarkowanego ryzyka, wysoka motywacja osiągnięć oraz duża innowacyjność.

Gotowość ta zostaje ukształtowana w jednostce pod wpływem jej predyspozycji temperamentalnych

i osobowościowych, a także oddziaływań kulturowych. Interesujący wydaje się wynik odnoszący się

do osobowości. Jak pisze podsumowując jej wyniki M. Goszczyńska „stwierdzono, że na pozytywną

przedsiębiorczość (czyli podejmowanie zachowań przedsiębiorczych zgodnych z ogólnie przyjętymi

normami i zasadami etycznymi) wpływają cztery cechy osobowości wyróżnione w teorii Wielkiej

Piątki: neurotyczność, otwartość na doświadczenia, sumienność oraz ugodowość. Można więc

przyjąć, iż przedsiębiorczość pozytywna jest efektem wysokiej stabilności emocjonalnej, otwartości

na doświadczenie, sumienności oraz umiarkowanej ugodowości” 21.

Analizując przytoczone przeze mnie wyniki badań można odnieść wrażenie, że każdy uczony

tworzył i przyjmował inną, swą własną definicję w zależności od badań, jakie prowadził i czynników,

jakie w nich analizował. Sytuacja taka jest jak najbardziej korzystna, gdyż na obecnym etapie

eksploracji zjawiska konieczna jest aktywność badaczy z najrozmaitszych dziedzin operujących

różnymi aparatami teoretycznymi czy metodologicznymi.

18 K. Biegańska, dz. cyt.; Cz. Nosal, Z. Piskorz, K. Świątnicki, Kwestionariusz preferencji zawodowych J. L. Hollanda jako metoda diagnozy osobowości i zainteresowań zawodowych w procesie doboru kadr, Kraków 1998. 19 K. Kwarciak, dz. cyt. 20 S. Kołodziej, Osobowościowe i kulturowe uwarunkowania przedsiębiorczości młodych ludzi, (nie opublikowana praca doktorska), Uniwersytet Śląski, Katowice 2006. 21 M. Goszczyńska, Działania przedsiębiorcze – przejawy przystosowania czy transgresji?, Warszawa 2006.

167

Przegląd wyników badań zakończę krótkim opisem przeprowadzonego przeze mnie badania

nad osobowością wrocławskich przedsiębiorców. W badaniu tym myślą przewodnią była teza, że

istnieje pewna specyficzna struktura osobowości pozostająca w związku z podejmowaniem działań o

charakterze przedsiębiorczym. Szukałem specyficznego układu cech osobowości opierając się na

pięcioczynnikowej teorii osobowości, ponieważ osobowość jest w niej uznawana przez P. T. Costę i R.

R. McCrae za coś, co jest podstawowe, niezmienne w życiu człowieka, wpływające na przejawiane

wzorce w zakresie myślenia, uczuć i zachowań, a ponadto osoby spostrzegają środowisko i konstruują

je w sposób zgodny z ich cechami osobowości22. Postanowiłem, że będzie to badanie eksploracyjne i

ograniczyłem się do postawienia dość ogólnego pytania badawczego o portret osobowości osób

przedsiębiorczych. W badaniu zostały wykorzystane trzy metody: Kwestionariusz radzenia sobie

w sytuacjach zadaniowych S. Kołodziej, Inwentarz Osobowości NEO-PI-R P. T. Costy i R. R. McCrae

oraz Kwestionariusz osobowy własnej konstrukcji. Badanie prowadziłem na przełomie 2008 i 2009 r i

zostało nim objętych ponad 100 osób w różnym wieku i wykonujących różne zawody, z Wrocławia i

bliskich okolic. Z przyczyn technicznych do obróbki statystycznej nadawały się wyniki jedynie 63 osób

(wszystkie metody zawierały łącznie około 300 pozycji, stąd liczne braki i zakłamania dyskwalifikujące

wyniki niektórych badanych). Nie mniej jednak na podstawie statystycznej analizy zebranych danych

został naszkicowany ogólny portret osoby przedsiębiorczej:

Jest to osoba raczej młoda, z krótkim stażem pracy, odnosząca sukcesy w dotychczasowych

przedsięwzięciach i czerpiąca z tego powodu satysfakcję, myśląca o założeniu przedsiębiorstwa i

dążąca do tego. Osoba ta uzyskuje w Inwentarzu osobowości NEO-PI-R podwyższone wyniki na

skalach ekstrawertyczności i sumienności oraz obniżone na skali neurotyczności. Z wiekiem i w miarę

nabywania doświadczenia zawodowego maleje prawdopodobieństwo, że podejmie się zadań

przedsiębiorczych na granicy prawa lub niezgodnych z obowiązującymi normami społecznymi w

przeciwieństwie do osób młodszych, częściej mężczyzn, uzyskujących zazwyczaj pozytywne rezultaty

przedsięwzięć, z małym stażem pracy, podwyższonym wynikiem na skali ekstrawertyczności i

obniżonym na skali ugodowości i sumienności, u których takie prawdopodobieństwo jest wyższe.

Przeprowadzone badanie sugeruje jednak bardzo duży wpływ czynników poza

psychologicznych – kulturowych, politycznych czy gospodarczych bądź też całkowicie losowych,

skłaniających niektóre osoby do podjęcia działalności gospodarczej.

22 J. Siuta, Inwentarz Osobowości NEO-PI-R Paula T. Costy Jr i Roberta R. McCrae. Adaptacja polska, Warszawa 2007.

168

Eksplorując fenomen przedsiębiorczości, w szczególności jego osobowościowe

uwarunkowania, należy pamiętać, iż istnieje dość mocna opozycja wobec takiego personologicznego

podejścia badawczego. Wielu badaczy (m.in.: Hansemark, 2003; Collins, Hanges, Locke, 2004;

Cunningham, Lischeron, 1991; Miner, 2000; Gartner, 1988) uważa, że podejście upatrujące źródeł

przedsiębiorczości w różnych konfiguracjach osobowości, nie sprawdziło się – nie istnieje specyficzny,

ogólny układ cech związanych bezpośrednio z przedsiębiorczością. Twierdzą oni, że przedsiębiorczość

wiąże się bardziej z pewnymi rodzajami zachowań i aktywności – jest sposobem zachowania, a nie

cechą23. Inni badacze twierdzą, że nikt nie rodzi się przedsiębiorcą, lecz pod wpływem czynników

środowiskowych i sytuacyjnych, a także procesu uczenia się, z czasem może się nim stać (m.in. Baron,

1998; Allinson, 2000)24. Również P. Drucker przeciwstawia się poglądowi, że osoby przedsiębiorcze

posiadają wyjątkowe cechy związane z jakościowo wybitnymi predyspozycjami sugerując, iż

kompetencje przedsiębiorcze, podobnie jak menedżerskie czy też przywódcze związane są ze stylem

uczenia się i mogą być w pewnym stopniu wyuczalne25. E. Otoliński popiera to stanowisko (choć nie

neguje istnienia pewnego wstępnego potencjału „przedsiębiorczego”) twierdząc, że korzystne cechy

przedsiębiorców mogą zostać wykształcone i wzmocnione przez naukę, przy czym dużą wagę ma w

tym procesie umiejętność obiektywnej oceny własnego potencjału i uznanie, że kwalifikacje i

gruntowna wiedza wymagają stałego doskonalenia się i pracy nad sobą26.

Posiadanie odpowiednich cech, jakiekolwiek by one nie były, nie przesądza o podjęciu i

prowadzeniu działalności przedsiębiorczej. Pisze o tym F. Bławat zwracając uwagę, że przesłanek

decydujących o zostaniu przedsiębiorcą jest wiele i są one bardzo zróżnicowane. Wynikać mogą ze

splotu wielu czynników, nie tylko osobowościowych, lecz również społecznych, ekonomicznych czy

rodzinnych27. Na przykład w swoich badaniach Holtz-Eakin, Joulfaian i Rosen (1994) stwierdzili, że

ważne dla podjęcia własnej działalności gospodarczej jest uzyskanie kapitału początkowego i

gwarancji płynności finansowej. Wielu potencjalnych przedsiębiorców to osoby, które odziedziczyły

jakiś majątek28.

W świetle takiej krytyki można sobie zadać pytanie o perspektywy badań nad

osobowościowymi korelatami przedsiębiorczości. Trudno nie zgodzić się, że w pewnym zakresie

umiejętności, wiedza i zachowania niezbędne do prowadzenia przedsiębiorstwa, czy ogólnie do

funkcjonowania na rynku, muszą być wyuczalne. Ciężko zaprzeczyć, że najczęściej konieczny jest

23 A. Domurat, dz. cyt. 24 M. Goszczyńska, dz. cyt. 25 P. Drucker, Innowacja i przedsiębiorczość. Praktyka i zasady, Warszawa 1992. 26 E. Otoliński, Istota i kreowanie przedsiębiorczości, „Przegląd Organizacji” 1996, nr 6. 27 F. Bławat, Przedsiębiorca w teorii przedsiębiorczości i praktyce małych firm, Gdańsk 2003. 28 A. Domurat, dz. cyt.

169

pewien kapitał początkowy. Oczywiste jest też, że otoczenie i sytuacja ekonomiczna w danym

środowisku odgrywają dużą rolę w kształtowaniu osób, które później zostają przedsiębiorcami.

Jednak, by można było wyjść z inicjatywą, wykorzystać wiedzę, posiadane zasoby i odnieść sukces

nie okupowany zbytnimi kosztami psychologicznymi i społecznymi, sądzę, że istnieć musi pewna

podstawa w postaci odpowiedniej struktury osobowości, pewnych względnie stałych cech,

predyspozycji.

Myślę, że nie ma sporu co do jednego: przedsiębiorczość to fenomen na tyle złożony, iż

najwłaściwsze jest podejście interdyscyplinarne, i każda dziedzina nauki, każdy badacz może wnieść

coś wartościowego. Dlatego, mimo głosów krytyki, nie ustają badania w ramach tzw.

personologicznego podejścia badawczego nad osobowościowymi uwarunkowaniami

przedsiębiorczości, np. aktualnie prowadzone badania Sabiny Kołodziej29, a wiele z metod

wypracowanych w tym nurcie doskonale się sprawdza w praktyce, np. IPK Marka Suchara30 ciągle

wykorzystywana i rozbudowywana od kilkunastu lat. Warto śledzić rozwój nowoczesnych metod

badawczych, bo być może nowe narzędzia pozwolą nam lepiej wyłuskać to, czego do tej pory nie

byliśmy w stanie nawet zauważyć. Konstruktywna krytyka i sceptyczne podejście do problemu

istnienia „osobowości przedsiębiorczej” przyczyniają się do poszukiwania innych metod

umożliwiających predykcję zachowań przedsiębiorczych u konkretnych jednostek. Obiecująca wydaje

się metoda biograficzna. Jak pisze S. Witkowski istnieje możliwość przewidywania z pewnym

prawdopodobieństwem drogi życiowej człowieka na podstawie znajomości poprzednich faz jego

życia. Trafność prognostyczna kwestionariusza biograficznego jest na poziomie od 0,3 do 0,7 – jako

pojedyncze narzędzie ma trafność porównywalną z bateriami metod (dla porównania: assessment-

center 0,4-07)31. Być może warto jeszcze raz przyjrzeć się osobom przedsiębiorczym analizując ich

biografię? Ostatecznie bowiem chodzi nie o to, aby mnożyć definicje, teorie, podejścia, lecz o to, aby

od badań naukowych, dorobku teoretycznego przejść do praktyki.

Co sprawia, że tam, gdzie jedni widzą tylko przeszkody i rezygnują, inni podejmują wyzwania,

działają i odnoszą sukcesy? Jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Z powyższych rozważań może wynikać,

że osobowość, temperament, wykształcenie, posiadany kapitał początkowy czy też otoczenie

człowieka mogą sprzyjać zachowaniom przedsiębiorczym, lecz nie przesądzają o podjęciu takich

29 S. Kołodziej, dz. cyt.; M. Goszczyńska, dz. cyt. 30 M. Suchar, Rekrutacja kandydatów metodą IPK. Zestaw kwestionariuszy i formularzy, Gdańsk 2005. 31 S. A. Witkowski, Prognozowanie sukcesów zawodowych na podstawie danych biograficznych, Wrocław 2003, s. 239-250.

170

działań przez konkretną jednostkę. Pozytywny wydźwięk mają teorie mówiące, że każdy ma szansę

na powodzenie, wystarczy odrobina szczęścia, właściwy moment, dobry pomysł i podjęcie wyzwania.

Bibliografia

Aranowska E., Goszczyńska M. (red.), Człowiek wobec wyzwań i dylematów współczesności,

Warszawa 2006.

Biegańska K., Jakość życia miarą sukcesu przedsiębiorcy, [w:] Witkowski S. A. (red.), Psychologiczne

wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu, T. V, Wrocław 2000.

Bławat F., Przedsiębiorca w teorii przedsiębiorczości i praktyce małych firm, Gdańsk 2003.

Bratnicki M., Strużyna J. (red.), Przedsiębiorczość i kapitał intelektualny, Katowice 2001.

Domurat A., O motywacji przedsiębiorczości i jej percepcji wśród przedsiębiorców, [w:] Aranowska E.,

Goszczyńska M. (red.), Człowiek wobec wyzwań i dylematów współczesności, Warszawa 2006.

Drucker P., Innowacja i przedsiębiorczość. Praktyka i zasady, Warszawa 1992.

Gliszczyńska X. (red.), Psychologiczny model efektywności pracy, Warszawa 1991.

Gliszczyńska X., Poczucie własnej skuteczności w procesie pracy, [w:] Gliszczyńska X. (red.),

Psychologiczny model efektywności pracy, Warszawa 1991.

Goszczyńska M., Działania przedsiębiorcze – przejawy przystosowania czy transgresji? [w:]

Aranowska E., Goszczyńska M. (red.), Człowiek wobec wyzwań i dylematów współczesności,

Warszawa 2006.

Gruszecki T., Przedsiębiorca w teorii ekonomii, Wrocław 1994.

Kołodziej S., Osobowościowe i kulturowe uwarunkowania przedsiębiorczości młodych ludzi, (nie

opublikowana praca doktorska), Uniwersytet Śląski, Katowice 2006.

Kwarciak K., Psychologiczne wyznaczniki skutecznego przedsiębiorcy, [w:] Witkowski S. A. (red.),

Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu, T. VI, Wrocław 2003.

Łukaszewski W., Doliński D., Mechanizmy leżące u podstaw motywacji, [w:] Strelau J. (red.),

Psychologia. Podręcznik akademicki, T. II, Gdańsk 2000.

171

Nęcka E., Twórczość w przedsiębiorstwie i organizacji, [w:] Sedlak K. (red.), Strategie w biznesie,

Kraków 1993.

Nosal Cz., Piskorz Z., Świątnicki K., Kwestionariusz preferencji zawodowych J. L. Hollanda jako metoda

diagnozy osobowości i zainteresowań zawodowych w procesie doboru kadr, [w:] Witkowski T. (red.),

Nowoczesne metody doboru i oceny personelu, Kraków 1998.

Otoliński E., Istota i kreowanie przedsiębiorczości, „Przegląd Organizacji” 1996, nr 6.

Reszke I., Stereotypy prywatnych przedsiębiorców w Polsce, Warszawa 1998.

Sedlak K. (red.), Strategie w biznesie, Kraków 1993.

Siuta J., Inwentarz Osobowości NEO-PI-R Paula T. Costy Jr i Roberta R. McCrae. Adaptacja polska,

Warszawa 2007.

Strelau J. (red.), Psychologia. Podręcznik akademicki, Gdańsk 2000.

Strzałecki A., Styl twórczego zachowania, „Studia z Psychologii” 1996, nr 7.

Suchar M., Rekrutacja kandydatów metodą IPK. Zestaw kwestionariuszy i formularzy, Gdańsk 2005.

Tyszka T. (red.), Psychologia ekonomiczna, Gdańsk 2004.

Tyszka T., Psychologia ekonomiczna, [w:] Strelau J. (red.), Psychologia. Podręcznik akademicki,

Gdańsk 2000.

Tyszka T., Psychologia zachowań ekonomicznych, Warszawa 1997.

Witkowski S. A. (red.), Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu, T. V, Wrocław 2000.

Witkowski S. A., Prognozowanie sukcesów zawodowych na podstawie danych biograficznych, [w:]

Witkowski S. A. (red.), Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu. Prace psychologiczne, T.

VI, Wrocław 2003.

Witkowski S. A. (red.), Psychologiczne wyznaczniki sukcesu w zarządzaniu, T. VI, Wrocław 2003.

Witkowski T. (red.), Nowoczesne metody doboru i oceny personelu, Kraków 1998.

Witkowski T., Cud ekonomiczny a motywacja osiągnięć, „Przegląd Psychologiczny” 1994, nr 1-2.

Zaleśkiewicz T., Przedsiębiorczość i podejmowanie ryzyka, [w:] Tyszka T. (red.), Psychologia

ekonomiczna, Gdańsk 2004.

172

Doświadczenie

Marcin Kiełbus

[email protected]

Nie tylko Peregryn z Opola. Trzynastowieczna glosa do jednej wizji dziejów Europy

Na współczesny obraz Średniowiecza złożyły się zjawiska występujące przede

wszystkim w XII i XIII wieku1. W starszej historiografii te dwa stulecia to signum temporis, swoista

dominanta wykrzywionego postrzegania całej epoki, ale ujawnia się przez to pośrednie świadectwo

doniosłości autentycznych przemian, które zachodziły w przedziale tych dwóch stuleci. W okresie tym

nastąpiła bowiem wyraźna konsolidacja europejskiej kultury. Nie należy jednak do terminu „Europa”

przykładać dzisiejszych ujęć kartograficznych, ponieważ nazwa ta większej stabilności znaczeniowej

doczekała się dopiero w wieku XV za sprawą Cosmographii Eneasza Sylwiusza Piccolominiego (1405-

1464)2, a uprzednio odnosiła się do zróżnicowanych treści3. Być może więc właściwsze byłoby od razu

sięgnięcie po termin universitas christianorum – który wskazywałby na konsolidację tylko

chrześcijańskiej wspólnoty polityczno-religijnej z papieżem na czele4, ale w takim przypadku zawsze

należy sygnalizować umowność zagadnienia chrystianizacji poszczególnych ludów oraz kwestię

specyficznego rozumienia chrześcijańskiej tożsamości5. Mówiąc wprost, ze względu na wiele znanych

pułapek i kontrowersyjnych uproszczeń oba terminy są w jakimś stopniu niefortunne. Mimo wszystko

to właśnie christianitas stanowi łącznik, spajający XII i XIII wiek we wspólny cywilizacyjny blok,

którego główny zrąb wyznacza model pobożności, a ściślej – jego przemiana.

W pierwszej linii dotyczy to życia zakonnego. XII wiek był czasem religijnej reakcji.

Dotychczasowe formy pobożności wywoływały poczucie niewystarczalności. Podjęte jeszcze w X

wieku próby reformy monastycznej opierały się na klasztornej izolacji, która miała ocalić przed

1 J. Chélini, Dzieje religijności w Europie Zachodniej w średniowieczu, Warszawa 1996, s. 178. 2 J. Strzelczyk, Średniowieczny obraz świata, Poznań 2004, s. 21-22. 3 Tamże, s. 7-22. 4 Tamże, s. 17. 5 M. Parrise, Chrystianizacja społeczeństwa, [w:] A. Vauchez (red.), Historia chrześcijaństwa. Religia, kultura, polityka, Warszawa 2001, t. 5, Ekspansja Kościoła rzymskiego. 1054 – 1274, s. 358-362. Por.: J. Kłoczowski, „Nowe chrześcijaństwo” w XII wieku: od Skandynawii po Bałkany [w:] tamże, s. 281-263.

173

wpływem zepsutego świata6. Zadaniem mnichów było wymodlenie zbawienia dla żyjących, a to

pociągnęło za sobą rozbudowę ceremoniału7. W prymacie liturgii można doszukiwać się pozytywnego

umacniania wspólnoty, ale skutkiem ubocznym była pogłębiająca się izolacja mnichów od reszty

społeczeństwa. Symbolem tego nurtu odnowy stało się opactwo Cluny, gdzie z czasem ilość

zewnętrznych praktyk dewocyjnych stała się ogromna8. W XII wieku zrodziło to opór części

wiernych9. Krytycznie nastawieni wobec Cluny poszukiwacze odmiennych ścieżek duchowych sięgali

po autorytet trzech starożytnych źródeł. Jedni wybierali Ojców Pustyni, którzy uświęcali wybór życia

w samotności. Innym zaś wystarczała Reguła św. Benedykta, ale za to bardzo surowo przestrzegana10.

Trzecim i najbardziej brzemiennym w skutkach źródłem inspiracji była ta część

Dziejów Apostolskich, która ukazywała sposób życia prawspólnoty jerozolimskiej (Dz 2, 42-47)11. Vita

apostolica, jak określano ten wzór, oznaczało skrajne ubóstwo, pokutę, intensywne życie duchowe

oraz nauczanie wędrowne12. Problematyczne było zwłaszcza nauczanie, którego prawo od roku 529

zarezerwowano wyłącznie dla biskupów i kapłanów13. Z tego też względu od 2 poł. XI wieku ideał

kaznodziejskiej posługi próbowały ucieleśniać grupy księży. Nazywano ich kanonikami regularnymi,

ponieważ przestrzegali reguły zakonnej. Ten nowy przejaw monastycyzmu tym jednak odróżniał się

od innych, że za cel obierał pełnienie misji głoszenia kazań wśród ludu14. Tak przynajmniej wyglądało

to w teorii. W praktyce zaś zdarzało się, że wspólnoty te były zawiązywane odgórnie, niekiedy

przymusowo, bo przy sprzeciwie części księży; natomiast posługa duszpasterska, wobec braku

jednomyślności, nie zawsze była realizowana15.

Ze wspólnoty kanoniczej wywodził się także Dominik Guzman (ok.1170-1221)16.

Znajdował się więc od początku w nurcie odnowy, aczkolwiek symptomatyczne, że zbudował on

odrębny zakon, od jego imienia popularnie zwany dominikańskim. Zatwierdzenia dokonał papież

Honoriusz III (1216-1227), którego bulla z 1217 roku nadawała wspólnocie Dominika oficjalną nazwę

Zakonu Braci Kaznodziejów (Ordo Fratrum Praedicatorum)17.Tym samym już w nazwie określono cel i

sens istnienia nowej formacji. Natomiast, aby chociaż w części uszanować postanowienia Soboru

6 C.H. Lawrance, Monastycyzm średniowieczny, Warszawa 2005, s. 90. 7 J. Chélini, dz. cyt., s.159-160. 8 C.H. Lawrace, dz. cyt., s. 101-102. J. Wierusz-Kowalski, Chrześcijaństwo, Warszawa 1988, s. 137. 9 J. Chélini, dz. cyt., s. 142. 10 C.H. Lawrance, dz. cyt., s. 147. 11 J. Chélini, dz. cyt., s. 242. 12 Tamże. 13 K. Panuś, Historia kaznodziejstwa, Kraków 2007, s. 94. 14 C.H. Lawrance, dz. cyt., s. 159 -165. 15 Tamże, s. 161, 163. 16 W.A. Hinnenbuch, Dominikanie – krótki zarys dziejów, [w:] M.A. Babraj (red.) Dominikanie. Szkice z dziejów zakonu, Poznań 1986, s. 87. 17 Tamże, s. 91.

174

Laterańskiego IV, który w konstytucji nr 13 zabronił tworzenia nowych wspólnot zakonnych (firmiter

prohibemus (…) novam religionem inveniat18), dominikanie przyjęli starą regułę św. Augustyna19,

która zawierała niewiele drobiazgowych wytycznych a przez to pozwalała na więcej organizacyjnej

swobody20. Można mówić tu o pewnym wybiegu, ale, patrząc na to z drugiej strony, widzimy

symboliczny gest wpisania „nowego” w „stare” i ich próbę pogodzenia. Na osobne podkreślenie

zasługuje elastyczność założyciela, a przede wszystkim jego dążenie do legalizacji.

Procentowało tu z pewnością uprzednio zdobyte przez Dominika doświadczenie w

Langwedocji. Tam, na południu Francji, najbardziej zauważalnie przecinały się dwie siły: duchowość

Wschodu i gospodarczo-ekonomiczny rozwój Zachodu, religijny ferment i bogactwo miast21. Z tego

skrzyżowania wyrosła wręcz społeczność idealistów-kontestatorów, która uznawała się za jedyną

prawdziwie wierzącą. Ją także należy wliczyć w nurt reformy XII i XIII stulecia z tą różnicą, że

przebiegający niejako obok klasztorów, z pominięciem Kościoła katolickiego, w którym upatrywano

przeciwnika. Dlatego szybko podpadła pod zarzut herezji, którą należy bezwzględnie zwalczać22.

Jednak jeszcze w roku 1206 był czas rozmów. Wtedy Dominik, który pomagał swemu biskupowi w

nawracaniu mieszkańców Langwedocji, miał okazję naocznie przekonać się, jak istotna dla prostych

ludzi jest nie tylko treść komunikatu, ale też jego forma. Nauczanie z pozycji majestatu było

torpedowane przez słuchaczy argumentem o niestosowaniu się nauczycieli do własnych słów23.

Spójność słowa i czynu na terenie Langwedocji oznaczało wędrowne głoszenie Słowa Bożego przy

jednoczesnym utrzymywaniu się tylko z żebraniny24. Dopiero zaświadczanie słów własnym

przykładem (verbo et exemplo) mogło dać pozytywny efekt.

Konsekwencje płynące z obrania takiej metody ewangelizacji były niezwykle

poważne. Hierarchia rzymskokatolicka w kwestii posiadania dóbr wypowiadała się dosyć pokrętnie.

Kościół bowiem dobrowolne ubóstwo wynosił do rangi cnoty, lecz zarazem nigdy nie potępił

bogactwa, a własny wysoki status materialny uznawał za gwarant trwałości i rozwoju25. Ogólnie

żebractwo było oceniane pozytywnie, ale nie żebractwo kleru. Nędza i wędrowne nauczanie

kolidowały z tradycyjnym już osiadłym i dostojnym stylem życia księży26. Za bardzo też przypominały

waldensów i grupy włóczęgów do nich podobne, które, działając bez papieskiej legitymizacji, szybko

18 Zob. Dokumenty soborów powszechnych. Tekst grecki, łaciński, polski, oprac. A. Baron, H. Pietras, Kraków 2007, t. 2, 869-1312, s. 250. 19 W.A. Hinnenbuch, dz. cyt., s. 91. 20 C.H. Lawrance, dz. cyt., s. 162. 21 J. Chélini, dz. cyt., s. 281. Por.: A. Vauchez, Duchowość średniowiecza, Gdańsk 2004, s. 53-55. 22 J. Kłoczowski, Wspólnoty chrześcijańskie w tworzącej się Europie, Poznań 2003, s. 246-248. 23 Tamże, s. 255-256. 24 Tamże. 25 M. Parrise, dz. cyt., s. 351. 26 J. Kłoczowski, dz.cyt., s. 248.

175

określono jako heretyckie27. W Kościele dojrzewała także myśl, że ruchy wzorujące się na ideale

ewangelicko-apostolskim trzeba opanować i przyłączyć do ortodoksyjnego rdzenia28. Stąd „superbia,

pycha, uważana do tej pory za najpoważniejszy z grzechów głównych, ustępowała niekiedy swe

niechlubne pierwszeństwo cupiditas, w podwójnym tego słowa znaczeniu: skąpstwa, które każe

zachować dla siebie miast dzielić się z innymi, i chciwości, która każe łaknąć coraz więcej”29. Jednakże

inaczej przedstawia się zagadnienie ubóstwa, gdy popatrzeć na nie od strony przeobrażeń

gospodarczych na Zachodzie, których konsekwencją były „narodziny mentalności zysku”30. Z

perspektywy epoki, „w której praca stała się podstawową wartością nowego społeczeństwa, niełatwo

jest wzbudzić szacunek dla życia z żebraniny”31. Trzeba też wyraźnie stwierdzić, że to nie decyzja o

utrzymywaniu się z jałmużny uczyniła dominikanów cennym składnikiem cywilizacji XII i XIII wieku.

Doświadczenia misyjne z XII stulecia zaowocowały w wieku następnym rozwojem

„socjotechniki” z egzemplami w roli głównej32. Wachlarz tego, co kryje się pod hasłem exemplum,

rozpościera się „od legend i bajek wschodnich, przez wątki mitologiczne i różne antyczne fabuły,

opowiadania klasztorne, anegdoty, miracula, spostrzeżenia przyrodnicze aż do opowiadań biblijnych,

przypowieści ewangelicznych i metafor”33. Ogólnie i najkrócej rzecz ujmując, exemplum to odwołanie

do przykładu, służące do podparcia wywodu, ilustrujące główne jego tezy34. Dla ułatwienia pracy

kaznodziei, tworzono całe zbiory dłuższych przykładów35.

Największą wartością zakonu było kaznodziejstwo, ale, co istotne, dobrowolne

ubóstwo wchodzi z nim w ciekawą korelację. Na pierwszym miejscu pojawia się konieczność

przebywania w przestrzeni zasiedlonej przez dużą liczbę ludzi; po drugie – potrzeba uzyskania

akceptacji ze strony tejże zbiorowości. Inaczej trudno byłoby zakonnikom utrzymać się z samego

żebractwa, co wcale nie neguje szczerej żarliwości misji. Po prostu dominikanami rządził cel

praktyczny: mianowicie efektywność36. Cementowało to swoistą specjalizację Zakonu

Kaznodziejskiego. „Generalnie biorąc, kaznodziejstwo staje się w XIII wieku dziedziną zarezerwowaną

27 Tamże. 28 Tamże, s. 252. 29 M. Parrise, dz. cyt., s. 352. 30 A. Vauchez, Duchowość średniowiecza…, s. 54. 31 J. Le Goff, Kultura średniowiecznej Europy, Gdańsk 2002, s. 122. 32 K. Panuś, dz. cyt., s. 144-145. 33 Tamże, s. 143. 34 Gwoli ścisłości trzeba odnotować, że, jak pisze Kazimierz Panuś, „egzemplum nie ma przepisanej długości – może nawet być tylko antonomazją, czyli użyciem imienia własnego postaci biblijnej, historycznej lub literackiej, w tym także mitycznej, dla dobitnego wyrażenia pewnej cechy”. Zob. tamże. 35 Krótką prezentację wybranych zbiorów zob. w: W. Brojer, Diabeł w wyobraźni średniowiecznej. Trzynastowieczne exempla kaznodziejskie, Wrocław 2003, s. 112-123; T. Szostek, Exemplum w polskim średniowieczu, Warszawa 1997, s. 17-32. 36 J. Kłoczowski, dz. cyt., s. 306.

176

dla specjalistów, dobrze i długo do tego celu przygotowywanych przez lata studiów w szkołach

zakonnych”37. Pośrednio wykształcenie kładło nacisk na odbiorców kazań. Zyskiwali oni status

partnera, podmiotowość, którą należy poznać. Jeżeli bowiem nauczyciel nie przejmowałby się swoim

audytorium, to nie mógłby liczyć na odpowiedni rezultat swojej pracy. Jak pisze André Vauchez:

„Właśnie to zwrócenie się ku bliźnim i ku światu, który chciano nawracać z myślą o jego zbawieniu,

stanowi podstawę tego, co historycy zgodnie nazywają zwrotem pastoralnym XIII wieku”38. Mówiąc

jeszcze inaczej, między wiernymi i żyjącymi pośród nich kaznodziejami-żebrakami powstała relacja

oparta na wzajemnej akceptacji. Zrównywała i zbliżała ich do siebie prostota.

Przyjrzyjmy się temu zagadnieniu bliżej na przykładzie kazań z polskiej prowincji

dominikanów, spisanych przez Peregryna z Opola na przełomie XIII i XIV w. W nich również idea

dobrowolnego ubóstwa nie została opuszczona. W jednym z tych kazań narrator, komentując

fragment Dziejów Apostolskich (5, 1-11), pisze: „Panował taki zwyczaj, że kiedy ktoś się

nawracał i chciał iść za apostołami, sprzedawał wszystko, co posiadał, i zapłatę składał u stóp

apostołów. Podobnie się dzieje w każdym zakonie. Kiedy ktoś wstępuje do zakonu, składa

wszystko, co posiada, u stóp przełożonego. I tak ów Ananiasz z żoną sprzedali swe dobra.

Zostawili sobie jednak pewną część pieniędzy, a resztę złożyli u stóp apostołów. Święty Piotr

domyślił się tego i…”, jak wiadomo, koniec tej historii łączy się z karą bożą, czyli Ananiasza z

żoną dosięga nagła śmierć [T 4]39. Komentarz ten służy napiętnowaniu kłamstwa, ale widzimy

jednocześnie, jak została wykorzystana okazja do przemycania informacji na temat zakonu.

Peregryn wynajduje je stale, przez co dominikanie stają się jednym z

bohaterów jego kazań. Wielokrotnie o zakonie mówi wprost, jak w egzemplum o człowieku,

który „zazwyczaj zamiast iść na mszę, udawał się konno do swoich stodół lub na pola

oglądać zbiory zbóż czy też do swoich młynów. Kiedy zaś żona, która była dobrą niewiastą,

napominała go, żeby tak nie postępował, ale żeby przynajmniej w dni świąteczne szedł do

kościoła i posłuchał dobrego kazania, odpowiadał jej: »Ja wiem lepiej od twoich kaznodziejów

(quam tui prædicatores), co powinienem czynić«. Wreszcie gdy raz dzwoniono na mszę,

człowiek ów wsiadł na konia i pojechał na pola. I oto zabiegł mu drogę diabeł, który

powiedział: »Zejdźcie z konia i posłuchajcie mojej mszy«. Następnie poprowadził go w stronę

jakiegoś dołu, gdzie kiedyś było źródło, i zepchnął go tam. W ten sposób zaprowadził go do

piekła, by mógł on wysłuchać mszy piekielnej, podczas której śpiewano: »Biada nam! Po

cośmy się urodzili! Biada nam, bowiem nie możemy umrzeć!«” [T 10].

37 Tamże, s. 307. 38 A. Vauchez, Zwrot duszpasterski w Kościele na Zachodzie, [w:] Historia chrześcijaństwa…, s. 612. 39 W nawiasach podaję numerację kazań de tempore według wydania: Peregryn z Opola, Kazania „de tempore” i „de sanctis”, Kraków – Opole 2001.

177

Zapisy te służą szerzeniu pozytywnego wizerunku zakonu. Prestiż budowany jest

różnymi sposobami: straszeniem i zachętą. W jednym z kazań, trzymając się teorii czterech sensów,

objaśnia Dawida grającego na harfie jako alegorię kaznodziei z Pismem Świętym w ręku. Pisze

tam: „kiedy kaznodzieja bierze je do ręki i uderza swym językiem, wtedy Saulowi, czyli

grzesznikowi, lżej jest, wtedy bowiem odstępuje od niego diabeł. Jak wilki wypędzone z lasów

przez szczekanie psów pozostawiają swój łup, który schwytały, i przerażone uciekają, tak

złe duchy uciekają przed głosem kaznodziei i pozostawiają duszę, czyli łup, który schwytały, i

nie mają już więcej odwagi zachęcać jej do grzechu” [T 20].

Oprócz nadzwyczajnych zdolności oddziaływania na siły nieczyste kaznodzieja ukazany

jest jako ten, który ma moc wpływania na charakter człowieka. Tak, jak to ma miejsce w historii o złym

wójcie, który „w końcu dotknięty chorobą, zaczął popadać w zwątpienie. Ale jego żona, pobożna

niewiasta, poza wiedzą męża poszła przezornie do zakonników i prosiła ich o modlitwę do Boga, ażeby

raczył dać jej mężowi prawdziwy żal za grzechy oraz żeby nie stracił on nadziei w miłosierdzie Boże.

Kiedy mnisi zwrócili się do Boga w modlitwach, nagle ten człowiek odmienił się i w środku nocy zaczął

przyzywać spowiednika. I wtedy żona zrozumiała, że to dzięki modłom braci zmienił się on tak nagle.

Po spowiedzi odmienił swój żywot na lepsze” [T 59]. W tym egzemplum dominikanie nie zostali

wymienieni z nazwy, ale nie ma wątpliwości, że o nich chodzi.

Obowiązkowa spowiedź uszna była nowością wniesioną przez 21. konstytucję

Soboru Laterańskiego IV i od początku łączyła się z działalnością zakonów żebrzących40. Dlatego

także u Peregryna z Opola pojawią się stosowne wzmianki, jak w historii o królewiczu, który

„zachorował, gdy uczył się w szkole. Nauczyciel chłopca wezwał pewnego brata z zakonu

kaznodziejskiego, który wysłuchawszy spowiedzi chłopca, rzekł do nauczyciela: »Błogosławię

wam, że uchowaliście chłopca w takiej niewinności, albowiem jest jeszcze nieskalany, i mam

nadzieję, że zostanie zbawiony«. Kiedy chłopiec umarł, nauczyciel, który bardzo chłopca

kochał, zaczął się modlić, żeby mu Pan ukazał, co się z nim dzieje. Ukazał mu się chłopiec w

stanie godnym pożałowania i płacząc rzekł: »Czego ode mnie chcecie, nauczycielu?«. Nauczyciel

odpowiedział: »Chcę, abyś mnie upewnił o swoim losie«. Na to chłopiec odrzekł: »Zostałem

potępiony na wieki«. Nauczyciel zaś rzekł: »Przecież twój spowiednik zapewnił, że jesteś wśród

tych, którzy będą zbawieni«. »To prawda« - odparł chłopiec - »gdybym był umarł takim, jakim

mnie zostawił. Ale oto po jego odejściu diabeł podsunął mi taką myśl, którą wkrótce zacząłem

rozważać: O Boże, niech się poskarżę, że wkrótce mam umrzeć i pozostawić te wszystkie bo-

gactwa, jakie posiada mój ojciec. Nie miał on bowiem więcej dzieci, tylko mnie. Martwiłem się

40 W. Brojer, Diabeł…, s. 68-69.

178

przeto tym, że zostawiam te bogactwa, a zapomniałem o bogactwach niebieskich, dlatego dla

mojej chciwości zostałem potępiony na wieki«”[T 13]. Widzimy na tym przykładzie

skuteczność spowiedzi, ale i niewystarczalność jednorazowego jej aktu. Odpowiada to

postanowieniu wspomnianego soboru, który nakładał na wszystkich wiernych spełnienie tego

obowiązku przynajmniej raz do roku (saltem semel in anno)41. Na zakony żebracze zaś spadało

odpowiednie przygotowanie wiernych42. Kazania były w tym procesie drogą prowadzącą do aktu

spowiedzi przez uprzednie skruszenie ducha, przez poruszenie (movere), ale i przez elementarne

pouczenie (docere). Dlatego u Peregryna znajdujemy następujący zapis: „spowiedź zaś powinna

być całkowita, to znaczy człowiek powinien wyznać grzechy i okoliczności, czyli czas, miejsce,

liczbę, osobę, wiek, umiejętności, stanowisko, płeć, stan, godność. Czy grzech został

popełniony łatwo i chętnie, lub uprzedzał pokusę, czy popełniany był często, czy otwarcie i

siejąc zgorszenie. Dlatego stawia się pytania: kto? co? gdzie? z czyją pomocą? dlaczego? jak?

kiedy?” [T 20].

Tak drobiazgowy instruktaż był niezbędny. Przed 1215 rokiem, gdy spowiedź nie

była przymusowa, pokajanie się polegało zgoła na czym innym43. Jak pisze Jerzy Kłoczowski: „W

rozpowszechnionym dotąd mniemaniu darowanie grzechów łączyło się dopiero z czynną ekspiacją,

na przykład z pokutą w postaci pielgrzymki, gdy teraz własna skrucha i żal stanowią sprawę

centralną”44. Te uczucia stanowią filar innej już duchowości, którą można by nazwać narodzinami

sumienia dla odróżnienia od duchowości opierającej się na zewnętrznej manifestacji, na

usankcjonowanym ceremoniale.

Wskazanie na rolę przeżycia wewnętrznego doskonale przedstawia egzemplum

o opętanej: „Kiedy niewiasta ta przyszła do spowiedzi do pewnego brata z zakonu

kaznodziejskiego, nie mogła wypowiedzieć ani jednego słowa. Spowiednik zapytał ją: »Dlaczego

nie mówisz?« Ona zaś pokazywała mu rękoma, że nie może mówić. Spowiednik więc rzekł

do niej: »Dlaczego nie możesz mówić, skoro sercem mówisz? wsłuchaj się w siebie« (intra te

ipsam)! Kiedy ona to uczyniła, z jej ust wyskoczyła ogromna żaba i już więcej się nie pokazała, a

owa niewiasta zaczęła własnymi ustami wyznawać grzechy, czego przedtem nie mogła

uczynić. Teraz bowiem wyrzuciła złego ducha ze swojego ciała, jak wyrzuca się rabusia z domu”

[T 20]. Widzimy tu ciekawą kolejność: najpierw następuje wyciszenie i kontemplacja, dopiero po

skupieniu na własnym wnętrzu spowiedź okazuje się w ogóle możliwa.

41 Dokumenty soborów…, s. 258 – 259.

42 J. Kłoczowski, dz. cyt., s. 310 – 314. 43 J. Delumeau, Grzech i strach. Poczucie winy w kulturze Zachodu XIII – XVIII, Warszawa 1994, s. 281-283. 44 Tamże, s. 310-311.

179

W innym przykładzie diabeł, obserwując jak z kościoła wychodzą wyleczeni

cudownie z trądu, sam zapragnął oczyścić swoje ciało. „Wszedł również do świątyni i zaczął

się spowiadać, aby stać się oczyszczonym. Ale kiedy wyznawał liczne grzechy, kapłan zapytał go:

»Czy ty nie jesteś diabłem?« A on odpowiedział: »Jestem«. Kapłan wówczas zapytał: »A dlacze-

go przyszedłeś do spowiedzi?« Diabeł zaś rzekł: »Oczywiście dlatego, że chcę być oczyszczony

jak tamci, których wyspowiadałeś«. Wtedy kapłan zapytał go: »Czy żałujesz, że występowałeś

przeciwko Bogu?« Na co diabeł odrzekł: »Nie żałuję« (non doleo). »Skoro nie żałujesz, nie

możesz dostąpić miłosierdzia« powiedział kapłan i diabeł zniknął” [T 12]. Narrator pokazał

porażkę diabła, który nie okazuje żalu, a bez tego spowiedź nie może się odbyć. O tym, że w

skupieniu na sobie nie chodzi o uzyskanie spokoju wewnętrznego, autor obrazuje przykładem o

zatwardziałej grzesznicy, „która nie chciała pokutować mimo wielkich grzechów, jakich się

dopuściła”, ale przyszła do kościoła, by adorować krzyż. Tam porażona widokiem broczącego

krwią Jezusa przystępuje do spowiedzi, ale z żalu umiera [T 25].

W tym kontekście bardzo ciekawie jawi się fragment z innego z Peregrynowych

kazań: „Ale ty mówisz: »Ja takiej skruchy nigdy nie odczuwałem«. Tedy ja cię nauczę, jak

wzbudzić skruchę (acquiras contritionem). Najpierw powinieneś żałować (dolere), że

popełniłeś grzech, wołając, abyś go był nigdy nie popełnił, a wreszcie postanowić wystrzegać

się grzechu w przyszłości. Dzięki takiej skrusze możesz zostać zbawiony”. Widzimy, że kazania

Peregryna z Opola pełniły rolę wychowawczą, ucząc w jaki sposób wyrażać emocje i

jednocześnie propagując te pożądane. Zwłaszcza na uwagę zasługuje tu rola kazania na siódmą

niedzielę po zesłaniu Ducha Świętego [T 47], które ma postać małego „traktatu”. Jego

przesłanie zawiera się w trzech punktach: skrucha (contritio), spowiedź (confessio) i akt pokuty

(pœnitentia). Jak tłumaczy narrator, skrucha przeżywana jest wtedy, gdy grzesznik odczuwa żal

za grzechy. Po niej przychodzi czas na szczerą spowiedź, a na końcu – próba naprawienia zła

dobrymi czynami. Te trzy punkty wiążą się z misją zakonu dominikańskiego i realizacją

postanowień soborowych. Spowiedź jest elementem centralnym, do którego zbliża

odpowiednie przygotowanie stanu ducha.

Tak w uproszczeniu wygląda program duszpasterski zawarty w kazaniach

Peregryna z Opola, który jest zarazem tożsamy z programem całego zakonu. Najistotniejszym

jego dopełnieniem jest nauka na temat płaczu. Stosowny fragment zawiera się we

wspomnianym wcześniej „kazaniu-traktacie”: „Dobra łza powoduje bowiem trzy skutki. Po

pierwsze nawet jedna łza może oczyścić brudną duszę, której nie mogą obmyć wszystkie wody

morza. Ona bowiem jest morzem miedzianym, w którym umywali ręce i nogi wchodzący do

świątyni. Po drugie łza zatapia diabła. Morze Czerwone, w którym utonął faraon, to jest

180

diabeł, z wojskiem występków, oznacza właśnie tę łzę. Pies boi się gorącej wody. Podobnie

diabeł boi się łez. Trzeci skutek jest ten, że królestwo niebieskie zdobywa się jakby jakimś

gwałtem. Grzegorz powiada: » Królestwo niebieskie chce być zdobyte naszymi łzami, albowiem

nie należy się nam za nasze zasługi«” [T 47]. Jak widzimy, łza oczyszcza, uświęca i nagradza.

Zdaje się jakby skrótem programu duszpasterskiego XIII stulecia. Starożytność nie znała

odkupicielskiej roli skruchy. Stosowna nauka pojawia się dopiero około X wieku, a w XII zostaje do

niej dodane przekonanie o odpuszczaniu grzechów przez płacz45. Jak w tym czasie dobitnie

zapewnia Piotr Abelard: „(…) przed tego rodzaju płaczem i żalem serca, który nazywamy

prawdziwą skruchą (veram pœnitentiam dicimus), grzech nie może się ostać (peccatum non

permanet), to znaczy obraza Boga i upodobanie do złego, ponieważ miłość Boga, będąca

źródłem takiego płaczu, nie dopuszcza do współistnienia winy (non patitur culpam)”46.

Natomiast inaczej w panoramie historycznej sytuuje to zagadnienie Marie-

Humbert Vicaire, który pisze, że: „Tradycja ta jest niezależna od jakiejś szczególnej doktryny i

nie ogranicza się do wybranej grupy. Jest wspólnym dobrem całej kontemplacyjnej tradycji

zachodniej, do której wnosi swoisty wkład. Można ją nazwać »tradycją skruchy łez«. Jej źródło

to bogate dziedzictwo patrystyczne, owoc medytacji nad tekstami biblijnymi, a zwłaszcza nad

psalmami. Określona jest przez dwa czynniki wewnętrzne: skruchę, która (…) oznacza swoiste

cierpienie wewnętrzne, i przez łzy, które są zewnętrznym wyrazem wewnętrznej

rzeczywistości”47. Symbolicznie rzecz ujmując, zauważmy, że łzy łącząc dwie przestrzenie, to, co

wewnątrz z tym, co na zewnątrz, nie przynależą całkowicie do żadnego z tych porządków.

Mówiąc zaś inaczej, łzy, o których wielokrotnie pisze Peregryn z Opola, nie są łzami

„monastycznymi”. Słusznie Vicaire akcentuje ich kontemplatywne pochodzenie, ale łzy u

Peregryna to nie vita contemplativa. U niego płaczą świeccy i w dodatku bardziej nad swoimi

uczynkami niż w ogólności nad losem ludzkiej jednostki w świecie. W tym ujęciu łzy są więc

wyrazem nowej postawy, niejako nowej duchowości, która zrównuje świeckich i duchownych.

Egzempla z kazań Peregryna ukazują obie te grupy i obie te grupy traktują pod tym względem

na równi, o ile łzy są szczere, prawdziwe, bo to jest właśnie wartość najbardziej pożądana.

W sumie, jak widzieliśmy na przykładzie twórczości Peregryna z Opola,

naczelną funkcją kazań dominikańskich jest krzewienie wiary chrześcijańskiej.

Niemniej oprócz tego łączą się one z dbałością o zrozumienie i akceptację, która jest

wyrazem otwarcia na podmiotowość odbiorców. Dowodem są egzempla, które

45 J. Delumeau, dz. cyt., s. 282. 46 Petri Abælardi, Ethica seu liber dictus scito te ipsum, [w:] Patrologiae latinae cursus completus CLXXVIII, s. 664. Piotr Abelard, Rozprawy, Warszawa 2001, s. 231-232. 47 M.-H. Vicaire, Dominik i jego Bracia Kaznodzieje, Poznań 1985, s. 357.

181

przedstawiają świat przez pryzmat jednostki. Jej akcentowanie stanowi wyraz wartości, w

których ujawnia się duch laterański z 1215 roku. 10. konstytucja tego soboru wymaga od

kaznodziejów troskliwości (sollicitus) oraz mocy w czynach (opera) i słowach (sermo)48. Dlatego

widzieliśmy, że u Peregryna w parze z przedstawianym grzesznikiem podąża kaznodzieja. Obaj

stanowią równie ważnych bohaterów kazań, a prostota łączy ich ponad głowami scholastyków z

apostolskimi korzeniami w starożytności.

BIBLIOGRAFIA:

Źródła:

Peregrini de Opole, Sermones de tempore et de sanctis, Warszawa 1997.

Peregryna z Opola, Kazania „de tempore” i „de sanctis”, Kraków – Opole 2001.

Piotr Abelard, Rozprawy, Warszawa 2001.

Opracowania:

Babraj M. A. (red.), Dominikanie. Szkice z dziejów zakonu, Poznań 1986.

Brojer W., Diabeł w wyobraźni średniowiecznej. Trzynastowieczne exempla kaznodziejskie, Wrocław

2003.

Brojer W., Ewolucja exemplum w XII i XIII, [w:] Brojer W. (red.), Źródło. Teksty o kulturze

średniowiecznej ofiarowane Bronisławowi Geremkowi, Warszawa 2003.

Brojer W. (red.), Źródło. Teksty o kulturze średniowiecznej ofiarowane Bronisławowi Geremkowi,

Warszawa 2003.

Chélini J., Dzieje religijności w Europie Zachodniej w średniowieczu, Warszawa 1996.

Delumeau J., Grzech i strach. Poczucie winy w kulturze Zachodu XIII – XVIII, Warszawa 1994.

Hinnenbuch W.A., Dominikanie – krótki zarys dziejów, [w:] Babraj M. A. (red.), Dominikanie. Szkice z

dziejów zakonu, Poznań 1986.

Kłoczowski J., „Nowe chrześcijaństwo” w XII wieku: od Skandynawii po Bałkany, [w:] Vauchez A.

(red.), Historia chrześcijaństwa. Religia, kultura, polityka, Warszawa 2001, t. 5, Ekspansja Kościoła

rzymskiego. 1054 – 1274.

Kłoczowski J., Wspólnoty chrześcijańskie w tworzącej się Europie, Poznań 2003.

Lawrance C. H., Monastycyzm średniowieczny, Warszawa 2005.

48 Analizę tej konstyucji zob.: W. Brojer, dz. cyt., s. 63-69.

182

Le Goff J., Kultura średniowiecznej Europy, Gdańsk 2002.

Panuś K., Historia kaznodziejstwa, Kraków 2007.

Parrise M., Chrystianizacja społeczeństwa, [w:] Vauchez A. (red.), Historia chrześcijaństwa. Religia,

kultura, polityka, Warszawa 2001, t. 5, Ekspansja Kościoła rzymskiego. 1054 – 1274.

Strzelczyk J., Średniowieczny obraz świata, Poznań 2004.

Szostek T., Exemplum w polskim średniowieczu, Warszawa 1997.

Vauchez A., Duchowość średniowiecza, Gdańsk 2004.

Vauchez A. (red.), Historia chrześcijaństwa. Religia, kultura, polityka, Warszawa 2001, t. 5, Ekspansja

Kościoła rzymskiego. 1054 – 1274.

Wierusz-Kowalski J., Chrześcijaństwo, Warszawa 1988.

183

Magdalena Andrejczuk

[email protected]

Prawdopodobnie najlepsze państwo na świecie – marketing narodowy a globalizacja.

Na świecie jest około 250 państw, każde z nich reprezentuje pewne wartości, obyczaje,

historię oraz perspektywy. Przeciętny człowiek nie potrafi wyszczególnić nawet jednej trzeciej z nich.

Jednak na globalnym rynku coraz częściej dochodzi do konkurencji między państwami. Kraje, tak jak

korporacje międzynarodowe, określają swoje strefy wpływów (grupy docelowe), dbają o marketing i

wizerunek (reklama) oraz dążą do dominacji (przede wszystkim rynkowej). W rankingu opracowanym

w 2001 roku wśród 100 największych gospodarek świata 51 było firmami, a 49 krajami. Pokazuje to

ogromne zależności, jakie istnieją pomiędzy biznesem a państwem. Dlatego nie dziwi coraz większa

popularność marketingu narodowego oraz rosnące aspiracje do budowania silnej marki narodowej.

Kwestia ta dotyczy również Polski, w której powstał Instytut Marki Polskiej mający za zadanie dbanie

o markę naszego kraju. Niniejsza praca będzie próbą określenia specyfiki marketingu narodowego

oraz jego istoty w kontekście globalizacji.

Genezy marketingu narodowego upatrywać można już pod koniec XVIII wieku, kiedy to

podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej „starano się zmienić i wykreować nowy autonomiczny

postarystokratyczny image państwa, gdzie trójkolorową flagę zastąpiono kwiatem lilii, wprowadzono

nowy kalendarz, zmieniono system miar i wag na metryczny, wprowadzono nowy hymn –

Marsyliankę”1. Obecnie rozwój budowania tożsamości państwa przybrał taką miarę, że trudno przejść

obok niego obojętnie.

Marka to tożsamość, korporacyjna świadomość, obecna nie tylko w reklamach, ale również

w przestrzeni miast, domach, w sieci. Naomi Klein w książce No logo mówi wręcz o metkowaniu

świata – metkowaniu pejzażu miejskiego, metkowaniu mediów, muzyki czy sportu. Branding oraz

całe zamieszanie wokół budowania tożsamości marki określa jako erę markozaurów, gdzie człowiek

nie tylko utożsamia markę z rzeczami materialnymi (np. ubraniami czy jedzeniem), ale przede

wszystkim z dobrami wyższymi, kulturą2.

Marka doskonale wkomponowuje się w globalizację. „Nieskrępowany w zasadzie barierami

prawnymi i administracyjnymi przepływ kapitału (globalizacja finansów), wzrost korporacji

transnarodowych (fuzje i przejęcia, procesy konsolidacyjne), nowa technologia komunikacyjna i

1 M. Raftowicz, Marketing narodowy w Polsce, [w:] L. Olszewski (red.) Lokalne aspekty globalizacji gospodarki: wybrane problemy, Wrocław 2006, s. 67. 2 N. Klein, No logo, Izabelin 2004, s. 53-79.

184

Markowy eksport

Inwestycje zagraniczne i imigracje

Ludzie

Kultura i dziedzictwo

MARKA KRAJU

Polityka wewnętrzna i zagraniczna

informatyczna (Internet, multimedia), integracja gospodarcza krajów i regionów (międzynarodowy

rynek towarów i usług) – to zjawiska i procesy, które charakteryzują współczesną globalizację.

Zjawiska te wywołują społeczne oraz kulturowe zmiany i przeobrażenia”3.

Wszystko to powoduje, że mamy do czynienia z nową koncepcją – obok promocji

produktów i usług występuje reklama państw. Marketing narodowy staje się antidotum na globalne

relacje i zależności oraz unifikację świata poprzez wyróżnienie kraju jako marki. Za T.L. Friedmanem o

współczesnym świecie można powiedzieć, że jest globalną równiną, która po tym jak padają kolejne

mury, a szybki świat wchłania nowe kraje, staje się szersza, szybsza i bardziej otwarta. Jednak

wyróżnienie się jest tym aspektem, który może zdecydować o pozycji kraju w świecie.

Powstaje twór marek narodowych, wśród których prym wiedzie marka amerykańska zwana

Brand America, ale tuż obok znajduje sie Chimeryka – twór powstały z połączenia Chin i Ameryki, a

tak naprawdę współczesne, rozwijające się w zastraszającym tempie Chiny. Miernikiem tego są

chociażby metki ogromnej ilości produktów z napisem Made in China. Marka narodowa jest

relatywna, jak definiuje ją Roman Rojek: „Marka narodowa to marka uznawana za taką przez

otoczenie (warunek subiektywny) i chcąca za taką uchodzić (warunek subiektywny po stronie marki),

spełniająca wymagania stawiane „dobremu obywatelowi” (warunek obiektywny), choć ocena jego

spełnienia jest subiektywna i dostarczająca produkty lub usługi światowej jakości (warunek

obiektywny)”4. Robert Furtak określa zaś markę narodową „indywidualnym kodem genetycznym”.

Wiąże się to z jej niepowtarzalnością oraz niemożliwością podrobienia5.

Rys. 1. Sześciokąt kanałów komunikacyjnych (oprac. własne na podst. S. Anholt, J. Hildreth, Brand America. Tajemnica megamarki. Ameryka jako marka. Nauki dla Polski, Warszawa 2005, s. 14.)

3 R. Rojek, Marka narodowa. Relikt czy fenomen na globalizującym się rynku?, Gdańsk 2007, s. 33. 4Tamże, s. 108. 5 R. Furtak, Marka kraju – jej istota i znaczenie marketingowe, Zachowanie podmiotów na rynku – konsekwencje ekonomiczne, Lublin 2006, s.26.

Turystyka

185

Jak zauważa Simon Anholt na markę kraju wpływa wiele czynników (Rys. 1). Dopiero zbiór

tych elementów może stworzyć mocną i rozpoznawalną markę. Simon Anholt zauważa, że

najważniejsze są umiejętne działania komunikacyjne, czyli jak określa się to w nomenklaturze

marketingowej – szeroko pojęty public relations. „Te działania komunikacyjne obejmują: rodzaje

marek, które kraj eksportuje (specjalności kraju), sposób, w jaki promuje się w zakresie handlu,

turystyki, inwestycji zagranicznych oraz zatrudniania obcokrajowców; sposoby i obyczaje zachowania

kraju w dziedzinie polityki wewnętrznej i zagranicznej oraz metody prezentacji tych zachowań; to, jak

kraj promuje, przedstawia i udostępnia swoją kulturę; zachowanie i zwyczaje obywateli kraju za

granicą oraz ich stosunek wobec przejezdnych u siebie w kraju; jak kraj przedstawia się i wypada

w przekazach światowych mediów; organizacje i ciała międzynarodowe, w których kraj uczestniczy;

powiązania i stosunki z innymi krajami; sposób konkurowania z innymi krajami w sporcie i rozrywce;

to co kraj oferuje światu i czego od świata potrzebuje”6. Wszystko to robi w sieci powiązań i

zależności pomiędzy krajami, gdzie granice państwowe praktycznie zanikają (jak w strefie Schengen),

gdzie korporacje międzynarodowe identyfikują pracowników ze sobą, często o wiele bardziej niż

państwo, gdzie mamy do czynienia z unifikacją i standaryzacją – kraje nie różnią się od siebie

zasadniczo. W tym zintegrowanym worku państw i narodów (Unia Europejska jest przecież tworem,

który docelowo ma zastąpić politykę krajów, wprowadziła już wiele własnych polityk) okazuje się, że

jednak ważne jest, aby kraj stał się marką, ponieważ przekłada się to na go wyrazisty i silny wizerunek

na arenie międzynarodowej. Co implikuje wiele korzyści.

Tabela 1. Wartość marek narodowych (Źródło: S. Anholt, Tożsamość konkurencyjna. Nowe spojrzenie na markę,http://www.imp.org.pl/images/stories/branding_miejsc/rozumienie%20wizerunku%20narodowego.pdf, 26.11.2009.)

Kraj Wartość marki w mld USD

Wartość marki/ PKB 2004 (%)

Wartość marki/głowę ludności (USD)

USA 17.893 152 60.963 Japonia 6.205 133 48.566 Niemcy 4.582 167 55.449 Wielka Brytania 3.475 163 58.492 Polska 43 18 1.138

Wystarczy przeanalizować wartości marek narodowych (Tabela 1.), aby stwierdzić, że mają

one ogromny wpływ na całą gospodarkę. Amerykanie, którzy mają szczególny sentyment do swojego

państwa i symboli narodowych, mają również najdroższą markę, której wartość wynosi prawie 18 bln

6 S. Anholt, Sprawiedliwość marek. Jak branding miejsc i produktów może uczynić kraj bogatym, dumnym i pewnym siebie, Warszawa 2006, s. 21.

186

dolarów. Jej wartość jest kilkaset razy większa niż wartość marki Polski. Obrazuje to dystans, jaki

dzieli nasz kraj od Brand America. Wartość marki przekłada się na miejsce w rankingu, tu również

widać różnicę między Polską a krajami najbardziej rozwiniętymi.

Tabela 2. Ranking marek krajów oraz samoocena krajów (IV kw. 2005 r.) (Źródło: S. Anholt, Tożsamość konkurencyjna. Nowe spojrzenie na markę, http://www.imp.org.pl/images/stories/branding_miejsc/autowizerunki%20krajow.pdf, 26.11.2009.)

Kraj Ranking ogólny Samoocena Wielka Brytania 1 1 Szwajcaria 2 1 Kanada 3 1 Włochy 4 1 Szwecja 5 1 Niemcy 6 1 Japonia 7 1 Francja 8 1 Australia 9 1 Stany Zjednoczone 10 1 Hiszpania 11 1 Holandia 12 1 Norwegia 13 1 Dania 14 1 Nowa Zelandia 15 1 Belgia 16 3 Irlandia 17 1 Portugalia 18 5 Chiny 19 Brak danych Rosja 20 8 Węgry 21 10 Brazylia 22 4 Singapur 23 8 Argentyna 24 5 Korea Południowa 25 5 Indie 26 1 Meksyk 27 2 Egipt 28 13 Czechy 29 4 Polska 30 15 Malezja 31 4 Republika Południowej Afryki 32 6 Estonia 33 7 Indonezja 34 15 Turcja 35 3

Nie chodzi nawet o konkluzję, że pierwsza dziesiątka to kraje bogate, rozwinięte, o silnej

pozycji politycznej oraz stabilnej sytuacji społecznej i gospodarczej, które od wielu wieków budowały

187

swój wizerunek. To, co wynika z Tabeli 2., to przede wszystkim ogromne poczucie własnej wartości,

które charakteryzuje kraje z pierwszej piętnastki rankingu. Zdecydowana większość obywateli

wszystkich 35 państw lokuje swój kraj na wysokiej pozycji, nawet jeśli obiektywnie sklasyfikowane są

w drugiej dziesiątce. Polska w 2005 roku zajmowała w rankingu marek 30 pozycję, Polacy ocenili nasz

kraj na 15 miejscu. Ten samokrytycyzm, tak wyraźnie widoczny na tle innych państw ma ogromny

wpływ na zewnętrzne postrzeganie naszego kraju. Jesteśmy bardzo srodzy w samoocenie,

co przekłada się również na opinię o Polsce wśród innych narodów. Wyobrażenie o kraju wpływa na

preferencje wyboru produktów i usług z tego kraju.

Nasz kraj nie wypadł też dobrze w badaniach z 2008 roku 130 krajów Travel

Competitiveness Report na temat potencjału turystycznego. Analiza dotyczyła ram prawnych

turystyki, jak również infrastruktury oraz kapitału ludzkiego, kulturowego i przyrodniczego. Pierwsza

trójka to Szwajcaria, Austria i Niemcy. Polska zajęła 56 miejsce, z 34 miejscem zasobów

przyrodniczych, 62 pozycją otoczenia biznesowego i infrastruktury turystycznej oraz 120 miejscem

pod względem otwartości na turystów, czyli stosunkiem do odwiedzających7. Przecież to obywatele

naszego kraju powinni być jego ambasadorami i emisariuszami, którzy wywołują pozytywne reakcje.

Dlatego też plany, co do uczynienia z Polski potęgi turystycznej8 są przez taką ocenę wręcz nierealne.

Pomiędzy produktami, firmami, regionami, wydarzeniami, ludźmi, ideami oraz kapitałami

pochodzącymi z danego kraju a reputacją tego kraju zachodzi sprzężenie zwrotne. Okazuje się

bowiem, że dobra marka produktów wzmacnia wizerunek państwa z którego pochodzą. Natomiast

pozytywne postrzeganie kraju powoduje, że konsumenci wybierają produkty firmowane nazwą tego

kraju. Określa się to mianem „efektu kraju pochodzenia”9.

Wybieramy produkty, które łączą się z państwem, które budzi w nas określone reakcje.

Made in staje się obecnie obok marki jednym z głównym motywów decydowania się na określone

dobra, czy usługi. Stereotypy w klasycznym, lippmannowskim pojęciu się kategoriami, w jakich

lokujemy również dobra materialne. „I tak, np. Niemiec jest uczciwy, solidny i niezawodny jak

niemieckie samochody. Hiszpan to pasjonat piłki nożnej, tańca i corridy, więc można przy nim

wypocząć. Również Włosi – uważani są za nieobliczalnych, ale przy tym romantycznych – ich

samochody są szybkie i odważnie projektowane. O Japończykach mówi się, że są dokładni aż do

7 J. Węglarczyk, Uszczerbek na wizerunku, „Rynek Podróży”, 01.10.2008, s.16. 8 Wynika tak z ekspertyzy Instytutu Marki Polskiej, zob. Polska może być potęgą turystyczną?, http://turystyka.gazeta.pl/Turystyka/1,82269,5625255,Polska_moze_byc_potega_turystyczna_.html, 26.11.2009. 9 M. Ryniejska-Kiełdanowicz, Kształtowanie wizerunku Polski w UE, [w:] B. Ociepka (red.), Kształtowanie wizerunku, Wrocław 2005, s. 27.

188

przesady - ich elektronika musi być najlepsza. Z kolei Amerykanie to kipiący pomysłami optymiści,

dlatego tak chętnie pijemy Coca-Colę – też chcemy być tak postrzegani”10.

Zgodnie z obrazem danego narodu i jego obywateli kształtuje się obraz dóbr i usług, które

oferuje. Dlatego tak ważne jest kim jesteśmy w oczach innych nacji. Dzięki temu możliwy jest nie

tylko rozwój gospodarki, ale również ekspansja kulturowa, silna pozycja na arenie politycznej,

atrakcyjność turystyczna i wiele innych przymiotów. Jak określiłby to Noam Chomsky „podbój trwa”.

„Przeciętnemu Polakowi Francja kojarzy się z szampanem i wieżą Eiffela, Ameryka z coca-

colą i Statuą Wolności, a Szwajcaria z wybornym smakiem czekolady”11. Obraz Polski nie jest tak

łatwy do sprecyzowania. Różne narody mają o nas różne zdanie. Wielka Brytania z powodu fali

emigrantów z Polski mogła zmienić pogląd na temat naszego kraju. Do niedawna panowała opinia, że

Niemcy powinni dobrze zabezpieczać przed nami swoje samochody, ale dzisiaj takie stwierdzenia są

coraz rzadsze. We Francji przez długi czas królował polski hydraulik na słynnym plakacie.

Przed akcesją Polski do UE Marta Ryniejska-Kiełdanowicz zbadała wizerunek Polski wśród

narodów europejskich. Według Austriaków „Polak jest życzliwy i zdyscyplinowany, ale z drugiej

strony cechuje go zacofanie i konserwatyzm. Cechą, która zdecydowanie nas wyróżnia, jest

religijność”12. Francuzi za to kojarzą Polskę z biedą, ubóstwem, brakiem pracy, zacofaniem i

położeniem na peryferiach Europy, ale również z odwagą, twardością, zdyscyplinowaniem czy

uprzejmością. Panuje również mit o romantycznym, uwodzicielskim polskim narodzie, ale także

nieodpowiedzialnym, czasami nieżyciowym. Wśród przysłów istnieje powiedzenie „pijany jak Polak”,

Polak to również Chopin, który jest przez Francuzów traktowany z niezwykłą estymą13. W hiszpańskiej

prasie natomiast zauważono, że w Polsce warto inwestować, nasz kraj kojarzony jest głównie

z obaleniem komunizmu14. W Niemczech panuje negatywne semantyczne znaczenie pojęcia

polskości. Z lat 70. przetrwało powiedzenie „polska stonka”, które dotyczyło wykupowania przez

Polaków towarów ze sklepów. 65 proc. respondentów niemieckich mówi również o zbyt dużym

wpływie Kościoła katolickiego na państwo15. Szwedzi zaś zauważają przerost polskiej biurokracji oraz

problem korupcji. Istnieje za to w tym kraju zainteresowanie polską kulturą16. Obywatele Wielkiej

Brytanii mówią o Polakach jako religijnych, pracowitych, zdyscyplinowanych, odpowiedzialnych i

10 P. Skawiński, Made in Bolanda - wyprodukowane w Polsce, http://gospodarka.gazeta.pl/firma/1,31560,5602394,Made_in_Bolanda___wyprodukowane_w_Polsce.html, 26.11.2009. 11 Marki Narodowe, http://serwisy.gazeta.pl/metroon/1,71328,431217.html, 25.11.2009. 12 M. Ryniejska-Kiełdanowicz, Public relations Polski w okresie kandydowania do Unii Europejskiej, Wrocław 2007, s. 107. 13 Tamże, s. 110-111. 14 Tamże, s. 119. 15 Tamże, s. 123. 16 Tamże, s. 132.

189

życzliwych ludziach, ale uważają, że polskie produkty są nienowoczesne, aczkolwiek niedrogie. 39

proc. z nich chciałoby spędzić w Polsce wakacje17.

Wizerunek Polski jest niejednoznaczny, tyle ile pozytywnych jest również negatywnych

opinii. Z pewnością kontakt z Polakami, jak również wizyta w Polsce, przede wszystkim zaś media

mogą zmienić zdanie na temat naszego kraju. Wszystko po to, aby pierwsze zdanie ze sztuki Ubu król

czyli Polacy Alfreda Jarrego z 1896 roku „Rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie” sparafrazować na

„Rzecz dzieje się w Polsce, czyli wszędzie gdzie warto być”.

M. Ryniejska-Kiełdanowicz wyróżnia następujące metody budowania wizerunku państwa na

arenie międzynarodowej18.

1. Targi i wystawy międzynarodowe (Polska wzięła udział w targach Expo 2008 z hasłem Twórz i

dbaj albo Tworzyć i dbać. Jej pawilon należał, z powierzchnią prawie 1000 m2, do jednych z

największych na wystawie19).

2. Lobbing (np. pozycja Jerzego Buzka w Parlamencie Europejskim).

3. Promowanie produktów zagranicą (reklama polskich produktów, do tej pory eksportujemy

głównie: krasnale ogrodowe do Niemiec oraz różnego rodzaju alkohole).

4. Kształtowanie wizerunku kraju przez działania w sferze kultury, znane osoby i wydarzenia

(osoby Jana Pawła II, Lecha Wałęsy, symbol Solidarności, przygotowanie Euro 2012, znani

reżyserzy, aktorzy, nawet 2. miejsce Dody na MTV Europe Music Awards 2009).

5. Uczestniczenie w międzynarodowych akcjach niesienia pomocy z udziałem wojska (udział

Polski w misjach pokojowych ONZ oraz wojska polskie w Iraku i Afganistanie).

6. Rola Internetu w kształtowaniu wizerunku państwa.

Szczególnie ten ostatni punkt jest we współczesnym, globalnym społeczeństwie niezwykle

istotny. Zgodnie z przewidywaniami, jest coraz więcej polskich stron internetowych. „W roku 2008 w

sieci przybyło ponad pół miliona nazw z rozszerzeniem .pl. To niemal tyle, ile przez poprzednich

dziesięć lat łącznie. Wartość tego rynku przekroczyła 100 mln zł rocznie. I rośnie”20. Polacy mają coraz

lepszy dostęp do Internetu, informatyzacja kraju jest ogromnym priorytetem dla rządzących.

Przekłada się to również na wizerunek kraju. Kiedy wpisuje się hasło Polska do wyszukiwarki Google

ukazuje się (na dzień 25 listopada 2009) około 124 milionów stron, słowo Poland znajduje już tylko

około 45,6 mln odniesień, podczas gdy hasło USA ma około 924 milionów witryn, zaś France – 847

mln21. Od 2004 roku hasła Poland najczęściej (oprócz Polski) szukano w wyszukiwarce Google w

17 Tamże, s. 138. 18 Tamże, s. 220. 19 www.expo2008poland.pl, 25.11.2009. 20 Ł. Dec, Polski rekord w Internecie, http://www.rp.pl/artykul/211165.html, 25.11.2009. 21 Statystyki Wyszukiwarki Google.com, 25.11.2009.

190

Nigerii, Irlandii, Ghanie, Litwie, Nepalu, Białorusi, Łotwie, Armenii i Bangladeszu22 (dla porównania

hasło USA wystukiwano najczęściej w Nigerii, Gambii, Ghanie, Togo, Neapolu, Sierra Leone, Gwinei,

Beninie, Kamerunie i Rwanie)23.

Z pewnością internet jest areną, w której marketing narodowy ma ogromne pole do popisu.

Są jednak jeszcze inne media, wykorzystywane do promocji. I tak Polska uruchomiła ogromny projekt

Instytutu Marki Polskiej, który ma na celu wykreowanie wizerunku naszego kraju. To co rzuca się w

oczy, to niespójny system identyfikacji wizualnej. Tradycyjnym emblematem Polski jest biało-

czerwona flaga, nie sprawdza się ona jednakże jako logotyp. Dlatego wiele instytucji turystycznych i

zajmujących się marketingiem narodowym stworzyło własne pomysły na logo. Zamiast jednego,

rozpoznawalnego i zaakceptowanego przez obywateli znaku mamy kilka propozycji (znak Teraz

Polska – z flagą, Logo polskiej turystyki – Polskiej Organizacji Turystycznej jako morze, góry i las, biało-

czerwony latawiec Ministerstwa Spraw Zagranicznych, otwarte okno z napisem Polska na targi Expo

2000 w Hannowerze, czy wręcz zupełnie oddalony od biało-czerwonej stylistyki logotyp na targach

Expo 2008 w Saragossie).

„Zdaniem Olinsa motywem przewodnim promocji Polski powinno być »twórcze napięcie«.

Ma ono tłumaczyć, czym jest Polska i pomagać ją zrozumieć. Ekspert zwraca uwagę na to, że idea

pozwala poprowadzić skojarzenia w dowolnym kierunku i usprawiedliwić również złe strony naszej

reputacji”.

Polacy potrzebują również symbolu. Większość z nich uważa, że Jan Paweł II jest takim

symbolem, chociaż pozostaje wiele kontrowersji, czy może zostać wykorzystany sensu stricte do

promocji24. Brakuje zatem elementu łączącego zarówno Polaków, jak i mogącego posłużyć za pewny

punkt odniesienia (jak Wieża Eiffla w Paryżu, Koloseum w Rzymie, Mur Chiński czy australijski kangur,

kanadyjski klon, brytyjska królowa. „Hejnał z wieży mariackiej, Kopernik i toruńskie pierniki, torcik

wedlowski, Wieliczka i polskie stewardesy - to wszystko, jak wynika z badań, kojarzy nam się z

szeroko rozumianą polskością”25. To jednak za mało na pokazanie się na zewnątrz. Gdy mamy do

czynienia z homogenizacją społeczeństw, hybrydyzacją i zacieraniem kultur, należy wysunąć taki

symbol, który zdominuje dyskurs w Polsce oraz zainteresuje obcokrajowców. Musi on pozostawić

traumę transformacji daleko w tyle i poprzez nową jakość zaprezentować Polskę światu.

Nasz kraj poprzez intensywną reklamę telewizyjną w BBC i CNN, reklamy prasowe oraz

banner na internetowej stronie „Financial Times” promuje od 2007 roku swoją gospodarkę.

Kampania nowoczesnej Polski pod hasłem Great minds thinking alike, czyli „Wielkie umysły myślą

podobnie” skierowana jest głównie do przedsiębiorców chętnych do bezpośrednich inwestycji nad

22 http://www.google.com/insights/search/?hl=pl#q=Poland&cmpt=q, 25.11.2009. 23 http://www.google.com/insights/search/?hl=pl#q=USA&cmpt=q, 25.11.2009. 24 P. Zychowicz, Polacy są jak sól i pieprz, http://www.rp.pl/artykul/119130.html, 25.11.2009. 25 Marki narodowe, http://serwisy.gazeta.pl/metroon/1,71328,431217.html, 25.11.2009.

191

Wisłą. W spocie prezydent wita się z wicepremierem Chin. „Według ekspertów do zachodniego

inwestora najsilniej przemawiają Azjaci inwestujący w państwach europejskich. Skoro inwestują w

Polsce, to ta gospodarka musi być świetnie sprawdzona, bo generalnie inwestuje się w Azji” – mówił

prasie Andrzej Sadoś, pełnomocnik ds. ochrony i promocji wizerunku Polski w świecie26.

Cieszyć powinien fakt reklamowania się w mediach, jednak zdaniem Instytutu Marki

Polskiej nie rząd, ani władza, ale specjalne organizacje powinny profesjonalnie zająć się wizerunkiem

Polski. „Mocna marka jest bronią konkurencyjną, a jednocześnie znakomitym lekarstwem na

samopoczucie społeczne. Pozwala ocenić i docenić własne ociągnięcia, podnosi pewność siebie i

stymuluje dumę, której tak nam brakuje, ale przede wszystkim zapewnia przewagę na rynku. Marka

to bardzo praktyczny rodzaj dobrego ducha, który ze zwykłego, czyli nieznanego i przeciętnego kraju,

potrafi wykreować kraj popularny, atrakcyjny i pożądany. Duch marki przenika wtedy wszystko, co

pochodzi z tego kraju, i wszystkich, którzy mają z nim do czynienia. Sprawia, że wzrasta morale

społeczne, obywatele szczycą się swoją ojczyzną, a odbiorcy zewnętrzni (turyści, konsumenci,

decydenci czy inwestorzy) umieszczają kraj i pochodzące z niego produkty w swoim podręcznym

menu – i wybierają, czyli »kupują« A na dokładkę gotowi są płacić trochę więcej, i jeszcze

się tym chwalą oraz polecają znajomym”27.

Wykorzystać chce to Polska w kolejnej serii spotów w CNN. Były już reklamy mówiące o

rocznicy obalenia komunizmu oraz wymieniające turystyczne walory Polski. Na promocję tę

Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało milion złotych28. „W blokach reklamowych emitowano

cztery rodzaje spotów dotyczących polskich kulinariów, biznesu, inwestycji i turystyki, oraz pięć

reklamujących poszczególne miasta. Aż 43 proc. widzów oglądających CNN dwa razy w tygodniu i 51

proc. oglądających CNN codziennie wyraziło chęć przyjazdu do Polski. Około 70 proc. widzów jest

przekonana, że akcja promocyjna wzmocniła pozycję naszego kraju jako celu turystycznych wyjazdów

i jako państwa o dużym potencjale gospodarczym i biznesowym”29. Reklamy pojawiły się też na

londyńskich taksówkach, rok temu w CNN emitowany był również program z Polski. Inne kraje

również sięgają po reklamę telewizyjną. Spot Rumunii Amazing Romania – Land of Choise (tłum.

Wspaniała Rumunia – Kraj wyboru) emitowany był m.in. na Eurosporcie. W USA od 2001 roku

powołany jest w Departamencie Stanu specjalny Minister ds. Marki Amerykańskiej. Pokazuje to jak

ważny staje się obecnie marketing narodowy.

26 http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,69806,3819046.html, 25.11.2009. 27 M. Boruc, Twórcza moc indywidualizmu i przekory, [w:] S. Anholt, J. Hildreth (red.), Brand America. Tajemnica megamarki. Ameryka jako marka. Nauki dla Polski, Warszawa 2005, s. 173. 28 Dzięki ogromnym wydatkom na marketing narodowy Polska zajęła 5 miejsce w renomowanym rankingu Country Brand Index (CBI) w kategorii Wart swojej ceny. Oznacza to, że oferta naszego kraju oraz jego możliwości są dla turystów bardzo atrakcyjne w stosunku do poniesionych kosztów. Kiedy się to zacznie przekładać na realne korzyści na razie nie wiadomo. zob. http://www.marketingmiejsca.com.pl/index.php?id_kat=1&id_pod=1&aktid=75, 25.11.2009. 29 http://www.marketingmiejsca.com.pl/index.php?id_kat=1&id_pod=1&aktid=265, 25.11.2009.

192

Sloganowe hasło, film reklamowy, gadżety, eventy oraz inne działania promocyjne składają

się na narodowy public relations. Surprise yourself… in Poland (Daj się zaskoczyć w Polsce) głosi

dynamiczna, nowatorska i utrzymana w konwencji MTV reklama, przy pomocy której Polska również

promowała się w zagranicznych mediach. Chociaż skierowana do zewnętrznych odbiorców wzbudziła

skrajne odczucia wśród Polaków, którzy w spocie nie rozpoznawali swojego kraju. Narciarz w

alpejskim krajobrazie, surfing niczym na Florydzie, zamek, który trudno zidentyfikować i golf – jako

motyw przewodni sprawiają wrażenie, że przedmiotem reklamy wcale nie jest Polska. Pozwala to

wysnuć tezę, że wizja Polski wśród Polaków jest inna niż ta proponowana na zewnątrz. Mieszkańcy

kraju nad Wisłą nie mają jednego, koherentnego wzoru dotyczącego ich ojczyzny, ale można

wyodrębnić pewne symbole, obrazy oraz znaki, które charakteryzują Polskę i nie są wyalienowanym

konstruktem na potrzeby strategii reklamowej. Czy piłka nożna, Bieszczady oraz polska wieś mają

szansę ze sportami ekstremalnymi, windsurfingiem oraz ośrodkami Spa, trudno ocenić. Hasło

Surprise yourself… in Poland jest obecnie tylko sloganem, ale być może za kilka lat stanie się hasłem

popularniejszym niż Jeszcze Polska nie zginęła….

Reasumując, podczas analizy zjawiska marketingu narodowego można stwierdzić, że wbrew

przepowiedniom granice między państwami nie zanikły. Chociaż chcą wykorzystać sieci zależności

i powiązań komunikacyjnych, brak granic oraz swobodny przepływ informacji do swojej promocji, to

dążą do wyróżnienia się z masy innych narodów. Dlatego kategoryzować je można w pojęciu

glokalizacji, czyli jak pisze Zygmunt Bauman „procesu re-strafikacji świata, czyli ponownego, na

innych niż dotąd zasadach opartego uwarstwienia, i procesem budowania nowej samoodtwarzającej

się hierarchii o ogólnoświatowym zasięgu”30. Marketing narodowy, obok promocji towarów i usług,

jak również marketingu terytorialnego – miast i regionów staje się dziedziną istotną w każdym kraju,

tak jak istotna jest umiejętna polityka zagraniczna, stabilna i rozwijająca się gospodarka, sukcesy

sportowe oraz kulturalny arsenał, tak ważne jest umiejętne wypromowanie kraju na zewnątrz.

Co najważniejsze zaś, nie należy zgubić proporcji i komunikat na zewnątrz musi być spójny z tym, co

utożsamiają ze swoim państwem obywatele. Dlatego rekomendacje, które powinny iść w stronę

twórców polskiej marki dotyczą przede wszystkim uwzględnienia głosu mieszkańców, którzy są

najważniejszymi ambasadorami danego kraju. Tylko dzięki temu możliwe będzie stworzenie dobrej

marki państwa.

Bibliografia:

Anholt S., Hildreth J. (red.), Brand America. Tajemnica megamarki. Ameryka jako marka. Nauki dla

Polski, Warszawa 2005.

30 Z. Bauman, Glokalizacja, czyli komu globalizacja, a komu lokalizacja, „Studia Socjologiczne”, 1997, nr 3, s. 61.

193

Anholt S., Sprawiedliwość marek. Jak branding miejsc i produktów może uczynić kraj bogatym,

dumnym i pewnym siebie, Warszawa 2006.

Bauman Z., Glokalizacja, czyli komu globalizacja, a komu lokalizacja, „Studia Socjologiczne”, 1997, nr

3.

Boruc M., Twórcza moc indywidualizmu i przekory, [w:] Anholt S., Hildreth J. (red.), Brand America.

Tajemnica megamarki. Ameryka jako marka. Nauki dla Polski, Warszawa 2005.

Furtak R., Marka kraju – jej istota i znaczenie marketingowe, Zachowanie podmiotów na rynku –

konsekwencje ekonomiczne, Lublin 2006.

Klein N., No logo, Izabelin 2004.

Ociepka B. (red.), Kształtowanie wizerunku, Wrocław 2005.

Olszewski L. (red.), Lokalne aspekty globalizacji gospodarki: wybrane problemy, Wrocław 2006.

Raftowicz M., Marketing narodowy w Polsce, [w:] Olszewski L. (red.), Lokalne aspekty globalizacji

gospodarki: wybrane problemy, Wrocław 2006.

Rojek R., Marka narodowa. Relikt czy fenomen na globalizującym się rynku?, Gdańsk 2007.

Ryniejska-Kiełdanowicz M., Kształtowanie wizerunku Polski w UE, [w:] Ociepka B. (red.),

Kształtowanie wizerunku, Wrocław 2005.

Ryniejska-Kiełdanowicz M., Public relations Polski w okresie kandydowania do Unii Europejskiej,

Wrocław 2007.

Węglarczyk J., Uszczerbek na wizerunku, „Rynek Podróży”, 01.10.2008.

Netografia:

Anholt S., Tożsamość konkurencyjna. Nowe spojrzenie na markę,

http://www.imp.org.pl/images/stories/branding_miejsc/autowizerunki%20krajow.pdf, 26.11.2009.

Anholt S., Tożsamość konkurencyjna. Nowe spojrzenie na markę,

http://www.imp.org.pl/images/stories/branding_miejsc/rozumienie%20wizerunku%20narodowego.

pdf, 26.11.2009.

Dec Ł., Polski rekord w Internecie, http://www.rp.pl/artykul/211165.html, 25.11.2009.

http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,69806,3819046.html, 25.11.2009.

http://www.google.com/insights/search/?hl=pl#q=Poland&cmpt=q, 25.11.2009.

http://www.google.com/insights/search/?hl=pl#q=USA&cmpt=q, 25.11.2009.

http://www.marketingmiejsca.com.pl/index.php?id_kat=1&id_pod=1&aktid=75, 25.11.2009.

http://www.marketingmiejsca.com.pl/index.php?id_kat=1&id_pod=1&aktid=265, 25.11.2009.

Marki Narodowe, http://serwisy.gazeta.pl/metroon/1,71328,431217.html, 25.11.2009.

194

Marki Narodowe, http://serwisy.gazeta.pl/metroon/1,71328,431217.html, 25.11.2009.

Polska może być potęgą turystyczną?,

http://turystyka.gazeta.pl/Turystyka/1,82269,5625255,Polska_moze_byc_potega_turystyczna_.html,

26.11.2009.

Skawiński P., Made in Bolanda - wyprodukowane w Polsce,

http://gospodarka.gazeta.pl/firma/1,31560,5602394,Made_in_Bolanda___wyprodukowane_w_Polsc

e.html, 26.11.2009.

Statystyki Wyszukiwarki Google.com, 25.11.2009.

www.expo2008poland.pl, 25.11.2009.

Zychowicz P., Polacy są jak sól i pieprz, http://www.rp.pl/artykul/119130.html, 25.11.2009.

195

Paulina Dzwonkowska [email protected]

Rola współczesnych sztuk wizualnych w edukacji (nie tylko) estetycznej młodzieży i dorosłych

W ostatnich latach dyskusje z obszaru nauk humanistycznych i społecznych w dużej mierze

zdominował problem postmodernizmu i związanych z nim wszelkich kontekstów. Obecnie

postmodernistyczne etykiety przyczepia się coraz to nowym dziedzinom praktyki społecznej. Stąd też

niekiedy twierdzi się, iż w niektórych z nich istnieje on w sferze tylko werbalnej – co jednak samo

przez się stanowi fakt jego stałej obecności w dzisiejszej kulturze1. Charakterystyczny dla owych

dyskusji jest jednak przede wszystkim niezmienny układ dwóch przeciwstawnych obozów,

rozdzielający środowisko współczesnych intelektualistów na zwolenników i przeciwników

postmodernizmu. Przykładem postawy charakteryzującej pierwsze stanowisko mogą być poglądy W.

Welscha, niemieckiego filozofa i historyka sztuki. W swoich wypowiedziach podkreśla on, że

postmodernista bezwarunkowo uznaje wszechobecny pluralizm w jego zasadniczej pozytywności,

myśli całkowicie zgodnie z jego założeniami i konsekwentnie go broni – przeciwko zagrożeniom

wewnętrznym oraz przeciwko zewnętrznym atakom. Bycie w tym sensie postmodernistą jest

jednoznacznym opowiedzeniem się za głębokim zróżnicowaniem codziennego życia, nieusuwalnością

heterogeniczności, wielości paradygmatów, kultur, sfer nauk i polityki2.

Z kolei odmienne podejście do kwestii współczesnej kultury postmodernizmu prezentować

mogą słowa Z. Melosika: „Kultura wiruje coraz szybciej – wszystko staje się wszystkim. Przez

»wymazywanie znaczeń« media odbierają człowiekowi podstawy szacowania świata, w którym żyje.

Tracimy ten układ odniesienia, jakim były w przeszłości stabilne, intersubiektywne weryfikowalne

pojęcia i kategorie, które można było wykorzystywać do opisu i krytyki świata”3. Autor powyższych

słów podkreśla również inny ważny aspekt postmoderny, jakim jest rola mediów w życiu codziennym.

Wskazuje, iż dzisiejsze środki masowego przekazu już nie tyle reprezentują rzeczywistość, ile ją

wytwarzają – przestają być lustrem odzwierciedlającym społeczeństwo, a powszechnie

1 W. Dróżka, Postmodernizm a edukacja – przyczynek do dyskusji, „Rocznik Świętokrzyski” seria A – nauki humanistyczne, 1996, nr 23, s. 50. 2 Por. W. Welsch, Nasza postmodernistyczna moderna, Warszawa 1998. 3 Z. Melosik, Edukacja, młodzież i kultura współczesna. Kilka uwag o teorii i praktyce pedagogicznej, „Chowanna”, 2003, T. 1 (19), s. 24.

196

naśladowanym wzorem. Dodatkowo, zdaniem Melosika, nieustannie dostarczany przez nie potok

informacji nic nie komunikuje, odbierając jakiekolwiek znaczenie nowym czy starym wartościom4.

Nakreślony powyżej antagonizm postaw dotyczących współczesnej rzeczywistości jest niemal

tożsamy jeśli idzie o charakterystykę stanowisk wobec kultury popularnej. W zasadzie owa

rozbieżność na tym polu nie powinna dziwić, bowiem uznawana jest ona za jedną z ważniejszych

płaszczyzn postmodernistycznych działań. Znamienna jest jednak tendencja, obecna w aktualnych

postulatach z dziedzin pedagogicznych, włączenia owego obszaru w tok bieżących procesów

edukacyjnych. Również i w tym przypadku można odnaleźć dwa źródła owych sugestii. Pierwsze z

nich charakteryzuje się niejako formą strategii obronnej, bowiem potrzebę rozszerzenia nauczania i

wychowania (zwłaszcza estetycznego) o dziedzinę kultury popularnej tłumaczy nachalnością

serwowanych przez nią obrazów, jej wszechobecnością i natarczywością, a co za tym idzie potrzebą

krytycznej analizy zagrożenia5. Szkoła w tego typu projektach jest traktowana jako „teren walki” o

definicję społecznego świata, walki pomiędzy sposobami starego rozumienia, afirmującymi status

quo, a radykalnymi próbami jego kwestionowania i myślenia alternatywnego6. Drugie natomiast

źródło zakłada, iż zajmowanie się kulturą popularną w ramach programów nauczania jest

podstawowym warunkiem dotarcia do młodych ludzi z ofertą edukacyjną - dla nich bowiem

uniwersum globalnej kultury jest „pierwszym światem” lokującym rzeczywistość szkoły, rodziców

i nauczycieli na drugim planie7.

Powyższy zarys najważniejszych, opozycyjnych tendencji i postaw wobec postmodernizmu

jest jeszcze wyraźniejszy w przypadku rozważań nad edukacją estetyczną dzieci, młodzieży i (co jest

coraz częściej postulowane) ludzi dorosłych. Dwubiegunowość owych relacji może prezentować

schematyczne pytanie: kultura wysoka czy kultura popularna8? Mimo rozluźniania granic pomiędzy

owymi dwoma sferami, ów dylemat wydaje się nadal aktualnym pytaniem. Przenikanie się

różnorodnych form artystycznego wyrazu pochodzących z odmiennych rejestrów społecznej

nobilitacji, uprzemysłowienie i komercjalizacja sztuki kreuje bowiem wobec niej ambiwalentną

postawę. Działaniom o proweniencji popularnej zarzuca się przede wszystkim standaryzację,

4 Tamże, s. 23 - 24. 5 N. Sokołowicz, W stronę estetyzacji pedagogiki, „Kultura i Edukacja”, 2001, nr 2, s. 38. 6 W. Dróżka, dz.cyt., s. 57. 7 M. Jaworski, Edukacja artystyczna wobec współczesności, „Kultura Popularna”, 2005, nr 2, s. 115. 8 Dwubiegunowość rozważań dotyczących współczesnej edukacji (w tym edukacji estetycznej) została wyraźnie uwypuklona w artykule J. Łagody pt. O edukacji w popkulturze, czyli uwagi na trzech marginesach, w którym analizuje współczesne teksty pedagogiczne, m.in. książki: Edukacyjne konteksty kultury popularnej, pod red. W. Jakubowskiego i E. Zierkiewicz (Kraków 2002), Edukacja w czasach popkultury, pod red. W. J. Burszty, A. de Tchorzewskiego, Edukacja w świecie kultury popularnej, pod red. W. Kuligowskiego i P. Zwierzchowskiego (obie wydane w Bydgoszczy w 2002 r.). Por. J. Łagoda, O edukacji w popkulturze, czyli uwagi na trzech marginesach, „Kultura Popularna”, 2003, nr 2.

197

promowanie biernego odbioru, brak dostatecznej komplikacji, subtelności, czy poziomów znaczeń9.

Natomiast w przypadku sztuki wysokiej wskazuje się na utratę jej otoczki elitarności ze względu na

różnorodne zabiegi rynkowe, którym jest poddawana. Ideologia konsumpcji działa nie tylko poprzez

produkty twórczości z tej sfery, ale i wyrywa poszczególne dzieła z ich uświęconego tradycją i

obyczajem kontekstu, czyniąc z nich urywki osadzone w zupełnie innych obszarach. Powielana w

tysiącach najrozmaitszych „podróbek” Gioconda Leonarda da Vinci, uwieczniana na widokówkach,

okładkach zeszytów szkolnych czy na T-shirtach przestaje być wielkim dziełem malarstwa

europejskiego, a staje się chętnie sprzedawanym i kupowanym cytatem10.

Wspomniane powyżej mechanizmy prowadzą do sytuacji, w której społeczna niechęć elit

intelektualnych wobec sztuki popularnej z jednej strony, spłycenie i „umasowienie” kultury wysokiej

(w znaczeniu dawnej i powszechnie uznanej) z drugiej, tworzą sytuację patową na płaszczyźnie

edukacji estetycznej. Zdobycie upragnionego złotego środka jest o tyle trudne, gdyż w

zdecentralizowanym świecie postmodernizmu niewartościujące wskazywanie różnorodnych

możliwości estetycznej eksploracji rzeczywistości staje się nie lada wyzwaniem. W tym kontekście

niezwykle doniosłą rolę może odgrywać sztuka współczesna – w rozumieniu sztuki dzisiejszej, na

bieżąco rozwijającej się - bowiem jej charakter staje się niejako kompromisem między uświęconą

tradycją, a wymogami warunków postnowoczesności.

Dla zrozumienia charakteru sztuki współczesnej warto przyjrzeć się jej definicji kreowanej w

pismach amerykańskiego pragmatysty Johna Deweya. Według niego aktualna działalność artystyczna

przestaje utożsamiać dzieła z cennymi obiektami zamkniętymi w szczelnej gablocie muzealnej,

wyjętymi z kontekstu fetyszami; przeciwnie – stają się one synonimem żywego doświadczenia

estetycznego. Tak rozumiane doświadczenie estetyczne rekomenduje wychowanie przez sztukę na

każdym poziomie ludzkiej aktywności, wplecione w całość działalności poznawczej i społecznej11.

Sztuka postmodernizmu jest zatem nieodłączna z życiem codziennym, niejako programowo

integrując się z nim. Z łatwością i bez wstydu wykorzystuje również obszary tradycyjnie przypisane

działalności środków masowego przekazu: plakat, reklamy-murale, billboardy czy citylighty12, jak

9 Przekrój najpowszechniejszych zarzutów wobec sztuki popularnej zarysował R. Shusterman, wskazując jednocześnie na potrzebę nowej perspektyw ujęcia tego problemu, która wiele z tych zarzutów niweluje. Por. R. Shusterman, Estetyka pragmatyczna: żywe piękno i refleksje nad sztuką, Wrocław 1998, rozdz. Forma i funk: sztuka popularna jako wyzwanie estetyczne. 10 M. Poprzęcka, O złej sztuce, Warszawa 1998, s. 72 – 121. 11 Por. D. Frąckiewicz, Sztuka: między doświadczeniem a działaniem, „Teraźniejszość – Człowiek – Edukacja” 2003, nr 4, s. 90. 12 Można w tym miejscu wspomnieć o Zewnętrznej Galerii AMS, która jest projektem firmy AMS SA, zajmującej się reklamą zewnętrzną. Jej otwarcie zostało zainicjowane w 1998 roku, zaś jej celem było wspieranie wszelkich form działań artystycznych rozgrywających się w przestrzeni miejskiej, a poza tradycyjnymi miejscami sztuki. Zob.: http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/wy_wy_sztuka_w_miescie_arsenal_poznan, 21. 11. 2009.

198

również szeroką dostępność i interaktywność związaną z internetem. Przełamuje ona zatem bariery

muzealnych ścian i galerii, miejsc powszechnie kojarzonych z twórczością wysoką. Ponadto

przenoszenie działań artystycznych w przestrzeń publiczną, czasem niezauważalne wtapianie jej w

nasze powszednie otoczenie, zrywa z tradycyjnym dystansem sztuki i życia codziennego13. Dla tak

pojmowanej sztuki niewątpliwym ryzykiem jest balansowanie na granicy działań o charakterze

ludycznym czy czysto użytkowym. Jednak nawet tak zawężone w swej funkcji dzieło, z racji swego

immanentnego charakteru, nadal posiada władzę nazywania, definiowania, oraz potencjał

ingerowania w porządki kulturowe14. Poprzez fakt działania obrazem nadal ma ono siłę

performatywną, bowiem tak jak język stwarza rzeczywistość, której wcześniej nie było.

Powyższy zarys charakteru sztuki współczesnej (bieżącej) może odnosić się w szerszym

zakresie do wielu jej dziedzin – nie tylko plastyki, ale również literatury, muzyki czy filmu. W obrębie

każdej z tych płaszczyzn dzieło, które w swej formie i treści swobodnie łączy motywy z rejestrów

sztuki wysokiej i popularnej, dokonując w swym obrębie swoistej transmisji kulturowej, staje się

niezwykle cenne i atrakcyjne dla edukacji estetycznej. Jednak w aspekcie dominujących tendencji

konstruujących rzeczywistość postmodernizmu wydaje się, że specjalne miejsce mogą zajmować

przede wszystkim sztuki plastyczne, jako najbardziej odpowiadające w swej konstrukcji naturze

postnowoczesności. Staje się to oczywiste zwłaszcza w kontekście specyfiki ich wizualnej obecności,

bowiem postmodernizm – jak głosi wielu autorów – to koniec kultury pisma wypieranej przez

obrazy15. Dotyczy to zwłaszcza obrazu telewizyjnego, co efektownie przedstawia J. Fiske mówiąc: „W

czasie godzinnego oglądania telewizji każdy z nas pochłania prawdopodobnie więcej obrazów niż

członek społeczeństwa przedindustrialnego pochłaniał przez całe życie”16. Centralna pozycja telewizji

w naszym życiu codziennym nabiera wyjątkowo pesymistycznego charakteru, kiedy przyjrzymy się

przytaczanym przez T. Szkudlarka wnioskom R. Hamer i P. McLarena, którzy – powołując się na

badania P. Krugmana – piszą o jej szczególnym działaniu. Uważają oni, iż podczas oglądania obrazów

na ekranie telewizyjnym, poprzez niezwykłą szybkość zmian świetlistości jego punktów, wyłączą się

lewa półkula mózgu związaną z myśleniem analitycznym. Według nich przekaz wizualny odbierany

jest globalnie, emocjonalnie i intuicyjnie, w znaczącym stopniu bez pośrednictwa funkcji analityczo –

krytycznych17. W tym aspekcie codzienne funkcjonowanie z wytworami sztuk wizualnych, może stać

13 Przykładem mogą być różnorodne festiwale jak np. Przegląd Młodej Sztuki w ekstremalnych warunkach SURVIVAL czy artystyczno – kuratorskie projekty rodzaju myspace.ldz (projekt z gatunku site-specific, który dotyczy łódzkich, starych gablot reklamowych wykorzystywanych do prezentacji twórczości młodych artystów); Zob.: http://www.myspace.com/myspace_ldz, 21. 11. 2009; http://www.survival.art.pl/, 21. 11. 2009. 14 A. Żmijewski, Stosowane sztuki społeczne, „Krytyka Polityczna”, 2007, nr 11/12, s.17. 15 W. Dróżka, dz.cyt., s. 56. 16 J. Fiske, Postmodernizm i telewizja, [w:] Pejzaże audiowizualne, A. Gwóźdź (red.), Kraków 1997, s. 169. 17 T. Szkudlarek, Wiedza i wolność w pedagogice amerykańskiego postmodernizmu, Kraków 1993, s. 147, [cyt.za:] B. Śliwerski, Nauki o wychowaniu wobec wyzwań postmodernizmu, „Chowanna”, 2003, T. 1, s. 17.

199

się szansą na uruchomienie owych zaniedbywanych sfer intelektualnych umysłu. Oddziałują one

bowiem przede wszystkim na zmysł wzroku, który poprzez wspominane środki masowego przekazu

jest niezwykle wyczulony na pobieranie informacji (niemal bezwiedne).

Dla przeciętnego człowieka, z racji jego przyzwyczajenia do odbioru przede wszystkim

bodźców wzrokowych, dzieła tego obszaru stają się łatwiejszym do pierwotnego odebrania

komunikatem, niż np. słowo pisane czy muzyka18. Stanowi to z kolei szansę na powstanie wtórnej

refleksji, zdziwienia czy nawet krytyki – wytwór sztuki bowiem rzadko kiedy jest migającym tylko

ekranem, a samą swoją formą czy kontekstem występowania, wywołuje bardziej skomplikowane

procesy umysłowe. Co więcej, nowe techniki i stosowane przez artystów media, są źródłem nie tylko

dwu- lub trójwymiarowego przedstawienia, ale całej przestrzeni artystycznej, której funkcjonowanie

uzależnione jest od interakcji z odbiorcą. Dzięki polisensorycznemu kontaktowi z dziełem, poprzez

własne dynamiczne wejście układ, staje się on niejako jego twórcą19. Taka aktywność jest zatem

szansą na realizację wrodzonej człowiekowi potrzeby tworzenia, estetycznego kreowania swojego

otoczenia, a jednocześnie poprzez jego aktywizację i wciągnięcie w schemat powtarzalnych akcji,

może stać się dla niego źródłem rozrywki.

Innym ważnym aspektem rzeczywistości postmodernizmu jest także wszechobecna

estetyzacja. Nieustannie wzrasta rola czynnika estetycznego w życiu codziennym, szczególnie

miejskim. Wyraża się ona w tendencjach przekształcających rzeczywistość w obrazy czy artystycznie

kształtowane projekty, m.in. poprzez ulegającą nasileniu produkcję pożądanych (wzorcowych)

wizerunków w środkach masowego przekazu20. Podobnie estetyzację współczesnej rzeczywistości

widzi M. Featherstone różnicując jej proces na trzy odmiany: jako zatarcie granicy między sztuką, a

życiem, jako przekształcanie życia w dzieło sztuki, i w końcu „zalew znaków i symboli w strukturę

życia codziennego”21. Zwłaszcza pierwszy aspekt jest niezwykle istotny, bowiem – jak wskazuje

wspomniany socjolog - jednym z kluczowych wyróżników postmodernizmu jest zatarcie granicy

pomiędzy sztuką a życiem codziennym. Towarzyszą temu jeszcze inne procesy jak: „zanik różnicy

pomiędzy sztuką wysokoartystyczną z jednej strony i kulturą masową czy popularną z drugiej” jak

18 Nie jest bowiem przypadkiem, iż sztuce postmodernistycznej towarzyszą teorie, które koncentrują swe zainteresowania nie na jej estetycznych wartościach, lecz na jej poznawczych i komunikacyjnych walorach i funkcjach (np. N. Goodman , A. Danto, U. Eco, J. Łotman) lub na kwestiach zrozumienia i interpretacji dzieła sztuki. Por. B. Dziemidok, Podmiot percepcji dzieła sztuki w kulturze postmodernistycznej, [w:] T. Szkołut (red.), Przemiany współczesnej świadomości artystycznej: wokół postmodernizmu, Lublin 1992. 19 M. Ostrowiecki, Wirtualne realis. Estetyka w epoce elektroniki, Kraków 2006, s. 168. 20 B. Frydryczak, Między gestem a dyskursem. Szkice z teorii sztuki, Warszawa 1998, s. 25; Wydaje się jednak, że procesów estetyzacji życia codziennego nie należy kojarzyć jedynie ze współczesną kulturą, bowiem jak wskazuje Sauerland estetyzację świata można rozumieć jako kształtowanie swojego środowiska, a więc jako proces towarzyszący człowiekowi niejako od zawsze. Por. K. Sauerland, Estetyzacja świata, „Przegląd Artystyczno-Literacki”, 1997, nr. 7-8. 21 M. Featherstone, Postmodernizm i estetyzacja życia codziennego, [w:] R. Nycz (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków 1997, s. 306.

200

również „powszechny bezład stylistyczny oraz ludyczne pomieszanie kodów”22. Zatem estetyczna

struktura świata mediów, w który zamieniła się niemal cała kultura, także według wspomnianego już

W. Welscha jest przyczyną, dla której przede wszystkim myślenie estetyczne jest w stanie pojąć

współczesne oblicze świata, a postępowanie o takim charakterze powinno stanowić model dla

naszych sądów i posunięć na innych płaszczyznach23. „Wobec tak ukonstytuowanej rzeczywistości” –

jak o postmodernizmie wyrażał się ów filozof – „oczywista staje się rola myślenia estetycznego,

bazującego na wzorze wypracowanym w sztuce. Odgrywa ona tu rolę prototypu, który stwarza model

zachowań w odpowiedzi na kluczowe pytanie współczesności – jak znaleźć sposób przejść

i koegzystencji pomiędzy heterogenicznymi formami życia. (…) sztuka nadaje kierunek. Strukturalnie

pełni ona rolę pierwowzoru”24. Jest to jednak oddziaływanie niezwykle subtelne, bez potrzeby

natychmiastowej widzialności jego skutku i bez pretendowania do roli prawodawcy25. Nie jest

bowiem ona zbiorem oczywistych wskazówek, ale może uczyć sposobu gry, która jest jedyną formą

świadomego funkcjonowania w świecie ponowoczesnym.

Wniosek z powyższych rozważań wydaje się zatem oczywisty – w dobie postmodernizmu

sztuka współczesna, a zwłaszcza sztuki wizualne, niosą ze sobą niezwykle cenne walory edukacyjne,

nie zamykające się tylko w dziedzinie wychowania estetycznego. Może ona bowiem nie tylko

uwrażliwiać na różnorodne kategorie estetyczne, czy pełnić funkcję kompensacyjną – jak było to w

sztuce dawnej (a przynajmniej jeszcze w sztuce modernizmu), ale przede wszystkim powinna być

przewodnikiem i wzorem, według którego poznajemy rzeczywistość. Dotyczy to głównie dzisiejszej

młodzieży, dla której – jak wykazują badania H. Świdy-Ziemby - podstawą działania nie jest bierność i

lęk, lecz „świadomość przestrzeni wolności wyboru spośród wielu możliwości”, ujmowanie

rzeczywistości jako możliwości, w ramach której każdy w sposób swobodny kształtuje swe poglądy i

biografię26. Dla młodych ludzi sztuki wizualne mogą mieć zatem charakter „nowej nauki”27, swego

rodzaju zbioru pomocy naukowych, który może swobodnie wykorzystywać dla tworzenia

najrozmaitszych własnych, zróżnicowanych wizji poznawczych świata. Ten rodzaj edukacji powinien

być wyjątkowo atrakcyjny z różnych względów. Po pierwsze dzięki wizualności (a co za tym idzie

22 Tamże, s. 302; Sytuację tę doskonale ujął Z. Melosik, pisząc iż: „wielu z nas potrafi z wystawy poświęconej barokowemu malarstwu pójść do McDonald’s, na naszych nocnych stolikach leżą Bracia Karamazow i »Życie na Gorąco«, potrafimy niemal jednocześnie słuchać łatwego popu i Mozarta. W tekstach kultury popularnej nieustannie cytuje się kulturę wysoką, a w filharmonii sprzedaje się Coca-Colę. I coraz trudniej jest nam klasyfikować »co gdzie leży«”. Zob.: Z. Melosik, dz.cyt., s. 22. 23 M. Willems-Pisarek, Teza W. Welscha o modelowej roli sztuki dla współczesnej rzeczywistości i myśli filozoficznej na tle inspiracji późną filozofią L. Wittgensteina, „Sztuka i Filozofia”, 2003, nr 22-23, s. 246, 235. 24 Tamże, s. 239. 25 Charakterystyczne jest bowiem dla doby postmodernizmu zastępowanie tradycyjnej roli intelektualistów (w tym również artystów) z „prawodawców” na „tłumaczy”. Por. Z. Bauman, Prawodawcy i tłumacze, [w:] Postmodernizm. Antologia przekładów, dz.cyt., s. 281. 26 H. Świda-Ziemba, Wartości egzystencjalne młodzieży lat dziewięćdziesiątych, Warszawa 1995, s. 72. 27 Por. W. Dróżka, dz.cyt., s. 56.

201

przystępności) formy komunikatu, po drugie poprzez swoją dostępność – rozciągającą się od ulic,

witryn sklepowych, po Internet, a w końcu po trzecie, za przyczyną wewnętrznej różnorodności i

bogatej intertekstualności, która wciąga w swoją siatkę odniesień wiele aspektów tak bliskiej

młodzieży kultury popularnej. Wewnętrzna heterogeniczność sztuki współczesnej jednocześnie

umożliwia odbiorcom eksplorację nowych aspektów rzeczywistości, aktywizując ich do poszukiwania

nieznanych wcześniej odniesień, znaczeń, pobudzając intelektualnie i emocjonalnie. Dzięki niej

możemy oswoić się z nową rzeczywistością, nauczyć się funkcjonować w rizomatycznej

(wielokłączowej) rzeczywistości, przyjąć otwarte na wszelkie dyskursy stanowisko, oraz nabyć

umiejętność posługiwania się różnorodnymi słownikami i rozumienia strategii subwersywnych. Owa

postawa gotowości, wyczulenia, a zarazem podejrzliwości wobec zjawisk o znamionach trwałości

pozwala na rozwinięcie się świadomości estetycznej, zapewnia potencjał wrażliwości, który można ze

sfery sztuki przenieść również na sferę społeczną.

Bibliografia:

Bauman Z., Prawodawcy i tłumacze, [w:] Nycz R. (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków 1997.

Dróżka W., Postmodernizm a edukacja – przyczynek do dyskusji, „Rocznik Świętokrzyski” seria A – nauki humanistyczne, 1996, nr 23.

Dziemidok B., Podmiot percepcji dzieła sztuki w kulturze postmodernistycznej, [w:] Szkołut T. (red.), Przemiany współczesnej świadomości artystycznej: wokół postmodernizmu, Lublin 1992.

Featherstone M., Postmodernizm i estetyzacja życia codziennego, [w:] Nycz R. (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków 1997.

Fiske J., Postmodernizm i telewizja, [w:] Gwóźdź A. (red.), Pejzaże audiowizualne, Kraków 1997.

Frąckiewicz D., Sztuka: między doświadczeniem a działaniem, „Teraźniejszość – Człowiek – Edukacja”, 2003, nr 4/ 24.

Frydryczak B., Między gestem a dyskursem. Szkice z teorii sztuki, Warszawa 1998.

Gwóźdź A. (red.), Pejzaże audiowizualne, Kraków 1997.

Jaworski M., Edukacja artystyczna wobec współczesności, „Kultura Popularna”, 2005, nr 2.

Łagoda J., O edukacji w popkulturze, czyli uwagi na trzech marginesach, „Kultura Popularna”, 2003, nr 2.

Melosik Z., Edukacja, młodzież i kultura współczesna. Kilka uwag o teorii i praktyce pedagogicznej, „Chowanna”, 2003, t. 1/19.

202

Nycz R. (red.), Postmodernizm. Antologia przekładów, Kraków 1997.

Ostrowiecki M., Wirtualne realis. Estetyka w epoce elektroniki, Kraków 2006.

Poprzęcka M., O złej sztuce, Warszawa 1998.

Sauerland K., Estetyzacja świata, „Przegląd Artystyczno-Literacki”, 1997, nr 7-8.

Shusterman R., Estetyka pragmatyczna: żywe piękno i refleksje nad sztuką, Wrocław 1998.

Sokołowicz N., W stronę estetyzacji pedagogiki, „Kultura i Edukacja”, 2001, nr 2.

Szkołut T. (red.), Przemiany współczesnej świadomości artystycznej: wokół postmodernizmu, Lublin 1992.

Śliwerski B., Nauki o wychowaniu wobec wyzwań postmodernizmu, „Chowanna”, 2003, nr 1.

Świda-Ziemba H., Wartości egzystencjalne młodzieży lat dziewięćdziesiątych, Warszawa 1995.

Welsch W., Nasza postmodernistyczna moderna, Warszawa 1998.

Willems-Pisarek M., Teza W. Welscha o modelowej roli sztuki dla współczesnej rzeczywistości i myśli filozoficznej na tle inspiracji późną filozofią L. Wittgensteina, „Sztuka i Filozofia”, 2003, nr 22-23.

Żmijewski A., Stosowane sztuki społeczne, „Krytyka Polityczna”, 2007, nr 11/12.

Netografia:

http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/wy_wy_sztuka_w_miescie_arsenal_poznan , 21. 11. 2009.

http://www.myspace.com/myspace_ldz, 21. 11. 2009.

http://www.survival.art.pl/ , 21. 11. 2009.

203

Ewa Jurczyk-Romanowska

[email protected]

Kapitan tu twoim Bogiem jest... – rozważania o autorytecie dowodzącego jachtem morskim

Markowi Mach,

który jest moim Kapitanem i Przyjacielem

Żeglarstwo zupełnie inaczej pojmowane jest przez żeglarzy i przez ludzi nie podzielających

tej pasji. Dobrze ilustrują to przytoczone poniżej definicje:

„Żeglarstwo – sportowe i turystyczne pływanie na statkach żaglowych oraz deskach z

żaglem”1.

„Żeglarstwo – rodzaj aktywności ludzkiej związanej z uprawianiem sportu, turystyki i

rekreacji głównie na sprzęcie o napędzie żaglowym; pozwala na realizację celów wychowawczych,

kształcących, poznawczych, kulturotwórczych oraz stwarza możliwości zaspokajania potrzeb

psychicznych człowieka (estetycznych, emocjonalnych, kulturalnych itp.); żeglarstwo kształtuje

swoisty model zachowań i styl życia, a przez to jest wykorzystywane m.in. do celów resocjalizacyjnych

i rehabilitacyjnych”2.

W pierwszej definicji, pochodzącej ze Słownika Języka Polskiego, wyraźnie widoczne jest

ograniczenie żeglarstwa do samej dyscypliny sportowej, podobnie w świadomości ludzi

nieżeglujących występuje ono niemal wyłącznie w tym kontekście. Odmiennie natomiast definiuje

ten termin Encyklopedia Żeglarstwa - książka napisana przez żeglarzy, której redaktorem jest kapitan

jachtowy J. Czajewski. Pojęcie to jest traktowane w niej bardzo szeroko - jako styl życia, a także

funkcjonalnie – poprzez wskazanie szczegółowych celów możliwych do realizacji. Na szczególną

uwagę zasługuje określenie żeglarstwa, jako stwarzającego „możliwości zaspokajania potrzeb

1 Słownik języka polskiego, http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2548106, 20.10.2007. 2 J. Czajewski (red.), Encyklopedia żeglarstwa, Warszawa 1996, s. 479.

204

psychicznych człowieka”, zatem można uznać, iż jest ono pewnego rodzaju odpowiedzią na ludzkie

potrzeby, w tym posiadania w życiu autorytetów, a nie wyłącznie dyscypliną sportową.

Wzmiankowane różnice w jego postrzeganiu dodatkowo pogłębia fakt, iż żeglarstwo dzieli

się na śródlądowe i morskie, a w związku z tym inaczej też jest pojmowane przez ludzi wyłącznie

zażywających rekreacji na jeziorach i rzekach, a inaczej przez tych, którzy rozsmakowali się w

pływaniu po morzu.

W swoim artykule chciałabym przedstawić sposób patrzenia na osobę kapitana przez ludzi

uprawiających żeglarstwo morskie, a także podjąć próbę wyizolowania elementów składających się

na autorytet dowodzącego jachtem. By to uczynić dokonałam analizy trzech rodzajów źródeł:

wypowiedzi osób, które pływały w rejsach morskich, szant, czyli pieśni żeglarskich, a także etykiety

jachtowej. Za punkt wyjścia przyjęłam postać M. Stankiewicza, opisanego przez K.O. Borchardta w

książce Znaczy Kapitan3. Jednocześnie uważam za swój obowiązek zaznaczyć, iż sama od piętnastu lat

żegluję i odbyłam kilkanaście rejsów morskich, w tym cztery na stanowisku kapitana. Z tego też

powodu treść artykułu nacechowana jest osobistymi przeżyciami i poglądami. Jednakże nie uważam

tego faktu za uszczerbek dla obiektywności badacza, lecz traktuję to jako próbę uchylenia kurtyny i

ukazania, kim dla nas – żeglarzy, jest kapitan.

Na wstępie konieczne jest jeszcze jedno uściślenie terminologiczne, mianowicie termin

„kapitan” również jest rozumiany dwojako. Z jednej strony oznacza on osobę, która zdała egzamin

kapitański i uzyskała najwyższy stopień żeglarski4, z drugiej strony natomiast kapitanem jest osoba

dowodząca jachtem morskim, przy czym przepisy dotyczące uprawnień żeglarskich przyznają prawo

prowadzenia jednostek po morzu już od stopnia sternika jachtowego, poprzez jachtowego sternika

morskiego, aż do wspomnianego wcześniej kapitana jachtowego. Nakładają natomiast na

poszczególne stopnie ograniczenia w zakresie dowodzenia jachtem w postaci zawężenia akwenów,

po których jednostki dowodzone przez osoby posiadające niższe stopnie mogą być prowadzone oraz

poprzez ograniczenie powierzchni pomiarowej żagli na jachcie, którym osoba nie posiadająca stopnia

kapitańskiego może dowodzić5. Pisząc o autorytecie kapitana, mam na myśli autorytet osoby

dowodzącej jednostką żaglową na morzu, niezależnie od posiadanego przez nią stopnia żeglarskiego.

3 K. O. Borchardt, Znaczy kapitan, Gdynia 1968. 4Por. http://pl.wikipedia.org/wiki/Dawne_polskie_stopnie_żeglarskie, 17.02.2010. Obecnie najwyższym stopniem żeglarskim jest „kapitan jachtowy” (od 1997r.), jednakże do dziś niektórych kapitanów tytułuje się nieobowiązującym już stopniem „jachtowego kapitana żeglugi wielkiej” (1970-1997), chcąc w ten sposób okazać szczególny szacunek dla ich umiejętności. 5 Rozporządzenie Ministra Sportu z dnia 9 czerwca 2006r. w sprawie uprawiania żeglarstwa, Dz.U.06.105.712.

205

Wśród żeglarzy synonimem kapitana jest określenie „Pierwszy po Bogu”, określenie to

pochodzi z najstarszych praw morskich, kiedy to kapitan był primus inter pares, czyli „pierwszy wśród

równych”. Wtedy to statki najczęściej stanowiły własność lub współwłasność kapitana, a w

charakterze załogi przyjmowani byli męscy potomkowie jego rodu. Zatem „głowa rodziny” była

jednocześnie „głową statku”. Przyjmowano jednak do służby również ludzi spoza rodu, a każdy z

nowoprzyjętych musiał zobowiązać się, często pod przysięgą, do ścisłego wypełniania rozkazów

kapitana oraz bronienia ze wszystkich sił statku wraz z jego towarami6. Zostało to ujęte w maksymę

łacińską navigare necesse est, vivere non est necesse, co oznacza „żeglowanie jest rzeczą konieczną,

życie nią nie jest”7. Kapitan natomiast nie miał nad sobą zwierzchników, nad nim był tylko Bóg.

W historii mniej odległej – między XVI a XVIII wiekiem – przydomek „Pierwszy po Bogu”

oznaczał kogoś niezwykle groźnego, gdyż władza kapitańska była w tym czasie wprost

nieograniczona. Kapitan miał prawo nie tylko wydawać rozkazy, ale i stosować przymus oraz kary –

do kary śmierci włącznie8.

Współcześnie określenie „Pierwszy po Bogu” oznacza, iż w trudnej sytuacji każdy członek

załogi może spojrzeć na kapitana i dowiedzieć się, co w danym momencie powinien uczynić. Zawsze

może oglądnąć się na tego, który wie co robić i daje załodze poczucie bezpieczeństwa, kapitan

natomiast oglądając się za siebie widzi już tylko Boga. To dowodzący, dzięki swojej wiedzy i

doświadczeniu musi bezpiecznie doprowadzić załogę do portu, mając zawsze na uwadze życie i

zdrowie jej członków. Na jego barkach spoczywa pełna i wyłączna odpowiedzialność za prowadzony

rejs, dlatego też wszystkie decyzje należą do niego. Na jachcie morskim nie istnieje coś takiego jak

demokracja, zamiast tego mamy ściśle określoną hierarchię oficerów i załogi oraz jednowładztwo

dowodzącego. W sytuacji, kiedy dojdzie do wypadku na morzu – to właśnie kapitan ponosi wyłączną

odpowiedzialność przed Izbą Morską i przed sobą samym. Dlatego też w przypadku awarii to właśnie

on zawsze schodzi ostatni ze statku. W literaturze marynistycznej tak właśnie opisał to K. O.

Borchardt: „Został na pokładzie, by szukać tych, którzy mogli być zagubieni w ciemnościach lub ranni.

W trosce o załogę kapitan oddał życie”9.

W biografii tej odnajdujemy również słowa wymówione przez autora nad grobem swojego

dowódcy: „Chciałbym móc powiedzieć wszystkim, że był Pan najbardziej precyzyjnym instrumentem,

który działał niezawodnie podczas sztormu, mgły i śnieżycy, w drodze przez pola lodowe i w

tropikalnej burzy. Jednak nie wydaje mi się to tak ważne jak fakt, że był Pan niezawodny w zwykłym,

6 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, Ceremoniał morski i etykieta jachtowa, Warszawa 1996, s. 56. 7 E. Sobol (red.), Słownik wyrazów obcych, Warszawa 1995, s. 758. 8 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 56. 9 K. O. Borchardt, dz.cyt., s. 339.

206

codziennym dniu na morzu, w każdym z tych siedmiu dni życia ludzi morza, od poniedziałku do

poniedziałku. Wśród tych »siódemek« nigdy Pan nie zadrasnął godności osobistej ludzi, za których

pracę był Pan odpowiedzialny. Wszystkie uwagi odnosiły się wyłącznie i zawsze do wykonanej roboty

i w miarę możliwości powiedziane były zawsze bez świadków”10.

Powyższy fragment ilustruje nie tylko rolę, jaką do spełnienia ma kapitan jachtu, ale także

to, jakim jest człowiekiem. Wprawdzie przytoczony cytat odnosi się konkretnie do kpt. M.

Stankiewicza, lecz mogę zaryzykować stwierdzenie, iż jest to pewien wzór zachowania osoby

dowodzącej jachtem. Ukazuje osobę kapitana nie tylko od strony funkcjonalnej, ale także od strony

„ludzkiej”, która jest nie mniej ważna. Bowiem wiedza i doświadczenie są niezbędne, ale to

zachowanie kapitana daje mu możliwość posłużenia się nimi, gwarantuje, że załoga wykona rozkaz.

Ponadto pamiętać należy o tym, iż zawsze na rejsie morskim wiele różnych osobowości spotyka się na

ograniczonej i zazwyczaj stosunkowo małej powierzchni jachtu. Dowodzenie zatem to nie tylko

wykonywanie manewrów, lecz także zarządzanie ludźmi w taki sposób, by przewidzieć mogące

zaistnieć konflikty i zredukować już istniejące napięcie pomiędzy członkami załogi. By móc tego

dokonać nie tylko potrzebna jest wiedza i umiejętności, lecz również swoista intuicja w postępowaniu

z ludźmi. Powstaje zatem pytanie: jakie cechy lub umiejętności musi posiadać osoba dowodząca

jachtem morskim, by skutecznie kierować załogą.

W celu wyekstrahowania elementów składających się na autorytet osoby dowodzącej

jednostką żaglową na morzu, przeprowadziłam wywiady z kilkunastoma osobami, które posiadają

patent żeglarza jachtowego lub wyższy i odbyły co najmniej jeden rejs morski. We wszystkich

wypowiedziach na plan pierwszy wysuwa się umiejętność zapewnienia załodze bezpieczeństwa.

Respondenci na istotność tego składnika autorytetu wskazują wprost: „najważniejszą (...) dla mnie

cechą autorytetu kapitana jest umiejętność zapewnienia innym bezpieczeństwa. Dla mnie to sprawa

pierwszej wagi. Płynąc na rejs, tak naprawdę oddajemy swoje życie w ręce natury i kapitana”11.

W stosunku do dowodzącego jachtem, który posiada tę zdolność, załoga okazuje

bezgraniczne zaufanie, wierzy, iż dzięki swemu doświadczeniu i fachowej wiedzy, dowodzący potrafi

zagwarantować bezpieczny powrót do portu. Jedna z badanych osób tak oto definiuje owo

bezgraniczne zaufanie: polega ono na „wykonywaniu każdej komendy kapitana tak, jak on sobie

zażyczy, bez względu na okoliczności, ponieważ w założeniu kapitan zawsze wie najlepiej i się nie

myli. Jeśli jest inaczej, co najwyżej może to rozstrzygnąć sąd morski, ewentualnie pośmiertnie

10 K. O. Borchardt, dz.cyt., s. 340. 11 Wywiad przeprowadzony z A. G., w dniu: 15.06.2007.

207

przyznać jakieś odszkodowanie, bądź skazać kapitana”12. Powyższa wypowiedź doskonale ilustruje

powagę i surowość życia na morzu, a także konsekwencje podjęcia złych decyzji. Na rejsie morskim

wyborów dokonuje się natychmiastowo, zasadą jest, iż wydaną komendę należy wykonać bez

jakiegokolwiek sprzeciwu, gdyż zwłoka może poważnie zagrażać życiu i zdrowiu załogi. Jeśli ludzie na

rejsie morskim nie traktują swego dowódcy z szacunkiem, nie jest on dla nich autorytetem, wtedy

pojawia się wahanie, które może drogo kosztować. Załoganci, którzy są zahartowani w pływaniu po

morzu, są oswojeni z żywiołem, potrafią zdobyć się na wykonanie każdego rozkazu. Jeden z żeglarzy

tak oto się wypowiada: „To był ciężki rejs, a nasz kapitan często zdawał się nie wiedzieć co ma robić,

jaką decyzję podjąć. Jednak ktoś musiał dowodzić i dlatego mimo wszystko go słuchaliśmy. Trudno

powiedzieć czy to szczęście, czy jednak jego wiedza sprawiła, że w końcu zawinęliśmy do portu.

Niemniej te doświadczenia też wyszły mi na dobre. Pływanie ze złym kapitanem skłoniło mnie do

podjęcia decyzji, iż sam powinienem nim zostać... i z tą motywacją zdawałem na najwyższy

stopień”13. Inna osoba stwierdza: „Autorytet kapitan sam musi sobie wypracować, gdyż samo

posiadanie stopnia nie zawsze działa na załogę”14. Uwidacznia się w tym miejscu, jaki ogrom pracy

musi włożyć w swoje dowodzenie kapitan. Musi wyeliminować jakiekolwiek wahanie,

niezdecydowanie, zwłokę w podjęciu decyzji, nawet musi opanować brzmienie swego głosu. Jeden z

żeglarzy wspomina: „Kapitan kiedyś nam powiedział coś takiego: »Spokojnie, nie denerwujcie się,

wiem kiedy istnieje zagrożenie, zatem dopóki ja się nie denerwuję, wy możecie spać spokojnie«.

Pewnej nocy, gdy bardzo blisko naszej burty pojawił się statek, wyczuliśmy zdenerwowanie w jego

głosie. To było niesamowite, ale nie spóźniliśmy się ani o ułamek sekundy z wykonaniem

jakiegokolwiek polecenia”15. Interesujące w wypowiedziach żeglarzy jest definiowanie autorytetu

kapitana, poprzez przykłady z sytuacji kryzysowych, w jakich znaleźli się podczas rejsów. Jedna z osób

podsumowuje swoją wypowiedź: „Myślę, że jeżeli chodzi o autorytet kapitana liczy się zaufanie do

niego w sytuacjach ekstremalnych, wiara w to, że w momencie zagrożenia będzie umiał podjąć

odpowiednie decyzje, zareagować w odpowiedni sposób”16.

Przytoczę poniżej opis zdarzenia, który usłyszałam po raz pierwszy około dziesięciu lat

temu, bezpośrednio po zakończeniu rejsu, w którym mój przyjaciel uczestniczył w charakterze

drugiego oficera. „Sztorm dawał nam się mocno we znaki, ale najgorzej było kiedy mijaliśmy Arkonę.

Kapitan wydał komendę all hands on the deck17, zebraliśmy się wylęknieni w kokpicie, a kapitan S.

12 Wywiad przeprowadzony z J. K., w dniu: 20.06.2007. 13 Wywiad przeprowadzony z J. O., w dniu: 17.06.2007. 14 Wywiad przeprowadzony z P. K., w dniu: 20.06.2007. 15 Wywiad przeprowadzony z W. S., w dniu: 12.06.2007. 16 Wywiad przeprowadzony z K. D., w dniu: 15.06.2007. 17 All hands on the deck – „wszystkie ręce na pokład” – komenda wydawana na żaglowcach najczęściej w chwilach poważnego zagrożenia.

208

wybrał kilku z nas, byśmy poszli na dziób zrzucić uszkodzony żagiel, który zerwał szoty i łopotał z taką

siłą, że życie każdego, kto znalazł się w jego zasięgu, było poważnie zagrożone. Natychmiast

przystąpiliśmy do wykonania rozkazu, kiedy z kokpitu dał się słyszeć krzyk: »Wróóóóć! Nie tak

Panowie!« Zawróciliśmy przerażeni, nie wiedząc, co zrobiliśmy źle. Kapitan powiedział: »Nie tak

Panowie! Z uśmiechem! Z uśmiechem!« Ten tekst zapamiętam do końca życia”18. W tej opowieści

niesamowicie ciekawe jest to, iż w późniejszych rozmowach z żeglarzami wielokrotnie usłyszałam

tenże opis, także podczas przeprowadzania wywiadów na potrzeby niniejszego artykułu19. Sposób

poradzenia sobie kapitana S. z lękiem załogantów powoli przerodził się w opowieść żeglarską.

Powyższy przykład unaocznia nam kolejną cechę, składającą się na autorytet osoby

dowodzącej jachtem, jaką jest opanowanie. Jeden z respondentów wypowiedział się następująco:

„Kapitan to człowiek, którego nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi, który nawet w

najgorszej sytuacji w sposób opanowany dowodzi załogą, a opr… zostawia na chwilę, gdy już

wszystko zostanie wykonane”20. Określenia charakteryzujące zachowanie kapitana, który ma

stanowić autorytet dla załogi to: osoba trzeźwo myśląca, potrafiąca zachować spokój. Jedna z

badanych osób dodaje: „uważam, że kapitan powinien być także dobrym psychologiem, potrafiącym

wydawać »skuteczne« polecenia załodze, a także opanować panikę w ciężkich sytuacjach”21. Inna

respondentka z kolei stwierdziła: „Na kursie żeglarskim uczono mnie, że komendy należy wydawać

tak, by załoga myślała, że sternik wie, co robi. W pełni pojęłam znaczenie tych słów, gdy kiedyś

płynęliśmy w burzy, a kapitan był, wstyd przyznać, pijany. Kompletnie nie wiedzieliśmy co robić,

dziewczyny były bliskie płaczu, a chłopcy miotali się chaotycznie po pokładzie. Wtedy Pani Pierwsza22

zaczęła wydawać komendy, a my jak automaty zaczęliśmy je powtarzać i wykonywać. W końcu

wiedzieliśmy co robić i zaczęliśmy wierzyć, że z tego wyjdziemy. Wyszliśmy... Nigdy już nie

wypłynęłam z kapitanem z tego rejsu, zresztą on nawet sobie nie zasłużył na to miano. Komendę

przejęła Pierwsza, ona dowodziła i to ona była naszym kapitanem. Gdyby nie te jej komendy, to

pewnie bym już nigdy nie wsiadła na jacht”23. Opisana powyżej sytuacja znakomicie ilustruje fakt, iż

wsiadając na jacht z nieznanym nam kapitanem, okazujemy mu zaufanie „na kredyt”. Załoga wierzy,

iż z konkretnym stopniem wiąże się również autorytet. Jednakże na zaufanie załogi należy stale

18 Opowieść M. M. zasłyszana w lecie 1997, autoryzowana przez M. M. w wywiadzie przeprowadzonym w dniu 16.06.2007. 19 Wywiady przeprowadzone z K. D. i G. Ł., w dniu: 15.06.2007. 20 Wywiad przeprowadzony z G. Ł., w dniu: 15.06.2007. 21 Wywiad przeprowadzony z M. K.1, w dniu: 02.07.2007. 22 Osoba pełniąca funkcję pierwszego oficera. Na jachtach co do zasady wszyscy zwracają się do siebie per „ty”, jednak czasem załoganci zwracają się do siebie poprzez określenie funkcji, jaką dana osoba pełni na jachcie. W tym wypadku funkcję pierwszego oficera piastowała kobieta, stąd określenie „Pani Pierwsza”. 23 Wywiad przeprowadzony z A. B., w dniu: 17.06.2007.

209

pracować, gdyż jeżeli kapitan zawiedzie, spadnie z piedestału, żaden żeglarz nie popełni ponownie

błędu wypłynięcia z nim na jednym jachcie.

Po wyodrębnieniu dwóch najistotniejszych cech, składających się na autorytet kapitana,

jakimi są umiejętność zagwarantowania bezpieczeństwa załodze oraz odpowiedni sposób

dowodzenia ludźmi, należy wskazać na trzecią, niemal równie często pojawiającą się w

wypowiedziach żeglarzy. Jest nią fachowość, na którą składają się wiedza i doświadczenie. Cecha ta

istotnie splata się z obydwiema wymienionymi powyżej, jednakże część respondentów zdecydowała

się wskazać na nią wprost: „Dla mnie takim wzorcem kapitana jest osoba doświadczona, wiedząca co

to żywioły wiatru i wody i czująca przed nimi respekt, na pewno bogata w doświadczenia...”24,

„Kapitan, który ma autorytet, to człowiek posiadający ogromną wiedzę i umiejętności żeglarskie, jego

doświadczenie powoduje, że załoga chce go naśladować...”25. Jedna z osób tak definiuje fachowość:

„działanie zgodnie z doświadczeniem, wiedzą i intuicją”26.

Musztrując się na rejs z nieznanym kapitanem niejednokrotnie oceniamy go po wieku oraz

płci. Po zakończeniu swojego drugiego rejsu kapitańskiego usłyszałam wypowiedź załoganta:

„Zapisałem się na rejs nie wiedząc, kto będzie kapitanem. Kiedy się dowiedziałem, że ma nim być

młoda kobieta, niewiele brakowało, bym zrezygnował”27. Tradycyjnie już niemal kapitana nazywa się

„Starym”, nawet samo pierwsze skojarzenie przywodzi nam na myśl starszego brodatego pana, z

twarzą pooraną zmarszczkami, splątaną brodą i prawdziwą fajką w zębach. Dlatego też

niejednokrotnie zaokrętowanie na rejs, którym dowodzi osoba młoda i/lub kobieta wzbudza w

załodze niepewność a nawet lęk, z uwagi na to owe dwie kategorie osób szczególnie ciężko pracują

na zaufanie załogi, na szacunek. Jednakże sama – jako kapitan – nigdy nie spotkałam się z

niewykonaniem mojego polecenia. Posłuszeństwo jest tak głęboko zakorzenione w żeglarstwie, iż

nawet w sytuacji niepewności załoga, co do zasady oczywiście, wykonuje polecenia. Podobne

odczucia miała jeszcze jedna kobieta – kapitan: „Boją się, zawsze się boją, kiedy wsiadają po raz

pierwszy ze mną na jacht. Na szczęście wsiadają też i kolejny...”28. Problematyka sytuacji kobiety na

jachcie, zwłaszcza w roli dowodzącego, jest jednakże tak skomplikowana i szeroka, iż przybliżenie jej

zdecydowanie przekroczyłoby ramy zakreślone tematem niniejszego artykułu.

Podsumowując trzy podstawowe cechy składające się na autorytet dowodzącego jachtem

(umiejętność zagwarantowania bezpieczeństwa załodze, wysokie kompetencje w dowodzeniu załogą

24 Wywiad przeprowadzony z M. K. 1, w dniu: 02.07.2007. 25 Wywiad przeprowadzony z G. Ł., w dniu: 15.06.200. 26 Wywiad przeprowadzony z A. G., w dniu: 15.06.2007. 27 Słowa M. K. 2, wypowiedziane podczas rozmowy we wrześniu 2003, autoryzowanej w wywiadzie z dnia 18.09.2007. 28 Wywiad przeprowadzony z A. P., w dniu: 15.09.2007.

210

oraz fachowość), przytoczę jeszcze jedną wypowiedź, która w moim przekonaniu wspaniale ukazuje

nam ich nierozdzielność: „Autorytet kapitana wynika z jego postawy, wiedzy i doświadczenia.

Prawdziwy kapitan potrafi zachować spokój i opanowanie nawet wtedy, kiedy wszyscy już je stracili,

nie dziwne mu sztormy i szkwały, gdyż niejeden już przeżył. Myśli strategicznie, komunikuje się jasno,

załoga wie co ma robić. Czasami krzyczy, lecz nigdy nie obraża. Ma szacunek do ludzi i żywiołu.

Bezpieczeństwo załogi i sprzętu przedkłada ponad własne zmęczenie i niewyspanie. On wie najlepiej

jak ma być, załoga mu ufa, jest autorytetem”29.

Należy wskazać, iż w wypowiedziach respondentów sporadycznie pojawiało się również

wyliczenie takich cech składających się na autorytet kapitana, jak: pomoc, zrozumienie, empatia,

cierpliwość, wewnętrzne „ciepło” (wymieniane wyłącznie przez kobiety) oraz poczucie humoru i

umiejętność przekazywania żeglarskiej pasji (cechy wymieniane przez osoby obojga płci). Wśród

określeń ilustrujących stosunek osób badanych do kapitanów cieszących się autorytetem pojawiały

się takie, jak: „podziwiam”, „cenię”, „szanuję”, „naśladuję”, „wzoruję się”. Stwarza to wrażenie

istniejącego dystansu pomiędzy załogą a dowodzącym. Interesującym jest to, iż wśród osób badanych

w wielu wypadkach kapitanem rejsu zostawał kolega, przyjaciel, znajomy. Mimo to podczas rejsu

jakby zanikała lądowa relacja partnerska, zastępowana przez ścisłą hierarchię żeglarską. Nagła,

czasowa zmiana stosunku do drugiego człowieka może budzić zdziwienie osób niezaangażowanych w

żeglarstwo, jednak dla respondentów była całkowicie zrozumiała.

Można się pokusić o stwierdzenie, iż przymioty składające się na autorytet kapitana,

dystans pomiędzy nim i załogą oraz działanie w ramach ściśle wyznaczonej hierarchii rejsu morskiego,

przekraczają granicę miejsca i czasu. Zdaje się o tym świadczyć powiedzenie: „żeglarz żeglarzowi

zawsze pomoże”, szanty, czy pieśni żeglarskie30 śpiewane w wielu językach na tą samą melodię i ze

zbliżonym przekazem oraz ceremoniał morski i etykieta jachtowa, która zasadniczo jest wspólna

żeglarzom całego świata.

Przytaczając fragmenty szant, należy pamiętać o tym, iż oderwanie słów od melodii w dość

znacznym stopniu zubaża przekaz, który w sobie niosą. Wartość, jaką dla żeglarzy mają te utwory,

można spróbować ocenić podczas obserwacji zachowania słuchaczy na koncercie szantowym w

niewielkiej tawernie lub przy ognisku, lecz nie zawsze będzie ono zrozumiałe dla osób postronnych.

Przykładowo wśród ludzi nieżeglujących zdziwienie może wywołać powstanie z miejsc słuchaczy

29 Wywiad przeprowadzony z A. N., w dniu: 17.09.2007. 30 Potocznie mianem „szant” określa się wszystkie pieśni wykonywane przez żeglarzy. Faktycznie są to wyłącznie pieśni pracy, charakteryzujące się stałym rytmem, którego utrzymanie miało pozwolić na równe wykonywanie pracy przez marynarzy np. przy ciągnięciu lin. „Pieśni żeglarskie” to inaczej opowieści, śpiewane dla upamiętnienia niezwykłych wydarzeń, czy też sławiące uroki żeglugi.

211

podczas grania „szant śmierci”, czyli pieśni relacjonujących tragiczne wydarzenia na statkach. Dla

osób związanych z morzem jest to natomiast zachowanie absolutnie normalne, zakorzenione głęboko

w kulturze żeglarskiej, wyrażające szacunek dla marynarzy, którzy zginęli w trakcie rejsu. Dlatego też,

by lepiej zrozumieć szanty należałoby znaleźć się choć na moment przy żeglarskim ognisku i nie tylko

słuchać, oceniając wartość muzyczną śpiewanych utworów, ale również obserwując zachowanie

odbiorców. Natomiast pełne zrozumienie może dać wniknięcie w świat marynarzy, doświadczenie

żeglugi po morzu.

Fragment przytoczony w tytule niniejszego artykułu pochodzi z jednej z najbardziej

znanych, wielojęzycznych szant, mianowicie Pressgang, która opowiada o losie osób zwerbowanych

siłą do służby morskiej, opisuje przeistoczenie szarego człowieka w marynarza floty wojennej. Owa

zmiana, niewątpliwie wywołana brutalnymi środkami, skutkuje narodzeniem się dumy w człowieku,

dumy z bycia marynarzem.

„Nikt nie zliczy ile krwi i łez

wsiąkło w pokład, gdy się zaczął rejs

Kapitan tu twoim Bogiem jest

Marynarzu floty wojennej”31.

W podobnym klimacie utrzymana jest również szanta Pożegnanie Liverpoolu. Poniżej

przytoczony fragment także zdaje się świadczyć, iż pływanie po morzach jest powodem do dumy,

jednakże tylko osoby najtwardsze i najwytrwalsze będą mogły sprostać trudom ciężkiego

marynarskiego życia oraz, co istotniejsze, wymogom kapitana.

„Z kapitanem tym płynę już nie pierwszy raz,

Znamy się od wielu, wielu lat.

Jeśliś dobrym żeglarzem, radę sobie dasz,

Jeśli nie, toś cholernie wpadł”32.

Również w tzw. „szantach wielorybniczych”, można dostrzec pokładane w kapitanie

zaufanie oraz dystans dzielący go od załogi. Podobnie jak w przypadku wypowiedzi osób badanych,

31 A. Mendrygał, Pressgang, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), Śpiewnik żeglarski Shanties’96, Kraków 1996, s. 36. 32 K. Kuza, J. Rogacki, Pożegnanie Liverpoolu, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), dz.cyt., s. 105-106.

212

kapitan opisywany w pieśniach żeglarskich cieszy się szacunkiem załogi i może być pewien, iż każde

jego polecenie będzie wykonane niezwłocznie i bez najmniejszego sprzeciwu.

„Kapitan w niebo wlepia wzrok, ruszamy lada dzień.

Płyniemy tam gdzie słońca blask nie mąci nocy cień (...).

Na deku Stary wąchał wiatr, lunetę w ręku miał,

Na łodziach, co zwisały już z harpunem każdy stał”33.

Bezpośrednia deklaracja zaufania pokładanego w kapitanie została zwerbalizowana w innej

znanej szancie wielorybniczej – Brzegi Peru.

„Hej, wielorybnicy, wam wichrów i burz

niestraszne są ryki. »Czas w drogę nam już«

kapitan powiedział, a ja wierzę mu.

Jest noc wielorybów u brzegów Peru”34.

O przeistoczeniu relacji pomiędzy dwojgiem ludzi traktuje z kolei piękna pieśń Nie wiem

skąd się wziął. Treść szanty stanowi narracja marynarza wspominającego swojego niczym nie

wyróżniającego się kolegę z rejsu. Kulminacyjnym momentem jest chwila, gdy opowiadający

mustruje35 się na inny statek i spotyka tam owego towarzysza, który tym razem popłynie jako

dowodzący statkiem. Wtedy relacja natychmiast i całkowicie naturalnie zmienia się z koleżeńskiej w

hierarchiczną. Narrator nie tylko nie próbuje się spoufalać ze swoim dawnym znajomym – on z pełną

pokorą, wyrobioną przez życie spędzone na morzu, pochyla kark i okazuje gotowość do wypełniania

rozkazów.

„Zamustrowałem w rejs,

Gdzie on był kapitanem.

Myślałem: co też będzie,

Kiedy znów przed nim stanę?

33 M. Siurawski, Śmiały harpunnik, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), dz.cyt., s. 185. 34 M. Siurawski, Brzegi Peru, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), dz.cyt., s. 200-201. 35 „Zamustrować się” – zaangażować się do pracy na statku. Słownik języka polskiego, http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2543220, 21.02.2010.

213

Pamiętam tamten zmierzch

W salonie kapitana,

Ściskałem w ręku książkę

By mustrować za bosmana”36.

Powyżej zamieszone fragmenty są jedynie przykładem na to, iż kapitan cieszy się

niezwykłym autorytetem nie tylko wśród osób, z którymi przeprowadziłam wywiady, lecz wśród

ogółu żeglarzy piszących i śpiewających szanty. Ta niezwykła relacja załoga – dowodzący, wpisała się

już na trwałe do kultury marynistycznej i jest przekazywana kolejnym pokoleniom adeptów sztuki

żeglarskiej między innymi poprzez śpiewane przy ogniskach szanty.

Argumentów, świadczących o specyficznym i ponadczasowym autorytecie osoby

dowodzącej jachtem żaglowym, dostarcza nam również etykieta jachtowa oraz ceremoniał morski.

We wstępie do jednej z najistotniejszych w Polsce pozycji z tej dziedziny czytamy:

„Każdy członek wielojęzycznej rodziny morskich narodów świata wnosił na przestrzeni

wieków swój wkład do ogólnoludzkiego skarbca tradycji marynarskich. Rodziły się więc owe tradycje

(...) wskutek kontaktów między żeglarzami różnych nacji, a także w atmosferze przywiązania, czy

wręcz entuzjazmu dla morza, które łączy narody, pomnaża ich bogactwo, żywi...

Tysiące lat żeglugi po morzach i oceanach, tysiące lat walki z żywiołem wycisnęły trwały

ślad na psychice człowieka i jego postępowaniu. W tej walce człowiek przyswajał sobie całą gamę

poglądów, przyzwyczajeń itp., które złożyły się w konsekwencji na powstanie swoistego kodeksu

morskiego nie mającego sankcji prawnych, lecz uznanego i respektowanego przez ogół ludzi

morza”37.

Warto również zaznaczyć, iż niektóre spośród zwyczajów morskich zostały usankcjonowane

w umowach międzynarodowych (na przykład w międzynarodowym prawie morskim) oraz znalazły

odbicie w różnych regulaminach, przepisach i instrukcjach38.

Jednym z działów etykiety jachtowej i ceremoniału morskiego jest „oddawanie honorów”

dowodzącemu statkiem, co stanowi kolejną egzemplifikację niezwykłej pozycji kapitana w świecie

36 J. Porębski, Nie wiem skąd się wziął, [w:] K. Bobrowicz, P. Zadrożny, A. Bobrowicz, T. Melon (red.), dz.cyt., s. 83-85. 37 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 7. 38 Tamże, s. 7.

214

żeglarskim, a także wyjątkowości jego autorytetu. Można się pokusić o stwierdzenie, iż jest to

unikalne.

W ceremoniale morskim, obowiązującym w marynarce wojennej, jednym z podstawowych

sposobów oddawania honorów dowódcy okrętu są salwy. Zgodnie z Regulaminem służby na okrętach

dowódcy w stopniu starszego oficera powinno się oddać 7 strzałów, a w stopniu młodszego oficera –

5 strzałów39. Oczywiście pozdrawiać się na morzu można również bez wystrzałów armatnich, okręty

dowodzone przez oficerów w stopniach od komandora w dół salutują do siebie, oddając sygnał

„Baczność na prawą (lewą) burtę” – marynarze, którzy znajdują się w tym czasie na pokładzie

zwracają się w nakazanym kierunku i przyjmują postawę zasadniczą40. Obsady łodzi okrętowych

salutują dowódcom poprzez podniesienie wioseł. Ta ostatnia metoda jest wykorzystywana również

przez żeglujących jachtami żaglowo-wiosłowymi po śródlądziu na różnego rodzaju kursach, czy

obozach żeglarskich, chociaż coraz częściej zastępuje się ją zwykłym podniesieniem ręki w geście

pozdrowienia41.

Salutuje się również dowódcom wchodzącym lub schodzącym z pokładu – w takiej sytuacji

oficer wachtowy podaje komendę „Baczność”, a marynarze znajdujący się w pobliżu trapu przyjmują

wtedy postawę zasadniczą42. Jednym z najbardziej interesujących sposobów oddania honorów jest

„świst trapowy”. Jest on wykonywany ściśle według zasad i nie może być przerwany – wyjątek

stanowi sytuacja, kiedy okręt ma szczególnie wysoką burtę, wtedy dzieli się go na dwie części. Świst

rozpoczyna się w momencie, gdy oficer wstępuje na trap, a kończy w chwili jego wejścia na pokład.

Na większych jachtach polskich również praktykuje się oddawanie świstu trapowego kapitanowi,

jeżeli załodze zależy na ceremonialnym powitaniu43.

Na statkach obowiązuje żelazny zwyczaj niezajmowania kapitańskiego krzesła w mesie

oficerskiej, podobnie nie rozpoczyna się posiłków bez kapitana, jeśli jada on z załogą44. W jachtowym

żeglarstwie morskim, z uwagi na ograniczoną ilość miejsca w mesie, nie zawsze respektowana jest

zasada niezajmowania miejsca dowodzącego. Jednakże i tu posiłków nie zaczyna się bez kapitana.

Na dużych jednostkach szacunek dowodzącemu oddaje się również podczas schodzenia do

motorówki. Najpierw bowiem schodzą oficerowie młodsi stopniem, a na końcu dowodzący. Dzieje się

39 Regulamin służby na okrętach Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej Polskiej, Gdynia 1990. 40 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 52. 41 A. Kolaszewski, P. Świdwiński, Żeglarz i sternik jachtowy, Warszawa 2000, s. 25. 42 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 53. 43 Tamże, s. 54. 44 A. Kolaszewski, P. Świdwiński, dz.cyt., s. 25.

215

tak dlatego, by dowodzący nie musiał czekać na podwładnych. Odwrotna kolejność obowiązuje przy

opuszczaniu motorówki.

Powszechnie znaną, przywołaną wcześniej zasadą jest, iż w sytuacji katastrofy morskiej

kapitan ostatni opuszcza statek. Jeżeli dowodzący opuszcza pokład przed innymi członkami załogi i

zanim zostały wyczerpane wszelkie środki dla ratowania znajdującej się w tarapatach jednostki,

kapitanowie innych statków odmawiają mu udzielenia pomocy45. Ta sankcja świadczy o ogromnej

odpowiedzialności spoczywającej na dowódcy.

Kapitan powinien być powiadomiony o wszystkim co się na statku dzieje. Dotyczy to

zarówno zdarzeń związanych z żeglugą, jak i towarzyskich. I tak na przykład nie poinformowanie

kapitana o planowanej wizycie gości na jachcie, czy też o planowanym wyjściu w porcie, należy

zakwalifikować jako rażące złamanie zasad etykiety jachtowej.

Do zwyczajów, które zostały usankcjonowane prawnie należą kompetencje kapitanów w

zakresie rejestracji narodzin, odonotowywania zgonów, sporządzania testamentów. Polscy

kapitanowie nie udzielają natomiast ślubów, choć prawo takie w innych krajach występuje.

Przykładem mogą tu być dowódcy statków pod banderą Stanów Zjednoczonych46.

Powyżej przytoczone przykłady zaczerpnięte z ceremoniału morskiego oraz etykiety

jachtowej, nie stanowią wyczerpującej listy sposobów okazywania szacunku kapitanom. Są jedynie

ilustracją świadczącą o wyjątkowości autorytetu osób dowodzących jednostkami na morzu, są

tradycją zbudowaną przez pokolenia ludzi morza, pochodzących z różnych części świata. Zwyczaje te,

pomimo upływu lat i rozwoju techniki w żeglarstwie, nadal są przestrzegane, a niektóre spośród nich

stały się obowiązującym niemal na całym świecie prawem.

Zamiast zakończenia przytoczę dwa obszerniejsze fragmenty, z których pierwszy został

napisany przez „Znaczy Kapitana” – M. Stankiewicza około 70-ciu lat temu, a drugi stanowi

wypowiedź jednego z badanych żeglarzy:

„Znikają żaglowce, nastaje era parowców i motorowców. Telegraf. Z marynarza, potomka

korsarzy i odkrywców, armatorzy chcą zrobić urzędnika, rzemieślnika czy nawet po prostu

konduktora tramwajowego.

45 E. Koczorowski, J. Kosiarski, R. Pluta, dz.cyt., s. 58. 46 Tamże, s. 57.

216

Telegraf i radiotelegraf dosięga wszędzie. W biurach żeglugowych, do których marynarze

nie są dopuszczani, wydaje się, że statek popłynie stosownie do nadesłanych instrukcji, jak za

sygnałem zielonej chorągiewki dróżnika.

I tylko wtedy, gdy morze spłata jedną ze swych niespodziewanych sztuczek, gdy w grę

wchodzi niebezpieczeństwo statku, towaru, a nawet życia ludzkiego, wtedy, gdy czyn musi nastąpić

natychmiast – w biurach żeglugowych zdają sobie sprawę, że radiotelegraf nie pomoże i dramat na

morzu zostanie rozegrany bez reżyserów lądowych”47.

„W ciągu ostatnich 20 lat polskie żeglarstwo, zarówno morskie jak i śródlądowe zmieniło

się diametralnie. Kluby, które były ośrodkami zrzeszającymi niemal wszystkich czynnych żeglarzy,

które odpowiadały za organizację rejsów i szkoleń, które były armatorami znakomitej większości

jachtów, dzisiaj są zanikającym reliktem, wciąż nie mogąc odnaleźć swojego miejsca w nowej

rzeczywistości. Bowiem dzisiaj, żeglarstwo, podobnie jak cały nasz świat, kręci się wokół pieniądza.

Nie ma już niemal darmowych rejsów klubowych, gdzie zaszczytem było zakwalifikować się do załogi.

Dzisiaj płynie ten kogo stać, ten kto zapłaci. Dzisiaj, załogant jest klientem, podczas gdy kapitan,

nawet jeżeli sam nie jest organizatorem, to pełni funkcje przedstawiciela organizatora na pokładzie.

Jest pilotem wycieczki, szefem kuchni, kierowcą, często także sprzątaczką. To kapitan jest do

dyspozycji załogi, nie na odwrót. To załogant płaci, więc i wymaga, a kapitan jest tu w pracy. Czy w

takiej sytuacji jest w ogóle miejsce na autorytet kapitana, którego nawet już się nie nazywa

kapitanem, a skiperem?

Jest i musi być, bowiem autorytet kapitana, bezwzględne posłuszeństwo załogi jego

poleceniom, oraz pełne zaufanie załogi do kapitana jest niezbędne do zapewnienia bezpiecznej i

skutecznej żeglugi. W efekcie współczesny skiper jest w bardzo trudnej sytuacji, bowiem z jednej

strony odpowiada za to, by załodze (klientom) rejs się jak najbardziej podobał, a z drugiej strony musi

zapewnić bezpieczny powrót do portu, co wymaga posłuszeństwa załogi (klientów?). W oparciu o

swoją praktykę, uważam, że można to osiągnąć tylko w jeden sposób – załoga musi chcieć słuchać

poleceń kapitana, a więc musi być przekonana, że kapitan wie co robi, i że chce jak najlepiej dla załogi

i jachtu. Kapitan musi więc słuchać tego, czego oczekuje od niego załoga, co się podoba, a co nie,

kapitan musi być tak blisko załogi, jak to tylko możliwe, aby załoga chciała się z nim dzielić swoimi

spostrzeżeniami i chciała rozumieć jego decyzje.

Dziś już nie ma miejsca na autorytarnych kapitanów z białą czapką i tubalnym głosem. Dziś

skiper musi być tym, który zawsze pomoże, chętnie wysłucha, chce i potrafi przyjacielsko doradzić

47 M. Stankiewicz, Korsarz i Don Kichot, [cyt. za:] K. O. Borchardt, dz.cyt., s. 345. Pamiętnik nie został opublikowany w całości.

217

oraz wesprzeć w trudnych momentach. Kapitan musi być na tyle lubiany i szanowany przez załogę, by

ta chciała go posłuchać.

Oczywiście, ze względu na bezpieczeństwo ludzi i jachtu, posłuszeństwo załogi można

wymusić, gdy inne techniki nie skutkują, ale z takiego rejsu załoga nie będzie zadowolona, a to

oznacza komercyjną klapę i rejsu i kapitana”48.

W obu przytoczonych fragmentach autorzy wskazują na znaczący (często ambiwalentny)

wpływ na żeglarstwo morskie zmian związanych z postępem technicznym, czy też komercjalizacją. Z

jednej strony wprowadzenie nowej technologii do nautyki oznacza zwiększenie bezpieczeństwa

żeglugi, z drugiej zanik tradycji marynistycznych. Podobnie komercjalizacja sprawia, że żeglarstwo

staje się sposobem na wakacje, coraz popularniejszym, często dosyć luksusowym, przy jednoczesnym

pozbawieniu go przydomka: przygoda życia. Należy się zastanowić, czy wspomniane zmiany trwale

pozbawią żeglarstwo cieszących się niespotykanym autorytetem kapitanów?

Od kiedy na jachty wkroczyły z rozmachem GPSy, od kiedy możemy się posługiwać mapami

elektronicznymi, żeglarstwo wydaje się być sportem, w którym rejs może poprowadzić w zasadzie

każdy kierowca. Jednakże wystarczy banalne przeoczenie naładowania akumulatorów, by cała

jachtowa elektronika przestała działać i koniecznym stało się nawigowanie tradycyjne. Biura podróży

w spotach reklamowych ukazują zawsze piękną pogodę: lekki wiatr, słońce, niewielkie zafalowanie.

Nie wolno jednak zapominać, iż żeglarstwo to nieustająca gra z dwoma potężnymi żywiołami, których

nie można pokonać, przekonać, że prognoza meteorologiczna była przecież inna, nie można

przekupić. Dlatego też na otwartym morzu nie ma zastosowania szereg wartości lądowych, takich jak

przykładowo wiek, płeć, status finansowy, czy społeczny. Tam liczy się tylko kompetencja w zakresie

prowadzenia jachtów, doświadczenie, intuicja. Kiedy „idzie Złe” konieczna staje się obecność tego,

który wie, przyjmuje na siebie odpowiedzialność, kieruje załogą i prowadzi bezpiecznie do portu –

kapitana.

Zatem, pomimo wspomnianych zmian, kapitan w dalszym ciągu jest postacią wyjątkową,

której należny jest szacunek, a na jego autorytet zawsze składać się będą takie cechy jak: umiejętność

zagwarantowania bezpieczeństwa załodze, odpowiedni sposób dowodzenia ludźmi oraz szeroko

pojęta fachowość.

Bibliografia:

48 Wywiad przeprowadzony z M. M., w dniu: 16.06.2007.

218

Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik żeglarski Shanties’96, Kraków 1996.

Bobrowicz K., Mierzwa A., Mikołajko A., Shanties. Śpiewnik żeglarski przeboje 10 lat, Kraków 1991.

Borchardt K. O., Znaczy kapitan, Gdynia 1968.

Czajewski J. (red.), Encyklopedia żeglarstwa, Warszawa 1996.

Czajewski J., Etykieta jachtowa, Katowice 2002.

Koczorowski E., Kosiarski J., Pluta R., Ceremoniał morski i etykieta jachtowa, Warszawa 1996.

Kolaszewski A., Świdwiński P., Żeglarz i sternik jachtowy, Warszawa 2000.

Kuza K., Rogacki J., Pożegnanie Liverpoolu, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T.,

Śpiewnik żeglarski Shanties’96, Kraków 1996.

Mendrygał A., Pressgang, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik żeglarski

Shanties’96, Kraków 1996.

Porębski J., Nie wiem skąd się wziął, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik

żeglarski Shanties’96, Kraków 1996.

Regulamin służby na okrętach Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej Polskiej, Gdynia 1990.

Rozporządzenie Ministra Sportu z dnia 9 czerwca 2006r. w sprawie uprawiania żeglarstwa,

Dz.U.06.105.712.

Siurawski M., Brzegi Peru, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik żeglarski

Shanties’96, Kraków 1996.

Siurawski M., Śmiały harpunnik, [w:] Bobrowicz K., Zadrożny P., Bobrowicz A., Melon T., Śpiewnik

żeglarski Shanties’96, Kraków 1996.

Sobol E. (red.), Słownik wyrazów obcych, Warszawa 1995, s. 758.

Stankiewicz M., Korsarz i Don Kichot, [w:] Borchardt K. O., Znaczy kapitan, Gdynia 1968.

Netografia:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Dawne_polskie_stopnie_żeglarskie, 17.02.2010.

Słownik języka polskiego, http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2548106, 20.10.2007.

Słownik języka polskiego, http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2543220, 21.02.2010.

219

Wioleta Kajak

[email protected]

Niska samoocena dziecka jako przyczyna zaburzeń w zachowaniu. Prawda czy alibi wykolejonych”?

Coraz częściej spotykamy się z twierdzeniem, iż współczesna młodzież jest arogancka.

Kojarzy się ją z przejawami wandalizmu i agresji okazywanej nawet autorytetom- jakimi niegdyś byli

nauczyciele czy rodzice. Równie często podkreślamy nieporadność opiekunów w wychowywaniu,

które odbywa się w nowych, coraz trudniejszych warunkach. Stosowane przez naszych rodziców

metody są dziś po prostu nieskuteczne. Dzieci są coraz bardziej niesforne i pozostają poza kontrolą

opiekunów (czego przykładem jest chociażby strach nauczyciela przed konfrontacją z uczniami).

Tendencja ta prowadzi do uwypuklania zła, które dostrzegamy w dzieciach, ich zepsucia oraz

permanentnego braku nadziei na ich świetlaną (czyli zgodną z normami społecznymi i

wyobrażeniami rodziców) przyszłość.

Można pokusić się o stwierdzenie, iż mamy do czynienia z pandemią zachowań

aspołecznych wśród dzieci i młodzieży. Opierając się na wiedzy potocznej najczęściej obwiniamy

rodziców za złe wychowanie. Dalej wskazujemy demoralizujący wpływ mediów, egocentryzm

dziecięcy lub po prostu przyjmujemy założenie, iż młodzież jest z natury ZŁA. Jest to najgorsza z

możliwych postaw, która z jednej strony odbiera motywację do pracy nad „urabianiem poprawnej

postawy”, a z drugiej zdejmuje z wychowanków odpowiedzialność za własne postępowanie.

Aby przeciwdziałać takiej stygmatyzacji należy dotrzeć do genezy zaburzonego

zachowania. Pozwoli nam to nie tylko na zmianę perspektywy postrzegania młodzieży jako podmiotu

oddziaływań pedagogicznych, lecz również zachęci do udzielenia im pomocy

w rozwoju. Jednym z wielu czynników etiologicznych, pełniącym rolę mechanizmu adaptacyjnego

jest stosunek do samego siebie i własnych osiągnięć. W literaturze spotykamy różne teorie

wskazujące, że za dysfunkcje w zachowaniu odpowiada wysoka samoocena- inne, opozycyjne, za

destruktywną uważają zaniżoną. Niejednorodność, a w szczególności brak wiodącego stanowiska

wynika z trudności diagnostycznych i niezweryfikowanej jeszcze do końca płaszczyzny teoretycznej.

Niniejsza praca rozwija zagadnienie korelacji niskiej samooceny dziecka i jego problemowego

zachowania.

220

Badania potwierdzają, iż w momencie otrzymania negatywnej opinii na temat jednej ze

sfer życia bądź aktywności, człowiek wykazuje silną motywację do wykazania kompetencji w

działalności w innym obszarze- subiektywnie ocenionej jako mocna strona. Prawidłowość ta jest

zazwyczaj interpretowana w taki sposób, że „zagrożenie jakiegoś istotnego składnika pojęcia JA nie

owocuje działaniami ukierunkowanymi na odzyskanie pozytywnych przekonań w tym właśnie

obszarze, ale zachowaniami mającymi na celu szybkie i skuteczne uzyskanie własnej wartości w

innym wymiarze, istotnym dla globalnego samowartościowania”1. W literaturze proces ten nazywany

jest autoafirmacją. Eksponuje się również przystosowawczy charakter tego zjawiska: „Odzyskanie

zgeneralizowanej pozytywnej samooceny jest zwykle łatwiejsze w taki właśnie sposób, niż poprzez

uporczywe usiłowanie uzyskania sukcesu w sferze, w której właśnie poniosło się porażkę”2.

Nieaprobowane społecznie zachowanie dziecka może być swoistym mechanizmem

obronnym stosowanym w celu podtrzymania świadomości o własnej wartości, która została

społecznie podważona oraz wyborem „najłatwiejszej drogi” realizacji. Jest nią zazwyczaj zachowanie

najlepiej znane dziecku- takie, z którym ma kontakt na co dzień, i które być może funkcjonuje w jego

najbliższym środowisku jako droga zaspakajania potrzeb i realizacji celów - mówiąc wprost -

środowiska patologicznego bądź ubogiego.

Kluczowym terminem, którego znajomość pozwoli lepiej zrozumieć powyższe procesy

jest pojęcie „samooceny”. Jako ogólna ocena własnych możliwości oraz element obrazu własnej

osoby pełni funkcję regulacyjną. Choć ma charakter zróżnicowany w zależności od kontekstu

sytuacji3, zaznacza się w formie charakterystycznej tendencji do przeceniania własnych możliwości

(zawyżona samoocena) lub ich niedoceniania (forma zaniżona) - istotna dla niniejszych rozważań.

Zaniżona samoocena, to „stan, w którym człowiek przypisuje sobie niższe możliwości,

niż posiada rzeczywiście, a więc nie docenia swoich zdolności i swojej społecznej atrakcyjności, ocenia

moralną wartość swoich czynów niżej, niż one na to zasługują, spodziewa się od innych ludzi mniej,

niż to jest uzasadnione”4. Jako dostrzegalną konsekwencję wymienia się: zaniżenie aktywności i

osiąganie znacznie mniej, niżeli by się mogło. Z braku „wiary w siebie” nie podejmuje się

wykonywania trudniejszych zadań. W przypadku, gdy zostaną narzucone jednostce z zewnątrz

1 J.Strelau, Osobowość jako zespół cech, [w:] J. Strelau (red.), Psychologia. Podręcznik akademicki, tom 2, Gdańsk 2004, s. 579.

2 Tamże, s. 579. 3 Na wahania samooceny mają wpływ m.in. aktualne osiągnięcia, opinie innych ludzi, nastrój, a także wiek. 4 J. Reykowski, Osobowość [w:] T. Tomaszewski (red.), Psychologia, Warszawa 1975, s. 791-794.

221

(wynikają bowiem z pełnionej społecznie roli), wykazuje ona brak zaangażowania oraz posługuje się

prostymi środkami nie rokującymi osiągnięciem sukcesu, którego porażkę z góry przewidują.

Poziom samooceny oparty jest na porównaniu własnych osiągnięć ze stawianymi sobie

wymaganiami (często podyktowanymi społecznie). Determinuje on również znaczący dla zachowania

stosunek do samego siebie, czyli poziom samoakceptacji. Optymalny poziom akceptacji wykazują

osoby pozytywnie ustosunkowane do ogólnie panujących norm- czyli dobrze funkcjonujące

społecznie, zaś zaniżony - osoby z zaburzeniami emocjonalnymi5.

Jakie są zatem źródła samooceny? Genezy uogólnionego obrazu własnej osoby, upatrywać

możemy w informacjach pochodzących z własnego doświadczenia jednostki (m.in. o posiadanej

pozycji społecznej) oraz społecznej informacji zwrotnej, czyli subiektywnie wartościowanych opinii

innych ludzi. To właśnie „znaczący inni”, stanowiący najwyższą wartość w hierarchii jednostki

wpłynąć mogą na kształtowanie, bądź zniekształcenie obrazu własnej osoby. Tak więc dziecko może

mierzyć siebie skalą ocen rodziców; syn - oceną męskości swego ojca, widzianą oczyma matki.

Również pozycja społeczna grupy (narodowości) do której należy, czy stopnia przynależności do niej

są znaczące.

Utrzymanie stabilnego poziomu samooceny jest niezwykle trudne, nie tylko

z perspektywy niedojrzałości społecznej jednostki, lecz faktu, iż konstrukt uogólnionego obrazu

samego siebie formują często dwa rozbieżne źródła. Sprzeczne informacje dochodzące do jednostki

powodują jej „wahania samooceny” i poczucia wartości prowadząc do zaburzeń emocjonalnych,

przejawiających się w zachowaniu. Jedynie posiadanie silnie rozwiniętej zdolności samoregulacji

pozwala na przefiltrowanie oceny społecznej, w taki sposób aby ograniczyć się wyłącznie do ogólnie

obowiązujących standardów, pomijać zaś jednostkowe, zmienne w czasie i przestrzeni sądy.

Czynnikiem warunkującym stabilność samooceny jest zgodny obraz rodziców co do tego, kim dziecko

powinno być. Przekazywanie dziecku jednolitego obrazu ideału, konsekwentnie podkreślanego na

każdym etapie procesu rozwojowego, prowadzi do uwewnętrznienia wzorca i kierowania się nim w

przyszłości6.

Z badań G. Mikałły7 nad młodocianymi prostytutkami okazującymi brak samokontroli i

labilność emocjonalną oraz podważającymi własną wartość, wynika, iż wywodziły się z zaburzonych

środowisk rodzinnych, w których czuły się niekochane oraz doznawały poczucia permanentnego

5 Tamże, s. 791-794. 6 Tamże, s. 796. 7 Tamże, s. 797.

222

braku bezpieczeństwa będącego wynikiem dysfunkcjonalności rodziny. Wykształcenie poczucia

„ważności” u dzieci rzutuje na ich przyszły stosunek do siebie - czyli odczuwanie własnej wartości8.

Jednak nie u wszystkich ludzi wytwarza się poczucie wartości (i nie u wszystkich ma ono

znaczący wpływ na zachowanie!). W przypadku dzieci „niekochanych” wytwarza się jego

ambiwalentna forma - „niewartościowości” . Jest ono również wynikiem doświadczania ciągłego

lekceważenia w grupie, odrzucenia czy wrogich ataków ze strony rówieśników.

W momencie takim jednostka nie korzysta z zasobów własnej wartości lecz poddaje się popędom i

zaspakajaniu potrzeb emocjonalnych. Konsekwencjami wypuklenia sfery Id są przejawy zachowania

aspołecznego (jednoczesne „wyciszenie” sfery Superego), a także braku emocjonalnej stabilności i

równowagi (zaburzenie sfery Ego).

Używając sformułowania zaburzone zachowanie9 pragnę zwrócić uwagę na szerokie

spektrum zachowań, które niejako zmuszają nas do sklasyfikowania jego autora jako „dziecka

niegrzecznego”, „zepsutego”, „trudnego”, „błazna klasowego” lub „kłamczucha”. „Zachowania

problemowe, są to zachowania, które odstają od norm społecznych i prawnych szerszej społeczności.

Wobec tego wywołują reakcje społecznej kontroli przejawiającej się

w okazywaniu dezaprobaty, karaniu lub nawet umieszczaniu w zakładach poprawczych lub

więzieniach. Do typowych zachowań problemowych młodzieży zaliczamy:

- używanie substancji psychoaktywnych (papierosy, alkohol, narkotyki),

- przedwczesną aktywność seksualną,

- zachowania agresywne, stosowanie przemocy, znęcanie się nad rówieśnikami,

- drobne przestępstwa, wykroczenia, czyny chuligańskie, wandalizm,

- zaniedbywanie obowiązków szkolnych, wagary, nieukończenie szkoły,

- inne, np. kłamstwa, ucieczki z domu itp”10.

8 Tamże, s.797. 9 Termin zaburzenie w zachowaniu dotyczy wszelkich odstępstw od powszechnie uznawanej normy zachowania, mieści w sobie węższe w swym zakresie określenia zachowań takich jak zachowania a/antyspołeczne, problemowe oraz ryzykowne (przynoszące szkodliwe skutki dla zdrowia i rozwoju jednostki i/lub społeczeństwa). 10 K. Ostaszewski, Podstawy teoretyczne profilaktyki zachowań problemowych młodzieży, [w:] M. Deptuła (red.), Diagnostyka, profilaktyka, socjoterapia w teorii i praktyce pedagogicznej, Bydgoszcz 2005, s.112.

223

Termin zaburzenie zachowania istnieje jako fachowe określenie od 1950 roku, kiedy to

wprowadzono go na Wielkim Kongresie Psychiatrii Dziecięcej i Młodzieżowej

w Paryżu. Używa się go wyłącznie w odniesieniu do dzieci, młodzieży i ludzi młodych do

21 roku życia. „Jest błędnie zaadoptowanym, odbiegającym od oczekiwań wyznaczonych przez dany

czas i kulturę zachowaniem, uwarunkowanym organicznie i/lub będącym wynikiem wpływów

środowiska, upośledzającym- z powodu swej wielowymiarowości, częstotliwości i stopnia

zaawansowania- proces rozwoju, zdolność uczenia się, zdolność do wykonywania pracy oraz działanie

interakcyjne w środowisku, którego nie da się przezwyciężyć lub da się je poprawić jedynie w stopniu

niewystarczającym, jeżeli nie zostanie udzielona specjalistyczna pomoc pedagogiczno-

terapeutyczna”11.

Wielopłaszczyznowy, empiryczno-naukowy charakter pojęcia pozwala na łączenie go z

węższym w zakresie terminem trudności wychowawczych oraz zagadnieniem norm społecznych,

które owe zachowanie narusza. Charakteryzuje je:

- rozbieżność z przeciętnym zachowaniem rówieśników;

- zainteresowania młodzieży odbiegają od wzorca i nic nie wskazuje aby miały się do

niego zbliżyć;

- zachowanie nie spełnia minimalnych wymagań społecznych;

-zachowaniu często towarzyszą odchylenia od norm funkcjonalnych, np.

w czynnościach synaptycznych u dzieci nadpobudliwych a także zaburzenia emocjonalne.

Występowanie czterech cech jest diagnostycznie znaczące dla sklasyfikowania zachowania jako

zaburzonego i rozpoczęcia czynności interwencyjnych, w celu ich optymalizacji.

Wyróżniamy następujące typy zaburzeń zachowania:

- zewnętrzne, tj. agresja, nadpobudliwość, deficyt uwagi, impulsywność;

- wewnętrzne, tj. lęk, kompleks niższości, smutek, obojętność, zaburzenie snu, zaburzenia

somatyczne;

- społecznie niedojrzałe, tj. osłabienie koncentracji, zachowanie nieodpowiednie do

wieku, szybkie męczenie się, słabe postępy w nauce, brak wytrzymałości na obciążenia;

11 C.Hillendrand, Pedagogika zaburzeń zachowania, Rzeszów 2007, s.23.

224

-tworzące zagrożenie społeczne, tj. gwałtowność, drażliwość, nieodpowiedzialność,

nadmierne pobudzenie i łatwość popadania we frustrację, zaburzenia w relacjach,

trudności w panowaniu nad sobą.

Zewnętrzne i wewnętrzne zaburzenia zachowania nie stanowią zazwyczaj zagrożenia społecznego. Są

raczej reakcją na napięcie. W zależności od płci wyróżniamy przewagę zachowań bojaźliwych

(zaburzenia zachowań wewnętrznych) u dziewcząt, zewnętrznych zaś u chłopców - co wynika z

biologicznego uwarunkowania układów nerwowo-hormonalnych. Mała szkodliwość społeczna nie

oznacza braku potrzeby interwencji pedagogicznej. Jej brak może prowadzić do eskalacji agresji i

przekierowanie jej na społeczeństwo.

W literaturze możemy odnaleźć jeszcze inną teorię potwierdzająca główne założenie

niniejszej pracy. Jest nią teoria poczucia własnej wartości R.A. Steffenhangena będąca zbiorem

twierdzeń wyjaśniających zainteresowanie młodzieży zażywaniem narkotyków, a którą to zastosować

możemy w przypadku innych zachowań z grupy ryzykownych. Autor poczucie własnej wartości

postrzega jako konstrukt trzech zmiennych: poczucia wyższości i niższości, interesu społecznego oraz

nastawieniu na cel i styl życia. Nie są one wynikiem wrodzonych predyspozycji człowieka czy

osobowości lecz socjalizacji jaką przechodził od wczesnych lat dziecięcych12.

Poczucie niższości i wyższości. Pozycją wyjściową każdego dziecka jest odczuwanie

poczucia niższości, będącego wynikiem zauważalnego dysonansu pomiędzy nim a niezrozumiałym

światem dorosłych. Związane z tą pozycją negatywne emocje są pierwszym wyzwaniem, przed

którym stawiany jest nowy członek społeczności. Radzenie sobie z tego typu napięciami odbywa się

na drodze osiągania etapowych celów oraz podejmowania indywidualnych wyborów - możliwych

dzięki wyposażeniu dziecka w umiejętność realizowania pragnień, kształtowanej zarówno czynnikami

psychologicznymi, biologicznymi jak i społecznymi. Natomiast technika walki z poczuciem niższości,

którą dziecko wybiera jest rezultatem jednostkowego stylu życia13.

Interes społeczny związany z nagradzaniem czyli doświadczaniem pozytywnych sytuacji

życiowych (czytaj: sukcesów, pozytywnej opinii społecznej) oraz karaniem związanym z

oddziaływaniem bodźców awersyjnych (porażek, krytyki publicznej).

Nastawienie na cel (będące kontynuacją poprzedniej zmiennej) jako indywidualne i

subiektywne dążenie do przeżywania pozytywnych sytuacji życiowych oraz unikania negatywnych.

Nastawienie na cel generowane jest poprzez motywację.

12 Z.B.Gaś, Teorie uzależnienia lekowego [w:] „Przegląd Psychologiczny”, tom XXIX, nr 1, Warszawa 1987, s. 67.

13 Tamże.

225

Obok składowych pojawia się również sformułowanie dotyczące stylu życia, także

związanego z przebiegiem socjalizacji. Autor wyróżnia dwa takie style: pobłażliwy (będący przejawem

występowania u matek postawy nadopiekuńczej, zwalniającej dziecko z poczucia odpowiedzialności),

a także lekceważący występujący u dzieci wychowujących się w ubogim (niekoniecznie w sensie

materialnym) środowisku, które nie zapewniło mu należytej opieki i zainteresowania.

Przytoczona teoria genezę zaburzeń zachowania upatruje w reakcjach, które są

wyuczone. Wiedzę na ich temat dzieci czerpią z najbliższego otoczenia (rodzinnego, sąsiedzkiego,

grupy rówieśniczej), która zinternalizowana staje się elementem postawy wobec życia i przejawia się

w określonej formie zachowania. Na ten proces uczenia mają wpływ następujące zmienne: okres

trwania oddziaływania (im dłuższy, tym większe prawdopodobieństwo zinternalizowania odbieranej

informacji), częstotliwość (im większa, tym skuteczniejsza), intensywność (im większa siła

oddziaływań, tym większy efekt) oraz emocjonalny stosunek do autorytetu, którego występowanie

wzmacnia proces przyswajania14.

Podsumowując teorię można wysunąć konkluzję15 o nieodzowności niskiej samooceny

przy występowaniu różnych form psychopatologii (objawiających się w formie zaburzeń zachowania).

Są one następstwem nie osiągania celów, które były z reguły nierealistyczne (nie odnoszące się do

aktualnej sytuacji) lub nieadekwatne do umiejętności jakie posiada podmiot. W tym momencie

ujawnia się ogromne zapotrzebowanie dziecka nie tylko na doznawanie akceptacji i pozytywnej

informacji zwrotnej - kształtującej obraz własnej osoby, lecz również schematów zachowania, postaw

i wzorów, po które dziecko sięga jako pierwsze, niejako automatycznie. Główną rolę odgrywają tu

wspomniani „znaczący inni” oraz publiczne agendy socjalizacji, które powinny wspomóc rozwój takich

kompetencji jak umiejętność kierowania własnym życiem (i zachowaniem), podejmowania

jednostkowych celów i społecznie aprobowanych sposobów ich realizacji.

To właśnie kierowana z zewnątrz profilaktyka może uchronić młodzież przed

wewnętrznym przymusem negatywnego zachowania. Jednym ze sposobów może być indywidualna

terapia mająca na celu uzgodnienie relacja JA idealne - JA realne, odbudowania poczucia własnej

wartości oraz podwyższenia poziomu samooceny.

A. Aichhorn po zakończeniu pierwszej wojny światowej zaproponował nowatorskie

podejście do resocjalizacji młodzieży przestępczej - zwane „ terapią otoczeniem” (milieu therapy).

Istotą terapii środowiskiem społecznym jest skoncentrowanie bodźców modelujących do właściwego

14 A. Siemaszko, Granice tolerancji. O teoriach zachowań dewiacyjnych, Warszawa 1993, s. 90-106.

15 Tamże, Teorie uzależnienia lekowego, Warszawa 1987, s. 68.

226

postępowania poprzez postawienie wychowanka w sytuacji „totalnego naporu” pozytywnych

oddziaływań16. Ta, wymagająca żmudnej i systematycznej pracy metoda pozwala zaburzonym

jednostkom sprawdzić się w sytuacjach całkiem im nieznanych. Przychylne środowisko, inicjujące

„kryzys emocjonalny”17, daje możliwość przeformułowania postawy wobec innych ludzi i samego

siebie. Oddziaływanie środowiskiem daje możliwość wglądu we własne wnętrze oraz dostrzeżenia

zaburzeń zachowania, które dotychczas stanowiły podstawowy repertuar reakcji uruchamianych

w codziennych sytuacjach. Metoda ta pozwala także na zredukowanie poziomu agresji, bowiem

stosowana jest z pozytywnym rezultatem w pracy z psychopatyczną młodzieżą.

W praktyce możliwe jest także przeniesienie idei A. Aichorna na grunt środowisk

otwartych takich jak szkoła czy podwórko. Główną rolę sprawują tu nadal pedagodzy, którzy sterując

relacjami pomiędzy rówieśnikami (wszystkie zabiegi mają oczywiście służyć szczytnym celom, zatem

dalekie są od nadużyć) uwypuklają poczucie wartości poszczególnych jednostek. Nie raz przyziemne

zadania, rozsądnie rozdzielone według możliwości i zainteresowań młodzieży potrafią wzbudzić

poczucie sprawstwa czy kompetencji - znacznie poprawiające obraz własnej osoby. Tą mocą

dysponują także nauczyciele wszystkich szczebli nauczania. Choć najczęściej pozbawieni są

świadomości co do możliwości zahamowania przejawów zaburzonego zachowania poprzez poprawę

pozycji społecznej dziecka18. Wystarczy poprosić ucznia o zaopiekowanie się klasowym zwierzakiem,

sporządzenie gazetki szkolnej - osobie uzdolnionej plastycznie czy zreferowanie klasie zagadnienia

opiewającego zarówno temat lekcji jaki i obszar zainteresowań „dziecka trudnego”. Dodatkowe

komplementowanie postępów oraz starań ucznia może przyczynić się do sukcesu19. Oczywiście

proces ten jest długotrwały i wymagający od nauczyciela zaangażowania w obserwację

podopiecznych na zajęciach jak i sporządzania wywiadu środowiskowego dotyczącego dziecka i

warunków jego życia rodzinnego.

Znana z literatury stopniowa klasyfikacja prewencji, może stanowić dla nauczycieli

inspirację do stworzenia siatki projektów profilaktycznych, które od zawsze były realizowane w

procesie wychowawczym, jednak nie zawsze mają określony cel i kierunek. Do prewencji

16 K.Pospiszyl, Psychopatia, Warszawa 2000, s.119.

17 Kryzys emocjonalny wg. A.Aichhorna stanowi rdzeń resocjalizacji. Są to wszystkie rozmyślnie aranżowane przez pedagogów sytuacje, które prowadzą do oczyszczenia psychiki wychowanka i pozytywnej zmiany postawy. K.Pospiszyl przytacza autentyczny rejestr przebiegu terapii otoczeniem. 18 Z badań M. Malewskiej wynika, że dzieci posiadające niższą pozycję socjometryczną rzadziej wykazywały zachowania o charakterze prospołecznym lub altruistycznym (za: J.Reykowski, dz. cyt., s.798-799). 19 Z badań A.L Edwarda na podstawie kwestionariusza SD (social-Desirability) oraz późniejszych D.P. Crowne i D.Marlowe (za: J.Reykowski, dz. cyt., s.799) dzieci wykazujące silną potrzebę aprobaty, skłonne są do zachowań konformistycznych, szybciej reagują przy wzmocnieniach słownych, a także przejawiają skłonność do podporządkowania się przyjętym formom zachowania.

227

uniwersalnej efektywnymi narzędziami jest utrzymywanie stałego kontaktu z rodzicami i wspieranie

ich w pracy wychowawczej poprzez dostarczanie informacji i doradztwo, poruszanie na zajęciach

zagadnień emocjonalno- społecznych, celowe uczenie dzieci umiejętności i zachowań prospołecznych

oraz organizowanie korzystnych warunków do przećwiczenia ich w praktyce.

Selektywna prewencja, której adresatami są dzieci należące do grupy zagrożonej oraz

przejawiające pierwsze formy zaburzeń, odsłania przed wychowawcami szeroki wachlarz możliwości

pracy w zależności od genezy i charakteru indywidualnego przypadku20.

Wspieranie przez zabawę prowadzi do zbudowania bliższych więzi z dzieckiem podczas

naturalnej i swobodnej aktywności. Polega na stopniowym przeobrażeniu relacji

z niepersonalnych na skoncentrowanych na osobach - partnerach. W przypadku tak zbudowanych

więzi możliwa jest praca terapeutyczna zmierzająca do rozwiązania problemów dziecka, które z

pełnym zaufaniem otwiera się przed opiekunem, bądź odgrywa znaczące diagnostycznie role.

Wspieranie przez sztukę, mogące odbywać się w ramach zajęć plastycznych. Pozwala na

pozytywne oddziaływanie terapii sztuką na fizyczne funkcjonowanie organizmu, psychikę,

zachowanie społeczne. W związku z funkcjonującym trendem wychowania poprzez sztukę, w

literaturze opisanych jest wiele metod nawiązania kontaktu paraterapeutycznego

z uczniami oraz uzyskania niezbędnego materiału diagnostycznego. Poznanie genezy zaburzeń

zachowania dziecka stanowi podstawę do rozpoczęcia interwencji pedagogicznej. Jest to także

płaszczyzna, która pozwala na dowartościowanie wytwórców sztuki. O ile wartość artystyczna dzieła

nie ma znaczenia, o tyle uzyskanie efektu końcowego, motywacja, cierpliwość i zaangażowanie

stanowi konstruktywne dla obrazu samego siebie doświadczenie wychowawcze. Co więcej pozwala

na wciągnięcie zaburzonej jednostki w działalność grupy rówieśniczej, nawiązanie relacji,

umiejętności współpracy czy wyróżnienia mocnych stron- ukazujących ucznia w odmiennej sytuacji - z

jego perspektywy wzbudzającej podziw.

Możliwe jest nawet wspieranie za pomocą technik relaksacyjnych. Obecny wśród dzieci z

zaburzeniami zachowania permanentny stan niepokoju, napięcia i zablokowania może być

efektywnie wyciszany. Stosowane pomiędzy zajęciami ćwiczenia z zakresu treningu autogennego

(sugestie dotyczące stanu fizycznego części ciała), stopniowej relaksacji mięśni czy medytacji

prowadzą do uzyskania pozytywnych rezultatów w obszarach emocjonalnym, społecznym i

poznawczym. Do ciekawych, choć nie do końca zbadanych pod kątem efektywności metod osiągania

20 Tamże, Pedagogika zaburzeń zachowania, Rzeszów 2007, s.106-113.

228

wewnętrznego spokoju należy malowanie mandali, natomiast systematyczne i wspólne wykonywanie

ćwiczeń podwyższa poziom psychohigieny pracy oraz nawiązanie kontaktu z uczniami.

Wspieranie poprzez pedagogiczne organizowanie przeżyć, jako możliwość zebrania

nowych doświadczeń na temat samego siebie i kolegów z grupy, może stanowić formę

dostymulowania jednostek zaburzonych, których zapotrzebowanie na silne wrażenia jest wyższe niż u

rówieśników. Zatem zorganizowanie wycieczek szkolnych, konkursów, gier plenerowych stanowić

może nie tylko wyzwanie intelektualne, ale także socjalizacyjne, czy też bardziej resocjalizacyjne.

Wspieranie za pomocą pedagogicznej modyfikacji zachowania stanowi trudną do

realizacji w rzeczywistości metodę o bardzo technicznym charakterze. Jest skomplikowaną formą

rozpoczynającą się od analizy zachowania, sformułowania celów i obmyślenia planu modyfikacji

postępowania i gotowości do ciągłej ewaluacji planu w przypadku napotykanych niepowodzeń.

Osiągnięciami dostępnymi dzięki tej technice jest nauka samokontroli i samoobserwacji w przypadku

dzieci nadpobudliwych21.

Dość kontrowersyjną i wyraźnie trudniejszą w realizacji formą dowartościowania dzieci i

młodzieży przejawiających zachowania problemowe jest wolontariat. Jako dobrowolna i bezpłatna

praca wykonywana na rzecz innego jest możliwością dojrzenia w sobie elementu dobroci,

wielkoduszności, sprawczości, a także rozwinięcia umiejętności praktycznych- w zależności od rodzaju

wykonywanych świadczeń. Poświęcanie się drugiej osobie jest przede wszystkim pracą dającą

poczucie „bycia potrzebnym”. Wolontariusz, niezależnie od jakości życia jakie prywatnie wiedzie, dla

korzystającego jest Kimś Ważnym. Jego praca jest nie tylko wartościowa, ale momentami bezcenna.

Chwila uzyskania przez wolontariusza informacji zwrotnej o wartości pełnionej przez niego pracy

(chociażby miała być to tylko fizyczna obecność w życiu samotnej osoby) jest internalizowana i jako

taka inicjuje pozytywne odczucia na temat własnej osoby. Staje się elementem bogatszego obrazu

struktury JA oraz większej samoakceptacji. Pod wpływem kolejnych drobnych sukcesów, jak również

permanentnego poczucia kompetencji struktura JA ulega reifikacji czego efektem jest odczuwanie

wyższej samooceny.

O ile forma pracy wolontarystycznej nie stanowi wartości resocjalizacyjnej, o tyle efekt

oraz podejście jednostki do pełnionego świadczenia jest sprawą kluczową. Stanowi zatem wyzwanie

dla koordynatora, który oprócz spełnienia formalnych wymogów musi uwzględnić predyspozycje

wolontariusza, tak aby wprowadzić go w środowisko, w którym ma bardzo duże szanse na

odniesienie sukcesu. Problem stanowi także zachęcenie młodzieży do bezpłatnej pracy. U podstaw

21 Tamże, s.119-123.

229

stosunku do niej leży z jednej strony zindywidualizowana, egocentryczna i konsumpcyjna postawa, z

drugiej brak cierpliwości i niewłaściwe podejście pedagoga. Konsekwencją jest najczęściej przemiana

wolontariatu w przymusowe roboty publiczne lub prace społeczne, z całkowitą utratą wartości

pedagogicznych.

Stopniowo zawężając zasięg środowiska oddziałującego pozytywnie na zaburzoną

jednostkę, należy zwrócić uwagę na pierwszorzędną wartość rodziny w profilaktyce bądź

resocjalizacji dziecka z zaburzonym zachowaniem. Wspomniana wcześniej metoda „terapii

otoczeniem” uwypuklająca pozytywne wzmocnienia, jest w mojej ocenie paralelą stosunków

rodzinnych. Jako instytucja pierwotna, rodzina jest miejscem, gdzie w procesie socjalizacji formuje się

nasza tożsamość i superego, które z kolei ma bezpośredni wpływ na nasze zachowanie. To właśnie

„znaczący inni” dają nam wzór zachowania, jakim posługiwać będziemy się przez całe życie, kształtują

naszą hierarchię wartości, postawy wobec życia i ludzi (przejawiające się w formie matrycy, na której

opieramy relacje z innymi), a także stosunek do samego siebie.

Kluczową rolę w kształtowaniu poczucia własnej wartości dziecka mają postawy

rodzicielskie, wartość i klarowność relacji jakie łączą ich z dziećmi oraz komunikacja pełna

konstruktywnych informacji zwrotnych.

Z wymienianych przez M. Ziemską czterech właściwych i przeciwstawnych postaw

rodzicielskich, bez problemu możemy wskazać te, które przyczyniają się do sformułowania zaniżonej

samooceny u dziecka.

Postawa unikająca - rodzice mało interesują się dzieckiem i jego problemami, często

zaniedbują nawet podstawowe, biologiczne potrzeby; kontakt z dzieckiem jest pozornie dobry i

maskowany poprzez obdarowywanie dziecka wieloma prezentami; zauważyć można brak dbałości o

bezpieczeństwo, niekonsekwencję w stawianych wymaganiach; nie angażuje się dziecka do spraw

życia rodzinnego22, kształtując w nim poczucie pustki, niedosytu emocjonalnego. W konsekwencji

dziecko nie potrafi nawiązywać głębszych relacji, nie dostrzega potrzeb innych, własne potrzeby są

mu także nieznane (nie zaspakaja ich, skupiając się wyłącznie na materialnej płaszczyźnie życia, która

uwypuklana przez społeczeństwo stanowi element łatwo dostrzegalny i rządzący się

prostymi/jasnymi zasadami). Dziecko przejawiając niski poziom samoświadomości podatne jest na

wpływy z zewnątrz, nie ma silnie ugruntowanej hierarchii wartości, nie potrafi samo podejmować

decyzji, przyjmując postawę podporządkowania się wobec sił wyższych i innych ludzi- posiada zatem

większość z wcześniej wspomnianych cech charakteryzujących niską samoocenę. Takie dziecko ma

22 M.Ziemska, Postawy rodzicielskie, Warszawa 1973, s.63.

230

wielkie prawdopodobieństwo zaangażowania się w działalność dewiacyjnych (może nawet

przestępczych) grup rówieśniczych, grup psychomanipulacyjnych, sięgania po środki psychoaktywne

(których zażywanie będzie formą dowartościowania się, poszukiwania stymulacji i drogą do

samopoznania poprzez magiczny wgląd w samego siebie). Symptomy zaburzonego zachowania mogą

być ujawniane bardzo wcześnie. Zauważyć będziemy mogli je w relacjach z rówieśnikami czy w

szkolnej klasie. Dziecko może być traktowane jako „kozioł ofiarny” i wciągane przez kolegów w różne

formy nieaprobowanego zachowania. Z doświadczenia wiemy, że tak zmanipulowane dziecko

pozostaje głównym i jedynym sprawcą. Poczucie skrzywdzenia, wykorzystania przez rówieśników

oraz współwystępujący element publicznej kary, pogłębiają krytyczną sytuację, w jakiej już znajduje

się dziecko i prowadzi do ugruntowania stałego poczucia niższości wpisując się w coraz bardziej

negatywny obraz własnej osoby23.

Jedna z teorii zachowania przestępczego K.T.Eriksona odwołuje się do mechanizmu

społecznego naznaczenia jednostki, który to zmusza ją do uwewnętrznienia społecznej opinii na

temat własnej osoby i postępowania według niej24. Wielokrotnie przestępcy, którzy po raz pierwszy

popełnili czyn zabroniony, a następnie odbyli karę pozbawienia wolności, podczas której to udało im

się ulec wpływom resocjalizacyjnym, pragną powrócić do „normalnego” (czyli zgodnego z normami)

życia w społeczeństwie - znów uczciwie pracować i sumiennie realizować powszechnie aprobowane

role. Wtedy na drodze stają im jednostki reprezentujące ogół społeczeństwa, które nie są w stanie

uwierzyć w pozytywną zmianę złoczyńcy, zaś dobre intencje traktują jako fałszywe - służące

przyszłemu nadużyciu. W uzgodnionej rzeczywistości społecznej, człowiek, który raz popełnił błąd,

będzie go popełniał przez całe życie. Co więcej, nie jest godny zaufania. Jego jednorazowy,

dewiacyjny epizod na zawsze staje się elementem jego tożsamości. Pomimo początkowych starań

walki ze stygmatem złoczyńcy, jednostka ulega stopniowej demotywacji. Jest zewnętrznie upewniana

w myśli, iż faktycznie drogą jaką powinna kroczyć jest właśnie droga nieprawości.

Podobnie dzieje się w przypadku dzieci z zaniżoną samooceną przejawiających

zaburzenia w zachowaniu. Bliscy, nauczyciele, rówieśnicy ugruntowują w nich przekonanie o ich

zepsuciu, traktując każdą pojedynczą sytuację jako element schematu - często pomijając znaczenie

okoliczności i faktycznego winowajcy - karzą przysłowiowego „kozła ofiarnego”. Gdyby podmiotem

tego działania było dziecko z zawyżonym poziomem samooceny, z pewnością nie uległoby tej

stygmatyzacji w tak dużym stopniu. Jednostka jest bowiem zdolna wtedy uruchomić mechanizmy

obronne chroniące jego poczucie wartości. W obliczu samozachowawczych procesów, negatywne

opinie są desensyfikowane i wypierane jako mało znaczący element struktury JA.

23 Tamże, s.66-67. 24 Tamże, Granice tolerancji. O teoriach zachowań dewiacyjnych, Warszawa 1993, s. 286-289.

231

Analogiczna reakcja ma miejsce w przypadku przejawiania przez rodziców postawy

odtrącającej. rodzice są niechętni lub nawet wrodzy względem swojego dziecka, żywią wobec niego

uczucie rozczarowania i zawodu; demonstrują zachowania negatywne i otwarcie krytykują

wychowanka, stosują surowe kary zastraszenia, nakazy, zakazy wobec dziecka; opiekunowie zupełnie

nie tolerują jego wad i nie biorą pod uwagę stopnia rozwoju. Wychowujące się w takiej atmosferze

dziecko już nie tylko uważa siebie za „niewidzialne” lecz widzi siebie jako dziecko niekochane bądź

nawet wroga, który jest zły i nie warty pozytywnych emocji. W takich warunkach nie ma sposobności

na ukształtowanie się realistycznego obraz własnej osoby, który z reguły jest drastycznie zaniżany25.

Postawa nadmiernie wymagająca ma miejsce wtedy gdy rodzice pragną mieć idealne

dziecko. Nie liczą się z jego potrzebami oraz możliwościami; tacy opiekunowie stale krytykują,

poprawiają oraz uzupełniają dziecko; wychowanek traktowany jest z pozycji autorytetu bez

jakichkolwiek praw. Permanentnie zmierzające do ideału (wykreowanego oczywiście w świadomości

rodziców) dziecko, staje się mechanicznym odytwórcą -zewnątrzsterownym narzędziem, które nie

czerpie satysfakcji z sukcesów i nie zna uczucia szczęścia. Tak rozwijające się dziecko zmierza w

kierunku destrukcyjnego perfekcjonizmu. Pomimo realizacji założonych celów, będzie odczuwało

niedosyt. Żadne z osiągnięć nie będzie w stanie wzbogacić własnego obrazu, nie przyczyni się do

podwyższenia poczucia kompetencji i samooceny, co więcej prowadzi do wyczerpania aprobowanych

społecznie sposobów realizacji dążeń26. Sytuacja, w której występuje rozdźwięk między

możliwościami a wygórowanymi potrzebami, do realizacji których zmierza jednostka powoduje

napięcie motywacyjne, w rezultacie czego inicjowane są zachowania innowacyjne, niezgodne z

prawem bądź normami społecznymi27. Działania te są uruchamiane podświadomie, niejako w formie

„naturalnej reakcji na zastaną sytuację”28.

Owe innowacje pojawiać się mogą nie tylko w przypadku perfekcjonizmu dziecka, lecz

jako forma realizacji podstawowej potrzeby jaką jest poczucie akceptacji, tudzież samoakceptacji

włącznie. Sytuację najłatwiej przedstawić na wzorze: uczeń z zaburzonym zachowaniem – klasa.

Uczeń przejawiający trudności w nauce, zazwyczaj nieatrakcyjny dla rówieśników, także podejmuje

próby dowartościowania się i uzyskania społecznej uwagi. Niestety rozbieżność pomiędzy jego

możliwościami (np. nie jest w stanie nauczyć się z dnia na dzień określonego tematu i otrzymywać

25 Tamże, Postawy rodzicielskie, Warszawa 1973, s.61, 66. 26 Tamże, s.63, 67. 27 R. Merton, opisywał mechanizm zapięcia motywacyjnego prowadzącego do zachowań dewiacyjnych. Spośród 4 opisanych postawy: innowacja, wycofanie, bunt oraz rutynizm, pierwsza najpełniej odpowiada na potrzeby niniejszego przypadku, ostatnia zaś nie całkowicie dotyczy zagadnienia (polega na posługiwaniu się aprobowanymi środkami i jest społecznie aprobowanym zachowaniem), zob: Granice tolerancji. O teoriach zachowań Dewiacyjnych, Warszawa 1993. 28 Tamże, s. 23-34.

232

pozytywnych ocen) a potrzebami (chęć bycia lubianym, wartościowym w oczach rówieśników)

prowadzi do ukształtowania napięcia motywacyjnego. R. Merton przedstawił cztery postawy

adaptacyjne jakie może przyjąć jednostka w zaistniałej sytuacji. Omówiona wcześniej innowacja,

polegająca na dążeniu do społecznie aprobowanego celu za pomocą nieaprobowanych środków, na

przykład demonstrowanie siły fizycznej połączonej z przemocą, zażywanie i rozprowadzanie środków

psychoaktywnych czy oferowanie usług seksualnych, które w mniemaniu dziecka przyczynią się do

podwyższenia pozycji społecznej i powiązanej z nią samooceny (dzieci od 7 r.ż oraz młodzież w

okresie adolescencji jest niezwykle wrażliwa na opinię rówieśników- to na nich przekierowana jest

funkcja autorytetów). Postawa wycofania dzieci, które tak dotkliwie odczuwają napięcie wynikające z

małej wartości realizowanej roli ucznia i kolegi klasowego, prowadząc do alienacji oraz

introwertycznego stylu życia. Dzieci takie najczęściej stają się ofiarami uzależnień od środków

psychoaktywnych. Ostatnią formą dowartościowania się dzieci z zaburzonym zachowaniem jest bunt.

Według R. Mertona29 jest odrzuceniem zarówno środków jak i celów jakie narzuca człowiekowi

społeczeństwo. Postawa ta wynika również z rozbieżności pomiędzy możliwościami jednostki a

wymarzonym efektem dążeń. Każde dziecko chciałoby być lubiane przez kolegów, odnosić sukcesy w

nauce, tak by przynosić dumę rodzicom i nauczycielom. Każde dziecko chciałoby być dumne z samego

siebie, jednak nie każde może. Zatem po wielu nieudanych próbach osiągania sukcesu szkolnego

ciężką pracą i systematycznością dziecko buntuje się wobec standardów, tworząc własny

alternatywny system wartości i mechanizmów postępowania. Może nie będzie już prymusem, ale za

to wszyscy w szkole, łącznie z nauczycielem będą się go bać. Tak właśnie tworzą się mechanizmy

zaburzonego zachowania.

Oczywiście nie sposób pominąć środków po jakie sięgają dzieci w zaspakajaniu własnych

potrzeb, a które stanowią swoistą „biblioteczkę” wyposażaną przez rodziców i najbliższe otoczenie.

W grę wchodzi przytaczana wcześniej socjologiczna teoria uczenia się E. H. Shuterlanda. W celu

prewencji zaburzonych zachowań potomków to rodzice jako pierwsze agendy obdarzone przez

dziecko autorytetem, niosą informacje dotyczące norm zachowania. Te najwcześniej wpajane,

widziane, przekazywane przez kochanych rodziców najgłębiej zapadają w pamięci. Stają się

przedmiotem bezwarunkowej relacji, najlepiej znanej, a więc w subiektywnym mniemaniu

uznawanych za bezpieczną i poprawną. Zatem warto, przy okazji pracy nad pozytywnym (i

realistycznym) obrazem samego siebie, zwrócić uwagę na wzory zachowania opiekunów, którzy

powinni przygotować wychowanków do zdrowego i zgodnego z normatywnym porządkiem

funkcjonowania w społeczeństwie, poprzez własne zachowanie.

29 Tamże, s.23-44.

233

Przedstawione w niniejszej pracy zagadnienie nie miało na celu udowodnienia

niepodważalnego wpływu niskiej samooceny na zaburzone zachowanie dzieci i młodzieży. Nie mamy

tu do czynienia również uniwersalnym mechanizmem, sprawdzającym się przy analizie każdego

przypadku. Struktura samooceny jest jednak korelatem wielu zaburzeń z jakimi spotykamy się w

praktyce. Czy to nie zastanawiające, że pojawia się w wynikach większości diagnoz zaburzonych

jednostek? Zaniżona samoocena towarzyszy większości patologii począwszy od przemocy i agresji,

niskiej pozycji w strukturze społecznej i niezaspokojonym potrzebom egzystencjalnym, w końcu

towarzyszy nadpobudliwości i deficytowi uwagi czy dysleksji. W każdym z tych przypadków

(rozpierzchniętych po szerokim spektrum dewiacji) przyczynia się do inicjowania zachowań

problemowych, uruchamianych jako reakcje obronne.

Moim celem było zwrócenie uwagi na problem i wywołanie takiej reakcji pedagogów i

opiekunów która będzie służyć zapobieganiu tworzenia przez ich wychowanków nierzeczywistego

obrazu własnej osoby, szczególnie zaniżającego ich kompetencje. Tylko silnie ukształtowane

psychicznie dziecko ma pełne szanse na odnalezienie się w świecie norm i zakazów. Przepisem na

ukształtowanie tej siły w dziecku jest pomoc przy wyrobieniu w nim poczucia koherencji.

Psychologiczna literatura definiuje je jako poczucie zaradności, sensowności i zrozumiałości sytuacji

społecznych. Dając dziecku narzędzie jakim jest świadomość jasności zdarzenia czy relacji

społecznych, przy jednoczesnej wierze we własne możliwości i chęci pokonania trudności - dajemy

im alternatywę dla łatwiejszych lecz antyspołecznych zachowań, które maskować mają ich poczucie

bezradności. Źródłami poczucia koherencji są doświadczenia życiowe, które cechują się spójnością i

logicznością, zatem są przewidywalne i uporządkowane; w których panuje równowaga między

przeciążeniem i niedociążeniem (na miarę możliwości, lecz wymagające zaangażowania) oraz te, w

których występuje element decyzyjności. Takie warunki można stworzyć zarówno w atmosferze

rodzinnej, przy okazji codziennych sytuacji życiowych oraz na gruncie szkolnym, dając uczniom

możliwość partycypowania w procesie nauczania30.

Zdecydowanie łatwiej jest zapobiegać problemom i zaburzeniom, jednak pedagogika

resocjalizacyjna otwiera drzwi przed tymi opiekunami, którzy zbyt późno zorientowali się w

popełnianych błędach wychowawczych lub przyszło im obcować z dzieckiem źle zsocjalizowanym.

Ważne jest aby nie zapominać o winie rodziców i nie uwypukać zepsucia dziecka, które niekoniecznie

musi być oprawcą, na jakiego wygląda. Bardzo często zdarza się, iż antyspołeczne zachowanie dziecka

to rozpaczliwe wołanie ofiary o pomoc. Nie należy także przesadzać w drugą stronę uznając dziecko

30 A. Antoniovsky, Rozwikłanie tajemnicy zdrowia: jak radzić sobie ze stresem i nie zachorować, Warszawa 1995, s. 91-95.

234

za całkowicie zewnątrzsterowną pacynkę, propagując bezkrytyczną pedagogikę miłości jak w

przypadku M. Łopatkowej. Myślę, że należy odnaleźć złoty środek pracy z dzieckiem trudnym, oparty

na partnerstwie i współistnieniu, które pozwoli na poznanie prawdziwych przyczyn złego zachowania.

Jednym z takich powodów może być przecież współwystępowanie niskiej samooceny dziecka.

Bibliografia:

Antoniovsky A., Rozwikłanie tajemnicy zdrowia: Jak radzić sobie ze stresem i nie zachorować,

Warszawa 1995.

Deptuła M. (red.), Diagnostyka, profilaktyka, socjoterapia w teorii i praktyce pedagogicznej,

Bydgoszcz 2005.

Gaś Z., Teorie uzależnienia lekowego, [w:] „Przegląd Psychologiczny” 1987, tom XXIX, nr 1.

Hillebrand C., Pedagogika zaburzeń zachowania, Rzeszów 2007.

Ostaszewski K., Podstawy teoretyczne profilaktyki zachowań problemowych młodzieży, [w:] Deptuła

M. (red.), Diagnostyka, profilaktyka, socjoterapia w teorii i praktyce pedagogicznej, Bydgoszcz 2005.

Oszwa U., Dziecko z zaburzeniami rozwoju i zachowania w klasie szkolnej. Vademecum nauczycieli i

rodziców, Kraków 2007.

Pospiszyl K., Psychopatia, Warszawa 2000.

Radochoński M., Osobowość antyspołeczna. Geneza rozwój i obraz kliniczny, Rzeszów2000.

Reykowski J., Osobowość, [w:] Tomaszewski T. (red.), Psychologia, Warszawa 1975.

Siemaszko A., Granice tolerancji. O teoriach zachowań Dewiacyjnych, Warszawa 1993.

Strelau J., Osobowość jako zespół cech, [w:] Strelau J. (red.), Psychologia. Podręcznik akademicki, tom

2, Gdańsk 2004.

Tomaszewski T. (red.), Psychologia, Warszawa 1975.

Ziemska M., Postawy rodzicielskie, Warszawa 1973.

235

Anna Drajer

[email protected]

Magdalena Wszołek

[email protected]

Zawodowa służba wojskowa kobiet i jej wpływ na wypełnianie funkcji rodzinnych w opiniach

studentów Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania Copernicus

Zjawisko zawodowej służby kobiet w Siłach Zbrojnych RP nie jest już niczym nowym. Wydawać by

się mogło, że przyzwyczailiśmy się już do faktu, że mundur może nosić również kobieta. Z drugiej

jednak strony widok ten jest nam nadal obcy, bo znany zazwyczaj tylko z telewizji, dodatkowo

budzący pewne kontrowersje i wątpliwości. Czy kobiety nadają się do wojska? Czy są w stanie

wykonywać tak „męski zawód”? Po co to robią? Czy rzeczywiście z powodu zainteresowania tego

rodzaju służbą? Tu pojawia się pytanie, co właściwie przeciętni ludzie sądzą na temat kobiet w

wojsku. Aby to sprawdzić zaprojektowałyśmy badania nad postrzeganiem kobiety- żołnierza przez

osoby z armią niezwiązane.

Praca złożona jest z dwóch części, pierwsza z nich wprowadza w tematykę funkcjonowania kobiet

w Siłach Zbrojnych RP. Zawarte są w niej informacje dotyczące roli kobiet w wojsku i aspektów

prawnych z tym związanych oraz stereotypów i funkcji rodziny. Podrozdział poświęcony stereotypom

pojawia się tu nieprzypadkowo – jedna z przyjętych przez nas hipotez zakłada, że kobiety pełniące

zawodową służbę wojskową podlegają stereotypizacji i to nie tylko przez mężczyzn ale też przez same

kobiety. Druga część pracy stanowi omówienie wyników przeprowadzonych przez nas badań.

Kobiety w organizacji sił zbrojnych RP

W Siłach Zbrojnych RP kobiety pełnią zawodową służbę wojskową od 1988 r. Służą we wszystkich

formacjach ale przede wszystkim w Wojskach Lądowych, Siłach Powietrznych, Marynarce Wojennej;

w trzech korpusach kadry zawodowej (szeregowych, podoficerów, oficerów); również w strukturach

organizacyjnych sił specjalnych oraz poza resortem obrony narodowej. Według danych

236

Departamentu Kadr MON na koniec 2008 r., w Wojsku Polskim służbę zawodową pełniły 1153

kobiety, co stanowiło 1,45 % żołnierzy zawodowych, natomiast w uczelniach i w szkołach wojskowych

było ich wtedy 511. Razem liczba kobiet w służbie czynnej wynosiła 16641. Dla porównania, według

stanu na 31 sierpnia 2000 r. liczba kobiet- żołnierzy zawodowych stanowiła ok. 0,3%, to jest 253

osoby2. Na podstawie tych danych można wnioskować, że wzrasta dynamika rozwoju zawodowej

służby kobiet w naszej armii.

Od roku akademickiego 1999/2000 kobiety mogą (po zdaniu egzaminów z różnych dziedzin

wiedzy oraz przejściu testu sprawności fizycznej) podjąć naukę w szkołach wojskowych

(podoficerskich i oficerskich). Egzamin ze sprawności fizycznej jest odpowiednio zróżnicowany w

stosunku do płci. Owa odmienność wynika z naturalnego zróżnicowania fizjologicznego i polega na

dywersyfikacji parametrów sprawności fizycznej kobiet i mężczyzn. Przykładowo, aby dostać się do

WSO Wojsk Lądowych mężczyźni zdają egzamin sprawnościowy obejmujący bieg na 100 i 1000m,

podciąganie na drążku oraz pływanie na dystansie 50m stylem dowolnym, dla kobiet natomiast jest

to bieg na 100 i 800m, rzut piłką lekarską oraz pływanie na dystansie 50m. Egzamin z wiedzy

natomiast jest identyczny dla obu płci.

Kobiety żołnierze mogą również uczestniczyć w misjach pokojowych i stabilizacyjnych (obecnie

jest to ok. 50 osób rocznie co stanowi ok. 1% w stosunku do liczby żołnierzy-mężczyzn). Dobór na

określone stanowiska odbywa się ze względu na posiadane przez żołnierza kwalifikacje i

doświadczenie. W przypadku kobiet-żołnierzy przez wiele lat kwalifikacje brane pod uwagę

ograniczały się prawie wyłącznie do specjalności medycznych. Do 1999 r. nabór odbywał się ze

względu na specjalne potrzeby wojska, a te głównie dotyczyły średniego personelu medycznego i

lekarzy niektórych specjalności – przede wszystkim stomatologów. Dopiero po 2003 r. wyższe

stanowiska objęły absolwentki czteroletnich wyższych szkół oficerskich, w kolejnych latach również

akademii wojskowych. Obecnie, każdego roku takich absolwentek jest ok. 90. Reprezentują one

szerokie grono specjalistów w korpusach: ogólnowojskowym, radiotechnicznym, rakietowym i

artylerii, logistyki, obrony przed bronią masowego rażenia, żandarmerii wojskowej, łączności i

informatyki, lotnictwa, marynarki wojennej oraz medycznym.

Aspekty prawne

1 http://www.kadry.mon.gov.pl/pliki/pliki_fckeditor/File/Wojskowa_sluzba_kobiet.doc, 20.11.2009. 2 A. Dębska, M. Kloczkowski, Kobieta w wojsku. Wyzwanie dla wojska i socjologii, [w:] J. Maciejewski (red.), Socjologiczne aspekty bezpieczeństwa narodowego, Wrocław 2001, s. 80.

237

Polskie ustawodawstwo dotyczące służby wojskowej żołnierzy zawodowych może dawać

kobietom poczucie równouprawnienia, bowiem już sama Konstytucja daje im prawo do służby w

wojsku stanowiąc, iż „1. Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu

rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym. 2. Kobieta i mężczyzna mają w szczególności

równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę

jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia

funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń (…). Każdemu zapewnia się wolność

wyboru i wykonywania zawodu oraz wyboru miejsca pracy”3.

Z kolei w ustawie z dnia 11 września 2003 r. o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych zapisano,

że żołnierzem zawodowym może zostać osoba posiadająca wyłącznie obywatelstwo polskie,

nieposzlakowaną opinię, której wierność dla RP nie budzi wątpliwości, odpowiednie kwalifikacje oraz

zdolność fizyczną i psychiczną do pełnienia zawodowej służby wojskowej4. Z ustaw tych wynika, że

kobiety i mężczyźni w wojsku są przez ustawodawców traktowani równorzędnie. Różnice w

traktowaniu kobiet i mężczyzn wynikać mogą tylko ze specyfiki płci i cech fizycznych, a więc

przejawiają się konkretnie w odrębnych wymaganiach przy ocenie sprawności fizycznej. Dodatkowo

kobietom będącym w ciąży i po porodzie przysługuje urlop macierzyński trwający do jednego roku,

zabrania się zatrudniania kobiet w ciąży w godzinach pozasłużbowych, w okresie ciąży lub

bezpośredniej opieki nad członkiem rodziny, który nie ukończył 16 roku życia, nie mogą bez ich zgody

być delegowane, jak również wyklucza się możliwość zwolnienia kobiety ciężarnej z zawodowej

służby wojskowej. Kobiety korzystają też z innych uprawnień o charakterze organizacyjnym,

przykładowo: są zwalniane z obowiązku pełnienia służby dyżurnej czy wartowniczej, są też zwolnione

z corocznego egzaminu ze szkolenia fizycznego5. Ponadto w 1999 roku został powołany w Polsce

Zespół ds. Kobiet w Siłach Zbrojnych RP, który działa we współpracy z Komitetem ds. Kobiet w Siłach

NATO. Celem powstania tej jednostki w Polsce jest chęć budowania więzi między kobietami a

wojskiem jako organizacją6. Na podstawie powyższych informacji można wnioskować, że polskie

prawo i instytucje związane z wojskiem sprzyjają podejmowaniu przez kobiety zawodowej służby

wojskowej- co więcej, starają się im ułatwiać wejście i adaptację w organizacjach wojskowych.

Stereotypy

3 Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997, Art. 33, 65. 4 Ustawa o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych z dnia 11 września 2003r., (Dz. U. z 2003 r. Rozdz. 1, Art.2). 5 Ustawa o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych z dnia 11 września 2003r., (Dz. U. z 2003 r. Rozdz. 4, Art. 65). 6 A. Dębska, M. Kloczkowski, Kobieta w wojsku. Wyzwanie dla wojska i socjologii [w:] J. Maciejewski (red.) Socjologiczne aspekty bezpieczeństwa narodowego, Wrocław 2001, s. 82.

238

Sam termin „stereotyp” jest definiowany na różne sposoby, najbardziej powszechne jego

rozumienie jest zgodne z propozycją Waltera Lippmana: „Stereotyp to nadmierne uogólnienie, czyli

przypisanie określonych, identycznych cech wszystkim osobom należącym do danej grupy, bez

uwzględnienia różnic między nimi”7. Można je ujmować w dwóch wzajemnie uzupełniających się

perspektywach. „Z jednej strony, stereotypy funkcjonują w umyśle danej jednostki. Z drugiej –

stanowią integralną część struktury społecznej, wspólną dla ludzi należących do danej kultury”8.

Stereotypy mogą być zarówno pozytywne jak i negatywne, jednak zdecydowana ich większość ma

wydźwięk pejoratywny.

Stereotypizacja wynika z podziału na grupę własną i obcą. Ludzie budując bliskie więzi z

członkami własnej grupy jednocześnie odnoszą się niechętnie i podejrzliwie do grupy, do której nie

należą, dodatkowo członków grupy obcej traktują jako osoby pozbawione indywidualności, na

zasadzie „Oni wszyscy są tacy sami”. Tak więc „stereotypy dostarczają nam uogólnionych oczekiwań

co do tego, jak się zachowują przedstawiciele określonych grup, i ułatwiają nam zadanie

spostrzegania i oceniania poszczególnych osób”9. Stereotypy mogą być tworzone na podstawie

różnych cech, chociażby takich jak rasa, wiek, miejsce zamieszkania, religia czy płeć. Te ostatnie, a

więc uprzedzenia związane z płcią nazywane są seksizmem. Według Słownika Psychologii „termin ten

konotuje zróżnicowanie działań i zachowań wobec kogoś w zależności od jego płci; jest stosowany

praktycznie wyłącznie w odniesieniu do dyskryminacji kobiet przez mężczyzn”10.

Stereotypy dotyczące płci są bardzo odporne na zmiany. Mimo zdobyczy politycznych,

ekonomicznych i społecznych, które znacznie zbliżyły kobiety do uzyskania równych praw i statusu,

jakim cieszą się mężczyźni, powszechne poglądy na temat kobiet nadal często kształtują się pod

wpływem tradycyjnych stereotypów płci, które zostały nienaruszone przez czas11. Można by zapytać

skąd się bierze seksizm i dlaczego jest tak trwały?

Jednym ze źródeł seksizmu jest socjalizacja. Dzieci już we wczesnym dzieciństwie dowiadują

się, co znaczy być mężczyzną lub kobietą. Według teorii społecznego uczenia się dzieci uczą się jakie

oczekiwania, cele, zainteresowania, umiejętności oraz inne aspekty są przypisywane ich płci. Kate

Millett zwracała uwagę na to, że identyfikacja z własną płcią składa się z wyobrażeń rodziców,

rówieśników i kulturowych obrazów, które współtworzą w dziecku przekonania co do tego jak

dziewczynka i chłopiec powinni się zachowywać, a to w konsekwencji kształtuje ich zainteresowania i

7 J. Strelau, D. Doliński (red.), Psychologia, Podręcznik akademicki, t. 2, Gdańsk 2008, s. 427. 8 C. Stangor, M. Schaller, Stereotypy jako reprezentacje indywidualne i zbiorowe, [w:] C. N. Macrae, Ch. Stangor, M. Hewstone, Stereotypy i uprzedzenia, Gdańsk 1999, s. 14. 9 J. Strelau, D. Doliński (red.), Psychologia, Podręcznik akademicki, t. 2, Gdańsk 2008, s. 428. 10 A. S. Reber, E. S. Reber, Słownik Psychologii, Warszawa 2005, s. 694. 11 T. D. Nelson, Psychologia uprzedzeń, Gdańsk 2003, s. 266.

239

temperament12. Rodzice nagradzając dzieci za zachowania, które „przystoją ich płci” oraz karząc za

zachowania „nieodpowiednie dla ich płci”, uczą je czym jest płeć. W myśleniu feministycznym

socjalizację definiuje się nawet jako „wpajanie dzieciom (od samego urodzenia) wartości

nacechowanych płciowo”13.

Ogromny udział w przekazywaniu dzieciom stereotypów ma także społeczeństwo. Media

pokazują dzieciom jakie zachowania są odpowiednie a jakie nie. „Analiza filmów animowanych dla

dzieci z lat 1975-1995 wykazała, że w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku przedstawicieli

obu płci nadal przedstawiano w nich w bardzo stereotypowy sposób, podobnie jak w latach

siedemdziesiątych”14. Między programami przeznaczonymi dla dzieci są też reklamy, które również

nasycone są stereotypami. Poza tym dzieci oglądają telewizję często i niestety w sposób

niekontrolowany przez rodziców. Z badań OBOP przeprowadzonych w listopadzie 2003 roku wśród

rodziców dzieci w wieku 1-6 lat wynika, że oglądają one programy telewizyjne przeciętnie około 80

minut dziennie. Dzieci nieco starsze, bo w wieku 5-10 lat spędzają przed telewizorem 3 godziny i 12

minut dziennie, czyli ponad 50 godzin tygodniowo15. Rodzice często nie mają pojęcia co oglądają ich

pociechy. W styczniu 2008 roku badania podobne przeprowadził IQS/ Quant na próbie 2 tys.

dorosłych Polaków, z których 400 wychowywało dzieci do 12. roku życia. Ich wyniki zostały

opublikowane w „Gazecie Wyborczej” z dnia 15 września 2008 r. w artykule Sondaż Gazety. Dziecko

przed telewizorem16. Raport pokazał, że wszystkie polskie dzieci - nawet trzyletnie - spędzają przed

telewizorem bardzo dużo czasu. Tylko 1% dzieci wcale nie ogląda telewizji, a 4% - pół godziny

dziennie.

Jeszcze jednym ważnym źródłem stereotypów jest władza. John Fiske uważa, że posiadanie

władzy sprzyja powstawaniu stereotypów na temat grup, które tej władzy nie posiadają. Stereotypy

stanowią w ten sposób pewną formę kontroli, ponieważ ograniczają możliwości stereotypizowanej

grupy, uzasadniają żywione do niej uprzedzenia i stosowane wobec niej praktyki dyskryminacyjne,

pełniąc tym samym funkcję podtrzymywania nierówności17.

Stereotypy płci wywierają silny wpływ na zachowania mężczyzn i kobiet, które to z kolei mogą

prowadzić do dyskryminacji. Jednym z pól, na których kobiety są dyskryminowane jest wykonywany

zawód. Ponieważ uważa się, że kobiety z natury mają więcej cech wspólnotowych - takich jak

chociażby opiekuńczość, emocjonalność, współczucie - wielu ludzi jest zdania, że powinny one

12 K. Millet, Teoria polityki płciowej, [w:] T. Hołówka (red.) Nikt nie rodzi się kobietą, Warszawa 1982, s. 70. 13 A. Gajewska, Hasło: Feminizm, Poznań 2008, s. 102. 14 T. D. Nelson, Psychologia…dz. cyt., s. 272. 15 http://www.tns-global.pl , 20.11.2009. 16 http://wyborcza.pl, 19.11.2009. 17 T. D. Nelson, Psychologia…, s. 282-283.

240

wykonywać zawody tych cech wymagające, te jednak z kolei nie cieszą się zbyt wysokim prestiżem.

Miejsca pracy przynoszące większe dochody i prestiż tradycyjnie uważano za domenę mężczyzn, stąd

też kobiety miały do nich – i czasami nadal mają – utrudniony dostęp. M. Heilman, R. Martell i M.

Simon wykazali, że kiedy o stanowiska zapewniające wysokie dochody ubiegają się kobiety, ich

kompetencje i przebieg kariery są zazwyczaj oceniane niżej niż w przypadku kandydujących

mężczyzn18. Do negatywnego postrzegania i umniejszania kompetencji kobiet w dziedzinach, w

których tradycyjnie dominują mężczyźni przyczynia się fakt, że - jak się powszechnie uważa - wiele z

„męskich” zawodów wymaga przede wszystkim umiejętności „sprawczych”. Kobiety ubiegające się o

męskie stanowiska naruszają stereotypy i w odczuciu mężczyzn wchodzą na terytorium męskiej

władzy i dominacji, dlatego też mężczyźni postrzegają je zwykle jako zagrożenie.

Funkcje rodziny

W związku z przedmiotem naszych badań odnosimy się do pojęcia funkcji rodzinnych. W

szczególności korzystamy z typologii Franciszka Adamskiego. Mówiąc o funkcjach rodziny, mamy na

myśli określoną działalność nakierowaną na konkretny cel, do którego zmierza działalność rodziny.

Inaczej mówiąc funkcje rodziny to również określone zadania i potrzeby zaspokajane w ramach jej

struktury 19.

Inną definicję, bardziej szczegółową, zaproponował Jan Szczepański. Funkcja rodziny to

„Skutki wywoływane przez działanie i wychowanie się członków rodziny, zawierające się w samej

rodzinie i poza nią, bez względu na to czy były one zamierzone lub pożądane. Przez zadania rozumie

się natomiast ogólne czynności, które mają wywołać pożądane skutki, zalecane przez zbiorowości

szersze, czy tez podjęte przez samą grupę”20. Zauważamy tu, że pojęcia funkcji jak i zadań są

przedstawione jako pojęcia tożsame.

Rodzina jako podstawowa komórka społeczna wypełnia funkcje, które służą podtrzymaniu

ciągłości społeczeństwa. Franciszek Adamski dokonuje wyodrębnienia funkcji rodziny, traktując ją

jako grupę i instytucję społeczną oraz biorąc pod uwagę aspekt trwałości i zmienności tych funkcji.

Taki podział pozwala wyróżnić dwie grupy funkcji. Pierwsza to funkcje instytucjonalne obejmujące

rodzinę i małżeństwo jako instytucję, do tej grupy zalicza takie jak: „prokreacyjna albo biologiczna,

podtrzymująca ciągłość społeczeństwa; ekonomiczna, polegająca na dostarczaniu dóbr materialnych;

18 T. D. Nelson, Psychologia uprzedzeń, Gdańsk 2003, s. 298. 19 F. Adamski, Rodzina. Wymiar społeczno- kulturowy, Kraków 2002, s.34. 20 S. Kawula, Rodzin jako grupa i instytucja opiekuńczo- wychowawcza [w:] S. Kawula, J.Bragiel, A. Janke (red.), Pedagogika rodziny. Obszary i panorama problematyki, Toruń 2002, s.45-81.

241

opiekuńcza, zabezpieczająca członków rodziny w określonych sytuacjach życiowych, gdy sami nie są

w stanie zaradzić swym potrzebom; socjalizacyjna, polegająca na wprowadzeniu członków rodziny

(poczynając od chwili urodzenia) w życie społeczne i przekazywaniu im wartości kulturowych;

stratyfikacyjna, to znaczy gwarantująca członkom rodziny określony status życiowy, wyznaczająca

przynależność do określonej klasy czy warstwy społecznej; integracyjna; która jest funkcją społecznej

kontroli zachowań poszczególnych członków rodziny, w tym zachowań seksualnych małżonków, a

także dorastających dzieci”21. Druga grupa funkcji to funkcje osobowe - zaliczamy do nich małżeńską,

rodzicielską oraz braterską. Rodzina postrzegana jest tu jako grupa społeczna22.

Kontynuując myśl F. Adamskiego i rozważając funkcje rodziny pod kątem ich trwałości

możemy podzielić je na pierwszorzędne oraz drugorzędne. Funkcjami najbardziej pożądanymi dla

zdrowego rozwoju rodziny są: prokreacyjne, socjalizacyjne i szeroko rozumiana funkcja miłości.

Natomiast grupa funkcji drugorzędnych, w znacznie mniejszym stopniu wpływająca na społeczną

koegzystencję rodziny, składa się ze socjalizacyjnej oraz integracyjnej23.

Prawidłowe funkcjonowanie rodziny w ciągle zmieniającej się rzeczywistości społecznej

uwarunkowane jest zaspokajaniem jej potrzeb oraz odpowiednim stopniem realizacji funkcji.

Rodzina, która nie wypełnia tego zadania może stać się dysfunkcyjna, negatywnie oddziałując na

swoich członków.

Wnioski z badań

Badania przeprowadziłyśmy za pomocą ustrukturyzowanego kwestionariusza ankiety na

próbie 150 osób (68 kobiet i 82 mężczyzn), składającej się ze studentów i studentek dwóch

kierunków: informatyki oraz administracji Wyższej Szkoły Copernicus we Wrocławiu w listopadzie

2009 roku. Dobór próby miał charakter celowy. Wybór tej szkoły nie był przypadkowy - jest ona

uczelnią niepubliczną, która na tle innych wrocławskich szkół wyższych wyróżnia się nastawieniem na

kształcenie na kierunkach informatycznym oraz administracyjnym. W ofercie dydaktycznej dominuje

informatyka, którą można studiować w ramach studiów ciągłych, studiów podyplomowych oraz na

kursach dokształcających. Oferta szkoły może sugerować, że jest ona zmaskulinizowana- w istocie,

podobnie jak na uczelniach wojskowych, kierunki informatyczne charakteryzują się przewagą

mężczyzn. Studentami uczelni niepublicznych są w przeważającej większości osoby pracujące, mające

za sobą pewne doświadczenie życiowe, np. zasadniczą służbę wojskową. Nie bez znaczenia jest tu

21 F. Adamski, Rodzina…, s.36. 22 Tamże, s.36. 23 Tamże, s.36.

242

również fakt, że dużo częściej niż w przypadku uczelni publicznych, studiują tu osoby, które założyły

już swoje rodziny. Ze względu na wymienione cechy grupa ta, w większym stopniu ma szansę

odczuwać wpływ pracy zawodowej na życie prywatne a tym samym w większym stopniu jest ona

predysponowana do wzięcia udziału w naszym badaniu.

Celem naszych badań było sprawdzenie jaki wizerunek kobiety żołnierza funkcjonuje wśród

studentów środowiska wrocławskiego oraz jaka jest opinia na temat oddziaływań wykonywanego

przez kobiety zawodu żołnierza na jej życie rodzinne.

Motywy podejmowania przez kobiety służby wojskowej w opiniach badanych studentów

Pierwsze pytanie naszej ankiety dotyczyło motywów podejmowania przez kobiety służby

wojskowej. W pytaniu tym respondenci mieli możliwość wyboru trzech odpowiedzi.

Tab. 1. Motywy podejmowania przez kobiety służby wojskowej (oprac. na podstawie badań

własnych).

Jakie Twoim zdaniem są motywy podejmowania przez kobiety

służby wojskowej?

Liczba

odpowiedzi

Procent

odpowiedzi24

chęć udowodnienia innym, że są w stanie pracować w męskim

zawodzie 101 67%

chęć rozwoju swoich zainteresowań 58 39%

finansowe 37 25%

tradycja rodzinna 30 20%

prestiż zawodu wojskowego 21 14%

większa możliwość znalezienia pracy w zawodzie 10 7%

motywacje matrymonialne 10 7%

Ogółem 263 (100%)

24 Respondenci mogli wybrać więcej niż jedną odpowiedź, dlatego też odpowiedzi nie sumują się do 100%.

243

Z powyższej tabeli wynika, że niespełna 2/3 respondentów (67% wskazań) sugeruje, iż

głównym motywem podejmowania przez kobiety służby wojskowej jest chęć udowodnienia innym,

że są w stanie pracować w „męskim zawodzie”. 58 osób a więc 39% odpowiedzi wskazuje na to, że

czynnikiem determinującym taką decyzję może być również chęć rozwoju swoich zainteresowań, jak

również tradycja rodzinna i motywy finansowe (25% odpowiedzi). Dla porównania przytoczę badania

Jana Maciejewskiego przeprowadzone na próbie 90 kobiet-żołnierzy. W odpowiedzi na pytanie o

czynniki, jakie zdeterminowały decyzję o podjęciu służby wojskowej pojawiają się następujące

odpowiedzi:

• namowa kolegów (46,7%);

• możliwość zdobycia wykształcenia (44,4%);

• tradycje rodzinne (33,3%);

• zainteresowania (31,3%);

• względy materialne (28,9%)25.

Otrzymane przez nas wyniki bardzo różnią się od powyższych, pokazuje to jednak, że zawód żołnierza

uznawany jest przez respondentów za typowo męski, a nawet nieatrakcyjny dla kobiet, respondenci

uważają bowiem, że głównym motywem podjęcia zawodu żołnierza przez kobiety jest chęć

udowodnienia innym, że są w stanie sprostać wymogom „męskiego zawodu”. Otrzymane przez nas

wyniki potwierdzają również wysuniętą przez nas hipotezę, w której to zakładałyśmy, iż respondenci

mogą być zdania, że jednym z głównych motywów podejmowania przez kobiety służby wojskowej

jest chęć udowodnienia, że są w stanie sprawdzić się w tzw. „męskim zawodzie”. Wydaje się, że

odpowiedzi takie spowodowane są tym, iż kobiety mają dostęp do wojska stosunkowo krótko a

dodatkowo ich odsetek w polskiej armii jest niewielki, stąd też wiedza na temat kobiet-żołnierzy

może być mała a to z kolei generuje powstawanie stereotypów.

Obraz kobiety-żołnierza w oczach badanych

Kolejne dwa pytania miały na celu pokazanie, w jaki sposób postrzegane są kobiety pełniące

zawodową służbę wojskową. Odpowiedzi na pierwsze pytanie, bardziej ogólne, pokazują nam, że

prawie 2/3 respondentów uważa, iż wizerunek kobiety-żołnierza w społeczeństwie jest pozytywny,

natomiast prawie 20% pytanych osób uważa, że wizerunek ten jest negatywny.

W następnym pytaniu respondenci mieli za zadanie opisać jak kojarzy im się kobieta-żołnierz.

Na podstawie uzyskanych odpowiedzi można powiedzieć, że jawi się ona jako kobieta wykształcona,

25 J. Maciejewski, Oficerowie Wojska Polskiego w okresie przemian społecznej struktury i wojska. Studium socjologiczne, Wrocław 2002, s. 83.

244

przede wszystkim zdyscyplinowana, posiadająca silną osobowość, dodatkowo rygorystyczna,

wysportowana i mało kobieca. Na podstawie tak stworzonego przez respondentów obrazu można

wnioskować, że zawód żołnierza uznawany jest nadal za typowo męski, zaś kobietom, które go

podejmują, przypisuje się cechy uznawane za charakterystyczne dla mężczyzn. Ciężko jednak

powiedzieć, czy są to jedynie cechy przypisywane, czy też kobiety pełniące zawodową służbę

wojskową rzeczywiście przejmują typowo męskie cechy, aby móc dostosować się do relacji

zdefiniowanych przez mężczyzn.

Tab. 2. Wizerunek kobiety żołnierza (oprac. na podstawie badań własnych).

Jaki, Twoim zdaniem, jest wizerunek kobiety-żołnierza w

społeczeństwie?

Liczba

odpowiedzi

Procent

odpowiedzi

pozytywny 50 33,3%

raczej pozytywny 45 30,0%

ambiwalentny 25 16,7%

raczej negatywny 23 15,3%

negatywny 6 4,0%

Ogółem 149 99,3%

Braki danych 1 0,7%

Ogółem 150 100%

Kolizja obowiązków służbowych z rodzinnymi w przypadku kobiet żołnierzy w opiniach badanych

Próbując zweryfikować wysuniętą przez nas hipotezę („Kobiety, częściej niż mężczyźni

twierdzą, że kobieta-żołnierz jest w stanie pogodzić obowiązki służbowe z rodzinnymi”), zapytałyśmy

respondentów o to, czy praca zawodowa kobiet pełniących zawodową służbę wojskową wpływa na

ich życie rodzinne oraz czy istnieje możliwość pogodzenia obowiązków służbowych z rodzinnymi.

245

Tab. 3. Wpływ pracy zawodowej na życie rodzinne (oprac. na podstawie badań własnych).

Z tabeli powyżej wynika, że prawie 63% wskazań dotyczyło odpowiedzi: praca zawodowa kobiet-

żołnierzy ma duży wpływ na ich życie rodzinne, odpowiedziało tak 71,9% pytanych mężczyzn i 51,4%

kobiet. To zróżnicowanie odpowiedzi w zależności od płci widać jeszcze bardziej przy okazji kolejnego

pytania.

Z tabeli poniżej możemy odczytać, że 54 kobiety - co stanowi 79,4% respondentów – i 37

mężczyzn (45%) jest zdania, że kobiety pełniące zawodową służbę wojskową są w stanie godzić

obowiązki służbowe i rodzinne, natomiast tylko 10% kobiet i 35% mężczyzn jest zdania, że kobieta-

żołnierz nie jest w stanie pogodzić tych obowiązków. Taki rozkład odpowiedzi może być

spowodowany faktem, że nadal jeszcze mamy do czynienia ze społeczeństwem patriarchalnym i

mimo pozornego partnerstwa większość domowych obowiązków spada na kobiety, potwierdza to

raport z badań przeprowadzonych przez CBOS w grudniu 2006r., zatytułowany Kobiety i mężczyźni o

podziale obowiązków domowych26. Można przypuszczać, że respondentki również mają do czynienia

z wieloetatowością, co sprawia, że - na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji – twierdzą, że

jest się w stanie pogodzić życie zawodowe z rodzinnym.

Tab. 4. Opinie na temat możliwości pogodzenia pracy zawodowej z życiem rodzinnym u kobiet żołnierzy (oprac. na podstawie badań własnych).

26 Kobiety i mężczyźni o podziale obowiązków domowych. Komunikat z badań, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2006/K_183_06.PDF , 21.11.2009.

W jakim stopniu, Twoim zdaniem, praca zawodowa kobiet-żołnierzy wpływa na życie rodzinne? Kobiety Mężczyźni

Ogółem procent

odpowiedzi

Duży 51,4%% 71,9% 62,66%

Średni 35,3% 18,3% 26%

Mały 11,8% 6,1% 8,66%

nie wpływa 1,5% 3,7% 2,66%

Ogółem 100% 100% 100%

246

Czy, Twoim zdaniem, istniej możliwość pogodzenia obowiązków służbowych z rodzinnymi przez kobietę żołnierza?

kobiety mężczyźni ogółem

Tak 36,8% 14,6% 24,66%

raczej tak 42,6% 30,5% 36%

ani tak ani nie 10,3% 19,5% 15,33%

raczej nie 10,3% 23,2% 17,33%

Nie 0 12,2% 6,66%

Ogółem 100% 100% 100%

Opinie o sytuacji finansowej kobiet żołnierzy

Jedną z funkcji rodziny jest funkcja ekonomiczna. Z tym zagadnieniem niewątpliwie związana

jest kwestia finansowej stabilizacji rodzin wojskowych. W oczach respondentów wojsko zapewnia

komfort i bezpieczeństwo ekonomiczne.

Tab. 5. Opinie o wpływie uprawianego zawodu na sytuację finansową rodziny (oprac. na podstawie

badań własnych).

Jak sądzisz, jakich rodzin częściej dotykają problemy finansowe?

Liczba

odpowiedzi

Procent

odpowiedzi

rodzin, w których kobieta pełni służbę wojskową 2 1,3%

rodzin cywilnych 82 54,7%

tak samo często rodzin cywilnych jak wojskowych 66 44,0%

Ogółem 150 100%

247

Z tabeli powyżej możemy odczytać, że ponad połowa respondentów uważa, iż problemy

finansowe częściej dotykają rodzin cywilnych niż wojskowych, 44% osób odpowiedziało, że problemy

te tak samo często dotyczą jednych jak i drugich rodzin. Można stwierdzić, że odpowiedzi takie

uwarunkowane są mniejszą dostępnością studiów wojskowych – co może powodować, że uważane

są one za bardziej prestiżowe i prowadzące do popłatnych stanowisk- a także tym, że zawód

wojskowego jest relatywnie wysoko ceniony w społeczeństwie27.

Opinie na temat dyscypliny w rodzinach kobiet żołnierzy

Kolejną istotną z naszego punktu widzenia kwestią jest problem dyscypliny domowej. Na

wstępie badań założyłyśmy, że respondenci uważają, iż w domach kobiet- żołnierzy ta dyscyplina jest

większa. Próbując zweryfikować tak sformułowaną hipotezę zapytałyśmy respondentów: „Jak Twoim

zdaniem wygląda dyscyplina w domach gdzie kobieta jest żołnierzem?”

Tab.6. Dyscyplina w domu gdzie matka jest żołnierzem (na podstawie badań własnych)

Dyscyplina w domu, gdzie matka jest

żołnierzem

Liczba odpowiedzi Procent odpowiedzi

większa niż w innych domach 98 65,3 %

mniejsza niż w innych domach 3 2,0 %

taka sama jak w innych domach 48 32,0 %

Ogółem 149 99,3 %

Brak danych 1 0,7%

Ogółem 150 100 %

27 Prestiż zawodów. Komunikat z badań, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/1999/K_032_99.PDF, 25.11.2009.

248

Z powyższej tabeli wynika, że przeważająca większość respondentów wskazała na większą dyscyplinę

w domach kobiet żołnierzy (65,3% odpowiedzi).

Na podstawie uzyskanych danych można wnioskować, że utrzymuje się stereotypowy wizerunek nie

tyle kobiety żołnierza, co samego zawodu żołnierza. W oczach respondentów następuje swego

rodzaju przeniesienie obrazu cech, którymi powinien charakteryzować się zawodowy żołnierz i jego

stosunek do służby (wzmożona dyscyplina) na sytuację domową.

Respondenci uważają jednocześnie, że tak pojęta dyscyplina jest zarówno pozytywnym (57 wskazań)

jak i negatywnym aspektem służby zawodowej (47 wskazań)28 , który ma wpływ na życie rodzinne.

Respondenci mieli możliwość trzech wskazań pozytywnych jak i negatywnych aspektów zawodu

mających wpływ na życie rodzinne.

Wpływ wykonywanego zawodu na wykorzystanie czasu wolnego (w opinii respondentów)

Znaczącym elementem życia rodzinnego jest wspólne spędzanie przez członków rodziny

czasu wolnego, niewątpliwie jest to bardzo istotny czynnik funkcji socjalizacyjnej, jak również

opiekuńczej. Odpowiednia równowaga między pracą a wypoczynkiem może wpłynąć na lepsze

funkcjonowanie podstawowej komórki społecznej jaką jest rodzina. Badając tę kwestię, zadałyśmy

naszym respondentom trzy pytania. Pierwsze odnosiło się do opinii na temat czasu poświęcanego

przez kobietę żołnierza na zabawę z dziećmi i pomoc w nauce, drugie dotyczyło opinii na temat czasu

poświęcanego na rekreację w domach gdzie, kobieta pełni zawodową służbę wojskową, trzecie

natomiast sprawdzało opinię respondentów, co do kwestii wspólnych wyjazdów rodzinnych.

Założone przez nas hipotezy („Zdaniem respondentów kobieta żołnierz mniej czasu poświęca na

zabawę z dziećmi i pomoc w nauce”, „W opiniach respondentów w domach, gdzie kobieta jest

żołnierzem więcej czasu poświęca się na wyjazdy, czyli wakacje, wyjazdy weekendowe”) wskazują na

stereotypowe postrzeganie możliwości wykorzystania czasu wolnego kobiet wykonujących zawód

żołnierza. Można przypuszczać, że z jednej strony zawodowa służba wojskowa absorbuje ją na tyle, że

nie ma ona zbyt wiele możliwości spędzania czasu z dziećmi, opiekę nad nimi czyli zajęcia przepisane

społecznie matce, opiekunce domowego ogniska (istnieje tym samym podejrzenie, że może

przerzucać te czynności na kogoś innego, np. męża-ojca). Z drugiej strony zawód, który wykonuje

nierozerwalnie związany jest z aktywnością fizyczną, wypoczynkiem czynnym, stąd hipoteza

konkurencyjna o większej aktywności kobiety żołnierza na tym właśnie polu.

28 Patrz wykres nr 1 oraz nr 2.

249

Tab.7. Ilość czasu poświęcanego na zabawę z dziećmi i pomoc w nauce (oprac. na podstawie badań własnych).

Ilość czasu poświęconego na zabawę z dziećmi i pomoc w nauce

Płeć Ogółem liczba odpowiedz

Kobieta Mężczyzna

Większa niż w innych domach 5,9% 12,2% 14

Mniejsza niż w innych domach 39,7% 57,3% 74

Taka sama jak w innych domach 54,4% 30,5% 62

ogółem 100% 100% 100%

Z powyższego zestawienia wynika, że respondenci uważają, iż czas poświęcony przez kobiety

żołnierzy na zabawę z dziećmi jest mniejszy niż w innych domach (74 wskazania). Co ciekawe, takiej

odpowiedzi udziela prawie dwukrotnie więcej mężczyzn niż kobiet. Taki rozkład odpowiedzi może

wskazywać na utrzymywanie się stereotypowego wizerunku kobiety żołnierza wśród mężczyzn.

Kobiety, mające do czynienia ze wspomnianą już powyżej wieloetatowością29, coraz bardziej stają się

świadome swoich możliwości, pracują jednocześnie wypełniając doskonale obowiązki domowe.

Mężczyźni na ogół przejawiają poglądy tradycyjnego podziału ról i niemożliwości pogodzenia przez

kobiety pracy zawodowej z życiem rodzinnym. Takimi też mężczyznami mogą być właśnie nasi

respondenci.

Tab.8. Wspólne rodzinne wyjazdy (oprac. na podstawie badań własnych).

Jak często, Twoim zdaniem, na wspólne wyjazdy rodzinne (np. wyjazdy weekendowe, wakacje) wyjeżdżają rodziny, w których kobieta pełni zawodową służbę wojskową?

Liczba odpowiedzi

Procent

29 Kobiety i mężczyźni o podziale obowiązków domowych. Komunikat z badań, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2006/K_183_06.PDF, 21.11.2009.

250

Częściej niż inne rodziny 23 15,3%

Rzadziej niż inne rodziny 73 48,7%

Tak samo często jak inne rodziny 54 36%

Ogółem 150 100%

Z przedstawionych danych wynika, że kobiety- żołnierze w oczach respondentów mniej czasu

spędzają na rodzinnych wyjazdach (48,7% odpowiedzi). Nie sprawdza się tutaj nasze założenie o

dominacji aktywności i przeniesieniu tej cechy zawodu żołnierza na grunt życia rodzinnego. Może to

wskazywać, że respondenci utożsamiają wyjazdy jako zabawę z dziećmi. Wskazuje tym samym

jednoznacznie na powiązanie z poprzednim pytaniem. Kobiety żołnierze tego czasu nie mają, stając

się w oczach respondentów osobami zapracowanymi, poświęcającymi czas obowiązkom

zawodowym, kosztem domowych czynności. Z drugiej strony 36% odpowiedzi, że rodziny tego typu

wyjeżdżają tak samo często jak inne rodziny, może świadczyć, że tego typu forma spędzania czasu

wolnego zależna jest zdaniem respondentów od innych jeszcze czynników niż wykonywany zawód,

np: tradycji, kapitału kulturowego, mody, wykształcenia, itp.

Opinie na temat stosunku do tradycji w rodzinach kobiet żołnierzy

Kolejnym istotnym aspektem życia rodzin wojskowych jest kwestia tradycji. Chciałyśmy

sprawdzić jak w oczach respondentów wygląda przeniesienie tego aspektu funkcji socjalizacyjnej.

Założyłyśmy, że poszanowanie tradycji w domach kobiet żołnierzy jest większe niż w innych domach,

w opinii naszych respondentów.

Tab.9. Poszanowanie tradycji (oprac. na podstawie badań własnych).

Jak, Twoim zdaniem, wygląda poszanowanie tradycji w rodzinach kobiet żołnierzy?

Liczba

odpowiedzi

Procent

odpowiedzi

Większa niż w innych domach 71 47,3%

Mniejsza niż w innych domach 7 4,7%

251

Taka sama jak w innych domach 69 46,0%

Ogółem 147 98,0%

Brak danych 3 2,0%

Ogółem 150 100%

Z przywołanych danych wynika, że respondenci nie wyróżniają specjalnie rodzin wojskowych pod

interesującym nas względem. Prawie połowa respondentów odpowiedziała, że poszanowanie tradycji

jest większe niż w innych domach (47,3%). Jednak niewiele mniej (46,0%) odpowiedziało, że jest

porównywalne. Może mieć to związek z silnym wychowaniem patriotycznym, pozostałościami

historycznymi a tym samym traktowania siebie jako patriotów, oddanych ojczyźnie obywateli, bez

podziału na warstwy społeczne, wykonywane zawody.

Pozytywne i negatywne aspekty służby mające wpływ na życie rodzinne kobiet żołnierzy w

opiniach badanych

Ostatnie pytanie w ankiecie dotyczyło opinii na temat pozytywnych jak i negatywnych cech

służby wojskowej. Respondenci mieli za zadanie wymienić trzy cechy pozytywne i trzy negatywne

mające znaczenie dla funkcjonowania rodziny kobiet żołnierzy.

Wykres 1. Pozytywne aspekty służby wojskowej, dane na wykresie wyrażone w % (oprac. na

podstawie badań własnych).

252

Za pozytywne aspekty służby wojskowej respondenci uznali zdyscyplinowanie (57 wskazań)

oraz zarobki (45 wskazań).

Wykres 2. Negatywne aspekty służby wojskowej mające znaczenie dla rodziny, dane na

wykresie wyrażone w % (oprac. na podstawie badań własnych).

Z powyższej tabeli wynika, że czynnik najbardziej wpływający na życie rodzinne, mający

związek ze służbą wojskową to niewątpliwie brak czasu (93 wskazania). Bez wątpienia ma to związek

ze stereotypowym postrzeganiem zawodu żołnierza.

253

Podsumowanie

Zagadnienie postrzegania funkcjonowania kobiet w Siłach Zbrojnych, a tym samym

oddziaływania wybranego przez nie zawodu na życie rodzinne jest dość obszerne i trudne do

zbadania. Wyniki naszych badań pokazały, że wizerunek kobiety żołnierza, jej postrzeganie w

kontekście wykonywanego zawody jest nadal dalekie od równouprawnienia, od „zadekretowanego”,

ustawowego ideału równości płci.

Kobieta żołnierz, w oczach naszych młodych respondentów nadal jest postrzegana

stereotypowo, wojsko to nie zawód dla kobiety, a ona przyjmując taką rolę chce jedynie udowodnić

innym, że jest w stanie sprostać wymaganiom „męskiego zawodu”. Mimo funkcjonującej społecznie

kobiety wieloetatowej, kobieta żołnierz nie jest w stanie ich zdaniem sprostać obowiązkom

domowym i pogodzić pracę zawodową z życiem rodzinnym. Odbiera jej się przy tym całą jej

kobiecość, przypisując jednocześnie cechy typowo męskie (silna osobowość, rygoryzm,

wysportowanie, pół mężczyzna- pół kobieta). Respondenci zaznaczają, że praca bardzo silnie

determinuje życie rodzinne kobiet będących żołnierzami.

W oczach respondentów rodzina kobiet żołnierzy bardzo dobrze wypełnia funkcję

ekonomiczną. Jednak już realizacja funkcji opiekuńczej, spędzanie czasu z dziećmi- są dalekie od

ideału. Zdając sobie sprawę z takiego obrazu kobiety żołnierza celowo wybrałyśmy młodych

respondentów, studentów jednego z większych miast w Polsce, mając na uwadze świeżość poglądów,

brak konserwatyzmu oraz otwartość umysłu. Jednak mimo młodego wieku naszych badanych

stereotyp kobiety żołnierza, a może nawet samej kobiety i jej roli w przestrzeni społecznej nadal

funkcjonuje i nic nie wskazuje na to, żeby on mógł ulec zmianie w krótkim okresie.

Bibliografia

Adamski F., Rodzina. Wymiar społeczno- kulturowy, Kraków 2002.

Dębska A., Kleczkowski M., Kobieta w wojsku. Wyzwanie dla wojska i socjologii, [w:]

Maciejewski J. (red.), Socjologiczne aspekty bezpieczeństwa narodowego, Wrocław 2001.

Gajewska A., Hasło: Feminizm, Poznań 2008.

Hołówka T. (red.), Nikt nie rodzi się kobietą, Warszawa 1982.

254

Kawula S., Rodzin jako grupa i instytucja opiekuńczo- wychowawcza [w:] Kawula S., Bragiel J., Janke

A. (red.), Pedagogika rodziny. Obszary i panorama problematyki, Toruń 2002.

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997.

Maciejewski J., Oficerowie Wojska Polskiego w okresie przemian społecznej struktury i wojska.

Studium socjologiczne, Wrocław 2002.

Maciejewski J. (red.), Socjologiczne aspekty bezpieczeństwa narodowego, Wrocław 2001.

Macrae C.N., Stangor Ch., Hewstone M., Stereotypy i uprzedzenia, Gdańsk 1999.

Millet K., Teoria polityki płciowej, [w:] Hołówka T. (red.), Nikt nie rodzi się kobietą, Warszawa 1982.

Nelson T. D., Psychologia uprzedzeń, Gdańsk 2003.

Reber A. S., Reber E. S., Słownik Psychologii, Warszawa 2005.

Stangor C., Schaller M., Stereotypy jako reprezentacje indywidualne i zbiorowe, [w:] Macrae C. N.,

Stangor Ch., Hewstone M., Stereotypy i uprzedzenia, Gdańsk 1999.

Strelau J., Doliński D. (red.), Psychologia, Podręcznik akademicki, t. 2, Gdańsk 2008.

Ustawa o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych z dnia 11 września 2003r.

Netografia:

Kobiety i mężczyźni o podziale obowiązków domowych, Komunikat z badań,

http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2006/K_183_06.PDF, 21.11.2009.

Prestiż zawodów, Komunikat z badań, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/1999/K_032_99.PDF,

25.11.2009.

http://www.kadry.wp.mil.pl, 20.11.2009.

http://www.tns-global.pl, 20.11.2009.

http://wyborcza.pl, 19.11.2009.

255

Agata Kowalczyk, [email protected]

Zapotrzebowanie na stymulację jako determinanta ocen ryzyka

Przedmiotem badania był wpływ zapotrzebowania na stymulację na dokonywane oceny

ryzyka. Hipoteza zakładała zależność odwrotnie proporcjonalną. Badanie przeprowadzono przy

użyciu kwestionariusza zbierającego dla 15 zagrożeń ilościowe oceny ryzyka, który zawierał także

skalę poszukiwania doznań M. Zuckermana w polskiej adaptacji E. Oleszkiewicz-Zsurzs1. Badano

uczniów drugich i trzecich klas liceum ogólnokształcącego (N=228). Hipoteza została potwierdzona

częściowo (dla niektórych zagrożeń i podskal poszukiwania doznań). Zastosowano test U Manna-

Whitneya.

Pojęcie ryzyka

Pomimo wielkiej popularności zagadnienia ryzyka, brak jest jednej definicji, która ustalałaby,

czym ryzyko jest i jak kształtuje się hierarchia ważności podstawowych kryteriów jego oceny2. J. F.

Yates i E. R. Stone3 dokonali przeglądu definicji ryzyka i stwierdzili, że znacznie się one od siebie

różnią. Autorzy ci stwierdzili również, że wspólnym elementem wszystkich definicji ryzyka jest

możliwość straty. Na gruncie psychologii termin ten także nie został ostatecznie i jednorodnie

zdefiniowany4. Nie ma jednak wątpliwości, że najczęściej ryzyko wiąże się dla ludzi z możliwością

doznania strat czy szkód, oraz że jest ono odczuwane jako większe w miarę zwiększania się strat i

prawdopodobieństwa ich poniesienia5. Do tych dwóch aspektów definicje ryzyka odnoszą się

najczęściej.

Determinanty postrzegania ryzyka

Postrzeganie ryzyka związane jest z wieloma czynnikami: demograficznymi (np. płeć, wiek,

1 por. Z. Oleszkiewicz-Zsurzs, Adaptacja skali poszukiwania wrażeń (SSS) M. Zuckermana do warunków polskich, „Przegląd Psychologiczny”, 1985, nr 4. 2 Ch. Vlek, P. J. Stallen, Rational and personal aspects of risk, „Acta Psychologica”, 1980, nr 45, za: A. Wiśniewska-Szałek, A. Banaszak, Postrzeganie ryzyka przez konsumentów, Poznań 2004. 3 J. F. Yates, E. R. Stone, The risk construct, [w:] Yates J. F. (red.), Risk Talking Behavior, New York 1992, za: J. Sokołowska, Ryzyko: wyzwanie czy zagrożenie. Psychologiczne modele oceny i akceptacji ryzyka, Warszawa 2000. 4 por. J. F.Yates, Risk-Taking Behavior, New York 1992, za: T. Zaleśkiewicz, Wymiary percepcji ryzyka w inwestowaniu pieniędzy, „Czasopismo Psychologiczne”, 1996, nr 2. 5 M. Goszczyńska, Człowiek wobec zagrożeń, Warszawa 1997.

256

status ekonomiczny), sytuacyjnymi (np. region kraju, rola pełniona w sytuacji – aktor lub obserwator),

podmiotowymi (np. syndrom iluzji kontroli, wiara w sprawiedliwy świat, poziom lęku). Wśród tych

ostatnich, duży wpływ na postrzeganie i ocenianie sygnałów zagrożenia mają różnice

temperamentalne6. Najczęściej w kwestiach związanych z występowaniem ryzyka rozpatruje się rolę

takich cech temperamentu jak reaktywność oraz potrzeba stymulacji7. Obie te cechy odwołują się do

pojęcia aktywacji. Teoria aktywacji zakłada, że rozwój i poprawne funkcjonowanie organizmu

wymagają dopływu bodźców (stymulacji). Zdaniem D. C. Hebba8 bodźce pełnią rolę dwojaką:

informują o czymś konkretnym oraz pełnią rolę ogólnie aktywizującą, pobudzając organizm. Związek

pomiędzy poziomem aktywacji a poziomem sprawności działania przedstawia krzywa

Yerkesa-Dodsona, mająca kształt odwróconej litery U (rys.1.). Człowiek jest najbardziej sprawny w

okolicach wierzchołka tego U, tam osiąga „optimum aktywacji”. Wcześniej bodziec jest zbyt słaby,

później – zbyt silny, a jedno i drugie wpływa niekorzystnie na poziom funkcjonowania jednostki9.

Rysunek 1

Związek pomiędzy poziomem aktywacji a poziomem sprawności działania: krzywa Yerkesa - Dodsona (na podstawie T. Klonowicz, Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, Warszawa 1992, s. 215).

Organizm poszukuje stymulacji tak długo, aż osiągnie jej optimum, ponieważ wtedy osiąga najwyższy

poziom działania. Następnie unika dalszej stymulacji, gdyż powoduje ona przekroczenie optimum i w

6 Tamże. 7 T. Zaleśkiewicz, Psychologiczne wymiary i determinanty ryzyka, „Ergonomia”, 1999, nr 22. 8 D.C. Hebb, Drives and the C.N.S. (conceptual nervous system), „Psychological Review”, 1955, nr 62, za: T. Klonowicz, Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, Warszawa 1992. 9 T. Klonowicz, Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, Warszawa 1992.

257

rezultacie spadek sprawności działania. Istnieją różnice indywidualne w zakresie związku pomiędzy

siłą bodźca a poziomem aktywacji u różnych osób10. Wspomniane litery U charakterystyczne dla

każdej z osób mogą być przesunięte względem siebie wzdłuż osi przedstawiającej siłę bodźca

(por. rys.2.). Dzieje się tak dlatego, że ludzie różnią się podatnością na wzbudzenie. Ten sam bodziec

u jednej osoby wywoła niewielki, a u innej – znaczący wzrost aktywacji. Osoby o dużej podatności na

wzbudzenie, o wysokiej wrażliwości, reagują już na słabe bodźce, a optymalny poziom stymulacji

osiągają relatywnie szybko.

Rysunek 2

Różnice indywidualne w zakresie związku pomiędzy siłą bodźca a poziomem aktywacji (na podstawie T. Klonowicz, Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, Warszawa 1992, s. 215).

Osoby o małej wrażliwości reagują dopiero na bodźce silniejsze, na bodźce słabe nie wykazują żadnej

reakcji. Osoby o niskiej wrażliwości potrzebują silniejszych bodźców, by osiągnąć swoje optimum

aktywacji, a co za tym idzie, najwyższy poziom sprawności działania. Wysoka wrażliwość na bodźce

pozwala odbierać już słabe sygnały (także informacje o zagrożeniu). Osoby te zauważają więcej

sygnałów świadczących o zagrożeniu. Ponadto są bardziej wrażliwe na odchylenia od optimum,

ponieważ są one dla nich bardziej zagrażające. Baczniej więc kontrolują sytuację i własne zachowanie.

Warto pamiętać, że wysoka wrażliwość wiąże się z ryzykiem szybszego wypadnięcia z pasma

optymalnego przy bodźcach silnych. Te różnice najsilniej widoczne są w sytuacjach nowych i

10 D.C. Hebb, Drives and the C.N.S…. dz. cyt. , za: T. Klonowicz, Różnice indywidualne…, dz. cyt.

258

ryzykownych. Badania wykazują, że wrażliwość na bodźce koreluje dodatnio z poziomem lęku i

konformizmem, a ujemnie z potrzebą osiągnięć. Cechy te sprawiają, że osoby wrażliwe są chronione

przed nadmiarem stymulacji. Poziom wrażliwości na bodźce wpływa na postrzeganie sytuacji

ryzykownej. Dla osób o dużej wrażliwości nawet znane sytuacje nie tracą własności pobudzających.

Sytuacje niejednoznaczne interpretują one jako bardziej zagrażające niż osoby o niskiej wrażliwości.

Poziom lęku jest u nich znacznie wyższy niż u jednostek mało wrażliwych. Nadchodzące sygnały mogą

być zatem odbierane jako zagrażające, niezależnie od właściwiej treści („dmuchanie na zimne”).

Podsumowując, można powiedzieć, że wrażliwość na bodźce koreluje dodatnio z gotowością do

spostrzegania zagrożeń oraz tendencją do generalizacji sygnałów zagrożenia. To co niebezpieczne i

nowe oraz ryzykowne strategie działania znacznie częściej wybierane są przez osoby o małej

wrażliwości, natomiast osoby o wyższej wrażliwości stosują asekuranckie strategie działania i wolą

sytuacje niezwiązane z zagrożeniem11.

Poszukiwanie doznań

Pod wpływem koncepcji D. C. Hebba12 dotyczącej optymalnego poziomu aktywacji, M.

Zuckerman sformułował postulat, zgodnie z którym istnieją różnice indywidualne w optymalnym

poziomie stymulacji dla takich zachowań jak aktywność poznawcza czy motoryczna. Osiągnięcie tego

poziomu warunkuje pozytywny stan emocjonalny jednostki. Na różnice w optymalnym poziomie

stymulacji wpływają np. wiek, przebieg uczenia się, cykl dobowy, aktualny poziom stymulacji czy

wymogi zadania, ale przede wszystkim czynniki konstytucjonalne. To one decydują o względnie

stałych różnicach indywidualnych w zapotrzebowaniu na stymulację. Do tych cech należą m.in.

reaktywność ośrodkowego i autonomicznego układu nerwowego oraz siła pobudzenia i hamowania

w ośrodkowym układzie nerwowym13.

Cechę, która przedstawia tendencję do poszukiwania lub unikania stymulacji M. Zuckerman

nazwał „poszukiwaniem doznań” (sensation seeking). Źródłem stymulacji nie jest jednak fizyczna

wartość bodźców, a jej znaczenie uwarunkowane indywidualnym doświadczeniem jednostki14.

M. Zuckerman15 pisze: „poszukiwanie doznań to cecha zdefiniowana przez poszukiwanie

zróżnicowanych, nowych, złożonych i intensywnych wrażeń i doświadczeń oraz gotowość do

11 T. Klonowicz, Różnice indywidualne…, dz. cyt.; por. M. Goszczyńska, Człowiek wobec zagrożeń…, dz. cyt. 12 D.C. Hebb, dz. cyt., za: J. Strelau, Psychologia różnic indywidualnych, Warszawa 2002. 13 J. Strelau, Psychologia temperamentu, Warszawa 2001; J. Strelau, Psychologia różnic indywidualnych, Warszawa 2002. 14 J. Strelau, Psychologia temperamentu. 15 M. Zuckerman, Behavioral Expressions and Biosocial Bases of Sensation Seeking, New York 1994, s. 27, za: J. Strelau, Psychologia różnic…, dz. cyt.

259

podejmowania ryzyka fizycznego, społecznego, prawnego i finansowego w celu dostarczenia sobie

tego typu doświadczeń”. Zatem osoby o wysokiej skłonności do poszukiwania wrażeń powinny

częściej podejmować aktywności zawierające elementy ryzyka i narażać się na zagrożenie. Także

C. S. Nosal16 pisze o tym, że istnieje związek między natężeniem potrzeby stymulacji a

podejmowaniem ryzyka i ocenianiem zagrożeń jako mniej lub bardziej niebezpiecznych oraz, że

wysoka potrzeba stymulacji istotnie determinuje szeroki zakres aktywności związanych z ryzykiem.

Poszukiwanie doznań nie jest cechą jednorodną. M. Zuckerman wyodrębnił cztery czynniki

wchodzące w jej skład17:

1. poszukiwanie grozy i przygód (thrill and adventure seeking, TAS) – wyraża się w zamiłowaniu

do aktywności na świeżym powietrzu, zajęć fizycznie ryzykownych, w chęci uprawiania

ekscytujących sportów (spadochroniarstwo, wyścigi samochodowe, narciarstwo);

2. poszukiwanie przeżyć (experience seeking, ES) – polega na nonkonformistycznym stylu życia,

angażującym umysł i zmysły (np. niezaplanowane podróże, sięganie po narkotyki, szukanie

towarzystwa ludzi nieprzeciętnych);

3. rozhamowanie (disinhibition, Dis) – tendencja do rozładowywania się i poszukiwania

odprężenia w takich aktywnościach jak picie alkoholu, hulaszczy tryb życia, seks, hazard; w

hedonistycznej pogoni za przyjemnością; jest to czynnik najsilniej uwarunkowany

biologicznie;

4. podatność na nudę (boredom susceptibility, BS) - awersja do nudnych ludzi, rutynowej pracy,

powtarzania doświadczeń; jej wskaźnikiem jest reagowanie niepokojem na monotonię.

M. Zuckerman opracował kilka wersji kwestionariuszy do pomiaru powyższych cech. Największą

popularnością cieszą się Skala Poszukiwania Doznań (Sensation Seeking Scale, SSS), wersja IV i V.

Kwestionariusze te są silnie obciążone kulturowo, co wynika ze specyfiki mierzonego konstruktu. Nie

doczekały się one zadowalającej adaptacji do warunków polskich. Te, które powstały, nie posiadają

podręczników i stosowane są jedynie do celów badawczych18.

Badania wykazują, że poszukiwacze doznań preferują nowe i silnie stymulujące sytuacje,

związane z dużym ryzykiem i zaspokajające potrzeby hedonistyczne – bez względu na to, czy sytuacje

te są akceptowane społecznie oraz czy uważane są za normalne czy wręcz patologiczne. Procent

alkoholików, narkomanów, psychopatów i ludzi łamiących prawo jest wyższy wśród osób mających

wysokie wyniki na skali poszukiwania doznań. Często poszukiwanie doznań wiąże się z zachowaniami

16 C. S. Nosal, Szerszy pogląd na psychologiczne determinanty ryzyka: rola zmiennych poznawczych i cech temperamentu, „Ergonomia”, 1994, nr 17. 17 J. Strelau, Psychologia temperamentu; J. Strelau, Psychologia różnic…, dz. cyt. 18 J. Strelau, Psychologia różnic…, dz. cyt., por.. Z. Oleszkiewicz-Zsurzs, Adaptacja skali…, dz. cyt.

260

aspołecznymi. Najbardziej typową cechą zachowania poszukiwaczy doznań jest pogoń za zmianą19.

Dane przytaczane przez M. Zuckermana20 wskazują na występowanie silnej korelacji ujemnej

między skalą poszukiwania wrażeń a oceną zagrożeń związanych z rozmaitymi sytuacjami życiowymi.

Osoby o silnej skłonności do poszukiwania wrażeń oceniają poziom niebezpieczeństwa jako niższy niż

osoby spokojne, o niskiej potrzebie wrażeń. M. Zuckerman przedstawia dwie możliwe przyczyny tego

stanu rzeczy. Pierwsza odnosi się do specyfiki schematów poznawczych. Mianowicie to tendencja do

niedoszacowywania ryzyka miałaby powodować, że osoby o wysokiej potrzebie doznań angażują się

w działania ryzykowne, a skłonność do przeszacowywania ryzyka miałaby prowadzić do unikania

zachowań ryzykownych przez osoby o niskiej potrzebie doznań. Wyjaśnienie drugie, które

M. Zuckerman uważa za bardziej prawdopodobne, odwołuje się do życiowych doświadczeń jednostki.

Każde doświadczenie, które nie prowadzi do ukarania (strat), zmniejsza ocenę ryzyka związanego

z danym działaniem. Poszukiwacze wrażeń częściej uczestniczą w sytuacjach ryzykownych, gdyż bywa

to konieczne, by doświadczyć rzeczy nowych. Chętniej i częściej podróżują w nieznane miejsca,

częściej zmieniają partnerów seksualnych, ustawiają wyższe stawki w grach losowych, wybierają

bardziej ryzykowne strategie w grach inwestycyjnych. Tacy kierowcy szybciej jeżdżą, studenci chętniej

uczestniczą w nietypowych eksperymentach, żołnierze zgłaszają się do niebezpiecznych zadań. Nie

oznacza to jednak, że dążą do maksymalizacji ryzyka oraz, że są lekkomyślni. Osoby o wysokiej

potrzebie doznań nie różnią się od osób o niskiej potrzebie doznań częstością zapinania pasów

bezpieczeństwa w samochodzie lub stosowania zabezpieczeń podczas kontaktów seksualnych21.

Zatem osoby o wysokiej skłonności do poszukiwania wrażeń nie podejmują ryzyka dla niego samego,

tylko godzą się na nie, jako warunek doświadczenia inności, niezwykłości. Uważają sensację za wartą

ryzyka. Według M. Zuckermana te osoby częściej podejmują czynności związane z ryzykiem, co

wpływa na ich doświadczenie z daną aktywnością, obniża ocenę ryzyka tych działań, a w rezultacie

może też prowadzić do bagatelizowania zagrożeń. Skłonność do poszukiwania wrażeń wiąże się z

takimi jakościowymi wymiarami ryzyka jak „stopień obycia z zagrożeniem” czy „poziom wiedzy

o zagrożeniu”. Wyższe oceny ryzyka dotyczą sytuacji, których nie doświadczyliśmy i o których mało

wiemy. A więcej sytuacji jest nieznanych tym osobom, które wrażeń nie szukają. Awersja do

poszukiwania wrażeń, sprzyja przecenianiu ryzyka22.

19 J. Strelau, Psychologia temperamentu…, dz. cyt.; J. Strelau, Psychologia różnic..., dz. cyt. 20 M. Zuckerman, Behavioral Expressions…, dz. cyt., za: P. Gasparski, Psychologiczne wyznaczniki gotowości do zapobiegania zagrożeniom, Warszawa 2003. 21 M. Zuckerman, Behavioral Expressions…, dz. cyt. 22 P. Gasparski, dz. cyt.

261

Plan badawczy

W przeprowadzonym badaniu chciałam przyjrzeć się związkowi pomiędzy poziomem

potrzeby poszukiwania doznań u poszczególnych osób, a dokonywanymi przez nie ocenami ryzyka.

Badanie miało charakter eksperymentalno- korelacyjny. Dane zebrane zostały za pomocą

kwestionariusza, identycznego dla wszystkich badanych. Także przebieg badania był jednakowy dla

wszystkich badanych. Eksperyment dotyczył wpływu poziomu zmiennej psychologicznej (potrzeba

stymulacji) na dokonywane oceny ryzyka. Podział na grupy przeprowadziłam w fazie analizy danych

(nie manipulowałam zmienną niezależną w trakcie badania). Zmienną niezależną był poziom potrzeby

poszukiwania doznań, mierzony za pomocą Skali Poszukiwania Doznań (Sensation Seeking Scale)

M. Zuckermana w adaptacji E. Oleszkiewicz-Zsurzs23. Osoba badana dokonuje w nim wyboru jednej

alternatywy dla każdej z 68 par stwierdzeń. Dla każdego badanego uzyskano w ten sposób wynik na

sześciu podskalach: skali ogólnego zapotrzebowania na stymulację (G), skali poszukiwania grozy

i przygód (TAS), skali poszukiwania doznań (ES), skali rozhamowania (DIS), skali wrażliwości na nudę

(BS), które autorka narzędzia zaczerpnęła ze skali SSS M. Zuckermana, oraz na dodanej przez nią skali

zapotrzebowania na stymulację intelektualno-poznawczą (I).

Zmienną zależną była ocena ryzyka związanego z poszczególnymi zagrożeniami. Ryzyko to

zdefiniowane było jako ryzyko poniesienia uszczerbku na zdrowiu, ran lub śmierci (w wyniku

kontaktu z danym zagrożeniem) przez osobę mającą kontakt z danym zagrożeniem. Określając

sposób rozumienia ryzyka (rodzaj ocenianego ryzyka) kierowałam się badaniem N-S. Yen i F-C. Tsai24,

łącząc, ze względu na specyfikę zagrożeń będących przedmiotem mojego badania, dwa zastosowane

tam podejścia do ryzyka: (1) relatywne ryzyko śmierci (relative death risk), które obejmuje tylko

ryzyko dla osoby bezpośrednio wystawionej na działanie zagrożenia, oraz (2) ogólne ryzyko

uszkodzenia lub śmierci (general risk of harm and death), dotyczące ludzi, zwierząt i natury ogólnie.

Warto tu zaznaczyć, że badanie N-S. Yen i F-S. Tsai wykazało wysokie korelacje pomiędzy ocenami

ryzyka ocenianego według trzech różnych podejść: dwóch wymienionych wyżej, oraz (3) ogólnego

ryzyka śmierci (general death risk), gdzie oceniano ryzyko dla społeczeństwa jako całości. Oceny

ryzyka badani dokonywali liczbą z przedziału 0-100, gdzie 0 oznaczało brak ryzyka, a 100 – „ryzyko

23 por. Z. Oleszkiewicz-Zsurzs, Adaptacja skali…, dz. cyt. 24 N-S. Yen, F-C. Tsai, Risk Perception in Taiwan, „Asian Journal of Social Psychology”, 2007, nr 10.

262

ogromne”. Sposób oceny ryzyka zaczerpnęłam z wcześniejszych badań25.

Hipoteza badawcza brzmiała następująco:

Osoby o wysokiej potrzebie poszukiwania doznań będą oceniać ryzyko jako mniejsze niż osoby o

niskiej potrzebie poszukiwania doznań26

Konstrukcja kwestionariusza

Część A przedstawiała listę 15 technologii, aktywności i zdarzeń, a zadanie badanych polegało

na ocenie wiążącego się z nimi ryzyka. Każde zagrożenie oceniano osobno, liczbą z przedziału od 0 do

100, zgodnie z poniższą instrukcją:

„Poniżej przedstawiona jest lista technologii, aktywności i zdarzeń. Zanim przejdziesz do dalszej części

instrukcji, przeczytaj całą listę.

Zastanów się jakie jest ryzyko poniesienia uszczerbku na zdrowiu, ran lub śmierci, w wyniku kontaktu

z każdą z wymienionych rzeczy z osobna. Rozważ ryzyko, które ponosi osoba, która ma/miała kontakt

z daną technologią, aktywnością czy zdarzeniem (brała w nich udział, jej dotyczyły). Następnie określ

wielkość tego ryzyka odpowiednią liczbą z przedziału 0 – 100, przy założeniu oznaczeń:

0 – brak ryzyka

100 – ryzyko ogromne

Wybraną liczbę wpisz w pole obok ocenianej technologii, aktywności czy zdarzenia”.

Wybierając zagrożenia do badania kierowałam się kilkoma kryteriami: (1) zagrożenia wzięte

pod uwagę w badaniu B. Fischhoffa, P. Slovica, S. Lichtenstein, S. Reada i B. Combsa27, lub innych

wcześniejszych badaniach, (2) zróżnicowanie zagrożeń – jak największy wachlarz różnych rodzajów

zagrożeń, (3) uwzględnienie zagrożeń nowych, które w latach 70. ubiegłego wieku nie istniały lub nie

25 M. Goszczyńska, dz. cyt.; M. Goszczyńska, Tyszka T., Slovic P., Risk Perception in Poland: A Comparison with Three Other Countries, „Journal of Behavioral Decision Making” 1991, nr 4; N-S. Yen, F-C. Tsai, Risk Perception…, dz. cyt. 26 M. Zuckerman, Behavioral Expressions…, dz. cyt., za: P. Gasparski, dz. cyt. 27 B. Fischhoff, P. Slovic, S. Lichtenstein, S. Read, B. Combs, How Safe is Safe Enough? A Psychometric Study of Attitudes Towards Technological Risk and Benefits, „Policy Sciences”, 1978, nr 9.

263

były powszechne. Ostatecznie w badaniu uwzględniłam następujące technologie, zdarzenia i

aktywności28:

6. telefony komórkowe [W];

7. ataki terrorystyczne [G];

8. operacje [F];

9. spożywanie wołowiny, żelatyny itp. jako potencjalne źródło choroby Creutzfeldta - Jacoba

(BSE, choroba szalonych krów) [W];

10. doustne środki antykoncepcyjne [F];

11. żywność modyfikowana genetycznie [W];

12. pojazdy samochodowe [F, G];

13. napoje alkoholowe [F, G];

14. środki konserwujące żywność [F];

15. kontakt z nosicielami (np. poprzez pocałunki, wspólne używanie naczyń lub picie z tej samej

butelki, chodzenie do dyskotek, wspólne mieszkanie) jako potencjalne źródło sepsy [W];

16. narciarstwo [F, G];

17. skoki na bungee [W];

18. kontakt z ptakami lub ich odchodami, spożywanie drobiu lub jaj, jako potencjalne źródło,

ptasiej grypy [W];

19. energia jądrowa (przebywanie w pobliżu elektrowni jądrowej) [F, G];

20. samoloty pasażerskie [F, G].

Kolejność pozycji była losowa, jednakowa dla wszystkich badanych.

Część B kwestionariusza stanowiła Skala Poszukiwania Doznań (Sensation Seeking Scale)

M. Zuckermana w adaptacji Ewy Oleszkiewicz-Zsurzs29.

Kwestionariusz zamykała krótka metryka (płeć, wiek, szkoła, profil klasy).

Osoby badane

W badaniu uczestniczyli uczniowie drugich i trzecich klas jednego z opolskich liceów

ogólnokształcących. Charakterystykę osób badanych przedstawia tabela 1. Część badanych nie

udzieliła odpowiedzi na wszystkie pytania kwestionariusza, dlatego różna ilość odpowiedzi jest

uwzględniania w poszczególnych analizach.

28 W nawiasach podaję źródło: F – Fischhoff i in., dz. cyt., G – Goszczyńska i in., dz. cyt.; W – własne, dodane przeze mnie, lub zainspirowane innymi badaniami. 29 por. Z. Oleszkiewicz-Zsurzs, Adaptacja skali…, dz. cyt.

264

Przebieg badania

Badanie przeprowadzone zostało w klasach podczas lekcji (głównie lekcje wychowawcze)

19 i 20 września 2007 roku. Jednocześnie badano do 35 osób. Badanie było anonimowe.

Jeszcze przed rozdaniem kwestionariuszy osoby badane zostały poinformowane, że badanie

dotyczy sposobu postrzegania ryzyka związanego z różnymi aktywnościami i zagrożeniami.

Poprosiłam o pomoc w przeprowadzeniu badania przez wzięcie w nim udziału. Poprosiłam także o

rzetelność i udzielenie odpowiedzi na wszystkie pytania, argumentując, że tylko kompletnie

wypełnione ankiety mogą być uwzględnione w badaniu. Zapewniłam o anonimowości badania oraz

poprosiłam o samodzielne udzielanie odpowiedzi, gdyż nie ma odpowiedzi dobrych ani złych, a

interesuje mnie to, co naprawdę na dany temat myślą. Ponieważ w części A niektórzy badani oceniali

zagrożenia jedynie wartościami 0 i 100, wyjaśniałam ustnie, po rozdaniu kwestionariuszy, sposób

oceny zagrożeń w części A (możliwość wyboru dowolnej liczby z przedziału 0 – 100).

Wyniki

Statystyki opisowe, charakteryzujące dane zgromadzone w badaniu, przedstawiają tabele

2. i 3. Dla potrzeb pierwszej analizy wyodrębniłam, dla każdej ze skal poszukiwania doznań

oddzielnie, podgrupy o wysokim i niskim poziomie uzyskanych na danej skali wyników. Posłużyłam się

w tym celu analizą tabel liczebności, a utworzone podgrupy miały nie mniej niż 50 przypadków.

Zarówno wyniki uzyskane na skalach potrzeby doznań jak i liczbowe oceny ryzyka, które wiąże się z

poszczególnymi zagrożeniami, wyrażone są na skalach przynajmniej interwałowych. Jednak ze

względu na brak normalności rozkładów liczbowych ocen ryzyka dla poszczególnych zagrożeń, częste

Tabela 1Charakterystyka osób badanych

wiekpłeć 16 17 18 19 20 BD razem

mężczyzna 1 29 55 1 0 6 92kobieta 0 40 89 1 1 0 131BD 0 0 0 0 0 5 5razem 1 69 144 2 1 11 228

BD - brak danych

265

wysokie wartości korelacji pomiędzy średnimi w podgrupach i odchyleniami standardowymi w

podgrupach oraz zdarzające się braki homogeniczności tych zmiennych, analizę zebranych danych

przeprowadziłam za pomocą testu U Manna-Whitneya. Wykazała ona wpływ potrzeby poszukiwania

doznań na ocenę ryzyka, jednak ta zależność wystąpiła jedynie w przypadku kilku konfiguracji

zagrożeń i skal poszukiwania doznań. Te istotne statystycznie zależności zostały zebrane w tabeli 4.

Tabela 2Statystyki opisowe ocen ilościowych poszczególnych zagrożeń (w skali 0-100)

dolny górny odch.zagrożenie N średnia mediana min. maks. kwartyl kwartyl stand.

telefony komórkowe 224 16,92 10 0 100 2,5 20 18,08ataki terrorystyczne 224 83,78 95 0 100 80 100 26,89operacje 223 46,15 50 4 100 30 60 23,28

224 23,61 15 0 100 5 31,5 23,21doustne środki antykoncepcyjne 222 20,43 10 0 100 5 30 22,25

224 28,09 20 0 100 10 44 25,51pojazdy samochodowe 224 42,78 42,5 0 100 20 60 26,00napoje alkoholowe 224 36,49 30 0 100 10 60 28,23środki konserwujące żywność 224 25,70 18 0 100 10 40 24,14sepsa 223 57,47 60 0 100 30 90 32,33narciarstwo 224 24,11 20 0 100 10 35 21,07skoki na bungee 224 32,76 26,5 0 100 10 50 27,39ptasia grypa 222 31,32 20 0 100 10 50 28,46energia jądrowa 224 45,47 50 0 100 13 80 33,81samoloty pasażerskie 223 30,25 20 0 100 10 50 27,35

ogółem (suma) 219 547,34 530 84 1140 372 699 219,51ogółem (średnia) 219 36,49 35,33 5,6 76 24,8 46,6 14,63

choroba Creutzfeldta – Jacoba (BSE)

żywność modyfikowana genetycznie

266

Efekty wystąpiły w obrębie każdej ze skal poszukiwania doznań. Natomiast dla 1/3

ocenianych zagrożeń efekt nie wystąpił w przypadku żadnej ze skal poszukiwania doznań (telefony

komórkowe, doustne środki antykoncepcyjne, pojazdy samochodowe, sepsa, ptasia grypa). Spośród

21 istotnych efektów 19 przedstawia zależność odwrotnie proporcjonalną pomiędzy poziomem

potrzeby wrażeń a oceną ryzyka. Pozostałe 2 (ataki terrorystyczne oraz operacje, w połączeniu ze

skalą poszukiwania doznań (ES)), wykazują zależność odwrotną – większa potrzeba doznań skutkuje

wyższą oceną ryzyka, które wiąże się z tymi zagrożeniami. Uzyskane wyniki wskazują w większości na

słabą lub średnią wielkość efektu. Z największym efektem mamy do czynienia w przypadku wpływu

poszukiwania grozy i przygód (skala TAS) na ocenę ryzyka, jakie wiąże się ze skokami na bungee:

U=891; p<0,001; d=0,74. Im wyższy wynik uzyskany na skali TAS, tym niżej oceniana jest ryzykowność

skoków na bungee. Drugim silnym efektem jest wpływ wyniku uzyskanego na skali rozhamowania

(DIS) na ocenę ryzyka związanego ze spożywaniem napojów alkoholowych: U=836,5; p<0,001;

d=0,71. Kierunek zależności jest identyczny jak w poprzednim przypadku. Warto zauważyć także, że

dla skoków na bungee mamy do czynienia z istotną zależnością w przypadku czterech z sześciu skal

(G, TAS, DIS, BS). Ponadto wszystkie te przypadki charakteryzują się średnią lub dużą (TAS) siłą

związku. Podobna tendencja dla tylu różnych skal w obrębie danego zagrożenia, nie pojawia się

w żadnym innym przypadku. Natomiast z silnym (DIS) i średnim (ES) efektem mamy także do

czynienia w przypadku napojów alkoholowych.

Tabela 3Statystyki opisowe wyników w poszczególnych skalach poszukiwania doznań (SSS)Zuckermana

skala dolny górny odch.poszukiwania doznań N średnia mediana min. maks. kwartyl kwartyl stand.

G (20) 214 11,14 11 2 19 9 14 3,51TAS (14) 217 9,09 9 1 14 7 12 3,21ES (15) 217 8,59 9 2 15 7 11 2,67DIS (17) 212 9,11 9 1 16 7 12 3,42BS (18) 211 9,44 10 1 17 7 12 3,29I (7) 221 4,47 5 0 7 3 6 1,53

W nawiasach masymalna możliwa do uzyskania ilość punktów dla danej skali

G - skala ogólnego zapotrzebowania na stymulację ('General Scale')TAS - skala poszukiwania grozy i przygód (‘Thrill and Adventure Seeking’)ES - skala poszukiwania doznań (‘Experience Seeking’)DIS - skala rozhamowania (‘Disinhibition’)BS - skala wrażliwości na nudę (‘Boredom Susceptibility’) I - skala zapotrzebowania na stymulację intelektualno-poznawczą

267

Tabela 4Wpływ potrzeby poszukwiania doznań na ocenę ryzyka (z uwzględnieniem podziału na poszczególne skale poszukiwania doznań)

wyników istotnych statystycznie

skale poszukiwania doznańzagrożenie G TAS ES DIS BS I

telefony komórkowe --- --- --- --- --- ---

ataki terrorystyczne --- ---1024*

--- ---1375,5 ***

(-0,39) (0,34)

operacje --- ---1069,5 *

--- ---1438,5 **

(-0,40) (0,45)

--- --- --- --- --- 1517 *(0,40)

--- --- --- --- --- ---

--- --- --- 1105 * --- ---(0,42)

pojazdy samochodowe --- --- --- --- --- ---

napoje alkoholowe --- ---1008,5 * 836,5 ***

--- ---(0,47) (0,71)

środki konserwujące żywność 1305,5 * --- 1003* 985 *** --- ---(0,40) (0,50) (0,51)

sepsa --- --- --- --- --- ---

narciarstwo --- --- --- 1114,5 * --- ---(0,35)

skoki na bungee1302,5 * 891***

---1081 * 1248,5 *

---(0,48) (0,74) (0,47) (0,48)

ptasia grypa --- --- --- --- --- ---

energia jądrowa --- --- --- --- --- 1450 *(0,40)

samoloty pasażerskie ---1191,5 *

--- ---1273 * 1437,5 *

(0,46) (0,36) (0,49)

ogółem --- 1174* --- --- --- ---(0,41)

*p < 0,05 **p < 0,01 ***p < 0,001

G - skala ogólnego zapotrzebowania na stymulację ('General Scale')TAS - skala poszukiwania grozy i przygód (‘Thrill and Adventure Seeking’)ES - skala poszukiwania doznań (‘Experience Seeking’)DIS - skala rozhamowania (‘Disinhibition’)BS - skala wrażliwości na nudę (‘Boredom Susceptibility’) I - skala zapotrzebowania na stymulację intelektualno-poznawczą

Statystyka U Manna-Whitneya (wartości w nawiasach to wielkość efektu d) - zestawienie

choroba Creutzfeldta – Jacoba (BSE)

doustne środki antykoncepcyjne

żywność modyfikowana genetycznie

Uwaga: ujemna wartość d (w nawiasach) oznacza sprzeczny z hipotezą układ średnich

268

Dyskusja i wnioski

Hipoteza mówiła o tym, że osoby o wysokiej potrzebie poszukiwania doznań będą oceniać

ryzyko jako mniejsze niż osoby o niskim poziomie tej potrzeby. Uzyskane wyniki nie są jednoznaczne

(tab. 4.). Do odrzucenia hipotezy zerowej wybrałam konwencjonalny poziom istotności p<0,05.

Istotnymi okazało się zaledwie (?) 21 na 96 porównań (każda ze skal poszukiwania doznań z każdym z

15 ocenianych zagrożeń oraz z zagrożeniami ogółem). Można więc mówić co najwyżej o częściowym

potwierdzeniu hipotezy. Dla zagrożeń ogółem istotny jest tylko związek z wynikami na skali

poszukiwania grozy i przygód (TAS): U=1174; p<0,05; d=0,41. Jest to raczej słaba (ewentualnie

średnia) wielkość efektu. Co ciekawe skala TAS nie jest tą, dla której wystąpiło najwięcej efektów przy

poszczególnych zagrożeniach traktowanych osobno. Dla tej skali wystąpiły tylko 2 takie efekty,

natomiast dla skal DIS oraz I po 5, a dla skali ES 4. Natomiast to właśnie ze skalą TAS wiąże się

najsilniejszy uzyskany efekt d=0,74 (skoki na bungee). Innym silnym efektem jest zależność pomiędzy

skalą DIS a ryzykiem związanym z napojami alkoholowymi d=0,71. Pozostałe zależności

charakteryzują się średnią lub niską siłą związku.

W kwestii wpływu skali poszukiwania doznań (ES) na oceny ryzyka związanego z atakami

terrorystycznymi i operacjami uzyskano wyniki o kierunku sprzecznym z hipotezą. Być może

przyczyną takiego układu wyników jest specyfika tych dwóch rozważanych zagrożeń. Warto

powtórzyć badanie, by sprawdzić, czy efekt się utrzyma. Dobrze byłoby także zdefiniować te

zagrożenia w inny sposób – bardziej zbliżony konkretnością (i możliwością uniknięcia ryzyka przy

zachowaniu odpowiedniej ostrożności) do pozostałych zagrożeń.

Interesującym jest, że dla skali ogólnego zapotrzebowania na stymulację (G) mamy do

czynienia jedynie z dwiema istotnymi zależnościami: środki konserwujące żywność (U=1305,5;

p<0,05; d=0,40) oraz skoki na bungee (U=1302,5; p<0,05; d=0,48). Z faktu, iż w pozostałych skalach

istotnych zależności jest więcej, można wnioskować, że skala G niekoniecznie jest dobrym

predyktorem zachowań, i warto analizować wyniki uzyskane na poszczególnych podskalach.

Hipoteza została potwierdzona częściowo, dla poszczególnych zagrożeń. Jednak fakt

uzyskania w czterech przypadkach wyników sprzecznych z hipotezą oraz mała ilość istotnych

zależności skłaniają do powtórzenia badania. Uwzględnienie w badaniu grup w różnym wieku pozwoli

sprawdzić, czy wiek jest zmienną modyfikującą uzyskane wyniki. Wydaje się to uzasadnione, gdyż

potrzeba poszukiwania doznań jest zmienną związaną z wiekiem30. Interesującym tematem dalszych

badań wydaje się być kwestia postrzegania ryzyka związanego ze skokami na bungee.

30 M. Zuckerman, Behavioral Expressions…, dz. cyt.

269

Niezależnie od powyższych kwestii, uzyskane wyniki są kolejnym głosem w dyskusji

dotyczącej wpływu różnic indywidualnych na postrzeganie ryzyka. Pozwalają wnioskować, że

zapotrzebowanie na stymulację może determinować sposób, w jaki ludzie widzą i oceniają ryzyko. Jak

wspomniane zostało wyżej – przyczyny tej zależności mogą być różne. Jednak nawet nie dochodząc

genezy tych przyczyn warto pamiętać o różnicach indywidualnych, szczególnie w kontekście pracy z

młodzieżą, zapobiegania zagrożeniom, czy bezpieczeństwa pracy.

Bibliografia:

Fischhoff B., Slovic P., Lichtenstein S., Read S., Combs B., How Safe is Safe Enough? A Psychometric

Study of Attitudes Towards Technological Risk and Benefits, „Policy Sciences”, 1978, nr 9.

Gasparski P., Psychologiczne wyznaczniki gotowości do zapobiegania zagrożeniom, Warszawa 2003.

Goszczyńska M., Człowiek wobec zagrożeń, Warszawa 1997.

Goszczyńska M., Tyszka T., Slovic P., Risk Perception in Poland: A Comparison with Three Other

Countries, „Journal of Behavioral Decision Making”, 1991, nr 4.

Hebb D. C., Drives and the C.N.S. (conceptual nervous system), „Psychological Review”, 1955, nr 62.

Klonowicz T., Różnice indywidualne w postrzeganiu zagrożeń, [w:] Tyszka T. (red.), Psychologia i

bezpieczeństwo pracy, Warszawa 1992.

Nosal C. S., Szerszy pogląd na psychologiczne determinanty ryzyka: rola zmiennych poznawczych i

cech temperamentu, „Ergonomia”, 1994, nr 17.

Oleszkiewicz-Zsurzs Z., Adaptacja skali poszukiwania wrażeń (SSS) M. Zuckermana do warunków

polskich, „Przegląd Psychologiczny”, 1985, nr 4.

Paluchowski W. J., Bartkowiak G. (red.), Psychologia a promocja- w poszukiwaniu skuteczności,

Poznań 2004.

Sokołowska J., Ryzyko: wyzwanie czy zagrożenie. Psychologiczne modele oceny i akceptacji ryzyka,

Warszawa 2000.

Strelau J., Psychologia temperamentu, Warszawa 2001.

Strelau J., Psychologia różnic indywidualnych, Warszawa 2002.

270

Tyszka T., Psychologia i Bezpieczeństwo Pracy, Warszawa 1992.

Vlek Ch., Stallen P. J., Rational and personal aspects of risk, „Acta Psychologica”, 1980, nr 45.

Wiśniewska-Szałek A., Banaszak A., Postrzeganie ryzyka przez konsumentów [w:] Paluchowski W. J.,

Bartkowiak G. (red.), Psychologia a promocja– w poszukiwaniu skuteczności, Poznań 2004.

Yates J. F., Risk-Taking Behavior, New York 1992.

Yates J. F., Stone E. R., The risk construct, [w:] Yates J. F. (red.), Risk Talking Behavior, New York 1992.

Yen N-S., Tsai F-C., Risk Perception in Taiwan, „Asian Journal of Social Psychology”, 2007, nr 10.

Zaleśkiewicz T., Wymiary percepcji ryzyka w inwestowaniu pieniędzy, „Czasopismo Psychologiczne”,

1996, nr 2.

Zaleśkiewicz T., Psychologiczne wymiary i determinanty ryzyka, „Ergonomia”, 1999, nr 22.

Zuckerman M., Behavioral Expressions and Biosocial Bases of Sensation Seeking, New York 1994.

271

Dynamika

Karolina Augustyniak

[email protected]

Tylicz a Nowa Fala

Rok 1968 uznawany jest w Polsce za przełomowy, zarówno w życiu społeczno-politycznym,

jak i literackim. Wśród istotnych wydarzeń, w jakie obfitował, znalazły się przede wszystkim masowe

protesty przeciw ograniczeniom wolności, do których pretekstem stało się zdjęcie ze sceny Teatru

Narodowego Dziadów w reżyserii Kazimierza Dejmka, a także antyinteligencka i antysemicka

kampania władz. Zaczęła się wówczas kształtować zorganizowana opozycja polityczna, której

działanie zaowocowało przełomem roku 19801. Przemiany lat 1968-1970 stały się czynnikiem

jednoczącym dla młodych twórców, swoistym przeżyciem pokoleniowym. Do „pokolenia 68” należeli

zatem poeci urodzeni w drugiej połowie lat 40., których czasy studenckie przypadły właśnie na

schyłek lat 60. Zainicjowany przez nich ruch literacki, charakteryzujący się przede wszystkim buntem

wobec „schematów współczesnej kultury masowej, konwencji mowy oficjalnej i alienacyjnych

mechanizmów życia społecznego”2, przeszedł do historii pod nazwą Nowej Fali.

Jak stwierdził jeden z jej głównych przedstawicieli, Stanisław Barańczak: „spójności

przenikającej całe pokolenie (...) nigdy nie było”3. Na Nową Falę składa się bowiem szereg grup

literackich, odmiennie pojmujących cele i zadania poezji, wśród nich m.in. Kontekst, Próby, Centrum,

Agora czy Ugrupowanie 66. Za najważniejszą i najbardziej reprezentatywną dla całości ruchu uchodzi

jednak grupa Teraz.

Była to grupa literacka o charakterze wyraźnie programowym, związana z pismem „Student”

oraz krakowskim klubem studenckim „Pod Jaszczurami”. Powstała w 1968 roku – wśród jej założycieli

znaleźli się: Józef Baran, Wit Jaworski, Julian Kornhauser, Jerzy Kronhold, Jerzy Piątkowski, Stanisław

Stabro i Adam Zagajewski (poeci działali wspólnie do roku 1975; w tym czasie publikowali nie tylko na

1 L. Giemza, Nowa Fala wobec historii, Lublin 2008, s. 19-20. 2 J. Sławiński (red.), Słownik terminów literackich, wyd. 3 poszerzone i poprawione, Wrocław 1998, s. 344. 3 S. Barańczak, Zaufać nieufności. Osiem rozmów o sensie poezji, Kraków 1993, s. 30.

272

łamach „Studenta”, lecz także „Orientacji”, „Dziennika Polskiego”, „Współczesności”, „Poezji” czy

„Nurtu”). Podstawowe wyznaczniki programowe zamieścili w tekście Magiczne zaklęcie, które

wyzwala metafora, opublikowanym na łamach „Współczesności” w roku 1970. Centralnym pojęciem

ich programu był „realizm nienaiwny”, rozumiany jako „analityczny stosunek do zastanych

powszechników i do zastanych przedmiotów obserwacji”, przeciwstawiony „realizmowi naiwnemu”,

utożsamianemu z „bezkrytyczną akceptacją tego, co jest”4. Podsumowaniem twórczości

programowej Zagajewskiego i Kornhausera stała się natomiast słynna książka krytyczna Świat nie

przedstawiony z 1974 roku. Poeci zaznaczyli tam wyraźnie, że zadaniem literatury jest działalność

poznawcza, a zarazem poszukiwanie odniesień do świata wartości: „dopóki literatura nie spłaci

wobec świata długu poznawczego, dopóki go nie dojrzy, nie opisze, wszystkie pozostałe jej funkcje

ulegają albo skarleniu, albo mistyfikacji”5.

Literatura w wydaniu Teraz miała pełnić funkcje naczelnego eksperta moralnego. Członkowie

grupy zauważyli we współczesnej poezji kryzys języka, który wynikał z braku odwagi nazywania

rzeczywistości po imieniu6. Ich twórczość miała ingerować w zjawiska polityczne, społeczne,

kulturalne; ukazywać rozdźwięk pomiędzy rzeczywistością samą a jej przedstawianiem w literaturze

czy środkach masowego przekazu. Założenia artystyczne odsunięto w niej na drugi plan („Chcemy być

współcześni, a nie poetyccy”7) – jakość poezji miały wyznaczać jej „wyniki społeczne”8. Poetów grupy

Teraz połączyło przede wszystkim przekonanie, że „poezja jest niezgodą” – winna być zatem

„agresywna, krytyczna i odważna”9. Przedstawiane w ich programie hasła były mocne i radykalne:

„Nie połączyliśmy się po to, aby łatwiej zdobywać rynek wydawniczy, ale żeby wykazać fałszywą

świadomość naszych rówieśników. Nie piszemy kołysanek, poezją ingerujemy w konkretną

teraźniejszość, a naszą postawę określamy jako realizm nienaiwny”10. Realizacja założeń programu w

praktyce poetyckiej zaowocowała utworami zaangażowanymi, prezentującymi nierzadko

pesymistyczno-katastroficzną wizję świata, wyszydzającymi pozory życia w świecie pozbawionym

solidnych podstaw moralnych. Opisywaniu grozy rzeczywistości w poezji grupy Teraz towarzyszy

jednak próba przywracania systemu wartości. Gdy Jerzy Piątkowski w wierszu Komedia przemocy

4 Magiczne zaklęcie, które wyzwala metafora [manifest krakowskiej grupy poetyckiej Teraz], „Współczesność” 1970, nr 18, s. 4. 5 J. Kornhauser, A. Zagajewski, Świat nie przedstawiony, Kraków 1974, s. 35. 6 G. Gazda, Słownik europejskich kierunków i grup literackich XX wieku, Warszawa 2009, s. 689. 7 J. Leszin (red.), Teraz, Warszawa 1972, s. 30. 8 G. Gazda, dz. cyt., s. 689-690. 9 J. Leszin (red.), Teraz, dz.cyt., s. 3. 10 Tamże, s. 30.

273

pisze: „Przemocy trzeba się uczyć”, już po chwili dodaje: „Niech odwaga będzie / wartość / i nadzieja

/ Na tym przecież usiądę trójnogu”11.

Utwory Teraz osadzone są w konkretnych realiach społeczno-politycznych: „w roku tysiąc

dziewięćset sześćdziesiątym ósmym / widziany przeze mnie na kronice filmowej (...) umierał

siedemnastoletni Chrystus” (Stanisław Stabro, Śmierć Chrystusa12); „Socjalizmu pełne tramwaje,

chłopcy siedzą / na stopniach z rogatywkami w rękach (...)” (Julian Kornhauser, Hasła13); „Redaktorzy

naczelni wielkich proletariackich / czasopism przelatywali nade mną / czarnymi głębokimi wołgami”

(Adam Zagajewski, Simone Weil14). Świat przedstawiany jest w szarych barwach, za pomocą ostrych

środków stylistycznych – intencją pesymizmu jest jak najwierniejsze odmalowanie warunków życia,

tożsamego ze zniewoleniem i zagubieniem jednostki wśród sztywnych schematów komunistycznej

polityki: „Ponury kraj pod kątem prostym, słońce / rzyga do urzędów bezpieczeństwa / (...) mięso

wolności rozrywanej na strzępy pakuje / każdy do dymiącej gazety (...)” (Julian Kornhauser, Zamek

błyskawiczny15); „(...) zbrojna w ogorzałej twarzy świadomość / rozumie seryjne plakaty / rozlepione

przeciwko szczurom / wraz z klasyczną geometrią nazwisk”(Wit Jaworski, Twarze16). W tak ponurych

realiach nawet poezja, której przypisywane są wielkie zadania, staje się niekiedy bezradna;

okrucieństwo świata pozbawia ją należnej godności: „(...) poezja patrzy na mnie jak przestraszone /

zwierzątko, trzaśnijcie drzwiami, a rozleci się / rzeczywistość (...) Poezja, brudny ręcznik hotelowy, /

który przechodzi z rąk do rąk i pachnie / ciągle tym samym szarym mydłem” (Julian Kornhauser,

Poezja17); „Nosimy używane słowa, / wzniosłość i rozpacz / zjedzone przez cudze usta, / chodzimy po

zapadniach cudzego przerażenia” (Adam Zagajewski, W pierwszej osobie liczby mnogiej18). Utwory

poetyckie grupy Teraz stały się konsekwentną realizacją założonego programu: kierowały ostre

światło obserwacji na największe bolączki człowieka uwikłanego w zdehumanizowany system. Poeci

wykorzystywali rozmaite rejestry mowy, poszukując lekarstwa na kryzys języka.

Zaangażowana twórczość grupy Teraz to nie jedyna propozycja literacka sformułowana przez

przedstawicieli „pokolenia 68”. Wśród młodych poetów, debiutujących w drugiej połowie lat

sześćdziesiątych znaleźli się i tacy, którzy poszukiwali własnego miejsca z dala od sporów

ideologicznych, buntu przeciw aktualnej sytuacji społecznej czy politycznej. Ów przeciwny dla Teraz

biegun zajmuje w literaturze grupa Tylicz.

11 Tamże, s. 5. 12 Tamże, s. 11. 13 Tamże, s. 14. 14 A. Zagajewski, Sklepy mięsne, Kraków 1975, s. 16. 15 J. Kornhauser, W fabrykach udajemy smutnych rewolucjonistów, Kraków 1973, s. 26. 16 J. Leszin (red.), Teraz, dz.cyt., s. 29. 17 J. Kornhauser, W fabrykach udajemy smutnych rewolucjonistów, s. 21. 18 J. Leszin (red), Teraz, dz.cyt., s. 22.

274

Jej założycielami w roku 1969 byli: Jerzy Gizella, Andrzej Krzysztof Torbus i Andrzej Warzecha

(studenci filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim). Przyłączyli się do niej również Franciszek

Brataniec (do 1970 roku – jego miejsce zajął wówczas, na namową Jerzego Harasymowicza, Adam

Ziemianin) i Wiesław Kolarz. Za sympatyka Tylicza uznawany jest także Józef Baran (który znalazł się

wcześniej wśród założycieli grupy Teraz) – brał udział w niektórych spotkaniach autorskich oraz

publikował swoje wiersze obok utworów ugrupowania w „Życiu Literackim”. Grupa współpracowała z

czasopismami „Głos Młodzieży”, „Student”, „Gazeta Krakowska” czy „Dziennik Polski”; ogłaszała w

nich kolumny poetyckie (zbiorowe lub indywidualne) w latach 1970-1974.

Pierwszym wspólnym wystąpieniem jej członków było wydanie almanachu poetyckiego Tylicz

w 1972 roku przez krakowski miesięcznik „Głos Młodzieży” przy okazji ogólnopolskiego seminarium

literackiego pt. Industrializacja wyobraźni odbywającego się w Nowej Hucie z inicjatywy

Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy przy Zarządzie Głównym Związku Młodzieży Wiejskiej.

Autorem wstępu do wydawnictwa był Jacek Kajtoch, który określił podstawowe założenia poetyckie

tyliczan. Zauważył, że odwołują się oni do tradycji regionalistycznej, lecz rozumieją ją w sposób

nowoczesny; nie uciekają przy tym od zagadnień uniwersalnych czy aktualnych, lecz przedstawiają je

„w kontekstach najbliższych: krajobrazu, społeczności regionalnej, mieszkańców prowincji”19. Henryk

Cyganik zaś komentując twórczość Tylicza w „Gazecie Krakowskiej” (1973), stwierdził, że jego poezja

jest „różna od pojęciowych, intelektualnych i filozoficznych spekulacji poezji zwanej współczesną”20.

Nazwa ugrupowania (autorstwa Gizelli) pochodzi od niewielkiej miejscowości Tylicz, leżącej

nieopodal Nowego Sącza (większość poetów pochodziła właśnie z Sądecczyzny). Grupa nie miała

charakteru programowego, lecz raczej towarzyski (jej program został zrekonstruowany przez

krytyków z samych utworów poetyckich; tyliczanie orzekli bowiem, że teorie nie powinny wyprzedzać

twórczości – podobna „antyprogramowość” cechowała na przykład słynną grupę Skamander). Jej

działalność opierała się na wspólnych publikacjach, występach w klubach literackich czy studenckich,

uczestnictwie w konkursach literackich, a także nawiązywaniu współpracy z twórcami z innych

dziedzin sztuki (na uwagę zasługuje szczególnie wspólne działanie Adama Ziemianina z Wojciechem

Bellonem, założycielem Wolnej Grupy Bukowiny, zespołu piosenki poetyckiej). Poetów połączyła

przede wszystkim fascynacja podgórskim pejzażem, zbliżone biografie, chęć przeciwstawienia

poetyckich krajobrazów małych ojczyzn treściom społeczno-publicystycznym. Miejsce intelektualizmu

grupy Teraz zajęła filozofia „będąca transpozycją słów Zegadłowicza – wywodzimy się z ziemi, oto cały

19 J. Kajtoch (red), Tylicz, Kraków-Nowa Huta 1972, s. 3. 20 H. Cyganik, Poezja w człowieczym pejzażu, „Gazeta Krakowska” 1873, nr 23, s. 5.

275

rodowód nasz i poezja nasza oraz (w pewnym stopniu) „autentyzm Jana Bolesława Ożoga czy

Stanisława Czernika”21.

Poeci twórczo nawiązywali do tradycji grupy literackiej Muszyna (1957-1961) założonej przez

Jerzego Harasymowicza, która opiewała uroki wsi i prowincji. Harasymowicz, przeciwstawiając się

wpływom awangardy, postulował stworzenie nowej baśni poetyckiej, która najpełniej ukazywałaby

królestwo snu i fantazji22. Na przełomie lat 60. i 70. stworzył on również grupę Barbarus, która

pozostała wierna ideałom Muszyny (Tylicz miał pierwotnie nosić nazwę Muszyna II). Poparcia udzielał

tyliczanom także Tadeusz Nowak, kierujący wówczas działem poetyckim w „Tygodniku Kulturalnym”.

Nowa Fala zarzucała Muszynie ucieczkę od historii do wiejsko-prowincjonalnej sielanki oraz

nieuzasadnione „baśniotwórstwo”. Tylicz, w przeciwieństwie do omawianej wyżej grupy Teraz, stronił

od zaangażowania w proces dziejowy, podejrzany moralnie; przeciwstawiał mu zdrowy rozsądek i

mądrość ludu23. Uciekał od życia publicznego do opisywania prostych ludzkich doświadczeń, mocno

zakorzenionych w codzienności. Liryka grupy przybierała ton ściszony, balladowy; przywoływała

krajobrazy małomiasteczkowych rajów młodości.

Niezwykle istotna dla twórców grupy była komunikatywność przekazu poetyckiego (stąd

wiele utworów przypomina miniatury prozatorskie). Zasadniczą cechą ich poezji była również próba

powrotu „liryki do liryki”, wyzwolenie jej od funkcji ideologicznych, światopoglądowych;

przywrócenie jej wymiaru autotelicznego; wiersze tyliczan to przede wszystkim osobiste wyznania,

mówiące o samym poecie i jego najbliższym otoczeniu24. Dokumentowały one emocjonalne związki

autorów z rodzinną ziemią okolic Nowego Sącza, Muszyny, Tylicza czy Krynicy.

Charakterystyczne motywy pojawiające się w poezji Tylicza to przede wszystkim specyficzna

obyczajowość małych miasteczek, swoistych mikrokosmosów, metaforycznie oddalonych od reszty

świata, żyjących w zgodzie z naturą i szanujących jej prawa: „tu się zaczyna lata dojrzewanie / i

srogość zimy swój napina więcierz / tu konie ciągną wozy z sianem / i mętny Poprad moje pisze

wiersze” (Andrzej Krzysztof Torbus, Tylicz25); „chociaż / coraz dalej jestem / ten mały świat / w

pamięci stuka / a z moich wierszy / jak przez dziurawą kieszeń / wysypują się ballady

prowincjusza”(Wiesław Kolarz, * * * inne już chmur26). Tyliczanie poruszają się w kręgu spraw

człowiekowi najbliższych, najbardziej znanych, najdroższych sercu. Pojawiające się w ich utworach

21 T. Olszewski, Nasz los powszedni. O poezji Adama Ziemianina, „Tygodnik Kulturalny” 1983, nr 38, s.9. 22 G. Gazda, Słownik europejskich kierunków i grup literackich XX wieku, Warszawa 2009, s. 348. 23 J. Pieszczachowicz, Uświęcona przestrzeń Szarego Człowieka (o poezji Adama Ziemianina), [w:] A.

Ziemianin, Nosi mnie, Kraków 1997, s. 75. 24 W. Kiedacz, „Góry nam wieczny dymić będą chorał”. O wierszach grupy Tylicz, „Życie Literackie” 1974, nr

33, s.6-7. 25 A. K. Torbus, Lato pogańskie, Warszawa 1978, s. 16. 26 W. Kolarz, Ballady prowincjusza, Warszawa 1973, s. 7.

276

słowa-klucze to przede wszystkim dom, rodzina, matka: „w królestwie pełno mięty / pokrzyw i

kaczeńców / władca wstąpił do sadu (...) a wieczorem z synem / długo długo mówili / i wysłał go na

nauki / by po nim panował” (Adam Ziemianin, Panowanie27); „na skraju lasu / jest zielony dom /

matka w nim ogień poranny rozpala / i z pierwszym brzaskiem / zawodzi litanię”(Andrzej Krzysztof

Torbus, Na skraju lasu jest zielony dom28); „Matko cierpliwa / tłumiąca choroby / której skradzione

lata / przepadły bez wieści / ani łask jesteś pełna / ani pan jest z tobą”(Wiesław Kolarz, * * * Matko

zwyczajna29); „To ona / dzień po dniu / jeszcze raz nazywała świat / i w siódmym dniu / przy słowie /

człowiek / na jej policzki / opadły łzy” (Andrzej Warzecha, Matka30). Błędem byłoby jednak

postrzeganie tyliczan wyłącznie jako twórców kolorowych obrazków rajów młodości. Byli bowiem

dalecy od sielankowego przedstawiania rzeczywistości – arkadyjskie krajobrazy dzieciństwa

przedstawiane są w ich poezji głównie z pozycji „wygnańca z raju”, zagubionego w chaosie i

rozedrganiu miasta. Urasta ono do rangi symbolu zagrożenia dla pierwotnej harmonii małego

miasteczka – zrywanie więzi z rodzinnymi stronami, problem zagubienia poety w wielkim, nieznanym

świecie ożywa przede wszystkim w cyklu Garsoniera przy ulicy Mazowieckiej z tomu Lato pogańskie

(1978) Andrzeja Krzysztofa Torbusa oraz w drugim tomie Adama Ziemianina Pod jednym dachem

(1977).

Poetom grupy nieobca była również problematyka społeczna, osadzona w kontekście

uniwersalnym – pytanie o zaangażowanie człowieka w życie publiczne jest równocześnie pytaniem o

jego tożsamość. W wierszach Andrzeja Warzechy nieustannie powraca motyw rozdwojenia ról poety:

„Pomiędzy trybuną a ołtarzem (...) stoi poeta / z białym paszportem wiersza” (Andrzej Warzecha,

Biały paszport31). Jego wczesna twórczość wydaje się pokrewna ideałom grupy Teraz. Ożywają w niej

realia socjalistycznego państwa, wielokrotnie powracają motywy wieców, zebrań, przemówień,

urzędowych dokumentów i petycji. Pełnią jednak inną funkcję niż w twórczości Nowej Fali – często

stają się tylko pretekstem do rozważań natury ogólnej, egzystencjalnej: „Pomimo obietnic prałata /

pomimo zapewnień przewodniczącego / jestem sam / jak listopad / do niego / przyznają się tylko

umarli” (Samotność32).

Ostatnia wspólna publikacja grupy Tylicz w czasopiśmie nosi datę 18 sierpnia 1974. Jednak

jeszcze w 1976 roku tyliczanie wzięli udział w 3. Krakowskich Dniach Poezji; a w almanachu wydanym

z tej okazji ogłosili swoje wiersze Baran, Gizella, Kolarz, Torbus, Warzecha i Ziemianin. Działalność

27 A. Ziemianin, Wypogadza się nad naszym domem, Kraków 1975, s. 17. 28 A. K Torbus, Lato..., dz.cyt., s. 30. 29 W. Kolarz, Ballady..., dz.cyt., s. 19. 30 A. Warzecha, Biały paszport, Kraków 1975, s. 44. 31 Tamże, s. 18. 32 Tamże, s. 8.

277

grupowa stała się dla poetów wstępem do indywidualnej twórczości. W roku 1975 samodzielne

tomiki wydali Warzecha i Ziemianin, w dwa lata później – Gizella. Jacek Kajtoch zauważył, że

tyliczanie mieli najwięcej do powiedzenia właśnie w pojedynkę – jako ukształtowane osobowości

twórcze. Wyzbycie się przez nich ornamentyki regionalnej spowodowało, że okazali się lepsi od

członków grupy Teraz pod względem jakości literackiego komunikatu33.

Mimo wszystko grupa Tylicz pozostawała dotąd w cieniu Nowej Fali. Artur Sandauer,

poszukując przyczyn tego zjawiska, zauważa, że Tylicz pozbawiony był wyraźnego zaplecza

krytycznego (co miało związek m.in. z bezprogramowym charakterem grupy): „jest to grupka poetów,

właściwie mało dotąd zauważana. Dlaczego? Ponieważ startowali bez własnej obstawy krytycznej. Jak

się robi grupowy debiut poetycki i literacki? Trzeba mieć krytyków – o resztę mniejsza. W ten sposób

powstaje kołowrót literacki – nawet wokół próżni. Jak debiutowała „Kuźnica”, jak „Współczesność”?

Miały własnych krytyków, złych krytyków, ale – miały. (…) Nowa Fala zaczęła od książki krytycznej,

choć słabej, ale jednak – zaistniałej. Stąd dziś właściwie nie potrzeba jej dzieł – ma w literaturze swoją

rubryczkę i – koniec”34. Stwierdził również, że język poetycki Nowej Fali charakteryzował się daleko

posuniętym schematyzmem – Tylicz triumfuje nad nią właśnie jakością poezji, która na nowo odkryła

liryzm, uczucie35. Nowa Fala zaistniała głównie dzięki działalności publicystycznej, programowej – jej

wczesne tomy poetyckie szybko straciły na aktualności. Mimo to Tylicz był przez nią atakowany za

wtórność i brak ambicji intelektualnych; kojarzono go przede wszystkim z prozatorskim „małym

realizmem” lat sześćdziesiątych36.

Wartość samej poezji grupy Tylicz domaga się zatem przywrócenia jej należnego miejsca w

historii literatury. Przywołanie twórczości grupy pozwala bowiem dostrzec rozmaitość propozycji

poetyckich „pokolenia 68”: nierozstrzygalne konflikty między zaangażowaniem a jego brakiem,

ostrymi i łagodnymi środkami stylistycznymi, między publicystyką a czystym liryzmem.

Bibliografia

Barańczak S., Zaufać nieufności. Osiem rozmów o sensie poezji, Kraków 1993.

33 J. Kajtoch, Tylicz i wiersze Warzechy, [w:] tegoż, Nie tylko o autorach i książkach, Bielsko-Biała 1985, s. 38-39. 34 M. Łukaszewicz, Pogoda dla wytrwałych...czyli o starej Nowej Fali i krakowskiej grupie Tylicz [rozmowa z A.

Sandauerem], „Nowe Książki”, 1983, nr 3, s. 5. 35 Tamże. 36 J. Pieszczachowicz, dz.cyt., s. 73.

278

Cyganik H. , Poezja w człowieczym pejzażu, „Gazeta Krakowska”, 1873, nr 23.

Gazda G., Słownik kierunków i grup literackich XX wieku, Warszawa 2009.

Giemza L., Nowa Fala wobec historii, Lublin 2008.

Kajtoch J. , Nie tylko o autorach i książkach, Bielsko-Biała 1985.

Kajtoch J. (red.), Tylicz, Kraków-Nowa Huta 1972.

Kiedacz W., „Góry nam wieczny dymić będą chorał”. O wierszach grupy Tylicz, „Życie Literackie”,

1974, nr 33.

Kolarz W., Ballady prowincjusza, Warszawa 1973.

Kornhauser J., Zagajewski A., Świat nie przedstawiony, Kraków 1974.

Kornhauser J., W fabrykach udajemy smutnych rewolucjonistów, Kraków 1973.

Kozaczewski J., Polska tradycja literacka w poetyce Nowej Fali, Kraków 2004.

Leszin J. (red.), Teraz, Warszawa 1972.

Łukaszewicz M., Pogoda dla wytrwałych... czyli o starej Nowej Fali i krakowskiej grupie Tylicz

[rozmowa z Arturem Sandauerem], „Nowe Książki”, 1983, nr 3.

Magiczne zaklęcie, które wyzwala metafora [manifest krakowskiej grupy poetyckiej Teraz],

„Współczesność”, 1970, nr 18.

Olszewski T., Nasz los powszedni. O poezji Adama Ziemianina, „Tygodnik Kulturalny”, 1983, nr 38.

Sławiński J. (red), Słownik terminów literackich, Wrocław 1998.

Tokarz B., Poetyka Nowej Fali, Katowice 1990.

Torbus A. K., Lato pogańskie, Warszawa 1978.

Warzecha A., Biały paszport, Kraków 1975.

Zagajewski A., Sklepy mięsne, Kraków 1975.

Ziemianin A., Nosi mnie, Kraków 1997.

Ziemianin A., Wypogadza się nad naszym domem, Kraków 1975.

279

Anna Gawron

[email protected]

Preferencje polityczne- stałe właściwości czy chwilowe kaprysy wyborców?

Pomimo upływu niemal sześćdziesięciu lat od rozpoczęcia w Stanach Zjednoczonych

pierwszych badań nad socjalizacją polityczną, naukowcy do dziś spierają się, co do sposobu, w jaki

kształtują się preferencje polityczne. Ponieważ jednak nie ma całościowej teorii wyjaśniającej proces

powstawania przekonań w sferze poglądów politycznych, badacze koncentrowali się raczej na

interpretowaniu uzyskanych rezultatów w świetle już istniejących teorii z zakresu psychologii

rozwojowej, poznawczej i społecznej. Stąd też duży zamęt metodologiczny i pojęciowy w dziedzinie

psychologii politycznej. Pod pojęciem „preferencji politycznych” kryją się rozmaite konstrukty

teoretyczne i intuicyjne. Preferencje można określać dość ogólnie, posługując się pojęciem

światopoglądów, bądź szczegółowo, opisując postawę jednostki w stosunku do danego obiektu

politycznego. Światopogląd jest zorganizowanym i dość spójnym zestawem przekonań, które niosą ze

sobą także znaczny ładunek emocjonalny1. Postawa jest wyuczoną skłonnością jednostki do

określonego sposobu reagowania i odczuwania oraz myślenia o obiekcie postawy.

Próbę usystematyzowania zgromadzonych dotychczas danych podjęła Krystyna Skarżyńska,

która wyróżnia trzy podstawowe sposoby kształtowania się preferencji politycznych2. Pierwszy z nich

wywodzi się z założenia, że istnieje okres krytyczny dla ukształtowania się preferencji politycznych.

Okres ten rozciąga się pomiędzy dzieciństwem i adolescencją, a głównymi agentami socjalizacji

politycznej są rodzice bądź opiekunowie. Pierwsze wyniki badań wskazywały na duże podobieństwo

wyborów politycznych dzieci i rodziców. Decyzje polityczne ponad 70 procent z 339 młodych ludzi w

wieku od 21 do 24 były zbieżne z preferencjami partyjnymi ich rodziców3. Jednak po wnikliwszej

analizie okazało się, że badanie to przeprowadzone zostało z naruszeniem podstawowych zasad

metodologicznych, na niereprezentatywnych grupach badanych. Mając na uwadze te doświadczenia

Richard G. Niemi ponownie przeprowadził badania na uczniach liceów i ich rodzicach4. Rozpatrując

1 Z. Łoś, Psychologiczne uwarunkowania przekonań socjopolitycznych, [w:] J. Klebaniuk (red.), Fenomen nierówności społecznych, Warszawa 2007, s.449. 2 K. Skarżyńska, Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005, s.126-144. 3 E.E. Maccoby ,R.E. Matthews, A.S. Morton, Youth and Political Change, „Public Opinion Quarterly”, 1954, Nr 1, s. 28. 4 B. I. Sobieszek, R. Niemi, Political Socialization, „Annual Review of Sociology”, 1977, nr 3/1, s.218.

280

triady doszedł wraz ze współpracownikami do wniosku, że bez względu na stosunki panujące między

rodzicami (konflikt lub jego brak), to matki odgrywają większą rolę w transmisji poglądów

politycznych na dzieci. Należy jednak pamiętać, że poszczególne rodziny różnią się między sobą w

zakresie umiejętności przekazywania dzieciom preferencji politycznych. Rodzice, którzy są aktywni

politycznie oraz świadomi własnych inklinacji politycznych, częściej komunikują je swojemu

najbliższemu otoczeniu w czasie prowadzenia debat i sporów przy rodzinnym stole. Tym samym,

poglądy te są czytelne i przejrzyste dla ich najbliższego otoczenia. Dzieci takich rodziców będą miały

nie tylko większą wiedzę z zakresu polityki, ale także więcej szans wyrobienia sobie własnego zdania

w tym zakresie. Kiedy rodzice mają odmienne poglądy, lub są po rozwodzie, zgodność postaw dzieci i

rodziców jest mniejsza. Bez względu na różnice kulturowe, w wielu badaniach wzorcem wychowania,

który zwiększał prawdopodobieństwo transmisji poglądów wewnątrz rodziny, był wzorzec o średnim

stopniu kontroli i represyjności. Istotne okazało się również to, jak dzieci oceniają sukces życiowy i

ogólny poziom satysfakcji z życia swoich rodziców5. Mimo, że początkowe wyniki badań wydawały się

dość spójne i zrozumiałe psychologicznie, późniejsze doniesienia o związku sposobu wychowania z

rodzajem poglądów, nie dostarczają już tak jednoznacznych danych. Duży wpływ na transmisję

preferencji ma więc wiele czynników, związanych zarówno z charakterystyką stosowanego stylu

wychowania, ale także z pewnymi charakterystykami struktury rodziny oraz jej zainteresowania sferą

polityki. Poza tym należy pamiętać, że sama preferencja nie jest zgeneralizowaną postawą wobec

świata polityki. Różne postawy mogą być mniej lub bardziej uświadomione, a ta sama postawa może

mieć różne wyznaczniki. U jej źródeł leżeć mogą różne mechanizmy skłaniające jednostkę do

odmiennych zachowań w stosunku do obiektu postawy o takim samym ładunku znaku6.

Najlepiej jak do tej pory zbadanym procesem, zasadzającym się u podstaw koncepcji

przekazywania poglądów politycznych w obrębie rodziny, jest transmisja postawy zwanej

identyfikacją partyjną. Identyfikacja partyjna, czyli pozytywne ustosunkowanie do danej opcji

politycznej, jest najbardziej stabilną z do tej pory przebadanych orientacji politycznych. Istnieje

znaczne podobieństwo w jej zakresie pomiędzy dziećmi a rodzicami. O tym, że środowisko rodzinne

ma decydujące znaczenie w transmisji zwłaszcza identyfikacji partyjnej, dowiodły klasyczne już

michigańskie badania socjalizacji przeprowadzone przez Kenta M. Jennings’a i Richarda G. Niemi7.

Przeprowadzili oni badania podłużne na uczniach ostatnich klas szkoły średniej i ich rodzicach w

latach 1965, 1973 i 1982 oraz w roku 1997 na dorosłych już uczniach oraz ich dzieciach. Stwierdzono

duże nasilenie transmisji identyfikacji partyjnej i słabszą transmisję pozostałych postaw politycznych.

5 K. Skarżyńska, dz. cyt., s.129. 6 B. Wojciszke, Lubienie, respekt i percepcja polityczna, „Studia Psychologiczne”, 2003, nr 41, s.68. 7 D.O. Sears, S. Levy, Rozwój polityczny w okresie dzieciństwa i w wieku dorosłym [w:] D.O. Sears, L. Huddy, R. Jervis, Psychologia polityczna, Kraków 2008, s. 71.

281

A. N. Valentino i David O. Sears idąc dalej tym tropem zbadali poziom podobieństwa dzieci i rodziców

w zakresie identyfikacji partyjnej w okresach ważnych wydarzeń politycznych oraz stagnacji. Okazało

się, że ważne aktualne wydarzenia polityczne są katalizatorem wzrostu siły postaw związanych z

identyfikacją partyjną u adolescentów8. Wyniku takiego nie uzyskano dla osób dorosłych. Postawy i

przekonania wyrabiane w okresie młodości charakteryzują się dużym stopniem subiektywnej

pewności. Wynikać to może z faktu, iż opinie są nabywane w procesie warunkowania

ewaluatywnego. Różne idee i obiekty polityczne zostają kojarzone pozytywnie lub negatywnie, będąc

źródłem afektu pozytywnego bądź negatywnego. Po pewnym czasie same obiekty zaczynają

funkcjonować jak bodźce bezwarunkowe, wzmacniając pozytywnie bądź negatywnie inne sądy i

osoby z nimi związane9. David O. Sears i współpracownicy wypracowali koncepcję, w myśl której

nabywanie postaw politycznych przez dzieci, jest wynikiem klasycznego warunkowania owych

postaw, zachowań i pojęć. Warunkowanie ewaluatywne prowadzi w efekcie do utrwalenia się

symbolicznych ideologii. Są to ubogie poznawczo, ale bogate w afekt pozytywny i negatywny,

reprezentacje reakcji na określone symbole polityczne. Proces nabywania symbolicznych ideologii

jest bezrefleksyjny. Stąd też tak silne ich oddziaływanie10. Stosunkowo nieliczne badania

przeprowadzono natomiast w zakresie zjawiska negatywnej identyfikacji partyjnej. Charakteryzuje

ono mieszkańców Europy Centralnej i Wschodniej oraz wszystkie te narodowości, które poddane były

oddziaływaniu reżimów totalitarnych. Obywatele byłych republik radzieckich i Polski mają tendencje

do jednoznacznej identyfikacji negatywnej. Wyborcy ci, znacznie częściej opisują swoje wybory

polityczne poprzez wskazanie partii, na którą nigdy nie oddaliby głosu11. Utożsamianie się z

programem jednej partii, czyli identyfikacja pozytywna, może się w tych krajach kojarzyć z byciem

komunistą. Najniższy procent badanych pozytywnie identyfikujących się z jakąkolwiek partią

odnotowano zaś w Polsce12. Barbara Frątczak- Rudnicka dodaje, że proces socjalizacji w Polsce

charakteryzowała do lat dziewięćdziesiątych wysoka niespójność. Dotyczyła ona rozbieżności

pomiędzy oficjalną doktryną państwa, przekazywaną dzieciom w szkołach oraz innych instytucjach

państwowych, a komunikatami, które dzieci otrzymywały w domu. Stąd też proces przekazywania

identyfikacji partyjnej w tych państwach mógł zostać zakłócony13.

Drugi nurt badań nad nabywaniem poglądów politycznych dowodzi, że to, czy postawy

jednostki będą odporne na zmianę czy nie, zależy od momentu historycznego, w jakim ta jednostka

8 Tamże, s.72. 9 K. Skarżyńska, Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005, s.134. 10 Tamże. 11 R. Rose, W. Mishler, Negative and positive Party Identification in Post- Communist Countries, „Electoral Studies”, nr 17/2, s.221. 12 Tamże, s.221. 13 B. Frątczak- Rudnicka, Political Socialization in Poland, s.88, http://oops.unioldenburg.de/volltexte/1999/677/pdf/kap3.pdf, 30.05.2009.

282

się znalazła i w którym dorastała. Badacze przekonują, że osoby żyjące w warunkach stabilizacji

ekonomicznej i politycznej nie mają powodów do rewizji swych poglądów. W ramach tego nurtu

badań sprawdzano jak różnią się przekonania i postawy różnych kohort wiekowych, czyli osób

urodzonych w różnych latach oraz poddanych różnym procesom socjalizacyjnym. W Stanach

Zjednoczonych szczególnie dużo miejsca poświęcono badaniom trzech generacji: osobom urodzonym

przed rokiem 1920; pokoleniu buntowników z lat sześćdziesiątych oraz pokoleniu dzieci owych

buntowników. Najstarsza kohorta była najbardziej konserwatywna i autorytarna. Była to grupa osób,

która przeżyła kryzys lat trzydziestych oraz drugą wojnę światową. Buntownicy lat sześćdziesiątych, a

nawet obserwatorzy tamtych wydarzeń, charakteryzowali się „długo utrzymującym się

liberalizmem”. Najmłodsze pokolenie charakteryzuje polityczny cynizm, brak wiedzy z zakresu polityki

oraz spadek zaangażowania w tę formę aktywności14. Główną rolę w formowaniu poglądów osób z

jednej kohorty wiekowej kształtować ma według badaczy pamięć zbiorowa pokolenia. Składają się na

nią podzielane pokoleniowo wspomnienia dotyczące wspólnej dla tej grupy osób pamięci ważnych

zdarzeń społecznych i politycznych15. Najważniejszymi dla osób z jednej kohorty są te wydarzenia,

które miały miejsce w okresie ich dorastania i wczesnej dorosłości. Jak już wcześniej wspomniałam,

ważne wydarzenia polityczne mogą stać się katalizatorami procesu socjalizacji politycznej. Wzmagają

one dyskusje na dany temat, przez co przyspieszają proces identyfikacji oraz utrwalają poglądy i

postawy. I tak respondenci proszeni o podanie jednego wydarzenia najważniejszego dla świata,

najczęściej wymieniali fakty, które zaistniały w okresie ich młodości i wczesnej dorosłości. Badani,

którzy w roku 1943 mieli 20 lat, za ważne wydarzenie podawali drugą wojnę światową. Respondenci,

którzy w 1968 roku mieli 20 lat, za takie wydarzenie uznali wojnę w Wietnamie, a

dwudziestolatkowie z 1963 roku wymieniali zabójstwo prezydenta Kennedy’ego16. Robert Jervis

analizował życiorysy różnych liderów politycznych. Zauważył on, że podejmując istotne decyzje

polityczne, mają oni tendencję do odwoływania się do wcześniej ukształtowanych schematów

widzenia rzeczywistości politycznej. Niestety rzadko pasują one do aktualnej sytuacji politycznej i

mogą skutkować generalizacją wczesnych doświadczeń. Wpływa to na zubożenie repertuaru

możliwych poglądów i zachowań ze sfery polityki17.

Kolejny nurt badań stanowi przeciwieństwo dwóch wcześniejszych. Zakłada się w nim, że

orientacje polityczne są funkcją aktualnego stadium rozwoju poznawczego oraz bieżącego stanu

jednostki (fizycznego, psychicznego). Tak więc poglądy polityczne nie są jednostce dane raz na

zawsze. Wraz z rozwojem myślenia następuje zmiana w sposobie myślenia politycznego jednostki. Jak

14 K. Skarżyńska, Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005, s.138-139. 15 Tamże, s.139. 16 Tamże, s.139. 17 Tamże, s.140.

283

dotąd nie przeprowadzono badań podłużnych potwierdzających te założenia. Istnieją jednak nieliczne

badania wskazujące, że zmiany w orientacji politycznej osób dorosłych dokonują się głównie w chwili

krystalizacji osobistej tożsamości jednostki, akceptacji nowej roli życiowej oraz konieczności radzenia

sobie z nieoczekiwanymi konsekwencjami nowej roli18. Trudno jest jednak wykazać, że obserwowane

zmiany są efektem cyklu rozwojowego, a nie funkcją doświadczeń poszczególnych kohort wiekowych,

gdyż dotychczas nie przeprowadzono systematycznych badań z tego zakresu.

W toku rozważań nad procesem przekazywania poglądów, zauważono, że u podstaw

nabywania tych samych opinii i preferencji leżeć mogą dwa odmienne procesy. Pierwszym z nich jest

opisana już wcześniej identyfikacja polegająca na włączeniu postawy czy poglądu w strukturę Ja,

traktowanie jej jako przejawu własnej tożsamości. Drugi proces to introjekcja. W przeciwieństwie do

identyfikacji, introjekcja kończy się tylko częściowym włączeniem poglądów i postaw do struktury Ja.

W przypadku introjekcji jednostka jest motywowana do przyjmowania poglądów ważnych dla

swojego otoczenia po to, aby uniknąć przykrych konsekwencji sprzeciwu i rozczarowania osób sobie

bliskich. Jednak przyjmowanie opinii niezgodnych ze swoim własnym zdaniem rodzi sprzeczne

uczucia w stosunku do przyjętych w ten sposób postaw, jak i do samego siebie. Wyborcy, którzy w

małym stopniu byli poddani socjalizacji politycznej i ci, którzy swoje poglądy nabyli drogą introjekcji,

są strategicznymi wyborcami dla specjalistów z dziedziny marketingu politycznego. Twierdzą oni

bowiem, że rodzaj inklinacji ideologicznych, które posiadają wyborcy zależy od kilku czynników19. Po

pierwsze od tego czy wyborcy mają świadomość własnych poglądów i postaw w danym obszarze

tematycznym. Jeśli tak, to pewniejszym jest, że będą się kierować własnymi przekonaniami i

wyznawanymi wartościami przy podejmowaniu decyzji. Jednak nie zawsze się tak dzieje. Jeśli

problem, z którym mają do czynienia jest bardzo konkretny i dotyczy ich osobiście tj. zagraża ich racji

bytu, wówczas będą się raczej kierować własnym aktualnym interesem ekonomicznym, a nie

przesłankami, które wynikać by mogły z ich systemu wartości. Agnieszka Golec i Agnieszka Borowiak

twierdzą, że to, jakie poglądy dana osoba jest skłonna przyjąć zależy od jej sposobu spostrzegania

świata. Stwierdziły one, że osoby charakteryzujące się wysoką potrzebą domknięcia poznawczego,

mają tendencję do przyjmowania poglądów ideologii zamkniętych, porządkujących świat. Decyzje

osób o małej tolerancji niepewności często podejmowane są na podstawie małej ilości

niereprezentatywnych informacji. Dla tych osób ważne jest bowiem zniwelowanie

niejednoznaczności, a nie zdobycie wiarygodnych informacji. Poglądy w ten sposób formułowane

charakteryzują się też wysokim stopniem subiektywnej pewności, dlatego osoby takie, nie będą

18 Tamże, s.136. 19 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańsk 2005.

284

odczuwały potrzeby uzasadniania przyjętej opinii20. Badania Małgorzaty Kossowskiej potwierdzają

tezę o istnieniu związku pomiędzy zamknięciem poznawczym i tendencją do unikania nowości z

przyjmowaniem poglądów konserwatywnych oraz wiarą w autorytety moralne, wyznaczające

właściwe zachowania21. Inne badania próbujące łączyć preferencje światopoglądowe z wymiarami

osobowości i temperamentu nie dostarczają tak jednoznacznych danych22.

Wybory polityczne mogą być także wynikiem zabiegów marketingowych. Najbardziej podatny

na tego typu zabiegi elektorat stanowią wyborcy niezdecydowani. Są to osoby, których poglądy z

różnych przyczyn nie są stabilne. Grupę wyborców niezdecydowanych określić można jako dość

jednorodną. Są to raczej ludzie młodzi, o niewykrystalizowanych opiniach, słabym poczuciu

przynależności partyjnej oraz braku wiedzy z dziedziny polityki23. Badania wykazały, że odpowiednio

przygotowany komunikat telewizyjny, może kierować uwagę wyborców na dowolny temat, w

stosunku do którego kandydaci są następnie oceniani. Tym samym, kwestia ta, zostaje wykreowana

na istotny motyw kampanii, w stosunku do którego, każdy kandydat musi się wypowiedzieć. Media

nie wskazują więc bezpośrednio na kogo oddać swój głos, ale wyznaczają ramy interpretacyjne

kampanii wyborczych24. Dodatkowym czynnikiem wzmagającym wpływ mediów na nasze wybory

polityczne jest mechanizm, który w psychologii nazywamy społecznym dowodem słuszności. Kiedy

nie wiemy jak postępować, zachowania i reakcje innych ludzi stają się dla nas ważnymi wskaźnikami

informacji. Stąd też rodzaj opinii i sądów pojawiających się w mediach może stać się ważną

przesłanką w podejmowaniu decyzji wyborczych. Wyniki badań nad wpływem sondaży na zmiany w

opiniach i preferencjach wyborczych tylko częściowo potwierdzają takie założenie. Vicki G. Morwitz i

Carol Pluzinski przeprowadzili interesujące badania nad wpływem dysonansu poznawczego na

zmianę opinii. Wyniki sugerowały, że wyborcy, którzy przeżywali dysonans w związku z poparciem

kandydata, o którym wiedzieli że przegra, zmieniali swoje preferencje gdy ich oczekiwania

potwierdzały sondaże przedwyborcze. Zmiana preferencji pozwalała zredukować stan napięcia

wywołany przez dysonans25. Inne badania wskazują, że wpływ sondaży na opinie wyborców jest

znaczący tylko wtedy, gdy dysproporcje między kandydatami bądź partiami są znaczące. Jeśli wyniki

sondaży faworyzują jednego z kandydatów, tym większe zdaje się być poparcie dla niego. Jednak nie

wszystkie analizy prowadzą do takiego prostego wniosku, stąd należy traktować je z pewną

20 A. Borowiak, A. Golec, Poznawcze i światopoglądowe wyznaczniki preferencji politycznych, „Studia Psychologiczne”, t.42, z.2, s.13. 21 Kossowska M., Osobowościowe i poznawcze uwarunkowania przekonań politycznych, „Studia Psychologiczne”, 2002, nr 22. 22 Z. Łoś, Psychologiczne uwarunkowania przekonań socjopolitycznych, [w:] J. Klebaniuk (red.) Fenomen nierówności społecznych, Warszawa 2007, s.460-465. 23 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańsk 2005, s.125-135 24 B. Wojciszke, Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2006, s.201. 25 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny..., dz.cyt., s.546-547.

285

rezerwą26. Istnieją także bardziej subtelne oddziaływania mediów na opinie wyborców. Ciekawych

wyników dostarcza analiza ekspresji pozawerbalnej reporterów telewizyjnych przeprowadzona przez

Howarda Firedmana, Timothy’ego L. Mertza i Robina DiMateo. Okazuje się, że regularne oglądanie

prezentera programu informacyjnego, którego ekspresja pozawerbalna jest czytelna dla widzów,

zwiększa prawdopodobieństwo, że widzowie poprą polityka, którego pozawerbalnie faworyzuje

prezenter27. Techniką sterowania informacjami, którą może się posłużyć sam polityk jest

komunikacja wieloznaczna. Komunikaty wieloznaczne spychają uwagę wyborców z tematów ważkich

na błahe, aczkolwiek takie, dzięki którym kandydaci są spostrzegani w bardziej pozytywnym świetle.

Skuteczność komunikatów wieloznacznych jest największa w przypadku dużych różnic zdań na dany

temat oraz przy dużym rozproszeniu opinii w społeczeństwie28. Technika ta nie gwarantuje jednak

całkowitego sukcesu, gdyż wpływa na obniżenie wiarygodności polityka bądź partii ją stosujących.

Jednocześnie warto dodać, że do oceny polityków posługujących się komunikatami wieloznacznymi,

służy wyborcom głównie ich wizerunek. Najnowsze koncepcje wpływu wizerunku na preferencje

opierają się na złożeniu, że do oceny kandydata, wyborcy niezdecydowani najpierw używają

informacji płynącej z reakcji emocjonalnej na dany wizerunek. Dopiero potem ocenę afektywną

starają się uzasadnić dodatkowymi informacjami o kandydacie. Tony Schwartz dodaje, że celem

reklamy jest wywołanie skojarzeń między wartościami posiadanymi przez wyborców, uczuciami, jakie

wywołuje w nich reklama oraz wizerunkiem kandydata29. Ciekawych implikacji dostarczają

przeprowadzone przez międzynarodowy zespół naukowców badania weryfikujące związek reakcji

emocjonalnych i poznawczych na percepcję reklamy. Wpływ emocji na percepcję reklam jest większy

w młodych demokracjach byłych republik radzieckich i Polski. W krajach tych, w przeciwieństwie do

demokracji zachodnich, reklamy polityczne zwiększały poczucie niepewności oraz niezdecydowanie

wyborców30. Więcej uwagi w tych państwach należy więc poświęcić budowaniu pożądanego

wizerunku polityka, którego osobowość stanowić będzie podstawę ocen wyborczych. Zjawiska

takiego nie zaobserwowano w krajach o rozwiniętych procedurach i mechanizmach

demokratycznych. W ostatniej dekadzie dużym powodzeniem cieszyło się stosowanie negatywnych

kampanii wizerunkowych. Skupiają się one głównie na krytykowaniu i oczernianiu rywala. Jak

pokazują wyniki analiz, reklama negatywna może politykowi pomóc zdobyć jedynie głosy wyborców

niezdecydowanych31. Zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy kandydata stosującego kampanię

negatywną, okopują się na swych pozycjach, upewniając się co do słuszności swego zdania.

26 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny..., dz.cyt., s. 543-549. 27 K. Skarżyńska, Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005, s.330-334. 28 W. Cwalina, P. Koniak, Wpływ wieloznaczności przekazów politycznych na kształtowanie preferencji wyborczych, „Psychologia Społeczna”, t.2, s.26-27. 29 W. Cwalina, A. Falkowski, Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańsk 2005, s. 312. 30 Tamże, s. 347-350. 31 Tamże, s.496-506.

286

Polaryzacja poglądów może zostać osłabiona tylko poprzez debaty telewizyjne między przeciwnikami

politycznymi. Wyniki badań z tego zakresu wskazują, że zarówno wizerunek kandydatów, jak i

poruszane przez nich problemy, osłabiają wpływ identyfikacji partyjnej na ostateczny wybór

kandydata. Tak więc wyborcy nie skupiają się tylko na swoich poglądach, ale także na tym, co politycy

mają do powiedzenia, lub jak się prezentują podczas debaty. Ciekawą kwestię związaną z wpływem

telewizji i komunikatów wyborczych na poglądy głosujących podnosi Krystyna Skarżyńska. Jeśli

wyborca spostrzega wpływ mediów jako pożądany, to bez ogródek się do niego przyznaje i

prawdopodobnie w dużej mierze mu rzeczywiście podlega. Jeśli wpływ taki kojarzony jest

negatywnie, to badani przypisują uległość innym, zwłaszcza członkom przeciwnego obozu

politycznego32. Bogdan Wojciszke konkluduje doniesienia K. Skarżyńskiej twierdząc, że pomimo, iż

ludzie otwarcie wyrażają swoje opinie na temat różnych problemów społecznych i politycznych,

udzielane przez nich odpowiedzi mają niewiele wspólnego z rzeczywistością33.

Trudno o jednoznaczną odpowiedź na pytanie postawione w tytule. Dotychczas zgromadzona

wiedza ma charakter fragmentaryczny, a wyniki badań często są ze sobą sprzeczne. Uważam jednak,

że z przytoczonych tutaj badań i koncepcji, choć jak wiadomo, nie jest to całościowy obraz tej

dziedziny psychologii, można wysnuć pewien wniosek ogólny. Sądzę, że to, w jakim stopniu

preferencje polityczne, i wyznaczane przez nie wybory polityczne, są podatne na perswazję czy

manipulację, zależy przede wszystkim od natury procesu socjalizacyjnego. Osoby, u których przybrał

on formę introjekcji, będą bardziej podatne na wpływy otoczenia i mediów. Jednocześnie osoby z

pozytywną identyfikacją partyjną będą przejawiały stałość w swych przekonaniach politycznych.

Jedynymi okolicznościami mogącymi zachwiać tą stałością przekonań są głębokie zmiany

ekonomiczne i społeczne, w obliczu których każdy człowiek myśli o interesie swoim i najbliższych,

zapominając o przesłankach światopoglądowych. O kwestii treści przyjmowanych światopoglądów

mówią jak na razie nieliczne wyniki badań. Wskazują one jednak na to, że znaczącą rolę odgrywać tu

mogą formalne właściwości jednostek. Dotychczas wykazano jedynie związek potrzeby domknięcia z

przyjmowaniem światopoglądu określonej treści34.

Bibliografia

Błoch B., Doliński D., Sekwencyjność napływających informacji a formowanie wrażenia dotyczącego

innej osoby, „Psychologia Społeczna”, 2006, nr 1.

32 K. Skarżyńska, Wpływ telewizji na postawy i decyzje wyborcze oraz jej percepcja, [w:] J. Grzelak, M. Lewicka (red.), Jednostka i społeczeństwo. Podejście psychologiczne, Gdańsk 2001. 33 B. Wojciszke, Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2006, s.201. 34 M. Kossowska, Osobowościowe i poznawcze uwarunkowania przekonań politycznych, „Studia Psychologiczne”, t. XL, z.2, s.70-73.

287

Borowiak A., Golec A., Poznawcze i światopoglądowe wyznaczniki preferencji politycznych, „Studia

Psychologiczne”, 2004, nr 42.

Cwalina W., Falkowski A., Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna, Gdańsk 2007.

Cwalina W., Koniak P., Wpływ wieloznaczności przekazów politycznych na kształtowanie preferencji

wyborczych, „Psychologia Społeczna”, 2007, nr 2.

Grzelak J. (red.), Lewicka M., Jednostka i społeczeństwo. Podejście psychologiczne, Gdańsk 2001.

Klebaniuk J. (red.), Fenomen nierówności społecznych, Warszawa 2007.

Kossowska M., Osobowościowe i poznawcze uwarunkowania przekonań politycznych, „Studia

Psychologiczne”, 2002, nr 22.

Łoś Z., Psychologiczne uwarunkowania przekonań socjopolitycznych [w:] Klebaniuk J. (red.), Fenomen

nierówności społecznych, Warszawa 2007.

Maccoby E.E., Matthews R.E., Morton A.S., Youth and Political Change, „Public Opinion Quarterly”,

1954, nr 1.

Niemi R., Sobieszek B. I., Political Socialization, „Annual Review of Sociology”, 1977, nr 3/1.

Opałek- Orzechowska A. , Próby konstrukcji twierdzeń teoretycznych na gruncie badań nad

socjalizacją polityczną , „Studia Nauk Politycznych”, 1986, nr 64.

Rose R., Mishler W., Negative and positive Party Identification in Post- Communist Countries,

„Electoral Studies”, 1998, nr 17/2.

Sasińska-Klas T., Socjalizacja polityczna. Teoria, badania, ustalenia, Kraków 1992.

Sears D.O., Huddy L., Jervis R., Psychologia polityczna , Kraków 2008.

Sears D.O., Levy S., Rozwój polityczny w okresie dzieciństwa i w wieku dorosłym [w:] D.O. Sears, L.

Huddy, R. Jervis, Psychologia polityczna, Kraków 2008.

Skarżyńska K., Człowiek a polityka. Zarys psychologii politycznej, Warszawa 2005.

Skarżyńska K., Wpływ telewizji na postawy i decyzje wyborcze oraz jej percepcja, [w:] Grzelak J. (red.),

Lewicka M., Jednostka i społeczeństwo. Podejście psychologiczne, Gdańsk 2001.

Wojciszke,B. , Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2006.

Wojciszke B., Lubienie, respekt i percepcja polityczna, „Studia Psychologiczne”, 2003, nr 41.

Netografia:

288

Frątczak- Rudnicka B., Political Socialization in Poland, s.88

http://oops.unioldenburg.de/volltexte/1999/677/pdf/kap3.pdf, 30.05.2009.

289

Agata Kozak

[email protected]

Ponowoczesne przemiany życia małżeńsko-rodzinnego

Współcześnie obserwujemy gwałtowne zmiany we wszystkich sferach życia ludzkiego. Wielu

badaczy stwierdza, iż w drugiej połowie XX wieku kończy się era nowoczesna i rozpoczyna epoka

określana mianem postmodernizmu lub ponowoczesności. Wiąże się ona z przeobrażeniami w

najważniejszych dziedzinach – społecznej, ekonomicznej, kulturowej. Wszelkie rozważania nad

przemianami w życiu małżeńsko-rodzinnym, nie mogą być więc oderwane od specyfiki

ponowoczesności. Procesami charakterystycznymi dla obecnej rzeczywistości są indywidualizacja,

deinstytucjonalizacja, demokratyzacja oraz pluralizm norm, zasad, wartości. W dzisiejszych czasach

rodzina, jako trwała stabilna struktura społeczna, traci na znaczeniu. „Ponowoczesna strategia

życiowa każe unikać jak ognia wszystkiego, co to raz na zawsze, na wieki wieków, aż śmierć nas

rozdzieli”1, wtłaczając człowieka w świat włóczęgi – nie przywiązującego się do miejsc, a relacje

międzyludzkie traktującego jako serie niepowiązanych ze sobą zdarzeń, niewartych uwagi epizodów.

Pustka aksjologiczna i hedonistyczne orientacje życiowe burzą w ludziach poczucie bezpieczeństwa i

prowokują do skazanych na klęskę poszukiwań „zasad etycznych, takich, o których można by

powiedzieć nie tylko, że są powszechnie »uznawane«, ale i powszechnie »przestrzegane«. Zasad,

które tak mogłyby uregulować nasze wzajemne stosunki – nasze z innymi i jednocześnie innych z

nami – byśmy mogli czuć się bezpiecznie w cudzej obecności, wspierać się, spokojnie współpracować,

z obcowania ze sobą czerpiąc przyjemność, nie skażoną lękiem i podejrzliwością”2. Wszystkie te

czynniki sprawiają, że poszukiwane są nowe formy relacji międzyludzkich, przystające do

współczesności lepiej niż małżeństwo. Czy dynamicznie rozwijające się na tym gruncie i zyskujące

coraz większą popularność związki nieformalne są w stanie zdominować, po czym zastąpić związki

małżeńskie?

1 Z. Bauman, Ponowoczesność jako źródło cierpień, Warszawa 2000, s. 143. 2 Z. Bauman, Etyka ponowoczesna, Warszawa 1996, s. 25.

290

Tradycyjny homogeniczny model życia małżeńsko-rodzinnego w obliczu przemian

modernizacyjnych i postmodernizacyjnych stracił znaczenie. Autorytarna, patriarchalna,

wielofunkcyjna, wielopokoleniowa rodzina tradycyjna, z ojcem jako jej jedynym żywicielem,

przeobraziła się w nuklearną, demokratyczną, niezależną, małodzietną rodzinę współczesną. „Przez

wieki małżeństwo i rodzina były bezpośrednim elementem porządku społecznego. (…) Wymogi roli

obu płci nakreślone były w najdrobniejszych szczegółach i dotyczyły codziennego życia, działań

gospodarczych i seksualności”3. Obecnie normy społeczne nie ingerują tak silnie w życie rodzinne, a

pełnione role i oczekiwane zachowania określone są przez potrzeby indywidualne oraz sytuację

wewnątrzrodzinną. Jedną z najważniejszych przyczyn odejścia od tradycyjnych i przejścia do

nowoczesnych modeli rodziny była rewolucja w sferze seksualnej wraz ze zmianą pozycji kobiet w

społeczeństwie. Liberalizacja życia seksualnego uwolniła kobiety od archaicznego przypisywania im

roli pasywnych, pozbawionych wszelkich praw publicznych, zależnych od mężczyzn, aseksualnych

niewolnic domowych. Odwieczne przekonanie, iż mężczyzna powinien mieć bogate życie seksualne,

również poza łożem małżeńskim, natomiast doświadczenia seksualne kobiety powinny ograniczać się

do kontaktów z mężem, odeszło do lamusa. Upadł również mit kobiety uległej, dla której seks

pozbawiony jest przyjemności i dotyczy wyłącznie spełniania małżeńskiego obowiązku. Rewolucja

seksualna pociągnęła za sobą dążenia kobiet do równouprawnienia, przyznania czynnych i biernych

praw wyborczych oraz możliwości decydowania o swoim życiu i ciele. Ruchy emancypacyjne

otworzyły kobietom drogę do edukacji oraz pracy zawodowej, co zachwiało tradycyjnym podziałem

ról rodzinnych. Pozycja mężczyzny, jako głowy rodziny, została osłabiona, kobieta natomiast zrzuciła z

siebie jarzmo niewolnicy domowego ogniska. „Seks był kiedyś, według Baumana, foucaultowskim

»urządzeniem związku« budującym strukturę rodzinną i partnerstwo między małżonkami. Dzisiaj

przyczynia się do rozluźnienia tej struktury i niweczenia powinności małżeńskich”4. Przekonanie o

tym, że małżeństwo jest podstawową komórką społeczno-ekonomiczną legitymizującą stosunki

seksualne, odeszło bezpowrotnie. Odtąd związki małżeńskie przestano postrzegać jako wspólnoty

interesów, i zaczęto zawierać małżeństwa „z miłości”, a nie „z rozsądku”. Rewolucja seksualna

doprowadziła także do rozpropagowania antykoncepcji i oddzielenia funkcji seksualnych od

prokreacyjnych. Ekonomiczne i społeczne uniezależnienie się kobiet od mężczyzn, postęp w zakresie

planowej kontroli urodzeń oraz coraz częstsze akcentowanie satysfakcji oraz samorealizacji, jako

głównych komponentów związku, zakwestionowało trwałość i nierozerwalność „węzła”

małżeńskiego. „Niezależność finansowa kobiet, a także prawna dopuszczalność rozwodu prowadzą

do tego, że kobiety nie będące gospodyniami domowymi na utrzymaniu męża często z tej możliwości

korzystają w momencie, gdy partner przestanie spełniać pokładane w nim na początku związku

3 K. Slany, Alternatywne formy życia małżeńsko - rodzinnego w ponowoczesnym świecie, Kraków 2002, s. 53-54. 4Tamże, s. 97.

291

oczekiwania albo gdy uczucie między małżonkami wygaśnie”5. Trwałość małżeństwa sprowadzona

została do kalkulacji zysków i strat płynących z pozostania w związku lub jego rozwiązania i wejścia w

całkiem nową relację. Wszystkie te zmiany życia małżeńsko-rodzinnego doprowadziły do poszukiwań

nowych alternatywnych form życia we dwoje.

Współcześnie możemy zaobserwować nieustanny wzrost liczby związków nieformalnych, tak

w krajach Europy Zachodniej, jak i w Polsce. W języku prawnym oraz potocznym dla określenia nazwy

tego typu relacji międzyludzkich używa się nazwy „konkubinat”. Termin ten pochodzi od łacińskiego

»com cubare« - „sypiać ze sobą” i definiowany jest, jako „trwałe pożycie mężczyzny i kobiety bez

zawarcia związku małżeńskiego”6. Z uwagi na przyjmowanie pejoratywnego zabarwienia w języku

potocznym przez to pojęcie, postuluje się zmianę nazewnictwa na, występujący w literaturze

socjologiczno-psychologicznej, termin „kohabitacja”. Najprościej kohabitację można zdefiniować jako

„wspólne zamieszkiwanie dwóch nie spokrewnionych dorosłych osób, połączone utrzymywaniem

intymnych kontaktów i prowadzeniem wspólnego gospodarstwa domowego, przy czym związek ten

nie jest zalegalizowany”7. Przyczyn, dla których ludzie wybierają związki nieformalne zamiast

małżeństwa, wymienianych jest wiele. Dla ludzi młodych, kohabitacja najczęściej jest próbą życia we

dwoje – przybiera postać narzeczeństwa. Taki typ kohabitacji odpowiada pierwszemu stopniowi

małżeństwa, w koncepcji małżeństwa dwustopniowego Margaret Mead – „ten pierwszy stopień to

małżeństwo intymne, które zawierają ze sobą mężczyzna i kobieta, nie mający w najbliższych planach

posiadanie dzieci. (…) Drugi stopień to małżeństwo rodzinne zawierane, kiedy już pojawiają się dzieci,

wyłącznie dla ich dobra”8. Ten rodzaj związku nieformalnego występuje najliczniej, w Polsce w

ostatnich latach wzrasta odsetek osób pozostających w związkach wolnych wśród ludzi do 29 lat, a

zmniejsza się w przedziale wiekowym 30-39 oraz 40-49 lat. Kohabitację jako alternatywę dla

małżeństwa wybierają natomiast najczęściej ludzie rozwiedzieni, mający za sobą nieudane

małżeństwo. Obie formy tego zjawiska są jednak nietrwałe. Jak podają L. Bumpass i J. Sweet „40%

wszystkich pierwszych związków rozpada się w ciągu 10 lat. Wskaźnik rozpadu wszystkich pierwszych

kohabitacji jest prawie dwa razy wyższy niż pierwszych małżeństw (57% w stosunku do 30%

małżeństw). W ciągu 2 lat rozpada się 29% kohabitacji i 9% małżeństw. Zaledwie 10% związków

nieformalnych trwa dłużej niż 10 lat”9. Według Manuela Castellsa natomiast „prawie połowa

związków kohabitacyjnych kończy się w ciągu roku, 40% przekształca się w małżeństwa formalne, z

których 50% kończy się rozwodem, zaś 2/3 z nich wchodzi w małżeństwa powtórne, które z wysokim

5 T. Szlendak, Architektonika romansu. O społecznej naturze miłości erotycznej, Warszawa 2002, s. 292. 6 E. Sobol (red.), Nowy słownik języka polskiego, Warszawa 2003, s. 349. 7 P. Szukalski, Kohabitacja w Polsce [w:] W. Warzywoda-Kruszyńska, P. Szukalski (red.), Rodzina w zmieniającym się społeczeństwie polskim, Łódź 2004, s. 49. 8 T. Szlendak, dz. cyt., s. 299. 9 A. Kwak, Rodzina w dobie przemian : małżeństwo i kohabitacja, Warszawa 2005, s. 171.

292

prawdopodobieństwem (większym niż ma to miejsce wśród ogółu związków małżeńskich) zakończą

się rozwodem”10. Badacze wskazują również na pojawiający się problem „seryjnych kohabitantów” –

ludzi, których kolejne związki nieformalne są coraz bardziej nietrwałe. Często podkreśla się łatwiejsze

wchodzenie i wychodzenie z tego typu związków, nie zauważając, iż rozwiązanie związku

nieformalnego jest od strony prawnej trudnym procesem. Z tego względu wiele krajów Europy

Zachodniej stara się wprowadzać ustawy nadające związkom wolnym status prawny. We Francji

wprowadzony w 1999 roku Cywilny Pakt Solidarnościowy (Pacs) zrównuje w prawach kohabitację z

małżeństwami. Partnerzy żyjący w tego typu związkach po 3 latach mają prawo „do wspólnej

deklaracji podatkowej i innych ulg fiskalnych, korzystania z ubezpieczenia zdrowotnego partnera oraz

do dziedziczenia po nim”11. Aby jednak rozwiązać umowę wystarczy decyzja tylko jednego z

partnerów kohabitacyjnych. W Belgii w 2001 roku wprowadzono prawo o „legalnej kohabitacji”,

które zobowiązuje partnerów do ponoszenia obopólnej odpowiedzialności za wspólne gospodarstwo,

nie daje jednak przywilejów spadkowych. W Polsce „dominuje pogląd, że przepisów dotyczących

małżeństwa nie powinno się stosować w stosunku do konkubentów”12. Nie tworzy się również

żadnych uregulowań prawnych względem samej kohabitacji. Kodeks rodzinny i opiekuńczy w kręgu

osób zobowiązanych do alimentacji nie wymienia konkubentów, jeżeli jeden z partnerów zachoruje

lub straci pracę, drugi może go opuścić nie mając wobec niego żadnych zobowiązań. Osoby

pozostające w związkach nieformalnych często nie wybiegają w przyszłość, nie martwią się, albo w

ogóle nie myślą o podziale majątku w przypadku rozstania. Problemem jest również chęć posiadania

dzieci. Wciąż to małżeństwo „uznawane jest za właściwe miejsce do rodzenia i wychowywania

dzieci”13, dlatego osoby kohabitujące częściej mają mniejszą skłonność do posiadania dzieci, co

upodabnia ich bardziej do ludzi stanu wolnego niż do małżonków. Badania pokazują, iż pojawienie się

dziecka, prowadzi do zalegalizowania związku, zaś kohabitacje, które nie przekształciły się w

małżeństwo „były najbardziej kruche i 1 na 5 rozpadło się przed ukończeniem przez dziecko 5 lat”14.

W razie rozstania partner bądź partnerka może wystąpić do sądu jedynie z pozwem o alimenty na

dzieci, nie może natomiast w razie nie zapewnienia przez partnera potrzeb rodziny wystąpić z

roszczeniem o zadośćuczynienie. Dodatkowo w przypadku śmierci, partnerowi nie należy się renta

rodzinna, a problemem jest też dziedziczenie. Wedle polskiego prawa spadkowego nawet po spisaniu

testamentu, spadkobiercom ustawowym (rodzinie) należy się zachowek, nie można więc, przekazać

całego majątku osobie, patrząc od strony prawnej, obcej. Co więcej, konkubent nie może skorzystać z

10 K. Slany, dz. cyt., s. 147. 11 J. Piechnik-Borusowska, Czy wolne związki będą alternatywą dla życia małżeńskiego i rodzinnego w Polsce? (na przykładzie badań w województwie opolskim), „Edukacja Dorosłych”, 2001, nr 2, s. 61. 12 Tamże, s. 62. 13 A. Kwak, dz. cyt., s. 173. 14K. Slany, dz. cyt., s. 162.

293

ulg w zapłacie podatku od spadku, co wiąże się zwykle z koniecznością zapłaty wyższej przewidzianej

stawki podatkowej.

Jednym z wymienianych pozytywnych aspektów pozostawania w wolnych związkach jest

możliwość bycia niezależnym oraz kultywowanie indywidualności, czego w małżeństwie doświadczyć

nie można. Podział ról oraz sposób ich realizowania zależy jednakże od samych partnerów, którzy

mogą oprzeć kohabitację na modelu tradycyjnym, natomiast w małżeństwie urzeczywistnić

demokratyczny model pełnej wspólnoty. Ponadto z definicji związek jest to „stosunek różnych

elementów łączących się ze sobą, wpływających na siebie, oddziaływających na siebie, spójność,

łączność, powiązanie”15 – jest więc wyrzeczeniem się części indywidualizmu oraz niezależności na

rzecz jedności. Mylne jest postrzeganie kohabitacji jako tworu bardziej demokratycznego niż

małżeństwo, bowiem demokracja jest z założenia wspólnym podejmowaniem decyzji oraz

poszanowaniem praw innych ludzi, a nie koncentrowaniem się na zaspakajaniu własnych potrzeb.

Aby relację pomiędzy dwojgiem ludzi można było więc nazwać związkiem, musi istnieć pomiędzy nimi

więź, wzajemny szacunek oraz szczerość, a podstawową zasadą związku demokratycznego jest

założenie, iż nie ma praw bez obowiązków. Można zaobserwować znaczną rozbieżność w

postrzeganiu tego aspektu związku przez mężczyzn i kobiety. Mężczyźni uważają związek

nieformalny, za „związek wymagający mniejszego poświęcenia i mniejszej odpowiedzialności za

partnerkę w porównaniu z wymogami obowiązującymi w małżeństwie”16, dla kobiet natomiast

kohabitacja to zapowiedź małżeństwa. Kohabitacja może więc być wybierana, ze względu na niechęć

przyjęcia na siebie obowiązku zadbania o partnera oraz odpowiedzialności za swoje czyny, czyli

traktowana jako forma spełniania egoistycznych zachcianek.

Mówiąc o związkach intymnych nie można pominąć aspektu miłości oraz seksualności. W

dzisiejszych czasach seksualność jest czymś „co każdy z nas »ma« i może kształtować, nie zaś – jak

dawniej – kondycją naturalną, którą uznaje się za z góry ustalony stan rzeczy”17, a stało się tak za

sprawą równouprawnienia kobiet i mężczyzn w sferze seksualnej. Liberalizacja życia seksualnego, a

także akceptacja dla przedmałżeńskiego oraz pozamałżeńskiego współżycia seksualnego oraz

seksualnych związków homoseksualnych osłabiły pozycję małżeństwa, dając jednocześnie możliwość

rozwoju związkom alternatywnym. Aby życie erotyczne partnerów było aktem obopólnego dawania i

czerpania satysfakcji seksualnej, potrzebna jest wzajemna miłość, rozumiana znacznie szerzej niż

„zadośćuczynienie egoistycznemu pragnieniu wypełnienia pustki w swoim życiu przez »konsumpcję

15 E. Sobol (red.), Nowy słownik języka polskiego, Warszawa 2003, s. 1297. 16 K. Slany, dz. cyt., s. 150. 17 A. Giddens, Przemiany intymności. Seksualność, miłość i erotyzm we współczesnych społeczeństwach, Warszawa 2006, s. 27.

294

partnera«”18 – powiązana z troską, bliskością oraz wiernością. Miłości nie można sprowadzać do

poziomu dobra materialnego czy też utożsamiać z zaspakajaniem potrzeb seksualnych, bowiem

składają się na nią 3 czynniki: intymność, namiętność i zaangażowanie. Ażeby relacja pomiędzy

dwojgiem ludzi przerodziła się w związek trwały muszą wystąpić wszystkie wymienione elementy, w

przeciwnym razie dojdzie do nieuchronnego końca. Jednakże, jak pisze Zygmunt Bauman: „zawiera

się dziś związki nie »po to aby«, nie z myślą o tym, aby służyły one czemuś innemu niż one same – ale

gwoli korzyści, jakie ma się nadzieję wydobyć ze związku samego, gwoli satysfakcji, jaką dostarczyć

ma partner w toku intymnego obcowania (…). Byłoby bezsensowne domaganie się, by miłość taka, a

tym bardziej związek, któremu przestała ona towarzyszyć, trwał dłużej niż satysfakcje, jakich

dostarczają sobie nawzajem partnerzy”19. Dlatego w kulturze ponowoczesnej lepiej jest być „obok”

niż „razem”, a miłość traktować jak ludyczną grę, beztroską zabawę zorientowaną na przygody, a nie

na zaangażowanie w związek. Ponowoczesność w stabilne normy i zasady regulujące relacje

międzyludzkie wprowadziła chaos, umożliwiając, w świecie „podmiotowości”, hedonistyczne

sprowadzenie partnera seksualnego do roli przedmiotu użytkowego. Nastawieni na czerpanie,

ceniący przyjemność i doraźne korzyści, „(…) odzwyczajeni w »konsumpcyjnych« czasach od

naprawiania czegokolwiek młodzi ludzie rezygnują z walki o związek w momencie, gdy »coś się w nim

psuje« – gdy zanika pasja erotyczna”20. W związkach natomiast, tak małżeńskich jak i

kohabitacyjnych, nie ma miejsca na zdradę, ponieważ „(…) zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet

wykształciła się dyspozycja psychiczna skierowana na zwalczanie niewierności partnera. (…) Gdy

pojawia się ryzyko cierpienia, uprzednio zaprogramowana dyspozycja psychiczna da o sobie znać i

zniszczy nawet najbardziej otwarty z »otwartych« związków”21. Obecnie nasze popędy, uwolnione

spod jarzma restrykcyjnych zasad podczas rewolucji seksualnej, przynoszą chaos, prowadzący do

kryzysu tożsamości. „Możemy trwać w małżeństwie i mieć wielu kochanków, być w separacji,

rozwieść się, a potem ponownie wziąć ślub. Możemy żyć we troje z kochanką męża lub kochankiem

żony, możemy mieszkać z całą grupą przyjaciół i wspólnie z nimi wychowywać nasze dzieci. Możemy

kręcić w domu amatorskie filmy pornograficzne z naszym udziałem i upowszechniać je w Internecie.

Możemy brać udział w spotkaniach swingersów, kiedy seks we dwoje do cna nam się znudzi. Możemy

utopić samotność w oglądaniu porno obrazków dostępnych w sex-shopach na rogu każdej ulicy i

bawić się w erotyczne gry na domowym komputerze. (…) Możemy kupować każdą usługę seksualną,

a partnerami poznanymi przypadkiem w dyskotece jedynie się bawić, używając ich w krótkotrwałej

ekstazie, niczym, nie przymierzając, nowego telefonu komórkowego”22. Czy jednak nie brakuje nam

18 T. Szlendak, dz. cyt., s. 297. 19 K. Slany,dz. cyt., s. 94. 20 T. Szlendak, dz. cyt., s. 296. 21 R. Baker, Seks w przyszłości. Spotkanie pierwotnych popędów z technologią jutra, Poznań 2002, s. 61. 22 T. Szlendak,dz. cyt., s. 312.

295

jakiegoś drogowskazu, który sprawiłby, że nie zagubimy się w tym gąszczu chwilowych erotycznych

uniesień?

W czasach, gdy człowieka – jego subiektywność, wolność wyboru, indywidualność, stawiamy

ponad wszelkie inne wartości, staramy się wypracować nowe formy związków intymnych, kierując się

przy tym chęcią osiągnięcia prywatnego szczęścia, kosztem drugiego człowieka. Dzisiejsze, niestabilne

czasy, emanujące różnorodnością sposobów, wielością dróg, relatywizmem moralnym oraz

aksjologicznym budzą w ludziach poczucie zagrożenia. Bezradni, zagubieni „(…) poszukujemy

niewzruszonych i godnych zaufania zasad, które mogłyby dać nam pewność, że z chwilą ich

zaakceptowania słuszność będzie już zawsze po naszej stronie. (…) Wygląda jednak na to, że

potrzebnych do szczęścia zasad jest zbyt wiele: przemawiają one różnymi głosami, jedne wychwalają

to, co inne zganiły”23. Człowiek, jako istota społeczna, potrzebuje drogowskazów, gotowych „modeli”

relacji międzyludzkich, których w ponowoczesnym pluralizmie odnaleźć nie sposób. W tym chaosie,

ważny jest punkt oparcia, bezpieczna przystań dająca ludziom poczucie ciągłości i może być nią

jedynie ponowna, instytucjonalna stabilizacja – małżeństwo. W ten sposób historia związków

międzyludzkich zatoczy koło – od tradycyjnego modelu rodziny, w którym mężczyzna skupiał w

swoich rękach władzę nad kobietą, poprzez różnorodne związki damsko-męskie, do małżeństwa,

które tym razem będzie dalekie od feudalnego rozkładu ról pomiędzy płciami, jak również

postmodernistycznego „seksualnego chaosu”.

Bibliografia

Baker R., Seks w przyszłości. Spotkanie pierwotnych popędów z technologią jutra, Poznań 2002.

Bauman Z., Etyka ponowoczesna, Warszawa 1996.

Bauman Z., Ponowoczesność jako źródło cierpień, Warszawa 2000.

Giddens A., Przemiany intymności. Seksualność, miłość i erotyzm we współczesnych społeczeństwach,

Warszawa 2006.

Kwak A., Rodzina w dobie przemian: małżeństwo i kohabitacja, Warszawa 2005.

Piechnik-Borusowska J., Czy wolne związki będą alternatywą dla życia małżeńskiego i rodzinnego w

Polsce? (na przykładzie badań w województwie opolskim), „Edukacja Dorosłych”, 2001, nr 2.

Slany K., Alternatywne formy życia małżeńsko- rodzinnego w ponowoczesnym świecie, Kraków 2002.

23 Z. Bauman, Etyka ponowoczesna, Warszawa 1996, s. 30.

296

Sobol E., Nowy słownik języka polskiego, Warszawa 2003.

Szlendak T., Architektonika romansu. O społecznej naturze miłości erotycznej, Warszawa 2002.

Szukalski P., Kohabitacja w Polsce [w:] W. Warzywoda-Kruszyńska, P. Szukalski (red.), Rodzina w

zmieniającym się społeczeństwie polskim, Łódź 2004.

Warzywoda-Kruszyńska W., Szukalski P. (red.), Rodzina w zmieniającym się społeczeństwie polskim,

Łódź 2004.

Wojciszke B., Psychologia miłości. Intymność. Namiętność. Zaangażowanie, Gdańsk 1998.

297

Anna Popłonyk

[email protected]

Autobiografia jako edukacja z perspektywy czasu wzbogacona o aspekt terapeutyczny u osób

znajdujących się w okresie wczesnej dorosłości.

W życiu każdego z nas nadchodzi taki moment, w którym rodzi się nieodparta chęć

opowiadania o swoim życiu w inny niż zazwyczaj sposób. Staramy się odkryć te karty naszego

istnienia, które są niewiadomą, ponieważ zaczynamy odczuwać dyskomfort wynikający z niepełnej

wiedzy o sobie i dlatego rozpoczynamy podróż wgłąb własnej historii życia. Droga tych poszukiwań

zaczyna się od narodzin myśli autobiograficznej, a to jak dalece rozwiniemy własną narrację zależy

od nas. Autobiografia stwarza wiele możliwości, a młody człowiek ma szansę stania się świadomym i

aktywnym współtwórcą tego procesu.

Każdy człowiek ma swoje zasady, które na drodze życia odkrywa, systematyzuje, weryfikuje,

kształtuje na miarę swoich możliwości i potrzeb. Częstym pytaniem jakie stawia sobie, jest pytanie o

sens życia, w jakim kierunku powinno ono zmierzać. Zważywszy na to, że każda narracja jest inna,

sposób jej poznawania, zgłębiania oraz interpretowania przebiega różnie, przyczyniając się do

wzrostu wiedzy osobistej stanowiącej podłoże do prawidłowego funkcjonowania na różnych

płaszczyznach życia.

Jedną z dróg pozwalających na odkrycie „prawdy” drzemiącej w naszej historii stanowi

autobiografia. Wciąż tkwi w nas potrzeba opowiadania o swoim życiu, albo choć o jego pewnej części,

ponieważ pragniemy być zrozumiani przez ludzi, z którymi przebywamy, chcemy przeżywać,

analizować własne stany psychiczne, a w sytuacjach kryzysowych pragniemy uzyskać głębszy wgląd

we własną historię, żeby móc podjąć odpowiednie decyzje (np. wybór odpowiedniego zawodu

wymaga poznania własnych predyspozycji, które wyławiamy na podstawie wcześniej zdobytych

doświadczeń), umożliwia nam to także dokonanie bilansu własnego życia, zderzenie własnych

oczekiwań z tym co rzeczywiście udało nam się osiągnąć, a ostatecznie odnalezieniu sensu

egzystencji, dokonanie podsumowania prowadzącego do oceny jej wartości.

298

Nurtujące nas pytania są oznaką narodzin myśli autobiograficznej stanowiącej „mnogość

nagromadzonych w ciągu całego życia wspomnień. To zrodzona niespodzianie forma rozmyślań

o własnym istnieniu towarzyszy człowiekowi zazwyczaj do końca życia, jej sekretna stale obecność

zachęca do rozważań i medytacji, zaś przywoływanie wspomnień stać się może sensem i nadrzędną

wartością życia”1.

W każdym z nas dojrzewa myśl autobiograficzna, ale to jak „urośnie” zależy od nas. Są różne

możliwości: nie pojawi się, rozwinie się w pełni bądź częściowo, będzie wymagać prowadzenia i

nadzoru bądź będzie samodzielna i autonomiczna. Zważywszy na to, że życie składa się z dobrych, ale

także z bolesnych przeżyć myśl autobiograficzna może stanowić pewnego rodzaju konfrontację z

przeszłością, źródło lepszego poznania siebie oraz wyzwolenia z tego co hamuje samorozwój. Sama

zaś autobiografia to opowiadanie o sobie, które uwalnia od złych wspomnień, daje ukojenie, pozwala

odczuwać przyjemność, czerpać satysfakcję, stanowi bogate źródło wiedzy o nas samych, stwarza

szansę do pogodzenia się z własnymi porażkami, zaakceptowania własnych ułomności oraz

niedoskonałości, stanowi nową formę kontaktu z samym sobą.

Można wyróżnić trzy etapy tworzenia autobiografii. Pierwszym z nich jest retrospekcja,

następnie interpretacja będąca przekładem przeszłości z tego co dalsze na to co bliższe i ostatni

wymyślanie, polegający na tworzeniu postaci i wydarzeń2.

D. Demetrio zwraca uwagę na istnienie dwóch wzajemnie przenikających się myśli:

retrospektywna i introspektywna. Pierwsza z nich pozwala na powroty do przeszłości, natomiast

druga pobudza do zastanowienia, analizy określonych doznań, przeżyć, stara się je wyjaśnić,

wyeliminować bądź usunąć w obszary niepamięci3.

Zadania rozwojowe przed jakimi zostaje postawiona osoba znajdująca się w okresie wczesnej

dorosłości kumulują się w obrębie sfery rodzinnej, zawodowej, budowy partnerskiego związku (relacji

międzyludzkich). Młody człowiek często może doświadczać trudności w radzeniu sobie z

postawionymi przed nim zadaniami, aby im sprostać wskazane jest, aby jego osobowość oraz

tożsamość były zintegrowane. Uważam, że w ich wypełnieniu pomocna może stać się autobiografia,

dzięki której człowiek ma szansę obserwowania własnych stanów psychicznych, co może

zaowocować zwiększeniem wiedzy o sobie samym, a to z kolei może okazać się przydatne w

nadawaniu odpowiedniego kształtu oraz kierunku własnemu życiu poprzez właściwe zmierzenie się z

wyzwaniami czyhającymi w tym okresie dorosłości. Proces konstruowania autobiografii jest dużym

1 D. Demetrio, Autobiografia. Terapeutyczny wymiar pisania o sobie, Kraków 2000, s. 10. 2 Tamże, s. 16. 3 D. Demetrio, Zabawa na tle życia gra autobiograficzna w edukacji dorosłych, Kraków 1999, s. 16.

299

wyzwaniem wymagającym czasu, wysiłku, wytrwałości, odwagi, samodyscypliny, gotowości do

zderzenia się z własną historią, która jeżeli jako proces zabawy na tle życia będzie przebiegać

odpowiednio, przyczyni się do otwarcia kolejnych zamkniętych dotychczas „furtek” naszej pamięci.

Próba opisu własnego życia jest przedsięwzięciem niezwykle odpowiedzialnym. W sytuacji

zachęcającej do zwierzeń wnikamy wgłąb skrywanej intymnej sfery życia i mamy szanse odkryć, że

nasze życie stanowi rodzaj pewnej zabawy. Kończy się ona niekiedy zwycięstwem, innym razem

klęską. Analiza życia jest w stanie przyprawić nas o złe samopoczucie, wywołując częstokroć poczucie

zakłopotania podobne doznania rodzą obawę przed wnikaniem wgłąb przeszłości, jednak to nie

powinno umniejszać przyjemności płynącej z rozważań nad życiem4.

Stosowanie autobiografii jako narzędzia pomocnego w konstruowaniu swojego życia wydaje

mi się być dobrym rozwiązaniem, ponieważ dzięki takim działaniom wiele zyskujemy. Jeżeli proces

czynienia autobiografii będzie realizowany dojrzale, to przyczyni się do zwiększenia wiedzy osobistej

jednostki, dojdzie do wglądu we własne motywy, co pozwoli na lepsze rozumienie nie tylko siebie, ale

i innych ludzi, z którymi jednostka wchodzi w interakcje każdego dnia, uzyska inną perspektywę

patrzenia na rzeczywistość. Takie działania podwyższą jakość życia sprawiając, że osoba będzie

bardziej świadoma swoich potrzeb, możliwości, ograniczeń, mechanizmów wpływających na nią,

zapoczątkuje pewnego rodzaju proces autoterapii.

W sytuacji wnikania wgłąb własnej historii można mówić o procesie uczenia się z życia.

W ten sposób można przeanalizować każdą jego płaszczyznę: drogę edukacyjną (staje się możliwe

odkrycie dlaczego dokonaliśmy takich, a nie innych wyborów), związki łączące nas z konkretnymi

osobami (życie rodzinne, towarzyskie, intymne), kariera zawodowa (tu można prześledzić kolejne

miejsca pracy, na ile ich dobór był przypadkowy) i wiele innych, ale to już zależy od osoby

podejmującej się tego zadania (jak bardzo wnikliwie chce spojrzeć, jaki ma w tym cel i na ile jest

gotowa).

W procesie czynienia autobiografii można wyróżnić jej dwa szczeble: teoretyczny oraz

praktyczny. Pierwszy z nich polega na wchodzeniu wgłąb własnego życia, dokonywaniu analizy

w odniesieniu do całokształtu egzystencji, wybranych fragmentów bądź wydarzeń w celu zwiększenia

samowiedzy. Drugi szczebel to już pewnego rodzaju wyższy poziom, który opiera się na wiedzy

uzyskanej na poprzednim etapie, a głównym jego celem jest zabawa na tle życia, podejmowanie się

świadomych działań opartych na zwiększonej samoświadomości, samowiedzy. I tak oto można np.

zacząć z premedytacją wybierać takie miejsca pracy, które pozwolą nam na kompensacje pewnych

4 Tamże, s. 9.

300

braków wynikających z zaniedbań z różnych okresów życia (np. dzieciństwo), „przerobienie” pewnych

zaburzeń, otwarcie bądź zamknięcie pewnych wątków naszej historii, które wpływają na nas

destrukcyjnie. Wszystko to może zmierzać do coraz bardziej zaawansowanego procesu autoterapii, a

widocznymi tu aspektami są naprawczy oraz terapeutyczny. Na tym etapie dochodzi do

podejmowania działań mających na celu wprowadzenie konkretnych zmian zmierzających do

podniesienia jakości życia. Oczywiście nie każdej osobie uda się dojść do drugiego szczebla, może ona

zatrzymać się na pierwszym, a i tu różnie ten proces będzie przebiegać (od podstawowego do

bardziej zaawansowanego; od prostego do bardziej złożonego). Istotne także jest to, że nie ma

wytyczonego czasu na każdy z poziomów, wszystko to jest kwestią indywidualną ponieważ każda

narracja jest inna, sposób jej poznawania, zgłębiania oraz interpretowania przebiega różnie. Zależy to

także od gotowości, otwartości jaką wykazuje dana osoba, co chce osiągnąć rozpoczynając analizę

swojej historii. Nasze życie ma ogromny potencjał edukacyjny w każdej sferze, aby to dostrzec

wystarczy odpowiednio spojrzeć na konkretne jego aspekty. Jak można zauważyć autobiografia

skrywa w sobie ogromną moc po którą jeżeli odważymy się sięgnąć umożliwi to konstruktywne

zmierzenie się z zadaniami rozwojowymi okresu wczesnej dorosłości.

W wyniku zgłębiania własnej historii życia dochodzi do znacznego wzrostu wiedzy osobistej,

więc można mówić o drzemiącym w autobiografii aspekcie edukacyjnym. Dydaktyka biograficzna

proponuje tzw. miękki sposób uczenia się, rozumiany jako uczenie poprzez życie, zdobywanie

doświadczenia, ukierunkowane na samorozwój, refleksyjność, kreatywność, rozwój emocjonalny

pełniąc przy tym min. takie funkcje jak terapeutyczną, poznawczą oraz naprawczą5.

„Biograficzne uczenie się rozumiane jako własne, autokreacyjne działanie podmiotów,

refleksyjnie organizujących swoje doświadczenia w sposób, który generuje spójną osobowość,

tożsamość, nadaje znaczenie historii ich życia oraz komunikowalną, społecznie żywotną perspektywę

świata życia, kierującą ich działaniami”6. Ten typ uczenia się może odpowiadać specyfice kształcenia

osób dorosłych, które jako uczniowie pragną samodzielnie kierować swoim rozwojem edukacyjnym,

chcą być autonomiczni, duże znaczenia ma dla nich własne doświadczenie, proces uczenia się ma

odpowiadać ich potrzebom oraz nabyta wiedza ma być użyteczna w życiu codziennym.

Autobiografia stanowi źródło wiedzy, poznania siebie i świata. Celem jest zgłębienie własnej

historii życia, odkrycie i kształtowanie prawdziwej tożsamości. Zmierzenie się z własną biografią

pozwala na uzyskanie krytycznego spojrzenia na otaczający nas świat, jest zalążkiem procesu

5 E. Skibińska, Dydaktyka biograficzna-nowy obszar poznawczy andragogiki czy utopia?, „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2(46), s. 53. 6 G.. Biesta, M. Tedder, Uczenie się bez nauczania? Potencjał i ograniczenia biograficznego uczenia się dorosłych, „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2(46), s. 21.

301

samokształcenia, uczy bycia ze sobą, a dzięki temu rozwija zdolność bycia z innymi. Autobiografia to

nie tylko dokonanie pewnego rodzaju rozrachunku z przeszłością, ale też zmierzenie się z

teraźniejszością oraz na podstawie własnych wniosków tworzenie wizji swojej przyszłości. Nie jest

działaniem o charakterze doraźnym, które ma być lekiem na to co wydarzyło się kiedyś, ale też jeżeli

jest dobrze poprowadzonym procesem może stać się nawykiem przynoszącym korzyści w dalszym

życiu człowieka. Drzemiący w autobiografii aspekt terapeutyczny można zobrazować na przykładzie

wizyt u terapeuty. Podczas sesji terapeutycznej opowiadamy o wycinkach życia specjaliście, staramy

się wraz z jego pomocą odkryć wyparte fragmenty; „przerobić”, nazwać, zauważyć występujące

zależności w celu wykorzystania ich w dalszym życiu, tak żeby nie popełnić już podobnych błędów,

wykorzenić nabyte zaburzenia. Podobny przebieg ma proces zderzania się ze swoją biografią, podczas

którego dążymy do odkrycia swojego życia na nowo w celu dokonania jego oceny, naprawy,

przemiany, nadania nowego kierunku. Czynienie autobiografii odsłania przed nami nasz umysł, a

dokładniej jego zawartość stwarzając możliwość przeniknięcia w głąb wewnętrznych przeżyć,

uzewnętrznienia tego co dotychczas ukrywaliśmy bądź dopiero odkryliśmy na drodze wnikliwej

analizy swojej historii. Dzięki zderzeniu się z własną narracją mamy okazję umocnić siebie, stworzyć

gruntowne fundamenty na przyszłość, określić swój stosunek do innych i świata, uzyskać wewnętrzną

siłę, pogodzenie się ze swoją historią, pewnego rodzaju akceptację dla tego co było, mamy szansę na

to, że nie popadniemy w destrukcyjne rozpamiętywanie wydarzeń z przeszłości. Proces ten

przyczynia się do wzmocnienia poczucia własnego „Ja”.

Bardzo ważną umiejętnością jest nadawanie rzeczom, osobom, uczuciom ich właściwych

nazw, aby mogły stać się częścią naszych wspomnień. Przedmioty, które gromadzimy kryją w sobie

znaną, czytelną dla nas treść autobiograficzną (wspomnienia, a następnie rekonstrukcja historii

poszczególnych rzeczy). To właśnie dzięki szczegółom, skojarzeniom, otwieraniu kolejnych „furtek”

pamięci nasza historia staje się żywa.

W wyniku odniesień do własnej przeszłości możliwe staje się ponowne jej rozpamiętywanie i

prześledzenie zależnie od własnych upodobań oraz wyrobienie sobie na jej temat własnej opinii

której nic nie jest w stanie zmienić7.

W tym stanie staje się możliwe rozwinięcie zdolności poznania samego siebie, które nie jest

zwykłą, wrodzoną umiejętnością, jest to przyjemność czerpania z głębi nas samych. Autobiografia

stanowi jeden ze środków umożliwiających zgłębienie istoty swojego jestestwa (stanowi źródło

samokształcenia). Wszystkie te procesy dają możliwość oczyszczenia jednak wymaga to

samodyscypliny, silnej woli oraz odwagi. Czynienie autobiografii rozwija w nas poczucie sensu,

7 D. Demetrio, Autobiografia… dz.cyt., Kraków 2000, s. 32.

302

spójności, pełni, zaspakaja nasz umysł nie poprzez zwykłe odwoływanie się do wspomnień, ale

poprzez ich porządkowanie, selekcję, która daje możliwość tworzenia obrazów, form, nowych

historii, zostaje rozbudzona chęć zgłębiania swojego jestestwa8. Pamięć pomaga zachować spójność

egzystencjalną, a zapamiętywanie stanowi podstawę ludzkiego życia. Myśl autobiograficzna scala

ludzkie życie, nadaje mu sens, stawia człowieka przed nowym zadaniem. Jest źródłem przyjemności,

wyzwaniem, skarbnicą wiedzy o sobie oraz życiu. Poszukiwanie związków umożliwia pokazanie

procesów myślowych i mechanizmów obecnych podczas pracy nad sobą, możliwość rekonstrukcji

przeszłości za pomocą autobiografii. Ważna jest umiejętność obserwacji własnych przeżyć

psychicznych (stanów) i zdolności ich analizowania w celu podtrzymywania autodialogu. Jedynie

dzięki tym umiejętnościom będzie możliwe poszukiwanie odpowiedzi na nurtujące nas pytania

dotyczące przeszłości, ale i też teraźniejszości jak i przyszłości.

Powody dla których decydujemy się na spojrzenie na własną biografię są różne. Na pewno w

dużej mierze jednostką kieruje chęć poznania historii własnego życia oraz kształtująca się na tym

pasja odkrywania przeszłości w celu budowania tego co teraz i w przyszłości, autobiografia to sposób

lepszego poznania siebie9. Stanowi kurację, szansę uniknięcia zniekształcenia, zatarcia przez

upływający czas wewnętrznych myśli, doznań, szukanie odpowiedzi na pytania o charakter i kształt

życia, pozwala ocenić na ile się zaangażowaliśmy w zabawę i jaką komedię odegraliśmy, jesteśmy w

stanie zweryfikować, czy kurtyna na scenie gdzie rozgrywa się akcja naszej komedii życia opadła, czy

też jest jeszcze odsłonięta, człowiek uczy się rozróżniać zdarzenia będące dziełem przypadku od tych

które stały się wynikiem świadomych decyzji10.

Uporządkowane elementy (sceny) życia umieszczone jeden obok drugiego nadają sens

składającym się na całość obrazom z przeszłości, które stopniowo nabierają wyraźnego kształtu.

Opowiadając własną historię mamy okazję usłyszeć swój głos, możliwe staje się doświadczenie

własnego życia pod względem emocjonalnym, duchowym oraz fizycznym. Oprócz opowiadania

ważna staje się okazja do słuchania, dzięki której oprócz poznania narracji innych osób jest możliwe

przełamanie tkwiących w nas głęboko barier, poruszenie tego co było dotychczas niewzruszone bądź

nawet nieodkryte. Cały ten proces na który składa się akt opowiadania, ale także słuchania (jeżeli nie

innych to siebie) sprawia, że człowiek zaczyna patrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy, nie jest

to rzut jednowymiarowy, obejmujący jedynie teraźniejszość, lecz jest to spojrzenie całościowe

zawierające „triduum”: przeszłość, teraźniejszość, przyszłość.

8 Tamże, s. 37. 9 D. Demetrio, Zabawa…dz.cyt., Kraków 1999, s. 12. 10 Tamże, s. 11.

303

Czynienie autobiografii mieści w sobie wiele aspektów: terapeutyczny, edukacyjny,

poznawczy, naprawczy. Wszystko to sprawia, że jednostka gotowa do podjęcia się tego wyzwania

rozpoczyna walkę o wyższą jakość własnego życia, staje się możliwe uzyskanie harmonii w sferze

duchowej, emocjonalnej oraz fizycznej. Jeżeli proces ten przebiega we właściwym kierunku wraz z

upływem czasu dotychczas chaotycznie rozsypane elementy życia poczynają składać się

w spójną, logiczną całość, a to z kolei przyczynia się do wzrostu wartości życia jednostki, do

utworzenia zintegrowanej tożsamości, pozytywnego rozwiązywania kolejnych kryzysów życiowych,

rozpoczęcia świadomej autoterapii, prawdziwej zabawy na tle życia będącej źródłem satysfakcji,

wzruszenia, oczyszczenia, uporządkowania, poznania prawdy o własnej narracji życia.

Bibliografia:

Biesta G., Tedder M., Uczenie się bez nauczania? Potencjał i ograniczenia biograficznego uczenia się

dorosłych, „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2 (46).

Czerka E., Niedorosłość czy dorosłość alternatywna? Rozważania w kontekście odraczania dorosłości,

„Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2005, nr 1 (29),

Demetrio D., Autobiografia. Terapeutyczny wymiar pisania o sobie, Kraków 2000.

Demetrio D., Zabawa na tle życia gra autobiograficzna w edukacji dorosłych, Kraków 1999.

Illeris K., O specyfice uczenia się ludzi dorosłych, „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 1 (45).

Niżniowska A., Potencjał edukacyjny codzienności. Perspektywa andragogiczna, „Teraźniejszość-

Człowiek-Edukacja”, 2003, nr specjalny.

Pryszmont-Ciesielska M., Podejście auto/biograficzne w badaniach nad edukacją (propozcja

metodologiczna), „Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2 (46).

Skibińska E., Dydaktyka biograficzna- nowy obszar poznawczy andragogiki czy nowa utopia?,

„Teraźniejszość-Człowiek-Edukacja”, 2009, nr 2 (46).

Szafraniec K., Poszukiwanie „siebie” jako potrzeba i jako wyzwanie młodości, „Teraźniejszość-

Człowiek-Edukacja”, 2001, nr 1(37).

Vopel K.W., Sztuka opowiadania, sztuka słuchania. Praktyczne wskazówki i ćwiczenia, Kielce 2003.

304

Katarzyna Mazur

[email protected]

Tożsamość narodowa a stereotypy Polaka i Niemca wśród młodzieży wiejskiej na Śląsku Opolskim

Opolszczyzna jest specyficznym regionem, jeśli spojrzeć na nią przez pryzmat tożsamości

narodowej mieszkańców. Zdarza się ciągle, że ludzie, którzy na ulicy mówią po polsku – w domu

używają języka niemieckiego. Część moich rówieśników w podstawówce używała określenia „wy” w

odniesieniu do Polaków, a obecnie mówi „oni” o Niemcach, część odwrotnie – teraz deklaruje

niemiecką narodowość mimo, że kilka lat temu twierdzili przeciwnie. Dość powszechne jest

posiadanie podwójnego obywatelstwa. Wiele rodzin ma krewnych po drugiej stronie granicy. Przy

wjeździe do niektórych miejscowości stoją dwujęzyczne tablice. Co decyduje o byciu Polakiem,

Niemcem…? Czy Polacy z Opolszczyzny są tak samo Polakami jak Polacy z Wielkopolski? Co

mieszkańcy Opolszczyzny myślą o sobie i innych?

Kategorie „tożsamość narodowa”, „tożsamość etniczna”

Naród, a za nim tożsamość narodowa, nabrał mocy niedawno, bo dopiero w dziewiętnastym

wieku. Wcześniej określano się za pomocą przynależności rodowej, plemiennej, kastowej, religijnej, O

pojęciu nacjonalizmu E. Kedourie, wykładowca polityki i historii w London School of Economics pisze

tak:

„Nacjonalizm jest doktryną wynalezioną w Europie na początku dziewiętnastego wieku. (…)

W skrócie, doktryna ta utrzymuje, że ludzkość jest naturalnie podzielona na narody, narody mają

swoje charakterystyki, które mogą być ustalone, a jedynym prawowitym sposobem sprawowania

rządów jest narodowy samorząd”1. Ważne dla nas w tej definicji jest ironiczne nieco wskazanie na

pewną sztuczność podziału ludzkości na narody. Mówi się przecież, że „naród” to wynalazek

europejski, a więc nie uniwersalny, ogólnoludzki, co może, choć przecież nie musi, owocować

trudnościami w określaniu się za pomocą kategorii narodowych.

1 E. Kedourie, Nationalism, Londyn 1985, s.9.

305

Nietrudno dopatrzyć się w definicji A. Smitha, także wykładowcy LSE, elementów genetycznie

związanych z dziewiętnastowieczną historią i ideami: „… tożsamość »narodowa« pociąga za sobą

jakiś rodzaj społeczeństwa politycznego, choćby słabego. Społeczność polityczna z kolei implikuje

przynajmniej powszechne instytucje i jednolity system praw i obowiązków dla wszystkich członków

społeczeństwa. Sugeruje też określoną przestrzeń społeczną, jasno zaznaczoną i ograniczoną

przestrzennie, z którą członkowie się identyfikują i do której czują się przynależni”2.

Przyjrzyjmy się teraz definicjom pojęcia, które intuicyjnie wydaje się podobne - kategorii

tożsamości etnicznej3:

• Według M. Webera grupa etniczna to „ludzie, którzy podzielają subiektywne, wierzenia o

wspólnym pochodzeniu z powodu podobieństwa typu fizycznego bądź zwyczajów, bądź jednego i

drugiego, albo z powodu pamięci o kolonizacji lub migracji; te wierzenia muszą być istotne dla

szerzenia formacji grupy; dla przeciwieństwa, nie ma znaczenia czy rzeczywiste więzi krwi istnieją

czy nie”.

• D. Horowitz uważa, że „etniczność opiera się na micie wspólnego pochodzenia, który zwykle

pociąga za sobą cechy, o których sądzi się, że są wrodzone. Niektóre poglądy na przypisanie cech,

choć słabe, i pochodzące z twierdzenia o pokrewieństwie są nierozłączne z pojęciem etniczności”.

• J. D. Fearon twierdzi, że na tożsamość etniczną składają się pochodzenie, świadomość bycia

członkiem, posiadanie cech kulturowych odróżniających grupę, które to cechy są cenione przez

większość członków, ojczyzna, którą grupa ma bądź pamięta, oraz wspólna historia.

• Według A. Smitha grupa etniczna to populacja ludzi mająca „mit wspólnego przodka, wspólną

historię, jeden lub więcej elementów wspólnej kultury, połączenie z ojczyzną i poczucie

solidarności”.

Podsumowując, na tożsamość etniczną składa się element pochodzenia tak biologicznego, jak

przestrzennego, wspólna historia, tradycje, wartości, normy, podzielane cechy fizyczne bądź

psychiczne, poczucie wspólnoty. Należy zaznaczyć, że nie jest konieczne wystąpienie wszystkich

elementów.

Rozdział tych dwóch kategorii – tożsamości narodowej i tożsamości etnicznej jest czysto

akademicki. W historii wielokrotnie utożsamiano te pojęcia, czego efektem były próby tworzenia

państw narodowych jako jednolitych etnicznie, czy negacje istnienia mniejszości etnicznych. Pozwolę

sobie założyć, że jednostka do samookreślenia może używać bądź obu tych kategorii, bądź tylko

jednej z nich.

2 A. Smith, National identity, Londyn 1993, s.9. 3 K. Chandra, What is ethnic identity and does is matter?, 2005, s.6.

306

Globalizacja kontra regionalizm - dwa procesy o przeciwnych kierunkach. Pojęcie Heimat.

Nie sposób rozpatrywać kwestii tożsamości narodowej bez uwzględnienia aktualnych

tendencji społecznych i politycznych.

Globalizacja jest bardzo szerokim pojęciem. Stanford Encyclopedia of Philosophy w

odniesieniu do nauk społecznych wymienia jej kilka aspektów:

„Po pierwsze, współcześni badacze łączą globalizację z deterytorializacją, zgodnie z którą

coraz więcej różnorodnych aktywności społecznych odbywa się niezależnie od geograficznego

położenia uczestników. (…) Po drugie, nowi teoretycy widzą globalizację przez jej związek z rosnącą

społeczną łącznością poprzez geograficzne i polityczne granice. (…) Po trzecie globalizacja musi także

zawierać odniesienie do prędkości aktywności społecznych”4. Owoce globalizacji materializują się w

całej gamie sposobów: od wyposażenia lokalnego sklepu spożywczego po aktywność w wolnym

czasie. Wraz ze wzrostem unifikacji, rośnie też potrzeba odróżniania się. Stąd globalizm pociąga za

sobą proces o dokładnie przeciwnym kierunku – regionalizm.

„Tak jak region, regionalizm jest związany z konkretnym obszarem i jest on bardzo różnie

definiowany. W ujęciu tradycyjnym pod pojęciem regionalizmu rozumie się wszelką różnorodność,

traktowaną jako odmienność ludzi, ich wyglądu, zwyczajów i obyczajów, siedlisk, czyli tych cech,

które determinują określony typ kultury, najczęściej tej, która swymi korzeniami sięga daleko w

przeszłość. Tak więc w tradycyjnym rozumieniu regionalizm jest uwarunkowany historycznie i określa

takie tradycyjne cechy jak: ludowość, folklor, lokalność. Regionalizm jest niewątpliwie kategorią

aksjologiczną, która na przestrzeni wieków wykształciła determinanty regionu. W obecnych czasach,

wskutek działania procesów globalizacji, te tradycyjne determinanty ulegają pewnej modyfikacji oraz

zacieraniu”5.

Wydaje się, że dla wyjaśnienia specyfiki Śląska Opolskiego i identyfikacji mieszkańców

konieczne jest przedstawienie koncepcji Heimatu. Słowo to funkcjonuje tylko w języku niemieckim i

jest trudno przetłumaczalne, bo nie znaczy tyle co „ojczyzna” czy „kraj rodzinny”, czasem przekłada

się je jako „mała ojczyzna”. Niemieckie określenie ojczyzny to Vaterland. Heimat jest pojęciem silnie

zabarwionym emocjonalnie. Odnosi się do miejsca, gdzie człowiek „jest u siebie”, gdzie się wychował

i wszedł w dorosłość. Zasięg Heimat jest bardzo wąski – to tyle ile można objąć wzrokiem po wyjściu

na próg domu: „Tam gdzie się urodziłam to jes ojczyzna. Dla mie ojczyzna to jes miejsce urodzenia,

rodzina, smyntarz, to jes ojczyzna. W Popielowie już bym była obca. […] Ojczyzna moja – to ziemia

4 W. Scheuerman, Globalization [w:] The Stanford Encyclopedia of Philosophy, Stanford 2008.

5 S. Sala, Procesy globalizacji ich konsekwencje dla regionów, Bydgoszcz 2005, s.2.

307

droga, gdzie świeci słońce, gdzie poznałam Boga… jou umia po polsku! (śmiech)”6. To pojęcie

obejmuje nie tylko przestrzeń geograficzną, ale też ludzi, język, zwyczaje, normy… W skład śląskiego

Heimatu wchodzą krasnale ogrodowe, poezja Eichendorfa, często zamieniona na ludowe przyśpiewki,

gwara, kroszonki (zdobione jaja wielkanocne), czy żywe jeszcze wodzenie niedźwiedzia w zapusty, ale

także dwujęzyczne tablice i pomniki ofiar obu wojen światowych, czy pobrzmiewające na festynach

Heimatmelodie.

„Europa liczy obecnie czterdzieści trzy państwa, wkrótce może być o kilka więcej lub o kilka

mniej, a w wielu kwitnie polityczne kupczenie małą ojczyzną; Europa ma czterdzieści trzy państwa, a

w nich, hojnie licząc, może sto trzydzieści historycznie ukształtowanych regionów. Ile ojczyzn ma

Europa, ile ojczyzn Europa w ogóle dopuszcza? (…) Nieszczere są zapewnienia uznanych filantropów,

że cała ludzkość jest dla nich ojczyzną, a odświętna retoryka głosząca, że to sama Europa jest

największą małą ojczyzną Europejczyków, to zwykłe bzdury”7. Hasła wzywające do budowy Europy

ojczyzn, czy Europy regionów, zawierają w sobie genetycznie to napięcie wynikające z

równoczesnego dążenia do zjednoczenia i odróżnienia. Zaś jedność w różnorodności jest kruchą

jednością.

„Oni” – stereotypy: geneza, funkcje

„Dla uniknięcia nieporozumień, podkreślmy na samym początku, że obcym nie jest po prostu

nieznajomy: osoba, której nie znamy dobrze, nie znamy w ogóle czy o której nawet nie słyszeliśmy.

Właściwie lepiej pasowałoby tutaj przeciwstawne określenie: charakterystyczną cechą obcych jest to,

że są oni bardzo dobrze znani”8. Jeśli założyć, że świat społeczny składa się z „My” i „Oni”, to owi

„Oni” są potrzebni do określenia granic i charakterystyki „My”. Mary Douglas, antropolog społeczna,

wskazuje, że pielęgnowanie różnic jest tak trudne, gdyż często nie są one naturalne, a jednocześnie

wydaje się konieczne, by świat ludzi był możliwy do objęcia zrozumieniem9. Problem pojawia się,

kiedy ktoś należy jednocześnie do obu grup albo nie należy do żadnej. W interesującym mnie

kontekście można być Polakiem albo Niemcem, ale czy można być jednocześnie jednym i drugim? Jak

traktować tych, którzy określają się jako Ślązacy, ale nie poczuwają się do żadnego narodowego

„My”?

6 D. Berlińska, Mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim w poszukiwaniu tożsamości, Opole 1999, s. 276. 7 K. M. Gauss, Europejski alfabet, Wołowiec 2008, s.67. 8 Z. Bauman, Socjologia, Poznań 1996, s.61. 9 Tamże, s. 63.

308

Pewnym pomysłem na umiejscowienie tych „niezdecydowanych”, sprawiających problemy

kategoryzacyjne jednostek jest koncepcja A. Schűtza. Zaproponował, by określać dystans społeczny

za pomocą linii, której jeden koniec wyznacza „ja”. W zależności od bliskości i intensywności relacji

umieszczamy na niej ludzi. Będą to nasi współcześni. Naturalnie najbliżej znajdują się ci, których

znamy bezpośrednio, często spotykamy i wywierają na nas istotny wpływ, dalej są ci, których

spotykamy tylko w określonych okolicznościach (dentysta, wykładowca, kasjerka), ci, którzy

„występują tylko jako pewne typy ludzkie (starcy, Murzyni, Żydzi, Latynosi, bogacze, chuligani

futbolowi, żołnierze, biurokraci itd.)”10. Gdzieś jednak trzeba umieścić także przodków i potomnych.

„Istnieją dwa typy bliskości: duchowa i fizyczna, wcale jednak nie muszą się ze sobą pokrywać. (…)

Bliskość duchowa czy moralna wyraża się w naszej umiejętności (i chęci) doświadczenia wspólnoty

uczuć, która sprawia, że innych ludzi postrzegamy jako osoby nam podobne: mające własne cele i

prawo dążenia do nich, obdarzone podobnymi do naszych emocjami oraz podobną jak u nas

podatnością na przyjemność i ból”11. To właśnie ta bliskość duchowa jest siłą podtrzymującą jedność

grupy. Nie jest przy tym ważne, czy nasze postrzeganie swoich jako podobnych do siebie, a obcych

jako różnych, jest prawdziwe, co ładnie pokazuje eksperyment M. Sheriffa (1954) przeprowadzony na

dwóch nieróżniących się początkowo niczym grupach chłopców.

Z. Bauman wymienia cztery formy poradzenia sobie ze zbyt blisko podchodzącymi obcymi.

Pierwszą i najbardziej radykalną jest prześladowanie, którego celem jest fizyczne zniszczenie. Jednak,

jak mówi, zwykle ludzie decydują się na łagodniejsze rozwiązania, np. separacja terytorialna lub

duchowa (bądź obie) – co jest, jak łatwo zauważyć, drugim krańcem bliskości. Jeśli odgrodzenie jest

niemożliwe może dojść do różnego rodzaju segregacji (np. ze względu na ubiór, dzielnicę

zamieszkania), która opiera się na wykluczeniu. Za E. Goffmanem wskazuje wreszcie na obywatelską

obojętność, polegającą na zwyczajnym niedostrzeganiu obcych, na udawaniu, że nas nie interesują.

Jak pisze „znika denerwująca ciekawość innych, ale wraz z nią także i ich sympatia czy gotowość do

pomocy”12.

Stereotyp definiuje się po prostu jako schemat jakiejś grupy osób, jej charakterystykę. Jego

istotą jest wnioskowanie o cechach i przewidywanie zachowań na podstawie kryterium

przynależności do danej grupy. Współcześnie uważa się, że stereotypy generują nie tyle sądy, co

raczej hipotezy, które jednak często znajdują potwierdzenie, ze względu na ukierunkowanie

spostrzegania13.

10 Tamże, s. 46. 11 Tamże s. 46. 12 Tamże s. 75. 13 B. Weigl, Stereotypy i uprzedzenia etniczne u dzieci i młodzieży, Warszawa 1999.

309

Jedną z teorii próbujących wyjaśnić genezę stereotypów jest teoria kategoryzacji

społecznych. Odwołuje się ona do mechanizmu kategoryzacji jako naturalnej funkcji umysłu. Działa to

mniej więcej tak: spotykając nową osobę dostajemy garść informacji na jej temat. Przeszukujemy

swoje zasoby, by znaleźć schemat, do którego pasuje, a kiedy go znajdziemy wnioskujemy o dalszych

cechach, przypisujemy znaczenie zachowaniom i przewidujemy dalsze zachowanie.

H. Tajfel, psycholog, stwierdził, że kategoryzacja w połączeniu z zauważeniem zróżnicowania

pod względem jakiejś cechy prowadzi do dwojakich skutków: „(1) wzrostu spostrzeganych różnic

międzykategorialnych oraz (2) spadku spostrzeganych różnic wewnątrzkategorialnych”14. Oznacza to,

że „oni” są nie tylko inni niż „my”, ale też, że „oni wszyscy są tacy sami”. Kiedy ktoś z „nich”

zachowuje się inaczej, niż się spodziewamy, uznajemy to (bądź go) za wyjątek.

„Chlewiński, charakteryzując stereotypy, wymienia kilka cech, m.in.:

- poznawczy (a właściwie antypoznawczy) charakter stereotypu – ubóstwo treści, uproszczenie,

zamknięcie,

- silne zabarwienie afektywne (emocje stanowią rodzaj trwałego oznakowania treści kategorii),

- małą wariancję egzemplarzy w obrębie kategorii (…),

- subiektywną pewność, co do treści stereotypu,

- trwałość wynikającą z aktywnej obrony przed zmianą stereotypu.

Kurcz wskazuje na trzy podobne właściwości stereotypów: upraszczający charakter,

nadmierną generalizację treści oraz sztywność i odporność na zmiany” 15.

B. Weigl wymienia następujące funkcje stereotypów:

- są uproszczoną mapą świata społecznego,

- ekonomizują procesy poznawcze,

- służą do selekcji i redukcji nadmiaru informacji,

- pozwalają przewidywać zachowania obiektów reprezentowanych,

- uzupełniają deficyt informacji,

14 B. Wojciszke, Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2002. 15 B. Weigl, dz.cyt. s.13-17.

310

- pomagają w redukcji niepewności i dostarczaniu poczucia bezpieczeństwa,

- służą porównaniom społecznym,

- pomagają w usprawiedliwieniu siebie, własnej grupy społecznej, systemu społecznego.

Przegląd dotychczasowych badań:

B. Weigl przeprowadziła szereg badań dotyczących stereotypów i uprzedzeń u dzieci i

młodzieży. Przytoczę tu tylko kilka wyników16:

• Badanie opolskich siedmiolatków. Dzieci poproszono o ocenę kilku narodowości na czterech

wymiarach zły- dobry, leniwy- pracowity, kłamliwy- prawdomówny, brudny- czysty. Pod każdym

względem uczniowie istotnie wyżej oceniali Polaków niż Niemców.

• Badanie uczniów klas 1-4 szkół podstawowych zostało przeprowadzone tą samą metodą. Wyniki

były analogiczne. Badanie zostało przeprowadzone w Opolu.

• Badanie piętnastolatków ze szkół zawodowych z południowej Polski. Polecono im ustalić

kolejność osób różnej narodowości, z którymi chcieliby mieszkać podczas Zjazdu Młodzieży, a

następnie określić wielkość części pola namiotowego, jaką przyznaliby danej narodowości.

Uczniowie znacznie chętniej wybierali Polaka niż Niemca, przyznawali też Polakom średnio

prawie dwukrotnie większe terytorium niż Niemcom.

Wyniki tych badań nie są zaskakujące w świetle zaprezentowanych teorii, niemniej nie

uwzględniają takiego czynnika jak poczucie tożsamości narodowej, która – zwłaszcza na

Opolszczyźnie nie jest jednoznaczna.

D. Berlińska w latach 1990 i 1993 przeprowadziła badania dotyczące identyfikacji narodowej

oraz tożsamości etnicznej Ślązaków. W dużej mierze były to strukturalizowane wywiady. „Niemal 40%

Ślązaków deklarujących polską identyfikację ma współmałżonka pochodzącego z rodziny napływowej.

Opcję polską najczęściej deklarują ludzie młodzi do 40 roku życia (57,1%) z wykształceniem

zasadniczym lub średnim (65,7%), robotnicy wykwalifikowani lub pracownicy umysłowi, podczas gdy

niemiecką opcję deklarują przede wszystkim osoby powyżej 56 lat (72,2%) z wykształceniem

podstawowym lub zasadniczym, emeryci lub renciści. Nie zwiększyła się liczba Ślązaków

manifestujących niemiecką tożsamość. Może to być rezultatem utrzymujących się obaw przed

16 Tamże.

311

nietolerancją. Realistycznie można oceniać, że bazę społeczną ruchu mniejszości niemieckiej na

Śląsku Opolskim stanowi ok. 37-40% Ślązaków”17.

Wśród najstarszego pokolenia dominowała identyfikacja śląska: „Jou pedziała, jou ani nie

Niemcy, ani nie Polouki, jou jech jou i ferig Ślązacka”18. Młodsi mówią np. „Nie ukrywam, że ja czuję

się Ślązakiem. Ja nie czuję się Niemcem, bo obywatelstwo mam polskie i tutaj nie ma o czym mówić,

narodowość też mam polską. (…) Czuję się Polakiem, bo żyję w Polsce”19. Inną opcją jest unikanie

określeń narodowych i wskazywanie na proces jednoczenia Europy, jako coś, co ma sprawić, że taka

kategoryzacja jest, czy będzie w przyszłości, zbędna.

Pytania i hipotezy

Jak już zostało to zarysowane, przedmiot badania jest niejako dwuczęściowy. Jeden element

to poczucie tożsamości narodowej młodzieży wiejskiej na Śląsku Opolskim. Drugi to stereotyp Polaka

i Niemca, jaki się z tożsamością wiąże. Postawiłam cztery pytania:

1. Jak młodzież określa swoją tożsamość narodową?

2. Co wpływa na ich poczucie tożsamości narodowej?

3. Jaki jest stereotyp Polaka?

4. Jaki jest stereotyp Niemca?

Założyłam, że badani nie będą zgodni w określeniu swojej tożsamości narodowej i etnicznej.

Pojawią się osoby uważające się bądź wyłącznie za Polaków, Niemców, czy Ślązaków, oraz osoby,

których tożsamość jest mieszanką tych kategorii, a także takie, które określają się jednocześnie

dwoma lub trzema kategoriami.

Sądziłam, że na poczucie tożsamości ma wpływ rodzina, zwłaszcza rodzice. Zakładam, że

uczniowie, których rodzice należą do Mniejszości Niemieckiej, bądź pracują czy pracowali kiedyś w

Niemczech są bardziej skłonni do spostrzegania siebie w kategorii „Niemiec”. Zamierzałam też

kontrolować takie elementy jak posiadanie rodziny w Niemczech i używanie języka niemieckiego w

domu.

17 D. Berlińska, dz.cyt., s.327. 18 Tamże, s.305. 19 Tamże.

312

W odpowiedzi na ostatnie dwa pytania, sądziłam, że jest to uzależnione od identyfikacji

narodowej. Im bardziej ktoś czuje się Polakiem, tym wyższa jest jego ocena Polaków, a niższa

Niemców. I odwrotnie – im bardziej utożsamia się z Niemcami, tym korzystniejszy jest jego obraz

Niemców, a gorszy Polaków.

Metoda

Badanie zostało przeprowadzone w Publicznym Gimnazjum w Turawie w klasach 1-3.

Poprawnie wypełnionych kwestionariuszy otrzymałam 75. W niektórych arkuszach brakowało

pojedynczych odpowiedzi, co zostało naturalnie uwzględnione w obliczeniach. 27 uczniów było w

klasie pierwszej, 18 w drugiej i 30 w trzeciej. Wśród badanych było 36 chłopców (48%) i 39

dziewczyn.

Użyłam skonstruowanego przez siebie kwestionariusza składającego się z sześciu zadań.

1. Pierwsze zadanie dotyczyło poczucia tożsamości. Zastosowałam tu skalę milimetrową. Rolą

badanych było określenie swojej pozycji na trzech wymiarach: „Polak”- „nie-Polak”, „Niemiec”- „nie-

Niemiec”, „Ślązak”- „nie-Ślązak”. Chciałam w ten sposób uniknąć nieinterpretowalnego miejsca w

środku skali o końcach „Polak” – „Niemiec”, oraz dać badanym możliwość określenia się za pomocą

więcej niż jednej kategorii. Mieli możliwość określenia w jakim stopniu czują się Polakami, Niemcami i

Ślązakami. 0mm było przypisane krańcom „Polak”, „Niemiec” i „Ślązak”, a 100mm krańcom „nie-

Polak”, „nie-Niemiec” i „nie-Ślązak”. Dla ułatwienia analizy podzieliłam później skalę na odcinki, z

których istotne są dla mnie tylko dwa:

0-20mm „zdecydowanie” Polak/ Niemiec/ Ślązak

81-100mm „nie-Polak”/ „nie-Niemiec”/ „nie-Ślązak”

2. Kolejne zadanie – metodę zegarową - zaczerpnęłam z prac B. Weigl (1999). Jego celem jest

określenie dystansu społecznego. Uczniowie mieli przyznać miejsce na polu namiotowym koledze z

Niemiec. Pole ma kształt koła podzielonego na 12 części, w jednej zaznaczony jest namiot badanego.

W wersji oryginalnej maksymalny dystans wynosił 6, a minimalny 1. W trakcie badania okazało się, że

jest to zbyt wąska skala. Niektórzy uczniowie chcieli przyznać miejsce w swojej cząstce, a inni pytali,

czy mogą umieścić go poza polem. W związku z tym zdecydowałam się na rozszerzenie skali tak, że

gdy namiot kolegi znajdował się w miejscu badanego przyznawałam rangę 0, a gdy poza polem 7.

313

3. i 4. Dwa zadania poświęciłam opisowi odpowiednio „przeciętnego Polaka” i „przeciętnego

Niemca”. Użyłam dziesięciostopniowej skali opartej na dyferencjale semantycznym. Skala zawierała

30 pozycji.

5. Pytania metryczki dotyczyły przynależności rodziców do Mniejszości Niemieckiej, pracy

rodziców w Niemczech, rodziny w Niemczech i używania języka niemieckiego w domu. Celem było

określenie ewentualnych korelatów poczucia niemieckiej tożsamości narodowej.

6. W kolejnym zadaniu pytałam uczniów o elementy decydujące o przynależności jednostki

do danego narodu. Chciałam się dowiedzieć, czy i jak rozumieją bycie Polakiem, Niemcem etc.

Charakterystyka wyników

Skala Polak (n=71)

Większość uczniów (62%, 44 osoby) określa się zdecydowanie jako Polacy. Średnia w tej

grupie to 3mm, podczas gdy wśród wszystkich badanych średnia wynosi 23mm. Tylko 6 uczniów (8%)

określa się jako „nie-Polak”.

Skala Niemiec (n=70)

48 uczniów (69%) określa się jako „nie-Niemcy”, 3 uczniów - zdecydowanie jako Niemcy.

Średnia to 81mm. Identyfikacja niemiecka koreluje z przynależnością rodziców do Mniejszości

Niemieckiej (r=-0,47, p<0,05) – w grupie uczniów, których żadne z rodziców nie należy do MN średnia

na skali niemieckiej identyfikacji wyniosła 92mm, w grupie uczniów, których oboje rodziców należy

do MN średnia wyniosła 54mm.

Skala Ślązak (n=71)

25 uczniów (35%) uznaje się zdecydowanie za Ślązaków. Jednocześnie 28 ich kolegów (39%)

opisuje się jako „nie-Ślązacy”. Średnia wynosi 52mm. Poczucie tożsamości śląskiej koreluje z

przynależnością rodziców do MN (r=-0,46, p<0,05). Jest wyższe w grupie uczniów, których oboje

rodziców należy do MN – średnia 17mm, niż w grupie, gdzie tylko jedno z rodziców należy do MN –

średnia 39mm i u dużo wyższe niż u tych osób, których żadne z rodziców nie należy do MN – średnia

66mm. Podobnie jest z pracą rodziców w Niemczech, choć tu korelacja jest dużo słabsza: r=-0,25,

p<0,05.

314

6 uczniów określiło się jako Polacy „na 0 mm”, a na skalach niemieckiego i śląskiego poczucia

tożsamości wybrali dokładnie przeciwny biegun – 100mm (w obrębie czerwonego kółka na wykresie).

Jedna osoba zaznaczyła kraniec „0 mm” na wszystkich trzech skalach, czyli określiła się jednocześnie

jako Polak, Niemiec i Ślązak (żółte kółko). Pozostali opisywali się za pomocą różnych kombinacji

dwóch lub trzech tożsamości, zwykle z dominującą polską. W zielonym kółku znalazły się osoby, które

opisały się jako zdecydowanie Polacy i Ślązacy, ale jako „nie-Niemcy”. Jedna osoba (czarne kółko) na

wszystkich trzech skalach zaznaczyła mniej więcej środek (kolejno 49, 48, 47mm).

Dystans

Jak już wspomniałam, rozszerzyłam skalę zaproponowaną przez B. Weigl o możliwość

przyznania koledze z Niemiec w swojej cząstce, co zrobiło 5 badanych oraz o możliwość wyrzucenia

go poza obszar pola namiotowego, co wykorzystało 3 uczniów. Najwięcej, bo 31 osób (41%)

zakwaterowało go tuż obok siebie, a 17% w cząstce oddalonej o 1. 15% ulokowało kolegę w

najbardziej oddalonej cząstce w obrębie pola.

315

Uczniowie, którzy mają jednego lub oboje rodziców w Mniejszości Niemieckiej kwaterowali

kolegę Niemca bliżej swojej cząstki niż badani, których rodzice nie należą do MN (r=-0,26, p=0,05).

Wielkość dystansu wiązała się też z częstością używania języka niemieckiego w domu. Osoby, w

których domu nigdy nie mówi się po niemiecku wyznaczały średni dystans wielkości 3,8 (n=30). Bliżej,

bo średnio w odległości 2,18 sytuowali kolegę uczniowie, w których domach język niemiecki pojawia

się tylko przy odwiedzinach gości z Niemiec. Badani, którzy czasami w domu mówią po niemiecku,

przyznawali miejsce w średniej odległości 1,42 (n=24). Czterech uczniów, w których domach język

niemiecki pojawia się często kwaterowali kolegę w średniej odległości 1.

W tym kontekście interesujące jest, co zdaniem młodzieży decyduje o przynależności do

danego narodu. Wymienię odpowiedzi, grupując je w wiązki i zaczynając od najczęstszych:

- miejsce urodzenia, pochodzenie, pochodzenie rodziny,

- język,

- kultura,

- obyczaje, tradycje,

- miejsce zamieszkania,

Dystans

316

- poczucie,

- związek z krajem, uczucia do kraju, regionu, obywatelstwo, stosunek do narodu,

- wychowanie, poglądy, porozumienie,

- zachowanie, charakter,

- ludzie, z którymi się przebywa,

- miejsce wychowania,

- ubiór.

Zauważmy, że są to elementy, które zdaniem teoretyków składają się raczej na tożsamość

etniczną niż narodową. Pozwala to na traktowanie obu tych kategorii jako odmian poczucia

przynależności grupowej.

Uczniowie generalnie chętniej przypisywali Polakom cechy pozytywne, a Niemcom

negatywne. Wyjątki stanowiły odpowiedzialność i elegancja, które w większym stopniu przypisywali

Niemcom, nie były to jednak wielkości statystycznie istotne. Uważali natomiast „przeciętnego

Polaka” za istotnie bardziej altruistycznego i serdecznego niż „przeciętnego Niemca” w życiu

społecznym. Jeśli chodzi o funkcjonowanie intelektualne mieli Polaków za bardziej ciekawych,

sprawnych i wynalazczych. Sądzą też, że Niemcy są mniej odważni i zrównoważeni niż Polacy.

Uczniowie, którzy uważają się za „zdecydowanych Polaków” (n=44) mają zdecydowanie

lepsze mniemanie o swoich rodakach niż o Niemcach w każdym wymiarze funkcjonowania. W sferze

społecznej wyłania się obraz Niemca jako gruboskórnego, zamkniętego drania (niegodny zaufania,

chciwy, nieufny), pyszałkowatego i raczej odpychającego w porównaniu z Polakami. Częściej określają

ich jako tchórzliwych i lekkomyślnych. W aspekcie intelektualnym uważają, że przeciętny Niemiec jest

mniej ambitny, znudzony, nieporadny, tępy i roztrzepany. Przypisują im większą

nieodpowiedzialność, brak energii, lenistwo i brak umiejętności. Przypuszczalnie nie jest to

charakterystyka kogoś, z kim chętnie by się spotkali i współpracowali.

Uczniowie, którzy określili się za pomocą krańca skali „Ślązak” 80-100mm mają podobnie

negatywne wyobrażenie o Niemcach.

Dla uczniów, którzy opisali się jako „zdecydowani Ślązacy” (n=25) Polacy nie różnią się

drastycznie od Niemców. Test wykazał trzy cechy, dla których różnice średnich były istotne. „Ślązacy”

317

uważają przeciętnego Polaka za mniej aktywnego, mniej eleganckiego i bardziej roztargnionego od

przeciętnego Niemca.

Analizę stereotypów w oczach „zdecydowanych Niemców” pominęłam ze względu na

niewielką liczebność grupy.

Zakończenie

Kiedy zabierałam się za to badanie, Tata podsunął mi artykuł Warszawa wie lepiej - Ślązaków

nie ma (zob. bibliografia). Tytuł zainteresował mnie znacznie bardziej niż treść. To prawda, że na

mapie politycznej Europy pomiędzy Republiką Federalną Niemiec a Rzeczpospolitą Polską, nie

znajdziemy niczego, co moglibyśmy nazwać Śląskiem. I zupełnie nie chodzi o to, żeby było. Ludzie

żyją, mieszkają, myślą i czują niezależnie od podziałów politycznych oraz wytycznych

administracyjnych. Jak napisałam we wstępie, Opolszczyzna jest specyficznym regionem. W 1998

roku wśród argumentów przemawiających za utworzeniem oddzielnego województwa (zamiast

połączonego ze śląskim lub dolnośląskim) pojawiły się głosy, że opolskie wytworzyło szczególny

klimat tolerancji: mieszkają tu Polacy, Czesi i Niemcy, katolicy, protestanci, Kresowiacy, tubylcy…

Zdaje się, że potrzeba bardzo niewiele, żeby wprowadzić podziały – wystarczy mówić „My” i „Oni”,

„nasza ziemia” i „ich język”. Ale przecież tych granic nie można przeprowadzić w przestrzeni: nie

można powiedzieć, że ta wioska jest polska, a tamta niemiecka, że w tym domu mieszka rodzina

polska, w tamtym niemiecka, a w innym śląska. Badania D. Berlińskiej i moje pokazują, że czasem ta

granica biegnie gdzieś wewnątrz człowieka, który jest jednocześnie Polakiem, Niemcem i Ślązakiem.

Większość uczniów przyznaje się do posiadania krewnych w Niemczech, rodzice większości z

nich pracują lub pracowali w tym kraju. Pojawia się więc pytanie, czy ma to związek z tak

negatywnym obrazem Niemców w oczach młodzieży i przede wszystkim, w jaki sposób ten obraz

rzutuje na codzienne funkcjonowanie obu grup. Oczywiście, może być tak, że kategorie narodowe nie

mają żadnego znaczenia, jako twory sztuczne. Jednak takie wybory jak to, której drużynie kibicuję,

czy w jakich barwach flagę wieszam, są demonstracjami przynależności narodowej. Stąd niepokojące

są wypowiedzi uczniów: „Niymcy są daremne” kontra „Deutschland über alles”. Są one co prawda

uzasadnione w świetle koncepcji Z. Baumana, która mówi o potrzebie odróżnienia i wywyższenia

swojej grupy. Niemniej to, że są uzasadnione, czy nawet naturalne nie oznacza, że takie postawy są

pożądane. Historia pokazuje, że uznanie czyjejś niższości jest jednym z pierwszych kroków jego

odczłowieczenia.

318

Bibliografia

Bauman Z., Socjologia, Poznań 1996.

Berlińska D., Mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim w poszukiwaniu tożsamości, Opole 1999.

Gauss K.M., Europejski alfabet, Wołowiec 2008.

Weigl B., Stereotypy i uprzedzenia etniczne u dzieci i młodzieży, Warszawa 1999.

Wojciszke B., Człowiek wśród ludzi, Warszawa 2002.

Netografia

Chandra K, What is ethnic identity and does it matter?, New York 2005,

http://www.nyu.edu/gsas/dept/politics/faculty/chandra/ars2005.pdf , 06.06.2009.

Kedourie E. Nationalism, Londyn 1985,

http://books.google.com/books?id=kloVAAAAIAAJ&printsec=frontcover&hl=pl, 05.06.2009.

Sala S. Procesy globalizacji ich konsekwencje dla regionów, Bydgoszcz 2005,

http://www.paek.ukw.edu.pl/wydaw/vol12/sala2005.pdf, 05.06.2009.

Scheuerman W. Globalization, [w:] Edward N. Zalta (red.), The Stanford Encyclopedia of Philosophy

(Fall 2008 Edition), http://plato.stanford.edu/archives/fall2008/entries/globalization/, 06.06.2009.

Smith A., National identity, Londyn 1993

http://books.google.com/books?id=bEAJbHBlXR8C&printsec=frontcover&hl=pl, 06.06.2009.

http://www.dziennikarze-

wedrowni.org/index.php?option=com_content&view=article&id=11:warszawa-wie-lepiej-slazakow-

nie-ma&catid=1:lewa-szpalta, 06.06.2009.

319

Przemysław Dudziński

[email protected]

„Poe jest całkiem pop”. Uwarunkowania kulturowe twórczości filmowej na przykładzie Rogera

Cormana

Tym co mnie interesowało był film. Nie tylko jako sztuka,

ale też jako ekscytująca forma robienia pieniędzy.

Roger Corman

Widz filmowy może dziś nie wiedzieć, kim jest Roger Corman, ale z dużym prawdopodobieństwem

zna jego twarz. Corman pojawia się bowiem niezwykle często w ramach tzw. występów cameo, grając

trzecioplanowe krótkie role – pokazuje swoją kostyczną twarz, wygłasza kilka zdań

charakterystycznym głosem i znika. Możemy go dojrzeć, wymaga to jednakże pewnego skupienia

uwagi, w takich filmach jak Ojciec chrzestny II (The Godfather: Part II 1974), Skowyt (The Howling

1981), Worek na zwłoki (Body Bags 1993; w filmie tym jako aktorzy pojawiają się też inni znani

reżyserzy horrorów: John Carpenter, Tobe Hooper, Wes Craven, Sam Raimi), Milczenie owiec (Silence

of The Lambs 1991), Filadelfia (Philadelphia 1993), Apollo 13 (1995), Krzyk 3 (Scream 3 2000), czy

w końcu Looney Tunes znowu w akcji (Looney Tunes: Back in Action 2003). Obsadzanie Cormana

w tych niewielkich rolach to typowy przykład właściwego kinu postmodernistycznemu podwójnego

kodowania – znaczenie pierwszej warstwy jest mniej istotne, gdyż role Cormana są epizodami bez

większego wpływu na fabułę. Jednak w drugiej warstwie, skierowanej do „wtajemniczonych” widzów,

świadomych, kogo oglądają – ojca chrzestnego karier twórców tych filmów i człowieka w dużej mierze

odpowiedzialnego za kształt współczesnego kina amerykańskiego – rozpoznanie niesie radość

zrozumienia kodowania, odkrycia aluzji ukrytej w filmie, aluzji autoreferencyjnej, odnoszącej się

do pozadiegetycznego świata historii filmu. Istotny jest też fakt, że Corman osadzany jest najczęściej

w rolach osób dzierżących – w ten czy inny sposób – władzę, „zarządzających” rzeczywistością: w Ojcu

chrzestnym II wciela się w senatora, w Milczeniu owiec – w jednego z dyrektorów FBI, w Apollo 13 –

kongresmana. W Krzyku 3 i Looney Tunes znowu w akcji jego postaci związane są bezpośrednio

ze światem filmu, gra odpowiednio: producenta wykonawczego i reżysera. Pojawienia się, jakkolwiek

migawkowe, w filmach F.F. Coppoli czy R. Howarda nie są przypadkowe, a raczej są rodzajem ukrytego

hołdu dla Cormana, a jednocześnie nostalgicznym wspomnieniem początków kariery tych reżyserów,

320

które odbyły się pod auspicjami człowieka, którego niegdyś zwykło się nazywać „papieżem filmów

klasy B”. Kim jednak jest Roger Corman i dlaczego Hollywood ma wobec niego dług wdzięczności?

Urodzony 5 kwietnia 1926 roku Corman studiował inżynierię w Stanford. Już w bardzo młodym

wieku podjął pierwsze próby zaczepienia się w przemyśle filmowym – rozpoczął od posady gońca

w wytwórni 20th Century Fox. Dużo później, sam będąc już na szczycie, wyznawał filozofię każącą mu

zmuszać swoich wychowanków do uczenia się wszystkiego praktycznie od zera, od najprostszych,

upokarzających prac. Korzystając z rządowego stypendium dla byłych żołnierzy, zmienił profil

wykształcenia i odbył kurs literatury angielskiej na uniwersytecie w Oxfordzie, ujawniając i kształtując

cechy, które zapewniły mu później sukces w branży: elastyczność, umiejętność przystosowania się

do sytuacji, otwartość na wyzwania i nowe doświadczenia. Po powrocie z Europy otrzymał posadę

story analyst – zajmował się czytaniem scenariuszy i zatwierdzaniem ich do ewentualnej produkcji.

Nabierając wprawy w rozumieniu zasad rządzących produkcją filmową, Corman znalazł się

we właściwym miejscu o właściwym czasie. Kiedy jego ambicja pchnęła go do stworzenia pierwszego

własnego scenariusza, zamiast tylko przeglądania cudzych, w amerykańskim przemyśle filmowym

rozpoczynał się kryzys, który miał zapoczątkować wielkie zmiany, a Corman miał się stać ich

katalizatorem.

W połowie lat 50. wielkie amerykańskie studia filmowe stanęły w obliczu dwóch zagrożeń dla

swojej pozycji. Z jednej strony uderzyły w nie antymonopolowe postanowienia Sądu Najwyższego20,

z drugiej – dotychczasowa publiczność masowo opuszczała kina zaabsorbowana rozpowszechniającą

się telewizją, która zastąpiła kino w funkcji codziennej rozrywki. Z 21 tys. kin w USA ponad 7 tys.

zamknięto przed końcem lat 50. Stosunek kosztów dużych produkcji do zysków stawał się coraz

bardziej niekorzystny, a giganty były zbyt powolne i nieelastyczne, aby odnaleźć się w sytuacji zbyt

szybkich zmian. Potrzebna była oddolna rewolucja, studio, w którym decyzje podejmowałoby małe

grono osób o dużym wyczuciu rynku, pozbawione zbędnej biurokracji i zachowawczości, zdolne

do podjęcia ryzyka, choćby z tego powodu, że niemające w zasadzie nic do stracenia. Firmą, która

miała podjąć się tej roli okazało się, stworzone przez Samuela Z. Arkoffa i Jamesa H. Nicholsona

w 1955 roku, American International Pictures.

Podczas gdy duże studia powiększały budżety prestiżowych produkcji klasy A, próbując odzyskać

widownię utraconą na rzecz telewizji, i produkowały coraz mniej filmów klasy B o mniejszym budżecie

i dużo mniejszych ambicjach, Arkoff i Nicholson rozumieli, że liczy się niekoniecznie jakość, ale raczej

ilość i przyjęli „strategię zapchajdziury”, upatrując swojej szansy w niszy zwolnionej właśnie przez

większe firmy – niszy kinowej pulpy. Żeby jednak wykorzystać szansę, którą dojrzeli na rynku, Arkoff

20 Postanowienie to, wydane w 1949 roku, zakazywało powszechnie do tej pory stosowanej praktyki znanej jako block bloking, tj. sprzedaży wiązanej filmów klasy A i B. Prócz tego zakazano studiom filmowym posiadania własnej sieci kin. Miało to wpływ na daleko idące zmiany w strategiach rynkowych wielkiej ósemki.

321

i Nicholson potrzebowali filmów, które mogliby sprzedać, którymi mogliby zapchać dziurę. I w tym

momencie mieli szczęście trafić na Rogera Cormana.

AIP podjęło się dystrybucji filmu na podstawie scenariusza Cormana o tematyce wyścigów

samochodowych: Szybcy i wściekli (The Fast and the Furious 1955). Współpraca ta rozpoczyna długi

ciąg dość nietypowych umów zawieranych przez Cormana i jego współpracowników. Film został

wypożyczony przez Arkoffa i Nicholsona bez żadnej opłaty na okres 30 dni. Wynagrodzeniem miało

być finansowanie trzech kolejnych produkcji Cormana o budżetach do 60 tys. dolarów. W tym czasie

przeciętny film hollywoodzki kosztował około stukrotnie więcej. Również ilość dni zdjęciowych

przewidzianych na nakręcenie filmu dla AIP przyprawiłaby przeciętnego reżysera o zawrót głowy.

Cormanowski Sklepik z horrorami (Little shop of horrors 1960) powstał w dwa dni i jedną noc, Bucket

of blood (1959) w pięć dni, przeciętnie było to jednak około 10 dni, co Corman uznawał za pewien

nadmiar. Anegdota mówi o pewnym ówczesnym wywiadzie, w którym Corman stwierdził, że jest

w stanie nakręcić film w budce telefonicznej, po kosztach nieprzekraczających kosztów połączenia

i skończyć go w czasie jednego, trzyminutowego impulsu telefonicznego.

Corman okazał się idealnym wykonawcą strategii AIP: filmy mają powstawać szybko, tanio i bez

przejmowania się zbędnymi szczegółami – film i tak nie ma pozostać w pamięci widza po seansie, ma

go jedynie bawić w trakcie. Jednocześnie Corman, Arkoff i Nicholson odkryli widownię dotąd

ignorowaną przez Hollywood – nastolatków. A był to okres pierwszego tak gwałtownego konfliktu

pokoleń w Ameryce, powstania subkultury teenagers, na wzór której miały wyrastać późniejsze

o dekadę ruchy kontrkulturowe. Słuszna strategia AIP zakładała, że telewizja w domowym zaciszu nie

jest medium atrakcyjnym dla nastolatków, którzy próbują się uwolnić od domowych ograniczeń,

spotykać się i bawić we własnym gronie. Przestrzenią, w której mogli to robić okazały się być kina,

zwłaszcza popularne na prowincji kina typu drive-in. Dla tej widowni wyświetlany film był często

pretekstem: nie interesowały ich skomplikowane, trudne do śledzenia fabuły, gdyż poza oglądaniem

mieli też inne plany. Popularność horrorów w tym okresie, wśród takiej publiczności dyktowana była

prostym faktem, że na takim filmie łatwo poprzytulać się z przestraszoną dziewczyną.

W tym okresie Corman regularnie udowadniał, że żadne wyzwanie nie jest za trudne, ale też

że nie ma czegoś takiego jak gorsze gatunki. Interesowało go wszystko, co mogło choć na moment

przyciągnąć uwagę młodocianego widza: potwory o milionie oczu (The Beast with a Million Eyes

1955), krwiożercze kraby (Attack of the Crab Monsters 1957), satelity (War of the satellites 1958),

gangsterzy (Machine-Gun Kelly 1958), kobiety-osy (The Wasp Woman 1960), kobiety z bagien (Swamp

Women 1955), kobiety walczące z morskimi potworami (The Saga of the Viking Women and Their

Voyage to the Waters of the Great Sea Serpent 1957) i ostatnie kobiety na Ziemi (Last Woman on

Earth 1960). Ta lista to tylko część dorobku reżyserskiego i producenckiego Cormana. Wspomniany

film War of Satellites jest świetnym przykładem wyczucia rynku i błyskawicznych reakcji Cormana.

322

W tempie nieosiągalnym dla dużych studiów nakręcił on go tuż po wystrzeleniu przez ZSRR

pierwszego sztucznego satelity Sputnik 1. Początek wyścigu kosmicznego był dla niego znakomitą

i darmową kampanią reklamową.

Filmy z tego okresu przynosiły niewielkie, ale stałe dochody, a koszta były minimalne.

Najważniejszym kapitałem, jaki gromadził Corman, były jednak umiejętności zarządzania planem

filmowym. Zamiast płacić swoim współpracownikom, proponował im różnego rodzaju szemrane

umowy, pozwalał realizować własne projekty. Bezwzględnie rozliczał aktorów z każdego dnia

zdjęciowego, jaki byli mu winni. Kręcił na dekoracjach pozostałych po większych produkcjach,

a czasem takich, które zostały zwolnione na dzień lub dwa w trakcie powstawania innego filmu. Sam

tytuł jego autobiografii mówi wszystko, co trzeba wiedzieć na temat tego, co Corman uznaje

za najważniejsze w swojej karierze: Jak zrobiłem sto filmów w Hollywood i nie straciłem ani grosza21.

Będąc świadomym podejścia widowni do swoich filmów i mając cały czas na uwadze mieszczenie

się w zastraszająco niskich budżetach Corman bez większych ambicji i skrupułów realizował formułę

kina eksploatacji (expoitation). On sam w filmie dokumentalnym Schlock! – The Secret History Of

American Movies (2001) stwierdza, że nie istnieje dobra definicja tej formuły – eksploatowane

są w tych filmach zarówno tematy, jak i widownia. Andrzej Kołodyński podkreśla cynizm tego typu

produkcji22, sięgających po tematy modne i starających się zdobyć niezaspokojone do tej pory nisze

wśród publiczności. W latach 50. były to nastolatki, kilkanaście lat później przyszła pora

na mieszkańców murzyńskich gett. Eksploatacji ulega również kanon gatunkowy – fabuły bardzo często

konstruowane są ze znanych i ogranych klisz gatunkowych, co czasem daje zupełnie nonsensowne

efekty. Ale to niewysublimowane fabuły przyciągały widzów do kin drive-in, a później do grindhouse

(to właśnie w takich przybytkach kino eksploatacji znajdywało swoje miejsce przed nastaniem ery

video). Jednocześnie kino eksploatacji stanowiło ciemne odbicie kina głównego nurtu. Wykorzystywało

jego schematy i często ustanowioną przez nie popularność gatunków, a jednocześnie pokazywało

to wszystko, co nie mogło się znaleźć w filmach klasy A z powodu obowiązującego wówczas Kodeksu

Haysa: seks, przemoc, narkotyki. U początków kariery Cormana wielkim zainteresowaniem cieszyły się

horrory oraz filmy science-fiction. Status tych drugich wyznaczyły takie produkcje jak Zakazana Planeta

(Forbidden Planet 1956) czy Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (The Day the Earth Stood Still

1951).

Rafał Syska przyznaje Cormanowi jedną z wiodących ról w przygotowaniu przemian

amerykańskiego kina gatunków, koncentrując się zwłaszcza na sposobach prezentacji przemocy23.

Rzeczywiście już w latach 50. Corman nie tylko wykorzystywał modne trendy, ale też tworzył nowe,

21 R. Corman, How I Made A Hundred Movies In Hollywood And Never Lost A Dime, Cambridge 1998. 22 A. Kołodyński, Roger Corman – zwycięska dynamika kiczu, [w:] Ł. Plesnar, R. Syska (red.) , Mistrzowie kina amerykańskiego. Klasycy, Kraków 2006, s. 431. 23 R. Syska, Film i przemoc. Sposoby obrazowania przemocy w kinie, Kraków 2003, s. 81-82.

323

które dopiero dekadę później miały znaleźć swoje miejsce w filmach głównego nurtu i zmienić je

na zawsze. Filmy gangsterskie Cormana – takie jak I, Mobster (1958), Machine-Gun Kelly (1958), czy

późniejsza Masakra w dniu św. Walentego (The St. Valentine’s Day Massacre 1967) – wyprzedziły

przełomowy24 Bonnie i Clyde (Bonnie and Clyde 1967), którego scenarzystą był, współpracujący

wcześniej z Cormanem, Robert Towne i Ojca Chrzestnego (The Godfather 1971). Podobna sztuka

udała się reżyserowi, gdy skończywszy wraz z Grobowcem Ligei cykl Poe’owski, zaczął tworzyć

produkcje wykorzystujące motywy kontrkulturowe. Jego Dzikie Anioły (The Wild Angels 1966)

zapowiedziały Swobodnego Jeźdźca (Easy Rider 1969). W obu zagrał zresztą Peter Fonda. Z kolei The

Trip (1967), którego scenariusz napisał Jack Nicholson, z niespotykaną dotąd swobodą traktował

o kulturze narkotykowej, a konkretnie o najgłośniejszym narkotyku dekady – LSD.

Jednak wraz z końcem dekady kariera reżyserska Cormana dobiegała końca. Duże interwencje

poczynione przez AIP w ostateczne wersje The Trip, a przede wszystkim Gas-s-s-s (1970) zniechęciły

go do dalszej pracy dla wytwórni. Gas-s-s-s może być traktowany jako cormanowski film maudit, ale

także jako jego swoiste i ironiczne pożegnanie z tematami, które dotychczas poruszał: od świata

postapokaliptycznego, poprzez młodzieżową rebelię, aż po Edgara Allana Poe (podróżującego przez

ogarnięty szaleństwem świat na motorze z krukiem na ramieniu i Lenorą za plecami) i jego twórczość,

za pomocą której bohater metaforyzuje obserwowaną rzeczywistość. Swoją eklektyczną i szaloną

karierę próbował więc podsumować Corman w równie eklektycznym i szalonym filmie, któremu

najbliżej być może ze wszystkich jego dzieł do filmu autorskiego. A przynajmniej tak by być mogło,

gdyby nie drastyczne zmiany wprowadzone wbrew jego woli.

Gas-s-s zakończył więc współpracę Cormana z AIP, a kolejny film, Von Richthofen and Brown

(1971), był ostatnim, jaki Corman wyreżyserował do 1990 roku, kiedy to powstała, dość nieudana

i kompletnie nietrafiająca w ówczesne gusta, trawestacja klasycznej historii Mary Wollstonecraft

Shelley Frankenstein wyzwolony (Frankenstein Unbound 1990), oparta na powieści Briana Aldisa,

krzyżującej historię pisarki i fabułę przez nią stworzoną z wątkami science-fiction. W pewnym sensie

przyznać należy, że Corman wycofał się z reżyserii w odpowiednim momencie. Kino eksploatacji,

którego był niekoronowanym królem i które przez lata utożsamiane wręcz będzie z jego nazwiskiem

powoli umierało. Tematy, które poruszało przeniknęły w wyniku przemian społecznych i zniesienia

kodeksu Haysa, do kina głównego nurtu. Widzowie nie mieli już powodów do sięgania po tego typu

produkcje. Jak na ironię, do przemian, które spowodowały jego upadek samo kino eksploatacji

przyczyniło się w wymiernym stopniu.

Dziedzictwo Cormana nie polega jednak wyłącznie na tym. Przez całe dwie dekady swojej pracy

dla AIP Corman wykształcił rzesze pracowników przemysłu filmowego dając im twardą, ale dobrą

24 Tamże, 89-101.

324

szkołę. Wielu z jego uczniów znacznie przerosło swego mistrza, stając się największymi prominentami

amerykańskiego kina. F.F. Coppola w zamian za przemontowanie i przygotowanie nowych dialogów

do filmu opartego o radziecką produkcję Nebo Zovyot (1960) – w wyniku tych działań powstała dość

kuriozalna i raczej niespójna Bitwa wśród gwiazd (Battle Beyond the Sun 1980) – oraz pracę na planie

Strachu (The Terror 1963) otrzymał szansę wyreżyserowania swojego debiutu Obłęd (Dementia 13

1963). Po premierze Drakuli (Bram Stoker’s Dracula 1992) Coppola stwierdził, że jedną z jego inspiracji

były utrzymane w klimacie gotyckiej grozy filmy Cormana25. Corman bez zastanowienia wykorzystał

sukces swojego ucznia, produkując przynajmniej dwa filmy wykorzystujące sukces Drakuli: Młody

Drakula (Dracula Rising 1993) i Królowa szczurów (Bram Stoker’s Burial of the Rats’ 1995). Podobne

jak Coppola zadanie otrzymał od AIP Woody Allen. Zakupiony przez AIP Japoński film akcji Kokusai

himitsu keisatsu: Kagi no kagi (1965) otrzymał napisane przez niego dialogi, niemające nic wspólnego

z oryginalną fabułą, i został przetworzony na absurdalną komedię zatytułowaną Jak się masz

koteczku? (What’s Up, Tiger Lily? 1966).

Martin Scorsese, który również jako student zafascynowany był siłą obrazów Cormana powstałych

na podstawie Poe’go, swój film pełnometrażowy Wagon towarowy Bertha (Boxcar Bertha 1972)

nakręcił pod auspicjami Cormana. I tylko rada mentora, jakim był dla niego wówczas John Cassavetes,

przestrzegająca go przed utkwieniem w światku kina eksploatacji spowodowała, że rok później

powstały Ulice nędzy (Mean streets 1973). Jako asystent Cormana od wszelkiej „czarnej roboty”

na planie Dzikich aniołów zaczął swoją karierę Peter Bogdanovich. Jego Żywe tarcze (Targets 1968) –

film, który zwrócił na Bogdanovicha powszechną uwagę – powstały w wyniku umowy z Cormanem,

zgodnie z którą młody reżyser miał wykorzystać w filmie przynajmniej 20 minut materiału

zaczerpniętego z filmu Strach. Kilka miesięcy wcześniej Bogdanovich reżyserował dla Cormana Voyage

to the Planet of Prehistoric Women (1968).

Wśród wychowanków Cormana znajdują się też: Peter Fonda, James Cameron, Joe Dante, Denis

Hopper, Jonathan Demme, Sylvester Stallone oraz wielu innych reżyserów, producentów i aktorów,

którym przyszło się cieszyć dużo większymi sukcesami niż jemu samemu. Część z nich dostała się pod

skrzydła Cormana w jego okresie producenckim. Zrezygnowawszy bowiem z reżyserii, nie odszedł on

bynajmniej od świata filmu. W latach 1970-1973 zawiadywał własną wytwórnią New World Pictures.

Następnie przyszła pora na Concorde – New Horizonts. Choć można powiedzieć, że obie te firmy

utrzymywały, choć w zmienionych warunkach rynkowych, ducha AIP, produkując tanie i tandetne filmy

często podpinające się pod sukcesy dużych produkcji, to jednak działalność Cormana miała też drugi

tor. Odpowiedzialny był on za sprowadzenie do USA szeregu arcydzieł kina europejskiego, których nikt

25 B. Gray, Roger Corman: Blood-Sucking Vampires, Flesh-Eating Cockroaches, and Driller Killers, Cambridge 2003, s. 248.

325

inny nie chciał tam dystrybuować. Na liście tych filmów znajdują się między innymi: Szepty i krzyki

(Viskningar och rop 1972) oraz Jesienna sonata (Höstsonaten 1978) Ingmara Bergmana, Amarcord

(1973) Federico Felliniego, Miłość Adeli H. (L’Histoire d’Adèle H. 1975) Françoisa Truffauta, Dersu Uzala

(1975) Akiry Kurosawy, Fitzcarraldo (1982) Wernera Herzoga. List z podziękowaniami od Ingmara

Bergmana za tę współpracę zajmuje do dziś centralne miejsce na ścianie gabinetu Cormana.

Zapasy energii Cormana do dziś wydają się niewyczerpane. Wyprodukowawszy ponad 300 filmów

nadal bierze czynny udział w pracach nad kolejnymi. Duże hollywoodzkie produkcje szukają dziś

inspiracji w jego dawnych obrazach. Seria Szybcy i wściekli26 jest luźną reinterpretacją jego filmu.

W 2008 roku Paul William Scott Anderson nakręcił remake wyprodukowanego przez Cormana

Wyścigu śmierci 2000 (Death Race 2000 1975). W tym momencie historia zatoczyła ironiczne koło,

gdyż film Andersona stał się ofiarą praktyki stosowanej przez małą wytwórnię Asylum, polegającej

na produkcji taniego filmu bezwstydnie podszywającego się pod dużą produkcję, czyli tzw.

mockbustera. W ten sposób widzowie mieli, jakże wątpliwą, przyjemność zobaczyć Death Racers

(2008).

Status twórczości E.A. Poe w kulturze amerykańskiej jako kontekst cyklu Cormana

Pod koniec lat 50. AIP, dla którego pracował wówczas Corman, wypracowało następującą

strategię produkcji i dystrybucji: powstawały dwa czarno-białe filmy, horrory lub science-fiction, każdy

w ciągu 10 dni, które następnie sprzedawano jako double feature. Corman, chcąc pracować w 1960

roku nad większa produkcją, zrezygnował z kolejnego takiego projektu, w zamian proponując

Jamesowi Nicholsowi i Samuelowi Arkoffowi nakręcenie filmu w kolorze w ciągu piętnastu dni

z podwójnym budżetem. Przekonanie studia wymagało wysiłku, ponieważ żaden film AIP nie miał

nigdy budżetu rzędu 200 tys. dolarów (ostatecznie kwota ta urosła do prawie 300 tys. ze względu

na gażę Vincenta Price’a).

Film ten otwiera specyficzny, wyróżniający się rozdział w twórczości reżysera. W literaturze

przedmiotu brak całkowitego konsensusu na temat tego, jakie filmy uznać za część tego cyklu.

Najczęściej przyjmuje się osiem produkcji: Upadek domu Usherów (The Fall of the House of Usher

1960), Studnia i wahadło (Pit and the Pendulum 1961), Opowieści niesamowite (Tales of Terror 1962),

Przedwczesny pogrzeb (The Premature Burial 1962), Nawiedzony pałac (The Haunted Palace 1963),

Kruk (The Raven 1963), Maska Czerwonego Moru (The Masque of the Red Death 1964), Grobowiec

26 Seria składa się jak dotąd z czterech filmów: Szybcy i wściekli (The Fast and the Furious 2001), Szybcy i Wściekli 2: Za Szybcy, Za Wściekli (2 Fast 2 Furious 2003), Szybcy i wściekli: Tokio Drift (The Fast and the Furious: Tokyo Drift 2006), Szybko i wściekle (Fast & Furious 2009).

326

Ligei (The Tomb of Ligeia 1965). Jednak ostateczne zaliczenie do cyklu filmu Nawiedzony pałac

wydaje się być więcej niż problematyczne. Choć charakteryzuje go identyczny styl, to jedynie tytuł

filmu wywodzi się z twórczości Poe’ego, scenariusz zaś oparty jest na motywach twórczości innego

amerykańskiego pisarza grozy: Howarda Phillipsa Lovecrafta, konkretnie na jego mikropowieści

Przypadek Charlesa Dextera Warda.

Kiedy szefowie AIP wyrazili swe wątpliwości, czy rzeczywiście film oparty na opowiadaniu Upadek

domu Usherów zyska popularność wśród widowni złożonej głównie z nastolatków, Corman

odpowiedział im jakoby: „Ależ dzieciaki uwielbiają Poe’ego!”. Wyczucie targetu27 jak zwykle Cormana

nie zawiodło – bezbłędnie rozpoznał rytmy popkultury, a jego otwierający cykl film był w zasadzie

skazany na sukces. Możliwe to było dzięki bardzo specyficznemu statusowi, jaki ma twórczość Poe’ego

w kulturze amerykańskiej, a poprzez nią, przynajmniej obecnie, w popkulturze globalnej.

Mark Neimeyer, pisząc na ten temat, nazywa Poe’ego „ulubionym synem kultury popularnej”28.

Pisarz jest oczywiście i przede wszystkim zapoznawany przez amerykańskie nastolatki jako autor

tekstów będących przedmiotem zajęć szkolnych. Wydaje się jednak, że udało mu się uniknąć

zaszufladkowania, jakie często dotyka np. klasyków literatury polskiej, których dzieła stały się

lekturami szkolnymi, a jednocześnie synonimami literackiej skamieliny. Neimeyer pokazuje, że Poe

trafia wszędzie: jest na znaczkach pocztowych i na okładce płyty Beatlesów, nawiązują do niego

seriale animowane i reklamy. Istnieje nawet piwo o nazwie Raven (ang. Kruk) reklamowane plakatem

przedstawiającym ciemnowłosą kobietę składającą róże na autentycznym grobie poety w Baltimore.

Hasło głosi: „Wiem, że jesteś w otchłani. A może Kruka? Piwo Kruk. Jego smak to poezja”29. Istnieją

koszulki z Poe’em, budziki, podkładki pod myszki, długopisy, magnesy na lodówkę. Choć praktyka

handlu takimi gadżetami jest częsta w przypadku gwiazd filmowych, zarówno obecnych, jak i dawnych

– dotyczy to np. Ch. Chaplina czy M. Monroe – to Poe jest chyba jedynym literatem, którego dotyka

to w takim stopniu, którego twarz jest rozpoznawalna dla milionów. Uznanie dla Poe’ego wyraził też

rząd amerykański: zwodowany w 1998 roku trałowiec ochrzczono mianem U.S.S. Raven.

Neimeyer opisuje też inną ciekawą tendencję w postrzeganiu Poe’ego jako symbolu literatury

z „ludzką twarzą”, artysty jednocześnie wyrafinowanego, ale nie nazbyt trudnego, którego można

potraktować „za pan brat” – emblematu, to określenie Neimeyera „intelektualnej kultury

popularnej”30. Tendencje te wyrażają nagrody przyznawane przez Mystery Writers of America, czyli

27 Takiego, zaczerpniętego z marketingu, terminu wypada chyba użyć mówiąc o reżyserze i producencie charakteryzującym się ekonomicznym sposobem myślenia o swoich pracach, jakim niewątpliwie jest Corman. 28 M. Neimeyer, Poe and popular culture, [w:] K.J. Hayes (ed.), The Cambridge Companion to Edgar Allan Poe, Cambridge 2002, s. 205. 29 „I Know You’re in the Pits. How about a Raven? Raven Beer, The Taste is Poetic” (tłum. wł.). Użyte tu angielskie słowo „pits” oznacza otchłań piekielną, ale też stan depresji, ciężkiego przygnębienia. Jednocześnie odsyła też odbiorcę sloganu do tytułu opowiadania Poego Pit and the Pendulum (Studnia i wahadło). 30 M. Neimeyer, Poe... dz.cyt., s. 206.

327

Edgar Allan Poe Awards potocznie zwane często Edgarami, czy użycie portretów i karykatur Poe’ego

(oczywiście w towarzystwie kruka) w takich miejscach jak okładka The Complete Idiot’s Guide

to American Literature, czy kolumna New York Timesa zawierająca recenzje najnowszych książek.

Pokazuje to jasno, że Poe stał się, sam w sobie i w połączeniu ze swoją twórczością, łatwo

rozpoznawalną ikoną – żadne z tych przedstawień nie jest podpisane i nie ma takiej potrzeby –

czytelnik zaabsorbował już tyle podobnych przedstawień, że z łatwością rozpozna mistrza grozy. Drugą

stroną tego trendu jest użycie Poe’ego jako emblematu w procesie autoprezentacji. Jakkolwiek

to oceniać, osoba popijająca kawę z kubka z portretem Poe’ego oczekuje rozpoznania jako wielbiciel

literatury i ogólnie mówiąc osoba kulturalna, i tak zwykle zapewne jest rozpoznawana. Oczywiście

należy tu pamiętać o faktorze ironii w tym swoistym flircie z popkulturą.

Istnieje szereg potencjalnych, zapewne łączących się, przyczyn zajęcia przez Poe’ego tego

konkretnego miejsca w kulturze popularnej. Przede wszystkim, jego, odpowiednio ubarwiony, życiorys

sam w sobie jest już sensacyjny, co wykorzystał choćby twórca powieści kryminalno-historycznej Cień

Poego31 M. Pearl. Poe miał problemy z alkoholem, choć zapewne nie tak wielkie, jak dziś zwykło się

uznawać. Jego okazyjne kontakty z laudanum – wówczas dość powszechnie stosowanym

i pozbawionym raczej odium, jakie współcześnie otacza opiaty – bywają dziś postrzegane jako ciężka

narkomania. Gdyby Poe żył w naszych czasach, budziłby zapewne podobne emocje jak gwiazdy rocka.

Do tego otacza go aura poète maudit, powstała zapewne z przemieszania w kulturowej świadomości

samego autora i narratorów jego opowieści. Już w 70 lat po śmierci Poe’ego tak pisał o nim Howard

Phillips Lovecraft, który zresztą sam miał się stać ikoną amerykańskiej literatury grozy: „Umysł Poe’ego

zawsze był blisko przerażenia i rozkładu; w każdym opowiadaniu, poemacie czy dialogu filozoficznym,

dostrzegamy pełne napięcia pragnienie zaczerpnięcia z otwartych studni nocy, przebicia zasłon

śmierci, panowania w fantazjach jako władca przerażających tajemnic czasu i przestrzeni”32.

Już wówczas na przecięciu życia i twórczości Poe’ego rodzi się jego, tak mroczna, jak i pobudzająca

wyobraźnię kolejnych pokoleń, legenda. M. Neimeyer sugeruje również, że Poe w zasadzie

od początku był pisarzem masowym, jak być może żaden z jemu współczesnych. Taki zresztą był jego

cel33.

Cormanowski cykl można w zarysowanym tu kontekście rozpatrywać z dwóch perspektyw.

Z jednej strony legenda Poe’ego była warunkiem możliwości jego powstania w ramach kina

eksploatacji. Dzieciaki musiały „kochać Poe’ego”, żeby wybrać się na Upadek Domu Usherów i kolejne

filmy. Z drugiej strony jest ten cykl oczywiście elementem budującym narastającą przez lata

popularność Poe’ego w popkulturze, i to bardzo istotnym elementem. Kino niezwykle szybko sięgnęło

31 M. Pearl, Cień Poego, Kraków 2006. 32 H.P. Lovecrat, Nadnaturalny horror w literaturze, Warszawa 2000, s. 47. 33 M. Neimeyer, Poe ... dz.cyt., s. 208.

328

do Poe’ego i dziś, pomijając produkcje telewizyjne, istnieje ponad setka adaptacji jego twórczości lub

filmów opartych, zwykle luźno, na jego biografii – taki jest np. powstały w 1909 roku Edgar Allen Poe

D.W. Griffitha. Bywa też, że dwa wspomniane porządki są mieszane. Tak jest np. w wypadku,

przedstawianych jako dokumentalne, filmów: Edgar Allan Poe: Terror of the Soul (1995) i Edgar Allan

Poe: Visionar des Unwirklichen (1999).

Era popularności filmowego horroru w latach 30. przyniosła szereg filmów nawiązujących, czasem

bardzo swobodnie do dzieł Poe’ego, co ekstrapolowało podejście do materiału Cormana i jego

scenarzystów. Najważniejsze przykłady to Black Cat (1934) i Raven (1935), na potrzeby których

połączyli swoje siły aktorskie Bela Lugosi i Boris Karloff. Ten drugi film jest szczególnie ciekawy – nie

tylko ze względu na to, że Karloff powrócić miał jeszcze do Kruka w 1963 r. wraz ekipą Cormana, ale

też dlatego, że jest on swoistą metawypowiedzią o odbiorze i popularności samego Poe’ego. Jeden

z bohaterów – dr Richard Vollin (Bela Lugosi) – jest entuzjastą twórczości poety, widzimy go nawet

recytującego Kruka, i z niej czerpie inspirację do stworzenia wymyślnych narzędzi tortur.

Jednak to właśnie cormanowski cykl i szerzej: wszystkie 11 filmów odwołujących się do Poe’ego,

a w których wystąpił Vincent Price, są jednymi z najpowszechniej kojarzonych z adaptacji Poe’ego.

„Trudno jest nawet dziś nie myśleć o Price’ie, kiedy ktoś wspomina Poe’ego”34. Rzeczywiście,

to głównie dzięki tym filmom Price mógł powiedzieć: „Czasem czuję się, jakbym uosabiał mroczną

nieświadomość całej rasy ludzkiej. Wiem, że to chore, ale uwielbiam to!”35. Powiązanie

Price`a z twórczością Poe’ego w oczach publiki było zapewne impulsem do powstania filmu An Evening

Of Edgar Allen Poe (1972), w którym aktor przed publicznością w studio dokonuje interpretacji czterech

opowiadań Poe’ego: Serce – oskarżycielem, Sfinks, Beczka Amontillada oraz Studnia i wahadło.

Poe i jego twórczość znajdują swoje miejsce w różnych obiegach kultury; sfamiliaryzowany przez

odbiorców już w młodym wieku, najczęściej poprzez adaptację, a nie kontakt z oryginałem, staje się –

zarówno w latach 60., jak i obecnie – atrakcyjnym obiektem eksploatacji. On sam zapewne

zadowolony byłby z tego stanu rzeczy, skoro np. Kruka planował jako „Poemat, który miał zaspokajać

zarówno gusta szerokiej publiki, jak i krytyków”36. Wokół skomplikowanych i poplątanych obiegów

Poe’ego w kulturze popularnej możemy nawet mówić o tworze, który Neimeyer określa mianem

meta-popkultury – struktury łączącej na podobieństwo sieci pierwotną twórczość autora, jego

biografię, kolejne adaptacje i nawiązania. Kolejne zaś odwołania i przywołania, cytaty i adaptacje

należy rozważać w odniesieniu do całego tego kompleksu oraz specyficznego statusu oczywistości

kulturowej, jaki on wytwarza.

34 R. Haydock, Poe, Corman and Price: A Tale of Terrors, [w:] P. Haining (ed.), Edgar Allan Poe Scrapbook, New York 1977, s. 135. 35 M. Whitehead, Roger Corman, Vermont 2003, s. 52. 36 E.A. Poe, The Philosophy of Composition, http://xroads.virginia.edu/~HYPER/poe/composition.html, 20.03.2009.

329

Podsumowanie

Nakreślona sytuacja pozwala nam we właściwy sposób spojrzeć na proces adaptacyjny, jakiemu

Corman poddał utwory Edgara Allana Poe. Jego celem w żadnym momencie nie była wierność

oryginałom, która jest najczęściej rozpatrywaną cechą adaptacji. Twórczość amerykańskiego mistrza

grozy została przez Cormana potraktowana raczej jako swoisty magazyn motywów znalezionych,

powszechnie rozpoznawalnych tropów, które uległy przetworzeniu i reinterpretacji przez pryzmat

psychoanalizy na potrzeby czysto rozrywkowego kina eksploatacji. Oczywiście, z drugiej strony, na cykl

składają się jedne z najbardziej ambitnych filmów reżysera. Opieranie się na twórczości

Poe’go pozwoliło więc Cormanowi spełnić po części swoje ambicje twórcze.

Brian McFarlane, w swoim studium na temat metodologii badań nad adaptacją, pisze:

„interpretacje i pamięć źródłowej powieści są silnymi elementami, które determinują filmową

intertekstualność”37. W wypadku cyklu sytuacja intertekstualna jest dość skomplikowana. Można

na tym polu wyróżnić kilka korpusów pozostających ze sobą we wzajemnych relacjach. Pierwszy z nich

to teksty samego Poe’ego połączone ze sobą na poziomie formy, ale też poprzez serię obsesyjnie

powracających motywów, takich jak obraz kobiety czy pogrzebanie żywcem. Drugi korpus to same

filmy Cormana swobodnie czerpiące z pierwszego i dokonujące jego odczytu poprzez psychoanalizę.

Jednocześnie filmy te z pełną świadomością powielają, a przez to ironizują na temat klisz horroru jako

gatunku. Corman umieszcza, zwłaszcza w pomniejszych filmach, odwołania do poprzednich.

Koronnym przykładem jest tu parodystyczny wręcz Kruk.

Drugi korpus ulegał odczytaniu przez korpus trzeci – ówczesnych uczestników kultury popularnej,

do których Corman kierował swoje filmy, tj. teenagers, którzy zapełniali ówczesne prowincjonalne

kina. Widzowie ci znali korpus pierwszy i odczuwali niewątpliwie jego atrakcyjność. Corman mógł też

z pewnością liczyć, że znają na wylot korpus drugi i jego kontekst, czyli kino eksploatacji i ówczesny

horror filmowy. Z tego wynikało niewątpliwie specyficzne użycie postaci granych przez Price’a,

którego twarz kojarzył każdy ówczesny widz filmów grozy. Również psychoanalityczny klucz, który

zastosował reżyser nie był zamierzony jedynie na wywołanie sensacji – np. przez sugestię kazirodczych

związków (Upadek domu Usherów, Opowieści niesamowite) czy atrakcyjność związaną z nowym,

podszytym seksem, odczytaniem klasyka literatury. W latach, o których mowa, psychoanaliza sama

staje się już trwałą częścią popkultury38, jej podstawowe założenia stają się powszechnie znane,

a więc można je uznać za kolejny pomost między drugim a trzecim korpusem. Jeden z najważniejszych

mechanizmów odbioru filmu opartego na tekście literackim, a więc „mechanizm dokonywania

37 B. McFarlane, Tło, problemy i nowe propozycje, tlum. S. Sikora, „Kwartalnik Filmowy”, 1999, nr 26-27, s. 23. 38 Por. Z. Rosińska, Obecność psychoanalizy w kulturze, http://kronos.org.pl/index.php?23275,382&-PHPSESSID=637eb4e4f24dbaaf416c2ee2fec32f73, 26.03.2009.

330

porównań między książką a filmem”39, miał w wypadku teenagers specyficzny kształt, niemożliwy

do odtworzenia bez uwzględnienia wzajemnych relacji pomiędzy tymi trzema korpusami.

Niewątpliwie bowiem cormanowski cykl „nie jest świadectwem rzeczywistego, indywidualnego aktu

lektury, lecz świadectwem jej wirtualnego typu, lektury określonej zbiorowości w określonym miejscu

i czasie”40 i to właśnie czyni go interesującym dla badacza kultury. Opisując intertekstualne konteksty

i miejsce kulturowe cormanowskiego cyklu, da się jeszcze wyróżnić korpus czwarty, do którego

przyjdzie nam wrócić za chwilę.

Istotną cechą łączącą cormanowskie adaptacje Poe’ego jest przesycenie „osobliwymi

rozwiązaniami wizualnymi (które – jako samoistne „atrakcje” – rozrzedzają płynność narracji)”41.

Zgodnie z twierdzeniem Konrada Klejsy, jest to cecha wszystkich prawie filmów Cormana, wynikająca

z jednej strony z jego zamiłowania do eksperymentów operatorskich, z drugiej – ze strategii tworzenia

scen atrakcyjnych, przykuwających uwagę właśnie w danym momencie, nawet kosztem ciągłości akcji,

której wielu z ówczesnych widzów nie śledziło z uwagą charakterystyczną dla współczesnego

filmoznawcy. Należy też przyznać, że akurat w cyklu eksperymenty te są niezwykle trafione i,

w połączeniu z niezwykłą kolorystyką i mis-en-scène, stają się ekwiwalentem stylu narracji Poe’ego.

Taka metoda pozwala nam umieścić Cormana w grupie reżyserów adaptacji, którą Waldemar Frąc

określa, nawiązując do klasycznego podziału A. Bazina, mianem „wierzących w kino” (w opozycji

do „wierzących w literaturę”). Postawa tych twórców „polega na przesunięciu zasadniczego akcentu

twórczego na kreację filmową. W efekcie powstaje nowe, autonomiczne w stosunku do pierwowzoru

dzieło […]. Twórczy zamysł przyjmuje tu charakter głębokiej przebudowy dzieła”42 .

Czy więc filmy Cormana są udanym efektem „twórczej zdrady”, dzięki którym dzieło wkracza

we wciąż nowe sytuacje komunikacyjne, zdobywa nowych odbiorców, podejmuje z nimi kolejne

dialogi i gry?43 Odpowiedzi na to pytanie nie ułatwia fakt, że cykl może też być potraktowany jako

realizacja formuły gry adaptacyjnej. Termin ten proponuje Joanna Kuźnicka. Uwzględniając fakt,

że badaczka zajmuje się kinem współczesnym i z tego zasobu czerpie przykłady, spróbujmy zestawić

filmy Cormana z proponowaną przez nią kategorią. Według Kuźnickiej „gra adaptacyjna powstaje

na bazie istniejących tekstów kultury, ale bez zobowiązań wobec autora, pierwowzoru, za to wobec

współczesności”44, a „obraz stworzony przez kopie [takiego określenia używa autorka wobec

wytworów gier adaptacyjnych – przypis P.D.] jest obrazem funkcjonującym w zbiorowej

39 A. Helman, Twórcza zdrada. Filmowe adaptacje literatury, Poznań 1998, s. 15. 40 Tamże, s. 12. 41 K. Klejsa, Filmowe oblicza kontestacji. Kino Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej wobec kultury protestu przełomu lat 60. i 70., Warszawa 2008, s. 161. 42 W. Frąc, Uwierzyć w kino. Refleksje wokól adaptacji filmowej Solaris Stanislawa Lema, [w:] „Kwartalnik Filmowy”, 1999, nr 26-27, s. 124. 43 A. Helman, Twórcza... dz.cyt., s. 18. 44 J. Kuźnicka, Gry adaptacyjne we współczesnym kinie, Piotrków Trybunalski 2003, s. 55.

331

świadomości”45. Tak rozumiane gry adaptacyjne to jeden z wyznaczników kina postmodernistycznego.

Ponieważ jednak opis Kuźnickiej wyjątkowo dobrze oddaje metody Cormana, można postrzegać

w jego filmach protoformę współczesnych gier adaptacyjnych. Protoformę, która mogła powstać

jedynie w specyficznych warunkach produkcji kina eksploatacji, których efekty zwielokrotniane były

przez metody samego Cormana.

Z drugiej strony współczesna sytuacja postmodernistycznego wyczerpania, na której opiera się

opisywana przez Kuźnicką dominacja kopii nad oryginałem, jest wynikiem procesu, do którego

w jakimś stopniu przyczynił się Corman i jego filmy. Dowodem na to niech będzie cytowane już

stwierdzenie Haydocka o powiązaniu wizerunku Vincenta Price’a z twórczością Poe’ego. Jeśli więc

Corman brał udział w procesie „usztuczniania” rzeczywistości, to termin „twórcza zdrada” możemy tu

rozumieć dwojako. Nie tylko w znaczeniu zaproponowanym przez Helman, ale też bardziej literalnie.

W takim ujęciu Corman dokonał brutalnego rabunku na owym magazynie wątków, jakim była

twórczość Poe’ego, przywłaszczył je sobie, a jego twórczość stała się nieuniknionym kontekstem

rozpatrywania statusów oryginałów w kulturze.

Sama seryjność cyklu, wielokrotna redundancja wątków w jego ramach, po części inspirowana

tendencją do powtarzalności samego Poe’ego, zbliża filmy Cormana do gier adaptacyjnych

w rozumieniu Kuźnickiej, w ramach których „powstaje ogromna ilość tekstów typu: kopia, pastisz,

remake, sequel”46. To właśnie w kinowym żywiole Cormana – kinie klasy B (i niżej) – ta tendencja

do powtarzalności ma swoje źródło i to tam udowodniła swój komercyjny potencjał, by później stać

się uznanym zabiegiem artystycznym. Piotr Stasiewicz ujmuje ten proces w następujący sposób:

„W ciągu dwudziestu lat poprzedzających Ojca chrzestnego 2 nakręcono natomiast setki sequeli

tanich horrorów (słynęła z tego przede wszystkim legendarna wytwórnia Rogera Cormana, w której

kręcono filmy w kilka dni), w większości kompletnie już zapomnianych”47. I choć badacz popełnia tu

pewne nadużycie – Corman jako reżyser nigdy nie nakręcił filmu, który można by określić mianem

sequelu48, takie praktyki nie były też uprawiane w AIP (które to właśnie Stasiewicz prawdopodobnie

określa jako „wytwórnię Rogera Cormana”) – to jednak oddaje cesarzowi, co cesarskie. Gdyż

to właśnie metody eksploatacji danego tematu – aż do kompletnego wyczerpania zainteresowania

nim – i stawiania na familiarność wątków, fabuł i postaci były powszechnie wdrażane przez Cormana,

a ich wpływ, choćby przez osobiste kontakty w ramach „szkoły Cormana”, na późniejszych twórców

amerykańskich jest nie do przecenienia.

45 Tamże. 46 Tamże, s. 54. 47 P. Stasiewicz, Seryjność w horrorze filmowym, [w:] A. Kisielewska (red.), Między powtórzeniem a innowacją. Seryjność w kulturze, Kraków 2004, s. 145. 48 Por. J. Twardosz, Sequel, [w:] R. Syska (red.), Słownik filmu, Kraków 2005, s. 164.

332

W tym miejscu należy jeszcze powrócić do czwartego korpusu kontekstowego cyklu Cormana

powstałego współcześnie – w epoce postwideo – a powiązanego na różne sposoby ze wszystkimi

pozostałymi. Dla jego narodzin warunkiem koniecznym były kolejne zmiany sposobów dystrybucji:

najpierw forma kaset video, potem płyt DVD, obecnie legalny i nielegalny obieg filmów w Internecie.

Powstała w ten sposób sytuacja nieprzewidziana ani przez Cormana49, ani zapewne przez nikogo

w latach 60., w której praktycznie cały historyczny dorobek filmowy jest dostępny na zawołanie

i natychmiast, a do tego oglądany w zupełnie inny sposób niż w czasach świetności AIP – przede

wszystkim z większą uwagą. Ten współczesny korpus charakteryzuje się znajomością historii kina,

a do tego pewną postmodernistyczną nostalgią za czasami jego „niewinności” i niewątpliwie po części

nakłada się na zjawisko opisane przez Andrzeja Pitrusa w książce Kino kultu (Pitrus zresztą wymienia

twórczość Cormana jako jedno ze źródeł omawianej przez siebie tendencji50). Filmy Cormana, dzięki

swej bombastycznej estetyce i silnym tendencjom campowym, stają się obiektami swoistego kultu, ich

odbiór uwarunkowany jest dziś założeniami estetyki so bad… it`s good. Współczesne „szczury

z filmoteki” odkrywają je ponownie na śmietniku–archiwum, jakim stała się dziś historia X muzy i robią

z nimi to, co współczesny człowiek umie najlepiej – bawią się nimi. Bawią się w dekonstrukcję,

dokonują swoistego filmowego recyclingu. Ci archeolodzy popkultury „próbują na nowo przełamać

ramy tradycyjnej historii kina i pokazać ogromną liczbę filmów odrzuconych”51.

W ostatnich akapitach swojej autobiografii Roger Corman stwierdza, że być może najbardziej

osobistym jego filmem jest Creature from the Haunted Sea (1961). Corman ceni sobie zwłaszcza

przewrotne zakończenie, filmu, w którym potwór – jedno z tych gumowych monstrów, które twórcy

filmowi zwykli uśmiercać „ogniem, prądem, wodą czy czymkolwiek”52 – zwycięża, zabijając wszystkich

ludzkich protagonistów, i zasiada na skrzyni ze skarbem. Współcześnie dane nam jest udać się

na wyprawę do mulistego dna kultury i odkryć, że naszym skarbem jest potwór – filmy takie jak cykl

Cormana. „I to jest właśnie to. Potwór zwycięża”53.

Zwycięstwo to jest zresztą druzgocące. Już po zakończeniu pracy nad niniejszym tekstem, podano

do wiadomości, że Roger Corman zostanie nagrodzony Oscarem za całokształt twórczości.

Bibliografia

Burszta W., Sekuła E. (red.), Kiczosfery współczesności, Warszawa 2008.

Corman R., How I Made A Hundred Movies In Hollywood And Never Lost A Dime, Cambridge 1998.

49 R. Corman, How I Made A Hundred Movies In Hollywood And Never Lost A Dime, Cambridge 1998, s. 82. 50 A. Pitrus, Kino kultu, Kraków 1998, s. 9. 51 P. Wasiak, So bad… it’s good – obcowanie z filmowym kiczem, [w:] W. Burszta, E. Sekuła (red.), Kiczosfery współczesności, Warszawa 2008, s. 179. 52 R. Corman, How... dz.cyt., s. 237. 53 Tamże.

333

Frąc W., Uwierzyć w kino. Refleksje wokół adaptacji filmowej Solaris Stanisława Lema, „Kwartalnik

Filmowy”, 1999, nr 26-27.

Gray B., Roger Corman: Blood-Sucking Vampires, Flesh-Eating Cockroaches, and Driller Killers,

Cambridge 2003.

Haining P. (red.), Edgar Allan Poe Scrapbook, New York 1977.

Hayes K.J. (red.), The Cambridge Companion to Edgar Allan Poe, Cambridge 2002.

Haydock R., Poe, Corman and Price: A Tale of Terrors, [w:] Haining P. (red.), Edgar Allan Poe

Scrapbook, New York 1977.

Helman A., Twórcza zdrada. Filmowe adaptacje literatury, Poznań 1998.

Klejsa K., Filmowe oblicza kontestacji. Kino Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej wobec kultury

protestu przełomu lat 60. i 70., Warszawa 2008.

Kołodyński A., Roger Corman – zwycięska dynamika kiczu, [w:] Plesnar Ł., Syska R. (red.), Mistrzowie

kina amerykańskiego. Klasycy, Kraków 2006.

Kuźnicka J., Gry adaptacyjne we współczesnym kinie, Piotrków Trybunalski 2003.

Lovecraft H.P., Nadnaturalny horror w literaturze, Warszawa 2000.

McFarlane B., Tło, problemy i nowe propozycje, „Kwartalnik Filmowy”, 1999, nr 26-27.

Kisielewska A. (red.), Między powtórzeniem a innowacją. Seryjność w kulturze, Kraków 2004.

Neimeyer M., Poe and popular culture, [w:] Hayes K.J. (red.), The Cambridge Companion to Edgar

Allan Poe, Cambridge 2002.

Pitrus A., Kino kultu, Kraków 1998.

Plesnar Ł., Syska R. (red.), Mistrzowie kina amerykańskiego. Klasycy, Kraków 2006.

Twardosz J., Sequel, [w:] Syska R. (red.), Słownik filmu, Kraków 2005.

Stasiewicz P., Seryjność w horrorze filmowym, [w:] Kisielewska A. (red.), Między powtórzeniem

a innowacją. Seryjność w kulturze, Kraków 2004.

Syska R., Film i przemoc. Sposoby obrazowania przemocy w kinie, Kraków 2003.

Wasiak P., So bad… it’s good – obcowanie z filmowym kiczem, [w:] Burszta W., Sekuła E. (red.),

Kiczosfery współczesności, Warszawa 2008.

Whitehead M., Roger Corman, Vermont 2003.

Netografia

Poe E.A., The Philosophy of Composition, http://xroads.virginia.edu/~HYPER/poe/composition.html,

20.03.2009.

334

Rosińska Z., Obecność psychoanalizy w kulturze, http://kronos.org.pl/index.php?23275,382-

&PHPSESSID=637eb4e4f24dbaaf416c2ee2fec32f73, 26.03.2009.

Filmografia Amarcord, reż. F. Fellini, 1973.

An Evening Of Edgar Allen Poe, reż. K. Johnson, 1972.

Apollo 13, reż. Ron Howard, 1995.

Attack of the Crab Monsters, reż. R. Corman, 1957.

Beast with a Million Eyes, The, reż. D. Kramarsky, R. Corman [niewymieniony w czołówce], 1955.

Bitwa wśród gwiazd (Battle Beyond the Sun), reż. F.F. Coppola, 1980.

Bonnie i Clyde (Bonnie and Clyde), reż. A. Penn, 1967.

Bucket of blood, reż. R. Corman, 1959.

Creature from the Haunted Sea, reż. R. Corman, 1961.

Czarny kot (Black Cat), reż. E.G. Ulmer, 1934.

Dersu Uzala, reż. A. Kurosawa, 1975.

Drakula (Bram Stoker’s Dracula), reż. F.F. Coppola, 1992.

Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (The Day the Earth Stood Still), reż. R. Wise, 1951.

Dzikie Anioły (The Wild Angels), reż. R. Corman, 1966.

Edar Allen Poe, reż. D.W. Griffith, 1909.

Edgar Allan Poe: Terror of the Soul, reż. J. Chopra, K. Thomas, 1995.

Edgar Allan Poe: Visionar des Unwirklichen, reż. M. Uhlig, 1999.

Filadelfia (Philadelphia), reż. J. Demme, 1993.

Fitzcarraldo, reż. W. Herzog, 1982.

Frankenstein wyzwolony (Frankenstein Unbound), reż. R. Corman, 1990.

Gas-s-s-s, reż. R. Corman, 1970.

Grobowiec Ligei (The Tomb of Ligeia), reż. R. Corman, 1965.

I, Mobster, reż. R. Corman, 1958.

Jak się masz koteczku? (What’s Up, Tiger Lily?), reż. W. Allen, S. Taniguchi, 1966.

Jesienna sonata (Höstsonaten), reż. I. Bergman, 1978.

Kobieta–Pszczoła (The Wasp Woman), reż. R. Corman, J. Hill, 1960.

Kokusai himitsu keisatsu: Kagi no kagi, reż. S. Taniguchi, 1965.

Królowa szczurów (Bram Stoker’s Burial of the Rats), reż. D. Golden, 1995.

Kruk (The Raven), reż. L. Landers, 1935.

Kruk (The Raven), reż. R. Corman, 1963.

335

Krzyk 3 (Scream 3), reż. W. Craven, 2000.

Looney Tunes znowu w akcji (Looney Tunes: Back in Action), reż. J. Dante, 2003.

Machine-Gun Kelly, reż. R. Corman, 1958.

Masakra w dniu św. Walentego (The St. Valentine’s Day Massacre), reż. R. Corman, 1967.

Maska Czerwonego Moru (The Masque of the Red Death), reż. R. Corman, 1964.

Milczenie owiec (Silence of The Lambs), reż. J. Demme, 1991.

Miłość Adeli H. (L’Histoire d’Adèle H.), reż. F. Truffaut, 1975.

Młody Drakula (Dracula Rising), reż. F. Gallo, 1993.

Nawiedzony pałac (The Haunted Palace), reż. R. Corman, 1963.

Nebo Zovyot, reż. M. Karzhukov, A. Kozyr, 1960.

Obłęd (Dementia 13), reż. F.F. Coppola, 1963.

Ojca Chrzestny (The Godfather), reż. F.F. Coppola, 1971.

Ojciec Chrzestny II (The Godfather: Part II), reż. F.F. Coppola, 1974.

Opowieści niesamowite (Tales of Terror), reż. R. Corman, 1962.

Ostatnia kobieta na Ziemi (Last Woman on Earth), reż. R. Corman, 1960.

Przedwczesny pogrzeb (The Premature Burial), reż. R. Corman, 1962.

Saga of the Viking Women and Their Voyage to the Waters of the Great Sea Serpent, The , reż. R.

Corman, 1957.

Schlock! – The Secret History Of American Movies, reż. R. Greene, 2001.

Sklepik z horrorami (Little Shop of Horrors), reż. R. Corman, 1960.

Skowyt (The Howling), reż. J. Dante, 1981.

Strach (The Terror), reż. R. Corman i in., 1963.

Studnia i wahadło (Pit and the Pendulum), reż. R. Corman, 1961.

Swamp Women, reż. R. Corman, 1955.

Szepty i krzyki (Viskningar och rop), reż. I. Bergman, 1972.

Szybcy i wściekli (The Fast and the Furious), reż. R. Cohen, 2001.

Szybcy i wściekli (The Fast and the Furious), reż. R. Corman, 1955.

Szybcy i Wściekli 2: Za Szybcy, Za Wściekli (2 Fast 2 Furious), reż. J. Singleton, 2003.

Szybcy i wściekli: Tokio Drift (The Fast and the Furious: Tokyo Drift), reż. J. Lin, 2006.

Szybko i wściekle (Fast & Furious), reż. J. Lin, 2009.

Trip, The, reż. R. Corman, 1967.

Ulice nędzy (Mean streets), reż. M. Scorsese, 1973.

336

Upadek domu Usherów (The Fall of the House of Usher), reż. R. Corman, 1960.

Von Richthofen and Brown, reż. R. Corman, 1971.

Voyage to the Planet of Prehistoric Women, reż. P. Bogdanovich, 1968.

Wagon towarowy Bertha (Boxcar Bertha), reż. M. Scorsese, 1972.

War of the satellites, reż. R. Corman, 1958.

Worek na zwłoki (Body Bags), reż. J. Carpenter, T. Hooper, 1993.

Wyścig śmierci (Death Racers), reż. R. Knyrim, 2008.

Wyścig śmierci 2000 (Death Race 2000), reż. P. Bartel, 1975.

Zakazana Planeta (Forbidden Planet), reż. F.M. Wilcox, 1956.

Żywe tarcze (Targets), reż. P. Bogdanovich, 1968.

Wiele z filmów omawianych w powyższej pracy nie było nigdy dystrybuowanych w Polsce. W takich

przypadkach zdecydowaliśmy się nie wprowadzać tłumaczeń własnych ich tytułów i używać tytułów

oryginalnych, zarówno w tekście głównym, jak i w filmografii.

337

Ekspresja

Alicja Iwańska

[email protected]

TANIEC – SZTUKA CZY UMIEJĘTNOŚĆ ?

Od niepamiętnych czasów, na przestrzeni wielu wieków i epok historycznych, po dziś dzień

zadajemy pytanie: czym jest taniec? Czy możemy rozpatrywać go tylko jako umiejętność? Definicje

tańca, jak i samo pojęcie taniec, ukazują, jak trudnym do ścisłego określenia jest on zjawiskiem. Mimo

iż wiele prac z zakresu estetyki uwzględnia dziś taniec, to nie straciło na aktualności twierdzenie

francuskiego krytyka, Jeana d`Udine, że taniec jest sztuką „najbardziej ze wszystkich uniwersalną a

najmniej znaną estetykom”1. Wiele uwagi poświęca tańcowi także Suzanne K. Langer, amerykańska

filozofka, która pisze: „Żadna sztuka nie jest narażona na tyle niezrozumienia, sentymentalnych

osądów i mistycznych interpretacji, co sztuka tańca. (...) A przecież istotne ustalenie pojęć czym jest

taniec, co wyraża, co tworzy, jakie są jego relacje z innymi sztukami, z osobą artysty, ze światem

zewnętrznym – ma szczególne znaczenie. (...) Lecz istnieje niezliczona ilość błędnych teorii na temat

tego, co tancerze robią i co ich czynności znaczą; oddala to odbiorców od prostego, intuicyjnego

pojmowania tańca, skierowuje uwagę odbiorcy na mechaniczną stronę tańca, na akrobatykę (...) – na

to, na czym jego myśl może się pewnie oprzeć”2. Już samo przytoczenie tylko tych dwóch wypowiedzi

dowodzi, iż dla pełnego zrozumienia fenomenu tańca należy odwoływać się do ujmowania go w

kategoriach estetycznych.

Sztuka: dzieje pojęcia

Sztuka i rzemiosło (umiejętność) – to dwa pojęcia, które dzisiaj są dla nas całkowicie odmienne, czy

zgoła przeciwstawne. Pojęcie sztuki nigdy nie było jednolicie przyjęte. Władysław Tatarkiewicz pisał:

„Wyraz »sztuka« jest przekładem łacińskiej ars, a ta – greckiej techne. Jednakże techne i ars znaczyły

niezupełnie to samo, co dziś znaczy »sztuka«. Linia, która ten współczesny wyraz łączy z tamtymi

1 Cytuję za Ireną Turską Spotkanie ze sztuką tańca, Kraków 2000, s. 6. 2 I. Turska, dz. cyt., s. 7.

338

dawnymi, jest ciągła, ale nie jest prosta. Z biegiem lat sens wyrazów zmieniał się. Zmiany były drobne,

lecz stałe, i spowodowały, że po tysiącleciach sens dawnych wyrazów stał się zupełnie inny”3.

Jak wynika z przytoczonego fragmentu, dawniej pojmowanie sztuki wyglądało zupełnie inaczej.

Starożytni nie mieli wątpliwości jak określać sztukę4. Uważali ją za świadomą, a nie instynktowną

umiejętność wytwarzania rzeczy. Umiejętność ta polegała na znajomości reguł, gdyż nie było

wówczas sztuki bez reguł, przepisów. Określali więc sztukę jako umiejętność wytwarzania rzeczy

wedle reguł. „Toteż pojęcie reguły [podkreślenie A.I.] wchodziło do pojęcia sztuki, do jej definicji.

Robienie czegokolwiek bez reguł, tylko z natchnienia lub fantazji, nie było dla starożytnych (...)

sztuką: było jej przeciwieństwem”5. Była to definicja bez zarzutu; jasna i łatwo dająca się stosować.

Nie mogło być niepewności i wahań, co jest sztuką, a co nią nie jest. Sztuka rozumiana tak, jak ją

rozumiano w Starożytności, miała zakres znacznie szerszy od tego, jaki ma dziś. Obejmowała bowiem

ona nie tylko sztuki piękne, ale także rzemiosła i nauki6. W starożytności powszechną wartością sztuki

nie było piękno, lecz doskonałość wytworu, doskonałość umiejętnego kształtowania rzeczy. Była więc

sztuka rozumiana bardziej technicznie, niż artystycznie. Starożytni nie oddzielili sztuk od rzemiosła i

umiejętności (nie rozróżniali sztuk pięknych i rzemiosł), nie podzielili sztuk na artystyczne i

rzemieślnicze. Zasadą podziału był wysiłek umysłowy, bądź fizyczny. Dzielili więc sztuki na wyzwolone

(liberales) i pospolite (vulgares), wytwórcze i odtwórcze, użytkowe i służące przyjemności. Sztuki

pospolite wymagające wysiłku fizycznego starożytność miała za niższe. Wolne ceniła, pospolitymi

gardziła.

Średniowiecze w zasadzie przyjęło poglądy starożytności, lecz zaznaczyło nowe akcenty7. Mniej

pogardzano sztukami pospolitymi (zwanymi teraz mechanicznymi), natomiast częściej i ściślej

wiązano sztukę z pięknem, zwracano uwagę na analogię: twórca- dzieło a Stwórca- świat. Wieki

średnie nadal utrzymywały starożytne rozumienie sztuki jako wiedzy polegającej na przepisach i

regułach8. Mówiąc o sztuce uczeni średniowieczni mieli na myśli najdoskonalsze sztuki wyzwolone

3 W. Tatarkiewicz, Wybór pism estetycznych, Kraków 2004, s. 38. 4 Patrz: W. Tatarkiewicz, Historia estetyki, t. I, Warszawa 1985. 5 W. Tatarkiewicz, Wybór, s. 38. 6 „Nazywano sztuką nie tylko umiejętną produkcję, ale przede wszystkim samą umiejętność produkowania, znajomość reguł, wiedzę fachową”. W. Tatarkiewicz, Wybór…, dz. cyt., s. 39. 7 Patrz: W. Tatarkiewicz, Historia estetyki, t. 2, Warszawa 1988. 8 Umberto Eco uważa, że takie definicje, jak: „ars est recta ratio factibilium” (sztuka jest właściwą znajomością tego, co należy robić) czy „ars est principium faciendi et cogitandi quae sunt facienda” (sztuka jest zasadą działania i refleksji nad tym, co należy zrobić) nie należały w średniowieczu do rzadkości. Przytoczone definicje, według autora, wskazują na dwa podstawowe elementy: poznawczy (ratio, cogitatio) i twórczy (faciendi, factibilium), na których to opierała się ówczesna teoria sztuki. Dalej autor pisze: „Sztuka jest znajomością reguł, dzięki którym można wytwarzać rzeczy, przy czym Średniowiecze jest zgodne co do tego, że owe reguły są nam dane obiektywnie. (...) Sztuka jest pewną wiedzą (ars sine scientia nihil est) i wytwarza przedmioty samoistne, rzeczy wykonane. Sztuka nie jest sposobem wyrażania, lecz konstruowania, działania w celu osiągnięcia rezultatu”, U. Eco, Sztuka i piękno w Średniowieczu, Kraków 2006, s. 142-143.

339

(wolne), do których zaliczali same nauki9. Sztuki mechaniczne (wymagające wysiłku) oceniano wedle

ich użyteczności i sprowadzano do siedmiu (symetrycznie do siedmiu wyzwolonych). W

średniowieczu ars było pojęciem bardzo szerokim i obejmowało również to, co dziś zwiemy

rzemiosłem lub techniką. Ars bez przymiotnika oznaczało sztukę wolną10.

Pierwszym etapem oddzielenia sztuk pięknych od rzemiosła musiało być przesunięcie ich do wyższej

kategorii sztuk wolnych. Nastąpiło to dopiero w czasach nowożytnych i to z ogromnym trudem11. Do

oddzielenia sztuk od rzemiosł przyczyniły się dążenia plastyków do podwyższenia swej pozycji.

Plastycy osiągnęli to, że ich sztuka została uznana za wyzwoloną i wraz z architekturą i rzeźbą została

przyjęta dla nich wspólna nazwa: sztuki rysunkowe (nazw sztuki plastyczne i sztuki piękne jeszcze

wówczas nie znano). Aby oddzielić je od rzemiosł, dowodzono, że są oparte na wiedzy, czyli są

rodzajem nauki. Oddzielenie sztuki od nauki było w owym czasie niewykonalne. Powstanie akademii

sztuk pięknych usankcjonowało oddzielenie artystów od rzemieślników, ale nie uczonych.

Czasy odrodzenia dały początek nowemu rozumieniu sztuki12. Piękno w czasach renesansowych

zaczęło być cenione wyżej i odgrywać w życiu rolę, jakiej nie miało od czasów starożytnych. Piękno

stało się głównym wyznacznikiem sztuki. Sztuka oznaczała po prostu wytwarzanie piękna.

Wysiłki ku utworzeniu wspólnego pojęcia dla wszystkich sztuk zaczęły się już w XVI wieku. Nie było

jednak nadal jasne, co je ze sobą łączy i zarazem od rzemiosł i nauk oddziela. Na jakiej zasadzie może

być utworzone wspólne dla nich wszystkich pojęcie. Prób i pomysłów było wiele. Dopiero pod koniec

XVII wieku wytworzyła się świadomość, że w sztuce ważna jest nie tyle wiedza, ile talent i smak, a

więc sztuka jest czymś różnym od nauki13. Zaczęto dostrzegać różnicę między sztukami a rzemiosłami

i naukami. Próbowano uchwycić istotę ich odrębności. Częściej i silniej podkreślano rolę czynników

indywidualnych, talentu, inwencji, uczucia i ekspresji w twórczości artystycznej, a co za tym idzie

9 Sztukami wolnymi były: gramatyka, retoryka, logika, arytmetyka, geometria, astronomia i muzyka. 10 „Podział na sztuki wyzwolone i sztuki służebne jest typowy dla mentalności intelektualistycznej, która największe dobro widzi w poznaniu i kontemplacji. Wyraża on poglądy społeczeństwa feudalnego (...), dla którego praca fizyczna była zdecydowanie pracą niższą. (...) podział na sztuki wyzwolone i sztuki służebne uniemożliwił odróżnienie sztuk pięknych od techniki, a sztuki naśladowcze były uważane za sztuki piękne, jeśli równocześnie miały charakter dydaktyczny i potrafiły przekazać poprzez przyjemność płynącą z piękna prawdy nauki i prawdy wiary. W tej funkcji łączyły się one ze sztukami uważanymi za wyzwolone”. U. Eco, dz. cyt., s. 148-149. 11 „Aby z dawnego pojęcia sztuki wytworzyło się to, które dziś jest najwięcej używane, musiały się dokonać dwie rzeczy: po pierwsze, z zakresu sztuki musiały być wyeliminowane rzemiosła i nauki, a przyłączona poezja; po wtóre zaś, musiała powstać świadomość, że to, co zostaje ze sztuk po wyeliminowaniu rzemiosł i nauk, stanowi jednolitą całość, odrębną klasę umiejętności, czynności i wytworów ludzkich”. W. Tatarkiewicz, dz. cyt., s. 41. 12 Patrz: W. Tatarkiewicz, Historia estetyki, t. 3, 3 i 4 wyd., Warszawa 1991. 13 Pod koniec XVII wieku utworzyło się nowe pojęcie „sztuk”, nie obejmujące już dawnych sztuk mechanicznych (są rzemiosłami, a nie sztukami), ani dawnych wolnych (są naukami, a nie sztukami).

340

ściślej łączono sztuki z pięknem. Popularny stał się pogląd, że sztuka nie tylko naśladuje

rzeczywistość, ale ją przekracza, tworzy fikcje.

Po przeciwstawieniu sztuk rzemiosłom i naukom aktualne stało się zagadnienie, czym różnią się

sztuki od rzemiosł i nauk oraz jaka należy im się nazwa. Jeszcze w połowie XVII wieku rozmaite były

zasady ich wyodrębniania oraz proponowano też różne nazwy. Nazwa sztuk pięknych ostatecznie

przyjęła się w XVIII wieku i utrzymała się aż do końca wieku XIX. Stało się to za sprawą Charlesa

Batteux, który w tytule swojej książki Sztuki piękne sprowadzone do jednej zasady (Les beaux Arts

reduits à un même principe, 1747) użył nazwy sztuki piękne. Charles Batteux wyliczył siedem sztuk

zasługujących na nazwę pięknych: malarstwo, rzeźba, architektura, muzyka, poezja, wymowa, taniec.

Wykaz ten został zaakceptowany przez większość. Teoria sztuk pięknych głoszona przez Charlesa

Batteux polegała na upatrywaniu ich cechy wspólnej w tym, iż naśladują naturę wybierając z niej to,

co piękne. Po wyeliminowaniu rzemiosł i nauk, piękno wydało się istotną i wyróżniającą cechą sztuki.

W XIX wieku pojęcia sztuki i piękna tak się ze sobą zdążyły sprzęgnąć, że już nie trzeba było

wymieniać piękna, wystarczyła sztuka. Wyraz ten znaczył tyle co niedawno sztuka piękna.

„Od połowy XVIII wieku nie było już wątpliwe, że rzemiosła są rzemiosłami, a nie sztukami, że

umiejętności są umiejętnościami, a nie sztukami; więc tylko sztuki piękne są sztukami. A skoro tak

jest, to można i należy nazywać je po prostu sztukami, bo innych sztuk nie ma. I taka terminologia

przyjęła się; wprawdzie nie od razu, ale w XIX wieku. Wtedy znaczenie wyrazu »sztuka« zmieniło się,

jego zakres zawęził się, obejmował teraz tylko sztuki piękne bez rzemiosł i umiejętności. Rzec można:

utrzymała się jedynie nazwa, a powstało nowe pojęcie sztuki”14. Nazwa sztuki piękne przypadła

jeszcze węższej grupie sztuk, mianowicie sztukom plastycznym, które kiedyś zwano rysunkowymi.

XVIII i XIX wiek doprowadziły do zdominowania poglądu, iż naczelnym, zasadniczym celem dzieł

sztuki jest być pięknym, być nosicielem wartości estetycznych. Dziś mówi się o tym, że współczesna

sztuka zrywa z ideałem piękna. Stabilizacja pojęcia i zakresu sztuk długo przygotowywana, a

sfinalizowana przez Charlesa Batteux, nie była ostateczna. Wątpliwy stał się zakres pojęcia. Choć

pojęcie sztuki zdawało się być ustalone, w rzeczywistości nim nie było. W XIX wieku i w początku XX

wątpliwości zebrało się jeszcze więcej. Mimo iż w XIX wieku powstało hasło wyłącznie estetycznych

celów i skutków sztuki: sztuka dla sztuki (l`art pour l`art), to od początku poza pięknem bywały sztuce

stawiane inne jeszcze wymagania.

14 W. Tatarkiewicz, dz. cyt., s. 46.

341

„Starożytne pojęcie sztuki było jasne i wyraźne, ale dzisiejszym potrzebom już nie odpowiada.

Pojęcie nowożytne bliższe jest tym potrzebom, ale nie jest jasne i wyraźne. Pierwsze pojęcie jest już

tylko pojęciem historycznym, drugie, na pozór aktualne, domaga się korekty”15.

W spadku po XVIII wieku pozostały dwie definicje: sztuka jest wytwarzaniem piękna i sztuka jest

naśladowaniem16. Nowe definicje pojawiły się na przełomie XIX i XX wieku, inne jeszcze później.

Jednak w połowie XX wieku ustalił się pogląd, że definicja sztuki nie tylko jest trudna, ale nie jest w

ogóle możliwa.

Władysław Tatarkiewicz, nawiązując do tradycji europejskiej i dorobku estetyki, proponuje tzw.

definicję alternatywną. Według niej „sztuka jest odtwarzaniem rzeczywistości bądź konstruowaniem

form, bądź wyrażaniem przeżyć – jeśli wytwór tego odtwarzania, konstruowania, wyrażania jest

zdolny zachwycać, bądź wzruszać, bądź wstrząsać”17. Zaproponowana przez Władysława

Tatarkiewicza definicja może być ulepszona, jej elementy mogą być lepiej sformułowane, ale wydaje

się, że ogólna jej postać powinna być właśnie taka, a nie inna. Jest definicją dość otwartą, by zmieścić

różne rodzaje sztuki i różne jej funkcje.

Rozwój sztuki częstokroć wykazuje, że to, co uważano za właściwości sztuki w ogóle, jest tylko

właściwością pewnych jej postaci; że ma ona także takie, jakich dawniejsi artyści nie znali, a teoretycy

nie przewidzieli, choć częstokroć pozornie nowe postacie sztuki okazują się tylko wariantami

znanych.

Obecny stan sztuki należy wywieść od końca lat pięćdziesiątych XX wieku, gdyż wówczas za sprawą

artystów pojawiła się tzw. anty-sztuka18. Odrzucono odziedziczony zespół fundamentalnych

kanonów estetycznych. Paradoksalnie artysta bez sztuki, dzięki swym pomysłowym aranżacjom

przedmiotów czy akcjom, albo zgoła wypowiedziom o sztuce, zbliżał swoje działania do czynności

życiowych bądź inżynieryjno-technicznych. Sztuka oczywiście nie zniknęła, ale poglądy o jej

nienaruszalności zostały podważone. Pojawiła się niepewność, która nie ustąpiła po dzień dzisiejszy.

Próbowano nowe zjawiska objąć pojęciem sztuki, tak rozszerzonym, żeby znalazło się w niej wszystko

co zaproponowali twórcy. Koniec XX wieku i początek XXI wieku to czasy, gdzie obok siebie występują

sztuki w sensie tradycyjnym, anty-sztuka, której impet osłabł, sztuka postmodernistyczna i inne jej

odmiany; zwłaszcza te związane ze wszechobecną kulturą masową. Taki pluralizm i stan rozchwiania

15 Tamże, s. 50. 16 Cechą swoistą sztuki jest: 1. że wytwarza piękno; 2. że odtwarza rzeczywistość; 3. że nadaje rzeczom kształt; 4. jest ekspresją; 5. że wywołuje przeżycia estetyczne; 6. że wywołuje wstrząs. 17 W. Tatarkiewicz, dz. cyt., s. 61. 18 O przemianach w sztuce XX wieku i kształtowaniu się wtedy pojęcia sztuki pisze m.in. Stefan Morawski w książce Na zakręcie: od sztuki do pop-sztuki, Kraków 1985.

342

korespondują z czasem przełomu kulturowego, ale różnie nazywanego i ocenianego. Podstawowe

pytania19, które wydawały się już rozwiązane, są nadal otwarte. Przede wszystkim problem, jaki jest

zakres i jakie są możliwości sztuki.

Halina Brzoza pisze: „Współczesny charakter życia społecznego i kulturalnego wytworzył nową

sytuację, w jakiej znalazła się twórczość artystyczna. W sztuce wciąż rodzą się i rozwijają dyscypliny

(...), które ożywczo oddziałują na tradycyjne (...), przy czym wzajemne wpływy starych rodzajów i

gatunków twórczości stały się ściślejsze i głębsze. Stanowi to odbicie naszej rzeczywistości, złożonej i

wielowymiarowej”20.

Dzieje pojęcia sztuka w Europie dzielą się na dwa okresy, z których każdy miał inne pojęcie sztuki.

Pierwszy okres (okres pojęcia starożytnego) był bardzo długi i trwał od V wieku p.n.e. do XVI wieku

naszej ery. Przez te długie wieki sztuka była rozumiana jako wytwarzanie wedle reguł. Było to jej

pierwsze pojęcie. Lata 1500-1750 były latami przejściowymi. Dotychczasowe pojęcie sztuki kończyło

się, a nowe przygotowywało. Około 1750 roku dawne pojęcie sztuki ustąpiło miejsca nowożytnemu.

Teraz sztuka znaczyła tyle, co wytwarzanie piękna. To drugie pojęcie przyjęło się równie powszechnie

jak przedtem starożytne. Zakres jego był węższy, obejmował bowiem siedem sztuk zestawionych

przez Charlesa Batteux i tylko te sztuki. Przez półtora wieku nowa definicja wydawała się dobra do

tego stopnia, że estetycy nie myśleli o jej ulepszaniu. W XX wieku przyszła kolejna zmiana wynikająca

w głównej mierze z ewolucji, jakiej w tym czasie uległy same sztuki. Przestały się one mieścić w

dawnym pojęciu sztuki, odpowiadać jej wyjściowej definicji21.

Taniec jako sztuka.

Koncepcje tańca, jako sztuki, powstawały pod wpływem wielu czynników: światopoglądowych,

religijnych, wychowania, wrażliwości estetycznej, stopnia znajomości tańca i przekazanych przez

tradycję wzorów, jak również aktualnych tendencji artystycznych, indywidualnych spostrzeżeń,

upodobań, czy doświadczeń. Wszystko to kształtowało (i kształtuje nadal) poglądy na sztukę

19 Podstawowe pytania jakie zadają współcześni twórcy i teoretycy sztuki to: czy system sztuki można uważać za zamknięty; czy można ustalić definitywnie zespół i układ sztuki; czy rzeczywiście należy sztukę przeciwstawiać rzemiosłu; czy należy ją przeciwstawiać nauce; czy słusznie jest przyjmować, że piękno to wyznacznik sztuki, skoro niektóre cenione dzieła sztuki są brzydkie raczej niż piękne; wreszcie czy istotniejszą cechą sztuki nie jest raczej zdolność wzruszania lub ekspresja. 20 H. Brzoza, Wielość sztuk – jedność sztuk, Warszawa 1982, s. 7. 21 Definicja sztuki miarodajna dla lat 1750-1900 i odziedziczona przez wiek XX była taka: sztuka jest wytwarzaniem piękna. Tymczasem sztuka współczesna w wielu swych prądach nie odpowiada już takiej definicji. Piękno nie jest już dla sztuki nie tylko cechą wyróżniającą, ale nawet cechą niezbędną. Wątpliwości, czy określenie sztuki przez piękno jest trafne, pojawiły się już około 1900 roku. W połowie XX wieku (ok. 1950 roku) powszechne stało się przekonanie, że określenie to nie jest trafne.

343

taneczną22. Historia sztuki tanecznej jest tak złożona, iż trudno o jednoznaczną klasyfikację. W

świadomości kulturowej taniec jako sztuka ukonstytuował się stosunkowo późno. W I tomie Historii

estetyki Władysława Tatarkiewicza sztuka tańca prawie nie występuje. Nie ma też tam wzmianki o

znakomitym tekście Lukiana z Samosaty23. Taniec, w tym tekście filozoficznym, został zdefiniowany

jako głębokie przeżycie duchowe, które ujawnia tajemnicę istnienia. Lukian mówi o kosmogonicznych

walorach tańca i jego pożytkach duchowych. Taniec u swych początków wyłaniał się jako zjawisko

szczególne, wyodrębniając się z rytmicznej „trójjedynej chorei” (w której związany był z poezją i

muzyką), z obrzędu magicznego i rytuałów, gdzie pełnił funkcję służebną. W starożytnej Grecji taniec

nie był jeszcze uważany za samodzielną sztukę, lecz jedną z „umiejętności” (techne) wraz z poezją i

muzyką. Wyznaczano tedy tańcowi funkcję mimetyczną, naśladowczą. W okresie klasycznym (V wiek

p.n.e.) Grecy zaczęli wyodrębniać taniec jako samodzielną działalność artystyczną. Działalność ta była

przez nich rozumiana nie jako tworzenie rzeczy pięknych, lecz w sensie wytwarzania zgodnego z

regułami. Taniec podporządkowany został ustalonym przez pitagorejczyków regułom wzorowanym

na prawach rządzących naturą: ładu, harmonii, proporcji, symetrii. Największym uznaniem cieszyły

się te działania, w których to wytwarzanie miało wymiar intelektualny. Szczególnie silnie zakorzeniły

się w świadomości ogółu dwa pojęcia: odtwórcza funkcja tańca i jego piękno jako wartość nadrzędna.

Stąd też pojawił się rozdźwięk między teorią a praktyką. Teoretycy odmawiali tańcom miana sztuki

szlachetnej24, natomiast praktycy w swej działalności sięgali do choreicznej tradycji, która była

przepełniona tańcem, ale już klasyfikowanym jako sztuka pospolita. Podział ten został

usankcjonowany przez średniowiecze. Należy jednak zauważyć, iż w średniowiecznych klasyfikacjach

sztuk nie wymienia się tańca. Był on wówczas jednym z mniej znaczących elementów pantomimy. W

dobie renesansu włoskiego taniec ograniczono do dworskiej rozrywki. W tym kierunku szły

poszukiwania norm i zasad regulujących przebieg tańca i jego wykonania. Uznając odtwórczą funkcję

tańca, podkreślano jego aspekt humanistyczny. Taniec miał wyrażać uczucia wyzwolonego człowieka.

Podporządkowanie tańca etykiecie dworskiej sprawiło, że jego piękno utożsamiano głównie z

wdziękiem, elegancją, sprawnością fizyczną, kurtuazją. Nacisk na ludyczną funkcję tańca zaważył na

jego rozwoju w następnych stuleciach (XV-XVII wiek), gdy stał się on składnikiem dworskich widowisk,

lecz przez myślicieli, filozofów, historyków był nadal uważany za błahe zajęcie. Dopiero dokonania

22 W chronologicznie i tematycznie szeroko zakrojonej pracy Ireny Turskiej Krótki zarys historii tańca i baletu zjawisko tańca ujęte zostało w jego rozwoju historycznym. 23 Lukian, Dialog o tańcu, Wrocław 1960. 24 W tym miejscu należy wspomnieć, iż już Platon w swych Prawach (księga VII) wprowadził podział tańca na szlachetny i „dziki”. Jedynie „szlachetny rodzaj tańca” był przez niego aprobowany. Jakikolwiek inny rodzaj tańca, połączony z obrzędami pokutnymi i inicjacyjnymi, a zawierający elementy bachiczne i mający zmysłowy charakter, nie nadawał się dla „cywilizowanych” obywateli i dlatego należało się go wyrzec i wykluczyć z obiegu. Tylko „uroczyste ruchy pięknych ciał” mieściły się w typie tańca, który był godny zainteresowania. Stosownie do jego koncepcji, sztuka winna posiadać element imitacji, który jednak nie jest równoznaczny z kopiowaniem jakiegoś faktu, lecz ma wywołać u widza jego doznanie.

344

Ludwika XIV zachęcają konkretnymi aktami królewskimi do traktowania tańca jako sztuki25. Od XVII

wieku, od Lilly`ego i Beauchampa taniec, mimo iż synkretycznie wciąż sprzęgnięty z formą

dramatyczną (głównie z operą), stopniowo krystalizował swój własny obszar działań artystycznych i

ewokacji estetycznych.

Pierwsza formalna, w wymiarze teoretycznym, nobilitacja tańca dokonuje się w 1747 roku dzięki

rozprawie Charlesa Batteux. W rozprawie tej francuski estetyk zaliczył taniec do „sztuk pięknych”.

Mówi o tańcu jako o jednej z równouprawnionych sztuk. Sztuki mechaniczne to, jego zdaniem, sztuki

użyteczne.

Pod nakazem dworskiego ceremoniału formował się estetyczny program tańca: dążenie do

doskonałości formalnej przez zastosowanie klasycznych norm ładu, proporcji, symetrii, harmonii.

Stały się one podstawą kodyfikowania póz, kroków i ruchów zręcznego dworzanina. Ów dwojaki

aspekt stał się fundamentem koncepcji tańca akademickiego (zwanego też od XIX wieku tańcem

klasycznym). Za główny jego cel uznano prezentowanie walorów formalnych, czystości linii,

poprawności według ściśle ustalonych reguł, lekkości i elegancji ruchów. Dało to początek utrwalaniu

się przekonania, że tylko posługiwanie się akademicką techniką i akademickimi zasadami

kompozycyjnymi wznosi taniec w formie baletu na wyżyny sztuki. Sprzyjały temu hasła oświecenia

oraz tendencja do ustalania i kodyfikowania zasad sztuki. Taniec, wyzwolony już w XVIII wieku z ram

widowisk dworskich, powinien podlegać nakazom rozumu, opierać się na naśladowaniu ludzkich

zachowań i przejawów uczuć, dostarczać wzorów szlachetnego postępowania. Punktem

kulminacyjnym są słynne Letters26 francuskiego baletmistrza Jean-Georgesa Noverre`a z 1760 roku.

W swym dziele Noverre pisał o duchowości tańca. Według niego, taniec nie był sztuką mechaniczną.

Głosił prymat treści o akcentach moralizatorskich, uważał bowiem, że wszystkie środki artystyczne

muszą być podporządkowane wiarygodnemu oddaniu treści, przedstawianej w ciągłej akcji. Za

najwyższe wartości takiego „baletu z akcją” uznawał piękno, powagę, wzniosłość, tragizm i heroizm.

Taniec miał być składnikiem widowiska wspomaganym przez inne sztuki. W ten sposób uformowała

się koncepcja tańca podporządkowanego wymogom teatru dramatycznego i będącego już domeną

artystów zawodowych.

W epoce romantyzmu zakwestionowano tylko racjonalistyczną koncepcję tańca. Głównym celem

stało się tworzenie iluzji w ścisłym związku z innymi sztukami. Balet romantyczny zapoczątkował

25 W 1658 roku Ludwik XIV zatwierdza statut pierwszego zrzeszenia nauczycieli tańca. W 1661 roku zostaje założona z inicjatywy króla Królewska Akademia Tańca, a w 1669 roku – Królewska Akademia Muzyki (poprzedniczka Opery Paryskiej). W 1672 roku Jean-Baptiste Lilly wraz z Pierre Beauchampem organizują przy Królewskiej Akademii Muzyki szkołę tańca (poprzedniczkę szkoły baletowej przy Operze z 1713 roku). 26 Tłumaczenia na język polski dzieła Noverre`a podjęła się Irena Turska. W wydaniu polskim nosi ono tytuł: Teoria i praktyka tańca.

345

prawie stuletni okres dominacji tancerki na scenie, co rodziło też przekonanie, że taniec nie jest

odpowiednim „zajęciem” dla mężczyzny. Jego rola w balecie ograniczała się głównie do

partnerowania „gwiazdom”. W dobie romantyzmu taniec jako sztuka staje się obok poezji głównym

źródłem duchowych uniesień, oficjalnie uznanym i hołubionym. Jednak dość szybko balet

romantyczny (jako widowisko taneczne) zwraca się ku skodyfikowanej mechanice tanecznej (tzw.

tańca klasycznego czy też akademickiego), dokonanej przez Carla Blasisa. Swoje przemyślenia

zamieścił w dwóch dziełach: Podstawowym traktacie o teorii i praktyce sztuki tańca z 1820 roku oraz

Kodeksie Terpsychory z 1830 roku.

Do noverrowskiej, normatywnej koncepcji „baletu z akcją” artyści epoki romantycznej wnieśli nowe

pojęcia i można by sądzić, ze otwierało to nowy etap w rozwoju poglądów na taniec. Niestety, w II

połowie XIX wieku uległy one spłyceniu. Wypaczenie romantycznych ideałów przejawiało się w

upodobaniu do taniego sentymentalizmu. Taniec został ujęty w stałe formy (adagia, pas de deux,

wariacji solowych) nie pozostawiając wiele miejsca na ekspresję, zaś działania i zachowania postaci

przedstawiano za pomocą umownych gestów i pantomimy. Odtwórcza funkcja tańca obejmowała

dość wąski zakres prostych emocji.

Brak szerszej koncepcji tańca szybko doprowadził do skostnienia baletu. Taniec, już jako sztuka

oficjalna, stał się sztuką konserwatywną, schlebiającą klasie panującej. Można było odbierać

widowisko taneczne zgodnie z ustalonym schematem, ale zajmowanie się profesją taneczną nie

należało do dobrego tonu. Ta postawa pokutowała długo i zaciążyła na randze zawodu tancerza oraz

na poziomie naukowych zainteresowań tańcem.

W XIX wieku taniec został definitywnie związany z teatrami, stał się zinstytucjonalizowany jako

domena stałych, zawodowych zespołów baletowych przy teatrach operowych, których zadaniem było

produkowanie baletów jako „towaru” ubocznego dla rzesz odbiorców tworzących swoisty „rynek”,

uzależniający artystów od jego upodobań i potrzeb estetycznych. Rodziły się więc takie zjawiska jak

akademizm, konserwatyzm, tradycjonalizm, których przejawy można i dziś zauważyć w środowisku

baletowym.

Na początku XX wieku artyści zaczęli zastanawiać się, jak włączyć dawne tradycyjne wartości do

aktualnego myślenia o tańcu. Owocem tych poczynań była działalność Baletów Rosyjskich Sergiusza

Diagilewa oraz twórczość choreograficzna Michała Fokina, który podjął się próby reformy baletu

klasycznego. Prawdziwy jednak dialog przeszłości z teraźniejszością tańca podjęli artyści niezależni,

nie związani z żadnymi instytucjami czy teatrami. To oni sięgnęli do bardzo starych wzorów sprzed

narodzin baletu, do istotnych a zapomnianych aspektów i funkcji tańca.

346

Mimo iż koniec XIX wieku był okresem kryzysu i zastoju, to właśnie ten kryzys przygotował grunt

pod przyszłe, rewolucyjne przemiany, które dały początek współczesnemu baletowi i tańcowi

nowoczesnemu. XX wiek stał się początkiem rozdarcia w obrębie zachodnich form tańca scenicznego:

na balet będący mniej lub bardziej twórczym kontynuatorem tradycji i taniec nowoczesny radykalnie

zrywający z przeszłością oraz proponujący zupełnie nowe spojrzenie na estetykę i technikę taneczną,

czy wręcz zwalczający balet jako wyraz fałszywego postrzegania fenomenu ludzkiego ciała27. Zmiany

dotyczyły nie tylko estetyki baletu, ale uczyły nowego sposobu rozumienia ciała i przestrzeni. Nowe

pokolenie tancerzy zwróciło się przeciwko kodeksowi ruchu tańca klasycznego, aby propagować

taniec bez zasad, ruch naturalny wykonywany do naturalnego rytmu. Przedstawienie zewnętrznej

fabuły ustąpiło miejsca wyrażaniu wewnętrznego głosu.

Źródeł nowego podejścia do tańca należy szukać w działalności kilku nowatorów, którzy w tym

samym czasie zajęli się badaniem wszechstronnych możliwości motorycznych ciała ludzkiego i

zdolności wyrażania ruchem stanów wewnętrznych człowieka. Zrodziło się również wówczas duże

zainteresowanie tradycjami artystycznymi starych cywilizacji pozaeuropejskich, sięgano do bogactwa

sztuki wschodniej. Taniec w XX wieku uległ gwałtownym przemianom. Rozwój nowatorskich form

tańca zbiegł się w czasie z nową ideą „kultury ciała” (Leibeskultur). Po raz pierwszy od wieków modne

stało się prężne, wysportowane i zadbane ciało. To właśnie z chwilą wystąpienia I awangardy, pod

wpływem twórczości Mary Wigman i modern dance (Doris Humphrey i Marthy Graham) uległa

przeobrażeniom świadomość oraz samowiedza estetyczna. Taniec oczywiście nadal był zaliczany do

sztuk wykonawczych, ale nie narzucano mu już mimetyczności jako cechy nieodzownej. Wreszcie

podkreślano jego fizyczny wymiar, co nie miało charakteru deprecjonującego, lecz uwypuklało jego

swoistość. Ukazywano taniec, jako sztukę czystą. Wskazywano na istotne dlań parametry jak: ruch,

ciało i czasoprzestrzeń.

Niewątpliwy wpływ na rozwój nowego postrzegania tańca miała artystyczna działalność

amerykańskiej tancerki Isadory Duncan. Propagowała własną ideę tańca wyzwolonego (free dance)

radykalnie uwolnionego spod rygoru klasycznej techniki tanecznej, pełnego swobodnych ruchów,

rodzących się spontanicznie pod wpływem doznań i wzruszeń artystki. Ciało w tańcu Isadory Duncan

pełni najistotniejszą funkcję, to podstawowy i zasadniczy środek wyrazu. Jej przylegający kostium,

który sugeruje nagość (antyczna tunika), łączy się z ideą wolności i naturalności w tańcu. Intuicyjna i

spontaniczna koncepcja tańca Isadory Duncan wyrosła z rozmaitych źródeł inspiracji. Dominowała w

niej wiara w grecki klasyczny ideał piękna, którego wzorów szukała w pozach tanecznych,

utrwalonych w ornamentach waz oraz wiara w zgodność tańca z naturą i porządkiem wszechświata.

27 Zob. J. Pudełek, Tajniki sztuki baletowej. Rozważania o estetyce i anatomii baletu, Warszawa 1995.

347

Artystka uważała, że tylko swobodny, nie skrępowany sztywnymi regułami taniec może ujawnić

przeżycia osobiste i osobisty stosunek do spraw ogólnoludzkich.

Do dawnych, sakralnych aspektów tańca odwołali się inni artyści amerykańscy, Ruth Saint-Denis i

Ted Shawn, szukający jego sensu duchowego w systemach religijnych Dalekiego i Bliskiego Wschodu,

w których taniec pełni rolę symbolicznego przekaźnika metafizycznych treści. Uważali, że taniec może

być i w innych cywilizacjach jakby obrzędem wtajemniczenia w osiągnięcie jedności z bóstwem a

zarazem duchowym przesłaniem skierowanym do widzów. Słusznie zauważa Włodzimierz

Tomaszewski pisząc: „Isadora Duncan i Ruth Saint-Denis skierowały się bardziej w stronę

choreicznego wymiaru delsartowskich inspiracji. Pierwsza pasjonowała się tanecznością greckiej

chorei, druga chorei dalekowschodniej. Tak rozpoczęła się historia tanecznej awangardy XX wieku,

która doprowadziła jakby po kole tanecznych dziejów do rehabilitacji tanecznej wspólnoty,

przywróciła rangę tańca. Zaczęto hołubić zarówno cielesność jak i duchowość tańca. Odrzucano

natomiast jego jednostronną mechanikę, stąd odejście od prymatu tańca akademickiego”28. Taniec w

XX wieku stał się wielkim artystycznym eksperymentem, a człowiek tańczący znalazł się w centrum

zainteresowania wszystkich znaczących kierunków artystycznych.

Nowe kierunki w sztuce XX wieku takie, jak: modernizm, konstruktywizm, kubizm czy futuryzm

miały wielki wpływ na kształt nowego oblicza sztuki tanecznej. Jednak jednym z najważniejszych

nurtów w dziedzinie tańca XX wieku był niemiecki ekspresjonizm, który w znaczący sposób przyczynił

się do rozwoju nowatorskiej koncepcji tańca (przesiąkniętej mistycyzmem i ideałami Nietzschego),

zwanej tańcem ekspresjonistycznym, German Dance, czy też tańcem wyrazistym (Ausdrucktanz).

Według tej koncepcji, opartej też na naukowych teoriach pierwszego w dziejach choreologa, Rudolfa

von Labana, taniec jest sposobem ujawniania własnych uczuć tańczących, uczuć zrodzonych z ich

stosunku do aktualnej rzeczywistości i osobistych przeżyć. Taniec ekspresjonistyczny wniósł ze sobą

nową estetykę, która koncentrowała się na odkryciu nowych, indywidualnych, cielesnych środków

wyrazu. Ciało tancerza zyskało nowe znaczenie, a człowiek stał się głównym bohaterem i centralnym

punktem dzieł tanecznych. Odrzucając zasady tańca klasycznego, oparł się na swobodnym ruchu

będącym wyrazem przeżyć wewnętrznych. Zgodnie z tą koncepcją Kurt Jooss stworzył nową formę

teatru tańca. Taniec został tu podporządkowany rygorom dramatu, był tworzywem świadomie

budowanej kompozycji teatralnej oraz środkiem przekazywania ważnych treści w zwięzłej,

skondensowanej formie scenicznej.

28 W. Tomaszewski, Człowiek tańczący, Warszawa 1991, s. 46-48. W swojej działalności, zarówno Isadora Duncan, Ruth Saint-Denis, jak i wielu innych twórców, odwoływali się do tzw. systemu Delsarte`a, francuskiego śpiewaka i nauczyciela ruchu scenicznego, który podjął się analizy ruchu ciała ludzkiego z punktu widzenia jego komunikatywności, niezbędnej w pracy scenicznej.

348

W tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych powstaje koncepcja tańca nowoczesnego (modern

dance), którego czołową przedstawicielką jest Martha Graham. Poszła ona dalej w analizowaniu

ekspresyjnej funkcji ruchów tanecznych. Drogą introspekcji starała się dotrzeć do jądra ruchu i zbadać

możliwości ukazania go w sposób pobudzający emocjonalność widza. Martha Graham opracowała

służący tym celom system techniki i oparty na niej język taneczny29. Jej działalność artystyczna

wywarła wpływ na rozwój tańca współczesnego i jego przenikanie do oficjalnego nurtu baletu.

Przemyślenia i działania Isadory Duncan, Rudolfa von Labana, Mary Wigman, Kurta Joossa, czy

Marthy Graham otworzyły drogę tendencjom postępowym w rozwoju sztuki tanecznej. Dzięki nim

zmienił się bowiem sposób myślenia o tańcu, zrodziła się potrzeba dokonywania w nim

wielokierunkowych zmian, gdyż przekonano się, że taniec może pełnić funkcję przekaźnika ważnych

treści, że może ukazywać je zgodnie z widzeniem i odczuciem choreografa i tancerzy. Działalność i

twórczość wspomnianych artystów pozwoliła zrozumieć sens współczesności tańca, która nie zależy

tylko od aktualności tematów. Wraz z poszerzeniem zakresu tematyki inicjatorzy tańca

współczesnego oraz liczni ich następcy nie ustawali w poszukiwaniu nowych form tańca, szukali

nowych środków wyrazu adekwatnych do przedstawianych treści, sięgali do różnych źródeł inspiracji,

opracowywali systemy technik, opartych na świadomości ciała i wykonywanego ruchu

wykraczającego poza sztywne schematy. Zmienił się bowiem zasadniczo stosunek do ruchu, który

rozpatrywano pod kątem praw mechanicznych (Rudolf von Laban), procesów psychicznych (Mary

Wigman), czy procesów neurofizjologicznych (Martha Graham). W trosce o współczesność tańca

artyści interesowali się też jego relacjami z innymi sztukami i z dominującymi w nich prądami

nowatorskimi. I tak oto po raz kolejny otworzył się nowy rozdział w dziejach sztuki tanecznej.

Ku nowym estetykom.

Intensywne tempo i zakres przemian w sztuce w II połowie XX wieku spowodowały m.in. zatarcie

ostrości granic między rodzajami sztuki tanecznej. Obecnie trudno jest w wielu przypadkach

stwierdzić, czy dane dzieło należy zaliczyć do baletu, czy do teatru tańca. Powstało też w tym okresie

(po 1950 roku) wiele nowych rodzajów tańca, nie mieszczących się w konwencjach teatralnych, a

zrodzonych z założeń innych sztuk. Należą do nich wywodzące się z happeningów events (zdarzenia),

krótkie, jednorazowo prezentowane konstrukcje ruchowe, nie powiązane ani wątkiem treściowym

ani logiką choreografii, czy też zwracanie uwagi na samo „dzianie się” tańca (jak u Merce`a

Cunninghama). Inspiracje ze sztuki environment przejawiają się w takim doborze środków, które

eksponują wzajemne relacje ruchów tancerzy i ich otoczenia. Są to jakby aranżacje tańca

29 Od lat czterdziestych XX wieku sporo miejsca zajmuje kwestia specjalnej techne, tzn. mistrzostwa warsztatowo-formalnego.

349

wykorzystujące ruchome elementy architektoniczne umożliwiające ewolucje powietrzne. Z tendencji

do integrowania sztuk i asymilowania ich z bardzo złożoną kulturą współczesną, zrodziły się

widowiska multimedialne, w których taniec pełni przede wszystkim funkcję elementu kinetycznego.

Przytoczone tu zjawiska składają się na bardzo szeroki, wieloaspektowy obraz sztuki tanecznej, w

której trudno jest wyodrębnić czyste kategorie dzieł. Współczesność sztuki tanecznej przełomu XX i

XXI wieku wyznaczają aktualne cechy kultury, cywilizacji, sztuki i obyczajowości. Współczesna sztuka

taneczna jest bardzo często trudna w odbiorze. Jak zauważa Irena Turska: „Nowe manifestacje

choreograficzne nie są łatwo przyswajane i utrwalane w świadomości społecznej. Tematyka utworów

tanecznych jest dziś odległa od wzorów literackich. Źródłem jej są aktualne konflikty społeczne i

polityczne, odkrycia naukowe, teorie metafizyczne, czerpane często z systemów filozoficzno-

religijnych Dalekiego i Bliskiego Wschodu oraz innych kultur pozaeuropejskich. Założeniem twórców

jest bowiem wywołanie reakcji odbiorców przeciwko obłudzie i powierzchowności konsumpcyjnego

stylu życia, przeciwko wojnom, zbrodniom, krzywdom. Ich utwory nie zawierają tradycyjnie

pojmowanego piękna, są w nich zarówno akcenty brutalności, grozy, jak i szyderstwa, kpiny.

Założenia te, jak również posługiwanie się środkami technologicznymi, przyczyniły się do

obiektywizacji tańca, do odejścia indywidualnej ekspresji. (...) Mamy więc do czynienia ze sztuką

nieraz szokującą, lecz akceptowaną w elitarnych kręgach środowiskowych. Brak komunikatywności,

odrzucanie cenionych dotychczas wartości estetycznych, skrajne, sięgające nieraz absurdu działania,

sprawiły, że opatrzono je epitetem »antytaniec« i zaliczono do »antysztuki«. W rzeczywistości jednak

ów wyrosły z kolejnych awangard ruch nie zmierza do unicestwienia konwencjonalnych dzieł

choreograficznych, lecz proponuje nowe ich formy. (...) Przyczynił się on do głębokiej eksploracji

ruchów ludzkich, do nowego rozumienia czasoprzestrzeni tanecznej, do szerokiego korzystania ze

zdobyczy współczesnej nauki i technologii”30.

Natomiast Włodzimierz Tomaszewski ustosunkowując się do zmian jakie zaszły w sztuce tańca w XX

wieku pisze: „To, co obserwujemy w latach osiemdziesiątych, próbuje się już określić jako kolejny,

trzeci etap awangardy tanecznej XX wieku. Pierwszy nazwać by można etapem szczególnego

rozbudzenia świadomości tanecznej – etapem odkrycia ruchu; drugi etapem negacji wszelkich

ograniczeń – z kulminacyjnym hasłem antysztuki. W tym drugim etapie dominowała głównie chęć

zbiorowej zmiany zewnętrzności, co wyrażało się dobitnie w happeningu. Etap trzeci – po

społecznych wstrząsach – coraz wyraźniej nakierowuje świadomość taneczną w głąb: od roztańczonej

grupy społecznej, jej wzajemnych komunikatów, do wnętrza ekstazy jednostki. Tendencję tę

30 I. Turska, Spotkanie…, dz.cyt.,, s. 131-132.

350

zapowiedział pojawiający się kierunek performance. Po okresie negacji następuje w kontekście

awangardowym nawrót do artystycznego ujęcia przewartościowanej rzeczywistości”31.

Narodziny nowatorskich form tańca nie byłyby możliwe bez rewolucyjnych przemian w początkach

XX wieku. W ogólnej atmosferze przełomu w sztuce, kiedy to wszystkie dotychczasowe kanony

estetyczne tracą na znaczeniu, artyści zaczęli poszukiwać nowych wartości humanistycznych, a

motorem dla odrodzenia sztuki stały się hasła prostoty, afirmacji siebie, poszukiwania ludzkiej

osobowości zagubionej w świecie maszyn, konfliktów społecznych i pogoni za pieniądzem poprzez

powrót do natury, do wolnego i zdrowego ciała. Rozwój nauki i techniki doprowadził nie tylko do

rewolucji przemysłowej, ale także do rewolucji obyczajowej. W ślad za przyspieszeniem rozwoju

cywilizacyjnego nastąpił okres eksperymentowania w sztuce. Na nowo określono pojęcie sztuki i rolę

artysty. Pierwsza wojna światowa ułatwiła niewątpliwie zerwanie z tradycją w sztuce, a druga

spowodowała niezwykły wstrząs i zwątpienie w wartości postępowe cywilizacji europejskiej.

Szok i prowokacja stały się ważnymi instrumentami sztuki. Sztuka miała przede wszystkim

wywoływać prawdziwe przeżycia, a nie naśladować rzeczywistość. Sztuka miała ekscytować,

prowokować, inspirować, wyzwalać. Nie powinno więc dziwić, że taniec, jako próba zgrania ciała i

umysłu w jeden rytm, stał się ważnym medium nowego ruchu.

Przez wieki taniec zamknięty w choreicznym kręgu, poprzez dworski ceremoniał, ostatecznie w XVIII

wieku zostaje skodyfikowany, ujęty w stałe formy i podporządkowany scenie pudełkowej. XX wiek

doprowadził do wyjścia tańca poza budynek teatralny oraz dokonał modyfikacji ruchu. Między

tradycjonalną kinetyką taneczną a ruchowymi czynnościami z życia potocznego, pojawiła się w

twórczości najnowszej trzecia odmiana ruchu, którą można by nazwać niby-naturalną i niby-

artystyczną. Jednak przez swoje wydzielone miejsce, w którym się odbywa oraz na skutek

wydzielonej struktury nadal wpisuje się w nurt sztuki współczesnej. XX-wieczna rzeczywistość

oznaczała bowiem dla artystów możliwość nieskrępowanego tworzenia, przekraczania granic. Sztuką,

która do tego się najlepiej nadawała okazał się taniec, będący najstarszą i najbardziej pierwotną

formą ludzkiej twórczości.

BIBLIOGRAFIA

31 W. Tomaszewski, dz. cyt., s. 52. Problematyce zmian awangardowych w tańcu XX wieku poświęcony jest m.in. artykuł Marii Wójcickiej Próba opisu i analizy przemian awangardowych w tańcu europejskim i amerykańskim na przestrzeni XX w. zamieszczony w „Studiach Estetycznych”, 1985, nr 22. Autorka przedstawia w nim jak powolne zmiany już od I awangardy doprowadziły do obecnego stanu rzeczy. Tzn. do upotocznienia ruchu, prób odejścia od ekspresji i rytmu jako czynników konstytutywnych, albo ich osłabienia, wyjścia poza scenę pudełkową i wydzieloną przestrzeń.

351

Brzoza H., Wielość sztuk – jedność sztuk, Warszawa 1982.

Eco U., Sztuka i piękno w Średniowieczu, Kraków 2006.

Lukian, Dialog o tańcu, [w:] Lukian, Dialogi, t. 1, Wrocław 1960.

Morawski S., Na zakręcie: od sztuki do pop-sztuki, Kraków 1985.

Noverre J. G., Teoria i praktyka tańca, Wrocław 1959.

Platon, Prawa, Kraków 1960.

Pudełek J., Tajniki sztuki baletowej. Rozważania o estetyce i anatomii baletu, Warszawa 1995.

Tatarkiewicz W., Historia estetyki. Estetyka starożytna, t. 1, Warszawa 1985.

Tatarkiewicz W., Historia estetyki. Estetyka średniowieczna, t.2, Warszawa 1988.

Tatarkiewicz W., Historia estetyki. Estetyka nowożytna, t. 3, Warszawa 1991.

Tatarkiewicz W., Wybór pism estetycznych, Kraków 2004.

Tomaszewski W., Człowiek tańczący, Warszawa 1991.

Turska I., Krótki zarys historii tańca i baletu, Kraków 1983.

Turska I., Spotkanie ze sztuką tańca, Kraków 2000.

Wójcicka M., Próba opisu i analizy przemian awangardowych w tańcu europejskim i amerykańskim

na przestrzeni XX w., „Studia Estetyczne”, 1985, nr 22.

352

Karolina Sałdecka

[email protected]

Propagandowy świat w prozie pierwszej połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Strategie perswazyjne, szablony, stereotypy językowe

Socrealistyczną prozę należy traktować jako teksty przesycone jawną propagandą, których

celem jest kreowanie i zmiana postaw w społeczeństwie. Wybrane, najbardziej reprezentatywne

utwory z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku forsują model „nowej

rzeczywistości” oraz „nowego człowieka”, całkowicie odmienny od wzorców znanych z

przedwojennej rzeczywistości. Nie bez znaczenia jest także rola wzorców propagowanych przez

literaturę radziecką.

Strategie perswazyjne obecne w prozie poszczecińskiej32 mają za zadanie przekonać

odbiorców do przyjęcie powieściowego obrazu świata nie tylko jako wyidealizowanego wizerunku

rzeczywistości, lecz przede wszystkim jako upragnionego celu własnych przemyślanych działań. W

świecie przedstawionym w prozie socrealizmu mamy do czynienia przede wszystkim z tendencyjnym

komentowaniem rzeczywistości. Komentarz ten ma charakter objaśniający i wskazujący właściwą z

perspektywy ideologii interpretację ukazanego świata oraz obecnych w nim zjawisk. Można zatem

uznać, że świat niezideologizowany, poddany licznym redefinicjom, ma służyć ukazaniu rzeczywistości

przesyconej ładunkiem ideowym. Narracja w wybranych powieściach realizmu socjalistycznego

operuje językiem realizującym jedną ze strategii perswazyjnych polegających na poddaniu krytyce

najbliższej przeszłości. P. Nowak podkreśla w tym kontekście znaczenie kategorii „swój – obcy” w

języku oraz kulturze w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Istotną kwestią jest

także sposób ujęcia pracy w socjalistycznym systemie oraz model „nowego człowieka”.

32 Termin „proza poszczecińska” obejmuje polskie powieści powstałe w latach 1949-1956, realizujące tzw. „tematykę zadaniową”. Przymiotnik „poszczecińska” pochodzi od obrad zjazdu Związku Literatów Polskich, który odbył się w styczniu 1949 roku w Szczecinie, gdzie przyjęto pewne normy formalne i ideowe, według których mieli odtąd tworzyć polscy autorzy. Termin „proza poszczecińska” występuje w literaturze zamiennie z określeniem: „proza realizmu socjalistycznego”.

353

Wszystkie wymienione komponenty są ze sobą silnie związane. Warto wspomnieć, iż

powieściowi bohaterowie są ukazani w specyficzny sposób, przy czym następuje pewna rozbieżność

pomiędzy wizerunkami rozpowszechnionymi przez sztuki wizualne a przykładowymi obrazami

obecnymi w socrealistycznej prozie. Plakaty i rzeźby przedstawiają kobiety oraz mężczyzn jako

silnych, umięśnionych, potężnych ludzi pracy, podczas gdy powieściowe wizerunki bohaterów

ocenianych pozytywnie ukazywane są najczęściej jako delikatne, niekiedy niepozorne sylwetki,

obdarzone niezwykłą siłą fizyczną i odwagą. Z kolei bohaterki wartościowane ujemnie mają często

zbyt obfite kształty, przez co ich sylwetki stają się ciężkie, niezgrabne (nietrudno zauważyć, że

prawidłowość ta rzadziej dotyczy mężczyzn ocenianych ujemnie). Niemniej jednak warto omówić

niektóre nietypowe przykłady ukazywania ról i zachowań społecznych bohaterów powieści realizmu

socjalistycznego, w tym zwłaszcza postaci kobiecych, które pozostają często deprecjonowane przez

narrację, pomimo deklarowanego przez socjalistyczny system zrównania obowiązków i praw obu płci.

W powieści J. Mortona, Zapomniana wieś, pojawia się postać schorowanej Weronki, żony

Szymka, który zamierza zapisać się do „wspólnoty”. Należy wspomnieć, że „wspólnota” jest w tym

utworze słowem, którego wymówienie stwarza zagrożenie dla bohaterów nieufnych wobec

socjalistycznej ideologii. Wśród tej nieufnej grupy osób znajduje się Weronka. Jej przemiana z

zastraszonej, udręczonej chorobą kobiety w socjalistkę jest w tym utworze bardzo istotna. Postać

Weronki skonstruowana jest tak, aby stworzyć wrażenie, że socjalistyczny system ratuje zdrowie i

życie kobiety przed skutkami zabobonów oraz własnej niewiedzy.

Bohaterka żyje wraz z rodziną w nędzy, jej mąż od lat pracuje jako parobek u wiejskiego

bogacza, Modronia. Według Szymka, przystąpienie do wspólnoty daje jednak znacznie korzystniejsze

warunki, czego zapatrzona we wcześniejszego bogatego Weronka nie potrafi zrozumieć. Pomiędzy

małżonkami następuje typowy konflikt na tle poglądów. Kobieta nie jest jednak negatywnie ocenianą

postacią, narrator przytacza jej wątpliwości, przemyślenia, natomiast jej niewiedza i wiara w wiejskie

przesądy wyrażana jest w taki sposób, aby nie czynić z niej ujemnie ocenianej postaci, lecz wynika

jedynie z braku wykształcenia i odpowiednich warunków, które stworzy kobiecie właśnie socjalizm.

Bohaterka stanowi pewien wyjątek wśród postaci kobiecych w powieściach

socrealistycznych, wydaje się bowiem, że budzące się w niej wątpliwości prowadzą ją w kierunku

uznawanym w powieściowym świecie za właściwy – w stronę socjalizmu. Przemiana ta nie następuje

do końca samoistnie, czyli dzięki własnym przemyśleniom bohaterki, lecz poprzez stopniowe

przekonywanie się do ideologii, możliwość leczenia w uzdrowisku, którego wcześniej bała się

panicznie, poprzez obserwację rzeczywistości i kształtowane wrażenie, że wspólnota jest jedynym

dobrem.

354

Rzeczywistość sprzed światopoglądowej przemiany stanowi wyłącznie ból, cierpienie, bieda,

upokorzenia i wokół tych właśnie pól tematycznych koncentrują się leksemy kształtujące świat

przedstawiony w utworze: „Wybuchła gwałtownym, rozpaczliwym płaczem, żałując gorąco nie tylko

tego, że za nic sobie miała lekarskie wskazówki, ale że i do uzdrowiska nie pojechała! Wózka, prezes

Samopomocy, ze wszystkim chciał jej iść w tym na rękę, może i o bilet kolejowy byłby się postarał.

Teraz nie ma co marzyć o uzdrowisku. Szymek został parobkiem u Modronia, za jej doradą może i z

partii się wypisze, a dla żony takiego człowieka nie ma nic. Dla niej może być tylko kalectwo, śmierć, a

dla jej dzieci bieda, głód… dla Szymka zaś parobkowanie, do końca parobkowanie!

Płacze. Brudnymi rękami wyciera sobie oczy, potem przychodzi jej na myśl, że czas już

gotować Szymkowi obiad, i wstaje. Ale co ujdzie krok, zasyczy głośno z bólu, przystając na długą

chwilę” [MZ, 93-94]”33.

Na kształt rzeczywistości, w której funkcjonuje Weronka, mają wpływ leksemy: „rozpaczliwy”,

„ból”, „bieda”, „śmierć”, „brud”, „nic”, a także czasowniki często używane w opisach stanu uczuć

podkreślające beznadziejną sytuację rodziny. Warto bowiem zauważyć, że kobieta najczęściej

zamartwia się lub płacze, jej twarz widzimy wykrzywioną bólem [MZ, 21, 24, 89, 93, 94].

Ponadto, kobieta przyznaje się do własnej bezradności oraz zależności od mężczyzn [MZ, 24].

W powieściach produkcyjnych bohaterki aktywne zawodowo rzadko wypowiadają wprost frazy, które

demaskują podobne sytuacje. Model kobiety wiejskiej pozostaje dosyć tradycyjny, ponieważ również

bohaterki aktywne zawodowo przyznają często, jak dużą rolę w utrzymaniu rodziny oraz w

podejmowaniu wspólnych rzekomo decyzji nadal odgrywa mężczyzna.

Przemiana kobiet w postępowe socjalistki nie jest w powieściach z pierwszej połowy lat

pięćdziesiątych procesem przebiegającym bez komplikacji. Dzieje się tak przede wszystkim ze

względu na siłę, z jaką kler katolicki oddziałuje na wiejskie społeczeństwo. Kobiety w większości

analizowanych utworów pozostają pod wpływem poglądów głoszonych przez księży, o czym świadczy

fragment utworu E. Niziurskiego, Gorące dni: „Głównym jej zwycięstwem było zwerbowanie do kółka

różańcowego żony samego Skalskiego, co ksiądz kanonik Magnus publicznie ogłosił z ambony jako

»wyrwanie chrześcijańskiej duszy z objęć szatana i z piekielnego kręgu«; tak po księżemu powiedział:

33 Cytaty z analizowanych przeze mnie tekstów oznaczam w tekście głównym za pomocą skrótów zawartych w nawiasach kwadratowych, liczba podana po skrócie tytułu oznacza strony. Korpus badanych tekstów stanowią następujące powieści: S. Banaś, Przebudzenie, Warszawa 1954 [SBP]; S. Banaś, Ludzie z Brzozowej, Warszawa 1953 [SBL]; K. Brandys, Obywatele, Warszawa 1955 [BO]; A. Braun, Lewanty, Warszawa 1954 [BL]; Z. Dróżdż-Satanowska, Opowieść wierzbowa, Warszawa 1951 [DSOW]; B. Hamera, Na przykład Plewa, Warszawa 1950 [BHP]; T. Konwicki, Władza, Warszawa 1956 [KW]; J. Morton, Zapomniana wieś, Warszawa 1979 [MZ]; E. Niziurski, Gorące dni, Kraków 1951 [NGD]; A. Ścibor-Rylski, Węgiel, Warszawa 1950 [ŚRW].

355

niby nic nie nazwał po imieniu, ale ludzie wiedzieli, że szatan to Skalski – a krąg piekielny to chyba

organizacja partyjna” [NG, 16].

Dyskurs realizowany przez wrogów socjalistycznego systemu (kler, bogaczy) przedstawiany

jest w Gorących dniach jako determinujący wyrazistość kategoryzacji świata przedstawionego w

powieści. W niemal wszystkich tego typu wypowiedziach to właśnie kler jako nadawca komunikatów

tworzy „dwoisty układ rzeczywistości SWÓJ-OBCY”34. Bezpośrednim nadawcą nacechowanych

negatywnie aktów mowy nie są nigdy socjaliści, lecz ich wrogowie, jednak ten zabieg wcale nie

utrudnia rozpoznania grupy, którą socjalista ocenia jak wrogą lub przyjazną. Kategoryzacja

powieściowego świata wprowadza: „[…] podział na »biały« (MY) i »czarny« (ONI) bez żadnych

punktów stycznych czy elementów wspólnych między członami omawianego dualizmu. To

biegunowe rozgraniczenie, charakterystyczne dla omawianej opozycji, pozwala na wyraźne

i stereotypowe wartościowanie: grupa MY podlega w tekstach jednoznacznie pozytywnej ocenie, zaś

grupa ONI zdecydowanie negatywnej”35.

W przypadku przemian w mentalności bohaterek w powieściach typowo produkcyjnych

można zauważyć dylematy innego rodzaju, niż w przypadku kobiet w utworach przynależących do

nurtu literatury wiejskiej. Prezentowany w tych utworach model kobiety przechodzącej

światopoglądową metamorfozę wydaje się różnić pewnymi szczegółami od modelu bohaterki

prezentowanego w literaturze wiejskiej. Bohaterki przechodzące przemianę w powieściach

produkcyjnych są z reguły zagubione, bezradne, nie potrafią podjąć decyzji bez pomocy mężczyzn.

Rzadko jednak schemat fabularny powieści produkcyjnych zakłada tak silny wpływ „wrogów

klasowych” na poglądy postaci kobiecych, jak zaobserwować można w przypadku bohaterek powieści

wiejskich. Typologia środowiskowa ma wobec tego znaczenie w kształtowaniu obu modelów

bohaterek. Perswazyjność w nurcie literatury wiejskiej objawia się zatem dodatkowo w sposobie

portretowania bohaterek ideologicznie nieukształtowanych. Przemiana w mentalności takich postaci

zachodzi zatem przede wszystkim dzięki oddzieleniu ich od chybionych decyzji, podejmowanych pod

wpływem złych przedstawicieli wrogów klasowych (w tym wypadku kułaków i kleru).

P. Nowak pisze w tym kontekście o spójności realizowanego przez propagandę modelu jako o

takim, który: „gwarantuje, że nawet w przypadkach, gdy zachowania »kapitalistów« są

niestereotypowe (tzn. pozytywne) lub »komuniści« popełniają błędy (ich czyny są negatywne), a nie

ma możliwości ukrycia tych faktów, opozycja nie traci swojego jaskrawego charakteru, gdyż są to

wydarzenia, które odbiorca na skutek perswazyjności tekstu nadawcy, a przede wszystkim dzięki

34 P. Nowak, dz.cyt., s.62. 35 Tamże, s.61-62.

356

odniesieniom stereotypowym, traktuje jako wyjątkowe. Niepodważalność analizowanej opozycji

wynika w tym wypadku z braku mocy falsyfikującej, czyli możliwości podważenia stereotypu”36.

W propagandowym dyskursie, odzwierciedlanym w większości powieści realizmu

socjalistycznego, istotne są bowiem jedynie te wydarzenia, które mieszczą się w granicach

forsowanego stereotypu, modelu. Znaczenie ma zatem nie tylko spójność modelu i niepodważalność

opozycji, o których wspomina P. Nowak, lecz także powtarzalność czynników potwierdzających

stereotyp. Czynniki te (fakty, zdarzenia) utrwalane w świadomości społeczeństwa przyczyniają się do

wzrostu żywotności, aktualności stereotypu.

Bohaterki powieści socrealistycznych, należących do nurtu wiejskiego nie mogą stać się

idealnymi, wartościowanymi pozytywnie socjalistkami, dopóki pozostają pod niekorzystnym

wpływem „wrogów klasowych”. Zagubienie, niepewność tych postaci jest zwykle wzmacniane przez

narratora poprzez ośmieszenie tożsamości kułaka bądź księdza, umniejszenie znaczenia oraz

wykazanie absurdalnego charakteru ich poglądów. Postaci kobiece nie mogą stać się dobrymi, nie

mogą nawet w pełni korzystać z zachwalanych w utworze dobrodziejstw socjalistycznego systemu,

dopóki nie zadeklarują niechęci wobec opozycyjnych przekonań.

Przykładem jest Klimkowa z Gorących dni E. Niziurskiego. Narracja dąży do ukazania, iż

kobieta nieumiejętnie korzysta z wiedzy udostępnianej przez twórców spółdzielni produkcyjnej na

wsi. Jej niepowodzenia zrozumieć można dwojako: po pierwsze - jako syndrom niepewności i

zagubienia w nowej rzeczywistości; po drugie – jako próbę nieuczciwego wykorzystania na rzecz

kułaków wiedzy zdobytej u socjalistów ma być drobnym potknięciem, które dowodzi, że jedynie

pełne zaakceptowanie socjalistycznych ustaleń umożliwia niewątpliwie konieczną przemianę

światopoglądu:

„Równocześnie jednak Klimkowa zapisała się do Koła Gospodyń i weszła we wrześniowych

wyborach do komitetu członkowskiego spółdzielni. Podniosło to jej znaczenie we wsi i umożliwiło

dostęp do pewnych towarów, o które się toczyły ciągłe targi. Teresa mogła sobie pogratulować

sukcesu: teraz bogaczki same zabiegały o jej względy. Klimkowa robiła dla nich, co mogła” [NG, 16].

Niepewne i nieuczciwe zachowanie Klimkowej oraz jej męża, który zbliża się stopniowo do

partii niczym do „piekielnego kręgu”, narracja tłumaczy lękiem, jaki wiejska społeczność odczuwa,

zawiedziona wcześniejszymi reformami i zmianami (narrator Gorących dni zaznacza, iż ma na myśli

zwłaszcza ostatnie pięćdziesięciolecie) [NG, 17]. Początkowo okazywana przez Klimków niewiara w

36 Tamże, s.64-65.

357

możliwość przemiany wypełnia i potwierdza treść (lub też część treści) stereotypu o socjalizmie jako

bezwzględnie słusznym ustroju.

Jeżeli mowa o bohaterkach sprzeciwiających się socjalistycznej ideologii, a zatem

wartościowanych negatywnie, są one albo ukazywane jako nieatrakcyjne fizycznie, albo jako

bezrefleksyjne, nieposiadające wewnętrznego świata, zacofane i bierne postaci. W powieściach

portretowane są jako pozbawione możliwości działania, zależne od mężczyzn, którzy dodatkowo

traktują je z pobłażaniem, niekiedy z pogardą. Taki sposób traktowania postaci kobiecych ocenianych

ujemnie charakterystyczny jest dla całej prozy pochodzącej z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych

dwudziestego wieku. Stereotypy i szablony językowe pozostają jednakowe lub bardzo podobne

zarówno w prozie produkcyjnej, jak i w powieściach przynależących do nurtu wiejskiego.

W utworze S. Banasia, Przebudzenie, pojawia się postać ocenianej ujemnie Agaty Rzepeckiej.

Kobieta jest żoną wiejskiego bogacza, zdecydowanie odrzucającego socjalistyczny system. Znamienne

wydaje się to, iż bohaterka widziana z perspektywy powieściowych mężczyzn, wartościowanych

negatywnie, jest atrakcyjna i piękna, natomiast w tym samym czasie narracja kształtuje i przemienia

ją w ograniczoną, krzykliwą i wścibską kobietę. W związku Rzepecka ma zwykle niewiele do

powiedzenia, jej rola ogranicza się do zdawkowych wypowiedzi, w których przytakuje mężowi. W

powieści trudno znaleźć choćby jeden opis, w którym postać Agaty byłaby ukazana neutralnie.

Począwszy od deskrypcji samego wyglądu kobiety, narracja realizuje schemat deprecjonowania tej

postaci. W oczach wartościowanego negatywnie sołtysa wsi, kobieta jest ideałem piękna: „A Agata to

ci dopiero baba… Noga, ręka, piersi, ech! Latała ci Krowica prawie nago po izbie. Taką mieć do spania!

– Przypomniała się Grzędzie własna, chuda, zbrzydła, zapracowana żona” [SBP, 196].

Usytuowanie Rzepeckiej w opozycji do wychudzonej i zapracowanej kobiety jest celowym

zabiegiem, zastosowanym po to, by dać określony efekt. W powieściach z pierwszej połowy lat

pięćdziesiątych dwudziestego wieku można zaobserwować bowiem dosyć szczególny schemat

myślenia oraz wypowiadania się o pracy. W systemie wartości socjalistów praca zajmuje wysokie

miejsce, uszlachetnia i udoskonala, widziana jednak z perspektywy wrogów socjalistycznego systemu,

praca jest przykrym obowiązkiem i stopniowo niszczy człowieka (u bogaczy z Przebudzenia S. Banasia

najcięższą pracę wykonuje zwykle parobek, ten sam schemat zauważyć można także w innych

utworach).

Kreowane w Przebudzeniu kobiety wiejskie, należące do kategorii bohaterek ocenianych

negatywnie, pozostają zatem w wyraźnej opozycji do tych postaci kobiecych, które przeszły

światopoglądową przemianę i zaakceptowały socjalistyczną ideologię.

358

W utworze S. Banasia pojawia się także imienniczka Rzepeckiej, Agata Motykowa,

portretowana bardzo podobnie jak Rzepecka. Kobieta jest silna, dorodna, lecz – w przeciwieństwie

do Rzepeckiej – pewna swojego zdania. Mąż Motykowej zamierza przystąpić do spółdzielni

produkcyjnej, kobieta jednak stanowczo się temu sprzeciwia. Można by spodziewać się, że mamy do

czynienia z typem bohaterki refleksyjnej, posiadającej zdolności uzasadniania swoich racji, okazuje

się jednak, że Motykowa usiłuje przekonać męża głównie siłą głosu, a nawet rękoczynami: „tłusta to

była kobieta i rozłożysta, a głos miała gruby, donośny” [SBP, 84].

W kilku fragmentach utworu można bowiem odnaleźć opisy świadczące o tym, że Motyka był

wręcz zastraszany przez żonę: „Zawsze krzątał się w pośpiechu, przygarbiony, lękając się narazić

swarliwej żonie. Toteż wróciwszy z kościoła (a biegła codziennie sześć kilometrów w jedną stronę i

tyleż z powrotem) Agata zastawała gospodarstwo obrządzone, a barszcz z ziemniakami czekał na

kominie” [SBP, 84-85].

Małżeństwo Motyków zostaje przez narrację ukształtowane w taki sposób, aby przystąpienie

mężczyzny do spółdzielni produkcyjnych i uczęszczanie na partyjne zebrania stanowiło wyzwolenie z

męczącej sytuacji parobka swojej żony. Z punktu widzenia socjalistycznych zasad, związek dwojga

ludzi powinien opierać się na partnerstwie, którego u Motyków zdecydowanie brakuje. Agata i jej

mąż Andrzej zostali przedstawieni w sposób wyraźnie skarykaturowany. Najbardziej jednak ucierpiał

wizerunek kobiety, wiodącej u boku męża pasożytniczy żywot: „Daleko było ją słychać: - Andrzej,

wody przynieś! Andrzej, krowę wydój! Andrzej, kury pomacaj i dopilnuj, żeby która nie zgubiła jajka”

[SBP, 84].

Na wieść o tym, iż Andrzej zamierza zaakceptować socjalistyczną ideologię, Motykowa bez

wahania przystępuje do rękoczynów: „Co się tam później działo u Motyków, nikt dokładnie nie

wiedział, bo mieszkają na boku, ale to jest pewne, że Andrzej chodził ze dwa tygodnie z podwiązaną

gębą” [SBP, 85].

W przywoływanej już powieści J. Mortona, Zapomniana wieś, świat bohaterów

wartościowanych negatywnie kształtowany jest również za pomocą środków językowych, których

celem jest podkreślanie wad bohaterów, uwypuklanie złych nawyków, niemoralne prowadzenie się.

Wobec dominującej w prozie socrealizmu tendencji do wyśmiewania i zohydzania cielesności

(zwłaszcza kobiecej), interesujący wydaje się przykład młodej kobiety, córki kułaka Modronia.

W powieści J. Mortona kobieta nazywana jest Lalką (w rzeczywistości ma na imię Elżbieta).

Narrator charakteryzuje ją jako „suchą, wątłą jak chabinka” [MZ, 32]. Lalka nie jest typową postacią,

przypominającą te, które w utworach wartościowane są ujemnie. Kobieta jest delikatną, wręcz

359

apatyczną, milczącą postacią, zdominowaną całkowicie przez apodyktycznych rodziców. Wydaje się,

że ocena tej postaci narzucona jest poprzez jej przynależność do ocenianej negatywnie rodziny. Sama

Lalka nie czyni nic, co mogłoby podlegać ujemnej ocenie, aczkolwiek zgodnie ze sposobem

wartościowania sugerowanym przez modyfikację jej imienia, przypomina lalkę, marionetkę,

poddającą się wpływowi każdego.

Narracja odziera ją w ten sposób z cech odpowiadających kobiecej naturze. Lalka nie

przypomina kobiety nawet z wyglądu, jej wychudzone ciało jest raczej ciałem dziecka. Małżeństwo z

Gutkiem, wymuszone przez rodziców, przeraża Lalkę, jednak boi się ona sprzeciwić woli matki i ojca:

„Lalka, blada, chuderlawa dziewczyna, jak posadzili ją obok Gutka, tak siedzi z oczyma utkwionymi w

talerz i co chwila powiada sobie, że najlepiej zrobi, jak ucieknie od stołu. Wzgląd jednak na matkę i

ojca powstrzymuje ją od tej ucieczki i nadal siedzi na swoim krześle jak bez życia” [MZ, 63].

Sposób portretowania Lalki jest zabiegiem mającym na celu uwypuklenie opozycji aktywność

– bierność pomiędzy bohaterkami pozytywnymi i negatywnymi. Postaci oceniane dodatnio są zwykle

aktywne, działają dynamicznie, podczas gdy te oceniane ujemnie rzadko potrafią zdobyć się na

samodzielne działanie, wydają się pozbawione woli bądź zwyczajnie leniwe. Omówiony model

bohaterek negatywnych wyróżnia się z reguły charakterystycznym wyglądem: kobiety mają zbyt

obfite kształty, przez co nie są atrakcyjne, lecz jedynie śmieszne, gdy próbują uwodzić mężczyzn.

Postać Lalki nie przypomina takiego wizerunku kobiety. Wydaje się ona bowiem ze względu

na swoją delikatność nie przystawać do wizerunku kułackiej rodziny, w której funkcjonuje oraz do

męża, całkiem obcego jej człowieka, który zdradza ją jeszcze przed ślubem. Lalka nie kusi, nie

kokietuje mężczyzn, można by stwierdzić, że erotyka dla niej nie istnieje. Kobieta nie może zaznać

szczęścia w małżeństwie zawartym ze względów finansowych. Pomiędzy Lalką a Gutkiem brakuje nie

tylko zepchniętej na margines przez socjalizm namiętności, ale przede wszystkim szacunku i

wzajemnego zrozumienia. Dostrzega to Modroń, ojciec Lalki, który sam również przyznaje, że system

wartości Gutka niewiele różni się od zbioru zasad moralnych wyznawanych przez niego samego.

Zabieg ten ma na celu krytykę stylu życia wiejskich bogaczy, którzy postępując niezgodnie z

socjalistycznymi wartościami, stają się coraz mniej ludzcy: „To uczucie wielkiej, gorącej wierności

żonie zepsuło się dopiero z czasem, kiedy, mając za dużo gotówki w kieszeni, zaczął sobie pozwalać

na drobne grzeszki z różnymi pięknościami, które go wyraźnie urzekały. Potem między kobietami już

wcale nie przebierał, bo zasmakowawszy w nich raz, nie mógł bez nich żyć, z żoną jednak nadal sypiał

w jednym łóżku, lecz jak wyglądało to spanie? Ręce miał zawsze przy sobie, mocno przyciśnięte do

własnej piersi, do tego obrócony był do żony tyłem, zupełnie podobnie jak leżał teraz Gutek. Lalka,

jak wzgardzone, małe dziewczątko, przywierała do samej krawędzi po drugiej stronie łóżka, rękę

360

jedna miała splecioną pod głową, a drugą wytroczoną wzdłuż skulonego ciała. Twarz jej, aczkolwiek

była to twarz dobrze wypoczętego człowieka, nie zdradzała jednak szczęścia” [MZ, 138].

W powyższym fragmencie mamy do czynienia z oddaleniem, jakie następuje pomiędzy

młodymi małżonkami, a związek ten jest raczej przykładem, jak nie budować małżeństwa i szczęścia

w socjalistycznym świecie. Relacje pomiędzy małżonkami są mocno zaburzone. Analiza powieści

produkcyjnych, jak i tych opisujących rzeczywistość wsi, ukazuje szczególny obraz socrealistycznej

miłości. Można stwierdzić, że wizerunek relacji pomiędzy bohaterami ocenianymi pozytywnie, jak i

tymi ocenianymi ujemnie, stanowi silnie zmodyfikowaną wersję tradycyjnie pojmowanego uczucia.

Socrealistyczna miłość zrównana jest albo z całkowitym oddaniem się pracy, albo przedstawiona jako

śmieszna lub odrażająca i gorsząca.

A. Szczepańska pisze w swoim szkicu, że „Historia miłosna w literaturze socrealistycznej jest

niemożliwa, bo niemożliwa jest miłość w czasach ideologii”37. Dzieje się tak przede wszystkim

dlatego, że struktura semantyczna uczucia nie mieści się w ramach socjalistycznego systemu. Zgodnie

z socjalistycznymi ustaleniami, uczucie musiałoby stać się nośnikiem ideowych wartości, podczas gdy

jego znaczeniowa struktura wymyka się spod kontroli.

Dzięki specyficznemu ujęciu miłosnych relacji, socrealistyczni pisarze starali się podkreślić -

jak pisze M. Brzóstowicz - „znaczenie emancypacji zawodowej i kulturowej”38. Niestety, pogodzenie

sfery zawodowej ze sferą życia rodzinnego było praktycznie niemożliwe. Wielu autorom powieści z

pierwszej połowy lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku nie udało się zachować założonej

równowagi pomiędzy pracą a domem, dlatego też niezwykle często w omawianych utworach

widzimy, jak żony i matki funkcjonują, poświęcając się domowym obowiązkom. Cierpi na tym

oczywiście życie zawodowe kobiet, co z kolei sprawia, że narratorzy tak często milczą na temat zajęć

bohaterek, będących zajęciami innymi niż domowe. Powieściowe pary uchodzące za ideał

socjalistycznego małżeństwa, jak Kokotowie z Węgla A. Ścibora-Rylskiego, Walaszczykowie i

Kulbarowie z Początku opowieści M. Brandysa, Śliwkowie z Lewantów A. Brauna, Morawieccy

z Obywateli K. Brandysa, Plewowie z utworu Na przykład Plewa B. Hamery, okazują się w

rzeczywistości dość nieudanymi przykładami łączenia życia zawodowego z życiem prywatnym.

Chwilami niemal narratorzy nie potrafią uniknąć wywoływania u czytelnika wręcz natrętnych sugestii,

iż powieściowa konstrukcja bohaterów jest odzwierciedleniem schematów zachowania, zapisanych w

podręcznikach z zakresu pedagogiki z lat pięćdziesiątych.

37 A. Szczepańska, Miłość erotyczna w polskiej prozie produkcyjnej [w:] K. Stępnik, M. Piechota (red.), Socrealizm. Fabuły – komunikaty – ikony, Lublin 2006, s. 25. 38 M. Brzóstowicz, Wizerunek rodziny w polskiej prozie współczesnej, Poznań 1998, s.108.

361

Socrealistyczna schematyczność kształtowania powieściowych postaci wynika po części z

ideału życia kolektywnego obejmującą zarówno sferę rodzinną, jak i zawodową, co sprawia, że

jednostka z czasem tłumi w sobie wszelkie przejawy indywidualizmu. Jak zauważyła M. Brzóstowicz:

„zamiast obrazu pracy jako możliwego sposobu autoekspresji i samorealizacji człowieka, pojawia się

praca anonimowa, zbiorowa, z pracownikiem ujętym w roli małego trybika wielkiej maszyny”39.

Taki właśnie wzorzec małżeństwa realizują Plewowie ze wspomnianego utworu Na przykład

Plewa B. Hamery. W tym utworze jednak sytuacja bezdyskusyjnego, pokornego przyjęcia

socjalistycznych postulatów, jakie mogliśmy zaobserwować u Morawieckiej, następuje dopiero po

dłuższym czasie oraz szeregu życiowych zmian, jakich doświadczają Plewowie. Kluczem do

zrozumienia roli Plewowej w powieści jest słowo „przemiana” i ma ono jak najbardziej

propagandowy charakter. Wszystko, co następuje w życiu małżonków, wszelkie pozytywne zmiany

zachodzą w powieściowej rzeczywistości dzięki działaniu, łaskawości i dobroci partii, którą niepewna

ideologicznie Plewowa zaczyna odtąd darzyć zaufaniem.

W małżeństwie Plewów bohaterka wyraźnie schodzi na dalszy plan, bowiem to jej mąż, jak

sugeruje sam tytuł oraz skoncentrowana wyłącznie na mężczyźnie fabuła powieści, jest najważniejszą

postacią, choć w rzeczywistości stanowi jedynie przykład jednostki wydobytej z kolektywu, z

pracującej masy, której codziennemu życiu czytelnik powinien się przyjrzeć. Plewowa, podobnie jak

Morawiecka z utworu K. Brandysa, jest tylko dodatkiem do zawodowego życia męża. O Plewowej

wiemy naprawdę niewiele. Nie znamy jej imienia ani wieku. Małżeństwo ma prawdopodobnie

dorosłe dzieci, których „zbrakło” [BHP, 97] (co w powojennej rzeczywistości można różnie

interpretować), a Plewowa często, myśląc o swoim mężu, określa go jako osobę posuniętą w latach.

Uwaga narratora w większości deskrypcji koncentruje się właśnie wokół postępów samego Plewy we

„wdrażaniu się” w nową rzeczywistość. Plewa uczy się pisać, a także dowiadujemy się, że „całą duszą

zawisł nad fabryką” [BHP, 19], co z kolei wzbudza strach w jego żonie, nieufnej wobec

socjalistycznych postulatów: „Plewa wrócił do domu, zjadł spóźniony obiad. Nie odpowiadając na

wymówki żony, która płaczliwie zrzędziła, że w taki straszny i niepewny czas gdzieś się wałęsał,

nałożył do pudełka świeżą porcję tytoniu i znowu ruszył ku drzwiom” [BHP, 19].

Plewowa stopniowo jednak przekonuje się do zmian w ich wspólnym życiu. Jej wrogość do

nowego systemu maleje. Kobieta wręcz z dumą obserwuje postępy zapracowanego męża, który po

powrocie z pracy w fabryce niemal natychmiast zasiada do kolejnej: „Plewowa dość szybko obyła się

z nowym dziwactwem męża. Nie dziwiło jej już i nie drażniło, że codziennie wróciwszy rankiem z

fabryki, obmywszy się i spożywszy liche śniadanie, nie kładł się spać – jak to bywało przedtem – lecz

39 Tamże, s.111.

362

wyciągał z szafy kupione zaraz po rozmowie z Wójcikiem zeszyty, kieliszek z atramentem oraz pióro i

zasiadał za stołem na kilka godzin, zapominając zupełnie o świecie.

[…] Ze szczerym uznaniem i z niewątpliwą dumą przyznawała, że nauczyć się tak pisać, nie

mając dużego palca, to jednak nie byle co…

Zawsze, ilekroć koniecznie trzeba było coś napisać, robił to któryś z synów. A odkąd ich

zbrakło, to i pisać prawie wcale nie było potrzeby, bo była wojna. Jeśli zdarzył się jakiś konieczny

wypadek, to ona pisała, a Błażek tylko dyktował, bo przecież ona nie umiała tak sprawy wyłożyć, jak

on to potrafił. A teraz wziął się do pisania i to zupełnie niepotrzebnie.

A no… wszyscy powiadają, że teraz przyszły nowe czasy, to i staremu mogło się przewrócić w

głowie…” [BHP, 97].

Plewowa uznaje siebie zawsze za słabszą, mniej zdolną i podporządkowaną mężowi.

Narrator, wprowadzając postać Plewowej, często posługuje się mową pozornie zależną i czyni

kobietę niezorientowaną w bieżących sprawach, przez co także nieco naiwną. Świadczy o tym użycie

pojedynczych leksemów, jak i całych konstrukcji zdaniowych: „bo przecież ona nie umiała tak sprawy

wyłożyć”; „a no… wszyscy powiadają”; „to i staremu mogło się przewrócić w głowie”.

Mentalność dojrzałej wiekiem Plewowej, wychowanej w przedwojennej rzeczywistości, nie

pozwala jej nawet zastanawiać się nad znaczeniem i celowością jej roli w małżeństwie. Dlatego też w

milczeniu akceptuje warunki małżeńskiego kontraktu i czuje się w pełni odpowiedzialna za dom. Nie

zmienia tego nawet zwrot w jej sposobie myślenia po przemianie w wierną socjalistkę. Wystarcza jej

zatem kuchenna autonomia, której mąż i tak nie zechciałby naruszyć.

M. Mazur wspomina również, że w propagandowych przekazach społeczeństwo i państwo

można odbierać jako pojęcia synonimiczne, z kolei „przy bardziej wnikliwej analizie dostrzec można

nawet, że cele i wartości rodzinne były tak naprawdę podporządkowane celom państwowym,

ukrytym pod nazwą celów ojczyzny socjalistycznej”40.

Model „nowej rodziny”, jak i „nowego człowieka”, przeznaczony jest zatem dla

społeczeństwa, jednak funkcjonuje jako zbiór wymagań i spis koniecznych zmian, które należy

wprowadzić w życie, aby nie znaleźć się jako bezużyteczna jednostka na marginesie danego

środowiska. Osoby o słabym charakterze, skłonne do popadania w uzależnienia, niechętne do pracy

nie są godne zaufania, ponieważ poświęcają czas na sprawy bezużyteczne, z punktu widzenia

40 M. Mazur, O człowieku tendencyjnym… Obraz nowego człowieka w propagandzie komunistycznej w okresie Polski Ludowej i PRL 1944-1956, Lublin 2009, s.506.

363

socjalistycznego systemu wychowania człowieka. Moralność jest bowiem jednym z najbardziej

istotnych komponentów modelu „nowego człowieka”.

Z kolei postać Lalki z powieści J. Mortona udowadnia przede wszystkim, że bierna, bezczynna

postawa jest w socjalistycznym systemie wartości niedopuszczalna i skazuje na porażkę nawet te

jednostki, u których trudno dopatrzeć się wad. Ponadto, przebywanie w rodzinie niemoralnych,

zepsutych przez nadmiar dostatku (tak sugeruje narrator) kułaków, wydaje się dodatkowo wyniszczać

Lalkę, czyli jeszcze bardziej zobojętniać ją na życie wokół niej oraz na jej własną przyszłość. Okazuje

się także, że w nowej rzeczywistości, prezentowanej przez socrealistyczną literaturę kobieta traci

znaczenie, zarówno wśród ocenianych pozytywnie, jak i negatywnie postaci, niezależnie od typologii

środowiskowej. W domu, w pracy, w społeczeństwie rzadko bywa przedstawiana jako aktywna w

takim samym stopniu jak mężczyźni.

Można by stwierdzić, iż postaci kobiece oceniane negatywnie są w powieściach

poszczecińskich ukazywane podobnie, a zatem niemal bez związku z różnicami, jakie wydaje się

wytwarzać typologia środowiskowa. Ewolucja światopoglądu następuje u kobiet ocenianych

pozytywnie zamieszkałych na wsi nieco inaczej niż u bohaterek z miast. Z kolei bohaterki wiejskie

wartościowane ujemnie są przedstawiane jako jednakowo bierne, bez woli kształcenia i rozwijania

swoich zdolności, zainteresowań, leniwe, niechętne, by pracować, zwykle jako część tłumu

podobnych do siebie „wiejskich bab”, zapatrzonych w proboszcza.

Model bohaterki negatywnej w omawianej prozie jest zatem wyznaczony w dość wyraźny

sposób. Największą wadą postaci kobiecych jest fakt, iż nie chcą one uczestniczyć w przebudowie

rzeczywistości, nie interesuje ich postęp ani zmiany, dlatego też stanowią marginalną część

wiejskiego społeczeństwa, często ośmieszaną, wyszydzaną przez narrację. Ich obecność w utworach

ma znaczenie typowo dydaktyczne. Ponadto, poprzez obecność tych kobiet narracja utrwala jedynie

pewne schematy kulturowe i językowe dotyczące kobiet oraz wyznacza zasady warunkujące

przemianę „nowej kobiety”, a tym samym przynależność do „nowej rzeczywistości”.

Inną prawidłowością, dostrzegalną w wizerunku kobiety socrealistycznej, również bez

względu na miejsce zamieszkania, jest jednakowe ujęcie bohaterek przy pracy. Kobiety ukazane są

jako natchnione, pełne zapału, całkowicie pochłonięte przez wykonywane zajęcia. Praca w

socjalistycznym porządku jest bowiem nie tylko obowiązkiem, ale także pasją, drogą do doskonalenia

się.

M. Kierczyńska wspomina o podobnym ujęciu socjalistycznej pracy, opisując powieść

Ażajewa, Daleko od Moskwy. Budowanie i doskonalenie jest w tym utworze najważniejsze,

364

ważniejsze niż człowiek, jest „ […] pracą wybitnie twórczą. Jak każdą twórczą pracę, cechuje ją zapał,

namiętność, nieprzerwane napięcie psychiki, związane z procesem twórczego zmagania się z

trudnościami”41.

Praca ma zatem przestać być nieciekawa i męcząca, ma stanowić część życia prywatnego,

przez co traci jednocześnie cechy przymusu i obowiązku, a w literackich wizerunkach staje się pasją

bohaterów42.

Postaci kobiece wartościowane pozytywnie, oprócz szczególnego wyglądu podkreślanego

zwykle wtedy, gdy znajdują się przy pracy, cechuje często niemal dziecięca niewinność. Większość

bohaterek to rzeczywiście bardzo młode kobiety, portretowane jako bezbronne, delikatne istoty,

jednak należy nadmienić, że taki sposób ukazywania postaci kobiecych nie dotyczy nigdy bohaterek

ocenianych ujemnie. Niewinność dziecka posiadają tylko idealne socjalistki.

Co więcej, niewinność tę łączy w powieściach bardzo często z właściwymi dziecku poczuciem

zagubienia i niewiedzą. Analiza tekstów dowodzi, że zabieg ten w większym stopniu dotyczy

bohaterek wiejskich niż mieszkających w miastach. Dostrzeżona prawidłowość ujawnia się w takich

miejscach fabuły, gdzie postaci kobiece odczuwają szczególny niepokój, niepewność, nie potrafią

podjąć decyzji, dokonać wyboru.

W świetle powyższych rozważań można stwierdzić, że socrealistyczna proza buduje spójny

językowo obraz rzeczywistości. Spójność większości prezentowanych wzorców oraz powtarzalność

schematów konstrukcyjnych i językowych zakłada, że obecny w prozie poszczecińskiej wizerunek

świata powinien zostać przyjęty przez odbiorcę tekstów w sposób bezrefleksyjny, zatem w pewnym

sensie i w sposób bezwarunkowy. Wymienione w niniejszym tekście stereotypy stają się

niepodważalne poprzez częste powtarzanie i utrwalanie w świadomości odbiorcy.

Model „nowego człowieka”, który wyłania się z socrealistycznych powieści, nie stanowi

całkowicie nowego tworu. Wzorzec ten – ograniczony przez ideologię, która odbiera mu władzę nad

własną prywatnością, nakazuje kontrolować emocje i pragnienia oraz czerpać przyjemność wyłącznie

z wykonywanej pracy – jest dodatkowo skonstruowany z uwzględnieniem szczególnej dbałości o

moralność i etykę. Narracja większości powieści wyraźnie piętnuje tradycje związane z religią,

ludowością, przesądem, a także patriarchalny model rodziny, starając się uczynić z powieściowych

41 M. Kierczyńska, Spór o realizm, Kraków 1951, s.179. 42 Szerzej o specyficznym charakterze pojęcia pracy w socjalizmie pisze E. Fromm, Zdrowe społeczeństwo, Warszawa 2007, s. 284-296.

365

małżonków równorzędnych partnerów. W badanych utworach zdarza się jednak tak, że

propagowane w nich wzorce realizowane są niekonsekwentnie (przykładem może być chociażby fakt,

iż powieściowi mężczyźni stają się najczęściej bohaterami pierwszoplanowymi, podczas gdy postaci

kobiece widzimy w rolach matek, kucharek lub adeptek danego zawodu zdecydowanie rzadziej niż

jako specjalistki zajmujące kierownicze stanowiska). Tak niekonsekwentne ukazywanie postulatów

socjalistycznego systemu oraz obrazu świata, jaki wyłania się z omawianej prozy, okazuje się

świadectwem propagandy oraz w pełni utopijną wizją.

Bibliografia:

Brzóstowicz M., Wizerunek rodziny w polskiej prozie współczesnej, Poznań 1998.

Fromm E., Zdrowe społeczeństwo, Warszawa 2007.

Jarosiński Z., Literatura lat 1945-1975, Warszawa 1997.

Kierczyńska M., Spór o realizm, Kraków 1951.

Mazur M., O człowieku tendencyjnym… Obraz nowego człowieka w propagandzie komunistycznej

w okresie Polski Ludowej i PRL 1944-1956, Lublin 2009.

Nowak P., Swoi i obcy w językowym obrazie świata, Lublin 2002.

Stępnik K., Piechota M. (red.), Socrealizm. Fabuły – komunikaty – ikony, Lublin 2006.

Szczepańska A., Miłość erotyczna w polskiej prozie produkcyjnej [w:] Stępnik K., Piechota M.

(red.), Socrealizm. Fabuły – komunikaty – ikony, Lublin 2006.

Tomasik W., Polska powieść tendencyjna w latach 1949 – 1955, Wrocław 1988.

Toniak E., Olbrzymki: kobiety i socrealizm, Kraków 2008.

366

Hanna Trubicka

[email protected]

Uwagi o roli narracji drugoosobowej w Senniku współczesnym Tadeusza Konwickiego

W jednym z wywiadów Tadeusz Konwicki – odnosząc się do złożonej kompozycji „Sennika

współczesnego” – szkicuje dwie podstawowe ścieżki jego odbioru43: „Myślałem, że będzie to coś w

rodzaju »gry do składania«. Albo odbiorca odczyta tylko warstwę anegdotyczną, albo zacznie kojarzyć

poustawiane w »Senniku« klocki, układając je w budowlę wed łu g własn e j ko ncep c j i (podkreśl.

H.T.)”44. Czy można sobie wyobrazić bardziej komfortową sytuację dla czytelnika-znawcy45 niż tego

typu uwierzytelnienie – a priori – jego własnych zabiegów eksplikacyjnych, dokonywanych, nawiasem

mówiąc, zawsze w taki właśnie – do pewnego stopnia idiomatyczny – sposób? A jednak

komentatorzy tej właśnie powieści Konwickiego podkreślają przede wszystkim trudności, a nie

udogodnienia, płynące z braku jednoznacznych wskazówek interpretacyjnych46.

Idąc za wspomnianą sugestią autora spróbujmy jednak zaryzykować własną koncepcję

badawczą w odniesieniu do „Sennika”, który nie daje jednoznacznego rozwiązania fabularnego,

prowokując różne odczytania. Nie rości sobie ona pretensji do zupełnej oryginalności ani też do

wyczerpującej eksplikacji wszystkich sensów tego wielowątkowego, niezwykle bogatego w znaczenia

tekstu. Wielointerpretowalność jest zresztą, jak wiadomo, cechą konstytutywną dla literatury w

ogóle, jednak wydaje się, że w „Senniku” ta elementarna sytuacja ulega znacznemu wyostrzeniu i

43 Choć inspiruję się tutaj koncepcją Michała Głowińskiego, który pisał o „stylach odbioru” (M. Głowiński, Świadectwa i style odbioru, [w:] Tegoż, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977, s. 117-137), to jednak posługuję się pojęciem „ścieżek”, rozumianych przeze mnie szerzej: jako pewne podstawowe ukierunkowania czytelniczej uwagi, które najprościej można by podzielić na lekturę powierzchowną i pogłębioną. 44 Cyt. T. Lubelski, Męczarnia świadomości, [w:] Poetyka powieści i filmów Tadeusza Konwickiego, Wrocław 1984, s. 137. 45 Zastosowanie terminu Janusza Sławińskiego (J. Sławiński, O dzisiejszych normach czytania znawców, „Teksty” 1974, nr 3.) pozwala od razu wyeliminować pierwszą ze „ścieżek odbioru”, jako że „czytelnik-znawca” zawsze – z definicji – dąży do lektury pogłębionej. 46 Por. chociażby T. Lubelski, Męczarnia świadomości…, dz.cyt., s. 137; J. Sławiński, Sennik współczesny, [w:] T. Kostkiewiczowa (red.), Czytamy utwory współczesne, Warszawa 1967, s. 205.

367

skomplikowaniu. Z jednej strony z uwagi na zawarty w nim – jak pisze Janusz Sławiński –

„współczynnik zagadkowości”47, z drugiej – ze względu na nietypową narrację – rozpadającą się na

owe „klocki”, o których mówi Konwicki – jako nie tylko ważny element poetyki, ale i semantyki

„Sennika”.

Podstawowym zadaniem niniejszej pracy będzie właśnie spojrzenie na postać głównego

bohatera – który jest jednocześnie narratorem – przez pryzmat narracji. Niezwykle starannie i celowo

skomponowana zwraca na siebie uwagę – o jej budowie i znaczeniu pisali badacze48. Centralnym

tematem powieści jest „uwikłanie” Pawła w przeszłość, spowodowane kompleksem winy, będącym

efektem traumatycznych doświadczeń zarówno z czasów partyzanckich, jak i z dzieciństwa.

Nieustannie przeplatana wspomnieniowymi epizodami narracja stanowi strukturalny wykładnik tej

sytuacji, metaforę świadomości głównego bohatera, wiecznie cofającego się w głąb pamięci.

Wydaje się, że szczególnie owocne poznawczo może być bliższe przyjrzenie się jej wycinkowi

– dotąd raczej marginalizowanemu – mianowicie narracji drugoosobowej, zastosowanej w sposób

niestandardowy w pewnych partiach utworu, w których narrator przypomina – zwracając się do

samego siebie poprzez formę „Ty” – różne wydarzenia z własnej biografii. Ten, wydawałoby się, że

niewiele znaczący, wymiar dzieła niepostrzeżenie może stać się ważnym nośnikiem sensu powieści,

jeśli spojrzeć na niego jako na specyficzną formę autokomunikacji – rozmowy ze sobą. Jej cel jest

jasny – odzyskanie przez dawnego partyzanta kontaktu ze swoim „ja”, scalenie własnej osoby z

przeszłości z „sobą” teraźniejszym, uporanie się – mówiąc kolokwialnie – z własną historią. Pytanie,

na które chciałabym poszukać odpowiedzi można by sformułować w ten sposób: na ile narracja w

„Senniku”, a w jej ramach szczególnie: narracja drugoosobowa, pozwala wyartykułować,

zobiektywizować i następnie ustabilizować doświadczenie zdezintegrowanego podmiotu; scalić życie

bohatera, które utraciło wewnętrzną ciągłość49?

W pierwszej kolejności należy poddać analizie złożoną strukturę narracji, pokazać jej

niebywałą rolę w „Senniku”, który nadawałby się w tej mierze jako doskonały materiał do

47 J. Sławiński, Sennik współczesny…, dz.cyt., s. 206.

48 Zob.: J. Arlt „Ja” Konwickiego, Kraków 2007; T. Lubelski, Poetyka powieści, s. 140.; J. Sławiński, Sennik współczesny, s. 218-219. 49 Tak sformułowanie pytanie implikuje wątpliwości co do języka, w jakim należy szukać na nie odpowiedzi. Mam świadomość tego, że pewien dysonans może wywołać zestawienie stylu analizy w dużym stopniu strukturalnej – stosowanego przeze mnie w pracy – z językiem psychologii ogólnej, do którego odwołuję się w równej mierze. Mimo to, uważam taką próbę za wartą podjęcia, choćby po to, by sprawdzić efektywność tego typu propozycji.

368

akademickich zajęć z poetyki tekstu epickiego50. Dlaczego? Okazuje się, że różne formalne własności

narracji, wywołujące silne wrażenie jej „nieprzezroczystości”, zrywające w dużym stopniu z iluzją

literacką, dają się interpretować jako sygnały „nad-świadomości” narratora. Motywację dla tego

rodzaju posunięć widziałabym w pragnieniu ustabilizowania przez bohatera swoich doświadczeń. Aby

zobaczyć, jak dokładnie to w „Senniku” wygląda musimy rozpoznać wykładniki owej

„nieprzezroczystości” narracji i przyjrzeć im się bliżej.

Pierwszym znakiem pewnej umowności wydarzeń przedstawionych byłaby w Senniku przede

wszystkim rama kompozycyjna snu – jednocześnie przejaw dezintegracji podmiotu. Narrator-bohater

o imieniu Paweł rozpoczyna swoją opowieść od stwierdzenia: „Nie otwierałem oczu i nie wiedziałem,

jak rozbudzony z przedwieczornego snu, gdzie jestem i kim jestem”51. Kończy zaś słowami: „I wtedy

raptem pomyślałem, że oto za chwilę obudzę się, wydźwignę z dusznego snu (…) wstanę do

zwyczajnego, powszedniego dnia z jego zwykłymi troskami, z jego potocznym trudem, z jego tak

dobrze znaną, bliską znojnością”52.

Ta oniryczna klamra poddaje w wątpliwość status ontologiczny świata powieściowego, który staje się

obiektem przede wszystkim myślowym. Od samego początku odbiorca ma więc świadomość, że

prezentowana przez narratora rzeczywistość równie dobrze może być zwerbalizowanym przez niego

snem.

Wrażenie czytelnika, iż cała powieść jest pewną konstrukcją myślową, a nie realistycznym

przedstawieniem losów bohatera, pogłębia stopień uporządkowania fragmentów biografii narratora

– „klocków” Konwickiego. Nieprzypadkowa, regularna, a więc: podporządkowana w sposób widoczny

odgórnej, kompozycyjnej koncepcji zmienność osób i czasu narracji53, której podlegają poszczególne

epizody, jest znakiem silnej literackości tekstu; sprawia, iż nie mamy do czynienia z „czystym”

relacjonowaniem przez Pawła swojego życia. Jak pisze Czapliński: „gramatyczne odmiany narracji w

Senniku odnoszą się do różnych etapów biografii i zarazem sygnalizują różną wagę wydarzeń”54.

Tak misternie zbudowana kompozycja pozwala na ukonstytuowanie fabuły jako konfrontacji

teraźniejszości z przeszłością i – jednocześnie – konfrontacji różnych „ja” tego samego podmiotu.

Dlatego też fragmentaryczność fabuły i związania z nią achronologia nie skutkują w „Senniku”

bezładem narracji. Przeciwnie, widoczny jest głęboki stopień udobitnienia relacji między typem

50 Bernadetta Żynis w swoim artykule („To jest Konwicki, czy nie jest?” O podmiotowości sylleptycznej,„Litteraria Copernicana” 2008, nr 1.) powołuje się na tezę Jana Walca, według którego teoria literatury jest wręcz – w pewnym sensie – tematem wszystkich powieści Konwickiego. 51 T. Konwicki, Sennik współczesny, Warszawa 1963, s. 5. 52 Tamże, s. 293. 53 Obrazuje to załączony w aneksie schemat budowy „Sennika” z uwagi na zróżnicowanie narracji. 54 P. Czapliński, Tadeusz Konwicki, Poznań 1994, s. 82.

369

narracji, jej czasem a czasem fabuły. Sekwencja, w jaką układają się obsesyjne nawroty zdarzeń z

przeszłości zaczyna stanowić pewien kod, przypominający wręcz kod genetyczny, tak jakby zawierała

pewną „informację genetyczną”, która tłumaczyłaby obecne poczucie wyobcowania bohatera55.

Zza przywoływanych epizodów wyłania się obraz człowieka, którego życie jest

zdeterminowane głównie przez bolesne doświadczenia partyzanckie, których wpływ ujawnia się

prawie w każdym momencie jego teraźniejszej egzystencji. Widoczna jest przy tym pewna gradacja w

schodzeniu coraz niżej w głąb pamięci, przez co mechanizm ten przypomina swego rodzaju duchową

„katabazę”. „Sennik” zasadza się na pytaniu o możliwość zreinterpretowania swojej przeszłości i

przywrócenia własnemu życiu utraconego sensu.

W tym momencie kwestia budowy narracji w powieści w żadnej mierze nie może być uznana

za zabieg czysto techniczny – jej walor interpretacyjny objawia się z całą mocą. Wyjaśnienie

formalnych zabiegów znajdujemy w usilnym pragnieniu zobiektywizowania przez bohatera-narratora

własnego życia, przywrócenia mu porządku poprzez poddanie go takiej, a nie innej narracji.

Potwierdzenie tej intuicji znajdujemy w słowach bohatera-narratora – Paweł dwukrotnie wspomina o

konieczności usensownienia własnej egzystencji przez umieszczenie elementów własnej biografii w

określonym układzie. Już samo zarysowanie takiej możliwości nasuwa przypuszczenie o „nad-

świadomości” Pawła jako bohatera. Nadając sobie kompetencje narratora własnego życia stwierdza:

„To, co dotychczas przeżyłem, to garstka kamieni wydobytych z dna rzeki. Będę je już na zawsze

układał w coraz to nowe konstelacje i szukał sensu, który tym rządzi56”. W innym momencie

podobnie zdefiniuje życie, wskazując na konieczność strukturalizacji własnych doświadczeń,

zamknięcia ich w określony porządek, który nadawałby z pozoru chaotycznym fragmentom ludzkiego

życia znaczenie: „To wszystko polega na tym, że otrzymujemy porcję kart i potem już do końca

tasujemy je, układamy szukając ładu i sensu. Takie jest nasze życie57”.

55 W sposób graficzny oddaje to następująca sekwencja, ujęta tu w postaci tabeli (gdzie „T” oznacza teraźniejszość, „P” – przeszłość, „PP” – przeszłość dawniejszą, „Ja” – narrację pierwszoosobową, „Ty”- narrację drugoosobową):

T P PP P T P PP P T P PP P T

JA JA TY JA JA JA TY JA JA JA TY JA JA

56 T. Konwicki, Sennik…, dz. cyt., s. 273. 57 Tamże, s. 224.

370

W tym kontekście nie dziwi czysto formalny sposób wprowadzania tychże epizodów, który

uwypukla wspomnianą „nieprzezroczystość” narracji. Najczęściej pojawiają się one jakby bez związku

z akcją teraźniejszą, w sposób sztuczny. Retrospekcje dostosowane są do założonego z góry

schematu, znajdując uzasadnienie kompozycyjne, natomiast nie zawsze – fabularne. Tak naprawdę

jedynie dwa razy zakreślona jest sytuacja narracyjna, która motywuje psychologicznie pojawienie się

epizodów wspomnieniowych – wtedy, gdy pewne charakterystyczne zdarzenia lub postacie

uruchamiają na zasadzie skojarzeń wspomnienia bohatera. Jednak i tych wypadkach literackość

bierze górę nad swobodą działania pamięci. Rzecz bowiem charakterystyczna – za każdym razem

bohater przypomina o swoich kompetencjach narracyjnych, nie pozwalając czytelnikowi rozumieć

dosłownie dziejącej się akcji, sugerując względność prawdy na temat egzystencji, jej fikcyjność,

stwierdzając: „Napisałem w życiu kilkadziesiąt różnych życiorysów. Ale dziś wydobywam specjalny,

stosowny do tego zgromadzenia. Także prawdziwy”58.

Z kolei w drugiej sytuacji przyrównuje swoje życie do fikcyjnej opowieści: „Szukam w stłumionych

szmerach puszczańskich głosu tych sań przeklętych. Myślę o tym, co ułożyło się już na kształt bajki

obtoczonej gładko w pamięci jak kamień młyński”59.

Przywoływanie bolesnych wspomnień odbywa się więc z pełną świadomością ich literackości, nie

wynika z czysto psychologicznych potrzeb bohatera. Gdyby tak było, epizody nie układałyby się w

zadziwiająco regularną kompozycję – efekt nadrzędności strukturalnej narratora wobec fabuły.

Nieustannie nadzoruje on przebieg schodzenia w głąb własnej pamięci.

Wydaje się, iż narratora „Sennika” można więc nazwać „głośnym”, zgodnie z terminologią,

którą przywołuje Maria Jasińska60. Jego obecność zaznaczona jest wyraźnie jednak nie tyle przy

pomocy tradycyjnych środków, takich jak „przetykanie narracji apostrofami, interpretacyjnymi

uogólnieniami w roli komentarza czy refleksyjnymi dygresjami61”, chociaż te są również obecne62, ile

„głośnych” czynników kompozycyjnych. Należą do nich – oprócz omówionej swobody w chronologii –

zmiany dystansu narratora, widoczne w silniejszym emocjonalnym tonie narracji o dzieciństwie

bohatera oraz zmiany tempa narracji. Te ostatnie wyczuwalne są szczególnie przy zestawieniu

58 Tamże, s. 61. 59 Tamże, s. 141. 60 M. Jasińska, Narrator w powieści,[ w:] H. Markiewicz (red.), Problemy teorii literatury, seria 1, Wrocław 1967, s. 272-273. 61 Tamże, s. 273. 62 Wynika to oczywiście z pierwszoosobowości narracji, która implikuje subiektywizm w przedstawianiu świata. Taką postawę interpretacyjno-oceniającą narrator przyjmuje chociażby w stosunku do innych bohaterów. Przykładem niech będzie uwaga narratora na temat ubioru i sposobu chodzenia Justyny: „Wiedziałem już, że to zespół cech człowieka, który żył w agresywnym i nieprzyjaznym środowisku” (T. Konwicki, Sennik…, dz.cyt., s. 42.)

371

wyjściowej sceny z końcową. Początkowo umiejscowiony w pozycji horyzontalnej narrator opowiada

wolno, jakby z wysiłkiem, dość biernie rejestrując rozmowy otaczających go bohaterów, gdy

tymczasem finał relacjonowany jest w napięciu, przy użyciu wielu czasowników, dynamizujących

wypowiedź. Wszystkie te zabiegi zamazują przejrzystość narracji, w uważnym czytelniku pogłębiają

„świadomość, że ma do czynienia z »rzeczywistością wtórną«, tzn. podaną ex post, w porządkującym

i hierarchizującym, indywidualnym ujęciu pośrednika-narratora”63.

Co jednak w sytuacji, gdy tym pośrednikiem jest jednocześnie bohater? Czy z prób

„unarracyjnienia” własnej egzystencji, zaprowadzenia porządku w chaosie przeżyć może wyjść

zwycięsko? Poszczególne etapy w biografii Pawła nie zdają się układać w linearną koncepcję rozwoju,

nie wiążą się z przyrostem jego samoświadomości. Dzieciństwo, doświadczenia partyzanckie,

wstąpienie do partii, przyjazd do wsi nad Sołą są oderwanymi od siebie fragmentami, które w żaden –

inny niż formalny – sposób nie podlegają integracji. Chociaż za każdym razem bohater usilnie stara się

zachować godność: jako dziecko, jako partyzant, jako członek partii komunistycznej, to jednak za

każdym razem jednak nie udaje mu się, za każdym też razem pogłębia się dezintegracja tożsamości,

wywołana najprawdopodobniej przez dręczące kompleksy i uczucie wstydu, które „zdiagnozowali” u

bohatera badacze64. Wydaje się, że dobrą ilustracją dręczącej Pawła alienacji są słowa Alberta Camus:

„Pomiędzy moim przekonaniem o własnej egzystencji i treścią, którą próbuję przydać temu

przekonaniu, przepaść nie będzie nigdy zapełniona. Na zawsze pozostanę obcy samemu sobie”65.

W tym kontekście zamiana narracji z pierwszoosobowej na drugoosobową – dochodzimy w

tym momencie do centralnego problemu artykułu, do którego zarysowania konieczne były jednak

powyższe wywody – w celu opowiedzenia najbardziej bolesnych doświadczeń, mogłoby być

najbardziej klarownym przejawem dążenia bohatera do autorehabilitacji. Jakkolwiek ta nietypowa

forma gramatyczna narracji nie wprowadza żadnych utrudnień w poprawnej identyfikacji narratora

jako cały czas tej samej osoby66, to jednak prawdziwie gra z przyzwyczajeniami czytelniczymi,

zamazuje „przejrzystość” narracji, wywołuje wręcz trudność w lekturze. Gdy jednak spojrzeć na ten

zabieg – z pozoru czysto techniczny – z perspektywy komunikacyjnej, może się okazać, że pełni on

doniosłą rolę. Widać tu analogie do funkcji dziennika poufnego, o którym Małgorzata Czermińska

63 M. Jasińska, Narrator…, dz.cyt., s. 273. 64 O kompleksach Pawła pisał niemało chociażby Lubelski (Męczarnia świadomości, s. 144-145). 65 A. Camus, Rozumowanie absurdalne, [w:] Mit Syzyfa i inne eseje, Warszawa 1999, s. 71-72. 66 Pisał o tym Lubelski (Męczarnia świadomości…, dz.cyt., s. 139).

372

pisała, odwołując się do modelu komunikacji w kulturze, który polega na przekazywaniu informacji od

JA do JA67. Cel jest jeden – autoterapeutyczny.

Podobnie rzecz ma się u Konwickiego, z tym, że ta sytuacja komunikacyjna, w którą uwikłany

jest bohater jest bardziej skomplikowana. Drugi człon procesu komunikacji – jakkolwiek nie przestaje

być identyfikowalny z JA – przyjmuje postać TY. Wyjaśnienie tej zmiany znajdujemy na planie

psychologicznym – tak jak rozbiciu uległa tożsamość podmiotu, podobnie rozszczepieniu ulega

narrator na „ja” i „ty”. Dezintegracja narratora stanowiłaby jednocześnie skrót jego podstawowej

sytuacji egzystencjalnej, którą charakteryzuje głębokie poczucie niespójności własnego „ja”.

Rozszczepiona narracja stanowiłaby pewien makrosystem „Sennika”, w którym drugoosobowa

narracja, jako mikrosystem, ilustruje wewnętrzne rozbicie tożsamości bohatera. Diagnozę

potwierdzają słowa samego Pawła, który jest nie tylko „cudzy wśród swoich”68, ale przede wszystkim

czuje się obcy sam sobie. Nieprzypadkowo powie w pewnym momencie do Justyny: „Wie pani, że ja

brzydzę się swego wyglądu, swojego ciała, swoich myśli”69.

Rzecz charakterystyczna: narrator drugoosobowy służy do zrelacjonowania epizodów z

„wcześniejszej” przeszłości70. Są to bowiem, jak klarownie tłumaczy Czapliński: „przyczyny przyczyn,

wydarzenia kluczowe dla całej biografii: wyjściowe doświadczenie izolacji, poczucie winy za

mimowolne zło wyrządzane dla jej przerwania oraz kompleks zdrady wynikający ze sprzeniewierzenia

się zasadzie wierności. Aby prawdy te ponownie przeżyć, narrator musi rozszczepić się na dwie

instancje, czyli »sumienie« i »jaźń«, albo na dwie osoby: »ja«, które wypomina i wyjaśnia przeszłość

samemu sobie – wyobcowanemu i przekształconemu w »ty«”71.

Narracja drugoosobowa może więc stanowić klucz do zrozumienia całości dzieła, na zasadzie

pars pro toto streszczając widoczne w konstrukcji powieści pragnienie „unarracyjnienia” przez

podmiot własnej egzystencji, pragnienie spojrzenia na samego siebie z dystansu, obiektywizacji

własnych doświadczeń, wyjścia poza własną perspektywę. Korespondują z tym słowa samego

bohatera, który w pewnym momencie mówi o swoich odczuciach w ten sposób: „widzę siebie oczami

67 Czermińska odwołuje się tutaj do Łotmanowskiego rozróżnienia dwóch podstawowych modeli komunikacji w kulturze: JA do ON oraz wspomnianego JA do JA (M. Czermińska, Rola odbiorcy w dzienniku intymnym, [w:] Problemy odbioru i odbiorcy, red. T. Bujnicki, J. Sławiński, Wrocław 1977, s. 112-113. 68 Tamże, s. 68 i s. 157. 69 Tamże, s. 213. 70 Dodatkowym wyróżnikiem tychże epizodów w planie kompozycyjnym jest również umieszczenie ich za każdym razem pomiędzy epizodami z przeszłości „późniejszej”. 71 P. Czapliński, Tadeusz Konwicki..., dz.cyt., s. 87.

373

lekarza, dostrzegam w sobie jakieś strzępki myśli, pragnień, odruchów, które są zaczątkiem chaosu i

dezorganizacji”72.

Problem jednak w tym, że tożsamy z odbiorcą nadawca nawiązuje relację dialogową jedynie

między własnym „ja” i własnym „ty”. Dialog tylko z sobą paraliżuje jakąkolwiek wymianę informacji,

świadczy o głębokiej interioryzacji własnych problemów przez Pawła. Jakikolwiek „ruch” komunikatu

jest niemożliwy, gdy nie jest on przekazywany drugiej osobie, gdy nie mogą być uwzględnione różne

strony zagadnienia. Podstawowa trudność tej specyficznej autoanalizy leży więc w wyłaniającej się z

niej groźbie solipsyzmu, który uniemożliwia zarysowanie perspektywy zmiany w życiu bohatera,

rozwiązania konfliktów wewnętrznych w sposób dialogowy, poprzez chociażby związek z drugą

osobą.

W tym kontekście nie dziwi porażka Pawła w życiu uczuciowym w planie fabularnym

powieści. W finale główny bohater do ostatniej chwili przekonany jest, iż Justyna – z którą łączą go

niejasne relacje o charakterze silnie emocjonalnym – wyjedzie razem z nim z małego miasteczka.

Skoncentrowany na sobie bohater, który komunikaty na swój temat kieruje tylko do siebie, nie

próbował nawiązać autentycznej dialogowej relacji z drugą osobą – jego rozgoryczenie decyzją

ukochanej jest tego najlepszym potwierdzeniem. Czy taka autokomunikacja może być rzeczywistym

gestem „otwarcia się” bohatera na własną historię? Wydaje się, że w przypadku „Sennika” jest to

raczej pusta komunikacja – pusta nie tyle semantycznie, co pragmatycznie; pusta o tyle, że dialog

widoczny jest tylko na poziomie struktury utworu, nie ma go natomiast w planie fabularnym, w

rozmowach Pawła z innymi.

Dobrą ilustracją powyższych uwag wydaje się tu scena z jednego z epizodów

wspomnieniowych, która obrazuje ponadto jak dialog wewnętrzny partyzanta, zawarty immanentnie

w narracji drugoosobowej, widoczny jest także w drugiej płaszczyźnie językowej – wypowiedziach

bohatera, który często mówi do siebie: „Znowu idziemy. Dokoła las oblany stłumionym przez szadź

światłem księżycowym.

- Ładnie – mówię sam do siebie. I myślę, że warto zapamiętać ten widok. Jakby mógł mi się kiedyś

przydać.

- Co mówisz? – pyta niespokojnie Sokół.

- Nie. Nic.

72 T. Konwicki, Sennik…, dz.cyt., s. 224.

374

Kontroluję stale siebie. Jakbym grał wobec ukrytej, lecz stale obecnej widowni. Zapamiętuję

krajobrazy, stany samopoczuciowe, odkrycia zawarte w nieoczekiwanych, wojennych sytuacjach.

Wbijam w pamięć niczym lekcję, którą kiedyś wydam przed kimś. Może tego wyuczono mnie w

szkole, w domu albo w książkach, których przeczytałem kilka ton”73.

Choć rozwiązanie fabuły – samotny wyjazd bohatera z miasteczka – nie daje jednoznacznej

odpowiedzi na pytanie o możliwość odnalezienia utraconego sensu, to jednak wskazuje na

nieumiejętność nawiązania dialogu z innymi, a więc w konsekwencji – także ze sobą samym. Ponadto

symbolika koła – które wedle słów narratora jest metaforą jego życia – oznacza raczej permanentną

niemożność przełożenia etapów swojej biografii na samorozwój, nie pozwala odnaleźć śladów

dojrzewania duchowego. Rama kompozycyjna snu, a także cykliczność zawarta immanentnie w

narracji, potwierdzałyby tę intuicję, wskazując na nieustanne powracanie do punktu wyjścia przez

bohatera, niemożność wyjścia poza „piekielny krąg” swoich doświadczeń, powrotu do normalności,

mimo artykułowanego pragnienia odzyskania sensu: „Widzi pan, ja w swoim życiu zatoczyłem wielkie

koło i na powrót pewne sprawy stały się dla mnie ważne. Może nawet ważniejsze niż wtedy, kiedy się

rodziły. Bo teraz, poza anegdotyczną wartością, doszukuję się w nich jakichś większych znaczeń,

jakiegoś sensu, który stanowi o porządku naszego bytowania (…)”74.

„Sennik” byłby więc w pewnym sensie utworem o narratorze, który dzięki opowiadaniu

własnej historii sobie samemu poddaje analizie własną tożsamość – rozszczepioną, zdezintegrowaną

z powodu dramatycznych przeżyć z przeszłości. „Literaryzacja” własnej egzystencji, jej specyficzne

„unarracyjnienie” miałaby za zadanie scalić życie bohatera. Najgłębszym wyrazem takiego rozumienia

roli narracji byłaby autokomunikacja zrealizowana dosłownie w tekście – przez zwrócenie się

bohatera do samego siebie poprzez formę „Ty”. Co ciekawe, z takim ujęciem narracji jako próby

dialogu z samym sobą koresponduje również szerszy kontekst autorski. Twórczość Konwickiego

wpisuje się bowiem bezbłędnie w tradycję pisania „dla siebie”, tradycję podporządkowywania funkcji

własnej literatury – funkcji autoterapeutycznej75.

Tak więc „Sennik”, z jego „nieprzezroczystą” narracją prowadzoną przez samego bohatera,

który na dodatek pewne fragmenty demonstracyjnie kieruje tylko w swoją stronę, można by

interpretować jako wielką metaforę tworzenia powieści. Przy czym proces ten rozumiany byłby

73 Tamże, s. 127. 74 Tamże, s. 124. 75 Obiegowe kategorie w których odczytuje się twórczość Konwickiego zawierają przedrostek auto-: autoterapia, autokreacja, autodemaskacja, autoironia, czy szerzej: autobiografizm. Narrator w „Senniku” jest skonstruowany jako postać, mająca za sobą konkretne doświadczenia partyzanckie i partyjne, nosi więc znamiona samego autora. O specyficznym autobiografizmie Konwickiego pisze Czapliński w swojej książce (Tadeusz Konwicki)

375

stosunkowo wąsko i w zasadzie autotelicznie – jako rozmowa autora z samym sobą, dla którego

właściwą publiczność stanowi „sala wypełniona ludźmi z jego [artysty] maską na twarzy”76.

Ten skryty autotematyzm powieści wychodzi na jaw tym bardziej, jeśli przypomnimy sobie, iż

w zamierzeniu autorskim stanowi ona swoistą grę. W ten sposób wróciliśmy do punktu wyjścia naszej

pracy – zataczając hermeneutyczne koło – i do zacytowanego na wstępie autokomentarza

Konwickiego, który – świadomy prowokacyjności swoich słów – uprzedził zresztą wątpliwości, jakie

mogą nasunąć się przy tej okazji odbiorcy: „Rozumiem doskonale i zgadzam się, że nie jest słuszne

oferować czytelnikowi szaradę. Ale w sensie skojarzeniowo-emocjonalnym można przecież zostawić

odbiorcy wybór tych wartości, które mu najbardziej odpowiadają”77.

Gdy szukać jakiegoś wspólnego mianownika dla uwag Konwickiego z jednej strony i koncepcji

narracji w „Senniku” – z drugiej, to okazałoby się, że powieść ta – z takiej metaperspektywy – stanowi

doskonałe potwierdzenie literaturoznawczych intuicji, które interpretację tekstu rozumieją zawsze

jako interpretację danego tekstu w danej – za każdym razem innej i niepowtarzalnej – lekturze78.

Każda z możliwych interpretacji „Sennika” – w tym także zawarte w tej pracy uwagi analityczne –

stanowiłaby jeden z wielu wariantów rozwiązań zagadki, do której Janusz Lalewicz przyrównał utwór

literacki – a którego słowa posłużą mi jako konkluzja niniejszej próby interpretacyjnej: „Utwór

literacki przypominałby więc zagadkę, znaną z baśni wschodnich. Zagadka taka nie ma jednego

ustalonego rozwiązania, które należałoby odkryć; odgadujący powinien wymyślić – i uzasadnić – jakąś

odpowiedź zadowalającą, tj. taką, która tłumaczyłaby tekst zagadki. Rozwiązań może być przeto

wiele. Nagradza się – rozwiązywanie zagadek pełni rolę gry towarzyskiej – odpowiedź najbardziej

pomysłową i najzręczniej uzasadnioną”79.

76 L. Engelking, Vladimir Nabokov, Warszawa 1989, s. 166. 77 Cyt. za: T. Lubelski, Męczarnia świadomości…, dz.cyt., s. 137. 78 Tak ujmuje to Janusz Lalewicz (Semantyczne wyznaczniki lektury, [w:] T. Bujnicki, J. Sławiński, Problemy odbioru…, dz.cyt.). 79 J. Lalewicz, Semantyczne wyznaczniki lektury…, dz.cyt., s. 15.

376

BIBLIOGRAFIA

Arlt J., „Ja” Konwickiego, Kraków 2007.

Czapliński P., Tadeusz Konwicki, Poznań 1994.

Czermińska M., Rola odbiorcy w dzienniku intymnym, [w:] Bujnicki T., Sławiński J. (red.), Problemy

odbioru i odbiorcy, Wrocław 1977.

Głowiński M., Świadectwa i style odbioru, [w:] tenże, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej,

Kraków 1997.

Jasińska M., Narrator w powieści, w: Problemy teorii literatury, seria 1, Wrocław 1967.

Konwicki T., Sennik współczesny, Warszawa 1963.

J. Lalewicz, Semantyczne wyznaczniki lektury, [w:] Bujnicki T., Sławiński J. (red.) , Problemy odbioru i

odbiorcy, Wrocław 1977.

Lubelski T., Męczarnia świadomości, [w:] Poetyka powieści i filmów Tadeusza Konwickiego, Wrocław

1984.

Marcinów Z., „Zbudziłem się”. Uwagi o konwencji onirycznej w powieściach Tadeusza Konwickiego,

[w:] Oniryczne tematy i konwencje w literaturze polskiej XX wieku, Glatzel I. (red.), Toruń 1999.

Sławiński J., O dzisiejszych normach czytania znawców, „Teksty” 1974, nr 3.

Sławiński J., Sennik współczesny, [w:] Kostkiewiczowa T. (red.), Czytamy utwory współczesne,

Warszawa 1967.

Walc J., Świadomość, „Litteraria Copernicana”, 1/2008.

Żynis B., „To jest Konwicki, czy nie jest?” O podmiotowości sylleptycznej, „Litteraria Copernicana”

2008, nr 1.

377

Marcin Jurzysta

[email protected]

Poezja Bartłomieja Majzla. Ujęcie psychoanalityczne

Bartłomiej Majzel to autor czterech książek poetyckich, spośród których pierwszą jest robaczywość

wydana w 1997. Autor robaczywości mieszka w Katowicach, to nie tylko poeta, lecz również

felietonista i redaktor nieistniejącego już pisma „Na Dziko”. Jak podaje antologia Tekstylia:

„Debiutował w roku 1992 w „Kurierze Zachodnim”. Znalazł się w gronie czternastu poetów uznanych

przez Mariana Stalę za najciekawszych twórców nowej poezji. Jako członek grupy poetyckiej Na Dziko

był Majzel kojarzony z tzw. »śląską szkołą poezji życia« jednak, o ile większość jej członków (w tym

»przywódca« grupy Maciej Melecki) skupiła się na przełamywaniu estetyki barbarzyńców i zwróceniu

się w kierunku wiersza ponowoczesnego, Majzel w ogóle odrzucił poetykę sensualnego opisu na rzecz

zagęszczenia metafor i reminiscencji modernistycznych a nawet romantycznych”80.

Jednym z najważniejszych motywów debiutanckiej książki Majzla jest „podwójna osobowość”

bohatera. Motyw ten jest jednocześnie spoiwem łączącym inne elementy. Bohater Majzla bez

wątpienia jest postacią dynamiczną. Odbiorca nie dostaje od razu bohatera tak właśnie, a nie inaczej

skonstruowanego. Każdy wiersz i każda z trzech części książki to etapy ukazujące kształtowanie się i

zmianę cech podmiotu tej opowieści. Na ewolucji bohatera koncentruje się zatem wspominany

wcześniej proces, wyznaczony przez części tryptyku. Wszystko rozpoczyna się od wiersza pierwszego,

a więc od autoprzeprawy:

„w 43 roku moja babka wśród wybuchów

urodziła mi tatę w piwnicy.

[...]

teraz 53 lata po tamtej nocy

mój tata trzyma w piwnicy ziemniaki.

80 Zob. P. Marecki, I. Stokfiszewski, M. Witkowski (red.), Tekstylia. O „rocznikach siedemdziesiątych”, Kraków 2002, s. 417-418.

378

które w cieple wypuszczają kłącza.

jeszcze nie dorobiłem się swojej piwnicy.

bardzo wcześnie odszukałem

inne obolałe miejsca.

w których zbierają się niekształtne resztki

tego co się dzieje”81.

Przy interpretacji istotny wydaje się wielokrotnie przewijający się w tomiku motyw piwnicy.

Przekraczając bezpośrednie znaczenie tego motywu i analizując go

w kontekście struktury bohatera, narzuca się aspekt psychoanalityczny. Jeśli bowiem wyobrazić sobie

dom, który składałby się z poziomu piwnicy, piętra oraz strychu, to taki układ może symbolizować

freudowski podział na Id, Ego i Superego. Piwnica będzie zatem metaforą najbardziej mrocznej części

ludzkiej psychiki, sferą nieświadomych (czy raczej podświadomych) popędów, czy też – uogólniając –

rezerwuarem wszystkiego, co zostało

w niej zamknięte, co zostało zepchnięte, wyparte z poziomu świadomości. To tu „zbierają się

niekształtne resztki//tego co się dzieje”. Treści te nie są łatwe, stąd piwnica jest jednym

z „obolałych miejsc”. Tytułowa „autoprzeprawa” będzie więc przejściem przez siebie, przez własną

psychikę, zejściem z realnego poziomu świadomości do ciemnej piwnicy lub innego, podobnego

miejsca. To wniknięcie w siebie niesie za sobą ryzyko zachwiania równowagi między elementami

psychicznej struktury, niesie zagrożenie wydobycia z nieświadomości kogoś innego (pojawiającego się

w robaczywości drugiego „bartka majzla”), kto zacznie przejmować kontrolę nad bohaterem, kto

zacznie szeptać mu do ucha, by ten „przekładał” owe szepty na wiersze. „Tłumaczyć i przekładać – to

są bardzo ważne słowa, niemal podstawowe dla zrozumienia świata drążonego przez »robaka

rzekomej schizofrenii«; [...]. Chodzi o to, że na realną osobę Bartłomieja Majzla nakłada się

fantasmagoryczna postać »bartka majzla«. W tym sensie każda liryka jest schizofrenią (wyłania

drugiego), ale tutaj celowo zostały stworzone warunki jej szczególnego rozkwitu, skoro obok

podmiotu kręci się jakiś rozdygotany »bartek majzel« i przekłada, poprawia, tłumaczy, po swojemu

dokręca śrubę wizjom. Robaczywość czytana w takiej z lekka chorobliwej perspektywie jawi się jako

epopeja autyzmu i zagrzebania w czymś bardzo osobistym, »odmieńczym«, tkwienia

w piwnicy pokrętnej osobowości, w jej płciowo niezrealizowanych zakamarkach wybuchających raz

81 B. Majzel, Robaczywość, Bydgoszcz 1997, s. 6.

379

po raz pajęczo-robaczywo-karaluszymi wizjami. Zwróciła moją uwagę ta szczególna celebra,

surrealistyczny rytuał obnoszenia czegoś, co głosi wszem i wobec, że tak naprawdę coś zastępuje, że

w tym »wysileniu« jest metoda. Metoda zakrywania czy obnażania? Tego nie wiem. Tak jak w

pierwszym geście mamy komunikat: daję wam ten świat zamiast innego, tak w drugim brzmi właśnie

to: im bardziej się obciążam, tym bardziej się właściwie zasłaniam... niedocieczonymi obrazkami,

neurotyczną paplaniną”82.

Trzymając się kontekstu psychoanalitycznego możemy również zinterpretować fakt, iż „te

wiersze są w przekładzie”. Wystarczy przywołać chociażby tezy Freuda dotyczące marzenia sennego.

„Marzenie senne to struktura dynamiczna, na którą składa się po pierwsze ukryta myśl

(Traumgedanke), materiał do obróbki, nieświadome jądro. Myśl senna to oryginał, tekst źródłowy,

mowa podstawowa, która ulega przekształceniom przez pracę marzenia sennego. Praca marzenia

sennego (Traumarbeit) zamienia to, co ukryte, w to, co jawne. Jej główną funkcją jest zatarcie śladów

prowadzących do właściwego wyobrażenia, zamaskowania zamiarów. Przypomina to tłumaczenie

(Übersetzung), które jednocześnie jest zniekształceniem (Einstellung). Praca marzenia sennego

przebiega analogicznie do tworzenia tekstu literackiego: »nici skojarzeniowe nie biegną wprost od

myśli do treści marzenia sennego, lecz często krzyżują się i splatają po drodze«. To krzyżowanie się

myśli ma charakter tropologiczny (symboliczny). Tropologia marzenia sennego to system

przekształceń i zniekształceń treści ukrytej snu. Składają się na nią: kondensacja, zagęszczanie

(Verdichtung) – tak działa metafora; przesunięcie, przemieszczenie (Verschiebung) – tak działa

metonimia; obrazowość (Darstellbarkeit) – słowa przekładane są na obrazy; wtórne opracowanie

(sekundäre Bearbeitung) – jeden obraz zostaje przekształcony w drugi. Praca marzenia sennego,

która prowadzi do zniekształcenia treści ukrytej snu, poddana jest ciągłej cenzurze. Analiza snu

polega na odkształcaniu tego, co zniekształcone, czyli docieraniu do prawdziwej treści marzenia

sennego przez odpowiednią wykładnię treści jawnej. Jest ona efektem pracy marzenia sennego. Jest

to transkrypcja myśli sennych odznaczająca się niezrozumiałością i nieprzejrzystością”83.

Mamy zatem bohatera, który zagłębia się we własnej podświadomości (schodzi do

„obolałego miejsca”), tam dociera do swojego drugiego „ja”, które odkrywa przed nim wszystko, co

kryje nieświadomość. Liryczny „bartek majzel” dokonuje tłumaczenia, tworzy przekłady, które

zniekształcają pierwotny sens, ukrywają go w łatwiejszej do przyjęcia formie, chronią przed

nadmiernym odsłonięciem siebie i swojego wnętrza. Metoda ta nie jest ekshibicją siebie, lecz raczej

próbą jej okiełznania. Wiersz kryje bowiem treść podwójnie ukrytą i zniekształconą: po pierwsze będą

to wspomniane zniekształcenia dokonujące się wewnątrz aparatu psychicznego, po drugie – zmiany

82 K. Maliszewski, Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach, Wrocław 2001, s. 243-244. 83 Zob. A. Burzyńska, M.P. Markowski, Teorie literatury XX wieku, Kraków 2006, s. 55-56.

380

wynikające z rozwiązań formalnych, dostosowania już zniekształconej myśli do potrzeb liryki. W

wierszu b.m. pojawia się opis tego, co dzieje się z bohaterem, który przekroczył granicę

nieświadomości:

„[...] wiatr się

we mnie rusza i rzuca tam wszystkim.

dynda mi każde krwionośne naczynie.

każda żyłka. mięsień strachu”84.

Uczuciem dominującym staje się lęk, nasilony aż do fizycznych objawów (strach staje się

nieodłącznym elementem fizjologii). Lęk przed tym, co było do tej pory ukryte, przed siłą, której

bohater ulega – przed „wiatrem co się w nim rusza”. Wiatr to żywioł, to siła, symbolizuje „powietrze

w swym aspekcie aktywnym, gwałtownym. Z racji podobieństwa do oddechu lub tchnienia

stwórczego uważany jest za pierwszy żywioł. Jung przypomina, że podobnie jak w hebrajszczyźnie,

również w arabskim słowo ruth znaczy zarazem »oddech«

i »duch«. W swej postaci najaktywniejszej wiatr rodzi huragan, syntezę i związek czterech żywiołów,

któremu przypisuje się moc zapładniającą i odnawiającą życie”85.

Obraz wewnętrznego napięcia, zmagania z własną nieświadomością, pojawia się również w

następnym, sąsiadującym z b.m. wierszu wołacze wołają:

„wiersze wiercą - niewyobrażalnie -

- w gardle wióry wysypane - takich dotknięć

nikt się nie spodziewał -

- ważkie ważki od spodu światła się lepią -

- cierpka ciecz zalewa

a mnie to już nic

84 B. Majzel, dz.cyt., s. 9. 85 Zob. Wiatr, [hasło w:] J.E. Cirlot, Słownik symboli, Kraków 2006, s. 446.

381

nic mnie nie przepełni

wycie wyje - nie może być inaczej -

- łza łże”86.

Drugie „ja” wyraża się właśnie w języku, to on staje się drogą wyjścia z poziomu nieświadomości.

Proces, który opisuje Majzel, ma charakter transgresyjny, to przekroczenie granic stworzonych przez

własną psychikę, to otwarcie „drzwi percepcji”, które pociąga za sobą wyzwolenie innego oblicza, a

zarazem odkrycie pokładów cierpienia i bólu:

„[...]

a te inne łomoty? inne zgliszcza?

to wszystko po nas zostało.

rozpędzony. przez krtań. przez

tunele się włóczę.

skoro udało się wyjść jakimś cudem

będę macać przepaść”87.

W przywołanym fragmencie mamy obraz kryjący w sobie dwie perspektywy: perspektywę rozpadu,

zniszczenia, katastrofy oraz perspektywę wyswobodzenia, wyrwania się

z krępujących więzów. Z jednej strony psychiczna struktura bohatera rozpada się, z drugiej na tych

zgliszczach pojawia się ten drugi, „rozpędzony”, pędzący „przez krtań” – zaznaczający swoją obecność

w języku, w słowach, w wierszach. Wiersz zamykający pierwszą część książki jest podsumowaniem

pierwszego etapu przemiany, której poddaje się „bartek majzel”:

„[...]

siły zbierałem na to co poza mną.

rwałem płomienie głowy. trzęsienia ziemi.

wiatry swetrów. koszul flanelowych.

od zawsze gnało wszystko. gnało do żywego.

86 B. Majzel, dz.cyt., s. 10. 87 Tamże, s. 18.

382

a mimo tego trzeba było jeszcze spróbować

odkręcić. przyspieszyć. wypalić za sobą łóżka

i zlekceważyć noce jak spychacze

co tak w kość dawały

[...]”88.

Pierwsza strofa niesie za sobą przeczucie rozpadu, to taniec na krawędzi, stąpanie na granicy

świadomości, na granicy własnej tożsamości. Druga strofa to już pójście krok dalej, przekroczenie

granicy, zlekceważenie ostrzeżeń w postaci koszmarnych snów, które nocą przynosiły namiastkę, czy

może niewyraźną zapowiedź, tego, co czeka po drugiej stronie siebie. Ślimaczywość matowa przynosi

jeszcze jeden obraz, który odnieść można do opisywanego procesu:

„[...]

nie wiem jak to się dzieje, że nie potrafimy

do siebie. że nie wypowiadamy.

że do boku skręcamy.

a piszemy coraz lepsze wiersze.

malujemy naciągnięte płótna.

rzeźbimy w powietrzu”89.

Brak artykulacji ukrytych pragnień, marzeń, czy wreszcie popędów, rodzi ich kumulację, spychanie do

rezerwuaru nieświadomości, a ostatecznie ich sublimację, przeniesienie na język wiersza. To, czego

bohater nie mógł zrealizować, to, czego nie mógł powiedzieć wprost, mówi w wierszu, korzystając z

jego specyficznego kodu estetycznego.

Nie może dziwić fakt, że w robaczywości znajduje się silnie uwypuklony motyw obłędu,

szaleństwa, które traktować można jako cenę za wyzwolenie nieświadomego.

W wierszu 41,4 pojawia się jeden z obrazów choroby psychicznej:

88 Tamże, s. 20. 89 Tamże, s. 27.

383

„[...]

adela ma mnóstwo robaków

w rajstopach. a na dodatek

uskarża się na nocne krzyki

nadchodzące od strony katowic.

mimo majaczeń i powolnej utraty przytomności

protestuje kiedy doktor podaje jej termometr.

temperaturę należy mierzyć tylko

między mężczyzną i kobietą. tak szepce”90.

Pojawiający się motyw „temperatury uczuć” może nieść skojarzenia z Dyckim. Owa „gorączka miłości” w odniesieniu do schizofrenii może kojarzyć się z pierwszą fazą choroby – fazą owładnięcia. „Cechą pierwszego etapu jest mniej lub bardziej gwałtowne przejście ze świata tzw. normalnego w schizofreniczny. Chory zostaje owładnięty przez nowy sposób widzenia samego siebie i tego, co go otacza. Gdy owładnięcie jest gwałtowne, chory nagle znajduje się w innym świecie – wizji, ekstaz, koszmarów, zmienionych proporcji i barw. Sam też staje się kimś zupełnie innym – odkrywa prawdziwego siebie, zrzuca dawną maskę, która go krępowała i hamowała, jest prawdziwym sobą, bohaterski, sam przeciw całemu światu, z przekonaniem misji do spełnienia lub z poczuciem wyzwolenia się od dawnego siebie, odczuwa chaos, pustkę, własne zło i nienawiść do siebie i całego świata”91. Wspomniana skrajna „amplituda uczuć” pojawia się u Majzla w wierszu moje. przechodzenia: „[...]

ale tak właśnie musi być –

słowo potem krzyk zawsze po sobie nigdy równocześnie.

musi być bunt żeby przyszło pogodzenie

i musi być gniew aby była miłość”92.

„Przechodzenie” odbywa się więc między skrajnymi emocjami, tylko tak jest w stanie funkcjonować

bohater, tylko wtedy wie, że czuje i czuje naprawdę.

90 Tamże, s. 15. 91 Zob. A. Kępiński, Schizofrenia, Warszawa 1981, s. 46-47. 92 B. Majzel, dz.cyt., s. 46.

384

Interpretując motyw nieświadomości, opisywanej powyżej swoistej „autopsychoanalizy”,

należy wspomnieć jeszcze o kilku punktach w książce Majzla,

w których jest on sygnalizowany. W wierszu stukot hi hi pojawia się fragment wykorzystujący

symbolikę wiatru:

„[...]

za sklepem nieletnia chowa się przed wiatrem.

walcząc z sukienką która co chwilę

zrywa się z jej bioder

[...]”93.

Wiatr nie pierwszy już raz pojawia się jako siła, którą odnieść można w tym wypadku do popędów

libidalnych. „Nieletnia” rozpoznaje w sobie symptomy działania Erosa, popęd miłości domaga się

uświadomienia i realizacji. Ciekawym utworem przynoszącym intrygujące spostrzeżenia

uruchamiające kontekst psychoanalityczny, jest Ruch Chorzów – Legia Warszawa 0-2 (0-1

Mandziejewicz, 0-2 Michalski):

„»jebać sędziego«

»żydzie pierdolony«

»niech wyciągnie fiuta może obrzezany«

»pieprzyć rucha-a«

»skatować legię«

»pajace pajace«

»dobij go dobij go«

kupiłem sobie kawał kiełbasy za trzy złote.

choć miałem w sobie jeszcze zapach zupy

wojtkowej mamy. nieopodal siedział mały chłopiec

93 Tamże, s. 12.

385

mruczący coś pod nosem. jednym okiem patrzył

na boisko drugim mrugał jak robak.

wydawało mi się że chciał zawołać:

»całować sędziego«

»ptaku naniebny«

»niech wyciągnie rękę«

»pieścić rucha-a«

»kochać legię«

»anioły anioły«

»uzdrów go uzdrów go«”94.

Po pierwszej lekturze tekst ten wydaje się zupełnie oderwany od poetyki autora robaczywości.

Podkreślana cudzysłowami bezpośredniość przytaczanych w pierwszej strofie zwrotów,

kolokwialność, posunięta aż po wulgaryzm, to raczej cechy wczesnej poetyki „bruLionowej”. Jednak,

gdy zastosuje się w trakcie interpretacji stosowany już wcześniej klucz psychoanalityczny, to ta

właśnie perspektywa uruchamia w wierszu (na początku niewidoczne) pokłady semantyczne.

Pierwsza strofa to wówczas głos Id, artykulacja podświadomej siły, popędów destrukcyjnych,

wyrażających się w gniewie, agresji. Następnie pojawia się fragment:

„kupiłem sobie kawał kiełbasy za trzy złote.

choć miałem w sobie jeszcze zapach zupy

wojtkowej mamy [...]”.

Tu nadal wyrażone zostaje, chociaż w sposób delikatniejszy, nieświadome „ja”. Ciągła konsumpcja,

ciągłe generowanie i dążenie do realizacji popędów, wieczny brak sytości, to przecież cechy Id.

Wreszcie pojawia się strofa ostatnia, poprzedzona pojawieniem się tajemniczego, „nieletniego”

chłopca. W świetle takiej interpretacji będzie on odzwierciedleniem Superego, odwróceniem i

zaprzeczeniem hedonistycznej natury Id. Cały utwór staje się zatem zobrazowaniem dwóch

94 Tamże, s. 22.

386

sprzecznych sił współwarunkujących działanie Ego, z jednej strony zasada przyjemności, domagająca

się realizacji, z drugiej strony normy, zakazy, zasady, sumienie. Zmaganie z wewnętrznymi popędami,

balansowanie między pełną realizacją, a całkowitym wycofaniem (a wręcz ascezą) widać we

fragmencie ślimaczywości szklanej:

„na skraju tygodnia ściąłem włosy.

głowa kształt zmieniła

jak berło i hiacynt albo i hiobowa wieść.

nocna kolej rzeczy znów się rozsypała.

odwróciło się następstwo dziwów

najpierw spadły włosy a dopiero potem

słychać było cięcia nożyczkami.

[...]”95.

Aby dostrzec wspomniany obraz, należy uświadomić sobie symbolikę włosów. „W sensie ogólnym

włosy są przejawieniem energii. Ich symbolika związana jest z symboliką poziomu, tj. bujna czupryna,

wieńcząc głowę, symbolizuje siły wyższe, natomiast obfite uwłosienie ciała oznacza rozrost

pierwiastka niższego. [...] Włosy odpowiadają żywiołowi ognia, symbolizują zasadę pierwotnej siły.

[...] W Libro d’oro del sogno Phaldor mówi, że reprezentują one duchowe dobra człowieka. Piękne,

gęste włosy oznaczają zarówno

u mężczyzny, jak i u kobiety rozwój duchowy. Utrata włosów oznacza klęskę i ubóstwo. Wszelako

dobrowolna ofiara jest poniekąd przeciwieństwem utraty spowodowanej

z zewnątrz. Dlatego Zimmer przypomina, że ten, kto rezygnuje z sił płodności lub buntuje się wobec

zasady płodzenia i rozmnażania życia, aby wkroczyć na drogę absolutnej ascezy, musi zwykle obciąć

sobie włosy. [...] U Sumerów usuwano włosy, perukę i brodę, aby bronić się przed złymi duchami

(będącymi jak dym)”96.

To, co nieświadome, wyraża się – jak już to zostało zaznaczone – w języku,

w słowach, w głosie (którego motyw u Majzla jest ważny), w kontekście dynamicznego charakteru

bohatera i procesu, któremu podlega. By dostrzec specyficzne cechy i atrybuty, które posiada głos w

wierszach katowickiego poety, pozwolę sobie na pozornie tylko odległą dygresję, interpretującą głos

95 Tamże, s. 39. 96 Zob. Włosy, [hasło w:] J.E. Cirlot, dz. cyt., s. 455.

387

jako żywioł, jako tajemniczą siłę. W pierwszej części filmu

Z-boczona historia kina Slavoj Žižek porusza problem głosu w jego psychoanalitycznym wymiarze:

„Głos nie jest namacalną częścią ciała. Wydobywa się z jakiegoś miejsca w ciele. Kiedy rozmawiamy z

innym człowiekiem, zawsze występuje minimalny efekt brzuchomówcy, jakby opanowywała nas jakaś

obca siła. Na początku filmu Egzorcysta (1973), bohaterka to śliczna dziewczynka. Jak stała się

potworem? Wskutek opętania. Ale kto ją opętał? Głos. Głos w swoim obscenicznym wymiarze. Rodzi

się pytanie, jak pozbyć się tego innego, obcego? Jest tak, jakbyśmy oczekiwali, że powtórzy się słynna

scena z Obcego (1979) Ridleya Scotta. Jakbyśmy czekali na straszliwego obcego, złe, małe zwierzę,

które zaraz wyskoczy. Widać tu brak równowagi, lukę między naszą energią psychiczną nazwaną

przez Freuda libido, między tą nieskończoną energią, która trwa ponad życiem i śmiercią,

a biedną, skończoną, śmiertelną rzeczywistością naszych ciał. Tu nie chodzi tylko o patologię bycia

opętanym przez duchy. My sami jesteśmy obcymi panującymi nad naszymi ciałami. Nasze ego,

czynnik psychiczny, to obca siła, deformująca, opanowująca ciało. Pierwszy wielki film o tym

traumatycznym wymiarze głosu, o głosie, który unosi się bez przeszkód, budzi strach, lęk

zniekształcający rzeczywistość, nakręcono w latach trzydziestych

w Niemczech. To Testament doktora Mabuse (1933) Fritza Langa. Doktora Mabuse widzimy dopiero

pod koniec filmu. Jest tylko głosem. Nikt nie był tak świadom traumatycznego wymiaru głosu, głosu

nie jako wzniosłego, eterycznego środka wyrazu głębi ludzkiego subiektywizmu, lecz jako obcego

intruza. Nikt nie był tego tak świadom jak Charlie Chaplin w Dyktatorze (1940). Problem w tym filmie

polega na tym, jak pozbyć się przerażającego wymiaru głosu. Albo, nie mogąc go zlikwidować, jak

oswoić ten głos, jak przekształcić go

w środek wyrazu człowieczeństwa, miłości itd. Niemiecka policja sądzi, że biedny włóczęga to Hitler.

Musi się on wypowiedzieć na wielkim zgromadzeniu. Wygłasza wielką mowę

o potrzebie miłości, zrozumienia między ludźmi... Ale jest haczyk. Ludzie biją mu brawo tak samo jak

Hitlerowi. Innym przykładem jest krótka scena z Mulholland Drive (2001) Davida Lyncha. Kobieta

śpiewa do mikrofonu. Nagle, z wyczerpania lub innych przyczyn, osuwa się na podłogę. Co

zaskakujące, śpiew trwa. Sprawa szybko się wyjaśnia – to był playback.

Ale przez kilka sekund, gdy jesteśmy zdezorientowani, stajemy oko w oko z koszmarnym wymiarem

autonomicznego obiektu częściowego, którym jest głos”97.

Głos jako żywioł, głos usamodzielniony, oderwany od podmiotu, lub głos, z którym trzeba

toczyć walkę, pojawia się również w robaczywości:

„to co mówiliśmy przestawało do nas należeć

97 Zob. Z-boczona historia kina, część I, reż. S. Fiennes, 2006.

388

od kiedy obcięte włosy spadły na trawę a dopiero potem

słychać było tamte cięcia w mroku. wiernie powtarzane”98.

Język, głos to potencjalne źródło cierpienia: „[...] jeszcze zaboli język”99. U Majzla, podobnie jak w

opisywanych filmach, głos w specyficzny sposób usamodzielnia się, próbuje uzyskać autonomię w

stosunku do bohatera, który traci kontrolę nad wypowiadanymi słowami: „zdanie które piszę

przekręca się między zębami//jakby chciało wypaść”100. Język to żywioł nieświadomości:

„[...]

burza na gardle. żeby choć w tej ulewie

była jedna cisza. żeby jedna cisza

była w całej wodzie.

[...]”101.

Bohater podejmuje próbę zmagania się z „własnym” głosem, a tym samym z treścią własnej

podświadomości:

„mandarynki w gardle. krew soku pod językiem

się gromadzi. jąka się słowo więzione na zębach

teraz wyplute jak resztki żylastego mięsa.

[...]”102,

„[...] byle nie wejść w gęstość//przed półmrokiem. byle odeprzeć usłyszane głosy”103.

Jednocześnie podmiot tych wierszy wie, że głos, reprezentujący jego drugie, ukryte

w zaułkach psychiki oblicze, domaga się ujścia, że równie straszne jest milczenie, powstrzymywanie

98 B. Majzel, dz.cyt., s. 39. 99 Tamże, s. 11. 100 Tamże, s. 15. 101 Tamże, s. 20. 102 Tamże, s. 26. 103 Tamże, s. 44.

389

tego, co nieuchronne: „braku głosu się boję”104, „ryzyko największe wiąże się z niemówieniem.//lub

mówieniem do siebie. w środku słowa gryzą się jak azbest powietrza”105.

Dominującym składnikiem przestrzeni w debiutanckim zbiorze Majzla jest tytułowa

„robaczywość”. Kategoria robaczywości pojawia się już w autoprzeprawie. Gdy pojawia się obraz

piwnicy, pojawia się również wspomniana kategoria: „nie wiem czy były tam robaki.//nie wiem czy

było za ciepło czy za zimno”106. „Robaki” są więc nierozerwalnie związane z podświadomością, z

„piwnicą aparatu psychicznego”, to one inicjują proces wydobywania na światło dzienne ukrytych

treści, które „wypuszczają kłącza niczym ziemniaki”. Tym samym związane są z rozkładem struktury,

która do tej pory pozostawała jednorodna. Odniesienie interesującej nas kategorii do kwestii

procesów psychicznych i tego, co określić można jako rozkład struktury psychicznej, znajdujemy także

w wierszu 41,4:

„[...]

adela ma mnóstwo robaków

w rajstopach. a na dodatek

uskarża się na nocne krzyki

[...]”107.

Jest to obraz obłędu, a więc stanu specyficznego wyzwolenia umysłu od jednego, określonego

normami, sposobu funkcjonowania. Jednocześnie „robaki w rajstopach” to jeden z objawów, jeden z

obrazów podsuwanych przez szaleństwo. Robaczywość przejawia się również

w czasie, w nim jest osadzona, a nawet stanowi o rytmie jego upływania:

„[...]

a lata ciągnęły się przez pola

jak chrabąszcze.

dokąd? może do sufitu?

104 Tamże, s. 43. 105 Tamże, s. 54. 106 Tamże, s. 6. 107 Tamże, s. 15.

390

a może kurczyły się jak czerwone

jabłko, które zostawiłem na szafie?

[...]”108.

W powyższym fragmencie pojawia się figura jabłka jako przykład robaczywego owocu. „Jako

forma niemal kulista jabłko oznacza całościowość. Jest symbolem pragnień ziemskich, ich

rozkiełznania. Dlatego zakaz spożywania jabłka wypowiedział głos najwyższy, sprzeciwiający się

uwielbieniu pragnień materialnych. Intelekt, żądza poznania są – wiedział to już Nietzsche – strefą

pośrednią między sferą pożądań ziemskich a czystą, prawdziwą duchowością”109. Jeśli jabłko

symbolizuje kompletną strukturę, to obecność robaka sygnalizuje rozkład, rozpad tej struktury.

Zawarte w semantyce owego symbolu pragnienia ziemskie odnieść można do podświadomych,

pierwotnych popędów, które za sprawą „robaka” zostają wydobyte ze struktury psychicznej. Po raz

kolejny mamy więc do czynienia z sygnalizacją dezintegracji psychiki w celu odblokowania tego, co

było dotąd skrywane.

Istota tej kategorii podkreślona jest ilością owadów, które pojawiają się na kartach wierszy

Majzla: chrabąszcze, ważki, mrówki. Najważniejszy wydaje się być pająk:

„[...] za okno

przebija się pająk ręki. na oślep łapiącej.

cokolwiek. zaciskanej. po otwarciu pustej”110,

„zabiłem pająka. czy to źle że chcę żyć?//bo jakoś z nim nie potrafię”111,

„niech do śpiworów wsuną się pająki

po których nie pozostanie żaden ślad.

prócz kolejnej zmiany miejsca. czyli noclegu

w innej kotlinie. na innym boku.

a rano. z tym samym pająkiem który się zakradał

wymieniamy już przyjazne znaki. – witaj. witaj”112,

108 Tamże, s. 7. 109 Zob. Jabłko, [hasło w:] J.E. Cirlot, dz. cyt., s. 166. 110 B. Majzel, dz.cyt., s. 14. 111 Tamże, s. 25.

391

„na trawie tak jak w mieście zostałem okrążony przez pająki.

zza kawałków drzewa. z kamieni. nawet ze światła

wyskakują jak krosty. których nie sposób drapać

bo kryją się w cieniu”113.

Z jednej strony pająk u Majzla jest intruzem, czymś, czego bohater się obawia, co chciałby usunąć. Z

drugiej strony da się również zauważyć próbę utożsamienia się z pająkiem (ręka ludzka zostaje

ukazana poprzez figurę pająka), bohater wyraża życzenie, by „do śpiworów wsunęły się pająki”, a

nawet „wymienia przyjazne znaki z owadem”. „W pająku zbiegają się trzy sensy symboliczne, które

nakładają się na siebie, utożsamiają bądź zachowują odrębność, zależnie od sytuacji; przy tym jeden z

nich dominuje. Są to: twórcza zdolność pająka tkającego swoją sieć, jego agresywność oraz sens

związany z samą pajęczyną jako spiralną siecią mającą centrum. Pająk w swojej sieci jest symbolem

środka świata; w tym sensie

w Indiach uważany jest za Maję, odwiecznie tkającą woal iluzji. Niszczycielska pasja owada

dodatkowo podkreśla tę symbolikę świata zjawisk. Stąd też Schneider twierdzi, że pająki, bezustannie

niszcząc i budując, symbolizują nieprzerwaną inwersję utrzymującą

w równowadze życie kosmosu. Tak więc symbolika pająka zakorzeniona jest głęboko w życiu ludzkim

i oznacza ciągłą ofiarę, za której pośrednictwem człowiek bezustannie w ciągu swojego życia się

zmienia; nawet śmierć właściwie tylko pruje stare życie, aby uprząść nowe. Pająka uważa się za

stwora księżycowego, jako że Księżyc (z racji swego charakteru pasywnego, bo tylko odbija światło, a

także swoich faz – afirmatywnej i negatywnej, rosnącej i kurczącej się) odpowiada sferze

fenomenalnej, przejawieniowej (w sferze psychicznej – wyobraźni)”114. Zwłaszcza ta dwoista natura

symboliki pająka – jako siły z jednej strony niszczycielskiej i groźnej, a z drugiej strony twórczej – ma

swoje odniesienie do wierszy Majzla. Pająk jest tu nieodłącznie związany z egzystencją, w nim wyraża

się nieświadomość, kryjącą w sobie zarówno popęd życia, jak również popęd śmierci. Ani bez

jednego, ani bez drugiego, równowaga psychiki byłaby niemożliwa. Jednocześnie to za sprawą

pojawiania się figury pająka, poeta sygnalizuje wydobywanie mrocznych aspektów ludzkiej psychiki.

Popędy uświadomione domagają się realizacji, „okrążają” bohatera, wyciągają na światło dzienne

jego lęki, które w istocie są strachem przed samym sobą, przed swoim drugim obliczem. Radosław

Kobierski twierdzi: „Bycie robakiem może być stanem docierania do sensu. Warstwy ziemi

112 Tamże, s. 43. 113 Tamże, s. 55. 114 Zob. Pająk, [hasło w:] J.E. Cirlot, dz. cyt., s. 299-300.

392

odpowiadają zasłonom, w dążeniu, docieraniu do prawdy. [...] Dla jednych okazuje się to igraszką,

zabawą, dla innych jest sprawą życia i śmierci. Ponadto – nie, nie będziemy mówić o ascezie,

wyrzeczeniach – robaczywość może mieć związek z podświadomością i ze świadomością marności,

inności, która jest akceptowana przez podmiot. [...] Dochodzi do asymilacji cech ludzkich i owadzich.

Robactwo przywiązuje się do człowieka, towarzyszy mu w przeprowadzkach, podróżach, po śmierci.

[...] Jest to proces stopniowej metamorfozy”115.

Czynnikiem, który pomaga w „ośmielaniu wyobraźni”, a zarazem otwiera bogaty zasób

odniesień psychoanalitycznych, jest oczywiście sen:

„hiszpanie mówią

o śpiących kobietach

że umarły

i już za chwilę wszyscy umieramy.

gdzieś w przerwach w pracy. podczas

szybkiej miłości. w ciągu kilku sekund.

umieramy w biegu. po erekcji. po wódce.

[...]

hiszpanie mówią

że sny to wydostające się

nocą robactwo

[...]”116.

115 R. Kobierski, Od zawsze gnało do żywego, „Studium” 1998/10, s. 150-151. 116 B. Majzel, dz.cyt., s. 36.

393

Mamy więc do czynienia z toposem snu jako stanu podobnego do śmierci. Jest on kolejną granicą,

którą stara się sforsować bohater Majzla. Pojawia się również powiązanie snu

z kategorią robaczywości. „Sny to wydostające się nocą robactwo” – sny są bramą do

podświadomych, ukrytych treści.

Widoczna w debiutanckiej książce Bartłomieja Majzla perspektywa psychoanalityczna nie

musi być wcale dowodem na to, by poezja katowickiego autora miała charakter terapeutyczny.

Bartłomiej Majzel stwierdza: „[...] literatura absolutnie nie jest żadną terapią. Zawsze dziwię się,

kiedy słyszę o literaturze, która jest terapią, bo wówczas wyobrażam sobie twórców takich jak

Wojaczek, Babiński czy wielu innych, którzy taką terapię próbowali zastosować, co skończyło się dla

nich absolutnie tragicznie. Wydaje mi się wręcz przeciwnie, literatura jest przestrzenią, po zetknięciu

z którą człowiek bardzo często potrzebuje terapii i tu, oczywiście, nie chcę uderzać w jakiś patetyczny

czy dramatyczny ton, ale, jak to powiedział Gombrowicz, literatura jest imprezą tragiczną. [...] Myślę,

że mówiąc o terapii, myślimy o ludziach, którzy potrzebują spokoju, bezpieczeństwa, co jest jak

najbardziej uprawomocnione i ja to rozumiem. Natomiast w tym momencie literatura staje się

narzędziem, które ma spełnić jakąś swoją powinność psychologiczną, a z mojej perspektywy

literatura jest ruchem, jest niepokojem, jest napięciem i balansowaniem na granicy, które absolutnie

wyklucza elementy bezpieczne”117. W tym świetle, robaczywość to raczej zapis zmagania się z sobą,

zdawanie relacji z konsekwencji tragicznej imprezy zwanej literaturą.

Bibliografia

Burzyńska A., Markowski M.P., Teorie literatury XX wieku, Kraków 2006.

Cirlot J.E., Wiatr, Włosy, Jabłko, Pająk, [hasło w:] Cirlot J.E, Słownik symboli, tłum. I. Kania, Kraków

2006.

Fiennes S. (reż.), Z-boczona historia kina, część I, 2006.

Kępiński A., Schizofrenia, Warszawa 1981.

Kobierski R., Od zawsze gnało do żywego, „Studium” 1998/10.

Literatura – sztuka czy terapia?, „Kresy” 2008/3.

Majzel B., Robaczywość, Bydgoszcz 1997.

117 Zob. Literatura – sztuka czy terapia?, „Kresy” 2008/3, s. 229-232.

394

Maliszewski K., Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach, Wrocław 2001.

Marecki P., Stokfiszewski I., Witkowskiego M. (red.), Tekstylia. O „rocznikach siedemdziesiątych”,

Kraków 2002.

395

Katarzyna Lisowska

[email protected]

Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza - próba opisu

Stanisław Ignacy Witkiewicz jest autorem czterech powieści: 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna

Kobieta (1910-1911 r., Przedmowa: 1919 r., wyd. w 1972 r.)118, Pożegnanie jesieni (1927 r.)119,

Nienasycenie (1930 r.)120 i Jedyne wyjście (1931-1933 r., wyd. w 1968 r.)121. Ostatniej z nich nie

ukończył. Ona również, podobnie jak debiut, nie ukazała się za życia pisarza. Dopiero po wojnie

utwory te spotkały się z zainteresowaniem badaczy (m.in. Daniela C. Geroulda, Jerzego Speiny,

Stanisława Gawlińskiego, Przemysława Czaplińskiego, Tomasza Bocheńskiego). Opinie wybitnych

literaturoznawców oraz własne obserwacje pozwoliły mi sformułować wnioski dotyczące powieści

Witkacego, które chciałabym przedstawić w niniejszej pracy.

Za podstawową kategorię twórczości Witkiewicza uznałam Dziwność122, obecną również w jego

prozie fabularnej. Pojęcie to stanowi element systemu filozoficznego autora, a w konsekwencji - jego

teorii powieści. Cele, jakie stawiał on beletrystyce, były związane z wywoływaniem poczucia

Dziwności, co wpłynęło na formę i treść tych utworów. Kategoria ta umożliwia więc zbadanie

struktury i znaczenia tekstów prozatorskich Witkacego, a także pozwala widzieć w nich zapowiedź

twórczości ponowoczesnej, posługującej się podobnymi pojęciami.

Jakie są dalsze założenia teoretyczne pracy? Literatura pojmowana jako instytucja opiera się na

wyróżnieniu podstawowej postaci danego gatunku, która werbalizuje wspólną wiedzę społeczności

komunikacyjnej. W odniesieniu do powieści można mówić o „zgodzie na powieściowość”123. Wydaje

118 S. I. Witkiewicz, 622 Upadki Bunga, czyli Demoniczna Kobieta, Kraków 2005. 119 Wszystkie cytaty pochodzą z wydania: S.I. Witkiewicz, Pożegnanie jesieni, Warszawa 1992 i są oznaczane w tekście- PJ, nr strony. 120 Wszystkie cytaty pochodzą z wydania: S.I. Witkiewicz, Nienasycenie, Kraków 2004 i są oznaczane w tekście- N, nr strony. 121 Wszystkie cytaty pochodzą z wydania: S.I. Witkiewicz, Jedyne wyjście, Warszawa 1968 i są oznaczane w tekście- JW, nr strony. 122 Za zwrócenie uwagi na tę kwestię dziękuję Pani Doktor Marii Tarnogórskiej. 123 Zob. R. Nycz, Sylwy współczesne, Kraków 1996, s. 34.

396

się jednak, że twórczość Witkacego, nie wyłączając beletrystyki, najlepiej interpretować z

fenomenologicznego punktu widzenia, to znaczy szukając istoty pisanych przez niego tekstów. Nie

pozwoli nam to jednak na określenie eidos powieści jako takiej. Możemy tylko zbadać esencję

powieści Witkiewicza.

Gatunki będę zatem rozumieć, zgodnie z propozycją Stanisława Balbusa, jako potencjalnie

dostępny, funkcjonujący w przestrzeni hermeneutycznej, zasób form tradycji literackiej124.

Poszczególne utwory odwołują się do zastanych wzorców, ale wykorzystują je w indywidualny

sposób, dzięki czemu tworzą „własny niepowtarzalny kod”125. Podobnie traktuje gatunek Grzegorz

Grochowski, który przywołuje Bachtinowską koncepcję „transakcentacji form”, polegającą na

podjęciu przez podmiot gry z zastanymi formułami i zastosowaniu ich w nowy sposób126. Przejścia

pomiędzy tekstami bywają płynne, dlatego powinno się raczej mówić o „hybrydach” istniejących w

obrębie jednego continuum127. Badacz jako metodę lektury proponuje „analizę przypadku”128,

ponieważ umożliwia ona uchwycenie istoty konkretnego utworu. Wydaje się także przydatna w

odniesieniu do beletrystyki Witkiewicza.

Jeśli chcemy odkryć jej specyfikę, musimy odwołać się do pism autora, w których zawarł swoje

poglądy na temat twórczości artystycznej i literackiej. Witkacy uznał za konieczne stworzenie własnej,

opartej na systemie ontologicznym, estetyki129, ponieważ uważał, że uprawniony do wygłaszania

sądów o sztuce jest tylko ten, kto ma jasno określony światopogląd. Jego zdaniem całe Istnienie

składa się z formy i treści, a zatem jest dwoiste130. Taką złożoność możemy dostrzec w każdym

przejawie życia131, także w sztuce. Dlatego estetyka operuje dwoma systemami - realistycznym i

formistycznym, różniącymi się rolą przypisywanym obu pierwiastkom. Witkiewicz zajął stanowisko

formistyczne132. Uznawał jednak nierozdzielność obu składników i w swojej estetyce nie negował

istnienia treści, ale przypisywał jej określone miejsce.

Według Witkacego wszystkie zjawiska posiadają elementy jakościowe (niesprowadzalne do

niczego i niedające się zdefiniować, np. dźwięki w muzyce, barwy w malarstwie) i formę oraz

124 Zob. S. Balbus, Zagłada gatunków, [w:] „Teksty Drugie” 1999, z. 4, s. 33. 125 Tamże, s. 27. 126 Zob. G. Grochowski, Tekstowe hybrydy. Literackość i jej pogranicza, Wrocław 2000, s. 13. 127 Tamże, s. 20. 128 Tamże, s. 21. 129 Michał Paweł Markowski uznał ją za pierwszą polską estetykę nowoczesną (zob. M.P. Markowski, Polska literatura nowoczesna: Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007, s. 313). 130 S. I. Witkiewicz, O Czystej Formie, [w:] tegoż, Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, oprac. J. Degler, Warszawa 1976, s. 27 (wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania). 131 Tenże, Dlaczego powieść nie jest dziełem Sztuki Czystej, [w:] tamże, s. 165. 132 Tenże, O Czystej Formie, s. 28.

397

wyrażają jakąś treść. Forma „służy dla pomieszczenia pewnej treści”133 i stanowi istotę sztuki. Nasz

stosunek do dzieł jest bezpośredni, czyli nie można go uzasadnić, bo podobanie się lub niepodobanie

nie wynika z pojęciowego zrozumienia. Wyróżnia się dwa rodzaje Piękna: życiowe, wiążące się z

„użytkowością przedmiotu lub zjawisk” („podobanie życiowe”) i Formalne, wynikające z

„konstruktywności przedmiotu lub zjawiska” („podobanie formalne”). Gdy przeważa drugi składnik,

mamy do czynienia z podobaniem artystycznym134.

Rola formy w dziele sztuki polega na nadawaniu jedności złożonym przedmiotom i zjawiskom.

Bezpośrednie pojmowanie tej jedności nazwał Witkacy zadowoleniem estetycznym135. Jest ono

wywoływane przez Czystą Formę, która „działa sama przez się”136, a życiowe składniki (treść) są w

niej drugorzędne137.

Autor rozumiał pod pojęciem artystycznego tworu „konstrukcję dowolnych elementów prostych

i złożonych, stworzonych przez indywiduum jako wyraz jedności jego osobowości i działającą w

sposób bezpośredni przez samą konstruktywność”138. Sformułowanie to należy rozumieć w ten

sposób, że dzieło, będące jednością złożoną z wielu elementów, wyraża powszechne prawo istnienia

dane nam bezpośrednio w postaci uczucia metafizycznego, czyli poczucia jedności naszych

osobowości139.

Witkiewicz pisał także o artyście i jego roli w procesie tworzenia. Zdaniem Witkacego, wykonanie

dzieła może być efektem zbiorowej pracy (np. tak jak w przypadku sztuki teatralnej), ale pomysł na

nie pochodzi zawsze od jednostki140. Od autora nie można wymagać konsekwencji, ponieważ jest on

„zdany na pastwę szarpiących go sprzeczności formy i treści, które zawarte są w samej istocie

sztuki”141. Ponadto, skoro artystyczny twór rodzi się w umyśle indywiduum, to „myśli, uczucia i

wyobrażenia” jednostki w „podświadomie symboliczny” sposób muszą wejść w jego skład142. Ów

„symbolizm” nie wyklucza Czystej Formy, jeśli nie narzuca się odbiorcy i nie zmusza go do

„odgadywania rebusów”143.

133 Tamże, s. 27-29. 134 Tamże, s. 31. 135 Tamże, s. 31. 136 J.w. 137 Tamże, s. 32. 138 Tamże, s. 34. 139 Tamże, s. 34. 140 Tamże s. 33. 141 Tamże, s. 37. 142 Tamże, s, 40. 143 Tamże, s. 41.

398

Scharakteryzowane poglądy dotyczą sztuki, jednak przywołanie ich jest konieczne dla zrozumienia

stosunku Witkacego do literatury, który wynikał ze stworzonego przez niego systemu ontologicznego

i estetycznego. Na początek trzeba zaznaczyć, że Witkiewicz nie lekceważył genologicznych

klasyfikacji literatury. Pisał wręcz o konieczności jej nowego podziału. Wyróżnił prozę opisową oraz

poezję i dramat, które działały bezpośrednio swoją formą144. Uznawał również istnienie

przejściowych zjawisk, takich jak proza poetycka i „utwory tego rodzaju, jak Iliada, Boska komedia,

Beniowski, Pan Tadeusz” (można się domyślać, że chodzi o epos)145. Wyjaśniał nawet, co jest

przyczyną „przejściowości” tego typu tekstów („tam brak określonego powtarzającego się rytmu i

rymów nie był powodem do odmówienia pewnym utworom miana Sztuki Czystej, tu istnienie w

danych utworach i rytmu, i rymów nie jest jeszcze wystarczającym, aby właśnie do sfery Sztuki

Czystej dane utwory zaklasyfikować”)146. Gatunek określał sposób wykorzystania chwytów

artystycznych, a co za tym idzie - oddziaływania na odbiorcę. Właśnie ten drugi czynnik stał się

podstawą Witkacowskiej klasyfikacji literatury i wyłączenia beletrystki ze sfery Czystej Sztuki.

Witkiewicz stworzył bowiem własną teorię powieści. Przede wszystkim zwolnił ją od wymogów

formalnych147 i nie zaliczył do dziedziny ginącej sztuki, dzięki czemu mogła się ona rozwijać („Ale

literatura nie czysto artystyczna, czyli proza powieściowa, ma jeszcze przed sobą pewną przestrzeń

dla rozwoju”)148. Dlaczego jednak istota prozy fabularnej nie pozwala na zrealizowanie ideału Czystej

Formy? Jedną z przeszkód stanowi jej długość149, która uniemożliwia bezpośrednie oddziałanie na

czytelnika150. Powieść jest przeznaczona do cichego czytania, a efektem lektury mają być realne

wyobrażenia, nie zaś artystyczne wzruszenie151. Witkacy doceniał rolę odbiorcy, którego reakcje były

jednym z czynników określających gatunek, dlatego w swoich pismach poruszał zagadnienie

komunikacji literackiej152. W beletrystyce forma służy treści (N, 7), a główną rolę odgrywają

artystycznie spotęgowane „wrażenia realistyczne”153. Domenę powieści stanowi zatem opis

rzeczywistości- realnej lub fantastycznej (N, 7). Niezależność od konstrukcji zezwala na dużą swobodę

ukształtowania literackiego („powieść może być wszystkim w uniezależnieniu od praw kompozycji”;

N, 7), ale nie zwalnia utworu od stosowania pewnych podstawowych zasad. Witkiewicz podkreślał

znaczenie fabuły i postaci („Oczywiście jednak musi się coś w niej dziać: idee i ich walki muszą być

144 Tamże, Dlaczego powieść…, s. 167. 145 Tamże, s. 177. 146 J.w. 147 Tamże, O Czystej Formie, s. 36. 148 Tenże, O znaczeniu intelektualizmu w literaturze, [w:] Bez kompromisu…, s. 275. 149 Tenże, »Wniebowstąpienie« J.M. Rytarda, [w:] tamże, s. 141. 150 Tenże, Dlaczego powieść…, s. 169-170. 151 Tamże, s. 173. 152 Zob. S. Gawliński, Teoria powieści Witkacego, „Miesięcznik Literacki” 1977, nr 7. 153S. I. Witkiewicz, Dlaczego powieść…, s. 172.

399

pokazane na ludziach żywych, a nie porozwieszane na manekinach”; N, 7), a także troski o

prawdopodobieństwo („Chodzi tylko o to, aby czytający był zmuszony wierzyć, że tak właśnie, a nie

inaczej było lub być mogło”; N, 7). Powieść powinna również wyrażać filozoficzny stosunek do świata,

aby w ten sposób umożliwić czytelnikowi przezwyciężenie „poglądu życiowego”154. Światopogląd

charakteryzujący wartościową prozę określał Witkacy jako „skrajny realizm przepojony

metafizyką”155.

Witkiewicz, powracając do problemu komunikacji literackiej, analizował też cechy dobrego

powieściopisarza. W beletrystyce ogromną rolę miały odgrywać przekonania filozoficzne autora,

który musi łączyć w sobie talent i intelekt156 i rozpoczynać pisanie tylko, gdy chce przekazać

odbiorcom coś konkretnego157, ponieważ jego światopogląd jest podstawą tekstu. Powieść powinna

„ostro stawiać problemy”158, a zatem jej najważniejszy element to treść, przeciwstawiona czystej

stylistyce159. Takie rozumienie gatunku zbliża go nieco do publicystyki lub traktatu, a przede

wszystkim podkreśla znaczenie języka dyskursywnego w prozie fabularnej.

W ten sposób Witkacy charakteryzował beletrystykę i jej funkcje. Głoszona przez niego autonomia

sztuki nie miała oderwać twórczości od życia, lecz służyć społeczeństwu przez budzenie w

jednostkach uczucia metafizycznego pozwalającego przeciwstawić się mechanizacji160. Ale to nie

wszystko - Witkiewicz przedstawił również własną klasyfikację powieści, zawierającą opis idealnej

realizacji gatunku. Kryterium podziału stanowił sposób, w jaki autor „odnosi się do Tajemnicy

Istnienia”161. Rodzaj wyróżniający się obiektywizmem był oparty na zdrowym rozsądku162. W

kolejnym typie Dziwność mogła zostać wyrażona przez „niezwykłe wypadki” lub „przy pomocy

artystycznej formy”, bez przedstawiania explicite filozofii twórcy163. Trzeci, najważniejszy typ

odznacza się bezpośrednim wyłożeniem poglądów autora, nie tylko przy pomocy artystycznej formy,

ale także we własnym ujęciu pisarza164. Ów ideał zrealizował jedynie Tadeusz Miciński w „powieści

metafizycznej” pt. Nietota165.

154 Witkacy definiował „pogląd życiowy” jako pospolite ujmowanie życia i przeciwstawiał mu „pogląd ponadżyciowy”, który wynosi jednostkę ponad codzienność (S.I. Witkiewicz, Znowu to samo aż do znudzenia, czyli o roli światopoglądu w literaturze, [w:] Bez kompromisu…, s. 319). 155 Tenże, O znaczeniu intelektualizmu…, s. 281. 156 Tamże, s. 276. 157 Tamże, Powieść (odpowiedź recenzentom Pożegnania jesieni), [w:] Bez kompromisu…, s. 374-375. 158 J.w. 159 J.w. 160 Zob. M.P. Markowski, dz.cyt., s. 349. 161 S.I. Witkiewicz, Wniebowstąpienie…, s. 142. 162 Tamże, s. 142-143. 163 Tamże, s. 143. 164 Tamże, s. 144. 165 Tamże, s. 143.

400

Beletrystyka, podobnie jak Czysta Sztuka, jest zatem uwikłana w metafizykę, gdyż jej zadanie także

polega na przeciwstawianiu się poglądowi życiowemu. Środki stanowiące w sztuce wartość samą

w sobie, w prozie służą podszytej filozoficznym światopoglądem treści. Za nadrzędny punkt

odniesienia przyjął Witkacy ontologię, na której ugruntowane były estetyka i koncepcja literatury.

Poglądy Witkiewicza dotyczące prozy fabularnej znalazły odzwierciedlenie w jego pisarstwie.

Autor uważał wprawdzie, że nie udało mu się stworzyć powieści metafizycznej, ale starał się

wypełniać postawione przed beletrystyką zadania.

Na ogół krytycy i odbiorcy współcześni Witkacemu odnosili się niechętnie do jego prozy.

Traktowali ją jednak jako realizację gatunku, co potwierdza tezę Michała Głowińskiego, mówiącą, że

w XX wieku każdy większy utwór narracyjny musi być czytany na „powieściową modłę”166. Jedną z

największych przeszkód w lekturze beletrystyki Witkiewicza było złamanie zasady zrozumiałości,

która obowiązywała na wszystkich etapach historycznego rozwoju gatunku. Tego typu utwór miał być

czytelny dla odbiorcy167, a ogromna część krytyki i publiczności nie umiała uchwycić sensu prozy

Witkacego. W wielu bowiem aspektach autor przeciwstawił się tradycji literackiej, kwestionując

przede wszystkim konwencje powieści realistycznej i modernistycznej168. Nie znaczy to jednak,

że jego utwory prozatorskie były pozbawione jakichkolwiek reguł. Postaram się je zrekonstruować.

Należy zacząć od scharakteryzowania narracji. Przez współczesnych była ona uważana za

anachroniczną, ponieważ Witkiewicz, wzorem Stendhala wprowadził narratora wszechwiedzącego,

oceniającego i interpretującego działania bohaterów i wydarzenia169. W XIX w. narodził się zwyczaj

nasycania narracji wywodami pojęciowymi170. Wówczas ukształtowało się zjawisko określone przez

Stanisława Eilego mianem „pozornej perspektywy postaci w powieści auktorialnej”171. Polegało ono

na wprowadzaniu obcych elementów do świadomości bohaterów i zacieraniu odrębności

stylistycznej między nimi a narratorem, tak, że w słowach i działaniach postaci można było dopatrzyć

się komentarza autorskiego172. Metodę tę Witkiewicz często stosował w swoich utworach („One

[organy rozrodcze] nie należały już do »świata« - był to byt innego »typu« w znaczeniu Russella, przy

zastosowaniu tego pojęcia do rzeczywistości”; PJ, 48), wykorzystując przy tym erudycyjne

166 Zob. M. Głowiński, Witkacy jako pantagruelista, [w:] tenże, Gry powieściowe. Szkice z teorii i historii form narracyjnych, Warszawa 1973, s. 269. 167 Zob. W. Bolecki, Poetycki model prozy w dwudziestoleciu międzywojennym: Witkacy, Gombrowicz, Schulz i inni: studium z poetyki historycznej, Kraków 1996, s. 32. 168 Zob. P. Czapliński, Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza wobec Teorii Czystej Formy, „Pamiętnik Literacki” 1988, z. 2, s. 77. 169 Zob. D. C. Gerould, Stanisław Ignacy Witkiewicz jako pisarz, Warszawa 1981, s. 357. 170 Zob. S. Eile, Światopogląd powieści, Wrocław 1973, s. 300. 171 Tamże, s, 100. 172 Tamże, s. 125.

401

słownictwo. Autor sięgał również do mowy pozornie zależnej („Co za wstyd! Więc czyż był naprawdę

takim typem pospolitego człowieczka, jakim właśnie pogardzał, takim szarym świństewkiem […]

Gdyby choć był artystą!”; PJ, 110-111), co sprawiło, że wielu współczesnych krytyków nazwało jego

powieści psychologicznymi. W rzeczywistości jednak analiza psychologiczna postaci służyła wyrażeniu

naczelnej myśli autora.

Jeśli chodzi o świat przedstawiony, to Witkiewicz uznawał, że konstrukcja czasowa i przestrzenna

nie przesądza o wartości tekstu, a zatem pełni drugorzędną rolę. Akcja wszystkich jego utworów, z

wyjątkiem debiutu, rozgrywa się w przyszłości. Powieściowe trwanie nie jest zbyt długie, choć

ukazuje rozwój głównej postaci. Miejsce wydarzeń stanowią zwykle na przemian- mieszkania w

miastach i pałace lub dwory w górskich okolicach.

Witkacy miał swoich ulubionych, dobrze znanych literaturze, bohaterów, których Daniel Gerould

scharakteryzował jako „zawiedzionego artystę [Bungo, Atanazy, Genezyp], jego niewinną prawdziwą

miłość [Zosia, Eliza], demoniczną kobietę [Akne, Hela, księżna Irina] i przerażającego despotę

rewolucyjnego [Sajetan Tempe, Kocmołuchowicz- przyp. kl]”173. Postacie te różniły się od siebie,

ponieważ reprezentowały odmienne poglądy174. Krytycy współcześni Witkacemu doceniali

umiejętność dokonania głębokiej analizy psychologicznej, mogącej wynikać z uznawania człowieka za

zagadkę175, a jeden z recenzentów mianował Nienasycenie „krokiem naprzód” w rozwoju powieści

psychologicznej176. Jednocześnie potępiano instrumentalne traktowanie bohaterów. W dyskusjach

dominujących w powieściach wygłaszali oni poglądy reprezentujące określone stanowiska, zwykle

dosyć jasno oceniane przez narratora. Co więcej, w niektórych z nich dopatrywano się porte parole

autora (np. w Sturfanie Abnolu, Marcelim Kiziorze). Sam Witkiewicz twierdził, że w utworze

metafizycznym postacie, mimo prowadzenia pozornie zwyczajnych rozmów, mają stanowić symbole

wiecznych praw bytu177.

Pierwszoplanowy bohater prozy Witkacego to zwykle młody człowiek rozpoczynający nowy etap

życia (symbolizowany przez dwa rodzaje inicjacji seksualnej: z demoniczną kobietą i z mężczyzną;

Bungo-Akne-Edgar, Atanazy-Hela-Łohoyski, Genezyp-Irina-Tengier), dlatego można doszukiwać się

związków między tymi tekstami a Bildungsroman. Podstawowa różnica polega jednak na tym, iż w

173 D. C. Gerolud, dz.cyt., s. 360. 174 J.w. 175 Tamże, s. 406. 176 K. Troczyński, Fastrygi powieści, „Dziennik Poznański” 1930, nr 246, s. 2, [w:] J. Degler, Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1918-1939), Warszawa 2009. s. 216. 177 S. I. Witkiewicz, O znaczeniu intelektualizmu…, s. 60.

402

typowej powieści edukacyjnej protagonista w finale zyskiwał wiedzę o sobie lub świecie, a postacie

Witkiewicza nie pokonywały nigdy poczucia bezsensu i chaosu178.

Typowość osób wskazuje na jedną z charakterystycznych cech analizowanych powieści, jaką było

sięganie do różnego rodzaju schematów, między innymi do wyobrażeń zakorzenionych w kulturze

popularnej lub potocznej świadomości. Jako przykłady można podać motyw „żółtego

niebezpieczeństwa”179 obecny w Nienasyceniu czy stereotypowy obraz Żyda występujący w bardzo

wielu utworach Witkacego, nie tylko prozatorskich. Istotniejsze wydają się jednak wykorzystywane

przez autora schematy literackie. Zdaniem Przemysława Czaplińskiego Witkiewicz stosował „klisze

kompozycyjne i skonwencjonalizowane cząstki fabularne”180, co nadawało jego powieściom charakter

kolekcji181. Celem takiego postępowania mogło być z jednej strony podważenie utartych formuł

fałszujących rzeczywistość, a z drugiej- stworzenie nowej, odpowiadającej kondycji współczesnego

człowieka, formy. Czapliński jako przykład schematyzmu kompozycyjnego i fabularnego podaje

debiutancką powieść Witkacego pt. 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna Kobieta, realizującą model

Künstlerroman i wykorzystującą wiele składników typowych dla prozy młodopolskiej (m.in. ideał

erotyczny, problem Sztuka-Życie, Artysta-Sztuka)182. Natomiast Gerould dostrzegł w Pożegnaniu

jesieni takie literackie schematy, jak „sprawa honoru” (wątek częsty w powieści XIX-wiecznej)183 i

„podróż na wschód” (motyw znany z powieści okresu międzywojennego)184.

W kontekście klisz rozpatrywał Czapliński również charakterystyczny dla Witkacego sposób

zapisu185. Jego utwory, w tym powieści, pełne są cudzysłowów, nawiasów, myślników i przypisów,

które można uznać zarówno za próbę unaukowienia dyskursu, jak i dążenie do obnażenia

konwencjonalności języka. Skoncentruję się na drugim zagadnieniu, starając się scharakteryzować

styl powieści Witkiewicza. Michał Paweł Markowski, interpretujący jego twórczość z perspektywy

ponowoczesności, podkreślał rolę, jaką indywidualny język odgrywał w prozie innowacyjnej186. Miał

on stanowić alternatywę dla ogólnie przyjętych sposobów wyrażania się. Witkacy, głosząc

„nienasycenie formą”, poszukiwał wciąż nowych kształtów literackich i nie zwolnił od tych zadań

także powieści, której nie zaliczył przecież do Sztuki Czystej. Markowski odnalazł w prozie Witkacego

178 Zob. M.P. Markowski, dz.cyt., s. 294-295. 179 Zob. M. Podraza-Kwiatkowska, Literatura Młodej Polski, Warszawa 1992, s. 255. 180 P. Czapliński, dz.cyt., s. 103. 181 Zob. M.P. Markowski, dz.cyt., s. 379. 182 P. Czapliński, dz.cyt., s. 81. 183 D. C. Gerolud, dz.cyt., s. 365. 184 Tamże, s. 378. 185 P. Czapliński, dz.cyt., s. 97. 186 M. P. Markowski, dz.cyt., s. 46.

403

wprowadzoną przez formalistów kategorię chwytu187, której celem było wybijanie czytelnika z

lekturowej rutyny188.

Natomiast Michał Głowiński dokładnie opisał podobieństwa między stylami Witkiewicza

i Rabelais’go189. Uzasadniając określenie autora mianem „pantagruelisty”, badacz podał takie cechy

prozy Witkacego, jak: mnożenie epitetów („moręgowata, czarno-złota, diabelska tęsknota”; N, 202),

estetyka bogactwa i niezwykłości („I do tego wszystkiego ten przeklęty, nudny jak chroniczne

tuberkuliczne zapalenie otrzewnej, ciągły przewrót społeczny”; PJ, 206), emocjonalizmy („O, któż, kto

tego nie zna, oceni okropność bezpłodnego uciekania »płciowego czasu«, gdy nic już nie ma poza

tym?!”; N, 133), wymienianie nazw ciała i czynności fizjologicznych („łzy zmięszane z wydzielinami

innych gruczołów”, PJ, 134), neologizmy („psychowomito”; N, 263; „kurdypiełki”; JW, 145) oraz

wykorzystywanie stereotypów osadzonych w języku („przytuleni do siebie »jak para gołąbków«”; N,

137)190. Ów stylistyczny nadmiar świadczył o kryzysie języka, a może nawet próbował go przełamać.

Poza tym stanowił odpowiednie narzędzie opisu ginącego świata i jako artystyczna perwersja wyrażał

sytuację współczesnego człowieka („To właśnie, co stanowi najwyższy szczyt sztuki naszej epoki, w

czym pośrednio wyraża się bez obłudy stan współczesnego człowieka, musi być z konieczności zawiłe

względnie sztucznie uproszczone, artystycznie perwersyjne i niespokojne”191). Widzimy zatem po raz

kolejny, iż, choć Witkiewicz był przeciwny barwnej stylistyce przytłaczającej treść powieści, kładł

nacisk na literacki kształt swej prozy, próbując zbliżyć ją do dzieła Czystej Formy192.

Z kolei do naukowego dyskursu upodabnia beletrystykę Witkiewicza dominacja opisu (powieść to

„przede wszystkim opis trwania pewnego wycinka rzeczywistości”; N, 7), charakterystycznego dla

tekstów filozoficznych193. Markowski podkreślił jednak, iż język takiej prozy nie jest neutralny,

ponieważ służy wyrażaniu światopoglądu autora194. Badacz nazwał postawę Witkiewicza

„nadrealizmem filozoficznym”, który polegał na rozbiórce tradycyjnej formy powieści195 i ukazywaniu

prawdziwej, skrytej pod powierzchnią pozorów rzeczywistości196. Beletrystyka Witkacego miała

zatem naśladować formę życia, a skoro jego cechę stanowi Wielość, to proza ta musiała cechować się

wspomnianym wyżej nadmiarem stylistycznym197. Możemy doszukać się związków między prozą

187 Tamże, s. 387. 188 Tamże, s. 391. 189 M. Głowiński, Witkacy jako…, s 252. 190 Tamże, s. 254-259. 191 S.I. Witkiewicz, O Czystej Formie, s. 35. 192 P. Czapliński, dz.cyt., s. 87. 193 Zob. M.P. Markowski, dz.cyt., s. 308. 194 J.w. 195 Tamże, s. 309-310. 196 Tamże, s. 369. 197 Tamże, s. 374.

404

Witkacego a powieścią filozoficzną. Zdaniem Markowskiego, analizowane dzieła odnoszą się do

trzech typów tej odmiany gatunkowej, czyli do powieści dyskursywnej (wypowiedź literacka

traktowana jest jako wypowiedź filozoficzna), ilustracyjnej (w strukturze fabularnej występuje temat

będący odpowiednikiem filozoficznej idei) oraz krytycznej (powieść krytyką pewnego sposobu

myślenia)198.

Zyskujemy zatem kolejny dowód na to, że utwór beletrystyczny musiał być osadzony

w światopoglądzie autora. O ile w prozie Witkacego trudno doszukać się spójnej kompozycji, to na

pewno można podjąć trud znalezienia w niej totalité myślowego, co nadaje powieściom Witkacego

pożądany przez czytelników sens globalny199.

Jak wspomniałam, w gatunku tym trzeba było „ostro stawiać problemy”200. Witkiewicz

z upodobaniem realizował to zamierzenie, dlatego można wymienić kilka stałych tematów

poruszanych przez narratora i bohaterów w dyskusjach, m.in. Dziwność Istnienia, metafizyka płci,

kryzys cywilizacji zachodniej, niski poziom kultury literackiej, mechanizacja, szaleństwo czy sztuka.

Wiemy, że elementy naukowo-filozoficznego dyskursu występowały w dziewiętnastowiecznej

powieści, więc ich obecność w prozie Witkiewicza nie musiałaby zostać uznana za anachronizm. Tak

się jednak stało, i to nie tylko ze względu na obecność wszechwiedzącego i oceniającego narratora,

ale także z powodu specyficznego dydaktyzmu utworów Witkacego. Autor przystępował do pisania

powieści z określoną tezą, odzwierciedloną w fabule, a przede wszystkim w losach głównego

bohatera. Witkiewicz był przekonany o kresie cywilizacji zachodniej, dlatego Atanazy Bazakbal nie

mógł zrealizować swojego planu odnowy społeczeństwa, a tym bardziej, jako niedoszły artysta, nie

odnalazł swojego miejsca w zmechanizowanej zbiorowości. Utwór kończy się zatem groteskową

śmiercią Tazia. Z kolei historia Genezypa Kapena stanowi dowód na rozpad człowieczeństwa, do

którego doprowadzi postępujące „zbydlęcenia programowe”. Bohaterowie byli powołani do

literackiego życia, aby odegrać pewne role i reprezentować określone poglądy, pokazywać „idee i ich

walki” (N, 7). Mieli więc nadać egzystencję poglądom autora201.

Jeden z tematów dygresji narratora i rozmów postaci stanowiła sytuacja ówczesnej literatury.

Można mówić o krytyczności powieści Witkiewicza, który przez sam sposób odniesienia do tradycji

literackiej podjął dyskusję z ogólnie przyjętymi poglądami na temat powieści. Taką funkcję pełniły

198 Tamże, s. 382-383. 199 Zob. M. Głowiński, Powieść w pierwszej osobie, [w:] R. Nycz (red.), Prace wybrane Michała Głowińskiego, t.2, Narracje literackie i nieliterackie, Kraków 1997, s. 67. 200 S. I. Witkiewicz, Powieść…, s. 373. 201 M. P. Markowski, dz.cyt., s. 290.

405

wspomniane klisze kompozycyjne i literackie, ujawniające akt tworzenia202 oraz podważające zasady

uznane za obowiązujące w powieści. Poza tym pisarz często pozwalał sobie na autorefleksję. Chciał

określić swoje miejsce na literackiej mapie, czemu mogły służyć dedykacje (np. poświęcenie

Nienasycenia Tadeuszowi Micińskiemu, uznanemu przez Witkacego za jednego z nielicznych

realizatorów założeń powieści metafizycznej) i motta (cytat z tomu Micińskiego W mroku gwiazd

poprzedzający Nienasycenie).

W bardziej bezpośredni sposób poglądy Witkiewicza wyrażały przedmowy (622 Upadki Bunga…,

Pożegnanie jesieni, Nienasycenie), a przede wszystkim wypowiedzi postaci (np. Sturfana Abnola w

Nienasyceniu) i narratora. Jako przykłady warto przeanalizować kilka fragmentów Jedynego wyjścia

W utworze tym bardzo często ujawnia się autor, próbujący nawiązać kontakt z czytelnikiem („A więc

będą wypadki. Chcecie? Będziecie mieli’; 132) lub bohaterem („A więc tak zwane »do dzieła!« czyli

„»nuże!« [wspaniałe wykrzykniki!], Izydorku”, 48). Cytat ten pokazuje również sygnalizowaną przez

Czaplińskiego krytyczną funkcję grafemów. Witkacy odwołuje się bezpośrednio (i parodystycznie) do

wymagań stawianych powieści („Czyż wreszcie zacznie się naprawdę powieść, czy też ciągle będą

takie dygresje i nic więcej?”; 145) i odkrywa akt tworzenia, dowodząc, że on sam ma decydujący

wpływ na losy postaci („Tak- nie powie jej nic- zobaczymy, co będzie”; 132). Poza tym stosuje

autocytaty („»Teruś, fuj!« - jak mówiła księżna Ticonderoga do swego foksa”; 10), przedstawia siebie

jako rzeczywistego pisarza („Przeczytajcie moją książkę o narkotykach, kurdypiełki, a będziecie

wiedzieć, czym jest nikotyna”; 145) lub przywdziewa maskę („którego […] urok zawrzeć chciał i zawarł

w walcu swym w tonacjach F-dur i As-dur niezapomniany ten gówniarz z Zakopanego, Witkacy”; 144).

Ujawnianie się twórcy tekstu prowadzi do realizacji modelu autora kreowanego, który nadaje

tekstowi rangę prawdy. Nie dotyczy ona upodrzędnionej fabuły, lecz znaczeń nad nią

nadbudowanych, czyli wyrażanych w powieści poglądów piszącego203.

Spróbujmy odnieść powyższą charakterystykę do poszczególnych utworów beletrystycznych

Witkacego. Pierwsza powieść, 622 upadki Bunga…, wykazuje najwięcej związków z modernizmem,

który został tam jednak parodystycznie potraktowany. Nie zmienia to faktu, że prozatorski debiut

Witkiewicza realizuje założenia charakterystycznej dla tej epoki Künstlerroman. Kolejne utwory,

Pożegnanie jesieni i Nienasycenie, zyskały największe uznanie współczesnych krytyków. Ze względu

na katastrofizm, nazywane bywają często antyutopiami. Choć przeważa w nich dyskurs,

zdeformowana akcja odgrywa dość dużą rolę. Inaczej jest w ostatniej, nieukończonej powieści

Witkiewicza pt. Jedyne wyjście, w której szczątkowa fabuła została całkowicie zdominowana przez

202 Zob. W. Bolecki, dz.cyt., s. 78-79. 203 Zob. P. Czapliński, dz. cyt., s. 83.

406

filozoficzne dysputy. Proza ta sytuuje się na granicy powieści i traktatu filozoficznego, a może nawet

dialogu Platońskiego.

W przytaczanych opiniach na temat prozy fabularnej Witkiewicza uderza pewna rozbieżność. Z

jednej strony podkreślano anachroniczność tej twórczości, a z drugiej - jej nowatorstwo.

Zwolennikami pierwszej tezy byli przede wszystkim krytycy współcześni autorowi, choć oni także

dostrzegli w utworach Witkacego odkrywcze elementy (np. rozwój powieści psychologicznej). Dzisiaj

Witkiewicz-beletrysta uznawany jest za odkrywcę oryginalnych rozwiązań i prekursora

ponowoczesnej prozy innowacyjnej204. Trzeba przy tym pamiętać, że Witkiewicz nie był osamotniony

w próbach przełamywania konwencji beletrystycznych. Na początku XX wieku powstały dzieła, które

zacierały granice między rodzajami literackimi i były nasycone publicystyką, eseistyką czy dyskursem

filozoficznym (m.in. W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta, Ulisses Jamesa Joyce’a,

Czarodziejska Góra Tomasza Manna, Jan Krzysztof Romain Rollanda)205. W Polsce z formą powieści

eksperymentowali przede wszystkim: Tadeusz Miciński, Stanisław Brzozowski i Karol Irzykowski206.

Praktyka pisarska miała poparcie w poglądach części ówczesnych badaczy, uważających synkretyzm

za cechę właściwą prozie fabularnej (Albert Thibaudet, Käte Friedemann)207.

Powyższa analiza pozwala na stworzenie ogólnego modelu formy i treści beletrystyki Witkiewicza,

który jednak nie wystarcza, by podjąć próbę określenia istoty tej dziedziny twórczości Witkacego.

Trzeba bowiem także rozważyć, do jakich kategorii estetycznych odwołuje się autor. Wielu badaczy

wspomina o grotesce, uznając ją za uniwersalny sposób widzenia świata tej prozy208 i jest to z

pewnością słuszne ujęcie. Warto jednak zastanowić się nad wartością należącą, zgodnie z zasadami

„analizy przypadku”, do indywidualnego zbioru Witkacowskich kategorii estetycznych. Jest nią

Dziwność, która tworzy „niepowtarzalny kod”, właściwy beletrystyce Witkiewicza.

Pojęcie to wywodzi się z jego systemu ontologicznego i estetycznego. Autor uważał, że naszym

podstawowym doświadczeniem metafizycznym jest zdziwienie wywołane przeciwstawieniem

jedności (ja) wielości (świat). W mechanizującym się społeczeństwie zanikają te pierwotne uczucia,

dlatego rola artystów polega na wywoływaniu ich w odbiorcach. Takie samo zadanie Witkacy stawiał

pisarzom, mającym „wydobyć [Dziwność] i sugestywnie przedstawiając, narzucić czytającym”209.

Powieść ukazująca „ekran nieskończoności”210 jest narzędziem do walki z poglądem życiowym,

204 Zob. M. P. Markowski, dz.cyt. 205 Zob. J. Speina, Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza. Geneza i struktura, Toruń 1965, s. 81. 206 Tamże, s. 82. 207 Tamże, s. 81. 208 Tamże, s. 96. 209 S. I. Witkiewicz, O znaczeniu intelektualizmu…, s. 282. 210 Tamże, s. 279.

407

przeciwstawionym uczuciu metafizycznemu. Podobnie powinny działać dzieła Sztuki Czystej.

Dziwność pełni zatem funkcję katartyczną, czyli uwalnia odbiorcę od jego codziennego

światopoglądu211.

Do strategii zadziwiania odwołuje się również inny aspekt filozofii, czyli dandyzm, którego istotę

stanowią zmienność i zaskakiwanie212, elementy występujące w prozie Witkacego. Z postawą

dandyzmu wiązało się też podważenie opozycji powagi i kpiny213. Autor dodawał w jednym z esejów,

że „dandys zakopiański dąży przede wszystkim, aby zadziwić siebie”214. Być może w ten sposób

określał rolę, jaką pisanie miało dla niego samego.

W sferze treści Dziwność przejawiała się przede wszystkim jako krytyka ustalonych schematów

światopoglądowych. Wrażenie niezwykłości i chaosu wywoływali również bohaterowie utworów,

którzy sami dla siebie stanowili zagadkę i wciąż poszukiwali własnej tożsamości215. Powieść musiała

być niesamowita, ponieważ jej cel stanowiło odsłonienie prawdziwego oblicza rzeczywistości216.

Analiza wpływu pojęcia Dziwności na formę prozy Witkiewicza, będąca podsumowaniem

dotychczasowych wniosków, dowodzi przydatności tej kategorii do badania beletrystyki Witkiewicza.

Jego podstawową strategią było odrzucenie realizmu217. Autor, przeskakując od zwyczajności do

nadzwyczajności, dążył do wprawienia czytelnika w zdumienie218. Powieść opisywała istotę życia,

a zatem musiała naśladować jego formę, co Markowski nazwał mimetyzmem substancji219. Skoro

zatem współczesny świat jest chaotyczny i rozbity, to również proza musiała taka być. Ponadto pisarz

mógł sobie pozwolić na artystyczną perwersję, przez co Witkacy rozumiał „składanie całości z

elementów samych w sobie nieprzyjemnych i przewagę ich w samym dziele”220. W utworze były

zatem dozwolone „dziwaczne, nieprzyjemnie i niepokojące, a nawet wstrętne jako takie kombinacje

słów i działań”221.

Przede wszystkim jednak, skoro powieść ukazuje złożoność życia, przeciwstawiającego jednostce

wielość, konieczny jest w niej nadmiar. Zdaniem Witkacego w prozie należało „użyć tych sposobów

jednoczesnego, wielostronnego przedstawienia, którym w stosunku do przedmiotów operowali

211 Zob. M. P. Markowski, dz.cyt., s. 327. 212 Tamże, s. 351. 213 Zob. G. Grochowski, dz.cyt., s. 167-168. 214 S. I. Witkiewicz, O dandyzmie zakopiańskim, [w:] Bez kompromisu…, s. 504. 215 Zob. M. P. Markowski, dz.cyt., s. 54. 216 Tamże, s. 60. 217 Tamże, s. 369. 218 Tamże, s. 368. 219 Tamże, s. 369. 220 S. I. Witkiewicz, O Czystej Formie, s. 34. 221 J.w.

408

kubiści i futuryści”222. W warstwie stylistycznej skutkowało to scharakteryzowaną przez Głowińskiego

estetyką bogactwa i niezwykłości. Prowadziło także do stosowania chwytu udziwnienia223, który miał

wyzwalać odbiorcę z czytelniczych schematów, czyli zastępować pogląd życiowy ponadżyciowym i

pobudzać do odczuwania Tajemnicy Istnienia224.

Walka ze stereotypami wymagała nie tylko indywidualnego języka, ale także rozbicia tradycyjnej

formy powieści, co Witkacy wykorzystywał m.in. przez stosowanie wspomnianych klisz

kompozycyjnych i fabularnych. Podobnie jak parodystycznie wykorzystana stylistyczna maniera

młodopolska, schematy te były „językiem ukradzionym”, pozornie obcym estetyce Witkiewicza, a

mającym wstrząsnąć czytelnikiem przez naruszenie jego lekturowych przyzwyczajeń225.

Poza tym Witkacy, chcąc spotęgować wrażenie panmaskarady, sięgał po „wszystkie dostępne

sztuczne dziwności”, czyli „wymyślne sytuacje i postępki ludzi”, a także „imiona ludzi i nazwy

potraw”226. Bohaterowie powieści pozwalają sobie na zaskakujące zachowania. Jako przykłady można

podać próbę samobójczą Heli w dniu ślubu czy morderstwo Marcelego popełnione na Izydorze, nie

wspominając o ekstrawaganckich orgiach erotycznych, których opisy znajdziemy w całej twórczości

Witkiewicza. To samo dotyczy niezwykłych imion i nazwisk, zastosowanych w każdej powieści autora

(np. Bungo, Dolfio Montecalfi, Buliston Chwazdrygiel, Azalin Belial-Prepudrech, Putrycydes Tengier,

Sturfan Abnol, Izydor Smogorzewicz-Wędziejewski, Suffretka Nunberg). Także miejsca akcji (pałace,

salony, teatry) potęgują wrażenie dziwności (np. wszechobecna purpura w domostwie Bertzów),

a z nazw potraw najbardziej zapadają w pamięć dania z kuchni Bertzów („kanapka z pieczonej

gorgondylii i surowego fryku na mankanilowym pumperniklu”; PJ, 174).

Zdaniem Markowskiego, kategoria Dziwności to jeden z elementów łączących prozę Witkiewicza z

ponowoczesną wizją świata227. W strukturze powieści związki z literaturą krytycznej nowoczesności

zaznaczają się przede wszystkim jako sztuczność, zakwestionowanie zasady mimesis (kryzys

przedstawienia) i możliwości ekspresji228 oraz poszukiwanie indywidualnego języka, który miał

przeciwstawić się dominującemu dyskursowi229. Poza tym bohaterowie Witkacego byli bliscy

ponowoczesnej koncepcji podmiotu, zakładającej, że jednostka jest sama dla siebie zagadką230.

222 Tenże, Powieść…, s. 374. 223 Zob. M. P. Markowski, dz.cyt., 387. 224 Tamże, s. 391. 225 J.w. 226 D. Vogel, Pozycja St. Ignacego Witkiewicza we współczesnej kulturze polskiej, [w:] J. Degler, dz.cyt., s. 253. 227 M. P. Markowski, dz.cyt., s. 368. 228 Tamże, s. 42. 229 Tamże, s. 46. 230 Tamże, s. 58.

409

Pojęcie Dziwności wydaje się być ważnym narzędziem umożliwiającym badanie prozy fabularnej

Witkiewicza. Wyjaśnia ono sens zastosowanych przez autora zabiegów formalnych i ułatwia

interpretację treści utworów, a poza tym odnosi je nie tylko do jego własnych poglądów, ale także do

późniejszej literatury. „Analiza przypadku” pozwoliła zatem spojrzeć na te powieści z dalszej

perspektywy, ale jej podstawowym celem było ujęcie istoty beletrystyki Witkacego. Można ją badać

tylko jako jeden z elementów rozległej twórczości autora, a zatem w związku z jego innymi dziełami.

Być może powieści Witkiewicza, stojące na granicy sztuki i filozofii, stanowią najpełniejszy wyraz

światopoglądu „wariata z Zakopanego”.

Bibliografia podmiotu:

Witkiewicz S. I., 622 Upadki Bunga, czyli Demoniczna Kobieta, Kraków 2005.

Witkiewicz S. I., Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, oprac. J. Degler, Warszawa 1976.

Witkiewicz S. I., Jedyne wyjście, Warszawa 1968 .

Witkiewicz S. I., Nienasycenie, Kraków 2004.

Witkiewicz S. I., Pożegnanie jesieni, Warszawa 1992.

Bibliografia przedmiotu:

Balbus S., Zagłada gatunków, [w:] „Teksty Drugie” 1999, z. 4.

Bolecki W., Poetycki model prozy w dwudziestoleciu międzywojennym: Witkacy, Gombrowicz, Schulz i inni: studium z poetyki historycznej, Kraków 1996.

Czapliński P., Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza wobec Teorii Czystej Formy, „Pamiętnik Literacki” 1988, z. 2.

Degler J., Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1918-1939), Warszawa 2009. Eile S., Światopogląd powieści, Wrocław 1973.

Gawliński S., Teoria powieści Witkacego, „Miesięcznik Literacki” 1977, nr 7. Gerould D.C., Stanisław Ignacy Witkiewicz jako pisarz, Warszawa 1981.

Głowiński M., Prace wybrane Michała Głowińskiego, red. R. Nycz, t.2, Narracje literackie i nieliterackie, Kraków 1997.

Tenże, Gry powieściowe. Szkice z teorii i historii form narracyjnych, Warszawa 1973.

Grochowski G., Tekstowe hybrydy. Literackość i jej pogranicza, Wrocław 2000.

410

Markowski M. P., Polska literatura nowoczesna: Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007.

Nycz R., Sylwy współczesne, Kraków 1996.

Podraza-Kwiatkowska M., Literatura Młodej Polski, Warszawa 1992.

Speina J., Powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza. Geneza i struktura, Toruń 1965.

411

Piotr Mirski

[email protected]

Miasto, Masa, Maszyna: Shinya Tsukamoto i jego obsesje

Niektóre sny naprawdę się spełniają. Prawie sto lat temu Tadeusz Peiper, guru Krakowskiej

Awangardy, do której należeli m.in. Julian Przyboś, Adam Ważyk i Jan Parandowski, ogłosił manifest

proklamujący nową poezję. Jej twórcy nie mieli być już młodopolskimi pięknoduchami, ale

konstruktorami zbiorowej świadomości zaszczepiającymi w niej idee cywilizacyjnego postępu.

Afirmację niesionych przez przemysł zmian niosły trzy główne hasła Awangardy: Miasto, Masa,

Maszyna. Prawdopodobnie niewiele w tym zasługi wspomnianych twórców, ale z czasem

wymienione terminy stały się głównymi określnikami współczesnego świata. Wtedy okazało się, że

niektóre sny zmieniają się w koszmary.

Niewiele jest krajów, na których postęp odcisnął równie silne piętno jak w przypadku

Japonii. Pierwszymi jego ofiarami stali się mieszkańcy miast Hiroszima i Nagasaki, na które latem

1945 amerykańskie wojsko spuściło bomby atomowe – ich żniwem było kilkadziesiąt tysięcy zgonów.

Na kolejne żniwo modernizacji nie trzeba było długo czekać. Odbudowane po wojnie Tokio wkrótce

zmieniło się w betonowego molocha i obecnie wraz z Jokohamą oraz innymi miastami położonymi

nad Zatoką Tokijską tworzy największy kompleks miejski na świecie liczący trzydzieści pięć milionów

mieszkańców. W tej pełnej masy i maszyn metropolii doszło do radykalnego zwiększenia tempa życia,

czego przyczyną był gospodarczy rozwój Japonii, tworzenie się nowych miejsc pracy, wzrost

zawodowej rywalizacji. Ta ostatnia z czasem przyczyniła się do serii zgonów określanych mianem

karoshi oznaczającym śmierć z przepracowania. Termin ten „po raz pierwszy pojawił się w 1969 roku,

kiedy to 29-letni pracownik jednej z największych japońskich gazet zmarł nagle po wylewie krwi do

mózgu. Według Japończyków aż jedna trzecia wszystkich przypadków śmiertelnych zawałów serca,

udarów mózgu i wylewów mężczyzn i kobiet w sile wieku jest skutkiem nadmiaru pracy, stresu i

braku odpoczynku”.231 Ofiarą karoshi stał się również premier Japonii, Keizo Obuchi, który swoją

intensywną karierę polityczną zakończył zgonem w maju 2000 roku.

231 A. Michalska, Śmierć z przepracowania, http://www.tygodniksolidarnosc.com/2003/12/11_smie.htm, 27.08.09.

Komentarz [OLO1]: Kropka na końcu- nawet w tym przypadku

412

Akcja budzi reakcję, sztuka zawsze odpowiada na cywilizacyjne zmiany, wyrażając podziw lub

oburzenie. Bliżej tego drugiego było twórcom japońskiego cyberpunku – nurtu, który zadawał pytanie

o szansę na ocalenie człowieczeństwa w świecie nowoczesnej technologii lub nawoływał do buntu

przeciw niemu . Najsłynniejsze tytuły to niewątpliwie produkcje anime - Akira (1988) Katsuhiro

Otomo oraz Ghost in the shell (1995) Mamoru Oshii podejmujące temat fuzji ludzkiego ciała z

mechanicznymi częściami oraz opowiadające o życiu w skażonych przestępczością metropoliach.

Początków japońskiego cyberpunku należy dopatrywać się w pełnej rebelianckiego ducha twórczości

filmowej Sogo Ishiiego, który w jednym ze swoich najsłynniejszych obrazów, Burst city (1982),

opowiadał o gangu motocyklistów protestującym przeciwko budowie elektrowni atomowej.

Nurt ten szczególnie ekstremalną formę osiągnął w swojej undergroundowej odmianie, na

którą niewątpliwy wpływ miała metamorfoza, jaką w latach osiemdziesiątych przeszło w Kraju

Kwitnącej Wiśni kino grozy. Piotr Kletowski pisze o nim: „to nie horror metafizyczny, eksponujący

zagrożenie ze strony zmarłych objawiających się w postaci fantomów, był masowo realizowany przez

japońskich filmowców (...), lecz jego cielesna, krwawa odmiana, zwana gore, wymyślona dekadę

wcześniej przez niezależnych filmowców amerykańskich (…), eksponująca krwawe sceny zabójstw

dokonywanych przez zamaskowanych psychopatów”.232 Japoński cyberpunk atakował widza nie

tylko fizyczną, ale i formalną agresją – popularne były w nim chaotyczny montaż, ekstrawaganckie

kombinacje gatunkowe oraz wściekła i dynamiczna muzyka.

Przy tej ostatniej warto zatrzymać się nieco dłużej. Bardzo duży wpływ na kształt filmowego

nurtu miał industrial – gatunek muzyczny opierający się na rytmicznym brzmieniu pracujących

maszyn, dźwiękach wydawanych przez skonstruowane z rur i odpadków instrumenty, samplowanych

odgłosach wielkiego miasta czy elektronicznym szumie. Jego wczesnych wykonawców cechowały

miłosno - nienawistny stosunek do wielkich miast oraz chęć prowokacji – pionierski zespół Throbbing

Gristle podczas swoich występów szokował publikę wizualizacjami pełnymi pornografii oraz odwołań

do nazistowskiej symboliki. Najbardziej znamiennym wyrazem fascynacji podziemnych twórców z

Japonii tym zjawiskiem jest nakręcony przez Sogo Ishiiego dokument muzyczny 1/2 Mensch (1986)

przedstawiający występ legendy industrialu, niemieckiej grupy Einstürzende Neubauten.

Najsłynniejszym i najciekawszym przedstawicielem japońskiego cyberpunku jest z pewnością

Shinya Tsukamoto (ur. 1960). Filmy zaczął kręcić już jako nastolatek, później jednak porzucił

młodzieńczą pasję na rzecz teatru – wraz z przyjaciółmi założył grupę Kaijyu Theater zajmującą się

awangardowymi przedstawieniami będącymi połączeniem spektakli no z niskobudżetową fantastyką.

Ponownie zwrócił się w stronę kinematografii, gdy zaczęło być mu żal wysiłku włożonego w dekorację

232 P. Kletowski, Sfilmować duszę – mała historia kina japońskiego, Kraków 2006, s. 52-53.

Komentarz [OLO2]: Tytuły, nazwy i wyrazy obce piszemy kursywą

Komentarz [OLO3]: Zapis niepoprawny- zgubił Pan u umlaut (to nie jest zwykłe u)

413

i scenografię, które postanowił uwiecznić w formie ruchomych obrazów. Tak powstały

krótkometrażowe formy The Phantom of regular size (1986) oraz Adventures of electric rod boy

(1987), jego pełnowymiarowym debiutem był natomiast Tetsuo: The Iron Man (1989). Już tutaj dało

się odnaleźć wszystkie charakterystyczne cechy stylu Tsukamoto, którego można z czystym

sumieniem uznać za filmowego autora - nie tylko reżyseruje swoje dzieła, ale i gra w nich oraz tworzy

dla nich oprawę wizualną, co zapewnia jego całemu dorobkowi ogromną spójność. W obsesyjnie

powracającej do tych samych tematów i obrazów twórczości Tsukamoto najważniejszymi

elementami wydają się trzy pochodzące z manifestu Tadeusza Peipera hasła: Miasto, Masa, Maszyna.

Miasto

Będące synonimami cywilizacji, wielopiętrowe, betonowe molochy reżyser filmuje zazwyczaj

z żabiej perspektywy – jest to także perspektywa ludzi, którzy na tle budynków wydają się mali i

nieważni. Często powraca ujęcie oglądające wieżowce ruchem od dołu do góry – symbolizuje ono

spojrzenie zagubionego w miejskiej dżungli człowieka. Jest to zazwyczaj ubrany w okulary i garnitur,

typowy yuppie z Tokio sprzężony z nieustannym przepływem ludzi, samochodów i informacji. Zwraca

uwagę fakt, że bohaterowie zazwyczaj nie rozmawiają o swojej pracy, wykonują ją odruchowo,

bezrefleksyjnie, niczym automaty.

Do tej kategorii ludzi niewątpliwie zalicza się Rinko ze Snake of june (2002). Na co dzień

obsługująca telefon zaufania kobieta to osoba cicha, introwertyczna i uporządkowana, co wyraża się

już w jej stroju – noszonym także w domu biurowym uniformie, okularach w grubych oprawkach,

skromnej, chłopięcej fryzurze. Chociaż w pracy radzi dzwoniącym do niej ludziom, aby brali życie we

własne ręce, to sama wciąż tkwi w marazmie, dryfuje zamiast płynąć przed siebie. Wielki balast dla

bohaterki przedstawia jej mąż – otyły, łysiejący, starszy od niej mężczyzna. Ze swoją neurotyczną

naturą i manią czystości jest prawdopodobnie kolejnym kandydatem do karoshi. Jego pedantyzm

oraz alergia na zwierzęta stanowią oznakę scalenia się ze światem betonowych wieżowców, do

którego natura nie ma dostępu. Wykluczone jest z niego również pożądanie – pożycie małżonków

ogranicza się jedynie do lakonicznych rozmów prowadzonych przez nich zza swoich biurek. Mimo

niesprzyjającego otoczenia w Rinko odżywa seksualne napięcie – dzieje się tak z dwóch powodów.

Pierwszy z nich stanowi niezmienny cykl pór roku. Jak wskazuje sam tytuł, akcja filmu dzieje

się w czerwcu. Jest to pora deszczowa i niespokojna – erotyczne konotacje budzi nie tylko widok

pokrytej kroplami skóry czy pełzających po ulicy ślimaków, ale także sam szum lejącej się z nieba

wody, który sugeruje, że coś w powietrzu narasta, coś nadchodzi. Sam Tsukamoto skomentował

414

wybór takiego czasu akcji w następujący sposób: „Kiedy w Japonii robi się wilgotno i gorąco, wiele

dziewczyn zaczyna ubierać spódniczki mini, czym prowokuje mężczyzn. Jest jakaś erotyczna

atmosfera w powietrzu o tej porze roku. Zawsze myślę o związku między zamieraniem życia

seksualnego i nowoczesnym, betonowym miastem. Żyjemy w miastach i pomału tracimy naszą

fizykalność, która jest podstawową częścią człowieczeństwa. Jednak kiedy woda przedostaje się do

tego związku, rośliny rosną w betonowych szczelinach, przyciąga to owady i sprowadza życie do

betonowego świata”.233 Odradzający się w Rinko popęd seksualny stanowi właśnie przedłużenie

tego procesu.

Drugim powodem, dla którego bohaterka postanawia wyzwolić się z gorsetu codziennych

zachowań, jest tajemniczy mężczyzna grany przez samego Tsukamoto. Szantażuje ją zrobionymi z

ukrycia fotografiami – widać na nich, jak przykładna żona i pracownica masturbuje się w samotności.

Ceną za to, żeby zdjęć nie ujrzał mąż, jest gra, jaką Rinko musi podjąć z prześladowcą. Kierowana jego

podawanymi przez telefon komórkowy wskazówkami wędruje przez skąpane w deszczu miasto,

kupuje wibrator, którym później zaspokaja się w publicznej toalecie. Początkowo przyjmuje polecenia

mężczyzny jako coś upokarzającego, buntuje się przeciw nim i prosi o litość. Z czasem jednak te

perwersyjne praktyki rozbudzają w niej długo tłumione pożądanie, które doprowadza do tego, że w

końcu sama umawia się na spotkanie z prześladowcą. Podczas niego dochodzi do niecodziennej sesji

zdjęciowej – wśród strug lejącej się z nieba wody, Rinko z ekstatycznym uśmiechem na twarzy

dokonuje striptizu, a ukryty w samochodzie nieznajomy pstryka jej fotografię za fotografią. W błysku

flesza bohaterka wreszcie akceptuje swoją seksualność, zarówno przed sobą samą, jak i resztą świata,

czego świadectwem są jej polaroidowe akty.

Interwencja tajemniczego nieznajomego nie ogranicza się jedynie do rozbudzenia zmysłów

kobiety, postanawia także rozprawić się z jej mężem. Jak się z czasem okazuje, jest on pośrednio

winny chorobie Rinko cierpiącej z powodu raka sutka - żona, nie chcąc przestać się mu podobać,

zaniechała amputacji piersi. Fotograf porywa mężczyznę i każe mu wziąć udział w surrealistycznym

spektaklu – bohater wraz z grupą innych ludzi zostaje związany, a do twarzy ktoś przyczepia mu

metalowy lejek z wizjerem na końcu, przez który pokazywane są mu sceny tortur oraz gwałtów. Jest

to oskarżenie biernego wojeryzmu będącego produktem antyseptycznego życia w mieście – lepiej w

końcu patrzeć niż pobrudzić sobie ręce. Ostatecznie jednak pobity oraz poniżony przez fotografa mąż

w finałowej scenie porzuca pozycję obserwatora na rzecz praktyki i pierwszy raz na ekranie uprawia

seks ze swoją żoną.

Przedstawiona w filmie metropolia jawi się jako klatka dla ludzkich popędów, inkarnacja

233http://www.midnighteye.com/interviews/shinya_tsukamoto.shtml, 27.08.09.

415

opresyjnej kultury. Tsukamoto w jednym z wywiadów przyznał się, że inspiracją do powstania filmu

było transgresyjne opowiadanie francuskiego surrealisty George'a Bataille'a zatytułowane Historia

oka i traktujące o nieskrępowanej, destrukcyjnej seksualności. „ Innym wszechświat wydaje się

przyzwoity. Za przyzwoity uważają go przyzwoici ludzie, bo mają wykastrowane oczy. Dlatego lękają

się obsceniczności. Nie doświadczają trwogi, gdy słyszą pianie koguta i widzą niebo gwiaździste nad

sobą. Zgoda, mogą próbować i «cielesnych rozkoszy», pod warunkiem, że te będą mdłe”.234 – tymi

napisanymi w pierwszej połowie ubiegłego wieku słowami można by podsumować wizję miasta, jaką

proponuje japoński reżyser.

Masa

Tsukamoto w swoich filmach poddaje ciało nieustannej eksploatacji, jest ono obnażane,

okaleczane, transformowane, wystawiane na wpływ chorób. W formie wizualnej wiąże się to z

ciągłym atakowaniem widza obrazami zgnilizny i przemocy. Ta ostatnia nabiera przerysowanego,

komiksowego wymiaru – hektolitrom tryskającej krwi towarzyszy nadmierna ekspresja bohaterów.

„Interesowałem się agresją, ludźmi szukającymi dowodu na to, że są żywi w mieście, doświadczając

bólu i cierpienia”235 - tak sam reżyser tłumaczył stosowane przez siebie zabiegi. Ciało, materia,

tkanki stanowią w jego filmach przeciwieństwo zindustrializowanej współczesności.

Jeden z jego nowszych obrazów zatytułowany Vital (2004) otwiera scena, w której części

organiczne, włosy oraz woda zostają nagle zderzone z obrazem ogarniającego wszystko dymu.

Roztrzęsiona kamera pokazuje jakiś ciemny, pionowy obiekt, z czasem „rozjeżdża” się on na cztery

kominy – symbole postępu oraz przemysłu. Można tę scenę interpretować jeszcze w inny sposób -

chmury ciemnego pyłu, strzeliste kształty, gwałtowna muzyka komunikująca zagrożenie przywodzą

na myśl widok zburzonych przez terrorystów wież WTC (sam film powstał zaledwie trzy lata po

tragedii 11 września). W obu ujęciach przekaz czołówki pozostaje jasny – zderzone zostają ze sobą

natura, ludzki biologizm oraz cywilizacja śmierci, której produktem jest nie tylko przemysł, ale i

ludobójstwa.

Ofiarą tego świata jest główny bohater filmu, student medycyny o imieniu Hiroshi, który w

wyniku wypadku samochodowego stracił ukochaną dziewczynę oraz pamięć. To znaczące, że ciało

determinuje tutaj stan psychiczny, umysł jest wytworem mózgu i wszelkie jego urazy są w stanie

zmienić świadomość człowieka. W Vital jedna z postaci opowiada historię robotów ze wszczepioną

234G. Bataille, Historia oka, http://niniwa2.cba.pl/georges_bataille_historia_oka.htm, 27.08.09. 235 http://japanesemovies.homestead.com/tsukamoto.html, 27.08.09.

Komentarz [OLO4]: Cytat w cytacie oznaczamy inaczej (zasady redagowania są na stronie Variografu na forum)

416

ludzką pamięcią, które po zniszczeniu Ziemi uciekły na Marsa, gdzie impuls elektryczny pomieszał im

zmysły. Ta brzmiąca jakby zbiegła z kart powieści Philipa K. Dicka anegdota, dobitnie podkreśla fakt,

że człowiek jest mechanizmem i jego nieprawidłowe działanie ma również wpływ na świadomość.

Dotknięty amnezją chłopak postanawia podjąć od nowa naukę, powodem tej decyzji jest nie

tylko chęć odbudowania swojego życia, ale także pragnienie zbliżenia się do samej istoty bytu, do

czegoś, co zagubiło się w betonowym labiryncie Tokio. Szczególne znaczenie mają w tej kwestii

zajęcia w prosektorium, jeden z prowadzących je wykładowców mówi: „Od wielu lat celem sekcji jest

zrozumienie człowieka”. Do aktu poznania dochodzi w otoczeniu gnijących zwłok, których widoku

reżyser widzom nie szczędzi. Świat ulegającej rozpadowi materii jest czymś, czego wyrzekło się

sterylne, miejskie życie.

Dla Hiroshiego doświadczenie to ma jeszcze inny wymiar. Okazuje się, że wśród zwłok

przeznaczonych dla studentów znajduje się ciało jego dziewczyny, której ostatnią wolą było oddanie

swoich pozostałości na użytek nauki. Zagłębiając się w jej tkanki, odsłaniając ich kolejne warstwy,

bohater zaczyna doświadczać serii halucynacji. Widzi w nich swoją dawną partnerkę w otoczeniu

bujnej przyrody. Pośród tych odrealnionych, przeestetyzowanych obrazów rozmawia z ukochaną i

uprawnia z nią seks. Nie są to jednak prawdziwe wspomnienia, wiele szczegółów odbiega od

rzeczywistości, n.p. w jednym ze snów dziewczyna tańczy, chociaż Hiroshi wie, że nigdy tego nie

robiła. Odbywające się równolegle i ze sobą synergiczne podróże wewnątrz ciała i wewnątrz umysłu

w gruncie rzeczy mają charakter ponadjednostkowy, prowadzą do spotkania z naturą.

Ostateczna konkluzja tego makabrycznego filmu jest optymistyczna. Zgodnie z tytułem

zwycięża ludzka witalność – Hiroshi pogrzebawszy ukochaną, postanawia rozpocząć nowe życie.

Ostatnia scena pokazuje, jak stoi w deszczu z uśmiechem na twarzy. Chociaż otaczają go śmierć oraz

zniszczenie, godzi się na to, ponieważ pozostają one częścią świata, tak samo jak rozkład wpisany jest

w cykl ludzkiego ciała. „Jacyś śmieszni reporterzy mówią wciąż o wojnie, a u nas ciągle świeci słońce”

– mówi jedna z bohaterek, nawiązując prawdopodobnie do wydarzeń na linii USA-Irak i podkreślając

wagę życia mimo wszystkich przeciwności.

Maszyna

Chociaż technologia wywodzi się z tego samego pnia, co współczesne miasta-molochy, to

zajmuje ona nieco inne miejsce w uniwersum Tsukamoto. Betonowe biurowce pozostają

nieruchomymi bryłami, wewnątrz których zamrożona jest ludzka egzystencja; maszyny natomiast są

w filmach japońskiego reżysera przepełnione energią i życiem. Obdarza je nimi animacja poklatkowa

417

– często powraca motyw wijących się niczym robaki drutów, gnącej się i przybierającej różne

fantastyczne kształty blachy. Fascynacja, z jaką Tsukamoto przygląda się im, przywodzi na myśl

tworzone u zarania kina przez futurystów balety mechaniczne. Technologię kojarzy on z ruchem,

zmianą, transformacją, wreszcie – z anarchią.

Antynomię między statycznym miastem a dynamiczną maszyną widać bardzo wyraźnie w

obrazie Tetsuo: The Iron Man, zaznacza się ona już na poziomie konstrukcji dwójki głównych

bohaterów. Pierwszy z nich to kolejny przedstawiciel japońskich yuppie – znakami rozpoznawczymi

są garnitur, okulary, nerwowy sposób bycia oraz mieszkanie w bloku. Podobnie jak mąż Rinko ze

Snake of june jego grzechem jest wojeryzm – w filmie powraca scena, w której na poboczu drogi

uprawia seks ze swoja dziewczyną, a z biegiem akcji okazuje się, że przejechał on kiedyś człowieka i

zamiast mu pomóc, odbył akt płciowy, przyglądając się jego zwłokom. Patrzenie zastępujące działanie

to nawyk biernego konsumenta telewizji i dlatego właśnie prześladujące go wspomnienie ma formę

nagrania zarejestrowanego na podniszczonej taśmie VHS.

Ofiarą yuppie jest drugi bohater filmu. Poznajemy go już w czasie czołówki, kiedy w swoim

urządzonym na złomowisku lokum rozcina sobie nogę, wbija w nią zardzewiały pręt, a później

bandażuje ranę. Kamera pokazuje, że pokój, w którym się znajduje, ma ściany przyozdobione

rysunkami przywodzącymi na myśl prehistoryczne malowidła naskalne; chwilę potem na ekranie

pojawia się płonąca fotografia biegnącego kulturysty. Zniszczony zostaje tradycyjny wizerunek

ludzkiego ciała, droga ewolucji prowadzi w stronę połączenia żywej tkanki oraz metalu. Tak powstały

tytułowy Człowiek z Żelaza jest z jednej strony wyrzutem sumienia współczesnej cywilizacji, a z

drugiej nową, rewolucyjną formą istnienia.

Yuppie również zaczyna ulegać metamorfozie, pierwsze symptomy zauważa podczas golenia.

W kontakcie z elektryczną maszynką z jego skóry wyrasta metalowy włos, co symbolizuje symbiozę,

jaka zachodzi między człowiekiem, a urządzeniami domowego użytku. Później zostaje zaatakowany

na dworcu przez swoją dawną ofiarę, która w jakiś sposób „zaraża” go metalem, przyśpieszając jego

transformacje. Jej kolejne etapy mają podłoże seksualne. Na początku bohatera nęka wizja kobiety o

pomalowanej na czarno skórze dokonującej na nim gwałtu analnego za pomocą wyrastającej z jej

przyrodzenia długiej, metalowej rury. Później prowokowany przez swoją dziewczynę odkrywa nagle,

że jego doznający właśnie wzwodu członek przeistoczył się w wiertarkę, którą gwałci po chwili swoją

przerażoną partnerkę. Czuć tu po raz kolejny echa myśli Bataille’a – mechaniczna ekstensja ludzkiego

ciała staje się narzędziem niszczycielskiej seksualności.

Finał filmu przynosi starcie dwóch cyborgów. W wyniku walki dochodzi do scalenia

antagonistów w jeden przypominający czołg organizm. Złożona z żelaza oraz żywej tkanki istota

Komentarz [OLO5]: Bez spacji- bo kropka wylądowała w drugiej linijce

Komentarz [OLO6]: Styl! Co to jest tło seksualne? Może jakieś inne określenie albo bardziej precyzyjne?

418

wyrusza na podbój globu: „Pokryjmy świat metalem, a potem rozwalmy go na kawałki” – krzyczy. Jak

amerykański krytyk Roger Ebert trafnie zauważył w swojej recenzji, „Tokio osiągnęło masę krytyczną,

w której stal łączy się z ciałem niczym w czasie atomowych reakcji wewnątrz słońca”.236 Zupełnie jak

w heglowskiej dialektyce maszyna stała się syntezą masy i miasta, fuzja ta nie zwiastuje jednak

nadejścia nowego wspaniałego świata, ale jedynie obalenie istniejącego porządku.

Chociaż takie zakończenie jest apoteozą zniszczenia, to opowiadający bliźniaczą fabułę o

dwóch przemienionych w maszyny antagonistach Tetsuo 2: The Body Hammer (1992) pokazuje drugą

stronę medalu. W jego finale również podobny do czołgu stwór odbywa niszczycielski rajd przez ulice

Tokio, ale tym razem nie ma w tym triumfu – ostatnie minuty filmu pokazują zagubionego bohatera

rozglądającego się pośród gruzów. Tsukamoto problematyzuje kwestię potęgi niesionej przez

maszyny, z jednej strony dając się ponieść płynącej z destrukcji ekstazie, z drugiej zaś ostrzegając

przed pustką, która, prędzej czy później, nadejdzie po opadnięciu bitewnego pyłu.

Chociaż twórczość japońskiego reżysera kręci się wokół tych samych zagadnień, to ulega

ciągłej metamorfozie. W swoich fascynacjach oraz drodze, jaką obrał przy ich zgłębianiu, przypomina

Davida Cronenberga – obaj zaczynali od podziemnego horroru z elementami gore, aby potem

eksploatować tę samą tematykę za pomocą innych form. Droga Tsukamoto wiodła potem przez film

gangsterski, historię o duchach, melodramat aż po komercyjne, komiksowe opowieść o

superbohaterze . Pewnym zmianom uległy również obsesje reżysera. Obok cielesności i przemocy

pojawiły się również wątki psychologiczne, co najpełniej widać w Vital oraz Nightmare detective

(2006) - dawały one głębszy wgląd w psychikę bohaterów, zakradały się nawet do ich snów.

Być może sumą zainteresowań autora okaże się nakręcona w USA trzecia część Tetsuo,

która swoją premierę będzie miała w 2010 roku.

Bibliografia:

Kletowski P., Sfilmować duszę – mała historia kina japońskiego, Kraków 2006.

236R. Ebert, http://rogerebert.suntimes.com/apps/pbcs.dll/article?AID=/19970627/REVIEWS/706270307/1023 27.08.09.

Komentarz [OLO7]: ???? raczej obaj

419

Netografia:

Bataille G.eorge, Historia oka, http://niniwa2.cba.pl/georges_bataille_historia_oka.htm, 27.08.09.

Ebert R.oger,

http://rogerebert.suntimes.com/apps/pbcs.dll/article?AID=/19970627/REVIEWS/706270307/1023,

27.08.09.

http://japanesemovies.homestead.com/tsukamoto.html, 27.08.09.

http://www.midnighteye.com/interviews/shinya_tsukamoto.shtml, 27.08.09.

Michalska A.nna, Śmierć z przepracowania,

http://www.tygodniksolidarnosc.com/2003/12/11_smie.htm, 27.08.09.

420

Anna Adamczyk

[email protected]

Warianty przestrzeni w twórczości Zygmunta Niedźwieckiego

Twórczość Zygmunta Niedźwieckiego należy rozpatrywać z punktu widzenia przełomu

modernistycznego w literaturze polskiej. Sam autor jest obecnie twórcą coraz częściej

przywoływanym237, ale jednocześnie w pewnym stopniu pozbawionym własnej biografii, ponieważ

nie zachowały się dokumenty, na podstawie których można by było dokładnie odtworzyć

poszczególne etapy jego rozwoju artystycznego. Literacki debiut pisarza datuje się na rok 1890, kiedy

zaczął ogłaszać w gazetach i czasopismach swoje pierwsze nowele i opowiadania238, które w rok

później zostały zebrane w tomie Słońce. Już od pierwszych publikacji jego twórczość wzbudzała silne

zainteresowanie krytyki literackiej zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Cz. Jankowski

stwierdzał, że pisarz ma „śmiałość, dosadność, ale i prawdę Maupassanta”239. Podobne opinie

pojawiły się po publikacji kolejnych tomów opowiadań w recenzjach J. Muszyńskiego, P.

Chmielowskiego, W. Feldmana, J. Tokarzewicza, W. Grubińskiego240 oraz w pracach

historycznoliterackich A. Potockiego i K. Czachowskiego241. Proweniencję zarówno tematyki, jak i

naturalistycznej prezentacji rzeczywistości krytycy zgodnie upatrywali w literackim dorobku autora

Baryłeczki, nazywając Niedźwieckiego „polskim Maupassantem”242. Właściwie w całej swej

237 Wzrost zainteresowania twórczością Niedźwieckiego w dużej mierze został spowodowany reedycją jego tomów nowel, wydawanych obecnie w Wydawnictwie UMCS w serii Lubelska Biblioteka Młodopolska. Do tej pory ukazał się pierwszy tom, obejmujący teksty z trzech pierwszych zbiorów: Słońce (1891), U ogniska (1892) i Jedyne dzieło (1893). Zob. Z. Niedźwiecki, Opowiadania, wstęp D. Trześniowski, t. 1, Lublin 2009. 238 Głównie w „Krytyce”, „Kurierze Warszawskim”, „Tygodniku Ilustrowanym”, „Myśli”, „Świecie” krakowskim. 239 -cj- [Cz. Jankowski], „Tygodnik Ilustrowany”, 1892/109. 240 J. Mu[szyński], „Tygodnik Ilustrowany”, 1899/35; P. Chm. [P. Chmielowski], „Wędrowiec”, 1891/42; W. Feldman, „Przegląd Tygodniowy”, 1895/18; J. T. Hodi [J. Tokarzewicz], „Prawda”, 1895/18; W. Grubiński, „Książka”, 1905/8. 241 Zob. A. Potocki, Polska literatura współczesna, cz. 1: Kult zbiorowości, Warszawa 1911; K. Czachowski, Obraz współczesnej literatury polskiej 1884-1933, t. 1: Naturalizm i neoromantyzm, Lwów 1934. 242 Nie wszyscy jednak, bowiem myśl o bezpośrednich zależnościach Niedźwieckiego od twórczości Maupassanta podważył Z. Markiewicz, który w pracy Zygmunt Niedźwiecki. Studium z dziejów polskiego naturalizmu (Kraków 1939) wskazał różne elementy światopoglądu artystycznego i metody twórczej nowelisty wiążące jego praktykę pisarską m.in. z naturalizmem Flauberta i Zoli. Określanie Niedźwieckiego „polskim Maupassantem” zdaje się wynikać głównie z tego, że tłumaczył on nowele francuskiego mistrza małych form prozatorskich i w dużej mierze we własnej pracy pisarskiej wzorował się na rozstrzygnięciach formalnych autora

421

twórczości — w szesnastu zbiorach nowel, opowiadań, fraszek i szkiców oraz jednym autorskim

zbiorze humoresek scenicznych — Niedźwiecki zaprezentował życie odarte z ideałów i wzniosłości,

pełne znieprawienia, szpetoty i błota zarówno w sensie metaforycznym, jak i dosłownym.

Naturalistyczne spojrzenie skierował przede wszystkim na różne przejawy społecznej i indywidualnej

patologii, rozpadu rodziny, alienacji, osaczenia człowieka. Jednakże w dużej mierze wizja człowieka

oraz jego ogólnej kondycji fizycznej i psychicznej została uwarunkowana wymiarami przestrzennymi.

Pojęcie przestrzeni zawiera szeroką i niejednorodną treść. Przestrzeń świata jest zróżnicowana,

wielowarstwowa, tajemnicza, nieodgadniona, ale jednocześnie stanowi ciągłą scenę zmiennych,

niezależnych działań ludzkich. R. Barthes podkreśla, że przestrzeń wytwarza ludzi i rzeczy, to od jej

formy i kształtu zależy wygląd świata społecznego, a nawet więcej — człowiek i jego kondycja243.

Według R. Ledruta z kolei przestrzeń to forma pusta, której człowiek działający nadaje sens i dopiero

wówczas zyskuje ona miano przestrzeni społecznej244. W twórczości Niedźwieckiego te dwie

koncepcje znajdują wyraźne odzwierciedlenie, ponieważ mamy do czynienia z kilkoma odmianami

przestrzeni245. W obrębie przestrzeni społecznej wyróżniam przestrzeń zurbanizowaną oraz

rustykalną, w których mieści się przestrzeń geograficzna i egzystencjalna.

Miasto w literaturze często jest przedstawiane jako obszar świadomie i w niemałym trudzie

stworzony przez człowieka, a zarazem jako kondensacja czynników cywilizacyjnych246. To także

wytwór zbiorowości ludzkiej przyjmujący formę kultury247. R. E. Park, przedstawiciel „szkoły

chicagowskiej” w socjologii, w 1916 roku podkreślał: „Miasto jest raczej stanem ducha, zespołem

zwyczajów i tradycji, postaw i sentymentów, nieodłącznie powiązanych z tymi zwyczajami i

Baryłeczki. W podobny sposób również kreował podstawowe dla naturalizmu kategorie przestrzeni i człowieka, dążąc wyraźnie do ich zuniwersalizowania. 243 Zob. R. Barthes, L’empire des signes, Genève 1970. 244 O zsemantyzowanym charakterze przestrzeni miasta, mieście jako „polu znaków” pisze R. Ledrut (Zob. Les images de la ville, Paris 1973). 245 Przestrzeń w omawianej twórczości ma zróżnicowany charakter — jest projektowana przez istnienie bohaterów i samo dzianie się, jest przemyślana, istotne są jej rozmiary. Dlatego można tutaj wyróżnić przestrzeń omówioną (rzeczywistą, opisaną w utworze) i mówiącą (otwartą, bez granic, pozwalającą na symboliczne odczytanie odniesień pozatekstowych). Obydwa rodzaje przenikają się wzajemnie, a drobiazgowe opisy rzeczywistości zewnętrznej stwarzają rozległe pole interpretacji. Zob. M. Głowiński, Przestrzenne tematy i wariacje, [w:] Przestrzeń i literatura, red. M. Głowiński, A. Okopień-Sławińska, Wrocław 1978.

246 A. Stoff, Poetyka i semantyka literackich zobrazowań przestrzeni miasta, [w:] Miasto – kultura – literatura. Wiek XIX, red. J. Data, Gdańsk 1993, s. 13. 247 Kulturowe obrazy miasta były przedmiotem zainteresowania R. Caillois, który w pracy Mit i człowiek opublikowanej w 1938 roku zaprezentował koncepcję ogniskującą kilka istotnych zagadnień. Przede wszystkim istotna z punktu widzenia urban studies jest społeczna funkcja mitu urbanistycznego, ale także narracyjna mediacja w doświadczaniu miasta oraz zarys programu badań, nazwanych ogólnie przez autora socjologią literatury. Wybór esejów tego autora znajduje się w polskim przekładzie książki: R. Caillois, Odpowiedzialność i styl, wstęp J. Błoński, Warszawa 1967. Na szczególną uwagę zasługuje tekst Paryż, mit współczesny, s. 101–121.

422

transmitowanymi przez tradycje. Inaczej mówiąc, miasto jest produktem natury, zwłaszcza zaś natury

ludzkiej”248. Jest zatem pewną strukturą znaczącą, którą można ujmować jako tekst generujący

właściwy sobie typ dyskursu, poddający się procedurom lektury i interpretacji. Jednocześnie analiza

przestrzeni wyraźnie ma na celu odkrycie pewnej indywidualnej, pisarskiej logiki rzeczywistości249.

Naturalizm, podejmując temat miasta, nadał mu charakterystyczne zabarwienie, odkrywając

tajemnicze i groźne prawa natury, traktując jako organizm ze wszystkimi jego elementami;

akcentował złożoność i spoistość jego struktury, różnorodność i przeciwstawność cech, wewnętrzną

dynamikę, zmienność i stabilność form. Miasto ukazywano przede wszystkim w formach i kształtach

współczesnych, w jego wewnętrzności, spontaniczności i ruchu.

Niedźwiecki w swej twórczości wizję miasta buduje przede wszystkim na płaszczyźnie przestrzeni

egzystencjalnej, składającej się z szeregu drobnych sytuacji codziennych, rzec by można —

uniwersalnych. Jest ono w dużej mierze prezentowane poprzez konflikty i antagonizmy społeczne,

niejednokrotnie ukazane w krzywym zwierciadle, z wyraźnym zabarwieniem groteskowym i

sarkastycznym zacięciem. Prezentacja sytuacji konfliktowych, wywołanych niejednokrotnie błahą

przyczyną, pozwoliła głównie na zobrazowanie charakterystycznych wyróżników małych zbiorowości

lokalnych. W opowiadaniu Swarliwa tytułowa bohaterka — notabene nosząca nazwisko Mruczyńska

— skutecznie zatruwa swą zrzędliwością i złośliwością życie mieszkańcom całej kamienicy. Jednakże

w obliczu nieszczęścia, bez względu na animozje sąsiedzkie, wszyscy zgodnie łączą się w cierpieniu z

pokrzywdzonym, zatem w miejskiej dżungli zdarzają się mimo wszystko humanitarne reakcje, choć w

przypadku sytuacji zaprezentowanej w opowiadaniu Ojcowskie serce, gdzie mieszkańcy małego

miasteczka nachalnie okazują współczucie ojcu zmarłego dziecka, tym samym zwielokrotniają jego

cierpienie. Z drugiej strony jednak ludzie żyją w gromadzie, przesłaniającej sobą wszystko, na

jednostki i ich problemy nikt nie zwraca uwagi. W opowiadaniu O byt pojawia się znakomite

zobrazowanie zróżnicowanego pod względem statusu materialnego i pochodzenia tłumu ludzi,

zgromadzonego na miejskim targowisku. Przypomina on ludzkie mrowie, uwijające się za żerem,

emanujące atmosferą szarzyzny i jednostajności, co podkreśla monotonię kamiennej pustyni

współczesności. Jednocześnie, zgodnie z naturalistycznym pojmowaniem świata społecznego,

248 Cyt. za M. S. Szczepański, Z historii socjologii miasta i procesów urbanizacji. Ekologia klasyczna i konwencjonalne teorie urbanizacji, [w:] Problemy socjologii miasta, red. J. Wódz, Katowice 1984, s. 15. 249 E. Rybicka (Modernizowanie miasta. Zarys problematyki urbanistycznej w nowoczesnej literaturze, Kraków 2003, s. 187) zwraca uwagę na fakt, że miasto w literaturze realistycznej i naturalistycznej podlegało racjonalizacji, było wyjaśniane przez prawa ogólne i podporządkowane jednoznacznym ocenom. Rozpoznawano w nim prawidłowości, przypisywano znaczenia, ujmowano w znane i powszechnie akceptowane ramy aksjologiczne, identyfikujące estetyczną brzydotę przestrzeni miejskiej ze złem moralnym oraz fałszem mitu cywilizacyjnego. Prezentacja miasta była podporządkowana generalnej spójności ewaluatywnej, odwołującej się do stabilnego układu wartości etycznych, charakterystycznych dla dziewiętnastowiecznej legendy miasta-potwora. Ten porządek aksjologiczny był nośnikiem perswazyjnych zabiegów i moralistycznej krytyki miasta.

423

Niedźwiecki wyraźnie podkreśla, że człowiek to zwierzę, które musi walczyć o przetrwanie. Rola

tłumu jest zatem jednoznaczna: samotny człowiek, niejednokrotnie zagubiony w chaosie istnienia,

jest w nim skazany tylko na siebie, co rodzi niebezpieczeństwo atrofii woli życia, a tym samym

niejednokrotnie prowadzi do myśli i prób samobójczych250. Jednocześnie w tym miejscu rodzi się

pytanie o funkcję ulicy, na której wprawdzie wszystko wygląda na oryginalne, ale de facto rządzi tu

pozór, maska, poza, frazes, w twarzach przechodzących osób wyraźnie dostrzegalne są nędza

wewnętrzna, łudzące pozory, blichtr i blaga. Ulica jest właściwie sceną teatralną, wpływającą na

ludzkie postępowanie i sposób zachowywania się: „na ulicy przyjmuje się za prawdziwe wszystko, co

jest jaką taką imitacją”251. Tutaj właśnie rozgrywa się ogromny spektakl, w którym od zdolności

poszczególnych „aktorów” zależy ich „być albo nie być” na firmamencie życia społecznego252. To

miejsce, gdzie tryumfy święcą trybun ludowy i prostytutka. Dodatkowo zalane mgłą miasto przybiera

formę labiryntu, stając się przestrzenią mroku, niebezpieczeństw, tajemnic, pokus, przestrzenią

błądzenia, zapomnienia i strachu253. Wówczas poraża ono klaustrofobią, niszczącą wnętrze człowieka

i paraliżującą jego przemyślane działania.

Osobnym zagadnieniem jest postrzeganie miasta oczami turystów, którzy zwiedzają Wiedeń,

dając w ten sposób wizję przybysza z zewnątrz. W opowiadaniu Wycieczka halucynacje i rojenia na

temat wielkiego świata zostają skonfrontowane z brutalną rzeczywistością. Początkowe oczarowanie

ogromem nieznanego miasta z czasem mija i potęguje tęsknotę za domem, miejscem nędznym, ale

250 Niedźwiecki prezentuje życie z perspektywy outsidera, jednocześnie podkreślając, że wymiar ludzkiego istnienia jest uwarunkowany jakością przestrzeni społecznej (por. R. Barthes, dz. cyt.), ponieważ głównie z percepcji świata wypływa pytanie o sens egzystencji. Z jednej strony życie jest fraszką, humoreską, czymś zupełnie błahym, ale koniecznym i możliwym do nauczenia, jest spektaklem teatralnym, w którym konieczne są antrakty, z drugiej — to uporczywa walka o byt, ale także kara. Rozważania nad egzystencją prowadzą do zadumy nad ludzkim losem i postępowaniem, wiodącym ku melancholii i pesymizmowi, poprzez wstręt i nienawiść aż do uświadomienia własnej nędzy i znikomości żywota, na które jest tylko jedna rada: zatopić się w szalonym wirze zabawy (czyli życie jako u-życie). Z całej twórczości natomiast wypływa wyraźnie wniosek, że życie akceptują tylko ludzie naiwni i głupi, natomiast głębiej myślący i inteligentni decydują się na wyjście ostateczne: samobójstwo, wzbudzające różne odczucia, opinie i reakcje. Nagła śmierć prowadzi do rozważań o fatalizmie końca, budzi przerażenie i litość, ale także wstręt do trupa. Pojawia się wyraźne nawiązanie do stwierdzenia Schopenhauera, mówiącego o tym, że świat jest piekłem, ludzie zaś w nim są z jednej strony z różnych powodów udręczonymi duszami, z drugiej — diabłami. Ponadto świadomość śmierci (w kilku przypadkach) jest budulcem wewnętrznej siły.

251 Z. Niedźwiecki, Listek figi, [w:] tegoż, Lekcja życia, Kraków 1903, s. 67. 252 Interpretację tezy o „teatrze życia” przejmuję od wybitnego socjologa E. Goffmana, który traktuje człowieka jako akrobatę i gracza osadzonego w ciągle zmieniającym się świecie różnych sytuacji, lecz bez względu na przemiany zewnętrzne, egzystującego w obowiązującym systemie społecznym. Postrzega go niezależnie od istniejących struktur życia społecznego i obowiązujących konwenansów, skupiając się na doświadczeniach jednostek zdobywanych w różnych momentach ich codzienności. Zob. E. Goffman, Człowiek w teatrze życia codziennego, wstęp J. Szacki, Warszawa 2000; Frame Analysis. An Essays on the Organization of Experience, New York 1974. 253 Zupełnie jak u J. Joyce’a w The Dubliners (London 1914).

424

jednak oswojonym. Również wyidealizowane w psychice miasto odgrywa ważną, choć degradującą

rolę, mamy bowiem w opowiadaniu Powrót do czynienia z obaleniem mitu Paryża jako przestrzeni

sprzyjającej rozwojowi talentów artystycznych254, z podkreśleniem, że owszem jest arcystolicą świata,

ale ze względu na panującą tutaj frywolną miłość w kręgach studenckich i robotniczych. Niedźwiecki

stanowczo zaznacza, iż znamiennym rysem przestrzeni miejskiej jest brak w niej miejsca dla

marzycieli, bowiem szanse na przetrwanie mają tutaj tylko ludzie silni, zwłaszcza silni psychicznie,

bezwzględni, gotowi na pokonanie przeciwieństw losu kryjących się w każdym zakamarku

rzeczywistości, nie zważając na konsekwencje. Stwarza poza tym złudzenie, że rzeczywistości

społecznej, zurbanizowanej, niejako przyglądają się jej wytwory, których człowiek stał się więźniem,

tzn. że sam zbudował dla siebie klatkę poprzez zapełnianie przestrzeni budynkami, których „ślepia”

teraz śledzą każdy krok, a słońce zaledwie przebija się znad dachów kamienic. Zatem mamy u

Niedźwieckiego pierwsze echa niezdecydowanego jeszcze antyurbanizmu, który w pełni objawi się w

twórczości młodopolan, zwłaszcza u Reymonta i Żeromskiego.

W związku z tym, że przestrzeń w omawianej twórczości w ogromnej mierze nie jest ani logiczna,

ani geometryczna, czyli brak w niej odwzorowania zabudowy architektonicznej, mamy do czynienia z

przestrzenią egocentryczną, stanowiącą przedmiot ludzkiego myślenia, budującego narrację o danej

przestrzeni, czyli formę zjednoczenia się ze światem. Istotną rolę spełnia w niej ciało, które jest

jednocześnie jej semantycznym dopełnieniem255, ale też ludzka psychika. Widać to zwłaszcza w

opowiadaniu o stricte patriotycznej wymowie Ona…, w którym narrator zastanawia się nad sensem

swego bytu tu i teraz na polskiej ziemi, przy czym wyraźnie napięcia emocjonalne i sfera pragnień

kształtują stosunek do zewnętrznej rzeczywistości. Wątpliwości co do sensu walki o Ojczyznę

rozgrywają się w jego wnętrzu, ale jest to okazja do odnalezienia istoty patriotyzmu, zamieszczonej w

końcowych partiach utworu. Okazuje się bowiem, że poza Ojczyzną nie ma świata, nie ma życia, nie

ma nic; jej utrata to totalne bankructwo, zarówno materialne, jak i duchowe. Początkowo wprawdzie

naród i Ojczyzna to tylko słowa, których sens objawia się — bo tylko tam może — w poezji. Jednakże

w toku wywodu mężczyzna dochodzi do wniosku, że Ojczyzna to on sam jako Polak, ale także każdy

człowiek, który odczuwa związek z ziemią zamieszkiwaną przez jego pradziadów. Polska natomiast to

teren porównany do ciała, pięknego i wielkiego. Ojczyzna jest domem, kolebką i mogiłą, czyli

wszystkim tym, co zapewnia człowiekowi sens bycia i bezpieczeństwo istnienia.

254 Podobnie dzieje się w mało znanym szkicu powieściowym Reymonta Marzyciel (1908). Główny bohater Józio Pełka, kasjer z prowincjonalnej stacji kolejowej, kradnie pieniądze i wyjeżdża do wyidealizowanego w swej wyobraźni Paryża, wielkiej stolicy świata artystycznego, który okazuje się być pospolitą i brzydką przestrzenią. Zderzony z realiami świat wysnuty z książek okazuje się być głupim, bezecnym i nudnym „zamtuzem dla zbogaconych parobków i dziewek publicznych”, „ściekiem wszelakiej hołoty, rują wszechświatowej kanalii”, współczesną Mekką „ludzkich zgrzęzów” i moralnej padliny świata. To „podły złodziej dusz”, „ściek ohydy i zbrodni” (W. Reymont, Marzyciel, Kraków 2003, s. 166, 167). 255 Zob. W. Toporow, Przestrzeń i rzecz, wstęp B. Żyłko, Kraków 2003.

425

Dzięki temu, że bohaterowie nie doświadczają świata i rzeczy, czy też przestrzeni i rzeczy, ale w

nich uczestniczą, stanowią z nimi jedność, pojawia się kolejny rodzaj przestrzeni — przestrzeń

ukonstytuowana/ukonkretniona, czyli miejsce256. Jak podkreśla S. Symotiuk „miejsce” wobec

„przestrzeni” staje się odrębną kwestią ontologicznej relacji „całość” — „część”, ale ogarniętej

również rozmaitymi dysproporcjami. Tu nie sam „człowiek” jest aktorem dylematów i paradoksów

ontologicznych, lecz coś bardziej pierwotnego i fundamentalnego: samo życie jako fenomen

przyrodniczy i duchowy257. Znajomość miejsc jest zawsze wtórna, jest skutkiem uprzedniego

ukonkretnienia przestrzennego chaosu, zlokalizowania, nazwania. Jest ono w pewnym sensie również

odniesieniem do siebie samego, bowiem człowiek jako podmiot istnienia ustanawia miejsca i ustala

pewną hierarchię ich wartości. Jeżeli osiada w „miejscu”, jednocześnie dokonuje unieruchomienia,

często nawet petryfikacji, zwłaszcza własnej osobowości258. Idealnym zobrazowaniem tej tezy jest

opowiadanie Pokój, w którym znudzenie życiem głównego bohatera Cedyńskiego rodzi w nim wstręt i

nienawiść do życia i siebie samego. W toku wewnętrznych analiz dochodzi on do wniosku o

konieczności zmiany stylu życia, ale przede wszystkim o ustanowieniu nowej, bezpiecznej przystani,

w której będzie mógł poczuć szczęście. Zdaje sobie sprawę z tego, że koniecznym warunkiem

wewnętrznego odrodzenia jest uporządkowanie zewnętrznego świata, ale też nieustanna dbałość o

jego przemiany. Zatem pierwotna tożsamość miejsca w przestrzeni miejskiej może ulegać zmianie aż

po całkowitą jej utratę, ale istnieje możliwość jej odzyskania czy też odbudowania, pod warunkiem

uświadomienia sobie własnej wartości. W tym kontekście życie w mieście może jawić się jako

nieprawdziwe, pozbawione możliwości rozwoju duchowego, degradujące psychikę i sferę uczuć oraz

moralność człowieka, ale ma on jeszcze możliwość wyboru i ponownego uwartościowienia własnej

przestrzeni i siebie samego, nie jest skazany na totalną klęskę.

Centralne miejsce w przestrzeni ukonkretnionej zajmuje przestrzeń prywatna, której

reprezentacją jest dom jako przeważnie znienawidzone miejsce azylu. Przestrzeń domowa ewokuje

oczywiście pojęcia prywatności, własności. Istotna jest funkcja drzwi, które wyznaczają granicę

przestrzeni wewnętrznej, bronią przestrzeń przed tym, co przychodzi z zewnątrz, ale niejednokrotnie

256 Nawiązując do szerszego kontekstu historycznoliterackiego należałoby jednak podkreślić, że w dziewiętnastowiecznej rzeczywistości, w związku z procesami industrializacyjnymi, miejsce w zasadzie już nie istnieje. Widać to zwłaszcza w twórczości Kosiakiewicza, Marrené-Morzkowskiej, Bartkiewicza, Reymonta, Żeromskiego, którzy prezentowali obszary zamieszkane przez zbiorowości heterogeniczne, zawodowe. Charakteryzowała je ciągła zmienność, uniemożliwiająca budowanie więzi społecznych. Społeczności lokalne (powiązane ze sobą za sprawą więzów pokrewieństwa, sąsiedztwa) przekształcały się w zbiorowości terytorialne (osoby samotne, zatomizowane). Obszar stał się właściwie przestrzenią abstrakcyjną, wytwarzaną i kształtowaną w wyniku sił techniczno-ekonomicznych. Por. B. Jałowiecki, Przestrzeń znacząca, [w:] J. Wódz (red.), Przestrzeń znacząca. Studia socjologiczne, Katowice 1989. 257 S. Symotiuk, Miejsce i czas, [w:] Z. Kadłubek (red.), Genius loci. Studia o człowieku w przestrzeni, Katowice 2007. 258 Por. É. Cioran, Pokusa istnienia, Warszawa 2003.

426

również prowadzą do ograniczenia swobody, stanowiąc tym samym rodzaj więzienia. Podczas gdy

dom powinien wyznaczać i porządkować przestrzeń prywatną, u Niedźwieckiego zamienia się raczej

w przytułek cierpień i nudy, z którego człowiek woła o ratunek i szuka wyzwolenia. Co więcej, funkcję

osaczającą spełniają również najbliższe zabudowania, kamieniczne podwórka, których ciasnota i brud

prowadzą do silnego uwewnętrznienia poczucia wstrętu259. Bardzo ważną rolę spełniają rzeczy,

dopełniające całość obrazu i wzbogacające go o nowe treści. Ważna jest ich ilość oraz jakość,

wskazują bowiem na nędzę (materialną, ale też duchową), ale także stanowią symbol poziomu

kulturalnego czy też rozwoju cywilizacyjnego. Nieład i brud wnętrza domu odzwierciedla duszę jego

właściciela, podkreśla rozproszenie tożsamości i rozpad psychiki, aksjologiczną atrofię,

zaprowadzanie porządku natomiast wyraźnie wskazuje na psychologiczną odbudowę i poszukiwanie

sensu życia.

Każde miejsce określają specyficzne właściwości. Charakter miejscu nadają jego mieszkańcy z

jednej strony, z drugiej — jest on określany poprzez cechy przedmiotów i bytów. Te dwustronne

relacje poświadczają nazwy miejsc i osób. Nazwy miejsc dookreślają mieszkańców i odwrotnie: imię

własne, zawód, cechy psychiczne lub fizyczne stają się nazwą dla danego miejsca260. Przestrzeń

geograficzna jest oczywiście mapą miejscowości, w których rozgrywają się opisywane zdarzenia. U

Niedźwieckiego nazwy miejscowości pojawiają się sporadycznie. Są to — poza Krakowem, Wiedniem

i Paryżem — Groble, Szmatki (dwukrotnie), Śmieci, Psiary, Kuternogi, Dołki, Obracajki, Opłotki,

Śmietniczyn, Murawa, Kąt i Zapadłowice. W większości opowiadań jednak przestrzeń działań

bohaterów nie została nazwana, tzn. brak jakichkolwiek wskazówek, gdzie rozgrywa się akcja

zdarzeń. Może to być w równym stopniu zarówno miasto, przedmieścia, jak i wieś gdziekolwiek na

świecie (akcja opowiadań rozgrywa się np. w poznańskiem, ale też gdzieś w Szwajcarii). Dominujący

brak nazw i w ogóle elementów realnościowych jest wykładnikiem intencji symbolicznego

projektowania znaczeń, ale też próbą zuniwersalizowania przestrzeni. Już pierwsi krytycy podkreślali,

że rozwiązania zastosowane przez Niedźwieckiego w tym zakresie, pozwalają na „uświatowienie”

jego twórczości, w tym sensie, że każdy z czytających — bez względu na narodowość — może

opisywane zdarzenia przenieść do własnego kraju. Pojawiające się nazwy są mimo wszystko ważnym

elementem przestrzeni, ponieważ nie tylko częściowo ją konkretyzują, ale także pozwalają na

stworzenie wspomnianej już, ale tylko przypuszczalnej, mapy zdarzeń oraz urealniają opisywane

wydarzenia.

Podczas gdy miasto jest w miarę konsekwentnie prezentowane jako przestrzeń zła, miejsce

przeklętej egzystencji we wszechogarniającej pustce duchowej, gdzie można wszystko kupić lub

259 Zob. W. Menninghaus, Wstręt. Teoria i historia, Kraków 2009. 260 Zob. M. Wieruszewska, Wieś. W poszukiwaniu całości społeczno-kulturalnej, Warszawa 1991, s. 67–69.

427

stracić, przestrzeń rustykalna (prowincja, a zwłaszcza wieś) jest ukazana jako jedyne miejsce, w

którym przybysz z miasta może odnaleźć szczęście oraz równowagę psychiczną i fizyczną. To właśnie

tutaj ratunku i sensu życia poszukują bohaterowie, znajdujący się niejednokrotnie na skraju

załamania psychicznego, zdecydowani na popełnienie samobójstwa. Jednocześnie Niedźwiecki

prezentuje los chłopa i ogólną sytuację ówczesnej wsi, ale także opinie o wsi (wieś to czyściec) oraz o

przepaści intelektualnej oraz braku zrozumienia dla lokalnych problemów pomiędzy mieszkańcami

wsi i miasta. Rozłam pomiędzy ich problemami i postrzeganiem świata jest ogromny. Z jednej strony

chłop odnosi się do życia w sposób nieskomplikowany, wyróżnia go prostota umysłowa i radość z

bieżącej chwili, z drugiej — pojawia się obyty z kulturą człowiek z miasta, który dostrzega i podkreśla

prymitywizm swego współbrata.

Równie mocno w przypadku przestrzeni miejskiej, jak i przestrzeni wsi, ważna jest przyroda. Ze

względu na to, że przestrzeń percypowana przez człowieka istnieje w tajemniczych kategoriach

analogii „aury” krajobrazu z jednej strony, a nastrojów przeżyciowych i namiętności z drugiej

strony261, bardzo wyraźnie z doznaniami wewnętrznymi bohaterów sprzęgnięty został obraz natury

wielokrotnie powracający w opowiadaniach. W przeciwieństwie do pierwszego pokolenia

naturalistów, Niedźwiecki wprowadza przyrodę do miasta, szczególną rolę dając słońcu, które staje

się właściwie sędzią i stwórcą w jednym. Klęskom, nieszczęściom, ale też sukcesom i radościom

towarzyszą zmiany w przyrodzie, która jest wartościowana pozytywnie lub negatywnie, w zależności

od stanu psychofizycznego bohaterów. Niejednokrotnie tętniąca życiem wiosna stanowi

odzwierciedlenie radości, obrazy ponurej jesieni i zimy natomiast pojawiają się przy próbach

samobójczych.

Powyższe rozważania miały na celu wskazanie charakterystycznych dla twórczości Zygmunta

Niedźwieckiego rozwiązań dotyczących kreowania przestrzeni w dziele literackim. Jednoznacznie

wynika z nich, że autor Słońca czerpał z praktyki pisarskiej pierwszego pokolenia naturalistów

polskich, ale jednocześnie wyprzedził rozwiązania modernistyczne, zwłaszcza w zakresie przestrzeni

urbanistycznej. Przyznać przy tym należy, że wykazał się oryginalną pomysłowością twórczą nie tylko

w tworzeniu przestrzeni geograficznej i egzystencjalnej, ale przede wszystkim w psychologizacji

świata przedstawionego.

Bibliografia:

Barthes R., L’empire des signes, Genève 1970.

261 Zob. S. Symotiuk, dz. cyt.

428

Caillois R., Odpowiedzialność i styl, wstęp J. Błoński, Warszawa 1967.

Chm. P. [P. Chmielowski], „Wędrowiec”, 1891/42.

Cioran É., Pokusa istnienia, Warszawa 2003.

-cj- [Cz. Jankowski], „Tygodnik Ilustrowany”, 1892/109.

Czachowski K., Obraz współczesnej literatury polskiej 1884-1933, t. 1: Naturalizm i neoromantyzm, Lwów 1934.

Feldman W., „Przegląd Tygodniowy”, 1895/18.

Głowiński M., Przestrzenne tematy i wariacje, [w:] Głowiński M., Okopień-Sławińska A. (red.), Przestrzeń i literatura, Wrocław 1978. Goffman E., Człowiek w teatrze życia codziennego, wstęp J. Szacki, Warszawa 2000. Goffman E., Frame Analysis. An Essays on the Organization of Experience, New York 1974. Grubiński W., „Książka”, 1905/8.

Hodi J. T. [J. Tokarzewicz], „Prawda”, 1895/18.

Jałowiecki B., Przestrzeń znacząca, [w:] Wódz J. (red.), Przestrzeń znacząca. Studia socjologiczne, Katowice 1989. Joyce J., The Dubliners, London 1914. Ledrut R., Les images de la ville, Paris 1973. Markiewicz Z., Zygmunt Niedźwiecki. Studium z dziejów polskiego naturalizmu, Kraków 1939.

Menninghaus W., Wstręt. Teoria i historia, Kraków 2009.

Mu[szyński] J., „Tygodnik Ilustrowany”, 1899/35.

Niedźwiecki Z., Listek figi, [w:] tegoż, Lekcja życia, Kraków 1903.

Niedźwiecki Z., Opowiadania, wstęp D. Trześniowski, t. 1, Lublin 2009.

Potocki A., Polska literatura współczesna, cz. 1: Kult zbiorowości, Warszawa 1911.

Reymont W., Marzyciel, Kraków 2003. Rybicka E., Modernizowanie miasta. Zarys problematyki urbanistycznej w nowoczesnej literaturze, Kraków 2003.

Stoff A., Poetyka i semantyka literackich zobrazowań przestrzeni miasta, [w:] Data J. (red.), Miasto – kultura – literatura. Wiek XIX, Gdańsk 1993.

Symotiuk S., Miejsce i czas, [w:] Kadłubek Z. (red.), Genius loci. Studia o człowieku w przestrzeni, Katowice 2007. Szczepański M. S., Z historii socjologii miasta i procesów urbanizacji. Ekologia klasyczna i konwencjonalne teorie urbanizacji, [w:] Wódz J. (red.), Problemy socjologii miasta, Katowice 1984.

Toporow W., Przestrzeń i rzecz, wstęp B. Żyłko, Kraków 2003. Wieruszewska M., Wieś. W poszukiwaniu całości społeczno-kulturalnej, Warszawa 1991.

429

Adrianna Garnik [email protected]

Tożsamość – analiza wybranych portretów autorstwa Janusza Janowskiego.

Interesującą postacią współczesnej sztuki polskiej jawi się Janusz Janowski - tworzący w

Gdańsku malarz, teoretyk sztuki, pedagog, a także muzyk. Janowski urodził się w 1965 roku w

Połczynie-Zdroju, był uczniem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni-Orłowie, później

rozpoczął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku na Wydziale Malarstwa, gdzie uzyskał dyplom

w 1994 roku w pracowni prof. Macieja Świeszewskiego. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych

współtworzył grupę artystyczną Stowarzyszenie Malarzy. Od 2002 roku czynnie działa jako członek

zarządu Związku Polskich Artystów Plastyków w Gdańsku, gdzie obecnie pełni funkcje Prezesa.

Jako teoretyk analizuje dawną i współczesną sztukę, a jako działacz ZPAP w Gdańsku

organizuje liczne wystawy artystów środowiska plastycznego oraz ogólnopolską Nagrodę im.

Kazimierza Ostrowskiego, przyznawaną twórcom za wybitne osiągnięcia w dziedzinie malarstwa.

W swoich obrazach Janowski nawiązuje do dzieł mistrzów malarstwa europejskiego,

uzyskując dodatkowy wymiar znaczeniowy. Łączy go z nimi chęć zgłębienia tajemnicy istnienia

poprzez malarstwo, a także posługiwanie się środkami wyrazu artystycznego tak, by ewokowały

treści symboliczne. Portret w malarstwie XX wieku, podobnie jak inne tematy, przestał być celem

malarskich poszukiwań, służył jako pole eksperymentów formalnych, gdzie nie było już miejsca na

zgłębianie osobowości ludzkiej, jej niepowtarzalność i tożsamość. Artyści ubiegłego wieku, chcąc

oddzielić to, co malarskie, artystyczne, od tego, co nie należy do świata sztuki, porzucili sztukę

przedstawiającą, a dalej samo malarstwo262. Współcześnie jednak obserwujemy powrót ku

malarstwu przedstawiającemu.263 Portret stawia przed malarzem dodatkowy problem, którego nie

może łatwo ominąć; artysta musi być świadomy, że tworzy obraz konkretnego indywidualnego

262 P. Meyer, Historia sztuki europejskiej, t. 2, Warszawa 1973, s. 278. 263 Janowski, zauważając to, konstatuje: „Być może więc obecny powrót malarstwa jest nade wszystko szansą rozważenia na nowo wszelkich jego aspektów i uwarunkowań, szansą rozszerzenia analizy ontycznej struktury dzieła malarskiego, zwłaszcza w jego aspekcie semiologicznym. Nakłania także i do tego, by rozumiejąc malarstwo jako system znaczący, rozważyć konstytucyjne wobec jego istoty zależności tematyczno-formalne, zachodzące między poszczególnymi dziełami malarskimi także wówczas, gdy setki lat oddzielają ich czas powstania.”- J. Janowski, Jakie malarstwo jest nadal możliwe, „Artluk” 2008, nr 3, s. 61.

430

człowieka. „Innymi słowy, obrazowość portretu dochodzi do głosu w ścisłym związku z tym, że

ukazuje indywiduum.”264

Trzy portrety, oparte o tradycyjne modele ikonograficzne, w tym dwa córek i jeden żony

Janowskiego, powstały w latach 1998–1999, w okresie, w którym artysta coraz śmielej wprowadza do

własnego języka malarskiego układy ikonograficzne wielkich malarzy europejskich. Malarz,

zapożyczając schemat kompozycji z twórczości poprzedników, nie kopiuje ich języka malarskiego.

Własnym słownikiem form, pełnym ekspresji i bogactwa nakładających się jedna na drugą plam

barwnych oraz niezależną od nich linią malarz musi niejako „tłumaczyć” wzór.

Portret Julii z 1998 r. przedstawia starszą córkę malarza w ujęciu trzy czwarte. Wizerunek

ukształtowany jest w typie portretu weneckiego, w którym tło za portretowanym podzielone jest na

dwie części, a po lewej lub po prawej stronie obraz otwiera się na głęboki krajobraz, portretowany

zaś ujęty jest w całej postaci lub półpostaci, jak w Portrecie Eleonory Gonzagi z lat 1536-37 lub

Cesarza Karola V w fotelu z 1548 roku, dwóch dziełach Tycjana, niezrównanego portrecisty i twórcy

weneckiego typu portretu265. Użycie przez Janowskiego tycjanowskiej kompozycji nadaje córce

malarza niezwykłą powagę i dostojność z dawnych oficjalnych wizerunków, jednocześnie nie tracąc

na dziecięcej delikatności. Także użyte przez niego środki formalne bliskie są bujności weneckiego

malarstwa.266 Dziewczynka o długich blond, prostych włosach, ubrana w intensywnie czerwoną

sukienkę z dużym, białym, koronkowym kołnierzem, siedzi na krześle na tle karminowej kotary i

prostokątnego otworu okiennego, zapatrzona nieruchomo przed siebie. Figura dziewczynki wypełnia

znaczną część powierzchni płótna. Jej twarz ukształtowana subtelnymi gradacjami koloru: żółcieni,

cynobru, bieli, paroma liniami oddaje rysy dziecięcej buzi. Z tyłu, po lewej stronie, otacza postać

głęboki cień, w którym gubią się kształt ciężkiej, ciemnoczerwonej kotary oraz łuk

ciemnozielonkawego oparcia krzesła, zaś z drugiej strony, za Julią, widoczny jest pejzaż. Tuż przy

prawej dłoni dziewczynki, w której trzyma biały kwiatek, widać głowę pieska tulącego pysk do jej ręki.

Także Tycjan w jednym z pierwszych dziecięcych portretów w sztuce zachodnioeuropejskiej, Portrecie

Clarice Strozzi z 1542 roku, ukazuje ją czule karmiącą obwarzankiem pieska. Badacze często

interpretują obecność psa w portretach dziecięcych jako symbol dobrego wychowania, zwycięstwa

264 M. Haake, Twarzą w twarz z portretem. W stronę radykalnej hermeneutyki malarstwa portretowego, [w:] Poprzęcka M. (red.), Twarzą w twarz z obrazem, Materiały Seminarium Metodologicznego Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Nieborów 24 –26 października 2002, Warszawa 2003, s. 41. 265 W. R. Rearick, Reflections on Tintoretto as a Portraitist, ,,Artibus et Historiae” 1995, nr 31, s. 52. 266 I. Witz niezwykle obrazowo opisuje tę właściwość malarstwa weneckiego: „[...] szalenie krwiste, żywiołowe i namiętne malarstwo, nie stroniące od wyrazistego podkreślania bujności formy, kontrastów, od intensywnego koloru, gwałtownego gestu.” – I. Witz, Portret w malarstwie, Warszawa 1970, s. 71.

431

intelektu nad zwierzęcymi instynktami – dziką naturą.267 Ale przede wszystkim taki naturalny i

przyjazny stosunek do zwierzęcia podkreśla ufny, dziecinny charakter portretowanej.268 Zaś w

kwiecie, trzymanym przez dziewczynkę w obrazie Janowskiego, można rozpoznać białego tulipana,

który symbolicznie charakteryzuje postać portretowanej. Kwiat ten w czasach nowożytnych „wyrażał

elegancję i wytworną zadumę, [...] brak zapachu poczytywano za cnotę powściągliwości. W istocie

chłodna uroda ma, by tak rzec, charakter introwertywny”269. Jego biel symbolizuje niewinność,

czystość dziewictwa, a także piękna.270

Niespokojny, pełen swobody, a jednocześnie liryczny pejzaż za oknem nadaje postaci charakter melancholijny. Dwa drzewa samotnie zdobią ciągnące się aż po szczyty niebieskawych gór cynobrowe polany. Przestrzeń nieba, rozbita jest przez chmury, ukształtowane ekspresyjnie swobodnymi biało–niebieskimi maźnięciami, oraz rozświetlające je ciepłożółtawe promienie słońca skrytego za głową portretowanej. Pejzaż „odsłaniany przez kotarę” symbolizuje etap życia, w którym świat powoli odkrywa przed ciekawą, jeszcze pełną ufności dziewczynką swoje możliwości i tajemnice.

Inaczej Janowski skomponował portret swojej drugiej, młodszej córki Jagody z 2000 roku,

choć malatura pozostała ta sama. Dziewczynka, ubrana, podobnie jak siostra, w czerwoną sukienkę,

stoi w pomieszczeniu, które z tyłu za postacią także przysłonięte jest po części z lewej strony

ciemnoczerwoną kotarą. Przed postacią Jagody malarz umieścił w lewym dolnym rogu mebel,

wydobyty złamaną pod kątem prostym linią i walorem, na którym leżą owoce. Przeciwwagę

chromatyczną w stosunku do dominanty czerwonej sukienki, którą w Portrecie Julii spełniał kołnierz,

tworzy trzymany na rękach przez dziewczynkę biały kot. Obejmowany czule obiema rękoma, pełni tu

podobną funkcję symboliczną jak pies w portrecie starszej córki, ukazuje prostoduszność i

dziecinność portretowanej. Czerwień sukienki kontrastowo ożywia postać i przybliża do widza.

Tym razem Janowski przyjął kompozycję skonstruowaną w portretach dziecięcych przez

znakomitego hiszpańskiego kontynuatora Tycjana, a zarazem wybitnego portrecisty królewskiego

Diego Velazqueza, szczególnie tę z Portretu infanta Filipa Prospera z 1659 roku. Jest to niezwykle

poruszający obraz ze względu na umiejętne połączenie królewskiej powagi z wdziękiem małego

dziecka. W odróżnieniu od Tycjana, Velázquez akcentuje przestrzeń wypełnioną pałacowym

wyposażeniem. Filip Prosper, podobnie, jak Jagoda u Janowskiego, pozuje w realnym, ograniczonym

pomieszczeniu. W głębi, w prawym górnym rogu obrazów widać otwarte, rozświetlone drzwi. W

portrecie Janowskiego dodatkowo stoi w nich ledwo zarysowana postać. Wiedząc, że jest to portret

córki malarza, podpisującego swoje obrazy skróconym imieniem i jednocześnie imieniem italskiego

267 A. Palomino de Castro y Velasco, Najznamienitsze dzieło don Diega Velázqueza, [w:] Witko A. (red.), Tajemnica Las Meninas. Antologia tekstów, Kraków 2006, s. 45; I. G. Kennedy, Titian circa 1490-1576, Köln 2006, s. 62. 268 A. Walther, Tycjan, Warszawa 1978, s. 63. 269 Z. Herbert, Martwa natura z wędzidłem, Warszawa 1998, s. 51. 270 W. Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 2001, s. 181.

432

boga – JANUS, właściwa wydaje się interpretacja otwartych w głębi drzwi, przejścia (łac. ianua), jako

samego Janusa – „boga wyjścia i wejścia, a w przenośni początku i końca, zmian, epok, śmierci i

zmartwychwstania [...]”271. Zatem to malarz otworzył przed córką świat, jest tu łącznikiem między

przeszłością a przyszłością w osobie córki, nauczycielem i strażnikiem. Wtedy wyjaśnia się obecność

„Cézanne’owskiej” martwej natury z trzech owoców na kontuarze przed portretowaną: może być

interpretowana jako symbol samej dziewczynki, córki – owocu Janusa. Podobnie jak para drzew w

portrecie starszej córki, przywołująca rolę rodziców.

Portrety córek odwołują się do dwóch wielkich portrecistów w historii malarstwa

zachodnioeuropejskiego: Tycjana i Velazqueza. Można odczytać je jako alegorię malarstwa, swoistą

deklarację kontynuacji i przekazania dalszym pokoleniom dorobku tradycji kultury europejskiej.

Janowski twórczo przetwarza dzieła, nadając im osobisty, a przez to nowoczesny rys. Nie dziwi więc

podjęcie przez malarza, wrażliwego na emulację wzorów włoskich, wyzwania starcia się z

najsłynniejszym dziełem malarskim w historii kultury europejskiej – swoistym traktatem malarskim –

Moną Lisą Leonarda da Vinci z około 1503-1515 roku. Z arcydziełem, które artyści XX wieku

sprofanowali w destruktywnym geście manifestującym ich pogardę dla przeszłości272. Po licznych

pastiszach i szyderczych kopiach malarze przestali widzieć w Giocondzie obraz poszukiwań malarskich

wybitnego artysty, a zaczęli postrzegać go jako banał i popkulturowy produkt. Nawet jeżeli spojrzy się

na obraz Mona Lisa z 1977 roku autorstwa kolumbijskiego malarza i rzeźbiarza Fernanda Botera,

który często kopiuje wybitne dzieła sztuki europejskiej, odnosi się wrażenie, że ukazanie tego dzieła

poprzez właściwą owemu artyście „poetykę nadmiaru”273 także wpisuje się w szereg groteskowych

interpretacji.

Obraz Janowskiego o tych samych wymiarach co Mona Lisa Leonarda da Vinci

(73 x 54 cm), zatytułowany Portret Krystyny wg Leonarda z 1999 roku, ma tylko nieznacznie

zmienioną kompozycję w stosunku do swojego wzoru: postać kobiety bardziej wypełnia ramy obrazu,

mniej przestrzeni pozostawia malarz pod dłońmi portretowanej. Janowski, korzystając z wybitnego

wzorca, maluje portret swojej żony. Jest to o tyle ważne, że nie można tu mówić o kopii, obraz jest

wizerunkiem realnej kobiety, upozowanej, jak postać Giocondy, na tle krajobrazu. Więcej jest jednak

różnic niż podobieństw tych dwóch obrazów w obrębie języka malarskiego. Na pierwszy rzut oka

zwracają uwagę widza odmienne gamy barwne. U Leonarda jest ona chłodna, zaś ograniczona do

271 Tamże, s. 70; Z. Kubiak, Mitologia Greków i Rzymian, Warszawa 1998, s. 539-540. 272 Destruktywne ruchy artystyczne, by móc uwiarygodnić swoje teorie, musiały najpierw zrzucić z piedestału ikony tradycyjnej sztuki europejskiej. M. Poprzęcka szeroko opisuje to zjawisko nie tylko artystyczne, ale i społeczne w rozdziale Arcydzieła są zmęczone [w:] taż O złej sztuce, Warszawa 1998, s. 73-122. 273 J. Janowski, Mieczysław Baryłko, [w:] tenże, Mieczysław Baryłko. Ocalić od zapomnienia, kat. wyst., Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 2007, s. 6.

433

czterech kolorów paleta Janowskiego utrzymuje obraz w gamie barw ciepłych, choć oczywiście

znaleźć można plamy błękitu czy zieleni, te jednak zawsze są barwami złożonymi, a przez to

stłumionymi.274 Natomiast wiele miejsc, jak choćby załamania materiału na rękawie, namalowanych

zostało zamaszyście czerwienią, która, podbita przez czerń, wydaje się surowo czysta. Przypomina to

bardziej technikę późnego Tycjana, dla którego kolor był podstawowym elementem formotwórczym.

Dla Leonarda da Vinci głównym elementem konstruującym i ujawniającym formę w obrazie był

światłocień, któremu tak dużo miejsca poświęcił w swoim traktacie o malarstwie. Niezwykle delikatny

światłocieniowy modelunek tworzy w obrazach renesansowego mistrza „niedostrzegalne stapianie

się tonów, przenikanie się płaszczyzn”275. Janowski nie odrzuca waloru jako środka wyrazu, ale jest

on u niego jednym z wielu elementów tworzących kompozycję. Nie unika także widocznej i

niezależnej plamy barwnej, która w Portrecie Krystyny wg Leonarda tworzy zróżnicowaną płaszczyznę

przenikających się barw. Janowski nie przytłumia chromatyki jak Leonardo, jego kolory są żywe i

często podkreślają nawzajem swoją wartość. Jeśliby użyć poetyki wypowiedzi Kennetha Clarka, że

„powierzchnia [Mony Lisy Leonarda – A.G.] ma delikatność świeżo zniesionego jaja”276, to strukturę

pracy Janowskiego trzeba byłoby określić mianem żywej, tętniącej krwią tkanki. Leonardo unika

kształtowania formy linią i rozumie ją jako kontur kształtu, który powinien zacierać się w cieniach i

refleksach, przysłonięty „mrocznym welonem”277 sfumato. Zwraca on uwagę: „Jeśli linia oraz punkt

są rzeczami niewidzialnymi, zatem granice przedmiotów, jako będące również linią, są także

niewidzialne – nawet z bliska”278. Tymczasem w portrecie Janowskiego linia jest istotnym

elementem, oczywiście nie obrysowuje kształtu utworzonego przez plamę barwną, ale jakby na

przekór niej, narzuca jej matematyczną dyscyplinę.

Także pejzaż w Portrecie Krystyny wg Leonarda, pomimo górzystego ukształtowania, nie

kopiuje „kosmicznego” krajobrazu z Mony Lisy Leonarda, lecz jest jego wolną, abstrakcyjną

interpretacją. Ukształtowany jest licznymi i drobnymi pociągnięciami pędzla, tworząc organiczną,

„Turnerowską” całość. Od pejzażu postać nie jest niczym oddzielona, nie ma tu balustrady balkonu,

która wprowadzała geometryczną perspektywę w Monie Lisie Leonarda. Janowski jeszcze bardziej

274Janowski ograniczył swoją paletę do czterech barw, odwołując się w ten sposób do tradycji sięgającej starożytnego malarstwa greckiego, ponieważ te cztery kolory: biel, czerwień, żółcień i czerń składają się na tzw. „barwy Empedoklesa”. „Niemniej harmonię nimi wyznaczoną można uznać za typową harmonię greckiej palety i greckiej estetyki. [...] Ta wąska gama nie dowodzi bynajmniej jakiegoś ograniczenia percepcji wzrokowej Greków, lecz specyficzności upodobań estetycznych w sztuce malarskiej, które z rozmysłu w pewnym okresie ograniczały chromatyczną intensywność koloru.” - M. Rzepińska, Historia koloru w dziejach malarstwa europejskiego, t.1, Warszawa 1989, s. 79. J. Gage, Kolor i kultura. Teoria i znaczenie koloru od antyku do abstrakcji, Kraków 2008, s. 29-30. 275 K. Clark, Leonardo da Vinci, Warszawa 1964, s. 112. 276 Tamże. 277 M. Rzepińska, dz.cyt., s. 226. 278 Leonardo da Vinci, Traktat o malarstwie, Gdańsk 2006, s. 377.

434

wtapia postać w otaczającą ją naturę, czym uwydatnia podobne myślenie o człowieku jako części

makrokosmosu. Badacze Mony Lisy podnosili to zagadnienie przy interpretacji związku Giocondy z

otaczającym ją pejzażem, określali ją mianem „personifikacji” pejzażu279. Niewątpliwie sam

Leonardo zasugerował taką interpretację, pisząc w Traktacie o malarstwie: „Człowiek został nazwany

przez starożytnych małym światem, rzeczywiście, określenie to doskonale pasuje do opisu ludzkiego

ciała, zakładając, ze składa się ono z ziemi, wody, powietrza i ognia. Świat składa się z tych samych

elementów”280. Użycie przez Janowskiego czterech kolorów Empedoklesa281 – związanych z

żywiołami – znakomicie współgra z taką interpretacją.282

Dzięki zastosowaniu przez Janowskiego nowoczesnych środków wyrazu w kompozycji

zaczerpniętej z Mony Lisy, na powrót możemy spojrzeć na obraz renesansowego mistrza i teoretyka

malarstwa „świeżym okiem”, które porzuca ciekawe socjologicznie spekulacje na temat powodu

dziwnego uśmiechu czy tożsamości portretowanej, jakie zdominowały dyskurs nad tym arcydziełem,

aby ujrzeć w nim przede wszystkim realizację malarskich przemyśleń geniusza malarstwa.

Inny charakter kobiety przedstawia nam Janowski w całopostaciowym wiezunku

zatytułowanym Portret żony z 2005 roku. Na obrazie stoi naturalnej wielkości majestatyczna, nieco

sztywna postać żony malarza na tle niezwykle sprawnie rozmalowanej odcieniami żółcieni pustej

przestrzeni. Portretowana ubrana jest w prosty, lekko wcięty w pasie, kruczoczarny płaszcz, ze

złożonymi na brzuchu rękami, na głowie ma dziwne nakrycie, jakby czarny kapelusz z dużym rondem.

Dominację czerni w postaci równoważą akcenty karminu apaszki na szyi i rękawiczek oraz bladych

powierzchni twarzy i odkrytej lewej dłoni. Postać patrzy na nas z góry, wyniośle i nieprzystępnie,

niczym Księżna Alba z portretu Goi. Nie jest to przypadkowa zbieżność, artysta tym razem podejmuje

formę portretu ukształtowaną w malarstwie hiszpańskim, począwszy od Portretu Pabla de Valladolid

z 1636–1637 roku. Velazqueza, gdzie „czarna postać na jednorodnym tle w kolorze piaskowym jest

279 W. Smith, Observations on the Mona Lisa Landscape, „The Art Bulletin” 1985, nr 2, s. 183-199. 280 H.A. Suh , Leonardo da Vinci. Szkice i zapiski, Warszawa 2006, s. 150. 281 Starożytny filozof grecki Empedokles połączył cztery główne barwy z czterema żywiołami. Na niego powołuje się Platon. Także paletą barw swojej twórczości Janowski potwierdza swoją przynależność do tradycji łacińskiej. Platon, Timajos, M. Witwicki (przekł.), Warszawa 1993, s. 344. 282 Ilustruje to fragment wywiadu przeprowadzonego przez J. Janowskiego z Jackiem Sempolińskim przy okazji przyznania Sempolińskiemu Nagrody im. Kazimierza Ostrowskiego: „J. Janowski: Jako malarz często zastanawiałem się nad barwami z palety antycznych malarzy. Stosowali zaledwie kilka pigmentów, ważne jest jednak to, że były barwnikami pochodzenia naturalnego, można by rzec, że otaczały ich i były częścią ich życia. Dzisiaj trudno mówić o takim związku. J. Sempolinski: Malarze z prehistorycznych grot malowali barwami utartymi z naturalnych pigmentów ziemi, stanowiących środowisko ich egzystencji. Dodawali nawet krew do tych pigmentów. Te fakty skłaniają do przeświadczenia, że farba może być traktowana jako symbol związku człowieka z materią świata, z której jest on stworzony.” –Janowski J. (red.) Jacek Sempoliński. Nagroda im. Kazimierza Ostrowskiego’2004 za 2003 rok, kat. wyst., Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 2004, s. 40.

435

doskonałym wzorcem syntezy”283. Manet, aby złożyć malarski hołd Velazquezowi namalował

Chłopca z fujarką w 1866 roku, stosując właśnie technikę wypracowaną przez Velazqueza w Portrecie

Pabla de Valladolid, „polegającą na zdecydowanych i płaskich pociągnięciach pędzla”284, które

kształtują szeroką, niczym nie wypełnioną płaszczyznę tła. Wcześniej Goya wykorzystał wzór

wypracowany przez Velazqueza, by dodać mu większej siły ekspresji, chłodny dystans, który obecny

jest zwłaszcza w przedstawieniach kobiet pochodzących z arystokracji. Ów zimny i nieprzystępny

charakter łączy te portrety ze światem klasycznej rzeźby antycznej.285 Malarz unikał kontrapostu,

który mógłby przerwać ich nieporuszoną postawę. Księżna Alba czy markiza Solana Goi, a także pani

Janowska, chłodno patrzą na widza, sugerując respekt, z jakim trzeba do nich podchodzić. Żona

Janowskiego na portrecie ma stopy ustawione niczym baletnica, jak markiza Solana u Goi, przez co

wygląda jakby unosiła się nad ziemią, co podkreślone jest dodatkowo cieniem padającym na pustą

podłogę. W napięciu jednego dominującego pionu czai się pociągające niebezpieczeństwo poprzez

ujęcie całej postaci. Kobieta jawi się w tym obrazie jako osoba władcza i bezkompromisowa, która

patrzy z góry.286 Nic nie zakłóca jej dominacji, spogląda na widza jak drapieżny i diaboliczny stwór.

Abstrakcyjne tło przecięte jest ukośnie u dołu na wysokości jednej trzeciej obrazu, różnicą tonu

zaznaczony jest styk dwóch płaszczyzn, dzięki czemu widz może odczuć powierzchnię, na której stoi

kobieta. Jednocześnie zdumiewa bogactwo tej pustki i aksamitnej czerni figury, czy raczej „czerni

kolorowej”287. Z bliska wydaje się, że nie ma w niej czarnej farby; widać głębokie, ciemne błękity,

nawet ugry, ale nie czerń. Jednak gdy odejdzie się od obrazu nie ma wątpliwości, że postać ubrana

jest na czarno. Podobnie tło malarz rozmalował swobodnie szerokimi pociągnięciami pędzla, tworząc

przestrzenną płaszczyznę.

Choć Janowski w omawianych portretach przedstawił osoby ze swojej rodziny, trudno nie

odnieść wrażenia, że nie tylko rodzinne więzy wymusiły powstanie tych obrazów, ale przede

wszystkim chęć ukazania swoich „przodków malarskich”, możliwość podjęcia z nimi artystycznego

dialogu, a także oddania im na swój sposób szacunku.

283 S. Zuffi, Okres baroku, [w:] M. Battistini, L. Impelluso, S. Zuffi, Historia portretu. Przez sztukę do wieczności, Warszawa 2001, s. 129. 284 Tamże, s. 280. 285 M. B. Mena Màrques, Goya - Mensch seiner Zeit und Prophet der Moderne, [w:] Ch. Thomson i R. H. Johannsen (red.), Goya. Prophet der Moderne, kat. wyst., Alte Nationalgalerie, Berlin, 13.07.2005–03.10.2005, Kunsthistorisches Museum, Wiedeń, 18.10.2005–08.01.2006, Köln – Berlin 2005, s. 14.

286 „Odpowiedzialność za te przewartościowania ponosi przede wszystkim Tycjan, który portret przedstawiający całą postać uczynił kanonicznym przedstawieniem władcy.” – V. I. Stoichita, Imago Regis. Teoria sztuki a portret królewski w Las Meninas Velázqueza, [w:] A. Witko(red.), Tajemnica Las Meninas..., dz.cyt., s. 226. 287 M. Serullaz, Goya. Portrety, Warszawa 1982, s. 10.

436

Nie ulega wątpliwości, że przy tak wyraźnej emulacji tradycji w portretach innych osób

podobnie będzie malarz przedstawiał samego siebie. Na pozór Autoportret Janowskiego z 1998 roku

nie zdradza inspiracji malarstwem dawnym. Obraz abstrakcyjnie podzielony jest pionowo na dwie

nierówne części: lewą tworzy ciemny prostokąt ograniczony prostą linią, tworząc kształt

odwróconego tyłem do widza płótna stojącego na sztaludze, którą sugerują trzy proste. Zza płótna,

po prawej stronie wyłania się postać malarza, który w lewej ręce trzyma paletę i trzy pędzle. Na

palecie widać wspomniane już tu cztery plamy pigmentów: czarny, czerwony, żółty i biały. Postać

wydobyta jest kolorem z jakby pochłaniającego wszystkie wartości chromatyczne waloru. Prawa

strona sylwetki malarza jest zasłonięta płótnem i dodatkowo gubi się w cieniu, podobnie jak połowa

jego twarzy.288 Malarz jest na „pograniczu tego, co widzialne, i tego, co niewidzialne: wyłania się

przed naszymi oczyma, opuszczając płótno, które nam się wymyka; a gdy za chwilę postąpi krok w

prawo, uchodząc naszym spojrzeniom, znajdzie się dokładnie naprzeciwko obrazu malowanego;

wejdzie w obszar, w którym obraz, na chwilę poniechany, stanie się dla niego znów widoczny, bez

cienia czy połowiczności”289. Fakt, że tak trafny opis autoportretu, wydawałoby się – obrazu

Janowskiego, zamieszcza francuski filozof Michel Foucault, analizując Las Meninas Velazqueza,

świadczy o dużej zbieżności tych dwóch przedstawień. Łączy je celowo ukryte płótno, które jest w

czasie tworzenia. Pierwszym tego typu autoportretem jest Malarz w swojej pracowni Rembrandta z

około 1628 roku.290. Malarze starali się w tego typu dziełach podkreślić „podmiotowy, duchowy

proces tworzenia”291, który zobrazowany jest momentem twórczej refleksji, wskazującej na

intelektualny charakter tej pracy. W swoim Autoportrecie Janowski przedstawia proces malarski, jako

zajęcie intelektualne, poprzez które malarz poznaje tajemnice, symbolizowane przez odwrócone

płótno oraz ogarniający obraz mrok. Sam malarz zaś ukazuje się jako ten, który osiągnie lub już

osiągnął doskonałość antycznych malarzy nie tylko poprzez trzymaną przez niego antyczną paletę

kolorów, ale przede wszystkim przez umieszczone w obrazie: prostą linię biegnącą prawie przez cały

obraz i półokrąg z linii tworzącej zarys ramienia malarza z paletą. Prosta przypomina anegdotę

przekazaną przez Pliniusza Starszego w Historii naturalnej, w której opisana została rywalizacja

pomiędzy dwoma wybitnymi malarzami greckimi, Apellesem i Protogenesem, o wykonanie

288 Taki zabieg zastosował po raz pierwszy Tycjan w Portrecie arcybiskupa Filipa Archinta z 1559 roku; portetowany zmarł w trakcie wykonywania portretu; połowa kompozycji, w tym twarzy, została przysłonięta przezroczystą zasłoną symbolizującą tajemnicę śmierci. – S. Zuffi, Renesans wenecki, [w:] M. Battistini, L. Impelluso, S. Zuffi, Historia portretu..., dz.cyt., s. 78. 289 M. Foucault, Panny dworskie, [w:] A. Witko (red.), Tajemnica Las Meninas..., dz.cyt., s. 91. 290 F. Marías, Gatunek Las Meninas: usługi rodziny, [w:] A. Witko (red.), Tajemnica Las Meninas..., dz.cyt., s. 271. 291 Ch. De Tolnay, Las Meninas Velázqueza. Interpretacja, [w:] A. Witko (red.), Tajemnica Las Meninas..., dz.cyt., s. 62.

437

najcieńszej i idealnie prostej linii.292 A namalowane półkole przypomina inny obraz Rembrandta z lat

1665-1669, Autoportret z dwoma kołami, które badacze interpretują jako symbol doskonałości.293

Także wszechogarniający i intensywny walor w Autoportrecie Janowskiego, który charakterystyczny

jest dla XVII-wiecznej tendencji zwanej pittura tenebrosa, do której także przypisywany jest

Rembrandt294, ma tu funkcję symboliczną295, odkrywania tajemnicy. Spojrzenie artysty włącza

widza w bezpośrednią relację, prowokuje go do próby zrozumienia rozmówcy-malarza, a

jednocześnie ukazuje akt widzenia. Podobieństwo gra tu drugoplanową rolę, choć malarz umiejętnie

upraszczając budowę twarzy do paru kresek i swobodnie położonych plam – niczym w twarzach

modelek z obrazów Amadea Modiglianiego – oddaje wiernie swój wizerunek. „Niezwykłe znaczenie w

tym miejscu objawia fakt restytucji, to on pozwala uniknąć świata abstrakcji. Do aktu kreacji

wprowadzony jest widz. Jego udział jest niezbędny − to on dopełnia całości aktu stworzenia nowej

przestrzeni poprzez wyzwolenie swych podświadomych kodów i połączeniu ich w całość z konstrukcją

linii i plam, które to wywołały te kody.”296 Cała malatura obrazu, mrok otaczający postać, a także

uproszczenia formalne oddają stan wyższej koncentracji, uobecniają to, co realnie nieobecne, a układ

ikonograficzny i poszczególne elementy kompozycji składają się na deklarację artystyczną. Janowski

przedstawiając siebie jako artystę, którego język malarski wywodzi się z XX wieku, jednocześnie

łącząc go z wcześniejszą tradycją malarstwa europejskiego, tworzy obraz nowoczesnego virtuoso.

W późniejszym Autoportrecie z lustrem, malowanym w latach 2003-2004, czyli w okresie,

kiedy Janowski bardziej konkretyzuje formę, by precyzyjniej wyrażać myśli i przynależność do tradycji,

nawiązując do portretów słynnych humanistów, artysta przedstawia siebie jako równego filozofom, a

malarstwo równe filozofii. Kontynuuje tradycyjny, Witruwiański „model etyczny artysty jako

człowieka szlachetnego i szlachetność tę wpajającego swej sztuce. Taki artysta stawał się virtuoso (od

łac. virtus, wł. virtú - cnota), człekiem wysokiego morale i wzniosłych zalet ducha i umysłu,

292 Pliniusz Starszy, Historia naturalna, [za:] Białostocki J., Myśliciele, kronikarze i artyści o sztuce. Od starożytności do 1500 roku, Gdańsk 2001, s. 114-115. 293 E. Buijsen, P. Schatborn, B. Broos, Self Portrait with Two Circles, [w:] Ch. White i Q. Buvelot (red.), Rembrandt by Himself kat. wyst., The National Gallery, Londyn 09.06.1999–05.09.1999, Royal Cabinet of Paintings Mauritshuis, Haga 25.09.1999–09.01.2000, London 1999, s. 220. 294 M. Rzepińska, Zjawisko tenebryzmu w malarstwie XVII w. i jego podłoże ideowe, [w:] taż, W kręgu malarstwa, Warszawa 1988, s. 115. 295 J. Janowski, Józef Pankiewicz wobec „łacińskiej tradycji” malarstwa europejskiego, „Pamiętnik Sztuk Pięknych” 2003, nr 4, s. 16. 296 J. Janowski, Między rzeczywistością a jej kodem, niepublikowana praca magisterska, Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Gdańsku 1994., s. 4. Podobnie rolę widza w sztuce opisuje A. Ławniczakowa: „Reguły kulturowe bowiem dawno już nauczyły nas wiązania i korelacji pewnych zjawisk fizycznych - na przykład specyficznych odkształceń fizjonomii czy całej postaci.” - A. Ławniczakowa, W zwierciadle studni, [w:] A. Marczak-Krupa (red.), Portret. Funkcja – forma – symbol, Materiały Sesji Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Toruń, grudzień 1986, Warszawa 1990, s. 282.

438

inteligentnym i eleganckim”297. Janowski odwołuje się do renesansowego typu portretu idealnego

gentiluomo i virtuoso z Portretu młodzieńca Rafaela z 1514 roku, czy z Portretu mężczyzny w

błękitnym kaftanie, tzw. Lodovico Ariosto Tycjana z około 1512 roku ukazując siebie jako

kontynuatora i współzawodnika wielkich mistrzów, świadomego swoich korzeni.298

Półfigura malarza ujęta en trois quarts, umieszczona jest za kontuarem. Janowski jest tu

ubrany w jasnobłękitną koszulę, opiera się prawą ręką o owalne, oprawione w ramę lustro, drugą

rękę delikatnie kieruje w stronę widza w geście oracji, tuż koło niej, na blacie w prawym dolnym rogu,

leży pędzel – atrybut malarza. W lustrze widać płomienistą, czerwoną kotarę przysłaniającą otwarte

przejście, zza którego przebija światło. Intensywność błękitu, nonszalancko namalowanej koszuli

zadziwia, ponieważ malarz nie użył ani kropli niebieskiego pigmentu. Obraz przyciąga żywą

kolorystyką szczególnie w tonach błękitu koszuli, której sile dorównuje czerwień kotary wewnątrz

lustra.

Już od starożytności lustro pojawia się w kontekście optyki, widzenia, odbicia, czy

powstawania obrazu299, bywa także od czasów Sokratesa symbolem poznania świata i duszy,

„instrumentem samopoznania, sokratejskiego wezwania disce te ipsum, pośrednikiem w dotarciu do

Prawdy”300. Jednocześnie okrągłe oko zwierciadła, „[...] przedludzkie spojrzenie jest emblematem

spojrzenia malarza. Odbicie w lustrze pełniej, niż to robią światła, cienie i odblaski, szkicuje w

rzeczach pracę widzenia”301. Przejście w lustrze, jak i bijące z niego światło, pamiętając o symbolice

Janusa, wyobraża poznanie, wiedzę. Malarstwo więc odsłania przed widzem „niewidzialność”, świat,

który według Platona zamknięty był dla malarza. Grecki filozof widział w malarzu fałszerza, ponieważ

nie wzoruje się on na świecie idei tylko na jego odbiciu, a więc podwaja kłamstwo.302 Janowski

polemizuje z takim rozumieniem malarstwa jako odtwarzaniem ulotnej rzeczywistości, dla niego

prawdziwa sztuka właśnie sięga po „wzór wieczny”303, tworzy, a nie odtwarza.

297 A. Ziemba, Północ-Południe. Konfrontacje i wzajemne inspiracje w kulturze Italii, Niderlandów i Niemiec w średniowieczu i epoce nowożytnej. Szkic problematyki, [w:] D. Folga-Januszewska, A. Ziemba (red.), Transalpinum. Od Giorgiona i Dürera do Tycjana i Rubensa. Dzieła malarstwa europejskiego ze zbiorów Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, Muzeum Narodowego w Warszawie i Muzeum Narodowego w Gdańsku, kat. wyst., Muzeum Narodowe w Warszawie, Warszawa 18.09.2004–10.12.2004, Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 21.12.2004–20.02.2005, Warszawa 2004, s. 44.

298 A. Ziemba, Iluzja a realizm. Gra z widzem w sztuce holenderskiej 1580-1660, Warszawa 2005, s. 204. 299 M. Menichetti, Lustro, odbicie i świat Dionizosa, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 2005, nr 3, s. 12. 300 A. Ziemba, Iluzja..., dz.cyt., s. 194. 301 M. Merleau-Ponty, Oko i umysł. Szkice o malarstwie, , Gdańsk 1996, s. 48. 302 Platon, dz.cyt., s. 309. 303 Tamże.

439

Zatem Autoportret z lustrem Janowskiego można wyjaśnić definicją „prawdziwego obrazu” –

„Anioła Dzieła” Étienne Souriau – „malowidłem [...] o wartościach symbolicznych [...], to znaczy, że

ukrywa ono w sobie treści nie z tego świata”304. Dzieło Janowskiego to nie tylko renesansowa

nobilitacja malarza do rangi filozofa, ale przede wszystkim ukazanie malarstwa jako miejsca epifanii.

Jest nie tylko obrazem odnoszącym się do problemów filozoficznych, lecz także dysputą filozoficzną.

Nieczęsto spotyka się na tyle świadomego artystę, aby mógł jednocześnie teoretycznie

analizować sztukę, przybliżając nam, jakby od środka, złożony świat sztuki. Jako malarz stworzył

własny, interesujący język malarski w oparciu o doświadczenie malarzy europejskich. Środki

formalne Janowskiego zdradzają wyraźny wpływ malarstwa XX wieku. Bogatą tkankę malarską jego

prac tworzą niezależne od siebie linia i kolor. Te podstawowe elementy pojmowane są przez

Janowskiego jako autonomiczne części języka malarskiego.305 Linia, jako jedno z podstawowych pojęć

geometrycznych, symbolizuje doświadczenie intelektualne, zaś kolor doświadczenie zmysłowe;

razem z ikonografią współtworzą one symboliczne znaczenie obrazów.306 Tym samym malarstwo

Janowskiego staje się, podobnie jak u dawnych mistrzów, egzemplifikacją istoty rzeczywistości.

Właśnie w zwróceniu się ku „semantycznemu bogactwu łacińskiej tradycji obrazowania”307 poprzez

emulację widzi Janowski możliwość powrotu malarstwa. „Bezwzględna konieczność, jaką obarczony

jest każdy artysta, samodzielnego docierania do esencji sztuki nie oznacza pomijania doświadczeń

innych twórców, wręcz przeciwnie, stanowią one integralną część jego twórczego doświadczenia od

momentu w którym na nie natrafia w akcie tworzenia. Sztuka wydaje się być ideą, której artysta nie

jest władny uwięzić w swoim dziele w jednoznacznej i ostatecznej formie, lecz która mimo to poprzez

nie przeziera.”308 Emulacja tradycyjnych wzorów pozwala malarzowi przyrównywać się do wielkich

mistrzów malarstwa, zmierzyć się z ich malarskimi problemami i je przezwyciężyć, poprzez

doskonalenie „[...] własnych możliwości językowych i stylistycznych, a zatem traktowania znacznie

304 G. Durand, Wyobraźnia symboliczna, Warszawa 1986, s. 28. 305 Pojęcie koloru jako elementu organizującego formę niezależnie od linii było rewolucyjnym odkryciem malarstwa XX wieku, rozwiniętym przez Roberta Delaunaya około 1912 roku na podstawie „zasady jednoczesnego kontrastu” M. E. Chevreula.- E. Clinton Elliot, Some Recent Conceptions of Color Theory, ,,The Journal of Aesthetics and Art Criticism” 1960, nr 4, , s. 494-495. Głębiej ten temat analizuje w kontekście sztuk plastycznych M. Rzepińska, Historia koloru..., dz.cyt., s. 13-16 (podrozdział Odkrycia Chevreula a teorie). 306 W teoretycznej części pracy magisterskiej Janowski, analizując swój język malarski, zauważa:„By całą sprawę lepiej zrozumieć rozróżniłem dwa podstawowe elementy jak linia i kolor, nadając każdej z nich wartości autonomiczne i możliwości dzielących linię i barwę. Linia w swym wyrazie abstrakcyjnym niezmiennie sięga materii – jest jakby elementem racjonalnym. Inaczej jest z barwą, która łącząc w sobie istotę plamy, waloru czyli jasności i samej barwy (koloru) czyli jakości jest w obrazie nade wszystko elementem irracjonalnym.” – J. Janowski, Między rzeczywistością..., dz.cyt., s. 2. 307J. Janowski, Nowi Dawni Mistrzowie – nowe dawne problemy w zrozumieniu malarstwa, „Artluk” 2007, nr 1, s. 75. 308 J. Janowski, Czy życie jest ważniejsze od sztuki, [w:] tenże, Artyści Galerii ZPAP 2003, kat. wyst., Związek Artystów Plastyków Okręg Gdański, Gdańsk 2003, s. 5.

440

szerzej pojętej imitacji jako narzędzia indywidualnego wyrazu”309. A przez to staje się deklaracją

przynależności do tradycji, którą oni tworzyli.

BIBLIOGRAFIA:

Clark K., Leonardo da Vinci, Warszawa 1964.

Clinton Elliot E., Some Recent Conceptions of Color Theory, ,,The Journal of Aesthetics and Art

Criticism” 1960, nr 4.

Durand G., Wyobraźnia symboliczna, Warszawa 1986.

Fulińska A., Naśladowanie i twórczość. Renesansowe teorie imitacji, emulacji i przekładu, Wrocław

2000.

Gage J., Kolor i kultura. Teoria i znaczenie koloru od antyku do abstrakcji, Kraków 2008.

Serullaz M. (oprac.), Goya. Portrety, Warszawa 1982.

Thomson Ch. i Johannsen R. H. (red.), Goya. Prophet der Moderne, kat. wyst., Alte Nationalgalerie,

Berlin, 13.07.2005–03.10.2005, Kunsthistorisches Museum, Wiedeń, 18.10.2005–08.01.2006, Köln –

Berlin 2005.

Haake M., Twarzą w twarz z portretem. W stronę radykalnej hermeneutyki malarstwa portretowego,

[w:] Poprzęcka M. (red.), Twarzą w twarz z obrazem, Materiały Seminarium Metodologicznego

Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Nieborów 24–26 października 2002, Warszawa 2003.

Herbert Z., Martwa natura z wędzidłem, Warszawa 1998.

Battistini M., Impelluso L., Zuffi S., Historia portretu. Przez sztukę do wieczności, Warszawa 2001.

Janowski J. (red.), Jacek Sempoliński. Nagroda im. Kazimierza Ostrowskiego’2004 za 2003 rok, kat.

wyst., Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 2004.

Janowski J. (red.), Artyści Galerii ZPAP 2003, kat. wyst., Związek Artystów Plastyków Okręg Gdański,

Gdańsk 2003.

Janowski J., Jakie malarstwo jest nadal możliwe, „Artluk” 3, 2008.

Janowski J., Józef Pankiewicz wobec „łacińskiej tradycji” malarstwa europejskiego, „Pamiętnik Sztuk

Pięknych” 2003, nr 4.

Janowski J., Między rzeczywistością a jej kodem, niepublikowana praca magisterska, Państwowa

Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Gdańsku 1994.

309 Zagadnienie aemulatio szerzej analizuje w swojej książce A. Fulińska, Naśladowanie i twórczość. Renesansowe teorie imitacji, emulacji i przekładu, Wrocław 2000, s. 29.

441

Janowski J., Nowi Dawni Mistrzowie – nowe dawne problemy w zrozumieniu malarstwa, „Artluk”

2007, nr 1.

Kennedy I. G., Titian circa 1490-1576, Köln 2006.

Kopaliński W., Słownik symboli, Warszawa 2001.

Kubiak Z., Mitologia Greków i Rzymian, Warszawa 1998.

Leonardo da Vinci, Traktat o malarstwie, Gdańsk 2006.

Suh H. A. (oprac.), Leonardo da Vinci. Szkice i zapiski, Warszawa 2006.

Menichetti M., Lustro, odbicie i świat Dionizosa, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 2005, nr 3.

Merleau-Ponty M., Oko i umysł. Szkice o malarstwie, Cichowicz S. (wybór i oprac.), Gdańsk 1996.

Meyer P., Historia sztuki europejskiej, t. 2, Warszawa 1973.

Janowski J. (red.), Mieczysław Baryłko. Ocalić od zapomnienia, kat. wyst., Muzeum Narodowe w

Gdańsku, Gdańsk 2007.

Pliniusz Starszy, Historia naturalna, [za:] Białostocki J. (wybór i oprac.), Myśliciele, kronikarze i artyści

o sztuce. Od starożytności do 1500 roku, Gdańsk 2001.

Platon, Timajos, Witwicki M. (przekł.), Warszawa 1993.

Poprzęcka M., O złej sztuce, Warszawa 1998.

Marczak-Krupa A. (red.)., Portret. Funkcja – forma – symbol, Materiały Sesji Stowarzyszenia

Historyków Sztuki, Toruń, grudzień 1986, Warszawa 1990.

Rearick W. R., Reflections on Tintoretto as a Portraitist, ,,Artibus et Historiae” 1995, nr 31.

White Ch. i Buvelot Q. (red.), Rembrandt by Himself, kat. wyst., The National Gallery, Londyn

09.06.1999–05.09.1999, Royal Cabinet of Paintings Mauritshuis, Haga 25.09.1999–09.01.2000,

London 1999.

Rzepińska M., Historia koloru w dziejach malarstwa europejskiego, t.1, Warszawa 1989.

Rzepińska M., W kręgu malarstwa, Warszawa 1988.

Smith W., Observations on the Mona Lisa Landscape, „The Art Bulletin” 1985, nr 2.

Witko A. (red.), Tajemnica Las Meninas. Antologia tekstów, Kraków 2006.

Folga-Januszewska D., Ziemba A. (red.), Transalpinum. Od Giorgiona i Dürera do Tycjana i Rubensa.

Dzieła malarstwa europejskiego ze zbiorów Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, Muzeum

Narodowego w Warszawie i Muzeum Narodowego w Gdańsku, kat. wyst., Muzeum Narodowe w

Warszawie, Warszawa 18.09.2004–10.12.2004, Muzeum Narodowe w Gdańsku, Gdańsk 21.12.2004–

20.02.2005, Warszawa 2004.

Walther A., Tycjan, Warszawa 1978.

Witz I., Portret w malarstwie, Warszawa 1970.

Ziemba A., Iluzja a realizm. Gra z widzem w sztuce holenderskiej 1580-1660, Warszawa 2005.

442

Natalia Lipińska

Agata Wiącek

[email protected]

Rodzaje i funkcje stylizacji językowej w serialu Ranczo.

W naszym referacie chcemy przedstawić rodzaje i funkcje stylizacji w serialu Ranczo.

Głównym zagadnieniem będzie stylizacja językowa i jej odmiany: gwarowa, stylizacja na język

obcokrajowca mówiącego po polsku oraz charakterystyczne cechy „języka wilkowyjskiego” –

swoistego „dialektu” mieszkańców filmowych Wilkowyj.

Ranczo to polski serial komediowy w reżyserii Wojciecha Adamczyka, emitowany od 5

marca 2006 roku. Akcja rozgrywa się w niewielkiej fikcyjnej miejscowości Wilkowyje, położonej w

okolicach Radzynia Podlaskiego. Sceny nagrywane są głównie w miejscowości Jeruzal (woj.

mazowieckie, powiat miński, gmina Mrozy310), choć np. te pod urzędem gminy kręcone były w

Latowiczu (woj. mazowieckie, powiat miński, gmina Latowicz311), a serialowy dworek głównej

bohaterki, Lucy, znajduje się w miejscowości Sokule (woj. mazowieckie, powiat żyrardowski, gmina

Wiskitki312). Dotychczas powstały cztery serie Rancza (52 odcinki). Serial otrzymał nagrodę

Telekamery 2009 w kategorii Serial Komediowy, a także Super Telekamerę Roku313.

W Słowniku terminów literackich stylizacja definiowana jest jako „kształtowanie

wypowiedzi przez naśladowanie pewnego wzorca (np. nasycenie jej wyrazami i formami

charakterystycznymi dla języka dawnego, środowiskowego, stylu właściwego poetyce okresu, prądu,

gatunku, odmiany itp.), odczuwalne w kontekście (na tle używanego jednocześnie

w tym samy utworze innego stylu lub stylów) albo przez opozycję do ogólnej, współczesnej praktyki

językowej”314.

310 http://pl.wikipedia.org/wiki/Jeruzal_(powiat_miński), 25.11.2009, 22:30. 311 http://pl.wikipedia.org/wiki/Latowicz, 25.11.2009, 22:30. 312 http://pl.wikipedia.org/wiki/Sokule_(województwo_mazowieckie), 25.11.2009, 22:35. 313 http://pl.wikipedia.org/wiki/Ranczo_(serial_telewizyjny), 24.11.2009, 23:00. 314 S. Sierotwiński, Słownik terminów literackich, Wrocław 1986, s. 246.

443

Zgodnie z definicją zamieszczoną w Encyklopedii językoznawstwa ogólnego stylizacja

językowa to „świadome i celowe kształtowanie tekstu wg obranego wzoru, nadanie mu zamierzonej

postaci stylistycznej. Stylizacja może się ograniczać do świadomego wprowadzania do tekstu środków

językowych o określonym zabarwieniu (stylizacja patetyczna, groteskowa) lub o wyraźnej

przynależności stylowej czy gatunkowej (np. stylizacja biblijna w prozie artystycznej). (…) Do

najczęstszych typów stylizacji należy archaizacja (…), dialektyzacja – używanie środków języka

charakterystycznych dla ludności wiejskiej, czyli dialektyzmów, i inne – zależne od tematu i celu

utworu, np. stylizacja na język mówiony, gwarę środowiskową, zawodową itp. Stylizacja taka

ogranicza się zazwyczaj do wprowadzenia wybranych elementów do tekstu ukształtowanego w

zasadzie na bazie innego systemu językowego”315.

Jak zauważają autorki Słownika wiedzy o języku, „zabieg stylizacji może dotyczyć różnych

poziomów języka: warstwy fonicznej, morfologicznej, składniowej i leksykalnej”316 – tak też dzieje się

w analizowanym w niniejszym artykule serialu.

Stylizacja gwarowa (dialektyzacja) – jedna z najczęściej spotykanych – polega na

świadomym i celowym wprowadzeniu do dzieła literackiego cech gwarowych317. Służy ona

realistycznemu ukazaniu życia na wsi oraz wiernemu odtworzeniu cech mówiącego nią środowiska

społecznego i regionalnego, jest ważnym środkiem charakteryzowania bohaterów literackich,

pozwala określić ich przynależność do danego regionu i danej grupy społecznej (…), wzbogaca i

urozmaica język artystyczny dzięki istniejącym w gwarach środkom ekspresji, ich oryginalności,

autentyczności i obrazowości318.

Stylizacja środowiskowa zaś „polega na wprowadzeniu do tekstu literackiego

w sposób świadomy i celowy wyrazów, wyrażeń, zwrotów i różnych form właściwych określonym

grupom społecznym, zawodowym czy pokoleniowym, np. gwary młodzieżowej, myśliwskiej,

żołnierskiej, miejskiej, przestępczej”319.

Elementem stylizacji jest nie tylko język, ale także ubiór bohaterów, ich zachowanie czy

przedmioty, którymi się posługują.

W pierwszej części referatu omówiona zostanie stylizacja na język cudzoziemca mówiącego

po polsku, w drugiej zaś – stylizacja gwarowa w serialu Ranczo.

315 K. Polański (red.), Encyklopedia językoznawstwa ogólnego, Wrocław 2003, s. 568. 316 I. Płóciennik, D. Podlawska, Słownik wiedzy o języku, Warszawa 2008, s. 262. 317 Tamże. 318 Tamże, s. 265. 319 Tamże, s. 266.

444

Główna bohaterką serialu jest Lucy Wilska, Amerykanka polskiego pochodzenia, która

przyjechała do Wilkowyj, ponieważ odziedziczyła po babci znajdujący się tu dworek. Jedną z cech

charakterystycznych tej postaci jest to, że nie posługuje się ona do końca poprawnie językiem

polskim; nie ma przy tym żadnych problemów z rozumieniem polskiej mowy. Cudzoziemcy

posługujący się językiem polskim popełniają błędy na różnych poziomach języka – fonetyczne,

fleksyjne, składniowe i leksykalne. Na taki właśnie język stylizowane są wypowiedzi Lucy.

Pisząc o błędach w wymowie osób z pierwszym językiem angielskim uczących się języka

polskiego, Jolanta Tambor wymienia dwie trudności: udźwięcznianie wygłosu absolutnego, który w

języku polskim powinien być bezdźwięczny oraz kłopoty

z różnicowaniem polskich samogłosek przednich wysokich [y] i [i] – anglofoni mają tendencję do

realizowania obu tych głosek jako [y], a więc [fyzyka], [vygor]320.

Serialowa bohaterka nie popełnia żadnego z tych typowych błędów. W zakresie fonetyki

zauważyć u niej można jedynie całkowicie odnosowioną realizację wygłosowego [ę] w zaimku „się”

oraz nierealizowanie niektórych trudnych zbitek spółgłoskowych – mówi [kcę] zamiast [chcę],

[kcionc] zamiast [ksionc] – a także realizowanie [x] jako [k]. Błędy te nie są zresztą konsekwentne (np.

w tej samej scenie: „do pani Mikałowej” i „pani Michałowa”). Zdarza się – choć bardzo rzadko – że

bohaterka w ogóle rezygnuje

z wymówienia trudnego słowa, z którym nie umie sobie poradzić. Nie spotykamy odstępstw od

normy w zakresie akcentu wyrazowego ani zdaniowego.

Wśród błędów popełnianych przez mówiące po polsku osoby z pierwszym językiem

angielskim Anna Dąbrowska – powołując się na opracowanie Anny Seretny – wymienia:

– błędy rodzaju gramatycznego rzeczowników, wybór błędnej końcówki równoległej

w mianowniku liczby mnogiej;

– wybór błędnej końcówki równoległej rzeczownika, przede wszystkim w miejscowniku

i dopełniaczu liczby pojedynczej;

– wybór błędnej końcówki równoległej przymiotnika;

– mieszanie typów koniugacyjnych w formach czasu teraźniejszego;

320 J. Tambor, Nauczanie wymowy języka polskiego jako obcego. Warsztaty, [w:] R. Cudak, J. Tambor (red)., Inne optyki. Nowe programy, nowe metody, nowe technologie w nauczaniu kultury polskiej i języka polskiego jako obcego, Katowice 2001, s. 80-81.

445

– błędy składniowe polegające na błędnej rekcji czasownika oraz niepoprawnych konstrukcjach

przyimkowych;

– błędną rekcję czasownika, przede wszystkim mylenie form dopełnienia biernikowego

i dopełniaczowego, używanie dopełniacza po wszystkich czasownikach zaprzeczonych lub brak

odmiany;

– błędne wyrażenia przyimkowe;

– błędy leksykalne321.

Na podstawie stworzonego przez siebie korpusu błędów popełnianych przez cudzoziemców

posługujących się językiem polskim Anna Dąbrowska wyróżnia 12 najczęstszych ich typów:

– błąd leksykalny – czasownik;

– błąd leksykalny – rzeczownik;

– użycie niewłaściwego przyimka;

– błędny szyk zdania pojedynczego lub głównego;

– konstrukcja dysmorficzna;

– błędna rekcja rzeczownika po przyimku;

– błędna rekcja rzeczownika po czasowniku;

– wybór niewłaściwej równoległej końcówki fleksyjnej (rzeczownik);

– błąd w orzeczeniu imiennym przy łączniku „być” oraz „to”;

– konstrukcja amorficzna;

– błędny wybór aspektu;

– brak zgody w związku głównym322.

Wśród błędów popełnianych przez Lucy Wilską pojawia się:

321 A. Dąbrowska, Najczęstsze błędy popełniane przez cudzoziemców uczących się języka polskiego jako obcego, [w:] A. Seretny, W. Martyniuk, E. Lipińska (red.), Opisywanie, rozwijanie i testowanie znajomości języka polskiego jako obcego, Kraków 2004, s. 117. 322 Tamże, s. 124.

446

– błędna rekcja rzeczownika i zaimka po czasowniku lub brak odmiany: „szybko, żeby Dorotka nie

obudzili”; „Jola ze sklepu trzeba szukać”; „A nie zabije to jemu?”;

– wybór niewłaściwej równoległej końcówki fleksyjnej: „ukradłam 50 tysiąców’, „dziękuję księdzu,

Tomku, mężu” „panu Pietrku pani Jola zginęła”;

– błędny szyk zdania – charakterystyczne dla wszystkich mieszkańców Wilkowyj umieszczanie zaimka

„się” na końcu zdania: „Co jej stało sie?”, „To chyba podoba mi się”, „Jola nie znalazła sie?”, „Coś

musiało stać się”;

– umieszczanie dłuższej formy zaimka osobowego na końcu zdania: „można było kontrolować jego”;

– brak zgody w związku głównym: „panowie poszły”;

– tworzenie form analogicznych do postaci mianownika tam, gdzie występuje e ruchome: „piesów”;

– niepoprawna forma czasu teraźniejszego: „ja panu bardziej urwie”.

Lucy czasem nie zna lub nie pamięta polskiego słowa i pyta o nie („Jak to się u nas mówi?”)

lub zastępuje je słowem angielskim („zrobimy deal”; „TV”; „o, sorry”; wulgaryzmy w chwilach

wzburzenia).

Nie zaobserwowałyśmy błędów w zakresie aspektu czasownika, trybu przypuszczającego,

tworzenia czasu przyszłego, rodzaju rzeczownika, składni i deklinacji liczebników ani innych, które

często występują w mowie cudzoziemca posługującego się językiem polskim.

Język Lucy Wilskiej to wyobrażenie, odwołujące się do stereotypu dotyczącego tego, jak

wypowiada się cudzoziemiec mówiący po polsku. Do jej języka wprowadzone zostały pewne cechy

typowe – nie wszystkie, a tylko wystarczające do rozpoznania rodzaju stylizacji i odpowiednio

charakteryzujące bohaterkę.

Błędy pojawiają się u Lucy w różnym natężeniu – raz częściej, raz rzadziej. Potrafi ona

zbudować poprawnie nawet długą i trudną wypowiedź, a jej potknięcia nigdy nie wpływają na

zrozumiałość dialogu, nie powodują problemów komunikacyjnych. Jej wypowiedzi muszą bowiem być

całkowicie zrozumiałe, nie mogą nastręczać trudności odbiorcy serialu. Popełniane błędy mają za

zadanie charakteryzować bohaterkę, uprawdopodobnić postać, są także elementem

humorystycznym – nie mogą jednak być zbyt poważne i częste, gdyż wówczas stałyby się uciążliwe

dla widza.

447

Przechodząc do zagadnienia stylizacji gwarowej w serialu, trzeba zwrócić uwagę na pewną

jej specyfikę. Została ona zastosowana właśnie w serialu, czyli pewnym gatunku telewizyjnym,

przeznaczonym dla szerokiego grona odbiorców o bardzo zróżnicowanym przekroju społecznym,

musi więc być wyrazista, zauważalna, ale nie zbyt bogata, aby nie utrudniała odbioru. Realizują ją

aktorzy, którzy raczej w sposób intuicyjny starają się upodobnić swoje kwestie, pod różnymi

względami językowymi, do wypowiedzi gwarowych, a w przeważającym stopniu wpływ na język

postaci mają dialogi specjalnie dla nich napisane i sposób wymowy właściwy poszczególnym

aktorom, odrębnym od postaci ludziom. Realizatorzy serialu nie korzystają z konsultacji językowej, a

przynajmniej nie zaznaczają tego w napisach końcowych, nie wiemy więc, skąd czerpią pomysły i

informacje

o tym, w jaki sposób modelować język postaci w brzmieniu gwarowym. Można więc orzec, że

stylizacja przez nich stosowana jest w głównej mierze stylizacją brzmieniową definiowaną jako

„instrumentacja upodabniająca wypowiedź pod względem brzmienia do obranego wzorca

(archaicznego, gwarowego itp.), która polega nie na wprowadzaniu autentycznych wyrazów z

odmiany językowej, lecz na kształtowaniu neologizmów i modyfikacjach zgodnie z ogólnym

wyobrażeniem o właściwościach danego stylu”323. Jako ramę stylizacyjną wykreowali oni specyficzny

„język wilkowyjski”, będący elementem wydzielającym świat serialowej wsi i konsolidującym jego

mieszkańców, nawet tych przybyłych z daleka, jak Lucy Wilska. Kreacja ta następuje przez

wprowadzenie zaledwie kilku cech, które omówimy na samym początku dla odróżnienia ich od cech

faktycznie właściwych określonym polskim dialektom i gwarom.

• Język wilkowyjski

– Zaburzony szyk neutralny zdania SVO (szyk taki charakteryzuje dialekty ukraińskie) – to najbardziej

wyrazista cecha. Orzeczenia przeniesione są na koniec zdania. Najczęściej takim szykiem

posługuje się Hadziuk, ale mówią tak również wójt, ksiądz, Solejukowa, policjant, nawet

przyjezdna Amerykanka Lucy! („Ze mną lepiej w zgodzie żyć” – Czerepach, „Ten tu pod kościołem

spał i strasznie się rozhisteryzowany obudził” – Michałowa).

– przestawiony zaimek „się”: „wrogowi wysługując się”, „A co to Japyczowi stało się?” (Hadziuk) „no i

obie dobrały się” (wójt), „Niepotrzebnie gniewem w rozmowie uniosłem się” (Japycz), „Ale

jakbym nie usunął się…” (Stach), „A co tobie u mnie nie podoba się, przepraszam bardzo?”

(Czerepach).

– „no” jako słowo wytrych pojawia się bardzo często w funkcji potwierdzenia, ostrzeżenia, zapytania,

wyrażenia zadowolenia, oburzenia, przytakiwania, pochwały.

323 S. Sierotwiński, dz. cyt., s. 246.

448

Właściwa stylizacja gwarowa obejmuje w największym stopniu warstwę fonetyczną

i fleksyjną języka. W słowotwórstwie i składni cech dialektalnych jest zdecydowanie mniej, w leksyce i

frazeologii nie pojawiają się prawie wcale.

• Fonetyka

– Najbardziej charakterystyczny jest język Solejukowej ze względu na bardzo zauważalny zaśpiew –

tzw. akcent kresowy, czyli szczególny typ wymowy, polegający na „mocniejszym wymawianiu sylab

akcentowanych przy równoczesnym osłabieniu wymowy i zmianie barwy (pochylenie)

samogłosek w sylabach nieakcentowanych”324. W związku

z tym bardzo wyraźnie słychać samogłoski pochylone zwłaszcza w wygłosie.

– Zmiana nieakcentowanego e i (pochodząca z dialektu południowokresowego), ale tylko

w wygłosie czasowników pierwszej osoby liczby pojedynczej czasu przyszłego: [złapi], [złoi], [mówi].

– Tylko u niej pojawia się wymowa dyftongiczna o pochylonego jako [uo], występująca

w gwarach kaszubskich, w zach. Wielkopolsce i na Krajnie (obszar między Notecią

a Borami Tucholskimi), ale tylko w jednym zwrocie: matko [bṷoska], w innych wyrazach wymawia

normalne [o] pochylone albo [o]jasne, nawet w [Boże].

Oprócz Solejukowej język Pietrka i innych bywalców przedsklepowej ławeczki również

stylizowany jest głównie w warstwie fonetycznej. U poszczególnych postaci

z różnym natężeniem pojawiają się następujące cechy gwarowe:

– zanik nosowości w śródgłosie występujący właściwie tylko w najczęściej pojawiających się

wyrazach: [będzie], [będę]; i w wygłosie: [muszo], [wyjeżdżajo] (dialekt południowokresowy, obszar

historycznej Rusi Czerwonej, czyli woj. lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie oraz Pokucia, części

Podola i Wołynia; Do 1939 roku był na kresach wschodnich w powszechnym użyciu i pełnił funkcję

jednej z regionalnych odmian polszczyzny325). Zdecydowanie częściej w wygłosie pojawia się

rozpowszechniona

w językach regionalnych zwężona wymowa nosówek: [mówi(ą)], [pchaj(ą)], [trzęs(ą)];

– najczęściej u Solejuka występuje wymowa samogłosek nosowych rozłożona na samogłoskę ustną i

spółgłoskę nosową: [wezmom], [spieprzom]; utrzymująca się w gwarach Polski południowo-

zachodniej i środkowej;

324 S. Dubisz, H. Karaś, N. Kolis, Dialekty i gwary polskie, Warszawa 1995, s.14. 325 Tamże, s. 32-34.

449

– pochylone samogłoski (bardzo rzadko, tylko w niektórych wyrazach, czasem przypadkowo):

[siekierą], [na nij], ale są też wyrazy, w których konsekwentnie stosuje się np. pochylone [e], tak jak

Solejuk w wyrazie „kobieta” w każdym przypadku: [kobita], [kobicie], [kobito], [kobity] – [e] po

miękkiej przechodzi w [i];

– ścieśniona wymowa końcówek czasowników pierwszej osoby liczby pojedynczej czasu przyszłego i

teraźniejszego koniugacji typu –em –esz: [powim], [wim], [rozumim];

– miękka wymowa [k], [g], [ch]: [niełaskie], [nogie], [markie], [ławkie], [siatkie], [chiba] (gwary

wschodniomazurskie silnie zmiękczają spółgłoski tylnojęzykowe).

– opuszczane głoski w nagłosie: [dzie], w wygłosie [popad] [tera], [zara];

– uproszczenia grup spółgłoskowych: zanik spółgłosek na końcu wyrazu w grupie –ść „Niech któreś

skoczy fajki mi [przynieś], bo się skończyli” (występuje na terenie Małopolski);

– wiele upodobnień i uproszczeń, zlewających się słów [aleażdziw], [naszymmieniu]= naszym imieniu;

– Tylko Hadziuk i Kusy mają wymowę udźwięczniającą charakterystyczną dla Lubelszczyzny, na

obszarze której położona jest serialowa wieś Wilkowyje, ale rodzaj fonetyki międzywyrazowej nie

ma znaczenia w analizie, gdyż w tym względzie wymowa postaci i grającego ją aktora jest taka

sama.

• Słowotwórstwo

– przyrostek –k w zaimkach nieokreślonych „jakisik”, u Pietrka – „jakisić” (cecha ogólnodialektalna);

– czasowniki z końcówką –m, z którą w gwarach Polski północnej i północno-wschodniej tworzy się

formy czasu teraźniejszego pierwszej osoby liczby mnogiej, tu użyte są

w funkcji czasu teraźniejszego i przyszłego: „posiedzim”, „prowadzim”, „kupim”.

• Fleksja

– bardzo rzadko i niekonsekwentnie pojawiają się formy fleksyjne nie należące do ogólnej

polszczyzny, z zachowaną z liczby podwójnej końcówką –ta w trybie rozkazującym

i w drugiej osobie liczby mnogiej „płaczta”, „popaczta”, „płaczeta”, „mata”(macie). Końcówka –ta

występuje zamiast końcówki –cie w drugiej osobie liczby mnogiej czasu teraźniejszego w

dialektach i gwarach kaszubskich, mazowieckich, małopolskich

i wschodnich wielkopolskich;

450

– błędy odmiany: „dzieciów” końcówka rzeczowników twardotematowych rodzaju męskiego zamiast

miękkotematowych nijakiego, „dziecki” „z dzieckami” temat. l.poj. przeniesiony do liczby

mnogiej;

– wahania rodzaju męskoosobowego i niemęskoosobowego: „fajki się skończyli”, „bogacze cholerne”

(np. na terenach pn. i wsch. Polski (Kociewie, Lubawskie, Ostródzkie, płn.

i wsch. Mazowsze, Podlasie) formy męskoosobowe czasowników występują

w odniesieniu do wszystkich trzech rodzajów, więc ta forma mogłaby uchodzić tu za dialektalną.

• Składnia

– konstrukcje czasu przeszłego występujące na pograniczu wschodnim: „eksmisje my dostali”,

„zdurniał ty”;

– u Hadziuka jest najbardziej zaburzona, wiele dziwnych konstrukcji i błędów: „jak psów nami

pomiatają”, „chociażby informacji udzielić należy się”, „No ile można czekać, aż aparat dupe ruszy

sprawiedliwości?”;

– zawsze zaimek „się” przestawiony;

– pojawia się niekiedy użycie przyimków, które wskazuje na niezróżnicowanie ich zakresu

znaczeniowego „A za co takich nerwów dostał?” charakterystyczne dla dialektów.

• Leksyka

– Już samo nazwisko Pietrka jest elementem stylizacji – ma na imię Patryk, a Pietrek to jego nazwisko,

ale wszyscy zwracają się do niego nazwiskiem, które brzmi tak, jak gwarowa wersja imienia Piotrek.

Poza tym w ogóle nie występują typowe dialektyzmy czy regionalizmy, bardzo niewiele jest wyrazów,

mogących uchodzić za gwarowe, ale pojawia się kilka leksemów, które funkcjonują jako elementy

dialektyzacji:

– zgryzota326

– oczadziała

– wałach – koń trzebiony (powszechne)327

326 Leksemy „zgryzota” i „oczadzieć” znajdują się w Indeksie alfabetycznym wyrazów z kartoteki „Słownika gwar polskich” pod redakcją Jerzego Reichana (Kraków 1996), ale tomy, w których miałby się znaleźć odnośne hasła, nie zostały jeszcze wydane, dlatego o występowaniu wymienionych leksemów w gwarach polskich wnioskujemy wyłącznie na podstawie zawarcia ich w przywołanym indeksie. 327 J. Karłowicz, Słownik gwar polskich, , t. 6, Kraków 1911, s. 67.

451

– taż

– se = sobie

– no

– kurna

• Frazeologia

Występują pewne zwroty i wyrażenia, które można by uznać za elementy frazeologii gwarowej, cały

czas mając na uwadze, że środowiskiem, które analizujemy jest świat stworzony w serialu, nie zaś

rzeczywista miejscowość na mapie. Nie mamy możliwości porównania zaobserwowanych

wypowiedzeń z faktycznie funkcjonującymi w konkretnej gwarze frazeologizmami, dlatego te

przytoczone nazywamy quasi-frazeologizmami. Jest ich bardzo niewiele: „Ma dupa nogi, to niech se

idzie”.

• Wnioski

Wymienione i opisane cechy składają się na szczegółową charakterystykę środków

zastosowanych w stylizacji gwarowej języka w Ranczu. Stylizacja nie odwołuje się do żadnej

konkretnej gwary, ale do stereotypu języka dialektalnego, pewnego ogólnego, powszechnego

wyobrażenia o nim. Wykorzystuje cechy ewidentnie rozpoznawalne jako dialektalne – samogłoski

pochylone, zwężona wymowa nosówek, miękka wymowa spółgłosek tylnojęzykowych, dialektalne

formy fleksyjne czasowników, charakterystyczny kresowy zaśpiew – ale też takie, których nie

znajdujemy w charakterystyce żadnej z polskich gwar. Są to pospolite błędy w odmianie wyrazów,

upodobnienia spółgłoskowe, niedbała wymowa wpływająca na formę. Częste powtarzanie się

środków dialektalnych oraz kontekst świata przedstawionego sprawiają jednak, że widz jest skłonny

przypisać te cechy specyficznemu wiejskiemu językowi postaci, przez co i one stają się faktycznym

elementem stylizacji gwarowej, ale przez językoznawcę nie mogą być uznane za wywodzące się z

gwary.

Biorąc pod uwagę położenie geograficzne wioski Wilkowyje, można wskazać cechy, które w

gwarze mieszkańców tej okolicy powinny bądź mogłyby się pojawić. Są to przede wszystkim

mazurzenie (czyli wymowa typu [cłowiek], [susa]), fonetyka międzywyrazowa udźwięczniająca,

uproszczenie grup [strz], [zdrz], [trzy], [drzy] i ich identyfikacja z [szcz], [żdż], [cz], [dż], wtórne

ruchome [e] uniemożliwiające powstanie grup spółgłoskowych [ss], [zz], [ww], [ff]: [we wodzie], [ze

sokiem], [ze solą], czy brak przegłosu [e] [o]po spółgłoskach wargowych i miękkiej [ń]: [mietła],

452

[biere], [niesła]328. Widać więc, że dobór cech gwarowych wykorzystanych w stylizacji jest intuicyjny,

nawet przypadkowy,

a realizacja dość niekonsekwentna, ponieważ większość z nich pojawia się tylko w określonych

wyrazach, a nie we wszystkich, w których zachodzą odpowiednie warunki. Spełnione są jednak inne

warunki zaistnienia stylizacji, czyli świadomość i celowość wprowadzania szczególnych cech.

Funkcje takiej stylizacji to przede wszystkim wytworzenie efektu komicznego, ale również

charakteryzowanie poszczególnych bohaterów – język każdego z nich czyni z niego pewien typ ludzki

– ubogą, prostą, wiejską gospodynię, pospolitego pijaczka spod sklepu, cudzoziemkę posługującą się

językiem obcym oraz jest dopasowany do funkcji społecznej każdej z postaci (tak jest np. w

przypadku księdza i wójta, którzy również posługują się językiem stylizowanym – mamy tu do

czynienia ze stylizacją biblijną i na język urzędowy). Jednocześnie stereotypowy język gwarowy w

połączeniu ze specyficznym „językiem wilkowyjskim” uwiarygadnia bohaterów jako

niewykształconych mieszkańców wsi i podkreśla wspólnotę.

Bibliografia

Bereza A., Problemy teorii stylizacji w satyrze, Wrocław – Warszawa – Kraków 1966.

Cudak R., Tambor J. (red)., Inne optyki. Nowe programy, nowe metody, nowe technologie

w nauczaniu kultury polskiej i języka polskiego jako obcego, Katowice 2001.

Dąbrowska A., Najczęstsze błędy popełniane przez cudzoziemców uczących się języka polskiego jako

obcego, [w:] Seretny A., Martyniuk W., Lipińska E. (red.), Opisywanie, rozwijanie i testowanie

znajomości języka polskiego jako obcego, Kraków 2004.

Dubisz S., Karaś H., Kolis N., Dialekty i gwary polskie, Warszawa 1995.

Głowiński M., Kostkiewiczowa T., Okopień-Sławińska A., Sławiński J., Słownik terminów literackich,

Kraków 2000.

Karłowicz J., Słownik gwar polskich, t. 6, Kraków 1911.

Płóciennik I., Podlawska D., Słownik wiedzy o języku, Warszawa 2008.

Polański K. (red.), Encyklopedia językoznawstwa ogólnego, Wrocław 2003.

328 S. Dubisz, H. Karaś, N. Kolis, dz.cyt., s. 80.

453

Reichan J. (red.), Indeks alfabetyczny wyrazów z kartoteki „Słownika gwar polskich”, Kraków 1996.

Seretny A., Martyniuk W., Lipińska E. (red.), Opisywanie, rozwijanie i testowanie znajomości języka

polskiego jako obcego, Kraków 2004.

Sierotwiński S., Słownik terminów literackich, Wrocław 1986.

Tambor J., Nauczanie wymowy języka polskiego jako obcego. Warsztaty, [w:] Cudak R.,

Tambor J. (red)., Inne optyki. Nowe programy, nowe metody, nowe technologie

w nauczaniu kultury polskiej i języka polskiego jako obcego, Katowice 2001.

Netografia:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Jeruzal_(powiat_miński), 25.11.2009, 22:30.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Latowicz, 25.11.2009, 22:30.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ranczo_(serial_telewizyjny), 24.11.2009, 23:00.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Sokule_(województwo_mazowieckie), 25.11.2009, 22:35.