Radykalny Konstruktywizm. Antologia

368
radykalny konstruktywizm antologia

Transcript of Radykalny Konstruktywizm. Antologia

radykalny konstruktywizmantologia

Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego

radykalny konstruktywizmantologia

redakcja

Bogdan Balicki Dominik Lewiński

Bartosz Ryż Emil Szczerbuk

Copyright © for the polish translation by Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego

Projekt okładki Mariusz Wszołek

Skład i łamanie Joanna Głowińska

Redaktorzy pragną wyrazić wdzięczność Agnieszce Książek i Michaelowi Fleischerowi za pomoc w publikacji tego tomu

Wydanie IWrocław 2010ISBN 978-83-88178-99-3

GAJT Wydawnictwo 1991 s.c., Wrocław, ul. Kuźnicza 11-13

Spis treści

Michael Fleischer: Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu . . . . . . .7

siegFried J. schMidt: Słowo wstępne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25

ernst von glasersFeld: Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29

ernst von glasersFeld: Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 47

heinz von Foerster: O konstruowaniu rzeczywistości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59

huMberto r. Maturana: Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji . . . . . . . . . . . . . . . . 77

gerhard roth: Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość . . . . 131

niklas luhMann: Autopoieza systemów społecznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 151

annette sieMes: Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173

siegFried J. schMidt: Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepty, krytyka, konsekwencje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 211

siegFried J. schMidt: Rzeczywistość obserwatora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 243

steFan Weber: Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do rozwiązania teoretyczno-medialnego problemu realizm/konstruktywizm? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 261

Michael Fleischer: Problem dualizmu u Josefa Mitterera . . . . . . . . . . . . . . . . . 287

achiM barsch: Poziomy działań systemu literatury . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 297

ralF nüse: Co istnieje albo: jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że nie można ich przyjąć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 319

Michael Fleischer: Zarys ogólnej teorii komunikacji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 331

Nota bibliograficzna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 367

Michael Fleischer

Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu

Gdyż poza społeczeństwem nie tkwi ani moralność, ani rozsądek, lecz najzupełniej nic .

LuhMANN

Nie chodzi o to, by problemy rozwiązywać, lecz o to, by nie dopuszczać do ich powstania .

FLeiSCheR

Historia konstruktywizmu jest nie tyle historią odkryć, ile historią konsekwencji wyciągniętych z posiadanej już wiedzy i połączenia tej wiedzy, pochodzącej z bardzo różnych dyscyplin, w jedną teorię; konsekwencji, które wskazały na popełniane dotychczas niedociągnięcia w naszym myśleniu, wynikłe właśnie z braku interdyscyplinarnej perspektywy, po wszystkich stronach wszelkich na-ukowych barykad. Cecha ta uwidacznia się w tym, że nie ma jednej osoby czy jednego ośrodka, w którym konstruktywizm by powstał. Pojawił się on w oko-licach wczesnych lat 70. XX wieku w kilku miejscach i w kilku dziedzinach na-uki na raz, jako rezultat wykorzystania (czasami dużo) wcześniejszych dokonań wielu badaczy, aczkolwiek wtedy nie pod tym szyldem, w sposób rozproszony oraz bez uzmysłowienia sobie konsekwencji wynikających z tych jednostkowych dokonań. Za pierwszy sygnał możliwości sformułowania tego nowego paradyg-matu uznać można wczesne prace Heinza von Foerstera i Ernsta von Glasersfelda oraz wydaną w 1984 roku pracę Humberto R. Maturany i Francisco J. Vareli El árbol del concocimiento (Drzewo poznania). Ostatnia przedstawia w formie syntetycznej rezultaty badań lat 70. Owocnie połączone zostały we wszystkich tych pracach neurofizjologia, biologia, psychologia, cybernetyka oraz epistemo-logia i teoria nauki, a później lingwistyka kognitywna, nauka o komunikacji

Michael Fleischer8

i ... literaturoznawstwo. Geograficznie rzecz biorąc konstruktywizm zaczyna się w USA, gdzie pracują w tym czasie wszyscy jego twórcy: cybernetyk Heinz von Foerster na University of Illinois w Urbana, neurobiolog Humberto Matu-rana najpierw w Massachusetts Institute of Technology w Cambridge, potem na Universidad de Chile w Santiago de Chile, biolog i filozof Ernst von Glasers-feld na University of Georgia oraz w Scientific Reasoning Research Institute na University of Massachusetts, psycholog i socjolog Paul Watzlawick w Palo Alto. Po przyjęciu przez Maturanę profesury w Santiago de Chile jego zespół rozwija tam neurofizjologiczny nurt konstruktywizmu. W późnych latach 70. konstruk-tywizm za sprawą kontaktów z von Glasersfeldem i von Foersterem przeno-si się do Niemiec, a następnie do Austrii, później zaś również do Szwajcarii. Konstruktywizm koncentruje się zatem w obszarze anglosaskim czy angielsko- i niemieckojęzycznym. Ciekawe jest w tym kontekście, że nie pojawia się on we francuskojęzycznych ośrodkach badawczych. Dokonywane dzisiaj w Polsce (w nielicznych tu publikacjach na temat konstruktywizmu) próby konstruowa-nia francuskiej tradycji konstruktywizmu i odpowiednie zaszeregowanie takich badaczy jak Michel Foucault (1926–1984) czy Pierre Bourdieu (1930–2002) jako konstruktywistów, uważam za daleko idące nieporozumienie i typowy dla nauki przykład dointerpretowywania pasującej tradycji w zgodzie z panującym geograficznym schematem nauki, zaś w sprzeczności z faktami. Tak się złożyło, że konstruktywizm powstał po prostu gdzie indziej. To zaś, że można u wielu (nie anglosaskich) badaczy znaleźć konstruktywistyczne aspekty teorii (jak np. u Jeana Piageta), to oczywiście prawda, tyle że aspekty takie pojawiają się także u co najmniej kilku procent wszystkich filozofów od dwóch tysięcy lat.

W tym miejscu poruszyć więc trzeba pewien bardzo istotny punkt, podno-szony z reguły także przez krytyków konstruktywizmu najczęściej w formie wykrzyknika typu „tak, ale to, co konstruktywiści, pisał już...” i tu podawane jest najczęściej nazwisko jakiegoś mniej lub bardziej zamierzchłego filozofa, który popełnił swego czasu nieostrożność, używając słowa „konstrukt”, „kon-strukcja” lub zgoła „wyobrażenie”. To oczywiście prawda i nieprawda jednocze-śnie. A zatem gwoli wyjaśnienia – nie ulega kwestii, że w dziejach rozmyślań (zwłaszcza tych w wersji spekulatywnej) na temat poznania, jego charakteru i sposobu uzyskiwania przez nas wiedzy o świecie, pojawili się w historii my-śliciele lub badacze, u których na marginesie ich twórczości pojawiło się po-dejrzenie, że nasze poznanie, nasz ogląd świata itp. może nie polegać na od-zwierciedlaniu obiektywnie istniejącej rzeczywistości, lecz może być wynikiem operacji dokonywanych przez sam podmiot poznania. Wynika to jednak nie ze spostrzegawczości i dalekowzroczności owych myślicieli, lecz jest jeno pro-duktem wprowadzonej (z bliżej niejasnych powodów) przez tych filozofów do naszej śródziemnomorskiej kultury dychotomii „podmiot-przedmiot”. Skoro więc mamy „podmiot”, samo przez się jest jasne, że istnieje „przedmiot” poznania dla tego podmiotu, a nam pozostaje jedynie zbadanie rodzaju i sposobu tego

Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu 9

poznania i relacji między podmiotem a przedmiotem. Niewielu jednak badaczy poddawało tę dychotomię w wątpliwość, a jeszcze mniej konsekwencje z niej wynikające. W innych kulturach, które już u swego zarania odrzuciły taki podział jako bezsensowny, pomysły takie oczywiście nie powstały. A zatem twierdzić by można, że ich filozofie są z gruntu konstruktywistyczne. Może tak. Ale ani my, ani oni tego nie wiedzą. Problem także w tym, że dla wspomnianych tu zamierzchłych filozofów śródziemnomorskich, przedstawiciele tych kultur byli w owym czasie nieznani lub reprezentowali ludy pierwotne, a zatem nie byli tak wysoko rozwinięci jak my, czyli filozofowie. Poglądy zbliżone do konstruktywi-zmu były zatem obecne już wcześniej, tyle że nie miały wpływu na narodziny konstruktywizmu. Konstruktywizm, jak już wspomniałem, został sformułowany tak, jak został sformułowany i zaprezentowany science community w latach 70. XX wieku. Dopiero potem nastąpiła faza poszukiwania przez historyków nauki podobnych poglądów – w historii nauki oczywiście. Nietrudno je było znaleźć, gdyż zarówno u Giovanniego Battisty Vico, jak i innych (patrz niżej) znaleźć można było podobne poglądy. Ale nie podobne teorie.

Reasumując, konstruktywizm powstał jako niezależne dokonanie w ramach kilku nauk pod przewodnictwem neurofizjologii. Samo pytanie o charakter re-alności jest oczywiście tak stare, jak sam świat. Problem jednak nie w pytaniu, lecz w odpowiedziach. A konstruktywistyczna wersja odpowiedzi na to pytanie sformułowana została przyczynowo, niezależnie od tradycji filozoficznej, w ra-mach nauk ścisłych.

Zrekonstruujmy więc (w sposób niepełny oczywiście) ów szereg myślicieli filozoficznych, którzy podejrzewali, że porządek, który postrzegamy lub repre-zentujemy mentalnie w poznaniu, stwarzany jest przez nas samych, a nie jest obiektywną właściwością tzw. świata zewnętrznego. Poglądy tego typu zrekon-struować można już u (czyli – mówiąc szczerze – „winterpretować” można w) Xenophanesa (570–475 p.n.e..), Parmenidesa (510 p.n.e.), dalej znaleźć je można u Johna Scottusa Eriugeny (IX w.), Giovanniego Battisty Vico (1668–1744), Immanuela Kanta (1724–1804) i wielu innych. Nie zmienia to jednak w niczym tego, że myśliciele ci nie byli konstruktywistami. Ich prace świadczą tylko o tym, że w historii pojawiały się co prawda podobne poglądy, czy ściślej – pomysły, nie miały one jednak żadnego wpływu na dalszy rozwój nauki oraz nie sprowadziły się do jasno sformułowanej teorii. Bezpośrednich poprzedników czy promotorów konstruktywizmu widzieć można w Ludwigu von Bertalanffym z jego Ogólną Teorią Systemów, Gregory Batesonie, Jeanie Piagecie, a także w kręgu uczonych skupionych wokół Alberta Einsteina i Wernera Heisenberga, którzy podobną zmianę paradygmatu wprowadzili swego czasu w fizyce. Koniec dygresji.

Początki konstruktywizmu zatem to lata 70. (czy nawet późne 60.) ubie-głego wieku. Jego podstawowe źródła zaś to neurofizjologia, biologia i teo-ria poznania. Problemy natomiast, z jakimi zmaga się on od samego początku w kontekście swej recepcji, wynikają jedynie z inercji naszych przyzwyczajeń

Michael Fleischer10

myślowych. Konstruktywizm jest bowiem generalnie – kontrintuicyjny, jego przesłanki przeczą bowiem naszym utartym schematom i sposobom widzenia świata oraz naszej potocznej czy ludowej „wiedzy” o świecie, a tego nikt z nas nie lubi. Ponadto konstruktywizm nie stanowi (i nie może stanowić, skoro ob-sługuje tak liczne dziedziny nauki, jak o tym mowa była wyżej) zwartej, jedno-rodnej teorii, lecz jest raczej swego rodzaju sposobem myślenia pochodzącym z wielu i łączącym wiele nauk, sposobem myślenia obejmującym wiele dyscy-plin, a zatem i kierunkiem badawczym, który nie przemawia jednym głosem; tego, że z drugiej strony stanowi to także o jego sile, nie trzeba podkreślać. Punkt wyjścia konstruktywizmu natomiast stanowi chęć połączenia nauk ści-słych z tzw. naukami humanistycznymi, czyli chęć ustanowienia jednej nauki, operującej przy pomocy jednego zestawu teorii (i naukowych teorii w ogóle) oraz (adekwatnego do materiału badawczego, ale) jednolitego instrumentarium. Zaś podstawowy katalog problemów i pytań, jakie stawia konstruktywizm, ze-stawić można jak następuje:– W jaki sposób nasz mózg produkuje poznanie?– Czy w wypadku postrzegania mamy do czynienia z konstrukcją, czy z od-

zwierciedlaniem rzeczywistości?– Czy poznanie nie stanowi aby procesu samozwrotnego?– Nie ma wiedzy niezależnej od obserwatora.– Wiedzę posiadamy wtedy, kiedy ją sami wyprodukujemy, kondensując ob-

serwacje.– Nasza aparatura kognitywna bazuje na rozróżnieniach.– Różnica między opisem obiektów a obiektem opisu jest rozróżnieniem doko-

nywanym w określonym czasie przez określonego obserwatora, nie ma ona natomiast nic wspólnego z ontologią.

– Podmiot nie jest obserwatorem świata, lecz jego konstruktorem.– Określona konstrukcja rzeczywistości jest wiabilna wtedy, kiedy pasuje do

świata i skutkuje przetrwaniem tego gatunku, który tak a nie inaczej tych konstrukcji dokonuje, a nie wtedy, kiedy jest zgodna ze światem zewnętrz-nym.

– Wszystkie systemy kognitywne są autopoietyczne.– Zawsze mamy do czynienia z doświadczeniami, a nigdy z samymi przed-

miotami.– Poznania nie można oddzielić od poznającego.– Nie ma rzeczywistości bez obserwatora.

Punktem zwrotnym w konstrukcji konstruktywizmu i w rozprzestrzenieniu się tego nurtu badań na szeroką skalę była zorganizowana w 1978 roku przez Heinza von Foerstera i Humberto Maturanę w San Francisco konferencja pod tytułem „Konstrukcja rzeczywistości”, na której po raz pierwszy postulowano konieczność sformułowania nowej epistemologii, wychodzącej z założenia, że nie może być

Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu 11

mowy (jak zakłada to realizm) o niezależnym obserwatorze, obserwującym świat istniejący poza nim, lecz że zawsze mamy do czynienia z obserwatorem zanurzo-nym w obserwowanym przez niego świecie, który to obserwator, ze względu na swoją obecność w tym świecie, wywiera sobą wpływ na dokonywane przez siebie operacje obserwacji, oraz że każda obserwacja jest zawsze czyjąś obserwacją, czy-li obserwacją kogoś, kto obserwuje tak, a nie inaczej.

Tradycyjny realizm epistemologiczny wychodzi natomiast z założenia, że poznanie jest wynikiem opracowywania informacji (przy czym pojęcie to przyj-muje się bez definicji, a w większości stanowisk realistycznych wręcz w sposób naiwnie potoczny) pochodzących od otoczenia podmiotu poznającego. Bodź-ce środowiska – jak twierdzi realizm – dochodzące do mózgu przekształcane są (przez bliżej nieokreślony i tajemniczy aparat, posiadający – nie wiadomo jak i skąd się biorącą – zdolność dokonywania meta-operacji) w reprezentacje (odbicia) poznawanego w ten sposób otoczenia, przez co powstaje w naszych mózgach odzwierciedlenie rzeczywistości. Stanowisko takie prowadzi jednak do nieskończonego regresu, gdyż w ujęciu tym w mózgu znajdować musi się metainstancja, która owe odzwierciedlenia rzeczywistości generuje, ocenia i strukturyzuje, innymi słowy musi się tam znajdować kolejny mózg czuwający nad pracą pierwszego mózgu i tak ad infinitum. Realizm nie jest zatem w sta-nie wyjaśnić (bez przyjmowania niesprawdzalnych i aksjomatycznych hipotez), w jaki sposób powstaje poznanie oraz dlaczego różne podmioty różnie widzą rzeczywistość. W każdym razie nie inaczej niż, przez twierdzenie, że niektóre podmioty popełniają po prostu błędy w odzwierciedlaniu obiektywnej rzeczy-wistości, przez co od razu powstaje oczywiście pytanie, kto i czyj mózg ich nie popełnia, oraz – kto odzwierciedla rzeczywistość zgodnie z prawdą, a także – kto posiada ową prawdę tak, by mógł decydować o tym, kto się myli, a kto postrzega prawdziwie. Rozumowanie takie ma jedynie tę zaletę, że produkuje miejsca pracy dla filozofów.

Konstruktywizm natomiast, na podstawie aktualnie empirycznie uzyska-nych ewidencji, wychodzi z założenia, że procesy poznania i postrzegania są aktywnymi i generatywnymi operacjami dokonywanymi przez sam mózg w ra-mach reguł jego funkcjonowania, a nie w ramach reguł funkcjonowania świata zewnętrznego, do którego mózg operacjonalnie nie ma dostępu, będąc z owym światem oczywiście energetycznie i materialnie związanym. Wewnętrzne ope-racje mózgu prowadzą do tworzenia swego rodzaju hipotez na temat postrze-ganego (w sposób operacjonalnie zamknięty) świata zewnętrznego, a następnie do ich walidacji poprzez działanie. W rezultacie takich walidacji pozostają te hipotezy, które są wiabilne, a wiabilne są te, które pozwalają przetrwać jednost-ce i populacji, niezależnie od tego, czy są one zgodne ze światem zewnętrznym czy nie, gdyż zgodności takiej i tak nie jesteśmy w stanie stwierdzić. Mózg jest energetycznie aktywowany przez natężenia bodźców, gdyż tylko te potrafi opracowywać, zaś dokonywane na tej podstawie operacje, są już tylko jego

Michael Fleischer12

własnymi dokonaniami, realizowanymi w ramach jego sposobu funkcjonowa-nia, a nie w ramach sposobu funkcjonowania świata zewnętrznego, o którym to sposobie nic nie wiemy, gdyż nie mamy do niego bezpośredniego dostępu. W procesie tym nie dochodzi do odwzorowywania czegoś, lecz do wewnętrzne-go przyporządkowania znaczeń rezultatom wewnętrznych procesów konstruk-cyjnych, procesów zarówno kognitywnych, jak i emocjonalnych. Mózg nigdy „nie wie”, czego dotyczą neuronalne natężenia bodźców, gdyż to dopiero on sam wyposaża je w znaczenia w rezultacie swych wewnętrznych operacji. Nie wie, ponieważ „wiedzieć” to rezultat pewnej operacji, a nie neuronalna (czyli fizyczna) właściwość mózgu.

To samo dotyczy konstruktywistycznie rozumianej komunikacji. Komunika-cja nie ma fizycznej możliwości odwoływania się do niezależnych od podmiotu obiektów. W komunikacji niczego nie wymieniamy – Ja coś piszę, Państwo to czytacie. To wszystko. Nie mam żadnego (bezpośredniego i fizycznego, czy-li energetycznie-materialnego) wpływu na to, co Państwo sobie przy lekturze myślicie, jak jeno ten, że mówię tak, a nie inaczej, abyście Państwo myśleli to, co ja chcę, żebyście myśleli. Państwo natomiast (jak Państwa znam) i tak my-ślicie sobie to, co chcecie. Albo nie. Mogę Państwu tylko i wyłącznie zakłócić Państwa kognitywny spokój, czyli spowodować powstanie perturbacji. Państwo natomiast możecie się przed tym bronić lub nie. A o tym z kolei decyduje każdy z Państwa z osobna i dla siebie; a nie „Państwo jako tacy”, gdyż takich „Pań-stwa” nie ma. Wszystko zatem bazuje na pewnej kognitywno-emocjonalnej in-synuacji. Ja insynuuję sobie i Państwu, że Państwo jesteście tacy, jacy jesteście (najczęściej tacy, jak ja), i na podstawie tego założenia komunikuję. Państwo zakładacie to samo (że jestem taki, jak Państwo) i komunikujecie. Na końcu każdy z nas jest przekonany o tym, że wszyscy widzą świat tak, jak my, czyli jak każdy z nas z osobna; tyle że ani „świat” (ani „my”, ani „nas”) nie jest ni-czym innym, niż insynuacją, jakoby istniał; insynuajcą tworzoną po to jedynie, by można było mówić. W świecie zewnętrznym nie ma ani „my”, ani „nas”, ani „świata”. Świat jest najprawdopodobniej zupełnie inny, niż nam się wydaje, że jest. Problem tylko w tym, że my wszyscy (i każdy z osobna) jesteśmy zdania, że jest on taki, jakim go przecież wszyscy widzimy, gdyż każdy z nas wie, jaki on jest, a mianowicie taki, jakim go wszyscy widzimy. Dlaczego? Ponieważ nikt nie mówi, że jest inny. To zaś daje nam operacjonalnie (!) stabilny świat. Ale jako konstruktywiści pamiętamy, że wszystko to bazuje na insynuacji. Oraz że nie ma prawdy poza jednostkami, które wiedzą, co jest prawdą.

Przejdźmy teraz do krótkiej i spointowanej charakterystyki najważniejszych tez założycieli konstruktywizmu, po to także, by zobaczyć, które aspekty teorii zostały wprowadzone przez poszczególnych badaczy. Będzie to oczywiście tyl-ko bardzo pobieżny przegląd stanowisk uwzględniający, z jednej strony, wcze-sną fazę powstania konstruktywizmu i oddający najważniejsze poglądy jego

Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu 13

założycieli oraz prezentujący, z drugiej strony, kilku najważniejszych przedsta-wicieli drugiej generacji konstruktywistów.

heinz von Foerster (1911–2002). Początek konstruktywizmu (skoro już musi-my go datować) sprowadza się do wczesnych prac Heinza von Foerstera, który w oparciu o odkrytą wtedy na nowo (a sformułowaną przed 150 laty) tezę Jo-hannesa Müllera, że bodźce opracowywane przez nasze (i wszystkich innych zwierząt) zmysły są co prawda ilościowo odmienne, jednak jakościowo takie same (por. Foerster 1973). To znaczy, nasz mózg operuje przy pomocy natę-żeń impulsów, a nie przy pomocy obiektów. Z natężeń tych konstruuje dopiero obiekty, ucząc się sposobów ich produkcji w ramach socjalizacji (por. na temat wczesnych prac Piageta w tej dziedzinie – Glasersfeld 1973 i 1978). Nie może więc być mowy o „informacji” przekazywanej w mózgu i przez mózg, lecz tylko i wyłącznie o wytwarzaniu obiektów (wiedzy itp.) w ten sposób, w jaki mózg z uwagi na taką a nie inną budowę jest w stanie to robić. Von Foerster wychodzi więc z założenia, że mózg nie jest, jak mówi, maszyną trywialną (czyli układem działającym na zasadzie input/output), lecz maszyną nietrywialną, która dopiero konstruuje kompleksowe zależności, których następnie sama używa dla dalszych operacji. Podobne ewidencje wyprowadził w latach 50. XX wieku z logiki Geo-rge Spencer Brown, sprowadzając wszystkie operacje (również logiczne!) do jednej podstawowej operacji, a mianowicie do rozróżnienia (por. Spencer Brown 1957 i 1969).

Centralnym konceptem jest dla von Foerstera także pojęcie „przystosowa-nia”. Nowe teorie nauki (w następstwie rezultatów badań cybernetyki drugiego rzędu i teorii systemów) nie wychodzą od przystosowania rozumianego jako „dostosowanie się do świata zewnętrznego” (na zasadzie sprzężenia zwrotne-go, jak reprezentowane było to jeszcze w klasycznej cybernetyce), jako reakcja organizmu na świat zewnętrzny (postrzegany przez organizm), lecz wychodzą z założenia, że organizmy stwierdzają i są tylko w stanie stwierdzić różnice czy odchylenia swych dokonywanych wewnętrznie postrzegań od odpowiednich danych porównawczych wewnątrz ich mózgów. Nie mamy bowiem bezpośred-niego dostępu do świata zewnętrznego ze względu na operacjonalnie zamknięty sposób operowania mózgu. Coś zatem (co sami konstruujemy) zakłóca naszą wewnętrzną równowagę, a więc reagujemy na to tak, a nie inaczej. Napotykamy, jak mówi Maturana, na perturbacje, i wyrównujemy je, gdyż nie są one zgodne z tym, co w mózgu jest już zawarte jako rezultat wcześniejszych operacji i co jest z nimi niezgodne. Żadne poznanie zatem nie dotyczy niezależnego od nas świata, gdyż to my poznajemy i postrzegamy w ramach operacji naszego mózgu przy jego pomocy. Nie więcej i nie mniej.

Von Foerster wychodzi przy tym od bardzo mocnego argumentu, a mia-nowicie tego, że nie można widzieć, że się nie widzi, i wyprowadza z tego zasadę „niezdyferencjonowanego kodowania” – „w stanie pobudzenia komórki

Michael Fleischer14

nerwowej nie jest zakodowana fizyczna natura przyczyny tego pobudzenia. Ko-dowana jest jedynie intensywność tej przyczyny pobudzenia, a więc ile a nie co” (Foerster 1985, 42). Receptory są bowiem, jak mówi von Foerster, ślepe na jakości bodźców, reagować zaś mogą jedynie na aspekty ilościowe.

„Może to zadziwiać, nie powinno jednak być niespodzianką, gdyż w rzeczy samej «tam na zewnątrz» nie ma ani światła, ani kolorów, lecz jedynie fale elektromagnetyczne; «tam na zewnątrz» nie ma ani dźwięków, ani muzyki, lecz jedynie periodyczne wahania ciśnienia powietrza; «tam na zewnątrz» nie ma ani ciepła ani zimna, lecz jedynie molekuły, które poruszają się z mniejszą lub większą średnią energią kinetyczną itp. I w końcu «tam na zewnątrz» na pewno nie ma bólu” (Foerster/Glasersfeld 1999, 44). Procesy poznawcze stanowią zatem dla von Foerstera „nieograniczone rekursywne procesy obliczeniowe […] System nerwowy jest tak zorganizowany – lub tak się sam organizuje – że wylicza stabil-ną rzeczywistość” (Foerster 1985, 57). Rzeczywistość jest więc naszym produk-tem i to nieograniczenie rekursywnym, czyli takim, który nie ma końca i może być bez końca perpetuowany. Poznanie jest więc „obliczaniem rzeczywistości” (computing a reality) (Foerster 1985, 44); przez procesy poznania nie obliczamy przedmiotów, obiektów, lecz opisy przedmiotów, czyli obliczamy opisy danej rzeczywistości. Regulowane jest zatem własne regulowanie.

Do tego dochodzą trzy sformułowane przez von Foerstera imperatywy: im-peratyw tożsamości, który mówi, że rzeczywistość ma charakter wspólnotowy; imperatyw estetyczny – „jeśli chcesz poznawać, naucz się działać” oraz impera-tyw etyczny – „działaj stale tak, żeby powstawały kolejne możliwości” (Foerster 1985, 59–60).

Równie ważny dla dalszego rozwoju konstruktywizmu był sformułowany przez von Foerstera „postulat względności”. Ważny jest on także z powodu pojawiających się co jakiś czas ze strony filozofów zarzutów, jakoby konstruk-tywizm miał coś wspólnego z solipsyzmem lub zgoła nim był, a w każdym razie, daje się jakoby do solipsyzmu sprowadzić. To oczywiście nieporozu-mienie. W analogii do teorii względności Einsteina, której centralnym punktem jest właśnie teza o nie-istnieniu niezależnego czy nadrzędnego obserwatora, von Foerster formułuje kognitywistyczną i epistemologiczną wersję tej tezy. „Hipoteza, obowiązująca zarówno dla A, jak i dla B, jest odrzucana, jeśli nie obowiązuje ona także dla A i B równocześnie. Jako A, B rozumiane są obszary, dla których hipoteza ma obowiązywać” (Foerster 1992, 83). Zależność tę von Foerster wyjaśnia przy pomocy analogii do zjawisk kosmologicznych: kiedy Ziemianin obserwuje tory planet, dochodzi do wniosku, że Ziemia jest central-nym punktem; kiedy Marsjanin (itp.) obserwuje tory planet, wtedy dochodzi do wniosku, że Mars jest centralnym punktem, a zatem postulat względności jest naruszony, ponieważ Mars i Ziemia nie mogą być jednocześnie central-nym punktem. Kiedy jednak ustalimy jako centralny punkt Słońce, wtedy oby-dwaj (Ziemianin i Marsjanin) mogą obserwować to samo. Z tego von Foerster

Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu 15

wnioskuje w odniesieniu do solipsyzmu: kiedy jako solipsysta twierdzę, że ist-nieję tylko ja, a ten drugi twierdzi, że istnieje tylko on, wtedy obaj nie możemy mieć razem racji, „zgodnie z postulatem względności hipotezę solipsyzmu trze-ba odrzucić, ponieważ nie może ona zostać uogólniona. Tak samo jak w przy-padku systemu heliocentrycznego, postulat względności wytwarza trzeci ele-ment, który służy jako centralny punkt odniesienia: jest nim świat wyobrażeń. Kiedy go zeksternalizować, tworzy on medium, w którym zależności między Ty i Ja urzeczywistniają się. Ja istnieję przez tego drugiego, a on przeze mnie: my jesteśmy naszym wzajemnym zachowaniem własnym [Eigenverhalten]” (Foerster 1992, 85).

ernst von glasersFeld (1917–2011) nawiązuje z kolei do prac Jeana Piageta i formułuje tezę, że niemożliwe jest niezależne (bezpośrednie) poznanie świata zewnętrznego (czyli poznanie stanowiące kopię świata), lecz że wiedza i pozna-nie to wynik, rezultat przystosowania. Nie chodzi zatem, jak mówi Glasersfeld, o zgodność czy odzwierciedlenie, lecz o „pasowanie do”. Ponadto każde pozna-nie jest samozwrotne, to znaczy posiadamy określone wyobrażenie o świecie i w rezultacie oczekujemy takiego, a nie innego świata, który następnie postrze-gamy selektywnie tak, żeby potwierdzić owo wyobrażenie.

W charakterze analogii von Glasersfeld (1985) wprowadza, dla wyjaśnienia interesującej nas tu kwestii, parę pojęć „match” (= zgodność) i „fit” (= paso-wanie), argumentując: kiedy mówimy, że coś jest zgodne (z czymś), oznacza to, że owo coś oddaje, odzwierciedla dany oryginał, czyli jest z nim właśnie zgodne. Kiedy natomiast mówimy, że coś pasuje, oznacza to, że „spełnia to tę rolę, jakiej my od niego oczekujemy” (Glasersfeld 1985, 20). W tym sen-sie, wprowadzając kolejną analogię, „«pasowanie» charakteryzuje zdolności klucza, a nie zamka” (Glasersfeld 1985, 20). Nie ma przy tym gorszego lub lepszego pasowania, lecz tylko pasowanie; i nie chodzi o dopasowanie się or-ganizmów do świata zewnętrznego (to wymagałoby odzwierciedlenia), lecz czyni „to rzeczywistość, która przez swe ograniczenia tego, co możliwe, po prostu likwiduje to, co nie jest zdolne do przetrwania” (Glasersfeld 1985, 21). Innymi słowy – środowisko odpowiedzialne jest tylko za wymieranie, a nie za przetrwanie. A zatem wiedza i rzeczywistość nie są zgodne ze sobą, lecz pasują do siebie; poznanie i wiedza są wynikiem działań zawsze aktywnego podmiotu (Glasersfeld 1987, 207). „Świat, który przeżywamy, jest taki i musi taki być, jaki jest, ponieważ my go takim zrobiliśmy” (Glasersfeld 1985, 29). Wszystko, co wnioskujemy z doświadczeń, odnosi się do doświadczeń, a nie do zewnętrznego świata.

Do tego dochodzi aspekt temporalny. Jako organizmy przekształcamy kom-pleksy postrzegań w obiekty i sytuujemy je w niezależnej przestrzeni i cza-sie. W ten sposób mamy dwa punkty widzenia. „Dwa kompleksy postrzegań w każdym momencie mogą zostać «eksternalizowane» jako dwa niezależne od

Michael Fleischer16

siebie obiekty; mogą one jednak również być traktowane jako dwa przeżycia tego samego obiektu «egzystującego» jako jedność” (Glasersfeld 1985, 32). Z tego wynikają dwie możliwości. Jeśli z porównania wynika „identyczność”, wtedy mamy albo dwa obiekty, które z uwagi na porównane właściwości są takie same, albo też mamy jeden obiekt, który w czasie obydwu oglądów się nie zmienił. Jeśli zaś z porównania wynika „odmienność”, wtedy mamy albo dwa obiekty, które są różne, albo mamy jeden obiekt, który w czasie obydwu oglądów się zmienił. Zawsze jednak są to operacje dokonywane przez podmiot (Glasersfeld 1985, 33). Powtórzenie, regularność lub stałość poznane mogą być tylko przez porów-nanie, jednak przed porównaniem musimy wiedzieć, czy to, co porównywane, ma być tym samym obiektem, czy dwoma obiektami. To zaś ustala, co ma być „egzystującym” przedmiotem, a co ma uchodzić za relację między przedmiotami, i tak „struktura tworzona jest w nurcie przeżywania” (Glasersfeld 1985, 36). Tę właśnie strukturę organizm przeżywa jako rzeczywistość. Z argumentacji tej wynika dla konstruktywizmu szczególna wskazówka na istnienie (oraz niepo-znawalność) realności: „«prawdziwy» świat pojawia się wyłącznie tam, gdzie nasze konstrukcje ponoszą porażkę. Ponieważ jednak ponoszenie porażki opisać i wyjaśnić możemy tylko przy pomocy tych pojęć, których do budowy struktur, jakie poniosły porażkę, zastosowaliśmy, nie może nam to nigdy pokazać wyglą-du świata, który moglibyśmy uczynić odpowiedzialnym za poniesienie porażki” (Glasersfeld 1985, 37).

Ważnym dla konstruktywizmu konceptem jest także wprowadzone przez von Glasersfelda pojęcie wiabilności. Powstaje bowiem pytanie: W jaki sposób mnie-mamy, że żyjemy w stabilnym świecie, skoro nie ma korelacji między postrze-ganiem a światem zewnętrznym? Poznanie musi więc być dokonaniem własnym systemu i wynikać musi z funkcji, jakie spełnia dla dokonującego te poznania podmiotu – w tym sensie stanowi więc przystosowanie. To, że nasze postrzega-nia pasują do świata, nie wynika z „obiektywnych” izomorfii (zgodności), lecz bazuje na wiabilności właśnie, czyli na pasowaniu do naszych wyobrażeń o świe-cie i przetrwaniu przy pomocy rezultatów tych wyobrażeń. A zatem w zgodzie z teorią ewolucji – to nie my dopasowujemy się do świata zewnętrznego, lecz wymierają wszyscy ci, którzy są niedopasowani; decydująca jest więc korzyść, jaką my mamy z naszych postrzegań.

Konstruktywizm nie przeczy zatem ontologicznej realności, lecz twierdzi jedynie, że nie możemy jej racjonalnie uchwycić; rzeczywistość to świat, który przeżywamy i z którego wszystko wyprowadzamy (a to „wszystko” musi być tylko wiabilne); zamiast ontologicznej prawdy stwierdzać musimy więc wiabil-ność. W tym sensie nigdy nie istnieje jedno tylko rozwiązanie dla czegoś. Doty-czy to także samego konstruktywizmu, również on jest tylko teorią, bazującą na założeniach, nie traktuje on ich jednak jako wielkości ontologicznych, lecz jako założenia produkujące modele, które z kolei mają być niezawodne (Glasersfeld 1998, 511).

Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu 17

huMberto r. Maturana (ur. 1928) wprowadza do dyskusji, wespół ze swoim uczniem Francisco J. varela (1946-2001), koncept autopoiesis, charakteryzują-cy działanie systemów ożywionych jako systemów samogenerujących się. Jako systemy autopoietyczne Maturana rozumie „klasę systemów, w których każdy element jako złożona jednostka (system) zdefiniowany jest przez sieć produkcji składników”, które a) „przez ich interakcje rekursywnie tworzą i urzeczywist-niają tę sieć produkcji, która je same wyprodukowała”; b) konstytuują one „gra-nice sieci jako elementów, biorących udział w jej konstytuowaniu i realizowa-niu”; oraz c) konstytuują i realizują „sieć jako jednostkę złożoną w przestrzeni, w której sieć egzystuje” (wszystkie cytaty za: Maturana 1987, 95). „Z uwagi na swoje stany system autopoietyczny operuje jako system zamknięty, który wy-twarza tylko stany autopoiezy” (Maturana 1987, 97). „Z jednej strony widzimy dynamiczną sieć transformacji, która wytwarza swoje własne składniki i która jest warunkiem możliwości brzegu. Z drugiej strony widzimy brzeg, który jest warunkiem możliwości operowania sieci transformacji, która wytwarza sieć jako jednostkę” Maturana/Varela 1987, 53).

Maturana wprowadza ponadto kilka dodatkowych a centralnych dla kon-struktywizmu pojęć, które tu krótko tylko wymienię: pojęcie operacjonalnego zamknięcia, oznaczające, że organizm wchodzi w interakcje z postrzeganymi obiektami świata zewnętrznego, lecz wyłącznie ze swoimi własnymi stanami we-wnętrznymi, z czego wynika, że systemy autopoietyczne nie dokonują wymiany informacji między sobą a światem zewnętrznym, lecz że informacja tworzona jest dopiero w samym systemie; pojęcie strukturalnej determinacji, które ozna-cza, że możliwości zmian w systemie zdeterminowane są jego własną budową, zmiana jest oczywiście możliwa, jednak tylko w ramach wyznaczników własnej struktury; pojęcie perturbacji, które oznacza, że ze środowiska do systemu do-chodzą jedynie irytacje, które wewnątrz systemu opracowywane są jako pertur-bacje rozwiązywane przez sam system; pojęcie strukturalnego sprzężenia, które oznacza, że system podlegający perturbacjom podlega zmianom dokonującym się w środowisku zewnętrznym, gdyż zarówno system, jak i środowisko posiadają wspólną historię. W tym kontekście Maturana definiuje na nowo pojęcia kognicji, świadomości i obserwatora. Kognicja to, według Maturany, wszystkie działa-nia systemów ożywionych; świadomość zaś to mechanizm orientujący system autopoietyczny na siebie samego oraz na dokonywane przez niego opisy jego samego, i w ten sposób pojawiają się samoobserwujące się systemy. W rezulta-cie dochodzi do powstania obserwatora, który obserwuje swoje obserwowanie i jego wyniki, nieobserwując oczywiście świata zewnętrznego. Nie oznacza to jednak, jakoby Maturana negował istnienie świata zewnętrznego, świat ten jest tylko niepoznawalny.

Paul WatzlaWick (1921–2007) wprowadza do konstruktywizmu, jako repre-zentant Szkoły Palo Alto, aspekty psychologiczne, dotyczące funkcjonowania

Michael Fleischer18

systemów świadomości oraz łączy te aspekty z komunikacją, wychodząc z za-łożenia, że rzeczywistość jest produktem komunikacji. Błędem jest, według Watzlawicka, mniemanie, „jakoby istniała tylko jedna rzeczywistość, jest to najniebezpieczniejsze ze wszystkich złudzeń; w rzeczy samej istnieje mnóstwo mniemań o rzeczywistości, które mogą być bardzo sprzeczne i które są wynikiem komunikacji, a nie odbiciem wiecznych i obiektywnych prawd” (Watzlawick 1995, 7). Stanowisko i konstruktywistyczny punkt widzenia Watzlawicka najle-piej odda może jedna z jego licznych (i jak zwykle bardzo dowcipnych) historii, a mianowicie – historia o młotku.

„Pewien mężczyzna chce powiesić obraz. Gwóźdź ma, nie ma jednak młotka. Sąsiad ma młotek. A więc nasz mężczyzna postanawia, pójść do sąsiada i poży-czyć młotek. W tym momencie jednak pojawia się u niego wątpliwość. «A co będzie, jeśli sąsiad nie będzie chciał mi pożyczyć młotka? Już wczoraj pozdrowił mnie tylko tak jakoś pobieżnie. Może się spieszył. A może tylko udawał, że się spieszy i ma coś przeciwko mnie. Ale co? Przecież nic mu nie zrobiłem; on sobie to tylko ubzdurał. Gdyby ktoś ode mnie chciał pożyczyć jakieś narzędzie, od razu bym mu je dał. A on dlaczego nie? Jak można człowiekowi odmówić takiej prostej przysługi? Ludzie tacy, jak ten typ, zatruwają nam całe życie. A potem sąsiad sobie jeszcze ubzdura, że niby jestem od niego zależny. Tylko dlatego, że ma młotek. Teraz mam naprawdę dość.» Mężczyzna biegnie zatem do sąsiada, dzwoni, sąsiad otwiera, i nim ten zdąży powiedzieć «dzień dobry», nasz mężczyzna krzyczy na sąsiada: «Zatrzymaj pan sobie swój młotek!»”(Watz-lawick 1984, 37).

Zaprezentowani wyżej badacze to pierwsza generacja konstruktywistów, niejako ojcowie założyciele. W latach 80. i 90. do głosu dochodzi druga gene-racja, młodszych badaczy, którzy rozwijają konstruktywizm zarówno w aspek-cie neurofizjologicznym, jak i socjologicznym. Omówię więc krótko czterech przedstawicieli tej grupy.

gerhard roth (ur. 1942) zajmuje się szeroko rozumianymi badaniami z dzie-dziny neurofizjologii mózgu, a z rezultatów swych empirycznych badań wprowa-dza nowe aspekty do teorii, które scharakteryzuję poprzez kilka cytatów.

„Jeśli chodzi o konstruktywizm epistemologiczny, to twierdzę, że wynika on nieuchronnie z konstruktywności naszego mózgu. Mózgi – tak brzmi moja teza – zasadniczo nie są w stanie odzwierciedlać świata; muszą one być konstruktywne; i to zarówno z punktu widzenia ich funkcjonalnej organizacji, jak i z punktu widzenia ich zadania, wytworzenia określonego zachowania, przy pomocy któ-rego organizm może przetrwać w swym środowisku. Ostatnie gwarantuje to, że wytworzone przez mózg konstrukty nie są dowolne, także wtedy, kiedy nie mogą odzwierciedlać świata” (Roth, 1994, 21). „Mózg może co prawda przez swoje organy zmysłów zostać pobudzony przez środowisko, owe pobudzenia jednak

Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu 19

nie zawierają żadnych wyposażonych w znaczenia i niezawodnych informacji o środowisku. Mózg bowiem musi przez porównanie i kombinację sensorycz-nych wydarzeń elementarnych sam wytworzyć znaczenia i na podstawie kry-teriów wewnętrznych te znaczenia sprawdzić. To jest budulec rzeczywistości. Rzeczywistość, w której ja żyję, jest więc konstruktem mózgu” (Roth, 1994, 19). „Kiedy jednak zakładam, że rzeczywistość jest konstruktem mojego mózgu, wtedy jednocześnie jestem zmuszony założyć świat, w którym ten mózg, czyli konstruktor, egzystuje. Ten świat określany jest jako świat «obiektywny», nieza-leżny od świadomości czy jako transfenomenalny. Dla ułatwienia nazwałem go realnością i przeciwstawiłem go rzeczywistości” (Roth, 1994, 288). „Mimo że z punktu widzenia epistemologii realność jest kompletnie niepoznawalna, muszę, po pierwsze, przyjąć jej istnienie, by nie popaść w elementarne sprzeczności, oraz, po drugie, nikt nie może mi zabronić, bym rozmyślał o organizacji realno-ści, a to w tym celu, by lepiej móc wyjaśnić zjawiska w mojej rzeczywistości” (Roth, 1994, 321).

niklas luhMann (1927-1998) z kolei reprezentuje socjologicznie zorientowany prąd konstruktywizmu, w ramach którego sformułował pierwszą teorię społe-czeństwa, wychodząc z jednej strony od konstruktywizmu właśnie, a z drugiej od teorii systemów w rozumieniu Parsonsa (a nie termodynamiki czy biologii). Ponieważ Luhmann wielokrotnie już był omawiany, a jego teoria jest powszech-nie znana, ograniczę się tutaj do wymienienia tylko najważniejszych punktów jego teorii.

Na pierwszym planie stoi rozróżnienie „system-środowisko”, rozumiane tak, że każdy system tworzy wewnętrznie owo rozróżnienie, przez co oczywiście „środowisko” jest wewnętrznym aspektem samego systemu, a nie jednostką leżą-cą poza nim. Sensem zaś funkcjonowania tak rozumianego systemu jest, według Luhmanna, redukcja kompleksowości. To znaczy, systemy dążą do wytworzenia takiej swej organizacji, żeby możliwa stała się redukcja kompleksowości oto-czenia i aby system był mniej kompleksowy, niż otaczający go świat. W tym sensie także Luhmann zakłada istnienie świata zewnętrznego, jako koniecznego warunku oddziaływania systemów, które do świata tego nie mają jednak żadne-go dostępu. Redukowana jest więc kompleksowość systemu jako systemu, lecz z drugiej strony nadbudowywana jest większa kompleksowość własna systemu, przy pomocy której system reaguje na środowisko i może je (w sobie) asymi-lować1.

To zaś, co stanowi konstytutywny element systemów, pozwalający im funk-cjonować w środowisku, to komunikacje. „Systemy społeczne nie składają się

1 Gwoli ścisłości dodać tu muszę, że poglądy Luhmanna na „kompleksowość” stoją w zasadniczej sprzeczności z rozumieniem tego zjawiska przez teorię systemów i systemową teorię ewolucji (szerzej patrz na ten temat Fleischer 2002). Na potrzeby tego omówienia wystarczy zamienić „kompleksowość” na „skomplikowanie”, by zrozumieć, co Luhmann ma na myśli.

Michael Fleischer20

z ludzi, a także nie z działań, lecz z komunikacji” (Luhmann 1984, 41). W tym sensie ludzie i role, w jakich oni występują, stanowią relewantne środowisko sys-temu społecznego. W ten sposób powstają struktury, w ramach których „z okre-ślonym stopniem prawdopodobieństwa coś określonego jest umożliwiane, a coś innego jest wykluczane, i z uwagi na to oczekiwania mogą potem być mniej lub bardziej pewne/niepewne” (Luhmann 1984, 417). Kolejnym ważnym dla Luh-manna pojęciem jest samoreferencja. „Dany system określany może być jako samoreferencyjny, kiedy sam konstytuuje on elementy, z których się składa, jako jednostki funkcjonalne, i we wszystkich odniesieniach między tymi elementami współoddziałuje odniesienie na tę właśnie samokonstytutywność, w tym sensie więc reprodukuje w sposób ciągły samokonstytucję” (Luhmann 1984, 59).

siegFried J. schMidt (ur. 1940) to kolejny badacz z niemieckiego obszaru języ-kowego, którego rola popularyzatora konstruktywizmu jest nie do przecenienia; posiada on ogromne zasługi dla wprowadzenia konstruktywizmu do obiegu na-ukowego. We wczesnych latach 80. XX wieku zorganizował (wraz z zespołem) Szkołę z Siegen (na uniwersytecie w tym mieście), w której to Szkole obok wła-snych prac nad sformułowaniem Empirycznej Nauki o Literaturze (patrz Schmidt 1980) oraz pierwszych prób analizy mediów przy pomocy narzędzi konstruktywi-zmu, prowadzono Kolokwium Konstruktywistyczne, na które, w celu zaprezen-towania swoich tez, zapraszani byli ojcowie założyciele konstruktywizmu oraz inni działający w tym czasie konstruktywiści młodszej generacji (w tej liczbie piszący te słowa), ale również przeciwnicy tego prądu (np. Norbert Groeben), z którymi toczono zacięte i (z obu stron) bezlitosne dyskusje. Schmidt przejął narzędzia konstruktywizmu jak i całą koncepcję w celu opracowania reguł nowej empirycznej teorii literatury, bazującej na pracach Finkego (1982), który z kolei wypracował empirycznie sprawdzalną konstruktywistyczną teorię nauki, czyli koherentną teorię nauki na potrzeby nauk humanistycznych. W późniejszych latach Schmidt pracuje nad zastosowaniem konstruktywizmu do badań mediów (w tym reklamy i kultury organizacji), zaś po roku 2000 zajął się analizą zjawiska kultury z punktu widzenia jego konstruktywności.

JoseF Mitterer (ur. 1948), którego wymienię tu jeszcze gwoli ścisłości, spełnia w tym szeregu konstruktywistów dość specyficzną rolę. Będąc z wykształcenia filozofem, związanym z konstruktywizmem luźno tylko, podjął w swoich dwóch (większych) pracach stojący u podstaw konstruktywizmu problem „dualności”, czyli funkcjonującej w naszym obszarze od antyku opozycji „podmiot-przed-miot”. Problem ten Mitterer podjął w sposób radykalny, a mianowicie – poddając w wątpliwość jego operacjonalizowalny sens oraz analizując jego funkcjono-wanie w charakterze operatywnej fikcji, jako tylko i wyłącznie strategii argu-mentacyjnej, służącej do wspierania i immunizowania reprezentowanych przez kogoś poglądów. Aktualnie Mitterer pracuje (wraz ze swoim uczniem Stefanem

Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu 21

Weberem) nad sformułowaniem nie-dualistycznej filozofii, to znaczy bada moż-liwość uprawiania (nadal) filozofii, niewychodząc od dualizmu „podmiot-przed-miot”, lecz właśnie niedokonując tego (najczęściej) milczącego założenia przy analizie wyprowadzonych z tej dychotomii problemów.

Dzisiaj konstruktywizm jako obiekt żywych debat i dyskusji oraz jako faza wypracowywania teorii zanika i stanowi swego rodzaju status quo, stanowi powszechnie stosowane narzędzie badawcze i jest jako taki uznaną teorią (od epistemologii, poprzez nauki ścisłe, po psychologię, socjologię, ekonomię, ko-munikację społeczną itp.). Trochę więc żal, że podstawowe teksty źródłowe tego nurtu badań na rynek polski wkraczają dopiero dzisiaj, kiedy konstruktywizm jest uzusem i teorią, której nie można już pomijać, chcąc zajmować się wspo-mnianymi wyżej obszarami nauki.

Niniejszy tom prezentuje niewielki tylko zbiór podstawowych tekstów, wy-starczający to jednak zestaw dla zarysowania sytuacji historycznej, dla pokazania punktu wyjścia paradygmatu konstruktywistycznego; jego aktualne zastosowania i rozwijane dziś nowe aspekty teoretyczne znaleźć można w bieżącej literaturze przedmiotu, którą z kolei znaleźć można wszędzie.

Redaktorzy zapoznają tu Państwa z dwoma podstawowymi tekstami Ern-sta von Glasersfelda, pierwszym o aspektach poznawczych konstruktywizmu, o roli i sposobie funkcjonowania poznania w ujęciu nierealistycznym, oraz dru-gim o sposobie uprawiania nauki w ramach paradygmatu konstruktywistycznego. Następny tekst to fundamentalna praca Heinza von Foerstera o konstruowaniu rzeczywistości przez maszyny nietrywialne, czyli przez systemy ożywione w od-niesieniu do ich operacjonalnego zamknięcia. Artykuł Humberto Maturany do-tyczy ontologii obserwacji oraz biologicznych i neurofizjologicznych aspektów tego procesu w odniesieniu do sposobu funkcjonowania naszej świadomości. Artykuł Gerharda Rotha natomiast prezentuje stanowisko dorosłego już konstruk-tywizmu na temat neurofizjologicznych podstaw procesu poznania i produkowa-nej w tym procesie i przez ten proces rzeczywistości. Tekst Niklasa Luhmanna dotyczy autopoiezy systemów społecznych i prezentuje wczesne poglądy tego badacza na te aspekty działania społeczeństwa – i w tym sensie reprezentuje tutaj także pierwszą (dość radykalną jeszcze) fazę konstruktywizmu. Ostatnie dokonania Luhmanna w tej dziedzinie (jego fundamentalny dla socjologii wykład na temat socjologicznej teorii systemów) przybliża czytelnikowi artykuł Annette Siemes.

Obydwa teksty Siegfrieda J. Schmidta zaś reprezentują konstruktywizm w jego wersji odnoszącej się do badania mediów oraz do pojęcia obserwatora w tym kontekście. Achim Barsch z kolei porusza aspekty istotne dla badań nad literaturą i reprezentuje w tym tomie prace kręgu badaczy Szkoły z Siegen, w ramach której w latach 80. XX wieku sformułowano konstruktywistyczną teorię literatury. Stefan Weber, reprezentujący kierunek tworzonej przez Josefa

Michael Fleischer22

Mitterera koncepcji filozofii niedualistycznej, podejmuje próbę powiązania teorii systemów z (tworzoną właśnie) filozofią niedualistyczną oraz próbę zastosowania takiej koncepcji do rozwiązania problemu „realizm/konstruktywizm”. Samą zaś koncepcję Mitterera, czyli analizę filozofii jako autopoietycznej procedury argu-mentacyjnej oraz wypływające z tej analizy dla dalszej pracy wnioski, referuje krótko tekst Michaela Fleischera. Tenże przedstawia w kolejnym tekście zarys swojej teorii komunikacji opartej na (postulowanym przez niego) rozsądnym konstruktywizmie i teorii systemów w paradygmacie ewolucyjnym. Tekst Ralfa Nüsego natomiast reprezentuje tu stanowisko (nierzadko zagorzałych) krytyków konstruktywizmu i dotyczy w tym sensie drugiej strony dyskursu, pokazując, że konstruktywizm jest nie tylko przyjętym i akceptowanym stanowiskiem w ramach teorii nauki i w odniesieniu do konkretnych badań, lecz także, że kierunek ten posiada swoich krytyków, których argumenty zobowiązani jesteśmy uwzględnić i w miarę możliwości obalić. Jeśli oczywiście chcemy uprawiać konstruktywizm w ramach nauki, gdyż reguły nauki obowiązują nas wszystkich. Bez wyjątku.

Wprowadzenie – krótka historia konstruktywizmu 23

Bibliografia

Finke P., 1982, Konstruktiver Funktionalismus. Die wissenschaftstheoretische Basis einer empirischen Theorie der Literatur, Braunschweig-Wiesbaden.

Fischer H.R., 1995, (red.), Die Wirklichkeit des Konstruktivismus. Zur Auseinander­setzung um ein neues Paradigma, Heidelberg.

Fleischer M., 2002, Teoria kultury i komunikacji. Systemowe i ewolucyjne podstawy, przeł. M. Jaworowski, Wrocław.

Fleischer M., 2005, Obserwator trzeciego stopnia. O rozsądnym konstruktywizmie, przeł. D. Wączek, J. Barbacka, Wrocław.

Fleischer M., 2007, Ogólna teoria komunikacji, przeł. M. Burnecka, M. Fleischer, Wrocław.

Foerster H. von, 1973, On constructing a reality, [w:] Environmental design research, red. F. E. Preiser, Stroudsburg, s. 35–46.

Foerster H. von, 1984, Erkenntnistheorien und Selbstorganisation, [w:] DELFIN, IV, s. 6–19, (również w: Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 133–158).

Foerster H. von, 1985, Das Konstruieren einer Wirklichkeit, [w:] Die erfundene Wirk­lichkeit, red. P Watzlawick, Monachium, s. 39–60.

Foerster H. von, 1985a, Sicht und Einsicht, Braunschweig.Foerster H. von, 1992 (1985), Entdecken oder Erfinden. Wie läßt sich Verstehen ver­

stehen?, [w:] Einführung in den Konstruktivismus, red. H. Gumin, A. Mohler, Mo-nachium, 41–88.

Foerster H. von, 1993, Wissen und Gewissen. Versuch einer Brücke, Frankfurt.Foerster H. von, 1993a, KybernEthik, Berlin.Foerster H. von, Glasersfeld E. von, 1999, Wie wir uns erfinden: eine Autobiographie

des radikalen Konstruktivismus, Heidelberg.Glasersfeld E. von, 1974, Piaget and the radical constructivist epistemology, „Epistemol-„Epistemol-Epistemol-

ogy and Education. Research Report”, 14, red. C.D. Smock, E. von Glasersfeld.Glasersfeld E. von, 1978, Radical constructivism and Piaget’s concept of knowledge,

[w:] Input of Piagetian Theory, red. F.B. Murray, Baltimore.Glasersfeld E von, 1985, Einführung in den Radikalen Konstruktivismus, w: P. Watzla-

wick (2003), Die erfundene Wirklichkeit, Monachium, s. 16–38.Glasersfeld E. von, 1987, Wissen, Sprache und Wirklichkeit. Arbeiten zum Radikalen

Konstruktivismus, Braunschweig/Wiesbaden.Glaserfeld E. von, 1992, Aspekte des Konstruktivismus, Vico, Berkeley, Piaget, [w:] Kon­

struktivismus: Geschichte und Anwendung, red. G. Rusch, S.J. Schmidt, Frankfurt n. M.

Glasersfeld E. von, 1997, Radikaler Konstruktivismus. Ideen, Ergebnisse, Probleme, Frankfurt n. M.

Glasersfled E. von, 1997a, Kleine Geschichte des Konstruktivismus, „Österreichische Zeitschrift für Geisteswissenschaft”, 8 (1), s. 9–17.

Glasersfeld E. von, 1998, Die Radikal­Konstruktivistische Wissenstheorie, „Ethik und Sozialwissenschaften”, 9 (4), Opladen, s. 503–511.

Gumin H., Mohler A., 1985 (red.), Einführung in den Konstruktivismus, Monachium.

Michael Fleischer24

Luhmann N., 1984, Soziale Systeme: Grundriß einer allgemeinen Theorie, Frankfurt n. M.Luhmann N., 1990, Soziologische Aufklärung, Opladen.Luhmann N., 1996, Die Realität der Massenmedien, Opladen.Luhmann N., 1998, Die Gesellschaft der Gesellschaft, t. 1 i 2, Frankfurt n. M.Luhmann N., 2004, Einführung in die Systemtheorie, Heidelberg.Maturana H.R., 1987, Kognition, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red.

S.J. Schmidt, Frankfurt n. M, s. 89–118.Maturana H.R.; Varela F.J., 1987, Der Baum der Erkenntnis. Die biologischen Wurzeln

des menschlichen Erkennens, Bern (tytuł oryginału – El àrbol del conocimiento, 1984).

Mitterer J., 1996, Tamta strona filozofii. Przeciwko dualistycznej zasadzie poznania, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa.

Mitterer J., 2001, Die Flucht aus der Beliebigkeit, Frankfurt n. M.Mitterer J., 2004, Ucieczka z dowolności, przeł. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa.Parsons T., 1976, Zur Theorie sozialer Systeme, Opladen.Parsons T., 1977, Social Systems and the Evolution of Action Theory, Nowy Jork.Piaget J., 1967, Biologie et connaissance, Paryż.Piaget J., 1975, Der Aufbau der Wirklichkeit beim Kinde, Stuttgart.Roth G., 1994, Das Gehirn und seine Wirklichkeit. Kognitive Neurobiologie und ihre

philosophischen Konsequenzen, Frankfurt n. M.Rusch G. i in., 1994 (red.), Piaget und der Radikale Konstruktivismus, Frankfurt n. M.Schmidt S.J., 1980, Grundriß der Empirischen Literaturwissenschaft, Frankfurt n. M.Schmidt S.J., 1987 (red.), Der Diskurs des Radikalen Konstruk ti vismus, Frank furt n. M.Schmidt S.J., 1994, Kognitive Autonomie und soziale Orientierung. Konstruktivistische

Bemerkungen zum Zusammenhang von Kognition, Kommunikation, Medien und Kul­tur, Frankfurt n. M.

Schmidt S.J., 1998, Die Zähmung des Blicks. Konstruktivismus-Empirie-Wissenschaft, Frankfurt n. M.

Schmidt S.J., 2003, Geschichten&Diskurse, Reinbek.Schmidt S.J., 2004, Unternehmenskultur. Das Problemlösungsprogramm von Unternehmen.Spencer Brown G., 1996 (1957), Wahrscheinlichkeit und Wissenschaft, Heidelberg.Spencer Brown G., 1997 (1969),. Laws of Form Gesetze der Form, Lübeck.Watzlawick P., 1976, Wie wirklich ist die Wirklichkeit? Wahn, Täuschungen, Verstehen,

Monachium.Watzlawick P., 1981 (red.), Die erfundene Wirklichkeit. Wie wissen wir, was wir zu wissen

glauben?, Monachium/Zurich.Watzlawick P., 1987 (1984), Anleitung zum Unglücklichsein, Berlin.Watzlawick P., Beavin J.H., Jackson Don D., 1967 (1974), Menschliche Kommunikation,

Bern.

przekłady wszystkich cytatów w tekście – Michael Fleischer

Siegfried J . Schmidt

Słowo wstępne

Gdy na początku lat 80. ubiegłego stulecia pojawiły się pierwsze propozycje koncepcji literaturoznawstwa empirycznego, doszło między mną a Norbertem Groebenem do sporu odnośnie teorii poznania i teorii nauki jako podstawy Li-teraturoznawstwa Empirycznego. Punktem spornym była reprezentowana przeze mnie teoria konstruktywizmu, którą z pozycji preferowanego krytycznego racjo-nalizmu Norbert Groeben odrzucił.

W mojej krytycznej rewizji „klasycznego”, zorientowanego na neurobio-logię, konstruktywizmu w książce Geschichten & Diskurse (2003) usunąłem wprawdzie niektóre punkty krytyki Groebena, jednakże mimo to nie zdołałem w pełni przekonać go do przejrzystości i użyteczności myślenia konstruktywi-stycznego. Dlatego też chciałbym w tych uwagach wstępnych zaznaczyć, w czym ową przejrzystość i użyteczność wciąż dostrzegam.

1. Obserwator obserwuje obserwatora. Obserwatora nie można pominąć, podobnie jak nie można pominąć opisywania. Nie istnieje żadna druga strona dyskursu. Rzeczywistość jest rzeczywistością obserwatora i mediów. Tak jak to zawsze podkreśla Josef Mitterer, opis obiektu i obiekt opisu stanowią jedność.

2. W miejsce dualistycznej ontologii, która wychodzi od tego, że niezależnie od siebie istnieje podmiot i przedmiot, rzeczywistość i poznanie, język i obiekty referencji, wkracza myślenie zorientowane procesualnie. Realizatorzy procesów (aktanci), procesy i rezultaty procesów tworzą nierozerwalną zależność oddzia-ływań. Wszelkiego rodzaju rzeczywistości należy zatem rozumieć jako rezultaty procesów, a nie jako niezależne obiekty. „Rzeczywistość” ulega tym samym pluralizacji1.

1 Por. S. J. Schmidt, Geschichten & Diskurse, Reinbek 2003, Rowohlt.

siegFried J. schMidt26

3. Komunikacja modelowana jest jako dynamiczny, refleksywny proces spo-łeczny, w którym uczestnicy komunikacji oferują sobie nawzajem materialności semiotyczne (oferty medialne), których produkcja zachodzi na bazie wspólnie podzielanej kolektywnej wiedzy kulturowej. Ofertom medialnym w ich recepcji aktanci przyporządkowują zależne od podmiotu znaczenia stosownie do logiki własnych systemów kognitywnych i w relacji do wiedzy kulturowej. Tym sa-mym modele komunikacji jako transportu informacji lub też wymiany myśli stają się równie nieprzydatne, jak założenie, że znaczenie zawiera się w ofertach medialnych2.

4. Zorientowanie na proces implikuje orientację systemową. Procesy przebie-gają w kontekstach określonych społecznie i kulturowo. Dlatego też perspektywa badawcza zostaje rozszerzona z izolowanych ofert medialnych na systemy me-diów, które w społeczeństwach kultury medialnej konkurują ze sobą i określają wzajemnie własne możliwości funkcyjne. Literaturoznawstwo Empiryczne zosta-ło wedle tej argumentacji zaprojektowane jako interdyscyplinarnie zorganizowa-ne specjalne kulturoznawstwo medialne, które zajmuje się ofertami medialnymi w ramach systemu mediów społeczeństwa3.

5. Naukowość Literaturoznawstwa Empirycznego polega na tym, że literatu-roznawcy i literaturoznawczynie rozwiązują swoje problemy związane z szeroko rozumianymi fenomenami literackimi w metodycznie regulowany sposób, a uzy-skane wyniki interpretują w świetle eksplicytnej [jawnej, zrozumiałej] teorii. Używają w tym celu specjalistycznego języka eksplicytnych teorii i metod, które umożliwiają jednocześnie nauczanie i rozumienie prac literaturoznawczych4.

6. Celem pracy literaturoznawczej jest generalnie analiza relewantnych kom-ponentów systemu literackiego jako systemu społecznego. Przynależy do niej naukowa konfrontacja z literackimi ofertami medialnymi w ramach eksplicyt-nych teorii i metod5. Interpretacja nie zostaje zatem wyeliminowana, lecz podlega metodologicznej dyscyplinie6.

Prezentowana Państwu antologia stanowi kompetentne zestawienie najważ-niejszych tekstów dotyczących rozwoju i stanowiska myśli konstruktywistycz-nej, w tym podstawowych prac inicjatorów tego nurtu: Humberto R. Maturany, Heinza von Foerstera i Ernsta von Glasersfelda. Wierzę głęboko, że obcowanie

2 Por. S.J. Schmidt, Kognitive Autonomie und soziale Orientierung, Frankfurt n. M. 1994, Suhr-kamp.

3 Por. S.J. Schmidt, Die Selbstorganisation des Sozialsystems Literatur im 18. Jahrhundert, Frankfurt n. M. 1994, Suhrkamp.

4 Por. S.J. Schmidt, Die Zähmung des Blicks. Konstruktivismus – Empirie – Wissenschaft, Frank-furt n. M. 1998, Suhrkamp.

5 Przykłady takich analiz opublikowane są w ramach serii „Konzeption Empirische Literaturwis-senschaft”, które od roku 1980 ukazują się w wydawnictwie Vieweg.

6 Por. choćby G. Rusch, S.J. Schmidt, Das Voraussetzungssystem Georg Trakls, Braunschweig/Wiesbaden 1983, Vieweg.

Słowo wstępne 27

z tymi tekstami prowadzić będzie do przekonania, że przy zastosowaniu po-dejścia konstruktywistycznego wiele problemów nauk o kulturze uzyska nowe, ciekawe opracowania. Wiarę tę opieram na doświadczeniach z myśleniem kon-struktywistycznym, które na całym świecie stało się udziałem filozofii i socjo-logii, językoznawstwa i literaturoznawstwa, pedagogiki, terapii rodzinnej, jak również nauk o komunikacji i mediach. Dlatego też z radością witam fakt, że za sprawą tego tomu również polscy czytelnicy i czytelniczki otrzymują możliwość spotkania z konstruktywizmem7. Ufam, że wielu spośród polskich czytelników i czytelniczek szansę tę wykorzysta.

Münster, grudzień 2007 Siegfried J. Schmidt

7 W tym miejscu należy zaznaczyć, że w 2006 roku ukazał się tom Konstruktywizm w bada­niach literackich. Antologia, red. E. Kuźma, A. Skrendo, J. Madejski nakładem wydawnictwa UNIVERSITAS, który zawiera wybór tekstów poświęconych problemom nauki o literaturze z perspektywy konstruktywistycznej (przyp. red.).

ernst von Glasersfeld

Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu

Nie powinniśmy sądzić, że jakiś gatunek pisarstwa – przez to, że jest „naukowy” bądź „filozoficzny” – może osiągnąć „obiektywizm”, którego inny gatunek – „literacki” – osiągnąć nie może

RORty

Jak chyba każde nowatorskie podejście do podstawowych epistemologicznych problemów „wiedzy”, idee konstruktywistyczne – które rozpowszechniły się w ciągu ostatnich dwudziestu lat – wciąż wywołują mnóstwo negatywnych, a także trochę pozytywnych reakcji. Mam zamiar przedstawić kilka aspektów radykalnego konstruktywizmu, tak różnego od konstruktywizmów „trywialny-ch”1; spróbuję też wykazać, że większość sprzeciwów wytaczanych przeciwko niemu ma swe źródło w rażących nieporozumieniach i traci rację bytu, gdy stanowisko zostanie wyjaśnione.

Zacznę od zwięzłego historycznego przeglądu kluczowych idei, które istotnie przyczyniły się do rozwoju stanowiska konstruktywistycznego. Nie muszę dodawać, że przegląd będzie stronniczy i – z braku miejsca – niekompletny. Nas-tępnie rozprawię się z powszechnym zarzutem, że konstruktywizm zaprzecza istnieniu jakiejkolwiek rzeczywistości, i odeprę go poprzez wyjaśnienie kilku spośród kroków prowadzących do konstrukcji tego, co nazywam rzeczywistością

1 Termin „radykalny konstruktywizm” został wprowadzony przez von Glasersfelda (Glasersfeld 1974), a pełny opis tego modelu został przedstawiony w Die erfundene Wirklichkeit Paula Watzlawicka (Watzlawick 1981); odróżnienie od „trywialnych” wersji konstruktywizmu zostało po raz pierwszy poczynione przez von Glasersfelda (Glasersfeld 1985).

ernst von glasersFeld30

doświadczeń. Postaram się, by służyło to ukazaniu, że konstruktywistyczne podej-ście do problemu wiedzy jest możliwe i wykonalne.

Oczywiście nie wystarczy, by dany sposób myślenia został nazwany wyko-nalnym, ale – by stał się atrakcyjnym – jego zalety muszą zostać ukazane w ak-cji. (...) Dlatego muszę ograniczyć się do naszkicowania jednego z zastosowań konstruktywizmu, w które sam jestem zaangażowany i które właśnie wykazuje podnoszące na duchu znamiona sukcesu: wczesną edukację.

Żeby mój sposób argumentowania za konstruktywizmem – czasami dość egzaltowany – nie został odczytany jako próba wmówienia, że konstruktywizm jest jedyną słuszną drogą, powiem od razu, że nie taka jest moja intencja. Twier-dzenie, że podejście konstruktywistyczne daje prawdziwy opis obiektywnego stanu rzeczy, przeczyłoby przecież jednemu z podstawowych pryncypiów mo-jej własnej teorii. Radykalny konstruktywizm – w moim rozumieniu – oferuje jedynie odmienny sposób myślenia, jego zalety zaś zależą w głównej mierze od przydatności w świecie naszych doświadczeń, a tylko przy okazji od tego, co na jego temat mają do powiedzenia zawodowi filozofowie.

Źródła historyczne

Radykalny konstruktywizm został pomyślany jako próba obejścia paradoksu tradycyjnej epistemologii, który ma swe źródło w odwiecznym założeniu nie-rozerwalnie związanym z zachodnią filozofią: założeniu, że wiedza może być nazwana „prawdziwą” tylko wtedy, gdy może być uznana za mniej lub bardziej trafną reprezentację świata, który istnieje sam w sobie, uprzednio i niezależnie od doświadczenia osoby poznającej. Paradoks ów bierze się stąd, że filozofowie w swych dziełach na ogół sugerują – albo wręcz stwierdzają explicite – że pokazują drogę ku prawdzie i prawdziwym reprezentacjom świata, choć żaden z nich nie jest w stanie zaoferować wykonalnego testu na trafność tych reprezentacji.

Idee leżące u źródeł tych spośród współczesnych prądów, które można okre-ślić jako konstruktywistyczne, zostały wprowadzone niezależnie przez rozma-itych myślicieli, którzy – nie licząc tych bardziej współczesnych – ani się nie znali, ani na siebie w sposób znaczący nie wpływali. Jeśli historia konstrukty-wizmu zostanie kiedyś napisana, powinna ona pokazać – prócz innych spraw – także zakres, w jakim zawodowi myśliciele i filozofowie „robili swoje”, walcząc gwałtownie – a czasem i skutecznie – z innymi, którzy reprezentowali odmienne punkty widzenia, lecz kompletnie nie znając lub nie zwracając uwagi na nikogo, kto działałby w kierunku podobnym ich własnemu. Z tego powodu kilka wciąż tych samych kluczowych idei było raz na jakiś czas wymyślanych od nowa.

SceptycyzmPierwszy zasiew pod konstruktywistyczne idee został poczyniony niewątpli-wie wtedy, kiedy sceptycy zdali sobie sprawę, że nie możemy posiąść żadnej

Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu 31

pewnej wiedzy o realnym świecie, bo nawet jeżeli uda nam się odkryć, jak nasza wiedza jest wyprowadzana z doświadczenia, to i tak nie ma sposobu na odkrycie relacji pomiędzy naszym doświadczeniem a tym, co istnieje, za-nim zaczniemy doświadczać. Takie spostrzeżenie znaleźć można w niektórych fragmentach presokratyków z VI wieku p.n.e. – jest też dobrze poświadczone przez Sekstusa Empiryka jakieś pięć wieków później. Stało się ono zasadniczą ideą bizantyjskich teologów apofatyków z IV wieku n.e., którzy „stwierdzają absolutną Jego [tzn. Boga – tłumacz] transcendencję i wykluczają wszelką moż-liwość utożsamienia Go z jakimś ludzkim pojęciem (...) ponieważ żadne ludz-kie słowo ani myśl nie jest w stanie objąć tego, czym Bóg jest” (Meyendorff 2007: XXI). Ścisłe ograniczenie ludzkiego pojmowania zostało wprowadzone w życie i uogólnione przez sceptyków późniejszych wieków (na przykład przez Montaigne’a, Mersenne’a, Berkeleya, Hume’a), którzy zastosowali je do racjo-nalnej wiedzy jako takiej. Kant sformułował je ostatecznie w swojej Krytyce czystego rozumu2, którą bezskutecznie próbowali odesłać do lamusa wszyscy późniejsi filozofowie.

Prawda naukowaDruga kluczowa idea dotyczy statusu nauki. To, że wiedza naukowa nie powinna być traktowana jako obraz „realnego” świata, powiedział jasno Osiander w swo-jej przedmowie do dzieła Kopernika o ruchu planet, a jakieś siedemdziesiąt lat później – kardynał Bellarmino w kontekście procesu Galileusza3. Obaj sugerowa-li, że nauka wraz ze swoimi obliczeniami powinna być traktowana jako instru­ment do przewidywania, nigdy natomiast nie może twierdzić, że posiadła Boską prawdę. Dwaj teologowie, protestant i katolik, użyli tego stanowiska do obrony swej – mającej źródło w dogmatach i objawieniu – wiary przed podkopującym ją sceptycyzmem i argumentami naukowymi. Położyli w ten sposób podwaliny pod instrumentalizm, którego światowy rozwój wiąże się z nazwiskami Ernsta Macha (Mach 1905), Aleksandra Bogdanova (Bogdanov 1909) i pragmatystów z początku XX wieku.

Natura pojęćTrzecia kluczowa idea dotyczy konstrukcji kognitywnej. Pierwszy raz – jeśli się nie mylę – została ona zasugerowana przez włoskiego filozofa Giambattistę Vico (Vico 1710), który ukuł frazę, którą już często cytowałem: „Bóg jest wytwór-cą człowieka, człowiek – bogiem wytworów”. Wytłumaczył ją mówiąc, że aby

2 Kant wyraził to najlepiej w pierwszym wydaniu Krytyki (Kant 1881) i w Prolegomenach (Kant 1883). Jak zauważył Schopenhauer, Kant postanowił niestety „złagodzić” swe stanowisko w drugim wydaniu Krytyki (Kant 1887).

3 Początki instrumentalizmu są dobrze opisane w Conjectures and Refutations Karla Poppera (Popper 1968).

ernst von glasersFeld32

poznać coś, trzeba wiedzieć, jak i z czego zostało to zrobione. Stąd jeden tylko Bóg może znać realny świat, bo to On go stworzył. Analogicznie: poznający człowiek może poznać wyłącznie to, co skonstruowali ludzie.

Innym myślicielem, który zajmował się konstrukcją pojęciową i stworzył nadzwyczajne kompendium drobiazgowych analiz, był Jeremy Bentham. Roz-wijał on swoją Theory of Fictions od 1760 (kiedy to rozpoczął studia w Oksfor-dzie w wieku dwunastu i pół roku!) do 1814 roku, kiedy opublikował pierwszą, usystematyzowaną prezentację swoich pomysłów. Jego wniosek jest następujący: „Język – i tylko język – jest tym, czemu te fikcyjne jednostki zawdzięczają swą egzystencję; swą niemożliwą, a jednak nieodzowną egzystencję”4. Dzieło Benthama dostarcza pojęciowych analiz, które powinny poważnie zainteresować współczesnych konstruktywistów. Są one w istocie pierwszymi „operacjonal-nymi” przepisami na konstrukcję pojęć i pod pewnymi względami antycypują „operacjonalne definicje” Percy’ego Bridgmana (Bridgman 1936), a w konse-kwencji – operacjonalne analizy Jeana Piageta oraz operacjonalną semantykę Silvia Ceccato (Ceccato 1964–66). Zarówno Piaget, jak i Ceccato, którzy prawie nigdy nie zgadzali się wprost z innymi autorami, wyrazili swe uznanie dla Bridg-mana za jego rewolucyjną ideę definiowania pojęć, używając terminu „operacja”, który został przez niego wprowadzony. Niefortunne dla amerykańskiej psycho-logii było rozpowszechnione przez behawioryzm nieporozumienie, że operacje, które generują pojęcia, to operacje fizyczne. Ważnym wkładem Bridgmana jest zrozumienie, że świat fizykalny, by stać się upojęciowionym, wymaga myślowych operacji ze strony obserwatora (zob. Bridgman 1936).

AdaptacjaCzwarta idea dotyczy ewolucji. William James (James 1880) był chyba pierw-szym, który zasugerował, że ewolucja wiedzy może być przedstawiona przy użyciu głównych pojęć teorii Darwinowskiej, mianowicie selekcji naturalnej i adaptacji. Od tamtej pory idea ta była ulepszana bądź niezależnie rozwijana przez myślicieli w różnych kontekstach i w różnych miejscach.

Hans Vaihinger, nie korzystając raczej z dużo wcześniejszych analiz Jere-my’ego Benthama, stworzył najpełniejsze i najbardziej spójne dzieło na temat „fikcji” pojęciowych. Jego Die Philosophie des Als­Ob (Vaihinger 1913) stała się szczególnie interesująca dzisiaj, jeśli wziąć pod uwagę rewolucję w nauce i zrozumienie, że – nawet w „twardych” naukach – kluczowe pojęcia mogą być uważne za konwenientne fikcje idealne. Chociaż Vaihinger wciąż dostarcza amu-nicji współczesnym konstruktywistom, nie klasyfikowałbym go jako „radykała”, bo – koniec końców – powiązał aparat pojęciowy, który produkuje „fikcyjne” pojęcia, z teorią ewolucji biologicznej. Robiąc to, milcząco przyznaje tej teorii

4 Cytowany fragment pochodzi ze streszczenia opracowanego przez C.K. Ogdena a wydanego w 1959 przez Littlefield, Adams, & Co.; str. XXXII.

Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu 33

status ontologiczny. Konrad Lorenz – nawiasem mówiąc – wpadł w tę samą pu-łapkę, kiedy stwierdził, że fakt, iż ludzkie organizmy rozwinęły kategorie czasu i przestrzeni i skutecznie ich używają, dowodzi, że kategorie te odnoszą się do „obiektywnej” realności (Lorenz 1977: 9-10).

Radykalna różnica

Wszystkie współczesne konstruktywistyczne propozycje zawdzięczają coś jedne-mu lub kilku spośród tych historycznych myślicieli. Radykalny konstruktywizm skupia wiele z kluczowych idei, które wymieniłem, i – czyniąc tak – jedno-cześnie zdecydowanie wykracza poza tę tradycję, do której – w taki czy inny sposób – wszyscy ci myśliciele, oprócz Vico, są przypisywani. Tym, co wyróżnia radykalny konstruktywizm, jest niedwuznaczna propozycja, by porzucić pogląd, że wiedza powinna być prawdziwą „reprezentacją” świata, takiego jakim on jest, zanim podlegnie doświadczeniu (ten świat to ontologiczna realność). Propozycja ta została sformułowana przez kilku autorów na początku dwudziestego wieku. Chciałbym tutaj wspomnieć dwu późniejszych, którzy szczególnie wpłynęli na moje idee, ulepszane przeze mnie przez lata: Silvia Ceccato i Jeana Piageta.

Silvio Ceccato, z którym miałem zaszczyt pracować przez jakieś piętna-ście lat we Włoszech, rozwinął Bridgmanowską ideę operacjonalnych definicji w kompletny system operacji myślowych. Podkreślił on zdolność „stanowią-cą” rozumu oraz rolę pulsującej uwagi, która rządzi generacją pojęć poprzez separowanie i wiązanie surowego materiału dostarczanego przez sensory. Na tych przesłankach zbudował on drobiazgowy model myślącego organizmu, który potrafi konstruować świat swoich doświadczeń bez „reprezentacyjnego” inputu z zewnętrznej realności (Ceccato 1964–66).

Jean Piaget wprowadził pojęcie konstruktywizmu do psychologii rozwojowej. Jest to – w mojej interpretacji (Glasersfeld 1982) – bezpośrednią konsekwen-cją dwu zasadniczych spostrzeżeń: (1) że kognicja tworzy pojęciowe struktury poprzez refleksyjne abstrahowanie z materiału, który jest dostępny wewnątrz danego systemu, oraz z operacji przeprowadzanych na tym materiale; oraz (2) że funkcją kognicji jest adaptacja w sensie biologicznym (Piaget 1967b). By uświadomić sobie w pełni moc drugiego ze spostrzeżeń, trzeba zrozumieć, że adaptacja nie jest czynnością, lecz rezultatem eliminacji tego, co nie zaadap-towane, oraz że – w konsekwencji – wszystko to, czemu udało się przeżyć, jest „zaadaptowane” do środowiska, w którym przyszło mu żyć. Kiedy się to zrozumie, łatwo uświadomić sobie, że nie chodzi o to, by odpowiadać ontycz-nemu światu, lecz o to, by dopasować się do niego mimo wszystkich przeszkód i pułapek, które ze sobą niesie. Stosując to do kognicji – „wiedzieć” nie znaczy posiąść „prawdziwą reprezentację” realności, lecz raczej posiąść sposoby dzia­łania i myślenia, które pozwalają osiągać obrane cele. Wiedzieć zatem – to znać nie „prawdziwe obrazy”, lecz wiabilne procedury; albo – jak powiedział

ernst von glasersFeld34

Maturana – „operować adekwatnie w indywidualnej bądź kooperatywnej sytu-acji” (Maturana 1988: 53).

Funkcjonalne dopasowaniePójść drogą radykalnego konstruktywizmu – to znaczy porzucić stary, niespraw-dzalny wymóg, by wiedza odpowiadała światu, jaki „egzystuje” niezależnie od naszego doświadczenia; zamiast tego wymaga się od wiedzy, by potwierdzała samą siebie poprzez funkcjonalne dopasowanie. Z mojej perspektywy ci, którzy tylko mówią o konstrukcji wiedzy, ale nie porzucają otwarcie poglądu, że nasze konstrukcje pojęciowe mogą bądź w jakiś sposób powinny reprezentować nieza-leżną, „obiektywną” realność, tkwią ciągle w tradycyjnej teorii poznania, która jest bezbronna wobec argumentów sceptyków. Z konstruktywistycznego punktu widzenia ich konstruktywizm jest zatem trywialny. Trywialny konstruktywizm manifestują fachowcy, którzy mają wiedzę innych za subiektywną konstrukcję, nigdy zaś nie wątpią o własnym „obiektywizmie”.

Zaprzeczenie realności

Jeden ze standardowych sprzeciwów wobec konstruktywizmu – szczególnie tego radykalnego – formułowany jest mniej więcej tak: „oto książka na stole przed tobą; ty wiesz, że to książka, ja wiem, że to książka, każdy, kto na nią spojrzy, rozpozna ją jako książkę - dlaczego więc ciągle wmawiasz nam, że ta książka nie jest realna?” By dać coś na kształt pełnej odpowiedzi na to pytanie, można by wyjaśnić wszystkie kluczowe idee podejścia konstruktywistycznego, które wymieniłem wyżej, i powtórzyć, że konstruktywizm nie dotyczy bytu, lecz poznania. Nie ma prostego argumentu, który usprawiedliwiłby rozróżnienie pomiędzy rzeczywistością doświadczeń a ontologiczną realnością. Można by powiedzieć, że życie byłoby znacznie prostsze, gdyby nikt nie twierdził, że zna świat jako taki – a właśnie orientacja konstruktywistyczna jest jedynym sposo-bem na uniknięcie takich twierdzeń. Jako konstruktywista nigdy nie mówiłem (i nigdy bym nie powiedział), że nie ma ontycznego świata, nie przestaję za to twierdzić, że nie możemy tego świata poznać. Zgadzam się z Maturaną, kiedy powiada on: „obserwator nie ma żadnej operacjonalnej podstawy, by oświadczać coś lub twierdzić na temat obiektów, jednostek bądź relacji, jakby istniały one niezależnie od tego, co on robi” (Maturana 1988: 30).

Ja też doszedłem do takiej konkluzji, ale w nieco inny sposób niż Maturana: ja wyszedłem od sceptycyzmu, on – od biologii. Zasadniczym punktem jest to, że nie twierdzimy, że znamy coś, co istnieje „samo w sobie”, tzn. niezależnie od jakiejkolwiek osoby obserwującej bądź doświadczającej. Jeśli o mnie chodzi, to mówię jedynie o tym, co wiemy lub możemy wiedzieć. I dopóki mówimy o naszej wiedzy (lecz nie o wiedzy Boga), twierdzę, że nie możemy sobie nawet wyobra-zić, co słowo „istnieć” może znaczyć w kontekście ontologicznym, nie możemy

Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu 35

bowiem wyobrazić sobie „bycia” bez pojęć przestrzeni i czasu, a te dwa pojęcia to pierwsze z naszych konstruktów pojęciowych5.

Postrzec i rozpoznać książkę (lub cokolwiek innego) – to znaleźć w polu swego doświadczenia coś, co można dopasować do swego pojęcia „książki”. Nie znaczy to, by „realny” czy „ontyczny” obiekt, którym jest owa książka, miał być tam zanim ktoś go zobaczył jako książkę. Znaczy natomiast, że w pewnej części naszego obecnego pola doświadczeń znajduje się pewien rodzaj surowego materiału, który – jeśli zostanie skoordynowany w odpowiedni sposób – jest wystarczająco bliski temu, czego wymaga nasze pojęcie książki, akceptujemy go zatem jako przykład naszego pojęcia.

Jeszcze dwie sprawy muszą zostać wyjaśnione, bo i one prowadzą do nieporozumień. Po pierwsze – „pojęcia” nie są kolorowymi pocztówkami, do których ktoś przyrównuje doświadczalny materiał; są one raczej ścieżkami dla czynności lub operacji i czasem mogą być wypełnione znajdującym się pod ręką materiałem doświadczalnym, a czasem nie mogą. Ścisłość, z jaką doko-nuje się tego wypełniania, zawsze zależy od szczególnego otoczenia, w którym czynność ma miejsce. Druga sprawa dotyczy tego, co nazwałem „surowym materiałem”. Ta znajdująca się na najniższym poziomie analizy „rzecz” nie jest czymś poniewierającym się w obiektywnym środowisku. Jest natomiast ogółem prostych zmysłowych bodźców i dystynkcji, które nasz system jest zdolny wygenerować.

Pojęcia zatem nie mają żadnego ikonicznego bądź reprezentacyjnego po-wiązania z czymkolwiek, co może „istnieć” poza systemem poznawczym; nie możemy wiedzieć, czy surowy materiał, z którego pojęcia są komponowane bądź koordynowane zawiera takie powiązania. Nazywanie podstawowych elementów naszych kognitywnych konstrukcji pojęciowych „zróżnicowanymi” jest najbar-dziej mylącym sposobem mówienia o nich. Z punktu widzenia człowieka różni-cującego to, co jest aktualnie różnicowane, nie zależy od stanu sprzed czynności różnicowania, lecz od tego, co organizm potrafi rozróżnić i postanawia rozróżnić w kontekście danego doświadczenia.

Konstrukcja rzeczywistości

Obrawszy orientację konstruktywistyczną, trzeba wyjść poza proste stwierdzenie, że świat, którego doświadczamy, jest światem, który konstruujemy. Należałoby przynajmniej spróbować pokazać, jak to, co nazywamy wiedzą – tzn. skutecz-ne sposoby radzenia sobie z życiem oraz struktury pojęciowe – może być bu-dowane. Jeżeli natomiast ktoś ogłasza się radykalnym konstruktywistą, musi także pokazać, że ów świat doświadczeń może być zbudowany bez referencji

5 Idę tutaj za Piagetem (Piaget 1937), który pokazał, jak dziecko konstruuje pojęcia czasu i prze-strzeni, bez zakładania ich obiektywnej realności.

ernst von glasersFeld36

do przypuszczalnie „istniejącego” świata. Spróbuję zilustrować tę możliwość poprzez naszkicowanie przynajmniej początków konstrukcji pojęciowej.

Nim ktokolwiek z nas postanowi zadać jakieś epistemologiczne pytanie, żyje przez jakiś czas i zdobywa sporo praktycznej wiedzy na temat kategoryzowania, unikania oraz prowokowania doświadczalnych sytuacji. Dużą część tej wiedzy zdobywamy we wczesnych stadiach życia – i odzwierciedla ona dla nas „real-ność”, ponieważ porządkuje to, z czego składa się nasze życie. We współcze-snych społeczeństwach poddawanie refleksji codziennej praktyki następuje zwy-kle tuż przed okresem dojrzewania płciowego (jeśli w ogóle następuje). Wtedy to, na przykład podczas przeglądania się w lustrze, w naszej świadomości coś zaczyna dziwnie wrzeć: „Kim jestem?”, „W jaki sposób wiem, że ja to ja?”. Tak zaczyna się filozoficzne dochodzenie.

By odpowiedzieć na te kłopotliwe pytania, musimy cofnąć się prawie do początków naszej drogi – do czasu, kiedy w obszarze naszego doświadczenia zaczynaliśmy różnicować.

W książce La construction du reel chez l’enfant (Piaget 1967b) – by zilu-strować swoje stanowisko w kwestii, jak zaczyna się rozwój kognitywny – użył Piaget prostego rysunku. Rysunek składa się z małego kółka obramowanego koncentrycznie przez drugie, dużo większe. Pokazuje on to, co Spencer Brown (Brown 1969) – trzydzieści lat później – nazwie „pierwszym różnicowaniem”. Różnicowanie to jest – używając określenia Browna – jeszcze „bez skazy”. Tzn. wyróżnionym obszarom – temu wewnątrz i temu na zewnątrz małego kółka – nie zostały przypisane żadne cechy. Opisy pojawią się, kiedy dziecko poczyni dalsze rozróżnienia, które oddzielą je od „środowiska”. Wtedy strefa wewnętrzna stanie się „mną”, a zewnętrzna – prywatnym „wszechświatem”6.

Pierwsze różnicowanie – jak zwykłem powtarzać – jest analogiczne do tego, które czyni artysta kilku pierwszymi kreskami na płótnie: kreskami, które decy-dują, co będzie postacią, a co – tłem. Z mojego punktu widzenia najważniejsze jest nie to, co artysta wyróżnia, ale fakt, że owo rozróżnienie dokonywa się na papierze, płótnie czy innym materiale, którego używa artysta. Zarówno rzeczy, jak i tło są częściami jednego i tego samego płótna. Jest to sprawa, którą trady-cyjna epistemologia ma zwyczaj ukrywać. Różnica między sobą a środowiskiem jest czyniona i może być czyniona wyłącznie w obszarze doświadczeń obserwa-tora i nie dotyczy różnicy między podmiotem obserwującym a „obiektywnym” światem. Innymi słowy: poznajemy siebie i poznajemy świat i obie te rzeczy są zbudowane z elementów naszego bardzo prywatnego doświadczenia.

Konstrukcja bardziej dojrzałego „ja”, które ma cele, relacje, trwałą tożsamość, jest długim procesem składającym się z wielu następujących po sobie kroków.

6 Termin „różnicowanie” [distinction] został użyty przez Spencera Browna (Brown 1969) i prawie w tym samym czasie przez Maturanę; Ceccato określa to jako „differentiata”, a Kant wspomina o całości możliwych różnicowań jako o „das Mannigfaltige”.

Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu 37

Jest tworzeniem ścieżki, którą kroczymy podczas wszystkich naszych – mniej lub bardziej pospolitych – doświadczeń. Dziecko, które chwyta, ciągnie i naciska wszystko, co mu wpadnie w ręce, zaczyna – we właściwym momencie swojego rozwoju – odróżniać złapanie własnego palca od złapania kraty łóżeczka bądź trzymania grzechotki. Jedno dziecko wygeneruje uczucie dotykania lub nawet lekkiego „bólu”, inne – nie. Ten rodzaj doświadczenia prowadzi do konstrukcji fizycznych granic własnego ciała. Podobnie, dziecko zaczyna różnicować między ruszaniem ręką w celu dosięgnięcia czegoś a stanem, kiedy ta ręka jest poruszana przez kogoś innego i na przykład wsadzana do rękawa podczas ubierania. Stąd wyprowadzane jest pojęcie dobrowolnego ruchu. Kilka lat później dziecko może zauważyć, że ręka boli, gdy się nią trzyma smycz nieposłusznego psa, ale celowo nie zważa na ból, nie chce bowiem spuścić psa. Tak dziecko zaczyna pojmować, że centrum zainteresowania może być przesunięte siłą woli.

W istocie mnóstwo jest doświadczeń, które dają okazję do odróżnienia „sie-bie” od świata, w którym się żyje. Niektóre z nich generują świadomość fizycz-nych granic ciała, które zaczyna nazywać się własnym; inne – świadomość, że ruszanie się jest czymś innym niż ruch rzeczy „zewnętrznych”; a jeszcze inne sprawiają, że uświadamiamy sobie fakt, że – przynajmniej w pewnych grani-cach – możemy kierować naszą uwagę na konkretne obszary naszego doświad-czenia.

Wczesne etapy tego ciągu są częścią rozwoju, który Piaget (Piaget 1937: 9) nazwał rewolucją kopernikańską i na którego końcu, „kiedy zaczyna się język i myślenie, [dziecko] jest – z praktycznego punktu widzenia – już tylko jednym z elementów wszechświata, który samo stopniowo skonstruowało i który odtąd będzie doświadczało jako zewnętrzny wobec siebie”.

Dwa aspekty tego rozwoju są kluczowe dla zrozumienia radykalnego kon-struktywizmu. Po pierwsze, całe to rozróżnianie i konstruowanie „siebie” ma miejsce w obszarze doświadczenia, używa elementów materiału dostarczanego przez narządy zmysłów i jest rezultatem własnych czynności osoby doświad-czającej. Nie wymaga „rzeczy jako takich” i „różnic jako takich”, które mogą być przypisane obiektywnej, ontologicznej realności. Po drugie: to, co zostało wyizolowane i ustalone tym sposobem, jest tym, co ktoś doświadcza jako siebie – nie zaś tajemniczą centralną jednostką, która wykonuje doświadczenia.

Konstrukty, w jakie wyposażamy świat naszych doświadczeń, to te, które uznaliśmy za przydatne bądź przynajmniej dające się obronić. Używamy ich w naszych schematach czynności i w operacjach pojęciowych; wyrzucamy je albo modyfikujemy, kiedy częstość ich porażek jest zbyt duża i kiedy jesteśmy w stanie skonstruować bardziej niezawodne; staramy się zrównoważyć je i sko-ordynować z innymi. Im większa jest ich stosowalność, tym mniej ich potrze-bujemy. Zważywszy zaś na różnorodność sytuacji, w których przychodzi nam różnicować, możliwie najmniejsza liczba schematów staje się ważnym czyn-nikiem.

ernst von glasersFeld38

Jest jeszcze jedna sprawa, która – choć jasno przez Piageta wyłożona – bywa zwykle ignorowana lub nierozumiana zarówno przez jego następców, jak i krytyków. Doświadczalne środowisko, w którym czyjeś indywidualne kon-strukty muszą wykazać swą wiabilność, jest zawsze i środowiskiem społecznym, i fizykalnym. Choć czyjeś koncepty, czyjeś sposoby operowania, czyjaś wiedza nie mogą być skonstruowane przez jakikolwiek inny podmiot, to jednak ich wiabilność, ich adekwatne funkcjonowanie w czyimś fizykalnym i socjalnym środowisku jest tym, co dostarcza klucza do utrwalenia rzeczywistości indywi-dualnych doświadczeń (Glasersfeld 1985).

Jak tylko język pojawia się i staje względnie stabilnym systemem poprzez ciągłe interakcje osób, które go używają, wiele schematów pojęciowych kon-struowanych przez osoby jest umacnianych przez stosowanie ich w socjalnych interakcjach. To jest delikatna i skomplikowana sprawa: postaram się wyjaśnić ją na przykładzie, który może wydać się absurdalnie prosty.

Załóżmy, że jesteśmy umówieni ze znajomym w pewnym miejscu pewnego dnia. W nocy poprzedzającej dzień spotkania spadło mnóstwo śniegu. Do miejsca wyznaczonego na spotkanie prowadzą dwie drogi – dłuższa i krótsza. Wiemy, że kiedy leży śnieg, szybciej się dojedzie tą dłuższą. Wiemy to z własnego doświad-czenia w naszym subiektywnym fizykalnym środowisku. Teraz jednak używa-my tej wiedzy w naszym środowisku społecznym, by przewidzieć, że znajomy przyjedzie właśnie tą drogą. Jeśli przewidywanie okaże się słuszne, a zwłaszcza jeśli znajomy potwierdzi, że wybrał dłuższą drogę właśnie z tego powodu, który i my mieliśmy na myśli, nasze rozumowanie znacznie się umocni i elementy, które zaangażowaliśmy w to rozumowanie, zaczną coraz bardziej przypominać obiektywną realność, niezależną i od nas, i od naszego kolegi.

Jest to, powtarzam, absurdalnie prosty przykład, mogę go jednak bez wahania uogólnić: jeśli przewidywanie – poczynione na podstawie przypisywania innej osobie schematu działania bądź myślenia, który temu, kto przewiduje, wydaje się wiabilny – okazuje się poprawne, to ów schemat i struktury pojęciowe, które an-gażuje, osiągają poziom doświadczalnej rzeczywistości, który jest nieosiągalny poza kontekstem społecznym. W istocie ten rodzaj „potwierdzenia” tworzy jedyny obiektywizm, jaki jest możliwy z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu.

Nawiasem mówiąc, warunek, że najwyższy poziom doświadczalnej rzeczy-wistości może być osiągnięty jedynie przez interakcje z innymi jednostkami poznającymi, pociąga za sobą dosyć niezwykłą rzecz: pokazuje, że z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu potrzeba liczenia się z innymi nie jest założeniem etycznym, lecz epistemologiczną koniecznością (Glasersfeld 1986).

uczenie się jako konstrukcja

Niektórzy nauczyciele i metodycy doszli do wniosku, że – jako podstawę swych czynności – muszą rozwinąć jakieś teoretyczne idee mówiące o tym, jak dzieci

Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu 39

budują obraz świata swych doświadczeń. Wierzą oni, że jeśli nie mają modelu pojęć i pojęciowych operacji ucznia, to uczenie jest nieefektywne. Innymi słowy: zaczynają rozumować terminami psychologii nie tylko kognitywnej, ale i rozwo-jowej. Daleko temu od ciągle szeroko rozpowszechnionej orientacji, która skupia się wyłącznie na szkoleniu, a nie zważa na uczenie się.

Dopóki celem nauczyciela jest generowanie u ucznia specyficznych zacho-wań, nie widzi on potrzeby pytania, co może dziać się w głowie ucznia – jeże-li w ogóle dopuszcza możliwość dziania się czegokolwiek. Kiedy tylko uczeń zaczyna „emitować” pożądane zachowania w odpowiednich sytuacjach, proces szkoleniowy jest uznawany za udany. Uczeń nie musi rozumieć, dlaczego po-szczególne czynności wywołują rezultat, który jest określany jako „prawidłowy”; także nauczyciel nie troszczy się, jak uczeń osiągnął to, co określa się jako „wyniki”.

Jeśli zaś – przeciwnie – celem jest przywieść uczniów do pewnej formy zrozumienia, nauczyciel musi mieć jakiś pogląd na to, w jaki sposób oni myślą. Innymi słowy: nauczyciele muszą spróbować wywnioskować, z czego mogą obserwować, jakie są pojęcia uczniów i jak uczniowie nimi operują. Tylko na podstawie takich hipotez nauczyciel może obmyślać sposoby kierunkowania i modyfikowania uczniowskich operacji myślowych. Jest to kontekst, w którym podejście konstruktywistyczne i jego analizy rozwoju pojęciowego wydają się obiecujące.

Pomimo wszystkiego, co napisał na ten temat Piaget, ten obszar to wciąż w dużej mierze terra incognita. Poza tym, jest to obszar, w którym raczej nie ma miejsca na żadne „prawa naturalne”. Z drugiej strony, zrozumieliśmy go wystar-czająco dobrze, by móc sformułować zasady, które miałyby wyjątkowo szerokie zastosowanie. Mój kolega, Les Steffe, i ja napisaliśmy w ostatnim raporcie:

Praca z dziećmi jest pod wieloma względami podobna do pracy z cudzoziemcami, z którymi ma się wspólnych jedynie kilka słów. Sytuacja jest ekstremalna, kiedy praca wymaga liczb i operacji matematycznych i ma na celu zrozumienie, jak dane dziecko myśli o liczbach i jak nimi operuje. Każdy, kto na poważnie stara się prześledzić, co właściwie dzieje się w głowie dziecka, kiedy usiłuje ono – aż do granic swych umiejętności – rozwikłać problem dodawania czy odejmowania, zda sobie sprawę, że matematyczny świat dziecka jest z punktu widzenia doro-słego jakąś obcą krainą. A jednak dzieci, o ile nie zostały całkowicie zrażone do rachunków i mają choć odrobinę motywacji, nie działają przypadkowo. Postępują zgodnie z jakąś metodą, nawet jeżeli metoda ta wyda się komuś doświadczone-mu niekonwencjonalna. By wyrobić sobie pojęcie, czym może być ta metoda, badacz nie może używać tylko swojej wyobraźni, lecz musi spróbować obmyślić sensowną drogę, która mogłaby połączyć obserwowaną manifestację operacji dziecka z krokami, które mogły prawdopodobnie doprowadzić do odpowiedzi na zadane pytanie. Tzn. nieważne, jak bardzo badacze starają się przystosować swe

ernst von glasersFeld40

analizy do „obcych”, dziecięcych sposobów, i tak modele, które zbudują, będą zawsze modelami skonstruowanymi z ich – badaczy – pojęć. Ponieważ sposób myślenia dziecka nigdy nie jest bezpośrednio osiągalny, model badacza nigdy nie może być z nim porównany w celu określenia czy stanowi on, czy nie stanowi doskonałego odwzorowania. Można najwyżej spodziewać się, że model pasuje do obserwacji, które poczyniliśmy wcześniej, i – co ważniejsze – że pozostanie wiabilny w obliczu nowych obserwacji.

iluzja komunikacjiTakie modele cudzych operacji myślowych oczywiście pozostają hipotetyczne. Nie ma żadnych niepodważalnie obserwowalnych faktów, jeśli chodzi o pojęcia i myślowe operacje innej myślącej osoby. Tak jest nie tylko w nauczaniu, ale i w terapii. Jest to trudne do przełknięcia dla psychologów, długo bowiem żyli oni w przeświadczeniu, że jest coś takiego, jak językowe potwierdzenie interpretacji cudzych myśli. Takie przeświadczenie oparte jest na niedającej się obronić kon-cepcji „komunikacji”. Jeśli w ogóle ruch konstruktywistyczny czegoś dokonał, to jest to zburzenie obrazu języka jako sposobu przekazywania myśli, znaczeń, wie-dzy bądź „informacji” od jednego rozmówcy do innego. Interpretacja wytworów języka jest dokonywana zawsze za pomocą pojęć i struktur pojęciowych, które interpretator uformował z elementów własnego, subiektywnego doświadczenia. Te pojęcia i struktury pojęciowe musiały być oczywiście zmodyfikowane i zaadapto-wane podczas wszystkich interakcji z innymi użytkownikami języka, ale adaptacja eliminuje wyłącznie te rozbieżności, z których wynikają trudności w aktualnych sytuacjach interakcyjnych – adaptacja ustaje, gdy wszystko wydaje się pasować. Jednak dopasowanie we wszystkich danych sytuacjach nie świadczy o relacji od­powiadania. Dopasować – oznacza po prostu nie znaleźć żadnych rozbieżności.

Modele czyichś operacji pojęciowych, budowane na podstawie obserwo-wanych zachowań, są zatem i pozostaną hipotetyczne. Jaki jest – ktoś może spytać – pożytek z takich modeli, jeśli odnoszą się one do świata dziecięcych myśli nie na podstawie twardych faktów, lecz na podstawie wnioskowania, któ-re może być zarzucone w każdym momencie? Konstruktywistyczna odpowiedź jest prosta, choć może wprawiać w zakłopotanie: świat doświadczeń, w którym żyjemy (wraz z innymi osobami) jest zawsze zbiorem takich przypuszczalnych modeli opartych na tym, jak ktoś interpretuje to, co widzi, słyszy albo „rozu-mie”. Komunikacja językowa nie jest wyjątkiem od tej reguły. I tutaj chodzi o dopasowanie, a nie o odpowiedniość. Język nie transportuje kawałków świata jednej osoby do świata innej osoby, a tylko pobudza i zachęca tę drugą osobę do budowania struktur pojęciowych, które wydadzą się jej kompatybilne ze słowami i czynnościami rozmówcy7.

7 Szersze potraktowanie konstruktywistycznego obrazu języka i komunikacji można znaleźć w moim On the concept of interpretation.

Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu 41

interpretacja doświadczeniaChoć nie sposób obejść tej niepewności związanej nieodłącznie ze wszyst-

kimi domysłami na temat czyichś stanów i procesów myślowych, to jednak nie jest zbyt mądrym mówienie, że owa niepewność czyni oparte na domysłach modele bezużytecznymi. Dopóki modele, które konstruujemy, pomagają nam rozwiązywać nurtujące nas problemy, ich ontologiczny status nie powinien nas martwić. Zostało to dobrze udokumentowane w teoretycznej fizyce8. Jeszcze wyraźniej może być to widoczne w medycynie, kiedy tylko porzucimy trady-cyjne schematy myślenia. Użyjmy procedury, której używają lekarze, stawiając diagnozy. Jeśli pewne cechy, zaobserwowane u pacjenta bądź przez niego opi-sane, zostaną rozpoznane jako charakterystyczne symptomy jakiegoś zaburze-nia, to jest to wynikiem interpretacji. A interpretacja taka jest możliwa jedynie w oparciu o pojęciowe struktury, które lekarz buduje z własnego doświadczenia – doświadczenia, które mógł zdobyć przez interpretację języka w książkach me-dycznych, interpretację badań, interpretację spotkań z pierwszymi pacjentami. Lekarze zwykli nazywać te wszystkie elementy „faktami” elementy te jednak – włączając w to analizy chemiczne i odczyty pomiarów – faktami jedynie w kontekście takich teoretycznych modeli, które okazały się użyteczne (por. Fleck 1935).

Wracając do edukacji, dla nauczyciela konstruktywisty w pierwszym rzędzie nie są interesujące obserwowalne rezultaty, ale raczej to, co uczniowie sądzą, że robią, i dlaczego są przeświadczeni, że dany sposób operowania doprowadzi ich do rozwiązania problemu. Racjonalna podstawa takiego przesunięcia uwagi jest prosta: chęć zrozumienia, że to, iż uczeń operuje w dany sposób jest raczej przejawem stanu jego rozwoju pojęciowego niż tego, czy te operacje prowa-dzą do rezultatu, który nauczyciel zaakceptuje. To dlatego najlepsi nauczyciele skupiają więcej uwagi na źródłach błędów uczniów niż na ich prawidłowych odpowiedziach.

Tam, gdzie nauczyciele potrafili zorganizować te poglądy w uogólnione, ko-herentne modele wymaganych procesów kognitywnych i stworzyli heurystyczne metody wpływania na te procesy, zanotowali wyjątkowe sukcesy pedagogiczne (Cobb 1987; Steffe et al. 1983). Bardzo szerokie efekty daje prosta konstrukty-wistyczna zasada, by traktować wszystko, co produkuje uczeń, jako manifestację czegoś, co dla ucznia ma sens. To nie tylko poprawia atmosferę w szkole, ale także otwiera nauczycielowi drogi do zrozumienia ucznia.

Z tej perspektywy nie dziwi, że podejście konstruktywistyczne powinno mieć zastosowanie także w psychoterapii. Trudno sobie wyobrazić, by terapeuta, który nie konstruuje hipotetycznego modelu swego pacjenta, mógł wpłynąć znacząco na kognitywne procesy tego pacjenta i ich emocjonalne następstwa. Nie trzeba

8 Ukazanie nieuniknionej niepewności modeli wyjaśniających w „twardych” naukach nie należy do zakresu tego artykułu.

ernst von glasersFeld42

dodawać, że te modele muszą być konstruowane na podstawie interakcji z da-nym pacjentem. Zaczynanie ze z góry założonymi prototypami (ktoś mógłby je nazwać „modelami”!), służącymi kategoryzacji obserwowanych spraw, jest – moim zdaniem – gorsze niż nieposiadanie w ogóle żadnego modelu. Prowadzi do nadużyć, jak w przypadku tych psychoanalityków, którzy – zupełnie nie po freudowsku – sądzili, że mogą analizować sny ze słownikiem symboli, zamiast namawiać pacjenta do szukania własnych interpretacji.

Wnioski

W krótkim rysie historycznym na początku artykułu zostały wyszczególnione cztery kluczowe idee radykalnego konstruktywizmu:1. Sceptycyzm. Niezbite twierdzenie sceptyków, że prawdziwość tego, co nazy-

wamy „wiedzą o świecie”, nie może być oceniana ani dowodzona, ponieważ „reprezentacje”, z których – jak się przypuszcza – ona się składa, nigdy nie mogą być porównane z tym, co – jak się przypuszcza – reprezentują.

2. Prawda naukowa. Oddzielenie metafizycznych przekonań, które utrzymują, że odzwierciedlają ontologiczną realność, od racjonalnej/naukowej wiedzy, której dana jest instrumentalna funkcja radzenia sobie żywych organizmów z rzeczywistością subiektywnych doświadczeń.

3. Konstrukcja pojęciowa. Pojęcie konstrukcji kognitywnej, oparte na propozy-cji Vico, by rozpatrywać „fakty” – tzn. elementy doświadczenia, z których organizmy tworzą (po łacinie: facere) albo konstruują światy swych doświad-czeń – oraz możliwość modelowania procesu konstrukcji.

4. Adaptacja. Wyabstrahowanie z biologicznych treści wzorów pojęciowych właściwych dla teorii ewolucji i zastosowanie pojęć wariacji, selekcji, ada­ptacji i wiabilności w dziedzinie kognicji.

Jedną z ważnych konsekwencji zintegrowania tych czterech kluczowych idei jest radykalna zmiana relacji między „wiedzą” a „ontologiczną realnością” – z ikonicznej „reprezentacji” czy „korespondencji” na funkcjonalne dopasowanie. Właśnie przyjęcie zmiany tej relacji poznawczej odróżnia radykalny konstrukty-wizm od innych form konstruktywizmu czy konstrukcjonizmu.

Kiedy zrozumie się zmianę tej poznawczej relacji, stanie się jasne, że ra-dykalny konstruktywizm nie zaprzecza istnieniu ontologicznej realności – za-przecza tylko temu, że poznający organizm, którego wiedza jest wyprowadzana z różnicowania i operowania wynikłymi „różnicami”, może poznać jakikolwiek ontologicznie „realny” świat.

Świat doświadczeń, w którym przyszło żyć ludziom, jest konstruowany, po-nieważ jest rezultatem różnicowania i tworzenia relacji, dokonywanego przez kognitywne podmioty. Najwyższy, najbardziej reliabilny poziom konstruowanej rzeczywistości powstaje w wyniku interakcji z tymi jednostkami indywidualnego

Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu 43

obszaru doświadczeń, które zostały skategoryzowane jako inne osoby. Ta „spo-łeczna” interakcja daje – z jednej strony – jedyny obiektywizm, jaki jest możliwy w modelu konstruktywistycznym, a z drugiej – epistemologiczną podstawę dla wypracowania etyki.

Wartość modelu konstruktywistycznego (podkreślę raz jeszcze, że radykalny konstruktywizm nie czyni żadnych ontologicznych twierdzeń i został pomyślany wyłącznie – choć to i tak sporo – jako użyteczny model wiedzy i czynności po-znawania) polega na jego stosowalności w podstawowych problemach, na które trafiamy podczas konstrukcji świata naszych doświadczeń.

Jako przykład zwięźle wyszczególnię kilka trwałych zastosowań na obszarze edukacji, gdzie zasady radykalnego konstruktywizmu prowadzą do głębokich zmian w postawie wobec procesu uczenia się i myślowych operacji uczniów. Najważniejsza z tych zmian ma swe źródło w konstruktywistycznym założeniu, że – w normalnych okolicznościach – to, co poznający podmiot produkuje jako próbę rozwiązania problemu bądź odpowiedzi na pytanie, powinno być traktowa-ne jako manifestacja czegoś, co w konstruowanym właśnie świecie doświadczeń owego podmiotu ma sens. Nauczyciel – a moim zdaniem również psychoterapeu-ta – który pragnie zmodyfikować pewne pojęcie czy operację pojęciową u ucznia lub pacjenta, musi wobec tego zacząć od skonstruowania wiabilnego modelu sposobów organizowania doświadczeń przez daną osobę. Ważnym elementem sukcesu w obu tych zawodach wydaje się być to, co Vico nazwał „wyobraźnią poetycką”, ponieważ zadanie polega m.in. na hipotetycznej rekonstrukcji czyjejś konstrukcji rzeczywistości.

Na koniec chciałbym dodać, że orientacja konstruktywistyczna, co stwier-dzili także inni, prowadzi do większej tolerancji w społecznych interakcjach. Tolerancja ta ma swe źródło w uświadomieniu sobie, że ani problemy, ani ich rozwiązania nie są jednostkami ontologicznymi, ale biorą się ze szczególnych sposobów konstruowania. Stąd żadne rozwiązanie problemu nie może być „słusz-ne” w sensie ontologicznym. Specyfika świata, w którym pojawia się dany pro-blem, zależy od sposobu postrzegania, od sposobu doświadczania; a tam, gdzie jest jedno rozwiązanie, są zawsze i inne – co jednak nie znaczy, że wszystkie muszą się podobać tak samo.

Radykalni konstruktywiści, podobnie jak Ceccato i Piaget, twierdzą, że per-cepcja i wszystkie formy postrzegania – czy to sensorycznego, czy pojęciowe-go – są rezultatem operacji przeprowadzanych przez aktywny podmiot. W tym sensie aktywny podmiot jest odpowiedzialny za świat, który konstruuje. Są ogra-niczenia, które – co nie trudno zauważyć –uniemożliwiają nam konstruowa-nie wszystkiego, co byśmy chcieli; to jednak nie powinno przysłaniać faktu, że wcale nie musi nam się podobać wszystko, co konstruujemy. Nie do uniknięcia jest zatem etyka: jeśli nie podobają nam się rezultaty naszych operacji, musimy zmienić sposób operowania.

ernst von glasersFeld44

Podziękowania

W ciągu ostatnich piętnastu lat miałem szczęście odbyć wiele dyskusji z Hein-zem von Foersterem i Humberto Maturaną. Obaj wywarli znaczny wpływ na mój sposób myślenia i pomogli mi wyrażać się jaśniej.

Poznanie bez metafizyki: stanowisko radykalnego konstruktywizmu 45

Bibliografia

Bentham J., 1932, Theory of Fictions, opracował C.M. Ogden, London, Routledge &

Kegan Paul.Bogdanov A., (pseudonim N. Verner; 1909), Nauka i filosofia, [w:] Òcerki filosofii kollek­

tivisma, St. Petersburg.Bridgman P.W., 1936, The Nature of Physical Theory, Princeton University Press.Campbell D., 1974, Evolutionary epistemology, [w:] The Philosophy of Karl Popper,

red. P. Schilpp, LaSalle, Illinois, Open Court.Ceccato S., 1964–66, Un Tecnico fra i Filosofi, Vol. I i II, Padua, Marsilio.Cobb P., 1987, An investigation of young children’s academic arithmetic contexts, „Edu-

cational Studies in Mathematics”, 18, s. 109–124.Feyerabend P., 1987, Farewell to Reason, Londyn/Nowy Jork, Verso.Fleck L., 1935, Entstehung und Entwicklung einer wissenschaftlichen Tatsache, Leip-

zig, Benno Schwabe. (Powstanie i rozwój faktu naukowego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym, przeł. M. Tuszkiewicz, Lublin 1986)

Glasersfeld E. von, 1974, Piaget and the Radical Constructivist epistemology, [w:] Epi­stemology and Education, red. C.D. Smock i E. von Glasersfeld, Ateny, GA, Follow Through Publications.

Glasersfeld E. von, 1982, An interpretation of Piaget’s constructivism, „Revue Interna-tionale de Philosophie”, 36(4), s. 612–35.

Glasersfeld E. von, 1983, On the concept of interpretation, „Poetics”, 12, s. 207– 218.Glasersfeld E. von, 1985, Reconstructing the concept of knowledge, „Archives de Psy-

chologie”, 53, s. 91–101.Glasersfeld, E. von, 1986, Steps in the construction of ‘Others’ and ‘Reality’, [w:] Power,

Autonomy, Utopia, red. R. Trappl, Nowy Jork/Londyn, Plenum Press.James W., 1880, Great men, great thoughts, and the environment, „The Atlantic Month-

ly”, 46(276), s. 441–59.Jensen K. M., 1978, Beyond Marx and Mach – Aleksandr Bogdanov’s Philosophy of

Living Experience, Dordrecht: Reidel.Kuhn T.S., 1962, The Structure of Scientific Revolutions, Chicago University Press.

(Struktura rewolucji naukowych, przeł. H. Ostromęcka, Warszawa 1968)Lorenz K., 1977, Behind the Mirror, Nowy Jork, Harcourt Brace Jovanovich (1973).

(Odwrotna strona zwierciadła. Próba historii naturalnej ludzkiego poznania, przeł. K. Wolicki, Warszawa 1977.)

Mach E., 1905, Erkenntnis und Irrtum, Leipzig, Johann Ambrosius Barth.Maturana H., 1988, Reality: The search for objectivity or the quest for a compelling

argument, „The Irish Journal of Psychology”, 9(11), s. 25–82.Maturana H. i Varela F., 1980, Autopoiesis and Cognition, Dordrecht: Reidel.Meyendorff J., 1974, Byzantine Theology, New York, Fordham University Press, 1974.

(Teologia bizantyjska: historia i doktryna, wydanie II, przeł. J. Prokopiuk, Kraków 2007)

Piaget J., 1937, La construction du réel chez l’enfant, Neuchatel, Delachaux et Niestle.Piaget J., 1967a, Biologie et connaissance, Paris, Gallimard.

ernst von glasersFeld46

Piaget J., 1967b, Six Psychological Studies, translation by A. Tenzer and D. Elkind, Nowy Jork, Vintage Books. (Studia z psychologii dziecka, przeł. T. Kołakowska, Warszawa 1966.)

Popper K.R., 1968, Conjectures and Refutations, Nowy Jork, Harper Torchbooks. (Oryginał niemiecki z 1963 r.) (Droga do wiedzy: domysły i refutacje, przeł. S. Ams-terdamski, Warszawa 1999.)

Rorty R., 1983, Method and morality, [w:] Social Science as Moral Inquiry, red. N. Haan, R.N. Bellah, P. Rabinow i W.M. Sullivan, Nowy Jork, Columbia University Press.

Spencer Brown G., 1969, Laws of Form, Londyn, Allen & Unwin.Steffe L.P., Glasersfeld E. von, Richards J. i Cobb P., 1983, Children’s Counting Types:

Philosophy, Theory and Application, Nowy Jork, Praeger.Vaihinger H., 1913, Die Philosophie des Als Ob, Berlin, Reuther & Reichard.Vico G.-B., 1710, De antiquissima Italorum sapientia, Naples, Stamperia de’ Classici

(1858).Watzlawick P., 1981, Die erfundene Wirklichkeit, Munich, Piper (tłumaczenie angielskie:

The Invented Reality, Nowy Jork, Norton, 1984.).

przeł. Marcin Urban

ernst von Glasersfeld

Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu

W ciągu ostatniego dziesięciolecia XX wieku termin „konstruktywizm” – co nie jest pozbawione pewnych wad – stał się dosyć popularny. Pojawiał się zarówno w codziennej prasie, jak i w oficjalnych publikacjach urzędów oświatowych. Był przedstawiony jako panaceum przez jednych, a jako niebezpieczna herezja przez innych. Niektórzy propagatorzy i liczni krytycy nie zadali sobie nawet trudu zastanowienia się, w jakim celu konstruktywizm został wymyślony. Sto-sowne zatem będzie wyjaśnienie. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że konstruktywizm nie twierdzi, że opisuje świat, lecz proponuje sposób myślenia, który może pomóc uporać się z wieloma problemami, które współcześnie nas nurtują. Niniejszy artykuł skupia się zwłaszcza na zmianie epistemologicznej postawy, jaką orientacja konstruktywistyczna może sugerować ludziom nauki oraz tym, którzy piszą o wynikach ich badań.

„Radykalna” teoria poznania, nad którą pracowałem przez ostatnie 40 lat, jest teorią rozwoju opartą w dużej mierze na pracach Jeana Piageta. Swą teorię nazwał on genetyczną epistemologią, a jego głównym celem było opracowanie modelu pokazującego, jak dzieci mogą budować wiedzę, którą potem manife-stują jako dorośli. Użył terminu „genetyczna” w XIX-wiecznym rozumieniu: „rozwojowa”, nie zaś w dzisiejszym biologicznym sensie: „związana z gena-mi”. Dla tradycyjnych filozofów każda z tego typu teorii musi być zła, ponie-waż jest oparta na tym, co oni nazywają „błędem genetycznym”. Ich zdaniem prawdziwa wiedza jest wartościowa sama w sobie, niezależna od doświadcze-nia, czekająca na to, aż odkryje ją poznający człowiek. Jest bezczasowa i nie wymaga rozwijania; ludzki zaś udział w wiedzy powiększa się w miarę jej zgłębiania.

ernst von glasersFeld48

„Przyrost” wiedzy

Jeśli filozofia nauki daje prawdopodobną relację z tego, jak naukowcy naby-wają to, co uważają za wiedzę, to koncepcja stałego przyrostu jest wyraźnie nieadekwatna. Historia idei naukowych pokazuje bardzo jasno, że w ogóle nie było linearnego rozwoju. Przeskoki od geocentrycznego do heliocentrycznego obrazu układu planetarnego, od Newtonowskiego przestrzennie stabilnego do Einsteinowskiego rozszerzającego się wszechświata, od pojęcia ścisłego atomo-wego determinizmu do zasady nieoznaczoności, od Ziemi z ułożonymi na stałe lądami do kontynentalnego dryftu Wegenera (mogłyby tu zostać wspomniane i inne wstrząsające zmiany) są niezaprzeczalnymi znakami tego, że podstawowe pojęcia bywały porzucane i zastępowane ideami, których nie dało się pogodzić z wcześniejszymi obrazami świata.

Obserwację tę zawarł w swojej Drodze do wiedzy Karl Popper (Popper 1968). Myślał on, że ten proces ma za zadanie wieść naukę ku coraz bardziej adekwat-nemu rozumieniu realnego świata. Nie potrafił jednak wskazać, jak można by kiedykolwiek ustalić, czy te nowe domysły zbliżyły się właśnie do bezsprzecznej „Prawdy”. To jeden z problemów, które zachęciły Thomasa Kuhna do próby innego podejścia.

Można naturalnie nie zgadzać się w szczegółach z Kuhnowskim opisem „rewolucji naukowych” (Kuhn 1970), trudno jednak zaprzeczyć, że za każdym razem wynajdowanie nowych pojęć czyniło z wcześniejszych przekonań rosnący stos resztek. Obraz naukowca stopniowo odkrywającego tajemnice świata, który jest i na zawsze pozostanie taki, jaki jest, nie wydaje się właściwy.

Pojęcie modeli naukowych

Jeden z elementów układanki został zaproponowany – w formie metafory – przez Einsteina:

Pojęcia fizyczne są swobodnymi tworami umysłu ludzkiego i nie są, choć by się tak mogło wydawać, w sposób jednoznaczny wyznaczone przez świat zewnętrzny. W naszym dążeniu do zrozumienia rzeczywistości jesteśmy trochę podobni do człowieka, który próbuje zrozu-mieć mechanizm zamkniętego zegarka. Widzi on tarczę i poruszające się wskazówki, słyszy nawet tykanie, jednakże nie zna sposobu otworzenia koperty. Może on, jeśli jest pomysłowy, stworzyć sobie pewien obraz mechanizmu – obraz, który mógłby tłumaczyć wszystkie obser-wowane fakty – nigdy jednak nie może mieć zupełnej pewności, że jest to jedyny obraz, który objaśnia jego obserwacje. Nigdy też nie będzie mógł porównać swego obrazu z rzeczywistym mechanizmem; nie może sobie nawet wyobrazić możliwości ani sensu takiego porównania (Einstein, Infeld 1959: 44-45).

Później sformułował Einstein swoją przewodnią zasadę: „Przedmiotem wszystkich nauk – czy to przyrodniczych, czy psychologicznych – jest koordy-nowanie naszych doświadczeń i układanie ich w logicznym porządku” (Einstein 1955: 1).

Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu 49

Ta zasada tworzy rdzeń konstruktywistycznej epistemologii i określa kon-struktywistyczny pogląd nie tylko na wyniki badań naukowych, ale i na wiedzę potoczną, którą gromadzimy w codziennym doświadczeniu. Naukowcy usiłują ułożyć świat swoich doświadczeń w racjonalnym porządku – i to samo robi większość ludzi, z tą różnicą, że ich pojęcie porządku i metody tworzenia tego porządku jest mniej spójne i mniej wyraźne. Zadanie naukowca, z grubsza rzecz biorąc, wydaje się składać z dwu występujących na przemian faz: tworzenia (wy-myślania) struktur pojęciowych oraz prób pokazania, że doświadczenie może być dopasowane do tych struktur. Podobnie jak pomysłowy obserwator z metafory Einsteina, naukowcy wymyślają teoretyczne modele mechanizmów i sprawdzają ich wiabilność w powtarzanych i „kontrolowanych” doświadczeniach zwanych „eksperymentami”. Nie-naukowcy zbierają proste zasady i próbują stosować je w codziennej praktyce. I dla jednych, i dla drugich właściwym celem nie jest uzyskanie „prawdziwego” obrazu niezależnej od obserwatora „realności”, lecz zaopatrzenie się w narzędzia do radzenia sobie z doświadczeniem.

Humberto Maturana scharakteryzował metodę naukową jako następstwo czte-rech kroków, które wykonują naukowcy, gdy zamierzają wyjaśnić dany fenomen:1. Definiują warunki, w jakich fenomen może być obserwowany, w nadziei, że

inni będą mogli potwierdzić obserwację.2. Proponują hipotetyczny mechanizm lub model, mogący służyć do wyjaśnie-

nia, w jaki sposób fenomen może zaistnieć.3. Z mechanizmu dedukują prognozy dotyczące zdarzenia, które jeszcze nie

zostało zaobserwowane.4. Następnie przystępują do zdefiniowania i stworzenia warunków, w których

mechanizm, zgodnie z oczekiwaniami, ma prowadzić do obserwacji przewi-dywanego zdarzenia1.Dzięki częstemu użyciu słowa „fenomen” naukowcom trudno byłoby nie

zgodzić się z powyższą analizą. Choć nie jest to powiedziane explicite, słowo to zostało w niej użyte w swoim właściwym znaczeniu: nie odsyła do rzeczy z niezależnego świata, a tylko do tego, co obserwatorzy izolują ze swojego do-świadczenia. Naukowcy są zmuszeni do użycia własnej metody dochodzenia, kiedy doświadczają czegoś, co ich zdaniem – z tego czy innego powodu – wy-maga wyjaśnienia. W historii nauki dosyć często zdarzało się, że były czynione obserwacje, których nie dało się wytłumaczyć ówczesnymi teoriami. Jak zauwa-żył Kuhn, ugruntowane teorie zwykle manifestują opór przeciw obserwowanym anomaliom. Dosyć często dodatkowy mechanizm może zostać przyłatany do istniejącego modelu, żeby ukryć niepokojące zjawisko. Takie łatanie jednak zwy-kle staje się nieefektywne i, prędzej czy później, nie można uniknąć radykalnej

1 Maturana zaprezentował tę analizę na Sympozjum ku czci Erica Lenneberga (Maturana 1978: 28) i uściślał ją w późniejszych rozmowach i publikacjach, co przedstawiłem w zwięzłej formie w niniejszym artykule.

ernst von glasersFeld50

zmiany myślenia. Tu nasuwa się pytanie, jak są tworzone modele eksplanacyjne, a także – mniej ambitne – zasady potoczne.

Wzory kreatywnego myślenia

Chciałbym zaproponować dwie drogi, które na pierwszy rzut oka wydają się róż-ne, lecz po dokładniejszych oględzinach uznane muszą zostać za w jakiś spo-sób powiązane. Pierwsza – nie jest niczym innym niż to, co robią dzieci, kiedy przytłoczone przez pozbawione wyraźnej struktury doświadczenie, zaczynają izolować zdające się powtarzać elementy. Powtarzalność i regularność są podsta-wowymi narzędziami do nadawania struktury doświadczanemu światu2. Niektóre powtarzające się rzeczy mogą być łączone, by stworzyć względnie solidne kore-lacje albo – wciąż chętniej – związki przyczynowe. Dziecko, nie poddając owych powiązań refleksji, próbuje odtworzyć je, ponieważ dają one „ciekawy rezultat” (Piaget 1937, rozdział III). Dorosły naukowiec potrafi poddawać refleksji i abstra-hować, może zatem celowo szukać korelacji między zdarzeniami i sprawdzać te korelacje, by znaleźć niezawodne wzory typu: jeśli A (przyczyna) – to B (skutek). Dostrzegłszy związek przyczynowy, formułuje regułę i używa jej do wyjaśniania, przewidywania i – w miarę możliwości – kontrolowania serii doświadczeń.

Druga droga postulowania modelu jest oparta na tym, co Charles Peirce nazywa „abdukcją”. Uważał on ją za trzeci sposób wnioskowania i zdefiniował w formie sylogizmu:

Zaobserwowano zaskakujący fakt C;Ale gdyby A było prawdziwe, automatycznie zaistniałoby C;Stąd podejrzenie, że A jest prawdziwe.(Peirce 1931–35; 5.189)

W sformułowaniu Peirce’a „A” stanowi hipotetyczną regułę wymyśloną pod wpływem chwilowej potrzeby. Ta nowa reguła, by stać się wiabilną jako wyjaśnienie oraz do tworzenia prognoz, musi być sprawdzona w toku dalszego doświadczenia: jest to rodzaj odwrotnej indukcji. Jeśli okaże się fałszywa, trzeba wymyślać kolejne reguły, aż zostanie znaleziona taka, która pasuje do doświad-czanych faktów i może być traktowana jako wiabilne wytłumaczenie.

Pozostaje oczywiście pytanie, w jaki sposób tworzy się taką hipotetyczną regułę. Peter Medawar, ze wszech miar poważny naukowiec, twierdzi, że ko-nieczne jest „optymistyczne oczekiwanie sukcesu i owa zdolność wyobrażania sobie, jaka może być prawda – zdolność, która, jak wierzył Shelley, pokrewna jest wyobraźni poetyckiej” (Medawar 1984: 17-18).

2 Z perspektywy konstruktywistycznej przypływ doświadczenia nie przedstawia powtarzających się rzeczy jako takich: powtórzenie jest tworzone przez operację „asymilacji”. Pełny obraz asymilacji dałem w 1995 w książce o radykalnym konstruktywizmie.

Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu 51

Innymi słowy: jest to procedura, która wciąż opiera się racjonalnemu wytłu-maczeniu. Wiele osób, które się nad tym zastanawiały, skłania się ku stwierdze-niu, że dużą rolę odgrywa tutaj analogia. Samo jednak dostrzeżenie analogii jest dosyć tajemniczym procesem, który przypomina małą abdukcję.

Powód, dla którego stwierdziłem powyżej, że owe dwie drogi konstruowa-nia reguł w istocie nie różnią się od siebie, jest następujący: każda koordynacja doświadczeń (lub „danych”) wymaga zwrócenia uwagi na co najmniej kilka ich szczegółowych właściwości. Zasób tych właściwości jest zwykle bardzo duży, ale selekcja spośród tych, które są pomocne w szukaniu regularności i zasad, nie zawsze jest przypadkowa. Czasami można mieć przeczucie – i to jest właśnie ten rodzaj intuicji, który odróżnia produktywnych naukowców od nudnych ko-lekcjonerów bezsensownych danych.

iluzja obiektywizmu

Nie dziwi wcale, że pojęcia i ich przyczynowe współzależności, konstytuujące każdą teorię, muszą być modyfikowane, a czasem zastępowane innymi, kiedy zakres doświadczeń powiększa się i zaczyna zajmować obszary, które dotych-czas nie były rozważane. Nagły postęp w żegludze i morskich podróżach, jaki dokonał się w Renesansie, wynalezienie teleskopu, mikroskopu, promieniowania Roentgena i różne inne osiągnięcia techniki – generowały doświadczenia, które wykraczały poza obszar dostępnych teorii i wymagały fundamentalnych zmian pojęciowych.

Pomimo tych wstrząsów utrzymywało się milczące założenie, że teoria, któ-ra ciągle pasuje do doświadczenia i przynosi satysfakcjonujące rezultaty, musi w jakiś sposób odzwierciedlać strukturę niezależnej realności. Z konstruktywi-stycznego punktu widzenia iluzja ta ma swoje źródło w pomieszaniu – z jednej strony – doświadczalnej rzeczywistości złożonej z wszelkiego rodzaju wiedzy i pojęć, które uważane są za wiabilne w życiowej praktyce, i – z drugiej stro-ny – świata, o którym przypuszczamy, że istnieje, opisywalnego jako taki, bez względu na jakiegokolwiek poznającego człowieka.

Sposób, w jaki jest tworzona – i popularyzowana – nauka, przyczynia się znacznie do umocnienia tej iluzji, ponieważ polega na powtarzaniu, że metoda naukowa i jej rezultaty są „obiektywne”. Jest to nieodpowiedzialna zabawa nie-jasnymi znaczeniami słów „obiekt”, „obiektywny” i „obiektywizm”. Pierwsze z nich jest zwykle przeznaczone dla rzeczy wyizolowanej jako część obsza-ru doświadczenia, takich jak krzesło, klawiatura, ręka, która naciska klawisze czy zaczerpnięty właśnie głęboki oddech. Mówiąc krótko, każda rzecz należąca do świata czyichś doświadczeń może być nazwana obiektem. Z kolei ludzie o skłonnościach filozoficznych używają tego słowa także na oznaczenie rzeczy, którym przypisują „istnienie”, to znaczy jednostek ich zdaniem niezależnych od czyjegokolwiek doświadczenia. Podobnie niektórzy matematycy nazywają liczby

ernst von glasersFeld52

„obiektami matematycznymi”, jak gdyby istniały one niezależnie od tego, czy ktoś wygeneruje je podczas czynności takiej jak liczenie.

Pozostałe dwa słowa, „obiektywny” i „obiektywizm”, wykazują nie mniej skomplikowaną wieloznaczność. Z jednej strony mają na celu wzbudzenie wiary, że obiekty, które wyizolowaliśmy z obszaru naszego doświadczenia, są identycz-ne z tymi, które wyizolowali inni. Z konstruktywistycznego punktu widzenia to też jest iluzja. Bierze się ona z faktu, że możemy rozpoznać obiekty doświad-czane przez inne osoby i w dużej mierze zgadzamy się z ich opisem. Żaden jednak opis nie wymaga pełnej zgodności z tym, co indywidualnie wyabstraho-waliśmy z doświadczenia. Taka powszechność i możność porozumienia ukazują wyłącznie względną zgodność pojęć w sytuacjach, w których przychodzi nam porównywać indywidualne użycia poszczególnych słów. W konsekwencji byłoby bardziej pożądane (i bardziej precyzyjne), gdybyśmy we wszystkich powyższych przypadkach mówili: „intersubiektywny” i „intersubiektywizm”. Wykluczyłoby to wszelkie wymyślne ucieczki w sferę ontologii. W dyskursie filozoficznym natomiast słowa „obiektywny” i „obiektywizm” odnoszą się do bezpośredniej wiedzy na temat rzeczy, takich jakimi są one „same w sobie”, tzn. takich, jakimi mogły być, zanim podległy doświadczeniu. Jak to ujął Heinz von Foerster w jed-nej z rozmów, „obiektywizm jest to złudzenie, że obserwacje mogą być czynione bez obserwatora”.

interpretacja symboli

A co z pomiarami, można by zapytać, albo z matematycznymi dowodami – czy nie są obiektywne? To jest właśnie iluzja zauważona dawno temu przez Berke-leya: „przydatność w obliczeniach i dowodach matematycznych to jedna rzecz, a docieranie do natury rzeczy – druga” (Berkeley 1721: § 18). Nie ma pomiarów ani obliczeń bez jednostek. A przyjęcie takich jednostek – nieciągłych obiektów jednostkowych lub też jednostek miary – istniejących jako gotowe i uprzednie wobec segmentujących czy koordynujących operacji doświadczającego człowie-ka, wiąże się z metafizycznym założeniem niezależnej, ale poznawalnej rzeczy-wistości (por. Glasersfeld 1981). Jeśli chodzi o obiektywność (czy pewność) obliczeń przy użyciu symboli – zarówno w matematyce, jak i w logice – to odnosi się ona do wykonywanych operacji myślowych, a nie – jak zauważył Berkeley – do ontologicznej natury rzeczy.

Symbole używane w matematycznych obliczeniach oznaczają operacje, któ-re ktoś ma przeprowadzić. Jak stwierdził Reuben Hersch: „Symboli używa się jako pomocy w myśleniu, tak jak partytur używa się jako pomocy w muzyce. Najpierw jest muzyka, potem przychodzi partytura” (Hersch 1986: 19). Nawet na najniższym poziomie, na przykład w działaniu 2+2=4, symbol „2” jest bez znaczenia dla kogoś, kto z doświadczanych rzeczy, takich jak palce, czekoladki czy żetony, nie wyabstrahował pojęcia „jeden” i nie nauczył się, że sekwencje

Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu 53

tych rzeczy mogą prowadzić do wyabstrahowania złożonych jednostek, takich jak „2”, „3”, „4” itd. Podobnie wszystkie inne symbole matematyczne mogą być zrozumiane tylko przez osobę, która zna operacje myślowe oznaczane przez te symbole i potrafi je wykonać (por. Steffe et al. 1983).

Co się tyczy pomiarów – one również uzależnione są od wymyślenia jedno-stek – jednostek w formie rzeczy, które mają być policzone, bądź jednostek miary służących do liczenia rzeczy „ciągłych”, bez wyrażania ich samych. W obu przy-padkach mamy do czynienia z człowiekiem aktywnie doświadczającym, który tworzy jednostki.

Segmentacja doświadczenia

Nigdzie nie znalazłem tego lepiej opisanego niż w aforyzmach o języku i my-śleniu, które Wilhelm von Humboldt napisał w 1795:1. Istota myślenia polega na dokonywaniu refleksji, tzn. na odróżnianiu tego,

kto myśli, od tego, co pomyślane.2. Aby dokonać refleksji, umysł musi wstrzymać na chwilę postępy swego

działania, a następnie to, co właśnie sobie przedstawił, ująć w jedność i w ten sposób przeciwstawić samemu sobie jako przedmiot.

3. Jednostki, których wiele może tą drogą utworzyć, porównuje z kolei ze sobą oraz dzieli je i łączy wedle swoich potrzeb (Humboldt 1907: 152)3. „Postępy działania” należy, moim zdaniem, rozumieć jako dokonywaną przez

umysł segmentację i koordynację surowego materiału empirycznego, zwanego przez Kanta „różnorakością” (das Mannigfaltige).

„Postrzeżenia zmysłowe (świadome przedstawienia empiryczne) mogą być nazwane jedynie wewnętrznymi wyglądami. Dopiero, gdy zostanie dodane zro-zumienie, które czyni porządek w różnorakości, powstaje z tego empiryczna wiedza, tj. doświadczenie” (Kant 1800: 144; podkreślenia Kanta).

Jest to rozwinięcie wcześniejszego sformułowania Kanta, „że przedmioty muszą się dostosować do naszego poznania” (Kant 1957, t. I: 31).

To, co potocznie nazywamy „doświadczeniem”, zostało przypisane niecią-głym „rzeczom” w wyniku perceptualnych i pojęciowych operacji, których nie-kończącą się powtarzalność przestaliśmy sobie uświadamiać, oraz w wyniku do-stosowania do bardziej kompleksowych konfiguracji pojęciowych, które zostały uformowane we wcześniejszych doświadczeniach.

Funkcjonalne dopasowanie zamiast reprezentacji

Oprócz ukazania, jak umysł może generować pojęciową strukturę wiedzy, Piaget pokazał też, dlaczego trzeba założyć, że umysł usiłuje to zrobić. Zauważmy, że

3 Tłumaczenie angielskie to lekko zmodyfikowana wersja Nathana Rotenstreicha (Rotenstreich 1974).

ernst von glasersFeld54

Humboldt – w trzecim z aforyzmów, które zacytowałem – stwierdza, że umysł „dzieli je [jednostki, które ma stworzyć] i łączy wedle swoich potrzeb”, ale nie określa, jakie mogą być te potrzeby i skąd pochodzą. Model Piageta dostarcza na te pytania odpowiedzi, która – moim zdaniem – stanowi najważniejszy jego wkład w epistemologię. Wedle jego propozycji kognicja, skoro jej celem nie jest odkrywanie ani reprezentacja niezależnego świata, musi być uznana za narzędzie służące adaptacji organizmu do świata doświadczeń. Podobne sugestie czynione były wcześniej – nieco ogólniej – przez Williama Jamesa (1880), Georga Sim-mela (1895), Aleksandra Bogdanowa (1909) i Hansa Vaihingera (1913). Nie wiem, czy Piaget świadom był tych wcześniejszych domysłów – w każdym razie uczynił adaptację głównym celem działalności kognitywnej, a funkcję pojęcia rozciągnął od dziedziny biologicznego przetrwania do dziedziny wewnętrznej równowagi umysłowej organizmu.

By poznać całą moc tego stanowiska, trzeba zdać sobie sprawę, że adaptacja nie jest działalnością, lecz rezultatem eliminacji wszystkiego, co nie jest zaadap-towane. W konsekwencji – na poziomie biologicznym – wszystko, co zdoła prze-żyć, jest „zaadaptowane” do środowiska, w którym przyszło mu żyć. W związku z tym nie chodzi o to, by odpowiadać światu ontycznemu, lecz by dopasować się do świata doświadczeń, to znaczy umieć omijać pułapki i przeszkody, jakie ten świat niesie. Stosując to do kognicji i abstrahując od biologicznego kontek-stu – „wiedzieć” nie znaczy posiąść prawdziwą reprezentację realności, lecz raczej posiąść sposoby działania i myślenia, które pozwalają osiągać obrane cele. Wiedzieć zatem – to znać wiabilne procedury albo – jak powiedział Ma-turana – „operować adekwatnie w indywidualnej bądź kooperatywnej sytuacji” (Maturana 1988: 53).

Taka modyfikacja pojmowania roli wiedzy – od „prawdziwej” reprezenta-cji do funkcjonalnego dopasowania – wymaga olbrzymich starań, jest bowiem wymierzona przeciwko tradycyjnym przekonaniom, które mają już trzy tysiące lat. Niektórzy presokratycy rozumieli, że ten skok jest możliwy; także scep-tycy wszystkich wieków powtarzali, że prawdziwy obraz realnego świata jest nieosiągalny, nie potrafili jednak określić relacji między wiedzą a doświadcze-niem, która mogłaby zastąpić konwencjonalną relację reprezentacji. Dzisiejszy, zdroworozsądkowy obraz świata jest osobliwą hybrydą. Kiedy ludzie mówią, że wiedzą to czy tamto, przypuszcza się – a często i przyjmuje za pewnik – że opisują stan lub zdarzenie należące do realnego świata. A mimo to większość ludzi zdaje sobie jednocześnie sprawę z faktu, że to, czego doświadczamy, nie musi być obiektywne (w żądnym z sensów tego słowa). Wielcy naukowcy XX wieku stwierdzali zawsze w ten czy inny sposób, że postrzegają siebie w sytuacji opisanej przez Einsteina w metaforze człowieka i zegarka, kiedy jednak przystę-powali do popularyzacji swoich osiągnięć, szybko porzucali tę epistemologiczną postawę.

Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu 55

Niechęć wobec porzucania ontologii

Stephen Hawking napisał we wstępie do Krótkiej historii czasu (Hawking 1990: 20): „Każda teoria fizyczna jest zawsze prowizoryczna, pozostaje tylko hipotezą; nigdy nie można jej udowodnić”. A jednak w każdym z dziesięciu rozdziałów można znaleźć wypowiedzi wyrażające wiarę, że fizyka jest w zasadzie w stanie tworzyć teorie, które opisują wszechświat jako taki.

Einstein zdawał się podzielać tę wiarę, gdy powiedział: „Bóg nie gra w ko-ści”. Jest to metafizyczne założenie, bo przyjmuje za pewnik, że rozum ludzki może rozpoznać i zrozumieć niezależną od obserwatora strukturę wszechświata. Zważywszy, że naukowe teorie – jak każda racjonalna wiedza – są wyprowa-dzane z ludzkiego doświadczenia i formułowane za pomocą ludzkich terminów i pojęć, oczekiwanie, że teorie te odzwierciedlają cokolwiek spoza obszaru do-świadczenia, zdaje się być jedynie pobożnym życzeniem.

Konkluzja konstruktywistyczna jest niepopularna. Najczęściej sprzeciw przy-biera formę oskarżenia, że konstruktywizm zaprzecza realności. Ale przecież tak nie jest. Konstruktywizm zaprzecza jedynie temu, że możemy racjonalnie poznać realność będącą poza naszym doświadczeniem. Nie sprzeciwia się mi-stykom, którzy wyrażają swe intuicyjne sądy o transcendentnym świecie w for-mie poetyckich metafor, nieprzekładalnych – ze swej natury – na język nauki. Moim zdaniem kłopot w tym, że większość krytyków nie chce zaakceptować eksplicytnego, programowego założenia, że konstruktywizm jest teorią poznania, a nie – bytu. To, że model konstrukcji wiedzy może być stworzony bez ontolo-gicznych twierdzeń na temat tego, co jest poznawane, jest widocznie trudne do przyjęcia.

To jasne, że fundamentaliści, którzy przypisują sobie wyłączność na posia-danie „prawdy”, nie mogą znieść takiego stanowiska. Natomiast wśród osób nastawionych naukowo wstręt może mieć źródło w fakcie, że kiedy widzi się, że konstrukcja teorii jest oparta na autonomicznych abdukcjach i pojęciowym przyswajaniu, łatwo zdać sobie sprawę, że odpowiedzialność za narastającą wie-dzę ponosi konstruktor. Taka wiedza nie może być zastosowana do transcen-dentalnego świata. Pozbawia to naukowców wygodnej wiary, że to, co robią, może być w prosty sposób wytłumaczone jako konieczne kroki prowadzące do rozwoju wiedzy. Świadomość, że odpowiedzialność za teoretyczne modele i – do pewnego stopnia – za działania z nich wynikające ponoszą właśnie oni, może przyczynić się do zmiany powszechnego poglądu, że badania naukowe nie mogą być ograniczane żadnymi czynnikami etycznymi.

ernst von glasersFeld56

Bibliografia

Berkeley G., 1721, De motu (tłumaczenie angielskie A.A. Luce, [w:] Luce & Jessop, The Works of George Berkeley, Bishop of Cloyne, Vol. IV, Londyn, Nelson, 1950).

Bogdanov A., (pseudonim N. Verner; 1909), Nauka i filosofia, [w:] Òcerki filosofii kollek­tivisma, St. Petersburg, (tłumaczenie niemieckie w: E. von Glasersfeld, Grenzen des Begreifens, Bern, Benteli, 1994).

Einstein A., 1955, The Meaning of Relativity, Princeton, New Jersey, Princeton Univer-sity Press.

Einstein A., Infeld L., 1967, The Evolution of Physics, Nowy Jork, Simon & Schuster Clarion Book (1938). (Ewolucja fizyki. Rozwój poglądów od najdawniejszych pojęć do teorii względności i kwantów, przekład autoryzowany R. Gajewskiego, Warszawa 1959.)

Glasersfeld E. von, 1981, An AttentionalModel for the Conceptual Construction of Units and Number, „Journal for Research in Mathematics Education”, 12(2), s. 83–94.

Glasersfeld E. von, 1995, Radical Constructivism: A Way of Knowing and Learning, Londyn, Falmer Press.

Hawking S.W., 1988, A History of Time, Nowy Jork, Bantam Books. (Krótka historia czasu. Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur, przeł. P. Amsterdamski, Warszawa 1990.)

Hersh R., 1986, Some Proposals for Reviving the Philosophy of Mathematics, [w:] New Directions in the Philosophy of Mathematics, red. T. Tymoczko Boston/Basel, Birk-T. Tymoczko Boston/Basel, Birk-häuser.

Humboldt W. von,1907, Werke, (Bd. 7, część 2), Berlin, Leitmann. (O myśli i mowie. Wybór pism z teorii poznania, filozofii dziejów i filozofii języka, wybrała, przełożyła i poprzedziła słowem wstępnym E. M. Kowalska, Warszawa 2002.)

James W., 1880, Great Men, Great Thoughts, and the Environment, „The Atlantic Month-Month-ly”, 46(276), s. 441–459.

Kant I., 1787, Kritik der reinen Vernunft, wydanie drugie w: Werke, [w:] Akademieaus­gabe, Bd. III, Berlin, Walter de Gruyter 1968. (Krytyka czystego rozumu, przekład, wstęp oraz przypisy R. Ingarden, Warszawa 1957.)

Kant I.: 1800, Anthropologie, 1. Theil, 1. Buch (Vom Erkenntnisvermögen), wyd. II, w: Werke, Akademieausgabe, Bd.VII, Berlin: Walter de Gruyter, 1968.

Kuhn T.S., 1970, The Structure of Scientific Revolutions, Chicago, University of Chi-cago Press (1962). (Struktura rewolucji naukowych, przeł. H. Ostromęcka, Warszawa 1968.)

Maturana H.R., 1978, Biology of language: epistemology of reality, [w:] Psychology and biology of language and thought, red. G.A. Miller i E. Lenneberg, Nowy Jork, Academic Press.

Medawar P., 1984, The Limits of Science, Oxford, Oxford University Press.Peirce C.S.: 1931–1935, Collected Papers, Volumes 1–6, edited by C. Hartshorne and

P. Weiss, Cambridge, Massachusetts, Harvard University Press.Piaget J., 1937, La construction du réel chez l’enfant, Neuchâtel, Delachaux et Niestlé.Popper K.R., 1968, Conjectures and Refutations, Nowy Jork, Harper Torchbooks. (1963).

(Droga do wiedzy: domysły i refutacje, przeł. S. Amsterdamski, Warszawa 1999.)

Nauka z punktu widzenia radykalnego konstruktywizmu 57

Rotenstreich N., 1974, Humboldt’s Prolegomena to Philosophy of Language, „Cultural Hermeneutics”, 2, s. 211–227.

Simmel G., 1895, Über eine Beziehung der Selectionslehre zur Erkenntnistheorie, „Ar-chiv für systematische Philosophie”, 1, s. 34–45.

Steffe L.P., Glasersfeld E. von, Richards J. i Cobb P., 1983, Children’s Counting Types: Philosophy, Theory, and Application, Nowy Jork, Praeger Scientific.

Vaihinger H., 1913, Die Philosophie des Als Ob, wyd. II, Berlin, Reuther & Reichard.

przeł. Marcin Urban

heinz von Foerster

O konstruowaniu rzeczywistości

Rozróżnij!

SPeNCeR BROWN

Postulat

Jestem pewien, że pamiętacie prostego obywatela Jourdaina z Molierowskiego Mieszczanina szlachcicem, który – jako skory do nauki nuworysz – przemiesz-cza się wśród wyrafinowanych kół arystokratycznych. Pewnego razu dyskutuje ze swoimi nowo poznanymi przyjaciółmi o poezji i prozie – i wtedy odkrywa, ku swojemu zdumieniu i radości, że kiedykolwiek mówi, mówi prozą. Jest tym odkryciem porażony: „Daję słowo, zatem ja już przeszło czterdzieści lat mówię prozą, nie mając o tym żywnego pojęcia!”1.

Podobnego odkrycia dokonano całkiem niedawno, ale nie dotyczyło ono poezji ani prozy, lecz środowiska. Pamiętam, kiedy (jakieś dziesięć czy piętnaście lat temu) jeden z moich amerykańskich przyjaciół przybiegł do mnie, zdumiony i zachwycony swym własnym odkryciem: „Daję słowo, zatem ja już przeszło czterdzieści lat żyję w Środowisku nie mając o tym żywnego pojęcia!”.

Ani Jourdain, ani mój przyjaciel nie dokonali już później żadnego innego odkrycia, ale jednak kiedy Jourdain mówi (prozą lub poezją) – to właśnie on odkrywa, podobnie jak to my odkrywamy, postrzegając nasze środowisko.

Każde odkrycie jest żmudne i jednocześnie przyjemne. Żmudne, gdy zmaga-my się z nowymi spostrzeżeniami, przyjemne, gdy spostrzeżenie nasze zostało już uczynione. Jedyny cel niniejszej prezentacji stanowi zminimalizowanie tru-du i zmaksymalizowanie przyjemności tych, którzy jeszcze nigdy niczego nie

1 Cyt za: Moliére, Mieszczanin szlachcicem, tłum. Tadeusz Żeleński (Boy), [w:] Cztery komedie, Warszawa 2002, s. 322.

heinz von Foerster60

odkryli; a tym, którzy już to zrobili, pragnę pokazać, że nie są sami. Odkryciem, którego mamy dokonać dla nas samych, jest następujący postulat:

ŚRODOWISKO, KTÓRE POSTRZEGAMY, JEST NASZYM WYMYSŁEM

Teraz spoczywa na mnie ciężar uargumentowania tego oburzającego twier-dzenia. Zacznę od zaproszenia Państwa do uczestnictwa w eksperymencie. Potem zrelacjonuję pewien przypadek kliniczny oraz rezultat dwóch innych ekspery-mentów. Następnie przejdę do interpretacji i bardzo skondensowanej wersji neu-rofizycznych podstaw tych eksperymentów i mojego wcześniejszego postulatu. Na koniec spróbuję wyjaśnić, jakie jest znaczenie tego wszystkiego dla kwestii estetycznych i etycznych.

eksperymenty

Rys . 1

1. MartWy Punkt. Weź książkę w prawą rękę, zamknij lewe oko i wpatruj się prawym w gwiazdkę na rys. 1. Powoli odsuwaj książkę od siebie i przysuwaj ją z powrotem wzdłuż linii widzenia, dopóki w odpowiedniej odległości (ok. 12 – 14 cali) okrągły, czarny punkt nie zniknie. Jeżeli dobrze skupisz swoją uwagę na gwiazdce, czarny punkt pozostanie niewidoczny, nawet jeśli będziesz przesuwać książkę w prawo i lewo, pozostawiając ją w tej samej odległości od twarzy. Ta miejscowa ślepota stanowi bezpośrednią konsekwencją nieobecności fotoreceptorów (szypuł ocznych i kubków wzrokowych) w konkretnym punkcie siatkówki, „krążku”, w którym wszystkie włókna, począwszy od powierzchni oka wrażliwej na światło, zbiegają się, tworząc nerw optyczny. Najwyraźniej kiedy czarny punkt jest przenoszony na krążek, nie może być widziany. Proszę zwrócić uwagę na to, że ta miejscowa ślepota nie objawia się przez czarną plamę w polu widzenia (postrzeżenie czarnej plamy równałoby się widzeniu), ale raczej w ogóle się nie objawia: ani przez obecność, ani przez nieobecność czegokol-wiek; cokolwiek jest postrzegane, postrzegane jest „bezplamiście”.

O konstruowaniu rzeczywistości 61

2. Mroczek2. Dobrze zlokalizowane potyliczne uszkodzenia mózgu (jak np. uszkodzenia przez pocisk o dużej prędkości) mogą zostać uleczone względnie szybko bez świadomości pacjenta o jakimkolwiek dostrzegalnym ubytku w jego widzeniu. Jednakże po kilku tygodniach dysfunkcje ruchowe pacjenta stają się widoczne, na przykład utrata kontroli nad ruchami ręki czy nogi po jednej stronie ciała. Testy kliniczne nie ujawniają żadnych zmian w układzie ruchowym, ale w niektórych przypadkach pokazują (rysunek 2) spore utraty w zakresie pola widzenia (mroczek) (Tauber 1961: 256-224). Pomyślnie przeprowadzona terapia polega na zawiązywaniu oczu pacjenta na czas jednego lub dwóch miesięcy, dopóki nie odzyska on kontroli nad systemem ruchowym poprzez przesunięcie swojej uwagi z nieistniejących wskazówek wizualnych kierujących jego postawą na (bezbłędnie działające) kanały, które dają bezpośrednie instrukcje dotyczą-ce postawy ciała z (proprioceptywnych3) receptorów osadzonych w mięśniach i stawach. Ponownie proszę zauważyć niemożność percepcji „niemożności per-cepcji”, a także zaistnienie percepcji poprzez interakcję receptorów i układu ruchowego. Skłania to do dwóch metafor: „Postrzeganie jest działaniem” oraz „Jeśli nie widzę, że jestem ślepy, jestem ślepy; ale jeśli widzę, że jestem ślepy, widzę”.

Rys . 2

3. alternacJe. Pojedyncze słowo zostaje jednokrotnie nagrane na kasetę, a ta-śma skleja się (bezgłośnie) w pętlę. W ten sposób słowo jest monotonnie wielo-krotnie odtwarzane – z raczej dużą niż małą głośnością. Po minucie lub dwóch słuchania (od 50 do 150 powtórek) słowo – do tej pory dobrze rozumiane – nagle zmienia się w inne, mające znaczenie, dobrze rozumiane słowo: alternację. Po 10 do 30 kolejnych odtworzeniach tej alternacji zauważamy raptowną zmianę w następną alternację itd. (Naeser 1971). Poniższe wyrazy to niewielka próba

2 Ubytek pola widzenia (przyp. tłum.).3 Odbierających bodźce z ustroju (przyp. tłum.).

heinz von Foerster62

spośród 758 alternacji odnotowanych przez grupę 200 badanych, którzy zostali poddani wielokrotnemu odsłuchaniu słowa COGITATE:

AGITATE; ANNOTATE; ARBITRATE; ARTISTRY; BACK AND FORTH; BRE-VITY; CA D’ETAIT; CANDIDATE; CAN’T YOU SEE; CAN’T YOU STAY; CAPE COD YOU SAY; CARD ESTATE; CARDIO TAPE; CAR DISTRICT; CATCH A TAPE; CAVITATE; CHA CHA CHE; COGITATE; COMPUTATE; CONJUGATE; CONSCIOUS STATE; COUNTER TAPE; COUNT TO TEN; COUNT TO THREE; COUNT YER TAPE; CUT THE STEAK; ENTITY; FAN-TASY; GOD TO TAKE; GOD YOU SAY; GOT A DATE; GOT YOUR PAY; GOT YOUR TAPE; GRATITUDE; GRAVITY; GUARD THE TIT; GURGI-TA-TE; HAD TO TAKE; KINDS OF TAPE; MAJESTY; MARMALADE...

4. zdolność PoJMoWania (ang. „comprehension”, dosł. con – razem, prehendere – chwytać). W różnych punktach kanałów słuchowych mózgu kota wszczepuje-my mikroelektrody umożliwiające uzyskanie „nagrania” (elektroencefalogramu) od komórek nerwowych, które jako pierwsze otrzymują bodźce słuchowe, aż do kory słuchowej (Worden 1959: 270-291). Tak przygotowany kot zostaje wpusz-czony do klatki zawierającej pudełko z jedzeniem, którego pokrywa otwiera się po naciśnięciu dźwigni. Połączenie pokrywa-dźwignia działa tylko wtedy, gdy krótki pojedynczy sygnał (tutaj Cg, czyli ok. 1000 Hz) jest przesyłany wielo-krotnie. Kot musi się nauczyć, że Cg „oznacza” jedzenie. Rysunki 3-6 pokazują próbkę działania nerwów w ośmiu wzrastających punktach ośrodka słuchowego w czterech kolejnych etapach procesu uczenia się (Worden 1959). Zachowanie kota powiązane z rejestrowanym działaniem nerwów ukazane jest na rysunkach: rys. 3: „Szukanie na chybił trafił”; rys. 4: „Badanie dźwigni”, rys. 5: „Dźwignia naciśnięta od razu”; rys. 6: „Zmierzanie prosto do dźwigni (pełne zrozumienie)”. Proszę zauważyć, że żaden sygnał nie jest odbierany, dopóki jest on nierozumia-ny (rys. 3 i 4 – czysty hałas), ale działanie pojawia się wraz z przyswojeniem pierwszego „bip” (rys. 5 i 6 – hałas staje się sygnałem), kiedy wrażenie staje się zrozumiałe, kiedy nasze percypowanie „bip bip bip” oznacza w percepcji kota „jedzenie, jedzenie, jedzenie”.

Rys . 3–6:

O konstruowaniu rzeczywistości 63

interpretacja

W powyższych eksperymentach przytoczyłem przypadki, w których widzimy albo słyszymy to, czego „tam” nie ma, lub w których nie widzimy albo nie słyszymy tego, co „tam” jest, dopóki koordynacja czucia i ruchu nie pozwoli nam „schwytać” tego, co wydaje się tam być. Proszę pozwolić mi umocnić te spostrzeżenia przez przytoczenie „Zasady Niezróżnicowanego Kodowania”:

Reakcja komórki nerwowej nie koduje psychicznej natury czynników, które po­wodują tę reakcję. Kodowane jest wyłącznie „ile” w danym punkcie mojego ciała, ale nie „co”.

Weźmy na przykład światłoczułą komórkę siatkówki (szypułę oczną), która

przyswaja promieniowanie elektromagnetyczne z odległego źródła. To przyswa-janie powoduje zmianę w elektrochemicznym potencjale szypuły, która ostatecz-nie wywołuje okresowe elektryczne wyładowania w komórkach leżących wyżej, w sieci poza siatkówką (patrz str. 9) w okresie, gdy są one współmierne do wy-ładowań przyswajanych, ale bez wskazówki, że to właśnie elektromagnetyczne wyładowania powodują zmiany w szypule. To samo dzieje się w przypadku każdego innego receptora zmysłowego: kubków smakowych, receptorów dotyku i innych, związanych ze zmysłem węchu, ciepła i zimna, dźwięku itd. Wszystkie one są „ślepe” na właściwości ich stymulacji, reagują wyłącznie na jej rozmiar. Chociaż to zaskakujące, nie powinno jednak zaskakiwać, że w rzeczywistości nie ma „tam na zewnątrz” żadnego światła ani kolorów, są tylko fale elektro-magnetyczne; „tam na zewnątrz” nie ma żadnych dźwięków, żadnej muzyki, ale wyłącznie okresowe zróżnicowania ciśnienia powietrza; „tam na zewnątrz” nie ma ciepła ani zimna, lecz tylko poruszające się cząsteczki o większej lub mniej-szej energii kinetycznej itd. Nie ma też z pewnością „tam na zewnątrz” żadnego bólu. Skoro fizyczna natura bodźców – ich właściwości – nie jest wkodowywana w działanie nerwów, podstawowe pytanie brzmi: jak mózg wywołuje ogromne zróżnicowanie tego barwnego świata, który postrzegamy w każdym momencie świadomym, a czasem nawet we śnie. To jest właśnie „Problem Kognicji”, po-szukiwanie zrozumienia kognitywnych procesów. Sposób, w jaki pytanie jest zadawane, determinuje sposób znalezienia odpowiedzi. Można zatem sparafra-zować „Problem Kognicji” w ten sposób, że narzędzia pojęciowe, które są do naszej dyspozycji, mogą stać się w pełni efektywne. Proszę tu pozwolić mi sparafrazować (→) „kognicję” w następujący sposób:

KOGNICJA → obliczanie rzeczywistości

[KOGNITION → computing a reality]

heinz von Foerster64

Przewiduję tutaj burzę sprzeciwów. Po pierwsze, zdaje się, że zastąpiłem tu nieznane pojęcie „kognicja” trzema innymi terminami, z których dwa („com-puting” i „reality”) są jeszcze bardziej nieprzezroczyste niż definiendum, a je-dynym słowem możliwym do zdefiniowania jest zaimek nieokreślony „a”. Co więcej, użycie tego zaimka sugeruje zabawną obecność innych rzeczywistości poza jedną i jedyną (która zdefiniowana musiałaby być przez zaimek określony „the”) – naszego „drogiego” Środowiska; wreszcie zdaję się sugerować przez użycie słowa „computing”, że wszystko, począwszy od mojego zegarka na rękę, a skończywszy na galaktykach, jest wyłącznie obliczane, nie ma ich „tam, na zewnątrz”. Oburzające!

Proszę pozwolić mi zająć się tymi obiekcjami po kolei. Po pierwsze, proszę pozwolić mi usunąć tę semantyczną ranę, którą pojęcie „computing” mogło zadać tym kobietom i mężczyznom, którzy skłaniają się bardziej ku naukom humanistycznym niż ścisłym. „Computing” (od com­putare) dość niewinnie oznacza dosłownie „przemyślać”, „kontemplować” (putare) wspólnie (com­), brak tu wyraźnego odniesienia do wielkości liczbowych. Powinienem właśnie użyć tego terminu w jego najbardziej podstawowym sensie, by wskazać jakie-kolwiek działanie (niekoniecznie liczbowe), które zmienia, modyfikuje, reor-ganizuje, porządkuje itd. obserwowane fizyczne jednostki („obiekty”) lub ich odpowiedniki („symbole”). Na przykład prostą permutację trzech liter: A, B, C, w której ostatnia litera zajmuje miejsce pierwszej: C, A, B, powinienem nazwać obliczeniem. Podobnie powinienem nazwać działanie, które wyma-zuje przecinki między literami: CAB; tak samo rzecz się ma z semantyczną transformacją zmieniającą CAB w TAXI itd.. Muszę teraz powrócić do obrony użycia zaimka nieokreślonego „a” w odniesieniu do rzeczywistości. Mógłbym oczywiście schronić się za logicznym argumentem, że, znajdując przypadek ogólny, implikowany przez „a”, znalazłbym również dowolny przypadek okre-ślony, na który wskazuje użycie „the”. Ale moja motywacja jest dużo głębsza. W rzeczywistości istnieje duży rozziew między „szkołą myślenia the” a „szkołą myślenia a”, w których odpowiednio różne pojęcia „potwierdzania” i „kore-lacji” są przyjmowane jako paradygmaty wyjaśniające dla percepcji. „Szkoła myślenia the”: „Moje wrażenie dotyku jest potwierdzeniem dla mojego po-strzeżenia wzrokowego, że tutaj stoi stół”. „Szkoła myślenia a”: „Moje wraże-nie dotyku w korelacji z moim postrzeżeniem wzrokowym stwarza przeżycie, które mógłbym określić jako Tutaj stoi stół”. Odrzucam stanowisko „the” na terenie epistemologicznym; w ten sposób cały Problem Kognicji jest bezpiecz-nie zamknięty w kognitywnym martwym punkcie: nawet jego nieobecność nie może już być dłużej widziana.

Ostatecznie ktoś może słusznie utrzymywać, że procesy kognitywne nie pro-jektują zegarków na rękę ani galaktyk, lecz co najwyżej deskrypcje tych jedno-

O konstruowaniu rzeczywistości 65

stek. Zatem ustępuję wobec tych obiekcji i zamieniam dotychczasową parafrazę na:

KOGNICJA → obliczanie deskrypcji rzeczywistości

Neurofizjolodzy jednak powiedzieliby (Maturana 1970: 3-23), że deskrypcja za-projektowana na jednym poziomie nerwowej działalności – powiedzmy: obraz wyświetlony na siatkówce oka – będzie przeprojektowywany na wyższych pozio-mach, dzięki czemu pewna część działalności ruchowej może być przyjmowana przez obserwatora jako „deskrypcja ostateczna”, np. wypowiedź „Tutaj stoi stół”. W konsekwencji muszę znów zmienić parafrazę na:

KOGNICJA → obliczanie deskrypcji [czegoś] ───┐ ▲ │ └──────────┘

gdzie zawracająca strzałka sugeruje nieskończoność rekursji deskrypcji de-

skrypcji itd. To sformułowanie ma tę zaletę, że pewna niewiadoma, mianowicie „rzeczywistość”, została nareszcie wyeliminowana. Co więcej, możemy wyko-rzystać to, że obliczanie deskrypcji to nic innego jak obliczanie. Zatem:

KOGNICJA → obliczanie [czegoś] ────┐ ▲ │ └----------------------------┘

Podsumowując: proponuję interpretować procesy kognitywne jako nieskoń-czone rekursywne procesy obliczeniowe i mam nadzieję, że w poniższym tour de force neurofizjologii uczynię tę interpretację klarowną.

Neurofizjologia

1. eWolucJa. Żeby zasada rekursywnego obliczania była w pełni akceptowana jako leżąca u podstaw wszelkich kognitywnych procesów – a nawet jako samo życie, jak zapewniał mnie jeden z przodujących w biologii myślicieli (Maturana 1970) – przydatny może być powrót do najbardziej elementarnego (lub, jak powiedzieliby ewolucjoniści, do najwcześniejszego) przejawu tej zasady. Chodzi mi tu o nieza-leżne efektory, niezależne czuciowo-ruchowe jednostki obecne u pierwotniaków (Protozoa) i organizmów wielokomórkowych (Metazoa) rozprowadzane ponad powierzchnią tych istot. Trójkątny element tej jednostki, wystający swoim czub-kiem ponad powierzchnię to część czuciowa, zaś element o kształcie cebuli to kurczliwa część ruchowa. Zmiana stężenia substancji będącej w bliskim sąsiedz-twie czującego czubka i przez niego „dostrzegalna” powoduje natychmiastowe

heinz von Foerster66

kurczenie się jednostki. Wynikające z tego wypieranie tej lub innej jednostki przez zmianę kształtu zwierzęcia lub jego położenia może z kolei powodować dostrzegalne zmiany w stężeniu substancji będącej w pobliżu jednostki, co z ko-lei spowoduje natychmiastowe kurczenie się itd. Mamy więc rekursję:

┌──► zmiana czucia ──► zmiana kształtu ──┐ └────────────────────────────┘

Oddzielenie sfery czucia i działania wydaje się kolejnym krokiem ewolucyjnym (rys. 8).

Rys . 7 Rys . 8

Czuciowe i ruchowe organy są teraz połączone cienkimi włóknami, akso-nami (w swej istocie to zwyrodniałe włókna mięśniowe, które straciły zdolność kurczenia się), przekazującymi perturbacje receptora do jego efektorów, a zatem wywołują pojęcie „sygnalizatora”: widzisz coś tutaj, działaj odpowiednio tam. Jednakże kluczowy krok ewolucji całej organizacji centralnego systemu nerwo-wego (CNS) ssaków wydaje się przejawiać w pojawieniu się pośredniczącego neuronu, komórki wciśniętej między receptorem a jednostką ruchową (rysunek 9). Jest on w swej naturze komórką receptorową, ale wyspecjalizowaną tak, by odpowiadać jedynie na „czynniki” uniwersalne, a mianowicie na elektryczne działanie doprowadzających aksonów kończących się w jego sąsiedztwie. Po-nieważ jego działanie obecne może spowodować reakcję późniejszą, wprowadza on do królestwa zwierząt element obliczeniowy i daje organizmom zdumiewa-jącą swobodę nietrywialnych zachowań. Po tym, jak kod genetyczny rozwinął się, tworząc neuron pośredniczący, dodanie genetycznego rozkazu „powtórz” to istotnie mały wysiłek. Wierzę więc, że łatwo jest teraz zrozumieć gwałtow-ne rozprzestrzenianie się neuronów wzdłuż dodatkowych pionowych warstw

O konstruowaniu rzeczywistości 67

z powiększającymi się poziomymi połączeń w celu utworzenia tych łączących się ze sobą struktur, które nazywamy „mózgami”.

Rys . 9

2. neuron. Neuron, których mamy ponad 10 bilionów w mózgu, jest bardzo wy-specjalizowaną pojedynczą komórką o trzech anatomicznie wyodrębnionych ce-chach (rysunek 10): a) przypominające gałęzie odnogi rozciągające się w górę i na boki – dendryty, b) pośrodku bulwa zawierającą jądro komórki – ciało komórki i c) akson (neuryt) – gładkie włókno rozciągające się w dół.

Rys . 10 Rys . 11

heinz von Foerster68

Jego zróżnicowane rozwidlenia kończą się na dendrytach innych (choć czasem – rekursywnie – tego samego) neuronów. Ta sama membrana, która okrywa ciało komórki, tworzy także rurowatą pochwę dla dendrytów i aksonu i powoduje, że wnętrze komórki jest naładowane ujemnie w stosunku do otocze-nia o napięciu ok. 1/10 wolta. Jeśli w okolicy dendrytowej doładowanie to jest wystarczająco niepokojące, neuron „wystrzela”, wysyłając perturbacje wzdłuż swoich aksonów do ich końcówek – synaps.

3. transMisJa. Ponieważ perturbacje są elektryczne, mogą być przeniesione przez „mikro-sondę”, wzmocnione i nagrane. Rysunek 11 pokazuje trzy przykłady okresowych wyładowań z receptorów dotyku będących pod ciągłą stymulacją; mała częstotliwość odnosi się do słabych, duża – do silnych bodźców. Siła wy-ładowań jest oczywiście wszędzie taka sama, częstotliwość reprezentuje inten-sywność bodźców, ale tylko intensywność.

Rys . 12 Rys . 13

4. synaPsa. Rysunek 12 to szkic połączenia synaptycznego. Akson doprowadza-jący (Ax), wzdłuż którego przemieszcza się impuls, kończy się w ostatnim ciele komórki (EB), które jest odseparowane od „kolca” (telodendronu4) (sp) dendrytu (D) neuronu docelowego chwilową przerwą (sy) – przestrzenią międzysynap-tyczną (proszę zwrócić uwagę na ilość „kolców” powodującą surowy wygląd dendrytów na rysunku 10). Chemiczny skład „substancji przekaźnikowych” wy-pełniających przestrzeń międzysynaptyczną jest kluczowy w ustalaniu skutków, jakie docierający impuls może mieć w ostatecznej reakcji neuronu: w niektó-rych okolicznościach może powodować tzw. efekt hamowania (likwidowanie

4 Końcowe rozgałęzienie aksonu (przyp. tłum.).

O konstruowaniu rzeczywistości 69

innych, równocześnie docierających impulsów), w niektórych – efekt wzmac-niania (wzmacnianie innego impulsu, by neuron „wystrzelił”). W konsekwencji przestrzeń międzysynaptyczna może być rozumiana jako „mikro-środowisko” czułego czubka, kolca; mając taką interpretację możemy porównywać wrażli-wość CNS na zmiany w środowisku wewnętrznym (ogólna suma wszystkich mikro-środowisk) ze zmianami w środowisku zewnętrznym (wszystkie receptory czuciowe). Ponieważ jest tylko 100 milionów receptorów czuciowych i ok. 10 bilionów synaps w naszym systemie nerwowym, jesteśmy 100.000 razy bardziej wyczuleni na zmiany w środowisku wewnętrznym niż zewnętrznym.

5. kora. Aby każdy miał przynajmniej pewne rozeznanie w całym mechanizmie obliczającym wszystkie postrzeżeniowe, intelektualne i emocjonalne doświad-czenia, załączyłem rysunek 13 (Sholl 1956), który pokazuje powiększony frag-ment kociej kory o wielkości 2 mm kw. (przy użyciu metody barwienia, która zabarwia wyłącznie ciało komórki i dendryty) i w który przedstawia jedynie 1% wszystkich obecnych neuronów. Chociaż musicie sobie państwo sami wyobrazić wielość powiązań – zapewnianych przez (niewidoczne) aksony – między tymi neuronami a ich zagęszczeniem, które jest sto razy większe niż tu ukazane, ob-liczeniowa moc nawet tego małego elementu mózgu może być wyczuwalna.

Rys . 14 Rys . 15

6. kartezJusz. Ta perspektywa jest daleka od innej, która została uchwycona około 300 lat temu (Descartes 1957: 119–209): „Gdy oto, na przykład, ogień A znaj-duje się w pobliżu stopy B, małe drobiny ognia, biegnące, jak wiadomo, bardzo

heinz von Foerster70

szybko, zdolne są przekazać swój ruch dotkniętemu przez siebie miejscu na skó-rze stopy. Pociągając w ten sposób przyczepione tam małe włókno c, otwierają w tej samej chwili wejście kanalika d,e, do którego dobiega owo małe włókno; podobnie jak ciągnąc za jeden koniec sznura, wprawia się jednocześnie w ruch dzwonek wiszący na drugim końcu. Skoro już ujście kanalika czy też przewodu d,e zostało tak oto otwarte, tchnienia życiowe z jamy F wchodzą do niego i są nim niesione częściowo do mięśni odsuwających stopę od ognia, częściowo do mięśni skręcających głowę i kierujących spojrzenie oczu ku stopie, częściowo zaś do mięśni wyciągających ręce i nachylających w ruchu obronnym całe cia-ło”5. Proszę jednak zauważyć, że niektórzy dzisiejsi behawioryści wciąż uparcie trwają przy tym samym punkcie widzenia (Skinner 1971), z tą jedyną różnicą, że w międzyczasie kartezjuszowskie „tchnienie życiowe” odeszło w zapomnienie.

7. obliczenie. Siatkówka kręgowców wraz ze swoją tkanką nerwową to typowy przykład obliczenia nerwowego. Rysunek 15 to schematyczne przedstawienie siatkówki ssaków i sieci neuronów zasiatkówkowych. Warstwa oznaczona #1 po-kazuje szereg szypuł ocznych i kubków wzrokowych, warstwa #2 – ciała i jądra tych komórek. Warstwa #3 wskazuje ogólne rejony, gdzie aksony receptorów łą-czą się synapsami z dendrytycznymi rozgałęzieniami bipolarnych komórek (#4), jakie z kolei łączą się synapsami w warstwie #5 z dendrytami komórek zwoju nerwowego (#6), działalność których jest przekazywana do głębszych rejonów mózgu przez skondensowane aksony tworzące nerw wzrokowy (#7). Obliczenie ma miejsce w warstwach oznaczonych #3 i #5, czyli tych, gdzie umieszczone są synapsy.

Jak pokazuje Maturana (Maturana 1968), to właśnie tam są obliczane wra-żenie koloru i niektóre wskazówki dotyczące formowania przedmiotów. Utwórz obliczenie: weź dwuwarstwową okresową sieć z rysunku 16; wyższa warstwa po-kazuje receptor komórkowy wrażliwy, powiedzmy, na „światło”. Każdy z tych receptorów jest powiązany z trzema neuronami z niższej (obliczeniowej) warstwy: dwiema pobudzającymi synapsami z neuronem znajdującym się bezpośrednio po-niżej (oznaczonymi przez przyciski przyczepione do ciała) i z jedną hamującą synapsą (oznaczoną przez pętlę wokół czubka) przyczepioną do każdego z dwóch neuronów: jednego po lewej i jednego po prawej stronie. Oczywiste jest, że ob-liczeniowa warstwa nie zareaguje na pojedyncze światło rzucane na warstwę re-ceptywną, jako że dwa pobudzające bodźce działające na obliczający neuron będą dokładnie wyrównywane przez hamujące sygnały pochodzące z dwóch bocznych receptorów. Ta „reakcja zerowa” przeważy nad silniejszymi i słabszymi stymula-cjami, jak również nad wolnymi i gwałtownymi zmianami oświetlenia. Może się teraz pojawić uzasadnione pytanie: „Po co cała ta aparatura, która nic nie robi?”.

5 Cyt. za: R. Descartes, Człowiek. Opis ciała ludzkiego, przeł. A. Bednarczyk, Warszawa 1989, s. 20–21.

O konstruowaniu rzeczywistości 71

Proszę teraz rozpatrzyć rysunek 17, gdzie na drodze, po której światło dociera do warstwy receptorów, umieszczona jest przeszkoda. Ponownie wszystkie neurony niższej warstwy „zachowają milczenie” – oprócz tego jednego znajdującego się na krawędzi przeszkody, jako że otrzyma on dwa pobudzające sygnały z receptora wyższego, ale tylko jeden hamujący sygnał od czujnika będącego po jego lewej stronie. Rozumiemy teraz ważną funkcję tej sieci, obliczającej przestrzenną wa-riację w polu widzenia „oka” niezależną od intensywności zewnętrznego światła i jego czasowych zmian oraz niezależną od umiejscowienia i przedłużania prze-szkody. Chociaż temu obliczeniu towarzyszą wyłącznie elementarne operacje, ich organizacja pozwala nam docenić zasadę o dużym znaczeniu, a mianowicie zasadę konstruowania abstraktów, tutaj – pojęcia krawędzi.

Rys . 16 Rys . 17

Mam nadzieję, że ten prosty przykład wystarczy, by zasugerować państwu moż-liwość uogólnienia tej zasady w tym sensie, że obliczenie może być rozumiane na co najmniej dwóch poziomach, a mianowicie: a) przeprowadzone operacje, b) organizacja tych operacji reprezentowana tutaj przez strukturę sieci nerwowej. W języku informatyki a) byłoby znów wiązane z operacjami, ale b) – z progra-mem. Jak się później przekonamy, w przypadku „komputerów biologicznych” same programy mogą być obliczane. Prowadzi to do pojęcia „meta-programów”, „meta-metaprogramów” itd. Jest to oczywiście konsekwencja wrodzonej rekur-sywnej organizacji całego systemu.

Rys . 18 Rys . 19

heinz von Foerster72

8. zaMknięcie. Przez zajmowanie się wszystkimi tymi neurofizjologicznymi uryw-kami możemy utracić perspektywę widzenia organizmu jako funkcjonującej ca-łości. Na rysunku 18 umieściłem te fragmenty w ich funkcjonalnym kontekście. Czarne kwadraty oznaczone N reprezentują skupiska neuronów, które łączą się synapsami z neuronami z innych skupisk poprzez luki sygnalizowane przez prze-rwy między kwadratami. Powierzchnia czuciowa (SS) organizmu znajduje się po lewej stronie, jego powierzchnia ruchowa (MS) – po stronie prawej, a nerwowa część przysadki (mocno unerwiony gruczoł kluczowy, który reguluje cały system endokrynalny) to wykropkowana niższa granica szeregu kwadratów. Impulsy nerwowe przemieszczające się poziomo (od lewej do prawej strony) oddziałują ostatecznie na powierzchnię ruchową (MS), której zmiany (ruchy) są natychmiast wyczuwane przez powierzchnię czuciową (SS), jak sugeruje zewnętrzna droga wyznaczona przez strzałki. Impulsy przemieszczające się poziomo (z góry w dół) stymulują nerwową część przysadki (NP), której działanie wypuszcza steroidy w przestrzenie międzysynaptyczne, jak pokazują faliste zakończenia linii wyzna-czonych przez strzałki, zatem modyfikują modus operandi wszystkich połączeń synaptycznych, a więc modus operandi systemu w ogóle. Proszę zwrócić uwagę na podwójne zamknięcie systemu, które teraz rekursywnie obsługuje nie tylko to, co „widzi”, ale także własne operatory. Aby uczynić to dwojakie zamknięcie jeszcze bardziej klarownym, proponuję owijać diagram z rysunku 18 wokół jego dwóch osi okrężnej symetrii, dopóki sztuczne granice nie znikną i nie ukaże się torus (w kształcie pączka) – rysunek 19. Tutaj przestrzeń międzysynaptyczna po-między powierzchnią ruchową a czuciową jest prążkowanym południkiem (widać go z przodu pośrodku), a nerwowa część przysadki – wykropkowanym równi-kiem. To, jak sądzę, jest funkcjonalną organizacją żywego organizmu w szczelnej pokrywie. Obliczenia wewnątrz torusa podlegają nietrywialnym ograniczeniom, co jest wyrażone w Postulacie Kognitywnej Homeostazy:

System nerwowy jest organizowany (lub sam organizuje), a więc oblicza stabilną rzeczywistość.

Ten postulat określa „autonomię”, tj. „samoregulację” każdego żywego or-ganizmu. Ponieważ semantyczna struktura rzeczownika z prefiksem „samo-” jest bardziej zrozumiała, kiedy prefiks ten jest zastępowany rzeczownikiem, „autono-mia” staje się synonimem „regulacji regulacji”. I to właśnie jest to, co robi po-dwójnie zamknięty, rekursywnie obliczajacy torus: reguluje własną regulację.

Znaczenie

Może być dziwnym w dzisiejszych czasach określanie autonomii, jako że auto-nomia wymaga odpowiedzialności: jeśli to ja decyduję, jak działam, to jestem odpowiedzialny za swoje działanie. Skoro zasady najbardziej popularnej dziś

O konstruowaniu rzeczywistości 73

gry polegają na uczynieniu kogoś innego odpowiedzialnym za moje działania – nazwa tej gry to „heteronomia” – moje argumenty stanowią, co rozumiem, mało popularne roszczenia. Jedynym sposobem na zmiecenie ich pod dywanik jest odrzucenie ich jako próby ratowania „solipsyzmu”, tezy polegającej na twier-dzeniu, że świat istnieje jedynie w mojej wyobraźni i jedyną rzeczywistością jest wyobrażające „ja”. Istotnie, to dokładnie to, co powiedziałem wcześniej, ale mówiłem jedynie o pojedynczym organizmie. Sytuacja jest zupełnie inna, kiedy mowa o dwóch, co mogę zademonstrować z pomocą dżentelmena w meloniku (rysunek 20).

Rys . 20

Upiera się on, że stanowi jedyną rzeczywistość, podczas gdy wszystko inne prze-jawia się wyłącznie w jego wyobraźni. Jednakże nie może zaprzeczyć, iż jego wyimaginowany wszechświat zaludniają zjawy, które wcale nie są nim samym. Zatem musi on uznać, że mogą one upierać się przy stwierdzeniu, że są jedyną rzeczywistością, a wszystko inne to wytwór ich wyobraźni. W takim wypadku ich wyimaginowany wszechświat będzie zaludniony przez zjawy, z których jedną może być dżentelmen w meloniku. Kiedy odwołamy się do Zasady Względności, która odrzuca hipotezę nie utrzymującą się w dwóch przypadkach, nawet jeśli utrzymuje się ona w każdym z nich z osobna (Ziemianie i Wenusjanie mogą się upierać, że znajdują się w centrum wszechświata, ale ich tezy upadają, jeśli kiedykolwiek spróbują je oni połączyć), solipsystyczne roszczenia upadają, kiedy

heinz von Foerster74

poza mną odkryję inny autonomiczny organizm. Należy tu jednak zauważyć, że Zasada Względności nie stanowi logicznej konieczności, nie jest też twierdze-niem, które musi okazać się albo prawdziwe, albo fałszywe; zasadniczą kwestią jest to, że mogę wybrać: przyjąć tę zasadę bądź ją odrzucić. Jeśli ją odrzucę, będę centrum wszechświata, moja rzeczywistość stanie się moimi marzeniami lub koszmarami, język – monologiem, a logika – mono-logiką. Jeżeli zaś ją przyjmę, centrum wszechświata nie będę ani ja, ani nikt inny. Jak w systemie heliocentrycznym, musi być ktoś trzeci będący centralnym punktem odniesienia. Jest to relacja między Tamtym a mną, a ta relacja to TOŻSAMOŚĆ:

RZECZYWISTOŚĆ = SPOŁECZNOŚĆ

Jakie są konsekwencje tego wszystkiego w etyce i estetyce?

Imperatyw Etyczny: Działaj zawsze tak, by zwiększać liczbę wyborów.Imperatyw Estetyczny: Jeśli pragniesz wiedzieć, naucz się działać.

Podziękowania

Pragnę wyrazić moją wdzięczność swoim studentom Valarie Lament i Stuarto-wi Umblepy’owi, którzy zachęcili mnie do rozwinięcia niektórych pomysłów pod auspicjami ich stypendium GY10766 z National Science Fundation, a także Wydziałowi Inżynierii Elektrycznej, który łaskawie użyczył mi swych urządzeń. Jestem wdzięczny Lebbeusowi Woodsowi, Rodney’owi Cloughowi i Gordonowi Paskowi za zaoferowanie swych talentów i upiększenie powyższej pracy rysun-kami (7, 8, 9, 16, 17), (18, 19), (20), i wreszcie Kathy Roberts, której wyczu-cie estetyki, kompetencja i cierpliwość pozwoliły temu artykułowi stać się tym, czym jest.

O konstruowaniu rzeczywistości 75

Bibliografia

Descartes R., 1664, L’homme, Paris, Angot. Przedruk w: Ouervres de Descartes, XI, Paris, Adam and Tannery, s. 119–209, 1957. (Człowiek. Opis ciała ludzkiego, przeł. A. Bednarczyka, Warszawa 1989.)

Maturana H.R., 1968, A Biological Theory of Relativistic Colour Coding in the Primate Retina, „Arch. Biologia y Medicina Exper.”, SUPPL. No. 1, Soc. Biologia de Chile, Santiago, Universidad de Chile.

Maturana H.R., 1970, Biology of cognition, University of Illinois.Maturana H.R., 1970, Neurophysiology of Cognition, [w:] Cognition: a multiple view,

red. P. Garvin, Nowy Jork, Spartan Press, s. 3–23.Naeser M.A. i Lilly J.C., 1971, The Repeating Word Effect: Phonetic Analysis of Re­

ported Alternates, „Journal of speech and hearing research”.Sholl D.A., 1956, The organization of the cerebral cortex, Londyn, Methuen.Skinner B.F., 1971, Beyond freedom and dignity, Nowy Jork, Knopf. (Poza wolnością

i godnością, przeł. W. Szelenberger, Warszawa 1978.)Spencer Brown G., 1972, Laws of form, Nowy Jork, Julian Press.Teuber H.L., 1961, Neuere Betrachtungen Uber Sehstrahlung und Sehrinde, [w:] Das

visuelle system, red. R. Jung, H. Kornhuber, Berlin, Springer, s. 256–274.Worden F.G., 1959, EEC Studies and Conditional Reflexes in Man, [w:] The central

nervous system and behavior, red. Mary A. B. Brazier, Nowy Jork, Josiah Macy Jr. Foundation, s. 270–291.

przeł. Berenika Palus

humberto R . Maturana

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji

1 . Cel

Celem moim, w niniejszym eseju, jest wyjaśnienie kognicji jako fenomenu bio-logicznego oraz ukazanie (w procesie), w jaki sposób język pojawia się i daje początek samoświadomości, ujawniając ontologiczne podstawy fizykalnej dzie-dziny egzystencji jako ograniczającej dziedziny kognitywnej. Aby tego dokonać, zacznę od dwóch nieuniknionych, opartych na doświadczeniu warunków, które są zarazem moimi problemami, jak i instrumentami wyjaśniającymi, a miano-wicie: a) ponieważ – zgodnie z oczywistym faktem – każda zmiana biologiczna naszego systemu nerwowego zmienia nasze kognitywne pojemności, kognicja jest fenomenem biologicznym i musi zostać wyjaśniona jako taka; b) również wykazane jest w tym eseju, że my – jako istoty ludzkie – istniejemy w języku, używając języka do naszych wyjaśnień. Te dwa oparte na doświadczeniu warunki są moim punktem wyjścia, ponieważ muszę w nich „tkwić” podejmując jakie-kolwiek próby wyjaśnień. Są to moje problemy, ponieważ muszę je wyjaśnić, a zarazem są to nieuniknione instrumenty, ponieważ jestem zmuszony używać kognicji i języka, aby kognicję i język wyjaśnić.

Inaczej mówiąc, proponuję nie traktować kognicji i języka jako danych, nie dających się wyjaśnić właściwości, ale jako fenomeny naszej ludzkiej dziedziny doświadczeń, które pojawiają się w naszej praktyce życia i jako takie zasługują na wyjaśnienie, podobnie jak inne fenomeny biologiczne. Jednocześnie moim zamiarem jest użycie naszego warunku istnienia w języku do pokazania, w jaki sposób fizykalna dziedzina egzystencji pojawia się w języku jako dziedzina ko-gnitywna. To oznacza, że zamierzam wykazać, iż obserwator i obserwacja – jako

huMberto r. Maturana78

fenomeny biologiczne – są ontologicznie prymarne w stosunku do obiektu i fi-zykalnej dziedziny egzystencji.

2 . Problem

Moim podstawowym problemem będzie kognicja, język zaś wyjaśnię w procesie wyjaśniania kognicji.

My – istoty ludzkie – oceniamy kognicję w jakiejkolwiek dziedzinie poprzez skonkretyzowanie dziedziny za pomocą pytania i poprzez domaganie się ade-kwatnego zachowania bądź działania w tej dziedzinie. Jeśli to, co obserwujemy jako odpowiedź, satysfakcjonuje nas jako adekwatne zachowanie bądź działanie w dziedzinie skonkretyzowanej przez pytanie, akceptujemy to jako wyrażenie kognicji w tej dziedzinie i twierdzimy, że odpowiadający na naszą wątpliwość posiada wiedzę. Tym sposobem, gdy ktoś twierdzi, że zna algebrę, czyli że jest znawcą algebry, domagamy się od niego poświadczenia w dziedzinie, w której rozważamy istnienie algebry. I jeśli, według nas, poświadcza on adekwatnie w tej dziedzinie, wyjaśnienie takie akceptujemy. Jeśli zaś odpowiedź nie mieści się w tym, co uważamy za adekwatne zachowanie bądź działanie w dziedzinie skonkretyzowanej poprzez to pytanie, odpowiadający (znawca algebry) ulega dezintegracji lub znika, traci swoją klasę identyfikacji jako bytu istniejącego w operacyjnej dziedzinie skonkretyzowanej poprzez pytanie i pytający będzie odtąd postępował tak, jakby on nie istniał. W tych okolicznościach, odkąd ade-kwatne zachowanie (bądź adekwatne działanie) jest jedynym kryterium poświad-czającym, że posiadamy i możemy ocenić kognicję, będę traktował adekwatne zachowanie (bądź działanie) w jakiejkolwiek dziedzinie skonkretyzowanej po-przez pytanie jako fenomen, który ma zostać wyjaśniony podczas wyjaśniania kognicji.

3 . Natura odpowiedzi

Jestem biologiem i to właśnie z powodu mojego doświadczenia biologicznego fenomen kognicji traktuję w tej pracy jako fenomen biologiczny. Ponadto – jako biolog – jestem również naukowcem i jako naukowiec dostarczę biologicznego wyjaśnienia fenomenu kognicji w następującym porządku: a) jasno sformułuję, co będę rozważał jako adekwatne zachowanie w kontekście tego, co uważam za wyjaśnienie naukowe (część 4), po to, aby wszystkie implikacje mojego wy-jaśnienia mogły być oczywiste dla czytelnika i aby czytelnik mógł się zorien-tować, kiedy cel został osiągnięty; b) jasno sformułuję moje stanowisko episte-mologiczne odnośnie pojęcia obiektywności (część 5), po to, aby ontologiczny status mojego wyjaśnienia mógł być oczywisty; c) pojęcia, których będę używał w moim wyjaśnieniu, uczynię wyrazistymi poprzez pokazanie, jak przynależą one do naszego codziennego życia (część 6), po to, aby stało się jasne, jak my

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 79

– jako istoty ludzkie – jesteśmy włączeni w wyjaśnienie, którego dostarczę; d) jasno sformułuję naturę fenomenów biologicznych włączonych w moje wy-jaśnienie (część 7), po to, aby stało się oczywiste, jak my – jako systemy oży-wione – jesteśmy włączeni w samo wyjaśnienie, jak również w fenomen samej kognicji. W końcu, w procesie wyjaśniania fenomenu kognicji jako fenomenu biologicznego, pokażę, jak to się dzieje, że teorie naukowe pojawiają się jako wolne kreacje ludzkiego umysłu, jak to się dzieje, że wyjaśniają doświadczenia ludzkie a nie niezależny świat obiektywny oraz jak fizykalna dziedzina egzy-stencji pojawia się w wyjaśnianiu praktyki życia obserwatora jako cecha albo ontologia obserwacji (części 8 do 11).

4 . Dziedzina naukowa

Odnajdywanie siebie jako istot ludzkich tu i teraz jest praktyką życia. W wyda-rzeniu bycia człowiekiem, w komunikacji językowej, w sytuacji a priori opartej na doświadczeniu, zawsze to, co jest i to, co się zdarza, jest w nas i zdarza się nam jako część praktyki życia. W tych okolicznościach, cokolwiek mówimy o tym, jak coś się zdarza, jak bierze udział w praktyce naszego życia jako obja-śnienie, jako refleksja, jako przeformułowanie – krótko mówiąc, jako wyjaśnienie praktyki naszego życia – i jako takie nie zastępuje czy też nie konstytuuje prak-tyki życia, jest wyjaśnianiem. Zatem mówienie, że jesteśmy zbudowani z materii lub też mówienie, że jesteśmy ideami w umyśle Boga, to wyjaśnienia tego, że żyjemy jako nasze doświadczenie bycia. I ani materia, ani idee w umyśle Boga nie konstytuują doświadczenia bycia, które wydają się wyjaśniać. Wyjaśnienia operacyjnie biorą udział w metadziedzinie, odnosząc się do tego, co wyjaśniają. Ponadto, w życiu codziennym, w faktycznej dynamice ludzkich interakcji, wy-jaśnienie jest zawsze odpowiedzią na pytanie o początek danego fenomenu i jest akceptowane bądź odrzucane przez słuchacza, który akceptuje je bądź odrzuca stosownie do tego, czy zaspokaja ono (implicite lud explicite) kryterium akcep-towalności, które formułuje słuchacz. Dlatego tyle jest różnych rodzajów wyja-śnień, ile jest różnych kryteriów akceptowalności przeformułowania wydarzenia życia obserwatorów, sformułowanych również przez obserwatorów. Stosownie do tego, każda dziedzina wyjaśnień, jako że jest zdefiniowana przez szczególne kryterium akceptowalności, konstytuuje zamkniętą dziedzinę kognitywną jako dziedzinę zadowalających, zdeklarowanych przez obserwatorów działań, którzy akceptują to kryterium akceptowalności.

Nauka (nowoczesna nauka) jako dziedzina kognitywna, nie jest od tego wy-jątkiem. Z całą pewnością nowoczesna nauka jest taką dziedziną kognitywną, która czerpie z tego, co jest nazywane wyjaśnieniem naukowym jako kryterium uprawomocnienia (akceptowalności) twierdzeń, które do niej należą. Niech bę-dzie mi wolno wytłumaczyć to dokładniej.

huMberto r. Maturana80

i) WyJaśnienia naukoWe. Naukowcy zazwyczaj nie zastanawiają się nad istot-nymi warunkami nauki. Mimo to, widząc, czym zajmują się naukowcy, można sobie wyobrazić operacyjne (i oparte odtąd na doświadczeniu) sprecyzowanie tego, co konstytuuje naukowe wyjaśnienie jako kryterium uprawomocnienia tego, czym według nich są twierdzenia naukowe. Co więcej, możliwe jest opisanie tego kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń jako przeformułowanie tego, co zwykle nazywane jest metodą naukową.

A. Różne dziedziny ludzkich działalności wymagają różnych intencji. I tak intencją tworzenia sztuki jest wywołanie wrażeń estetycznych, intencją tworzenia technologii jest produkcja, natomiast intencją zajmowania się na-uką jest wyjaśnianie. To oznacza, w kontekście wyjaśniania, że kryterium uprawomocnienia naukowego wyjaśnienia jest satysfakcjonująco połączone z praktyką życia obserwatora za pomocą czterech operacyjnych warunków. Jeden z nich, propozycja mechanizmu ad hoc, który generuje wyjaśniany fenomen jako fenomen mający być poświadczony przez obserwatora w jego praktyce życia, to właśnie wyjaśnienie naukowe. W kontekście wyjaśniania musi stać się zrozumiałe, że naukowe wyjaśnienie jest kryterium uprawo-mocnienia naukowych twierdzeń. I w końcu, w kontekście wyjaśniania, musi zostać uznane to, że nowoczesna naukowa społeczność obserwatorów (odtąd nazywana standardowymi obserwatorami) używa naukowego wyjaśnienia jako kryterium uprawomocnienia. A oto te cztery operacyjne warunki, które wynikają z kryterium uprawomocnienia naukowych wyjaśnień.a. Sprecyzowanie wyjaśnianego fenomenu poprzez zastrzeżenie operacji,

które standardowy obserwator musi wykonać w swojej praktyce życia tak, aby był on go świadom w swojej praktyce życia.

b. Propozycja – w dziedzinie operacyjnych koherencji praktyki życia stan-dardowego obserwatora – mechanizmu generatywnego, który w czasie, gdy pozwalałby operować, dawałby początek – jako konsekwencja jego operacji – wyjaśnianemu fenomenowi i który zostałby poświadczony przez obserwatora również w jego praktyce życia. Ten mechanizm ge-neratywny, który zwykle nazywany jest hipotezą objaśniającą, bierze udział w praktyce życia obserwatora w innej fenomenalnej dziedzinie niż fenomenalna dziedzina, w której wyjaśniany fenomen jest poświadczany, a później – co jest konsekwencją poprzedniego – w operacyjnej meta-dziedzinie powiązanej z tym mechanizmem. Z pewnością wyjaśniany fenomen i jego mechanizm generatywny biorą udział w różnych, nie-stycznych dziedzinach fenomenalnych w praktyce życia obserwatora.

c. Wywnioskowanie – w dziedzinie operacyjnych koherencji praktyki życia obserwatora spowodowanych przez mechanizm generatywny zapropo-nowany w (b) – innych fenomenów, które standardowy obserwator po-winien być w stanie poświadczyć w swojej dziedzinie doświadczeń jako

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 81

rezultat operacji tych operacyjnych koherencji oraz zastrzeżenie operacji, które powinien on spełnić, aby tego dokonać.

d. Faktyczne poświadczenie, w dziedzinie doświadczeń, zjawisk wydeduko-wanych w (c) przez standardowego obserwatora, który spełnił w swojej praktyce życia operacje zastrzeżone także w (c).

Jeśli te cztery operacyjne warunki są spełnione w praktyce życia standar-dowego obserwatora, zaproponowany w (b) mechanizm generatywny staje się wyjaśnieniem naukowym zjawiska wyodrębnionego w (a). Te cztery warunki operacyjne w praktyce życia obserwatora konstytuują kryterium uprawomocnie-nia naukowych wyjaśnień, a nauka (nowoczesna nauka) jest dziedziną twierdzeń bezpośrednio lub pośrednio uprawomocnionych przez wyjaśnienia naukowe. W konsekwencji, nie ma niczego takiego jak naukowe obserwacje, naukowe hipotezy czy naukowe przewidywania: istnieją tylko naukowe wyjaśnienia i na-ukowe twierdzenia. To z kolei pociąga za sobą tę konsekwencję, iż standardowy obserwator może sformułować naukowe twierdzenia w każdej dziedzinie swojej praktyki życia, w której może sformułować on naukowe wyjaśnienie.

B. Stosownie do A, naukowe twierdzenie jest obowiązujące jako naukowe twierdzenie jedynie w społeczności standardowych obserwatorów, którzy je zdefiniowali jako takie, ponieważ mogą oni zrealizować i zaakceptować naukowe wyjaśnienie jako kryterium uprawomocnienia swoich twierdzeń. To czyni naukowe twierdzenia twierdzeniami konsensualnymi, a społecz-ność standardowych obserwatorów społecznością naukową. W zasadzie każdy człowiek może należeć do społeczności naukowej z powodu dwóch doświadczalnych faktów: po pierwsze, jako żywa istota ludzka, obserwator może uświadomić sobie i zaakceptować naukowe twierdzenie jako kryterium uprawomocnienia swych twierdzeń i stać się standardowym obserwatorem; po drugie, kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń jest operacyj-nym uprawomocnieniem działań i twierdzeń w życiu codziennym, nawet jeśli nie jest używane z tą samą uwagą w celu uniknięcia pomieszania róż-nych fenomenalnych dziedzin. Z całą pewnością te dwa oparte na doświad-czeniu fakty tworzą fundament dla uniwersalności, którą naukowcy tworzą dla swoich twierdzeń, ale – co jest szczególne dla naukowców – starannie unikają przy tym mieszania różnych dziedzin fenomenalnych, kiedy stosują kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń w praktyce życia.

C. Naukowcy i filozofowie nauki zwykle wierzą, że operacyjna efektywność nauki i technologii ujawnia obiektywną, niezależną rzeczywistość oraz że naukowe twierdzenia ujawniają cechy niezależnego wszechświata, świata obiektywnego. Lub też, inaczej mówiąc, wielu naukowców i filozofów nauki wierzy, że bez niezależnego istnienia obiektywnej rzeczywistości nauka nie

huMberto r. Maturana82

byłaby możliwa. Jeśli ktoś, tak jak ja, założy wcześniejszą, konstytuującą on-tologiczną analizę kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń, zauwa-ży, że naukowe wyjaśnienia nie wymagają założenia obiektywności, ponieważ naukowe wyjaśnienia nie wyjaśniają niezależnej, obiektywnej rzeczywistości. Naukowe wyjaśnienia wyjaśniają praktykę życia obserwatora, a czynią to za pomocą operacyjnych koherencji wyodrębnionych przez obserwatora w jego praktyce życia. To właśnie ten fakt daje nauce podstawy biologiczne oraz czyni naukę dziedziną kognitywną, ograniczoną do biologii obserwatora z właści-wościami, które są zdeterminowane przez ontologię obserwacji.

ii) nauka. Konkludując – operacyjny opis tego, co tworzy naukowe wyjaśnie-nie jako kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń, ujawnia następujące cechy naukowych twierdzeń w ogóle, a nauki jako dziedziny naukowych twier-dzeń w szczególności.

A. Naukowe twierdzenia są twierdzeniami konsensualnymi, ważnymi jedynie w społeczności standardowych obserwatorów, którzy je generują. Nauka, jako dziedzina naukowych twierdzeń, nie potrzebuje obiektywnej, niezależnej rze-czywistości ani jej nie ujawnia. Stąd też operacyjna efektywność nauki jako dziedziny kognitywnej spoczywa tylko na jej operacyjnej koherencji, mającej miejsce w praktyce życia standardowych obserwatorów, którzy generują ją jako szczególną dziedzinę konsensualnych, skoordynowanych działań w prak-tyce ich życia (jako społeczności naukowej). Nauka nie jest sposobem ujaw-niania niezależnej rzeczywistości; jest sposobem przenoszenia poszczególnych ograniczeń do warunków konstytuujących obserwatora jako istotę ludzką.

B. Odkąd członkowie społeczności standardowych obserwatorów mogą gene-rować naukowe twierdzenia w każdej dziedzinie operacyjnej praktyki życia, w której może mieć zastosowanie kryterium uprawomocnienia naukowych twierdzeń, uniwersalność poszczególnych członów naukowych twierdzeń wewnątrz dziedziny ludzkiej będzie zależała od uniwersalności w ludzkiej dziedzinie standardowych obserwatorów, którzy potrafią takie poszczególne człony generować. Naukowe twierdzenia obowiązują tylko tak długo, jak długo obowiązują naukowe wyjaśnienia, które je podpierają, a te z kolei obowiązują tylko tak długo, jak długo cztery operacyjne warunki – które muszą być łącznie spełnione już w założeniu – są spełnione dla wszystkich fenomenów wydedukowanych w praktyce życia standardowych obserwato-rów w dziedzinie operacyjnych koherencji wyszczególnionych przez zapro-ponowany mechanizm generatywny.

C. Często się mówi, że naukowe wyjaśnienia są propozycjami redukcjoni-stycznymi, wskazując, że polegają na wyrażaniu wyjaśnianych fenomenów

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 83

w bardziej podstawowych terminach. Jest to nieodpowiedni punkt widzenia. Wyjaśnienia naukowe są w swojej istocie nie-redukcjonistycznymi wyjaśnie-niami, ponieważ polegają na propozycjach generatywnych, a nie na wyra-żaniu fenomenów jednej dziedziny w fenomenach innej dziedziny. Dzieje się tak, ponieważ w wyjaśnieniu naukowym wyjaśniany fenomen musi po-wstać jako rezultat operacji mechanizmu generatywnego i nie może być jego częścią. W tym drugim przypadku propozycja wyjaśniająca będzie nieade-kwatna i będzie musiała zastać odrzucona. Wyjaśniany fenomen i fenomeny właściwe dla mechanizmu generatywnego należą do dwóch niestycznych dziedzin.

D. Mechanizm generatywny w naukowym wyjaśnieniu jest wyodrębniony przez standardowego obserwatora z jego dziedziny doświadczenia do jego praktyki życia jako propozycja ad hoc, która w zasadzie nie wymaga żadnego uspra-wiedliwienia. Stąd też komponenty mechanizmu generatywnego, jak również fenomeny właściwe dla ich operacji, mają podstawową cechę powiązaną z wyjaśnianym fenomenem i ich prawomocność jest z zasady przyjmowana a priori. W związku z tym, każda dziedzina naukowa – jako dziedzina na-ukowych twierdzeń – jest oparta na założeniach doświadczalnych nieuspra-wiedliwionych w niej samej i konstytuuje w praktyce życia standardowego obserwatora dziedzinę operacyjnych koherencji, wyodrębnionych z operacyj-nych koherencji wywołanych w mechanizmach generatywnych naukowych wyjaśnień, które ją uprawomocniają.

5 . Obiektywność w nawiasie

Jeśli ktoś patrzy na dwa cienie przedmiotu, który równocześnie przyjmuje na siebie częściowo strumienie dwóch różnych świateł, białego i czerwonego, to ma on wizję trójbarwną. Widzi, że obszar cienia ze światła białego, który otrzy-muje światło czerwone, wygląda czerwono, oraz że obszar cienia ze światła czerwonego, który otrzymuje światło białe, wygląda niebiesko-zielono. To do-świadczenie jest nie do odparcia i nie do uniknięcia, nawet jeśli ktoś wie, że ob-szar cienia ze światła czerwonego powinien wyglądać na biały lub szary, ponie-waż jest to odbiór tylko i wyłącznie światła białego. I jeśli ktoś spyta, dlaczego widzi on obszar niebiesko-zielony tam, gdzie jest tylko światło białe, odpowie mu się – dzięki godnemu zaufania źródłu informacji – że doświadczenie cienia niebiesko-zielonego jest iluzją chromatyczną, ponieważ nie ma tam cienia nie-biesko-zielonego, który usprawiedliwiałby naszą percepcję. Żyjemy licznymi doświadczeniami w naszym codziennym życiu, które klasyfikujemy – tak jak to – jako iluzje bądź halucynacje, a nie jako percepcję, twierdząc, że nie kon-stytuują one ujęcia niezależnej rzeczywistości, ponieważ możemy je zdyskwali-fikować poprzez poznanie opinii przyjaciela, którego autorytet akceptujemy, lub

huMberto r. Maturana84

też poprzez poleganie na różnych czuciowych doświadczeniach, które uważamy za zadowalające kryterium percepcyjne. Jednakże w samym doświadczeniu nie jesteśmy w stanie poczynić rozróżnień pomiędzy czymś, co nazywamy iluzją czy halucynacją a percepcją: iluzja, halucynacja i percepcja są doświadczalnie nie do rozróżnienia. Dzieje się tak wyłącznie z powodu używania różnego do-świadczenia jako metaeksperymentalnego, autorytatywnego kryterium rozróż-nienia albo z powodu „używania” tego samego obserwatora lub kogoś innego, podlegającego podobnym ograniczeniom, ponieważ takie rozróżnienie czynione jest społecznie. Nasza niezdolność, by w sposób oparty na doświadczeniu czy-nić rozróżnienia pomiędzy czymś, co społecznie nazywamy iluzją czy halu-cynacją a percepcją, jest konstytutywna dla nas – jako systemów ożywionych – i nie jest ograniczeniem naszego obecnego stanu wiedzy. Rozpoznanie tych okoliczności powinno doprowadzić nas do postawienia znaku zapytania nad naszą percepcyjną pewnością.

i) zaProszenie. Słowo percepcja pochodzi z łacińskiego wyrażenia per capire, które oznacza „przez uchwycenie” i niesie za sobą implikowane rozumienie, że percypować to uchwycić cechy świata niezależnego od obserwatora. To spojrze-nie zakłada obiektywność i możliwość poznania świata niezależnego od obserwa-tora jako ontologicznego warunku, na którym oparte jest rozróżnienie pomiędzy iluzją czy halucynacją a percepcją. Dlatego pytanie o operacyjną relewancję w dziedzinie biologicznej rozróżnienia pomiędzy iluzją czy halucynacją a per-cepcją jest pytaniem o ontologiczną relewancję pojęcia obiektywności w tłu-maczeniu zjawiska kognicji. Jak zatem podążać dalej? Każda refleksja o tym lub każdy komentarz do tego, jak dochodzi do praktyki życia, to wyjaśnienie bądź przeformułowanie tego, co ma miejsce. Jeśli to przeformułowanie nie pyta o właściwości obserwatora, jeśli język i kognicję uznaje za pewniki, wówczas musi też przyjąć niezależne istnienie tego, co jest znane. Jeśli natomiast to prze-formułowanie pyta o właściwości obserwatora, jeśli pyta o to, w jaki sposób powstają kognicja i język, wówczas musi zaakceptować opartą na doświadczeniu nierozróżnialność iluzji czy halucynacji od percepcji oraz przyjąć za istotne to, że istnienie jest uzależnione od obserwatora. Większość tradycji filozoficznych należy do przypadku pierwszego, przyjmuje niezależne istnienie czegoś (materii, energii, idei, Boga, umysłu, duszy... albo rzeczywistości). Zapraszam czytelnika, by podążył za drugim przypadkiem i uznał za istotny warunek biologicznego uwarunkowania obserwatora oraz wszystkie konsekwencje, jakie ten konstytu-tywny warunek pociąga.

ii) obiektyWność W naWiasie. Założenie obiektywności nie jest potrzebne do po-wstania naukowego wyjaśnienia. Dlatego w procesie bycia naukowcem wyjaśnia-jącego kognicję jako fenomen biologiczny, przejdę – bez używania pojęcia obiek-tywności – do uprawomocnienia tego, co mówię, czyli wezmę obiektywność

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 85

w nawias. Inaczej mówiąc, przejdę dalej, używając obiektu „język”, ponieważ jest to jedyny język jaki posiadamy (i jaki posiadać możemy). Jednakże, cho-ciaż użyję doświadczenia bycia w języku jako mój punkt wyjścia – kiedy użyję język do wyjaśnienia kognicji i języka – nie będę twierdził, że to, co mówię jest prawomocne, gdyż istnieje niezależna, obiektywna rzeczywistość, która by to uprawomocniała. Będę mówił jako biolog i jako taki użyję kryterium uprawo-mocnienia naukowych twierdzeń, by uprawomocnić to, o czym mówię, przyj-mując za najważniejszy, oparty na doświadczeniu warunek, że wszystko, co ma miejsce, jest najpierw wyodrębnione przez obserwatora z jego praktyki życia oraz że wszelkie wyjaśnienie jest wtórne.

iii) universuM versus MultiversuM. Założenie obiektywności, obiektywności bez nawiasu, pociąga za sobą założenie, że istnienie jest niezależne od obserwato-ra, że istnieje niezależna dziedzina istnień – uniwersum – która jest ostatecz-nym odniesieniem dla uprawomocnienia każdego wyjaśnienia. Obiektywność bez wzięcia w nawias rzeczy i bytów to istnienie niezależnego obserwatora, który to rozróżnia i jest to również niezależne istnienie rzeczy (bytów, idei), ponieważ określa ona prawdę. Obiektywność bez nawiasu powoduje jedność i – w konsekwencji – redukcjonizm, ponieważ pociąga za sobą rzeczywistość jako pojedynczą i ostateczną dziedzinę zdefiniowaną przez niezależne istnienie. Obserwator, który ma dostęp do rzeczywistości, ma zarazem z konieczności rację w jakimkolwiek sporze, a ci, którzy tego dostępu nie mają, z konieczności się mylą. W universum koegzystencja domaga się uległości wobec wiedzy.

W przeciwieństwie do tego wszystkiego, obiektywność wzięta w nawias powoduje akceptację tego, że istnienie jest wyodrębnione poprzez rozróżnienie obserwatora, że jest tyle dziedzin istnienia, ile jest rodzajów rozróżnień, których dokonuje obserwator. Obiektywność w nawiasie pociąga za sobą multiversum, sprawia, że istnienie jest w istocie zależne od obserwatora oraz że jest tyle dzie-dzin prawd, ile jest dziedzin egzystencji, które obserwator wyodrębnił w swoich rozróżnieniach. Równocześnie obiektywność w nawiasie powoduje, że różne dziedziny egzystencji w istocie nie mają punktów stycznych, ponieważ są wy-odrębniane przez różnego rodzaju operacje rozróżnienia. I stąd też przeczy to redukcjonizmowi. Ponadto, każde versum w multiversum jest jednakowo ważną – jeśli nie jednakowo pożądaną – częścią całości, a niedogodności pomiędzy obserwatorami – jeśli nie powstają z trywialnych, logicznych pomyłek w jednym versum, ale pochodzą od obserwatorów zajmujących różne versum – będą musia-ły być rozwiązywane nie poprzez uprzywilejowane dostępem do rzeczywistości twierdzenia, ale poprzez powstanie wspólnej wersji, poprzez koegzystencję we wzajemnej akceptacji. W multiversum koegzystencja domaga się konsensusu, czyli wiedzy powszechnej.

huMberto r. Maturana86

6 . Podstawowe pojęcia

Cokolwiek by się powiedziało, jest powiedziane przez jednego obserwatora do drugiego obserwatora, przy czym może to być ta sama osoba. Odkąd warunek ten jest moim opartym na doświadczeniu punktem wyjścia w praktyce życia i jednocześnie moim problemem, eksplicytnie sformułuję niektóre pojęcia, któ-rych użyję jako swoich narzędzi do wyjaśnienia zjawisk kognicji i języka. Zrobię to poprzez ujawnienie działań w praktyce życia, które są powodowane przez te narzędzia w naszym codziennym życiu, gdy zajmujemy się nauką. Z pewnością ujawniając to, co robimy jako obserwatorzy, eksplicytnie czynię z ontologii ob-serwatora konstytuujący warunek ludzki.

i) obserWator. Generalnie obserwator jest jakimkolwiek bytem operującym w języku, a dokładniej jest jakimkolwiek człowiekiem w rozumieniu, w jakim język definiuje człowieczeństwo. W naszym indywidualnym doświadczeniu od-najdujemy siebie jako istoty ludzkie w języku, nie widzimy siebie dorastających do tego: jesteśmy obserwatorami przez bycie w języku już w momencie, kiedy zastanawiamy się nad językiem i warunkiem bycia obserwatorami. Innymi sło-wy, cokolwiek bierze udział w praktyce życia obserwatora, bierze w nim udział jako rozróżnienia w języku poprzez komunikację – i to jest wszystko, co może robić obserwator. Jednym z moich zadań jest pokazanie, w jaki sposób powstaje obserwator.

ii) Jednostki. Podstawową operacją, którą obserwator wykonuje w praktyce życia, jest operacja rozróżnienia. W operacji rozróżnienia obserwator najpierw wyodrębnia jednostkę (byt, całość) oraz środowisko, w którym jest ona rozróż-niana. Powoduje tym samym wszystkie późniejsze operacyjne koherencje, które rozróżnienie jednostki czynią możliwe w jego praktyce życia.

iii) Jednostki Proste i złożone. Obserwator może w praktyce życia odróżniać dwa rodzaje jednostek, jednostki proste i złożone. Jednostka prosta to jednostka wyodrębniona w operacji rozróżnienia, która konstytuuje ją jako całość poprzez wyszczególnienie jej właściwości jako zbioru wielkości interakcji w środowisku, w którym jest rozróżniana. Stąd też jednostka prosta jest wyłącznie i zupeł-nie charakteryzowana poprzez właściwości, które wyodrębniają ją w praktyce życia obserwatora odróżniającego ją i nie potrzebuje późniejszego wyjaśnienia dla tych właściwości. Jednostka prosta powstaje zdefiniowana i scharaktery-zowana przez zbiór właściwości jako substancja rozróżniona w praktyce życia obserwatora. Jednostka złożona to jednostka odróżniana jako jednostka prosta, która poprzez dalsze operacje rozróżnienia jest rozkładana przez obserwatora na komponenty, które przez swoją złożoność konstytuują oryginalną jednostkę prostą w dziedzinie, w której jest ona rozróżniana. Dlatego jednostka złożona

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 87

jest operacyjnie rozróżniana jako jednostka prosta w metadziedzinie powiązanej z dziedziną, w której jej komponenty są rozróżniane – wynika to z operacji kompozycji. W rezultacie właściwości jednostki złożonej i skorelowanej z nią jednostki prostej znajdują się w konstytutywnej relacji wzajemnej specyfikacji. Tym sposobem właściwości jednostki złożonej rozróżniane jako właściwości jednostki prostej pociągają za sobą właściwości komponentów, które konstytuują ją jako całość i odwrotnie – właściwości komponentów jednostki złożonej i ich sposób kompozycji determinują właściwości komponentów, które charakteryzują ją jako jednostkę prostą, kiedy jest rozróżniana jako taka. Co za tym idzie, nie ma czegoś takiego jak rozróżnienie komponentu niezależnej jednostki, która go integruje, ani też nie można jednostki prostej – rozróżnionej jako jednostka zło-żona – zdekomponować do arbitralnego kompletu komponentów zdeponowanych w arbitralnym sposobie ułożenia. Nie ma niczego takiego jak wolny komponent obiegający niezależnie jednostkę złożoną, która go integruje. Dlatego zawsze, gdy mówimy, że traktujemy jednostkę prostą jako złożoną, twierdząc, że czynimy tak przez odróżnianie w niej elementów, które złożone razem nie regenerują ory-ginalnej jednostki, w istocie nie dekomponujemy tej jednostki, którą według nas dekomponujemy, lecz inną. A elementy, które odróżniamy, nie są komponentami jednostki złożonej, o której mówimy, że ją komponują.

iv) organizacJa i struktura. Jednostka złożona jest charakteryzowana poprzez komponenty i relacje między komponentami, które konstytuują ją jako jednostkę złożoną, mogącą być rozróżnianą – w metadziedzinie powiązanej z jej kompo-nentami – jako szczególnego rodzaju jednostka prosta. Jako taka ma ona zarówno organizację, jak i strukturę. Można to scharakteryzować następująco:a. Relacje między komponentami w jednostce złożonej, które czynią z niej

jednostkę złożoną szczególnego rodzaju, wyszczególniając jej klasę identy-fikacji jako jednostki prostą w metadziedzinie powiązanej z jej elementami, konstytuują jej organizację. Innymi słowy, organizacja jednostki złożonej jest konfiguracją statycznych bądź dynamicznych relacji między jej kompo-nentami, które wyszczególniają jej klasę identyfikacji jako jednostki złożo-nej, mogącej być rozróżnioną jako jednostka prosta szczególnego rodzaju. Dlatego, jeśli organizacja jednostki złożonej się zmienia, jednostka złożona traci swoją klasę identyfikacji, czyli ulega dezintegracji. Organizacja jed-nostki złożonej jest z konieczności inwariantna w chwili konserwowania swojej klasy identyfikacji. I vice versa, klasa identyfikacji jednostki złożonej jest z konieczności inwariantna w chwili, gdy jednostka złożona konserwuje swoją organizację.

b. W jednostce złożonej, statycznej bądź dynamicznej, faktyczne komponenty plus faktyczne relacje, które mają miejsce między nimi w czasie, gdy realizu-ją ją jako szczególną jednostkę złożoną poprzez szczególną organizację, kon-stytuują jej organizację. Inaczej mówiąc, struktura poszczególnej jednostki

huMberto r. Maturana88

złożonej jest sposobem, w którym jest ona faktycznie tworzona przez fak-tyczne – statyczne bądź dynamiczne – komponenty i relacje w szczególnej przestrzeni. Natomiast poszczególna jednostka złożona konserwuje swoją klasę identyfikacji tylko tak długo, jak długo realizuje w sobie swoją struk-turę organizacji, którą definiuje jej klasa identyfikacji. Stąd też, w każdej poszczególnej jednostce złożonej konfiguracja relacji między komponentami, które konstytuują jej organizację, musi być realizowana w jej strukturze jako podzespole wszystkich faktycznych relacji, które utrzymują jej komponenty jako faktyczne byty oddziaływujące w układzie. Z tego wszystkiego wyni-ka, że scharakteryzowanie organizacji jednostki złożonej jako konfiguracji relacji między komponentami, nie mówi nic innego o pozostałych cechach lub właściwościach tychże komponentów niż to, że muszą one zaspokajać relacje jednostki złożonej poprzez ich interakcje w jej układzie. Z tego także wynika, że struktura jednostki złożonej może się zmieniać bez utraty klasy identyfikacji, jeśli konfiguracja relacji, które konstytuują jej organizację, jest przez takie strukturalne zmiany konserwowana. Jednocześnie wynika z tego, że jeśli organizacja jednostki złożonej nie jest konserwowana przez struktu-ralne zmiany, jednostka złożona traci swoją klasę identyfikacji, ulega dezin-tegracji i coś innego powstaje na jej miejsce. Dlatego dynamiczna jednostka złożona jest jednostką złożoną w ciągłej strukturalnej zmianie z konserwacją organizacji.

v) systeMy zdeterMinoWane strukturą. Odkąd struktura jednostki złożonej zawie-ra się w jej komponentach i ich relacjach, każda zmiana w jednostce złożonej zawiera się w zmianie strukturalnej i zawsze powstaje w niej zdeterminowana jej strukturą w danym momencie poprzez operacje właściwości jej komponentów. Co więcej, zmiany strukturalne, które przechodzi jednostka złożona w wyniku interakcji, są również zdeterminowane przez strukturę jednostki złożonej. Dzie-je się tak, ponieważ takie strukturalne zmiany mają miejsce we wzajemnym oddziaływaniu właściwości komponentów jednostki złożonej, jako że są one włączone w jej układ. Stąd też zewnętrzny czynnik, który oddziałuje z jednostką złożoną, wywołuje w niej jedynie zmianę strukturalną, która jej nie determinuje. Od kiedy jest to konstytutywnym warunkiem dla jednostek złożonych, nic ze-wnętrznego w stosunku do nich nie może wskazać, co się w nich dzieje: nie ma żadnych pouczających interakcji dla jednostek złożonych. I w końcu rezultatem tych wcześniejszych warunków jest to, że struktura jednostki złożonej również interaguje z tą strukturalną konfiguracją środowiska, z którą może interagować. Ogólnie, wszystko co się zdarza w jednostce złożonej jest strukturalną zmianą, a każda strukturalna zmiana występująca w jednostce złożonej jest zdetermi-nowana w każdym momencie przez jej strukturę w tym momencie. Jest tak zarówno dla statycznej, jak i dynamicznej jednostki złożonej. Jedyną różnicą między nimi jest to, że dynamiczne jednostki złożone są w ciągłej strukturalnej

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 89

zmianie wygenerowanej jako część ich strukturalnego układu w kontekście ich interakcji, a statyczne jednostki złożone nie. Z tego wszystkiego wynika, że jednostki złożone są strukturalnie zdeterminowanymi systemami w tym sensie, że wszystko, co się w nich dzieje, jest zdeterminowane ich strukturą. Systemo-wo można to wyrazić w taki sposób, że struktura jednostki złożonej w każdym momencie determinuje w niej:a. dziedzinę wszystkich strukturalnych zmian, którym umożliwia ona przejście

w konserwację organizacji (identyfikacji klas) i adaptacji w danym momen-cie. Taką dziedzinę nazywam dziedziną natychmiastowych możliwych zmian stanu jednostki złożonej.

b. dziedzinę wszystkich strukturalnych zmian, którym umożliwia ona przej-ście w utratę organizacji i adaptacji w danym momencie. Taką dziedzinę nazywam dziedziną natychmiastowych możliwych dezintegracji jednostki złożonej.

c. dziedzinę wszystkich różniących się strukturalnie konfiguracji środowiska, które dopuszcza ona w danym momencie w interakcjach powodujących w niej zmiany stanu. Taką dziedzinę nazywam dziedziną natychmiastowych możliwych perturbacji jednostki złożonej.

d. dziedzinę wszystkich różniących się strukturalnie konfiguracji środowiska, które dopuszcza ona w danym momencie w interakcjach powodujących w niej jej dezintegrację. Taką dziedzinę nazywam dziedziną natychmiasto-wych możliwych destrukcji interakcji jednostki złożonej.

Te cztery dziedziny strukturalnej determinacji, które charakteryzują wszyst-kie systemy zdeterminowane strukturą w każdym momencie, są oczywiście nie-stałe. Zmieniają się one tak, jak zmienia się struktura systemów zdeterminowa-nych strukturą w strumieniu swojej własnej, wewnętrznej dynamiki strukturalnej, bądź w rezultacie ich interakcji. Te ogólne cechy systemów zdeterminowanych strukturą pociągają za sobą kilka dodatkowych konsekwencji, z których opiszę sześć. Pierwszą jest to, że podczas ontogenezy systemu zdeterminowanego struk-turą, jego cztery dziedziny strukturalnej determinacji zmieniają się, podążając w kierunku zależnym od jego interakcji i od jego własnej wewnętrznej dynamiki. Drugą jest to, że niektóre systemy zdeterminowane strukturą posiadają okresowe dziedziny strukturalnej determinacji, ponieważ posiadają okresowe konfiguracje strukturalne, a inne nie posiadają tego, gdyż ich struktura zmienia się w sposób bezpowrotny. Trzecią jest to, że chociaż struktura systemu zdeterminowanych strukturą determinuje strukturalne konfiguracje środowiska, z którym mogą on interagować, to jednak wszystkie jego interakcje pojawiają się jako zbieżne z niezależnymi systemami i te zbieżne interakcje nie mogą zostać wywiedzione z samej struktury systemu zdeterminowanego strukturą. Czwartą jest to, że jed-nostka złożona istnieje jedynie wówczas, gdy porusza się poprzez środowisko w interakcjach, które są perturbacjami oraz że ulega dezintegracji przy pierwszej

huMberto r. Maturana90

destruktywnej interakcji. Piątą jest to, że odkąd środowisko nie może wskazywać, co zdarza się w systemie zdeterminowanym strukturą – ponieważ środowisko jedynie wywołuje strukturalne zmiany, które mają miejsce w systemie w wyni-ku interakcji systemu – wszystko, co może przydarzyć się jednostce złożonej w związku z jej interakcjami ze środowiskiem to to, że kierunek podążający za jej strukturalnymi zmianami będzie uzależniony od kolejności tych interakcji. Szóstą jest to, że od kiedy mechanistyczne systemy są systemami zdetermino-wanymi strukturą i od kiedy naukowe wyjaśnienia pociągają za sobą propozycję systemów mechanistycznych jako systemów, które generują zjawiska mające być wyjaśnione, naukowe wyjaśnienia dotyczą – i mogą jedynie dotyczyć – syste-mów zdeterminowanych strukturą.

vi) egzystencJa. Poprzez wzięcie obiektywności w nawias przyjmujemy, że w istocie nie możemy twierdzić o niezależnym istnieniu rzeczy (bytów, jed-nostek idei etc.).Dokonujemy również rozpoznania, że jednostka istnieje jedy-nie w swoim rozróżnieniu, tzn., że w praktyce życia wyodrębnia ją obserwator. Ale też dokonujemy rozpoznania, że rozróżnienie ma miejsce w praktyce życia obserwatora w operacji, która równocześnie wyszczególnia klasę identyfika-cji jednostki wyróżnionej albo jako jednostki prostej, albo jako złożonej oraz w jego (obserwatora) dziedzinie istnienia jako dziedzinie operacyjnych koheren-cji, w której jego rozróżnienia mają sens także jako cechy jego praktyki życia. Od kiedy klasa identyfikacji jednostki złożonej jest zdefiniowana poprzez swoją organizację i od kiedy to może być realizowane w jednostce złożonej tylko pod-czas jej interakcji w dziedzinie perturbacji, istnienie jednostki złożonej pociąga za sobą konserwację jej organizacji i konserwację jej operacyjnej strukturalnej korespondencji w dziedzinie operacyjnych koherencji, w której jest ona rozróż-niana. Podobnie, od kiedy klasa identyfikacji jednostki prostej jest zdefiniowana poprzez jej właściwości i od kiedy te są zdefiniowane w relacji do operacyjnej dziedziny, w której jednostka prosta jest wyróżniana, istnienie jednostki prostej powoduje konserwację właściwości, które ją definiują i operacyjną strukturalną korespondencję, w której właściwości te są realizowane.

vii) strukturalne sPrzężenie i adaPtacJa. Strukturalnymi sprzężeniami i adaptacją nazywam relacje dynamicznej, strukturalnej korespondencji ze środowiskiem, w którym jednostka konserwuje swoją klasę identyfikacji (organizację w przy-padku jednostki złożonej, a w przypadku jednostki prostej właściwości) i w któ-rym pojawia się jej rozróżnienie jako tego, co wyodrębnia obserwator w swojej praktyce życia. Stąd też konserwacja klasy identyfikacji i konserwacja adaptacji są warunkami konstytuującymi istnienie każdej jednostki (bytu, systemu etc.) w dziedzinie istnienia, w której jest ona wyodrębniona przez obserwatora w jego praktyce życia. Jako warunki konstytuujące istnienie jednostki, konserwacja kla-sy identyfikacji i konserwacja adaptacji są parą warunków istnienia, z których

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 91

każdy pociąga za sobą pozostały. Zatem jeśli jeden z nich jest utracony, również drugi zostaje utracony i jednostka przestaje istnieć. W takim przypadku jednostka złożona ulega dezintegracji, a jednostka prosta znika.

viii) dziedzina egzystencJi. Operacja rozróżnienia, która wyodrębnia i wyszcze-

gólnia jednostkę, również wyodrębnia i wyszczególnia jej dziedzinę egzystencji jako dziedzinę operacyjnych koherencji wywołanych przez operację właściwości, poprzez które jednostka jest charakteryzowana w swoim rozróżnieniu. Innymi słowy, dziedzina egzystencji jednostki prostej jest dziedziną operacyjnie istot-nych właściwości, które definiują ją jako taką. Natomiast dziedzina egzystencji jednostki złożonej jest dziedziną operacyjnie istotnych właściwości elementów konstytuujących ją. Ponadto, konstytutywne koherencje operacyjne dziedziny egzystencji jako dziedziny operacyjnie istotnych właściwości bytów, które de-finiują jednostkę, wymuszają wszystkie istotne wymagania. Stosownie do tego, jednostka prosta egzystuje w pojedynczej dziedzinie egzystencji wyszczegól-nionej przez jej właściwości. Natomiast jednostka złożona egzystuje w dwóch dziedzinach – w dziedzinie egzystencji wyszczególnionej przez jej właściwości, które wyróżniają ją jako jednostkę prostą oraz w dziedzinie egzystencji wy-szczególnionej przez właściwości jej komponentów, które wyróżniają ją jako jednostkę złożoną. Konieczność rozróżnienia przez jednostkę swojej dziedziny egzystencji jako dziedziny wszystkich operacyjnych koherencji w praktyce ży-cia obserwatora, w której są konserwowane identyfikacja klasy i adaptacji, jest warunkiem konstytutywnym egzystencji każdej jednostki. Jednostka nie może istnieć na zewnątrz swojej dziedziny egzystencji. Jeśli wyobrazimy sobie jed-nostkę na zewnątrz jej dziedziny egzystencji, jednostka, którą sobie wyobrazili-śmy, egzystuje w innej dziedzinie niż jednostka, o której twierdzimy, że ją sobie wyobraziliśmy.

ix) deterMinizM. Powiedzieć, że system jest deterministyczny to powiedzieć, że operuje on stosownie do operacyjnych koherencji jego dziedziny egzysten-cji. Jest tak z powodu naszej konstytutywnej niezdolności do doświadczalnego rozróżnienia pomiędzy tym, co my – jako społeczeństwo – nazywamy percepcją a iluzją. Nie możemy poczynić żadnego twierdzenia o obiektywnej rzeczywisto-ści. Innymi słowy, powiedzieć, że system jest deterministyczny, to powiedzieć, że wszystkie jego zmiany są zmianami strukturalnymi, pojawiającymi się w nim poprzez operacje właściwości jego komponentów w interakcjach, które system realizuje w swojej kompozycji (a nie poprzez instrukcyjne procesy, w których zewnętrzny czynnik wyszczególnia, co się w systemie dzieje). Operacje czy rozróżnienia, które jednostka prosta wyodrębnia, wyodrębniają jej dziedzinę eg-zystencji jako dziedzinę operacyjnej przydatności jej właściwości i konstytuują jednostkę prostą i jej dziedzinę egzystencji jako system deterministyczny. Jedno-cześnie operacja rozróżnienia, która wyodrębnia jednostkę złożoną, wyodrębnia

huMberto r. Maturana92

jej dziedzinę egzystencji jako dziedzinę determinizmu w okresach operacyjnej przydatności właściwości, które charakteryzują jej komponenty w praktyce życia obserwatora. Stosownie do tego, operacja rozróżnienia, która wyodrębnia jed-nostkę złożoną, wyodrębnia jednostkę złożoną oraz jej dziedzinę egzystencji jako systemy deterministyczne w odpowiednich dziedzinach operacyjnych koherencji praktyki życia obserwatora.

x) obszar. Rozróżnienie jednostki wyodrębnia jej dziedzinę egzystencji jako obszar rozróżnień o rozmiarach wyszczególnionych przez właściwości jednostek, których rozróżnienia pociągają za sobą ten obszar jako dziedzinę operacyjnych koherencji w praktyce życia obserwatora. W ten sposób jednostka prosta egzy-stuje i operuje na obszarze wyszczególnionym przez jej właściwości, a jednostka złożona egzystuje i operuje na obszarze wyszczególnionym przez jej właści-wości jako jednostka prosta, jeśli jest rozróżniana jako taka, bądź na obszarze wyszczególnionym przez właściwości jej komponentów, jeśli jest rozróżniana jako jednostka złożona. Stąd też jednostka prosta egzystuje i operuje na jednym obszarze, natomiast jednostka złożona na dwóch. To pociąga za sobą dwie konse-kwencje: bez rozróżnienia jednostki, nie ma obszaru oraz pojęcie jednostki poza obszarem – podobnie jak pojęcie obszaru pustego – jest nonsensowne. Obszar jest dziedziną rozróżnień.

xi) interakcJe. Dwie jednostki proste interagują wówczas, gdy – w wyniku wzajemnego oddziaływania ich właściwości i w sposób zdeterminowanym przez takie oddziaływanie – zmieniają swoją relatywną pozycję na wspólnym obszarze lub w dziedzinie rozróżnień. Jednostka złożona interaguje, gdy pewne jej kom-ponenty – w wyniku ich interakcji jako jednostek prostych z innymi jednostkami prostymi, które nie są już jej komponentami – zmieniają jej kompozycję w taki sposób, że ulega ona zmianie strukturalnej. To sprawia, że jednostka prosta in-teraguje na jednym obszarze zdefiniowanym przez jej właściwości, a jednostka złożona interaguje na dwóch obszarach – na obszarze zdefiniowanym przez jej właściwości jako jednostki prostej oraz na obszarze, który definiują jej kompo-nenty poprzez swoje właściwości (również jako jednostki proste) jako te, które tworzą jej strukturę.

xii) dziedziny FenoMenalne. Obszar jest konstytuowany w praktyce życia obser-watora wówczas, kiedy obserwator dokonuje rozróżnień. Ukonstytuowanie się obszaru wyodrębnia dziedzinę fenomenalną jako dziedzinę rozróżnień relacji i interakcji jednostek, które obserwator rozróżnia jako wypełniające ten obszar. Jednostka prosta operuje w jednej dziedzinie fenomenalnej, a dziedzina fenome-nalna ukonstytuowała się poprzez operację jej właściwości jako jednostki prostej. Jednostka złożona operuje w dwóch dziedzinach fenomenalnych: jedna ukon-stytuowała się poprzez operację jej właściwości jako jednostki prostej, a druga

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 93

poprzez operację właściwości jej komponentów (co ma miejsce tam, gdzie bierze udział jej kompozycja). Ponadto, dwie dziedziny fenomenalne, w których operuje jednostka złożona, nie mają miejsc stycznych, a jedna nie jest redukowalna do drugiej, ponieważ między nimi nie ma relacji generatywnej. Dziedzina feno-menalna, w której jednostka złożona operuje jako jednostka prosta, jest wtórna wobec kompozycji jednostki złożonej i konstytuuje metafenomenalną dziedzinę odnoszącą się do dziedziny fenomenalnej, w której ma miejsce kompozycja. Z tego powodu jednostka złożona nie partycypuje jako jednostka prosta w swojej własnej kompozycji.

xiii) środoWisko, nisza i otoczenie. Nazywam środowiskiem jednostki podsta-wy zawierające rozróżnienia – łącznie ze wszystkim, co nie jest włączone w jej strukturę, jeśli jest to jednostka złożona – odnoszące się do tego, co obserwator rozróżnia w swojej praktyce życia i w czym realizuje swoją dziedzinę egzysten-cji. Środowisko zawiera zarówno tę część podstaw, która jest rozróżniana przez obserwatora jako otoczenie jednostki, jak i tę, którą obserwator pojmuje jako in-terakcje z otoczeniem i które zaciemniają jednostkę w jej operacji w sprzężeniu strukturalnym (w swojej dziedzinie egzystencji). Niszą jednostki nazywam część środowiska operacyjnie zdefiniowaną poprzez moment spotkania jednostki ze środowiskiem w strukturalnym sprzężeniu. Stosownie do tego, jednostka reali-zuje i wyszczególnia swoją niszę poprzez aktualną operację w swojej dziedzinie perturbacji podczas konserwacji adaptacji w środowisku. W konsekwencji nisza jednostki nie jest ustaloną częścią środowiska, w której jednostka jest rozróżnia-na oraz nie istnieje niezależnie od jednostki, która niszę wyszczególnia. Nisza zmienia się tak, jak zmienia się dziedzina interakcji jednostki (jeśli jest to jed-nostka złożona) w jej dynamicznej zmianie strukturalnej (część vi podpunkt C). W tych okolicznościach obserwator może rozróżniać niszę jednostki nie zważając na to, czy jest to jednostka prosta czy złożona, używając jedynie jednostki jako wskaźnika. I w końcu otoczeniem jednostki nazywam wszystko to, co obserwator rozróżnia jako to, co ją otacza. Innymi słowy, gdy nisza jest częścią środowiska, którą napotyka (interaguje z nim) jednostka w swojej operacji w strukturalnym sprzężeniu i zaciemnia ją swoją obecnością z perspektywy obserwatora, otoczenie jest tą częścią środowiska, którą obserwator widzi dookoła jednostki. W ten sposób dynamiczna jednostka złożona (jako system ożywiony), zgodnie z rozróżnieniami poczynionymi przez obserwatora w jego praktyce życia, jest widziana w otoczeniu jako byt ze zmieniającą się niszą, która ją wyszczególnia podczas jej przesuwania się poprzez środowisko w nieustannej zmianie strukturalnej z zachowaniem kla-sy identyfikacji i adaptacji. Jednostka złożona w środowisku jest niczym napięty sznur, po którym piechur przesuwa się w polu grawitacyjnym i konserwuje swoją równowagę (adaptację), podczas gdy jego sylwetka (struktura) zmienia się zgod-nie z wizualnymi i grawitacyjnymi interakcjami, które przechodzi on, gdy idzie (realizuje swoją niszę) i gdy spada (przestaje ją realizować).

huMberto r. Maturana94

7 . Podstawa dla odpowiedzi: system ożywiony

Odpowiedź na pytanie o kognicję zmusza do zastanowienia się nad konstytucją i operacją systemu ożywionego oraz do rozważenia dodatkowych czynników ontologicznych i epistemologicznych, dotyczących warunków, które muszą wy-starczyć naszemu rozumieniu systemów ożywionych.

i) nauka dotyczy Wyłącznie systeMóW zdeterMinoWanych strukturą. Ponieważ nauko-we wyjaśnienia pociągają za sobą propozycję systemu zdeterminowanego struk-turą jako mechanizmu, który generuje wyjaśniane zjawisko, my – jako naukowcy – możemy zajmować się jedynie systemami zdeterminowanymi strukturą i nie możemy zajmować się systemami, które zmieniają się w sposób sprecyzowany przez czynniki zewnętrzne, zderzające się z nim. Wobec tego, cokolwiek powiem o systemach ożywionych, będzie to powiedziane w tym znaczeniu, że wszystkie fenomeny, które one inicjują, pojawiają się poprzez ich operacje jako systemów zdeterminowanych strukturą w dziedzinie egzystencji także wyodrębnionej jako system zdeterminowany strukturą przez obserwatora w jego rozróżnieniu.

ii) regulacJa i kontrola. Jak zostało wykazane w części 6 xii, rozróżnienie jednostki złożonej powoduje rozróżnienie w praktyce życia obserwatora dwóch niestycznych dziedzin fenomenalnych, ponieważ operacja jednostki złożonej jako jednostki prostej jest wtórna wobec jej kompozycji. W rezultacie, całość nie może operować jako swój własny komponent, a komponent nie może operować w miejsce całości, która go integruje. W tych okolicznościach pojęcia kontroli czy też regulacji nie mogą opisywać aktualnych operacji w kompozycji jednostki złożonej, ponieważ takie operacje mają miejsce jedynie w realizacji w teraźniej-szych właściwościach jednostki złożonej, w komponentach w ich faktycznych interakcjach. Pojęcia regulacji i kontroli oznaczają jedynie relacje mające miejsce w opisywanej dziedzinie, kiedy obserwator relacjonuje odwzorowania w języku swoich rozróżnień całości i komponentów w swojej praktyce życia.

iii) systeMy ożyWione są systeMaMi zdeterMinoWanyMi strukturą. Aby wyjaśnić fe-nomen kognicji jako fenomen biologiczny, muszę traktować systemy ożywio-ne jako systemy zdeterminowane strukturą. Czynię tak z kilku uzasadnionych powodów, z których wspomnę o trzech. Pierwszy jest operacyjny: wiemy, iż jest cechą naszej praktyki życia, że każda strukturalna zmiana w systemie oży-wionym wynika ze zmian w jego właściwościach i cechach, oraz że podobne strukturalne zmiany w różnych przedstawicielach tego samego gatunku wynikają z podobnych zmian w ich właściwościach i cechach. Drugi jest epistemologicz-ny: jeśli nie potraktujemy systemów ożywionych jako systemów zdeterminowa-nych strukturą, nie możemy dostarczyć naukowych wyjaśnień dla właściwych im fenomenów. Trzeci jest ontologiczny: jedynymi systemami, które podlegają

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 95

naukowym wyjaśnieniom, są systemy zdeterminowane strukturą i dlatego, jeśli dostarczam naukowego wyjaśnienia fenomenu kognicji w systemach ożywionych (co ma miejsce tam, gdzie je rozróżniamy), dostarczam dowodu, że systemy ożywione są systemami zdeterminowanymi strukturą w naszej praktyce życia jako standardowych obserwatorów.

iv) deterMinizM i PredykacJa. Fakt, że system zdeterminowany strukturą jest deterministyczny nie oznacza, że obserwator powinien być w stanie przewidzieć kierunek jego zmian strukturalnych. Determinizm i przewidywalność należą do różnych operacyjnych dziedzin w praktyce życia obserwatora. Determinizm jest cechą, która charakteryzuje system, jeśli chodzi o operacyjną koherencję, która konstytuuje go i jego dziedzinę egzystencji, ponieważ jest wyodrębniony w ope-racjach rozróżnienia obserwatora. Stąd też tyle jest różnych dziedzin determini-zmu, ile jest różnych dziedzin operacyjnych koherencji obserwatora wyodrębnio-nych w jego dziedzinie doświadczenia. W przeciwieństwie do tego predykacja jest obliczeniem, które czyni obserwator ze strukturalnych zmian systemu zde-terminowanego strukturą, kiedy podąża za konsekwencją operacji właściwości komponentów systemu w realizacji dziedziny, która te właściwości konstytuuje. Predykacja – jako taka – może mieć miejsce jedynie po tym, gdy obserwator kompletnie opisze system jako system zdeterminowany strukturą w odniesieniu do operacyjnych koherencji, które konstytuują go w jego dziedzinie doświad-czeń. Dlatego sukces bądź niepowodzenie predykacji odbija jedynie zdolność lub niezdolność obserwatora do mieszania fenomenalnych dziedzin w jego praktyce życia, a także jego zdolność lub niezdolność do czynienia obliczenia, które kon-stytuuje predykację w fenomenalnej dziedzinie, w której obserwator twierdzi, że ją czyni. W tych okolicznościach są dwie sytuacje, w których obserwator – jeśli nie pomylił fenomenalnych dziedzin powiązanych z systemem zdeterminowanym strukturą – nie będzie w stanie przewidzieć jego strukturalnych zmian.

Pierwsza sytuacja ma miejsce, gdy obserwator w praktyce życia wie, że zajmuje się systemem zdeterminowanym strukturą poprzez skuteczność do-świadczenia – w praktyce życia – z jego komponentami, ale nie może tego zawrzeć w swoich opisach i dlatego nie może skutecznie potraktować go jako takiego w swojej dziedzinie egzystencji oraz podsumować zmian stanu sys-temu. Druga sytuacja ma miejsce, gdy obserwator – w swojej praktyce życia – dąży do scharakteryzowania obecnego, nieznanego stanu systemu przystoso-wanego do bycia strukturą zdeterminowaną, przez interakcje z jego niektóry-mi komponentami. Poprzez to obserwator wywołuje w systemie nieprzewidy-walne zmiany stanu, których używa później do charakteryzowania jego stanu początkowego, a później przewidywania w nim czegoś wewnątrz dziedziny determinizmu wyszczególnionej poprzez właściwości komponentów systemu. Stąd też, odkąd dziedzina determinizmu systemu zdeterminowanego strukturą jako dziedzina operacyjnych koherencji jego komponentów jest wyodrębniona

huMberto r. Maturana96

w jego rozróżnieniu w praktyce życia obserwatora oraz odkąd do obliczania zmiany stanu w systemie obserwator musi determinować swój obecny stan poprzez interakcje z jego komponentami, każda próba obliczenia zmiany stanu w systemie zdeterminowanym strukturą powoduje z konieczności niepewność z powodu sposobu determinacji jego stanu początkowego wewnątrz przymu-sowych koherencji operacyjnych jego dziedziny egzystencji. Ta przewidywana niepewność może okazać się znacząca w różnych dziedzinach rozróżnień, ale jest ona zawsze obecna, ponieważ jest konstytutywnym zjawiskiem kognicji jako cecha ontologii obserwacji, a nie jako obiekt niezależnej rzeczywistości. W związku z tym twierdzę również, że niepewność pryncypiów fizyki dotyczy ontologii obserwacji oraz że nie charakteryzują one niezależnego wszechświa-ta, ponieważ – jak to później uwidocznię – fizykalna dziedzina egzystencji jest kognitywną dziedziną wyodrębnioną w praktyce życia obserwatora przez obserwatora jako wyjaśnienie swojej praktyki życia.

v) ontogenetyczny Prąd strukturalny. Mówi się, że łódź dryfuje, gdy porusza się po powierzchni morza bez steru i wioseł, podążając w kierunku wygenerowanym moment po momencie jej spotkania z falami i wiatrem. Dryfowanie to trwa tak długo, jak długo zachowywane jest poruszanie się (konserwacja adaptacji) oraz utrzymany jest kształt łodzi (konserwacja organizacji). Zatem dryfująca łódź podąża w danym kierunku bez alternatyw, ponieważ jest on deterministycznie generowany moment po momencie spotkania łodzi z falami i wiatrem. W kon-sekwencji dryfowanie łodzi ma także – w każdym momencie – jeden jedyny kierunek, jaki mieć może w danym, nieustannie pojawiającym się momencie wynikającym z określonej sekwencji interakcji łodzi z prądem. Deterministyczny proces – który generuje kierunek poruszania się dryfującej łodzi – ma miejsce jako cecha strukturalnej dynamiki systemu zdeterminowanego strukturą ukon-stytuowanego przez łódź, wiatr i fale, gdyż te zostały wyodrębnione w praktyce życia przez obserwatora. Stąd też, jeśli obserwator nie może przewidzieć kie-runku poruszania się dryfującej łodzi, to nie dlatego, że jego rozróżnienie łodzi, wiatru i fal – w jego dziedzinie doświadczeń – nie pociąga za sobą systemu zdeterminowanego strukturą, w którym kierunek poruszania się łodzi pojawia się w sposób deterministyczny, ale dlatego, że obserwator nie może zawrzeć w swoim opisie interakcji między łodzią, wiatrem i falami całej struktury sys-temu zdeterminowanego strukturą, w którym kierunek poruszania się łodzi jest cechą jego zmian strukturalnych.

To, co dzieje się z kierunkiem poruszania się dryfującej łodzi, jest ogól-nym przypadkiem dla kierunku poruszania się – za strukturalnymi zmianami – każdego systemu zdeterminowanego strukturą, który obserwator rozróżnia w swojej praktyce życia jako interakcje ze środowiskiem niczym z niezależ-nym bytem z zachowaniem klas identyfikacji (organizacji) i adaptacji (struk-turalnego sprzężenia). Odkąd systemy ożywione są dynamicznymi systemami

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 97

zdeterminowanymi strukturą, odnosi się to także do nich, a ontogeneza systemu ożywionego, jako historia jego strukturalnych zmian z konserwacją organizacji i adaptacji, jest jego ontogenetycznym prądem strukturalnym. Wszystko to, co odnosi się do kierunku dryfującej łodzi, odnosi się do kierunku strukturalnych zmian mających miejsce w ontogenezie systemu ożywionego i do kierunku prze-suwania się systemu ożywionego w środowisku podczas ontogenezy. Pozwólcie, że wyjaśnię ten problem. Generalnie, prąd jest kierunkiem strukturalnych zmian systemu zdeterminowanego strukturą, który pojawia się moment po momencie wygenerowanym w interakcjach systemu z innym niezależnym systemem, gdy jego relacja korespondencji (adaptacji) z owym drugim systemem (środowiskiem) i jego organizacją (klasą identyfikacji) pozostaje niezmienna. Stosownie do tego, indywidualna historia życia systemu ożywionego – jako historia nieustannych zmian strukturalnych, które podążają w kierunku wygenerowanym moment po momencie splotu jego wewnętrznie wygenerowanej struktury dynamicznej ze strukturalnymi zmianami wywołanymi w nim przez jego powracające interakcje ze środowiskiem jako bytem niezależnym i która trwa tak długo, jak długo jego organizacja i adaptacja są konserwowane – to jego prąd strukturalny. Podobnie, odkąd kierunek przesuwania się systemu ożywionego w środowisku jest genero-wany moment po momencie, jako rezultat jego interakcji ze środowiskiem jako bytem niezależnym, podczas gdy jego organizacja i adaptacja są konserwowa-ne, przesuwanie się systemu ożywionego w środowisku podczas realizacji jego niszy to jego prąd. Systemy ożywione egzystują w nieustannym strukturalnym i pozycyjnym prądzie (ontogenetycznym) podczas swojego życia z powodu ich konstytucji.

Tak jak w przypadku dryfującej łodzi, system ożywiony jest tam, gdzie jest w swoim środowisku i ma strukturę taką, jaką ma, wynikającą z aktualnej obec-ności jego ontogenetycznego prądu w sposób deterministyczny. Nie może być nigdzie indziej niż tam, gdzie jest, ani też nie może mieć innej struktury od tej, którą posiada. Wiele innych dróg, które obserwator może rozważać jako w każdej chwili możliwe dla dryfującej łodzi albo wiele innych kierunków on-togenetycznych, które obserwator może rozważać jako możliwe dla systemu ożywionego w każdym momencie, to tylko możliwości wyimaginowanych alter-natyw w opisie tego, co mogłoby się zdarzyć w poszczególnym przypadku, jeśli warunki byłyby inne, a nie faktyczne alternatywy dla kierunku poruszania się łodzi bądź ontogenezy systemu ożywionego. Prąd jest procesem zmiennym i, tak jak w przypadku wszystkich procesów zmiennych, w systemie zdeterminowanym strukturą podąża w danym kierunku bez alternatyw w dziedzinie determinizmu, w której jest wyodrębniony przez rozróżnienia obserwatora. Z pewnością takie wyimaginowane alternatywy są wyobrażalne jedynie z powodu niezdolności potraktowania przez obserwatora łodzi, wiatru i fal (lub systemu ożywionego i środowiska, które obserwator wyodrębnia w swojej praktyce życia) jako zna-nego systemu zdeterminowanego strukturą, którego zmiany struktury może on

huMberto r. Maturana98

obliczyć. Jeśli traktujemy serio nasze wyjaśnienia jako naukowe, to musimy zaakceptować – jako ontologiczną cechę tego, co my, jako obserwatorzy robimy – że każdy byt, który wyodrębniamy w naszych rozróżnieniach, jest tam, gdzie jest i ma taką strukturę, jaką ma, w jedyny możliwy sposób oraz daną dziedzinę operacyjnych koherencji (dziedzinę determinizmu), którą my także wyodrębnia-my jako jego dziedzinę w rozróżnieniu owego systemu.

Niech mi również będzie wolno wspomnieć o kilku implikacjach tego wszystkiego dla bytów, które wyodrębniamy jako systemy ożywione w naszej praktyce życia: a) Od kiedy dla systemu ożywionego historia interakcji bez dez-integracji może być tylko historią perturbacji, czyli historią interakcji w niszy, system ożywiony w czasie życia z konieczności ślizga się po ontogenetycznym prądzie przez środowisko w realizacji swojej niszy. To oznacza, że dążenie, cel, zamiar czy intencja nie dotyczą systemu ożywionego jako systemu zdeter-minowanego strukturą. b) Od kiedy struktura systemu ożywionego nieustan-nie się zmienia, zarówno poprzez wewnętrzną dynamikę jak i poprzez zmiany strukturalne wywołane w nim przez jego interakcje z operacyjnie niezależnymi bytami, nisza systemu ożywionego (cecha środowiska, którą aktualnie spotyka w swoich interakcjach) jest z konieczności w nieustannej zmianie, zgodnej z nieustannym prądem strukturalnym systemu ożywionego podczas jego życia. Co więcej, dzieje się tak bez znaczenia, czy obserwator rozważa, czy otoczenie systemu ożywionego zmienia się, czy też pozostaje constans. To oznacza, że ponieważ obserwator wyodrębnia system ożywiony w swojej praktyce życia, może się on przedstawiać mu jako nieustanna zmiana w (dla niego) stałym otoczeniu, albo też odwrotnie, jako niezmienny w nieustannie zmieniającym się otoczeniu, ponieważ obserwator nie może widzieć spotkania systemu oży-wionego i jego niszy, która jest tam, gdzie ma miejsce konserwacja adaptacji systemu. c) Konserwacja adaptacji nie oznacza, że sposób konserwacji systemu ożywionego pozostaje niezmienny. Oznacza jedynie, że system ożywiony ma ontogenezę jedynie w czasie konserwacji swojej klasy identyfikacji i dynamicz-nej korespondencji strukturalnej ze środowiskiem, jako że ulega interakcjom oraz że nie ma żadnych konstytutywnych ograniczeń odnośnie wielkości jego występujących moment po momencie zmian strukturalnych innych niż te, które powinny mieć miejsce wewnątrz jego strukturalnej determinacji i jego konser-wacji organizacji oraz adaptacji. Z pewnością mógłbym mówić o prawach kon-serwacji organizacji i adaptacji jako ontologicznym warunku dla egzystencji każdego systemu zdeterminowanego strukturą w ten sam sposób, w jaki fizycy mówią o prawach konserwacji w fizyce jako o ontologicznych warunkach dla wydarzenia się fenomenu fizycznego.

Każdy system ożywiony – włączając w to nas, obserwatorów – jest w każ-dym momencie tam, gdzie jest, ma strukturę taką, jaką ma i robi to, co robi w da-nym momencie, zawsze w strukturalnej i relacyjnej sytuacji, która jest aktualnym prądem ontogenetycznym, mającym początek w swojej inicjacji oraz w swojej

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 99

szczególnej strukturze. A także, każdy system ożywiony podąża w jednym jedy-nym kierunku, w którym może podążać. Różne rodzaje systemów ożywionych różnią się spektrum ontogenezy, co obserwator może rozważać jako możliwość dla każdego z nich w swoim dyskursie jako rezultat ich różnych struktur inicjal-nych i różnych miejsc początkowych, ale każda ontogeneza, która ma miejsce, ma miejsce jako unikalny prąd ontogenetyczny w procesie wykluczającym al-ternatywy.

vi) strukturalne Punkty styczne. Gdy obserwator wyodrębnia jednostkę zło-żoną w swojej praktyce życia, wyodrębnia byt, w którym konfiguracja relacji pomiędzy komponentami konstytuującymi jego organizację jest podzespołem wszystkich aktualnych relacji, które maja miejsce między jego komponentami realizującymi jego strukturę i konstytuującymi go jako całość w dziedzinie egzy-stencji, w której jest wyodrębniony (część 6, iv). Jako taka, organizacja jednostki złożonej nie wyczerpuje relacji i interakcji, w których komponenty ją realizu-jące mogłyby partycypować w ich dziedzinie egzystencji. W rezultacie takich okoliczności, w strukturalnej realizacji jednostki złożonej jej komponenty mogą partycypować – poprzez inne właściwości niż te, które są włączone w realizację organizacji jednostki – w realizacji organizacji wielu innych jednostek złożonych, które w ten sposób mają z nią punkty styczne. Co więcej, kiedy komponenty jednostki złożonej są tylko sobą, składają się na jednostki. Jednostka złożo-na może partycypować w strukturalnych punktach stycznych, które biorą się z komponentów jej komponentów. W każdym razie, kiedy obserwator rozróżnia dwa albo więcej strukturalnie połączone systemy, rozróżnia on dwie lub więcej jednostki złożone realizowane przez to samo ciało.

Strukturalnie styczne systemy istnieją i operują jako jednostki proste w róż-nych fenomenalnych dziedzinach wyszczególnionych poprzez ich różne organi-zacje. W zależności od tego, jak istnieje ich strukturalny punkt styczny, struk-turalne stykanie się jednostek złożonych może zaistnieć – jako takie – w tych samych albo w różnych dziedzinach egzystencji. W ten sposób, kiedy dwie jed-nostki złożone stykają się strukturalnie poprzez swoje komponenty, dzielą się komponentami i mają – jako jednostki złożone – tę samą dziedzinę egzystencji. Ale, kiedy dwie jednostki złożone stykają się strukturalnie poprzez komponenty komponentów jednej z nich bądź obu naraz, nie dzielą się komponentami i jako jednostki złożone mają różne dziedziny egzystencji. Niemniej jednak, odkąd w strukturalnym punkcie stycznym są komponenty bądź komponenty kompo-nentów (albo zarówno te i te), które symultanicznie partycypują w strukturze kilku systemów, strukturalne zmiany, które mają miejsce w jednym z kilku struk-turalnie stycznych systemów jako część jego prądu ontogenetycznego, mogą dać początek zmianom strukturalnym w innych stycznych systemach i w ten sposób partycypować w ich skądinąd niezależnych prądach ontogenetycznych. Inaczej mówiąc, strukturalnie styczne systemy są strukturalnie zależne od siebie,

huMberto r. Maturana100

ponieważ albo poprzez stykanie się ich dziedzin strukturalnej determinacji, albo poprzez stykanie się dziedzin strukturalnej determinacji ich komponentów, albo poprzez to i to, oddziałują na strukturę każdego innego w kierunku ich nieza-leżnie wygenerowanych zmian strukturalnych i, chociaż mogą zaistnieć jako jednostki złożone w różnych dziedzinach, ich ontogenetyczne prądy stykają się tworząc sieci prądów koontogenetycznych. W ten sposób obserwator może od-różniać w strukturalnej realizacji istoty ludzkiej jako systemu ożywionego sy-multaniczne bądź sukcesywne stykanie się: ssaka, osoby, kobiety, doktora i matki – wszystkiego, co może być różnymi jednostkami złożonymi zdefiniowanymi poprzez różne organizacje, które są symultanicznie bądź sukcesywnie konser-wowane wówczas, kiedy są realizowane w swoich różnych dziedzinach egzy-stencji, łącznie ze szczególnymi cechami będącymi wynikiem ciągłego splotu ich różnego prądu ontogenetycznego poprzez ciągłe, wzajemne oddziaływanie ich zmian strukturalnych. Ponadto, strukturalne punkty styczne są wynikiem zależnych dziedzin dezintegracji, jak również zależnych dziedzin konserwacji, niekoniecznie zwrotnych – gdy konserwacja jednej klasy identyfikacji powoduje konserwację strukturalnych cech, które są włączone w konserwację innej. Na przykład, w strukturalnym punkcie stycznym studenta i istoty ludzkiej w syste-mie ożywionym, konserwacja klasy identyfikacji studenta powoduje konserwację klasy identyfikacji „istoty ludzkiej”, ale nie odwrotnie: dezintegracja studenta nie powoduje dezintegracji istoty ludzkiej, ale dezintegracja człowieka niesie za sobą dezintegrację studenta. Poszczególna jednostka złożona może ulec dezintegracji z powodu różnych rodzajów zmian strukturalnych (na przykład student ulega dezintegracji poprzez nie zdanie egzaminu lub poprzez osiągnięcie końcowej oceny) z różnymi konsekwencjami w sieci strukturalnych punktów stycznych, do których należy.

Strukturalne punkty styczne systemów nie powodują, że system jest wi-dziany w różny sposób, w zależności od perspektywy, ponieważ z powodu ich różnych organizacji strukturalne punkty styczne systemów istnieją w różnych fenomenalnych dziedzinach i są realizowane poprzez strukturalne dynamiki. Powodują jedynie, że elementy, które realizują poszczególną jednostkę złożoną jako jej komponenty, poprzez pewne inne właściwości – jako jednostki proste – partycypują w realizacji innych jednostek, które egzystują jako prawnie inne, ponieważ posiadają inne dziedziny dezintegracji. Interakcje i relacje, w których komponenty systemu partycypują poprzez inne wielkości niż te, poprzez które go konstytuują, nazywam interakcjami i relacjami ortogonalnymi, a to dlatego, że strukturalne punkty styczne systemów mogą istnieć w niestycznych dziedzinach fenomenalnych, a jednak mogą posiadać jednokierunkowe bądź wzajemne relacje strukturalnej zależności. I w końcu, także poprzez ortogonalne interakcje kompo-nentów, strukturalnie niezależne systemy istniejące w niestycznych dziedzinach fenomenalnych mogą posiadać również prądy koontogenetyczne.

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 101

vii) systeM ożyWiony. W 1970 ogłosiłem, że systemy ożywione są systemami dynamicznymi, ukonstytuowanymi jako jednostki autonomiczne poprzez bycie zamkniętymi w cyrkularnych powiązaniach (zamkniętych sieciach) produkcji molekularnych, w których różne rodzaje komponujących je molekuł partycypują w produkcji innych i w których może zmienić się wszystko, z wyjątkiem zamknię-tego powiązania cyrkularnego molekularnych produkcji, które konstytuuje owe molekuły jako jednostki (zob. Maturana 1970). W roku 1973 Francisco Varela i ja rozszerzyliśmy tę charakterystykę systemów ożywionych przez stwierdzenie: po pierwsze, że jednostka złożona – której organizacja może być opisana jako za-mknięta sieć produkcji komponentów, które poprzez swoje interakcje konstytuują sieć produktów produkujących te komponenty i wyszczególniających rozszerzenie jednostki poprzez konstytuowanie jej granic w ich dziedzinie egzystencji – jest systemem autopoietycznym: po drugie, że system ożywiony jest systemem au-topoietycznym, którego komponenty są molekułami. Bądź, inaczej mówiąc, za-proponowaliśmy twierdzenie, że systemy ożywione są molekularnymi systemami autopoietycznymi oraz że egzystują one w molekularnej przestrzeni jako zamknię-te sieci molekularnych produkcji, które wyszczególniają ich własne ograniczenia (zob. Maturana i Varela 1973; Maturana 1975). W tym opisie molekularnej kon-stytucji systemów ożywionych jako systemów autopoietycznych nie jest nic po-wiedziane o przymusach termodynamicznych, ponieważ realizacja systemu oży-wionego – jako systemu molekularnego – powoduje spełnienie tych przymusów. Twierdzenie, że jednostka złożona istnieje jako taka w dziedzinie egzystencji jej komponentów, implikuje spełnienie warunków egzystencji tych komponentów.

Rozpoznanie, że systemy ożywione są molekularnymi systemami autopo-ietycznymi, niesie za sobą kilka implikacji i konsekwencji, o których pokrótce opowiem.A. Implikacje: a) Systemy ożywione – jako systemy autopoietyczne – są syste-

mami zdeterminowanymi strukturą i wszystko, co odnosi się do systemów zdeterminowanych strukturą, odnosi się również do nich. W szczególności oznacza to, że wszystko, co zdarza się w systemie ożywionym, ma w nim miejsce w faktycznych operacjach jego komponentów poprzez relacje są-siedztwa (relacje bezpośredniego sąsiedztwa) ukonstytuowanego w takich samych operacjach. Stosownie do tego, pojęcia regulacji i kontroli nie odbi-jają i odbijać nie mogą aktualnych operacji w strukturalnej realizacji systemu ożywionego, ponieważ nie oznaczają one aktualnych relacji sąsiedztwa. Po-jęcia te jedynie ujawniają relacje, które obserwator zakłada, kiedy porównuje on różne momenty w trakcie transformacji w sieci procesów, które mają miejsce w strukturalnych realizacjach poszczególnego systemu ożywionego. Stąd też jedyną szczególną rzeczą w systemach ożywionych jako systemach zdeterminowanych strukturą jest to, że są one molekularnymi systemami autopoietycznymi. b) Autopoieza jest procesem dynamicznym, który ma

huMberto r. Maturana102

miejsce w trwającym strumieniu wydarzenia i nie może zostać uchwycona w statycznym, natychmiastowym widoku dystrybucji komponentów. Stąd też, system ożywiony istnieje jedynie poprzez nieustanną strukturalną trans-formację spowodowaną w jego autopoiezie i jedynie wówczas jest konser-wowany w nieustannej ontogenezie. Ta okoliczność pociąga za sobą dwa skutki: po pierwsze, system ożywiony może być realizowany poprzez wiele różnych, zmieniających się struktur dynamicznych; a po drugie, w generacji potomków – poprzez reprodukcję – system ożywiony jest w istocie otwar-ty na nieustanną filogenetyczną zmianę strukturalną. c) System ożywiony istnieje albo jako system zdeterminowany dynamiczną strukturą w struktu-ralnym sprzężeniu ze środowiskiem, w którym jest on wyodrębniony przez obserwatora, tzn. w relacji konserwacji adaptacji poprzez nieustanną zmia-nę strukturalną w realizacji swojej niszy, albo nie istniej w ogóle. Innymi słowy, system ożywiony podczas życia jest z konieczności w dynamicznej relacji korespondencji ze środowiskiem poprzez swoje operacje w dziedzinie egzystencji: żyć to znaczy ślizgać się poprzez dziedzinę perturbacji w onto-genetycznym prądzie, który ma miejsce poprzez realizację zawsze zmienia-jącej się niszy. d) System ożywiony, jako system zdeterminowany strukturą, operuje tylko w teraźniejszości, tzn. jest zdeterminowany przez strukturę, którą posiada w danej chwili w realizacji swojej autopoiezy w przestrzeni molekularnej. Dlatego konieczne jest otworzenie się systemu na strumień molekuł przepływający przez niego. Równocześnie system ożywiony – jako system autopoietyczny – inicjuje jedynie stany w autopoiezie: inaczej ulega dezintegracji. Stosownie do tego systemy ożywione są systemami zamknię-tymi odnośnie ich dynamiki stanów.

B. Konsekwencje: a) Ponieważ system ożywiony jest systemem zdeterminowa-nym strukturą i wszystko w nim ma miejsce poprzez sąsiedztwo relacji po-między jego komponentami w teraźniejszości, zasięg pojęć planu i celu, które implikują, że w każdej chwili późniejszy stan systemu jako całości operuje jako część jego struktury w teraźniejszości, nie odnosi się do systemu oży-wionego i nie może być używany do jego charakteryzacji. System ożywiony może ukazać się, by operować jako zaplanowany albo celowo-skierowany jedynie dla obserwatora, który – zobaczywszy ontogenezę innych systemów ożywionych tego samego rodzaju w tych samych okolicznościach w swojej praktyce życia – miesza dziedziny fenomenalne, poprzez przykładanie konse-kwencji swoich operacji jako całości pośród procesów, które go konstytuują. b) Dla systemów ożywionych – jako że są one systemami zdeterminowanymi strukturą – nie ma jakiejkolwiek zewnętrzności ani wewnętrzności w ich operacjach, ponieważ są jednostkami autopoietycznymi. Istnieją one w au-topoiezie jako zamknięte całości w ich dynamice stanów – inaczej ulegają dezintegracji.

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 103

Z tego samego powodu systemy ożywione nie używają bądź używają błęd-nie otoczenia w swoich operacjach jako byty autopoietyczne lub też popełniają pomyłki w swoim ontogenetycznym prądzie. System ożywiony w swoich opera-cjach ze środowiskiem z konserwacją organizacji i adaptacji, ponieważ operuje jako system zdeterminowany strukturą, wyodrębnia jakąś zmieniającą się niszę (jako realizację siebie w swojej dziedzinie egzystencji), jakieś tło operacyjnych koherencji, którego nie rozróżnia i z którym nie interaguje, ale które obserwator widzi jako zawierające go. c) Systemy ożywione z konieczności formułują – po-przez ich rekursywne interakcje z innymi systemami oraz z niebiotycznym śro-dowiskiem – koontogenetyczne i kofilogenetyczne systemy splecione struktural-nymi prądami, które trwają tak długo, jak długo konserwują autopoiezę poprzez konserwację ich wzajemnych połączeń strukturalnych. Tak wygląda ewolucja biologiczna. W rezultacie każdy system ożywiony – włączając w to nas, istoty ludzkie jako obserwatorów – zawsze jest znajdywany w spontanicznej realiza-cji w swojej dziedzinie egzystencji w zgodzie z biotycznym i niebiotycznym środowiskiem. Innymi słowy, każdy system ożywiony jest w każdej chwili jaki jest i gdzie jest jako punkt węzłowy sieci koontogenetycznych prądów, ponie-waż z konieczności włącza wszystkie byty, z którymi interaguje w dziedzinie, z której jest wyodrębniony przez obserwatora w jego praktyce życia. W konse-kwencji obserwator – jako system ożywiony – może jedynie rozróżniać byt jako punkt węzłowy sieci koontogenetycznych prądów, do których należy i gdzie istnieje w sprzężeniu strukturalnym. d) Jedyną osobliwością systemów ożywio-nych jest to, że są one autopoietycznymi systemami w przestrzeni molekular-nej. W tych okolicznościach, dany fenomen jest fenomenem biologicznym tylko w tym sensie, że jego realizacja powoduje realizację autopoiezy co najmniej jednego systemu autopoietycznego w przestrzeni molekularnej. e) Nowoczesne komórki prokariotyczne i eukariotyczne są typowymi systemami autopoietycz-nymi w przestrzeni molekularnej, a ponieważ ich autopoieza nie jest rezulta-tem kompozycji większej ilości podstawowych subsystemów autopoietycznych, nazywam je pierwszymi w kolejności systemami auotpoietycznymi. Drugimi w kolejności systemami autopoietycznymi, których kompozycja jest rezultatem kompozycji większej ilości podstawowych jednostek autopoietycznych, są or-ganizmy wielokomórkowe. Organizmy mogą też „być”, i myślę, że większość z nich faktycznie jest, pierwszymi w kolejności systemami autopoietycznymi jako zamknięte sieci molekularnych produkcji, które pociągają za sobą procesy międzykomórkowe, ale też wewnątrzkomórkowe. Stosownie do tego organizm istniałby jako taki w strukturalnym punkcie stycznym pierwszego w kolejności systemu autopoietycznego z drugim, realizując oba poprzez autopoiezę komórek, które komponują ten drugi. Pierwotnie zdarzyło się to z komórką eukariotyczną powstałą przez endosymbiozę komórki prokariotycznej (Margulis 1981). f) Or-ganizm, jako drugi w kolejności system autopoietyczny, jest ektokomórkowym symbiontem skomponowanym z komórek przeważnie o wspólnym początku, ale

huMberto r. Maturana104

nie zawsze konstytuują go one poprzez ich koontogenetyczny prąd. Jednakże organizm – jako pierwszy w kolejności system autopoietyczny – nie jest skom-ponowany z komórek, chociaż jego realizacja zależy od realizacji autopoiezy komórek, które strukturalnie się z nim stykają, ponieważ konstytuują go w ich ontogenetycznym prądzie. Pierwszy i drugi w kolejności system autopoietyczny stykają się strukturalnie w realizacji organizmu, ale istnieją w różnych, niestycz-nych dziedzinach fenomenalnych.

viii) Filogenetyczny Prąd strukturalny. Reprodukcja jest procesem, w którym bierze swój początek system poprzez włamanie się do systemów charakteryzu-jących się taką samą organizacją (identyfikacją klasy) jak system pierwszy, ale ze strukturą odbiegającą od niego (Maturana 1980).

Zatem filogeneza reprodukcyjna albo ród jest sukcesją systemów wygene-rowanych przez kolejne rozmnażania się, które konserwują poszczególną orga-nizację. Stosownie do tego, każda poszczególna filogeneza reprodukcyjna (lub każdy ród) jest zdefiniowana (zdefiniowany) poprzez szczególną organizację zakonserwowaną poprzez kolejne rozmnażania się, które ją (go) konstytuują. Dlatego filogeneza reprodukcyjna lub ród trwa tylko tak długo, jak długo orga-nizacja, która ją (go) definiuje, jest konserwowana, nie bacząc na to, ile struktur, które realizują tę organizację w każdym kolejnym przedstawicielu rodu zmienia się z każdym krokiem reprodukcyjnym (zob. Maturana 1980; Maturana i Vare-la 1984). To powoduje, że reprodukcyjna filogeneza lub ród, jako następstwo ontogenetycznego prądu, istotnie zdarza się jako prąd struktur, które realizują zakonserwowaną organizację wzdłuż tych zjawisk. Także z tego powodu każdy z reprodukcyjnych kroków, który konstytuuje reprodukcyjną filogenezę, jest oka-zją otwierającą możliwości dla dyskretnej – dużej bądź małej – zmiany w kie-runku jego strukturalnego prądu. Jako taka reprodukcyjna filogeneza lub ród dochodzą do końca poprzez strukturalne zmiany jej (jego) członków. I zdarza się to albo ponieważ autopoieza jest tracona po ostatnim z nich, albo ponieważ przez konserwację autopoiezy w ostatnim potomku poszczególny komplet relacji dryfującej struktury zaczyna być konserwowany przez następujące sekwencyjne reprodukcje, jako organizacja definiująca początek nowego rodu. To pociąga za sobą kilka ogólnych implikacji, z których wspomnę tylko o kilku: a) Członek reprodukcyjnej filogenezy albo zostaje w strukturalnym sprzężeniu (konserwuje adaptację) w jego dziedzinie istnienia dopóki się rozmnaża i filogeneza trwa, albo wcześniej ulega dezintegracji i filogeneza kończy się wraz z nim. b) System ożywiony jest członkiem reprodukcyjnej filogenezy, w której się pojawia, tylko wówczas, gdy konserwuje przez swoją ontogenezę organizację, która definiuje filogenezę oraz kontynuuje filogenezę tylko wówczas, gdy taka organizacja jest konserwowana poprzez jego reprodukcję. c) Wiele różnych reprodukcyjnych fi-logenez może zostać zakonserwowanych wbijając się wzajemnie w siebie, for-mułując system zagnieżdżonych filogenez, jeśli istnieje przecięcie strukturalnej

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 105

realizacji różnych realizacji, które je definiują. Zawsze, gdy ma to miejsce, po-jawia się fundamentalna reprodukcja filogenetyczna, której realizacja jest ko-nieczna dla realizacji wszystkich pozostałych. To przydarzyło się w ewolucji systemom ożywionym w postaci prądu filogenetycznego systemu rozgałęzienia gnieżdżącego reprodukcyjną filogenezę, w której fundamentalną reprodukcyjną filogenezą jest ta, w której jest konserwowana autopoieza (zob. Maturana 1980; Maturana i Varela 1984). Tym sposobem system rozgałęziających się filoge-nez, zdefiniowany przez konserwację autopoiezy, poprzez reprodukcję komórek w organizmach eukariotycznych wniósł – dzięki strukturalnym przecięciom ich realizacji – wiele zagnieżdżonych w nim nierównomiernych organizacji, które charakteryzują zbieżne rody zakonserwowane poprzez to zjawisko. Taką sytuację rozpoznajemy w wielu zagnieżdżonych kategoriach taksonomicznych, które roz-różniamy w każdym organizmie, kiedy go klasyfikujemy. Na przykład człowiek, kręgowiec, ssak, Homo i Homo sapiens to wszystko różne kategorie odpowia-dające różnym systemom, częściowo przesadnie udającym filogenezy, które są konserwowane razem poprzez konserwację autopoiezy człowieka. d) Ontogene-tyczne prądy członków reprodukcyjnej filogenezy mają udział we wzajemnym sprzężeniu strukturalnym z wieloma różnymi, także nieustannie zmieniającymi się systemami ożywionymi i nieożywionymi, które formują część środowiska, w którym realizują swoje nisze. W rezultacie każda indywidualna ontogeneza w systemie ożywionym podąża w kierunku zagnieżdżonej w systemie koonto-genezy, który kontynuuje sieć kofilogenetycznych prądów strukturalnych. Ge-neralizując, ewolucja jest w istocie koewolucją, a każdy system ożywiony jest w tym momencie, w którym jest i ma taką strukturę, jaką ma, jako wyrażenie aktualnego stanu dziedziny operacyjnych koherencji ukonstytuowanych przez sieć kofilogenetycznych prądów strukturalnych, do których należy. W rezultacie, operacyjne koherencje każdego systemu ożywionego w każdej chwili z koniecz-ności powodują operacyjne koherencje całej biosfery. e) Obserwator – jako sys-tem ożywiony – nie jest od tego wszystkiego, co zostało powyżej powiedziane, wyjątkiem. Stosownie do tego, obserwator może jedynie czynić rozróżnienia, które jako operacje w swojej praktyce życia mają miejsce jako operacje we-wnątrz aktualnego stanu dziedziny operacyjnych koherencji ukonstytuowanych przez sieć koontogenetycznych i kofilogenetycznych prądów strukturalnych, do których sam obserwator należy.

ix) ontogenetyczne MożliWości. Ontogeneza wszystkich systemów zdetermi-nowanych strukturą zaczyna się wraz z inicjalną strukturą, która jest strukturą realizującą system od początku jego istnienia zawartą w jego poczęciu. W sys-temach ożywionych taka struktura inicjalna jest jednostką komórkową, która może powstać albo, a) jako pojedyncza komórka lub mały byt wielokomórko-wy poprzez reprodukcyjne załamanie z systemu macierzystego, który organiza-cję tę konserwuje, albo b) jako pojedyncza komórka de novo, z pierwiastków

huMberto r. Maturana106

niekomórkowych. W każdy systemie ożywionym systemowe inicjacje struktury konstytuują strukturalne punkty początkowe, które wyszczególniają w nim to, co obserwator widzi jako konfigurację wszystkich kierunków ontogenetycznych prądów, mogących wejść różnymi okolicznościami do środowiska. W rezultacie tym, co konstytuuje ród systemów ożywionych jest konserwacja poprzez re-produkcję poszczególnej struktury inicjalnej, która wyszczególnia poszczególną konfigurację możliwości prądów ontogenetycznych. Tym zaś, co konstytuuje zakonserwowaną organizację poprzez reprodukcje, jest ta właśnie konfiguracja – ponieważ wyszczególnia identyfikację rodu. Stosownie do tego ród przycho-dzi i odchodzi, kiedy konfiguracja możliwych prądów ontogenetycznych, które go definiują, przestaje być konserwowana. Konfigurację możliwych prądów on-togenetycznych, która wyszczególnia ród poprzez jego konserwację, nazywam ontogenetycznym fenotypem rodu. Jednakże w każdym poszczególnym systemie ożywionym tylko jeden z ontogenetycznych kierunków uważany za możliwy w ontogenetycznym fenotypie przez obserwatora jest realizowany w wyniku jego wewnętrznej dynamiki pod wariantami poszczególnych perturbacji, któ-re przechodzą do jego dziedziny egzystencji z konserwacją organizacji i ada-ptacji. W konsekwencji, generalizując, system jest jedynie wewnątrz dziedziny możliwości grup poprzez ich różne lub podobne struktury inicjalne, ponieważ różne jednostki złożone mogą mieć różne lub podobne ontogenetyczne prądy strukturalne pod różnymi lub podobnymi historiami perturbacji w ich dziedzinie egzystencji. Z całą pewnością nic nie może się zdarzyć w ontogenezie systemu ożywionego jako jednostki złożonej, co nie jest dopuszczalne w jego strukturze inicjalnej. Innymi słowy, za twierdzeniem, że inicjalna struktura systemu oży-wionego jest jego genetyczną konstytucją, kryje się to, że nic nie może się zda-rzyć w ontogenetycznym prądzie strukturalnym systemu ożywionego, co nie jest dopuszczalne w jego genetycznej konstytucji jako właściwości jego możliwych ontogenez. Równocześnie kryje się za tym to, że nic nie jest zdeterminowane w inicjalnej strukturze albo genetycznej konstytucji systemu ożywionego, ponie-waż dla wszystkiego, co zdarza się w systemie ożywionym, system ożywiony musi ulec aktualnemu ontogenetycznemu prądowi strukturalnemu jako faktycznej epigenetycznej transformacji, która ma miejsce w faktycznej historii interakcji w realizacji dziedziny egzystencji. Tak dzieje się nawet w przypadku tych po-szczególnych właściwości ontogenetycznych, które nazywamy zdeterminowany-mi genetycznie, ponieważ nie mogą one być oczekiwane jako mające się ukazać we wszystkich prądach strukturalnych, które system ożywiony prawdopodobnie może przejść aż do momentu jego obserwacji, gdyż taka właściwość ukaże się jedynie wówczas, jeśli pojawi się faktyczna ontogeneza. W tych okolicznościach biologiczny system rodów lub system filogenez jest zdefiniowany poprzez onto-genetyczny fenotyp zakonserwowany w systemach ożywionych, które konstytu-ują go poprzez następne reprodukcje. W rezultacie wszyscy członkowie systemu rodów są podobni do siebie poprzez ontogenetyczny fenotyp, który definiuje

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 107

system rodów, a nie poprzez wspólną konstytucję genetyczną utrzymaną za po-mocą strumienia genetycznego.

x) selekcJa. Obserwator może stwierdzić, że faktyczny kierunek ontogenezy, podążający za strukturalnymi zmianami systemu ożywionego, jest moment po momencie wybierany przez środowisko z wielu innych kierunków ontogene-tycznych, które rozważa jako dostępne dla niego w każdej chwili w ciągu jego historii życia. Mówiąc ściślej, selekcja nie ma miejsca w historii życia systemu ożywionego. Historia życia systemu ożywionego jest szczególnym kierunkiem podążającym za jego ontogenetycznym prądem pod możliwościami szczególnej sekwencji interakcji. Jako taka, historia życia jest deterministycznie generowana chwila po chwili, ponieważ struktura systemu ożywionego zmienia się poprzez jego strukturalnie zdeterminowaną dynamikę w jego nieustannym stykaniu się ze środowiskiem jako bytem niezależnym i trwa podczas trwania systemu ożywio-nego. Dlatego każda ontogeneza jest generowana unikalnie, ponieważ ma miejsce jako proces podążający w kierunku wykluczającym faktyczne alternatywy albo punkty decyzji. Różne ontogenetyczne kierunki, które obserwator może opisać jako możliwe dla systemu ożywionego, są alternatywnymi kierunkami ontoge-netycznymi jedynie dla obserwatora. Obserwator, próbując przewidzieć jeden z tych kierunków, wyobraża sobie jedynie, że system ożywiony w pewnych okolicznościach wybierze właśnie ten, podczas gdy tak naprawdę nie jest on zdolny do jego obliczenia z powodu nie bycia zdolnym do traktowania systemu ożywionego i środowiska jako poznanego systemu zdeterminowanego strukturą. To samo odnosi się do tego, co obserwator może powiedzieć o filogenetycznym prądzie strukturalnym lub o historycznej, genetycznej zmianie w populacji. To, co tak naprawdę czyni obserwator, gdy mówi o selekcji w relacji do systemu ożywionego, odnosi się do niezgodności między oczekiwaniami a faktycznym rezultatem historycznym i czyni on tak z powodu porównywania faktycznych i wyimaginowanych filogenetycznych prądów strukturalnych systemu ożywio-nego. Selekcja nie jest mechanizmem, który generuje filogenetyczną zmianę strukturalną i adaptację. Ontogenetyczne i strukturalne zmiany a także adaptacja muszą zostać wyjaśnione. Są one konstytuującymi cechami warunku istnienia systemów ożywionych. Wszystko to musi zostać wyjaśnione w kierunku po-dążającym za nieustanną zmianą strukturalną, która ma miejsce w systemach ożywionych, zarówno w ontogenezie, jak i w filogenezie. A wyjaśnione jest to za pomocą mechanizmu prądu strukturalnego.

8 . Odpowiedź

Jako wynika z wszystkiego, co powiedziałem o systemach ożywionych, istnie-ją one tylko w konserwacji organizacji i konserwacji adaptacji, które są kon-stytuującymi warunkami ich egzystencji. Odnosi się to także do obserwatora,

huMberto r. Maturana108

który również jest systemem ożywionym. Także z tego wynika, że aktualny stan jakiegokolwiek systemu ożywionego, który opisał obserwator lub, mówiąc ogólniej, aktualny stan jakiegokolwiek systemu bądź bytu rozróżnionego, jest zawsze węzłem w trwającej sieci kofilogenetycznego i koontogenetycznego prą-du strukturalnego. Również z tego wynika, że tak długo, jak długo system jest rozróżniany, każdy system rozróżniany jest w konserwacji organizacji i adaptacji w jego dziedzinach egzystencji, a ta dziedzina egzystencji jest dziedziną struktu-ralnego sprzężenia, które powoduje wszystkie operacyjne koherencje, czyniące ten system możliwy, ponieważ go wyszczególniają. Innymi słowy, z wszystkie-go, co powiedziałem dotychczas, wynika; po pierwsze, że każdy byt, który jest rozróżniany, jest rozróżniany w operacyjnej korespondencji z jego dziedziną egzystencji i dlatego każdy rozróżniany system ożywiony jest z konieczności roz-różniany w adekwatnym działaniu w jego dziedzinie strukturalnego sprzężenia; po drugie, że obserwator może jedynie rozróżniać to, co rozróżnia oraz że czyni tak jako wyrażenie operacyjnych koherencji dziedziny praktyki życia, w której czyni opis. Niech nam teraz będzie wolno rozważyć pytanie o kognicję wraz ze wszystkimi aspektami, na które zwróciłem wcześniej uwagę.

i) kognicJa. Od kiedy jedynym kryterium, którym oceniamy kognicję, jest nasze ocenianie adekwatnych działań w dziedzinie, w której wyszczególnia-my pytanie, zaproponowałem – w 2 części tego artykułu – żeby moje zdanie wyjaśniające kognicję jako fenomen biologiczny uwidoczniło, w jaki sposób adekwatne działanie pojawia się w jakiejś dziedzinie w czasie operacji systemu ożywionego. Uczyniłem to w poprzednich częściach, pokazując, że system oży-wiony jest zawsze z konieczności zajęty w odpowiednim działaniu w dziedzinie, w której jest rozróżniany jako system ożywiony w praktyce życia obserwatora. Pokazałem również, że dzieje się tak, ponieważ jest to konstytutywnym feno-menem obserwacji, gdyż każdy rozróżniany system powinien być rozróżniany w konserwacji organizacji i w konserwacji strukturalnego sprzężenia oraz jako węzeł w sieci prądów strukturalnych. Stosownie do tego, w rozróżnieniu syste-mów ożywionych, rozróżnienie ich jako bytów zaangażowało nasze adekwatne działanie polegające na wyodrębnianiu ich (w praktyce życia obserwatora) za-równo w konserwacji autopoiezy i adaptacji, jak i jako momentu w ich onto-genetycznym prądzie w środowisku. Innymi słowy pokazałem, że dla każdej poszczególnej okoliczności rozróżnienia systemu ożywionego, konserwacja życia (konserwacja autopoiezy i adaptacji) konstytuuje adekwatne działanie w tych okolicznościach. Odtąd już wiemy: system ożywiony jest systemem kognityw-nym, a żyć to znaczy wiedzieć. Ale, przez pokazanie tego, pokazałem także, że każda interakcja z systemem ożywionym może być widziana przez obserwato-ra jako pytanie o tę wiedzę, jako wyzwanie dla jego życia, które konstytuuje dziedzinę egzystencji, gdzie obserwator oczekuje adekwatnego działania. Zara-zem pokazałem, że faktyczne zaakceptowanie przez obserwatora odpowiedzi na

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 109

pytanie o system ożywiony, powoduje rozpoznanie adekwatnego działania przez system ożywiony w dziedzinie wyszczególnionej przez to pytanie oraz że to rozpoznanie adekwatnego działania polega na rozróżnieniu systemu ożywionego w tej dziedzinie, pod warunkiem konserwacji autopoiezy i adaptacji. Co za tym idzie, przedstawię teraz ogólną propozycję objaśniającą pod pozorem szczegól-nego wyjaśnienia naukowego: a. Fenomen, który ma zostać wyjaśniony, jest adekwatnym działaniem systemu

ożywionego w każdym momencie, w którym obserwator rozróżnia go jako system ożywiony w swojej operacji w poszczególnej dziedzinie. Proponuję to jako fenomen, który ma zostać wyjaśniony w rozumieniu, że adekwat-ne działania systemu ożywionego są jego interakcjami z konserwacją klasy identyfikacji w dziedzinie, w której jest on rozróżniany.

b. Ponieważ strukturalne sprzężenie w dziedzinie egzystencji (konserwacja adaptacji) jest warunkiem istnienia każdego systemu rozróżnianego przez obserwatora, należy dostarczyć mechanizmu generatywnego dla adekwat-nego działania w systemie ożywionym jako systemie strukturalnie się zmie-niającym, który jest strukturalnym prądem z konserwacją adaptacji, poprzez który pozostaje on w nieustannym adekwatnym działaniu podczas realizacji swojej niszy (inaczej ulega dezintegracji). Odkąd system rozróżniany jest jedynie w strukturalnym sprzężeniu, kiedy obserwator rozróżnia system oży-wiony, z konieczności rozróżnia go w adekwatnym działaniu w dziedzinie jego rozróżnienia oraz rozróżnia go jako system, który istotnie pozostaje w strukturalnym sprzężeniu w swojej dziedzinie egzystencji, zważając na to, jak dużo jego struktury – lub struktury środowiska, lub tego i tego – zmienia się podczas pozostawania przy życiu.

c. Dostarczony mechanizm generatywny zaproponowany w (b), pociąga feno-meny, mogące być wydedukowane jako te, które mają miejsce w dziedzi-nie doświadczeń obserwatora: i) obserwator powinien widzieć adekwatne działanie mające miejsce w formie skoordynowanego zachowania systemów ożywionych, które są w koontogenetycznym prądzie strukturalnym podczas rekursywnych interakcji z konserwacją wzajemnej adaptacji: ii) obserwator powinien widzieć, że systemy ożywione są koontogenetycznie separowane lub ulegają dezintegracji – lub to i to – kiedy ich wzajemna adaptacja jest utracona.

d. Fenomeny wydedukowane w (c) są oczywiste w dziedzinie doświadczeń obserwatora w dynamice konstytucji i realizacji systemów społecznych i w każdych okolicznościach rekursywnych interakcji pomiędzy systemami podczas ich ontogenezy, co ukazuje się nam jako nauka życia we wspólnocie. Jednym z takich przypadków w naszej ludzkiej operacji jest język.

Spełnienie tych czterech warunków spowoduje: a) uprawomocnienie – jako wyjaśnienia naukowego – mojej propozycji kognicji jako adekwatnego działania

huMberto r. Maturana110

w systemie ożywionym, będącego konsekwencją ich strukturalnego prądu z kon-serwacją organizacji i adaptacji; b) ukazanie, że adekwatne działanie (kognicja) jest konstytutywne dla systemu ożywionego, ponieważ jest ono powodowane w jego istnieniu jako takim; c) konkluzję, że różne systemy ożywione różnią się w swoich dziedzinach adekwatnych działań (dziedzinach kognicji) w tym znaczeniu, że realizują różne nisze; i d) ukazanie, że dziedzina adekwatnych działań (dziedzina kognicji) systemu ożywionego zmienia się jako jego struktura lub struktura środowiska, lub tego i tego, a zmienia się wówczas, gdy system konserwuje organizację i adaptację.

Równocześnie oczywiste jest dla wszystkiego, co powiedziałem powyżej o kognicji jako wyjaśnieniu praktyki życia mającej udział w praktyce życia, że wszystko, co powiedziałem, jest efektem działania w generacji fenomenów kognicji i ma miejsce jako kognicja. Jeśli brzmi to dziwnie, to tylko dlatego, że nie mamy zwyczaju myśleć o kognicji w procesie wyjaśniania bez obiektywności wziętej w nawias, ponieważ jeśli odnotowuję fenomen za pomocą słowa kogni-cja, powoduje to wskazanie czegoś, czego istnienie może zostać podkreślone przez bycie niezależnym od wskazania obserwatora. Pokazałem, że to się tak nie przedstawia i przedstawiać się tak nie może. Kognicja nie może być rozumiana jako fenomen biologiczny, jeśli obiektywności nie wstawiamy w nawias. Nie może też być tak rozumiana, jeśli ktoś nie jest skłonny podążyć za wszystkimi konsekwencjami tego epistemologicznego faktu.

Niech będzie nam wolno potraktować teraz ludzką operację w języku jako jeden z fenomenów, który ma miejsce w konsekwencji operacji kognicji jako adekwatnego (lub efektywnego) działania. Koniecznie należy kontynuować to w taki sposób, ponieważ nasza operacja w języku – jako obserwatorów w prak-tyce życia – jest zarazem naszym problemem, jak i naszym instrumentem analiz oraz wyjaśnieniem.

ii) Język. My – istoty ludzkie – jesteśmy systemami ożywionymi, które ist-nieją w języku. To oznacza, że choć istniejemy jako ludzie w języku i choć nasze kognitywne dziedziny (dziedziny adekwatnych działań) jako takie mają miejsce w dziedzinie komunikowania się, nasze komunikowanie się ma miejsce poprzez nasze operacje jako systemów ożywionych. Stosownie do tego rozważę, co ma miejsce w języku pojawiającym się jako biologiczny fenomen z operacji systemów ożywionych w rekursywnych interakcjach z konserwacją organizacji i adaptacji poprzez ich koontogenetyczny prąd strukturalny. W ten sposób ukażę język jako konsekwencję tego samego mechanizmu, który tłumaczy zjawisko kognicji: a. Kiedy dwa (lub więcej) systemy autopoietyczne interagują rekursywnie, a dy-

namiczna struktura każdego z nich podąża w kierunku zmiany uwarunkowa-nej historią każdej interakcji z pozostałymi, pojawia się koontogenetyczny

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 111

prąd strukturalny, który daje początek ontogenetycznie założonej dziedzinie rekursywnych interakcji pomiędzy nimi. Dziedzina ta pojawia się dla obser-watora jako dziedzina konsensualnych koordynacji działań lub rozróżnień w otoczeniu. Tę koontogenetycznie założoną dziedzinę rekursywnych inte-rakcji nazywam dziedziną konsensualnych koordynacji działań lub rozróż-nień, bądź – bardziej ogólnie – konsensualną dziedziną interakcji, ponieważ pojawia się ona jako szczególny sposób życia we wspólnocie, przyporząd-kowany unikalnej historii rekursywnych interakcji partycypujących podczas koontogenezy. Ponadto, ponieważ obserwator może opisać taką dziedzinę rekursywnych interakcji w terminach semantycznych poprzez referowanie różnych koordynacji działań (lub rozróżnień) włączonych do różnych kon-sekwencji, które występują w dziedzinie, w której są rozróżniane, także lin-gwistyczną dziedzinę nazywam konsensualną dziedziną interakcji. I w końcu zachowanie, poprzez które organizm partycypuje w ontogenetycznej dziedzi-nie rekursywnych interakcji nazywam konsensualnym bądź lingwistycznym w zależności od tego, co chcę podkreślić: ontogenetyczny początek zacho-wania (konsensualne), czy raczej jego implikacje w obecnym stanie trwa-jących interakcji (lingwistyczne). Podobnie mówię o koordynacjach działań lub koordynacjach rozróżnień w zależności od tego, czy chcę podkreślić to, co ma miejsce w interakcji w relacji do partycypujących (koordynacje działań), czy raczej to, co ma miejsce w interakcji w relacji do otoczenia (koordynacje rozróżnień).

b. Kiedy jeden (lub więcej) system ożywiony kontynuuje swój koontogenetycz-ny prąd strukturalny poprzez rekursywne interakcje w konsensualnej dziedzi-nie, możliwe jest rekursywne wzięcie udziału w konsensualnym zachowaniu kończącym się w produkcją konsensualnej koordynacji konsensualnych ko-ordynacji działań. Jeśli się to wydarzy, obserwator zobaczy, że uczestnicy konsensualnej dziedziny interakcji będą operować w ich konsensualnym zachowaniu, czyniąc konsensualne rozróżnienia na ich konsensualnych roz-różnieniach, w procesie, który będzie wielokrotnie czynił konsensualne dzia-łanie konsensualnym symbolem dla konsensualnego rozróżnienia symbolu dla konsensualnego rozróżnienia, które symbol ten zaciemnia. Z pewnością ten proces jest dokładnie tym, co ma miejsce w naszym komunikowaniu się w praktyce życia. Stosownie do tego twierdzę, że zjawisko języka ma miej-sce w koontogenezie systemu ożywionego, gdy dwa (lub więcej) systemy operują poprzez ich rekursywne ontogenetyczne interakcje, w trwającym procesie rekursywnych konsensualnych koordynacji konsensualnych koor-dynacji działań lub rozróżnień (Maturana 1978). Inaczej mówiąc twierdzę, że taka rekursywna konsensualna koordynacja konsensualnych koordyna-cji działań lub rozróżnień w każdej dziedzinie jest fenomenem języka. Co więcej twierdzę także, że obiekty – pojawiające się w języku jako konsen-sualne koordynacje działań, które operacyjnie się zaciemniają dla dalszych

huMberto r. Maturana112

rekursywnych koordynacji działań przez obserwatora konsensualnych działań (rozróżnień) – mają funkcje koordynujące. Obiekty są w procesie komuniko-wania się konsensualnymi koordynacjami działań, które operują jako znaki dla konsensualnych koordynacji działań, które one koordynują. Wcześniej niż w języku obiekty nie istnieją. I w końcu twierdzę, że wszystkie fenome-ny, które my – jako obserwatorzy – rozróżniamy w naszej operacji w języku, pojawiają się w życiu systemów ożywionych poprzez ich koontogenetyczny prąd strukturalny, który jest rezultatem trwającego procesu konsensualnych koordynacji działań, jako konsekwencja proponowanego mechanizmu dla generacji fenomenu kognicji.

c. Komunikowanie się ma miejsce w praktyce życia: my – istoty ludzkie – od-najdujemy siebie jako systemy ożywione zanurzone w komunikowaniu się. W wyjaśnieniu języka jako fenomenu biologicznego staje się oczywiste, że komunikowanie się pojawia się wówczas, kiedy się pojawia, jako sposób ko-oegzystencji systemów ożywionych. Jako takie, komunikowanie się ma miej-sce jako konsekwencja koontogenetycznego prądu strukturalnego podczas rekursywnych, konsensualnych interakcji. Z tych powodów język ma miejsce jako system rekursywnych interakcji w dziedzinie strukturalnego sprzężenia. Interakcje w języku nie mają miejsca w dziedzinie abstrakcji: przeciwnie, mają miejsce w konkretnej, cielesnej pokrywie uczestników. Interakcje w ję-zyku są interakcjami strukturalnymi. Takie pojęcia jak transmisja informacji, symbolizacja, denotacja, znaczenie czy syntaksa są wtórne wobec konstytucji fenomenu komunikowania się w życiu systemów ożywionych, które tym fenomenem żyją. Te pojęcia pojawiają się jako odbicia w języku tego, co ma miejsce w komunikowaniu się. Dzieje się tak dlatego, ponieważ to, co ma miejsce w języku, ma konsekwencje w naszej pokrywie cielesnej; opisy i wyjaśnienia, które czynimy, stają się częścią naszej dziedziny egzystencji. Ulegamy naszym ontogenetycznym i filogenetycznym prądom – jako istoty ludzkie – w strukturalnym sprzężeniu w naszej dziedzinie egzystencji jako systemy komunikujące się. Jako taki, język ma miejsce w praktyce życia obserwatora, a także generuje praktykę życia obserwatora.

9 . Konsekwencje

Wyjaśnienie, które podałem dla zjawiska kognicji, ma kilka fundamentalnych konsekwencji, które teraz rozważę:

i) istnienie PoWoduJe kognicJę systeMóW ożyWionych. Kognicja jest operacją systemu ożywionego w jego dziedzinie strukturalnego sprzężenia, czyli w jego dziedzinie egzystencji. Istnienie systemów ożywionych powoduje kognicję w ich realizacji jako takiej, nie jako charakteryzacja, reprezentacja czy ujawnienie czegoś nieza-leżnego od nich. Kognicja – jako fenomen biologiczny – ma miejsce w systemie

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 113

ożywionym jako jego operowanie w jego dziedzinie perturbacji i jako taka nie ma żadnej zawartości i nie jest „o” czymkolwiek. Dlatego, kiedy mówimy, że coś wiemy, nie odnotowujemy tego, co dzieje się w mechanizmie fenomenu kognicji jako fenomenu biologicznego, tylko zastanawiamy się w języku nad tym, co robimy.

ii) tyle Jest dziedzin kognityWnych, ile Jest dziedzin egzystencJi. Mówię o kognicji jedynie w relacji do systemów ożywionych. Jest to arbitralne od kiedy powie-działem w stosunku do istnienia, że odnosi się do każdego bytu wyodrębnionego w operacji rozróżnienia. Stąd też rozróżnienie to czynię jedynie dlatego, że mó-wię o systemach ożywionych i słowo kognicja jest historycznie związane z nimi (przez nas). W tym ograniczeniu my – jako obserwatorzy – możemy powiedzieć, że tyle jest dziedzin kognicji, ile jest dziedzin egzystencji wyszczególnionej przez różne identyfikacje, które system ożywiony konserwuje w realizacji swojej au-topoiezy. Te różne kognitywne dziedziny stykają się w strukturalnej realizacji systemu ożywionego, jako że systemy ożywione realizują różne identyfikacje, definiujące je jako różne wymiary symultanicznych bądź sukcesywnych struktu-ralnych połączeń ortogonalnych w stosunku do fundamentalnych strukturalnych połączeń, w których system ożywiony realizuje swoją autopoiezę. W rezultacie te różne dziedziny kognitywne mogą ukazywać się lub znikać symultanicznie bądź niezależnie, w zależności od tego, czy różne strukturalne punkty styczne jednostek wyszczególniających je integrują lub dezintegrują symultanicznie bądź niezależnie (zob. część 7 vi). W ten sposób, kiedy student otrzymuje stopień naukowy, kognitywna dziedzina wyszczególniona przez operację w dziedzinie strukturalnego sprzężenia, która definiuje identyfikację „studenta”, znika. Gdy student zostaje absolwentem, a kawaler bierze ślub, identyfikacje „absolwenta” i „męża” pojawiają się z korespondującymi dziedzinami kognitywnymi wyszcze-gólnionymi przez operacyjne koherencje, które te byty powodują.

Tak się dzieje, ponieważ system ożywiony może operować w tylu kogni-tywnych dziedzinach, ile jest różnych identyfikacji, które różne wymiary jego strukturalnego sprzężenia pozwalają sobie uświadomić. To także sprawia, że róż-ne identyfikacje, które może realizować ten system ożywiony, są z konieczności płynne i zmieniają się tak, jak wymiary jego strukturalnego sprzężenia zmie-niają się ze strukturalnym prądem w wydarzeniach życia. Mieć identyfikację, operować w szczególnej dziedzinie kognicji, to znaczy operować w szczególnej dziedzinie strukturalnego sprzężenia.

iii) Język Jest ludzką dziedziną kognityWną. Ludzie – jako systemy ożywione – operując w języku, operują w dziedzinie rekursywnych, wzajemnych, kon-sensualnych perturbacji, co tworzy ich dziedzinę egzystencji jako taką. Stąd też język jako dziedzina rekursywnych konsensualnych koordynacji akcji jest dzie-dziną egzystencji, a zatem kognitywną dziedziną zdefiniowaną przez rekursję

huMberto r. Maturana114

konsensualnych rozróżnień w dziedzinie konsensualnych rozróżnień. Ponadto istoty ludzkie – jako systemy ożywione – operując w języku, tworzą obserwa-cje i stają się obserwatorami przez wyodrębnianie obiektów jako prymarnych konsensualnych koordynacji działań rozróżnionych przez wtórne konsensualne koordynacje działań w procesie zaciemniającym działania, które koordynują. Dlatego istoty ludzkie istnieją w dziedzinie obiektów, które same wyodrębniają poprzez komunikowanie się. Równocześnie dzięki temu, że istnieją jako obser-watorzy w dziedzinie obiektów wyodrębnionych poprzez komunikowanie się, istnieją w dziedzinie, która pozwala im wyjaśnić wydarzenia ich życia w języ-ku przez odniesienie do ich operacji w dziedzinie dynamicznego wzajemnego strukturalnego sprzężenia.

iv) obiektyWność. Obiekty pojawiają się w języku jako konsensualne koor-dynacje działań, które w dziedzinie konsensualnych rozróżnień są znakami dla bardziej podstawowych koordynacji działań, które to zaciemniają. Bez języka i na zewnątrz języka nie ma obiektów, ponieważ obiekty pojawiają się jedynie jako konsensualne koordynacje działań w rekursji konsensualnych koordynacji działań, która jest komunikowaniem się. Dla systemów ożywionych, które nie operują w języku, nie ma obiektów; albo, innymi słowy, obiekty nie są częścią ich dziedziny kognitywnej. Odkąd my – istoty ludzkie – jesteśmy obiektami w dziedzinie obiektów, które wyodrębniamy oraz operujemy w języku, język jest naszą szczególną dziedziną egzystencji i naszą szczególną dziedziną kognitywną. W tych okolicznościach obiektywność pojawia się w języku jako sposób ope-rowania w obiektach, bez rozróżnienia działań, które owe obiekty zaciemniają. W takim sposobie operowania opisy pojawiają się jako powiązania konsensu-alnych koordynacji działań, które powodują dalsze konsensualne koordynacje działań, które – jeśli są spełnione bez rozróżnienia sposobu, w jaki pojawiają się obiekty – mogą zostać rozróżnione jako sposoby komunikowania się, ma-jące miejsce jako obiekty zaistniałe wewnątrz języka. Obiekty są operacyjnymi relacjami w komunikowaniu się.

v) koMunikoWanie się. oPeracJa W dziedzinie strukturalnego sPrzężenia. Język poja-wia się jako konsensualna dziedzina w koontogenetycznym prądzie struktural-nym systemów ożywionych włączonych w rekursywne interakcje. Organizmy, które operują w języku, operują w dziedzinie wzajemnego koontogenetycznego sprzężenia strukturalnego poprzez wzajemne perturbacje strukturalne. Stąd też operowanie w języku nie jest działalnością abstrakcyjną, jak to zazwyczaj sądzi-my. Komunikować się to interagować strukturalnie. Język ma miejsce w dziedzi-nie relacji pomiędzy organizmami w rekursywnych konsensualnych koordyna-cjach działań, ale w tym samym czasie język ma miejsce – poprzez strukturalne interakcje – w dziedzinie pokryw cielesnych organizmów komunikujących się. Innymi słowy, chociaż komunikowanie się ma miejsce w dziedzinie społecznej

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 115

jako taniec lub rekursywna relacja koordynacji działań, interakcje w języku – jako interakcje strukturalne – są ortogonalne w stosunku do tej dziedziny i jako takie zapadają w pokrywy cielesne uczestników strukturalnych zmian, zmieniając tło filogenetyczne (stan emocjonalny), w którym kontynuują oni komunikowanie się jako kierunek, który te filogenetyczne zmiany pociągają. Rezultatem jest to, że społeczne rekursywne koordynacje działań, które konstytuują komunikowanie się jako elementy dziedziny rekursywnych operacji w strukturalnym sprzęże-niu, stają się częścią środowiska, w którym partycypujące systemy ożywione konserwują organizację i adaptację poprzez strukturalne zmiany, którym ulegają zależnie od ich udziału w tej dziedzinie. W ten sposób, chociaż dziedzina koordy-nacji działań i dziedzina strukturalnej zmiany uczestniczących w komunikowaniu się nie mają punktu stycznego, ich zmiany są połączone ortogonalnie poprzez strukturalne interakcje, które mają miejsce w języku. Tak jak zmienia się ciało, zmianie ulega komunikowanie się, a tak jak zmianie ulega komunikowanie się, zmienia się ciało. W tym zawiera się potęga słów. Słowa są węzłami w ko-ordynacjach działań w komunikowaniu się i jako takie pojawiają się poprzez strukturalne relacje pomiędzy pokrywami cielesnymi. To oznacza, że poprzez to wzajemne oddziaływanie koordynacji działań i zmian pokryw cielesnych, które wyodrębniamy z komunikowania się, powstaje część dziedziny, w której ma miejsce nasz ontogenetyczny i filogenetyczny prąd strukturalny.

vi) Język Jest dziedziną oPisóW. Język jest dziedziną rekursywnych konsensual-

nych koordynacji działań w każdej konsensualnej koordynacji działań pojawia-jącego się obiektu poprzez rekursję w konsensualnych koordynacjach działań, w procesie, który staje się operacją rozróżnienia, rozróżniającą obiekt i konstytu-ującą obserwatora. W tych okolicznościach wszyscy partycypujący w dziedzinie języka mogą być obserwatorami w odniesieniu do sekwencyjnych koordynacji działań, w których partycypują, konstytuując system rekursywnych rozróżnień, w którym systemy rozróżnień stają się obiektami rozróżnień. Takie rekursyw-ne rozróżnienie rozróżnień w wydarzeniach życia w języku, który wyodrębnia systemy obiektów, konstytuuje zjawisko opisu. W rezultacie wszystko, co jest w ludzkiej dziedzinie, jest opisem w wydarzeniu życia w języku, który – jako wydarzenie życia w języku – staje się obiektem opisów w języku. Jednakże opisy nie zastępują wydarzeń w życiu, które konstytuują się jako opisy: one jedynie rozszerzają je w rekursjach, które następują za operacyjnymi koherencjami. Sto-sownie do tego, wyjaśnienia naukowe – jako systemy opisów – nie zastępują fenomenów, które wyjaśniają w dziedzinie wydarzeń życia obserwatora, lecz wyodrębniają operacyjne koherencje w tej dziedzinie, w której możliwe są dalsze opisy.

vii) saMośWiadoMość PoWstaJe W Języku. Dla systemu ożywionego w jego operacji jako systemu zamkniętego nie ma wejść ani wyjść; nie ma mowy o czynieniu

huMberto r. Maturana116

rozróżnień. Poza tym w języku takie rozróżnienie powstaje jako szczególna kon-sensualna koordynacja działań, w których uczestnicy są rekursywnie wyodręb-niani jako rozróżnienia systemów rozróżnień. Kiedy taka sytuacja ma miejsce, samoświadomość powstaje jako dziedzina rozróżnień, w której obserwatorzy partycypują w konsensualnych rozróżnieniach ich udziałów w języku poprzez komunikowanie się. A co za tym idzie, osoba istnieje tylko w języku, ponieważ istnieje się tylko w języku i ta samoświadomość – jako zjawisko rozróżnienia siebie – ma miejsce jedynie w języku. Ponadto odkąd język – jako dziedzina kon-sensualnych koordynacji działań – jest zjawiskiem socjalnym, samoświadomość jest zjawiskiem socjalnym i jako taka nie ma miejsca w anatomicznych granicach pokrywy cielesnej systemów ożywionych, które ją generują; przeciwnie, jest jego zewnętrznością w stosunku do nich i należy do ich dziedziny interakcji jako sposób koegzystencji.

viii) historia. Sygnifikacja lub znaczenie jakiegokolwiek zachowania zamiesz-kuje w tych okolicznościach w ustaleniu, nie w dynamicznych cechach stanów zachowywania się systemu ożywionego ani nie w szczególnej cesze zachowania. Innymi słowy, nie jest to kompleksowość wewnętrznych stanów systemu ożywio-nego czy jego system nerwowy ani też żaden aspekt zachowania jego samego, który determinuje natura. Znaczenie, odniesienie lub zawartość jakiegokolwiek zachowania jest raczej rozmieszczeniem w trwającym procesie historycznym, w którym powstaje. Wyższe funkcje ludzkie nie mają miejsca w mózgu; język, myślenie abstrakcyjne, miłość, oddanie, refleksja, racjonalność, altruizm etc., nie są cechami dynamicznych stanów istoty ludzkiej jako systemu ożywionego lub jego systemu nerwowego jako sieci neuronalnej: są socjalnymi zjawiskami histo-rycznymi. Równocześnie historia nie jest częścią dynamicznych stanów systemu ożywionego, ponieważ ma później miejsce jedynie w teraźniejszości, chwila po chwili, w operacji jego struktury w zmianach, które zdarzają się nie w porę. Historia, czas, przyszłość i przeszłość istnieją w języku jako formy wyjaśnia-nia wydarzeń życia obserwatora i uczestniczą w zaangażowaniu języka w tym wydarzeniu życia. Dlatego w wyjaśnieniu wydarzenia życia poprzez koherencję języka dzieje się tak, że obserwator może twierdzić, iż struktura systemu ożywio-nego, która determinuje jego strukturalne zmiany stanu w teraźniejszości, zawsze ucieleśnia jego historię interakcji, ponieważ powstaje ciągle w teraźniejszości w strukturalnym prądzie uwarunkowanym tą historią.

ix) systeM nerWoWy rozszerza dziedzinę stanóW systeMu ożyWionego. Aby systemy ożywione operowały w języku, rozmaitość i plastyczność ich wewnętrznych sta-nów musi dorównywać rozmaitości zmieniających się okoliczności generowa-nych w ich rekursywnych konsensualnych koordynacjach działań. Innymi słowy, choć język nie ma miejsca w pokrywie cielesnej systemu ożywionego, to jed-nak struktura systemu ożywionego musi dostarczyć rozmaitości i plastyczności

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 117

stanów wymaganych dla języka, aby miał miejsce. System nerwowy przyczynia się do spełnienia tych wymagań poprzez rozszerzenie dziedziny stanów orga-nizmu, poprzez bogactwo jego dynamiki jako zamkniętej sieci zmieniających się relacji procesów neuronalnych (zob. Maturana 1983) i poprzez rozrastanie się w organizmie dziedziny jego zmian stanów, które pociągają w nim moż-liwy kierunek zarówno zmian stanów, jak i interakcji w środowisku. Dlatego system nerwowy działa: a) poprzez przyznawanie interakcjom organizmu or-togonalnych perturbacji ze środowiskiem: warunek ten (który czyni jego prąd strukturalny siecią komórkową), jak również prąd strukturalny organizmu i jego udział w generowaniu zachowania zależą od historii tych interakcji; b) poprzez dopuszczenie ortogonalnych interakcji z komponentami organizmu: warunek ten (który czyni jego prąd strukturalny siecią komórkową), jak również strukturalny prąd organizmu i jego udział w generowaniu zachowania wielokrotnie zależą od strukturalnych zmian organizmu. W rezultacie tego wszystkiego dla organizmu (zawierającego jego system nerwowy) możliwe jest rekursywne zaangażowanie się jego dynamiki stanów poprzez jego zachowanie, jeśli ma on dostateczną plastyczność w systemie nerwowym i partycypuje w wystarczająco dużej dzie-dzinie rekursywnych interakcji z innymi organizmami. Z całą pewnością rekur-sywne zaangażowanie jest tym, co pozwala produkować język jako powstający wówczas, gdy wewnętrzne rekursje dynamiki stanów systemu nerwowego łączą się z rekursjami socjalnych konsekwencji koordynacji jako procesu trwającego w generacji socjalnego zachowania.

Trwające rekursywne sprzężenie behawioralnych i strukturalnych zmian, które dają początek językowi, jest możliwe, ponieważ system zdeterminowany strukturą istnieje w dwóch niestycznych dziedzinach fenomenalnych realizo-wanych poprzez ortogonalne struktury zależne, a mianowicie jego stany i jego dziedzinę interakcji. Jest to naszą podwójna podstawą istnienia jako systemu zdeterminowanego strukturą w dwóch niestycznych – ale ortogonalnie połączo-nych – dziedzinach fenomenalnych, które pozwalają nam, w naszych operacjach w języku, generować niekończące się ortogonalnie wzajemnie zależne, a jednak niestyczne dziedziny fenomenalne w wydarzeniu naszego życia.

x) obserWacJa bierze udział W koMunikoWaniu się. System nerwowy jest zamkniętą siecią interagujących aktywnych elementów neuronalnych (neuronów, efektorów i receptorów), które są strukturalnie realizowane jako komórkowe komponen-ty organizmu. Jako taki, organizm operuje jako zamknięta sieć zmieniających się relacji działalności pomiędzy komponentami; to znaczy, że dla organizacji systemu nerwowego konstytutywne jest to, że żadna zmiana relacji działalności pomiędzy komponentami nie prowadzi do dalszych zmian relacji działalności pomiędzy nimi, oraz że w tym sensie operuje on bez wejść oraz wyjść. Dlatego każde działanie w otoczeniu, które obserwator widzi jako rezultat operacji sys-temu nerwowego, jest cechą zmian strukturalnych, mających miejsce w systemie

huMberto r. Maturana118

nerwowym jako sieci komórkowej, a nie cechą jego operacji jako takich. Z całą pewnością operacja systemu nerwowego i działania organizmu mają miejsce w niestycznych dziedzinach fenomenalnych realizowanych poprzez ortogonalnie powiązane struktury. Podobnie każda perturbacja środowiska zderzającego się z organizmem jest perturbacją w strukturze systemu nerwowego, a nie wejściem do dynamiki systemu nerwowego dynamik stanów; i jeśli te dynamiczne stany zmieniają się, to dlatego, że struktura systemu nerwowego zmienia się w sposób zależny od perturbacji, a nie ponieważ dopuszcza ona wejścia do jego opera-cji. W rezultacie wszystko, co ma miejsce w systemie nerwowym, jest tańcem zmian relacji neuronowych działań, które w dziedzinie strukturalnego sprzężenia – gdzie obserwator dostrzega organizm – ukazują się jako taniec zmieniających się konfiguracji korelacji efektor – sensor. Obserwator, który widzi korelację efektor – sensor jako adekwatne zachowanie, czyni tak, ponieważ dostrzega on organizm w dziedzinie strukturalnego sprzężenia, w której rozróżnione zacho-wanie ma miejsce w strumieniu jego konserwacji adaptacji. Organizm w swojej operacji nie działa w otoczeniu, a system nerwowy nie operuje z reprezentacją otoczenia w generacji adekwatnego zachowania organizmu; otoczenie istnieje jedynie dla obserwatora (patrz część 6, xiii) i jako takie jest dziedziną komuni-kowania się.

To, że system nerwowy powinien operować jak zamknięta sieć zmieniają-cych się relacji działań pomiędzy jego komponentami, a nie z reprezentacjami otoczenia, pociąga za sobą dwie fundamentalne konsekwencje: a) dla operacji systemu nerwowego wszystko jest takie same; innymi słowy, wszystko, co ma miejsce w operacji systemu nerwowego, to zmiany relacji działań pomiędzy jego komponentami i system nie rozróżnia w swojej operacji, gdzie jego zmiany stanu pojawiają się, przez co obserwator widzi je jako zewnętrzne perturbacje struktu-ralne; b) dla obserwatora organizm operuje w wielu różnych dziedzinach struk-turalnego sprzężenia, które stykają się operacyjnie w dziedzinie stanów systemu nerwowego poprzez strukturalne perturbacje wywołane w nim przez interakcje organizmu w tych różnych dziedzinach. W wyniku tych okoliczności powstaje kilka problemów, które są relewantne dla rzeczy zdarzających się, ponieważ są relewantne dla zrozumienia dziedziny rzeczywistości, którą wyodrębnia obser-wator (patrz następne części). Po pierwsze, obserwator może zawsze traktować stan działalności systemu nerwowego (konfigurację zmian relacji działań), który pojawia się w wyniku partykularnej interakcji organizmu, jako reprezentację tej integracji i może tak robić poprzez tworzenie dziedziny opisów jako metafeno-menalnej dziedziny, w której zarówno organizm, jak i okoliczności jego interakcji są rozróżniane razem. Po drugie, różne stany działań systemu nerwowego, które dla obserwatora reprezentują interakcje organizmu w niestycznych dziedzinach fenomenalnych (różnych dziedzinach strukturalnego sprzężenia) mogą oddzia-ływać na siebie i dawać początek zachowaniom organizmu, które konstytuują metadziedziny relacji pomiędzy fenomenami, mającymi miejsce w niestycznych

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 119

dziedzinach fenomenalnych. Po trzecie, założone metadziedziny relacji – poprzez operacyjne stykanie się w dziedzinie stanów systemu nerwowego skądinąd nie-stycznych fenomenów, które pojawiają się w operacji organizmu w jego różnych dziedzinach strukturalnego sprzężenia – konstytuuje (poprzez zachowania, które te przecięcia generują) nowe dziedziny strukturalnego sprzężenia organizmu, niestyczne z pozostałymi. I w końcu po czwarte, operacyjnie niestyczne róż-ne dziedziny interakcji (różne dziedziny strukturalnego sprzężenia) organizmu w operacji jego systemu nerwowego, pozwalają mu operować w rekursywnych interakcjach z innym organizmem w ciągłej rekursywnej generacji metadzie-dzin relacji, które stają się fenomenalnymi dziedzinami w ich własnym prawie w trwającym strumieniu rekursywnych interakcji. W rezultacie wszystkich punk-tów stycznych dziedzin lub relacji w zamkniętym operacyjnie systemie nerwo-wym, poprzez jego sprzężenie z interakcjami organizmu, możliwe jest powsta-nie samoobserwacji jako zamkniętej operacji systemu nerwowego, powstającej rekursywnie, kiedy łączy się on z dynamiką obserwacji jako dwa (lub więcej) organizmy generujące dziedziny koordynacji działań. To oznacza, że operacja systemu nerwowego jako zamkniętej sieci interakcji (relacji działań) pozwala ob-serwować oraz że obserwator pojawia się jako operacja w języku wyodrębniona poprzez operacyjne koherencje komunikowania się. Lub, innymi słowy, odkąd operacja systemu nerwowego ukazuje się w dziedzinie operacji organizmu jako sensoryczno-efektoryczne korelacje, obserwacja jest koordynowaniem pokryw cielesnych obserwatorów poprzez ich koreograficzne sprzężenia sensoryczno-efektorycznych korelacji, ponieważ wszystko, co tam jest, dla operacji systemu nerwowego obserwatora w obserwacji, to zamknięte dynamiczne zmiany relacji pomiędzy neuronalnymi komponentami. Jest tak tylko dla obserwatora widzą-cego dwa lub więcej interagujące organizmy w swojej praktyce życia, któremu sensoryczno-efektoryczne korelacje tych organizmów wydają się rekursywnie powiązane z innymi, w sieci rekursywnych sensoryczno-efektorycznych korelacji ukonstytuowanych poprzez ortogonalne interakcje ich systemów nerwowych. I w końcu jest tak tylko dla obserwatora, ponieważ taka sieć rekursywnych sen-soryczno-efektorycznych korelacji staje się językiem i konstytuuje metadziedzinę (w związku z operacją systemu nerwowego), w której mają miejsce wyjaśnienia i obserwacja – gdy rekursywne interakcje organizmu stają się rekursywnym sys-temem konsensualnych koordynacji konsensualnych koordynacji działań.

10 . Dziedzina fizykalnej egzystencji

Dziedzina egzystencji jest dziedziną operacyjnych koherencji wywołanych przez rozróżnienie jednostki przez obserwatora w jego praktyce życia. Jako taka, dziedzina egzystencji pojawia się jako dziedzina operacyjnych właściwo-ści jednostki rozróżnionej, jeśli jest ona jednostką prostą, albo jako dziedzina właściwości komponentów jednostki, jeśli rozróżniona jednostka jest złożona.

huMberto r. Maturana120

W konsekwencji rozróżnienie jednostki wyłania jej dziedzinę egzystencji jako jednostki złożonej, która zawiera jednostkę rozróżnioną jako komponent. Dlatego tyle jest dziedzin egzystencji, ile jest rodzajów jednostek, które obserwator może wyodrębnić w swoich operacjach rozróżnienia. W tych okolicznościach, odkąd pojęcie determinizm odnosi się do operacji właściwości komponentów w kom-pozycji jednostki (patrz część 6 x, i 7 iv), wszystkie dziedziny egzystencji – jako byty złożone, które zawierają jednostki wyszczególniające je – są, we wskaza-nym wyżej sensie, systemami deterministycznymi. Ma to pewne konsekwencje dla nas, systemów ożywionych istniejących w języku i dla wyjaśnień, które generujemy jako takie istoty. Niżej podanych jest kilka z tych konsekwencji:

i) Nasza dziedzina egzystencji jako jednostek złożonych, którymi jesteśmy jako molekularne systemy autopoietyczne, jest dziedziną egzystencji naszych składowych molekuł i wywołuje ona wszystkie operacyjne koherencje właściwe dla egzystencji molekularnej. Dlatego nasza egzystencja – jako systemów auto-poietycznych – implikuje spełnienie wszystkich przymusów, które rozróżnienie molekuł powoduje, a nasze operacje – jako systemów molekularnych – implikują determinizm wywołany w rozróżnieniu molekuł.

ii) Jeśli rozróżniamy molekuły jako byty złożone, istnieją one w dziedzi-nie egzystencji ich komponentów, a zatem ich egzystencja implikuje spełnienie determinizmu, który pociąga za sobą późniejsze rozróżnienia. To samo odno-si się do dekompozycji komponentów molekuł i tak dalej rekursywnie. Odkąd jednostki i ich dziedziny egzystencji są wyodrębniane i wyszczególnione w ich rozróżnieniu w wydarzeniu życia obserwatora, jedynym ograniczeniem ich re-kursji w rozróżnieniach jest ograniczenie rozmaitości doświadczeń obserwatora w jego wydarzeniu (praktyce) życia.

iii) Odkąd obserwator – jako system ożywiony – jest bytem złożonym, czyni rozróżnienia w swoich interakcjach jako system ożywiony poprzez operacje wła-ściwości swoich komponentów. Jeśli obserwator używa instrumentu, wówczas jego rozróżnienia mają miejsce poprzez operacje właściwości instrumentu tak, jakby był to jeden z jego komponentów. W rezultacie tego wszystkiego, obser-wator nie może czynić rozróżnień na zewnątrz swojej dziedziny egzystencji jako jednostka złożona.

iv) Opisy są seriami konsensualnych rozróżnień podległych powtórnym kon-sensualnym rozróżnieniom w społeczności obserwatorów. Obserwatorzy operują w języku jedynie poprzez ich rekursywne interakcje w dziedzinie strukturalne-go sprzężenia, w której wielokrotnie koordynują konsensualne działania jako operacje w ich dziedzinach doświadczeń poprzez praktykę ich życia. Stąd też wszystkie interakcje w języku pomiędzy obserwatorami mają miejsce poprzez

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 121

operacje właściwości ich komponentów jako systemów ożywionych w dziedzinie ich wzajemnego sprzężenia strukturalnego. Innymi słowy my – jako istoty ludz-kie – operujemy w języku jedynie poprzez nasze interakcje w naszej dziedzinie egzystencji jako systemy ożywione i nie możemy czynić opisów, które powo-dują interakcje na zewnątrz tej dziedziny. W konsekwencji, chociaż język jako dziedzina rekursywnych konsensualnych rozróżnień jest otwarty na bezustanne rekursje, to jednak jest on zamkniętą operacyjnie dziedziną w tym sensie, że nie jest możliwe stąpać na zewnątrz języka poprzez język: opisy nie mogą charak-teryzować niezależnych bytów.

v) Odkąd wszystko, co jest powiedziane, powiedziane jest przez jednego obserwatora do drugiego obserwatora i odkąd obiekty (byty, rzeczy) powstają w języku, nie możemy operować obiektami (bytami, rzeczami) tak, jakby istniały na zewnątrz rozróżnień, które je konstytuują. Ponadto, jako byty w języku, obiek-ty są wyodrębniane jako elementy wyjaśniające w wyjaśnianiu operacyjnych koherencji wydarzenia życia, w którym komunikowanie się ma miejsce. Bez obserwatora nie ma niczego. Natomiast z obserwatorem wszystko, co istnieje, istnieje w wyjaśnieniach.

vi) Gdy wzięliśmy obiektywizm w nawias (ponieważ wiemy, że nie może-my doświadczalnie rozróżniać pomiędzy tym, co nazywamy percepcją a iluzją), zaakceptowaliśmy tym samym, że egzystencja jest wyszczególniona poprzez operację rozróżnienia: nic nie istnieje przed swoim rozróżnieniem. W tym sen-sie domy, osoby, atomy czy cząstki elementarne nie są różnymi bytami. Także w tym sensie egzystencja – jako wyjaśnienie praktyki życia obserwatora – jest fenomenem kognitywnym, który odbija ontologię obserwacji w praktyce ży-cia, a nie odnosi się do obiektywizmu. Stąd też – przy obiektywizmie wziętym w nawias – byt nie ma żadnej ciągłości lub zewnętrzności, która wyszczegól-niałaby go poprzez koherencje konstytuujące jego dziedzinę egzystencji i jako taki jest wyodrębniony w swoim rozróżnieniu. Twierdzenie, że dom do które-go wracam każdego wieczoru po pracy jest tym samym, który opuściłem rano albo twierdzenie, że zawsze gdy, widzę matkę, widzę tę samą osobę, która mnie urodziła, albo w końcu twierdzenie, że wszystkie punkty na ścieżce elektro-nu we wrzącej komorze są wskazaniami pozostawionymi przez ten sam elek-tron, są twierdzeniami, które konstytuują kognitywne twierdzenia, definiujące identyczność w rozróżnieniu jednostki (domu, matki lub elektronu) jako to, co jest wyszczególnione poprzez operację, która wyodrębnia jednostkę razem z jej dziedziną egzystencji. Odkąd, stosownie do tego wszystkiego, co powiedziałem, twierdzenia kognitywne nie są i być nie mogą twierdzeniami o właściwościach obiektów niezależnych, identyczność jest z konieczności zawsze refleksją obser-watora w procesie postrzegania w dziedzinie egzystencji, którą wyodrębnił on w swoich rozróżnieniach. Ponadto, odkąd żaden byt nie może być rozróżniany na

huMberto r. Maturana122

zewnątrz dziedziny egzystencji jako dziedziny operacyjnych koherencji, w której jest on możliwy, każde rozróżnienie wyszczególnia dziedzinę egzystencji jako dziedzinę możliwych rozróżnień; to znaczy każde rozróżnienie wyszczególnia dziedzinę egzystencji jako versum w multiversum, lub – bardziej kolokwialnie – każde rozróżnienie wyszczególnia dziedzinę rzeczywistości.

vii) Wyjaśnienia naukowe pociągają za sobą propozycję mechanizmu (lub bytu złożonego), który – jeśli byłby uświadomiony – generowałby zjawisko ma-jące być wyjaśnione w dziedzinie doświadczeń (praktyce lub wydarzeniu życia) obserwatora (część 4). Stąd też generatywny charakter wyjaśnienia naukowego jest konstytutywny. Z pewnością ten ontologiczny warunek w nauce niesie za sobą słuszność podstawowego charakteru dziedziny fenomenalnej, w której ge-neratywny mechanizm wyjaśniający ma miejsce, jak również słuszność trakto-wania każdego bytu rozróżnionego jako jednostki złożonej, pytającej o początek swoich właściwości w swojej organizacji i strukturze. I, ponieważ wyjaśnienia również dotyczą naszej efektywnej operacji w naszym codziennym życiu, natu-ralnie brzmi dla nas pytanie o podłoże niezależnego obserwatora jako ostatecz-nego kryterium, w którym wszystko ma miejsce. I choć jest epistemologiczną koniecznością oczekiwanie takiego podłoża, to jednak w istocie nie możemy podkreślić jego istnienia poprzez rozróżnienie go jako bytu złożonego i tym samym scharakteryzować go w terminach komponentów i relacji pomiędzy komponentami. Żeby tak zrobić, musielibyśmy go opisać, tzn. musielibyśmy wyodrębnić go z języka i dać mu się uformować w dziedzinie rekursywnych konsensualnych koordynacji działań, w której my – jako istoty ludzkie – egzy-stujemy. Jednakże zrobienie tego byłoby równoznaczne ze scharakteryzowaniem podłoża w terminach bytów (rzeczy, właściwości), które pojawiają się poprzez komunikowanie się i które – jako konsensualne rozróżnienia konsensualnych koordynacji działań – nie są w istocie podłożem. Poprzez język pozostajemy w języku i tracimy podłoże już wówczas, gdy usiłujemy to wyrazić. Potrzebu-jemy podłoża dla epistemologicznych przyczyn, ale w podłożu nie ma obiektów, bytów czy właściwości; w podłożu są jedynie nie-rzeczy, ponieważ rzeczy należą do języka. Innymi słowy, „nic” nie istnieje w podłożu.

viii) Rozróżnienia mają miejsce w dziedzinie doświadczeń, w wydarzeniu lub praktyce życia obserwatora jako istoty ludzkiej. Z tych powodów dziedzina operacyjnych koherencji, którą obserwator wyodrębnia w rozróżnieniu jednostki jako swoją dziedzinę egzystencji, także zdarza się w jego dziedzinie doświadczeń – jako istoty ludzkiej – jako część jego praktyki życia. Stąd też, odkąd język jest operacją w dziedzinie rekursywnych konsensualnych koordynacji konsen-sualnych koordynacji działań w dziedzinie doświadczeń obserwatora jako istoty ludzkiej, wszystkie wymiary dziedzin doświadczeń obserwatora istnieją w języku jako koordynacje działań pomiędzy obserwatorami. Tak więc wszystkie opisy

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 123

konstytuują konfiguracje koordynacji działań w pewnym wymiarze dziedzin członków społeczności obserwatorów w koontogenetycznym prądzie struktural-nym. Fizyka, biologia, matematyka, filozofia, gotowanie, polityka etc. to wszyst-ko różne dziedziny komunikowania się i jako takie wszystkie są różnymi dzie-dzinami rekursywnych konsensualnych koordynacji konsensualnych koordynacji działań w praktyce lub wydarzeniu życia członka społeczności obserwatorów. Innymi słowy, fizyka, biologia, filozofia, gotowanie, polityka czy jakakolwiek inna dziedzina kognitywna istnieją jedynie jako różne dziedziny komunikowania się. Nie oznacza to jednak, że wszystkie dziedziny kognitywne są takie same; oznacza to jedynie, że różne dziedziny kognitywne istnieją jedynie jako wyod-rębnione w języku, a język ten je konstytuuje. Mówimy, jak gdyby rzeczy istniały bez obserwatora, jak gdyby dziedzina operacyjnych koherencji, którą wyodręb-niamy w rozróżnieniu, operowała tak, jak operuje w naszym rozróżnieniu, nie zważając na nie. Teraz już wiemy, że tak nie jest. Mówimy, na przykład, jak gdy-by czas i materia były niezależnymi wymiarami przestrzeni fizycznej, a jednak, jak wynika z mojego wyjaśnienia fenomenu kognicji, wcale takie nie są takie i być takimi nie mogą. Z pewnością czas i materia są wyjaśnieniami pewnych operacyjnych koherencji dziedzin egzystencji wyodrębnionych w rozróżnieniach, które konstytuują trwające komunikowanie się w praktyce życia członka spo-łeczności obserwatorów. W ten sposób czas – z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością – powstaje jako cecha mechanizmu wyjaśniającego, która będzie generowała to, co obserwator doświadcza jako sukcesywny, niesymultaniczny fenomen; materia zaś powstaje jako cecha mechanizmu wyjaśniającego, która będzie generowała to, co obserwator doświadcza jako wzajemne, nieprzenikalne rozróżnienia symultaniczne. Bez obserwatorów nic nie może być powiedziane, nic nie może być wyjaśnione ani stwierdzone... tak naprawdę bez obserwatorów nic nie istnieje, ponieważ istnienie jest wyszczególnione w operacji rozróżnienia obserwatora. Z powodów epistemologicznych pytamy o podłoże, które mogło-by dostarczyć niezależnego, ostatecznego usprawiedliwienia lub utwierdzenia zdolności rozróżnienia, ale z powodów ontologicznych takie podłoże zostaje poza naszym zasięgiem jako obserwatorów. Wszystko, co ontologicznie możemy powiedzieć o podłożu, które potrzebujemy z powodów epistemologicznych, to to, że pozwala ono na to, na co pozwala i że pozwala na wszystkie operacyjne koherencje, które my wyodrębniamy w wydarzeniu życia, ponieważ istniejemy w języku.

ix) Jako że operujemy w języku, operujemy w dziedzinie wzajemnego struk-turalnego sprzężenia w naszej dziedzinie egzystencji jako jednostki złożone (molekularne systemy autopojetyczne), tzn. operujemy w dziedzinie egzystencji naszych komponentów. Dlatego cokolwiek mówimy, każde wyjaśnienie, które proponujemy, może jedynie spowodować rozróżnienia, które włączają operację naszych komponentów do ich dziedziny egzystencji, ponieważ operujemy jako

huMberto r. Maturana124

obserwatorzy w języku. W związku z tym to w dziedzinie, w której istniejemy jako byty złożone rozróżniamy molekuły, atomy i cząstki elementarne jako byty, które wyodrębniamy w języku poprzez operacje rozróżnienia wyszczególniające je, podobnie jak operacyjne koherencje ich dziedziny egzystencji. Jeśli to, co na-zywamy dziedziną fizykalnej egzystencji jest dziedziną, gdzie fizycy rozróżniają molekuły, atomy i cząstki elementarne, wówczas my – jako systemy ożywione – wyszczególniamy dziedzinę fizykalnej egzystencji jako naszą ograniczającą dziedzinę kognitywną, ponieważ jako obserwatorzy operujemy w języku intera-gując ze sobą w dziedzinie egzystencji naszych komponentów, ponieważ wyod-rębniamy najpierw fizykalną dziedzinę egzystencji jako wyjaśnienie wydarzenia naszego życia. Nie istniejemy w dziedzinie istniejącej przed fizykalną dziedziną egzystencji; wyodrębniamy ją i wyszczególniamy ją, ponieważ istniejemy jako obserwatorzy. Doświadczenie fizyczne, nawet najbardziej klasyczne – relatywi-styczne bądź fizyki kwantowej – nie odbija natury wszechświata; odbija ontologię obserwatora jako systemu ożywionego, ponieważ operuje on w języku, wyodręb-niając fizykalne byty i operacyjne koherencje ich dziedzin egzystencji. Einstein stworzył twierdzenie, że teorie naukowe (wyjaśnienia) są wolnymi tworami ludz-kiego umysłu; i wtedy, w czym wydaje ujawniać się paradoks, zapytał: Jak to jest możliwe, o ile rzeczywiście tak to się przedstawia, że teorie naukowe faktycznie wyjaśniają wszechświat? W tym artykule wykazałem, że nie ma żadnego paradok-su, jeśli ktoś ujawnia ontologię postrzegania i ontologię naukowego wyjaśnienia poprzez wzięcie obiektywizmu w nawias. Z pewnością wykazałem, że naukowe wyjaśnienie powoduje: a) propozycję fenomenu, mającego być wyjaśnionym, wyodrębnionego jako takiego apriorycznie wobec praktyki życia (dziedziny do-świadczeń) obserwatora; b) propozycję mechanizmu ad hoc generatywnego, tak-że wyodrębnionego apriorycznie wobec praktyki życia obserwatora, który – jeśli pozwoliłby operować – wygeneruje fenomen mający być wyjaśniony jako konse-kwencję, mającą zostać poświadczoną w życiu obserwatora w jego praktyce życia; c) operacyjną koherencję czterech operacyjnych warunków, które konstytuują kry-terium walidacji wyjaśnienia naukowego, jako że są one realizowane w praktyce życia obserwatora; d) nadmiar i impertynencję założenia obiektywizmu. Wszystko to pociąga za sobą tę konsekwencję, że mechanizm wyjaśniający, proponowany w wyjaśnieniu naukowym, jest w istocie „wolnym tworem ludzkiego umysłu”, ponieważ jest wyodrębniany w istocie apriorycznie wobec praktyki życia obserwa-tora, tzn. bez żadnego innego usprawiedliwienia, które jego ad hoc generatywny charakter fenomenu wyjaśniałby. To także pociąga za sobą inną konsekwencję: że naukowe wyjaśnienie w istocie wyjaśnia wszechświat (versum), w którym ma ono miejsce, ponieważ zarówno mechanizm wyjaśniający, jak i fenomen mający być wyjaśniony, zdarzają się – w relacji generatywnej – jako niestyczne fenomeny tej samej operacyjnej dziedziny praktyki życia obserwatora. Innymi słowy wszystko to prowadzi także do tego, że odkąd operacja rozróżnienia wyszczególnia roz-różniany byt oraz jego dziedzinę egzystencji, naukowe wyjaśnienie w istocie

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 125

wyjaśnia wszechświat (versum), w którym ma miejsce, ponieważ wyodrębnia ze sobą dziedzinę operacyjnych koherencji (versum w multiversum) praktyki życia obserwatora, który czyni to naukowe wyjaśnienie zrozumiałym. A dokładniej: nie ma żadnego paradoksu – wyjaśnienia naukowe nie wyjaśniają świata niezależ-nego czy wszechświata, wyjaśniają one praktykę życia (dziedzinę doświadczeń) obserwatora, wykorzystującego te same operacyjne koherencje, które konstytuują praktykę życia obserwatora w komunikowaniu się. W tym miejscu widzimy, że nauka jest poezją.

11 . Rzeczywistość

Słowo „rzeczywistość” pochodzi z łacińskiego rzeczownika res, który znaczy „obiekt” (rzecz) i zwykle używany jest w znaczeniu obiektywizmu bez nawiasu. Rzeczywisty, a czasami naprawdę rzeczywisty oznacza, że coś istnieje nieza-leżnie od obserwatora. Teraz wiemy już, że pojęcia te nie mogą być używane w taki sposób. Obiekty i rzeczy pojawiają się w języku, kiedy konsensualne koordynacje działań, poprzez bycie konsensualnie rozróżniane w rekursywnych konsensualnych koordynacjach działań, zaciemniają działanie, które koordynują w praktyce życia w konsensualnej dziedzinie. Odkąd, stosownie do tej okolicz-ności, obiekt jest wyodrębniany z języka w operacji rozróżnienia, która jest kon-figuracją konsensualnych koordynacji działań, gdy obiekt jest rozróżniany w ję-zyku, jego dziedzina egzystencji – jako koherentna dziedzina konsensualnych koordynacji działań – staje się dziedziną obiektów, dziedziną rzeczywistości, versum w multiversum jako to wszystko, co w niej jest, jako wszystko, co jest spowodowane w konsensualnych koordynacjach działań, które ją konstytuują. Każda dziedzina egzystencji jest dziedziną rzeczywistości, a wszystkie dziedziny rzeczywistości są jednakowo ważnymi dziedzinami egzystencji wyodrębnionymi przez obserwatora jako dziedziny koherentnych konsensualnych działań, które wyszczególniają wszystko to, co w nich jest. Skoro dziedzina rzeczywistości jest wyodrębniana przez obserwatora, obserwator może traktować obiekty czy byty, które ją konstytuują, zarówno jak gdyby były one wszystkie tam, gdzie jest owa dziedzina, oraz jak gdyby egzystowały one niezależnie od operacji rozróżnień, które ją wyodrębniają. I jest tak w istocie, ponieważ dziedzina rzeczywistości jest wyodrębniana w praktyce życia obserwatora jako dziedzina operacyjnych koherencji, która nie wymaga żadnego zewnętrznego usprawiedliwienia.

Z tego wszystkiego wynika, że obserwator, operując w dziedzinie rzeczywi-stości, z konieczności operuje w dziedzinie efektywnych działań, oraz że inny obserwator twierdzi, że ten pierwszy popełnia błąd lub ma iluzję jedynie wtedy, gdy pierwszy obserwator zaczyna operować w dziedzinie rzeczywistości innej niż ta, której oczekiwał drugi obserwator. W ten sposób, jeśli wyszczególniamy operację rozróżnienia ducha, wówczas duchy istnieją, są realne w dziedzinie egzystencji wyodrębnionej w ich rozróżnieniu i możemy efektywnie działać

huMberto r. Maturana126

z nimi w tej dziedzinie; ale nie są realne w żadnej innej dziedzinie. Z pewno-ścią wszystko jest iluzją poza swoją dziedziną egzystencji. Innymi słowy, każ-da dziedzina rzeczywistości – jako dziedzina operacyjnych koherencji wyod-rębniona w wydarzeniu życia obserwatora z języka – jest zamkniętą dziedziną efektywnych konsensualnych działań, tzn. dziedziną kognitywną; i odwrotnie, każda dziedzina kognitywna – jako dziedzina operacyjnych koherencji – jest dziedziną rzeczywistości. Niesamowite jest, że chociaż prawdopodobnie różne dziedziny rzeczywistości są widziane przez obserwatora jako różne dziedziny koordynacji działań w otoczeniu, to są one pozostawione przez obserwatora jako różne dziedziny komunikowania się, które różnią się jedynie poprzez ich trwa-jące transformacje w różnych okolicznościach rekursji, w których się pojawiają. My – jako obserwatorzy – możemy to teraz wyjaśnić, mówiąc, że ponieważ operujemy w języku poprzez konsensualne interakcje w wydarzeniu życia spo-łeczności obserwatorów, nasz prąd strukturalny w wydarzeniu naszego życia staje się uwarunkowany kierunkiem tych konsensualnych interakcji oraz że ma to miejsce w sposobie, który utrzymuje transformację wydarzenia naszego życia w zgodzie z dziedziną rzeczywistości, którą wyodrębniamy w tej społeczności obserwatorów (bądź ulegamy dezintegracji jako jej członkowie). To jest to, co czyni nas – systemy obserwujące – systemami zdolnymi poprzez język do nie-kończącej się, rekursywnej generacji nowych dziedzin kognitywnych (nowych dziedzin rzeczywistości) jako nowych dziedzin praktyki obserwacji w naszych ciągłych prądach strukturalnych.

12 . Samoświadomość i rzeczywistość

Osobowość powstaje w języku w lingwistycznej rekursji, którą wyodrębnia ob-serwator jako byt w wyjaśnieniu swojej operacji w dziedzinie konsensualnych rozróżnień. Samoświadomość powstaje w języku w lingwistycznej rekursji, którą wyodrębnia rozróżnienie osobowości jako bytu w wyjaśnieniu operacji obserwa-tora, w rozróżnieniu osobowości od innych bytów w konsensualnej dziedzinie rozróżnień. W rezultacie rzeczywistość powstaje z samoświadomości w języku jako wyjaśnienie rozróżnienia pomiędzy osobowością i nie-osobowością w prak-tyce życia obserwatora. Osobowość, samoświadomość i rzeczywistość istnieją w języku jako wyjaśnienia wydarzenia życia obserwatora. Z pewnością obser-wator – jako istota ludzka w języku – jest ważniejszy od osobowości i samo-świadomości; te powstają wówczas, gdy operuje on w języku, wyjaśniając swoje doświadczenia, swoją praktykę życia jako taką. Byty wyodrębnione w naszych wyjaśnieniach powinny charakteryzować się nieuniknioną obecnością w naszej dziedzinie egzystencji, ponieważ jesteśmy rozumiani jako obserwatorzy, jako że rozróżniamy te byty w dziedzinie operacyjnych koherencji, które zdefiniowały je w czasie naszego rozróżniania. Nie przechodzimy przez ścianę w praktyce życia, ponieważ istniejemy jako systemy ożywione w tej samej dziedzinie operacyjnych

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 127

koherencji, w której istnieje ściana jako byt molekularny. Ściana jest rozróżnia-na jako taki złożony byt w molekularnej przestrzeni, przez który nie możemy przejść (jako również byty molekularne).

Obserwator jest prymarny, nie obiekt. A precyzyjniej, obserwacja dana jest w praktyce życia w języku i jesteśmy już w niej, kiedy zaczynamy o niej rozmy-ślać. Materia, energia, idee, pojęcia, umysł, dusza, Bóg... są propozycjami wyja-śniającymi praktykę życia obserwatora. Ponadto materia, energia, idee, pojęcia, dusza czy Bóg są propozycjami wyjaśniającymi powodującymi różne sposoby życia obserwatora w rekursywnej konserwacji adaptacji w dziedzinie operacyj-nych koherencji wyodrębnionych w rozmaitych rozróżnieniach. W ten sposób obserwator operuje w obiektywności bez nawiasu, operuje w ścieżce wyjaśnia-jącej, która powoduje zaniedbanie doświadczalnej nierozróżnialność pomiędzy tym, co nazywamy percepcją a iluzją; kiedy obserwator operuje w obiektywności wziętej w nawias, operuje w ścieżce wyjaśniającej, która powoduje akceptację tej nierozróżnialności jako punktu początkowego. W ścieżce wyjaśniającej bez obiektywności wziętej w nawias obserwator, język i percepcja nie mogą być satysfakcjonująco wyjaśnione jako fenomeny biologiczne, ponieważ w takiej ścieżce wyjaśniającej jest przyjęte, że obserwator może zrobić odniesienie do bytów, które istnieją niezależnie od tego, co robi. Założenie takie jest sprzecz-ne ze strukturalną determinacją systemu ożywionego i mechanistyczną natu-rą wyjaśnień naukowych; natomiast w ścieżce wyjaśniającej z obiektywnością wziętą w nawias, nie ma tej sprzeczności. Równocześnie, kiedy ktoś operuje wewnątrz danej dziedziny rzeczywistości, operuje obiektywnością, bez nawiasu bez sprzeczności; lecz gdy powstaje niezgoda z innym obserwatorem i ktoś my-śli, że to nie jest sprawa prostej, logicznej pomyłki, w takiej ścieżce wyjaśniającej ktoś jest zmuszony do stwierdzenia uprzywilejowanego dostępu do obiektywnej rzeczywistości i zajmuje się błędami, jeśli były one popełnione. Jeśli w podob-nych okolicznościach ktoś operuje obiektywnością wziętą w nawias, dochodzi do wniosku, że niezgodne części operują w różnych dziedzinach rzeczywistości oraz że niezgoda znika, gdy tylko zaczną operować w tej samej dziedzinie. Ponadto także dochodzi do wniosku, że błędy są zmianami w dziedzinie rzeczywistości w operacji obserwatora, które odnotował on jedynie a posteriori. W końcu, po-przez operowanie w ścieżce wyjaśniającej z obiektywnością bez nawiasu nie możemy wyjaśnić, jak obserwator operuje w generacji naukowych wyjaśnień, ponieważ bierzemy za przesądzone zdolności obserwatora. W przeciwieństwie do tego, jeśli operujemy w ścieżce wyjaśniającej z obiektywnością wziętą w na-wias, wyjaśnienia naukowe i obserwator pojawiają się jako komponenty w poje-dynczym, zamkniętym, generatywnym mechanizmie wyjaśniającym, w którym właściwości czy zdolności obserwatora są widziane jako cechy powstałe w innej dziedzinie fenomenalnej niż ta, w której operują jego komponenty.

My – istoty ludzkie – istniejemy jedynie, gdy istniejemy jako byty sa-moświadomościowe w języku. To oznacza, że istniejemy jedynie jako

huMberto r. Maturana128

samoświadomościowe byty, których dziedzina fizykalnej egzystencji istnieje jako nasza ograniczająca dziedzina kognitywna w ostatecznym wyjaśnieniu ludzkiej obserwacji wydarzenia życia. Dziedzina fizykalnej egzystencji jest wtórna wobec wydarzenia życia obserwatora, chociaż w wyjaśnieniu obserwacji człowieka ob-serwator powstaje z dziedziny fizykalnej egzystencji. Z pewnością zrozumienie ontologicznej prymarności obserwacji jest podstawą dla zrozumienia zjawiska kognicji. Ludzkie istnienie jest istnieniem kognitywnym i ma miejsce poprzez komunikowanie się; kognicja nie ma żadnej zawartości i nie istnieje na zewnątrz efektywnych działań, które ją konstytuują. To dlatego nic nie istnieje na ze-wnątrz rozróżnień obserwatora. Dziedzina fizykalnej egzystencji powinna być naszą ograniczającą dziedziną kognitywną, która tego nie zmienia. Natura, świat, społeczeństwo, nauka, religia, przestrzeń fizyczna, atomy, cząsteczki, drzewa... z pewnością wszystkie rzeczy są bytami kognitywnymi, wyjaśnieniami praktyki życia obserwatora i jako takie, jako wyjaśnienia właśnie, są niczym mydlane bańki unoszące się w pustej przestrzeni. Każda rzecz jest kognitywna i ludz-ka kognicja (podobnie jak mydlana bańka) zmienia się w ciągłym wydarzeniu ludzkiego rekursywnego zaangażowania w koontogenetyczne i kofilogenetyczne prądy wewnątrz dziedziny egzystencji, którą obserwator wyodrębnia w praktyce życia. Za wszystko odpowiedzialni są ludzie.

Atomy i bomby wodorowe są bytami kognitywnymi. Wielki wybuch lub jakiekolwiek twierdzenie z naszej obecnej praktyki życia, które dało początek fizykalnemu versum, jest bytem kognitywnym, wyjaśnieniem praktyki życia obserwatora związanym z ontologią obserwacji. Nasze wydarzenie życia ma miejsce nie zważając na nasze wyjaśnienia, ale jego kierunek jest uwarunkowany naszymi wyjaśnieniami, ponieważ stają się one częścią dziedziny egzystencji, w której konserwujemy organizację i adaptację poprzez nasze prądy strukturalne. Nasze życie ma miejsce w strukturalnym sprzężeniu ze światem, który wyodręb-niamy, a świat, który wyodrębniamy, jest naszym działaniem jako obserwatorów w języku, ponieważ operujemy w strukturalnym sprzężeniu za pomocą języka w praktyce życia. Nie możemy niczego zrobić poza naszymi dziedzinami ko-gnicji; nie możemy niczego zrobić poza naszymi dziedzinami komunikowania się. To dlatego nic, co robimy jako istoty ludzkie, nie jest trywialne. Wszystko, co robimy, staje się częścią świata, w którym żyjemy, ponieważ wyodrębniamy to jako byty społeczne w języku. Ludzka odpowiedzialność we wszechświecie jest całkowita.

Ontologia obserwacji . Biologiczne podstawy samoświadomości i fizykalna dziedzina egzystencji 129

Bibliografia

Maturana H.R., 1970, Biology of Cognition, [w:] Autopoiesis and Cognition. The reali­zation of the living, H.R. Maturana i F. G. Varela, Reidel 1980.

Maturana H.R., 1975, The organization of the living: a theory of the living organization, Int., J. Machine Studies, Vol 7.

Maturana H.R., 1978, Biology of language: epistemology of reality, [w:] Psychology and biology of language and thought, red. G.A. Miller i E. Lenneberg, Nowy Jork, Academic Press.

Maturana H.R., 1980, Autopoiesis: reproduction, heredity and evolution, [w:] Autopoie­sis, dissipative structures and spontaneous social orders, red. M. Zeleny, Westview Press, Boulder, Colorado.

Maturana H.R. i Varela F.G., 1973, De máquinas y seres vivos. (W wersji angielskiej: Autopoiesis: the organization of the living, w: Autopoiesis and Cognition. The rea­lization of the living, H.R. Maturana i F. G. Varela, Reidel 1980.)

Maturana H.R. i Varela F.G., 1987, The tree of knowledge. The biological roots of Un­derstanding, New Science Library, Shambhala, Boston.

Margulis L., 1981, Symbiosis in cell evolution, Nowy Jork, W.H. Freeman.

przeł. Bartosz Ryż

Gerhard Roth

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość

Poniższy tekst jest próbą opisania, na podstawie najnowszych osiągnięć neu-robiologii (w tym badań mózgu w szczególności), podstawowego dla teorii poznania stosunku świata i podmiotu poznającego. Współczesne teorie pozna-nia zachowują osobliwą i fatalną w skutkach dla ich rozwoju abstynencję wo-bec tych osiągnięć. Pomimo przeciwnych manifestacji dotyczy to również tzw. ewolucyjnej teorii poznania1. Dają się dziś jednak znaleźć – przy okazji całego filozoficznego dyletantyzmu – płodne podejścia teoriopoznawcze w samej neu-robiologii, co stanowi typową sytuację dla relacji między filozofią i naukami szczegółowymi.

Niniejszy szkic bazuje na teorii samoreferencyjnych i autopoietycznych sys-temów Humberto Maturany (Maturana 1982)2 oraz podejmuje próbę jej teorio-poznawczej rozbudowy i neurobiologicznego doprecyzowania. W tak wyznaczo-nych ramach może to oczywiście przebiegać jedynie powierzchownie. Również cała obfitość danych nowoczesnej neurobiologii istotnych z punktu widzenia teorii poznania może być tu potraktowana jedynie jako materiał przykładowy (por. Buser i Rougeul-Buser (red.) 1978; von Campenhausen 1981).

Codzienne zmysłowe doświadczenie budzi w nas odczucie, że nasz system postrzegania znajduje się w bezpośrednim kontakcie ze światem: widzialny świat jest nam dosłownie, bezpośrednio i naocznie dany, dźwięki przenikają prosto do naszego ucha, dotykamy i obejmujemy przedmioty w naszym zasięgu właśnie takie, jakimi są. Nie odczuwamy pomiędzy zmysłowo doświadczalnym

1 Nie można tu również pominąć prac Vollmersa 1981 i 1983.2 Zob. również Benseler, Hejl, Köck (red.) 1980, gdzie cały szereg autorów reprezentuje stano-

wisko pokrewne z przywołanymi tu poglądami.

gerhard roth132

światem i nami niczego pośredniego, niczego, na co należałoby zwrócić uwa-gę i co można by poddać obserwacji. Bezpośrednia faktyczność zmysłowego świata jest przysłowiowa i traktowana przez większość teoretyków poznania i filozofów jako charakterystyczne przeciwieństwo wobec świata sądów, hipo-tez i teorii. Również żadna dyskusja teoriopoznawcza prawie nigdy nie zajmo-wała się tą bezpośredniością zmysłowego doświadczenia, lecz raczej kwestią jego powszechności: wrażenia zmysłowe dostarczane przez zmysły są ciągle czymś partykularnym i subiektywnym, a ważnym pytaniem teorii poznania i teorii nauki pozostaje to, jak i czy możliwe jest, by powstała z nich wiedza o charakterze powszechnym.

Nawet jeżeliby widzieć, w zgodzie z ewolucyjną teorią poznania, jedyny cel postrzegania nie w zysku abstrakcyjnej wiedzy, lecz we wspierających prze-trwanie sterownikach zachowania, to i tak tłumaczenie funkcji bezpośredniego zmysłowego przeżywania świata pozostaje takie samo: przeżycie możliwe jest tylko przez takie zachowanie, które orientuje się według relewantnych bodźców środowiska oraz przez to, że z bezpośredniego zmysłowego kontaktu ze świa-tem tworzy się zgeneralizowane doświadczenie zmysłowe. W tym kontekście przywołuje się bardzo chętnie argument o „dopasowanym charakterze” struktury i funkcji naszych organów zmysłowych, wskazując przykładowo, że fotorecepto-ry naszego oka posiadają swoją największą czułość na światło dokładnie w za-kresie największej intensywności światła słonecznego, lub że średni przestrzenny odstęp w zagłębieniu oka jest dokładne tak duży, jak promień tzw. krążka dyfrak-cyjnego załamanego światła. Ma to oznaczać, że optyczne i fizjologiczne możli-wości naszego oka są wedle siebie określone i przez to dopasowane (Kirchfeld

1984). Lista owych „maksymalnych osiągnięć” w sensorycznym obszarze daje się łatwo przedłużać. Wydaje się ona wskazywać, że ujmowanie świata senso-rycznie coraz dokładniej było ogromną ewolucyjną zaletą. Znaczne zwiększenie pojemności i strukturalno-funkcjonalne skomplikowanie mózgu w obrębie ostat-niej fazy ewolucji homo sapiens należałoby zatem interpretować jako podstawę zdolności opracowywania i zbierania coraz większej ilości danych o środowisku w coraz krótszym czasie.

W osobliwym kontraście pozostają wobec tego liczne złudzenia zmysłowe, którym podlegamy. Częściowo chodzi tu o relatywnie proste złudzenia, jak znane złudzenie strzałek (złudzenie Müllera-Lyera), złudzenie torów kolejowych (złu-dzenie Ponzo) czy złudzenie siatki (złudzenie Hermanna), częściowo jednak także o bardziej skomplikowane złudzenia ruchu i kształtu, aż po złudzenia orientacji naszego ciała, gdy zmysły wzroku i równowagi wchodzą ze sobą w konflikt (por. Bishof 1966; Bishof 1966a; Metzger 1975; Stadler, Seeger, Raeithel 1975; von Campenhausen 1981). Wówczas nasz mózg wydaje się funkcjonować niezbyt pewnie. Psychologowie często wtedy wskazują na wpływ emocji i oczekiwań na percepcję zmysłową, których intensywność może prowadzić do poważnych zniekształceń obrazu rzeczywistości.

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość 133

Wszystkie próby wyprowadzenia stąd wniosku o generalnej niedoskonałości zmysłowego postrzegania zostały przez wielu krytyków słusznie odparte, jako że większość złudzeń zmysłowych wywoływana jest tylko w bardzo sztucznych, niewystępujących w realnym świecie warunkach, na przykład przy dwuwymia-rowym lub monokularnym przedstawianiu bodźców doświadczanych normalnie w sposób trójwymiarowy i binokularny, przy powstrzymywaniu spontanicznych ruchów oczu i głowy lub przy sztucznych warunkach ciążenia i przyspieszenia. Systemy i narządy zmysłów faktycznie źle funkcjonują w warunkach, do któ-rych „nie zostały stworzone”. Jesteśmy za to w sytuacji, w której możemy być świadomi występowania tego rodzaju złudzeń, dokładnie je zbadać i liczyć się z nimi (jak ma to miejsce np. w kosmonautyce), co czynimy zresztą również za pomocą naszych zmysłowych postrzeżeń, które właśnie przez to wykazują swoją niezawodność (Stadler, Seeger, Raeithel 1975: 110 i następne).

Wszystko to wspiera mocno stanowisko teoriopoznawcze krytycznego re-alizmu: nasze organy zmysłowe odwzorowują świat tak, jak właśnie potrafią, to znaczy w ramach fizykalnych i fizjologicznych możliwości oraz osiągnięć ewolucyjnych. Organy zmysłowe stanowią wrota mózgu do świata – przez nie każdorazowo wpływa do niego potrzebna informacja, która zostaje przyporząd-kowana odpowiedniemu doświadczeniu, częściowo przy pomocy wrodzonych, częściowo przy pomocy wyuczonych wzorów.

Stanowisko krytycznego realizmu, które jest bez wątpienia najbardziej roz-powszechnionym teoriopoznawczym stanowiskiem zarówno w myśleniu potocz-nym, jak i w nauce, określam tu jako „perspektywę zmysłowo-fizjologiczną”. Popularność i oczywistość tego stanowiska pozostaje zapewne w związku z oko-licznością, że szczegółowa wiedza o budowie i funkcjonowaniu organów zmysło-wych została osiągnięta o wiele wcześniej niż na przykład o mózgu, i to właśnie ukształtowało na długo zachodnioeuropejską teorię poznania (Planck 1965). Przy tym zajmowanie się zmysłem wzroku było nadzwyczaj dominujące i można słusznie przypuszczać, że wiele problemów teoriopoznawczych nie wystąpiłoby, gdybyśmy my, ludzie, nie odczuwali nas jako prymarnie wizualnych.

Zupełnie inna perspektywa niźli ta wyżej zaprezentowana powstaje wówczas, gdy potraktuje się problem percepcji nie z pozycji narządów zmysłu, lecz z po-zycji mózgu. Co prawda organy zmysłu i ich komponenty są aktywowane przez specyficzne bodźce z otoczenia, na przykład fotoreceptory tylko przez światło o określonym zakresie długości fal, narządy powonienia tylko przez określo-ny typ molekuł, to jednak neuronalne pobudzenie, które powstaje na gruncie sensorycznych bodźców w narządach zmysłu i które jest dalej prowadzone do mózgu, jest jako takie niespecyficzne. Nie można rozpoznać po salwie impulsów nerwowych, którą widać podczas elektrofizjologicznego rejestrowania na oscy-lografie, czy została ona wywołana na przykład przez wizualne, akustyczne czy zapachowe wzbudzenie, czyli czy została zarejestrowana na nerwie optycznym, akustycznym i węchowym, a więc odpowiednio w wizualnym, akustycznym

gerhard roth134

i węchowym polu mózgu. Oznacza to, że impulsy nerwowe są jako takie nie-specyficznymi sygnałami, a nawet więcej: nie można nigdy wiedzieć, czy są impulsami motorycznymi, czy też reprezentują tzw. aktywności integracyjne. W niespecyficzności potencjału nerwowego na drodze procesów elektrycznych tkwi boląca trudność, która, mimo całego postępu, jeszcze dziś zaprząta głowy elektrofizjologów próbujących wyjaśnić funkcjonalną organizację sensorycznych systemów opracowujących.

Specyficzna modalność organów zmysłowych, na której wydaje się polegać nasz świat zmysłów, znika w sposób jawny niejako „za” organami zmysłowymi. Organy zmysłowe przekładają ogromną różnorodność świata na „ujednolicony język” bioelektrycznych wydarzeń (czyli na potencjał nerwowy), ponieważ tyl-ko taki język mózg może zrozumieć (również „język” hormonów musi zostać przełożony na potencjał nerwowy, żeby mogło zachodzić działanie na komórki nerwowe). Można łatwo zauważyć, że tłumaczenie na neuronalny „ujednolicony język” jest czymś nieodzownym dla funkcji systemu nerwowego, jak bowiem inaczej mogłyby ze sobą komunikować oko i mięsień, ale również oko i ucho, pamięć i zapach, a więc instancje pozostające jednocześnie w służbie sensorycz-nych sterowników zachowania oraz będące różnie zbudowane i też różnie funk-cjonujące. „Neuronalny ujednolicony język” jest zatem podstawą integracyjnej wydolności systemu nerwowego i mózgu.

Dowodem niespecyficzności potencjału nerwowego jest możliwość wy-wołania za pomocą tego samego sztucznego elektrycznego bodźca w różnych częściach mózgu różnych halucynacji, na przykład w korze potylicznej wrażeń wizualnych, w korze skroniowej audytywnych, w tzw. zakręcie zaśrodkowym somatosensorycznych. Wywołane halucynacje są wprawdzie poza wyjątkami ra-czej mało skomplikowane, tzn. badani pacjenci „widzą” często tylko kolorowe przedmioty, które poruszają się we wszystkich kierunkach, „słyszą” tylko proste dźwięki i odgłosy lub miewają proste odczucia cielesne. Również wywołane poruszenia są raczej prostego rodzaju. Halucynacje te nie są ponadto mylone z naturalnym stanem bodźców. Ma to związek z tym, że bodziec elektryczny jest natury prostej i ogólnej, w przeciwieństwie do różnych narkotyków, które są bardzo podobne do neuronalnych transmiterów w mózgu, i które mogą funkcjo-nalnie przejąć ich miejsce. Wiadomo, że narkotyki mogą prowadzić do bardzo skomplikowanych i myląco „prawdziwych” halucynacji (por. Siegel i West (red.) 1975; Siegel 1977). Tym niemniej oba przykłady sztucznie wywołanych wrażeń zmysłowych pokazują, że jeden i ten sam sztuczny bodziec może wywoływać różne przeżycia zmysłowe, dokładnie tak, jak czynią to bodźce „naturalne”. Mo-żemy wnioskować z takich eksperymentów, że miejsce w mózgu, do którego tra-fia neuronalne wzbudzenie, i w którym jest dalej opracowywane, określa rodzaj (modalność) odczucia zmysłowego (widzenie, słyszenie itd.), ale również jego jakość (określona barwa, określony smak i dźwięk), i że frekwencja impulsów określa najczęściej tylko intensywność odczucia.

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość 135

Można więc funkcję organu zmysłowego widzieć w tym, że czyni on mózg, który rozumie tylko język impulsów nerwowych, wrażliwym na rodzaj, jakość i intensywność różnych wydarzeń w środowisku zewnętrznym, to znaczy fal elektromagnetycznych i dźwiękowych, fizyczny ucisk, chemiczne bodźce itd. Za-tem budowa i funkcjonowanie organów zmysłowych ustalają, które wydarzenia mogą na mózg oddziaływać. Dla mózgu istnieją jednak tylko neuronalne wia-domości, które pochodzą od organów zmysłowych, nie zaś one same, czyli tak jak dla odbiorcy programu telewizyjnego nie istnieje rejestrująca obraz kamera filmowa. Mózg wartościuje przy tym przychodzące sygnały ściśle według miej-sca ich opracowywania: wszystko, co w postaci neuronalnego impulsu dociera do kory potylicznej, jest wrażeniem wizualnym, a co trafia tylko w określone regiony kory potylicznej, jest określonym kolorem, niezależnie od faktycznego pochodzenia sygnału. Mózg pracuje zatem wedle rygorystycznej topologicznej zasady, tak jak inżynier przed pulpitem kontrolnym decyduje po zapalającej się lampce w określonej kolumnie i rzędzie o awarii w tej i tej maszynie.

Rygorystyczność tej topologicznej zasady w mózgu została właściwie poję-ta dopiero w ostatnich latach, gdy do dyspozycji są neuroanatomiczne metody mogące wyjaśnić kwestie specyficznych połączeń w mózgu. Przedtem przyj-mowano, że procesy opracowywania bodźców w mózgu najpierw przebiegają równolegle, a potem zaczynają się krok po kroku kumulować coraz bardziej i w końcu, w pewnej znacznie niewielkiej grupie „neuronów przeżywania”, osiągają punkt szczytowy i konwergują. Dzisiaj wiemy, że procesy dywergencji przeważają nad konwergencją i że przestrzenna separacja stanów wzbudze-nia organów zmysłowych pozostaje jak najdłużej zachowana (Stone, Dreher, Leventhal 1979; Dykes 1983). Wydaje się to oczywiste, ponieważ neuronalne pobudzenie, które zlewa się z innymi, traci swoją specyfikę i nie może być przez mózg rozróżnione.

To, o czym właśnie nadmieniłem, ma kilka znaczących konsekwencji: 1. „Prymarne” odczucia zmysłowe i ich modalności nie powstają w organach

zmysłowych. Zachodzi tam jedynie przemiana fizykalnych i chemicznych bodźców w impulsy nerwowe i ewentualne wstępne opracowanie. Właściwe wrażenie zmysłowe powstaje w mózgu, jako kombinacja symultanicznego i sukcesywnego opracowania.

2. Wrażenia zmysłowe powstają w mózgu odnośnie do ich rodzaju i jakości na podstawie przydziału znaczenia wedle kryteriów topologicznych. Te kryte-ria są częściowo wrodzone, jako ogólne odrutowanie mózgu, częściowo są ontogenetycznie pozyskane.

3. Dojrzały mózg jest całkowicie podporządkowany własnemu topologicznemu kryterium: nawet wiedza, że w części kory mózgowej odpowiedzialnej za wrażenia wizualne tkwi elektroda (coś w rodzaju heroicznego samobadania) nie przeszkadzało mojemu mózgowi by „interpretować” elektryczne impulsy jako wizualne odczucia.

gerhard roth136

Wszystko to prowadzi do godnych uwagi stwierdzeń, że mózg, zamiast być otwartym na świat, jest kognitywnie zamkniętym systemem, który wedle własnych rozwiniętych kryteriów interpretuje i wartościuje neuronalne sygnały, o których prawdziwym pochodzeniu i znaczeniu nie wie nic absolutnie pewnego. Nieupraw-niony wedle zdrowego rozsądku sceptycyzm wobec możliwości funkcjonowania organów zmysłowych wydaje się, wobec tego, jak najbardziej trafny, ponieważ świat, który przeżywamy, jest wedle powyższych stwierdzeń tylko konstruktem mózgu i w żadnym wypadku konstruktem dowolnym. Stoi to w oczywistej opozy-cji nie tylko do niezaprzeczalnej bezpośredniości naszego wrażenia zmysłowego, tzn. bezpośredniości naszego kontaktu ze światem, lecz także do jawnej zdolności mózgu do generowania zachowań umożliwiających przetrwanie, a więc zoriento-wanego na stany i zdarzenia w środowisku zewnętrznym.

Jeżeli uznać powyższe konstatacje na gruncie licznych neurobiologicznych dowodów za słuszne, pojawią się wówczas następujące pytania:1. Jak powstaje przeżycie bezpośredniego zmysłowego doświadczenia, skoro

świat zmysłowy jest tylko konstruktem mózgu?2. Jak mózg może wytworzyć w swoim odcięciu od świata zachowanie, które

umożliwia organizmowi, a więc i samemu mózgowi, przeżycie? Kto gwa-rantuje poprawność decyzji dotyczących zachowania?

3. Kto lub co jest podmiotem postrzegania? Czy nie jest konieczne przyjąć, że „Ja” jako podmiot postrzegania jest również konstruktem mózgu?Zacznijmy od pierwszego pytania. Całość naszego kognitywnego świata

pozwala się podzielić na trzy duże obszary: pierwszy obszar, do którego nale-żą wszystkie rzeczy i procesy tzw. środowiska, które my doświadczamy jako „świata rzeczy”; drugi obszar, do którego należą nasze ciało i wszystkie zwią-zane z nim doświadczenia, które możemy określić jako „świat ciała”; trzeci ob-szar, w którym egzystują wszystkie nasze niecielesne stany i przeżycia, a więc uczucia, wyobrażenia, myśli. Z reguły odróżniamy wyraźnie te trzy obszary od siebie: nie mylimy części naszego ciała z obiektami świata rzeczy, ponieważ miałoby to fatalne skutki, a także nie przypisujemy naszego bólu głowy innym osobom i obiektom. Co najmniej równie fatalne byłoby mylenie naszych życzeń, wyobrażeń i myśli ze światem rzeczy. Niezbyt ostre, co interesujące, jest odgra-niczenie pomiędzy drugim i trzecim obszarem: myśli i wyobrażenia możemy odczuwać jako cieleśnie sprawiające ból i możemy powątpiewać, czy właśnie coś zrobiliśmy, czy raczej zamierzaliśmy coś zrobić. To znaczy, że mylimy in-tencję działania z samym aktualnym działaniem. Natomiast rzadko występuje u zdrowego człowieka niepewność, czy rzeczy zostały realnie doświadczone, czy może wyśnione lub są efektem halucynacji.

Wiadomo wszakże, że określone formy chorób psychicznych mogą prowa-dzić do trwałych zaburzeń granicy pomiędzy tymi trzema obszarami. Schizofre-nicy opowiadają, że części ciała, przykładowo ręce, nie należą już „do nich”, lecz do świata rzeczy. Ich halucynacje mogą być na tyle mocne i realistyczne,

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość 137

że traktują je jak prawdziwe. Tego typu pacjent może stać się w końcu obcy dla samego siebie, to znaczy odczuwa swoje ciało i swoje własne Ja jako całkowicie zewnętrzne i obce, a w efekcie wytwarza drugie, „wewnętrzne” Ja3.

Przy wytwarzaniu kognitywnego świata, tzn. świata, który jest w ogóle przeżywany i doświadczany, mózg odgranicza te trzy nazwane obszary częścio-wo według wrodzonych, częściowo według nabytych kryteriów. Świat rzeczy i świat ciała wyraźnie różnią się między sobą pod względem ich tzw. repre-zentacji w mózgu: drogi nerwowe, które wychodzą od organów zmysłowych właściwych postrzeganiu środowiska (oko, ucho, nos etc.) i te wychodzące od organów odpowiedzialnych za odczuwanie ciała (zmysł równowagi, receptory mięśni i stawów, receptory dotyku, receptory bólu etc.) projektują do różnych ośrodków w mózgu.

Poza tym rodzaj reprezentacji jest fundamentalnie różny: podczas gdy śro-dowisko jest reprezentowane wyłącznie sensorycznie, ciało jest reprezentowa-ne sensorycznie i motorycznie. Każdy motoryczny rozkaz zostaje sensorycznie sprawdzony, by skontrolować, czy został wykonany. W drodze różnych soma-tosensorycznych meldunków zwrotnych czujemy bezpośrednio, co czyni nasze ciało. Doświadczenie ciała, nawet jeżeli jest tylko wewnątrzmózgowe, jest zatem innej natury niż doświadczenie środowiska. Jeżeli droga sensorycznego sprzęże-nia zwrotnego jakiejś części ciała zostaje przerwana na przykład przez wypadek, wówczas ta część ciała będzie odczuwana jako obca i należąca do środowiska. Dla mózgu oznacza to, że wszystko, co podlega sensomotorycznemu sprzężeniu zwrotnemu jest ciałem, co jednak prowadzi tylko do wzbudzenia w sensorycz-nych centrach bez dokładnego sprzężenia zwrotnego, jest środowiskiem.

Tożsamość ciała konstytuuje się również przez to, że stany różnych senso-rycznych modalności pozostają ze sobą w zgodzie co do ruchów ciała. W ten sposób samoindukowany ruch głowy jest jednocześnie meldowany przez system wizualny, system równowagi oraz receptory mięśni i stawów szyi. Przez to wie-lorakie meldowanie ciało może odróżniać skutecznie ruchy własne od ruchów środowiska, co często nie jest możliwe na podstawie jednej tylko modalności zmysłowej, na przykład zmysłu wzroku (por. Wurtz, Goldberg, Lee Robinson 1882; von Campenhausen 1981: 160 i następne).

Wiemy, że tak jasno jawiąca się różnica między światem rzeczy i światem ciała jest faktycznie częściowo konstytuowana przez doświadczenie. Już przed laty Herd i Hein wykazali na młodych kotach, że do konstytucji środowiska postrzegania konieczny jest jego wizualno-motoryczny „podbój”. Zwierzęta, którymi porusza się w środowisku przy ich bierności, zachowują się później jak ślepe (Held i Hein 1963). Podobne fenomeny dają się zaobserwować u hospi-talizowanych, mocno opóźnionych w rozwoju dzieciach w ich wizualno-moto-rycznym doświadczeniu środowiska. Osadzenie rzeczy w środowisku tworzy się

3 O fenomenie depersonalizacji por. Kutter, 1977: 83; Brautigam, 1969: 110 i następne.

gerhard roth138

widocznie wzorcowo poprzez dotykanie i chwytanie. Podobnie konstytuuje się tożsamość ciała przez wyżej wymienione sensomotoryczne sprzężenie zwrotne, i to na gruncie nienależącego do ciała środowiska. Można to ująć w ten sposób, że mózg tworzy kognitywne otoczenie i kognitywne ciało przez wykluczenie: wszystko, co nie jest ciałem, jest otoczeniem, lub wszystko, co nie jest „we-wnątrz”, jest „na zewnątrz”.

Ta granica pomiędzy kognitywnym ciałem i kognitywnym środowiskiem wewnątrz całego kognitywnego świata jest granicą bezpośrednią, ponieważ pośredniczenie między światem i mózgiem odbywa się przy pomocy organów zmysłowych, które egzystują w materialnym, „realnym” świecie organizmu, nie egzystują natomiast wewnątrz kognitywnego świata, czyli w „rzeczywistości” naszego mózgu. Mózg sytuuje oba te obszary, by tak powiedzieć, dokładnie obok siebie. Dlatego przeżywamy rzeczy i procesy naszego środowiska faktycznie jako bezpośrednie, ponieważ obszary świata rzeczy i świata ciała posiadają, jako kon-stytuowane przez mózg, ten sam ontologiczny (mianowicie kognitywny) status. Tak nam się to jawi, gdy spoglądamy na świat przez nasze oczy, i widzimy nawet nasze zacienione oczodoły. Nie mamy świadomości, że między nami i światem jest jakakolwiek instancja pośrednicząca.

Dlatego bardzo mylące są wypowiedzi wielu teoretyków postrzegania mó-wiących, że świat doświadczany zmysłowo jest w rzeczywistości wewnątrz naszej głowy, tudzież w mózgu. To stwierdzenie prowadzi następnie do speku-lacji o tym, w jaki sposób nasze spostrzeżenia, które przecież powstają „tam w środku”, wychodzą „na zewnątrz”. To często stawiane pytanie zapomina, że to „na zewnątrz”, które postrzegamy, jest kognitywnym „na zewnątrz” i nie może być mylone z „na zewnątrz” realnego świata, w którym żyje nasz orga-nizm. Nasz mózg wytwarza przy konstrukcji kognitywnego świata, jak wyżej pokazano, jednocześnie pewne „wewnątrz” i pewne „zewnątrz”, które są do siebie nawzajem odniesione. Mówiąc abstrakcyjnie, wielu teoretyków łączy ze sobą dwa ontologicznie całkowicie różne światy, ten materialny (w najgłęb-szym fizykalnym sensie), realny świat organizmu i kognitywny świat „rzeczy-wisty”, które są powiązane prawdopodobnie przyczynowo, a nie przestrzennie. Mózg, który jest mi dostępny, który ja, jako anatom i fizjolog, mogę obejrzeć i badać na przykład w obrębie wspomnianego fikcyjnego samobadania, ist-nieje wewnątrz mojej kognitywnej przestrzeni i nie jest naturalnie identyczny z realnym mózgiem, który tę kognitywną przestrzeń wcześniej ukonstytuował. To co ja, leżąc na stole operacyjnym, widzę na monitorze lub w lustrze, uwa-żam naturalnie w tym momencie za ujawniony mózg, który „to wszystko”, co ja przeżywam, wytwarza. Gdyby tak jednak było, miałbym przed sobą para-doksalną sytuację: mógłbym być jednocześnie poza sobą i w sobie. Mówiąc inaczej: mój mózg mógłby ujrzeć sam siebie z zewnątrz przez to, że wytwa-rza w sobie świat, w którym on sam jest identycznie zachowany. To przecież prowadziłoby do nieskończonych odbić mózgu w samym sobie. Rozwiązanie

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość 139

tego paradoksu polega na tym, że mózg, który jest postrzegany, jest kognityw-nym konstruktem postrzegającego, tj. konstruującego mózgu i jako taki sam nie może postrzegać.

Bliższe określenie „przestrzennego” stosunku pomiędzy realnym i kognityw-nym, „rzeczywistym” światem jest dlatego tak trudne, ponieważ pojęcie prze-strzeni jest naturalnie również natury kognitywnej. Świat, o którym czynimy przestrzenne wypowiedzi, jest albo zmysłowo doświadczanym światem, albo abstrakcyjnym światem fizyki, który nie jest realnym światem, lecz raczej wypro-wadzonym od świata zmysłowego mającym odpowiadać mniej lub bardziej real-nemu światu – tak bardzo, jak tylko byśmy my, naukowcy, chcieli przyjmować lub wierzyć. Przez te nadzieje nie zmienia się jednak jego ontologiczny status. Ważność ogólnej teorii względności nie jest dowiedziona w realnym świecie, lecz w – nam samym dostępnym – sensualno-kognitywnym świecie, na przykład przez obserwacje astronomiczne, a potwierdzenie określonych teoretycznych za-łożeń dowodzi jedynie ich zgodności z obserwacjami.

Dlatego nie możemy używać ani potocznego, ani fizycznego pojęcia prze-strzeni do określenia związku między kognitywnym i realnym światem, bo oba światy mają gruntownie inny status ontologiczny. Nie ma bowiem sensu mówić, że świat kognitywny istnieje w świecie realnym, ponieważ byłoby to założe-nie geometrii obejmującej oba światy, geometrii „hiperprzestrzeni”. Również używane w tym kontekście przez niektórych teoretyków kreślenie, jakoby oba światy miały znajdować się w układzie prostopadłym, jest tylko w sposób ogra-niczony pomocne. Sugeruje, że moglibyśmy jednak coś o tej „hiperprzestrzeni’ powiedzieć.

Z tego, co wyżej powiedziano wynika również, że tzw. intelektualne procesy mózgu, jak myślenie i wyobrażanie, posiadają ten sam ontologiczny status, co postrzeganie „zewnętrznego” świata, choć są one zazwyczaj odczuwane w spo-sób z goła odmienny. Pojawia się przy tym wciąż nierozwiązana kwestia: w jaki sposób udaje się mózgowi skutecznie odróżniać procesy intelektualne od ciele-snych odczuć? Przecież również intelektualne procesy są koniecznie powiązane z potencjałem nerwowym: można dziś przy pomocy badań EEG lub tomografu rozpoznać prądy mózgowe, które są powiązane z aktywnością mózgu. Nie różnią się one w ich elektro-fizycznej naturze niczym od sensorycznych lub motorycz-nych prądów mózgowych. Także tu potrzebuje mózg wewnętrznego kryterium wyróżnienia, które zapobiega pomyleniu realności z czystym myśleniem. Może-my przyjąć, że przynajmniej częściowo jest to kryterium topologiczne, ponieważ procesy myślenia i wyobrażania mają miejsce w oddzielnych obszarach mózgu. Interesująca jest okoliczność, że jesteśmy tym bardziej skłonni przypisać halu-cynacyjnemu odczuciu charakter odczucia prawdziwego, im bardziej jest ono żywotne i bogate w detale, i odwrotnie, że o tyle prędzej mylimy prawdziwe odczucie zmysłowe z oczywistym wyobrażeniem, im bliżej jest ono tzw. progu odczuwania, czyli jawi się niewyraźnie (Siegel 1977).

gerhard roth140

Zatem na pierwsze z wyżej postawionych pytań można odpowiedzieć w ten oto sposób: bezpośredniość doświadczenia zmysłowego, która została uznana przez wielu filozofów za bazę naszego poznania świata, a przez fizjologów za kompletną zagadkę, sama jest konstruktem mózgu, w którym odgranicza on (ko-gnitywny) sensualny świat od (kognitywnego) świata ciała i świata „mentalnego”. Obszary te – mówiąc obrazowo – zderzają się ze sobą. Pogląd, wedle którego mózg miałby być systemem otwartym na zmiany w środowisku, nie pozwala pojmować bezpośredniego zmysłowego doświadczenia jako konstruktu.

Przejdźmy teraz do drugiego pytania, mianowicie do pytania o niezawodność funkcji tego wewnątrz generowanego kognitywnego świata. Mózg daje się ująć jako samoreferencyjny lub samoeksplikatywny system. Przez funkcjonalną samo-referencyjność systemu rozumiem właściwość, która polega na tym, że system współdziała rekursywnie lub cyrkularnie z własnymi stanami tak, że każdy stan wynika z interakcji wcześniejszych stanów. Systemy samoreferencyjne są w ich sekwencjach stanów samookreślone lub autonomiczne. Ich sekwencje stanów nie są sterowane z zewnątrz. Ważne jest, że samoreferencyjność nie oznacza izolacyjności: systemy samoreferencyjne są koniecznie podatne na zewnętrzny wpływ i modulacje. Działania tego wpływu, jego długość i jakość, są jednak całkowicie przez system określone. To znaczy, że to system stwierdza, czy ze-wnętrzne zdarzenie może w ogóle na system wpływać i, jeżeli tak, to w jaki sposób oraz w jakiej mocy.

Mózg, jako neuronalny aparat, jest właśnie takim samoreferencyjnym sys-temem. Jego stany neuronalne są cyrkularnie uporządkowane, współdziałają ze sobą w nieskończony rekursywny sposób. Może być on poddany oddziaływaniom i zmianom środowiska poprzez organy zmysłowe, ale sposób tego oddziaływania jest przez niego samego (przez jego funkcjonalną samoorganizację) określony. Jednocześnie mózg jest systemem semantycznie samoreferencyjnym lub samoek-splikatywnym: przypisuje swoim własnym stanom znaczenia, które pochodzą od niego samego. W ten sposób może on decydować tylko na podstawie wewnętrz-nych kryteriów, czy stany wzbudzenia, których w sobie doświadcza, są zdarze-niami zewnętrznego świata, ciała czy też obszarów psychiczno-intelektualnych oraz jakie specjalne znaczenie zdarzenia te posiadają. Na gruncie logiki pojęć na-leży odróżnić samoreferencyjność funkcjonalną od semantycznej, ponieważ nie wszystkie funkcjonalnie samoreferencyjne systemy rozwijają samoreferencyjność semantyczną; jest to związane ze specyficznymi samoreferencyjnymi zasadami organizacji mózgu. Można jednak wykazać, że semantyczna samoreferencyjność jest skutkiem funkcjonalnej samoreferencyjności mózgu.

W jaki sposób jednak, by powtórzyć powyższe pytanie, tego rodzaju samore-ferencyjny i samoeksplikatywny system może pozyskać potrzebną do przeżycia wiedzę o środowisku, w którym on i jego organizm muszą przetrwać? Żeby to zrozumieć, porównajmy mózg do osoby, która podróżuje przez obcy kraj, by dowiedzieć się o ważnych rzeczach lub po prostu cało dotrzeć do domu. Osoba

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość 141

ta nie mówi jednak w języku tego kraju, jest wobec tego skazana na pomoc tłumaczy. Oczywiście nie ma też możliwości sprawdzenia, czy poszczególne tłumaczenia są poprawne (wiedza ta jest ogromnie ważna).

Co może zrobić nasza osoba? Żeby uzyskać wgląd do poprawności pracy tłumacza, ma trzy możliwości.

Pierwszą jest podstawowe oszacowanie wiarygodności tłumacza (np. na podstawie jego pochodzenia, wykształcenia itd.); może się okazać, że tłumacz jest znany ze swojej wiarygodności od dawna. W przypadku mózgu odpowiada to faktowi, że przez długą filogenezę i przez podobne do wytłaczania ontoge-netyczne procesy uczenia się zagwarantowane jest mniej lub bardziej pewne przyporządkowanie organów zmysłowych do określonych centrów zmysłowych, a jakości zmysłowych do określonych lokalnych wzbudzeń w mózgu. Założenie wewnętrzne: „to wzbudzenie, które tu dociera, musi być wizualnym kontrastem”, jest uzasadnione anatomią mózgu, to znaczy przez ogólne odrutowanie mózgu. Na gruncie badania ontogenezy musimy faktycznie przyjąć, że to odrutowa-nie jest mniej lub bardziej pewnie wcześniej ustalone. Topologia sensorycznych i motorycznych pól opracowujących w mózgu jest częściowo dalekim dziedzic-twem sięgającym kręgowców i wykazuje zaledwie małą plastyczność.

Druga możliwość, którą dysponuje nasz fikcyjny podróżnik, jest taka, by po-starać się o dwóch tłumaczy i porównywać ich tłumaczenia. Chciałbym to nazwać „paralelną” próbą spójności. Mózg nie czyni nic innego, gdy „zawiadomienia” różnych obszarów zmysłowych porównuje ze sobą, sprawdzając ich treść. W ten sposób w ułamku sekundy są sprawdzane zmysł równowagi, receptory postawy ciała w mięśniach i stawach oraz zmysł wzroku odnośnie ich spójności pod wzglę-dem zachowania i ruchu ciała oraz relatywnej sytuacji ciała w przestrzeni, i to przez wiele miliardów komórek nerwowych móżdżka. Rozbieżności pomiędzy przychodzącymi informacjami prowadzą albo do kompensacyjnych zmian zacho-wania, albo, gdy te nie przynoszą rezultatu, do zapaści całego systemu, omdlenia, silnych halucynacji. O wiele mniej dramatyczne jest zestrojenie pomiędzy różny-mi sensorycznymi wzbudzeniami ze środowiska. Tutaj systemowi sensorycznemu udaje się zazwyczaj wytrzymać zaburzenia i „oczyścić się” z dylematu.

Trzecia możliwość to postępowe sprawdzanie spójności: nasz podróżnik ma chwilowo tylko jednego tłumacza do dyspozycji, ale porównuje nadchodzące tłumaczenia po kolei według wewnętrznej spójności, to znaczy według tego, czy to, co tłumacz mówi ma „sens” i nie zawiera żadnych wewnętrznych sprzecz-ności. To postępowe sprawdzanie spójności przeprowadza mózg przy pomocy pamięci. W kilku milisekundach całe napływające sensoryczne wzbudzenie zo-staje porównane z wcześniejszymi wzbudzeniami i skutkami ich interpretacji. Podczas gdy dwa pierwsze rodzaje wewnętrznych sprawdzianów spójności są mniej lub bardziej sztywno określone i przy błędnym funkcjonowaniu wywo-łują ostre kryzysy, trzeci rodzaj jest elastyczny, daje się korygować i skutkuje najlepszym zestrojeniem.

gerhard roth142

Mamy zatem, w przypadku mózgu, do czynienia z systemem, który chociaż jest na środowisko kognitywnie zamknięty, jednak poprzez organy zmysłowe podatny jest z jego strony na wielorakie wpływy. Jednakże mózg nie doświad-cza oddziaływań środowiska bezpośrednio, lecz tylko na i w sobie samym, na własnym – by tak powiedzieć – duchu, i musi z jednorodnej mowy neuronów konstruować wielorakość świata zewnętrznego. Nie chodzi tu w żadnym wypad-ku o rekonstrukcję, jak przypuszcza wielu teoretyków poznania (Vollmer 1980), bo do tego mózg musiałby znać oryginał (chyba, że „rekonstrukcję” rozumie się jako składanie ze sobą jako tako do siebie pasujących części bez znajomości oryginału).

Ta swoista jednoczesność kognitywnego zamknięcia i podatności na wpływ otoczenia przysparza zrozumieniu funkcjonalnej organizacji mózgu dużych trud-ności, ponieważ pojęcie „kognitywnego zamknięcia” może być łatwo mylone z „izolacją od świata”. Jest jednak jasne, że mózg faktycznie odizolowany od świata nie mógłby nigdy wykazywać zachowania umożliwiającego przeżycie, to znaczy zachowania, dzięki któremu on sam zostanie zachowany. Neurofizjolog, który bada reakcje neuronów lub części mózgu na zewnętrzne bodźce, stwierdza mniej lub bardziej bezpośredni związek między mózgiem a środowiskiem. Trak-tuje on mózg tak, jak gdyby był on kognitywnie otwarty. Tak naprawdę może on to czynić do pewnego stopnia tylko przy tych mózgach, w których związek bodźca i reakcji jest bardzo silny, nie biorąc jednocześnie pod uwagę, że ten sil-ny związek mógł zostać wywołany przez metodę prób i błędów. Wiele mózgów wykazuje, na relatywnie szerokim poziomie elektrofizjologicznych odprowadzeń, że neuronalne odpowiedzi na określone bodźce nie zawsze dają się przewidzieć i że samoreferencyjność badanych mózgów ujawnia się, by tak rzec, na czubku elektrody (Elektrodenspitze). Nie jest to zresztą przypadek tylko bardzo skom-plikowanych mózgów ssaków, lecz także, na przykład, mózgów insektów, w któ-rych pojedyncze neurony posiadają często wysoce integracyjną funkcję.

Argumentowi kognitywnego zamknięcia przeciwstawia się często kontrar-gument, wedle którego wynik konstrukcji świata zewnętrznego i ciała zostaje z reguły natychmiast lub z opóźnieniem przekształcony w działanie. Stąd wyni-kać miałaby możliwość kontroli przez „praktykę”. Jednak działanie organizmu i jego skutki nie są nigdy dane mózgowi wprost, lecz tylko poprzez sensoryczne meldunki zwrotne. To znaczy, że mózg znów jest tą instancją, która sprawdza na sobie i w sobie, jakie skutki posiada określone działanie i jakie korekcje powinny być przeprowadzone. Istnieją liczne przykłady tej wewnętrznej kontroli działania oraz jej błędnego funkcjonowania. Najbardziej dobitne są sytuacje, w których wizualno-motoryczne sprzężenie zwrotne zostaje zaburzone przez nakładanie się horyzontalnych lub wertykalnych pryzmatów inwertujących. Okazuje się jednak, że mózg może tego typu fundamentalne zaburzenie niemal zupełnie kompenso-wać wewnętrznie przez to, że obraca on obraz wizualny na pozycję motorycznie właściwą. Jako wyraźny dowód na wewnętrzną, samoreferencyjną reorganizację

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość 143

świata postrzegania możemy w tych okolicznościach uznać fakt, że po zdję-ciu długo noszonych okularów, świat widziany jest odwrotnie. Fakt, że trwa to jeszcze jakiś czas (zanim świat nie będzie znów „w porządku”), oznacza, że mózg może dowolnie dysponować przestrzenną orientacją widzialnego świata, by uzyskać wewnętrznie spójną percepcję (Kohler 1962; von Campenhausen 1981: 100 i następne).

Temu powyższemu kognitywnemu celowi spójnej percepcji i interpretacji świata zostają również podporządkowane fundamentalne odniesienia do rze-czywistości, tak jak pokazuje to przykład kognicji psychopatycznej. To, że nie istnieje żadna zewnętrzna „obiektywna” instancja kontrolna, jest właśnie istotą samoreferencji i samoeksplikacji. Rezultat samoreferencyjnej, wewnętrznej oce-ny własnego działania jest ciągle tylko tymczasowy, może się on jednak wraz z przybierającym doświadczeniem potwierdzać, ale również ocena przebiegu oceny pozostaje wewnętrzna. To znaczy, że psychopata przez swoją „szaloną” praktykę będzie się czuł równie upewniony jak zdrowy człowiek przez swoje normalne czyny. Tylko zewnętrzny obserwator przyzna jednemu normalność, drugiemu zachowanie szaleńca. „Normalność” zewnętrznego obserwatora jest właśnie przez to konstytuowana, że posiada on świadomość zgodności pod względem swoich kognitywnych wysiłków z dużą liczbą swoich bliźnich. Na często stawiane pytanie: „Skąd właściwie wiemy, że jesteśmy normalni, a nie szaleni?”, można, dzięki powyższej wskazówce, odpowiedzieć, że „szaleniec” na ogół subiektywnie cierpi na inność swojego postrzegania lub przynajmniej zdaje sobie z tego sprawę; gdyby świat był pełen psychopatów w rozumieniu psychologiczno-klinicznym, wówczas każdy z nich prawdopodobnie postrze-gałby i odczuwał inaczej. W przeciwieństwie do nich „normalni” potwierdzają swoją normalność z możliwie największą liczbą ludzi. Szaleństwo, które posiada większość ludzi w podobny sposób, nie może być za szaleństwo uznane.

Winniśmy jednak spytać, dlaczego mózg jest właściwie systemem samore-ferencyjnym? Dlaczego nie wytwarza sobie bezpośredniego dostępu do świata? Wówczas problemy sprawdzalności zostałyby rozwiązane.

Systemem rzeczywiście otwartym na środowisko jest na przykład system odruchowy, w którym określonemu bodźcowi przypisana jest określona reakcja. Taki system może posiadać zachowania o wiele bardziej skomplikowane, jeżeli tylko dysponuje odpowiednio wieloma odruchami lub łańcuchami odruchów. Jest on jednak sztywno związany ze środowiskiem i poddany jego fluktuacjom. Jest zatem sterowany z zewnątrz, a więc heteronomiczny.

Chciałbym poniżej krótko pokazać, że samoreferencyjność mózgu jako przeciwieństwo systemu odruchów nie jest pomyłką ewolucji lub złem koniecz-nym funkcjonalnej organizacji mózgu, lecz koniecznym warunkiem wydolności kognitywnej, którą człowiek uskutecznia. Krótko mówiąc, świadome postrze-ganie, zaplanowane działanie i skuteczne przezwyciężanie bardzo skompliko-wanego środowiska (także środowiska społecznego) są możliwe jedynie przez

gerhard roth144

semantycznie samoreferencyjny i samoeksplikatywny system, jakim jest mózg ludzki.

O ewolucji mózgu kręgowców od tzw. prymitywnych kręgowców aż do człowieka uważa się, że wielkość mózgu skorelowana jest mocno ze zdolnością do uczenia się i do złożonych działań, a w związku z tym do przezwyciężenia coraz bardziej skomplikowanego środowiska. Chciałbym otworzyć tu kwestię: czy wzrost wielkości mózgu w obrębie ludzkiej ewolucji był produktem pre-sji doboru coraz bardziej skomplikowanego środowiska, czy też mózg stał się większy i bardziej skomplikowany, na co wiele wskazuje, z powodu rozwoju wewnętrznego i dyferencjacji, a człowiek dopiero wtórnie postawiony został w obliczu coraz bardziej skomplikowanego środowiska, które musiał przezwy-ciężyć (Gould 1977)?

Godne uwagi w tym rozwoju jest to, że pojemność sensorycznych wejść, tzn. zdolności organów zmysłowych do obejmowania środowiska, zwiększyła się tyl-ko nieznacznie. Nerw optyczny, po którym rozpoznać można wizualne wejście do mózgu, obejmuje u żaby 500 000 tysięcy włókien. U człowieka ta liczba sięga około miliona. Ale podczas gdy mózg żaby posiada jedynie kilka miliardów komó-rek mózgowych, ludzki mózg posiada ich około biliona. Oznacza to, że sensoryka pierwszego rzędu w obrębie ewolucji kręgowców zwiększyła się tak naprawdę nieznacznie. To, co rozwinęło się i wzrosło do potężnej skali w ewolucji ludzkiego mózgu, to regiony opracowujące drugiego i trzeciego rzędu, a szczególnie wszyst-kie te areały, które porównują sensoryczne wzbudzenia o różnych modalnościach z wcześniejszymi sensorycznymi, ale i motorycznymi stanami, dokonując tym samym wewnętrznej oceny. Mózg, zamiast obejmować swoje środowisko coraz dokładniej przy pomocy rozwoju pojemności organów zmysłowych, obrał w swo-jej filogenezie kierunek przeciwny, mianowicie zwiększenie do ogromnej skali i uczynienie skutecznym wewnętrznego systemu oceny.

Dzięki licznym eksperymentom psychologii postrzegania wiemy, że nasze organy zmysłowe „meldują” z reguły jedynie o ograniczonej ilości bodźców ze środowiska i że mózg poprzez wewnętrzną aktywność konstruuje z tego kohe-rentny świat postrzeżeń (Metzger 1975). Chociaż prowadzi to czasem do błędów (gdy przeoczamy niewielkie zmiany), umożliwia mózgowi generowanie z dużą prędkością kompleksowych przebiegów postępowania. Nasze postrzeganie, które jawi się nam jako określone przez bezpośrednią sensorykę, w rzeczywistości powstaje w głównej mierze z produktów pamięci, to znaczy ze zdarzeń, które nasz mózg w minimalnie namacalnym środowisku uznaje za prawdopodobnie istniejące. Mimo tego, że rzadko wchodzimy w sensoryczny kontakt z otocze-niem w sposób skoncentrowany, mamy ciągle spójną wizję postrzeganego świata. Dopiero, gdy zmuszamy się, by ujmować otoczenie dokładniej i w detalach, zauważamy, jak powoli pracuje wówczas nasze postrzeganie. Gdy jednak po-strzeganie powierzchowne przestaje być pożyteczne dla przeżycia, postrzeganie szczegółowe i dokładne staje się szybsze. To, czego człowiek i jego przodkowie

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość 145

potrzebowali do przeżycia, względnie to, co wytwarzało ich przewagę, było zdolnością do pośpiesznego działania w skomplikowanych sytuacjach, także społecznych. Nadzwyczaj rozwinięta samoreferencyjność mózgu jest – tylko pozornie paradoksalną – podstawą oczywistej zdolności człowieka do opanowy-wania skomplikowanych sytuacji. Zewnętrzne skomplikowanie jest dzięki temu redukowane przez skomplikowanie wewnętrzne. Gdyby ludzki mózg był, jak dotąd sądzono, systemem rzeczywiście otwartym, tzn. nastawionym na dokładne rejestrowanie świata, byłby zalewany przez powódź wydarzeń ze środowiska i w ogóle niezdolny do sterowania sensownym działaniem.

Dużą potencję mózgu stanowią tzw. kognitywne wydolności stabilizacyj-ne, które umożliwiają to, że możemy radzić sobie w ciągle zmieniającym się środowisku. Jesteśmy w stanie identyfikować obiekty pod różnymi względami, w różnym świetle i kontekście, odbieramy otoczenie jako stabilne mimo czę-ściowo silnych ruchów względnych między ciałem i środowiskiem. Mechani-zmy cerebralne, które umożliwiają te wydolności stabilizacyjne, są do dziś tylko częściowo poznane (dotyczą częściowo tzw. zasady Reafferna), ale wiadomo, że muszą być bardzo złożone oraz absorbować dużą część mózgu. Ma to miejsce na przykład wówczas, gdy mózg dokonuje nadzwyczajnego wysiłku przy roz-poznawaniu ludzkiej twarzy oraz przy pojmowaniu ludzkiej mowy, tak by jej sens mógł być określony nawet w akustycznie złych warunkach (von Campen-hausen 1981: 98 i następne). Te wydolności zostały dopiero w ostatnim czasie docenione, kiedy próbowano wytworzyć podobne u robotów pracujących przy technicznym procesie produkcji (rozpoznawanie narzędzi lub części produkcyj-nych w zmiennych pozycjach). Tylko najprostsze abstrakcyjne wysiłki stanowią dla tych systemów dużą trudność.

Abstrakcja, tworzenie inwariantów czy stałość obiektu są wydolnościami, które dla przeżycia w skomplikowanym, fluktuującym środowisku są życiowo niezbędne i które mogą być przeprowadzone tylko przy nadzwyczaj dużym neu-ronalnym wysiłku. Warunkują one całkowitą dyspozycyjność świata postrzegania dla sterującego zachowaniem mózgu, a to jest tylko wtedy dane, gdy mózg sam tworzy i kształtuje postrzegany świat. Trzeba się jednak w tym momencie odże-gnać od myśli, że miałoby to oznaczać jakąkolwiek dowolność lub samowolę. Jak już wspomniałem, wiele mechanizmów konstrukcji kognitywnego świata jest albo wrodzonych, albo ukształtowanych na sposób wytłaczania w ontoge-netycznym wcześniejszym procesie prób i błędów i są one mniej lub bardziej niesterowalne. Ostatecznie to wszystko nie oznacza, że postrzeganie poddane jest wpływowi wolnej woli kognitywnego „ja”.

To stwierdzenie prowadzi nas bezpośrednio do ostatniego z wyżej postawio-nych pytań, które brzmiało: Co lub kto jest podmiotem postrzegania i poznania? Skąd pochodzi, gdzie przebywa i co czyni?

W teoriach postrzegania i poznania spekulacje o naturze i możliwościach kognitywnego podmiotu, świadomie poznającego i postrzegającego świat Ja,

gerhard roth146

odgrywają dużą rolę. Podczas gdy behawioryści albo w ogóle negują istnienie kognitywnego Ja i świadomego poznania, albo uznają je za epifenomen – narzę-dzie mózgowej maszyny, inni filozofowie i psychologowie akcentują aktywną rolę poznającego i postrzegającego Ja. Liczne badania psychologii poznawczej dowodzą, że poznanie nigdy nie jest prostym odbiciem zewnętrznych wydarzeń, lecz selektywnie i kreatywnie przebiegającym procesem, w którym wcześniejsze doświadczenia, emocje i oczekiwania występują w znacznej ilości. Nie widzimy tylko linii, kontrastów, kształtów, związków porządkowych i przyczynowych tam gdzie „obiektywnie” nie występują, lecz widzimy „obiektywnie” występujące przedmioty często nadzwyczaj różnie, zwłaszcza, gdy są emocjonalnie i doświad-czalnie obciążone. Psychologia postrzegania zapełnia całe tomy relacjami o wprost absurdalnych zniekształceniach treści spostrzeżeń i o kognitywnych fikcjach, na przykład w związku z zeznaniami świadków przed sądem. Wszystko to wydaje się wskazywać na potężną kreacyjną moc kognitywnego, poznawczego Ja.

Przeczą jednak temu wszystkim znane fakty, że Ja nie ma żadnego znaczą-cego wpływu na swoje postrzeganie. Nikt nie może dowolnie w obrębie swoich postrzeżeń z czerwonego krzesła zrobić zielonego, choć przecież jasne jest, że kolory są „czysto subiektywnym” fenomenem, a złudzenia związane z kolorami występują bardzo często. Żaden głodny nie może, w drodze kognitywnej decyzji, uczynić z kamienia kawałka chleba, mimo że wiadomo, iż osoba głodna, gdy stan głodu trwa wystarczająco długo, przeżyje skrajne halucynacje o stołach pełnych jedzenia. Są psychopaci, którzy całkowicie przekonani uważają się za Napole-ona lub chińskiego cesarza, ale żaden człowiek nie może przez czysty akt woli dopuścić do swojej świadomości tego typu kariery jako wiarygodnej.

To wskazuje nam, że z jednej strony kognitywny świat daje się przeformo-wać aż do absurdu, jednak z drugiej strony tak zwany kognitywny podmiot nie jest aktorem ani producentem tego procesu, lecz o wiele bardziej jego przedmio-tem. Kognitywny podmiot/przedmiot nie może kształtować postrzegania, wydaje się mu raczej w o wiele większym stopniu podlegać.

Potwierdza to zatem bezowocność wszelkich prób zlokalizowania Ja w mó-zgu, których przez lata podejmowali się liczni filozofowie, psychologowie i ba-dacze. Nie znaczy to znów, że nie można nic o anatomicznych i fizjologicznych podstawach świadomego Ja i świadomego postrzegania powiedzieć. Sytuacja nie wygląda aż tak źle. Wiadomo z licznych klinicznych badań na pacjentach z uszkodzeniami mózgowia, że w konstytuowaniu Ja biorą udział cztery duże funkcjonalne obszary mózgu. Jest to, po pierwsze, pień mózgu, a szczególnie formatio reticularis, które steruje przytomnością, uwagą i skupieniem. Po dru-gie, sensoryka i sensomotoryka, które, jeżeli chodzi o świadome postrzeganie, można znaleźć w tzw. systemie wzgórkowo-korowym międzymózgowia i kreso-mózgowia. Po trzecie, obszar pamięci, w którym system limbiczny odgrywa rolę decydującą. I w końcu system koordynacji działań i planowania, który znajduje się w obszarze czołowym kory mózgowej.

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość 147

Te cztery duże funkcjonalne systemy naszego mózgu konstytuują nasze świa-dome postrzeganie i poczucie tożsamości naszego Ja. Podczas gdy brak formatio reticularis w pniu mózgu powoduje utratę świadomości, której głębokość może być różna, to braki pozostałych systemów nie prowadzą nigdy do całkowitego zaniku świadomości Ja, lecz do bardzo osobliwych zmian, które dotyczą na przy-kład niemal całkowitego zaniku pamięci. Prawdziwe wypaczenie tożsamości Ja występuje przy określonym uszkodzeniu płata czołowego, którego łagodny wa-riant polega na niezdolności pacjenta do skoncentrowania się na tym, co i w jaki sposób jest do zrobienia (Łuria 1970).

Świadomość Ja nie ma zatem żadnego dokładnie zlokalizowanego miejsca w mózgu: w jej konstytuowaniu biorą udział liczne funkcjonalnie i przestrzennie bardzo różne obszary. Nie ma ponadto struktury jednorodnej, nawet wówczas, gdy mówi się o „ścisłej świadomości” i bezpośredniej dostępności (Gegebenhe-it) Ja. Moja teza brzmi, że Ja jest koniecznie występującym, wysoce skompli-kowanym, samoreferencyjnie zorganizowanym kognitywnym systemem. Jeżeli przyjrzymy się czterem współkonstytuującym świadome postrzeganie wielkim systemom mózgu, które wcześniej wskazałem, stwierdzimy, że są one ze sobą w wysokim stopniu wzajemnie powiązane i tworzą wielokrotnie zawierające się kręgi wzbudzeń, w których uczestniczą miliardy komórek nerwowych. Systemy te odtwarzają się jeden w drugim z ich każdorazowym wzorem wzbudzenia w ułamku sekundy: sensoryczny system wzgórkowo-korowy w system pamięci i odwrotnie, system przytomności i „system planowania” nawzajem w siebie oraz w dwa inne systemy i odwrotnie itd. Powstaje przez ten nieskończony cyr-kularny i wzajemny proces odtwarzania wielowymiarowej przestrzeni kognityw-nej, która jest identyczna ze światem naszych przeżyć i której tylko część, i to nie największą, stanowi nasz świadomy świat przeżyć. Niektóre ze stanów tej grupy systemów otrzymują w specyficzny sposób uwydatnienie, którego doświadczamy jako świadomość, lub lepiej: którym sami jesteśmy. To nadanie świadomości zależy, o ile wiemy, po pierwsze od specyficznego odczuwania naszego ciała, po drugie od sensorycznego sterowania uwagą i w końcu od ciągłej obecności specyficznej zawartości pamięci, która ma związek z naszymi indywidualnymi historiami.

Pytanie, dlaczego wykształciła się świadomość Ja i jakie wykonuje czyn-ności, ciągle sprawia trudności. Istnieje grupa filozofów, którzy przyjmują, że świadomość Ja musi odgrywać ważną rolę, ponieważ wszystko, co wykształci-ło się w drodze ewolucji, posiada funkcję umożliwiającą przeżycie. Niektórzy filozofowie przyjmują, że nasza świadomość jest rodzajem sceny, na której nasze myśli mogą przeprowadzać próby, dopóki nie zdecydują się na zamianę w czyn. W związku z tym przywołuje się bardzo często argument, że wygod-niej byłoby pozwolić wyobrażeniom i hipotezom umrzeć po tym, jak zostanie dowiedziona na owej scenie ich nieprzydatność, niż ryzykować śmiercią orga-nizmu.

gerhard roth148

Ta hipoteza natrafia jednak na trudności wobec wielu psychologicznych i kli-nicznych doświadczeń. Ciągle nie dowiedziono, że nasze świadome postrzega-nie ma jakikolwiek wpływ na nasze działanie, jak nie dowiedziono również, że istnieje coś takiego, jak akt woli. Najnowsze psychologiczne eksperymenty wzmacniają od dawna uznane przypuszczenie, że subiektywna decyzja woli jest prostym epifenomenem (być może nawet tylko językowo wygenerowanym). Większa część naszego działania zachodzi bez zaplanowanej świadomej akcji, często przecież czynimy coś, czego wcześniej nie zaplanowaliśmy.

Cały szereg klinicznych badaczy mózgu, którzy zajmowali się problemem świadomego postrzegania i jego zaburzeniami, reprezentuje pogląd, że jest ono regulacją ogniska mózgu na własne, w określonym momencie szczególnie ważne, wewnętrzne procesy, przy czym to ognisko, jak wcześniej wykazaliśmy, odczu-wane jest jako ściśle ograniczone, choć ukonstytuowane sensorycznie, emocjo-nalnie i stosownie do pamięci. Analizy sterowania naszej uwagi wskazały na faktyczne występowanie właśnie tych komponentów, jak również na inny nad-zwyczaj istotny fakt, że mianowicie uwaga może się sama kierować także „do wewnątrz”, to znaczy na nasze myśli, emocje i zawartości pamięci, a nie tylko na sensoryczne wydarzenia.

Tym niemniej nie można wykluczyć, że kognitywny podmiot występuje w związku z planowaniem działania jako wewnętrzny proces rozważania, który jednak w żadnym wypadku nie musi być ciągle świadomy. Potwierdza to fakt, że poczucie tożsamości Ja i zdolność planowania działań są u większości ssaków słabo rozwinięte i dopiero u małp człekokształtnych osiągają ledwie do ludzkich warunków porównywalny wymiar. Rozważanie tego, co należy zrobić, zakła-da nie tyle istnienie pojedynczej instancji decyzyjnej, ile raczej porównywanie bardzo wielu danych z bardzo różnych obszarów mózgu. To mogłoby wyjaśnić wyraźnie skomplikowaną strukturę Ja – nie byłoby ono żadną autonomiczną instancją, lecz specyficznie uwydatnionym skomplikowanym stanem mózgu.

Spróbujmy teraz zebrać powyższe uwagi w kilka porządkujących tez: 1. Mózg jest systemem samoreferencyjnym i samoeksplikatywnym. Oznacza

to, że jest funkcjonalnie zamknięty i reaguje tylko na swoje własne sta-ny. Nie ma żadnego bezpośredniego dostępu do świata zewnętrznego. Przy interpretacji własnych stanów postępuje tylko wedle wewnętrznych zasad sprawdzania spójności. Ta samoreferencyjność nie jest żadną pomyłką ewo-lucji lub jej koniecznym błędem, lecz podstawą nadzwyczajnych wydolności stabilizacyjnych i decyzyjnych, które są z kolei warunkiem dla wyjątkowej zdolności mózgu do wytwarzania skomplikowanego środowiska i posługi-wania się skomplikowanym środowiskiem.

2. Tylko systemy samoreferencyjne są w stanie konstytuować kognicję, czy-li tworzyć dyspozycyjną rzeczywistość. Poszczególne neuronalne systemy, które wchodzą w bezpośredni kontakt ze środowiskiem, odtwarzając rze-czywistość „obiektywnie” (w ścisłym tego słowa znaczeniu), są systemami

Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość 149

refleksyjnymi. Te są jednak związane sztywno ze swoim środowiskiem i w związku z tym wysoce nieelastyczne. Mózg, jako system samoreferen-cyjny, rozwinął w długiej ewolucji (która obejmuje wszystkich przodków z grupy kręgowców, a więc okres około pół miliarda lat) oraz wewnątrz swojego indywidualnego historycznego rozwoju wewnętrzne procedury kon-trolne, które są niemal niezawodne w kwestii sterowania zachowaniem.

3. Na gruncie samoreferencyjnej organizacji, to znaczy ciągłego wzajemnego odwzorowywania się w sobie wyżej wymienionych wielkich systemów funk-cyjnych, realno-materialny mózg wytwarza dla siebie kognitywny świat, któ-ry dzieli dalej na środowisko, świat ciała i świat Ja (lub świat myśli) i kon-stytuuje te trzy światy tak, że różnią się one w sposób możliwie wyraźny. Kognitywny świat jest w sobie zamknięty przez to, że jest ukonstytuowany i zdefiniowany odnośnie do własnych obszarów składowych. Jest to rzeczy-wistość, w której żyjemy i której jesteśmy częścią. Nie tyle jesteśmy wobec niej postawieni, ile ona przenika nas na wskroś. Nasze Ja, które odczuwamy jako najbardziej bezpośrednie i konkretne, Ja którym sami jesteśmy, jest – by wyrazić się poetycko – fikcją, snem mózgu. O samym zaś mózgu, jako że jesteśmy jego snem lub fikcją, nie możemy nic wiedzieć. Dlatego też koniecznie jesteśmy sami dla siebie jedyną rzeczywistością.

4. Nawet jeżeli mózg jest systemem w sobie funkcjonalnie i kognitywnie za-mkniętym, nie znaczy to, że jest on odizolowany od środowiska. Jego sta-ny mogą być modulowane zdarzeniami środowiska zewnętrznego poprzez organy zmysłowe. Zasadniczą izolację wszystkich neuronalnych systemów od świata mózg znosi przez to, że tworzy on świat jako swoje środowisko wewnętrzne i nim się też posługuje. Dotyczy to zwłaszcza środowiska spo-łecznego. Nie ma wobec tego żadnej sprzeczności w tym, że nasza indywi-dualna, zamknięta w sobie rzeczywistość jest rzeczywistością społeczną, po-nieważ realny mózg, który wytwarza indywidualną rzeczywistość, może, jak pokazały to badania dwóch ostatnich dziesięcioleci, rozwijać swoje funkcje tylko w specyficznych warunkach społecznych. W tym sensie konstruowana przez nasz mózg rzeczywistość jest rzeczywistością społeczną, a nie monadą w rozumieniu Leibniza, chociaż faktycznie nie posiada żadnych okien na zewnątrz.

gerhard roth150

Bibliografia

Benseler F., Hejl P.M., Köck W.K., (red.), 1980, Autopoiesis, Communication and Society. The Theory of Autopoietic Systems in the Social Sciences, Frankfurt – Nowy Jork.

Bishof N., 1966, Psychophysik der Raumwahrnehmung, [w:] Wahrnehmung und Be­wußtsein. Handbuch der Psychologie, red. W. Metzger i H. Erke, t. 1/1, Göttingen, s. 307–408.

Bishof N., 1966a, Stellungs­, Spannungs­, und Lagewahrnehmung, [w:] Wahrnehmung und Bewußtsein. Handbuch der Psychologie, red. W. Metzger i H. Erke, t. 1/1, Göttingen, s. 409–497.

Brautigam W., 1969, Reaktionen, Neurosen, Psychopathien, wyd. II, Stuttgart.Buser A., Rougeul-Buser A., (red.), 1978, Cerebral Correlates of Conscious Experience,

Amsterdam – Nowy Jork. Campenhausen C. von, 1981, Die Sinne des Menschen, t. 1, Einführung in die Psycho­

physik der Wahrnehmung, Stuttgart – Nowy Jork.Dykes R.W., 1983, Parallel processing of somatosensoriy information: a theory, „Brain

Research Revies”, 6, s. 47–115.Gould S.J., 1977, Ontogeny and Phylogeny, Cambridge.Held R., Hein A., 1963, Movement-produced stimulation in the development of visually

guided behavior, „J. Com. Physiol. Psychol.”, 56, s. 872–876.Kirchfeld K., 1984, Linsen- und Komplexaugen: Grenzen ihrer Leistung, „Naturwiss.

Rundschau”, 37, s. 352–362.Kohler I., 1962, Experiments with goggles, „Sci. Amer”, 206/5, s. 63–72.Kutter P., 1977, Psychiatrie, Stuttgart.Łuria A.R., 1970, The functional organization of the brain, „Sci. Amer.” 222/3, s. 66–78.Maturana H.R., 1982, Erkennen: Die Organisation und Verkörperung von Wirklichkeit,

Braunschweig–Wiesbaden.Metzger W., 1975, Psychologie, wyd. V, Darmstadt.Planck M., 1965, Positivismus und reale Außenwelt, w: Vorträge und Erinnerungen,

Darmstadt, s. 228–245.Siegel R.K., 1977, Hallucinations, „Sci. Amer.”, 237/4, s. 132–140.Siegel R.K., West L.J., (red.), 1975, Hallucinations: Behavior, Experiments and Theory,

J. Wiley & Sons.Stadler M., Seeger F., Raeithel A.T., 1975, Psychologie der Wahrnehmung, Monachium.Stone J., Dreher B., Leventhal A., 1979, Hierarchical and parallel mechanisms in the

organization of visual cortex, „Brain Research Revies”, 1, s. 345–394.Vollmer G., 1980, Evolutionäre Erkenntnistheorie und Leib-Seele-Problem, [w:] Wie

Entsteht der Geist?, red. G. Böhme, Karlsruhe, s. 11–40.Vollmersa G., 1981, Ewolutionäre Erkenntnistheorie, wyd. III, Stuttgart. Vollmersa G., 1983, Mesokosmos und objektive Erkenntnis. Über Probleme, die von

Evolutinären Erkenntnistheorie gelöst werden, [w:] Die Evolutionen des Denkens, red. K. Lorenz i F.M. Wuketis, Monachium.

Wurtz R.H., Goldberg M.E., Lee Robinson D., 1982, Brain mechanisms of visual atten­tion, „Sci. Amer.”, 246/6, s. 100–107.

przeł. Bogdan Balicki

Niklas Luhmann

Autopoieza systemów społecznych

Myślenie i życie jako różne formy organizacji autopoietycznej

„Autopoieza” jest terminem czysto biologicznym, stworzonym, by definiować życie. Jego ekspansja w inne rejony była i jest przedmiotem dyskusji, zwykle jednak kończy się niepowodzeniem i opiera się na błędnych założeniach. Pro-blem wydaje się tkwić w tym, że już nasz sposób podejścia do sprawy budzi wątpliwości – mylimy nasze badawcze „hierarchie”.

Pozornie wydaje się, że możemy bezpiecznie powiedzieć: systemy psychicz-ne, czy nawet społeczne, są także systemami ożywionymi. Czy bowiem mogłaby istnieć świadomość lub życie społeczne bez życia (biologicznego)? A zatem, jeśli życie polega na autopoiezie, jak można sprzeciwiać się opisywaniu systemów psychicznych i społecznych jako autopoietycznych? W ten sposób zachowujemy bliskie związki między autopoiezą a życiem i stosujemy ten koncept zarów-no w przypadku systemów psychicznych, jak i społecznych. Jesteśmy niemal zmuszeni do takiego postępowania poprzez nasze aparaty pojęciowe (Maturana 1980; Hejl 1932; Bunge 1979). Jednakże natychmiast popadamy w kłopoty, kie-dy próbujemy precyzyjnie określić, czym są składniki psychicznych i społecz-nych systemów, których reprodukcja przez te same komponenty tych samych systemów rekurencyjnie określa autopoietyczną jedność systemu; i co oznacza „zamknięcie” w przypadku systemów psychicznych i społecznych, jeśli nasze teoretyczne podejście wymaga włączenia komórek, systemów neurofizjologicz-nych, systemów obronnych (etc.) żywych organizmów do ogółu psychicznych lub społecznych rzeczywistości?

Co więcej, ponieważ ma to związek z życiem – jako sposobem samorepro-dukcji systemów autopoietycznych – teoria autopoiezy nie osiągnęła poziomu ogólnej teorii systemów, która uwzględnia umysły i maszyny, system psychiczny

niklas luhMann152

i społeczny, społeczeństwa i krótkotrwałe interakcje. Z tego punktu widzenia sys-temy ożywione są szczególnym rodzajem systemów. Jeśli zdecydowalibyśmy się abstrahować od życia i definiować autopoiezę jako ogólną formę organizacji sys-temowej, wykorzystującą samoreferencyjne zamknięcie, musielibyśmy przyznać, że istnieją nie-ożywione systemy autopoietyczne, różne rodzaje autopoietycznej reprodukcji i ogólne zasady autopoietycznej organizacji, które materializują się jako życie, ale również jako inne rodzaje cyrkulacji i samoreprodukcji. Inny-mi słowy, jeżeli znajdziemy nie-ożywione systemy autopoietyczne w naszym świecie, wtedy i tylko wtedy będziemy potrzebować prawdziwie ogólnej teorii autopoiezy, starannie unikającej tych odniesień, które są prawdziwe tylko dla systemów ożywionych. Ale które aspekty autopoiezy pozostaną prawomocne na tym najwyższym poziomie, a które będą musiały z niego wypaść z powodu swoich powiązań z życiem?

W niniejszym tekście wykorzystano właśnie tę wielopoziomową perspekty-wę. Rozróżnia ona ogólną teorię samoreferencyjnych systemów autopoietycz-nych i wiele konkretnych poziomów, na których możemy wyróżnić systemy ożywione (komórki, mózgi, organizmy etc.), systemy psychiczne i społeczne (społeczeństwa, organizacje, interakcje) jako różne rodzaje systemów autopoie-tycznych (zob. poniższy schemat).

Rodzaje samoreferencyjnych systemów autopoietycznych

Samoreferencyjne systemy autopoietyczne

Systemy psychiczne

Systemy ożywione Systemy społeczne

komórki, mózgi, organizmy społeczeństwa, organizacje, interakcje

Ten schemat nie opisuje wewnętrznego zróżnicowania systemów. Nie jest to schemat operacji systemowych, ale ich obserwacji. Wyróżnia typy systemów i modele realizacji autopoiezy.

Podejście tego rodzaju jest użyteczne tylko wtedy, gdy jesteśmy gotowi za-akceptować anty-Arystotelesowskie założenie, że systemy społeczne, czy nawet psychiczne, nie są systemami ożywionymi. Koncept autopoietycznego zamknię-cia sam w sobie wymaga takiej teoretycznej decyzji i ostrego rozgraniczenia między myśleniem a życiem jako różnymi rodzajami autopoietycznej organizacji; systemy używające myślenia z kolei muszą być rozróżnione zależnie od tego, czy używają świadomości bądź komunikacji jako sposobów reprodukcji opartej

Autopoieza systemów społecznych 153

na znaczeniu. Wówczas, z jednej strony, musimy stworzyć teorię socjologiczną i psychologiczną spełniającą te wymagania; z drugiej zaś strony koncept autopo-iezy musi być oddzielony od konotacji biologicznych. Obydwa przedsięwzięcia są oczywiście współzależne. Ogólna teoria systemów autopoietycznych kształtuje podstawy teorii systemów psychicznych i socjalnych, jednakże sama w sobie będzie sensowna tylko i wyłącznie wówczas, gdy to oddzielenie się powiedzie, ponieważ w przeciwnym wypadku możemy nie być w stanie zdecydować, które z jej aspektów są rzeczywiście ogólne.

Komunikacje jako podstawowe elementy systemów społecznych

By użyć ipsissima verba, systemy autopoietyczne są to „systemy definiowane jako jedności (jako sieci produkcji elementów), które rekursywnie, poprzez swo-je interakcje, generują i realizują sieć, która je produkuje, a także konstytuują – w przestrzeni, w której istnieją – granice sieci jako elementy uczestniczące w re-alizowaniu sieci” (Maturana1981: 21). Systemy autopoietyczne to zatem nie tylko systemy samoorganizujące się. Nie tylko produkują i ewentualnie zmieniają swoje własne struktury, ale ich samoreferencja sprawdza się równie dobrze w produkcji innych komponentów. To jest zasadnicza innowacja pojęciowa, która dodaje turbo-doładowania i tak już silnemu motorowi maszyn samoreferencyjnych. Nawet ele­menty, czyli końcowe komponenty (jednostki), które są, przynajmniej dla samego systemu, nierozkładalne, są produkowane przez sam system. A zatem wszystko, co jest używane przez system jako część, jest produkowane jako część przez sam system. Ta zasada dotyczy elementów, procesów, granic i innych struktur, oraz, co równie ważne, całego systemu rozumianego jako jedna jednostka. Systemy autopoietyczne istnieją oczywiście w obrębie środowiska, nie mogą egzystować samotnie. Ale w przypadku jednostki nie ma żadnych wejść ani wyjść.

Systemy autopoietyczne są zatem niezależne, jeżeli chodzi o tworzenie toż-samości i różnic. Same nie kreują rzecz jasna materialnego świata. Zakładają istnienie innych poziomów rzeczywistości. Ludzkie życie, na przykład, z góry przyjmuje niewielki zakres temperatury, w której woda istnieje jako płyn. Ale cokolwiek systemy autopoietyczne wykorzystują jako podobieństwa i różnice, jest stworzone przez nie. Nie mogą importować tożsamości i różnic ze świata zewnętrznego; są to cechy, o których muszą decydować same.

Systemy społeczne używają komunikacji jako swojego indywidualnego środ-ka autopoietycznej reprodukcji. Ich elementy to komunikacje, które są rekur-sywnie produkowane i reprodukowane przez sieć komunikacji i które nie mogą istnieć poza tą siecią. Komunikacje nie są jednostkami „żyjącymi”, nie są jed-nostkami „świadomymi” i nie są „działaniami”. Ich jedność wymaga połączenia trzech elementów, mianowicie informacji, wypowiedzi1 i rozumienia (włączając

1 Pisząc po niemiecku, mógłbym użyć nieprzekładalnego terminu „Mitteilung”.

niklas luhMann154

nierozumienie2). To połączenie tworzone jest przez sieć komunikacji, nie zaś jakąś wrodzoną moc świadomości czy inherentną jakość informacji. Tak więc – co stoi w sprzeczności z wszelkimi rodzajami „strukturalizmu” – komunikacja nie jest wytworem języka. Strukturaliści nigdy nie byli w stanie wykazać, w jaki sposób struktura może produkować zdarzenie. I tu właśnie teoria autopoiezy oferuje nam zdecydowany postęp: komunikacja to sieć zdarzeń, która sama się tworzy, a struktury są tu wymagane dla reprodukcji zdarzeń przez zdarzenia.

Synteza informacji, wypowiedzi i rozumienia nie może być zaprogramowana przez język. Musi być odtwarzana na nowo w każdej sytuacji przez odnoszenie się do poprzednich komunikacji i możliwości komunikacji przyszłych, które będą ograniczane przez aktualne zdarzenie. Ta operacja wymaga samoreferencji – nie może w żaden sposób wykorzystać środowiska. Informacja, wypowiedź i rozu-mienie są aspektami, które dla systemu nie mogą istnieć niezależnie od systemu; są tworzone wspólnie w ramach procesu komunikacji. Nawet „informacja” nie jest czymś, co system może wziąć ze środowiska. Elementy „informacji” nie ist-nieją „gdzieś na zewnątrz”, czekając, aż zostaną „odnalezione” przez system. Są one selektywnie produkowane przez sam system w porównaniu z czymś innym (np. w porównaniu z czymś, co mogłoby się wydarzyć).

Komunikacyjna synteza informacji, wypowiedzi i rozumienia jest możliwa jedynie jako podstawowa część danego systemu społecznego. Jako część działają-ca jest nierozkładalna, działa autopoietycznie tylko jako element systemu. Jednak dalsze części tego samego systemu mogą rozróżniać między informacją a wypo-wiedzią i mogą używać tej różnicy, by oddzielać heteroreferencyjność od samo-referencyjności. Mogą, same będąc nierozkładalne w danym momencie, odnosić się uprzednio do zawartości wcześniejszych komunikacji, pytając o informacje odnośnie informacji – lub mogą pytać o „jak” i „dlaczego” komunikacji, skupiając się na wypowiedzi. W pierwszym przypadku będą dążyć do samoreferencyjności, w drugim – heteroreferencyjności. Sięgając po terminologię Gerharda Günthera (Günther 1979), można powiedzieć, że proces komunikacji nie jest po prostu sa-moreferencyjny w takim znaczeniu, że jest tym, czym jest. Jest umacniany przez swoją strukturę, by oddzielać i na nowo łączyć heteroreferencyjność i samorefe-rencyjność. Odnosząc się do samego siebie, proces ten musi rozróżniać informa-cję i wypowiedź oraz wskazywać, która strona dystynkcji powinna służyć jako podstawa do dalszej komunikacji. A zatem samoreferencja jest niczym innym jak odniesieniem do tej właśnie dystynkcji między heteroreferencją i samoreferencją. A zważywszy, że autoreferencyjność mogłaby być postrzegana jako zjawisko jed-nowartościowe (jest tym, czym jest) i opisywana tylko przez logikę dwóch war-tości, mianowicie prawdy i fałszu, przypadek systemów społecznych jest jednym

2 Pomysłodawcą tego rozróżnienia (które stosowali także Austin i Seatle) jest Karl Bühler (1934). Wprowadzono tu jednak zmianę, jeżeli chodzi o odniesienie tego rozróżnienia: odnosi się ono nie do „funkcji”, nie do typów „aktów”, ale do selekcji.

Autopoieza systemów społecznych 155

z bardziej kompleksowych, ponieważ samoreferencja systemu społecznego (1) jest oparta na trwającym, autoreferencyjnym (autopoietycznym) procesie, który odnosi się do samego siebie (2) jako reprodukująca dystynkcja między samym sobą a (3) swoimi tematami. Jeśli taki system nie miałby środowiska, musiałby je wynaleźć jako horyzont swojej heteroreferencyjności.

Elementarne, niepodzielne części systemu to najmniejsze możliwe komu-nikacje. Ten najmniejszy rozmiar znowu nie może być ustalony niezależnie od systemu3 – jest on uzgadniany przez dalsze komunikacje lub przez przewidywa-nie dalszych komunikacji. Elementarna część niesie minimalne znaczenie, które jest konieczne dla dalszej komunikacji – na przykład minimalne znaczenie, które wciąż jeszcze można zanegować. Dalsza komunikacja może świetnie oddzielić elementy informacji, wypowiedzi i rozumienia i dyskutować je oddzielnie, jed-nak przy ciągłym założeniu ich syntezy w uprzedniej komunikacji. System nie ogranicza sam siebie poprzez wprowadzanie parametrów ograniczających do budowy swoich części elementarnych. Jeśli to konieczne, może komunikować o wszystkim i rozkładać aspekty uprzednich komunikacji, by zaspokoić bieżące potrzeby, ale też – jako system działający – nie zawsze będzie posuwał się do takich ostateczności. Komunikacja uwzględnia rozumienie jako konieczny waru-nek jedności swojego działania; nie wymaga natomiast akceptacji swojej treści. Funkcją komunikacji nie jest produkowanie konsensusu jako preferowanego sta-nu umysłu. Komunikacja w otwartej sytuacji zawsze skutkuje albo akceptacją, albo negacją. Odtwarza sytuacje w ściśle określonym, narzuconym zakresie. Takie sytuacje nie są możliwe bez komunikacji, nie występują jako naturalne wydarzenia. Tylko komunikacja jest zdolna osiągnąć punkt, w którym rozwidlają się dalsze możliwości. To rozwidlenie samo w sobie polega na redukcji komplek-sowości i, przez ten właśnie fakt, narzuceniu wyboru. Wybór dalszej komunikacji jest automatycznie albo akceptacją, albo odrzuceniem uprzednich komunika-cji, albo widocznym unikaniem czy odraczaniem rozwiązania. Niezależnie od jej treści i niezależnie od intencji, komunikacja działa w ramach narzuconego wyboru. Wybrać jeden kierunek to zrezygnować z innego. Ten w najwyższym stopniu sztuczny stan porządkuje samoreferencję systemu, czyni nieuniknionym branie pod uwagę innych komunikacji tego samego systemu i każda komuni-kacja odnawia ten sam stan w różnym kontekście. Gdyby system był nastawio-ny na produkowanie konsensusu, wkrótce nadszedłby jego koniec. Nigdy nie stworzyłby i nie odtworzyłby społeczeństwa. Jakkolwiek w rzeczywistości jest nastawiony na odtwarzanie samego siebie przez podporządkowanie się samore-produkującej się selektywności. Tylko ten układ umożliwia społeczną ewolucję, jeżeli postrzegamy ewolucję jako rodzaj strukturalnej selekcji nadbudowanej na selektywności.

3 Ten argument nie ogranicza oczywiście analitycznych zdolności obserwatora, jakkolwiek musi on brać pod uwagę ograniczenia systemu.

niklas luhMann156

Społeczeństwa i interakcje jako różne typy systemów społecznych

Systemy społeczne są zatem systemami rekurencyjnie zamkniętymi w odniesie-niu do komunikacji, przy czym są dwa różne znaczenia terminu „zamknięcie”, które czynią możliwym rozróżnienie między społeczeństwami i interakcjami jako różnymi typami systemów społecznych. Społeczeństwa są systemami obejmu-jącymi, co znaczy, że włączają wszystkie zdarzenia, które zaliczają do komu-nikacji. Nie mogą komunikować ze swoim środowiskiem, gdyż to oznaczało-by włączenie rozumiejącego partnera do systemu, przy czym rozumienie jest niezbędnym aspektem samej komunikacji4. Poprzez rozumienie społeczeństwa rozszerzają – i ograniczają – system społeczny, decydując o tym, czy i co ko-munikować, a czego unikać.

Z kolei interakcje kształtują swoje granice w oparciu o obecność ludzi, któ-rzy są świadomi tego, że komunikacja przebiega wokół nich bez związku z ich własną obecną interakcją. Interakcje muszą brać pod uwagę komunikacje śro-dowiskowe i mieć świadomość tego, że ludzie, którzy są obecni i uczestniczą w interakcji, mają różne role i różne zobowiązania wewnątrz systemu, które nie mogą być kontrolowane tu i teraz.

Interakcje są jednak również systemami zamkniętymi, co znaczy, że ich własna komunikacja może być powodowana i rozumiana tylko w kontekście systemu. Na przykład, jeśli ktoś zbliża się do sfery interakcji i zaczyna w niej uczestniczyć, musi zostać przedstawiony i, ewentualnie, tematy konwersacji muszą być dostosowane do nowej sytuacji. Co więcej, interakcje nie mogą im-portować gotowych komunikacji ze swojego środowiska: komunikują albo nie komunikują, zgodnie z tym, czy zdecydują się reprodukować czy też nie repro-dukować swoich własnych elementów. Kontynuują – albo nie – swoją autopoiezę jak systemy ożywione, które kontynuują życie albo umierają. Nie ma trzeciej możliwości, zarówno dla życia, jak i komunikacji. Wszystkie wybory muszą być przystosowane do podtrzymania autopoietycznej reprodukcji. Coś musi zostać powiedziane, lub przynajmniej przyjazne albo pokojowe intencje muszą zostać ujawnione, jeśli nie jesteśmy sami5. Wszystko inne pozostaje sprawą uporządko-wanego wyboru wewnątrz systemu. Tak więc niektóre jego struktury specjalizują się w zapewnianiu przebiegu komunikacji, nawet jeśli nie zostaje żadna wartość informacyjna i nawet jeśli komunikacja staje się kontrowersyjna i nieprzyjemna (Malinowski 1960).

4 Odnośnie zagadnień związanych z religią, a konkretnie „komunikacji z Bogiem” (objawienie, modlitwa etc.) zob. Luhmann 1985.

5 To zaś znów nie jest pobudka do działania, ale samo-wyprodukowany przez system fakt spo-łeczny. Jeśli nikt nie miałby motywacji, by powiedzieć cokolwiek czy ujawnić swoje intencje, wszyscy założyliby te komunikacje i zostałyby one wyprodukowane bez względu na tak wysoce niewiarygodne psychologiczne otoczenie.

Autopoieza systemów społecznych 157

Związek między działaniem i komunikacją

Większość socjologów na pytanie o elementarne części systemu odpowie: dzia-łania. Niektórzy preferują „role” czy nawet indywidualne jednostki ludzkie, ale od czasu Maxa Webera i Talcotta Parsonsa teoria działania wydaje się być najlepiej przemyślana6. Komunikacja jest przedstawiana jako rodzaj działania – na przykład jako „kommunikatives Handeln” w rozumieniu Jürgena Haber-masa (Habermas 1981). Zazwyczaj ta konceptualizacja jest przyjmowana jako oczywistość, klasyczna teoria socjologiczna zreasumowała ją już pod tytułem „Teoria działania” (Münch 1981). Kontrowersje narosły wokół tytułów takich jak „działanie versus system” czy „indywidualistyczne versus holistyczne podejście do rzeczywistości społecznej”.

Nie ma poważnej intelektualnej dyskusji, która zajmuje się relacją między działaniem i komunikacją, a która nie podejmuje następującej kwestii: czy dzia-łanie lub komunikacja powinny być uznawane za podstawową i nierozkładalną część systemu społecznego.

Według teorii systemów autopoietycznych tylko komunikacja ma poważne szanse być uznaną za elementarną część podstawowego, samoreferencyjnego procesu systemów socjalnych. Tylko komunikacja, a nie działanie, jest zjawi-skiem koniecznie i nieodłącznie społecznym. Co więcej, działanie społeczne zakłada wcześniej komunikację; zakłada w każdym razie komunikowanie sensu działania lub intencji działającego – a to także implikuje komunikowanie: defini-cji danej sytuacji, oczekiwania bycia zrozumianym i akceptowanym itd. Ponadto, komunikacja nie jest rodzajem działania, ponieważ zawsze zawiera w sobie dużo bogatsze znaczenie niż sama wypowiedź lub przekaz wiadomości. Jak zauważyli-śmy, doskonałość komunikacji zawiera w sobie pojęcie rozumienia, a rozumienie nie jest częścią kompetencji komunikującego i nie może być mu przypisana. Dla-tego właśnie teoria autopoietycznych systemów społecznych wymaga rewolucji wewnątrz socjologii: zamiany teorii działania na teorię komunikacji jako opisu podstawowego poziomu systemu, na którym dokonują się operacje.

Relacja działania i komunikacji musi zostać odwrócona. Systemy socjalne nie są komponowane ze szczególnego rodzaju działań, tzn. z działań komunikacyj-nych, ale wymagają atrybucji działań, by uskutecznić swoją własną autopoiezę. Ani motywacja psychologiczna, ani przekonywanie czy zdolność argumentacji nie tworzą części działania, ale po prostu atrybucja jako taka, czyli selekcja i odpowie-dzialność za ograniczenie wyboru7. Tylko poprzez atrybucję odpowiedzialności

6 Zob. dyskusja „The Unit of Action Systems” (Parsons 1973: 43), która wywarła trwały wpływ na całą podbudowę teoretyczną późnych prac Parsonsa.

7 By szczegółowo omówić to zagadnienie, musielibyśmy oczywiście rozróżnić „zachowanie” i „działanie”. Powiązane pojęcie „motywu”, jako symbolicznego mechanizmu ułatwiające-go atrybucję działania, było stosowane przez Maxa Webera. Zob. także Mills 1940; Burke 1945/1950; Blum i McHugh 1979.

niklas luhMann158

za selekcję komunikacja może kierować procesem dalszej komunikacji. Trzeba wiedzieć, co kto mówi, by móc decydować o dalszym udziale w procesie. Tylko dzięki zastosowaniu tego upraszczającego umiejscowienia momentów decyzyj-nych proces może wracać do siebie samego i komunikować o komunikacji.

Komunikacja zwrotna nie zdarza się okazjonalnie – istnieje ciągła możliwość jej reprodukowania przez samą autopoiezę. Każda komunikacja musi przewidzieć ten rodzaj powtórnego omawiania, pytania, zaprzeczania lub korygowania i musi przygotować się wcześniej na przyszłe możliwości. Tylko egzekwując tę przewidy-waną możliwość może stać się częścią autopoietycznego procesu, choć oczywiście wymaga to umieszczenia i rozdziału odpowiedzialności, ta zaś funkcja jest pełnio-na przez odpowiedzialność za działanie. Dlatego właśnie system wytwarza drugą wersję siebie samego jako łańcuch działań. W przeciwieństwie do natury samej komunikacji, która uwzględnia selektywność informacji i rozumienia i w ten spo-sób ustanawia swoje części przez pokrywanie się i częściowe przenikanie, łańcuch komunikacji składa się z ostro odgraniczonych elementów, które nawzajem się wy-kluczają. W przeciwieństwie do będącej podstawą rzeczywistości komunikacyjnej, łańcuch komunikacji może być postrzegany i traktowany jako asymetryczny.

W tym sensie ustanawianie i atrybucja działań służą jako upraszczająca sa-moobserwacja systemu komunikacji. System przetwarza informacje, ale bierze odpowiedzialność tylko za część procesu, a mianowicie działanie, nie za komu-nikację. W ten sposób system przystaje do świata, jest niezmiennie kompetentny, uwzględniający wszystkie wyjątki, a jednocześnie jest systemem w obrębie świa-ta, zdolnym do rozróżniania, obserwowania i kontrolowania siebie samego. Jest to system samoreferencyjny i dlatego właśnie sumujący, obejmujący. Nie może uniknąć operowania w „świecie” siebie samego. Społeczeństwa tworzą świat. Ob-serwując same siebie, czyli komunikując o samych sobie, nie mogą uniknąć dys-tynkcji, które odróżniają system obserwujący od czegoś innego. Ich komunikacja obserwuje sama siebie w obrębie świata i opisuje ograniczenie swojej kompeten-cji. Komunikacja nigdy nie prześcignie sama siebie8. Nigdy też nie będzie w stanie operować poza swoimi granicami, chociaż same granice są również składnikami systemu i nie mogą być brane za dane przez wcześniej ustanowiony świat.

Wszystko to brzmi paradoksalnie – i takie właśnie jest. Systemy społeczne z punktu widzenia obserwatora są paradoksalne9. Uwzględniają operacje samo-referencyjne, nie tylko jako warunek możliwości ich autopoiezy, ale również ze względu na swoją samoobserwację. Dystynkcja komunikacji i działania oraz, jako efekt, dystynkcja świata i systemu to praktyczne wymagania. Ogólna teoria au-topoiezy postuluje konieczność ścisłej dystynkcji między autopoiezą i obserwa-cją. Ten warunek jest spełniony także w przypadku systemów społecznych. Bez

8 Zob. rozróżnienie między postrzeganiem samego siebie a przekraczaniem samego siebie po-czynione przez Hofstadtera (Hofstadter 1979).

9 Termin „paradoks” odnosi się tu do logicznego załamania się wielopoziomowej hierarchii, nie zaś do prostej sprzeczności. Zob. Wilden 1972: 390; Hofstadten 1979; Barel 1979.

Autopoieza systemów społecznych 159

stosowania tej dystynkcji system nie może dokonywać samouproszczenia ko-niecznego do samoobserwacji. Autopoieza i obserwacja, komunikacja i atrybucja działania nie są tym samym i nigdy nie należy ich utożsamiać. Niemniej jednak, samoobserwacja w tym szczególnym sensie – opisywania siebie samego jako łań-cucha ostro oddzielonych i odpowiedzialnych działań – jest wstępnym warunkiem autopoiezy jako takiej. Bez tej techniki wykorzystywania uproszczonego mode-lu samego siebie system nie może komunikować o komunikacji i selekcjonować swoich pierwotnych elementów z uwagi na ich możliwość przystosowania się do wymagań autopoiezy. Ten pojedynczy układ może nie być wartością uniwersal-ną dla wszystkich systemów autopoietycznych, jednakże, wobec szczególnego przypadku systemów społecznych, ogólna teoria musi sformułować dystynkcję autopoiezy i obserwacji w sposób, który nie wyłącza przypadków, w których sa-moobserwacja jest niezbędnym wymaganiem autopoiezy jako takiej.

Chcąc obserwować takie systemy z zachowaniem szczególnych rygorów analizy logicznej, musielibyśmy opisać je jako „systemy paradoksalne” lub „poplątane hierarchie”. Zadaniem zewnętrznej obserwacji nie jest jednak „od-paradoksyzowanie” (de­paradoxize) systemu ani opisanie go w sposób właściwy wielopoziomowej analizie logicznej10. System odparadoksyzowuje się sam. To wymaga „niedecydowalnych” (undecidable) decyzji. W przypadku systemów społecznych są nimi decyzje odnośnie atrybucji działań. Jeśli jest to pożądane, decyzje same mogą być przypisywane jako działania, które znowu mogą być przypisywane jako działania i tak dalej, popadając w regres ad infinitum. Lo-gicznie rzecz biorąc, działania są zawsze bezpodstawne, a decyzje są zawsze dokładne, ponieważ zawierają nieunikniony moment arbitralności i nieprzewi-dywalności. Ale nie prowadzi to do zgubnych konsekwencji. System uczy się swoich nawyków działania i decydowania11, gromadząc swoje własne doświad-czenia oraz konsolidując, na podstawie przeszłych działań, przewidywania do-tyczące przyszłych akcji (struktur). Autopoieza nie zatrzymuje się w zetknięciu z logicznymi sprzecznościami: przeskakuje je, pod warunkiem, że możliwości przyszłych komunikacji są wystarczająco blisko, w zasięgu.

Podtrzymywanie systemów społecznych poprzez samoreferencyjne wytwarzanie elementów

Formalna definicja autopoiezy nie daje żadnej wskazówki odnośnie czasu istnie-nia komponentów. Autopoieza zakłada wciąż powracającą potrzebę odnawiania, chociaż na poziomie biologicznym jesteśmy skłonni myśleć o procesie wymiany

10 Nie komentuję możliwości logicznej analizy systemów samoreferencyjnych, która pomija Gődelowskie ograniczenia i unika hierarchizacji.

11 „Uczenie się” jest tutaj rozumiane jako aspekt autopoiezy, tzn. jako przekształcenie struktury w obrębie zamkniętego systemu (a nie jako przystosowywanie się do zmieniającego się środo-wiska).

niklas luhMann160

molekuł w obrębie komórek lub wymiany komórek wewnątrz organizmu, który je-dynie na jakiś czas odwleka koniec, niechybny rozkład. Ograniczony czas trwania życia może się wydawać ceną, którą płacimy za ewolucyjne nieprawdopodobień-stwo. Każdy skomplikowany porządek wydaje się być wyrwany rozkładowi.

To sprawdza się również w przypadku systemów społecznych – z jedną charakterystyczną różnicą. Systemy świadome i systemy społeczne muszą wy-twarzać swój własny rozkład. Wytwarzają one swoje podstawowe elementy, czyli myślenie i komunikację, nie jako krótkotrwały stan, ale jako zdarzenie, które znika tak szybko, jak się pojawia. Zdarzenia same w sobie także zajmują mini-malny odcinek czasu, pozorną teraźniejszość, ale czas ich trwania jest kwestią definicji i musi być uregulowany przez system autopoietyczny: zdarzenia nie mogą być przechowywane. Świadomy system nie składa się ze zbioru wszystkich swoich przeszłych i teraźniejszych myśli, tak jak system społeczny nie gromadzi zapasów wszystkich swoich komunikacji. Po pewnym czasie ilość elementów byłaby nie do zniesienia, a ich skomplikowanie tak wielkie, że system nie byłby w stanie wybrać wzorców koordynacji i wytwarzałby chaos. Rozwiązaniem jest wyrzeczenie się wszelkiej stabilności na operacyjnym poziomie elementów i wy-korzystywanie jedynie zdarzenia. W ten sposób wciąż trwający rozpad systemu staje się konieczną przyczyną jego autopoietycznej reprodukcji. System staje się dynamiczny w zupełnie dosłownym rozumieniu – jest wewnętrznie niespokojny. Niestabilność elementów jest warunkiem jego trwania.

Wszystkie struktury systemów społecznych muszą być oparte na podstawo-wym fakcie znikających zdarzeń, gestów lub słów12. Pamięć, a w dalszej kolejno-ści pisanie, spełniają swoją funkcję nie zachowując zdarzeń jako takich, lecz ich moc generującą porządek13. Zdarzenia same w sobie nie mogą być zapisane, ale ich strata stanowi warunek regeneracji. Analogicznie, czas i nieodwracalność są wbudowane w system nie tylko na poziomie strukturalnym, ale także na pozio-mie swoich elementów. Te ostatnie są operacjami i nie ma powodu wprowadzać rozróżnienia między „punktami” a „operacjami”. Dezintegracja i reintegracja, nieład i porządek potrzebują się wzajemnie, a reprodukcja zachodzi tylko poprzez powtarzającą się integrację dezintegracji i reintegracji.

Teoretyczne przejście od samoreferencyjnej integracji strukturalnej do sa-moreferecyjnego układu elementów ma istotne konsekwencje dla utrzymania systemu. Podtrzymanie jest nie tylko zagadnieniem replikacji kulturowego prze-kazywania, reprodukowania tych samych wzorców w niezmienionych okolicz-nościach, jak na przykład używanie noża i widelca podczas jedzenia i tylko

12 Rzadko zdarza się, żeby naukowiec miał wyczucie radykalności i ważności takiego spojrzenia, ale zob. Allport 1940, 1954.

13 To wyjaśnia, w jaki sposób wynalazek pisma przyspiesza ewolucję kompleksu systemów spo-łecznych, czyniąc możliwym zachowanie bardzo zróżnicowanej informacji strukturalnej. Jak do tej pory jest to dobrze zbadany fenomen, któremu brakuje jednak wciąż wystarczającej podstawy teoretycznej. Zob.: Yates 1966; Ong 1967; Havelock 1982.

Autopoieza systemów społecznych 161

wtedy14; jego podstawowym procesem jest wytwarzanie kolejnych elementów w obecnej sytuacji, które muszą odróżniać się od poprzednich, aby zostać roz-poznane jako zdarzenia. Nie wyklucza to relewancji zachowanych wzorców; przeciwnie, są mu niezbędne do dostatecznie szybkiego rozpoznania kolejnych możliwości. Jednakże, system podtrzymuje się nie poprzez gromadzenie wzorów, lecz poprzez produkowanie elementów; nie poprzez transmitowanie „memów” (jednostek kulturowego przekazania analogicznych do „genów”)15, ale poprzez rekurencyjne wykorzystywanie zdarzeń do ich produkowania. Jego stabilność jest oparta na niestabilności. Ten wbudowany wymóg nieskończoności i nowości jest równoznaczny z koniecznością zajmowania się i przetwarzania informacji, niezależnie od tego, co środowisko lub stan systemu oferuje jako możliwe. In-formacja jest wewnętrzną zmianą stanu, samowytworzonym aspektem zdarzeń komunikacyjnych, a nie czymś, co istnieje w środowisku systemu i musi być wykorzystane dla zaadaptowanych lub podobnych celów16.

Jeśli autopoieza oparta jest na zdarzeniach, opis systemu wymaga nie jed-nej, lecz dwóch dychotomii: systemu i środowiska oraz zdarzenia i sytuacji17. Obie dychotomie są „światowymi” formułami: system-plus-środowisko jest pierwszym, a system-plus-sytuacja drugim sposobem opisu świata. Jeśli sys-tem (lub jego obserwator) używa dychotomii zdarzenie/sytuacja, widzi różnicę między systemem a środowiskiem jako strukturę sytuacji zawierającej nie tyl-ko system, lecz także środowisko z punktu widzenia zdarzenia. Wytwarzając informacje poprzez produkowanie zdarzeń w odpowiednich sytuacjach, sys-tem może przystosować się do różnic między wewnętrznymi a zewnętrznymi związkami. Jako „horyzont” (Husserl) zdarzeń, sytuacja odnosi się do systemu, do środowiska i do jego zróżnicowania – ale czyni to wszystko selektywnie, używając ograniczonych możliwości do produkowania kolejnego zdarzenia jako wskazówki18. Analogicznie, podwójna dychotomia opisuje sposób, w jaki różnica pomiędzy systemem a środowiskiem z powrotem wraca do systemu. Z drugiej strony, różnica pomiędzy systemem a środowiskiem konstruuje gra-nicę możliwości wyboru, niezbędną do umożliwienia systemowi przejścia od jednego do drugiego zdarzenia w określonej sytuacji.

Systemy oparte na zdarzeniach wymagają bardziej złożonego modelu cza-su. Dla nich nie może być on dany jedynie jako nieodwracalność. Zdarzenia są

14 To jest słynny „utajony wzorzec utrzymania” Parsonsa – „utajony”, ponieważ system nie może aktualizować cały czas wszystkich swoich wzorców, ale musi trzymać je w przeważającej większości jako niewykorzystane możliwości.

15 Termin Dawkinsa; zob. Dawkins 1976.16 Zob. także, w odniesieniu do systemów, von Foerster 1981, w szczególności s. 263: „Środowi-

sko nie zawiera informacji: środowisko jest, jakie jest.”17 Używając teoretycznej podstawy, nie można mówić o „środowisku zdarzeń, działań itp.” ani

też o „sytuacjach systemów”.18 Więcej na temat dalszych omówień używających metody psychologii fenomenologicznej zob.

Markowitz 1979.

niklas luhMann162

wydarzeniami, które wprowadzają różnicę między „przed” a „później”. Mogą być rozpoznane, zaobserwowane, wyprzedzone i zapamiętane wyłącznie jako taka różnica, stanowiąca ich tożsamość. Ich obecność jest współobecnością kon-kretnego „przed” i konkretnego „później”. Z tego powodu muszą przedstawić czas w czasie i zrekonstruować tymczasowość w kategoriach zmieniającej się obecności, która posiada wartość obecności tylko dzięki podwójnym horyzon-tom przeszłości i przyszłości, które towarzyszą jej (tj. obecności) w przyszłej drodze19. Na tych podstawach może się rozwijać świadome wiązanie czasu20. Dualność horyzontów podwaja się, gdy tylko zaczynamy myśleć o przyszłej lub przeszłej teraźniejszości, z których obie mają swoją własną przyszłość i prze-szłość. Czasowa struktura czasu powtarza się sama w sobie i tylko ta zwrotność czyni możliwym odrzucenie stabilnej i trwającej obecności (Luhmann 1982a). W powolnym procesie ewolucji semantyka czasu zaadaptowała się do tych wa-runków. Przez długi czas używała religijnych zastrzeżeń – aeternitas i aevum lub współobecności Boga z całością czasów, żeby uniknąć całkowitej historyzacji czasu. Tylko nowoczesne społeczeństwa rozpoznają siebie (i konsekwentnie rów-nież wszystkie poprzednie społeczeństwa) jako tworzące swą własną czasowość (Luhmann 1980). Strukturalne zróżnicowanie społeczeństwa jako autonomiczne-go, autopoietycznego systemu wymaga współewolucji korespondujących struktur czasowych z nowym historycyzmem jako dobrze znanym rezultatem.

Wkład Ogólnej teorii Systemów Autopoietycznych

Te krótkie uwagi w żaden sposób nie wyczerpują zasięgu sugestii, w myśl któ-rych teoria systemów społecznych może wnieść wkład w abstrakcyjność i udo-skonalenie ogólnej teorii systemów autopoietycznych (jeśli chodzi o obszerniej-sze opracowanie zob. Luhmann 1984). Możemy teraz powrócić do kwestii, co jest w tym nowe, biorąc pod uwagę długą tradycję myślenia o creatio continua, ciągłości, trwaniu, podtrzymaniu itp.21 (Ebeling 1976). Od końca XVI wieku kon-cept samopodtrzymania jest używany do wyparcia rozumowania teologicznego i do powtórnego zapoznania teologii z argumentacją, że podtrzymanie systemu jest jego celem lub też funkcją jego struktur i operacji. Nie dziwi zatem, że kwestia tego, co wniosła teoria autopoiezy do jej dobrze znanej i raczej powierz-chownej tradycyjnej konceptualizacji, została włączona do tej dyskusji22. Prostą odpowiedzią byłoby wspomnienie silnej dystynkcji między samoreferencyjnością

19 Jedną z najlepszych analiz tej skomplikowanej czasowej struktury pozostaje praca Husserla (Husserl 1928). Dla systemów społecznych zob. Bergmann 1981.

20 Zob. Korzybski 1949. Na temat ewolucyjnego punktu widzenia zob. Stebbins 1982: 363.21 Zob. Ebeling 1976 i oczywiście obszerną „funkcjonalistyczną” dyskusję o „utrzymaniu syste-

mów”.22 Zob. Jantsch 1981, który woli teorię termodynamicznej nierównowagowości i struktur dyspa-

tywnych.

Autopoieza systemów społecznych 163

na poziomie struktur (samoorganizacji) i samoreferencyjnością na poziomie pod-stawowych operacji lub elementów. Ponadto, możemy wskazać na epistemolo-giczne konsekwencje odróżnienia autopoiezy i obserwacji, obserwując systemy będące same w sobie autopoietycznymi systemami. Wystarczy przyjrzeć się konsekwencjom podejścia „zdarzeniowostrukturowego” w teorii socjologicznej, żeby być świadomym nowych problemów i nowych prób rozwiązania, dorównu-jących wcześniejszym sporom między Bronisławem Malinowskim, Radcliffem Brownem i Talcottem Parsonsem. To jest jednak przyszły aspekt, który dopiero powinien być wyeksplikowany.

Teoria systemów autopoietycznych formułuje sytuację binarnego wyboru. System albo kontynuuje swoją autopoiezę, albo nie. Nie ma stanu pośredniego, jakiegoś trzeciego wyjścia. Kobieta może być w ciąży lub nie: nie może być „tro-chę” w ciąży. Oczywiście jest to również prawdziwe w odniesieniu do utrzymania systemów – powierzchowni obserwatorzy odnajdą tutaj tę samą tautologię. Jed-nakże teoria autopoietycznych systemów została wymyślona w sytuacji, w której teoria otwartych systemów została ogólnie zaakceptowana. Biorąc pod uwagę ten historyczny kontekst, koncept autopoietycznego zamknięcia musi być rozumia-ny jako rekurencyjnie zamknięta organizacja systemu otwartego. Tym samym nie powracamy do starego sporu: system zamknięty versus otwarty (Varela 1979). Problem więc stanowi zaobserwowanie, jak autopoietyczne zamknięcie jest moż-liwe w systemach otwartych. Nowe spojrzenie postuluje zamknięcie jako warunek otwarcia i w tym sensie teoria formułuje ograniczające warunki dla możliwości komponentów systemu. Komponenty, w ogólnych i – w szczególności – podstawo-wych elementach, mogą być reprodukowane tylko, jeśli mają zdolność do łączenia zamknięcia i otwarcia. W odniesieniu do biologicznych systemów nie wymaga to świadomości lub wiedzy o środowisku. Dla świadomości opartych na myśle-niu lub systemów społecznych autopoietyczny sposób myślenia daje możliwość powtórnego wejścia w system (re­entry systemu)23, czyli przedstawienia różnicy między systemem a środowiskiem wewnątrz systemu. Ta powtórzona dystynkcja konstruuje podstawowe operacje systemów. W społecznych, czyli komunikacyj-nych, systemach podstawowa operacja komunikacyjna zachodzi dzięki „rozumie-niu” dystynkcji między informacją a wypowiedzią. Informacja może odnosić się do środowiska systemu. Wypowiedź, która przypisana jest do sprawcy akcji, od-powiedzialna jest za autopoietyczną regenerację samego systemu. W ten sposób informacja i wypowiedź są zmuszone do współpracy, zmuszone do stworzenia jedności. Nowo powstały poziom komunikacji zakłada syntezę. Bez podstawowej

23 W znaczeniu Spencera Browna (Spencer Brown 1971). Gothard Günter czyni tę samą uwagę, stwierdzając, „że systemy samoodbicia z ich własnymi centrami nie mogłyby zachowywać się tak, jak się zachowują, dopóki nie byłyby w stanie «nakreślić linii» pomiędzy sobą a swoim środowiskiem”. To prowadzi Güntera „do zaskakującego wniosku, że część wszechświata ma większą moc odbicia niż jego całość” (Günter 1976: 319).

niklas luhMann164

dystynkcji między informacją a wypowiedzią jako odmiennymi rodzajami selek-cji, rozumienie nie byłoby aspektem komunikacji, ale zwykłą percepcją.

Analogicznie, wystarczająco zróżnicowana analiza komunikacji może poka-zać, jak dochodzi do powtarzającej się artykulacji zamknięcia i otwarcia. Jest to niezbędny składnik nowo powstałego poziomu komunikacji. Bez syntezy trzech selekcji – informacji, wypowiedzi i rozumienia – nie byłoby komunikacji, lecz tylko zwykła percepcja. Przez tę syntezę system jest zmuszony szukać możliwo-ści pośredniego zamknięcia i otwarcia. Innymi słowy, komunikacja jest ewolucyj-nym potencjałem służącym do budowania systemów, które są w stanie utrzymać zamknięcie pod warunkiem otwartości i otwartość pod warunkiem zamknięcia. Takie systemy stają w obliczu nieustającej konieczności wyboru znaczenia, które zaspokaja te ograniczenia. Rezultatem jest nasze społeczeństwo.

Dodatkowo, koncept autopoietycznego zamknięcia umożliwia zrozumienie funkcji narzuconego binarnego podziału. System może kontynuować swoją auto-poiezę lub ją przerwać. Może dalej żyć, żeby produkować świadome stany albo żeby komunikować, lub zdecydować się na jedyną alternatywę: skończyć się24. To potężne, techniczne uproszczenie, ale trzeciej możliwości nie ma. Z drugiej strony, systemowi brakuje samo-transcendentnej mocy. Nie jest w stanie uprawomocnić operacji z zewnętrznego świata. System społeczny może tylko komunikować, sys-tem ożywiony może tylko żyć. Jego autopoieza widziana przez obserwatora może zwyczajnie mieć wpływ na jego środowisko. Autopoieza jest jednak produkcją, a zatem procesem sensu stricto, który – by osiągnąć swój efekt – potrzebuje dodat-kowych przyczyn nie wytworzonych przez siebie. Binarna struktura autopoiezy wydaje się rekompensować ten brak kompletności. Zastępuje rodzaj „wewnętrznej kompletności”. Być albo nie być, kontynuować autopoiezę lub nie – te alterna-tywy służą jako wewnętrzna reprezentacja kompletności możliwości. Wszystko, co może się wydarzyć, jest dla systemu zredukowane do jednego z tych dwóch stanów. System ujawnia się, stwarzając ten wybór, który z kolei bez niego nie istnieje. Wartość negatywna nie jest wartością świata, lecz systemu, ale pomaga to uprościć kompletność wszystkich warunków do jednego kategorycznego pytania o to, jak wyprodukować kolejny stan systemu, kolejny element, kolejną komunika-cję w momencie ograniczenia przez daną sytuację. Nawet nieświadomy istnienia świata zewnętrznego system ożywiony „wie”, że jest wciąż żywy i wybiera swoje operacje w wykorzystywaniu życia do jego reprodukowania. System komunika-cyjny także może kontynuować komunikowanie oparte na zachodzącej komuni-kacji. Nie wymaga to rzetelnej wiedzy o zewnętrznych warunkach, ale po prostu dystynkcji między systemem a środowiskiem rozpatrywanym z punktu widzenia systemu. Jedność autopoietycznego systemu jest rekurencyjnym przetwarzaniem

24 Dlatego „koniec” jest czymś innym niż „telos” w znaczeniu stanu idealnego: „koniec” to zwykłe przeciwieństwo, stan zero, który musi być unikany przez reprodukowanie stanów niedoskona-łych i nieprawdopodobnych. W ten sposób teoria ta ma kierunek zdecydowanie anty-Arystote-lesowski.

Autopoieza systemów społecznych 165

tej różnicy między kontynuacją a jej brakiem, które reprodukuje różnicę jako wa-runek swojej ciągłości. Każdy kolejny krok ma własną selektywność w wyborze autopoiezy zamiast jej zatrzymania. To nie kwestia preferencji ani osiągnięcia celu: zasada ta musi być raczej postrzegana jako „kod” istnienia, jeśli przyjąć, że kod jest sztucznym duplikatem możliwości z konsekwencją w postaci możliwości przedstawienia każdego elementu jako wyboru.

Może się to okazać bardziej zrozumiałe, jeśli rozpatrzymy przypadek syste-mu społecznego. Autopoieza w tym przypadku oznacza „kontynuowanie komu-nikowania”. Staje się to problematyczne w obliczu dwóch progów zniechęcenia. Pierwszy skłania się do zatrzymania procesu, ponieważ komunikacja nie została zrozumiana. Drugi – ponieważ komunikacja została odrzucona. Progi te są mię-dzy sobą powiązane, ponieważ zrozumienie zwiększa szanse odrzucenia25. Jest możliwe powstrzymanie się od komunikowania w obliczu tych trudności i jest to dość częstym rozwiązaniem dla systemów interakcyjnych, w szczególności we współczesnych warunkach wysoce arbitralnych interakcji. Społeczeństwo jed-nakże, system wszystkich komunikacji, nie może zwyczajnie skapitulować przed tymi problemami; nie może zatrzymać naraz wszystkich komunikacji i zdecydo-wać się na unikanie jakichkolwiek wznowień26. Autopoieza społeczeństwa wyna-lazła potężne mechanizmy, żeby zagwarantować sobie ciągłość w obliczu braku zrozumienia czy nawet jawnego odrzucenia. Trwa przez zmienianie interakcyj-nego kontekstu lub przez komunikację zwrotną. Proces komunikacji powraca do siebie i komunikuje swoje własne trudności. Wykorzystuje rodzaj (dość powierz-chownej) samokontroli, żeby uświadomić sobie poważne niezrozumienie i zy-skuje możliwość komunikowania odrzucenia i ustawienia się wokół tego „nie”. Innymi słowy, proces nie jest zobligowany do przestrzegania zasad logiki. Może zdradzić samego siebie. System, który stosuje tę technikę, nie kończy autopoiezy i nie zanika; rozpoznaje się jako konflikt służący jej zachowaniu. Postawione przed poważnym problemem zrozumienia i pozornego niezrozumienia, systemy społeczne bardzo często przejawiają tendencję do unikania ciężaru argumentacji i uzasadniania dyskursu, żeby osiągnąć konsensus – w sposób bardzo podobny do Habermasowskiej konsternacji. Najczęściej skłaniają się po prostu do opowie-dzenia się za odrzuceniem propozycji i podjęcia trybu konfliktowego.

Jakkolwiek mogłoby być, komunikacja przeciwieństwa, kontrowersji i kon-fliktu zdaje się funkcjonować jako rodzaj systemu obronnego systemu społecznego (Luhmann 1984). Ochrania autopoiezę przez otwarcie nowych modeli komunikacji poza normalnymi ograniczeniami. Prawo rejestruje doświadczenia i zasady zacho-wania pod tymi anormalnymi warunkami i pewnego rodzaju epigenezą; kształtuje

25 Ewolucyjny punkt widzenia – zob. Luhmann 1981.26 To, że fizyczne zniszczenie możliwości komunikacji stało się możliwe i że zniszczenie to może

być założone i wytworzone przez komunikację, jest osobnym zagadnieniem. W tym samym sensie życie nie może postanowić, że nagle się samo zakończy, ale świadomy system może sam zdecydować o zabiciu swoich głównych części.

niklas luhMann166

normy codziennego zachowania, które pomagają antycypować konflikt i przygoto-wać się na jego przewidywany wynik (Luhmann 1983a). W wysoko rozwiniętym społeczeństwie znajdziemy nawet funkcjonalnie zróżnicowany system prawny, który reprodukuje swoją własną autopoietyczną jedność. Kontroluje system obron-ny większego systemu społecznego poprzez wysoko wyspecjalizowaną syntezę normatywnego (niewymagającego uczenia się) zamknięcia i kognitywnego (wy-magającego uczenia się) otwarcia (Luhmann 1993b). Jednocześnie system prawny zwiększa możliwość konfliktu, czyni bardziej złożonym system obronny i ograni-cza jego konsekwencje. Nie może oczywiście wyłączyć konfliktów spoza prawa, co pozwala ochronić autopoiezę komunikacji jeszcze wyższym kosztem27.

epistemologiczne konsekwencje autopoietycznego zamknięcia

Ostatni ważny punkt dotyczy epistemologicznych konsekwencji autopoietycz-nego zamknięcia. Także ten problem musi być przedyskutowany w nawiązaniu do obecnej sytuacji naukowej ewolucji, gdzie teoria autopoietycznych systemów zdaje się oferować znaczne korzyści.

Od wielu dekad naukowe badania nie są prowadzone pod przewodnictwem niewątpliwej ortodoksji – widoczne jest to w szczególności w przypadku teorii kognicji i teorii naukowej. Powszechnie akceptowanym środkiem doraźnym jest „pragmatyzm”; rezultaty są jedynymi kryteriami prawdy i postępu wiedzy. To oczywiście samoreferencyjny, pokrętny argument oparty na zaprzeczeniu cyr-kulacji w nauce i na jej akceptowalności w praktyce. Unikanie cyrkulacji staje się coraz bardziej rozpaczliwym stanowiskiem – paradoksem, który zdaje się wskazywać, że potępione rozwiązanie, paradoks sam w sobie, stoi na progu stania się akceptowaną teorią.

Jednym ze sposobów poradzenia sobie z tą dwuznaczną sytuacją jest spraw-dzenie, czy metodologie posiadają zdolność przetrwania nadchodzącej rewolucji naukowej. Funkcjonalna analiza jest jedną z takich metod. Może być zastosowana w odniesieniu do wszystkich problemów, włączając w nie paradoks, cyrkulację, niezdecydowanie, logiczną niekompletność itp. Określając powyższe warunki jako problemy analizy funkcjonalnej, można zacząć szukać prawdopodobnych rozwiązań dla strategii odparadoksyzacji, hierarchizacji (w sensie teorii typów), rozkładu, asymetryzacji itd. Analiza funkcjonalna, innymi słowy, przeformuło-wuje zasadniczy paradoks jako „problem rozwiązany” (który jest i nie jest pro-blemem), a następnie przystępuje do porównywania rozwiązań problemów28.

27 Ostatnie tendencje, żeby polecać i udomawiać symboliczne nieprawości jako rodzaj komuni-kacji przystosowały się do zbyt wysokiej integracji społeczeństwa, a pozytywne prawo zdaje się postulować drugi rodzaj systemu obronnego na bazie zrewidowanego naturalnego prawa starannego wyboru tematów i wysoce świadomej praktyki, zob. Guggenberger 1983.

28 W jakiś sposób pozostaje to problemem przez „przerozwiązanie” go, przez wymyślenie kilku rozwiązań nie posiadających tej samej wartości i różniących się adekwatnością w odniesieniu

Autopoieza systemów społecznych 167

Oprócz wymienionego rodzaju pre-zaadaptowania w naukowej ewolucji do oczekiwanej zmiany paradygmatu teorii samej kognicji, teoria autopoietycznych systemów konstruuje kategoryczny argument. Chodzi o teorię systemów samore-ferencyjnych, która ma być zastosowana do „obserwowanych systemów” – rozu-mianych także w podwójnym znaczeniu, co wykorzystał Heinz von Foerster (von Foerster 1981) w tytule zbioru swoich esejów. Teoria odróżnia autopoiezę i obser-wację, lecz akceptuje fakt, że systemy obserwowane są autopoietyczne (a przy-najmniej ożywione). Obserwacja zachodzi tylko jako operacja autopoietycznych systemów – jako operacja życia, świadomości albo komunikacji. Jeśli system auto-poietyczny obserwuje inny system autopoietyczny, znajduje się wśród ograniczeń narzuconych przez warunki autopoietycznej samoreprodukcji (znów odpowiednio: ograniczenia życia, świadomości lub komunikacji na przykład poprzez język) i włą-cza się w jego pole obiektów, ponieważ, jako system autopoietyczny obserwujący inny tego rodzaju system, nie może uniknąć zbierania informacji o sobie.

W ten sposób teoria autopoietycznych systemów łączy dwa oddzielne osią-gnięcia ostatniej epistemologicznej dyskusji. Używa „naturalnej” lub nawet „materialnej” epistemologii, wyraźnie odróżnionej od wszystkich transcenden-talnych aspiracji (Quine 1969) – transcendentalizm jest w istocie tytułem ana-lizy autopoietycznych operacji świadomych systemów. Dodatkowo bierze pod uwagę szczególne epistemologiczne problemy uniwersalnych czy też „global-nych” teorii, odnoszących się do klasy przedmiotów, do której sama należy29. Uniwersalne problemy, z logicznymi jako jednymi z nich, posiadają istotną zaletę polegającą na zdolności widzenia i porównywania siebie z innymi przedmiotami tego samego typu. W przypadku logiki wymagałoby to wielu bardziej przydat-nych struktur i korespondujących abstrakcji. Klasyczna logika nie wyelimino-wała samoreferencji, nie poświęciła jednak wystarczająco dużo miejsca na jej zreflektowanie. „Fakt, że tradycyjna logika w swojej zdolności przypominania przydatnych struktur zawiera tylko samą siebie jako subsystem, wskazuje na specyficzną i ograniczoną zasadę, wedle której refleksja bierze udział w Arysto-telesowskim formalizmie. Aby teoria refleksji stała się przydatna, logika musi ogarnąć również inne subsystemy poza sobą” (kładzie na to nacisk Günther 1976: 310). Tylko pod tym warunkiem fankcjonalna analiza staje się użyteczna jako technika samobadania uniwersalnych teorii.

do różnych okoliczności. Daje to nam, poprzez funkcjonalną analizę funkcjonalnej analizy, przykład na to, jak może rozwijać się odparadoksyzowanie. Szczęśliwy pragmatysta, z drugiej strony, byłby zadowolony, mogąc stwierdzić, że problem staje się problemem tylko przez wi-dzenie rozwiązania, zob. Laudan 1977.

29 Zob. Hooker 1975: 152-179. Jest na to wiele przykładów: teoria sublimacji sama w sobie może być sublimacją; fizyczne badanie używa fizycznych procesów; teoria ego musi wziąć pod uwagę fakt, że teoretyk sam w sobie jest ego (zdrowym ego, podzielonym ego). Odnośnie tego ostatniego przykładu zob. Holland 1977.

niklas luhMann168

Jako typową obiekcję podaje się, za Nigelem Howardem, „egzystencjalny aksjomat”: znając teorię czyjegoś zachowania, uwalnia się go od jego ograniczeń (Howard 1971: XX, 2 i następne). Dla empirycznej teorii kognicji stanowi to empiryczne pytanie. Wolność, osiągnięta przez samorefleksję, może być używana tylko, jeśli ograniczenia są dostatecznie blisko. W przeciwnym razie autopoie-tyczny system zwyczajnie nie wiedziałby, jak się zachować. Może wiedzieć przy-kładowo, że działa pod klątwą „kompleksu Edypa” albo obsesji „marksizmu”, ale nie wie, co jeszcze może zrobić.

„Nowa epistemologia” będzie musiała zwrócić uwagę na co najmniej dwie fundamentalne dystynkcje: z jednej strony pomiędzy autopoiezą a obserwacją, a z drugiej między obserwacją zewnętrzną a wewnętrzną. Połączenie tych dwóch dystynkcji jest jednym z nierozwiązanych zadań teorii systemów.

Autopoieza jest rekurencyjną produkcją elementów przez elementy systemu. Obserwacja, będąc sama autopoietyczną obserwacją, stosuje dystynkcję i wska-zuje, która strona używana jest jako podstawowa w dalszych operacjach (włącza-jąc operację „krzyżowania” i wskazywania innej strony). Samoobserwacja jest szczególnym przypadkiem obserwacji, ponieważ wyłącza innych obserwatorów. Tylko system może obserwować sam siebie: inni są z definicji zewnętrznymi obserwatorami. Dlatego samoobserwacja nie może używać i nie używa żadnych kryteriów, nie może wybierać między odmiennymi perspektywami30. Obserwuje to, co obserwuje31 i może jedynie zmienić swój przedmiot zainteresowań oraz dystynkcję, którą stosuje, ale samej siebie jest zawsze pewna. Z drugiej stro-ny, zewnętrzni obserwatorzy są zawsze mnogością i muszą przewidzieć siebie nawzajem. Mogą porównywać między sobą obserwacje, skusić się na zwrotną obserwację obserwacji, a także potrzebują kryteriów określających, kiedy różne obserwacje przynoszą odmienne rezultaty32.

Klasyczna epistemologia poszukuje zestawu warunków, przy zastosowaniu których zewnętrzne obserwacje dadzą identyczne rezultaty. Nie wlicza się tutaj samoobserwacji (mówi się jedynie o „przedmiotowym” lub „transcendentalnym” podejściu, co oznacza jedynie, że warunki te mogą być znalezione poprzez in-trospekcję). Wyłącza to jednakże społeczeństwa jako obserwowane i obserwu-jące systemy. Wewnątrz społeczeństw wszystkie obserwacje społeczeństwa są samoobserwacjami. Społeczeństwa nie mogą zaprzeczyć, że sama obserwacja jest elementem systemu obserwowanego. Istnieje możliwość zróżnicowania subsystemów wewnątrz systemu społecznego, przypisując im specjalną funkcję

30 Odnośnie szczególnych przypadków świadomych systemów autopoietycznych (np. innych niż systemy społeczne!) zob. Shoemaker 1963; 1968.

31 Może oczywiście rozróżnić między samoobserwacją a obserwacją zewnętrzną, jak również obserwować obserwacje zewnętrzne skierowane na system.

32 Oczywiście nie wówczas, kiedy różne obserwacje wybierają różne przedmioty. Klasyczna epi-stemologia nie daje przydatnych kryteriów dotyczących przypadków, w których różne obser-wacje używają różnych dystynkcji.

Autopoieza systemów społecznych 169

„obserwowania społeczeństwa”. Implikuje to cały czas samoobserwację, po-nieważ susbsystem może działać jedynie w społeczeństwie. W kwestiach po-litycznych, ekonomicznych, prawnych i religijnych może to wyglądać jak jego społeczne środowisko, ale to sama obserwacja, po pierwsze, jest częścią auto-poiezy systemu społecznego i, po drugie, staje się samoobserwacją, gdy tylko usiłuje obserwować i kontrolować swoją epistemologię. W jakiś sposób „Trzecia Pozycja” (Braten 1984) byłaby wymagana, ponieważ jedynie ona zawiera moż-liwość dryfowania między zewnętrzną obserwacją a samoobserwacją oraz moż-liwość definiowania zasad, które blokują paradoks bycia w tym samym czasie wewnątrz i na zewnątrz systemu. W tym właśnie kontekście uniwersalne teorie stają się istotne – są one przeznaczone do zewnętrznych obserwacji, ale uogólnio-ne w sposób, który włącza również obserwujący system. Zasady i metodologie uniwersalnych teorii mogą stać się źródłami, z których weźmie swój początek rozwój prawdziwej epistemologii społecznej, gdyż (przynajmniej) zapewniają pole doświadczeń, w którym w sposób logiczny jesteśmy zmuszeni do oscylacji między obserwacją zewnętrzną a samoobserwacją.

Możemy pozostawić nierozwiązane pytanie o to, czy tego rodzaju argument może wytwarzać nie tylko socjologiczne33, ale również biologiczne (Maturana 1978) i psychologiczne (Campbell 1970; 1974; 1975) epistemologie. Zależy to także, co jest równie istotne, od możliwości zastosowania konceptu samoobser-wacji nie tylko do społecznych i świadomych systemów, lecz także do systemów ożywionych. W tym wypadku postępy w dominującej teorii mogą wywierać skutki uboczne na teoriach przewidzianych do kontrolowania badań. Aż do XVIII wieku problemy te dotyczyły religii – wyspecjalizowanego systemu społecznego, który podejmował paradoksy34. Zachowaliśmy tę możliwość, lecz normalizacja paradoksów w sztuce i nauce współczesnej zdaje się wskazywać, że ostatecznie radzimy sobie bez religii (Dupuy 1982: 162 i następne). Najwyraźniej nasze społeczeństwo oferuje wybór między ufaniem religii a wyzbyciem się naszych paradoksów bez świadomości tego, że jest to również religia.

33 Odnośnie studium przypadku używającego tego trybu kontrolowanej samoreferencji zob. Cole i Zuckerrnann 1975.

34 Zob. impas, który został sformułowany przez biskupa Hueta: „Mais lors que l’Entendement en vue de cette Idée forme un jugement de l’objet extérieur, d’ou cette Idée est partie, il ne peut pas savoir trés certainement et trés clairement si ce jugement convient avec l’objet extérieur; et c’est dans cette convenance que consiste la Verité, comme je l’ai dit. De sorte qu’encore qu’il connoisse la Verité, il ne sçait pas qu’il connoit, il ne peut étre assuré de l’avoir connue” (Huet 1723: 180).

niklas luhMann170

Bibliografia

Allport F.H., 1940, An Event-System Theory of Collective Action: With Illustrations from Economic and Political Phenomena and the Production of War, „Journal of Social Psychology”, 11, s. 417–445.

Allport F.H., 1954, The Structuring of Events: Outline of a General Theory withApplications to Psychology, „Psychological Review”, 61, s. 281–303.Barel Y, 1979, Le Paradox et le Systèm: Essai sur le Fantastique Social, Grenoble,

Presses Universitaires.Bergmann W., 1981, Die Zeitstrukturen sozialer Systeme: Eine systemtheoretische Ana­

lyse, Berlin, Duncker und Humblot.Blum A.F. i McHugh P., 1971, The Social Ascription of Motives, „AmericanSociological Review”, 36, s. 98–109.Braten S., 1984, The Third Position – Beyond Artificial and Autopoietic Reduction, „Ky-

bernetes”, 13, s. 157–163.Bühler K., 1934, Sprachtheorie: Die Darstellungsfunktion der Sprache, Jena, Fischer.

(Teoria języka: o językowej funkcji przedstawiania, przeł. J. Koźbiał, wstęp K. Polański, Kraków 2004).

Bunge M., 1979, A Systems Concept of Society: Beyond Individualism and Holism, „Theory and Decision”, 10, s. 13–30.

Burke K., 1954, A Grammar of Motives, przedrukowane wraz z: A Rhetoric ofMotives, 1950, Cleveland, Ohio, World Publishing Company.Campbell D.T., 1970, Natural Selection as an Epistemological Model, s. 51–85, [w:]

A Handbook of Method in Cultural Anthropology, red. R. Naroll i R. Cohen, Garden City, Nowy Jork, Natural History Press.

Campbell D.T., 1974, Evolutionary Epistemology, s. 413–465, [w:] The Philosophy of Karl Popper, red. R.A. Schilpp, Las Salle, IL, Open Court Publications.

Campbell D.T., 1975, On the Conflicts between Biological and Social Evolution and between Psychological and Moral Tradition, „American Psychologist”, 30, s. 1103–1126.

Cole J.R. i Zuckerman H., 1975, The Emergence of a Scientific Specialty. The Self-exemplifying Case of the Sociology of Science, s. 139–174, [w:] The Idea of Social Structure: Papers in Honor of Robert K. Merton, red. L.A. Coser, Nowy Jork, Har-court, Brace, Jovanovich.

Dawkins R., 1976, The Selfish Gene, Nowy Jork, Oxford University Press. (Samolubny gen, przeł. M. Skoneczny, Warszawa 1996).

Dupuy J-P., 1982, Ordres et désordres: Enquète sur un nouveau paradigme, Paryż, Seul.

Ebeling H., red., 1976, Subjektivität und Selbsterhaltung. Beiträge zur Diagnose der Moderne, Frankfurt, Suhrkamp.

Foerster H. von,1981, Observing Systems, Seaside, CA., Intersystems Publications.Guggenberger B., 1983, An den Grenzen der Verfassung, „Frankfurter Allgemeine Zei-

tung”, 281, 3, December.Günther G., 1976., Cybernetic Ontology and Transjunctional Operations, s. 249–328

(zwłaszcza s. 319), [w:] Beiträge zur Grundlegung einer operationsfähigen Dialek­tik, Vol. 1, red. G. Günther, Hamburg, Meiner.

Autopoieza systemów społecznych 171

Günther G., 1979, Natural Numbers in Trans­classic Systems, s. 241–264, [w:] Beiträge zur Grundlegung einer operationsfähigen Dialektik, Vol. 2, red. G. Günther, Ham-burg, Meiner.

Habermas J., 1981, Theorie des kommunikativen Handelns, Frankfurt, Suhrkamp.Havelock E.A., 1982, The Literate Revolution in Greece and its Cultural Consequences,

Princeton, Princeton University Press.Hejl P.M., 1982, Sozialwissenschaft als Theorie selbstreferentieller Systeme, Frankfurt,

Campus.Hofstadter D.R., 1979, Gödel, Escher, Bach: An Eternal Golden Braid, Hassocks, Sus-

sex, Harvester Press.Holland R., 1977, Self and Social Context, Nowy Jork, St. Martin’s Press.Hooker C.A., 1975, On Global Theories, „Philosophy of Science”, 42, s. 152–179.Howard N., 1971, Paradoxes of Rationality: Theory of Metagames and Political Be-

haviour, Cambridge, Mass., MIT Press.Huet P.D., 1723, Traité Philosophique de la Faiblesse de l’Esprit Humain, Amsterdam,

Du Sauzet.Husserl E., 1928, Vorlesungen zur Phänomenologie des inneren Zeitbewusstseins, „Jahr-

buch für Philosophie und phänomenologische Forschung”, 9, s. 367–496 (Wykłady z fenomenologii wewnętrznej świadomości czasu, przełożył i przypisami opatrzył J. Sidorek, wstęp A. Półtawski, Warszawa 1989).

Jantsch E., 1981, Autopoiesis: A Central Aspect of Dissipative Self-organization, s. 65–88, [w:] Autopoiesis: A Theory of Living Organization, red. M. Zeleny, Nowy Jork, North Holland.

Korzybski A.,1949, Science and Sanity: An Introduction to Non-Aristotelian Systems and General Semantics, wyd. III, Lakeville, Conn., Institute of General Semantics.

Laudan L., 1977, Progress and its Problem: Toward a Theory of Scientific Growth, Londyn, Routledge & Kegan Paul.

Luhmann N., 1980, Temporalisierung von Komplexität: Zur Semantik neuzeitlicher Zeit­begriffe, s. 235–300, [w:] Gesellschaftsstruktur und Semantik, Vol. I, red. N. Luh-I, red. N. Luh-mann, Frankfurt, Suhrkamp.

Luhmann N., 1981, The Improbability of Communication, „International Social Science Journal”, 23(1), s. 122–132.

Luhmann N., 1982a, The Future Cannot Begin: Temporal Structures in ModernSociety, s. 271–288, [w:] The Differentiation of Society, red. N. Luhmann, Nowy Jork,

Colombia University Press.Luhmann N., 1982b, World Time and System History: Interrelations between Temporal

Horizons and Social Structures, s. 289–323, [w:] The Differentiation of Society, red. N. Luhmann, Nowy Jork, Colombia University Press.

Luhmann N.,1983a, Rechtssoziologie, wyd. II, Opladen, Westdeutscher Verlag.Luhmann N., 1983b., Die Einheit des Rechtssystems, „Rechtstheorie”, 14, s. 129–154.Luhmann N., 1984, Soziale Systeme: Grundriss einer allgemeinen Theorie, Frankfurt,

Suhrkamp.Luhmann N., 1985, Society, Meaning, Religion – Based on Self-Reference, „Sociological

Analysis”, 46, s. 5–20.Malinowski B., 1960, The Problem of Meaning in Primitive Language, s. 296–336, [w:]

The Meaning of Meaning: A Study of the Influence of Language upon Thought and

niklas luhMann172

the Science of Symbolism, red. C.K. Ogden i I.A. Richards, wyd. X, Londyn, Rout-C.K. Ogden i I.A. Richards, wyd. X, Londyn, Rout-ledge & Kegan Paul (Problem znaczenia w językach pierwotnych, przeł. T. Szczer-bowski, w: Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 2, red. K. Pisarkowa, Kraków 2000).

Markowitz J., 1979, Die Soziale Situation, Frankfurt, Suhrkamp.Maturana H.R., 1978, Cognition, s. 29–49, [w:] Wahrnehmung und Kommunikation, red.

P.M. Hejl i in., Frankfurt n. M., Lang.Maturana H.R., 1980, Man and Society, s. 11–31, [w:] Autopoiesis, Communication and

Society: The Theory of Autopoietic Systems in the Social Sciences, red. F. Benseler, P.M. Hejl i W. Köck, Frankfurt, Campus.

Maturana H.R., 1981, Autopoiesis, s. 21–30, [w:] Autopoiesis: A Theory of Living Or­ganization, red. M. Zeleny, Nowy Jork, North Holland.

Maturana H.R., 1983, Reflexionen: Lernen oder ontogenetischer Drift, Delfin II, s. 60–72.Mills C.W., 1940, Situated Actions and Vocabularies of Motive, „American Sociological

Review”, 5, s. 904–913.Münch R., 1982, Theorie des Handelns: Zur Rekonstruktion der Beiträge von Talcott

Parsons, Emile Durkheim and Max Weber, Frankfurt, Suhrkamp.Ong W.J., 1967, The Presence of the Word: Some Prolegomena for Cultural and Reli­

gious History, New Haven, Conn., Yale University Press.Schoemaker S., 1963, Self­Knowledge and Self­Identity, Ithaca, NY, Cornell University

Press.Schoemaker S., 1968, Self­Reference and Self­Awareness, „Journal of Philosophy”, 65,

s. 555–567.Spencer Brown G., 1971, Laws of Form, wyd. II, Londyn, Allen & Unwin.Stebbins, G.L., 1982, Darwin to DNA, Molecules to Humanity, San Francisco, Freeman.Varela F.J., 1979, Principles of Biological Autonomy, Nowy Jork, North Holland.Wilden A., 1972, System and Structure: Essays in Communication and Exchange, Lon-

dyn, Tavistock Press.Yates F.A., 1966, The Art of Memory, Londyn, Routledge & Kegan Paul (Sztuka pamięci,

przeł. W. Radwański, posłowiem opatrzył L. Szczucki, Warszawa 1977).

przeł. Katarzyna Krajewskai Izabela Strońska

Annette Siemes

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym

Przy stosowaniu perspektywy teoretycznosystemowej w zakresie nauki o ko-munikacji korzysta się najczęściej z socjologicznej koncepcji teorii systemów, którą do późnych lat 90. wypracował i rozwijał Niklas Luhmann. W ramach opracowywania swojej teorii, która miała wyjaśnić powstawanie zarówno or-ganizacji społecznej, jak i społeczeństwa – przypisując przy tym centralną rolę komunikacji jako operatorowi systemów społecznych – Luhmann opierał się na różnych teoriach i modelach, najczęściej już rozwiniętych w innych dyscyplinach naukowych, sprawdzając tym samym ich przydatność na polu problemów socjo-logicznych. Sam Luhmann wskazywał w swojej ostatniej pracy Die Gesellschaft der Gesellschaft (1998: 60), że oprócz ogólnej teorii systemów sięgał także po inne projekty, wśród których mieszczą się cybernetyka, cognitive sciences, teoria komunikacji, teoria ewolucji. W ramach socjologii punktem wyjścia była dla Luhmanna koncepcja systemu społecznego Talcotta Parsonsa, opierał się on rów-nież na biologicznej teorii poznania i na koncepcjach teoretycznych, które należy wiązać z nazwiskiem Humberto Maturany (por. Parsons 1977, Maturana 1982, Maturana i Varela 1987)1. Liczne publikacje na temat Luhmanna i jego teorii sys-temów uwzględniają mniej lub bardziej wymienione tu linie jej rozwoju. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje wydane w 2002 roku Wprowadzenie do

1 Tu wyłania się także problem połączenia perspektyw teoretycznosystemowej i konstruktywi-stycznej: badania z zakresu biologii i neurologii, które poddają refleksji także kwestie teorio-poznawcze, ukształtowały i wsparły również konstruktywistyczny dyskurs teoretyczny, z tej też pozycji opracowane zostały specjalne pozycje z zakresu nauki o komunikacji. (zob. na ten temat Rusch i Schmidt 1999 oraz m.in. Schmidt 2003; Fleischer 2005; 2007).

Annette Siemes174

teorii systemów, które poniżej zostanie omówione2. Wyjątkowość tej publikacji polega na tym, że pochodzi ona (co prawda pośrednio) od samego twórcy. Celem niniejszej pracy jest próba szkicowej rekonstrukcji treści, zawartości i ukierun-kowania tej publikacji oraz poddanie dyskusji możliwości zastosowania pre-zentowanych w niej koncepcji. Na wstępie należy wyjaśnić kilka kontekstów. Tekst jest transkrypcją wykładów, w ramach których Luhmann referował właśnie Wprowadzenie do teorii systemów w semestrze zimowym 1991/92 na Uniwer-sytecie Bielefeld. Z takiego kontekstu powstania wynikają pewne aspekty tego tekstu, na które zwrócę uwagę niżej. Wydawca tych pośmiertnie opublikowanych wykładów, Dirk Baecker, starał się – na ile to było możliwe – zachować ich ustny charakter:

Moja praca nad tekstem ograniczyła się do tego, by nadać mu rytm tekstu pisanego. Z pomocą tekstu, przy odrobinie uwagi, można odczytać nagrany na taśmie magnetofonowej wykład, można także zauważyć, że przestawiłem niektóre wyrazy, inne zaś, powszechne w tekście mówionym, takie jak „naturalnie”, „rzeczywiście”, „właściwie”, „w ogóle”, czy „przede wszystkim”, pominąłem. (Baecker 2002: 10)

Baecker podkreśla wyraźnie, że Luhmannowi „nigdy nie przyszłoby do głowy, aby opublikować transkrypcje swoich wykładów. Przypuszczam jednak, że nie miałby nic przeciwko temu, aby tę transkrypcję wydać jako podręcznik i zbiór materiałów. Wydawca przyjmuje na siebie inny rodzaj odpowiedzialności za książkę niż jej autor. Za tę książkę odpowiedzialność jako autor ponosi Luh-mann” (Baecker 2002: 9). Wartość tej książki, o czym będzie jeszcze mowa niżej, tkwi w jej roboczym charakterze. Dlatego też widoczne są pewne przesunięcia w obrębie teorii w stosunku do książki z 1984 roku Soziale Systeme: Grundriß einer allgemeinen Theorie (wydanie polskie, Systemy społeczne. Zarys ogólnej teorii, z roku 2007). Jako wprowadzenie niech posłuży stwierdzenie wydawcy o przeznaczeniu tej książki, która powinna „wprowadzić w żywą pracę nad teo-rią i zlikwidować wrażenie jej dogmatycznego zamknięcia” (Baecker 2002: 9). Poniższe omówienie zawartości i centralnej linii argumentacji tej książki służy temu samemu celowi.

Początki w socjologii – wprowadzenie do tematu

Wykład zaczyna się od uwag na temat stanu badań w zakresie socjologii na początku roku 1990. Luhmann wskazuje na różnorodne próby stworzenia po-jemnych teorii do opisu problemów społecznych, z których jednak nie wynika „żaden teoretyczny opis problemów istotnych dla nowoczesnego społeczeństwa”,

2 Podane strony w niniejszym tekście odnoszą się do cytatów z drugiego wydania omawianej publikacji, które ukazało się w 2004 roku nakładem wydawnictwa Wissenschaftliche Buchge-sellschaft w Darmstadt.

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 175

podczas gdy „prawdziwie fascynująca ewolucja intelektualna ma miejsce poza dziedziną socjologii” (Luhmann 2004: 11). Pierwsza część wykładu ma w związ-ku z tym, by „pokazać, jak posługiwano się do tej pory perspektywą teoretyczno-systemową oraz jak i w jakiej formie natrafiono na jej granice, ślepe uliczki, na fundamentalną krytykę teorii, i nic w związku z tym nie zrobiono” (Luhmann 2004: 11).

W punkcie „I. Socjologia i teoria systemów“ i „II. Ogólna teoria systemów” czytelnicy znajdą zatem przegląd pierwszych opracowań systemowo-teoretyczne-go myślenia w socjologii, który może służyć także jako cenne tło dla zrozumienia aktualnego stanu teorii, oraz (w punkcie II) przeglądową prezentację centralnych założeń i pojęć wywodzących się z ogólnej teorii systemów. Przegląd zaczyna się „próbą naszkicowania tego, co rozwinęło się jako socjologiczna teoria systemów w latach 40. i 50. przede wszystkim lub raczej wyłącznie w Stanach Zjednoczo-nych” (Luhmann 2004: 12). Następnie okazuje się, że wzmożona ideologiczna krytyka pod koniec lat 60. doprowadziła do zatrzymania dalszego rozwoju teorii. Sam Luhmann nie ma żadnych wątpliwości, co do słabości propozycji rozwi-janych w latach 40. i 50. i sytuuje je wszystkie (zarówno propozycje, jak i ich krytykę) pod hasłami „zorientowanie na zachowanie systemu, funkcjonalizm zachowania się systemu, funkcjonalizm strukturalny (Bestandsorientierung, Be-standsfunktionalismus i Strukturfunktionalismus).

Punkt wyjścia tych podejść tworzyło pytanie: „jak w ogóle możliwy jest spo-łeczny porządek, lub co odróżnia porządek społeczny na przykład od fenomenów psychicznych czy biologicznych” (Luhmann 2004: 13). W tym miejscu Luhmann wprowadza do dyskusji Talcotta Parsonsa i jego opublikowaną po raz pierwszy w 1951 roku książkę The Social System, która ogranicza się do jednego obiektu – tego, co socjalne [das Soziale]. Ponieważ, jak referuje przemyślenia Parsonsa Luhmann, w ramach socjologii brakuje ekwiwalentu dla praw natury, potrzebna jest „druga, co do jakości teoria: teoria, która w oparciu o określone struktury systemowe próbuje poznać, jakie funkcje służą zachowaniu wzoru struktury. W końcu lat 40. i w latach 50. doprowadziło to na przykład do pytań: Jakie są warunki powstania systemu społecznego? Jakie w szczególności są warunki powstania społeczeństwa? Jakie minimalne wymagania zachowania i rozwiązy-wania problemów muszą zostać spełnione, aby społeczeństwo w ogóle mogło istnieć?” (Luhmann 2004: 13). Pytania, czy odpowiedzi, które w tych ramach zostały wypracowane i były możliwe, prowadziły również do dyskutowanych przez Luhmanna zarzutów, które ostatecznie spowodowały wspomniany „zastój” teoretycznego rozwoju na tym polu. Mimo to, nie można było tych podejść teoretycznych, które włączają strukturalne i funkcjonalne aspekty „w normalny tryb postępowania naukowego wraz z ich wynikami badań odłożyć ad acta, bez przeniesienia w ramy nowej teorii tego, co w tych ramach zbadano. Tak się jednak nie stało […] Historia socjologii nie ma bowiem do czynienia tylko z jej klasykami, którzy ten przedmiot, jeżeli można tak powiedzieć, ugruntowali, lecz

Annette Siemes176

także z relatywnie efektywnym, również interdyscyplinarnie uznanym sposobem badawczym, który rozwijano w latach 40. i 50. przede wszystkim w Ameryce” (Luhmann 2004: 16). Luhmann (przy całej uzasadnionej krytyce) widzi motywy tego odrzucenia – również uwarunkowane historycznie – w zapotrzebowaniu na teorię, która winna umożliwiać radykalną krytykę społeczną, co było niemal niemożliwe na podłożu analizowanej wcześniej początkowej koncentracji na strukturach i zachowaniu struktur.

Stanowisko talcotta Parsonsa

Jako podstawowy punkt wyjścia myślenia teoretycznosystemowego w socjolo-gii przedstawiona zostaje szczegółowo teoria Talcotta Parsonsa, tak jak została ona zaprezentowana w jego książce The Social System (1951). Wobec szeroko podzielanego poglądu, że teorię Parsonsa zaliczyć należy do wymienionych wy-żej podejść strukturalno-funkcjonalistycznych (wraz z ich problemami i krytyką wobec nich), Luhmann wskazuje, że sam Parsons „przede wszystkim w latach 60. całkiem oficjalne odwrócił się od funkcjonalizmu strukturalnego” (Luhmann 2004: 18). Luhmann zwraca uwagę szczególnie na to, że Parsons w ramach swo-ich przemyśleń systemowych bardzo mocno opierał się na działaniach, sprzeci-wiając się tym samym wielokrotnie reprezentowanemu wśród teoretyków działa-nia poglądowi, że działanie i system stanowią wielkości nie do pogodzenia: „Kto wciąż tak uważa, tego należy odesłać do lektury Parsonsa.” (Luhmann 2004: 19). W tym kontekście Luhmann wspomina, że – mówiąc krótko – komponenty działania u Parsonsa pochodzą z dzieł Maxa Webera, podczas gdy komponenty systemu bazujące na dziele Emila Durkheima są wprowadzone i wyjaśnione odpowiednio do sposobu, w jaki to zapożyczenie jest stosowane. Wskazuje on na kontrowersje co do kwestii, na ile interpretacja Parsonsa odpowiada autorom i wskazuje, że dyskusja ta jest jak najbardziej w interesie historii socjologii. Gdy przyjrzeć się bowiem bliżej teorii Parsonsa, rzuca się w oczy jej analitycz-na perspektywa, która winna umożliwić identyfikację „komponentów realizacji [zaistnienia] działania, które jednakże nie są działaniami” (Luhmann 2004: 20). Aby teraz umożliwić prymarne zrozumienie działania, należy odróżnić od siebie powód i środek: „Z jakiego powodu uczestnik działania (1) wszczyna działanie i co chce (2) tym samym osiągnąć – to dwa komponenty” (Luhmann 2004: 20). Wybór powodów, jak również limitacja środków, nie są przy tym pozostawione w gestii samego tylko uczestnika działania, lecz są rozumiane jako sterowa-ne wyznacznikami społecznymi, a wśród nich „słynnymi nieznośnymi podsta-wami umów”. Działający jest przy tym „tylko elementem zaistnienia działania […] Działanie może przeprowadzić także ktoś inny, ale jakakolwiek gotowość do działania, jakakolwiek konkretyzacja potencjału działania musi być obecna w społeczeństwie, by działanie mogło dojść do skutku. A zatem to nie działa-nie podporządkowane jest działającemu, lecz działający działaniu. Tak wygląda

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 177

sytuacja wyjściowa w książce The Structure of Social Action z 1937” (Luhmann 2004: 21).

W dalszym ciągu omówiony zostaje schemat Parsonsa czterech pól nad-budowywania systemu działania. Rozróżnia on różne komponenty, które wa-runkują zajście działania. W tych ramach rozwinął Parsons znaną pojęciowość dotyczącą środków działania, które można postrzegać zarówno ze strony in-strumentalnej (instrumental), jak i konsumpcyjnej (consumatory), oraz pojęcia opisujące stan określonego systemu działania, na poziomie którego pozwalają się wyróżnić czynniki zewnętrzne i wewnętrzne, a więc stosunki zewnętrzne i stany wewnętrzne, strukturalne. Z kombinacji tych zmiennych Parsons wyprowadził dalsze pojęcia, których skrót w angielskim tworzy słowo AGIL (lub LIGA): Adaptation, Goal Attainment, Integration, Latent Patern Maintenance. Luhmann nie tylko opisuje postępowanie Parsonsa i wyjaśnia znaczenia pojęć, lecz na przykładzie Parsonsa pokazuje również, jak w szczegółach przebiegać może bu-dowanie teorii, jakie problemy dotyczące rozstrzygnięć terminologicznych mogą się pojawić i jak mogą zostać rozwiązane oraz czego można oczekiwać od takiej budowli teoretycznej (a czego wymagać): „Parsonsowi zawdzięczać zatem nale-ży uwidocznienie określonej architektury teoretycznej. A uwidocznienie oznacza oczywiście również, że można rozpoznać możliwość krytyki i oceny jej zasięgu i granic. Chodzi tu właśnie, jeżeli można tak powiedzieć, o logiczną przestrzeń możliwości” (Luhmann 2004: 25).

Luhmann pisze dalej, w jaki sposób można tę przestrzeń możliwości zapełnić. Na przykładzie Parsonsowskiego opracowania podstawowego poziomu „Action System”, który zawiera między innymi system społeczny jako wewnętrzną, inte-gralną część, wyjaśnia szczegółowo, jak są możliwe niektóre rozpoznania w ra-mach konsekwentnego zastosowania jego teorii. Funkcjonalne zróżnicowanie przy pomocy czterech pól schematu AGIL można zastosować na każdym innym poziomie (przykładowo na poziomie „Action system”, jak i na poziomie systemu społecznego, dla którego ujawnia się swoiste współgranie wyżej wymienionych instrumentalnych, konsumpcyjnych, wewnętrznych i zewnętrznych aspektów): „System społeczny służy już przecież integracji systemu działania – i ta funkcja powtarza się teraz w tej funkcji” (Luhmann 2004: 35). Po tych szczegółowych wyjaśnieniach Luhmann stwierdza w końcu:

Jeżeli śledziliście Państwo dotychczasowe rozważania, moglibyście teraz sądzić, że teoria Parsonsa zajmuje się w istocie tylko definicją, wypełnieniem i uprawdopodobnieniem tych skrzynek. Byłoby to jednak niesłuszne. Dotyczy to jedynie jednego aspektu jego teorii. Istotna część dalszych rozważań teoretycznych dotyczy stosunków między tymi skrzynkami, związ-ków między systemami składowymi. Wszystkie dalsze środki teoretyczne oparte są na kon-sekwencjach funkcjonalnego zróżnicowania. (Luhmann 2004: 37)

W ramach opisu różnych prób teoretycznego ogarnięcia i opisania tych form relacji, wyłaniają się trzy pojęcia, które są centralne dla zrozumienia (również

Annette Siemes178

historycznego) rozwoju podejść teoretycznosystemowych, przy czym dwa ostat-nie pozostały do dziś istotne: cybernetyczna kontrola hierarchii, media komuni-kacyjne (lub Interchangemedien) i interpenetracja. Luhmann wskazuje na trud-ności, jakie miał Parsons przy łączeniu tych aspektów w teoretyczne i pojęciowe porządki, które wynikały z zastosowania systemu czterech skrzynek. W drobia-zgowym i konsekwentnym opracowaniu wybranego schematu podstawowego dostrzega ten punkt, z którego wynikają określone (spowodowane przez podej-ście Parsonsa) trudności. Z drugiej strony Luhmann przedstawia to opracowa-nie jednocześnie jako największą zasługę Parsonsa: „Nigdy wcześniej i nigdy później nie zebrano w tak przekonstruowanych ramach tak wielu poglądów so-cjologicznych. Z drugiej strony hermetyczność tej teorii pokazuje, że nie można stąd kontynuować interdyscyplinarnego postępu teorii systemów w ogólności” (Luhmann 2004: 40). Właśnie te dalsze opracowania teorii systemów, które są wspierane przez interdyscyplinarność tego podejścia, Luhmann zbiera w kolej-nych częściach wykładu (punkt II). Wskazuje on przy tym na wstępie na to, że nie może być mowy o jednej „ogólnej teorii systemów”. Podejścia teoretyczno-systemowe rozwinęły się z różnych dyscyplin. Nawet jeżeli podejmowano usilne próby utworzenia wspólnej teorii (np. w założonym w latach 50. Towarzystwie dla „General Systems Research”), Luhmann podkreśla, że opłaca się „wrócić na chwilę do źródeł tych przemyśleń i zestawić ze sobą różne punkty wyjścia, by potem zobaczyć, gdzie tkwiły problemy takiej generalizacji” (Luhmann 2004: 42). Na gruncie takich krytycznych konstatacji podejmuje Luhmann w końcu próbę nowego podejścia i sformułowania „szczególnego stanowiska, swego ro-dzaju drugiej generacji, «drugą lub cybernetyczną» teorię systemów obserwują-cych” (Luhmann 2004: 42).

Ogólne etapy rozwoju myślenia teoretycznosystemowego

Luhmann pokazuje różne etapy rozwoju, które możemy zebrać pod wspólną nazwą „ogólnej” teorii systemów. Kierunki rozwoju ogólnej teorii systemów uzasadniane są przez modele równowagi. Założeniem podstawowym było wyj-ście od stabilnych stanów systemu, w obrębie których na zakłócenia reaguje się poprzez przywrócenie wcześniejszej równowagi. Tę ideę równowagi możemy „potraktować jako teorię, która określa odporność na zakłócenia systemu, na bodźce, i która je lokalizuje – wiadomo, co należy zrobić, gdy chce się zakłócić równowagę […]. Gdyby ten problem rzutować na matematykę, zainteresowanie wzbudzi kwestia, w jakim matematycznym równaniu można odczytać taką rela-cję. Oczywiście moment zakłócenia był w tradycji i w nowszych użyciach teorii równowagi zawsze zauważany, ale akcent kładziono wyraźnie na stabilność. Tak, jakby wartością było utrzymanie stabilnego systemu […] Dotyczy to przede wszystkim teorii ekonomicznych […] Tu powstaje jednak wątpliwość, czy można w ogóle mówić o równowadze jako o stanie stabilnym […] Stąd pojawiły się

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 179

przemyślenia, czy nie jest dokładnie odwrotnie – nierównowaga mogłaby być warunkiem stabilności.” (Luhmann 2004: 43)

Centralną – i w czasie jej pojawienia się nową – była kwestia wywodząca się z termodynamiki, jak w ogóle możliwe jest utrzymanie się systemu. Zgod-nie z prawami fizycznymi fizyka systemu zamkniętego wytwarza entropię, to znaczy, że systemy zamknięte skłaniają się ku temu, by „zredukować wszystkie rozróżnienia, wprowadzić stan wolny od rozróżnień” (Luhmann 2004: 44). Dla biologii i socjologii należało zatem opracować nową koncepcję, która zbiegałaby się z teorią systemów otwartych: „dlatego systemy otwarte, ponieważ należało wyjaśnić, dlaczego nie występuje w nich entropia i dlaczego budowany jest po-rządek” (Luhmann 2004: 45). Otwartość odnosi się w poszczególnych systemach do form kontaktów z danym środowiskiem specyficznym dla systemu:

W wypadku systemów biologicznych myśli się przede wszystkim o pozyskiwaniu energii i pozbywaniu się energii niepotrzebnej, w przypadku systemów sensu myśli się w pierwszej kolejności o wymianie informacji. System sensu pobiera informację ze swojego otoczenia, in-terpretuje – jeżeli można tak powiedzieć – niespodzianki, będąc przy tym wbudowanym w sieć innych systemów, która reaguje na systemy opracowujące informacje. (Luhmann 2004: 45)

Luhmann rozważa dalej, w jaki sposób modele wejścia-wyjścia i perspekty-wa cybernetyczna przyczyniają się do ukierunkowania rozwoju teorii systemów i omawia problemy obu sposobów widzenia. Wyjaśnia przy tym, w jaki sposób z wyżej wymienionych podejść (które straciły na znaczeniu w latach 70.) wyni-kła krytyka technicznej orientacji teorii systemów. Z modelami wejścia-wyjścia związane były w końcu koncepcje czarnej skrzynki [Black-Box], wedle których tylko z regularności zewnętrznych stosunków systemu można wnioskować, że w jego wnętrzu (które jest niedostępne analizie) istnieje mechanizm, który wy-jaśnia produkcję określonego wyjścia (Output) przy określonym wejściu (Input) (przy czym sam mechanizm nie może być obserwowany). Przystaje to jednak bardziej do strukturalistycznej teorii systemów, podczas gdy dla teorii socjo-logicznej o wiele ważniejsze jest, jakiego rodzaju operacji system używa oraz jak zachodzi i jest utrzymywane odróżnienie systemu od środowiska. Luhmann podkreśla zatem „błąd piękności” cybernetycznego sposobu widzenia – cyberne-tyczne mechanizmy sterowania odnoszą się zawsze do specyficznych stałych i są mało przydatne przy skomplikowanych procesach. Problemy związane z tego typu podejściami oraz ich krytykę Luhmann przedstawia bardzo dokładnie. Jego sposób argumentacji uwyraźnia, jak ich analiza, przy zachowaniu odpowiednie-go dystansu, może stać się podłożem dla dalszego rozwoju. Wskazuje także na historyczną i ideologiczną motywację wielu przytaczanych krytyk.

Otwarte pytania, które pojawiły się wraz z teoriami z lat 50. i 60., i z którymi wiązał się ostatecznie rozwój teorii systemów, odnosiły się w końcu do tego, co właściwie należałoby określać mianem systemu, lub też, jak należałoby pytać z perspektywy operacji systemu: „Czym jest system, skoro może czynić to, co

Annette Siemes180

czyni?” (Luhmann 2004: 58). Na tym istotnym przesunięciu (od perspektywy, która rozumie system jako „obiekt“, ku analizie dyferencji „środowisko-system”) zasadza się ostatecznie również teoria systemów operacyjnie zamkniętych. Waż-ne jest tu, że zamkniętość należy rozmieć w sensie operacyjnej rekursywności, samoreferencji i cyrkularności. Tak rozumiana specyficzna forma zamkniętości stanowi ostatecznie warunek dla otwartości: „Z jednego pytania wyniknęły zatem dwie kwestie – czym ten otwarty system jest, to znaczy, po pierwsze: jak jest wytwarzana i reprodukowana dyferencja między systemem i środowiskiem, oraz, po drugie: jaki typ operacji jest za to odpowiedzialny i jak jest on wewnętrznie usieciowiony” (Luhmann 2004: 59). Wychodząc od takiego punktu widzenia, po-wstaje oczywiście pytanie, jak system może odróżnić własne operacje od operacji środowiska i również pytanie o obserwatora (jako funkcję systemu), które później zyska centralne znaczenie. Przy okazji Luhmann wskazuje, że w odniesieniu do lat 50./60. można wyróżnić z jednej strony analityczne, a z drugiej – konkretne pojęcie systemu. Pojęcie analityczne traktuje system jako konstrukt teoretyka, konkretne widzi systemy jako „dane”:

Za tym rozróżnieniem stoją teoriopoznawcze, epistemologiczne opcje. Każda teoria poznania, która wychodzi z pozycji transcendentalno-teoretycznych i zakłada, że każde poznanie jest przefiltrowane i ukształtowane przez pojęcia poznającego, […] potraktuje pojęcie systemu jako pojęcie teoretyka systemu. Z drugiej strony w normalnej działalności naukowej tego rodzaju refleksja teoriopoznawcza nie jest popularna. Naukowiec wychodzi zazwyczaj od tego, że to, co on bada, również wtedy jest dostępne, kiedy on tego nie bada. (Luhmann 2004: 60)

Systemy jako dyferencja między systemem a środowiskiem

Jak już wskazano, relewantna staje się tylko jedna perspektywa, która do dziś stanowi istotny punkt wyjścia w podejściach teoretycznosystemowych. Chodzi o rozróżnienie między systemem a środowiskiem, względnie o to, że jedno bez dru-giego jest nie do pomyślenia i koncepcja teoretyczna musi od początku uwzględ-nić obie strony. Na pytanie «Czym jest system?» należałoby w związku z tym odpowiedzieć w ten oto sposób: „System «jest» rozróżnieniem między systemem a środowiskiem” (Luhmann 2004: 66). Luhmann inspiruje się w tym miejscu wyraźnie Georgem Spencerem Brownem i jego pracą Laws of form (1972). Jako ilustrację przytacza on sposób, w jaki język umożliwia określone rozróżnienia, stosując (aktualne w wykładzie) rozróżnienie „profesor-student”:

Czy są to różnice w wieku, różnice w ubiorze, różnice w skłonności do niezwykłej wynio-słości, to zupełnie inne pytanie. Język może tak rozróżniać, a dyferencja słów to to, co język zachowuje w funkcjonowaniu i przy pomocy czego steruje się tym, co można powiedzieć dalej; kwestią otwartą pozostaje, czy takie dyferencje są również obecne w realności. Natural-nie nie rozpoczęłoby się mówienia, gdyby się nie założyło, że byłoby coś, co można by było tak określić, ale dla przebiegu akcji językowej, procesu języka lub – jak możemy powiedzieć

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 181

– komunikacji, decydująca jest tylko dyferencja wewnątrz języka. Ta dyferencja wolna jest od problemu referencji, to znaczy od tego, o czym chce się mówić. (Luhmann 2004: 68)

Wykład wraca teraz do ogólnego pojęcia formy i do przemyśleń Spence-ra Browna, chodzi bowiem o to, że każde rozróżnienie automatycznie zawiera w sobie drugą stronę, która jednak jako taka nie musi być eksplicytna:

Aby to wyjaśnić na potrzeby dalszego użycia, mogę jeszcze raz sięgnąć do Spencera Brow-na, który linię graniczną, kiedy ta zostaje zakreślona, określił jako formę, dlatego mówi on o „laws of form” [prawa form]. „Form” [forma] ma dwie strony, nie jest ona tylko ładnym kształtem czy obiektem, który można sobie przedstawić niezależnie od kontekstu, lecz jest rzeczą z dwiema stronami. Gdy chcemy sobie wyobrazić obiekt wolny od kontekstu, wów-czas mamy do czynienia z obiektem w „unmarked space” [przestrzeni nieoznaczonej]: znak, koło lub cokolwiek innego na białej kartce papieru lub coś określonego w świecie, w którym występuje też coś innego, co jednak w tym momencie nie jest określone. „Form” [forma] jest rzeczą z zasady dwustronną, w naszym wypadku to strony systemu i środowiska. (Luhmann 2004: 75)

System – w związku z tym – możemy więc pojmować jako rozróżnienie mię-dzy systemem a środowiskiem. Jest to rozróżnienie, którego konieczność staje się rozpoznawalna, gdy próbuje się od niego abstrahować: Jeżeli chcemy przedsta-wić sobie system jako obiekt w przestrzeni bez powietrza, wówczas zakłada się właśnie tę przestrzeń bez powietrza (rzekoma pustka) jako środowisko. Również od Spencera Browna otrzymuje Luhmann impuls (który później w ramach całej teorii stał się źródłem jego osiągnięć), by rozważać „czy ma sens definiowanie systemu, jak u Spencera Browna, za pomocą jednego operatora lub jednego typu operacji […] Zazwyczaj opisuje się systemy przy pomocy wielu terminów. Dla przykładu: systemy są relacjami między elementami. Albo: system jest relacją struktury i procesu, jednością sterującą się strukturalnie własnymi procesami” (Luhmann 2004: 77). Zamiast tego Luhmann proponuje podejście, które każdo-razowo podejmie próbę zidentyfikowania określonego typu operacji, przez który system powstaje i produkuje się zazębiając jedną operację z drugą. W ten sposób przez operowanie systemu równocześnie powstaje granica system-środowisko. Koncepcja ta prezentowana jest na tle zagadnień samoreferencji i rekursywno-ści lub na tle przemyśleń dotyczących form rekursywnych, w kwestii których Luhmann odsyła do Louisa H. Kauffmana (1987).

W tym kontekście istotny jest jeszcze jeden termin: nawiązywalność, [An-schlussfähigkeit]: założona operacja musi umożliwić nadbudowanie na jej rezul-tacie i przyłączenie do niej kolejnej operacji (w tym samym momencie ważny staje się aspekt obserwacji). Cały proces, który powstaje na tej bazie, pozwala się opisać w sposób następujący:

Kiedy operacja określonego typu się rozpoczyna i, jak to chętnie mówię, jest nawiązywal-na [anschlussfähig], to znaczy znajduje następstwo, ma konsekwencje w tym samym typie

Annette Siemes182

operacji, powstaje system – ponieważ, jeżeli łączy się operację z operacją, dzieje się to w spo-sób selektywny. Nic innego niż to nie zachodzi; unmarked place lub otoczenia pozostają na zewnątrz; system tworzy się przez powstanie łańcucha operacji. Dyferencja systemu i śro-dowiska powstaje tylko z faktu, że jedna operacja wytwarza kolejną operację tego samego typu (Luhmann 2004: 77).

Aby te przemyślenia wyjaśnić, Luhmann sięga – ze wskazaniem na Humber-to Maturanę – znów do biologii organizmów żywych i do zdobytej tam wiedzy o cyrkularnych sposobach operacji, przy pomocy których organizmy się repro-dukują i organizują. Faktycznie oznacza to również, „że przy pomocy pojęcia autopoiezy w rzeczy samej nic nie zostaje wyjaśnione, poza właśnie rozruchem poprzez samoreferencję: operacja z nawiązywalnością” (Luhmann 2004: 78).

Komunikacja jako operator systemów społecznych

Luhmann zwraca teraz tok myślenia ku systemom społecznym i próbuje „zi-dentyfikować operację, która spełnia to założenie: może chodzić tylko o jedną operację, jest ona zawsze tą samą i jest ona nawiązywalna […] Właściwie tylko komunikacja stanowi typ operacji, który to założenie spełnia: system społeczny powstaje, kiedy z komunikacji rozwija się komunikacja” (Luhmann 2004: 78). Teza ta staje się istotna, jeżeli widzieć ją właśnie z perspektywy operacjonalnego podejścia teoretycznego. Luhmann wyjaśnia przy tej okazji w sposób obrazowy, dlaczego patrząc z tej perspektywy podstawową jednostką systemów społecznych nie może być działanie (jak zakładał to Parsons):

w zasadzie można sobie przedstawić działanie jako indywidualną, społecznie pozbawioną rezonansu operację, co w wypadku komunikacji nie jest możliwe, do komunikacji dochodzi w zasadzie tylko wtedy, gdy ktoś rozumie z grubsza lub nawet nie rozumie, ale w każdym razie rozumie tyle, aby komunikacja mogła dalej przebiegać, i to leży poza tym, co można by zagwarantować przez czyste używanie języka. Ktoś musi być dostępny, ktoś musi umieć słuchać lub czytać (Luhmann 2004: 79).

Dla zrozumienia tego aspektu ważna jest leżąca u jego podstaw, a wyłożona w innym miejscu, trójelementowa koncepcja komunikacji jako „informacji, wia-domości i rozumienia” (Luhmann 2004: 260 i kolejne). Luhmann ogranicza przy tym specyficznie te trzy pojęcia, jednak należy koniecznie zwrócić uwagę na ich współdziałanie. Nie można zatem u podstaw umieścić ani pojęcia informacji, we-dle którego w ramach komunikacji informacje w jakiejkolwiek formie są gdzieś przesyłane lub przekazywane, ani też nie chodzi o „rozumienie” w znaczeniu potocznym, w ramach którego z reguły informujący decyduje o tym, czy (jego) wypowiedź (całkiem możliwe, że nawet „prawidłowo”) została „zrozumiana”. Tu chodzi o to, że komunikacja dla Luhmanna zachodzi dopiero i tylko wtedy, gdy wszystkie trzy komponenty są obecne i współdziałają ze sobą. Socjalność powstaje dopiero na bazie syntezy tych trzech wymienionych elementów. To

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 183

znaczy, „że to, co społeczne [das Soziale], powstaje wówczas, gdy informacja, wiadomość i rozumienie są wytwarzanie jako jedność, z oddziaływaniami na uczestniczące systemy psychiczne. Systemy psychiczne muszą się więc zacho-wywać odpowiednio, by się to powiodło. Ale jedność, emergencja tego, co spo-łeczne, to tylko i wyłącznie sama synteza” (Luhmann 2004: 261).

Wróćmy teraz jednak do podstawowych aspektów systemów. Ogromne zna-czenie ma w tym kontekście kolejna, wprowadzona również przez Laws of form Specera Browna, refleksja, którą możemy określić jako „reentry” (w późniejszych publikacjach używana jest pisownia z łącznikiem „re-entry”, por. Luhmann 1998). Refleksja ta odnosi się do następującego problemu: punktem wyjścia jest prze-konanie, że formę (w naszym wypadku system) rozumie się jako rozróżnienie (w naszym wypadku między systemem a środowiskiem). Teraz można zadać sobie pytanie, jak powstaje forma. Podejście operacyjne pozwala nam dostrzec, jaka operacja wprowadza i umożliwia formę. Chodzi więc o to, w jaki sposób system produkuje się jako system i jednocześnie odgranicza się od środowiska, które powstaje w trakcie operowania systemu jako środowisko tego specyficznego systemu. Tu uwidacznia się, jak rzecz została zaplanowana i co rozumie się pod „re-entry”: patrząc z tej perspektywy operacja, poprzez którą uczynione zosta-je rozróżnienie i przez którą system się konstruuje, zawiera obie strony. Mówiąc inaczej, wytwarzanie granicy „system-środowisko” zawiera się w każdorazowym specyficznym modusie operacyjnym: „Rozróżnienie przewidziane jest w samym rozróżnieniu. W terminologii Kauffmana jest ono wkopiowane w rozróżnienie” (Luhmann 2004: 80). W tym miejscu należy podkreślić, że – inaczej niż w przy-kładzie przywołanym przez Luhmanna na początku – nie chodzi tu o rozróżnienie dwuczęściowe, jak wyobrażamy to sobie na płaszczyźnie językowej, i jak można to sobie wyobrazić (duży-mały itp.), lecz o płaszczyznę systemu i tym samym roz-różnienie, które w pewnym sensie zawiera na jednej stronie obie strony.

U Spencera Browna pojęcie „re-entry” oznacza (przydatne ze względu na tę właściwość) ponowne wejście formy w formę (lub też ponowne wejście rozróż-nienia w to, co zostało rozróżnione)3. Pojęcie to w teorii systemów ma bardzo silny związek z pojęciem samoobserwacji systemów. Rozumie się to w ten sposób, że system w powyższym sensie odgranicza się poprzez swoje operacje od otoczenia i tym samym każda operacja przedstawia jednocześnie podjęcie samoobserwacji. To znaczy, jak wyjaśnia to Luhmann, „że system może sam siebie odróżnić od środowiska. Operacja jako operacja wytwarza dyferencję, dlatego mówię w tym miejscu o dyferencji. Jedna operacja nawiązuje do drugiej, potem przychodzi trze-

3 Można to wyjaśnić również w ten sposób, że stosowany jest określony typ operacji, a na podłożu jej rezultatu stosowana jest ponownie ta sama operacja itd. Na podstawie takich rekursywnych operacji można w geometrii wytworzyć wzory fraktali, a w eksperymentach psychologii po-znawczej pojawiają się wzory na podstawie porównywalnie słabo uporządkowanych sytuacji wyjściowych (por. Stadler/Kruse 1990 oraz ogólnie na ten temat w nawiązaniu do propozycji konstruktywistycznych Kriz 1995).

Annette Siemes184

cia, czwarta, piąta, potem dochodzi tematyzowanie tego, co powiedziano do tej pory, i tak dalej. Na zewnątrz dzieje się coś zupełnie innego albo nic. To jest świat, który ma znaczenie w sposób ograniczony dla skutków komunikacji. Kiedy sys-tem musi decydować lub, mówiąc ostrożniej, musi wytworzyć sprzężenia między komunikacją i kolejną komunikacją, wtedy musi ustalić, obserwować, mieć moż-liwość rozstrzygania co do niego pasuje, a co nie. System, który chce kontrolować własną nawiązywalność, musi dysponować czymś, co my na razie możemy na-zwać samoobserwacją” (Luhmann 2004: 81).

W tym miejscu Luhmann odnosi się jeszcze raz bardzo wyraźnie do komu-nikacji jako operatora systemów społecznych. Prosi słuchaczy, względnie czy-telników, o to, aby wyobrazili sobie system, który reprodukuje się przez komu-nikację, przy czym zdolność do określonego rozróżniania jest, można by rzec, wbudowana w system.

Decydujące jest to, że komunikacja sama dokonuje rozróżnienia między komunikacją i nie-komunikacją [...] Komunikacja posiada rekursywną pewność, by móc i musieć na komunikacji budować i to odnośnie tego, co dalej może być powiedziane (to samo dotyczy pisma). Przez to ma możliwość obserwowania dyferencji między systemem i środowiskiem, a więc może oddzielić samoreferencję [Selbstreferenz] od referencji obcej [Fremdreferenz]. (Luhmann 2004: 81)

Wprowadzone tu zostaje, obok już wspomnianej samoreferencji, pojęcie referencji obcej. Aby oba te pojęcia wyjaśnić, Luhmann tłumaczy jeszcze raz wspomniany wyżej trzyczęściowy podział komunikacji:

Komunikacja zachodzi tylko wtedy, kiedy zostanie podana wiadomość. Już to jest dwuczę-ściowe. Poza tym musi to być jeszcze zrozumiane […] U podstaw leży dwoistość wiadomości i informacji; komunikacja może funkcjonować dalej albo bardziej na jednej, albo bardziej na drugiej stronie. Albo stawia się pytanie: „Dlaczego o czymś mnie zawiadomiłeś, dlaczego coś powiedziałeś?”, albo pytanie: „Kłamałeś może?”, wychodzi się zatem od wiadomości, albo od informacji i komunikuje się o tym, co zostało powiedziane. Jest to wskaźnik tego, że w samej operacji zawsze jest już wbudowana dyferencja referencji obcej jako informacja a samoreferencji jako wiadomości […] W ten sposób, jak wierzę, można wyjaśnić […] że system społeczny, który funkcjonuje z komunikacją jako takim operatorem, zawsze ma już wbudowane „reentry” i inaczej nie mógłby funkcjonować. (Luhmann 2004: 82)

Jak już zaznaczyliśmy wyżej, ważne jest, że rozróżnienia w związku z ope-racjami właściwymi dla systemu nie należy pojmować jako czegoś dwuczęścio-wego, lecz raczej jako jedność, która jednakże w pewnym sensie zawiera dwie strony – wewnętrzną i zewnętrzną. Tym samym system nie jest przede wszystkim jednością, lecz dyferencją – to, co sprawia trudność, to konieczność przedstawie-nia sobie jedności dyferencji (Luhmann 2004: 91):

Rozróżnienie zawiera siebie samo, ale najwyraźniej w pewnej bardzo specyficznej formie, mianowicie jako rozróżnienie rozróżnienia i oznaczenia i w jakikolwiek inny sposób – duży-

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 185

mały czy co tam można sobie zawsze jako rozróżnienie wyobrazić. Podobnie widzieć trzeba będzie reentry formy w formę lub rozróżnienia w rozróżnienie lub dyferencji systemu i śro-dowiska w system, tak, że o tym samym mowa jest dwa razy. Rozróżnienie wchodzi w przez nieuczynione rozróżnienie. (Luhmann 2004: 87)

Jak w wielu punktach wykładu, tak i w tym miejscu Luhmann korzysta z okazji, by przejść do tematu, który będzie analizowany później i w innym miejscu pod innym tytułem. Chodzi o obserwatora i o to, że może on na me-tapoziomie przyjąć pozycję zewnętrzną, ale zarazem znajdować się w systemie jako samoobserwator. Pozycja obserwatora (wg Luhmanna) byłaby kluczowa dla perspektywy socjologicznej, jako punkt widzenia, który można przenieść na badania empiryczne i na wszystkie problemy nauk społecznych.

Egzystujemy oczywiście społecznie, ale jako socjologowie możemy tak potraktować spo-łeczeństwo, jak gdyby było ono na zewnątrz […] i widzieć, że społeczeństwo przedstawia się jako opisujący siebie system. System ten ma dwie strony. Z jednej strony społeczeństwo posiada referencje obce, nie mówi tylko o sobie samym, lecz zazwyczaj o czymś, co nie jest komunikacją, lecz tematem komunikacji […] Cokolwiek się dzieje w społeczeństwie, jest ko-munikacją, i dlatego winniśmy jako socjologowie móc rozróżnić, o czym się na jednej stronie mówi, pisze, co się drukuje, co nadaje i co po drugiej stronie faktycznie jest zdarzeniem, aby widzieć, że określone kluczowe tematy mogłyby być wybrane inaczej. (Luhmann 2004: 89)

Luhmann nie twierdzi przy tym, że wybór tematów jest dowolny. Chodzi mu o umożliwienie analiz porównawczych, które mogą stwierdzać dla określonych obszarów społeczeństwa lub dla społeczeństwa w różnych momentach różne preferencje i perspektywy – a to można zobaczyć tylko z szerokiej perspektywy zewnętrznego obserwatora.

Przy pomocy tej podwójnej perspektywy można również zająć się ideologicznością samo-opisu w społeczeństwie. Dlaczego społeczeństwo opisywało się w XIX i XX stuleciu jako kapitalistyczne? A w drugiej połowie XVIII stulecia jako patriotyczne? Dlaczego określone schematy społeczeństwa/wspólnoty, indywiduum/kolektywu były w określonych czasach pre-ferowane a później ich zaniechano? Jak dochodzi do wyobrażeń takich jak „modernizm” czy „postmodernizm”? Dlaczego używa się schematu tradycja/nowoczesność do przedstawiania społeczeństwa? Jako socjologowie możemy w postawie obcego obserwatora, którym tak na-prawdę nigdy nie jesteśmy, pytać, jak to się dzieje, że systemy preferują określony samoopis. (Luhmann 2004: 90)

Zamkniętość operacyjna

Na przywołanym wyżej gruncie nieuniknionym krokiem jest teraz konceptualiza-cja systemów jako operacyjnie zamkniętych. Trzeci rozdział wprowadza ten krok i omawia wynikające z niego implikacje. Punkt wyjścia: system konstytuowany jest przez własne operacje i w ten sposób odgranicza się od środowiska. O tyle więc sam wytwarza rozróżnienie między systemem a środowiskiem – przy czym może być obserwowalny. Dla tezy o operacyjnej zamkniętości ważna jest teraz

Annette Siemes186

kwestia lokalizacji operacji specyficznej dla systemu: te mogą odbywać się za-wsze tylko w systemie.

Gdyby operacje systemu przebiegały w środowisku, wówczas rozróżnienie na system i śro-dowisko byłoby sabotowane. Nie tyle oczywiste, ile zaskakujące byłyby konsekwencje wy-obrażenia sobie, że system nie może sam korzystać z własnych operacji, aby połączyć się z otoczeniem. Dokładnie to mówi teza o zamknięciu operacyjnym lub operacjonalnym (Luh-mann 2004: 93).

Luhmann prowadzi swoich słuchaczy od tego punktu do – możliwe, że na pierwszy rzut oka zaskakującego – stwierdzenia, że poznanie możliwe jest tylko przez zamknięcie operacyjne (ponieważ system, patrz wyżej, nie mógłby po-wstać, gdyby nie był operacyjnie zamknięty):

On [system – A.S.] nie może za pomocą swoich operacji poznawczych sięgać do otoczenia, lecz musi ciągle wewnątrz siebie szukać odniesień, wnioskowań, kolejnych rozpoznań, od-wołań do pamięci itd. (Luhmann 2004: 93).

Należy w tym miejscu zaznaczyć, że nie postuluje się tu powrotu do „starej tezy o systemach zamkniętych” (Luhmann 2004: 93), w ramach której starano się opisać systemy jako zależności zamknięte przyczynowo. Jak wskazuje Luhmann, w wypadku opisanych względnie opisujących operacji nie chodziłoby właśnie o to, by opisać zależności przyczynowe; przyczynowość w ogóle „w tej wersji teorii systemów jest sprawą obserwatora” (Luhmann 2004: 94). Zamiast tego muszą zostać znalezione takie operacje lub forma operacji, które jednocześnie opiszą typowość systemu. Luhmann tłumaczy dalej, w jaki sposób przyczyno-wość zawsze związana jest z obserwatorem.

Nie możemy całego świata podzielić przyczynowo. Rozsadziłoby to pojemność obserwacyjną każdego sytemu obserwacyjnego. Przyczynowość jest zawsze selektywna i zawsze należy ją przypisać obserwatorowi o określonych zainteresowaniach, określonych strukturach i określo-nych pojemnościach opracowywania informacji. Jest tak z powodu nieskończoności kolejnych przyczynowości, które tu współgrają […] Znów musimy obserwować obserwatora, gdy chce-my wiedzieć, jaka przyczynowość jest atrybuowana, jakie oddziaływania i jakie przyczyny w tym kontekście to przypisanie przynosi. Na ten temat istnieje ogromna ilość badań. Wyniki badań atrybucji zmuszają nas do tego, by relatywizować pojęcie przyczyny do obserwatora lub do zwyczajów atrybucyjych. (Luhmann 2004: 94)

W sprawie dalszego odgraniczania Luhmann wskazuje na odgraniczenie sys-temów sensu [Sinnsystem] i systemów technicznych. Odnosi się jeszcze raz do żywionych dużo wcześniej wątpliwości wobec podejść teoretycznosystemowych, jakoby chodziło tu o swego rodzaju teorię techniczną.

Mamy do czynienia z rozróżnieniem na to, co techniczne i posiadające sens. Systemy tech-niczne są w istocie przyczynowo zamknięte i reagują tylko pod określonymi względami na

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 187

bodźce środowiska: maszyny, które działają, tylko gdy jest włączony prąd [...]. Zalety ta-kiego technicznego czy przyczynowego zamknięcia leżą przede wszystkim w możliwości rozpoznawania błędów. W obszarze zamknięcia operacyjnego nie jest to w ogóle możliwe. (Luhmann 2004: 96)

To odgraniczenie jest ważne dlatego, że system sensu nie mógłby się wpraw-dzie bezpośrednio przez swoje operacje łączyć z otoczeniem, „ale mógłby sen-sownie odnieść się do otoczenia, stosownie do sensu operacji” (Luhmann 2004: 95). Nie mogą być przy tym jednak przywołane żadne przyczynowe efekty w środowisku – te są możliwe tylko wtedy, „gdy środowisko wychodzi temu samemu na przeciw i przewiduje odpowiednie przyczynowości” (Luhmann 2004: 95). Odniesienia do środowiska są przy tym możliwe (czy wręcz nieodzowne) przez re-entry.

Sformułowana przez Luhmanna zamkniętość odnosi się jedynie do strony operacyjnej, a nie oznacza jakiegoś „teoretycznego odcinania” każdego odnie-sienia systemu i środowiska. Staje się to szczególnie jasne, gdy omawiany jest aspekt strukturalnego sprzężenia.

Istnieją strukturalne sprzężenia, które, jeśli można tak powiedzieć, wiążą, magazynują, kanali-zują przyczynowości, koordynując tym samym i integrując system i środowisko, nie dotykając tezy operatywnego zamknięcia: właśnie dlatego, że systemy są operacyjnie zamknięte, moż-na na nie wpływać przez strukturalne sprzężenie, przynajmniej długoterminowo. (Luhmann 2004: 100)

Podsumowując należy traktować zamkniętość operacyjną, obok koncepcji dyferencjonalnej (system-środowisko), jako dalsze istotne rozróżnienie, które leży u podstawy nowej teorii systemów (po przedstawionych przez Luhmanna wcześniej podejściach wyjściowych).

Samoorganizacja i autopoieza

Przed szczegółowym omówieniem pojęcia sprzężenia strukturalnego Luhmann zajmuje się jeszcze dwoma zjawiskami: samoorganizacją i autopoiezą i zaryso-wuje ich różne odniesienia. Samorganizację należy rozumieć w odniesieniu do procesu jako „wytworzenie struktury przez własną operację” (Luhmann 2004: 101). Odniesienie procesualne wynika z tego, że struktury w rozumieniu teo-rii systemów „są aktywne tylko w tym momencie, w którym system operuje” (Luhmann 2004: 101). Innymi słowy struktury systemu, choć zabrzmi to nieco niezwykle, nie należy rozumieć jako stałych, lecz tylko relewantnych dla teraź-niejszości: „System musi operować, aby móc korzystać ze struktur.” (Luhmann 2004: 102).

Autopoieza natomiast odnosi się raczej do produkcji stanów rzeczy „w sensie determinacji stanu, od którego możliwe są dalsze operacje, przez operacje tego samego systemu” (Luhmann 2004: 101). A zatem system za pomocą własnych

Annette Siemes188

operacji determinuje stan, który tworzy i ogranicza podstawę i przestrzeń moż-liwości dla wszystkich dalszych operacji i jednocześnie tworzy system.

W dalszej części Luhmann zajmuje się szczególnie samoorganizacją. W kontekście teoretycznych rozważań o pamięci, w których centralną rolę odgrywają oczekiwania, proponuje „przyjąć pojęcie oczekiwania jako podsta-wę dla definicji struktur. Struktury to oczekiwania w odniesieniu do nawiązy-walności operacji” (Luhmann 2004: 103). Prezentuje krytyczne rozważania, w których pojęcie oczekiwania zanadto subiektywizuje wyobrażenie struktur. Wskazuje na to, że w oglądzie teoretycznosystemowym rozróżnienie podmiotu i obiektu zastąpione mogłoby być przez obserwację operacji. Jego propozycją jest zatem „by zrezygnować z rozróżnienia na podmiot i przedmiot i zastąpić je przez rozróżnienie operacji, którą system faktycznie przeprowadza, jeżeli je przeprowadza, z jednej strony oraz obserwację tej operacji tego samego bądź innego systemu z drugiej strony” (Luhmann 2004: 104). Propozycja ta – jakkolwiek nie jest to powiedziane wprost – wskazuje na problem dualizmu, któremu gruntowne rozważania poświęcił Josef Mitterer (por. Mitterer 2001, 2004), analizując możliwość postępowania nie-dualistycznego w ramach pracy naukowej i starając się opracować punkt wyjścia dla koniecznych w tym celu koncepcji teoretycznych.

Co do pojęcia autopoiezy Luhmann odnosi się do Humberto Maturany i tłu-maczy, dlaczego pojęcie wywodzące się z biologii nadaje się jego zdaniem do zastosowania do opisu komunikacji i systemów społecznych. Powstaje przy tym ścisła współzależność z wcześniej podnoszoną tezą o operacyjnym zamknięciu: „To operacyjne zamknięcie jest tylko innym sformułowaniem wypowiedzi, że system autopoietyczny poprzez sieć własnych operacji wytwarza operacje, któ-rych potrzebuje, by wytworzyć operacje” (Luhmann 2004: 110).

Istotną różnicę między koncepcjami Maturany i Luhmanna „znaleźć moż-na tam, gdzie Maturana odrzuca pomysł, by systemy komunikacyjne określić jako systemy społeczne. W jego stanowisku ujawnia się moment emocjonalny. Nie chce usunąć człowieka z pola uwagi i nie ma również tej biegłości w kwe-stiach socjologicznych czy lingwistycznych, która umożliwiałaby mu ponowne odzyskanie człowieka. Nie chce zrezygnować z tego, aby pod wyrażeniem «systemu społecznego» nie rozumieć konkretnego człowieka, który tworzy grupy itp. Tylko tutaj pojawia się różnica” (Luhmann 2004: 113). Tego rodzaju jasne przyporządkowania i odniesienia w stosunku do teoretycznych począt-ków i źródeł koncepcji Luhmanna stanowią niewątpliwą zaletę tej książki. Szalenie pomocne są często występujące wywody o (ówczesnych) reakcjach w socjologii na podejścia teoretycznosystemowe, które tłumaczą niektóre kro-ki w rozwoju tej teorii. (zob. np. o dyskusji nad pojęciem autopoiezy, s. 113 i kolejne). Istotnym impulsem różnych dyskusji była z pewnością gruntownie odmienna perspektywa teoriopoznawcza, wynikająca z myślenia teoretyczno-systemowego:

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 189

Teza o operacyjnej zamkniętości implikuje radykalną zmianę w teorii poznania, również w zakładanej ontologii. Jeśli to zaakceptować i odnieść do tego pojęcie autopoiezy, tj. po-traktować jako przeformułowanie tezy o zamkniętości operacyjnej, wówczas staje się jasne, że wiąże się z tym zerwanie z teorią poznania tradycji ontologicznej, która przyjmowała, że coś przenika ze środowiska do tego, kto poznaje, i reprezentuje, odbija lub symuluje środo-wisko wewnątrz poznającego systemu. W tym kontekście radykalności tej innowacji nie da się przecenić. (Luhmann 2004: 114)

Luhmann podkreśla, że autopoieza oznacza jasny podział: system albo jest, albo nie jest autopoietyczny. „Nie może on być tylko trochę autopoietyczny” (Luhmann 2004: 116) lub też z biegiem czasu stać się bardziej autopoietycz-ny. Istotną uwagę w związku z pojęciem autopoiezy czyni przechodząc już do następnego tematu. Chodzi o to, że autopoieza przedstawia co najwyżej teore-tyczny punkt wyjścia, a samo to pojęcie wyjaśnia niewiele w kwestii powstania i operowania systemów. Luhmann wskazuje, że z koncepcji autopoiezy wyni-ka raczej metateoria i że w dalszej pracy teoretycznej konieczne będą kolejne pojęcia. Należy do nich sprzężenie strukturalne. Dla zrozumienia autopoiezy w kontekście sprzężenia strukturalnego ważne jest, aby podjąć próbę, nawet jeśli to trudne, odejścia w myśleniu o autopoiezie od kategorii przyczynowości. Ope-racyjna zamkniętość systemów (którą należy rozumieć w związku z autopoiezą) nie powinna być rozumiana jako teoria przyczyny w stosunku do konkretnych struktur systemowych. Mówiąc inaczej, autopoieza nie ma nic wspólnego z (nie)zależnością od środowiska.

Musimy, co odsyła nas to znów do tezy o operacyjnym zamknięciu, rozróżnić między zależ-nością/niezależnością przyczynową z jednej strony a samodzielnie wytworzonymi operacjami z drugiej strony […] W kulturze europejskiej tkwimy w mocnym przekonaniu, by o wszyst-kim myśleć w kontekście przyczynowości […] Utrudnia nam to myślenie o zamkniętości operacyjnej w separacji od teorii przyczyny. Popadamy ciągle w wyobrażenie, że teza o za-mkniętości operacyjnej jest szczególną tezą o wewnętrznej przyczynowości systemów. Tak w pewnym sensie jest. Można ją przemodelować na przyczynowość. Jednak co do zasady, należy tę rzecz rozumieć tak, że warunek nawiązywalności nie [podkreślenie – A.S.] jest warunkiem, który wystarcza, aby spowodować kolejny stan. Dokładnie tego dotyczy pojęcie sprzężenia strukturalnego […]. (Luhmann 2004: 117)

Sprzężenie strukturalne

Definicja pojęcia sprzężenia strukturalnego także wychodzi od Maturany. Według niego w każdym wypadku musi funkcjonować autopoieza, a także zamkniętość operacyjna, aby system mógł zostać zachowany (ponieważ w przeciwnym wy-padku zniknęłaby granica pomiędzy systemem a środowiskiem); ponadto po-wstaje jednak sprzężenie między systemem a jego środowiskiem, które „odnosi się tylko do struktur [systemu – A. S.] i do tego wszystkiego, co w środowisku jest w danym wypadku dla struktur relewantne” (Luhmann 2004: 120). Wobec tego sprzężenie strukturalne warunkuje w pewnym stopniu systemową możliwość

Annette Siemes190

budowania określonych struktur; nie ma jednak żadnego bezpośredniego przy-czynowego związku między operacjami systemu, autopoiezą z jednej strony, a sprzężeniem strukturalnym ze środowiskiem z drugiej. Lub inaczej: środowisko nie ma żadnego bezpośredniego wpływu na operacje systemowe.

Istnieje destrukcja systemu przez środowisko, ale nie ma żadnego wkładu środowiska w utrzy-manie systemu. To właśnie znaczy pojęcie autopoiezy. Przyczynowości, które zachodzą mię-dzy systemem a środowiskiem, znajdują się wyłącznie w obszarze sprzężenia strukturalnego. (Luhmann 2004: 120)

Ponadto strukturalne sprzężenie odnosi się „nie do całego środowiska, bo nie wszystko, co w ogóle istnieje, jest z systemem sprzężone strukturalnie. Sprzężenia są raczej wysoce selektywne. Coś jest uwzględnione, coś wyklu-czone. To, co wykluczone może oczywiście wpływać na system przyczyno-wo, ale tylko destrukcyjnie. W obszarze sprzężenia strukturalnego natomiast zmagazynowane są możliwości, które system może wykorzystać, które może transformować w informacje […] Redukcja kompleksowości, wykluczenie masy wydarzeń możliwych w środowisku oddziaływań jest warunkiem tego, żeby system z tym, co zostanie dopuszczone, mógł coś zrobić. Lub, formu-łując to całkowicie abstrakcyjnie: redukcja kompleksowości jest warunkiem wzrostu kompleksowości” (Luhmann 2004: 121). Centralną tezą w odniesieniu do komunikacji jest teraz to, że komunikacja i świadomość (które odsyłają do różnych systemów, mianowicie społecznych i psychicznych) są strukturalnie sprzężone przez język:

Sprzężenie strukturalne oznacza tu, że język wiele wyłącza, aby niewiele włączać i z tej przy-czyny może stać się kompleksowym. Kiedy się wyjdzie od języka mówionego, wyłączone są dźwięki, aż po niewielką grupę dźwięków artykułowanych, które mogą funkcjonować jako język. Już małe wariacje, małe przesunięcia, pomylenie jednego brzmienia z innym, czynią komunikację niemożliwą i irytują świadomość. (Luhmann 2004: 123)

Język przedstawia w tym ujęciu (pojedynczy) – wysoce selektywny – obszar, w którym powstaje relacja pomiędzy systemami społecznymi i psychicznymi.

Możemy stąd wnioskować, że społeczeństwo sprzęga się tylko przez świadomość ze środo-wiskiem i nie ma żadnych fizykalnych, chemicznych, również żadnych czysto biologicznych oddziaływań na komunikację społeczeństwa. Wszystko musi zostać przeprowadzone przez igielne ucho komunikacji. (Luhmann 2004: 123)

Oznacza to również, że w obszarze komunikacji tkwi jedyny potencjał na zmianę i przekształcenie:

Wąski obszar komunikacji podlegającej wpływowi świadomości jest jedynym obszarem, w którym społeczeństwo może samo sobie pomóc. Nie ulega kwestii, że analiza ta jedno-znacznie pasuje do dzisiejszej sytuacji ekologicznej. (Luhmann 2004: 124)

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 191

Ważne jest, aby nie nadużywać pojęcia sprzężenia strukturalnego jako za-miennika dla tworzenia teorii przyczynowości (o której, by tak powiedzieć, za-pomniano w perspektywie systemowoteoretycznej lub też stała się zbędna). Jak już wyżej wspominaliśmy, sprzężenie strukturalne nie oznacza, że środowisko bezpośrednio i jako prawidłowość oddziałuje na to, jak system się konstytuuje i funkcjonuje.

Nie zachodzi żadna determinacja struktury systemu przez środowisko. Sprzężenia strukturalne nie determinują stanu systemu. Zaopatrują one jedynie – można powiedzieć – system w zakłó-cenia. Maturana mówi także o „perturbowaniu” systemu. Ja preferuję określenia, „irytacja”, „drażnienie” lub też, z punktu widzenia systemu, „zdolność resonansu” [„Resonanzfähigkeit”]. Rezonans systemu aktywowany jest przez sprzężenie strukturalne. (Luhmann 2004: 124)

Jeśli używać pojęcia „zakłócenia”, jak argumentuje dalej Luhmann, należy pamiętać, że nie chodzi tu o teorię równowagi (por. ideę balance of trade, którą Luhmann omawia wcześniej) – jest to powód, dla którego on sam preferuje termin „irytacji” lub – z punktu widzenia systemu – pojęcie „zdolności resonansu”.

Zakłócenie, informacja, irytacja przekazują z obszaru możliwości to lub tamto, co jest aktualne, do systemu. Może to uruchomić mechanizmy poszukiwania lub identyfikacji. Być może na pierwszy rzut oka nie wiadomo, czy, kiedy czuć spaleniznę, jest to ogień, czy przypieczone w ognisku ziemniaki, czy też coś zupełnie innego. Jednak w określonych formach zapachów jest tylko ograniczona możliwość interpretacji. Nie zakłada się, że przecieka bak z benzyną, kiedy pachnie czymś nadpalonym – chyba, że tak. W każdym wypadku zakres możliwości dopasowa-ny jest do tempa i zdolności opracowywania informacji systemu. (Luhmann 2004: 126)

informacja

W tym kontekście Luhmann odnosi się do samego pojęcia informacji oraz przed-stawia jego zakres.

Oznacza to w końcu, że pojęcie informacji należy uzgodnić z tą nową interpretacją. Od lat 50. pojęcie informacji rozrastało się w sposób, który co najwyżej ocierał się o jasność pojęciową. Mówiło się na przykład o informacji genetycznej i traktowało się struktury (w tym ujęciu) jako informacyjne, w ten sposób na przykład kody genetyczne wedle użycia językowego biologów zawierają informacje, chociaż rzecz dotyczy struktur, a nie wydarzeń. Poza tym niewyjaśniona pozostaje semantyczna strona pojęcia i kwestia, z czego informacja może wybierać. Gdy się zwróci uwagę na te dwa aspekty i spróbuje ująć je w formie pojęcia informacji, oznacza to przede wszystkim, że informacja zawsze jest zdarzeniem, a więc nie jest czymś, co jest stale dostępne. Uniwersytet w Bielefeld na przykład nie jest informacją; nawet, jeżeli przychodzicie tu Państwo każdego dnia, nie zawsze aktywujecie nową informację wedle wzoru: on ciągle tu jest, a rano jesteście znów zdziwieni, że on ciągle tu jest. (Luhmann 2004: 127)

Od zdarzeniowości informacji tok myślenia prowadzi do dwóch dalszych punktów: informacja jest zgodnie z tym „selekcją z obszaru możliwości; jeże-li selekcja zostanie powtórzona, nie zawiera już żadnej informacji” (Luhmann

Annette Siemes192

2004: 128). Informacja jest wielkością produkowaną wewnątrz systemu. To ostat-nie Luhmann wyprowadza w oparciu o znane sformułowanie Gregory Batesona, że informacja jest „dyferencją która czyni dyferencję” („a difference that makes a difference”). Luhmann zaznacza, że chodzi tu o dwie dyferencje, przy czym jedna dyferencja przedstawiałaby różnicę, dokonaną selekcję, a „druga jest sta-nem systemu przed i po zaistnieniu, po ujawnieniu się dyferencji” (Luhmann 2004: 129). Informacja może być dostępna tylko wewnątrz systemu, jest też przy tym zależna od przestrzeni możliwości, w której selekcja może zostać dokona-na, z której zatem informacja powstaje, ponieważ ta przestrzeń możliwości jest wielkością wewnątrzsystemową.

System musi dysponować możliwością budowania oczekiwań, żeby dostrzegać możliwości, musi posiadać typy bądź schematy, by móc porządkować; a to jest dziełem systemu, które w poszczególnych systemach może wyglądać inaczej. Cały proces selekcji jest procesem wewnątrzsystemowym, a nie czymś, co jest dostępne w środowisku. (Luhmann 2004: 129)

W tym miejscu powstaje pewna trudność: pojęcie informacji używane jest nie tylko w nie-teoretycznej potoczności, lecz także szeroko i w niejasnym zna-czeniu w literaturze naukowej. W tle zaś, w sposób implicytny bądź eksplicytny, zawarta jest możliwość, która – z perspektywy teoretycznosystemowej – jest całkowicie nie do przyjęcia, a mianowicie założenie, jakoby dochodziło do prze-kazywania informacji pomiędzy dwoma systemami.

Kiedy Państwo to sobie uzmysłowicie i sięgniecie do literatury, wówczas dostrzeżecie, że normalne użycie językowe jest w tym względzie całkowicie niezdyferencjonowane, i że znajdziecie Państwo również właśnie w naukach o komunikacji wszystkie możliwe opinie o przekazywaniu informacji lub podobne. (Luhmann 2004: 130)

Luhmann podaje w tym miejscu plastyczny przykład na ten temat z obszaru systemu gospodarczego i politycznego.

Przypuszczam, że również tu informacje, które uważamy za informacje gospodarcze, mają wprawdzie podstawę w realiach dyspozycji firm i banków, jednak ich agregacja do liczb bezrobotnych, do zagranicznej wartości waluty itd. zostaje znów wykorzystana do celów politycznych, a polityka tym samym pracuje za pomocą danych, które są wprawdzie podsu-mowaniem danych gospodarczych, ale ich wartość informacyjna zostaje dla polityki na nowo politycznie przypisana, podczas gdy na płaszczyźnie operacji firm rolę odgrywają zupełnie inne informacje [...] Zawartość informacyjna opracowywana i wytwarzana jest w systemie. (Luhmann 2004: 131)

Konkludując, Luhmann poddaje refleksji powstawanie – w jego terminologii – wysoce kompleksowych systemów na bazie komunikacji.

Po tym, jak się raz wynalazło komunikację, lub lepiej: po tym, jak powstała ona jako nie jedynie sporadyczne dostrojenie istot żywych, lecz jako bieżące organizowanie, które daje się postrzegać jako irytujące, kiedy ludzie siedzą razem i nie komunikują, […] komunikacja musi

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 193

zadziałać jako potencjał ewolucyjny, to znaczy jako dopasowanie do możliwości postrzegania tych, którzy są obecni lub też jako dopasowanie do pomysłowości i zapatrywań tych, którzy wypowiadają się pisemnie. (Luhmann 2004: 133)

Chodzi więc przy tym o to, że pojawia się tu ponownie różnica między typem operacji systemowych, a więc sposobem operacji z jednej strony, a kon-kretnymi strukturami operacyjnymi z drugiej. Również w wypadku komunikacji jako operacji systemowej ważne jest, że na jej podstawie mogą się rozbudować i rozbudowały się liczne systemy czy rozróżnialne struktury operacyjne.

Przemiany kulturowe mogą wytworzyć ekstremalnie nieprawdopodobne sposoby komuniko-wania i co za tym idzie zachowania, które tylko dlatego nie wprawiają nas w zdziwienie, że do nich przywykliśmy. […] Dlaczego dajemy komuś jeść, tylko dlatego, że za to zapłacił? Dlaczego ktoś uzależnia się od nastroju drugiej osoby, tylko dlatego, że ją kocha? Muszą istnieć wzory, które funkcjonują komunikacyjnie, ale faktycznie nie zostały przewidziane przy wynalezieniu komunikacji. Jak zatem można wyjaśnić powstanie różnorodności, jeśli nie wyjdzie się od tego, że sposób operacji, który takie systemy wytwarza, wykazuje kompatybil-ność z wieloma różnymi wzorami strukturalnymi i na przykład język – obojętnie, czy się coś neguje czy też twierdzi się coś zupełnie nieprawdopodobnego – zawsze jest rozumiany i że tym samym wzrasta również „irytowalność” [Iritabilität], to znaczy sprzężenie strukturalne ze stanami świadomości.” (Luhmann 2004: 134)

Z tych przemyśleń wynika dalsza decydująca dla Luhmanna zmiana perspek-tywy. Jeśli wyjdzie się od autopoiezy, wówczas w operacyjnym sposobie komu-nikacji nic nie poprzedza określonego formowania. Nie powinno się tym samym podejrzewać, że „istniałaby natura życia czy też natura komunikacji, która sama z siebie prze ku rozwojowi, sama z siebie nastawiona jest na perfekcję, wielora-kość, różnorodność i na kompleksowość. Jako obserwatorzy obserwujemy tylko, że jest to możliwe. Nie możemy więc już akceptować teorii postępu lub formu-łować opisu świata czy społeczeństwa w relacji do form prymitywnych. Nie ma ku temu żadnych podstaw w samej teorii, które skłaniałyby do tego, co było dostępne jeszcze w starych teoriach natury w ograniczonym zakresie. Istnieje po prostu tylko zdziwienie tym, że działa to w ten sposób, że w warunkach wysokiej kompleksowości ciągle jeszcze istnieje autopoieza” (Luhmann 2004: 135).

Wprowadzenie obserwatora – konsekwencje

W nawiązaniu do przedstawionych wyżej wywodów, Luhmann poświęca szczególną uwagę tematowi, który posiada centralne znaczenie dla jego teorii systemów, a mianowicie obserwowaniu czy też „obserwatorowi” (przy czym to ostatnie pojęcie nie oznacza koniecznie konkretnej osoby; również tu wychodzi się od tego, że poprzez operację „obserwowania” powstaje własny system).

Dotąd mówiłem tylko o operacjach, wychodząc z podstawowego założenia, które również teraz zostaje utrzymane, że (rozumiejąc systemy jako samowytwarzające się) wyjść trzeba

Annette Siemes194

od operacji, a nie od (w ostateczności) nierozkładalnych elementów […] Teraz pojawia się obserwator. (Luhmann 2004: 138)

Tematem centralnym (a nawet nieodzownym) jest w związku z tym obser-wator, ponieważ – jak Luhmann wyjaśnia dalej – dla każdego opisu rzeczywi-stości należy uwzględnić przyjętą perspektywę obserwacji i tym samym należy obserwować również samego obserwatora. Także tu istnieje ścisłe odniesienie do Maturany, który ukuł powiedzenie, że wszystko, co jest mówione, mówione jest przez obserwatora.

Faktycznie należy zawsze kierować swoje myśli na obserwatora, jeżeli chcemy powiedzieć, jaki jest stan rzeczy. Musimy zatem zawsze obserwować obserwatora, nazwać obserwatora, określić referencję systemową, kiedy wypowiadamy się o świecie. (Luhmann 2004: 139)

Również w tym miejscu pojawia się istotna odmienność perspektywy teore-tycznosystemowej, w której również ontologiczne postulaty na temat bytu mogą zostać określone jako założenia, jako jedna spośród wielu możliwości perspekty­wizacji. Oznacza to również rezygnację z autorytetów, które nakazują względnie wskazują nam, jak zbudowany jest świat:

W porównaniu do tradycji, jeżeli wolno mi na chwilę wkroczyć na teren filozofii, ontologia nie jest niczym innym, jak założeniem realności, która jest podzielana i o której możemy podejrzewać, że wszyscy, jeżeli się tylko nad tym dobrze zastanowią, widzą te same rzeczy. Lecz ontologia sama staje się schematem obserwacyjnym, a mianowicie schematem obser-wacyjnym na bazie dyferencji. (Luhmann 2004: 139)

Należy przy tym zauważyć, że ten ważny punkt lub impuls dla tego rodzaju perspektywy w odniesieniu do pytań z dziedziny nauki o komunikacji i socjo-logii, sprowadza się między innymi właśnie do Luhmanna, który, by tak powie-dzieć, wbudował między innymi rozważania Heinza von Foerstera w fundament systemowoteoretycznej budowli.

W tym momencie najważniejsze, byście Państwo dostrzegli, że całą teorię systemów znaczy rysa: w zależności od tego, czy pozostaniemy na płaszczyźnie obserwacji pierwszego stopnia, tak jak teraz musimy zrobić, i opiszemy rzeczy i obiekty – „są” operacje, „jest” socjalizacja, „jest” świadomość, „jest” życie itd. – i przyjmiemy to za oczywistość, jak gdyby inne rozróż-nienia i tematyzacje nie były możliwe – świat będzie wyglądał tak prosto, jak go opiszemy – czy zdamy się na wariację, wedle której wszystko uzyskuje swoją modalność stosownie do referencji obserwatora, obserwującego systemu lub obserwującej operacji. Mam powody do założenia, którego nie mogę teraz szeroko rozbudować, że w społeczeństwie nowoczesnym obserwacja obserwatorów, przesunięcie świadomości realności na opisy opisów, na postrzega-nie tego, co inni mówią albo czego nie mówią, stało się zaawansowanym sposobem postrze-gania świata, i to we wszystkich obszarach funkcyjnych, zarówno w nauce, jak i ekonomii, zarówno w sztuce, jak i w polityce. Informujemy się o stanie rzeczy tylko poprzez wgląd na to, co inni o tym mówią. (Luhmann 2004: 140)

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 195

W rozważaniach naukowych chodzi przy tym o świadomie i eksplicytnie do-konany wybór określonej perspektywy, która następnie zostaje jasno i wyraźnie uzasadniona, i której skutki dla teorii zostaną w dalszej kolejności poddane wy-czerpującej refleksji, podobnie jak powstałe w jej skutek możliwości poznania.

Obserwowanie traktowane jest jako operacja, a obserwator jako system, który się tworzy, kiedy takie operacje nie są wydarzeniami jednostkowymi, lecz tworzą łańcuchy sekwencji, które możemy odróżnić od środowiska […] Opisujemy operację, która pojawia się tylko w postaci wydarzenia w określonym momencie i stosujemy terminy na to, co powstaje, kiedy dana operacja staje się elementem łańcucha i prowadzi do dyferencji systemu i środowiska. (Luhmann 2004: 142)

Jak widać, dla zrozumienia „obserwatora” w dyskursie teoretycznosystemo-wym ważne jest postrzeganie go również od strony operacji – w ramach obser-wacji obserwowane są operacje a równocześnie i obserwowani, lub – jak chce Luhmann – obserwator sam też jest operacją. Luhmann dostrzega uniwersalność tej koncepcji, która może przekraczać ramy teorii systemów:

Z jednej strony obserwator obserwuje operacje, z drugiej on sam jest operacją, ponieważ nie może występować inaczej niż jako operacja. Jest tworem, który powstaje z łańcucha opera-cji. Z rozróżnieniem operacji i obserwowania pojawia się rozróżnienie, które być może leży jeszcze po tamtej stronie teorii systemów, które jest jeszcze bardziej abstrakcyjne i być może ma szansę, by stać się teorią podstawową dla swego rodzaju nowej nauki interdyscyplinarnej. W tych ramach rozróżnienie na system i środowisko byłoby sposobem obserwowania, obok którego istnieją także inne, na przykład rozróżnienie na znak i oznaczenie, formę i medium lub na innych kandydatów, którzy będą w danym momencie istotni. (Luhmann 2004: 143)

Z poczynionym rozróżnieniem związany jest temat, który został już na wstę-pie przedstawiony (wraz z rozróżnieniem na system i środowisko) właśnie jako istotny punkt wyjścia teorii systemów Luhmanna. Obserwowanie jest wedle niego, i tu znów powołuje się na Spencera Browna, „posługiwaniem się rozróż-nieniem dla określenia właśnie tej, a nie innej strony” (Luhmann 2004: 143). Luhmann przypuszcza, że chociaż Spencer Brown wprowadził obserwatora do Laws of form stosunkowo późno, musiał być on założony od początku – bez tego jego rozważania byłyby niemal nie do pomyślenia. Wskazuje przy tym na pewną trudność, która staje się również widoczna w budowie i w toku samych wykładów Luhmanna: ponieważ różne elementy teorii są ze sobą wzajemnie powiązane, a używane terminy i ich oddziaływania zazębiają się w budowli teo-retycznej, ciągle powstaje konieczność podejmowania tematów w toku prezen-tacji teorii i sygnalizowania przemyśleń, które dopiero później będą mogły być bardziej wyczerpująco wyjaśnione i uzasadnione – wszak nie wszystko można powiedzieć od razu. Powstający w ten sposób wymóg powtarzanych i cierpli-wych wyjaśnień, co jest szczególnie ważne właśnie w ramach propagowania kon-cepcji teoretycznosystemowych wśród początkujących teoretyków, wyjątkowo

Annette Siemes196

dobrze realizuje się w formie wykładów. Każdy element budowli teoretycznej jest ilustrowany przykładami i wyjaśniony w licznych punktach, które są ważne z punktu widzenia dopiero co poczynionych ustaleń. W ten sposób każdy termin otrzymuje gruntowne uzasadnienie.

Z uwagi na obserwatora Luhmann podtrzymuje w końcu definicję, „że bez rozróżnienia nie można niczego obserwować i że to rozróżnienie musi zostać użyte asymetrycznie. Musi być w stanie oznaczyć właśnie tę jedną, a nie inną stronę. Obowiązuje to, mimo że przy oznaczeniu zakłada się rozróżnienie, to znaczy, mimo że wprowadza się warunek występowania innej strony, której w tym momencie się nie oznacza, innej strony, która w tym momencie nie ma operacyjnego znaczenia, na której się nie znajdujemy, od której nie zaczynamy i na której nie można niczego powtórzyć. Tę stronę można ewentualnie osiągnąć przez krzyżowanie („crossing”) granicy, jednak w tym momencie, w którym coś jest czynione, w aktualnej teraźniejszości, jest ona co prawda dostępna w te-raźniejszości, jednak nie jest używana. Jest to bardzo osobliwe wbudowanie asymetrii w jednocześnie symetryczną formę, w której muszą być dwie strony. Niemożliwe jest to także bez jedności obydwu stron, to jest bez rozróżnienia, ale możliwe jest tylko na jednej, a nie równocześnie na drugiej stronie. Gdyby używać obu stron, wówczas samo rozróżnienie byłoby sabotowane, żadna róż-nica nie byłaby już obecna” (Luhmann 2004: 144).

W terminologii Heinza von Foerstera rozróżnienie stanowi „martwy punkt” obserwowania. Na ten temat Luhmann mówi:

Można to wyrazić tak, że jedność rozróżnienia jest ukrywana, niewidoczna, usunięta z pola widzenia. Gdyby się chciało uczynić ją widoczną, wówczas doszło by się do paradoksu, a mianowicie do jedności dyferencji. Za tytułem wykładu Ranulpha Glanville’a The Same is Different, należałoby powiedzieć: „To samo jest odmienne”. Osiedlibyśmy wówczas na mie-liźnie. Można dokładnie to obserwować i wahać się między „same” a „different”, ale nigdy nie wyjdzie się na zewnątrz, chyba że przez karkołomny, w pewnym sensie kreatywny skok, oferując rozróżnienie zastępcze. (Luhmann 2004: 145)Musi być Państwu dostępna możliwość uczynienia rozróżnienia obserwatora i obserwowa-nego, to jest, musicie Państwo wiedzieć, że obserwujecie coś, co nie jest Państwem, ale tego rozróżnienia nie możecie poddać refleksji. (Luhmann 2004: 146)

Ostatecznie z czynienia niewidocznym tego, że dla procesu obserwacji poczy-nione zostało rozróżnienie, wynika wspomniana wyżej zmiana perspektywy:

Obserwator musi się uczynić niewidocznym jako element rozróżnienia między obserwatorem i obserwowanym. Dlatego też istnieje, do tego wrócę jeszcze przy innym punkcie, tylko prze-sunięcie między tym, co się widzi, a tym, czego się nie widzi, ale nie ma żadnego oświecenia czy naukowego naświetlenia świata jako całości rzeczy, form czy istot, które stale, nawet je-żeli miałoby chodzić o nieskończone zadanie, mogłyby być opracowywane. Natomiast w kla-sycznej teorii mieliśmy przeświadczenie, że zbieramy coraz więcej wiedzy i że jednocześnie musimy coś znów ukryć, kiedy chcemy coś szczególnego określić. (Luhmann 2004: 146)

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 197

Proponowany wyżej pogląd, wedle którego obserwator niekoniecznie jest osobą, Luhmann wyjaśnia w sposób następujący:

Obserwator nie jest zwyczajnie systemem psychicznym, nie jest tak po prostu świadomością. Jest on zdefiniowany całkowicie formalnie: rozróżniać i oznaczać. To potrafi również komuni-kacja. Mówimy o czymś konkretnym i wychwytujemy to, o czym mówimy, jako temat. Zatem używamy rozróżnienia: o tym, a nie o czymś innym; albo też specyficznego rozróżnienia: mówimy teraz o obserwatorze, a nie o czymś innym. Tak i system komunikacyjny posiada umiejętność obserwowania. (Luhmann 2004: 147)

Luhmann pozostawia przy tym otwartą kwestię, czy będziemy mówić o spo-łecznych i psychicznych systemach (które również obserwują się nawzajem) przy innych systemach obserwacji i w tak ograniczonym sensie. Luhmann wprowadza w swych przemyśleniach pojęcie „dyskryminacji” (do czego zdolny może być bez wątpienia na przykład system immunologiczny), stawia jednak pytanie, czy mózg „obserwuje” przez dyskryminację i opracowywanie bodźców. Tym samym zmierzamy w kierunku ważnego pytania, które możemy postawić w związku z obserwatorem: czy system może być obserwowany z zewnątrz? Odpowiedź brzmi: jest to możliwe tylko w pewnych granicach lub tylko w odniesieniu do określonych konstelacji:

System może być obserwowany ze strony środowiska, o ile środowisko może zorganizować i umożliwić tego rodzaju wydolność, albo też jest to system samoobserwujący się. Ta decyzja jest centralna dla socjologów – wówczas mamy wybór, możemy widzieć nas jako zewnętrzne-go obserwatora i w ten sposób mówimy na przykład o gospodarce albo o polityce i nie chcemy przy tym zarabiać pieniędzy ani uprawiać polityki. W innym przypadku, gdy tworzymy teorie społeczeństwa, nie obejdziemy się bez bycia obserwatorem wewnętrznym. Zawsze bierzemy oczywiście udział w społeczeństwie – o ile chcemy komunikować. (Luhmann 2004: 151)

Obserwator drugiego stopnia

Perspektywą relewantną dla wielu obszarów jest – wedle dotychczasowej koncepcji obserwowania – obserwacja drugiego stopnia, a więc obserwowanie obserwatora4.

Kolejny punkt dotyczy kwestii obserwacji albo obserwowania drugiego stopnia. Chodzi o to, że obserwuje się obserwatora. Wymogi tego pojęcia nie znaczą, że przyglądamy się jakimś ludziom, lecz przyglądamy się temu, jak oni obserwują. Pedagogika XVIII stulecia na przykład realizuje to pojęcie poprzez zainteresowanie tym, że dzieci widzą świat inaczej niż dorośli […] Mają własny schemat obserwacyjny, wedle którego winno się obserwować, jeżeli chcemy wniknąć w i widzieć z ich perspektywy, co jest pedagogicznie sensowne, a co nie. (Luhmann 2004: 155)

4 W tym miejscu wypada wskazać na kompleksowe koncepcje, które, szczególnie dla perspek-tywy naukowej, wprowadzają obserwatora trzeciego stopnia – por. Fleischer 2005.

Annette Siemes198

Centralne w tej perspektywie jest zatem spojrzenie na to, co może widzieć inny obserwator, jak również na to, czego nie może widzieć. „Mówiąc jeszcze dokładniej, powstaje pytanie, przy pomocy jakich rozróżnień pracuje obserwator, którego obserwuję.” (Luhmann 2004: 156). Jako dalszą ilustrację (obok przy-kładu relacji z dziećmi, podczas której taki sposób obserwacji jest często mniej lub bardziej używany intuicyjnie) wskazuje Luhmann na wynalezienie centralnej perspektywy (m.in. przez Brunelleschi) w obrazach. Obserwacja drugiego stopnia powstaje tu w drodze zastosowania perspektywy (rysunkowo-malarskiej) przez malarza, której jako techniki malowania obrazu odbiorca nie widzi, choć jednak organizuje dla niego obraz (i jego widzenie).

Temat widzenia i niewidzenia pojawia się zresztą w książce Heinza von Foerstera Oberving Systems – częściowo przełożonej na niemiecki – z którego to punktu widzenia to, że się nie tylko nie widzi tego, czego się nie widzi – jest jasne, dlatego że nie widzimy na przykład teraz, jak w mieście włącza się oświetlenie świąteczne, a wiemy, że my tego teraz nie widzimy; lecz nie widzi się w ogóle, że się nie widzi tego, czego się nie widzi. To jest decydujący punkt. Widzi się to, co się widzi, i jest się tak zafascynowanym tym, że nie można równocześnie wi-dzieć […] niewidzenia wszystkiego innego jako warunku widzenia. (Luhmann 2004: 159)

Luhmann podejrzewa, „czy aby owo obserwowanie drugiego stopnia i zain-teresowanie tym, czego inni nie mogą widzieć, nie jest europejską osobliwością […] Kiedy weźmiecie Państwo całą, a więc i sekundarną literaturę z zakresu orientalistyki, etnografii, etnologii czy czegoś podobnego, będziecie mieli Pań-stwo wrażenie, że chyba zdaliśmy sobie sprawę, iż jako europejczycy uprawiamy obserwację drugiego stopnia z zainteresowaniem, aby zobaczyć to, czego nie widzą inni, że właśnie to zainteresowanie jest zainteresowaniem szczególnym, a nie jest nim przyszły światowy porządek, wedle którego wszyscy musieliby działać tak samo i wtedy wszystko byłoby porządne i uporządkowane” (Luh-mann 2004: 159). Wydaje się przynajmniej, „że wszystkie nowoczesne systemy funkcyjne osadzają swoją wydolność – nie ich codzienne zajęcia pod każdym względem, lecz wyróżniające je warunki operacyjne – na płaszczyźnie obserwa-cji drugiego stopnia” (Luhmann 2004: 160). W związku z obserwacją drugiego stopnia relewantne stają się nie tylko media jako ważny instrument społecznej samoobserwacji (którym Luhmann (1996) poświęcił osobną publikację), lecz funkcje bardziej podstawowe, jak „opinia publiczna”, które w innym miejscu charakteryzowane są w ujęciu teoretycznosystemowym i konstruktywistycznym jako operatywne fikcje w ramach komunikacji społecznej (por. Merten i Wester-barkey 1994: 200).

Mimo wszelkich badań ankietowych, żaden polityk nie może wiedzieć, co ludzie na prawdę myślą, a najwyżej co niektórzy, statystycznie przeliczeni, mówią, że myślą. Niewyobrażalne jest, aby polityk lub politycy wiedzieli lub choćby mogli uwzględnić to, co dzieje się w po-szczególnych głowach. Opinia publiczna, rezultat komunikacji, który przygotowany jest pod dalszą komunikację, stanowi jedynie środek zastępczy. (Luhmann 2004: 161)

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 199

Luhmann podkreśla na koniec, że jego analiza obserwacji drugiego stopnia dotyczy (tu) płaszczyzny systemów funkcyjnych. Przypuszcza, że „intelektualiści współcześni” mogliby natomiast być zjawiskiem, „które nie jest zaabsorbowane przez ten system funkcyjny, na przykład nie produkuje tylko lepszych rezultatów badań, lecz mówi generalnie o rzeczach […] i o tyle jest generalizacją obser-wacji drugiego stopnia. Tym można by sobie więc także wyjaśnić, dlaczego intelektualiści mówią głównie o innych intelektualistach, to znaczy dlaczego Habermas opisuje, jak Derrida opisuje Nietzschego, a Hegel Kanta i dlaczego inni znów opisują, jak Habermas albo Parsons opisują Webera, podczas gdy krytycy Parsonsa opisują, że Parsons źle opisał Webera. To wszystko przebiega na płaszczyźnie dyskursu opisywania opisów, obserwowania obserwacji. To, co realne, pojawia się w tej autopoietycznej sieci intelektualistów jako zdarzenia szokujące. Takim szokiem było też załamanie się systemu socjalistycznego dla intelektualistów i dla wielu innych kręgów. Po to też wraz z postmodernizmem już wcześniej stworzono figurę przechwytywania, wedle której wszystko było do przewidzenia: że mamy do czynienia z kryzysem teorii i że to, co społeczne, zarówno wcześniej jak i teraz, ważne jest z punktu widzenia etyki” (Luhmann 2004: 162). Według Luhmanna brak jest w socjologii elementu refleksji i opisania powyższych problemów.

W związku z zakomunikowanymi rezultatami obserwacji, powstaje problem, który socjologia „[formułuje] w teoremie self-fulfilling lub self-defeating prophe-cies, który mówi, że prognozy wprowadzane do społeczeństwa przez komuni-kacje prowadzą do społeczeństwa, które postrzega siebie jako wyprognozowane i odnośnie do tego winno reagować” (Luhmann 2004: 165). Na tym gruncie możemy postawić pytanie, w jaki sposób można jeszcze dojść do obiektywnej wiedzy o realności, kiedy wiemy, że przez ogłoszenie prognozy zmieniamy świat, lub jak społeczeństwo może w ogóle praktykować wiedzę o sobie samym w for-mie komunikacji. Luhmannowi nie chodzi tu o to, jak należałoby taki problem rozwiązać metodologicznie, lecz o to, „w jaki sposób żyjemy z tego rodzaju cyrkularnym usieciowieniem” (Luhmann 2004: 166). W nawiązaniu do tego toku myślenia wypada nam ponownie zwrócić uwagę na pojęcie re-entry z uwagi na obserwatora: „Obserwator wkracza znów w to, co obserwowane. Obserwator jest częścią tego, co obserwuje, widzi siebie w paradoksalnej sytuacji tego, co obserwuje” (Luhmann 2004: 166).

Kompleksowość

Luhmann przechodzi w końcu do pojęcia „kompleksowości” i „racjonalności”, które uznaje za sąsiednie obszary tematyczne. Ze względu na kompleksowość sięga do źródeł oraz znaczenia pojęcia we wczesnych koncepcjach teoretyczno-systemowych lub też w ich teoretycznych poprzednikach. Wskazuje na to, że pojęcie kompleksowości pozostaje w związku z dwiema formami generalizacji,

Annette Siemes200

które zostały ukształtowane ze względu na zarządzanie systemu i jego stosun-ki ze środowiskiem we wczesnych teoretycznych podejściach. Przy pierwszych konceptach generalizacji, których źródła należy szukać w psychologii funkcjo-nalistycznej, „chodzi w zasadzie o przerwanie przyporządkowań jedno-jedno-znacznych przez skupianie [Bündelung], które można przewidzieć zarówno w środowisku, jak i w systemie” (Luhmann 2004: 169). Rzecz w tym, że system organizuje swoje możliwości reagowania na irytacje ze strony środowiska w spo-sób uproszczony. Oprócz tego może on „różnorodne zdarzenia albo różnorodne rzeczy umieścić pod tą samą nazwą, widzieć je jako tę samą formę, jako iden-tyczne lub inwariantne i do tego odnieść […] swe wzory reakcji. Można sobie również wyobrazić, że system ma w zanadrzu identyczny wzór reakcji, który może być zastosowany do bardzo różnych stanów środowiska. Lub też jeden i ten sam stan środowiska może być wyposażony w różne reakcje, w zależności od tego, w jakim stanie znajduje się system” (Luhmann 2004: 169). Druga forma generalizacji wynika z koncepcji funkcji stopniowej [Stufenfunktion]. Chodzi tu o możliwość nadzwyczajnego reagowania lub też o możliwość zmiany struktury w sytuacjach kryzysowych.

Przez to mamy na myśli, że zakłócenia środowiska są zazwyczaj asymilowane lokalnie, i nie wywierają jednocześnie presji do zmian całego systemu. Istnieją określone instytucje, których to dotyczy – gdy mamy np. bóle żołądka, boli żołądek, a nie jednocześnie stopy […] Sys-tem może popaść w ekonomiczne kłopoty, które nie są jednocześnie kłopotami politycznym. (Luhmann 2004: 170)

Dla wczesnej cybernetyki, jak mówi dalej Luhmann, było to istotne odkrycie, dlatego że wcześniej „definiowano systemy jako instytucje, w których wszystko zależne jest od wszystkiego. Kompletna interdependencja była kryterium pojęcia systemu, a teraz zauważono nagle, że całkowita interdependencja wcale nie jest taka dobra, jak sądzono, lecz przeciwnie – jest raczej bardzo nieprawdopodob-nym zjawiskiem. Przy kompletnej interdependecji każde zakłócenie zmuszałoby do ponownego zbalansowania całego systemu […]” (Luhmann 2004: 170). Nowe podejście odnosiło się natomiast do tego, że przerwanie interdependencji, do którego odnosi się termin „loose coupling”, może być ważną funkcją w systemie, dlatego, że umożliwia to jego większą stabilność. Twierdzenie to zbliża się tym samym do wyżej już przedstawionego: to właśnie nierównowaga – a nie rów-nowaga – może stanowić ważny komponent powstania powiązań o charakterze systemowym. Mówiąc inaczej: „Im częściej system przechodzi na ścisłe sprzę-żenia, tym bardziej staje się to ryzykowne lub tym bardziej jest on zagrożony” (Luhmann 2004: 171). Na tym tle, jak i na tle racjonalności (systemu) możemy wreszcie określić dyferencjację różnych systemów funkcyjnych w społeczeństwie jako zjawisko, które zachodzi, aby wzmagać możliwość reakcji na irytacje śro-dowiska, unikając jednocześnie sytuacji, w której każda reakcja dotyka całego systemu społecznego i poddaje je presji:

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 201

Kiedy się te rozważania uporządkuje w teorię społeczeństwa, można chyba powiedzieć, że dyferencjacja systemów funkcyjnych posiada funkcję wzmagania szans racjonalności, podat-ności na irytacje [Irritabilität], wrażliwości, rezonansu itd. systemu funkcyjnego, umożliwia-nia wzrostu zdolności zakłócania [Störbarkeitsfähigkeit] i jednocześnie pozwala utrzymywać w gotowości przeciwśrodki lub koncepcje opracowywania, chociaż nie na płaszczyźnie całego społeczeństwa. (Luhmann 2004: 192)

Rozważaniami o kompleksowości i racjonalności kończy Luhmann drugą część wykładu pod tytułem Ogólna teoria systemów. Wraz z punktem pierw-szym, który przedstawia najważniejsze historyczne tło powstania teoretycznosys-temowych podejść w socjologii, poświęcono połowę całego wykładu podstawom konstrukcji teoretycznych. Wykład Luhmanna pokazuje przez to (i stanowi to kolejną zaletę tej publikacji), w jaki sposób można prowadzić obszerną pracę teoretyczną – tłumaczy, dlaczego jest możliwe oraz konieczne, aby podczas tego procesu krytycznie sprawdzać własne rozważania, otwierać je na nowe, może decydujące impulsy i gruntownie „opukiwać” ze wszystkich stron jej zawartość i stosowalność.

[…] wydolność takiej teorii wydaje się teraz polegać na tym, by wprowadzać sondę w tra-dycyjny język pojęciowy i zobaczyć, czy jeszcze się do czegoś nadaje lub też musi zostać zmieniony. Dopiero gdy gotowa jest wystarczająco złożona budowla teoretyczna, można do-strzec, co z tego wynikło i czy można przy jej pomocy odkryć pewne nowe obszary badawcze. (Luhmann 2004: 193)

Książka Luhmanna jest również dlatego tak interesująca, ponieważ ujawnia w pewien sposób procesy myślowe stojące za teorią, w sposób nie pojawiający się w innych publikacjach, w których prezentowane koncepcje przedstawiane są jako już przemyślane oraz mniej lub bardziej domknięte jednostki bez „otwartych zakończeń”. Luhmann postępuje zupełnie inaczej: wykorzystuje np. w wykładzie zbliżającą się przerwę świąteczną dla informacji, która skłonić ma słuchaczy do krytycznego myślenia:

Na koniec jeszcze jedno. Kiedy się potraktuje ten koncept autonomicznych czy też auto-poietycznych systemów poważnie, wtedy system musiałby właściwie zawierać swą własną negację. Dany system nie jest perfekcyjnie autonomiczny, nie self­containing, kiedy nie za-wiera własnej negacji. Powstaje w związku z tym pytanie, czy ta teoria posiada takie miejsce, gdzie sama siebie neguje. Muszę sięgnąć do doświadczeń z moim pudełkiem fiszek. Niektó-rzy z Państwa wiedzą, że istnieje takie urządzenie z kilkudziesięcioma tysiącami fiszek, na których zawsze zapisuję to, co mnie interesuje i wydaje mi się przydatne, jest ono całkiem spore i ma około 40 lat. W pudełku tym znajduje się także fiszka, na której jest napisane, że wszystkie inne fiszki są fałszywe […] Możecie sobie państwo wyobrazić, że nie mogę szukać tej fiszki wśród pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu tysięcy innych fiszek, tym bardziej, gdy ma ona tę możliwość, by przeskakiwać jak Joker na inne pozycje. To jest powód, dla którego nie wyjawiam Państwu, dlaczego wszystko jest fałszywe, lecz muszę pozostawić to jako zadanie do przemyślenia podczas dni świątecznych. Ufam, że w nowym roku przedstawicie mi Pań-stwo argument, którego nie umiem znaleźć w pudełku. (Luhmann 2004: 193)

Annette Siemes202

Zastosowanie instrumentarium teoretycznego

Pierwsza połowa książki wyjaśnia w sposób wyczerpujący, na jakim gruncie zbudowana jest teoria systemów Luhmanna. W dalszej części wykład poświęco-ny jest zastosowaniu zaprezentowanego projektu teoretycznego do konkretnych (uwarunkowanych komunikacją społeczną) zjawisk, jak „czas” (rozdział III) i „sens” (rozdział IV). Wynika z tego szczegółowe opracowanie przedstawionych pojęć ze względu na ich zastosowanie do systemów społecznych i psychicznych (rodział V) i wyczerpujące omówienie komunikacji jako operacji systemów spo-łecznych oraz jako operacji samoobserwacji (rozdział VI). Wiele wspomnianych już pojęć zostaje jeszcze raz poddane szczegółowej analizie. Zwłaszcza te pojęcia wrócą ze szczególną uwagą, które pojawiały się do tej pory zaledwie na margi-nesie. Ponowne omówienie różnych pojęć może wydawać się na pierwszy rzut oka redundantne. Ostatecznie jednak czytelnik doczeka się w tej części książki wyjaśnienia, co oznacza konkretne zastosowanie wcześniej zaprojektowanego instrumentarium teoretycznego i jakie inne możliwości poznawcze faktycznie wynikają z nowej perspektywy. Wykład kończy się ostatecznie propozycją ope-racyjnej teorii systemów, na której opierał się cały cykl tych wykładów. Aby uniknąć powtórzenia aspektów już przedstawionych, zajmiemy się tu tylko wy-branymi przykładami.

Perspektywa obserwatora stanowi istotny element teoretycznosystemowego podejścia również ze względu na „czas”:

To znaczy, należy teraz ustalić pozycję obserwatora, którego chce się obserwować, aby kon-sekwencję, którą można sformułować tak: wszystko, co się dzieje, dzieje się równocześnie. Operator, obserwator, który obserwuje czas, czyni to wtedy, kiedy to czyni, i nie czyni tego, gdy tego nie czyni. W momencie, w którym rozważa on przyszłość, przeszłość, prędkość, przyspieszenie, teraźniejszość, pośpiech lub cokolwiek innego, dzieje się wszystko, co się dzieje – ani wcześniej, ani później. (Luhmann 2004: 199)

Z tego być może niepozornego przesunięcia akcentów przez wprowadzenie obserwatora wynikają liczne możliwości, aby zjawisko czasu lub – dokładniej – obchodzenia się z czasem, obserwować naukowo. Przy zastosowaniu odpowied-niej perspektywy konieczne będą pewne rozróżnienia i ograniczenia.

Kiedy formułujemy teorię czasu, a więc obserwujemy, jak inni ludzie obserwują czas, musimy rozróżniać, kogo właściwie obserwujemy, osoby czy systemy społeczne. To jest punkt, od którego zacząłem. Wymaga to, po pierwsze, perspektywy społeczeństwa, po drugie, perspek-tywy organizacji, po trzecie – być może indywidualnej perspektywy życia również po to, by rozróżnić, by móc widzieć, jak się te perspektywy wzajemnie przenikają lub od czego zależą ich wzajemne uwarunkowania. (Luhmann 2004: 216)

Z tego punktu widzenia nie chodzi (także tutaj) o to, by powiedzieć, „czym jest czas” lub „jak on funkcjonuje” itd., lecz raczej o pytanie, „jak jest czas

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 203

widziany przez xy / jakiego rodzaju świadomość czasu występuje u xy”? Ob-serwujemy zatem innego obserwatora, przy czym ten inny obserwator – jak już mówiliśmy – może być również społeczeństwem (por. Luhmann 2004: 198). W tym miejscu ujawnia się znów szczególnie wyraźnie, że przyjmowana jest jednocześnie konstruktywistyczna i teoretycznosystemowa perspektywa oglądu innego obserwatora (a nie ontologiczna perspektywa „rzeczy samych w sobie”). Luhmann widzi czas ostatecznie jako wymiar sensu. Na potrzeby tej dyskusji przypomina, że pytanie o obserwatora oznacza zawsze też, że „pytamy o roz-różnienie, na podstawie którego artykułowany jest dany stan rzeczy” (Luhmann 2004: 221). Przy pomocy rozróżnienia między medium a formą podejmuje próbę sformułowania takiego pojęcia sensu, które „obywa się bez określonej referen-cji systemowej, bez określonej referencji ontologicznej” (Luhmann 2004: 225). Medium (luźno sprzężone) byłoby przy tym, jak chce Luhmann, stabilniejsze niż formy – wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu, wedle którego forma stanowi to, co stabilne. Medium może być jednakże reprodukowane tylko poprzez two-rzenie formy: „Gdyby nigdy nie były tworzone zdania, zapomniano by o słowach […] Ale sam język jest właśnie mówieniem, pisaniem lub czytaniem; reprodu-kuje on możliwość tworzenia formy i jest jako możliwość związany z tym, że jest wykorzystywany [podkreślenie – A. S.]” (Luhmann 2004: 228). Sens można ująć zasadniczo jako wskazanie lokalizacji w obszarze możliwości. „Ale sens nie jest tylko owym wskazywaniem na inne możliwości, lecz także lokalizacją tego wskazywania we wszystkim, co przedstawiamy sobie konkretnie jako przed-miot naszej aktualności, naszego aktualnego przeżywania. Dla wszystkiego (gdy przechodzimy od świadomości do komunikacji), co może być powiedziane, dla wszystkich informacji zawsze istnieje obszar wyboru: czego oczekiwałem, a do czego doszło? Co zaskakuje mnie w stosunku do tego, co uważałem za rów-nież możliwe? Kto co mówi? Powinienem powiedzieć Tak czy Nie? Wszystkie przedmioty [Items], które aktualizują się operacyjnie, żyją i posiadają sens tylko dlatego, że są umiejscowione w horyzoncie innych możliwości” (Luhmann 2004: 231). Dla wyjaśnienia sensu Luhmann wraca do rozważań o „jedności rozróżnie-nia”, które wprowadził już w oparciu o George’a Spencera Browna:

Jeśli chcemy definicji, można by powiedzieć: sens jest medium, które pracuje przy pomocy dyferencji aktualności i potencjalności, a dokładniej przy pomocy dyferencji, przy pomocy rozróżnienia w tym sensie, że zawsze współwystępuje jedność rozróżnienia, że zawsze w tym, co jest aktualne, widzimy perspektywy możliwości i odwrotnie – nie możemy mówić o możli-wości, nie możemy o nich myśleć ani używać ich komunikacyjnie, kiedy się tego aktualnie nie czyni. Należy mieć możliwość mówienia o możliwościach […] Ale gdy to się nie aktualizuje, nie istnieje żadna możliwość. (Luhmann 2004: 233)

Z tym sposobem widzenia wiąże się teza, że sens stanowi wielkość nieunik-nioną i uniwersalną. Odnosimy nas do niej także wtedy, gdy posługujemy się negacjami:

Annette Siemes204

Mówiąc inaczej, sens jest kategorią nie do zanegowania, ponieważ gdy mówimy, że z czegoś nie wynika żaden sens albo coś nie ma sensu, to i tak przy pomocy tej wypowiedzi korzystamy z sensu […] Nie wychodzimy poza medium. Kiedy operujemy świadomie lub komunikacyj-nie, jesteśmy zawsze już związani użyciem medium sensu. (Luhmann 2004: 233)

Rozważania o sensie odnosi Luhmann ostatecznie do systemów psychicznych i społecznych i podnosi sens do kategorii, która wspólna jest dla obu rodzajów systemów. Oznacza to, że „zarówno systemy psychiczne, jak i społeczne, zarów-no operacje świadomości, jak i operacje komunikacyjne działają przy pomocy analogicznie zbudowanego medium. Nie powinno to znaczyć, że uskuteczniają one te same operacje, ale oba mają do czynienia z tym samym dziwnym medium, które wiąże się z nadmiarem możliwości, z przymusem selekcji, z aktualizują-cym się skupieniem na czymś określonym i z koniecznością wykluczenia czegoś innego” (Luhmann 2004: 256).

W tej części wykładu Luhmann wyjaśnia również niektóre popularne nie-porozumienia dotyczące koncepcji teoretycznosystemowych i wskazuje szcze-gólnie na te pola działania, które przeoczono w powszechnych interpretacjach przesłanek teorii systemów (aż do momentu tego wykładu). Dotyczy to – często rozumianego błędnie jako wartościujące rozgraniczenie – teoretycznego umiej-scowienia indywiduum lub systemów psychicznych w świecie systemów spo-łecznych. Wynika to, jak przedstawia to Luhmann, z przyczyn teoretyczno-kon-cepcyjnych. Należy tu wskazać na podstawową tezę, że system „nie jest żadnym szczególnym obiektem, lecz dyferencją między systemem i środowiskiem, tak że ciało i stany świadomości należą właśnie do środowiska systemu” (Luhmann 2004: 256). W teorii chodzi o to, by umożliwić obserwację operacji i sposo-bów operacji w oglądzie społeczeństwa, jak również systemów świadomości i ich wzajemnych stosunków. Do tego zaś pomocne okazuje się oddzielenie systemów psychicznych (systemów świadomości) od systemów społecznych. Luhmann charakteryzuje to jako decyzję teoretyczną, w żadnym wypadku nie wartościującą i zaznacza:

Umiejscowienie człowieka w środowisku nie posiada momentu odrzucającego ani dezawu-ującego – co się często zarzuca. Pozycja w środowisku jest być może nawet przyjemniejsza, jeżeli mamy przed oczami nasze normalne krytyczne nastawienie do społeczeństwa […] To znaczy, dyferencja systemu i środowiska oferuje również możliwość, by myśleć o radykalnym indywidualizmie w środowisku systemu, i to w taki sposób, którego nie można by osiągnąć, jeżeli by potraktować człowieka jako część społeczeństwa. (Luhmann 2004: 256)

Z tego punktu widzenia systemy psychiczne muszą zachowywać się ade-kwatnie – aby umożliwić socjalność. Oba rodzaje systemów są również sprzężo-ne strukturalnie, a zatem warunkują się wzajemnie. To, co społeczne, Luhmann koncypuje jednak niezależnie, jako coś, co zachodzi poprzez komunikacje, a więc poprzez syntezę informacji, wiadomości i rozumienia. Ta jednakże oddziałuje

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 205

znów zwrotnie na systemy psychiczne, w ten sposób zachowana jest z jednej strony konceptualna rozłączność między systemami psychicznymi i społecznymi, z drugiej strony jednak istnienie jednego nie obywa się bez istnienia drugiego. Luhmann podkreśla w tym momencie to, co lata później tak wyjaśni w swej całościowej teorii społeczeństwa:

Reprodukcja komunikacji z komunikacji odbywa się w społeczeństwie. Wszystkie inne fizycz-ne, chemiczne, organiczne, neurofizjologiczne i mentalne warunki są warunkami środowiska. Mogą zostać one przez społeczeństwo wymienione w granicach jego zdolności operacyjnej. Żaden człowiek nie jest społecznie nieodzowny. Choć nie należy przez to sądzić, że komuni-kacja byłaby możliwa bez świadomości, bez ukrwionych mózgów, bez życia, bez odpowied-niego klimatu. (Luhmann 1998: 13)

Podwójna kontyngencja

Jako nawiązanie do dyskusji o systemach psychicznych i społecznych można widzieć także pojęcie podwójnej kontyngencji. Pojęcie to należy widzieć w po-łączeniu z pytaniem, jak w ogóle możliwy jest porządek społeczny. Tak stare (zauważa Luhmann) „pytanie to znów nie jest, bo chodzi o technikę zadawania pytań Kanta, aby zatem nie pytać jedynie «Co jest problemem?», lecz «Jak to jest możliwe?»” (Luhmann 2004: 315). Podobnie jak miało to miejsce w pierwszej części książki, również tu Luhmann wyjaśnia, w jaki sposób przez różne sposoby myślenia podejmowano i rozwiązywano kwestię istnienia porządku społeczne-go. Dalej wyjaśnia, w jaki sposób próbuje na to pytanie odpowiedzieć pojęcie podwójnej kontyngencji. Samo pojęcie pochodzi przypuszczalnie od Roberta Se-arsa, jednak rozpowszechnione zostało ostatecznie przez Parsonsa lub też przez wspólną, jego i E. A. Schilsa, publikację Toward a General Theory of Action (1951). W początkowej fazie rozwoju teorii kontyngencja była rozumiana jako zależność obustronna (ang.: contingent on):

Pierwszą próbą osadzenia teorii społecznej na podwójnej kontyngencji jest model, wedle którego alter i ego przeciwstawiają się sobie, przy czym mogą to być zarówno osoby, jak i grupy – każde z własnymi potrzebami i własnymi możliwościami dokonań. Jedno zależy od dokonań drugiego i drugi od dokonań pierwszego. Każdy może czegoś dokonywać lub dokonania odmawiać. (Luhmann 2004: 318)

Krótki i dobitny opis wzajemnych stosunków, które powstają w ramach po-dwójnej kontyngencji, brzmi: „Kiedy Ty uczynisz to, czego ja chcę, ja uczynię to, czego Ty chcesz” (Luhmann 2004: 320). Tworzy to pytanie, kto w ramach takiej współzależności, która jest zorganizowana samoreferencyjnie i cyrkularnie, otrzymuje możliwość wykonania pierwszego kroku i przerwania kręgu oraz co taki ruch umożliwia.

Annette Siemes206

Ale kto łamie ten krąg? Kto wytwarza asymetrie? Odpowiedź brzmi: czas lub ten, który działa najpierw, który szybciej weźmie sprawy w swoje ręce. Nie osiąga on przy tym koniecznie tego, że wszyscy inni podążają jego śladem, ale definiuje tematy, punkty, które zmuszają do rozstrzy-gnięć na tak lub nie [a więc do selekcji – A.S.] i ustala tym samym w pewien sposób ton lub typikę systemu, który może się w nawiązaniu do tego wytworzyć. (Luhmann 2004: 320)

Na tej podstawie powstać może w dłuższym wymiarze czasowym splot oczekiwań, który manifestuje się na płaszczyźnie systemów społecznych w czymś, co może być opisane m.in. jako normy czy wartości kulturowe. Dla zaistnienia tego decydujący jest jednak przebieg czasowy. Dopiero przez ope-racyjne rozwiązanie problemu podwójnej kontyngencji w dłuższych przestrze-niach czasowych i przez to, że z tej powtórzonej operacji wyniknęły również komplementarne oczekiwania oraz przez dopuszczenie ponownych i ciągłych działań, które pasują do tych właśnie wytworzonych oczekiwań, tworzy się znów coś, co można sformułować jako pewien konsens, kanon wartości i nor-my kulturowe itp. Ważne jest przy tym, że Luhmann uznaje tu kategorię czasu jako centralną (a nie np. hierarchicznej asymetrii). „Porządek społeczny do-chodzi do skutku, gdy ktoś dokonuje oferty, lansuje jakąś aktywność, czyni propozycję lub coś reprezentuje, zmuszając tym samym innych do reakcji” (Luhmann 2004: 320). Tu widać jednak po raz kolejny moment, w którym Luhmann musi skłonić swoich słuchaczy do zmiany zdania. Bo ostatecznie kwestia podwójnej kontyngencji nie jest tak czy owak „problemem modelu-przedtem-potem, lecz pytanie należy postawić tak, że zawsze wtedy, gdy się problematyzuje i wciąż problematyzuje porządek społeczny, a więc niweluje wszelkie przesłanki, trafia się w końcu na pytanie, jak obchodzimy się z po-dwójną kontyngencją. Można na tę okoliczność zbadać każdą sytuację spo-łeczną, czyli jak do tego dochodzi, że nie uczestniczy ona w tym kręgu, który prowadzi do całkowitego zastoju, ponieważ nikt nie wie, jakie musi stworzyć oczekiwania, aby stworzył kolejne oczekiwania, które ten pierwszy uzna i ze-chce spełnić” (Luhmann 2004: 321).

Operacyjna teoria systemów

W propozycji zamykającej wykład a dotyczącej operacyjnej teorii systemów wykrystalizowują się jeszcze raz w skondensowanej formie najważniejsze ele-menty, które tworzą perspektywę teoretyczną Luhmanna. Centralna wypowiedź brzmi, że operacje (a nie struktury) widziane są jako elementy kluczowe dla obserwowania i rozumienia systemów.

Jako rzeczywistość istnieje tylko samo operowanie. Pytać należy, jak jedna operacja przecho-dzi w drugą, następną – i na tym polega funkcja struktur […] Realność struktury tkwi w jej byciu cytowaną [Zitiertwerden], w jej byciu używaną [Benutztwerden]. Tylko wtedy, gdy struktury są używane, istnieją one […] Nie ma struktur ani procesów, systemy są tworzone poprzez typ operacji, przy pomocy których się realizują. (Luhmann 2004: 329)

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 207

Struktury możemy zatem rozumieć jako „odwzorowanie rekursywnego usieciowienia operacji”, przy czym przypominanie i zapominanie w systemie zachodzi wedle konieczności operacyjnej. Narzucają się tu pewne interesujące kwestie; na przykład – dlaczego struktury są używane ponownie, skąd pocho-dzą ponownie użyte struktury, jak dochodzi do rekursywności oraz jak można sięgnąć do czegoś, co minęło (por. Luhmann 2004: 329 i kolejne). Struktura (czy konstruowanie struktury) przez obserwatora jest jednocześnie instrumen-tem obserwacji:

Jeżeli chce się wiedzieć, w jakiej sytuacji, w jakim systemie się działa, wówczas struktura jest tym, o co się pyta. Mogę to [ze strukturalizmu – A. S.] przejąć do teorii operacyjnej, jeżeli sobie wyobrażę, że również obserwacja jest operacją, że nic nie zmusza nas zatem, by powiedzieć, jakoby istniało coś za płynnymi realnościami codzienności, za działaniami lub operacjami, co byłoby stałe i co należałoby poznać, aby pojąć. Mówimy, że obserwator sam konstruuje strukturę. (Luhmann 2004: 334)

Zakończenie – zachowanie perspektywy obserwatora

Właśnie budowę struktury przez obserwatora Luhmann przedstawia pod ko-niec cyklu wykładów na przykładzie obserwacji społeczeństwa i komunikacji na poziomie teoretycznym. Podkreśla przy tym jeszcze raz, że w ramach takiej konstrukcji nie można zrezygnować z tego, by własne postępowanie – również i zwłaszcza przy opracowywaniu kwestii teoretycznych – czynić ciągle ekspli-cytnym i transparentnym.

Próbowałem wprowadzić instrumenty pojęciowe, a więc nie nazywać jakiekolwiek rzeczy, które są gdzieś w książkach i nic więcej już na ten temat nie mówić, lecz przedstawić pojęcia wedle możliwości w ich kontekście zastosowania i w ich zawartości sensu […] W każdym razie ważne jest dla mnie przeświadczenie, także z uwagi na teorię społeczeństwa, przed którą stoimy a której nie tworzymy, że istnieje określona metodologia lub określona staranność […] w obchodzeniu się z kwestiami pojęć i teorii i że metodologia nie ma do czynienia tylko z myszkowaniem w danych empirycznych, lecz może uczynić przejrzystymi także decyzje z ich konsekwencjami w obszarze dyspozycji teoretycznych. (Luhmann 2004: 341)

W ten sposób urządzone i drobiazgowo skonstruowane budowle teoretyczne mogą być przy tym jednak na tyle spójne, że – jak mówi Luhmann – działają jak twierdze, które funkcjonują w sobie perfekcyjnie, ale lepiej pozostać na zewnątrz, bo ze środka nie ma żadnego wyjścia.

To trudne – zaufać im, a potem mieć jeszcze pojęcie, jak można to zrelatywizować lub jak można stąd wyjść […] To, co uważam za przeciwśrodek, to uczynienie decyzji przejrzysty-mi na tyle, na ile to możliwe, czyli pokazać zawsze w każdym miejscu, jakie są opcje, co się wiąże z wyborem tego, a nie innego pojęcia, gdzie można wysiąść, a gdzie jest wolność wyboru czegoś innego, aby potem dostrzec, co należy zmienić, kiedy rewiduje się określoną decyzję. (Luhmann 2004: 342)

Annette Siemes208

To otwarte podejście umożliwia nie tylko autorom, lecz także czytelnikom, również ze względu na budowę teoretyczną, w obrębie której się pracuje, przyję-cie zawsze perspektywy obserwatora. Dla czytelnika, który za sprawą tej książki chciałby się zaznajomić z teorią systemów, ważne jest, że tekst w całości, mimo drukowanej formy, zachowuje charakter wykładu. To z jednej strony jest zaletą, bo umożliwia prezentację skomplikowanych przedmiotów w całkiem zrozumia-łym stylu. Jednocześnie prowadzi to także do tego, że książka nie może być od-bierana jako podręcznik, którego poszczególne rozdziały noszą tytuły wyczerpu-jąco prezentowanych pojęć. Zamiast tego należy ten tekst traktować jako całość i rozumieć jako wprowadzenie do tematu, który dopuszcza rozbudowę w wielu kierunkach i który został przez samego Luhmanna zasadniczo rozbudowany.

Niektóre aspekty pojawiają się wielokrotnie, w niektórych rozdziałach kryją się również rozwinięcia innych tematów, których jako takich należałoby oczeki-wać zgodnie z tytułem (por. krótki fragment o „reentry”, który dalej w istotnej części dotyczy obserwatora). To wymieszanie ma też wiele wspólnego z wza-jemnym powiązaniem terminów teoretycznosystemowych. Dla niektórych, tylko sygnalizowanych aspektów, odgrywających istotną i kluczową rolę w później-szych opracowaniach Luhmanna, należy jednak (również) polecić lekturę jego ostatecznej teorii Die Gesellschaft der Gesellschaft.

Stwierdzenie umieszczone na obwolucie książki, jakoby żaden z tekstów Luh-manna nie był „tak dobrze zrozumiały i klarowny jak ten”, można z całą pewno-ścią potwierdzić. Podobnie należy uznać, że wynika stąd faktyczna zaleta tego wprowadzenia, w którym, w przeciwieństwie do wielu innych, swoją koncepcję przedstawia sam twórca. W ten sposób można odczuć z jego własnego punktu widzenia, jak i na jakiej podstawie ogólnej czy też socjologicznej teorii systemów zbudowana jest czy została ukształtowana Luhmannowska teoria systemów.

Książka jest cenna nie tylko dla tych, którzy pragną poznać teorię systemów. Stanowi ona niewątpliwie ciekawą lekturę dla wszystkich tych, którzy zajmo-wali się ogólnie lub szczegółowo teorią systemów albo socjologicznymi czy też teoriopoznawczymi kwestiami w ogólności. Jest to możliwe dzięki nadzwyczaj zrozumiałemu i przez to ożywczemu stylowi oraz dzięki temu, że przedstawiono tu w sposób obrazowy, jak może zaistnieć krytyczna i w pewnym sensie zorien-towana na praktykę (teorię) konfrontacja z dostępnymi możliwościami myślenia w sposób produktywny i wykorzystana do budowy samodzielnego, innowacyj-nego i wytyczającego nowe drogi teoretycznego instrumentarium.

Niklasa Luhmanna wykład Wprowadzenie do teorii systemów w wydaniu książkowym 209

Bibliografia

Luhmann N., 2004 (1991/92), Einführung in die Systemtheorie, oprac. D. von Baecker, II wyd., Darmstadt, Wissenschaftliche Buchgesellschaft.

Baecker D. von, 2002, Vorwort, [w:] N. Luhmann (2004), Einführung in die Systemtheo­rie, Darmstadt, Wissenschaftliche Buchgesellschaft.

Bateson G., 1972, Steps to an ecology of mind: Collected essays in anthropology, psy­chiatry, evolution and epistemology, Londyn, Intertext.

Bateson G., 1981, Ökologie des Geistes: Anthropologische, psychologische und episte­mologische Perspektiven, Frankfurt n. M., Suhrkamp.

Fleischer M., 2005, Obserwator trzeciego stopnia: O rozsądnym konstruktywizmie, przeł. D. Wączek i J. Barbacka, Wrocław.

Fleischer M., 2007, Ogólna teoria komunikacji, przeł. M. Burnecka i autor, Wrocław.Foerster H. von, 1981, Observing Systems, Seaside, CA: Intersystems.Foerster H. von, 1985, Sicht und Einsicht: Versuche zu einer operativen Erkenntnistheo­

rie, z angielskiego przeł. W.K. von Köck, Braunschweig, Vieweg.Foerster H. von, 1985, Wissen und Gewissen: Versuch einer Brücke Frankfurt n. M.,

Suhrkamp.Glanville, R., 1981, The Same is Different, [w:] Autopoiesis: A Theory of Living Oganiza­

tion, red. W. M. Zeleny, s. 252–262, Amsterdam, North-Holland.Kauffman L.H., 1987, Self­Reference and Recursive Forms, „Journal of Social and Bio-„Journal of Social and Bio-Journal of Social and Bio-

logical Structure”, 10, s. 53–72.Kriz J., 1995, Muster personaler und interpersonaler Wirklichkeitskonstruktionen,

w zbiorze: Die Wirklichkeit des Konstruktivismus. Zur Auseinandersetzung um ein neues Paradigma, red. H.R. Fischer, Heidelberg, s. 63–82.

Luhmann N., 1984, Soziale Systeme: Grundriß einer allgemeinen Theorie, Frankfurt n. M.Luhmann N., 1996, Die Realität der Massenmedien, Opladen, Westdeutscher Verlag.Luhmann N., 1998, Die Gesellschaft der Gesellschaft, tom 1, rozdz. 1–3, tom 2, rozdz.

4–5, Frankfurt n. M., Suhrkamp.Luhmann N., 2002 (1991/92), Einführung in die Systemtheorie, oprac. D. von Baecker,

Heidelberg, Carl Auer Systeme.Maturana H.R., 1982, Erkennen: Die Organisation und Verkörperung von Wirklichkeit,

Braunschweig.Maturana H.R. i Varela F.J., 1987, Der Baum der Erkenntnis: Die biologischen Wurzeln

des menschlichen Erkennens, Monachium.Merten K. i Westerbarkey J., 1994, Public Opinion und Public Relations, [w:] Die Wirk­

lichkeit der Medien, s. 188–211, red. K. Merten, S.J. Schmidt, S. Weischenberg, Opladen, Westdeutscher Verlag.

Mitterer J., 2001, Die Flucht aus der Beliebigkeit, Frankfurt n. M. (Ucieczka z dowolności, przeł. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 2004.)

Parsons T., 1937, The structure of Social Action: A Study in Social Theory with Special Reference to a Group of Recent European Writers, Nowy Jork, Free Press.

Parsons T., 1951, The Social System, Glencoe, III, The Free Press.

Annette Siemes210

Parsons T., 1951, Some Fundamental Categories of the Theory of Action: A General Statement, [w:] Toward a General Theory of Action, s. 3–44, red. T. Parsons i E.A. Shils, Nowy Jork.

Parsons T., 1977, Social Systems, w: Social Systems and the Evolution of Action Theory, s. 177–203, Nowy Jork, Free Press.

Rusch G. i Schmidt S.J. (red.), 1999, Konstruktivismus in der Medien- und Kommunika­tionswissenschaft, Frankfurt n. M., Suhrkamp.

Schmidt S.J., 2003, Geschichten und Diskurse. Abschied vom Konstruktivismus, Reinbek bei Hamburg, Rowohlt Taschenbuch Verlag.

Spencer Brown G., 1972, Laws of Form, Nowy Jork, Julian.Stadler M. i Kruse P., 1990, The Self-Organisation Perspective in Cognition Research:

Historical Remarks and New Experimental Approaches, [w:] Synergetics of Cogni­tion, s. 32–52, oprac. H. Haken i M. Stadler, Berlin, Springer.

przeł. Bogdan Balicki

Siegfried J . Schmidt

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje

1 . Konstruktywizm a neurobiologia

Spośród działających obecnie szkół i kierunków filozoficznych konstruktywizm najmocniej chyba związany jest z ustaleniami badawczymi i wynikami neuro-biologii – czasem nawet tak mocno, że wielu filozofów krytykuje naiwne i nie-poradne podejście do biologicznych wyników badań w odniesieniu do hipotez teoriopoznawczych (por. Janich 1992). Inni – również biolodzy – zwracają uwagę na to, że w argumentacji konstruktywizm zbyt mocno opiera się na specyficz-nej wersji neurobiologii, która nie jest w swojej dziedzinie w ogóle zdolna do jednomyślności. Dlatego też doradzają, by ostrożniej budować koalicję. Inni znowu, za Kantem, są zdania, że filozofia nie może nauczyć się niczego od neurobiologii i psychologii, i że szukanie pomocy w naukach przyrodniczych jest niedo puszczalne.

Mamy zatem do czynienia z trudnym połączeniem, które zaistniało dzięki wspólnemu zainteresowaniu: zainteresowaniu obserwatorem, kognicją i opisem obserwatora przez innych obserwatorów (obserwacje drugiego stopnia). Filozofo-wie konstruktywistyczni prezentują pogląd, że wszystko, co poszczególne nauki (jak na przykład neurobiologia) mogą wnieść do zbadania obserwatora i jego kognicji, należy gruntownie rozważyć, jeśli chcemy filozofować o postrzeganiu, poznaniu, rzeczywistości i prawdzie.

To przede wszystkim tych filozofów należy przekonać, jak zauważył słusznie Peter Janich, aby ich stosunek do wyników fizyki i biologii nie był „filozoficznie naiwny”: również nauki przyrodnicze, które powinny fundować konstruktywi-styczne badania kognicji, muszą zostać zrekonstruowane jako część historyczno-kulturowej praktyki (Janich 1992: 37 i 42).

siegFried J. schMidt212

W tej sytuacji Gerhard Roth zaproponował niedawno, by potraktować, filo-zoficzne i neurologiczne części konstruktywistycznego dyskursu jako niezależne od siebie:

W obrębie konstruktywizmu dają się wyróżnić dwie części: pierwsza, obejmująca filozoficzne teoriopoznawcze wypowiedzi o zamknięciu systemu kognitywnego i niemożliwości osiągnię-cia obiektywnej, pewnej wiedzy; i druga, obejmująca empiryczne, tzn. psychologiczno-ko-gnitywne i neurobiologiczne koncepcje konstruktywności postrzegania. Obie części wspierają się wzajemnie, ale w zasadzie mogą istnieć niezależnie od siebie. Konstruktywistyczna teoria poznania powstała w sposób dalece niezależny od neurobiologicznych i psychologicznych badań nad kognicją i możemy ją tym samym niezależnie od nich uzasadniać (von Glasers-feld, 1987). Jednakże można być przekonanym o konstrukcyjności postrzegania, nie będąc w sensie teoriopoznawczym radykalnym konstruktywistą. Można przykładowo przyjąć, że mózg konstruuje, albo lepiej – rekonstruuje świat prawidłowo na podstawie ewolucyjnych lub ontogenetycznych praw. Taką tezę należy później uzasadnić (jeśli jest to możliwe). Nie jest to jednak możliwe w sytuacji przeciwnej: jeżeli empiryczne badania pokażą, że postrzeganie ma charakter całkowicie lub w wysokim stopniu odwzorowujący, wówczas trudno podtrzymywać teoriopoznawczą pozycję radykalnego konstruktywizmu (Roth 1995: 1).

2 . Konstruktywizm a nauki o kulturze

Obok konstruktywistycznych rozważań o naukach neurologicznych można zaob-serwować w ostatnim czasie wzmożone zainteresowanie konstruktywistów bada-niami kulturoznawczymi1, które oddają do dyspozycji bogaty materiał zarówno dla empirycznego, jak i historycznego uzasadnienia konstruktywistycznych hi-potez. Nakreślone przy tym ramy zainteresowań mogą zostać naszkicowane na-stępująco: Przyjmując, że poznanie jest związane z poznającym systemem, teoria poznania – jako poznanie poznania – odnosi się koniecznie do procesów samo-referencyjnych poznających systemów. Poznanie, tak przyjmują dzisiaj biolodzy ewolucyjni, psycholodzy rozwojowi i konstruktywiści najróżniejszych orientacji, nie może zostać ograniczone do operacji intelektualnych, lecz realizuje się jako proces życiowy, który integruje kognicję, komunikację i media, na podbudowie powstałych ewolucyjnie i specyficznych kulturowo możliwości i ograniczeń.

Za pomocą tych założeń wprowadzamy dwie ważne koncepcje filozoficznej dyskusji ostatnich lat: „obserwator” i „relatywność systemu”. Obie te koncepcje wskazują na to, że realność jest dla ludzi „nie do pominięcia” oraz „dostępna jest” jako realność wytworzona przez kognicję, tzn. jako rzeczywistość doświad-czenia albo środowisko2. Środowisko to jest wytwarzane i zachowywane in-formacyjnie („sensownie”) przez ludzi za pomocą postrzegania, sensomotoryki,

1 Dowody efektywności takiej współpracy znaleźć można często (przypadkowo) u Heinza von Foerstera (1993).

2 Na ulubione pytanie filozofów, czym/jak byłaby niezależnie od człowieka egzystująca realność, można by odpowiedzieć za Carlem Friedrichem von Wiezsäckerem: „Gdy mówimy sensownie o realności, wtedy my mówimy o realności; jeżeli nikt nie mówi o realności, wtedy o realności nie ma mowy” (1980: 142).

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 213

kognicji, pamięci i emocji, poprzez działanie komunikacyjne i niekomunikacyjne. Daje się ono opisać jako sensownie uporządkowany i społeczno-strukturalnie (instytucjonalnie) zagwarantowany ogół wiedzy, który dla poznających systemów jest ekologicznie walidny i przekazywany w trakcie społeczno-kulturowej repro-dukcji społeczeństw ich członkom. Innymi słowy, każde indywiduum rodzi się już w sensownie ukonstytuowanym środowisku3 i jest w nim socjalizowane, a co za tym idzie, nigdy nie ma do czynienia z „realnością jako taką”. Postrzeganie, myślenie, czucie, zachowanie i komunikowanie są tym samym ukształtowane przez wzory i możliwości, którymi człowiek dysponuje jako byt gatunkowy, jako członek społeczeństwa, jako użytkownik języka ojczystego i jako ktoś, kto należy do określonej kultury. Ewolucja, język, struktury społeczne i symboliczne uporządkowanie kultury dostarczają jednostce konwencjonalnych wzorów do typowego zachowania: indywiduum rozpoznaje swoje określone społecznie moż-liwości w zachowaniu innych i zachowuje się według tego zachowania. Wiedza kolektywna, która orientuje i reguluje działania indywidualne, wynika ze społecz-nego działania indywiduów i to społeczne działanie jednocześnie orientuje.

Za działanie społeczne może być uznane takie komunikacyjnie ukierunkowa-ne działanie, które jest zorientowane refleksyjnie poprzez oczekiwania oczekiwań na płaszczyźnie społecznej (kolektywnej) wiedzy i posługuje się skonwencjo-nalizowanymi formami wyrażania. Społeczne działanie otrzymuje tym samym charakter znakowy, a z drugiej strony jest w znakach języków naturalnych – za-równo na płaszczyźnie wyrażania, jak i treści – społecznie „osadzoną” wiedzą o działaniu (przez odniesienie do historii i praktyki)4. Mówienie o „konstrukcji rzeczywistości” musi zostać zróżnicowane pod wieloma względami według tych poznawczych i teoretycznokulturowych pryncypiów.

3 . „Konstrukcje” rzeczywistości?

W krytycznej dyskusji teorii konstruktywistycznych pojawia się często pewne nieporozumienie, które łączy się z potocznym użyciem słowa „konstrukcja”. Potocznie jako konstrukcję określa się wytworzenie czegoś w sposób intencjo-nalny, zaplanowany i częściowo również dowolny. W przeciwieństwie do tego – przy czym należy przyznać, że wielu konstruktywistów nie zaznacza tej różnicy dość wyraźnie – konstruktywiści używają tego wyrażenia, aby określić procesy,

3 Helmut Feilke (1992) proponował, by środowisko określić jako „oikos”. Przedkłada on to po-jęcie, które wskazuje na możliwości działania, nad pojęcie „mezokosmosu” używanego przez ewolucyjnych teoretyków poznania, ponieważ wskazuje ono raczej konieczność dostosowa-nia.

4 „W tym sensie działania interpretuje się jako zachowanie nastrojone komunikacyjnie (i właśnie przez to poddające się refleksji), które posługuje się skonwencjonalizowaną formą wyrazu, stąd też wynika konieczność znakowego charakteru każdego działania. […] Znaki udostępniają […] wiedzę o działaniu w utrwalonej formie tym wszystkim, którzy nimi dysponują” (Bickes 1993: 168 i 170).

siegFried J. schMidt214

w przebiegu których tworzone są przedstawienia rzeczywistości, i to w żadnym wypadku dowolnie i bez konfrontacji ze środowiskiem, lecz odpowiednio do konkretnych biologicznych, kognitywnych i społeczno-kulturowych warunków, którym podlegają socjalizowane indywidua w ich społecznym i naturalnym oto-czeniu5. Indywiduum nie dysponuje wieloma z tych warunków, często nie jest ich nawet świadome.

Choćby dlatego pozbawione sensu byłoby pojmowanie konstrukcji rze-czywistości jako czegoś planowego i w każdej fazie świadomie sterowanego. Konstrukcja rzeczywistości zdarza się nam bardziej, niż my nią dysponujemy – z tego też powodu konstruktywność naszego środowiska zauważamy zazwyczaj dopiero wtedy, kiedy obserwujemy, jak obserwujemy, działamy i komunikujemy. Konstruktywizm winien być zatem określany i rozumiany jako teoria obserwacji drugiego stopnia, a kształtowany jako konstruktywizm operacyjny (por. Luhmann 1990a).

Konstrukcja rzeczywistości jest tutaj bliżej określana jako wysoce empi-rycznie uwarunkowany proces społeczny, w którym wykształcają się modele dla (nie tych) rzeczywistości doświadczeń (środowisk) ekologicznie walidnych w socjalizowanym indywiduum jako empirycznym miejscu produkcji sensów. Atrybut „społeczny” zwraca przy tym uwagę na ponadindywidualne warunki tego procesu, które oferuje społeczna struktura i kultura; „modele dla” specyfi-kują takie konstrukcje jako umożliwiające przetrwanie (ekologicznie walidne) i tym samym zwracają się przeciw wszystkim tym koncepcjom, które traktują postrzeganie i poznanie jako odwzorowanie albo jako reprezentację „realności”. Powiązanie z indywiduami jako empirycznymi miejscami konstrukcji i użycia kolektywnej wiedzy zwraca natomiast uwagę na biologiczno-ewolucyjne i ko-gnitywno-psychiczne warunki konstrukcji rzeczywistości.

4 . Język i/jako common sense

Istotna rola języka zarówno dla kognitywnego, jak i społecznego działania na-leży do filozoficznego common sense najpóźniej od Wilhelma von Humboldta. A jak widzą język konstruktywiści i jak oceniają jego rolę? We wcześniejszych latach dało się zaobserwować wyraźne zbliżenie teoretycznych koncepcji języka skoncentrowanych na znakowości do instrumentalnych i pragmatycznych teorii językowych (por. Feilke 1994; Bickes 1993): język jest tutaj teoretyzowany jako społeczny instrument czy też jako społeczna instytucja koordynacji zachowania. Można tutaj sięgnąć zarówno do sformułowanego przez Humberto R. Maturanę określenia języka jako systemu orientacji-orientacji (przy czym ta orientacja jest

5 Patrząc z tej perspektywy wybór nazwy „konstruktywizm” nie był z pewnością najszczęśliw-szą decyzją. O szczegółach konstruktywizmu argumentującego teoretycznie kulturowo patrz Schmidt 1993.

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 215

traktowana jako ekologiczno-pragmatyczny fakt), jak również do założenia Char-lesa Morissa, że znaki wyróżniają się dzięki stopniowi określoności oczekiwań, które je wytwarzają. Helmuth Feilke natomiast traktuje znaki językowe jako znaki dla językowej koordynacji działań. Rozróżnienia określające języki po-chodzą z mówienia i są w swoim potencjale odniesione do mówienia jako dzia-łania określonego społecznie. Mówiący używają rozróżnień, by wyartykułować doświadczenia, przedstawienia itd.; i odwrotnie, doświadczenia w użyciu stają się także składnikami językowej wiedzy, a użycie języka orientuje się w takich doświadczeniach z językiem.

Tak jak użytkownicy jakiegoś języka używają ich [doświadczeń], by wyartykułować swoje przedstawienia, poglądy i doświadczenia w szerokim rozumieniu, tak samo doświadczenia użycia stają się z drugiej strony składnikami językowej wiedzy. Użycie języka orientuje się w sposób sensowny wedle takich doświadczeń z językiem. W tej mierze, w jakiej poszcze-gólne doświadczenie językowe pozwala się kalkulować społecznie i jest przeliczalne w jego działaniu stosownie do innych [doświadczeń – tł.], staje się intersubiektywną wiedzą użytkow-nika języka i zdatnym do zastosowania sterownikiem zmiennej orientacji myślenia i rozumie-nia. Podobnie sensowne użycie odpowiedniego środka zakłada przy tym koniecznie wspólną wiedzę o ich wyrosłym z użycia znaczeniu dla komunikacji. Użycie środka wyrazu jest pod tym względem motywowane pochodzeniem wyrażenia przez „sym-patheiá”, przez „podob-ne wrażenie, współcierpienie i udział”. Taki jest sens ważnego teoretycznego i językowego określenia „sympatia” autorstwa Philipa Wegenera (Feilke 1994: 23).

Także struktura środka wyrażenia i jego użycia działa już jako znak dla

schematycznego związku użycia. Wyrażenie jako forma językowa jest społecznie typizowane (= społecznie uformowane uogólnienie postrzegania) i buduje specy-ficzny obszar wiedzy kolektywnej. Innymi słowy: common sense jest językową wiedzą, a językowa wiedza to common sense.

Referencja wyrażeń językowych nie daje się określać poza relacjami znak-obiekt, lecz powinna zostać określona jako zorientowana na prototypowe zasto-sowanie językowego common sense.

Ludwig Wittgenstein zwracał zawsze uwagę na to, że język jest istotną czę-ścią rzeczywistości i nie przeciwstawia się jej. John Langshaw Austin i John Searle podkreślali w swojej teorii języka, że słowa są zawsze także czynem. Pierre Bourdieu zwracał uwagę na „językowy rynek”, na którym społeczne różni-ce w symbolicznym porządku są przeciwstawne zdyferencjonowanym różnicom języka. Mówi on zdecydowanie o „językowym kapitale” i o „uzyskaniu dystynk-cji” przez dyspozycję określonego językowego rejestru. Takie argumenty zwraca-ją uwagę na to, że sam język jest już zorientowany przez orientacje i że określa „konieczne społeczne pierwszeństwo określonej kompetencji przy produktywnej i receptywnej konstrukcji komunikacyjnego znaczenia” (Feilke 1994: 5).

Ta argumentacja może zostać następująco zróżnicowana ze względu na zdobywanie umiejętności językowych przez dziecko: nauka języka jest niezwy-kle długotrwałym, rozwojowym procesem, podczas którego trzeba nauczyć się

siegFried J. schMidt216

poznawania znaków i artykulacji, segmentacji dźwiękowych sekwencji oraz ich planowej kombinacji i sensownego sytuacyjnie użycia. Procesy te muszą zostać powiązane skutecznie z oczekiwaniem kognitywnych i komunikacyjnych funkcji orientacyjnych wypowiedzi językowych, z pozyskaniem różnego rodzaju sche-matów, gatunków, wzorów narracyjnych, metafor itd. Werbalne i nie-werbalne możliwości komunikacyjne muszą zostać nabyte w ich skomplikowanym zestro-ju. Pozyskanie języka można zatem określić jako pozyskanie instrumentarium służącego do sprzężenia kognicji z komunikacją przy pomocy wyartykułowa-nych kompleksów znaków (= oferty medialne), przy jednoczesnym zachowaniu operacyjnej autonomii kognitywnych i komunikacyjnych systemów. Zauważmy, że dziecko uczy się języka zawsze w sprzężeniu z życiem, a nabywając język, „nabywa” funkcjonujących życiowych współzależności. Uczący się i nauczający działają jako obserwowani obserwatorzy, których syntezy zachowania (częścio-wo) się do siebie upodabniają.

Dziecko w procesie socjalizacji uczy się, jak są zbudowane modele rzeczy-wistości jego społeczeństwa i jakich możliwych działań (w najszerszym sensie, począwszy od kognitywnych po komunikacyjne i niejęzykowe działania) może użyć w ramach swojej struktury społecznej, a jakich nie. Wyuczenie się języka prowadzi zatem do indywidualnego nabycia kolektywnej wiedzy o wykorzysty-waniu języka (zarówno na płaszczyźnie wyrażania, jak i treści), która stabilizuje się sama za pomocą refleksywności w wymiarze czasowym, rzeczowym i spo-łecznym. Ta kolektywna wiedza buduje oczekiwaną intuicyjnie przez normalne-go mówcę podstawę dla intersubiektywności kognitywnych i komunikacyjnych procesów. Język służy społeczeństwu – jako instytucja – do społecznej kontroli przy pomocy kulturowo zaprogramowanych znaczeń. Do tych znaczeń odnoszą się społeczne oczekiwania tzw. zrozumienia, które mówiący atestuje dla siebie w sytuacji komunikacyjnej, gdy produkuje on działania powiązane komunika-cyjnie, które z kolei odpowiadają każdorazowym oczekiwaniom mówiącego. O tyle więc kategoria „rozumienia” określa na płaszczyźnie społecznej proces społecznej oceny i kontrolę zdolności łączenia komunikacji. Tym samym w ko-munikacyjnych procesach hermeneutycznych zaczyna działać często pomijany czynnik władzy; ponieważ decydująca kwestia w komunikacji brzmi: kto może/komu wolno w jakiej sytuacji poddawać testowi kogoś co do tego, czy „właści-wie zrozumiał/zrozumiała”?

W odróżnieniu od tego operacja kognitywna, tradycyjnie określana jako „rozumienie”, daje się modelować teoretycznie jako operacja z powodu lub w trakcie postrzegania zdarzenia (lub oferty medialnej), która przez system wytwarzający kognicję odbierana jest jako spójna. Na płaszczyźnie kognityw-nej dyferencja zrozumienie/niezrozumienie nie ma żadnego znaczenia. Przy-kładowo ja, jako odbiorca tekstów, mogę nie zrozumieć jakiegoś tekstu; mogę mieć problemy przy budowie koherentnej kognitywnej struktury, przerwać re-cepcję itd.

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 217

Ponieważ każdy poszczególny język konkretyzuje semiotycznie zawsze tyl-ko całkiem określoną selekcję możliwych rozróżnień i określeń, może być tak-że opisany jako system martwych punktów obserwacji i rozróżnień, ponieważ w przebiegu wykorzystania określonego języka nie można zaobserwować innych możliwości. W ten sposób każdy raz nabyty język ojczysty wytwarza intuicyjną pewność, że o środowisku i o języku trzeba mówić właśnie tak, jak wynika to z języka ojczystego.

5 . Kultura jako program

W historii teorii kultury6 naszego stulecia daje się zauważyć tendencja traktowa-nia kultury jako modelu dla zachowania, którą bliżej charakteryzuje się jako sys-tem wiedzy kolektywnej czy też kolektywnie podzielonych konstrukcji sensów, przy pomocy których ludzie tłumaczą swoją rzeczywistość. Friedrich H. Ten-bruck (1989) – z pewnością nie konstruktywista – podkreślał, że konstrukcja rzeczywistości poprzez przemianę faktyczności w symboliczne przedstawienia nie jest naturalnym produktem oglądu zmysłowego i zwrócił tym samym uwagę na bliski związek między postrzeganiem, poznaniem, językiem i kulturą.

Odpowiednio do kierunku dotychczasowych rozważań pojawia się koniecz-ność przedyskutowania tematyki kulturowej także w kategoriach rozróżnienie/obserwacja/nazywanie.

Postrzeganie, poznanie i mówienie operują rozróżnieniami, które stają się dostępne komunikacyjnie. Społeczne wspólnoty i społeczeństwa – krótko mó-wiąc: systemy społeczne – muszą dysponować kolektywną wiedzą o systemie, która służy jako punkt odniesienia do społecznego działania orientując w formie oczekiwań-oczekiwań społeczne działanie i redukując kontyngencję7. Ten system kolektywnej wiedzy, którą nazywam tutaj modelem rzeczywistości, powstaje w ewolucji społecznej przez konstytucję i tematyzację zachowanych istotnych rozróżnień, które formułuje się najczęściej w formie przeciwstawnych dychoto-mii (por. Murdock 1945). Dychotomie te mogą zostać podzielone abstrakcyjnie na cztery wymiary:– programy poznania świata i programy techniczne (Jak obchodzić się ze śro-

dowiskiem?);– hipotezy obrazu człowieka (Jak regulować kwestie interpersonalne i spo-

łeczne?);– pytania o wartości i normy (Jak określić dobro i zło, świętość i świeckość itd?);– emocje (Jak społecznie i osobiście inscenizować emocje, ich wyrażanie

i ocenę?).

6 Przegląd teorii kultury od E. B. Taylora patrz Singer (1988) i Baumhauer (1982). 7 Całkiem podobnie określa Hejl zachowanie społeczne: „jako każde zachowanie, które powstaje

na bazie społecznie wytworzonej definicji lub konstrukcji realności lub prowadzi do jej utwo-rzenia bądź zmiany” (1987: 37).

siegFried J. schMidt218

Modele rzeczywistości pozwalają się następnie opisać według większości dychotomii zachowanych ze względu na znaczenie oraz według kompleksowości relacji między nimi a rodzajem i sposobem ich normatywnego i afektywnego opanowania. Budują one kompleksowy system wiedzy podzielonej kolektywnie, do której odnoszą się zarówno indywidualne, kognitywne, jak i komunikacyjne działania. Te dychotomie i ich relacjonacje8 są tematyzowane kontynuacyjnie we wszystkich systemach społecznych, przy czym komunikacja ma znaczenie centralne, ponieważ tutaj sens rozróżnień i ich odniesienia do innych rozróżnień są wyjaśniane semantycznie. Tematyzacja nie powinna podlegać przypadkowi – system społeczny nie powinien narażać swojej tożsamości. Dlatego też musi być ona zabezpieczona społecznie i strukturalnie w sposób trwały oraz zapro-gramowana odnośnie do możliwości jej przebiegu.

Kulturę możemy przedstawiać jako program9 utrwalonej komunikacyjnej te-matyzacji ważnych dychotomii w modelu rzeczywistości systemu społecznego. O systemach społecznych, jak z tego wynika, nie można myśleć bez kultury, i odwrotnie – o kulturze bez systemu społecznego. Oba te fenomeny mogą po-wstawać i trwać tylko wspólnie, ponieważ socjalność koniecznie zakłada kolek-tywną wiedzę, a nie do pomyślenia jest kolektywna wiedza bez social agency (w sensie Archer 1988). Dlatego też wyjaśnienia niekierunkowe, jak choćby funkcjonalistyczne, są raczej pozbawione sensu.

Kultura jako program potrzebuje trwania, a użycie tego programu musi zo-stać zinstytucjonalizowane społeczno-strukturalnie (przynajmniej częściowo). Kultura powinna mieć również moc sprostania centralnym zadaniom reproduk-cji społeczeństwa i ko-orientacji indywiduów w systemach społecznych. Raz znalezione rozwiązania problemów reprodukuje za pomocą socjalizacji, rytuałów i świąt, mitów, tabu itp., gwarantując tym samym tożsamość społeczeństwa. Kultura ogranicza możliwości działań indywiduów i umożliwia ich społeczną integrację – bądź też ich wyłączenie z systemu społecznego. A zatem człowiek jest twórcą każdej kultury, ale jednocześnie każdy człowiek jest tworem specy-ficznej kultury.

Kultura ko-orientuje kognicję i komunikację poprzez kolektywną wiedzę, która musi przede wszystkim być ciągle na nowo produkowana w indywiduum jako empirycznym miejscu produkcji sensów, przy czym do dynamiki przyczy-niają się kulturowe indywidualne warianty użycia programu. Wiedza kulturo-wa staje się obserwowalna i opisywalna w formie symbolicznych porządków (jak na przykład schematy, gramatyki, wzorce narracyjne, dyskursy, stylisty-ki), w ukształtowanych wydarzeniach (rytuały, ceremonie), w obiektach (dzieła

8 Tak na przykład biedny/bogaty może być relacjonowane przez pozbawiony władzy/władny, młody/stary, niewykształcony/wykształcony, brzydki/ładny itd.

9 Używane tu pojęcie programu nawiązuje do Jamesa R. Beningera (1986). Przedstawia on kultu-rę jako otwarty, uczący się program w sensie ograniczonej ilości reguł, które można zastosować do ogromnej ilości sytuacji.

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 219

sztuki, narzędzia), w mitach, religiach, teoriach itd. Ponad tą kolektywną wiedzą, która reguluje produkcję i recepcję ofert medialnych, może być ona również tematyzowana sama (= samoobserwacja jakiejś kultury) w komunikacji; kultura sprzęga kognicję z komunikacją ponad ofertami medialnymi. Z tego wynika, że im bardziej komunikacja pośrednicząca medialnie staje się znacząca w jakimś społeczeństwie, tym większy staje się wpływ mediów i komunikacji na uży-cie i interpretację programu kultury – dlatego zupełnie słusznie możemy dzisiaj wyjść od tego, że żyjemy w kulturze mediów (por. m.in. Schmidt 1992).

Kultura jako program różnicuje się – odpowiednio do społecznego zróżnico-wania społeczeństwa – na podprogramy, które „opracowują” specjalne obszary problemowe. Przy czym w biegu historii występuje pewna trudność. Mianowicie, społeczeństwa zróżnicowane funkcjonalnie wytwarzają obfitość kulturowych pod-programów (od kultury literackiej po kulturę sportu i przemysłu), których związek jest jeszcze raczej luźny. Podobnie jak nieobserwowalne w całości są społeczeń-stwa zróżnicowane funkcjonalnie, tak i ich programy kulturowe stają się w cało­ści nieobserwowalne. Podczas gdy przed-nowoczesne społeczeństwa próbowały własne programy kultury pozbawić obserwacji, dzięki nowoczesnym mediom specyficzne aspekty programów kultury i ich rezultaty użycia stają się coraz bar-dziej obserwowalne, a także faktycznie obserwowane. Tym samym z perspektywy obserwatora drugiego stopnia obserwowalna staje się także kontyngencja każdego kulturowego rozwiązania problemu, przy czym objawia się tu wyraźnie trudny problem: jak społeczeństwa obchodzą się z obserwacją kontyngencji, czy na pew-no ją dopuszczają, a jeśli tak, czy rzeczywiście ją utrzymują.

Myśląc o kulturze powinniśmy w równej mierze uwzględniać jej biologiczne, socjologiczne, jak i psychologiczne wymiary. Ludzie, na podstawie do dzisiaj niewyjaśnionego przyrostu nowej kory mózgowej (neocortex) przed ok. 500 tys. lat, dysponują neuronalnymi możliwościami wytwarzania, łączenia, oceniania i porównywania różnych stanów systemu – możliwościami, które w żadnym wy-padku nie są konieczne do przeżycia. Ta kompleksowość musi – jak przekonująco przedstawił to Peter M. Hejl (1987) – zostać w ekologiczny oraz społeczny spo-sób zredukowana przez „wynalazek” społeczeństwa i przez kulturę. To znaczy, że kultura jest biologicznie potrzebna i społecznie produkowana. Kontyngencja, która powstała biologicznie (w rozwoju gatunku), umożliwia i żąda programów orientacji. Działanie społeczne jest możliwe tylko na bazie kolektywnej wiedzy, tzn. na bazie orientacji-orientacji. A wiedza kolektywna wymaga od uczestników wyraźnego semantycznego zaprogramowania i komunikacyjnej tematyzacji.

Widać stąd, że zarówno w biologicznej, jak i społecznej ewolucji powsta-je samoorganizująca i stabilizująca współzależność oddziaływań biologicznie określonych możliwości i problemów człowieka jako istoty gatunkowej. Ludzie, poprzez budowę wspólnie podzielanego modelu rzeczywistości, umożliwiają so-cjalność, którą rozwijają i trwale społeczno-strukturalnie zabezpieczają, wytwa-rzając przy tym kulturę jako program reprodukcji i kontroli. Kultura z jednej

siegFried J. schMidt220

strony legitymizuje struktury społeczne i rozkład siły w drodze nadania sensu, z drugiej reguluje indywidualny rozwój psychicznych systemów i ich społecz-nych możliwości działań przez rozłożenie symbolicznych porządków, przy czym regulacja ta zarysowuje jedynie ramy warunkowe, w ramach których – mniej lub bardziej kreatywnie – może się rozwijać indywidualność.

6 . Język, kultura i konstrukcja(e) rzeczywistości

Kultura i jej najważniejszy instrument – język(i) – nie są przez członków spo-łeczeństwa dowolnie wybrane i wyuczone. Są one również nie do obejścia z hi-storyczno-socjalizacyjnego punktu widzenia, również w tym sensie, że można je obserwować i opisać tylko w kulturze i języku.

Postrzeganie nabywane jest w warunkach biologicznych i psychicznych i uskuteczniane przez zsocjalizowane i enkulturowane indywidua. Dlatego po-strzegania jawią się świadomości jako „postrzegania-jako”: nie postrzegamy tak po prostu, lecz postrzegamy coś jako coś (por. także Carl Friedrich von Weiz-säcker 1980), ponieważ samo postrzeganie poprzez obserwację obserwacji i na-zywanie postrzegań jest w przebiegu socjalizacji zawsze już sensowne (seman-tycznie dystynktywne). Postrzeganie jest zatem esencjonalnie zależne od systemu kognitywnego (jego sensomotoryki, jego wiedzy, jego emocji, jego pamięci), od języka i komunikacji, od struktury społecznej i kultury.

Tak długo, jak postrzegamy i mówimy, działamy w obrębie jakiejś kultury jako obserwatorzy (jako aktanci i komunikatorzy), w której – poprzez historię, socjalizację i ekologiczną praktykę – każde postrzeganie jest ukształtowane spo-łecznie i kulturowo (stąd można je metaforycznie określić jako martwy punkt). Stwierdzenie, że systemy istnieją tylko w odniesieniu do środowisk, a środowiska tylko w odniesieniu do systemów, nie jest w żadnym wypadku trywialne. Decy-dujące pytanie, zarówno empiryczne, jak i filozoficzne, brzmi raczej następująco: Jak system konstruuje swoje środowiska? Jakie są empiryczne uwarunkowania konstrukcji? I przede wszystkim, jak jest możliwa ich obserwacja i opisanie, kiedy poznanie musi poznać samo siebie?

Konstruktywistom zarzuca się często, że przeczą egzystowaniu realności, prawdy itd., że bronią bezpodstawnie relatywizmu, solipsyzmu albo indywidu-alizmu. Takie zarzuty tkwią w starych filozoficznych schematach myślowych, które pytają o „realność” postrzeganych obiektów i o „prawdę” wypowiedzi. Właśnie te pytania konstruktywiści odrzucają (według przedstawianego tutaj ro-zumienia konstruktywizmu). Wskazówki, co do wysoce złożonych empirycznych warunków, wedle których operują zarówno kognitywne, jak i komunikacyjne produkty sensów (konstrukcje rzeczywistości), powinny uwyraźnić to, że kon-strukcje rzeczywistości są powiązane z wewnętrznymi operacyjnymi warunkami zarówno kognitywnych, jak i komunikacyjnych systemów, według których opra-cowywane jest i przerabiane środowisko. Do tych wewnętrznych operacyjnych

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 221

warunków należą zasoby wiedzy kolektywnej, na które kilkakrotnie zwrócono uwagę powyżej.

Tym samym każda produkcja sensów – od postrzegania po budowę teorii – staje się z perspektywy obserwatora drugiego stopnia czasowo relatywna, tzn. społecznie i kulturowo zdeterminowana. Staje się ona – także w naukach przy-rodniczych – powiązana zwrotnie ze społecznie-kulturowo ukształtowanym dzia-łaniem indywiduów, które przez jej operowanie sprawdzają dane zmysłowe pod względem „treści realności” w ramach wewnętrznych koncepcji wartościowania i schematów oceny. Te kompleksowe operacje są koordynowane – jak próbowano pokazać – biologicznie, psychicznie, społecznie i kulturowo, przez co postrzegania „po prostu” realizują się zawsze jako sensowne „postrzegania-jako”.

W tym procesie środowisko odgrywa oczywiście kluczową i ważną rolę. Jednakże szalenie trudno będzie przyjąć, że właśnie ten czynnik określa „prawa” wspólnego procesu społeczno-kulturowych konstrukcji rzeczywistości. Co miało-by dać nam pewność, że właśnie środowisko mówi naszym językiem, w sytuacji, gdy ludzie mówią tak wieloma językami, a w każdym języku tak wieloma dialek-tami? A każda teoretyczno-poznawcza albo naukowo-kognitywna rekonstrukcja genezy takich „rzeczywistości” pozostaje naszą (re-)konstrukcją, która w naszym środowisku potwierdza się albo nie.

7 . Komunikacja: nieprawdopodobna czy prawdopodobna?

W teorii komunikacji ostatnich lat coraz większą rolę odgrywają teoretyczne i konstruktywistyczno-systemowe poglądy Niklasa Luhmanna. Ponieważ jednak ostatnimi czasy ujawniły się liczne nowe aspekty i problemy, wskazane będzie krótkie podsumowujące przedstawienie poglądów Luhmanna.

Jedną z najbardziej znanych jego tez jest z pewnością teza o nieprawdopo-dobieństwie komunikacji: „Komunikacja jest nieprawdopodobna. Jest niepraw-dopodobna pomimo tego, że przeżywamy i praktykujemy ją każdego dnia oraz że bez niej nie możemy żyć”. Luhmann wyjaśnia to tak:a. Jest nieprawdopodobne, że ktoś dokładnie rozumie, co ma na myśli drugi,

bo przecież obaj są od siebie oddzieleni i mają zindywidualizowane świa-domości i pamięci.

b. Jest nieprawdopodobne, że komunikacja posiada więcej odbiorców niż tych obecnych w jednej sytuacji komunikacyjnej.

c. Nieprawdopodobny jest w końcu sam sukces komunikacji. Nawet gdy in-formacja zostaje zrozumiana, nie ma żadnej pewności, że komunikacja, jako określona wielkość, przejmowana jest przez własne zachowanie i określa przeżywanie, myślenie i działanie adresata (Luhmann 1981: 26).Johannes Berger (1987) wskazywał słusznie, że problem nieprawdopodo-

bieństwa komunikacji przedstawia centralny problem Luhmannowskiej teorii systemów. Luhmann zrównując to, co społeczne, z takimi fenomenami, które

siegFried J. schMidt222

mogą być charakteryzowane przez podwójną kontyngencję – przede wszystkim komunikacja – nie zakłada tego, co społeczne, jako danego i oczywistego, lecz traktuje to jako dalece nieprawdopodobne i musi wówczas szukać wyjaśnień, które nieprawdopodobne uczynią możliwym. Jednocześnie reprezentuje pogląd, że systemy używające sensu są dla siebie wzajemnie nieprzejrzanymi czarnymi skrzynkami (Luhmann 1985: 156).

Na pierwszy rzut oka wygląda to tak: Luhmann stoi tutaj przed takim samym problemem, jak teoretycy konstruktywizmu, którzy również muszą wyjaśnić, jak operacyjnie zamknięte, kognitywne systemy mogą współdziałać ze sobą i ko-munikować. Lecz Luhmann zaostrza ten problem, charakteryzując komunikację – w wyraźnym przeciwieństwie do większości konstruktywistów – jako autopo-ietyczny, zamknięty i autonomiczny system.

8 . Komunikacja bez ludzi?

W większości prezentowanych dzisiaj teorii komunikacji występuje milcząca zgodność co do tego, że komunikacja jest kształtowana przez komunikujące indy-widua (przez komunikujących). Dokładnie ten konsensus Niklas Luhmann, wraz ze swoimi założeniami komunikacyjno-teoretycznymi, poddaje w wątpliwość, przy czym jego strategia teoretyczna – również w odniesieniu do pytań teorio-poznawczych – zmierza do tego, by wyjść z argumentacją, która wyrugowałaby uczestniczące podmioty/indywidua.

Jak powszechnie wiadomo, Luhmann przedstawia komunikację jako syntezę trzech selekcji: informacji, zawiadomienia i zrozumienia: „Musi być jakaś za-wartość komunikacji, zawsze mogłaby być inna. Ktoś musi się zdecydować, by o niej zawiadomić, mimo że mógłby także tego zaniechać. I ktoś musi to, co się stało (z włączeniem dyferencji informacji i zawiadomienia) zrozumieć, chociaż mógłby równie dobrze zajmować się innymi rzeczami albo przeoczyć dyferencje i selekcje bądź też nie uchwycić ich” (1986: 51).

Owa koncepcja komunikacji prowadzi Luhmanna do tezy: „Człowiek nie może komunikować; tylko komunikacja może komunikować” (1990: 31). Jak Luhmann dochodzi do tego kontr-intuicyjnego stwierdzenia i gdzie przy jego trzyczęściowej relacji występują ludzie?

Luhmann zaczyna swoje teoretyczno-komunikacyjne rozważania od „tezy o genetycznym prymacie komunikacji” (Luhmann 1990: 17), którą można udo-wodnić, jego zdaniem, już przez badania interakcji z noworodkami. Komunikacja w sensie wyżej wymienionej selekcji jest możliwa na długo przed każdym wy-uczeniem języka i równoczesna z rozwojem sensorycznej zdolności rozróżnienia.

Tym samym staje się jasne, że Luhmann używa „komunikacji” jako na-czelnego pojęcia dla komunikacji językowej i niejęzykowej, i że określa jej trzy selekcje mniej więcej jako podstawową konstelację komunikacji lub dla komunikacji i jednocześnie socjalizacji: ktoś oferuje (swoją) informację jako

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 223

zawiadomienie i nabywa prawa (względnie szuka gotowości) do zrozumienia. Uczestnictwo w komunikacji – jak chce Luhmann – w określonym momencie na-daje sens „założeniu alter ego, by móc skondensować doświadczenia” (Luhmann 1990: 19). Dla Luhmanna komunikacja jest warunkiem intersubiektywności, a nie odwrotnie10. „To jest ten proces zaangażowania się w sytuacje, które są interpretowane jako komunikacje, ten powód umożliwia powstanie „podwójnej kontyngencji”, przy pomocy której zachodzi autopoieza systemów społecznych” (Luhmann 1990: 19). Przez podwójną kontyngencję Luhmann rozumie to, że ego przeprowadza swoje zachowanie przy oczekiwaniu zachowania alter [ego]. Konsekwentnie twierdzi, że społeczne struktury są „niczym innym [...] jak tylko strukturami oczekiwania” (Luhmann 1985: 397)11.

Ale jak Luhmann dochodzi do tezy, że ludzie nie mogliby komunikować? Gdzie jego zdaniem są ludzie, którzy mają możliwość „poprzez odpowiednie ob-chodzenie się z komunikacją rozróżniać między zawiadomieniem a informacją i następnie wzmacniać dyferencję przez zawarcie sensu”? (Luhmann 1990: 19).

Luhmann operuje tutaj rozdziałem świadomości i komunikacji. ,,Świado-mość ma swoją swoistą, nieosiągalną dla komunikacji właściwość w postrzega-niu względnie w obrazowej imaginacji” (Luhmann 1990a: 19). Z tego z kolei wnioskuje, że samo postrzeganie nie jest komunikowalne. Komunikacja może się odnosić zarówno do postrzegania, jak i do innych rzeczy (choć podczas po-strzegania to, co rozróżnione, na przykład drzewa w ogrodzie, obejmowane są mimo rozróżnienia jako jedność), komunikacja jest „zawsze procesowaniem rozróżnienia jako rozróżnienia – mianowicie rozróżnienia między informacją a zawiadomieniem” (Luhmann 1990: 20)12.

Z tych hipotez nie wolno wnioskować, że świadomość i komunikacja nie mają ze sobą zupełnie nic wspólnego. Luhmann podkreśla w wielu miejscach, że komunikacja jest powiązana ze środowiskiem systemu poprzez świadomość. Świadomość jest niezbędna dla komunikacji, a komunikacja zakłada zawsze większość psychicznych systemów (Luhmann 1990: 23). Ale dlatego nie wolno, jego zdaniem, komunikacji redukować do funkcji środka zrozumienia albo do in-strumentu koordynacji zachowania wśród ludzi i nie wolno koncypować proble-mu prawdy jako problemu intersubiektywności. Na to Luhmann dostarcza trzech argumentów: świadomość jest zamkniętym kognitywnym systemem, który nie może dołączyć własnych operacji do operacji innych kognitywnych systemów.

10 Luhmann zdaje się nie rozważać ko-ewolucji. Jego argumentacja pozostaje przy albo-albo.11 Na temat krytyki centralnej roli pojęcia oczekiwania por. Englisch 1991.12 Przy tego typu sformułowaniach widać wyraźnie, że Luhmann interesuje się przede wszystkim

społeczną realizacją komunikacyjnej konstelacji podstawowej (trzy selekcje), a nie strukturami czy wręcz „zawartościami” komunikacji. Poza tym nasuwa się pytanie, czy teoretycznie poczy-nione rozróżnienie między informacją i zawiadomieniem nie jest ujmowane w procesowaniu (= jako komunikacja) właśnie jako jedność, podobnie jak dyferencja obiektu i otoczenia (= fi-gura-tło).

siegFried J. schMidt224

Myślenie nie ma społecznego efektu, jeśli się nie komunikuje. A indywidualnie świadomej wiedzy nie da się izolować lub też sprowadzić do indywidualnych zasobów świadomości. „Przesuwamy wiedzę ze świadomości do komunikacji, a więc z psychicznej na społeczną referencję systemową” (Luhmann 1990a: 23). W ramach tej argumentacji Luhmann koncypuje komunikację jako system samodzielny operacyjnie. „Wszystkie pojęcia, za pomocą których opisuje się komunikację, muszą zostać pozbawione psychicznej referencji systemowej i mu-szą ostatecznie zostać odniesione do samoreferencyjnego procesu wytwarzania komunikacji przez komunikację” (Luhmann 1990a: 24).

Także informację, zawiadomienie i rozumienie Luhmann interpretuje jako komunikacyjne (społeczne), a nie psychiczne koncepcje czy konstrukty. Świa-domość biorąca udział w komunikacji nie myśli każdorazowo o tym, że słowo cokolwiek oznacza; decydujące jest, że w komunikacji zarówno słowo, jak i znak są traktowane jako informacja13. Także i rozumienie nie musi być pojmowane psy-chologicznie: nie chodzi przy tym – wedle Luhmanna – o wyjaśnienie stanów psychicznych albo choćby o ,,całościowe ujęcie systemów samoreferencyjnych przez poszczególne zewnętrzne albo wewnętrzne operacje” (Luhmann 1990: 26). Przez rozumienie wytwarzane jest raczej rozumienie w odniesieniu do samorefe-rencji obserwowanego systemu. Innymi słowy, obserwujący system rozumie także wtedy, gdy (albo: właśnie dlatego że) system obserwowany pozostaje niedostępny. Komunikacja w swoim przebiegu „nie stwierdza”, czy uczestniczące psychiczne systemy zrozumiały czy nie, lecz decyduje, czy komunikacja będzie przebiegać da-lej. Dlatego także nie należy postrzegać komunikacji jako przenoszenia informacji. Kognitywne systemy, które mogą brać udział w komunikacji, mogą procesować zawsze dużo więcej informacji niż wnoszą do komunikacji (Luhmann 1990: 27).

To krótkie ujęcie Luhmannowskiej teorii komunikacji uwidacznia, że sprzecz-ności między tradycyjnymi teoriami komunikacji a Luhmannowską wersją teorii komunikacji są raczej do uniknięcia, jeżeli tylko dokładnie i krytycznie zrewi-dować rozróżnienia, którymi się operuje.

Z perspektywy teorii ewolucji podstawowa konstelacja komunikacji pozwala się opisać jako współdziałanie trzech selekcji, które udostępnia wzajemne roz-różnienie na zawiadomienie (działanie komunikacyjne), informację (temat, treść zawiadomienia) i rozumienie (przyjęcie tej selekcji) i tym samym konstytuuje socjalność.

Przy obserwacji interaktywnych procesów komunikacyjnych kooperacja musi zostać podporządkowana świadomości, aby uczynić zrozumiałym rozróżnienie za-wiadomienia, informacji i rozumienia u komunikujących. Z tego względu także Luhmann przyznaje: „nie ma komunikacji bez świadomości, ale także: ewolucji świadomości bez komunikacji” (Luhmann 1990: 38). Kognitywne i komunikacyjne

13 Tu Luhmann tkwi w tradycji Ferdynanda de Saussure’a, który traktował język jako system znaków, które wyrażają idee. Na ten temat patrz punkt 4 w tekście.

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 225

operacje przebiegają tutaj dla obserwatora synchronicznie, bez możliwości zawią-zania się jednak między nimi związku przyczynowego, ponieważ świadomość i komunikacja pracują operatywnie inaczej i przynależą do oddzielnych obszarów: świadomość do obszaru indywiduum, komunikacja do obszaru społecznego.

Ze względu na swoją socjologiczną teorię systemów Luhmann interesuje się tylko takimi kognitywnymi zajściami albo operacjami (wiedza, myśli i przedsta-wienia), które – jak zawsze – są komunikowane. Z tej perspektywy komunikacje „odnoszą się” do komunikacji. Lecz Luhmann zastrzega: „Można by właściwie przyznać, że całe dzianie się komunikacyjne mogłoby być ujęte przez opisanie biorących w nim udział stanów mentalnych – z wyłączeniem autopoiezy samej komunikacji” (Luhmann 1990: 38). Można wprawdzie odnosić się w komunikacji także do psychicznych systemów i określić je – taka jest propozycja Luhmanna – jako osoby, lecz „osoby są strukturami autopoiezy społecznych systemów, a nie systemami psychicznymi czy całkiem kompletnymi ludźmi [...] Osoby mogą być adresami komunikacji” (Luhmann 1990: 33). Można osoby rozumieć także jako „miejsca zapisu dla kompleksowych sekwencyjnych przebiegów komunikacji” albo jako „punkty doliczenia dla założeń przyczynowości, przy czym szczególnie one służą odpowiedzialności” (Luhmann 1990: 34), jednak dzianie się – według Luhmanna – pozostaje na poziomie komunikacji „bez żadnego determinującego oddziaływania na procesy świadomości” (Luhmann 1990: 34)14.

Tutaj, moim zdaniem, są potrzebne różne dyferencjacje: „bez żadnego od-działywania determinującego” nie musi znaczyć ,,bez żadnego oddziaływania.” Hans Joachim Giegel słusznie zwracał uwagę, że komunikacja stanowi dla psy-chicznych systemów ważny fakt środowiska, który podczas opracowywania do-tyka samych kognitywnych struktur opracowujących (1987: 234). Komunikacja dokonuje selekcji, eliminuje struktury opracowujące nieakceptowane społecznie i oddziałuje tym samym zwrotnie na systemy psychiczne.

Twierdzenie Luhmanna, że komunikacja produkuje komunikacje i tylko komunikacja może komunikować, ma sens tylko w pewnym ograniczonym względzie: wedle Luhmanna komunikacja „uprawia” autopoiezę, o ile organi-zuje możliwość nawiązywania. Jedność systemu komunikacji oraz elementów, z których system powstaje, produkowana jest przez sam system (Luhmann 1990: 30). Każda komunikacja wytwarza od czasu do czasu ,,własną następną komuni-kację” (Luhmann 1990: 31). Wyłaniają się tu pewne problemy terminologiczne i niespójności argumentacji:

14 To, że komunikacja odnosi się do osób zamiast do „kompletnych ludzi” jest raczej cechą funk-cjonalnie zdyferencjowanego społeczeństwa z trwałymi rolami społecznymi, niż uniwersalną cechą komunikacji w ogóle. Z punktu widzenia indywiduum kognicja i komunikacja są proble-mem „całego człowieka”, również wówczas, gdy z punktu widzenia społeczeństwa w komu-nikacji podzielonej na role nie pyta się z reguły, co przebiega w świadomości, tak długo, jak długo komunikator komunikuje w sposób akceptowalny i jak długo nie odwoła się jednocześnie tego, czym komunikator – „mimo wszystko” – jest, co wie, czuje, może lub czego pragnie.

siegFried J. schMidt226

a) Jeżeli obserwuje się komunikację w perspektywie czysto socjologicznej, to znaczy w perspektywie odniesionej tylko do całkowicie zrealizowanej socjalno-ści, wówczas można abstrakcyjnie mówić o tym, że komunikacje odnoszą „się” do komunikacji15. Ale ta redukcja uwagi jest – jak wskazuje Johannes Berger – „okupiona zaciemnieniem problemu system-środowisko” (1987: 137). W ob-szarze komunikacji face­to­face obserwuje się jedynie, jak następuje argument za argumentem, odpowiedź za pytaniem, opowieść za inspiracją itd. W obszarze komunikacji zapośredniczonej przez masmedia stwierdza się, że na przykład teksty odnoszą się do tekstów: sięga się po tematy, cytuje teksty, parodiuje lub komentuje, przekłada, interpretuje lub kanonizuje. W tej perspektywie ukrywa się świadomie fakt, że – do dziś – istnieją ludzie, którzy piszą teksty, mówią i słuchają. Tekst, którego nikt nie czyta, nie może grać żadnej roli w komuni-kacji, ponieważ nikt nie czyni z niego wydarzenia komunikacyjnego. Tak jak świadomość może „emergować” i operować tylko na materialnej podstawie ciała i centralnego systemu nerwowego, tak również komunikacja może „emergować” i operować na materialnej podstawie aktantów i tekstów (względnie innych ofert medialnych), jednocześnie nimi nie dysponując. Również Luhmann wskazuje, że „ostatecznie system bez środowiska nie może zrealizować żadnej własnej operacji, a więc na przykład komunikacji bez świadomości, tej bez mózgu, tego zaś bez reprodukującego się organizmu (1990: 7).

b) Luhmann stwierdza: ,,Komunikacja jest komunikacją w systemie społecz-nym społeczeństwa” (1990: 31). Systemy społeczne, podobnie jak społeczeństwo, składają się jego zdaniem z komunikacji i tylko z komunikacji. Z drugiej strony mówi on także o komunikacji jako systemie (Luhmann 1990: 37 i następne)16. Ten sposób mówienia jest co najmniej mylący, gdy społeczne systemy zostaną sprowadzone do systemu komunikacji, więc same siebie – jak chce Luhmann – wytwarzają i organizują. Pojawia się wtedy pytanie, jak powstają oceny re-lewancji, preferencje, strategie przeprowadzania itp. Dlaczego i jak przebiega oferta komunikacyjna, która w dodatku prowokuje działania nawiązywania, stając się i obfitując w społeczne następstwa? Jak można określić zachowanie między komunikacjami funkcjonalnie przyporządkowanymi i funkcjonalnie nie-przyporządkowanymi lub niejasno przyporządkowanymi (tak zwanymi światami przeżyć)? Czy te przykładowe pytania nie sugerują, że Luhmannowska teoria komunikacji jest zbyt uboga w strukturę, by móc uwidocznić obserwowalny porządek procesów komunikacyjnych (nawiązywalność, tłumienie, gratyfikacja, zapomnienie itd.) w ramach instytucji, organizacji, stosunków płci czy generacji oraz społecznych i politycznych konstelacji władzy?

15 Hartmut Esser określa założenie Luhmanna, że działania rozwijają się z działań, jako „auto-poietyczny kluczowy błąd” (1989: 71).

16 Luhmann mówi (1988) ciągle i irytująco o „jakimś” lub „tym” systemie komunikacyjnym jako systemie autopoietycznym, nie wprowadzając przy tym żadnego przykładu.

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 227

c) Luhmann mówi o komunikacji w ogóle, nie rozróżniając dokładniej mię-dzy różnymi typami komunikacji. Ale komunikacja ustna i interakcyjna operuje z zasady inaczej niż komunikacja zapośredniczona techniczno-medialnie. Obser-wacja komunikacji interaktywnej nie byłaby możliwa bez obserwacji uczestni-ków komunikacji, z którymi łączą się akty komunikacyjne jako działania. Luh-manna sposób mówienia o komunikacji, która produkuje komunikację (i tylko na tym opiera się jego teza o autopoietycznej naturze systemów społecznych!), ma sens tylko wtedy, gdy obserwuje się procesy komunikacji masowej, w których aktanci faktycznie znikają za ofertami medialnym, a oferty medialne wydają się same odnosić do ofert medialnych – jeżeli przyjąć abstrakcyjną perspektywę socjologiczną. Jeżeli jednak operować rozróżnieniem komunikacja interakcyjna/komunikacja masowa, wówczas można zaobserwować, jak obie oddziałują na siebie i jak w konkretnym przypadku indywidualni aktanci mogą wpływać na oba typy komunikacji, choćby przez lansowanie nowych tematów, tworzenie plotek, kreowanie nowych metafor itd.

d) Luhmann rozszerza rozdział między świadomością a komunikacją kosz-tem uwzględnienia aspektów odniesienia. Wydaje się sensowne, aby przyporząd-kować oba teoretycznie oddzielne obszary, pamiętając przy tym, że nie można przetransformować świadomości „identycznie” w komunikację, a komunikacji „identycznie” w świadomość. Lecz poza tym argumentem nie można zapomnieć, że zarówno ewolucyjnie jak i aktualnie świadomość i komunikacja są bez sie-bie nie do pomyślenia czy opisania – niech za potwierdzenie tej hipotezy służy wieloletnia dyskusja o stosunku myślenia i języka.

e) Propozycja Luhmanna przeniesienia wiedzy w sposób radykalny ze świa-domości do komunikacji jest przydatna wtedy, gdy koncypuje się wiedzę jako stan, a nie jako zdolność. Nowe badania pamięci (por. Schmidt 1991, 1991a) skłaniają – na podstawie argumentów empirycznych – ku temu, by koncypować wiedzę nie jako osadzonego stanu w pamięci treści kognitywnych, lecz jako zdol-ność przeprowadzenia w stosownej sytuacji adekwatnych kognitywnych operacji, które rozwiązują problem w określonej sytuacji. Tym samym wyobrażenie, wedle którego wiedza mogłaby być społecznie archiwowana w ofertach medialnych, niejako na zawołanie, staje się problematyczne. Zgadzam się raczej z poglądem, wedle którego oferty medialne muszą zostać użyte każdorazowo przez syste-my kognitywne powodowane preferowaną konstrukcją wiedzy, aby mogły być wykorzystane kognitywnie, jak również – w nawiązanych operacjach – komu-nikacyjnie (por. Hejl 1991; von Foerster 1993). Takie pojęcie wiedzy odsyła do lamusa decyzję o jej przyporządkowaniu albo kognicji, albo komunikacji. Wiedza jawi się o wiele bardziej jako – poznawalna i dająca się zapomnieć, mniej lub bardziej rozwinięta – zdolność, by produkować i dalej przygotowywać przemy-ślenia, względnie by móc kompetentnie (stosownie do społecznego oszacowania) brać udział w komunikacyjnych dyskursach różnego rodzaju (wraz z zakładanym sukcesem i zyskiem społecznej reputacji).

siegFried J. schMidt228

f) Od kiedy Luhmann powołał się na logikę rozróżnień Spencera Browna, należy – wbrew Luhmannowi – upierać się przy tym, by raz poczynionego rozróż-nienia nie ontologizować. Luhmann obserwuje społeczeństwo przy pomocy rozróż-nienia kognicja/komunikacja, umieszcza następnie kognicję odpowiednio w śro-dowisku społecznych systemów, ale sądzi w końcu, że społeczne systemy nie s ą niczym innym niż komunikacją. Luhmann obserwuje komunikację przy pomocy rozróżnienia zawiadomienia/informacji/zrozumienia, zauważa jednak następnie, że komunikacja nie j e s t niczym innym niż procesowaniem tego rozróżnienia.

Sformułowana tutaj krytyka Luhmannowskiej teorii komunikacji koncentruje się wedle następujących punktów: Luhmannowski argument, że kognicja i komu-nikacja są dla siebie wzajemnie czarnymi skrzynkami, musi zostać zrewidowany. Zamknięcie operacyjne nie oznacza zamknięcia energetycznego czy też mate-rialnego; rekursywność nie zakłada koniecznie zamkniętości; a samoorganizacja nie czyni wpływu jakiegoś systemu całkowicie niemożliwym (por. Hejl 1989). Założenia samoorganizacji kognicji i komunikacji nie prowadzą koniecznie do wniosku, że komunikacja zachodzi zupełnie bez indywiduów i musi być opisy-wana bez pojęć z referencją świadomości. Luhmann twierdzi tak tylko dlatego, by postulować, że systemy społeczne nie są niczym innym jak komunikacją i są one autopoietyczne. Jednakże jeżeli te założenia już raz zostały zaakceptowane, nie wynika z nich konieczność konkretnego określenia, jakich ,,materiałów śro-dowiska” używają komunikacje właściwe dla systemu, by następnie wyprodu-kować z tego swoje komponenty (względnie pozwolić im emergować) – nawet jeśli chciałoby się ze względów teoretycznych zrezygnować z aktantów. Skoro teksty i inne oferty medialne są usuwane do środowiska systemów społecznych, to jak ,,procesuje się” komunikacja bez tych ,,surowców”? A jak poradzić sobie w teorii systemu z prostym zarzutem, że systemy komunikacji załamują się, gdy brakuje komunikujących? Skoro Luhmann już przyznał, że świadomość jest nie-zbędna dla komunikacji a komunikacja zakłada zawsze większość psychicznych systemów, to co – z wyjątkiem niezdyferencjonowanym postulatem autopoiezy (por. Tuebner 1987) – uniemożliwia mu konkretne określenie komunikacji w po-dwójnej perspektywie systemów kognitywnych i społecznych?

Powodem może być wskazywane przez wielu krytyków słabe zaintereso-wanie Luhmanna empirią (por. Haferkamp 1987). Inny powód mógłby tkwić w Luhmannowskim ontologizującym pojęciu sensu (Schmid 1987: 41). Jeżeli uwzględnimy aktantów, w odniesieniu do aspektów konstytuujących ich komuni-kacyjnie (nie jako ,,kompletni ludzie”, lecz także nie tylko jako „osoby”), wów-czas komunikacja nie przebiega sama z siebie, wtedy nie jest ,,komunikacją”, która coś obserwuje, stwierdza, ogranicza; nie ma także wówczas postulowanej przez Luhmanna złowieszczej „samoistnej ruchliwości zdarzenia sensu [Selbst-beweglichkeit des Sinngeschehens]” (1985: 101).

Kognitywne systemy wpływają na komunikację jako system społeczny – być może także w sposób przyczynowy – wytwarzają przykładowo oferty medialne

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 229

i czynią to na podstawie ich historii socjalizacji i zmiany kolektywnej wiedzy od-nośnie do systemów społecznych i w oczekiwaniu aktualnych warunków operacji. Produkcja sensu (jak w argumentacji w rozdziale czwartym) przebiega empirycznie wyłącznie w systemach kognitywnych wedle reguł społecznych i w konkretnych politycznych warunkach (dzięki czemu, moim zdaniem, staje się zbyteczna onto-logizująca metafizycznie koncepcja sensu Luhmanna). To samo mogłoby dotyczyć wiedzy: także wiedza jest wytwarzana społecznie w systemie kognitywnym. Stąd nie ma też sensu umieszczać wiedzy albo w psychicznych albo w społecznych systemach. Innymi słowy, również wiedza powstaje dopiero dzięki strukturalne-mu sprzężeniu kognicji i komunikacji poprzez wiedzę kolektywną, względnie – w najogólniejszym sensie – poprzez kulturę (patrz powyżej rozdział 5).

Luhmannowska definicja komunikacji jako potrójnej selekcji odnosi się wyraźnie do aktantów i zorientowana jest na komunikację interaktywną. Jego późniejsze wypowiedzi o komunikacji, która produkuje komunikację, charaktery-zuje tylko redukująca perspektywa obserwatora, która, moim zdaniem, obejmuje jedynie stosunek czasu. Przeciw jego stwierdzeniu, że tylko komunikacja może komunikować, zakłada się tutaj stwierdzenie (opierając się na definicji komu-nikacji Luhmanna), że komunikują tylko aktanci (widziani jako komunikujący [Kommunikand], nie jako ,,kompletni ludzie”, którzy nie występują w komuni-kacji jako społecznym wydarzeniu procesualnym w społeczeństwach zdyferen-cjonowanych co najmniej funkcjonalnie), tzn. przyjmują oferty medialne, prze-rabiają je stosownie do kognicji i przetwarzają je w nowe oferty komunikacyjne, względnie w sensowne działania. To, co z powodu komunikacji (w sensie dzia-łań komunikacyjnych) staje się społecznie relewantne, rozstrzyga się faktycznie w społecznym (wychodzącym ponad konkretne indywidua) procesie reprodukcji i jest powiązane ściśle ze społecznym statusem komunikujących w odpowied-nim systemie społecznym. Podstawowa konstelacja komunikacji i socjalności, postrzeganie i wykorzystanie dyferencji między zawiadomieniem i informacją jako zaistnienie podwójnej kontyngencji, musi zostać zrealizowane przez aktan-tów w konkretnych procesach komunikacji: w komunikacji interaktywnej lub w komunikacji masowej. Nie może funkcjonować również bez synchronicznego działania świadomości.

9 . Media i „komunikacja masowa”

Z punktu widzenia komunikacji interaktywnej mało przekonywająca wydaje mi się rezygnacja z aspektu działania i aspektu aktanta. Tak mocno wyabstrahowane pojęcie komunikacji potwierdzałoby jedynie występowanie wyżej wymienionych konstelacji podstawowych lub też występowanie „socjalności bogatej w sens”, nie pozwalałoby jednakże na szczegółowe empiryczne badanie tego, jak reali-zują się procesy komunikacji, w jakich warunkach, jakie przesłanki muszą być spełnione, aby mogły przebiegać kolejne procesy itd.

siegFried J. schMidt230

A jak wygląda sytuacja z tzw. komunikacją masową? Czy także tu można mówić o komunikacji, która komunikuje? Zanim odpowiemy na te pytania, mu-simy przeprowadzić przede wszystkim pewne rozróżnienia, które odnoszą się do kompleksu tematycznego mediów. W trakcie mówienia o „mediach” należałoby zatem rozróżniać dokładnie między:– skonwencjonalizowanymi środkami komunikacji w sensie używanych do

komunikacji materiałów, włączając w to konwencje ich użycia (na przykład pisownia plus gramatyka = leksykon)

– oferty medialne, to znaczy rezultaty użycia środków komunikacji (na przy-kład teksty),

– techniki, które zostają użyte do wytworzenia ofert medialnych (na przykład komputer),

– instytucje względnie organizacje, które są wymagane do wytworzenia ofert medialnych (na przykład wydawnictwa), włączając w to wszystkie powią-zane z nimi ekonomiczne, polityczne, prawne i społeczne aspekty.Masowy rozwój i użycie ofert medialnych wydarza się dzisiaj w samodziel-

nych, dalece zindustrializowanych organizacjach (por. Weischenberg 1992). Wy-dawnictwa, rozgłośnie i spółki filmowe tworzą w swojej inter akcji „system me-diów masowych” naszego społeczeństwa i rozwijają wewnątrz (systemu) swoje możliwości funkcyjne przez dalece samoorganizujące się zróżnico wanie.

Oferty medialne (teksty, obrazy, filmy itd.) pozwalają się – przede wszyst-kim na podstawie długich ko-ewolucyjnych procesów komunikacji i kognicji – „procesować” w określonych systemach za każdym razem w obu oddzielonych od siebie wymiarach, przy czym procesy i ich wyniki są w różnej mierze (nie)przewidywalne. Operacje kognitywne można (zawsze krytycznie i różnie) „trans-formować” do ofert medialnych i uwalniać w społecznych systemach procesów komunikacyjnych: oferty medialne mogą z drugiej strony uwalniać operacje kognitywne. Chociaż oferty medialne można zaliczyć zarówno do środowiska kognicji, jak i komunikacji, pobudzają one ich strukturalne sprzężenie. Przede wszystkim zachodzi to w taki sposób, który (abstrahując od sytuacji stereotypo-wych) nie jest w ich rezultatach wyraźnie prognozowany, ponieważ obserwacja i przetwarzanie ofert medialnych tworzy tylko jeden – równie ważny – moment w kognitywnych i komunikacyjnych zależnościach operacji. Nie wolno także przeoczyć tego, że materialność powodów operacji odgrywa przy tym rolę nie do przecenienia dla możliwości postrzegania i komunikacji (por. Gumbrecht/Pfeiffer 1988; Grossklaus 1989; 1990).

Gdyby opisywać teraz – odpowiednio do propozycji Luhmanna – społeczne systemy wyłącznie jako składające się z komunikacji17 i odpowiednio do tego

17 U Luhmanna rzecz tę określa się w irytujący sposób: „Dopiero przez zdyferencjonowanie procesów komunikacyjnych dojść może do zdyferencjonowania systemów społecznych. Te nie powstają jednak nigdy tylko z komunikacji językowej” (1985: 210).

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 231

umiejscowić aktantów, kognicje i oferty medialne kategorycznie w środowisku systemów społecznych, wtedy wypadnie spytać, co pozostaje w systemie spo-łecznym (jako system społeczny) jako element konstytutywny (poza stwierdze-niem podstawowej konstelacji komunikacyjnej). Kiedy oferty medialne nie są produkowane, nie są selekcjonowane z archiwów, nie są publicznie prezentowane i komentowane i nie prowokują wytwarzania innych ofert medialnych, które odnoszą się do tych pierwszych tematycznie, stylistycznie itd., wówczas „nic nie przebiega” w systemie społecznym komunikacji; komunikacja nie produ-kuje wtedy żadnej komunikacji. Gdy się zawęzi i wyabstrahuje perspektywę tak bardzo, że w polu widzenia pozostaje tylko wolne od aktanta odniesienie komunikacji do komunikacji, wówczas łatwo przeoczyć fakt, że – ściśle rzecz ujmując – obserwowalny jest tylko stosunek jednych ofert medialnych do innych ofert medialnych, przy czym znowu wracamy do starego projektu hermeneutyki tekstu – możliwej, ale w żadnym razie nieinnowacyjnej perspektywy. I trafiamy sami w tym miejscu na dwa znane problemy:

a) Oferty medialne są pasywne, nie obserwują się. Ktoś musi je do siebie odnieść, a kto by tego nie czynił, czyni to zawsze w warunkach specyficznych dla systemu, wraz z interesami, celami, i „martwymi punktami”.

b) Abstrahując przy opisie komunikacji od komunikacyjnie konstruktyw-nych, względnie komunikacyjnie relewantnych, aspektów systemów kognityw-nych i ich zanurzeniu w konkretnych sytuacjach życiowych, należy samemu umieścić znaczenia w ofertach medialnych (więc w środowisku), a to dlatego, że wyjaśniony jako komunikacja stosunek między ofertami medialnymi nie po-winien przebiegać w sposób semantycznie pusty. W przeciwieństwie do tego pozostaje wymóg sprzężony z konstruktywistyczną teorią poznania, by powią-zać pojęcie informacji z operacją systemu i nie przesuwać go do środowiska. Dopiero kognitywne i – jak należy założyć zgodnie z logiką Luhmanna – także komunikacyjne systemy, które nie „sięgają do swojego środowiska” (gdzie są umiejscowione oferty medialne) wytwarzają znaczenie przez ich samoorganizo-wane operacje; więc znaczenie nie może samo być przenoszone sensownie do ofert medialnych. I również argumentacja, która wiąże komunikację z kategorią sensu, stoi przed trudnością zbyt ogólnej definicji (mianowicie jako „jedność dy-ferencji aktualności i możliwości” – Luhmann 1988: 42), a sens umiejscowiony jest poza kognicją i komunikacją.

Stoimy teraz przed podobnym problemem jak ten, który narzuciło Luhman-nowskie przyporządkowanie wiedzy do społeczeństwa zamiast do indywiduum. Z jednej strony nie powinno podlegać dyskusji, że – przede wszystkim nowo-czesne – społeczeństwa, dzięki wydolnym mediom magazynującym, dysponu-ją większą ilością wiedzy niż aktanci mogliby wyprodukować czy opracować. Z drugiej jednak strony stany wiedzy, które są przeważnie zachowane w ofertach medialnych, muszą być odwoływane i wprowadzane do operacji kognitywnych lub też inwestowane do produkcji nowych ofert medialnych. Książka nie jest

siegFried J. schMidt232

wiedzą, oferuje jedynie powody do produkcji wiedzy przez aktantów według reguł społecznych i kulturowych.

10 . Czy oferty medialne mają znaczenia?

Tym samym przechodzimy do dalszego pytania, które było w ostatnich latach przedmiotem bardzo kontrowersyjnej dyskusji. W centrum stoi przy tym prezen-towana przez konstruktywistów teza, że oferty medialne (teksty, audycje tele-wizyjne itd.) nie zawierają w sobie swojego znaczenia, lecz że ich znaczenia są atrybuowane przez komunikujących. Także tutaj znów używa się dyferencjacji.

Według tych założeń bez producentów i dystrybutorów „nie ma” ofert me-dialnych, bez odbiorców „nie ma” „lektury” takich ofert. Informacja, znaczenie albo sens nie przynależą do ofert medialnych, lecz tylko do kognitywnych syste-mów – są w ludzkich „głowach” (biblioteka gromadzi książki, a nie informacje). W produkcji sensów lub znaczeń relewantne są przede wszystkim kolektywne aspekty wiedzy, które są podzielane przez indywidua (reguły, konwencje, normy, common sense) i poprzez oczekiwania-oczekiwań umożliwiają jednocześnie spo-łeczne działanie i w nim się potwierdzają (wiedza wiedzy). Ponieważ kulturowo ukształtowana wiedza kolektywna orientuje kognicję i komunikację i jest uży-wana przy produkcji i recepcji ofert medialnych w sposób nieunikniony, każda atrybucja znaczeń pozostaje powiązana z ofertami medialnymi i z kognityw-nymi systemami i umożliwia tym samym – dzięki refleksywnemu odniesieniu wszystkich biorących udział w kolektywnej wiedzy – skuteczną komunikację. Komunikacja jest skuteczna, o ile – zarówno na płaszczyźnie wyrażania, jak i na płaszczyźnie treści – odnosi się do wyników poprzedzających komunikację oraz do zakładanej intersubiektywnej wiedzy, a więc dostarcza przesłanek tematom, dla których mamy społecznie uformowane wzorce w postaci schematów, gatun-ków, form narracyjnych, metafor itd.

Społecznie ukształtowany wzorzec produkcji i recepcji ofert medialnych zapewnia więc – w pewnym zakresie – skuteczne sprzężenie procesów kogni-tywnych i komunikacyjnych. Oferty medialne nie transportują jednak żadnych informacji, lecz jedynie ukształtowane według wzorca łańcuchy znaków. Dzięki temu dostarczają skonwencjonalizowanych powodów dla indywidualnych kon-strukcji sensów, które mogą być realizowane przez poszczególne indywidua w ich przebiegu, ich subiektywnym emocjonalnym osadzeniu i stosownie do oszacowania ich relewancji dla życiowej praktyki i mogą następnie zmieniać się różnorodnie od indywiduum do indywiduum odpowiednio do gatunku tekstu, kontekstu i indywidualnych dyspozycji.

Tymczasem, jak uczą badania nad oddziaływaniem, to ludzie czynią „coś” z mediami – nie odwrotnie, chociaż (lub właśnie dlatego) intersubiektywnie podzielana wiedza społeczno-kulturowa kształtuje produkcję i recepcję ofert medialnych intersubiektywnie. To kształtowanie dostarcza zapewne ogólnych

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 233

założeń dla (roz-)poznania i akceptacji ofert medialnych. Oddziaływanie tej ofer-ty określane jest tym niemniej przez przyzwyczajenia i oczekiwania użytkowni-ka, zależy od motywacji i emocjonalnego zaangażowania, od strategii recepcji (na przykład zaangażowany/bez dystansu versus krytyczny/analizujący) itd.18 Dokładne zbadanie współoddziaływania takich czynników mogłoby skonkre-tyzować ogólny konstruktywistyczny postulat, że systemy kognitywne operują samoorganizcyjnie i tylko w wypadkach wyjątkowych mogą być podatne na sterowanie intencjonalne.

11 . Czy konstruktywizm jest subiektywizmem relatywistycznym?

Podkreślenie podmiotu – w perspektywie zarówno teoriopoznawczej, jak i teo-retycznokomunikacyjnej – było często źródłem zarzutu wobec konstruktywi-stów, że trzymają się oni starego europejskiego empatycznego pojęcia podmiotu i bronią – wbrew wszelkim zapewnieniom – właśnie redukcjonizmu indywidu-alistycznego, względnie subiektywizmu idealistycznego.

Jak być może wynika z dotychczasowych rozważań, nie odpowiada to in-tencjom konstruktywistycznego myślenia, w którego centrum stoi obserwacja i obserwator jako systemy kognitywne. Podkreślenie obserwującego podmiotu w perspektywie teoriopoznawczej powinno wskazywać przede wszystkim na dwie rzeczy:

a) Obserwatorzy są nierozłączne powiązani ze swoimi obserwacjami, obser-wacje nie pozwalają się oddzielić od obserwatorów (von Foerster 1993: 288).

b) Obserwatorzy operują w warunkach, które są im – jako istotom gatun-kowym – ontologicznie „przyrodzone”; operują na podstawie nabytej językowo wiedzy (common sense) w ramach strukturalno-społecznych porządków i pro-dukują sens w społecznie utrzymanym systemie kulturowej wiedzy, która stale jest powiązana z normami i emocjami.

Gdy obserwator jest wliczany ze swoimi wszystkimi relewantnymi obserwa-cyjnie właściwościami do obserwacji, wtedy przedstawienie obiektywności jako ujęcie realności niezależnej od obserwacji nie staje się rzeczywiście bardziej przydatne. Tradycyjna ontologia i teoria poznania powinny odnośnie tego – jak to proponował Heinz von Foerster w nawiązaniu do Jeana Piageta – zostać za-stąpione przez teorię nabywania wiedzy, a więc przez teorię ontogenetyczną (von Foerster 1993: 290). Taka teoria wiedzy powinna uwzględniać dwa podstawowe założenia Piageta: wiedza nie polega wyłącznie na postrzeganiach, ponieważ te są ustawicznie kierowane przez schematy działania i jako takie im też towarzy-szą. Wiedza wynika z działań.” Oraz:

18 Na ten temat patrz badania empiryczne Vorderera (1992) na temat recepcji telewizji.

siegFried J. schMidt234

„Observable” lub też „fakt” [„Tat-Sache”, niem. gra słów, dosł.: czyno-rzecz] będzie rozu-miany zawsze z określonego punktu czasu ich obserwacji […] Mówiąc krótko, całe tworzenie pojęć po stronie faktu wyklucza egzystencję czystego przedmiotu, tym bardziej, gdy podmiot musi zmieniać fenomeny, aby je asymilować (cyt. za von Foerster 1993: 290).

Włączania obserwatora do tego, co obserwowane, nie zabrania się tak po pro-stu z logicznych powodów, aby uniknąć paradoksów – akceptuje się to włączenie jako ważny argument. Oferowane włączenie obserwatora w obserwację nie jest łatwe z logicznych powodów, ale akceptując to włączenie akceptujemy jedno-cześnie fakt, że ludzka wiedza nie odnosi się do „realności”, lecz do ludzkiej wiedzy o realności19. Czy jest to jednakże wiedza prawdziwa, rozstrzygnie się społecznie właśnie w samoodniesieniu przy zastosowaniu parametrów, kryteriów oraz rozważań praktycznych wytworzonych biologicznie, społecznie i kulturowo. Tym samym w tle pojawia się pragmatyczne pojęcie prawdy, w tej formie, w ja-kiej je preferował Carl Friedrich von Weizsäcker, które to predykat prawdziwości bądź fałszu przypisuje nie pojedynczym zdaniom, lecz tylko całym sposobom działania (1980: 152). Wiedza jest rezultatem działania, ukierunkowuje działanie i konstytuuje jego socjalność i specyfikę kulturową. Wiedza i działanie, zwią-zane z aktantami w systemie społecznym, nie powinna być zatem odcięta od stosunków strukturalno-społecznych, jak również od władzy, wpływu, zaufania i autorytetu. Dotyczy to również wiedzy naukowej pozyskanej (= wytworzonej) w sposób metodyczny i kontrolowany. Również tu leżą gwaranty rzeczywistości, jak to paradoksalnie sformułował Niklas Luhmann w tak użytych rozróżnieniach: „Realność jest tym, czego się nie poznaje, gdy się ją poznaje” (1990:51).

Czy zatem odkrycia naukowe – jak sądzą Gregory Bateson i Heinz von Foer-ster – są wymysłami? Czy Newton odkrył czy wymyślił siłę ciążenia (von Foerster 1993: 291). Aby na tego typu zarzuty odpowiedzieć, należy jeszcze raz wrócić do problemu obserwacji i wrócić jeszcze raz do początku naszych rozważań.

Obserwacja pierwszego stopnia ukrywa jedność rozróżnienia, za pomocą któ-rego obserwuje, i prowadzi tym samym do naszego realizmu potocznego, który wierzy, że może łatwo odróżnić podmiot od przedmiotu. Kultury nie operują w za-sadzie inaczej, dlatego też moglibyśmy je określić jako systemy martwych punk-tów społeczeństwa. Jednakże, gdy tylko przyjmie się stanowisko obserwacyjne drugiego lub trzeciego stopnia, staje się możliwa także obserwacja latencji. Wgląd w konstruktywność jako naczelna zasada wszystkich systemów obserwujących jest zatem nieunikniony. Reakcje na ten wgląd kształtują sygnaturę współczesnego filozofowania, które, wzburzone wobec uniwersalności zasady konstruktywności, w sposób przebiegły poddaje dyskusji konsekwencje, odgrzewając przy tym stare hasła: Czy wgląd w kognitywne tworzenie naszej rzeczywistości nie prowadzi nas

19 Tak i partner działania nie istnieje dla nas jako fakt niezależny od obserwacji, lecz tylko i wy-łącznie w formie wiedzy, którą o nim mamy oraz w formie emocjonalnego nastawienia do niego.

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 235

aby do totalnego relatywizmu? Czy utoniemy w jaskrawym pluralizmie bezpod-stawnej kompleksowości? Co z zaufaniem do racjonalności i rozumu? Czy nauki dostarczają jeszcze wiedzy wartościowej empirycznie? Czy żyjemy w czasach sy-mulacji, symulacrów i rzeczywistości wirtualnej?

Luhmann ma całkowitą słuszność, że wraz z konstruktywizmem, podobnie jak wraz z logiką rozróżnień, zdani jesteśmy na „nierozwiązywalny relatywizm”, który wynika ze specyfiki systemów zarówno kognitywnych, jak i społecznych. Należy jednak pamiętać, że wszystkie operacje systemu są możliwe tylko jako operacje uwarunkowane empirycznie – wtedy jasne jest, że relatywizm konstruk-tywistyczny nie ma nic wspólnego z dowolnością, chaosem czy nihilizmem.

To, że konstruktywność jako uniwersalnie ludzki modus operacyjny jawi się dziś wielu jako zagrożenie, wynika zapewne z tego, że wzrastające dyferencjo-wanie nowoczesnego społeczeństwa z jednej strony uwolniło i uczyniło różni-cowanie obserwowalnym, z drugiej jednak poczynione rozróżnienia nie wiążą się już w społeczne zbiorcze formy i zbiorcze znaczenia i tym samym ukrywają swoją konstruktywność. Relatywizm konstruktywistyczny nie doradza Porzuć wszelką nadzieję na pewność!, lecz raczej wciela się w regułę obserwacji drugie-go stopnia, którą tak sformułował Luhmann: Obserwuj warunkowania rozróżnień i oznaczeń tak w kognitywnych, jak i społecznych systemach! Zastosowanie tej reguły prowadzi w istocie do korozji wszystkich panaceów, ideologii, dyktatur i superteorii; deprymuje ona „opowieści mistrzów”. Ale uruchamia z drugiej strony potencjał krytyczny, uprawomocnia dyferencję i sprzeczność. Ktoś, kto nie może się już powołać na „naturę człowieka”, na niekwestionowaną wartość ostatecznej prawdy, ten potrzebuje wiele fantazji i kreatywności, potrzebuje zmy-słu możliwości Musila i przede wszystkim odpowiedzialności. Musi się liczyć nie tylko z tym, że pluralizm obserwatorów postrzega i ocenia rzeczywistość pod wieloma względami, lecz także z tym, jak sformułował to Gotthard Günther, że należy uwzględnić polikontekstualność, a więc nieograniczoną wielość kontek-stów jako obszarów możliwych sensownych różnicowań.

Ten relatywizm ma wiele wspólnego z „godnym szacunku” pluralizmem postmodernistycznym, który reprezentuje na przykład Wolfgang Welch w na-wiązaniu do Jean-Francois Lyotarda.

Wolfgang Welch zwraca się z empatią przeciw fałszywym formom plurali-zmu postmodernistycznego, mianowicie przeciw dowolności i kakofonii, która niszczy pluralizm, „łącząc wszystko w jednej masie równości i dowolności”20. Uprawia się tu i pojmuje pluralizm wręcz jako licencję na rozprzężenie, a nie jako możliwość refleksji (Welsch 1988: 81). Jak jednak należy się zachować wobec „realnie egzystującego pluralizmu” (Acham) w polityce, religii i nauce? Wszystko jest rzeczywiście możliwe (Feyerabend), czy może potrzebujemy post-modernistycznego holizmu (Baudrillard), ponieważ niepohamowana pluralizacja

20 Cyt. za wyd. polskim: Welsch 1998: 113.

siegFried J. schMidt236

i tworzenie dyferencji stanie się w pewnym punkcie kontrproduktywne? Czy może zapowiada się uniwersalna indyferencja, fascynacja ładną powierzchow-nością, konsumpcją i mozaiką tożsamości? Czy może chociaż nauka pozostaje nam jako ostoja prawdy i pewności?

12 . Nauka, pluralizm i empiria

Konsekwencją postmodernistycznej i konstruktywistycznej argumentacji jest hipoteza, że wszelkie poszukiwanie poznania i prawdy ukształtowane jest kul-turowo i jest tym samym – z punktu widzenia obserwatora drugiego stopnia – bio-społeczno-historycznie kontyngentne. Nie można tu wykluczyć także nauk ścisłych, które nie dostarczają żadnych prawdziwych obrazów rzeczywistości.

Historyczność i relatywność nie powinny być w żadnej nauce uznawane za ich wadę, przez co, jak uważają Karl Acham i Helga Novotny, oddramatyzowane zostają systemy wartości, tradycje i teorie (Novotny 1992; Acham 1990). Kto, jak światli krytyczni racjonaliści, postmodernistyczni myśliciele i konstruktywiści preferuje pluralizm jako alternatywę dla monizmu teoretycznego, ten opowiada się z jednej strony za wolnością nauk, wiąże jednak z drugiej strony wolność tę z warunkiem, że poszukiwanie alternatyw (a więc racjonalny pluralizm teo-retyczny) będzie realizowany jako rozsądna wola rozwiązywania problemów. Racjonalność nie znika tym samym z nauk, lecz jawi się jako metoda kontrolo-wanego formułowania i rozwiązywania problemów (por. Niemann 1993). Wła-śnie w tym miejscu, na podstawie metody i racjonalności, przebiega granica pomiędzy naukowymi i nienaukowymi możliwościami poznawczymi. I chodzi tu o zaznaczenie dyferencji, a nie o jej wartościowanie. Nauka próbuje rozwiązywać problemy, które są naukowo rozwiązywalne. Obok – jak to zawsze podkreślał Ludwig Wittgenstein – są inne problemy, które mogą być rozwiązane inaczej, za pomocą innych strategii rozwiązywania problemów. Naukowcy stali by się śmieszni, próbując rościć sobie prawo do zajmowania się wszystkim. Byłoby jednakże nadużyciem określenie nauki jako gry językowej, ponieważ w jej ob-szarze nie istnieje do dziś żadna poważna dla niej alternatywa.

Również, gdy poznanie naukowe nie może już orientować się (ani legity-mizować się) poprzez obiektywność w sensie prawdy absolutnej, nie może być mowy o dowolności. Poznanie naukowe jako poszukiwanie w miarę możliwości najlepszych rozwiązań problemów zawiera specyficzne kryteria dyferencjacji, inne niż sztuka, polityka czy religia. Także wtedy, gdy nie ma do dyspozycji żadnych obiektywnych środków do najlepszego rozwiązywania problemów w konkretnym historycznym kontekście, istnieją w nauce zagwarantowane kry-teria umożliwiające uniknięcie dowolności, zaczynając od logicznej struktury argumentacji, prostoty i niesprzeczności teorii aż po empiryczne sprawdzenie, które obejmuje wszystko to, co do momentu sprawdzenia nie uchodzi za proble-matyczne. Język, w którym formułuje się postawienie i rozwiązanie problemu,

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 237

odgrywa przy tym podobnie ważną rolę jak realizowalna droga rozwiązywania problemu. Konstruktywistycznie rozumiana nauka obejmuje swoim zaintereso-waniem produktywną stronę paradoksów, których nie usiłuje wyeliminować po-przez zastosowanie metajęzyka.

Takie paradoksy dotyczą przede wszystkim tych obszarów, które charakteryzują pojęcia tautologiczne: między innymi obserwacja obserwacji (samoobserwacja).

Paradoksem jest ostatecznie także i sam konstruktywizm jako teoria: jeże-li „ma rację”, nie może więcej wymagać, by „mieć rację” (Bardmann 1993). Wiedza ludzka każdego rodzaju – co zazwyczaj oburza wielu krytyków – może być wedle konstruktywizmu oceniana według tego, czy może stać się źródłem ekologicznie walidnego działania w szerokim sensie, czy jest w tym sensie tak dla jednostek, jak i społeczeństwa życiowo przydatna i użyteczna – przy czym wykluczyć należy zarówno absolutną miarę (niezależną od człowieka) tej uży-teczności, podobnie jak absolutną miarę prawdziwości, co z kolei nie wyklucza – lecz wręcz wymusza – ciągłe staranie się o ludzką miarę i jej utrzymanie.

Nauka operuje co do zasady na płaszczyźnie obserwacji drugiego stopnia. Można to rozumieć dwojako. Z jednej strony obserwuje warunki rozróżniania i nazywania, uprawia obserwację latencji i podąża tym samym za wymogiem jej krytyki i analizy, który jej przyrósł [zuwachsen] historycznie w ciągu funkcjonal-nej dyferencjacji. Z drugiej strony uprawia – również w obszarze tak zwanych nauk humanistycznych – badania empiryczne, pod warunkiem, że są one prze-prowadzane sensownie, to znaczy w celu każdorazowo możliwie najlepszego racjonalnego rozwiązania problemu.

Co jednak dla konstruktywistów znaczy „empirycznie”? W zasadzie kon-struktywiści przeformułowują pytanie o rzeczywistość z ontologicznego na teo-retyczno-kognicyjne. Kryteria dla rzeczywistości muszą zostać określane przez odniesienie do kognicji. Jak to pokazał Peter Kruse (1988: 35), centralnym kry-terium dla rzeczywistości jest stabilność: „Rezultaty myślenia są między inny-mi uporządkowane jako odniesione do rzeczywistości, gdy umożliwiają celowe przepowiadanie, to znaczy tworzą stabilną podstawę dla działań, gdy są repro-dukowalne, to znaczy logicznie stabilne, i komunikowalne, to znaczy społecznie stabilne. Dotyczy to każdej teorii naukowej”.

Podczas gdy teoretycy poznania o podejściu realistycznym wychodzą od tego, że warunkiem stabilności postrzegania jest stabilność bytu, Kruse – opierając się na wynikach psychologii postaci i teorii struktur dyspatywnych – dochodzi do przeciwnych wniosków. Stabilność, jak pisze, jest wynikiem samoorganizującego się porządku, który musi być ciągle aktywnie podtrzymywany, ponieważ podsta-wowym sposobem funkcjonowania systemów kognitywnych jest niestabilność. Potwierdza się tym samym na nowo pogląd, który Heinz von Foerster sfomuło-wał za pomocą teoremu tworzenia wartości własnej. Kognicja jest dla Foerstera obliczaniem obliczeń [Errechnung von Errechnungen], a obiekt postrzegania jest teoretycznie uchwytny jako symbol dla własnego zachowania, które tylko wtedy

siegFried J. schMidt238

jest stabilne, kiedy rekursywne zastosowanie operacji kognitywnej do operacji kognitywnej nie powoduje już zmiany stanu (por. von Forster 1993).

Naukowa produkcja wiedzy zachodzi pierwotnie na płaszczyźnie komunika-cji w ramach systemu społecznego nauki. Naukowcy nie pracują komunikacyjnie ze stabilnymi realnościami, lecz z komunikacyjnie ustabilizowanymi opisami rozróżnień, czyli ze społecznie-kulturową wiedzą o naszym środowisku.

A zatem „badać empirycznie” oznacza wytwarzanie logicznych, pragmatycz-nych i społecznych stabilności, z którymi naukowcy obchodzą się komunikacyj-nie jak z niezależnymi przedmiotami. Wszystko, co do tej konstrukcji stabilności może być argumentacyjnie skutecznie zastosowane, funkcjonuje – odpowiednio do kryterium i kontekstu – jako dana albo dowód. Wytwarzanie danych wedle po-stępowania kontrolowanego teoretycznie i metodologicznie jest dokładnie tym, co Heinz von Foerster opisał jako trywializację (von Foerster 1993: 206), mianowicie jako formę konstrukcji stabilnych rozróżnień w warunkach częściowo ekstremal-nie zredukowanej kompleksowości (na przykład podczas prób laboratoryjnych).

Konsekwentnie „empiryczny” musi zostać przesunięty z tradycyjnej referen-cji „rzeczywistości” obserwacji pierwszego stopnia na kognicję i metodycznie kontrolowaną obserwację drugiego stopnia. Intersubiektywność będąca rezul-tatem badania empirycznego utrzymuje się tak długo, jak długo utrzymują się jej stabilne oddziaływania na komunikację naukową; kończy się, gdy nie wy-trzymuje (już) nowej obserwacji drugiego stopnia. Jak wskazywali ze szczegól-nym naciskiem Michael Stadler i Peter Kruse (1990: 147), badania empiryczne mogą „wytwarzać w myśleniu konstruktywisty raczej wskazania niż dowody; mianowicie wskazanie na wewnętrznie zgodny, zwarty sposób widzenia danych wytworzonych przez określone reguły, który to [sposób widzenia] przy napły-wie dalszych danych bądź przemyśleń może zostać odwołany na rzecz innego sposobu widzenia, który wykazuje większy stopień zwartości”.

Myślenie naukowe jest zatem z dwóch względów zobowiązane do teoretycz-nego pluralizmu. Po pierwsze, by móc wyczerpać wszystkie możliwości roz-wiązywania problemów – wielość w konflikcie staje się tu owocna; i po drugie, by zneutralizować pokusy jedyności i jedynego rozwiązania. W tym sensie jest on „środkiem przeciw lekarstwu na wszystko” (Acham). „Wola prawdy jako starania, by nie chcieć oszukać także samego siebie, tworzy przy tym etyczny fundament każdej racjonalnej argumentacji” (Acham 1990: 59). Imre Lakatos w latach 60. określił tę postawę jako „intellectual honesty”.

Nauki oferują modele rzeczywistości i dla rzeczywistości w bardzo specy-ficzny sposób, w sposób, którego nie może imitować żaden inny system (dla-czego w ogóle miałby to robić?). Kontyngencja rozwiązań problemów jest nie do objęcia, pewność prawdy wyblakła lub też całkowicie zniknęła. Jednak nie-odzowność nauki jest wciąż niekwestionowana – nie ma dla niej alternatywy. Z całą pewnością opłaci się wysiłek podtrzymywania świadomości krytycznej przez ujawnianie statusu owych modeli jako konstruktu kognitywnego.

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 239

Bibliografia

Acham A., 1990, Der Mensch im Zeitalter des kulturellen Pluralismus, [w:] Zukunft des Fernsehens – Ende der Kultur?, red. A. Hunter, Insbruk, Wiedeń, s. 36–61.

Archer M.S., 1988, Culture and agency. The place of culture in social theory, Cambridge.Bardmann T.M., 1993, Dummheit – Ein Zugang zum konstruktivistischen Denken,

(w druku).Baumhauer O.A., 1982, Kulturwandel. Zur Entwicklung des Paradigmas von der Kultur

als Kommunikationssystem (Forschungsbericht), „Deutsche Vierteljahresschrift für Literaturwissenschaft und Geistesgeschichte”, R. 52, Stuttgart, s. 1–167.

Beninger J.R., 1986, The control revolution. Technological and economic origin of the Information society, Cambridge/Londyn.

Berger J., 1987, Autopoiesis: Wie „systemisch” ist die Theorie sozialer Systeme?, [w:] Sinn, Kommunikation und soziale Differenzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie sozialer Systeme, red. H. Haferkamp, M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 129–152.

Bickes H., 1993, Semantik, Handlungstheorie und Zeichenbedeutung, [w:] Pragmatik. Handbuch pragmatischen Denkens, red. H. Stachowiak, Hamburg, s. 156–185.

Englisch F., 1991, Strukturprobleme der Systemtheorie – philosophische Reflexionen zu Niklas Luhmann, [w:] Jenseits der Utopie, red. S. Müller-Dohm, Frankfurt n. M. s. 196–235.

Esser H., 1989, Verfällt die soziologische Methode?, „Soziale Welt”, nr 1/2, s. 57–75.Feilke H., 1994, Common-Sense Kompetenz. Überlegungen zu einer Theorie des „sym­

pathischen” und „natürlichen” Meinens und Verstehens, Frankfurt n M.Foerster H. von, 1993, Wissen und Gewissen. Versuch einer Brücke, red. S.J. Schmidt,

Frankfurt n. M.Giegel H.-J., 1987, Interpenetration und reflexive Bestimmung des Verhältnisses von

psychischem und sozialem System, [w:] Sinn, Kommunikation und soziale Diffe­renzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie sozialer Systeme, red. H. Haferkamp, M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 212–244.

Glasersfeld E. von, 1987, Wissen, Sprache und Wirklichkeit. Arbeiten zum radikalen Konstruktivismus, Braunschweig, Wiesbaden.

Großklaus G., 1989, Nähe und Ferne. Wahrnehmungswandel im Übergang zum elekt­ronischen Zeitalter, [w:] Literatur in einer industriellen Kultur, red. G. Großklaus, E. Lämmert, Stuttgart, s. 489–520.

Großklaus G., 1990, Das technische Bild der Wirklichker, „Fridericiana”, s. 39–57.Gumbrecht H.U., Pfeiffer K.L. (red.), 1988, Materialität der Kommunikation, Frankfurt

n. M.Haferkamp H., 1987, Autopoietisches soziales System oder konstruktives soziales Han­

deln? Zur Ankunft der Handlungstheorie und zur Abweisung empirischer Forschung in Niklas Luhmanns Systemtheorie, [w:] Sinn, Kommunikation und soziale Diffe­renzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie sozialer Systeme, red. H. Haferkamp, M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 51–88.

Hejl P.M., 1987, Konstruktion der sozialen Konstruktion: Grundlinien einer konstrukti­vistischen Sozialtheorie, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 303–339.

siegFried J. schMidt240

Hejl P.M., 1989, Self-regulation in social systems: Explaining the process of research, LUMIS-Schriften L1, Universtät GH Siegen.

Hejl, P.M., 1991, Wie Gesellschaften Erfahrungen machen oder: Was Gesellschaftstheorie zum Verständnis des Gedächtnisproblems beitragen kann, [w:] Gedächtnis. Proble­me und Perspektiven der interdisziplinären Gedähtnisforschung, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 193–336.

Janich P., 1992, Die methodische Ordnung von Konstruktionen. Der Radikale Konstruk­tivismus aus der Sicht des Erlanger Konstruktivismus, [w:] Kognition und Gesell­schaft, red. S. J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 24–41.

Kruse P., 1988, Stabilität-Instabilität-Multistabilität. Selbstorganisation und Selbsterefe­rentialität in kognitiven Systemen, „DELFIN”, nr 11, 35–57.

Luhmann N., 1981, Die Unwahrscheinlichkeit der Kommunikation, w: Soziologische Aufklärung 3, Opladen, s. 25–34.

Luhmann N., 1981a, Veränderungen im System gesellschaftlicher Kommunikation und die Messenmedien, [w:] Soziologische Aufklärung 3, Opladen, s. 309–320.

Luhmann N., 1985, Das Problem der Epochenbildung und die Evolutionstheorie, w zbiorze: Epochenschwelle und Epochenstrukturen im Diskurs der Literatur­ und Sprachhistorie, red. H.U. Gumbrecht, U. Link-Heer, Frankfurt n. M., s. 11–33.

Luhmann N., 1986, Intersubjektivität oder Kommunikation: Unterschiedliche Ausgangs­punkte soziologischer Theoriebildung, „Archivio di Filosofia”, 54, s. 41–60.

Luhmann N., 1988, Erkenntnis als Konstruktion, Bern.Luhmann N., 1990, Die Wissenschaft der Gesellschaft, Frankfurt n. M.Luhmann N., 1990a, Soziologische Aufklärung 5. Konstruktivische Perspektiven,

Opladen.Murdock G.P., 1945, The common denominator of cultures, [w:] The science of man in

the world of crisis, red. R. Linton, Nowy Jork, s. 123–142.Niemann H.-J., 1993, Die Strategie der Vernunft. Rationalität in Erkenntnis, Moral und

Metaphysik, Braunschweig/Wiesbaden.Nowotny H., 1992, Kommunikation, Zeit, Öffentlichkeit, [w:] Zeit Raum Kommunikation,

red. W. Hömberg, M. Schmolke, Monachium, s. 17–29.Nüse R. i inni, 1991, Über die Erfindung/en des Radikalen Konstruktivismus, Wein-

heim. Roth G., 1995, Die Konstruktivität des Gehirns: Der Kenntnisstand der Hirnforschung,

[w:] Wirklichkeit des Konstruktivimus. Zur Auseinandersetzung um ein neues Para­digma, red. H.R. Fischer, Heildelberg, s. 47–61.

Schmid M., 1987, Autopoiesis und soziales System: Eine Standortbestimmung, [w:] Sinn, Kommunikation und soziale Differenzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie sozialer Systeme, red. H. Haferkamp, M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 25–50.

Schmidt S.J. (red.), 1991, Gedächtnis. Perspektiven der interdisziplinären Gedähtnisfor­schung, Frankfurt n. M.

Schmidt S.J. 1991a, Gedächtnisforschungen: Positionen, Probleme, Perspektiven, [w:] Gedächtnis. Perspektiven der interdisziplinären Gedächtnisforschung, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 9–55.

Schmidt S. J., 1992, Medien, Kultur: Medienkultur. Ein konstruktivistisches Gesprächsan­gebot, [w:] Kognition und Gesellschaft. Der Diskurs des radikalen Konstruktivismus 2, red. S. J. Schmidt, Frankfurt n M., s. 425–450.

Konstruktywizm w badaniach mediów: koncepcje, krytyka, konsekwencje 241

Singer M., 1968, The concept of culture, w: International Encyclopedia of the social science, New York, s. 527–543.

Stadler M., Kruse., 1990, Über Wirklichkeitskriterien, [w:] Zur Biologie der Kognition. Ein Gespräch mit Humberto R. Maturana und Beiträge zur Diskussion seines Wer­kes, red. V.R., Ch. Vetter, Frankfurt n. M., s. 133–158.

Tenbruck F.H., 1989, Die kulturellen Grundlagen der Gesellschaft. Der Fall der Mo­derne, Opladen.

Teubner G., Hyperzyklus in Recht und Organisation. Zum Verhältnis von Selbstbeobach­tung, Selbstkonstruktion und Autopoiese, [w:] Sinn, Kommunikation und soziale Dif­ferenzierung. Beiträge zu Luhmanns Theorie sozialer Systeme, red. H. Haferkamp, M. Schmid, Frankfurt n. M., s. 89–128.

Vorderer P., 1992, Fernsehen als handlung. Filmrezeption aus motivationspsychologi­scher Perspektive, Berlin.

Weischenberg S., 1989, Der enttarnte Elefant. Journalismus in der Bundesrepublik – und Die Forschung, die sich ihm widmet, „Medien Perspektiven”, 4, 227–239.

Weischenberg S., 1990, Die Realität des John. F. Kennedy. Wirklichkeitskonstruktion in Theorie und Praxis der Medienkommunikation, [w:] Funkkolleg Medien und Kom­munikation. Einführungsbrief, oprac. Deutsches Institut für Fernstudien, Weinheim, Basel, 38–49.

Weischenberg S., 1992, Journalistik. Theorie und Praxis aktueller Medienkommunikati­on, tom 1, Mediensysteme, Medienethik, Medieninstitutionen, Opladen.

Weischenberg S., 1993, Die Wirklichkeit der Medien(wissenscheft). Ein Nachtrag zum „konstruktivistischen Fonkkolleg”, „medien praktisch”, 16, 3, 18–22.

Weizsäcker C.F. von, 1980, Der Garten des Menschlichen. Beiträge zur geschichtlichen Anthropologie, Monachium.

Welsch W., 1988, Unsere postmoderne Moderne, Weinheim. (Nasza postmodernistyczna moderna, przeł. R. Kubicki. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 1998.

przeł. Bogdan Balickii Dominika Wączek

Siegfried J . Schmidt

Rzeczywistość obserwatora

„Rzeczywistość” jest jednym z niewielu słów, które bez cudzysłowu nie mają sensu .

NABOKOv

uwagi wstępne

Kiedy skandale medialne zajmują opinię publiczną – takie jak dramat zakład-ników Gladbeker, afera Barschel albo Wojna w Zatoce – zawsze znaczna część publiczności jest świadoma tego, że pewność faktów jest wątpliwa. Czym jest rzeczywistość, a czym kłamstwo albo fikcja? Kto mówi prawdę, a kto ją ukrywa? Czy obrazy telewizyjne transportują odbicia rzeczywistości do naszych miesz-kań, czy raczej inscenizują rzeczywistość (rzeczywistości)? Jaką rolę odgrywają reporterzy i dziennikarze jako „obserwatorzy rzeczywistości”, jaką funkcję mają instrumenty obserwacji, takie jak aparat fotograficzny i kamera?

Pytania o rzeczywistość i jej niezawodną poznawalność nie są w żaden spo-sób produktami ery mediów. Już od czasów greckich filozofów „rzeczywistość” była, jak to sformułował w latach 20. Gottfried Benn, „demonicznym pojęciem Europy”. W konsekwencji podręczniki o mediach i komunikacji coraz częściej zaczynają się pytaniem o rzeczywistość i rolę obserwatora. Prezentuje się przy tym dyskurs dotyczący tych właśnie tematów, który od dawna wykazywał wyraź-nie kontr-intuicyjne poglądy i wyzwalał silne reakcje: dyskurs tzw. radykalnego konstruktywizmu.

1 . Czym jest konstruktywizm – co oznacza konstruktywizm?

Próby spójnego określenia, czym jest radykalny konstruktywizm (por. von Gla-sersfeld 1992), tak jak próby krytykowania radykalnego konstruktywizmu, zetkną

siegFried J. schMidt244

się wkrótce z następującym problemem: konstruktywizm nie jest jednolitą kon-strukcją teoretyczną1, wytworzoną przez jednorodną grupę badaczy i przedsta-wioną w formie podręcznikowej. Przeciwnie, jest to raczej dyskurs, w którym można usłyszeć wiele głosów z całkiem różnych dyscyplin.

Peter Janich słusznie zauważył w związku z tym, „że łączenie badaczy w szkoły lub grupy stanowi zawsze podwójne uproszczenie: każdy badacz ma z reguły własną głowę, a w niej przez całe życie zachodzi indywidualny rozwój” (Janich 1992: 24). Występują ponadto – ku rozpaczy obserwatora – całkiem różne „konstruktywizmy”: społeczny konstruktywizm Bergera i Luckmanna, konstruktywizm teoriopoznawczy, konstruktywizm empiryczny, konstruktywizm kognitywny, konstruktywizm z Erlang, radykalny konstruktywizm itd. – nie mó-wiąc już o konstruktywizmie w historii sztuki oraz w matematyce (por. m.in. Zitterbach 1991; Knorr-Cetina 1989; Janich 1992).

Co zatem obserwatorzy mogą lub powinni określać mianem „konstruktywi-zmu”, by miało to sens?2 Jednej z możliwych odpowiedzi dostarcza spojrzenie na listę tematów, które w dyskursie nazwanym „konstruktywistycznym” dominują do chwili obecnej: obserwowanie i rozróżnianie, samoorganizacja i samoreferen-cja, autonomia i regulacja, zamkniętość organizacyjna i determinacja strukturalna, środowisko i system. Te tematy odsyłają do różnorodnych źródeł konstruktywi-stycznej teorii: do empirycznej(-ych) teorii kognitywnej(-ych) (por. m.in. Matura-na 1985, Roth 1992); cybernetyki drugiego stopnia według Heinza von Foerstera (por. von Foerster 1993); radykalnego konstruktywizmu Ernsta von Glasersfelda (nawiązującego do Jeana Piageta) (por. von Glasersfeld 1987); konstruktywistycz-nej teorii systemów Petera M. Hejla (por. Hejl 1982), jak również do logiczno-dy-ferencyjnych koncepcji Gottharda Günthera (por. Günther 1976) oraz do George’a Spencera Browna (por. Spencer Brown 1972), do którego pomysłów sięgnął po-nownie Niklas Luhmann (por. Luhmann 1984; 1990; 1990b).

W pierwszym dość ogólnym podziale można wyróżnić trzy sposoby dojścia do podstawowych konstruktywistycznych hipotez: biologiczno-neurologiczną w ujęciu Maturany, Vareli, Rotha; cybernetyczną według Foerstera; filozoficz-no-socjologiczną w ujęciu Luhmanna oraz wyjaśnienia hipotez konstruktywi-stycznych poprzez nową lekturę tradycji filozoficznej i psychologicznej – von Glasersfeld.

Wszystkie powyższe podejścia zasadniczo skutkują jednym: należy w dys-kusjach teoriopoznawczych z pytań typu „co” przejść na pytania typu „jak”. Żyjemy bowiem w rzeczywistości, która definiowana jest przez nasze kogni-tywne i społeczne działania, zaleca się więc, aby wychodzić od operacji i ich warunków, zamiast od obiektów lub „natury”.

1 Skłonność niektórych konstruktywistów do postulowania „nowego paradygmatu” (także Schmidt 1987) musi zostać skrytykowana jako przedwczesna.

2 Określenie „radykalny konstruktywizm” wprowadził do dyskusji Ernst von Glasersfeld. O pod-stawach tej terminologii zob. Rusch 1987b.

Rzeczywistość obserwatora 245

Podczas krytycznej dyskusji nad teoriami konstruktywistycznymi powstaje ciągle nieporozumienie wynikające z potocznego rozumienia terminu „konstruk-cja”. Potocznie konstrukcja to zgodne z planem, intencjonalne produkowanie czegoś. Konstruktywiści natomiast, w przeciwieństwie do takiego rozumienia, używają słowa „konstrukcja” na określenie procesów, w przebiegu których wy-twarzają się projekty rzeczywistości, i to nigdy dowolnie, lecz stosownie do wa-runków biologicznych, kognitywnych i społeczno-kulturowych. Tym projektom rzeczywistości zsocjalizowane jednostki zostały podporządkowane w swoim spo-łecznym i naturalnym środowisku, nie sprawują jednak nad nimi żadnej kontroli. Choćby dlatego pozbawiona sensu byłaby koncepcja konstrukcji rzeczywistości jako planowego i w każdej fazie świadomie kierowanego procesu. Konstrukcja rzeczywistości zdarza się nam częściej niż staje się nam świadoma – dlatego kon-struktywność naszej rzeczywistości spostrzegamy dopiero wtedy, kiedy obser-wujemy, w jaki sposób obserwujemy, działamy, komunikujemy. Dlatego właśnie konstruktywizm można określić jako teorię obserwacji drugiego stopnia.

Krytycy kwestionujący wartość konstruktywistycznego dyskursu zwracają uwagę na to, że wiadomo już od dłuższego czasu, że rzeczywistość jest konsty-tuowana przez jednostki i społeczeństwa. Na przykład w filozofii od Demokryta przez Vico, Kanta, Nietzschego i Vaihingera do Poppera, Goodmana i Rorty’e-go; w psychologii postaci, psychologii społecznej i rozwojowej, teorii atrybucji i etnometodologii aż do bestselleru Bergera i Luckmana Społeczne tworzenie rzeczywistości (por. Berger/Luckman 1969) oraz teorii mediów i komunikacji (por. Weischenberg 1990b).

„W zasadzie konstruktywizm – reasumuje słusznie Niklas Luhmann – nie oznacza niczego innego jak niedostępności świata zewnętrznego «samego w so-bie» i zamknięcia się poznania w systemie kognitywnym, bez popadania w stare (sceptyczne i solipsystyczne) wątpliwości, czy w ogóle istnieje świat zewnętrzny – pod tym względem nie przynosi on niczego nowego”. Nowe widzi Luhmann przede wszystkim w „formie teoretycznej” teorii konstruktywistycznej – „samo-referencyjnego, zamkniętego w sobie poznania” (Luhmann 1990a: 33) – w teorii, która zasadniczo wychodzi od różnicy (system/środowisko), operacyjnej zamknię-tości i samoreferencji. Nowe – lub przynajmniej produktywne – wydaje mi się tak-że to, że konstruktywistyczne rozważania o teorii poznania mogą zyskać „podbu-dowę” (ale nie dowód) w nowych wynikach badań neurologii i nauk o poznaniu, które przekonują nas o tym, że poznawać mogą tylko systemy zamknięte.

2 . Rzeczywistość i obserwowanie

Prawie żaden problem nie zajmował Europejczyków tak, jak pytanie o stosu-nek między bytem a świadomością, pytanie o możliwość lub brak możliwości prawdziwego czy też obiektywnego poznania. Filozofowie kwestionujący obiek-tywność ludzkiego poznania od Demokryta skoncentrowali się na podmiocie

siegFried J. schMidt246

i nieodzowności subiektywnego postrzegania, wysunęli oni działania ludzkich zmysłów na pierwszy plan (Vico), lub też zwrócili uwagę na to, jak sformuło-wał to Kant, „że ani rzeczy, które oglądamy, nie są same w sobie tym, za co je bierzemy w naoczności (…) nie mogą istnieć same w sobie, lecz tylko w nas”3. Ta tradycyjna argumentacja, skupiająca się na podmiocie, utrzymuje się rów-nież w dyskursie konstruktywistycznym – jak na przykład znane powiedzenie Glasersfelda, że wszystko, co zostało zbudowane jako rzeczywistość, „nie jest oczywiście niczym więcej jak światem przeżyć pojedynczych podmiotów” (von Glasersfeld 1985b: 21).

Przeciwko tym poglądom Luhmann wypróbowuje strategię, która nie łączy się z ustaleniem „instancji produkującej rzeczywistość”, takiej jak podmiot lub jednostka, lecz wychodzi od operacji, pierwotnie od obserwacji (w odróżnieniu od obserwatora). Buduje przy tym – w nawiązaniu do logiki rozróżnień Spence-ra Browna – następującą abstrakcyjną argumentację: Spencer Brown wykoncy-pował postrzeganie oraz poznanie jako wprowadzenie i dalsze opracowywanie rozróżnień w nieokreślonej przestrzeni („unmarked space”). Rozróżnienie jako zaznaczenie dyferencji przygotowuje postrzeganiu i poznawaniu określenie, które ma sens tylko w ramach rozróżnienia. Rozróżnienie, od którego się zaczyna, jest operacją podstawową, która nie może zostać „skasowana” i która wprowadza podstawową asymetrię. Następnie bierze się pod uwagę albo jedną, albo drugą stronę rozróżnienia, kontynuuje się operację tutaj albo tam i stosuje się rozróż-nienie ponownie na samego siebie.

Każde rozróżnienie ma swój tzw. martwy punkt, ponieważ używane każ-dorazowo, nie może być jednocześnie obserwowane w procesie rozróżnienia. Może zostać ono zaobserwowane i umotywowane czy też dodatkowo zracjona-lizowane w obserwacji drugiego stopnia. Rozróżnienia są bezwzględnie zależne od obserwacji.

Jednostkowość rozróżnienia, przy pomocy którego się obserwuje, znajduje się tylko w każdorazowo obserwującym systemie. Dlatego postrzeganie i po-znanie nie dostarczają wiernych obrazów środowiska; są one konstrukcjami, które – przy wykorzystaniu innych rozróżnień – mogą także wypaść inaczej. W żadnym jednak wypadku nie powstają dowolnie, ponieważ w postrzeganiu, poznawaniu i działaniu obserwujące systemy są „zintegrowane” ze swoją historią gatunku, jak też z dotychczas zdobytymi doświadczeniami, wiedzą, komunikacją, normami itd. Konstruktywne rozróżnienia nie są sprawdzane w bezpośrednim porównaniu ze środowiskiem. Każdy obserwujący system kontroluje raczej swoje założenia rzeczywistości rekursywnie (tzn. przez obserwację swojej obserwacji albo przez obserwację innego obserwującego) pod względem ich zawartości, nawiązywalności i ich sukcesu.

3 Cytat za: I. Kant, Krytyka czystego rozumu, wyd. II, przeł. R. Ingarden, Kęty 2002, s. 89.

Rzeczywistość obserwatora 247

Na podstawie takich rozważań Luhmann proponuje, aby zacząć od obser-wacji – nie od obserwatora. Luhmann opóźnia teoretycznie (w sposób brze-mienny w skutki) zrównanie obu kategorii i pozwala dzięki temu zobaczyć, że zaliczanie obserwacji do obserwujących systemów/instancji wymaga dalszego rozróżnienia, jak zawsze opartego o liczne założenia. Tym samym przyjmuje jako punkt wyjścia swojej argumentacji dyferencję system/środowisko, która nie jest interpretowana ontologicznie, jako rozłożenie na części wspólnej realności, lecz jest traktowana jako uwarunkowane systemowo dokonanie rozróżnienia: „Nie ma wówczas żadnego wolnego od systemu, możliwego do zobiektywizowania świata. Uchwycić możemy tylko to, że system obserwuje to, co obserwuje inny system. Ontologiczna teoria świata musi zostać zastąpiona przez teorię obser-wacji drugiego stopnia albo sformułowaną przez Heinza von Foerstera «cyber-netykę drugiego stopnia»” (Luhmann 1986a: 50). W ujęciu Luhmanna poznanie jest umacniane przez relewantne i ukonstytuowane systemowo wykorzystanie dyferencji system-środowisko. „Każdy samoreferencyjny system posiada tylko kontakt ze środowiskiem, który jest sam w sobie możliwy, nie ma natomiast żadnego środowiska «w sobie»” (Luhmann 1984: 146). Jedność systemu jest ukonstytuowana przez samoreferencję, a więc przez to, że system obserwuje sam siebie w odróżnieniu od środowiska. Obserwacja jest przy tym – bez nadzwy-czajnego połączenia z aktami świadomości – określona czysto formalnie jako wykorzystanie rozróżnień (por. Luhmann 1984: 63). Samoobserwacja powstaje wówczas „przez wprowadzenie dyferencji system/środowisko do systemu, który konstytuuje się właśnie przy pomocy tej dyferencji” (Luhmann 1985: 63). To, co jawi się zawsze jako jedność albo element, jest konstytuowane przez system, który wykorzystuje coś jako element dla relacjonowań (Luhmann1985: 42).

Dlatego tezy o konstruktywności rzeczywistości (jednej lub wielu) nie tłu-maczy się tylko jako konsekwencji zależności od obserwatora, lecz także prze-formułowuje w ogólną tezę, że nie ma niezależnej od systemu, obiektywnej, on-tologicznej realności, lecz jest tyle rzeczywistości, ile jest systemów, które mogą obserwować. W tym kontekście Luhmann zwraca ciągle uwagę (razem z von Foersterem4) na to, że nie ma dla rozróżnień, obserwacji i ich cech żadnych od-powiedników w środowisku. Dlatego Luhmann nie kwestionuje realności świata zewnętrznego, lecz jedynie optuje za tym, że istnieją rozróżnienia i określanie relatywnych systemowo operacji, które „nie wnoszą” do systemu ani realności, ani informacji. Operacyjne wprowadzenie rozróżnień w momencie użycia jest raczej „martwym punktem”. Luhmann podkreśla jednak z dużym naciskiem, że nie może przy tym powstać żadna wątpliwość, że świat zewnętrzny istnieje, a rzeczywisty kontakt z nim jest możliwy jako warunek rzeczywistości opera-cji samego systemu (por. Luhmann 1990: 40). Nie powstaje przy tym również

4 „Środowisko nie zawiera żadnych informacji. Jest ono takie, jakie jest” (von Foerster 1985: 93).

siegFried J. schMidt248

żadna wątpliwość, że istnieją w rzeczywistym świecie systemy rzeczywiście poznające, dające się zaobserwować empirycznie. „Nie mogą one bez świata istnieć i niczego poznać. Świat jest im więc jedynie kognitywnie niedostępny” (Luhmann1990: 41).

3 . Rzeczywistość i obserwator

Jeżeli potraktujemy postrzeganie i poznanie jako zależne od systemu użycie roz-różnień i oznaczeń u ludzkich obserwatorów, napotkamy na następujące aspekty konstruktywistycznej argumentacji i następujące wyniki badań empirycznych: lu-dzie-obserwatorzy mogą postrzegać i poznawać tylko dlatego, że są sprzężonymi ze swoim środowiskiem, operacyjnie zamkniętymi systemami, tzn. systemami, które nie operują poza swoimi granicami i nie mogą same przez swoje operacje połączyć się ze środowiskiem.

Stosowne dla tych rozważań wyniki badań zebrali Gerhard Roth i Helmut Schwegler (1992): w miejsce długo obecnej w badaniach mózgu teorii filtrów, wedle której od peryferii narządów zmysłu do najwyższych centrów postrzega-nia filtry neuronalne są coraz bardziej specyficzne i selektywne, uznawany jest dziś model paralelnego i dystrybucyjnego opracowywania bodźców. Komplek-sowe stany postrzegania nie są prezentowane przez małe związki neuronów lub całkiem pojedyncze neurony, lecz przez przestrzennie rozdzielone jednoczesne działanie wielu komórek nerwowych i związków komórek nerwowych. Następ-nie reprezentowane są złożone stany postrzegania, lecz nie przez małe połącze-nia neuronalne czy poszczególne neurony, lecz przez przestrzennie rozdzielone symultaniczne aktywności wielu komórek nerwowych i połączeń nerwowych. Jednocześnie zwiększyła się możliwość wglądu w konstruktywność przebiegu postrzegania. W tym aktywnym procesie mózg i narządy zmysłów „szukają” śro-dowiska na podstawie powiązań bodźców ważnych ze względu na oczekiwania i przed-doświadczenia.

Dla mózgu i narządów zmysłowych, jako części świata, jest w zasadzie zarówno niemożliwe, [...] jak także bezcelowe, budowanie świata „takim, jaki jest rzeczywiście”. Kognitywnym celem systemów jest raczej to, by zdobywały wiedzę o świecie, która sięga po wspierające przeżycie (albo przynajmniej służące aktualnemu interesowi) zachowanie. Rozróżnienie to nie istnieje oczywiście w środowisku, które ma dla różnych systemów całkiem różne znaczenie, lecz system sam musi je uczynić. Same kryteria dla znaczeń pochodzą od systemu, także wtedy, kiedy zostały zdobyte podczas indywidualnej nauki lub w przebiegu ewolucji w kon-frontacjach ze środowiskiem. Jest to zasadnicza samoreferencyjność mózgu lub też systemu kognitywnego. (Roth i Schwegler 1992: 107; por. też Roth 1992; Rusch 1987b)

Jak podkreślają autorzy tych badań, ludzki mózg nie narodził się z „goto-wym kognitywnym światem”. Stany mózgu raczej wyróżnicowały się stopniowo w sposób samoorganizujący się i samoreferencyjny w stosunku do kognitywnej

Rzeczywistość obserwatora 249

różnorodności, która później jest świadomie doświadczana. W pierwszych latach życia zostają one podzielone w ramach anatomicznej, potwierdzonej i wielokrot-nie sprzężonej zwrotnie struktury związków między organami zmysłów, centrum i motorycznymi peryferiami stanów wzbudzenia mózgu na trzy podstawowe sfe-ry świata przeżyć: ciało, środowisko i „mentalności” (wyobrażenie, myślenie, czucie, pamięć). Owe trzy sfery według autorów wynikają same z wtórnych dyferencji kognitywnego systemu i przynależą do różnych „sfer egzystencji” (por. Roth/Schwegler 1992: 110)5. Wiele dowodów przemawia za tym, że sa-modyferencjonowanie u różnych jednostek następuje w różny sposób. Z tego autorzy wnioskują, że dla każdej jednostki istnieje jeden dający się doświadczać świat, a mianowicie świat jego przeżyć, i że światy przeżyć jednostek zgadzają się tylko w części.

Wewnątrzmózgowa struktura wiedzy o środowisku zostaje sprawdzona przez długie procesy uczenia się. Równolegle do tej struktury wiedzy następuje jej sprawdzanie przez zmysł równowagi i wzroku, jak również przy pomocy po-równania z pamięcią. Abstrakcje lub kształtowanie inwariantów (m.in. stałych obiektów) wynikają przy tym z części wrodzonych mechanizmów lub z mechani-zmów, które zostały utrwalone we wczesnych ontogenetycznych procesach prób i błędów. Dochodzi do tego fakt, że kognitywna rzeczywistość może się rozwi-jać tylko w określonych społecznych warunkach i ciągłej interakcji z innymi. Skonstruowana przez nasz mózg rzeczywistość jest rzeczywistością społeczną, chociaż mózg nie posiada „żadnego okna na zewnątrz”. Jest ona zależna od su-biektywności, ale nie subiektywności rozumianej jako dowolność. Przy pomocy formuły „społecznej konstrukcji rzeczywistości w jednostce” konstruktywiści próbują uczynić zadość potocznemu przekonanie, że na co dzień – abstrahując od sytuacji spornych – mamy intuicyjne wrażenie, że żyjemy przecież wszyscy, bardziej lub mniej, w jednej i tej samej rzeczywistości.

4 . teoria kognicji: racjonalistycznie połowiczna?

Przeciwko ograniczeniu konstruktywistycznej teorii kognicji do aspekt racjonal-no-analitycznego zwróciła się przede wszystkim Henrike F. Alfes (1992), żąda-jąc jednocześnie uwzględnienia aspektów emocjonalnych. Jej własna propozycja bazuje na następujących hipotezach:

5 Sfera „mentalności” zostaje relatywnie późno odgraniczona, a mianowicie „per exclusionem”. Jako „mentalne” wydaje się wszystko to, co jest proprioceptycznie (propriozeptiv), jak i ma-terialnie ponownie zgłoszone i co nie zmienia się „środowiskowo” wraz z koordynującą dzia-łalnością narządów zmysłowych. Różnica między z jednej strony „tylko przedstawionym”, „tylko przypomnianym”, „tylko zachcianym”, a z drugiej strony „istniejącym rzeczywiście” jest wprawdzie niezmiernie ważna dla naszego życia i przeżycia, ale równocześnie jest bardzo niestabilna, o czym każdy z nas wie z własnego doświadczenia i z tego, co pokazuje psycho-patologia (Roth i Schwengler 1992: 110).

siegFried J. schMidt250

a. Uczucia są uważane za konstytutywne składniki ludzkiego życia. Człowiek nie posiada żadnych uczuć, „lecz ucieleśnia je w ramach swojego konstruk-tywnego procesu kognitywnego.”

b. Kompleksowe fenomeny, takie jak uczucia, mogą zostać skonstruowane jako kooperacja procesów psychologicznych, psychicznych oraz społecznych.

c. Przy opisie uczuć należy dokonać rozróżnienia między psychologicznymi stanami wzbudzenia a rodzajem samoopisania i opisania obcego [Selbst- und Fremd beschreibung] na płaszczyznach obserwatora (Alfes 1992: 38). W swoim krytycznym studium Alfes zwraca uwagę na ważne aspekty badań

emocji, które tutaj krótko streszczę. Alfes akcentuje przede wszystkim komplek-sowość biologicznego aparatu, którego podstawę stanowią proste emocjonalne stany: „Procesy neuronalne, wydzielanie hormonów, aktywność mięśnia serco-wego, przyśpieszona względnie spowolniona praca mięśni, oddychanie i tem-peratura aż po problemy z trawieniem – wszystko miesza się ze sobą w uczucie (Alfes 1992: 77). Nie tylko przy postrzeganiu, lecz także przy uczeniu się i za-pamiętywaniu zasadniczą rolę odgrywają „podstawy emocjonalne lub oceny”. Pamięć i zapominanie są oczywiście niszczone przez hedonistyczne pryncypia. Kognitywne schematy są opanowane i poddane wpływowi struktur emocjo-nalnych, które (współ-)regulują połączenia, nagromadzenia i odwołania takich schematów. Ponadto występują własne stałe emocjonalne schematy, składające się z afektywnych asocjacji pojęć, imaginacji, ciała i są połączone z innymi afektywnymi i kognitywnymi schematami. „Są one w zależności od kontekstu w różnym stopniu przygotowane do odwołania, działają szybko i trwale”(Alfes 1992: 104).

Takie strategie i regulacje mają miejsce przy produkcji, przyjmowaniu i prze-twarzaniu wiedzy pod wpływem emocji. (Jak powszechnie wiadomo, nowość jest zawsze połączona ze zdumieniem, zaskoczeniem, lękiem lub ze strachem). Emocjonalna ocena skutkuje automatycznie i motywacyjnie: „Stwierdzony po-ziom pobudzenia i nastroju organizmu przyczynia się w znacznej mierze do tego, czy i w jakim stopniu planowanie działania przebiega skutecznie i zadowalająco” (Alfes 1992: 107), ile wysiłku należy zainwestować i jaki poziom problemów jest tolerowany.

Z perspektywy socjologicznej uczucia nie przedstawiają się wcale jako sfera prywatna, lecz jako rezultat koniecznych komponentów społecznej interakcji. Interakcja jest otulona podstawową emocjonalnością (przyjemność, nienawiść, obojętność) i produkuje emocje. Werbalne i niewerbalne wyrażanie uczuć od-bywa się zgodnie ze „scenariuszami”, które regulują, w jaki sposób partnerzy interakcji i inni postrzegają i przedstawiają swoje własne zdrowie emocjonal-ne (aż po symulację w teatrze), jakie uczucie i w jakiej sytuacji jest stosowne i oczekiwane oraz jak powinno zostać wyrażone. Pod tym względem emocje dają się opisać jako kulturowo podzielana wiedza, odpowiednio skonwencjona-lizowana i zakodowana. Takimi kodami są na przykład pojęcie emocji, typizacja

Rzeczywistość obserwatora 251

i reprezentatywne oferty medialne (teksty, filmy, utwory muzyczne itd.). One formują uczucia, aktualizują i kontrolują je. Emocje są jednak ciągle nadkodo-wane względnie podkodowane [über- bzw. untercodiert], czego wynikiem jest subiektywne wrażenie, że emocje i kody są notorycznie niewspółmierne.

Jak pokazuje Alfes, komunikacja i kultura są tak samo jak inne kognitywne procesy kształtowane przez uczucia, które rozwijają strategiczną i motywacyjną relewancję i wpływają na ocenę doświadczeń stanów, procesów, celów i rezul-tatów. Teoria kognicji bez wyjaśniającego uwzględnienia emocjonalnych kom-ponentów byłaby faktycznie racjonalistycznie połowiczna.

5 . Na ile niezawodne są nasze konstrukcje rzeczywistości?

Ponieważ ludzie mają oczywiście bardzo podobnie zbudowane aparaty percep-cyjne i ciągle ze sobą współdziałają, występują podobne jedności interakcyjne (nazwane przedmiotami), a ich produkcyjność jest udana – jako martwy punkt – nie w jednym momencie, tylko do czasu, kiedy nie dokonamy prób psycho-logiczno-percepcyjnych. Oto jak powyższe rozważania przedstawił Heinz von Foerster:

Ponieważ organizm na podstawie swojej aktywności nerwowej może posiadać wyłącznie wiedzę o swoim własnym zachowaniu, [obiekty] są, ściśle rzecz biorąc, znakami dla różnych „sposobów własnych zachowań” organizmu. Z tego wynika, że obiekty nie są pierwotnymi jednościami, lecz zależnymi od podmiotu sprawnościami, które muszą zostać wyuczone i któ-re także dlatego pozostają pod wpływem kulturowego kontekstu (von Foerster 1993: 279).

Von Foerster przeanalizował również dokładnie, dlaczego ludzie-obserwtorzy, jako zależne od historii nieprzewidywalne samoorganizujące się systemy (tzw. „maszyny nietrywialne”), ciągle uczestniczą w przekształcaniu ich środowiska w maszynę trywialną z jednoznacznymi stosunkami wejścia-wyjścia [Input- und Outputbeziehungen]. W naszym społeczeństwie język i kultura, role społeczne, ubranie, fryzura itd. ustawione są na trywializację „nietrywialnych maszyn” (in-nych ludzi), by częściowo zredukować ich nieprzewidywalność i niezdetermino-wanie i w ten sposób pragmatycznie ułatwić interakcję i komunikację.

Im bardziej oddalamy się od zmysłowego postrzegania naturalnego środo-wiska i wchodzimy w sferę komunikacji, konfliktu, dyskursu i zwyczaju (środo-wisko społeczne), tym bardziej kompleksowa staje się sytuacja. I nie ma w tym żadnego przypadku, że w tym miejscu również zatwardziali realiści przypisują większe znacznie „czynnikowi subiektywnemu”. Z perspektywy konstruktywi-stycznej nie wynika jednak, z punktu widzenia teorii poznania, żadna różnica pod względem konstruktywności w obu sferach: w obu sferach obserwujące systemy konstruują swoje sensowne rzeczywistości i zrównują ze sobą swo-je konstrukcje interakcyjnie i komunikacyjnie. Tylko stopień trywializacji staje się, w oparciu o doświadczenie, mniejszy i trudniej jest doprowadzić go do

siegFried J. schMidt252

wspólnego mianownika. Również pozorna obiektywność przyrodniczych i eks-perymentalnych badań wynika – myśląc konstruktywistycznie – nie z popraw-nego odwzorowania „natury”, lecz metodycznie kontrolowanej trywializacji, tzn. dane są konstruowane pod (częściowo skrajnie) kompleksowo zredukowanymi warunkami i interpretowane według teorii i modeli.

Tym samym wracamy jeszcze raz do problematyki obserwacji. Obserwacja, co ciągle podkreślał Luhmann, jest empiryczną, dającą się zaobserwować opera-cją, która zawsze jest uwarunkowana empirycznie. Do tych empirycznych uwa-runkowań należą budowa oraz możliwości funkcyjne zmysłów, mózgu i peryferii motorycznych, wydajność pamięci (por. Schmidt 1991) i emocjonalne sterowania systemu limbicznego (chęć – brak chęci – równowaga w rozumieniu Ciompiego (Ciompi 1986)) oraz uczucia przekonania w rozumieniu Stierlin (Stierlin 1991). W szczególnej mierze należy również do nich język, który został nabyty w dłu-gim procesie (samo-)socjalizacji. Ważne jest, że język w konstruktywistycznym dyskursie jest traktowany nie tylko jako system semiotyczny, lecz także jako społecznie usankcjonowane narzędzie koordynacji zachowania. Semantyczna re-ferencja jest traktowana odpowiednio do tego jako operacja językowa, odnosząca się do komunikacji a nie do środowiska. Innymi słowy: język reguluje zachowa-nie poprzez określanie rozróżnienia, pośredniczy intersubiektywnie w procesie społecznym umożliwiającym „procesowanie”.

Obserwacje są nadal – przede wszystkim w funkcjonalnie zróżnicowanych społeczeństwach – warunkowane przez dyskurs, a więc przez związki wiedzy i tematów wraz z należącymi do nich rodzajami i gatunkami, formami przedsta-wiania i formami argumentacji. Najszersze warunkowanie zachodzi za pomocą „kultury”, rozumianej tutaj jako zależność społecznie relewantnych komunika-cyjnych możliwości tematyzacji podstawowych dyferencji w modelu rzeczywi-stości społeczeństwa (jak np. realny/fikcyjny, prawdziwy/fałszywy, dobry/zły, święty/świecki, biedny/bogaty, ładny/brzydki) (por. Schmidt 1992). W ramach kultury podobnie rozwijają się kognicja i komunikacja i potwierdzają tym samym kulturę, w ramach której przede wszystkim się rozwijają (por. Morin 1991).

Społeczeństwo konstruuje rzeczywistość we wspólnych ramach społecznie wartościowanych konstrukcji rzeczywistości, jak również w ramach komunika-cyjnych i kulturowych uwarunkowań. Z jednej strony owa konstrukcja zacho-dzi kognitywnie w jednostce jako empiryczne „miejsce” produkcji informacji. Poznający system dokonuje w kognicji bardziej lub mniej świadomych selek-cji, kombinacji i ewaluacji możliwości operacyjnych ograniczeń. Indywidualny aktant jest więc poniekąd punktem przecięcia constraints, nieautonomicznym, lecz całkiem arbitralnym wytwórcą sensów. Z drugiej strony konstrukcja za-chodzi także komunikacyjnie i kulturowo w dyskursach systemów społecznych, w funkcjonalnie zdyferencjonowanych społeczeństwach. Społeczeństwo potwier-dza owe konstrukty poprzez inne konstrukty (nie przez „porównanie realności”), przez konstrukcję kryteriów dla akceptacji, czynników oceny i kontynuacji tej

Rzeczywistość obserwatora 253

„inscenizacji”. Społeczna konstrukcja rzeczywistości jest – z tego punktu widze-nia – procesem samoreferencyjnym, samoorganizującym się i legitymizującym samego siebie, w którym jednostki biorą udział w różnym stopniu. Korelacja jest przy tym określona raczej czasowo niż przyczynowo: każdy system (kognitywnie lub społecznie) kontroluje swoje rzeczywistości przez obserwację obserwacji. Ponieważ systemy samoreferencyjne – kognitywne lub społeczne – równolegle w czasie ko-ewoluują, zapewniają dzięki wzajemnej obserwowalności każdemu obserwatorowi, „jego rzeczywistość”.

6 . Konstrukcja rzeczywistości a mass media

Nie trzeba dzisiaj długo uzasadniać, że mass media – wszystkie, na czele z te-lewizją, na której dalej się skoncentruję – odgrywają dużą rolę w naszej socja-lizacji, w polityce, gospodarce itd. Stały się one narzędziami konstrukcji rze-czywistości.

Jak się jednak obecnie odnosi teza o mediach jako narzędziach konstrukcji rzeczywistości do bronionego jeszcze dzisiaj toposu „telewizji” odwzorowują-cej „realność”? Pozornie intuicyjna oczywistość, że obrazy odtwarzają to, co „jest”, występuje w ścisłym związku z tym, że nasz zmysł wzroku jest uważany za najbardziej niezawodny ze wszystkich zmysłów. Już Arystoteles wskazywał w metafizyce na to, by ufać tylko wzrokowi. Patrzeć znaczyło (i znaczy także jeszcze dzisiaj) wierzyć. Dające się zaobserwować obiekty i zdarzenia są uwa-żane za naturalne lub realne, odnosząc się tym samym do tego, co prawdziwe. Również w sądzie duże znaczenie ma słowo świadka naocznego. Przedstawianie kamery jako oczu przeniosło wiarę w niezawodność na fotografię i telewizję – jak w sloganie reklamowym lat 50.: telewizor „oknem na świat”.

Peter M. Spangenberg zwraca zawsze uwagę na to, że zdjęcia i obrazy należą do „fetyszy realności, […] przez które zostały nierozerwalnie połączone auten-tyczność indywidualnych przeżyć ze społeczną konstrukcją rzeczywistości” – dlatego również „państwo” daje się zrozumieć przez obrazy państwa, przez obec-nie decydujący „środek społecznie włączalnego doświadczenia rzeczywistości”. Oczywiście wśród publiczności przetrwał do dzisiaj nietknięty autorytet obrazów. W latach 40. Rudolph Arnheim obawiał się, że konstruktywne komponenty au-diowizualnej komunikacji, których poznanie uważał jeszcze Walter Benjamin za instrument wyjaśniania, zostaną do dzisiaj zapomniane (por. Arnheim 1981). Przy inscenizacji medialnie zapośredniczonej bliskości dominuje w telewizji tendencja do uczynienia własnej medialności niewidzialną. Wówczas w końcowym efekcie „plastyczność i przejrzystość zlewają się z rzeczywistością” (Spangenberg 1992: 3). Pytanie o autorytet telewizji nie może, jak słusznie zauważył Spangenberg, ograniczać się do problemu wiarygodności ofert medialnych: „Audiowizualne media – ich techniki i ich instytucjonalna organizacja – wytwarzają i stabilizują konstrukcje rzeczywistości w sensie oczekiwań potocznych” (Spangenberg 1992:

siegFried J. schMidt254

5). Również wtedy, kiedy świadomość rozpoznaje konstruktywność medialnie pośredniczącego poznania i jest jej świadoma, obraz ma moc urzekania.

Istotne jest również – na co uwagę zwróciła Sabine Jörg – że obrazy od-działują mocniej niż teksty. Emocjonalne rozróżnianie u człowieka między fikcją a nie-fikcją jest jednak o wiele mniejsze: także przed telewizorem płyną nam łzy wzruszenia i wściekamy się (Jörg 1992: 283).

Christian Doelker (1979) słusznie, moim zdaniem, zwrócił uwagę na to, że dokumentalny sposób odwzorowania fotografii albo telewizji wprowadza w błąd. Doekler mówi odnośnie telewizji o „reorganizacji przez odwzorowanie”, podczas której przepływają najbardziej kompleksowe i bogate w założenia procesy. Przed zdjęciami potrzebne są badania, expose, opracowania i scenariusze. Podczas zdjęć zorganizować należy kompleksowe współgranie czynników za i przed kamerą. A po nich przychodzą fazy montażu, opracowania muzycznego i kopiowania6. Wprawdzie obrazy telewizyjne zdają się symulować autentyczność codziennego wizualnego poznania, jednak tylko dlatego, że obserwator oraz jego narzędzia obserwacyjne i transmisyjne są niewidoczne, a selekcja i nadawanie formy usu-nięte z pola widzenia i stają się obserwowalne dopiero dla obserwatora drugiego stopnia. „Realność medialna” jest konstrukcją, którą szalenie mocno określają warunki operacyjne; jest konstrukcją, która zawsze odnosi się do komunikacji i innych ofert medialnych i która używa w sposób niewidoczny sterującej po-strzeganiem możliwej materializacji mediów.

Irytacje, które wyniknęły podczas dyskusji o „realności”, dają się rozwiązać, gdy nie wychodzi się już od pozornie oczywistej dyferencji: realność życia/real-ność mediów, lecz gdy z jednej strony dokładniej weźmiemy pod uwagę referen-cję systemu, a z drugiej strony procesy konstrukcyjne i ich empiryczne założenia. W organizacjach właściwych dla produkcji i dystrybucji ofert medialnych operu-ją aktanci, którzy – kognitywnie i komunikacyjnie – ciągle są zajęci konstrukcją rzeczywistości. Wytwarzają oni pod różnymi społeczno-kulturowymi, ekono-micznymi, politycznymi i prawnymi warunkami organizacji oferty medialne, które są do dyspozycji dla kognitywnych komunikacyjnych systemów jako oferty sprzężenia. Do tej produkcji wpływają ich własne konstrukcje rzeczywistości jako określone wielkości – niezależnie od tego, czy pracują dokumentalnie, czy też fikcjonalnie. „Telewizja jest ludzkim konstruktem, a praca, jaką wykonuje, jest rezultatem ludzkiego wyboru, kulturowych decyzji i społecznych nacisków” (Fiske i Hartley 1987: 17).

Ofert medialnych nie można określić z wielu powodów jako odwzorowania rzeczywistości, lecz jako oferty dla systemów kognitywnych i komunikacyjnych, wprawiające w ruch konstrukcje rzeczywistości w obecnych warunkach syste-mowych. Jeśli owe oferty nie zostaną użyte, oferty medialne nie „transportują”

6 Dla relacji na żywo trzeba by było tę listę odpowiednio zmodyfikować, lecz również w takiej sytuacji kamera w żadnym wypadku nie odwzorowuje w sposób obiektywny.

Rzeczywistość obserwatora 255

zupełnie niczego. Jeśli natomiast zostaną użyte, każda z nich wydarza się w spo-sób specyficzny dla systemu.

Przez symulację wizualnej autentyczności oferty telewizyjne sugerują obser-watorowi pierwszego stopnia, że sprzężenie ich kognitywnego systemu z każ-dorazową ofertą medialną zachodzi na takich samych warunkach, jak w interak-tywnych procesach postrzegania (tj. niemedialnych – przyp. tłum.). Owa sugestia zostaje przez to ułatwiona do tego stopnia, że zaktywizowany może zostać za-równo werbalny, jak i niewerbalny kanał. Jeśli oferty telewizyjne zostaną tak ko-gnitywnie i komunikacyjnie zrealizowane, że bez naruszania ciągłości będą mo-gły być powiązane z własnymi (jednostki – przyp. tłum.) doświadczeniami (czyli z wcześniejszymi kognitywnymi lub komunikacyjnymi procesami) lub choćby im nie przeczyć, wówczas quasi-automatycznie powstanie subiektywne wrażenie „oddawania realności”, zwłaszcza, że złożony proces produkcji ofert medialnych jest niewidzialny, a procesy postrzegania u obserwatora pierwszego stopnia prze-biegają z reguły nieświadomie. Obserwator pierwszego stopnia widzi zdarzenie, a nie płaski obraz na ekranie, i reaguje własnym ciałem jak przy interaktywnym postrzeganiu i interaktywnej komunikacji. Oczywiście w szczególności oferty te-lewizyjne mają możliwość, dzięki kognitywnym wysiłkom wywoływania pozoru interakcji twarzą w twarz i bezpośredniego postrzegania wraz z jego intensywno-ścią. Telewizja ,,jawi się jako naturalna droga doświadczania świata” (Fiske i Har-tley 1978: 17). Jak podkreśla Spangenberg, z tego także powodu często dochodzi do sytuacji, ,,że doświadczenia interakcji zostają wprawdzie przyporządkowane realności, jednak masowo medialne sprawozdanie z niej na podstawie jej jakości komunikacyjnej – redukcji kompleksowości i uporządkowania – jest doświadczo-ne jako jeszcze «realniejsze» niż ta realność” (1992: 19).

To, co sugestywne dla telewizji można opisać z dwóch stron, a mianowi-cie ze strony oferty i ze strony recepcji. Przez integrację języka, mowy ciała, mowy ubrania, wystroju, architektury, muzyki, światła, nastawienia itd., przez powtórzenie stereotypów sytuacyjnych – (jak urząd kanclerza i Bundestag) – do-świadczana jest semiotycznie nad-determinowana oferta postrzegania, w której dominuje obraz.

Ze strony odbiorców w dokładnym ,,przetwarzaniu” pojedynczych obrazów przeszkadzają ich różnorodność i szybkość. Ponadto telewizyjnie wyćwiczeni widzowie wierzą, że nie muszą się wysilać przy telewizorze (por. Weischenberg 1989). Gdy wprawnemu widzowi ukażą się najbardziej skomplikowane manew-ry kamerą i cięcia jako naturalne formy postrzegania, a więc nieodsyłające do konstruktywności, i gdy teksty i obrazy wzajemnie uwierzytelnią się, oferta te-lewizyjno-medialna ukaże mu się jako autentyczny obraz rzeczywistości.

Telewizja stała się, jako skutek społecznego użycia, jako środek informacyjny i dokumentacyjny, uosobieniem/odtworzeniem zasad realności w nowoczesnym społeczeństwie. Telewizja konstruuje określone ,,światy” i tworzy je w obszarze społecznej wiedzy. Wiele zdarzeń zostało zainscenizowanych, jak powszechnie

siegFried J. schMidt256

wiadomo, specjalnie dla telewizji albo ze względu na sprawiedliwość telewizyj-ną (aż do świadomych złudzeń, por. Weischenberg 1990). Skoro tylko znajduje się przy tym kamera, zmienia się, jak powszechnie wiadomo, zachowanie lu-dzi. Gaye Tuchman (1978) słusznie podkreśla, że telewizyjne wiadomości nie dostarczają żadnych obiektywnych informacji, lecz raczej ramy interpretacyjne i orientacyjne dla zdarzeń społecznych i politycznych. Przy pomocy telewizji nie otwiera się żadne okno na świat, lecz okno na naszą kulturę i społeczeństwo. Telewizja tworzy kompleksowość społecznych doświadczeń przy pomocy prze-glądu i sugeruje, że także funkcjonalnie zróżnicowane społeczeństwa ,,dają się jednolicie obserwować”.

Takie obserwacje i opisy uwiarygodniają hipotezę, że media – wszystkie – są używane jako urządzenia kognitywnej i komunikacyjnej konstrukcji rze-czywistości. Oferta medialna rośnie dopóty, dopóki selekcja tej oferty dostarcza wskazówek odnośnie specyfiki konstrukcji rzeczywistości przez określone instan-cje kognitywne i komunikacyjne. Telewizji jako tworowi złożonemu z obrazu, dźwięku i tekstu przysługuje ponadto czołowa rola w sugerowaniu interaktyw-nego postrzegania i prowokowaniu więzi emocjonalnej, ponieważ swoją medial-ność i konstruktywność ukrywa najlepiej ze wszystkich mediów.

Stosunek między „rzeczywistością doświadczenia” i „rzeczywistością me-dialną” jest bardziej złożony, niż się to większości wydaje. Podczas produkcji informacji na recepcję ofert medialnych wpływają nieuchronnie doświadczenia odbiorców (widzi się to, co się wie). Każdy proces recepcji posiada swoje kon-sekwencje dla rodzaju i zakresu przyszłych doświadczeń odbiorców. Dlatego też widz telewizyjny żyje w innych rzeczywistościach niż ci, którzy telewizji nie oglądają, a wyćwiczone telewizyjnie oko widzi inaczej inscenizacje starszych mediów (takich jak na przykład teatr). Dochodzi do tego jeszcze fakt, że stan emocjonalny i praktyczna ocena relewancji doświadczeń dokonywana z uwzględ-nieniem ofert medialnych i bez nich wpływają na siebie wzajemnie. Zamiast zatem jednostronnie rozróżniać między „realnością” i „realnością medialną”, a ich zachowanie określać według wzoru bardziej prawdziwych lub bardziej fałszywych odwzorowań, winniśmy bardziej uważać na aktualne procesy kon-strukcyjne i ich empiryczne uwarunkowania.

Żądanie większej części publiczności, jak i badaczy mediów i komunikacji, „obiektywnego sprawozdania” jest wobec wspomnianych złożonych sytuacji wprawdzie zrozumiałe, ale w dziennikarstwie zupełnie nierealne. Oczywiście świadome oszukiwanie podlega moralnej ocenie, a konkurencja między różnymi mediami prowadzi najszybciej do jego odkrycia (Klier 1989). Ale też żądanie obiektywnego sprawozdania pomija to, że od dziennikarza nie można wymagać więcej, niż intelektualnej rzetelności i rzemieślniczo możliwie jak najlepszego poszukiwania danych (por. Weischenberg 1992).

Rzeczywistość jest (w społeczeństwie ukształtowanym przez masmedia) coraz bardziej tym, co – poprzez medialne zapotrzebowanie – konstytuujemy

Rzeczywistość obserwatora 257

jako rzeczywistość, aby potem w to wierzyć i stosownie do tego działać i ko-munikować. Dlatego tak wielu ludzi fascynuje dzisiaj rozwój cyberprzestrzeni, ,,wirtualnej rzeczywistości”, obrazów bez wzoru (gra słów: Bilder ohne Vorbild – przyp. tłum.), które podważają pewność naszego wizualnego postrzegania.

Oczywiście w medialnie ukształtowanym społeczeństwie jesteśmy bardziej niż kiedykolwiek zajęci (operatywnie i pragmatycznie, ale nie ontologicznie) definiowaniem tego, co przyjmujemy jako rzeczywistości w tym sensie, że powo-łujemy się na nasze działania i interpretację oraz w sensie oczekiwań oczekiwań (Erwartungserwartungen), a także w sensie oczekiwań innych osób, że zachowają się kompatybilnie. To znaczy, że pojęcie rzeczywistości znajduje swój kontekst w ramach pragmatycznych operacji, które definiują rzeczywistości operacji tak kognitywnych, jak i komunikacyjnych. Równocześnie pojawia się silna tenden-cja podlegania czasowi i tworzenia kontyngencji we wszystkich konstrukcjach rzeczywistości.

Kiedy pojęcie rzeczywistości nie jest już związane z realnością, a więc nie może być definiowane ontologicznie, wtedy modele rzeczywistości autonomicz-nie mnożą się, odróżniając się stopniem i kierunkiem ich wiabilności, rodzajem ich operacjonalizacji, relewancją, którą posiadają dla przeżyć i rozwiązywania problemów. Praktyczne doświadczenie konstruktywności jest obecnie powszech-nie doświadczane i coraz częściej staje się tematem komunikacji. Tym samym przyspiesza się rozwój (który zaczął się w XVIII wieku) jako funkcjonalne dy-ferencjonowanie. Systemy społeczne rozwijają swoje systemowo specyficzne modele rzeczywistości, przy czym kryterium dla mnożenia rzeczywistości jest coraz bardziej ich metodą wytwarzania i specyfiką użycia (oczywiście owe kry-teria bynajmniej nie są stosowane dowolnie, lecz muszą zostać opisane komuni-kacyjnie w aktualnych systemach społecznych) (por. Fuchs 1992).

Powyższy pobieżny przegląd kilku centralnych aspektów społeczeństwa me-dialnego skłania do wniosku, że konstruktywizm rozwinął się jako teoria kogni-cji funkcjonalnie zdyferencjonowanych społeczeństw medialnych. Jego główna uwaga nie skupia się na pytaniu o zachowanie podmiotu i obiektu, o obiek-tywność i prawdę postrzegania i poznania albo o wiążące znaczenia jednostek społeczeństwa, lecz przede wszystkim na pytaniu o warunki i kryteria włączalno-ści kognitywnych i komunikacyjnych konstrukcji rzeczywistości przy założonej samoorganizacji konstruujących systemów (=konstruktywizm operacyjny) (por. Luhmann 1990).

Kiedy to zainteresowanie badawcze zyska uznanie, uda się być może rozwią-zać zagadkę pojawiającą się w myśleniu wielu badaczy mediów i komunikacji, którzy uznają wiadomości z jednej strony za subiektywnie uwarunkowane „in-terpretacje realności”, z drugiej strony jednak stosują do nich „kryterium ade-kwatności”.

siegFried J. schMidt258

Bibliografia

Alfes H.F., 1992, Literatur und Gefühl. Emotionale Aspekte literarischen Schreibens und Lesens, Braunschweig.

Arnheim R., 1981, A forecast of television, [w:] Understanding Television, Nowy Jork, s. 3–9.

Berger P., Luckmann T., 1969, Die gesellschaftliche Konstruktion der Wirklichkeit. Eine Theorie der Wissenssoziologie, Frankfurt n. M (Społeczne tworzenie rzeczywistości, przeł. J. Niżnik, Warszawa 1983).

Ciompi L., 1986, Zur Integration von Fühlen und Denken im Licht der „Affektlogik”. Die Psyche als Teile eines autopoietischen Systems, [w:] Psychiatrie der Gegenwart, red. K.P. Kisker i in., t. 1, Berlin, s. 374–410.

Doelker C., 1979, „Wirklichkeit” in den Medien, Zug.Fiske J., Hartley J., 1978, Reading Television, Londyn.Foerster H. von, 1985, Sicht und Einsicht. Versuchen zu einer operativen Erkenntnis­

theorie, Braunschweig.Foerster H. von, 1993, Wissen und Gewissen. Versuche einer Brücke, Frankfurt n. M.Fuchs P., 1992, Die Erreichbarkeit der Gesellschaft. Zur Konstruktion und Imagination

gesellschaftlicher Einheit, Frankfurt n. M.Glasersfeld E. von, 1985, Konstruktion der Wirklichkeit und des Begriffs der Objektivität,

[w:] Einführung in den Konstruktivismus, red. H. Gumin, A. Mohler, Monachium, s. 1–21.

Glasersfeld E. von, 1987, Wissen, Sprache und Wirklichkeit. Arbeiten zum radikalen Konstruktivismus, Braunschweig.

Günther G., 1976, Beiträge zur Grundlegung einer operationsfähiger Dialektik, Hamburg.Hejl P.M., 1982, Sozialwissenschaft als Theorie selbstreferentieller Systeme, Frankfurt n. M.Janich P., 1992, Die methodische Ordnung von Konstruktionen. Der Radikale Konstruk­

tivismus aus der Sicht der Erlanger Konstruktivismus, [w:] Kognition und Gesell­schaft, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 24–41.

Jörg S., 1992, Sehen in Zeitraffer. Wie der Fernsehzuschauer die Welt wahrnimmt, [w:] Zeit Raum Kommunikation, red. W. Hömber, M. Schmolke, Monachium, s. 277–285.

Klier P., 1989, Warum man die Öffentlichkeit so schlecht belügen kann (De incorrupta rei publicae fide pudoris causa), [w:] Mediendämerung. Zur Archäologie der Medien, red P. Klier, J.-L. Evard, Berlin, s. 40–51.

Knorr-Cetina K., 1989, Spielarten des Konstruktivismus. Einige Notizen und Anmerkun­gen, „Soziale Welt”, 40, 1/2, s. 86–96.

Luhmann N., 1964, Funktionale Methode und Systemtheorie, „Soziale Welt”, 15, s. 1–25.

Luhmann N., 1984, Soziale Systeme. Grundriss einer allgemeinen Theorie, Frankfurt n. M.Luhmann N., 1985, Das Problem der Epochenbildung und die Evolutionstheorie, [w:]

Epochenschwelle und Epochenstrukturen im Diskurs der Literatur­ und Sprachhis­torie, red. U. Gumbrecht, U. Link-Heer, Frankfurt n. M., s. 11–33.

Luhmann N., 1986, Intersubjektivität oder Kommunikation: Unterschiedliche Ausgangs­punkte soziologischer Theoriebildung, „Archivio di Filosofia”, 54, s. 41–60.

Rzeczywistość obserwatora 259

Luhmann N., 1990, Das Erkenntnisprogramm des Konstruktivismus und die unbekannt bleibende Realität, w: Soziologische Aufklärung 5. Konstruktivistische Perspektiven, Opladen, s. 31–58.

Luhmann N., 1990a, Die Wissenschaft der Gesellschaft, Frankfurt n. M.Luhmann N., 1990b, Soziologische Aufklärung 5. Konstruktivistische Perspektiven, Opladen.Maturana H., 1985, Erkennen: Die Organisation und Verkörperung von Wirklichkeit,

Braunschweig.Morin E., 1991, Kultur ↔ Erkenntnis, [w:] Das Auge des Betrachters. Beitrage des

Konstruktivismus, red. P. Watzlawick, P. Krieg, Monachium, s. 75–84.Roth G., Schwegler H., 1992, Kognitive Referenz und Selbstreferentialität des Gehirns:

Ein Beitrag zur Klärung des Verhältnisses zwischen Erkenntnistheorie und Hirnfor­schung, (nieopublikowany manuskrypt, Uniwersytet w Bremie).

Roth G., 1992, Das konstruktive Gehirn: Neurobiologische Grundlagen von Wahrneh­mung und Erkenntnis, [w:] Kognition und Gesellschaft, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 277–336.

Rusch G., 1987, Erkenntnis, Wissenschaft, Geschichte. Von einem konstruktivistischen Standpunkt, Frankfurt n. M.

Schmidt S.J., 1987 (red.), Der Diskurs des radikalen Konstruktivismus, Frankfurt n. M.Schmidt S.J., 1991, Gedächtnisforschungen: Positionen, Problemen, Perspektiven, [w:]

Gedächtnis: Probleme und Perspektiven der interdisziplinären Gedächtnisforschung, Frankfurt n. M., s. 9–55.

Schmidt S.J., 1992, Medien, Kultur: Medienkultur. Ein konstruktivistisches Gesprächsan­gebot, [w:] Kognition und Gesellschaft, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., s. 425– 450.

Spangenberg P., 1992, Ereignisse und ihr Medium, [w:] Materialität der Kommunikation, red. H.U. Gumbrecht, K.L. Pfeifer, Frankfurt n. M., s. 776–798.

Spencer Brown G., 1972, Laws of form, Nowy Jork.Stierlin H., 1991, Zwischen Sprachwagnis und Sprachwirrnis, [w:] Das Auge des Be­

trachters. Beitrage des Konstruktivismus, red. P. Watzlawick, P. Krieg, Monachium, s. 151–166.

Tuchman G., 1987, Making News. A study in the construction of reality, Nowy Jork.Weischenberg S., 1989, Der enttarnte Elephant. Journalismus in den Bundesrepublik –

und die Forschung die sich ihm widmet, „Media Perspektiven”, 4, s. 227–239.Weichenberg S., 1990, Die Realität des John F. Kennedy. Wirklichkeitskonstruktion in

Theorie und Praxis der Medienkommunikation, [w:] Funkkolleg Medien und Kom­munikation. Einführungsbrief, Weinheim, s. 38–49.

Zitterbach, W., 1991, Der Erlanger Konstruktivismus in seiner Beziehung zum Konstruk­tiven Realimus, [w:] Formen des Konstruktivismus in der Diskussion, Wiedeń.

przeł. Dominika Wączek

Stefan Weber

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do rozwiązania teoretyczno-medialnego problemu realizm/konstruktywizm?

Wstrząśnij studiem rzeczywistości!BuRROuGhS

1 . Wprowadzenie

Chociaż przeminęła już pierwsza fala skrajnie konstruktywistycznej niepewno-ści w klasycznym teoretyczno-medialnym stanie, to główne pytania postawione przez konstruktywizm pozostają nadal bez odpowiedzi: – Czy w konstruktywizmie chodzi o pewną możliwą do uzasadnienia (teo-

retycznie i/albo empirycznie), „ogólnie obowiązującą” teorię poznania ko-munikacji medialnej – czy też tylko o mającą wartość w pewnej sytuacji strategię dziennikarską, którą można dostrzec jako rozpowszechnioną w (do-myślnie) teraźniejszej kulturze medialnej konstruktywności, czy też o pewną tendencję, pewien trend w komunikacji medialnej? Krótko rzecz ujmując: Czy konstruktywizm jest teorią poznania w teorii komunikacji, czy „czystą” strategią praktyki komunikacyjnej?

– Czy konstruktywizm może dzięki metodom empirycznym nauk społecznych zostać „podbudowany” empirycznie, uprawomocniony, udowodniony albo w ogóle obalony? Czy taki empiryczny dowód za/przeciw ewentualnie już ma miejsce? Czy musi być przeprowadzony w zakresie studiów nad nadaw-cą, analizy treści, badaniach nad odbiorcą, czy też w ogóle we wszystkich

steFan Weber262

tych trzech zakresach? Czy klasyczne metody empiryczne można w ogóle zastosować w ramach teorii konstruktywistycznej? Jeśli zaś nie, to jak nale-żałoby je zmodyfikować?Oba zespoły pytań wskazują przede wszystkim na brak ostrości pojęciowej,

którą być może będą mogły usunąć dalsze rozważania. Główna teza tego tekstu brzmi: konstruktywizm (ten w wersji z Siegen względnie radykalny konstrukty-wizm) nie może być stosowany ani jako teoria poznania komunikacji medialnej, ani jako definicyjna metateoria dla zespołu zagadnień media/masmedia/komu-nikacja/komunikacja medialna. Osiągnąć mogłyby to natomiast „teorie bliskie” konstruktywizmowi: autopoietyczna teoria systemów Niklasa Luhmanna może pomóc precyzyjnie określić „pole systemowe komunikacji medialnej” (a wraz z nim pojęcia/koncepcje komunikacji medialnej, środków przekazu, masmediów, publicystyki, dziennikarstwa, jawności i publiczność), a przy tym uniknąć często ogólnikowej – również konstruktywistycznej – mowy o „tych” mediach. Po dru-gie, nie-dualistyczna filozofia Josefa Mitterera zostanie ukazana jako wiabilna teo-ria poznania komunikacji medialnej. Jeśli konstruktywizmu nie można pojmować ani jako teorii poznania komunikacji medialnej, ani pojęciowej metateorii, to po-zostaje mu tylko zostać sytuacyjnym, względnie szczególnego rodzaju, modelem konstrukcji informacji, o którego wiabilnośći każdorazowo trzeba rozstrzygać. Konstruktywizm jako sytuacyjny model konstrukcji informacji dostrzega dopiero konstruktywność kultury mediów, „autopoietyzację” dziennikarstwa itd.

Z tych ogólnych rozważań wynika struktura pracy: przede wszystkim (II) za pomocą autopoietycznej teorii systemów oraz teorii dystynkcji obserwacji pod-dane zostanie pole systemowe komunikacji medialnej. Zostanie zaproponowane rozwiązanie dyskusji o granice sensu „systemu mediów” i pierwotna binarna kodyfikacja przez modyfikowany systematyczny układ, który dopuszcza wie-le granic sensu i kodyfikacji. Po tym pojęciowym sprecyzowaniu (III) zostaną przedstawione zarysy nie-dualistycznej teorii poznania i komunikacji medialnej, które rezygnują z takich rozróżnień, dystynkcji i dualizmów, jak rzeczywistość/obraz, realność/iluzja, realność/rzeczywistość mediów, zdarzenie/informacja itd. jako ontologicznych, a przede wszystkim protologicznych, oraz jako a priori dokonanych złożeń. Następnie uzasadnić wypadnie, dlaczego konstruktywizm nie może pełnić funkcji tego rodzaju teorii poznania. W następnym rozdziale (IV) rozważy się to, jak można pojmować konstruktywizm: jako specyficzny model konstrukcji informacji, w którym zostaje odwrócony klasyczny kierunek myśle-nia realistycznego modelu wyboru informacji. Dzięki temu modelowi, a w szcze-gólności temu kierunkowi myślenia, według którego odbiorcy i media konstru-ują, a nie odwzorowują zdarzenia, (V) dostrzec można takie bieżące trendy, jak rosnąca konstruktywność kultury medialnej albo wzrastająca „autopoietyzacja” dziennikarstwa – problem dotyczy takich trendów, jak autologizacja, wirtualiza-cja, metamedializacja, cybernetyzacja i fikcjonalizacja dziennikarstwa. Na koniec (VI) – w formie pięciu pytań, na które każdorazowo trzeba sobie odpowiedzieć

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 263

w zależności od sytuacji – poruszona zostanie kwestia empirycznego sprecyzo-wania realistycznych i konstruktywistycznych modelów informacji

Z teoretycznego punktu widzenia chodzi przy tym o to, żeby konstrukty-wizm, jako teorię obserwacji mediów, rozszerzyć w dwóch kierunkach: z jednej strony w kierunku układów systemowo-teoretycznych i logiczno-dystynktyw-nych, z drugiej zaś w kierunku układów nie-dualistycznych. Teoria systemów pomaga stworzyć ścisłą systematykę zakresu przedmiotowego, nie-dualistyczna filozofia przedstawia przydatną teorię poznania tego zakresu przedmiotowego, a konstruktywizm pojmuje się jako empirycznie dostrzegalną tendencję (post)modernistycznej komunikacji medialnej. Moim zdaniem dopiero dzięki temu uzupełnieniu otrzymuje się do dyspozycji przydatny dla empirycznego sprecy-zowania środek pomocniczy.

2 . Pole systemowe komunikacji medialnej

W najwcześniejszym okresie zwiększoną uwagę, przede wszystkim z teoretycz-nego punktu widzenia, kierowano na wyznaczenie i odgraniczenie zakresu przed-miotowego nauki o mediach i komunikacji. Próby określenia zakresu przedmio-towego według wzoru systemu społecznego Luhmanna przechodzą od systemu „publicystycznego”, poprzez system „dziennikarski” i system „masmediów”, do systemu „jawność”1. Teoretyczne dyskusje, co ciekawe, krążą najczęściej wokół pytania, jak i dlaczego ten swoisty i nowy system przewyższa wcześniejsze sys-tematyczne projekty, co różni go od systemów wcześniejszych i co teraz o wiele zręczniej będzie można teoretycznie-systemowo wyjaśnić. W niniejszych roz-ważaniach nie będzie się jednak używać pojęciowej wielości z tej dziedziny po to, aby wyróżnić jeden termin, a przez to jeden punkt widzenia, lecz aby dzięki różnym pojęciom uchwycić ściśle zdefiniowane różne fenomeny albo zakresy przedmiotowe. Proponuję zacząć nie od różnicy między komunikacją indywi-dualną a masową, lecz od różnicy między komunikacją interpersonalną i me-dialną (przy czym komunikację – całkowicie konstruktywistycznie – można by traktować jako systemową i zwrotną konstrukcję informacji, a samą informację jako podwójną różnicę). Komunikacja interpersonalna jest przy tym komunikacją typu face to face, z założeniem fizyczno-materialnej i czasowej obecności osób komunikujących się. Ta postać komunikacji nie interesuje nas tutaj. Chcąc jednak postawić pytanie, na czym polega specyfika „komunikacji medialnej”, musimy przede wszystkim wyjaśnić pojęcie „media”. Kiedy mówimy ogólnie o „me-diach” (a nic innego obecnie nam nie pozostaje, chociaż wraz z tym pojęciem milcząco przyjmujemy paradygmat pośrednika albo pośrednictwa), to pojęciem

1 Następne rozważania są syntezą następujących prac: Marcinkowski 1993; Blöbaum 1994; Luh-mann 1996 oraz Kohring i Hug 1997. Por. również krytyczne Bryll 1996 oraz Marcinkowski 1996.

steFan Weber264

tym dotychczas były określane, nie tylko przez konstruktywizm, lecz także przez teorię systemów, liczne fenomeny:– na płaszczyźnie społeczeństwa pod nazwą „media” rozumiano przede wszyst-

kim „system mediów” pojmowany jako system funkcjonowania społeczeń-stwa – obok gospodarki, prawa, polityki, nauki itd.

– na płaszczyźnie organizacji pod nazwą „media” rozumiano poszczególne organizacje medialne, jak na przykład wydawnictwa, rozgłośnie radiowe, jak też podsystemy tych organizacji – poszczególne redakcje, oddziały itd.

– na płaszczyźnie interakcji indywidualnych wreszcie musiano pojęcie „me-diów” stosować nie tylko do konkretnych „rzeczy materialnych” (aparatura techniczna, gazety, książki itd.), lecz także do zawartości tych materialnych rzeczy, a więc do oferty medialnej (poszczególne audycje, artykuły, wiado-mości, relacje, komentarze itd.).Tutaj jednakże od tego rodzaju szerokiego pojmowania mediów się odchodzi

– bynajmniej nie dlatego, że pojęcie „medium” w teorii systemów i tak ma już dwojakie znaczenie: jako pojęcie przeciwne do pojęcia formy oraz jako symbo-liczne uogólnienie komunikacyjnych środków przekazu. Moim zdaniem należy tak samo zaniechać ogólnego mówienia o „mediach”, jak i używania przesta-rzałego pojęcia „masmedia”, ponieważ tamte środki przekazu, które kierują się na „masy”, stanowią już tylko część współczesnego pejzażu środków przekazu. „Pożegnanie bez łez” (Görke i Kohring 1997: 10) może więc dotyczyć nie tylko pojęcia „mediów”, jako zbyt rozległego pojęcia nadrzędnego, lecz także takich pojęć jak „masmedia” i „komunikacja masowa”. Tym, co pozostaje jako pojęcie nadrzędne jest pole systemowe „komunikacji medialnej”.

Komunikacja medialna

Komunikacja medialna jest więc tym polem systemowym, którego środowiskiem jest komunikacja interpersonalna. Pytanie, czy system ten „pasuje” do teorii sys-temów Luhmanna czy nie (czy więc przedstawia dalszy system funkcyjny spo-łeczeństwa, czy też nie przystaje do wszystkich innych), jest moim zdaniem bez znaczenia, ponieważ koncepcje systemowe nie powinny pasować do autorów, lecz do przedmiotów empirycznych. Pole systemowe komunikacji medialnej obejmuje każdą taką komunikację, która stosuje symbolicznie uogólnione me-dium komunikacyjne medialności – tzn. wartość. Dwuwartościowy kod każdej komunikacji medialnej jest kodowaniem informacja/nie-informacja względnie informacyjne/nie-informacyjne. Pierwotną funkcją komunikacji medialnej jest in-trospekcja i odnowienie samookreślenia społeczeństwa. „Komunikacja medialna” obejmuje zarówno oglądanie telewizji, jak i wysyłanie poczty elektronicznej, te-lefonowanie, surfowanie w Internecie, pisanie komentarzy do gazet codziennych, czytanie literatury fachowej, prowadzenie audycji na żywo w radiu i oglądanie ze zdziwieniem bilbordów. Gdybyśmy teraz postępowali klasycznie, niesystemowo,

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 265

to pole systemowe komunikacji medialne musiałoby zostać wyróżnione w dal-szym ciągu wedle kryteriów technicznych: w polu systemowym komunikacji medialnej należałoby wyróżnić podsystem drukowanych środków przekazu (ga-zety, czasopisma, książki), podsystem radiowych środków przekazu, podsystem audiowizualnych środków przekazu oraz najnowszy podsystem multimedialnych środków przekazu, jak również komputerowych środków przekazu. Unikamy jednakże technicznego ograniczenia i dyferencjujemy w polu systemowych ko-munikacji medialnej najpierw całkiem po prostu producentów i konsumentów, oferentów i odbiorców, struktury wydajności i oczekiwania, krótko: medializację i instrumentalizację. Innymi słowy: rozróżniamy między publicystyką a jawno­ścią. Ponieważ rozróżnienie to nie bierze pod uwagę konkretnych indywiduów albo osób, to jest zupełnie możliwe (a czasami nawet staje się to regułą), że ludzie cały czas i jednocześnie przynależą do obu sfer.

Publicystyka

Jako publicystykę pojmuje się tutaj taki system, który generalnie rozpowszech-nia informacje. Symbolicznie uogólnionym środkiem komunikacyjnym jest po-wszechność (Publizität); pierwotnie jest ona kodowana dwuwartościowo przez dualność opublikowany/nie-opublikowany, względnie ogłoszone/nie-ogłoszone (a wtórnie raczej – z całą ostrożnością – ograniczone do techniki przez kodowa-nie: rozpowszechnione/nie-rozpowszechnione, wydrukowane/nie-wydrukowane, przekazane przez radio/nie-przekazane przez radio, wysłane/nie-wysłane, onli­ne/nie-online itd.). Pierwotną funkcją publicystyki jest powszechne ogłaszanie informacji. Publicystyka może być podzielona na podsystemy: dziennikarstwo, reklama i propaganda, rozrywka, PR i działalność publiczna oraz na jeszcze inną publicystykę. Wewnątrz podsystemu publicystyki w systemie komunikacji medialnej współcześnie wydzielił się podsystem o szczególnej uwadze: system dziennikarstwa.

Dziennikarstwo

Jako dziennikarstwo pojmuje się tutaj taki system, który ogłasza informacje ak­tualne. Symbolicznie uogólnionym środkiem komunikacyjnym jest aktualność; pierwotnie jest ona kodowana dwuwartościowo przez dualność aktualne/nie-ak-tualne, względnie nowe/stare, jak również wtórnie kodowana przez wszystkie sy-tuacyjnie ważne czynniki informacyjne, względnie wartości informacyjne. Dzien-nikarstwo jest więc tym systemem, który ogłasza przede wszystkim informacje i relacje, podczas gdy podpada pod pozostałe części publicystyki (można by również powiedzieć: publicystyki nie-dziennikarskiej), obszary takie, jak reklama i propaganda, rozrywka, PR i działalność publiczna, wiadomości urzędowe, sztu-ka środków przekazu itd. (Przy tym również powinien być oczywistym związek,

steFan Weber266

względnie uzupełnienie obszarów programowych Luhmanna informacje/relacje, reklama i rozrywka, w jego systemie „masmediów”).

Jawność

Jako jawność pojmuje się tutaj „inną stronę” komunikacji medialnej, stronę od-biorcy, konsumenta publicystyki. Jawność jest nie tylko produktem, lecz rów-nież warunkiem publicystyki: relacja między publicystyką a jawnością wirtualnie określona jest koliście. Symbolicznie uogólnionym środkiem komunikacyjnym jawności jest opinia publiczna. Kodowana jest ona dualnością jawne/niejawne, względnie jawne/prywatne. Pierwotna funkcją jawności jest obserwacja publi-cystyki, względnie obserwacja jej produkcji relewancji środowiskowej. Jawność jako konstrukt zawsze jest już czymś więcej niż sumą specyficznie systemowych obserwacji odbiorców. Tak więc można powiedzieć, iż jawność jest kodowana przez ważne/nieważne środowiskowo, względnie bardziej-przynależny-do-syste-mu/nie-bardziej-przynależny-do-systemu. Ponieważ publicystyka zawsze przed-stawia ogólne spostrzeżenie n-tego porządku, a dziennikarstwo zawsze aktualne spostrzeżenie n-tego porządku, jawność jako spostrzeżenie publicystyki oznacza spostrzeżenie porządku n+1.

Publiczność

Jako publiczność powinno pojmować się stronę odbiorcy, konsumenta dzienni-karstwa. Publiczność jest więc tym podzakresem, względnie tym podsystemem jawności, który spostrzega dziennikarstwo, względnie jego wytwory. Symbolicz-nie uogólnionym środkiem komunikacyjnym publiczności jest uwaga; kodowana jest ona poprzez dualizm uważne/nie-uważne, względnie aktualne/potencjalne lub w- kontakcie/nie-w-kontakcie. Pierwotną funkcją publiczności jest spostrzeżenie dziennikarstwa, względnie jego wytworów, tzn. przyjmowanie i konstruowanie ak-tualnych informacji – ponownie pojmowane jako spostrzeżenie n+1 porządku. Ra-zem więc pole systemowe komunikacji medialnej przyjmuje następującą postać:

oczekiwanie┌──────────────────┐

▼ instrumentalizowanie │

││││▼

{dziennikarstwo publiczność

publiczność aktualna

}

││││▼

publiczność potencjalna

inna (nie­dziennikarska) publicystyka(reklama i propaganda, rozrywka, PR...) inne jawności

│ osiągnięcie ▲ └──────────────────┘

zmedializowaniepublicystyka jawność

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 267

Zarys: pole systemowe komunikacji medialnej

Referencja systemowa

Symbolicznie uogólniony środek komunikacji medialnej

Kod dwuwartościowy Funkcja pierwotna

1. komunikacja medialna

MEDIALNOŚĆ Informacja/nie-informacja Introspekcja i samo określenie społeczeństwa

2. publicystyka POWSZECHNOŚĆ Opublikowane/nie-opublikowane[ogłoszone/nie-ogłoszone, rozpowszechnione/nie­rozpowszechnione, wydrukowane/nie­wydrukowane; wysłane/nie-wysłane...]

3. dziennikarstwo AKTUALNOŚĆ Aktualne/nieaktualne, nowe/stare [jak również wszystkie czynniki informacyjne]

Aktualna konstrukcja informacji

4. jawność OPINIA PUBLICZNA

Jawne/niejawne[jawne/prywatne, jawne/tajne, ważne-środowisko-wo/nie-ważne-środowisko-wo, bardziej-przynależne-do-systemu/mniej przynależne-do-systemu]

Spostrzeżenie publicystyki

5. publiczność UWAGA Uważne/nie-uważne[aktualne/potencjalne]

Spostrzeżenie dziennikarstwa

Moim zdaniem, dzięki temu modelowi liczne spory teoretyczno systemo-we wokół tej dziedziny mogą jednoznacznie zostać rozstrzygnięte; studium Marcinkowskiego Publizistik als autopoietisches System (Marcinkowski 1993) wyraźnie odnosi się do dziennikarstwa i publiczności, nie uwzględniając jed-nakże nie-dziennikarskiej, innej publicystyki oraz innych jawności. Studium Blöbauma Journalismus als soziales system (Blöbaum1994) odnosi się również do dziennikarstwa i publiczności; system został jedynie „przechrzczony”, a dla dziennikarstwa zmienione zbyt szerokie kodowanie pierwotne informacja/nie-in-formacja. Kodowanie to w swoim systemie „masmediów” wybiera również Luh-mann, co w istotny sposób odpowiada naszkicowanemu tutaj polu systemowemu

steFan Weber268

komunikacji medialnej (zakres programowy informacja/relacja odpowiada dzien-nikarstwu, a rozrywka i reklama innej publicystyce), jednakże Luhmann koncy-puje jawność poza systemem jako środowisko wszystkich systemów funkcyj-nych. Kohring i Hug (1997) ponownie chcą to całe pole nazwać „jawność” – co jest stanowiskiem przeciwnym wobec Marcinkowskiego, który nazywał całe pole „publicystyką”. Widać zatem, że naszą propozycję należy rozumieć jako syntezę dotychczasowych układów drogą teoretyczno-systemowego „uporządkowania pola” zakresów przedmiotowych, a nie jako konstrukcję nowego systemu.

Jeśli więc później będziemy mówić o „autopoietyzacji dziennikarstwa” albo o „konstruktywności publiczności”, to powinno być jasne, o jakich dokładnie zarysowanych polach jest mowa. Nie chodzi tu o teoretyczno-systemową za-bawę, lecz o konieczne dla prac empirycznych sprecyzowanie i rozróżnienie pojęciowości – gdyż pojęcia te również w licznych aktualnych pracach z zakresu komunikacji medialnej wciąż używane są w dalekim stopniu synonimicznie. Po zastosowaniu teorii systemów dla precyzyjnego wyznaczenia empirycznego pola komunikacji medialnej powinniśmy przejść teraz do pytania o odpowiednią teorię poznania komunikacji medialnej.

3 . Nie-dualistyczna teoria poznania komunikacji medialnej

Klasyczne epistemologiczne pytanie w dyskusji między realistami a konstruk-tywistami brzmi: czy media odwzorowują rzeczywistość, czy też ją konstruują? Innymi słowy: czy rzeczywistość poprzedza media, które dopiero z niej zostają wyselekcjonowane, czy też media, dzięki swoistym operacjom, wytwarzają rze-czywistość? Krytyka nie-dualistycznej filozofii2 zasadza się na niesprawdzonym co do zasadności dualizmie w obu prądach myślowych: zarówno realiści jak i konstruktywiści muszą dokonać rozróżnienia pomiędzy mediami a rzeczywi-stością po to, aby w ogóle móc postawić pytanie o odwzorowanie lub konstruk-cję. To rozróżnienie pomiędzy mediami i rzeczywistością dzieli już tylko mały krok od rozróżnienia pomiędzy rzeczywistością mediów i (pozamedialną) rze-czywistością, czytaj: realnością. Filozofia nie-dualistyczna nie pyta już o to, czy media konstruują rzeczywistość, lecz raczej pojmuje samą konstrukcję-a­priori „tutaj media, tam rzeczywistość” jako konstrukt pojęciowy. Dualizm rzeczywi-stość mediów i pozamedialna realność ostatecznie nadbudowany jest na o wiele „cięższych” ontologicznych dualizmach zjawiska i bytu, obrazu i rzeczywisto-ści. Ponieważ jednak te dualizmy nie zawsze dokładnie dualistycznie się sobie przeciwstawiają, w dalszej części tekstu będę używał nieco unieszkodliwiającego pojęcia ogólnego – „dystynkcje”:

2 Rozwijał ją austriacki filozof Josef Mitterer (1992). Ważne elementy śladowe myślenia nie-du-alistycznego znajdują się u Ludwika Flecka i Silvio Ceccato, a zastosowane protofilozoficzne rozważania u Hugo Dinglera.

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 269

Przegląd: dualizmy i dystynkcje nauki o mediach

1. Dystynkcje ontologicznebyt zjawiskorzeczywistość obrazrzeczywistość obraz medialnyrealność rzeczywistość mediówrealność złudzenierealność symulacjarealność inscenizowanierealność wyobrażenierealność wirtualnośćrealność fikcja (fikcyjność)

2. Dystynkcje teorii mediówzdarzenie przedstawienie

(forma przedstawienia)zdarzenie informacjazdarzenie relacja (wzór sprawozdania)

3. Dystynkcje teorii komunikacjinadawca odbiorcaproducent konsumentkomunikujący obierający komunikat

4. Dystynkcje dziedzinykomunikacja indywidualna komunikacja masowakomunikacja interpersonalna komunikacja medialna

5. Dystynkcje w kontekście społeczno-kulturowymnatura kulturaczłowiek środek przekazuczłowiek maszynaciało technologiapubliczność prywatnośćpubliczne tajne

steFan Weber270

6. Dystynkcje dziennikarskieprawda fałsz

faktyczność fikcyjność

oryginał kopia/fałszerstwo/plagiat

obiektywność subiektywność

informacja/relacja opinia [komentarze, glossy]

informacja rozrywka

dziennikarstwo profesjonalne dziennikarstwo bulwarowe

dziennikarstwo elektroniczne dziennikarstwo rozrywkowe

dział redakcji dział ogłoszeń

Przy tym nie-dualistyczna teoria poznania doradzałaby raczej, by pojmować te dualizmy jako protologiczne konstrukty oraz nie przyjmować ich milcząco i w sposób bezrefleksyjny. Wracając zaś do „faktycznego” odejścia od dualiza-cji – jeden rzut oka na wyróżnione grupy dualizmów i dystynkcje pozwala na wysoce różne obserwacje:

1. Co się tyczy dystynkcji ontologicznych – byt i nie-byt, byt i zjawisko, (a następnie) rzeczywistość i obraz jak i (następnie) realność i iluzja (fikcja, symulacja, wyobrażenie, inscenizowanie, wirtualność) – to wielu postmoderni-stycznych teoretyków mediów, począwszy od Flussera, Baudrillarda i Weibela, a skończywszy na Krokerze, wychodzi od symbolicznej zmiany obsady: to, co kiedyś było realnością, dzisiaj może być pojmowane tylko jako wirtualność, a rzeczywistość wirtualna została awansowana w stosunku do rzeczywistej real-ności. „W zrekombinowanej historii obraz jest realną rzeczą, a realna rzecz jest tylko złudzeniem zwirtualizowania” (Kroker i Weinstein 1997: 141). Całkiem podobny tok myśli można odnaleźć w radykalnym konstruktywizmie: „Z obra-zu rzeczywistości powstaje rzeczywistość obrazu” (Schmidt 1992: 446). „Odej-ście od dualizacji” ma tutaj miejsce nie tylko poprzez rozbicie dualizmu, lecz w o wiele większym stopniu poprzez pewne definicyjne odwrócenie. Jeszcze raz: nie chodzi tutaj o epistemologiczne rozważania, tylko o czasowo uwarunkowane diagnozy teraźniejszości.

2. Co się tyczy dystynkcji teorii mediów – zdarzenie i przedstawienie (forma przedstawienia), względnie zdarzenie i informacja/relacja (wzór sprawozdania), to konstruktywizm ponownie w istocie uznaje odwrócenie realistycznego układu myślowego: podczas gdy dla realistów zdarzenie ma miejsce przed mediami i przez nie w sposób wybiórczy jest odwzorowywane, to dla konstruktywistów zdarzenie jest przede wszystkim zdarzeniem operacji mediów, ma więc miejsce w środkach przekazu. Wynika z tego, że również czynniki informacyjne nie

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 271

trzymają się zdarzeń zewnętrznych, lecz przedstawiają specyficznie medialne kody konstrukcji3.

3. Co do dystynkcji teorii komunikacji – nadawca/odbiorca, producent/kon-sument, komunikujący/odbierający komunikat, to z jednej strony w skrajnym konstruktywizmie wskazuje się na aktywną rolę odbierającego komunikat (kon-sument jako producent pewnego każdorazowo szczególnego kontekstu), z drugiej strony na „faktyczne” procesy odejścia od dualizacji, jakie zostały wzbudzone przez interaktywne środki przekazu – Internet etc.

4. Wraz z cyfrową rewolucją osłabły nagle pewne dystynkcje tej dziedziny, a mianowicie rozróżnienie na komunikację indywidualną i komunikację maso-wą. Mówienie o „masowości” jest tym bardziej przestarzałe, im bardziej konse-kwentnie oferta środków przekazu jest zindywidualizowana (chodzi tu o software agents).

5. Teoretycy nowych mediów często przepowiadali, iż również dystynk-cje historyczno-kulturowe, jak natura/kultura, człowiek/maszyna albo ciało/technologia zatracą swoje znaczenie. Wobec techniki cyfrowej, która w coraz większym stopniu wdziera się w ciało (zob. Wearable Computers, Brain­ und Neurochips itd.) i wobec ciał biologicznych, które w coraz większym stopniu są integrowane w technice (hasła: Society of Surveillance, pamięć proteinowa, komputery neuronowe, które myślą (Things That Think) itd.), rozróżnienia te stają się problematyczne. Nawet tradycyjna retoryka przedmiotowo-podmioto-wa, jak sądzą teoretycy i artyści środków przekazu (ostatnio Stoker i Schöpf (red.) 1997), stała się przestarzała dzięki nowym formom sprzężenia człowiek/maszyna.

Odnośnie relacji człowieka i technologii, Arthur Kroker wychodzi ponownie od odwrócenia:

W latach 60. McLuhan rozwinął teorię, iż technologiczne środki komunikacji medialnej, tzw. „powiększenia ludzkości”, są elektronicznymi rozszerzeniami centralnego systemu nerwowe-go. Lecz to było tylko jeden raz. W latach 90. jest dokładnie odwrotnie. To nie technologia jest rozszerzeniem ludzkiego aparatu percepcyjnego, lecz gatunek ludzki jest okablowanym rozszerzeniem rzeczywistości cyfrowej (Kroker i Kroker 1996: 149)4.

3 Podobne pojmowanie odwrócenia informacji i zdarzenia znajduje się zresztą w parafrazie Karla Krausa dokonanej przez Günthera Andersa z 1956 roku: „Na początku było nadawanie, dla niego powstaje świat”. Z tego odwrócenia wynika również to, że symbolicznie uogólnione medium ko-munikacyjne dziennikarstwa – aktualność – musi być postrzegane nie jako przyczyna, lecz skutek sprawozdania: „Dlatego proponujemy traktować aktualność nie jako przyczynę, lecz jako skutek dziennikarskiego sprawozdania z otoczenia i ryzyka. Znaczy to: Zdarzenia obowiązują jako ak-tualne, ponieważ środki przekazu o tym informują”. A następnie: „Aktualność należy uważać za podstawowy wyróżnik systemu dziennikarstwa, której przysługuje o wiele większe znaczenie niż innym dziennikarskim kryteriom doboru” (Ruhrmann, Kohring i Görke 1997: 14).

4 Stanowisko, które wciąż w sposób radykalny manifestowane jest również w High-Tech dzia-łaniach cielesnych australijskiego artysty performance Stelarca.

steFan Weber272

W relacji między człowiekiem a mediami przypominałoby to odwrócenie klasycznego pytania: „Co z ludźmi czynią media?”, przy założeniu korzyści („Co ludzie czynią za pomocą mediów?”). Ta skoncentrowana na jednostce, mikroteoretyczna argumentacja zostanie ponownie podjęta przez (skrajny) kon-struktywizm.

Ostatecznie byłaby to znów współczesna rewolucja medialna, która atako-wałaby dobre dla modernizmu rozróżnienie między publicznością i prywatno-ścią. W światowej sieci danych mówienie o tajemnicach byłoby więc anachro-nizmem...

Nie miejsce tutaj na rozróżnianie pomiędzy wyrażeniami science a fiction. Ostatecznie dalszy, od dawna znany dualizm, nie powinien być wprowadza-ny do gry. Jeśli przyznamy się, że przyszłość so far nie może zostać poznana i przedstawia aktualne granice naszego dyskursu i poznania (szczegółowo na ten temat zob. Weber 1996, 219 i nast.), pozwala to patrzeć trzeźwo na ewolu-cję technologii komputerowych i nowych mediów: niektóre przepowiednie (np. Virtual-Reality-Wetware) pozostają daleko w tyle względem oczekiwań, inne (jak np. World-Wide-Web) okazały się nie do przewidzenia co do ich ogromnego rozrostu.

6. Należy w końcu pamiętać o wypróbowanych dystynkcjach dziennikar-skich: o „dychotomiach bazowych” prawda/fałsz, faktyczność/fikcyjność, obiek-tywność/subiektywność, jak również (nadbudowanych na tym) tutaj-oryginał/tam-kopia-fałszerstwo-plagiat, tutaj-informacje i relacje/tam-komentarze, glosy itd. To, że te podziały (pojmowane najczęściej jako wskaźnik dziennikarskiej jakości) są poddawane w wątpliwość w ramach teorii konstruktywistycznej, jest nader jasne. Konstruktywiści idą – moim zdaniem całkowicie słusznie – tak daleko, że odradzają dziennikarzom używania takich słów, jak „prawda”, „obiek-tywność” czy „faktyczność”5. Jeżeli jedna strona tego rozróżnienia jest przekre-ślona, zniesiona zostaje sensowność całego rozróżnienia (por. Luhmann 1996: 16). Należałoby wreszcie zwrócić uwagę na następujący faktyczny rozwój: coraz trudniej dokonać rozdzielenia dziennikarstwa profesjonalnego (E-Jurnalismus) i bulwarowego (U-Jurnalismus), ponieważ oba rodzaje mediów pracują z taką samą biegłością i tymi samymi działaniami konstruującymi rzeczywistości. Rów-nież rozróżnienie między działem redakcji a działem ogłoszeń empirycznie jest coraz mniej możliwe („dziennikarstwo książeczki czekowej” tworzy takie hybry-dalne formy, jak tzw. „Advertorials”, „Themen-Placements” itd.). Nie trzeba już dodawać, że dystynkcja informacji i rozrywki przeszła w „rozrywko-informacje” (Infotaiment).

5 Również Siegfired Zielinski zauważa: „Dualistyczne konstrukcje prawdy i fałszu, zjawiska i bytu, zainscenizowania i realności, iluzji i rzeczywistości są usuwane; nie jawią się już jako prawomocne lub poręczne wobec faktyczności mediów, która nadbudowana jest na fikcji (...)” (Zielinski 1991, 13).

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 273

4 . Operacjonalizacja sytuacyjna realistycznych i konstruktywistycznych modeli informacji6

Idąc za tezą, że pytanie, czy media odwzorowują, czy też konstruują rzeczy-wistość, jest poznawczo nierozstrzygalne, konstruktywizm nie może już dłu-żej pełnić funkcji teorii poznania komunikacji medialnej, lecz teraz raczej musi działać jako sytuacyjny model konstrukcji informacji. W dalszej części ukazany zostanie przede wszystkim realistyczny sposób myślenia o wyborze informacji i konstruktywistyczny sposób myślenia o konstrukcji informacji w celu połą-czenia ich w jeden sytuacyjny model wytwarzania informacji. Ujawni się przy tym dość precyzyjnie problematyka każdego modelowania empirycznej „rzeczy-wistości” w nauce o mediach: w jednostronnie linearnych modelach realizmu i konstruktywizmu wyraźne jest to, co jest podkreślone; skupienie się tylko na jednym sposobie myślenia powoduje jednakże wypadanie z pola widzenia innych fenomenów. Model sytuacyjno-integracyjny – ponieważ usiłuje połączyć oba sposoby myślenia – nie jest niestety tak wyrazisty.

Realistyczny model selekcji informacji

Realistyczny sposób myślenia zasadniczo podporządkowuje przepływ informacji od źródła, okazji medialnego sprawozdania, do środków przekazu. Okazjami dla sprawozdań są zasadniczo wydarzenia pozamedialne. Zadaniem mediów jest dokonywanie wyboru spośród wielości wydarzeń. Ten klasyczny model portiera (Gatekeeper­model) wyboru informacji, który pozwala jedynie na podporządko-wany przepływ od mediów do wydarzeń – a więc również tylko w wyjątkowych przypadkach na dokonywanie medialnej produkcji wydarzeń – moim zdaniem w tej „czystej” formie dotyczy tylko pracy wykonywanej w agencjach prasowych (a w niej przede wszystkim działów zagranicznego, kroniki oraz polityki). Dzien-nikarskie doświadczenia autora w rozgłośni telewizyjnej i radiowej (każdorazo-wo w news­roomie, względnie redakcji informacyjnej) pokazują dalej, że również tutaj medialne przetwarzanie informacji naznaczone jest w ogromnym stopniu arbitralnością i przypadkowością wyboru. Dotyczy to przede wszystkim możli-wie szybkiego wyboru „ważnych” doniesień spośród ciągle powiększającej się liczby doniesień agencyjnych. Doniesienia te zasadniczo – przynajmniej w zaob-serwowanych środkach przekazu – są jedynie opisywane, o wiele częściej jednak,

6 Rozwijana poniżej argumentacja opiera się nie tylko na rozważaniach teoretycznych, lecz rów-nież na doświadczeniach empirycznych autora jako dziennikarza w drukowanych środkach przekazu oraz radiu. Wspomniane przykłady z dziennikarskiego powszedniego dnia pracy opie-rają się przede wszystkim na doświadczeniach w następujących austriackich środkach przekazu: Österreichischer Rundfunk (ORF; 1996), Kronen Zeitung (1991), Radio Melody (od 1997), Salzburger Volkszeitung (1990-1995) oraz Blizn/Ultimo (1990-1996).

steFan Weber274

ze względów czasowych, natychmiast bezpośrednio przejmowane7. Powstające przez to „rzeczywistości chwilowe”, względnie „prawdy tu i teraz”, mogą zo-stać skorygowane przez nowe doniesienia krótko po ich nadaniu albo jeszcze

7 Doniesienia o wydarzeniach są już wzajemnie przejmowane od różnych międzynarodowych agencji oraz wzajemnie cytowane; dochodzi do okrężnego przepływu materiału tekstowego i fotograficznego. Pytanie o autentyczność, odniesienie względnie doniesienie „źródłowe” prze-staje mieć znaczenie.

WIADOMOŚCI

ŚRODKI PRZEKAZU

RZECZYWISTOŚĆ

ODBIORCY

WYDARZENIA

WYBÓR

O1 …………………………………………………………………… On

W1 …………………………………………………………………. Wn

Rys . 2 . Realistyczny model wyboru informacji

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 275

w trakcie ich nadawania8. Aktualność jako wartość hierarchizuje wszystkie inne wartości informacji. Wynika z tego również to, że wydarzenia nieaktualne mogą zostać bez problemu zaktualizowane9: Zasadniczo aktualnym jest to, co zostaje opublikowane jako pierwsze doniesienie. Aktualne nadawanie jest ni mniej ni więcej tylko mającym chwilową ważność „posągiem” w autopietycznym i okręż-nym przepływie doniesień agencyjnych. Można by nieomal powiedzieć, iż war-tością dla tej formy dziennikarstwa nie jest informacja, lecz czas.

W realistycznym modelu selekcji informacji powstające w ten sposób infor-macje „przekazywane” są odbiorcom. Ponownie obserwować możemy pierwotny przepływ informacji od środku przekazu do odbiorcy. Oczywiście odbiorcy przy-znaje się również możliwość wyboru: czynne konstruowanie odbiorcy oraz jego indywidualna konstrukcja sensu i znaczenia pozostają jednak zawsze niezauwa-żone. Tego rodzaju „modelu armaty” działania mediów nie możemy odnieść – jak pokazały to rozliczne prace – do audiowizualnych środków przekazu, cechują-cych się wysokim stopniem upowszechnienia oraz rozproszoną publicznością.

Realistyczna logika wyboru informacji różni się zasadniczo od konstruk-tywistycznej logiki konstrukcji informacji: podczas gdy działającym konstruk-tywistycznie mediom chodzi o swoistą rzeczywistość, o odróżnienie od innych ofert medialnych, krótko: o różnicę, to o coś innego chodzi środkom przekazu mającym zamiar działać realistycznie – a mianowicie o to, aby to samo prze-kazać wcześniej od innych środków przekazu (chodzi im również o tożsamość, aktualność i przewagę informacyjną).

Konstruktywistyczny model konstrukcji informacji

Podczas gdy realistyczny model wyboru informacji podkreśla przepływ informa-cji od zdarzenia (i jednej odnośnej referencyjnej „rzeczywistości”) do selektyw-nie odwzorowującego środka przekazu oraz od środka przekazu do – w sensie „komunikacji masowej” – ogółu odbiorców, konstruktywistyczny model kon-strukcji informacji zauważa odwrotny kierunek myślenia: czynne przyswojenie oferty medialnej przez – w sensie swojej indywidualności – koncypowanego odbiorcę (poprzez rozmaite metamedia i selektory), jak i czynną konstrukcję wydarzeń (wielorakich rzeczywistości) przez środki przekazu. Tego rodza-ju model czynnego konstruowania rzeczywistości przez media dotyczy moim zdaniem pracy informacyjnej w bulwarowych środkach przekazu, w lokalnym

8 Jeden przykład z wiadomości telewizyjnych telewizji austriackiej: 5 sierpnia 1996 roku o 13.00 doniesiono w audycji „Zenit im Bild”: „Chorwaci z Mostaru skłaniają się do kompromisu”. O 13.07 Reuter podał: „UE – jednak Chorwaci nie potulnieją”.

9 6 sierpnia 1996 w wiadomościach telewizyjnych nadawano przez cały dzień relację ze zbli-żającej się aborcji angielskich trzymiesięcznych bliźniaków. O 19.17 nadeszło informacja, że sąd zakazał aborcji. Natomiast o 20.01 Reuter doniósł, że do aborcji doszło „według pewnego lekarza już przed kilkoma tygodniami”.

steFan Weber276

dziennikarstwie oraz w czysto komercyjnie zorganizowanych (a więc w coraz większym stopniu niemal wszystkich) drukowanych i audiowizualnych środkach przekazu. „Konstruktywistyczna praca informacyjna” może więc iść tak dale-ko, że zdarzenia mające miejsce w otoczeniu i „wprowadzanie danych” (Input) w redakcji (ogłoszenia prasowe, zaproszenia na konferencje prasowe itd.) są

MM1 ………………………..………….MMn

ŚP1 ……………………………....……………………… ŚPn

I1 ………………………………..………………………… In

W1 ……………………………….......……………………. Wn

Rys . 3: Konstruktywistyczny model selekcji informacji

ODBIORCA

RZECZYWISTOŚĆ

METAMEDIA

ŚRODKIPRZEKAZU

INFORMACJE

WYDARZENIA

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 277

zasadniczo ignorowane, a rzeczywistość medium niemal całkowicie powstaje poprzez samodzielnie wyszukane, względnie wytworzone we współpracy z pew-nymi informatorami a ostatecznie sprowokowane przez medium „wydarzenia”. Mniej więcej tego rodzaju pojmowania konstrukcji informacji doświadczyłem podczas pracy w austriackiej gazecie bulwarowej „Kronen Zeitung”. Dostrzeżone tu zjawiska – niejako strategiczny rytuał wytwarzania fikcyjnej obiektywności (np. cytowanie sygnatur akt „tajemniczych dokumentów”), oralność i ogromne uszczuplenie języka, strukturalne sprzężenie preferowanych polityków, zasady korzyści w tekście, strategiczne planowanie z wyprzedzeniem kampanii tema-tycznych („produkcja tematów”) albo stereotypowe powtarzanie tematów, które już raz osiągnęły sukces („tematy-rzeki”) – są dostrzegalne także w niemieckich gazetach bulwarowych, jak na przykład „Bild”, (co do szczegółowych rozważań nad „Kronen Zeitung” zob. Weber 1995).

Konstruktywistyczna orientacja medialnej konkurencji nie wymaga (jak to jest w modelu realistycznym) oferowania tych samych wiadomości – szybciej i dogłębniej zbadanych oraz smakowiciej podanych, lecz dąży o wiele bardziej do tego, by prezentować różne oferty medialne jako konkurencję. „Różnić się zamiast odtwarzać”, w idealnych warunkach wprawdzie „przed-tworzyć” – tak mogłoby brzmieć motto konstruktywistycznej samoświadomości w pracy dzien-nikarskiej. Tym, co decyduje nie jest czas, lecz odmienność informacji.

Sytuacyjny model wytwarzania informacji

Ponieważ na podstawie rosnącej komercjalizacji i bulwaryzacji coraz trudniej do-konywać ścisłego rozróżnienia pomiędzy klasycznie, selektywnie i realistycznie pracującymi środkami przekazu a działającymi czynnie i konstruktywistycznie, sytuacyjny model wytwarzania informacji stara się łączyć realistyczny i kon-struktywistyczny sposób myślenia. W modelu sytuacyjnym odbiorcami są na przykład nie tylko klasyczni „odbiorcy” oferty medialnej – via metamedia i se-lektory, na przykład wyszukiwarki www – lecz również (z powodu właśnie tej oferty medialnej) indywidualni konstruktorzy wydarzeń, a więc kognitywnych rzeczywistości. Media mogą odwzorowywać wydarzenia (o ile je otrzymają lub przejmą od usytuowanych przed nimi metamediów, jak na przykład agencji, PR, działalności publicznej oraz zewnętrznych nadawców, na przykład polityków czy instytucji opiniotwórczych), jak i czynnie je wytwarzać.

Sytuacyjny model wytwarzania informacji podkreśla łącznie następujące kontekstualne wyznaczniki:– po pierwsze to, czy dominuje realistyczny bądź konstruktywistyczny sposób

myślenia zależy od czynników czasowych, rzeczowych i społecznych. Możli-we są na przykład do pomyślenia procesy dziennikarskie, w których najpierw dokonuje się klasycznego wyboru (poprzez reakcję na określone doniesie-nie prasowe danego polityka), a następnie dokonuje się czynnej konstrukcji

steFan Weber278

(gdy przy okazji doniesienia prasowego konfrontuje się polityka z przeciwnej opcji z tematem audycji, a następnie kieruje się rozmowę na całkiem inny temat)10.

RZECZYWISTOŚCI

W1 ............................................................................W1n wydarzenia

M1M1 ....................................................................... M1Mn metamedia 1 [agencje, PR, zewnętrzne komunikatory]

ŚP1 ............................................................................ŚPn środki przekazu

I1 ............................................................................... In informacje

M2M1 ....................................................................... M2Mn metamedia 2 [wyszukiwarki …]

O1 ............................................................................. On odbiorcy

W1 ............................................................................Wn wydarzenia

RZECZYWISTOŚCI

Rys . 4: Sytuacyjny model tworzenia informacji

– po drugie to, czy dominuje realistyczny bądź konstruktywistyczny sposób myślenia zależy od rodzaju środków przekazu, ich formatu i sposobu przed­stawiania. Można wyjść od tego, że w bulwarowych środkach przekazu do-minuje konstruktywistyczny sposób myślenia, natomiast w tzw. „mediach o wysokiej jakości” (Qualitätsmedien) realistyczny sposób myślenia (roz-różnienie to od dawna poddawano w wątpliwość i dlatego należy go używać tylko stopniowo – zob. powyżej). Można dalej przyjąć, że przy wyraźnie

10 Autor wskazuje na dalszy przykład z radia: austriackie przedsiębiorstwo utylizacji śmieci wy-słało bilans roczny; w audycji O-Ton szef tego przedsiębiorstwa, przypadkowo zapytany, przy-toczył statystykę zbieraczy na mieszkańca landu, w Wiadomościach mogliśmy zaś usłyszeć: „Mieszkańcy Salzburga są najbardziej pilnymi zbieraczami”.

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 279

subiektywnych sposobach przedstawiania, jak na przykład komentarze/glosy, reportaże/wydarzenia itd., dominuje konstruktywistyczny, a przy wiadomo-ściach realistyczny sposób myślenia.W mojej opinii możliwe jest – jeżeli pójść tym tropem – empiryczne „roz-

strzygnięcie”, czy obserwowane medium jest medium operującym w większym stopniu realistycznie czy konstruktywistycznie. W kolejnych rozdziałach zostaną podsumowane tylko niektóre tendencje konstruktywistycznie działających środ-ków przekazu, przy czym zebrane tendencje zostaną określone mianem autopie-tyzacji dziennikarstwa.

5 . Autopoietyzacja dziennikarstwa11

Przez autopoietyzację rozumie się tutaj wyróżniający się trend do samoreproduk-cji dziennikarstwa: dziennikarstwo coraz częściej odnosi się nie tylko do otocze-nia zewnętrznego względem niego, lecz do samego dziennikarstwa. Możemy te główne tezy rozróżnić w następujący sposób: przede wszystkim można przypusz-czać, że coraz częściej źródłami dziennikarskimi są inne źródła dziennikarskie, a nie źródła nie-dziennikarskie (politycy, artyści, uczestnicy wydarzeń, odbiorcy itd.). Hipoteza ta może być określona mianem „autologizacji” dziennikarstwa. Następnie można przypuszczać, że coraz częściej te autologiczne, endogenne źró-dła są źródłami wirtualnymi (jak na przykład usługi online, systemy teletekstowe, sieć www itd.). Hipoteza ta będzie określana mianem „wirtualizacji” dziennikar-stwa. Dalej można przypuszczać, że coraz częściej media tematycznie odnoszą się do innych mediów, a już nie do środowiska pozamedialnego. Innymi słowy: tematy mediów w coraz większym stopniu składają się z „odzwierciedlonych” tematów innych środków przekazu i ich aktorów („metamedializacja” mediów). Ponadto można przypuszczać, że dziennikarskie metody pracy oraz praktyka dziennikarska coraz częściej odnoszą się do wewnątrzredakcyjnego kręgu reguł, zamiast do domniemanej, pozadziennikarskiej publiczności („cybernetyzacja” dziennikarstwa). Wszystkie wreszcie treściowe tendencje do zamazywania róż-nic pomiędzy realnością/inscenizowaniem, prawdą/fałszem i oryginałem/fałszer-stwem można określić mianem „fikcjonalizowania” dziennikarstwa.

Autologizacja

Pojęcie autologizacji dotyczy źródeł, zaczątku medialnego sprawozdania. Kla-syczno-realistyczny model dziennikarstwa wychodzi od tego, że informacje ze

11 W tym rozdziale sformułowane zostają teoretyczne hipotezy, które zostaną zilustrowane przy pomocy wybranych przykładów z praktyki. W żadnym przypadku jednakże nie powinny być one pojmowane jako ilościowy, empiryczny dowód na autopoietyzację dziennikarstwa – powin-ny one jedynie te hipotezy ilustrować! Za zachętę do napisania tego rozdziału dziękuję Hansowi Hainzowi Fabrisowi.

steFan Weber280

środowiska dziennikarskiego – pojmowane jako „wejścia” (Inputs) – są przyj-mowane i opracowywane przez dziennikarzy. Informacje te pochodzą zazwyczaj od PR, instytucji publicznych i urzędów, od partii politycznych, policji, uczestni-ków wydarzeń i szukających pomocy, którzy zwracają się do środków przekazu. Istotnym dla perspektywy realistycznej jest również znaczenie „twórców opinii” oraz tzw. „zewnętrznych komunikatorów”12. Mianem „autologizacji” powinny być natomiast określone trendy do ograniczania tego rodzaju wpływów. Przy konstruktywistycznie działających środkach przekazu należy przypuszczać, że autopoietycznie „odgradzają” się one od otoczenia, nie chcąc pozwolić na otrzy-mywanie swoich tematów „z zewnątrz”. Tematy powstają nie dzięki wejściom ze świata zewnętrznego, lecz poprzez wejścia „z wewnątrz” świata dziennikar-stwa: na posiedzeniach redakcyjnych, na omówieniach tematów z przełożonymi, a przede wszystkim poprzez konsumpcję innych środków przekazu. Rozważania te prowadzą do kolejnego punktu.

Wirtualizacja

Jeśli przypuszczamy, że dziennikarze coraz częściej czerpią pomysły i tematy z innych źródeł dziennikarskich, to należy przyjąć, że coraz częściej tematy te pochodzą nie z klasycznych drukowanych i audiowizualnych mediów, lecz ze środków nowych, wirtualnych13. Można przypuszczać, że coraz częściej in-formacje dziennikarskie pochodzą ze źródeł wirtualnych (agencje informacyjne nie przekazują już swoich doniesień faksem, lecz zaopatrują redakcje poprzez bazy danych dostępne online; dziennikarze poszukują informacji w teletekstach oraz czytają „gazety” na stronach www itd.). Obserwacja ta odnosi się do takiej wirtualizacji dziennikarstwa, która dotyczy źródeł informacji dziennikarskiej. O wirtualizacji można mówić jednakże w pewnym całkiem odmiennym znacze-niu, a mianowicie w powiązaniu z tym, co dotyczy digitalizacji dziennikarskiej twórczości pisarskiej.

Metamedializacja

Przez „metamedializację” rozumie się fakt, że środki przekazu coraz częściej tematycznie zajmują się innymi środkami przekazu. Dotyczy to na przykład wy-sypu magazynów telewizyjnych, obfitość wyszukiwarek w sieci www itd. Jeśli prawdziwa jest teza, że w dzisiejszej krainie mediów najważniejszą informacją jest informacja o informacji i wciąż rośnie tempo ewolucji medialnej (media wzrastają zatem „mimetycznie”), wówczas w coraz mniej przejrzystym świecie

12 Co do tej problematyki zob. również krytyczną dyskusję nad nowymi badaniami nad komuni-katorami (Betele i Haller 1997).

13 W obserwowanych nadawcach informacji to jest normalne, że moderatorzy wyszukują swoje aktualne artykuły bez wyjątku z różnych niemieckojęzycznych systemów teletekstowych.

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 281

medialnym tzw. metamedia zaczynają odgrywać decydującą rolę. Metamedia nie stoją już tylko ponad rzeczywistością, już nie tylko obserwują społeczeństwo jako całość, lecz stoją również ponad innymi środkami przekazu, obserwują same siebie14.

Cybernetyzacja

Ta skłonność do tej metamedialnej samoobserwacji na poziomie działania ko-responduje z cybernetyczną zwartością dziennikarskiej praktyki w systemach redakcyjnych: tematy nie są tworzone ze względu na potencjalne zainteresowanie otoczenia (a więc ze względu na publiczność), lecz ze względu na optymaliza-cję i utrzymanie struktur redakcyjnych oraz własnej pozycji wewnątrz systemu redakcyjnego15. Cybernatyzacja oznacza również to, że praktyka dziennikarska odzwierciedla się w sobie samej, przy czy nie dysponuje już żadnym kontaktem z otoczeniem16. Pytanie, co interesuje ludzi „tam na zewnątrz”, staje się niemoż-liwe do rozstrzygnięcia; dziennikarskie preferencje tematyczne staja się przy tym w wysokim stopniu przypadkowe i odzwierciedlają wyłącznie to, co interesuje innych dziennikarzy (względnie to, co dziennikarze sądzą, że interesuje ludzi).

Fikcjonalizacja

Wreszcie wszystkie skłonności do zamazywania zachowywanych rozróżnień dziennikarskich, jak na przykład realność/fikcyjność, realność inscenizowanie, prawda/fałsz, oryginał/kopia itd., mogą być określane mianem fikcjonalizacji dziennikarstwa. Nie przeciw temu, lecz jako logiczne uzupełnienie sugeruje się naiwną łączliwość z realnością (Reality-TV, Eyewitness-News itd.) Innymi sło-wy: Im realnie bardziej fikcjonalnie, tym fikcjonalnie realniej.

Przytoczone tutaj – i domniemane – empiryczne zjawiska przyczynowo wią-żą się, moim zdaniem, z rosnącą ekonomizacją i komercjalizacją komunikacji medialnej w ogóle, a w szczególności dziennikarstwa. Podsystem dziennikarstwa – po tym, jak wyemancypował się z otoczenia systemu politycznego – okazał się (z niesystemowej perspektywy) tylko zwykłym aneksem do gospodarki: mowa o jakiejś „czwartej władzy” albo jakiejś politycznej funkcji kontrolnej środków przekazu brzmi już tylko anachronicznie. „Kasa zamiast kontroli” w o wiele

14 Należałoby również pamiętać o tym, że medialni aktorzy (dziennikarze) sami coraz częściej stają się źródłem medialnej rekursywnej informacji.

15 Dziennikarze muszą swoje opowieści „dobrze sprzedać” nie publiczności, lecz przede wszyst-kim swoim wewnątrzredakcyjnym przełożonym. W obserwowanych austriackich gazetach bulwarowych wypowiadający się redaktorzy coraz częściej mają poczucie, że nie piszą dla swojego czytelnika, lecz bez wyjątku dla redakcyjnego szefa.

16 Oto jak brzmiało – lekko powątpiewające, zawsze ironicznie pojmowane i ostatecznie zawsze pozostające bez odpowiedzi – ulubione pytanie na posiedzeniach redakcyjnych w obserwowa-nych rozgłośniach radiowych: „Co się dzieje na zewnątrz?”

steFan Weber282

większym stopniu wydaje się motywem przewodnim w epoce całkowitej komer-cjalizacji. Oderwanie od państwa i polityki, odwrócenie od publiczno-prawnego modelu radia, zniesienie państwowych wymagań prasowych itd. powodowało szybką ekonomizację środków przekazu – to znów wiąże się z presją bulwary-zacji. Rolę nie do przecenienia odgrywa tutaj – zwłaszcza w przypadku telewizji – „amerykanizacja” rodzajów nadawania i form przedstawień. Ostrożne podsu-mowanie: tam, gdzie rządzi prymat dochodu, ton nadają konstruktywizm kultury medialnej i autopoietyzacja dziennikarstwa.

Przegląd: autopoietyzacja dziennikarstwa

autologizacJa: źródła dziennikarskie w coraz większym stopniu odnoszą się do innych dziennikarskich źródeł; tematy dziennikarskie do innych, już w sys-temie zasilanych dziennikarskich tematów.

WirtualizacJa: dziennikarskie znalezienie tematu wynika w coraz większym stopniu ze źródeł wirtualnych, a nie „realnych”.

MetaMedializacJa: środki przekazu w coraz większym stopniu informują o in-nych środkach przekazu a nie o pozamedialnej realności.

cybernetyzacJa: praktyka dziennikarska w coraz większym stopniu odnosi się do innej praktyki dziennikarskiej, a nie do tego, co publiczne.

FikcJonalizacJa: oferta oraz zawartość treściowa środków przekazu jest rów-nież i to właśnie wtedy w coraz większym stopniu fikcyjna, gdy sugeruje się czyste odwzorowywanie realności.

6 . empiryczna operacjonalizacja

Wydaje mi się sensowne przypomnienie w tym miejscu jeszcze raz rozstrzy-gającego argumentu: jeśli konstruktywizm nie przedstawia żadnej teorii pozna-nia dla komunikacji medialnej, lecz sytuacyjny model konstrukcji informacji, to pytanie o realizm i/albo konstruktywizm musi być również rozstrzygnięte empirycznie i sytuacyjnie – tzn. w przypadku każdego obserwowanego środka przekazu. Chciałbym w dalszej części tekstu sformułować pięć podstawowych kwestii, na podstawie których problem ten można rozwiązać. Pytania nie kon-centrują się ani na odbiorcach, ani na treściach środków przekazu, lecz tylko i wyłącznie na komunikatorach, tzn. samych dziennikarzach. Dlatego też, moim zdaniem, empiryczna operacjonalizacja w sytuacji idealnej winna odbywać się w ramach aktywnej i uczestniczącej (jawnej bądź nie) obserwacji – jeżeli zaś nie byłoby to możliwe, należy skupić się na ilościowym i jakościowym wy-wiadzie dziennikarskim. Jako studium wstępne mógłby służyć wielki projekt „Dziennikarstwo w Niemczech”, który z zaobserwowanymi tendencjami rosną-cej autonomii, samoreferencji i cybernetyzacji dziennikarstwa wskazuje raczej konstruktywistyczny kierunek.

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 283

Postawione w dalszej części tekstu pytania usiłują nie tylko w sensie nie-dualistycznej teorii poznania komunikacji medialnej ominąć poddane krytyce dualizmy, lecz również uniknąć starych pytań, jakie stawiano zbyt często dzien-nikarstwu: te klasyczne problematyzacje bazują zapewne na antagonistycznie obmyślonych zasadach rynku i moralności, ekonomii i etyki oraz władzy i kon-troli etc.

Selekcja czy konstrukcja?

Pytanie do dziennikarzy brzmi: czy można stwierdzić w praktyce dzien-nikarskiej przejście od „paradygmatu” wyboru do „paradygmatu” konstrukcji? Czy dziennikarzem jest ten, kto z wydarzenia czyni wydarzenie, czy też istnieją wpływy pozadziennikarskie – nie-dziennikarskie, zewnętrzne komunikatory, po-zaredakcyjne „wejścia” itd. – które są zaczynem dla medialnego sprawozdania? Czy samoświadomość dziennikarzy wypływa raczej z tego, by relacjonować biernie, jak coś było (najpierw wydarzenie, później sprawozdanie), czy też z tego, by czynnie kształtować, jak coś miałoby być, względnie dziać się (najpierw spra-wozdanie, później wydarzenie)17. Czy dziennikarze postrzegają się jako lustro/odbicie/obraz społeczeństwa, czy też raczej jako czynni konstruktorzy i aktorzy w kontekście społecznym? Czy istnieje sfera, w której ważna jest jeszcze me-tafora portiera?

Współzależność czy autonomia?

Konstruktywizm wychodzi od rosnącej niezależności dziennikarstwa i jego niezależności od otoczenia (połączone koncepcje samoorganizacji i samoodnie-sienia). Przez to nieuchronnie marginalizuje się współzależność dziennikarstwa i innych systemów, dlatego konstruktywizm i teoria systemów adaptują również metaforę „strukturalnego sprzężenia”. Podczas gdy dla konstruktywistów dzien-nikarstwo staje się systemem w sposób rosnący niezależnym, realiści widzą to zupełnie inaczej: przy rosnącym symbiotycznym ułożeniu i uwikłaniu dzienni-karstwa w swój kontekst, w politykę, w pracę publiczną itd. należałoby zapytać o własny jego obraz: czy dziennikarze czują się w pełni niezależnymi instancja-mi, czy też w wysokim stopniu współzależnymi jednostkami?

17 Krótki wyciąg z wywiadu z Heinzem von Foersterem: „Raz (…) zostałem zaproszony, aby przemawiać w pewnej szkole dziennikarskiej. W niej to nad bramą wejściową znajdowało się credo tejże szkoły: ›Mów, jak jest!‹ Przybyłem tam, przeczytałem to i pomyślałem: ›Jest, jak wy mówicie!‹ Musicie zatem bardzo uważać na to, co tutaj opowiadacie. Ponieważ to jedyne co posiadamy, jest tym, co jest powiedziane. Tak było i będzie zawsze”. (Foerster/Müller/Müller 1997: 129 f.).

steFan Weber284

Konwergencja czy kontyngencja?

Konstruktywizm ogłasza rosnące rozdzielenie, pluralizowanie, zróżnicowanie i wreszcie kontyngencję medialnych rzeczywistości: wszystko, co jakoś jest re-lacjonowane, mogłoby być również zrelacjonowane w inny sposób; i wszystko, o czym się relacjonuje, mogłoby również w inny sposób zachodzić. Empiryczne studia minionego roku – na przykład nad telewizją – wskazują raczej na zaryso-wującą się konwergencję treści środków przekazu. Oba scenariusze są możliwe do pomyślenia: z jednej strony samoodtwarzanie mogłoby prowadzić do kontyn-gencji informacji, z drugiej zaś również do drastycznego zniwelowania, nadmia-ru informacji i jej homogeniczności. Rozróżnienia konwergencja/kontyngencja, homogeniczność/heterogeniczność, koherencja/pluralizacja należałoby również interpretować w sensie rozróżnienia tożsamość/różnica (względnie „odtwarzać”/„różnić się”), jeśli znów konieczne jest zadanie pytania o dziennikarską samo-świadomość.

Personalistycznie czy systemowo?

W tym miejscu rodzi się pytanie, czy dziennikarze doświadczają siebie jako podmioty poznawczo niezawisłe, jako niezależnie działające jednostki, względnie „aktorzy”, czy też „tylko jeszcze” jako (zawodowe) role nie mające determinują-cego wpływu na kontekst społeczny. Z teoretycznego punktu widzenia pojawia się pytanie o teorię działania albo teorię systemu. W jakim stopniu strukturalny kontekst oraz społeczność określają dziennikarskie działanie.

integracja czy irytacja?

Teoria systemów Luhmanna wychodzi od tego, że „masmedia służą wytworzeniu i przetwarzaniu irytacji” (Luhmann 1996: 46). Oddźwięk, jaki uzyskuje dzien-nikarstwo w swoim otoczeniu, zmierza do „funkcji zatracającej spokój”. Środki przekazu wprowadzają irytacje i zakłócenia w społeczeństwie, a zatem logiczną konsekwencją jest to, że nie dokonują scalenia. Dziennikarstwo nie rozwiązuje żadnego problemu, lecz poszukuje i wciąż tworzy nowe problemy. Dziennikarze są więc agents provocateurs - albo, by sformułować to z pięknym odwróceniem Dicka Baeckersa, rozwiązaniami, które szukają problemów18.

W klasyczno-realistycznym modelu modernizmu dziennikarstwo służyło scaleniu zasobów wiedzy społeczeństwa i możliwości dotarcia do informacji. Dziennikarstwo sprawdzało, odsłaniało, tworzyło mieszczan i zaopatrywało ludzi

18 Ponieważ klasyczne dziennikarstwo działa już tylko jako „irytacja” społeczeństwa, powstaje na nowo potrzeba sił scalających. Powinno być ciekawe, czy może to być zabezpieczone przez nowe środki przekazu, takie jak Internet, a w szczególności World-Wide-Web (Por. Weber 1997).

Jak teoria systemów oraz nie-dualistyczna filozofia mogłaby się przyczynić do . . . 285

w informacje. Dzisiaj taki obraz jest jednakże całkowicie nieaktualny. I dlatego, moim zdaniem, przynajmniej w rozstrzygnięciu tego ostatniego pytania, należy również bez empirycznego sprawdzenia przedstawić mowę obrończą za kon-struktywizmem i teorią systemów – chociaż pozostaje również tutaj interesujące (pod względem empirycznym) pytanie o samoświadomość dziennikarzy. Należy domyślać się, że tylko niewielka część dziennikarzy zgodziłaby się na to, że ich praca tworzy problemy i wytwarza komunikacje nawiązujące (Anschlußkommu­nikationen), które ostatecznie zawsze są redundantne i których szum odbija się w społeczeństwie najwyżej jako niekonstruktywny hałas.

Opracowanie tezy o zamęcie mogłoby, moim zdaniem, prowadzić do nowego rozdziału w krytyce dziennikarskiej, który – kiedy uwzględni się współczesne autopoietyczne tendencje – byłby pilnie potrzebny.

Przegląd: pięć pytań wprowadzających

1. Wybóralbo

Konstrukcja

wydarzenie → informacja informacja → wydarzenie

2. Współzależnośćalbo

Niezależność

otoczenie → dziennikarstwo dziennikarstwo → otoczenie

3. Konwergencjaalbo

Kontyngencja

rzeczywistość → środki przekazu środki przekazu → rzeczywistość

4. Personalistycznealbo

Systemowe

jednostka → społeczność społeczność → jednostka

5. Scalaniealbo

Irytacja

problemy → rozwiązania rozwiązania → problemy

steFan Weber286

Bibliografia

Bentele G., Haller M., (red.), 1997, Aktuelle Entstehung von Öffentlichkeit. Akteure – Strukturen – Veränderungen, Konstancja, UVK Medien.

Blöbaum B., 1994, Journalismus als soziales system. Geschichte, Ausdifferenzierung und Verselbständigung, Opladen, Westdeutscher Verlag.

Brill A., 1996, „Lost at sea”: Die Realität der Massenmedien, „Soziale Systeme”, 2, s. 419–428.

Foerster H. von, Müller A., Müller K. H., 1997, Im Goldenen Hecht. Über Konstrukti­viskus und Geschichte, „Österreichische Zeitschrift für Geschichtswissenschaften”, 8/1, s. 129–143.

Görke A, Kohring M., 1997, Worüber reden wir? Vom Nutzen systemtheoretisches Den­kens für die Publizistikwissenschaft, „Medien Journal”, 1, s. 3–14.

Kohring M., Hug D. M., 1997, Öffentlichkeit und Journalismus. Zur Notwendigkeit der gesellschaftlichen Interdependenz – Ein systemtheoretisches Entwurf, „Medien Jour-nal”, 1, s. 15–33.

Kroker A., Kroker M., 1996, Hacking the Future & Kalifornische Epilog, Wiedeń, Pas-sagen Verlag.

Kroker A., Weinstein M. A., 1997, Datenmüll. Die Theorie der virtuellen Klasse, Wiedeń, Passagen Verlag.

Luhmann N. 1996, Die Realität der Massenmedien, wyd. II, Opladen, Westdeutscher Verlag.

Marcinkowski F., 1993, Publizistik als autopoietisches System. Polityk und Massenme­dien. Eine systemtheoretische Analyse, Opladen, Westdeutscher Verlag.

Marcinkowski F., 1996, Das Massenmedien der Gesellschaft als soziales System?, „So-ziale systeme” 2, s. 429–440.

Mitterer J., 1992, Das Jenseits der Philosophie. Wider das dualistische Erkenntnisprinzip, Wiedeń, Passagen Verlag (Tamta strona filozofii. Przeciwko dualistycznej zasadzie poznania, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa 1996).

Ruhrmann G., Kohring M., Görke A., 1997, Medienberichterstattung über Umweltthe­men, „Medien Journal” 3, s. 11–19.

Schmidt S. J., 1992, Medien, Kultur: Medienkultur. Ein Konstruktivistisches Gesprächsan­gebot, [w:] Kognition und Gesellschaft. Der Diskurs des radikalen Konstruktivismus 2, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 425–450.

Stocker G., Schöpf C., (red.), 1997, FleschFactor – Informationsmaschine Mensch, Wiedeń/Nowy Jork, Springer.

Weber S., 1995, Nachrichtenkonstruktion im Boulevardmedium. Die Wirklichkeit der „Kronen Zeitung”, Wiedeń, Passagen Verlag.

Weber S., 1996, Die Dualisierung des Erkennens. Zu Konstruktivismus, Neurophilosophie und Medientheorie, Wiedeń, Passagen Verlag.

Weber S., 1997, Die Beobachtung neuer Medien, „Medien Impulse”, 21, s. 11–15.Zieliński, S., 1991, Medien/Krieg. Ein kybernetischer Kurzschluss, „Medien Journal”,

1, s. 12–20.

przeł. Artur Pacewicz

Michael Fleischer

Problem dualizmu u Josefa Mitterera1

Nie potrafimy podać przykładu błędu, jak długo go popełniamy

MitteReR

Josef Mitterer (2001) w filozoficznej analizie problemu dualizmu wychodzi od pojęcia prawdy i sposobu jego funkcjonowania. W filozofii – według Mitterera – chodzi o skuteczne poszukiwanie prawdy, celu i motywacji poznania; nowsze koncepcje w miejsce „prawdy” stosują: adekwatność, użyteczność, wiabilność. Prawda pozostaje przy tym zawsze regulatywem dyskursowym. Wychodząc za-tem z tego założenia i stosując w tym zakresie konsekwentnie (Luhmannowską) perspektywę obserwatora, filozofia jawi się techniką argumentacyjną (a nie na-uką) oraz posiada funkcję stosowania jej w przypadku konfliktów dyskursowych – w celu uodpornienia własnych poglądów i krytyki cudzych. „Ta technika argu-mentacji może legitymizować dowolne poglądy jako prawdziwe, właściwe czy adekwatne, jako uzasadnione i rozsądne, o ile są one reprezentowane” (Mitterer 2001, 11 [6]).

Potwierdza to także fakt, że żaden problem filozoficzny nie został nigdy rozwiązany (w rozumieniu konwencji rozwiązań w naukach ścisłych) oraz że historia filozofii powstaje wprawdzie jako historyczne następstwo koncepcji, jednak funkcjonuje jako koegzystencja koncepcji (szkół, prądów etc.), tak, że zawsze można być Platonikiem, Kantystą czy neopozytywistą. W ramach filozofii

1 Przywoływana tu książka Josefa Mitterera z 2001 roku ma również swoje wydanie polskie – 2004. By jednak zachować spójność wykładanych w tekście koncepcji, wszystkie cytaty po-dawane są za tłumaczeniem Michaela Fleischera. Natomiast dla ułatwienia lektury polskiemu czytelnikowi za każdym razem w nawiasie kwadratowym podajemy również odpowiadające strony z wydania polskiego.

Michael Fleischer288

nie następuje zatem wymiana obalonych pozycji, lecz ustawiczna konstrukcja nowych koncepcji. Przekrój poprzeczny historii filozofii odpowiada w ten sposób (historycznemu) przekrojowi podłużnemu. Dana teraźniejszość nie służy do re-wizji tej czy innej pozycji, lecz rozszerzaniu istniejącego spektrum, wypełnianiu luk pomiędzy koncepcjami przez nowe modele.

Zależność ta staje się widoczna, kiedy postawi się pytanie: Dlaczego dany filozof reprezentuje tę, a nie inną filozofię?. Odpowiedź zależy od wielu czynni-ków, po pierwsze od tego, jakie warunki „ogólnożyciowe” wystąpią (ponieważ studiuje się przedmiot i jest się socjalizowanym na tym a nie na innym uni-wersytecie u przedstawiciela tej a nie innej szkoły), a, po drugie, od tego, że ta właśnie szkoła/koncepcja ma zalety, a wszystkie inne wady oraz charakteryzują się błędami. Wynika stąd, że „okoliczności, które prowadzą do tego, że filozof reprezentuje tę a nie inną filozofię [są] kontyngentne” (Mitterer 2001, 13 [8]).

Nie można zatem, chcąc widzieć filozofię jako technikę argumentacyjną, mówić o różnicach pomiędzy odmiennymi koncepcjami, także dlatego, że odpo-wiadałoby to perspektywie wewnątrzsystemowej i nie byłoby tym samym per-spektywą obserwatora. Należy wyjść od tego, co wspólne, a wiec od pytania: Co łączy wszystkie szkoły i tworzy ich wspólną podstawę? I tu na pierwszy rzut oka stwierdzić można, że taką wspólną bazą są: perspektywa dualistyczna, ukierunkowanie na prawdę i kierunek myślenia.

(I) Pierwsza wspólna cecha dotyczy wspólnie stosowanego, względnie zakładanego, dychotomicznego rozróżnienia pomiędzy dwoma różnie ustruk-turyzowanymi poziomami. Jako typowe dychotomie wymienić można język/rzeczywistość, wypowiedź/przedmiot, poznanie/obiekt poznania itd. – z jednej strony więc to, co jest mówione, a z drugiej to, o czym się mówi albo – jak pisze Mitterer – ten świat i tamten świat [das Diesseits, das Jenseits] dyskursu. Wszystkie filozofie tematyzują zatem – oczywiście na różne sposoby – stosunek pomiędzy opisem obiektu a samym obiektem, przy czym konsekwentnie zakłada się, że „taka różnica musi być zakładana” (Mitterer 2001, 16 [11]). Inaczej mó-wiąc: pytanie o „jak” może być zadane tylko wtedy, kiedy nie pyta się o „że” tych dychotomii. Chodzi więc o to, by „pominąć je milczeniem”. W ten sposób dychotomie te wytwarzają milcząco zakładany ogólny podstawowy konsens każ-dego dualistycznego sposobu myślenia. „Założenie dotyczące ‘że’ jakiejś dycho-tomii w stosunku do ‘jak’ jej elementów jest nieokreślone” (Mitterer 2001, 17 [11]). O ile przestrzega się tej maksymy dyskursowej (w sensie Hempfera 1993), powstaje i wynika stąd możliwość, by wypracowywać owo „jak” w sposób do-wolny, na podstawie możliwości oferowanych i stawianych do dyspozycji przez język; jedynymi wynikającymi z tego mechanizmu ograniczeniami są możliwo-ści wyrażania języka. Konstruowane może być tylko to, co dany (!) język jest w stanie wyrazić. Zatem dane „jak” są kontyngentne. „Wynikające z założeń ‘że’ ustalenia relacji „jak” są kontyngentne. Na skutek założeń ‘że’ relacja ‘jak’ może zostać dowolnie określona” (Mitterer 2001, 17 [12]). W tej sytuacji chodzi więc

Problem dualizmu u Josefa Mitterera 289

o to, by własną decyzję na korzyść określonego „jak” sytuować jako właściwą, prawdziwą, jedynie adekwatną oraz uodporniać ją wobec innych pozycji. Naj-częstszym sposobem realizowania tego zabiegu jest formułowanie i twierdzenie własnej odpowiedzi jako tej (właściwej) odpowiedzi. „Do tego dochodzi przez aprioryzację rezultatu swego ustalenia ‘jak’, przez rzutowanie ustalenia ‘jak’ na założenie ‘że’ danej dychotomii. Założenie ‘że’ podawane jest z pomocą ustalenia ‘jak’ i rozszerzane na dychotomię ‘że&jak’. Wynik ustalenia ‘jak’ jest w stosunku do niego zakładany z góry. Dochodzi zatem do odpowiedniości między posze-rzonym o ustalenie ‘jak’ założeniem ‘że’ i relacją ‘jak’. Przez tę odpowiedniość własne określenie relacji ‘jak’ uzyskuje priorytet nad pozostałymi określeniami relacji ‘jak’. Miejsce dla pozostałych relacji ‘jak’ zostaje w ten sposób ustalone przed ich ustaleniem. Nie mogą już one odpowiadać założeniu ‘jak’ i nie są już kontyngentne, lecz fałszywe. Przy pomocy tego sposobu postępowania wszystkie własne ustalenia ‘jak’ stają się założeniami nie tylko dla siebie samych, lecz dla wszystkich innych ustaleń ‘jak’. Każda z własnych decyzji czyni w przebiegu dyskursu założenia także dla decyzji/ustaleń ‘jak’ innych uczestników dyskursu” (Mitterer 2001, 18 [12]).

(II) Druga wspólna cecha dotyczy zorientowania na prawdę w filozofii, po-szukiwania prawdy i poznania jako podstawy umożliwiającej własnej decyzji „jak’, jako poszukiwanie i znajdowanie zgodności między oboma biegunami dychotomii, niezależnie od tego, jakie sformułowania językowe są w tym celu zgodnie z obowiązującą modą językową wybierane: czy byłaby to prawda czy – jak ostatnio – wiabilność, użyteczność, odpowiedniość itd. Problem prawdy może być ustrukturyzowany na dwa zasadnicze sposoby: „Albo poglądy (zdania, wypowiedzi) są prawdziwe, ponieważ pokrywają się z rzeczywistością, albo po-krywają się one z rzeczywistością, ponieważ są prawdziwe” (Mitterer 2001, 22 [15–16]). Stosowanie pierwszego rozwiązania prowadzi do teorii korespondencji, drugiego – do teorii koherencji albo konsensu. „Prawdziwość lub nieprawdzi-wość danego poglądu nie jest kwestią rozstrzyganą przez ten pogląd. O praw-dziwości lub nieprawdziwości decyduje instancja (prawdy) w tamtym świecie dyskursu poglądów, przy czym instancja ta w zależności od danej teorii prawdy jest różnie ustalana. Filozofowie nie roszczą sobie jednak prawa do dawania odpowiedzi na pytania, lecz do dawania tej (właściwej) odpowiedzi. Tak więc dokonania poznawcze stwierdzić mogą zawsze tylko coś, co i bez nich już jest ustalone” (Mitterer 2001, 22 [17–18]).

(III) Trzecia wspólna cecha odnosi się do kierunku myślenia. Tak a nie ina-czej zsocjalizowane myślenie ukierunkowane jest zawsze na pewien – jakkolwiek rozumiany – obiekt myślenia. Każdy opis świata jest zawsze właśnie opisem tego świata, a więc właśnie obiektu.

Te cechy wspólne postulowane są teraz jako nie stawiane pod znakiem zapy-tania (oraz niemożliwe do postawienia pod znakiem zapytania) założenia w ra-mach naszych komunikacji, przy czym konsekwentnie (pod groźbą restrykcji

Michael Fleischer290

społecznych) przemilcza się, że są one opcjonalne, że to my możemy się na nie decydować, lecz nie musimy.

Stąd jednak wynika, że pytanie o to, czy istnieją problemy epistemologiczne, jest jednoznacznie bezsensowne. Należy i można raczej twierdzić, że te pro-blemy istnieją tylko wtedy, kiedy założy się owe dychotomie. Zatem problemy epistemologiczne są (logicznie, a następnie także działaniowo i komunikacyjnie relewantnymi) produktami założonych dychotomii. „Problemy epistemologiczne są problemami pewnej techniki argumentacyjnej oraz stanowią próbę ulepszania tej techniki argumentacyjnej” (Mitterer 2001, 21 [15]). Akceptując ten punkt widzenia, chodzić może jeszcze tylko o to, by te figury argumentacyjne i zasady funkcyjne dualistycznego sposobu argumentacji uczynić transparentnymi, co ze swej strony prowadzi do ich osłabienia.

Taka dualistyczna perspektywa charakteryzuje jednak również konstrukty-wizm. „Również konstruktywizm nie porusza tematu konstrukcji założeń, które go umożliwiają” (Mitterer 2001, 26 [20]) i to niezależnie od konkretnego rodzaju konstruktywizmu, niezależnie więc od tego, czy uznając realność realności wy-powiadamy się na temat mechanizmów postrzegania (jak we wczesnych pracach Glasersfelda – patrz 1985), czy (jak u Schmidta) wybieramy niefalsyfikowalną pozycję. Jeśli konstruktywizm ma mieć sens i doprowadzić nas dalej, wyjaśnione muszą najpierw zostać jego założenia, a więc udzielona odpowiedź na pyta-nie: Jak konstruowane jest rozróżnienie między językiem a realnością, opisem a obiektem? A tutaj język i socjalizacja są decydującym punktem. Wychodząc z założenia, że perspektywa dualistyczna jest produktem języka, a następnie so-cjalizacji, która ze swej strony z kolei produkuje język i następnie go – właśnie tak a nie inaczej wyprodukowanego – perpetuuje, należy zapytać, czy kiedy uży-wany jest język, konieczne jest, by stosować go dualistycznie, czy więc możliwe jest, by tego nie czynić. W obu wypadkach jednak mamy do czynienia wyłącznie z właściwością języka. Kiedy mówimy więc nie-dualistycznie, o dualizmach nie ma mowy i w efekcie nie stanowią one przedmiotu debaty. Kiedy więc nie mówimy dualistycznie, tamten świat dyskursu w ogóle nie powstaje. Wszyst-ko to pod warunkiem, że rozróżnienie między językiem a rzeczywistością jest produktem sposobu argumentacji dualizującego sposobu mówienia jako decyzji argumentacyjnej. Jednocześnie należy zapytać: jeśli dualizm jest produktem ję-zyka, z jakich powodów i z jakimi funkcjami język i system kultury dualizm wyprodukowały.

Ponieważ w ramach systemów kultury i systemów społecznych jesteśmy socjalizowani w ramach dualistycznego sposobu mówienia, a myślenie nie-du-alistyczne przychodzi nam z trudnością, zastosowana musi zostać perspektywa obserwatora, umożliwiająca nam zaobserwowanie martwego punktu dualizmu oraz faktu, że stanowi on tylko jedną opcję. W tym celu zrekonstruować musimy milcząco przyjęte, a następnie przestrzegane założenia dualistycznego sposobu myślenia.

Problem dualizmu u Josefa Mitterera 291

Na samym początku wszystkich dualizmów stoi problem racjonalności (lub – w zależności od ujęcia – problem empiryzmu), w związku z którym, jeśli jakaś pozycja ma być racjonalna, sama racjonalność nie może być wynikiem dualizmu. W tym sensie „mówienie o czymś” funkcjonuje w ten sposób, że (właśnie to) coś jako obiekt mówienia – za Mittererem – sytuowane jest „pod mową”. Już mówienie o „mówieniu o czymś” wymaga (czysto językowo) dwóch poziomów: poziomu języka i poziomu obiektu (świat, rzeczywistość, realność, egzystencja itp.). Nie wskazuje się przy tym, że założenie dyskursowe jest decyzją (dyferen-cjacją) pierwotną wobec dyskursu, który dopiero przez to założenie jest ustalany. W ramach perspektywy dualistycznej obowiązuje zatem założenie, że poznanie jest zawsze poznaniem czegoś, poznaniem obiektu poznania; przy czym jednak obiekt poznania nie jest poznaniem, obiekty wypowiedzi nie są wypowiedziami, zakres przedmiotowy teorii nie jest teorią itd. (Mitterer 2001: 37 [30–31]). Na-wet jeśli przyjąć odniesienie językowe każdej wypowiedzi, dualizm twierdzi, że poziom językowy odnosi się do poziomu obiektu, opis obiektu ukierunkowany jest na obiekt opisu. Ponadto stosunek pomiędzy poziomem języka i obiektu defi-niowany jest, w zależności od pozycji, jako zgodność, ewentualnie niezgodność. Podobnie uznaje się, że istnieje wiele możliwości opisania obiektu, dla obiektu jednak postuluje się jedną tylko możliwość, bycia takim, jakim jest, co ma się rozumieć utrzymuje w ruchu technikę i praktykę argumentacji, a więc funkcjono-wanie filozofii i komunikacji w ogóle oraz umożliwia w końcu system kultury.

Z tego zaś wynika, że „obiekt opisu [jest] odporny na opis” (Mitterer 2001, 40 [32]). Jakkolwiek obiekt opisujemy, jakąkolwiek perspektywę wybierzemy, nie może to zaszkodzić ani obiektowi, ani mówieniu o obiekcie; zapobiega to zatem możliwości przerwania komunikacji, a więc zabezpiecza jej funkcjonowa-nie. Wyobraźmy sobie, że za pomocą komunikacji rozwiązywalibyśmy problemy – system komunikacji załamałby się w bardzo krótkim czasie. Odporność obiektu na opis jest niewymownie skutecznym środkiem służącym temu celowi – poprzez panujący na poziomie języka pluralizm i na poziomie obiektu monizm (Mitte-rer 2001, 40 [32–33]). Ponieważ ta dyskursowa gra łatwa jest do przejrzenia (i jeszcze niezbyt odporna na zakłócenia), musi móc być perpetuowana, a tym samym – z drugiej strony – być podwójnie zabezpieczana.

Również dualizm dąży do zgodności pomiędzy obiektem a opisem – zgod-ność ta jednak może zostać osiągnięta tylko za pomocą dodatkowego (wewnątrz-systemowego) kryterium, które może być więc zastosowane tylko systemowo-immanentnie, lecz także przez wszystkie obecne na rynku szkoły i koncepcje, nie zakłócając zarazem samego mechanizmu. Celem tego dążenia jest prawda, i to w ten sposób, że prawda definiowana jest zawsze z punktu widzenia własne-go systemu założeń, my zaś możemy – z perspektywy obserwatora – osiągnąć i zobaczyć wiele prawd. Ponieważ obiekt (danego) opisu zawsze leży w za-świecie dyskursu, a tym samym poziom obiektu jest dla wszystkich uczestników tej gry taki sam (gdyż semantycznie pusty), oraz ponieważ poziom języka jest

Michael Fleischer292

(z powodu systemowości) różny, oraz – dalej – ponieważ to, co faktycznie obo-wiązuje na płaszczyźnie obiektu, na poziomie języka powinno zostać osiągnięte poprzez odpowiedniość, różne pozycje czy koncepcje mogą być dowolnie wy-pracowywane i reprezentowane, a komunikacje mogą się kontynuować.

Przerywacz komunikacji nie może zadziałać (że na tej podstawie funkcjonuje również cała humanistyka, nie trzeba wspominać). Celem jest osiągnięcie praw-dziwego konsensu, ewentualnie – zapobieżenie dyssensowi, co oczywiście nigdy nie może się udać i – z punktu widzenia systemu – też nie powinno, ponieważ mechanizm ten funkcjonuje tak, jak to tu opisano.

Ten sam mechanizm funkcjonuje również z uwagi na postulat prawdy. Wy-powiedzi diagnozowane są jako prawdziwe lub fałszywe, bez stwierdzania i bez możliwości stwierdzenia ich prawdziwości, ponieważ prawdziwe (nigdy zaś fał-szywe) są one zawsze w systemie założeń danej koncepcji. Jeśli wypowiedzi są fałszywe, to są fałszywe tylko w systemie założeń innej koncepcji, która poznaje je i może je poznać jako fałszywe; w funkcjonujących koncepcjach wypowiedzi są zawsze prawdziwe, ponieważ o tym, czy są one prawdziwe, decyduje właśnie ta koncepcja. W dualizmie dane zdanie jest prawdziwe, jeżeli „obiekt już przed opisem jest taki, jak jest on w najlepszym z przypadków, czyli w przypadku prawdy” (Mitterer 2001, 45 [35]). Gdyż, jeśli chcemy móc powiedzieć, że coś jest prawdziwe, trzeba przedtem wiedzieć, że jest to prawdziwe, w tym sensie mechanizm ten jest albo cyrkularny, albo tautologiczny. Tym samym prawda stanowi regulatyw dyskursu o takiej zalecie (dla komunikacji), że wszystkie poglądy uważane są za prawdziwe, a mianowicie przez tych, którzy poglądy te reprezentują. I dlatego też, by umożliwić ten mechanizm, prawda w ramach pozycji dualistycznych definiowana jest jako: „zdanie ‘p’ jest prawdziwe tylko wtedy, jeżeli ‘p’ ” (Mitterer 2001, 81 [65]).

W dualistycznych teoriach prawdy znaleźć można więc dwa rodzaje prawdy: po pierwsze prawdę przez odniesienie do poziomu obiektu, a po drugie praw-dę przez odniesienie do teorii, przez co wprawdzie tak samo wymagana jest zgodności z rzeczywistością, jednakże prawda jest możliwa do stwierdzenia tylko argumentacyjnie na płaszczyźnie języka. Wszystkie teorie prawdy są jed-nak teoriami zgodności, dla których obowiązuje: „Albo poglądy są prawdziwe, ponieważ są zgodne z rzeczywistością (teoria korespondencji), albo zgodne są one z rzeczywistością, ponieważ są prawdziwe (teoria koherencji, konsensu). [Innymi słowy:] według teorii korespondencji w procesie selekcji poglądów na prawdziwe i fałszywe ostają się te, które są prawdziwe, a według teorii konsensu prawdziwe są te, które się ostają” (Mitterer 2001, 82 [66–65]). Podstawowym problemem wszystkich poglądów na prawdę jest jednak to, że nie są one stoso-walne same z siebie. Określona teoria korespondencji na przykład jest w tym wypadku fałszywa, kiedy nie koresponduje z realnością; jej podstawa zostaje jednak zachowana. Do tego dochodzi jeszcze kwestia, że prawda nie jest zjawi-skiem ciągłym, ponieważ relewantna jest tylko i dopiero w tych przypadkach

Problem dualizmu u Josefa Mitterera 293

i sytuacjach, w których pojawiają się konflikty, kiedy więc z konsensu powstaje dyssens. Jeśli bowiem panuje konsens, prawda jest nierelewantna – mówi się wówczas o oczywistościach, ewidentności itp. W tym sensie także wynalezienie „realności”, za-świata dyskursu jest – za Mittererem – bardzo pożyteczne i za-bezpieczające system, ponieważ każda koncepcja może utrzymywać (i wykazać), że jej rozwiązanie zgodne jest, według niej (!), z realnością, a w ramach tej koncepcji nie można dowieść przeciwieństwa, lecz dopiero wtedy, kiedy kon-cepcja ta uznana zostaje za fałszywą. Nie wcześniej. Wynika to po prostu stąd, że „prawda” i „błąd” na poziomie języka są co prawda symetryczne – lub jako takie się jawią – jednak w koncepcjach dualistycznych symetrii już nie wykazują, choć symetria jest milcząco zakładana. Chodzi więc o to, „że w stosunku do po-glądów, które reprezentujemy, nie możemy rozróżniać między prawdą a błędem. [...] Błąd stwierdzić możemy dopiero wtedy, kiedy go popełniliśmy, to znaczy, kiedy już go nie popełniamy. Nie możemy podać przykładu błędu, jak długo go popełniamy. Przyznanie się do błędu odnosi się zawsze do przeszłości i nie dotyka teraźniejszości” (Mitterer 2001, 88 [70]). Błąd kogoś innego zaś może-my zobaczyć, ponieważ naszą pozycję zakładamy jako prawdziwą. Im głębiej idziemy w przeszłość, tym więcej pojawia się błędów, a im bliżej teraźniejszości – tym mniej.

Tak samo funkcjonuje mechanizm postrzegania i iluzji, względnie mecha-nizm ich rozróżniania. Także tu nie jesteśmy w stanie – za Mittererem – podczas percepcji rozróżniać między postrzeganiem a błędnym postrzeganiem. „Dopiero kiedy zamieniliśmy dotychczasową percepcję na nową, możemy z punktu widze-nia nowej percepcji uznać wcześniejszą za iluzję” (Mitterer 2001, 89 [71]). Prze-nosząc tę perspektywę na poziom języka lub na praktyczną pracę filozoficzną, można zaobserwować – za Mittererem – że prawda jest najczęściej zdepersona-lizowana, błąd natomiast (językowo) spersonalizowany, podobnie prawdę można stwierdzić, postulować, głosić itp. tylko językowo, decyzja o prawdzie nie zapada jednak w dyskursie, lecz w za-świecie dyskursu. „Jeśli założę świat odmienny od języka, świat ten jest zawsze taki, jakim ja go opisuję. Gdyż mogę go wskazać tylko przy pomocy opisu, którego dokonuję” (Mitterer 2001, 98 [79]). Twierdzić można tylko, że świat jest inny, niż się go opisywało, nie można jednak powie-dzieć, że jest on inny, niż się go opisuje. „Dyferencja między obiektem a opisem ustala się przez odchylenie od opisu, za pomocą którego obiekt jest podawany. Dyferencja między obiektem a opisem ustalana może być tylko jako dyferencja między opisem, przy pomocy którego obiekt jest podawany i (innym) opisem kogoś innego, który to opis opisuje obiekt” (Mitterer 2001, 100 [80]).

Decydującym punktem jest obiekt, musi on być każdorazowo aprioryzowany. „Kontyngentne ustalenie ‘jak’ obiektu, przekształcone musi zostać w (już) nie-kontyngentne założenie ‘że’. Rozróżnienie między uważaniem czegoś za praw-dziwe a bycie prawdziwym, między prawdą a błędem [...] wprowadzane może być tylko dla poglądów przeciwnych: przez podanie obiektu za pomocą własnego

Michael Fleischer294

nastawienia [...] Prawda jako regulatyw dyskursu reguluje dyskursy w kierunku danego własnego nastawienia” (Mitterer 2001, 103 [83]).

Akceptując diagnozę Mitterera, zapytać trzeba o pozytywne rozwiązanie, a więc o wyjście. Czy można uprawiać nie-dualistyczną naukę, tym bardziej przy pomocy języka, kiedy to właśnie język produkuje i pozoruje dualizmy. Mitterer wychodzi od perspektywy rozumienia prawdy i konceptu zmiany. Prze-zwyciężając dualizm, nie reprezentuje się poglądów, ponieważ są one prawdziwe. „Prawda jest niewymagająca. Poglądy są prawdziwe, ponieważ oraz jak długo je reprezentujemy, a są fałszywe, ponieważ i jak długo ich nie reprezentujemy” (Mitterer 2001, 105 [84]). Tym samym jasnym się staje, że funkcja prawdy nie leży w zgodności z za-światem dyskursu, nie w dowodzie egzystencji obiek-tu, lecz w odgraniczaniu się od innych poglądów, prawda stanowi tym samym regulatyw dyskursu lub przerywacz legitymizacji, znamionuje granicę między własnym poglądem a poglądem mu przeciwnym. Z tego powstaje między innymi rzeczywistość, „nie jest ona niczym innym, jak «ostatnim stanem rzeczy», jak poglądami, które w aktualnym momencie są reprezentowane” (Mitterer 2001, 105 [85]). Jakiekolwiek poglądy byłyby reprezentowane, tworzą one konsens uczestników komunikacji, służący do utrzymywania komunikacji w ruchu. Jak długo konsens trwa, mechanizm jest zabezpieczony; jeśli poglądy – obojętnie z jakich powodów – mają zostać zmienione, wymaga to dyssensu, który, raz wytworzony, pozwala na przyjęcie nowych pozycji, by z kolei te postulować jako konsens. „Rzeczywistość nie jest statycznym konstruktem w za-świecie o funkcji sędziego: jest ona stale na nowo ustalana przez przebieg naszych dyskursów” (Mitterer 2001, 106 [85]). Lub inaczej: „Próba rozróżnienia stołu od opisu stołu jest próbą rozróżnienia stołu od tego, że jest on z drewna” (Mitterer 2001, 107 [86]). Filozofia dualistyczna pracuje w kierunku jednego celu, któremu – by się to udało – odebrane zostać muszą kontyngencje tego właśnie myślenia. Cel ten postulowany jest co prawda w za-świecie dyskursu, osiągnięty jednak ma zostać w tym świecie. Status quo ma być perpetuowany; wychodząc od teraźniejszości obowiązywać ma dla przeszłości i przyszłości.

Problem dualizmu u Josefa Mitterera 295

Bibliografia

Fleischer M., 2007, Ogólna teoria komunikacji, Wrocław.Glasersfeld E. von, 1985, Einführung in den radikalen Konstruktivismus, [w:] Die erfun­

dene Wirklichkeit, red. P. Watzlawick, Monachium, s. 16–38.Hempfer K.W., 1993, Diskursmaximen des Poststrukturalismus, „Zeitschrift für Semio-

tik”, 15, s. 3–4, 319–331.Mitterer J., 1992, Das Jenseits der Philosophie. Wider das dualistische Erkenntnisprinzip,

Wiedeń. (Tamta strona filozofii. Przeciwko dualistycznej zasadzie poznania, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa 1996.)

Mitterer J., 2001, Die Flucht aus der Beliebigkeit, Frankfurt n. M. (Ucieczka z dowolności, przeł. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 2004.)

przeł. Dominika Wączek i Joanna Barbacka

Achim Barsch

Poziomy działań systemu literatury

1 . Wprowadzenie1

Empiryczna Teoria Literatury (ETL)2 jest w swej dotychczasowej formie mode-lem strukturalnym, w którym działania są klasyfikowane: a) według przestrzega-nia konwencji literackich i wynikającego stąd podziału literackich (= systemowo-literackich) i nieliterackich (= niesystemowo-literackich) działań; b) według ro-dzaju danej roli działania (por. Rusch 1991). Ten (konieczny) model strukturalny należy rozszerzyć o opracowany model procesualny, dzięki któremu omówione zostaną także diachroniczne aspekty. Niniejszy artykuł ma być heurystycznym krokiem w tym kierunku. Podjęta zostanie próba uzupełnienia obszaru przedmio-towego „systemu literatury” w związku z jego funkcjonalnym zróżnicowaniem3. Łączą się z tym propozycje specyfikacji i modyfikacji wyjściowych pozycji ETL. Modelowanie szczegółowo opracowanej ramy teoretycznej nie jest tu oczywiście możliwe4.

Funkcjonalne różnicowanie systemu literackiego w ramach ETL zostało dotychczas przeprowadzone jedynie w odniesieniu do ról działań: produkcja

1 Muszę podziękować Brigitte Kaczewskiej, Gebhardowi Ruschowi i Reinholdowi Viehoffowi za zachętę i wskazówki w dyskusji i za uprzednią redakcję tego artykułu. Każdy z nich przyczynił się na swój sposób do tego, by moje wyobrażenia stały się wyraźniejsze.

2 Nie można w tym miejscu przedstawić ETL. Dla zrozumienia tego artykułu zakładana jest u czytelnika podstawowa wiedza o koncepcie ETL. By móc wyczerpująco zająć się tą pra-cą, proponowane jest odwołanie się do właściwej literatury (np. Schmidt 1980; Hauptmeier/Schmidt 1985; Barsch 1991: rozdz. 1.1).

3 Por. także z historycznoliterackiego punktu widzenia przemyślenia Jaegera (Jaeger 1991), które dyskutują w ramach innego teoretycznego odniesienia podobna problematykę.

4 Zadanie takie leży w zakresie wyczerpującej pracy, która sięga eksplicytnie do socjologicznej teorii systemów socjalnych – zob. Hejl 1985; 1989.

achiM barsch298

literatury, rozpowszechnianie literatury, recepcja literatury i przetwarzanie litera-tury stworzyły strukturę systemu literackiego. Z powodów systemowo-teoretycz-nych i treściowo-fenomenologicznych pożądane wydaje się uzupełnienie, dzięki któremu system literacki zostanie dodatkowo funkcjonalnie zdyferencjowany na poziomy działań5.

Można analitycznie rozróżnić w systemie literackim6 co najmniej trzy po­ziomy działań, które mogą okazać się wystarczające. Poziom działań literackich obejmuje wszystkie działania, które prowadzą do komunikatu literackiego. Na tym poziomie obszar przedmiotowy „literatura” odgraniczony jest podziałem między literaturą i nie-literaturą7; wprowadzony zostaje ukierunkowany na litera-turę specyficzny obszar referencyjnych odniesień. Poziom działań metaliterackich zawiera wszystkie działania, które implicytnie albo eksplicytnie odnoszą się do działań literackich i należących do nich baz komunikacyjnych. Dokonuje się tutaj nie-literackich operacji na wprowadzonym właśnie i założonym rozgraniczeniu pomiędzy literaturą i nie-literaturą, które ulega społecznej stabilizacji. Trzeci i ostatni poziom działań meta-metaliterackich obejmuje działania odnoszące się do dwóch pozostałych poziomów literackich działań, które tematyzują i reflektują implikacje w postaci pojęć. Na tym poziomie dostarczane są uzasadnienia dla wprowadzonego podziału literatury i nie-literatury i dla dalszego zajmowania się tym podziałem. Działania na różnych poziomach koncentrują się wokół pojęcia „literatury”, które jako wyobrażenie literatury leży u podstaw wszystkich działań w systemie literackim, tworząc w ten sposób jego kryterium graniczne.

2 . Model poziomów systemu literatury

Sam związek formalny tych trzech poziomów nie jest dla systemu literatu-ry specyficzny. Hierarchizacje działań mogą okazać się w pełni sensowne dla badań innych systemów społecznych. Na przykład ustalanie się określonych norm i wartości w systemie społecznym może być opisywane i tłumaczone w aspekcie regulacji przez subsystemy (Hejl 1989; 1990). W teorii systemów społecznych należy odpowiedzieć na pytanie, czy poziomy działań należy ro-zumieć jako subsystemy, czy raczej jako społeczne obszary działań, w których dopiero powstają systemy społeczne i które wchodzą w relacje z innymi sys-temami społecznymi.

5 Dalsze prace musimy niestety pominąć, by wytworzyć eksplicytnie teraz już poznawalny zwią-zek między konceptem płaszczyzn działań a rozróżnieniem systemów społecznych pierwszego i wyższych stopni, jak zostały one zaproponowane przez Hejla (Hejl 1990).

6 Mówię tutaj i w dalszych wywodach w liczbie pojedynczej, ponieważ chodzi o generalne aspekty modelowania systemów literackich, które powinny posiadać ważność zarówno dla historycznych systemów literackich, jak i dla literackich subsystemów.

7 Pod pojęciem „literatura” rozumiem zbiór tekstów, które są albo wyodrębnione, albo charak-teryzowane za pomocą tego pojęcia.

Poziomy działań systemu literatury 299

Abstrahując od tych problemów teoretycznych, można już w tym momencie wyjść od tego, że wszystkie trzy poziomy działań wykazują typowe dla syste-mów społecznych cechy charakterystyczne możliwe do opisania z perspektywy teoretycznokomunikacyjnej i teoretycznego opisu działań. Działania mogą zostać podzielone na akcje, interakcje i komunikacje. Akcje opisują takie działania, które sprowadzają się do zachowań właściwych dla aktanta. Interakcja definio-wana jest jako relacja, którą obserwator konstruuje pomiędzy działaniami aktan-tów. Natomiast w komunikacji chodzi o interakcje, które poprzez język lub inne systemy znakowe określić można jako powiązanie strukturalne lub kognitywna paralelizacja (Barsch 1991b; Hejl 1992; odnośnie aspektów także komunikacji Rusch 1986). Oprócz aktantów w rolach i w sytuacjach działania, ważne tutaj są także media, propozycje medialne (bazy komunikacyjne) stworzone za pomocą konwencjonalnych systemów znaków w aspekcie materialnym oraz komunikaty, konwencje i funkcje w aspekcie kognitywnym. Szczegóły będą omawiane w od-niesieniu do danego poziomu działań.

Koncepcja poziomów działań wzbogaca teoretyczną dyferencjację i – w pew-nym stopniu – kompleskowość fenomenów z obszaru „systemu literackiego”; dla modelu procesualnego wydaje się konieczne wprowadzenie poziomów działań. Działania różnego typu, to znaczy literackie i nie- literackie, mogą być dzięki temu z jednej strony oddzielone, z drugiej strony połączone czy też powiązane w syste-mie literackim. Problematyka samoorganizacji i zmiany systemu literackiego staje się w ten sposób łatwiejsza do rozwiązania niż wówczas, gdyby miała być rozwią-zywana za pomocą interpretacyjnych modeli komunikacyjnych czy socjologicz-nych teorii systemowo-środowiskowych. Zaproponowana teoretyczna dyfernen-cjacja wewnątrz ETL jako teoria ramowa lub teoretyczny element bazowy (sensu SNEED) teorii literatury jest w znacznej mierze łatwiej integrowalna z teoriami „średniego” zasięgu i ich obszarami badawczymi – systemami literackimi.

2 .1 . Poziom działań literackich

Z obecną koncepcją ETL nierozerwalnie związane jest funkcjonalne pojęcie tek-stu, które oddziela teksty (w sensie baz komunikacyjnych) od przyporządkowa-nych im indywidualnych komunikatów. Pojęcie literatury zakłada, że literackość tekstów nie wynika z ich wewnętrznych właściwości; teksty są uważane za lite-rackie lub stają się takie dzięki działaniom aktantów, które polegają na przestrze-ganiu specyficznych konwencji. Konwencje działające w systemie literatury to konwencja estetycznoliteracka (KOEL) i konwencja poliwalencji (KOPL), w wer-sji mocnej i słabej (Schmidt 1980: rozdz. 4.3; Groeben 1982: 33 i następne). Ob-szar literatury konstytuuje się w ten sposób wyraźnie jako fenomen społeczny8.

8 Zostało to także zaakcentowane optycznie w pierwszych latach prac członków grupy NIKOL przez pisanie słowa „Literatura” wielkimi literami. W tym sensie rozumiane jest również po-jęcie „system literackich”. Aby uniknąć nieprawidłowego zrozumienia tego pojęcia w postaci

achiM barsch300

Niezamierzona i prowadząca do nieporozumień czy też sprzeczności konse-kwencja tej regulacji polega na tym, że konwencje literackie wykorzystywane są w teorii systematycznie w podwójnym sensie: z jednej strony zastępują trady-cyjny podział zbioru tekstów na literackie i nie-literackie – w ETL akcentuje się literackie komunikaty, nie mówiąc o bazach komunikacyjnych. Z drugiej strony obie konwencje charakteryzują implikacje, które umożliwiają ten podział. To znaczy, że rezultaty podziału i założeń umożliwiających ten podział nie można wyraźnie oddzielić na poziomie pojęciowym. Innymi słowy, rozróżnienie litera-tury i nie-literatury, lub też pojęcie „literatury” i prowadzący do tego rozróżnie-nia model literatury zbiegają się w koncepcji konwencji literackich. Już choćby z tego powodu należy oddzielać pojęcia „literatury”, „konwencji literackiej” i „modelu literatury”9.

Istnieją jeszcze inne powody przemawiające za przemyśleniem statusu kon-wencji literackich10. I tak wydają się one przeładowane teoretycznie, jeżeli wyko-rzystywane są do opisu fenomenów rozpoczynając od poziomu mikro, a kończąc na poziomie makro systemu literackiego. Z jednej strony wykorzystuje się je do opisu indywidualnych mechanizmów „literaturyzacji” w procesie tworzenia się komunikatów literackich, z drugiej strony tworzy się z ich pomocą socjo-logiczno-systemowe kryterium do oddzielenia systemu literackiego od innych systemów społecznych.

Ostatni argument za przemyśleniem statusu konwencji literackich związa-ny jest z literacką konwencją poliwalencji, która występuje w mocnej i słabej wersji. Mocna konwencja poliwalencji (Groeben 1983: 232), nazwana także „in-tra-indywidualną”, odnosi się do tego, że (doświadczony) uczestnik literackiej komunikacji potrafi i może przyporządkować jednej bazie komunikacyjnej różne znaczenia równocześnie. Słaba konwencja poliwalencji (Groeben 1983: 232) – „inter-indywidualna” – mówi, że jeden lub wielu uczestników systemu literackiej komunikacji może przyporządkować identycznej bazie komunikacyjnej różne znaczenia w różnym czasie. Same opisy Groebena wskazują na to, że nie chodzi o słabą lub mocną wersję jednej konwencji, lecz o zupełnie różne konwencje, które nie mają, ewentualnie – nie muszą mieć, ze sobą nic wspólnego. Mocna konwencja poliwalencji wpisuje się w tradycję strukturalistycznych koncepcji literatury11 i wiąże się ze stworzeniem bardzo złożonego, bogatego znaczeniowo

przedstawiania literatury jako systemu tekstów, można by mówić tutaj trochę precyzyjniej o „literackim systemie działań”.

9 Kolejny powód łączy się z dotychczasowymi trudnościami znalezienia właściwego kryterium dla granicy systemu literackiego (zob. krytyka Webera 1990). Pokażę dalej, że pojęcie „litera-tury” jako takiego kryterium może być ustanowione, gdy zostanie słusznie zachowane rozróż-nienie w systemie literatury między literaturą a nie-literaturą.

10 Nie chodzi tutaj ani o pytanie o relację obu wyprowadzonych konwencji, ani też o ich empi-ryczną walidację.

11 Por. prace Jakobsona lub Greimasa w ramach lingwistycznej poetyki i odnoszącego się do tekstu pojęcia polifunkcjonalności.

Poziomy działań systemu literatury 301

i różnorodnego komunikatu literackiego. Słaba konwencja poliwalencji wpro-wadza natomiast kryterium akceptowalności w różnych punktach czasowych. Uczestnik lub uczestnicy systemu literackich komunikacji stosują to kryterium do już stworzonego komunikatu literackiego12.

Powyższe przemyślenia pozwalają sprowadzić konwencje do ich pierwotnej postaci, tzn. do oczekiwań-oczekiwań. Te oczekiwania-oczekiwań występują przy tworzeniu literackiego komunikatu; ukierunkowane są na językową bazę komu-nikacyjną (= tekst), prowadząc w ten sposób do działań literackich13. Działania literackie tworzą w tym sensie bazowy poziom działań systemu literackiego. Poziom ten można opisać następująco:

PozioM działań literackich obejmuje wszystkie działania w obrębie danej roli, które wynikają z zastosowania konwencji literackich i działania danego mo­delu literatury w danym komunikacie literackim w odniesieniu do bazy ko­munikacyjnej uważanej za literacką.

Działania literackie odnoszą się, ze względu na ich komunikacyjno-material-ny aspekt (media, propozycje medialne, konwencjonalne systemy znaków) do baz komunikacyjnych, które generalnie nazywane są „tekstem literackim”, „pracą literacką”, „dziełem literackim” i które prezentowane są w medialnej formie jako książka, tekst w czasopiśmie itp. W aspekcie kognitywnym w węższym sensie (wiedza, motywacja, cele, normy, wartości) należy odnosić działania literackie do komunikatów literackich (= znaczeń), które z powodu baz komunikacyjnych tworzone są z pomocą konwencji literackich.

Przy pomocy działań literackich utrzymywana jest granica pomiędzy teksta-mi uważanymi za literackie i za nie-literackie (literatura/nie-literatura). Nowocze-sny model literatury14 wytwarza obszar referencyjny, który nie musi się pokrywać z aktualnym modelem rzeczywistości, a w pracach teoretycznoliterackich scala-ny jest w aspekcie fikcjonalności lub „rzeczywistości wyimaginowanej”15.

12 W prezentowanym tutaj modelu poziomowym/płaszczyzn zostanie to uwzględnione poprzez przyporządkowanej słabej i mocnej konwencji poliwalencji do różnych poziomów/płaszczyzn działania systemu literackiego. Działanie to będzie podlegało empirycznej weryfikacji.

13 Konwencje literackie należy zatem łączyć – podobnie jak konwencje językowe – z uregulo-wanym użyciem określonego repertuaru znaków. W ten sposób konwencje literackie byłyby w kontekście ETL miejscem odniesienia dla tego, co Meyer, Ort (1990) i inni od dłuższego czasu problematyzują – w nawiązaniu do strukturalistycznych definicji literatury – jako „lite-raturę jako system tekstów”.

14 Już teraz trzeba zwrócić uwagę na to, że nie wszystkie przedstawienia literatury, także teore-tycznoliterackie, muszą być relewantne. Z tego powodu mówi się tutaj tylko o „nowoczesnym” pojęciu/modelu literatury.

15 Z teoretycznoliterackiego punktu widzenia dzięki zależnemu od pojęcia/modelu literatury roz-różnieniu między literaturą a nie-literaturą komunikaty literackie zostają odłączone od referencji wobec każdorazowo społecznie ważnych modeli rzeczywistości (tzn. przyjętej „realności”) – zob. część 3.1.

achiM barsch302

Ten podział tekstów (czy zbiorów tekstów) jest generowany wewnątrz sys-temu literackiego, stąd nie może, ze względów teoretycznych i logicznych, tworzyć samodzielnie granicy systemu literackiego16. W tym miejscu ujawnia się różnica pomiędzy literaturoznawczymi koncepcjami ujmującymi literaturę jako fenomen tekstualny i teoriami literatury postrzegającymi literaturę jako fenomen społeczny, który jest sam definiowany w obszarze badań. Te ostatnia teorie definiują więc obszar badawczy, w którym ponownie pojawiają się de-finicje17.

Konwencja estetycznoliteracka i literacka konwencja poliwalencji pretendu-ją do roli konwencji, które działają na poziomie działań literackich. Ponieważ wszystko wskazuje na to, że system literacki jest nie tylko funkcjonalny, ale także jest podzielony na subsystemy (Barsch 1991a), można liczyć na typowe dla subsystemów konwencje literackie i modele literatury oraz na specyficzne uwarunkowania funkcjonalnych obszarów działań literackich.

Działania, komunikacje lub interakcje w obrębie działań literackich nie ograniczają się do obszarów literackiej produkcji i literackiej recepcji, jak moż-na by podejrzewać. W ten sposób pytania o kształt okładki, o wykorzystane czcionki, o szatę graficzną dzieła literackiego prowadzą do problematyki działań związanych z rozpowszechnianiem. W obrębie roli związanej z przetwarzaniem wszystkie opracowania tekstów literackich, które prowadzą ponownie do tekstu literackiego, są działaniami literackimi: tłumaczenia literackie, parodie, drama-tyzacje itd.

2 .2 . Poziom działań meta-literackich

Socjologowie literatury rozróżniają niekiedy literaturę i rozmowę literacką (Scherf 1983; Günther 1989; por. także Köhler 1990: 2400, 2421 i następne) lub definiują przedmiot swych badań „jako wykonywane z literaturą i dla li-teratury międzyludzkie działanie” (Fügen 1986: 106). Można by zatem mówić o rozróżnieniu działań z literaturą i wokół literatury.

Chcąc włączyć do obszaru badań empirycznej teorii literatury działania związane z rozmową literacką i działanie wokół literatury, konieczne jest teo-

16 Są w literaturoznawstwie artykuły (zob. np. Schwanitz 1990), które próbują powoływać się na pojęcie samoopisu, odrzucające tę teorię logiki. Fundamentalny błąd tego sposobu myślenia polega na tym, że wprowadzenie dyferencji nie jest sprzężone zwrotnie z tym, kto tę dyferencję wprowadza. Znaczy to przykładowo, że w obszarze nauki nie są rozdzielone obszar przedmio-towy i definiujący ten obszar naukowy obserwator. Nie ma tutaj miejsca, by dalej krytycznie dyskutować z tego rodzaju artykułami – zob. Esser 1991; Hempeer 1990.

17 Z tego powodu literatury nie traktuje się dłużej jako ewidencji, lecz naprzód wysuwają się pytania badawcze takie jak: Kto definiuje literaturę? Kiedy, jak, dla kogo, jakimi środkami i z jakimi konsekwencjami to robi?

Poziomy działań systemu literatury 303

retyczne wymodelowanie drugiego poziomu działań18. Poziom ten okazuje się konieczny, ponieważ eksplicytnie wprowadzane są tutaj założenia lub defini-cje, które na wcześniejszym poziomie prowadziły do działań literackich. Tego rodzaju poziom umożliwia mówienie na temat komunikatów literackich bez konieczności ponownego wytwarzania komunikatów literackich, a jedynie przy stosowaniu konwencji literackich. Tematyzowane są odniesienia pomiędzy au-torami i ich tekstami, pomiędzy samymi autorami („oddziaływanie literackie”) lub także pomiędzy tekstami (intertekstualność, problematyka gatunków). Ko-munikacja nie dotyczy tu wyłącznie literatury – na tym poziomie kształtowane są konieczne założenia dla subiektywnego zajmowania się literaturą. Na przy-kład czytanie bajek w rodzinie można rozumieć jako uczenie się obchodzenia z „realnością’” i „fikcjonalnością” oraz odpowiednich dla tego działania celów i sytuacji. W ten sposób obszar socjalizacji literackiej i uczenie się konwencji literackich może być (teoretycznie literacko) umieszczony wewnątrz systemu literackiego.

Do tego poziomu należą także działania, które w innych pracach literatu-roznawczych przyporządkowywane są obszarowi publicznego zajmowania się literaturą, salonem literackim, krytyce literackiej lub życiu literackiemu. Można w takim razie powiedzieć, że zakładany podział pomiędzy literaturą i nie-lite-raturą stabilizowany jest na tym poziomie społecznie i podlega nie-literackim operacjom. Ten poziom nazywam poziomem działań meta-literackich:

PozioM działań Meta-literackich obejmuje wszystkie działania w obrębie danej roli, które znajdują się w obszarze działania danego modelu literatury i eks­plicytnie bądź implicytnie odnoszą się – poprzez zastosowanie nie-literackich konwencji – do literackich działań uczestników systemu literackiej komuni­kacji, do literackich komunikatów lub do tekstów literackich. Dzięki temu z jednej strony jest utrzymywany i stabilizowany podział na literaturę i nie-literaturę, z drugiej zaś jest on wprowadzany do rzeczywistości społecznej, w ten sposób, że dla tych działań obszar referencji związany jest z (przyjętą) rzeczywistością, a nie z literaturą.

Prywatne pożyczanie książek, wymiana, prezent, poszukiwanie informacji i ogólne zachowanie nastawione na zdobywanie i przekazywanie informacji na temat literatury tworzą – obok interpretacji, wręczania nagród, rozmów na temat tekstów, autorów a także doświadczeń lekturowych – dalsze przykłady działań, komunikacji i interakcji na poziomie działań metaliterackich.

Konwencje, które występują na tym poziomie, związane są na przykład z akceptowalnością i zdolnością kontynuacji literackich komunikatów. Przy

18 Dotychczasowa koncepcja ETL może globalnie obejmować ten aspekt tylko według ról działań literackiej obróbki, nie może natomiast dalej dyferencjonować.

achiM barsch304

tym można wyobrazić sobie dwa typy konwencji. Po pierwsze, należy oczeki-wać konwencji odnoszących się do działań uczestników literackiej komunikacji w kontekście danego modelu literatury19. Drugi typ konwencji można zakładać dla działań, które odnosząc się do siebie, bazują jednak na różnych modelach literatury.

Na tym poziomie możliwe jest empiryczne badanie działania słabej kon-wencji poliwalencji jako sankcjonowania i tolerowania sposobu czytania tekstu literackiego. Słaba konwencja poliwalencji może być rozumiana jako wynik na-stawienia polegającego na dopuszczaniu obok swoich także innych wyobrażeń literatury i innych sposobów konstruowania „wyimaginowanych rzeczywistości” (por. część 3.1.). Do tego dołącza się interesujące pytanie, kiedy pojawia się, w sensie historycznym, słaba konwencja poliwalencji. Hipoteza robocza polega-łaby na założeniu, że przynajmniej wraz z powstaniem i spotkaniem się różnych modeli literatury i różnych interpretacyjnych odniesień tekstów literackich ist-niała konieczność takiej konwencji. Realizuje się ona dopiero poprzez blokowe zróżnicowanie systemu literackiego na subsystemy literackie. Kolejna robocza hipoteza dotyczyłaby tego, że mocna konwencja poliwalencji wykształcona zo-stała dopiero w odniesieniu do słabej konwencji poliwalencji. Działa ona na uczestników literackiej komunikacji, którzy nauczyli się obchodzić z różnymi modelami literatury czy też z różnymi możliwościami tworzenia referencyjnych odniesień.

Poprzez działania komunikacyjne i interakcje z innymi (myślącymi i usposo-bionymi podobnie – na przykład poprzez wymianę doświadczeń na temat lektury, poprzez darowanie książek lub wzajemne polecanie określonych książek) – na poziomie metaliterackim testowane jest społecznie własne rozumienie literatury i – dzięki temu – tworzy się komunikaty literackie. Na tym poziomie zabez-pieczane są społecznie własne poglądy na literaturę. W ten sposób może być kształtowane poczucie przynależności i poprzez kontakty społeczne może dojść do uformułowania się grupy. W zależności od przyjętej roli i modelu literatury można by badać specyficzne obszary funkcjonalne tego poziomu. Dotychczasowe rozróżnienie tych obszarów systemu literackiego w aspekcie kognitywno-indy-widualnym, moralno-społecznym i emocjonalno-hedonistycznym zyskuje w ten sposób ważne uzupełnienie. W pierwotnej postaci powyższe aspekty odnoszą się wyłącznie do komunikatów i działań literackich; ich znaczenie i możliwość badań pojawia się tylko w perspektywie psychologii różnic indywidualnych20.

19 Analizy argumentujące (Grewendorf 1975; Saviny 1976), które mogą być także postrzegane jako pytanie o ważne reguły dla komunikacji o literaturze, przedstawiają pod tym względem ważną pracę wstępną (zob. również Viehoff 1991a).

20 W części 3 nawiążę jeszcze do funkcji systemu literackiego dla innych systemów społecznych. Chodzi tu o zupełnie inny rodzaj międzysystemowych powiązań niż o ten związany z wspo-mnianymi tutaj funkcjami wewnątrz systemu literackiego. Mówienie o funkcji literatury znaczy coś całkowicie innego niż funkcja systemu literackiego. Można by było to konieczne rozróżnie-

Poziomy działań systemu literatury 305

2 .3 . Poziom działań meta-metaliterackich

Obok działań wokół działań literackich występuje kolejny obszar działań, który należy zaliczyć do obszaru fenomenów systemu literackiego – do tej pory nie został on jeszcze ujawniony. Myślę o manifestach, programach, debatach literac-kich lub kontrowersjach pomiędzy szkołami poetyckimi, ale także o wypowie-dziach autorów podczas odczytów na temat poetyki. Z tego względu proponuję wprowadzenie kolejnego poziomu w systemie literackim:

PozioM działań Meta-Metaliterackich obejmuje wszystkie działania w obrębie da­nej roli, które, podlegając oddziaływaniu danego modelu literatury, odnoszą się do dwóch pozostałych poziomów działań literackich. Działania meta-metaliterackie problematyzują implikacje terminologiczne odnoszące się do literatury czy też reflektują wyobrażenia na temat literatury i dostarczają uzasadnienia dla przeprowadzanego każdorazowo podziału literatury i nie-literatury oraz dla łączących się z nim działań i ich rezultatów.

Ten poziom działań nie jest, w odróżnieniu od wcześniejszych, obligato-ryjny. Staje się konieczny dopiero przy badaniu nowoczesnych, zdyferencjo-wanych systemów literackich. W systemach literackich, w których spotyka się czy konkuruje ze sobą więcej modeli literatury, musi dojść do problemów ko-munikacyjnych i różnic. W przypadku, gdy nie poprzestaje się na wskazaniu oczywistości, zazwyczaj sięga się po założone wartości i normy legitymizujące własne zachowania. Są one połączone z usprawiedliwianiem przeprowadzonego każdorazowo rozróżnienia literatura/nie-literatura i wynikających z niego działań literackich; legitymizacja może następnie nastąpić poprzez eksplikację wykorzy-stanego modelu literatury lub poprzez jawne odwołanie się do działania konwen-cji połączonych z tym konkretnym pojęciem literatury. Własne zachowanie może być w konsekwencji uzasadniane nieakceptowalnością i jawnym odrzuceniem innych wyobrażeń.

Ten poziom funkcjonuje w charakterze poziomu refleksji na temat wyobrażeń o literaturze wewnątrz systemu literackiego. Jako poziom, na którym ostatecznie definiowana jest literatura, znajduje się on w najściślejszym związku czy tworzy w całości opozycję w stosunku do tradycyjnego literaturoznawstwa, jeżeli przy-porządkować literaturoznawstwo do społecznego systemu „nauka”, w którym tematyzuje się literaturę. Wraz z automatyzacją systemu literackiego w XVIII wieku i wzmacniającą się samoorganizacją, działania meta-metaliterackie umac-niają się coraz bardziej w systemie literackim. Ten poziom działań literackich ma

nie wyrazić w jakiejś własnej terminologii. W dotychczasowym modelu teoretycznym systemu literackiego omawiana różnica funkcji nie została opracowana wystarczająco wyraźnie. Wynika ona jednak siłą rzeczy z rozróżnienia poszczególnych poziomów działań, co jest dodatkowym argumentem dla wprowadzenia poziomów działań.

achiM barsch306

poza systemem literackim swoich prekursorów w postaci filozoficznych estetyk, retoryk i poetyk.

Poziomy działań są konstruktami teoretycznymi, które charakteryzują dzia-łania w kompleksowych systemach w szczególny sposób (literackie, meta-lite-rackie, meta-metaliterackie). Można oddzielić je tylko analitycznie i nie można przyporządkować ich w prosty sposób rolom działania, instytucjom lub organi-zacji systemu literackiego, nie można też znaleźć ich w „czystej” postaci. Na przykład podczas odczytu literackiego działania mogą mieć miejsce na różnych poziomach. Autor czyta swój tekst literacki, a publiczność recypuje literacko; odpowiadając na pytania autor może komentować tekst, a także przedstawiać i reflektować swoje metapoetyckie wypowiedzi21.

3 . Model literatury jako ogniwo łączące

W powyższych akapitach zaproponowany został podział, dzięki któremu działania w systemie literackim przyporządkowane zostały trzem różnym poziomom. To rozwiązanie umożliwia mówienie w sensowny sposób o działaniach literackich i nie-literackich wewnątrz systemu literackiego rozumianego jak część systemu społecznego. Zostało to osiągnięte poprzez ograniczenie konwencji literackich do poziomu działania literackiego. Ponieważ jednak w dotychczasowej koncepcji ETL w systemie literackim dopuszczone są jedynie działania literackie, które zostają scalane poprzez te konwencje, należy – wykorzystując model poziomów – poszukać innego rozwiązania. Z tego powodu koncepcja modelu czy też poję-cia literatury wprowadzana jest łącznie z rozróżnieniem literatury i nie-literatury oraz wszystkimi założeniami prowadzącymi do tego rozróżnienia i wynikającymi z tego implikacjami. Najważniejszego kryterium, łączącego wszystkie działania w systemie literackim, należy upatrywać w tym, że na wszystkich poziomach odbywa się proces włączania przez uczestników systemu literackiego w danej roli działania ich wyobrażeń na temat literatury – w tym rozróżnienia literatury i nie-literatury. Działania nie są więc przeprowadzane tylko ze względu na teksty uważane za literackie.

System literacki nie jest z pewnością jedynym systemem społecznym, w któ-rym mają miejsce działania w odniesieniu to tekstów uważanych za literackie. Na przykład w systemie wychowania chodzi o wybór tekstów do zajęć dydak-tycznych i w związku z tym o pytania związane z kanonizacją literatury. W sys-temie prawa odpowiada się czasem na pytanie, czy dany tekst literacki ogranicza czyjeś prawa. Najistotniejsza różnica polega na tym, że działania w systemie literackim dotyczą wyłącznie założeń i uzasadnienia rozróżnienia na literaturę i nie-literaturę. Natomiast w systemie wychowania i w systemie prawa procesowi

21 Aby literaturą mogło być w zasadzie wszystko, także w samych tekstach literackich znajdują się opisy, które mogą być przyporządkowane różnym poziomom działań systemu literackiego. Przy tym chodzi o literacką formę samoopisu systemu literackiego (zob. Viehoff 1991).

Poziomy działań systemu literatury 307

podlegają wyobrażenia kształcenia lub prawa i sprawiedliwości, jednak wynik działań nie jest tutaj zorientowany na tworzenie definicji literatury (przywodzi to na myśl maksymę prawniczą: „sztuka jest wolna!”). Nie można z tego jednak wnioskować o pełnej autonomii systemu literackiego. Stopniowa autonomia lub autonomizacja systemu literackiego może być systemowo-teoretycznie zabezpie-czona tylko w takim stopniu, w jakim pojęcia „literatury” i „nie-literatury” są wyznaczone w systemie literackim lub projektowane przez inne systemy społecz-ne (np. prawo, polityka, kościół) i forsowane dzięki władzy (cenzura, kontrola instytucjonalna, zrzeszenia itp.).

Koncentracja na pojęciu literatury tworzy zatem literaturoznawcze kryterium umożliwiające odgraniczenie działań w systemie literackim od działań w in-nych systemach społecznych. Dalsza – z perspektywy systemowej decydująca – konsekwencja tego rozwiązania polega na tym, że działania nieliterackie są składnikami systemu literackiego, ponieważ poprzez konwencje literackie łączą się z komunikatami literackimi pokrywając pewną część obszaru fenomenów lite-rackich. Stąd także działania nieliterackie należą do systemu literackiego. Z tego powodu, na gruncie systemowo-teoretycznych decyzji wstępnych, składnikami systemu literackiego są wyobrażenia jednostek, które początkowo prowadzą do rozgraniczenia literatury i nie-literatury i w dalszych działaniach są z tym roz-graniczeniem powiązane22.

Mówienie o konkretnej definicji literatury to generalizacja, która możliwa jest tylko w ramach szczegółowej charakterystyki systemu literackiego. Porów-nanie historii literatury z różnych czasów pokazałoby, że literatura definiowana była za każdym razem inaczej. Tym samym wynikiem zaowocowałoby zesta-wienie różnych dzisiejszych kierunków literaturoznawczych. W sensie hipotezy roboczej można więc wyjść od tego, że w naszym systemie literackim wystę-pują różne modele/pojęcia literatury. Grabes (Grabes 1977) rozwinął klarowny schemat, który umożliwia porównanie różnych definicji literatury w różnych ich aspektach. Będę pracował na tym schemacie i stworzę odniesienia do koncepcji empirycznej teorii literatury.

Grabes traktuje wielość modeli literatury jako wynik określonych decyzji wstęp-nych. Każdą definicję literatury można scharakteryzować według podejmowanych każdorazowo wstępnych decyzji, przy czym dla ujęcia schematycznego23 wystarczy rozróżnienie trzech aspektów: twierdzenie o ontologicznej walencji, kwalifikacja epistemologicznej walencji i twierdzenie na temat ontycznej różnicy24.

22 Składniki nie są zasadniczo jednostkami, ale określonymi cechami jednostek. W koncepcji ETL Schmidta (Schmidt 1980) można by temu przyporządkować pojęcie „systemu założeń aktantów”.

23 W przypadku tego schematu nie chodzi o schemat klasyfikacyjny definicji literatury. Różne defi-nicje pojęcia/modelu literatury wynikają z różnych możliwości kombinacyjnych wewnątrz sche-matu.

24 Dzięki tym aspektom Grabes rzuca nowe spojrzenie na obszary prawdy, dobra i piękna. W kon-cepcji ETL aspekty te znajdują się w kognitywno-indywidualnym, moralno-społecznym i emo-

achiM barsch308

3 .1 .

Z twierdzeniem o ontologicznej walencji łączy się pragmatyczny podział na tek-sty referencyjne i fikcjonalne25. Pragmatyczne teksty referencyjne wiążą się dla podmiotu z ontologiczną walencją. Za pomocą tych tekstów realizowane ma być dążenie do formułowania jednoznacznych wypowiedzi na temat rzeczywi-stości istniejącej społecznie. To dążenie nie jest realizowane za pomocą tekstów fikcjonalnych. Różnica sprowadza się więc do narzucanej czy zakładanej refe-rencyjności tekstu w odniesieniu do przyjętej rzeczywistości, a nie w samym onotologicznym statusie tekstów. Teksty fikcjonalne są jako bazy komunikacyjne tak samo realne jak teksty referencyjne. O statusie ontologicznej walencji każdo-razowo decyduje dany podmiot na poziomie komunikacji, a nie struktura tekstu, chociaż oczywiście struktura bazy komunikacyjnej może być utworzona zgodnie z historycznie kontyngentnymi konwencjami literackimi i poprzez dołączenie elementów fikcyjnych może wyraźnie wskazywać na fikcjonalny status.

Fikcjonalność nie powstaje zatem tylko dlatego, że ktoś komunikuje o czymś fikcyjnym, lecz z tego powodu, że równocześnie zawiesza jednoznaczne odnie-sienie do tego, co uważa się za „realne” (Grabes 1977: 68).

Modele literatury, dla których twierdzenie o ontologicznej walencji jest nierelewantne, znajdują się na przykład w definicjach, które stawiają literatu-rę na równi z piśmiennictwem, w estetykach produkcji, które wszystkie teksty danego autora uważają za literackie lub też w strukturalistycznych czy infor-macyjno-estetycznych publikacjach, które definiują literaturę wyłącznie poprzez właściwości tekstów. Można od niedawna dołączyć do tego także koncepcje post-strukturalistyczne i dekonstrukcjonistyczne. Znoszą one nie tylko rozróżnienie pomiędzy literaturą i nie-literaturą, ale nawet rozróżnienie pomiędzy literaturą a życiem, rozumiejąc i traktując świat już tylko jako tekst26.

Dla wielu teoretyków literatury fikcjonalność jest jednak najistotniejszą wła-ściwością literatury i przez to negacja twierdzenia o ontologicznej walencji jest relewantna. Powstanie dzisiejszego systemu literackiego w XVIII w. można spro-wadzić do ogólnego przebicia się tej cechy literackich komunikatów. W ramach ETL zostało to – z pomocą konwencji estetyczno-literackiej – uwzględnione o tyle, że zastosowanie tej konwencji literackiej pozbawia komunikat literac-ki referencyjności. Hamburger (Hamburger 1957), w ramach dyskusji na temat

cjonalno-hedonistycznym obszarze funkcjonalnym, interpretowanym za pomocą psychologii indywidualnej funkcji komunikatów literackich.

25 Grabes poprzedza swoje wywody terminologicznym wyjaśnieniem, w którym eksplikowane są takie pojęcia, jak „realny”, „fikcyjny”, „referencyjny” i „fikcjonalny”. W tym miejscu jedynie zwracam uwagę na te pojęcia, polecając lekturze w całości tekst Grabesa.

26 Gdyby potraktować dekonstrukcję poważnie, należałoby ją scharakteryzować jako uprawianą przez naukowców fikcjonalna grę, której – według samooceny jej współgrających – jest o wiele bliżej do pojęcia literatury „fantastycznej” i tym samym samego systemu literackiego (odnośnie pojęcia „fantastyczny” zob. część 3.2).

Poziomy działań systemu literatury 309

gatunków, udowodniła występowanie fikcjonalności na poziomie struktury tek-stów.

Z perspektywy literaturoznawczej27 wydaje się pożądane wzięcie pod uwa-gę tych wszystkich definicji literatury, które pozbawiają teksty ontologicznej walencji i uznanie ich za specyficzne dla literatury. Wszystkie wyobrażenia na temat literatury, zaczynając od aspektu rozrywkowego związanego z powieściami zeszytowymi aż do kognitywnej, wymagającej prozy eksperymentalnej łączy przyjęcie „pozornej rzeczywistości”, która oferuje inny poziom istnienia niż spo-łecznie skonstruowana „rzeczywistość”28.

Za właściwą przestrzeń fikcji, mówiąc ściśle, może być uznana tylko gra. Będąc jedynie grą, neguje ona jednoznaczne odniesienie do realności. Równo-cześnie należy brać ją poważnie tak długo, jak długo się gra. Zajmowanie się fikcjami wymaga takiego nastawienia, które potrafi przyjąć paradoks, nie elimi-nując ratio (Grabes 1977: 69).

To odniesienie do fikcji, fikcjonalności i gry jest pierwszym zwróceniem uwagi na to, co do tej pory jako „proces wytwarzający odrębność w systemie literatury” było opisywane, jedynie metaforycznie – jako szczególna funkcja działań literackich. Z tym aspektem definicji literatury wiąże się szczególna zdol-ność systemu literatury w obrębie wszystkich innych systemów społecznych: system literatury orientuje się na obszar, który w społecznie skonstruowanej rzeczywistości odgraniczany jest jako osobna przestrzeń bytów lub „rzeczywi-stość pozorna”.

Grabes nie buduje żadnej hierarchii dla swoich trzech aspektów modeli litera-tury. W odniesieniu do systemu literatury jako obszaru fenomenów ETL pytanie o ontologiczną walencję musi być postrzegane jako najistotniejsze i tym samym dominować nad wszystkimi innymi aspektami modeli literatury, które w systemie literatury miałyby być prawomocne.

3 .2 .

W tym miejscu dochodzę do drugiej wstępnej decyzji, związanej z definicjami literatury: kwalifikacji epistemologicznej walencji. Ten punkt łączy się z próbami scharakteryzowania literatury na podstawie jej specyficznej funkcji poznawania rzeczywistości. Grabes rozróżnia dwa kierunki, które określa jako „realistyczne”

27 Z psychologicznego i lingwistycznego punktu widzenia staje się sensowne, w odniesieniu do tekstów, badanie rozumienia tekstu etc. Generalnie tekstu oraz samego pojęcia literatury. Dyscy-pliny te nie wyjaśniają jednak literatury jako społecznego fenomenu i także nie traktują systemu literackiego jako ich obszaru przedmiotowego.

28 O związku między fikcja a społecznym pojęciem rzeczywistości w mediach zob. też Boeckmann 1990. Tam krytycznie dyskutuje się i odrzuca tezę o utracie rzeczywistości przez (nowe) media. Zdolność rozróżniania między dokumentem a fikcją (Boeckmann 1990: 15) zakotwicza „ludzkie opanowywanie życia w fundamentalnym modusie” i nie zagraża trwaniu.

achiM barsch310

lub „fantastyczne”. Z „realistycznymi” koncepcjami literatury wiąże się twier-dzenie, że literatura, pomimo swojego uznanego statusu fikcjonalnego, posia-da funkcję poznawczą w odniesieniu do społecznej rzeczywistości. Za pomocą „fantastycznego”, kontrastywnego ujęcia Grabes określa model literatury, który „poprzez ukierunkowanie na «fantastyczny» charakter literatury interpretuje brak ontologicznej walencji w tekstach fikcjonalnych jako akt wolnej woli twórczej” (Grabes 1977: 73).

W innym miejscu wprowadziłem, za pomocą odgraniczenia funkcjonalnych i nie-funkcjonalnych modeli literatury, analogiczne rozróżnienie. Z funkcjonal-nymi ujęciami literatury wiążą się zamierzenia i zainteresowania czytelnicze zo-rientowane na korzyść i skutek, „które powiązane są z rozrywką, pocieszeniem, podbudowaniem się, stabilizacją norm itd. poprzez określone grupy docelowe” (Barsch 1991a: 108). W purytańskich, scjentystycznych lub totalitarnych świa-topoglądach, w których nie mam miejsca dla literatury jako niewiążącej fikcji, literatura może uzasadniać się jedynie poprzez wskazanie na swoją specyficzną funkcję czy też epistemologiczną walencję29. Tłumaczy to także, dlaczego w pań-stwach, w których takie światopoglądy były realizowane politycznie, przebiły się funkcjonalne modele literatury – czy to „realizm socjalistyczny”, czy bohaterowie narodowo-socjalistyczni – natomiast inne kierunki sztuki i ich reprezentanci byli szkalowani i prześladowani jako „formaliści”, którzy nie tworzą już sztuki.

Do nie-funkcjonalnych modeli literatury można zaliczyć klasyczno-roman-tyczną definicję L´art pour l´art lub – ogólnie – „fantastyczne” koncepcje li-teratury. Takie modele są głównie ukierunkowane na dzieło, dlatego wiążą się z nadmiernym akcentowaniem struktury, jak to wyraźnie widać w sposobach mówienia o „autonomii dzieła literackiego”. Chodzi o dzieło „samo dla siebie”, nie o zamierzone oddziaływania czy o potrzeby, które doprowadziły do powsta-nia tekstu: panuje „błogie, pozbawione zainteresowań zadowolenie”. Określenie „funkcjonalne” lub „niefunkcjonalne” należy rozumieć tu wyłącznie jako we-wnętrzną charakteryzację – oczywiście działania na bazie każdej definicji litera-tury są funkcjonalnie powiązane w systemie literackim.

Z perspektywy systemowej przy kwalifikacji epistemologicznej walencji cho-dzi o wewnętrzne dla systemu literackiego zajęcie się pytaniem o (wyobrażone) związki pomiędzy literaturą i społeczeństwem30 i w związku z tym chodzi o ro-dzaj samoopisu wewnątrz systemu literackiego. O ile w aspekcie ontologicznej walencji odrębność utrzymywana jest w odniesieniu do literatury versus nie-

29 Mogłoby chodzić przy tym o „prawidłowość” między politycznymi, społecznymi, kulturowymi i literackimi przedstawieniami członków każdorazowej grupy społecznej. W wyelaborowanej wersji ETL taki związek zewnętrznych i wewnętrznych faktów byłby odpowiednio uwzględ-niany.

30 W sensie pytań o oddziaływanie, używanie lub funkcję literatury w społeczeństwa względnie dla operujących z literaturą. Powiązane z tym są takie klasyczne pytania, jak Po co literatura? lub Czego chce literatura?

Poziomy działań systemu literatury 311

literatury, o tyle w zestawieniu „realistyczny” versus „fantastyczny” dokonuje się funkcjonalna (tzn. ze względu na konstruowaną wewnątrz systemu literackiego relację między literaturą i społeczeństwem) „destrukcja absolutnej spójności do-tychczasowych koncepcji rzeczywistości” (Grabes 1977: 74).

Teksty fantastyczne, tworząc sztuczne światy, wskazują równocześnie na ograniczenia tego, co każdorazowo akceptowane jest jako „rzeczywistość”. Naj-istotniejsza różnica polega jedynie na tym, że teksty „realistyczne” dla tego, co nowe, zakładały taki status, który miał zawierać się w dotychczasowym obrazie rzeczywistości, podczas gdy teksty „fantastyczne” zasadniczo rezygnowały z ta-kiej ontologicznej walencji, otwierając równocześnie alternatywy dla wszystkich możliwych, starych czy nowych, obrazów rzeczywistości. Realizm niesiony jest optymistyczną oceną możliwości poznawczych, implikuje ciągły postęp poznaw-czy w odniesieniu do rzeczywistości; zaakcentowanie tego, co fantastyczne za-kłada – intencjonalnie lub nie – postawę sceptyczną, poprzez próbę dostrzeżenia ograniczenia wszystkich obrazów rzeczywistości i ograniczenia samej rzeczywi-stości (Grabes 1977)31.

3 .3

Ostatecznie definicje literatury można scharakteryzować ze względu na twierdze­nie o ontycznej różnicy. W estetykach, poetykach i różnych kierunkach literaturo-znawczych wciąż podejmowano (daremne) próby wykazania charakterystycznych cech literatury w odróżnieniu od innych tekstów poprzez wskazanie na określone cechy immanentne. Wiążą się z tym własności estetyczne przypisywane tekstom literackim oraz poszukiwania odpowiedniej przestrzeni, co miałby znaleźć wyraz w estetyce produkcji lub w estetyce oddziaływania czy postrzegania32.

W odniesieniu do twierdzenia o ontycznej różnicy należy wskazać pewien paradoks. Z jednej strony sformułowanie estetyk i poetyk przy uwzględnieniu najróżniejszych estetycznych właściwości tworzy z pewnością punkt ciężkości dla aktywności, które związane są z definicjami literatury i sztuki. Z drugiej stro-ny przeprowadzone za pomocą tych pojęciowych kategorii rozróżnienie literatury i nie-literatury wykazuje duże fluktuacje, spowodowane wprowadzeniem nowych metod literackich, nowych tematów, nowych punktów widzenia lub też mających swe źródło w innych innowacjach w toku przemian literackich.

Już w 1924 roku wskazuje Tynianow na tę problematykę definionwania li-teratury:

31 Dzięki kontekstowi argumentacji jasne jest, że Grabes, gdy mówi o „tekstach fantastycznych” i „tekstach realistycznych”, nie odnosi się do baz komunikatów, lecz do komunikatów literac-kich.

32 Chodzi tu np. o próby scharakteryzowania wyznaczników literackości poprzez podanie określo-nych cech gatunkowych lub za pomocą pojęć „polifunkcjonalność” czy „dystans estetyczny”.

achiM barsch312

Okaże się przy tym, że specyficzne cechy l i teratury, cechy wydające się podstawowymi, elementarnymi, stale się zmieniają i nie charakteryzują lite-ratury jako takiej. Tak jest z pojęciem „estetyczne” w znaczeniu „piękne” (Ty-nianow 1978: 25-26).

W ramach ETL ten problem rozwiązany jest przez Schmidta na poziomie pragmatycznym w ten sposób, że w sformułowaniu konwencji estetyczno-lite-rackiej możliwość estetycznych właściwości jest właśnie otwarta i przypisana uczestnikom komunikacji o tyle, o ile muszą być w stanie „orientować się przede wszystkim na takie kategorie, które akceptowane są jako estetycznie relewantne” (Schmidt 1980: 159).

Te kategorie mogą, w zależności od wykorzystywanego modelu literatury, kształtować się zupełnie inaczej. Z perspektywy podmiotu, który dysponuje spe-cyficznym rozumieniem literatury i według niego działa, wiążące są także oczy-wiście właściwości odnoszące się do ontycznej różnicy. Gdyby nie posiadały tej funkcji normatywnej orientacji dla wszystkich operujących tym wyobrażeniem literatury, nie mogłoby dojść do żadnej subiektywnie zadawalającej komunika-cji. Z drugiej strony pewne kontrowersje związane z literaturą lub ignorowanie określonych obszarów literackich przez krytyków literatury można dzięki temu postrzegać jako spotykanie się różnych wyobrażeń na temat literatury. W odróż-nieniu od indywidualnych wyobrażeń należy – z perspektywy historyka i teore-tyka literatury – zaklasyfikować wszystkie definicje literatury jako historycznie kontyngentne i równorzędne pod względem statusu. Należą zatem one do lite-raturoznawczego obszaru fenomenów, a nie do obszaru teorii literatury. Inaczej mówiąc: zadaniem literaturoznawców nie jest definiowanie literatury, definicje literatury postrzegają oni jako część naukowego obszaru badawczego33.

Zamykając tę część, można z perspektywy literaturoznawczej retrospektyw-nie wprowadzić hierarchiczny porządek w trzech wskazanych przez Grabesa aspektach definicji literatury34. Tak jak rozwinąłem to powyżej (zob. 3.1), cen-tralne pytanie z perspektywy literaturoznawczej przy badaniach definicji i wy-obrażeń na temat literatury dotyczy twierdzenia o ontologicznej walencji: litera-turoznawczo relewantne są tylko te definicje, które pozbawiają teksty literackie ontologicznej walencji. W sensie lingwistycznych czy komunikacyjnych rozwa-żań, a także tych związanych z naukowym oglądem samej książki, rozróżnienie to może być marginalne. Dla empirycznego literaturoznawstwa tworzy jednak kryterium umożliwiające odgraniczenie jego specyficznego obszaru przedmioto-wego. Za twierdzeniem o ontologicznej walencji podąża kwalifikacja epistemo-logicznej walencji, która odnosi się do funkcji poznawczej tekstów literackich i aspektu korzyści, realizując się w postaci „fantastycznej” i „realistycznej”.

33 Zob. też część 4.34 Przedstawienie graficzne mogłoby przyjmować formę diagramu w postaci drzewka.

Poziomy działań systemu literatury 313

Obie możliwości rozgałęziają się następnie ze względu na twierdzenie o ontycz-nej różnicy, ugruntowywanej za pomocą estetycznych właściwości. Ten aspekt znajduje się, patrząc hierarchicznie, najniżej. Okazuje się nieprzystosowany do ogólnej charakterystyki rozróżnienia na literaturę i nie-literaturę i dlatego nie może być wykorzystywany jako kryterium stosowane do odgraniczenia syste-mu literackiego od innych systemów społecznych. W związku z segmentowym tworzeniem się subsystemów wewnątrz systemu literackiego ten aspekt okazuje się jednak centralny, tworząc decydujące kryterium graniczne dla susbystemów, które każdorazowo scalane są daną definicją literatury.

4 . uwagi końcowe

Grabes tworzy swój schemat po to, aby umożliwić porównanie wielości możli-wych definicji literatury. Jego zainteresowania zawierają się więc w pytaniu, jak definiowana jest literatura, a nie w pytaniu, kto w którym systemie społecznym definiuje literaturę. Z perspektywy ETL literatura definiowana jest jednak przez samych uczestników systemu literackiego wewnątrz tego systemu. Zadanie em-pirycznego literaturoznawstwa polega więc m.in. na tym, by zbadać występujące w systemie literatury definicje literatury, rezygnujące z ontologicznej walencji.

Fakt, że w schemacie Grabesa pojawiają się także definicje literatury z ob-szaru literaturoznawstwa nie dziwi i pozwala się całkiem prosto wyjaśnić: hi-storycznie kontyngentne definicje literatury, nabyte na drodze własnej literac-kiej socjalizacji, wprowadzane są do literaturoznawstwa często jako naturalne i oczywiste, czasem zostają wręcz opatrzone etykietą „teoria literatury” – zamiast wyznaczać obszar badawczy dla teorii.

Tak jak pokazałem powyżej, pojęcie literatury na poziomie systemu działań literackich prowadzi do rozróżnienia tekstów literackich i nie-literackich. Jeżeli na przykład w tradycji strukturalistycznego literaturoznawstwa literatura, jako specyficzny obiekt, rozumiana jest jedynie jako „system tekstów”, to chodzi o próbę naukowej charakterystyki (a także legitymizacji) określonej grupy tek-stów – wyodrębnionej w systemie literackim za pomocą specyficznej definicji – poprzez strukturalne cechy wspólne tych właśnie tekstów. Tekst, rozpatrywany w systemie literackim w świetle nowego pojęcia literatury, dla strukturalisty wią-załby się z imperatywem „odkrywania” w nim nowych „właściwości” i mówienia o „dynamice tekstu”, przy czym nie zmienił się oczywiście tekst, lecz związane z literaturą odniesienie pojęciowe w systemie literackim.

Nie tylko w strukturalizmie, także w innych kierunkach literaturoznawczych, przekraczana jest granica pomiędzy systemem literackim i literaturoznawstwem. Inaczej nie można wytłumaczyć takich fenomenów, jak literackie wartościowanie i literacka interpretacja.

Literackie wartościowanie w ramach różnych definicji literatury można przedstawić jako „ranking” tekstów literackich dla których kryterium oceny

achiM barsch314

stanowi dana definicja literatury. W tym sensie dychotomia pomiędzy literaturą wysoką i niską, ewentualnie pomiędzy literaturą wysoką a rozrywkową i popular-ną, jawi się jako wynik rankingu określonego modelu literatury, faworyzowanego przez literaturoznawców w systemie literackim35. Wcale nie dziwi, że popularne treści nie są w literaturoznawstwie interpretowane w sposób „wysoko-literacki”. W najlepszym wypadku recypowane są „pod włos” lub w ramach innych prze-słanek przez czytelnika, socjalizowanego w określony sposób.

Obok literackiego wartościowania istnieje także powiązanie pomiędzy defi-nicją, modelem literatury a „metodą” interpretacyjną. Teksty są interpretowane m.in. dlatego, że uważane są za estetyczne (estetycznie wartościowe). Kierunki, zasady czy „metody” interpretacji okazują się być próbami treściowego opano-wania wolnej przestrzeni, wynikającej z aspektu fikcjonalności definicji literatu-ry. Są to próby wypełnienia referencyjnego i zabezpieczenia argumentacyjnego, czy to w odniesieniu do psychiki autora, jego intencji czy też innych dzieł lite-rackich (treść – forma, gatunek, symbolika, tematyka, stylistyka, mataforyka), albo w odniesieniu do implikowanych oddziaływań, psychiki czytelnika lub społeczno-historycznego kontekstu powstania dzieła. Konsensus naukowy nie jest jednak tworzony ze względu na intersubiektywną sprawdzalność. Interpre-tacje poszukują swej zasadności najpierw poprzez wskazanie tego, co pewne i oczywiste, a jedyny możliwy zakładany przez nie konsensus związany jest z zapewnieniem im kontynuacji u innych interpretatorów (Groeben 1982: 38). To powód przyporządkowania wszystkich interpretacji systemowi literackiemu głównie na poziomie działań meta-literackich jako standaryzowanych punktów orientacyjnych36, by pominąć pojęcie normalizacji37.

Wydobycie różnych aspektów definicji literatury i wprowadzenie różnych poziomów otwiera dla systemowej i teoretycznej teorii literatury obiecującą per-spektywę, której oddziaływanie na modelowanie teorii na koniec podkreślimy.

W odróżnieniu od Schmidta (Schmidt 1980) granica systemu literackiego nie jest już wyznaczana poprzez konwencje literackie. Jako kryterium granicz-ne funkcjonuje określony aspekt definicji literatury, który pozbawia teksty li-terackie ontologicznej walencji38. Poprzez generowanie tego rodzaju definicji literatury wyznaczany jest specyficzny system społeczny, w którym komple-

35 Zob. Barsch 1991a. W związku z tym można rozumieć fenomen powstawania kanonu literatury jako diachroniczny aspekt oceny literackiej.

36 Interpretacje, w których zostaje usprawiedliwiony własny poetycki wariant, względnie w któ-rych rozprawia się krytycznie z innymi wariantami, są naturalnie także odnoszone do trzeciego poziomu działań. W tym miejscu staje się ponownie wyraźny analityczny charakter poziomów działań.

37 Odnośnie normalizacji poprzez interpretację zob.Viehoff 1991a.38 Pod tym względem nie wszystkie przedstawienia literatury należą z literaturoznawczego punktu

widzenia do systemu literackiego. Wyłączone są te definicje, które zrównują literaturę z pi-śmiennictwem albo rozumieją pod tym pojęciem tylko teksty warte przekazywania.

Poziomy działań systemu literatury 315

mentarnie gotowe są alternatywy dla obszaru „realności” w społecznym modelu rzeczywistości.

Specyfika prezentowanych tutaj przemyśleń polega na tym, że granica po-między literaturą i nie-literaturą generowana i zabezpieczana jest przez uczest-ników komunikacji na różnych poziomach działań. Nie odnosi się ona tylko do tworzenia komunikatów literackich albo generalnie do działań literackich. Wyobrażenia na temat literatury okazują się więc klamrami łączącymi działania na różnych poziomach działań w systemie literackim. Poprzez rozłączenie albo analityczne wydzielenie kilku poziomów działań, działania na jednym poziomie mogą wywoływać konsekwencje na innym, które ponownie oddziałują na po-ziom wyjściowy.

Kolejna zaleta prezentowanych tutaj wywodów polega na otwarciu możli-wości oddzielenia różnych aspektów definicji literatury i ponownym odniesieniu ich do siebie. Dopiero to umożliwia świeże spojrzenie na to, co wspólne i różne. Dla wszystkich literaturoznawczo relewantnych definicji literatury wspólna jest negacja ontologicznej walencji. To warunek konieczny, aby można było mówić o przynależności do systemu literackiego. Z perspektywy literaturoznawczej ten aspekt należy do najbardziej abstrakcyjnego poziomu opisu systemu literackiego. W związku z innymi aspektami możliwe są różne przejawy i powstają różne swoiste definicje literatury. Taka definicja literatury, która generowana jest w róż-nych rolach działań społecznych i na różnych poziomach działań, konstruuje nowy subsystem literacki. Segmentowe zdyferencjonowanie systemu literackiego na subsystemy, które powtarzają strukturę systemu literackiego, role społeczne powiązane z określonymi działaniami, różne poziomy tych działań – wszystko to wiąże się ze specyficznymi wyobrażeniami, które każdorazowo doprowadzają do rozróżnienia pomiędzy literaturą i nie-literaturą. Przyszłe zadania widzę po pierwsze w tym, aby w kontekście ETL umieścić specjalne elementy teorii litera-tury, które rozpoznają subsystemy systemu literackiego jako wewnętrzny obszar zastosowań39. Po drugie należałoby rozwinąć modelowanie teorii ze względu na modele procesów, by móc również teoretycznie wyjaśnić powiązania pomiędzy poszczególnymi subsystemami systemu literackiego.

39 W ramach tych przemyśleń znajduje się również zaproponowany przez DFG projekt badawczy dotyczący produkcji i recepcji powieści zeszytowych.

achiM barsch316

Bibliografia

Barsch A., 1991, Metrik Literatur Sprache. Generative Metrik zwischen empirischer Literaturwissenschaft und generativer Phonologie, Braunschweig, Wiesbaden, Vieweg.

Barsch A., 1991a, „Populäre Literatur” als Forschungsproblem einer empirischen Lite­raturwissenschaft, „Wirkendes Wort”, 1, s. 101–119.

Barsch A., 1991b, The empirical theory of literature and systems theory, [w:] Empirical studies of literature. Proceedings of the Second IGEL – Conference. Amsterdam 1989, oprac. E. Ibsch, D. Schram, G. Steen, Amsterdam, Atlanta, Rodopi, s. 355–362.

Boeckmann K., 1990, Wirklichkeitsverlust durch Medien?, „Communications”, 15, 1/2, s. 9–20.

Esser H., 1991, Der Doppelpaβ als soziales System, „Zeitschrift für Soziologie” 20, 2, s. 153–166.

Fügen, 1968, Die Hauptrichtungen der Literatursoziologie und ihre Methoden. Ein Bei­trag zur literatursoziologischen Theorie, Bonn, Bouvier.

Grabes H., 1977, Fiktion – Realismus – Ästhetik. Woran erkennt der Leser Literatur?, [w:] Text – Leser – Bedeutung. Untersuchungen zur Interaktion von Text und Leser, red. H. Grabes, Grossen-Linden, Hoffmann Vlg., s. 61–81.

Grewendorf G., 1975, Argumentation und Interpretation. Wissenschaftstheoretische Untersuchungen am Beispiel gramanistischer Lyrikinterpretationen, Kronberg/Ts., Scriptor Vgl.

Groeben N., 1982, Methotologischer Aufriβ der empirischen Literaturwissenschaft, „Spiel” 1, 1, s.26–89.

Groeben N., 1983, The function of interpretation in an empirical science of literature, „Poetics”, 12, 219–238.

Günther C., 1989, Literatur und Kommunikation, [w:] Buch – Lektüre – Leser. Erkun­dungen zum Lesen, red. H. Göhler, B. Lindner, D. Löffler, Berlin, Weimar, Aufbau-Verlag, s. 208–230.

Hamburger K., 1957, Die Logik der Dichtung, Stuttgart, Klett.Hauptmeier H., Schmidt S.J., 1985, Einführung in die Empirische Literaturwissenschaft,

Braunschweig, Wiesbaden, Vieweg.Hejl P.M.,1985, Konstruktion der sozialen Konstruktion: Grundlinien einer konstrukti­

vistischen Sozialtheorie, [w:] Einführung in den Konstruktivismus, red. H. Gumin, A. Mohler, Monachium, Oldenbourg, 85–115.

Hejl P.M., 1989, Self-regulation in social systems: explaining the process of research, Universität-Gesamthochschule Siegen, LUMIS-Schriften 21.

Hejl P.M., 1990, Recht und Justiz als Teilprozesse gesellschaftlicher Selbstregelung, Ms., Universität-Gesamthochschule Siegen, LUMIS.

Hejl P.M., 1992, Culture as network of socially constructed realities, [w:] Trends in cul­tural participation in Europe since the middle ages, oprac. D. Fokkema, A. Rigney, Amsterdam, Philadelphia, Benjamins.

Hempfer K.W., 1990, Schwierigkeiten mit einer „Supertheorie”: Bemerkungen zur Sy­stemtheorie Luhmanns und deren Übertragbarkeit auf die Literaturwissenschaft, „Spiel”, 9, 1, s. 15–36.

Poziomy działań systemu literatury 317

Jäger G., 1991, Die Reflexivität literarischer Kommunikation. Zur Rekonstruktion der literarischen Evolution im 18. Jahrhundert als Reflexivitätsgewinn, [w:] Medien und Kultur. Beiträge zu einem interdisziplinären Symposium der Universität Lüneburg, red. W. Faulstich, Göttingen, Vandenhoek & Ruprecht, s. 86–94.

Köhler U.E.E., 1990, Lesekultur in beiden deutschen Staaten. 40 Jahre – ein Vergleich. Geschichte – Theorie – Empirie, „Archiv für Soziologie und Wirtschaftsfragen des Buchhandels”, LXIV, s. 2369–2628.

Meyer F., Ort C-M., 1990, Literatursysteme – Literatur als System. Eine thoretische Vorbemerkung, „Spiel”, 9, 1, s. 1–14.

Rusch G., 1986, Verstehen Verstehen – Ein Versuch aus konstruktivistischer Sicht, [w:] Zwischen Intransparenz und Verstehen. Fragen an die Pädagogik, red. N. Luhmann, K. E. Schorr, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 40–71.

Rusch G., 1991, Zur Systemtheorie und Phänomenologie von Literatur. Eine holistische Perspektive, „Spiel”, 10, 2, s. 301–335.

Savigny E. von, 1976, Argumentation in der Literaturwissenschaft. Wissenschaftstheore­tische Untersuchungen zu Lyrikinterpretationen, Monachium, Beck.

Scherf E.M., 1983, Wirkungsaspekte und Entwicklungstendenzen des Literaturgesprächs, [w:] Leseerfahrung – Lebenserfahrung. Literatursoziologische Untersuchungen, red. D. Sommer i inni, Berlin, Weimar, Aufbau-Verlag, s. 280–352.

Schmidt S.J., 1980, Grundriβ der Empirischen Literaturwissenschaft, t. 1, Der gesell­schaftliche Handlungsbereich Literatur, Braunschweig, Wiesbaden, Vieweg.

Schwanitz D., 1990, Systemtheorie und Literatur. Ein neues Paradigma, Opladen, West-deutscher Vgl.

Tynianow J., 1971 (1924), Das literarische Faktum, [w:] Russischer Formalismus. Texte zur allgemeinen Literaturtheorie und zur Theorie der Prosa, red. J. Striedter, Mo-J. Striedter, Mo-nachium, Fink, s. 393–431. (Fakt literacki, przeł. M. Płachecki, w: J. Tynianow, Fakt literacki, wyboru dokonała E. Korpała-Kirszak, Warszawa 1978, s. 15–42.)

Viehoff 1991, Literarische Sozialisation als Selbstthematisierung des Literatursystems – Untersuchungen zu innerliterarischen Modellen, t. 1, Der „Anton Reiser” von Karl Philip Moritz als Paradigm im 18. Jh. Habilitationsschrift Universität-Gesamt-hochschule Siegen.

Viehoff 1991a, Die Verwandlung der „Verwandlung”. Überlegungen zur literaturwissen­schaftlichen „Arbeit am Text”. Am Beispiel der „Verwandlung” von Franz Kafka, Habilitationsvortrag am Fachbereich 3 der Universität-Gesamthochschule Siegen (Eine englische Fasung erscheint in „Poetics”).

Werber N., 1990, Literatur als System? Anmerkungen zu Siegfried J. Schmidts Buch über „Die Selbstorganisation des Sozialsystems Literatur im 18. Jahrhundert”, „Weimarer Beiträge”, 36, 7, s. 1192–1198.

przeł. Sebastian Strzelecki

Ralf Nüse

Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że nie można ich przyjąć1

Chcemy teraz uwyraźnić jeden z poważnych problemów, który wykazuje ra-dykalny konstruktywizm: pomieszanie płaszczyzny obiektu i metapłaszczyzny, które omówimy egzemplarycznie kierując się pytaniem o ontologiczne przed-stawienie radykalnego konstruktywizmu. A zatem w niniejszym rozdziale nie powinno się dyskutować wyłącznie o tym, jakie ontologiczne przedstawienia reprezentuje radykalny konstruktywizm. Chcemy prócz tego wykazać, że poprzez pomieszanie teorii obiektu i metateorii nie jest wcale tak łatwo wyjaśnialne, co radykalny konstruktywizm mówi na temat „ontologii”.

Przy omawianiu pytań ontologicznych dają się rozróżnić trzy typy wypo-wiedzi w odniesieniu do ontologicznych przedstawień radykalnego konstruk-tywizmu:1. Założenia ontologiczne w teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu.2. Wypowiedzi radykalnych konstruktywistów o ontologicznych implikacjach,

które radykalny konstruktywizm wykazuje jako naukowa teoria – tzn. me­tateoretyczne założenia w radykalno-konstruktywistycznej teorii nauki.

3. Wypowiedzi radykalnych konstruktywistów o tym, co mówią o ontologii – tzn. radykalno-konstruktywistyczne (samo-)atrybucje o ontologicznych założeniach w (ogólnym) radykalnym konstruktywizmie.

1 Ponieważ tekst ten jest rozdziałem książki i stanowi jej integralną część, został on tutaj (w nie-których miejscach) nieznacznie zmieniony w taki sposób, by był zrozumiały jako odrębna całość (przyp. red.).

ralF nüse320

Na temat każdego z tych trzech obszarów dają się znaleźć różne wypowiedzi, które przeczą sobie (po części także o „granicach obszaru”). Chcemy w niniej-szym artykule przedstawić kilka z tych wypowiedzi.

Ontologiczne założenia wewnątrz teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu

Pierwsze pytanie, które chcemy wyjaśnić, brzmi, co w ogóle istnieje według teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu. Chodzi tutaj tylko o wydobycie tych jednostek, które są wewnątrz tej teorii przyjęte jako istniejące, niezależ-nie od tego, jakie wymagania przypisywane są całej teorii względnie całemu modelowi radykalnego konstruktywizmu jako takiemu – a więc czy radykalno-konstruktywistyczna teoria może tym samym mówić cokolwiek o „absolutnej rzeczywistości”. Drugie pytanie musi zostać jeszcze omówione. Lecz pierwsze także niewiele wyjaśnia.

Na pytanie „Co istnieje?” można prosto za Quinem odpowiedzieć: „Wszyst-ko”. Zawsze, kiedy mówi się jakimś językiem, jest on interpretowany ponad obszarem indywidualnym. Zawsze, kiedy mówi się jakimś językiem, wszystko jest tym, o czym się mówi w tym języku. Biorąc pod uwagę te przesłanki ist-niałoby dla radykalnego konstruktywizmu to wszystko, o czym mówi radykalny konstruktywista, na przykład takie rzeczy, jak absolutna rzeczywistość, światy kognitywne, realne mózgi, czerwone kwadraty i tym podobne. Jest przy tym mało ważne, jaki ontologiczny status jest przypisywany tym rzeczom, czy na przykład „absolutna rzeczywistość” istnieje rzeczywiście w sensie „absolutnej rzeczywistości”, czy tylko przedstawia konstrukt wewnątrz kognitywnego świata każdorazowego użytkownika języka (względnie radykalnego konstruktywisty). Tak długo, jak długo używa się takiego wyrażenia jak „absolutna rzeczywistość”, nie odnosi się ono do czegoś, a tylko do innego wyrażenia – albo, jak mówi ra-dykalny konstruktywista, do „opisu” (względnie do konstruktu w kognitywnym świecie – por. np. Rusch 1987: 99 i 157).

Odpowiedź na pytanie, czym jest według radykalnego konstruktywizmu wszystko, jest następująca: „Co najmniej wszystkim, o czym radykalny konstruk-tywista mówi”. Znaczy to przede wszystkim: istnieją wszystkie te jednostki i stany rzeczy, które są przytaczane przez radykalny konstruktywizm jako wyjaśniające dla poszczególnego wyjaśnianego zjawiska wewnątrz radykalnego konstruktywi-zmu, dla świata kognitywnego (względnie dla „obserwatora” i jego właściwości). Do tych należą m.in.: mózg (z zamkniętą funkcjonalnie organizacją); środowi-ska, z którymi te mózgi są strukturalnie powiązane; ewolucja; warunki społeczne i wiele innych. Wszystko to istnieje, jak powiedziano, niezależnie od generalnego ontologicznego statusu, któremu radykalni konstruktywiści przypisują ich model.

Do tego momentu wydaje się wszystko całkiem wyraźne. Ale radykalni konstruktywiści reflektują także o tym, co istnieje rzeczywiście. Rozróżniają

Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że . . . 321

(wewnątrz ich kognitywnego świata, a to oznacza przecież wewnątrz ich teorii) różne płaszczyzny rzeczywistości. Rozróżniają między rzeczami, które istnie-ją rzeczywiście „w rzeczywistości” i takimi, które są do obejrzenia tylko jako konstrukty kognitywnego świata. Także przy tym rozróżnieniu jest początkowo mało znaczące, czy te rzeczywiście rzeczywiste rzeczy istnieją teraz rzeczywi-ście w sensie „absolutnej rzeczywistości”, tzn. czy temu rozróżnieniu odpowiada rzeczywiste ontologiczne rozróżnienie w sensie klasycznym, czy też to rozróż-nienie przedstawia ponownie tylko konstrukt w kognitywnym świecie radykal-nych konstruktywistów. W każdym razie istnieje to rozróżnienie, które pojawia się w teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu – o ile istnieje odpowiedź na pytanie, jakie ontologiczne założenia są przyjmowane w tej teorii obiektu. Pozostaje jednak niewyjaśnione, jaka liczba części postulowanych jednostek powinna należeć do świata rzeczywistego. To właśnie chcemy przedyskutować przy pomocy następującego cytatu:

Mówiąc abstrakcyjnie, wielu teoretyków łączy ze sobą dwa ontologicznie całkowicie różne światy, ten materialny (w najgłębszym fizykalnym sensie), realny świat organizmu i kogni-tywny świat „rzeczywisty”, które są powiązane prawdopodobnie przyczynowo, a nie prze-strzennie. (Roth 1987: 238)2

Początkowo stwierdza się tutaj, że „istnieje wszystko, o czym mówi rady-kalny konstruktywista”. Zostały tu jednak wyprowadzone zarówno kognitywny, jak i realny świat jako jednostki. Jest to w radykalnym konstruktywizmie także niekontrowersyjne. Maturana dodałby jeszcze prawdopodobnie, że rozróżnieniem jest to, co może uczynić tylko obserwator. Przede wszystkim jednak to Roth wprowadził tutaj wspomnianą „różnicę rzeczywistości”: oba światy, o które py-tano, powinny mieć różne ontologiczne statusy. Ale co to może oznaczać? Czy nie są te dwa światy konstruktami wewnątrz kognitywnego świata obserwatora? A co ma oznaczać, że między obydwoma światami istnieje związek przyczyno-wy, do jakiego świata należy wówczas „związek przyczynowy”? Jak można poza tym spowodować coś innego, kiedy to coś „nie jest z tego (względnie z takiego samego) świata”, tzn. posiada inny status ontologiczny? Staje się to interesują-ce wtedy, gdy takie wypowiedzi odnoszące się do przyczynowości porównuje się z innymi wypowiedziami radykalnego konstruktywisty o tym, „że linearne przyczyna-działanie-myślenie nie odpowiada niczemu innemu w rzeczywistości” (Stangl 1989: 220). Podobnie myśli także Schmidt:

Nasz realny mózg konstruuje zatem kognitywny świat, który składa się z ciała, podmiotu i środowiska. Ten kognitywny świat jest w sobie zamknięty, tylko w nim jest przestrzeń i czas, zewnątrz i wewnątrz, przyczyna i działanie. (Schmidt 1990: 312)

2 Chodzi tu o zamieszczony w tym tomie tekst Rotha Poznanie i realność: realny mózg i jego rzeczywistość.

ralF nüse322

Gdy przyczyna i działanie znajdują się tylko wewnątrz kognitywnego świata, wówczas nie można realnego i kognitywnego świata wstawić w jakieś przyczy-nowe zachowanie. Przy tym pytanie o przyczynowość jest relewantne nie tylko dlatego, że – jak twierdzi Roth – kognitywny świat jest zależny przyczynowo od realnego świata. Także radykalno-konstruktywistyczne przedstawienie selek-cji stanów systemu przez bodźce zewnętrznego świata albo generalnie postulat zewnętrznych wpływów z medium nie daje się pomyśleć bez przyczynowości w medium (względnie w realnym świecie). I także niezależnie od pytania o przy-czynowość należy zapytać, m.in. przy okazji wypowiedzi Schmidta, co rozumie się przez realny umysł (w realnym świecie), kiedy nie ma w realnym świecie ani przestrzeni, ani czasu. Powszechnie radykalny konstruktywizm twierdzi, że realny mózg nie jest tym, co się widzi, kiedy otwiera się czaszkę (por. także Roth 1987: 238). Ale co wówczas? Co powinno się przedstawiać jako mózg, który ani nie przyjmuje przestrzeni, ani nie wykazuje czasowej dynamiki i nie może oddziaływać?

Wyjaśnienie tych wszystkich pytań mogłoby może mieć miejsce, gdyby stwierdziło się, co dokładnie rozumie się jako „realny świat”. Ale także odnośnie tego nie znajdziemy żadnej wyraźnej jasności:

Świat, o którym czynimy przestrzenne wypowiedzi, jest albo zmysłowo doświadczanym światem, albo abstrakcyjnym światem fizyki, który nie jest realnym światem, lecz raczej wyprowadzonym od świata zmysłowego […] (Roth 1987: 239)

Tutaj realny świat jest odgraniczony od świata fizyki. Odpowiednio do tego prawa fizyki wydają się nie funkcjonować w realnym świecie (albo „dla niego”?). Z drugiej strony na przykład Maturana twierdzi:

Żyjący system jest systemem autopoietycznym w przestrzeni fizycznej... Dlatego żyjące sys-temy jako systemy autopoietyczne w przestrzeni fizycznej odpowiadają prawom fizycznym procesów, w innym przypadku ulegają dezintegracji. (Maturana 1987: 95)

Tym samym fizyczne procesy i prawa jako jednostki osadzone są w realnym świecie (na zewnątrz autopoietycznego systemu). Coś przeciwnego stwierdzają Richards i Glasersfeld:

[…] nie ma żadnego dobrego powodu, by przyjąć, że ontologiczna realność posiada coś, co można byłoby nazwać „strukturą”. (Richards i Glasersfeld 1987: 221)

Z kolei Roth jest pewny, że:

Naturalnie nikt poważnie nie wątpi w to, że świat, niezależny od świadomości i mózgu, jest uporządkowany. (Roth 1991: 365)

Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że . . . 323

Pozostaje więc tutaj wiele otwartych pytań: czy w realnym świecie rządzą te-raz prawa, a jeśli prawa fizyki, to prawa oparte na zasadzie przyczynowości albo – jak twierdzi na przykład Stangl – całkiem inne prawa jako linearne związki przyczyna/powód-działanie? Czy raczej realny świat jest tworem całkiem amor-ficznym, co jednak znów nie jest możliwe, jeżeli ma on zawierać oddziaływania i przede wszystkim mózg, który konstruuje świat kognitywny?

Naszym zdaniem radykalni konstruktywiści są niezdecydowani, wahają się między (co najmniej) dwiema różnymi płaszczyznami języka. Po pierwsze, mó-wią o otoczeniu systemu, które definiują jako obserwatora dla systemu; po drugie, mówią o absolutnej rzeczywistości jako takim otoczeniu, które jest samo dla siebie obserwatorem. Głębszą podstawą dla tego zamieszania wydaje się fakt, że, aby móc uzasadnić, iż nie da się mówić o tym, że jako obserwator nie ma się żadnego dojścia do rzeczywistości i tym samym nie ma niczego ontologicznego, należy przedtem przyjąć ontologiczne założenia o strukturze badanych systemów.

To obrazowo pokazał Köck:

Nie ma „obiektywnego” świata albo „rzeczywistości” niezależnej od konkretnego żyjącego systemu. Każdorazowy „świat” staje się w permanentnej interakcji z systemem w jego niszy, tzn. jest nieustannie wytwarzany przez potencjał interakcji systemu ze (w wąskim znaczeniu) „zdefiniowanym” środowiskiem. (Köck 1987: 363)

Punktem wyjścia argumentacji Köcka jest na początku teza, że „Nie ma żad-nego świata niezależnego od podmiotu”. Nawet jeśli jest on przypadkowy, musi jednak być dany zależnie od podmiotu. Oczywiście może tylko wtedy być przy-padkowy, kiedy ten podmiot rzeczywiście egzystuje. A poza tym musi jeszcze egzystować środowisko z niszą, z którą (względnie w której) współdziała system. Dostrzega się, że, aby uczynić przekonującą tezę, że nie ma ontologicznej rzeczy-wistości, należy przyjąć założenia o tym, co jest ontologicznie rzeczywiste!

Ta generalna podstawowa struktura ukazuje się także przy ontologicznych założeniach odnośnie do społecznych warunków autopoietycznych systemów, przy których występuje podobne niezdecydowanie między stwierdzeniami o eg-zystencji i nie-egzystencji określonych jednostek. Także tutaj chcemy zacząć od cytatu z Rotha:

Zasadniczą izolację wszystkich neuronalnych systemów od świata mózg znosi przez to, że tworzy on świat jako swoje środowisko wewnętrzne i nim się też posługuje. Dotyczy to zwłaszcza środowiska społecznego. Nie ma wobec tego żadnej sprzeczności w tym, że nasza indywidualna, zamknięta w sobie rzeczywistość jest rzeczywistością społeczną, ponieważ realny mózg, który wytwarza indywidualną rzeczywistość, może […] rozwijać swoje funkcje tylko w specyficznych warunkach społecznych. (Roth 1987: 253)

Jak to rozumieć? Czy społeczne środowisko jest konstytuowane wewnątrz, czy też istnieje rzeczywiście, by móc odgrywać swoje role w rozwoju realnego mózgu? Za „realistycznym” znaczeniem przemawia następujący cytat:

ralF nüse324

[…] zaplanowane działanie i skuteczne opanowanie bardzo kompleksowych środowisk (także środowisk społecznych) są możliwe tylko dzięki semantycznie samoreferencyjnemu i samo-eksplikacyjnemu systemowi, jakim jest ludzki mózg. (Roth 1987: 246)

Wydaje się, że tutaj rzeczywiście dane są społeczne środowiska; podobnie rozumiemy także następujące cytaty:

Aby móc osiągnąć niezawodny poziom konstrukcji rzeczywistości, potrzebuje się widocznie innych (ludzi). (Glasersfeld 1987: 417)

To, czego człowiek i jego przodkowie potrzebowali, by przeżyć […] było zdolnością, […] umiejętnością szybkiego działania w sytuacjach społecznie kompleksowych. (Roth 1987: 247)

Należy sobie uprzytomnić, że Roth dowodzi tego, by wyjaśnić, dlaczego sa-moreferencyjny, zamknięty mózg okazał się korzystny dla przeżycia – ponieważ zamkniętość oznacza redukcję kompleksowości. Nie można więc tego stanowiska tłumaczyć, jakby chodziło o społecznie kompleksowe sytuacje w kognitywnym świecie. Oznaczałoby to, że kognitywny świat jest po to, aby redukować kom-pleksowość w kognitywnym środowisku! Wynika z tego, iż istnieją według Ro-tha i Glasersfelda realne środowiska społeczne.

Przeciw temu argumentuje jednak Glasersfeld:

Nüese: Interesuje mnie rola drugiego (drugiej osoby) w poznawaniu. Więc A i B współdziałają ze sobą i to funkcjonuje (i jest dla A sensowne).von Glasersfeld: Pan wybaczy! Jeśli Pan zaczyna z A i B, to ma Pan wówczas już dwa osobne indywidua.Nüese: Tak, od tego wychodzę.von Glasersfeld: Tego Panu nie wolno jako konstruktywiście. Zaczynam od A. Albo A kon-stytuuje w swoim świecie przeżyć, albo B w swoim.” (Glasersfeld 1987: 411)

Lub:

Nüese: Wychodzę teraz od kognitywnie wyelaborowanego A [musi on być naturalnie realny – R.N.:], który jest w naszym sensie już wystarczająco zsocjalizowany, by można było takie założenie przyjąć.von Glasersfeld: „Zsocjalizowany” musi Pan wykreślić. Ponieważ to przychodzi dużo później. Może Pan mówić o A albo B, który zmuszony koniecznością wydyferencjonował swój obszar doświadczeń bardzo subtelnie i teraz w swoim obszarze doświadczeń ma mnóstwo ludzi. Dopiero wtedy może Pan zacząć mówić o socjalizacji. (Glasersfeld 1987: 412)

Cytaty te można tłumaczyć: inni (względnie społeczne środowiska) nie nale-żą do rzeczywistej rzeczywistości, lecz są konstytuowani w kognitywnym świe-cie systemu. Lecz – jak powiedziano – jeśli inni istnieją tylko w kognitywnym świecie, jak powinno tłumaczyć się obie powyżej zacytowane wypowiedzi, by potrzebować owych innych do przeżycia?

Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że . . . 325

Podczas gdy chodzi tutaj o to, czy inni istnieją rzeczywiście, a nie czy inni istnieją. Ale wówczas można, jak się zdaje, nie wiedzieć, co oni robią:

Zadają oni sobie naturalnie we wspólnej pracy z innymi dużo trudu, by uczynić dla tych innych ich cele przekonującymi […] Oznacza to: tak na niego oddziaływać, aby zaczął być aktywny, w taki sposób, by z mojego punktu, dla mojego celu, było to odpowiednie. Jak on, ten drugi, myśli o tym, tego nie wiem […] To, co oni [inni – R.N.] robią w rzeczywistości(!), tzn. co robią sami z sobą, może być równie dobrze czymś innym.” (Glasersfeld 1987: 415; wykrzyknik od R.N.)

Także w tych częściach mówi się z jednej strony o otoczeniu, które definiuje dla systemu obserwator i w którym jest ktoś inny. Z drugiej jednak strony mówi się o skonstruowanym kognitywnym świecie tego systemu, w którym (świecie) inni są tylko skonstruowani. Wówczas obserwator staje się nagle sam systemem i pyta teraz, czy to, co ma dla innych ludzi, jest także w rzeczywistości takim bytem albo takimi jednostkami. Sam obserwator jest tym samym obiektem ba-dań. I podobnie jak przy pytaniu, co jest w materialnym otoczeniu systemu, fakt ten przemawia za tym, że mówi się tu równocześnie jako obserwator i przedmiot badań, także jednocześnie o płaszczyźnie obiektu i metapłaszczyźnie. W teorii obiektu należy przyjąć, że są inni, których można zdefiniować będąc obserwa-torem jako otoczenie dla systemu; ale na metapłaszczyźnie można zapytać, czy to, co dotyczy badanego systemu, nie dotyczy też jego samego jako obserwatora. Właśnie przez te systematyczne pomieszanie płaszczyzny obiektu i metapłasz-czyzny dochodzi do ukazanych sprzeczności.

Metateoretyczne założenia o ontologicznych implikacjach radykalnego konstruktywizmu

Po tym, jak wyjaśniono – wprawdzie niewystarczająco, ale przynajmniej prze-mówiono w kwestii – jakie ontologiczne założenia zostały przyjęte wewnątrz teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu, chcemy teraz omówić nasze dru-gie pytanie: Jaki status jest przypisywany ontologicznym założeniom względnie wspólnej teorii radykalnego konstruktywizmu przez samych radykalnych kon-struktywistów?

Odpowiedź na to pytanie wydaje się na razie prosta. Radykalni konstrukty-wiści podkreślają ciągle, że nie wolno ich modelu w żaden sposób tłumaczyć teoretyczno-korespondencyjnie, lecz „tylko jako model”. Tak można przeczytać na przykład u Richardsa i Glasersfelda:

Jak już zwróciliśmy uwagę, za ważne uważamy, by model był rozumiany jako model, a nie jako opis ontologicznie rzeczywistych arrangements. Odpowiednio do tego, nie wolno go prezentować pod żadnym względem jako „prawdziwego” […] (Richards i Glasersfeld 1987: 221)

ralF nüse326

Wydaje się, że jeden Maturana buduje tutaj założenie, gdyż daje w swoim sformułowaniu do zrozumienia, że radykalny konstruktywizm (względnie tutaj chyba lepiej teoria autopoiezy) jest nie tylko słuszna, ale samopotwierdzająca się.

Ponadto mówię jako obserwator, a ważność tego, co mówię, jest w każdej chwili zabezpie-czona przez ważność całej teorii. To znowu wyjaśnia, tak uważam, dlaczego mogę to mówić. (Maturana 1985a: 33)

Teraz cel założony we wprowadzeniu jest osiągalny […] pokazałem genezę obserwatora. Sam wynik wystarcza założonemu na początku podstawowemu roszczeniu: „Obserwator jest żyjącym systemem, a każde pojmowanie kognicji jako biologicznego fenomenu musi wyjaśniać obserwatora i odgrywane przez niego przy tym role.” Jednocześnie dowodzi się tutaj ważności mojej analizy. (Maturana 1985: 71)

Ponieważ pozycja Glasersfelda jest postrzegana jako reprezentatywna dla radykalnego konstruktywizmu (jest ona na przykład referowana w przeglądo-wym artykule przez Schmidta (1987)) i doceniana również w innych miejscach jako taka konstruktywistyczna pozycja, której się nie obala (por. Waddell 1988), chcemy tutaj omówić przede wszystkim założenia Glasersfelda.

Na pytanie, jakie ontologiczne implikacje są przypisywane radykalnemu konstruktywizmowi jako teorii, odpowiedź już w pewnym sensie padła. Jednak dokładne znaczenie tej odpowiedzi nie jest jeszcze wyjaśnione. Nie jest przykła-dowo na pierwszy rzut oka wyraźne, co powinno oznaczać, że model „nie” po-winien być „prawdziwy”. Wyrażenie „model” daje się zrozumieć w taki sposób, że model jest przecież modelem – o ile na przykład posiada także właściwości, które zazwyczaj przypisuje się modelowi: że są one skonstruowane dla określo-nych celów, że wykazują „modelowo specyficzne skrócenie” w odniesieniu do ich „oryginału” i tym podobne (por. Stachowiak 1973). Nie implikuje to jednak, że model w żadnym wypadku nie jest pojmowany jako prawdziwy, jak jest napi-sane w powyższym cytacie. Model może wprawdzie być „skrócony”, tzn. może odwzorowywać tylko określone aspekty „oryginału” – jednak to odwzorowanie może dzięki temu być prawdziwe, może te odwzorowane aspekty odwzorować prawdziwie. Eibl (1984) pointuje ten punkt w odniesieniu do cytatu ze Schmidta następująco:

Nie ma „rzeczywistości”, lecz tylko zależne od obiektu względnie od rzeczywistości modele – ale niczego „za modelem” i niczego „przed modelem”. Być może przy niektórych modelach Schmidta nie ma niczego za i niczego przed, lecz normalnie modele są czymś „z czegoś”. (Eibl 1984: 239)

Radykalni konstruktywiści kierują się tutaj być może tym, że modele „nie” mogą być „prawdziwe” i jako „modeli z czegoś” nie powinno się ich interpre-tować, gdyż nie ma się dojścia do „oryginału”, z którym model można byłoby

Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że . . . 327

połączyć i porównać. Ale, uzasadniając w ten sposób, twierdzi się jedynie, że można się pomylić. Modele są więc w tej interpretacji konstruowanymi przez podmiot przedstawieniami, o których nie można się wypowiadać w odniesie-niu do absolutnej rzeczywistości w kategorii prawdziwości. Być może są one mylne, są skróconymi założeniami o świecie – lecz co w takim razie jest w tej interpretacji różnicą między modelem a hipotetycznym założeniem? W jakim sensie różni się jeszcze radykalny konstruktywizm jako teoria od innych teorii, w których również formułuje się hipotetyczne założenia o świecie?

W związku z tym nasuwa się przypuszczenie, że radykalni konstruktywi-ści używają wyrażenia „model” w zupełnie innym sensie niż miało to miejsce do tej pory. Wydaje się raczej, że chcą połączyć z tym znaczeniem modelu – by tak rzec, skracając specyficznie modelowo – ten jego aspekt, żeby, przede wszystkim, nie można było interpretować modeli referencyjnie. Przy założeniach hipotetycznych wychodzi się od tego, że, jeśli modele byłyby prawdziwe, mia-łyby odpowiednik w rzeczywistości. Hipotetyczne założenia mają, by tak rzec, „semantykę realistyczną” – o ile są przedstawione i wyrażone stany rzeczy. Mo-dele nie powinny być postrzegane według radykalnych konstruktywistów w ich funkcji odwzorowywania, lecz tylko w ich funkcji sterowania (względnie w ich użyteczności dla zachowania). Modele nie mają realistycznej semantyki, lecz „semantykę instrukcji”. Tylko dzięki takiemu znaczeniu można uczynić prawdo-podobnym, jak twierdzą ciągle empatycznie radykalni konstruktywiści, że mamy „tylko”„ (sic!) modele rzeczywistości. Jeśli to miałoby nie być całkiem trywialne, wtedy należy myśleć, że modele nie mówią niczego o rzeczywistości (dzięki cze-mu wyrażenie „model rzeczywistości”, który określa model rzeczywistości, staje się semantyczną anomalią), lecz są konstrukcjami, które mogą być użyteczne dla kierowania zachowaniem systemu.

Tym samym wyjaśniliśmy – należy mieć taką nadzieję – sens, w jakim ra-dykalny konstruktywizm postrzega się „jako model”. Jednak ponownie nie jest ustalone, dla jakiej liczby części radykalnego konstruktywizmu jest ten status ustalony. W przytoczonych powyżej cytatach twierdzi się wprawdzie, że cały model radykalnego konstruktywizmu byłby modelem, któremu w rzeczywistości nic nie odpowiada. Lecz w innych miejscach wychodzi się, bardziej lub mniej od tego, że części teorii muszą mieć odpowiedniki w rzeczywistości.

Ponieważ jest ktoś, kto mógłby napisać teorie funkcji mózgu, nikt z nas nie wątpi, że musi on mieć mózg, by napisać tę teorię […] (Foerster 1987: 135)

To musi pewnie oznaczać, że potrzebuje się rzeczywistego mózgu, by móc napisać teorię mózgu. Tym samym implikuje się (według cytowanego poglądu von Foerstera), co najmniej pośrednio, że ten mózg istnieje także rzeczywiście. Lecz teraz, kiedy wypowiedzi metateoretyczne (o tym, że radykalny konstruk-tywizm „jest tylko modelem”) wywiedzie się z teoretycznej wiedzy o obiekcie,

ralF nüse328

że mózg – jako system autopoietyczny – nie ma „dojścia” do świata (jak czynią radykalni konstruktywiści), wtedy należy także wyjść od tego, że istnieje system autopoietyczny i dysponuje on mózgiem, który wytwarza w opisany sposób ten kognitywny świat (w tym z radykalnym konstruktywizmem jako modelem). Po-przez przeniesienie teorii obiektu na metapłaszczyznę różnica rzeczywistości po-między realnym mózgiem i światem kognitywnym (wprowadzona na płaszczyznę obiektów) zostaje przetransformowana na tej metapłaszczyźnie. Radykalny kon-struktywizm w kognitywnym świecie jest modelem, któremu nic nie odpowiada w rzeczywistości; ale ten kognitywny model jest wytwarzany („rzeczywiście”) przez realny mózg w taki sposób, jak opisuje to teoria. Nie odpowiada to jednak żadnemu generalnemu „modelizmowi”, lecz raczej minimalnemu realizmowi w sensie prezentowanym przez Engelsa (1989: 277): Jesteśmy („rzeczywiście”) żyjącymi istotami (systemami autopoietycznymi) i musi być cokolwiek, w czym – jako istoty żyjące – egzystujemy (radykalni konstruktywiści nazywają to coś „medium”). Po drugie, powyższe sformułowanie brzmi raczej sprzecznie: rady-kalny konstruktywizm jest modelem, który nie mówi niczego o rzeczywistości, ale rzeczywistość musi być w relewantnych wycinkach dokładnie taka, jak mówi radykalny konstruktywizm?!

W związku z tym pozostaje problem, w jakim związku znajduje się „mo-delowy” status radykalnego konstruktywizmu z jego teoretycznymi założeniami odnośnie obiektu. Jak połączyć wypowiedź, że cały model radykalnego konstruk-tywizmu jest tylko jednym modelem, z faktem, że w teorii obiektu radykalnego konstruktywizmu wychodzi się od tego, że istnieje realny mózg, który wytwa-rza świat kognitywny? Można by argumentować tutaj na pierwszy rzut oka, że obie wypowiedzi są w „całkiem normalnym” związku, między metapłaszczyzną i płaszczyzną obiektu: wypowiedź (teoretyczna, odnosząca się do obiektu), że istnieje realny mózg, jest – patrząc metateoretycznie – modelem, „któremu nie odpowiada rzeczywisty ontologicznie arrangement” (por. powyżej cytat z Ri-chardsa i Glasersfelda). W tym sensie rozróżnia też Glasersfeld (1987: 401) pomiędzy założeniami ontologicznymi wewnątrz jakiejś teorii i wypowiedziami ontologicznymi o absolutnej rzeczywistości.

Podobnie jak w przypadku dotyczącym teorii obiektu, gdzie można było pytać, co dokładnie powinno być realnym mózgiem, który nie przyjmuje prze-strzeni, pozostaje w tym przypadku niewyjaśnione, jak jest wytwarzany kogni-tywny świat radykalnych konstruktywistów (gdy zawartości tego świata „nic nie odpowiada w rzeczywistości”). I od jakich jeszcze empirycznych wyników powinno się wywieźć ugruntowaną empirycznie teorię poznania radykalnego konstruktywizmu, jeśli przez tę teorie poznania stwierdza się, że wyniki empi-ryczne i zbudowane na nich modele nie mogłyby powiedzieć niczego o rzeczy-wistości?

Widzimy także tutaj, że – skoro tylko opuści się płaszczyznę empirycznej teorii obiektu i przeanalizuje metateorię radykalnego konstruktywizm – wzrasta

Co istnieje, albo jakie ontologiczne założenia należy przyjąć, by móc powiedzieć, że . . . 329

nieład. Nie można teraz mówić w radykalnym konstruktywizmie o „normalnym” związku między teorią obiektu i metateorią. Powód tego leży przede wszystkim w tym, że radykalni konstruktywiści próbują skierować ich teorie obiektu na siebie samą i generalnie na nowe teorie – to znaczy wyprowadzić z tego teorię naukową – i dzięki temu świadomie pogodzić samoodnoszenia albo cyrkular-ności (względnie nawet częściowo propagować je). Samoodniesienia prowadzą jednak nierzadko do samoobalenia.

Samoatrybucje radykalnych konstruktywistów o ich założeniach ontologicznych

Jeszcze bardziej skomplikowanie przedstawia się problematyka, gdy w końcu weźmie się pod rozwagę także nasze trzecie pytanie: co mówią radykalni kon-struktywiści o sobie samych i ich ontologicznych założeniach? Typowa odpo-wiedź brzmi mniej więcej tak:

[…] początek jest w przybliżeniu tam, gdzie mówię, że konstruktywizm nigdy (!) nie mówi o ontologii. (Glasersfeld 1987: 404; wykrzyknik od R.N.)

Nie chcemy tutaj wdawać się dokładnie w to, że w tej wypowiedzi cho-dzi, dokładnie rzecz biorąc, o wariant paradoksu kłamcy, ponieważ Glasersfeld jako konstruktywista mówi przecież w tym zdaniu o ontologii. Bardziej istotne w związku z tym jest to, że wypowiedź ta, biorąc dosłownie, jest fałszywa – jak to wcześniej zauważyliśmy. Radykalny konstruktywizm mówi obficie o ontologii i nie tylko w takim sensie, że mówi, iż o tym nie mówi. Radykalny konstrukty-wizm czyni założenia ontologiczne nie tylko wewnątrz swojej teorii obiektów; implikuje także tezę teoriopoznawczą, że istnieje medium, o którym nie można nic powiedzieć, a więc założenie ontologiczne – by nie wspomnieć o cytowanej na końcu ostatniego podrozdziału wypowiedzi samego Glasersfelda, że radykalny konstruktywizm nie neguje egzystencji rzeczywistości ontycznej. Podobnie – jako samo-nieporozumienie – należy ostatecznie tłumaczyć również następującą wypowiedź Schmidta:

Wglądy H.R. Maturany i przede wszystkim G. Rotha w sposób funkcjonowania mózgu dały impuls do novum w najnowszej filozofii, mianowicie do formowania się ugruntowanej empi-rycznie teorii poznania, która nie wychodzi od ontologii. (Schmidt 1990: 312)

Wraz z wprowadzeniem tych trzech kategorii wypowiedzi pojawia się dalszy wymiar sprzeczności: radykalny konstruktywizm przyjmuje założenia ontologiczne na teoretycznej płaszczyźnie obiektu, którą przenosi na meta-płaszczyznę, przez co częściowo jej przeczy. Kiedy teraz radykalni konstruk-tywiści mówią, że nie przyjmują ontologicznych założeń, ponownie popadają w sprzeczność.

ralF nüse330

Bibliografia

Eibl K., 1984, Rezension von G. Rusch & S.J. Schmidt Das Voraussetzungssystem Georg Trakls und S.J. Schmidt Grundri� der empirischen Literaturwissenschaft, [w:] „Ar-� der empirischen Literaturwissenschaft, [w:] „Ar- der empirischen Literaturwissenschaft, [w:] „Ar-bitrium. Zeitschrift für Rezensionen zur germanistischen Literaturwissenschaft 2”, s. 230–240.

Engels E.-M., 1989, Erkenntnis als Anpassung?, Frankfurt n. M., Suhrkamp.Foerster H. von, 1987, Erkenntnistheorien und Selbstorganisation, [w:] Der Diskurs

des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 133–158.

Glasersfeld E. von, 1987, Siegener Gespräche über Radikalen Konstruktivismus, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 401–440.

Köck W.K.,1987, Kognition – Semantik – Kommunikation, [w:] Der Diskurs des Radika­len Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 340–373.

Maturana H.R., 1985, Biologie der Kognition, [w:] Erkennen: Die Organisation und Verkörperung und Wirklichkeit, Braunschweig, Vieweg, s. 32–80.

Maturana H.R., 1987, Kognition, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 89–118.

Richards J., Glasersfeld E. von, 1987, Die Kontrolle von Wahrnehmung und die Kon­struktion von Realität, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 192–228.

Roth G., 1987, Erkenntnis und Realität: Das reale Gehirn und seine Wirklichkeit, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 229–255.

Roth G., 1991, Die Konstitution von Bedeutung im Gehirn, [w:] Gedächtnis, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 127–158.

Rusch G., 1987, Erkenntnis, Wissenschaft, Geschichte: von einem konstruktivistischen Standpunkt, Frankfurt n. M., Suhrkamp.

Schmidt S.J., 1987, Der Radikale Konstruktivismus: Ein neues Paradigma im inter­disziplinären Diskurs, [w:] Der Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M., Suhrkamp, s. 11–88.

Schmidt S.J., 1990, Der beobachtete Beobachter, [w:] Zur Biologie der Kognition, red. V. Riegas i C. Vetter, Frankfurt n. M., Suhrkamp, 308–328.

Stachowiak W., 1973, Allgemeine Modelltheorie, Wiedeń, Springer.Stangl W., Das neue Paradigma der Psychologie, Braunschweig, Vieweg.Waddell C., 1988, The fusion of horizons. A dialectical response to the problem of self­

exempting fallacy in contemporary constructivist arguments, „Philosophy and Rheto-ric”, 21, s. 103–115.

przeł. Sebastian Strzeleckii Dominika Wączek

Michael Fleischer

Zarys ogólnej teorii komunikacji

0 . Wprowadzenie

Jeśli chcielibyśmy sformułować teorię komunikacji wychodząc od podstawowych założeń konstruktywizmu, doszlibyśmy do przekonania, że poradzić sobie trzeba z co najmniej trzema podstawowymi problemami. Z jednej strony z problemem czasu, z drugiej ze statusem języka naturalnego, i szerzej – z odniesieniem cza-sowym każdej komunikacji, oraz z problemem ewolucji. W tym celu konieczne jest dokonanie podstawowego rozróżnienia między systemem a mechanizmem, i to w ten sposób, że obydwa nie mogą być konceptualizowane jako elementy ustrukturyzowane na tym samym poziomie. Postulował będę więc z jednej strony poziom mechanizmów jako producentów systemów, oddziałujących i dających się rekonstruować z ich oddziaływań, oraz poziom systemów, które wtedy stają się systemami, kiedy dane elementy (dopiero przez to stające się „elementa-mi”) tworzą przez oddziaływanie określonego mechanizmu samoorganizujące się jednostki.

Na dwie ważne konwencje terminologiczne chcę już w tym miejscu zwrócić uwagę. Po pierwsze, używając pojęcia „mechanizm” nie mam oczywiście na myśli perspektywy mechanistycznej, lecz procesualną zasadę i takąż organiza-cję systemów oraz współoddziaływania, którym podlegają wszystkie systemy otwarte. Po drugie, używam tu w odniesieniu do całej koncepcji metaforyki „pro-ducent-produkt”, która co prawda łatwo trafia do przekonania, gdyż w ramach języków naturalnych przywykliśmy do myślenia opierającego się na zasadzie przyczynowo-skutkowej, a o nic innego przy użyciu tej metaforyki najczęściej nie chodzi. Metaforyka ta jednak może wprowadzać w błąd, gdyż sytuujemy się tym samym w ramach języka i jego reguł, które niekoniecznie i nie w każ-dym wypadku są lub muszą być także regułami badanego systemu. Dokładnie

Michael Fleischer332

te aspekty pomijam w mojej koncepcji, a metaforykę tę stosuję, gdyż adekwat-nie opisać można przy jej pomocy budowę warstwową i zrangowane hierarchie systemów otwartych oraz ich charakter procesu śrubowego. I tylko o to mi tutaj chodzi. Centralne znaczenie dla sformułowania teorii posiada dla mnie ponadto koncepcja operatywnego konstruktywizmu Niklasa Luhmanna oraz koncepcja kategorii Charlesa S. Peirce’a. Chcę podjąć próbę zastosowania tych koncepcji do wyjaśnienia zjawisk komunikacji w celu sformułowania ogólnej teorii ko-munikacji.

0 .1 . Punkt wyjścia

Cokolwiek teraz powiem, muszę, chcąc coś powiedzieć, rozpocząć lub właśnie rozpocząłem jakimś obiektem. Kiedy rozpoczyna się komunikacja, powstaje tym samym obiekt i odtąd jest obecny. Skąd mógł się on wziąć? Wziął się oczywiście z języka, a dokładniej – ze znakowości i semantyczności systemów znakowych. Znaki wymagają, by funkcjonować, obiektu jako jednego z ich trzech konstytu-tywnych elementów. Mam tu na myśli wewnętrzny obiekt znaku w rozumieniu Charlesa S. Peirce’a, obiekt, na tle którego sytuowany jest środek znaku, by, w razie powodzenia tej operacji, wygenerować trzeci element – interpretant. Relacja ta perpetuuje się, kiedy znaki stosowane są na bardziej kompleksowych poziomach języka lub systemach znakowych. I w ten sposób dochodzi to tego, że, jeśli się mówi, mówić można właśnie wyłącznie o czymś. Jednak nie dlate-go, że owo coś istnieje lub nie istnieje (czego rozstrzygnięcie jest niemożliwe, a więc podejmowanie tego pytania jest bezsensowne1), lecz dlatego, ponieważ język i komunikacja wytworzone są tak, że bez obiektu nie można się obejść. A również pytania są produktami języka.

Również wtedy, kiedy mówimy o niczym lub wręcz o Nicości, lub o samym mówieniu, mówimy o powstałym przez to obiekcie, a to dlatego, ponieważ roz-poczęliśmy mówienie. Zjawisko to pokazuje wyraźnie sposób funkcjonowania omawianego tu mechanizmu. Nic lub Nicość oczywiście nie istnieją. Z tego wynika, że nie moglibyśmy o tym mówić, gdyż nie wiedzielibyśmy, że to jest. W rzeczy samej jednak mówimy o tym – jak ja właśnie teraz. Z tego wynika, że mamy tu do czynienia z produktem mówienia. Wszystkie pozostałe obiekty nie są niczym innym. Więcej nawet: obiekty muszą być w dużej ilości obecne, by znaki mogły w ogóle być stosowane. W jaki sposób proces ten przebiega, wyjaśnia nam przekonująco semiotyka Peirce’a. Dany – jako kognitywna kon-strukcja – korelat tego, co słyszymy, czyli środek znaku, oddziaływać może dopiero wtedy, kiedy może zostać odniesiony do obiektu, lub realistyczniej – do przedtem obecnych obiektów, na tle których dopiero działać może jako środek

1 Tu i dalej słowo „bezsensowne” (i jego derywaty) używane będzie niewartościująco w znacze-niu „nie wykazuje sensu”.

Zarys ogólnej teorii komunikacji 333

znaku. Jeśli ta operacja się nie powiedzie, znak nie jest wytwarzany. Co uwi-dacznia znane powiedzonko – „widzimy tylko to, co wiemy”. Do tego dochodzi oczywiście jeszcze interpretant, który wyposaża tę pierwszą operację w to, co nazywamy znaczeniem, wiązką znaczeń lub semantyką. Gdyby nie było licznych obiektów, komunikacja nie mogłaby się w ogóle rozpocząć. Widzimy więc, że obiekty są produktami znaków, a więc posiadają charakter wyłącznie kognitywny i emocjonalny.

Niemożliwe jest zatem nie-komunikowanie o obiektach (możliwe natomiast – komunikowanie o nie-obiektach!), a to dlatego, ponieważ wynikają one z samej komunikacji i już przed jej rozpoczęciem są obecne. Jest to bez wątpienia bar-dzo sprawny mechanizm zabezpieczający komunikacji. Gdyby bowiem obiekty należało tworzyć dla każdej jednostkowej komunikacji od nowa, mechanizm komunikacji szybko by się załamał. Komunikacji jednak nic nie zagraża, po-nieważ, kiedy chcemy produkować środki znaków i rozpocząć komunikacje, potrzebujemy już przedtem obecnych obiektów. Odnosi się ona tym samym do poprzedzających ją komunikacji, z których obiekty te wynikają. Aby pozwolić działać temu mechanizmowi, potrzebne nam są procesy socjalizacji, w ramach których uczymy się, jakie obiekty już istnieją i jak tworzy się nowe obiekty. A tworzy się je przez to, że się mówi. Bez przerwy mówi. Nie po to, by coś powiedzieć, lecz po to, by podtrzymywać produkcję obiektów, a w konsekwencji – komunikację. Powinna być nam ona za to wdzięczna.

Przy tworzeniu obiektów znakowych pracujemy więc specyficznymi środ-kami systemów znakowych – środkami samej komunikacji. Jeśli ktoś mówi, wtedy mówi o obiektach, jeśli mówi o nie-obiektach czy o braku obiektów, wtedy mówi o obiektach, jeśli mówi o niczym, mówi o obiektach. Kiedy nie mówi, wtedy nie mówi. To wszystko. Nasuwający się może wniosek, że „wte-To wszystko. Nasuwający się może wniosek, że „wte-dy nie ma obiektów”, jest błędny, a więc bezsensowny („nie ma”, nawiasem mówiąc, to też obiekt).

Kolejnym aspektem jest postrzeganie. Także tutaj pracujemy przy pomocy obiektów. Nieprzerwanie postrzegamy obiekty jednocześnie je konstruując; nie możemy nie postrzegać bez konstruowania obiektów. Dlatego przyjąć trzeba, że mechanizm komunikacji w swych istotnych aspektach nawiązuje do mechani-zmu postrzegania i sam nie jest nowym wynalazkiem (jeśli chodzi o konstrukcję obiektów, ma się rozumieć). Musimy zatem założyć, że komunikacja wynika z tego, co już przed nią było obecne, czyli z postrzegania. Już przy pomocy po-strzegania konstruowane są obiekty, które aktywizujemy i aktualizujemy, kiedy zaczynamy mówić. A funkcjonuje to tak dobrze, że nawet nie zauważamy, jakie kompleksowe operacje tworzenia przesłanek przy tym stosujemy. A ponieważ obydwa mechanizmy produkują coś podobnego, szybko dochodzimy do przeko-nania, że kiedy mówimy, nie mówimy o obiektach językowych, lecz o obiektach postrzegań. I nie zauważamy tego nawet wtedy, kiedy mówimy o abstrakcjach, a więc o obiektach niepostrzegalnych.

Michael Fleischer334

Obiekty obecne są więc zarówno przed komunikacją w dwójnasób – jako obiekty postrzegania i jako obiekty językowe – jak i w komunikacji. Równo-cześnie obiekty konstruowane są także podczas komunikacji i przez komunika-cje. Konstruujemy je jednak z materiału tych, które już przedtem były obecne, i w ten sposób, że pasują do siebie lub z siebie wynikają, w każdym wypadku – są interdependentne. To znaczy – mogą być za takie uznane.

Pytanie więc brzmi, skąd się biorą i jak doszły do skutku? By móc powstać, obiekty muszą zostać wyprodukowane przez zastosowanie mechanizmu wzorów; a nie mogą pochodzić od dyferencji, gdyż dyferencje wymagają kryteriów i są produktami kognitywnymi. W dodatku wszystkie wzory są równowartościowe (z uwagi na formę, strukturę, budowę itp.). Dyferencje natomiast są wtórne i wy-magają dla ich wyprodukowania zawsze jakiegoś kryterium, jakiejś formy, która umożliwia je dopiero jako dyferencję. Niemożliwe jest wytworzenie dyferencji bez posiadania przedtem kryterium dla wygenerowania tej dyferencji. Wzory natomiast wymagają jedynie powtórzeń. Niczego więcej. Autologiczne funkcjo-nowanie dyferencji raz wytworzonej jest następstwem tego procesu, a nie jego przyczyną.

Wyjaśnienia więc wymaga mechanizm wzoru i sam producent. Obiek-ty komunikacyjne produkowane są, o ile nie pochodzą z samej komunikacji, z obiektów postrzegania, te zaś z neuronalnych procesów mózgu. Początkiem i pierwszym producentem jest więc mózg. Co zaś go wyprodukowało? Oczywi-ście ewolucja. Dlaczego? Ponieważ, jak się okazuje, było to możliwe.

Obiekty postrzegania posiadają jednak pewną zasadniczą wadę, a mianowicie mogą one być postrzegane i konstruowane tylko i wyłącznie przez jednostkę. Każdy organizm postrzega sam i dla siebie samego. Przy pomocy postrzegań i tylko postrzegań nie można jednak (bezpośrednio) komunikować. Z postrze-gań systemy świadomościowe, i tylko one, tworzyć mogą doświadczenia. Nic więcej. Jeśli więc ma istnieć możliwość komunikowania o postrzeganiach lub o doświadczeniach (= oddziaływanie pierwszej operatywnej fikcji), muszą one zostać przekształcone w obiekty komunikacji, które otrzymać muszą bardziej kompleksowy status, gdyż są usytuowane i stosowane w bardziej komplekso-wym systemie. Obiekty postrzegania mogą więc być jedynie konstruowane przez zastosowanie mechanizmu postrzegania i zastosowane lub niezastosowane do budowy innych obiektów postrzegania oraz mogą zostać zoperacjonalizowane dla schematów reakcji organizmów. Komunikować zaś można jedynie o obiek-tach komunikacji (i przy ich pomocy) za pomocą komunikacji, w tym także o obiektach postrzegania (lecz nie przy ich pomocy), tyle że wtedy nie są to już obiekty postrzegania, lecz nowe kognitywno-komunikacyjne konstrukty. Procesy neuronalne z niespecyficznych intensywności (natężeń) bodźców tworzą postrze-gania jako obiekty (nie z samych bodźców, lecz jedynie z ich natężenia). I tylko obiekty. Odpowiednie relacje między tymi obiektami organizmy muszą same wytworzyć, a mianowicie przy pomocy sterowanych prawdopodobieństwem

Zarys ogólnej teorii komunikacji 335

procesów uczenia się w ramach danych neuronalnych warunków. Bez postrzega-nia jednak nie ma komunikacji, bo niby o czym? Bez procesów neuronalnych nie ma postrzegania. Obiekty postrzegania zabarwione są emocjonalnie i składają się z różnie rozłożonych kognitywnych i emocjonalnych faset. Postrzegać mogą tyl-ko systemy świadomości, jakiejkolwiek kompleksowości, a więc tylko jednostki. To, co ja postrzegam, postrzegam ja i zależy ode mnie; to, co postrzega ktoś inny, postrzega on i zależy od niego. Postrzegania są więc jednostkowe, jednorazowe, indywidualne, kognitywne i emocjonalne. Komunikacje natomiast są niezależne od jednostki. Są one przeprowadzane, niezależnie od tego, kto je przeprowadza, byle ktoś je przeprowadzał. Jeśli nikt ich nie przeprowadza, komunikacji nie ma. Przy postrzeganiu decydująca i konstytutywna jest postrzegająca jednostka. W przypadku komunikacji zaś jednostka jest nierelewantna. Obojętne, kto tę trzymaną przez Państwa teraz w rękach książkę jak by nie napisał i jaka oraz czyja, inna niż moja, genialność by się w niej nie znalazła, pozostałoby to komu-nikacją. Nie ma nieudanej komunikacji, gdyż także nieudana komunikacja jest komunikacją. Nieudane postrzeganie zaś prędzej czy później, w zależności od ważności danego obszaru postrzegania, będzie miało niekorzystnie następstwa dla jednostki (!).

Z tego wynika oddziaływanie drugiej operatywnej fikcji. Komunikacje nie mogą być ani kognitywne, ani emocjonalne. Można oczywiście komunikować o kognicji i o emocjach. Komunikują co prawda kognitywno-emocjonalne sys-temy, one same jednak nie są sprowadzalne ani do jednego, ani do drugiego systemu – jeśli komunikacje mają być konceptualizowane jako mechanizm, ma się rozumieć. Podobnie jak ewolucja, która nie jest organiczna, a jednak pracuje przy pomocy organicznego materiału. To ja podlegam współoddziaływaniom, ja postrzegam, ja komunikuję. By podlegać współoddziaływaniom, nie muszę ni-czego robić, ponieważ i tak im podlegam; mogę je jednak obserwować, a miano-wicie we wzorach. Aby postrzegać, muszę (ponieważ nie można nie postrzegać) obserwować: środowisko i/lub siebie. Obserwuję wtedy jednak w obiektach (nie „przy pomocy”, lecz właśnie „w”). By komunikować, nie muszę robić niczego innego, jak żonglować znakami, a więc obserwować komunikacje. Obserwuję współoddziaływania, środowisko, komunikacje. Obserwowanie jako operacja jest takie samo; to zaś, co obserwuję oraz kompleksowość jak i skomplikowanie obserwacji, a także obserwator zmieniają się. W każdym z tych przypadków, by móc obserwować, potrzebuję wzorów. Wzory powstać zatem mogą tylko i wyłącznie na podstawie koincydencji, a następnie prawdopodobieństwa, jeśli mają móc obsłużyć wszystkie wspomniane tu procesy. Wzory nie mogą być związane z niczym innym, gdyż wtedy nie dałoby się wyjaśnić obserwatora pierwszego stopnia. Na poziomie wzorów nie ma dyferencji. Kto oraz z uwagi na co miałby je wprowadzić? Wzory wymagają jednak przestrzeni i czasu. Nie ma wzorów poza czasem i przestrzenią. Wzory powstają, kiedy coś powtarza się w tym samym położeniu, z tą samą strukturą itp. zgodnie z kryteriami homologii.

Michael Fleischer336

W tym procesie nie ma jeszcze obiektu. Owo powtarzające się coś nie jest jesz-cze czymś, lecz tylko wzorem. Stanie się dopiero czymś, a więc obiektem, kiedy w grę wejdzie postrzeganie, gdy owo coś będzie się utrzymywało i gdy zostanie zdiagnozowane (przez kogoś) jako obiekt. Jako obiekt, czyli jako coś, co nie posiada znaczenia, czyli wymiaru semantycznego – bowiem postrzeganie jest asemantyczne.

Wzory obecne są jedynie na poziomie pierwszej rzeczywistości, a więc na poziomie systemu fizycznego jako jego produkty. Na poziomie pozostałych sys-temów wzory służą jedynie do wytworzenia obiektów. Obiekty są konstruowane, by przy ich pomocy obserwować i segmentować środowisko systemu. W związ-ku z tym środowisko jest takie, jak obiekty, przy pomocy których środowisko jest obserwowane, i które zostały ze środowiska dla (sic!) tego powodu [Zweck]2 skonstruowane. Istnieje coś, co zakładamy, że istnieje, a to dlatego, ponieważ zakładamy, że to istnieje, i dlatego jest to tak konstruowane, jak zakładamy, że istnieje. Ponieważ to w rzeczy samej czynimy, owo coś jest, gdyż czynimy to w nim, a mianowicie to zakładamy. Nie możemy tego jednak postrzegać, gdyż musielibyśmy to uczynić bez obiektów. A nie dysponujemy żadnym aparatem dla postrzegania kontinuum; także dlatego, ponieważ postrzeganie jest «skali-browane» na tworzenie obiektów. W realności (której obecność zakładamy) nie ma obiektów, gdyż obiekty obecne są tylko dla postrzegania, aby mogło ono funkcjonować, a więc by mogło móc być postrzegane – zatem obiekty istnieją tylko dla istot żywych.

Stwierdzając sterowane przez prawdopodobieństwo koincydencje konstruuje-my zatem obiekty i abstrahujemy w tym celu od czasu. Zakładamy, że w przy-padku temporalnej konstrukcji At1, At2 ... Atn „A” zawsze pozostaje takie samo i jest tym samym. Abstrahujemy od czasu, by móc konstruować obiekty i (nadal niezależnie od czasu) perpetuować ten proces. A ponieważ obiekt staje się przez to stabilny (gdyż ustabilizowany w przeszłości), możemy dokonywać konstruk-tywnych zmian obiektów dopuszczając czas. Obiektowi to już teraz nie zaszko-dzi, może się już tylko „zmieniać”, pozostając jednak stabilnym jako obiekt.

2 Słowo to używane jest tu w specyficznym znaczeniu (jako odpowiednik niemieckiego terminu „Zweck”), nie odnoszącym się do celów, gdyż te implikują teleologię, lecz oznaczającym po-wód, dla którego coś jest takie, jakie jest, oraz to, do czego coś służy, gdyż jest takie, jakie jest, i w tym celu, aby do tego służyło, zostało tak a nie inaczej wytworzone. Termin ten oznacza więc swego rodzaju przyczynę, dla której coś staje się takim, jakim jest, oraz równocześnie oznacza to, do czego coś, kiedy już jest, służy. W tym sensie powodem funkcjonowania na przykład „moralności” jest dyferencjonowanie wypowiedzi na „nasze” i „obce”; powodem „całowania przez panów pań w rękę” jest stabilizacja „władzy” po stronie panów; natomiast znaczeniem jest, jak wiadomo, uprzejmość i kurtuazja, lub w wypadku papieży – szacunek (z tym, że tutaj wszyscy całują pana w rękę, przynajmniej póki papieżem nie będzie kobieta). Używam tego istotnego dla mnie pojęcia, mimo że w języku polskim prowadzi to do stylistycz-nie niezgrabnych czy wręcz niepoprawnych konstrukcji gramatycznych.

Zarys ogólnej teorii komunikacji 337

Skonstruowałem więc obiekt (ze wzorów) bez rozróżnień. Nie mogę go jed-nak bez rozróżnień utrzymać stabilnym. W tym celu muszę wynaleźć różnicowa-nia, a wynalazłszy je – ustabilizować. Rozróżnienia jednak wychodzą od obiektu, gdyż dopiero obiekt mówi mi, co mogłoby być drugą stroną, co mogłoby być unmarked space (w rozumieniu George’a Spencera Browna 1997). A drugą stroną lub unmarked space jest zawsze to samo, mianowicie wszystko, co nie jest tym obiektem. A co jest obiektem, już wiem, gdyż obiekt mi to mówi. Nie wiem bo-wiem, między czym a czym miałbym rozróżniać, póki nie skonstruowałem i nie ukonstytuowałem obiektu. Operuję w przestrzeni, w której wszystko jest wszyst-kim, równoczasowo i zawsze tylko równoczasowo wszystko tym samym. A więc nie jest niczym innym, jak zbiorem strun (strings). Kiedy już mam obiekt, mogę zaktywizować czas, by obiekt jako taki stabilizować i umożliwiać mu zmienia-nie się. Stałość obiektu jest funkcją czasu, a nie różnicowania. Różnicowanie jest jedynie stabilizatorem i może funkcjonować tylko jednowymiarowo (to znaczy wśród obiektów). Różnicowania sterowane są komunikacyjnie, gdyż jako drugą stronę różnicowania możemy wziąć raz to, raz tamto. Ta jedna strona różnicowania zawsze jest już ustalona – jest nią obiekt. Wszystko inne pozostaje do dyspozycji. Jeśli tak jest, wtedy może to być tylko i wyłącznie sprawa kognicji.

Ze wzorów zatem konstruuję poprzez postrzeganie obiekty, sytuując je w re-lacji do innych skonstruowanych ze wzorów obiektów. Obiekty te nie są jednak jeszcze komunikowalne. Obiekty bazują na relacjonalizacjach między obiektami, a nie na rozróżnieniach.

Z tego wynika, że różnicowania nie posiadają semantyki, gdyż w jaki sposób semantyki miałyby powstać na tle unmarked space, czyli wszystkiego innego. Podczas kiedy relacjonalizacje, a następnie powstałe z nich w celach porządko-wych różnice, bezsprzecznie produkują semantyki, te bowiem dochodzą do głosu, kiedy mam co najmniej dwa równorodzajowe obiekty. Obiekty mogą otrzymać znaczenia, w tym celu muszą jednak stać się obiektami komunikacji i wziąć udział w komunikacjach. W przypadku wzorów równowartościowość nie gra roli, jest ona nierelewantna, ponieważ wszystkie wzory są równowartościowe. W przypadku obiektów zaś równowartościowość nie może funkcjonować, gdyż nie można by było skonstruować obiektów. Obiekty komunikacji generowane są więc przez relacjonalizacje, różnice i opozycje, kiedy przypisana zostaje im semantyka; semantyka, różnicująca je od innych obiektów (dlatego te ostatnie muszą być obecne), lub precyzyjniej – pozwalająca im się pojawić jako różne od nich. Nie można skonstruować „jabłka”, jeśli nie posiada się przedtem chociażby „gruszki”. I odwrotnie! Z tego wynika, że jabłko bez gruszki oraz gruszka bez jabłka nie mają sensu oraz (by pozwolić oddziaływać podwójnej stabilizacji) także nie mają sensu bez „owoców”, czyli bez kategorii, klas i generalizacji. By stworzyć wzór jabłka, nie są mi potrzebne gruszki; wzór i tak jest obecny. By stworzyć obiekt, potrzebuję relacjonalizacji, niechby z gruszkami. By stworzyć interpretant, a więc obiekt komunikacji, potrzebuję semantyk.

Michael Fleischer338

Jeśli potraktować zaproponowaną wyżej argumentację poważnie, wynika z niej hipoteza, że system społeczny nie powinien posiadać manifestacji, lecz musi być obecny tylko jako system ogólny; podczas kiedy system kultury nie powinien istnieć jako system ogólny (gdyż nie posiadałby tworzącego go me-chanizmu, jako że mechanizm komunikacji byłby zajęty dla socjalności), lecz musi być obecny tylko w licznych manifestacjach; przy czym oczywiście od razu trzeba by zapytać – manifestacjach czego?

Hipoteza ta może oznaczać trzy rzeczy: a) System społeczny nie jest w ogóle systemem, lecz jedynie konstrukcją komunikacji, lub b) jest innym, dotychczas nierozpoznanym wariantem systemów otwartych nieposiadającym manifestacji, lub też c). A c może znaczyć, że zakładaliśmy dotychczas o jeden system za dużo. Przy tym wydaje się nieistotne, czy miałby to być system społeczny, czy system kultury. Niepokojący to pogląd.

Korelując tę hipotezę z Peirce’owską koncepcją kategorii oraz liczbę sys-temów z Peirce’owskimi (tylko trzema możliwymi) kategoriami pierwszości, drugości i trzeciości, wynika z tego wiążąca z perspektywy teorii konieczność dopuszczenia również tylko trzech systemów. Opierając się więc na koncepcji kategorii i konceptualizując odpowiednio ogólną teorię, system fizyczny (wraz z jego chemicznymi właściwościami) byłby pierwszością, która jest taka, jaka jest, bez odniesienia do czegoś innego; system biologiczny, powstały przez nie-sprowadzalne do właściwości fizycznych emergentne dokonanie, jakim jest ży-cie, byłby drugością, która jest taka, jaka jest, w odniesieniu do czegoś innego, a mianowicie do systemu fizycznego, bez którego nie posiadałaby podstawy funkcyjnej.

Trzymając się dalej koncepcji Peirce’a do dyspozycji mamy już tylko jeden modus, zaś w ofercie mamy jeszcze dwa rodzaje systemów – system społecz-ny i system kultury. Jeśli Peirce miał rację i w rzeczy samej nie może istnieć czwartość, piątość itp., gdyż te, gdyby istniały, sprowadzalne byłyby zawsze i w każdym wypadku do trzeciości jako najwyższego z możliwych modusów, znaleźliśmy się w sytuacji, w której albo musimy zlikwidować system kultury lub system społeczny, albo też połączyć obydwa tak, by miało to sens, lub też postulować musimy zupełnie nowy, trzeci rodzaj systemów. Więcej możliwości do dyspozycji nie mamy. Z punktu widzenia teorii, ma się rozumieć. Spróbujmy pójść za Peirce’owską hipotezą i zobaczmy, co z tego wyniknie. Już teraz mogę powiedzieć – całkiem ciekawe rzeczy.

Pojawiająca się tutaj, a na pierwszy rzut oka niepokojąca, konsekwencja, że komunikacje pracują przy pomocy operatywnych fikcji „kultury” i „społeczeń-stwa”, nie musi nas niepokoić, jak i nie niepokoi nas rozmawianie o Drakuli lub o siedmiu krasnoludkach. Te ostatnie można nawet kupić; pytanie brzmi – dlacze-go, skoro, jak wszyscy wiemy, nie ma ich. Prześledźmy więc pojawiające się tu trzy rozwiązania. Czwarte możliwe rozwiązanie (likwidacja obydwu systemów) jest nieciekawe i dlatego je pomijam.

Zarys ogólnej teorii komunikacji 339

Obydwóch systemów (społecznego i kultury) połączyć nie możemy, ponie-waż posiadają – w konceptualizacjach, do których przywykliśmy – odmienną podstawę, a mianowicie (odpowiednio) działania i komunikacje. Musielibyśmy zatem jedną z tych podstaw zlikwidować. Wprowadzenie nowego, trzeciego i nadrzędnego systemu także przychodzi z trudem, gdyż musielibyśmy wyrzu-cić całą tradycję socjologiczną i kulturoznawczą, co samo w sobie nie byłoby niczym niepokojącym. Bardziej istotne jest, nawet jeśli jest to słaby argument, że nie przychodzi mi do głowy żaden system, który można by w tym celu po-stulować, tym bardziej, że powinien to być również system otwarty. Pozostaje więc tylko likwidacja jednego z systemów. Który wybrać? Do dyspozycji mamy koncepcję Luhmanna, czyli potraktowanie systemu społecznego jako na razie ostatniego stopnia ewolucji i uznania komunikacji za jego modus (przez co sys-tem kultury jest zbędny, gdyż staje się operatywną fikcją). Lub też likwidujemy system społeczny, traktując go jako wariant systemu biologicznego, w którym, inaczej niż w innych systemach biologicznych, bazujących na zachowaniach, aktywizuje się działania, sens i interakcje w rozumieniu Talcotta Parsonsa. Tym samym pozostałby system kultury, który skonceptualizować należałoby w ten sposób, że dopiero w nim dochodziłoby do komunikacji, a więc on sam ukon-stytuowany byłby przez komunikacje. A zatem – gdyby dokonać takiego wyboru – system kultury byłby trzeciością, która jest taka, jaka jest, w odniesieniu do czegoś drugiego (do systemu biologicznego), na tle czegoś pierwszego (systemu fizycznego), i stanowiłby jako trzeciość emergentne dokonanie w odniesieniu do mniej kompleksowych systemów podrzędnych. System społeczny usunęlibyśmy tym samym w cień (podobnie jak ja w mojej teorii kultury z roku 2001 łaskawie zapomniałem o systemie fizycznym).

Taka teoretyczna decyzja miałaby jednak liczne wady i spowodowałaby po-wstanie istotnych trudności. Z jednej strony nie dałoby się użytecznie sformu-łować pojęcia sensu, gdyż zarówno w ramach koncepcji Parsonsa i Luhmanna, jak i w ramach innych niesystemowych koncepcji, byłoby ono sprowadzalne bez problemów do powodów [Zwecke]. Z drugiej pojawiłyby się problemy z poję-ciem działania, które w sposób konieczny skonceptualizowane musiałoby zostać jako odmienne od komunikacji i procesów znakowych, co, jak już wspomniałem, byłoby trudne. Podobnie nie dałoby się interakcji oddzielić od działań, gdyż pro-pozycja Parsonsa (wyróżnienie interakcji poprzez dodanie sensu) z uwagi na pro-blemy z pojęciem sensu nie dałaby się zrealizować. Równocześnie także działa-nia nie dałyby się jednoznacznie oddzielić od komunikacji, jeśli nie chcielibyśmy ograniczyć i zredukować działań do fizycznie mierzalnych lub zgoła przebiega-jących automatycznie scenariuszy. Chcąc skonceptualizować komunikacje jako zjawisko bazujące na procesach znakowych, musielibyśmy działaniom w każ-dym wypadku odmówić charakteru znakowego. Tym samym zagubilibyśmy, jako że sens nie stałby już do dyspozycji, modus rozróżnienia. O ile interakcje byłyby obserwowalnymi akcjami aktantów społecznych, służącymi do realizacji systemu

Michael Fleischer340

społecznego, o tyle nie moglibyśmy działań zdefiniować inaczej, jak tylko jako procesy znakowe lub co najmniej jako produkty procesów znakowych i wylą-dowalibyśmy tym samym w komunikacjach, przez co obydwa pojęcia by się zlały, a więc jedno stałoby się znowu zbędne. Moim zdaniem Luhmannowska konceptualizacja komunikacji upada wraz z utratą pojęcia sensu. A wynika to, moim zdaniem, z pomylenia przez Luhmanna kompleksowości ze skompliko-waniem. Pojęcie czy, jak postuluje to Luhmann, zgoła zjawisko „sensu” wydaje mi się swego rodzaju wytrychem, który ani nie jest integrowalny w koncepcję, ani nie pozwala na definicję nie zlewającą się z pojęciem powodu.

Konfrontując te teoretyczne problemy z Peirce’owską koncepcją kategorii i z wynikającymi z niej konsekwencjami, dochodzimy do – przynajmniej dla mnie – jedynie użytecznego rozwiązania. Po pierwsze, do ograniczenia się do trzech systemów, po drugie, do rezygnacji z pojęcia sensu, a po trzecie, do uzna-nia (między innymi) „kultury’” za operatywną fikcję, tak że w końcu, po czwarte – system społeczny postulowany może być jako na razie ostatni etap ewolucyj-nego rozwoju systemów. Ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami.

W dodatku, tym razem na szczęście, takie rozwiązanie w sposób istotny upraszcza samą teorię, zwiększa jej koherencję i moc wyjaśniania. Spróbujmy więc wyjaśnić znane nam zjawiska poprzez taką trójpoziomową koncepcję i po-patrzmy, czy otrzymamy przez to operacjonalizowalne możliwości analiz i nie obawiajmy się przy tym, że wiele spraw widzieć trzeba będzie nieco inaczej.

Z uwagi na praktykę proponuję zaprojektowanie, jako nadrzędnej i integru-jącej dziedziny, nowej nauki o komunikacji, skonceptualizowanej w ten sposób, że opisuje i bada ona zjawiska społeczne, gdyż tylko te zjawiska stosują komu-nikacje. W tym sensie system społeczny rozumiany tu będzie jako trzeciość, która rozwinęła się z systemu biologicznego jako nowy rodzaj systemu, i to właśnie dlatego, ponieważ wytworzył on nowy modus – siebie samego. A dla wytworzenia tego modusu zastosował (rudymentarnie już obecny) mechanizm komunikacji w ogóle i w nowy sposób.

Metodologicznie nie powinny tu powstać większe problemy. Nadal stosować będziemy z jednej strony tradycyjne metody socjologiczne, a z drugiej metody nauki o komunikacji, gdyż powyżej systemu biologicznego i wewnątrz systemu społecznego wszystko jest komunikacją. Bez socjalności nie ma komunikacji, bez komunikacji nie ma socjalności.

A teraz jeszcze samokrytyka. Moja opublikowana w roku 2001 teoria kultury musi tutaj, jeśli chodzi o rozdziały odnoszące się do kultury, zostać poddana w wątpliwość. Wszystko natomiast, co powiedziane w niej zostało na temat ewolucji, systemów otwartych i ich praw, jak i na temat konkretnych obiektów komunikacyjnych, pozostaje (dla mnie) w mocy. Problematyczne było tylko ich przeniesienie na system kultury, który dziś konceptualizuję jako operatywną fik-cję. Przykro mi, że niepokoiłem lub zgoła zainteresowałem Państwa tym swego czasu.

Zarys ogólnej teorii komunikacji 341

0 .2 . hipotezy

Poniżej przedstawiam najważniejsze hipotezy wynikające z proponowanej tu konceptualizacji teorii jedynie w formie haseł, ich szczegółowe omówienie oraz konsekwencje dla samej teorii prezentowane są w innym miejscu (Fleischer 2005 i 2007).

– Nie obejdziemy się bez obserwatora trzeciego stopnia, a więc bez trzech obserwatorów i trzech obserwowanych systemów, a tym samym trzech rze-czywistości.

– Postulować musimy trzy czasy i trzy przestrzenie: fizyczne, zorientowane na postrzeganie i komunikacyjne.

– Bazą procesów fizycznych i podstawą procesów kognitywnych są wzory.– Dyferencje są indyferentne czasowo i stanowią produkty znakowe.– Wynalezienie przyszłości i przeszłości, które wymagają, by mogły powstać,

samoreferencyjnych sposobów zachowań „zabawy” i „ciekawości”, było de-cydującym punktem społecznej ewolucji.

– Systemy społeczne nie posiadają pamięci (możliwości zapamiętywania).– Powodem funkcjonowania systemu jest funkcjonowanie systemu. Inne defi-

nicje sensu to filozofia.– Aparat postrzegania nie redukuje kompleksowości, lecz skomplikowanie;

nie postrzegamy kompleksowości, lecz skomplikowanie. Zawsze tylko „ile”, a nigdy „co”.

– Skomplikowanie jest zjawiskiem przestrzennym, kompleksowość – czasowym.– Świat jest asemantyczny i nie oznacza niczego, podobnie jak postrzeganie;

hasło – asemantyczność i sterowany prawdopodobieństwem sposób funkcjo-nowania każdego postrzegania.

– Kontyngencja stosowana jest do produkcji kompleksowości.– System społeczny i mechanizm komunikacji nie redukują kompleksowości,

lecz produkują ją przez „podkopanie” kontyngencji.– Kompleksowość produkowana jest kosztem skomplikowania.– Język nie służy do zabezpieczania przetrwania gatunku lub wyjaśniania świa-

ta, lecz tylko i wyłącznie do tego, by umożliwiać komunikacje. My używamy języka, aby używać języka, a więc utrzymywać komunikację w ruchu i gwa-rantować nawiązywalność komunikacji. Słowa więc niczego nie woalują, niczego nie ukrywają, lecz jedynie umożliwiają komunikację, w tym także mniemanie, że „coś jest woalowane”. Można, ma się rozumieć, o tym dys-kutować, z tym że celem takiej dyskusji jest tylko i wyłącznie utrzymywanie w ruchu komunikacji. Nic ponadto. Dlatego słowa są wieloznaczne i z tego powodu w komunikacjach (codziennych) nie jest stosowany zapis logiczny. Ponieważ wtedy nie można by komunikować.

– Powodem komunikacji jest funkcjonowanie komunikacji w celu zachowania systemu społecznego, który ze swej strony stabilizuje komunikacje.

Michael Fleischer342

– Wyjść trzeba od funkcjonalno-relacyjnego modelu trójwarstwowego jako procesu śrubowego, który – z uwagi na kompleksowość – obejmuje, w ro-snącej kolejności, system fizyczny, biologiczny i społeczny oraz wykazuje (odpowiednio) trzy modusy organizacyjne: współoddziaływania, postrzega-nia i komunikacje.

– System społeczny powoduje i zabezpiecza koherencję komunikacji za po-średnictwem obrazu świata.

– Konstruktywizm jest teorią komunikacji. Nie więcej i nie mniej; więcej nie może dokonać, a mniej nie powinien próbować.

– Jest tylko jeden świat, który bazuje na jednym rodzaju praw.– Reguły obserwacji obserwatora trzeciego stopnia dla niego samego są jego

martwymi punktami, których sam nie może poddać w wątpliwość. Poza nie nie może dotrzeć (przynajmniej bez zaniknięcia pierwszej rzeczywistości, czyli realności). Wszystko poza tym to już nawet nie science fiction.

– Nasz (postrzegany!) świat najprawdopodobniej jest mniej więcej taki, jakim go postrzegamy, ponieważ z tym widzeniem świata właśnie w nim przetrwa-liśmy.

1 . Rodzaje systemów i komunikacja

Wyjdźmy od omównienia charakteru samych konstruktów. Konstrukty kognityw-ne wytwarzane są przez systemy świadomości w komunikacjach i poprzez komu-nikacje, a następnie są zapamiętywane w systemach świadomości jako jednostki kognitywno-emocjonalne. Mamy więc do czynienia z konstruktami wprowadzo-nymi w pamięć jednostkowych, operacyjnie zamkniętych systemów świadomości, które przy pomocy komunikacji są społecznie stosowalne i procesowalne. System społeczny otrzymuje przez to dostęp do tego, co zapamiętane, kiedy występuje to w komunikacjach. By móc mieć dostęp do tak rozumianej pamięci, system spo-łeczny potrzebuje systemów świadomości, które może funkcjonalizować i tym samym umożliwiać im udział w komunikacjach, lub zgoła zmuszając je do tego, gdyż systemy świadomości muszą komunikować, by brać udział w procedurach tworzenia związków grupowych oraz w społecznych procedurach tworzenia sie-bie samych. Systemy świadomości są więc ze swej strony zainteresowane ko-munikacją, ponieważ z niej się dowiadują, że wiedzą to, co sądzą, że wiedzą, i co wiedzieć trzeba/można. Przez to utrzymują mechanizm komunikacji w ruchu, który ze swej strony przez realizację komunikacji ma ciągły dostęp do pamięci, przez co z kolei system społeczny utrzymywany jest w ruchu.

Rozróżniać powinniśmy także między konceptami, konstruktami i słowami (szerzej – wypowiedziami). Jest to o tyle trudna dyferencjacja, że o wszyst-kich tych obiektach mówić możemy tylko przy pomocy słów właśnie. Kiedy stosujemy język, używamy słów, budujemy z nich jednostki syntaktyczne, z których kształtujemy mniej lub bardziej kompleksowe wypowiedzi. W trakcie

Zarys ogólnej teorii komunikacji 343

komunikacji nie mamy jednak do czynienia tylko z jednostkami językowymi, lecz również z jednostkami komunikacyjnymi funkcjonującymi z uwagi na utrzy-manie i generowanie systemu społecznego. Wszystkie obiekty komunikacyjne uznajemy więc za konstrukty pochodzące co prawda z języka, lecz już bez reszty do języka niesprowadzalne.

Mamy zatem do czynienia ze zjawiskiem wielopoziomowym. Słowa to sło-wa, nie posiadają one ekwiwalentów, są więc pierwszością, czyli takie jakie są bez odniesienia do czegoś innego. Konstrukty natomiast skonceptualizować chcę jako drugości. Bazują one na słowach (zdaniach itp.), stosują więc jednostki językowe; funkcjonalizowane i stosowane są jednak z uwagi na komunikacje; przy czym najczęściej nieistotne jest, jakie konkretne słowo, jakiego języka jest stosowane i jak coś w konkretnej supragrupie systemu społecznego jest wyrażone, dość że służy do tych samych komunikacyjnych powodów, bierze udział w tych samych operacjach. O ile słowa są jednoznaczne lub wieloznacz-ne, o tyle konstrukty są wcale-znaczne; konstrukty mają jedynie umożliwiać określone operacje. Co one w jakimś języku znaczą, jest nierelewantne lub jest kwestią negocjacji, a więc powodem do komunikacji. Konstrukty posiadają co prawda semantykę, lecz nie jest to, by tak rzec, semantyka języka naturalnego, lecz semantyka komunikacyjna, funkcjonalna. Koncepty natomiast niech będą trzeciościami, bazującymi co prawda z jednej strony na słowach a z drugiej ope-racjonalizującymi konstrukty komunikacyjne, jednak dopiero przy zapośredni-czeniu przez komunikacje umożliwiają, sterują a w końcu pozwalają przebiegać akcjom społecznym. Koncepty są słowami, które użyte zostają komunikacyjnie (jako konstrukty), by utrzymywać i sterować systemem społecznym. O ile więc słowa obsługują język a konstrukty umożliwiają komunikacje wypełniając je materiałem, o tyle koncepty służą do tego, by dać komunikacjom powód, usiecio-wić je, generować społeczne systemy funkcyjne i wytwarzać operatywne fikcje. Nie każda jednostka językowa staje się konstruktem, ale każdy konstrukt jest jednostką językową. Koncepty są stosunkowo samodzielnymi tworami, które co prawda mogą zostać językowo wyrażone, ale nie w każdym wypadku i rzadko bez dodatkowych wyjaśnień, to znaczy tylko wtedy, kiedy wyjaśniamy je mó-wiąc dużo i skomplikowanie. Koncepty wydają się więc być dość tajemniczymi i trudnymi do uchwycenia wielkościami.

Z tego wynika, że na poziomie języka „realność” to nic innego jak rezultat zastosowania języka, a więc rzeczownik. Na poziomie systemu społecznego „re-alność” to nic innego jak rezultat komunikacji, a więc konstrukt. Na poziomie systemu biologicznego „realność” to nic innego jak rezultat postrzegania, a więc coś widzialnego, słyszalnego itp. Na poziomie systemu fizycznego „realność” to nic innego jak współoddziaływania czterech sił (grawitacji, siły elektromagne-tycznej, słabej i silnej siły).

A zatem postulować trzeba również trzy rodzaje obiektów, a ściślej – zjawisk, konstytuowanych przez trzy rodzaje czasu i przestrzeni. Wyjść trzeba od zjawisk

Michael Fleischer344

fizycznych, od obiektów uwarunkowanych przez postrzeganie oraz od zjawisk komunikacyjnych, które podlegają odpowiednio swym czasom i przestrzeniom. Zjawiska fizyczne założyć musimy jako wzór, ponieważ materia/fale i energia (które jak wiadomo są komplementarne) stanowią kontinuum o różnych wła-ściwościach (gęstość, temperatura, koncentracja itp.). Na poziomie fizycznym obiektów jako takich nie ma, gdyż obiekty dane mogą być tylko dla kogoś, kto albo postrzega, albo komunikuje. Świat składa się z cząstek elementar-nych (według aktualnego stanu wiedzy) – ze strun i bran, które zagęszczają się przez różne poziomy energii i oddziaływanie sił do różnych zbitek w różnych formach (jedną z nich jesteśmy my, ludzie) i tym samym scharakteryzowa-ny jest przez współoddziaływania. Obiekt uwarunkowany przez postrzegania powstaje – w warunkach postrzeganiowego czasu i przestrzeni – przez to, że fizyczne właściwości materii/fal zostają tak a nie inaczej przefiltrowane przez filtry danego aparatu postrzegania i w wyniku filtrowania dają określony obiekt. Ponieważ aparat postrzegania naszego gatunku powstał na oddziałujących wła-ściwościach świata fizycznego, więc pozwala na takie a nie inne postrzeganie świata, a więc na wytwarzanie naszych obiektów. Pszczoła, delfin lub ameba widzą świat przy pomocy ich aparatów postrzegania tak, jak ich aparaty na to pozwalają. Fizyczny świat dla wszystkich jest taki sam, inne są tylko filtry, które segmentują go poprzez postrzeganie oraz zagęszczają i konwergują go do obiektów lub w obiekty. Obiekty uwarunkowane postrzeganiowo w żaden sposób jednak nie są bez reszty sprowadzalne do świata fizycznego. Powstały one co prawda na nim (sic!), stanowią jednak nowe dokonanie nowych (biolo-gicznych) systemów i zostały przez nie oraz dla nich wykształcone, pod kontrolą selekcji, a więc przetrwania. Obiekt komunikacyjny (znaki) – jako kolejne nowe dokonanie – powstaje na poziomie systemu społecznego w ramach komunikacji i poprzez komunikacje, na bazie obiektów uwarunkowanych przez postrzega-nie. To, co w tych obiektach nowe, to ich semantyczność, a tym samym ich przekazywalność. Obiekty te, a więc kognitywno-komunikacyjne konstrukty, wykazują znaczenia i są konstytuowane oraz konstruowane przez mówienie i inne akcje znakowe. Zarówno na poziomie uwarunkowanym postrzeganiowo jak i na poziomie społecznym nie istnieje zatem – z uwagi na ten sam wycinek fizycznego świata o tych samych właściwościach – nigdy jeden obiekt, lecz zawsze wiele. I tak każdy człowiek postrzega – gdyż interpretuje – najprawdo-podobniej to, co określamy na przykład jako „drzewo” co nieco inaczej i każdy rozumie pod tym pojęciem najprawdopodobniej także coś co nieco innego. Aby móc usunąć z poprzedniego zdania słowo „najprawdopodobniej”, potrzebna nam jest komunikacja, by to, co (potem) uważamy, że postrzegamy w ten sam spo-sób, najpierw wynegocjować, by móc (efektywnie) założyć, że komunikujemy o tym samym, o jednym świecie, który może być tylko taki, a nie inny. Kiedy w końcu jesteśmy tego zdania, zadowalamy się tym, tj. tą fikcją. Wystarcza nam ona, ponieważ funkcjonuje.

Zarys ogólnej teorii komunikacji 345

Z tego wynika konceptualizacja komunikacji i trzech rodzajów systemów. Komunikacja nie jest niczym innym, jak stosującym znaki i sterowanym przez nie mechanizmem orientacyjnym i negocjacyjnym służącym do wytworzenia i zabezpieczania systemu społecznego. Tak jak system biologiczny zabezpiecza-ny jest przez postrzegania a system fizyczny przez współoddziaływania, system społeczny utrzymywany jest przez komunikacje. W tym sensie komunikacja nie ma oczywiście nic wspólnego z informacją, porozumiewaniem się, wymianą wiadomości lub przekazywaniem X, lecz z procesualnym zastosowaniem zna-ków i tworzeniem znaczeń. Co widoczne staje się już z faktu, że komunikacja nieprowadząca do porozumienia lub nieprzekazująca informacji nadal pozostaje komunikacją, a nawet dłużej się utrzymuje, niż kiedy dochodzi do porozumienia lud dostarczana jest informacja. Również nieudana komunikacja jest komunika-cją, gdyż „nieudana” jest ona z innych powodów niż te, z których przebiega. A nawiasem mówiąc – dla komunikacji nie ma nieudanej komunikacji; a kiedy ja mniemam, że jakaś komunikacja mi się nie udaje, to nadal jest to komunikacja, czyli udana komunikacja.

Kiedy stosuje się znaki, ma się do czynienia z komunikacją; kiedy się tego nie czyni, nie ma komunikacji. Jako uczestnicy systemu możemy co prawda mniemać, że przy pomocy rozmowy zamierzamy osiągnąć porozumienie, do-prowadzić do harmonii lub dokonać prowokacji; jako obserwator drugiego stopnia (na przykład jako lingwista) widzimy nawet, że użyte zostają w tym celu w określony sposób takie a nie inne jednostki językowe, możemy nawet stwierdzić, na podstawie jakich zaburzeń reguł (naszym zdaniem) porozumienie nie dochodzi do skutku itp. Dopiero jednak jako obserwator trzeciego stopnia widzieć możemy, o co w tym wszystkim chodzi. Nie chodzi tu o nic innego, jak o utrzymanie systemu komunikacji w ruchu, jakichkolwiek treści, informacji lub wiadomości byśmy nie przekazywali. Tyle w kwestii powodu tego mechanizmu. Z kolei sposób jego funkcjonowania w ramach systemu społecznego oraz jego uczestnicy (rozumiani nie jako indywidua, lecz jako interpretatorzy i aktanci) są kwestią semantyki.

Nim przejdę do definicji komunikacji, omówić chcę jeszcze korelację i re-lacjonalizację wyróżnionych tutaj trzech systemów. Wyróżniał będę system fi-zyczny, biologiczny i społeczny, i to, z uwagi na kompleksowość i funkcję ge-nerującą dla następnego poziomu, w tej wzrastającej kolejności. Dla systemów tych postuluję (odpowiednio) trzy modusy organizacyjne: współoddziaływania, postrzeganie i komunikacja. Z tego wynika funkcjonalno-relacyjny model trójwy­miarowy, którego nie należy jednak rozumieć ani jako statyczny obiekt, ani jako swego rodzaju klasyfikację, lecz jako proces śrubowy (w rozumieniu systemowej teorii ewolucji) dokonujący się na jednej i tej samej wielkości.

(I) Fundamentalną podstawę wszystkich procesów tworzy system fizycz-ny, na którym wszystkie pozostałe systemy się nadbudowują, z którego wy-nikają i prawom którego podlegają. Wszystkie elementy systemów fizycznych

Michael Fleischer346

(dokładnie biorąc tylko jeden – struny) podlegają współoddziaływaniom, które zachodzą tylko z powodu współoddziaływań. Część tego systemu podlega proce-som deterministycznym, część stochastycznym, a część kontyngentnym. System fizyczny jest kontinuum. Współoddziaływania nie wykazują przeciwieństwa i są nieuniknione. Pozostałe systemy nie są jednak do niego (systemu fizycznego) bez reszty sprowadzalne. Realność najprawdopodobniej jest taka, jaka jest. Więcej nawet, jest absolutnie pewne, że realność jest taka, jaka jest. Jestem tego taki pewny, ponieważ wypowiedź ta jest tautologią, a tautologie zawsze są praw-dziwe. Modusem organizacyjnym systemu fizycznego są współoddziaływania, które rozumiem tutaj stosując Peirce’owską naukę o kategoriach (Peirce 1931-60, §1.300 i kolejne), jako pierwszość. „Pierwszość [firstness] to modus ontologicz-ny tego, co jest takie, jakie jest, pozytywnie i bez odniesień do czegokolwiek innego” (Peirce 1931-60, §1.356, cytowane za Walther 1979, 47). Mamy zatem do czynienia z jednowymiarowym produktem. Jakie konkretne elementy systemu fizycznego – z kontinuum – byśmy nie wzięli, są one, jakie są, i są sprowadzalne do współoddziaływań, które je wytwarzają i którymi ostatecznie są. Jeśli chodzi o korelację z perspektywą obserwatora, postuluję, że współoddziaływania mogą być stale obserwowane przez obserwatora pierwszego stopnia, a więc uczestnika systemu. Jeśli widzimy więcej, mamy do czynienia z obserwatorem drugiego stopnia, a więc obserwujemy postrzegania.

(II) Jako następny, bardziej kompleksowy system postuluję system bio­logiczny tego, co ożywione, podlegający mechanizmowi ewolucji. System biologiczny oddziałuje co prawda na organizmy, nie jest jednak do nich redu-kowalny oraz nie wynika z sumy ich właściwości i cech. Jako modus orga-nizacyjny systemu biologicznego postuluję postrzeganie. Organizmy postrze-gają. Postrzeganie jest uwarunkowane biologicznie i obejmuje z jednej strony dziedziczne, a więc genetycznie tradycjonalizowane dyspozycje, a z drugiej niepodlegające tradycjonalizacji (mniej lub bardziej indywidualne) wzory po-strzegań. Dopiero po uwzględnieniu poziomu populacji zadziałać może me-chanizm niegenetycznej tradycjonalizacji. Indywidualne, wyuczone i trady-cjonalizowane niegenetycznie w systemie biologicznym postrzegania tworzą podstawę i repertuar dla nadbudowania na nich czynników społecznych. Aby postrzegania mogły dojść do skutku, konieczne są organizmy, populacje oraz przestrzenna i czasowa bliskość organizmów. Do tego dochodzi umożliwiająca relacje i wytwarzająca je przestrzeń postrzegania i konieczność postrzegania. W sensie Peirce’a postrzeganie jest drugością (secondness), która jest taka, jaka jest, w odniesieniu do czegoś drugiego, co ją wywołuje, na tle czego dane postrzeganie przebiega niezależnie od własnych aktywności. „Drugość [secondness] to modus ontologiczny tego, co jest takie, jakie jest, w odniesie-niu do czegoś drugiego, bez uwzględnienia czegoś trzeciego” (Peirce 1931-60, §1.356-9, cytowane za Walther 1979, 47). Mamy zatem do czynienia z dwu-wymiarowym produktem.

Zarys ogólnej teorii komunikacji 347

System biologiczny tworzy się na bazie systemu fizycznego, a tym samym współoddziaływań, na których się nadbudowuje, wprowadzając dodatkowe wła-ściwości nieobecne na dotychczasowych poziomach. Nieukierunkowany proces współoddziaływań produkuje u organizmów postrzegania przez dodanie powo-dów. Postrzegania rozumiane są tutaj jako (mierzalne) pośrednio realizowane i oddziałujące neuronalne aktywności o charakterze powodu, które konwertują intensywności bodźców w „co/coś”, i w tym sensie stanowią pierwszy proces konstrukcyjny. Coś podlega współoddziaływaniom, w rezultacie czego pojawiają się wzory. Można co prawda postrzegać wzory (jako niespecyficzne intensyw-ności), gdyby jednak przy tym pozostać, nie można by ich (ponownie) rozpo-znać i trzeba by je za każdym razem od nowa postrzegać. Najprawdopodobniej dlatego, a więc z uwagi na sprawność procesu, wzory konwertowane są w roz-poznawalne zbitki, w obiekty. Wytwarzane są więc obiekty, by w ogóle można było obserwować. Postrzegania nie posiadają jednak (podobnie jak współoddzia-ływania) znaczeń, lecz posiadają funkcje. Z uwagi na perspektywę obserwatora niech obowiązuje: system biologiczny, a więc postrzegania, obserwowane mogą być przez obserwatora drugiego stopnia.

(III) Jako (w naszym świecie) najbardziej kompleksowy system postuluję system społeczny, a jako jego modus organizacyjny – komunikacje. Z uwagi na materiał systemu społecznego obowiązuje to samo ustalenie, co dla systemów biologicznych: system społeczny nie składa się z indywiduów (ludzi lub innych zwierząt), nie składa się także z populacji, lecz z komunikacji, które tworzone są przez mechanizm komunikacji. Indywidua są konieczną (fizyczną i biologiczną) podstawą zarówno postrzegań, jak i komunikacji (lecz nie współoddziaływań; na tym poziomie nie ma indywiduów, lecz tylko kontinuum), które realizują się, oddziałują i są stwierdzalne na nich; one same (indywidua) jednak nie są skład-nikami systemu społecznego, lecz jego bazą. Co widoczne staje się już z faktu, że system społeczny oraz jego manifestacje jako takie zostają zachowane, mimo że jednostki (indywidua) w przeciągu czasu ustawicznie są wymieniane, czym gwarantowana jest ciągłość systemu. Nie może on się załamać, jak długo istnieją komunikujący interpretatorzy. System społeczny pozostaje więc zachowany i jest jako taki stabilny mimo ciągłej wymiany i mimo innych fluktuacji jednostek jako jego bazy funkcyjnej.

Zarówno współoddziaływania, jak i postrzegania, mogą uzyskać (dla obser-watora) charakter znakowy, a tym samym znaczenie, jednak wyłącznie w bar-dziej kompleksowym systemie, w systemie społecznym, który rozumiany ma być tu jako trzeciość. System społeczny bazuje oczywiście na obydwu pozosta-łych (mniej kompleksowych) systemach, nie jest jednak do nich sprowadzalny. System społeczny jest tym obszarem, który jako swą rudymentarną właściwość w modusie organizacyjnym komunikacji może produkować znaczenia – nie po-trafi tego żaden inny system. Modusem organizacyjnym systemu społecznego jest komunikacja. Tworzy ona trzeciość, wykazując znaczenie dla czegoś, co jest

Michael Fleischer348

takie, jakie jest, z uwagi na coś innego lub dla czegoś innego. Znaczenie orien-tuje to coś na jakimś tle albo w jakiejś zależności jako zjawisko znaczeniowe. „Trzeciość [thirdness] to modus ontologiczny tego, co jest, takie jakie jest, sytu-ując coś drugiego i coś trzeciego we współzależności” (Peirce 1931-60, §1.377, cytowane za Walther 1979, 47). Mamy zatem do czynienia z trójwymiarowym produktem.

Powstałe z niespecyficznych wzorów przez postrzeganie obiekty (które dla każdego postrzegającego organizmu mogą być inne; o tym, czy konstruk-cja obiektu danego organizmu jest «dobra» decyduje przeżycie) zostają teraz w systemie społecznym wyposażone w konsensualnie wynegocjowane i (na zasadzie wiary) dopasowane interpretanty. Interpretanty mają tę zaletę, że po-zwalają zhomogenizować obiekty, które ze swej strony pozwalają wygenero-wać spoistość systemu społecznego. Nie ma znaczenia fakt, że przy tworzeniu konsensu mamy do czynienia z operatywną fikcją. Bez komunikacji nie ma systemu społecznego. Uczestnikami systemu społecznego są interpretatorzy, czyli te aspekty ludzi, które biorą udział w procesach znakowych, podczas kiedy biorą w nich udział.

System społeczny składa się z komunikacji jako wielkości produkujących znaczenia i wyprodukowanych przez znaczenia. Z punktu widzenia obserwacji niech obowiązuje: system społeczny obserwowany może być stale przez obser-watora trzeciego stopnia.

System społeczny jest systemem otwartym, a jego modus organizacyjny, komunikacja, jest – ujmując rzecz metaforycznie – producentem rzeczywistości systemu społecznego.

Wychodząc od tej systemowej i semiotycznej podstawy proponuję rozu-mienie systemu społecznego, z uwagi na jego prawa organizacji, jako systemu funkcjonującego w (co najmniej) trzech usieciowionych subsystemach: grupy społeczne, supragrupy i społeczeństwa. Komunikacja zaś rozumiana jest tu jako dynamiczny i nieodwracalny mechanizm bazujący na procesach znako-wych. Wszędzie tam, gdzie występują znaki (interpretanty), mamy do czynienia z komunikacją. Komunikacja jest zjawiskiem relacjonalnym i funkcjonalnym, tak samo jak jej materiał – to znaczy znaki. Komunikacja nie jest możliwa do określenia na konkretnych przestrzennie i czasowo niezmiennych obiektach; jest produkowana przez aktantów (uczestników) jako interpretatorów, nie jest jednak do nich sprowadzalna. Z uwagi na stratyfikację komunikacji wyróżniam odpo-wiednio trzy poziomy: quasidyskursy, dyskursy i interdyskursy. Proponowana tu definicja komunikacji jako obszaru oddziaływania i modusu organizacyjnego systemu społecznego brzmi:

koMunikacJa to mechanizm generujący procesy, który gwarantuje i zabez-piecza wynikające z kognitywnych konstrukcji systemów świadomości oriento-wanie i negocjowanie komunikacyjnie wytworzonych i społecznie funkcjonują-cych wypowiedzi znakowych i obrazów świata, którego (mechanizmu) powodem

Zarys ogólnej teorii komunikacji 349

– z perspektywy systemu społecznego – jest wyprodukowanie i zachowanie sys-temu społecznego oraz – z perspektywy systemu świadomości – (za Gregorym Batesonem) wytwarzanie „zbędnej wiedzy”. Komunikuję, by się dowiedzieć, czy to, co wiem, jest tym samym, co wiedzą wszyscy, czy też nie. Wiedza ta jest przy tym nierelewantna, istotne jest jedynie, że zjawisko to «chce» być w sposób ciągły sprawdzane. Jeśli tego nie czynimy, komunikacja się nie odby-wa. Komunikacje przebiegają w dyskursach wytwarzając je oraz nimi sterując. Komunikacje pozwalają się orientować w tym, co obowiązuje jako wierzony konsens oraz umożliwiają udział w tworzeniu tak rozumianego konsensu; przy czym konsens ten nigdy nie może zostać osiągnięty, ponieważ proces konstruk-cyjny konstruktów posiada charakter ciągły; ponadto konsens ten jest operatywną fikcją. Komunikacje przebiegają w ramach istniejących i obowiązujących scena-riuszy uzasadnieniowych lub tworzonych ad hoc scenariuszy legitymizacyjnych. Komunikacja nie jest ani przekazywaniem czegokolwiek, ani nie jest ukierun-kowana na porozumienie, ani nie ma nic wspólnego z informacją. Komunikacja dotyczy odbywającego się za pośrednictwem wypowiedzi orientowania się i do negocjowania kognitywno-emocjonalnych konstruktów systemów świadomości na tle zakładanych jako obowiązujące, a więc wiążących, reguł systemu społecz-nego. Konstruktywistycznie rozumiana komunikacja jest regulatywem w rozu-mieniu teorii systemów i zjawiskiem ewolucyjnym w rozumieniu systemowej teorii ewolucji.

Ustalenia te pozwalają nam wyróżnić trzy rzeczywistości w jednym świecie i odpowiednio trzech obserwatorów. Pierwszą rzeczywistością niech będzie sys-tem fizyczny, czyli realność, co do której zakładamy, że jest, ponieważ wszystkie pozostałe rzeczywistości musiały w czymś powstać. Skąd się bierze realność – nie wiemy. Jaka jest – dowiedzieć możemy się jedynie przy pomocy naszej kognicji i naszych emocji, a zatem dowiedzieć się tylko tego, co ta kognicja i te emocje pozwalają się nam dowiedzieć. Druga rzeczywistość powstaje przez pojawienie się postrzegania jako pierwszego dokonania konstrukcyjnego aktantów. Tym sa-mym przez postrzegających aktantów wytworzeni zostają uczestnicy systemu i – jako współkonstytuujący produkt uboczny – obiekty, samoreferencja, referencja obca itp. Trzecia rzeczywistość powstaje wraz z pojawieniem się komunikacji a więc semantyki. Interpretator komunikuje z innymi interpretatorami o kon-struktywnych obiektach semantycznych, a więc o operatywnych fikcjach, kon-struktach lub konceptach. Aby to było możliwe, wymagane są znaczenia, a więc znaki. Postulowanym rzeczywistościom odpowiadają obserwatorzy pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia. Z tego wynika prosty algorytm:

{[(współoddziaływania + organizm) = postrzeganie] + znaki} = komunikacja

Przedstawiając tę zależność schematycznie, uzyskujemy następujące tria-dyczne szeregi:

Michael Fleischer350

rzeczywistości 1. rzeczywistość 2. rzeczywistość 3. rzeczywistośćsystemy system fizyczny system biologiczny system społecznykategorie pierwszość drugość trzeciośćmodus współoddziaływa-

niepostrzeganie komunikacja

produkt wzory obiekty znaczeniaprodukt z wzory z kontinuum obiekty ze wzorów znaczenia

z obiektówmateriał materia/fale/energia organizmy kognicja/emocjeobserwator pierwszego stopnia drugiego stopnia trzeciego stopniauczestnik wzór aktant interpretatoroperacje wzór rozróżnienie obserwacja

2 . Wszystko jest komunikacją (a wszystko pozostałe – jest)

Jeśli proponowane tu konceptualizacje przystają do stanu rzeczy, wtedy nie obejdziemy się bez traktowania wszystkich systemów funkcyjnych systemu społecznego jako generowanych przez komunikacje. Trzeba bowiem zapytać – co wyprodukowało system społeczny (system biologiczny na przykład został wyprodukowany przez zasadę życia)? Prześledźmy jeden z możliwych scena-riuszy. W zamierzchłej przeszłości powstał najpierw związek kilku indywiduów jako aktantów (nie stanowiących składników związku, lecz jego podstawę), które wytworzyły ten związek ze względów sprawnościowych, oszczędności energii, optymalizacji procedur przeżycia itp. Związek ten mógł się jednak wytworzyć tylko pod warunkiem, że indywidua te były w stanie w jakikolwiek sposób to ustalić. A udało się to (jak możemy obserwować) poprzez komunikowanie. Nie – komunikowanie o tym, że się połączą, lecz po prostu komunikowanie się, nieważne na razie przy pomocy jakich rudymentarnych znaków. To zaś pocią-gnęło za sobą liczne konsekwencje, jak na przykład te, że, kiedy komunikujemy, powstają struktury i relacje społeczne, stabilizowane następnie przez kolejne komunikacje. Kiedy raz rozpoczęto komunikowanie się, nie było już odwrotu i powstawały coraz bardziej kompleksowe systemy społeczne. A zatem (przynaj-mniej) rozsądne jest wyjście z założenia, że producentem systemu społecznego jest mechanizm komunikacji. Jeśli zaś zapytać, po co się komunikuje, można odpowiedzieć (między innymi) tak:– mówimy w pierwszej kolejności po to, by utrzymywać mówienie w ruchu;– mówimy, by brać udział i przynależeć (do czegoś), ponieważ przez to mo-

żemy mniemać (wierzyć), że jesteśmy członkami grup, organizacji, społe-czeństw itp.;

– mówimy, ponieważ wszyscy inni też mówią;

Zarys ogólnej teorii komunikacji 351

– mówimy, by sprawdzić, czy sposób, w jaki mówimy, stosowany jest też przez innych;

– mówimy, by w trakcie mówienia dowiedzieć się, czy inni mówią tak jak my i to co my;

– mówimy, by sprawdzić, czy używane w tym celu konstrukty używane są w ten sam sposób także przez innych oraz czy są tak samo semantyzowa-ne;

– mówimy, ponieważ chcemy (i możemy) się przez to orientować;– mówimy, by dowiedzieć się, czy nasz stan wiedzy jest taki sam, jak stan

wiedzy innych;– mówimy z indywidualnych powodów, by zaspokoić nasze osobiste potrzeby;– mówimy, ponieważ zmuszają nas do tego instytucje socjalizacyjne;– mówimy, ponieważ zmuszają nas do tego społeczne systemy funkcyjne;– mówimy, by uniknąć restrykcji społecznych i komunikacyjnych;– mówimy, ponieważ odpowiednie instytucje, organizacje, urządzenia są tak

ukierunkowane, że przez nasze mówienie utrzymywane są one w ruchu;– mówimy, ponieważ myślimy;– mówimy, ponieważ nie mamy innego wyboru i nie daje nam się innego

wyboru.

Przekonujące wydaje się zatem traktowanie systemu społecznego i wszyst-kich jego subsystemów jako specyficznych produktów komunikacji. Z czasem tworzą się specyficzne subsystemy systemu społecznego, które dla określonych komunikacji stawiają do dyspozycji określone środki, co z kolei prowadzi do stratyfikacji systemu ogólnego. Komunikacje przestają być w tym momencie równowartościowe i tworzą się nowe modusy i programy, które następnie ze swej strony obsługują specyficzne obszary społeczne stratyfikując je w ten spo-sób. Dokonawszy raz stratyfikacji utrzymują owe specyficzne komunikacje i ich modusy w ruchu. Także tutaj pojawia się usieciowiony proces. Jako mechanizm, wszystkie komunikacje funkcjonują za pomocą języka i innych systemów zna-kowych, zarówno w ogólnym systemie społecznym, jak i w jego subsystemach. W subsystemach i dla subsystemów do głosu dochodzą następnie kolejne mo-dusy, strukturyzujące komunikacje dodatkowo.

Posiadamy język naturalny i inne systemy znakowe stosowane w systemie społecznym, które to systemy znakowe równocześnie umożliwiają i produkują system społeczny. I tak gospodarka, religia, medycyna, prawo, administracja, wojsko, polityka itp. funkcjonują jako społeczne systemy funkcyjne oraz rów­nocześnie jako programy komunikacji w obrębie systemu społecznego.

Wychodzę więc z założenia, że wyróżnić musimy dwie wielkości. Z jed-nej strony systemy funkcyjne, które dopiero przez to stają się tym, czym są, że komunikacje sterowane przez określony modus tworzą program komunika-cji, który z kolei potem na poziomie systemu społecznego widoczny staje się

Michael Fleischer352

jako system funkcyjny. Z drugiej strony programy komunikacji, które sterowane przez dane modusy tworzą się same poprzez komunikacje, pozostając niewi-doczne, by dopiero na powierzchni pojawić się jako systemy funkcyjne systemu społecznego. Sądzimy, że mówimy o rzeczywistej gospodarce, o rzeczywistej medycynie, o rzeczywistym prawie itp., mówimy nawet o systemach gospodar-czych, tworzymy indeksy giełdowe, budujemy szpitale i sądy, możemy widzieć prawdziwych lekarzy, sędziów itp. Faktycznie jednak używamy tylko komuni-kacji, które sterowane przez określony modus, wynikający jako konstrukt ko-munikacyjny z języka, tworzą program komunikacji. Program ten, by sam mógł pozostać niewidoczny, a więc stabilny, stwarza wrażenie, że mówimy o syste-mach funkcyjnych, a więc o realnych rzeczach, podczas kiedy mówimy jedynie o produktach komunikacji. A ponieważ mówimy, nie zauważamy zwykle, że tylko mówimy. Programy komunikacji są producentami systemów funkcyjnych systemu społecznego i podobnie jak mózg jest niewidoczny dla świadomości, także programy komunikacji niewidoczne są dla systemów funkcyjnych. Dzieje się tak, ponieważ producenci dla produktów zawsze są i pozostają niewidoczni. A ponieważ modusy programów komunikacji także są produktami komunikacji, a więc konstruktami komunikacyjnymi, mechanizm ten pozostaje wewnętrznie na jednym poziomie i tworzy usieciowioną jednostkę, która dopiero na powierzchni jawi się jako system funkcyjny.

Mamy więc następujący szereg: modus, program komunikacji i system funkcyjny. Program komunikacji realizowany jest za pośrednictwem modusów w dyskursach różnej kompleksowości produkując przez to systemy funkcyjne, które ze swej strony realizują się poprzez grupy społeczne, supragrupy i społe-czeństwa. To wszystko w systemie społecznym. W systemie fizycznym program ten produkuje budynki giełdy, czołgi, sądy itp. W systemie biologicznym produ-kuje maklerów i bankowców, generałów i żołnierzy, sędziów i adwokatów jako aktantów, to znaczy jako te aspekty ludzi, które pozwalają ich między sobą roz-różnić, mimo że oni, według naszych ideologii, niczym się od siebie nie różnią. Różnią się jednak. Właśnie tak.

Systemy funkcyjne tworzą przez to podstawę systemu społecznego; pro-gramy komunikacji podstawę mechanizmu komunikacji, który z kolei generuje system społeczny. I również dlatego obydwa są dla siebie niewidoczne, ponieważ jedno jest funkcjonalnym subsystemem a drugie elementem mechanizmu. Także mechanizmy są dla systemów niewidoczne.

Do tego odnieść trzeba jeszcze inny dodatkowy podział. O ile omawiany tu podział pochodzi od komunikacji i odwzorowuje wymiar komunikacyjny oraz posiada charakter funkcjonalny dotycząc praw organizacji, o tyle od materiału systemu społecznego, od jego komponentów biologicznych wychodzi dodatkowy podział, dotyczący materiału. Połączone obydwa zostają przez trzeci podział, wynikający z komunikacji jako komunikacji. W ten sposób otrzymujemy nastę-pujące szeregi:

Zarys ogólnej teorii komunikacji 353

Schemat 1 – Rozczłonkowanie komunikacji i obszaru społecznegopo

dzia

ł fun

kcjo

naln

y

wymiar s terowania

producent produkt

mechanizmgeneruje →*

system← utrzymuje w ruchu

mechanizm komunikacjigeneruje →

system społeczny← utrzymuje w ruchu

program komunikacjiproducent modusów

podstawa dla ↑składnik ↑niewidoczny dla →widoczny jako →

system funkcyjnytworzy materiał dla akcji

subsystemy ↑

jest realizowany przez ←

mat

eria

lna

pods

taw

a

wymiar real izacj i

komunikacjeprzebiegają w i jako ↓

tworzą miejsca komunikacji ↓

formacje społecznetworzą materiał dla ←

składają się z ↓

quasi-dyskursy generują → ← tworzą materiał grupy społeczne

dyskursy generują → ← tworzą materiał supragrupy

interdyskursy generują → ← tworzą materiał społeczeństwa

* strzałki odnoszą się zawsze do następnej klatki tabeli; czytamy więc: mechanizm generuje system

Powróćmy do poziomu podziału funkcjonalnego. Tutaj generalnie zastoso-wane zostają dwie wielkości. Z jednej strony modusy tworzące programy komu-nikacji i pre-organizujące komunikacje, a z drugiej systemy znakowe pozostające do dyspozycji komunikacji.

Konceptualizując rzecz w ten sposób, wynika z tego, że system funkcyjny (na przykład) gospodarki «dba» o swoje utrzymanie się przy pomocy odpowied-nich komunikacji, umożliwia tworzenie budowli, organizacji, instytucji itp. słu-żących systemowi, gdyż to czyni go widocznym. Również systemy funkcyjne są między sobą usieciowione. I tak prawo reguluje spoistość systemu funkcyjnego prawa oraz wpływa na administrację; administracja wprowadza w życie regulacje polityki, polityka utrzymuje administrację, daje jej powód, produkując (jakiekol-wiek) prawa, realizowane (egzekwowane) następnie przez administrację, przez co z kolei administracja otrzymuje swój powód. Wojsko służy do kanalizacji społecznej agresji oraz do utrzymywania konstruktu „państwa”. Itd.

Michael Fleischer354

To wszystko stanowi dane przez system środki określonych subsystemów, któ-re z kolei ani w subsystemach, ani w samym systemie społecznym nie powinny być możliwe do reflektowania, jeśli dany system ma się utrzymać i pozostać zdolnym do funkcjonowania. Aby zabezpieczyć owo „niereflektowanie”, a więc utrzymać i polepszać stabilność systemu, zostały wytworzone stosowane w tym celu modu-sy. Nie ma praktycznie przestrzeni komunikacyjnej, w której na przykład wojsko mogłoby się samo reflektować, jak jedynie przy pomocy wewnętrznego modusu „rozkazu”, który między innymi po to został wytworzony, by nie móc reflektować własnego powodu. Tak samo gospodarka nie może się reflektować, ponieważ to-war nie jest w niej możliwy do poddania w wątpliwość. Na jedyne dopuszczalne pytania – do czego służą pieniądze, z czego składa się pieniądz, dlaczego mamy pieniądze, czym są pieniądze itp. – w ogóle i łatwo odpowiedzieć można w sys-temie, ale właśnie tylko w systemie; patrząc natomiast z zewnątrz (gdziekolwiek by to mogłoby być), kwestie te są bezprzedmiotowe. O to dba sam system i język, który, jak wiemy, jest tak zgrabnie skonstruowany, że wszystko może być w nim wyrażone, ponieważ język jest indyferentny treściowo i nie posiada żadnych granic lub kryteriów dla tego, co można powiedzieć, jak tylko i jedynie konsens uczestników języka (unikam wyrażenia użytkowników języka). Konsens ten nego-cjowany jest wewnątrz systemu i przy pomocy samego języka. A to, czego nie da się powiedzieć, jest automatycznie nie do powiedzenia. I właśnie to jest tą owocną właściwością języka, że tego, czego nie można przy jego pomocy powiedzieć, nie można powiedzieć. Z czego wynika, że można powiedzieć wszystko, gdyż tego, czego powiedzieć nie można, i tak nie można powiedzieć. Dopiero ten autopoie-tyczny trick lub – jeśli Państwo wolicie – zabieg, umożliwia stosowanie języka i wszystkich przeprowadzanych przy jego pomocy operacji. Możemy myśleć, co chcemy; językowo będzie to na pewno zawsze możliwe do wyrażenia. Dlaczego? Ponieważ stosujemy w tym celu język, a on dopuszcza to, co dopuszcza: bez języ-ka i tak nie możemy myśleć, a więc myśleć o tym, czego język i tak nie dopuszcza. Czego język nie dopuszcza, nie widzimy i nie możemy tego nawet pomyśleć ani powiedzieć. W tym sensie język dopuszcza wszystko, gdyż to, co on dopuszcza, to właśnie wszystko. Z „czynić” lub „robić” (jako czynnościami) zabieg ten już nie funkcjonuje. Nie możemy czynić tego, co chcemy, gdyż na przeszkodzie stoi fizy-ka, chemia i biologia. Z tego widać też, że systemy kognitywne posiadają mniejsze skomplikowanie niż wyżej wspomniane, ale wyższą kompleksowość, przy czym ostatnia wynika oczywiście z samej komunikacji. Komunikacja nie posiada granic poza tymi, których nie możemy widzieć, ponieważ nie możemy o nich mówić, a więc o nich myśleć. A zatem w ramach swych granic dla nas nie ma granic, gdyż to zapobiegałoby utrzymywaniu się w ruchu komunikacji. Nie ma także powodów do ograniczeń, gdyż każdy powód przeszkadzałby komunikacji w utrzymywaniu się w ruchu, ponieważ każdy powód byłby ograniczeniem.

Społeczne systemy funkcyjne funkcjonują więc ze wszystkimi wbudowa-nymi w nie mechanizmami zabezpieczającymi. Zajmują nas, byśmy byli zajęci

Zarys ogólnej teorii komunikacji 355

oraz by sam system przez to, że się nim zajmujemy, był w ruchu. Za co jesteśmy mu – a pewno i on nam – wdzięczni.

Istnieją jednak, moim zdaniem, także programy komunikacji podlegające re-gułom mechanizmu komunikacji, ponieważ właśnie przez ten mechanizm zostały wyprodukowane. Jeśli chcemy uznać wszystkie społeczne systemy funkcyjne za bazujące na komunikacji, musimy pośrednio dla każdego systemu funkcyjnego i bezpośrednio dla każdego programu komunikacji postulować nie tylko jeden modus, lecz co najmniej dwa modusy oraz jeden obszar konstruktów stabilizu-jących, wspierających modusy w ich sposobie funkcjonowania w konkretnych komunikacjach. Wprowadzić musimy jeden modus wewnętrzny i jeden zewnętrz-ny, spełniające odpowiednio dwie odmienne funkcje dla systemu. Wprowadzić w ten sposób, by modus wewnętrzny tworzył i zabezpieczał spoistość i tożsa-mość danego programu komunikacji, jego wewnętrzną strukturę i organizację oraz dawał programowi komunikacji jego, że tak to wyrażę, odróżniającą go od innych twarz, tak, że modus wewnętrzny obowiązuje tylko dany program komu-nikacji, zaś w innych programach w tej funkcji się nie pojawia. W konkretnych komunikacjach może się on co prawda jako słowo (jako konstrukt) pojawiać także w innych programach komunikacji, nie może jednak (jako koncept) orga-nizować innego programu. Modus zewnętrzny zaś odpowiedzialny jest właśnie za kontakt ze światem zewnętrznym, ze społecznym (!) środowiskiem danego programu komunikacji, to znaczy dba on o kontakt z innymi, wytworzonymi (pośrednio) przez inne modusy systemami funkcyjnymi systemu społecznego. I to w ten sposób, że modus zewnętrzny co prawda powstał w danym programie komunikacji, a następnie w nim funkcjonuje, jednak już nie tylko w nim. Dba on o kontakty między programami komunikacji a systemami funkcyjnymi. Pochodzi co prawda jednoznacznie z danego programu komunikacji, oddziałuje jednak także w pozostałych zarówno programach komunikacji, jak i systemach funk-cyjnych. Jego pochodzenie jest oczywiście «znane» innym programom i może on być przez te inne programy również używany.

Przedstawiona tu konceptualizacja posiada tę zaletę, że programy komu-nikacji nie jawią się jako izolowane jednostki w przestrzeni, lecz, bez utraty swego specyficznego wewnętrznego charakteru i statusu, są wzajemnie ze sobą usieciowione i mogą wzajemnie na siebie oddziaływać. Oznacza to także, że określony program komunikacji może podlegać wpływom innych programów tylko przy pomocy modusu zewnętrznego. Tym samym modusy wewnętrzne gwarantują stabilność i manifestację swego własnego programu, zaś modusy zewnętrzne dbają o wpływy z zewnątrz. Wszystko to pod jednym warunkiem, a mianowicie tym, że modusy wewnętrzne i zewnętrzne wykazują między sobą kontakt i mogą na siebie wzajemnie wpływać. I w rzeczy samej okazuje się, że modusy zewnętrzne są produktami wewnętrznych. Modus wewnętrzny produ-kuje swój program komunikacji, a przeprowadzane następnie przy jego pomocy komunikacje produkują ten program, przez który on sam został wyprodukowany.

Michael Fleischer356

Równocześnie produkuje on modus zewnętrzny, aby dbać o kontakty z tym, co na zewnątrz, by być bardziej odpornym na wpływy z zewnątrz, móc je odeprzeć, asymilować, wbudować w siebie itp.

Do tego dochodzi jeszcze jedna wielkość (w sumie zatem mamy do czynienia z triadyczną konceptualizacją), a mianowicie konstrukty stabilizujące, które nie posiadają już społecznie uwarunkowanej podstawy, lecz są czysto znakowymi, językowymi konstruktami, pomagającymi jednak w zbudowaniu systemów funk-cyjnych i uznaniu ich potem za «prawdziwe».

Konstrukty stabilizujące służą także do umożliwienia i gwarantowania komu-nikowalności między poszczególnymi programami komunikacji. Ich zaletą jest to, że poddają się manipulacji i dopasowaniu do danych manifestacji systemu oraz że mogą być uzasadniane i interpretowane. Umożliwiają one ponadto konstrukcję no-wych konstruktów i tworzą tym samym stabilną podstawę oraz dbają o połączenia między programami komunikacji. Modusy zaś służą do rozróżnienia i stabilizacji programów komunikacji. Konkretnie programy te komunikowane muszą być przy pomocy wypowiedzi. I tak na przykład „rozkaz” lub „przemoc” nie są – jako mo-dusy – komunikowalne (mimo iż określamy je tutaj przy pomocy słów, a więc są stosowalne); natomiast przy zastosowaniu stabilizujących konstruktów lub okre-ślających te modusy słów – tak; wtedy jednak jako konstrukty.

Niżej przedstawiam w formie tabeli poszczególne programy komunikacji, ich modusy i konstrukty stabilizujące. Nie chodzi mi przy tym o ich pełną rekon-strukcję; starałem się co prawda uchwycić wszystkie, jest jednak bardzo praw-dopodobne, że nie wszystkie mogłem zaobserwować.

Dla pokazanych tu wielkości obowiązują następujące hipotezy: programy komunikacji komunikowane są w modusach komunikacji; modusy zewnętrzne i wewnętrzne mogą wzajemnie w siebie przechodzić w obydwu kierunkach (np. pieniądz w towar, towar w pieniądz); nie można komunikować o samym mo-dusie komunikacji, lecz tylko przy jego pomocy (samego słowa można, ma się rozumieć, używać do woli); o modusie wewnętrznym nie można bezpośrednio komunikować, lecz tylko za pośrednictwem modusu zewnętrznego.

Ponadto niech obowiązują następujące konwencje terminologiczne: dyskursy i interdyskursy to miejsca komunikacji, to znaczy obszary, w których komuniku-jemy i wytwarzamy wszystkie te wielkości komunikacyjne, o których tu mowa. W dyskursach tworzone, transportowane, wymieniane i «zapamiętywane» są opi-nie, nastawienia, ideologie itp. Język i inne systemy znakowe to środki komunika­cji. Programy komunikacji to specyficzne obszary zastosowań komunikacji i pro-ducenci systemów funkcyjnych systemu społecznego (gospodarka, religia, wojsko itp.). Programy komunikacji to założyciele społecznych systemów funkcyjnych i instytucji. Zapytać bowiem trzeba, przy pomocy czego i gdzie transportowane są opinie. Z jednej strony mamy więc komunikacyjnie wygenerowane instytucje społeczne, a z drugiej komunikacyjne urządzenia jako miejsca komunikacji. To, co określane jest zwykle jako gospodarka, religia, wojsko, to operatywne fikcje

Zarys ogólnej teorii komunikacji 357

komunikacji, które w systemie społecznym sprawiają wrażenie rzeczywistych, po-nieważ sama operacja jest niewidoczna dla systemu społecznego. Do tego docho-dzi jeszcze jedna właściwość modusów komunikacji – nie posiadają one przeci-wieństwa, poza uwarunkowaną czysto językowo negacją (czyli towar/nie-towar).

I jeszcze jedna generalna uwaga. Mówiąc prawo, religia, administracja itp. nie mam na myśli tylko ich tak a nie inaczej instytucjonalnie zamanifestowanych w naszym systemie społecznym form, lecz głównie przeprowadzane komuni-kacje danego typu, niezależnie od tego, gdzie oraz przez kogo są one fizycznie przeprowadzane. Ktoś komunikuje i czyni to przy pomocy jakiegoś programu komunikacji, gdyż nie ma innej możliwości czynienia tego, jak tylko przy po-mocy jakiegoś programu, obojętnie kto, gdzie i kiedy.

Schemat 2 – Programy komunikacji i ich modusy

program modus wewnętrzny

modus zewnętrzny

konstrukty stabilizujące

gospodarka towar pieniądze wartość, posiadanie, własność, rynek, umowa, kupujący, sprzedający, praca

religia bogowie wiara Bóg, kościół, modlitwa, nieczy-ste sumienie, prawda, wartości

medycyna zdrowie normalność choroba, lekarz, lekprawo prawo [Gesetz] regulowanie sąd, adwokat, sędziawojsko rozkaz przemoc władza, policja, wojna, zamieszkipolityka instytucjonali-

zacja komuni-kacji

tworzenie partii parlament, organizacje, związki

administracja rozporządzenie organizowanie porządek, urządedukacja socjalizacja wychowanie szkoła, nauczyciel, rodzicenauka odkrycie przyrost

poznaniauniwersytet, badania, postęp

naukihumanistyczne

potwierdzenie,perpetuowanie

wiedza »uniwersytet«, krytycy, biblio-, krytycy, biblio-teki

sport zwycięstwo rywalizacja/ konkurencja

gra, pierwszy, dokonanie, cel, start, rekord

rozrywka gra/zabawa fikcjonalność fun, radość, miłość, modatechnika naprawialność

(odwracalność)funkcjonowanie, bycie do zrobienia

zakłócenie, kontrola, powtarzalność, zepsucie się, przemysł, rzemiosło

prywatność zorientowanie na ja

osoba dom, mieszkanie, małżonka/-ek, kobieta, mężczyzna, pies, kot

Michael Fleischer358

Scharakteryzuję teraz generalne ukierunkowanie opisanych tu procesów. Punkt wyjścia: rzeczywiste lub rozumiane jako rzeczywiste systemy funkcyjne systemu społecznego wytworzone są przez komunikacje. To znaczy: na początku było mó-wienie przy pomocy specyficznych modusów komunikacji (w jakiej kolejności się one wykształciły, nie gra roli). Następnie wykształciły się programy komunikacji (gospodarka, prawo, medycyna itp.). Sformułowanie „na początku było” nie musi tu być brane poważnie. Najpierw określone zwierzęta rozpoczęły, dzięki temu, że komunikowały, łączenie się w grupy, a komunikując stworzyły grupy. Widzimy, że język naturalny nie jest w stanie wyrazić funkcjonalnej równoczasowości, po-nieważ jest linearny. Ten proces jest jednak dla nas bez problemu do pomyślenia. Zwierzęta te rozpoczęły więc komunikowanie i w trakcie tego wytworzyły się określone sposoby dla tych komunikacji, które z punktu widzenia teorii wyróż-nić możemy jako programy komunikacji. Z programów komunikacji wytworzyły się później odpowiednie systemy funkcyjne systemu społecznego oraz on sam. W uproszczeniu można też powiedzieć – system funkcyjny „gospodarka” powstał z mówienia przy pomocy modusu „towar” i „pieniądz” (jakkolwiek „pieniądz” był symbolizowany), tak, jak modusy te na to pozwalały, a więc (w tym wypadku) z mówienia o gospodarce, przy czym, ci, którzy mówili o gospodarce, jeszcze nie wiedzieli, że mówią o gospodarce, a mówiąc równocześnie wynajdywali system funkcyjny „gospodarka”. To samo dotyczy wszystkich pozostałych programów. Teza zatem brzmi – komunikacja jest producentem systemu społecznego i jego systemów funkcyjnych. Nie można bowiem w tym sensie wynaleźć gospodarki, religii lub czegokolwiek innego, jeśli przedtem się o tym nie mówiło. Nie chodzi mi tutaj o język naturalny, który filogenetycznie powstał dopiero dużo później, lecz ogólnie o komunikacje, obojętnie za pomocą jakich systemów znakowych lub środ-ków nie byłyby one swego czasu przeprowadzane. Sensownie nie da się bowiem nawet pomyśleć sytuacji, w której pojedyncze indywiduum siedząc sobie w jaskini wynalazło sobie gospodarkę, a następnie ogłosiło to wszem i wobec. Wytworzenie systemów funkcyjnych wynika dopiero z komunikacji z innymi interpretatorami, którzy w tym celu musieli stać się interpretatorami, a więc dysponować komunika-cją. Komunikowaliśmy więc sobie między sobą i wynaleźliśmy przy tym gospo-darkę, religię, medycynę itp., które dzisiaj, jako że się, patrząc powierzchownie, usamodzielniły, sprawiają wrażenie, że są w jakiś stopniu pierwotne. Nie są one jednak pierwotne, gdyż także dzisiaj łatwo zauważyć, że gospodarka natychmiast by się załamała, gdybyśmy nie komunikowali (patrz giełda; to samo w odniesieniu do pozostałych programów). W tym sensie można powiedzieć, że komunikacja i mechanizm komunikacji są wcześniejsze niż wytworzone następnie z tego me-chanizmu systemy funkcyjne systemu społecznego oraz sam system społeczny.

3 . Modalności komunikacji, produkty medialne i operatywne fikcjePrzejdźmy teraz do zdefiniowania podstawowych terminów dotyczących modal-ności komunikacji oraz do scharakteryzowania operatywnych fikcji. Wszystkie

Zarys ogólnej teorii komunikacji 359

definiowane tu jednostki nie powinny być rozumiane fizycznie. Tworzą się one co prawda w i z realności, są jednak wielkościami komunikacyjnymi; stanowią coś podobnego jak sound, który również jest zjawiskiem dość trudno uchwyt-nym, a oddziałującym.

MieJsca koMunikacJi to te (szeroko rozumiane) media, w których odbywają się komunikacje. To relewantne aspekty każdego fizycznego, wytworzonego lub imaginacyjnego miejsca, w którym stosowany jest mechanizm komunikacji i produkowane są komunikacje, to media ukierunkowujące i stabilizujące ko-munikacje w zależności od warunków umożliwianych przez te miejsca. Media te wynikają z konceptów komunikacyjnych. Koncepty z kolei dają możliwość komunikowania, komunikowania jakby zza konceptów. Koncepty zaś pochodzą od programów komunikacji i ich modusów, które następnie wytwarzają stabili-zujące komunikacje instytucje, budynki itp., umożliwiające kontynuowanie ko-munikacji, ponieważ (jako że instytucje te już istnieją i z nich się komunikuje) one same czerpią z tego swe nie poddawalne w wątpliwość uprawnienie do funkcjonowania. Tym bardziej, że programy komunikacji umożliwiają odpowied-nie komunikacje, przez które same zostały umożliwione, a więc przez koncepty komunikacyjne same zostały wytworzone.

Przez zastosowanie mechanizmu komunikacji w konkretnych komunikacjach podczas produkcji wypowiedzi w miejscach komunikacji powstają zależne od miejsc komunikacji przestrzenie komunikacyjne. W tym sensie na przykład re-stauracja jest miejscem komunikacji, w którym możliwe są określone komu-nikacje (a inne są niemożliwe), które to miejsce z uwagi na swą organizację dopuszcza. Przebiegające w restauracji konkretne komunikacje z kolei wytwa-rzają przestrzeń komunikacyjną, pozwalającą ze swej strony przebiegać możli-wym w tym miejscu komunikacjom. Miejsce komunikacji zatem coś umożliwia, a przestrzeń komunikacji powstaje w określony sposób przez to, że miejsce oraz to, co ono umożliwiło, stało się możliwe, aby powstała odpowiednia przestrzeń. I tak na przykład niemożliwe jest wytworzenie w dowolnym miejscu określo-nych uczuć lub wypowiedzi, gdyż nie może powstać odpowiednia do tego prze-strzeń, ponieważ nie jest to w naszych szerokościach geograficznych na przykład przewidziane (w innych jednak może być możliwe).

sytuacJa koMunikacyJna z kolei powstaje jako rezultat współoddziaływania miejsca i przestrzeni komunikacyjnej, uczestników komunikacji (a więc inter-pretatorów), sposobności komunikacji, tematów, scenariuszy komunikacyjnych i wszystkich pozostałych w danej sytuacji relewantnych elementów.

sPosobność koMunikacJi zaś wytwarza połączenie między systemem społecz-nym a mechanizmem komunikacji. Sposobności komunikacji pochodzą od (społecznej) rzeczywistości oraz od samej komunikacji. Coś jest obecne w ja-kimś miejscu komunikacji, co daje sposobność do rozpoczęcia danej komuni-kacji. Sama obecność miejsca, przestrzeni itd. jest co prawda obligatoryjna, nie jest jednak wystarczająca, by rozpocząć komunikacje. Jeśli komunikacje mają

Michael Fleischer360

funkcjonować, coś musi spowodować, że komunikacje się rozpoczynają (mogą rozpocząć). Sposobność komunikacji może pochodzić od miejsca komunikacji lub z zewnątrz, musi ona jednak być w danym miejscu komunikacji możliwa. I tak mogę na przykład mówić w restauracji o wyposażeniu i designie lokalu lub o wojnie w Iraku, nie mogę jednak (to znaczy – ja) wygłosić tam wykładu na temat mojej nowej teorii; również dlatego, że sytuacja komunikacyjna nie jest odpowiednia. Sposobności komunikacji rozkładają się więc na odpowiednie miejsca komunikacji, limitowane są przez przestrzenie komunikacji oraz zależne są generalnie od sytuacji komunikacyjnych, pochodzą od programów komunika-cji i przebiegają w ramach baz komunikacji. Pozwalają jednak, przy zręcznym wyborze i kombinacji tych elementów, inicjować komunikacje oraz następnie przebiegać im. Realizacja konkretnych sposobności komunikacji postępuje za określonymi scenariuszami komunikacji i daje z uwagi na typologię różne tematy komunikacji. Muszę zatem moją sposobność (móc) przyporządkować odpowied-nio do tematu i przeprowadzić w odpowiednim scenariuszu; inaczej produkuję „skreolizowane dziwolągi”. Przyporządkowanie tematu oraz obowiązujące sce-nariusze czerpię z tematycznych konwencji programów komunikacji. Wybór sposobności nie jest dowolny.

bazę koMunikacJi natomiast tworzą quasidyskursy, dyskursy i interdyskurs. I tak można nadbudowując na określonej bazie komunikacji brać udział w określonym miejscu komunikacji w tworzeniu odpowiedniej przestrzeni komunikacyjnej, ko-munikując i występując jako interpretator. Stosuje się więc swój dyskurs lub umyka w interdyskurs, koreluje się to z możliwościami miejsca komunikacji i tworzy określoną przestrzeń komunikacyjną, w której także inni interpretatorzy stosują te same zabiegi.

Jako środki koMunikacJi niech zedefiniowane będą stosowane ogólnie systemy znakowe, w tym język naturalny.

Procesy koMunikacJi dane są zaś jako kategorie opisu, gdyż komunikacja kon-ceptualizowana jest tu nie jako system, lecz jako mechanizm i zawsze przebiega w równoczasowości. Kategoria procesów jest jednak w tym sensie relewantna, że komunikacje podlegają czasowi i tworzą dyskretną strukturę procesową. Podczas komunikacji odbywa się pewien proces, który stosuje się do tych lub innych sce-nariuszy, bądź też się do nich nie stosuje i wtedy odbierany jest jako nieprzystający (wadliwy, dziwny, nie na miejscu itp.). Nie można (bez restrykcji) komunikować poza scenariuszem. Wraz z zakończeniem komunikacji proces ten się kończy i rozpoczyna się inną komunikacją od nowa, zawsze jednak w równoczasowości.

Produkty Medialne natomiast to wytworzone przy pomocy obowiązujących w danej przestrzeni konstruktów komunikacje jako towary służące do utrzy-mywania mediów w ruchu i dające mediom podstawę operowania oraz powód wewnętrznego operowania. Produkty medialne wytwarzane są przy pomocy obecnych w danym systemie społecznym konstruktów komunikacji, obsługując komunikację medialną.

Zarys ogólnej teorii komunikacji 361

scenariusze koMunikacJi są programami gwarantującymi koherencję danej ko-munikacji, są stypizowanymi, ustalonymi przez miejsca, przestrzenie i sposob-ności komunikacji skonwencjonalizowanymi przebiegami konkretnego procesu komunikacji. Scenariusze te obowiązują w danym systemie społecznym z mocą wiążącą oraz zmniejszają zarówno kontyngencję, jak i skomplikowanie komu-nikacji, lecz jednocześnie pozwalają na zwiększenie jej kompleksowości. Są one reduktorami entropii komunikacji, czyli elementami zwiększającymi sto-pień porządku procesów komunikacji, przez co pozwalają na zespajanie forma-cji społecznych, minimalizację przypadku oraz minimalizację ryzyka przerwa-nia komunikacji i utraty nawiązywalności. Dostarczane z systemu społecznego (a w mniejszej mierze także z samego mechanizmu komunikacji) sposobności komunikacji realizują się na poziomie komunikacji właśnie przy pomocy odpo-wiednich scenariuszy. O ile więc normatywy, stereotypy, symbole kolektywne i wszystkie pozostałe obiekty dostarczają narzędzi komunikacji, o tyle scenariu-sze dostarczają skonwencjonalizowanego systemu ich organizacji na tle i przy wykorzystaniu oraz koniecznej obecności odpowiednich elementów realności w zgodzie z danym miejscem komunikacji. I tak na przykład „rozmowa w urzę-dzie” wymaga fizycznej obecności „urzędu” (od odpowiednich osób, jako no-śników danych funkcji po meble i oświetlenie) oraz kompetencji w stosowaniu odpowiedniego dla tej sytuacji scenariusza u obydwu stron tej komunikacji. Do tego dochodzi fakt, że nieprzestrzeganie odpowiedniego scenariusza jest sank-cjonowane zarówno społecznie, jak i komunikacyjnie (rozmowa z urzędnikiem napotkanym na ulicy lub w restauracji od razu umożliwia pojawienie się podej-rzenia korupcji); jego przestrzeganie zaś i jego znajomość są oznaką przyna-leżności do danej formacji społecznej i dyskursowej. W tym sensie scenariusze komunikacji związane są także z przestrzenią komunikacji oraz oczywiście z re-pertuarem tematów komunikacji, które przez scenariusze są limitowane. Nie ma praktycznie możliwości realizacji komunikacji bez określonego scenariusza, co spowodowane jest oczywiście także tym, że nie ma jednorazowych czy – w tym sensie – kreatywnych komunikacji; kreatywne mogą być tylko treści.

Wyjaśnić trzeba tu także kwestię operatywnych fikcji. Czy są to koncepty, konstrukty czy scenariusze komunikacji? To, że jako takie oddziałują, nie ulega wątpliwości. Jak jednak należy je sobie wyobrazić i gdzie można je znaleźć? Na poziomie ogólnym wszystkie konstrukty komunikacyjne są konstruktami, a więc w tym sensie fikcjami. Nie istnieją one inaczej, jak tylko jako wielkości wytwo-rzone przy pomocy znaków przez interpretatorów, które to wielkości stosujemy konsensualnie, wiążąco i w zorientowaniu na określony powód. Wielkości te mają charakter kognitywny i wytwarzane są przez systemy świadomości, a następnie są stosowane społecznie w komunikacjach, w warunkach (modyfikowalnego) za-łożenia, że wszyscy inni stosują te same konstrukty o tej samej semantyce. W re-zultacie potwierdzamy to założenie lub tego nie czynimy, pozwalamy się pouczyć lub nie. Jednak by komunikować, wszystkiego tego jako interpretator wiedzieć nie

Michael Fleischer362

musimy. Komunikacja nie wymaga od systemów świadomościowych, do których i tak nie posiada dostępu, by wiedziały, jak komunikują, byleby komunikowały. Wiemy jednak, że żonglujemy operatywnymi fikcjami, nawet jeśli nie wiemy, że są to fikcje. Ale to nawet lepiej, gdyż inaczej fikcje te nie funkcjonowałyby. Wie-rzymy więc w to, że istnieje kultura, to, co kolektywne, intersubiektywne i obiek-tywne, że istnieje obszar publiczny i opinia publiczna, konsens, informacja, wiedza itp. Więc możemy mówić o tych obiektach, przy pomocy tych obiektów oraz na tle tych obiektów jako czynników ukierunkowujących komunikacje, co przycho-dzi nam o tyle łatwo, że nikt nie poddaje ich w wątpliwość. Wyjść zatem trzeba z założenia, że obiekty te posiadają charakter poziomów. Używamy słów i budu-jemy z nich wypowiedzi, by utrzymywać coś w ruchu, co do czego zakładamy, że produkuje to nasze wypowiedzi. Sytuacja wydaje się zatem być odwrotną, niż się zwykle zakłada, a mianowicie – to fikcje pozwalają produkować wypowiedzi (i dlatego mówię o operatywnych fikcjach). W tym celu fikcje te muszą stać się widoczne, aby to, przy pomocy czego je, jak sądzimy, produkujemy, czyli fik-cjonalność tych fikcji, pozostało niewidoczne. Bardzo wyrafinowany mechanizm. Operatywne fikcje są swego rodzaju sceną, na której, przez ich fikcyjną obecność, pozostałe mechanizmy mogą się rozwinąć i oddziaływać. Ich fikcyjny charakter jest przy tym tak samo widoczny, jak scena widoczna jest dla aktorów, którzy są jednym z warunków wstępnych tej gry, która sama – jako gra jedynie – pozostaje niewidoczna. Operatywne fikcje nie mogą więc być konceptami ani konstruktami, ponieważ są najprawdopodobniej zbyt kompleksowe; nie są one także scenariu-szami komunikacyjnymi, lecz są bazami umożliwiającymi (określone) scenariusze komunikacyjne. I tak wierzymy, że niemożliwe jest komunikowanie bez kultury, bez odniesień do obszaru publicznego, bez odniesień do tego, co kolektywne i bez konsensu, gdyż przecież nie możemy przed tym uciec. W gruncie rzeczy zaś jest odwrotnie, to my budujemy te fikcje po to, aby móc to właśnie myśleć. Zakładamy je więc, by mieć coś, w czym możemy komunikować. Tego jednak nie ma. Z dru-giej strony – cóż znaczy „jest”.

4 . Media i komunikacja medialna (hipotezy)

Pozostaje do wyjaśnienia jeszcze kwestia komunikacji medialnej, uznawanej często (z bliżej niejasnych powodów) za samodzielną formę komunikacji (po-dobnie jak na przykład „komunikacja polityczna”, co by zakładało, że politycy są ludźmi, którzy są w posiadaniu innych środków komunikacji niż pozostała ludzkość).

1. Zdecydowana większość komunikacji przebiegających w systemie spo-łecznym to komunikacje typu face­to­face w programie komunikacji prywatność, czyli komunikacje codzienne między konkretnymi uczestnikami komunikacji. Komunikacja medialna stanowi tylko bardzo niewielką część wszystkich odby-wających się komunikacji.

Zarys ogólnej teorii komunikacji 363

2. Komunikacja medialna wytwarzana jest przez ludzi, a więc interpreta-torów, a zatem nie może bazować na innych konceptach czy konstruktach niż komunikacja codzienna oraz na innych niż te, które język i mechanizm komu-nikacji stawiają do dyspozycji – gdyż skąd owe inne koncepty i konstrukty miałyby się brać? Komunikacja medialna jest zawsze uboższa niż komunikacja codzienna z powodu ograniczeń, jakie wprowadzają ze sobą poszczególne me-dia (techniczne). Media nie wnoszą żadnych nowych reguł, lecz odgraniczają jedynie spektrum tego, co komunikacyjnie jest możliwe. Media nie wytwarzają konstruktów, do tego są zdolne tylko systemy świadomości. Media stawiają do dyspozycji środki komunikacji, nic więcej. Media pozwalają nam na wytwarzanie fikcji konsensu.

3. Media są elementem społecznego systemu funkcyjnego „gospodarka” i jego programu komunikacji. Media sprzedają wypowiedzi jako towar „donie-sienie” (jakiegokolwiek rodzaju doniesienie, wiadomość, audycja, format itp. by to nie było). Nie ma mediów nie używających modusów komunikacji „towar” i „pieniądz” w programie komunikacji „gospodarka”. Komunikacja medialna służy wyłącznie do produkcji oraz kupna wypowiedzi jako towaru. Media nie są niczym innym, jak usługodawcami, którzy w procesie gospodarczym oferują towar „wypowiedź” (jako środek komunikacji, a więc jako półprodukt) z nie-uchronnie powstającym predykatem „nowości”.

4. Stosowana przez media metoda produkcji to autopoietyczna i samorefe-rencyjna zasada nowości. Media wytwarzają doniesienia przy pomocy „nowe-go” i same współdecydują o tym, co jest nowe, czyli ma zawierać informację – a mianowicie coś, co właśnie jest wytwarzane, ponieważ jest to wytwarzane. Lecz nie dlatego, ponieważ jest nowe. Zasada ta jest najprostszą z możliwych (i właśnie autopoietyczna): informację zawiera to, co jest nowe, a produkować można tylko nowe, gdyż jeśli się coś produkuje, jest to automatycznie nowe, ponieważ się to produkuje, więc tego jeszcze nie było.

5. Informacja jest operatywną fikcją, sprowadzalną do konceptu „nowy”, oraz rezultatem każdej produktywnej czynności, powstającym nieuchronnie, kiedy zabieramy się do robienia czegokolwiek. Nowość musi zostać wyprodukowana, a to kosztuje. Dla mediów jako punkt orientacji obowiązuje fikcyjnie założony interpretator, gdyż nowym jest dla niego tylko to, czego on jeszcze nie wie. A ponieważ nie zostało to jeszcze wyprodukowane, więc nie może (jeszcze) wiedzieć, co jest właśnie produkowane.

6. Media same wytwarzają to, co nowe, sprzedając to przez to, że produkują. Nie – „to produkują”, lecz w ogóle produkują. A ponieważ zabieg ten ma jedną wadę, mianowicie tę, że to, co nowe, jest zawsze tylko jednorazowo nowe, same media muszą w sposób stały produkować, przy czym z produkcji tej automatycz-nie zawsze wynika coś nowego. Tym samym media same podlegają mechani-zmowi, który wykorzystują, i nie mogą przed nim uciec (gdyż – dokąd?). Media produkują towar (nowość), detalicznie w wielu egzemplarzach. Już z powodu

Michael Fleischer364

ogromnej ilości tych egzemplarzy nie są w stanie (nawet gdyby miały na to ochotę) wytworzyć (i to koherentny) obszar publiczny.

7. Opinia publiczna nie funkcjonuje w obszarze publicznym, lecz tylko w systemach świadomości w charakterze operatywnej fikcji. Główną cechą opi-nii publicznej jest to, że nie jest ona publiczna.

8. Media są miejscem komunikacji, takim samym jak komunikacje na klat-kach schodowych, w windach, u fryzjera czy w pociągu. Miejsce limituje tylko tematy, czas, czas trwania, role itp. Nie powoduje jednak powstania jakiegoś specyficznego rodzaju komunikacji; wymagałoby to innych środków i innych uczestników, a mamy tylko jeden rodzaj środków – systemy znakowe i jeden rodzaj uczestników – nas.

Zarys ogólnej teorii komunikacji 365

Bibliografia

Bateson G., 1983, Ökologie des Geistes: Anthropologische, psychologische, biologische und epistemologische Perspektiven, Frankfurt n. M.

Fleck L., 1983, Erfahrung und Tatsache, Frankfurt n. M.Fleck L., 1993 (1935), Entstehung und Entwicklung einer wissenschaftlichen Tatsache.

Einführung in die Lehre vom Denkstil und Denkkollektiv, Frankfurt n. M. (Powstanie i rozwój faktu naukowego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym, przeł. M. Tuszkiewicz, Lublin 1986.)

Fleischer M., 2001, Kulturtheorie – systemtheoretische und evolutionäre Grundlagen, Oberhausen.

Fleischer M., 2002, Teoria kultury i komunikacji. Systemowe i ewolucyjne podstawy, przeł. M. Jaworowski, Wrocław.

Fleischer M., 2005, Obserwator trzeciego stopnia. O rozsądnym konstruktywizmie, przeł. D. Wączek i J. Barbacka, Wrocław.

Fleischer M., 2007, Ogólna teoria komunikacji, Wrocław.Luhmann N., 1996, Die Realität der Massenmedien, Opladen.Luhmann N., 1998, Die Gesellschaft der Gesellschaft, t. 1 i 2, Frankfurt n. M.Luhmann N., 2004, Einführung in die Systemtheorie, Heidelberg.Mitterer J., 2001, Die Flucht aus der Beliebigkeit, Frankfurt n. M. (Ucieczka z dowolności,

przeł. A. Zeidler-Janiszewska, Warszawa 2004.)Parsons T., 1976, Zur Theorie sozialer Systeme, Opladen 1976.Parsons T., 1977, Social Systems and the Evolution of Action Theory, New York.Peirce Ch.S., 1931–1960, Collected papers of Charles Sanders Peirce, vol. I–VIII. Cam-I–VIII. Cam-

bridge/Mass.Spencer Brown G., 1996 (1957), Wahrscheinlichkeit und Wissenschaft, Heidelberg.Spencer Brown G., 1997 (1969), Laws of Form. Gesetze der Form, Lübeck.Walther E,, 1979, Allgemeine Zeichenlehre, Stuttgart.

Nota bibliograficzna

Ernst von Glasersfeld, Knowing without Metaphysics: Aspects of the Radical Constructivist Position, [w:] Research and Reflexivity, red. F. Steier, London: Sage 1991, s. 12–19.

Ernst von Glasersfeld, The Radical Constructivist View of Science, „Fundations of Science”, Volume 6, 2001, s. 31–43.

Heinz von Foerster, On Constructing A Reality, [w:] Environmental design research, vol. II: Symposia and Workshop, red. W.F.E. Preiser, International EDRA Conference, Dowden, Hutchison & Ross, Inc., Stroudsburg, Pennsylvania 1973, s. 35–46.

Humberto R. Maturana, Ontology of Observing. The Biological Foundations of Self Consciousness and The Physical Domain of Existence, Texts in Cybernetics Theory, American Society for Cybernetics, 1988.

Gerhard Roth, Erkenntnis und Realität: Das reale Gehirn und seine Wirklichkeit, [w:] Des Diskurs des Radikalen Konstruktivismus, red. S.J. Schmidt, Frankfurt n. M. 1987, s. 167–180.

Niklas Luhmann, The Autopoiesis of Social Systems, [w:] Sociocybernetic Paradoxes, red. F. Geyer i J. van der Zouwen, London: Sage 1986, s. 172–192.

Annette Siemes, Niklas Luhmanns Vorlesung „Einführung in die Systemtheorie” in Buch­form – eine Rezension.

Siegfried J. Schmidt, Konstruktivismus in der Medienforschung: Konzepte, Kritiken, Konsequenzen, [w:] Die Wirklichkeit der Medien: Eine Einführung in die Kom­munikationswissenschaft, red. K. Merten, S.J. Schmidt, S. Weischenberg, Opladen 1994, s. 592–623.

Siegfried J. Schmidt, Wirklichkeit des Beobachters, [w:] Die Wirklichkeit der Medien: Eine Einführung in die Kommunikationswissenschaft, red. K. Merten, S.J. Schmidt, S. Weischenberg, Opladen 1994, s. 3–19.

Stefan Weber, Was Können Systemtheorie und nicht­dualisierende Philosophie zu ei­ner Lösung des medientheoretischen Realismus/Konstruktivismus­Problems beitra­gen?, [w:] Konstruktivismus in der Medien- und Kommunikationswissenschaft, red. G. Rusch, S.J. Schmidt, Frankfurt n. M.: DEL-FIN 1997, s. 189–222.

Michael Fleischer: Problem dualizmu u Josefa Mitterera, pierwodruk: Obserwator trzeciego stopnia. O rozsądnym konstruktywizmie, przeł. D. Wączek, J. Barbacka, Wrocław 2005.

Achim Barsch, Handlungsebenen des Literatursystems, „Spiel” 11 (1992), H. 1, s. 1–23.

Ralf Nüse, Was es gibt, oder: Welche ontologischen Annahmen man machen muss, um sagen zu können, dass man nicht machen kann, w: R. Nüse, N. Groeben, B. Frei-tag, M. Schreier, Über die Erfindung/en des Radikalen Konstruktivismus. Kritische Gegenargumente aus psychologischer Sicht, Deutscher Studein Verlag, Weinheim 1991, s. 98–109.

Michael Fleischer, Zarys ogólnej teorii komunikacji.