Po obu stronach lustra. Polskie zabiegi o zakup czołgów we Francji w świetle archiwaliów...
-
Upload
jagiellonian -
Category
Documents
-
view
1 -
download
0
Transcript of Po obu stronach lustra. Polskie zabiegi o zakup czołgów we Francji w świetle archiwaliów...
Po obu stronach lustra. Polskie zabiegi o zakup czołgów we Francji w
świetle archiwaliów polskich i francuskich (1936-1939)
Podejmowane u schyłku II Rzeczypospolitej próby uzyskania dla polskich wojsk
pancernych możliwie nowoczesnego sprzętu parokrotnie już stanowiły przedmiot tekstów
publikowanych w ostatnich latach w „Poligonie” oraz innych pismach o podobnym profilu.
Autorzy wspomnianych artykułów, co podkreślić należy z uznaniem, dość często sięgali po
materiały z krajowych archiwów. Choć jednak zasoby tychże nie zostały bynajmniej we
całkowicie przez nich wyeksploatowane, warto uczynić następny krok, dążąc do konfrontacji
materiałów dostępnych w Polsce z archiwaliami francuskimi. Jest to tym bardziej zasadne, że,
jak się okazuje, w magazynach archiwów znad Sekwany spoczywają nie tylko dokumenty
francuskie, ale też oryginały polskiej korespondencji kierowanej do ulokowanych w Paryżu
odbiorców, której kopii próżno by zapewne w kraju poszukiwać1.
Zacząć tu przyjdzie od konstatacji być może oczywistej, ale jednak, jak się wydaje,
koniecznej: zakupy sprzętu pancernego nie stanowiły priorytetu ani w fazie przymiarek do
uzyskania we Francji kolejnego zbrojeniowego kredytu, ani też gdy kredyt ten został 6
września 1936 roku uzgodniony w podparyskim Rambouillet przez Generalnego Inspektora
Sił Zbrojnych generała Edwarda Śmigłego-Rydza. W zorganizowanej 3 marca 1936 roku
konferencji, w której trakcie pod przewodnictwem II wiceministra spraw wojskowych gen.
Felicjana Słowoj-Składkowskiego wstępnie rozważano przeznaczenie uzyskanych
ewentualnie z Francji sum Dowódca Broni Pancernych MSWojsk. w ogóle nie uczestniczył
(choć był tam obecny np. szef Departamentu Aeronautyki MSWojsk., gen. Ludomił Rayski),
czołgom zaś – jeśli wierzyć zapisom protokołu – nie poświęcono ani jednego słowa. Gdy zaś
kredyt z Rambouillet potwierdziła formalnie dokonana 17 września tegoż roku wymiana not
oraz uzupełniający ją protokół z 26 września, na skierowanych do Paryża listach sprzętu,
którego zakupem strona polska wyrażała zainteresowanie nadal brak było broni pancernej.
Fakt ten nie powinien budzić zdziwienia: w fazie realizacji wciąż znajdował się
rodzimy program czołgu 7TP, ponadto zaś inne zakupy zdawały się wyraźnie bardziej od
czołgów niezbędne. Zgodnie przeto z pierwotnymi założeniami priorytet uzyskały: artyleria
1 Przedstawiany tekst z założenia stanowić ma uzupełnienie wcześniejszych publikacji innych autorów, a w
szczególności artykułów Karola Rudego Polski czołg A.D. 1939. Oczekiwania i rzeczywistość („Nowa Technika
Wojskowa”, nr specjalny 1/2009) oraz O czołgu polskim raz jeszcze („Poligon”, nr 1/2010). Celem uniknięcia
powtórzeń opublikowane uprzednio informacje wykorzystano głównie w przypadkach, w których okazały się
one niezbędne dla zachowania spójności i jasności wywodu.
ciężka i przeciwlotnicza, sprzęt lotniczy (głównie – silniki średniej mocy), okręty podwodne
(których zakup przewidywano po części z przyczyn politycznych – ze względu na wpływy
dominujące nad obecnym rządem francuskim), wreszcie – maszyny oraz surowce i
półprodukty dla przemysłu zbrojeniowego.
Dodać jednak wypadnie, że w trakcie wizyty złożonej we Francji przez kierowaną
przez gen. Śmigłego-Rydza delegację gospodarze nie zaniedbali bynajmniej obszernej
prezentacji najnowszych wzorów bojowych swej produkcji. I że pokaz ten nie przeszedł
bynajmniej bez echa. 22 stycznia 1937 r. attaché wojskowy RP w Paryżu płk Wojciech Fyda,
uzupełniając złożone już 25 września poprzedniego roku listy sprzętowych zapotrzebowań
poinformował bowiem tamtejszy Sztab Generalny o ewentualnym zainteresowaniu
warszawskiego MSWojsk. wozami bojowymi najnowszych modeli, prosząc o zgodę na
umożliwienie polskiej komisji wstępu do zakładów Renault i asystowania przy demonstracji
takiego właśnie, najnowszego typu czołgu.
Jak okazało się niebawem, strona polska myślała raczej o uzyskaniu możliwości
podjęcia odpowiedniej produkcji w kraju, niż poważniejszych zakupach gotowego sprzętu z
zakładów Renault. Tak sformułowane oczekiwania spotkały się z odpowiedzią przychylną,
acz nie w pełni satysfakcjonującą. W piśmie skierowanym 6 lutego 1937 r. do szefa polskiego
Sztabu Głównego gen. Wacława Stachiewicza francuski attaché wojskowy w Warszawie gen.
Félix Musse, że oczekiwana autoryzacja objąć może bez ograniczeń czołgi D1 i D2, czołgi
rozpoznawcze oraz lekkie kawalerii typu AMR i AMC. Równocześnie jednak gen. Musse
wyjaśniał: Natomiast gdy chodzi o czołgi lekkie Renault najnowszego modelu, który był
prezentowany Marszałkowi Śmigłemu Rydzowi w Camp de Suippes, to ich konstrukcja
mogłaby także być zaakceptowana, z zastrzeżeniem, że produkcja nie będzie uruchomiona
przed upływem około 18 miesięcy – tyle bowiem czasu wymagałoby jej przygotowanie. W
tym ostatnim przypadku strona francuska deklarowała gotowość pomocy, proponując
przekazanie Polakom pewnej ilości materiału swej produkcji w postaci czołgów bez
uzbrojenia i amunicji, które to braki odbiorca uzupełnić by miał już we własnym zakresie.
W Polsce szczególnie atrakcyjna zdała się ta ostatnia oferta, odnosząca się do czołgu
typu R-35. Warunkiem jej podjęcia było jednak ustalenie, czy mariaż francuskiego pancerza i
uzbrojenia znad Wisły istotnie byłby możliwy, a także czy czołg Renault okaże się zdatny do
działań w polskich warunkach terenowych. Stąd też 23 lutego płk Wojciech Fyda ponowił
prośbę o akceptację przyjazdu do Francji polskiej misji wojskowej, która m.in. ocenić miała,
czy R-35 mógłby zostać wyposażony w 37 mm armatę produkcji polskiej – wytwarzaną na
licencji szwedzkich zakładów Bofors. Tym razem wniosek zaaprobowany został
bezzwłocznie (25 II). Przyjazd komisji, złożonej z ppłk. dypl. Antoniego Korczyńskiego oraz
kpt. Rudolfa Gundlacha uzgodniono na dzień 10 marca 1937 roku.
Wydana 4 marca 1937 r. instrukcja L. 285/Tj. II wiceministra spraw wojskowych i
szefa Administracji Armii tak precyzowała jej zadania:
1/ zaznajomienie się z charakterystyką czołga na podstawie danych i opisów
fabrycznych,
2/ sprawdzenie powyższych danych na podstawie zbadania modelowego czołga,
3/ zbadanie czy czołg 10 t. Renault nadaje się do naszych warunków, a w
szczególności czy można na nim umieścić bez specjalnej przeróbki nasze działka 37 mm. O ile
by to nie było możliwym komisja powinna zbadać na miejscu i zaproponować sposób
uzbrojenia tego czołga,
4/ zaznajomienie się z silnikiem i zbadanie możliwości produkcji w kraju pod kątem
widzenia zastosowania w sprzęcie pochodnym,
5/ uzyskanie danych z fabryki a ewentualnie i z oddziałów co do eksploatacji czołga,
jego trwałości, amortyzacji i kosztów napraw,
6/ sprawdzenie danych trakcyjnych z pełnym obciążeniem bojowym,
7/ przeprowadzenie próbnego strzelania z czołgu,
8/ zebranie danych co do założeń taktycznego użycia czołga w wojsku francuskim.
Uzgodniona uprzednio prezentacja doszła do skutku 11 marca w położonym opodal
Wersalu obozie wojskowym Camp de Satory. Prócz przybyszów z Polski i wojskowych
francuskich wzięli w niej udział także przedstawiciele firmy Renault. Oględziny czołgu
pozwoliły na jednoznaczne ustalenie, że rozmiary jego wieży o średnicy wewnętrznej 1,05
metra nie pozwalają na umieszczenie w niej uzbrojenia typu polskiego, złożonego z armaty,
karabinu maszynowego i dwóch obsługujących je żołnierzy. Jedynym wyjściem wydawało się
zbadanie, czy technicznie możliwy byłby montaż wieży o większej średnicy (1,20 m) – i to
też proponował w piśmie skierowanym 17 marca do francuskich władz wojskowych płk Fyda,
postulując jednocześnie w imieniu komisji by przyznać jej prawo do bezpośredniego
kontaktowania się w tej kwestii z miejscowymi specjalistami konstrukcji czołgów2.
2 W piśmie skierowanym 19 marca do Szefa Sztabu Głównego gen. Wacława Stachiewicza płk. Fyda
informował: W wypadku, gdyby ta możliwość ze względów technicznych odpadła, postawię Sztabowi
francuskiemu zapytanie, czy wobec niemożności umieszczenia na czołgu naszego uzbrojenia, Sztab francuski
zgodzi się na odstąpienie nam tych czołgów z uzbrojeniem francuskim. Według niesprawdzonych ściśle
informacji uzbrojeniem tego czołgu ma być nowa armatka 47 mm z nową amunicją, której konstrukcja nie jest
jeszcze ukończona. Gdyby obydwie ewentualności zostały negatywnie zdecydowane, przyjęcie nowego czołga
Renault przez naszą armię przestałoby być aktualne.
Nie jest pewne, czy postulowane konsultacje istotnie doszły do skutku. Wiadomo
jednak, że 8 czerwca, w kolejnej korespondencji w tej sprawie, polski attaché z pewnym
żalem stwierdzał, iż członkowie komisji nie zdołali w pełni przestudiować wszystkich detali
technicznych czołgu Renault, zwracając się równocześnie o potwierdzenie, że czołg ten
znajduje się w użytkowaniu armii francuskiej, co wedle jego deklaracji stanowić by miało
wystarczającą gwarancję do przyjęcia [tegoż modelu] także w armii polskiej. Zarazem jednak
prosił o przekazanie do Polski jednego czołgu R-35 kompletnie wyposażonego z uzbrojeniem
francuskim najnowszego typu, a także o informacje czy wchodzący w skład tego uzbrojenia
karabin maszynowy kalibru 7,5 mm mógłby zostać zastąpiony wzorem zasilanym polską
amunicją 7,92 mm.
W lipcu 1937 roku efekty dały wreszcie efekt kilkumiesięczne zabiegi o
zaaprobowanie przez francuskie władze bezpośrednich rozmów Polaków z firmą Renault.
Przedstawiona przez tę ostatnią wiceministrowi komunikacji Julianowi Piaseckiemu oferta
zawierała propozycję sprzedaży 100 czołgów R-35, bądź licencji na ich wykonanie nad
Wisłą. W tym ostatnim przypadku wytwórnia proponowała pomoc techniczną do budowy i
uruchomienia fabryki, 1 inżyniera na stałe, plany, rysunki czołga, nęcąc dodatkowo obietnicą,
że poczynając od 101 egzemplarza wykonanego w Polsce czołgu opłata licencyjna nie będzie
pobierana.
Cyfra montażu 100 czołgów z zespołów francuskich wydaje mi się zbyt wygórowaną i
przy poruszeniu tego zagadnienia wyczułem z rozmowy z p. Guerin [przedstawicielem
Renaulta – W.M.], że można ją będzie w pertraktacjach znacznie obniżyć, komentował rzecz
płk. Fyda, przestrzegając jednak, że wprawdzie firma Renault posiada zezwolenie
francuskiego sztabu na odstąpienie licencji i uruchomienie produkcji tego czołgu w Polsce,
ale bez wieżyczki i bez uzbrojenia, których sama nie wytwarza. Attaché sugerował też, by
ewentualną produkcję oprzeć o fabrykę wyrabiającą ciągniki i samochody ciężarowe, której
osobny oddział potrzebny będzie jedynie dla montażu czołgów. Same zakłady Renault
deklarowały gotowość do ewentualnej współpracy z firmą Latil, noszącą się z zamiarem
uruchomienia nad Wisłą fabryki ciągników i samochodów ciężarowych, bądź też ulokowaną
w Chrzanowie Pierwszą Fabryką Lokomotyw w Polsce S.A. lub Towarzystwem
„Małopolska” – zależnie od preferencji rządu polskiego.
W tymże czasie pojawiły się informacje, że do francuskich jednostek pancernych
trafiać zaczęły pierwsze czołgi Somua S-35. Na nowo obudziło to nadzieje, że zakup tych
zdecydowanie preferowanych przez polską armię maszyn okaże się jednak możliwy3. Stąd też
3 czerwca płk. Fyda, wykonując otrzymaną z Warszawy instrukcję, skierował do Oddziału II
Sztabu Generalnego armii francuskiej pytanie, czy możliwe by było zaprezentowanie tego
typu wozu bojowego komisji, którą warszawskie Ministerstwo Spraw Wojskowych pragnie
delegować do Francji. W sierpniu jednak te złudzenia zostały rozwiane. Polski attaché został
bowiem poinformowany, że czołgi Somua istnieją obecnie jedynie pod formą kilku
egzemplarzy – prototypów, które ulegają jeszcze różnym poprawkom zanim czołg oddany
zostanie do fabrykacji seryjnej, stąd więc Sztab, nie odmawiając swej zgody na odstąpienie
[…] czołgu Somua, nie może dać żadnej gwarancji kiedy mogłoby to nastąpić. Do wysłania
komisji nie doszło.
Podkreślić przy tym należy, iż wszystkie przedstawione wyżej zabiegi miały na razie
znaczenie głównie teoretyczne. Wobec braku uzgodnień co do techniczno-finansowej strony
wykonywania układu z Rambouillet nie istniały bowiem faktycznie możliwości składania we
Francji zamówień na poczet formalnie przyznanych sum. Niejasności prawne oraz zmienne
decyzje strony francuskiej dążącej do ich rozwikłania przy możliwie najmniejszym koszcie
finansowym i politycznym spowodowały, że odpowiedni protokół (modyfikujący uzgodnienia
z 30 IX 1936 r.) podpisany został w Paryżu dopiero 13 sierpnia 1937 roku, i potwierdzony
dokonaną sześć dni później wymianą not. Umożliwiło to wreszcie uruchomienie właściwych
procedur, które zresztą też postępowały niespiesznie. Nadzorujący prawidłowość
podejmowanych w związku z realizacją kredytu operacji finansowych i tym samym
wyposażony w prawo ostatecznej akceptacji kontraktów paryski Credit National pierwsze
dziewięć umów zatwierdził dopiero 6 grudnia 1937 roku.
Sprzętu pancernego rzecz jasna wśród tych umów nie było – bo i nie bardzo istniały
możliwości dokonania w tej kategorii jakiegokolwiek sensownego wyboru. Czołgi Somua
nadal pozostawały nieosiągalne nawet dla oględzin ekspertów, z kolei wozy typu R-35
dostępne były głównie teoretycznie – zresztą w istniejącej konfiguracji wieży i uzbrojenia ich
zakup był trudny do zaakceptowania, a perspektywy modyfikacji rysowały się w najlepszym
wypadku niejasno.
3 Wspomniane informacje przekazał Dowódcy Broni Pancernych MSWojsk. gen. Włodzimierzowi
Maxymowicz-Raczyńskiemu kierownik Samodzielnego Referatu Studiów i Prób mjr Franciszek Szystowski,
który w lutym 1937 r. odbywał dwutygodniowy staż we francuskim 4 pułku kirasjerów, powiadomiony
prywatnie już po powrocie do kraju, że jednostka ta (w trakcie stażu oczekująca na czołgi Somua) otrzymała
nowy sprzęt.
Polski Sztab Główny rozważać więc zaczął jedną jeszcze z potencjalnie dostępnych
alternatyw. 9 grudnia 1937 r. płk. Fyda skierował do szefa Oddziału II Sztabu Generalnego
armii francuskiej kolejne pismo, z załączonym kwestionariuszem 13 pytań dotyczących
skonstruowanego w zakładach Renault czołgu D2. Odpowiedzi sformułowane zostały w
sporządzonym przez Sekcję Uzbrojenia i Studiów Technicznych paryskiego Sztabu
Generalnego tajnym opracowaniu No. 5104 10/E.M.A., przesłanym w trybie pilnym do
Oddziału II tegoż sztabu 22 grudnia 1937 r. Lakonicznie, acz precyzyjnie, w punktach ujęte
zostały tam oczekiwane przez stronę polską informacje.
Uzbrojenie czołgu D2, precyzował dokument, stanowi półautomatyczna armata 47
mm, o prędkości początkowej pocisku 450 m/s i szybkostrzelności około 15 strzałów na
minutę oraz 2 karabiny maszynowe 7,5 mm, z których jeden umieszczony został w wieży.
Masa wozu, obsługiwanego przez trzyosobową załogę określona została na 20 ton, przy
długości 5,09 metra, szerokości 2,17 m oraz wysokości 2,25 m. Grubość opancerzenia czołgu
sięgać miała 40 mm, wieża obracana była elektrycznie, a przedział bojowy oddzielała od
silnikowego ogniotrwała przegroda. Maszyna napędzana była sześciocylindrowym,
chłodzonym wodą silnikiem o mocy 150 KM, który pozwalał na osiągnięcie szybkości 23
km/godz. w marszu po drodze bitej i 18 km/godz. w terenie (zdolność przekraczania rowów
do 1 metra szerokości) przy przeciętnym zużyciu 200 litrów paliwa na 100 km (42 litry na
godzinę w terenie zróżnicowanym; zbiornik mieścił 351 litrów paliwa). Wóz posiadał radio
pozwalające na utrzymywania łączności na odległość 6-10 kilometrów. Odpowiadając na
ostatnie podniesione przez stronę polską kwestii stwierdzano: Czołg przeznaczony jest do
wykonywania wszelkich misji, od towarzyszenia piechocie do głębokiej penetracji sił
przeciwnika. Instrukcja wykorzystania taktycznego jest jeszcze przedmiotem studiów.
Równocześnie w Polsce prowadzone były studia nad możliwymi wariantami
wyposażenia czołgów R-35 w uzbrojenie dostępne w kraju. W początkach stycznia 1938 r.
ustalono, że najprawdopodobniej byłoby możliwe wykorzystanie w charakterze broni
maszynowej znajdującego się w próbach ckm chłodzonego powietrzem (typu C).
Departament Uzbrojenia MSWojsk. negatywnie odniósł się natomiast do koncepcji
wykorzystania w czołgach R-35 zmodernizowanych działek czołgowych wz. 18 Puteaux,
których armia polska posiadała jeszcze 94 sztuki (w tym 79 egzemplarzy w klasie „A”).
Opinię uzasadniał występujący w imieniu szefa Departamentu ppłk. inż. Apolinary
Żebrowski, pisząc do Dowódcy Broni Pancernych MSWojsk. w datowanym 5 stycznia 1938
r. piśmie.:
a/ żeby unowocześnić działka potrzebna jest adaptacja, której bez całkowitej zamiany
lufy i zasadniczych części składowych nie da się przeprowadzić, a zatem otrzymany wzór po
adaptacji znacznie się będzie różnił od pierwowzoru i stanowić będzie inne działko […];
b/ koszt tej adaptacji będzie bardzo znaczny i prawdopodobnie wyniesie tyle, ile koszt
działka nowego, a wątpliwe jest, czy da się otrzymać te same wyniki, co z działkiem 37 mm
czołg. wz. 37.;
c/ spowoduje różnorodność w uzbrojeniu czołgów i skomplikuje ich wyposażenie;
d/ wprowadzi zamiast jednego wzoru amunicji najmniej 2 wzory;
e/ wobec ograniczonej ilości tych działek, w razie ich zużycia się, lub uszkodzenia,
zajdzie potrzeba przezbrajania czołgów na inny wzór działek.
Zasadniczo jednak wspomniane prace postępowały bez wielkiego pośpiechu – raz
jeszcze przypomnieć wypada, że czołgi nie miały bynajmniej najwyższych priorytetów na
listach przeprowadzanych we Francji zakupów.
Istotnego zmiany nastąpiły dopiero latem roku 1938. A i wtedy jeszcze były nie tyle
efektem polskiej inicjatywy, ile skutkiem poczynań Francuzów. Tło sprawy wyjaśniała
niedatowana notatka:
Wobec nowej sytuacji wytworzonej odpowiedzią Rządu Francuskiego, iż na zakup
dział 75 mm plotn. w ogóle liczyć nie możemy, a działa 90 mm pl. moglibyśmy w najlepszym
razie otrzymać począwszy od 40 roku Pan Marszałek powziął następującą decyzję dn. 2 VIII
38:
1/ zamówić natychmiast 3 łodzie podwodne redukując jednak kosztorys do sumy 180
000 000 fr. frs., z tym, że część materiału będzie zakupiona z normalnego budżetu.
2/ przekalkulować możliwość zakupu większej ilości surowców celem sprzedania ich
na rynku i uzyskania większej ilości gotówki (wchodzić tu będzie w rachubę aluminium, łom
żelazny względnie inne surowce),
3/ resztę kwoty kredytu francuskiego w wysokości 180 000 000 fr frs. przeznaczyć:
a/ albo na zakup 90 mm plotn.
B/ albo na lekkie czołgi (w tym celu należy przed tym zbadać wartość tych czołgów,
które by nam odpowiadały, ich ceny i możliwości zakupu.
Druga, bliźniacza notatka, precyzowała: Dowództwo Broni Panc. opracuje do końca
b.m. charakterystykę sprzętu czołgów z naświetleniem strony finansowej. O ile trzeba by w tej
sprawie wysłać oficera do Paryża, płk. Fyda ma to ułatwić bez żadnych jednak zobowiązań co
do zakupu w stosunku do Francuzów. […] Wskazówki […] przekazał Pan Szef Sztabu
Głównego osobiście płk. Wyrwińskiemu.
Jak widać nawet i w tej zmienionej sytuacji zakup czołgów nadal pozostawał ostatnim
z rozważanych wariantów. Trafiły jednak wreszcie na listę „dań głównych”. Reszty dokonać
miała niebawem gwałtownie pogarszająca się sytuacja międzynarodowa.
Oczywiście jednak nadal problemem pozostawał zarówno wybór czołgu, jak i realne
możliwości dokonania zakupu. Oczywiście nadal za najlepsze uchodziły czołgi Somua, w
lipcu zaprezentowane wreszcie publicznie przez Francuzów, najpierw 14-go, na defiladzie z
okazji Święta Narodowego, następnie zaś 21-go, gdy defilowały w Wersalu przed
odwiedzającym Francję królem Anglii Jerzym VI. Czołg prezentuje się świetnie – wzbudza
zachwyt lub zazdrość u wszystkich – ten czołg naprawdę warto byłoby dla nas kupić,
entuzjazmował się zwykle sceptyczny względem wszystkiego co francuskie płk Fyda, pytając
zarazem szefa O. I SG płk. dypl. Józefa Wiatra: Kochany Józku czy rozpocząć starania o ten
zakup – może na początek zacząć mówić o 30-40 sztukach?
Już jednak kilka dni później, gdy opadły emocje, słana pod ten sam adres
korespondencja attaché brzmiała zdecydowanie bardziej realistycznie. Możnaby jeszcze
rozważyć czy nie kupić ewentualnie czołgów, pisał on 5 sierpnia. Otóż czołg R-35 […] nie ma
jeszcze nowego uzbrojenia. Czołgi Somua wprowadzili już na uzbrojenie niektórych
jednostek. [….] Pozostaje jeszcze do rozważenia wzięcie czołga D2 […]. Ten czołg chętnie
nam odstąpią – gdyby istniał zamiar kupna trzebaby go zobaczyć [podkr. W.M.].
Zacytowane fragmenty korespondencji wyraźnie świadczą, że poprzednich miesiącach
sprawy związane ze sprzętem pancernym nie tylko nie absorbowały zbytnio oficerów z
paryskiego wojskowego attachatu, ale nawet nie mieli oni pewności, czy pozostają one wiąż
aktualne.
Ten stan rzeczy ulegał już jednak zmianie. W Paryżu przebywała bowiem kolejna
polska misja wojskowa, tym razem przysłana tam wprost dla realizacji czołgowych zakupów.
Jej członkowie, płk. Eugeniusz Wyrwiński oraz ppłk. Władysław Liro mieli okazję
obserwować zorganizowaną 21 lipca w Wersalu defiladę 26 czołgów Somua. Bezpośrednie
zapoznanie się z francuskim sprzętem okazało się jednak niełatwe, wymagając m. in.
interwencji płk. Fydy, który 19 sierpnia w skierowanym do O. II francuskiego Sztabu
Generalnego piśmie prosił o umożliwienie polskim oficerom obejrzenia czołgów Somua, D.2
i Hotchkiss.
Komisję interesowały głównie pierwsza i ostatnia maszyna z tej listy – i tych właśnie
obejrzeć jej członkom nie było dane. Odmowę gospodarze wizyty tłumaczyli tym, że wozy te
nie są jeszcze ostatecznie wypróbowane, i z tego powodu nie chcą ich proponować armii
polskiej4.
Prezentacja maszyn D2 i R-35 ostatecznie doszła do skutku w Vincennes opodal
Paryża 26 sierpnia 1938 roku5. Cztery dni później członkowie misji oraz towarzyszący im
pomocnik attaché wojskowego RP w Paryżu kpt. Mieczysław Kurczewski przyjęci zostali w
Sekcji Uzbrojenia i Studiów Technicznych Sztabu Generalnego przez ppłk. Armengaud. W
trakcie rozmów polscy oficerowie wyrazili pragnienie nabycia pewnej ilości sprzętu produkcji
francuskiej. Jednak zgodnie z niesygnowaną notatką sporządzoną tuż po ich zakończeniu (30
VIII) przez stronę francuską nie naciskali na to zbyt zdecydowanie, wyrażając zrozumienie
dla argumentu, że ogólne możliwości produkcyjne fabryk znad Sekwany są ograniczone, a
sprzęt pancerny niezbędny jest tamtejszej armii. Ppłk. Armengaud zaproponować więc miał
rozwiązania kompromisowe (wzorowane na wcześniejszej ofercie dla Rumuni), zastrzegając,
że w każdym przypadku realizacja zależeć będzie od aprobaty ministra obrony narodowej i
wojny. Przedstawione propozycje obejmowały:
- przekazanie praw licencyjnych do wytwarzania wybranego przez Polaków materiału,
- przekazanie dwóch egzemplarzy sprzętu, jednego w całości, drugiego rozłożonego
na części, dla ułatwienia jego przestudiowania w Polsce i wdrożenia produkcji.
Równocześnie zadeklarował gotowość pomocy technicznej ze strony formy Renault, a
także zgody na podjęcie licencyjnej produkcji odpowiedniego uzbrojenia, tj. działek 37 S.A.
1918 i 47 S.A. 1934, w które wyposażone są obecnie […] jednostki R.35 i D26. Wedle
cytowanej notatki polscy oficerowie nie opowiedzieli się jednoznacznie za zakupem R-35 lub
D2, choć wydawali skłaniać ku wybraniu tego ostatniego, lub też, być może, obu dostępnych
czołgów7. Uzgodniono, że wobec planowanego na 1 września powrotu członków przybyłej
4 Informując o wspomnianej odmowie płk. Wiatra, płk Fyda przekazał mu sceptyczną opinię o czołgach
Hotchkiss, które są od dwóch lat prawie na uzbrojeniu kawalerii, jednak, jak słyszę od czołgistów piechoty,
czołgi te mają wady, a mianowicie przegrzewają motory i wady tej dotąd nie mogli usunąć. 5 Podana w artykule O czołgu polskim raz jeszcze data 25 lub 26 lipca jest więc błędna. Autor pomija większość
szczegółów dotyczących wizyty, znanych z opublikowanego w tymże tekście sprawozdania płk. Wyrwińskiego.
Opis przebiegu rozmów przedstawiony został głównie w oparciu o dokumenty strony francuskiej. 6 W sprawozdaniu płk. Wyrwińskiego brak z dość oczywistych względów wzmianek o wyrażanym jakoby przez
stronę polską zrozumieniu dla ograniczonych możliwości francuskiego przemysłu. Ciekawym uzupełnieniem
francuskiej notatki jest natomiast pomijany w dotychczasowych publikacjach (choć streszczony w artykule z
„Poligonu” nr 1/2010) fragment owego sprawozdania: Jak można było ustalić z rozmów prywatnych z oficerami
Francuskiego M.S.Wojsk., francuzi początkowo gotowi byli sprzedać nam 2 kompanie czołgów D2, jednak
podczas końcowej konferencji […] zgodzili się jedynie na odstąpienie licencji na R.35 i D2, wraz z pomocą
techniczną, oraz częściową dostawą silników i pewnych części mechanizmów. Najprawdopodobniej na zmianę
wpłynęła sytuacja polityczna, lub inne czynniki uboczne. [ort. oryg. – W.M.] 7 W polskiej optyce sprawy przedstawiały się nieco inaczej. Komisja odrzuciła ewentualny zakup czołgów H-35
i R-35, gdyż ze względu na brak broni przeciwpancernej chwilowo nie nadają się dla naszej armii, choć w razie
znad Wisły komisji do kraju dalsze rozmowy prowadzone będą za pośrednictwem polskiego
attaché wojskowego. Ich powodzenie nie było bynajmniej oczywiste – choćby dlatego, że
armia francuska wyraźnie starała się zminimalizować swoje i tak już bardzo skromne
zobowiązania. Stąd też w przekazanych 3 września Oddziałowi II Sztabu Generalnego
wskazówkach do odpowiedzi na postulaty płk Fydy Sekcja Uzbrojenia i Studiów
Technicznych zaleciła by w sprawie przekazania licencji i egzemplarzy okazowych pojazdów
polski attaché kontaktował się bezpośrednio z Towarzystwem Renault. Oczywiście – po
uprzedniej akceptacji samej koncepcji przez Sztab Generalny.
Z kolei Polacy próbowali kuć żelazo póki gorące. Już więc 1 września rezydujący w
paryskim attachacie wojskowym płk Fyda i płk inż. Otton Aleksander Łoyko-Rędziejowski
zwrócili się do premiera Édouarda Daladiera (sprawującego zarazem funkcję ministra obrony
narodowej) z prośbą o przekazanie warunków dostarczenia do Polski po jednym egzemplarzu
zmontowanych kompletnie i rozłożonych na części czołgów typu D-A8, R-35 oraz D-2,
dwóch kompletów uzbrojenia czołgów D-2 oraz R-35, wreszcie – licencji na wytwarzanie
ostatnich dwóch spośród wymienionych wozów bojowych.
Czas jednak do realizacji polskich postulatów okazał się zdecydowanie
nieodpowiedni. Coraz poważniejszy obrót przybierać zaczęła kolejna faza kryzysu
sudeckiego, a związane z jego przebiegiem posunięcia dyplomacji II RP w kilku co najmniej
przypadkach okazały się odległe od oczekiwań Paryża. Wobec wojennego zagrożenia premier
Daladier zakazał wywozu sprzętu wojskowego i strategicznych surowców (co oznaczało m.
in. zatrzymanie niektórych zmierzających nad Wisłę transportów), zaś Quai d’Orsay przez
dłuższy czas rozważało co wobec nowej sytuacji politycznej należy uczynić z zawieranymi z
Polską kontraktami, zielone światło dając im dopiero w pierwszej połowie listopada. Płk Fyda
cieszył się co prawda, pisząc do szefa O. I SG: mam nadzieję, że nasze zakupy ruszą teraz
sprawniej, gdyż „nieboraczkom” po utracie Czechosłowacji (Och! jak ich to jeszcze boli!) i
Rosji nie wiele na świecie oprócz Polski pozostało, ale w znanej dziś ówczesnej
korespondencji francuskich elit polityczno-wojskowych nie pobrzmiewały bynajmniej
propolskie nuty.
rozwiązania tego problemu należałoby zakwalifikować je jako najodpowiedniejsze typy. Równocześnie
konkludowała: W razie niemożności zakupu czołgów Somua, bądź D2, należałoby się raczej starać o licencję
Somua, aniżeli D2. Nie jest jasne, czy w trakcie rozmowy stanowisko takie wprost zakomunikowano
Francuzom. Nawet gdyby jednak tak się stało oczekiwanie sprzedaży licencji czołgu, który nie znajdował się w
oferowanej puli mogło by budzić konsternację, prowadząc do wniosku, że klient nie jest w stanie prawidłowo
sformułować realnych oczekiwań. 8 Tak w oryginale dokumentu. Najpewniej jednak chodziło o czołg typu D1 [D-1].
Co gorsza, w kwestii czołgowych zakupów Polacy wciąż nie byli w stanie podjąć
wiążących decyzji. Przekonał się o tym gen. Musse, który 17 września 1938 r. poruszył ową
kwestię w długiej rozmowie z Szefem Sztabu Głównego gen. Stachiewiczem. Przedstawiciel
wojskowy Republiki Francuskiej raz jeszcze powtórzył w jej trakcie, że całość pancernej
produkcji zakładów znad Sekwany niezbędna jest własnej armii, stąd polski sojusznik nie
może liczyć na dostawy z tego źródła. Propozycja podjęcia w Polsce licencyjnej produkcji
czołgów R-35 lub D2 spotkała się jednak z odpowiedzią, że rząd polski nie uważa tej sprawy
za wartą angażowania sum pochodzących z kredytu Rambouillet. Projekt ewentualnie mógłby
zostać sfinansowany z budżetu MSWojsk., tyle, że to ostatnie… nie posiada odpowiednich
środków. Generał Stachiewicz – napisał jego francuski rozmówca w obszernej relacji
przesłanej pięć dni później do ministra Daladiera – nie ma żadnych iluzji co do
niewystarczalności uzbrojenia, którym dysponuje broń pancerna, ale też niewiele uczynić
może dla zmiany tego stanu rzeczy. Nie jest w stanie powierzyć zamówienia na nowe czołgi
ani zakładom Ursus, ani fabryce, która mogłaby zostać uruchomiona przez przemysł prywatny
przy pomocy Renault9.
W ten sposób – konkludował attaché – problem czołgów dla armii polskiej wydaje się
pozostawać bez rozwiązania. Warunkiem ponownego nadania mu biegu mogłoby się stać
uzyskanie przez warszawskie MSWojsk. nowych funduszy, ale i wtedy, jak sądził francuski
oficer, licencja czołgu R-35 wchodzić by mogła w grę dopiero po uzyskaniu możliwości
zakupu nowej, „wzmocnionej” wersji 37 mm działa Puteaux, o lepszych właściwościach
przeciwpancernych.
W sytuacji podwójnego, czy wręcz potrójnego pata, gdy strona francuska wykluczała
sprzedaż gotowych czołgów, w Warszawie zaś nie potrafiono ani dokonać wyboru licencji,
ani znaleźć środków na jej wdrożenie i/lub zakup czołgów ewentualnie wykonanych w kraju,
pancerne negocjacje uległy na przełomie roku 1938 i 1939 faktycznemu zawieszeniu.
Świadome własnej słabości kierownictwo polskiej armii starało się znaleźć rozwiązania
alternatywne, szczególne nadzieje wiążąc z możliwością zakupu czołgów w Czechosłowacji.
Opcja ta przestała być jednak w praktyce aktualna 15 marca 1939 roku, gdy wojska
niemieckie wkroczyły do Pragi. Co prawda Dowództwo Broni Pancernych MSWojsk. jeszcze
dwa tygodnie później zdawało się nie w pełni pogodzone z brutalną rzeczywistością,
informując Szefa Sztabu Głównego jedynie, że sytuacja uległa zmianie i wymaga wyjaśnienia
9 Generał zapatruje się bardzo pozytywnie na kwestie utworzenia w Polsce fabryki, która podjęłaby taką
współpracę, ale nie mógłby zapewnić jej zamówienia czołgów, dodał attaché.
na drodze dyplomatycznej, ale już umieszczona w końcu tegoż zdania fraza …względnie przez
naszego attaché w Berlinie wszelkie wątpliwości wyjaśniała niejako samoistnie10
.
Likwidacja resztek niezależności Czechosłowacji oznaczała dramatyczne pogorszenie
położenia strategicznego Rzeczypospolitej, dowodząc równocześnie politykom z Paryża czy
Londynu, ze Hitler nie zamierza honorować monachijskich porozumień. To zaś oznaczało
opóźnione o kilka miesięcy ziszczenie się październikowego „proroctwa” płk. Fydy – w
ocenie wojskowo-politycznych elit znad Sekwany znaczenie II RP wyraźnie wzrosło. Nad
Wisłą zaś w tymże czasie równie szybko rosło przeświadczenie, że armii niezbędny jest
kolejny zastrzyk możliwie nowoczesnego sprzętu – wobec zaś zawarcia w ostatnich
miesiącach szeregu innych kontraktów (obejmujących m. in dostawę artylerii
przeciwlotniczej dużego kalibru i silników lotniczych) jednym z priorytetów staje się zakup
wyposażenia wojsk pancernych.
Tu wciąż w grze pozostawały czołgi R-35 i D2, do których jednak nadal Dowództwo
Broni Pancernych wciąż miało pewne zastrzeżenia. Jak jednak donosił w cytowanym wyżej
piśmie z 31 marca jego szef gen. Stanisław Kozicki– niespodziewanie wyłaniała się i inna, od
dawna oczekiwana szansa. Istnieje – stwierdzał – według oświadczenia przedstawiciela
koncernu Schneider-Creuzot, […] możliwość odstąpienia Polsce cz. Somua, który mógłby być
dostarczany w ilości 5 sztuk miesięcznie. Opatrując rzecz jednoznacznym komentarzem:
Czołg ten może być uważany za jeden z najbardziej nowoczesnych typów w Europie, prosił
Szefa Sztabu Głównego o interwencję na terenie francuskiego M.S.Wojsk. w celu wyjaśnienia
możliwości zakupu tych czołgów.
Nie jest pewne czy dowództwo francuskie powiadomione zostało przez firmę o
uczynionej Polakom propozycji. W każdym razie najwyraźniej nie wiedział o niej gen.
Musse, który w tym czasie co najmniej dwukrotnie, 20, a następnie 29 marca rozmawiał z
gen. Stachiewiczem.
10
Rażąca dziś naiwnością niepewność Dowództwa Broni Pancernych nie była ówcześnie wyjątkiem nawet w
kręgu osób doskonale zorientowanych w sytuacji. Przebywający nadal w Pradze były tamtejszy attaché
wojskowy RP płk dypl. Bronisław Noël 2 kwietnia 1939 roku zapewniał Szefa O. II SG, że wedle przekazanych
mu informacji zarówno firma Kolben-Danek jak i Skoda gotowe są do ewentualnego zawarcia transakcji, a
przedstawiciel tej pierwszej przedstawił mu nawet oryginalny dokument wystawiony przez władze czeskie z
adnotacją władz niemieckich zezwalającą na wywóz czołgu do Polski dla dokonania prób. Pozbawiony
faktycznie szans zakupu czołgów w Czechosłowacji Departament Broni Pancernych alternatywnych źródeł
dostaw zamierzał szukać w Szwajcarii („Saurer”) lub Szwecji („Landswerk”). Skierowano również do
brytyjskiej firmy Vickers zapytanie w sprawie możliwości zakupu ciężko opancerzonego (grubość pancerza 30-
40 mm) czołgu, spotykając się z propozycją nabycia czołgu krążowniczego (cruiser tank) A.9 oraz jego cięższej
odmiany (heavy cruiser tank) A.10.
Pierwsza ze wspomnianych konwersacji miała charakter, jak zaznaczył jej polski
uczestnik, głównie informacyjny. Szefa Sztabu Głównego interesował stan prowadzonych we
Francji prac nad czołgiem R35, w tym szczególnie to czy został on już uzbrojony w nowy
model armatki 37 mm. Równocześnie, nie czekając jak się wydaje na wiążącą odpowiedź,
gen. Stachiewicz wyraził nadzieję, że wobec postępów produkcji tego wozu możliwa
mogłaby się okazać jego ewentualna dostawa dla Polski, podtrzymując gotowość zakupu
licencji gdyby jednak okazało się to niemożliwe. Ku pewnemu zaskoczeniu francuskiego
attaché jego polski intelokutor wydawał się też wiedzieć o istnieniu czołgu lekkiego Somua,
deklarując, że oba interesują go w podobnym stopniu11
.
Kolejna rozmowa miała miejsce niewiele ponad tydzień później – odbyła się jednak w
zdecydowanie odmiennej sytuacji. Coraz bardziej świadoma skokowego wzrostu zagrożenia
Rzeczpospolita podjęła kroki wojskowe dla podniesienia poziomu gotowości swej armii.
Coraz bardziej aktywna stawała się też dyplomacja państw zachodnich, starająca się
uformować blok państw zdecydowanych powstrzymać agresywne poczynania Hitlera. To zaś
oznaczało nowy poziom oczekiwań Warszawy wobec Paryża – i większe potencjalnie szanse
na to, że przynajmniej część zgłoszonych postulatów doczeka się spełnienia.
Gen. Stachiewicz poinformował więc gen. Musse, że wydał wojskowemu
przedstawicielowi RP w Paryżu polecenie by ten zwrócił się do ministerstwa wojny o
przekazanie [Polsce] pewnej liczby czołgów, typu czołgu lekkiego R.35 lub Hotchkiss. Jak
wynikało z dalszych wyjaśnień, chodzić miało o niebagatelną ilość 200-300 maszyn.
Skonstatowana potrzeba była na tyle paląca, że kwestia uzbrojenia oczekiwanych wozów
bojowych traciła na znaczeniu: z braku dział miały one zostać wyposażone w polskie
karabiny maszynowe i użyte w mieszanych jednostkach obok uzbrojonych w 37 mm działa
Boforsa czołgów 7TP. Całość transakcji miałaby zostać sfinansowana w ramach nowego
porozumienia kredytowego, podobnego do zawartej w roku 1936 umowy z Rambouillet.
Zlecone mu zadanie płk. Fyda z pewnością wykonał niezwłocznie – autorowi nie
udało się jednak dotychczas odnaleźć odpowiedniej korespondencji. Wiadomo jednak, że
informacje o polskich oczekiwaniach dotarły do Paryża także inną drogą. Przekazał je tam
ambasador Francji w Warszawie Leon Noël. Na Quai d’Orsay potraktowane poważnie, 12
kwietnia przesłane zostały dalej, trafiając w ręce Szefa Sztabu Generalnego Obrony
Narodowej gen. Maurice Gamelina. Ten uznał, że poruszona sprawa przekracza kompetencje
11
Zdziwienie francuskiego oficera może oczywiście w tym wypadku dziwić – pamiętać jednak wypada, że
podobne nie w pełni zrozumiałe wypowiedzi zdarzały się też i reprezentującemu nad Sekwaną armię II RP płk.
Fydzie.
armii, wymagając decyzji politycznych. 15 kwietnia pismem No 719/DN.3 przesłał ją do
premiera Daladiera, zaznaczając przy tej okazji, iż w tym momencie niezbędne jest by całość
produkcji francuskich zakładów trafiała do własnych sił zbrojnych, zaś udział w zaspokajaniu
polskich potrzeb sprzętowych wziąć winna nie tylko Francja, ale zwłaszcza Wielka Brytania,
a najlepiej także i ZSRR.
I nie był to jedyny z zastosowanych wówczas wybiegów. 20 kwietnia rząd francuski
zaproponował stronie polskiej sprzedaż pewnej ilości czołgów w zamian za materiał
przeciwlotniczy 40 mm Bofors, produkowany w Polsce. Warszawski Sztab Główny taka oferta
wprawiła w zakłopotanie. W odbytej w końcu kwietnia rozmowie z przybyłym do Polski
francuskim przedsiębiorcą Raoulem Dautry, rekomendowanym przez paryskie kręgi rządowe
jako ewentualny przyszły minister uzbrojenia, gen. Stachiewicz zmuszony był wyjaśnić, że
najwyraźniej nastąpiło nieporozumienie, gdyż całość odnośnej produkcji przekazywana jest
armii polskiej oraz kontrahentom brytyjskim i holenderskim, zaś przyjęcie kolejnych
zagranicznych zamówień nie wchodzi w grę12
. Jednocześnie raz jeszcze powtórzył prośbę o
przekazanie mu 200 czołgów Renault 35 lub Hotchkiss z uzbrojeniem i amunicją ze stoków
armii francuskiej, gdyby zaś okazało się to niemożliwe – czołgów bez uzbrojenia, które
sfinansowane by zostać miały w ramach kolejnej, uzupełniającej porozumienie z Rambouillet,
umowy kredytowej. Próbując zaś wybrnąć z pułapki, jaka zastawili nań Francuzi, jako
ewentualny materiał wymienny zaproponował działa 105 mm, pociski o kalibrze 100 mm lub
też 37 mm działa przeciwpancerne. Asystujący Dautry’emu gen. Musse w raporcie wysłanym
do Paryża 27 kwietnia tak podsumował rozmowę: Mówiąc krótko, Sztab Główny polski prosi
o czołgi i o pieniądze; bez wątpienia te potrzeby są rzeczywiste. […] Jest on [gen. Stachiewicz
– W.M.] przekonany […] że czołgi wychodzą od nas w wielkiej ilości, i że będzie nam łatwo
przekazać ich około 200 Polsce.
Kształtująca się dynamicznie wiosną 1939 roku nowa sytuacja polityczna i militarna,
w tym przyłączenie się Francji 13 kwietnia wcześniejszych o dwa tygodnie do brytyjskich
gwarancji względem Polski, a następnie wypowiedzenie przez Hitlera 28 kwietnia polsko-
niemieckiej deklaracji o nieagresji, traktatu wymagała sprecyzowania zasad
międzysojuszniczej współpracy. W tym celu 14 maja przybyła do Paryża delegacja pod
przewodnictwem polskiego ministra sprawa wojskowych gen. Tadeusza Kasprzyckiego.
12
Z informacji podanych przez gen. Musse wynika, że strona polska była tu co najmniej współwinna. Na
zapytanie lotniczego w sprawie możliwości zakupu materiału Boforsa, złożone 27 lutego przez francuskiego
attaché, Sztab Główny odpowiedział bowiem twierdząco i 8 marca podał warunki ewentualnej transakcji. R.
Dautry istotnie został ministrem uzbrojenia 20 września 1939 r.
Przed wyjazdem jej członkowie zostali zaopatrzeni w datowaną 2 maja instrukcję
Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, w której punkcie 3 (Co Francja może zrobić jeszcze
przed wybuchem wojny, aby dopomóc nam w dozbrojeniu?) zapisano krótko: b/ czołgi.
Istotnie, na wręczonej gospodarzom wizyty 16 maja liście nowych zamówień
sprzętowych na pierwszym miejscu widniało 300 czołgów R.35 – Hotchkiss w tym
[także?]ewentualnie jedna partia typu cięższego z kompletnym uzbrojeniem i amunicją13
.
Opracowana dzień później francuska notatka precyzowała: Głównie: 250 czołgów 12-
tonowych (Hotchkisss albo Renault) i 50 czołgów 18-20 ton (jeśli możliwe – Somua). Ilości
amunicji będą określone po wymianie poglądów między Sztabami Generalnymi.
27 maja Sekretariat Generalny Najwyższej Rady Obrony Narodowej przekazał
wzmiankowaną listę do Sztabu Generalnego armii francuskiej. Możliwości realizacji dostaw
żądanego przez stronę polską materiału i jego ceny stały się następnie przedmiotem
korespondencji z udziałem sztabów armii lądowej, marynarki wojennej i lotnictwa. Ten
pierwszy odpowiedział bezzwłocznie – notą 389 C.E.M.A. Guerre z 27 maja 1939 roku. W
dokumencie tym stwierdzano: Jest możliwa dostawa 50 czołgów R.35, następnie po 50
czołgów R.35 kwartalnie, aż do osiągnięcia ilości 300 żądanych czołgów. Dostawa czołgów
S.O.M.U.A. nie będzie możliwa przed rokiem 1942 bez naruszenia satysfakcjonujących
potrzeb imperialnej armii francuskiej.
Warszawa o tych decyzjach dowiedziała się najpewniej zawczasu, choć informacja nie
była całkiem dokładna. Już bowiem na dzień przed datą ekspedycji wzmiankowanej noty Szef
O. I SG płk. Wiatr z polecenia Pana Z-cy Szefa Sztabu Głównego [gen. Tadeusza
Malinowskiego] informował II wiceministra spraw wojskowych: Jak wynika z pisma naszego
Attaché w Paryżu. Sztab francuski zgadza się oddać bezzwłocznie ze swoich zapasów baon
czołgów (60 sztuk wraz z uzbrojeniem i amunicją), złożony z dwóch typów czołgów, to znaczy
Renault 35 i Hotchkiss, a dla celów szkolnych wyśle jaknajszybciej po jednej sekcji R.35 i
Hotchkiss. Projektowane jest również nabycie dalszych baonów czołgów (około 5), co
uzależnione jest od ostatecznego załatwienia sprawy dodatkowego kredytu. W tym wypadku w
grę wchodziłyby następujące typy czołgów: R-35, Hotchkiss, F.C.M. [czołg lekki FCM 36 –
dop. W.M.] i Somua. Jednocześnie autor pisma przedstawiał swoje postulaty względem
planowanego zakupu: Co do typu pożądanem byłoby aby cały baon składał się z czołgów
13
Opracowana 12 maja 1939 r. polska „Notatka służbowa w sprawie zwiększenia kredytu francuskiego”
ujmowała rzecz podobnie, wśród sprzętu przeznaczonego do zakupu w transzy towarowej wymieniając: czołgi
(około 300 sztuk) R-35 lub Hotchkiss z kompletnym uzbrojeniem i pełną dotacją amunicji: (licząc około 70 fr. fr.
za 1 kg. czołga) ok. 50.000.000 zł.
Hotchkiss, gdyby to jednak maiło opóźnić dostawę można by się zgodzić na skład mieszany –
w połowie r-35, w połowie Hotchkiss.
Na przeszkodzie natychmiastowej realizacji zapowiedzi stanęły jak się wydaje
trwające wciąż wewnętrzne konsultacje rozlicznych francuskich instytucji cywilnych i
wojskowych, dotyczące m. in strony finansowej zamierzonej dostawy. Dopiero więc
wieczorem 15 czerwca do Warszawy nadeszła pilna depesza płk. Fydy: Generał Gamelin
potwierdził ustnie gotowość oddania baonu czołgów R-35 z kilku Hotchkissami. Meldunek
prześlę kurierem. Tegoż dnia występujący w zastępstwie II wiceministra spraw wojskowych
gen. Mieczysław Maciejowski polecił paryskiemu attaché zakupić z reszty kredytu mat. franc.
w kwocie 50 mil. fr.fr. jeden baon czołgów Hotchkiss względnie R.35 w ilości 60 sztuk, z
dostawą natychmiastową, w miarę możności jednego typu, z pełnym wyposażeniem w broń,
amunicję, radio i części wymienne, a w razie potrzeby również z taborem kompanijnym i
baonowym. Jeżeli w skład zakupionego baonu wejdą czołgi jednego typu, należy ich zakupić
57 sztuk, a pozostałe 3 czołgi należy zakupić drugiego typu dla celów szkolnych. […]
Z powyższego baonu czołgów należy jak najszybciej przesłać do kraju po plutonie (3
sztuki) czołgów R-35 i Hotchkiss tak dla rozpoczęcia szkolenia obsługi, jak i wypróbowania
sprzętu w naszych warunkach terenowych14
.
Dla przygotowania umowy wyjechała do Paryża Komisja w składzie:
płk. Wyrwiński Eugeniusz
płk. O’Brien de Lacy Patryk
ppłk. Liro Władysław
kpt. Jesionek Jan
kpt. Dębski Kazimierz.
Teraz wreszcie sprawa nabrała tempa – na tyle, że już 3 lipca płk Fyda mógł napisać w
liście skierowanym do Szefa O. I SG baon czołgów R.35 kupiony, sztuk 50 + 3 Hotsckisy
[Hotchkiss H-39 – dop. W.M.] z działkami i amunicją za sumę 54.853.032,90 fr., anonsując
jednocześnie, że dokładnie za tydzień świeżo nabyte czołgi opuszczą port w Dunkierce na
polskim statku „Lewant”15
.
14
Informacja ta wskazuje wyraźnie, że wiosną 1939 roku w Polsce nie było ani jednego egzemplarza czołgu R-
35 lub Hotchkiss. Zgłoszony 1 września 1938 r. zamiar ich zakupu nie doszedł więc do skutku. Nie są też
prawdziwe podawane niekiedy informacje o nabyciu przez Polskę trzech czołgów Renault w roku 1938.
15 Innych zamierzonych zakupów, w tym zakupu ok. 150 sam. pancernych dla wymiany przestarzałych typów,
znajdujących się na wyposażeniu broni pancernej komisji płk. Wyrwińskiego zrealizować (ani nawet podjąć) nie
udało się ze względów formalnych – tj. braku odpowiednich kredytów. Sumy kredytu z Rambouillet zostały
bowiem niemal do cna wyczerpane przez zakup wspomnianych 53 czołgów R-35 i H-39 oraz nabytego
Tym samym zrealizowany została pierwszy etap przeprowadzanych nad Sekwaną
pancernych zakupów, ale bynajmniej nie ich całość. Strona polska od trzech z górą miesięcy
deklarowała wolę uzyskania od Francji 300 czołgów – i wciąż nie zamierzała od tego
postulatu odstąpić. W sytuacji gdy Paryż, choć nie bez oporu, zdawał się zmieniać zdanie co
do realności samych dostaw, głównym problemem stawało sfinansowanie ewentualnej
transakcji.
Te kwestie wojskowi pozostawiali jednak głównie cywilnym negocjatorom, sami
koncentrując się na próbach określenia możliwości zakupu na rynku francuskim oraz
wybrania odpowiednich typów sprzętu i materiału. Podpisana 10 czerwca przez gen.
Malinowskiego „Notatka do odprawy komisji, jadących do Londynu i Paryża w sprawie
wykorzystania kredytów materiałowych” na pytanie czego szukamy w kredycie materiałowym
odpowiadała jasno: we Francji to 300 czołgów, nakazując czołgi szybkie á la 7 T.P. […] brać
jako gotowe baony, kompanie z ogonami […] z wozami specjalnymi, jak ciągniki, cysterny
warsztatowe. Tydzień później II wiceminister spraw wojskowych gen. Aleksander
Litwinowicz poinformował gen. Tadeusza Kossakowskiego o wyznaczeniu go na stanowisko
przewodniczącego komisji, kierowanej do Paryża dla uzyskania orientacji w możliwościach
sprzętowych zakupów. W swym piśmie wyjaśniał: Ponieważ wspomniany plan obejmuje
szeroki zakres potrzeb i nie mieści się w sumie kredytu, komisja przy ustalaniu zakupów
powinna kierować się następującą kolejnością:
I. Czołgi i ciągniki, wyposażenie czołgów w broń, amunicje i sprzęt łączności,
przy czym należy brać pod uwagę możność uzyskania licencji na poszczególny
sprzęt. Zakup czołgów należy traktować jako zakup całych baonów, a wiec
oprócz czołgów należy uwzględnić wozy warsztatowe, cysterny, wyciągarki itp.
Z przewidzianej ogółem do wykorzystania na przeprowadzane we Francji nabytki sumy około
156.000.000 zł na czołgi i ciągniki przypaść miała bez mała połowa, bo 76.000.000 zł16
.
Ustną obietnicę przyznania Polsce oczekiwanych przez nią 430 mln franków
ambasador RP w Paryżu Juliusz Łukasiewicz uzyskał od francuskiego ministra finansów
Paula Reynaud 7 lipca. Dotyczyła ona jednak przekazania sprzętu z zapasów materiałowych
armii francuskiej, których równowartości w gotówce zwracać wojsku nie zamierzano. To zaś
rzecz jasna spowodować musiało opór kręgów wojskowych wobec zamierzonej operacji, co
bardzo utrudniało jakiekolwiek postępy rozmów prowadzonych z przysłaną z Polski komisją.
równocześnie wyposażenia (w tym samochodów), części i amunicji. Dalsze szczegóły: K. Rudy, Polski czołg
A.D. 1939…, s. 20. 16
Z tego zakupy czołgów pochłonąć miały 70 mln zł, ciągników - 6 mln zł.
W Warszawie z kolei przez kilka tygodni nie zdawano sobie sprawę z istoty sytuacji –
uczyniona obietnice biorąc za dobrą monetę. Stąd też 15 lipca gen. Maciejowski, nie po raz
pierwszy działając w zastępstwie II wiceministra spraw wojskowych, w związku z
przyznaniem nam kredytu materiałowego ponownie określił kolejność poszczególnych
pozycji na liście przeznaczonego do zakupu sprzętu. Kolejny raz na jej szczycie znalazły się
czołgi, przy czym gen. Maciejowski zaznaczył, że postulatem Sztabu Głównego jest wziąć
300 czołgów w proponowanych przez Francuzów partiach (typ Renault, Hotchkiss oraz jeden
baon Somua) w postaci całkowicie zorganizowanych baonów. Podkreślić należy, iż
dokumenty francuskie wyraźnie przeczą by polskiemu odbiorcy proponowano wspomniany w
cytowanym piśmie jeden baon Somua. Przeciwnie – datowane 5 lipca 1939 roku zestawienie
„Uzbrojenie potrzebne Polsce” w pozycji czołgi Somua nadal zawierało jednoznacznie
brzmiącą restrykcję: nie przed 1942.
Potwierdza to inne, obszerniejsze zestawienie, zawierające „Listę materiału, który
powinien być przekazany Polsce w ramach nowego kredytu 430.000.000 frs.frs.”. Jako
„materiał pierwszej pilności” umieszczono tam 50 czołgów lekkich wyposażonych i
uzbrojonych, 3 kompanijne zestawy naprawcze, 5 terenowych wozów łączności Laffly, 5
ciągników naprawczych „Somua” M.C.L., 12 ciągników zaopatrzenia, 32 półciężarówki
(preferowane modelu Renault), ciężarówki 5-tonowe (preferowane modelu Renault), 51
motocykli z koszem, 5000 pocisków przeciwpancernych 37 mm modèle 1935, części
zamienne do sprzętu motorowego. Uzupełniająca lista z adnotacją „przekazać najszybciej jak
to możliwe” obejmowała m. in. kolejne 50 czołgów i 3 kompanijne zestawy naprawcze, 145
wozów łączności i do holowania dział przeciwpancernych (preferowane „Laffly”), 6
ciągników Somua, 24 ciągniki zaopatrzenia, 64 półciężarówki Renault, 85 5-tonowych
ciężarówek Renault, 102 motocykle z koszami, 5000 sztuk 37 mm pocisków
przeciwpancernych…
Te z kolei informacje potwierdza korespondencja płk Fydy, który w pierwszej
dekadzie sierpnia informował Kochanego Józka (tj. płk. Wiatra), że finalizacja nowego
układu finansowego jest już kwestią dni, zaś dostarczenie jednego baonu czołgów zaraz
wysoce prawdopodobne, zależąc jedynie od decyzji gen. Gamelin. Kilka dni później
odpowiednia decyzja wciąż pozostawała w zawieszeniu, a francuski Szefa Sztabu
Generalnego, proszony 11 sierpnia przez gen. Kossakowskiego o jej podjęcie miał odrzec, że
ma z tym duże trudności, gdyż Rumunia żąda również natychmiastowej dostawy czołgów,
sprawę kwitując ostatecznie mało konkretną obietnicą, że zrobi wszystko co możliwe. Na
zawierającym relację z tej rozmowy piśmie płk. Fydy, które do Warszawy dotarło 17 sierpnia,
ktoś, uzyskawszy najwyraźniej nowe, uzupełniające jego treść informacje, dopisał odręcznie:
czy R35 czy H[otchkiss] zależy; w terminie – 150 sztuk; 50 szt. w pierwszych dniach września
z fabryki17
.
Udzielona niechętnie obietnica gen. Gamelin ostatecznie okazała się więc jednak
wstępem do zaakceptowania zgłaszanych przez Polaków postulatów. Ale zgłoszone przezeń
uprzednio zastrzeżenie nie było jedynie mało wyrafinowanym unikiem, wynikającym li-tylko
z niechęci do podjęcia wiążących zobowiązań. Rumuńska karta istotnie znajdowała się od
pewnego czasu w rozgrywanej w Paryżu pancernej grze.
Tu przyjdzie nam się cofnąć nieco w czasie. Rumuni zabiegi o uzyskanie francuskich
czołgów podjęli nieco później niż armia polska, bo z początkiem 1938 r., swoje potrzeby
określając na 200 egzemplarzy kompletnych wozów bojowych typu Renault R-35 oraz
negocjując także nabycie licencji. Latem 1939 roku francuska zgoda na dostawę zdawała się
przesądzona – w pierwszych dniach sierpnia premier Calinesco przekazał na ręce
francuskiego chargé d’affaires w Bukareszcie swoje osobiste podziękowania dla Rządu
Francuskiego a szczególnie p. Daladiera za przychylne potraktowanie jego prośby w tej
sprawie. Wiadomo, że 22 sierpnia dostawa pierwszych 10 czołgów była już zrealizowana, zaś
terminy dostarczenia pozostałej części materiału precyzowano w depeszy wysłanej tegoż dnia
do attaché wojskowego w Bukareszcie jak następuje: 40 czołgów w końcu września, po 25
czołgów w styczniu i maju oraz po 50 sztuk we wrześniu roku 1940 i styczniu 1941 r. W tejże
korespondencji określono też maksimum możliwości w zakresie dostaw amunicji,
wyznaczając je na poziomie 3 batalionowych jednostek ognia w przypadku pocisków
przeciwpancernych, 6 jednostek pocisków rozpryskowych oraz po 50 ślepych naboi na czołg.
W tym przypadku transporty nadejść miały do Rumunii we wrześniu 1939, maju 1940,
wrześniu 1940 i styczniu 194118
. Co szczególnie ważne dla naszych rozważań: w
przygotowanej 29 sierpnia notatce dla Sekretarza Generalnego Rady Najwyższej Obrony
Narodowej gen. Louis-Marie Jameta stwierdzono, że 40 przeznaczonych dla Rumunii
czołgów można byłoby dostarczyć niezwłocznie, gdyby była zgoda na wysłanie naszym
aliantom czołgów aktualnie znajdujących się w dyspozycji po zejściu z taśmy produkcyjnej i
przyznanie priorytetu Rumunii kosztem Polski [podkr. – W.M.]. Tak więc w Paryżu
najwyraźniej istotnie jeszcze w ostatnich dniach sierpnia rozważano, któremu z ulokowanych
17
18 sierpnia podpisany został, po uprzednim parafowaniu 12 sierpnia, polsko-francuski układ kredytowy. 18
Batalionowa jednostka ognia: 5 pocisków przeciwpancernych i 5800 pocisków rozpryskowych.
na wschodzie sprzymierzeńców przyznać pierwszeństwo w wysyłce pancernego sprzętu – i
nie było bynajmniej pewności, że ostateczny wybór padnie na rząd z Warszawy19
.
A jednak – tak właśnie się stało. Tyle, że… było już zbyt późno. Wysłane do Polski
we wrześniu 50 czołgów R-35 nigdy nie dotarło nie tylko na jej terytorium, ale nawet do
rumuńskiej Konstancy, gdzie wysłany drogą morską transport miał zostać rozładowany by
dalszą podróż odbyć już lądem. Rejs ku rumuńskim brzegom jednak został, a maszyny trafiły
najprawdopodobniej do stacjonującego w Tunezji 68 BCC (Batallion de Chars de Combat).
Zaatakowana Polska na formalnie kupione 50 bojowych wozów czekała więc
daremnie. Nie mogąc się doczekać, próbowała o nie kołatać do innych sojuszniczych drzwi.
Wysłany do Londynu by reprezentować tam interesy Rzeczypospolitej gen. Mieczysław-
Norwid-Neugebauer w rozmowie odbytej 15 września z szefem tamtejszego Sztabu
Imperialnego gen. Edmundem Ironside, przekonywał, że wobec zniszczenia polskiego
przemysłu wojennego konieczna jest brytyjska pomoc w materiale wojennym, a konkretnie
skompletowane jednostki(czołgi). Rozmówca, nie tak dawno obiecujący Polakom możliwie
najdalej idące wsparcie, tym razem nie pozostawił jednak żadnej nadziei, replikując: Anglia w
zakresie materiału wojennego: czołgów, artylerii przeciwczołgowej i przeciwlotniczej,
myśliwców oraz gotowych mundurów – nic przesłać do Polski w obecnej chwili nie może.
Najwcześniejszy termin na pierwsze transporty z Anglii za 5 - 6 miesięcy.
Tegoż dnia w Londynie rozgrywał się też prolog innego dramatu, z którego
dojrzewania strona polska nie zdawała sobie na razie sprawy – choć niebawem dotknąć ją
miał chyba nawet boleśniej niż spodziewana przecież od jakiegoś czasu odmowa dalszych
brytyjskich dostaw. Na razie jednak rzecz rozgrywała się w zaciszu gabinetów: francuski
attaché wojskowy gen. Albert Lelong przesłał do Paryża obszerną relację z odbytej dzień
wcześniej rozmowy ze swoim rumuńskim kolegą, przedstawiając między innymi reakcję tego
ostatniego na zapytanie jaki los spotkał by oddziały polskie w przypadku gdy musiały się one
schronić na terytorium Rumunii20
. Odpowiedź była jednoznaczna, a przy tym brutalnie
szczera: Oddziały te musiały by zostać internowane i rozbrojone. W związku z tym faktem
pewna ilość materiału [wojennego] znalazłaby się w dyspozycji Rumunii. Wojskowy
19
Choć tekst poświęcony jest zasadniczo czołgom, Wspomnieć jednak wypadnie, że w sporządzonej w
Warszawie 23 sierpnia „Notatce w sprawie zakupu sprzętu za granicą” poddano analizie planowany zakup
francuskich samochodów pancernych Panhard 178 AMD-35 z uzbrojeniem i amunicją 25mm i 7,5mm, w cenie
38 500 zł za egzemplarz pojazdu tego typu (kompletne podwozie bez wieży). Odpowiednią informację
zawdzięcza autor uprzejmości dr Krzysztofa M. Gaja. 20
W raporcie nie wymieniono nazwiska rozmówcy gen. Lelonga – jednakże funkcję attaché wojskowego i
morskiego Królestwa Rumunii w Londynie pełnił w tym czasie kmdr. Gheorghe St. Dumitrescu.
przedstawiciel Francji nie chciał jednak pozostawiać żadnych niedopowiedzeń, stąd
zdecydował się wyjaśnić dodatkowo: W tym przypadku Rumuni chcieliby bardzo móc użyć
dla własnego przezbrojenia zdatne do wykorzystania elementy polskie.
Dwa dni później rozważana teoretycznie sytuacja stała się faktem. Wśród materiału,
który dostał się przy tej okazji w ręce rumuńskie, znalazły się też czołgi R-35 oraz pozostały,
otrzymany niedawno z Francji sprzęt polskiego 21 batalionu czołgów lekkich. Po dwóch bez
mała latach starań o zakup i dwóch niespełna miesiącach pobytu nad Wisłą 34 polskie
Renaulty raz jeszcze przekroczyły granicę. Czekał na nie nowy właściciel – i nowe zadania21
.
21
Nie jest natomiast pewne czy do Rumunii dotarła we wrześniu obiecywana partia R-35 z Francji. W datowanej
15 października 1939 r. francuskiej notatce „Oczekiwania rumuńskie”, zawierającej obszerne zestawienie
sprzętu, który Rumuni chcieli nabyć nad Sekwaną, w pozycji „kontrakty specjalne” wymieniono 160 czołgów R
35 bez karabinów maszynowych oraz 170.104 szt. kompletnych strzałów do dział 37 mm Md. Puteaux – chodziło
jednak raczej o nowe postulaty niż pozostałość realizowanej już dostawy. Według publikacji francuskich do
momentu upadku Francji w czerwcu 1940 r. Rumunia otrzymała z tego źródła 41 egzemplarzy czołgów typu R-
35.
Wojciech Mazur