mikrokosmos odbijający epokę. Józef Czechowicz - Biblioteka ...

100
Sztuka to najwyższy wyraz samouświadomienia ludzkości U Dzieło sztuki - mikrokosmos odbijający epokę. Józef Czechowicz Cena 10 /I NH INOLKSU 352071 PL [SSN 020B4220 9 7 7 0 1 Iti 6 2 2 BO ł literatura i sztuka kwartalnik Nowa poezja ukraińska • Jerzy Święcił o współczesnej biografistyce • Opowiadania J> Nowosada, E* Kopsik i H. Lenta # Piosenki Jana Kondraku * W. Michalski 0 liryce ks. Jana Twardowskiego • Tomek Kawiak -artysta niespokojny • Historia według N. I>aviesa 1 P + Jasienicy • Leszek Mądzik o mistrzach światła

Transcript of mikrokosmos odbijający epokę. Józef Czechowicz - Biblioteka ...

Sztuka to najwyższy wyraz samouświadomienia ludzkości U Dzieło sztuki - mikrokosmos odbijający epokę.

Józef Czechowicz

Cena 10 /I NH INOLKSU 352071

PL [SSN 020B4220 9 7 7 0 1 Iti 6 2 2 BO ł

literatura i sztuka • kwartalnik

Nowa poezja ukraińska • Jerzy Święcił o współczesnej biografistyce • Opowiadania J> Nowosada, E* Kopsik i H. Lenta # Piosenki Jana Kondraku * W. Michalski

0 liryce ks. Jana Twardowskiego • Tomek Kawiak -artysta niespokojny • Historia według N. I>aviesa 1 P+ Jasienicy • Leszek Mądzik o mistrzach światła

akcent

rok XXIX nr 4 (114) 2008

l i t e r a t u r a i s z t u k a

kwartalnik

Żespół redakcyjny MÓWKA ADAMi. ZYKCAKBO Htf A01

JANINA HU,WEK ŁUKASZ JANICKI

LECHOSŁAW IAMENSKI WALDEMAR MICHAISK! (sekretarz redakcji)

ANNA RUMAN FM fi JA kyczkowska

TA &BUSZ SZKOLtU JAROS}AIV WACH

BOGUSŁAW. WRÓBLEWSKI fjrtinkinr ANETA WYSOCKA

Liminic MACAi*aa*n MahmtU

Sinjn prau-Hjji Afuiafii&n-rtti

h, i!H\ijlri-:pi lechiucnu Ja/iwa Svi-tcti

Sinic w.tpótprat ują: lingusiaw Biela {l''rancjałr Matek Dnitielkiewicz. Ewa Dunaj,

JÓząf F^rt, i.tidwtk (iaMfitLski, Mii hut (ilowitiski. Andiuj liawarski, tóagdaktui Jankowska, AUłut Koe/ktAcsyk; hiron faudoi (Węgry}. Mafik Kuzibii (Kamidu). Jerzy Kufnik. Eiiza Łcxzczynska-Pivniakr

Jacek Łukasiewicz, Łukasz Mart-ińczak. Anna Mazurek. Wojciech Mfynanki. Dominik Opphkł, ffodnw Osząfca, Atykulu Rmbwzui

{ UILE JHIIJ), hfaigonata SsłodwtŁa, Jeny Święch Bohdan Zadbro

CzasóptamO patronackie Biłjlintekl Narodowej wydawane na. zlecenie Minhtra Kullury i Diin)fi(tvn Narodowego

Numer 2008 i!ft;alLZ0*ńri0 pray eh>]tiol-> riumi u-n-L-j \Vajc^i>[libic](u (liru-tika Kullury

ul iroJliów Województwu Lu brl sk lepa

..Akccnl" krirz-yMa w 2008 roku ic wspaicU K&rtcćłariJ Scnalu Km>poH|Hililtj PolKkloj

(projeki Polskie rodowody polskie ^itiki zapylania)

P.tMLiTi-M wcdinl.nyjTi 1tAIH:CJHLI" JT- sL lindi-U Luhliii SA.

PI. ISSN 020^6220

NR INDtKSi: 352071

C Copyright 2CHXf by ^AkaaT

S p i s t r e ś c i

Jerzy Swięcfc „ęgdem się kiepsko j miałem c zęste hóie„, n f 7 Przemek Witkowski; wiersze f 30 Jarosław Nowosad: opowiadania ! 24 Ewa Świąc: wiersze i Robert Mieltiordch Mity literackie] HÓwocustwM / 35 Piotr Linek: wierne f 47 Ryszard Lent: U Raiiarin (Timcerz) f 5 L Zofia NowackarWil&ek: wU*ts& i 5H lieala Przymuszała: Pusta pustka? O zanieczysztrztmrj polskiej

pamięci ą f 61 Henryk Kozak; wiersze f W Kwa Kopsik: Siórto i 73 WaJdemar Michalski; „Piszę wiersze, aby ludziom dmwły nadzieję". O po-

etyckim fenomenie księdza Jan a ! 1H Wiersze poerów ukraińskich: Iwan Andru^k, Kalrina ChaddaJ, Bohdan

Oleh I lorobczuk. OŁena Huscjnowa. Jurij Izdryk, Marianna Kijanowska, Andrij Łubka, Dmytm Łazuifcjn, Mariana Sawka, Manja Szuri. Uksana Zabgżko/8S

PRZEKROJE

Prozaicy, prozaicy.., Małgorzata Potem; Klucz rwz*ry w morze l Joanna Clark „Czemu. Cieniu odjeżdżasz. Trzy opowiadania*); Emilia Rynkowska:Swchen (Józef Hen „Pingpon^isla"!; Krzysztofa Trzaskowska; Ptekło współczesne [Tomasz Piąlek „Pałac Ostrowskich"]; Dariusz Nowacki: Tytko pokrętna historia |Kazimierz Prakonietki: „HLturie WfteŁoznaczoe"]; Jaro^-hfc Wach: Miej-sce, praca los... i dokumenty [„My, e migranci. Wspomnienia w!ipółcwsnyt:h Pc]akow ?, życiu na obczyźnie"] / 114

Nit lylko amiiitK/Mk1

Malgorjaca Szlachtilka: Twn nie było spmwiedtiwych wfnki narodów iwia-j „PiLtrzyłarii nausta^ Dziennika warszawskiego gelta'łJ: Łukasz Janicki:

Zabawy jmtftmne czy pożyteczłte? [Anna Marin szewska ..Radosne gry. O grachtobawacta lfecractich,ł]; Magdalena Jankowska: la plecami \Bog-dan Tdsza „Pisane na stronie"]; Karolina Przesinycka: jesteśmy rozbitkamiIFcIitjaBromberg, Anna FrajŁith, WtadysliWZa|%c „Pa Martu - Wiedeń, Rzym. Nowy Jork"]; Jan Lewandowski; Przeszłość zanurzona w tenafriejszDŚci |Paweł Jasienica: „Pamięlnik"}; Zbigniew Zaporowski; Oblicza wojny [Nonmn Davics: tlhuropa walczy 1W&-1944 Nie takie pro-ste zwycięstwo^ /132

S

PLASTYKA Lechosław Lameński: Tbmek Kawiak - r&ibiarL, performer* malarz.

rysownik, showman? f 151 Hlżbiela Rlotnicka-Mazur: Jubileusz „na f rw" /161

BARDOWIE Jan Kondrak; t 166

BEZ TYTUŁU

Leszek Mądzik- światła i 174

NOTY Andrzej Gaworski: /// f*terania Poetycki? w So iwjwa /176 Eliza Leszczyńska-Pieniak; Mistrzowie ihistracji na ip&ocĘpńskich

plenerach i 17« Wadów Wołyński: .M&jttad Wifią " p<i ąęzplętafptył IH4 Konstatnty Fr^czcb Lubelskie korzeni Janiny Porsz^ńskieji 186

Noty o amorach / ISEJ

J E R Z Y Ś W f Ę C H

n ' . c z u ł e m s i ę k i e p s k o

i m i a ł e m c z ę s t e b ó l e — "

O bio^rafis-tyce tizfciaf marginesach biografa Josepha Conrad:!

Jakiego rod wij LI zainteresowali* otaczają dziś osobę pisarki? Czego mamy się spodziewać po biografii? Czy w centrum. uwagi ma alp /naleJSć autor jako osoba prywatna, czy prłcde wszystkim j a t a twórca, czy teżjt£ den i dnigi nara/. ale wtedy jak lc dwa oblicza ze sobą pogtid/iC? Zycie Josepha Conrada Korzeniowskiego pióra Zdzisława Najdera. kolejna i jak dot^l osiami li biografia aut ora Tajfunu1, sianowi d o z n a ł ą okazj¥ do p o stawiertk takich (i innych k pytań, QdsyJa do niezwykle obfitych żródel i do-kumentów, czego z pęwoością nikt na skalę wcześniej nie zrobił, dzię-ki czemu nwmy okazję przekonać się, tle w lym. co dotitd napisano o życiu pi sarza a napisano w w fe - jcsi zaniedbań, błędów i upiwczeń p jak bar-dzo legenda przydania prawdę o jcztowieku żywym'. czyJi o tornadzie takim, jaktm był naprawdę, Jest to pieiwszy, widoczny od początku i nie-wątpliwy. cel lej biografii, Możemy ^ nazwaó rewindykacyjnym, gdy/ L-bwizi o przywrócenie prawdy o życiu wielkiego pisarza lam. ydzie gioai się półprawdy, o pokajjjiiu ga takim, jakim byf. czy może liczej, jaktm stawał się oczach innych, a lakże jak sam o sobie pisa! (a juk wiadomo ptarad n;idcr chętnie wypowiadaj się na wiosny temat i to w różnych oko-licznościach). Sąó jefio u-izerunek vu par Mmeme mieni się odcieniami stosownie do oczek iwan, takich lub innych „zamówieiT, słowem wiele w nim niekunsekwencji, u czasem i Hpr/eczności.

Biograf, który cel swoich przedsięwzięć upatruje w mówieniu prawdy i tylko prawdy, must wszakże otfpou iedzieć .sobie na podstawowe pytanie; czy mianowicie dotarcie do niej jesi możliwe w pelnt, a może tytko w ja-kimfslofmlu, skoro /ród hi. na jakich się opiera, dostarczają informacji nie-pełnych i - l'o tu mówić - LVęs(o tendencyjnych? Wszak każde żnkHo histo-ryczne niesie lakże informację o samym sobie, celach, jakim miało stuzyć, o kulturo wy d l uwarunkowaniach wszelkich przekazów historycznych i id. Nie ma nagich Taktów, zawsze si| już jakoś „opakowane" a do rąk biografa zdjf/enia z życia pisarza docierają w formie przepracowane i przez jego poprzedników, a więc noszą na sobie rflad czyichi iiifcruji. ofrcyiS ingeren-cji. Najder jesi na tyle świadomy nieoczywistości tego, co nazywa się fak-tem, że postępując śladami Conrada wie, iż nie porusza się bynajmniej |>o terenie dziewiczym. Owszem, miejscami jcat tó teren juz w cafe dobrze ULIC^ tany, o czym biograf te> musi sta(e pamiętać, jeśli niech cc ulec kolejnemu złudzeniu, że to ty [kojem u fakty powierzają swój sekret, <k*|d zakryty przed wzrokiem innych.

Riograt, pisała Virgima Woolf z okazji wydania jednego z dziel klasyka te^o gatunku, Lyttona StFHteya,murinar wyprzedać,jaktfniikti wyprze dtajego kanarek, fcby sprawdzić czystość powietrze wykryć fałsz. -akia

r""r,td" tW"*1*"*" 1 U CitiiMni. Lublin 3fflft(«j4ui, [WłŁjnL E,!]i |rh I h-nihkj pj zwmiu i™. łr+ Li sn^

iMUiie i obecność przeżytych jut konwencji Jego z/nysł pwwły mu.fj" być ostry i wyczulony . l^rogą do lego jcsl zestawianie Opimi O pisarzu pocho-dzących z rftżnycb źródeł, co nic prowadzi do odkrycia prawdy ostatecznej, lecz pokazuje możliwofci i ograniczenia, wśród których pracuje biograf. Ostaiecznie lo czytelnik musi sobie wyrobić opinią. kum; z nich są bardziej, a które umiej prawdopodobne. Autor Życia wie przecież dobrze, że dokłada tylko własną cegiełkę do lej ogromnej budowli, któryj fiuKlainenty zacięło wznosić już za życia pisarza, potem ją z uporem i systematycznie rozbudo-wywano, ale w laki sposób, iż cała architektura nie odpowiada żadnemu siyltłwi. sprawia wrażenie budowli eklektycznej, prlncj przybudówek i ozdobników, Zadarue biografa polega ^ znacznyn] stopniu na sprawdza-niu fundamentów t^go gmachu, wykryciu jego bezstylowości. Tuż pod me-taforą Vir,Eirii Woolfo górnik" kryje się inna: dobry biograf musi posiadać dyspozycje detektywa. wykazać (ę samą zręczność w odezyiywaniu poszlak, ukrytych intencji, aluzji i niedomówień. A przecież od nich aż rują się listy Conrada., najobszerniejszy blok matęnaiów, jakim dysponuje biograf, fró-dloŁ którego informacyjnego znaczenia nie podobna przecenić, ale które wymaga leż krytycznej lektury. Dotyczy to także innych dokumentów, jaki-mi sąnp. relacje osób znających pisarz, w pierwszej kolej no&i Lyeh. z któ-rymi pozostawaj w najbardziej zażyłym,codziennym kontakcie, u więc żona i syn (jak wiadomo, oboje zostawili książki o nim), dalej przyjaciele, zwłasz-cza ci. wohce kttSy ch mógł sobie pozwolić na większą szezerotó, wreszcie ludzie przygodnie poznani, ale których iwiadeciwo wnosi często jaki*; cie-kawy rys do port rei u pisarza, w (dzianego w przelocie, nieuprzedzonym wzrokiem. Wszyscy oni tworzą ĆÓ& w rodzaju „wspólnoty interpretacyj-nej", ttostarczająccj wiedzy o pisarz u, ule jest to wiedza przepuszczona przez tlltr cudzych spojrzeń.

Nie mogąc pisać o v,szystkiim co znajduje w dokumentach, biograf musi pisai? o tym, co dla swojej koncepcji uważa za usijważ niej s/e. najbaniziej godne uwagi - a więc naprawdę o czym\' Chodzi o jeden t największych dylematów, przed jakim staje biografów i adomy Zadania, jakiego się podjął, pamiętając bowiem o tym, że - jak to kiedyś rzekła Maria Dąbrowska -Jiażdy szczegół dotyczący Conrada jest ważny**1, wie równie dobrze, że wiedziony w ta^ną intuicją. wszak omylną, musi przecież jedne ..szczegóły" uznaf za ważniejsze od pozostałych, czyli skazać le drugie na chwilowy niebyt Wszak może się okazać że któregoś dnia wydobędzie je z cieni i niepamięci jakiś kolejny biograf i każe im przemówić pełnym głosem, Ni-jidy dotfc- powtarzania truizmu, że każda biografia, nawet tak rygorystycz-nie taktująca swoje zadanie, jak la, autorstwa Zdzisiawy Najdera, jest tylko próbą RU k L 111 ••• Lru k L J i życia pisarza wedle pewnych założeń, choćby były one jak najgłębiej ukryte, chód by - jak właśnie tutaj - na pierwszy plan wysu-wały H-idokumenty, a Z nimi „człowiek żywy". Te, z jakich korzysta bio-graf. są przecież niczym innym, jak tylko fragmentami większej całości„ n ich pozycja w ramach (ej całości nie jest nigdy do korięa ustalona. Prze-ciwnk, mogą tworzyć wciąż inne, zmienne konfiguracje, aktualne, czyli ważne dzisiaj. julro mogą zriislać zepchnięte na margines, Sluwum. doku-menty są fragmentami w ciągłym ruchu, czekającymi wciąż na uwoją kniej, na ślepy Imf, klóry - wreszcie! - odda Inl Sprawiedliwo^. Dntgi więc ce| tej biografii, wcale niegrzeczny/pierwszym. to cc] rekonstrukcyjny, mniej widoczny od tamtego, ale dla wyglądu biografii kreującej wizerunek pila-rza - decydujący.

1 V. Wttii fńftryb wilia. l-H-mi* Wtfwnli I TWTKKiwłł, Aratn*. pmloifty A. Ambi" i E. Oylrlmk. \W> I J-"

' M N^IPTD£ U K R A ^ M L M PIW, LW4 L I •' ' F J .M ,/.uf rxyum> » JWMIKAO K I - LAURKI -WlrtifJIW, 7jiłl'iV.j|:-n I Hinr,k/Vłir. J NjjJłrŁjifpT ł-ll-friirJiflułr-liWJM-CJłUflfWinHi il l friiif Jwiiyt rirtau t. nujl-rjJitj I- iK [l tljl pfjmtj, uh Z fiŁjfri.^.KiCiiir^lnr- l'nV, Wniwp I9H

' m

3 20 129

Dla biografa istotne jest to, co się niejako nadbudowuje nad faktami, dla-icgo. by osiągnąć satysfakcjonujący nezultai na tym polur jmleży ów „budu-lec11 potraktować z największą uwagą i oMrożnowią. biografia jest hipotezą calowi, której na imię „życie pisarza", układaniem mozaiki z wybranych kamie rti, które do siebie nie w petni przyslają. Najder jest świadomy ws«| -kich zabiegów nekoristmkeyjnych, każde posunięcie w polu możliwości, jakie stwarza interpretacja laktów. które mogą wykładać się wielorako, bywa lyłko domysłem, gią o lepsze rozumienie lego, czego definitywnie zrozu-mieć się nie da. Zyelt Josephu Conrada Kort£xie*\iktexo jest pasjonują-cym teatrem takiej gry. Biografowi nie woino dm* zysodrfć ideatizacjom i brać mitów ia wie mc sprawozdanie. Musi jedtutk zrozumieć mechanizm psychoiagtony, fo&y skłaniał ConmÓa dó aufobiag pąfinnych fan ut^Jt bvio io podciąganie pr-ę.szfości do poziomu twanzmąj z wysiłkiem wi^Ji iensu własnego życia (l 280^231). I jegendoiwóreze wypowiedzi Conrada są Za-wsze przedmiotem uważnej anatizy. jukby ogniwem łączącym życie pisa-rza z jego twórczością nic były fakty. Iccz ich syntboliezne (Kibicie w wy-obraźni pisarza, klóry mając przed sobą taki cel, tworzy władny, ducłtowy wizemnek. Przecież dzieło - ęo sam Conmd akcentował - jesi tworem wy-obraźni pi łam i toleruje tylko te fakty, nad którymi potrafi on suwerennie zapanować, wtrąca za.< w niehyt wszystko, co, choć ważne w życiu, pozo-staje ohojęine dla jego dzieła. Praw dii wy biograf obawia się najbardziej nie lego. że utonie w Takiac-b, kióryeh jest zawsze za dużo, lecz że wizerunek autora, juki buduje, może się okazać konstrukcją tymczasową, wystawioną na niebezpieczeństwo interpelacji niezgodnej i. tą, jaką prpponiije.

Biograf, obcujący tc swoiiu pisarzem prze/ długie lata - a Zdzisław Naj-(łer jesl tego najlcpszyn> jłrzykładem, niezmordowajiie grtłrnadzący wciąż JIOWE dokumenty, z których każdy może rzuctf inne światło na sprawy po-zornie dobrze znane, krylycznic patrzący na dokonunia swoich poprzedni-ków - stopniowo zżywa się z bohaterem whsnej opowieści. Uczy się jakby jego oczami patrzeć na £wiat, rozumieć go w pól słowa jak nikt inny przed nim, dopowiadać własnym głosem (o, czego pisarz powiedzieć nie zdążył, nie potrafił lub zwyczajnie nie chciał. Otóż tylko laki biograf albo dąży do pełnej empatii Z autoran, albo wyra!>I:L w sobie jednocześnie enotę kryiycy-zmu. nie daje się /wieść wszystkiemu, co powiedział o sobie aułor ani eo IHłWiedzielŁ o nim inni, nie pozwala sobie na moment nieuwagi, na t>ccnyh klóre nic byłyby ugninlowane w samych Iakiach. Między biografami Con-rada trwa przecież od łat rywalizacja o lepszy, pełniejszy i bardziej wiary-godny wizerunek pisarza. Każda koEejna pnńba wynłSla z polrzeby skon-struowania wi/yrunku, który odpowiada akiualnemu stanowi wiedzy 0 pisarzu, wydaje się bardziej wiarygodny pod w/ględcm psychologicznym, lepi ej pczemawią jąey do w yolłr^ni c zytelni ka. J ak iego obrazu Con rada dziś oczekujemy? Odpowiedź najprosisza brzmiałaby: prawdziwego, uwolnio-nego wreszcie od legendy, jaka go otacza, takiego, którego życie nic stano wiłoby preteksiu do ideologicznych czy wppez partyjnych sporów (niemało jest i takich przypadków), Iluż pełnych dobrej woli wędrowców podążało „śladami Conradami jakże mizerny, bo z NędnaJ perspektywy podjętv. bywał wynik tych eksploracji] A przecież - i jest to kolejna nauka wyniesiona z pratS£to&i - niepodobna do korica lekceważyć poirzeb, jakie kierują czy-telnikiem, który d/isiaj sięga po biografię autora Smugi rirnia, poszukując * niej odpowiedzi na pytania, które jc^cze niedawno wydawałyby się uic-islolne czy może [latbyl stronnicze.

Na metoitę Najdera i wnioski, jakie z niej wypływają dla oceny slnnu 1 potrzeb dzisiejszej biograf]styki, najlepiej zatem spojrzeć biorąc pod uwa-gę owe „szczegóły", zalecane przez Dąbrowską. Olo pod datą 24 kwietnia

mku znajduje się wiadomość o zaokrętowaniu się Conrada na angiel-ski parowiec ,.Mavis"\ który, jak pisze autor, t>1był do^ć tajemniczy rejs do

Konstantynopola. Jest to informacja wi/oa jużdlatego. że było to pierwsze zetknięcie się Conrada z t>rv tyjski| flotą handlową, w której potem miał słu-żyć, w racŁ7.)wifiltnici krńttj niż podawał. Ale fakl, żcchud/io prrtwd/iwy, hiograi leżnie poświadczony. początek wielkiej przygody pisarza. która mia-ła odcisnąć tak silne piętno na jego twórczości. tłumaczy pieiyzm, jbLkim biograf podchodzi do lej informacji, zbiera szczegóły o rejsie „Mavi&a", sięgając do źródeł francuskich i angielskich itd. Oczywiście wic nu ten tc-i• I-IE więcej, niż w jym przypadku było dlań ważnej Oto przyszły wielki pisarz posła w i] właśnie |>o raz pierwszy siopę na statku angielskim, a nic żadnym innym (czemu ie na francuskim?)* i z faktu tegn wynikły ogrom-nej wagi konsekwencje. Nie chodzi więc, jak by] /wyk! sadzić czytelnik, o zaspokojenie prywatnych zainteresować biografa, spoufalowanego nieja-ko z przedmiotem obserwacji. (.1 to, ze k<izde nowe znalezisko rdaje się go cieszyć wprowadzać w stan euforii, że pochłonięty ią |>asjq gubi gdzieś po drodze hierarchie ważności, Ho nie wszystko jest tu jednakowo ważne, cho-dzi o potrzebny dla rozjaśniania biografii pisarka fakt. który rzuca światło najego decyzje, odsłania dekrety twórczości, badanie Imdne, gdyż niepo-dobna arbitralnie orzec, które fakty z codziennego życia mają odniesienie do lego. t o dla pisarza najważniejsze. Czy wątek Jessie Conrad nxŁ/y się niezależnie od biografii twórczej jej czy jej ktopoiy z kolanem mają jakiekolwiek odniesienie do tego, co w tym czasie Conrad pisał, nad czym aktualnie pracować, z czym jako pisarz nic mógł sobie poradzić? Podobnie z synem Borysem, któiy sprawiał iml niemoto kłopotów. Czy pod wyzna-niem w jednym z Listów:,,czuję się kiepsko i miałem często bóle" (II -147), pyta biograf, nie kryje się przy pakiem jakaś jeszcze inna, dodatkowa in-formacja. nie bez znaczeni J dla uważnego obserwatora procesu twórczego} Skoro w tej sprawienie ma pewności, zdaje się mówić biograf, może lepiej rejestrować fakty, które w sumie {nic pojedynczo) nic są oderwane od lla twórczości, tworząc konfigurację zdarzeń, która może się okazać przydatna dl a celów, jakie sobie stawia badacz,

Każda biografia, nic wyłączając biografii pisarzy, jest opowie.<eią o czy-imi życiu,, ale w przypadku tej drugiej czytelnik nic powinien ani na mo-mcnl zapominać, że obcuje z kimć. dla kogo pijanie książek stało się naj-więkj^ą życiową przygody Wszak to dla lego celu Conrad byl girtów znosić niewygody i niedostatki malcrialncj egzystencji, by tylko wykroić sobie minimum potrzebne do pracy, podporządkować życie swoich najbliższych temu zadaniu, organizować swój czaspiy watny lak, by kontakty i spotkania towarzyskie (nic brakło przecież ich i Lulaj J nie były piyes/kndą dla iwrfSff-czo&i. Dlatego tak ważne są zarówno ciągle utarczki z wydawcami (niekie-dy bezwstydnie kupieckich jak zwierzenia., którymi hojnie obdarowywał swoich korespondentów, na temat ..mąk tworzenia!^ zarówno ^Ift^y kryty-ki, będące odpowiedzią na ukazanie się kolejnego dzieła pisarza, jak spo-tkania z kolegami po piórze, zarówno projekty pisarskie, nic zawsze zreali-zowane, jak zabiegi o uznanie w oczach publiczności, która w04* miała kłopoty z dziwnym cudzoziemcem, pisarzem coraz lepiej znanym, lecz. jak wyznał ktoS. kto się z nim zetknął, klóry j i i e potrafił wypowiedzieć dwu słów po angielsku nie zdradzając* iż nie j u t to jego język ojczysty"4. Sło-wem, najważniejsze jest ioF co kręci się wokół twórczości Conrada. Na tym tle jego życie codzienne, od czasu £dy postanowił zostać pisarzem, wyglą-da bladli i przeciwnie, nie "1p& W uiin właściwie niemego, co stanowiłoby bezpośredni impuls do twórczości. Bodziec ten. owszem, krytyka znajdo-wała w tej fazie życiu, która poprzedzi la pracę pisarską. Później byl to czło-wiek tonący w długach 1 pfOŚbaCh o kolejne pożyczki, nadlo chorowity, łatwo wpadający w depresję, z Lrudcm radzący sobie w sprawach nwtz.in-

utwcil: [irntAlI^

10

nycb. mający na głowie chorą żonę, o której nawet życzliwe jej osoby nie niogły powiedzieć że stanowiła siostrzaną duszę" pisarza, i dorastających *ynów. Tak wygląda, obrysowany grubą linią, portret Conrada na eo dzień wtedy, gdy całkowicie pochłaniała go praca nad dziełem. By! wielkim i dtv prawdy niezwykłym człowiekiem, mówi Najder na ku/dej stronie swojej książki, wielkim nie tylko w Chwilach sukcesów, ale w zwykłych kłopotach dnia, którym tak możnie sLiwi;i| ezola. i to one pokazują, jaki hv! koszt sukcesów i z jakim 1 radem mu one przychodziły.

Metoda biograficzna skupiona na życiu osobistym arLystv dostarcza czy-telnikom Żądnym sensacji - a takich nigdy nic brak - okazji do snucia do-mysłów na lemat sfery intymnej. W biografii Conrada nie zabrakło i lego, co stereotypowo określa się mianem Morałów sercowych. Wiemy o nich, ale niewiele, bo i sam pisarz olaczał tę sferę wyjątkową dyskrecją: niby-romans, czysto listowy, z niewiele siars/ą „ciomnią" Marguerite Ptira-dowską, leż pisarką, cłlfflUowe zauraczenie młodziutką Francuzką Eimilią EJriquel. niejasny flirt (?) z amerykańską dziennikarką Jane Anderson, o kió^ rej ^zgl^Ey miał poiujć iy w ul iłować /.. własnym synem, O tym biograf rzetelnie informuje. ale hez ostentacji, jakazwykle iowarzyszy dociekanłom tego lypu, bez gromadzenia plotek. .Są Eo jednak pwlucie drabiego planut bo pierwszy w biografii twórczej zajmujt| ci. których związek z pracą pisti-rza. z doskonaleniem wy^/taiu jesl bardziej od tamtych 1 tezywisiy, niekie-dy wręcz jawny i bezpośredni. Chodzi więc o jego kontakty z ludźmi, kt<S-rzy wpływali często na decyzje i uyhory Conrada i i uikiini - czemuż i o tym nie mówić?- którzy go malenalnie wspomagali. Korespondencja Conrada z Kiwaniem Gameitcm czy Cunmngham Grahamem to żrńillo pierwszo-rzędnej wartości nie tylko dla biografa pisarza, cenny materiał do poznania psychologii twórczości, ale lakże dokumeni dta historyka badaj^ejio prrK Memy życia liicrackiego w Anglii w cpttce gwałtownych pr/emian knlturo-wycłi 1 sp(>tccznycll. sianów i ąey tło icj lwórczo&i, Na liście lej Znajdują się pisana; w^ród nich niefortunny „w spółpracownik" Conrada Ford Mado* Ford, John Galsworthy. .Stephen Crane czy Norman Douglas W tle, lecz jakże znaczącym, majaczą postacie innych: El^niy Jamesa. H, G. Wellsa. Bertranda Ku.^ela, z którymi Conrad miewał jpondyczno kontakty, dosia-teczne jednak dla nabrania pewności, że jest pisarzem zasługującyin m uw;^ę wśród obcych, choć piszącym w ich j ęzyk i No i wreszcie wydawcy. f. którymi łączyły go interesy, ale bywało też. Że i wymiana myśli na tematy literackie fcenne zwlasze/a są tu listy do Williama BIaekwooda). Korespon-dencja z. wyrozumiałym agentem Jamesem Pinkcrem (blisko dwa |vsiące listów^ ilustruje bodaj najkpicj kłopoty finansom cr z jakimi Conrad nic-ustannie się borykał, a przy okazji wykreśla amplitudę zmiennych nastro-jów ] otwesji towarzyszących pracy nad kolejnymi dzidami. Cale lo perso-nalne dossier jest niezwykłe ważne dla zrekonstruowania sylweiki pisarza.

Każda biografia Conrada koncentrowała *ię - 7. różnym skutkiem - na tym, co w niej najbardziej tajemnicze i zagadkowe, co mimo rozlicznych świadectw, pozwalających, jak się wydaje, rozstrzygnąć kwestie sporne, wciąż prowokuje do snucia domysłów i stawiania mniej lub bardziej ryzy-kownych hipotez. Nie brakuje ich także w tej biografii, tak so1idnieoprac£v wanej Źródłowo, Jccz tak to już jest z dokumentami, że czytane po latach /dają hię odsłaniać nowe ircfti. sugerować Cof. czego wcześniej nie hranu pod uwagę. Biograf takiej formacji intelektualnej jak Zdzisław Najder nie lekceważy żadnej sugestii, żadnego domysłu, jeśli tylko jest uparty na ra-cjonalnych przesłankach, stawia też własne hipotezy, Jakie islolne powody, których nigdy do końca nie poznamy, wpłynęły na decyzję porzucenia przez Conrada służby na morzu 1 poświęcania się pracy pisarskiej? Dlaczego z dwóch języków obcych, Ihincuskicgo i angielskiego, wybrał drugi, któ-rym wedfe zgodnych jftriadbctw posługiwał się gorzej, przykuwająi,- uwagę

słuchaczy dziwnym, t}beym akcent cm (zacz^sif go uczyć przekroczywszy dwudziesty rok życia, co nic jest odpowiednim wiekiem dla tego rodzaju pftfb)"? 1 pytanie jeszcze dziwniejsze; jak to się rnoglo stać, ŻC mówiący żle po angielsku zosta] obwołany ,.a master oi" Lnglish prose'".' Jak pisarz uzna-ny za klasyka literatury anpielskiej mógł swój smak kształtować w oparciu o wzory czerpoDG 7 literatury francuskiej (jakby pilarza miała obowiązy-wać wierność jedynie wobec tradycji tylko jednego języka) i czy r/jcczy wi-ście. wed te opinii Ciametta. twórczość ta sianowi pomost między powieścią h.kontynemalną" a „wyspiarską"?1 Jaką wreszcic rolę W przyholowaniu Conrada do zawodu pisarskiego odegrała literatura, wśród której się wy-chował, czyli polska, i czy patriotyczna edukaeja wyniesiona z dziel wiel-kich romantyków iNJtówała się jakimi echem w twórczości?

Cala conradologia żywi się podobnymi pytaniami. Pierwszą kwestią sporną jcsL opuszczenie kraju prze?, siedemnastoletniego młodzieńca i de-cyzja wstąpienia do marynarki, dwa fakty, które piszącym dostarczały oka-zji do snucia rozmaitych faniu/ji, a któro Najder rozpatruje trzeźwo, bez mitologicznej otoczki Jaka zwykłe im towarzyszy. Dlatego zbiega, ucieki-niera, dezertera, emigranta, wygnańca - jak wiadomo, żaden z tych epite-tów nic został oszczędzony Conradowi - wyjazd z kraju, whrcw leinu, co się zwykle sądzi, byl decyzją trzeźwo wykalkulowaną. W syluacji, w jakie) znalazł się przyszły pisarz, dziecko syberyjskich zesłańców, carski podda-ny, bc t. moż I i wose i powrotu do ojc zy zny, by ta to decy ?ja optyma 1 na. /aft co do pomysłu z marynarką, by to to nie tylko spełnienie dziecinnych jeszcze marzeń (czasem się spełniają.,,}, niejedna Ł dróg. jaką w tym czasie, popo-wstaniowym, wybierało wielu Polaków, sięgają za granicą po rtiżne zawo-dy i często osiągając w nich niemałe sukcesy, Tak było i K Conradem, który o lym elapie swojego życia, jak^c ważnego dla biografii pisarskiej, wypo-wiadał się często i choinie, z reguły zresztą „koluryzując" fakty, co nUE bio-graf sumiennie wytyka. Czyni tak nie z pretensji do bohaiera, lecz by do-wieś , żc Conrad umiejętnie tworzył swój własny wizerunek oparty na doświadczeniach służby na morzu, eo. jak zresztą cały kompleks spraw zwijanych z morzeni, nabiera w utworach symbolicznego znaczenia. Mowa 0 modulowaniu przeszłości, która miała się stać budulcem literackim dta dzieł. Czymże zatem była decyzja zostania pisarzem? Fakty takie zwykle gubią się w mgle niedomówień i Lworzonej ad hoc mitologii. któiej nie brak leż u Conrada.

Najder w tej kwestii przyjmuje punkt widzenia nie należący do odosob-nionych wliródConradqIogćjw; pisarstwo, które miało Cojimdowi przynieś światowy sukces, stanowiło dłań „czynność kompensacyjną", było ..popra-wianiem. udoskonalaniem* a przynajmniej - uzupełnianiem własnego przed-1 poTaJheraekiego życia" {l 293), a dla człowieka lubiącego wyzwania - formą przetrwania i gwarancją sukcesu w obcym środowisku. Nasze dzisiejsze wy-jaśnienia i hipotez dotyczą lylko toU, jaką w jego życia spełniało pisani^ ćrfdd impulsów i zdolności twórczych uumy (1204). 2 równym praw-dopodobieństwem można też snuć domysły na temat wyboru języka. We-dług Najdera ó w język życia i pracy hył zurazem wielką przygodą olśnie-nie m> pnćdtnioum miłości tym sibiitjsz*}. U zrodzonej w wieku dojrzałym {[ 206). Opór, jaki stawiaia materie angielszczyzny, stanowił potężny bo-dziec do pracy, podczas gdy francuski, który pod tym względem nie sprawiał kłopotów, dla pisarza lubiącego wyzwania byl po prostu 'a łatwy (sam Con-rad przedstawia! sprawę w podobny sposób}. Wprowadzenie na scenę perso-nalnego narralora w osobie Marlowa (po raz pierwszy w Młodości) .stamiwi Z kolei asumpt do ciekawych hipotez na tematy nie tyle literackie, QQ psy-chologiczne. Dlaczego, pyta Najder pisarz, stanął wobec p<Hrzcby znalezie-

' fi, Ojnwn- LtofWf m ttii'nfim jinPlrJht .y f» .) C«M3d W wyt i" ikAiHul Z SIFJCR FTU'. WFCIW** IŁT+.II W-.W3.

12

ni a ..określonej postawy czy punktu widzenia" f| 390), i odpowiada; Przy-czyna zdaje leżeć głębiej. w zairucie poczucia własnej osobowości, ist-niały powody trudności w określeniu, kim właściwie jest i być, a co w tym idńe - w znalezieniu punkiu widzenia, któryby mu pozwolił na uporząd-kawonie, ujmowanie w jakiś ład kjęhowiska za}Himiętanych przeżyć i lektur (...} Słone*, widziuł swoją odmienność i obcość, a równocześnie pragnął kfijtin $v[K>czuciaprzyviałeżf\ośt:i{^}Marław, wzorowygentleman, były ofi-cer marynarki handlowej, stanowił idealne wcielenie tego. czym chciałby być Conrad, gdyby stał się bez reszty Anglikiem (1 391).

dolski rodowód Conrada stanowi, jak wiadomo, ulubiony temat docie-kań. W jaki sposób i czy w ogóle wpłynął na Twórczość pisarza, na jego twórczy światopogląd, odcisnął piętno na pojmowaniuroJi artysty, jego z ^ bowiązań społecznych i moralnych, w czym niektórzy dopatrują się śladriw edukacji wyniesionej z domu. tradycji rodzinnej, i czy język polski odbtl się w jakimś stopniu na angielszczyzn i e pisarza? Oto kanoniczne Wręcz pyta-nia i sprawy, jakie t>d lat zajmują conradologów wszelkiej maści, zaintere-sowanych polskością czy rjlowiahskopią" Conrada. Najder i przy tej oka-zji z wyraźną niechęcią odnosi się do poszukiwań jakiego* trwałeao jądra osobowości Conrada, me chce niczego pewnego orzekać na lemat charakte-ru pisarza.. Owszem^ woli rac Kej, relacjonując jego poglądy na wiele istot-nych zagadnień, postrzegać je bardziej pod kątem okol icznofci. jakie skła-niały pisarza do takich zwierzeń, niż jako wyraz trwałych i niezmiennych przeświadczeń. Czyżby ich nie miał? Miał, ale za każdym razem przyjmują one trochę inną postać, daleką od koherencji, są wystawione na pokusy sprawdzenia ich słuszności wżyciu. Impuls moralny kształtuje się w starci u / konkretnymi doświadczeniami. Mówieniu o filozofii ety światopoglądzie Conrada na podstawie wszystkiego, co napisał, towarzyszy bowiem ryzyko nadawania tym poglądom formy gotowej, raz na ?awszc ustalonej, gdy w istocie przyjmują one kszEałt sprzecznych, ścierających się ze sobą racji. Doceniając, bardziej od innyeh, wielki wpływ, jaki na ukształtowanie się dorosłych poglądów Conrada mial wuj Tadeusz Bobrowski, zastępujący mu ojca, oddany mu bez reszty przyjaciel i surowy preceptor, Najder dowodzi, ze kształtujący wpływ BpbrttorskUgo (...) polegał na tym. że pog lądy i skłon-ności wuju ścierały Mę ze skłonnościami \ doświadczeniami młodzieńca (I 285}, Wewnętrzne napięcia Josepha Conrada ..nasuwają skojarzenia z za-sadniczymi kontrastami między osobowością jego a wuja17 (tamże). Szaleń-stwo Abnajera przynosi zakryptimimowany S|jór autora z Bobrowskim.

['olski punkt widzenia Conrada w sprawach polityki to w pierwszym rzę-dzie kwestia jego stosunku do ftosji, ten zaś jest wyrażony zarówno w dzie-łach literackich, W oczach zachodu czy Tajnym agencie, jak w szkicu Auio-krarja i wojna (1905}, uznaoyni przez Najdera za Eiąiambitniejszą wypowiedz autora w sprawach polityki Despotyzm carski pozostawał dlań nieusuwal-nym wizerunkiem Rosji, z ktfrym jako Pohk nigdy nie potrafił się pogo-dzić. ale jako obywatel angielski rnusiat swe resenlyntemy, wyrosłe na trau-matycznych przeżyciach z dzieciństwa, łagodzić z uwagi na wyższą „rację stan u'L, mówjąc zaś bardziej otwarcie, ze wzylędu na stanowisko Anglii, trak-tującej iosy ojczyzny Conrada jako wewnętrzny interes Rosji. ..Woc&ch Zachodu'jest książką a rzeczywistych pnbłemach politycznych życia i Śmier-ci wielkiego państweb ffd którego losów zułeżał i los Polski - o czym Conrad daskunałe wiedział i fkmiętał (II I ńl). Na tej płaszczyźnie .jdwóeh ojczyzn" rozwiązują się, pi zy najmniej częściowo, sprzeezjiuft-i i niekonsekwencje, j.ikie dfłciekliwy bLograf tropi w myśleniu Conrada na lematy polityki i nie tylko. Były to napięcia między poczuciem lojalności wobec przybranej oj-czyzny, która przygarnęła wygntuWa i ostatecznie pr/yniosła mu sukces, a sil-nym imperatywem wierności wobec ojczyzny, UH którą by użyć słów Zbi-gniewa Herberta - był skazany i której sprawę uważał za przegraną. Nic

1 3

li

lepiej mc ilustruje dramatycznych napięć w biografii duchowej Conrada jak wydarzenia poprzedzające wybuch p i e r w e j wojny światowei, a pniem jej przebieg, obserwow ary z angielskiej perspektywy pr/nr. Polaka, którego syn dobrowolnie zaciągną] Się do armii brytyjskiej. Nic lepiej nie pokazuje splo-tu dramatycznych wyborów pasam, osoby publicznej, cieszącej się uzna-niem opinii, jak ówczesne kontakty Conrada z Polakami, których starania popierał, ale !ko w formie ostrożnych deklaracji, a bywało też, że wycofy-wał się ? wcześniejszych obielaic, Nic w pełni tez czyleiny by! stosunek Conrada do literatury rosyjskiej, szczególnie jawna niechęć (wrogość?) do IJostojewskicgo, stonowana w przypadku Toistoja, i równie jawna aprobata dla Ukich pisarzy jak Turgieniew, o ..zachodniej" orientacji. Wymowne jest leż milczenie w sprawach pi sar/y. o których w tym czasie powinien był przy-najmniej słyszeć, jak chociażby Bunin czy Gorki,

W iym przeglądzie sympatii i animozji widoczny jest także stosunek Con-ni da do współczesnych mu pisarzy polskich- Krytycy dostrzegali podobień-siwo zakoriczenia Zwycięstwa i D&tjówgrzechu Żeromskiego (11223), au-tora. którego nie bez pewnych oporów ceniL Conrad żywił do koricu uzasadnioną urazę do Orzeszkowej za jej Emigrację talentów t wymierzoną w takich jak on renegatów sprawy polskiej i dezerterów z pola bitwy o pol-skość. pomijał prawie zupełnie Sienkiewicza, najbardziej podówczas zna-nego pi^if^a polskiego na Zachodzie, potem już za czasńw Polski Odrodzonej. tłumaczył s/lukę... Brunona Winawera, Gust Conrada w lite-rackich uprawach polskich bywał więe kapryśny, co można tłumacty£ od-daleniem od kraju, ale leż raził na tle deklaracji wierności t uznania składa-nych literatura frant u > kiej. Mi a! się za adoratora t ucznia lakieh pi sapy. jak Flaubert (wyraźnie ucieszyło JJO. kiedy jeden z amerykańskich kore-spondentów nazwał go polskim Flaubertem, co skwitował często potem cytowanym zdaniem o .śmiertelnych zapasach11, jakie toczył ,,z niemym diabłem o każdą linijkę mej twórczości", Ił 148}, Anatol France czy Mau-passant (francuskie dziedzictwo Conrada doczekało się już osobnych mo-nogralu>rCenił pisarzy skupionych wokół ,,La Nouvc3lc Revuc Franęaise" (po Śmierci pismo poświęciło mu eaty numer), zwłaszcza Andić Gide'a, L którym korespondował. Sprawy należą do lepiej znanych, niemało leż uwagi poświęca mi i ta biografia, skoncentrowanah jak już mówiliśmy, na procesie twórczym. Autor np. szczegółowo (i polemicznie w stosunku do poprzedników] komentuje wstęp Conrada do Murzyna zzotogi ^Narcyza", klóry slus/nie uchodzi za najbardziej jednoznacznie sformułowany przez tego pisarza program literacki.

Ak jak głęboko, musimy zapytać przy takich okazjach, ma prawo za-puszczać się sonda biografa, którego kompetencje Najder wyraźnie i (o już na wstępie rozgranicza od uprawnień krytyka czy badacza twórczości? Je-den drogiego nie może wyręczać, biiłgraf mbl swoje, B lamet swoje. Uwa-żam - pisze Najder - źe wiedza o tyciu autora jen tylko rzadko istotna dla przeżywania i rozumienia jego utwonAn Podkrtfłam ten ogólny pogląd z na-ciskiem tym większym, it jak itf4i& właśnie dzieło Conrada wymaga dla praw idłowego odczytania stosunkowo wielu informacji o żyriu twórcy, sunkowo wiefu - ale mtwinił1 wykorzystywttiiych (I 13), Zadaniem litogra-fa, dowodzi dalej, nie jesl dochodzić intemji pisana, (ego, ^co chciał po-wiedzieć", gdyż odpowiedzi na takie pytania. .feśli w ogóle są możliwe, udziela tekst, ale wskazywać na ,.zasoby kulturowe", jakimi dysponował, tradycje z jakich czerpał, nawyki wyniesione z.e środowiska i w^ys-tko. co pomaga lepiej zrozumieć dzieilajakn ich kontekst, zaplecze kulturowe* Dla-tego. deklaruje Najder, biograf jesl „wspólcgzcgetą", kimś, kto stara się określić waronki w miarę poprawnego rozumienia dziel. Mało i duż" zaro-zem. Jedną z najbardziej ryzykownych spraw w tych poszukiwaniach jest psycliołogia twórczości, dociekanic motywów kieruj qcy eh autorem w mo-

14

meneie podejmowania decyzji wpływających na kształt i wymowę t.|wt>. rów. w przypadku Conrada, pisarza o tak skomplikowanej drodze docho-dzeni do literatury, kierującego się emocjami, nawiedzanego prze/ ataki depresji, pco^s iwórezy nabiera! w oczach krytyki znamion tajemniczości i zagacłkowosej. Niczego więc pewnego w lej sprawie powiedzieć się nie da i tak tez myśl, Najder, slarając się aMfaować trzefwy dystans do nazbyt wybujałych fantasy* na ten temat. WaG nie wdawać się w duszoznawe/e spekulacje, czy śmierć Tadeusza Bobrowskiego, „zastępczego ojca Conra da pr/yilaczajitccgogOHutoryteiem. nieugiętą wolą postawienia na swoim o d b y w a ł a Zastój twórczy, jaki podówczas j>o ogarnął, Najder sądzi że chodZJ kf o motywy bardziej przyziemne - zwyczajny brak środków do życia które w większym stopniu niż praca na morza mogło zapewnić pisanie ksią-żek dla angiel-skich czynników, Wszak o popularności Conrada jako pisa-rza decydowało w oczach publiczności (z krytykami na szczęście bywało macaj ) przyprsamejego książek do litemu,ry przygodowrMnarvnistycznej i egzotycznej (w tej drugiej miał licznych konkurentów na miejscu)

Wiadnon* ze służby na morzu, marynarska kariera Conrada, stanowiąea budulec jego dzieł, przedstawiła się od Strony faktów zgoła inaczej znacz-nie innLcj efektownie niż to wygląda w świetle utworów, ędzie cały ów epizod uległ gruntownej, d e bczącej się z realiami - transformacji MitpUk-na, w juotłoto, szlachetnego koleżeństwa - nkpozbawhtiy pódmw ale rteaiizująiojednostrtmnnjak zwykle min - mdgt stanowićjedynąprpcjw-wagf mzewnmania (I 28!), Byl odpowiedzią na zawód, jakiego doznawał człowiek, którego wyobrażenia o wieJkicj przygodzie nadającej sens życiu musiały mnąć pod naporem -przykrym i bolesnym ^ tego, czego naprawdę doświadczył na morzu, literatura była więc próbą watowania tego, na co nie było miejsca w zycui. w takich sprawach jedynie tryb przypuszczający m uzasadniony, a wszelki domysł musi mieć oparcie w filktaS, twierdzi Mograt. Jest to dyskretna kampania wymierzona w dwa nr/cc iwsiawne cele nowoczesnej biogranstyki. Wahają tif one miedzy dwoma punktami krań coH-ynn. pisał przed łaty Zygmunt ŁempidcL Z jednej strwM łuwi&cja z drugiej co można by nazwać ttywialąacjtf. I^rtret Conrada iaki wy-śnią stę z biografii, Najdem, nie jest ani heroiczny, ani trywialny w gu<cic

t :"Z H o y a opartym na racjonaJoyd) prTcsian^ powiedzieć, ż t t o kampania wymierzona w mity

jalcich mnóstwo nagromadziło .się w^kól życia Conrada^ miły, którym sam ziesztą czasam, próbował dawać LKlpór. Stanowią or* przecież niettsuwalną ezęsc biogral 11 każdego pisarza, nadają jej całościowy se t l5p „ [ t g o n i e d y : jame lakty.krtmikarskouszeregowane w mrehaniczny porządek Prostując taiszywc wyobrażania na własny temat. Conrad mitnlogizował swoje życie hy aulobtogmfiezne fantazje podporządkować wymowie dziel Nie jest ważne dla hiografa - choć i lo ma swoją wagę - ile nowych, nieznanych luh lekceważonych dotąd żródel udało ont się wyzyskać. Ważniejsza d]a r^kon-^rrakcji osobowości pisarza jesl psychologicznie eoś innego, mianowicie pokazanie, jak we wszystkim. o sobie mówił, przejawiało się działanie pcw nej przesłony, me pozwalającej na bezpośrednie zbliżenie sie do przed-mioiu własnej o sobie opowie&i. lak każdy konkretny fakt pod działaniem SStó™ i nELb 'erdl znaczenia, otwierając się przez to

Dzieła liierackie jako Źródło wiedzy o pisarzu są bowiem dokuntentem osobliwym. Pewne fakty, dające się Iłtwo umiejscowić w biografii bohate-ra. przeniesione do dzieła ulegają transfoimacjom zgodnie z intencjami au-<ora, z jegn wizji, artystyczną. Nie sposób wię^ a la lettre akceptować bez zastrzezert zarówjio faktów, jak poglądów' głoszonych prz^z postacie czy

» Inpintn

15

i

narratora, gdyż jeśli nawci przypominaj one poglądy sinego autora, (o pełnią niejako funkcję służebną wobec globalnego sensu dzielą. Kiedy Mur Iow wspomina młodość Lorda Jima: Juz kiedy był ot, takim, „zupełnie małym smykiem ". przygotowywał się dn spotkania wszelkich trudności ja-kie się mogą przydarzyć na lqdz.ie i na morzu1, to zdaje się, Że Conrad mówi tu jednocześnie o sobier ale już przeciwstawianie lądu i morza nabiera w konlekście całej twórczości symbolicznej wymowy i wszelki domysł bio-graficzny. nazbyt daleko posunięty, ograniczałby wyntówę d?-ieła\ Łącząc (...) mechanicznie te dwie dziedziny' łftenanuę i życie prywatne fahiaje się ich wzajemny stosunek (U 399). Wyznaniami w rodzaju: Niewyczerpana pomyslowfrfć w opowiadaniu ceiftych kłtmstw wymaga talentu, kiónjgo nie posiadam9, sam pisarz przyczynił się do autobiograficznej lekUiry swoich dziel. Można by że ponosi on w pewnym sen sic odpowiedzialność za drobiazgowe analizy, jakimi poddawano jego utwory z uwagi na odzwier-ciedlone w nich fragmenty przeżyć i doświadczeń z tego najbardziej burzli-wego i z zarazem literacko najbardziej płodnego okresu jego życia. A prw-ciez zacytowane In słowa mówią i nie mówią prawdy o Courad^ie-pisarzu. Wszak tego program literatki, o ile moinao takim mówić. akcentowa! jako główny czynnik pracy pisarskiej rolę wyobraźni. podkreślał wagę wizji ar-tystycznej. co w sn tnie drastycznie kłóciło się z postulatem prawdy życio-wej" Ostrzeżenia Najdera przed nadmierną biografizacją et^orów Conrada są zatem w pełni zasadne.

Wszystko, co określa się ogólnym (i nieprecyzyjnym) mianem dokumen-tów osobistych, a w przypadku Conrada (jak u wszystkich pisarzy} są to listy, wspomnienia, wywiady (ja t : nP ten. jakiego udrkJil Marianowi Dą-browskiemu], wymaca rewizji pod pewnym kolein, mianowicie z uwagi na chwyty retoryczne, które wciągają w obszar swojego działania także i to, co tylko pozornie wydaje się być przejrzyste wobec zniżenia, inne od „litera-tury". Takiej głęboko ugruntowanej w potocznej .świadomości tezie, od-dzielającej kategorycznie domenę literatury od nieliicratury, można by więc przeciwstawię zgoła itul% że i w przypadku dokumentu mamy do czynienia z literaturą, tyle że jest lo łiicrsitura jakby w innym stanie skupienia. Jesl rzeczą znaną, choć nigdzie tak wyraźnie postrzegany jak luiaj. żc korespon-dencja Conrada, wyjąwszy listy o jednoznacznie użytkowym charakterze, pełni miejscami rolę zastępczą wobec literatury, np. kiedy nu tor próbuje zarysować poglądy na liieraiutę. określić stanowisko w kluczowych spra-wach dotyczących filozofii. WelCitaSChlUUftg, lub kiedy daje komentarz do własny cli dziel. Czyni lak nie dlatego, ł>y lepiej rozjaśnić wymowę swoich utworów, dopisać do nich rodzaj komentarza, lecz dlatego, że jest wiedzio-ny potrzebą powiedzenia CZEGOŚ. CO W dziełach, wedle założonej kon-cepcji artysiyeznej.nic ma po prostu miejsca. Każdy wykład filozofii kłócił-by się z zasadą ujmowania poglądów z pewnej, subiektywnej perspektywy, jak to ma miejsce w przypadku wspomnianego już Martowa. Czy listy do Pondów skiej nie są przypadkiem „uzupełnieniem'1 hraku,jaki sam pi-sarz dosirzegał w swoich książkach, mianowicie stereotypowego traktowania romansów i kobiet, których sylwetki u lcg« ^JTłęskicgo" autora wypadają zazwyczaj blado? Czy nie jest lo jeden z tych wątków miłosnych, których Conrad nic chciał czy nie potrafił naprać? Dziennik upiornej wyprawy przez Kongo pomaga lepiej zrozumieć zarówno okoliczności, w jakich powstało Jądro ęicmrwścUy\k i wymowę utworu, ale treść tych zapisków jest taka, iż możemy na ich pcuJittawie wyobrazić sobie autorajedyniej:iko jednego z ko-lonizatorów, uczestnika misji, którą musiał Wykonać, IćCZ wobec której bun-tował się jako pi sar/.

1 |,Ohw4:WM ftnMjii fi jfalMbl Wł>, l«l, > V> ' ftac. o r. 11 ,•>. u m I IIJJ? L ł y t u ru mami w umcnc ł t C a n d i . I ! + • m l I 2TV, i ) npj*irkrmSfi,^.Xjte OpweJci r/ii/jwer MeW I H Cę i m MW. Wjr/lWł IW. '

Najlepiej może całą dwuznaczność .jdokumeniów osobistych'1 demon-struje A Persona} Hecord, pozornie wspomnienia, skorc> w zamyśle autora rciilL/ują tez inne cele. Jest to więc /irys nizinnej iradvcji i genealogii, które czytelnika angielskiego musiały kusić swoim egzoivzmem, ale i ptf-ha odsłonięcia własnych korzeni przez kogoś, kto czuł się do końca dćraci-n f r Ak & wspomnień jest też opisem okoliczności, w jakich doszło do na-pisania pierwszej powieści, w sytuacji kiedy nic pojawił się jeszcze personalny narrator, którego sugestie pomacały skonkretyzować szczegóły dotyczące pozycji społecznej, zawodu i wieku. Opowieść o dziadku Miko^ laju Bobrowskim, który w nieszczęsnym odwrocie annji Napoleona spod Moskwy poŻJirl psa, to przecież materiał na opow iadanie w sivlu gomtjo-wiczowskim, tu zaś wtrącone na prawach gawędziarskiej dygresji. A ma-mera listowa Conrada, pełna rewerencji wobec adresata, ujmująca przed-miot w sposób, który by go nie raził i zosiawiat sprawę olwaitą, czyż nie nasuwa skojarzeń z podanym ty pem narracji w uLworacli'? Żyeie Conrada zdaje się ,łękać wręcz od nadmiaru li terać kicli skojarzeń, potencjalnych fabuł, ale dopiero biograf laki jak Najder potrafi ten skad> wydobyć.

Jak widać, pożytki z czytania biografii wielkich twórców mogący £ wie-lostronne Życiorys kaciego pisarza, a Connid nic jest tu wyjątkiem, zawie-ra luki, nudo mówienia, miejsca pusie, których nic da się wypełnić Ł powo-du braku świadectw, dokumentów, jakie mogłyby uwiarygodnić domysły Byłoby ciekawe dowiedzieć się, co się działu podczas rejsu barki ..Otago" która wypłynęła 2\ listopada 1888 z Port i^uis z Conradem na pokładzie i dopłynęła z ładunkiem do ML-lboume 5 stycznia E9S9. choćby dlatego, że wydarzenia, jakie miały tam miejsce, sianowi|y kanwę $mugi cienia. Cie-kii^o^ć w takich przypadkach Joktói^i czvLeJnEk Jic przyznaje się z lej prostej przyczyny, ń niejesi jej w pełni świadomy, C hod/.i o ujmowanie życia w laki sposób, który nadaje mu pewną spójnoK • stwarza jak najmniej okazji do lęgu. hy czytelnik na własną i^kę musiał dokonywać rekonstrukcji wydarzeń, kiedy urywają się w pewnym niomen-W i nie dają szansy uchwycenia dalszego ciągu. Kozu mienie życia odbywa fiię w ramach narracji. Trajektoria biografii Conrada bywa postrzegana, i tak jest też tutaj, juko dzieje wygnańca, który we wczesnym dzieciństwie jmlo-doset doznał (numy niewoli, od której uciekł, wybierając służbę na metzu i życie w^ród ijbcych, by w końcur decydując się nu zawód pisarza, odnieść sukces okupiony trudnym życiem. Dzieje Conrada-wygjimica można opo-wutdiu: w lóżuy sposób, akcentując przeżyciu wyniesione z kraju które cie-niem kładły się na cale jego życie późniejszy:, podkulając znaczenie, jakie Ula (ej kondycji miały tata pracy na morzu, które uodporniały na wszelkie ciosy życia, uczyły trudnej sztuk] wierności „kilku prostym prawdom1' Można tez z dziejów lego osobliwego wygnańca wysnuć fabułę o znacze-niu uniwersalnym, widząc w niej jedną z ikon nowoczesności. Cala conm-dologu jcsl domeną takich dociekań. łJiografia Najdera stwa^a dla nich doskonałą okazję przez lo, że nie zmierza Jo rozstrzygnięć definitywnych, siwarza jedynie grunt pod interpretacje, pod warunkiem że nie posuniemy się w nich zbyt daleko.

Narracje conradowskie maj* zmienne tempo. Okres przcdllteracki, jak go nazywa autor, z biiłku świadectw Ogarnia pierwszych siedemnaście lat życia b o i m m w sposób typowy dla epickiej opowieści, c/yłi z dystansu i zfdu-Ayrn skrótem wydarzeń w rzeczywiste^ei mocno rozciągniętych w czasie. Oli chwili opusm zenia przezeń kraju tcm[Xł namteji ulega ciągłemu spo-wolnieniu. bowiem im więcej źródeł, im większ^t potrzeba przyjrzenia się szczegółom, skoncentrowanie się na epizodach, |yiTi wyra^jiiej J&dystanso-*any narrator zmicniji się w archiwistę i detektywa, nic ukrywając zaanga-żowania w opowiadaną pr/^z siebie historię, nie szczędząc komentarzy, ocen, podejrzeń. Słowem, zmienia jakby charakter cafego widowiska

3 20 129

Przybywa wciąż nowych aktorów, choć życie pisarza, wyjąwszy zaledwie kilka podróży, między innymi do P*liski i Sianów Zjednoczonych, toczy się leniwym, wręcz monotonnym rytmem, i dala od ceni rów życia kulturalne* gO, na prowincji, w otoczeniu tych samych przyjaciół i bliskich. To raczej, powiedzielibyśmy, materiał aa powieść o kameralnym wyglądzie, odbiega-jącą charakterem od biograficzne! opowieści czerpiącej materiał z przygód pi.Harza na iinn'zuczy na Malajach. Dlatego w oczach angielskiej publiczno-ści pisarz-marynista przypominał S(cvensona i taki stereotyp odbioru Con-rada ultwalal się przez długie lala.

Późniejsza biografia pisarza układa się z kolei w kształt swoistej powieści w listach, wymiany my SU i poglądów autora z osobami, o kiórych była już mowa, i właśnie temperatura tych rozmów zdaje się rekompensować brak wydarzeń z Życia codziennego. Fabuła przyciąga bowiem uwagę opisem wizyt, .składanych pp. Conradom w ich kolejny tli ustronnych siedzibach, co pozwala zobaczyć, jak obraz pisarza odbijał się w oc?4ich innych, Con-rad tel Ąlt'on ie wii budził zainteresowanie wyglądem i niedzisiejszymi manierami, /aws/e z dużym osadem obcości, liyl to nie tylko cudzozie-miec. kióry pod /wierzchnim wyglsjdcm gentlemana zachowywał znamię innego pochodzenia, ale i człowiek irochę z innej epoki, któremu Virginia Woolf, pełna skądinąd szacunku L uznania, zarzucała, że nie rozumie cza-dów. w jakich żyje. To na podstawie sylwetki Conrada znajomi i przyjade-Ie, jak też postronni obserwatorzy, snuli przypuszczenia, jak mógłby wyglą-dać polski szlachcie czy wręcz ajystokrata, dopuszczony do towarzystwa, kiórc hołdowało innym zwyczajom i obyczajom. Odcinał się od ila. będąc ozdobą lub dziwactwem świata, w jakim się znalazł, stosownie do nastrójn i chwilowego oświetlenie sceny. Nie ma vt lyełi obserwacjach zacbowad Conrada niczego, co przypominałoby codzicnną rutynę życia na angielskiej prowincji, Teren, po którym się poruszał. wzmacnia! tylko poczucie nie-pewności, groził ryzykiem przekroczenia granicy, poza którą dla człowiek a niepewnego wszystkiego, co go może spotkać, czaił się chaos lub nuda. W niektóry cli przypadkach Conrad zachowywał się jak dziecko nieświado-me niebezpieczeństw, jakie nań czyhają. Łamanie przyjętych tu konwencji intrygowało i jednocześnie umacniało mur między moczeniem a obcym. Niemal całe życie był i r£Uf tip yóbcym "fil 39&)r

Poświęcając więcej uwagi strategiom narracyjnym stosowanym w bio-grafii, dotykamy spraw podstawowych dla tego gatunku, zwłaszcza dzisiaj, kiedy prabłemy historiografii jawii] się jako w^żne nie od strony faktów, ale bardziej od strony ich interpretacji. Wartość przypisywana narracyjnemu prredaiirwiufi iu rzeczywistych zdarzeń wyniku z pragnieniu, by zda w nią te prezentował} spójność, integralność, pełni? i kompletnnifć ohrti&i iyeia, który maże być fy łka wyobrażeniowy*0. Czytając biografię Conrada odnosi-my nieraz wrażenie, że istnieje coś, co rozsadza jakby ud wew'ni|lrz porzą-dek tej narracji, każe traktować wydarzenia niezależnie od Zasady nadającej jm pozór owej pełni i kompletności oraz, przeciwnie, widzieć w mctl grę |>rzypadku. Wszak najważniejsze fakty zżycia Conrada: opuszczenie kraju, wstąpienie do marynarki, decyzja o zostaniu pisarzem, ożenek itd„ mogi} czasami sprawiać wrażenie szczęśliwego zbiegu okoliczności, wydarzert. którymh racjonalne wytłumaczenie bywa trudne łub wręcz nieinożli wt. Jest więc coś. co ową L I Ą G Ł O ^ przerywa, każe się d< JJ ILJ slae fabuł ukrytych, nie-przewidzianych, Obraz; pisarza jawi się raz jako wklęsły, raz znów wypu-kły. Dylemat dzisiejszego biografa zdaje się polegać włatfnic na tym. jak dalece jest oa świadomy zniekształceń, jakie w żywy Htm mień życia wpro-wadza naddany porządek narracyjny. prefeiuj:[cy schematy, które narzucają już. pewien sposób interprelacji faktów. Ale czy i ów ..strumień życia" nie

jest też tylko jedną z gotowych przesłanek, narzucających porządek postę-powarna w sytuacji, gdy inne zawodzą?

Biografistyka nie może bowiem uniknąć pytań, jakie dotycząlauamo&j jednostki, szczególnie pisarza, w przypadku którego problem ulega dalszej komplikacj I, W dobie póinej nowoczesności. przekonuje socjolog Ja" n ic jesl oparte na trwałym gruncie, jest, Ja' refleksyjnym, nieustannie kształtu wftnynt wedie zmLennych potrzeb ustosunkowania się jednostki do zbioro-wości, Dlatego poczucie własnej tożsamo fet jest tyleż solidne, to kruche. Jest kmrhe, ponieważ biografa, którą jednostka jest w stanie r^Uhyjme przywiać, jest tyłk> jedną z wiefi) możliwych do opowiedzenia histohi raz woju jej „ja "» . Jest w biografii Conrada doprawdy wlełc okazji by doszu-kiwać się w jego wizerunku rysów trwałych, określanych jako charakter osobowo^ temperament czyjes/ezejakoś inaczej. Zawsze jednak zakłada się, ze takie trwale jądro osobowości istnieje, niepodatne na zmiany, a każ-de nowe doświadczenie w z m a g a poczucie trwalej tożsamości osoby auto-ra. Ale istnieje też wic Fe powodów-, by w tym wizerunku dostrzec rysy (prze-konania. poglądy które nie osiągnęły poziomu trwałej krystalizuj i, będąc raczej mglistym projektem, wysławionym na razy przypadku, który mógi zachwiać budowlą charakteru. Móg! zniweczyć to. co dotąd z takim trudem ów charakter budowało. Sugestii takiej przeczy wizerunek Conrada, do ja-kiego jestcsniy najmocniej przywiązani^ człowieka oddanego na służhę wartościom traktowanym jako święte w każdym miejscu i w każdym cza-sie. Ale to przecież Conrad powiedział kiedyś słowni „Trzeba do końca włec za sobq kulę swej indywidualności1' (I 28fi>, czyi, coś, w czym upatrywał znamię swej osobowości czy charakteru i z czym nie mógł się pogodzić, jak ze wszystkim, co nic jest .sprawą wolnego wyboru, Zvcie nie zna nas. « my nkzrtamy życia - nie zmmy nawet własnych myśU (} 327), Nie znamy wkc Mehię. a tożsamość, z takim uporem budowana, wydaje się być w ciągłym konflikcie z potrzebą określenia się wobec zmiennych potnieb zyciar które mogif ją utwierdzić luh nią zachwiać. Biografia zawsze wprowadza w po-rządek wartości, bez tego niemożliwe stają się wszelkie rekonstrukcje życia, czyjegokolwiek życia. Znakomita książka Zdzisława Majcfcra świ«dczv o tym w sposób nie budźmy wątpliwości,

Jerry Świech

]J. UYhJii. łwMdfłjjfjiwu hirion. PdJ rtMtU, Ł [fcmMt ięi. M W|fcq4ftfeft LUmeniu*. traków

K s i ą ż k i n a d e s ł a n e

Wydawnictwo ZNAK, Kraków 20()E Jacek Woźniakowski: Zr wspomnieć fzc zfJciarza. Ss. 330 + wyklejka.

Andrzej Banaszek: Ciemne żródh,. Esej o cierpieniu w twAczoiei Zbigniewa Herberta, Si. 274 John M d l e l i OnttOK Zapiski ze ziego wfat Przekład Michał Kłobukowi Ss. 183+4 nlb.

19

PRZEMEK WITKOWSKI

Fabuła rustica Jtsl jtrHi itil?

Ryt'- rjjflif- (jtinimla Ziarnin sm&kujt jak Ortech. P&wiRtetiim ujift- fo w trzech .T^łimt-Jj.-

Tłł-H- jjprif .Yif bojf

lidward Priww fce

bo my Sny wtedy rzadko kiedy byli święci, etioći mieliśmy obcowanie i kościół nie powiem, ot prawie powszechny i żywot wietrzny i wspólne zabawki, Że każdy sięgał jak \\> szklankc wody, a prościej io już się chyba tylko pali fajki albo się skręca te meble z brtuszur ikei, {które każdy zbierał, by je kiedyś kupili na nową drogę szkoda, że jej nic ma? i chyba nic wróci?)

i nie da się ukryć wszyscyśmy robili te przykre badania, co się na wyniki czeka w ciężkich nerw uch i się pilnie modli w te dni wiosenne w korytarzach pustych, do wszystkich świętych lekarzy w kitlach i rybi się skrzętnie ów rachunek smutny, tych naszych ciepłych, brzydkich wspomnieli.

i tylko wolno przechodzili medycy i siostry, księzniczki laski, kaci w białych pludrach. gołąb nad jej głową, wąż pod jej stopami, któż doczeka wnuków? kogóż pochowamy? a potem płakałemr aż mi oczy pękły i zaraz wszystko skrzętnie zapomniałem.

a jaki by nie był J ni lej piosnki koniec, stofiec wzejdzie, lak jak zawsze wscln>dzi. przeciwko światu, wszystkim dobrym ludziom i zawsze na finiszu brama się na amen dla państwa zatrza^iie.

Bermuda triangle ostrokrzew i powój, głóg i zwykły wjutyez oplatają murek i cóż tam jeszcze słychać w peryferiach raju? druhnę aniołki w knotkach ze staju, za pomocą taczki, dawno zmarłym nicnieorti, zafundują rajze. zrobią przeprowadzkę i śmietników szpaler

za nimi dziewczynka wkłada właśnie majtki {policzki w ogniu, sukienka z Ołgtuulyny, bluzka z miękkiej tafty i wianki z motyli; i prosto schodami do góry biegnie ta historia właśnie i z każdym piętrem coraz więcej sensów, ho jak tu rozpoznać pomylone szlaki, jasne drogowskazy pośród tych rysunków, alfabetów obcych (chuj ci w dupę marek, chuj w dupę ;Ilą.sk. śląsk, na zawsze panył.

i nożna przecież zawsze zasięgnąć języka od tubylców dzikich albo gdzieś lam wewnątrz CJd mark.sa cnpelsa, dziadków tych mądrali albo ostatecznie, po poręczy zjechać swoją własną dupą, do tych piwnic ciemnych, ot królestw dziedzicznych złych hraci robałi.

Wycieczki krajoznawcę to są le słynne ulice Wincentego j>ola, marka grcchuty i leszka mozd żera. co jc reklamują we wszystkich broszurach i dają o nich anons w kolorowych folderach,

więc, co ty tu robisz mały gruzjnie, tęga żydrtwko i od kiedy znów- czekacie na Starą hiszpankę, co przyjdzie tu raz jeszcze. tak jak w siedemnastym, żeby fcdjąć z tych w sepii, wątłych dekoracji miłą Marysię, moją sweet prababkę.

3 ty co tu robisz pinglarzu pniaczku, cyganie w dwóch osobyeh i ty ruda półko (naprawdę niezwykła, nic jak część zamienna) i skąd te nowe nakrycia, cerowane biec,

krzyże przy drogach i na krzykach hełmy, rytuał, pacierz na opak i na opak wiersze, tikżc te wypowiadane od przodu i koniecznie szeptem, ze stosu prochńw uyciągnięte wreszcie.

i czemu kamień, burscy ci w ustach, muszla czy morze się zbliża? może ostrzysz język? na wszystkich kościach, OD je mus i w strawić, żeby zapamiętać, co hytf chciał zapomnieć?

i dokąd la ścieżka prowadzi i czemu prosto zawsze, przez zasieki z trawy, polużytakości? ameryka już. z.i to dawno, mój synu, odkiyta. syp proso,, lecz nie dla zmarłych, tylko dla gołębi.

Auschwitz tours jut wy dobrze wiecie komu

masz może już te wszysdde nacięcia, które chciałaś zebrać, ptanowane razy, i TC kilogramy, które malce oddasz, lak jak ona wcześniej swojej własnej dala. co to z kolei jc przecież wyniosła z pociągu, co sobie jechał dziarsko na Sobihór, Kielce i sympatyczny Niemiec byl lam za kierowcę {nie szkodzi, że z trupią czaszką na swojej czapeczce. nie szkodzi, nie szkodzi, nie zdarzy się lo więcej?)

i czy już teraz możesz prosto chodzić na za dużych sz.pilkiteh. paląc skrycie fuj ki, tnąc się po kąlaeh, biorąc wszystkie proszki, które pamiętam miałaś pochowane skrzętnie?

lecz tytuł otwiera wszystkie rzeczy małe, które już dawno chcieliśmy zapomnieć i dobrze pamiętam to był chyba wtorek i giób się zapadał od samego tchnienia, ja sypnąłem grudkę, tak na pożegnanie, że może zatka wszystkie le żyły, arterie i może wreszcie wszyscy twoi zmarli dadzą spokój, pójdą dalej sami?

z braku zapachów, pęcherzyków, śladów, z braku witamin rozwija ^ię la wialnie bakteria, lecz muszę E<Ć (czyżbym strzeli! galę?) cz,as już dawno na muieh więc mówię dobranoc moje drogie dzieci, dobranoc, wszystkie moje drogie, zapomniane dziewczęta.

Stabat mater dolorosa być jak te kobietki z telewizji i zawsze krzyczeć nigdy nie mieć racji rozdzierać koszulkę rozmazywać makijaż palić cienkie fajki

a polem spoikać lego jedynego i rodzić i dawać na imię Maciek albo może Patryk (nigdy pGufaigriy Mana albo Mitrta) ubierać w czapki beciki pledy

zielone mundury metalowe hełmy w rozoraną ziemię posiać oraz w drut kolczasty i dziwne stalowe groźne maszynerie co z chłopców mężczyzn

a z mężczyzn już gruby i wysyłać listy zagrzewać do bofu i zawijać w folię co rano kanapki i wbijać do głowy

gwo/dż koniecznie rdzawy i summa summarum zacznę od początku - więc reasumując jriojc drogie działki aby się ustrzec złego

najróżniejszych pokus będzie wam pomocne (drogie dziewczęta i niektórzy chłopcy) unikanie okazji i gorszących rozmów

publicznych widowisk dużo dobrych modłów owijanie w flagę i pęio kiełbasy leż dwa litry wódki garóć martwych orzechów trochę szmat spalonych

rozbiły sanujchód z namazanym sprejem budującym hasłem - tu jest wfasnie bntklin

Przemek WfrjtcwjJa

K s j ^ k i n a d e s ł a n e

Wydawcy rńJuii Jarosław Murek Rymkiewicz: Kłndmmen. Wydawnictwo Sid, Wa^zawa a o o ^ s s . m Dorota Masłowska: Między nami ciurze jem. Uiwór sceniczny, l.jtmp.i i kkm Hoża, Wrzawa 20<łK, ss. S&, EWel Spodcukiewtcz: Dzienwk wirtembetiki. Lato 2007, „Tvgie[ Kultury1

LÓdfaooe . t t im •'iwa Berenl: Rdza. Powieść. Stowarzyszenie Anystyezno-Kulturalne Jtortier Olszlyn 2008, ss.210. Henryk Grynberg: City dalszy Świai Książki. Warszawa 2008, ss. m+-2 nlh.

3 20 129

* . t

JAROSŁAW N O W O S A D

Moja babciu Sally* Habeia Sally zawsze kroiła pomidory na denku odwróconej szklanki. Gdy

moja mama beształa za ID babcię, fa odpowiadała: Przecież szklanka jest czyściej sza od deseczki! ftfeft tym jest od niej

wyższa, a mnie, jak wiesz, nic wolno sj¥ schylać... - oczywiście w innych sytuacjach nic sobie nic robiła z tego zakazu.

„Ta stara Sally jest czarownicą!" - mrtwili Ludzie w miasteczku. Osobi-ście nic bardzo w to wierzyłem, leez rzeczyw iście by la osob-i wielce eks-centryczną. Chodziła po ulicach z ostrym makijażem - a miała ponsid 70 lat, choć wygadała na mniej; zwykle nosiła też na ramionach kolorową cy-gańską chustę.

Dziadka znać nie mogłem: zmarł tuż przed narodzinami sw-ego pierwo-rodnego syna. a mojego ojca, W miasteczku mówiono, że babcia dziadka otruła, lecz nikt jej lego nic udowodnił W każdym razie nie wyszła już potem za mąż. natomiast kochanków miała ponoć wielu. A skłonność do ekscentryezności odziedziczyła podobno po swoim dziadku.

Ja i moja starsza o rok siostra hard zo się z babcią lubi li Smy, Zamykal iśmy się z nią w jej pokoju na górze - mieszkała razem z nami' • i słuchaliśmy bluesa na cały regulator. Habt ia uwielbiała bluesa, szczegńłnie chicagow-skiego. Czytywała nam też książki o wampirach, ale i wtedy pr/eważnie grały cicho bluesowe płyty.

Moja mama nie znosić ani błuesa, ani babci. Ryla zazdrosna - nie mogła znieść, że mój ojdec kocha nie tylko jąr ale i swoją n^ikę. Ta chorobliwa zazdrość dotyczyła zrcszlą także i mnie. Widziałem, jak mama bladła, gdy tato żartował, że ja mam dwie matki, a on nLttlety tylko jedną, Przezyła zresztą swój dragi zawal, kiedy dowiedziała hi^że mam stalą dziewczynę, z którą - co gorsza - sypiam.

.Nieprawda, nic miałem dwóch matek. Babcia była mają najlepszą kum-pelką, przyjaciółką, wręcz idole]u; być mozc nawet kochałem jjj równie tnocno jak mamę - ale nigdy nic myliłem ich ze soh^, Tak jak nigdy nie myliłem z nikim mojej dziewczyny. Wróćmy jednak do babci.

Nigdy nie zapomnę moich dwunastych urodzin, I nie dlatego, że od rrv-dziedw dostałem wodoszczelny zegarek ze stoperem, lecz właśnie ^aęki bahci Powitała mnie rano słowami; „O, dziś twoje urodziny! Oto prezent od Sally!" - wyjmując z portfela i wręczają mL. najdrobniejsza monetę, jaką akurat miała.

Podziękowałem zdziwiony Nie przypomnę już sobie, ile to dokładnie było centów - od tego czasu kurs dolara spadł w każdym razie starczyło akurat na dw,e gumy do żucia, po które zaraz po szkole j>obicglem do skle-pu pana Johnsa.

' Z L yLlii MiiJnrcr u n r n i j i f ^ l f

Okazało się, że w obu opakowaniach były losy. Na jeden z nich wygrałem gramofon stereofoniczny (ponoć pierwszy w miasteczku). Miał magnetyczną wkładkę, wzmacniacz 2 razy 20 watów oraz kolumny z wysoką i niskołono-wytni głośnikami - dopiero niedawno zastąpiłem go czymś nowszym, Za< drogą wygrany okazał* się maszyna do pisania, na której piszę tę opowieść.

Gdy z pomocą ojca i jego furgonetki przytargalcm oba urządzenia do domu. babcia nic okazała najmniejszego zdziwienia. Powiedziała lylko: ..To są moje prezenty urodzinowe dla ciebie" Od tego czasu i ja uwierzyłem, że babcia jest czarownicą.

Maszyna dopisania przydała mi się dopiero pod koniec liceum, gdy po-stanowiłem zostać pisarze iii. Za to gramofon stereofoniczny już pod koniec podstawówki uczynił źe mnie bardzo ważną osobę w klasie. Ku rozpaczy mamy wszystkie prywatki musiały się odbywać u mnie.

Duszą tych imprez była zawsze babcia, wystrojom w swą cygańską chu-stę. Każdy z rnoicli kolegów musiał obowiązkowo z babcią zatańczyć (co do dwóch czy irzech nic main pewności, czy na tańcu się skończy lok Poza tym bawiła sic czasem w didżeja, zawsze natomiast opowiadała nieprzy-zwoite dowcipy, gdy tytko zadrte z rodziców nic słuchało. Szybko stała się imprezowy kumpelką wszystkich i nikt nie zastanawiał nad lym. ile ta kumpel kii ma laE. Mówili do niej po prostu „Sa(]y".

Ale, ale' Wspomniałem o przyczynach drugiego zawału mojej mamy, może więc wyjaśnię, jak doszło do pierwszego,

IłyToto w czasie wakacji, miałem piętnaście lat Wybraliśmy się całą it> dziną do kina w sobotę. Akii rat leciał film, w którym James Hond rozbrajał bombę atomową. A^ent 007 uszedł z życiem, ale mamę zabrało pogotowie.

Oczywiście na czas jej pobytu w szpitalu władzę w domu przejęła babeia. Całymi przedpołudniami. zanim tato wrócił z pracy, głośno słuchaliśmy płyt, Akurat zaczynałem się interesować niccocięższym, elektrycznym bluesem, którego i babcia natychmiast polubiła. Rozmawiać też ze mną o wszyst-kich sprawach, o który ch nie potrafiłbym mówić z rodzicami. Często zapm-szałiśmy moich przyjaciół i tuzem uradzaliśmy szalone tańce.

Idyllę zakończył dopiero powrót mamy, Choć. rzecz jasna, cieszyliśmy się wszyscy / jej wyzdrowienia, bynajmniej nic zażegnało ono konfliktu pokoień na linii: mama - babcia. Przekazanie władzy zaczęło się od awan-tury o pustą iodówkę (poprzedniego dnia odbyła się u Sas huczna impreza pod hasłem „Pożegnanie Lei niego Karnawału"),

Jak już mówiłem, babcia lubiła dawać niezwykłe prezenty urodzinowe. Najn leź wy klej szy (a w każdym razie najhiirdzicj szoku jj^y) dostała mama, gdy chodziłem do drugiej klasy liceum. Babcią kupi la jej „i lustrowany pod-ręcznik życia seksualnego". W dodatku na strunie tytułowej umieściła de-dykację - proszę wybaczyć, ale cytuję dosłowniej ,.Na wszystko dobra jest młoda spenma - tako rzecze Sally".

Nie wiem. jaki użytek zrobiła z tej redy moja mama. Wiem natomiast na pew'no(a wraz ze mną wszyscy w- miasteczku), że „ta siara Sally'lh przyga-dała sobie... dwudziestoletniego bitnika- perkusistę z Nowego Jorku. Jakiego dokonała - nie wiadomo, lecz. faktem jest, i z liczne noce spędzał* z nim w swoim pokoiku na górze: to znów na tydzień lub dwa znikali oboje w je-go obskurnej nor«; w Grccnwich Vilj|ge.

Mało hrakowak>, by mama właśnie wtedy imała drugi zawal. Tym razem jednak zyskała poparcie ojca -pozostali i e tajemnicą, jakich użyła argumen-tów- i razem postanowili położyć temu romansowi kresr

42

Tatko przez trzy godziny chodził w tę J nazad PO podwórku, aż wreszcie przypomniał sobie, że jego stary przyjaciel z lal szkolnych jest producen-tem muzycznym i ma w Nowym Jurku studio nagrań. Czym prędzej odwie-dził go i zaprosił do klubu. w którym grywa! kochanek babci- Producent -stwierdziwszy u muzyka niepospolity calem - zatrudni! go jako muzyka studyjncgo-

Zyskawszy stale źródło dochodów, hi Lu i k przeniósł się d" lepszego miesz-kania- Babcia • wprost wniebowzięta - planowała na dłużej wprowadzili się du niego, Nawet się nie domykała szatańskiego planu moich rodziców.

Otóż ów właściciel studia miat uroczą ]-letnią cółkę, którą - jak się oka-zało fascynowali biuiicy i jazz. Dyskretnie namówiony przez mego Ojca, a przy tym oczarowany talentem i muzyczną erudycją perkusisty, producent zapozna] go ze swą lator^łą. Ich znajomo& najwidoczniej nie ograniczyła się do spraw czysto muzycznych, skoro wkrótce owa jazj fanka oświadczyła ojcu, Że do ślubu dojść musi, J doszio bodajże w październiku.

Byliśmy na przyjęciu weselnym. Babcia, oczywiście, starała się być naj-weselszą ze wszystkich - tańczyła / kim się dalo. a nawet wdrapała się na usinidkę dla orkiestry i odśpiewała do mikrofonu parę standardów - aleja wiedziałem, że to tylko dobra mina do złej gry. Wkrótce potem babcia za-częta podupadać na zdrow iu.

Nie chodziła już po mieście w cygańskiej chustce i z ostrym makijażem. Nic tańczyła bluesa (choć wciąż grały W jej pokoju płyty ł ani nie uw<idziła moich kolegów na imprezach. Zwykle leżała w łóżku przykryła grubą kołdrą - jak przydało na starą i chorą iiaHy. I chociaż nadal czytała nam. siedzącym kolo niej, książki o wampirach* to widziałem, że starzeje się w oczach.

Co jej było'.1 Władnie to. Bardzo brutalnie uświadomiono jej. że jest siara. Tak jakby la dziewiętnastolatka powiedziała: HtTo ja jeMem młodą dziew-czyną, ty już nic!"

Oczywiście lekarz wezwsiny do chofej nic mógt o lym wszystkim wie-dzieć, Wykręcał się więc, jak mógł, tid konkretnej diagnozy, „na wszelki wypadek'' przepisując wszystkie możliwe pigułki.

Zdawało się, że babciu regularnie przyjmuje lckar tw-a i przestrzega w-kieh zaleceń, lecz nie widać hylo oznak poprawy. Wąipię zresztą czy jej chciała - była przecie/ starą Salły, pozdawało jej tylko umrzee. Kiedyś, gdy siedząc na krawędzi tapczanu próbowałem rozweselić paejenikę dow-cipami. powierzyła mi swój sekret:

- W hoku tapczanu jest dziura powiedziała konspiracyjnym szeptem (choć w pokoju nie było nikogo oprócz nas, a jakiekolwiek podsłuchiwanie pod drzwiami skutecznie uniemożliwiał John Lee Hooker). - Ja do tej dziu-ry wrzucam wszystkie pastylki, które mi przynoszą. Może i jestem starą Sally. ale chorej z siebie zrobić nie dam!

Dochowałem tajemnicy. Być może byłem lepszym kumplem niż wnu-kiem.,, ale nie wierzę, by te lekarstwa w czymkolwiek mogły pomóc,

W końcu nastał maj, Gdy w przeddzień swych urodzin mama zmieniała pościel babci, la odezwała się ni stąd, nt /jowąd:

- J ulrt) twoje imidziny, tak? No. to stara Sal Iy spraw i ci miłą nies|*>dzian

Nie sądzę, by 10 było niespodzianką dla kogokolwiek z rodziny: babcia BBOń&r Podobno tamten bilnik bardzo chciał być na pogrzebie, ałc nie mógł. bo jego żona miała akurai rodzić.

Urtidzila się córka - słyszałem, że dał jej na imię: Sally...

Nadszedł moment otwarcia tapczanu zmarłej. Rety! Tylu pigułek naraz nie widziałem nawet wtedy, gdy - kilka lal później - nieostrożnie otworzy-łem wersalkę siostry...

A polem otwarto testament, w którym babcia rozdysponowała swój nie-wielki dobytek- Siostra dostała horrory styczne książki, - kolekcję płyt. B jbcia zusiawiła mi też cygEińską chustę - z poleceniem, abym dal ją swo-jej pierwszej kobiecie (mama az poczerwieniała, gdy urzędnik czytał te sło-wa), Co do mamy. to babcia zapijała jej pożółkłą fotografię swojej babci Becky - ..obrzydliwie tlormalnej osoby", jak si^ wyraziła w testamencie. Na odwRłt ie zdjęcia n a pi sala - z dedy kacj ą d ła mam y - (y I ko jed no zdanie: ,.1 .udzie potrafią wszystko Zc|wuć".

Nieprawda, nie w-s/ysiko. Eta ifejś kroję pomidory na denku odwróconej szklanki, Tak jest naprawdę wygodniej...

I V a k i a i o h o i c k w h

Jeżeli decydujesz się mi miłosną schadzkę w hotelu, a nie mieszkasz iv du-żym mieście - radzę ci, udaj się z partnerką do najbliższej metropolii 1 tu z ca najmniej z dwóch przyczyn.

Po pierwsze, wielkomiejski hotel z reguły zapewnia lepsze warunki od prowincjonalnego (ponadto zwykłe mu konkurencję, jest więc w c:vm wy-bierać}. Po wtór*-zawsze znajdzie się ktoś, kto nie powinien a wie-dzieć, nawet (a może zwłaszcza?) jeżeli osoba taka nie przychodzi ci tur myśl. No, chyba że twoja wybranka jest twoją współmałżonką ~ ale z. ta-kową raczej nie idzie się do ióż.ka w hotelu fchyba że na wakacjach alfa? podczas generalnego remontu mieszkania ). Wielka aglomeracja - zw łasz-cza taka, w burej nie zamieszkujecie na \tale zapewni -n am konieczną anonimowość.

O iłe spotkanie nip mer charakteru spon fonicznego, łecz planujecie je z iv>-przedzeniem. adaj się Wcześniej do hotelu, gdzie zamierzacie je sfuudizo-i<™'. (dowiedz ><ię nitjwięcej opanujcfcych nim warunkach.

Rola WC i łazienki w pokoju ta nie rylko w korytarzu), zwłaszcza w synuu ji emtyt znej jest aczywitla. Na szczęście w latach osiemdziesiątych XX wieku to już standard, jednak dobrze jest sprawdzić szczegóły Istotna jest ciepła woda (również standard, choć lepiej się upewnić), która zwykle nastroju errt-tycz/ue. Zarówno wonno, jak i kabina prysznicowa, to potencjalne miejsca rozkosznych igraszek, o ile są dość przestronne - warto znać ich gabaryty

Tnnzmem jest [wirzi, bu ttćttiktego, wygodnego łóżka formatu małżeńskie-go. Najlepiej, jeśli stać war na apartament dla nowożeńców.

Ogrzewanie ma znaczenie pierwszorzędne, o ile nie jest to środek gorące-go luia lub•,. kraj tropikalny {Wówczas istotna jest klimaiyzju-ja i, Najlepiej, aby temperatura dowala się dowolnie regulować. Jeżeli oświetlenie ma po-dobną właściwość, to tym lepiej. Jak działają ciepło i po!mruk - me muszę ci chyba fłumat-yć.

Dowiedz sif łet, Czy na wyposażeniu znajduje się sprzęt do odtwarzania pfyt lub kaset. Jeśli fok, tu przygotuj zbiór nagrań nastnojnwej muzyki, kutra warn obojgu odpowiada^ rui odpowiednich nośnikach. Nawet wasza ulubio-na siar ja radiowa może wam niechcący zepsuć upojne chwil? pimk rockiem lub reportażem z tuczami drobitL

42

W O)^óle pamiętaj, iż pokój w choćby najlepszym hotelu to nie twoje mitsjfumk> gdzie wszystko masz pod ryką. ę&gokolwitk mażecie potrze-bowuć, musicie to ze sobą przynieść.

Pt lamii i nocna koszula raczej nic będą konie cz/ie (chyba że jako erotycz-ny fetysz}* Atejuż mknia wieczorową tworzy z reguły milszy na-strój od wytartych dżinsów i wymiętej sukienki do prac ogrodowych. Zpew-nością nit warto skąpić grosza na markowe perfumy i wodę katowską. Nie inaczej Cf:iL" słfmą z dobrymi Cnojkonsi {lv Wybórp&Wiilien być WOSZ wspól-ny). Je iii me ufać Was na zamówienie szlachetnego alkoholu na miejscu lub nic imi takiej możliwości, rtu>zxęie zaopatrzyć sif weń wcześniej i wnieść no w t*vdręczne] torbie podróżnej. Obsługa hoteli z restauracjami He na tO patrzy* ale na szczęście nie może was zrewidować przy wejściu*

Na koniec iwała uwaga co do środków medycznych, łiynttjmmej nic cho-dzi tytko o szeroko pejftą antykoncepcję. Każde z, was może mieć jakieś Icka rsiwo. które musi zażywać regularnie, lub którego u toz/e ćótrzebawać w każdej chwiti. Lepiej, by n- najmiltzym momencie^ nie ukazało si{. Że któ-reś powinno natycfotńmt insulinę, której jak rta złość zaptpmiało-UJb mc zapomniało insuliny, zfl to w pośpiechu nie jpbrato strzykawki..,

Wpszśph potrzeb przewidzieć nie mogę. dla was jednak mc jest to niewy-konalne zadanie* Wszystka zatem sobie zawczjtstt wynotujcie. Na sponta-niczność mężna sobie pozwolić, gdy jest się do niej odpowiednio przygoto-wanym. Rzecz przecież w tym, ahy [hi spotkaniu pozostały wyłącznie mile wspomnienia!

* * *

t3okój był nieduży, O bladuuiebicskich DIANACH. Regulowaneogrzewani E

i oświetlenie, Stojąc lylem do wąffcia, z. prawej simoy miałem szafę w ścia-nie. z lewej - odsuwane drzwi do Łazienki, a na wprosi - okno l widokicm na przeciwległą stront" ulicy. Pod oknem, zasłanianym brązowymi storami* stało wielgachne loże, na oko zajmujące Większą część pr/estrzeni-

Czy to działa? zagadnąłem, wskazując ustawiony na półce nad Idź-krem sporych ro/miarów radiomagnetofon.

- Gwarantuję, że tak - odparł z przekonaniem portier. Telewizor także. Wszystkie Ważniejsze kanały, plus niektóre kodowane,..

- Dobrze - przerwałem - obejrzę jeszcze łazienkę. Błękitne kafelki w ciemniejszym niż ściany odcieniu wpadającym w sza-

r o t . Zamiast wanny kab j I la pry szn kawa z brodź i kiem d W LI na dwa. Obok umywalka z lustrem i półeczką.

Wyszedłem na korylarz i zadzwoniłem do niej z wiszącego na ścianie automatu. Akurat wiedziałem, że o tej porzejesi w domu sama (w każdym razie bez mężal.

Mam pokój - zakomunikowałem krótko. gdy odebrała połączenie, - I jak? - usłyszałem jej dźwięczny głos. - Klitka, ale poza tym znośny. Nam wystarczy. Toeoj pojutrze o szóstej?

Pojutrze o szóstej. - Wyłączyła się. Wróciłem do pokoju, - Rezerwuję na jedną dobę od piątku po południu - |>owiedzialem

* i *

Do |>okoju wszedłem trzy po piątej. Położywszy na krześle niedużą czarną walizkę, a na podłodze - brązowy ne,scser, włożyłem radiomagnetofon i wrzuciłem doń kupioną po drodze kasetę rmn Maiden, Zawarczał rifT.VI-

21*

riajia Smiihai załomotały bębny Clive'a Hurra - ta£ma szła równo, bez za-kłóccń, Przy jej akompaniamencie zdjąłem ubranie i powiesiłem w szafie zamykała się Jia drewnianą żaluzję. W łazience - pry *znic, przejazd golarką po twarzy, dezodorant, woda kohińska. Na koniec uhrajerti się w wyeią* gnięty z walizki ja^nop^pklaly garnitur. Do jej przybycia pozostało jeszcze p r a w i e pol godziny,,

Usiadłem na łóżku i - nie wyłączając muzyki - pobawiłem się pilotem od telewizora. Mieli CBS. NBC. ABC i całą reszlę, parę stacji komercyjnych, dwa kanały sportowe (na obu szedł futbol), jeden filmowy i zdaje się, że jeden z erotyką... No i MTY. Zgasiłem odbiornik, pilota machinalnie odło-żyłem na moją czarną walizeczkę. Wyjąłem Z neseseru nowy numer ..Natio-nal Geographic , który przyszedł rano pocztą. Anykul o alrykcińskich ma-skach pochłonął mnie tak, że nawet nie sposirzegłcm, kiedy ky.sela się skończyła,

Maski u' niektóry^ plemionach Czarnej Afryki - wywodziła autorka -odgrywają wielce istotną rolę w komunikacji międzyludzkiej. Członek ple-mienia osłania twarz maską wówczas, gdy eficy posiedzieć imtyni coś waż-nego, istotnego* Matka jest narzędziem szczerości.

Zanim skwitujemy ÓW zwyczaj wzruszeniem ramion, zastanówmy się, czy jest on rzeczywiście aż tak egzotyczny. Wy do a i się temu zaprzeczać choćby wyz/ionio niektórych aktorów czy gwiazd rocka, Okazuje się, iż kreowanie wyimaginowanych postaci pozwala im robić (dodajmy: nierzadko • daią przyjermośaą) rzeczy, jakich nie odważyliby się mbićpozft sceną czy pla-nem filmowym Podobnie bywa z osobami leczonymi z alkoholizmu: nieraz zwierzają się terapeutom, że stan aptyjenia alkohohmego nie /ttfwitduje u nich bynajmniej realnego odblokowania tłumionych emocji Stanowi raczej rt>-dzaj „alibi" dla zachowań, tut które ztiwsze om ją ochotę, a które u ttpstwej osoby zostałyby H-1 najlepszym razie uznane za dziwaczne, W najgorszym postawiłyby jej zdrowie psychiczne pad znakiem zapytania.

Jak więc widzimy, nie tylko mieszkańcy Czarnego Lądu muszą czasem na chwilę stać się kim.ś innym, aby przez tę ehwilę być w pełni sobq...

Otworzyła drzwi bez pukania. Miała na sobie różową garsonkę. Krótka spódnica, odsłaniająca zgrabne

łydki, spływała po kqglycli biodrach. Góra z wąskim dekoltem kusząco odkrywała kawałeczek, dosłownie skrawek jej piersi. Szeroki pasek. Cią-gający żiikiet z k rótkfmi rękawami. udatn ie pi>d k rc.śtal tal ię. Uy 3 a dziewczę -ca i uwodzicielska.,. A ja postanowiłem trochę się podroczyc.

- Chyba nie przyszłaś iak ubrana?! - Udałem rozgniewanego. - W: środ-ku zimy?!

- Coś ty, jeszcze nie zwariował^! - WtsiJa. kładąc na dywanie swą podróżną lorhę. - Przebrałam się w toalecie na korytarzu, a przedtem we-szłam ptkf prysznic. - Postąpiła p^uę kroków kit mnie, - Twoja żona lak się dla ciebie nie ubiera, co?

Nie, dla mnie akurat nie,,, A m o ż e powinna? Stanęła nade mną, wci^ż siedzącym na przykry ty m narzutą posłaniu. Cien-

ki materiał bluzki ślicznie układał się na jej brzuchu... - A może i ty powinieneś eza.sem lak się dla niej wysiroić? - Usiadła mi

na kolanach, dłoii Opierając o leżącą na krześle czarną Walizeczkę. - 1 tuk ładnie pachnieć?

Pocałunek, którym mnie obdarzyła, powalił mnie, Dosłownie - bo rzuciła się na innie tak. że po sekundzie nie siedziałem już, tylko leżałem pod nią4

2 9

wciąż całującą mnie namiętnEe. Dysknelny zapach zadbanej kobiety mie-szał się z wonią perfum, który ciałem jej na pO|>rzcdnicj mndce.

- Poczekaj - rzekła - przyniosłam coś, - Wstała, by rozsunąć suwak skó-rzanej torby. Wyjęła kasetę magnetofonową. - Przeboje Jat sześćdziesią-tych. Nasza młodość, Sama wybrałam specjalnie dJa ciebie.

Puściła taśmę i zabrzmiało „Thank You" Led ZeppeBn. Zakręciła mną w wolnym tańcu^

+ * *

- Jak tam twoja Karen? - spytała, gdy siedząc na łóżka sączy]iśmy z ho-telowycu kieliszków cabemel Nu pięknie, początek randki, a jej zachciało się rozmowy u współmałżonkach?

- A wiesz. Że lepiej? - A wtem, że lepiej. - Język pokazała, irzeba jej to przyznać, w sposóh

równie seksowny, jak wszysiko, LO RYBI la. - Domyślam się. Jeśli NAPRAWDĘ

zacząłeś pomagać w kuchni, to nie rnożc nie być tępiej. A zacząłem, zacząłem! - Teraz ja pofcazalcm język: tak (rochp a la Jag-

ger. - Już umiem obrać i ugotować ziemniaki! - O ! To rzeczywiście,.. Jak na faceta... Ttu, tiu, <hi.ir Pugcifem kpinę mimo uszu. - Właśnie; a juk twój ślubny?

Wyohntf sobie, że tez się baidza poprawił. Uczynny się robi. 1 do tego coraz mniej się boi być czułym, Ale,,,

- Ale wraz z odejściem starych wad na jaw wyszły kolejne? - Widzisz... Jej palce zabębnily w leżącą wciąż na krześle czarną wali-

zeczkę. - On jest zapalonym kibicem żużla. - To co? - Wzruszyłem ramionami. Każdy facel ma świra na punk-

cie alho samochodów, nlbo filmów sensacyjnych, albo jakiejś dyscypli-ny sportu, albo fantastyki. Albo heavy metalu. A najczęściej kilku rze-czy naraz,

OK, ja mu nie bronię. Niech sobie jedne, drugie wyścigi... Ale^n. kiedy tylko ma wolną chwilę, * i ada przed telewizorem i zaczvna przerzucać kana-ły sportowe, szukając tych swoich motorów, A jak już znajdzie, lo koniec! ^ t • ię żko westehli&L - J a bym z n Em i lawel pooglądała len jego żużel cłu*tf on nigdy n ic chce og lądaĆ moich hahsk ich seriali. Ty [ko ze jak on ogląda lo lak. jakby go nie było] Nie do niego nie docien i nie ma zmiłuj' t)ezv wlepione w ekran, pięści zaciśnięć: Jakby sam chciał wskoczyć na tooto cykl i w y ^ ć wy&ig! Jeszcze rozumiałabym* gdybv by! dziennikarzem sportowym, ale nie jest. No i co ja matn robić?

- Czekaj.,. - Zamyśliłem się. - MOM gdybyś go przytuliła, lak jak teraz mmc, to by stę oderwał od telewizora?

- Spróbuję. Choć wątpię, żeby to coś porno^Jo. - A gdyby pomogły to co? Zrezygnujesz ze mnie? - Nigdy! Nie spiesząc się dokończyła swoje wino. Flap zbędnego pośpiech mieli-

śmy dawno za uibą. Tym bardziej nie bawiło na5 już wzajemna zdzler,nic ubrań. Rozbierała się powoli, starannie umieszczają każdą rzecz na odr*> wiednim wieszaku tub półce, Z przyjemnością kontemplowałem oddania jątesję stopniowo dało zadbanej IrzydziestoośmiolatkiC/ekalem aż m J pjęciem hallk. uwolni dojrzał, piersi: aż rajMopy przestaną przebarwią brzuch - wyjątkowo płaski jak na nia.kę dwójki dzi«u„ Akurat wiedzia

lem. że ma dwoje; zresztą lak jak ja. Najpierw Alvina, dwa Julu później Brendę. Myśleliśmy z żonq jeszcze o literze „C'h, ule daliśmy spokój.

Mnie, w przeciwieństwie do niej, z wiekiem urody nie przybyło. Ściem-niłem więc światJo. Gdy skończyłem się rozbierać, leżała już pt>d kołdrą. Przywarłem do jej pleców, pośladków, ud. Napawałem się jej ciepłem i za-pachem.

- Aha... - szepnęła. - Nie mówiłeś jeszcze^ jaki u was postęp w tych sprawach,

- Wk-sz... Niby po każdym naszym spotkaniu jest lepiej, ale,.. -Tak? - Ostatnio zrobiła się taka trochę ritr ryle.,. - Za mało chętna? Hm? -Jakbyś zgadła. - Hm. lim... - zanuciła słodko. - Może nie dajesz, jej wszystkiego, czego

chce',' Ja na przyklsid nie mam odwagi powiedzieć mujemu mężowi, że... Hm.„ Ze miałabym czasem ochotę na... - dokończyła na ucho,

- f^iił! Naprawdę kręcą cię takEe rzeczy? - Mhm...

* * *

Obudziło mnie światło i przekleństwa, Półprzytomnym wzrokiem rozej-rzałem się po pokoju. Ubrana w biały hotelowy szlafrok chodziła w kołki) pośród rozrzuconych ubrań Znalem to aż za dobrze,

- K unie mol \ • wykrzy ki wala, okładając się pięść lam i po głowie. - Id ioi-ka! Pierdolona idiotka f

Jeżeli zapomniałaś insuliny - wyinemłałem skołowaćEalym przez sen językiem - to w moim neseserze jes| zapas. Powinna być też druga strzy-kawka...

-Strzykawkę mani. lyl ko skończy ty mi się ampułki,.. - Otworzyła brązo-wy neseser. - Są \ Są! - Zak las kala w dłoniu. - Skąd wiedziałeś? - spytała otwierając niewielki czarny fulerał.

- Zauważyłem, żc ostatnio jesteś we innie jakby zakochana, co grozi rozt-argnieniem, Dlatego mam leż parę kosmetyków oraz...

- Kosmetyk i mam. pigułki też przerwała idąc z napełń toną strzykawką do łazienki.

Wybiiy ze snuT sięgnąłem po leżącego na mojej czarnej walizeczce pilota od telewizora i od niechcenia zacząłem przerzucać kanały. Natrafiłem na zawody żużlowe - transmisję z drugiej |>ólkuli. Harry Deemson na swej zielonej maszynie wyprzedzał właśnie Rene iiamaąne-a, i to po zewnętrz-nej' Lekko przygłosnilem ryk silników. Poczułem się, jakbym lo ja gnat po ezannym torze na ciemnozielonej, ryczącej hondzie. Pod siodełkiemczułcm wibracje silniki. W zaciśnięiych na kierownicy dłoniach - każdą nierów-ność nawierzchni. Pędziłem wśród gryzącego zapachu spalin. Czułem, że Ramaque już mnie nie doścignie. Miałem duże szanse wyprzedzić lakże Mario Bern i niego...

- No i znowu 10 samo: - usłyszałem. To nie byt zdaje się, głos spikera... Poczułem obejmujące mnie ciepło - i tor wraz z motocyklem odpłynęły

na antypody, zamykają się w prostokącie ekranu Wyciszyłem dźwięk Pod głową miałem jej lewą pierś, niemal słyszałem dudnienie,., Właściwie lo wyniki będą julro w gazecie. Wyłączyłem odbiornik.

- Cojahym bez ciebie robiła? - usłyszałem.

17

- Nawet o tym nic myśl! - odparłem fHbyigro/nym lorcm, Polem już tylko słuchałem, jak ułudni silnik w jej piersi. Po chwili f a l e n i

naprzrtd na Iśniącej chromem maszynie, czujce ciepłe kobiety siedzącej za mną nu siodełku, przytulony do mnie,., Tak dospałiśmy do rana.

* * *

- Po co my się w io bawimy? zapylałem, gdy po prysznicu, w białych szlafrokach siedzieliśmy naprzeciwko siebie, próbując rłchlonąć.

- Bawimy w co? - Spod mokrych włosów rzuciła na mnie krótkie, łako-me spojrzenie.

- W zdradę mai żeńską! Tym razem popatrzyła bardzo, bardzo uważnie, - Ty lo nazywasz zabawą? - Karent przecież to absurd f - Roześmiałem się głośno. Raz na miesiąc

zdradzasz mnie zc urną. a ja ciebie z tobą! Moja własna ibna udaje moją kochankę, a ja - jej kochanką! Czemu po pnwtu nie powiemy sobie pew-nych rzeczy wieczorem przy kolacji, a innych - gdy idziemy do łóżka w na-szej własnej sypialni?

- Nie czytaleS mojego eseju w lhNational Geopraphie"? - spytała z wy-rzutem.

-Tępo o murzyńskich maskach? - A jednak czytałeś\ - ucieszyła się. - To po co pytasz'.1

- Chcesz powiedzieć, że to,, co robimy, to rodzaj teatru? - Mo oczywiście! Ten pokój Lo nasza scena. Gdybyśmy jako mąż i żona

mogli sobie powiedzieć pewne rzcczy, powiedzielibyśmy je sobie już daw-ni).

- A propos: podoba mi się la tifceai - zatoczyłem ręką po pokoju. - Może za miesiąc damy lu kolejny spektakl?

- Niezły pomysł! No. ale na razie koniec przedstawień i a. Wysuszyła włosy. ubrała się w zwykle ciuchy, garsonkę poskładała Sta-

rannie i schowała do torby. - Ali a - przypomniała sobie naodehi>dnym - Alvin nic może zrozumieć

..Ziemi jałowej*. Pomożesz? - A czyja kiedyś nic pomogłem? Jutro będzie rozumiał całego Lliota od

deski do deski! To co, widzimy się na kolacji? - Nic pojedziesz zc mną samochodem? Myślałam, ze zjesz obiad zc mną

i dziećmi J - Niestety, potrzebuję para godzin względnej ciszy - odparłem, wyciąga-

jąc z czarnej walizeczki maszynę <(0 piania, • Pokój jest opłacony aa dobę. a chciałbym jeszcze dokończyć felieton o hotelach. Obiecałem pojutrze dostarczyć po do redakcji.

Jarosław Nowosad

53

EWA ŚWIĄC

Alicja po raz pierwszy całuje mężczyznę Mrok zapach krwi cieknie gdy wkłada rękę Alicja boi się że wpadnie Alicja jest mała Mogłaby ułożyć się na języku ale nit nobi tego wyciera palce zc śliny o sukienkę i liczy zęby kościane metaliczne poklęjone dużo krwi i mięsa które było tu przed chwilą Alicja wypija jedną łyżeczkę czerwonego płynu i wszystko zapomina

Lekcja oddychania II Powidoki snu; nóż płuco lewe płuco prawe

Czy mężczyzna podobny jest do ryby czy pęcherze jego płucdoś^ rozciągliwe?

Alicja zapisuje śliną latawiec puszcza w eler oddaje by wrócił a potem patrzy jak się oddala

Alicja uczy się pływać Rozłupał ją i wygryź] przypominał Człowieka miał inokry glos był kaszałotem lylko z daleka miękkość wygląda jak dobro gdy dotknąć staje .się mazią - zieloną albo żółtą fon był żółty)

Alicję zawiódł instynkt Alicja złamała zasadę jednego irtetra jeszcze potem gdy palce gniły razem / lymi palcami był jak człowiek {lylko trochę więcej tłuszczu wyciekał żółto\

l-ermeniacja jest wciągająca gromadzi się w pachwinach nawet drgania me trzeba wystarczy pudomykać zaciemnić i pewnie by przegniła gdyby nie wyżarł teraz nawet je; nic zimdo a tocO zostało - szczerbate płetwy

Sierpień tej zimy

Jest czas zabijania i czas grzebania potwora

W końcu go pogrzebała noga złożyła się z nogą ręka z ręką tkanki poukładały się przestały parzyć Dziś jest bczwonnie ptaki spuściły skrzydła wiszą głowami W dói przez gałęzie jak przez druty kolczaste nic iię me przebije muchy bzykają gdzie indziej

Zwłoki trzeba domknąć uszczelnić granicę między wiatami by nic nic przeniknęło a martwe komórki nic słały się żywe

jt^li nigdy martwe nic były i tylko śni się?)

Owocówki tępią się do dna mi*ki nie EI>J pestek nie ma skórek są robaki dużo lepkiego kurzu

Ksiqżki nadestarw

lJłłezja Rose Ausliinder; Schalkndes sthMigen/(Jtośne milczenie, Wybór i przekład Ryszard Wojnakowski. Słowo wttępne Maria Kłuiiska. Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 200&, ssSBfij Andrej Chadanowkz; ifmfJa nowego rocku. Wstęp 6]awel Hucllc. Kolegium Europy Wschodniej, Wrociaw 2(X*SH ss. \2X Wienszc w języloi hiafowkim i polskim. Zbigniew Strzałkowski; Prrestrzcń nwpi.Mikfih- Posuwie Waldemar Michalski. Polihymnia, Lublin 200K, ss. 282. Jacek Bierut: lizy ku. Oiicyna Wydawnicza AiU" I. Wrocław SOOELss, Mirosław Błichcnek: Podwórko. Wydawnictwu Conlrael. Bielsko-Biula 20flfk ss. 32, Grzegorz Kwiatkowski: Przeprawa Wydawnictwo .Tewyty ł.iterjekie" Gnie-zno 2WK, ss. Słi. Wojciech Kawiński: Obrflkofa. Wydawnictwo Astm, łjódz 2008+85,33. StanfcUw Koczwański; Równoczesnoft?- Posłowie hukasz Mańczyk. Wydaw-nictwo WIR Pan ner, Kraków 20U7, ss. lii nlb. Zbigniew Milewski: Kiedy Bogowie mają weekend. Wydawnictwo Astm. ŁÓdf Ifflłłi. ss. -MS.

3 4

ROBERT MJELHORSKJ

Mity literackiej nowoczesności Do opisu i interpretacji dwudziestowiecznej literatury szczegółu iu przy-

datna wydafe się kategoria mitu. Pojęcie to pojmuję tu w czterech zakre-sach: l/jako bezpośrednie przywolaniepostaci (lub motywu, fabuły) z tra-dycyjnej mitologii wybranego kręgu kulturowego (grecko-rzymskiego, j Udeochrzećc ijańskiego i i n j t wyjaśnienie w teji sposób (czy lei: w tym .hwictleł kreacji współczesnego bohatera Jitemckicgo (jest to intencja kom-pararystyczna); 2/jako ukazanie sp<wohu modulacji ("precyzyjniej - ,jnity-zacji ), a częstokroć bezpośredniego przeniesienia realności Empirycznej" (przedtek.sTowcj i pozjnekstowej) w zbion>wet wspólnotowe „wyobraże-nie1-jakkolwiek, nałoży to podkreślić, wsparte niejednokrotnii: na wątpli-wych lub dyskusyjnych przesłankach (np. mit Nowego Jorku jako symbol współczesnej cywilizacji bądź w ogóle dwudziestajwiceznośęi; socreali-styczne wyohmżeniatry umfu idei i postępu formacji komunistycznej w [*[-niesicniii do symboliki dzieciństwa i wiosny; szczególne kulturowo zna-czenie Kresów iip,); 3/jako „przesunięcie" biografii jednostkowej w obszar kreacyjny (mityzaeyjny, modułacyjny względem autentycznej biografii] -ukazanie jej ponadjeduostkowego. typowego (np. dla generacji, środowi* ska, grupy, zbiorowego przeżycia.) kształtu, m in tzw. mit osobisty (choćby ieprezentantów ^grupowania i generacji „Kontynentów- czy pokolenia Kolumbów); 4/ jako ukazanie nowych sposobów (metod) wykorzystania i ukazania źródeł pewnych motywów zaczerpnięci z przeszłości i trady-cji , m e raz n a I eżących do szc rok i ego repe jfułru m i tolog! i współczesnej, no-woczesnej, technicznej itp. (np. tematy: K resrt w na planie dwudziesto wiec z-nttfci - źródło: romantyzm; dekadencji kultury. sztuki, artyrfy, fin de siecleu - iródlo; modernizm etc J,

W tym dniejscu możemy - w o ł a ć się do konkretnych przykładów wy-obrażeń, tkwiących w świadomojB| mitycznej współczesnych, np.: mitu sztuki jako instrumentu racjonalizacji ę ^ z y w i s t o i i ; {idrębtiego istnieniu -sztuki wysokiej i niskiej (mit separatystyczny); możliwości konstruowania „kanonu": nutów wygnania i emigracji; autorytetu i wzoru; dążeń sztuki do wyrażania niewyrażalnego; jej ścisłych związków z życiem; powołania ar-t>sLy: i h tu i unia obszam. kięgu d^ieł ods\ h. jaoJi du ^hi lnego i kmupki-rtego systemu aksjologicznego; lokalnych mitów iianKlowycb; mitów po-koleniowych (i pokoleuiowości. np, . stracone" czy ..przeklęte" roczniki}; nulu ,,całości jfiłlizm i metafizyeznotfć}; mitologii zurbanizowanej i zin-dustrializowaiiej cywilizacji XX wieku; tłumu, Wielkiej ł.iezby, socjotech^ nicznycłi manipulacji jednostką i zbiorowością mitów dzieciństwa, inicja-cji i starości, popkiiluirowych mitów codzienności fkonwencja M TV. rzeczywistość bilboardów). To naturalnie nic wszystkie możliwości.

Zwrócić należy pr/,y okazji uwagę na podkreślaną(zob. punki dnigi)przez badaczy fundamentalną różnicę pomiędzy feilyzacją (przekształcaniem ro

15

alno&i „enipiiyczncj", fizykalnej w świat mityczny) i niiiologizacją {odwo-ływaniem się do mitów i ich Mruki nr). I^roblem relacji pomiędzy mitem i mi-lyzacją we współczesnej prozie podejmuje np, Przemysław Czapliński, kió-ry dostrzega niemożność uobecniania się mitologii w piśmiennictwie wysokoartyslyeznym po 1976 r.3 Jej aktualizacja grozi bowiem literackim kiczem, w przeciwieństwie do zagłosowania mjLyzacji. Nie możni, rzecz ja-sna, tego typu aksjologizacji przenieść na całą literaturę nowocześni]. z pu-wutbcnicTU przecież nawiązującą do mitologii w realizacjach pisarskich sprzed 19. 9 r.. w lalach wojny (pokgktuć 1920, np. Gajcy, Świrszczyrisfca) i po 1945 (Herbert. Jastrun, Miłosz i in.). Czapliński notuje: Ma przeciwle-głym bieganie denurotagizacji dostrzec motna H1 ptozie najnowszej zabiegi mityzacyjne. Cefowo używamy afan-u „mityzacje", a nie ..miroiagizai-je", gdyż mittił£*atwys współczesne) rozrywany jest mwnętrzną sprzeczjio-ftiq: z jednej strony jest to przemużtie pragnienie odzyskonitt ludu, z drugiej - faiadamoŚć steieotypizacji mitów .(nkfz.iemiiomarskicfi (zawłaszczonych przez sztukę masową) i ich nieprz\'stawainosci do nspółcifsnego życia.2

W dalszych uwagach mowa jest nic ryle fn:ie tylko) o literaturze poszuku-jącej Jadu (w różnych wymiarach, np. wartości), ile « kategorii objaśniając ecj szeroki zakres technik i metod pisarskich typowych dla nowoczesności.

Podam przykłady utworów, kiórc analizować można w kontekście przed-stawiiwych wyżej nizróżnicń. W pierwszym wypadku (kreacji współcze-snego bohalera prazanalogię łub skojarzenie z postacią mitologiczną bądć bibJyną) możemy przywołać e zęsto obecną w piśni fennietw ie X X w icku w kolcjuych fazach jego rozwoju postać Hioba. We^my wiersz Hogdana fzaykowskiego (*** J bardzo niiko byłem połotonfy oraz utwór Leo Lip-skiego - Piotrinf. Apokryf. Oba dotyczą podobnej, a z pewnością porówny-walnej, sytuacji egzystencjalnej. Poczucie krzywdy i niesprawiedliwości wynika z doświadczeń dotkniętej przez historię dwariziesiego wieku jed-nostki, Z fu kl u jej uwięzienia W rzeczywistości pełnej cierpicnia (lak samo u Wata: W człertch Ścianach mego bóiii), Zamknięty w klozecie boha-ter kaleka Lipskiego prowadzi wielki, egzystencjalny monolog na temat cierpienia i duchowej kondycji człowieka w świecie postkalafitradfcznym, W zakoriczcniu ulworu powiada: Wtidy zdałem sobie sprawę, że nie mogę dt* tego świata dotrzeć. ^ zduszanym gardłem zawołałem do siebie: - '/. głę-bokości wołam do Ci?hic,' Ryszard Przybylski notuje: UpsLi wskazuje (...) na nientftż/iosć tdtcnmfywnego, wobec dziedziczonego kodek*u, rozwiąza-nia nękających współczesnego powieka problemów. Ostatecznie. bez względu na ta. czy uznamy się za worek Jloków. czy też utotwmiiny z ogro-dem, i lak nic uciekniemy przed przeznaczeniem, ff Uj postawie rezygnacji kłów po/Owia się po gęsiach pfaofanacyjnych, p*> buncie, rnzpoznać można podobieństwo do Hioba> Hioba, z/iajdująceno się jeszcz? przed ostateczny-mi wyborami. Hioba zrezygnowanego, ałe wciąż nie pogodztmego z Boski-mi prawami,

Lipsk i nic powtarza Księgi Mie powiela zapisanych ił1 ńiejfmsów. Samo nawiązanie staje się jednak godne itwagt W ten spttsób ^żywiona zostaje bowiem bogato symboliczno przestrzeń, w której enigmatyczne stany du-citowe Znalrfć mogą swój bfadzirj konkretny rfyraz, Pojawia się sransti nazwałtia problemów. Szanso, afe nie jej spełnienie. Ufa^otfo zdtijr się za-

leżeć Oil czytelnika. Czy bujdzie on iMciwe odniesieniu przedmiotowe dla wypowiadanych zdań. Czypowiąb ffi&wiefiz innymi tekstami."

Istotne dylematy XX stulecia współczesna literatur wyraża także poprzez odwołanie do postaci mitologicznego Olyscusza. Weźmy choćby utwór Ar-tura E^zyckiego W drodze do Haki i spróbujmy porównać ten tekst .z sytwi HamanaBrandstaettera. W obu wypadkach mamy do czynienia z od-wołaniem się - w pewnym stopniu pretekstowym - do mitu. W narracji Le* czyekiego chodzi o kreację ezlc>wieka nieustannie poszukującego i błądzą-cego pośród narodowych i współczesnych miiologii, u' Brandstaettera 0 pomiot, klóry również - choć zuiicznie bardziej syntetycznie, zwięźle poddaje ajializie swe miejsce w XX stuleciu. Bohater autora Dwfch muz, ów „stroiciel roztrzaskanych fortepianów". a więc człowiek w zdemuzykaliao-wanym, hed&dnym świecie, dąży do czystości dźwięku slowar bliskiego ludzkiemu doświadczeniu i harmonii obrazu bytu - traktuje swą podróż jako konieczno&ć poznawczą oraz jako sen.s i ceł własnej egzystencji.

Podobne analogie i realiza^c znajdziemy u wielu twórców współcze-snych, np, u utożsamiającego się z postaciami mitologicznymi (Odys, Ore-sles) i biblijnymi (np.Chrystus, Jonasz) Aleksandra Wata: poety, który swo-jego bólu nie pol ran wyjaśnić inaczej, jak właśnie poprzez, porównanie wlanej sytuacji z kulturową., Takich przykładów - „miej Eub bardziej typo-wych J znaczących - można naturalnie podać znacznie więcej. Zwłaszcza Jam. gdzie badacze dt^irzegają paralele pomiędzy osobistym doświadcze-niem twórców a tym. co przynosi w tej mierze wiedza o przeszłości kultury 1 cywilizacji, Pisarze, tworząc kreacje swych bohaterów, powołują się na postaci historyczne, takie jak św, Franciszek (T\vardow.ski, Stachura), czy Jiulyczne - żona Lola, Hermes i wielu, wielu innych. Możliwości sąiu bar* dzo szerokie.

Przypadek drujji. mityzacji rzeczywistości „empirycznej", zilustruję przy-kładem zaczerpniętym z ii ryk] Jerzego Harasymowicza tz łomu Cuda). fty eta w swoich utworach mniej lub bardziej udanie iienetruje różne kręgi i ob-szary mitotwórcze, podejmuje m.in. motywy krakowskie, kresowe łub czysto wyobraźniowe (nadpal i styczne*. Odnajdziemy tu ..model" e.skapi-/mu nłityzacyjnego - ucieczki w światy bezpieczne, itnuginacyjne. istnieją-ce jedynie fbądi główniej w obdarzę duchowym lwórcy.1 Jnaczej w „m ł-ilciu'- iłustracyjności mityzacyjncj. Mityzaeja polega w lym wypadku na odnalezieniu pokrewieństwa,porównania, symbolu, pa,aleli, metafory, które IXłzosiają w związku z niaierią rzeczywistą, Na przykład w nowcii Nieko-rhana Adolfa Rudnickiego Noemi, przerażona ktęską swej miłości i zagu-biona w świecie, urasta rapiem w oczach czytelnika do rangi posiaei hero-icznej z kręgu antycznych bohaterów (swego czasu zwróciła na to uwagę Helena Zaworcka). Znanłicnjie, że nieustannie pracujący nad tyni tekstem pisarz w kolejnych wydańiaehk.siŁfżki ..wycisza" uspekt społtczny opowia-danej labuty, eksponując coraz bardziej ezysiy dramat dwojga koclunków (iak w klasycznym teatrze). Jnny przykład omawianego w tym miejscu wa-haniu przeniesienia przynosi pisarstwu Józefa Czechowicza czy Bolesława ijCŚmiajiiL, V Czechowicza do rangi mitu awansują doświadczania dzieciń-stwa I I wojny światowej, coraz wyraźniej tłumione przez przeczucia nad-chodzącej kalastrofy.

• P. Qi|)U • LJ, lł liii a ,n,Li: Jjwrmupdjmf ,J,| I97t-/W Knkłi* I ft> IKMLI.H 147 UF L l.ipUu Lublm IWI, i. IIT.

K I b , r i I n , „IM.^, I^jgic" IWI, nf 1-2.

42 20

Leśmian z kolei pokazuje jak przeżycia „Uniwersalne", ogólnoludzkie przetopić w mityczną materię poetycką i jej symbolikę. Stąd biorą się moty-wy „regresu" i kolejne • symboliczne, metaforyczne, paraboliczne - plany rzeczywistości przedstawionej.

Czechow iczowski gwarfant przeniesienia" /rtajduje swe realizacje oraz kontynuacje w piśmiennictwie po 1945 mku, choćby w Dolinie łssy Cze-sława Miłosza ] IMlzie Aleksandra Jurewicza 'fen drugi utwór, nawiasem mówiąc uhottorowany nagrodą Czesława Miłosza, splatający w swym ob-rębie dykcję prozatorską z poetycką, jest nie tylko aktualizacją motywLE (mitu) wygnania bądź repatriacji: 5-letniego chłopca* ale i czymś znacznie szerszym: opowieścią o ingerencji żywiołu hisutrii w subtelną, delikatną. wrażEiwą duchowość dziecka - jest historią inicjacyjną o „przejściu" wpi-sanym w dz iejowo&r,

Przykład ten jest o tyle interesujący, że wychodzi spod pióra autora zwią-zanego w-cześniej z formacją Nowej Ptywamofci (generacją 1976 roku*1), szczególnie intensywnie poszukującą własnej - lak biograficznej, jak i du-C howej - genealogii ( także w oparć i u o w spomn i any mit wygnan i a ), i nly m-ności (w Opozycji do lego co publiczne, społeczne, uwikłane w ideologię i socjosfcię}. Zwróćmy uwagę na mię - antropologicznie pojmowanego w tym tek <£e i e —.,przypom uieniah" (j ako waru n ku scaleń i ar peł nego poznaw-czo oglądu własnej biografii podmiotu).

Generalnie można mówić o równoległym istnieniu kilku odmian mitu przesz hłtfci iw tym nosi alg iczncj, k aiiistm li czno-traumatyczncj. egzysten-cjalnej - tj. poszakujs^cei poprzez , ja" minione siebie współczesnego), ich rozlicznych wariantów. Gwarancję urzeczywistnienia mitu daje poruszana w konkretnych tekstELch problematyka dzieciństwa, wygnania i wydziedzi-czenia. inicjacji, apokalipsy, druzgocącej arkadyjski obraz czasu minione-go. zgładzonego domu, historycznej traumy i in.

Trzeci w ariant zastosowania pojęcia ..mit" mEjżcmy inaczej określić jako proces „reprezentacji", syntezy, uogólnienia literackiej ontologii jednostki. Tyle że w formie rinnJulaeyjnej, tworzenia mftu (osobistego) wttanego i [•bo-czenia. Z dwudziestolecia przywołajmy mit .^traconego pokolenia". fK>dcj-mowany choćby przez Zbigniewa Uniłowskiego (nakreślony m.in. we Wipóbtym pokoju: również względem ..Kwadrygi") i Konsttmicgo IkleEon-sa Cialczysiskiego, poety-wesołka, u którego pod eygariską. niekiedy bła-żeńską maską kryje się przeczucie katastrofy Eiraz ptiważny dramat egzy-stencji fzob. Hol n Salomona}, będący duchowym i inlelckuialnym wyznaniem dla całej, zdaje się, generacji..

Jednym z. istotniejszych komponentów owejio mitu iesi obecna w dziele aura egzotyki i itic-zwykłośea łnp. Utołci losu. bits^mfliaczkolwiek itie jest to element hi(dź warunek konieczny, niezbywalny. Jako przykład p^a jmy bliskowschodnie dzieciństwo ..kontyncutczyków", kreowanie się Józefa Lobodowskiego na ]>otomka Atamana Lobody. ntil Kresów jako świata <ci śle powiązanego z tradycją antyku oraz w^tki biblijne CSularuily, syna mar-nomwnejjo i. u Amotda Sluekiego - Żyda Wiecznego lulać za. u Edwarda Stachury - franciszkańskiej, ale i liippisowskiej symbiozy ze światem .jczlo-wieka w drodze" homo vialor, u przypomnianego Jurewicza mit nazna-czanego raz na zawsze piętnem wyobcowania potonSka repatriantów ze WVIIIHJU, Weźmy też przykład plautow skicgE> motywu(rttUu) „wybrańców

•/dl!. I i:..L.|oJlvT;r™nw_b kryl) LT nr ihęir F. l.ijrLJ; ill .f-lr.i-; Hm* tf-h W#f j !'W

bogów" - Krzysztof Kamil Baczyński, p g p j „przeklęci" i przedwcześnie zmarli etc,

Wariant, o którym mowa, świetnie ilustruje pisarstwo Wojciecha Czer-niawskiego. Tcksi jego ojca, Stanisława, znalazł się w znanych p o w o -jennych Pamiętnikach chłopów (powstałych m.in. z inicjatywy Andrzeja Struga}, Czerniawski syn kreśli mit pokoleniowy (przy tym chłopski), rów-nocześnie pamiętająe o sytuowaniu go w wymiarze pozahisioiyeznym-W rzeczywistości, w któtej krzyzują się Światy czasy, narracje, histone s, NI-bule: gdzie splatają siv ze sobą wojny, czasy antyku ze współczesnością (Hisiona świata przewijała ^ f>nc: ciemny, wilgotny pokoik) Puwkm kon kontowany jest z Kenncdym. katedra w Kolonii z kołobrzeską plażą. Ojciec urasta w tych niezwykłych opowieściach (Puszkin w Poryta) EIO roli Homera, który zawrzeć pragnie w swych słowach całość bytu. Tak go widzi syn, 7, ojcem łączy go wspólnota wrażliwości (nominowana po* mekąd w tekście j. zachwyt nad kruchym pięknem, „delikatnotoą" istnie-nia, ból przegianej przeklętego przez los Quo - przechodzące z ojca na syna - „piętno" sytuuje prozę Cze mia łk iego w nurcie nsprezentadi mity-zaeyji«ych,Znać(u sygnatur Schulza, Piętaka i ich licznych następców ona poprzedników, Żywa opowieść przenika surrealistyczną wizję i nu od-wrót: bolesne wyznanie i zeznanie (czasem spowiedź, wyrażenie krzywdy ł ™ajd itje swój kuni rapunlfl w liryzmie i poetyekośei.

W ostatnim, czwartym przy|>adku spotykamy się z szeregiem aktualizacji motywów (mitówj przeszyci, które stają się waznvmi komponentami mi-tologu współczesności. Wymienić należy u choćby (akio mity, jak bezdom-noW fezy nawet szeroko pojęta alienacja w realności tiowoczesEicj), eli-zjum, centrum współczesnego świata (tropienie najistotniejszych punktów kluczowychK mit twórcy, emigranta, prowincji, postkatastroficzny uobeę-nieri rfżnyeft wariantów relacji arkad^apokalipsa etc. W tym przypadku możemy mówić o klasylikacji czterech porządków, paradygmatów mitolo-gu nowoczesności: \i tcryłoriaFnego - arkadia, elizjum, Nowv Jork. Kresy jirowmcjEL, 2/ kulturowo-eywitizacyjncgo - wygnanie, lęki cywilizacyjne ' np. zagrożenie atomowe), mity kresu,caltóci [holizmj, eenmimświatu (axis mumii). V historycznego - katastrofa, zagłada świata we współczesności J V egzystencjalnego - mit dzieciństwa, inicjacji, powrotu. senitijnv (np1

kojarzący starość z mądrością -częstokwestionowany w XX stuleciu}. Te cztery wyżej wymkrrfooe oblicza mi tu nie zostają wprowadzone a \yaiy

n do literatury nowoczesnej Wręcz przeciwnie, jest t o - t i i jak go tu przed-stawiam - rezultat „mitycznego" Oczytania poezjj j prDzy koukretnvch amorów, twóiców, których należy uznać za najbardziej reprezentatywnych dla icj problematyki, interesujący bowiem wydaje się nic tyle „niii" jako laki, w jego pierwotnym czy potocznym (obiegowym, publicystycznym) znaczeniu, czy jako ściśle określone zjawisko - dające się wyjaśnić w dys-

krytycznym c-zy naukowym, ifc jego praktyczna i faktyczna obec-ność w dziele, która przejawia sit- np. pdpratz pow[,trzające się motywy, przez to, co w kulturze zastane i poddane kolejnemu namysłowi bądź rewi-zji, zatem - weryfikowane czy zinterpretowane.

Ponadto mit (jnko cel bądz kierunek praktyki artystycznej) niejedmikrot-"ue łączy się ze strategią (jako sposobem osiągnięcia celuj. Na przykład ..powietf O artyście" jest efektem przedsiębranych i aktualizowanych przez Pisarza strategu (narracyjnych, gatunkowych, aEe nic tylko), Zarazem jed-nak strategia spotyka się luz pisarskim sporem (dialogiem) na temat mitu -

53 21

Artysty, i FI i tu riJniantyczriego, orlejskiego i in. Gdy powołujemy się na przy-kład na wspomniany „mil Kresów" {cudzysłów dotyczy szerokiego znacze-nia i aspektu tradycji i w pokkicj literaturze. natrafiamy na strategię mityza-CyjriE obliczoną na utrwalenie obrazu ginącego świata (a nade wszystko jego uniwersalnych wartości) lak w poezji (choćhy Wierzyński, Łoho-dowski czy I wauiuk - dwaj ostatni także jako przedstawiciele grupy literac-kiej Wołyń), j;ik i w prozie eseju literackim (Miłosz, Vinccnz. Kon-wicki, Kutlmewicz, Udojewski i wielu innych w kraj" i na emigracji). Tak Kresów północnych, jak i południowych. Podobnie jesi w naszej literaturze ze światem żydowskim czy chłopskim. Dzieła Stryj ko wskiego albo Tade-usza Nowaka s^ lego dobrymi przykładami. Zresztą podobne realizacje można mnożyć.

We wszystkich przywołanych wyżej przykładach (nie tylko w omówio-nym wariancie trzecim) kiuczową rolę odgrywki sam. podkreślony już, pro-blem (akt, metoda) ..pr/cu lesiem a , ł (czy to mityzacyjnego, czy niodulacyj-no-kreacjonistycznego, ezy też mitologizacyjnego). £.'hndzi o budowanie z elementów zastanych, z istniejących już surowców - nowych jakości, wtir-tości artystycznych. O przekształcanie (w pewnym uproszczeniu możemy tu mówić o metiifoiyzacji, parabolizacji, symbolicznym przekształceniu i in.)r ii/ biografii [wzin-y W nul generacyjnego reprezentanta (dodajmy do wymienionych już przykładów: Piętak w pokutni u „straconym" 1910, Herfing-Grudaflski, L Lipski w 1920, a Bursa w pokoleniu 1956 lub Woja-czek w pokoleniu 1968), W nu łoi n i apteczkowej topografia w rzeczywistość zsakrahzowanq w wyobraźni twórcy (Bruno Schulz. Amold Słucki w Sztt-gatewte, Adolf Rudnicki we Lme Świętej Soboty, Kornel Fi li powieź w Sil-bersie in nie zdążył), d opowiadania o ..dojrzewaniu"" socjalizmu przez sym-bolikę wiosny i dzieciństwa (w socrealizmie) i in. Chodzi przy tym niejednokrotnie o wykrtKxem& przekroczenie (ego, co lokalne, ku temu, co uniwersalne, w tym Czasu Historii wCzic; Mityczny {vide JastlUO, Med>en i i nil i twórcy umieszczam w kręgu tzw. poezji kultury] etc. Pisząc to mam pa uwadze fakt. żc istotną rolę odgrywa lu problem twórcy - koncentrujące-go się na akcie przeniesienia i nominacji (mitologizacyjnu lub mityzacyjna strategia nominacyjnu). proponującego cztery wyżej wypunktowane hlpakty lekturowe", kontrakty interpretacyjne Z czytelnikiem. Odczytanie, rozpo-znanie mitu W' dziek powinno gwarantować takie właśnie związki komuni-kacyjne.

Jako. że szkle ten poświęcony został nowoczesności także w jej a^pekci? historycznoliterackim, dodam jeszcze kilka uwag. Poniższe zestawienie po ęzpści rekapituluje dotychczasowe przemyślenia.

Pierwsza refleksja dotyczy mitologii politycznych obecnych, w tekstach literackich. Polemikę z tymi mitologiami można odnaleźć w powojennej literaturze, np. w Traktacie moralnym Czesfawa Miłoszu. któiy mity nowo-czesności odkrywa m.in. w marksizmie, egzysiencjal izmie, katastrofizmie Witkacego. Caiość swych rozważań puentuje nawiązań iem do .jądra ciem-no&i"Conrada* Inny przykład to..mitologie socjalizmu'" odstajiianc „w go-dzinie krzyczących sumień" W Poemacie dtet dorosłych Adama Ważyka, m.iia. w motywie Ziemi Obiecanej: Zc łc.ti. Z miasteczek wagonami jtidy / zbudować hutę. wyr&tt&wać miasto. ( ftjkoptSć z ziemi nawe Eldorado, / nmiiif pionierską, zbieraną hałastrą?

yi fnipi fti ij"l i innriir-m WnnFilHt^lO

Sumarycznie rzecz biorąc, można również powiedzieć, że taki w pewnej mierze ilustracyjny Utaraktcr posiada szeroko rozumiana „literatura rozm-chunkowa" w ogóle. Niezależnie od tego jaki obiera kienjnek i obiekt oraz w jakim momencie historycznym się nodzi. Czy na przykład będzie to roz-rachunek z. dwudziestoleciem w j^ach wojny i po wojnie, czy / s x r a i i -zmem w okresie odwilży - Obrona Grenady Brandysa, Ciemności kryją uemtę Andrzejewskiego, w poezji: Gorący popiół M. Jastruna i in.* , De-riutyzacyjny charakter posiada skądinąd nie tylko np. przywołany Poemat dla domsiyrh (jakkolwiek w zakończeniu kreuje nową mitologię Wedle słów: „upominamy się Partią"), ale też - zauważmy potem i ka z nim (utwo-ry trakn^ec idtsł Ważyka wJaśnie jako nową mitologię tobczystą pomył-kę), W najmłodszym pokoleniu -pominę całą ^anię przykładów z literatury lat 1936-19S9 (IILUL z wypowiedzi programowych) - strategię demityza-cyjną (tak wohec ideologii totalitarnych, jak i przejawów niezależnego ru-chu społecznego i umysłowego) przyjmuje Marcin Świetlickj w wierszu Dla Jana Połk^ktego. Czymże węszcie Jeśli nie sporem z nowoczesny-mi mitologiami, w tym z awangardą, jest pisarstwo Tadeusza Różewicza, podejmujące dialog nic tytko z własnym pok[([enicm (i jego mitarnij wspó-łczesną cywilizacją i jej fikcjami, tecz także z tradycją artystyczną (moder-nizm, romantyzm i in.)? Właściwie dzia ła lno każdego „wstępującego" pokotenia (twórcy) wiąże się bqdż z podjęciem procedury demityzaeyjrtei, bądź zc strategią kontynuacji, mityzacji lub miiologizacji

Można zjitem powiedzieć, żc przy takim ujęciu oj nawianego problemu mamy do czynienia z dwoma „procedurami" demityzaeyjnymi: 1/ na po* ziomie podstawowym (demkymeja, którą reprezentują Waz vk. Miłosz)-uniż V .drugiego stopnia" - zatem; damityzatfa tekstów demityzuj^cych O ik utwory przeciw Poematowi dhi dorosłych czy np. W odpowiedzi na wtersz Sarajewo a Miłosza pióra Jacka Posiadły). Taką demnyzacją dru-giego stopnia", a może nawet i „trzeciego", jest praywolana poezja Tadc-usza Rozewjeza -demityzaijąca złudzenia awangardy demityzuj^ej z ko-lei złudzenia przedawangyjdows.

PO wtóre wypada zauważyć i podkreślić, choć poniekąd (o banai, że każ-da „współczesność" tworzy swoje oryginalne mityczne wyobrażenia Po wojnie rodziły się one w kolejnych „podokresaeh" (fazach) rozwoju życia spółce zno-k ul tu ratnego (zob, np. mit zimnej wojny, „przejawy" imperiali-zmu afrykańskiego, zagrożenia atomowego, przegranych czv tez straci Jiych pokoleń. generacji bez biografii, czasu malej stabilizacji cte,}. Opisu* W lego rodzaju manifestacje niityzacyjne w znacznym stopniu Identyfikujemy i obnażamy mechanizmy rzeczywistości, w obrębie której funkcjonowały (blok sowiecki, pesymistyczna atmosfera tai 30, i in.). Rów-nież współcześnie towarzyszymy tworzeniu się nowych mirów, Znakomi-cie odzwierciedla to jedna z ostatnich debat historycznoliterackich - na te* mat cezury 1989r. Pojawiające się na łamach różnych periodyków koncepcje porządkujące zamazywały raczej niz wyjaśniały znaczenie tej daty, koja-rzącej ów moment w rozwoju literatury z rokiem 19 lit, I956i in. Należy Pokreślić, że specyfikę tego czasu starano się wyjaśnić właśnie na k a -dzie strategii mityzacyjnej analogii, a nie odrębnoto, Dodać trzebi takz* ze każda współczesność mc tylko kreuje swoje mity, ate i w nic ucieka, /-arem zamknięcie się w świecie wyobraźni (padały tu już nazwiska Tnde-

u sza Nowaka czy Jerzego Harasymowicza) czy ku Kury rówEiież należy omawiać w kontekście tak pojmowanej problematyki miiyzacyjricj. Z tym wiąże się np. ucieczka w driecjńsłwo(„wyobrażone" powroty), cudowność, mitologię rodzin no-domo w ą, stylizację (np. barok, ncokEaiyeyz.ru), konte-stację i i n. w polowie kt 50- W dwudziestoleciu min. idealizowano prowin-cję, uciekano w rieosymboliz.nl, w mity katastrofizmu. łanlasiykę.

Po azocie trzeh; \ patni ętać, i ż próhł twaiio aktual 11 ą rzcczy wi stość mityczną - zdeponowany naturalnie w dziełach łkeratiloch - koralruować (interpre-tować) poprze z odniesienia do tradycji i historii, zwłaszcza antyku. n>En au-tyzmu i baroku* Z romantyzmu wywodzi się bezsprzecznie tradycja litera-tury stanu wojennego, z baroku antynomiezna konstrukcja i wizja świata, w dwudziestym stuleciu obecna w utworach awangardy i Tadeusz LI Peii>eia czy ekspresjonistów. Zadaniem zatem kompetentnego czytelnika, pmraHą-cegp trafnie rozpoznać mityczny wymiar dzieła, jesl odnalezienie „tmdycji kluczowej11 (w znaczeniu wyobrażeń, tematów, motywów j, z której zaczerp-nięte zostały rniiy [barok, romantyzm, modernizm}, Aczkolwiek łe obszary out ograiikzają horyzontów myślowych współczesnych, to jednak uwyraź-nia się dość szczególna grupa utworów, które poprzez zbyt „systemowe" czy nazbyt „rozpoznawalne" i oczywiste odniesienia zdradzają swą wyjąt-kową literacką ktiflUyełKJonalnoi&Ć, Przykkidern może być dyskusja nu te-mat Katmozynawśgo poematu Jana Lechonia - polemika dotyczyła m.in. mitów- narodowych, które autor zbioru to odrzucał {A wiosną—fliri Ad/ vi irr-snę, nie Poisk? zofcte:?), to restytuował, uznając ich wagę dla podtrzymy-wania tożsamości narodowej. Ale i sarn tekst, poprzez swe „skonwencjona-lizowanie", budził sprzeciwy r opory krytyki oraz innych pisarzy (zwłaszcza orientacji prekursorskich. w tym Juliana J^zybosia),

Każda epoka posiada własny repertuar mitów, Zwttn km czasom minio-nym pełnić może dwie - z grubsza rzecz biorąc funkcje: -J estetyczną: wzbogacenie istniejących aktualnie rozwiąźli i ofert estetycznych (także czerpanie z gatunków, stylów, obrazów czy symboliki przeszłością i •>/ ideową: umożliwienie zobrazowania i wyjaśnienia dylematów współcze-sności (tu: nowoczesności) poprzez idee. kontrakty myślowe, pomysły i wyglądy (iden fakty) filozoficzne bliższej bądż. dalszej przeszłości. Pierw-szy wariant zilustrują polemik i dotyczące niektórych (artystycznych) kwe-stii reizniLi czy turpizmu • jako pewnych specyficznych propozycji este-tycznych. Drugi - odwołania do baroku, ukazującego w pełni konflikt pomiędzy duchem i materią.

Odniesienia do tmdycji w tym ujęciu widt>czne są szczególnie wyminie VL sposobie interpretowania i racjonalizowania historii. Poprzez, to, co już było (mity przeszłości; motyw eiirculis\itiosush bądź to, co można odczy-tać dzięki odwołaniu do tradycji, kultury, zastanego bagażu motywów. Taki sposńb zbliżania się do historii bliski był mkidcniu pokoleniu Eal wojny (Bfczytiski* GajcyJ. W tym także tym przedsiawicielom lej generacji, któ-rzy mogli [przeżywszy ) spojrzeć na historię już z pewnego oddalenia, jak Arnold SluckL

Po czwarte - co również jest dość oczrywiste - każde pokolenie żyje wła-dnymi. odrębnymi mitami, Wymieńmy kolejno; pokolenie IB^tl iSksLinan-dryei), 1900, 1910 (debiutanci kortca lal 30, i początku 30,. np. Gombro-wicz! i 1920, ..pokolenie pryszczatych" i generacja ..współczesności". Swe

'Zok I>r mil) ifiuw w b^ri-mu " u -.nimJf. -ftw/jł" t TT.ra tfłflW t fM liteuiiirt poi^Kłutn rem»tl>fnMWl pfływrtłWWęJlłH * J-t •luLamflf

mity modulowała również Nowa Fala (fcfeal etyezności literatury, konflikt raman|yEm^kJasycyzm w wypowiedziach programowych) i tzw. kuch No-wego Romantyzmu; miały ją Nowe Roczniki (mit rlnowej prywatności" i zaangażowania po m I r.)h ma broLion i generacja ..tekstylnych" - ta ostat-nia w postaci tendencji do uniezależnienia się od rynku kultury, porzucenia potrzeb automterpretacji (samookreślenia) w świetle zjawiska pokoJcnio-woścl (również jako kolejnego mitu) itd.

Można nawet powiedzieć więcej -odwieczny konHikt mipdzypokołenlo-wy jest wynikiem konfron tacj i różnych porządków w sterze mitycznej. Przy-kładem pol realistyczny spór pokoleń na emigracji, gdzie debiutanci 1956 L swą aktywnością twórczą protestowali przeciwko schematyzacji literatury tworzonej przez starszych kolegów. Mitom iitcratuiy uzależnionej od niz-licznych zobowiązali (i stereotypów - np. patriotycznych, titylilaryzmu) przeciwstawiają szeroko rozumiane „mity współczesności1' - możlfiwt do opisania pod warunkiem poszerzenia zapasów tematycznych, inspiracji li-terackich. technik wysłowieńiowych {np. literatura polska w kontekście europejskim i światowym). Każdorazowo międzygenemcyjny konliikt bywa nazywany odmiennymi określeniami (nie wprost), które mają wyrazić, brazowafc t podkręcić mityczny wymiar egzystencji danej generacji. Gdy chodzi o ..kcmtyncntczykówhr — przywoływano (za Hogdanem G/aykow-skimł metaforę „ryb na piasku"; formację 56 roku w kraju opisywano przez zaczerpnięty z opowiadania Hłaski motyw ..pierwszego kroku w chmurach": pokolenie Nowej Fuli - jako pozbawione określającego je (zob. np. utwór My fcwy Lipskiej)doświadczenia itd. Każda z generacji wnosiła więc swój własny mit (a co za tym idzie - również fikcje i stereotypy), uwyraźniony n iekiedy j uż w samej jej nazwie.

Odczytywanie własnego losu w perspektywie wyczerpującego*^ i giną-cego mitu jest elementem bardzo charakl ery stycznym dla wszelkiej epic-kiej narracji rozwojowej. W i[Lk rozumianej piozic mity/aeyjncj (i moduła-cyjnej.) możemy wyróżnić szereg wariantów ginącego świata: 1/ historyczny (Miłosz, Stryjkowski, Konwicki}, 11 kulturowy (w nurtach kresowym, żydowskim i wiejskim. Vinccn.z, Kuśnicwicz. Schulz i in,)h l i hiograliezno inicjaeyjny (proza inicjacyjno-rozwojowa w całym XX stuleciu, w tym po-wroty do świata dzieciństwa, np. Most Rrtmera. Szczenięce łata Waiikowi, czji. W młodych oczach 0ioynowsklegQ, Wet ser Dawbłek Huelłego) 4/ cywilizacyjny rkfts formacji kulturowej, przełom epok, np, ginący świat Kresów południowych u Ku śnie wic/a. fenomenalny w swej postaci zapis Schulza w Ulicy Krokodyli),

Charakterystyczny splot pokoleniowych mitów Znaleźć możemy w moc-no nasyconej aurobiografizmem powieści Urodzon} Święto Zatartych Feliksa Nctza. Tu również dojrzewanie hohatem oznacza przekraczanie kolejnych ideowych wyobrażeń mitycznych (rzccz jasna, też osobistych). Począwszy od stalinowskiego dzieciństwa, przez rok 1968. po wydtateria * kopalni „Wtijek", które obserwuje protagonista z balkonu swego domu, amz po zdeinisty fi kowany podczas króLkonwałe j emigracji zarobkowej mit amerykańskiego eldorado. Bohater zdaje sobie sptftwę, że: świat skończył się definitywnie, o to, co jest, to Jakiś pozbawiony moczenia przypis petfan-tli dQ rzrezy minionych i jakby trochę niebyłych.» Te słowa określają bole-sne, mitologizowanc doświadczenia pokoleń, które wkraczały w życie

" 1 e^gwyWSwifis IłW,,

42 4 3

pomiędzy rocznikiem l^Só a pokolemem urodzonym w polowie lat 70. Pokoleń - j a k się wydawało - bez poważniejszej, istotniejszej misji-

Na lym generacyjny m planie ważny okazuje się również jni t kulturowo literatury* a zwłaszcza poezjiH odwołującej się do np, teorii toposów

i KChclypów (choćby w liryce pikowy lal 50. j. W tym -ensie ,,11 lityczna", wykorzystująca kulturową J historyczną paralelę, jest twórczość Mieczysła-wa Jastruna, Jarosława Marka Rymkiewicza czy Aleksandra Wata.

Po piąte, warto zwrócić uwagę na „mity uniwersalne" nowoczesności i współczesności. którydi repeimi*1 jest także bardzo szeroki. Weźmy nie tylko nadmieniane mity cywilizacji Zachodu (jak mil Nowego Jorku), ale i mit wyczerpania kultury, mit miasta (np, u Zbigniewa Herberta. Tadeusza Różewicza. Mirona Białoszowskiego). XX-wieczny wariant mitu o wygna-niu, kolejne wersje milu starości (zwłaszcza w nurcie elegijno-ironiczuyin. rozwijającym się obok senihpiego> i in. W polskiej literaturze mamy po-nadto mity lokalne, wymagające dodatkowych wyjaśnień w kręgu obcych tradycji, jak np. sygnalizowane mity małych ojczyzn. Każdy z tych mitów realizuje się hątjtf w formie narracji, referencji. op i su. .sprawozdania, hądz-co szczególnie ciekawe - w lennie epifanii. Porządek mityczny współcze-sności XX-wiecznej charakteryzuje pewne napięcie (w tym dynamika) po-między uniwersalnością i lokalnością, centrum i prowincją (zaściankiem, partykularzem>. Inna rzecz, że dwudzieste stulecie to okies nieustannych kulturowo-cywilizacyjnych przełomów i przemian, sehylkowoiiei i ot wie-rani a się na nowe. Z gruntu kulturowy konflikt pomiędzy empirią. racjona-lizmem a metafizycznością i tajemnicą oddaje Ulga Tokarczuk w £.£. przemiana wewnętrzna wyjątkowej bohaterki nakłada *ię na „przemianę" otaczającego ją świata. Pewne mity wówczas upadają, na ich miejsce przy-chodzą nowe. Ważną mię tidgry w a tajemnica i konflikt - również, o podło-żu kulturowym - między ładem i chaosem. Oto słowa dr Lowcna: (...j Jur więcej dostrzegam elementów tej mozaiki, jaką jest człowiek, jego ciału i du-szo, tym mniej one do siebie pasują Na irtantść zaczynom przeczuwać w tym wszystkim chaos. • Bo pan myśli chaosem... Projektuje go pan na zewnątrz.-

Tak pani sądzi'/ litu mnie Erna hyłaprywatną bronią pnestw chaosowi^1

Po szóste, mity nie tylko przywołuje się z przeszłości, z różnych kultur i tradycji, i poprzez analogię osadza we współczesności. Można je Leż zara-zem pnwtiływstć do życia podstaw - n<>we mii ołowie kulturowe tworzy się poprzez nominację nowych obszarów mitogcnnych. Jak choćby w póź-nej poezji Jana śpiewaka czy w jego wielkiej cywilizacyjno-kulturowej syn-tezie, łączącej iiiririr symbolikę kresową i wschodnią z mitami innych krę-gów kultury. Najbardziej spektakularnym tego przykładem jest poemat Sft two i łęki z tomu '/stąpienie do krateru.

Tego typu syntezę oraz poszerzenie obszarów mitogennych odnaleźć można również w przywołanej tu juz poezji Józefa ł.ołtodowskiego. W tym przypadku mamy do czy mana z ptirównywaniem, łączeniem, kojarzeniem, konfrontowan i ern i koni ami no wan iem ku Itur oraz mitolog 11 • śnódz ie mno-morskiej z kresami lunlorusko-ukraińskimi, ze słowiańszczyzną, kultury iberyjskiej („Marc nostrum") z polskimi mitami narodowymi. Na jeszcze innym planie znajduje się Uihlia, odnajdziemy tez znaczącą obecność milo-kniatywrtą gwar. dietek (ów, stylizacji. Lobodowski sLarał się sumiennie kon-trolować wątki i tony nostalgiczne w swej poezji: wspomnienie i wizję wzbogacał inną wizją, ctemen tan ii innej kultury, innej tnidyeji. Zresztą po-f o IbLmnA: t r: WH*M«J 199X1 ivj.

dobnie jest u Wala. w którego twórczości-Księdze (buch, „buchał teria") spoty kit się antyk z barokiem i współczesnością, filozofia z literaturą i Bi-blią. mit z rzeczywistością, a zmyślenie z przytłaczającym aufrfciogfafi-zmemr

Spróbujmy w reszcie, po siódme, spojrzeć na dowolną ideę artystyczną (np. Tiadrealizm. ckspresjonizm. socrealizm. nową rzeczowość, autentyzm i in.) jako na kreację pewnej konkretnej rzeczywistości mitycznej. Każda idea na-rzuca nam nowy sp<*ół> interpretacji świata w dziele (poprzez dzieło). Może na przykłsid zwraeać się ku elementom ekspresjon i stycznym, io znów im-presjonistycznym: interesuje ją świai zewnętrzny (także w wymiarze idei, koncepcji humanistycznych i filozoficznych), to znów świat wewnętrzny -jednostki, podmiotu Sztuka w pewnym stopniu narzuca nam mityczną for-mę kontaktu z rzeczywistością, nie bacząc na aspekty prawdy ezy wiarygod-ności (które w dwudziestym stuleciu przybrały szczególną postać). G0y uzna-my, że funkcją sztuki nie zawsze jest odzwierciedlanie prawdy, rozumianej jako zgi>dność sądu ze startem rzeczywistym, możemy stwierdzić, że na tym planie dzieło artystyczne równa się milowi (modulant).

Uwagi te mają na celu zakreślenie reprezentatywnej części obszarów miiogcnnyeh piśmiennictwa XX wieku. W tej tradycji właśnie, w wyborze, w „.strategicznych" decyzjach pisarskich, kryje się rys typowy dla portretu nowoczesności. Można bowiem tę nowoczesność opisyw ać w ramach in^ nych „siatek" pojęciowych, np. wskutek refleksji nad podmiotowość tą ezy kluczowym zagadnieniem emigracji i wygnania11 i[p. Możliwości jest wie-le. wielu nie sposób odmówić racji bytu. W iym miejscu można odnaleźć kilka elementów tradycji centralnej dla problematyki mitu. Wy^rębnienie fibs żarów „mitogcnnych" współczesności dokonuje się w trzech wymia-rach: przestrzeni (Kresy, prowincja, centra, zachód Europy i in.), czasu (rola tradycji, współczesne mitologie, antycypacje), warunków czasowo-prze-sirzennych (temat prowincji minionej wobec lematu prowincji współcze-snej itp,.). Należy tez zwrócić uwagę na płaszczyznę języka, deponującego elementy specyficzne dla każdego z tych wymiarów oraz. na relacje pomię-dzy rzeczywistością teraźniejszą i „fizykalną1, a planem symbolicznym i uniwersalnym.

Każde dzieło, w sposób typowy mieszczące się w „mircie mitycznym literatury nowoczesnej?, powinno zawiemć odniesienia do wymienionych tu Haszczyzn. Powinno; sytuować akcję bądź sytuację liryczną w obsarzc mitycznym i przestrzeli), odsyłać odbiorcę do ulokowanych w przeszłości, teraźniejszości bądi przyszłości reprezantacji mitów (czas), utrwalając „mi-lyczny" L-łtamktcr tekstu przez jego konstrukcję (w tym ukształtowanie jfr-zykowo-sLyListyczne>, kreować wfa^ny obszar symboliczny. By nie wikłać • ię w niepotrzebne mnożenie przykładów, wymienić wypada jedynie naj-ważniejsze tendencje tego nurty, biorąc pt*l tiwagę szczególnie przejawy kreacjomzmu międzywojennego i neosymbolizmu ezy literaturę krypto-nu tyczną. W |y m ostatnim wypadku chodzi o teksty, w których charakter mitologiczny (npr lusy bohatera, typ wydarzeń, motywy, odsyłające np do mitologii) jest niejawny, czasem może nawet niezakladany przez samego • lutura, h1 wynika dopiero z twórczej lektury. Odnajdziemy tu powojenny niitografizm. Jendcncje awangardowe (już od początku stulecia i polem, np, mityczne plany surrealizmu), odsyłające czytelnik a do jednego z wcześniej wypunktowanyeh „oblicz mitu" - bqdż poprustu do tradycji i ws|łók;zesno

^ •f1 1 S-^Tcłi: Wntrtw^^.ń'. T»nic j«l>Ł> irm* Irj

44 53

ści mitologie zno-im ty zacyjnej lub iriiEy zacji modulacyjnej w obrębie twór-czości wybranego autora. Dzięki tym wyodrębnieniom nurtologieznym możliwe jest wstępne Uporządkowanie lej istotnej tendencji dwudziesto-wiecznego pisarstwa.13

Robert MieikarsJtf

Teknljui trugntorttcnt wiułtj d(j druku książki Stnii£f}ic i mity riu^ wZr-JBP&P

' I I I I I . I I N - M j t l i^nIdLi i : ,^^- ' ,^ lA^.^-hlf iikj.'j.!:diL|.'Lflt:. L ' . ' - . - . .'rfuln J L . ' I I J . - : L h ' I I nhrFL* fłdjTUOMlKr* J jKThiufmłWitrilKEtJ.

Tomek Kawiak. Atwri /mm, 195 x IW cm #

40

PIOTR LiNEK

zadanie domowe poety w średnim wieku

PUHn Tadeusza*wł Rdirtricipn l

poeta w średnim wieku odrabia zaległe zadanie domowe ma napisać swój autoportret auloportrei ma być dobry

pijeta w średnim wieku nie może się tłumaczyć zap&Htiioiem j<tk się nazywa ten dnigip&toc otok Ustalającego wertuje więc słowniki i inne mądre księgi nim zapis/e cokolwiek

J - I ^ I - R I J V N ' I 1 ' ' > • 1 • J F N I I I ' J I F | I ' J I R I ' • L F I F ' J I R J I I I - .J

pioeeie w średnim wieku (powiedzmy lat czlerdz.ieki) nagle przychodzi ochota i czyżby z nadmiaru twarzy) by opisać swą nogę albo rękę (a może z obawy by jcyo twarz nie okazała się twarzą pokolenia} prawą albo lewą

w końcu im zawdzięcza bliskość ziemi i nieba

ręka lewa btiższa sercu prawa bardziej praktyczna gdy chodzi o nogi powinny chodzić bez pod/ talii

(jak W wierszu)

owszem dla sporządzenia autoportretu wygodne jest posiadanie członków

47

(jak w życiu)

odbicie zapomniało lustra

prawda czy fałsz

# * *

nie pasuje

wiatr do latawca forma do babki z piasku warkocz do wstążki córka do szkolnego świadectwa racja do prawdy dm-ga <lr> powrotu

świat do E^na Boga

spotkanie autorskie zapisałem Len wiersz nie pierwszy przecież kto wie może nie ostatni bo przy pomniałem sobie że nie odrobiłem matematyki na jutro to znaczy dwadzieścia trzy mniej więcej Jata temu nie

odrobilem zadania z. matematyki nie poraź pierwszy zresztą i nie ostatni r nie mam już przed kim przyznać się do winy

bo wczoraj to Znaczy 13 sierpnia dziewięćdziesiątego ęzwanego roku więc jedenaście lat i jedenaście dni temu

na moich rękach umarła moja matka

umarła ^rtszią po raz pierwszy i ostatni

zapisałem ten wiersz, bo nie potrafię odpowiedzieć na pani pytanie co myślę o liogn i kto zwycięży w najbliższych wyborach prezydenckich

zza pleców i nic musisz się spieszyć ijjk rak wskazówki sobie poradzą za chwilę się wodzisz lylko " i

48

pochy! się pochyl i posiwiej

len kawałek świata, który wpada przez uchylone okno zatrzyma się na twoich powiekach staną się wilgotne

najlepiej nie zobaczysz zza plceów

to jest dobrze napisane lepiej niż w życiu nie usłyszysz ani przyśnisz, jak zaboli

cytat wieczór jest przyjemny. druty na pilastrach i dyskretny monitoring, gołębie i szczający w bramach nie mogą czuć się bezkarni, markety wyłącznie na skrzyżowaniach i poza iniasicm.

władzo ksifcia jesl dożywotnia, chyba ze budzi on podejrzenie, jakoby dążył do tyranii

mzyscy mieszkańcy noszą odzież jednakowego kwju pewne nSinice mają ita celu

odróżnienie mężczyzn od kobiet "raz fczżennych od żonatych

odzież jest łatlna wygodna i stosowna

wieczór jest przyjemny, pan miody może pocałować pannę młodą, prawo pierwszej nocy. bezpłatnie regulujemy wzrok i odbiorniki, w razie potrzeby - kamery odwróci my plecami.

średnio pan już odpoczął sobie poprawia świat właśnie dopasował smak dp bibuły języka

shuJkte psuje zęby •nlone wątrobę

4 ł

gorzkie osłabia apetyt kwaśne może powodować mimowolny grymas

zajęły retuszem obrazu z powoda rad wrażliwości oczu uśrednia też świadomość zbiorową

(wreszcie na staroć przydała się lektura Junga)

teraz obmyśla pierwsze przykazanie nowego dekalogu

rtić pouczaj

brzmi dobrze myśli pan

niedobrze myśli pan zaraz potem

nic ma być dobrze brednio być ma

Piotr Linek

K s i ą ż k i n a d o s t a u c

Fwiyn Miioslawa Niewidki: drogami wędrawafasłmóL Książnica Podlaska im. Łukasza Górnickiego, Białystok 20GK, ss. 41. Jer/y Saehanck: Widzimisię. Wydawnictwo literał ura net nl, Gdańsk 2(XJK ss. m

Jerzy KałwsLk; Okołk&tofci f ime wiersze. Prymasowskie Wydawnictwo Gar-den! i nam. Gniezno 2(Kłtf. ss. 116+4 tilb. Ewa Beata Sawicka: Potówanie na Baga Wydawnictwo Polihymnia Lublin 21WB.S*, 38. Anna Wńjiowicz; W kotone Stćtkeznego księiyca. Wydawca Katarzyna Ma-3 ik-Wojtowicz, Nałęczów 2007, ss. 141. Grażyna Zambrzyeka: Godzina iv katedrze. Studium, Fnlski Fundusz WjNkwnl-czy w Kanadzie, Torontu 2008. ss, 14+2 nlb. Srecia Żukowska-Rmnioc Embiema. Wofew&kka Biblioteka PtAlicflU, Kielce 2008, ss. 46. Stanisława Wiśniewska: Prosta i z ukosa. Limeryki, Związek Literatów Polskich, Lublin 2009. ss. 48.

Edward Wołoszyn: Pielgrzymem w krainie żyda i .ftuien-i. czyli iep nu tupięk-niejsze ptaki ^lustracje Ryszard Cryglcwski Kłuli Literacko-Artystyczipv, Kra-ków 2008, ss. 155. Zofii Ziręfaiioka: Wierszr pierwsze. Wydawnictwo I1o& CBrrndi, Poznać 2f)G8, ss 120

RYSZARD LENC

El D a l l a r i u ( l i u i c c i / )

Pokój, szeroki ledwie na dwa kroki, długi zaś na cztery i tncy czwarte. byl sypialnię, jadalnią, salonem, ktłdtriią, palarnią, miejscem do pracy (gdy tra-fi ila się jakasi praca, więc r^dko), takim alI inonc, i tylko {na szczęście) nic był kiblem, bo kibel byt nu pólpiętrze, wspólny dla kilki htkaiortfw. Pa vel wynajmował len pokój od dziesięciu lat, a dok Lutnie - pamiętał dobrze - od dziesięciu lat i dw6ch miesięcy. Wszystko jedno, rzecz w tym. że mieszkał tu od bardzo dawna, więć te wymiary zasiały sprawdzone - i to wielokrotnie -z absolutny precyzję. Raz-dwa, raz-dwa-trzy-czlery-i. Można tak chodzić do znudzenia, Liczba dziesięć • gdy to sobie uświadamiał - pomżała. więc jed-nak nic wszystko jedno. Podobnie nie jest obojętne, jak się pisze jego Łńltę, ale Ravel jest dla tych tutaj łatwe do napisania i do wymówienia. Poza tym to unię poniekąd niiędzynartidowe, A tak jest lepiej, znacznie lepiej. Prag.i, Warszawa, Lubiana - kogo to obchodzi. Raz-dwj, Ruz-dwa-trzy...

Pr/ez szybę wąskiego okna, powalaną ptasimi odchodami t owadzimi ciał-kami oraz faibą złuszczoną i wypiekaną jó± mocno przez deszezH zapewne kiedy* czerwoną jak rewolucyjna krew, którą ktoii chciał napisy (ho nie dokończył): „Che. No p;^,. " {więc n iestety przeszł i al bo sk«fczył się a I ko-holk więc przez t^ poszarzały i od tego całego brutf u. i zc zwyczajnej staro&i •izyłię Pa vel spogląda! codziennie w tamto, inne okno. Ogromne, zamknięte połyskliwą szklany taflą. Tamto nk no-na tym samym poziomic pierwszego piftra - było inne. bo i dom był inny, nie taki jak jego odrapana, nieodnawia-naod lat czynszowa kamienica z trzema dziesiątkami niewielkich mieszkań i |x»koi do wynajęcia, na rok, na miesiąc, na godzinę. Różnym leniom i nie-udacznikom na zasiłku, pożal się Boże artystom, niebieskim ptakom, waria-tom z połamanymi życiorysami i wariatkom z przcinjcouymi nadziejami, wesołym dziewczynom z sąsiedniej dzielnicy i ich smutnym klientom, ale przede wszystkim imigrantom takim jak on - na mniej lub bardziej tolero-wanym pobycie. Z Europy, z lej ftdgicj Europy, jeszcze nic tak dawno gor-ze j i obcej, z Afryki, Azji. bliższej i dalszej, z różnych Półwyspów, Wysp i Wysepek, wrębcie 7 miejsc takich, co 10 nic wiadomo nawet gdzie są na niapie (a zatem i w świec iet, jeśli w ogóle$dde£

Tamten dom byl inny - zadbany, cichy i stateczny. Parter i pierwsze piętro fMHlnajęto na skład ezy magazyn, od drugiej kondygnacji w budyuku mie-ściły się jakieś biura, zosohną klatka schodową i wejściem; renie intereso-wały Pavla- były poza jego zasięgiem. Okna dwóch niższych pięter domu były stale przysłonięte: roielami, żaluzjami, jego zaś okno - wielką ciemną zasłoną. Pod dom podjeżdżały - parkując ostrożnie w Wąskiej uliczce i lara-tując jeden z chodników -półciężarów-ki i vany. z których wyhidowywano różne skrzynki, kartony, paki i paczki. Inne samochody zabierały te towary po paru dniach, pani tygodniach. Magazyn obsługiwało kilku spokojnych, pracowitych łudzi, ubranych W ezystc, jednakowe u ni formy i manewrując

53 51

wózkami widłowymi rozładowywali i napełnmtf auta. PaveŁ i u bił przyglądać się ich bezszelestnej, zorganizowanej pracy i wyobrażał sobie, jak rozkładają, rozsławiają to wszystko na pólkach i regalach w pomiesz-czeniu (pomieszczeniach?} z jego oknem, Większe na dole, niniejsze na górze, to jasne. Zastanawiał się, co też skrywają te przeróżne kartony i skrzy-nie Ł ale oczy w iSc ic nigdy nie os m ie I i Iby się o to spytać ludzi w wykroe hma-lonych, odprasowanych kombinezonach.

Patrzył więc codziennie na tamten dom, w tamto okno, bo niby gdzie i na co miał patrzeć?lego zwykły dzień (innych nie było) był uporządkowany: rano najpierw próbowała zbudzić go polewaczka, polem wóz wywożący smied, dzieła Zniszczenia dopełniał samochód dostawczy małego bistra na. rogu. N igdy n ic w yląezal aparatu s J uchowego w takiej dz ie I nicy nte moż-na być głuchym, zmniejszał jednak natężenie dźwięku, nacisigal kołdrę na gEowę i drzemał jeszcze chwilę. Wioska aria sąsiada z poddasza odganiała resztki snu; jeśli warunki sprzyjały, Pa vel brand z kiwał się chwilę, zsuwał się z Eóżka niechętnie, machinalnie spoglądał w tamto oknu (układ świateł na szybie wróżył dobrze lubżlc, na ogól iłe), machinalnie włączał kompu-ter. schodził do ubikacji (w tym czasie JUI pewno je.nt wtfaa), wracał, inył się w zlewie i golił (raz na tydzień urządzał sobie kąpiel w dużej blaszanej misce), zaparzał dzbanek mocnej Czamej herbaty {rano zawsze pil herbatę i żadna &iła me zmuhilaby go do wypicia o lej porze kawy), zakładał okula-ry o grubych rogowych oprawkach (musiały być takie, bo cieńsze nie utrzy-małyby ciężkich plusowych soczewek, a na dobre plastikowe nie było go stae), i .siadał w piżamie przed monitorem. Aby ..nawiązać kontakt ze s i a -lem" - j ak to lubił określać.

Oglądał pohieżnie główne wiadomości. Jeśli pojawiała się informacja o starym kraju - zatrzymywał wzrok i czytał clici wie - często złośliwe i ten-dencyjne doniesienia redaktorów internetowych serwisów. Sprawdzał pocz-tę, kapował od razu cały reklamowy i informacyjny spam, przeróżne pro-mocje i wyjątkowe okazje, rzucał okiem, czy jest jakaś wiadomość od jego agenta (jeśli była - czytał mail i rob.il notatki, zwykle nic nie by to} i czy jest może lisi od kogoś znajomego (nie przychodziły nigdy, bo od dawna nie miał żadnych znajumych, a już na pewno takich, którzy chcieliby mu wysy-łać elektroniczną pocztę). Kontrolował stan bankowego konta, przede wszystkim czy wpłynął już przelew z agencji za zleceń ic z ubiegłego mie-siąca i na ogót nic nie wpływało}, albo (jeśli by to tuż po pierwszym, a staty-stycznie rzecz biorąc - nie było} czy urząd przekazał już jego zasiłek. Jes"li wracało poranne podniecenie -uruchamiaj któryś z różowych portali i znów się chwilę maslurbowal. tym razem na siedząco. Chował pościel, sprzątał to, co pozostało przy łóżku lub pod stolikiem (jeśli było co sprzątać), ubie-rał się. regulował aparaL (już tylko z przyzwyczajenia) i wychodził do bistra na inaEc śniadanie.

Wypijał - jak wszyscy wokoło - łiliżankę kawy z ekspresu (teraz to co innego), zjadał dwj. trzy rogaliki (w starym kraju takich rogali za jego cza-sów nie by łaj, dzwonił z telefonicznej budki do matki (po śmierci męża mlcszkalu z najmłodszą siostrą Pavla i jej rodziną w innym mieście}, wraca! dodano , i jeśli nic nie miał do roboty (na ogół nic mial]1 przysuwał stary, zdezelowany, ale wciąż wygodny fotel do okna (kupił kiedyś mebel na pchlim targu i byt to - bez wątpienia - zakup jego życia). Trochę czytał, podjadał pomarańcze łub mandarynki (lubił je. były smaczne, pożywne i zdrowe), pił kawę parzony poturecku w szklance (według tradycyjnego sposobu maiki) i

z cierpliwym znudzeniem obserwował życie ulicy, ożywiając się tylko, gdy pod magazyn podjeżdżały kolejne samochody, Jeśli przyszło zlecenie - Hu-maczyl szybko teksi (żeby nie przeforsować zanadto oczu), poprawiał i od razu odsyłał agencji, wraz. t krótką, standardową umową, po czym niecier-pliwie zasiadał na swoim uluhionym miejscu przy oknie.

Późnym wiecztirem szedł znów do bistru, zjadał coś na ciepło, zwykłe parówki z chrzanem albo siek z ziemniaczaną sałatką, coś. co miało mu przypomnieć stary kraj (nie przypominało}, znów telefonował do matki (wieczorem była w lepszym nastroju i nic płakała za ich dawnym życiem, domem z białego kamienia, rzeką, sosnowym lasem i innymi podobnymi bzdurami i, włóczył się trochę po ulicach, oglądał wysiawy (najbardziej lubił tę w sklepie myśliwskim}, zachodził do portu, pauzy! na nieruchome już 0 lej porze żurawie, zatrzymywał się przy han klimacie (jeśEi była taka k<v-niecznośćk zaglądał dra księgami, gdzie rozmawiaj chwilę z właścicielem, jakimś panem C, (a może D.), przeglądał ilustrowane pisma i albumy, wstę-pował do eoffee-shopu, odwiedzał jedno z owych małych, obskurnych kin dla takich jak on miłośników sztuki filmowej, obrazów z niezbyt skompli-kowaną akcją i wciąż tymi samymi aktorkami i aktorami, lub szedł z którąś z dziewczyn (nigdy nie zabierał takiej do siebie} - zdariało się to niezbyt często, bu po pierwsze szkoda mu było pieniędzy, po drugie siła doznań nie była nigdy większa niż przed ekranem kom|>a. po trzecie mc mógł znieść ironicznego, wkręeajitecgo się w jego fiuta wzroku tanich dziwek. Wracał /męczony i zniechęcony do domu. Wstępował czasem po drodze na małego kielicha do krajana, sąsiada z |>okoju obok. nu w miesiącu zachodził do rodziny kurdyjskich (jak przypuszczał} imigrantów, zjadał słodkie ciastko 1 rozgrywał partyjkę warcabów z ojcem rodziny, łakomie, Eecz bez. żadnej nadziei zerkając na jego najmłodszą córkę, piękną jak sen. kruczowłosą Aziz (może A/is), Czasami w niedzielne popołudnie szedł do katolickiego ko-ścioła, zajmował miejsce pod chórem i drzemiąc słuchał mszy, mytfl^c ra-czej o tym, co zobaczył na wystawach sklepowych i o nowych dziewczy-nach. które niedawno zjechały do miasta.

Nie był wcale stary, czterdzieści łat skończył dopieio co. ale w tym kraju żył \u/. prawie ćwierć wieku. Dawno temu rodzice zdecydowali się na emi-grację. zabrali czworo dzieci, z których Pavei był najstarszy. Po przejścia wym okresie adaptiteji uzyskali pozwolenie n=t pobyt, z czasem obywatel-stwo, Mieszkali z początku razem. Pavcl skortczył szkołę i nawet studia •:długo to trwało, ale miał cierpliwe stypendium dla niepełnosprawnej oso-by). a po śmierci ojcu zdecydował się wyjechać do innego miasta. Rychło tracił stałą dobrą pracę w wydawnictwie, innego podobnego zatrudnienia juz nie znalazł (po prawdzie szybko przestał szukać j i od kilku lat utrzymy-wał się już tylko z zasiłku oraz. dory wczych - zlecanych mu od czasu do czasu - tłumaczeń z języków słowiańskich (nie hyło tego dużo i zasiłek nigdy nie był zagrożony). Co rok meldował w urzędzie gotowość podjęcia sŁDfcj pracy, co rok kksn. potwierdzał jego ułomność i stan taki utrzymywał ię ku obopólnemu zadowoleniu Paida i magistrackich urzędników. Latem,

gdy byt młodszy - dla podreperowania wątłego budżetu - podejmował do-rywcze prace fizyczne fprz.y zbiorze kwiatowych cebulek i na winobraniu}, alt: podłe warunki pracy, ból w kręgosłupie i niskie zarobki zniechęciły go do takich pomysłów zupełnie.

Jak się sprawy miały z nim i domem naprzeciwko. Ale któregoś dnia rano pod kamienicę podjechało naraz kiłka dużych, przykrytych plandcka-

5 2 5 3

m t c ięzarówek; sum ic nn i pracownicy w jed 11 o I u y eh LIII i formach załadowa-li je sprawnie, wyglądało na to. że pospiesznie. choć metodycznie opróż-niają magazyn. Zafrasowany Pa vel oglądał wkrótce potem ewakuację po* mieszczeti - wynoszono i umieszczano na samochodach regały, floty, biurka, szafy, Wreszcie na pitkę ostatniej ciężarówki wskoczyły ,.n ni for-my". W trzy godziny chodnik przed domem opustoszał, człowiek w sza-rym prążkowanym garniturze - najwyraźniej właściciel domu Lub jego przedstawiciel, który od początku obserwował przebieg Wyprowadzki -zamknął drzwi wejściowe na solidlią kłódkę i wywiesił labliczkę mknięie"?. „Do wynajęcia"?h. Pavet posmutniał, coś się najwyraźniej skoń-czyło. Kupił parę butelek kapslowanego holenderskiego piwa i przy filmie „Amazing błowjobs" wybraadzlowal się wieczorem na tę historyczną oko-liczność porządnie. ..Pracuję solidnie i skrupulatnie jak ci ludzie w kombi-nezonach". Zapalił skręta. Poczuł głód, wrócił mu dobry humor. „Na po-hybel zdrajcom T"

Coś się skończyło, ale niebawem coś się zaczęło. Przez cały następny tydzień do domu naprzeciwko ciągnęły karawan} osób zainteresowanych (zapewne) wynajmem. Ciężka zasłona w oknie na pierwszym piętrze opa-dła; Pavcl przyklejony do szyby (trochę ją wreszcie oczyścił, pozostał tylko nieusuwalny w- tej doczesności napis „Che. No pas.,.11} zobaczył węszcie tamte pomieszczenia. Nie rozczarował się. Były dwie sale • • większa i mniej-sza, mzgrodzone cienką działową ścianką. Podłogę wyłożono parkietem albo kostką drewnianą, z tej odległości nie dato się dostrzec. Ściany białe, suEit zawieszony wysoko, ntocnc. zimne oświetlenie. „Na razie ziejąca ni-cością pustka1', Stwierdził. Kibicował niektórym odwititfcającym. miał na-wet swoich faworytów, w tym dwie ładne kobiety.

Jego typ okazał się dobry. „I .al i no dance". „Latino dance" - tak nazywała się szkoła tańca, którą dwie dziewczyny

uruchomiły w ciągu paru tygodni. Na parterze było niewielkie biuro, recep-cja i szatnia, postawiono tam ieraz szafy z ciepłymi i zimnymi napojami, poEem jeszcze jedną z chipsami i batonikami. Na piętrze urządzono salę tańca i pokój ćwiczeń z. lustrami na ścianie l strukturę oraz łnnkęje pomiesz-czeń Pu vel miał teraz jak na dłoni}. W poniedziałki i wtorki organizowano kuny >zybkich latynoamerykańskich tańców, „Salsa c u bana z elementami haehaty i mamho, poziom l oraz poziom U"-głosił napis na drzwiach szko-ły, i nic le nazwy nic mów iły Paulowi , Czwartki i piątki przeznaczono na kurs argentyńskiego tanga [również dwa poziomy ale ten taniec wydawał mu się znajomy. W soboty odbywały się sulsoteki, w każdą zaś niedzielę J j i l ino dance1' zapraszała na milongę j ,,Tangueros zawsze o 20"J. Milon-ga'.h Tangueros? W weekendy przed południem - warsztaty. W te dtti na piętrze otwierano mały bufet, W którym można było kupić piwo i hol doga Od poniedziałku do piąlku muzyka mechaniczna z. laptopa, puszczana pi zez nieduży wzmacniacz, w tnbolę na tle neonowej palmy z napisem „HavanaH

tańce prłiw,id/ił didżej, zawsze w błyszczącej kolorowej koszuli, w nie-dzielę do tanga przygrywało pięciu muzyków; ślazy pce, elektryczne piani-no, kontrabas, gitara oraz instrument, który przypominał mały akordeon, h a n d o n e o n , sylabizował Pavel nazwę odczytaną w necie. K winiet sie-dział na podwyższeniu w rogu s4li. a u plecami małej orkiestry rzutnik wyświetlał na ścianie zdjęcia portowej dzielnicy (pewno lluenos Aires), Wszystko razem może i kiczowate, ale czuł w- lym oddech dalekiego świa-ta. powiew egzotyki "ii

5J

Zajęcia rozpoczynały sie po południu t Pavcł nie mógł doczekać się na-dejścia godziny siedemnastej, gdy do szkoły zaczynali przybywać pierwsi uczestnicy kurców. W oknie powiesił grabą tkaninę o gęstym splocie. Nie wychodził juz na wieczorny spacer Kupował wcześniej ostre picadilioałho stek z frytkami, przyrządzał sobie Cu ba Librę !ub nalewał kieliszek czer-wonego cierpkiego wina, gasił światło w pokoju (na wszelki wypadekJ, siadał w fotela i przez wą_ską szparę między brzegiem kotaiy i futryną oh^ serwował tanoeiiy. Do późna, do ostatniego nnkzącego, do ostatniej pary. Czasem ostrożnie uchylał okno i łapczywie łapał dźwięki dochodzące z do-mu naprzeciwko. Sprawił sobie nowedwuognjskowc okulary - do ,hbliży" i do dali. oraz nowy. wspaniały aparat marki Philips (wydał na te zakupy wszystkie oszczędności} - teraz miał techniczne warunki do obserwowa-nia nowego.

Zainteresowanie kucami byki spore, ruch w szkole /, dnia na dzień robił się coraz większy. Tańce latinobyły najwyraźniej modne. Po krótkim cza-sie Pa vel zaczął rozumieć, w czym rzecz. Odróżniał już osobę z jakim takim lalentem do tańca tid kompletnegobcztuL-ricia. pozbawionego poczticia ryt-mu i muzycznego słuchu. Miał swoją rankingową listę i 7 przyjemnością przydzielał kurantom punkty, gwiazdki, plusy i minusy Instruktorzy zresztą też mieli swój rating, Był surowym sędzią.

Szybko zauważył, że salsa i tango to dwa rozłączne światy. Salsa lo była radość, zabawa, lo byt karaibski luz Sałfci to hyla swoboda,

to by I boski rytm. saLsa byk jak radosny seks bez zobowiązań i bez kompli-kacji. Salsa to był 011 i ona wokół niego jak o$a, salsa to hyly jego ręce i jej biodra, to spleceńie dwóch dbających, wirujących ciał. Salsa to była sama przyjemność tańczenia - pojedynczo, w parach, w kręgu L.ruedaT); slow nik Pav]a wtią/ się wzbogacał, ale nurtowała go niepewność - czy dobrze ideniyflkuje figury, elementy tiińea, muzyki (nie było to proste), Salsa. Pięt-nastoletni tancerz, trzydziestoletnia partnerka-esy to kogoś dziwi? Saksa i"Nic i Nikt, salsa to My wszyscy, Nagość bez wstydu. Lagodiw narkotyk [fnsophsiticated. f-2.3-4-5-6-7-fl, dyktował tempo instruktor. Kongi dud-niły, clave grzechotało.

Tango ui była melancholia, tango to byl smutek. Ich błyszczące oczy, jej ręka na jego szyi, jej twarz przy jego twarzy, jej stopa na jego siopieT jego nuga między jej nogami. Tango lo byl on t to była ona, czująca jego inten-cje, zamiary i myśli. Tango lo była ona i byl on - (en. ktńry spełnia, czego zażąda ona, czego ona pragnie, ua co ma ochotę, Jedność i harmonia. Tu kobieta uczyła się być kobietą, mężczyzna - mężczyzną. Tango to był nie-pokój, to była namiętność, to było ledwie tłumione pożądanie, ukryty żar i wdroić , tango to była miłość, która nie może skończyć się-dobr?*, Tango to była samotność we dwoje wśród innych samotnych jak oni. Krąg we-wnętrzny. krąg zewnętrzny. Tango to były figury, interpretacja figur, upo-rządkowanie figur, to były figury figur. Oeho, cruzada, INJICO. gancho. para-da, saeadar voleano... Tango to byl;i superpozycja kierunków, kompozycja ^wrotriw, to była linia i koło. pion i poziom, ruch i bezruch, spokój i gwałt. Tango to była bitwa. Rewolwer i nóż, Los portenos. Tango było upojeniem, mocnym narkotykiem, to było uzależnienie, rozszerzone źrenice 1 szybki, płytki oddech. Carlos Gardeł. AstorPiazzola, Go-tan Project. Cumpar-Wa, Libenango. Arystokracja nędznych portowych nabrzeży. Jestem tyl-ko zgubionym ptakiem/powracającym Stamtąd/i myślącym błędnie, że to aieboTktórego nigdy nie odzyskam", Los Pajanrw Perdidos. Starv ianquero

i młoda, rozkwitająca dziewczyna. U2-.1-4-5-6-7-8. liczył instruktor. Tandy i corliny. Bandoneon i skrzypce.

3mu byli uezniowte-tancerze, inni nauczyc ielc-tanccrze, inne obyczaje, inny styl, inna Forma, nawet inne buty. I tylko jedno łączyło te dwa rozłącz-ne światy.

Juan. JLMEI hył w nidl obu. Łłavel nazwał go tak na ezcśc Juana Carłosa Copesa. Latynos. ciemna twari, CZarTiC jak smoU wtosyr Szeroki, szczery Usmiecli. Juan uczył tańców karaibskich. Juan uczył argentyńskiego tangar

Juan był lam i tu. Juan byl wszędzie, byl za dnia i byl późną nocą. Bo Juan był bogiem. Bogiem tańca, Mistrzem. Pierwszym langucro i pierwszym partnerem w salsie i bachacie. Kobiety patrzyły na niego z miłością i pożą-daniem gdy tańczył z nimi. z zazdrością - gdy tańczył z tamtymi. Zawsze z o wielbieniem. Uczył przede wszystkim tych z poziomu drugiego i prowa-dzi! WMShZtaty. ale nie gardzi! wcate uczniami z pierwszego. Kochały go kobiety, kochali mężczyźni. Bez różnicy. Czy z istotą busk$ możesz stawać w zawody? Gzy możesz nie szanować kogoś, kto jest lak blisko, będąc tak daleko zarazem'.' W tangu był królewsko dostojny, w salsie ku newsko ela-styczny, giętki. Nostalgiczny-radosny. Ogień, woda - razem,

Pąvel pokochał go jak inni. Obserwował i uczył się. Całymi godzinami. 0 zmierzchu, o świcie, ł już wiedział - jak. Tańczyć, uczyć. pokazywać sekwencje kroków, układy rąk i układy stóp. Cierpliwie, dokładnie, (jesz-cze, jeszcze raz. Pięć-szcftć-siedem-i, Pięć-sześć-siedem-i. Jak doiykać de-likatnie bioder partnerki, by pięknie falowały, a ona czuła rozkosz w brzu-chu. sutkach i ita czubkach paków. Jak wsuwać stopę między jej kolana, by sandwich był prawidłowy, klasyczny, a dreszcz szedł przez całe jej ciało, Patrzył i studiował. Zaniedbał tłumaczenia, lista nieprzeczylanych maili /agencji niepokojąco nwlu. Sczernili [febbl, na twarzy miał kilkutygo-dniowy zarost. Z domu wychodził już tylko przed południem, ale i tak kie-rował się najpierw - 1 przede wszystkim - w stronę drzwi tamie go budynku. ..Weekend z Gonzalo... Pokaz salsy Los Angeles, Wstęp wolny", .Monica 1 Pabło. Prosto z Meudozy. Warsztaty tanga...". Trzeba być na bieżąco, nic miał wątpliwości Pa vel,

...Nie można bezkarnie krążyć w korowodzie pięknych dziewcząt Nie można bez konsekwencji patrzeć im w oczy, trzymać ich dłoni, dotykać ich włosów, oddychać ich zapachem. Nie można. Powiedzmy Juan (ta, Anna. Powiedzmy Margeri ta, Margo.

Anna, drobna blondynka, Z fantazyjną grzywką, mchliwa, pogodna; jej salsa była etniczna, gorąca, biodrzasta, prawdziwa salsa cubana. Pavel za-wsze odczuwał silne podniecenie, patrząc na jej pulsujące uda. A Juan mu-siał czuć dokładnie to samu Czasem wychodzili razem i Pu vel nramteal, że nie idą na. spacer. Margo, wysokar ciemne proste włosy, chmurna twarz, małe ostre piersi. W tangu mocno trzymała rękę Juana, jej ciało przylegało ciasno do ciała tancerza, u gdy w Szybkiej miłondze wyginała się do same] bierni, Pavel W'ie<lziuł, że Jurni nie może pozostać obojętny. I nie |Jozostul. Którejś nocy, gdy już wszyscy wyszli, Juan wziął ją na środku sali, a gd\ leżała na plecach, gdy potem klęczała przed jego kroczem, gdy wznosiła się nad nim i opadała, cały czas jęcząc t krzycząc, przeżywał razem z nimi ie same orgazmy.

I tak spędził z Juanem, Anną i Margo parę tygodni, aż ktńnegoś dnia tan-cerz nie pojawił się w szkole. Drugiego dnia to samo i trzeciego znowu, ..To pan nie wie, CO wydarzyło się na&zeihu Ąlherto? Gazety pisały." Recepcjo-

! 57 155

nistka spojrzała na niego i odłożyła magazyn dl u kobieL „Albeno?' „Tak, Al berto. Miał okropny wypadek. Jak zwykle pędził na złamanie karku, No i dorobił się... złamania karku właśnie, Taka tragedia, laki młody człowiek A jaki zdolny Ale, ale. Ja chyba p;tna znam. Pan lu gdzieś w pobliżu miesz-ka. Czy jest pan zainteresowany naszymi tańcami? Nie'.' Szkoda, mamy świetne kurey... Czy Albeno będzie jeszcze u naft tańczył1? Drogi panie, czy on kiedyś będzie siedział, oto jest pytanie...,"

Po miesiącu kupił w sklepie myśliwskim duży, ostry nóż i mocną linkę. Zwiedzieć się adresu, ale tak, by nie wzbudzić podejrzeń. Przesiadał się dwa razy. Jeszcze nigdy nie byl w południ owej dzielnicy. Nasunął kaptur na. głowę, zapukał cicho. Nacisnął klamkę, pchnął drzwi - nic były zamknięte. Juan-Albeno leżał na tapczanie i spał, głośno chrapiąc, obok na nocnym stoliku przy łóżku siała opróżniona butelka wódki, telewizor nastawiono na mamy muzyczny kanak Pawi zasłonił twarz Juana chustką. Chłopak drgnął, kopnął parę razy nogami, dało wyprężyło się, ucichło. Cóż. adios \onino. Pfrvd przeszuka! szuflady komody, znalazł trochę pieniędzy, schował do kieszeni. Przewrócil jeszcze wózek inwalidzki i ostrożnie opuścił mieszka-nie. Będzie wyglądać na włamanie z kradzieżą. Nóż wyrzuci! do portowego kanału, przetarł okulary, starannie u myl ręce. Odetchnął głęboko. Prostymi-k;i patrzyła na niego z zainteresowaniem. pięćdziesiąt będzie miał pan szanowny wszystko, czego dusza zapragnie". Wsunęła mu rękę do rozpor-ka. ..O. i jeszcze więcej".

Tak hylo, czy może tak tylko być mogło?- Pavel nie byl potem pewny. Wkrótce przyjęto do „Laliw dance" nowego Juana. Salsa Anny znów

była etniczna, gorąca, prawdziwa sałsacubarła. Margo mocno trzymała rękę tancerza, jej ciało przylegało ciasno do jego ciała, a gdy w szybkiej miłon-dze wyginała się do samej ziemi Pa vel wiedział, że nowy Macuro nic może pozostać obojęlny.

A-ir-r/iwiii-LT.1

• Ularol. Jen demonem tin.^i*ciria, tentem lenistwa oraz pniijioiri. folami ntotf prawić. ie iiiof utoni,t ir> niewhiJałty i dzięh temu fktiuijHtie Wspaniały skarb. Czę rtt> taft wfafitit wyobrazimy sobie tuazą obccnotfw fair lir.

Murael (Mo/id), Annyt Mn tur i mu (tikz.? moc czynienia tudzi i ni€h-idzioiny-J. m.

Ryszard Ulic

Opowj^afliei pnygołowywiuiL-gH ztaont;*. Daimonia,

ZOFIA NOWACKA WILCZEK

wieczorami szeptem pertraktuje z Hogiem starając Się garścią koralików przekupić Niebo choć i lam leż można bez przerwy nic czekać na nikogo

Konfrontacja Spóźnieni wiem znrfw po zejściu z obłoków powiesz żc tak ciepło pachnie pinią że pustynia jest piękna i żc jak zwykle po każdym powrocie jeszcze tli ago będziesz dyszał j^ki mucziua

jako że w Kanie magiczne mają wino JUKÓW obawiając się herezji oczu schowam je pod złotym paskiem talerza pod kwiatem aloesu rui Córze Tabor albo na samympzubku niebosiężnej palmy w tradycyjnie słonecznym kibucu

zgodzą sit nu wszystko czcgo nic obiecasz usłyszę i przyjmę od lal chowane w milczeniu wyzwanie

Twoje ziarnka gorczycy bez przerwy próbują wykiełkować ale to tylko IV umiesz zejść z C.ióry Kuszenia z niczego miłość rozmnażać chodzić po jeziorze

przypadkiem hyli razem w Krakowie marzyli nocnymi uliczkami ale nic w ohjęciach

nie patrzyli sobie w oczy nic trzymali się nawet za ręce

oddzielnym spojrzeniem podglądali Rynek i rozognione Sukiennice

zachwycali -iię bardzo osobno każde własnym zachwytem

w hermetycznie domięśniowym ukryciu i jakby we wstydliwej tajemnicy przed sobą

razem

tylko kłócili się namiętnie

jak zwykle o jakiś drobiazg

Wolontariuszka

Samotność bardzo skrupulatnie niemal z pedanterią wykonuje swe ciKlziennc życic przeciera mytfli umywa ręce i grzechy układa w mimtty jednoosobową cis/^ lub czyhając za rogiem firanki usiłuje przyłapać słońce n a gorąc yin uczynku

przybiega wprost z życia tnidny egzamin zbita filiżanka ta którą obsiadły motyle i którą zimą grzała zamysłów dłonie On który w olał ni e do niej

za drzwiami do ciszy zamienną twarz wkłada przebiera się w radość ' szeptem podchodzi do nie swoich Ostatnich już yodzin hY wpleść ręce w nie swoje cierpienie

wiesz mówi do kpiącej lali podobnej

5 S 59

do tej jaką w dzieciństwie miała która oprócz, zamykania niebieskich oczu na brak długich rzęs i mówienia &lowa mama posiada jeszcze funkcję oddychania przyniosłam ci ink) zerwałam je ze słońca zloloztelone i pachnące mówi usypując wielką gótę winogron na którą śpiące rączki nigdy się nie wespną

wdeptując pełną gar& swojego najlepszego dotyku w bawełniane rumianki zamiast dawnych loków od kilku dni ją odprowadza do proste j na ekranie

dalej można juz tylko w pojedynkę

Zofia Nowacka-Wilczek

IbnKk K;LW iiik. Lii fewrRite mawhecfrjttnjJ 197 *94on

6 0

BEATA PRZYMUSZAŁA

Pusta pustka? O źawteczysiczoriej polskiej pamięci

w „Sksi^if'" Magdaleny Tu] i i Michael C. Steinlauf w książce Pamięć niepnyswojana, Polska pamięć

mgtady przyjął perspektywę ukazującą Polaków jako biernych Ś w i a d k ó w

wyniszczenia £ydów. Jednocześnie podkreślal, że ukazanie się Sąsiadów ( j r o s a S f d o porzucenia tej tezy ale z pewnością wymaca

rozsze rzen i a jej o prohicm przemocy Polaków wobec Żydów, problem rzu-cający dodatkowe światło na analizowany przez niego niezwykle silny me-chanizm wyparcia. Steinlauf pytał: Czy tu nowa wiedza trwale przeobrazi poiską świadomość ' Czy zaowocuje blifrzą prawdy opowieścią o polskiej przeszłości, taką. któro będzie "hejmować równie i pomięć pomcmtwanwh Żydów z cahfjej bolesną złożmościąp

Kolakom wciąż trudno zaakceptować konsekwencje spowodowane pa-trzcniem na zbrodnię, a jeszcze trudniej przyjąć im do wiadomofc infor-macje o współuczestnictwie. Okres 11 wojny światowej jest przede wszyst-kim źródłem dumy z kampanii wrześniowej i powstania warszawskiego Powody do odczuwania wstydu dostrzega mala liczba respondentów choć widać wyrazie, K z upływettl lal ich przybywa: w I9Ć5 r. wskazywało je 4 f % badanych, w 2003 r było ^ II. 1 * - j a k o źródło wstydu podawano władnie stosunek do Zydów":.

> TuJli Mmowi bardzo ważny glos w dyskusji o naszej świadomo-SC] zagłady, Dlaczego jednak jesion tak słaby, dlaczego go niemal nie s|v-chac: *

Parabola i kamień Rozpiętość interpretacji Skazy p&t uderzająca. To powieść o problemach

autora i jego mocy twórczej'* utwór o „kondycji współczesnego człowie-ka ..opowieść o wykluczeniu'", książka o zranionej tożsamości, która ukazuje niemoc iiteratury'=. Zdaniem Poprawy „Skaza" lo nie proza o Zti-Stadne czy uchodźcach. leez kryryka „sformowanego " rozumu i zarazem wezwumedo wzięcia wipowicdziainości za dzieje świata*. Borkowska pyta Jak opowieść o małym miasteczku zamienia się w opowieść o Zagładzie* Za< Suchanskah zastanawiają się, tzy to wlanie ..powieść o hotocauĆcie" pisze z wahaniem, ze to chyba mczej utwór, w którym „holocaust nabiera U J znaczeńEa uniwersalnego"*, Wiela# i różnorodność tych interpretacji wskazuje na niejednoznaczność praży Tul I U także napomysJowotf i wni^ khwotó recenzentów, Pytanie, jakie warto lu zadać, brzmi nasippurątordla^ czego, mimo u te odczytania niekoniecznie się wykluczają (przecież pm-

fi—Pad A bwgHhb WkwiZOOI hł i. Si*kii: Czatpf^f, Jj, pamlff, mA. 1 j f l u f i . i*. |«V |«| , ¥'

^ K Urtunuk T h t e « . h C W w i r IS tPjwŁ , U J h Pir.kk . , f - . ^ J j f c k i l i L.Mn^łł" H M * I J . Ł_ ^ ^

> tA Jfa-T KMłtki- MM* I, L » i. PUprim. lid, ńłTUf./Hlirrp ^A-,. 11? fi Hi^AJ. frW arjtAłJ. ^(.PuWiałWiflW-2.. 114 ŁLA**^.; Elsm^MtUapUiny ruth .Po!™,:, IC JWł -.i M 17

ÓJ

blcni warsztatu autora może też dotyczyć pisania o zagladz.ie), w większo-ści przypadków ta właśnie kwestia jest pominięta lub opatrzona znakiem cudzysłowu .

W pewnym stopniu może aa to wpływać podkreślana w recenzjach para* bolie/iiość powieści, tidyby pokusić si^ 0 najbardziej lapidarne streszcze-nie tej prozy, wyglądałoby ono następująco: dylematy narratora komponu-jącego s w opowieść przedstaw ione zostały przede ws r,yst ki i n jako ki opoty z. zamówień i eru u krawca odpowiednich strojów, Ten mistrz w swoim fachu niekiedy bywa zmęczony, przepuszcza usterki, wic, że i tak nie wrócą do poprawki. Metaforyczny obraz, często pednak byw'a demaskowany przez narratora^ Tutaj materiał został fin pgzyktad z lekka nadciĄ&rttffy ront nie-znacznie przy marszczony, nadmiar wpuszczona w «wy i zapnasffwano w miarę gładka, żeby wszystko to razem z faktami duło się dopasować do gotowych tui zawsze koitłduzji JHI temat tej ałbti tamtej postaci, {---) Kto może, z roztnysfen' obstaje przy pierwszym wrażeniu, niczego więcej nie chce przyjąć do wiadomo^ Oko woli omijać kłopotliwe szpze$ół)f

Mimo że sam sposób konstruowania lej historii jest ^szyty grubymi nić-mi", nanator jeszcze je rozrywa, sugerując sposób czytania fwyhór kn>ju będzie okrtftal postać, ubiór staje ^ię oznaką, wskazówką interpretacyjną),

W lak przygotowywany świat małego miasteczka w-piowadZOrtf zostają dekoracje - kamienice, restauracja, sklepyh tramwaj. I toczy się opowieść. Ten dzieti z życia niewielkiej społeczności będzie jednak dniem wyjątko-wym. bo nagle tramwaj przywiezie grup^ osób, które nie niajq gdzie podziać. Stłoczeni na placu, zaczną powoli stawać się probfcmeim zajmują za dużo potrzebnego miejsca. Zoslaną zamknięci w piwnicy, a generał bę-dz.i e się za^ta 11 a^ tal, jak si p ic h pozbyć, Za naj tepsze rozwi qzanic u zna wap-no... Na końcu okaże się jednak, że piwnica jest pusta.

Nic szczególnego już się nie wydarzy. Ten sposób pisania, eksponujący kreacyjność, skłania do uogólnień: mamy przedstawionL| sytuację wypre-parowaną1'.. oczyszczoną ze zbędnych wątków. Nic może więc dziwić skłom ność do uniwersalnych odczytań: powieść Tul li jest książką o naznaczo-nych, obcych, zagrażających. Jest powieścią o holocauście i o innych ludobójsrwach. Nie sposób jednak nie zauważyć, iż zagłada znajduje się w centrum tego su Lata. tlrażyna Borkowska wskazywała na pojawiający się na początku powieści obraz stosów ubrań •• twierdząc, że to „scena zło-wróżbna, prorocza, idiomatycz.na"llł. Można tu jeszcze przypomnieć opa-ski na rękawach, wprawdzie początkowo mają je jedynie dzieci z sierocińca jako znak żałoby po bliskich, atc wkrótce okazują się one „pospolite" (s, 7U). Warto w ^ m kontekście z.wrńeićuwagę na jeszcze jeden fragment roz-ważań narratora: Po co FPFJ' to wszystko, możno by spytać podejrzliwie, po co zdarzenia, po co cierpienia wplatanych w nie postaci, f nie rtm innego wyj-ścia w obliczu tej kwestii, jak tylko się uchylić, niczym wl kamienia cistiięie-go zza węgła. Gdyby trafił w .sktoti mógłby zabić na miejscu łscz raczej nie trafi świsnie tytko nad uchem (ss. lłbhJ),

Te zdania w pierwszej ebv. iii wydają się opychać temat zagłady, ale prze-cież są one wyrazem obawy właśn ie przed jego poruszaniem. Po co pjsai^, po co do tego wracać, lepiej zostawić - wraca łęk przed dotknięciem czegoś h;Lrdzo bolesnego. Boi się także narrator - zwróćmy uwagę* że w prowa-dzonej przez niego grze metaforyczne równanie („tylko się uchylić, ni-czytn tnł kamienia ci śniętego zza węgla") ulega udoslownicniu: kaEUień mógłby zabić, ale tym razem na szczęście przeleci nad głową,

I nie H|łosób wykluczyć, i z ten lęk powoduje, że pewne sytuacje nie n v stają (nie mogą zostać?) przy wołjftnc wprosi, Są jedynie „pustymi znakami" wywołującymi rozlegle skojarzenia: w tym znaczeniu powieść jest para-

"O 'T + ł-i".

bolą sklejającą do szukania uniwersalnych odniesień, Ale sam fakt poja-wienia s,f obaw zw.ązanycli z wyborem tematu oraz oscylowanie midzy metaforycznym a dosKiwuym odczytaniem mozc wskazywać na użycie ie zyka czopowego. Zwracając awagę na jego obecność W parabolach L \ r,. Anna Nasiłowska podkreślała. iz wymagają one lektury ..uszezególawia-F p r e z e n t o w a n e wydarzenia do konkretnych sytuacji" 1 choć pnwje.se Tulli nie pozwala do końca umieścić się w tym ujęciu nie mamy tu do czynienia z utworem .,pseudohistorvezuwn"}, jeJnak nie mozn, go w ogóle wykluczyć. odnosiłaby si; w i £ do samej zadady n izm^™ " P r°h [ e E" J C J a ^ A n s Sf>- niożfiwego do powtórzeni a - rneeha

Kto patrzy? - Czyli jak dochodzi do zbrodni Zanim narrator ukaże pojawienie się uchod&Sw w sennym, spokojnym

" S f i f ™ * * H S * * * M H W - sic reo^y pow-ych ujęć (WBoły fi'udcnt. nieszczęśliwa sfnżąea, sfrustrowany notariusz) wp,t>-wadzi nas w ich świat. Co niezwykłe istotne, m ó w i ł o p e m c z e g ^ p o s t a c h , po krótkiej prezentacji nagle zmienia p e ^ p e j ^ o p l ? S

notari u sza' ^ r S S < S 1 * - Jestem służącą od notariusza... (s. 23),, Jeśli jeMem notariuszem..."(i:26). Po czym czyta-my, co on. robią. ,ak myślą, jak sobie radzą z. problemami. 1 W e * a m y ielt ograniczający, ciasny, typowy dla konwencjonalnych bohaterów prozy lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku, horyzont Tak tez JfaSlono Kfiw jednej i. rccerujL lo .Tuwimowi mieszczanie"^.

T:. pmpekty waopiu, jest jeszcze wyrazistsza w momencie przybycia llu-niuóbeycluisób. Obserwowani przez mieszkańców z ólden kamienic z ulic stają się wyr;,zną grupą poddaną ogl^owi. Tu również narrator patliy z ni-mi (,jcslt jestem którymś z lokatorów patrzących zza firanki " - ^ | fii

pr/yjnłujc ten s,Wsób myślenia, najpierw widzi przybyłych kłopot ptC ten pioblem, w końcu zagrożenie: Trndno.spokojetmtrz^joku^uHoa

na wahzkach. jak ka^ły z nich mebluje skrnwekplacu wuLyoo L U , • ^erdzi. nałeiy m w końcu wypowiedzieć i rc pruw dę. Nie da

tię w-ztąćw karby jego niechlujnej „atnry bez nieustających Zabiegów toa-tetowych {.,.). Na to wszystko potrzeba dużo miejsca. (..,) Tot& ciało po-zbawione wraz z dachemnad&mą tego wbystkiego, nie doczeka de współ, weta. przeciwne, stać się musi obrazą dla przyzw oitości, nktitą schludnej t przyzwoitej wspólnoty mieszkańców kamienic (ss, 118-1 tS)

Co niezwykle ważne - b y uchodźcy*?), wywiezień*?) ftnrdno poprzestać na jedny m określ em i r) pozosła I i grupą odmienną, narrator n ie może poz wo-

tó^te?^ ' ' 'U ^ nie chce?, nie potraf]? Czy to raeczywtfae lylko zabieg kompozvevjrky, pozwalający wyodrębnić się totalnej obcości? f t ' W pewnej chwili dochoi^i dt> stanu zawieszania, narrator n^zważa ntozli^

wość współczucia-stając się przez.cbwilę,jednym z tych gapiów ponisz^ nych własną dobrocią (>] 701. Ale szybko przechodzi nad tym stenem do porządku: przez zażenowanie, skrępowanie, uznanie litości za stiiii raczę, żałosny - zwłaszcza (tłumaczy sobie), gdy miałaby ona dotyczyć ludzi lak bardzo odrażających, któjych birydota nta swe odzwierciedlenie w s(m[u i zapewne również w charakterze,

W.spOłczując, EL więc uznając stu„ jakiejś osoby za zły. niekorzystny - nie tyrko Stę z mą identyfikujemy, ale często czujemy się też zobowiązani do

^wwr, op p i. JO.

M . C u t r ^ f l | t i ] ift I>rn-M S u f W A I v ,• „ i J r r f ^ ^ m i , .ii. ^ — * - ^ i U , !

pomocy. Odrzucenie współczucia pozwala tego uniknąć. Dodatkowym ar-gumentem jesl w tym przypsidku stwierdzenie, że obcy jakoś sobie zasłuży-li na swą sytuację.

To. eo początkowa wydawało się więc jedynie tecłuitką narracyjną (po-zwalającą na wyodrębnienie, więcej - n a całkowitą izolację obcych), ota leż usprawiedliwiać obojętność. Psychologiczna motywacja (sposób po-strzegania obcych] oiwicra oczywiście perspektywę aksjologiczną, ale nic zostaje ona przywołana w samej historii.

Ten sposób pisania z pewnością oddaje bierność osób obserwujących wydarzenia, ale jednocześnie sygnalizuje początek kształtowania się decy-zji wyrażającej zgodę na pozbywanie się obcych. Problemem nie jest bo-wiem jedynie obserwowanie zła, ale i współuczestniczenie w nim, Miesz-kańcy miasteczka sami odgradzają się szczelnym murem uprzedzeń *id innych, sanu zaczynają szukać jozwiązania". To enigmatycznie brzmiące słowo - będące oczywistym nawiązaniem do niemieckiego hndlósung -powraca w powieści Mowa tu o „tymczasowym nizwięcaniu" (zbudowa-nie latryn) i „późniejszym, lepszym rozwiązaniu" (które w koricu się wresz-cie wymyśli, więc do tego czasu nie można działać lak, by je potem unie-możliwić). To zestawienie staje się więc oskarżeniem, samoofikarżeaicm. li o narrator to też jeden z gapiów,

W tym ujęciu ]>owiećć Tuili jest wyznaniem winy, wskazaniem na współ-udział w zbrodni - wynikający przede wszystkim z zaniechania, przymknię-cia oczu. Przy czym: współudział ten jest ograniczony do sytuacji, w któ-rych istniała możliwość podjęcia działań. Ody rzeczywiście można było pomóc (właśnie stłoczonym na placu ludziom), ale wygodniej było lego me zrobić. Samo ludobójstwo przedstawiono w kliku zdaniach,prosty opis przy-pomina niestety inne, podobne: obcy zostali stłoczeni w piwnicy, doslfp do szybów wentylacyjnych zapchano, później użyto wapna.

Skazi to książka o bierności świadków, o kształtowaniu się antysemic-kich poglądów (jak i wszelkich innych uprzedzeń). Ale to również książka 0 zabijaniu sąsiadów. W tym znaczeniu to utwór o pogromie kieleckim. 0 Jedwabnem, Tc wydarzenia są rdzeniem powieści, zasłanianym nie tylko dlatego, by dokonać ich umwersalizacjt Nie jestem pewna, czy zamiast j ] ni wersal izacji" lepszym pojęciem nie byłaby w lym przypadku „parabo-Ei^łcja" - ujmowana dwuwymiarowo. Konkretne Marzenie nie traci w niej swej jednostkowoSc i. odnosząc się jednak do innych hisiorń. Zaś ich podo-bieństwo nie niszczy bdtruennuści poszczególnyeti sytuacji.

Zasłanianie tych wydarzeń ma swC wyjaśnienie w przywołanym już wcze-śniej fragmencie, będącym swego rodzaju „wyznaniem iiainttora" o oba-wach przed „lecącym w jego stronę kamieniem1'. Udział Polaków w mor-dowaniu Żydów to wciąż jeszcze lemat nic do końca bezpieczny, Ale zasłanianie wit^że się również zc sposobem prezentacji wydarzeń historycz-nych. Mówiąc o .,wyziuniu narratora'', z pełną świadomością łączę (U kate-gorię tekstową z perspektywą historyczną i egzystencjalni}, Jak bowiem, on sam oznajmia: Z pewnego punktu widzenia nie ma zmyślonych ppowieScL Każda na koniec, choćby wbrew wszeikint pozorom, okazjtje się prawdziwo 1 nieunikniona (ss, 163-J64),

Zmyślona opowieść mi tu niejednoznaczny sens. Zwróćmy jeszcze raz uwaj:ę na sposób jej prowadzenia - tym razem jednak proponuję przyjrzeć się samemu narratorowi.

Lepiej milczeć? Wspominałam już o ukazywaniu dylematów pilarskich poprzez, wprowa-

dzenie obrazu krawca* nadającego fason postaciom. Narrator próbuje się z nim targować, ale nic jest w stanic dokonać zmiany w poszczególnych losach, wo1iH jak przyznaje, nie pytać się nawet „skąd się wzięła ta góra

! 64

palt" (s. £J, ta sama, o której Borkowska pisze, że jest idiomatycznym mz* kiem zagłady ). Pod konicc powieści padają słowa; Jelitahistamjka natęży do mnie. tiiejeu w mojej mocy odwrócić,jej j^eg. cofnąć zdarzenia (s, 161). Nieunikriioiiość przebiegu zdar,cń wskazuje nu dość ograniczone możli-wości narracyjne. Co więcej - sam krawiec mógłby jedynie zmienić los świata „w porywie współezuL-ia" gdyby przestał pracować. To, co wyjdzie spod jego ręki, usamodzielnia się, prowadzi własne życic (choć w fasonach przez niego nadanych).

Ale to nie są wszystkie ograniczenia narratora. Iły skonstruować świat przedstawiony, musiał mieć przecież dekoracje. Do powieści wprowadzo* no majstrów: niezadowolonych z życia mężczyzn, z którymi próbuje się porozumieć. Wie jednak, że znajduje się na słabszej pozycji: nie je,st w sta nie udowodnić oszustwa, musi po cichu zgadzać się na „niedoróbki". Woti niczego nic reklamować, bo: Ludzie w drelichach i tuk uważają, Upracują zbyt ciężko jak nu tę śmieszną dniówkę, m którą nie natęży sif mc więcej niż goły mnr(Ł 14). Wie, że kiedy dochodzi do katastrofy, stoją za nią właśnie oni, bo „zbyt wicie mieli do ukrycia1' (s, 53) -choć niczego nie można na pewno udowodnić. Narrator przyznaje. Że gdyby milczał, może dalobv się uratować jakąś scenografię Tak stracił wszystko - całą zawartość sćjtu, który runął, niszcząc stropy, Nic do odzyskania są ukty własności kamienic! certyfikaty pożyczki skarbowej wolnego i policjanta, weksel popisany przez studenta. Wszystkie dokumenty, które były w t a w & i ą postaci, zni-kają. Nie ma po nich śladu.

Narrator, który mówi za dużo, musi pogodzić się więc z faktem, iż jego historia będzie przekształcona - nieświadomy działań majstrów tłum bę-dzie musiał się pojawić w innej scenografii, w innej opowieści. I tak poto czy się narracji o sennym miasteczku, do którego przybywają obcy.

Zmyślona opowieść ma więc swe rzeczywiste źródła, które ktoś wulaJ usunąć, Co nic znaczy, żc zmieniło to bieg wydarzeń, bo przecież opowieść przehiegla do końca. Tylko że zawieszona między tym, eo wy Linia się z de-koracji, a lym. o czym świadcK| dokumenty.

Snuta w Skazie opowieść niejednoznacznie przedstawia wydarzenia (tu znów pojawia się kwestia paraboli) oraz swilczy o niemożności prezento-wania tematów zbyt bolesnych. Przy czym niemożność la zostaje jednak podważona samym aktem podjęcia opowieści. Lęk narratora, zginięcie autentycznych papierów wskazuje na świadomość naruszenia granic,

Tulli poka/ujc tym satnym. iż za wcześnie jeszcze, by móc ujawnić praw-dę o byciu Świadkiem i (w określonych przypiekach i współsprawcą zbrod-ni, żc tu wciąż temat tabu, temat wypierany. Poczucie ewentualnego za grożenia irtożc byc lak silne, ze doprowadzi do nowej przemocy. W tym znaczeniu czopowy język powieści byłby próbą ochrony tego. kto się przy-znaje ] jednocześnie znakiem poświadczającym stan świadomości. Tu -znakiem wskazującym na stan polskiej pamięci o zagładzie Żydów.

Wejść w tJum? Narrator nie może zmienić biegu historii i nic może się me bać. Ale decy-

duje się także na akt odwagi - gdy już wiadomo, żc do zbrodni dojdzie -doszło - padną słowa: Sprawy zaszły juz tuk daleko, że ni, ma dla mnie innego wyjścia nil przyznać sif do tego tłumu. Mi wziąć na siebie kłopott i-wy ciężar przynależności Skoro nie da się od niej uciec (s. 161).

Przynależność do tłumu wiąże się z przejęciem bólu (s, (64). To nie jest laki sam gest, jak opisany wcześniej, gdy wyrzucona z posady służąca, nie widząc dla niebie dalszej drogi, prosi wartowników, by pozwolili jej zejść do piwnicy, Ona przecież czyni to porażona własnym bólem. Nie dostrzega cierpień osób zamkniętych w ciasnej przestrzeni, nic dostrzega, bo nic niożc - skupiona na własnym cierpieniu. Narrator natomiast buntował się prze-

155

ciwkq biegowi zdarzeń {fętft to moja historyjka, patrzę no rozwój wyda rżeń z niechęcią i rezygnacją. Nie po to kursował u1 niej tramwaj, żeby tu pnywie&nieszczęsny tłum - s, 71), Obserwował tłum razem z mieszkańca-mi, .stal z boku. Teraz wchodzi w sam Środek, pozwala się dotknąć - wie, Że mógłby się uratować, a jednak twierdzi. Że „nie da się uciec",

Ta postawa - zajęcie miejsca obok dnigiej osoby - przypomina u wskazy-wanej w badaniach nad empatią konieczności odróżniania jej od współ-czucia. W przypadku empalii powinniśmy zdawać sobie sprawę, że mamy do czynienia z doświBdczenfem odmiennym od naszego, staramy się je po-jąć i przeżyć, na ile możemy. Współczucie zaś skłania nas nie tylko do udzielenia pomocy, ale wiąże się leż Z próbą daleko posuniętej identyfikacji z inną osobą11.1 jeśli było ono potr/ehne czy wręcz pożądane w momencie, kiedy można było kogoś uratować, to gdy rozważamy wydarzenia sprzed lal i] tak ogromnym emocjonalnym natężeniu, dostrzegamy niebezpieczeń-stwo z nim związane. Może się bowiem pojawić w tym przypadku powtór-na trauma, można stać się .,ofian| zaslępczą"

Narrator tej powieści wchodzi w tłum skazanych mówiąc: Jeśli ta histo-ryjka należy do innie, juz tylko zaciskam powieki, żeby nic nie widzieć. Czyi nie jesiem w niej postacią najostatniejszą z ostatnich* ią. która musi wziąć nu siebie cały ból? {i 164).

Biorąc na siebie ból, j a k o ostatnia posiać (wyrażenia , ,najosratnLe;sza z ostatnich" nie jest lii określeniem wartościującym}, zaczyna hinić te histo-rię diilej. Szuka opowieści. To opowieść o pojawieniu się pustki. I o stosun-ku do ofiar, s t o s u n k u , kióry wyraża się w opłakiwaniu* ale na nim nie po-przestaje.

Pusta pustka Z jednej strony książka Tul li mów i o antysemityzmie^ o konieczfości (i za-

razem trudności) wyznania własnych win, 0 granicy między byciem świad-kiem i współsprawcą. W powieści wskazuje na to perspektywa patrzenia na tłum. Z drugiej natomiast sirony to także powieść o „obcych sąsiadaclT, mordowanych na oczach bezsilnych sąsiadów* i o naszym stosunku do tych, po których została pusia przestrzeń- Tu pojawia się gest wejścia w tłum. W tym ujęciu Skaza wpisuje się w dyskusję o miejscu, jakie zajmuje (powi-nien zajmować?] holocaust w polskiej pamięci.

To, co po nim zostahi, u pustka. Co robimy złą pusikt], jak ona istnieje? C zy coś w ogóle powinniśmy robić? To nie są lylko retoryczne pytania.

Sam obraz pustki zajmuje istotne miejsce w powieści. Zdziwiony generał z niedowierzaniem ogląda nieuszkodzoną kłódkę zamykającą piwnicę -„tamci zniknęli bez śladu".

W wypowiedziach o Zagładzie występuje swoisty „topos pusiki". Funk-cjonuje on wflwtJ ujęciach. Pierw-hukazuje pustkęjakoaporię „nie istnie-jiicego istnienia" pustka jako ślad „po" nie pozwala się określić, nie po-zwala o sobie zapomnieć. Oznacza ona jednak „historię czuwania przy śmierci, po której żałoba (wbrew iioglądowi Freuda) nic kończy się ani suk-cesem, ani porażką" - jak mówi f-wa Rewers za Detridą14, W podobnym duchu wypowiada się Frank Ankersmit przedstawiając sztukę holocaust u: jedynie pomnik, który „ucieleśnia wartość** guari-sakralną pustkę", po-zwala num doświadczyć, zobaczyć to, co nieprzedstawiitlne. Wciąż dotyka-jące nas przeżycie nie pozwala o sobie zapomnieć, nieustannie drażni, rani.

'• /irfi Jhu|L . . » umnu cmpdii 0. Kr«wcqrt<jci " Jufc^HH^* t u * n r . f i L * r : > h i , ' j, T; JL T . I J N Ł J -FI JIJI TTMWFERDF^NH O fMf*md t •.tftWfcr ł, An -ti i . J|(/raiHRLyuB ir+jr i TjJ-"ir i j j F j ' „TeLiItf

Twcif JIKR ru* " Ił I jS. jpfa ftnfałngtftt fiim.fi' i ^rfr.l rf« Jn* (Vfd M 'Li. fJ-.J-ji J Jb,mn(7 i b g ^

umr<-.l< U l J m h U J Al d p t j j n ^ J h i a - m t + i ł l r t i f i h i f Jflftt^jf jirr^iŁuŁłiri ftri rrd IL ['wiurt L i *

ale wedł ug Ankerr mi ta: Pamięć o Holocauście musi pozostaćchorobtj. psy-chiczną dolegliwością, na którą nie możemy nigdy przestać cierpieć11

To, co nieprzcdstawialne. wiąże się jednocześnie z przyjęciem postawy melancholijnej, z eksponowaniem straty, z pogłębianiem cierpienia.

W drugim ujęciu tak ukazywana pustka niekoniecznie jest wyrazem po-kory wobec bólu, uznania jego wyjątkowości. Ewa Domańska, wypowia-dając się na temat Muzeum Żydowskiego w Berlinie, zaprojektowanego przez l.iheskinda, stwierdza. że pustka, która się w nim pojawia, jest gm£-nar ho staje się wyrazem kary zadawanej żyjącym. Cisza i pustka uwalnia oftaiy-zjnariych i spycha iyjąc\ch do pozycji winnych i przestraszonych™ -mówi badaczka. Wpodtihnym ducha pisze Joanna Tokarska-Bakir. przypo-minając fza amerykańskim historykiem Domnickiem LaCaprąj o koniecz-ności rozróżniania nieobecności {która ma charakter egzystencjalny) od stra-Ey fcharakter hi story cznyl, Pierwsza dotyczy kształtowania się samodzielnej jednostki odchodzącej od rodziców i jest istotnym elementem j g tożsamo-ści; druga odnosi się do konkretnego wydarzenia. Traktując stratę jako nie-obecność, zaczynamy ją melancholijnie opłakiwać, przy czym ta melan-cholia staje się stanem permanentnym. Jest „powolnym samobójstwem"

Tokarska-Ba kir zaznacza przy tym, iż podjęcie pracy żałoby jako dopeł-niającego - po melancholijnym powtarzaniu • aktu nie jest równoznaczne z próbą pozostawienia tego, co boli, zminimalizowania urazu, wpisania go w wyjaśniającą wszystko narrację lotalizującą. Według UCapry bowiem: Nawiedzającej nas przeszłości me można nigdy pokonać tub przekroczyć całkowicie, ate dzięki jej przepracowaniu motta przynajmniej zyskać pe-wien do niej dystans czy krytycztią perspektywę, jakkolwiek uzyskuje się jq z najwyższą trudnością i nigdy raz na zawsze^,

1 w lym właśnie kontekście Warto zwrócić uwagę na to, CO dzieję się Z pustką w powieści Tulli. Nie zostaje ona potraktowana jako znak „utraty mowy", nie staje się aporetyczną „wyrwą w narracji", którą trzeba byłoby zaprezentować jako OieEradstaWialne. Ib pustka - parailoksalnie szybko się zapełnia,

Okazuje się bowiem, że stłoczony rlum przedostał się - dzięki władzy narratora - do Ameryki, To nEunator, godząc się na wszystko, pertraktował znowu z majstrami, by znaleźć wyjście ewakuacyjnej „szczegółowe roz-wiązań ie1', polegające na wybudowaniu tunelu, przez którv przejechał rząd taksówek. W nowym życiu zmienili stroje, zmienili zawody; zyskali nowe - inne problemy. Ta Ameryka niekoniecznie jest rajem - jeśli już, to po prostu ziemskim jegn wydaniem.

W pustkę zostaje wpisany siad przejścia, Reminiscencje ewangeliczne f niedowierzanie wcibec pustego grobu i są oczywiste, ale nie do końca wy-dają się być adekwatne, bo jak stwierdza narrator: Bólu takiego jak ten, który przypadł im w udziale, nie uśmierzy żadne lekarstwo, nawet śmierć (s. 178), Nie o zmartwychwstaniu lulaj mowa, ale o innym życiu.

Można oczywiście powiedzieć, iż'w tym geście wynajęcia taksówek, które ram ją dum pnKd zagładą, widać próbę przeciwstawienia się rzeczy witfo&L Widać marzenie o innym biegu tej historii. Ale nie mamy tu prrecież do czy-nienia z jej alternatywną we^ją. Wprawdzie postaci założyły nowe ubrania, ale szczątki poprzednich „utknęły między warstwami żrącego wapna, tesztvw -n i ate i przepalone na wy tol" fs. 175). Tu nie chodzi o zaprzeczanie, wypiera-nie czy idealizcłwanie. To, co się stało, nie pozwala się wynwjć .

• F r.Trrunii t ^ ^ ^ J a Mnbricpi* fiW,., jJpaiffAfafeifap^L Ki£inl ELT\x7qrtak! Krakf* u JtH, iń. 4»1| 4 r p-iniirnku „Stntwi) unmF^K^hiii . n w f r 1 Tiwr.vii f^rtitrf iL „Tikicł I>M-

^KU w I -2. •• Vłl. "J. Hik.,^ ciC.H IM-IW. •D.Lf^it: -HiiĄ-i Hrtiinn Tnih"u Eklnrut Jihl MCI. ^ Fit V :1.iirn.xv i-3ł-LW

35

Narrator, biorąc na siebie ból. nie pozostaje jednak bezsilny. Wic, że pust-ka może ulegać różnym interpretacjom. że krwanie w niej w mi leżeniu może niszczyć także tego, kio w najlepszej wierze podejmuje się nie nie mowie. 1 hyc może dlatego właśnie ukazuje próbę przejścia pustki. Ta próba polega na szukaniu życia - innego życia, Sani takt mówienia o żyeiu w obliezu pustki nniże wydawać się bluźuierczy. I być może jest on przede wszystkim gestem samoobrony: by nie zostać zniszczonym przez juj silę. Ale szukanie życia nie jest niszczeniem pustki; ona będzie już nieodłącznym tłem każdej opowieści.

Mogę już tera/ powiedzieć, że narrator jeden jedyny raz przyjmuje w tej powieści perspektywę osoby z tłumu, Choć la osoba "iie mogLt hyc świado-nu swojej w nini obecności. Na placu wśród stłoczonych ludzi znajdowała się ciężarna kobieta, która właśnie tam urodziła dziecku. W zamieszaniu niemowlę zostało skradzione. To ból (ej rodziny jest bólem, o którym wcze-śniej dowiedzieliśmy się, że nawet śmierć nie pozbawi gti siły. JeśU h-rpc jtstem t/wym dzieekiettj uipdzpnym nie w porę - a ery mogę być kimkotwiek ittitym? (s. \12 \ pyta retorycznie narrator, zanim .spróbuje wyjaśnić, jak ..przeniósł'* itum za ocean.

Dziecko urodzone nic w porę uniknęło śmierci. Przypadkowo. Ale jej możliwodć irwa w jego świadomośćl Żyje i opowiada historię, którą prze-żyło. clioc jej nje doświadczyło. To jest życie naznaczone śmiercią, oparte na pustce. opierające się pustce.. U Kcrtćsza w KadyszM za nienarodzone rfzjako słyszeliśmy słowa: twoje nie istnienie postrzegane jako koniecz/te i ostateczne zniszczenie mojego istnieniaJJ. Tu natomiast moglibyśmy usły-szeć; „moje i&tniLiuie jako nieodłączne od twojego nieistnienia", ,.moje ist-u ienic jako próba przeciwstawienia się twojemu nieistnieniu".

Narrator tej powieści jest świadkiem zagłady, współsprawcą, niedoszłą ofiarą, jednym z. nas. Jesteśmy Lak naprawdę cały czas w środku tej historii. 1 ealy czas w środku pustki. Nie da się przed nią uciec. I narrator nie ucieka - szuka opow ie^ci o lytn. jak żyć z pustką. Ten obraz dziecka, ktriie żvje, a żyć tiie powinno, niesie nadzieję. Trudną i niejednoznaczną (bo innym się nie udało). Obraz dziecka skazanego, by „stać się częścią pustki", staje się obrazem dziecka żyjącego z pustką, ale i wbrew pustce.

Polska pamięć jest i będzie skażona. Ale ta skaza nic musi być śmiercio-nośna. Uświadomienie jej sobie (a jest ni9 także dostrzeżenie pustki) lo pierwszy krok W stronę wyjścia z jej niszczącego kręgu oddziaływania. Potem trzeba jeszcze nauczyć się żyć ze skazą, żyć z pustką Nie odrzucać, nic banali zowąd ani nie sakralizować. Życie z pustką oznacza, że całkowi-cie nie da się nigdy jaj opuścić. Ale ten pierwszy kr^k zaczyna jednocześnie być próbą przeciwstawienia się destrukcyjnemu działaniu meianchotii.

Oczywiście melancholia nie jest jeszcze (a kiedy w ogóle będzie?) pro-blemem polskiej pamięci, Książka Tglli eni^ruatyeznością. niedopowiedze-niami potwierdza problem trudnej obecnoSci zagłady w naszej świadoma A ci. Czytam ją wł aśn ic w- taki sposób; jako utwór o pol ski m an tysemiiy z nn ic, o konsekwencjach patrzenia na zbrodnie i o próbie dalszego życia. Życia, które będzie oparte na przywróconej pamięci, ale nie będzie przez tę pamięć zdominowane. Obraz dziecka Ż U J Ą C E G O z pustką LO bardzo ważna metafo-ra. Pytanie, jak ją zinterpretujemy, jak przyjmiemy...

Beato Przymuszała

Pr/CK-dasuwEiiw wersja wystąpienia nu wraji Narracje a Poisct ę> prtMem uieuloyii /FLRF. IRN/ow ,LIK I w L A M w CCŁ.IjU 2 0 t ł T r.

I Kftirtł Itaft H ia fl/rtHimjyjir iiiLvłir Pnrf l' IŁŁJr.Thb „ W|g,rW| 30(0 h q.i

68

HENRYK KOZAK

Przed burzą 22 sierpnia wieczór minuty przed burzą w radiu z trzaskami koncert c-moll Chopina i rozlewa się łagodnie z zapachem kawy brunatny półmrok po hotelowym pokoju

nagle w lustrze w przedpokoju spostrzegam bezwłosego starca z twarzą pokrytą bliznami spogląda na mnie wyblakłymi niebieskimi cęgami chociaż przypomina icż i zagonionego do kąta chłopca

pytam skąd się wziął co robi w moim pokoju kim jest przed kim lub przed czym ucieka bo jeśli przed burzą sobą czy wspomnieniami to pozwałam może tu ze mną świtu doczekać

Maria odpływa rozkołysany wianem i alkoholem sierpniowy wieczór

na Zarośla spadają gwiazdy księżyc spogląda zza najwyższej sosny podgląda idącą piaszczystym gościńcem w krótkich wzorzystych spodenkach bosonogą Marię

W przekrzy wionej na lewą stronę peruce odshuiiająeej bliznę i zapadlisko po glioblastoma multifonuc utkwiły dwa szare listki osiki zloty brzozy żywiczne igiełki jałowca i sosny

ślady po niedawnej grzesznej pogańskiej miłości

tak pewme u p<łcząLku świata szła ścieżką wzdłuż mezopotams kiego palmowego grtju w niepewność ból i zamcenie nasza pramalka liwa

obrażona na Boga Opuszczona prze/ ludzi sama ze swoim cierpieniem

Noc lipcowa urodzinowa noc lipcowa kwadrans przed północą odjechali goście zgasło ognisko

układam się na wznak w trawach za agrestem i jest tak jakbym nagle znalazł się W stras/ncj samotni gdzieś za gwiazdami poza kosmosem czasem w próżni i w mai ni i wciszy !ak absolutnej ze aż trudno uwierzyć żc istnieje bez jednego szmeru na slrychu czy w kuchni odgłosu rozmowy na jfttflwórku przy furtce nawoływań gwizdów westchnień w łąkach i trze inach za olszynowym lasem

do świtu wypatruję nasłuchuję

! 70

odczarowuję zjawy napalam gwiazdy nawet te najd robniejszc

i powoli bezradny wobec wyroków losu i czasu

wygaszam własną

lipiec, 200T

Kryjówka wiele ra/y chciałem się schować i to tak żeby nawet bóg nie wiedział

aic świat zmalał skurczył się do rozmiarów komórki wszystko zostało rozpoznane jaskinie i idee tonie puszcze nawet myśli nie mówiąc o tych miejscach w piwnicy i pod schodami znanych od pól wieku tyj ko mnie a icraz całej w si

zdaj się na mnie nidzi Karolina tak cię schowam żc nikt cię nie odnajdzie

do dzisiaj chociaż już dawno mnie nie ma Zastanawiam się gdzie

Chwile przed odjazdem siedzimy na progu matka bral i ja i pies się plącze pr/y nogach

155

wlecze się popołudnie juk podróż żeleźniakiem w upale i ku iv u wiejskiej drogi na odpust do krewnych w- sąsiedniej wsi

mi leżymy i cisza rozrasta się juk bajkowe monstrum rozlewa się po podwórka i ciemnieje jak zmącona w stawie woda najpierw w porzeczkach na krańcu sadu potem powoli pod plot i bliżej drogi podchodzi

czas się żegnać zmierzcha zaraz podjedzie ostatni autobus

Henryk Kozak

K s i ą ż k i n a d e s ł a n a

Wydawcy różni Życie jesi z przenikania. Szkiee O iwdrizoSci Hysiarda Kap afcińskłego. Zebrat. opracował i wsypem opatrzył Bogusław Wróblewski. Posłowie Alicja Kapu-śeińsJut. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 200S, ss. 2W+5 nlb. Obecność. Karol Wojtyła -Jan Paweł fi w Ktaoikkiiu Uniwenyieeie łjiłfefskim, Dar iodpowiedzialność. Redakcja Maria Filipiak, Andrzej Szostek, Przedmowa kard. Ktamslaw Dziwisz. Posłowie abp Józef Życiliski. Towanystwo Naukowe KUL, Lublin 2QOH, ss. m . Teatr obrazu Leszka Mądzika, 4Q lot twórczości Wstęp prof. dr Stanisław Will?, Stowarzyszenie na rzecz Steny Plastycznej KUL, Uihlin 300&, ss. 68 n]h. I kmyk Markiewicz; Jeszcze dopowiedzenia* Rozprawy * szkke z wiedzy o lite-raturze, Wydawnictwo Uteraekic, Kraków 2U0£h ss. 443. Swiatte w cirnuwści. Sprawiedliwi wśród narodów świata. Relacje, Redakcja Anna Dąbrowska. Wydawnictwo Ośrodek Iłrania Grodzka - Teatr NM, Lublin ^008,55,419. Jarosław Himowiecj Zatlura, d ietka wierszo. Towarzystwo Przyjaciół Pufaw, Poławy ZOOK, ss. 303+5 nlb-Edward Zymam St\dić oddalone. Ftatducja Władysława i Neili 71irzaAskich (19&S*20QR}, Polski hundu&z Wydawniczy w Kanadzie. Toronto 200&, ss. 191. Jacek Dehnel: Botnkiana. FowicSć. Wydawnictwo WAH, Warszaw* 2006, ss. 400. Stanisław Rosiek: [Nfenapisanel. Wydawnictwo słowu/obraz terytoria, Gdańsk 2008. C L 3 0 6 + 5 nlb.

t * 12

EWA KOPSIK

Słowo Staruszki szła przed siebie dziarskim krokiem, o jaki nikt hy jej nie podej-

rzewał Sprężysty i lekki chód zmdz.il się z żalu i złości, które nią targały fid tamtej chwili. Od chwili, kiedy po raz pierwszy usłyszała to słowo. Zupełnie zapomniała o swoim zaawansowanym wieku, o chorobie wieńcowej, mu-maiyzmte i sztucznym biodrze, tylko pędziła przed siebie gnana strachem i niepewnością. Słowo zawisło nad nią jak miecz Damoklesa, groźne, nie-uniknione i bolesne. Słyszała poszczególne jego dźwięki, które na dobre zadomowiły sit; w jej świadomości, ale zupełnie nic rozumiała zawiłego sen-su lego słowa. Czuta jednak napicie i strach, jakie towarzyszyły pierwszym sekundom jego istnienia, a instynkt podszeptywał, że chodzi o coS bardzo niedobrego. Słowo brzmiało naukowo, śeiśłe, lecz łagodnie, wręcz eufemi-stycznie, a jednak smagało jak batem ze skóry, u mocz Odym w wodzie.

Czy powinna zapytać księdza albo sołtysa, co właściwie oznacza lo ohyd-ne słowo? Jaką paskudny wiadomość w sobie niesie?Co ukrywa pod płasz-czykiem naukowości i obiektywizmu? Przeżyła ponad 70 lat i nigdy czegoś podnbnego nic słyszała. Dopiem dzisiaj w ogrodzie, kiedy podsłuchała roz-mowę synowych.. Słyszała dokładnie, że chodziło o nią!

Samo tylko wspomnienie porannej rozmowy zrosiło jej czoło i sprawiło, żc drobna ptasia twarz o ostrym nosie się skurczyła jeszcze bardziej i przy-pominała teraz zasuszoną główkę sowy. Lepiej nie wiedzieć, co tak na-prawdę miały na myśli synowe.

Zabrakło jej tchu, przysEanęla i otarła kościsty pomarszczoną dłonią wil-gotne czoło, poprzecinane głębokimi bruzdami, Ten szalony marsz jej nie pomógł, czuła tylko bóle w- biodrze i dostała zadyszld. ,.Co knują te paskud-ne przybłędyT - Wytężała umysł do tego stopnia, żc jej czoło przecięła jeszcze jedna zmarszczka, głębsza niż pozostałe. Chciała schować ^ię w o-grodzie i nie pójść na obiad, ale polem zdała sobie sprawę z niebyt efektow-nej alternatywy. Synowe pomytflą, że jest U iąsiadki i wcale nie będą jej szukać. I.epiej przyj & i ostentacyjnie, na złość nie zjeść obiadu.

Z grymasem na twarzy odsunęła Ealerz zupy, nalany szczodrą ręką syno-wej. Wzgardziła też kotletami w imię idei wyższej, pozostawiając bez cie nia żalu samotne mięsne majstersztyki na śnieżnobiałym obrusie. Chciała kogoś ukarać, nie wiadomo czy synowe, czy w destruktywnym zapędzie może samą siebie. Podsłuchana rozmowa toń dawała jej spokoju. Co miały synowe na myśli'!' Znowu strach zapfenowaJ nad jej żółtkiem, wywołując skurcze i mdłości. Poczłapała do swego pokoiku na piętrze i odgrodziła się tul reszty świata przy pomocy drewnianych drzwi. Wielkie małżeńskie łoże zawsze przyjmowało jej żale i troski, który ch nie miała z kum dzielić. Nie raz już płakała samotna, jak wtedy, gdy zginął jej łańcuszek* pamiątka po mężu. Była pewna, że synowe ją okradły i sprzedał}' to dzieło sztuki jubi-lerskiej, a jej wmawiały, że zgubiła, Ałc staruszka znała te wykoty zachlan-

n

nych dziewuch z miasta, które omotały jej synów i przejęły gospodarstwo. Złodziejskie nasienie 1 Z oburzenia walnęła pięścią w kołdrę z kaczego pu-chu,. a w pokoju rozległ się głuchy odgłos. Zerknęła pod łóżko. Na szczęcie zawsze miała coś na czarną godzinę, kiedy synowe postanowią zagłodzić ją na śmierć. Tylko udają szczodrość, a jak synów nic ma. to wydzielają jflj porcje! t'oraz mniejsze. .Schowała więc parę gotowanych jajek. hi>czck i su-szoną kiełbasę. W nocy wystawiała wiktuały za okno. ale w dzietf trzeba było chować, bo przychodzi!y też do jej pokoju, niby sprzątać, Węszyły wszędzie jak charty.

Ugryzła kawał suchej kiełbasy i żul ii bezzębnymi ustami, b" sztuczna szczęka ją uwjeraia. lania, wykonana w państwowym zakładzie, była Ale dopasowana i staruszka zakładała ją tylko do kościoła łub na inne ważne okazje. Kiełbasa znikała powoli w bezzębnej czeluści t która pochłonęła też dwa gotowane jajba i paczkę krakersów. Nadal jednak brzęczały jej w uszach niezrozumiałe i niepokojące słowa synowej. Jak brzmiało lo słowo",' Szyb-ko przeszukiwała kieszenie fan acha. Gdzie się zapodziała ta kartka? Zapi-sała je mi skrawku gazety i wsadziła do kieszeni. Jest Usiadła na lózku. Jak się dowiedzieć* co to znaczy? Nagle zapragnęła wiedzieć, wszystko jedno, jaki będzie to miało wpływ na jej dalsze życic. Zdecydowanym ruchem zdjęła fartuch, niedbale narzuciła na siebie płaszcz, włożyła sztuczną szczę-kę i wyszła Z domu bez słowa, ignoinjąe pytające spojrzenia synowych.

Miała szczęście, bił autobus w łaśnie nadjechał i zatrzymał się przed nią, sapiąc i piszcząc jak stary parowóz. Siadła luż obok kierowcy i wpatrywała się w jego długie wąsy, którymi poruszał, nucąc jakąś piosenkę z radia, Synowe strofowały ją zawsze, że przygląda się ludziom zbyt nachalnie, ale co miała zrobić? Kiedy już zaczęła się w coś wpatrywać, to nie mogła ode-rwąć wzroku, obiekt wciągał ją jak czarna dziura.

Wąsy poruszały się miarowo i nie miały w sobie nic fascynującego, ale dla niej stanowiły punkt, któiy skupiał jej uwagę, kiedy się nad czynić za-stanawiała, iak u licha nazywa się ta książka, w której wszystko można znaleźć, każdy wyraz jesi wytłumaczony? Na czole między rzadkimi brwia-mi znowu pojawiła się głęboka tysa, a cała twarz wyrażała ogromny wysi-łek umysłowy, lak to się nazywa?1 Autobus kołysał miarowo, podskakiwał na każdej dziurze w asfalcie i wtoczył się powoli w ciasną uliczkę starego mtasta. Jeszcze jeden zakręt kol» kasztanowca i trzeba wysiąść. Słowo mia-ła na końcu języka, jeszcze kilka sekund wpatrywania się w wąsik i z pew-nością sobie przypomni. Niestety, stacja końcowa.

Hudynek biblioteki onieśmielał ją przesadny białością. Dreptała przed drzwiami wejściowymi jeszcze się wahają, choć właściwie po to przyje-chała, aby tam wejść,

Nagle, jak błyskawica, wpadło slow o. którego daremnie poszukiwała. Szyb-ko poczłapała na piętro, żeby zdążyć, zanim słowo znowu się zawieruszy.

- Leksykon - zażądała bez wstępu, patrząc przenikliwie na bibliotekarkę. - Można korzystać tylko na miejscu - powiedziała ta niepewnie.

Niech będz i e t pOpiOSZf - odpow iedziała spukojn i t . jakby kupowała k i lo karkówki-

Wyjęła okulary ze starego etui, chyba jeszcze po mężu nieboszczyku. Nerwowo przewracała kartki, poruszając przy tym wargami jak podczas

pacierza. Jak to jest z tym alfabetem? 1) będzie na początku. Jeszcze mo-ment. Jest! Mozolnie przeczytała skomplikowany tekst, z którego nie wszystko zrozumiała. Wystarczająco jednak dużo, aby wiedzieć o czym

mówiły synowe. Nagle poczuła duszący ucisk w piersi i rozpięła płaszcz, ałe duszności nie ustawały, Złowieszcze dowo nabnilo jeszcze większej mocy, raniło t złościło jednocześnie. Podparła ręką skołowaną głowę, zdję-ła okulary i wpatrywała się bezmyślnie w portret Słowackiego wiszący na ścianie.

- Może pani pomóc? - podeszła bibliotekarka bezszelestnie jak duch. Staruszka przecząco potrząsnęła głową, oddała książkę i ciężkim krokiem wyszła z czytelni.

Wiele tygodni minęło już od czasu wyprawy do miasteczka, ale ciągle rozmyśl al a o tym słowie. Fazy całkowitego przygnębienia i rezygnacji prze-platały się z "kresami nadpobudliwości, kiedy staruszka ze zdwojoną ener-gią zairu wał a życie sy nowym, aby na koniec znowu [łopaść w odrętwienie.

Było późne przedpołudnie, kiedy wreszcie wygramoliła się z łóżka. Przez uchylone kuchenne drzwi dochodził smakowity zapach krupniku na wę-dzące. Staruszka wślizgnęła się do kuchni jak młoda fryga i zgrabnym ru-chem nabrała do emaliowanego garnuszka dwie chochle zupy, a do reszty wsypała garść soli. Podreptała cicho do swego pokoju, przykrywając ręką garnuszek, żeby zupa nie Wystygła.

Siadła na łóżku i z makiawelieznym uśmieszkiem ua ustach siorbala smaczną zupę, co chwilę powtarzając uporczywie:, Już ja wam pokażę".

Około południa usłyszała dochodzące z. kuchni krzyki synowych oskar-żających się wzajemnie o zrujnowanie obiadu. Te piekielne wrzaski były dła jej uszu jak niebiańska muzyka. Wsłuchiwała w ich dźwięki, rozko-szowała każdym tonem, jakby słuchała koncertu Paula Anki, który byl kie-dyś jej idolem. Mrużyła z rozkoszą oczy i kiwała plasią głową na cienkie i szyi. Wla&iwieJCXQh się świetnie; gdyby nie nawracające napady duszno-ści, kiedy wree waliło tak głośno, /e mogła liczyć jego uderzenia.

Chciałaby odpłacić synowym za wyrządzone jej krzywdy, i wszysikim innym też. Na przykład sąsiadce, ponieważ bezczelnie wepchała się na jej miejsce w kościele. Siedziała tam CKJ wieków - w pierwszym rzędzie po lewej stronie i nikt tego nie kwestionował. Aż kiedyś sąsiadka, ignorując niepisane prawa wiejskiej sjwłeczności. usadowiła swój tłusty zstdek na jej miejscu i to podczas mszy wielkanocnej. Przewrotnie wykorzystała jej cho-robę i nieobecność, Staruszka aż. zatrzęsła się / nhurzcnia na myśt o perfidii tudzkiej. z jaką jest wciąż konfrontowana. Na chwilę zapomniała o syno-wych i całą Z.loslć scedowała na tłustą sąsiadkę.

- ftie/cksj ty opasły garkotłuku - szepnęła do siebie. - Twój mąż przyj-dzie pożyczyć kosiarkę! Już ja ci dam kosiarkę. Nie dostaniesz, nawet gdy-bym miała ją zepsuć!

Zdecydowanym ruchem przygładziła siwe rzadkie włosy, niesfornie wy-suwające się spod gumki. Już dawno postanowiła sobie, że będzie ostroż-niej sza w kontaktach z ludźmi, bo nikł jej nie szanuje i wszyscy wykorzy-stują jej dobroć! Na dole ucichły odgłosy walki i tylko nerwowe szuranie garami głośne pobrzękiwanie sztućcami przypominało o napiętej atmosfe-rze między kucharkami. Iłopiero wieczorem wyszła ze swojego pokoju i z obrażoną mmą przypomniała sy nowym, ze cii przyniosły jej obiadu.

Nadeszło lato. Dzień był gorący i słoneczny i staruszka wyszła przed dom. Kręciła się bez celu między budynkami gospodarskuin. ale nie mogła zna-lezjc dla siebie zajęcia. Na sprzątanie podwórka nie miała ochoty, ale xv koń-cu z nudów chwyciła za miotłę i ciągu kilku sekund uniosły się w niebo i u many kurzu i piasku. Pritca La nie miała więks/c-go sensu, a synowe, wj-

! 75 155

dząc ten Syzyfowy wysiłek, tylko z.dezaprobatą kiwały głowami. OKscrwo-wały ją ukryte za li ranką, ale staruszka czuła ich spojrzenia i palący wzrok. zdawało się jej h żc widzi grymasy na ich twarzach. Wywijała luiotlą zc zdwo-joną energią, nieczuła na duszący kurz i upał. Lekarz zabronił jej wykony-wania ciężkich prac. ale cóż. ktoś musi to zrobtćh wmawiała sobie.

Niespodziewanie uderzyła miotłą o cotf t wantę go Kamień? Skąd się Lu wziął? Patrzyła na mego długo i dokładnie jak mineralog oglądający rzadki okaz. Nagłe zrozumiała jego funkcję. Kamień urósł w ciągu ki]ku sekund do rangi symbolu i nie byl już tył ko zwyczajnym kamieniem, jakich pełno w okolicy. Symbolizował przebiegłość i złośliwość synowych, które poło-żyły (en zbmdniezy obiekt na jej drodze. Zaplanowały wszystko Z diabelską precyzją. Gdyby się o niego potknęła, na co liczylyt to z pewnością uderzy-łaby głową o stojący dokładnie półtora metra dalej stos cegieł, który pozo-stał Ł budowy garażu. Teraz, dopiero pojęła, do czego były zdolne ic miej-skie pomioty. Z wściekłością spojrzała w stronę okna. Firanka zadrżała i dwie postacie w popłochu czmychnęły w głąb kuchni.

Siała jeszcze przez chwilę na rirodku podwórka* niezdecydowana, co ma zrobić. Powinna pracować dalej, ale przeszła jej ochota, bo przecież nikt tego nie doceni. Znowu napadły ją duszności jak wtedy w bibliotece, kiedy przeczytała w leksykonie o tym strasznym słowie, Rozpięła czarny sfilco-wany sweter, którego za żadne skarby nic chciała wyrzucić- Odgarnęła wło-sy zc spoconej twarzy i przebierała palcami po s^.yi. jakby chciała uwolnić się od n iewidzuił nego Dtisiolka: Ja wam pokażę • pogrozi la pięSc i ą w stnlh iię okna. w którym znowu zarysowały się dwie przyczajone za firanką syl-wetki.

Wyczerpana usiadła na stercie pociętych desek, przygotowanych do bu-dowy stodoły, i odrzuciła zc złością miotłę, trafiając w- stadko gęsih które z głośnym gęganiem rozbiegły się we wszystkie strony. Wyciągnęła żylaste nogi, spuchnięte lekko w okolicy kostek. Przyglądała się spuchliźnie zdu-miona. bo zawsze ouala za szczupłe nogi, wręcz ehudeh jak uważali nie-życzliwi, Coraz częściej miała le dziwne duszności i kłuło ją seree.

Po kilku dniach znowu obejrzała nogi. Puchły nadal, rOsły W galareto-watą hezkszialmą masę, tak że nie mogła założyć bawełnianych rajtuzów, które lak lubiła, Często dotykała wybrzuszonych miejsc, rnhiąc w nich pal-cem niewielkie dziurki. Nie znała przyczyny puchnięcia nóg, ałc nie dala się zaprowadzić di> lekarza, Kazaliby jej zaraz iść do szpitala, a przecież nic mogła zostawić gospodarstwa na pastwę losu lub raczej synowych.. Zresztą jak miała umrzeć, to we własnym domu. Była przygotowana, kiedy Pan ją do siebie powoła.

Lalo miało się ku końcowi, żółte i brunatne liście pokryły podwórko i ka mień, który starunzka skrzętnie omijała. Spuchnięte nogi często odmawiały posłuszeństwa, ale staruszka wszystko chciała rubić sama, tak jakby nikt nie mógł sprostać jej wymaganiom, Synowe pracowały, według niej. ćle. niedbale i bez cienia zaangażowania, więc pozwoliła im tylko gotować obia-dy. Pozostałe posiłki przygotowywała sama. Kto wier czego nasypałyby do owsianki albo do herbaty. Lepiej nic ryzykować. Obiady loco innego, wszy-scy jedli to samoh nic hyło ryzyka.

Pogmatwała sobie kromkę chleba masłem i dżemem własnej roboty, Włączyła ekspres do kawy, który uważała za dopusi boży, ale lekarz zabro-nił jej pieni mocnej kawy z fusami, Po kilku minutach usłyszała dziwne bulgotanie i syczenie, jakby wielki wąż połknął swą ofiarę. Kawa wylewała

się bokami, bueiiała jak z gejzeru i spływała na czysty blat i świeżo umytą podłogę. Staruszka zaklęła szpetnie, pomimo że rano przyjęła komunię świętą i bezradnie wpatrywała się w brunatny wodospad. Przede wszystkim powinna wyłączyć to czarcie narzędzie, ale nie chciała się poparzyć.

Wszystkiemu winne są synowe, które kupiły ekspres do kawy, nie pytając jej o zdanie. Temz też żadnej nic było w pobliżu, zostawiły ją 7. tym proble-mem santq! Tego im nie podaruje,

Zostawiła kipiący ekspres t wybiegła przed dom. Zawudiaeko potrząsając głową, rozglądała się ci-bejściu. Nic już nie mogło jej powstrzymać od zrobienia awantury. Niech się sąsiedzi dowiedzą, na. co narażona jest biedna bezbronna staruszka. Przecież mogło się to skończyć ciężkim poparzeniem.

Kątem iłka dostrzegła wścibską sąsiadkę plewiącą w ogrodzie, .Dobra nasza11 - pomyślała. Napięła szyję jak piejący kogut t po chwili krtań jej opuścił histeryczny falset, który doskonale nadawał się do wołania o po-moc. Sąsiadka podniosła głowę i zaniepokojona przyglądała się staniszoei Jutra będzie cala wieś wiedzieć o tym niemiłym incydencie. Zdyszane sy-nowe natychmiast przybiegły z ohory i wpatrywały się w teściową jak w upiora.

- Chcecie mnie zabić, przeklęte wy włoki! Pb co kupiłyście ten cholerny ekspres, chcecie mnie poparzyć! - Krzyczała, żywo gestykulując. Synowe wbiegły do kuchni, skqd dochodziłobulgotanie i syczenie. Staruszka tymcza-sem usiadła nu kamiennych schodach i z miną męczennicy otarta poi z czoła. Wykrzywiła twarz, w płaczliwym grymasie i kwiliła cicho, lecz dostatecznie głośno, aby sąsiadka mogła usłyszeć. Rozkoszowała się colą pokrzywiljwncj, aby potem przeje do ofensywy, kiedy synowie wrócili z pracy.

Poć koniec miesiąca chodziła z tnidnością i większość Czasu spędzała u siebie w pokoju, leżąc na łóżku. Ta bezczynność odbierała jej resztkę ener-gii życiowej, wysysała z niej ostatnie soki, kiedy leżała nieruchomo 1 pa-trzyła na żółte zacieki na suficie. Zjadła ohiad. a na dodatek trochę słodyczy z zapasów pod łóżkiem i żołądek zaczął się buntować. Bała się napaskudzić do łóżka, więc ostatkiem sil, słaniając się na nogach, poczłapała do toalety. Do końca swoich dni nie chciała być dla nikogo ciężarem. Zresztą synowe 1 tak by po niej nie posprzątały. Opiekowały się n tą bez przekonania, lylko z obowiązku t widać było daremnie ukrywaną niechęć na ich twarzach, kie-dy przynosiły jej jedzenie.

-Czekają na moją [Jmicrć. czarcie pomioty - mruczała pod nosem, jak już została sanra ze swoją chorobą 1 żalem do całego świata.

Lekarz tłumaczy! jej, żc serce nie pracuje, że woda się zbiera w całym organizmie i trzeba do szpitala. Ale staruszka wiedziała swoje. Chcą się jęj pozbyć 7 domuJ Tak łatwo nic dostaną jej gospodarstwa! Jeszcze żyje i ma coś do powiedzenia! Nawet synowie nie zdołali jej przekonać, „Dobre dzie-ci - myślała - ałc zupełnie zbałamucone przez te dwa Ciupiradia ?. miasta''.

Nagle jej wzrok pad! na stołik z telewizorem. Staruszka zamarła. „Gdzie stę podziała porcelanowa figurka Najświętszej Panienki, którą dostała w spadku po ojcu?!"

Figurka liczyła ponad sto lat i miała ogromną wartość. Nawet jakiś ksiądz z, Wrocławia chciał ją kupić dla swojej para Hi. Z furią wyskoczyła z łóżka, aż jej (Eech zaparło i pmoez.yla się na rtocny stolik, który z łoskotem rąbnął o podłogę. Zaraz przybiegły zaniepokojone synowe. Z wściekłości nie mogła wymówić słowa. Chudą ręką wskazywała tylko na stolik i sapała złowiesz-czo. Wreszcie wycedziła; - figurka!

7 ń 77

Nic nie dały tłu rnaczcnia synawycbu że figurkę już u- zeszłym rt>ku rozbi-ły przez nieuwagę dzieci. Jedna z sy nowych płakała z bezsilności, druga usiłowała sensownie i rzeczowo przedstawić fakty Synowie też przybiegli i próbowali na wszelkie sposoby uspokoić staruszkę.

Wynoście się wszyscy - zarządziła. Wyczerpana opadła na łóżko i wię-cej nie popatrzyła w ich kierunku, więc przerażeni wycofali się z pokoju, leżała eielw, prawic uspokojona, tylko serce waliło jak młotem, to znów zatrzymywał" się. jakby jakaś niewidzialna przeszkoda nie pozwalała mu dalej pracować. „Znowu 1c nieznośne duszności i ból W piersiach. Tylko na chwile zamknę oczy i odpocznę" - pomyślała.

Nazajutrz pod kościołem wiejskie kobiety rozmawiały o jej śmierci, że hyla piękna. Umarła s|H)kajna, otoczona rodziną. Synowe plakaty. W końcu staruszka byłaby milą i dobrą kobietą, gdyby nie ta choroba. - Pamiętasz nasz4 rozmowę w ogrodzie1? Już wtedy mówiłam eL że trzeha porozmawiać z lekarzem - powiedziała jedna z n ich potem wszystko poszło tak szybko, to przez tę dcmcncję.,.

F. wa Kopsik

n I? •.i* .

i i

• ' r -Ł irt .

h m - 1 j 1

• fl U r J l l k j i FZ mą v

l v . H 1 >• - - -

n - j

• < 1 * 1 ; - ^ S S r S łh v

5 . r

• ! 7 8

Tunjck Kawbk, T/w on, c tst a * titus* delie

WALDEMAR MICHALSKI

„Piszę wiersze, aby ludziom dawały nadzieję" Kilka u w a g o p o e t y c k i m f e n o m e n i e k s i ę d s i ł j a l w

Księgarze narzekają, że poezja żłe się sprzedaje, bibliotekarze mńwią, ze poezję rzadko kto czyta. Uwagi te nie dotyczą jednak wierszy księdza lana Twardowskiego, Kilkadziesiąt poetyckich książek opublikowanych w rtiż-nycli wydawnictwach świeckich i kościelnych, których łączny nakład li-czony jest już w milionach egzemplarzy, świadczy o tym, Że mam v do czy-nieni z pwzją żywą. oczekiwaną i chętnie czytaną. Można Lu mówić nawet o fenomenie, rzadkim w- dziejach literatury.

C) swoich wierszach mówił: ludziom się wydaje, że piszę o biedronkach, a ja ctągte piszę o Bogu. Jego wiersze charakteryzuje genialna równowaga pomiędzy obrazowaniem a doniosłością znaczenia i lapidarnością języka. Kolokwia]izmy nadają utworom koloryt prywatnej zwyczajnej rozmowy, iKicrają się o żan. sentencję; dziecko miało ślipka niebieskie; czystość cia-ło, czystość rąk, czystość idei wszystko psu na budę bez miłości; |o wróblu; | wpadł na zbitą głowę do świfęonej wody; wyglądu jak strucli nu ludzi; kie dy jest nam dobrze to niedobrze; tylko co nieważne jak krowa się wlecze; śmierć tta śmierć nie umiera; Bóg kocha tych, którzy kochają innych; do płaczu potrzebne są dwa serca; kiedy Bóg drzwi zamyka, otwiera okno; przyjąć jest zawsze wzajemna, miłość, niestery. nie np.

Nieustannie jest im właściwy Żart, humor, dowcip. W kreowaniu obrazu poetyckiego ogromną rolę spełnia sytuacja liryczna, Podmiot liryczny uj-muje dziecięcą pogodą ducha, szczerością i zaufaniem:

Bóg zapłać Panie Boże bo fwdat mi lo[>ę pies co książek nie czyta i wierszy nie pisze

(Bałem się z tomu Kiedy mówisz„ 2000) lub inny przykład:

Wstyd nu pozę, ogromnie, że jak fzrz.eszjtik piszę że z czasem zapomniałem Tomasza z AJbtfftfi; że gdy w maju brania - słowika wciąż słyszę a jadąc do chorego - sławię dzikie wino.

(Spowirdf?. tomu Wiersze, 1959)

Wzniosłość ociera się tu o przyziemnoić, sacrum o pmfannm, a konkrety krzyżują się z potocznymi stwierdzeniami zaczerpniętymi wprost z mowy codziennej, W wierszu Yiftćlkic t małe słusznie piieta zauważ vł, że ssczegdł nadaje wielkość wszystkiemu co małe, a malc tylko nam się wyttaje, że jest małe.

Urodził się 1 czerw ca 1915 r. Jego pierwszy poetycki tomik pt. Powrót Andersena ukazał się w 1937 r. Zauważył go jedynie Józef Czechowicz, Autor Poematu o mieście lublinie w swoim tekście odnotował, że Jan Twar-

155

dowski należy do tych poetów, którzy są poza oficjalnym rynkiem li terać-kim,, nie bierzt Żywego udziału w organizacyjnych działaniach braci pisar-skiej. nie wypowiada swych poglądów artystyczflyck w innej formie, juk tylko w twórczości pisarskiej, nie jest związany - tą czy inną grupą aktywi-stów. Ten niebo kontemplacyjny charakter jego kontaktu z otoczeniem potwierdza rtiwnUi postawa artystyczna poety {Spokój i niepokój. Maszy-nopis w Muzeum im, J. Czechowicza w Lublinie;. Drak: J. Czechowicz: Wyobraźnia stwarzająca Sztuce literackie. Lublin, Wydawnictwa Lube! skie 1972). Debiutanckie wiersze wyraźnie nawlazywaly do poetyki Cze-chowicza, kontemplowały piękno natury. zacierały granicę między jawą i snem. Iłto fragment Utworti Z debiutanckiego ton u ku ki. Twardowskiego:

W oczach gwiazdy1 drzewa JPJI spodzie pochyleni, zannrzeni JH> pas brodzą w nocy czerwcowej jak w wodzie

znsr&lSnięłe na krzyż, okiennice nieskończony Jeszcze zupach lak i już. płoną pozrywane księżyce W białych lampach zamkniętych rąk

(O braciach, którzy pytuli się wunwlt siebie ł toiou P(y*>rÓt Anders^na, 193?)

Ks. Twardowski w rozmowie z Heleną Zaworską wyznał: Toby! tomik bar-dzo czechowicz/>wskl, Im? ja ognmwie renifera pftezję tego autora {...J Uthi-temjego wiersze, podobało mi się w nich wyjście poza miasto, jakaś sielanko-wość. może nxiern aż z Zammrwica, krmtaki z przytodą. „siano pachnące snem "... Tam rzeczywistość i sen przenikab się (Helena Zaworska; Ró&rtpwa z księdzem Twardowskim. Kraków, Wydawnictwo Literackie 2006, s, JS).

Zarówno unikalny dzK debiutancki tom poetycki ks. Twardowskiego {7. serdeczną dedykacją: Kochanemu poecie Józefowi Czechowiczowi z prośbą o przeczytanie. J. T. 17.Xi, !937 WarSErwa); jak i maszynopis cze-chowiczowskiej recenzji pi. Spokój f niepokój( z 0dręc2jjyatti poprawkami Czechowicza) znajdujące l v Muzeum Literackim im. Józefa Czechowicza w E.ubliitie, Ksiądz Jan pochylając stę po tatach na tymi eksponatami" mdgł W Y Z N A Ć : Pisałem prz.cz caiy czas dla siebie i nagłe okazało się, że jest to potrzebne i ciektrwe dla innych („Rzeczpospolita11 z 20.04.2000 r.).

Pytany przez Waldemara Wojdeckiego o wiersze i jak widzi swoje miej-s c na ziemi k^iądz-poeLa odpowiadał:

Pocta-ksiądz przed soborem nie miał łatwemu tycia. Dziś mogę powie-dzieć, zc jestem staruszkiem - ale poetą nastolatkiem. Jestem zdziw iony. Że mojt wiersze sit chętnie czytane i wydawane. Wfydawcy tnoit przychodzę, prosty o wierszeH chcą wydawttfi To wielka dla mnie łaska. FodkotlUc życia widzę nagle, że wydano mi. około miliona egzemplarzy tomików wierszy f opowiadań dla dzieci.

Hfcrt&e Ui jeszcze jeden sposób mówienia do drugiego człowieka - i do samego siebie, f... i Obce są mi retoryka, dydaktyka, patos. Próbuję pisać wiersze, które nie byłyby manifestacjami, lepiej niech nie nawołują i nie nawracają. Niech niosę swoje treści w łagodnym zawierzenia, w zaufaniu. u- żarliwej otwartości na życie i jego powszednie sprawy. Niech podejmują dialog z/t wszystkimi postawami. Myślę, zc kto jak kto, ałc poeta powinien być towarzyszem wierz<fcych i niewierzących. Szukać tego ca łączy, a nie-tęgo co dzieli.

Tylko szczerość przeżycia zbliża ludzi i może przekonywać. Nie znoszę ironicznego grymasu. Czy nie podważa on czasem samego Jukm ludzkiej egzystencji? Jak jui wspomniałem, lubię humor. Dostrzegam w nim świa'

dectWó pokory, wewnętrztte ciepło, ptóbę dvstanNieraz wydobywa go staroświecki rym.

/Mch^ra mnie otaczający nas świat, jego kolor, dźwięk, zapach, różno-nodnm Wracam do starego łJnneasza. kfón mwalpo nnieniu zwierzę-ta, ptaki, mShny. Długo i cierpliwie uczyłem się przyrody czytam książki przyrodnicze. Zbieram zielniki,

Wspaniała i urzekająca jesr miłość człowieka. Dlaczego jednak próbuję o mej mówić w paradoksach? - na przykład: r.Są tacy. co się nu tawszi kochają i dopuro wtedy nie mogą być razem albo Mihśćto samotność co łączy najbliższych ". Myślę, te stale kochamy to, co jr*t większe od nas Znowu zawsze ta wymykająca się prawda (Waldemar Wojdecki: Rożnowy pod modrzewiem. Ks. Jan Twardowski opowiada... Warszawa, PAX [<>99, S-Si I 1

Środowisko literackie widziało w księdzu Janie Twardowskim swojego powierniku czy nawt-t duszpasterza od spraw ostatecznych i szczególnie trudnych. Anna Kamieńska, której mężowi Janowi Śpiewakowi Twardow-ski udziela! ostatniego namaszczenia , napisała w jednvm zc swoich wier-szy, ze mieli szczęcie poeci, których Oprowadzał aż do samej bramy wiWz-nośct. Zegnał m m. Antoniego Słonimskiego, Jerzego Andrzejewskiej Kazimierza Wierzyński ego (gdy prochy sprowadzono do kraju). Stanisła-wa Gruchowiaka, Wojciecha Zukrowskiego. Krótkie, ale bardzo sumiennie przygotowane homilie sprawiały ognomne wrażenie. Wielu żegnanych znał osobiste, także ze wspólnego udziału w powstaniu warszawskim, ^ d oso-biste wspomnienia przeplatały się z cytatami z ich twórczości, Świadczyło to t a k ze i o lym. że czytał dużo i bardzo dok ładnie

W mojej pamięci pozostaje pogrzeb Wojciecha Żukowskiego (zmarł 26 sierpnia, pochowany został 4 września 20fW r.}. Pożegnalna msza odpra-wmy została w warszawskim kościele wizytek, Jedynym kapłanem speł-zającym „ostatnią posługę" był la. Jan Twardowski. Wvglosił bardzo ser-deczną houiihę. przypominając, że jeden błąd nic może przekttślac całego dorohku i postępowania życzliwego ludziom człowieka. Później na cmen-larzu na Powązkach podziwiałem jego wyjątkową kondycję fizyczną etty trzeba było czekać jeszcze prawie 40 mimu (spóźniała si^ <łełegacja z gene-rałem Wojciechem Jaruzelskim). Niewiele osób zdawało sobie sprawę z te-go, zc ksiądz Jan nie ma jednej nogi, ż^sloi o własnych silach dzięki prote* zie. Straci! ją w powstaniu warszawskim. kicdv ściana walącegosię budynku fla Woli przygniotła mu nogi i fedną trzeba hylo amputować Serdeczne wspomnienie Zukrowskiego w homilii fcs. Twardowskiego nie było jedyne w czasie pogrzebu. Zaskoczył wszystkich telegram od Ojca Świętego Jana

aw[a II. Odczytał go Pitne Kuncewicz - prezes Zaratfn Uiówneeo Związ-ku Lueratów Polskich. Papież przesyłając kondolencjc nizinie i Związko-wi Literatów przypomniał, że z Woje i ecliem Żukowskim lączvłv 00 wieży serdecznej przyjaźni, a także wspOłny i rud niewolniczej pr*y w czasie nie-nucckiej okupacji w podkrakowskich kamieniołomach w Zakntfwku. Dwu-stmmwwy telegram byl serdecznym pożegnaniem przyjaciela Na uczest-ników pogrzebu wywarł ogromne wrażenie. Ksi%b Jan Twardowski słuchał telegramu niemal ze Izami w oczach. Stałem obok. widziałem.

Poetycka droga księdza Jana nie hyla usiana różami, Szezegrthiie w lalach czterdziestych jako „pisarz katolicki" odsuwany byl IHI możliwości druku w czasopismach i wydawnictwach. W 1946 r. przyjaciel poety, Wojciech /Jikrowskt, zaniósł kilka wierszy do „T^odnika Powszechne^1 Później preez wiele łat była cisza... Wierze jednak k^zyty w maszynopisach Mam laki \i\bńr wierszy k.s. Jana Twardowskiego przygotowany i o p a t ™ wst t pem przez Ko^tynę iłybiec w Liczy 4]! wierszy - 4 8 zapisanych jed-t>o stronnie kartek maszynopisu w formacie zcszMu szkolnego. Ciekawy jest adres wydawniczy „publikacji": Zakoporw-Krzeptówki, „Htawaja " -1955

Wydanie t Nakład: Jeden egzemplarz. Zc wstępu dowiadujemy się. że utwt>-ryttkazują się pa raz pierwszy zokazji imienin Wteice Czcigodnemu i Kocha-nego Dziadunia. Pana Prttfesom Wfacława Staszewskiego.

Ksiądz. Jan Twardowski otrzymywał w późniejszych latach wiele nagród i wyróżnień. Dumny był z przyznanego mu przez dzieci „Ordem Uśmie-c h ^ (1966). Podkreślał, że jest jedynym księdzem., który laki order otrzy-mał, Wielkim wyróżnieniem hylo dla niego otrzymanie listu od Jana Pawła U. Mówił: bardzo mnie wzruszył' Czy można utrzymać coś bardziej łt^itł-fiiaUgtr? tekst listu:

Dwgi Księże Janie. Pragnę serdecznie podziękować ZFL tom poezji „Rwa-ne prosto z krzaka". Certom po dziesięć stron dziennie, poczynając od tytu-łu wszystko w fym tomie jest jednorodne. Łatwa rozpoznać, że to wiersze Księdza Twardowskiego, Tylko On jeden tak pisze i tak przez swoją poezję prowadzi do ftoga. Nd Święta Wielkanocne proszę przyj- moje serdeCZfle życzenia, ażeby Ksiądz Jan długo jeszcze mógł głosić ludziom naszego cza-su prawdę o Chrystusie Ukrzyżowanym i ZmartwychWStałym* Jan Paweł łł. (tekst za W. Wojdecki: Pozmowy pod modrzewiem, 1999, s. 155)-

Dopiero 7*uki ufności wydane w ł97t) roku w krakowskim „Znaku" otwo-rzyły poecie drogę do licznych i masowych publikacji, Siał się autorem czytanym i omawianym. Powstają prace magisterskie i doktoraty na temat jego poezji. Liczne wywiady i rozmowy publikowano w czasopismach i odrębnych książkach. Pielgrzymki zainteresowanych jego osobą i poezją nawiedzały skromne dwa pokoiki w oficynie klasztoru Sióstr Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Andrzej Sulikowski - autor m.in. książki Świat poetycki księdza Jana IWardowskkgo (Lublin, KUL 1955> był jednym z wielu gości kv Jana. Ponad 35 lat icń przyjaźni zatyMwpwalo publikacją pl, Album spotkań z ks. Janem Twardowskim (Lublin, Gaudium 2008), Książka ma charakter raptularza bardzo osobistego. W czterdziestu rozdziaJach Su li kowski opow iada o sw* lich korttaktach z poetą, o jego ..spo-sobie aa życie"', mieszkaniu, przyjaźniach. Szczególnie ważne są rozdziały dotyczące ostatnich lat życia, śmierci i pogrzebu ks, Twardowskiego. W czwartek, i lutego 2006 r dzieli był pochmurny, sypał Jekki śnieg:

Niewidoczny kościół\ płac budowy, bloki żelbetowe. zJjmjenia. W szcze-rych polach kiepska staropolska droga i na końcu - bunkier św. Opatrzno-ści. Błotnisty płac„ na którym przystają warszawskie autobusy. Zupełne przedmieście. Trzeba zejść iv betonowe podziemie, jakby w sumwą stację metra albo bezduszne garaże, parking warszawski czy nowojorskie Zwęża-jący się korytarz, gdzie stoją cierpliwie dostojnicy Kościoła (..„] Tymcza-sem przepychani pod płytą, żałosne i u i?godne. Każity chce dotknąć kamie-nia, choćby koniuszkiem palców, choćby dłonią. Pchają sif wift na postawnego mł^łego księdza. Ten przestrzega słusznie, choć mało skutecz-nie, przed magią mało katolicką i całkiem niechrześcijański Baby napie rają przede wszystkim. Wie brak matek i ciotek kościoła, jak żartowałby ks. Bronek Bozowski. Znowuż prawo hydrauliki, wzbierająca fałtt ludzka. Bły-skają flesze, setki. Kręci telewizja publiCZArt oraz prywatna, I lutuj za mało miejsca - na setki osób, może nffwet tysiące. Kwiaty odkłada się gdzieś z bo-k». bo się teraz nie zmieszczą. Polem wszystko pałożfme zostanie na swoim miejscu, uspokaja wysoki i mądry ksiądz. Zresztą po kilkunastu minutach robi się paściej. Przestronniej, a przyjdzie moment, ie znowu me będzie iwd płytą niłujgo i ks. Jan będzie leżił samotnie, jak u siebie u1 domu, wieczora-mi, przy zapalonej lampce,.. (s. 3671,

Ftodczas uroczystości pogrzebowych księdza Juna Twardowskiego poże-gnał abp Józef Życiński, Pełny tekst homilii abpa Życińskiego, ukazującej inspiracje i urodę poezji ks. Jana oraz jego niezwykłą osobowo^, opubliko-wał „Akcent" {/ostań z nami Janie..., nr 1 z 2006 r.J. Pochowany został zgodnie z wolą prymasa Polski Józefa Glempa w krypcie dla zasłużonych

w budnjąeei się świątyni Opatrzności !3ozej. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie swój pogrzeb i nuejsce. Prosił, żeby go pochowano na 'Powązkach w OUsktfb 1 Przyjaciół, Rano, IK stycznia, na kilka godzin przed śmier-cią, podyktował w szpitalu następujący wiersz:

Zamiast śmierci racz z uśmiechem przyjąć Fanie pod Twe stopy iyete moje jak różaniec

[Jezu. ufam Tbbfe z tomu Zaufałem dradzk Wiersze zebrane 1932-2006. 2tK)7)

Ważnym uzupełnieniem opowieści Sulikowskiego są zamieszczone w książce liczne zdjęcia ks Ja na z różnych lai i svluacji życiowych poety hiseyiiitcja osobowością księdza Twardowskiego stała się motywem prze-wodnim narracji Sulik^wskicgo, często daleko odbiegającej od tego co najważniejsze w książce. Ucznedygrefije i komentarze przysłaniają postać ks. Jana. Tym niemniej książka jest ciekawym dokumentem portretując vm czas. miejsce i środowisko, w którym żył i pracował ks, Jan Twardowski powiedział kiedyś W wywiadzie: lo poetę się nie uważam, raczej za księda ptszucego wtertze. Znaczące jest to podkreślenie k a p ł a ń s t w a Był rzeczy wiście księdzem z powołania, a wiersze jego odkrywały przede wszystkim tajemnice wiaty i natury. Żeby by* wspaniałym kapłanem- mówił • trzeba najpierw być mykłym ludzkim. dobrym człowiekiem, a w wierszu Jesteś dodawał: Wierzy się najprościej - wiaty przemądrzałej szuka się u diabła, K i l g W wierszach ŁsiędzaTwaftlowskiegowcalenieprzypominasinrotesu mencowego starca z wielką siwą brodą, z uniesionym do góry grożącym palccm, przeciwnie jest to Bóg uśmiechnięty, spotykany na polncf frkżce t przypominający, że .„do raju nie można wej& ze smutną twarzą" jest pew-ny i prawdziwy, tył kii dła filozofów garhmy i krzywy". Podobnie Matka łtoza to me królowa ubrana w złoto i perły, ale Matka Pocieszenia, Nlgotowa obronie tych. którzy się potkną", czasem chodzi ulicami naszych m.asi nie-rozpoznana •w swojej bardzo biednej chustce" („takiej samej jak ma twoja biedna matka"). Twardowski jest autorem wielu tekstów maryjnych wśród mch obszernej wierszowanej litanii do Matki Bożej pt. Polska litania Po-szczególne wezwania lnami nawiązują do cudownych wizerunków Maryi Obecnych w wielu polskich miastach, m.tn. Chełmie, Kazimierzu nad Wisła Zamościu, Lublinie. Parczewie, Woli Gutowskiej, Krasnobrodzie Wyso-kim Kole. Leżajsku, Latyczowie, Sokalu, Wilnie, Krakowie. Warszawie Częstochowie, Wrocławiu, Gdańsku i innych. Litania stanowi niewątpliwie plon wakacyjnego pielgrzymowania poety do wielu miast {wskazuje na to znajomość przytaczanych lokalnych realiów), np.r

Matko z Ltityczowa dalekiego Podoła z kościoła który wzsiieśii rycerze Z daniny ml każdego końskiego kopyta historią jak sztandarem okryto Tułaczka Wygnanko co w skromnej kaplicy w Lubłthte z nami żyjesz módl się za nami (...) Matkę Hoża Pan. ze wska na męczeńskim Podlasiu *zc^a ptTtz chrześcijan wiciu obrządków

2

roztaczaj nad nami tnacicfzytiską opiekę (...) Matko Bota 1 Wali Gutowskiej Patronko żtdnieny Września poraniona w bitwie pmi Kockiem czuwaj nad nami

Matko Boża Wysokohka zpięhtą pąsową różą w- dłoniach tyloma łaskami od wieków słynąca niosąca ludziom dobru ( pocieszenie 0 tern skrzywdzona przez zio i" nikczemność przez złodziei z korony i wotów ograbiona przywróć grzeszjnt h do opamiętania

{Polska litanio z tomu Odszukany w cienia. 2 W W)

Gdy 22 kwietnia 1999 roku w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim WT -czano ks. Janowi Twardowskiemu dyplom doktora honoris causa, poeta dziękując powiedziaJ, że chciałby pisać tylko lakie wiersze, które przeciw-stawiają stę rozpaczy, bo jest jej ostatnio za dużo, krzyż nie jest tylko zna-kie rń c ierp Se nia, a le i znakiem m ilofc i. Mów i!, że podziw ia wspan iałą przy-rodę. kióra jest darem bożym dla człowieka, że ludziom się wydaje, iż pisze o biedronkach, żabach, ptakach, kwiatach, a on ciągle pisze o Hogu obec-nym i przemawiającym do nas każdego dniu. także poprzez naturę. Czyta często wiersze poetów baroku, zwłaszcza ks. Bakih ale także późniejszych Syrokomli i Lenartowicza, pisze językiem niedzisiejszej poezji i niedzisiej-szej krytyki literackiej. Jego wiersze są serdecznie niemodne i szczęśliwie zapóżnione. Tęskni za humorem, który uczy pokory, pozwala żartować z sa-mego siebie, ratuje od patosu. Tekst okolicznościowej laudacji prot. Józefa l-erta [Rzeczkauczczenia księdza Jana Twardowskiego no uroczyyto/kcnada-nia poecie tytklu doktora honoris causa...} oraz sprawozdanie z uroczysto-ści opublikował „Akcent" (nr 3-4 z 1999 rX Ks. Twardowski s w o j e krótkie wystąpienie na KUL zakończył słowami: dziękuję za jeszcze jeden dobry dzień pełen bożej łaski i ludzkiej dobroci. Amen,

Waldemar Michtdski

Ksi t j żk i n a d e s ł a n e

Staromiejski Dcm Kultury. Warszawa

Dominik Bielecki; Grubn tańczy. 2008. Ss, 45, Rłniian Rromboszez; Digiiaipmyer. 2003, Ss. 19. Pftweł Kozioł: Uwaga, nie. ma takiej fali. 200S, S$- 44. Aneta Kunińska: Czary t mary (hipertekst). 2007. Ss. Michał Płuczek: Opór skóry. 2008, Ss. Adam WtaJemann: Filtry Rysunki Maciej Sieńczyk, 2006. Ss.

4

Nowa poezjo ukraińsko

tWAN ANDRUSJAK

Z cyklu „ Wody " (fragmenty)

(...) wypuściłaś go do wody i woda cię odbiła

f księżyc który zobaczył cię zemdlał

czasem zaczyna przyzwyczajać się hoduje chleb i przynosi go w garści zrywa owoce i wyciska z nich dziewiczo czerwony sok wyprowadza konia w trawy haftowane wężem znaczy całe lo życie nacięciami na drzewach

bo ydzie ma się podziać feśli jego koszulą w kr* i miesięcznej wyprawiłaś

żeby zapach grzybów zachował się

' ziemia tozlupie się żółtym piaskiem zasiane sny wy kiełkują

jesteS winien un>dzilcś ^if więc jesteś winien jwavue jak orzech okryty drobnym aromatem

w nim lam gtęboko płwJ nogami cicho mdleje robak wielki i syfy

posfeichaj

oddycha

A i ta blizna którą pczekroczono i ta nawa którq podeptano i la woda rnęioa i niedopita w plastmL-h śladów

i ci którzy dogonili też. ludźmi

byli

1.

jnż rozcięto korzenie wierzby zalepione brzegiem pękają roją się piaskiem palec przecięty wzdłuż pączek wypluje

rozoiani poddajemy się kazaniu wypełniamy się jak głosy pszczół urodzonych żeby użądlić

jesteśmy tacy jak one leż jesteśmy golowi bnmie swojej dziupli przecięiej na pól

bo u t L ł p i e n i w gardle wierzb przejrzeliśmy i przegryźliśmy korę i było nas tak dużo że drzewa tac wytrzymały i obudziły się *

1ak drobno osypują się dziś (woje miasta jak cegła z której są zrodzone riapfczniaJa i omdlała

tylko pająki co noc rozkołysują masę powietrza jak gdyby ich żal jeszcze mógł kogoś uratować

ale ty wiesz że te mury trzymają sję na wietrze tylko dzięki ich pajęczynie lepkiej jak zraniony ptak

kiedy ścieknie krew i podmyje ostatni korzeń wrośniętej w cegfy trawy wtedy tylko miejsce hędzie Świadczyć o twojej samotności monumentalnej jak przylepione do wargi niebo

<->

*

pnLwie tak samo jak wybierać korzonki perzu ze zdziwionego ziemniaka ciało stawia opór przestaje ulać cienkiemu ostrzu wody zrodzonemu przez twoje usta

mtsisŁ go rozchylić jak muszlę Przyprawioną odrobiną mięty -ile pilice nie słuchają coraz cieiiszc paznokcie lamią się przy każdym dotyku

87

i wtedy poddajesz się owijasz go w żar taki jakijest z korzonkiem w ćrodku

nioch się piecze

dmuchasz na ćmę żeby się nie poparzyć bo jeśli jest ćma to w pobliżu musi byó ogień i jeśl i jest kamierf to w pdhliżu musi być syzyt pomylony na ty tai kamieniu

t + i

przełożyli Arieta Kamińska i AruSrijPorytko

KATRINA CHADDAD

O .

kiedy światło zerka na ciebie spod ukrytych widzisz nocne niebo i suche pole - plonie twój stary niezawodny przyjaciel daje lornetkę ptłd^ad/a nlidach chylącej się glinianej chaty fa w niej; malowana podłoga siano stam szafa

a w niej: paczka herbaty dwa aluminiowe kubki trochę miodu na dnie słoika stare zdjęcia

a na nich: trzceh chłopców motocykl długie włosy tego kto nie zmieścił się w kadrze jakieś drzewa

a w n tch: soki mleczne)

Z dachu pfjchylonej lepianki w lornetce coś tam widać widzisz zwłaszcza

plamki, rozbłyski ugnia na drugim brzegu jaru, dyszysz trzask to przybliża sj^ do twoich uszu pole soki soki wki w tobie wirują mówisz komuś tam: przedżwori do innie jutro włączasz radyjko żeby usłyszeć co ci powiedzą przez telefon kiedyś potem (a sokj mleczne ciekną -• tkają swoimi krokami drogi - drugi po których chodzić będzie land inny - w tobiej

kiedy światło zerka na ciebie spod ukrytych rzęs ciężko je wchłaniać swoim światłem prościej zmieniać się w sito sito, O.

irrnos zasypiając w pozie embriona w swoim kanoe podobnym do liści lotosu zanurzasz się w wodę pływasz po głębokich ciepłych kałużach okrytych jesiennymi li&mi

niesie cię prąd

złoty deszcz mży po niebie które między nas w nas któro wpływa w nasze bezkresne płuca

jego złote r/eki-gwiazdy wchłania nasza krew i szaleje

złota mżawka deszczu • pada n« nasze spragnione języki Wchłania się w naszą ślinę leci przez bezkresność naszego ciała przez nasze sny

leżąc w swoim czółnie życia przelatuję potokami głosów dawnych po brzegi wypełnionych - jak Serea ptielńw -- jak wiKly cichego oceanu -- j ak piaski sabaty --jak kwiat moreli na poboczach ulic -te głosy wyginają swoje plccy-potoki złotymi wodami niosą inoją duszę, zawiniętą w listek, *laną z moim złotawym cialcm - tak mocno

9

żc ich nic rozerwie ani życie, ani śmierć, ani piasek, ani podziemne jeziora ze srebrną wodą

przełożyła Arieto Kamińska

BOHDAN OŁEH HGROBCZUK

Ale Tylko Odlegle twój zapach wpłynął w zagłębienia na koniuszkach moich palców teraz on tam zdaje s ię na wieki dopóki tlie Z-lcje się z zapachem kurzu dookoła

zostawiam go na filiżankowym uchu na szarym pilocie od telewizora na ubrania na papierze na rękach innych przy powilaniu - i to mnie szczególnie irytuje

kiedy stanę się zloczyrfcą nigdy mnie nie zasądzą bo zamiast odcisków palców będę zostawiać twój zapach

ty oddalasz się trolejbusem na Korbutiwkę twoje włosy rozczesane twoja spódnica kraciasta

one też przechowują cząsteczki twojego zapachu

macham dłonią w flad za tobą nieświadomie strząsając go Z koniuszków swoich palców jesi korzenny zapach grzanego wina czy czegoś takiego zapach mięty w hergamotowej z miodem herbacie nawet troszkę mój capach odlegle go przypomina ale tylko odlegle kiciu

Biegnę Do Ciebie Nie Dobiegając moje poranne przebieżki; z okna nie widzisz ich a ja biegnę hiegnę do ciebie nie dobiegają moje poranne przebieżki moja mokra koszulka z zerwanymi rękawami moje poranne przebieżki do końcowego rnzumienia-i-ezucia mnie przez ciebie ciebie przeze mnie nigdy nic skończą

kiedy by omija* słowa przenikać prosto w ciasne cienkie uczucie kiedy by nic widzieć jak iwoje oczy ściemniają się od łez tylko wyświetlać

je po prostu sjwjrzemem z którego wyfruwa miłość jak hezciata serpentyna ty będziesz łowić je nic oczami tylko swoją miłością ja staram się ale moje starania leżą jak zmęczeni Tobotnicy na

przyfabrycznym zacieńionvm podwórku czytają moje myśli z gazet w które zawinęli obiad i śmieją się zrozum tych robotników - są naprawdę dobrzy szkoda że tacy wilkowaci przebiegam rano koło nich i oni nawet nie wiiająstę - wyobrażasz sobie -

jacy bezczelni!

będą trwać - wiem - bardzo długo - moje poranne przebieżki - naprawdę stale - jak noże przez chmury - jak gałęzie przez czas - jak palce przez odsiępy między innymi paEcami moje nogi - to zdane mechanizmy - więc już niedługo hędę latać - już odrywam się od materialnie istniejącego moje przebieżki to odśrodkowy ruch moje przebieżki - (o rozprzcsirzcnianie się światła i dźwięku które są

we mnie ukryte lo uczucie jako takie to gra z robotnikami; gra w słowną siaikówkę

ly ich nie widzisz; nie widzę i jar są niezauważalne jak huwtyzm

albo utajony ból; niezauważalne jak my w nieszczerych lowarzystwach są w sferze domysłów i zaufania i prawdziwej szczerości

przełożyła Aneta Kamińska

OŁENA HUSEJNOWA AWŁEFię iłtt lif jrizm wyprać, ate ifefn- nie wyghdd się Fipwrt nurniftrUf dłonią...

Josif Entflski

I. Kieszenie palta są głębokie -da się w nich schować nie tylko własne zmarznięte ręce, ale i cudzą d loó-klóra znajdzie, czego szuka. I po raz pierwszy znikną ulubione rękawiczki. J nie zdążę nawet zatęsknić za nimi. Nawet za rudymi guzikami, które lada chwila

90

mogły się oberwać, Bo już pizytuliłam nagą dłoń do okna tramwaju, Ryło brudne i tiikkii wilgotne, jakby się pociło od lego. Że toiy wspinały się do góry.

2. Gdyby skórzanym rękawiczkom obciąć palce, można by je nosić we wrześniu. Można by w nic li grać na fortepianie, sprzedawać bułeczki z czymkolwiek 1z rumianku obrywać płatki, licząc wagony pociąga towarowego, które widać stąd nadzwyczaj dobrze.

3. Wagon, do którego wsiądziesz dzisiaj wieczorom. doczepią do pociągu, który właśnie dziś rano Z mojego dworca - odjechał. (Oczywiście, na zachód) Tak długo na peronie czekać nie będę. Ałe ci, którzy zostaną w pociągu, tobie przekażą, że jaż mam nowe rękawiczki. Że jeszcze się nigdzie rtic przetarły. I wyglądają jak czamc.

4. Po prostu tak sobie pokochać dwa kawatki czarnej skóry (nawet bardzo dobre) j akośc i) -niełatwo. Zatrzymuję się i dociera dci mnie, że z dwóch znowu mam tylko jedną. Pozostaje sprawdzić -lewą czy prawą.

5. tiyncc

Brama ogrodu botanicznego będzie zamknięta. Na metalowej tabliczce nic: ani godzin pracy, ani ceny biletu. Zamiast tego sklepik obok, w którym sprzedaje się kwiaty,

92

Spróbuję wziąć najbardziej czerwony Poczuję: korzenie poruszają się w środku, Odgadnę, jak się u używa. Wyobrażę sobie - w pokoju najlepszej prcyjaciólki. I rękawiczki fteraz już bryzowe) będą ze mną.

W tym mieścić zmieści się wszystkoT

przecież jent rękawiczką. zrobioną na zamówień iic papieża Sykstusa I. Pamiętasz, miał malutki, prawie niewidoczny, szósty palec?

Szukałeś dla mnie miejsca, w którym nie mogłabym zasnąć, Tam zdejmowałeś ze mnie ubranie, żebym zbliżyła się do ciebie.

Rozc iera fam pow ie trze. Ściskałam odległość,

I widziałam. jakby z drugiego brzegu, koszulę i przytrzaśnięty guzik, ostatni -aż pod gardłem,

przełożyli Aneta Kamińska i Andtfj FtrrytJso

JURIJ iZDRYK

Wiersze wolne dla Anety iZ cyklu: Siedem stopni wolności)

2. Kasza manna z mojego dzieciństwa lo zupełnie nie ta manna z. nieba, która umtowala Żydów na pustyni. Moja kaszka - faKzy wka. Gliniasta i żółtawa

(a n a jgorsze tc gmdk i, niedogotowane grudki, nawet cukier nie pomaga}. Jedyne. na co ma się ochotę -10 cisnąć ją z powrotem, do nieba: jedzcie sami swoje produkty zastępcze, a my już tu jakoś sami.., Ale atrapy nic Jatają. Zero aerodynamiki, zero fantazji, nawal plakl się nie nabiorą. Włośnic tak przerzucamy się z Twórcą., przebieramy w pokarmach, a lo grzech. A meteorolodzy na jutro znowu przepowiadają wiatr zmienny, pochmurno z przejaśnieniami, poranna manna z nieba, Be/ pytań, bez wyjaśnień, [ sagar fiee.

z paszportami i skarpetkami. Jak Pan myśli. czy naprawdę chodzi mi o pulę genową, ser?

przełożyła Aneta Kamińska

MARIANNA KIJANOWSKA

wtedy w nocy koty zlizują mleko z księżyca

ślady Szorstkich języków aa top glinie za chmurą

boima po ciemku knbieta

3v w złożonym pojęciu free Jancem bardziej mnie niepokoi słowo lancet, a nie free, jak można byłoby się spodziewać. /nam jednego fnlansera. To straszne. To naprawdę straszne. Naj straszniejsze -że to jest mój syn. Jeździ światami, zbierając przypadkowe fabuły, przypadkowe wizytówki, gubiąc paszporty, skarpełki i strategiczne zapasy puli genowej. Zostawia prezenty pod oknami nieznajomych dziewczyn. Okna nieznajomych dziewczyn -to metafora czy oŁsymoron? Mój syn - free lunch, ser, Prawie jak - naked lunch, yer? Mój syn pisZje wiersze, ser. Jeden z nieb tak właśnie zatytułował: Mój syn - frtiancz, Cliociaż nie mi jeszcze syna, tylko nienstrwonioną pulę genową, którą tak nfamzsylnjie gubi razem

rozumieją nie Szczekają ocierają się o nogi

ta chmara i te koty

czas na przeszłość c/as je pogłaskać czas w ogóle dlatego rukt ich nie woła

i kobiecie wtedy w nocy nie jest już tak zimno jak naprawdę

Pustynia o głodnych głowach piasku.

0 Rudnych głowach, które toczą się za Mojżeszem tak długo, Żc aż rodZ^ się dzieci, 1 dzieci dzieci, t lyby schną. pótażooe między czerstwymi chlebami.

'M

Aż las powstaje z wysuszonego chrustu kości. które pospadały pod gołym niebem i pod g*>łym słońcem.

tiL.I ta Hoża pustynia

nic odpuszcza Opuszcza się

na niektóre z tych głów które przetaczają się za widnokrąg po suchym, po wyschniętym.

Ziały piasek rozsypany do żywego.

Pustynia o głodnych głowach głodnych i gołych obiecana,

przełoży ii Aneta Kamińska i Andrij Porytko

ANDRIJ ŁUBKA

Piosenka

Wsiadając do tej taksówki, która dowiezie cię prosto do domu razem Z paczką papierosów i długopisem w kieszeni, razem z pragnieniem, żeby jak najszybciej położy i się do zmmego łóżka, razem z czegoś niedopiią butelką, razem z twoją upierdliwą depresją, w myślach zegnasz się z życiem.

bo jakie może być życie w tym Przylądkowym Wszechświecie„ w tej heliocentrycznej galaktyce, w (ej niedobiiej Europie Środkowej,

Wsiadając do tej taksówki, w myślach przygotowujesz si^ do przewlekłego monologu taksówkarz:) o rftzjebanycli drogach, o skorumpowanych policjantach, o skorumpowanych poetach* o konstrukcjach składniowych Pavicia atho Kundcry; o fizyce jądrowej, ocenach mpy i związanej t nimi wojnie w Iraku, o wynikach wyborów w Izraelu, o czymkolwiek, nawet o Eiuropie Środkowej.

Słuchając tego nocnego taksówkarza, zaczynasz pojmować życie jako skrzepy piosenki z mezagluszonych radiostacji, zaczynasz pojmować te senne przekleństwa, ten Statek pijany, bo z językiem naprawdę trzeba obchodzić się jak z ostatnią dziwką: gryić. chłostać. Kochać.

Wsiadając do tej taksówki, pojmujesz* że życie pairzy na ciebie we wstecznym lusterku spojrzeniem tego przypadkowego taksówkarza: ze zmęczeniem i niedowierzaniem.

Wszelka normalna literatura zaczyna się od ceiizury. Wszelki normalny biznes zawsze jest nielegalny. Dlatego zakaz palenia w miejscach publicznych to poważna reklamowa sztuka, żeby parę milionów znowu wpadło w nałóg. Ile płacą poetom z Ministerstw^ Zdrowia za te genialne wiersze, co oni chcą powiedzieć narodowi przez frazę palmie powoduje impotencję? Kiedy przypalam, stale myślę o raku, chortibach nercowo-naczyniowych, impotencji i ciąży. Chwalą Rogu, nie jestem wciąży. Nąjmnicj mnie interesują sercowo-naczyniowe awarie, kichać nu się chce na raki i inną żywność z głębin naszej ojczyzny. Tylko z impotencją nijak nie mogę sobie dać rady; co ja będę z nią robić, czy raczej -czego nie będę mógł z nią robić?

przełożyła Attem Kwniriska

DMYTRO LAZUTKIN

Full-contaci zawsze bałem się reakcji mamy

utiodni nawet nie o mhHlzicriczą masturbację i nie o drobne kradzieże mniej więcej w tym samym wieku

nic tak dawno już kiedy skończyłem 2H lat c i^le nic mogłem rzucić tego pieprzonego sportu

poza lym przyjęto mnie do składu reprezentacji w kickbojdngu ufano mi

no cóż -puchar świnia pomyślałem nie co dzień trafia się taka możliwość

czy jest sens opowiadać o całym bezkompromisowym mordobiciu o uczciwej i nie bardzo walce w każdej rundzie 0 tych bezsensownych kontuzjach i o lekarzach którzy szyli na z.ywca bez

narkozy kiedy mówiono im szyj

1 na chuj mi (woje zwichnięcia na chuj złamania za gisJzinę mam następną walkę doktorze kurwa zrób coś

Wciśnij ta^mą klcjącą moje połammie palce

lak nalegali widzowie

tak czerwieniał od krwi turniejowy rozkiad walk

ale sędziowie byli nic po mojej stronie kupieni czy sprzedani czy po prostu obeznani z niuansami przydziału

medalowych miejsc i już rozumiejąc że szans na zwycięstwo w półfinale nie ma litner krzyczał -1-ej go zwal go w koricu na ziemię dostawałem jedno ostrzeżenie po drugim starałem się przełamać obronę natykając się na łokcie starałem się przełamać obronę rzecz jasna wledy nie myślałem o miłości

i nawet po lym wszystkim kiedy już wróciłem do domu z medalem za zaszczytne trzecio miejsce i świadomością że ostatecznie nikomu to wszystko niepotrzebne nic myślałem o miłości i jeszcze dwa tygodnie po lym nie myślałem o miłości po pmslu balem się p*skazywać mamie na oczy ze swoją kontuzjowaną nogą po kryjomu zdejmowałem gips i staniem się nic kuleć przychodziłem do domu kiedy wszyscy już spali alho na odwrót rozchodzili ię do swoich spraw tytko żeby nie dowiedziała się że mnie połamano zawsze bałem się reakcji mamy

{oczywiście nie lak bardzo jak wtedy kiedy robiliśmy reriktinl i po to żeby nakleić

tapety trzeba było odsunąć od ściany moje łóżko spod którego ukazało się kilkadziesiąt

zużytych prezerwatyw - to byl niewątpliwie największy wstyd) ale teraz ona bardzo by się martwiła i chciałem jak się da najdłużej ukrywać swoją tajemnicę

chociaż tak naprawdę miłość z tym w ogóle nic ma nic wspólnego troska i czułość też nie

wszystko jest dużo prostsze wszystko jest tyllko echem glosu brzęczeniem temperatury ciepłym mlekiem dzieciństwa i tą jej kołysanką -

^pij jelonku śpij

Do kwestii wegetarianizmu właśnie zaczynało się łato i muzyka na przystani robiła się głośniejsza kiedy ona niewiele się wahając odeszła od niego do jakiegoś dyrekl«™ zakładów mięsnych czy prezesa tabryki drobiu tak czry inaCZej coś zwierzęcego w tym niezaprzeczalnie było

nic dziwnego przecież zawsze jej smakowały smażone móżdżki grjllowBtie udka podwędzane skrzydełka

i inne śmiesz/te rzeczy z jakiegoś powodu nazywała je Śmiesznymi rzeczami chociaż nie wiem naprawdę co w tym takiego śmiesznego

zresztą on do*yć szybko Ocknął się wytrzymał pauzę jak. bokser pin niespodziewanym nokdaunie Wybrał bezpieczny dystans między życiem a upragnionymi porcjami alkoholu

51

poza tym przestał jeść mięso stras/nic go mdliło od wszystkich tych smażonych móżdżków grillowanych udek i podwędzanych skrzydełek

dlaczego o lym opowiadam?

jasne że nie dlatego żeby przekonać siebie e /y kogoś do lego że ismieją pewne uniwersalne recepty albo sposoby wypływania na powierzchnię z każdej nie najprzyjemniejszej historii

po prostu jeśli nagle na poważnie zdecydujesz się zostać wegetarianinem a O tym ostatnimi czasy dużo się mówi wydaje mi się że wystarczy tylko zobaczyć na własne oczy jak ktoś bardzo ważny dla ciebie zabija cząstkę czegoś żywego w tobie a potem jest dużo łatwiej znacznie łatwiej to znaczy można z pewną dozą optymizmu powiedzieć że obserwowanie śmierci a lepiej - przeżywanie jej a jeszcze lepiej - odczuwanie śmierci na dotyk

niezwykle a przynajmniej istotnie

przybliża do świata roślin

a pora roku i ożywienie na przysłani nie mają żadnego znaczenia ostatecznie każdą muzykę można wyłączyć to jest chyba najważniejsze

właśnie tak

przełożyła Aneta Kamińska

MARJANA SAWKA

Szkicownik warszawski i .

drogę do hotelu znajdujesz na oślep między sklepikami indyjskimi i maleńkimi kawiarenkami z nieodłącznym przyi inkiem „pod" ..pod barbakanem1'jak zawsze tłum i dym ..pod gołębiami1' grucha para zakochanych tylko powietrze przepojone zapachem frezji nic daje ci prawa zapomnieć że jesteś tu obca

2.

miasto wynurza się na poziomie oczu oślepiającym błyskiem iluminacji tak jakby mówiło nie wszystko jest jeszcze podbite miasto sprzedaje się otwarcie z całym nadzieniem okien-witryn tak jakby wołało 0 podbicie siebie miasto cię prowokuje żeby zapomnieć o wymiarze w którym ono nie istnieje miasto

| spotykać się wyłącznie w obcych miastach nie znać zaułków ani tanich kawiarni Przytulać się tylko sercami 1 broń Boże

nic zdnidzić się słowem

4. okładać na zimno rękawiczki z szarego zamszu i wydawać się słabą miasto trzyma czas w zegarze-wieży

HłO 101

iśti w porannej mgle obok śpiących budynków i wsłuchiwać się w monotonne szuranie zamiataczy ogrzać się w kawiarni którą najwcześniej otwierają i tym razem zamówić trochę śmietanki do poronnej kawy

tęsknić pastelowo i cicho pastelowo i cicho tak hędą przcfcwiiały astjy na starym skwerze wysyłać mailem listy do najlepszej przyjaciółki i do zmroku spacerować w poh]iżu kościoła świętego Antoniego wrócić do domu w kubku zaparzyć herbatę i ni z tego ni z owego przestraszyć się własnego spokoju

Księga rzeczy (dziennik) i . 1 będzie tak

powiesz lo jest mój dom

i lla s'cianie węglem zaznaczysz swoje imię ...na ceglanym ciele zimne znaki starości jednak

pęknięciach i rankach poznajesz jego dawną młodość i naturę jego namiętność młodzieńcze nienasycenie tylko dotknij dotknij go tylko

1 jak pięknie iść w kierunku Świlu ulicami wylizanymi jak kocięta łykać zimne |n>wieir>c jak mleko

53 wystawione przez mamę na parapet jesienna mgła wpelzaza kołnierz różowe główki begonii w oknach i delikatna pajęczyna na sinych kałużach wszystko co obciąża to czarna waliza która uderza w kohtno wszystko czego żałuję to gaofć ciepłego wiatru na zatłoczonym południowym peronie jak miło zobaczyć znowu dom od którego wszystko się zaczyna

lubisz, to światło koloru pierwszego miodu zapach drewna i kawy ten zapuszczony ogród za oknem len przybytek spokoju i ci szy-nie podlegający żadnemu przemijaniu i dziwną melodię spod długich oliwkowych palców

po przeczytaniu wszystkich książek z domowej biblioteki wychodzisz do ogrodu księga jabłka od pestki do Ogonka pełna jest słodkiej treści

człowiek w czarnym należy do mnie jest smutny wieczorem zna język strun i drzew w ogrodzie doskonale parzy kawę mu zapach nagrzanych w południc jabłek czego jeszcze nie zrobiliśmy? nic po&ad./itismy krzewów tamaryszku

6. przycłiodz.il mistrz od czasu oliwił tryby a on i tak idzie w stecz

7 .

wszystko co się pisze popiół ha nawet nie popiół tylko proch ale nawet w prochu pozostaje znak twojej obecnofri

8 .

stanął zegar w jego mechanizmie gdzieś od Lata nasialo się pełno rdestu i mleczu więc nie zapomnieć kupić klepsydry i patrzeć jak czas usypuje piaszczyste pustynie

kupić na zimę żółty emaliowany czajnik nasuszyć poziomek zaoszczędzić czas dwie godziny — w teczce z papierami pół życia-

w szufladzie z twoimi listami

10. przez, mokre trawy iść do sianego toru kolejowego zamoczyć sandały odszukać w trawie zgubione przez kogo^ jeszcze świeże perełki konwalii nie dulykać się ramionami nie brać się za ręce usiąść na kamieniu i długo czekać może plamka na horyzoncie to pociąg

który znowu powraca

1L i o czym ci się pisze? w wypchanych szczelnie szufladach dlugachne rejestry rzeczy z których codziennie układasz osobliwy słownik

104

albo encyklopedię pomięci przekankować literę M - mokre włosy -milczenie

- mit o zagubionym lecie

12. to ceramiczne naczynie przytłumiony kobalt koncentryczne wirowanie białej ćmy nad łampą ta estetyka cieplej jesieni Zapach herbaty poziomkowej czas nie umie iść tak po prostu nieustannie po zakątkach myszkuje nie ruszaj się może nas nie zauważy 13.

jestem namalowana farbami olejnymi na jesień płowieją włosy na zimę zapada się zmarszczka koło ust a na wiosnę stara orzechowa rama porasta łubinem i niezapominajkami

14. zakleić okna Eia zimę i długo pisać listy fioletowym atramentem na pożółkłych kartkach PS całuję kocham nic zapominaj o podlewaniu kwiatów

15. dość rojenia się myśli moje kochane złote pszczółki szukajcie sobie lepszego ula słońce powraca na jesieil cień starej gruszy na oknach niech będzie we mnie pusto i cicho jak w cerkwi po nabożeństwie

przełożyli Aneta Kamińska i Andrij Porytka

1 0 5

L

MARIJA SZUŃ

W instytucjach pokojowych oildycha się swobodnie -bo paradise - już jesl

pod parą. Cala Ameryka jest instytucją pokojową, bo wojny l La nie hylo od dawna.

Ale za to wszystko En pa ru je *vi wysokich podatków

pod usznego. I 3 O za wszysi ko Lrzcba P Ł A C I Ć , [u nic ma nic

for free, chociaż na każdym kroku to obwieszczają. Za wojnę w Iraku

też trzeba płacić, 1 za Afrykę - chyba na zawsze, albo za Wietnam -jia minionym celownik u. Nawet i za Rosję, którą Ameryka pod Jelcyna

zachwal i ła .

Najwięcej Ameryce przyjdzie placie

za kury, które nadszarpnęły

pulę genową miejscowej ludności, wynalazlej jeszcze przed-Kolumbem,

Nowemu Jorkowi trzeba płacić za całą Amerykę. Za cały proces kotloprzctapiania. Przykładowo, za toh jak

z Chinelown sklepiki

o silnym zapachu biomieyny ryb i wrzawy

pochłaniają małe Wiochy (Litilt Italy) z ich uporządkowanymi serenadami

nu Letnich ulicach i schludnych restauracyjkach, I na pozór nikogo to nie niepokoi.

Chociaż.., smaku lodów włoskich nigdy nic zapomina s i ę -

z. rumem czy bez.

Tak samo i toh jak mała East Vdtage stopniowo

pozbywa się ukraińskich autochtonów i nazw -wnukowie ich już od dawna

w lepszych perspektywach adwokatują i doktorują, zgarniając wszystkim znaną amerykańską grubą forsę, w mniej terrorystycznych stanach, chociażby w New Jersey czy Pensylwanii, bii jesl politycznie Mar>zaod Nowego Jorku.

W instytucjach pokojowych za koniec też się płaci. Podwójnie,

Pogrzeb tu jesl najdroższy na kwiecie, jeszcze i z chlorem -

na zakończenic . Bo Ameryka lo Ameryka,

lu nikogo nie zdziwisz. -nawet odwalonym nosem

trochę białego Michaela Jacksona.

PoUtologJA HORO w Anwryce to duża dzieln ica.

Amerykę-całą tę borowinę kwartałów od Kanady do Panamy

z żółtymi modlitwami jazzu

paradnie

nazwano rajem za życia.

Chyba żc raj można rozwieszać na lepach kwartałów z gazet i ludzkich nosów.

Przyszli artyści ze wszystkich spalonych teatrów i sumiennie wszyscy ukłonili się -

ICtf

domino - jak. jeden mąż, Wszyscy bogu równi. Przez wszystkich -za ani oła na ramię -zostało zapłacone życiem - całkowicie,

Za cały podręczny pakicl sukcesów i chusteczek do nosa.

Wszyscy zgodnie oklaskują anioła. j « i/i

A ie on jedn ak byłna biało — bez czerwonego noża nad ich głowami. 1 ich chroń ił. Nie smarkając.

To było ich prawo wyboru - komu służyć obiema półkulami swojego mózgu, Z południa na północ Z północy na południe.

Wszyscy mieli szansę nauczyć się tras przelotów, ! odegrać się.

Ale na starych popiołach jeszcze nikt się nie odegrał. I wszyscy mnie długo sądzili -dlaczego nie piszę anterykahskich wier>zy, tylko życie jednej swojej komórki,

Kiedy dzicó rozkręcono na jeden oświetlony bąbelek dookoła serduszka mojego małego palca,

przełożyli Aneta Kamińska i Arnłńj Po tytko

OKSANA ZABUŹKO

Prypeć\ Martwa natura To, zdaje się. świt -

i światło, jak prześcieradła, pomięte. W popielniczce - niedopałki, W wazonie - przymknięty kwiatek.

m

tYzcz cztery ściany przemnożony cień - \ ptisly pokój. Żadnego świadka. Tii ktoś był. fcszca przed minutą

na radej poli turze drżały Dwa ognie przezroczyste - od Izy i Izy (czy tu mieszkało dwoje?). TVlko na fotelu garnitur. |łrzcd chwilą wypełniony ciałem. Nagle zwija się cicho w płaski rulon bez. życia. Wejdźcie f Wejdźcie, popatrzcie - nikogo nie ma, (Tylko powietrze, oddechów pelneŁ skleiło się -

jakby czołg po nim przejechał). A, jeszcze sweter niedokończony |tałce czyjeś pamięta, l otwarta książka - ze śladami po czyichś paznokciach. Jak kosmicznie, przenikliwie cicho jest za lym pmgiem. Namdej politurze dwie plamy (a może to lzy?> I nadgryzione jabłko - jeszcze nie pokryte rdzą-Jakby wypadło z czyjejś ręki, przy fotelu leży na podłodze

Ten, który mnie kocha, wyszedł z mroku i stanął przed oczami -z rozświetloną twarzą, ze szczęśliwych stworzony łez. Nie powiedziałam - pomyślałam; Jak ty późno, mój chłopcze -i słowa poleciały, jak ręce i włosy - na ukos, Jak ja na ciebie czekałam? Rozpoznawałam cię w przechodniach; wypuszczałam wersy-jak wieszczka z ognia gołębie, I wierzyłam jeszcze w Słowo - że Słowo jednak może. Wywołać

O północy ducha, w południe - człowieku z thlmu,

Z zagryzionych watg. jak krew, starłszy szept: Gtfafe jesteś? -samymi ustami na wietrze pisałam powieść. Z takich właśnie glossolalii na światło wychodzą poeci, żeby przynieść na świat, czego w nim naprawdę nic ma. Jak ja to wszystko grałam! Nic na niby, nie z kaprysu, nie z głupoty -na pustej scenie, gdzie nikomu nikt nie jest suflerom, nauczyłam się ciebie takt po takcie jak partytury. Ty zjawiłeś się - niepodobny, i co nam teraz mbić? Drugi raz tak nic będzie; dnjgi raz - to nie prawda, to przyzwyczajenie: Wszystko jest za blisko, widać nawet zacieki od łez. Ta szalona fabuła już wciśnięta do popielniczki, tylko ptipiół leci

jak włosy i ręce -na ukos.

300 W cieniu Ale lalo - nie do zniesienia, nie do zniesienia! -I znów zaplatamy od początku nasze dziecko jedyne - Rozmowę - w dwa mysie ogonki. Upal w zapachach, jak w rozmięktych pieragtiaCh z laku (że chyba ciężarnym - cboć w Hlewasze3 prosić o chronienie) : pachnie potem, kolami, asfaltem, rozgrzanym metalem ! oślepłe ixl słońca - kamienne zwierzę bez wody, miasto szyhko iraci swoje turystyczne kapitały -no, a my nu wet uciekać nie marny dokąd. Jesteśmy uwięzieni tu - między chruszcwbamP i soborami Mazepy, gdzie p^idbiie do utraty tełm starodawne uliczki ledwo pełzną pod górę, gdzie zipią W szybach autokarów zachodni turyści o twarzach w kolorze

sepii,

przeklinając ten piękny dzień, kiedy zachciało im sit zatrzymać się tutaj. Już jest saturator - gdzie jeszcze mielibyśmy się p o d z i a ć Monetami slńw napychamy

własne osłabione umy.sly. Ale jakie to nieudolne, n i e u d o l n e - k a r a ć się taką miłością, ktńra razem z potem Cieknie - i, da Bóg, odejdzie przed zimą,

przełożyli Aneto Kamińska iAndrij Porylko

HmAa mirfmr-irfi furt KitoMflt kW i n)T+i ( i c i u h ( łnuf t JIIW j

Książki nadralarie

Biuru Literackie, Wnietaw 2008

Leszek EggeUĆog: Matf prwciw poe#L Przekłady ipoezjijtzeskięj. Ss. 558. Eugeniusz TkaczySZyo-Dycki: Piosenka o zależnościach i uzależnieniach. Ss. 54+4 alb. Roman lloiief- Moja. Trzy zbiory wierizy: aticja, pójdzien synu do piekła i „serce", -Ss. 120+ónlb, Krystyna Milol>ędzka: Gublc/tte* Poezja, Ss, 51+3 ntb. Tadeusz Różewicz: Kup kola w worku (work in progress). Ss. 106+4 nlb. Sławomir EhMr.ĄUypody. Poezja. Ss, 40. Bohdan Zadura; Wszystko, PoaijŁ Śs. 94+5 nlb.

noty o ukraińskich poetach

Iwan \rtdmsiak - ur. fttfg p«[j j HumatZ U ję/.ykfl angielskiego i pokkieco) Opublikował tcmiy: Depresywt(19921 Omtfennia hałasom (I Wtft jfow, (IWi. Powemennia w Gafopwu (J00I). Sad pertitnrtf (3001 >. Drrewa i wafy

Czasnyinwyj sik (20t>4X Chrabun (2007), Pysały mysfyie (2008), Wydal nież przekłady wiwszy Andrzeja Buny Usmtefo hwtom (1999) i F. F. CUmmingsi Tmlpanyj dymari {nam z Katary^ Btoytodco, 2004}. W Polsce fragmenty jego po-uft&i WMrgun by lv (bukowinę w „Kretf ttTfiJum. Reuara Rosnik), a wiersze w .Mu-Lljumpfohfcflwh'; i ..Gazeeic Wyhnrerej" (eIuctl Aneta Kiraifek* i Andrij Porytfcn) Mk-s/Ji ;L W Kijowie.

Katrinn Chhldad - ut. I97&poetką (turniczka, dzitnnBcarkiL Szkołę podstawową skoAczyla w Syrii (w Damaszku), szkolę brednią w Snfcdaree (otryg doniec*]), Studia w Charltewie, pracowała jako doceni na Wydziale Dziennikowa. Rofrlctwfci pisma i strony internetowy „Tckkrytyka". Laurslfca nagrody liMkiej „Sniobuoky-pu" {200h-2007). Tłummy poe j Hfcbską, Jej wfcrau zoHaly opublikowane w knti> lo^aeh: unny. Hoteli Chartoma oraz Wakacji 21 a w PK)bcc w Pobocmtr ittwi Urszula Wtwkks-RuikuH.hkflj i,Jtociągu 7ń" aium. Aniu Gutkowska).

Jfophdan OMl llombezuk - ur. poeta, iw&Zł i dzienniLarz. Autor tneeh b> mów wydanych w 20W roku: Ifjito w Mojemu Titi. Ja Zastmtyh Serce {»: Otafotn-wio.', rutmiOtehem Koctiuwem i P^wteni KurotuzuJcLcm) i l^en^eŻadnej kiznyti, RcLfjtrnr kilku, anlalogii, W [ym anlotnsit poctilw deNutujących pa 2000 roku - Dwi tenny. hgpwkrw tryty ilumaCHła^ na język anielski. M^yjdd, Stewakl, his?rari^ki i polaki.

Okna H uHCjttnwa • ur. t979; poetka. Absnhmilka Akademii Kijowjt^MołiyW skk-j, Luitido liorkuriu wydawnktwa r,Smołoskyph w 2005 roku. Jej wiersze były dnjknw-nne w piśmie ..Suczasnist" niaz w KHulcgij jnlenaiiIU poettk Wy f Whh,

pnjrgpiowaniu debiULiUltki [om poetycki Elehiji i *vkzaly. Mietka w Kijowie. Jurij iidryfc - ur IStóJt; ILterai, grafik, muzyk. Sknikstf Poliieetiaikę Lwowską

l praco w a] jako inżynier. W 1989 roku zaloiyl j;zaMpiu*ł relc-ańw i wi*ji" - ,jCze-t^er"r fełńre w Idach 1^2-1997 ndigowd wspólnie z Jurijem Andmdiowyciem, • obecnie Wdapaje sjmndŁielnit:. Prowadzi lutoftką nilwyke VrV lwowskiej fiWcie ..Ftłst P<ftiup,ł. Ujmuje isię f iaAą komputemwą. Autor powieici Ostrłw Krk Wicrrt (1997). POdmjnjił Lton (2000). AWlM (2006). ese Jw FlesO* <200T) m romu poctyekieyo Stanisław i tt jehe WypeotyieU* (1996). Po^ie^ ttt^r^ wydm w Ptilsee w | m tvl u - Ubzuek (w pr/ck Ifld ic Oli flnaliufc i Lidii Srrfono*. ikiej). Pt»ihiinaczyl utwory SooUawa l.ełim, Andra-ju Sosnowskiego, Sławom in Mrnżką. Casluwg Miłosa. MicszkjL w Katuszo.

Miiiiujiiin KUuowtJu - lir 1973: poetka, Łtuninezka, ahsolwęntkii fUok«ii ukm-bihtk]. w 2003 r. hyKi ętypelHjy blki\ Ministra Kultury EiP (program Gaudę l^tonia). Aukrfkz lomńw: fttiumicija (1997), Winty soaetiw (I9»)h Mu atwormnia Kocłianrua i Wtjtra (w-spólnic l MiUjaiuj Sawlt ; 20U2), Knyfta Adama {20(Hj. czajm Mrmw^OO. . Deszczn yzczodenne (3[)ffit) oraz zbioru opowiada*! Steikawzifi)hłż riky (200S; jupi^ui^h fm^/js pobytu w w ClDJynicJ. 'llumaczy Wiera? rn.in. RnlęKiawa L^imianj, Juliana Tawiniii, Stani>ljiwa BanulL- Lka. Fngeniuhza TŁjL-ętyiSiyTtt-Dycfcirgo, Ft o^na Honeu. lacka rheliaela, neolingwiFtftw wu^iwskich.

110 I I I

Pttftpfciwije antoltgte nowej poQ2.il puhkicj, W M ł « jej wiersz były drukowane W „Marmurze ta (tłum. Jeny UtwioluiX ..Studium" (tłum. Aneta Kamirtsku i Andrij Maitlc Wawrayński) i 7*P (thnfc Aneia Kamińsku i Au-drij FOtyiko). MicsiŁii we Lwowie.

Andry I -uhkJ uf, 19A7; pom. I hJirot7, cwnsUi i krytyk, AutL>r \vmł>W pnętytkiL-h: ffinm MMflrfw nyB^mtff (20£fl) i Jawo®* - C2tł0«>. WiersM rtnikumil w pismach: „Kyjiwska Rus"-, .,3™". ,i >tiah 76" OIUJ. W aLtrtaiiadwhi Diynsn*r koimnio, Karpacka ufanertfa* Kyrw IjuikiI nagrody liteniŁki-ej ,LDchm[" (W07). JCIJU Ujyfci tłumaczono na węgierski, ™syjskk anr-ielski i polski- W Polsce byty publi-kOWaite weJ^zie^Cttimi. Bohdan ZrnJuni).

[Pmyiroi t^uziitkiii ur, l^ft; poeta, Z w^ks/oleenia inżynwr metalurg, pracował jitkoiiiiynifif, uęiłcrkiirjn;i dzknnikur/ teLcwiiyjny. Urtzuwy mc^lisuKitltaru Świat™ wIkftbcuingu i kiekjiUiu. Mistrz Uknnny w dwuboju kouckim. Autor tumów: Daihy C20n^>, Sotodpsiczi dhi pte&miw (300?). Ndbyti Iruwjtt switiszfzerim komary tfOOćk Bęnzyn (20<)K), L^ucciit nvićlu wgrit literackich, flypendystt programu Gaudc Ftolond* (20(H). W Polsce jego »ócis«byty pablilu™™ w „Hnbu^-tf i JfaatfM 76"- (itum. Urszula flfitwfclł^RutkowFikfl)

Uarjann Sawka - ur. 1973: poetka. dwotwentka filologii ukmifalt icj. Redaktorka DKtddft lwowskiego Mtytowrictwa S t ^ u I^ i . kito publikuje lilcratunę dla d/ieei oraz poezją Autorka tOCtfto (JWfKiP rm^J {L995), Mjnfalfy PU iumi-n r f I 998). Hrdui BWfldtafcHUt r fwspOlnic Z M^iannii Kijanow«lu}; 2002), Kwity twy-™ £2007), iyjfwr-^Ji; Jej wiersze tłumaczone na polski, angiclnkl, hiidoruskh liitw^ki, Laureatka Międrynamdowei ^agjiłdy Dziennikiuskiej im. Wasyla SLU^U w dziedzinie pocz|i (2002). W Puistr jej tfwocy byty drakowjnc w „Studium" (tłum. AocLi Kamińska i Audrij Poiyiko), Mfetfka we Lwowie

Murijii Stu ń - ur. 1962: poetfo ilumłezkł. ctnokJfr Absolwentka WyJ iiJu Języ-ków Hhcyeti na Uniw*ytM»^ Lwowskim. Pracowała w L*nwridm Muzeum Narodo-wym. ptitfnicj w Instytucie N;m*Waaw!jwa AN Ukrainy. Thnr»tiyh duway epos anielski na język ukrafikŁ Autorka lomików podyckith: My, kwrije (3MO), Abtthi _ ntnubmAd (I »2}, < 1 ^ ) . B&wIum J ftwcAnd i2006), Wtrlibrianj. Abfi Aa (wietBBC ^brajK'. 2006). t^OT), Bijas W PoLsl-4; jej widHe były druki rwane v „Pociągu 76" (iium. Ańtii i Aiidrij Por>'Htf>). Od 3995 miesz-ka w Nowym Jorku

Okuna /jjhuiko - ar. I9&0: ptKika i ju^rfcj. W 1987 roku uzyskała tyiul doktora flłosofii na Ud iwtniytcirif Kijowstini im. Tiraa Sicwęz^oki Na pfzclnmic kil 80. i 90. - nu. in dzięki tcksiom ppUtystycuiyni na temat knlmry ukraitbkiej - 7tkAiy\a opinię priywfltjcy łntclełctnabłcfu swujego pokttlcnia. WyklłdłJa ukjainiiLyke w USA (Pemylwania i PitisbLiręJi), była też na KiypenJiuJii Fullbnyhu w HarvanJzu.'. Od 19S9 roku wspilpnR-ujc i. Instytuttm Filozofii Naiodowiej Akadeniii Nuik Ukrainy, ftst wictfRKSfln ukraińskiego PhN-Clubu, czkriklon Ridy Nadjorezcj Pundicji Mię-dzyDHtkdowej j0kkiKtertie"«iE ę/Jonkiem Rady Nuntdu^j Ji. Kultury Prezy-tleńcie Ukrainy Opubhkow^Cooii poetyŁ-kie: 7hi*łwyj (1985), Dy/ygr** tom* ntoji wii -Jty (1990). An wuop {L W4>. Nawyjzakm An-himt-d* (2000),Druhaspmtuh Wybramr (2005), powici Potiow dodidUnrlta i kkrajtitftoho teksu (1996; wyd. pW-(be-2003: Badanie terowne aadultniitofai seksem) ma stbtory opowiii^. estj^w i htudió^ liwituTOziiawczycb, Thimaraona na dwaiuirfde ję^ykńw. W tvlste j-ej wicr-

hyły drukow iL- w jDdiw", J^ iągu 76". .J^botLach" i „Oawcic WyblmŁ•Zflj,^ Polska łHtona irtterwtBwl aulorki na ponatu www.litemckif.pl- MieszJta W Kijów*

noty o tłumaczach A neta Kamińsku ur. 1976 w SjtzebncKyriLL- Poetka. tEumac/ka najnowsze} lite

niELiry ukrai^kicj. Skuńciyla fijobgię poL ką n Lniw^Tsjtoeie War^iwskim, Lwzy eu^zirmc6w polskiemu. Autorka (nmńw: Wienv vfyfsarx [2000). zapisz anteny

1 1 2

oraz craryiinarythiperttktił (2007; wersja imeiKuwa: wwwczjuyurwy plji Tłumaczy nkin. W K T S Z C Iwan.i Aadribiaks. Nawara Honc/ara. Mariungy Kijanowskiej, Bohdwy Maiijasi, Jurka Pozajakit, Miquiy Sawki, Mvii Szań. Okuny 2*itikńon7 prozę K.st-ni Cłiaręwnko i Jurija I^Jrj ka. Pr/.y^itmiuje atlki^ci tam Cwlki prtniti-nnh-y. Antologia namjpęęj^ ukraińskiej, simna - nin ponulu www.lhe-ratkLC.pl. Dorasriiła w 2amt^ciu, rnicn/ki w Wiu^awie.

AndiHj Por> tku ur. l9Ttt ituniac?, .i^^rlwent Tlołojiii pilsktej n ttttiwenyiicK im. Ttaffa Seewotrtki wc t .woifie w jft;Lł pr/ckład;n-b ufcu/Jily rui Ukrainie książ-ki Stanisiawi Lema: Gotem 2003) i A M ^ P O O f t o r t ? Aadr^a Supkowhkie-^o: MlrTnUbnn (2006), Bn^ b^ownfey (2006) i Lóx ptrpema f200f7h. Mieszka we L^uwjt

Thmcfc ICałrók, At^rf/fd™. 19? \ 130 cm

L L ł

p r z e k r o j e

Prozom prozaicy...

MAŁGORZATA FOTENT

KLUCZ RZUCONY W MORZE Trzy opowiadania zawane w zbiorze „Czemu, Cieniu* odjeżdżasz...1' Joanny

prowokują pytania o prawdf w literaturze. Łagodny, spokojny ton pierw-szoo&obuwej narracji zabarwiony iest sprawozdawczym realizmem, który gdzie-niegdzie ustępuje miejsca dłuższym. lirycznym opisom. W pobieżnej lekturze autdWogrufara opowiadali wręcz s i; narzuca. Ale „życ-ie nie jest snem. prawdo-podobieństwo nic jest prawdą" - czytamy w kończącym książkę dopisku Od Aun/rki, TV111 ^amyiii wyznaczonazostaje granica. poza ktńrą zapuszczać się nie nuleży. Joanna Clark /apeu nia czytelników, że wydarzenia i poStttf są fikcyjne, J pmdukty wyobmtnt - wfrod nich utwory Ittpuckie moną. podobnie jak sny. czerpać jmgmenptryczne obrazy z tzteczywkwfcit ok nie są jej wiar^odnym świadectwem.' Autorka, z tremą reżysera, oddaje głos cikuitnm.

W rozpoczynającym ksi;jżk\; opo^ i wianiu ftosotnunda nanaiorka i jednocze-śnie główna boluiierka - Lusia. przedstawia historię rozprawy sądowej. Emery-towana ndaczyt U-tka matematyki, niezamężna, bezdzietna, religijnie nieprakty-tonąca, rtiestMykrewmonciznikim :. urzędu wymiaru sprawiedliwości, rtieczytajfr-a kronik krymaudnych w lokalnych gazetach (>. 14) ż zadowoleniem decyduje się z a s i w lawie przysięgłych. !, jako ławnik idealny, bierze udział W spranie Rosamundy. molestowanej seksualnie pracz Angela H., partnera babci wycho-wującej oSmiolctni^ wówczas dziewczynką. Dla Polki, która od wielu lat prze-bywa za oceanem, wina przybranego opiekuna nieletniej je-a ewidentna. Jednak di a większości ławników nie. Dysltisjfl nad uzgodnieniem werdyktu przypomi-nają sceny z filmu Dwunastu gniewnych ludzi* w którym jeden \pron-iedliwy. Henty ponda. przekonał jedenastu zmęczonych upałem, znudzonych twardć-gfawyr.ftoponentów(s. 5£}. Bohaterka nikogo nie przekona, nawet nie podejmie próby, choć nie lvi ko Ona pewna je>,t winy oskarżonego. W decydującym TTH>-

tncrtck ulegnie presji i odda glos .,dla świętego spokoju'1. Mimo świadomości, że większość nie musi mieć racji, mimo wewnętrznego opocu i wbrew własne-mu przeświadczeniu podejmie decyzję: - Zgadzam się - usłyszałam swój głos z sticlu;go gardła (jh 6?>, An^el K. zostanie uniewinniony- A l.usia, trzy tygo-

p i+r-r B BIDllj •rltmLi|»«Wltfi kll lu- (CHH1> CTłrŁ. ł.ll>rt*l»JIIW l ta-SMfilT*!. JT fW . hm r.L. L -....• wm HAhiui t- -'rlń-1-w l.-.A ••../_.•;w. (ŁriS *idc:rA *ii. ft- „wroi ijftfk: -ŁJ I JUflAnr* D™" nir ,r.inim.-i jniHfi ptiHj "T TJH IfJ 'T""!'* • rUJnmłŁ < ..< MWl -:H i

H wdiA^r - tWłwr ł lm^t łW^W^ SMjiiKiliu 3HH, I. 5.

114

dnie po zakończeniu jinooc&uh zae/jiię spisywać ię historię razem z myślami, jakie jej w tym czasie towarzyszyły. Pisze pamiętnik, bowiem od trzech tygodni męczą ją koszmary z udziałem Rosftmurtdy, która powLur™ wciąż te sanie stó-wa: Ratom się. że nikt mi nie Km'eny fs. 7).

Na szezegótn:| uwagę zasługują liczne dygresje, wspomnienia. myili rzutne jakby mimochodem, która: poszerzają problematykę opowiadania, rozbudowują charakterystyką postaci. WlaSnie te fragmenty wydają się szczególnie istotne, po-nieważ sytuują prozę Joanny Clark w problcmatyttemigracyjnej. Bohaierka-nar-ratorka to, jak było już wspomniane, Polka. ktcira od trzydziestu siedmiu lat miesz-ka V* USA i choCnie utoŻMirnirnny jej z auturką. która wyjechała do Sranńw w 1971 roku, to panirilzm ich hwńw zaciem dystans między czytelnikiem i autorką. Inny-mi słowy, im bardziej poznajemy bołuiedgę, tym bliższa wydaje nttm się autorka. IVłdstawiou.-ym problemem opuwiitdania ^taje siętmigmeja i zawiązany z nią |JN J-bEcm tożsamo<ct. Wyobcowanie boh*tt*ki rodzi p<nrzehę ksztahowania siebie na nowo w |ir/cstrzcm innego tfwiata. Głównym powodem atreAkgi jcM odmieńmy^ doświadczenia, które w Polsce było dzielone z całym pokoleniem, a w Stanach slaje się jednostkowy mjndy w idu.ilnym wspomnieniem, jakby koszmarem, ciymf niemal nierealnym. Kobitia czuje sie nieiozminunB i nawet nie oczekuje zrozu-incda. Dostrzega rńż.nice w obyczajowości, w patrzeniu ji <Swiut. C:zas spędzoEiy na innym kontynencie służył adaptacji, alu sukces akomodacyjjiy uniżę być tylko poztrmy. Lusia, jako Folka, zaws/e zobaczy więcej, ponieważ widzi świat w pu-dwńjnej perspektywie. Podczas wstępnego wyw iadu, gdy adwokat / dsił pytiinie. Czy ktoś w rodzimo 1 ,ucy hyl karany, kobtcia odpiiw iedcidii stanowczo: nie. Ale później zaczęła się zastanawiać*cętnie p<]winn;i przypadkiem uwzglętlnie banizo dawnycft i z rupetnic innegp fauita wyroków sądowych, Wfymagałoby nr jednok wstępu historycznego. wyjaśnień o pranie bezprawia w sysrenuu h (efałdamych. wszystko bez żadnego związku z tym. co tu (s. 14).

Pamięć o praesrłij^ci w Polsce nie ^inic i h;irdzo często dopinguje l.usię do uw^ na lemat rzeczywisto&i, w której nigdy nie będ/ie do korka sub^. Tidy lawiuczka w>hichuje się w utus przealucbi wancj dziewczynki, przychodzi jej na mysi refleksja. rtxj/aj porównania: Kto imiyr pomyślałam. Polka w jej wieku, po-wiedziałaby to z inonią sarkazm™. Me głos Rasatnuttdy. choć donośny, byl jed-nostajny, bez kolorytu (.. r) W kałach atnerykańskit h dzieci nie deUamupf wier-szy. nie mówiąc jpt o sztuce nstoryki (...) Hiti Clinton ma fen dar. A{? Hillary juz nie, wybitnie inteligentna, a niestety gdacze jak kwoka (s. Kie mamy jasności czy ..kto inny" znaczy ..kiokolwiek", czy - co wydaje się bardziej pnLwdopodob-cw •• ktoś kuitkR-my. narratorka sugeruje, ale nic zamierza dopowiadać, wyjaśniać (może kilkakrotni wspomi nanc w Opowiadaniu Polki - Ola lub Mul-gosiafr W" każdym razi? w nowej, anraykafiskjej przcstnoii wszystko jest jasne, konkretne osoby jednoznacznie określają .Jtu i teraz" n.Lrrantrki. Prasstizeri jest zatem waloryzowana na sposób romantyczny (gdyby szukać podobtenWw. mn?-naby pmwdać Rozłączenie Słowiebego), Także romantyczny topos tęsknoty za krajem jest aktuidny w XX-wiecznej rzec/.ywistofit i, Wydaje stę. że bohatero-wie Joanny Clurk żyją w jirz^trzeni. w której nic ina micjsca n;i sentyment, pa-miątki przeszłości. A jednak co chwilę ktoś tub coś z tamtej rzeczywisrnści, jak z inoBgatfwiattt. zajmuje ich umysł, angażuje uczucia. La-ni /maga sif nie tyk z pamięcią, co ze ^wiadoma^cią niezrozumienia. Możemy wręcz mówić o pew-nym rozrachunku, jakiego dokonuje bohaterka. VV tok Kprjwo/Jawczegu opt>-wiadania o procesie Riwaiuundy wjłlata uwa^i o przyjaciołach oraz. /jiajomyeh z okresu dzieciństwa i wczesnej młodości. Pniltuje z per;.jx'klvwy CZŁMI TICENIĘ

wartotó przyjaźnir Podejmuje temat wiary, religijności, gdy pczywolujc postać Jau nego spowiednika, chudziutkiego slarusz.ka księd/a Franciszka, a Uikże ogea Rydzyka. Jej uwagi brzruią szczerze, miejscami są gorzkie i cyniczne^ fHj^ba^ io-ne sentymentu, innym razem niezwykle refleksyjne i liryczne.

I I S

Narratorem drugiego opowiadania (-, £zernu, Cieniu, Piftetdiwz— ") jest Ja-cek Maleski, Polak mieszkający w Stanach, który po ukoifcleniu studiów pody-plomowych przez krótki CZAS byl zatrudniony W Instytucie Biolog Lt Morskiej w Woodsbok". Ze względów finansowych musiał nic tylko przedłużyć swój po-był Mfnmirj|. ale także zmienić zajęcie. Podjął pracę w willi znanego pisarza, Harry'ego Burnsa, którym opiekował się pod »ii:alłecność gospodyni, Pobyi w rezydencji na wyspie oraz kontakt chorym, żegnającym się z życiem powie-śclopisarzcm staną stv dla Jacka życiową przygodą. ZiLkofiezyją tajemnicze y.i Mk-nięcie podopiecznego i powrót do domu, podczas którego pozna dziewczynę ze Szczecina, Krótka nizinowa na lotnisku Zipfldnde Jackowi w pamięć, O pięknej POkfcdodatkowo przypominać b^ . ie mu książka, która wypadła z. plecaka Bwy - Poezje Norwida. Dla bohatera jest to znak. Na wyspie bowiem - już po tajem-niczym zniknięciu chorego Burnsa - znalazł Listy do Delfiny Potockiej pa-miątkę po wielkiej miłości powicscinpisarzu i Polki. Dodajmy, że mottem opo-wiadania jest fragment listu Zygmunta JCfasutekiego do Delfiny Pomukiej: Wyspa nlegoieima. odpowiedz, bytobyS mi przytułkiem? (a. 69), Fł'c dwie ksiiizki stają się zatem symbolem miłości osób, które połączyła wyspa. Dwh httfzki roman-rycznych poetów, przez pomyłkę pozostawiane przez dwie Pułki, siedzą złtfczonc rr mnie w plecaku. Klucz rzucony morze. Wiem, że ciebie odnajdę, jut jestem fm tnrpie. Ale zanim to nastąpi* odpowiem er tiO tweje pierwsze pytanie (&. 72),

Tytułowe opowiadanie potwierdza. ŻJC Clark poirati operować aluzjami i nie-dopowiedzeniami, które uatrakcyjniają fabułę, nadająjcj Kuracyjne zacięcie, wc-witfirzny nerw. Nu uwagę zasługuje kompozycja letatu. Opowiadanie rozpoczy-na scena spotkania opuszczającej' wyspę Jacka i Ewy, która nibila zdjęcia ni.in. pustym gigantycznym willom w Edguitow n, a teraz, udaje się do Meksyku. Głów-ny segment tekstu to retrospekcja poświęcona pracy Jacka w rezydencji Poznaje on realia życia na wyspie, mentalność ludzi Itfcmekiego półświatka, ich histiirie miłosne, rodzinne dramaty. Tematyk* opowiadanych anegdot przypomina ko-biecy literaturę obyczajową, a jednak sposób pruwadzenia narracji sprawia, że nie męczą ntdmkmą tkliwością czy ekspresyjnością sformułowań- Także w tym opowiadaniu nie brak dygresji zrozumiałych dla współczesnego czytelnika. W niektórych mumentach mamy wręcz wrażenie, że dialogi między postaciami są tylko pretekstem do podjęcia tematu antysemityzmu czy na przykład wydania opinii na temat księdza Jankowskiego, do kińrcgo bohater stracił szacunek, bo w lalach szkolnych był naszym świętym pogromcą stmtkn komuny, a pófniej itid się kaznodzieją skrajnej prawicy, iv wyrażenia taty - „tubit ciemnogrotlu"'. nie wiadomo nu czyich usługach (i, Kiedy indziej chodzi oc/yielne aluzje polityczne: Ojciec kwękał, że z bttgiiti postkomuny wteffitmy h- sięchie okopy ^wszechpolskiej" trójcy: Lepper, Giertych i Rydzyk, Trądzik, grzybek i jukafger-mafcka naleciałość. Lamentowoi i jednocześni? kazał nu obiecywać, jr nfr zo-stanę w Ameryce, wrócę do ojczyzny miłej 107). W opowiadaniu pojawiają się pcNtaci znanych i cenionych pierzy, także tych, z którymi współpracowali Joan-na Clarit, m-in- Philipa Rotha. f Autorka ..Czemu, Cieniu, wljeżdżasz... "była jego kon-huliuntką. w czasie gdy redagował serię Pisarze Innej Europy),

W trzecim opowiadaniu zatytułowanym Promocjo najtrudniej bodajże wy-znaczyć wyraźną granicę między tożsamością Joanny Clark a pier*szoosobfr-wej nanatodd - Zofii. Obwita bohaterka przylatuje dn Polski, aby promować swoją książkę pt. Emigrantki. Zatrzymuje się u dawnej przyjaciółki - WjinLly. TA. zatntsesOfWanu treścią trzech opow iadan. dopyiuje o SMizegóły. Podejmuje problem autobiogratizmu. Autorka Emigrantek przyznaje, że jedno z opowia-dań pt- Lekcjii języka francuskiego „jest trochę o niej" (fi, 13 Ik afe pominęła :mpelnie problem alkoholizmu. Wanda jest lyin/d/.i w iuna, wie, że,dla polskich czytelników taki w^tek może być bardz.o iiHetesujący" (s. 131), Zofia przyznaje ponadto, że w nowelce HAich tzeizy się nie zapomina przedstawia losy koleżan-

ki - Róży, która przetL santą maturą zakochała się w studencie Szktily Monkicj. Historia krótkiego romansu, rozstania i spotkania po latach. ..dwa serca zlączo-nc. klacz rzucony w morae" fs. 136), to rodaj nawiązania, a może wręcz wa-riantu. epi/jxJu z opowiadania „Czemu. Cieniu odjetdfast..."

W Promocji pojawia się jeszcze jedna kohieca postać. Zuzanna, ki^a wydaje książŁę Zofli, po śmierci męża alkoholika zupełnie zatraciła się w nałogu. Au-torka Emigrantek w tusach kobiety widzi własne odbicie z przeszloftH - wracają nocne k<wzmary i płacz syna he^dnego wobec tragedii marki, Nic kryjąc swo-jego uzależnienia od alkobołu. pomaga Zuzann ic podjąć terapię.

Tr*y opowiadania są p t^zonc ze sobą wersem tuwftfll Noiwida - Czemu, Cieniu, odjezdzfLsz..., pytaniem rzuconym W próżnię, które stawiają sobie kolej-ni bohaterowie Joanny Clark, i które mu&l postawić sobie czytelnik. Można po-traktować książkę jako tryptyk (wysmkuj^c analogie pozwałajuLt- m zestawie-w\c wątków szczególnie Promocjo uzupełnia, u może duplikuje i [idbija w lustrze, motywy znane nam już z wcześbbjszych tekstów], a kolejne opowia-dania jako rodzaj wariacji na temat frazy Norwidowskiemu rapsodu.

Liczne postaci kobiece z opowiadań Clark mają wiele punktów wspólnych. Czytelnik zaczyna podejrzewać, że każda z nicls nosi cechy samej juroiki. Jest to jakby jedna postać w różnych udsloratfb Jakby jeden kuniur wypełniany róż-nymi odcieniami tej simtrj barwy, Każdu / kobiet, opowiadane o swriich do-świiidc/eniach. zdradza tęskno^ i poczcie wyobcowania, wewnętrznej pustki, a może wysubtelmónej goryczy. Każda odc/uwu rodzaj strachu JM-ZJCLE sannnn,i siart>hfcią i brakiem zrozumieniu. Jest j.ik cień. o króryni pamięć znika bez śladu.

Jcennitli*Eter* Om*»4k4<h*r. 1 KniN-rtinnm. L liMin SKT. ^ IM^ofti

EMILIA ttVCZK<JWiKA

SZOCHKN I O W

Plngpongi^ta Józefa Hcna to powieść o przebaczaniu. Kędzia Mike Murphy z Ameryki fdawniej Miulul Dembinał pojawia się w rodzinnym mia>ieezkn w l\>lsce. hy zorganizować uroczystość odsłonięcia ..nowego" pomnika pświę-conego mieszka jąi ym tarn Żydom, zamordowiin\ m u- czasie drożej wojny świa towej. Właściwie zmieniony mstanie lylko jeden wyraz na juz istmejącym po-slumclicie; zamiast „faszyści"feo sugeruje, iż spmwcami zbrodni byli Niemcy) wyryte ma być znani icmie slciwn , .Polacy'1 czyi i sąsiedzi. 1 udzie, którzy na co dzień obcowali i żyli razem zc swymi ofiarami Pn sześćdziesięciu latach, pu-blicznie zostanie ogloszfma prawda o zbrodni w Chcnemcn. T r o j a k * jest ta jedyna i niepodważalna prawda, ktojq| /na,?

Bohater pou ieści nieprz.ypidkown jest sędzią, ma więc urzędową ułitdzę Wy-dawania werdyktów dotyczących czynów / pr/enzlnśd. Odwiedzając miejsciL z dz icciństw a k:L \m\j.\, k tórzy składają zeznan i a-w hpomnie n i a. „spow iadnj,| się" f. grzechów popełnionych przeciwko łnkalnej Hptiłccznośei. Praca zawodowa nauczyła go, że zbrodnią może popełnić każdy, n>żnicatkwi jedynie w okoliczno-ściach, Mikc Murphy wysłuchuje, ale nie ocenia, nic wydaje wcidykra, nie mcim-lizuje, BU SLUII rna poczucie winy z powodu swtgo przyjacieki Typ l^briicha, świet-nie zapowiadającego się pilskiego sportowca, którego nic potrałił ocalić rxl śmierci; ^ p i ^ i ^ / r m go ze śtodoty n której truuno ich .\ptilif. me chciał iść (,,.') Ciągnąłem go ze sobtf, juka/f nadlud^o .dla wstąpiłd we mnie uciekaj, ucm&tjł ratuj vrf.' <...} A ty Micho,czego go ZO sobą ciągniesz? Po ca ci pn? Staram Się i ja iultmai' .iftrtkójz — Bo wygrttłtm z mm w ping-ponga. - łtA tfmfK ta dobra

60

Ńtpspif - / obiecałem mu want ('róba uratowania przyjaciela skończyli się tra-gicznie. Nra oczacb Michała Waldek Butrym, członek nacjo nali^tycj^cj organiza-cji poLsJdcj, zastrzelił SĘygę. Teraz nadszedł czis nu rewiuiż. Murphy prowitdzi Więc swoisty proces, którego celem nic jest bynajmniej ukaranie Zbrodniarzy; ale oczyszczone historii /. kłamstw i podważenie fałszywych zeznań. EYzeprusiny. które w imksiu PuLaków „poruszonych taffiq zbrodnią" wygłos prezydent PoU ski, .s sy mbotem zwycięstwu dołwa nad ztem, ratują czflowiecMństwo przed nie-nawiścią i chorymi ideologiami pchającymi ludzi do zbrodni. Sędziemu nie cho-dzi n to. by ci, którzy zabili, jak również ci, którzy biernie na to patrzyli, poczuli skruchę i Gapili o przebaczenie. Pracuje w tym zawodzie wystarczająco długo, by wiedzieć, ie pewna grupa ludzi, zislcptona fanal>UTKAłIMWW znajdzie uspra-wiedliwienie dla swych czynów. Zbmjłitu jest pcemra, ale zbminiarp fej ko-miczni Wkm coś o tym, Chaplin dewno to zauważył Komię&ty jetf ich fanatyzm (.,,1 Trzeba sif przed mmi bronić Om by dn ieli uwuuośtić siebie, Uwzniaślić snmjtf zbrodnią Nie powmni&Diy mt naHi fiozwolić. Nie "IW w nich nic wZjriuałcgO. 5tf bofuaeranu tragifarsy. Mikc cfrcc dotrzymać przyrzeczenia złożonego przyja-cielowi: dachy przesz łoś powinny usłyszeć przeprosiny i przebaczyć, żywi muszą wreszcie d*c świadectwo ich niewinno^ i tragedii, Murphy nic chce po-zwoli^, uby inanipó o ofiarach zaginęli w mrokach hisunii. by męczeitekł śmierć stuła się absurdem, maio ważnym szczegółem w dziejach ludzkości.

To także swoista pokuta. samooc/yszc ze 111 e z grzechu. Podobnie spowiadał ^ę wielokrotnie - i wciąż btz odpuszczeniu -ClatlWDOe, bohater powieści Upa-dek Alherm Camusa, Byl świadkiem samobójslwa młodej dzkwsy t t f t która rzuciła się z mostu, jeilnuk lon^c krzyknęlu " pomoc, Clamence. minio iż wymi-nie słyszał jej ylos, nie zawrócił i aic /ary/y kowal własnego życiu, by ją ocalić. Świadomość winy nic opuizezała go później. mimo licznych prób zagłuszenia. Ucicczktodwyrzutów sumienia siało się samoudręczente. gtosne „biczowanie" i wyznawanie winy przy jednoczesnym poszukiwaniu jej w innych, bo według stworzonej pr/ez niego fiktóofU, każdy r. nes LIOŁI w sobie wyrzut sumienia, krzyk kogoś". komu wyrzqdz.it, czysto nieświadomie, krzywdę, komu me pomógł z obawy, strachu hądż Eenistwa. Motyw spowiedzi, rozumianej jako forma oczyszczenia, jest elementem spajającym konstrukcję i'in$pnngtsty. Kradły z bo-haterów przeprowadza nichunck sumienia. często pierwszy raz na glos wypo-wiada winy i dręczące od lal kosznpy- Również Mikc w swej wędrówce po Clieremeu dokonuje swoistej spowiedzi przed kolejnymi spotkanymi osobami. Jednak w pr^L-iw ietistwie do ClamenceŁ bohater ile na potrafi tKlnnkfć. timaę zad(i&ucz\nicnia wobec zamordowanego przyjaciela, a tym samym pogodzie się z samym sobą. Ocalić wi^r^ w ikjbnt ozlowieka. Kła mówi o prjebtu zoniu? Pf> co mi w? Przebaczyć? Nie Mam takich uprawnień. Nie chodzi o przebaczeń nie, - Chodzi a tycie. - Myślał na głas - Tak. « życie, O człowieczeństwa. Wlócit do rodzimiej micjfioowo^ci, by uczcić pamięć ponnurdowajiych. a nip po to, by i^dzić ue/^stników i biernych obserwtUonów mordu sprzed lat,

Naroior zachowuje obiekiywizm - nie waloryzuje w wyraźny sposób zacho-wania po stad. Tak jakby aulor chciał iKidkreslii. czas s ^u i kary mmąt deH-Tiitywnic. że nie można z dzisiejszej jjfispektywy dz.ielić ludzi nu dobrych i złych, ponieważ czyMu pttd/.hl len okazuje stf złudny i nieadekwatny do okoliczności, w jakich wydarzyła sie tragedia. Oczywifck, pitstawa ta mc jest tożs;uuu z a łio-bm^ postępowania w r d e n d f Żydów. Zbrodnia zawile będzie zbrodnią, a ci, którzy z zimną krwią podpalili stodołę z kdzlini w <ri>dku, zasługują nu publiu/-ne potępiana W FoŁsec Lodowej zbrodniarze cieszyli się nietykalnością, ana-w cl przywilejami, które przysługują bohdlettm wojennym. Pm>paganda koniu-nistycz.ria sturatu się zatuszować prawdy. Jednaką wedtug Heno, ludzie ci ponoszą km ę od dnin poptlnit-ni^ zbrodni h która tkwi w ich su rciie n i ueh, przypomina o so-bie w sennych koszmarach.

118

Kreacja l«suvw bnhaterów A^uywnycbjestjeskmwyui przykładem „wishftil tliinkingH - ich powojenne ks y myją by£ świadectwem istnienia w y ^ e j . ini-wers^lnej spniwiedliwo^ci. Tb sprawia, iż niożru zar/ncić buUMOwi tendencyjną psychologizacjf postaci, [niejse^mi nazbyt moralizatorskie zwroty ^fctji. prze-sadnie nptymistyczny ton nanacji, medo miny w prawdziwym, mcliieraekim świecie Jcfli jednak nudosne zakońrzcnic, utrzymane w konwencji baśniowej: „I żyli długo i szczęś l iwie ,odayta się p i s z pryzmai moływu pnewodniego powieści, to okaże się, iż jest ono niezbędnym eicmentem aktu spowiedzi - od-puszczeniem grzechów i nadzieją na nowy pł^/^ick. Deszcz, słyszy pan?. Koga zjnoczy, ren urośnie.' A tam słońce! Pewnie będzie tęcza. A lipy* Czuje pan. jak parłin(f?A maciejka? H-' głowie się ką-ri. Obmyci Z brudów przeszłości s^kił/i mogą ponownie podjąć próbę Lłdbudowy dawnego świata wumifri.

Hrak oceny zc strony narratoru wspóigru / oddaniem głosu bohaterom, dzięki czemu czytelnik ma możliwość poznania historii z różnych punktów widzenia. Okazuje się. iż prawie każdy dom kryje w swoich ścianach jakąś tajemnicę zwią-zaną z przesitośeią. W ogóle to jakieś dzjwru- miasteczka, panie sędzioh ten wasz Chcrctniec, Jest w nim coś... Cn,i może niepokoić. Jakieś milczenie. Niczym w domino je^lcr sekret odkrywa następne. Dom, któjy odziedziczyt ik^ktor bier-nik po zmarłej żonie i o kiórc^o istnieniu nie miał połcia, zostul przez jej nnłzi-nę podstępnie odebrany przedwojennym, żydowskim właścicielom. Ksiądz w cłiwlli szczerose-i przy/ir4 się, \/ w czynie wojny należał doracjonaJustycznt\. antysemickiej organizacji. Siary ogrodnik .Stefun okazał zabójcą młodej Żydówki, która samu Migała go LI śmierć. Na światło dżemie wyellotką t;ikże czyny bohaterek te, tajone przez te wszystkie lytLi /c strachu przcii si|siadimii -u jednej z rodzin ukrywała się przez całą wojnę młoda Żydówka rjzem z ran-iiyin iołnierzem rosyjskim, a później niemiecki TLI.

Pingpangista wpi\nje się w dyskusjęh klóna wyhuctila p> wytLuniii Strach)) Jmia Grossa. O tym samym problemie Lmkiuji* innym, nie tylko ze względu na ^alury Jfcrtj-uultik.-. językiem. Książka Unossa jest dziełem naukowca, hisiorykii. który skrupułauiie bada i gromadzi materiały, przytaczadokumenty, ptłdajc sta-tystyki. le.^i odwołuje się do konkieuiyeh wydurzi-fi. tzyni to. by podkreślić skalę antysemityzmu w Polsce. KCJI {mimo wyraźnych analogii z. Jedwabnem i Lwin-j.y likuyjne miareczko, nie przywołuje dokuntentów. nie podaje liczby ofiar i katów. MiniD tu, u muzc właśnie Uzięki temu, opou iesd o niedokańczoncj par-tii piiig-ponga ma szansę wej& du kiu^mu IckUif poruszających problematykę wojenną. Jej auk>r zrezygnował z prokuratorskiego Lottu, jakiego często używali jegLi poprzedni iw, pretendujący do osądzania ludzkich zaehowanw tiieludzkich czasach, Mtke igtos ann>ra'?) ma wiadomo^ć. iż niedługo odejdą CISLUni uczest-nicy tragicznej zbrodni, za.< rniwe pukulenic nie chsre wei ż rozgrzebywać prze-szłości. Tjpońinde odległa historia dotyczy jednak w równym stopniu jak i młodych mieszkańców Chetemoa. Jest bowiem jednym z elementów budu-jących wspólni) historię narodu. Próby jej wymazania prowadzą do zakłamaniu i zafałszowaniu tego, eo minione.

Jest taka opowieść, chyba w Talmudzie, jak mfdtty d\skiairj/j. t-nw życiu czfa wieku jesi najważniejsze. Jeden mówi: płenądze. dfugt zdntwir, trzeci, wyobraź sobie: dobre serce, ale jeden powiedział: dubry sąsiad. Szochen • tak to brtaiipft Hebrajska, Sąsiad! W czacie wojny WAJIOSK 1a została podeptana. C"zę-sto sąsiad zamiast wyciągną rękę w ge^cnpomooy. piKlnusil j:| mt swego szo-chen tow. rutniszal odwieczny ptirzj^k społeczny. Czlow iek zągre^apy / ze-wnątrz może przetrwać, LŁOH zadany przez bliskich jest bardziej bolesny. Ukrywanie go \W7C7 lala pogarsLi tytko sytuacją pogłębia granice między ludź-mi. uniemożliwia odbudowanie trwałych więzi, jest /ródtem atnilii emocjonal-nej. Lekan>lwem na Lę chorobę może być tylko prawda i przyznanie się do winy. Historia syna jednego I uczestników ["turdu dokonanego na Żydach to dobry

11?

przykład. [tgu-, ca trzeba zrobić. by wyzwolić od damonówpraeszłnści Te ztr geny irzet* i w sobie tdusićr je wyrzucić. Mogłem być inki jak uta - gdyby Uoi inni? pchHifi W tamtym kierunki^ Gdybym się poddał Wyj to rrzyfo pogodzić się Z tym, że laki jest świat i że ja leż potrafię się w nim ztraleić. Znając wojenne postępki ojtł»Ł Bole&Ław nie pozwolił, by zbrodnia popełnień:* pr/er. podziL-.ii sia-lu się chlubną historii] rodzinny, pnzekazywaną kolejnym pokoleniom. Odciął się od niego, prz^z ode dunisle. życie próbował zmazać l dAZWi&ka liańbę-

W dzisiejszym śn iecie nikt nie jest pokorny, W każdym się kłębi coś, co nas zaskakuje. W ezasie wojny złamano iuntlantcnlalnc zasady moralne, ludz.ie w /bitu owym .szaleństwie dali upu&t okrucieństwu i chciwości. 1 len przcMrzega,, by nie pozwolić się zasktujzyć własnej Jilabosei, by zawsze gumifiić o szacunku wobec każdego istnienia, O tragicznych wydarzeniach, kióre rozegrały się w Chcremeu, ma powstać k siążka złożona z pełseji Świadków Jej aut(irkaL miej-scowa dziennikarka, czuje obowiązek utrwalenia pamięci o pomordowanych Żydach. Pomniki książka mają ł*legrać rolę lączmka między przeszłością a tc-i ^ n l ^ j ^ c i ^ HZ! symbolem lepszej. jaśniejszej strony człowieczeństwa, świa-domego ciasnych słabości i błędów, pu ro fype fo prosić o przebaczenie i od-puszczenie win- W ss iec ie oczyszczonym z niedomówień i kłamstw, rujw LIŻ N iejsza slajc T N U F F życia*

J^ifi-tji W.A.B , u lh i

KRZYSZTOFA IRZAS K< 1WS KA

PIEKŁO WSPÓŁCZESNE

Najnowsza p o w i c i Tomasza Piątka Pałac Ostrowskich jesi utworem nicpł>-kojącym, Na fmzór przypadkowa korłipcr^ycju kryje pewną pnipozyęję złożoną czytelnikowi nic wpnHL To zaproszenie eto wspólnej podróży po Warszawie • współczesnej i iffuihę mniej współczesny, bo lej z dnhy przemian postkomuni-stycznych - i jej podziemiach- Autor chce być przewodnikiem wrfród nie z W r k spójnych i cZftKO absurdalnych obrazów, przewodnikiem niezwykłym, gdyż przy by tym jakby z „zaświatów". WcrgilUmem prezentującym istotę pieklą -św iata współczesnego. w którym człowiek sani siebie ograbia z człowieczeń-stwa, uprzcdiruutowiiyąę sbę w bycie czysto konsumpcyjnym.

tu i sama narracja w je HI Kajakująca. Od początku autor ujawnia się jak" opowiadać/. W pierwszym aknfricic ictoryc/me zwraca się dci czytelnika: Na początku był nastrój, Albo obraz. Wierzysz w rt> pierwsze czy w tv drugie?. Ostroż-nie z odpowiedzią, hu wiete od niej zależy. Jeśh wierzysz w pierwsze, będziesz potępiany. JeiU wierzysz w drugie, będzi* potępiany. Od początku teżh obok frag-mentów świadczących o autorskim poczuciu elitarności. pojawiają się lakie, w kutych pianralof podkreśla wtasną małość i wyn i / j przekonanie, że zosiaj ^po-tępiony", dyskutuje z. wirtualnym autorem: Warzę jednak, że jeśli {,,,1 nałożył pan na mnie piętno, piętno narkomana i ałkohałika, to nie po to. żeby się mule mną znęcać, tyłka żeby mi cof pokazać. Jako swoisty kontrapunkt pbjawia za chwitę wyrzut Jasne. Tomiczku, łnk, lak, Tomeczka, Najlepiej znaleźćdia JWO* jej choroby, dUt SWtgO grzechu uz^istidnieme filaittjicZfle i ieOtwfticZrte. Zastana-wia cel wytrwałości, z jaką opowiadający pragnie wpoić czytelnikowi pnteku-rante, n oto sam Tomasz Piątek, w i rudach pnocesti twórczego - podkreśla bowiem wciąż, że przemawia do odbiorcy w toku stawania Kię powieSd - pro-wadzi dyskurs z czytelnikiem? Po cóż ciągle napominanie o pczerwach w pisa-niu. związanych z potrzebą wypicia herbaty lub udostępnienia malce jedynego

3 20

w ddmu komputera? Czyżby chodzi to o umocowanie w teitino^ci przynajmniej sylwetki pisarza, skoro cała opuwicćć wydaje fiif z rzeczywistością luźno kore-sportd&Wać? A może o zwnńce nie u\n agi na jej .Pi I unii nik y jny1 chantk ter na fiiktj że tekst .jiaje się" nic juku iteonadi czytelnika? I że niesie ze sobą jiM4 prze-kaz, który rusi się finalnie przed czytelnikiem iKislunić. co susl się może tylko w akcie ntynairazowanego cidbiuni?

Niepokoi fakr, iż granica pomiędzy fikcją literacką a rzeczywistością została nanneon* w ?;p(™ób trudny do zaakceptowania. Autor me zachowuje zasady miniezis, oo samo w sobie nie był<łby może żadnym zarzutem, gdyby nie pewne Icoroekweflcje, Obiik Wydtaf ed czysto fikcyjnych, związanych z niezwykłą co-dzicnno^cią gtównego hohaiera, czytelnik odnajduje z jednej strony dygresje dotyczące wydanej znanych z życia publicznego, jak łiisioria <mierei syn^ 7AA-sława Beksińskiej) ipitru-izjej żony Romana Ftilafakiega./drugiej stmny na* płUyku leż opisy sytuacji, które nic miały nigdy miejsca, askoDstruou,inc sj( lak. by odbiorca uwierzył w ieli autentyczno^, jak na przykład akt v andalizmu zwią-lany ze zniszczeniem obrazu Sandra Botticellego Narodziny Wenus. (>E wpro-wadzenia re^u [enmiu jest dla czytelnika jysny, ale ,jiozbicicH rzeczy wistofci pr/edslawioncj tak rażące w zw i ązku z wcześniejszymi usilny i ni pniami zdo-bycia z^urania rvtbicircy prwz narratora - czyni zarówno świat, jak i suniego OfHwiadacza, nicco nicni;iry godny mi. W rakim kontekście hiptuezj. że możli-wi: jest odczytanie powte&i jakn książki .Jluminacyjnej". upada.

Narrator Pttłucu o.ftnrgikich daje się Uh»żs4iii]ić z. imCor ni książki i jest jedno-L-j)t<nic j tówny m jej lxibaterem.. (Manty zatem do czynienia z etejTwntarui pmzy autobiograficznej, a nawei „wy/jiania"), Kim zatem jest ów bohater'.' On rów-nież - tak jak i narrator • jest tworem niejednorodnym. Przedstawia się jjiko 1(ćpuir, co ?,ugeruje, z jifciego rodzaju podróżą będzie miał do czynienia ezytel • nik i pośrednio wskazuje na odmiany gdunkow^ powieki, kró^t je?ii w lym wypadku psychoihriller - co oczywiście (de wyczerpuje zagadnienia przy należ-ności genologiczjiej utworu, będącego raczej gatunkowym kolażem- Już nn pierwszej stronia bohater, ku zaskoczeniu odbiorcy, zaznacza jednak, że jest Ł1o wieli mniej ćpuńskim Lpunem aiż więkn/jo^ czytający ch te s|nwa". Wydaje się, że Fiolek celowo tworzy swojego bohatera jako osobtłwosić wewnętrznie spraeczną. Jest to poniekąd zdetemiinowane przez wpisanq w założenia utworu auitHcIiczno^ - nikt z nas nic ma przecież pełnego oglądu siebie. Być może tednak ważniejsze jest, iż zabieg ien stanowi element giy prowedsonej przez pisarza z odbiorcą, W obu wypadkach czytelnika może zniechęcić fakt* ie dro-ga, po któn-j Mąpj na jiwy rEi przewcidnikieni. okazuje się pełnym <lepycb alejek labiryntem, me prowjidzi za-f do wyjawienia prawdy, którą narrator wypowie-dzieć obiecuje-

Komplikacje w kneacp boharera ujawniają się też w je^o nsejednctznacznym st^imki] do samego problemu uzależnienia, Nieprzypadkowe jest zatem meta-tekstowe odwołanie du dehinumekiej piJwieŚL-i i^ątka zjiytutowanej łferoinu. liyć ni"że mu ono wręcz charakter rozliczeniowy, Pisarz zauważył wpływ książ-ki na iW(łby |iodaLne czy - jak może powiedziałby on sam - |Htdesrynr)w:im: do tego. by popadać w uzależnienia, A jednak tłumaczy Wciąż, że istnieje grupa lud/i, którzy IH! urodzenia p<tszukują tylko (tdjKiwiednieisO Środka, aby się uza-leżnić. Do te; grupy zalicza zresztą siebie samego.

Trzeba zauważyć, r c poza i>kn:sjiiLi, kiedy poddaje się swojemu uzależnieniu, bobater prowadzi żywot do<ć spokojny. Pnioujc w agencji reklamowej jako co* pywriter. Nic angażuje się w życie towarzyskie* gdyż, jjn tlu[]i3ic/y, niesieonii ze sobą zJ yt dużo pokux dla osoby uzależnionej. Zajmuje sie ntomiast pisar-stwem Wcześniej podróżewnl pet <wiecie i przeżył niezapomniany romans z ,atwusinonnie żyjącą dziewczyną", ale wszystko zniszczył pociąg do I L Hielle Danie San* Merck czyli heroiny. Hubatcr zdaje się wciąż odczuwać, żc jest ..pa-

129

RIasem", odmie ńcem, wyrzutkiem społeczeństwa. FSM jednak książki! W ja-kim cciu? Czy chodzi o ich terapeutyczną funkcję? Hyć może lak. W Pałacu Ostrogskich pojawia jednak jeszczcjedM funkcja pisiirtlwł. Bohaier został na nie „skazany", niejako zlecono mu misję, jaką jest przekazanie pewnej tajem-nicy. która nic m<wce zostać wypowiedziana wprosi. 4 ujawnić się może tytko poprzez epatowanie czytelnika fragmentami, wycinkami iala widzianego OCz»-mi bohatera, Dlaczego jednuk wialnie on, Tomasz PiąLek, zA ial wybrany jako medium? Dlatego, ie dięe/.y go jak każdego uzależnionego straszna, a mo-mentami wręcz uniemożliwiająca funkcjonowanie w świecie, przypadłość: wy-jąikoWc: cierpienie, jakie bierze się z . drapiącego i gryzącego poczucia niewygo-dy każdej chwili istnienia", poleczone ze świadomością nieumiejętności przeżywaniu dostępnych przeciętnemu człowiekowi uczuć. Jest jeszcze jeden powdd: bohater ma po prostu pisarski talcntf

Zagadnieniem godnym uwagi je*,t język i styl wypowiedzi. thoć autor nie stroni, nawd na poziomie narracji. od kolokwialnego (a czasem wrętz wulgar-nego J ję/yk:U co Czy ni narran U-.L k imś n a kształt gawędziarza, lo można odi i ałeżć fragmenty, w kióiyeh czytelnik z łatwością rozpozna eechy stylu naukowego w odmianie typowej dl.a fitozolii czy publicystycznego, a u wet - można hy zaryzykować stwienlzenic - barokowego, ujawniającego się u- swoistym słowo-toku i nagromadzeniu neologizmów. Różnonxlno& w tym zakresie czyni po-wieść bardziej Interesującą, co stanowi duży alut zwłaszcza wiedy. gdy uświa-domimy sobie, że prawic w całości jest ona monologiem - r=iz wewnętrznym, kiedy indziej wypowiedzianym. Kiedy natomiast narrator dopuszcza czasem do głosu innych bohaterów. ich wypowiedzi, przybierające zwykle k^zialt przydłu-gich monologów, uderzającoprzypominają w warstwie językowej znane już czy telnikowi kwestie wygłaszane wcześniej prze^ samegoopoisiadacza - tak jakby bohaterowie zostali powołani do życia po to w]asrnie. by zaświadczyć o auten-tyczności prawd głoszonych przez głównego bohjnero-nłunicoTO.

Ważnym tematem. stanowiącym kontekst puprzedniejm, jest awriiza relacji człowiek - rzecz. Piątek zarzuca współczesnemu światu, żc zdegencrowal sięh ale początków Lego prucesu szuka już u narodzin naszej eywilizaeji w stosun-ku Greków i Rzymian do cielesności oraz w ewolucji religii chrześcijańskiej, &miaEy dyskurs P R O W A D Z I LIŁN niepokojących i - niestety - U P R A S Z A J Ą C Y C H kwe-stię wniosków. Wydaje sie, że autor jedyną szansę na pełnowartościowy byt wi-dzi w harmonijnym współistnieniu ducha i ciała. Przerost któregokolwiek i tych pierwiastków nu katastrofalne skutki, dostrzegalne w kolejach losów bohate-rów powieści. Kroblein. zaznaczony już na pierwszych stronach, wraca w intere-sujących analizach przemian w postkomun i>t}c/nei Polsce, w u tku złotej kac/ki i knia/ia Gstcogskiego orazjego następców, którzy niszczą dzieła sztuki, a także w historii lujemniczęj Ittwki w parku przy Pałacu Ostrogskieli i zaginionej ksiąif ki, która rtbi:dJ odmienili lo^y świala Wszystkie te tematy powracają przynaj-mniej raz. kiedy już doprecyzowane ez.y ..doświetłone' przez inne. Nie jest TO przypadek, jeśli potraktujemy powiek jako rodzaj paraboli. Wtedy Pałac Ostrog-skich wraz z jego podziemiami obrazuje piekło życia ludzkiego, które sprowa-dza się do matury ciągłego dokonywania wyborów wyborów kon siytuujących jednostkowy los człowieka, czyniących go niepowtarzalnym, ,.na miarę każ^k-goz nas" i - c o za tym idzie - nieodwracalnym. Zdaniem Piądca jesteśmy skaza-ni tylko na siebie (jakkolwiek bylibyśmy ułomni) i własną drogę życiowy,. zu< jedynym sposobem na zachowanie godności jest świadome kształtowanie nj-sze^o losu poprzez doskonalenie umiejętności oddzielania tego, co materialne, od tegoh co duchowe. Zdaje się też przestrzegać, żebySmy nie popełniali ,.gTve-ctm" kniazia Ostrogskiego, który poniósł kluskę, gdyż chciał wyrazie ducha w matem. Powinniśmy rozdzielać raczej te dwa pierwiastki i przypisać każde-mu z nich włatfciwe miejsce. Wówczas będziemy spełnieni jako ludzie. W prze

ciwnym razie staniany się ofiarami dręczącej głównego bohaterachoroby zani-ku uczuć, kttira każe mu szukać chuchy chwilowego ratonkn w tym, co łatwe do zdobycia, co zaspokaja, dostarcza silnych wrażeń - w narkotykach, które lutaj okazują wę lym samym, co skoki aa hungec czy nałogowe zakupy...

Nadal jednak niepokoi pytanie; czy Paloc Osiowskich to po prosty wyjątki wa rozrywka intelektualna. wysublimowana gra z czytelnikiem, czy może lite-racka próba wypowiedzeń i a j akiejs i słotnej dla au« u a f sra wdy o człowieku i jego kondycji, która ma ujawnić się w wyniku obcowania z tworzywem literackim? A może mamy tk> czynienia ? nieomal diabelską próbą iiiielekiuatuego u wiedze-nia. zaprowadzenia na manuwee. Możn i hy pokusić się o sformułowanie tego pytania w duchu powieści, parafrazując słowa z. jej pierwszych tirom Powieść Pałac Ostrogjłdeh kryje w sohie uijemnicę, Albo jest po prostu grą. Wer^w-w to pierwsi* czy w to drugie '/ Ostrożnie z odpowiedzią, łut wiele od niej zależy. Jeśłi wierzysz w pierwsze* będziesz potępiony. Jeśli wunysz w drucie, będzie potęp tOłia,

Tmuj njfuŁ fUL*- C^^Łri w ^ ł ^ h m XiW, u. afti

DAhfUSZ NOHACKl

T Y L K O POKRĘTNA fflSTORlA

W nocie o autorze, LI mieszczonej na czwartej strunie łtkładki nŁijnitwszcj książ-ki Kazimierza EłnLkonicfkiego, czytamy: pbeta, eseista, animator kidnayi tłu-macz, współtwórca pegiańahirgo ruchu „Borus.ii", Do tego zestawu niektóre słowniki i opracowania dorzucają jeszcze; redaktor „Ty tul u"; słowa „prozaik" przy nazwisku olsztyńskiego twórcy nie ma. TyruezJiM.-ni najnowsza książka Bnfcńriecloego zatytułowana Historie tiUskoznaczne jest tomem piozy. Dsulaj-my. żc w przeszłości amor ten ogłaszał małe narracje wespół z wierszami; jedne i drucie pod wsprtlną okładką.

Jak rozumieć tę nit;tVfnjwi| syluHcj ' Zapewne tmvna n>ziniiictc. mnie naf-bliższe jest wyobrażenie, zgodnie z. którym firakonieeki bywa prozaikiem - by tak rzec • |mza sysiemeni dzisiicjszej prozy, a więc nie uczestniczy w żadnym k HikuPnic narracyjnej pięknoSci, nie ma swojego miejsca na współczesnej pn>-zatorsklej mapie, nic inajdzietny jego nazwiska w stosownych katalogach. < )ls/-tyn^ki autor posługuje się ]>nrzą artystyczną j tko swoistym językiem ^a^tęp-czym czy raczej pomocniczym. Ckl razu też powiem, że językiem lyin włada slahiej ni?ti nwiwą poetycką i dyskuftywaą.

Te w.siępnc rozpoznania i intuicje podsuwają laką. a nie inną nłetodykę lek tu* ry. Autora Historii bliskazwicznYch nie wypatda egzaminować pod kąiem łiic-rackiej nnłdy. pytać, czy jest alnakej jnym i biegłym opowiadaezem, wyrafinu-wjmym stylistą, w irtuozem fbtm^Gpłcfcim Liwodzicielem. Nie wyp;aLi.ponieważ tak zaprojektowany .iCgzamm " byłby mcuczci^, BraknnieCłi ani nic jest. ani nie chce byó titeraLkijnczarod/iejem; na pewno nie w pm/ie artystyczny A zatem jak należy czy tac Historie błtskozr&tttie1} Najchętniej odpowiedział-bym, T£. dlii oich samych, iile najpier* inusialhyni wiedzieć, (.KJ tri znaczy, u da-lihóg nic wiem.

Spis lre<d otx'jniLEje przeszło -HI IcksloWycli jednostek płtd^ielonycb na dwa zbiory: Monady i Ma.-irrfo. Zasada, wedle której doszło do wydzielenia lycK dwu *kupi*k. nie jcSł dla mnie do koflea jasoa, Mtizrirlęi (o zbiór osobliwych apokryfów, dokunteniów wystylizowjuiych na nLitentyki, ale nie każdy z nich jesl listem liib pismem urzędowym (nie s^ nimi: Pamiętnik : modłftu-ą, Jatfri iga

122 I U

IWowiecka, Miruiltto Fodiasiecki). z kolei w zbiorze Monady znalazły się tek-sty. które z powodzeniem ntoglyhy wtj<Ć ÓoMazurkćwtnp Z dzienniku Micha-ła Bratławskiego}. Monady zawierają ponadto tekst dramaturgiczny Miserere, mei (tytułowe Monady również można by pod ten [yp organizacji tekstu podcią-JJ114C). Nie brakuje klasycznych opowiadań o różnych rozmiaiacjl, miniatur utrzy-manych w stylu aforystycznym (np, Ojczyma), .silnie zroetaforyzowanyoh im-presji fnp. Trtitiai uteohrgiczny), są portrety, biogramy, a chyba nic udało mi się wymienić wszyslkrtgo. Mn;i inw^nL;irytują nu jest In pnlrzLbiu. (WUKWiŻ niczego nie wyjaśnia. E choć teksty są rozmaite, CL zbiór mu w dużej mierze cha-rakter sylwiezny. to przecież nie ku różnicom kieruje nas Brakoniecki- Wnęcz przeć iwni L- - ku rei nu, 00 wspólne. Wszak rzecz nazywa się Historie blisko-znaczne. Synommicznofć. możliwość dokonania wymiany jednej opowieści na drugą. tównoważno£ć i powinowactwo anegdot są tu istotne,.

Najważniejszym więc zadaniem, które irzebajwdjąć w pierwszej kolejności, ok jest przedstawianie inwentarza, lecz poszukiwanie wspólnego mianownika. Dość prosta to operacja, gdyż Historie bliskoznaczne są w istocie monografią. Chciałoby się rzec: monografią dwuwymiarową ezy dwuaspektową. Te dwa wymiary {aspekty) to dwa okoliczni ki - miejsca i czasu- Miejsca - poniewitż hez mała wszystkie opowieści powiązane s^ przestrzennie z Warmią i Mazurami, LR 11 tatycznie i szerzej z. problemem osadnictwa n;i tstw, ziemiach odzysk a ny eh. a skoro tak. to nie może zabraknąć kmin utraconych, LI lokowanych, rzecz jasn;L, za lługiem. Jeiit problem autentycznych oraz farbowajiyeh autochtonów, nie może tedy zabrakną przestrzeni na nowo zasiedlonej (spmwa wyjazdów 1ki Niemiec). Oczywiście nie o simą przestrzeń chodzi, lecz powi jane z nią ludz-kie losy, o czym jeszcze będzie tu mowa. Okolicznik cz-asu jest także w pełni uchwytny. Najwygodniej powiadomić onim^ wykorzystując mały wylmek opo-wiadania Waldemar Wybicki, w którym tytułowy bohater ZWtfeca się do Aleksan-dra. przyjaciela /.dawnych Lat, i w następujL|cy sposób definiuje ich generację: cafe nasze pokolenie, dojrzewające między "Mirem 1968, czerwcem 1976. sierp-niem f&80 i grudniem 198!r kfóre w taki ciy inny sposdb do/fwitulcżyła pokrfręa historia*To oczywiście generacja, do kiórcj należy *ani Kazimierz Brakoniecki (roczni k 1952}.

Ntuitt.- irocbę mętnie to ująłem, więc mówię wprost: pożądanym, poniekąd idealnym czytelnikiem Historii bliskoznacznych jesl odbiorca - jeś l i wolno tak powiedzieć - w pewnym wieku, najlepiej o wrażliwości 1 Światopoglądzie Wal' deniara 1 Aleksandra, mężczyzn urodzonych na początku lat pięćdziesiątych ubo-giego wieku, którzy d własnej skórze odczuli polskie daty f między I i [981 rokiem). Ajefiii nawet nie odczuli, to są pr/cświ;ukzeJiL że „pokrętna historia" wtargnęła w ich życie, w mniejszym lub większym stopniu „ustawiła" ich bio-grafie,. nadała im kierunek 1 etyczny sens. Jakkolwiek (D dziwnie zahrzmi, ł Hi-storiami błiskdznaGOryrm mOŻe zaprzyja£ntf„człowiek historyczny", ii więd-nie tyle - jak zanotowałem wezes"niej - w pewnym wieku, ile przeżywający „hKtorycznosc", nic wierzby lak w koniec historii, jak i w posthistarfę, Tak wtaśnjr działa okolicznik czasu, czasu rozumianego 4LI jako czas historyczny, Nie muszę chyba dodawać, że w opowieściach Brakonieckiego odnajdą się tak-że ci, którzy „przeżywają miejsce",,czytują przesUzeń" potraJią się skomuni-kować z dramatami niechcianych przemieszczeń.

Ssi zatem Historie bttekozrwrzne dziełem monograficzny m o wyfainym adresie czytelniczym. Wydobywam ten fakt najzupełniej interesownie, z myślą osołtic. Po lo, żeby powiedzieć, iż tom prozy Brakonieckiego nic przekonuje mnie. >jy nie Lki mnie został zaadfevowany, Dlaczego jestem ,*złym" odbiorcą rej książki? by-najmniej nie dlatego, że jestem czytelnikiem posthisraycznym, i nie z. tegppowa-du. że .skomplikowatie dzieje osadnictwa na Warmii i Mazurach są mi obce, 'Ib kręgi problemowe {„pokręina historia", pr/eklcósiwo polskich dai. życiorysy PLI-

118

laków, dramat niechcianych przemieszczeń, powojenne „układanie" Polski na nowo) same w sobie maj:| mne zaciekawiania; z pewnośeią nie są to sprawy przedawnione. Tyle że rzecz. Brakonieckiego pr/ynosi poznawczy impas. Pisarz nie iejtrtin^.Lije podjętej problematyki, nie odnawia opowieści o „pokrętnej histo-rii", zmusza mnie do Eekmry potwierdzeń, zamyka w zaklętym kręgu tautologii.

Nie wiem, kiedy teksty składające się na Witasie bliskoznaczne były pisane. W wielu utworach pojawiają $ję motywy należące do aktualnego furiata (rzeczy-wistości kilku ostatnich lat. powiedzmy, po roku 20021. Zakładam więc, że są to rzeczy stosunkowo świeża, przynajmniej w większości. Wspominam oiym. po-nieważ. przystępując do lektury, miałem nadzieję na jakąś ponowną uitcpezcnta-c^ , spodziewałem się żniwny, zwrotu. a nawet liczyłem na niespodziankę. Nie jest przecież tajemnicy, /je dawny świat „borussiuński", którego jedną z najważniej-szych figur byl Kazimiera Brakoniecki, rozproszył się niczym fiszki na wietrze, Robnta idcowo-kLrlturowa fustanowienie i twófcze opracowanie mitu AtlanLydy Północy} zgrała wykonana, ncncs;ms wamuńsko-mazurskiej liieraiury nastąpił, rz^d dusz przejęli w regionie twórcy młodsi o jedno pokolenie (wodowisko olsz-tyńskiego ..Pfłmtlu"). dawni liderzy „Bonissi", jak 10 sięele^it :ko niów.H, /biegli ku zyeńL Ptwna kana w nowszej liistorii polskiej kultury została zapisana. Dalej albo repetycja, od biody myślenie i pisanie podług łogilti suptemento, albo jaki fi nowy rozdział. Mam na uwadze nie tyle aktywność zbiorową, ile rozstrzygnięcia całkiem indywidualne. Su|d owa nadzieja •• że Brakoniecki nic pozosianie jednak ..wiecznym burussiartirieiii", że zachce odnowić własne oblicze. Nic z tego.

A wcale tak być nie musiało. Tekst otw iemjąc-y książkę (OpowieSć rzeczy «f -oej) sugemje nawet, że tak nie będzie, Ptzemawiftjące w nim ,.ty" wyglxs/a liu-nię. której każdy akapit otwiera zdanie przeciw siawnę: Chciałbyś opowiedzieć o wielkiej historii, uh: kiedy przymykasz Octy n-dc ri.T., W pola widzenia zawsze znajduje się osoba czy sytuacja należąca do nwlej, woNstej, intymnej hislorii. W ostatniej zaś czą^rce pojawia srę jezioro, na którego brze/ju skulony siedzisz t masz już pięćdziesiąt pięf IM. AżchdaJohy .się dopowiedzieć, wychodząc poza • anię rekstu: czas najwyższy zatroszczyć się o siebie, przemyśleć swoje życie w porządku egzystencjalnym. Czy rzeczywi^-ic Brakoniecki tego nic zrobił 3

Owszem-podjął 1cn wysiłek, lecz w sposób szczególny. Już wyj lniani , Mnno że Historie blistoznocDW nic si| poniżą autobiograficzną, ilekroć na kar-

tach tej książki pojawiają się hohaterawie w wieku Waktemaca i Aleksandra (i KaziinicI/JJ Brakonieckiego], tylekruć można p^łdejrzewać. iz pisarz podaro-wał im skrawki własnych doświadczeń, w jakiejś mierze, zapewne niewielkiej, podzielił się z nimi biografii. 1 r z c c z charaktery styczna: bohaterowie Brako-nieckiego próbują nas przekonać, że to. co itn się pr/ydurzyło, zawsze było zwiq-^ane r. p^i-lityką i szeniko rozumianą dziejtiwością. zawsze przychodziło z ze-wnątrz. Jeżeli ci bohaierow ie mają jakieś życie wewnętrzne; UN tylko takie, które zostało wyprofilowane, podyktowane przez życie zewnętrzne. Zupełnie jjkby odwrócić znane hasło femintstycriie (prywatne jesr publiczne), U Brakonieckie-go LO. co publiczne, jest niczitwodnic tym. co prywatne. Mówiąc słowami jednej Z bołlatc rek: bo fNdi.tvka, bo komunizm, ho wopm, bit... Cfi ta ma do mojego życia? A przecież tria... (Móża Brzozowsko).

Opisjna tu reguła tpublic^ne jca pn watnę) ma całkowi te i bezvWinko4e za stosowanie wobec bohaterów należących do pokolenia ojców - by raz jeszcze posłużyć ^ię lą „perMiEiifikncją1" - Wałilemara i Ąteksandra. Wr fHs^riach blisko-zaocznych pojawia >ię kilka tuzinów przybyszów zza Bu^a. którzy po w oj nie mię-dli na poniemieckich zicniutehr Gdyby zaufać n;u7;iloiri£.au ptiszczególnych opo-wieści. względnie samym possaciom przemawiającym w |>ierwszej <łM")bie, ircścią życia przybyszów była z jednej sininy nieprzezwyciężona Otuma wygnania z ro-dzinnych stron, z drugiej zas również nigdy nieprzezwyciężone poezuciaobcu^ci, połowiczność (w najlepszym razie) zjukunowienia. Tieści^ jedyny. Wyłączną.

11?

Nie zamierzam pcłanizowflć z pjsaraem. r^mKtfjąc mu niedostatki tzw. praw-dy psychologicznej czy scheniatyczność w zakresie realistycznego obrazowa-nia, Jcgn £wiauwłra*, jego tfwiaioodezucie - i jegn pomysł «a opowiadanie. Idzie tylko oto, że znam owe życiorysy im pamięć, że komunikować się nimi raz. jeszcze w lekturze je*! monotonią porównywalną z tą. jakiej doznajemy w prze-dziale pociągu skazani Ha gadatliwość sklerotycznego współpasażera - party-zanta Iwowirtka. wifniuka czy niechby biuJmiCK]$p Polski Ludowej

Owa dominanta tkie joWLifci i polityczności, życic w> lącmk życiem zewnętrz-rtym - to są rozstrzygnięcia nieznośne- W Historiach bliskoznacznych znalazło się .silku utworów, które można by nazwać opowieściami o arty^ic. Weźmy literatów <opowiadania Poeto przeklęty, Uterat), Niczego o ich artystycznymi duszach hądż dylematach twórczych się nic dowiemy, za to o trunkach funk ejonowama w ramach PRL-0Mskieg0 mcccnaiUi ich Sympatiach politycznych. kXBnpnjmi$ach zawieranych z [janyjnymi nadzorcami kultury, zaangażowaniu {Lub me> w działalność opozycyjni] - całkiem - porci, Owa jedftOtitnHWOfó, jed-no wymianłwcislć, uprzywilejowanie ..pokrętne] historii" kosztem wszelkich in-nych wymiarów doświadczenia po prostu nuży i nudzi. Elekt jest laki. że kiedy w upowisidaniu Ryszard Sknodzki na chwil? i zupełnie wyjątkowo pojawia się motyw niepolityczny fin; akurat impotencja tytułowego bołiaterak uznajemy rę fabularną Czystkę » pmwd/iwy skarb.

Na konieu jeszcze jedna sprawa. wyniagaji|ca chyba odrębnego namysiur Otóż spośród wielu form wypowiedzi,. do których odwołał się Brakoniecki jedna wydaje się szczególnie bliska pisarzowi, To życiorys, Mamy lu całkiem spor^ kolekcję biograna^w, u tym się one różnią od najbardziej znanych literackich kolekcji t. przeszłości (takich jak np. Życiorysy Poloków - składnik Miazgi An-drzejewskiego), że przedstawiają dzieje DSÓIT przeciętnych, prapołitycłt. Z pew-nością nie jest io próba uchwycenia perypetii polskich elit i przypadek Miazgi}* 1'omysi to zacny, u którego p<*L$iaw leży, jak się domyślam, przekonanie, że każdy los zasługuje na opowie ść. nawet w kształcie lak suchym i lapidtuiiym jak życiorys. Ów koncept ha jednak Iwy ptiważrte mankamenty- O jednym już mniHłrnth* lypowoAi pizechodzi w seltemalycznoćć, parady gmal trLtdno odróż nić od stereotypu, niepodobna uwolnić ię od wrażenia, żc owe życiorysy ruimy (znam) na pamięć, l^ru^i mankameni jest poważniejszy. .Są ro jwzecież biogra-my fikcyjne, toteż silą rzeczy nic przemawiają do nas (do mniej z taką silą. jak dokumenty, autentyki. A jeśli nie sa świadectwami, tu w takim razie, czym są'.?

W kilku lekslaeh wchodzących w skład nowej książki Brakonieckiego do-chodzi do głosu sprawa Jedwabnego. Nawet nie ta konkreina. upisLina przez Grossa, lecz jej odpryski czy odnogi. Mam na myśli inne, pozajcdwabiftskie. akty agresji wymierzone w żyjywski^h sąsiadów. niejednokrotnie iianieł>ne mordy- Jeżeli owe zdarzenia z lat wojny i okupacji wolno rozpoznać jako pe-wien lejitai, to powiedzmy sobie otwarcie, że wypowiedzi likejonalne są bla-dym i niekoniecznym cieniem opracowali lego lemaiu w trybie non fłetion (Łsiążki Kisroryezne. reportaże, relacje etc.). I t«jest slatxvCć biogramów sporzą-dzonych przez Brakonieckiego, tekstów uwarzonych w literackun kociołku, /nurzanych w sosie zmyślenia.

Z,11 IM iV>-k 111 M s /L-si I iei. ic r i Is/tyciski au k u• poslli-uje s ię pn artystyczną jako swoistym językiem zastępczym f pomocniczym). Jeśli rzeczywiście tak jcstH to trze-ba przyj-, ze kreacja zstępuje tu dokument. zmyślenie wspiera swiadeciwo, jesi mu pomocne, Chuńitbyrn wierzyć, ze OM a legula ma lutaj zastosowanie.

Nie mani dobrej puenty. Może tez nic mam racji. Po prostu o w minąłem się z Historiami hłiskozjtaczjiy/ni Kazimierza Ił rakom eckiego. Zdarza się.

K.,.-> nrr/ PfiilMriF NI •'•..'W .W ^ lii J i m V S'A IM. Wirh^jU i JlHHl, hh ł<Nł

JAJMISI.AW WACH

MIEJSCE, PRACA, LOSU. 1 DOKUMENTY

Bardzo dużo osób ucieka do Anglii przed sobif. Zmieniają miejsce nu lepsze, iak przeciet TOWSZP robimy, i na$łe okazuje Stf, że nic xip air zmieniło. {...)<h inę widzę łv tym. te ttie mówi się, juk ta jest nnprawdę. Każdy ma w Polsce rodzinę czy znujirm^h za grani aj, a wyabraż_ettie jest takie, ze m jest eldorado, f to jest nasza \vrna, emigracji, bo przyjeżdżamy i opowiadamy, Jak tu jest su/ter. Przy-jeidtamy H- fwwych ciachach, szanujemy i stąd te nierealne oczekiwania u in-nych, (fl)Ate najgorszy jest strach. I judzie przychodzi} i mówią, się btijef. (...) Oni się bitjtf siebie, bo myślelit Że ftf oelhnżniej.si i silniejsi. finjq się praciHiaw-ców, te ich Wykorzystuj^ Bcfó •się tfumtt. bo to jest konkurencja. Bają sifpafpie-chu, bn im się wydaje, że każjy tylku biednie, żeby roś im zabrać. Hoją się part* Midik którzy w każdej chwili mogq ich porzucić Tu przecież można wyjść i zniknąć, jeSli już się nie chce wracać. ('...,i nwf pacjenci mają tuki problem, że tiie chcą Zaakceptować tego. rr> jest. lylko WatcZĄ O TO, \faby było lak, jak ani chcq. A tak się nie da„ ho jak łif przyjeżdża do initego kraju, to trzeba zmienić siebie i swoje przyzwyczajenia. Trzeba się wyzbyćpyt hy. A oni mi mówią, że czują sięponiteni. Ho my Po tacy, to jesteśmy bohaterzy, my tłumni, mv wytsziul-cetil... Nie potrafimy dnchftdzić do CZ£$ai Ttóprdbwo, t\lkn szybka i wszystko alfct nic. Ijeśli Frir udaje, to -^dumanie. Ho my bohaterzy, my wykształceni, atu się p/wiżet naszych możliwości i na dlatezą metę - kiinkluduje Krystyna Walewska-Huseynow. terapeutku z czternastoletnim stażem, jedna z ho-haterrk Cekutó TWnasza Kwaśniewskiego pt. Pulish Psycha1.

I\>nad d^-a micstące wcześniej czytelnicy 1L|.>użego Formatu" mieli okazję zjptiznać się z reportażem PtutraOiichawjIdegoi Marcina Kowalskiego Wyjść po angielsku1, tfotycz^cym samob^jtlw M-j{rOd emi^ratiró^1. Młoda psyehciłdżka. Agnieszka Major, przywołała częsio powlarzan;| przez swoich pacjentów wypo-wiedź: próbuję tutaj WSZyStkOfitĄ ate nie wychodzi. Nie- dedt-m rady w Polsce, nie idzie mi tułaj, to oznacza, że ju jestem da niczego, a nie świat. Skoro tu mi się nie tułało, ta już nigdzie się nie ttdo. Sytuacja najnowszych emigrantów nte.n i się od tej. w jakiej znajdowali się ei jeszcze sprz«l pięciu, szesciu lal, Wedługfery-tyjskiego urzędu fltatyitycznego niemal wszyscy Polacy egzystują M- Anglii w strcrie ubóstwa, za< w sierpniowym numerze ..Goika Polskiego" przeczytać molemy, że pćnad połowa polskich dzieci w Londynie żyje j^miżej granicy nę-dzy. Major neasuniuje: Wielu ludzi uciekło tu przed krajowymi pmblemottti, któ-re tom na nich czekają niezoptaetme alimenty, jakieś spntwy sądowe, różne historie... fu narobiło sobie kłopotów na odtegłcA •' przez samo rozsianie, sie • dzenie tutaj. Porozbijane rodziny, kohieiy poznały innych facetów, często kum-pli, co zostali. Odpołskłch klop<nów można było uciekać do Angłit A odangieł* .i kich gdzie? Dalej jest tytka m-t-un. (...) landzie ambitni, którzy tu ęfuMi Z.robić karierę. (...) przelicz)'K się, pracują ciężko, utrzymać standanl. niestan-zu im sity czy czasu rtt) naukę, więc nie mbią karier, przez co przestają podobać się sami .sobie, A wokół niewyobrażalnie bogaci Bn tyjczycy ałbo Arabowie na za-kiąntcll To z kolei ditlńju szczególnie najnawszwh emigrantów, którzy są po pmstu psychicznie słabi. (,,, J Kiedyś emigracja była nyzminlem, nu kió IT decy dawały .T^f jednostki energiczne, ludzie zdecydowani i twardzi. Dziś z ktiżrffgo większego miasta ieci do {jjmłynu albo Hu Nina tani samólot. Łatwiej tu przyje-chać. niż iść w Polsce tlttpośredniaka. I nadziejo )fliększff- Przylatują.., ot, tak. Myślą, że Jakoś Tr;- ułoży, Rozczawwanie bynw śmiertelne,

• .AisJOń h^LU" - .CiiJkU pa JI. MHOłt l Jl Jfl- 1L 74L : .jCitrrli Wj KurrJ" - _l M} I • M

I2ó 127

Tymczasem w fród dwudziestu dziewięciu tekstów, opublikowanych w ponad-p i ęć set stron i e ow y m tomie My, emigranci Wspomnienia współczesnych Polaków zżycia "" obczyzn te, znalaz.1 się iy]ko jeden, w którym nula goryczy i rcuezurowii-nia wyznacza dominujący ton. Gdyby kłos swą lekturę ograniczył wyłącznie do wstępu, bilans fiybiy jeacze kpayi Z opisów emigracyjnych jjpsówme wyłania się wizentnek cziowieka przegranego. tiefzczę&iwegó z powodu wyjazdu i Polski. Jest wręcz ptzeciwnie. IKfił Jh przykładów twietnyt:h karier zawfrtitmych, ustabi-lizfrwanego życia. udanej adaptacji w rfowym społeczeństwie. Oczywiście nic ozna-cza to, żc chiLniktery.siyczne dla życia emigrantów niedole i rozterki zostały tu pizemilczaiKr WcaJe nierzadko wysuwane są one na pierwszy piań, a rachunek zysków i strei tylko u nielicznych prz.ypadk:tcb jest berwzgJlędtaie dodatni.

Książka My, emigranci powstała w wynika konkursu - i być może to jaktó tłumaczy przewagę głosów optymistycznych nad pesymistycznymi. Naapeloglo-szuny przez wydawaną w Nowym Jorku polską gazetę „Nowy Dziennik" oraz redakcję „Polityki4- odpowiedziało ponad czicrysta osób. Wybrane prace umiesz-czono w sześciu mzdaatodi: Pn nr twe iyde - historie z reguły młodych ludzi, ehc^ych zmienić swój Los, Stan przełomowy— emigracja jako następstwo sianu wojennego, Z dystansem - ironiczne podej&ie do własnych przeżyć, <JZH/J? słowa — domint^łcy ton osobisty. Dziesiątki tui od ojczyzny oraz na zakończenie Opo-fyieici emtgmcyjnc. czyli doświadczenia przetwnrapne literacko.

Selekcja MiisLlacharakTerraczej umowny. Na przykład możnii się zastanawiaj, dlaczego - najlepsza Incrueko - Historia pewną chandry* znalazła się w części pierwszej, a nic w szóstej. Na tle pozostałych tekstów wyróżnia się precyzyjni| kompozycją, zjównoważeniem wątków prywatnych i zawodowych, a przede wszystkim tym. że autor stworzył symboliczne ekwiwalenty dla rzeczywistych jjdar/eri, dzięki czemu udato mu >ię wykroczyć poza granicę jednostkowego doświadczenia, Albo czy rzeczywiście na i lepszy on miejscem dla Francuskiego rozdziału jest zbiór prac wyodrębnionych na zasadzie bezpośredniego związku ze stanem wojennym, skóro aulor siwięnlza, iż jego decyzja o wyjeździe z 1 \ > I -ski. w kiórej miał hardtfi dobra warunki bytowe, nie nńafa znamion ani tmigre-cji prttiiycznej, ani ekonomicznej, lecz pwljfta Zastała i powodów rodzinnych chciał po prosiLL p o s z y ć się Z żoną, rodowity Francuzkę.

Mimo że decyzje o osiedleniu się poza granicami ojczy/ny ^ przeważnie wypadkową jednostkowych losów i indywidtiaJnych wyborów {z wyjątkiem wychodźstwaprzymusowego). przestanki mające rui nic wpływ nie iwnrząszcze-gólnie zróżnicowanego zestawu. Przed laty byty to przede wszystkim czynniki .systemowił-poliiyeznc, obecnie - ekonomiczne. Niegdyś dla wielu nie do znie-.sienia okazywała t-ię absurdalna rzeczywjstość. „zadżumiona komuny. ^stero-wana", .jiianipulowaoa", „wydzielana na kartki", bitwy „o byle jaki iowar". stan wojenny, „brak nadziei na przyszłość", ale też jSMczarcwartfe przegranym sierp-niem" czy ^zmęczenie po latach działalności politycznej w »pcdziemiu« stu-denckim". Nierzadko kroplą przepełniającą ezaię goryczy było osobiste deszczę-scic. Z wolnej zas Polski do niedawna wyganiało głównie bezrobocie, niskie pensje oraz przeświadczenia że gdzie Indziej za tę samą pracę, nicwyinagającą kwalifikacji, można dostać wielokrotnie więcej. Niektórych wybita charaktery-styczna dla iculywiduiiltiej podróży anonimowość. perspektywa rozpoczęcia życia leoretyeznic od nowa, z czystym koniem, z dals od znienawidzonej żony czy męża. iidurzaly się też sytuacje odwrotne: gdy to milo£ć skłaniali ludzi do wyru-szenia z kraju hądż zamieszkania pozu jego granicami. Ponadto w lotnie znaj-dziemy historię Żydówki „wypchniętej" do Izraela po objęciu władzy przei Gomułkę, opowieść kobiety, której ojciec zosta! rozstrzelany w Katyniu, a ją jako siedmioletnie dziecko - wywiedono razem z matką i babcią w bydlęcym

I J4L11 .T J.ILK jtu f f f K diUtt AhrUii SHI [yQd \>*Il pwrwkłilr rH, alf »>iL|t mi uf kmamM u- Lt 1 nru-'jni,- lulnnj* /,

wagonie do Kazjicbstanu, emigracyjny mlnistownik spisany przez wnuczkę po-wracającą do ojczyzny swych dziadków- - znanej jedynie z wyidealizowanych przekazów rodzinnych, Polski.

Jak można się spN«łziewac. oeiężkieh warunkach życia, sze/ególnic w pieiw-szyeh miesiącach czy latach na emigracji, mówi się w książce sporo. Jędrek na samym początku, tuż po przyjeździe, ilominuje przeważnie uczucie euforii. Tym silniejsze, im mniejsze bytopodióżjik^c doświadczenie danego auioiLL Emigrafcci ł ubiegłego stulecia, zwłaszcza ci, którzy opuścili E olskę jeszcze przed 19S9 r. wspominają pełne zaehwyru oszołomienie; w jakie wprawiały ich nowe zapachy, kolory, uffiniethy ludzi mijanych na ulicy i oczywiście gęsro zastawione sklepowe półki. C'o jednak dobre, zazwyczaj nic trwa dlujto. 7.crasem ów pocj-ątkemy entu-zjazm uslępujc miejsca codzienny ni jwobtemom, dodatkowo sptitę^owanym ob-cy rn pochodzeniem W w ielu irksiach jak mantra powtarza się motyw pney poni-żej kwalifikacji ludzicż kłopotów /e znatezicniem jakiegokolwiek zajęcia, początkującym emigrantom dc^kwiera brak pew ności siebie i poczucie (lsamoi-menia, choć nierzadko muszą ^nie^łzićsięw kilka czy kilLtn^-ię osób W jednym pomieszczeniu, hywa, że jest to blaszaaiy kontener. Nawet jeśli miją język, to zawsze zLlradza ich akcent. Niekiórzy po latach prze^lają się go wstydzić i uczą, jak podczas rozmowy efektywnie wyzyskać tę nznukę óbccgo ptM. tKjd/eniii.

W gn 1 ncic rzeczy wifkszo<d uwaj; n ie wykracza poza wiedzę potoczny ptze-cifine wyobrażanie, jakie można sobiu ybcidcjwjłC na podstawie relacji bliskich lub znajomych czy paprwtu medialnych przekazów (z wyjątkiem drastycznych doniesień publikowanych w dodatkach „twciy Wyborczej"). Owszem, są to losy jednostkowe - i dlalego ważne, ale przedstawione w tak obszernym wyb<v rac w pewnym momencie zaczynaj nużydpowtarzalno^akit^łonych sekwen-cji. Jedna tylko aulork:t dochodzi do wniosku, że chara klery styczna dla emigra-cji nostalgia. \it rjak najbardziej iniepmcjonalire odczucie,r, każdernu /M wydaje się, fr jego osobista odyseja jest jedyni) w mmfti rodzaju. To przekonanie o nie-przekazywilnodci emigracyjnegn doświadczenia, powszechne i wyr^oe, dodat-kowo uwypukla pierwsze zdanie pierwszego rcksiu w tomie: Jak to jest - zna-tetf się w innym kraju - ten tylko się dowie, kio zfltilazf sif w takiej syntacji.

Co Innego Życie, a co innego literatura. Gdyby chcieć policzyć słowa zwHązane z eniigncji^ to tuewykłuffifone, żc ji^łnymi z tych najezę&iej powtarzających się bytyhy: „!os". ^miejsce" i „pr^ea" fu względni wszy wynizy pokrewne, ostatnie p(łjawia się na niektórych sirtinach po kilka lub kilkanaście razyk / miejscem sprawa jest jasna, każdy potrzebuje własnego. Iłard/icj złożona jest kwestia łonu ery • dokładniej - sposobu jegn postrzegania, ^"zasem pojęcie to pojawia się w swoim podstawowym znaczeniu, czyli jaku kotejc życia fz-,itcznc na przykład od uwarunkowań polityczno-gHpodnfCjtyCłO. czasem byw;L (eż tym ssnnym co przypadek". Na ogót jednak emigranci utoż.sjmijy^ kń 7. decyzją sil nadnaiural-nych sLinoWiącąoczyjcjć tlnli, często go pemonifikuji!, oznajmiając, że wpływa na hieg wypiidków „tite widzialny ręką'1. ,j>łiita Tgle", może eoS komu< zgoiowini lub dać szansę, być ..łaskawy", ale częiciej „przewrotny", „ironiczny", „bez^ względny"; Ciekawa jest ta abdykacja wobec niezidentyfikowanych sil. na istnie-nic których nie właściwie żadiKgo dowodu; Jedna z aułonek w pewnym mo-mencie stwierdza: wśntd fudzkte^n cierpienia bezradności H^j^ft' okrucieństwa fosu ctfim iek uczy się pokory i dystansuj Może tak właśnie jest?

„Chyba jedna z najistotniejszych .spraw nie tylku w życiu emigranta" - pisze inna l^uneaika konkuniu - to praca. Opinię tę powszechnie podzielają pozostałi autorzy, Brak pracy może przyczynić się do podpadnięcia w depresję, do rozpadu związkuL wykonywana poniżej kwaJitikaeji wywołuje frustneję. niechęć dożycia i samego siebie, bywa nazywana „szczególnym rodzajem prostytucji"". Kmigranci zarobkowi,, „tmcąc dochód, tracą rację bytuH. Z kolei praca adekwatna do ocze-kiwań sumowi szczególne ^rótlfo siuysf:ikcji. punkt ixJnicsicnia i siełaż dla p^n

m

czucia własnej wartości. ł)3a niektórych wyznacza ,.sens byciaL'. jest ..drugim domem'1 c zy nawet lym, taści wy 111 miejscem" .Kilka tekstów id przede wszyt -ki m prezentacje drogi zawodowej, jakby nic innego się nie działo, nic było i słot-ne. Wymownie podsumowują 10 słowa jednej z autorek na temat własnej córki: Jesteśmy batdzo mac i mamy da siebiepretensje. Ona awaŻŁt, i* byłam paskudną matką. któro biedne dziecko oddała do internatu. a Ja mam do u iej pretensje, że gdy był r uis no studia, ona wołała ftodróżować lub IrZeć na plaży. Studiów nie skończyła i nie zrobiła w żiicry żadne; kuriery.

Praw Ja jest jednak taka. że z największym entuzjazmem ez.y może raczej spo-kojem. bodącym tu szczególną odmianą zadowolenia z własnego losu, piszą ci. którzy po przyjedzie do nowego kraju, tak szybko jak to tylko możliwe. rozjHł-częłi -oprócz pracy - naukę. Im też przew ażnie udało się najbardziej zbliżyć do stanu, który Danuta Mosiwin nazwała r,trzecią wartością" czyli ..tormy pośred-niej pomiędzy identyfikacją z krajem p ł o d z e n i a a identyfikacją z krajem osie-dlenia'^, Zdobywając trzecią wartość stajemy w pozycji dystansu do wartości odziedziczonych i nabytych a ustawiając mi szczycie hierarchii te n włości, któ-re wyrażają troskę o sprawy agóinoludzkie, wstępujemy na wyższy szczebel dm-hiny ewvłuąi psychicznej człowieka1 - Chyba najlepiej oddają lo stówa autora, k Lutego fmna pomagała przy odgruzowywaniu World Tnwle Cenier: Ameryka jest teraz oczywiści* moim domem, i jej problemy i cierpienia (...) są moimi cierpieniami łłównież sukcesy tego kraju odczuwam jak swój osobisty sukces i dumny jestem, kiedy swąą pracą mogę przysłużyć sir do wzrostu siły i dobro-bytu tego państwa. Ałe jestem w dalszym ciągu w pełni świadomy moje) polsko-ści i czuję. że moje więzy z ojczystym krajem są nadał cak siłne, juk były zawsze. Odgruzowując WTC wywiesił on wraz. ze swymi pracownikami polską tlagę obok amerykańskiej. I choć przedstawiciel władz, miasta uznał, ŻJC Polacy zadu-żyli sobie, by ich chorągiew wisiała rutd gruzami, autor, na skutek nieustających pretensji i prób zarwania Hagi przez osoby innych narodowości, postanowił ją zdjąć i zabrać do domu, gdzie przechowywana jest do dziś,

Przykładów tak dojrzalej samoświadomości policzonej z. konkretnymi lonna-mi jej wyrazu nie ma wśród emigracyjnych opowieści wiele, Manifcstiicja prZfr konania o słuszności własnych wyborów częściej odbywa się iu w opuchł o nc-gatywne oceny ojczyzny bądź znacznie h a r d z i e j pozytywne nowego miejsca. Wielu autorów podkreśla, że oczywiście zawsze czują się Polakami, ale zamiesz-kali w kraju, który po prostu dul im lepsze możliwości życia. 1 nic ma w tym nie niezwykłego. Korzystna praca i płynąca z niej satysfakcja są również wuinym czynnikiem wpłynwjącynr na zmianę tożsamości etnicznej. Ci. którzy uważają swą pracę za o wieie lepszą od poprzedniego ztfjęeia w Polsce. Jnscg to&amotf polską i nabywają tożsamość amery kańską tub dwukierunkową, podobnie, i"J większa jest satysfakcja zawodowa, tym toymfaiejszp staje srp tendencja iden-tyfikacji dwukierunkowej tub amerykańskie?. Niech za komentarz wystarczą same [yluły; Tuloj Sif uratowałam albo Kraj. w którym mogę byćsofof {w oba przypadkach chodzi o Stany /jednoczonej.

Co jeszcze znajdziemy w toinie'? Sporo narJekuń na rodaków - że klóiliwi, zawisł ni. nieuprzejmi, podli i skorzy do bójek (swlaszczu między sobą), że wie-lu z ntch nic chce rozmawiać po polsku i stan się jak najszybciej wtopić w nowe otoczenie, Zafrasowanie autorów hmlzą też stereotypy, według których Polacy są postrzegani za granieą- pijak, katolik, złodziej, przemytnik, pirat drogowy, krętacz, homofoh... Kilka razy daje o sobie znać polska niechęć do innych nacji, w szczególności do Niemców. Ostatecznie me powstrzymuje 10 jednak nawet tych wyjątkowo kryiyeznie nastawionych (id osiedlenia rię po zachodniej Hln>

[ y - f - M i n W I I I r y r u WJftniS F i n m u i l r " f • m 1 " rj f W l . - J . n M l U * R a M Ó I W } -

t k w n k n r K U L L r i K l t t S , * 1J. ' 1 «i-.rr. V m *Tut^s . i B

nie granicy, nauki melubianego języka i przyjęcia niemieckiego obywatelstwu. 0 jedenastym września hyła już mowa. ale to również temat powracający w kil-ku tekstach, podobnie jak niezapomniane spotkania z Janem l^twłem II i uwagi o polskich księżach, którzy niekoniecznie potrafili stanąć na wysokości zadania. Jedna z autorek wspomina o swojej rozprawie doktorskiej, gdzie wvkazala. że poza polskim kościołem. zwłaszcza na przełomie XIX i XX wieku, Opolska teka była placówką, w kiórej emigranci szukał i pomocy i rady. nie tylko w spra-wach związanych ze zdrowiem".

Zdobycie potrzebnych dokumentów to na obczyźnie nie lada wyzwanie. Laure-aci konkursu nierzadko ze złością opisują, ile czasu i wysiłku kosztowało ich skom-pletowanie oklejonych zaświadczeń, notyfikacja dyplomów, absurdalne dosy-lanie papierów raz już złożonych czy wreszcie kupno tych, których nie dało się pozyskać w inny sposób. Ą|e pewne ?. dokumentów mają wartość nie lylko mate-rialną czy urzędową. Jeden z autorów wyznaje, że w chwili jwzybijania przK nie-mieckiego urzędnika w paszporcie pieczątki z napisem „nieważny1- miał wraże-nie, jakby wyndkał się „swojej ojczyzny, swojego narodu". Komuś innemu zaś otrzymanie amcrykarfskiegu paszportu przyniosło vj»C2tKifc ulgi i uspokojenia"*

Zebrane w tomie prace nic wnoszą nowej jakości do sposobu myślenia o emi-gracji. Co zostało |uż powiedziane, w większości przypadków potwierdzają utrwalony w poCDCfenej Świadomości pogląd na temat tego zjawiska. lak pis/e redaktorka łomu, całość miała zawrzeć się w rumach odpowiedzi na p\tania: C« jkłoniło mnie do opuszczenia Polski? Jak odnalazłem sif w nowej ojczyinic? Jak urządijhm się » nowym miejscu? Kto mi pomógł, o kto się odwrócił? Czego nauczyło mnie życie V innym kraju i innej kulturze? Czy trapi mnie dylemat -pozostać lub wracać? Laureaci, ca/, mniej, raz bardziej biegle i rzetelnie, wywią-zali się z postawionego zadania. Odpowiedzieli na pytania, opisali swoje losy. Nieuczciwością byłoby wymacać od nich krytycyzmu badacz czy sprawności literata. Na Lilka uwag możemy sobie pozwolić.

Donośnie brzmią głosy wykształconych emigrantów z najmłodszego pokole-nia. Wygoniflii z kraju |irzez bezrobocie, zarówno otaczającą rzeczywistość, jak i siebie traktują / dystansem i ironią, choć nierzadko pełną goryczy. Z kolei wypowiedz.! autorów najsiarezych, często urodzonych jeszcze przed wojną, za-zwyczaj cechuje powściągliwość, elegancka półszczytom przejrzysta koiwmk-cja i intelektualna dyscyplina.

Najciekawsze s;( jednak te obwieści r które odstają od pozosrałych. b^d/ te. w których siaranosię zuUiwersahz.owRĆ emigracyjne doświadczenia, nłw&ając im na przykład Jiterackt kształt. W pierwszym przypadku byłyby to wspomniane już dzieje autorki, której ojciec zginął w Katyń i LC. Zadziwia jej odwaga i zdol-ność zachowania pogody du^ba nawet w najtrudniejszych momentach oraz mą-droStf, jaka przygląda się swemu życiu i całemu światu, w drugim - także już odnotowana - Historia pewńąj cha/itry, przedstawiona przez lekarza, który pngnąl „być juk Czechow, tzn. poślubić medycynę i posiąść pisanie". Niestety, w tomie dominuje, poza nielicznymi wyfetkami,-powieTTthoWnc, by nie rzec naiwni rozumienie literaekoścr. N"n przykład zdarzają się próby dekonsrrukcji osobistych JoświadczieiS w koniektie reportaży uznanych za modelowe lubliL-mizacja prywatnych poczynań. Autorzy wskazują na analngip tniędzy strukturą książki a życiem, w którym też da się wyodrębnić rozdziały.

Hilmi ITJH ttirtjniliJwpfair KOit^ttiAktl nut. Lr^d-^,.,*! Opcfeti. O p * TO?. i r Ł

130 n i

Nie tylko analitycznie

MAŁ< SALACHETKA

TAM NiE BYŁO SPRAWIEDLIW YCH WŚRÓD NARODÓW ŚWJATA

W archiwum Państwowego Muzeum na M ajdanku jes] 1378 pamiętni kow, ale tylko trzy powstały pr«d23 lipca 1944 raku, Ciyli datą Likwidacji znajdującego .się tarci w czasie okupacji obozu.

Jcdcn z nicfi doc/ekal .się w tym roku publikacji, l-«sy - pisanego błękitnym atramentem •• rękopisu Patrzyłam tui usta... Dziennik z warszawskiego getta urastają do miary symbołu. Dwa szkolne zeszyty W kratkę zostały znalezione na Majdanku już po wyzwoleniu - w trakcie ro/^iórki baraku, który w cl&l/t ist-nienia obozu pełnit funkcję składu materiałów budowlanych (Rauliof). I^awdo-podobnie w buch 50. XX wieku, Jeden zeszyt j^sl czytelny. Dragi, częściowo spalony, uległ prawie całkowitemu zniszczeniu. Piotr Weiser. redaktor Patrzy-łom na JJ.T^J piszjj we wstępie do publikacji. tFe&r pierwszego zeszytu moż-na było odczytać jeszcze pod koniec lai ó0. Wówczas powitało bardzo krótkie i ogólne streszczenie niszczejącego dokumentu. Obecnie czytelne są tylku poje-dyncze słowa z tej częfci dziennika. E>ha zeszyty nie zo&tały niesiety do tej pory poddane komplcksowt-j konserwacji. Państwowe Muzeum na Majdanku planu-je lo zrobić w kolejnych latacłi,

Dr) dziś pozostaje tajemnicą, kto w czasie okupacji przywiózł dziennik nu Majdanek, Czy sama autorka zabrała z warszawskiego getta to. co było dla niej najcenniejsze kreślone pośpiesznie, w każdej wolnej cliwili. osobiste zapiski? Jeśli tak, to w przeniesieniu go na teren obozu musiał jej ktoś pomoc. Być może jeden z więźniów biorących udział w przyjęciu transportu- Możeklnf, kogo zna-ła z wolności?

Transporty Żydów z getta likwidowanego po po wsianiu warszawskim były prowadzone na Pole Róż (Rozcngarten), plae otuc/ony ogrodzeniem z dna u kolczastego. To miejsce znajdowały nię tui obok komór gazowych. Po selekcji osoby młode i wyglądające na zdolne do pracy by ty przyjmowane do obozu. Icłi wyrok śmierci byl odliczony na kilka lyjjodni lub miesięcy. Stlrszydl i chorych c/ckal koniec w komorze fazowej. Czy Maryla (znamy imię autorki, bo raz wymienia je w dzienniku) zginęła tul razu przyjeździe na Majdanek? Jeśli tak. to kto wtedy ocalił jej dziennik? Czy od razu ukrył zeszyty w baraku, w ktiV rym pracownicy muzeum odkryli go po wojnie? A te być może Maryla zginęła jeszcze w Wuu-zawie, a spodziewając się rychlej śmierci, powierzyła swoje za-piski komuś zaufanemu.

Dziennik pisany jest staranną polszczyzną. W tekście nic ma skreśleń. Styl i rtabór słownictwa wskazują rui to, że Maryla jest osobą wykształconą. Nie ma

118

cytatów w jidysz, ale też w Mdnym innym obcym języku. Autorka natomiast chętnie sięga do wyrażeń z języka potocznego, krńre bardziej przystają do nr aBdw genowej rzeczywistości niż wzniosły język literacki, Jej obrazowe porów-nania oddają prawdę o tamtym c^sie. Maryla pisze, że gdy ludzie , jaryją się W Lochy1 \ getto wygląda. „jakby je kto wymiótł z wszystkiego, co żyjące". Dalej wspomina o „dzikim przywianiu do tego p<idłcgn życia" i „psubratach" z nie-mieckiego narodu. Zauważa, że każdy w getcie „tkwi po uszy w tym bagnie, które mu gjozi każdej chwili zabniem".

ZjlanlienncL że Mary ta rtje skupia się n;i swojej osobistej sytuacji. Nie pisze o warunkach, w jakich mieizLa, pracy i rodzinie, czyli o tematach, które na ogól dominują w dziennikach. Autorka kilkakrotnie wspomina o bliskim jej Adasiu, prawdopodobnie męźu!. Dzienniki zazwyczaj pisane są w pierwszej osobie. Dla ich autorów nąjistoiniejsze jest utrwalenie własnych myśli i nazwanie osobi-stych emocji. Przeważnie są to intymne zapiski, ukrywane nawet przed najbliż-szymi. A)e Maryla cbęinic rezygnuje z. prywatnej perspektywy i skupia się na relacjonowaniu historii opowiadanych jej przez innych liklzi. Próżno dopatry-wać -iię tam ingerencji narratora wszechwiedzącego Karty dziennika spełniają historie z d m ^ j ręki. Maryla nieje^t wdanie ichzriayjfikować, aleprawdopił-dohnic nic czuje takiej potrzeby Jej wiedza musi hyć ograniczona, podobnie jak obszar taniego gd ta. Mieszka ifcy dzielnicy zamkniętej bombardowała są ciągle sprzecznymi jpfunutejami. W getcie nic nic ma bezpiecznego miejsca. Również poglądy uu sprawy zasadnicze mogązmieni^ się z godziny na godzinę. Nic nic jesi pewne, w>zy.stkim rządzi nełaiywizm, Barbara Fingelking w swoje i książce /ogłada i pamięć... pisze, że dla getta charakterystyczny byl stan chaosu infor-macyjnego. „Plłrtka stanowiła i.stomy element gcltowej psychozy nadziei™ -zauważa. Maryja kilkakrotnie pisze o - mniej tub bafdz.iej prawdopodobnych -plotkach, krążących po warszawskiej dzielnicy zamkniętej. 2 ust do ust powta-rzana jest informacja o tym. że w Ameryce odprawia się nabożeństwa hdobrn za 2.5 miliona pomordowanych Żydów polskich> Grozą napawa Marylę informacja o kanct. która miała zostać przesłana do kogoś z getui. Holenderscy Żydzi py-tają w swoim liście Jaki klimal i warunki życia panują w Treblinkach'1, gdzie tym ludziom obiecuje się zakup działek. Autorka szczegółowo relacjonuje to. co mieszkańcy getta usłyszeli od dwóch uciekinierów z Treblinki. Opowiadają oni, ze na ludzi zamkniętych w specjalnych pomieszczeniach jest spuszczana para wojna pod wysokim napięciem, co wywołuje ,jduszcniesię skazanych i straszli-we oparzenia". W innym miejscu wspomina o obozie zagłady w Bełżcu, dobie-gowych plotek krążących po getcie wynika, że w tym obozie są ekshumowane, a potem palone zwłoki. Dziś wiemy ic ic ostatnie plotki powtarzane na ulieaęh getta warszawskiego były prawdziwe.

Diariusze często mają charakter notatników, do których ich autorzy w krót-kich zdaniach, a nawet równoważnikach zdaj], wpKują najważniej.szc wydarze-niu kolejnych dni. Wiele informacji ukrytych jest w krótkich hallach, zrozumia-łych jedynie dla samego piszącego, laki charakter w dużym stopniu mn najbardziej znany dziennik warszawskiego getta, którego autorem jest Adam Czerniaków, prezes tamtejszego Judenratu. Czerniaka w chętnie używa skrótów, a nawet spisuje swoje ntyśli w punkUłcb Nic troszczy się o literacką formę dzien-nika. Zapiski pełnią w tym przypadku rolę użytkową. Żydowski historyk, Hnta-nuci Itiiigelbłum, kolejnym wpisom swojego genowego dziennika nadaje formę liftów do bliskich. Boji e się, że może on dosiad się w ręce Niemców używa języka czopowego, na przykład okupantów nazywa Szwedami. Imiennik Maryli

• fljrf IIU-UT ir inhmicje .'iil^a, trłjrcŁ nwcimnych im drinmiki Mm I, pp LJ™* ^ hnłrłŁ, bię ^ >4™ k , uiun,. JJ omL, - ^ dn ńuirft* fdpiuU jt w Lwmmu I >L ł M B

• Cjui }M- B -hn linplkj.- . ćuyhmtu d fY-rłT'L fMW t-rf<T.<m HWdf ,M . M ijffB W^li^nt^r^,,* « ,f TftFCji i,,i,i tmy,,h Wj-dinnknra In-iynaa , tofflaifl PAS. Wjtj^d , * rr

11?

nie ma fianny kroniki, w której spisuje się kolejne fakty tótfotycnw^ Maryla przede wszystkim opisuje swoje reakcjr na tu co ^ d/.iejc w getcie, z napięciem wpatruje *ię w twarze przechodniów, szuka w nich śladów paraliżującej paniki. Zazwyczaj pisze Q [yan. co dzieje się w jej najbliższym otoczeniu, na przyk^ał 0 scenach, kińte widzi ze swojego okna. Potrafi też przyznać się do bczsilmfó wobec lego. eo [li olacza. Można odnieść wrażenie. żc bardzie i zależy jej na przekazaniu emocji i atmosfery niż samych informacji.

Dziennik urywa się w pól zdania. Ostatnie kartki Maryla pisze ukrywając iię w podziemny ni bunkrze. W getcie trwa powstali ic. Stłoczeni w piwnicach lu-dzie w napięciu nasłuchują odgłwów walki. Urakuje powietrza. Nawet plącz dziecka może zdradzić Niemcom kryjówkę. Autorka pod dalą 27 kwietniu m * roku rntMle; Pisanie moje jest teraz bezładhe> gdytptsz? tylka wtedy, kiedy mam światło, gdyż tyję teraz przewainie w ciemnicy piwftic&tej i kiedy mogf niecił zebm' skołatane myśli. Ten właśnie riagnient cytują w swoich publikacjach na temat dzienników pisanych w getcie Jacek leociak oraz Barbara Engel king. Leoeiak w Tekście wobec zagłady (O relacjach z getta yrarszanskiego) nazywa dziennik „niezwykłym dokumentem", Wspomina o nim także w swoich książ-kach hisnnyk Bernard Mark,

W pewnym momencie Maryla decyduje się popełnić samobójstwo. Chce poł-knąć przechowywany na czarną godzinę luminal, ale w zamieszenia ktoś wytrą-ca jej tabletki z ręki.

Nawet w tak cksmsmaJnych wintdklcb kobieta potrafi zachować trzeźwość umysłu. Zdobywa się na zdecydowane sądy wobec zachowam* osób. z którymi dzieli piwnicę. Tragettff naszą przezywuiiśmydlaiegojeszcze Rybiej, będąc nut-1 dzUń zdanynri mt Jltigawe pyski r obyczaje.

Zamknięcie w getcie wii|że się z odcięciem informacji i reguł obowiązu ją-cych w normalnym życiu, W tr.ikcie puwstamaprawtnfcrt życiowa Maryli kurczy się do kilku metrów kwadratowych powierzchni Opisuje to. czego nie widzi, a je-dynie może domykać. Przeszłość i przyszłość nie istnieją liczy się jedynie, zdominowana parjliżjuj;|cym poczuciem strachu, lerażniejsizosć, Daty Wskakują, żc autorka dokonuj* wpisów w dziennik u co kilka dni Osiatnie wpi sy nie układają się już w ciągu chnmologitwiym. Czas linearny przestaje istnieć. Maryla swoje myśli przelewa na papier jeszcze na krótko przed opuszczeniem bunkra. W ekstre-malnej sytuacji życiowej pisanie pozo^e ostatnim imperatywem. Tytko to ma jeszcze sens. Osiami wpis pochodzi z 21 kwietnia 1943 toku. Dziennik Maryli 1o nie jedyne zapiski, które powstały w podobnych wartmk:ich. Żydzi pisali w piwni-cach ukrytych na termie getta, w kryjówkach po aryjskiej stronie, ale też w obo-zach. Pmcui^ey przy obsłudze komór gazowych więźniowie Souderkonimando z.Birkenau zagrzebywali pojemniki Sr notatkami w popiołach pomordowanych. Mieli świadomość, żc te zapiski będą jedynym, co po nich zosianie.

Wiedza Maryli na temat teyo, eo dzieje się w getcie, jest fragmentaryczna i n iepełna, ale w tym tkwi najwięl sza siła ow ego lucrackiego dokumentu. W spo-mmeniu spisywane po II wojnie kwiatowej - nawer jeśli autor tworzył je najpóź-niej kilka miesięcy po wyzwoleniu - nigdv nie są w etanie w pełni oddać stanu świadomości ludzi z dzielnicy zamkniętej. To zastrzeżenie odnosi się również do wspomnień, kióne zostały spisane po raz drugi, bo ich aulor starał się po wyzwoleniu zrekonstruować swój utracony, ale pisany w eyiisie wojny dzienmk. Aumr może • nawet nieświadomie - nlekcjonuw uć fakty i rezygnować z opisy-wania epiz<tdów. które z perspektywy nabytej przez niego później wiedzy histo-rycznej wydają się nieistotne albo nieprawdopodobne, l^addać się pokusie wjwo-wadzeniakorekty i uzupełnień, Co więcej,decydować się naautoceiizurę z myślą O czytelnikach opublikowanych wspomnieli.

Siłę i wartość dziennika Maryli Hanowi też fakt, że jest on pisany z perspekty-wy zwykłego mieszkańca getta; Ib stawia go w opozycji do dziennika prezesa

134

Adama Czernikowa. Maryla nie jest wtajemniczona w przygotowana tk? po-wstania. Co więcej, z początku potępi u próby zbrojnego przeciwsiawiania się Niemcom. Bojowników, podobnie jak inni autorzy dzienników napisanych wgeicie warszawskim, nazywa ..partią". Nie orientuje się w struktur/e organi-zacji podziemnych działających na lereme geita. Korzystającz ogólne go chaosu bandy rzezimieszków podszywają się pod bojówkarzy i w imienia partji, napa-dają łuttzi whiahdzieĄ na ulicach, przychodzą d*> domów i terrorem wymuszają całe mienie sutych bezsilnych ofiar * - relacjonuje

W dzienniku nic brakuje opinii, które z. punktu widzeniu poprawności poli-tycznej oraz posiadanej obecnie przez nas wiedzy na lemat przebiegu powstania w picie wa^zawskiin wydają się nie do przyjęciu, Na przekład wieść o tym, że bojów kirze postrzelili na terenie getta jednego z Niemców, wywołuje irytację Maryli, Uznaje, że autorzy zamachu niepotrzebnie narazili życic mieszkaScÓw getia. Nie szczędzi gorzkich uwag pt? ich adresem. Na to się mogła też tylko zdobyć ta hołota, która grasuje teraz dniem i nocą, uzbrojona w rewolwery^ bo tuki, kto posiada elementarne po&ucte odpowiedziabtoćci, nie zdobędzie sif przecież na wybryk, który pociąga' za sobą setki niewinny h ofiar. Ten kornet turz odzwierciedla prawdopodobnie ówczesny sposób myślenia większości bez-imiennego gettowegn tłumu. Ocenę Wydarzeń diametralnie zmienia wyhueh powstania. Maryla już pierwszego dnia zdaje sobie sprawę, że w,ilka żydow-skich bojowników przejdzie do historii. Jest z, nich dumna.

Natomiast w kontekście weny Stosunków polska żydowskich dziennik jest szalenie pesymistyczny. Zrozumiały jednak dla współczesnego czytelnika, któ-ry ma za sobą chociażby lekturę Sąsiadiw i &raefaiJani Tomasza Grossa, w któ-rych amor próbuje się zmierzyć 7. problemem polskiego antysemityzmu. Maryla pisizc o grubym murze obojętności i braku zrozumienia. gdzie hasła <wt\ivdow-skle padły no podatną glebę. Wiele miejsca poświęca odnotowywaniu przypad kńw powrotów rodzili zc strony aryjskiej do getta. Te osoby były przyjmowane, a potem ograbiane przez ukrywających ich Pokików. Maryi* pisze o jlumnym powrocie do getta", który jest wyrazem bezsilności i despentcji bczbmmiyth ofiar. Ta sprawa nie daje jej spokoju, dl mego wciąż od nowa próbuje ją analizo-wać. W opowieści Maryli nie ma miejsca dla .sprawiedliwych Wśród Namdów Swiara". Okazuje że świat za murami je^dlu Żydów tak samu niebezpiecz-ny, jak genowa rzeczywistość. A może nawet bardziej, ho po stronie aryjskiej zagrożeniem są nic tylko okupanci, are przede wszystkim polscy sąsiedzi- Jak komentować ten epizod, czy Niemciiw Mlslali ..widzący" sąsiedzi, czy raczej była to sprawko samych gospodarzy, bórzyzdąiyti już porządnie Oskubać z pie-niędzy jadających w zupełną od nich zmteinoSĆ zakonspirowanych Żydów, sani k-h wydają na łup Niemcom, czy też innym ciemnym indywidwm, czerpią, eych zyski z szantażowania tychże - czytamy w dzienniku. W innym miejsca autorka siwierdza bez ogródek: Życiem Żyda się kupczy, łktndlufa robi iatertsy. Warszawscy Żydzi osamomieni w swoim cierpieniu. Mur otaczający getto nabiera wymiaru symbolicznej granicy między Polakami i Żydami. Granicy, ktri* rej nie można przekraczać bezkarnie, ho po żadnej ze stron nie ma bezpiecznej przeRtrzcni.

W dzienniku pojawia się także inny niotvw często przewijajmy się w rela-cjach i wspomnieniach mieszkańców getta. Czasami przestrzeń za murem wy-daje się dla nieb miejscem, na którym wojna nie odcisnęła żadnego piętna. Po Stronie aryjskiej ludzie według nich szczęśliwi i spokojni o swoją przyszłość. Co więcej-za murem przyszłość nadal istnieje, chociaż w getcie już dawno jej nie ma. Ody koleżanka Maryli na jeden dzień wychodzi z getta, ma wrażeni*, żc ludzie beztrosko spacerują s<}bie po ulicach. Wydaje jej sif, że jest w całkowicie

• Z) ^ T.M.PRRTN,). DŁE IY Ł ^ O w i U l * , ' 1tow.it [K RJ ,™ J^JJ, wA-^-.ft [ NN^Ty „ HK •fltą. JWTJ W.nc, nM rL np traii l^fhir «L-JL-... wMV) H-umyrh r. -jŁiA LV, i |, iihłfj,::^

135

i

innym, obcym sobie jwicck Symbolem bezpowrotnie utraconej normalności i swoistym fetyszem jest w lym kontek*eic bukiecik kwiatów, kupionych przez nią w kwiaciarni i zaniesionych za mur Miny la prawdopodobnie samarie pró-lxi wida jak określa (o z i ronią - „pry snąć za murek". albo zrezy gnowu la r. tego w ostatniej chwili, Wpływ na tę decyzję z pewnością miały przerażające histo-rie, kióre słyszała od Żydów wracających do getta po niewinnych próbach "kry-wani a *ię po aryjskiej stronie. łlyć mozc autorka sama była w podobnej sytuacji, bo w swoim dzienniku notuje: Ja osobiście oikzuwam ttieprz/SDwif&ity tfk przed tym rajem za murem

f U n r ^ - i " h y r a n A : i unar* Jif (Łod. ttut^^f. niawii Uimin*. f - i M w m * Slumnn TU Slj|i!..'ihu. Kr l i i * - L u N i n i t m I* IT1

LI KAS/JANIt Ki

ZAHAWY PRZYJEMNE CZY POŻYTECZNE?

Według słynnej definicji sofinty tiorgiasza tragedia jest oszustwem, w którym oszukujący jesl uczciwszy od nieoszukująeeg<n, a oszukany - mądrzejszy od nie-osz.akanego. Tworze nie w dziełach literackich „krainy ułudy" przypomina w tym wypadku rodzaj działalności człowieka, który Johan I luizinga określił jako grę' zabawę {termin ,^;pcll+) -dobrowolną czynność lub zajęcie, dokonpwtmc w pew-nych upalonych aranicach cza.™ i przestti&i wedłng dobrowolnie przyjętych. Ucz bezwarunkowo obowiązujących reguł. Towarzyszy jej uczucie napięcia i ra-dości i świadomość i*tmifnno.<ci <>dzwyczajnego tyde* (s- l£). Anna MaiW-szewska w Radosnych gruch analizuje lak rozumianą „zabawę" w odniesienia do dziel sztuki słowa - jest to możliwe, gdy założymy, żc pomiędzy autorem a czytelnikiem toczy się nieustająca rozgrywka. Ma straży stoją, uznawane przez obie strony. reguły {konwencjej literackie. Rozgrywka ta dodajmy - ma do-starczyć obu stronom pewnego rodzaju prwżyeia, wyrażającego «ę uczuciem zadowoleń i a i intel ektualnej satysfakcji .Autorka rozpal ruje także doraćne dzia-łania pisarzy, którzy, często łamiąc obowiązujące zasady, zmuszają czytelnika do współpracy w obrębie wirtualnego literackiego świata. Wtedy to odbiorca wrzucony, jak w grach komputerowych o nieliniowej labule, w sytuację inter-pretacyjną, zdany jest na własną pomysłowość, gdy poszukuje właściwej wy-kładni zastosowanych przez autora tricków,

Pierwszy rozdział przedstawia swoisty ,Tslan badań" i rozważania metodolo-giczne. Autorka, odwołując się do jirae m.in Rogera Calloisa, Ludwiki Witt-^ensteina, Hansa Georga Gadamera. Kendalla Wallona. Michała Głowińskiego. Jerzego Jarzęhskiego, a przede w.szystkim wymienionego już Johana Huizin^i. delinhijer jak można rozumieć ..zabawę" na gruncie literackim. Literatura jako całość ma według niej .jcharakler giy i jednocześnie iabawy" Cmakrogra), a jedyncze dzieła są konkrtinymi grami/zabawami. Przedmiot ZHiinterehOwania badaczki stanowią przede wszystkim PMCmaitego rodzaju mikrogry, pojawiające się na rożnych poziomach; językowym, świata przedstawionego, całości utworu orpz na poziomie grapy uiworów - ich dotyczą kolejne rozdziały.

tiry obecne na poziomic językowym ściśle w iążą się z eksponowaniem brzmie-niowej. u wtórnie tak^e graficznej, jakoćci słowa. Tym charakteryzują ^ np. pieśni obrzędftwe, u których śpiewający upajają się powtarzanym dźwiękiem (autorki zauważa, niestety tylko marginalnie, znaczenie magiczne), dziecięce wyliczanki, a także ]wezja wizualni, formalna {od aleksandryjskich technopa-egniów, przez barokowe koncepty, po \X-wieczną poezję konkretną}. Podobnie

1 3 6

Mortu-nzewska posirzegfl również wizualne zagadki i tajemnice, zabawy rtiżne-go rodzaju czcionkami oraz wszelkie graficzne przejawy mimctyzmuformalnc-go. obecne w powieściach popularnych oraz elitarnych, np. w Żyt iu i twórczości J, W Pana fnstrama Shandy Laurencera StcmcLaczy Kodzie Umuirdti da Vinci Johna Browna. Na poziomie świata przedstawionego gry/zabawy dotyczą naj-częściej elementów fabuły i sposobów kreowania postaci. Autorka ^ k r e ś l ą poirzebę zainteresowania czytelnika, czemu sprzyja glosowanie określonych mechanizmów, przede wszystkim: stwtwzenic bohatera,; / którym można się utoż-samić, wzbudzenie poczucia brakur pojawienie się zagiidki bądź tajemnicy* a tak-ze ewokowanie nastroju niezwykłości, (szczególnie w przypadku literałury po-pularnej), Pisarz często sprawia wrażenie .sprytnego manipulator (jak tragik u Gorgiasza), który odpowiednio modeluje tfwiat przedstawiony, wymyśla in-if>'gji we wlanie i wy sposób dozuje informacje i mujejętnie lawiruje w gąszczu kreowanych wydarzeń.

Na poziomic całości utworu szczególne znaczenie przyznaje Mariuszewska umiejętnemu rozplanowaniu kompozycji, igraniu poczuciem rzeczywistości^ cji oraz zwodzenia oczekiwać fidbiorey. Na uwagę zasługują partie książki pił-śviięcone analizie kaiegoni ftkeyjności i prawdziwości W' powieści - od pierw, szych utworów nowożytnych do dzieł postmodernistycznych, Autorka, nawigując do koncepcji m.in, Wiklefa Jlwpsa, Henryka Markiewicza i Wolf-ganga Isera, postuluje, by postrzegać Irkcję niejako antytezę prawdy, Iccz jako teren rozgrywki między autentyzmem a zmyśleniem, które jedttak nie ma charak-teru kłamstwa ani oszustwa, tec; tytko jest innym sposobem mówienia prawdy, zróżnicowanym należnie ad konwencji {<>, 139). Dum miejsca badac/ka poświę-ca problematyce zaskakiwania czytelnika poprzez umiejętną grę konwencjami, a na poziomie gmpy utworów |x]przcz obecność od niesień inlerteksiualnych {zresztą także igranie konwencjami można traktować jakoŁ w szerokim lozmnie-niu, intertekstualne). Jeżeli założymy, że mamy do czynienia z p i e r w - lekturą dowolnego dzieła, musimy przyjąć, iż informacje o powieściowym świecie czy-telnik zdobywa sukcesywnie-, a uzyskane już wiadomości po/walają mu wy-obrażać sobie kolejne wydarzenia i prognozować noz. wiązani a, Proces ten scha-rakteryzował np, Roman Ingarden, choć Mariu.szcwskaodwołuje się również do pnie Umbcrta Eco i irmych teoretyków .^wiatów możliwych'', Autorka dla uza-sadnienia swoich Wniosków przywołuje inganlcnowską koncepcję luk i miejsc niedookrcSlcnia. Wydaje się, że piwJobne argumenty odnalazłaby również in.in. W lym Stwierdzeniu krakowskiego ftlozol a: literackie, dzkło sztuki nie może się nurn inaczej pokazać w1 trakcie czytania, jak jedynie w czasfwo rozwijającym się continuum yowak perspektywy c&sawej*.

Rozważania Ingardena na tcjiiat przccłn>dzenia w czasie lektury do kolejnych taz dzieła, sposobów wiązania się owych faz ze *obą, zjawiska istnienia Izw, perspektywy czadowej mogłyby - notabene stanowić ciekawy kontekst dla badan Martuszewskiej. Pokreślą ona, iż oczekiwania czytelnika k.siiahowane są m.in. przej: jego dotychczasową wiedzę, doświadczenia życiowe, a także - co niezwykle istotne - znajomość konwencji i przez, przeczytany już tekst. Otwiera 10 przed pisarzem właściwie nieograniczone możliwo^i, które pozwalają, w mniej tub bard/.iej hnilalny sposób, owe tłezeki wanta zawudzić. fW taki spo^ sób np. Podróż siódma Stanisława Ijema z opawnkiania science fietion zmienia sie w 'iperującą humorem groteską-, a ho^au intedekstuałnie quasi-h tśii Szkłom góra Banhelrm^cgo parodiuje własne założenia gatunkowe.)

MartUiZewska z:^nacza. iż gry w ytwwach literackich i.sUiieją tylko poten-cjalnie, Sfując Sięjuktyczme grą czy/i zabawą, %dy dtx hodzi do rraiizat ji pole-cen autora przez czy tełmku, będącego jego partnerem (>, 32), Koiitentnjjąc się na pragmatyce czytelniczej, aulorka skupia się zarazem na kwestiach związj-

137

nyLih z poetyką odbioru, a przez ro zmuszona jest do zuprezemowania różnonid-nytli sposobów obcowania z dziełem sztuki. Modyfikuje klasyfikuję Michała Olewińskiego, wyróżniając trzy główne style odbioru; emocjonalny (zakłada m,in. identyfikację czytelnika z bohaterem utworu >. estety żujący (charaktery-styczny dla lektur „znawców" ) i mimetyczny {nastawiony na funkcje poznaw-cze dzieła). Niejako na marpnesie tych rozważali przywołuje imtitsąjącą kon* capcjęCharlcsa P. Snowa, według którego różnice w odbiorze li lemury dotyczą m.in. różnych prup społecznych. I lak: humaniści ezytają tekst z nastawieniem na jego wartości estetyczne {styl cstetyzującyk natomiast ^intelekiualiści o innej niż literacka proweniencji" oraz. osoby niewykształcone szukają przeważnie w utworach icfenncyjnofci, wartości poznawczychbądi użytkowych {styl mi-mctyczny).

Analiza kategorii ludycznoćci wymaga pojęcia problematyki, któro do tej pory nic byb szczególnie popularna w polskiej „poważnej" refleksji literaturo-znawczej. wkroczenia na reren Literatury popularnej. kultury masowej - w książ-ce znajdują się m.in. dość interesujące wywody na lemm jiier komputerowych oraz narracyjnych gier fabularnych (RKG j. Stąd częste odwołania do pmc bada-czy zachodnich, a nawet podręczników creative wriling. Martuszewska kilka-krotnie podkreśla. źc ciekawią ją gry, jakie rtositje pisarz, by zachęcić do lektury „zwyklego,L czytelnika. k tóry po daną publ i kację sięga n i e zmuszony przez szko-lę. ale dobrowolnie, liczne na ,jdobrą zabawę'1. Dlatego autorka doóć ostro odci-na sif od koncepcji Rulanda harthesa. kióry rozkosz leksiu odnajdował, gdy smakował jego „zbytek precyzji, maniacką dokładność języka, szaleństwo dc-skrypcji"]. Ta finezyjna przyjemność i rozry wka zarezerwowana jesi raczej dla rozmiłowanego w- słowie badacza, skrupulatnego i nieco egocentrycznego uczo-nego, w związku z czym Martuszewska postrzega ten styl lektury jako estetycz-ny, a nie ludycziiy czy emocjonalny. Nie o laką „iabawę" autorce chodzi, nie tylko takie rozkosze fntffii w przywoiywanyeh przez siebie tekstach.

Utwory, do których odwołuje się badaczka w Radosnych grach. me ograni-czają ę bynajmniej do literatury popularnej - cibok uwag na lemat cyklu Helen Rowling o Karty ni Potterze i o poetyce Trędowatej Heleny Mniszkówy odnaj-dziemy analizy dziel cvni™y ch. a nawet uznawanych za wybitne, W ariu szew-ska czerpie przykłady gier prowadzonych z czytelnikiem m.in. z powicSci Lau-rerteca Sternta, Daniela Defoe, Charlesa Dickensa, Umila /nit, Umbsta Hco. Johna Han ha, Milana Kundery, lulio ConJzara, Amosa Oza (to z jego eseju pochodzą tytułowe ,jadosne g T > " > , Donalda MartbeWegu, Johna Ronalda Reu-cla Tolkiena, Jusć Carkfei Komozy. Milorda Pa\ icia, Z polskich autorów obecni są np.: Bolesław Prus, Jerzy Żuławski. Stefan Żeromski, Jerzy Andrzejewski. Zuzanna Oinczanka. 7Jhigniew Herbert. Jerzy I i mon, Kmdycja amork i pozwala łączyć wyżej wymienione nazwiska z takimi kontrowersyjnymi „rarytasami" jak Kod Leonarda da Wncf Johna Browna. Pomurnik Bridgel Jones \ lelen Hel-ding czy, wydany drukiem przez ognte-p!, Świat wedhig blondynki - zapis blogu aali. Czy w tej różnorodności nic gubi się jednak hierarchia wartości, r /y kala-log nazwisk i tytułów r.z różnych półek" nie jest świadectwem zachwiania norm"? Moim zdaniem, nie - Martuszewska stara się rejestrować! przejawy liierackieh gier na jak najobszerniejszym materiale, a czytelnik, zachęcony m u t Ą płyn-nym i klarownym tokiem wywodu, ęfytnk wędmje za myślą autorki poprzez egzotyczne. a chwilami nawet dziewicze, b" nieeksplomwanc rloiąd ]*rzcz aka-demicką te fleksję litemturoznawczą. tereny.

Kalegoria gry/zabawy umożtiwjaautorce dokładniejszą analizę inttrakcji, ja-kie zachodzą między autorem a czytelnikiem: interakcji skomplikowanych, gdzie pjMfcmfr to cąflelnik dostrzega huterteksUtółnośćutworu {lub jej nie dostrze-gał, a takie Merze - mniej lub ba rtlzkj świadomie • udział w literackiej grze (tta

•R B ł i f l n F^-^łwft-nrtHM.Tfwl W i r u m IWT.* 7+

przykład rozszyfrowuje zadane przez autora zagadki daje się wywieść przez, nie-go w pote etc. lub tei tego nie czyni) fi, 172), a autor jest graczm wiodącym iwófitt} gtyr kidry może zwieść czytelnika na manowce, i częściej hywo raczej kimś w rodzaju przewirdniko (niekiedy nawet cełowo ziego) niż fohuj^u^ podrńty fs. 133), Pojemną metaforę, wziętą z. życia codziennego, Matuszewska odudsi doświrita 1 iceratury, by za je i pomocą dokładniej opisać relacje nadawca-odhiorea. Wybór jest chyba doić arbitralny {nic licząc popularności terminu „gra", znajdującego przecież zastosowanie również w matematyce, psychologii, socjologii i filozofii] - równie dobrze owe Interakcje można opisywać w per-spektywie uwodzenia/małżeńsiwa. walki/wojny czy kolaboracji/współpracy. Inna sprawa, że nawci najbardziej nntoodewana metafora nie mnżenddać złożo-ności lego, eo określamy tnianem ,,litcratura,N. Na przykład analizowanie Zbrod-ni i kary tylko jako odmiany kryminału, gdzie Portiry Pieirowiez pniwadzi gry r. kjiskolnikowem, mija się z celem i pozostawia po™ obrębem dociekań te ee-ehy, które władnie sprawiają, że trak Łajemy powieść Dostojewskicgo jako arcy-dzieło, Oczywiście, możemy przyjąć, ze gra dotyczy głównej idei utworu, a pro-wadzi ją sam Dostojewski z czytelń i krem, alei wicdy pominiemy chociażby le elementy, które nie były przez rosyjskiego pisarza zaplanowane, a które niejako mimówiednie umieścił w powieści. Idąc jeszcze dalej - coraz bardziej rozsze-rzana metafora ohejmie ostatecznie całość JjtetaCko3ci" i, jako zbyt rozmyta również przestanie być użyteczna. Nie tyle chodzi więc w tym wypadku o na-ukową precyzyjność, ite o bogactwo skojarzeń, jakie metafora gry/zabawy wy-wołuje.

Świadomość regoł, które istnieją w świecie literatury, pozwala czytchiikowi, nawet gdy jcsl oszukiwany czy manipulowany, wynieść k<łrzy& z przygody z książką. Wydaje się również, żc liberalizm Maitu^zcwskiej, predylekcja do łączenia dziel literatujy popularnej z elitarną, wskazuje ina jeszcze jeden powód przyjęcia takiegr? władnie kryterium. Warto zadać pytanie,czy uczone dysertacje ukademiekic, „poważne" prace literaturoznawcze nie junnijaja czegof, cojesl najważniejsze? Czy ich autorzy nie są jak dzieci, które, starając się za ws/elką cenę zwyciężyć w gjye. /ajHłminają. zc celem (i waninkicml wszelkiej zabawy (także literackiej] powinny być rndość i poczucie rozkoszy (w tym wypadku płynące z bezinteresownego kontaktu z tekstem)?

Am.3 Marl.K/ru Jj- AKłOIMr- łrT O r."-- ńOrrarłh ł. Dńlbf U Wrliptu CńUL ^ nlh

MAGDALENA JACKOWSKA

ZA PLECAMI

Hogdau Tosza, znany przede wszystkim jako reżyser [łonud pięćdziesięciu przedstawieh wystawionych na scenach w kraju i zagranicą oraz dyrektor le-ałrów - Śląskiego im, Si. Wyspiańskiego w Katowicach (1992*2003) i K>lskię-00 we Wrocławiu (2004-2000), lhJ wielu lal uprawia też publicystykę kultu-ralną. W kufcn ha siedemdziesiątych był recenzentem teatralnym w „Gazecie Krakowskiej- W toku tcJ9() zactą\ pisać felietony dla „Gońca Teatralnego", dwa lata pótfuięf dla czasopisma „Teatr", a od 200.1 r. prmentowal swoji.- knrtikie Formy na antenie katowickiego Radia cM. Ponadto na łamach „Dialogu*, „Ze-szytów 1 .irerackich" i „Tygodnika Powszechnego" ukazy waty się jego eseje.

Teraz, po latach, ie trzy cykle, uzupełnione o publikacje incydentalne i kilka leksjów <6otąd nicogkfszonych drukiem, złożyły się na książkę Pisane na stro* nie. Motywy jej powstania autor tłumaczy O C W H C I T w jednym z wywiibdów:

139

Chyba jest Saki mamciu w moim tyciu, kietly zaczynam jlf zastanawiać, co zo* Sfabt plerniftl. ]£]>iór wydato lubelskie ..Ciaudium",

Powstał więc wybór, któremu zamysł kompozycyjny auuw ujawnia w przed-mowie, Podtytuły Z notatnika. Pisane w poniedziałek i Felietony (me) z ambo-ny odpowiadają nagłówkom ntbryk. w których się pierwotnie uk^.uly i ułożone są w porządku chrOTW logiczny m_ Możemy zaobserwować więch że To sra zaczy-nał iid maleńkich „listków" (fnineuskie feuilleton), które W mimę lat zyski waty na rozmiarze, nigdy jednak nie przekraczając przewidzianej wymogami gatun-kowy mi objętości.

Tylni Pisane na ainmie jest naw lązaniem doU^trdlnego terminu, oznaczają cego kwestię wygłaszaną przez postuć bezpośrednio do publiczności, z pomi-nięciem partnera di [dogu. Zaicm narrator, podobnej *k akior wypuwiadający kwestię pr/ed rampą, posiada niejako podwojone istnienie - mając więź Z in-nymi osobami dramńlu. wchodzi też w specyficzną relucję z odbiorcą. Ciągle musi przy iym zdobywać się na dystans wobec którejś zc stron. Tosz* pisze o sprawach, któie wypełniającego zawodowe życie, a czyni 10 w laki sposóh jakby chciał przyj- perspektywę widza. z. którym ma .,na stronic"' znałeś porozumienie.

W ckwilibrystyci ujpć, w jakich autor pairz,y nu kulturę wysoką, jest szlachet-ny zamyst uchwycenia - przy culej wycinkowosci jej jak najpeln iejszego obra-zu, Autor potrafi więc postrzegać teatr jako miejsce szczególne, gdzie zbiegają się wysiłki amstów wiciu dyscyplin, ale także jako instytucję z jej problemami bytowo administracyjnymi, czyli miejsce, gdzie cieki końcowy zależy chyba w większym niż gdzie ind ziej stopniu od skrzyżowania talentów i pasji aż kilku zespołów - artystycznego, Lechu ieznego i admini-siracyjnego. Wreszcie. pojawia się obraz teatru jako miejsca stałej rywalizacji o pozycję, a także lemat lęku przed uptywem czasu, kióry pozbawia aktora wiełu s/.ansr i opisy prób przeciw-stawienia się - cięższemu niż w innych zawodach - slygmatowi lat- Odnajdzie-my leż ciekawe, m i mo .swej szkicowo£ci, portrety wybitnych inscenizatorów {Grzegorzewski, łlubner, Szajna. Swinarski), aktorów i tudzi teatralnego zaple-czu, np. inspicjenta.

Oprócz lud/i wymienionych z imienia i naz.wiska bohaterami felietonów staju .się anonimowe połaci, którv jednak bez trudu każdy z nas może zidenty-fikować jako konkretne osoby Jest więc reżyser. Forsujący swoje pomyty, zamiast ^cudnie analizować tekst dramaturgiczny,i artyści scen polskich, któ-rych etyka zawodowa ujawnia się w uprawianej przez nich zabawie ..gotowa-nia partnera". Spotykamy także dyrektora teatru działającego w dohie gospo-darki wolnorynkowej, t o jest równoznaczne z rozpoczęciem żebraczej profesji, oraz,poznajemy atmosfery panującą w środowisku teatralny m w pierwszej dc-kudz.ie III Rzeczpospolitej- lli:zimienni są również widzowie, których manie-rami zajmuje się 1'ttieionisra. Choć każdemu po trosze się dostaje, lo autor we wny.ystkich przejawach zjawisku, kióre określa się jako prawdziwy teatr, po-trafi odnaleitfcoś pożyty wnego.

Wszystko to jednak ma w sobie elegancką p o w a g i iwo#, ho jak Tosza wy-znat podczas promocji książki w Lublinie fgdzic w TfcalriC im. J. Ostępy reży-seruje od lat); Pisz? O tym, CO iubif i ęa mnie fascynuje. Tym się dzielę. Stanum się nie wypowiadać aa temai tego. CQ wzbudza mój sprzeciw, co mi się nie podo-ba. Aczkoiwiek pisząc o sprawach teatralnych, umarłem parę wypowiedzi, któ-re xtf wyrazem mojego nie/wkoju czy oporu n1 stosunku da pewnych zdarzeń, Kzecżywicie, trułiatny na wypowied/i bezpo&ędnio piętnujące jakieś zjawi-sko, czego najdobitniejszym przyk ludem jest reakcja na Rafion u stanie polskie-go teatru z 200,1 roku. ogłoszony z okazji Międzynarodowego Unia Teatni* któ-ry To N AJ podsumowuje: Szczególny pasyet zatniast form przygotowała sobie śmdowisko rw swoje xwięio.

Ale nawet wówczas, kiedy sensem wypowiedzi jesr krytyka zastanej syiuaeji czy obyczaju, autor czyn i to i niebywałą suhlelnośeią, Nigdy nie jest to orienta-cyjne narzekanie, tylko sugestia, którą sami musimy łkk-zyiać z felietonowej szarady wpisanej w naturę gatunku, gdzie z tonu oscylującego między plotkar-stwem a egzystencjalnym rozważaniem wyłania się isiom przekazu.

Onigim obszarem zainteresowań autora .są sztuki plastyczne. Wiedzę w tym zakresie zawdzięcza faktowi, iż obok filologii polskiej studiował w Uniwecsy-tecie Jagiellońskim historię sztuki. Jednak jego widzenie obrazu malarskiego, rzeźby, architektury czy sztuki performance jest bardziej świadectwem indy-widualnej wrażliwo^ i niż popisem erudycji. Delektuje się napotkanymi dzie-łami, ptłdąża za ciągiem asocjacji, swobodnie przechodzi ilo refleksji nad ak-tem percepcji.

Teatralnej syntezy sztuk Llopelniają felietony poświęcone literał u rzeH a szcze-gólnie poezji. Tosza pisze zarówno o * kuszach najmłodszych poetów (Agniesz-ka Kutiakl, jak i o tuzach polskiej liryki (Zbigniew Hobent). Przy tym wielość perspektyw .spojrzenia jest ponownie ogromna. Interesuje go i sama uruda dzie-ła, i opis okoliczności, w jakich ,się z nim zetknął, i recepcja poszczególnych utworów, a także technika popularyzacji literatury w Polsce i na .świecie.

Reżyser i publicysta w jednej osobie od lat jest nie tylko gorliwym czytelni-kiem, ale takie popularyzatorem słowa pisanego jako animator wielu przedsię-wzięć kulturalnych. To on byl inicjatorem i gospodarzem spotkań literackich, m.in. wizyty Josifa Brodskiego w Kaiowicaeh. gdzie w czerwcu 1993 r. odebrał lytul doktora honoris causa tmiwersyieiu Śląskiego. Za czasów swojt^o dyrek-torowania W Teatrze Śk|>ki• LI go&il na spotkaniach z czytelnikami: Czesława -Miłosza* Stani.sława fłanniczaka. Tomasa Venclovę. Andrzeja Iłrawicza, ks. Jana Twaidowskiegu. Adama Zagajewskiego- We wrześniu 1 r . był tam organiza-torem Dni Giinteia CnLssa z udziałem wielu wybitnych dumaćzy literatury pol-skiej i niemieckiej. Opis tych d t f f f i adar i zamieścił w końcowym rozdziale książki zatytułowanym Wspomnienia, Rozdmł ier dobrze dopełnia felietonową część publikacji.

Potencjalnymi odbiorcami zbioru są przede wszystkim ludzie na co dzień ob-eujący ze sztuką, szczególnie teatralną. Toteż usatysfakcjonowani powinni być ci, którzy bywają w teatrze, znajif na/wisk u dramaturgów i reżyserów - tik pol-skich. jak i kwiatowych. Następnie ci. którzy sa ciekawi realni jako instytucji z jej specyficznymi obyczajami. funkcjonowaniem słynnych bufetów, aiua*-ftnj. jaka się wytwarza wszędzie tam. gdzie na jedne j scenie stają gwiazdy' -ha-labardnicy". Wreszcie ci. których interesuje, jak na delikatnej ikanee kultury i s/1 ukt ode i skają *,ię spolee zne zawirowania ora/ doraźne koni unktmy ptilitycz-ne i gospodarcze.

BŁJ^JIA^TA^J FSI.JII-JIP ILRŁMLF W>\Ł|IŁTIICTMD ARCTAFCE«ŁH LJARTIUI( IAL .NIOSI , L * J M A ? .

K \ KlH iN A PR7E.SMYC KA

WSOTSCY JESTEŚMY ROZBITKAMI Wyobrjtż sobie, że jesteś dw ufetnim dzieckiem, "TWoja percepcja s"wiata spro-

wadza się do rejestrowania ciągu chwil, które w dorosłym ż -ciu - o ile je w ogóle zapamiętam - będziesz nvpo?.nawaf jako rozntytc obrazki, Ełytf może jednym z nich będzie osnuty mgłą dworcowy peron, być może pierwszy nowe rek4 który śpiąc irzyntałeś za kierownicę, a może uśmiechnięte buzie siua^ych chłopców, z którymi bawiłeś się w piaskownicy, i do których rodzice mówili

! 141 155

w ofeziózumiaiym języku. Być może po Latach, przejeżdżając obok Dworca (irańskiego, w przeciwieństwie Jo swojej mamy, będziesz mógł nad tym ,,przejść do porządku dziennego". a może - taft jak jej - zabraknie ei odwagi do „rozerwania pajęczyny spinającej przeszłość"- Po trzydziestu latach odszu-ka ona listy, jakie wraz z twoim ojcem i ciotką pisała z emigracyj ncj tułaczki pn Wiedniu,Rzymie i Nrow ym Jorku do rodziców, który m Marzec nic prze-szkodził zosutć W Polsce. Odnajdziesz w nich nie tylko fragment swojego dzie-ciństwa i miłość rodziców, pic także bogaty w informacje pamiętnik cm i gran-ia, nad którym cala rodzin* będzie się pochylać przez długie wieczory. Dokumentalny walor listów spowoduje, że wkrótce zostaną one wydane w for-mie książki,

Epistotaina książka Po Matru - WiedeA. Rzym. Sowy Jork Felicji Brombe^g, Anny Frajlich i Władysława Zająca mu W sobie coś / opowieści, coś z pamiętni-ka i coś t reponażu. Anna Frajlich. uznana w kraju i za gr.micą emigracyjna poeika żydowskiego pochodzenia prywatnie wykładowca języka i kultury pol-sklej na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, do tej pory znana hyła jako autorka dwunastu tomów poeryekieh i publikacji naukowych. Jej poezja oscylu-je wokół mntywtt wewnętrznego rozbicia, niepokoju, nic zagojonych ran. co odzwierciedla tkwiące gdzieś głęboko w duszy, wciąż żywe ćłady pdtharCówej traumy. W .„suchych" latach zebranych w Po Marcu.zi niełatwo jest je znałeś i / lejo powodu poezje Frajlich mogą być pominę jako dopełnienie przemil-czanych w korespondencji, z różnych powodów, sensów. Podobne trrści odna-leźć można również w korespondencji męża Anny. Władysława Zająca, absol-wenta Politechniki Warszawskiej, specjalizującego się w dziedzinie optyki satelitarnej i przestrzeni kosmicznej, oraz Hclieji Hromberg- siostry Frajlich. obecnie mieszkaj^ej w Vireinii i pracującej w zawodzie kodera dokumentów medycznych.

Po Mtin-u,.. jest uniwersalną, wyzwoloną ? kontekstów historycznych i geo-graficznych. opowieścią o życiu na emigracja, Polityka - skądinąd oczywiście istotna jako tło wydarzeń - funkcjonuje gdzieś w dalszym planie, co pozbawia listy rescmymcntów żywionych wobec ojczyzny czy jej ówczesnych władz, W słowie wstępnym znajdujesię jedynie wspomnienie przyczyn wyjazdu Anny. WJadka. ich synka Pawia i Feli z kraju: Żadne Z nas nie chciało z Pnfski wy-jeżdżać. Aż do uwego anonimowego, złowniżbnego komunikatu PAP-u, że tylko do te$o a tego dnia podania o wyjazd dn Izraela będą rozpatrywane ,. w trybie dotychczasowym1*, mieliśmy nadzieję przeczekać „marcowe} zawieruchę" i da-lej budować .f*oje tycie w Pohct. w której czuliśmy się pełnoprawnymi obywa-telami. wbrew coraz bardziej agresywnej nagonce, Ze zgmzą nieraz patrzyliśmy na to, co .1 ię dzieje naokoło, co spotyka ludzi, mi których prześladowaniu Gomu-łka miał nadzieję wzmocnić swoją pozycję, Myśmy byli względnie anonimowi, lab tak mim się wydawało, ule i nus ogantiala aura zaxrużetiia. I o na naszych drzwiach w domu, w którym mieszkałtimy niecały rpk. pojawił się napis: „Tu mieszko hofota, Żydzi".

Autorzy listów nie pytają rodzieńw o l\flskę, oto, co dzieje się w kraju (z wy-jątkiem kiłku fragmentów dotyczących wydarzeń Cmdnia '7łł>, interesują ich wb&iwie tylko lotsy rodziny i najbliższych przyjaciół. lYzyczyn może l>yć kil-ka. jedną z nich jest swoisty rnanc.m związany z utratą ojczyzny. Anna Frajlich pisze. Ja tracąc jedną ojczyznę, nie chciałam już żadnej. Nie chciałam przyna-leżności, Felicja natomiast dodaje: Nie macie pojęcia, jak mi się nie &ce wy -jeździć z Europy, ale pocieszam się tym. że nie łtędę musiała przecież zawsze siedzieć za oceanem. Najchętniej to bym sobie pomieszkała nigdzie, bo w tej chwili nie cią finie tmie w żadną stronę. Bnk zainteresowania problemami kr.LJU może rów nież wynikać z bardziej prozaicznych, politycznych, powodów; nale-ży (wywiem pamiętać o cenzurze, która tue omijała przecież i prywatnej korę-

m

spondencji. Świadczy o tym choćby fakt, że kilka listów zawiera tajemnicze -dziś" nawet dla autorów niejasne - określenia, sformułowania, a nawet cale zda-nia, spraw poruszanych w listach może się z różnych względów wydać mezrrtzunuałych- Jak wspennniułam, niektóre z nich trudno już dziś mzszyfro-wać.jak np. zdania typu: „Zosia będzie pisać do łj-ny. żeby przyjechała " Był to zapewne umówiony sygnał do rodziców, ż? jednak ich przyjazd może być realny - pisze Anna Fmjlieh we wstępie,

1 lisioria ustępuje miejsca życiu codziennemu, które zdaje się całkowicie wy-pelniiió książkę. Uwagę przykuwa przede wszystkim drobiazgowa szczegóło-wość opisów emtgmncktej egzysiencji. na co wskazuje zresztą we wstępie sama Frajlich: ctytełnlka, szczególnie.- młodszej genf-najk zdumieć mogif te wzegó-ły dotyczące cen. jędze ma. u nawet kupiottych staników. Wypsula się zgodzić z krótką recenzją Zamieszczoną na okładce kiiążki: Czytając zebrane tu listy, poznajemy, dzień pt> dttłu, trudną emigrant ką rzeczywistość. To relacje niezwy-kle cenne, ho pisane na bieżąco, a więc pełne szczegółów, które byłyby nie do odtworzenia we Wspmnnieniach, spisywanych po larach, tyHtych emocji iszcze-tych obserwacji, Szczegółomość ta dotyczy nic tylko kupionych staników : przedmiotów codziennego użytku, ale lakże dokładnego relacjonowania po-szczególnych Jni czy też opisów miejsc, w których bywają bohaterom k- ksiz^ki. O I IŻOuwagi korespondenci poświęcają również synowi Anny i Władka -dwu-letniemu Pawełkowi,

Jak wygląda einigrancki żywot bohaterów 7 Przede wszysikim rzucają się w oczy oszczędności; niemal w każdym liście pojawiają się ittfonnacjc ocenach i sposobach radzenia soWe z ciężką i niestabilną sytuacją materialną, czego do* wodem niech będzie fragment listu / Rzymu, z 1 grudnia roku: Kawa w bo-rach cappuccino ze śmietanką wyśmienita. Kosztuje tylko 50 hrów jeśli się ją ffije no Stojąco. Wystarczy usiąść przy stoliku, a zapłaci się trzy ruzy drożej, i tak ze wszystkim. Np. autobusy przed ósmą wiu> kosztują o połowę taniej, tj. 25 lirów. Zaoszczędzić pomagają też bohaterom paczki, które często i regularnie otrzymują od rodziców, Początkowo maią problemy z adaptacją do nowego śro-(łowiska i ze znalezieniem tymczasowej nawet pracy, w końcu „żyć p° t ;nii" graneka" znaczy, jak pisze Anna, „tanio, ^^ok+nir i zdrowo". Z tego powodu bnnizo gustownie je.\t p<ijść pftinwę drngi pieszo. zamiast jechać dwoma autobu-sami.

Mimo problemów bohaterowie znajdują jednak ezas na ew iedzanic, juitosto-powe wycieczki, kino i zakupy. Podczas lektury listów kilka kroi nie można do^ świadczyć osobliwej refleksji. Wyłaniający się obraz emigracji całkowicie róż-ni się od znanego choćby z większości (kieł klasye/.nej polskiej lileratury XIX i XX wieku, gdzie dominował nastrój nostalgii, lęku, udręki i cierpienia. Uczu-cia te wyłlają się hyć nieobecne, a przynajmniej nic są wyrażane wprost. Ustę-pują swoistemu podnieceniu i entuzjazmowi, tak często przecież towa r/y sząct-mu „wyjazdom w nieznane". Bohaterowie wydają się srezęśliwi zwiedzając europejskie Stolice, jeżdżąc na wspomniane wycieczki, ciesząc się z oirzytna-nycłi - niekiedy bogatych w dość luksusowe produkty - pliczek czy spędzając czas ze zii^jtimymi, ktOrry dzielą z nimi pomareowy los. Fela, w liście do mat-ki, opisuje swój dzień W Rzymie: Pytasz. Mamo, jak spędzam dzieli, co robię, gdzie chodzę. wtorki, czwartki i piątki mam angielski, wstaję o godzinie 7.00, żeby na 9.00 ulążyć na te keję która trwa do godziny 12.00. Po iekcji przeważnie urmam sobie mały spacerek fur centrum Rzymu, wstępuję na pocz-tę, juk jest coś do wysłaniu. Potem wrf^jjn do domu ipitraszę sobie jakiś ołnad. Prawdę mówiąc, to boję Sif Wysłać l4ał*l moje ostatnie zdjęcia bo przytyłam i wyglądam na nich juk Strttsz/iwy tłuści o*:h (S) Po południu spotykam się Z ko-leżankami i kolegami, u najczęściej to siedzę w domu. Juk nie ma angielskiego, ta śpię trochę dłużej, potem wypuszczam się na zwiedzanie, ałbo siedzę iv dwnu.

\4i

1

no i tak w kolko. Tok soiidnie 10 zwiedzaniem zajmuję łśf od tygodnia (Rzym. 2 kwietnia 197% Codzienność opisywana jest prostym, potocznym językient Autorzy nic podejmują głębokich analiz, końce nitują się wyłącznie na jak naj-dokładniejszymi najszybszy ni przekazaniu podstawowych informacji- Nic na-leży się tentu dziwić-trudno Wymagać filozoficznych wynurzeń od ludzi znaj-dujący eh ^ę IM rozstaju dióg, kiedy w pierwszym rzędzie liczą się najbardziej Itodsiawowe potrzeby egzystencjalny Nie wydaja się sensowne formułowanie kategorycznych teorii na temat ukrytych znaczeń drze mi łych W listach. Być rtmże jednak te z pozoru beztroskie treści ukrywają bolesjie przeżycia związane z emigracją. Szczegółowe opisywanie „eutigranekicgo życia" i - t " z j tym Id^ic - koncentrowanie się na bieżących sprawach może być fi urną autoterapii

ma przeganiać przykra my^lir obawy i inne negatywne uczucia, związane z niepewni] sytuacją w jakiej znaleźli się bohaterowie* Listy wysyłane są do rodziców, ale są też bye może pisane dla samych autorów, pełnią funkcję po-dubną do pamiętników.

Rardzo istotna jest dla bohaterów również, korespondencja przychodząca z kra-ju, 26 grudnia 1969 roku 3'dapisze z Rzymu; W ostatnią soboty przed święttum desmUfmy W4uę list z / i Xłł. dwa dni wcześniej Aniu wysiała do Was list na adres ŚrUdbonrwa, żebyście mieli co ctytać w czasie świąt. Myśmy ostatnie dn u dni przed świętami czekali na listy„ ale nikt do nas nie napisaL Opnkz Mu. Whfdka, szefa Ani i Małgorzaty nikt do nas nic pisze. Najgorsze są święta i nie-dziele. bo wtedy nie ntu rutwn nadziei na to, żr coś będzie w skrzynce. Wiele mówić też. może częstotliwość pisania listów. Powstawały one brednio co dwa dni, czasem codziennie, a czasem parę razy dziennie. Nie zjwh^e wyrażoną espne-sis veihis tęsknotę » chęć utrzymania za wszelką cenę więzi z rodziną widać Leż w próbach odnalezienia tajemniczego wujka w Stanach Zjednoczonych,

Sama Anna zdradza, ze pomarOOWe życie bohaterów składa się wyłącznie z czekania na listy. Jesl to życie luzbirfców: Znam bardzo wielu ludzi. m.in. FN-dziców Saszy. którzy przyjechali tuz półrocznym opóźnieniem, tle to kosz-tuje zdrowiu i Hf ntWHr'. nie pomyślcie sobie, te juk dotąd to czekaliście krócej niż ci wszyscy, cojechuii przez łizytn. To jest nędzne pocieszenie, ale niestety tym życiu, które nos wszystkich tu czeka, istnieje tyłka jedno pocieszenie - że tnogio być jeszcze gorzej- Ja nie- umiem się nawet pocieszyć, że to dla Pawła i te jemu powinno jui być bardzo dobrze. Ho przecież Wyście cale tycie poświęcili, żeby. nom było dttbrze i spokojnie, a w koticu wszyscy jesteśmy rozbttłtamL (Nowy Jork. 20 marca 19711 W jednym z. listów, również pisanych już z Nowego Jor-ku, kiedy rodzice Anny i Feli postanawiają dołączyć do dzieci, padają słowa: Niczym jtię me martwcie„ w tukiej podaży zhwszp dużo się ifćit i. ate tok te jest tycie. I w koticu człowiek się przekonuje, te wszystkie rzeczy, mrv.et ncydotższe. mają w lym życiu niewielką wartość. Nie trzeba przejmować się tym, co się stra-ciło. tylko a a szyc r_w«h co się jeszcze ma.

W tym stwierdzeniu przejawia się uniwersalny sens książki, któiej ty tul mógł-by brzmieć Po Styczniu - Pary z Oreyio, Antwerpia, Po Lutym • Paryż, Londyn, Amsterdam lub Po Moja - Umdyn, Publin. Manchester, Autorem listów mógł-by bowiem być powstaniec roku, uciekajmy przed carskimi repre^ami, AK*owski oficer, uciekający przed stalinowskim terrorem, i absolwent studiów wyższych, po euzsziTzcniu Unii Europejskiej wyjeżdżający z l^lski z powodu bezrobocia, Pytanie tylko, cz.y neczywi&łe rzeczy, które się tu zastawia, mąk niewielką wartość? Wiersze Anny Rajlich pokazują, że jednak nie do końca, bo Sykstusko wciąż śni się po nocach Eakże ,jia przeciwnym brzegu egzystencji" i bynajmniej wcale nie jest laiwo lymsię nic przejmowuć-

FchtJ. HpHtfcCf*, A "inj Vti\in\ W Z i l ł i A .U„.'I U - UWJrn fcrrft Km/f/JmŁ BfcJIcłctl MldTV4. W W u w i bJttti. hi,. ?0Ł

,]AM,ł:i\A\l>OWSKI

PRZESZŁOŚĆ ZANURZONA W TERAŹNIEJSZOŚCI

Ostatnie, nieukoóczone dzieło Pawia Jasienicy, pisane od 5 stycznia 1970 r.dn śmierci autom w sletpniu tegoż noku, wbrew tytułowi, (a można przypuszczać, że miał urt charakter roboczy) nie jest typowym pamiętnikiem. Tu esej histo-ryczny. w którym opowieść o przeszłości przeplata się z refleksjami dotyczący-mi teraźniejszości, szeroko zresztą rozumianej, obejmującej lata po 11 wojnie światowej, a przede wszystkim ćwierćwiecze FRL-ur

Dygresje dotyczy nie tylka współczesności, ale także czasów iiopiztdzjją-cych pierwsze wspomnienia Jasienicy, uradzonego w iy0y roku w rosyjskim Symbirsku n;td Wołgą, tam gdzie Łat a czerniej urodził się Lenin. W miarę zwartą narrację biograficzni} amor doprowadził do lat trzydziestych XX stulecia, kiedy to służył w podchorążówce t Dywizji Piechoty Legionów (IDPI^g.) w Wilnie (1932-1933J.

Lektura wspomnień Jasienicy, czyli Leona Lecha licynara, pozwala wyodręb-nić kilka WE|tków, z których każdy wart jest omówienia i każdy może być pod-stawą do szerszych studiów i refleksji. Wątek biograficzny; n obejm uje dzieci li-stwo spędzone w Rosji i lam „wileńskie", a lakżeopis tamtejszego środowiska Hikadcmickiegu i służby w sławnej legionowej dywizji. Informacje o pó/nrej-szych losach autora polski Piastów: wojennych - udział w kampanii 1939 r., konspiracji AK-ow skiej (MMO-l'ł-14) i pskowskiej i 19+4-19451. w Lym walki w oddziale t^jpaszki, którego został zastępcą, a także dotyczi|ce działalności dziennikarskiej Ł literackiej pojawiają się w dygresjach pisanych na kanwie bio-gialii, iereksj;w:h, które razem z szeroko rozumianym j łem historycznym" zaj-mują zdecydowanie więcej miejsca niż w;|jek biograficzny. a więc opis osobi-stych przeżyj p-miięlnikaiza.

Do nunu biograficznego należałoby też zaliczyć wzmianki o przodkach, typo wedla spo jej części polskiej kresowej inteligencji szlacheckiego pocli[xlzc;nij:

Mój dziad f JO mieczu, ludwik Beynor. uczestnik jwwsiania styczniowe czyi spod ręki Murawjowa (Wieszatiela - ILido Francji, u żenił się w Tuluzie zc sjrancazśalą łliszprutką, Joanną Adelą ł eugas. Ojciec matki. Wiktor Maliszew-ski. rwt pftwitarica z ISiO otku i członka ł+fafltHy' {•jniurucji, urodni się w Nan-tes. Uważał sty za Puiuku i mówił po polsku, tccz niektóre spółgłoski naszej wiolaT Statiowily dltui do zgonu ,.un obstacle infransclussabli' " . Obuj oni tv ta-lach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przesiedlili się z powrotem w granice Imperium Rosyjskiego (...J.

Tekstu kj/pput narodowego nauczona mnie na pamięć wcześnie, nim zdążyłem dowiedzieć siy czegoś nu temat historii, Wjtydt^cm się jukoś zapytać o wyja-śnięrfie, ale nie mogłem pująćy co właściwie it n nieznany wr bliżej pan Czar niecki rabii na jtiiDustajnego .r biyT „ zabór" u żyw rz Się w mimie pirtwznrj. domową, rcu-zej rzadko, rzeczownik zaś we HuzeiUiną względzie pospolity ..za-bór " lopo msyjskrt ..ftlot ". TnirJnn się zatem dziwid przekunamu dziecka, żyją-cego w Rosji, ze po polsku mówią i rozumieją tylko rodzice i bral.

Na ineści Pamiętnika odcisnęły swe piętno z.włas/cza wydarzenia z.dwu osiat-uicłi lal życia pisarza. Jasienica byt związany ze środowiskiem „iygodnika Po-wszechnego'1, po październiku ^956 r. był prezesem Klubu Krzywego Kola, w IW4 r, sygnatariuszem ListuM* W lłJ6B r, zitaLu.E >ię wśród tych literatów; którzy poparli protest młodzieży akademickiej przeciwko zdjęciu Dziadów. To sprawiło, że stal się przedmiotem oszczerczej kampanii propsreantkswcj, w któ-

ir/ts/kiaf nie-ił.if-ł.iHLłriia

144 145

rej wziął udział ówczesny I sekretarz KC PZPIi Władysław Gomułka. W pu-blicznym wystąpieniu Gofimlka dawał do zrozumienia, zc w 1948 f. Jasienica zostaI zwolniony z aresztu za zobowiązanie ilo wspólpTiicy z organami bezpie-czeństwa. W odpowiedzi na io. Jasienica, nic mający mozliwo&ii publicznej obrony, przesiał prywatnie swym przyjaciołom. publikowany wraz t. Pnmięmi-kieFFF. Fragment życiorysu.

Te doflwiade/en i a, podobnie jak konspiracyjna nawyki, miały swe praktycz-ne następowa. Po wyjściu z więzienia w t'>4fl i. Jasienica spalił dziesięć „gru-bych brulionów" obejmujących świeże wspomnienia ;korieówychdni dziejów dnnifj Krajowej na łi^rn^rryinifr Z wsdarzeń wojny domowej nu Pudlu siu n- mfcjj 1944 i 1945, z działań brygady Lupaszki. Jak pisze Władysław Barto-szewski. Jasienica mial zamiar ponówriie piwłykiowui; LC wspomnienia swej drugiej żonie. Zamiar uniemożliwiła śmierć. a żona okazała się agentki} Służ-by Bezpieczeństwa,,,

Jasienica byl z wykształcenia i zamiłowania historykiem, a więc dobrze zjla-wał sobie sprawę z warunków} w jakich przyszło nm i twtfr/yd O sytuacji pisarza w realiach PRI--o pisał:

Nie wiem. nikt nie może ml zarfetyć. jaki będzie los łych pokrytych pismem karttk, CZftnit i komu orli' posłużą. A/f)/ dom wcale nie jest moją twierdzy Nit jestem ptmem szuflady wfti.-rfKflo Nurko.

PłSćrzpwi nie przysługuje dziś W Po!w swoboda twórczości- W pełni ciesIĄ się nią ZO tu czynniki polityczne.

W lary/n 1968 roku trzej sianipaitmie - Zygmunt Myiielski, Juliusz Żuławski i autor tej książki - zastanawiali się wspóinie rutd pofrzebtf i settsem wysłania do przewodniczącego Rady Państwa fisitt prołśttujqccgo przeciw zdjęciu ze sceny „Dziadów" Mickiewicza. Szaiumni gentlemani debatowali przez, cały wieczór na-semena dnia zaprosili do swego jfflwiti jeszcze jednego rówieśnika, Jerzego An-drzejewskiego. ótaz przedstawiciela pitki Ar A młodszych, pięćdziesięcioletniego Pawła Hertzu. Rozprawiano, u^yuro .T/wn kaw% sporządzano projekty listu r po-stanawiani) ostateczjne. nic nie pisać. Wkrótce potem swobodo twóttza -:uirittmfo• wtda i1/ Warszawie i całej Ptrlsce. Prasa poinformowała ridród o rzeczonej nara-dzie. odsłoniła jej złowrogi charakter. Z kameralnej, w czterech ścianach prowadzonej i jałowej w rezultacie rophowy kiłkti rt sób uczyniła fragment spisku, mającego na celu zamach sianu, zmianę ustmju oraz inne aknrpnofci.

7 tej p Pipek Lv wy occnid Jasienice także ograniczenia własnej twórczości; łtei wysiłku włożyłem w czyrwść piwiżającą w Hymijanie przewidywanych

zahaczeń. niebezpieczeństw takiej mowy, ca jasno wyraża myśl. .Moje książki nit-zfmierajtf kłamstw.: tilieszczĄ sif w nich moje własne poglądy... wygłoszone oględ-nie łub cząstkowo. istniej? oczywidcłe mnóstwo tematów, których me gruszy-lem, aczkolwiek należało. Dziiiuj, przy tym pamipniku, v którego książkowym wydaniu nawet nie nutrzę, zatrważa mnie ów długoletni trening iw oględności Nawyki ztipaść mogły u- podfwładomość u,,)

Zacytowane fragmenty mog."| spnwiać wrażenie. iż Pamiętnik to dziełu czło-wieka zgorzkniałego. osaczonego, widzącego świal i ludzi w samych tylko czar-nych kolorach. Nie Iłardzicj fałszywego, Na ponad dwustu stronach nie brali pogodnych opisów kapitalnych charakterysty k Ludzi i sytuacji, z którymi boga-te w wydarzenia życie zetknęło Ijccha Bcynam. Iłotyczy 1o łat dziecięctwa w Ro-sji, powrotu do kraju w roku E92A przed nadciągającą ofensywą Aimiii Czerwo-nej. a potem lal wileńskich - na uniwersytecie i w wojsku. Jasienica rozumie, czuje i smakuje całą złożoność i niejednoznaczność liisiorii, a także sytuacji, w jakie wikłała ona współczesnych. Na potwierdzenie wystarczy przytoczyć opo-wie^ o służbie wc wspomnianej już podchorążówce 1 DPl Cg jeyo kolegi zc studiów, Henryka Dembińskiego, znanego w tytnczasie z komunistycznych synl-]Kiiii i poglądów,

146

Przekonania Ht-mbirtskiego nic były tajemnicą dla kadry legionowej dywizji, a jednocześnie ów absolwent liisiorii Uniwersytetu Stefana Batorego byl w gru-pie wyróżniających się podchorążych. Po zakończeniu kursu odbyła się defila-da; Do niesienia ehttnfgwi l pidku wyznaczony zasiał Henryk Dembiński. AfóWU mi wieczorem, że zaszczyt wzruszył go szczerze. Byłem o tym przekonany już po wysłuchaniu jego przemówienia na zakończenie uroczystości, JNI zbiorowym obiedzie u1 kasynie oficerskim, Gracja wypadła tak pięknie, że pułkownik Sta-chiewicz i Wacław, wówczas dowódca piechoty dywizyjnej w l DPłjg, w farach I935-19J9 szef SzJabu Generalnego WPł, pajt zazwyczaj im rdza powściągliwy w gestach nie wytrzymał. Wstał z prezydialnego miejscti, ze foimi w oczffdt podszedł do mówcy i uściskał go wobec tłumu oficerów i pedchonfĘych.

Jasne je.tl, że przemawiać w tych okołiczftosćiach mógł tylko ten, koga do tej funkcji wyznaczono. Rez najmniejszego mułu potmfdiby przełożeni pozbawić Dembińskiego okazji do ponownego zabłyśnięcia. Jak widać, wcale irn ua tyrn nie zależało, wręcz przeciwnie nawet.

ł)ośćlohytyxknmpftkowtme sprawy uprawia/ta dziś przez wielu zabawa Hwrrr-ho i piekło sprawia wrażenie pn?aackie.

To ostatnie /danie rua. niestety, walor ponadczasowy. Mit stronach Pamifinika przewya sif wiele nazwisk znanych później postaci,

sławnych i osławionych, z którymi Lech Bcy nar spotkał się w „wikNiskiiit^okR1-^ e, Wystarczy przytoczyć podpis pod jednym /c zdjęć z lat studenckich: „Nie-tom a kiipiek Bujnicki JędtycbowkŁj, UAn^isld, Miłosz, fłeynar." KilkiL informacji o tych może iuż dzisiaj mniej znanych,

Teodot Bujnicki [1907 1^441, u> jeden z czlunków gtupy fjoeiyckiei ..Żaga-Ty". poeta i satyryk, koniunkturalista, który zc ^rlodowi^ka lewicy akademickiej przeszedł ultraprawicowcgn „Słowa" t^ta-Mackiewicz^i. a w dnigicj poło-wic lł>łO r. znalazł sic w redakcji rjulzicckicj „Wileńskiej Prawdy^ Sk:Lzany w r. przez Sąd Specjalny RP za k^lalTomcję na kary imierci. Wynik - wla-niem Jasienicy zupełnie bez sensu i potrzeby wykonano v grudniu lLJ44 r.h kiedy Wiln i znów byjp w rękach boiszew1 ickich,

Czesława Leśniewskiego, „nitdwomego fotografa" Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich, jako jedynego z. lej pii|tki nic fidmttowi^ą encyklope-die. Stefan Jędrychowski (1910- ł996.i to PKL-ovs>ki dygnitarz, z piętna^tolet-nim stażem w Biurze Politycznym KC P7.PR r i<?5ń-1971). Znanych nazwisk i charakterystyk ich m^ieich jest znat zmc więcej, Stanisław Stomma i Antom Goiubiew, Marian Zd/icebciu ski i Feliks Koncczny. a z drugiej sirony Jerzy ł^urariient i osławiony Stanisław Zarako^Zarakowski.

Przed kilkunastu laty dzieliłem się ze śp. redaktor Danutą BicniaszJticwiczową SWOJE] faseynacjii łudź mi z Kresów. I^lz i wiałem icłizalo, że mimo tragicznych przejść, jakich nic s/cz^dziła im historia, zachowali witalizm, życiowy oply-miztn, otwarty i życzliwy >io?.unek du świata i ludzi. Znakoitnla dziennikarka radiowa, [i kresowych związkach rodzinnych, skwitowana mują fascynację kiót-ko- „To wszystko prawda, ale jak sif tnn trafi kanalia, toju / do korica".

Charaktery Stykom. opi-j>m, a CZasem tylko wzmiankOOt O iLLdzńueb i wyila-rzen i ach low arzysz^ 11 iejednoknumc rcilc k s je Jasienicy o \ksobistym czy tez un i wenalnyro chamkieirzc. Nicr kz są tu porównania sytuxjj i |X5sta \- z przeszłości t realiami pąwcjennego dwudziestopięciolecia.

Pamiętnik zawiera wprowadzenie, pióra Władysława Bartoszewskiego, z jiy-tulowane O eseistyce Pawła Jasienicy i twego n d ^ u zakurk-zenie {Mój Jasie-frń-Ljj, ktłirego undstitwową częstr -^tiuiu^i Diariusz, a wla>eiwic swoiste kalcn' dtriunv obtHmty^e wybrane wydarzetua.tniędn 19 sierpnia iy70r fwiadomość o s'mierci Jasienicy, która zasiała Bartoszewskiego w Zakopanemj, a U maroa 1971 r.r kiedy w Pi»lskini PI- N Clubie w Warszawie *>dbył się picrw^zj pt) zgi^ ńtcJasienicy publiczny wicczór ptówięęoiiy pamięci pisarza. Pojawia hnm

147

miejscu informacja. że 24 października lO^O r Trumna z ciałem Pawio przenie-siona została - za zgodą Ks. Prymusa i bp. Modzelewskiego - i grobu rWyrtJW-go w Aleję 'Zasłużonych ua PawąOmch, obok grobu Korn-in-Szynumnwskłcj, Całkiem po cicha, tylko z udziałem kilku tistib.

Pamiętnik Jasienicy jesl kapitalnym źródbcnt pomagającym zrozumieć jego bogaci twórczość, poświęconą, wedle jego własnego określenia, niezbędnym W każdym czasie oporom na temat dziejów narodu", jak. też rzetelnym świadec-twem zawilycti losów Polaków w siedmiu dziesięcioleciach XX stulecia. Jest też nie<idląe/ną częścią jego pisarstwa, w którym ciekawemu opisowi ludzi i wy-darzeń towarzyszy głęboka, często błyskotliwa refleksja. Dieto o uniwersalnym wymiarze, To ItKtUfy nie lylko pasjonująca, o artystycznych walorach, ale tez skłaniająca do refleksji i po ludzku bardzo tttądra.

J j hrniL-: ftyni|Mni W ^ r r i ™kułti<rwiicW|idi,Uii HiitF.rrw.hLi. KO?, m 3 5 ł M A

ZBK; NIEW ZAHJROWS K I

OBLICZA WOJNY

Wojna była czyrnf! bardzo powszednim w- dziejach Europy. Parafrazując tytuł książki Normana Da\iesa, możjia ziidać pytanie: a kiedy l:urnpa nie walczyła? Małe wojny, wielkie konflikty, powstania. krucjaty zmieniały granice państw, a w pewnych okresach nawet je likwidowały W XX wieku Europa przeżyła trzy konflikty klónc na zawsze odmieniły psychikę jej mieszkańców i spowodowały ogromne spustoszenia materialne i moralne] wielką wojnę, zwaną później I wojną ŚY, iatową. II wojnę oraz rewolucję hotszewieką. II woj na .światowa hyła jednakże konfliktem wyjątkowym z kilku powodów. Przede wszystkim z uwagi na liczbę państw w niej uczeslnicz,ąeych oraz na zasięg tery tonalny działań zbornych. Właściwie jedynie pięć pńriitwT łącznie z Watykanem, zachowało neutralność {nie łieząe Tureji, której tylko niewielka cześć znajduje się u Europie). Działania wojenne objęły ogromny ołhz:Lr od Spitsbergenu na północy, do Krety na połud-niu, a jeżeli uwzględnimy Alrykę Północną, na obuarzc któtej wojna by ta .fci sic związana ze zntagaaiami prowadzonymi w I-umpie,. to granica południom a prze suwu się jes/Lze baid/.iej. I od Atlantyku po Moskwę, StalLngnttl i Kaukaz, Ale przecież bombardowane były i obszary, na których nie toczyły się walki lądowe: ClasgłTw na zachodzie, Moskwą i Astrach uń na wchodzie.

W latach po iaz pierwszy zastosowano takie nowoczesne środki walki, co nit zawsze zmieniło oblicza wojen radar, rakiety, użyto na masową skalę czołgów i samolotów, które wyodrębniły się jako osobne K>dzaje broni, oraz okrętów podwodnych i lotniskowców. Wojna była totalna, a więc jej skutki odczuwali nie Jylko żołnierze na froncie, ale i ludność cywilna, I to w dwojaki sposób: przez masowe bombardowania oraz okupacje, w czasie których docho-dziło dc niesłychanych okrucieństw i masowego zabijania: ludobójstwa. Należy pamiętać ponadto, jakie skutki miała 11 wojna zarówno w sferze politycznej, jak i psychologicznej. Wiele z nich daje .się zauważyć do dnia dzisiejszego.

OII wojnie światowej napisano mnóstwo książek i artykułów nie tylko o cha-rakterze naukowym, opublikowano liczne wspomnienia i przyczynki* pojawiły się także .syniezy. Syntezy owe mają charakter przede wsorysikim narodowy, tzn. wojna w idziana jesi w nich przez pryzmat losów konkretnego kraju. Pojawia się lakże problem właściwie, nicprzezwyciężalry dla historiografii. Chintzi o rolę Związku Radzieckiego. Jeżeli traktujemy 11 wojnę jako walkę dobra ze złem. dobro reprezentują kraje koalicji antyniemicekicj, a zło Niemcy i ich satetici. Gdzie jednak umic&ić Związek Radziecki'' Przecież byl to kraj - podobnie jak

Niemcy - totalitarny i początkowo uczestniczył w wojnie po stronie Niemiec. I to nic tylko napadając zbrojnie na Polskę i Kinlandię. anektując kraje nadbał-tyckie, dokonując rozbioni Rumunii, ale także czynnie pomagając Niemcom w podboju Kuropy Zachodniej; Czołgi Gudcriana. które dotarty do Dunkierki, oraz samoloty bombardujące Londyn i inne miasta poruszały się dzięki jiałiwu radzieckiemu. Historycy (także publicyści i politycy) .stanęli wipe wobec pró-bie mu, jak ustosunkować się doiegn oczywistego faktu. Mało lego -choć /wią-zek Radziecki dołączył do aliantów, miał własne eete i metody rozwiązywania spornych problemów* co osiaweznie z^koriczylo się całkowitą kapitulacją de-itłokracji zachodnich w Jałcie. Hyłoto niewiarygotłnie krzywdzące dla Polski4 klóra przecież w odróżnieni u i >d i nnydn krajów europejskich sprzedanych w Jał-cie - zawsze stalą po właściwej stronie, tj. po sironie dobru Historycy zachodni przyjęli zatem inn^ laktykę: woleli gr;nf rolę niodoinfonnow anyidi, ininmialp/u-jąe polskie ofiary i osiągnięcia poza paroma epizodami w rodzaju udziału poł-skich pilotów w bitwie o Anglię czy Arnhem. Natomiast powstanie warszaw-skie oraz ogromny wysiłek AK pomijano milczeniem albo kwitowano lakon Iczny mi uwagami. 11 ustraty wny m tego przy kładem je si złu odniu katyńska. Profesor r>avic> przytacza rozmowę, kiórą w połowie lat flO. przeprowadził ze swoim mistrzem - li i story ki cm. profesorem Taylorem (s. 29). Ów uczony mąż jeszcze wówczas miał wątpliwości, kto byl spnmet] mordu katyńskiego.

Profesor Davies napisał całościową^ można rzec integralną historie M wojny światowej w Kuropie. Wyodrębnił sześć problemów, które składają się na to zagadnienie. Rozdział I zatytułowany interpretacja przedstawi a czynnik i, które doprowadziły do wybuchu wojny. omz obraz Wulczących stron (stany liczbowe, uzbrojenie). Wojenne rzemiosło (II) syntetycznie ukazuje pr/ebjeg działań wo-jennych. Kolejne rozdziały i<> Polityka (III). Żołnierze (IV). Liidaość cywilna tV). a całość zamykają rozważania o II wojnie światowej w sz.mce, literaturze i historii (Portrety, Vl>. Książka my więc układ problemowy, Autor przedstawił zagadnienia całościowo. Wybitnych dowódców pncywoluje nu przykład nieza-leżnie od armii, w której waiczyłL Prezentuje więc generałów amerykaliskich Pattona, Eisenhowera, marszałków- radzieckich Żukowa i Rokossowskiego, mar-szałków niemieckich Mein steina, Wotkla.ezy i-on Rundstedta i innych. Co jest rzeczą ciekawą, profesor Duvies uważa, że w armii brytyjskiej nic było dowrtd-ców lej klasy, co wcześniej wymienić ni. Podobnie jeżeli chodzi o asów łomie-twa itd. Także położenie Ludności cywilnej w tzjsie wojny ukazuje niezależnie od jej narodowości, Owa tendencja czyni pracę przejrzystą. Pojawiają się Oczy wiście tematy tZW. drażliwe, dotąd allki pCffiimłCZ&IK. albo minimalizowane, np. kwestia obozów konceitlracyjnych. O niemieckich wiemy bardzo dużo. pra-wic wszystka A o łagrach'? Przecież ten problem byl w htstcrkigrałii pomijany, traktowany marginesowo, a poruszanie go było postrzegane jako pewnego ro-dzaju brak taktu. Norman Davies w pouczający- sposób zestaw ia niemieckie obo-zy koncentracyjne i sowieckie lagry. Wykaz tych dnigich |est dłuższy [s, J-22>. mimo że przedstawione zostały tylko wybrane.

Profesor szczególną uwagę poświęca najsilniejszym państwom uczestniczą -cym w konflikcie: Stanom Zjednoczonym, Imperium Brytyjskiemu (tę stnmę jKiwszeehnie okn;śtano jakuł Anglię; Uavies tłumaczy niestosowno^Ó te) nazwy, i słusznie, ho przecież K,tnadan Austrii i ;j i Nowa Zelandia wypowiedziany wojnę Niemcom osobno, jeszcze we wrześniu TOfł r), Niemcom i Związkowi Ra-dzieckiemu, Władnie Związkowi Radzieckiemu, a nie Rosji, co w Pofsce by|o jasne, ale gdzie indziej już nie. [iiiegruliurfc spojrzenia |H>wodujc jednak, że w prucy jest mowa także o innych krajaćb i teinach, na które dłtuiria wojna. (.Idy mowa o zbrodniach wojennych, to nie tylko niemieckich i sou ieckich. ale także tych dokonanych przez usiaszy (Jasenovac) i nacjonalisiów ukraińskich w okupowanej Polsce.

14S 14ł

Książka opiera si^ na trzech głównych tezach. Po pierwsze, byłj nie dwie i Lamy; alianci Oraz Niemcy t. satelitami. ule Lr/y, Im Związek Kadziecki mial cele i sposoby postępowania różne od aliantów, nawet gdy byl z nimi w sojuszu. W pL>|«;ę takie ^IKłwi-Lbj^t oczywiste - LwlFniemtość Moskwy od alianiósk by ha odczuwana niejako namacalna. Jednak na Zachodzie myśłi się ciągle ina-czej. Ko drugie, to właśnie Z w ii|/ek Radziecki w decydującym stopniu przyczy-nił zwycięstw u nad Niemcami i ich satel i tami. To przekonanie na wschód od Laby nic jest tak oczywiste, Jednak że fakty są bezlitosne, zestaw ieme udzia-łu wojsk niemieckich, ich strat Świadczy o tym najlepiej, E wreszcie. po trzecie, wynik wojny nic jest bezsporny. Siły dobra wygrały - laka jest opinia. Nu do-brze. ate pfUCieŻCXę& Europy przebrała. Dotyczy to szczególnie Polski, która od samego początku walczy ła po stronie dobra, Jak więc wygląda ostatecznie bilans zwycięstwa? Niejednoznacznie, stąd sygnalizowane wcześniej zakłopo-tanie wielu historyków. EJla Normana Daviesa nic jest to więc „takie proste", czemu dal wyraz w podtytule swej pracy.

Prul eaor Da ies du żo m iejsca posw ięca sprawom nazwijmy je - radzieckim Stara się przedstawić przyczyny porażek i zwycięstw Armii Czerwonej. Do-strzega je nie rylko - jak większość historyków zacbt>dnieh - w hlętEach nie-micckiehr Zwraca takżje uwagę na specyfikę radzieckiego s|xtsobu prowadzenia wojny, Przede wszystkim podlueśla nieliczenie się ze stratami ludzkimi. Armia radziecka nie mogła reagować mac Kej. jak tylko tfć naprzód. ho za plecami żołnierzy postępowały tzw. bataliony zaporowe NKW[?h rozstrzcliwującc wła-snych żolnicTzy. Co jc-ą rzeczą wyjątkową wśród historyków z^Chmtnkll, prof, [)avie^ niznmie psychikę człowieka radzieckiego* którego zachowanie wynika loz tresury ideologicznej, a także wielowiekowego fatalizmu duszy rosyj-.kicj. Tc partie książki natężą do najlepszych, dla czytelnika zachodniego stanowią zupełne novum.

t/hne synicz. 11 wojny światowej nie brakuje, książka profesora Damesa jest wyjątkowa. Ma ogiuitine znaczenie, gdyż. ukazuje szereg aspektów wojny nie-znanych błiżcjczytelnikom z krajów t/w. zachodnich* Ale i polski odbiorca otrzy-mał solidną lekturę, napisaną - jak to zwykle bywa u Da^ iesa - pięknym i poto-czystym językiem, I J C S Z C K jedna uwaga. Norman Davics kieruje do nas przestanie: na historie nie można się gniewać czy obrażać. Historię natęży ba dac, analizować, wyciągać wnioski. Przeszłoś już była - choćby jej skutki trwały długi>. Nawet do dnia dzisiejszego.

•WNIDI- IHRIE. T 9 N L W . N B M I T J N T F R . M V - F •• •• IM 1 BU HU1 L I I . I I H I I T * W B , : MUM., Złjk. KiaŁin-NM."

K s i ą ż k i n a d e s ł a n e

Wydawnictwo C m u r , Wołowiec, 1-ilip Horian: Małe pałace. Przełożył Szymon Wcisło. 2UU4S. ss. 2ló. Hubert Klimko-I^jbrzaniecki: Kołysanka dla wisielca. 20U7h ss. 94. Murija Kneżević: Ekaierini, Przełożyła porofla Jotatika Ćirlu;, 20C1S, ss. 197. Mateusz Marczewski: Niewidzialni. 2CKKR. ss. t7ł>+.l nlb.

! 151 155

l i l n s t y k a

LECHOSŁAW U\MEŃSKI

Tomek Kawiak — rzeźbiarz, performer, malarz,

rysownik, showman? Myślę. że Totnek Kawiak jest każdym z nich po trochu, chociaż przede

wszystkim jest jednak artystą o silnej osobowości, twórcą kipiącym od po-mysłów. który' od czterdziestu już lat - w co zresztą trudno uwierzyć, gdy widzi się jego młodzieńczą sylwetkę - krąży z powodzeniem po świecie, dzieląc Się swoją wrażliwością i talentem, a także doświadczeniem i wiedzą. Jego dzieła są chętnie kupowane do zbiorów publicznych i prywatnych ko-lekcji. Pozornie proste i nieskomplikowane - jak on sam • są przecież au-tem ycznie szczere i pełne wyrazu. Tomek Kawiakh prowokator t .skamlalista z urodzenia, mu niesamowity ,,xvfehLh artystyczny poparty Świetną orien-tacji! w krajowym i międzynarodowym rynku sztuki. Siłą i w^artościJj jego twórezoćci jest interdyscyplinarność i świeżość wypowiedzi, która nie ogra-nicza się wyłącznie do dziel plastycznych., chociaż z całą "pewnością to one właśnie decydują o miej.scu i roli artysty tak na krajowym, jak i na między-narodowym rynku sztuki, Od pewnego czasu mamy również okazję pozna-wać go jako nietuzinkowego człowieka pióra, autora kilku interesujących książek, które przykuwają uwagę i intrygującą trością, sugestywnym języ-kiem i frapującą narracją), a oryginalna zdecydowanie autorska - szatit graficzna zaciekawia. Wydaje je z powodzeniem Fundacja TATO, fu twoła-na do życia przez niego samego. Względy komercyjne zadecydowały o tym. że jego prace można oglądać nie tytko na wernisażach, podczas akcji pla-stycznych lub W' salonach sztuki, lecz także na kartkach pocztowycti oraz na osobnej stronie i nitem ei owej, informującej id najważniejszych wydarzeniach w życiu twórczym lego uzdolnionego lub Im Lani na, '["ą drogą można zresztą dokonać zafripti wybnutych kompozycji (wysoko- podanych cen świad-czy. że z jednej strony artysta zna bardzo dobrze mechanizmy rządzące ryn-kiem sztuki zwłaszcza wc Francji - a z. drugiej, że tna duże poczucie własnej wartości

Otwarcie na nowe media (w tym na fotografię, film i wideo). w połącze-niu z chęcią dokumentowania wszystkiego, co rc>bi na polu s/ttiki doprowa-dziło kry tyków do u znani a Tomka Kawiaka za kronikarza XX wieku.' Rów-nic dobrze można by go jednak nazwać niepowtarzalnym komeiilatorcm niespokojnych czasów, w których przyszło mu Żyć, I chociaż w jego kom-pozycjach (głównie rzeźbach. kolaż;tch. szkicńcti i rysunkach) nic ma bez-pośrednich odniesień do wielkich wydarzeń politycznych, wojen lub kata-klizmów, jego prace są bardzo aktualne, a zarazem staj^ się intrygującym

zapisem plastycznym epoki, Nie zapominajmy i o tym* że tg także kolek-cjoner, może nie do końca typowy (iiiie gromadzący za wszelką cenę ściśle wyprofilowanego zbioru dziel sztuki), nie przecież, jednak właściciel wielu ciekaw yeh,choć z reguły drobnychkompozycji autorstwa najgłośniejszych artystów polskieh i zagranicznych, których miał szczęście spotkać na swo-jej barwnej drodze życia.

Ogromna wilalność emanuje z jego mocnej sylwetki, której zazdrości mu z pewnością niejeden z nas (przeciętnych, niczym nie wyróżniających się mężczyzn). Twarz ma pełną wyrazu, prawdziwie rzeźbiarską, z grzywą blond biosów (coraz bardziej płowych t>d gorących promieni slorica połu-dniowej Francji i północnej Afryka). Do tego dodać należy erudycję i elo-kwencję, łatwość w nawiązywania kontaktrtw (nic tylko z szalejącymi /a nim kobietami), a także poczucie humoru i umiejętność ciętej riposty w dyskusji. Nic w ięc dziwnego, że wernisaże z. jego udziałem stają się wyda-

152

rżeniem. na które czekają wszyscy, nie tylko zafascynowani uprawianą prze-zeń sztuką widzowie. Zwłaszcza w rodzinnym Lublinie. gdzie od kilku lat coraz więcej Tomka Kawiaka I chociaż, jak się wydaje, w dalszym ciągu znacz,tlic łatwiej spoikać go na południu Francji czy ostatnio np. w Afryce Północnej (od 2U05 noku spędza bowiem wiele miesięcy we własnym domu w Tangerze). szczęśliwie artysta nie zapomina o rodzinnym mieście; ba, można na wet odnieś wrażenie, że po latach fizycznej nieobecności pragnie zrekompensować ten fakt wszystkim ZLIinteresowanym. Być może właśnie dlatego na rogu ud. Okopowej i ul. Narutowicza stanęła parę lat temu fon-tanna z błękitnymi dżinsami - swoistym logo jednej z wielu pasji Tomka Kawiaka • M o £ló*nym motywem kompozycyjnym, a ostatnio, we wrze-śniu 2U08 roku, otwarto niema] równocześnie w flalcrii Sztuki Wiry darz F^mra Zielińskiego i w Muzeum Lubelskim na zamku dwie wystawy, które nie tylko przybliżyły dokonania artysty, ale uświetniły również czterdzie-stolecie jego pracy twórczej.

A

O Tomku Eiawiak u u słyszałem jeszcze jako siudcni historii sztuki w J y 7f J roku. To wówczas obiegła miasto ekscytująca windurnotf. potwierdzona przez, rozlepione - w dużej mierze przez samego artystę afisze z logo r w a , że na u lity Narutowicza, rta odcinku pomiędzy uL Okopową a ów-czesną Pstrowskiego (ob. Peowiaków) będzie miał miejsce Ból Tomka Ku-winku - p ierwszy w Lub linie (a być może także pierwszy u- Polsce) happe-ning ekologiczny, Nie byłem na uł. Narutowicza w chwili, gdy we wczesnych godzinach rannych Tomek Kawiak w geście ptptestu bandażo-wał okaleczone bezmyślnie i bezsensownie - jego zdaniem - korony drzew, kilka dni wcześniej „hrutalnie" obcięte przez pracowników z Miejskiego Przedsiębiorstwa Zielem, Ale przecież ci „zbrodniarze" (tak ich nażwal po latach twórca w swojej książce Jarmark sztuki, wydanej w roku} z całą pewnością wykonywali jedynie rutynową pracę, ntającą na celu pielęgnacją drzew, które co trzeba jednak prz.yzn ać - po pizycięci ti wyg lądaly rzeczy-wiście upiomie i mogły budzić smutek MUZ rozgoryczę nie przechodzących tamtędy mieszkańców Lublina. Artysta po raz pierwszy, ale nic ostami w swojej karierze, wykorzystał znakomicie „dane mu niechcący'' cza* i miejsce na realizacją własnego pomysłu. Prostego, a przecież bardzo su-gestywnego, zapadajjfeego na długo w pamięć,

Uyfem na ulr Narutowicza kilka godzin po akcji Tomka Kawiaka, Oban-d;iżowane pasmami białego płótna kikuty gałęzi falowały na wietrze ni-czym żywe istoty, nikt jednak nie próbował ich „rozbierać"". Może się mylę. ale chyba trwaki lo parę dni, aż wiatr i deszcz zrobiły swoje. Niektórzy przechodnie zatrzymywali się na chwilę, spoglądali w górę, ciężko wzdy-chali, poczym sz.li dalej, aby następnie w biurze lub w domu dzielił? się ze znajomymi i bliskimi wrażeniami z tego. co zobaczyli na ul. Narutowicza. Z całą pewnością robiliśmy to my, studenci historii sztuki KUL, Nic tylko bylitfiny zachwyceni samą akcją, jej śmiałością (przecież w pobliżu była siedziba urzędu cenzorskiego, bez zgody którego nie można było przepro-wadzić w mieście żadnej inicjatywy publicznej, zwłaszcza o charakterze kulturalny m czyżby zatem Tomkitwi Kawi.ikowi udało się przekonać od-powiedniego pracownika urzędu do idei tak niekonwencjonalnego przed-sięwzięciach ale pr?ede wszystkim nie mogliśmy wyjść z podziwu. że w nie-co sennym i prowincjonalnym Lublinie znalazJ się wreszcie ktos'odważny, kto zwrócił uwagę wszystkim, mieszkańcom i władzom (zwłaszcza lym partyjnym), żedla zwykłego człowieka ogromne znaczenie ma jego oiocze-nie, nic tylko lo stworzone pr/ez niego samego, ale może nawet hardziej to naturalne, którego częścią składową jest mniej lub bardziej zadbana zieleń miejska. Odnoszę wrażenie, ze Tomek Kawiak osiągnął zamierzony cel,

prowoku ją się udjlu, a w mieście nad Bystrzjcą długo mówiono o jego Bólu„ choć sam twórca szybko zniknął 7- lubelskiego bruku, wyjechał bowiem do Francji, która stała się dlań drug^ ojczyzną.

Szkoda tylko, że ta pierwsza akcja, lak przecież symboliczna, nie ma -jak się wydaje - pełnej dokumentacji fotograficznej. Co prawda, utrwalano ją na kliszy, ale chyba nie dość dobrze, bo nawet w książce Jarmark sztuki została zamieszczona tylko jedna fotografia przedstawiająca moment ban-dażowania pojedynczego drzewa. 7 książki możemy się natomiast dowie-dzieć. Że akcja obnssla milami i plotkami które miały niewiele wspólnego z. Intencjami artysty, ale szybko siały się „bajkami dli dzieci albo opowia-daniami przy kieliszka". Tomek Kaw lak demitologizuje te wypowiedzi, wy-tyka krytykom sztuki i dziennikarzom ich nickuniFietcEicjc, wreszcie ośmie-sza ich, Dosia lo się również piszącemu te słowa, oj doslató („podobno krylvka sztuki współczesnej"), Za wypou ted/ ptłdezas wystawy prae arty-sty w Galerii Wirydarz w maju 2W2 roku. zwłaszcza jednak za stwierdze-nie, żc Tomek bandażował drzewa papierem toaletowy net Według artysty by lem ze swojej wypowiedzi niezwykle dumny, twierdząc, że hyla lo moja prowokacja, ..laka przed wejściem do toalety". Myślę, żc Tomek musiał być na mnie strasznie rozeźlony, ale eltyb« już mu przeszło, w każdym razie ja

Tamek K;i*Nik. Buffal&jtans:

! 5 4

nigdy nie traktowałem jego uwąg jako obraźliwe. lecz przede wszysikini jako bardzo osobisty głos w dyskusji o sztuce. noLabene dyskusji, jakich ciągłe, przynajmniej na gruncie lubelskim, nie mamy zhyt wicie.

Tymczasem d/isiaf - trzydzieści osiem iat po tym wydarzeniu - co nam pozostało po ttńtu Tamka KtiWiaka? Przede wszystkim satysfakcja, że cos lakiego miało micjscc. A poza tym? Niecałe trzy strony w książce artysty, kilka złej jakości fotografii, pożółkły afisz, informujący o akcji oraz orfech licznościowa tablica wmurowana w ścianę jednego z budynków prz.y u[. Narutowicza, No i pamięć. Tylko tyle i aż tyle?

jr

Dalszy rozwój kariery artystycznej Tomka Kawiaka wskazuje, żc nie po-pełnił on już więcej grzechu zaniedbania i dokumentuje na bieżąco swoje

Tunict Kawiak. Sąjańjtatis. * 130 cm

155

bardzo różnorodne działania. Jak przystało na odpowiedzialnego kroci ka-cza ostatniej ćwierci XX i pierwsze] dekady XXI wieku, doprowadza rów-nież do sytuacji, żc to inni pros/ą go wręcz o wykonanie jakiejś akcji, ahy mogli Ja następnie utrwalić za pomocą kantcr filmowych lub chociażby apa-ratów cyfrowych.

Na początku lat 70. XX wieku Tomek Kawiak. świeżo upieczony absol-went Wydziału Architektury i Ceramiki warszawskiej ASP t dyplom w IWH roku k z efektowną brodą, w dżinsach i w charaktery stycznym kapelusiku „łowickim", w ramach pomysłu nazwanego przez niego „sztuka wymiany" (troe-arti rozdawał przechodniom na ulicach Paryża plastikowe „bagietki" zawierające wydzieliny z jego własnego organ izmu. 1 chociaż był to po-mysł i formy plastyczne zaczerpnięte z tradycji sztuki Eat ÓO., zwłaszcza popartu i jego francuskiej odmianyj Nowego Realiznnur akcja przerosła oczekiwania jej autora, spotkała się z żywą reakcją zwykłych ludzi i innych

'Rjłlłek Kawijk, ^ M H H H R t1f jeans V

jirtysiów. "lomek. który wówczas praktykował u czołowego reprezentanta Nowego Realizmu, Ccsarak (w rzeczywistości Cesara lialdacciniego) w Rcole des Bcau^Arts w Paryżu, poszedł więc za ciosem i w I97ó roku rozpoczął - trwający do dzi< dn i a .światową akcję tzw. cęglow JT1 brick -w ork, polegającą na iym. że pozostawia w różnych miejscach, ktńre odwie-dza w czasie swoich licznych wędrówek, specjalne cegły. Na początku, ze względów oszczędnościowych były to wyłącznie cegły wyprane z czer-wonej gliny {najtańszej), z wytłoczonym imieniem i nazwiskiem autora, wszystkie o wymiarach 20 * 10 x 1 cm. Dzisiaj cegły te są ciągle tych sa-mych wymiarów; ale materiał, z jakiego powstają jesi już bardzo różnorod-ny. co wpływa na ich bogatą kolorystykę (od glazurowanej gliny po brąz i różne gatunki marmuru). Ogarnięty pasją artysia pozostawia je w miej-scach mało znanych, zapomnianych przez Boga i ludzi, ule przede wszyst-kim można spotkać cegły Kawiakowe wszędzie tam. gdzie kipi życic, kłę-bią się tłumy turystów, np. pod piramidą Cheopsa czy w Wielkim Murze Chińskim. Jedną cegłę umieści! również Tomek Kawiak w 20U2 roku w wi-rydareu dawnego klasztoru sióstr Wizytek w rod zielnym Lublinie.

Jego franctLski mentor Cesar ..wypłynął" na lokalnym i międzynarodo-wym rynku sztuki dzięki Kompresjom - abstrakcyjnym rzez bom wykona-nym ze sprasowanych wraków samochodowych, realizowanych z ^ w o -dzeniem przez kilkadztesiąi lat. począwszy od pierwszych eksponatów z 1960 roku. Bez wątpienia Tomek Kawiak poszedł jego tropem inicjując -nie mającą ciąg ie końca - akcję „cegłowan ta,świata", która inspiruje go do jeszcze innych, nic mniej ciekawych działań plastycznych. Są nimi bardzo osobiste „obrazy" wykonane w technice kolażu, zawierające m.in. wycinki prasowe, zdjęcia lub ich fragmenty oraz elementy czysto malarskie (najczę-ściej o charakterze szkicowym} poświecone historii jednej z cegieł E cho-ciaż tego typu kompozycje są obecne w vtucLe światowej oraz polskiej co najmniej od lat 2(1, XX wieku (przypominają do pewnego stopnia obrazy wielopłaszczyznowe Tytusa Czyżewskiego), to jednak gdy je oglądamy, mamy wrażenie świeżości i autentyczności ZskstosowELnyeh środków pla-stycznych. Nie myślimy wówczaso tym, że już to gdzieś widzieliśmy, czy znamy z twórczości innych, znacznie wcześniejszych i bardziej uznanych anystów, ponieważ jest w nich typów,, dla Tomki Kawiak a Ickkotf i żarli-wość wypowiedzi, Nawet wówczas, gdy lubcNki pary żanin przekonuje nus. iż to właśnie I/csar (o którym plotkarski Paryż mówił, żc podkrada pomysły innych twórców) zapożyczył ex! niego pewne rozwiązania, a nie odwnitnic. jesteśmy skłonna dać mu wiarę.

'[inmek Ka^iiik, f f l kfigut tnarche JuJftJfM, bn\r.

157

W każdym mzic (u dzięki znajomości z Ogarem poznał Pi cna Restnnic-go, czołowego francuskiego krytyka, który potem /ostał jego przyjacielem i naturalnie także komentatorem jego twórczości. To on stwierdził, żc To-mek Kawuik stał się uuttty w lumpie dzięki t#t t1 lereswan iu* juk U okazał dżinsom, które nastąpiły po cegłach iv analitycznym i krytycznym wyobra-żenia rzefbiarzfli W len sposób Tomek Kawiak przeszedł w 1978 toku od ccgły w kieszeni do kieszeni dżinsów.

Chód jestem trochę młodszy od bohatera tego szkicu, to jednak próbnie jak on wychowywałem się w kulcie błękitnych dżinsów-, ktńre dla kilku pbkoleń tli lody eh Polaków byty nieosiągalnym symbolemnowego, lepsze-go świata, niczym nie skrępowanej wolności; szyku, zamkniętego za błysz-czącymi szybami Pewesów. Pierwsze dżinsowe ogrodniczki Tunika Kaw i a-ka. noszone przez niego z taką dumą, miały cały szereg kieszeni, w których chował różne potrzebne mu przedmioty. Którego® dnia trafiła lam również jedna z cegieł, co zwróciło uwagę artysty na problem pusiej przcsirzeni zamkniętej z trzech stron mocnymi szwami, przesLrzcni, w której równie

Tomek K :LW i:ik. J!JP tunnue tuarche du Jeans, X Wł cm

dobrze mogło się znaleźć wszystko i nic. W efekcie zaczął tworzyć z zapa-łem rzeźby rożnej wielkości (odcałkiem małych po kilkumetrowej, których głównym akcentem stały się zarówno same kieszenie, jak i całe dżinsy na-ciągnięte na nieistniejące ciało ludzkie. W zależności od sytuacji były to dżinsy ceramiczne, pokryte różnokolorową polewą, mamiurr>we, a także odlewane w brązie i patynowane, ucinane tuż p<id pośladkami, poniżej ko-lan, czy wreszcie dżinsy kroczące w tenisówkach. I chociaż najczę£cic j -jakjuż wspomniałem - są one puste, niekiedy wystają z nich nagie pośladki kobiece, torsy z pięknymi krągłymi piersiami i opinającymi je dłońmi.

Od 1997 roku Tomek Kawiaft realizuje wieloetapowy projekt Długa dro-ga dżinsów* przeznaczony puezątkowo dla Chin, choć znając jego ^anga-żowanie można przypuszczać, że już wkrótce dżin.sy zawojują ealv świat, inspiracją dla lubelskiego artysty byia terakotowa armia żołnierzv cesarza Qm Shi Hanga sprzed dwóch tysięcy lat, odkopana przypadkowo w 1974 ruku w pobliżu miasta Xiari. POOad siedem tysięcy postaci absolutnie nicru-chomych. wielkości naturalnej, świetnie odtworzonymi detalami oraz szczegółami stroju i uzbrojenia, nasunęło mu pomysł, aby w pobliżu zako-pać współczesną „armię" złożoną tym razem z jego kroczących Z rozma-chem dżinsów, epatujących radością życia i intensywnością barw: To prze-cicz. najbardziej uniwersalny element popkultur zachodniej, łączący przeszłość z teraźniejszością. Wschód z Zachodem, zunifikowane stroje Chiriczyków z czasów Mao Tse-tunga, które musieli nosić wszyscy (nieza-leżnie od tego. czy mieli na to ochotę \ z symbolem absolutnej wolności i swobody. O dziwo, pomysł aeiysty z dalekiego kraju spodobał się lokal-nym władzom, które wyraziły zgodę na jego realizację. W efekcie miejsco-wi ceramicy chbtscy zajęli się z zapałem odlewaniem dżinsów w ruchu, z form dostarczonych im przez Tomka Kaw jaka i naturalnie pod jego nad-zorem, W ten sposób powstał zespół 3(19 dżinsów, od trzydziesiocenty me-trowych po jednometrowe. Wszystkie pokryto emalią ceramiczny o barwie p róbne j do koloru niebieskie!] uniformów maoistowskich. a zwłaszcza do niebieskiego koloru patyny odkopanych figur żołnierzy, która po zetknięciu się z powicirzem utleniła się i znikła z ich powierzchni. Równolegle nakrę-cono trzydziestominutowy film rejeslruji|Cy najważniejsze etapy realizacji projektu, jmka/ująćy, ze Tmiiek Kawiak i i c ^ d/iiis\ iu / jednej Mrum pretekst do wspanialej zabawy, a z drugiej całkiem prawdopodobna wizja nowej rzeczywistości, która nic wiadomo jak się rozwinie i kiedy nft tąpijq koniec,

i Na zdkoncz.cnie kilka słów o Tomku Kawiaku jako o autorze książek.

Chciałbym, zwrocie uwagę na dwie z nich, szczególnie mi bliskie: wspo-mniany już Jarmark sztuki (Lublin 2003} oraz Zwalone posasi (Lublin

Pierwsza zawiera mnóstwo błyskotliwych anegdot i zjadliwych rozwa^ żart o lym, czym jest sztuka jako taka, oraz co można powiedzieć oarty-^tiieh, z, którymi .spotkał się Tomek Kawiak w różnych okresach swego cie-kawego i barwnego życia, naturalnie głównie we Francji. Przyznam szczerze, żc jestem zaskoczony trafnością uwag, klórc pozwalają spojrzeć na niego niekonieczne tylko jako na zapatrzonego w- siebie lwóreę o silnej osobowości, ale przede ws/ysi ki nijako na twórcę na wskroś krytycznego, Umiejącego Wyciągać wnioski z kontaktu z t:Lk ciekawymi i ważny® arty-stami, jak chociażby Magmie na Abakanowicz.. Igor Mi toraj, Roman Opał-ką lub Tadeusz Mysłowski, także rodowity lubłmianin od Eat przebywający w USA. Ale Tomek Kaw i u k dostrzega również io. co ciekawego wnieśli do sztuki Alberta Diaz CJntientz, Piotr l.adislas Kijno, Józef" Krzymariski, Sa-cha Stisno czy chociażby Teresa Tyszkiewicz i Zdzisław Sosnowski, iwór-

eyh spośród których większość (podobnie juk od) nie widziała dla siebie miejsca w Polsce i dlatego wyjechała ?. kraju, aby odnaleźć się miedzy inny-mi we Francji

O ile książka Jarmark szlaki przybliża nam Tomka Kawiaka jakorasowe? yo artystę, £ jego poglądami nu sztuką to bogato ilustrowany cztefojęzycz ny album Zwalane posągi, pokazuje nam autora jako wnikliwego obserwa-tora i komentatora wydarzeń, których bohaterem byty zwalpne posągi, głównie pomniki dyktatorów i przywódców politycznych przede wsj.yst-kiin w krajach euro]>ejskieh {choć nic tylko), w okresie ostatnich kilkudzie-sięciu lat. Wartość tej książki wyznaczają liczne, z neguŁy trudno dostęi>nc fotografie (głównie o charakterze archiwalnym, jak i reportażowym) one towarzyszący iin krótki - najczęściej bardzo trafny - kontentarz. Zważyw-szy. żc impulsem do powstania tomu były informacje łelcwizyjne, gdy po obaleniu Saddama Hu.sajna niszczono jego pomniki w Iraku, należy pogra-tulować Tomkowi Kawiakowi zarówno refleksu, jak i „węch u" detektywi -tycznego.

Mimo że Tomek Kawink skoiiczyl 65 lat, a na międzynarodowym iynku sztuki funkcjonuje z powodzeniem już od 40 lat, je* L więcej niż prawdopo-dobne, że jeszcze niejeden raz hędziemy obchodzić kolejne okrągłe roczni-ce i jego udziałem. Natomiast ja nie zdziwię się wcale, gdy któregoś dnia archeolodzy wykopią na wzgórzu Czwartek (miejscu gdzie znaleziono naj-starsze ślady osadnictwa w tej części Wyżyny Lubelskiej > dobrze zacho-waną cegłę, umieszczoną w kieszeni błękitnych dżinsów.

Lechosław Lameitski

"loiiwk K.iwiak, Hat łt Jfti)i\., aluminium

160

ELŻBIETA BŁOTNIC KA-M AZ U R

Jubileusz „na mur" 40-Jccie p m c y twórcze} T o m k a Kawiaka

Rok stanowi dla Tomka Kawiaka datę bardzo ważną z uwagi na eo najmniej dwa wydarzenia. Pierwsze z nich - biogruliczny punkt wyjścia dla tegorocznego jubileuszu • uzyskanie dyplomu na Wydziałe Archiiekiuty Wnętrz warszawskiej ASP, nierozerwalnie wiąże się ź drugim, burzliwym marcem \ m i jego konsekwencjami, w Akademii zaznaczonym sYtnbo-licznym aktem wyrzucenia pr/c/ studentów sztalug przez okna pracowni. •S^icżo upieczony artysta z dyplomem, podobnie jak jego koledzy, czul pi>d-skórnic potrzep odejścia od tradycyjnego malarstwa na rzec/ żywego dia-logu ZJ społeczeństwem. Formułą najlepiej pdpowkdającł takim zapatry-waniom na sztukę byl dla Kawiaka happening i performance. Dwa lata później wykrmał. zauwazony nie tylko pr/ez czujny krytykę, ale także przez władze ówczesnej PR1, gesl artystyczny, obandtiżowuj^fc Lirze wa przy ul. Narutowicza w Lublinie, Akcję zatytułował Ból Tomka Kawiaka. W następ-nym roku - 1971 - na stale opuścił rodzimie miasto i wyjechał do Paryża.

Od tamtego czasu minęło 40 lat • okrągła rocznica aktywności twórczej Tomka Kawiaka. który postanowił święiow-jć ważny dla siebie jubileusz w ro-dzinnym mieście, prezentując prace na dwóch całkowicie różnych ekspozy-cjach: w Muzeum Lubelskim i w Galerii. Sztuki Wiry dar/. Wydarzenie to jest może tym hardziej niezwykłe, że sam autor niejednokrotnie publicznie i nie-co przekornie wyrażał programową niechęć do muzeów i wysLaw: W simie muzea mnie nk interesują. Zawsze wolałem z wracać się do ludzi z. ulicy.

Chronologicznie druga w kolejności otwarcia wernisaż w Wirydarzu odbył się dzicii wcześniej - wystawa pokazana na zamku wymaga weze-

Ił 4 ^ 11 |fn • M H \msi m i* b

w

• M H

\msi • i i

m

i * * ri; '•i ii i Bkspozycja w Mtraum LuMskim

161

Ceglane domina w Mintom l.ubelskim

ś n i ę t e j prezentacji z uwagi na swój retrospektywny i dokumentalny cha-rakter. Jej lylLi]: Kolektor wymiany sztuki. Tomek Kawiak - 40 lat praiy twórczej 1968-2008 zapowiada niejednorodny charakter ekspozycji, naktdrą złożył} stę instaluje, serie zdjęć i Filmy video. Pierwsza część ekspozycji znalazła się na świeżo odnowionym dziedzińcu zamkowym, Usypany ko-piec z cegieł, notabene ręcznie formowanych w słynnej Cegielni Moffma-nowskiej w Kraśniku, tradycyjnie sygnowanych imieniem i nazwiskiem artysty, zosta! ot uczony czterema baonami z kolażami nawiązującymi do akcji anystycznych realizowanych prze/ Kawiaka. Tym razem jednak re-kwizyt - od potowy lał 70. służący do kontynuowanej do chwili obecnej

3 20

akcji „ccgłowania świata", pozostawiany w mniej lub biirdziej eksponowa-nych zakątkach - zmienił nieco SWoją 6i fikcję, Wbity w kopiec szeroki (raits-parent, utrzymany w- konwencji nie tak odległych czarów poprzedniego sys-temu, na krwisioczerwonym (te o wzorze najprostszego ceglanego wątku witał przybyłych prowokacyjnym napisem: Zwalili cegłę na dziedziniec. i wyjaśniającym podtytułem: łlobodowy przyszłego Muzeum Sztuki Współ rzemejw Lublinie. Ten swoisty as&emblage byt formą, jak się okazało, cał-kowicie nietrwałą, ponieważ cegieł zgodnie / intencją twórcy zostało przeznaczonych do sprzedaży zantz po zakończeniu wystawy 31 paździer-nika - za 4 zł s/Luka - eo stanowiło symboltczną i nieco ironiczną „cegieł-kę"' na planowaną, a dotąd nie rozpoczną budowę oczekiwanego ud kit gmachu dla vluki najnow szej w Lublinie.

Mimo niezbyt sprzyjających warunków atmosferycznych, oficjalne otwar-cie ekspozycji na dziedzińcu 7. ceglanym assemblagcm w tle zgromadziło dość pokaźną publiczność. Po kroił;ich przemowach gospodarki; dyrektora muzeum Zygmunta Nasals kiego i komisarza wystawy Doroty Kubackiej, wiceprezydenta Lublina Włodzimierza Wysockiego i wreszcie samego ar-tysty, dalsza część uroczystości zosiala przeniesiona do sali wystaw czaso-wych na zamku.

Na ekspozycji dominowały dw;i wątki najbardziej charakterystyczne dla działań Kawiaka. Jeden z "ich doiyczył troc-anu. czyli sztuki wymiany. Umawianej przez mego w pierwszych latach pobytu W Paryżu. W przewa-żającej części była to dokumentacja fotograficzna ;ikcji ulicznych i poje-dyncze przykłady kontro wersyjnych obiekiów uwięzionych na muzealnych kubikach. Prowokacyjny konceptualizm przemieszany z neorcal i stycznym podejściem do przedmiotu (w tym przypadku wydzielin własnego ciała) nabrał charaktery wyłącznie historycznego dowodu, odarty z pierwotnej intencji artysty wprowadzenia obiektu w relację z innymi ludźmi i nadania im przez 10 nowego kontekstu.

Drugim wątkiem obszernie prezentowanym na wysLawie było hriekwork akcja cegłowania świata i motyw cegły jako taki. Na wąskim postumencie

został ustawiony długi rząd cegieł. zakończony ekranem, na którym odtwa-rzano krótką sekwencję przewracania ceglanego domina, zwielokrotniając gest artysty wykonany w tmkcie wernisażu. Za dominujące na wystawie można o znać ślady podróży z. cegłą, która zdaniem artysty cna zarówno synt-holie/nie, jak i materialne znaczę nie dla cywilizacji ludzkiej. Ryły to przede wszystkim plakaty odwołujące się do najbardziej typowych dla danego miejsca motywów z nieodłącznym wizerunkiem sygnowanej przez artystę cegły, W prostopadłościany wielkością i kształtem podobne do cegieł zo-stały wpisane kolorowe zdjęcia, podświetlane zgodnie z woją oglądające-go, ułożone w barwną mozaikę na dianie zamykającej całą ekspozycję. Przeciwległą elewację tiopcEnfaly „suszące się" na sznurku, przypięte spi-naczami cegły-wi/e^uki i eegly-slowa. ułożone W 1'ormę odwróconej pira-midy.

Wystawę uzupełniały liczne łologralic. wycinki prasowe i wreszcie tilmy pokazujące drugi obok brick worku istotny obszar zuinteresowali twórczych Kawiaka, mianowicie rzeźbione i odlewane przez niego w brązie dżinsy, len typowy przejaw popkultury dwudziestego wieku, urastajmy do symbo-lu epoki, autor eksploatuje na różne *posoby - np. w realizowanym od 1W7 roku Długiej dradze dżinsów.

Nowe, odmienione i chciałoby irę rzec. odświeżont oblicze 7'omka Ka wjaka |>ok;Lzała druga jubileuszowa wystawa zaprezentowana równoległe w Galerii Sztuki Wiry darz Piotra Zielińskiego; htipresje z Maroka 2005• 2008. W Maroku, a konkretnie w Tangerze. gdzie Lirtysla kupił dom, w któ-rym od kilku lal spędza większą część roku, cegły i dżinsy ustąpiły nieco miejsca fascyiiiieji miejscową kulturą nasyconą jaskrawym światłem ma-

129

rokańskicgo stoika. Pokazane na ekspozycji kolaże są dowodem nu to. że Krwiak jest kolejnym artystą; który bez reszty Ja] się pochłonie Urartu południa, ^hł-llllJli, któm decyduje o nasyceniu i czystości oglądanych barw. Prawdopodobnie czuł to samo eo Matisse. który pisał o ,,niezwy kłych i nie-powtarzalnych kolorach, nasyconych jak nigdzie na świecie". W pracach Krwiaka motywy naznaczone miejscowy ni kolorytem - Łkani ny marokań-skie czy zwykle przedmioty codziennego użytku układają się na różno-rodnych świetlistych [lach w prosie farmy, zestawiane często w sposób zbli-żający kompo/ycjf do abstrakcji.. Sam artysta o swoich marokańskich poszukiwaniach powiedział: Chciałem przerworzyć pewnego noc&iju ika-HÓgrafię znaków marrrkarhkich na swój spotfSb- Wykorzystać to. i-ego oni nic H^tf&g. a na co może spojrzeć artysto, który ma zupełnie intuf kulturę t nawe/ nic jem Franruzem atti Anglikiem, tyłka przyjechał te Wschodniej części Europy.

W wielu kompozycjach niemal obsesyjnie pojawią się kogut; jako znak pi as tyczny, obiekt anatomicznego studium czy wreszcie groteskowy, kary-

w eirasic wernisaż na driędzirleu /jmku luhekkiejjo. N;i picnuynf planie Trunek Krwiak

160

katuralny twór. Większość z tych prac ilustruje wydaną niedawno książkp Tomka Kawiaka. jego debiut bcletrystyczny, zatytułowany Kogut z Ttmge-ru i ime Qp{*Wiodania 200^2007, której głównym bohaterem jest właśnie ów skrzydlaty król brzęku. W ramach wernisażu<xJbyła się promocja książ-ki połączona z knoikim spotkaniem z. udziałem przedstawiciela ambasady Królestwa Marokańskiego. Fragment, odczytany z naturalnym wdziękiem pjzeztlz.iennikarkę Radia Lublin Grażynę Kuszewską, pozwolił słuchaczom zanurzyć się na chwilę w nieco baśniowej i nierzeczywistej aurze opowie-ści, choć jcdnoczepnie bogatej w szczegóły z rzeczywistej topografii. Clów-nym bohaterem tytułowego opowiadania jest ogromny kogut przykuty do balkonu jednego z tangerskieh domów. K przymusu jedyny towarzysz sę-dziwej staruszki. Narrator nadzwyczaj zainteresował się niezwykłym zwie-rzęciem i jego mamym losem: Tej nocy nie mogłem zasfUfć. Myślałem o Kogucie. Co robi tum w nocy, przykuty do muru. Co wydarzyło się później i jaką rolę odegrał autor w koguciej egzystencji to pytania, na które zainte-resowani odnajdą odpowiedź podczas samodzielnej lektury w chłodne je-sień no-zimowe wieczory.

Kompozycje marokańskie, eksponowane na wystawie w Wirydarzu, wnoszą świeży egzotyczny powiew do pokazanej w Muzeum LuheKkim retrospektywy akcji artystycznych Tomka Kawiaka. Światło i mistyka Lan-gera to kolejny totem twórcy, obok cegieł t dżinsów, których Tragnieni z ko-ziołkiem w kieszeni zt ustaw ił lublinianom w fontannie na rogu ulu- Nanuo-wicza i Okopowej,

Elżbieto Bbłmcka-Mabtr

Dwie jubileuszowe wystawy puc i dokumentacji dzUIdnofci twńrczcj l ranka Kr-wiaka W Lahti nic: Impresje - Maroka 2005-2008, 1 ] wrneóaa - } J ]*iMJ/iemika 20081. C imlcrini Sztuki Wi Prdiiri; Kolektor wymiany sztuki- fOPWt Kawiak Jfl lar płttCY ^ I968-2ĄCŚ, 12 wtóiiiNi - 3 1 [u/dzlem ik:i StttUK r.. Muzeum 1-ubelskie w Ldł>]jftta

N.i dziedzicu zamku ^LhL-fhtLcp"

65

Zanim trzeba Będzie Lr/cha Jeszcze raz

bardowie

JAN KONDRAK

Postojoioa

Czuję że sprzyja nam Czara nieba Spadochron słów Przyjacielu zosiati tu Niech się prześpi Leż historia twoja Niech się wyrazi noc Chórem drzew Językami ognia Zostali długo jak tylko chcesz 1 odpocznij |>o podróży siły zbierz

Jutro zadbamy o jutro i Jak niegdyś pięknie Skutecznie Ma dzisiaj popas ro/kulbaezony czas Zanim trzeba Będzie trzeba leszcze raz

Czuję że sprzyja nam Czara nieba Spadochron słów Przyjacielu zostań tu Niecił się prześpi też historia twoja Niech się wyrazi noc Chórem drzew Językami ognia Zostań dhtgo jak tylku chcesz I odpocznij l>o podróży siły zbierz.

Milczą złowróżbne legendy i Przedmioty ostre gdzie indziej Szermierze słów bezimienni wszyscy wraz

LÓ6

Długo \s L-ylilu O p t l t C g o n;L m o t y w a c h Pieśni itadpieśnititm)

Medalion rrój pusty a nocy aby wa Pieczęć na drzwiach mych nienaruszona Miły mój doskonały pośród rzeszy Gdzież on 1 serce mc łowne rozkazało go szukać

Cieó sępa powiedział A rozstąp się ziemio A piasek ruchomy byl bardzo przeciw nie Widziałam po drodze piękne ztc kobiety Męże zyżni bs li niebezpiecznie dohrzy

Siostry Przyjaciółki moje mówcie Żc nic mogłam go z nikim pomylić Mówcie lertiz właśnie Tak mi to poirzebne Żem jemu poślubiona zanim ujrzał mnie ł że godna jestem choć odmieniona Tak mówcie

Tak lekka byłam lęskntuą drążona Żc rybie pęcherze mnie w przestwór uniosły K^dy I:|:L nazywałam od jego imienia Krzywdą dzień mnie dopadał Nie w domii

Nagranie telewizyjne KlecM lubelskich w Muszli Koocmowej Ogrodu Saskiej 26.07.200K r. Pot- l>miusz Oamarz

167

Skwiry Przyjaciółki moje mówcie Żc nic mogłam go 7. nikim pomylić Mówcie (era/ właśnie Tak mi to potrzebne Żem jemu poślubiona zanim ujrzał mnie [ ze godna jestem choć odmieniona Tak mówric

Cień s^pa powiedział A rozsti^p się ziemio A piasek ruchomy byl bardzo przeciwnie Ale Lądy nazwalam tłd jego imienia Jego imię dotyka tak bardzo od śoidka

W rzeczywistości, innej

W rzeczywistości innej oto dojrzewa owoc choć dojrzały A choć dojrzały to nic spada JcsL niedosiężnie doskonały

Zwyczajni chłopcy w nazarecie Dziejowe sprawy się nie dzieją Nicmsciwi starcy w cieniu drzemią 11 nutki wcale nie truchleją

W rzeczywistości innej oto tyłem do świata Ic^o grajek Sama wychodzi Strzyże uchem Dziewczyna stopę stawia w stawie

Jeśli potrafi*/ jq wymarzyć dokładnie 7. odpowiedni:) mocą To ona w końcu wydarzy Gdy zechcesz noeq przyjdzie nocą

W rzeczywistości innej oto dojrzewa owoc choć dojrzały A choć dojrzały tonie spada Jest niedosiężnie doskonały

NaskaLc W lesie Czy na plaży Z wieczorną bryzą w zapowiedzi W sukience która skórę parzy powietrze w płucach ci rozrzedzi

Przyjdzie Przystanie tak jak chciałeś flhróci głowę Powtc słowo Dicszcze po pleeacli przejdą Później IJędzie^z i widział wciąż na nowo

Im dalej Iłędziftz w ziemskim eza>ic tym ona łatwiej się nic zmieni Czas witać synu życie nowe na przeraźliwie ludzkiej ziemi

Kto jest ona Kto mnie budzi bezszelestnie mijając I czyj to profil na tle pełni brzasku Czyj to zapach oddaią dzikie zioła Kto pociąga mnie iak zasadzka

Znaki twe niech wejdą na me ciato Znaki twe niech wejdą do mej duszy „Bo silna ink śmierć jest miłość Nienbłananajak otchłań jest zazdrość"* One to bliźniacza para One to święta plaga

Km mnie woła poprzez ognicie sz 11 Liry 1 czyje |>o mnie wojenne wozy Chmury Kto u w i j a ł je u wichury his ki Kto zastawia nu mnie poi r/aski

'fmtfrnuffff^uni UfaŁL

Konicen w stmliu PR ndiifal. lt)2.;00« r. W tle j (fatrą Pioti Bogułyiu ztafrahuem Michał K ^ n u Ł Fut, Jerzy Stadma Junior

m

Znaki twe niech wejdą na irw ciało Znaki iwe niech wejdą do niej duszy H,BO SI I na jak śmierć jest miłość Nieubłagana jak oiehłuii jest zazdro^11

One to bliźniacza para One to święta plaga

Kto zamienia swoje wejrzenie spojrzenie Na mą trwogę na me drżenie

Znaki twe...

Piosenka dla ojca Nad huezwą dawno j aż kosy złamane l^zetrwanie lulaj ważniejsze niż Mg CiŁiis kroplą ciężką jak serce dzwonu żłobi dębowy kościelny próg

Już jesień sady do snu rozbiera Rozkłada plastry na sitkach bruzd Ty żyjesz po UJ by wyjść o świcie Wziąć w płuca przestrzeń znajomych dróg

Wzywa cię sosna na widnokręgu Taki instrument Gra na niej wiatr Nad ptecy zbite w czterdziestym szóstym znów sam się lekko unosi kark

• T\ się nie ochrzcisz raba pokorą W czapce u szalce likach Drelichu Nic będziesz czeka! swiin z zachodu i głową n;i stole przy odbiorniku

Czasem cif widzę w ciapce z czaplami Jak ją obnosisz szlakiem orlików A w twoich i>ezitch się pula zanoszą zielenią wartki zimy - chłopczyku

Chwila u wrót I J I I O fał zieloną Niknie za mgieł zasłoną Zatopiłam się w twój gruby swełr Chwila u wrót podróży A runie bardzo się dłuży Ta odległośćod ciebie o metr

Nie dotyk LIS z mej dłoni przypadkiem Bo przypadek to byłby zbyi rzadki

Nie postąpisz nikczemnie Nie odjedziesz beze mnie Ja H t Cżuję To widzę "Ib w ie m Zawładnąłeś mym sercem I jesieni kobiercem Uprowadzisz mnie wiibec i wszem

W klonach szpaki zadziornie Sejmikują wieczornie A na grądach grabiny płowy garb Dym zza wzgórza się płoży A przeczucie się mnoży Ze roztrwonię się jako twój

W totek nufiryWłnla p^Y JOJ Cfifw Mudw GtWsk. Fot Jerzy ShdwiA Junior

nł 170 171

Nic mów nic co wywraca na nicc Wolę ciszę i twą tajemnicę

Nic postąpisz nikczemnie Nie odjedziesz beze mnie Ja to czuję To widz^ To wiem Zawładnąłeś mym sercem 1 jesieni kobiercem Uprowadzisz mnie wobec i wszem

Nieba czarna źrenica Świadek mego przeżycia Górą stonka ciągnie Dołem idzie ziąb Zapadnijmy się miły Tu w le piachy i ily Nie ruszajmy się miły jeszcze stąd

Ja w tym życiu rozległym lak mala 1 najwyżej ja będę kochała

Nie postąpisz nikczemnie Nie Odjedziesz beze mnie Ja to czuję To widzę To wiem Zawładnąłeś mym sercem I jesieni kobiercem Uprowadzisz mnie wobec t wszem

Ballada przedpokojowa Nie miała w sobie nic z dziewicy W zgrzybiałej mieszka kamienicy Nie liczy z sobą się i z. niczym Spokojnie leży Łłlecy ćwiczy

Uosobieniem jest s|>nkoju Leży jak diodnik w przedpokoju Mówmy zc nawet jest chodnikiem Szmatą przechodnią Przebieżmkiem

Ta niby szmata To zjawisko, z którym nie można nie być blisko No i z natuty mimnehodu Problem podszewki zna od spodu

Gdy ona mówi lo Mę Wierzy bo jej właściwie nic zależy Gdy się jak ona leży nisko o wszystkim można śmiało wszystko

W szybciutko wie co lu się działo Wielu się o nią ocierało Pfrd czaszka płasko W sumie nędza A mthe sekretów jak u księdza

Zna W S Z Y S T K O TO CO Z pyska try .ska Co kot na plącze Pies naiska Więc gdy chce sekret wiedzieć kio lam Eo na trzepaku ją łomota

Gdy ona zezna lo się wierzy Boje; właściwie nie zależy (Idy się j,ik ona leży nisko O wszystkim można siu i ato wszystko

Gdy się wygada da wyklepać Się kładzie i spokojnie czeka Cudownie umie to czekanie Na przemian trzepak i deptanie

W I ra fc t i ć rtu£r?Wjrtia p l y i y Kl/t Co w s i a d i u P R CicLuisk, 2 . 0 2 , 2 0 0 f l T. Pnt Jerzy Stachura Junior

1 7 2 17]

licz tytułu

LESZEK MĄDZIK

Mistrzowie światła Malarstwo Cara\aggio charakteryzuje się gwałtownie skomrastowanym

światłocieniem. Najsilniej działa na mnie obraz ^Niedowiarstwa iWt 7bma-sza "- Cztery głowy tworzą koło będące w ruchu, które jednak zatrzymuje .1iię. gdy dostrzegamy ranę w bókti Chrystusa„ Wszystkie pcrstatfe rozgrzane słońcem mają wewnętrzny tor, choć w pomieszczeniu jest ciemno. Jedyne światło wpada przez otwarte nu oścież okiennic t- - słońce wtargnęło tu w zdecydowany sposób. Spontanicznie nasuwa się pytonie: skąd tak napmw* dę pochodzi to światła? Tuk. jakby sumo decydo^fałoę co ma obnażyć, u co ukry ć. Dzięki mętna dramaturgia rąk. które zwierzają ir kierunku rany Chty-Itusa ma wymiar uniwersalny. To właśnie światło w tym obrazie dopuszcza nas jako świadków do tajemnego obrzędu niedowierzania. Twarze uczestni-ków tego wydarzenia, cłipć gptQ wmndut, są nad wyraz ekspresyjne.

Obraz pt. .,Sw\ Hiertmhn" dzięki światłu konfrontuje dwie głowy, jedną martwą, ułożoną na księdze. - czernią oczodołtm będącą symbolem śnrier-ci. i drugą - storągłon-ę Hieronima Światło pada najsilniej na dwa punkty. Wyciągnięta diofi święte/to łączy je w jedną myśl. O sile tego obrazu decy-duje dramat światła zrodzonego z. czerni tła. Subtelną tajemnicę dziełu po-tęguje opadająca Z Jedne go rogu 5(t?hi biała tkanina„ pozornie nic nie zna-cząca. W ten sposób ujawnia się teatralny wymiar całej ftf/iji /Jarzą się często, żc nasz wzrok {wda na detal, szczegół który niepokoi, wydaje Się racjonalnie nieuzUSadniony, a jednak wzmacnia napięcie i ekspresję ukazu-ttego zdarzenia. Tok się dzieje w wiełu dzidach tego mistrza.

Mian przed sobą obraz ..Powołanie Mateusza". I (utajfenomen świa-tło czyni cuda. Przeszywający wnętrze promień zachodzącego słońcu dra-matyzuje i potęguje wtajemniczenie, które spotka tego świętego. Światło wdarło się do środka i obmtsżyb twarze św iadków; to ano, ir mistrzowski sposób odnalezione przez artystę, ma wywołać wróżenie tiieanłzienności. Najwięcej mówią twarze i dłonie. Po nich smuga złotego blasku spływa najbardziej intensywnie. Jak znalazł Curavaggio sposób, by wpuśrić do cii futtega tonęrrza ren mop światła z niewiadomego iródła? Wiele fu ta-jemnicy niepokoju, dramatu. Jakiś paraliż dotknął obecnych* Są nazna-czeni piętnem współodpowiedzialności za nuwą miyję, którą ma pt zedsobą Mateusz?

Wiele obrazów tego włoskiego mistrzu baroku ma charakter religijny. Może najpełniej to sakralne światło uzewnętrznia się w kontakcie : (udzkhn tlałem. Przykładem niech będzie jnjwstałe tut samym [wrzątku siedemna-stego wieku ^Buzowanie Chrystusa". Tu stła i dramat bólu i cierpienia odsłaniają swój ofiarny sens właśnie dzięki biegnącemu po ciele świałlu.

Bezbronna nagość, silnie przez światło podkreślona, wyzwala w nas współ-czucie i przybliż/t do tajemnicy śmicn i. To znajdujące się w Neapolu płótno pokazuje bardziej rezultat, skutek biczowania nit jego sprawców i rlarzę-dzie tarfur. Oni są w tle. a przed nami jesi ich ofiara.

Z kolei Rembrandtjest mistrzem nierealnego świniła skojarzonego, z za-dumą nod losem człowieka. To także mistrz utrwalania różnych faz ludzkiej egzystencji w czasie. Potrafi ukazać dramat zniszczonego ciała* jednocze-nie poprzez złocistą iluminację mówiąc o jego dostojności, szlachetności. Starość i upływ czasu stają się bardziej przekonujące w ostatniej fazie tycia artysty. Obraz i,Starzec Symeo/i i Dzieciątko Jezus w^wiątyni". rozdygota-ny w świetle, prawie impresyjny, jest refleksją na grtmłcy tego, co odchodzi, z tym, co zaczyna życic. Twarz starca i clztuka u> dwir rozżarzone poc hod-nie. Jedna za chwilę zgaśnie, a w drugą płomień tchnął życic,

Ceorges de la Tour - jeden jego obraz, „Pracownia stolarska św. Józe-fo ". upewnia mnie a zawiniezej funkcji światła w SZUtfk Co może uczynić jakie mieć skutki blask jednej świecy* ujawniającej dialog młodego Jezusa z Józefem, Twurr. dziecka prześwietlona aż do bieli, sylwetka stolarzu i je go narzędzia konturowo pokazane za sprawą tegojednego fjfódJa światła. Cóż za kameralność spotkania TC ciepłe domowego wnętrza...

Dzieła mistrzów światła są dziś nie tylko inspiracją. One zawierają y/y-tłumaczenie samej istoty procesu tworzenia,

Leszek Mądzik

MiriMmgelo Ctarjmggjo: Po w fant* ^ fdatmm i fcoSĆłoła Sun l.uiłri dei Prairad u Rzymie.

160 175

u- y.i •• .,• i v ..ii \ i m ta-, f.T.mn ^lunmw

n u t y

Ał$>RZEJ G O W O R S K J

m ZDERZENIA P O E T Y C K I E W SOSNOWCU

Wrfród imprez Ifreruckicbodhy wijących się wPolsCe tuż przed sezonem ogór-kowym warto zwrócić uwagę na [El Zderzeniu Poetyckifi /organizowane 21 czerwca w Serowcu w klubie Patelnia 36. Pnb&Gafefitf przez. Edytę Anto-niak -miejskiegoanimatora kultury. i poetę SławomiraMatusza. W organizację w łączyły się także i <iłijęly przedsięwzięcie patronatem Urząd Miasta w- Sosnow-cu i Miejska Biblioteka Publiczna.

Ideą spotkań i u by lo. jak. co roku, zaprezenlowanie ptiblkzmtści dwóch środo-wi sk poetyckich; lokalnego z Sosnuwca i. - podczas III edycji - grupy poetów z Trójmiastu. Z Wybrzeża przybyli: Wojciech Bornis, Wojciech Wencel i Ma-riusz Więcek Sosnowieckich poetów reprezentował i r Ryszard Będkowski, Ilo-na Kula i Slawuiuir Matusz. Imprezy praw ad/j la Edyta Antoniak. Bardzo ważną funkcję w przebiegu spotkania spełniał ..arbiter1" • jego zadanie pofeg&fe) na k<v-menton/aniu rund poetyckich konfroniacji. Ostatecznie mial też wyłonić ..zwy-cięzcę" lirycznejugory. W tej roli wystąpił zastępca sekretarza redakcji kwyjial-n i kij literaekiegtt „ Akct-nt" Jan usł u WJIL-JI ,

131 Zderzenia Poetyckie rozpoczęli goście z Tfójniiasiu, czytając kokjno po kilka swoich utw<utVw. Publiczność wiolowo nagradzała brawami prezento-wane wiersze, w szczególności teksty młrjdegri poety - Mariusza Więcka który podczas czytania efektownie wykorzystyw ał podkład muzyczny (w Lrakeit Zde-rzeń na gitarze improwizował Patryk Filipowicz- gitarzysta zespołu Dobre du-

Kkiwnmir Matusz, ltrłni Kula. Rw;ird Ftcdkowski. Fot. Hut Tarły

m

P:ajyk Hitipouicz. Rtlyia Anion ijik. Jamstaw Wach. H t Hffl Parł)

chy). Poeci z Sosnowcu /jprezcnlnwali równic intaresu^cy wybór wierszy -teksty pełne zacięcia, odwag poetyckiej, niettiedy wręcz 4. .łndali żujące fMa-tusz )H ezy delikatne, bogate wszczegóły, wpisujące sie w konwenqj$o1 haramu Kulaj, Niezwykle ważne były również wiersze Ryszarda Będkowskiego (kwiet-

ny dehiut tuż po pięćdziesiątce). Jego teksty zwracały A W A ^ Ę P N E M Y F L A F I Ą , HW;Z-kolwick inną i Wyróżniającą pię na tle pozostałych utworów jjnSci - poetyką.

Jarosław Wach opowiedział publiczności o kwartalniku literackim* w którym pracuje, ..Akcent'" - rnówtl arbiter, to pismo łączące różne wizje sztuki, jego specjalność^ są pogranicza - tygiel artystyczny i kulturowy to ważne /ródło inspiracji dla autorów pismu.

POtk-zjLH drugiej rundy poeci z Gdańska - Boro* i Wencel •• swoimi tekstami zaskoczyli zgromadzanych. Pieiwsiy / nich przeczytał set wierszy o mocnym /ali.inviciiiu lingw istycznym, z licznymi podtekstami erotycznymi. Wencel zaś -• twórca o ujęnmiowanej już w Pblsce renomie - zaprezentował zestaw nowszych wierszy. Ich poetyka odbiegała od właściwej mu konwencji kłasycyzującej, i na-czej tez nozłożotic były akcenty lytudczń Szpital, In^ment z poematu tmagp mmdi, w zestawieniu z. zupełnie nowymi utworami, zabrzmiał jak aulo^ka zapo-wiedz poszukiwań miwej estetyki. Sosnowiec zaś wyraźnym głosem Będkow-skiego {np. z wtórna Jaskinia - bakmsajtmy / mi czubku języka, jtottn sq tyłka zapowiedzą ff całkowitego milczano, > i Matusza (wiersz poświęcone zmarłej matce poety) odsfomti linię napiec w swojej liryce i powiedział niejako: głębokość doZhafl i samoświadomość poetycka (ci Wa>ne kryteria w naszej twórczości.

W tej sytuacji werdykt brzmiałby arogancko... rozpoczął kończąc^ stuka-nie wypowiedź Jarosław Waeh. Zwrmeając sit kfll^W do poszczególnych po-etów wskazał cechy charakterystyczne wyłącznie dla ich liryki. ?a największą jednak wartość uznał to, co *szyBtkich.twtirpAw { cz.y, a nie dzieli • pochylenie się nad sprałam! fundamentalnymi dla egitysteneji; samptitościl lękiem, śmier-cią, wiara i Wtem, „Of^ceru w tycli wierszach otwarta nma pizypomina tę. o któ-tej pi sal R i I kc. jest do jmu ją i rtfeJcgU*- powiedział Wach w finalnym staniu. Koniec imprezy był asumptem do rozpoczęcia spuikyfl nieformtInycht trwają-cyeh aż do wczesnego ritna.

III Zderzenia Pitetyckie były niez^ s kle udany m przedsięwzięciem. Oceniając je juz jako fakt dokonany, należy podkreślić ich dwa różne aspekty. Jeden doły*

177

i

czy koncepcji i rnprez.y pomysł zestaw te ni a dwóch różnych środowisk poctye-kich jest inLfi«ny. działa i, co najważniejsze, jest twórczy - wnosi nowe jakości do myślenia o poezji* Drugi anpeki dotyczy nic tylko samych Zderzert. a szerze j - również sosnowieckiego środowiska literackiego i tHkłania kulisy zjawiska w jego fazie „stawania się*. Autonomia poetycka L praea nad stworzeniem mj-pp/nawalńcgo w Polsce własnego stylu lub - mówiąc językiem futbolu - gra w pierwszej lidze literackiej to cci, do którego dążą poeci z Zagłębia. Rez wa-pienia 111 Zderzenia Pocryekie 10 jeden /C sportów wyodrębnienia się i indy> widualizacji Sosnowca na literackiej mapie Polski.

Andrzej Goworski

U Y/ \ I RSZU^yNSKA-FlENlAtC

MISTRZOWI li ILUSTRACJI NA ROZTOCZAŃSKICH PLENERACH

Ksin^kę znalazłam w shuy m pudle. Leżała w śród nikomu niepotrzebnych pod-ręczników. roczników statystycznych i zniszczonych broszur. Sąsiadka rnldała mi ją bez żalu. Hyla nieduża, kwadratowa; papier szary i gruby, obwoluta mięk-ka, Opow Kiiinln o przygodach Sindbada Żeglarza.

Siudym ułam w fotelu z podkulonymi nogami i oglądałam i lam racje. Nie. wte-dy nie używałam tego słowa. Mówiłam raczej; , .Manio, zobacz jakie ładne ob-razki"'. Przedstawiały m.in. postać Ali Baby namalowaną bardzo ostro, zstzna-LAtnij czarnym konturem P płasko wypełnioną kolorem. Tb byl jakiś dziwny tajemniczy świat, który ws]>ólgral x historiami ti^miana

Pu latach znalazłam tę książkę ponownie, znowu trał ii a do pudla-tym razem z rzeczami z dziecinnego pokoju. Gdzie jej tam do książek wydawanych współ-c/eśn ie f Uwodzących śliskim papierem, z d uży mi. barw ny nu i lustracjami u głę-bokim kolorze, Jest jak brzydsza siostra. A jednak ilustracje wykonane przez lilżbicłę Gaudasiriską czynią ją piękny i niezwykli), Przypomina mi deszczowe wiosny spędzotK z książką na kolanach, tfwiatlo układające się w pokoju, w ktń-tym dawno nie mieszkam, nioje marzenia z dzieciństwa.

Pnce ł:.tżłiiety GaudasMskicj. Józefa Wi] konia. Tomasza Borowskiego, Zd/.i-sława Witwickiego, Janus/a Stanncgo. Bogusława i Wandy Orlińskich. Krysty-na Michałowski^, Teresy Wilhik. Olgi Siemaszko, Zbigniewa Rychlickiego i wielu, widu innych wybitnych grafików znajdują się w zbiorach zamojskiej galerii. Kupowano -c z myślą o budowaniu spójnej kolekcji polskiej ilustracji; do zbiorów lotisiły także dziele tworzone w czacie plenerów organizowanych na Koztoczu od lyłłJ r. Za (wzehieg imprezy do 2(KNł r. odpowiadało BWA, po połączeniu dwóch zamojskich galerii obowiązki te jwzejęto Biuro Wysław Arty-styczny cli - Galeria Zamojska.

Kiedy wc wrześniu odwiedziłam artystów w Zwierzyńcu. przygotowywali się do tematu Różnorodność kuiturnwa Zantojszcżyzny, równocześnie w galerii BWA-GZ trwała wystawa poplenerowaz ubiegłego roku, poświęcona Stanisła-wowi Wyspiańskiemu. To niezwykle interesująca prezentacja. Artyści odwołali się doznanych i wielokrotnie iniespuetowanych dz.icł młodopolskiego pisarza "raz do motywów nbecnyeh w jego malarstwie. Znalazły stp tu również rozwią-zania graficzne będące prób;; znudzenia *ię r. Icgendi] Wyspiańskiego, do nich należy bardzn piękna praca Janusza kapusiy. Plener poświęcony Wyspiańskie-mu zołgajii^nwaiiL] w stulecie śmierci artysiy, Z Lej okazji wydano album, który

17S

otwiera ilustracja Janusza Sraimcjjo- nestora polskiej grafiki użytkowej. wieło-letniego profesor ASP w Warszawie. Stadny nic tylko uczestniczy) w plene-rach. alt- również utrwalał kmjcibrazy Roztocza i urvhitck turę drewnianą w szki-cach i rysunkach. W swoim dorobku ma ponad 200 książek, ilustrował iteksty zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Wydał \rs.y książki auto^kic,

Ja już prawie wszystko zilustrowałem i czuję się spełniemrii człowiekiem -śmieje się profesor, kiedy go pytam o ilustratorskie marzenia. - Aplener oprócz pracy nad jakimś tematem jęst niezyvykłc ważny, bo integruj* .torfowiska i po ZWafa na wytruui)*/ myśli, tubię tu przebywać,

Polska szkoła ilustracji wiele zawdzięcza Janowi Marcinowi Szancerowi, w je-go pracowni asystował .Stanny. Szancer był nic tylko wielkim i Insi retorem, ale lakże znawcą kostiumów, mebli i scenografii. Na wystawie poświęconej Wy-spiańskiemu wiszą prjcc jego uczennic. Krystyna Michałowska przygotowała ilustrację do Legendy f f , zaś Wanłla Orlirtska do wiersza Gdy przyjdzie mi ten śwmt porztteić,

Szancer był ważną postacią dla całego pokoleniu Husinaonfw - uważa Wan-da Orlińska. - Wpłynął równiei nu moje życie. Po dwóch latach ogólnych na akademii wytndam specjalizację z ilustracji ksiąikawęj. Profesor był nadzwy-czajnym erudyią. miał tazłegłą łł iedzęna lemat rekwizytów i kostiumów. Pumię tam. ze robiłam kiedyś iłustwcje do Turgieniewa i on tni przy okazji opowiedział szereg historii o meblach, jakie stały w s zlacheckich domach h' Rosji, ustrojach, jakie noszono. Był wówczas gigantem tia st enie iliutmcji, z dużą iycziiwdtcią traktował studentów i ułatwiał im stan mwadawy.

Wanda Orlirtska w swojej pracy ilustiaiora poiosiajc wicma tekstowi;jwt hi->-wjem przekonana, żc gr.illka książkowa powinna uzujichiia^ litcraiurę. Uznaje, Żc najmłodsi odbiorcy poirzehują tradycyjnych elementów, adz.ięki ilusLraL ji utrzy-mują wied/ę okkście i świcie. Ptnlkrc^la również, że ta piękny zawńd, bo moż-na w ten sposób opowiedzieć o własnych dziecięcych tęsknotach \ pragnieniach. Jej nutz, Bogusław OriiAskl doskonale Zlany dzięki pięknym itustnKjOfn do ba-

Janusz K;Lpust;i, grafika kompaterown pofirjrd^m.i n s^nkiiui]. ^O.s 50 en)

I7S

Zdmtaw Wilwidi, iluiirajcjado Jisj^i Joanny PiipUZUlsŁiiij l'ims. klóregit nie ma, gWaSŁ IQć7 r.

jck Andersena, utworów Korczaka czy llaśni skandynawskich, zwnrtcil uwagę na jeszcze jeden istotny ckmcnt związan t z tym zawodem?Sądzę. & grafik ilusbnn-ją£ czyjś tekst powinien starać sif zachować niwnowagę między formą a rteściib Zadbać o detal, szczegół. Dobrze, gdy ilustracja łmduje nastrój książki.

fło^uslaw Orliński pamięia jeszcze pierwuze edycje imprezy organizowane prze; Grażynę Szpyrę, która przez wicie lat kierowała HWAw Zamościu i nie Lvi ko fHiwoliiłu do iMruuniid spolkanini ilustralorńw. ;de również Ewt]r/.ył:i moj>k4 kolekcję ilustracji, liczącą dzitf przeszło % tysiące prac. Atmosfera od początku hyia serdeczna - wspomina Oriiiidtl. - Przyjeżdżali świetni artyści, z duży/n doświadczeniem i dorobkiem: Olga Siemaszko, Zbyszek Rychliki. Ja-nusz StannyL Nie była między nami dystansu. duliśmy się swobodnie.

Plenery poprzedzone liyly wystawami pokkieh ilu HI retorów, które Grażyna Szpyra zrealizowała na pocz tu lat osiemdziesiątych, Świetne recenzje z tych iLks]Ki/yuji -prawiły. ie KL u/jmwsiiiy /.i uśnidL-k perskiej i ludn-ej i książkowej; to lutuj pracz wiele lat przygotowywano i wybierano prace arty-sińw n.i Międzynarodowe lli^nnale llnMnejs w Bratysławie. W r. Zachęta zwróeiła się do S/pyry z propozycją przygotowania wystany podsumowującej dokonania polskich ilustratorów. To było wielkie wyzwanie - wspomina wielolet-nia dyrektor BWA- - Zastanawiałam się, jak ja nogę uczcić pracę tych wybitnych łudzi w takim małym Zamościu. Powstał komitet organizacyjny. do którego włą-czyli się znakomici artyści: Zbyszek tfychłiaa, Janusz Stamty, Marian Murawski. Z wielu prac wybraliśmy fe najlepsze. Utysunwt jeździła pit całej Póbce,

EMO

Pomysł plenerów zrodził się podczas spotkania z ilustratorami. Zd/.isljiw i wieki pamięta. ie rozmawiali o tym na jednej z wystaw. Już wtedy Grażyna Szpyra kupowała od twórców prace i mywała o lądowaniu kolekcji. f^ięki kwietnym kontaktom zebrała w Zuzw&iu d/ieła najlepszych artystów wspól-twar/^cych polską szkołę ilustracji, Jeździła z nimi po całej Lumpie, n w rumach „bramiej współpracy" odwiedziła również Kubę.

Od 2002 r. funkcję dyrektora H WA-GZ pełni Jeny Ty burski, on równie* opo-wiada za organizację plenerów. I choć idea imprezy pozostała Laka sarn; zaszły pfiwne zmiany: większa je&t reprezentacja artystów /c środowiska lokalnego, przyjeżdżają lei graficy z Ukrainy. Współpraca rozpoczęła stę w 200-1 r. Napo* cząlku gościli u nas anyści z Dicka, tkt kilku lat zaprawmy ilustratorów zw iąza-nych z lwowskim Pałacem Sztuki. Przyjeżdżają zwykle dwie osoby. Są łrardza pracowici, orwun t i urozmaicają plener - w roku Śpiewali nam dumki.

Ptener tonie ly Iko czas malowana, wycieczek czy wyktoddwŁ to również oka-zja do towarzyskich spoikari i dyskusji. Mogłam więc zapytać, na czym ptilcga fenomen polskiej szkoły ilusir;ieji. Bogusław Orliński uk go określił; Ilustracja trzymała dobry poijom formalny, baztrwała na delikatnym i inteligentnym dow-cipie, miała swoją puent? graficzną. Taki był charakter pokkięj ilustracji. Zdzi-sław Wuwieki, uzuawany za współtwórcę polskiej szkoły tlustracji. doda!: Uwa-żam. że posiadała te cechy, które każda ilustracja mieć powinna — dowcip, czytelność, dobrą kolorystykę i poziom artystyczny.

Zdzisław Wit wieki zajmuje się grafiką książkową od pól wieku, najmłodsi znają go dzięki kolejnym wydaniom Wróbelka Manetka, Dnnetf podczas woj-ny, po śmierci ojca sani utrzymywał rodzinę pracując na kolei. Być może ędyby nie samotna, bezdzielna eioika, Łirtra wierzyła w jego talem, nigdy nit; p y t a -łyby te piękne ilusLmcje do ponad 7U książek. Piwnego dnia zadepeszowała: Bierz urlop! Przyjeżdżaj na egzamm. Zjawił stę w Warszawie w znoszonym ubraniu, nietfmiały. Egzamin odbyuul się w pracowniach malarskich Zachęty, bytu Uli po wyzwoleniu. Wi[wieki pierwszy raz stanął pr/L?d sztalugami. nigdy wcze&uej lak n i-d rysował. Zdałem tełi rgzumin. f f a akademii poczułem sif tak.

Jb/jtf Wiłhoti. ilustracji do czasopismo. gwa-i/., Z5-27.5 ent, 19821.

IK1

Olga Stern.is/kij, ihttracja • lo ttłcStU Jnliani Tliwiiiw Kwiaty pniskic. (et I: ni.: rnisuna, cm. I94SS r.

JtłkbyM m uii wbtk 'zy! na nowo, byłem łymoszpbmiony, dlatego zostałem maia-mtm. Bo ju tuk wewnętrznte czuję się bardziej malarzem u iż ihisiruio/cui. u moje proce to są takie mali obroży.

Zdzisław WilwicJd w Ląniuirść nswoiir życiu uin|cat humorystyczne wier-sze wkisne^o autorstwa (nflpLsal ich ponad sto). Ilustracje robił zawsze z poczu-dcm, że powinny wychowywać plastycznie, bo to pierwsze zetknięcie dziecka ze ^tuką. Jego prace to opowieść o lepszym, piękniejszym świecie, do którego się tęskni w/inlowi: wii-L/nry h-M w nich tnlmhina humoru, dnskonala kcimpo zyeja i retne wyczucie koloru.

Pośród wielki prac pokazanych na popi enerowej wystawie poświęconej Wy-spiańskiemu zachwyca ilustracjaJulanl) Maiculli, kairu wybrda nKriyw cli<x*lu>-la, To jedno z najeickau szych opracowali tego tematu, ty 111 trudniejsze, żc zawsze mu żc być skonfrontowane / obrazami inalar/.i M.irl ..!l.i 1^1 h .^hr , , ni roztoczańskich plenerów. O fiustracji pomyślałam po Studiach, zaczęłam jednak oti projektowania Okładek, nie ntialaM odwagi pójść do Wydawcy, kldry zajmuj? tię książkurni dfu dzieci. Potem nawiązałam koutukl z WttSZĄ Księgarnią. efektem tego byia propozycja pracy nastał'-, Oił razti tfjtszłam wio po uszy. To było włeika [itt_\ v'r 'iftT, ktoro Jr-h rJfcj 17łat. Mv\!ę. że teraz zaczyna tdę dobry CZOs dio ilustra-cji* bo w łatach dziewifćtiziesiąo,rh bytu bardzo fie, pohia Hus/facja była wła •

śawie usunięta z rynku i zostąpitmu dustracją omerykattską oetiz. naśladowcami Disneyu, Nu tZEZf&ir nastąpił przesyt ilustracją krzykliwą, kolorową i pnełado-wamj. Teroz. się szuka nirwycb rozwiązad i to jest miejsce din nas.

lemat pleneru Róiporodność ku ittuo Zamojszczyzny sprawi) grafikom dużo kłopotu. Dyskutowano o tym* jak go ująć w ilustracji .jikie motywy wykorzy-stać. Najszybciej uporali się z nim aity&i z Ukrainy, którzy już oddali .swoje pwce, jedna Ł nich przedstawia malownicząccrkiew w Hrubieszowie. Aleksan-dra Michalska-S^wa^ierezak w wielu prjKitch wykorzystuje motyw myszy. W ilustracji zamieszczonej M wystawie w UWA-GZ, nawiązującej Hłwto Wyspiańskiego, dystyngowana mysz WCzerwonym szalu została ukazana na tle chochola. Artystka tłumaczy z uśmiechem, ie to nic tylko kwietne, nicpozłn-wionę osobowości aktorki, ale także postacie ftmksjonujpc w baśniach różnych narndów. W pracy naLł teinalcin obecnego pteheni ilustratorkLi -,/juka inspiracji w wielokulmrowości terenów Anrtojszczyzny Niewykluczony że i tu „zagrają" tak lubiane przez n^ motywy. Chciułabym popracować nad ukraińską demmo-togią ludową, która wiąit się z tymi terenami • podkreśla Aleksandra Michal-skii-Szwagiercz.ibk. - Myślę, że te wierzenia wcałe się tok bardzo nie różnią od polskich, może uda mi sif dowieść, że jak się sięgnie głębiej, to tif okaże, że mają korzenie we wspólnym podłafst.

Każdy z artystów uczestniczącyh w plenerze pozostawia zamojskiej galerii dwie prac*;. Eii/ięki temu BWA-GZ może się pochwalić aąj lepszymi w Polsce zbinnimi ^ratiki książkowej. W szufladach zamojskiej galerii niczym w sezamie kryją się niewiarygodne skarby kultury, niestety rtiDzruijc oglądać jedynie pod-tsas wystaw poplenerowych W innym ptftfwieitoc/ckałyby się muzeum, a u ras

Zhiunitu Eiych]icki..V(Jj'.tu^aJfrr:.iikwarelu,30x40«ru IłSl r.

m

ttikto tym nawet nie wspondna. Nikt oprócz ilustratorów wzyu i-Jcie. ale ieh glot nie przebija się do publicznego dyskursu. Szkoda, może nadszedł czas. by wrócić Ju pomtysłu Zbigniewa Rychlickiego który przymierza! się do stworzenia takie-go muzeum, ale nada śmierć przerwała jego starania. I\> trudnych latach dzie-więćdziesiątych, kiedy to najlepsi polscy ilustratorzy prawie nie mieli zleceri, a ilustracją zimowali się chał turnicy naśladujący Disneya, nadszedł wreszcie do-bry CZJLS Jlagnifiki książkowej. Pojawiły S I Ę nowe nazwiska, świetni młodzi ar-tyści, którzy są iadomi dokonoi misuzów, znają tradycją i odnoszą ii; do nie j w twórczy sposób. Morę więc to właściwy moment, by do świadomości społecz-nej wprowadzić icn temat. I choć ilusiratorzy nie zawsze .są oplymistanii, wiele wskazuje na to. coś dobrego dzieje się na polskim rynku wydawniczym. Liczy sic bowkm już nie tylko lo, co zostaEo wydane, ale także jak lo wydarwi

Żeby ilustracja po wnkila nu dawne miejsce, mm Zff się pujn wić jacyś maniacy h i ą i k i - uważa FJżhieTa G&udasińska, wróżniona m.in. Złotym JaMkierfi w Bra-tysławie -jak Kryniccy w Krakowie czy Hitiro iJterackie we Wrocławiu, Widzia-hm kilka pozycji nagrodzonych H-1 konkursie ItWY, to rzeczywiście książki arty-ityCSte, aie Ichnie widać w księgarniach.

lilizfi Leszczyiisku-Pieniak

WACŁAW WOŁYŃSKI

„MAJ NAD WILIĄ" PO RAZ PIĘTNASTY

W maju bieżącego oiku Wilno tradycyjnie gości (o polskich poetów przyby-łych z różnych stron świata.. Poetyckie ..Maje nad Wilią' maj^ piętnastoletnią historię. Pierwszy odbył się w 1994 roku. Był przede wszystkim spotkaniem piatów polskich mieszkających na Litwie z poetami /.n;td Wisły. Koncepcję imprezy przedstawi! miody dziennikarz i poeta z Wilna Romuald Mieczkowski. Lik |o 7wy k Ie bflfW , pi łmyslodaWca ?<ist.i l wy ki sn:su ęą /nd:i nia. /&t6ta tul iint1-gu isiczątka Romuald Mieczkowski wiąz z żun^ Wandą, nie szczędząc sil i środ-ków uzyskanych z prowadzonej na wileńskiej starówce Polskiej Galerii Arty-stycznej ,Znad Wilii", organizuje majowe zjazdy jułetów Airzebazauw ażyć. że każdego roku bierze w nich udział od do uczestników, przebywających W Wilnie Tia kns/l łcrgani/atcirów. -LMajC nad Wili^" [[] najważniejsze wydarze-nie kulturalne w życiu stutysięcznej polskiej społeczności. Warto dodać, ze współ i śmieją zorganizowani! przez Zwiążek Pinarzy Litwy doroczną międzyna-rodową „Wiosny Pitezji".

lezestnicy polskich spotkań *ą lakże gośćmi litewskiej H Wiosny Poezji". Amtk-cyjrty program sjiTawia, że o przyjazd du Wilala Zabiega wielu poetów. Poza au-torskimi pruzcntacjunii w Wilnie i nta Wileńszczyźnie organizowane są scsjflj wy-jazdy „śladami wielkich poprzedników ". W minionych latach była lo ndlh wędrówka szlakiem Adama Mickiewicza, Tadeusza Konwickiego, braci Stani-sław.! I Fi i/l1 I I i M.ickiew Oesł.iw.i Milns/a-/.ilokcyjnynipobylcm w S/e-tejniach (nad rzeką Niewiarą, czyli lssa>. miejscu urodzin Miłosza. W tym roku uczestnicy mieli okazję podróżow-ić śladami Słowsickicgo. Odwiedzono polskie s/koly i z.wied/ano pałac Śniadeckich w Jus/unacli. spotkano się też z. władzami miasta i z ^jołską młodzieżą w Sołecznikiieh (bywał tu także Mickiewicz, co upa-miętnia posąg ustawiony w centrum miasta w większości zamieszkanego przez lilaków}. Była też „integracyjna majówka"' nad rzeką Solc/ą z udziałem pol-skich zespołów artystycznych, m.inr z Domu Polskiego w EjszyszkACh.

Tradycyjnie „Maje nad Willą" rozpoznają się od „przywitania z Adamem" przy jego pomniku, tuż obok klasztoru Bernardynów i pięknego gotyckiego ko-

łft4

ścioła 3w. Anny. W niedzjelęr 25 maja u godzinie 930 wszyscy uczestnicy wiosny oraz goicie stawił i się przń! posągiem wieszcza. Przybyli także dziennikarze tele-wizyjni (polscy i litewscy), radiowi i prasowi. Następnego dnia zdjęcia z uroczy-siotici ukazały się na czołowych strunach polskich gazet wyd&wanydl w Wilnie. Wśród go&i honorowych byl i przedstawiciele polskiej ambasady i Konsul Gene-ralny w Wilnie Stanisław Cygnarowski, przedstawicielki Senatu RP EłLabara Boryfi-r^mniętkaoraz Ewa Czerniawska, córka Pawła Jasienicy Ewa Beynar-Oze-czołt ( pokazała nam wileński dom ojca), a lakżc reżysej Kr/ys^of Zanussi (przy-gotowuje Ti Imo królowej Judwidae i ,jej rozterkach pr^ed spotkaniem /. Jagiełti|"). Z poetów .„stawili .się" m.in. Atieju Ryhałkoi Jdzef lless(Niemcy), Mariusz Szn> nert (USA), Manek Wawrzkiewicz {WtisŁiwa), Marek Bcrnaeki (Hielsk(i-Biała), Jacek Lubort-fczeska (Kruków i Andrzej K. Waśkiewic/, (Gdańsk), Wiesław Szamariski (Białystok), Dariusz T. Lebioda fBydgoszcz), Ludmiłu Janu^cwicz (Koszałinf, R p i t a Gniszka-Zych {Oeiadż), Waldemar Michalski (Lubł in}, Kry-styna Lctdfttwsfc* (Rzeszów), Edmund Pawlak fWarezawa). Marek Skwamicki <Krakńw) - k> tylko te nazwiska, które zdążyłem zanotować, Z wileńskich po etów. często iłełrti^cyeh rolę w.spOlgospod^r/y imprezy, byli m.in.: ws|*>mniany już Komaald Mieczkowski. Henryk Mażul. Wojciech PtotfflWftt. Aleksander Sokołowski, Aleksander Śnieżko. Józef Szostakowski.

Od tai wlaścitrainauguracja „Maja nad Wilią" ma miejsce w domu. w którym mieszkał Adain Mickiewicz. Dziś znajduje się iu muzeum |Kiświęcran; jego pa-mięci. Dyrektor Kimamas kalana jest poetą i autorem m in, tomu wierszy \tit-święconego Adamowi fukazid .się w 2002 r, w dwujęzycznej *enji łitewsko-płtlskiej pt, Impirsjcwileńskie), W inauguracji ..Maja" tradycyjnie bierze udział przedstawicielka Związku Pisarzy Litwy jod kilku lat - wiceprezes), Riruicfc-flufkaite, która tłumaczy p<iezję polską na język litewski. W domu Mickiewicza poeci dokonują autoprezentacji i c/yiaj^ swoje wiersze.

Ważnym punktem programu tegococznegO,>ldja nad Wilią" była dwudniowa sesja naukowa O nam tostafo z dawnej spuścizny Jagiellonów? Ro^rtizęia się w nowym gmachu Ambasady ł^lskiej pa Sm™ m Mieście (dawny Palae Pacó^ . obok Uniwersytetu Wileńskiego) wystąpieniem Krzysztofa Zanussiego. Głos zabrał również profesor Allrodas liumblauskas. Obydwaj podkreślili istnienie do dni a dzisiejszego irwalych owoców idei „wspólnuty jagiellońskiej", Jagiełło* nowie budowali państwo na fundamentach demokracji szlacheckiej, gdy pań-stwa ościenne stanowiły mona^hre z absolutną, dziedziczną władzą, Rzeczpo-s|Hłlita Obojga (a właśtiwie wielu) Narodów była otwarta na rtfżne kultury, religie, języki, nacje. Słupnie postrzegana jesl dzi jako wzorzec dła w s p ó ł L / ę -snej. jcdn(vzącej Europy*

Następnego d n i a kontynuo^'ano sesję w Instytucie Polskim (z siedzibą obok wileńskiego ratusza). Kilku młodych naukowców y. pdlski (m.in, dr Dwwta ł jibioda i d r Rwa Górecka i a n a l i Z L i w a l o sprawy narodowościowe i kuliuralrte połączonych narodów, Przypontniaoo, że ówczesna Eun.ipa Środkowa była rze-czywistym podmiotem tej części świaia. a Rzeczpospolita najpotężniejszym państwem Europy, W dyskusji wzięli udział m.in, Tom;tsz ł j ib ień^k i i Rwi Beyn:ir-Czeczotl, która iibówila o „wars/taL-ic naukowym" ojca uraz pitłeesie tworzenia jego d z i e l Polska Jagiellonów i Rzeczpospolita Obojgu Narodów. Chłk^ przetłumaczono je na jeżyk a]ij;iel.ski, nie d(jczekaly się jeszcze przekła-dów na Litewski.

Litewscy pisarze dwukrotnie /aprosili du %wojego lukalu tdawny PiiljcOpiri-sklch) uczestników ,.Maja tiad Wilin". Najpierw (24 majm Krzjs/tof Zanussi iKlpowiadahia pytania liiiewskich kinomanów, następnie (2tt maja) w grocie pi-sar/y jntl.sk icb i I newskich dyskutowano o sztuce iłnrnaczeni.i i i poi^ebic wzajemnych ktHiuiktńw. Zebraniu przewodniczył prezes Związku Pisarzy Lilwy (<wiei n ie mówiący po pol>ku) ionas Li n i auskas. Prezes poinfOnnOWul o d^ialal-

W

ności związkowego wydcwtfictw* oraz trzech wydawanych pr/ez rirgunizaeję lyiułów c^opiMn literackich Na U Lwic nic doszło do rozbicia organizacji związkowej na dwie niżcie, zantagonizowane, jak Hialo się (u w PolsCc, Może dlatego | .uwini mają się czym pochwal

Przez wszystkie dni „Maja naJ Wj|iqf dominowała połika poezja. Czytano ją w szkoląc hh galerii, muzeum, kościele (po niedzielnej mszy u franciszkanów K a także na schodach w klasztorze Bazylianów, Dlaczego na schodach? Bo me ma już historycznej celi Konrada (w której przez pól roku więziony byl Mickie-wicz i w ktńrtj Gustaw przemieni.! się w Konrada). Bazylianie praktyczni. Potrzebne i m były pieniądze na reuum t kościoła... Przemi es/ezono p; nu Ljiktiwą tablicę. Klasztorne pomieszczenia zamieniono na luksusowy hotel. Dobrze, że przynajmniej Miłosz nie doczekał łych C Z A S Ó W . . .

Organ iraiorzy „Maja nad Wilią" zapewnili uczestnikom możliwość zwiedze-nia miasta. Wilno jesi czyste, piękne, wyremontowane, pełne zieleni i cudow-nych barokowych świątyń, W przyszłym roku będzie nosiło tylu! Kumpejskiej Stul i LV Kultury 2009, P<r magicznym miećcie opmwadzał Wojciech Piotrowicz • poeta, eseista, chodząca kronika Wilna. Cmentarz. W Rossie z grobami uaj wy-

bitniejszych Polaków i sercem Marszałka, Antokoł z nieprawdopodobnie pięk-nym barokowym koSciolcm iw, Piotra i Pawła, Ostra Brama z cudowną Ma-donną, uniwersytet z funkcjonujący obecnie polonistyką - 10 tyiko niektóre miejsca, kiórymi słynie Wilno. Trzelła lam być, żeby się przekonać, że są miasta, które mają duszę..,

Wacław Mbłyitói

KONSTANTY FRĄCZE&

LUBELSKIE KORZENIE JANINY PORAZINSKIEJ ( w 120 roczn icę u r o d z i n )

Janina Poiaztfska - autorka wielu utworów poetyckich dladzieei i młodzie-ży, urodziła się 29 września ISS8 roku w Lublinie, przy ulicy Rybnej (ołjeęnic Nowoiybna nr :i> na Starym Miefck, Narożrm. dwupiętrowa kamienica zacho-wała się w dobrym stanie. Obszerne, wielopokojowe mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze. Na parteru była niegdyś piekarnia. Janina i jej młodszy brat Edward ochrzczeni zostali w lubelskiej kmedrze. W dum u panował dosta-tek, ojciec byl urzędnikiem banku państwowego, Janina nmda zapewnioną gu-wernantkę. W jej utworach rJwcny jest klimat lubelskiego Starego Miasta -wybrukowanych, wąskich ulic. po których toczą się konne dorożki. Opisy pięk-nej zic leni parku tri n iew ;|tp 1 i we al u /je cłc i I ube I --kiego Ogrodu Saskiego, po któ-ry rn przyszła poetka spacerowała razem z rodź k ami.

Gdy ukończyła dwunasty rok życia, wyjechała na naukę do stkoły średniej dla dziewcząt w Warszawie. na tzw. pensję. Zakład naukowy dla i>ani.cn mieścił się pTzy ulicy Hrackiej nr-1. Prowadziła go jej krewna •• Natalia Poraziriska, Janina, ucząc się w Warszawie, korzystała s. e^ytelni znąjdijjącej się na Nowym Świecie pod numerem J, która należała do jej ciotki - Ksawery Porazi rtskicj,

Kolejne łaia edukacji ut siudiji na Wydziale Pi7yrodnk2ym Uniwersytetu Ja-giellońskiego w Krakowie. Po ich ukończeniu wróciła do Warszawy i zamiesz-kała na stałe w stolłcy, l^>Ijjhlina przyjeżdżała, sporadycznie i na krótko.

w podręcznikach historii liieraiury o Janinie Pnra^ińskiej nie ma zhyi wielu informacji,, Dobrze, że w miarę dokładna nota o pisarce została umieszczona w szóslym tomiesfafwnikptiatoibllOgnrficzDego Współcześni pałscy pisarz? i dat. ze literatury fWSiP, Warszawa 1999). Warto zauważyć, że błędnie podano tam daię jej untdyin. W słowniku widnieje rok t8H2!

Do dnia dzisiejszego jej twfrraoti nic doczekała się monograficznego opra-cowania. Janina Porazinska postanowiła wyręczyć autorów i sarna obszernie przedsiawiła się swoim czytelnikom, publikując w 1961 roku gawędę biogja-ficzną pt. I w sta koni nie dogoni (Czytelnik, Warszawa 1961). Jest to proza 0 charakterze wspomnieniowLi-obyczajowym. Książka została pięknie ziłusno-wana przez Michała Bylinę. Czamo-hiafc rysunki prggtatwiąją przede wszyst-kim wiewiórki Jeże, psy, koty konie, wróble, pojazdy wojskie, drzewa i kwiaty, rzekę, czyli świat najbliższy autorce i jej bohaterom: Choć uid/tziłom sif 1 wychowałam wmieście, kochałam nit ulice i Wysokie dottty> kochałam połę, las i wodę. Na wsi przebywałam tylka lat cm. ale watko maja pochodziła ze wsi i po mej widocznie odziedziczyłam tę tęsknotę za przestrzenią i ziefottością,

[]orazińsk:L była autorką, której bardzo leżał na seicu Nns najmłodszych, Sląd tik liczne w jej twórczości ponreiy dzieci..szczególnie wiejskich - ich próblemy, smut-ki i radości. W r. zosiała wyróżniona przez dzieci Orderem t! micchu.

Napisała ponad pięćdziesiąt książek (nie licząc wznowień i przedruków) dla dzieci i jedną dla młodzieży. Opowieść ..dla starszych dziwi" Kto mid<dskrzy-dła - o Janie Kochan owakim, weszła d" kanonu lektur szkolnych. Porazifeka debiutowała na lamach „Wędrowca'' w roku. Przed I wojnij światową współpracowała X redakcjami pism dziecięcych, takich jak: ..Przyjadę] Dzieci", tihtwnyk", ..Promyczek". W 1917 r była współzałożycielką „Rornyka". Po od-zyskaniu niepodległości w 19 IB r. pnsez kilka lat pracowała w Ministerstwie Wy/nań i Oświecenia Publicznego w Wydziale Szfcfl Powszechnych. W latach 1927-1939 była redaktorem popularnych periodyków duttięcydi - „Płomy-czek", ..Słoneczku". Współpracowała wówczas między innymi z Józefem Cze-chowiczem - „czołowym przedstawicielem lubelskiej awangardy" (Spotkano Z Czechowiczem Opr. Seweryn Pollak. Wydawnictwo Lubelskie. I,ublin 197 E

W ul worach Janiny Porazińskiej odnajdziemy bajee/jiy swiai przedmiotów i ożywionych zahawek. a pizedc wszy^ikim poyiodę. Aby ukazać jej piękno, autorka posługiwała sit zarówno konwencją nralisryczn.|, jak E fantastyc/n^. Uwagę koncentrowała przede wszystkim rm problemach moralnych, na posta-wach. maracmach i zabawach małych bohaterów. Ukazywała £wiai bliski dzie-cięcej wy<ibra^ni, w klórym dominowider dobro, piękno, prawda i iniidrose. Zwyciężało zaw^/e dobiO,

Na tekstach Porazińskiej wychowało się kilka poknten młodych Polaków, Szkoda, ze oslamio one bardzo rzadko wzim1* iaiie. Wr rodzinnym mictŁ-ie Janiny P(irafińskiej • Lublinie, pr/ydałaby się przynajmniej tablica pamiątkowa na domu, w krórym .się uraziła i mieszkała. Wano dodać, że na rerenie woje-wódz.twa lubelskiego, w nuejscowofd Strzyży nieć, znajduje się s/ktila ptidsu-wowa jej imienia (powiat Biała Pudlaska).

Janina l^razińska i.nuu-ła ? li^opiida 1971 roku w Wrzawie, PachOWArm została na POwązkiłch £ 19-11- 25).

D<>bry fłoże, Ojcze nasz. Nad ma duszą trzymaj straż* Niechaj w dzień i w noc jej itrze w; Twe anioły rtde złego. Daj mi mądrym, dzirłny-ni być -Kochać Prł^tę. dta niej żyć.

{} (Wióskft ^ Móćditwa. 1923)

Konstanty Frączek

inmcfc KftWklC Safari jeaiu.\')5 * 130tra

IKK

f

noty o autorach

Elżbieta Miitnicka AInzur ur. I W w Braniewie. Absolwentka PLSP w Na-łęczowie oraz Instytutu Historii Sztuki KUL Jana Pawła II. Obecn&e asystentka w Katedr/e Historii Sztuki Nowoczesnej tegoż instytutu. Swoje zainteresowa-nia koncentruje na polskiej sztuce XX wieku. Zajmuje się również wybranymi zagadnieniami w>pOkvcsnej krytyki artystycznej. Jako publicystka debiutować W ..Akcencie" nr ] -Z/2004.

Jan Kurni rak - nr. 1959<w Hrubieszowie. Autor tekstów, kiuffipozytar i wy-kiartwca, jeden z liderów zespołu Federacja (dawniej Lubelska Heik-cuuja ELir-dówł. Ukończy i filologię polską na UMt S w I .ubliuie. Wydal płyty z własnymi tekstami; Hfewonif, Tym. ca pi ni wiatr, Romanse i bptłady, Kio Co. pozycje z tekstami Edwarda Stachury {Missu Paxana, Tan%o Tńsu\ Hadamme i Ma-daiiwie Ii) oraz Kolędy przy gifa?W> Twóvc& i szot' artystyczny Festiwalu Kultu-ry Ekobgfczncj w Józefowie. Zwycięzca Ogólnopolskich Spotkań z Piosenką Kabaretową OSPA w Ostrołęce EGrand PrixX laureat nagrody głównej Ogólno-polskich Spotkad Estradowych OSET Rzeszowie, laureat Studenckiego Kesii-walu wiosenki w Krakowie i Pcstiwału Pioseitki Polskiej w 0[*>3u lefcsł)4

dwukrotny laureat bAMY w Świnoujściu (za scenariusz i utwory dla Marka Dyjakaj. M i e ^ k j w Świdniku.

twa Knpsik - nr. 1957 w Szprotawie. Absolwentka filologii polskiej na Urti-wensytccic Wrocławskim. Od dwudziestu lat mieszka w Wiedniu W lalach 1 ]yyń pmeowała jako nauczycielka języka polskiego w Szkule Polskiej przy Ambasadzie KP w Wiedniu, j uhecnic - z młodzieżą niepełnosprawną, Tłuma-czy reż / ję/yka niemieckiego. Prezentowany ickst u> jej dehiui na tamaeb pismu literackiego,

Henryk J. Kużuk - ur. IW5 w Krasnej. Ukoticzył historię na UMCS, f)pn-hlikował dziewięć zbiorów wierszy i dwie powieści. Lameat wielu ugólnopoL sktch konkursów poetyckich i prozatorskich, otrzymał m.in, Nagnulę im. Józefa Czechowicza. W Kum unii ukazał się zbiór jego wierszy In runbra iaceri (w tłu-maczeniu Aleksandra Serbami). Jego liryki przekładano tez na język ukrain^ ki i węgierski. W latach ] WłMWS jako yasrjrtłdicr / wii:d/il Europę, Izrael i USA. Mieszka w Lublinie od czasu studiów, choć w wierszach ciągle wraca na Podhisie.

La l imkn l amftiskii - ur, l*H4 w Ełydgoszezy. I^tesor Katolickiego ł ni-wersytetu Lubctekięgo, gdzie kiemjc Katedrą Historii .Sztuki Nowoczesnej, Re-daktoc dziedu płastyki i historii sztuki w ..Akceru-ie" (od 1985 r,\- A u lor ponad 160 artykułów, recenzji, wstępów do katalogów, a także książek Oskar Sosnowski, IMO-łtWó, rzt.-tł>iarz fudski tv Rzymit <1 W7> i Stach z flfcrty Szu kalski i Szczep Rogate Serce (2007). W praciieh zbiorowych publikacjach na tamach M Akccntu" i w kaudagitch upracow y w ał rum. jtwórczo& Zdzisława Bek-

m

fińskiego. JerzegoDudy-Gracza, Jerzego Jarnuszkiewicza. Rafała Malczewskie-go, f i r / tgnmi Mazurka, Antoniego Michalaka. StanisławaSzukalskiego, Stani-sława BaEdygi, Jacka Wojciechowskiego, Tdmasza Zawad*kiego. Współprac^ wał ze ..Znakiem", ..Biuletynem Historii Sztuki" i „Tygodnikiem Powszech-nym", gdzie publikował M.in, ariykuły TUI temat Magdaleny Abakanowicz, Bdwiida Dwurnika. Jana Lebensteina. Alinv Szapoeznlkow

Ryszard Lenc ur, ly55 w Bytomiu. E^thlikowaE min. w „Akcencie1. „Fra-zie", „opcjach", „Toposie". Autor totim Opowiadań Ja, Wtitgtnstcin (2007J, Laureat konkursów literackich. Mieszka i pracuje w Katowicach.

Piuir Linek - ur. I9Ó4 w Zamościu. Ukończył filologię polską na UMCS w Lubli u ie. Nauczyciel 1 ieealny i akadernick i. Redaktor ,<Zamujsk i ejio Kwartal-nika Kulturalnego". Redagować audycje literackie w Katolickim Radiu Zamo&, ,.Notę" (dodatek literacki „Tygodnika Zamojskiego"^ „Kronikę Literacką" (do-datek „Kurniki Tygodnia^ Wydal: psn biegunach. ~ {IWO}, Ró&tumyz J, (19?4}, W brzuchu wielkiej n-by i IWó), Światłocień (1999), Chemia dziwienia (2005: Nagftala irn. Anny Kamień skiejjr W przygotowaniU tom wierszy Bliżej skóry.

I .i^/ek Mądzik - ur, 194.1 w Bartoszowinach W Górach Świętokrzyskich. Studiował na KUL, tytuł magistra sztuki otrzymał w Akademii Teatralnej i ni. ZcIwtfDw i cza w Białymstoku, a doktorat W warszaw skicj ASP Scenę Plastyczną KUL założył w I9fi9 t.. L*J tego czasu *rva]izowaJ kilkima&ie premier, m,in-Ecce homo 1970. Wieczerze Ikar 1974. Zielnik I97S. Brzeg 1983, Wrota 19S9+ Tchnienie 1992, Szczelina 1994. Kir 1997, Odchodzi 2003, Bruzda 2005. Jego teatr hral udział w ponad pięćdziesięciu międzynarodowych Festiwalach przywożąc t nich nagrutdy i wyróżnienia rnp. nagroda kryiyktfw za Wlgoć na festiwalu w Kairze; nagroda za reżyserie, scenografię i technikę teatralną zuZiel* nik na festiwalu w Japonii; nagroda specjalna na Festiwalu Teatralnym w U S A l

wyróżnienie na Światowej Wystawie Scenografii Praskir guudrieiinałe w Pra-dze). Autor wiciu scenografii w teatrach polskich, portugalskich, francuskich i niemieckich. Prowadzi! /ujęcia ze studentami nu zaproszenie uniwersytetów i szkól artystycznych m.in, w Helsinkach, Berlinie. Anistcrdainie, Waszyngto nie, San Francisco, Bonn, Hamburgu. Lyonie. Pradze. Buffalo, RcnnetS. Duhłi-nic* Rydze, Poznaniu. W 19^7 r. Lila Teatni Telewizji wyreżyserował własną s/iukę Pętanie. Jest członkiem Związku Polskich Artystów FotogmHków, Swo-je prace prezentował m.in, w (Galerii Krytyków h,Pokaz" Warszawie, w Gale-rii Instytutu Polskiego w Wiedniu. w Centrum UNESCO w Bejrucie* w Galerii Opery w Kairze, w Centrum Sztuki i Technik Japońskich Maaaga w Krukowie, w Muzeum Lubelskim, w Galerii Sztuki Katolickiego Uniwersytetu w Santiago de Cli ile, W ThcaloCRi W Trikiri. W Mn/eum NarnikłWym We Wrocławiu, w The Saddlcty Gallery w bduiontoii w Kanadzie, w Muzeutn Teatralnym w Warsza-wie. W 1986 r. założył Galerię Sztuki Sceny Plastycznej K U L w klóiej zreali-zowano wiele wystaw wybitnych twórców kultury polskiej (por. tekst L. La-menskiegn, ..Ąkeeni" 2007 nr I j. Projektodawca Muzeom Współczesnej Sztuki Sakralnej w Kielcach; autor licznych plakatów i grafiki książkowej. I^uitut wielu nagród i odznaczeń tm.in. Krzyż Kawalerski Orderu Ckłrudzenia Pol&kt. Zloty Krzyż Zasługi, Srebrny Medal ..Gloria Artis". wyróżnienie specjalne Totus),

WaldirnarMichi iLski-ur . I9,?tf we Włodzimierzu Wołyńskim, Absolwent iilolofii] polskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Ol! 1962 do 39S5 r. byl kustoszom Hiblioieki Uniwersyteckiej KUL- Od I9&5 Ł jest sekretarzem redakcji kwartalnika Akcent". Debiutował jako płibłicysla (ntitt. cykl reporta-zy z podróży do Lwowa i na Wblyri w „Tygodniku Społeczno-Kulturalnym Ka-

T90

tolików" 1957 nr 36, 41, 42, 43). Jest autorem następujących kniążek; Pejzaż rdzawy (197"), QNrrfd (]977.t, Głosy tia wersety i 197?), Katfmierz Andrzej Ja-worski 1897- i97.1 Portret literacki (I9&5), Pod znakiem Wa^i (1987). Będziesz

jak piołun (1991). Tradycje literackie Lubartowa i 7.iemi lubartowskiej {19943, Wierchom, kalam, smrekom... Gór,- w twórczości /wetów lubelskich, Antologia (mS)t lekcja wspólnego języka (E999>, Pięć wieków poezji o Lu blinie {2002, 2006). Byl ponadto współautorem i współredaktorem pracy zbiorowej pi, lu blin literacki 1932-1982. Szkice i" wspomnienia {I9J14), Opracował i zredagował ponad 40tomików i almanachów wierszy różnych współczesnych autorów,

Robert Mlelhorsbi -nr. 19^7 w Bydgoszczy, Pocla. krytyk literacki, historyk l i l c r a i i i T y , adiunkt w Katedrze Liieraiuiy Polskiej XIX i !XX wieka Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Opublikował pięć tomów wierszy, zbiór URiZetuTski • padlina oraz książkę krytycznoliteracką Na K to/ry rachunek. Prowadzi badania na temat li tektury polskiej XX wieku w zakresie nowoczesności, przeobns/eń gatunku i problematyki dziecinsiwa. Mieszka w Bydgoszczy,

ZłtllH Nowacka-Wilczek - tir 1947 w Kr.isnymstawie, ale od czasu studiów (L:MCS) mieszka w Lublinie. Nauczycielka języka angielskiego w 1 I.Oim. Sc. Staszica w Lublinie w falitch 1972-2004. obcenic na emeryturze. Autorka sze-ściu zbiorów wierny: Pol wierszem., pttl serio (1994, rtu^ruda w Knnkuniie im. J. Czechowicza na debiutancki tom), Obłaskawianie niepokoju {1995). HTtfoA zhifn słowa /WtmTs view (19^7, wydany w wersji polsko-ungidśkiej), Oścież (1999). Mvśli niepokorne ł Unhumbly (200S). Po obu smmoefi lustm (2006.1 n;igroda w konkursie na toni wierszy), tr/t-t-b zbiorów fra^/ck i afory -zmów: Maranie to fraszka (1997), Fraszk&isko (XX>i)tAff!ryzjny (20&4)oraz tnmu wierszy dla dzieci Magiczna hulajnoga (2003). Laureatka głównych na-gród w piestiżowydi ktinkunijłch literackich w kraju, w USA iw Anglii. Jej wiersze były tłumaczone na jęzvk angielski, rumuftski iduibkL

Jamdsf* ^wosad ur. 1970 w Olkuszu. Prozaik, krytyk, eseista, poeta, aatnr leksrń1* piosenek„ dziennikarz, translator. Ukortczyl filologię polską na Uniwersytecie Śliskim. Publikował min. w jCiasic Kultury", „Fnizie", -Go-siciricu Sztuki"1. .Lampie'1 . „Opcjach", „Studium". ..Śl^ku" oraz. w antologii młodej poezji śląskiej Inny .ńWr 0995), Autor tomu poetyckiego Mogę być (2006;. I .aureal wic In konku rsów I ite rackieh m. i 11. im. I lal i ny l^wiatowsŁ icj. im. Stanisława Gmcłwwiaka i im. ttafala Wojaczka. MieSKka W Rudzie Śliskiej i w Olkuszu.

Bł»ala Przymuszała ur. 1975 w Poznaniu, Adiunkt w Zakładzie Semiotyki Literał ary IJ AM w Poznaniu. Autorka książki Szukanie dotyku. Problematyka ciula w polskiej poezji współczesnej {200b). Ihihlikowala w „Pamiętniku Łile-rjekim". ..Polonistyce1', ..Przestrzeniach "l'eoriir,H „Tekstach Drugich" i w pra-cach zbiorowych.

a JłHląc - ur. 1976 w Tarnowskich Górach, Absolwentki Studium I .iit.'rjc-ku-Anystycine^O; polonistka. Publikowała m.in, w ..Akancie11. LJ-razit:'" i ,.Eło-gmiticzach", Mieszka w Katowicach.

J r r / l ięch - nr 19. 9 w Hoczewie. Prcilcsor zwyczajny, kierownik Zwia-du Litemtury Współczesnej w Instytucie Filologii, Polskiej UMrS. Członek to-warzystw naukowych krajowych i zagranicznych. Zajmuje się elównie :ite™-tutą okresu II wojny ćwiutuwej. a także litemturą na emigracji oraz historią i teofift przekładu artystycznego, Autor ponad 100 prac naukowych, ogłanza-

S9|

nyeh również /a granią w tym książek: Okupacja a stereotyp*. Studium z jdw poezji konspiracyjnej 1939-1945 OWI), Pieśń nitpodległo. Model poezji konspiracyjnej fUM-IWS f] 982k WierszeKrzysztofa Kamila Baczyńskiego, in-ierpretui jc ( ł991 >, l iteraturo polska w lwach 11Woj/ty świutowej (1997; nnj-ważniejsza w polskim piśmiennictwie monografii tego okresu. kilkakrotnie wznawianaj. Poeci i wojna {2000), ftowoezesn&fó Szkice a literatury (Miej XX wieku (3U0ó>oraz prac edyu^kich, m.in. wybór poezji Baczyńskiego w w-rii Biblioteki Narodowej (1989) i pierv szy po wojnie W kraju tom wierszy Józe-fa Lobodowskie^o Ust do kraju (1989), Redaktor wielu publikacji zbiorowych, mirt. Modele .-i u i u to f człowieka. Szkice a powieści współczesnej (1985J, Litera-tura a wyobtowarue (l990)i Świadectwa i powroty nieludzkiego ęzfisu (L990) Przewodniczący Rady Programowej Wschodniej Fundacji Kultury „Akeeni".

Pncmck Witkowski - ur 19K2 we Wrocławiu. Doktorant na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocław skiego. Palikował w., Kresach, „Odra \ „Pomostach1^ „Redzie". „Teksmaliach". „Twórczości", „Tygodniku Powszech-nym" Wakacie" Si ałc współprac uje z redakęjanu pism ..Recykling Idei" i.itita Baum", Mies/ka we Wniclawiu.

W rinstfprtycli n u m e r a c h :

• Edward lłalcciYan: Zbigniew Herbert a poeta w pewnym wieku", • Elż bicia Szenyan o Ryszard/ic Kapu&iriski m: * Wiersie Marii Bałlod, Magdaleny Jankowskiej, Piotra Rotridskiego-Gtu-

mana, Jarosława Mosera, Justyny Paluch, Slawojuira Rudnickiego; * PloZa Jteka łłieruta i Adama Bindugi: • Emigracyjna ody seju w lisiachi * Ludwik Gawroński:.. Polonez Kośćiittzki" lubelskiego kompozytora: ł (jraż.yna Gajewska: Cyborgi - fi$tiry globalizacji i industrializacji.

Dzjęk ujemy wszystkim, którzy dokonali wpUtt na działalność statutową Wschodnie} Fundacji Kultury „Akcent"

PięriLądiK moZna w pbcać na kwilcC Wschłjdn i u F uitiiacja Kuli ary ,„ A kccnl Bunk PE KAO S A. V t Jdd/iul w Lubi inic

nr rachunki u; 50 ł2401503 11110t>001752H{*7

192

/pCJT -

twórczość NjjdLinj-r FHWŚJ .-nlr«rcmlk 111-R rjLki

[\PNHL 1» ,M H% L|HLLL JŁHL^ pr\vf. t krfńkf Iwkif

.'./fhJlMCj-i ** [frrrinL •, J1 h pirirkM fclcrilury.

Pr* D I D t r 1} U b U t a ł t f l w i7 ' "hi.l l l M H h i C h l ^ r f

NOWE KStJ KI

M • Hli.Yjr-A . Od (5- ul LiJwIftjł riln il J . " IL I 'itojki

I If ••-.irL lM iU-firuK ftYrtlfclł +VlbVTlkJ (HlulJjT ImtUTTiytA b U t ^ l u .

JilhnMiLri wyrl^niu-c V hl HIAfT Jfl taljCll H?rt 1L

Mb-uprn.L płiTfr^ Hr ' nu lurL'.| WHiWjłn-lh-j I.- •Jlr-fl r*j.t>*ril i IcWLrHfHl

vi. Bill Ki II AiOin li tri/U* RO • M

iMi

ruihuimyonii 'SdllljrME I |(iJh-.lt r,'uh.jphJ-lHj pr#»vtTTi>nł tyrrj nujnrjrKimi łWrtrrnKtt. I ifiyill -n mumr

[t* I:-. ML II>» W FUBIL -bind h rr t * n 4 Htm t o i j

r . | PHI ^Uj^iH

L j r i R i r u u nu £ wiecie

Ml- lrujulk - |rh!h-.f płlmD Dtl Ijd iŁ-hJ-J-ul ..- irUy>lh,.

ra n h, ipiHiJcirłfi lllrjriurp łwłjlinY^ jnif VrJri,i

li mII iJ MhTFi Ul i r J ł> . I fa 111 • frn •

akcent

HO BAJI

nojibuiA StuMlfl Toltjji - II" •if(J7iiL

T I ..,• • U LR.-" •. R w lę-NIK-j rrihrtłkijm HOtfull wytiul fhj+ilhl-lłlbl i.l&Tiw i u k U t i I r • -iik^fi 1'rrrL1 n l r j n ł w f i « UcHl

tfVrv pjHUc] 1 pniry H nL,.-ł,n b r.. rr n ki.^uin j • UH tj ni

• ' Ud lii IF~..J

'.iriifli-ill wm.liiłpiFLnihi1łr> rdt^T^j,^ Win JnlL ru+ńłftilflr fcdlrmU I l iiłrinptJlią irtłKJłLrtKtoM, łtir<w1i,.-. • 1 •.•••iv™ 4J.|LIIJ JINITI i fuiu FiplbwHi OTt fnl* ni:rł#mrt

Łrytinnv| nrfhłuh'huniiiia<|urH,| w 1> -ii. >.. . iujuprtłiyh ptl nlj,' I twur. I" ihl.irl.i I 11 • . Ih*n prmłlr. lf , "ViH hum«yiłłTJlK I

L> 1H n Ti h All l i łj rf W u , Hf |KJ UW niLu W 1. 'lln r u d M i M H l l I I ' t f l

r tjiI tj. fir j iiTnOiiiriij 11

prinbfr w (Mii(T i łł I. t.łIY lu-vtvl j-RT-, rti li k 1 • 111 111LJri111

h ;>P1. AVl IN "V 'rl Lu r<ri| HIH II

Zakład Wydawniczy Czasopism Pa t ronack ich

VI-086' V'art24ttWt ^ 213, 608 23 JĄ; ttl/faj (o-22) 6i)S 24 88

Informujemy Czytelników, żc sprzedaż A K C E N T U prowad /ą PlJn* księgarnie:

fk/m Krtqjjd JCiTffiimiti, u I. BeniatLlyliskj 8 KM W Lublin, (cl. 051 532-'* n

JwrTfi/i Tprzrifniy ,.f.'m;>»A -ul. Lipowa, Lnjkn.i „PIi/h" 20-0:4 Lutlin. id, OSI iMbfiilif ętntnan K.jitfżki WicnijwsLi J 20-071 Lublin. Id. OSI 532-54-41

Knłww^ie PiaodniioicieU 20-076 Luhlin. id. OKI 532-56-15

Ul, llnrtpta S 20-007 J.uhli-i. Id. flBŁ 5J2-01-5J Giiii-na 7FAF Krakunskic ftiedrtlieicitf £0-076 UWNTŁ. TFL OSL S32-6K-57

Księgarnia Emtntęfa Krakowi* PraafoMde il 2A.AKl.uMui. łcl OSL JJ4-77-53 Kiif/tarnin [.•'ri(nvr.?T,,mfcp Pta M. rWSUodou i HHÓ1 \.Mui, 1 ul. 0«J SJ7-54-I3 K. •kJI II. j |ll,iV-Jil'1 pircJu Oimdtk tnfomacji Tur^K^nnr/ lll JtfJLILk.L !<M1J l.uhliiu 1cE. OSI 5J2-44-I2

fcjpfKfjrjaw Łłttrrpcte PLFLL KURIHTYIUCJI 3 MAJA 3 L0-414 Olsztyn, id W9 5&-&44 Kfifgatrito AhdHiwkł ..I.ifiRA' ul. Unia Lubelskiej (>• 15-016 Rzfsj-ow. Ul. 01 7 gfeZMtt j 12(( FfUnfinfjJtfl A lifRiimui ,Vjjittivi.', rj „KufUttrtkci ' ni MictfyfeŁtop} 27tt9 6L-725 piwauMd. 061 SS24^I6 trńfhłTJ Kiif)i<iTTUij iVijrJj.'nvj tm tf. Pruiti L:L. kłaki lifcie Pr RTLMIL id 7 M-OH Wonawl Id. 022 KfrlJfOS Kńęgsma {M/ftff dl. THwsta 5IBJ ^ l i W n o w i . id. 022 OT7-SS-3?

lifflrJfiTJfJ „Cołrtoflt Ul. Wfcjlta 14

Yhnnw* Id. 022 62t-3fr4$ KMf&mk: ltyottmn l£XiCQN ul Sdi^ęn „Cicticfo" 24 iri. A AMSK1 Wuwn, id, 022 WMt-23

KfijfgUrtlMi rnj. WfiJi-JjZKm tf^dlld uJ. Żiftiilll»fai 'J

Zimo^, teŁ 084 6&PS1-J7 Kfifgamw At^rmickji Al PohkLteo 69 łlS-fi2S /iduuGńrajd MS jUó-j IO *, 220

ik'i ifgamia Li^-J^j -i i.- rtj 1: -^m • Jltautn ul. ltdn j[c 6 1MEI K^lk, Id. 012 412-90-57

1 u do mfaytlj nl.In Itliffllfy: fJ-Adg; I-i gpicwTK - ni™-ajakuiJ W pfriJc Lobk^fmnu Amciyklflie; J „Policy Vmudyj-ęłycr" i m in. W. [w jniuk. A. HiuU. U. Cuj/fctfWlki, M, ItlBih*. F- Śrmi jp. Zynun U 4 CMTJC • Udrfl-hfn»Ncni iZaikrte, I ł|rmiHi.riyd|hi*y/ Hi ięrtiirii i Piwl™ltł.wikriikjpraii %tke2-

Jiijto ntJii H Jn-iWimiłiih: i 2WH! 1-1 - L"MChoviPiŁ UpmlUłHWj', K pu imki, liny Sldchnir> i LciniUfll, dJ-JtUuJU HClAw> I B. Sliinsr i tmpty t ) W ) t ; 4 wkimc I rajlith, Lkfi J.lfiikKC fl 1»iÓpew*fi ClH&imńea, nicTTJiir in»l;ir twi> Jrr/iejj}(łlłihty-{jmL«; I IlHU-: I-I ni ŁJfcfjItk. njJrtJwliaAjJWBJM F.UnwJtwy C 'yęchmwiL r t'rz*- m oi'jn rykiitu^n fi. Gra lik.i K. SJ •mln lv lL•ia, LutAlk* JrtWffy UBimbirw Jłrjirutr, 1 -4 / o Jfęgłiark, i I.1V W R I I K I P ZCPDLŁHWIL-/*. ł-aliKfy.l'.<grifla SmiLrf^iCM. SJ I IW a IWŁIIKICWICZU I ŁŁU-•ŁWIN, Ałuifjtf^h' wGa/ttieniOKk i IMS: 1 - \hpl. ż> firilid 0 Ti Ncw-Ja lęj-inr n k im. wipHKTiniciiŁi a W. Tifuik, I mIIIIUM M Oło-* inikic yL Hi Iiru-wpldlumpełMtfo W Ihi,rfiŁ-Ji UMCS: 1 mwj pnui FimHi Hudtn, I fcbfdfcuk 0 L.uh' irtiC jak> tnicMc ppynmicn, J«VS<<H p Podroźach z Hrmdułrm tt li J|iltm. Oni -twwitił Vr ndiriK ^ ctęlt i „Rntkn bmwJJir lykicr it Scłtulm, L^kj^it^J^lfił. ^ruilkłlt l*iukicw icvLi,

iwiL; 4 Hiblii ifiiiij.-^it t" l-j Aul- Uittuz iłumiKjrfAptAulipw. kOfYlno WJt w [kmHy Ma • ihi*ii icj, dyikiinja. C ~=v mpókźanenrk JłifMUnt^jiUJfKCU rjłi iu/raru h>#pLr? 1 1 W n:ih»- HviLiv»iki: i Ih MOrfl l iJLtłln/w ; AbpJ<Wfiruk, HU Jjmc lv. ardu hkini. Milou i Ł iEtbimKi - pijgiłM i Lublinem w tle: I A. irniłrrin 8ói<ntetwit Chnthttga fJtr\n i.-j nr pak tim wrtrPą, I.. MuciAuik fi Pritu L ZccrimiŁicpł, T. K lak i LLłlinic llłfr Ardł Srachur.. i - icfSK Jfiekn T hncla, 1.lj Prt boi i Ważyli Hichno: P. Mi]Lvr*ikiu JWOlk fl.inufłi*-lici. 4 - R Zdłwfciwęiii DefciWkiM: \Aicc -a Mjilmr lun.Wnkłc ni. IhNwikłcilapr' wudilłil w I t.iny k'i: ki, pty-la (131 utu nr.i Jkkini kłrgO, Arfiiry i 1M7: I -Sclmk, Drehobtl pn wuTC, Z priw M OljwiUicp i M. C airriyja. Kahi«>Hnck O Lip-

WrtŁltfł U Ił Wl>TUfłł,im, J)KUI CD j nfeiem K. KijmCrir kifBi> I pH»cftkatiii W. Wł}wriluepc 3 MineifeM O UbofedtKłl nekrofinliŁli, [ L1 , ' L J - I [*icriok a łrt>łlitll Zimfttilk wicrsJW Widiy

BUfcofl u (THljnlłTi. 4 ( senn iriJj. HiLuŁiłOłikJ L Kłlftk o [HrflKi&wi N KnpniepńiŁieipi. Zalnlrm^BDl Mfcuprni jirłhlii jlnjrh numerów niił(;(fłif

in kij' iUfriT f bripatMill red d kej I HAkftnlu".

1>#4

f ł Akt*nt" raił/nn kupi^ mJn. w salonach prastiYryth „Rłicli , ł S.A.;

Hlałvslot< StorecaflikMfa 9 Rułaur,- Certiau B dfiOHtr FcrJafbka 141 Ridom Toruńska ifl. fipljfliJk-J IticaSl^ ciecnanSił Pybnik Maksymiliana C slKhMa Menie Caslno ID Fl26SJdi»- CffitwSitoEfi Bb o T-OłWia RiBSflill 10 liimsK Zfcta&m Slupsśt Sautiifl Gdynia SOPTT 3-aa f/j;^ -Henia pl RJIULW; ?fi Sta-ogard Oda kl H.ilinrs 36/17 Haka NsOlmiua 1 SKMOri PlacHiAlirfr^ki^^ KJIMA Dwrac PttP-lud fltówiy Sics^n HSiu1o«t«a 13e KalmricE Wotoecru Swiarik Al LctUkfrw teict; KfUrryit P NBTAŃWIW WARSA^ Tartw Krcawibi 33 Kielce GrurmialdzKa larikłw Plac toin WMMepfr4 Kto)® CfHWj i rRDND0' ItołCtłlJBg f fiKlta IS JffCBul;m5ks23 KOSfclln ZwyCifStnTjBLhaL-ia Tcnii Fslala 92 K ntótt Aleja PnłfljLS loWi Grji^™ ^ Kfjwdw AndwsaS Tarun Wiotaja Raja 45 KRJŃÓW Tofjrt Rynek Slarjmejaf KtSkOł Cctireg Paslera iff Tjchy Bielska fofcfa Gionos jcwa 7 Mmli 7 Krosna '{•fWM?. A' JsiaPaitfa33 Ark ia Legrim War5Z31H A MOOL>nskle33 LKJTID woruwi Dokn^s LuMifi ńaktMrikis Prislmieteie aisawa tddż O tKC tojCi 60 WSSJwg RćfrbtllnskaC M:irg] Wocłamk Prorr: nna9 'ąOMKi htłkMłgda jjttoatjw KośCJuŁii 11

Ainulnia GOrai Whxtw Ml&tya Reja 47 WTKLW FU: Legkmw 17

No*y Tar Sobaką Wrocfr* PlaiJ&męteoa Macl Ji •IFTSNFCA pHnek I M U T H £łłJ7yrtskit(p- Letnisko Ofc^ SklarJwra Ś*ięlego WlncenŁega 12 Olsityn tMaja PR lSkiegotó Opole Oiimstai PIK Aiitiibwoły haików Tryt Armii K/atowe: H kopane ricwctaiska Pffitian Giogo Kka ^ PHMiUki> Pflini] Melona Go"j SołuUiAw leipUne hitany Ptt odskieao 37 JlelonjCflra Jedności

„ A k f f n l " s p n e d a w n y j e s t takie w salonach „ Kolpolt<-rał\S.A.

Hn^SlaAłsHłcaatiS fljłlusJta 3 M2I3 Ib Dęt M Radonski PriedtHyska & Jarocin PaHiańsfu 13 S M T T PlhiLfltskiDGO 32 LulKin Niaf Lfcr*ic3a 53. Skleinkhfica LVJI:OWJ 3 OSLIUD Czarr ethiwp rSA Słu^h NLmlyaUskd 111A P u ttakcwsKa 10 Wiiińd SdMtk PuttUiH Jana PjwtaSi WŁADAM.* BMa

Regularne, otrzymywanie „Akcentu zapewnia prenumerata!

JA

m

N a pierwug stanie okładki: Tcwnfk Kawiak: fkoaa XIX fana XXfXXI HI

Na «wartcj stronił.- okładki.. Tomek Kawiak: La longue marche tia wam

Adres rcdakcji; 20-1,12 Lublm, ul. tiradzka 3. Ji!f jnętm

m-rnuLl: akeŁ-m piHtno^pwela.pl

Materiałów iłif /aipiu*vnjrbych reakcja mc Kwiwa, Redakcja sobie pra^u dufconyuuraa skrti[(Vw.

Infurmai-jt u prenumeracie na kruj i zagranicę udJietajn ur/^y poc/to-ue. K uch MA. kolporter SA j Ars Polana.

Cena prenumeraty krajowej na okFesjcdnego roku wynosi ał.

Pieili^d/t: lllużnu wptaea£ Lak/e bir/puiredji io na konlo wydawcy^ Wsdlutlnia Fundują Kultury „Akcent UanŁ PBKAOSA, Vt>w Lublinie

nr ruchu n ku 50 1240 L505 UU 0000 1752 Mtf7 tub przekazeni pncTtcmyin poiJ adresem rcLkikeii,

podając wyrafnic adres pnmK«niJora i razn.uc 7ając na odłvrnc ic przękanj „prenu lliwaia Akcentu".

W (l-SA ttAknil* n ^ n w u t t a i o jfll pntz nuitęfrtij^tc k> ju rn ie :

Ptolish Amencun B^okslLirr, „Now-y Djcknuik* Pokuli American Daily 2 I Wesl 3Klh SłrWl; New York. NY 10018

Mirfl PUUZH „Pu-hnn tioukłtun:; MitwuuŁcr Ave.; (.'hicaifa, tL frtkjtH

We Francji tprftHW pnmidzfc l.ihrairie Fnlnnaisc (Ksjępamia PolskaK Bti 5t. tiennain, Pary?

Wydtwey: Wschodnb fundacja Kullun „Akcent* 2N- 112 I-uNin. uL Grodzka .1

Hihliolcks Na rodowa, Wydnwnioy CKupiw P.ilrrinjiekieh 02-tffift Warstwa, al. Niepodlegli

lelr 22 tet^fał 22 Włl-24-SS c- mail: c^isjidtrun^ bn.org.pl

Nakbid 1000 ty/. Drak uknńŁEuno 5 tirudnia SAM T Druk: M• • 111• Iruk S.A., Lublin. ul. Lnicka >1

Cena zł tt>.-

m