Słowo Młodych, nr 3/(10)2009-nr 4/(11)2009 nr1/(12) 2010 - nr 2/(13) 2010

149
Slowo Mlodych

Transcript of Słowo Młodych, nr 3/(10)2009-nr 4/(11)2009 nr1/(12) 2010 - nr 2/(13) 2010

Słowo Młodych

2

3

Słowo Młodych

Numer 3/(10)2009 Numer 4/(11)2009 Numer 1/(12)2010 Numer 2/(13)2010

Rok III

01 września 2009 01 grudnia 2009

Rok IV

01 marca 2010 01 czerwca 2010

4

Redakcja: MARCIN WAŁDOCH

MICHAŁ JANUSZEWSKI KRZYSZTOF SZULCZYK DAWID PROCHOWSKI

Skład i opracowanie: MARCIN WAŁDOCH

Korekta: MARCIN WAŁDOCH

Copyright 2009, 2010 by STOWARZYSZENIE ARCANA HISTORII

Wszelkie prawa zastrzeżone

ISSN 1897-9556

Adres Redakcji:

Stowarzyszenie Arcana Historii ul. Wysoka 3

89-600 Chojnice tel. +48-889-681-139

E-mail: [email protected]

KRS 0000313578 NIP 5552070946

REGON 220681107 NUMER KONTA 93 1090 1072 0000 0001 1028 1432

Przygotowanie do druku:

Marcin Wałdoch

Druk:

5

SPIS TREŚCI str. Nota od Redakcji 7 Współczesny rosyjski patriotyzm – nowa idea dla Rosji? Próba oceny, 8 Dawid Prochowski Rada Bezpieczeństwa ONZ – reforma rządzenia światem? 17 Michał Wilczewski Geneza systemu politycznego Nowej Zelandii. Cz. II Zagadnienia metodologiczne analizy systemowej, 24 Marcin Wałdoch GONGO – paradoks społeczeństwa obywatelskiego? 30 Marcin Wałdoch Wisła. Wieś góralska – miasto – uzdrowisko, 35 Michał Soska Dorobek kulturowy Romów w Polsce i na świecie, 57 Mateusz Alan Babicki Problemy edukacji akademickiej, cz 1., 64 Michał Januszewski Słodki cycek alienacji, 68 Oskar Szwabowski, O współczesnych kreatorach języka medialnego oraz ich świadomości językowej, 71 Ewelina Mendala Sprawiedliwość pierwotna, 84 Lucjan Woziński Libertariańska demokracja, 87 Jakub Woziński DZIAŁ DS. ARCAN HISTORII Chojniczanie podczas okupacji niemieckiej, 90 Jacek Wałdoch

6

Pruskie pomniki w Chojnicach, 94 Andrzej Lorbiecki Obchody świąt i rocznic narodowych w Śliwicach w okresie międzywojennym, 103 Adam Węsierski Obchody dwusetnej rocznicy „Wiktorii Wiedeńskiej” w Tucholi, 109

Adam Węsierski

Piękno architektury Chojnic, czyli rzecz o zabytkach grodu tura,część VII , 114 Wiesława Gołuńska Z dziejów „czerwonej szkoły” dla dziewcząt w Chojnicach na tle szkolnictwa na Pomorzu Gdańskim w latach 1882-2008 ,część VI , 116 Wiesława Gołuńska

„Czerwona szkoła” dla dziewcząt na starej fotografii część VII , 124 Wiesława Gołuńska RECENZJE/OMÓWIENIA Marcin Wałdoch: Michał Soska: Pamięć o ofiarach grudnia 1970 127

Dawid Prochowski:

Michał Soska: Za Świętą Ruś. Współczesny nacjonalizm rosyjski – zarys ideologii 129

Krzysztof Szulczyk:

Adam Węsierski: Śliwicki etos pracy organicznej na przykładzie działalności księdza Teofila Krzeszewskiego 131 Oskar Szwabowski: Fałsz bez odpowiedzi 135 Siegfried Johann von Janowski: Promocja trzeciego tomu „Herbarza szlachty kaszubskiej” w Chojnicach 141 NOTY O AUTORACH 145 WSKAZÓWKI DLA AUTORÓW 147

7

Nota od Redakcji Zwyczajem staje się, że w Nocie od Redakcji, zamiast zachęcać do lektury naszego biuletynu, prowadzimy omówienie naszej dotychczasowej działalności od ostatniego wydania „Słowa Młodych”. Aby zwyczajowi stało się zadość, prezentujemy naszą działalność w ostatnim roku. Stowarzyszenie Arcana Historii wydało w roku 2010 książkę Ludomiry Jarosz pt: Franciszek Jakubowski. Kawaler Orderu Virtuti Militari, Chojnice 2010. Nadal nie wydaliśmy książki Pana Andrzeja Lorbieckiego o walkach wrześniowych w 1939 roku na ziemi chojnickiej. Informacja o wydaniu była falstartem, podobnie jak promujące książkę materiały. Były dwa powody dla których wydanie przełożyliśmy: 1. dotarliśmy do niepublikowanych materiałów – powstały nowe hipotezy badawcze co do przebiegu walk wrześniowych, 2. wydaniem książki zainteresowało się ogólnopolskie wydawnictwo – co wydaje się korzystne tak dla promocji wiedzy o naszym mieście, jak i ze względów ekonomicznych. Niemniej prace trwają, i potencjalnym czytelnikom obiecujemy moc wrażeń i solidny kapitał wiedzy zawarty w opracowywanych materiałach. Książka będzie recenzowana przez dwóch samodzielnych pracowników naukowych, co z pewnością potwierdzi jej wysokie walory poznawcze. Dnia 14 lutego 2010 zorganizowaliśmy z okazji 65 rocznicy wkroczenia, po ciężkich walkach z Niemcami, wojsk radzieckich do Chojnic. W programie był wykład prof. UG, dr hab. Piotra Niwińskiego, pt: „Wyzwolenie czy nowa okupacja?”, oraz spektakl pt: „Cena czerwonej wolności” w którym wystąpił nasz kolega Dariusz Biernatowicz. Na fortepianie grał Michał Januszewski, dobrze Państwu znany z łam „Słowa Młodych”. Kopia plakatu imprezy na końcu tego wydania. Dnia 26 czerwca byliśmy współorganizatorami imprezy dotyczącej działalności 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej na terenie Borów Tucholskich. W czerwcu 1946 żołnierze mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszko”, zaatakowali Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Chojnicach odbijając z rąk UB swoich kompanów. We wspaniałej inscenizacji pt: „Wyklęci mjr. Łupaszki” udział brały: Stowarzyszenie Arcana Historii – Michał Januszewski, Krzysztof Szulczyk, Marcin Wałdoch (w obsłudze imprezy kluczowe role odegrali Zbigniew Reszkowski i Jakub Tomaszewski) oraz Trójmiejska Grupa Rekonstrukcji Historycznych. Kopia plakatu imprezy na końcu tego wydania. W 2009 roku zainicjowaliśmy cykl: „Środowe spotkania z nauką”. W ramach prowadzonych przez nas wykładów przybliżamy zakres swoich badań. Stowarzyszenie się rozwija, mamy wiele wspaniałych planów, a co najważniejsze co raz więcej wspaniałych, ciekawych i ambitnych członków i współpracowników. Powoli idea przeradza się w czyn. Przepraszamy za brak regularności wydań SM, będziemy dążyli do poprawy tego stanu rzeczy.

Życzymy przyjemnej lektury i prosimy o wsparcie naszych działań. Redakcja

8

Dawid Prochowski

Współczesny rosyjski patriotyzm – nowa idea dla Rosji? Próba oceny

Niniejszy artykuł jest próbą odpowiedzi na pytanie jaki jest dzisiejszy patriotyzm rosyjski i eksponowane przez Rosjan wartości narodowe? Pytanie to coraz częściej pojawia się w polskiej publicystyce, ale pozostaje w cieniu informacji na temat pogarszających się stosunków polsko-rosyjskich. Jasnych i zwięzłych odpowiedzi na nie trudno dzisiaj jest się doszukać, tym bardziej, że często formułowane są one na podstawie ogólników, za pomocą pewnych uproszczeń, stereotypów i nie do końca przemyślanych wniosków.

Tym niemniej trzeba podkreślić również, że zainteresowanie problematyką rosyjską ciągle wzrasta – zwłaszcza na gruncie naukowym. Pojawia się wiele nowych opracowań, artykułów, monografii, które wnoszą w sposób istotny swój wkład w poznanie oblicza współczesnej Rosji. Tematyka rosyjska jest niezwykle ciekawa, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę to, co wydarzyło się w Rosji w ostatnich latach. Niemniej jednak, nadal istnieją tutaj swoiste „białe plamy”, które należy poznać, zbadać i opisać. Taką kwestią na pewno jest współczesny rosyjski patriotyzm. Definiując pojęcie patriotyzmu możemy powiedzieć, że są to: postawy i zachowania społeczno-polityczne, dające wyraz przywiązaniu do własnej wspólnoty, wyrażające się w poszanowaniu innych wspólnot. Jest to specyficzna forma solidarności ze wspólnotą, realizująca się w wypełnianiu przyjętych przez nią zasad i norm prawnych, a w tym tzw. powinowartości obywatelskich1. Dokonując próby zdefiniowania pojęcia patriotyzmu, trzeba też wyjaśnić czym jest nacjonalizm. Rozróżnienie tych dwóch pojęć jest bowiem kluczowe, szczególnie na gruncie rosyjskim: […]określenie doktryny politycznej, określającej istotę procesów narodowotwórczych, ruchów narodowych, stanu świadomości jednostkowej i grupowej uznającej naród za najdoskonalszą formę życia zbiorowego, którą charakteryzuje niepowtarzalny charakter, ukształtowany rodziną, wyidealizowaną tradycją, zakładającej, iż każdy naród powinien się troszczyć, przy pomocy wszelkich możliwych środków, o zabezpieczenie interesu swej wspólnoty, stanowiącego dobro najwyższe dla jednostki ludzkiej2.

Aleksander Janow dokonując rozgraniczenia pojęcia patriotyzmu od

nacjonalizmu i szowinizmu pisze, że:

1 B. Szmulik, M. Żmigrodzki (red.), Wprowadzenie do nauki o państwie i polityce, Lublin 2004, s. 159. 2 Tamże, s. 157.

9

Patriotyzm, szowinizm i nacjonalizm mają jedną cechę wspólną: we wszystkich manifestuje się umiłowanie własnego kraju. Różnice między nimi są jednak oczywiste – przynajmniej w kontekście rosyjskim. Patriota kocha swój kraj, lecz to nie przeszkadza mu kochać całej ludzkości. Szowinista kocha swój kraj, lecz gardzi ludzkością, zwłaszcza żydowskiego pochodzenia. Nacjonalista kocha swój kraj, lecz postrzega ludzkość jako wrogą siłę, gotową do podboju – z Żydami na czele3.

Podobnie współczesny badacz tej problematyki, Władimir Iliuszenko

patriotyzmowi przypisuje taką właściwość, jak poczucie przynależności do narodu, płynącej stąd dumy, a zarazem otwartości i przyjaznego stosunku do świata zewnętrznego. Między nacjonalizmem a patriotyzmem jego zdaniem istnieje wiele sprzężeń, ale w odróżnieniu od patriotyzmu, nacjonalizm ma on charakter zamknięty i agresywny. I chociaż nacjonalizm lubi się stroić w togę patriotyzmu, chodzi tu o zasadniczą zmianę akcentu: patriotyzm to przede wszystkim miłość do własnego kraju, nacjonalizm zaś – przede wszystkim wrogość do innego narodu lub innych narodów4. Można więc powiedzieć, że patriotyzm w odróżnieniu do nacjonalizmu ma w recepcji społeczno-politycznej tylko pozytywne skojarzenia, choć należy też wskazać, że w określonych warunkach istnieje możliwość przekształcenia się patriotyzmu w nacjonalizm i odwrotnie – nacjonalizmu w patriotyzm5.

Powyższe stwierdzenie jest niezwykle ważne z uwagi na fakt, że dzisiaj coraz częściej mówi się i pisze o powrocie w Rosji idei nacjonalistycznych. Nacjonalizm rosyjski jest pojęciem niezwykle trudnym do zdefiniowania. A to dlatego, że jest on bardzo różnorodny. Można wręcz mówić o nacjonalizmie rosyjskim jako pomieszaniu różnych idei i wartości (idei prawosławia, euroazjatyzmu, wpływu bolszewizmu na nacjonalizm)6. Tym trudnej dokonać gładkiego rozgraniczenia między patriotyzmem a nacjonalizmem rosyjskim. Można jedynie stwierdzić, że granica ta jest bardzo wąska, jeśli w ogóle możliwa do przeprowadzenia. Patriotyzm narodu rosyjskiego, narodu o tradycjach imperialnych ma bowiem często tendencję do przekraczania tej cienkiej granicy. Wydaje się, że w rosyjskim patriotyzmie można wyróżnić trzy podokresy jego rozwoju tzn.:

1) okres carskiej Rosji i wykrystalizowania się patriotyzmu rosyjskiego, 2) okres Rosji Sowieckiej i próby budowania tzw. patriotyzmu sowieckiego, 3) lata 90-te, okres dewaluacji tradycyjnych wartości rosyjskich i idei

patriotycznych7.

3 R. Szporluk, Imperium, komunizm, narody. Wybór esejów, Kraków 2003, s. 114. 4 J. Bratkiewicz, Rosyjscy nacjonaliści w latach 1992-1996. Od detradycjonalizacji do retradycjonalizacji, Warszawa 1998, s. 24. 5 B. Szmulik, M. Żmigrodzki (red.), Wprowadzenie do nauki ..., s. 159. 6 H. Szerszeń, Programy współczesnych rosyjskich nacjonalistów, osadzone między przeszłością a przyszłością, Wschodnioeuropejskie Centrum Demokratyczne, http://eedc.org.pl/pl/www/region/rosja/felietony/nacjonalisci.htm 7 W. Troickij, O patrioticzeskom wospitanii, „Russkij Wiestnik”, nr 16, 2004, s. 14.

10

Dzisiejsza Rosja stoi przed problemem zahamowania zjawiska dewaluacji

wartości narodowych i odbudowania w społeczeństwie więzi patriotycznych. Jest to trudne zadanie. Tym bardziej jeśli dokładnie przeanalizujemy to co wydarzyło się w Rosji po rozpadzie ZSRR. Sam rozpad był dla Rosjan w sferze świadomościowej wielką tragedią. Oto w kilka miesięcy obróciło się w pył wszystko to co stanowiło podstawę ich bytu. Idea imperium legła w gruzach. Ukraińcy, Białorusini stali się dla Rosjan obcymi ludźmi. Miliony obywateli rosyjskich znalazło się poza granicami swego państwa, które kiedyś tworzyli. To wszystko musiało znaleźć swoje odbicie w sferze wartościowania narodu rosyjskiego. Powstała pewna pustka ideowa, którą należało wypełnić.

Lata 90-te przyniosły spadek poczucia tożsamości narodowej. W jelcynowskiej Rosji panowało w pewnym sensie neomarksistowskie przekonanie, że liberalne reformy rynkowe doprowadzą do liberalizacji świadomości społecznej. Tymczasem zaowocowały one rozczarowaniem Rosjan, dla których liberalizm i prozachodniość już wtedy stały się synonimem antyrosyjskości. To stanowiło doskonałą ostoję dla konserwatywnego i neoimperialnego nacjonalizmu. Idea ta zaczęła nabierać siły w drugiej połowie lat 90-tych, a dziś stała się podstawą dla odrodzenia „nowego” rosyjskiego patriotyzmu 8. W przeciwieństwie do Jelcyna, Putin od początku był świadomy tej pustki ideowej. Dlatego też sięgnął po XIX-wieczny nacjonalizm, próbując przeciwstawić go rozczarowaniu reformami lat 90-tych i w ten sposób budować tożsamość narodową opartą na wielkomocarstwowej tradycji. Tak narodził się putinizm będący pomostem między współczesnością, a najlepszymi czasami ZSRR i carską Rosją 9. Ten pomysł na wypracowanie nowej rosyjskiej idei opartej na wartościach narodowych i patriotyzmie nie był żadnym novum dla obecnego prezydenta Rosji. Putin zaproponował Rosjanom to co chcieli usłyszeć. On również należał do tej grupy. I szybko stał się ogólnonarodowym wyrazicielem wartości narodowych. Głównym rosyjskim patriotą. Patriotyzm prezydenta Rosji nie wyrósł z próżni. Wynikał z jego życiowych doświadczeń.

Ojciec Putina walczył w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, mało co nie tracąc życia. Matka podczas oblężenia Leningradu też cudem uniknęła śmierci. Te doświadczenia jak sam wspomina na trwałe zapadły w jego świadomości i z pewnością stały się przyczynkiem do wykrystalizowania się uczuć patriotycznych 10. A te mocno zakorzeniły się w młodym Putinie w czasach radzieckich. To wtedy zapewne narodziło się w nim poczucie mesjanizmu i mit silnego państwa. Putin stał się nosicielem patriotyzmu sowieckiego do tego stopnia, że gotów był umrzeć za kraj. Stał się także wyrazicielem tych negatywnych uczuć, które dotknęły cały naród rosyjski – poczucia pustki po upadku Związku Radzieckiego. Później napisał: Odniosłem wrażenie, że nasz 8 Por. A. Migranian, Czym jest putinizm, „Gazeta Wyborcza”, 10-11 lipca 2004, s. 21-22. 9 Wywiad z prof. Lwem Gudkowem na łamach „Gazety Wyborczej”,[online]. [dostęp: 1 maj 2010]. Dostępny w Internecie: http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,68586,3329104.html 10 N. Geworkian, A. Kolesników, N. Timakowa, Ot pierwogo lica. Rozgowory z Władimirom Putinem, Moskwa 2000, (w:) www.kremlin.ru

11

kraj przestał istnieć. Stało się jasne, że Związek Radziecki zachorował. Na śmiertelną, nieuleczalną chorobę o nazwie paraliż: paraliż władzy”11. W patriotyzmie Putina pojawia się jeszcze jeden ważny aspekt, który stał się dominantą jego narodowych przekonań – wiara. Nie jest do końca jasne, czy zwrócenie się ku religii prawosławnej było w przypadku prezydenta Rosji zabiegiem czysto PR-owskim, czy po prostu potrzebą duchową. Ale faktem jest, że Władimir Putin jest osobą wierzącą. To kolejny czynnik, który definiuje patriotyzm Putina. Jak słusznie zauważa Paul Starobin, Putin wydaje się sądzić, że patriotyzm prawosławny, podobnie jak ideologia sowiecka, pasuje do scentralizowanego państwa i władzy silnej ręki, a także ma szanse się zakorzenić i wspomóc moralną odbudowę społeczeństwa” 12. Ten nakreślony przeze mnie obraz „patriotyzmu prezydenckiego” jest o tyle ważny, że daje odpowiedź na kierunek i formułę tych procesów, które zachodzą dzisiaj w Rosji. Stąd też wypływał ogólny pomysł Putina na zapełnienie w świadomości Rosjan pustki ideowej powstałej po rozpadzie Związku Radzieckiego. Były prezydent Rosji doskonale zdawał sobie sprawę, że nie da się mówić o odrodzeniu wielkiej Rosji tylko w aspektach – militarnym, gospodarczym czy politycznym. Odrodzenie to potrzebne było także w sferze poczucia tożsamości narodowej. A do tego potrzebny był patriotyzm. Putin już na początku swojej drogi prezydenckiej wypracował swoistą koncepcję samoistnej cywilizacji rosyjskiej, w której zawarł główne tezy diagnozy złego stanu państwa rosyjskiego lat 90-tych i zaproponowany przez siebie program naprawy („Rosja na styku tysiącleci”). Ten manifest polityczny wygłoszony na zjeździe ruchu „Jedność” 29 grudnia 1999 r. stał się podstawą jego ideologii i późniejszej polityki państwa. W sferze ideowej zawierał następujące tezy:

� ideowa dezintegracja wewnętrzna jest przeszkodą dla reform, � oficjalna ideologia państwowa nie jest konieczna, a zgoda społecznie

może być wymuszana, � zgoda i konsolidacja społeczna są warunkiem powodzenia reform � elementami konsolidacji są internalizowane wartości ogólnoludzkie oraz

rosyjskie wartości rdzenne. Za rosyjskie wartości rdzenne uznał Putin:

� patriotyzm, � mocarstwowość, � państwowość, � solidarność społeczną 13.

Patriotyzm zdefiniował natomiast w następujący sposób: Słowa tego używa się dziś w ironicznym znaczeniu. Bywa nawet wyzwiskiem. Jednakże dla większości Rosjan zachowało ono swój pierwotny, absolutnie

11 B. Reitschuster, Władimir Putin. Dokąd prowadzi Rosję?, Warszawa 2005, s. 22. 12 P. Starobin, Autokrata z przypadku, „Forum”, nr 19, 2005, s. 29. 13 M. Menkiszak, Rok Putina, Ośrodek Studiów Wschodnich, Zeszyt nr 2, lipiec 2001, s. 17

12

pozytywny sens. To uczucie dumy ze swojej Ojczyzny, z jej historii i dokonań. To dążenie, by uczynić swój kraj piękniejszym, bogatszym, silniejszym, szczęśliwszym. Gdy te uczucia wolne są od nacjonalistycznej pychy i ambicji imperialnych, nie ma w nich nic zdrożnego czy uwłaczającego. To źródło męstwa, wytrwałości, siły narodu. Tracąc patriotyzm i związaną z nim dumę narodową, zgubimy siebie jako naród, zdolny do wielkich czynów 14. Kontynuując dalej Putin zawarł definicję nowej idei rosyjskiej: Wydaje mi się, że nowa idea rosyjska powstaje jako stop, jako organiczne połączenie wartości uniwersalnych, ogólnoludzkich z wartościami rdzennie rosyjskimi, które wytrzymały próbę czasu - w tym próbę burzliwego XX wieku. Ważne, by nie forsować na siłę, lecz i nie przerwać, nie unicestwić tego życiowo ważnego procesu 15. Powyższą tezę starał się rozwinąć podczas swojego pierwszego wystąpienia przed Zgromadzeniem Narodowym: Jedność Rosji łączy właściwy naszemu narodowi patriotyzm, tradycje kulturowe, ogólna historyczna pamięć. I dzisiaj w naszej sztuce, teatrze, kinie ponownie rośnie zainteresowanie ojczystą historią, naszymi tradycjami, tego co tak bardzo wszystko cenimy. To bez wątpienia – ja w każdym razie jestem o tym przekonany – początek nowego duchowego odrodzenia 16. W dalszej części swojego wystąpienia zawarł kwintesencję swojej idei narodowej: I nie trzeba specjalnie doszukiwać się narodowej idei. Ona już istnieje w naszym społeczeństwie. Najważniejsze to pojąć w jaką Rosję wierzymy i jaką chcemy widzieć. Przy całej obfitości spojrzeń, poglądów, ideologii partyjnych w nas były i są wartości ogólne. Wartości, które zawierają i porozwalają nazywać nas jednym narodem 17.

Pojęcie „nowej rosyjskiej idei” wypracowane przez Putina stało się odpowiedzią na pytanie w którym kierunku podąża dzisiejsza Rosja. Putinowi chodziło o to, by dokonać połączenia pewnych idei i wartości. Praktycznie cała jego kadencja była podporządkowana realizacji tego celu. A co najważniejsze – koniec jego prezydentury nie oznaczał wcale rezygnacji z realizacji tego zadania. Zmiana na urzędzie prezydenta w Rosji po raz pierwszy po roku 1990 stała się bowiem bardzo przewidywalna. Opinia publiczna dawno poznała zwycięzcę wyborów – jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników, a obserwatorzy życia politycznego i analitycy zdali sobie sprawę, że patriotyczny kurs nie 14 http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34176,140788.html 15 Tamże. 16 W. Putin, Posłanie Federalnomu Sobraniju Rossijskoj Federacii, Moskwa, [online]. [dostęp: 8 lipiec 2000]. Dostępny w Internecie: www.kremlin.ru 17 Tamże.

13

ulegnie zmianie. Nowy prezydent Rosji – Dimitrij Miedwiediew nie był człowiekiem znikąd. Był człowiekiem władzy, kolegą Putina. Nie mogło więc dojść do zasadniczych przewartościowań na polu ideologicznym. Zmienił się nieco system sprawowania władzy. Putin z prezydenta stał się premierem, Miedwiediew stanowić miał dopełnienie tego swoistego tandemu. Tak więc putinowska ideologia przetrwała. Niektórzy zaczęli powszechnie nazywać ją po prostu „putinizmem”. Sam Putin nie ukrywał faktu, że Miedwiediew nie jest gorszym patriotą od niego. Podkreślali to również obserwatorzy życia politycznego w Rosji, dając do zrozumienia, że o ile putinowski patriotyzm miał wydźwięk patriotyzmu ogólnopaństwowego, to patriotyzm Miedwiediewa będzie patriotyzmem „naukowym”, bez zbędnej agresji i sentymentalnego uniesienia. Linia ideologiczna się nie zmieni – kurs patriotyczny będzie prowadzony w kierunku „naukowego” patriotycznego konserwatyzmu 18.

***

Na kanwie powyższych rozważań warto przytoczyć wyniki badań opinii społecznej , by dokonać odpowiedzi na pytanie: jaki jest dzisiejszy rosyjski patriotyzm? Odpowiedzi na to pytanie posłużą badania przeprowadzone przez Fundację „Opinii Społecznej” (FOM - Fond „Obszczestwiennoje Mnienie”), Wszechrosyjski Ośrodek Badania Opinii Społecznej (WCIOM – Wsierossijskij Centr Izuczenija Obszczestwiennogo Mnienija) oraz Analityczne Centrum Jurija Lewady (Analiticzeskij Centr Lurija Lewady). Pierwsza z wymienionych instytucji przeprowadziła swoje badanie na próbie 1500 respondentów w dniach 24-25 listopada 2001 r. na terytorium całej Rosji. Ankietowanym zadano szereg pytań dotyczących patriotyzmu i wartości narodowych. Poniżej prezentuję wyniki tegoż badania Z przeprowadzonych badań jasno wynikło, że „patriotyzm” na początku kadencji Putina ceniło sobie jako wartość samą w sobie zaledwie 3% ankietowanych. To o tyle zaskakujące, że spośród wszystkich wymienionych słów kluczy największym poważaniem cieszyły się „bezpieczeństwo”, „pokój”, „rodzina”, „dostatek” i „sprawiedliwość”. W kolejnym pytaniu tylko 1% spośród ankietowanych wyraziło pogląd, że wszyscy Rosjanie są patriotami. Połowa z nich stwierdziła, że wśród Rosjan nie ma patriotów (8%) lub, że Rosjanie w mniejszości są patriotami (42%). Na „większość” lub „połowę” wskazało 38% ankietowanych (odpowiednio: 18% i 20%). Oceniając z kolei rosyjski patriotyzm w kategoriach dobra lub zła ankietowani w zdecydowanej większości wskazali na pozytywną konotację tego pojęcia. Tylko 11% badanych udzieliło odpowiedzi – „trudno powiedzieć”. Definiując natomiast pojęcie patriotyzmu większość Rosjan odpowiedziała, że patriotyzm jest miłością do Ojczyzny i obroną interesów państwa (24%). Mniejszym poparciem cieszyły się: wierność i oddanie Ojczyźnie (8%), ofiarność (5%), wartości moralne (3%), duma ze swojego kraju (2%), wiara w swój kraj (2%). 26% ankietowanych nie

18 Miedwiediew. Jego ideołogija, [online]. [dostęp: 1 maj 2010]. Dostępny w Internecie: http://wciom.ru/arkhiv/tematicheskii-arkhiv/item/single/10152.html?no_cache=1&cHash=55b797f870.

14

potrafiło zdefiniować pojęcia patriotyzmu, a 6% z nich wskazało na brak takiego pojęcia. Wyniki powyższego badania dobrze korelują z przeprowadzonym pięć lat później badaniem opinii społecznej przez Wszechrosyjski Ośrodek Badania Opinii Społecznej. Z badań WCIOM jasno wynika, że zdecydowana większość Rosjan uważa się za patriotów (83%). W rankingu życiowych priorytetów Rosjan patriotyzm zajmuje wysokie czwarte miejsce, wyższe znaczenie ma dla nich znaczenie rodzina, dzieci i dom (95%), w dalszej kolejności komfort duchowy (92%), dobro materialne (88%). Znacznie mniejsze znaczenie od patriotyzmu ma wiara i religia (55%) oraz polityka i życie społeczne (42%). Patriotyzm jest więc dla większości Rosjan pojęciem rozumianym w kontekście rodziny i wychowania dzieci (50%), szacunku dla tradycji (47%), pełnego oddania pracy (30%). Jak wynika dalej z badań znacznie mniejsze znaczenie odgrywają w tym wypadku publiczne i polityczne formy patriotyzmu - głosowanie na „patriotycznych” polityków i partie polityczne (17%), świętowanie historycznych wydarzeń i jubileuszy (14%), udział w patriotycznych organizacjach (13%). Z kolei rozmowy na patriotyczne tematy stanowią przejaw patriotyzmu tylko dla 7% Rosjan. „U nowych rosyjskich” patriotów można także zaobserwować budową swoistego patriotycznego kodeksu moralnego. Rosjanie, bowiem w większości nie odczuwają jako przejaw niepatriotyczności pracę w zagranicznej firmie (63%), wyjazd do innego kraju (62%), czy też małżeństwo z cudzoziemcem (52%). Niepatriotyczne natomiast jest dla nich uchylanie się od płacenia podatków (52%) oraz brak znajomości symboliki państwowej (48%). Większość Rosjan uważa także, że polityka patriotyczna państwa ma na celu odrodzenie się Rosji jako wielkiego mocarstwa (60%), większość z nich jest skłonna oddać swój głos na polityka „patriotę” (62%). Uzupełnienie powyższych badań i ich uporządkowanie stanowią dane opublikowane przez Analityczne Centrum Jurija Lewady. Centrum dokonało porównania badań z grudnia 2000 r. i października 2007 r. przeprowadzając ankietę wśród 1600 Rosjan. Pytanie 1. Czy uważacie się za patriotów?

Pytanie Październik.2000 Grudzień 2007

Tak 77 78

Nie 16 12

Trudno powiedzieć 7 9 Analizując powyższe wyniki można zdecydowanie stwierdzić, że okres prezydentury Władimira Putina zasadniczo nie zmienił patriotycznego nastawienia Rosjan. Co najwyżej umocnił te odczucie. Pytanie 2. Co waszym zdaniem znaczy – „być patriotą”?

15

Pytanie Październik.2000 Grudzień 2007

Kochać swój kraj 58 66

Uważać, że Twój kraj jest lepszy niż inne kraje

17 18

Uważać, że w Twoim kraju nie ma niedostatków

4 4

Bronić swój kraj przed zarzutami i oskarżeniami

24 21

Mówić o swoim kraju prawdę, jak gorzka ona by nie była

12 10

Pracować/działać dla dobra kraju 35 27

Starać się do zmiany sytuacji w kraju 23 21

Inne 3 3

Brak odpowiedzi/Trudno powiedzieć 10 6 Jeśli przyjrzymy się dokładnie tej odpowiedzi dojdziemy także do wniosku, że podobnie jak w poprzednich badaniach (FOM i WCIOM) większość Rosjan utożsamia pojęcie patriotyzmu z miłością do kraju. Widać tutaj zdecydowany wzrost poparcia dla tego pojęcia wśród ankietowanych w 2007 r. W mniejszym stopniu patriotyzm jest utożsamiany z pracą i działaniem dla kraju oraz kreowaniem jego sytuacji, czy obroną przed jego oczernianiem.

***

Zaprezentowane przeze mnie powyżej dane i stwierdzenia są zapewne tylko przyczynkiem do dyskusji na temat rosyjskiego patriotyzmu i ideowości współczesnej Rosji.

Faktem jest, że obecna władza stara się wypełnić pustkę ideową, która wdarła się w społeczeństwo rosyjskie po doświadczeniach lat 90-tych. Zaproponowana przez Putina „nowa idea dla Rosji” jest właśnie taką próbą. Świadczą o tym także konkretne działania polityczne – ustanowienie święta Dnia Rosji, obchody rocznicy zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, czy próby tworzenia młodzieżówki „Nasi”. Doskonałym orężem dla Putina w walce o patriotyczny byt narodu jest także cerkiew prawosławna. Religia jest tym z czynników, który w znaczący sposób wpłynął na kształt tożsamości narodowej narodu rosyjskiego. Toteż rola cerkwi w stosunkach miedzy państwem a społeczeństwem zawsze była nie do przecenienia. Cerkiew nie zachowała takiej autonomii względem władzy państwowej, jak to ma miejsce w przypadku Kościoła w Polsce. Praktycznie zawsze była elementem ideologii państwa – w

16

mniejszym lub większym zakresie 19. Tą prawidłowość dobrze rozumie Putin. Stąd też wielokrotnie podkreślany fakt roli kościoła prawosławnego w krzewieniu idei patriotycznych 20.

Zdaniem Aleksandra Dugina 21 rządy Putina były i pozostają nie tyle rządami jednej osoby, ile realizacją funkcjonalnej politycznej formuły: liberalizm+patriotyzm (względnie nacjonalizm). Owa formuła jest osią całego politycznego życia, głównym wyróżnikiem epoki Putina. Putin będąc spadkobiercą epoki Jelcyna popieranym przez liberalne kręgi oligarchów związanych z familią przyniósł ze sobą patriotyczny porządek, który wyszedł naprzeciw sympatiom antyjelcynowskiego nacjonalno-patriotycznego obozu.

Symbole i znaki putinowskiej epoki wzywają do historycznej pamięci, do umiłowania bojowego ducha narodu, do odrodzenia narodowej dumy, do dumy za kraj i lud. Ta putinowska formuła świetnie zaprocentowała i pogodziła, przynajmniej w jakimś sensie dwa obozy rosyjskiego społeczeństwa. Stworzyła zarazem podstawę do konsensusu, który stał się fundamentem szerokiej legitymacji dla samego Putina, lecz również patriotycznych struktur partyjnych 22.

Putinowski konsensus jest syntezą najróżniejszych ideologii, które w latach 90-tych, zwłaszcza w pierwszej ich połowie były sprzeczne ze sobą. W ramach tego konsensusu – zdaniem Dugina – zanikły nieprzejednane sprzeczności między liberałami a patriotami, konserwatystami, modernizatorami, zapadnikami i rosyjskimi nacjonalistami 23.

Odnosząc powyższe rozważania do danych ankietowych trzeba wskazać, iż większość Rosjan właściwie odczytuje pojęcie patriotyzmu, jako miłość do własnego kraju. Patriotyzm ten nie ma jednak dla nich zabarwienia ogólnopaństwowego, jednolitej linii ideologicznej formułowanej przez aparat państwowy. Jest co najwyżej wyrażany w poparciu dla polityki patriotycznej państwa, jej akceptacji oraz postaw patriotycznych przez rosyjskich polityków. Problem stanowią jedynie w jakimś stopniu symbole narodowe, gdyż 86% rosyjskiego społeczeństwa potrafi poprawnie wskazać, co znajduje się w godle narodowym, 58% w prawidłowej kolejności rozpoznaje kolory flagi narodowej, ale tylko 34% słusznie przytacza pierwsze słowa hymnu narodowego pióra Siergieja Michałkowa 24. Można więc zaryzykować tezę, że pojęcie patriotyzmu nie jest Rosjanom obce, choć jednak nie wszyscy odnaleźli się jeszcze w nowej Rosji.

19 J. Potulski, Rola i znaczenie tradycji w funkcjonowaniu współczesnych instytucji politycznych w Rosji, Toruń 2005, s. 272-273. 20 80% rosyjskiego społeczeństwa widzi w prawosławiu instytucję, która zwraca się ku tradycji narodowej, (w:) L. Byzow, Konserwatiwnaja wołna w Rossii, [online]. [dostęp: 1 maj 2010]. Dostępny w Internecie: www.wciom.ru . 21 Aleksandr Dugin jest filozofem i politologiem, liderem ruchu neoeuroazjańskiego. 22 A. Dugin, Putin kak formuła. Nieobchodimost’ okonczatielnogo wybora, “Rossija”, [online]. [dostęp: 8 luty 2005]. Dostępny w Internecie: http://www.evrazia.org/modules.php?name=News&file=article&sid=2232 . 23 Tamże. 24 I. Biepaszewa, Rossijanie wsje jeszczo pytajut cwieta flaga i tekst gimna, [online]. [dostęp: 13 czerwiec 2006]. Dostępny w Internecie: www.wciom.ru .

17

Michał Wilczewski

Rada Bezpieczeństwa ONZ – reforma rządzenia światem?

Serwisy informacyjne całego świata w pierwszym miesiącu 2010 roku zostały zdominowane przez jedną dramatyczną informację. Trzęsienie ziemi na Haiti spowodowało ogromne straty w ludziach i zdewastowało kraj materialnie. Skala kataklizmu przerosła możliwości miejscowego rządu, uniemożliwiając mu podjęcie adekwatnych działań. Reakcja społeczności międzynarodowej była natychmiastowa. Ze wszystkich stron świata nadciągnęła pomoc, koordynowana przez Organizację Narodów Zjednoczonych. „Błękitne hełmy” zostały wysłane w celu ustabilizowania sytuacji i do zarządzania krajem wraz z przedstawicielami amerykańskiej administracji.

ONZ wspiera regiony poszkodowane przez wojnę i kataklizmy także za pomocą swoich organów: jedną z pierwszych organizacji w Polsce, które zadeklarowały pomoc dla Haiti był polski oddział UNICEF. Działanie takie można uznać za symptomatyczne. Organizacja wykorzystuje zaangażowanie znanych ludzi, dając im możliwość funkcjonowania w charakterze honorowych ambasadorów ONZ. Angelina Jolie i inne gwiazdy globalnego show-biznesu odgrywają niezaprzeczalnie swoją życiową role w służbie Organizacji.

Przykład aktywności ONZ na Haiti jest jednym z koronnych argumentów za koniecznością jej obecności w światowym systemie bezpieczeństwa. Kwestia formy tej aktywności oraz kierunków jej rozwoju pozostaje wciąż jednak sprawą otwartą. Reforma systemu stworzonego 65 lat temu jest koniecznością. Oczywiście nie będzie to proces łatwy. Osiągnięcie konsensusu satysfakcjonującego 192 państwa członkowskie wydaje się być co najmniej odległe, nawet przy zastosowaniu wręcz ekwilibrystycznych zabiegów dyplomatycznych. Zwłaszcza w kwestii tak delikatnej i budzącej tak wiele kontrowersji jak reforma Rady Bezpieczeństwa.

Na świecie zachodzą zmiany, których dynamika jest ogromna. Postęp globalizacji bez wątpienia uznać można za zjawisko bezprecedensowe, niosące postęp i ogromne nadzieje, stawiające jednakże przed wspólnotą międzynarodową wiele wyzwań. Skuteczność działania ONZ w odpowiedzi na nie będzie uzależniona od współpracy w łonie Organizacji. Problem reformy Rady Bezpieczeństwa będzie coraz intensywniej domagał się rozwiązania.

Organizacja Narodów Zjednoczonych powołana została do życia w czerwcu 1945 roku w San Francisco. Przedstawiciele 50 państw, do których później dopisana została również Polska, podpisali Kartę Narodów Zjednoczonych. Z gruzów II Wojny Światowej powstawała nowa organizacja, której priorytetowym celem miało być, zgodnie z Preambułą Karty „utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa [oraz] popieranie gospodarczego

18

i społecznego postępu wszystkich narodów”. Już od 1942 roku, od momentu podpisania Karty Atlantyckiej, wiadomo było, że ład powojenny ukształtowany zostanie zupełnie inaczej niż wszystko, co znano dotychczas. Możliwość uczestnictwa wszystkich krajów, które wyrażą zainteresowanie, poszanowanie ich różnic oraz skuteczne mechanizmy funkcjonowania Organizacji, miały zapewnić światowy pokój i porządek. System ONZ oparty został na sześciu organach: Zgromadzeniu Ogólnym, Radzie Bezpieczeństwa, Radzie Gospodarczej i Społecznej, Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości, Sekretariacie oraz Radzie Powierniczej (do 1994 r. – ogłoszenia niepodległości Palau).

Współcześnie, zamiast wymieniać 192 państwa członkowskie, łatwiej jest wskazać kraje, bądź sporne obszary, nie należące do ONZ. Wśród nich znajdują się choćby posiadający status obserwatora Watykan oraz nie uznawane przez wszystkich członków RB Tajwan, Kosowo czy Abchazja. Zastanawiając się nad skutecznością funkcjonowania zaprojektowanego 65 lat temu systemu ONZ i Rady Bezpieczeństwa w szczególności, należy zwrócić uwagę, iż był on kompleksowo zreformowany tylko raz, w 1965 roku. W burzliwych latach końca epoki kolonialnej, wraz z poszerzeniem liczby członków Organizacji do 118, zdecydowano się na dokooptowanie do Rady jeszcze czterech państw. Oczywiście wyłącznie w charakterze rotacyjnie zmieniających się członków niestałych. Reforma polegała zatem na zwiększeniu składu Rady o jedną trzecią, podczas gdy liczba państw członkowskich ONZ uległa podwojeniu. Status quo utrzymywany jest aż do dziś, kiedy wzrosła ona już niemalże czterokrotnie, i obejmuje 192 kraje. Niewątpliwie jest to przyczyną częstych wątpliwości, czy tak zarządzana Organizacja reprezentuje interesy wszystkich państw, czy ma prawo do decydowania w ich imieniu i czy wciąż posiada legitymację do podejmowania decyzji o charakterze strategicznym. W sporze bierze udział wiele mniej lub bardziej sformalizowanych frakcji, których interesy i argumenty zostaną omówione w dalszej części niniejszego artykułu. W trakcie analizy ewolucji systemu, pojawia się mnogość możliwości jego porównań do innych organizacji współczesnego świata. Z europejskiego punktu widzenia ciekawie wypada porównanie rozwoju ONZ i Wspólnot Europejskich. Oprócz dość częstych okresowych zmian funkcjonowania Wspólnoty, przeprowadzane były korekty podziału siły głosu, obowiązków i kompetencji każdorazowo przy okazji powiększania jej składu. Objętość traktatów unijnych jest znaczna, proces negocjacji skomplikowany, aczkolwiek uwzględniający interesy wszystkich i wymagający całościowego konsensusu. Takie porównanie wypada dla ONZ druzgocąco.

Niezależni obserwatorzy wskazują na nieprawidłowości w dziedzinie budżetu, brak rygorystycznego monitorowania i oceniania projektów. Prowadzi to do sytuacji, w której zdarzają się roczne przekroczenia budżetu nawet o ok. 30 %. Szczególnie wrażliwi na tym punkcie są Amerykanie zapewniający portfelowi Organizacji dopływ ok. jednej czwartej środków. I w tym momencie dochodzimy do newralgicznego punktu, jakim jest wkład państw członkowskich do wspólnej kasy. Dane statystyczne wskazują, że w 2007 roku 87 % wpływów budżetowych pochodziło z zasobów 17 największych płatników. Z drugiej

19

strony, 128 państw wpłacających najmniej zapewniło ONZ 1 % ogółu jej funduszy. Taki rozkład wkładów, niepociągający za sobą proporcjonalnej siły głosu jak w przypadku finansowych struktur systemu Breton Woods (Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego), może powodować frustracje. Oczywiście respektowana jest zasada demokratyczności Organizacji i nienaruszalna reguła jedno państwo-jeden głos. Jednakże sytuacja, kiedy na mapie Bliskiego Wschodu, zakupionej za środki ONZ i wiszącej na oficjalnym spotkaniu nad głową K. Annana, brakuje Izraela, może budzić pewną irytację. Statystyka wpływów budżetowych okaże się również silną kartą przetargową czołowych płatników zwłaszcza w momencie negocjacji ich większego udziału w procesie decyzyjnym Rady Bezpieczeństwa. W tym miejscu jednak nie sposób nie wspomnieć, iż mimo często ogromnych kontrowersji dotyczących podziału głosów i nie mniejszych różnic dzielących państwa członkowskie, ONZ pozostaje miejscem szczególnym. Jedynym miejscem, gdzie reprezentanci zupełnie odmiennych krajów mogą bezpośrednio porozmawiać, ciesząc się immunitetem. Sytuacja taka nie ma precedensu w historii świata.

Analizując kwestię budżetu w roku 2010, dochodzi się nieodwołalnie do konstatacji, że system ONZ finansowany jest głównie przez państwa należące do tzw. starego Zachodu. Stawkę otwierają Stany Zjednoczone z 22 procentami (osiągają tym samym tzw. szklany sufit – maksymalny pułap wkładu, który może osiągnąć jedno państwo), Japonia – 16,6 %, Niemcy – 8,6 %, Wielka Brytania – 6,6 %, Francja – 6,3 %, Włochy 5,5 %; nieco dalej plasują się Kanada i Hiszpania. Reasumując, ponad jedna czwarta ogółu wpływów budżetowych, 38,9 %, pochodzi od krajów Unii Europejskiej. Prognozowany budżet na lata 2010 i 2011 ma wynieść około 13 mld dol. rocznie. Ponadto, poszczególne agendy ONZ dysponują środkami nieuwzględnianymi w budżecie. Koszt funkcjonowania misji pokojowych na całym świecie prognozowany jest na poziomie 7,8 mld dol. rocznie. 80 % z tej kwoty przeznaczane jest na działania w Afryce, a 26 % całości pokrywają Stany Zjednoczone. Kompozycja wydatków budżetowych oraz ich późniejsza weryfikacja są przedmiotem kontrowersji. W latach 2008 i 2009 różnica między całościowym planem budżetowym a końcowym wynikiem wynosiła ponad 20 %. Wątpliwości wobec zasadności wydatkowania środków powodują niejednokrotnie częściowe wstrzymywanie wpłat, a największym dłużnikiem są obecnie Stany Zjednoczone. Wobec takiej postawy pojawiają się komentarze, że w sumach bezwzględnych płatności USA do wspólnej kasy ONZ są przytłaczająco niższe od dwóch innych wskaźników zaangażowania Waszyngtonu na arenie światowej – wojen w Iraku (dotychczas ok. 700 mld dol. – średnia ok. 100 mld dol/rok) i Afganistanie (ok. 250 mld – ponad 30 mld dol/rok).

Zagadnieniem często poruszanym przy omawianiu działań ONZ jest również efektywność niesionej pomocy. Procent środków rzeczywiście docierających do odbiorców szacowany jest na ok. 30 – 50 %. Można odnieść wrażenie, że nie jest to wysoki poziom, lecz, parafrazując słowa Churchilla o systemie demokratycznym, lepszego dotychczas nie wymyślono.

Funkcjonowanie ONZ na dotychczasowych zasadach powoduje liczne kontrowersje. Zwłaszcza zachodni komentatorzy z krajów wspierających

20

oenzetowski budżet największymi środkami, wskazują na wydarzenia kompromitujące organizację w oczach międzynarodowej opinii publicznej. Za sztandarowe przykłady nadużyć służą m.in. casus Libii zasiadającej w Komisji Praw Człowieka czy Iranu w Radzie Dyrektorów MAEA. Co więcej, od dawna wiadomo o nieprawidłowościach przy realizacji programów ONZ. Nadużycia wykazane przez raport Paula Volckera przy projekcie Ropa za Żywność (1996 – 2003) urosły niemalże do rangi symbolu wewnętrznego „zepsucia” Organizacji. Kwestia zaangażowania w nie wpływowych urzędników i tropy prowadzące być może aż do najbliższego otoczenia Sekretarza Generalnego zagroziły kompromitacją całego systemu.

Stwierdzenie, że brak zdecydowanych reform na przestrzeni lat to tylko wynik postępującej opieszałości bądź zaniedbań, byłoby cokolwiek krzywdzące. Ich przeprowadzenie było, w warunkach konfliktu Wschodu z Zachodem, po prostu niemożliwe. Dopiero po zakończeniu zimnej wojny, działania reformacyjne nabrały rozpędu. W 1993 roku powstała specjalna grupa robocza w ramach Zgromadzenia Ogólnego, która miała zająć się reformą. Wśród licznych propozycji priorytet uzyskały zagadnienia związane z transparentnym funkcjonowaniem Organizacji. Obecnie za obowiązujący dokument przewodni uznaje się propozycję priorytetów zaprezentowaną przez byłego Sekretarza Generalnego Kofiego Annana: Inwestujmy w ONZ dla wzmocnienia światowej Organizacji, z 2006 roku. Raport wydziela siedem obszarów priorytetowych: Pracownicy – rekrutacja i mobilność, Kierownictwo, Technologie informacyjne i komunikacyjne (ICT), Udzielanie pomocy / usług, Budżet i finanse, Zarządzanie, Droga na przyszłość: inwestowanie w zmiany. Działania mają być skierowane w stronę przejrzystości zasad procesu rekrutacji pracowników, rozwinięcie wachlarza szkoleń oraz zwiększenie mobilności kadry ONZ. W tym miejscu wypada wspomnieć o postępie, jaki w dobie globalizacji dokonał się w właśnie w dziedzinie mobilności. W okresie projektowania systemu ONZ zakładano raczej statyczny charakter Sekretariatu, polegający na organizowaniu spotkań międzypaństwowych, konferencji oraz działalności w obrębie siedziby. Wraz z dynamicznym zmianami na świecie, aktywność organizacji wzrosła, obecność w rejonach konfliktów jest bardziej widoczna, natomiast większość zatrudnianych przez Organizację cywilów pracuje w terenie. Według danych ONZ, na „utrzymywanie pokoju i inne działania na całym świecie” wydaje się rocznie około 70 % budżetu. Wskazuje się także na czterokrotny wzrost nakładów na pokojowe misje zagraniczne w okresie po upadku Żelaznej Kurtyny. Co więcej, od tego momentu zorganizowano dwukrotnie więcej takich operacji, niż w minionej epoce. „Niezależnie od wszystkich swych wad, ONZ dowiodła swojej użyteczności w działaniach humanitarnych i pokojowych. Gdy państwa członkowskie osiągają zgodę, ONZ pozostaje ważnym źródłem prawomocności w polityce światowej.” Raport Annana zwraca również uwagę na braki Organizacji w dziedzinie ICT i konieczność modernizacji tego systemu. Konsekwentnie pociąga ona za sobą zmiany w zakresie usług świadczonych dla Sekretariatu i niejako implikuje rozważenie „relokacji dóbr i osób oraz [wprowadzenie] outsourcingu”. Podstawowymi obszarami wymagającymi zmian są sfery finansów i zarządzania. Te dwie kwestie należą do najczęściej

21

krytykowanych. Skuteczność Organizacji wymaga dookreślenia zasad współpracy Sekretariatu i ZO, wyznaczania spójnej strategii oraz wprowadzenia specjalnego systemu zarządzania zmianami.

System Organizacji został opracowany przez najpotężniejsze kraje zwycięskie i w oczywisty sposób zapewniał im supremację w ONZ poprzez status stałego członka Rady Bezpieczeństwa. Organ ten zebrał się po raz pierwszy w Londynie, w styczniu 1946 roku. Zgodnie z Rozdziałem V Karty Narodów Zjednoczonych, Radę tworzyć miało pięciu członków stałych i sześciu niestałych. Wśród tej pierwszej kategorii znalazły się Republika Chińska, Francja, Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii oraz Stany Zjednoczone Ameryki. Te pięć krajów wyposażono w oręż, często decydujący na forum ONZ – prawo weta. Niestałych członków postanowiono zaś wybierać na okres dwuletni, biorąc pod uwagę „przede wszystkim wkład poszczególnych członków w utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, realizacji innych celów Organizacji” oraz podział geograficzny. W kwestii interpretacji pierwszego kryterium pojawiły się z biegiem lat nieuniknione rozbieżności. W końcu XX wieku i na początku XXI doszło na świecie do całej gamy procesów, które zmieniły rozkład sił w globalnym systemie bezpieczeństwa. Świat nie opiera się już na dwóch biegunach, nie śledzi rywalizacji Moskwy z Waszyngtonem. Współzależności ewoluują w kierunku wielobiegunowości, bądź centrum (USA) z wieloma równorzędnymi graczami. Zmiana potencjałów gospodarczych i politycznych Niemiec, Japonii i Azji Wschodniej, Brazylii i Ameryki Południowej, Indii oraz Afryki wyraźnie wymaga ewolucji ONZ. Żadna z dotychczasowych odpowiedzi na pytanie, jaki wymiar miałaby mieć rzeczona ewolucja, aby zachować skuteczność Rady, nie uzyskała dotąd powszechnej akceptacji. Według Josepha S. Nye Jr. „Narody Zjednoczone nie są jedynym źródłem legitymizacji w polityce światowej, lecz ich uniwersalność, fundament prawny i względna atrakcyjność przydają ich głosowaniom i wypowiedziom znaczący poziom legitymizmu”. Reforma Rady Bezpieczeństwa ma być odpowiedzią międzynarodowej społeczności na pytanie o powszechną legitymizację działań ONZ. Rozszerzenie składu Rady ma umożliwi ć szersze uczestnictwo krajom z regionów dotychczas „niedoreprezentowanych”.

Zrozumienie konieczności przeprowadzenia zmian w ramach RB wymaga przyjrzenia się obecnej sytuacji i stosunkowi sił w polityce międzynarodowej. I tak niemiecki cud gospodarczy wywindował ten kraj do poziomu czołowego mocarstwa gospodarczego świata. Jego ugruntowana pozycja w światowym systemie nie podlega wątpliwości. W procesie kształtowania powojennego ładu, udział Niemiec gronie decyzyjnym ONZ został jednakże z oczywistych względów odrzucony. Obecnie Berlin stara się zdobyć odpowiednie dla siebie, eksponowane miejsce w Organizacji. Rząd Gerharda Schroedera stał wręcz na stanowisku, że pozycja stałego członka w Radzie mu się po prostu należy. Stosunek Angeli Merkel do problemu wydaje się już bardziej wyważony, Niemcy są bardziej skłonne do zawarcia kompromisu. Analogiczna sytuacja ma miejsce w Japonii – kraju wykluczonym po 1945 roku, który stał się z czasem integralną częścią gospodarki zachodniej. Brazylijczyków uznać można

22

natomiast za przykład wzrastającej roli potęg regionalnych. Ogromne ambicje kraju mają podstawy w postaci rozwijającej się gospodarki, wpływu na państwa Ameryki Południowej, wzrastającego potencjału surowcowego (ropa naftowa), czy rozbudowy sił zbrojnych. Co ciekawe, w 2009 roku Brazylia nawiązała kontakty z Chinami w kwestii remontu swojego lotniskowca: sytuacja na Półkuli Zachodniej bezprecedensowa. W południowej części Azji przykładem ogromnego skoku cywilizacyjnego, opartego głównie o rewolucję technologiczną, są Indie. Permanentny rozwój gospodarki opartej na usługach w dziedzinie nowych technologii, outsourcingu, oraz wzroście poziomu edukacji prowadzi do budowy całkiem nowej pozycji tego kraju w świecie. Dla hierarchii celów i ideałów ONZ nie bez znaczenia jest fakt, iż jest on największą demokracją globu. Poza tym znajduje się w pierwszej piątce krajów dostarczających żołnierzy na misje zagraniczne Organizacji. Powyższe kraje utworzyły grupę G4. Celem integrującym było i jest oczywiście zdobycie bardziej eksponowanej pozycji w hierarchii Organizacji. Przez długi czas uważano ją nawet za mającą największe szanse na zdobycie powszechnego poparcia dla swoich aspiracji do stałego członkostwa. Cel wydaje się jednak wciąż odległy, a kraje G4 zajmują coraz bardziej koncyliacyjne stanowiska. Co spowodowało taką zmianę? Niezmienne od wieków, odporne na rewolucję informatyczną i lobbing ekonomiczny zasady Realpolitik. Kandydatura Niemiec spotkała się z raczej chłodnym przyjęciem choćby we Włoszech, nie wspominając nawet o pomyśle zamiany miejsc Wielkiej Brytanii i Francji w Radzie Bezpieczeństwa na wspólne miejsce dla całej Unii. Wymagane poparcie wszystkich państw Rady nie wydaje się prawdopodobne również dla Japonii, która postrzegana jest przez Chiny jako zagrożenie. Nie bez znaczenia są też obawy wynikające z historii – okupacji części Chin przez Japończyków sprzed ponad pół wieku. I dalej, aspiracje Brazylii budzą wątpliwości w Ameryce Południowej, wyrażane są m.in. przez Argentynę. Indie znajdują przeciwwagę w postaci Pakistanu, tradycyjnie przeciwstawiającemu się swojemu sąsiadowi. Powyższe przeciwstawienie sobie państw świadczy o trudnościach, jakich należy oczekiwać w procesie reformy Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Za grupę przeciwną G4 uznaje się Zjednoczonych dla Konsensusu (United for Consensus), gdzie wiodącą rolę odgrywają Włochy, Hiszpania, Turcja, Kanada, Pakistan, Argentyna, Kolumbia, Meksyk i Korea Płd. Proponuje ona skupienie się na modelu regionalnym, który by pogodził aspiracje potęg z krajami mniej wpływowymi. Zjednoczeni optują za dodaniem jeszcze dziesięciu niestałych członków do Rady Bezpieczeństwa. Afrykanie natomiast są skoncentrowani w bardzo jednolitej grupie, zwanej Konsensusem Ezulwini. Według modelu afrykańskiego należałoby dodać jeszcze sześć krajów do grona stałych członków oraz pięciu niestałych. Poglądy wyrażane przez Afrykanów wskazują jasno na brak reprezentacji kontynentu afrykańskiego w RB i wynikające z tego wątpliwości wobec legitymacji działań ONZ w regionie. Powyższe grupy traktowane są jako najsilniejsze i najbardziej wpływowe. Oprócz ich propozycji pojawiają się także koncepcje prezentowane przez kraje nieco słabsze, jak Panama czy Kazachstan. Punkt ciężkości kładziony jest wtedy na rotacyjną obecność krajów w RB. Jakkolwiek trudno jest ocenić możliwości

23

promowania swoich koncepcji przez takie kraje (niewątpliwie jest ona proporcjonalnie niższa od silniejszych państw), mają one szansę na przeforsowanie choć ich części jako propozycje „znikąd”: świeże, nie kojarzone z żadnym z przeciwstawnych obozów.

Reforma Rady Bezpieczeństwa koncentruje się wokół pięciu kluczowych zagadnień, będących przedmiotem międzypaństwowych dyskusji i ogniwami spajającymi poszczególne kraje w grupy interesu. Niezgodności panują w kwestii kategorii członkowstwa, prawa weta, reprezentacji regionalnej, wielkości powiększonej Rady, relacji pomiędzy Radą a Zgromadzeniem Ogólnym. Linia podziałów jest wyznaczana w wymienionych punktach przez rozbieżności pomiędzy poszczególnymi koalicjami państw. I tak G4 jest zdecydowanie za utrzymaniem skuteczności działania Rady. W kwestii podstawowej użyteczności tego organu dla porządku światowego prezentuje stanowisko zbieżne m.in. z racjami przedstawianymi przez USA. Jednakże, czy skuteczność zostanie zachowana również po przeprowadzeniu zmian w najbardziej kontrowersyjnych obszarach aktywności Rady, pozostaje sprawą otwartą.

Skuteczność działania Rady Bezpieczeństwa jest kwestią fundamentalną. Kontrowersje wokół prawa weta są jednym z najważniejszych kryteriów stojących na przeszkodzie porozumieniu dotyczącego reformy Rady. Pomysły całkowitej rezygnacji z tego przywileju są w chwili obecnej skazane na niepowodzenie. Należy zwrócić uwagę na fakt, iż „moc weta w Radzie Bezpieczeństwa sprawiła, że organ ten był zdolny poprzeć użycie siły w operacji służącej prawdziwie zbiorowemu bezpieczeństwu zaledwie dwa razy w ciągu półwiecza: w Korei i w Kuwejcie. Ale została ona pomyślana tak, by stanowić wspólnotę mocarstw i która nie będzie działać, kiedy zabraknie pomiędzy nimi zgody. Weto przypomina bezpiecznik w domowej instalacji elektrycznej. Lepiej, by wysiadły korki i światło zgasło, niżby cały dom spłonął”. To zdanie eksperta w dziedzinie światowego bezpieczeństwa, Joseph S. Nye Jr., doskonale oddaje ambiwalencję w podejściu do reformy Rady Bezpieczeństwa.

Zreformowanie funkcjonowania Organizacji Narodów Zjednoczonych jest

koniecznością w dynamicznym świecie, gdzie zmiany polityczne zachodzą szybko, a bezprecedensowa skala przepływu informacji sprawia, że wiele globalnych mechanizmów można obserwować w czasie rzeczywistym. W dziedzinie technologii, według Thomasa Friedmana, świat ulega postępującemu procesowi spłaszczenia, a „boisko się wyrównuje”. Oprócz niezliczonej ilości pozytywnych impulsów, nieodzownie pociąga to za sobą także ogrom zagrożeń. Ataki cybernetyczne na serwery estońskie przeprowadzone z terytorium Rosji, czy atak na firmy amerykańskie ze strony Chin, są widocznymi zwiastunami nowych wyzwań, którymi będzie trzeba stawić czoła. Deklaracja administracji Barracka Obamy, wyrażona słowami Hillary Clinton, o wolności Internetu i wsparciu dla amerykańskich firm jest sygnałem o ostatecznym rozprzestrzenieniu się międzypaństwowej rywalizacji na sferę elektroniczną. Aby odzyskać rolę lidera na arenie międzynarodowej, ONZ powinno nie tylko naprawiać błędy przeszłości, ale także nadążać za galopem teraźniejszości w przyszłość.

24

Marcin Wałdoch

Geneza systemu politycznego Nowej Zelandii

Cz. II

Zagadnienia metodologiczne analizy systemowej

Paradoks jest dla myśliciela źródłem namiętności

[…]. Najwyższym paradoksem myśli jest próba odkrycia

czegoś, czego myśl nie może ująć 25.

Wstęp W poprzednim artykule scharakteryzowałem główne czynniki, które legły u podstaw współczesnego systemu politycznego Nowej Zelandii, stąd też, była to geneza omawianego systemu 26 . Ukazałem tam tło historyczne i kulturowe powstającego od XIX wieku systemu politycznego Aoteaory. Tymże artykułem chciałbym przybliżyć stosowaną przeze mnie metodologię opartą na analizie systemowej Davida Eastona. W kolejnym artykule przedstawię wynik moich badań nad systemem politycznym Nowej Zelandii.

Wprowadzenie do analizy systemowej – teoria Davida Eastona i nowa analiza systemowa Analiza systemowa jako narzędzie analizy politologicznej zyskało swoje miejsce w nauce o polityce dzięki książce Davida Eastona Analiza systemów politycznych 27 i wcześniejszej System polityczny 28. Warto tutaj zaznaczyć, że jest to jedna z najbardziej wpływowych teorii naukowych w zakresie politologii. Do politologów pracujących w zakresie tego podejścia badawczego należą również: Gabriel A. Almond, Talcott Parsons, Niklas Luhman i Morton Kaplan29. 25 Søren Kierkegaard, patrz: Glenn Tinder, Myślenie polityczne, Warszawa 2003. 26 Prowadzona przeze mnie analiza dotyczy całości systemu politycznego Nowej Zelandii, z tym, że zachowuję systematykę tak prowadzonej analizy. Moim celem jest dokonanie analizy makrosystemowej (całość systemu politycznego) poprzez charakterystykę poszczególnych podsystemów (np.: analiza systemu partyjnego, systemu wyborczego) czyli poprzez analizę systemową średniego rzędu podsystemów wskazanego przez tytuł systemu politycznego nie pomijając analizy elementów tego systemu – prowadząc tym samym analizę mikrosytemową. Zobacz: A. Chodubski, Wstęp do badań politologicznych, Gdańsk 2006, s. 119. 27 Tytuł oryginalny: A Systems Analysis of Political Life, Wiley, 1967. 28 Tytuł oryginalny: The Political System., New York, 1953. 29 K. Łastawski, Metoda systemowa w badaniach politologicznych, „Athenaeum”, vol. 19/2008, s. 178.

25

Amerykańska wersja analizy systemowej wyrasta z funkcjonalizmu. Centralnym założeniem analizy systemowej jest stwierdzenie, iż system polityczny stanowi „wyodrębnioną analitycznie całość o złożonej strukturze, umiejscowioną w wielowymiarowym otoczeniu”30. D. Easton uważał, że studia politologiczne głównie koncentrują się na tym w jaki sposób decyzje (w kręgach władzy) są podejmowane i jak ich przestrzeganie przez społeczeństwo jest egzekwowane przez tą władzę 31.Założenia twórcy analizy systemowej mówią, że: 1) życie polityczne nie istnieje w próżni, a podlega oddziaływaniom środowiska (fizycznego, biologicznego, społecznego, kulturowego, psychologicznego i międzynarodowego; 2) życie polityczne tworzy system otwarty na oddziaływania, a jednocześnie zdolny do reagowania na zakłócenia powstające w otoczeniu i adoptowania się do warunków w jakich działa; 3) podstawowym źródłem energii niezbędnej do rozwoju systemu politycznego są wkłady otoczenia, które przybierają postać żądań lub/i poparć. Te pierwsze uruchamiają ośrodki decyzyjne do działania. Drugie – zapewniają systemowi zasoby konieczne do jego funkcjonowania. Docierają one do systemu za pomocą tzw. wejść; 4) podstawowym wytworem systemu politycznego są decyzje, przybierające postać oświadczeń i dokonań ośrodków władzy, mające na celu jego adaptację do otoczenia lub wymuszanie na nim zmian. Komunikacja systemu z otoczeniem odbywa się w tym wypadku za pomocą zespołu wyjść; 5) istotą działania systemu politycznego jest ciągły proces przetwarzania wkładów w wytwory, określany mianem konwersji wewnątrzsystemowej; 6) między wytworami, a wkładami zachodzi relacja sprzężenia zwrotnego. Efekty oświadczeń i dokonań wpływają na treść żądań i rozmiar poparcia – podlegające zmianom; 7) głównym efektem istnienia systemu politycznego jest redukcja napięć, jakie powstają między żądaniami kierowanymi pod adresem ośrodków władzy a ich decyzjami – wyrażająca zdolność uzyskania stanu równowagi między systemem a jego otoczeniem 32.Termin równowaga dotyczy systemu politycznego i oznacza stan homeostazy, pomiędzy wewnętrznym stanem systemu a stanem otoczenia 33. Siłą analizy systemowej, według jego twórcy ma

30 A. Antoszewski, System polityczny jako kategoria analizy politologicznej, [w:] Studia z teorii polityki, tom I, pod red. A.W. Jabłońskiego, L. Sobkowiaka, s. 73. Jak pisze prof. A. Chodubski: „Przez pojęcie systemu rozumie się uporządkowany wewnętrznie w całość układ elementów mających określoną strukturę”. A. Chodubski zwraca jednocześnie uwagę na konieczność podjęcia próby odpowiedzi na pytania niezbędne w procesie dokonywania analizy systemowej (makro) – „Jakie elementy należą do systemu? Jakie elementy należą do otoczenia? Jakie jest kryterium przynależności do systemu?Jakie są funkcje systemu w otoczeniu?Jakie są funkcje systemu w otoczeniu?Jakie elementy są funkcjonalne a jakie dysfunkcjonalne dla systemu jako całości?Jakie elementy stanowią najważniejsze czynniki zmian w systemie”? Koniecznym jest też podjęcie próby odpowiedzi na pytania w związku z analizą średniego rzędu – „Z jakimi podsystemami dany system jest najmocniej (względnie najsłabiej) powiązany? Jaki jest stopień autonomii danego podsystemu? Jaka jest względna rola danego podsystemu w utrzymaniu funkcjonowania systemu jako całości?”, natomiast analiza w skali mikro wymaga od badacza odpowiedzi na pytania: „Z jakimi innymi elementami systemu dany element jest powiązany?Jaki jest charakter oddziaływań (wzajemne, jednostronne, harmonijne, konfliktowe)? W jakim stopniu działanie elementu jest modyfikowane za pośrednictwem sprzężenia zwrotnego przez rezultaty jego własnych działań?”,. Zobacz: A. Chodubski, Wstęp…, s.119 - 120. 31 D. Easton, An Approach to the Analysis of Political Systems, “World Politics” Vol. 9, No. 3 (April 1957), s. 383. 32 A. Antoszewski, System polityczny…, s. 78. 33 Tamże, s. 73.

26

być obiektywizacja wyniku badawczego, poprzez odrzucenie normatywnej podstawy w badaniach i przesunięcie ciężaru badawczego na kwestie czysto empiryczne, formalno – prawne, badanie rzeczywistych procesów politycznych. Kolejnym aspektem analizy systemowej jest jej holistyczne ujmowanie przedmiotu badania – poprzez opisywanie mechanizmów istniejących w badanym systemie politycznym dając wartościowy rezultat pozwalający na świadome i aideologiczne poznanie. Cechą analizy systemowej jest precyzyjne wyodrębnienie elementów składowych badanego systemu politycznego 34, co też często zarzucano jako ograniczenie, ale wydaje się, że bez zakreślenia granic systemu jego badanie nie miałoby szansy powodzenia. System polityczny składa się z ściśle określonych elementów: ogół organów państwowych, partii politycznych, organizacji i grup społecznych oraz ogół generalnych zasad i norm regulujących wzajemne stosunku między nimi 35. Kluczem do opisywania i zrozumienia tak definiowanego systemu politycznego jest pojęcie interakcji, oznaczające wzajemne, powtarzalne oddziaływanie na siebie co najmniej dwóch składników systemu społecznego. Interakcje zachodzą tak pomiędzy elementami składowymi systemu, jak i pomiędzy samym systemem a jego otoczeniem. Tym samym stwierdza się, że system polityczny jest zawsze otwarty i zdolny na ciągłe interakcje z otoczeniem 36. K. Pałecki uznał system polityczny za całość złożoną z dwóch podsystemów, 1) normatywnego, obejmującego wartości polityczne; 2) behawioralnego na który składają się realne działania polityczne. Ujęcie K. Pałeckiego daje szansę na analityczne oddzielenie reżimu politycznego od funkcjonujących w jego ramach zachowań 37. Współczesna analiza systemu politycznego koncentruje się na zagadnieniu reżimu politycznego, który obejmuje takie elementy jak system wyborczy czy system rządów 38. Szerokiego omówienia wymagałoby ukazanie dorobku krytyków analizy systemowej, co nie jest celem tego artykułu. Do szerzej znanych krytyków analizy systemowej zaliczamy M. Croziera, E. Friedberga 39, P. Leslie 40. Na użytek niniejszego artykułu korzystam z analizy systemowej D. Eastona i propozycji Andrzeja Chodubskiego (patrz przypis nr 6) , uwzględniając uwagi krytyków pierwszego, w szczególności te mówiące o dużej roli podejścia instytucjonalnego przy założeniu, że prawidłowa analiza systemu powinna uwzględniać odpowiednio wyselekcjonowane zmienne tego systemu. Bowiem w odróżnieniu od koncepcji D. Eastona, który powiadał, że system polityczny ma zdolność do samodzielnego dostosowywania się do zmian w otoczeniu redukując swoją reakcją jakiekolwiek napięcia, uważam za P. Leslie, iż jest to zwyczajny postulat, który wchodzi w sprzeczność z zarzuceniem normatywnego wyznacznika prowadzonych badań w duchu analizy systemowej.

34 Tamże, s. 75. 35 M. Podolak, M. Żmigrodzki, System polityczny i jego kwalifikacje, [w:] Współczesne systemy polityczne, Warszawa 2007, s. 12. 36 A. Antoszewski, System polityczny…, s. 76-77. 37 Tamże, s. 81-82. 38 Tamże, s. 85. 39 Tamże, s. 80-86. 40 Patrz: P. Leslie, General Theory in Political Science: A Critique of Easton’s Systems Analysis, “British Journal of Political Science”, Vol. 2, No. 2. (Apr. , 1972), s. 155 – 172.

27

Ostatecznie przyjmuję stanowisko D. Eastona zgodnie z którym: nauka o polityce koncentruje się na studiach nad tym, w jaki sposób przebiega proces decyzyjny podejmowany przez władzę, i jak władza egzekwuje postępowanie społeczeństwa zgodnie z stanowionym przez siebie prawem, tym bardziej, że studiom mają też podlegać działania partii politycznych , grup nacisku i interesu, system rządzenia, oraz system wyborczy. Studia nad każdą z poszczególnych wymienianych przez D. Eastona części składowych systemu politycznego mają dać obraz całości poprzez zrozumienie mechanizmów pracy poszczególnych elementów badanego systemu 41. Poddanie analizie systemowej rzeczywistości politycznej danego kraju jest drogą do zrozumienia funkcjonowania tegoż, co przy założeniu, że wpływ na ściśle wyodrębniony przez badacza system polityczny badanego organizmu ma otoczenie, może przynieść najbliższe obiektywnemu poznaniu efekty, szczególnie jeśli badacz ma zamiar pozostać wierny obranej metodzie badawczej – w tym przypadku analizie systemowej. Jak proponuje Andrzej Antoszewski, stosowanie wielostronnej analizy w trzech poziomach. Poziomie społeczno – kulturowym, warstwy układu instytucjonalnego oraz analizy rywalizacji politycznej 42, daje szansę pełnej charakterystyki badanego systemu. Narzędzie D. Eastona, jest o tyle uniwersalne, że w sposób usystematyzowany pozwala poznać i scharakteryzować państwa i systemy w nich funkcjonujące, obce kulturowo i narodowościowo wobec osoby badacza, niestety ten uniwersalizm podejścia jest efektywny tylko kiedy prowadzimy badania w ramach instytucjonalizmu jako koncepcji teoretycznej, a właściwie tego co proponują nam twórcy nowego podejścia instytucjonalnego i tutaj warto zaznaczyć, że D. Easton jest powszechnie uważany za behawiorystę 43. Mam tu na myśli narzędzia oferowane przez nowych instytucjonalistów, takich jak: Goodin, Klingemann, Hall, Taylor, Lowndes, March, Olsen, Peters, Rhodes 44. Atrakcyjność tego podejścia badawczego polega na tym, że: punkty wyjścia nowego instytucjonalizmu można przedstawić w kategoriach ruchu wzdłuż sześciu analitycznych kontinuów: „I Od koncentracji na organizacjach do koncentracji na regułach II Od formalnego do nieformalnego pojęcia instytucji III Od statycznego do dynamicznego pojęcia instytucji IV Od ukrytych wartościowań do stanowiska krytycznego wobec wartości V Od holistycznego do zdegradowanego pojęcia instytucji VI Od niezależności do zakorzenienia” 45.

Jest to propozycja będąca „udoskonaleniem” tradycyjnej analizy systemowej. Jej cechą szczególną jest eksternalizacja właściwości danych elementów systemu, to swoiste rozszerzenie zakresu rozważanego elementu daje

41 D. Easton, An Approach …, s.383 – 384. 42 A. Antoszewski, Metodologiczne aspekty badań nad współczesnymi systemami politycznymi, „Studia Nauk Politycznych” nr 1, 2004, s. 84-87. 43 A. Wachał, Ogólne założenia naukowego paradygmatu nauk politycznych, „Homo Politicus” , vol. 1/2006, s. 171. 44 Zobacz: V. Lowndens, Instytucjonalizm, [w:] Teorie i metody w naukach politycznych, pod red: D. Marsh, G. Stoker, Kraków 2006, s. 89-107. 45 Tamże, s. 96.

28

nam możliwość rozważania również kontekstu miejscowego przy jednoczesnym dostrzeganiu interakcji na peryferiach tegoż. W stosowaną przeze mnie metodologię badania, zaprezentowaną powyżej, wnoszę też swoją refleksję.

Rozstrzyganie o rzeczywistości, której nie znamy z doświadczenia, oto jest wyzwanie. Rodzi się przecież uzasadniona obawa, że posługując się dana metodologią i teorią, bez treści ontologicznej moglibyśmy w ogóle wyjść w naszym rozważaniach poza korespondencje teorii z rzeczywistością. Posługując się narzędziami stworzonymi przez teoretyków politologii, sam też nieco zmodyfikuję ich podejście. W swej pracy prezentuję i ukazuję antynomie 46 i paradoksy życia społeczno – politycznego występujące w systemie politycznym i jego instytucjach oraz otoczeniu. Stawiam też hipotezę, że funkcjonalność 47 systemu politycznego Nowej Zelandii jest w dużej mierze wynikiem zakorzenienia tradycji jurystycznej i kulturowej tego państwa w brytyjskim modelu ustrojowym i tradycji. Przedmiotem moich badań będą poszczególne elementy systemu politycznego Nowej Zelandii, a dalej podsystemy, ich wynik ma ukazać nam stan całości systemu. Do badanych przeze mnie elementów podchodzę w czterech płaszczyznach : instytucjonalnej, komunikacyjnej, funkcjonalnej i normatywnej. Oczywistym jest, że wkraczam na grząski grunt badań „strukturalnych”, ale tylko ten zabieg może pozwolić na umożliwienie nakreślenia granic badanego systemu. W innym wypadku musiałbym napisać też o wpływie ptaka kiwi na preferencje wyborcze, bo to też dotyczyłoby Nowej Zelandii. Tutaj skupiam się na fenomenach polityki. W ramach analizy systemowej przeprowadzę charakterystykę systemu politycznego Nowej Zelandii, starając się, wykroczyć poza zadania czysto deskrypcyjne. Postaram się wskazać mechanizmy kierujące podsystemami i całym systemem politycznym. Będę rozważał: ewolucję systemu (podejście jurystyczne – geneza), system konstytucyjny, system wyborczy, a dalej elementy systemu; parlament, głowa państwa, rząd, sądownictwo i Trybunał Waitangi, system partyjny, ombudsmana – jako strażnika praw obywatelskich, strukturę

46 Wyróżniamy antynomie teoriomnogościowe i semantyczne. Antynomia to sprzeczność między dwoma pozornie uzasadnionymi twierdzeniami. W logice rozumowanie pozornie poprawne, ale prowadzące do sprzeczności. Patrz: A. Kubisa-Ślipko, Słownik Wyrazów Obcych, Wałbrzych, s. 43. Według Zbigniewa Tworaka, antynomie tworzą zupełnie osobną klasę paradoksów. Jak pisze autor antynomie „[…] są to rozumowania, w których bez popełniania zwykłego błędu logicznego uzasadnia się dwa zdania wzajemnie sprzeczne[…]” kiedy A i nie A „[…] (czy też co na jedno wychodzi A wtedy i tylko wtedy kiedy nie A )”. Patrz: Z. Tworak, Kłamstwo kłamcy i zbiór zbiorów. O problemie antynomii, Poznań 2004, s. 50. W życiu społecznym takich antynomii jest całe mnóstwo, najczęściej są one uwarunkowane ideologicznym postrzeganiem rzeczywistości społeczno – politycznej. Antynomią tym samym możemy nazwać tylko i wyłącznie dwie prawdy wzajemnie pozorne (tym samym sprzeczne), ale osobno uważane za prawidłowe i logicznie uzasadnione przez system, który ich istnienie sankcjonuje. Istotnym jest, że antynomie istnieją bez popełniania błędów logicznych. 47 Funkcjonalność systemu politycznego rozumiana jako wypełnianie takich funkcji jak: funkcja regulacyjna (kierowanie procesami politycznymi zgodnie z przyjętymi powszechnie regułami i normami), funkcja mediacyjna (łagodzenie sporów i napięć między różnymi grupami interesów), funkcja adaptacyjna (doskonalenie sprawności instytucji politycznych – zwiększanie szans na przetrwanie systemu), funkcja innowacyjna ( wprowadzać do otoczenia nowe reguły i formy aktywności). Zobacz: W. Żebrowski, Struktura systemu politycznego, „Athenaeum” , vol. 16/2006, s. 88.

29

terytorialną - podział administracyjny i jego uwarunkowania, skład etniczny, relacje Maori – Pakeha, monarchię maoryską 48, organizację pozarządowe, miejsce innych mniejszośći narodowych i etnicznych w systemie Nowej Zelandii, polonia Nowej Zelandii, kultura polityczna w Nowej Zelandii, nowozelandzkie elity polityczne, grupy interesu, stosunki międzynarodowe Nowej Zelandii. Tak szerokie ujęcie systemu politycznego ma umożliwi ć dogłębne poznanie Nowej Zelandii, poprzez studium politologiczne. Nie będę jednak dążył do wyraźnej typologizacji Nowej Zelandii zgodnie ze znanymi formami nazewniczymi z zakresu nauk politycznych odnośnie systemów politycznych (jak np: reżim demokratyczny lub inny, czy system relacji pomiędzy organami władzy, jak: parlamentarno – gabinetowy lub inny). Takie typologie są dobrze znane 49, a jednak ich stosowanie wydaje się nieroztropną redukcją językową, która w rzeczywistości więcej „zaciemnia” jak „naświetla”. Przyjmuję wyższy poziom abstrakcji w charakterystyce systemu politycznego, a w efekcie na pewno nie zdobędę się na jego typologizacje zgodnie z przyjętymi powszechnie w politologii standardami.

48 Ważnym będzie też dla mnie ukazanie, poprzez rekonstrukcję, dorobku badawczego tych naukowców, którzy poruszają się w paradygmacie Kaupapa Maori. Ten paradygmat, jest o tyle nowatorski, ale i jak twierdzę uniwersalny, że daje możliwość badań uczestniczących – przy jednoczesnym odrzuceniu podejść tradycyjnych, do których zalicza się także teorię krytyczną. Nowe podejście do mniejszości narodowych i etnicznych polegające na współuczestniczeniu odbiera badaczowi prawo do konstruowania dyskursu emancypującego, a raczej poprzez współuczestniczenie badacza pozwala dostrzec proces „samostanowienia” badanego, badanej grupy. Niezwykle istotnym będzie kategoria władzy i związane z nią relacje i ukonstytuowane dotychczasowe „samookreślenia” będące wynikiem jej neokolonialnego dyskursu. Zobacz: R. Bishop, Kaupapa Maori. Przezwyciężyć neokolonializm w badaniach społecznych [w:] Metody badań jakościowych, pod red. N.K. Denzin, Y.S. Lincoln, Warszawa 2009, s. 167-205. 49 W. Żebrowski, Struktura systemu politycznego, „Athenaeum”, vol. 16/2006, s. 88-104.

30

Marcin Wałdoch GONGO – paradoks społeczeństwa obywatelskiego?

Choć tylko niewielu może tworzyć politykę, każdy jest zdolny ją oceniać. Perykles z Aten

Streszczenie Założeniem tego artykułu jest scharakteryzowanie akronimu GONGO50 oraz wykazanie poprzez tę charakterystykę paradoksu społeczeństwa obywatelskiego w tym kontekście. Ów paradoks to dążenie do zniewolenia i totalitaryzmu pod pozornym rozwojem wolności. Wydaje się, że dobrze znane nam pojęcie „organizacja pozarządowa” nie kryje w sobie żadnych niespodzianek. Jednak nie każde NGO (stowarzyszenie, fundacja, etc.) oddaje swą nazwą charakter swej działalności. Ten pozornie nie dostrzegany rodzaj działalności danego NGO, powoduje, że właściwszą jest dlań tytułowy akronim GONGO, który niczym koń trojański znalazł się w naszej codzienności społeczno – politycznej i skrywa przerażającą prawdę o mechanizmach i praktykach działań polityków i „społeczników”. Szczególnie na szczeblu samorządowym, co jak próbuję wykazać może być początkiem zamachu na ideały społeczeństwa otwartego (obywatelskiego) w kierunku budowy społeczeństwa zamkniętego. Wstęp Akronimy mają to do siebie, że stają się czytelne dopiero kiedy funkcjonują już jakiś czas w świadomości społeczeństw lub społeczności. W Polsce każdy już chyba potrafi rozszyfrować akronim NGO (ang. non – governmental organisation), czy też mnogo NGO’s. Przecież wiele się dziś mówi o tzw. [endżi – osach], czyli organizacjach pozarządowych. To właśnie one mają 50 W literaturze politologicznej na gruncie polskim, nie spotkałem dotąd ani jednej wzmianki o GONGO. Nie znam przyczyn obiektywnych takiego stanu rzeczy, natomiast przyczyną subiektywną może być zaniedbanie przeze mnie lektury wydawnictw z zakresu politologii, być może po prostu nie dotarłem do już opublikowanych tekstów o tej tematyce. Niemniej odpowienie kwerendy tematyczne i hasło wykonałem. Dotąd oprócz NGO, znanym i rozpatrywanym przez polskich politologów był akronim QUANGO (ang. quasi autonomous nongoverrmental organisations ), czyli akronim stosowany na określenie tzw. quasi – autonomicznych organizacji pozarządowych, których działalność inicjuje rząd i oficjalnie powierza im część zadań i obowiązków administracji państwowej. Organizacje te są powoływane w celu wypełniana części zadań państwa, ale w sferach w których wypełnienie danego zadania łączy się z koniecznością względnej autonomii podmiotu wykonującego dane zadanie. Nie są to jednak organizacje, które podszywałyby się pod NGO, cały proces ich powołania i funkcjonowania jest związany z aparatem państwowym o czym powszechnie wiadomo w danym społeczeństwie. Zobacz: Leksykon politologii, pod red. A. Antoszewskiego, R. Herbuta, Warszawa 2000, s. 476.

31

być esencją społeczeństwa obywatelskiego opartego na idei samoorganizacji i nieskrępowanej działalności społecznej poza inwencją i interwencją państwa. W Polsce niestety w organizacjach pozarządowych działa zaledwie ok. 13% dorosłych obywateli, wliczając w to tych którzy działają również w związkach religijnych i wyznaniowych. Tutaj też dodam, że w działalność polityczną angażuje się w Polsce zaledwie (co piszę z pełną świadomością) ok. 1,7% dorosłych Polaków w skali rocznej ( w Niemczech 3,9% ,Szwecji 5,0%, Hiszpania 5,1%, Cypr 10% obywateli). Natomiast w pracę w organizacjach typu stowarzyszenie, fundacja, czyli w tzw. działalność nie – polityczną angażuje się 4,5 % 51. Moja hipoteza jest następująca: Polacy za cenę złudnej apolityczności w większej mierze angażują się w pracę stowarzyszeń aniżeli w pracę czysto polityczną. Ten trend od dawna jest znany politykom, dlatego sami często inicjują działalność stowarzyszeniową, najczęściej na szczeblu samorządu, lub poprzez pośredniczenie w zakładaniu placówek wielkich organizacji pozarządowych – które faktycznie są w całości finansowane z pieniędzy publicznych. Tutaj właśnie tkwi niebezpieczeństwo na pozostanie osobą wykorzystaną w celu nieświadomego „zarabiania” na kapitał polityczny inicjatora takich działań będąc właściwie wolontariuszem czyjejś kariery politycznej. Niestety zagrożeń jest więcej, bo i więcej jest ofiar tych działań. Szczególnie ci, którzy nie angażują się w ogóle ulegają spektaklowi 52, którego właściwie nie rozumieją, choć zań płacą. GONGO

Przyjąć można, że GONGO to akronim od słów Government Organized (lub Operated) Non Governmental Organization, czyli w przeciwieństwie do organizacji pozarządowych, rządowo zorganizowana (prowadzona, sponsorowana) organizacja pozarządowa. Zanim zacznę podawać przykłady czym w praktyce jest GONGO i jak pracuje, to może wspomnę tylko, że takich organizacji nie brakowało w Polsce do 1989 roku. Niestety, paradoksalnie, lata wolności to bujny rozwój GONGO w Polsce. Nie jest moim zamierzeniem, w tym artykule, wskazywanie na gruncie polskim organizacji, które idealnie wpisują się w ramy funkcji jakie pełni GONGO. Jednak zamierzam właśnie te funkcje tutaj zaprezentować, a tym samym oddać takową ocenę czytelnikowi, obywatelowi, który obserwuje życie społeczno – polityczne. Moises Naim wskazuje kilka organizacji pozarządowych, które spełniają kryteria ( o których klasyfikacji poniżej) GONGO. I tak, Myanmarska Federacja Spraw Kobiet (Myanmar Women’s Affairs Federation), Nashi 53 – grupa

51 A. Baczko, A. Ogrocka, Wolontariat. Filantropia i 1%. Raport z badań 2007, Warszawa 2008, s. 27 – 28, 41. 52 Spektakl w rozumieniu G. Debord jako relacja społeczna pomiędzy ludźmi w oparciu o spektakl – czyli kolaż wyimaginowanych obrazów, stworzonych po to, aby sterować człowiekiem i grupami społecznymi, dzięki temu umacniając władzę. Patrz: G. Debord, Społeczeństwo spektaklu oraz rozważania o społeczeństwie spektaklu, Warszawa 2009. 53 Internet standard (online): A. Waldermann, Russian youth and the Putin cult, “Spiegel Online International”, 11.02.2007, http://www.spiegel.de/international/world/0,1518,514891,00.html, data otwarcia: 21.05.2010.

32

młodych Rosjan popierających Putina, czy też Sudańska Organizacja Praw Człowieka (Sudanese Human Rights Organization) czy też Główne Stowarzyszenie Koreańczyków w Japonii (General Association of Korean Residents in Japan) są organizacjami pozarządowymi zorganizowanym przez rządy, bądź przez nie „po cichu” sponsorowanymi. Jak wskazuje M. Naim, tego typu organizacje rozwijają się na całym świecie w zawrotnym tempie. Występują również w USA jak Narodowa Fundacja na Rzecz Demokracji ( The National Endowment for Democracy). M. Naim postuluje stworzenie międzynarodowej metody oceniania stopnia uzależniania organizacji pozarządowych od wpływów rządowych 54. Według Elizabeth Knup istnieją dwie metody jakościowe do odróżniania prawdziwych NGO’s od GONGO’sów. Pierwszą z nich jest procent otrzymywanych dotacji z budżetu państwa (lub samorządu czy też innych organizacji pozarządowych – M. W.), drugi to ilość osób związanych z rządem (czy też samorządem – M. W. ), które uczestniczą w pracach zarządu czy grupy decyzyjnej w konkretnej organizacji. Również powinno się rozważać to, kto daną organizację zakładał. Niestety zdarza się i tak (tutaj charakteryzuję przykład chiński), że organizacja pozarządowa właściwie jest powołana do życia tylko po to, aby wykonywać obowiązki wcześniej powierzone administracji rządowej (samorządowej – M.W.) pod szyldem organizacji pozarządowej 55. W tym świetle, oczywistym stają się zagrożenia jakie mogą za sobą nieść wspomniane wyżej praktyki. Dla usystematyzowania wprowadzę klasyfikację kategorii, których występowanie może sygnalizować istnienie w danej organizacji pozarządowej „(samo) rządowego wirusa”:

1. Wśród członków założycieli pracownicy samorządów, administracji państwowej, samorządowcy ( i posłowie, radni).

2. Duży udział publicznego dofinansowania działalności (nawet jeśli mówimy o tzw. projektach, czy programach).

3. W działalności przejawianie tendencji do współpracy z władzą, lokalną czy centralną. Podejmowanie wspólnych akcji i działań, mających w rzeczywistości na celu wzajemną promocję medialną i tworzenie „spektaklu”.

4. Wysoki stopień uzależnienia od świata zewnętrznego (poddawanie się jego oddziaływaniu, bez prób samodzielnego kształtowania rzeczywistości społeczno – politycznej). Podtrzymywanie status quo.

5. NGO bez osiągnięć w dłuższej perspektywie czasu, co dobitnie wykazuje jego słabość i skłonność do „bycia przejętym”.

6. W zapisie działalność danego NGO brak jakiejkolwiek informacji o krytycznych działaniach czy wypowiedziach w stosunku do organów władzy i zastanej sytuacji.

54 M. Naim, What is a Gongo? How government – sponsored masquerade as civil society, “Foreign Policy”, May – June 2007, s. 95 – 97 oraz Tenże, Democracy’s Dangerous Impostors, “The Washington Post”, April 21, 2007. 55 J. Schwarz, Environmental NGO’s in China: Roles and Limits, “Pacific Affairs”, Vol. 77, No. 1 (Spring 2004), s. 36-43.

33

7. Dossier danej organizacji wykazuje, że jest ona „trampoliną polityczną”. (Niestety tutaj mamy pewien paradoks, bowiem stowarzyszenia w ogóle zwiększają kanał rekrutacji do elit politycznych, z drugiej strony proces ten może ułatwiać politykom infiltracje ich działalności i próby uzależnień sektora pozarządowego).

8. Samodzielne wystawianie komitetów wyborczych czy bezpośrednie kierowanie członków organizacji na listy jakiejś organizacji politycznej. (Tutaj jest pewna zawiłość co do funkcjonowania organizacji pozarządowych w Polsce. Mój postulat jest taki, że żaden podmiot uchodzący za NGO, nie powinien wystawiać bezpośrednio kandydatów czy tworzyć list wyborczych. Tutaj pojawia się pytanie o umożliwienie w przyszłości rejestracji partii politycznych – na szczeblu samorządowym).

9. Nieformalne powiązania, towarzysko – biznesowe, szefów i członków zarządu organizacji pozarządowych ze środowiskiem (samo)rządowym.

Ważnym jest też charakter działalności danej organizacji, bowiem

wiadomo, że inaczej rzecz będzie się miała z organizacjami religijnymi, a inaczej ze sportowymi czy tymi związanymi z kulturą. Jednak nie podlega wątpliwości, że unikanie kontaktów z władzą i jej przedstawicielami może daną organizację uchronić przed spadkiem jej wiarygodności w oczach społeczeństwa (jako niezależny NGO) i przed utratą tożsamości zbudowanej wokół wykonywania celów statutowych, które w założeniu nie mogą promować współpracy i współdziałania z władzą, lub wręcz wyręczania jej w pewnych obowiązkach, czy promowania jej przedstawicieli. Przedstawiciele władzy, centralnych organów czy też samorządowych muszę podlegać permanentnej krytyce. Każda próba „kolaboracji” z władzą to szkoda dla społeczeństwa obywatelskiego. Urzędników i organy władzy trzeba nauczyć, że kapitał polityczny tworzy się na organicznej pracy, a nie na „rozmowach o niczym”. Szukanie poparcia w blasku działalności organizacji pozarządowych i tym samym tworzenie pozoru ich apolityczności jest rzeczą destrukcyjną wobec milionów potencjalnie chętnych do działalności ludzi młodych. Niewątpliwie spora rola w rozpoznaniu GONGO’sa przypada narzędziom teorii z zakresu nauk społecznych, przede wszystkim ciężar tej pracy powinien spoczywać na teorii krytycznej i krytycznej analizie dyskursu, co poza rozważaniami aspektów formalnych działalności danych organizacji może być pomocne w uchwyceniu treści ideologicznej działalności danego stowarzyszenia jak i identyfikacji możliwych źródeł wszelkich inspiracji działania. Obserwując życie społeczne w małych społecznościach lokalnych, ciężko jest zidentyfikować choćby jedną organizację, która nie jest GONGO. W dużej mierze wynika to z tego, że są w małych społecznościach w Polsce trzy typy organizacji, ze względu na wielkość: 1. organizacje kadrowe, 2. organizacje formalnie istniejące i działające,

34

3. organizacje formalnie istniejące i uśpione.

Pierwszy typ takiej organizacji, pomimo rozwiniętej kadry i działalności jest również niezwykle narażony na ingerencje czy działania zewnętrzne ludzi ze świata polityki. Wiadomo powszechnie, że etaty w stowarzyszeniach istnieją wtedy tylko, jeśli stowarzyszenie realizuje jakiś program w ramach funduszy innych większych stowarzyszeń, funduszy – konkursów samorządowych czy też dofinansowań budżetowych (co rzadko się zdarze). Nie będę tutaj rozważał zagadnień 1%, czy darowizn.

Drugi typ organizacji, to organizacje w dużej mierze bez osiągnięć, będące na tak zwanym dorobku.

Trzeci typ, to organizacje często już borykające się z problemami natury formalno – prawnej, będące w faktycznym stanie likwidacji, lecz uchodzą w społeczności za uśpione.

Optuje za modelem drugim, i odrzuceniem dofinansowań publicznych w jakiejkolwiek formie.

Całość prezentuje nam nieciekawy obraz. Organizacje pozarządowe wydają się być po prostu przedsionkiem polityki i jej listkiem lakmusowym, może stąd ta niechęć społeczna do tego typu działalności społecznej (choć jak zaznaczyłem na wstępie ta niechęć jest jeszcze większa do sformalizowanej działalności stricte politycznej)? W społeczeństwie polskim może to być głęboko zakorzeniona tendencja wyniesiona z poprzedniego systemu, przecież każdy się orientował komu i czemu służą stowarzyszenia, dziś każdy żyje w ułudzie wolności za publiczne pieniądze.

Lekarstwem na taki stan rzeczy jest polityka samoorganizacji i nowego modelu społeczeństwa obywatelskiego. Zwyczajnie jeśli chcę działać to wraz z innymi, którzy tego chcą działam pro publico bono, a moją pracę traktuję jako przywilej,a nie jako nagrodę i cyniczną drogę do świata polityki, wpływów i pokątnych, zakulisowych, interesów.

35

Michał Soska

Wisła. Wieś góralska – miasto – uzdrowisko

Miasto Wisła, położone jest na południowym krańcu województwa śląskiego i powiatu cieszyńskiego, przy granicy z Republiką Czeską, w Beskidzie Śląskim, u stóp Baraniej Góry (najwyższego szczytu tego pasma górskiego, sięgającego 1220 m ponad poziom morza) i u źródeł najdłuższej z polskich rzek. Stało się ono niezwykle popularnym miejscem wypoczynku zimowego i letniego – zwłaszcza od czasu spektakularnych zwycięstw najbardziej znanego chyba Wiślanina, Adama Małysza. Nie oznacza to jednak bynajmniej, że Wisła nie była znana i wcześniej. Z drewnianej góralskiej wsi, począwszy od XIX wieku, już w okresie międzywojennym stał się często odwiedzany kurort, który w roku 1962 uzyskał prawa miejskie. W okresie PRL Wisła rozwijała się jako miejscowość wypoczynkowa dla licznych śląskich (choć nie tylko) zakładów pracy, kopalń oraz dla związków zawodowych, które posiadały tu własne domy wczasowe. Jednakże zmiany ustrojowe 1989 roku zastały Wisłę zaniedbaną i nieco zapomnianą. Dopiero okres końca lat 90-tych i początku XXI wieku zaliczyć można do nowego prężnego rozwoju miasta, głównie dzięki wzrostowi ruchu turystycznego.

Od średniowiecza do końca Wielkiej Wojny

„Porośnięte nieprzebytymi lasami góry [Beskidu Śląskiego] długo pozostawały niezamieszkane”56. Śląsk Cieszyński, którego głównym ośrodkiem politycznym, administracyjnym i gospodarczym był gród w Cieszynie, w roku 1327 stał się lennem króla czeskiego, o po śmierci ostatniego Jagiellona na praskim tronie w roku 1515 przeszedł w władanie Habsburgów. Przez kolejne cztery wieki tereny Beskidu Śląskiego pozostały własnością Habsburgów, monarchii austriackiej i Austro-Węgier – mimo to polskość na tych ziemiach przetrwała i zanikła ani polska kultura (choć tu utożsamiana z wyznaniem ewangelickim), ani język mieszkańców tych ziem.

Na terenach zajmowanych przez współczesne miasto Wisła pierwsi osadnicy pojawili się na przełomie XVI i XVII wieku – a byli to drwale, dostarczający drewna na potrzeby książąt cieszyńskich, osiadłych w zamku w Cieszynie. W tym samym mniej więcej czasie osiedlili się tu Wołosi, zwani też Wałachami – przybysze z górskich obszarów półwyspu bałkańskiego, dzięki którym rozwinęła się kultura pasterska (hodowla owiec i kóz oraz przetwórstwo mleka, wełny i skór), a także szałaśnictwo jako sposób życia miejscowych górali. Pierwszy dokument, wspominający o feudalnej wsi związanej z

56 M. Barański, Beskid Śląski. Pasmo Stożka i Czantorii, Wyd. PTTK „Kraj”, Warszawa 1996, s. 32.

36

Cieszynem, pochodzi z 1615 roku – według innej, mniej prawdopodobnej jednak hipotezy geneza Wisła sięga średniowiecza, a pierwszym dokumentem wymieniającym tę nazwę jest dyplom biskupa wrocławskiego Wawrzyńca z 1223 roku (najprawdopodobniej chodzi tu o Wisłę koło Strumienia, lub inną, zaginioną później osadę)57. Kolejne dokumenty, wspominające o wsi o nazwie Wisła, to Urbarz Księstwa Cieszyńskiego z 1643 roku i najstarsza wiślańska księga gruntowa z roku 1644.

Od połowy XVII wieku nastąpił wzrost liczby mieszkańców, kryjących się w tutejszych lasach przed prześladowaniami religijnymi i kontrreformacją – Wisła była bowiem najprawdopodobniej od samego początku wsią protestancką, i zachowała taki charakter (jak i cały Śląsk Cieszyński), choć z dużą domieszką różnych protestanckich sekt (Adwentyści Dnia Siódmego, Baptyści, Zielonoświątkowcy i inni), do dnia dzisiejszego. Protestanci byli tu jednak ludnością rdzennie polską, prześladowaną ekonomicznie i religijnie od momentu przejęcia tych ziem w 1653, przez niemieckojęzycznych Habsburgów.

Wiek XVIII to okres stagnacji gospodarczej i kulturowej Wisły. Całkowicie upadło szałasznicze wypasanie owiec, tradycyjna beskidzka gospodarka pasterska, którą do niedawna trudniły się jeszcze liczne spółki. Uruchomienie na terenie Śląska Cieszyńskiego hut (w pobliskim Ustroniu w roku 1772) spowodowało rozwój gospodarki leśnej na terenie Wisły – ograniczenie swobód góralskich, usuwanie górali z łąk śródleśnych oraz ich zalesianie, co doprowadziło do praktycznie całkowitego upadku pasterstwa (w formie szczątkowej przetrwało ono do połowy XX wieku). Wprawdzie wskutek zaburzeń społecznych na wsi cieszyńskiej poprawiło się nieco położenie chłopów beskidzkich, jednak nie powstrzymało to degradacji wsi beskidzkiej i dalszego rozwarstwienia społecznego. Do lat 40-tych XIX wieku praktycznie całkowicie zniknęła drobna własność ziemska w tych stronach. Nastawienie ludności chłopskiej, w tym w Wiśle, radykalizowało się – chłopi wiślańscy występowali podczas rewolucji 1848 roku, ale i wcześniej, z żądaniami parcelacji folwarków i majątków zamożniejszych gospodarzy, pełnej wolności i zniesienia obciążeń pańszczyźnianych i likwidacji kary chłosty; największe wrzenie ziemie Śląska Cieszyńskiego ogarnęło jesienią i zimą 1848. Jako forma buntu krzewiło się też zbójnictwo – „najbardziej hardzi czy też ścigani wyrokami prawa za mniejsze czy większe przestępstwa wobec zwierzchności uciekali w pograniczne góry i lasy – szli na zbój” 58. Po upadku Wiosny Ludów system feudalny rozpadł się: w 1849 roku zniesiono osobiste poddaństwo chłopów, jurysdykcję patrymonialną, i wprowadziła pełną wolność chłopów. Ponadto wydarzenia lat 1848-49 były niezwykle istotne pod względem nowego rozkwitu świadomości narodowej59. Dopiero połowa wieku XIX przyniosła więc stopniowy rozwój drewnianej wsi góralskiej. Powstały wówczas pierwsze murowane budynki (szkoła oraz oba kościoły, ewangelicki – w stylu klasycystycznym - i katolicki), a także droga

57 W. Gojniczek, I. Panic (red.), Wisła 1593-1993. W czterechsetlecie powstania miejscowości, Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział Cieszyn, Cieszyn 1993, s. 82-90. 58 M. Barański, op. cit., s. 63. 59 Ibidem, s. 37-39.

37

łącząca Wisłę z Ustroniem, a dzięki temu i z Cieszynem i Skoczowem. W 1885 roku powstał pierwszy w Wiśle hotel, istniejący do dziś „Piast”.

Od początku wieku przyjeżdżali do Wisły też pierwsi miłośnicy gór i kultury góralskiej. W 1843 przyjechał tu Wincenty Pol, poeta i geograf, który zwiedził źródła Wisły, wypływające ze stoków Baraniej Góry. W drugiej połowie wieku coraz większa liczba podróżników i badaczy odwiedza Wisłę. Za odkrywcę Wisły uchodzi badacz kultury ludowej Bogumił Hoff, który odwiedził wieś w 1882 roku, i – zachwycony krajobrazem górskim oaz góralską kulturą – zaczął propagować walory Wisły w prasie i wśród przyjaciół. W 1885 roku wybudował on na gruncie, który nabył za bardzo niską cenę i nazwał dzięki temu „Bożym Darem”, wybudował on pierwszą will ę wypoczynkową, nazwaną później „Warszawą”. Jako drugiego najbardziej zasłużonego dla odkrycia Wisły wymienić trzeba dr Juliana Ochorowicza, który wspólnie z Hoffem wybudował kilka kolejnych drewnianych pensjonatów, w tym wille „Sokół” i „Placówka”, które zaprojektował syn Bogumiła Hoffa, Bogdan.

Wisła, XIX-wieczna zabudowa drewniana. Widokówka z 2 połowy lat 40-tych,

ze zbiorów prywatnych autora. [fot. J. Strumiński]

Stopniowo, wraz z letnikami, do Wisły przyjeżdżać zaczęli i literaci. Jako pierwsza w 1896 przybyła tu Maria Konopnicka, którą przyciągała co prawda cisza i spokój, jednak zniechęciły bardzo prymitywne jeszcze warunki w chatach góralskich. Beskidzki krajobraz ją jednak zafascynował, i w 1902 roku zaakceptowała projekt ofiarowania jej przez naród polski domu w Wiśle. Jednak willa Ochorowicza, która miała zostać zakupiona dla poetki, nie spełniała przyjętych wtedy wymagań. W 1899 roku Ochorowicz osiadł w Wiśle (gdzie przebywał do 1913 roku), i prowadził tu swe parapsychologiczne badania wraz ze swym medium, Stanisławą Tomczykówną, na czym stracił wizerunek i szacunek Ochorowicza wśród miejscowej ludności, nie przywykłej do takiej

38

„szarlatanerii”. Latem 1900 roku w Wiśle przebywał Bolesław Prus, który zamieszkał w drewnianej willi Ochorowicza, nazwanej na pamiątkę tego pobytu „Placówką”. Tu między innymi pisał fragmenty swoich Chłopów.

Dzięki zabiegom Bogdana Hoffa w 1911 roku uruchomiono w centrum wsi nowoczesny zakład kąpielowy. Ponieważ latem roku 1911 przebywało tu około 300 letników, Rząd Krajowy w Opawie uznał Wisłę za oficjalne letnisko. Kolejnymi etapami rozwoju Wisły były: budowa wodociągu samociśnieniowego oraz kanalizacji w centrum wsi i badania jakości miejscowego powietrza i wody, które wykazały ich nadzwyczaj wysoką jakość. Do roku 1914 w Wiśle istniał już hotel „Piast” wraz z restauracją, liczne pensjonaty i wille prywatne, drewniane, budowane w stylu zakopiańskim i na wzór specyficznych chat góralskich, a latem przebywało tu już około 600 letników z całej Polski.

Wybuch pierwszej wojny światowej zrodził nadzieje na powrotu Śląska Cieszyńskiego do Ojczyzny. W pierwszych dniach sierpnia 1914 roku w Krakowie stawiła się pod komendę Józefa Piłsudskiego ponad 300 ochotników ze Śląska Cieszyńskiego; weszli oni w skład I Brygady Legionów. Z kolejnych 350 ochotników we wrześniu 1914 utworzono 2 kompanię „śląską” III pułku II Brygady Legionów, będącej wówczas pod dowództwem mjr Józefa Hallera.

W roku 1918, po masowych wiecach ludności polskiej, utworzono w Cieszynie Radę Narodową Księstwa Cieszyńskiego (19 października), pierwszą namiastkę niezależnego rządu na ziemiach polskich po 123 latach zaborów. Ze swym czeskim odpowiednikiem Rada Narodowa dokonała podziału beskidzkich ziem leżących u dwóch brzegów rzeki Olzy. Niestety, już wkrótce strona czeska zaczęła wysuwać żądania wcielenia całego Śląska Cieszyńskiego do Czechosłowacji.

W niepodległej Polsce

Okres dwudziestolecia międzywojennego rozpoczął się w Beskidzie Śląskim burzliwie. Wbrew rzeczywistej strukturze narodowościowej, opierając się na argumentach historycznych (wielowiekowej przynależności tych ziem do Korony św. Wacława), Czesi dążyli do opanowania całego Śląska Cieszyńskiego aż po rzekę Białą. Natomiast dla ówczesnego rządu polskiego, zajętego walkami na wschodzie, problem Śląska Cieszyńskiego był drugorzędny. 23 stycznia 1919, korzystając z przychylności Wielkiej Brytanii i tragicznej sytuacji Wojska Polskiego, 16-tysięczne zgrupowanie wojsk czechosłowackich uderzyło szerokim frontem na Śląsk Cieszyński. Dysponujący przewagą liczebną i w sile ognia Czesi doszli pod Skoczów, a front ustabilizował się na linii Wisły. Największe starcie pod Skoczowem miało miejsce 30 stycznia. Około 4,5 tysiąca żołnierzy i milicjantów polskich zmusiło trzykrotnie silniejszego przeciwnika do proszenia o zawieszenie broni60. Na mocy podpisanej 3 lutego w Paryżu umowy pomiędzy Romanem Dmowskim a Edwardem Benešem dokonano podziału Śląska Cieszyńskiego, a w roku 1920 ustalono granicę na linii Olzy, korzystnej dla Czechów (nie przeprowadzono chociażby planowanego referendum, na które zgodę wyraziła już Rada Ambasadorów Wielkich Mocarstw, wysyłając 1 lutego 60 Ibidem, s. 45.

39

1920 wojska koalicyjne na Śląsk Cieszyński, albowiem zachodnie mocarstwa generalnie sprzyjały Czechosłowacji i zmusiły Polskę do rezygnacji z plebiscytu61). Sprawa Zaolzia pojawiła się ponownie na arenie międzynarodowej, kiedy Polska, występując w bardzo niekorzystnym momencie historycznym, wspólnie z hitlerowskimi Niemcami, wystawiły rządowi w Pradze ultimatum, a następnie zajęły polskie tereny Zaolzia. Dla tamtejszych Polaków było to zwieńczenie 20-letnich marzeń, jednakże sprawa zaważyła w znacznym stopniu na powojennych stosunkach z Czechosłowacją.

Jednakże dopiero po odzyskaniu niepodległości nastąpił zakrojony na szeroką skalę rozwój miejscowości, który przekształcił zaniedbaną, liczącą w 1921 roku 4250 mieszkańców62 drewnianą wieś góralską w bardzo nowoczesny, murowany kurort z centrum odpowiadającym ówczesnym standardom europejskim. We wrześniu 1926 roku wojewodą śląskim został dr Michał Grażyński, które swą uwagę skierował na rozwój letniska i kurortu w Wiśle, które chciał przekształcić w „śląską Szwajcarię”. Lata 20-te i 30-te to okres największego rozwoju Wisły. Sporządzony i zrealizowany został plan rozbudowy Wisły. Wtedy właśnie wzniesiono budynki, które do dziś dominują obraz centrum miasta: Urząd Gminy (obecnie Urząd Miasta) wraz z pocztą, centralą telefoniczną i mieszkaniami dla pracowników, Dom Zdrojowy z salą kinową, restauracją i biblioteką oraz nową szkołę w Wiśle Centrum oraz w Głębcach. Powstał basen kąpielowy oraz drewniana skocznia narciarska w jednej z dolin wiślańskich. Zbudowano około 100 nowych willi, a w roku 1927 otwarto nową drogę z Cieszyna do Wisły przez Goleszów. Uruchomiono też przewozy autobusowe z Cieszyna i Katowic do Wisły. W dwa lata później, w roku 1929, do centrum Wisły doprowadzono linię kolejową, która dotychczas kończyła się w Ustroniu. Wtedy też wybudowano budynek dworca kolejowego, a w roku 1932 dwa wiadukty oraz stacje kolejowe w Wiśle Głębcach oraz Obłaźcu.

61 S. Janicki, Śląsk na łonie macierzy 1922-1928, „Drukarnia Śląska”, Katowice 1929, s. 3-4. 62 W. Gojniczek, I. Panic (red.), op. cit., s. 78.

40

Wisła Centrum, Dom Zdrojowy, lata 1937-38. Widokówka ze zbiorów

prywatnych autora.

W roku 1928 przystąpiono też do budowy na Kubalonce Sanatorium Przeciwgruźliczego dla 300 dzieci. Przy trwającej prawie 8 lat budowie (ukończono ją w 1937 roku) pracowało około 1000 pracowników – obiekt ten stał się jednym z najnowocześniejszych w Europie63. W latach 1930-32 wybudowano też linię wysokiego napięcia 15kV, która prowadziła z elektrowni w Cieszynie, przez Wisłę Centrum, na Kubalonkę. W latach 1930-34 wybudowano trzy drewniane skocznie narciarskie – na Baraniej Górze, na stokach Ochodzitej i w Wiśle Łabajowie. Powstała również hala targowa, plac targowy oraz kino „Świt”.

Niewątpliwie do ważniejszych wydarzeń dla prestiżu Wisły należało przekazanie przez władze wojewódzkie w 1931 roku prezydentowi RP, Ignacemu Mościckiemu, wraz z honorowym obywatelstwem rezydencji na Zadnim Groniu, tzw. Zameczku Prezydenckiego. Pierwotnie w miejscu tym stał zbudowany w 1907 roku pałacyk myśliwski Habsburgów, w którym przebywali między innymi austriacki arcyksiążę Fryderyk wraz z żoną, w 1915 roku niemiecki cesarz Wilhelm II oraz generał Hindenburg, a także cesarz Austro-Węgier Karol I. Budynek zamierzono w okresie II RP przekazać prezydentowi – w 1927 opuszczony obiekt gruntownie wyremontowano, jednakże w nocy na 24 grudnia 1927 w niewyjaśnionych okolicznościach obiekt doszczętnie spłonął.

Nową konstrukcję, nawiązującą do form zamków średniowiecznych, wybudowano według modernistycznego projektu wybitnego architekta międzywojennego, profesora Alfreda Szyszko-Bohusza, z lat 1929-31 (obiekt w 1938 zmodernizowano, zastępując płaskie dachy dwuspadowymi dachami

63 Ibidem.

41

miedziowymi64). Rozwiązania architektoniczne i w wyposażeniu wnętrz były dziełem na ówczesne czasy awangardowym i unikatowym65. Całość rezydencji, składającej się poza samym Zameczkiem Prezydenckim z Zamku Dolnego, Gajówki i drewnianej kaplicy pod wezwaniem św. Jadwigi Śląskiej z 1909 roku w stylu tyrolskim i z barokowym wnętrzem), sfinalizowało poprzez dobrowolne datki społeczeństwo śląskie. Roztaczał się stąd widok na widły Czarnej i Białej Wisełki – obecnie, po wybudowaniu zapory, w tym miejscu znajduje się Jezioro Czerniańskie. W styczniu 1931 cały obiekt przekazany został przez Sejm Śląski prezydentowi Rzeczypospolitej, Ignacemu Mościckiemu, który do wybuchu wojny przebywał w nim regularnie i chętnie kilka razy rocznie.

Wisła, Zamek Prezydenta RP (już po dobudowaniu spadzistych dachów),

widokówka z 2 połowy lat 40-tych ze zbiorów prywatnych autora. [fot. L. Bardoń, Cieszyn]

Od roku 1931 rozpoczęto budowę basenu kąpielowego, wraz z terenem

plażowym i czterema kortami tenisowymi. Do roku 1937 kompleks poszerzono o 10-metrową wieżę do skoków oraz piętrową restaurację – cały obiekt zaliczano wówczas do jednego z najładniejszych w Polsce.

Linię kolejową przedłużono w roku 1932 do Głębiec (powstały wówczas dwa wiadukty kolejowe), w tymże roku oddano też do użytku drogę przez Kubalonkę, łączącą Wisłę z Istebną. Przed uroczystościami „Święta Gór” w roku 1937, zorganizowanymi jako druga tego typu impreza w Polsce (po Zakopanem) w okolicy dworca kolejowego wybudowano nowoczesny budynek biura informacji turystycznej, których inwestorem była Liga Popierania Turystyki. Przystąpiono do regulacji Wisły, dzięki czemu centrum Wisły zabezpieczone

64 Taka wersja wydarzeń podawana jest w literaturze. Natomiast na stronie internetowej Rezydencji widnieje informacja, że dachy przebudowali Niemcy podczas okupacji. 65 Rezydencja Prezydenta RP Zamek – Narodowy Zespół Zabytkowy w Wiśle, [w:] http://www.zamek.wisla.pl/ rezydencja.html, 13 stycznia 2010.

42

zostało przed wiosennymi powodziami i możliwe było utworzenie parku zdrojowego oraz drewnianej muszli koncertowej. Z prywatnych funduszy wybudowano kawiarnię „Centrum” (noszącą do niedawna tą samą nazwę) oraz około 70 okazałych pensjonatów66. Powstał pomnik „Źródeł Wisły”, czyli figura Ślązaczki na cokole i otaczającą ją fontanna.

Wiadukt kolejowy na linii do Głębiec. Widokówka ze zbiorów

prywatnych autora. [fot. „Luba”, Cieszyn 1935]

Wspomniane powyżej „Święto Gór” w roku 1937 było wielkim wydarzeniem dla Wisły, które podniosło znacznie prestiż tej miejscowości. Zjechali się wówczas do Wisły najważniejsi przedstawiciele świata polityki, kultury, sportu, a także wojska i organizacji społecznych. Za zasługi na rzecz rozwoju Wisły plac przed Domem Zdrojowym nazwany został Placem dr Michała Grażyńskiego, a przy wejściu do Domu Zdrojowego zamontowano tablicę pamiątkową ku jego czci.

66 W. Gojniczek, I. Panic (red.), op. cit., s. 79.

43

„Tydzień Gór”, 15-22.08.1937. Drugi od prawej wojewoda śląski, dr Michał Grażyński, pierwszy z prawej komisarz wojewody na Wisłę Miedniak, trzeci od prawej dowódca dywizji strzelców podhalańskich z Bielska-Białej. Widokówka ze zbiorów prywatnych autora. [Fot. T. Kubisz, Cieszyn 1937]

W okresie międzywojennym w specyficznym dla ówczesnego czasu stylu architektonicznym wybudowano też zabudowę centrum Wisły, a także liczne dalsze pensjonaty i wille. Wisła w tym czasie stała się jednym z czołowych górskich miejscowości turystycznych w Polsce, ustępując pod względem popularności wyłącznie Zakopanemu. Rozbudowa Wisły w okresie międzywojennym całkowicie zmieniła charakter centrum miasta. Z drewnianej wsi góralskie stało się ono nowoczesnym uzdrowiskiem. Zyskali na tym też zwykli mieszkańcy (trzeba pamiętać, że Wisła była wcześniej zwykłą drewnianą wsią góralską, a oprócz księży, aptekarza i kilku nauczycieli-społeczników nie było tu ludzi posiadających wyższe wykształcenie). Dzięki ożywieniu ruchu turystycznego ludzie stali się zamożniejsi, ożywił się ruch budowlany, pojawiły się zapotrzebowanie na nowe towary i nowe zawody. Podczas gdy w roku 1928 w Wiśle zarejestrowanych zostało 800 letników, w roku 1934 było ich 5 tysięcy, a w 1937 12 tysięcy – nie licząc zbiorowych wycieczek67. Na rozbudowę Wisły przeznaczono olbrzymie wydatki, pochodzące zarówno ze Skarbu Państwa, jak i z funduszy autonomicznego województwa śląskiego oraz z datków społecznych.

O przeszłości Wisły świadczą jednak niektóre, pozostawione w formie skansenu, budynki w samym centrum: karczma z roku 1794 (obecnie Muzeum Beskidzkie im. A. Podżorskiego), stara drewniana szkoła z 1891 roku (obecnie siedziba kombatantów i innych organizacji społecznych), oraz przeniesiona tu z Jonidła chałupa góralska z początku XX wieku.

67 Ibidem, s. 80.

44

Okupacja i konspiracja. Lata II wojny światowej

Druga wojna światowa i okres okupacji hitlerowskiej to najtragiczniejsze lata w dziejach Wisły i całego Śląska Cieszyńskiego. Przerwała ona okres prężnego rozwoju Wisły, do którego już nie powrócono po roku 1945. Jeszcze przed wrześniem 1939 roku działała tu silna V kolumna miejscowych Volksdeutschów, a latem 1939 roku mnożyły się incydenty graniczne, wywoływane przez niemiecką dywersję. Siły niemieckie po ataku na Polskę znacznie przeważały nad słabymi oddzialikami polskimi, rozmieszczonymi w kilku miejscowościach Śląska Cieszyńskiego. Po wysadzeniu w powietrze mostów i słupów telegraficznych w dolinie Wisły polscy saperzy wycofali się, a 2 września Wisła zajęta została przez Niemców. Ziemie Śląska Cieszyńskiego, jako „odwiecznie niemieckie” (górali beskidzkich Niemcy nazwali Goralenvolkiem), wcielone do Rzeszy, aresztując i deportując do obozów najaktywniejsze warstwy społeczne. Sprowadzano też osadników niemieckich. Od samego początku rządów niemieckich działać w regionie zaczęły też organizacje konspiracyjne – najpierw „Orła Białego”, potem Tajnej Organizacji Wojskowej, Służby Zwycięstwu Polski, a od początku 1940 Związku Walki Zbrojnej (wiślańska komórka kierowana była przez J. Halamę), który posiadał tu szeroko rozwiniętą siatkę wywiadowczą (z placówką w Wiśle) i wreszcie Armii Krajowej. Dowódca Śląskiego Oddziału ZWZ zginął w Wiśle w walce z Niemcami. Od roku 1943 w Wiśle działał oddział AK pod dowództwem J. Chróściny. Działalność partyzancka stopniowo wzbudziła popłoch wśród Niemców: w Wiśle utworzono aż dwa posterunki Gestapo (między innymi w willi „Idylla”) oraz jeden policji, a do sąsiedniego Ustronia Niemcy ściągnęli kompanię wojska68.

Na terenie Wisły Niemcy najpierw przystąpili do likwidacji inteligencji. Do obozów wywieziono najpierw księży, nauczycieli i kierowników szkół – wszyscy zostali zamęczeni w obozie koncentracyjnym Mauthausen69. Niemcy przeprowadzili kilka masowych egzekucji, wiele mieszkańców deportowano na roboty przymusowe do Rzeszy, a pensjonaty i budynki użyteczności publicznej najpierw zajęło wojsko, by potem przekazać je cywilnym władzom okupacyjnym. W dyspozycji SS znajdował się Zameczek Prezydencko na Zadnim Groniu; przebywali tam niewątpliwie wyżsi dostojnicy III Rzeszy. W 1942 roku Niemcy wyburzyli też budynki informacji turystycznej w pobliżu dworca PKP. Z wiaduktów kolejowych usunięto tablice pamiątkowe z nazwiskami polskich inżynierów, zniszczono też pomnik Ślązaczki u źródeł Wisły. W obozach koncentracyjnych zamordowano 91 Wiślan, w 19 miejscach zbrodni hitlerowskich rozstrzelano i żywcem spalono 23 osoby, około 30 osób zginęło w innych okolicznościach70.

W niedalekim Ustroniu, na stokach Czantorii (995 m), działał już od roku 1944 oddział partyzantów radzieckich. Drugi taki oddział, zrzucony na

68 M. Barański, op. cit., s. 72. 69 J. Krop, W. Sosna, Wisła. Miasto u stóp Baraniej Góry, Towarzystwo Miłośników Wisły, Wisła 1990, s. 26. 70 Ibidem.

45

spadochronach, wylądował w listopadzie 1944 w Wiśle Malince, przeniósł się on jednak również do Ustronia. „Wyzwolenie” Beskidów nastąpiło stosunkowo późno, do maja 1945 roku ukrywało się też sporo niemieckich maruderów i dywersantów.

W dobie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej

Po wyzwoleniu ziem Śląska Cieszyńskiego w 1945 roku przez Armię Czerwoną linia graniczna pomiędzy Polską a Czechosłowacją ustalona została zgodnie z granicą z 1920 roku, a więc pozostawiając Zaolzie po stronie czeskiej (istniały jednak nawet takie organizacje czeskie, które domagały się zajęcia rozległych obszarów Śląska Górnego i Dolnego jako „rekompensatę” za szkody wyrządzone zajęciem Zaolzia w 1938 roku71). Wraz z nadejściem sił polskich (kościuszkowców) i sowieckich nie nastał jednak w Wiśle całkowity spokój, i to nie tylko za sprawą ukrywających się w lasach niedobitków niemieckich: „W pierwszych latach powojennych spokój góralskich miejscowości często jeszcze bywał zakłócany. Pozostające w podziemiu ugrupowania spod znaków WiN i NSZ atakowały posterunki milicji i urzędy, dokonywały napadów na członków PPR i przedstawicieli administracji państwowej, jawnie demonstrując wrogość wobec nowej władzy i ustroju. Jednocześnie oddziały wojska i MO przeczesywały beskidzkie lasy w poszukiwaniu członków reakcyjnych band, a w różnych ustronnych zakątkach nocami rozlegały się strzały, którymi funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego likwidowali potajemnie wrogów ludu” 72.

W zapomnienie popadł niestety pewien epizod z dziejów Wisły, a mianowicie zdobycie miasta w dniu święta Konstytucji, 3 maja 1946 roku, przez działający od roku 1944 oddział Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem Henryka Flame „Bartka”, zwanego po tym wydarzeniu „Królem Podbeskidzia”. Jego oddziały, wchodzące w skład VII Okręgu Śląsko-Cieszyńskiego NSZ, po krótkim okresie dekonspiracji ponownie poszły do lasów, a swoją kwaterę główną „Bartek” urządził na stokach Baraniej Góry, gdzie, jak wspomina jego siostra, mieli partyzanci swoje kryjówki, jaskinie i szałasy, umożliwiające życie w lesie73. O bunkrach tych wspomina również autor komunistyczny, Jan Brzoza, oczywiście używając terminologii propagandy i oczerniając niepodległościową partyzantkę: „Osadziła się tam [na Baraniej Górze] banda NSZ pod dowództwem „Bartka”. Mają doskonałe bunkry, przejścia podziemne, a w tych bunkrach z betonu pełno wszelakiego dobra zrabowanego w okolicy. Piją tam najlepsze wódki, likiery, wina, zjadają różne przysmaki, sardynki, kiełbasy, czekolady, bawią się z dziewczętami i trzymają wszystkich pod terrorem od Żywca po Cieszyn, od Bielska do Ujsoły i Zwardonia”74. Nie trzeba chyba specjalnie tłumaczyć, że jest to jedynie wściekły bełkot propagandowy, a o żadnych betonowych bunkrach na stokach Baraniej nie było mowy. 71 M. Barański, op. cit., s. 78. 72 M. Barański, Beskid Śląski. Pasmo Baraniej Góry, Wyd. PTTK „Kraj”, Warszawa 1999, s. 71-72. 73 K. Karwat, We wspomnieniach siostry. Najsłynniejszy śląski partyzant, [w:] „Dziennik Zachodni”, nr 171, 24 marca 2000. 74 J. Brzoza, Beskidzkie noce, Wyd. MON, Warszawa 1966, s. 5-6.

46

W każdym bądź razie VII Okręg, pod dowództwem kpt Henryka Flamego „Grota”, „Bartka”, staje się najsprawniej i najdłużej działającym ugrupowaniem partyzantki antykomunistycznej w tej części Polski. Podlegające mu oddziały operują w rejonie Zwardonia, Rycerki, Milówki, Żywca, Łodygowic, Rudzicy, Chybia, Grodźca, Skoczowa, Świętoszówki, Szczyrku, Wilkowic, Janowic, Komorowic, Wapienicy i Starego Bielska – a więc sporej części miast dzisiejszego powiatu cieszyńskiego i bielskiego75. „Bartek” utrzymuje też kontakt z ośrodkiem politycznym NSZ w amerykańskiej strefie okupacyjnej Niemiec. Od maja 1945, aż do śmierci w lutym 1947, Henryk Flame stoi na czele największego oddziału niepodległościowego na Śląsku Cieszyńskim. Zgrupowanie pod jego dowództwem liczyło około 40076 świetnie wyszkolonych i dobrze uzbrojonych żołnierzy; dysponowali oni między innymi działkiem, karabinami przeciwlotniczymi, sporą ilością ręcznej broni maszynowej, oraz kilkoma ręcznymi wyrzutniami pocisków przeciwpancernych (popularne Panzerfausty)77. Żołnierze „Bartka” w przeważającej większości byli umundurowani (nosili mundury przedwojenne polskie, angielskie battledressy lub takie, jakie używało Wojsko Polskie tworzone w ZSRR), natomiast na piersiach, zgodnie z tradycją NSZ, mieli ryngrafy z Matką Boską.

Oddziały „Bartka” przeprowadziły łącznie około 340 akcji zbrojnych78. Głównie przeciwko funkcjonariuszom UB, milicjantom i aktywistom Polskiej Partii Robotniczej, którzy zbyt gorliwie współpracowali z władzami radzieckimi i Armią Czerwoną lub denuncjowali byłych członków konspiracji. Aktywność oddziałów „Bartka” na terenie dwóch, a nawet trzech powiatów (bielskiego, cieszyńskiego i pszczyńskiego) była tak duża, że działacze partyjni z Bielska kilkakrotnie alarmowali władze w Katowicach, że ze względu na „nasiloną działalność reakcyjnych band”, działalność partyjna na tym terenie praktycznie zamarła79. Akcje wojkowo-milicyjne, wymierzone w oddziały leśne, większych skutków nie przynosiły ze względu na bardzo dobrą sieć informatorów „Bartka” w wielu miejscowościach. Nieskuteczność leśnych obław skłoniła komunistów do użycia fortelu. We wrześniu 1946 ludzie „Bartka” mieli zostać wywiezieni ciężarówkami na Ziemie Zachodnie, by stamtąd przedostać się na Zachód. Niestety, była to prowokacja UB - około 200 żołnierzy „Bartka” spalonych zostało żywcem w stodole we wsi Baruty lub zamordowanych strzałem w tył głowy po uprzednim otruciu środkami farmakologicznymi, w wyniku prowokacji ubeckiej80. Część z nich miała też zostać rozstrzelana na dziedzińcu komendy MO w Katowicach81. Sam Henryk Flame w ostatniej chwili wraz z najbliższym otoczeniem zrezygnował z wyjazdu. Zdając sobie sprawę z coraz bardziej

75 S. Horowski, Śmierć króla Beskidów, [w:] „Kronika Beskidzka”, 1 grudnia 2002. 76 G. Wąsowski, L. Żebrowski (red.), Żołnierze wykleci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku, Oficyna Wydawnicza VOLUMEN, Warszawa 1999, s. 244. 77 S. Horowski, op. cit.. 78 1 grudzień 2007 – 60 rocznica śmierci kpt Henryka Flame ps. „Bartek” w Czechowicach-Dziedzicach, [w:] http://podziemiezbrojne.blox.pl/2007/11/60-Rocznica-smierci-kpt-Bartka.html, 20.12.2009. 79 S. Horowski, op. cit.. 80 Śledztwo w tej sprawie z lat 1991-1993 zostało umorzone. Żyjący organizatorzy i funkcjonariusze UB nie byli w stanie przypomnieć sobie szczegółów akcji. Inni, jeśli nie umarli wcześniej, zdążyli wyjechać do Izraela (płk J. Kratko, M. Fink). 81 S. Bubin, Ostatni partyzant, [w:] „Dziennik Zachodni”, nr 175, 28 lipca 2000, s. 16.

47

beznadziejnej sytuacji, zdekonspirował się wraz z najbliższym otoczeniem 11 marca 1947 w Cieszynie, korzystając z uchwalonej przez Sejm amnestii. Był więc teoretycznie bezkarny; komuniści nie mogli jednak darować „Królowi Podbeskidzia” jego sukcesów i nadziei, jaką tym samym wzbudzał wśród ludności beskidzkiej. Został zamordowany 1 grudnia 1947; Henryk Flame pracował przy budowie nowego kościoła w Czechowicach. Stamtąd zabrała go bezpieka, wywożąc do restauracji do Zabrzega, gdzie zastrzelony został od tyłu, prosto w serce82, przez funkcjonariusza MO Rudolfa Dudka. Podobno stało się tak na rozkaz samego Bieruta, rozwścieczonego zuchwałą defiladą w centrum Wisły 3 Maja 1946 roku.

Była to niewątpliwie jedna z największych i najbardziej udanych akcji „Bartka”. Zwłaszcza w znaczeniu propagandowym, poprzez swe przesłanie do ludności cywilnej, jako znak, że wolne Polska jeszcze nie zginęła, i opór przeciwko nowej, obcej władzy nadal trwa. Na oczach przerażonych i bezradnych komunistów na ponad dwie godziny w mieście zapanowała władza Henryka Flame „Bartka” – Wisła stała się skrawkiem wolnej, niepodległej Polski, a Henryk Flame zyskał przydomek „Króla Podbeskidzia”.

Dlaczego do akcji doszło w Wiśle, i dlaczego 3 Maja 1946? Niewątpliwie znaczenie odgrywała rola Wisły, nie objętej działaniami zbrojnymi podczas wojny, jako słynnego kurortu, pełnego wczasowiczów z całej Polski, a także przedstawicieli partii i władz państwowych. Ale nie tylko prestiż miejsca i symboliczna data rocznicy uchwalenia konstytucji 3 Maja były przyczyną zajęcia miasta i uroczystej defilady. W tym samym czasie bowiem w Krakowie szalała akcja UB, wyłapującego resztki antykomunistycznego podziemia83. Henryk Flame i całe jego zgrupowanie miały swą akcją zająć posterunki UB i MO w Katowicach i Krakowie, a konkretnie na tyle je zaskoczyć niebywałą zuchwałością i śmiałością, aby te nie mogły zostać podciągnięte do Krakowa z obawy przed dalszym rozprzestrzenieniem się akcji partyzanckiej.

Swą „kwaterę główną” Henryk Flame „Bartek” urządził na stokach Baraniej Góry, najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego (1220 m), na południowy wschód od centrum miasta Wisła. Swoim oddziałom, wchodzącym w skład VII Okręgu NSZ, wydał rozkaz stawienia się w „kwaterze głównej” najpóźniej do dnia 2 maja 1946 roku, w pełnym umundurowaniu i uzbrojeniu, nie precyzując jednak celu koncentracji. Część partyzantów sądziła, że odprawiona zostanie uroczysta msza święta z okazji rocznicy 3 Maja, jednakże wszyscy otrzymali rozkaz sprawdzenia broni, przygotowania zapasu amunicji i zwiększonej ilości granatów. Mieli też oporządzić ubrania i wyczyścić buty. Nie wszystkim oddziałom udało się jednak zdążyć, część z nich z powodu trudności przebycia drogi tak, by nie zostać zauważonym przez wojsko, milicję i UB, dotarło na Baranią dopiero 3 maja przed południem. Stawiły się grupy „Sztubaka”, „Orła”, „Śmiertelni”, „Edka” i „Starego”, łącznie około 100 osób84. Po krótkim przemówieniu i uroczystym obiedzie wszystkich partyzantów rozpoczął się 82 K. Krawat, op. cit.. 83 3 maja 1946 krakowska młodzież, w tym studenci, zorganizowali manifestację z okazji Święta Konstytucji 3 Maja, mającą w dużym stopniu charakter antysowiecki i antykomunistyczny. 84 A. Biegun „Sztubak”, Moje życie, mój los. Wspomnienia okupacyjne i więzienne, Wyd. Związek Żołnierzy NSZ – Agencja Wydawniczo-Reklamowa ARTE, Biała Podlaska 2006, s. 115.

48

marsz w szyku bojowym w dół, wzdłuż Białej Wisełki, Wisełki i rzeki Wisły, do centrum Wisły. Dowódcy jechali na koniach, za nimi maszerowały grupy z grupowymi na czele – dwójkami, po dwóch stronach drogi. Długość maszerujących oddziałów rozciągała się na około 1,5 kilometra.

Antoni Biegun „Sztubak”, dowódca jednej z podległych Henrykowi Flame grup, relacjonuje: „Biwakowaliśmy od kilku dni w Masywie Baraniej. Z początku nie wiedzieliśmy, jaki jest cel zlotu. Dopiero po porannym apelu 3 maja „Bartek” zarządził natychmiastowy wymarsz wszystkich oddziałów w kierunku Wisły. - Zamanifestujemy naszą wolę służenia Ojczyźnie w dniu Święta Królowej Polski! – powiedział. […] Ruszyły oddziały za oddziałami, partyzanci „odstawieni” jak na paradę: w mundurach, z przypiętymi orzełkami na mieczu, z ryngrafami z Matką Boską. Wszyscy podnieceni, lecz zdyscyplinowani. Mój oddział, liczący sześćdziesięciu-siedemdziesięciu żołnierzy, jako najlepiej uzbrojony (14 karabinów maszynowych) otrzymał polecenie ubezpieczenia pochodu częścią żołnierzy pod moim bezpośrednim dowództwem. Szliśmy radośni i podnieceni, a na drodze, którą maszerowaliśmy, zaczęły rozgrywać się niezwykłe, wzruszające sceny. Spotykanych po drodze ludzi, kiedy po chwilowym osłupieniu zorientowali się kogo mają przed sobą, ogarniał szał radości. Kobiety i dziewczęta wybiegały z domów ze smakołykami i kwiatami, często porywając całe doniczki i usiłując je nam wręczyć. Niektóre starsze płakały; gładziły żołnierzy po twarzach i błogosławiły na drogę. Wielu ludzi pytało, podobnie jak niedawno niektórzy wśród nas: Czy już się zaczęło? Czy idziecie prać komunistów? Młodzi chłopcy domagali się, żeby ich zabrać. Twierdzili, że mają broń i zaraz ją przyniosą. Trzeba ich było uspokajać i tłumaczyć, że nie jest to możliwe, przynajmniej w tej chwili […] Z naprzeciwka, od strony Bielska i Katowic, jechały odkryte ciężarówki z wycieczkowiczami. Na widok maszerujących oddziałów zwalniały i przystawały. Rzucano nam czekoladę i papierosy, machano radośnie rękami lub zeskakiwano z wozów i ściskano nam ręce. Ci ludzie także pytali: Czy to już powstanie? Wyjaśnialiśmy, kim jesteśmy i dokąd idziemy. Jasne było, że cel naszej manifestacji był już częściowo osiągnięty: podnosiliśmy na duchu i umacnialiśmy spotykanych po drodze”85. Z słów tych wynika, jak pozytywnie na taką demonstrację siły reagowała ludność, nie tylko miejscowa, ale także wczasowicze z innych części kraju. Spodziewano się szerszego wystąpienia, powstania. Ludzie wiwatowali, wręczali kwiaty i żywność (którą partyzanci nie zawsze przyjmowali, byli bowiem dobrze zaopatrzeni), młodzież chciała dołączać do szeregów. Padały okrzyki Niech żyje Polska! i Precz z komunizmem!86.

Tymczasem siły „Bartka”, choć liczne i dobrze uzbrojone, wcale nie były pewne, jak zachowają się władze i wojsko. W Wiśle stacjonowała bowiem, obok posterunku MO, jednostka Wojska Polskiego oraz jednostka Armii Czerwonej. Jako że granica z Czechosłowacją przebiega szczytami gór, niedaleko

85 Cyt. za: T. Greniuch, Zgrupowanie „Bartka” w Wiśle, [w:] http://www.endecja.pl/historia/artykul/36, 20.12.2009. 86 A. Biegun „Sztubak”, op. cit., s. 117.

49

znajdowały się posterunki WOP. W pobliżu znajdowała się także jednostka KBW87. Cały przemarsz musiał być wzorowo zabezpieczony, Henryk Flame musiał mieć pewność, że na jego drodze nie pojawi się znaczący opór – dlatego tak ważny był efekt zaskoczenia przez niespotykaną dotąd śmiałość całego przedsięwzięcia. Tymczasem oddziały partyzanckie, poruszając się w zwartym szyku, docierają do miasta, gdzie odbywa się uroczysta defilada przed „Bartkiem”. 4 maja miejscowi funkcjonariusze MO relacjonowali: „Banda przyszła zwartym szykiem z kierunku Czarnego do Nowej Osady. Mieli boczne ubezpieczenia, na szosie było około 120 ludzi […] Zabezpieczenie było RKM-ami, które były ustawione co kawałek na drodze i po rowach i po wzgórzach okolicznych. […] Ubrani wszyscy byli w mundury wojskowe polskie, dużo miało mundury kroju angielskiego. Wśród członków było bardzo dużo kobiet”88. Efekt zaskoczenia uczynił jednak swoje. Ani sowieci, ani UB czy MO, ani WOP i KBW nie odważyły się zareagować. Wojsko i milicja siedziały za pozamykanymi bramami. W Żywcu funkcjonariusze MO i UB zaczęli barykadować się w swoich posterunkach, natomiast ci z położonej bliżej Wisły Milówki po prostu uciekli. Ale na taki brak reakcji nie można było liczyć, dlatego też cała akcja została świetnie zabezpieczona, również przed ewentualną interwencją sił z położonych w okolicy większych miast, zwłaszcza z Cieszyna, Bielska i Żywca. Tak opisał to Władysław Foksa ps. „Rodzynka”, który dowodził grupą 18 żołnierzy w oddziale „Sztubaka”: „Na dzień 3 maja 1946 roku została zarządzona koncentracja prawie wszystkich oddziałów do sztabu na Baraniej Górze. W koncentracji tej nie brał udziału oddział „Szarego” Antoniego Bieguna, któremu wyznaczono rolę zabezpieczenia terenu wokół Wisły, natomiast żołnierze oddziału Rodzynka rozmieszczeni zostali w miastach Cieszynie, Bielsku, Białej i Żywcu przy koszarach wojskowych, Urzędach Bezpieczeństwa, Komendach MO i ORMO, gdzie w razie jakichkolwiek większych zgrupowań mieli natychmiast o tym meldować. Przy takiej obstawie oddziały „Bartka” zeszły ze stoków Baraniej Góry i w szyku bojowym, w pięknym uzbrojeniu, z ryngrafami na piersiach przemaszerowali ulicami Wisły. Oddziały te w ilości 200 żołnierzy prowadził zastępca komendanta Oddziałów Leśnych Jan Przewoźnik „Ryś”, a defiladę przyjmował sam komendant Henryk Flame „Bartek”. Trwało to około dwóch godzin. Po defiladzie komendant powiedział, że parada ta miała olbrzymie znaczenie propagandowe, albowiem tak mieszkańcy Wisły, jak i przygodni turyści zobaczyli na własne oczy jaką siłę tak pod względem ilości żołnierza jak i uzbrojenia przedstawiają sobą tylko Oddziały Leśne. Widok tego wojska wzbudził podziw, a zarazem przyczynił się do podniesienia otuchy w rychłe wyzwolenie z okopów komunizmu. Wyraziło to się głównie w obrzuceniu kwiatami maszerujących jak i łzy szczęścia w oczach głośno wiwatujących”89 [pisownia i interpunkcja zgodnie z oryginałem].

87 G. Wąsowski, L. Żebrowski (red.), op. cit., s. 244. 88 Cyt. za: T. Greniuch, op. cit. 89 Ibidem.

50

Radość, jaką towarzyszyła temu wydarzeniu wśród żołnierzy „Bartka”, doskonale oddają słowa jednej z wielu kobiet, walczących u jego boku – Ireny Stawowczyk „Sarny”:

„Po wkroczeniu wszystkich oddziałów do Wisły, kpt „Bartek” odebrał na otwartym polu defiladę. W zwartych szeregach kilkuset partyzantów przemaszerowało przed oczami zebranych licznie mieszkańców. To była nasza pierwsza defilada! Rok wcześniej nasi sojusznicy z zachodu świętowali koniec wojny, odbyły się parady zwycięstwa, na których zabrakło Polaków. […] Dla nas wojna jeszcze się nie skończyła! Maszerując teraz mieliśmy jakby namiastkę nie odbytej parady. Nie zapomnę nigdy tego uczucia podniecenia i radości, jaka ogarnęła nasze szeregi, tego uczucia dumy, że możemy ogłosić wszem i wobec: oto jesteśmy, nie poddaliśmy się, pozostaliśmy wierni!”90.

Obok zabezpieczenia doraźnego maszerującej kolumny licznymi karabinami i pistoletami maszynowymi ustawionymi wzdłuż drogi i na stokach gór i zabezpieczeń komend MO i UB w okolicznych miastach, żołnierze „Sztubaka” obstawili też miasto dookoła, a od strony wylotu drogi na Katowice zajęli przygotowane specjalnie w tym celu bunkry ziemne. Natomiast w samym mieście natrafiono na wojsko w jednej z willi. Według relacji „Sztubaka”, jego partyzanci ubezpieczyli wszystkie okna, obstawili dom, po czym on sam podszedł do oficera, aby ten nie stawiał oporu. Ten nie odmówił, natomiast jego żołnierze zaczęli częstować partyzantów papierosami, konserwami z suszonką, a niektórzy z nich chcieli nawet dołączyć do oddziału.

„Sztubak” wspomina też, że podczas gdy siły NSZ defilowały już przez Wisłę, natknięto się na dzieci wojewody śląsko-dąbrowskiego i członka KC PZPR, Aleksandra Zawadzkiego, przebywające w jednej z willi. Wraz z Ireną Stawowczyk „Sarną” udał się do tej willi, gdzie wytłumaczyć miał dzieciom:

„Nie macie się czego obawiać. Chociaż jesteśmy z Narodowych Sił Zbrojnych nic wam nie zrobimy. To tylko wasz tata opowiada, że my mordujemy. Bo gdyby tak było, jak mówi wasz tata, to związanych odwiózłbym was do lasu i zadzwonił do taty, aby wypuścił kilku uwięzionych. I chociaż powinienem to zrobić, bo w ten sposób uratowałbym paru ludzi, nie uczynię tego, bo nie jestem bandytą. Ja byłem w partyzantce cztery i pół roku za czasów okupacji niemieckiej, wraz z pięcioma kolegami brałem udział w likwidacji pułkownika Knüsslinga, który był przyjacielem Hitlera, a wasz tata z bandą ubeków ściga mnie za to, że walczyłem o wolną Polskę […] Służy wiernie Sowietom, którzy wymordowali tylu Polaków”91.

Warto też przedstawić wydarzenie z przeciwnego punktu widzenia, a mianowicie wspomnianego już, zaangażowanego w utrwalanie władzy ludowej socjalistycznego pisarza (pisze w pierwszej osobie jako funkcjonariusz UB, zwalczający partyzantów NSZ) Jana Brzozy:

„Była godzina może 10 przed południem [jak wynika z relacji żołnierzy „Bartka”, nie mogło tak być, albowiem wyruszyli oni z Baraniej Góry dopiero po godzinie 15], gdy syrena tartaczna zagwizdała alarm. Maszyny stanęły i

90 Cyt. za: Defilada Zgrupowania „Bartka” z VII Okręgu NSZ 3 maja 1946 roku w Wiśle, [w:] http://www.solidarni.waw.pl/3maja1946_NSZ.htm, 20.12.2009. 91 A. Biegun „Sztubak”, op. cit., s. 119.

51

robotnicy wybiegli przed tartak. Okazało się, że do tartaku przyszli dwaj uzbrojeni ludzie w przedwojennych mundurach […] Wszyscy śpieszyli w stronę bramy, skąd rozległy się okrzyki: „Wojsko idzie!” […] Obok poczty [a więc już w centrum miasta, przy samym rynku] ustawiliśmy się w tłumie tworzącym szpaler.[…] Potem szmer przycichł, gdyż zza rogu pojawił się jeździec na białym koniu. Był w mundurze wojskowym typu angielskiego, na plecach wisiał mu maszynowy pistolet, głowę przykrywał szeroki beret aliancki […] Za nim nadeszły kolumny żołnierzy. Szli dwójkami po obu stronach ulicy w szyku nie marszowym, lecz bojowym […] Oficerowie mieli na głowach berety, żołnierze rogatywki ozdobione orzełkiem z koroną […] Żołnierze trzymali broń maszynową w gotowości bojowej […] Uderzył mnie widok nowych mundurów, wyraźnie angielskich, i broni zapewne wyczyszczonej i naoliwionej na tę defiladę. Następny oddział posiadał erkaemy, a dwaj żołnierze nieśli na ramionach miotacz min lub granatnik […]Inny oddział niósł ciężki karabin maszynowy, a jeszcze inny składał się z żołnierzy uzbrojonych „ po zęby”. Mieli krótkie karabinki ręczne, bagnety i pasy dosłownie obwieszone ręcznymi granatami. […] W innym oddziale szedł olbrzym ponad dwa metry wysokości i w dodatku tęgi. Jego nogi, obute w ogromne trzewiki, stąpały tak ciężko, iż myślałem, że ziemia się zapadnie. […] Szli i szli […] Każda grupa stawała przed „Bartkiem” na baczność, meldując mu stan liczebny i gotowość bojową. Po przyjęciu raportu „Bartek” krótko przemówił, podkreślając, że NSZ walczy o wielką narodową Polskę i w obronie wiary katolickiej. […] Przemaszerowali przez całą Wisłę i wreszcie, gdzieś koło godziny piątej, odeszli doliną Wisełki na Baranią Górę” 92.

Nawet w słowach zwolennika nowej władzy widać wyraźnie pewien podziw, fascynację dla zdyscyplinowania i siły, prezentowanej przez zgrupowanie Narodowych Sił Zbrojnych. Z opisu człowieka walczącego w pierwszych szeregach nowej władzy, w UB, przebija wrażenie, jakie zrobiły na nim leśne oddziały. Olbrzymi, partyzanci uzbrojeni „po zęby”, ciężka broń maszynowa – wyraźnie widać, że autor celowo wyolbrzymia „wroga”, by w ten sposób wytłumaczyć jego zwycięstwo.

Po około dwóch godzinach manifestacja w Wiśle się zakończyła, a w godzinach wczesnego wieczoru żołnierze „Bartka” dotarli bez strat z powrotem na Baranią Górę. Wspomniany już Jan Brzoza pisze, że po drodze „bandy” obrabowały kilka sklepów. Trzeba temu zdecydowanie zaprzeczyć: żołnierze „Bartka” byli tak dobrze zaopatrzeni, że nie chcieli brać żywności od ludności cywilnej. Natomiast „Sztubak” pisze, że w drodze powrotnej faktycznie zatrzymali się w sklepie, żądając jednak towaru za sumę pieniędzy, których gruby plik skarbnik oddziału położył na ladzie. Sprzedawca nie chciał tych pieniędzy, dokładał później jeszcze więcej towaru, natomiast później, gdy musiał się z towaru rozliczać, powiedzieć miał, że został obrabowany93.

Po powrocie wszystkich oddziałów na Baranią Górę, przed swoimi żołnierzami dowódca Leśnych Oddziałów podkreślił jeszcze raz znaczenie, jakie dla nastrojów ludności miała tak wyraźna demonstracja siły – demonstracja,

92 J. Brzoza, op. cit., s. 177-181. 93 A. Biegun „Sztubak”, op. cit., s. 120.

52

jakiej nie było jeszcze nigdzie w całej części Europy podległej Związkowi Radzieckiemu. Dzięki niej ludzie na własne oczy zobaczyli, że walka o wolną Polskę jeszcze trwa, że opór przeciwko wrogiemu, obcemu systemowi jeszcze nie wygasł.

Defilada „Bartka”94 była jednak tylko ostatnim przebłyskiem oporu przeciwko nowej władzy, która stopniowo poczęły stabilizować sytuację i wprowadzać własne porządki. W czasie działań wojennych zniszczeniu uległy wszystkie mosty na Wisle, które trzeba było odbudować. Nowe władze ludowe upaństwowiły większość wiślańskich pensjonatów, przekazując je Funduszowi Wczasów Pracowniczych. Wisła powróciła do statusu jednego z popularniejszych miejscowości turystycznych w górach polskich. Szybko odrestaurowano Zameczek Prezydencki, z którego Niemcy wywieźli część wyposażenia wnętrz. Już w 1948 roku przebywał tu Bolesław Bierut – po likwidacji urzędu prezydenta RP obiekt przekazano do dyspozycji Urzędu Rady Ministrów (kilkakrotnie przebywali tu: Władysław Gomułka, Konstanty Rokossowski, Józef Cyrankiewicz; przyjeżdżali także: Piotr Jaroszewicz, Edward Ochab, Edward Gierek, oraz przedstawiciele świata kultury i sztuki: Tadeusz Kotarbiński, Szczepan Pieniążek, Zygmunt Skibniewski, Nina Handrycz, Władysław Hańcza, Czesław Wołłejko). Niestety, nieukończony pozostał jednak proces rozbudowy i modernizacji Wisły z dwudziestolecia międzywojennego. Nazwisko Michała Grażyńskiego, tak wielce zasłużonego dla miasta, wymazano z publicznej pamięci tak skutecznie, że po dzień dzisiejszy nie udało się przywrócić placowi przed Domem Zdrojowym, popularnie zwanemu „Rynkiem”, jego imienia. Po wojnie cały wysiłek skierowany został na odbudowę stolicy, a nie na dalszy rozwój Wisły – o niemałych funduszach uzbieranych przez Wiślan na rzecz Warszawy świadczy do dziś metalowa figura Syrenki, stojąca na skwerze w centrum miasta i nadano jako „nagroda” za ten wysiłek społeczny.

Dalszy rozwój Wisły nastąpił dopiero w latach 60-tych, ponownie zmieniając wygląd tej miejscowości. W 1962 roku Wisła otrzymała prawa miejskie, jednocześnie zaczęły powstawać pierwsze branżowe i zakładowe domy wczasowe, ośrodki wypoczynkowe i campingowe. Rok 1964 to przede wszystkim pierwszy „Tydzień Kultury Beskidzkiej” (zorganizowany na wzór przedwojennego „Święta Gór”), odbywający się od tej pory co roku na przełomie lipca i sierpnia i przyciągający zespoły folklorystyczne z najdalszych zakątków świata. W roku 1968 otwarto drogę do Szczyrku, przez przełęcz Salmopolską i Biały Krzyż. Państwowa Szkoła Przysposobienia Hotelarskiego, uruchomiona po wojnie, w 1969 roku przekształcona została w gastronomiczno-hotelarski Zespół Szkół Zawodowych – szkoła ta do dzisiaj cieszy się dużym autorytetem i przyciąga młodzież z wielu okolicznych miejscowości. Nowe obiekty szkolne powstawały w dzielnicach Wisły – w Jaworniku, Malince i Czarnem. Generalnie lata 60-te to okres awansu społecznego i kulturowego Wisły. Kolejne ośrodki i 94 Temat ten w samej Wiśle jest nadal „białą plamą” w dziejach miasta, epizodem zapomnianym, a może raczej przemilczanym. Trudno doszukać się świadków naocznych, którzy zechcieliby mówić na ten temat, a niechęć do „Bartka” i NSZ jest wciąż dość duża, nawet w kręgach partyzantów z AK. Jak widać, długie lata socjalistycznej propagandy, demonizującej antykomunistyczne podziemie zbrojne, nie pozostały bez skutku.

53

kompleksy otwierano sukcesywnie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. W latach 60-tych powstał też Ośrodek Przygotowań Olimpijskich (obecnie Centralnego Ośrodka Sportu), w którym nadal trenują polscy piłkarze, a także inni sportowcy (przebywał tu między innymi znany bokser Andrzej Gołota). W roku 1972 otwarto oczyszczalnię ścieków, a w 1977 roku nowoczesny ośrodek zdrowia. W ramach tzw. Banku Miast w 1975 roku wprowadzono nazewnictwo ulic. Zameczek Prezydencki od 1981 roku znajdował się w dyspozycji KWK im. XXX-Lecia PRL, jednakże stopniowo interesować nim zaczynali się historycy sztuki i konserwatorzy zabytków. W roku 1983 do Wisły przeniesiono XVI-wieczną drewniana wieżę kościoła p. w. Znalezienia Krzyża Świętego spod Wodzisławia Śląskiego. W 1987 roku obsługę turystyczną przejął nowo utworzony Oddział PTTK Wisła, którego siedzibą stał się przeniesiony z Przysłopia drewniany budynek dawnego schroniska (pałacyku myśliwskiego Habsburgów z lat 1897-98 w stylu tyrolskim), odbudowany pomiędzy dworcami PKS i PKP. Wisła w III RP

„Kojarzona w całym kraju z Adamem Małyszem jest [Wisła] obecnie największym ośrodkiem turystyczno-sportowym Beskidu Śląskiego”95. Po roku 1989 powstawać zaczęły liczne prywatne pensjonaty oraz obiekty świadczące usługi noclegowe. Rozwinęła się sieć obiektów gastronomicznych, powstały liczne nowe, prywatne placówki handlowe i usługowe. W Jaworniku otwarto największy dotychczas ośrodek hotelarski, powstały w miejscu dawnego domu wczasowego „Jawor” kopalni węgla kamiennego „Wawel” w Rudzie Śląskiej96 - hotel „Stok”. Kolejnym tego typu obiektem był drugi w Polsce, liczący 320 pokoi, hotel „Gołębiewski”, otwarty w roku 2003.

W 2002 roku rezydencja prezydenta Mościckiego, która od 1981 roku była własnością kopalni węgla kamiennego „Pniówek” (a pośrednio – nadal skarbu państwa), a w latach 90-tych była dzierżawiona przez Jastrzębską Agencję Turystyczną (obiekt w tym czasie został zaniedbany i czynny był tylko sporadycznie, mimo iż od 1994 wpisany był do Krajowego Rejestru Zabytków) została przekazana Kancelarii Prezydenta RP (jednocześnie prezydent Aleksander Kwaśniewski otrzymał, analogicznie do Ignacego Mościckeigo, honorowe obywatelstwo miasta Wisły). Po generalnym remoncie wraz z przebudową i dostosowaniem do nowych potrzeb (między innymi utworzeniu lądowiska dla helikopterów oraz zaadoptowaniu budynków na potrzeby Biura Ochrony Rządu), w 2005 roku obiekt został przez prezydenta Kwaśniewskiego oddany do użytku – od tego czasu funkcjonuje pod nową nazwą „Rezydencja Prezydenta RP Zamek – Narodowy Zespół Zabytkowy w Wiśle”97. Obecnie obiekt udostępniany jest do zwiedzania, odtworzone zostało międzywojenne wyposażenie wnętrz, a w kilku salach umieszczono stałe ekspozycje. Stojąca w kaplicy przy Zamku figura św. Jadwigi Śląskiej jest darem pierwszej damy, 95 M. Kowalski, Śląsk Cieszyński po obu stronach Olzy, Wyd. Bezdroża, Kraków 2004, s. 82. 96 Por. J. Jaros (red.), Kopalnia Wawel 1752 – 1987, Śląski Instytut Naukowy, Katowice 1987, s. 255. 97 Por. J. Puchla (red.), Zamek Prezydenta Rzeczypospolitej w Wiśle, Wyd. Arcana, Kraków 2005; T. Semik, Kasztel na Zadnim Groniu, [w:] „Dziennik Zachodni”, 28-30 grudnia 1990; W. Then, Scheda po Mościckim, [w:] „Dziennik Zachodni”, 2 października 1997.

54

Jolanty Kwaśniewskiej; chrzcielnica jest zaś darem Aleksandra Kwaśniewskiego. Dwukrotnie przebywał też w Wiśle prezydent Lech Kaczyński, a jego żona, Maria Kaczyńska, w grudniu 2009 przekazała w darze mały krucyfiks oraz mosiężne tabernakulum ze srebrnymi zdobieniami.

Prezydent A. Kwaśniewski w Wiśle, 2002r. [fot. autor]

We wrześniu 2008 roku, po wielokrotnych przedłużeniach terminu,

oddana do użytku została nowa skocznia w Wiśle Malince. Skocznia, o punkcie konstrukcyjnym K-120 i wysokości HS 134m, nosi imię Adama Małysza. Jest to druga, po Wielkiej Krokwi w Zakopanem, tej wielkości skocznia w Polsce. Powstała ona w miejscu drewnianej skoczni z roku 1932. Decyzję o zburzeniu

55

starej, przebudowanej w latach 60-tych skoczni o punkcie konstrukcyjnym K-105, podjęto na fali sukcesów Adama Małysza w 2001 roku. W 2003 roku na wiślańskim rynku akt erekcyjny podpisał prezydent Aleksander Kwaśniewski, a budowa rozpoczęła się zimą 2004. W 2006 doszło do katastrofy budowlanej w skutek osunięcia się ziemi nad zeskokiem, i prace do 2008 przerwano. Skocznię oficjalnie otwarto we wrześniu 2008, a pierwszy skok oddał Adam Małysz.

Wisła co roku przyciąga coraz większą liczbę turystów, nie tylko ze Śląska. Do miasta dostać się można, poza własnym środkiem lokomocji, połączeniami kolejowymi (przede wszystkim z Katowic, a także sezonowo bezpośrednio z Warszawy i Gdyni) oraz autobusowymi (bezpośrednio z Katowic, Częstochowy, Bielska-Białej, Cieszyna, Gliwic, Kołobrzegu, Krakowa, Lublina, Raciborza i Warszawy). Po roku 1989, a zawłaszcza od początku XXI wieku, nastąpił znaczny rozwój miasta, które stało się celem turystów zarówno latem, jak i zimą. Obok przepięknych krajobrazów i czystego powietrza o atrakcyjności miasta świadczą liczne szlaki górskie, a także możliwości uprawiania sportów zimowych (otwarto wiele nowych tras narciarskich oraz wyciągów orczykowych i krzesełkowych) i letnich (wytyczono szlaki rowerowe oraz trasy do kolarstwa górskiego).

Bibliografia

1. Barański M., Beskid Śląski. Pasmo Baraniej Góry, Wyd. PTTK „Kraj”, Warszawa 1999.

2. Barański M., Beskid Śląski. Pasmo Stożka i Czantorii, Wyd. PTTK „Kraj”, Warszawa 1996.

3. Biegun „Sztubak” A., Moje życie, mój los. Wspomnienia okupacyjne i więzienne, Wyd. Związek Żołnierzy NSZ – Agencja Wydawniczo-Reklamowa ARTE, Biała Podlaska 2006.

4. Brzoza J., Beskidzkie noce, Wyd. MON, Warszawa 1966. 5. Bubin S., Ostatni partyzant, „Dziennik Zachodni”, nr 175, 28 lipca 2000. 6. Defilada Zgrupowania „Bartka” z VII Okręgu NSZ 3 maja 1946 roku w

Wiśle, http://www.solidarni.waw.pl/3maja1946_NSZ.htm. 7. Gojniczek W., Panic I. (red.), Wisła 1593-1993. W czterechsetlecie

powstania miejscowości, Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział Cieszyn, Cieszyn 1993.

8. Greniuch T., Zgrupowanie „Bartka” w Wiśle, http://www.endecja.pl/historia/ artykul/36.

9. Horowski S., Śmierć króla Beskidów, „Kronika Beskidzka”, 1 grudnia 2002. 10. Jaros J. (red.), Kopalnia Wawel 1752 – 1987, Śląski Instytut Naukowy,

Katowice 1987.

56

11. Karwat K., We wspomnieniach siostry. Najsłynniejszy śląski partyzant, „Dziennik Zachodni”, nr 171, 24 marca 2000.

12. Kowalski M., Śląsk Cieszyński po obu stronach Olzy, Wyd. Bezdroża, Kraków 2004.

13. Krop J., Sosna W., Wisła. Miasto u stóp Baraniej Góry, Towarzystwo Miłośników Wisły, Wisła 1990.

14. Purchla J.(red.), Zamek Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w Wiśle, Wyd. Arcana, Kraków 2005.

15. Rezydencja Prezydenta RP Zamek – Narodowy Zespół Zabytkowy w Wiśle, www.zamek.wisla.pl

16. Wąsowski G., Żebrowski L. (red.), Żołnierze wykleci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku, Oficyna Wydawnicza VOLUMEN, Warszawa 1999.

57

Mateusz Alan Babicki

Dorobek kulturowy Romów w Polsce i na świecie

Romowie to naród pochodzący z Indii, który obecny jest na kontynencie europejskim od początku XIV w. Z racji swego południowoazjatyckiego pochodzenia od pierwszych chwil swej obecności budzili zaciekawienie, ale też i wrogość z uwagi swój odmienny wygląd fizyczny, ubiór, język oraz wykonywane zajęcia, a w szczególności wędrowny tryb życia. W miarę upływu czasu kultura romska i obyczaje cieszyły się coraz większym zainteresowaniem, początkowo jedynie wśród nisko i średnio położonych warstw społecznych, gdyż najczęściej właśnie w takich kręgach społecznych przebywali Romowie w XIV, XV i XVI wieku. Wielobarwność ubioru, a zwłaszcza uprawiany handel, wróżby, sztuczki artystyczne i treserskie spotykały się z bardzo dużą popularnością i sympatią. Równocześnie pojawiło się wokół nich wiele pogłosek o dokonywanych kradzieżach kosztowności, żywności, zwierząt, a nawet dzieci, co w połączeniu z nieustannymi wędrówkami romskimi oraz oskarżeniami o czary spowodowało wydanie w stosunku do nich wielu represyjnych ustaw i edyktów, które rozpoczęły trwające w zasadzie do XX w. prześladowania i akty wrogości wobec ludności romskiej. Romowie nigdy nie założyli własnego państwa, gdyż wskutek powszechnej wrogości wobec nich musieli często zmieniać swe miejsca pobytu i stale poszukiwać bezpiecznego miejsca dla siebie i swych rodzin.

Pomimo braku państwa oraz powszechnego dla całego narodu alfabetu Romowie zajęli na stałe miejsce w europejskiej tożsamości kulturowej i artystycznej. Pierwszym miejscem ich obecności w europejskiej twórczości była literatura. Osiemnastowieczny Jan Jakub Rousseau chwalił ich jako osoby będące najbliżej idealnego według niego stanu natury i skażone negatywnymi cechami cywilizacji98. W Portugalii i Hiszpanii Romowie już w XVI wieku byli bohaterami powieści, poezji oraz dramatów. Poświęcił im uwagę słynny Miguel Cervantes de Saavedra. Istotna obecność zaczęła mieć jednak miejsce dopiero w okresie Romantyzmu, kiedy to stali się oni wyrazicielami treści o istotnej wadze społecznej. Byli często pierwszoplanowymi bohaterami utwór tamtego okresu i wyrażali nie tylko romskie, ale także uniwersalne wartości. Również polski Romantyzm uwzględniał motywy romskie, co można znaleźć w utworach Adama Mickiewicza (Pan Tadeusz, Dziady) i Juliusza Słowackiego (Beniowski), a także Jana Potockiego (Rękopis znaleziony w Saragossie). Z kolei dramat Cyganie autorstwa Józefa Korzeniowskiego, którego jedynymi bohaterami są Romowie, stanowił inspirację dla twórców późniejszych99. Romską inspiracją dla twórców kultury w wielu krajach są taniec oraz muzyka. Popularne tańce –

98 A. Mirga, L. Mróz Cyganie.Odmienność i nietolerancja, Warszawa 1994, s. 280. 99 ibidem. s. 281 .

58

flamenco i czardasz są właśnie dziełem narodu romskiego odpowiednio na Półwyspie Iberyjskim oraz w Europie Środkowej. Również muzyka w większości wędrujących wówczas Romów była wysoko ceniona przez takich znakomitych kompozytorów, jak Franciszek Liszt, Aleksander Puszkin czy Jan Sebastian Bach100. Romom poświęcone zostały następujące operetki: Baron Cygański Johanna Straussa, Miłość Cygańska Ferenca Lehara, Hrabina Marica Imre Kalmana.

Kilka wieków prześladowań i spychania na margines sprawiło, iż wielu

Romów ukrywało swoją tożsamość etniczną w obawie przed możliwymi represjami z tego powodu. Dopiero w XX wieku wraz z powszechną promocją idei ochrony praw człowieka oraz demokratycznych systemów rządów stopniowo zaczęto w Romach dostrzegać równoprawnych obywateli państw w których mieszkali. Okazało się wówczas, że wiele znanych postaci sztuki, kultury i sportu, to Romowie, którzy dotychczas ukrywali ten fakt przed światłem dziennym. Również wśród innych Romów pojawiła się chęć do rozwijania, a następnie pokazywania światu swych talentów i umiejętności.

Wśród Polskich Romów pierwszą osobą, u której widoczny był niespotykany dotychczas pęd do nauki i pogłębiania wiedzy i która chciała pokazać się także w świecie poza społecznością romską była Bronisława Wajs – Papusza (lalka). Swą umiejętność pisania i czytania ta urodzona w 1909 a zmarła w 1987 roku kobieta romska zawdzięczała Żydówce – sklepikarce, mieszkającej niedaleko niej. Jej talent poetycki dostrzegł polski prekursor badań nad Cyganami, znawca ich historii, obyczajów, kultury i tradycji – Jerzy Ficowski101. Jej wiersze zawierają wiele refleksji i wspomnień dotyczących życia taborowego, w których to lękała się narzuconego Romom w 1964 r. przez władze PRL osiadłego trybu życia i jednocześnie z wielkim żegnała się z lasami i polanami na których spędziła tak wielką część swego życia. Podkreślała w nich jednak swą dożywotnią wierność polskiej ziemi102. Jej romscy bracia i siostry nie docenili jej talentu i pracy, albowiem wykluczyli ją ze społeczności za zdradę ich odwiecznych tajemnic i resztę swego życia prekursorka romskiej poezji w Polsce spędziła w samotności i zapomnieniu103. W 2010 r. rozstrzygnięty zostanie II (I w 2007) Międzynarodowy Konkurs Poezji Romskiej imieniem wspomnianej prekursorki poezji romskiej w Polsce. Jego organizatorem jest Muzeum Etnograficzne w Tarnowie. Współcześnie znanymi autorami narodowości romskiej w Polsce i tworzącymi również w tym języku są Izolda Kwiek, Stanisław Stankiewicz, Karol Parno Gierliński, Edward Dębicki oraz Teresa i Jan Mirgowie. Mirgowie są przedstawicielami mieszkającej głównie na Przedgórzu Tatr grupy Romów Bergitka (Romowie górscy), którzy od 300 lat prowadzą osiadły tryb życia. Wymienieni na początku poeci romscy są przedstawicielami grup Polska Roma oraz Sinti, które jeszcze do początku lat 60 – tych prowadziły wędrówki po terenie całego kraju. Karol Parno Gierliński jest autorem 100 Vania de Gila – Jan Kochanowski Mówmy po romsku. Historia, kultura i język narodu romskiego, Szczecinek 2003 s. 58 – 59 . 101 S. Stankiewicz Wybitne postacie romskie, Szczecinek 2007 s. 3 . 102 J. Ficowski Cyganie w Polsce. Dzieje i obyczaje. Warszawa 1989 s. 109 – 115 . 103 P. Krzyżanowski, G. Pytlak, L. Bończuk Cyganie. Mity i fakty, Gorzów Wielkopolski 2002, s. 137.

59

wyadanego w 2007 zbioru opowiadań o życiu Romów, który nosi tytuł Meteory (romskie Siłałe Ćerchenia). Ten członek Związku Literatów Polskich jest ponadto autorem pierwszego na świecie elementarza dla dzieci romskich Miri szkoła (Moja szkoła), który dostępny jest w 2 wersjach języka romskiego – Polska Roma i Bergitka Roma. Jest on również odpowiednio autorem i współautorem 2 wydanych przez Związek Romów Polskich z siedzibą w Szczecinku opracowań naukowych Zawody, profesje romskie (2008) oraz Kobieta w środowisku romskim wespół z Elżbietą Aliną Jakimik104. Edward Dębicki, znany głównie jako muzyk i lider zespołu „Terno” jest napisał utwory Ptak umarłych oraz Pod gołym niebem (Teł nango boliben). Stanisław Stankiewicz, Przewodniczący Międzynarodowej Unii Romów (IRU) oraz Prezes Centralnej Rady Romów w Polsce z siedzibą w Białymstoku zebrał i spisał po polsku i romsku w dialekcie Polska Roma baśnie romskie w formie zbioru zatytułowanego Baśnie romskie. Paramisi Romane. Mieszkająca na Górnym Śląsku Izolda Kwiek pochodzi ze znanego romskiego rodu Kwieków, którzy do 1946 sprawowali w Polsce władze nad społecznością romską, pełniąc funkcję Szero Romów (Król Romów). Jej najbardziej znanymi dziełami są tomiki wierszy Na gorąco, Powrót do przeszłości, Z Taborem Pamięci oraz Żal. Jan i Teresa Mirga, którzy są dla siebie odpowiednio stryjem i bratanicą, są autorami tomików wierszy Kto nas ocali oraz Wiersze i Pieśni. Często występuje ona ze swym zespołem Kałe Bała. Jan Mirga jest ponadto autorem napisanych w 2 językach: polskim i Bergitka Roma Baśni Romskich. Romane Paramisia, które wydane zostały w 2007 przez krakowski oddział Polskiej Akcji Humanitarnej.

Choć niektórym osobom może się to wydawać nieprawdopodobnym wśród przedstawicieli narodu romskiego można znaleźć wiele osób znanych milionom osób w Polsce i na świecie dzięki swej obecności w prasie, radiu i telewizji. Romami jest wielu znanych aktorów, piosenkarzy i muzyków, jak również sportowców.

Romscy aktorzy to między innymi Charlie Chaplin, Tony Gatlif, jak również Michael Caine. Wśród Romów z Polski znaną aktorką była m.in. Pola Negri (Apolonia Chałupiec), która zagrała w 63 filmach105. Warto również wspomnieć o amerykańskim aktorze pochodzenia romskiego Yulu Brennerze, który wystąpił w dziełach takich, jak Bracia Karamzow, Bitwa nad Neretwą czy Światło na końcu świata. Aktor ten był jednocześnie znanym na świecie działaczem romskim, który czynnie uczestniczył w pracach Międzynarodowej Unii Romów (IRU)106. Działalność społeczna, polityczna i naukowa Romów będzie omówiona jako osobne zagadnienie.

Romowie bardzo lubią sport zarówno w roli kibiców, jak i rywalizujących zawodników. W prawdopodobnie najpopularniejszym sporcie zespołowym na świecie – piłce nożnej zarówno w przeszłości, jak i obecnie można spotkać wielu piłkarzy, szkoleniowców i działaczy sportowych. Najbardziej znani i odnoszący największe sukcesy piłkarze narodowości romskiej to Ferenc Puszkas z Węgier, Gheorge Hagi z Rumunii, Christo Stoiczkow z Bułgarii, Zlatan Ibrahimović ze

104 www.romowie.com 105 S. Stankiewicz, op. cit. s. 14. 106 ibidem s. 18 .

60

Szwecji, Andrea Pirlo z Włoch czy Dani Guiza z Hiszpanii. Romscy zawodnicy odnoszą także sukcesy w sportach walki, jak boks czy karate. W latach 60 – tych XX wieku sukcesy na ringu odnosił Rom z Czechosłowacji Arnosta Ikri, a w latach 90 – tych sukcesy odnosił Tibor Rafael z Komarna w Czechach. Inny znany bokser pochodzenia romskiego reprezentant Bułgarii – Tonczo Tonczew. Na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie (USA) w 1996 zdobyła on srebrny medal. W innym sporcie walki – karate, sukcesy odnosiła Adela di Rocco, młoda romska zawodniczka z Włoch. Wygrała ona szereg zawodów regionalnych i centralnych rozgrywanych na terenie Italii. Romscy zawodnicy odnosili również sukcesy w kulturystyce i trójboju siłowym. Anton Saray w połowie lat 80 – tych XX w. był mistrzem Czechosłowacji. Z kolei Aleksander Sasi i Adam Cibula zdobyli tytuły odpowiednio: Mistrza Świata Juniorów 1991 – 1992 i Mistrza Europy 1994. Adam Csupori zdobył w 1997 tytuł Mistrza Świata w trójboju siłowym107.

Muzyka i taniec stanowiły i stanowią nadal nieodłączny element życia kulturalnego i rozrywkę dla Romów. Gitara, akordeon i skrzypce to najczęściej wykorzystywane przez Romów instrumenty muzyczne. Najczęstszym muzycznym skojarzeniem związanym z Romami jest łatwa, wręcz trywialna pod względem rytmu i słów piosenek biesiadna i zabawowa muzyka grana przez zespoły Dona Wasyla „Cygańskie gwiazdy”, Wasyla Juniora czy Bogdana Trojanka „Terne Roma”. Inne działające w Polsce romskie zespoły muzyczne to „Terno” pod kierownictwem Edwarda Dębickiego oraz „Kałe Bała” z Czarnej Góry. Oba te zespoły wykonują tradycyjną romską muzykę w nowoczesnej aranżacji. Zespół „Terno”, który istnieje od 1955 roku odbył wiele występów poza granicami Polski m.in. w RFN, Szwecji, Finlandii i Wielkiej Brytanii, a także w USA i na terenie byłego ZSRR. Inny znany zespół muzyczny Romów w Polsce to „Tatra Roma” pod kierownictwem Miklosza Deki Czurei. Oprócz niego zespół tworzą jego dzieci – córki Sandra i Sylwia oraz Miklosza Marka. W muzyce jego zespołu główną rolę odgrywają partie grane na skrzypcach, którym towarzyszą śpiew, gra na pianinie oraz taniec. Zespół „Tatra Roma” wielokrotnie dawał występy teatralne oraz telewizyjne w kraju i za granicą. Współpracował z warszawskim Teatrem Studio Buffo, Michałem Urbaniakiem i Sandorem Lakatoszem. Ponadto brał udział w tworzeniu musicalu Chata za wsią, a także kręceniu seriali Dom, Glina, Wiosenne wody oraz Na dobre i na złe108.

Mówiąc o romskich muzykach na świecie nie można nie wspomnieć o zespole „Gypsy Kings” oraz muzykach jazzowych Django i Babiku Reinhardzie. Znany na całym świecie zespół „Gypsy Kings” tworzą przedstawiciele 2 spokrewnionych rodzin Romów z Francji, którzy są potomkami Romów z hiszpańskiej Katalonii, a którzy uciekli stamtąd w okresie Hiszpańskiej Wojny Domowej w latach 1936 – 1939. Ich przeboje „Mamboleo”, „Volare” i wiele wiele innych, śpiewane po hiszpańsku z dodaniem słów języka romskiego cieszyły się w latach 80 – tych i na początku lat 90 – tych olbrzymią popularnością. Do dzisiaj są bardzo popularne i często odtwarzane w stacjach radiowych i telewizyjnych, a ponadto stanowią inspirację dla innych

107 ibidem s. 20 . 108 www.wikipedia.org

61

wykonawców współczesnej muzyki rozrywkowej. Django Reinhard rozpoczął swą karierę muzyczną w latach 30 – tych, kiedy ze swym bratem Josephem, Pierre’m „Baro” Ferrytem oraz Louisem Vallo i Rogerem Chaputem utworzyli w Paryżu„Kwintet Gorącego Francuskiego Klubu” (Quintette du Hot Club de France). Choć tworzyli jeden z nielicznych wówczas zespołów jazzowych grających na instrumentach strunowych ich popularność obejmowała całą Europę Zachodnią lat 30 – tych XX w. Jango Reinhard przeżył zagładę romską II wojny światowej w okupowanej Francji dzięki pomocy oficera Luftwaffe – Dietricha Schulz’a Kuhna, który bardzo lubił i podziwiał jego muzykę. Zespół w okresie wojny uległ rozpadowi109. Muzyka Reinharda stanowiła inspirację dla wielu artystów, jak choćby Jimi’ego Hendrixa, Joe Bonamassy, Johna Lewisa. Jego muzyka wykorzystana była w ścieżkach dźwiękowych do filmów takich jak Czekolada, Kate i Leopold, Matrix czy Marzyciel. Babik Reinhard nie miał wyboru i poszedł w ślady ojca, kontynuując tym samy tradycje romskiego jazzu. Pierwszymi jego dziełami były interpretacje utworów ojca – Django, a także Sydneya Becheta, Jimmiego Raneya, Kenny Burrela, jak również Wesa Montgomeryego. Ponadto czerpał inspirację z artystów stylu pop, jak Bud Powell, Thelonious Monk, Charlie Parker. Piętno twórczości ojca w postaci oczekiwań publiczności narzucało mu styl muzyczny. Spowodowało to kilkuletnią przerwę w działalności artystycznej. Po powrocie w 1973 nagrał płyty Na drodze do ojca...Django, Sinti oun Brazil, w których choć zaznaczył swą niezależność od ojca, to jednak również fakt, iż wiele mają wspólne. Kolejne płyty Three of a kind, All love, Live. Wykazał w nich swój niepowtarzalny talent kompozytorski. Późniejsze gwiazdy Stochel Rosenberg, Fapy Lafertin i Angelo Debarre, a także Christian Escoude i Boulou Ferre czerpały inspirację z romskiej wędrownej tradycji muzycznej110.

W okresie letnim odbywa się w Polsce wiele wydarzeń o charakterze rozrywkowo – kulturalnym, które poświęcone są historii i kulturze narodu romskiego. Do najbardziej znanych należą organizowane w lipcu muzyczne festiwale – Międzynarodowe Spotkania Zespołów Cygańskich Romane Dyvesa w Gorzowie Wielkopolskim oraz Międzynarodowy Festiwal Piosenki i Kultury Romów organizowany przez wiele lat w Ciechocinku, a od kilku lat w Glinojecku. Pierwszy z wymienionych odbywa się regularnie od 20 lat z inicjatywy Prezesa Stowarzyszenia Twórców i Przyjaciół Kultury Cygańskiej im. Papuszy w Gorzowie. Drugi natomiast jest inicjatywą znanego romskiego muzyka Dona Wasyla – lidera i założyciela zespołu Don Wasyl i Cygańskie Gwiazdy. Organizowany jest on cyklicznie od roku 1997 i do roku 2007 stale miał miejsce w Ciechocinku. Od roku 2008 jego miejscem lokalizacji jest Glinojeck. Jako impreza nawiązująca do Romane Dyvesa od roku 2008 pod koniec sierpnia w Gorzowie Wielkopolskim odbywa się Festiwal Romskich Zespołów Dziecięcych „Muzyka łagodzi obyczaje”111. Imprezą o całkowicie odmiennym charakterze jest Romski Tabor Pamięci Tarnów – Szczurowa. W trakcie tej organizowanej od 1999 roku imprezie Romowie wędrują tradycyjnymi

109 ibidem 110 S. Stankiewicz, ibidem s. 9 – 10 . 111 L. Bończuk Spadkobierca artystycznego taboru, Romano Atmo 6/2009 (24) s. 22 – 24 .

62

wozami z Tarnowa do miejsc egzekucji dokonywanych przez nazistów w Szczurowej, Żabnie, Borzęcinie Dolnym i Bielczy w celu uczczenia pamięci swych zamordowanych braci i sióstr. Jest on inicjatywą Dyrektora Muzeum Okręgowego w Tarnowie - Adama Bartosza i Prezesa najdłużej działającego stowarzyszenia romskiego w Polsce Stowarzyszenia Społeczno – Kulturalnego Romów (od 1963 r. ) – Adama Andrasza112. Spośród festiwali kulturalno – rozrywkowych poświęconych Romom odbywających się w innych krajach godny uwagi jest brytyjski Miesiąc Historii Romów, Cyganów i Wędrowców (z ang. GRTHM). Odbywa się on przy wsparciu brytyjskiego rządu oraz władz lokalnych i jego celem jest pokazanie wkładu liczącej blisko 300 tysięcy osób społeczności w historię i dziedzictwo kulturowe Wielkiej Brytanii. Imprezie towarzyszą koncerty muzyczne, projekcje filmów, a także konkursy, opowiadania i wystawy na temat życia wędrownego. Projekt GRTHM odbywa się regularnie w czerwcu od roku 2008113.

Ostatnią, lecz chyba najważniejszą sferą aktywności Romów to działalność naukowa, społeczna i polityczna. Wśród Romów w Polsce najwybitniejszym przedstawicielem nauki jest prof. Andrzej Mirga – absolwent i pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, a obecnie urzędnik Punktu Kontaktowego ds. Romów i Sinti przy OBWE. Z tej samej rodziny Romów górskich wywodzi się również Elżbieta Mirga - Wójtowicz – obecnie Pełnomocnik ds. Mniejszości Narodowych i Etnicznych w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim w Krakowie. Na świecie doskonale znani są romscy naukowcy z Francji: Vania de Gila – Jan Kochanowski i Marcel Courthiade oraz z USA – Ian Hancock. Wnieśli olbrzymi wkład do nauki za sprawą prowadzenia badań dotyczących indyjskiego pochodzenia narodu romskiego, a także jego języka, kultury i obyczajów. Szczególnie nieżyjący już od 2007 Vania de Gila wniósł olbrzymi wkład w udowadnianie, a następnie promowanie na przełomie lat 60 – tych i 70 – tych XX w. teorii na temat indyjskiego pochodzenia Romów w światowym środowisku naukowym i politycznym114.

Ważnym elementem budowania romskiego poczucia własnej godności i wzrostu tożsamości narodowej był rozwój działalności społecznej wśród Romów. Już pod koniec lat 50 – tych XX w. miało to miejsce we Francji, a także w RFN, krajach Beneluksu i w Wielkiej Brytanii. Także w PRL ruchy te miały miejsce – 1963 r. Stowarzyszenie Społeczno – Kulturalne Romów z siedzibą w Tarnowie. Kontakty polskich Romów z Międzynarodową Unią Romów (IRU), które miały miejsce w latach 70 – tych były negatywnie oceniane przez władze PRL. 4 kongresy International Romani Union (IRU) miały miejsce odpowiednio w Londynie w 1971, w Genewie w 1978, w Getyndze w 1983 i w Warszawie 1990. W trakcie nich za właściwą i obowiązują nazwę ludności romskiej, nazywanej dotychczas Cyganami uznano słowo Romowie, a także dokonano ujednolicenia języka romskiego. IRU zyskała status oficjalnego reprezentanta

112 www.muzeum.tarnow.pl 113 www.grthm.co.uk 114 V. de Gila op. cit. s. 16 – 20.

63

Romów na forum ONZ i miejsce w Radzie Społeczno – Ekonomicznej tej organizacji115.

„W 1993 r. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy uchwaliło rekomendację 1203 o Cyganach w Europie, stwierdzając, że Cyganom, jako jednej z nielicznych nieterytorialnych mniejszości w Europie należy się specjalne ochrona. W 1994 r. stosowne dokumenty w tej sprawie przyjęła w Kopenhadze Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie”116. Od roku 1995 w ramach Biura Demokratycznych Instytucji i Praw Człowieka działa Stały Punkt Kontaktowy ds. Romów i Sinti, którego czołowymi postaciami są Romowie z Polski - Andrzej Mirga oraz z Rumunii - Dan Pavel Dogi117. Początek XXI wieku to dalszy rozwój romskiej reprezentacji politycznej i społecznej. W roku 1996 na Węgrzech w Budapeszcie powstało Europejskie Centrum Praw Romów (ERRC), którego celem jest obrona praw Romów i walką z wszelką dyskryminacją w stosunku do nich na terenie całej Europy we współpracy z Unią Europejską, Radą Europy i Helsińską Fundacją Praw Człowieka. W 2003 powstało Europejskie Biuro Informacyjne Romów z siedzibą w Brukseli, które ma za zadanie reprezentować sprawy i interesy Romów w stosunku do Unii Europejskiej i jej państw członkowskich. W 2005 w Strasburgu utworzone zostało Europejskie Forum Romów i Wędrowców (ERTF), które w ramach partnerstwa i wsparcia Rady Europy zajmuje się sprawami Romów na całym obszarze tej najstarszej międzyrządowej organizacji w Europie. Jego językami roboczymi są francuski, angielski i romski. Co roku ma miejsce Zgromadzenie Ogólne podczas którego delegaci reprezentujący Romów z poszczególnych krajów omawiają sytuację swych romskich rodaków, a ich uwagi często znajdują później odzwierciedlenie w polityce prowadzonej przez kierownictwo Forum. Romskie stowarzyszenia w Polsce, a także w innych krajach Europy Środkowo – Wschodniej efektywnie wykorzystują przyznawane im przez rządy tych państw (Program na rzecz społeczności romskiej w Polsce), jak również Unię Europejską oraz przedsięwzięcie Dekada Integracji Romów (Albania, Bośnia i Hercegowina, Bułgaria, Chorwacja, Czarnogóra, Czechy, Hiszpania, Macedonia, Rumunia, Serbia, Słowacja, Węgry i Słowenia – obserwator)118.

Romowie pomimo braku własnego państwa i jednolitego alfabetu swego języka potrafią odnosić sukcesy w wielu dziedzinach życia. Dziedziny te często wymagają dużych zdolności, a w szczególności ogromu pracy i ćwiczeń. Zaprzecza to jednoznacznie tezom o ich rzekomym braku ambicji i chęci do jakiegokolwiek działania. Wierność swej romskiej tożsamości nie stanowiła dla nich jak widać żadnej przeszkody w odnoszeniu znaczących sukcesów w wybranych przez siebie dziedzinach. Romowie muszą nieustannie znajdywać „złoty środek” pomiędzy wymaganiami otaczającego świata oraz swej romskiej tradycji, której są tak bardzo wierni. Podane przykłady dobitnie świadczą o tym, że jest możliwe przy podjęciu odpowiednich starań. Jednostki bardzo zdolne i mało zdolne znaleźć można w każdym narodzie i w każdej grupie społecznej.

115 www.romowie.com 116 P. Krzyżanowski, G. Pytlak, L. Bończuk op. cit. s. 4 . 117 www.osce.org 118 www.romadecade.org

64

Michał Januszewski

Problemy edukacji akademickiej Cz. 1 Wprowadzenie do analizy problemów wynikających z relacji władzy w szkole Niniejszy tekst stanowi poglądowe wprowadzenie do cyklu artykułów dotyczących współczesnej edukacji, których źródłem będą nauczycielskie doświadczenia autora. Całość cyklu będzie oparta na analizie dyskursu studenckich wypowiedzi na forach e-learningowych przedmiotów, z których ćwiczenia przeprowadzałem posiłkując się tą właśnie formą edukacji na odległość. Tekst otwierający cykl jest w pewnym sensie zapowiedzią kolejnych publikacji. Jego zadaniem jest pokazanie alternatywnego, w stosunku do konserwatywnych, spojrzenia na edukację oraz ograniczeń wynikających z braku możliwości radykalnej zmiany w mentalności uczniów. Poniższe refleksje stanowią swoista miniaturę charakterystycznych cech podejścia, które zaprezentowane zostanie w całym cyklu. Charakter oddziaływań zachodzących pomiędzy nauczycielem a uczniem jest niesłychanie ważnym elementem kształcenia i wychowania, dlatego każda teoria edukacji jest jednocześnie projektem relacji nauczycielsko – uczniowskich i uczniowsko – nauczycielskich. Bez relacji nie możliwe byłyby procesy wychowawcze i przekazywanie wiedzy. Konserwatywne poglądy na edukację bliskie są modelom autorytarnym, w których nauczyciel staje się funkcjonariuszem szkolnym, autorytetem z mocy samego urzędu, dzierżącym władzę oceniania sprawiedliwego i surowego. Skłonni jesteśmy sądzić, że taki model jest najbardziej efektywny i najskuteczniejszy w nauczaniu. W naszych szkolnych wspomnieniach nieustannie gotowi jesteśmy cieszyć się paradoksem sympatii do najbardziej surowych i dbających o dyscyplinę nauczycieli. Z takim właśnie stereotypem dobrego nauczyciela przyszło mi się zmierzyć rozpoczynając pracę dydaktyka akademickiego. W moim przekonaniu autorytarna relacja burzy edukację, wprowadza ukryty program kształcenia i stanowi barierę w komunikacji zarówno na poziomie nauczyciel – uczeń, jak i pomiędzy uczniami. Edukator postrzegany jako badacz edukacyjny jest w stanie dostarczyć interesujących spostrzeżeń dotyczących wychowania i kształcenia. Owe spostrzeżenia mogą uczestniczyć w poznaniu naukowym, jeżeli tylko zostaną odpowiednio ujęte i w ten sposób przygotowane do roli danych jakościowych w procesie badawczym. Niniejszy tekst ma charakter wprowadzający, sygnalizuje więc problem, który będę starał się zbadać w całym cyklu artykułów. Aby przedstawić w sensowny sposób swoje wstępne spostrzeżenia odwołuję się do Davida Trippa, który opracował metodę analizy zdarzeń krytycznych. Powyższy termin nie odnosi się do dramatycznych i najbardziej emocjonujących

65

momentów życia szkolnego. Jest raczej odniesieniem do krytyczności w takim sensie, w jakim rozumiana jest ona przez przedstawicieli teorii krytycznej. Zadania poznawcze w tej metodzie pogrupowane są na dwa etapy.119 W pierwszym należy dostrzec zjawisko i ująć je w notatce opisując to, co zaszło. Celem jest więc skonstruowanie zdarzenia krytycznego. Drugi etap to analiza skonstruowanego wcześniej zdarzenia. Przebiega ona poprzez dążenie do zobaczenia wydarzenia w szerszym kontekście, zauważenie społecznego sensu tego, co zaszło. Celem procesu poznawczego staje się interpretacja doniosłości tego, co zauważono jako zdarzenie krytyczne. Kontekstem, w którym dostrzegłem zdarzenia krytyczne w minionym semestrze były działania na platformie e-learningowej. Studenci uczestniczący w ćwiczeniach zostali zobowiązani do aktywności na portalu edukacyjnym, na którym zostały im wyznaczone zadania, takie jak: opublikowanie pracy zaliczeniowej, przesłanie autorskich haseł słownikowych, udział w komentowaniu tekstów zamieszczonych na portalu oraz wzajemne komentowanie nadesłanych prac. Ostatnie z zadań zaowocowało kilkoma konfliktami na forum i właśnie temu chciałbym się przyjrzeć. Napięcia pojawiały się, kiedy studenci komentujący nawzajem swoje prace wystawiali o nich negatywne opinie, w wyniku czego jedna z dyskusji rozwinęła się do 53 wypowiedzi. Przystępując do konstruowania zdarzenia krytycznego odwołam się do jednej tylko dyskusji i z niej wybiorę kilka wypowiedzi, które odsłaniają problem edukacyjny. Na portalu e-learningowym zostaje opublikowana praca zaliczeniowa. Zadaniem studentów jest wzajemne komentowanie swoich prac. Pierwszy post oceniający pracę zawiera następujące zdanie:

„Praca bardzo osobista, zawiera próbę usprawiedliwienia się oraz stwierdzenie, że zakupy rozwinęły Twoją wyobraźnię, jednak napisana w stylu bardzo kolokwialnym zarobione pieniążki wydaje w jednym momencie na kilka ciuszków z tzw. promocji" co razi podczas czytania.”120

Powyższa krytyka wywołała lawinę odpowiedzi, spośród których cytuję następujące:

• „[IMI Ę] nie uważasz, że wychodzisz poza szereg.”121 • Całkowicie popieram [IMIĘ]. Już pisałem u [IMIĘ], że [IMIĘ autora

pierwszego krytycznegokomentarza] "punkty łapie" nie tam gdzie trzeba (soory za brak przypisu ). Mnie osobiście praca [IMIĘ autorki komentowanej pracy] bardzo zainteresowała. Nieśmiało przyznam, że nigdy nie zastanawiałem się nad tym problemem - już społecznym chyba.Jeszcze jedno do [IMIĘ autora pierwszego krytycznego

119 D. Tripp, Zdarzenia krytyczne w nauczaniu, Warszawa 1996, s. 45. 120 Nie podaję lokalizacji pracy ani komentarzy, ze względu na etyczny aspekt badania, oraz ochronę danych osobowych. Całość forum jest niedostępna w Internecie, znajduje się w archiwum autora. Przy cytowaniu z forum zachowano pisownię oryginalną. 121 Imiona zostały zamienione na [IMIĘ], [IMI Ę autora pierwszego krytycznego komentarza] lub [IMIĘ autorki komentowanej pracy], aby nie ujawniać danych osobowych.

66

komentarza], jeżeli "razi" Ciebie treść naszych prac to, wystarczy ich nie czytać a nie będziesz porażony.

• "Ocena i analiza" jak powiada [IMIĘ autora pierwszego krytycznego komentarza], pewnie powinno być odwrotnie ale niech będzie. Jestem przekonany, że jego aktywność wywołała lęk przed zamieszczaniem czegokolwiek na tym forum. (…) Ludzie się obawiają, otrzymuję e-maile aby się już nie odzywać bo sobie u Ciebie [adresowane do nauczyciela – MJ] "przechlapie".

Przystępując do analizy zdarzenia krytycznego wybranych cytatów należy zauważyć, że na forum ujawniły się także inne konteksty. Cytaty zostały dobrane tak, aby ukazać opór związany ze zmianą, w której oprócz nauczyciela prace zaliczeniowe komentują również studenci. Taki zabieg wprowadza zmianę relacji edukacyjnych w stosunku do konserwatywnego modelu. Warto zwrócić uwagę, że model konserwatywny zakłada, że ocena należy jedynie do nauczyciela, staje się on opresyjnym funkcjonariuszem a ocena staje się narzędziem sprawowania władzy. Zmiana tego modelu napotyka na silny opór, kiedy opinia wyrażona przez studenta jest krytyczna w stosunku do pracy zaliczeniowej koleżanki. Zostaje to odebrane jako aneksja nauczycielskiej roli oceniania i hegemonii. Student uczestnicząc w tradycyjnej roli nauczyciela pozbawiony jest jednak nauczycielskiej funkcji władzy. To pozwala pozostałym forumowiczom zaatakować go i wskazać mu miejsce w szeregu. Ostatnia z wypowiedzi wskazuje na bardzo silne napięcia pomiędzy studentami ujawniane poza forum, w korespondencji elektronicznej. Choć na początku zajęć, jako nauczyciel zaznaczałem, że głosy na forum nie będą przyczynkiem do obniżenia oceny, to jednak uczniowie uznali, że autor broniący pracy staje po stronie „uczniowskiej”, a autor postów krytykujących pracę staje po stronie nauczycielskiej i względem tego podziału ukształtują się oceny w poczuciu jakiejś formy solidarności. Niezwykle istotnym problemem jest fakt, że spory dotyczące uznania prawomocności i zasadności możliwości krytyki pracy zaliczeniowej przysłoniły merytoryczną stronę oceny. W całej, liczącej 53 posty dyskusji tylko pierwszy krytyczny głos był głosem merytorycznym, odnoszącym się do pracy w sposób bezpośredni. Przechodząc do wniosków z analizy przedstawionego zdarzenia krytycznego zauważyć należy, że autorytarna relacja edukacyjna pomiędzy nauczycielem a uczniem jest relacją porządkującą i strukturyzującą cały proces dydaktyczny. W kontekście forum e-learniongowego stanowi to bardzo istotne ograniczenie jego funkcji dydaktycznych, którymi były:

1. Obszerna, wieloźródłowa informacja o odbiorze pracy skierowana do autora

2. Wykształcenie umiejętności oceniania 3. Wykształcenie umiejętności przyjmowania krytyki.

W związku z tym, że uczniowie wyrazili zdecydowany opór przed spłaszczeniem hierarchii polegającym na tym, że każdy głos na forum był tak samo istotny, nie było możliwe zrealizowanie celów przyporządkowanych tej formie oddziaływań edukacyjnych. Przyczyną było przyzwyczajenie do relacji władzy w szkole, które

67

zostało ukształtowane we wcześniejszych etapach edukacyjnych moich studentów, za sprawą ukrytego programu.

68

Oskar Szwabowski

Słodki cycek alienacji

Inspiracją do skreślenia kilku słów, zadania sobie i ewentualnym

czytelnikom i czytelniczkom, pytań, była nie tyle literatura filozoficzna i socjologiczna, lecz bardziej, konsumpcja amerykańskich filmów i konstatacja faktu związanego z codzienną egzystencją – depresja gier komputerowych. Wynikają one z mojej depresji i próby poradzenia sobie poprzez krytyczną refleksję. Taka namiastka rewolucji.

Postacią, bohaterem, jest człowiek z klasy pracującej. Współczesny pracownik zatrudniony tymczasowo, wykonujący McPrace, a nie człowiek ze Stoczni Gdańskiej czy Szczecińskiej, nie górnik jadący z kilofem na Warszawę. Ot, zwykły pracownik Tesco, który nie wie nic o związkach zawodowych. Pracownik późnej nowoczesności. Epoki konsumpcji.

Bohater jest młody. Ma około trzydziestu lat. Zajada hamburgery, zna się na wszystkich odmianach słodyczy a wolny czas spędza popijając piwo przed komputerem. Zaznaczmy, że wykorzystuje to urządzenie nie tyle do pracy, a tym bardziej do pisania odezw czy ulotek nawołujących do organizowania się w miejscu pracy, ale do gier. Żyje w świecie gier, w świecie konsumpcji. Pudełko po Call of Duty leży obok pudełka po pizze z Marco Polo.

Nie uważamy przyjętej przez podmiot strategii życiowej za wybór dobrowolny. Takie liberalne ujęcie podmiotu spychałoby naszą refleksję do wznoszenia apelów umoralniających czy na jałowe ziemie utyskiwań nad marnością człowieka. Podmiot zostaje ujęty w stylu Althussera, zostaje uznany za sam wytwór systemu. Postaramy się znaleźć uwarunkowania, które sprawiają, że osobnik około trzydziestoletni ssie słodkiego cycka niczym kilku miesięczny bobas pierś matki. Zastanowimy się nad przyczynami, jak też zbadamy funkcję społeczną danej strategii.

Przyjrzyjmy się bliżej podmiotowi. Podmiot filmowy, z kiepskich amerykańskich komedii, to mężczyzna w średnim wieku, żyjący na poziomie pozwalającym mieć dach nad głową, jedzenie w lodówce a także korzystać z konsumpcji dla klas niższych. Gdzie robi zakupy? W supermarkecie. Kamera ujmuje go przy promocjach, a także przy premierach najnowszych gadgetów. Pożywia się w barach mlecznych, w fast foodach. Jest również uzależniony od junkfood. Praca? Najczęściej wykonuje prace nie wymagającą większych kwalifikacji w służbie wielkich korporacji: sieci fastfoodów, hipermaretów, czy sprzątając biurowiec na przykład Microsoftu. McPraca czyli jak definiują ją krytycy globalizacji: źle płatna, bez perspektyw, nie wymagająca kwalifikacji, stresującą i wyczerpującą122. Naomi Klein stwierdza ironicznie: “Mniejsza o to, że sektor usług pełen jest dzisiaj ludzi ze stopniami uniwersyteckimi, imigrantów

122 Zob. Naomi Klein, No Logo, s.255.

69

nie mogących znaleźć pracy w produkcji, zwolnionych pielęgniarek i nauczycieli oraz zredukowanych menadżerów średniego szczebla. Mniejsza o to, że studenci, pracujący w handlu detalicznym i fast foodach – a jest ich cała masa – płacą wyższe czesne, otrzymują mniejszą pomoc od państwa, a ich proces edukacji trwa dłużej niż kiedyś. Mniejsza o to, że średnia wieku pracowników fast foodów znacznie wzrosła na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat i dzisiaj więcej niż połowa z nich liczy ponad 25 lat (…). Nadto – według badań z 1997 roku – 25 % szeregowych pracowników handlu detalicznego przepracowało w tej firmie co najmniej 11 lat, a 39% od 4 do 10 lat. (…) Ale mniejsza o to. Wszyscy wiedzą, że praca w usługach to hobby, zaś handel detaliczny jest miejscem, dokąd udajesz się, żeby zdobyć ‘doświadczenie’, a nie środki do życia” 123. Część moich znajomych zmienia prace: z McDonalda na KFC, albo Cerfura na Tesko… Hobby, praca tymczasowa, stająca się przeznaczeniem, wyrokiem. Zmiany poszukuje się za granicą albo w szczęśliwym trafie. Bohaterowie amerykańskich filmów awansują społecznie przez przypadek.

Stan zawieszenia. Smutna twarz pracownika jadącego do McDonalda. Praca nie dająca perspektyw. Życie bez perspektyw. Wściekłość blokowisk.

Brak związków zawodowych, brak sporu w miejscu pracy, sprawiają, że podmiot ma do czynienia z przyrodą, stanem naturalnym, którego nie da się zmienić. Można oczywiście pracować na dwa etaty… to jednak nie wiele zmienia. W Polsce praca na dwa etaty gwarantuje jedynie (aż?) możliwość samodzielnego mieszkania. Rzeczywistość wymyka się, codzienność jest poza kontrolą. Życie pracownika wielkich korporacji jest poza jego kontrolą. Podobnie dzieje się ze sferą polityki i społeczną. Kierują się nieznaną logiką, bez pytania podmiotu o zdanie. Pozostają sny. Czasami sny na jawie. Sny pokolenia Rzeczpospolitej III, że kiedyś zamieszkają w pałacu… Jak wygrają w toto lotka. Zapomniana marksistowska prawda o reprodukcji siły roboczej.

Jednym ze snów jest gra komputerowa. Wcielamy się w jakąś postać, kształtujemy historię. Tutaj, w wirtualnym świecie, każdy nasz ruch ma znaczenie, wpływa na innych, przynosi odpowiedź. Wirtualny świat podnosi adrenalinę, jest przygodą, wyzwaniem. Przedzieramy się przez wietnamską dżunglę, piaski pustyni, walczymy w murzyńskim getto i zajmujemy pałace. Budujemy imperium, zbawiamy świat… Heroizm życia, bycie kimś… Substytut sensu. Substytut życia. Pamiętam, że zdziwiła mnie popularność serii Sim. Pożyczyłem grę od swojej młodszej kuzynki, która kilka razy zastrzegała bym oddał jak najszybciej. Po instalacji pojawiła się na ekranie ni mniej ni więcej symulacja życia codziennego. Nawet nie można było do nikogo strzelić. Rząd przyparty do muru nie przysłał smutnych panów z prośbą o pomoc w ratowaniu demokracji i wolnego rynku. Nic z tych rzeczy. Codzienność. Zdobywanie funduszy, rozbudowa domu, ale, ale i awans społeczny. Codzienna rutyna. Nuda. Ta nuda pochłonęła mnie na miesiąc, i pewnie grałbym dalej, gdyby nie naciski zewnętrze zmuszające do usunięcia programu z dysku twardego. Uczyniłem to z wielkim cierpieniem.

Kiedy życie zostaje zredukowane do RPG, to RPG wygrywa.

123 ibidem, s. 251.

70

Pomyślałem sobie, że może popularność serii Sim wiąże się z zaspokajaniem społecznie wytworzonego pragnienia awansu, rozwijania domu… Pragnienia, którego realizacja wydaje się marzeniem. Znajomy planuje jechać na dwa lata pracować po dwanaście, czternaście godzin w fabryce ma Zachód. Jak przyjadę, mówi, będę mógł założyć rodzinę.

Psychologicznie tłumacząc, gra miałaby stanowić substytut, była by odpowiedzią na brak i wykluczenie. Na niemożliwość tworzenia narracji w świecie McPracy i ponurego widma bezrobocia, który w każdej chwili może odebrać nam głos, przekreślić próbę tworzenia.

Liniowość, przewidywalność, swoista nuda mieszczańskiego życia, zawężone horyzonty tłustego mieszczanina, świat w którym działanie przynoszą określone skutki… utopia, retro-utopia, pieśń przeszłości. Niedostępny dla nas rzeczywistość. Słodki sen w który uciekamy przed nieprzewidywalnością, chaosem późnej nowoczesności i własną, indywidualną niemocą. Jak i zbędnością. Ucieczka od problemów, których nie jesteśmy w stanie rozwiązać, a nawet podjęć próby rozwiązania. Jest to taktyka, jaką podmiot ma przyjąć. Autorzy Pułapki Globalizacji przytaczają cytat jednego z ideologów i strategów globalizacji korporacji, który stwierdza, że aby mieć spokój z masami należy poić ich słodkim cyckiem, mieszaniną seksu, przemocy i cukierków. Gęstą melasą paraliżującą układ nerwowy.

Jean Baudrillard stwierdza, że system coraz mniej potrzebuje pracowników i obywateli, a coraz bardziej potrzebuje konsumentów, służących reprodukcji monopolistycznego kapitalizmu. Podobnie w swoich pracach stwierdza Zygmunt Bauman: pracownicy są zbędni, nie ma już robociarzy, a jedynie bezrobotni, wykluczeniu, zdeklasowani ludzie. Niebezpieczni, których trzeba izolować. Elementy które nie pasują.

W świecie anty-polityki przejawiającej się pod postacią mikropolityki: konsumowania wizerunków polityków i partii, konsumpcja, w tym gry komputerowe, pełnią funkcję kontroli i maskowania, przenoszenia problematyki w świat towarów. Demokracja jawi się tu jako problem dostępu do śledzi i małży.

Interpelacja konsumencka nie natrafia na przeszkody. W świecie bez polityki i alternatyw, w świecie kompromitacji i bezowocnych protestów, nie znajdziemy narracji mogących zachwycić podmiot. Wydobyć z depresji gier komputerowych. W tym sensie nie jest to wybór indywidualny. Niedawno spotkałem znajomego, absolwenta prawa. Wiedziałem, że szukał pracy, toteż pytam się co robi, czy pracuje. Taka pogawędka przy piwie. Nie mam pracy. Siedzę w domu i gram teraz w GTA – odpowiedział. Ssiemy słodki cycek alienacji pomimo mdłości. A może jak powiedział poeta: aż do obrzydzenia. I przekroczymy?

71

Ewelina Mendala

O współczesnych kreatorach języka medialnego oraz ich

świadomości językowej

„Panie, nie popełnia się takich fapa, bo generalnie to masakra”. Andrzej Lepper

Na języku zna się każdy i nikt. Jak niektórzy mówią: „Słyszy, że dzwoni,

ale nie wie, w którym kościele”. Ma to odbicie w mowie współczesnych dziennikarzy i osób pracujących w mediach. Gdyby zapytano jakiegokolwiek dziennikarza o to, czy wypowiada się w sposób poprawny i zgodny z regułami języka polskiego, zapewne odpowiedziałby, że tak. Nie widziałby u siebie większych problemów z wyrażaniem własnych myśli w sposób werbalny, potrzebnych do codziennej komunikacji, jak i do pracy dziennikarskiej (zastrzeżenia mogłyby dotyczyć dykcji, artykulacji, nieprawidłowej emisji). Nie można się z tym nie zgodzić. Owszem, werbalizacja płynna, wydaje się, że rzeczowa, jednakże bełkotliwa pod względem pragmatycznym, syntaktycznym i semantycznym. Obraz pięknie oprawiony, ale nic niewyrażający – tak można by skomentować język medialny używany przez dziennikarzy, którzy najczęściej uważają się za wszechwiedzących i znających na wszystkim. Niestety pokutuje to tym, że język mediów opiera się jedynie na inercji językowej dziennikarzy, nadbudowie metaforycznej, gdzie właściwe znaczenia przysłania się ich uproszczonymi odpowiednikami, które brzmią zupełnie inaczej.

Dziennikarz powinien mieć świadomość, jakich słów używa nadając komunikat lub pisząc tekst, bo od tego jest uzależniony cały odbiór informacji, jej wydźwięk. Wpływa on niejednokrotnie na odbiorcę, jego ocenę rzeczywistości. Media kreują świat i manipulują uczestnikami tego świata. Ludzie mediów używają języka w konkretnym celu – chcą przekazać często swoje emocje, idee oraz przekonania. Zdecydowanie wykracza to poza granicę przekazywania informacji. Jest to już wchodzenie w interakcje pomiędzy nadawcą komunikatu a jego odbiorcą. Podstawą owej interakcji jest skuteczności i pragmatyzm, a potwierdzeniem tego jest jej właściwy odbiór, zgodny z oczekiwaniami nadawcy, jak i użycie języka zawartego w komunikacie, głoszenie podobnych lub tych samych poglądów, idei.

Informacja ‘żyje’, gdy się o niej mówi, pisze i dyskutuje. By odnieść taki skutek, musi ona stać się informacją ważną, mieć status zdarzenia publicznego, czyli dotyczyć postaci publicznych bądź instytucji. Relacja dziennikarska osiągnie taki status, gdy skupi uwagę jak największej liczby odbiorców. Obecnie z powszedniego wydarzenia tworzy się relację interesującą, ważną, co wiąże się z uzależnieniem formy tekstów i ich treści od kryteriów słuchalności i oglądalności. Wszystkie te ‘zabiegi’ mają wszelkimi możliwymi sposobami zdobyć uwagę słuchacza lub czytelnika i jak najdłużej ją zatrzymać. Łączy się to z wartością informacji. Współcześnie w mediach liczy się sensacja, szybkość

72

dotarcia do informacji i jej emisji, niż jakość przekazywanego komunikatu, jak i sposób zaprezentowania go.

W komunikatach medialnych zmniejsza się obszar słownictwa w zakresie fleksji, składni i leksyki. Dotyczy to także frazeologii, ściślej, jej użycia w neutralnych ramach stylistyki i emocji (zabójcza grypa, superwyprzedaż, arcyciekawe wydarzenie, zbytnia egzaltacja – totalna obniżka, tytaniczna praca). G. Majkowska (2000) wyróżniła cechy języka mediów, w których znalazł się kicz językowy upowszechniany przez telenowele, seriale, teksty artykułów prasy kobiecej. Zauważyła także, że zaciera się (często nawet go brak) dystans między dziennikarzem a rozmówcą, co więcej nadawca komunikatu dostosowuje poziom języka do poziomu komunikacji odbiorcy, zwraca się do rozmówcy po imieniu lub wybiera formę: pani Kasiu. Autorka wskazuje na inercję językową dziennikarzy, którzy uważają, że ich zasób słownictwa, jak i kompetencja językowa jest na wysokim poziomie i uznają swój język za wzorcowy, który nie wymaga korekty. Ponadto dziennikarze epatują dosadnymi wyrażeniami i wulgaryzmami, posługują się często wyrazami/frazami obcymi, co prawdopodobnie ma świadczyć o ich znajomości profesjonalnego języka z różnych dziedzin (ze świata mody – glamour, grunge, artystów – atelier, casting, sztuki - biennale, collage, architektury – design, developer). Nawet, gdy wyraz obcy od dawna funkcjonuje w języku polskim jest często niezrozumiały dla odbiorców. Powoduje to ich niezrozumiałość przez odbiorcę nawet, gdy wyraz obcy dawno funkcjonuje w języku polskim. Tworzą neologizmy, bo to, co nowe, jest atrakcyjne i przyciąga uwagę widza, słuchacza (laptok, wyprz, biling, kliknąć, komórka). Przerabiają, zmieniają znaczenie słów na własny użytek, tworzą zestawienia wyrazów, które nie łączą się zwykle ze sobą, bo mają różne konotacje (ceny spadają – z czego?, dzień dzisiejszy – a dzisiaj to nie dzień?, w każdym bądź razie – połączenie w każdym razie z bądź co bądź, najmniejsza linia oporu – czy linia może być najmniejsza?, wysłać smsa, maila – to także wysłać lista?, ciężko powiedzieć – ciężkie są torby, to by było na tyle – rusycyzm, lepiej to wszystko na dziś lub to tyle na dziś, zarabiać na poczet przyszłego miesiąca – a cóż oznacza poczet?, niepotrzebnie dywagujesz na ten temat – co to jest dywagacja? i wiele innych). ‘Przeróbki’ przyczyniają się do braku staranności o poprawną formę językową przekazów medialnych. Z drugiej zaś strony świadczą o ‘kreatywności’ dziennikarza, które owe gry znaczeniami słów wytwarza. Powstają powszechne błędy w odmianie nazwisk, niektórych czasowników i rzeczowników, jak i przymiotników, a także błędy ortograficzne, które zdarzają się nawet w tytułach gazet w dziale kulturalnym. Brak korektorów, adiustatorów powoduje brak granic między językiem prasy, radia i telewizji, a przede wszystkim niedbałość mowy oraz wymowy. Pokutuje to niechlujstwem przekazów wystosowanych do odbiorcy, które przenikają do systemu języka wzorcowego i użytkowników języka polskiego.

Zaznaczyć należy, że język medialny nie jest odrębnym językiem tylko częścią języka polskiego, zatem rządzą nim takie same reguły i zasady, jakie są w języku ojczystym. Jeżeli współczesny człowiek nie może lub nie chce żyć bez świata mediów, to ten świat powinien zapewnić odbiorcy czysty przekaz, nieskażony wulgaryzmami, błędnymi zastosowaniami pragmatyki, semantyki i

73

syntaktyki. Język ma ogromną potęgę, którą można wykorzystać w sposób dobry lub zły. Media niestety skierowane są na manipulację językową, jak i na stosowanie błędnych konstrukcji językowych (zamierzenie bądź nie). Oddziałują na świadomość odbiorców, promują wychodzenie poza ramy poprawnej polszczyzny, tworząc język współczesnych mediów. Dziennikarze radiowi i telewizyjni są pewnych zabiegów językowych, których dokonują, świadomi, natomiast powinni być odpowiedzialni za poprawność przekazywanych informacji, biorąc pod uwagę każdy aspekt mowy. Stosowana często technika w mediach w stosunku do odbiorców to ‘tylko nie myśl o dużym, różowym słoniu’, co daje w efekcie, że każdy kto to usłyszy, właśnie o takim różowym słoniu pomyśli. Informacja, która dociera z mediów opiera się na zasadzie 3Z – ma zdobyć, zszokować i zostawić odbiorcę z tym, co właśnie usłyszał, zobaczył lub przeczytał. Następnie należy dać czas odbiorcy, by tę wiadomość powtórzył, utrwalił i zapewne zmienił nieco bieg wydarzeń, czyli tworzył ‘medialną plotkę’, która z jednej wiadomości tworzy kolejną wiadomość, a ta dalsze. Podsuwa to dziennikarzom kolejny temat do rozmów lub publikowania następnych wiadomości oraz utrwalania błędnych form językowych (wymyśleć, wysoko wydajne, dokładnie tak). Zaznaczająca się wyraźnie swoboda językowa, jak i nieprzestrzeganie reguł języka polskiego w mediach, wzbudza niepokój nie tylko językoznawców, ale i przeciętnych odbiorców. Zastanawia zatem to, czy ludzie kreujący świat mediów są świadomi swojego stanu użytkowania języka zgodnie z obowiązującymi regułami języka polskiego. Słyszy się często głosy wśród użytkowników języka, którzy pytają czym jest świadomość językowa i po co ją badać, skoro środowisko dziennikarskie mówi, tak jak mówi, co więcej, są przecież zrozumiali dla odbiorców? Świadomość językowa to ogół poglądów na język, jak i sądów o nim, które charakterystyczne są dla określonej osoby lub grupy społecznej. Charakteryzuje się także doborem i oceną poszczególnych form językowych, które pozwalają uznać daną formę za niepoprawną lub prawidłową. Poglądy i sądy mogą mieć charakter intuicyjny oraz nie tworzyć współgrającego systemu, jednocześnie muszą być trwałe i wpływać na zachowanie użytkowników języka. Powinny być uzewnętrzniane, co pozwoli na odróżnienie poglądów i sądów od wewnętrznych przekonań. Refleksje językowe często opierają się na intuicji użytkownika języka (czyli na znajomości języka, właściwej dla każdej jednostki, która się językiem posługuje), rzadko na wiedzy naukowej. Wiedza intuicyjna pozwala na swobodne porozumiewanie się ludzi w codziennych sytuacjach życiowych, jak i na refleksje, które dotyczą oceny oraz wyboru form językowych. Zazwyczaj refleksja charakteryzuje własny sposób pisania i mówienia, ocenę języka swojego i innych ludzi. Poziom świadomości można zbadać obserwując reakcje na zjawiska językowe, sposób i skuteczność radzenia sobie z problemami językowymi oraz sprawdzając zasób wiedzy teoretycznej. A. Markowski (2008) uważa, że nasza świadomość językowa opiera się na intuicji i wiedza na ten temat jest częściowa, bo badania są nadal w fazie początkowej. Wskazuje na fakt, iż często oceną człowieka jest jego poprawność mówienia, która staje się ‘wizytówką’ jednostki. B. Toczyska podkreśla, by mowa stała się naszym ‘logo’, nazywając tak wszystkie aspekty mowy, jak i czynniki określające oraz

74

charakteryzujące danego człowieka, tak by interesował, wzbudzał zachwyt oraz zaciekawienie i był zapamiętany. Uogólniając, o język Polacy nie dbają, nie stosują w codziennej polszczyźnie reguł poprawnościowych, ale jak się okazuje nie są też zadowoleni ze stanu użycia języka prywatnego i publicznego. Razi ich wulgarność zawarta w komunikatach, nadużywanie wyrazów obcego pochodzenia, ubogi zasób słownictwa, niezrozumiałość języka stosowanego przez dziennikarzy oraz krytykują wady wymowy prezenterów telewizyjnych i radiowych, jak i lektorów. Znaczna część osób ocenia pozytywnie własną poprawność językową, deklarując przy tym nieustanną dbałość o nią i przyznając się czasami, że ‘język płata im figle’. Wyniki badania CBOS przeprowadzonego na prośbę Rady Języka Polskiego w 2005 roku wśród dorosłych użytkowników języka polskiego ukazują zaistnienie powyższych kwestii. Okazuje się, że Polacy chcą dbać o język ojczysty, gdyż jest dla nich wartością i spaja naród. Społeczeństwo uznało także, że ludzie kulturalni powinni wysławiać się poprawnie oraz, że wychowanie wyrobiło w nich pozytywną postawę wobec poszanowania własnego języka. Zapytano także o to, co użytkowników języka razi najbardziej w mowie publicznej. Zdecydowana większość wskazała na używanie wulgaryzmów, równie liczna grupa głosowała na stosowanie licznych zapożyczeń z języków obcych, a także na niechlujność wymowy i ubóstwo słownictwa. Wskazano również odpowiedź dotyczącą stosowania zbyt często ‘wyrazów mądrych’, zapewne dlatego, że komunikaty, które docierają do odbiorców są po prostu niezrozumiałe. Respondenci zapytani o to, kto decyduje o faktycznym stanie języka polskiego, czyli o jego poprawności odpowiedzieli w większości, że są to znani językoznawcy lub instytucje do tego stworzone oraz osoby publiczne, jak i zwykli użytkownicy języka. Ostatnie pytanie rozstrzygało o tym, czy na nasz wizerunek (inteligencja, kultura) wpływa stan naszej wymowy. Ponad połowa ankietowanych odpowiedziała twierdząco na to pytanie, uzasadniając, że język odzwierciedla nasz poziom kultury i inteligencji, jak i ludzie na tak zwanym poziomie mówią sprawnie i poprawnie. Kwestie dotyczące użycia języka, szczególnie jego poprawności zawsze były poruszane i zawsze były powodem różnych refleksji na ten temat oraz przyjmowanych postaw przez użytkowników języka polskiego.

Łącząc zakres zainteresowań badającego, jak i zaistniały problem przeprowadzono ankietę, badającą stan świadomości językowej w grupie 48 osób – z zamiłowania dziennikarzy radiowych, udzielających się w rozgłośni radiowej. Wiedzę na temat własnego stanu świadomości językowej skorelowano z ich codziennym użyciem języka podczas audycji radiowych, przesłuchując nagrania programów autorskich. Posłużono się ankietą oraz nagraniami audycji radiowych do przeprowadzenia analizy materiału badawczego. Metoda ankietowa pomogła w szybkim zebraniu informacji na temat stanu świadomości językowej dziennikarzy, a nagrania były odbiciem praktycznego, werbalnego użycia języka. Ankieta została podzielona na dwie części – część dotycząca danych osobowych oraz część związana ze świadomością językową. W drugiej części testu wykorzystano dwa sposoby udzielania odpowiedzi – ankietowani musieli uzupełnić bądź wybrać odpowiedź w celu sprawdzenia znajomości norm

75

oraz umiejętności ich zastosowania. Wybrano niektóre zagadnienia lingwistyczne, będące istotą problemu języka medialnego. Odpowiedzi udzielone na pytania z ankiety ukazują, jakie mają pojęcie o języku badani, a także odzwierciedlają ich stosunek do kwestii kultury języka polskiego i estetyki żywego słowa. Poprawność językową oceniano na podstawie normy wzorcowej określonej przez D. Michałowską (2006) oraz B. Toczyską (2008), a także w niektórych przykładach odnoszono się do Wielkiego słownika poprawnej polszczyzny PWN pod red. A. Markowskiego (2010).

Na ankietę odpowiedziało 48 osób w przedziale wiekowym od 19 – 30 lat. Odpowiedzi udzielały kobiety i mężczyźni, z nieznaczną przewagą tych drugich (22/26). Analiza części socjalno - osobowej kwestionariusza wskazuje, że grupa badanych osób jest w trakcie studiów wyższych lub takie studia już ukończyła. Respondenci zazwyczaj mieszkają w mieście, w województwie pomorskim, mającym powyżej 100 tysięcy mieszkańców lub (w dziewięciu przypadkach) powyżej 50 tysięcy mieszkańców. Ich rodzice w większości legitymują się wykształceniem wyższym zawodowym lub średnim, a w ośmiu przypadkach wyższym magisterskim, przy czym matki mają przeważnie wyższe wykształcenie od ojców lub na takim samym poziomie.

Druga część testu dotyczyła problematyki języka polskiego. Pierwsze dwa pytania odnosiły się do znaczeń pojęć głoska i fonem. Badani w każdym z tych pytań mieli cztery odpowiedzi do wyboru. Trafność odpowiedzi była różnorodna. Głoskę poprawnie scharakteryzowało 41 osób, a fonem 27. Trzecie pytanie wymagało określenia liczby głosek w podanych wyrazach (kot, czas, biel, wiza, rzeczownik). Większość ankietowanych odpowiedziała dobrze na to pytanie, bo aż 39 osób.

W kolejnym pytaniu należało wybrać poprawną formę wymawianiową określonego wyrazu. Spośród czterech form wyrazu włączać respondenci wybierali niemalże na równi wariant [włanczać] (22) oraz [włączać] (18). Nieliczni, bo 8 osób wskazało poprawną formę [włonczać]. Zastanawiająca jest dość niska frekwencja poprawnej formy wymawianiowej. Wynika być może to z obawy badanych przed taką, wydawałoby się, niechlujną wymową. Wolą bardziej tę ortograficzną lub błędną, która jest utrwalona w uzusie. Ma na to wpływ morfologia danego czasownika, w której dochodzi do alternacji o : a związanej ze znaczeniową opozycją jednokrotność : wielokrotność.

Rzeczownik dżem (ze względu na zaistnienie zjawiska niepoprawności w wymowie danego wyrazu) podano w dwóch wariantach. Wymowę błędną, tj. [d-żem] wskazało 19 osób, poprawną [dżem] pozostała grupa osób. Natomiast z kolejnym wyrazem dziennikarze nie mieli już większych problemów, a mianowicie poprawną formę słowa laboratorium wskazały 43 osoby, zaś pozostałe osoby wskazały wariant [labolatorium].

Ogromne problemy sprawiło wskazanie prawidłowej wymowy słowa benzyna. Otóż 46 osób uznało, że dany wyraz wymawia się tak, jak się pisze [benzyna], a tylko 2 osoby uznały, że [benzyna] i [bęzyna] są wersjami opcjonalnymi, z podkreśleniem dominacji tego drugiego wariantu. Wynikać może to z obawy przed hiperpoprawną wymową głoski nosowej w danym

76

wyrazie. Zastosowanie obydwu form jest fakultatywne, przy przewadze wersji [bęzyna].

Podobnych wątpliwości już nie było przy wyrazie konwalie, zapewne dlatego, że wymowa jest zgodna z pisownią, bo głoskę w poprzedza spółgłoska n (podobnie jest w przypadku poprzedzenia przez n głosek f, ch). Poprawną odpowiedź wskazała większość osób (47). Natomiast poprawny wariant wymawianiowy wyrazu ręce nie był prosty w określeniu – gros osób (36) uznała wariant [ręce], za ten, który dominuje w wymowie, a wariant [rence] zaznaczyli pozostali. W wyrazie benzyna respondenci unikali użycia głoski nosowej w wymowie, tak w tym przypadku nagminnie ją zastosowali, niestety błędnie.

Wiodącym błędem językowym (obok [włanczać]) jest niepoprawna wymowa wyrazu wziąć. Spośród czterech wariantów wymawianiowych trzy były wskazywane najczęściej. Wariant [wziąńść] był najczęściej wskazywany wśród pozostałych, aż 29 osób uznało tę formę za poprawną. Kolejnym typem był [wziąńć] (10) oraz forma [wziońć] (9). Okazuje się, że propagowaną formą w mowie dziennikarskiej jest odmiana błędna. Najmniej liczna grupa wskazała trafną odpowiedź. Związane jest być może to z tym, że w mediach upowszechnia się niepoprawną wymowę niektórych wyrazów.

Czasownik chcą podano w ankiecie w pięciu wersjach wymawianiowych. Najczęściej wybierano formę [chcął] oraz [chcom]. Tylko sześć osób wskazało dobrą formę [chcą]. Przy wyborze odpowiedzi z realizacją wygłosowego ą jako dyftongu [-om] lub [-ął] badani przypuszczalnie kierowali się własną lub czyjąś wymową. Podobne stwierdzenie można wysunąć przy następnym wyrażeniu – kłują mnie – gdyż ankietowani w większości zaznaczali warianty z dyftongiem [-oł] lub [-om]: [kłujom mnie]/[kłujoł mnie], a tylko nieliczni (9) uznali formę [kłują mnie] za zgodną z regułami poprawnościowymi pod względem fonetycznym.

Wymowa liczebników sześćset, pięćdziesiąt i piętnaście okazała się wiodącym problemem. Do każdego wyrazu były podane trzy odpowiedzi. W przypadku liczebnika sześćset wskazało 29 osób formę [szejset] jako poprawną, 14 wariant [sześćset] i tylko 5 ankietowanych wybrało [sześset] (wariant [szejset] jest wskazany do użycia w mowie potocznej, zaś [sześset] powinien występować w realizacji mowy wzorcowej - A. Markowski, 2010). Liczebnik piętnaście realizowany jest najczęściej w formie [pientnaście] (19), równie często występuje w mowie jako [pietnaście] (18), a w jedenastu przypadkach jako [piętnaście]. Forma [pieńćdziesiont] to forma preferowana przez respondentów, gdyż wybrały ją jako poprawną aż 32 osoby. Dziesięcioro respondentów zdecydowało się na [pieńdziesiont], a pozostali na [pięćdziesiąt]. Zebrane dane ukazują jak wielki jest problem z poprawną wymową liczebników, którymi przecież posługujemy się na co dzień. Lektorzy telewizyjni nierzadko dziewięćset wymawiają jako [dziewieńcet], czyli błędnie, a powinni być wzorcem wymowy dla słuchaczy, którzy zapewne z taką formą się osłuchują i bezmyślnie powtarzają w swojej mowie. Ostatnim wyrazem w tym zadaniu był keczup. Podane zostały dwa warianty wymowy. Zdecydowana większość opowiedziała się za formą [keczup], a tylko 7 za formą [keczap]. Ma najprawdopodobniej na to wpływ wymowa

77

angielska danego słowa oraz chęć używania zapożyczeń językowych. Bycie modnym językowo często jest ważniejsze niż aspekt poprawnościowy wymowy polskiej; przykładem może być wymowa słowa image (modnie, lecz pretensjonalnie [imidż], poprawnie [imaż]).

W pytaniu piątym należało podkreślić poprawne formy wyrazowe. Najwięcej błędnych odpowiedzi dotyczyło słów: wymyślić (błędne wymyśleć), gerbera (błędne gerber), romantyzmie (błędne romantyźmie – zapewne dlatego, że w mowie dopuszczalną formą jest [romantyźmie]), dag (błędne dkg), zgniły (błędne zgnity), dwuipółletni (błędne dwu i pół letni), pizzeria (błędne pizzernia), tylny (błędne tylni), priorytet (błędne piorytet). Możliwe jest, że błędne nawyki wymawianiowe oraz złe wzorce językowe przyczyniły się do udzielania nietrafnych odpowiedzi.

Szóste zadanie dotyczyło akcentu wyrazowego. Respondenci poproszeni byli o zaznaczenie akcentu w podanych wyrazach. Największe problemy sprawiły wyrazy nauka, muzyka, czterysta, miałybyśmy zrobilibyście, polityka, kosmetyki, a’propos i ecru. Stwierdzić można, że akcent proparoksytoniczny (3 lub 4 sylaba od końca) jest akcentem nierealizowanym w mowie, gdyż tylko 6 osób wskazało poprawne miejsce stawiania akcentu w danych wyrazach. Niewielką uwagę niestety zwraca się na poprawne akcentowanie. Najczęściej stosuje się akcent paroksytoniczny (2 sylaba od końca), a w mediach coraz częściej inicjalny (na pierwszej sylabie wyrazu), ze względu na nieumiejętne stawianie akcentu logicznego i zdaniowego lub na skutek znajomości niektórych gwar. Akcent oksytoniczny pojawił się w dwóch wyrazach: ecru i a’propos. Jednakże żadna z tych osób nie zaznaczyła poprawnie miejsca realizacji danego akcentu.

Kolejne zadanie polegało na ocenie poprawności konstrukcji, które są podstawowym składnikiem codziennej komunikacji. W sformułowaniach częstych, a przy tym błędnych pojawiły się pleonazmy, tautologie, redundancje, a także takie, które wywodzą się ze słownictwa sportowego, dziennikarskiego oraz potocznego. Osądowi poddano 26 wyrażeń, z których 15 uznano za poprawne lub niewzbudzające wątpliwości, co do ich prawidłowej formy. Były to formy: w każdym bądź razie; dlatego, bo; najmniejsza linia oporu; ciężki orzech do zgryzienia; przekonywujący; jak na razie; w okresie czasu; w dniu dzisiejszym; w miesiącu maju; posiadam telefon; półtorej miesiąca temu; na chwilę obecną; to by było na tyle; póki co; mnie osobiście.

Z powyższego wynika, że wskazywano jako poprawne sformułowania te, które są stosowane najczęściej w mowie potocznej, jak i w tekstach medialnych, co więcej, nie są one akceptowane w tekstach ortoepicznych. Często użytkownicy tłumaczą, że używają danych form po to, by celniej i klarowniej wyrazić własne myśli, intencje. Uważają, że jak powiedzą dokładnie tak lub tylko i wyłącznie to bardziej podkreślą wagę swoich słów. Niestety błędne sformułowania stały się automatyzmami, które, jak wiadomo, niełatwo zwalczyć.

Istotnym problemem dzisiejszych mediów, jak i ich odbiorców jest brak zrozumienia znaczeń niektórych wyrazów. Są one niestety utrwalane w błędnym znaczeniu i użytkownicy nie zdają sobie często sprawy z ich niepoprawności. W ankiecie zawarto cztery przykłady najczęściej stosowanych wyrazów wraz z

78

dwoma definicjami do wyboru (jedna prawidłowa) – adaptować, oportunista, dywagacje, efektowny. Najwięcej błędnych, a tym samym potocznych znaczeń wskazano przy wyrazach oportunista (rozumiany jako przeciwnik, ktoś opierający się czemuś lub komuś) i dywagacje (rozumiane jako rozważania, rozmyślania), bo aż ponad 90% ankietowanych udzieliło takich odpowiedzi. Pozostałe definicje były w większości trafnie określane, gdyż tylko łącznie 9 osób zaznaczyło błędne odpowiedzi.

W dziewiątym punkcie ankiety poproszono o utworzenie poprawnych końcówek fleksyjnych, w szczególności końcówki biernikowej i dopełniaczowej. Popełniane błędy w zastosowaniu obydwu przypadków są jednym z najczęstszych problemów współczesnej fleksji. Formę bandaża preferowała większość respondentów; bandażu wybrało 6 ankietowanych. ‘Jem jednego kotleta’ uznało za poprawną wersję 40 osób, natomiast tę właściwą (w mowie wzorcowej) wybrało zaledwie 8 osób. W zdaniu‘Gram w (bilard)’ za poprawną wersją (gram w bilard) opowiedziała się mniejszość, zaś za wariantem bilarda zdecydowana większość. Ankietowani także częściej wskazują błędną formę wyrwał zdrowego zęba niż zdrowy ząb. Często spotykanym błędem w mowie spontanicznej, potocznej współczesnego społeczeństwa (nie tylko dziennikarzy) jest wyślij mi smsa/maila. Przecież nie wysyłamy ‘lista’, tylko ‘list’. Adekwatnie do stosowanej formy w wymowie, tak i w ankiecie prawie 100% zaznaczyło, że wysyła maila/smsa. Ten sam błąd wystąpił w stwierdzeniu: Kupiłam dziś kiełbasę na grill, gdyż gros osób napisało formę na grilla.

Problem przysparza także poprawne użycie zaimka wskazującego ta w bierniku. Utrwaloną formą w mowie użytkowej, jak i wzorcowej (coraz częściej) jest odmiana tą. Oczywiście w starannym języku mówionym, jakiego oczekuje się od dziennikarzy radiowych i telewizyjnych, a także osób publicznych, powinna obowiązywać forma tę. W ankiecie także wskazano formę tą, jako tę, którą stosuje się w poprawnej mowie.

Rażącym błędem występującym w mowie jest określanie dat, a w szczególności jej poszczególnych elementów. Nieustannie słyszy się piąty kwiecień, rok dwutysięczny szósty lub w roku dwutysięcznym piątym. Respondenci uznali za prawidłowe formy właśnie wyżej wymienione aż w 88% procentach, a tylko nieliczni wskazali, że odmiana w roku dwa tysiące piątym jest najbardziej pożądaną.

Odmieniano także źle wyrażenie kasza manna, uznając drugi człon za przymiotnik, a jest on rzeczownikiem i w odmianie występuje w postaci ‘kaszy manny, kaszą manną, itd.’. Respondenci także próbują odmieniać słowo procent przy podawaniu liczb ułamkowych, a przyjęte jest, że określenie procent odmienia się tylko celowniku, miejscowniku i narzędniku, natomiast w pozostałych przypadkach, jak i z liczebnikami ułamkowymi pozostaje w postaci nieodmienionej.

Jedno z ostatnich zadań wiązało się z semantyką, gdyż pytano o znaczenie związków frazeologicznych. Zaproponowano pięć przykładów (musztarda po obiedzie, kruszyć o coś kopie, w gorącej wodzie kąpany, jak pies ogrodnika, mięć węża w kieszeni), do których podano dwie definicje. Było to zadanie, w którym respondenci mieli najmniej problemów ze wskazywaniem poprawnych

79

odpowiedzi. Dwa przykłady były najbardziej kłopotliwe dla wypełniających ankietę (kruszyć o coś kopie oraz jak pies ogrodnika), choć wydawałoby się, że występują one często w mowie użytkowej. Jednakże związki frazeologiczne rzadko pojawiają się w wypowiedziach medialnych, gdyż są tworzone innowacje frazeologiczne, które dotyczą obecnej rzeczywistości i są potrzebne do jej określenia, np. falandyzacja prawa, filozofia grubej kreski czy chylić przed kimś czoło (pierwotnie czoła). Frazeologia jest często wyznacznikiem stylu potocznego, lecz zdarza się, że przenika do tekstów pisanych/mówionych stylem wzorcowym.

Trzy ostatnie pytania dotyczyły własnych refleksji na temat swojego poziomu poprawności językowej w tekście pisanym i mówionym, popełnianych błędów, których badani są świadomi oraz wskazania autorytetów językowych. 45 osób uznało, że mówi i pisze poprawnie, dodając przy tym, że zdarza im się czasami popełnić jakiś błąd. Najczęstszymi wymienianymi błędami językowymi, które popełniali były z zakresy fonetyki (tu także wady wymowy), stylistyki oraz ortografii (te ostatnie najczęstsze).

Autorytetami dla respondentów były osoby medialne, publiczne. Często wymieniano Jana Miodka, Jerzego Bralczyka, Piotra Fronczewskiego, Marka Kondrata, Jerzego Stuhra, Krystynę Czubównę, Grażynę Torbicką, lektorów użyczających głos postaciom filmowym oraz niektórych dziennikarzy (Jolantę Pieńkowską, Dorotę Wellman, Marcina Prokopa, Kamila Durczoka, Anitę Werner, Wojciecha Manna, Ewę Drzyzgę, Tadeusza Sznuka). Pojawiły się także nazwiska pracowników naukowych, z którymi respondenci mieli przyjemność współpracować, a także osoby z najbliższego otoczenia – rodzice, ciocia, polonistka.

Porównując wyniki otrzymane z ankiety z przesłuchanymi nagraniami osób biorących udział w badaniu można stwierdzić, że są one kompatybilne. W obydwu badanych materiałach pojawiają się problemy natury ortofonicznej, fonetycznej, semantycznej, stylistycznej i fleksyjnej. Zadania opierające się na wskazaniu poprawnej formy wymawianiowej, wyrazowej, akcentowej, fleksyjnej były dla respondentów zagadnieniami o najwyższym poziomie trudności. Stwierdzić należy, że mowa, którą się posługują i, której słuchają na co dzień, jest odzwierciedleniem ich poziomu komunikacji językowej oraz poprawności użycia języka. Nieliczni tylko realizują poprawne formy wymawianiowe, które wskazali również za prawidłowe w ankiecie. Pozostali, mimo że, wiedzą o tym, jak stosować niektóre poprawnościowe formy w mowie (np. wyrazy: włączać, wziąć, tę, dżem, chcą, wymyślić, rozumiem, 5 złotych, zgniły), niestety w sytuacjach komunikacyjnych ich nie stosują. Ortofonia, czyli nauka o poprawnej wymowie i prawidłowym brzmieniu wyrazów oraz ich połączeń jest najczęstszą przyczyną popełnianych błędów językowych, a tak rzadko respektowaną wśród programów edukacyjnych, rozpoczynając od szczebla najniższego, czyli przedszkola po studia wyższe. Nagrania dziennikarzy ukazały, jak bardzo dany problem się zakorzenił w mowie użytkowej i niestety we wzorcowej. Kardynalnym błędem jest wadliwa realizacja samogłosek nosowych, a raczej ich brak. Bardzo często są wymawiane jako [–om] : [chodzom], [-oł] : [robioł], [-em] : [chcem], [-eł] : [umyjeł] lub jako formy odnosowione typu [–o] : [czytajo].

80

Od dawna obserwuje się dane zjawisko w śródgłosie i wygłosie wyrazów. Niestety takiej wadliwej wymowy bardzo trudno się pozbyć. Niewiele osób jest świadomych popełnianych błędów, a nawet niektórzy z nich myślą, że mówią bardzo starannie. Nieliczni znawcy przewidują, że prawidłowa realizacja samogłosek nosowych zaniknie i będzie zastępowana przez wyżej wymienione warianty.

Transkrypcja nagrań naświetliła inne problemy związane z zastosowaniem wytycznych wymowy wzorcowej. Na uwagę zasługuje występowanie upodobnień międzywyrazowych spółgłosek (zdziwić się, bezczelny, zdzierać, Zdzisław, rozszczep – chociaż WSPP na równi traktuje wymowę [zdziwić się] i [ździwić się], jednakże inne źródła poprawnościowe, dotyczące wymowy wzorcowej/artystycznej nie zalecają tej drugiej formy; niniejsza praca także takiej wymowy nie zaleca). Nie występuje hiatus, czyli rozziew samogłoskowy (srebrna agrafka, małe eklery, krótko opowiedzieć), jak i geminata samogłoskowa (peonia, aerobik, Leon) i spółgłoskowa (Anna, panna, willa, pizza, mocca – WSPP nie zaleca wymowy [pica], [moka], natomiast D. Michałowska wskazuje,by podwojoną spółgłoskę wypowiadać jako jedną, z odpowiednim iloczasem). Uproszczenia w wymowie grup spółgłoskowych pojawiają się nader często, np. –stwo (królestwo), -wski (krakowski), -dł (jadł), -śl (myśl), -st (jest), -źń (przyjaźń), -zm (romantyzm), -gł (rozległ), -tr (filtr), -zn (blizn), -śń (baśń), -kł (rzekł), -kl (motocykl).

Liczne zastosowanie pleonazmów w mowie jest często nieuświadomione. Po zakończonej ankiecie nierzadko respondenci pytali o właściwe odpowiedzi, gdyż byli zaskoczeni, że niepoprawną formą jest dzień dzisiejszy, dwutysięczny piąty rok, najmniejsza linia oporu czy choćby przekonywujący (bardzo częsty błąd ukazujący się w mowie wszystkich użytkowników języka polskiego, nawet u osób posługujących się językiem literackim).

Akcent wyrazowy okazał się także niełatwy zadaniem. Często stosowane wyrazy w mowie użytkowej, jak muzyka czy nauka były najczęściej zaznaczane z prawidłowym akcentem. Natomiast w mowie, jak i w ankiecie dziennikarze akcentu proparoksytonicznego nie stosują. Zamiast niego pojawia się akcent paroksytoniczny lub inicjalny. Zatem, odbiciem mowy mówionej jest mowa pisana i na odwrót. Na uwagę zasługuje swoista realizacja kadencji i antykadencji w zdaniu. Kadencja, która powinna kończyć frazę, myśl, zdanie prawie nie występuje w mowie badanych osób. Fraza zamiast się kończyć jest ‘podbijana’ często na ostatniej sylabie, co daje półkadencję (niedoskonałą kadencję) a nawet często pełną antykadencję i charakterystyczny przyśpiew. Bardzo trudno skorygować owy przyśpiew w mowie, który brzmi tak, jakby wypowiedź nigdy się nie kończyła.

Stosowanie związków frazeologicznych pojawia się rzadko, jednakże nie są one tak bardzo zniekształcane jak formy wymawianiowe poszczególnych wyrazów i wyrażeń. Częściej można zauważyć zjawisko nieprawidłowego definiowania niektórych wyrazów, które są modne i stosowane nawet tam, gdzie być stosowane nie powinny.

Problematyka związana z użyciem odpowiedniej fleksji w zdaniu jest dość skomplikowana i często kłopotliwa, stąd może wynikające trudności z jej

81

trafnym zastosowaniem. Często nie wiemy czy dany wyraz w dopełniaczu będzie przybierał końcówkę –a czy –u. Podobnie z biernikiem, gdzie zdarza się, że zamiast końcówki zerowej (wymaganej) pojawia się –a lub –u. Porównując oba materiały należy zaznaczyć, że w realizacji dane błędy mają podobną, wysoką frekwencję.

Jak się okazało dla większości autorytetami językowymi są osoby udzielające się w mediach, osoby publiczne, rzadziej te, które są pracownikami naukowymi, w szczególności zajmującymi się tematyką językoznawstwa czy literaturoznawstwa lub dziedzin pokrewnych. Niestety to słychać w wypowiedziach badanych osób. Są niejednokrotnie ‘kalkami’ swoich wzorców językowych, którzy są dalecy od stosowania kultury języka polskiego i jego wszystkich elementów na co dzień, w swojej pracy dziennikarskiej. Pocieszające jest to, że ankietowani selekcjonują bądź zaczynają selekcjonować niektóre nośniki telewizyjne i radiowe, wybierając te, które są nastawione nie tylko na komercję, ale także na pełen przekaz, na ludzi inteligentnych, oczekujących nieco więcej od radia – nie tylko muzyki i bieżących wiadomości.

Niniejszy artykuł jest tylko cząstkowym opracowaniem badań nad świadomością językową osób pracujących w mediach. Pozwoliły one zasygnalizować istnienie problemu dotyczącego świadomości językowej i użycia poprawnej polszczyzny w tekstach, czyli umiejętności związanych z rozpoznawaniem i zastosowaniem poprawnych form słowotwórczych, wymawianiowych, składniowych oraz fleksyjnych, a także ze wskazywaniem pożądanych znaczeń związków frazeologicznych i wyrazów. Większość odpowiedzi nie jest zgodna z normą językową, którą badani powinni znać, gdyż językiem posługują się w codziennej komunikacji. Wnioskuje się, że udzielający odpowiedzi opierali się na intuicji językowej, o której pisze A. Markowski (2008).

Wyniki powinny skłonić respondentów do refleksji nad materią słowa, nad znaczeniem słów oraz panować nad tym, co się mówi i jak się mówi. Rezultaty prowadzą także do pytania, czy należy realizować kształcenie językowe wśród dziennikarzy i osób, które zamierzają wykonywać zawód publiczny oraz w jaki sposób je kształcić. Ważne jest także to, kto powinien być odpowiedzialny za edukację językową. Według Polaków istnieje przekonanie, że powinna taką funkcję spełniać szkoła, potem rodzina i najbliższe środowisko wychowawcze. Nie wskazuje się niestety własnej inicjatywy, jako dążenia do samokształcenia, podejmowania własnej działalności edukacyjnej. Brakuje także masowego zainteresowania programami językowymi prowadzonymi w radiu czy telewizji (A. Markowski, 2008). Stwierdzenie ‘jak cię widzą, tak cię piszą’, a w tym przypadku ‘jak cię słyszą, tak cię widzą i opisują’ nabiera ogromnego znaczenia, bo słowo określa kim jestem, skąd pochodzę i jaki mam stosunek do języka ojczystego, a tym samym do innych.

82

Literatura: Bralczyk J., Język na sprzedaż, Warszawa 1992, s. 109-119. Bąba S., Z zagadnień współczesnej normy językowej, „Studia Polonistyczne” IX, 1981, s. 27-36. Cegieła A., Norma wzorcowa i norma użytkowa komunikacji we współczesnej polszczyźnie, (w:) O zagrożeniach i bogactwie polszczyzny, red. J. Miodek, Forum Kultury Słowa, Wrocław 1996.

Frycie S., Jurkowski M., Sicińska K., Kultura języka polskiego, Warszawa 2005, s. 244-250.

Grybosiowa A., Zmiany w świadomości językowej współczesnych Polaków, „Poradnik Językowy” 1996, z. 1, s. Kształtowanie się wzorów i wzorców językowych, pod red. A. Piotrowicz, K. Skibskiego i M. Szczyszka, Poznań 2009.

Kołodziejek E., Festiwal radosnych zakupów – moda językowa na tle współczesnych zmian kulturowych, (w:) W kręgu polszczyzny dawnej i współczesnej, Szczecin 2006, s.219-232.

Kurek H., Współczesna norma fonetyczna – obowiązujący wzorzec a rzeczywistość (na przykładzie języka inteligencji), (w:) Mowa rozświetlona myślą. Świadomość normatywno-stylistyczna współczesnych Polaków, pod red. J. Miodka, przy współpracy M. Zaśko-Zielińskiej i I. Borkowskiego, Wrocław 1999, s. 201-207.

Lubaś W., Słownictwo potoczne w mediach, (w:) Język w mediach masowych, pod red. J. Bralczyka i K. Mosiołek-Kłosińskiej, Warszawa 2000, s. 79-95.

Majkowska G., O języku mediów, (w:) Dziennikarstwo i świat mediów, pod red. Z. Bauera, E. Chudzińskiego, Kraków 2000, s. 232-242. Markowski A., Kultura języka polskiego. Teoria. Zagadnienia leksykalne, Warszawa 2008.

Michałowska D., O polskiej wymowie scenicznej, Kraków 2006.

Porayski – Pomsta J., Błędy językowe i ich rodzaje, (w:) Polszczyzna a/i Polacy u schyłku XX wieku. Zbiór studiów pod red. K. Handke i H. Dalewska – Greń, Warszawa 1994, s. 55- 66.

Satkiewicz H., Norma współczesnego języka polskiego w odbiorze społecznym, (w:) Kultura języka dziś, pod red. W. Pisarka i H. Zgółkowej, Poznań 1995, s. 38-45.

Toczyska B., Głośno i wyraźnie. 9 lekcji dobrego mówienia, Sopot 2007. Wielki słownik poprawnej polszczyzny PWN, pod red. A. Markowskiego, Warszawa 2010

83

Wojtak M., Język artystyczny – podstawowe zakresy i przejawy polimorficzności, „Poradnik Językowy” 2008, z. 4, s. 3-20.

Strony internetowe:

http://www.rjp.pan.pl

84

Lucjan Woziński

Sprawiedliwość pierwotna

Afryka, początek XX wieku „Pojęcia sprawiedliwości w Europie i Afryce są różne (...) . Dla mieszkańca Afryki istnieje tylko jeden sposób równoważenia katastrof życiowych, a mianowicie odszkodowania. Nie zwraca on natomiast żadnej uwagi na motywy i pobudki działania. Czy ktoś zwabi swego wroga w zasadzkę i w ciemności poderżnie mu gardło, czy też przy ścinaniu drzewa upadający pień zabije zupełnie przypadkowego przechodnia – jeżeli idzie o karę, oba wypadki są w pojęciu tubylców takie same. Społeczeństwo poniosło stratę i ktoś musi złożyć zadośćuczynienie, obojętne kto i gdzie, byle nastąpiło odszkodowanie. Mieszkaniec Afryki nie zaprząta sobie głowy roztrząsaniem zagadnienia, czy ktoś ponosi winę i zasługuje na karę. Albo się obawia, że takie roztrząsanie zaprowadzi go zbyt daleko, albo też uważa, że to nie jest jego sprawą. Potrafi natomiast poświęcić mnóstwo czasu i wysiłku myślowego na znalezienie sposobu, według którego zbrodnia lub nieszczęśliwy wypadek da się przeliczyć na owce lub kozy. Wtedy czas nie gra roli, z całą powagę będzie się kręcił po labiryncie sofistyki. To wszystko było wówczas sprzeczne z moim poczuciem sprawiedliwości. (...) Pewnego razu, w okresie zbioru kawy, wóz zaprzężony w woły przejechał i zabił przed moim domem młodą Kikujuskę (...) Posłałam po jej starych rodziców. (...) Właśnie rozmyślałam, w jaki sposób powinnam im pomóc, kiedy uprzedzili mnie i zażądali pełnego odszkodowania. „Nie – odpowiedziałam – nie zapłacę. Powiedziałam wszystkim dziewczętom na farmie, że nie pozwalam im jeździć na wozach, wszyscy o tym wiedzieli”. Starzy kiwali głowami, ze wszystkim się zgadzali, lecz niewzruszenie upierali się przy swoim żądaniu. Używali argumentu, że ktoś musi zapłacić. Obalenie tej zasady nie mogło im się pomieścić w głowach”. Tak opisała Karen Blixen swe doświadczenia z ludnością Kenii w „Pożegnaniu z Afryką”. Polska, początek XXI wieku 1. We wtorek rząd ma przyjąć rozporządzenie, na mocy którego rozpocznie się wypłacanie odszkodowań dla poszkodowanych w wyniku nawałnic, jakie przeszły nad Polską. 2. Rolnicy z powiatu świeckiego blokują drogę numer 240 Świecie-Tuchola w miejscowości Bramka w województwie kujawsko-pomorskim. Rolnicy domagają się odszkodowań za ubiegłoroczne straty. Chcą też, aby cena żywca była na poziomie czterech złotych.

85

3. Mieszkańcy gmin Nasielsk i Świercze zabezpieczeni przed zimą. Wojewoda Jacek Kozłowski odwiedził poszkodowanych wskutek sierpniowych huraganów i przyjrzał się postępowi prac przy odbudowie domów. Na pomoc pokrzywdzonym wskutek trąb powietrznych na Mazowszu przeznaczono łączną sumę 1 844 054 zł. Większość środków trafiła już do potrzebujących. 4. Zgodnie z ustaleniami wczorajszej Rady Ministrów w resorcie opracowywane są zasady pomocy rolnikom, których gospodarstwa ucierpiały wskutek ostatniego huraganu. Minister rolnictwa i rozwoju wsi Marek Sawicki, na dzisiejszej konferencji prasowej przedstawił ramowy program pomocy rolnikom, którzy ponieśli straty. 5. Wicewojewoda Adam Matusiewicz poinformował, że osoby lub rodziny poszkodowane w wyniku gradobicia, otrzymają zasiłki na tych samych zasadach jak mieszkańcy terenów, przez które przeszła trąba powietrzna. Rządowa pomoc to zasiłek w wysokości 100 proc. kwoty oszacowanej przez rzeczoznawcę i potwierdzonej przez wojewodę. Wicewojewoda podkreślił, że odszkodowania w pełnej wysokości dostaną wszyscy, których domy ucierpiały, bez względu na to czy ktoś był ubezpieczony, czy nie. Rząd na pierwszą transzę tej pomocy przeznaczył 25 mln złotych. 6. Trudna sytuacja rolników związana z suszą zdominowała spotkanie Wojewody Warmińsko-Mazurskiego Mariana Podziewskiego z przedstawicielami Porozumienia Związków Zawodowych Rolników Warmii i Mazur, środowiska rolniczego, przedstawicieli ODR, ANR, ARiMR. Wojewoda poinformował również Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi o tym, że producenci rolni nie oczekują jedynie uruchomienia preferencyjnych kredytów klęskowych w gospodarstwach rolnych, ale także zastosowania innych form pomocy tj. umorzenia kredytów klęskowych zaciągniętych w latach poprzednich, umorzenia czynszu dzierżawnego za 2008 rok, zrekompensowania gminom utraconych dochodów z tytułu umorzenia podatku rolnego, prolongowania spłaty rat wykupu majątku z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa. (Powyższe informacje zaczerpnięte zostały z serwisów internetowych instytucji państwowych). Przez całe stulecia ludzie w pocie czoła pracowali, oszczędzali, udoskonalali swe narzędzia, specjalizowali się w różnych dziedzinach, aby ze stanu pierwotnej plemiennej zależności jednostki od grupy przejść do stanu, w którym rodzina, a nawet każdy dorosły człowiek może za swój zarobek kupić wszystko, co potrzebne do godziwego życia. Proces ten wzmacniał w ludziach poczucie indywidualnej odpowiedzialności za swoje czyny i za swój los. Marek Twain w „Życiu na Mississippi” wspomina, że rzeka nieustannie zmienia swe koryto. Plantatorzy często podejmowali ryzyko uprawiania dobrze nawodnionej ziemi bezpośrednio przy rzece i albo mieli ponadprzeciętne plony albo zostawali z niczym, gdy wszystko znalazło się pod wodą. Nikomu nie przyszłoby do głowy

86

żądać rekompensaty. To oni podjęli decyzję. Nikt nie przekierował specjalnie rzeki, więc do kogo można by pójść? Zjawisko niepewności i ryzyka jest normalnym towarzyszem poczynań człowieka. Nadaje życiu smak, gdyż ceni się tylko to, czego mogłoby się nie mieć. Państwowa „opieka” niweczy te wszystkie dokonania, cofa ludzi do mentalności plemiennego kolektywizmu i skłania do nawet gorszych zachowań. Gdyby baronowa Blixen była nieugięta i nie wspomogła dotkniętych śmiercią córki rodziców ani groszem, musieliby się po prostu z tym pogodzić. Każde takie rozczarowanie to szansa na zrozumienie, że część nieszczęść, które nas dotyka to niczyja wina i nikt tego nie wynagrodzi. Walczący o władzę politycy wpajają opisany w powyższych przykładach schemat postępowania – poniosłem szkodę, więc państwo ma mi pomóc. Bo jak nie, to ...

87

Jakub Woziński

Libertaria ńska demokracja Państwo demokratyczne zawdzięcza swój sukces przede wszystkim odwołaniu się do zasady braku trwałej arystokracji. Taki zabieg jest niezwykle trafny, gdyż odwołuje się do słusznej idei. Niestety, dobra wiara ludzi niweczona jest przez instytucję państwa, które zamienia szczytne ideały w totalitaryzm. Wedle powszechnego mniemania skrajna niesprawiedliwość społeczna została obalona wraz z nastaniem współczesnego opiekuńczego państwa demokratycznego. Zdecydowana większość nam współczesnych przystaje na opinię, że co prawda obecne czasy obarczone są wieloma wypaczeniami, ale i tak żyje się teraz o wiele lepiej niż za dawnego porządku. Cóż, ciężko się wdać w dyskusję nad osobistymi odczuciami, szczególnie gdy nie możemy już porównać naszych opinii bezpośrednio z naszymi przodkami. Ale można z pewnością przedyskutować czynniki, które mogą mieć wpływ na powszechne odczucie satysfakcji z życia w danych czasach. Wielkie zrywy demokratyczno-egalitarystyczne ostatnich wieków zapragnęły zgładzenia podziału na lepszych i gorszych. Ale spontaniczność tych działań bardzo często okazywała się silniejsza niż rozum. Dlatego też zamiast rozpatrzyć wpierw kwestię skąd i dlaczego bierze się „arystokracja,” tłum ruszył do walki i powierzył władzę swym przywódcom. Masy ludzkie nie zrozumiały, że ucisk nie jest spowodowany kwestiami personalnymi, ale jego przyczyna leży głębiej – w akceptacji dla samej instytucji państwa. Zamiast więc prawdziwego wyzwolenia nastąpiła zmiana u steru władzy. Najbardziej chyba ucierpiał przy tym ideał społeczeństwa ludzi równych wobec prawa. Wbrew zapewnieniom wodzów rewolucji nowy porządek nie przyniósł wcale obiecanego zniesienia klas społecznych, ale jedynie ich przetasowanie i nowe rozdanie. Demokracja to najbardziej perfidne oszustwo wobec idei wolnego społeczeństwa. To oszustwo odbywa się z wykorzystaniem ignorancji mas, które hodowane są do dawania poparcia państwu. Dlaczego aż tak mocne słowa? Otóż demokracja obiecuje, że nie będzie rządził żaden król ani żadna arystokracja, ale rządzić będziemy my wszyscy. Ale ponieważ jest nas tak dużo i posiadamy rozmaite opinie na wiele rzeczy, trzeba wypracować jakąś metodę ustalania pryncypiów. Wybierzmy więc swoich przedstawicieli i przeprowadźmy głosowanie.

Libertarianie uważają, że przejście od „rządzić będziemy wszyscy” do „wybierzmy swoich przedstawicieli” jest nieuprawnione. Dlaczego bowiem rządzić mają nasi przedstawiciele, a nie my sami? Czyż niemożliwa jest sytuacja, w której ustalamy, że nie potrzebujemy w ogóle rządu i współegzystujemy wedle pewnych obiektywnych, niezaprzeczalnych reguł? Czyż nie o to właśnie chodziło we wszystkich rewolucjach by znieść wyzysk króla i jego arystokracji? Po cóż zastępować ich instytucjami opartymi na tych samych zasadach?

88

Aby wizja libertarian – prawdziwe dążenie uciskanych ludzi doszło do skutku, potrzebna jest wola większości, tak jak w przypadku państwa. Wola ta jednak musi być skierowana na coś biegunowo przeciwnego wobec państwa, czyli demokracji. Jak w swej Etyce wolności zauważył Murray Rothbard:

Pierwszym współczesny politologiem, który zauważył, że wszystkie państwa polegają na opinii większości był szesnastowieczny libertariański pisarz francuski, Etienne de la Boetie. W swym Discourse on Voluntary Servitude, de la Boetie wskazał, że tyrańskie państwo stanowi zawsze mniejszość ludności i że dlatego jego trwałe rządy muszą opierać się na swojej zasadności w oczach wykorzystywanej większości, muszą być wsparte na czymś, co później będzie nazywane „inżynierią aprobaty.”

Owa „inżynieria aprobaty” polega na ciągle podtrzymywanej propagandzie głoszącej konieczność istnienia państwa oraz korzystność zasady woli większości wyrażonej poprzez głosowanie. Ale, jak już zauważyliśmy powyżej, zasada reprezentacji i woli większości wcale nie jest oczywista i najlepsza z możliwych. Jako alternatywę libertarianie proponują porządek oparty na zupełnym braku jakiejkolwiek arystokracji, króla, czy demokratycznego parlamentu. Skoro ludzkość potrafiła wyrwać się rąk wszechmocnych władców absolutnych, potrafi także podjąć walkę o społeczeństwo równe wobec prawa – społeczeństwo libertariańskie. Dla niektórych kwestią problematyczną może stać wydawać się to, jak ustalić reguły społeczne w przypadku braku państwa. „Musi przecież istnieć ktoś, kto narzuci jakiekolwiek zasady, w przeciwnym wypadku nastąpi chaos” – tak brzmi najczęściej podnoszony zarzut. Jednakże dla libertarian kwestia ta nie wydaje się wcale aż tak skomplikowana. Najważniejszą zasadą powinna być sama idea, która od zawsze pcha ludzi ku rewolucyjnemu buntowi: pragnienie usunięcia wszelkiego państwowego wyzysku. Innymi słowy, zasada ta zawiera się w stwierdzeniu, że nie powinna mieć racji bytu żadna grupa osób, która nadawałaby sobie monopol na jakąkolwiek działalność. Rzecz jasna, ciężko jest oczekiwać by wszystkie szczegóły libertariańskiego kodeksu społecznego były w pełni znane i rozumiane przez wszystkich ludzi. Z pewnością jednak takie maksymy, jak: „nie inicjuj agresji na czyimś ciele i własności” są powszechnie zrozumiałe i wchodzą w skład przekonań niejednego człowieka. Natomiast zastosowanie tej zasady do konkretnych przypadków i naukowe jej badanie powinno już leżeć w rękach „intelektualnej arystokracji.” Ta intelektualna arystokracja różniłaby się od dzisiejszej przede wszystkim tym, że nie byłaby na utrzymaniu żadnego państwa. Ponadto, od jej współpracy z szerokimi masami zależałoby powodzenie społeczeństwa ludzi równych wobec prawa. Siłą rzeczy więc, nie mogłoby dochodzić do sytuacji, w której intelektualiści zaprzedają się grupom wpływów chcących przejąć kontrolę nad państwem. Zrealizowanie libertariańskiego marzenia wymaga oczywiście sporego wysiłku i poświęcenia. Wysiłek ten byłby oczywiście najcięższy na etapie odchodzenia od dzisiejszego pogrążenia się w państwie. Warto jednak podjąć trud póki jeszcze ludzkie masy pełne są nadziei i oczekiwań wzbudzonych przez antyarystokratyczne zrywy. Jedynym uczciwym i godnym moralnie porządkiem

89

społecznym jest nie demokracja, ale respektujący zasadę społecznej równości libertarianizm.

90

Jacek Wałdoch

Chojniczanie podczas okupacji niemieckiej

Od wieków tereny Kaszub i Kociewia, ze względu na niedużą odległość od Gdańska i Morza Bałtyckiego, stanowiły przyczynę licznych sporów, a nawet wojen. Gdańsk, a tym samym całe Pomorze, były bramą do wielkiej Rzeczypospolitej, dlatego ze względu na swoje strategiczne położenie przetaczały się przez nie niezliczone europejskie armie. Od Krzyżaków, Szwedów, wojsk Napoleońskich, a na armii niemieckiej i sowieckiej kończąc. Podczas każdej z wojen najbardziej bezbronna i narażona na cierpienie jest ludność cywilna, która na własną rękę starała się przetrwać najgorsze. Nikt jednak nie przypuszczał, że w 1939 roku będą musieli przeżyć piekło, które sięgnęło do niewyobrażalnych rozmiarów. Okrutna machina wojenna i chora hitlerowska ideologia pochłonęły całą Rzeczypospolitą, jednak można sądzić, że Niemcy szczególnie upodobali sobie tereny Kociewia i Kaszub, które uważane były przez nich za własność Rzeszy. Wynikało to z dużej liczebności niemieckich mieszkańców na tym obszarze, co Goebbels z powodzeniem wykorzystał w swoich licznych przemówieniach propagandowych. Obiecywał szybkie wkroczenie wojsk führera, uwolnienie Prus spod polskiego jarzma i tym samym zakończenie „prześladowań ciemiężonych” Niemców. W samych Chojnicach było ich zaledwie 10%, jednak okoliczne wsie były w całkowitym ich władaniu, przez co czuli się silniejsi i bezpieczniejsi.

Już kilka miesięcy przed wybuchem wojny Niemcy rozpoczęli konspiracyjne przygotowania do nieuchronnego wkroczenia „wyzwoleńczej” armii niemieckiej. Za cichym przyzwoleniem władz odbywały się spotkania Niemców, które z każdym tygodniem stawały się coraz częstsze, aż w końcu otwarcie zaczęli obrażać polskie władze i wojsko, a przez groźbę nadejścia niemieckiej armii starali się szerzyć panikę wśród mieszkańców Chojnic. Aresztowania najgłośniejszych awanturników nie przynosiły żadnego skutku, gdyż Niemcy doskonale wiedzieli, że wypowiadane groźby miały pokrycie w rzeczywistości, o czym Polacy mieli się przekonać już 1 września.

W dniu niemieckiej inwazji Chojnice były miastem wymarłym. Tuż przed rozpoczęciem działań wojennych większość Polaków zdążyła uciec w głąb Rzeczypospolitej, a pozostała część wraz z Niemcami ukryła się w piwnicach. Po niegroźnym ostrzale dworca, sądu, czy gazowni, około południa do miasta wkroczyły pierwsze oddziały niemieckich wojsk, witane kwiatami przez miejscowych Volksdeutschów. Spełniło się ich marzenie- Pomorze znowu jest niemieckie. Niezwyciężoną armię przywitał uroczyście fryzjer Ziemann, który w imieniu mieszkańców dziękował za wyzwolenie po 20 latach polskiego panowania. Mimo podniosłych chwil nie zapomniano o pozostałych w mieście Polakach, którym polecono stawić się na rynku. Po szybkiej selekcji, mężczyzn wywieziono do tymczasowych obozów, tym samym pozbywając się przyszłych

91

działaczy wolnościowych. Oczywiście za pierwszym razem nie udało się wyłapać wszystkich potencjalnych wrogów Rzeszy, dlatego na rozkaz Gestapo powołano „Selbstschutz”- paramilitarną organizację składającą się z cywilnych Niemców, którzy dokonywali aresztowań miejscowych Polaków, a nierzadko sami ich rozstrzeliwali. Do więzienia, czy przed pluton egzekucyjny można było trafić z przyczyn błahych, czego doświadczył młody Hipolit Łukowicz i Władysław Schreiber. Hitlerowcy przypomnieli sobie, że parę lat wcześniej Łukowicz brał udział w bójce z Niemcami, a Schreiber wybił szybę u Niemca Benewitza, za co został zamordowany. Gestapo jednak w pierwszej kolejności poszukiwało polskiej inteligencji- profesorów, nauczycieli, urzędników, czy działaczy społecznych, co w pierwszych dniach września nie przyniosło planowanego rezultatu, ponieważ wiele osób uciekło przed frontem i nie zdążyło jeszcze wrócić. Po kampanii wrześniowej powracający do własnych domów chojniczanie, poszukiwani przez Niemców, wpadali prosto w ręce Gestapo. Prowadzeni byli do więzienia, a dalej na egzekucję do lasu, czy na pole. Jedno z tych wydarzeń relacjonuje Maria Ulandowska:

„Dnia 2 października 1939 roku wróciłam wraz z mężem i dziećmi z ucieczki do Chojnic. Mieszkanie moje było wówczas zajęte przez niejakiego Jana Lange oraz jego rodzinę. Moje starania o odzyskanie mieszkania spełzły na niczym(...). Elżbieta Lange oświadczyła otwarcie: „przecież ona (odnosiło się to do mnie) nie może mieszkania tego uzyskać, gdyż ja jestem Volksdeutsch”, Eryk Lange zaś oświadczył w mej obecności w komendanturze, iż mój mąż był powstańcem i że w kartotekach niemieckich figuruje jako narodowiec(...). Dnia 24 października 1939 roku wezwało Gestapo syna do zgłoszenia się w ich biurze. Wieczorem tegoż samego dnia, przechadzając się koło budynku Gestapo, usłyszałam z piwnicy głos mego syna, który mi oznajmił, że on i ojciec zostali zamknięci(...). Według wszelkiego prawdopodobieństwa mąż i syn zostali dnia 27 października wywiezieni z więzienia samochodem i przy drodze do Igieł, za laskiem miejskim rozstrzelani. Niemiec Nussbaumer powiedział mi kiedyś: „niech pani sobie zapamięta cztery nazwiska: Schau, Schroeder, Arndt i Rott”.

Jakże bolesne dla Polaków było to, że często tych aresztowań dokonywali dawni sąsiedzi,

z którymi przez ostatnie 20 lat wytworzyły się relacje nawet przyjacielskie. Teraz ci sami, zazwyczaj uprzejmi i spokojni bez wahania donosili do Gestapo, czy wykonywali wyroki śmierci. Odebrano Polakom posiadłości ziemskie, większe mieszkania i domy, gdzie szybko wprowadzili się nowi lokatorzy, przybyli z głębi Rzeszy. Pozostałych przy życiu Polaków skierowano do niewolniczej pracy w fabrykach, czy na roli, zapewniając przysługujące minimum- „Arbeit und Brot”. Aby usprawiedliwić zbrodniczą działalność hitlerowców do gry wkraczała goebbelsowska propaganda, przedstawiająca Polaków jako naród bandytów i morderców. W licznych niemieckich gazetach i broszurach pojawił się artykuł zatytułowany „Der Massenmürder von Konitz”, którego bohaterem był Kazimierz Zabłocki, właściciel przedsiębiorstwa autobusowego, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Ukrytego w lesie znaleźli go żołnierze zaraz po bitwie stoczonej pod Świeciem. Wokół leżało

92

wielu zabitych Niemców. Nie znając języka niemieckiego Zabłocki nie mógł wytłumaczyć, że jak setki innych uciekał przed frontem. Hitlerowcy wykorzystali tę sytuację, przedstawiając Zabłockiego jako bezwzględnego zbrodniarza, który w okrutny sposób torturował swoje ofiary. Wożono go z miasta do miasta, zamkniętego w klatce i karmiąc jedynie słonymi śledziami, nie dając możliwość napicia się wody. Zabłocki umarł w niewyobrażalnych męczarniach. Tak uprawiana propaganda bardzo silnie oddziaływała na wszystkich Niemców, którzy utwierdzani byli w przekonaniu, że Polacy to przestępcy, zasługujący na najgorszą karę. Dzięki temu hitlerowcy łatwo tłumaczyli sobie zasadność masowych prześladowań.

Nie omijały one nikogo, a chyba szczególnie nastawione były na młodych mężczyzn, którzy, wychowani w duchu patriotyzmu i w niepodległej Polsce, nie mogli się pogodzić z nowym stanem rzeczy. Chojnickie więzienie zapełniło się nimi już w pierwszych dniach września. Zmusiło to Niemców do znalezienia nowego miejsca tortur i przetrzymywania więźniów, a odpowiednie rozwiązanie znaleziono już w październiku. Było nim zaadoptowanie gmachu Krajowych Zakładów Opieki Społecznej przy ulicy Igielskiej, którego 218 pensjonariuszy wcześniej rozstrzelano. Budynek ten był dla Niemców miejscem idealnym- na uboczu, poza miastem, tym samym z daleka od niepożądanych świadków. Z Zakładów jedyną i ostatnią drogą więźniów była trasa w kierunku pól igielskich, gdzie w dolinie, nazwanej po wojnie „Doliną Śmierci”, dokonywały się ostatnie sceny z życia Polaków. Trudno sobie wyobrazić, co musieli czuć idąc albo jadąc w kierunku miejsca straceń. Wiedząc o swoim losie na pewno niezwykle trudno jest zachować trzeźwość umysłu i zdobyć się na odwagę przeciwstawienia się uzbrojonym żołnierzom. Mimo to były takie osoby, co po wojnie relacjonuje pan Walendowski: „Dnia 11 listopada strażnik więzienny zabrał mnie z robót polnych, nadmieniając, że będę zwolniony. Wróciwszy do więzienia dostałem dobrą kolację, poczym strażnik wywoływał nazwiska ośmiu księży i ośmiu cywilów. Około godziny 18.30 zajechał przed bramę więzienną mały czarny samochód. Dozorca Neumann wywoływał po trzech z owej gromadki i kazał siadać do samochodu, który ich dokądś odwoził. Za trzecim razem przyszła i na mnie kolej. Wraz ze mną jechał urzędnik gazowni Przytarski, który był ranny i nie mógł się ruszać oraz monter Zaborowski. Samochód jechał ulicą Pietruszkową, Rzezalną, Derdowskiego, koło Zakładów Krajowych i wjechał następnie na pole, leżące za cmentarzem. Tam samochód stanął i kazano nam wysiąść. Przytarskiego musieliśmy wyciągnąć ze samochodu i go podtrzymywać, gdyż o własnych siłach stać nie mógł. Następnie dwaj eskortujący nas Niemcy kazali nam ustawić się twarzą do drogi, sami zaś stanęli za nimi i zażądali byśmy wyjęli z kieszeni wszystkie rzeczy wartościowe. Równocześnie zauważyłem sylwetki trzech mężczyzn wychodzących zza drzew i okrążających nas półkolem. W tym momencie puściłem Przytarskiego, zrobiłem w tył zwrot, uderzając pięścią stojącego za mną Niemca tak silnie, że ten upadł, poczym szybko począłem uciekać w kierunku doliny i upadłem na mostku rolnika Schuelkego.”

Polakom nie groziła jedynie egzekucja nad masowym grobem, ale również wywózka do piekła na ziemi, z którego niewielu udało się wyjść. Chociaż nie zawsze wyjście gwarantowało darowanie życia. Mniej więcej od

93

początku 1940 roku rozpoczęto coraz częstsze wywózki do obozu koncentracyjnego Stutthof. Kierowano tam szczególnie inteligencję, księży i właścicieli ziemskich, ale również przypadkowe osoby złapane na ulicy, czy unikające pracy dla Niemców. W tym ostatnim przypadku Gestapo często stosowało środek łagodniejszy i kierowała oskarżonych do KL Stutthof na okres ok. 3 tygodni, w ramach obozu „wychowawczego”. W 1942 roku pojawił się kolejny powód wysyłki do Stutthofu w postaci „listy niemieckiej”. Poprzez listę Albert Forster postanowił obdarować swojego Führera kilkoma tysiącami nowych żołnierzy, jakże niezbędnych w czasie walk na obu frontach. Osoby, które zbojkotowały nakaz dokonania wpisu musiały się liczyć z tym, że pewnego dnia do ich drzwi zapuka Gestapo, a w konsekwencji trafią do obozu koncentracyjnego. Prawdopodobnie tak właśnie mogło wyglądać aresztowanie Edmunda Bruskiego. Jego sytuację pogarszał fakt, że był on Badaczem Pisma Świętego. Był to odłam chrześcijaństwa, który jeszcze przed wojną przerodził się w Świadków Jehowy, jednak Niemcy przez całą wojnę używali starej nazwy tego związku wyznaniowego, a jego członków wysyłali do obozów koncentracyjnych.

Bruski ponadto podpadł Niemcom prawdopodobnie swoimi powiązaniami z polskim podziemiem, gdyż jako młody chłopak mógł utrzymywać kontakty z kolegami z „bunkrów”. Edmund Bruski urodził się w Chojnicach dnia 19.10.1921 roku i cały czas mieszkał przy ulicy Ziegelweg 9 (dzisiaj Mickiewicza) razem z ojcem Władysławem. Mniej więcej pod koniec 1942 roku do ich domu zapukali gestapowcy, aresztując młodego Polaka. Przewieziony został do więzienia w Chojnicach, a później do Gdańska. Nie wiadomo jak długo tam przebywał. Z gdańskiego więzienia Gestapo przetransportowało go do obozu koncentracyjnego Stutthof, gdzie przyjęty został 07.01.1943 roku. Edmund Bruski był zaledwie 22- dwulatkiem.

Z karty personalnej wynika, że miał 168 cm wzrostu, był szczupłym blondynem o niebieskich oczach, odstających uszach, prostym nosie i zdrowych zębach. Mówił biegle po niemiecku. Od tego momentu nie był już Edmundem Bruskim, ale numerem 17931 oznaczonym fioletowym trójkątem. Prawdopodobnie skierowany został do lżejszej pracy, albo takiej, która dawała możliwość „zorganizowania” dodatkowego jedzenia, ponieważ żył stosunkowo długo, bo „aż” rok. Umarł prawdopodobnie z wyczerpania i chorób. Przemawia za tym fakt, że w szpitalu obozowym był dwa razy- w lipcu i wrześniu 1943 roku. Przyczyny pobytu w szpitalu i okoliczności późniejszej śmierci są nieznane. Zmarł 12.01.1944 roku w wieku 23 lat.

Takich tragicznych historii jak ta było w Chojnicach tysiące. Ich bohaterami były przeciętne osoby, cywile, którzy nie mogli się pochwalić oryginalnym życiorysem, przez co często zostali zapomniani.

[email protected]

94

Andrzej Lorbiecki Pruskie pomniki w Chojnicach

Początków militarnej rywalizacji Francji i Niemiec można doszukiwać się w podziale imperium Karola Wielkiego. Jednak jej nowoczesne przejawy mają swe źródło w wojnach rewolucyjnych. Francuzi zapamiętali dwa niemieckie mocarstwa; Prusy i Austrię, jako najeźdźców z lat 1793 i zwycięzców wojen kończących epokę napoleońską. Natomiast w pamięci Niemców Francuzi zapisali się jako okupanci z lat 1805-1813. W okresie po upadku Napoleona konflikt niemiecko-francuski znalazł się w fazie uśpienia. Ujawnił się dopiero przed rokiem 1840, kiedy Francja ponownie wysunęła pretensje do granicy na Renie, wywołało to burzę protestów w podzielonych wówczas Niemczech124. Kiedy w 1848 roku wybuchła w Niemczech rewolucja Wiosny Ludów125, Francję ponownie - jak w okresie Wielkiej Rewolucji – uznano za źródło wewnętrznych niepokojów. Gdy w 1862 roku premierem Prus został Otto von Bismarck konflikt zaostrzył się. Bismarck dążył do zjednoczenia Niemiec pod przewodnictwem swojego kraju Prus, który był najsilniejszym spośród wszystkich państewek niemieckich. W roku 1864 Prusy wraz z Austrią zdobyły kosztem Danii, Szlezwik-Holsztyn126. W 1866 roku Otto von Bismarck zaatakował niedawnego sojusznika Austrię, która po przegranej bitwie pod Sadową127 musiał zrzec się roszczeń do Szlezwiku - Holsztyna i dodatkowo wypłacić Prusom kontrybucję w wysokości 40 mln pruskich talarów. Istniejący Związek Niemiecki został zastąpiony Związkiem Północnoniemieckim, którego premierem zostaje król Prus Wilhelm I. Bitwa miała wielkie znaczenie dla Bismarcka. Dzięki niej, łatwiej było mu objąć urząd kanclerza w zjednoczonych Niemczech.

124 Grażyna Szelągowska – Historia – dzieje nowożytne najnowsze 1870-1939; podręcznik dla klasy III liceum ogólnokształcącego WSiP 1998. 125 Mieczysław Żywczyński, Historia powszechna 1789-1870, Warszawa 1979. 126 L. Trzeciakowski Otto von Bismarck, Ossolineum 2009. 127 Piotr Szlanta Bitwa pod Sadową w: dodatek do "Rzeczpospolitej" z 3 lipca 2007 r. z serii "Bitwy świata", nr 26, s. 10.

95

1. Bitwa pod Sadową.

Bismarck w latach 1867-1870 prowadził misternie złożoną grę polityczną, mającą na celu takie ukształtowanie sytuacji, w której wojna z Francją była nieunikniona. W tym okresie tron Hiszpanii pozostawał nie obsadzony, Bismarck zaproponował więc dalekiego krewnego króla Prus, Wilhelma I. Zaniepokojony Napoleon III wysłał do Wilhelma I posłów w celu wyjaśnienia pogłosek. Pruski monarcha128, nie wiedząc nic o planach Bismarcka, uspokoił posłów odrzucając niedorzeczne pogłoski. Jednocześnie będąc lojalnym wobec swojego kanclerza, wysłał mu depeszę, w której przedstawił swoją odpowiedź dla Napoleona III. Zapewniała ona francuskiego posła, w pojednawczym tonie, że rząd Prus nie ma żadnych wrogich zamiarów względem Francji, oraz że całą sprawę uważa za zakończoną. Rozwścieczony takim obrotem spraw Bismarck wykorzystał depeszę i sfabrykował ją tak, iż z treści jej wynikało, że król Prus za pośrednictwem swojego adiutanta odmówił posłowi Francji audiencji. Kanclerz zadbał aby tak zwana depesza emska trafiła do prasy niemieckiej. Wkrótce przedrukowano ją w języku francuskim, wywołując tym samym oburzenie. 19 lipca 1870 roku Napoleon III wypowiedział Prusom wojnę. Wybuch wojny Francuzko-Pruskiej w 1870 roku wywołał wśród ludności miasta i powiatu chojnickiego nowe nadzieje na odbudowę państwa polskiego w przypadku klęski Prus. Tym nadziejom dawała ona wyraz w antypruskich wystąpieniach129. Zanim armia francuska osiągnęła pełną mobilizacje, już rozpoczęła się ofensywa niemiecka. Po zwycięskiej bitwie pod Sedanem, do niewoli wraz z armią dostał się cesarz Francuzów, Napoleon III. 13 lutego 1871 rozpoczęto pertraktacje. Traktat pokojowy podpisano 10 maja 1871 we Frankfurcie nad Menem. Niemcy żądali większości Alzacji z twierdzą Belfort i Lotaryngii z Metzem o łącznej powierzchni 14 508 km². Francja musiała też

128 Wilhelm I został królem Prus 2 stycznia 1861roku. 129 Witold Look (1929-1976) pod red. B.Kufla i Z.Stromskiego Chojnice 2007,s.79.

96

zapłacić kontrybucję - 5 miliardów franków w złocie130. Wojna przyniosła wielkie straty. Po stronie francuskiej szacuje się 150 tyś. a po stronie pruskiej 70 tyś. zabitych i rannych. W wojnie tej polegli również mieszkańcy Chojnic i regionu.

2. Kolumna Zwycięstwa. Dzisiejszy Plac Jagielloński.

Pruskie władze miasta chcąc uczcić zwycięstwo tej wojny, pod pretekstem upamiętnienia poległych z miasta Konitz (Chojnice) i powiatu, w dniu 12 czerwca 1881 roku dokonały odsłonięcia „Pomnika Wojennego” na środku Denkmalplatz (obecnie pl. Jagielloński). W tym to okresie po raz pierwszy wybrukowano cały plac, oraz wzniesiono żeliwny wodotrysk po zachodniej stronie tego placu131. Pomnik zbudowano w kształcie wysokiej granitowej kolumny korynckiej na podstawie ośmioboku, gdzie umieszczono tablice z nazwiskami poległych. Na jednej z tablic umieszczono wizerunek cesarza niemieckiego. Ponadto na szczycie kolumny zamontowano pruskiego orła wznoszącego się do lotu a przed pomnikiem umieszczono zdobyczną armatę132.

130 Czapliński Władysław, Galos Adam, Korta Wacław: Historia Niemiec, Zakład Narodowy im. Ossolińskich wydawnictwo, 1981. 131 Franciszek Pabich mały Leksykon Chojnicki Muzeum historyczno-Etnograficzne Chojnice 1987,s.61. 132 Orłowicz Mieczysław Ilustrowany przewodnik po województwie pomorskim Lwów-Warszawa 1924,s.415.

97

3. Denkmalplatz. Dziś Plac Jagielloński. Tamtejsza prasa udokumentowała to wydarzenie następująco: „ W zaprzeszłą niedzielę w południe został odsłonięty pomnik wojaków. Główną przemowę powiedział dyrektor gimnazjum doktor Tomaszewski. Koszta tego pomnika wynoszą około 5000 marek133.” „W Chojnicach odbyło się 12 czerwca odsłonięcie postawionego na Drzewnym rynku pomnika dla poległych. Pomnik przypomina w swoim stylu kolumnę koryntyjską, której słup tworzy ośmiobok. Na ścianie jednego boku umieszczony jest wizerunek cesarza niemieckiego, sześć innych ścian zamieszcza nazwiska wojaków poległych we wojnach 1866 i 1870/71, z miasta i powiatu, których liczba wynosi 49…134.”

133 Pielgrzym nr 65 z dnia 21 czerwca 1881. 134 Gazeta Toruńska nr 135 z dnia 16 czerwca 1881.

98

4. Uroczystości przed tablicą nieznanego żołnierza. Okres II RP.

W 1920 roku, po 123 latach niewoli i odzyskaniu niepodległości przez miasto, w dniu 6 września 1925 roku przed pomnikiem ułożono i odsłonięto czarną granitową tablicę ku czci Polskiego Nieznanego Żołnierza. Miejsce to jednak nie cieszyło się szacunkiem i dlatego ciągle zabrudzoną tablicę w 1933 roku, przeniesiono przed budynek pobliskiej szkoły podstawowej. Orła z korynckiej kolumny w 1937 roku, samowolnie usunął były legionista kpt. Rezerwy Ludwik Grodzicki. Żeliwny wodotrysk z kilkoma poziomami oraz wodopój dla zwierząt dokonał swojego żywota w 1945 r. kiedy rozbił go radziecki czołg. W dniu 18 stycznia 1871 roku Cesarzem zjednoczonych Niemiec zostaje król pruski Wilhelm I Hohenzollern. Niesie się za nim sława dowodzenia wojskiem pod Sadową (miał wtedy 69 lat) oraz głównodowodzącego w wojnie Prus z Francją. Po zwycięstwie nad Francją w 1871 roku, zostaje uznany za dziedzicznego cesarza niemieckiego. Sława ta dociera również na pomorze i do naszego miasta. Władze pruskie w dowód wdzięczności stawiają pomnik „Kaisera Wilhelma135” a plac nazywają jego imieniem i odtąd nosił on nazwę Wilhelmplatz.

135 Hans Vollmer Allgemeines Lexikon der bildenden Künstler des 20.Jahrhunderts Band 3 1956.

99

5. Wilhelm I Hohenzoller. Postument pomnika składał się z marmurowego cokołu na którym umieszczono cesarską koronę a pod nią napis „WILHELM DER CRONSE”. Na cokole ustawiono stojącą figurę cesarza w rozpiętym płaszczu z szablą i nałożoną na głowie pickelhaubą. Autorem projektu był znany niemiecki, berliński rzeźbiarz, autor wielu takich prac w Niemczech Arnold Künne. Pomnik z brązu, odlano w 1899 roku w Lauchhammer w Brandenburgii136. 31 stycznia 1920r kiedy Chojnice odzyskały wolność z jarzma zaboru, w godzinach wieczornych pomnik „Kaisera Wilhelma” runął z postumentu. Usunęła go grupa polskich żołnierzy, jednak go nie zniszczyła. Figurę pomnika policja umieściła w zabudowaniu gospodarczym przy ratuszu137. Długo zastanawiano się co zrobić z cokołem. Jednak po pewnym czasie znaleziono koncepcję jego wykorzystania pod nowo powstający pomnik „Chrystusa Króla”. Inicjatorem jego powstania był ks. Bolesław Makowski. Autorem i wykonawcą figury był artysta rzeźbiarz, Wojciech Aleksander Durek

136 Geschichte der Metallkunst von Herman Lüer, Band 1 (knedle Mettalle),1904. 137 Mieczysław Wojciechowski, rozdział IX - W okowach wojny światowej [w:] Dzieje Chojnic pod redakcją Kazimierza Ostrowskiego Chojnice 2003. s.359.

100

z Torunia. W dniu 25 października 1931 roku odsłonięcia pomnika, dokonał ks. biskup Stanisław Okuniewski.

6. Pomnik Chrystusa Króla w pierwotnym miejscu.

Podczas II wojny światowej, kiedy wojska niemieckie zajęły miasto figura została zdemontowana z cokołu. W niewiadomych okolicznościach znalazła się na cmentarzu parafialnym w Chojnicach i została złożona przy szopie grabarza. Figura przeleżała tam przez całą okupację. Mieszkańcy Chojnic doskonale o tym

wiedzieli, gdyż co jakiś czas pojawiały się przy niej świeże kwiaty. Po ustaniu działań wojennych, ponownie zabrano się za rekonstrukcję pomnika. Podstawę i cokół ustawiono w nowym miejscu, przesuniętym o kilkanaście metrów w kierunku placu św. Jerzego. Na nim ustawiono odnowioną figurę. Na Cokole z przodu widnieje napis „Króluj nam Chryste” natomiast z tyłu „byli WI ĘŹNIOWIE POLITYCZNI 1939-1945 dla Chrystusa Króla 11.11.1946 Koło Chojnice”. 7. Pomnik złożony przy szopie grabarza (cmentarz przy ul. Kościerskiej).

101

8.Pomnik Chrystusa Króla, rok 1946. Pomnik poświęcony jest więźniom

obozów koncentracyjnym i

więźniom politycznym. Na terenie miasta funkcjonował jeszcze jeden pruski pomnik. Dotyczył on osoby

„żelaznego kanclerza” Ottona von Bismarcka. Jednak do tej pory oprócz kilku fotografii nie znalazłem na jego temat żadnej wzmianki. Mógł on powstać w 1887 roku, po usunięciu ze szkół języka polskiego. Stał przed budynkiem Szkoły podstawowej (przy dzisiejszej ulicy 31 Stycznia).

Zbudowany był z głazów kamiennych na których stał łukowaty postument również z kamienia. Na środku postumentu umieszczony był medalion z wizerunkiem kanclerza Bismarcka. Być może jest to ten sam postument na którym w 1933 roku odsłonięto pomnik króla Jana III Sobieskiego138. Uczyniono to w 250 rocznicę wiktorii Wiedeńskiej.

138 Franciszek Pabich mały Leksykon Chojnicki Muzeum historyczno-Etnograficzne Chojnice 1987,s.64.

102

9. Pomnik Bismarcka ok. roku 1912. 10. Pomnik w Lasku Miejskim.

Prawdopodobnie zmieniono tylko medalion na postumencie pomnika. Pod nim umieszczono napis „Jan III Sobieski 1674-1696;1683-1933”. Wykonawcą medalionu był kamieniarz Nussaumer139. Pomnik ten po pewnym czasie przeniesiono do Lasku Miejskiego. W dniu 1 września

1939r. zniszczony został przez okupantów niemieckich. Obecny stojący w lasku jest jego drugą wersją, postawioną w 1983 roku. Całość zaplanował Jan Sabiniarz, podstawę pomnika i ustawienie głazu wykonał pracownik ZGM Tadeusz Tobiasz, natomiast autorem medalionu i napisu jest Antoni Łangowski z Czerska.

139 Tamże.

103

Adam Węsierski

Obchody świąt i rocznic narodowych w Śliwicach w okresie międzywojennym

W niniejszym artykule spróbuję prześledzić obchody świąt i rocznic ważnych dla Polaków na przykładzie wsi położonej w sercu Borów Tucholskich. Śliwice w okresie międzywojennym były największą wsią powiatu tucholskiego, w której w 1921 roku mieszkało 1645 mieszkańców zaś w 1926 roku 1664 mieszkańców, z czego 1639 osób wyznania rzymskokatolickiego. Z kolei osiem lat później osadę zamieszkiwało 1810 osób w tym 1781 Polaków i 29 Niemców140. Pozwalając sobie w tym miejscu na dygresję zaznaczam, że nie roszczę sobie prawa do wyczerpującego ukazania problemu, bowiem prezentowany materiał jest jedynie skromnym przyczynkiem do obszerniejszej publikacji przygotowywanej przeze mnie. Radość społeczeństwa śliwickiego związana z odzyskaniem niepodległości miała swe odbicie przez cały okres międzywojenny. Tutejsze społeczeństwo akcentowało to poprzez aktywny udział w obchodach uroczystości rocznicowych. Niebawem po odzyskaniu niepodległości śliwiczanie manifestowali swój patriotyzm i przywiązanie do Ojczyzny przez aktywny udział w tego typu uroczystościach. Chociaż wypada sobie uzmysłowić fakt, że po tak długim okresie braku państwowości polskiej odbudowa zwyczaju świętowania rocznic wcale nie jest prosta i wymaga ogromnego zaangażowania sił społecznych141. Obchody ważnych w dziejach państw i społeczeństw rocznic spełniają szereg istotnych funkcji. W wypadku rocznic związanych z wydarzeniami z dziejów walk o byt państwa przede wszystkim wpływają na wzmocnienie postaw patriotycznych. Wskazują na godne naśladowania wzorce postępowania, odgrywają rolę ostrzeżenia przed zagrożeniami, jakie przekazuje historia lat minionych, skupiają społeczeństwo wobec uniwersalnych w skali danego państwa wartości, co, do których bez względu na polityczne zróżnicowanie obywateli panuje powszechna akceptacja142. Taką powszechnie uznawaną wartością jeszcze z okresu zaborów była Konstytucja 3 maja. Ranga tego święta w Śliwicach była olbrzymia, toteż obchodzono kolejną rocznicę uchwalenia Konstytucji majowej bardzo uroczyście. W 1924 roku pelpliński Pielgrzym pisał: „Święto narodowe 3 Maja obchodziła parafia śliwicka bardzo wspaniale. O godzinie 9.00 udały się szkoły i towarzystwa w zwartym

140 Archiwum Państwowe w Bydgoszczy. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn. 95; Dalej Cytuję AP B); AP B. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn. 104; AP B. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn. 174, Sygn. 175. 141 A. Węsierski, 3 Maja w latach 1924 i 1936, „Tygodnik Tucholski”: 2009, nr 17. 142 M. Golon, Obchody rocznic odzyskania niepodległości na Pomorzu od lat dwudziestych do dziewięćdziesiątych XX wieku, [w:] Drogi do Niepodległości. Ziemie polskie w dobie odbudowy Państwa Polskiego. Studia pod red. Z. Karpusa i M. Wojciechowskiego, Toruń 2003, s. 217.

104

szeregu ze sztandarami do kościoła, gdzie odbyło się uroczyste nabożeństwo, na którym wygłosił kazanie okolicznościowe ks. wikary Rapior. Po sumie zaintonowano „Te Deum” i „Boże coś Polskę”. Po nabożeństwie uformowano pochód, który idąc przez całą wioskę, zakończył się przed szkołą powszechną (...)143. Święto narodowe upamiętnienia 140-rocznicy Konstytucji 3 Maja miało w Śliwicach charakter bardzo uroczysty. Wioska przybrała świąteczny wygląd a ulicami przeszły pochody organizacji religijnych i społecznych. Zaś w godzinach wieczornych na sali Banku Ludowego odbyła się akademia urozmaicona występem miejscowego chóru i deklamacjami dzieci szkolnych. Na uwagę zasługuje fakt, że podobne akademie odbyły się w innych miejscowościach położonych na terenie parafii w Śliwicach144.

W maju 1933 roku z inicjatywy księdza Ignacego Nawackiego, jak co roku obchodzono uroczyście rocznicę uchwalenia konstytucji 3 maja. „Wszystkie towarzystwa zebrały się przed szkołą, gdzie po zdaniu raportu ppor. Rezerwy p. Nehringowi, przy dźwiękach umundurowanej orkiestry S.M.P., ruszyły do kościoła. Sumę odprawił ks. prob. Nawacki. Piękne kazanie o miłości Ojczyzny wygłosił ks. Szczepański. Nabożeństwo zakończono odśpiewaniem „Boże coś Polskę” i „Te Deum”. Wieczorem o godz. 19 odbył się pochód ulicami wioski, następnie zaś uroczysta akademia na sali Banku”145. 3 maja 1935 roku, jak co roku we wiosce panowało niesamowite ożywienie a wieś przybrała uroczysty wygląd. Na gmachach państwowych i prywatnych powiewały flagi narodowe. O godzinie 10.00 wszystkie stowarzyszenia i organizacje zebrały się przed szkołą, gdzie uformował się pochód, który wyruszył do świątyni na uroczyste nabożeństwo. Wieczorem tego dnia urządzono pochód ulicami Śliwic a następnie zebrani udali się na akademię na salę śliwickiego banku146. Nieco inny przebieg miały obchody rocznicowe ustanowienia konstytucji 3 maja w 1936 roku. Zachowane materiały archiwalne informują nas, że obok pochodu urządzonego przez miejscowe organizacje i stowarzyszenia u formował się drugi pochód w liczbie około 200 osób zorganizowany przez miejscowy oddział Narodowej Partii Robotniczej. „W pochodzie NPR niesiono 4 transparenty z napisami: „Niech żyje generał Haller u Sikorski”, „Niech żyje 3 maj i Paderewski”, „Precz z Sanacją i Endecją, niech żyje narodowy ruch robotniczy i chłopski”, „Niech żyje wódz chłopów Witos i NPR”. Pomimo naprężonej sytuacji do zakłócenia spokoju nie doszło. W akademii urządzonej przez miejscowe organizacje wzięło udział 500 osób. Po akademii zebrani

143 Pielgrzym 1924 nr 58. 144 A. Węsierski, Jak obchodzono 3 Maja w latach trzydziestych ubiegłego stulecia, „Tygodnik Tucholski”: 2010, nr 17. 145 Dziennik Pomorski 1933 nr 107; Por. A. Węsierski, Dzieje chóru „Orfeusz” w Śliwicach, Śliwice 2009, s. 44; Tenże, Kapłan, który żył w czterech epokach historycznych, „Tygodnik Tucholski”: 2010, nr 13. 146 A. Węsierski, Jak obchodzono 3 Maja w latach trzydziestych ubiegłego stulecia, „Tygodnik Tucholski”: 2010, nr 17.

105

członkowie NPR i KSM powtórnie uformowali pochód, który przemaszerował w spokoju ulicami wioski147. Wymownie obchodzono uroczystości dziesięciolecia odzyskania niepodległości w Śliwicach w lutym 1930 roku. „Powstańcy i Wojacy chcąc upamiętnić chwile wkroczenia wojska polskiego do Śliwic, wkroczyli o godz. 10-tej do wioski, witani serdecznie przez ludność. W imieniu społeczeństwa powitał wkraczające oddziały miejscowy sołtys p. Rytlewski, poczem nastąpił wymarsz wszystkich towarzystw do kościoła. Uroczyste nabożeństwo odprawił ks. wikary Megger, a list pasterski ks. biskupa chełmińskiego odczytał ks. proboszcz Nawacki. Po nabożeństwie odbyła się defilada, którą prowadził drh. Komend. Brilla, naucz. z Lińska; poczem nastąpiło przemówienie okolicznościowe p. naucz. Sadowskiego ze Śliwic oraz odczytanie listy Kom. Wojewódzkiego zasłużonych obywateli w obronie polskości Pomorza. O godz. 6-tej wieczorem nastąpił pochód po ulicach Śliwic, które miały nadzwyczaj uroczysty wygląd. Po pochodzie odbyła się uroczysta akademia na sali banku, w której wzięły udział tłumy ludu. Na akademię złożyły się: deklamacje dzieci miejscowej szkoły powszech., śpiew towarz. „Orfeusz” pod batutą p. org. Kałdowskiego i przemówienie p. naucz. Nalikowskiego z Lisin. Mówca zdołał uzupełnić to, o czem Kom. Wojew. zamilczał. Chodzi nam o pamięć może najwięcej zasłużonego Pomorzanina w walce o polskość naszego byłego administratora ś.p. ks. Stanisława Sychowskiego. Uderzyło w nas to, że nie znaleźliśmy nazwiska jego na liście zasłużonych. Dziwnem zbiegiem okoliczności złożyło się tak, że w gmachu pobudowanym przez niego, oddano cześć jego prochom przez powstanie i jednominutowe milczenie.

Tak jakieś Ty był wiernym Ojczyźnie, tak i my będziemy jej wierni, idąc Twojemi śladami. Pamięć Borowiaków o Tobie nigdy nie zaginie!

Po akademii odbyły się skromne zabawy ludowe w salach pp: Trzebiatowskiego i Nürnberga”148.

147 AP B. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn. 1485. Sprawozdanie Starosty Tucholskiego do Urzędu Wojewódzkiego Pomorskiego. Pismo NR. B.2/ 17 z dnia 7 maja 1936 r. 148 Głos Tucholski 1930 nr 144. Pisownia oryginalna. Zob. A. Węsierski, Kapłan, który żył w czterech epokach historycznych, „Tygodnik Tucholski”: 2010, nr 13.

106

1. Obchody 3 Maja w Śliwicach, rok 1933.

Obchodzono również w Śliwicach uroczystości ku czci imienin Marszałka Piłsudskiego. 19 marca 1933 roku na cześć Józefa Piłsudskiego w lokalu kupca Trzebiatowskiego odbyła się uroczysta akademia zwołana przez Komitet obchodowy, którą zagaił p. Mróz przy udziale około 200 osób. Śpiewy z dziećmi na cześć Marszałka wykonał nauczyciel Gulgowski, który następnie wygłosił dwa referaty utrzymane w patriotycznym tonie. Podobne uroczystości odbyły się w pozostałych osadach parafialnych149. Dwa lata później te uroczystości wypadły jeszcze bardziej okazale, bowiem oprócz szerokich rzesz miejscowego i okolicznego społeczeństwa w uroczystościach wzięły udział związki kombatanckie oraz organizacje religijne i społeczno-kulturalne działające na terenie rozległej parafii śliwickiej. Uroczystości rozpoczęły się uroczystym nabożeństwem odprawionym przez księdza proboszcza Ignacego Nawackiego. Po nabożeństwie zebrani odmówili w skupieniu modlitwy o zdrowie Józefa Piłsudskiego. Wieczorem odbyła się akademia, na którą złożyły się referaty i odczyty oraz śpiewy i deklamacje dziatwy szkolnej150. Inną okazją do zamanifestowania uczuć patriotycznych i oddania hołdu wielkiemu Polakowi były kolejne rocznice śmierci Józefa Piłsudskiego. W pierwszą rocznicę 12 maja 1936 roku w kościele katolickim odbyło się uroczyste nabożeństwo żałobne, które celebrował ks. proboszcz Nawacki. W nabożeństwie wzięły udział dzieci szkolne, urzędnicy państwowi i samorządowi oraz parafianie. Dla uczczenia rocznicy odbyło się dwukrotne bicie dzwonów w kościele katolickim i ewangelickim. W godzinach wieczornych odbyła się uroczysta akademia na sali p. Trzebiatowskiego, w której wzięło udział około

149 AP B. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn, 328. 150 AP B. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn. 1485. Sprawozdanie Posterunku Policji Państwowej w Śliwicach nr 0 13/35 z obchodów Imienin Marszałka Piłsudskiego z dnia 20.03.1935 r.

107

300 osób. Akademię uświetniły deklamacje oraz pieśni na cześć Marszałka, które odśpiewało miejscowe koło harcerek151. Początki obchodów 11 listopada umieścić można w połowie lat dwudziestych. Przy czym z roku na rok ranga tego święta rosła. W listopadzie 1930 roku w lokalnej prasie prorządowej, wzorem ogólnopolskim, zastosowano pewne środki zmierzające do większego zaakceptowania w społeczeństwie roli 11 listopada152.

Źródła archiwalne z 1934 roku pozostawiły nam taki to interesujący obraz przebiegu uroczystości z dnia 11 listopada: „Wspaniale wypadły uroczystości w Tucholi i Śliwicach. (...). Obecnym na uroczystościach w Śliwicach był Wicestarosta Jan Beil. Obszerny kościół w Śliwicach, mogący pomieścić 1000 osób był przepełniony. Sumę uroczystą odprawił ks. proboszcz Nawacki. Kazanie zaś uroczystościowe wygłosił ks. wikary Deskowski. Po kazaniu odśpiewał ks. Deskowski uroczyste „Te Deum laudamus” i „Boże coś Polskę” odśpiewane przez wszystkich obecnych w kościele. Wieczorem odbyła się akademia w sali p. Nürnberga w Śliwicach przy udziale przeszło 500 osób. W akademii uczestniczyli również ks. proboszcz Nawacki i wikary Deskowski. Po akademii odbyła się zabawa Związku Rezerwistów”153.

11 listopada 1935 roku w Śliwicach obchodzono znowu uroczyście. Kwadrans po 9-tej odbyła się zbiórka wszystkich towarzystw przed szkołą, w której brali udział: „Związek Rezerwistów, Straż pożarna, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży żeńskiej i męskiej, Koło Przyjaciół Związku Strzeleckiego, Koło śpiewaków, Kółko rolnicze, Inwalidzi, Związek Weteranów, młodzież szkolna miejscowi urzędnicy, leśni i pocztowi itd. z wyjątkiem Związku Strzeleckiego i to wskutek opieszałości prezesa Neringa”. Wszyscy zebrani w uroczystym pochodzie udali się na mszę celebrowaną przez księdza proboszcza. Wieczorem odbyła się uroczysta akademia w sali kupca Trzebiatowskiego, w której wzięło udział 300 osób i młodzież szkolna. Słowo wstępne wygłosił Edmund Sadowski, który wspominał między innymi o Józefie Piłsudskim i jego czynach. Następnie nastąpiły deklamacje dzieci szkolnych przerywane występami chóru „Orfeusz”. Pod koniec uroczystości przemawiał nauczyciel Hutczak ze Śliwic, który z kolei mówił o przebiegu wszystkich powstań narodowowyzwoleńczych aż do odzyskania niepodległości. Na zakończenie uroczystości odśpiewano hymn państwowy154. Rok później obchód Święta Niepodległości miał podobny przebieg. Uroczyste nabożeństwo odprawił ks. wikary Erhard Staniszewski. Po

151 AP B. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn. 1485. Sprawozdanie Posterunku Policji Państwowej w Śliwicach nr 0 22/36 z obchodów 12 maja 1936 r. 152 M. Golon, Obchody rocznic odzyskania niepodległości na Pomorzu..., [w:] Drogi do Niepodległości. Ziemie polskie w dobie odbudowy Państwa Polskiego. Studia pod red. Z. Karpusa i M. Wojciechowskiego, Toruń 2003, s. 219-220. 153 AP B. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn. 364. Zgromadzenia i wiece 1934. Pismo Nr. B.11/31. 1934. Pisownia oryginalna. 154 AP B. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn. 367. Zgromadzenia publiczne i wiece 1935-1936. Pismo Nr 611/31/35 z dnia 12.11.1935.

108

nabożeństwie w sali banku odbyła się akademia w której wzięło udział 400 osób155. Upamiętnianie rocznic na omawianym terenie jak nietrudno zauważyć przybierało różnorodne formy. Przede wszystkim były to zebrania, nabożeństwa manifestacje, wiece, występy orkiestry, chóru, akademie, defilady, uroczyste spotkania z odczytami, które integrowały tutejsze społeczeństwo przede wszystkim wokół wartości patriotyczno-religijnych. Inicjatorami obchodów kolejnych rocznic było przeważnie miejscowe duchowieństwo oraz nauczyciele szkół elementarnych. Specyficzną formę inscenizacji przybrała 10 rocznica dziesięciolecia odzyskania niepodległości w Śliwicach w lutym 1930 roku. Tutejsi Powstańcy i Wojacy chcąc upamiętnić chwile wkroczenia wojska polskiego do Śliwic uroczyście wkroczyli do wioski niczym oddziały polskie w 1920 roku. Obchody świąt i rocznic na tym terenie przebiegały w spokojnej i podniosłej atmosferze. Uroczystości kończono przeważnie odśpiewaniem „Roty” oraz hymnu. W uroczystościach brały udział związki kombatanckie, stowarzyszenia religijne, partie polityczne, organizacje społeczno-kulturalne, które tworzyły specyficzną oprawę dla odbywających się uroczystości na tym terenie.

155 AP B. Starostwo Powiatowe w Tucholi, Sygn. 1485. Obchody uroczystości państwowych 1934-1939. Meldunek posterunku Policji w Śliwicach z dnia 12.11.1936; Por. Pismo poufne Starosty od Urzędu Wojewódzkiego Pomorskiego N. B.2-67 z dnia 16.11.1936 r.

109

Adam Węsierski

Obchody dwusetnej rocznicy „Wiktorii Wiedeńskiej” w Tucholi

Dwusetna rocznica zwycięstwa Jana III Sobieskiego pod Wiedniem w Tucholi przypadała w okresie, w którym każda uroczystość związana z dziejami narodu polskiego miała inny wymiar. Jeszcze bowiem blisko 100 lat wcześniej uroczystości z tym wydarzeniem związane miały państwową rangę, sankcjonowaną przez ostatniego monarchę Stanisława Augusta Poniatowskiego. W drugiej połowie XIX stulecia, kiedy Polski nie było na mapie Europy a naród cierpiał katusze niewoli Ignacy Danielewski we wstępie swej broszury opisującej odsiecz wiedeńską pisał w 1883 roku: „Dzisiaj nie mamy króla, który by obchód uroczysty zalecał, ale mamy tę samą miłość ojczyzny i tę samą pamięć i cześć swych przodków i ich zasług. Potrzeba nam dać folgę tym uczuciom i brać przykład do serca, aby go przekazać dzieciom naszym i zachować naród nieodrodnym synem bohaterskich przodków”156. Nie trzeba w zasadzie przypominać, że możliwości organizowania obchodów uroczystości świąt i rocznic narodowych były mniej lub bardziej ograniczone i uzależnione od zezwolenia władzy zaborczej. Polacy pod zaborem austriackim cieszący się autonomią mieli prawo do oficjalnych i publicznych obchodów i w związku z tym w Krakowie odbyły się centralne uroczystości ogólnopolskie zwycięstwa pod Wiedniem. W zaborze rosyjskim administracja carska zabroniła urządzania obchodów a ponadto dopilnowała, aby do prasy na terenie Królestwa Polskiego nie przedostała się żadna wzmianka na ten temat. Wartym odnotowania dla naszych rozważań jest fakt, że specyficzna atmosfera wokół tej sprawy wytworzyła się na terenie zaboru pruskiego zwłaszcza, że ludność polska tutaj miała zagwarantowaną wolność narodową w traktacie wiedeńskim z 1815 roku jak i w konstytucji państwa pruskiego. Praktyka wyglądała nieco inaczej, bowiem zaborca pruski wcale nie miał zamiaru tych ogólnikowych zapewnień przestrzegać konsekwentnie poddając ludność polską polityce germanizacyjnej. Zaostrzenie tej polityki nastąpiło od lat siedemdziesiątych XIX wieku. Administracja, szkoła i wojsko były narzędziem władz w walce z ludnością polską157. Wraz z natężeniem akcji germanizacyjnej następowało ożywienie polskiego życia organizacyjnego i wzrost świadomości narodowej we wszystkich regionach zaboru pruskiego. Mnożące się polskie organizacje gospodarcze, kulturalne i polityczne grupowały wokół siebie ludność polską do walki z niemczyzną w

156 Sz. Wierzchosławski, Dwusetna rocznica odsieczy wiedeńskiej na Pomorzu Gdańskim i ziemi chełmińskiej w 1883 roku, „Zapiski Historyczne”: 1983, T. XLVIII, z. 3, s. 131. 157 R. Michalski, Polskie duchowieństwo katolickie pod panowaniem pruskim wobec sprawy narodowej w latach 1870-1920, Toruń 1998, s. 21-22.

110

duchu solidaryzmu, który był ważnym elementem konsolidującym polskie społeczeństwo w realizacji hasła „pracy organicznej”158. W latach osiemdziesiątych XIX wieku obchodzono w zaborze pruskim kilka doniosłych rocznic. Największy i najbardziej uroczysty rozmach postanowiono nadać rocznicy 12 września 1683 roku. Oczywiście nie wiedziano jak zachowają się władze zaborcze i na jaki zakres obchodów pozwolą159. Kilka miesięcy wcześniej zaczęły pojawiać się w prasie artykuły o roli wojsk polskich i króla Jana III w zwycięstwie pod Wiedniem160. Wsród prasy Prus Zachodnich, które poświęcały tej ważnej rocznicy wiele miejsca, wysunął się pelpliński „Pielgrzym”, który szeroko komentował przygotowania do tej bliskiej sercu Polaków rocznicy161. Kolejne numery „Pielgrzyma” oprócz publikacji o Janie III Sobieskim i zwycięstwie pod Wiedniem zamieszczają rozległe sprawozdania z odbytych uroczystości162. Oprócz „Pielgrzyma” wiele miejsca przypadającym uroczystościom rocznicowym poświęcały inne periodyki pomorskie w tym „Gazeta Toruńska” oraz toruński „Przyjaciel” założony w 1876 roku przez znanego redaktora pomorskiego Ignacego Danielewskiego. Nowy polski organ prasowy kontynuował tradycje chełmińskiego „Przyjaciela Ludu” i redagowano go w sposób bardzo przystępny, ponieważ skierowany był przede wszystkim do ludności wiejskiej. Sporo miejsca na swoich łamach poświęcał „Przyjaciel” bieżącym wydarzeniom gospodarczym oraz obchodom uroczystości rocznicowych163. Artykuły w prasie pomorskiej oprócz treści dydaktyczno – wychowawczych były pewnego rodzaju sondażem mającym określić stosunek władz pruskich do zbliżającej się rocznicy. Sondaż wypadł pomyślnie a władze nie wydały zakazu świętowania. Już w lipcu 1883 roku zaczęły się tworzyć komitety organizacyjne. Oprócz komitetów prowincjonalnych powstały komitety powiatowe, które z kolei inicjowały tworzenie komitetów lokalnych. Ich członkami byli ludzie należący do elity polskiego ruchu narodowego na Pomorzu Gdańskim164. Z inicjatywy i na wezwanie księdza Teofila Krzeszewskiego ze Śliwic 22 sierpnia 1883 roku zebrała się w Chojnicach awangarda aktywistów z powiatu tucholskiego, chojnickiego i człuchowskiego, aby wypracować wspólny program obchodów oraz wybrać komitet organizacyjny. „Pod przewodnictwem Stefana Sikorskiego uchwalono co następuje:

158 K. Trzebiatowski, Prasa i organizacje polskie w regencji gdańskiej na przełomie XIX I XX wieku w świetle pruskich materiałów archiwalnych, „Rocznik Gdański”: 1968, T. XXVII, s. 111. 159 K. Dąbrowski, Duchowieństwo w walce o polskość w czasie zaboru pruskiego w diecezji chełmińskiej, „Orędownik Diecezji Chełmińskiej”, Pelplin 1959, s. 175; Sz. Wierzchosławski, Dwusetna rocznica odsieczy, „Zapiski Historyczne”: 1983, T. XLVIII, z. 3, s. 133; A. Węsierski, Ksiądz Teofil Krzeszewski i jego miejsce w polskim ruchu narodowym w zaborze pruskim, „Studia Pelplińskie”: 2008, T. XXXIX, s. 135-136. 160 K. Dąbrowski, Duchowieństwo w walce..., „Orędownik Diecezji Chełmińskiej”, Pelplin 1959, s. 175; Sz. Wierzchosławski, Dwusetna rocznica odsieczy..., „Zapiski Historyczne”: 1983, T. XLVIII, z. 3, s. 133. 161 Pielgrzym 1883 nr 86, nr 93, nr 95, nr 99 i nast. 162 K. Dąbrowski, Duchowieństwo w walce.., „Orędownik Diecezji Chełmińskiej”, Pelplin 1959, s. 175. 163 J. Banach, Toruński „Przyjaciel” zapomniana gazeta z okresu zaboru (1876-1917), „Rocznik Toruński”, R. XIX: 1990, s. 181-200, Tenże, Prasa polska w Prusach Zachodnich..., s. 107-112. 164 Sz. Wierzchosławski, Dwusetna rocznica odsieczy..., „Zapiski Historyczne”: 1983, T. XLVIII, z. 3, s. 133.

111

1. Uroczystość Sobieskiego obchodzić będą powiaty tucholski, chojnicki i człuchowski wspólnie i to w środę dnia 12 września w Tucholi z rozpoczęciem się solennego nabożeństwa. Odczyt publiczny mieć będzie p. Stanisław Sikorski.

2. Z uroczystością tą połączony zostanie wiec szkólny mający się odbyć albo zaraz po nabożeństwie, albo też po południu o godz. 4. Mowę wiecową wygłosi ks. Krzeszewski, któremu także skreślenie odnośnej petycyi poruczono.

3. Uchwalono zakupić większą ilość broszur o Janie III i rozdać takowe w dniu uroczystości pomiędzy lud zgromadzony.

4. W pojedynczych parafiach odprawi się nabożeństwo kościelne dnia 16; należeć ono będzie od porozumienia się mężów zaufania z duchowieństwem.

5. Komitet, w skład którego wchodzą: pp. Stefan Sikorski z Wielkich Chełmów, ks. Krzezewski ze Śliwic, Władysław Wolszlegier ze Szenfeldu, Franciszek Bieńkowski z Białowieży i Władysław Sztrel z Czarnic. Czasu swego podamy bliższe szczegóły o uroczystości w Tucholi”165.

Uroczystości zarówno w Prusach Zachodnich i na ziemi chełmińskiej przebiegały bardzo uroczyście. Prasa pomorska komentując przebieg obchodów, wymienia kilkanaście miejscowości, w których uroczystości przyjęły największy rozmach. Były to następujące miasta, miasteczka i osady wiejskie: Chełmno, Gdańsk, Pelplin, Toruń, Kościerzyna166, Golub, Lidzbark, Świecie, Złotów, Brąchnówko, Kijewo, Lisewo, Turzno, Wabcz167. Szczególnie starannie do obchodów tej ważnej rocznicy przygotowała się Tuchola168. Toteż ambitny program uroczystości w stolicy Borów Tucholskich odbił się szeroko w zaborze pruskim i w związku z tym sporo uwagi poświęciła temu wydarzeniu prasa wielkopolska, opisując uroczystości tucholskie jako wzorcowe169. Władze zaborcze pomimo oficjalnego przyzwolenia starały się osłabić rozmiary uroczystości. Minister wyznań i oświecenia Gossler zakazał udziału w uroczystościach uczniom szkół średnich a policja czyhała na jakikolwiek precedens, który pozwoliłby jej rozwiązać te uroczyste wiece170.

165 Przyjaciel 1883 nr 35. Pisownia oryginalna. Zob. A. Węsierski, Dzieje parafii św. Katarzyny w Śliwicach w czasach zaboru pruskiego (1870-1920), Śliwice 2009, s. 147. 166 K. Dąbrowski, Duchowieństwo w walce.., „Orędownik Diecezji Chełmińskiej”, Pelplin 1959, s. 175; L. Trzeciakowski, Kulturkampf..., s. 237; Sz. Wierzchosławski, Polski ruch..., s. 77; Sz. Wierzchosławski, Dwusetna rocznica odsieczy..., „Zapiski Historyczne”: 1983, T. XLVIII, z. 3, s. 137. 167 Sz. Wierzchosławski, Dwusetna rocznica odsieczy..., „Zapiski Historyczne”: 1983, T. XLVIII, z. 3, s. 133 - 137. 168 Pielgrzym 1883 nr 106; Gazeta Toruńska 1883 nr 212; Por. A. Bukowski, Sobieski i odsiecz wiedeńska w literaturze Pomorza Gdańskiego XIX i XX wieku, [w:] Pamięć odsieczy wiedeńskiej na Pomorzu Gdańskim po 300 latach. Pokłosie sesji naukowej, Gdańsk 1983, s. 64; A. Węsierski, Dzieje parafii św. Katarzyny w Śliwicach w czasach zaboru..., s.147-148. 169 Orędownik 1883 nr 140. 170 L. Trzeciakowski, Kulturkampf..., s. 235 – 237; Sz. Wierzchosławski..., s. 77.

112

Na uroczystość w dniu 12 września 1883 roku przyjechali do stolicy Borów Tucholskich ziemianie, księża, przedstawiciele wolnych zawodów, rzemieślnicy i chłopi. Ogółem na obchody rocznicowe przybyło 500 wiecujących. Uroczystości w dniu zwycięstwa Jana III Sobieskiego pod Wiedniem przebiegały w wzniosłej i patriotycznej atmosferze. Zawiązanemu wiecowi przewodniczył p. Prądzyński z Bralewnicy. Na początku Stanisław Sikorski z Wielkich Chełmów wygłosił odczyt o bohaterskich czynach Jana III Sobieskiego, który przyjęto gromkimi brawami171. „Po blisko godzinnym odczycie p. Sikorskiego, zabrał głos nasz patriota ks. Krzeszewski z Śliwic”. W długiej przystępnej mowie wikary wykazał krzywdy, jakich doznają w szkołach polskie dzieci, gdzie lekcje prowadzone są w niezrozumiałym języku172. Kapłan gorąco zachęcał rodziców do pielęgnowania mowy ojczystej w domu rodzinnym. Duchowny w swoim godzinnym wykładzie uzasadnił celowość petycji do pruskiego Ministra Oświaty w sprawie polskiego wykładu religii w szkołach elementarnych w Prusach Zachodnich173. Petycję, która zbiegła się akurat z obchodami ku czci zwycięstwa pod Wiedniem skierowano do ministra wyznań i oświecenia w dziesiątą rocznicę wydania rozporządzenia nadprezydenta Horna ustalającego język niemiecki jako wykładowy w szkołach ludowych. Petycja nosiła tytuł: „Pokorna prośba ojców rodzin polskich z powiatów Prus Zachodnich o łaskawe uwzględnienie języka polskiego w szkołach elementarnych”. Petycja zawierała rzeczowe argumenty na niesłuszność i szkodliwość usunięcia języka polskiego ze szkół oraz końcową prośbę, aby rozporządzenie zostało cofnięte174. Zgromadzenie przyjęło petycję bez poprawek i poleciło mężom zaufania w celu zebrania odpowiedniej ilości podpisów pod nią. Na zakończenie uroczystości rozdano pomiędzy zgromadzonych 1000 egzemplarzy broszur o Janie III Sobieskim. Uroczystościom i wiecowi przyglądał się burmistrz tucholski oraz znany „Polakożerca” Henryk Rex175. Uroczystości w Tucholi odbiły się szerokim echem po całym zaborze pruskim i pozostały na długo we wspomnieniach Pomorzan. Toteż w pięćdziesiątą rocznicę tych wydarzeń w ówczesnej prasie pomorskiej znajdujemy ślady wspomnień tego, co wydarzyło się 50 lat wcześniej w Tucholi. Pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć w oryginalnym brzmieniu pokłosie wydarzeń obchodów dwusetnej rocznicy zwycięstwa pod Wiedniem w oryginalnym brzmieniu zamieszczone w znanym periodyku pomorskim z 1933 roku: „Olbrzymie wprost było znaczenie rocznic narodowych za czasów niewoli: upajały się serca wspomnieniem dawnej chwały, krzepiły się do twardej walki o byt narodowy; tlejące w popiele codzienności iskry nadziei pod ożywczem wiewem wspomnie buchały jasnym płomieniem, który oświecał mroki niewoli. Taką wielką rocznicą był jubileusz odsieczy wiedeńskiej w roku 1883.

171 Pielgrzym 1883 nr 106; Gazeta Toruńska 1883 nr 212, 213; Przyjaciel 1883 nr 38. 172 Przyjaciel 1883 nr 38. 173 Pielgrzym 1883 nr 106; Gazeta Toruńska 1883 nr 212, 213; Przyjaciel 1883 nr 38. 174 W. Frąckowiak, Pedagogiczne aspekty polskiego czasopiśmiennictwa dla dzieci i młodzieży na Pomorzu Nadwiślańskim i Kujawach Zachodnich w okresie rządów Bismarcka (1862 – 1890), Bydgoszcz 1979, s. 55. 175 Pielgrzym 1883 nr 106; Gazeta Toruńska 1883 nr 212; Przyjaciel 1883 nr 38.

113

Jak żadna inna rocznica nadawał się on do przypomnienia sobie i innym zasług narodu polskiego wobec cywilizacji zachodniej, a miał dla nas i tę jeszcze dogodną stronę, że trudno było władzom zaborczym, zwłaszcza niemieckim, zabraniać obchodów ku upamiętnieniu uratowania Niemców przed nawałą turecką. W zaborze rosyjskim zakazano wszelkich obchodów, ba nawet na wzmianki kronikarskie o obchodach urządzanych w innych dzielnicach nie pozwalała cenzura. W Galicji rocznicę obchodzono uroczyście, nadając słusznie uroczystościom krakowskim charakter wszechpolskich manifestacji. Pod zaborem pruskim starano się przede wszystkim o to, by przez urządzenie obchodów po wsiach, miasteczkach i miastach, dotrzeć do najszerszych mas, podnieść dumę narodową i zagrzać do walki z napierającymi falami germanizmu. Był to przecież czas, kiedy – zwłaszcza na Pomorzu – w szkołach rugowanie języka polskiego nawet z nauki religii miały zadać nowy cios polskości tych ziem. Doniosłą rolę spełniała prasa. Gazety nie tylko zamieszczały okolicznościowe artykuły, lecz także notowały dla wdzięcznej pamięci przyszłych pokoleń przebieg uroczystości. W Gazecie Toruńskiej w numerach z przed pół wieku donoszą z Chojnic, że wspólny obchód dla powiatów tucholskiego, chojnickiego i człuchowskiego odbędzie się w Tucholi, a połączony będzie z wiecem szkolnym, parafialne zaś obchody urządzone będą w następną niedzielę. O projektowanych obchodach donoszą Gazecie Toruńskiej z Grabi, z Podgórza, gdzie odbędzie się „zabawa wobec biustu króla Jana III, zakupionego od rzeźbiarza p. Piątkiewicza z Torunia, dalej z Świecia, Topólna, Drzycimia, Zbrachlina, Bukowca i Nowego(...)”176.

176 Lud Pomorski 1933 nr 118. Pisownia oryginalna.

114

Wiesława Gołuńska

Piękno architektury Chojnic, czyli rzecz o zabytkach grodu tura część VII

Dom na Murach

Dom na Murach od pierzei zachodniej (od ulicy Grobelnej) …

Chojnickie mury obronne nazywane kamiennym pierścieniem zbudowane w I połowie XIV wieku połączone zostały basztami i bramami. Pomiędzy Bramą Człuchowską a Bramą Klasztorną zbudowano 5 baszt. Wśród nich zachowała się Baszta Wronia, Szewska, Dom Szewski, Baszta Więzienna i Baszta Kościelna. Przy ulicy Podmurnej, między tzw. Domem Szewskim a Kurzą Stopą usytuowany jest Dom na Murach (obronnych).

Na pełne ustalenie historii oraz roli jaką pełnił w minionych wiekach obiekt nie pozwala ubóstwo źródeł historycznych. Wiadomości uzyskane od muzealników oraz materiały Biblioteki Muzeum Historyczno – Etnograficznego w Chojnicach pozwalają ustalić jedynie najważniejsze fakty od lat 60. XX wieku. Wówczas Dom na Murach został przystosowany do celów mieszkalnych. W 1985 roku Muzeum wykupiło go z rąk prywatnych, a w latach 1986-1987 przygotowało projekt odbudowy. Koncepcję restauracji, uwzględniającą styl i dostosowanie wyglądu zewnętrznego do całości kompleksu obiektów muzealnych opracował Jan Sabiniarz a realizacją zajął się Benedykt

115

Żychski. Teraz mieszczą się w nim specjalistyczne pracownie muzealne 177.

… i od pierzei południowej-zachodniej (od ulicy Sukienników).

177 Dom na murach, „Baszta” 1987, [nr 2], s. 31.

116

Wiesława Gołuńska

Z dziejów „czerwonej szkoły” dla dziewcząt w Chojnicach na tle szkolnictwa na Pomorzu Gdańskim

w latach 1882-2008 część VI

W latach 80. XIX w. przy ulicy Szpitalnej zbudowano szkołę dla dziewcząt. Po kapitulacji Niemiec w 1918 roku władze polskie przejęły budynki powstałe w latach zaboru178. Utworzona w 1920 roku Komisja dla Spraw Wyznaniowych i Szkolnych Województwa Pomorskiego przejęła od władz niemieckich wszystkie instytucje oświatowe i przystąpiła do organizowania szkolnictwa polskiego179. Uruchomiła w Chojnicach wszystkie uprzednio działające w państwie pruskim szkoły. Wprowadzanie na Pomorzu nowocześniejszych metod w pracy szkolnej następowało powoli. W niektórych szkołach pomorskich jeszcze w pierwszym roku odzyskania niepodległości używano w korespondencji języka niemieckiego180.

W okresie międzywojennym w polityce oświatowej realizowano wychowanie państwowe i obywatelsko-narodowego. Młodzież przygotowywano do ochrony własnego państwa181 a w latach 1937-1939 położono nacisk na sprawy obronności kraju182. Priorytetem dla polskich władz oświatowych stało się unarodowienie szkolnictwa i obsadzenie wszystkich etatów w szkołach z dziećmi polskimi nauczycielami Polakami.

W funkcjonowaniu chojnickiego szkolnictwa okresu międzywojennego ważnym elementem była niemiecka szkoła powszechna. Działała ona od 1 września 1920 roku. Językiem wykładowym był niemiecki. Została zorganizowana na podstawie tzw. Małego Traktatu Wersalskiego, dotyczącego głównie spraw mniejszości narodowych. Powiat chojnicki, pod względem liczby ludności niemieckiej w latach 1918-1939 należał do największych na Pomorzu.

Obiekcje budzi lokalizacja niemieckiej szkoły podstawowej w Chojnicach. Ich przyczyną są rozbieżne informacje zawarte w „Małym leksykonie chojnickim”183, w artykule Kazimierza Zabrockiego „Szkolnictwo mniejszościowe w powiecie chojnickim w latach 1920-1939”184 oraz w opracowaniu Józefa Borzyszkowskiego „Chojnice w II Rzeczypospolitej – w

178 H. Porożyński, Szkolnictwo średnie Chojnic w latach 1920-1939, Słupsk 1985, s. 57. 179 K. Trzebiatowski, Szkolnictwo w województwie pomorskim w latach 1920-1939, Wrocław 1986 r., s. 18. 180 Ibidem, s. 74. 181 H. Porożyński, op. cit., s. 127. 182 Ibidem, s. 126. 183 F. Pabich, Mały leksykon chojnicki, Chojnice 1987, s. 79. 184 K. Zabrocki, Szkolnictwo mniejszościowe w powiecie chojnickim w latach 1920-1939, „Zeszyty Chojnickie” 1970, nr 4,op. cit., s. 44-45.

117

latach wolności i okupacji hitlerowskiej”185. Autorzy jako miejsce funkcjonowania niemieckiej szkoły podstawowej podają dawną część Szkoły Wydziałowej186, a więc „czerwoną szkołę” dla dziewcząt bądź budynek przy ulicy Człuchowskiej 23 i Szpitalnej187 – dzisiejsza Szkoła Podstawowa nr 1. Również byli uczniowie Publicznej Szkoły Powszechnej nr 2 umiejscawiają niemiecka placówkę oświatową w szkole dla chłopców188.

6.1. Czy w latach międzywojennych w budynku szkoły przy ulicy Szpitalnej mieściła się niemiecka szkoła podstawowa?

6.1.1. Szkolnictwo niemieckie w powiecie chojnickim w latach

1920-1939 Powiat chojnicki, pod względem liczby ludności niemieckiej w

okresie międzywojennym, należał do największych na Pomorzu, mimo stałego spadku napływowej ludności niemieckiej i ewangelickiej w powiecie.

Procentowy skład ludności polskiej w powiecie chojnickim na przestrzeni 100 lat:

• 1831 rok 65 % • 1861 54,3 % • 1890 53,4 % • 1910 54,8 % • 1921 81,1 % • 1931 90,07 % • 1937 90,2 %189. Od 1931 roku w powiecie chojnickim odsetek Polaków wzrósł o

25,2% ponieważ w 1831 zamieszkiwało 65% ludności polskiej a w 1937 już 90,2%190. Tutejsi Niemcy żyli w dużych skupiskach, co pozwalało im wyodrębnić się ze społeczeństwa polskiego i tym samym utrudniało asymilację społeczną. Mniejszość niemiecka tworzyła organizm zamknięty w dziedzinie gospodarczej, kulturalnej i religijnej. Szczególnie w sferze kulturalno-oświatowej wykazywała dużą aktywność191. „Dążyła nie tylko do utrzymania dotychczasowego stanu posiadania, ale nawet do wciągnięcia w zasięg swej działalności ludności polskiej”192.

W związku ze zmniejszaniem się liczby ludności niemieckiej na Pomorzu następowała powolna redukcja publicznych szkół lub klas z 185 J. Borzyszkowski, Chojnice w II Rzeczypospolitej – w latach wolności i okupacji hitlerowskiej, [w:] Dzieje Chojnic, pod red. Kazimierza Ostrowskiego, Chojnice 2003, s. 478. 186 F. Pabich, Mały leksykon chojnicki, Chojnice 1987, s. 79. 187 K. Zabrocki, op. cit., s. 46; J. Borzyszkowski, op. cit., s. 478. 188 Wywiad z Czesławą Haliną Łysikowską z Cieplińskich z 27 VI 2005 roku (przeprowadziła Wiesława Gołuńska). 189 K. Zabrocki, op. cit., s. 35. 190 Ibidem. 191 Ibidem, s. 33-36. 192 Ibidem, s. 36.

118

niemieckim językiem nauczania. Nastąpił także spadek liczby dzieci polskich w wieku szkolnym w szkołach pomorskich. Proces ten rozpoczął się w 1922 roku. Sytuacja ta dotyczyła całej Polski193.

W roku szkolnym 1937/38 ustabilizowała się tendencja spadkowa w powszechnych szkołach niemieckich194.

Szkolnictwo niemieckie organizowano na podstawie tzw. Małego Traktatu Wersalskiego, dotyczącego głównie spraw mniejszości narodowych. Postanowienia Małego Traktatu Wersalskiego znalazły swoje odzwierciedlenie w rozporządzeniu ministra b. Dzielnicy Pruskiej z 10 marca 1920 roku. Główną zasadą polityki szkolnej stało się zapewnienie nauki podstawowej w języku narodowym dzieciom polskim i niemieckim195.

W szkole z niemieckim językiem nauczania celowo zatrudniono nauczycieli Polaków, którzy mieli wychować młodzież „w duchu szacunku i poważania dla Polski, dla jej cywilizacji i posłuszeństwa dla jej praw”196. Było to zadanie trudne, zważywszy że brakowało specjalnych programów metod nauczania i odpowiednich podręczników, a sam obwód chojnicki pod względem stopnia organizacji pozostawał „daleko w tyle za przeciętną na Pomorzu i w Polsce”197. Dzieci niemieckie uczyły się w języku ojczystym, ale nauka języka polskiego obowiązywała jako przedmiot nauczania198. Ponadto młodzież niemiecka w szkołach polskich miała zagwarantowane prawo do nauczania religii w języku niemieckim199.

Po dojściu Hitlera do władzy mniejszość niemiecka przejawiała niespotykaną aktywność polityczną, gospodarczą i oświatową. W związku z tym Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego wydało wytyczne, którymi należało się kierować w załatwianiu spraw związanych ze szkolnictwem powszechnym i działalnością kulturalno-oświatową tej grypy narodowej. Na terenach zagrożonych i tam gdzie ludność niemiecka występowała w dużych skupiskach zwracano szczególną uwagę na obronę i umacnianie polskości: rozwijano harcerstwo, przenoszono nauczycieli nie nadających się do pracy na pograniczu, zachęcano nauczycielstwo do utrzymywania kontaktu z rodakami zza granicy, organizowano kursy w czasie wakacji zimowych dla nauczycieli kierujących szkołami na pograniczu oraz przygotowano dla nich wycieczkę do Chojnic 12 lutego 1938 roku200. Organizowano odczyty i pogadanki.

Szczególną uwagę zwracano na przyjmowanie dzieci do szkół dla mniejszości z niemieckim językiem nauczania i kontrolowano konsekwentnie czy nie są do nich przyjmowane dzieci spoza mniejszości niemieckiej. Nie wolno było dopuścić aby do publicznych szkół z niemieckim językiem nauczania uczęszczały dzieci polskie. Napotykano na trudności wobec dzieci małżeństw 193 K. Trzebiatowski, op. cit., s. 31. 194 Ibidem, s. 55. 195 H. Porożyński, op. cit., s. 44. 196 Cyt. za: A. Perlińska, Lata II Rzeczypospolitej, [w:] Chojnice. Dzieje miasta i powiatu, pod red. Stanisława Gierszewskiego, Wrocław 1971., s. 216; W. Gołuńska, Tylko dla dziewcząt, „Gazeta Chojnicka” 12 VII 2002. 197 Cyt. za: A. Perlińska, op. cit., s. 216. 198 K. Trzebiatowski, op. cit., s. 72-73. 199 A. Perlińska, op. cit., s. 216. 200 K. Zabrocki, op. cit., s. 43.

119

mieszanych. Dzieci o niewyjaśnionej narodowości nie mogły podjąć nauki w publicznej szkole niemieckiej. W 1937 roku w powiecie chojnickim takich dzieci o polskich nazwiskach było 33. Uczęszczały one do prywatnych szkół niemieckich201.

6.1.2. Podstawowa szkoła niemiecka w Chojnicach Usytuowanie w latach międzywojennych niemieckiej szkoły

podstawowej w Chojnicach budzi wątpliwości. Ich przyczyną są informacje podane w „Małym leksykonie chojnickim”, według którego czteroklasowa szkoła niemiecka mieściła się w części dawnej Szkoły Wydziałowej202. Sprzeczne z nimi wiadomości zawiera artykuł Kazimierza Zabrockiego „Szkolnictwo mniejszościowe w powiecie chojnickim w latach 1920-1939”203. Autor umiejscowił niemiecką szkołę powszechną przy ulicy Człuchowskiej 23204 (dzisiaj ulica 31-Stycznia), a więc w budynku szkoły dla chłopców (obecnie Szkoła Podstawowa nr 1). Również Józef Borzyszkowski podaje, że szkoła ta funkcjonowała w obiekcie przy skrzyżowaniu ulic Człuchowskiej i Szpitalnej205. Czesława Łysikowska z Cieplińskich, uczennica Publicznej Szkoły Powszechnej nr 2 w Chojnicach, w swoich wspomnieniach zaprzecza istnieniu szkoły niemieckiej przy ulicy Szpitalnej206.

Bez względu na umiejscowienie, podstawowa szkoła niemiecka stanowiła ważne ogniwo w funkcjonowaniu chojnickiego szkolnictwa. Istniała ona od 1 września 1920 roku jako szkoła trzyklasowa. Językiem wykładowym był niemiecki. Szkoła „tworzyła odrębny dla siebie system szkolny. Do 1 listopada 1927 roku (...) stała pod kierownictwem nauczyciela Niemca, który jednak nie miał nominacji na kierownika. Ponieważ szkoła ta, (...) mieściła się z siedmioklasową publiczną szkołą powszechną polską w jednym budynku oraz ze względu na to, że pełniący obowiązki kierownika tej szkoły Tusinik207, w przeciągu siedmioletniej służby w państwie polskim nie uważał za potrzebne nauczyć się tyle po polsku aby móc porozumieć się w języku urzędowym ze swą władzą przełożoną, powierzono od 1 listopada 1927 roku administrację i kierownictwo tej szkoły kierownikowi szkoły pruskiej, który wstąpił do służby polskiej po odbytej 10-letniej pracy w szkolnictwie pruskim i władał zupełnie poprawnie językiem niemieckim”208.

201 Ibidem, s. 44-45. 202 F. Pabich, Mały leksykon chojnicki, Chojnice 1987, s. 79. 203 K. Zabrocki, op. cit., s. 44-45. 204 Ibidem, s. 46. 205 J. Borzyszkowski, op. cit., s. 478. 206 Wywiad z Czesławą Haliną Łysikowską z Cieplińskich z 27 VI 2005 roku (przeprowadziła Wiesława Gołuńska). 207 W swoim opracowaniu Kazimierz Zabrocki podaje kilka wersji nazwiska kierownika niemieckiej szkoły: Tusinik, Tuschik, Tuschick (K. Zabrocki, Szkolnictwo mniejszościowe w powiecie chojnickim w latach 1920-1939, „Zeszyty Chojnickie” 1969, nr 4, ss. 42, 48-50). Natomiast Józef Borzyszkowski posługuje się pisownią nazwiska: Tuschick. Po zwolnieniu z pracy w 1927 roku były kierownik niemieckiej szkoły uaktywnił się jako wędrowny nauczyciel wiejski i działacz Mutterschule w powiecie chojnickim i tucholskim (J. Borzyszkowski, Chojnice w II Rzeczypospolitej – w latach wolności i okupacji hitlerowskiej, [w:] Dzieje Chojnic, pod red. Kazimierza Ostrowskiego, Chojnice 2003, s. 478). 208 K. Zabrocki, op. cit., s. 42.

120

„Do nauczania w tej szkole byli powołani nauczyciele, którzy także poprawnie władali językiem niemieckim”209. W 1938 roku niemiecka szkoła podstawowa posiadała II stopień organizacji, liczyła 6 klas, w których uczyło się 92 dzieci. Zajęcia prowadziło 3 nauczycieli: Augustyn Panske, Pelagia Schlemingowa i Melania Kłopocka210. W latach trzydziestych kierownikiem szkoły był Stanisław Paprocki.

6.2. Unarodowienie szkolnictwa polskiego

Szkolnictwo na Pomorzu było nisko zorganizowano. Liczba szkół

wyżej zorganizowanych była niższa niż przeciętna w Polsce. Dominowały szkoły publiczne i 1-klasowe. Uczyły się w nich dzieci

polskie, niemieckie, żydowskie i rosyjskie. W omawianym okresie czasu w szkolnictwie powszechnym kładziono nacisk na jego unarodowienie i na obsadzenie wszystkich etatów w szkołach z dziećmi polskimi nauczycielami Polakami i na ich dokształcanie. Jednakże z nauczaniem w języku polskim były początkowo pewne problemy. W pierwszych miesiącach 1920 roku wprowadzono nauczanie w języku polskim we wszystkich klasach pierwszych oraz w nauce religii. W pozostałych klasach i przedmiotach można było uczyć się po polsku i po niemiecku. Polskiego uczono obowiązkowo jako przedmiotu211.

W szkołach powszechnych jeszcze w1922 roku pracowali nauczyciele, którzy słabo mówili po polsku albo stali na niskim poziomie moralnym212.

Chojnice znajdowały się pod zaborem pruskim prawie 148 lat. Jego polscy obywatele mieli wówczas mało możliwości rozwoju własnego narodu. „Jednak długoletnia niewola i ucisk narodowościowy stosowany przez zaborcę nie zdołały zdusić doszczętnie tak w mieszkańcach samego miasta, jak i okolicy świadomości i charakteru polskiej przynależności” 213.

„Porozumienie w języku narodowym było całkowicie ułatwione, zwłaszcza w okolicach, gdzie w domach rozmawiano po kaszubsku. Taką sytuację po roku 1920 i po powrocie Pomorza do Ojczyzny zastali tu nauczyciele, którzy tworzyli pierwsza szkołę podstawową; po blisko półtorawiekowej niewoli można było na drugi dzień po odejściu zaborcy rozpocząć naukę w języku polskim. I co jeszcze należy podkreślić, że w przeważającej liczbie ci nauczyciele to byli Pomorzacy”214.

209 Ibidem. 210 Ibidem, s. 46. 211 K. Trzebiatowski, op. cit., s. 29. 212 Ibidem, s. 120. 213 M. Matysikowa, Miejskie Gimnazjum Żeńskie w Chojnicach, „Zeszyty Chojnickie”1975/1976, nr 7/8, s. 66. 214 Ibidem.

121

6.3. Programy nauczania

Od kwietnia 1920 roku wprowadzono do pomorskich szkół powszechnych „Ogólne przepisy tymczasowe tyczące programu nauk w polskich szkołach ludowych”, które przygotowano i zastosowano już w 1919 roku w Wielkopolsce. Plany nauczania były częściowo oparte na przepisach pruskich215. Władze szkolne zalecały, aby posługiwać się również programami wydanymi przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego216.

Od roku szkolnego 1922/1923 zaczęto wprowadzać do pomorskich szkół powszechnych programy ministerialne, stopniowo usuwano „Ogólne przepisy tymczasowe tyczące programu nauk w polskich szkołach ludowych”. Przeznaczono tylko większy wymiar godzin na naukę religii: zamiast dwóch godzin, jak to było w planach Ministerstwa, w Chojnicach zachowano nadal cztery godziny. Dla realizacji planów i programów nauczania i wychowania zwiększono liczbę nauczycieli szkół powszechnych217. W tym samym roku szkolnym wprowadzono osobne plany i programy do 6-letnich szkół wydziałowych, przyjmujących uczniów po 3 klasie szkoły powszechnej. Oprócz przedmiotów obowiązujących w szkołach powszechnych wykładano 2 lub 3 języki obce oraz przedmioty typu zawodowego, jak stenografia czy maszynopisanie. „Nowe programy nauczania szkół powszechnych i wydziałowych miały wprowadzać uczniów w ogólnonarodowy dorobek naukowy i kulturalny, a przez to młodzież Pomorza integrować z całym narodem polskim, usunąć przedziały tworzone w czasie zaborów”218. Równolegle pielęgnowano pewne wartości regionalne. Zaznaczono w programach nauczania, że na lekcjach historii powinno się wygłaszać „pogadanki o wsi rodzinnej, gminie, powiecie, obowiązkach i prawach obywatelskich”219. Na lekcjach języka polskiego powinno się prowadzić rozmowy o wydarzeniach z życia codziennego.

Plany uległy niewielkim zmianom w 1929 roku, kiedy to treści ostatnich klas szkoły powszechnej prawie zrównano z planami i programami najniższych klas gimnazjum220.

Wprowadzanie na Pomorzu nowocześniejszych metod w pracy szkolnej następowało powoli. W niektórych szkołach jeszcze w pierwszym roku odzyskania niepodległości używano w korespondencji języka niemieckiego221.

Obok trudności reorganizacyjnych występowały także problemy gospodarcze. Brakowało m.in. opału i środków dydaktycznych. Polepszenie sytuacji nastąpiło w latach 1922-26. W 1926 roku szkoły zostały zaopatrzone w minimum podręczników, szczególnie z języka polskiego i rachunków. Powstały pierwsze szkolne biblioteczki222. Część pozycji bibliotecznych pochodziła z darów od społeczeństwa, nauczycieli, starszych uczniów lub też została

215 K. Trzebiatowski, op. cit., s. 29. 216 Ibidem. 217 Ibidem, ss. 29, 72. 218 Ibidem, s. 73. 219 Cyt. za: K. Trzebiatowski, op. cit., s. 73. 220 K. Trzebiatowski, op. cit., 73. 221 Ibidem, s. 74. 222 Ibidem, s. 75.

122

zakupiona z dochodów, jakie szkoły uzyskiwały w wyniku organizowanych prze rodziców i młodzież imprez223. Lata 1928-1930 przyniosły kolejną poprawę wyposażenia szkół powszechnych w środki dydaktyczne. Biblioteki szkolne zaopatrywano w nowe książki w sposób planowy. W latach 30. zmalały dotacje skarbu państwa, zmniejszyła się ofiarność społeczeństwa na zakup książek224. Sytuacja ta była spowodowana kryzysem gospodarczym kraju. Tylko w niektórych szkołach miejskich, np. w Chojnicach, było możliwe zaopatrzenie w niezbędne środki dydaktyczne225.

Władze polskie kładły nacisk na przestrzeganie obowiązku szkolnego. Rozporządzeniem ministra b. Dzielnicy Pruskiej z 10 maja 1920 roku skróciły obowiązek szkolny o rok a więc z lat 8, jak to było w szkole pruskiej, do lat 7 wg obowiązującego w byłym Królestwie Polskim dekretu o obowiązku szkolnym z 17 lutego 1919 roku. Początek nauki następował po ukończeniu 7 roku życia226. Na Pomorzu dobrze realizowano obowiązek szkolny. Wszystkie dzieci w wieku szkolnym, które nie pobierały nauki w szkołach prywatnych lub w szkołach średnich, uczęszczać musiały do publicznych szkół powszechnych. Ludność pomorska była przyzwyczajona do powszechności nauczania, która na Pomorzu od chwili odzyskania niepodległości była całkowita w przeciwieństwie do sytuacji w województwach centralnych i wschodnich. Nadal stosowano obowiązek szkolny z czasów pruskich odnośnie dzieci czterozmysłowych227. Zgodnie z zarządzeniem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z 1932 roku w sprawie obowiązku szkolnego Inspektorat Szkolny w oparciu o informacje od kierowników szkół prowadził statystykę frekwencji dzieci. Wykresy ukazujące uczestnictwo dzieci w zajęciach lekcyjnych nazywano zmudami szkolnymi. Wyniki te odsyłano do władz administracyjnych w celu nałożenia kary. Przyczyniło się to do podniesienia frekwencji w szkołach. Mimo do w powiecie chojnickim frekwencja nie była zbyt wysoka. Wynosiła niespełna 92 %228.

W 1931 roku Inspektor Oświaty stwierdził, „że wszyscy stosują nowe metody nauczania”229. Podał nowsze sposoby opracowywania lekcji w klasie pierwszej. W pracy dydaktycznej zalecał uwzględnienie zainteresowań ucznia. Lektura domowa powinna być znana. Szkoła powinna nie tylko uczyć, ale i wychowywać, dlatego też dzieci muszą przyswoić sobie pewne nawyki230. Pozytywnie na pracę dydaktyczną nauczycieli szkół powszechnych wpłynął Związek Nauczycielstwa Polskiego, który silnie zaczął się rozwijać na Pomorzu od lat 30231.

223 H. Porożyński, op. cit., s. 71. 224 K. Trzebiatowski, op. cit., s. 82. 225 Ibidem, s. 87. 226 E. Granowska, Szkolnictwo powiatu chojnickiego w latach 1920-1932, „Zeszyty Chojnickie” 1978, nr 9, s. 42. 227 Ibidem, s. 42; K. Trzebiatowski, op. cit., s. 32. 228 E. Granowska, Szkolnictwo powszechne powiatu chojnickiego w latach 1932-1939, „Zeszyty Chojnickie” 1978, nr 9, s. 72. 229 Cyt. za: ASP 2, Ch, VII, Kronika XXX lecie. 230 ASP 2, Ch, VII, Kronika XXX lecie. 231 K. Trzebiatowski, op. cit., s. 76.

123

Pod koniec lat 30. ukształtowały się 3 „poziomy nauczania: 1) większość szkół miejskich, w których uczyli nauczyciel o najwyższych kwalifikacjach, często zakończonymi wyższymi kursami nauczycielskimi, a szkoły zostały zaopatrzone w środki dydaktyczne, odpowiednie biblioteki i czytelnie z czasopismami; 2) niektóre szkoły wiejskie niżej i wyżej zorganizowane, ale mające dobrych nauczycieli oraz środowiska, którym zależało na pozytywnych wynikach nauki dzieci, mających się dalej kształcić w szkołach średnich, na rzemieślników i w szkołach rolniczych; 3) szkoły w ubogich wioskach, a czasem i miasteczkach, do których uczęszczały dzieci z rodzin, którym zależało tylko na tym, aby wypełnić obowiązek szkolny; często nauczyciele w takich szkołach rutynizowali się i nie wkładali dużo wysiłku, aby pracę dydaktyczną unowocześnić” 232. Prawie 100% młodzieży uczęszczało do szkół powszechnych. Mimo że sytuacja szkolnictwa powszechnego uległa poprawie, to szkoły I stopnia, a więc najniżej zorganizowane, stanowiły powyżej 80% szkół powiatu. W omawianym okresie czasu pojawiła się tendencja do tworzenia szkół zbiorczych, które przejmowały dzieci ze szkół sąsiednich233.

232 Ibidem, s. 93. 233 E. Granowska, Szkolnictwo powszechne powiatu chojnickiego …, s. 79.

124

Wiesława Gołuńska

„Czerwona szkoła” dla dziewcząt na starej fotografii część VII

Grono pedagogiczne wraz z kierownikiem szkoły Franciszką Szablewską – najprawdopodobniej pierwsze lata powojenne (zdjęcie ze zbiorów prywatnych Stanisława Szablewskiego).

125

Po zakończeniu wojny funkcję kierownika szkoły pełniła w latach 1945-50 Franciszka Szablewska (szósta od lewej, pośrodku nauczycielek; zdjęcie ze zbiorów prywatnych Stanisława Szablewskiego).

Pierwsze powojenne zajęcia w Szkole Podstawowej nr 2 rozpoczęły się 15 marca 1945 roku. Kierownikiem została Franciszka Szablewska234. „Po wojnie 1945 roku zgłosiłam się znowu do szkoły polskiej. Władze szkolne powierzyły mi kierownictwo w publicznej szkole powszechnej Nr 2 w Chojnicach”235.

Franciszka Szablewska przystąpiła do pracy bez wahania w powstającym szkolnictwie, chociaż silnie oddziaływała na nią jak i na innych nauczycieli niejasna sytuacja polityczna. Nauczyciele podejmowali pracę a szkoły powstawały spontanicznie.

„Szkoła była zniszczona, bez okien. Nie było pomocy naukowych, a często brakowało tablic i ławek. Praca nauczycieli była bardzo trudna, szczególnie w starszych klasach, bo dzieci nie miały podstawowych wiadomości, a często nawet nie mówiły po polsku. Brak było podręczników. Nauczyciele, pełni zapału do pracy, sami wykonywali najpotrzebniejsze pomoce naukowe, a lekcje przygotowywali częściowo z przedwojennych podręczników (o ile się u kogoś zachowały). Potem nauczyciele uczący np. geografii, historii otrzymywali druki, które zawierały treść materiału dla klas starszych. Nauczycieli było mało bo wielu wymordowano w czasie wojny, klasy były bardzo liczne. Dzięki dobrej organizacji pracy przez kier. szkoły ob. Szablewską i dzięki sumiennej pracy nauczycieli, nauczanie z miesiąca na miesiąc stawało się milsze, a wyniki nauczania lepsze. Wizytacje inspektora szkolnego ob. mgr Wyrwińskiego, oraz wizytacje kuratoryjne oceniły pracę w szkole zawsze pozytywnie”236 – wspomina Adela Skonieczna.

Adela Skonieczna tak określiła warunki po zakończeniu wojny: „Praca i życie w pierwszych latach Polski Ludowej należą do trudnych i ofiarnych, ale wszyscy byliśmy szczęśliwi, że przeżyliśmy okrutne lata okupacji, że możemy żyć w Wolnej Ojczyźnie i pracować dla niej wychowując dzieci na dobrych obywateli”237. 1. Grono nauczycielskie 1945/1946

(ASP 2, Ch, Nr 1, l. 1950-68, Kronika Szkoły Nr 2 Chojnice; ASP 2, Ch, VII, Kronika XXX lecie. W zapisach pochodzących z archiwum szkolnego niekiedy pomijano imiona pracowników bądź posługiwano się tylko inicjałami. Przy sporządzaniu listy grona nauczycielskiego starano się uzupełnić te braki posługując się informacjami z innych źródeł np. z list obecności, kronik szkolnych, czy wspomnień. Księga ocen 1945/46)

1. Ciecierska Helena 2. Dziura [Maria] 3. Jur T. 4. Jur Z[ofia ] 5. Lisowa [Anna] 6. Kowalewska [Wanda] 7. Lange [Wanda] 8. Pawłowska Monika

234 K. Ostrowski, Szkoły bez ławek i tablic, „Zeszyty Chojnickie” 1985, nr 12, s. 14; M. Chojnacka, Chojnice. Dni Kultury Pomorskiej. Tablica i kiermasz, „Gazeta Pomorska” 30 X 2000. 235 Życiorys. Relacja Franciszki Szablewskiej – rękopis (w zbiorach prywatnych Stanisława Szablewskiego). 236 Cyt. za: ASP 2, Ch, VII, Kronika XXX-lecie. Wywiad z Adelą Skonieczną przeprowadziła Barbara Stuczka; W. Gołuńska, Wychować „nowego człowieka”, „Gazeta Chojnicka” 2 IX 2002. 237 Cyt. za: ASP 2, Ch, VII, Kronika XXX lecie. Wywiad z Adelą Skonieczną …

126

9. Steńko [Anna] 10. Szablewska Franciszka 11. Wysocka Adela

2. Grono nauczycielskie 1958/1959

(ASP 2, Ch, Nr 1, l. 1950-68, Kronika Szkoły Nr 2 Chojnice)

1. Ciechanowska Maria 2. Ciechanowski St. 3. Ciemińska W. 4. Drawska Teresa 5. Jaruszewska Irena 6. Kwiatkowska Krystyna 7. Lorek Leon 8. Polasik Jadwiga 9. Polasik Stefan 10. Sługocka M. 11. Spychalska Ludwika 12. Stanke E[dmund] 13. Stasiewicz I. 14. Trojanek Jan 15. Wilkowska K. 16. Woelk Maria 17. Zejfert Teresa 18. Ziółkowska Irena.

3. Grono nauczycielskie 1959/1960

(ASP 2, Ch, Nr 1, l. 1950-68, Kronika Szkoły Nr 2 Chojnice)

1. Borta H. 2. Ciechanowska Maria 3. Ciechanowski St. 4. Ciemińska W. 5. Drawska Teresa 6. Jankowski Z. 7. Jaruszewska Irena 8. Kwiatkowska Krystyna 9. Lorek Leon 10. Orchowska M. 11. Polasik Jadwiga 12. Polasik Stefan 13. Sejda (lub Seyda) K. 14. Sługocka M. 15. Spychalska Ludwika 16. Stanke E[dmund] 17. Stasiewicz I. 18. Trojanek Jan 19. Woelk Maria 20. Zejfert Teresa 21. Ziółkowska Irena.

127

Marcin Wałdoch

Michał Soska, Pamięć o ofiarach grudnia 1970 238

Pamięć o ofiarach grudnia 1970, to tytuł książki napisanej przez Michała Soskę. Książka tak zatytułowana posiada ten walor, którego dziś wielu autorów nie docenia. Tytuł ten bez zbędnej literackości i zaowolowania denotuje przedmiot podjętych studiów. W dobie „kultu amatora” (jak pisze i mawia Andrew Keen), tytuł zgodny z treścią jest zaletą bo oddaje prawdę z którą świat postmodernizmu, podobnie jak i innych synkretycznych ideologii (komunizm), nie ma płaszczyzny wspólnej. Struktura książki, odpowiada chronologii opisywanych zdarzeń, a wprowadzony tym samym porządek rzeczy ułatwia lekturę. Analizując konstrukcję tej pracy w oczy rzuca się dbałość o pieczołowitość w zamiarze przedstawienia tematu w sposób całościowy (np: sylwetki establishmentu włady, ofiar, członków Społecznych Komitetów Budowy Pomnika). Autor zrobił na mnie wrażenie próbą jaką podjął we wstępie („Zamiast Wstępu…” s. 5-31, omawianej książki), podejmując próbę określenia terminu „kultura pamięci”. Rozważania i refleksja autora, nad „kulturą pamięci” Polaków, buduje nie tyle wstęp co po prostu kontekst dla opisywanych zdarzeń, ale i procesów historyczno – kulturowych. Jak wielkie znaczenie ma symbol, niech świadczy fakt tego jak w określonym kontekście historycznym, kontekście doświadczeń Narodu, postrzegamy czerwoną gwiazdę, czy swastykę. W odróżnieniu od znaczenia Krzyża. Michał Soska ukazał jak ważnym jest zrozumienie kultury, tożsamości i historii narodu dla prawidłowego i zgodnego z kryteriami naukowości dokumentowaniu i charakteryzowaniu historii Narodu. Dokonał tego we wstępie. Wydaje się, że mógł to uczynić nawet z nieco ironicznym uśmiechem w kierunku „czerwonej gwardii” i apostołów „pojednania”. Ludzi tej proweniencji nienawidzą przecież prawdy, i łatwo jej się sprzeniewierzają przez unikanie kontekstu. Czytałem z zachwytem tym większym, że zakres literatury, którą posłużył się autor dla napisania wstępu jest wystarczający do napisania osobnej pracy o znaczeniu symboli w budowaniu tożsamości Narodu (piszę Naród wielką literą, bo mam na myśli Polaków). Kolejne rozdziały zawierają treść o znaczeniu generalnym. Oto poznajemy kulisy wydarzeń Grudnia 1970 roku, a następnie żądań Narodu co do budowy pomnika ofiarom grudniowych wydarzeń, historię budowy pomnika. Wiele z opisywanych przez autora zdarzeń, jest znanych, ale paradoksalnie to właśnie umożliwi czytelnikom lekturę pełną doznań (kto ma w sobie „człowieka”, bez łzy w oku przez książkę nie przebrnie), bo autor opisuje epizody mniej znane, których znaczenie dla rozwoju sytuacji było determinujące. Wartością tej książki jest szerokie wykorzystanie dokumentów archiwalnych, i dostępnej literatury.

238 M. Soska, Pamięć o ofiarach grudnia 1970, Wydawnictwo Nortom 2010, stron 155.

128

Michał Soska nie pozostawia wątpliwości, kto był odpowiedzialny za tragedię Grudnia 1970. Nie pozostawia też złudzeń co do tego komu można zawdzięczać ten fenomen działalności stricte obywatelskiej w zatomizowanym społeczeństwie państwa totalnego – budowa pomnika upamiętniającego zabitych stoczniowców.

Michał Soska rocznik 1982, to człowiek młody, a podejmuje tematy, których przedstawianie było do tej pory domeną ludzi roku 68. Tych, którzy uważani byli za „prawdomównych” dzięki wielkonakładowym wydawnictwom, czas ludzi skażonych starym system i starymi zależnościami mija. Zmysł krytyczny ludzi młodych pozwala na dostrzeganie prawd historycznych poza ideologicznym interesem konstytuującym poznanie.

Warto przeczytać aby umocnić się w prawdzie co do istoty systemu totalitarnego, ale też po to, aby zrozumieć że relatywizm tak promowany przez szereg mediów nie ma na celu „nie – oskarżania” niewinnych, a ma na celu „wybielanie” winnych. Winni jacy są każdy…powinien wiedzieć.

129

Dawid Prochowski

Michał Soska, Za świętą Ruś. Współczesny nacjonalizm rosyjski – zarys

ideologii 239

Michał Soska podjął się niezwykle trudnej inicjatywy – próby zdefiniowania i wyjaśnienia pojęcia rosyjskiego nacjonalizmu na gruncie różnych nurtów i idei. Pojęcie rosyjskiego nacjonalizmu jest bowiem pojęciem wyjątkowym, a przede wszystkim wielowątkowym. Rosyjski nacjonalizm ma wiele twarzy. Dlatego też od badacza wymaga zaprezentowania różnych idei i pojęć, często wzajemnie się przenikających, które wykształciły się w Rosji na przestrzeni wieków i zakorzeniły się np. w programach niektórych partii politycznych. Jest to praca trudna i wymagająca doskonałej wiedzy i umiejętności poruszania się swobodnie na wielu płaszczyznach poglądów i przekonań, myśli i idei, które razem spinają się w jedną całość rosyjskiego pojmowania rzeczywistości. Recenzowana praca jest próbą – jak to określa sam autor – przedstawienia ważniejszych współczesnych doktryn i nurtów politycznych uważanych za nacjonalistyczne, imperialistyczne i antyokcydentalistyczne. I trzeba wyraźnie podkreślić jest to próba udana. Jak sam słusznie wskazuje, uzasadnieniu postulatów nacjonalistycznych i imperialistycznych służą różniące się pomiędzy sobą doktryny polityczne, konkludując dalej, iż wpisuje się to w pewną odrębność cywilizacji rosyjskiej, wyrażającej się w bardzo swoistym postrzeganiu historii, często wypaczanej. Dlatego też w niniejszej pracy starano się odpowiedzieć na pytanie, jak poszczególne nurty rosyjskiej myśli nacjonalistycznej postrzegają historyczne dzieje państwa rosyjskiego, okres przemian politycznych w ostatnim okresie i jak wyobrażają sobie idealną formę ustrojową, gospodarczą i zakres terytorialny współczesnej Rosji. W pracy wykorzystano obszerną literaturę przedmiotu wyłącznie w języku polskim, nie opierając się jednakże na źródłach rosyjskojęzycznych. Autor pominął także dwie pozycje bibliograficzne, traktujące o rosyjskim nacjonalizmie – pracę Andrzeja de Lazari, Czy Moskwa będzie Trzecim Rzymem. Studia o nacjonalizmie rosyjskim, a także pracę Iwony Massaki, Euroazjatyzm: z dziejów rosyjskiego misjonizmu. Jednak materiał bibliograficzny, którym posłużył się autor jest wystarczający, aby poznać współczesne doktryny i nurty polityczne w Rosji, które możemy sklasyfikować jako nacjonalistyczne. Praca podzielona została na trzy rozdziały - jak wskazuje sam autor – pokrywające się częściowo z podziałem nacjonalizmu rosyjskiego, dokonanym przez Romana Szporluka w pracy Imperium, komunizm i narody. Wybór esejów.

239 M. Soska, Za świętą Ruś. Współczesny nacjonalizm rosyjski – zarys ideologii, Wydawnictwo von borowiecky, Warszawa 2009, stron 230.

130

W pierwszej części pracy autor starał się ukazać podobne konotacje trzech nurtów rosyjskiego nacjonalizmu – euroazjatyzmu, wszechrosyjskości i narodowego komunizmu, starając się dowieść, iż wszystkie trzy nurty są do siebie bardzo zbliżone i trudno je rozróżnić, a także to, iż wpisują się one odmianą jednego nurtu rosyjskiej myśli nacjonalistycznej – nurtu imperialistycznego. W rozdziale tym autor słusznie wyszedł od analizy euroazjatyzmu Lwa Gumilowa, akcentując także wyraźnie poglądy Aleksandra Dugina – twórcy odmiany współczesnej euroazjatyzmu. Drugą część pracy poświęcił autor rozważaniom na temat entocentryzmu rosyjskiego, starając się wyjaśnić jego genezę i sens. Co warte podkreślenia nie pominął tutaj kwestii odrębności cywilizacyjnej Rosji na gruncie tego nurtu, a także roli i znaczenia elementów kultury, ideowości i duchowości. W rozdziale tym, bardzo trafnie zostały także zaprezentowane poglądy Aleksandra Sołżenicyna – jeśli chodzi o wizję Rosji współczesnej i krytykę cywilizacji zachodniej. W ostatniej części pracy autor podjął się uporządkowania i analizy idei propagowanych przez ugrupowania neofaszystowskie i narodowosocjalistyczne w Rosji. Przedstawił on genezę i istotę faszyzmu na gruncie rosyjskim, słusznie poświęcając dwóm najważniejszym ugrupowaniom dwa osobne podrozdziały – Rosyjskiej Jedności Narodowej – Aleksandra Barkaszowa i Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji – Władimira Żyrinowskiego. Ogółem książka Michała Soski jest pozycją bardzo wartościową. Porządkuje poszczególne nurty rosyjskiej myśli nacjonalistycznej, ale przede wszystkim jest napisana językiem zrozumiałym i przystępnym dla każdego czytelnika, co stanowi ogromny atut dla poznania przecież skądinąd trudnej tematyki nacjonalizmu rosyjskiego nie tylko dla badaczy tego nurtu, ale przede wszystkim studentów nauk społecznych i osób zainteresowanych poznaniem i zrozumieniem „rosyjskiej duszy”. Niewątpliwie na kanwie ostatnich wydarzeń pozycja ta powinna znaleźć się w każdej domowej biblioteczce.

131

Krzysztof Szulczyk

Adam Węsierski, Śliwicki etos pracy organicznej na przykładzie

działalności księdza Teofila Krzeszewskiego 240

Ks. Teofil Krzeszewski to jeden z tych ludzi, którego działalność

doceniono za życia, lecz w latach późniejszych karty jego pamięci pokryły się warstwą zapomnienia. Jego służba, jako duchownego i polskiego patrioty, to pasjonującą historia człowieka niezłomego, pełnego energii i wiernego wartościom chrześcijańskim, stawiającego czynny opór niemieckiej polityce germanizacji narodu polskiego.

Próbę opisania życia ks. T. Krzeszewskiego, a przede wszystkim jego osiągnięć na niwie społeczno – politycznej podjął Adam Węsierski. Jest jednym z historyków pasjonatów, zajmujący się meandrami lokalnej przeszłości. Już od wielu lat ukazuje wszelakie aspekty życia społecznego i politycznego na terenie XIX i XX wiecznego powiatu tucholskiego. Cegła po cegle buduje nam obraz naszych przodków, którzy w całkowicie odmiennych warunkach od naszych musieli zmagać się z obcymi żywiołami w postaci zaborców, w walce o przetrwanie bytu narodowego i tradycji, która temu bytowi dawał fundamenty do dalszej walki o wolną Polskę. A. Węsierski jest absolwentem Uniwersytetu Gdaskiego. Obecnie cyklicznie drukuje swoje artykuły w lokalnej gazecie „Tygodnik Tucholski”. Jest też autorem artykułów naukowych w „Studiach Pelplińskich”, w których m.in. opisał działalność ks. Stanisława Sychowskiego241, kontynuatora dzieła ks. T. Krzeszewskiego. Wydał już kilka monografii poświęconych ziemi śliwickiej 242, której z resztą jest mieszkańcem. Jest też od lat stałym autorem wydawnictwa popularno – naukowego „Zapiski Tucholskie”. Omawiana praca jest próbą rekonstrukcji działalności ks. T. Krzeszewskiego, składa się z pięciu rozdziałów, które w sposób systematyczny omawiają życie i aktywność społeczną duchownego. A. Węsierski w swoim opracowaniu przedstawia losy ks. T. Krzeszewskiego wraz z opisem cech będących charakterystycznymi dla tej epoki m.in.: budowa nowoczesnego bytu narodowego, rodzenie się doktryn politycznych, rola i znaczenie duchowieństwa w społeczeństwie, walka z ciemiężycielem niemieckim. Przykład ks. T. Krzeszewskiego pozwala zrozumieć szerszy kontekst polityczny ówczesnej sytuacji społeczno – politycznej.

240 A. Węsierski, Śliwiecki etos pracy organicznej na przykładzie działalności księdza Teofila Krzeszewskiego, Śliwice 2010, stron 76. 241 Tenże, Działalność socjalna i wychowawcza ks. Stanisława Sychowskiego, „Studia Pelplińkie” 2009, t. XLI, s. 15-54. 242 Zob.: Tenże, Dzieje parafii św. Katarzyny w Śliwicach w czasach zaboru pruskiego (1870 - 1920), Śliwice 2009.

132

We Wstępie autor postawił sobie za zadanie ukazania na przykładzie bohatera opracowania przedstawienie XIX wiecznej koncepcji pracy organicznej, nurtu pozytywistycznego, który był sprzeczny z romantycznym duchem walk niepodległościowych, i jej wpływ na społeczność śliwicką. „Praca u podstaw” to najpierw budowanie solidnego fundamentu społecznego, opartego na więzach międzyludzkich, związanego z kultywowaniem tradycji, historii Polski niepodległej oraz ekonomicznego, który byłby punktem wyjścia do przeciwstawienia się zaborcom i odzyskania upragnionej niepodległości.

Z dwóch pierwszych rozdziałów możemy się dowiedzieć o dzieciństwie i latach młodzieńczych przyszłego kapłana, jego edukacji w duchu patriotyzmu polskiego i przywiązania do religii katolickiej. Ideę polskości zaszczepił w młodym Teofilu jego ojciec, który był nauczycielem oraz organistą w Prątnicy (ówczesny teren Prus Zachodnich a obecnie powiat iławski). To właśnie rodzina dała solidne podstawy merytoryczne, ale również wartości emocjonalne do przyszłej pracy organicznej.

Kolejnym krokiem przyszłego księdza była nauka w gimnazjum w Chełmnie. Było to ówcześnie jedno z najlepszych pomorskich gimnazjów. Już wtedy Teofil Krzeszewski wykazał się dużą odwagą, gdyż zapisał się do tajnej patriotycznej organizacji filomackiej „Mickiewicz”, co było surowo zabronione przez ustawodawstwo pruskie i groziło karą więzienia. Działalność w tych strukturach A. Węsierski puentuje tak: „ […] praca samokształceniowa w tajnej organizacji była dla przyszłego kapłana i społecznika praktyczną lekcją patriotyzmu, odwagi i wytrwałości. Tutaj poprzez upór i wysiłek kształtowała się jego dojrzałość, wytrwałość, zaangażowanie i poświęcenie dla sprawy narodowej i społecznej”243. Późniejsza edukacja w seminarium duchownym w Pelplinie, była utrwalaniem zasad, wzorców zachowań i wartości wyniesionych z rodzinnego domu i z czasów gimnazjalnych. Na uwagę zasługuje fakt, iż w tym czasie kościół cieszył się dużą autonomią, ze względu na posiadany autorytet moralny. Właśnie ta swoboda myślowa i nakierowanie wykładowców pochodzenia polskiego w seminarium na sprawy polskie dała przyszłemu księdzu możliwość utwierdzenia się w postawie godnej prawdziwego Polaka patrioty. Ks. T. Krzeszewski w Śliwicach pełnił posługę kapłańska 14 lat. Był to okres ciągłych zmagań z zaborcą. Sytuacja jaką zastał na początku swojej pracy w parafii nie była łatwa: duża pauperyzacja społeczeństwa i co ciekawe emigracja zarobkowa lokalnej społeczności aż do Brazylii (jest to temat, który warto by poruszyć w osobnym opracowaniu). Autor na przykładzie śliwiczan pokazuje warunki w jakich musieli funkcjonować inicjatorzy pracy organicznej. Szeroko zakrojona przez Niemców akcja Kulturkampfu ograniczał podejmowanie jakichkolwiek działań, które miałyby nacechowanie polskie i wymowę antyniemiecką. Dochodziło do nękania polskich animatorów poprzez wyroki sądowe, kary finansowe itd. Mimo negatywnej postawy władz niemieckich Polacy podejmowali próby reaktywacji inicjatyw propolskich.

243 Tenże, Śliwicki etos pracy organicznej na przykładzie działalności księdza Teofila Krzeszewskiego, Śliwice 2010, s. 13.

133

Czytelnicy mogą się dowiedzieć o roli ks. T. Krzeszewskiego w powstawaniu organizacji patriotycznych, o ich historii, strukturach i oddziaływaniu na społeczeństwo lokalne. Duchowny był jednym z inicjatorów powstania i rozwoju Towarzystwa Rolniczego w Śliwicach, ale również w Tucholi, Gostycynie i Raciążu. Do podniesienia poziomu ekonomicznego mieszkańców powołano w 1873 roku Bank Ludowy w Śliwicach. Jak podkreśla autor ks. T. Krzeszewski, był jednym z tych osób, które aktywnie działały w pomorskim systemie spółdzielczości kredytowej. W sferze oświatowo – kulturalnej jednym z pierwszych działań było założenie w Śliwicach biblioteki przy współdziałaniu Towarzystwa Oświatowy Ludowej (TOL) w Poznaniu. Biblioteka i jej działalność, poprzez promowanie języka polskiego i kultury ojczystej przyczyniała się w sposób istotny do wzrostu świadomości narodowej, stanowiła dla Niemców ośrodek polskiej myśli niepodległościowej, więc zaborca poprzez ciągłe szykany ostatecznie nakazał zamkniecie palcówki oświatowej. Jednak ks. T. Krzeszewski nie poddał się i w 1880 roku założył nową bibliotekę, która weszła w skład Towarzystwa Czytelni Ludowych (TCL) w Poznaniu. Jeden z z twórców Hakaty, organizacji, która postawiła sobie za główny cel ostateczną germanizację ziem polskich w zaborze pruskim, Heinrich Tiedemann stwierdził wprost, oceniając działalność TOL i TCL:

„To ci, co piszą i czytają polskie książki, są najgorszym rozsadnikiem polskiej zarazy” 244.

Organizacje powoływane z inicjatywy i przy współudziale ks. T. Krzeszewskiego miały jeszcze jeden wymowny aspekt. W zamawianych periodykach do TOL i TCL dla mieszkańców Śliwic i okolic były pozycje, które jak większość odnosiły się negatywnie do germanizacji, ale również do idei socjalistycznych. Trzeba mieć na uwadze okres w jakim się to działo lata 70 i 80 XIX wieku, a więc czas rodzenia się głównych doktryn politycznych, które w XX wieku pokazały swoje ciemne oblicze – socjalizm i komunizm.

Ks. T. Krzeszewski poprzez swoją postawę i nacisk na sprawy narodowe i wiarę katolicką jest zaliczany do jednego z członków elity pomorskiego ruchu narodowego, który odegrał wiodącą rolę w odzyskaniu przez Polskę niepodległości, gdyż późniejszy wybitny przywódca narodowców Roman Dmowski, na konferencji pokojowej w Wersalu, negocjował po zakończeniu pierwszej wojny światowej warunki pokoju i granic niepodległej Polski.

Zasługi ks. T. Krzeszewskiego dla sprawy polskiej zostały docenione przez Polski Komitet Wyborczy ( środowisko skupiające ziemian, księży i przedstawicieli inteligencji świeckiej), gdyż został wyznaczony na kandydata do sejmu pruskiego z Prus Zachodnich z okręgu chojnicko – tucholsko – człuchowskiego. Miał wtedy 32 lat.

Ks. T. Krzeszewski nie bał się mówić publicznie tego, co było zaborcy niewygodne. Domagał się przywrócenia języka polskiego w szkołach i urzędach. Walczył również w obronie autonomicznych praw Kościoła katolickiego.

Trzeba podkreślić, iż autor jest pierwszym historykiem, który pokusił się o napisanie w formie biografii życia i działalności ks. T. Krzeszewskiego, a więc opracowanie otwiera drzwi do dalszych badań nad postacią wybitnego polskiego 244 Cyt. za: tamże, s. 39.

134

duchownego. Dobór źródeł i ich kwerenda przez autora zasługuje na uznanie. Dosłownie z aptekarską dokładnością przytacza teksty źródłowe, które stanowią podstawową kopalnię wiedzy na temat duchownego ze Śliwic.

Jest to wspaniała lekcja historii, która w sposób prosty i przystępny, przy zachowaniu rygorów opracowania naukowego, opisuje rozwój ducha narodowego wśród Polaków na przykładzie ziemi śliwickiej. Był to czas wielkich przemian i budzenia się do życia narodów. Dowiadujemy się o bolączka życia Polaków, będących pod ścisłym nadzorem zaborcy. Autor na ogólnym tle społeczno – politycznym, będącym wyznacznikiem działalności Polaków pokazuje codzienną walkę z jarzmem zaborczym, instrumenty wykorzystywane do budowania i potrzymania jedności i konsolidacji narodowej. Można stwierdzić, żeby nie postawa kościoła katolickiego, duchowieństwa i tych wszystkich świeckich animatorów życia społeczno – polityczno – ekonomicznego, nie można by było mówić o wolnej Polsce po 1918 roku.

Opracowanie to można również potraktować jako opis pewnego pokolenia Polaków drugiej połowy XIX wieku, które diametralnie zmieniło podejście do zagadnienia związanego z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Tylko ciężką pracą i budowaniem więzi międzyludzkich można było osiągnąć sukces.

W dzisiejszym świecie zdominowanym przez konsumpcjonizm i błogie, lecz złudne, poczucie bezpieczeństwa i pokoju, opracowanie stanowi memeno o tym, że o ojczyznę trzeba walczyć zawsze. Nasi przodkowi, m.in. ks. T. Krzeszewski, dali nam ku temu podwaliny, a my musimy wykorzystać ich spuściznę myślową do budowania lepszej i silniejszej Polski.

135

Oskar Szwabowski

Fałsz bez odpowiedzi

“Zindywidualizowane społeczeństwo” Zygmunta Baumana stanowi zbiór artykułów z których część ukazała się wcześniej w pismach naukowych, również w periodykach polskojęzycznych. Zebranie ich i wydanie w formie książki wydaje się dobrym pomysłem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że tak zwane pisma naukowe docierają do wąskiej grupy czytelniczej. Przeciętny obywatel czy obywatelka omijają tego typu publikacje uznając je za akademickie, czyli ciężko lub niestrawne dla nieprzyzwyczajonych żołądków. Tymczasem pisanie Baumana wymyka się manierze naukowości, gdzie często pod wyszukanym językiem specjalistycznym kryją się karłowate myśli bądź ich brak, gdzie poruszane kwestie nie dotyczą problemów społecznych, jakości wspólnotowego bytowania, ale zawężone są do hobbistycznego kręgu zwanego specjalizacją. To nie jest pisanie i myślenie Baumana i w tym sensie nie jest on akademickim myślicielem. Jest on intelektualistą zaangażowanym.

Niniejszy zbiór stanowi próbę, kolejną, odpowiedzi na palące pytania społeczne, które stały się obsesją Baumana w ostatnich latach jego pracy intelektualnej. Pytania stające przed każdym z nas, pytania, w pewnym sensie, codzienne, a mimo to pozostawione bez odpowiedzi. Raczej dosuwane, zagłuszane rozrywkową muzyką i śmiechem sitcomów, usypiane kolorowymi pismami, wieczorną projekcją amerykańskiego snu z Hollywood albo, jak zauważa Giddens245, pornografią. Ta nasza ucieczkowa reakcja, wybór “słodkiego cycka” zamiast próby reformy, działania politycznego, również stanowi przedmiot refleksji Baumana. A może przede wszystkim ona. Dlaczego, będąc racjonalnymi istotami, nie jesteśmy w stanie racjonalnie odpowiedzieć na zagrożenia związane z nowym stylem życia, organizacji życia społecznego? Dlaczego koncentrujemy swoją energię “na przedmiotach i celach pozbawionych związku przyczynowego z prawdziwymi źródłami tych niewygód i zagrożeń” 246? Dlaczego nasze jednostkowe narracje nie są w stanie przekroczyć subiektywnej perspektywy? Co się stało z przestrzenią publiczną i dobrem, czy też dobrami wspólnymi? Takimi pytaniami Bauman zakreśla pole swojej refleksji. Zakreśla, a raczej otwiera, gdyż przegląd tematów jest doprawdy całościowy: od problemu pracy po zmiany w alkowie, przez globalne zmiany w strukturze społecznej po

245 “Można powiedzieć, że skomercjalizowana seksualność służy odwracaniu uwagi społeczeństwa masowego od jego prawdziwych potrzeb, jakie by one nie były.” Anthony Giddens, Przemiany intymności. Seksualność, miłość i erotyzm we współczesnych społeczeństwach, tłum. Alina Szulżycka, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa, 2006, s.209. 246 Zygmunt Bauman, Zindywidualizowane społeczeństwo, tłum. Olga i Wojciech Kubińscy, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk, 2008, s.22.

136

analizę konkretnych instytucji (np. uniwersytetu), przez refleksję “metodologiczną” po zadumanie nad problemami etycznymi.

Kluczowym problemem, punktem odniesienia, jest indywidualizacja. Przejawia się ona zarówno na poziomie teoretycznym, jako specyficzna forma krytyki, rozbijająca i uniemożliwiająca istnienie innych sposobów analizy rzeczywistości społecznej; na płaszczyźnie politycznej podważając istnienie demokracji; na płaszczyźnie etycznej problematyzującej istnienie wartości ogólnych czy odpowiedzialności za bliźniego; na płaszczyźnie życia codziennego; na płaszczyźnie instytucjonalnie. Nie trzeba chyba dodawać, że wszystkie te poziomy, rejony łączą się ze sobą, wzajemnie na siebie wpływają, tworząc całość nazywaną oksymoronicznie zindywidualizowany społeczeństwem.

Rekonstrukcja głównych wątków wymagałaby napisania małej pracy na co w recenzji nie ma miejsca. Zamiast tego postaram się zarysować, bardzo ogólnie, logikę wywodu Baumana dotyczącą destrukcyjnego aspektu indywidualizacji systemowej.

Wydaje się, że w przypadku emancypacji jednostki, mamy do czynienia z paradoksem o którym wspomina Baudrillard: “wyzwalanym nigdy nie jest ten, o kim myślimy, że jest: dziecko, niewolnik, kobieta, skolonizowany. To zawsze ktoś inny wyzwala się od niego, pozbawia się go w imię wolności i emancypacji”247. Tak jest i z jednostką – to władza państwa i kapitału wyzwoliła się od jednostki. Emancypacja pozwoliła tak naprawdę na transfer odpowiedzialności. Jesteś wolny, więc za wszelkie niepowodzenia możesz winić tylko siebie. Jesteś wolny, więc twoja sytuacja egzystencjalna, status społeczny, ogólne zadowolenie, jest jedynie wynikiem twoich działań.

Powyższa narracja indywidualistyczna, jak zauważa Baumana, rozbraja wszelką krytykę przekraczającą rachunek sumienia. Krytyka przemienia się w samokrytykę, to co kiedyś miało stanowić wyzwanie dla wspólnoty, dziś zostało przedstawione jako zadanie jednostki. Społeczne problemy zostają zamienione w problemy indywidualne, mające znaleźć rozwiązanie w biografii. Bezrobocie to tylko moment w mojej prywatnej historii z którego muszę się wydostać czy to zapisując na kolejny kurs, czy bardziej wnikliwie studiując oferty pracy. Brak pracy jest takim samym zdarzeniem jak choroba. Taka samokrytyka osłania działania władzy i kapitału, jak też jest jałowa. Jak mówi Bauman, nie można w sposób jednostkowy rozwiązać społecznych problemów.

Panowanie samokrytyki wiąże się niewątpliwie z kresem społeczeństwa i zapanowania zbioru atomów. Panowaniem, które niszczy podstawy demokracji: przestrzeń publiczną i debatę nad społecznymi problemami. W rozdziale zatytułowanym “Krytyka – sprywatyzowana i rozbrojona” przywołuje metaforę kempingu, która opisywać ma zmianę statusu krytyki w późno nowoczesnym społeczeństwie. Kemping nie jest wspólnym gospodarstwem domowym, z podziałem pracy, wzajemną kontrolą i wspólnym bytem. Kemping jest miejscem

247 Jean Baudrillard, Przed końcem. Rozmawia Philippe Petit, tłum. Renata Lis, Sic!, Warszawa, 20001, s.80.

137

w którym przebywa się tymczasowo. Przybywamy z własnym domem, wyposażonym we wszystko czego nam potrzeba. Przybywamy z własnymi planami podróży, których z nikim nie musimy uzgadniać. Lokujemy się w miejscu za które zapłaciliśmy, wśród innych równie samowystarczalnych turystów, z ich mapami, planami. Wśród obcych i obojętnych. O ile tylko nie przeszkadzają naszemu wypoczynkowi, nie musimy nawiązywać z nimi rozmowy. Przebywając tymczasowo nie interesują nas filozofia jaka leży u podstaw funkcjonowania kempingu, ale tylko to czy mamy wystarczająco miejsca, czy jest ciepła woda itp. Gościnność kempingu jaka ma obrazować gościnność współczesnego społeczeństwa dla krytyki jest otwarta jedynie dla zarzutów ze strony konsumentów, a nie producentów, obywateli, nie ma w nim miejsca dla krytyki zaproponowanej przez między innymi Adorno i Horkheimera.

Zindywidualizowane społeczeństwo cechuje więc teoretyczne zawężenie perspektywy, swoista tabuizacja refleksji strukturalnej, przekraczającej jednostkowe istnienie, wzrok zostaje skierowany do wnętrza podmiotu. Ma to politycznie, ekonomicznie jak i etycznie doniosłe konsekwencje.

Powyższe zawężenie perspektywy usuwa możliwość mówienia o dobrach wspólnych, jak również narrację dotyczącą zbiorowości. Nie istnieje już wspólny los. Łączy nas tylko samotność. Potwierdzana poprzez karykaturalną postać przestrzeni publicznej. W świetle jupiterów rozmawia się o prywatnych problemach, o sprawach intymnych. Jak zauważa Furedi, zainteresowanie polityką sprowadza się do śledzenia życia polityków. Co jedzą? Co piją? Z kim sypiają a z kim nie? Jedne z wielu gwiazd mających dostarczyć rozrywki. “Obraz współczesnej polityki został zdominowany przez osobowości i działania jednostkowe. Skoro życie publiczne stało się pustą skorupą, na sferę publiczną projektuje się prywatne sprawy”248. Furedi stwierdza, że nastała epoka mikropolityki, czyli mówienia o problemach w odpolitycznionym języku, odwołującym się do indywidualnych przekonań, sumienia, czy też wyrażana w bezosobowym, technicznym języku, który sprawia wrażenie obiektywnego. Furedi uważa, że taki język jest niezgodny z polityką rozumianą w demokratyczny sposób. Maskuje spór, wolę, przedstawiając interesy pewnej grupy jako działania wynikające z istoty rzeczy, z profesjonalnego rozpoznania warunków. Skazuje to społeczeństwo na dyktat technokratów. Podobnie stwierdza Bauman. Panowanie systemowej jednostki, kolonizacja języka i przestrzeni przez intymność, problematyzuje samo społeczeństwo obywatelskie. Jednostka jest wrogiem obywatela, mówi Baumam.

Nakaz bycia jednostką okazuje się destrukcyjny, jak również, stwierdza Bauman, nieznośny. Nasze formalne trwanie jako podmiotów, wymóg autonomicznego istnienia, z jednoczesną niemożliwością osiągnięcia tego stanu, pogłębia schizoidalność naszej sytuacji. W płynnej rzeczywistości, w której nieustannie musimy biec, aby utrzymać się w miejscu, gdzie nie tyle wizja raju, a raczej mroczny cień wysypiska śmieci motywuje nas do działania, ta utrata 248 Frank Furedi, Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści, tłum. Katarzyna Makaruk, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 2008. s. 89.

138

“bezpieczeństwa ontologicznego”, kondycją nasza jest bliska kondycji schizofrenika. Laing opisuje osobę schizoidalną jako taką, która nieustannie oscyluje między izolacją a pochłonięciem. Między totalnym osamotnieniem, w którym relacja z innymi jest niemożliwa, jest “martwą relacją”, kontakt zagraża istnieniu danej jednostki, a pochłonięciem, zlaniem się z tłem, gdzie jako jednostka przestaje istnieć. W przypadku jednostki schizoidalnej nie mamy do czynienia z autonomicznym podmiotem, z prywatnością umożliwiającą “porwane” kontakty międzyludzkie. Jak pisze Laing: “osoba ontologicznie niepewna pochłonięta jest raczej chronieniem własnego bytu, nie pozwala sobie na osiąganie zadowolenia czy przyjemności, już bowiem zwykłe otoczenie zagraża jej niskiej barierze bezpieczeństwa”249. Wydaje się, że jednostka taka oscyluje nieustannie między rządami autorytarnymi (izolacja) a totalitarnymi (pochłonięcie) – demokracja jawi się jako sen, czy nawet niebezpieczne pragnienie, jest stanem budzącym lęk. Brak poczucia bezpieczeństwa ontologicznego, zamykającego jednostkę na świat zewnętrzny, traktujący inność w kategoriach zagrożenia, skutecznie uniemożliwia pojawienie się etosu demokratycznego, zaangażowania w politykę wspólnotową czy emancypacyjną. Wzmacnia natomiast policyjną funkcję państwa, która jest zgodna z interesami elit finansowych: z jednej strony tymczasowo usypia niepokój, poddaje substytut bezpieczeństwa, z drugiej, pozwala niwelować opór, poddaje kontroli elementy wywrotowe, kontestujące neoliberalny (nie)porządek.

W tej perspektywie ustanowienie bezpieczeństwa ontologicznego stanowi pierwszy krok do odrodzenia przestrzeni publicznej. I tak, wydaje się, należy odczytywać opowiedzenie się Baumana za państwem socjalnym. Argumentacja przedstawiona przez krytycznego myśliciela omija sprawy ekonomiczne, odrzuca myślenie rynkowe. Państwo socjalne wobec przemian w sferze produkcji nie może zostać ustanowione na narracji ekonomicznej. Kapitał nie potrzebuje utrzymywać rezerwowej armii pracowników, czemu służyło socjalne opiekuńcze250. “[U]bodzy są bezwartościowi również jako konsumenci” 251 toteż utrzymywanie ludzi na przemiał jest marnotrawstwem. Nie są oni pod względem ekonomicznym w jakikolwiek sposób wartościowi. Politycznie zaś nędzny los ludzi zbędnych może warunkować zgodę na mniej nędzny los pracownika i konsumenta. Obraz wykluczonego, pozbawionego podstaw biologicznego przetrwania osobnika, działa dyscyplinująco. Pozytywnie waloryzuje, stwierdza Bauman, ciężki los tych, co jeszcze nie zostali zesłani na wysypisko. Rozbrat instrumentalnej racjonalności z etyką, którego organizacyjnym wyrazem było właśnie państwo socjalne, sprawia, że etyka pozostaje osamotniona. Jednakże ta osamotniona narracja, nie znajdująca oparcia w autorytecie księgowych i menadżerów, stanowi jedyny język w którym możemy obronić państwo opiekuńcze. Państwo socjalne jest społeczną pozytywną odpowiedzią na pytanie 249 R. D. Laing, Podzielone “ja”. Egzystencjalistyczne studium zdrowia i choroby psychicznej, tłum. Maciej Karpiński, Rebis, Poznań, 1999, s.54. 250 Utrzymywanie na określonym poziomie biologicznym, potrzebnym do ewentualnego wykonywania zawodu, ale też dyscyplinowania, poddawania kontroli. Zob. T. Geisen, Państwo socjalne w okresie modernizmu. O powstaniu systemów zabezpieczenia społecznego w Europie [w:] Państwo socjalne w Europie. Historia – Rozwój - Perspektywy, red. K. Piątek, Toruń, 2005. 251 Z. Bauman, Zindywidualizowane…, s. 96.

139

“Czy jestem stróżem brata mego?”. Bycie stróżem, jak również świadomość bycia chronionym, może stanowić obronę przed późno nowoczesną niepewnością ontologiczną. Odpowiedzialność wyzwala nas z izolacji, nie staję już sam, ale z innymi, i jeżeli upadnę, to razem z innymi. Taka wspólnotowa postawa może zapewnić podstawę dla odwagi politycznej. Odwagę dla eksperymentu, odbicia się, może w kierunku królestwa wolności… A już na pewno przyczyni się do podniesienia jakości życia, naszych standardów społecznych, której nie sposób ująć poprzez wskaźniki PKB.

Bauman stwierdza, że “[l]udzką jakość społeczeństwa należałoby mierzyć jakością życia jego najsłabszych członków”252. Jest to nie tylko postulat polityczny, ale również określenie się, zajęcie stanowiska. Stanowiska jakie w swoim czasie zajął Max Horkheimer. I również jak Horkheimer potwierdza je swoimi pracami.

Każdy kto miał okazję spotkać się z twórczością Baumana przekonał się, że jest on myślicielem wrażliwym, spełniającym kryterium krytycznej refleksji, które głosi by opowiadać się po stronie słabych, wykluczonych, cierpiących, a nie sytych i chronionych przez uzbrojonych strażników, cyfrowe kamery i czujniki ruchu, wysokie mury i druty kolczaste strzeżonego osiedla. Krytyk, intelektualista zaangażowany, zamieszkuje, przynajmniej mentalnie, w slumsach. W brudnych kamienicach śródmieścia, szarych bokowiskach zaludnionych przez zbędnych i pozbawionych perspektyw osobników obojga płci.

Niemniej nasuwa się uwaga, że slumsy zamieszkałe przez Baumana są ulokowane w europejskich lub amerykańskich miastach, a wykluczeni za którymi się opowiada zamieszkują kraje rozwinięte. Peryferia i półperyferyjne kraje kryją się za mgłą, są ziemią nierozpoznaną. Miejsce znajdując niejako tylko w przypisach. Na obronę Baumana można powiedzieć, że sytuacja państw Europy i USA, krajów rozwiniętych, stanowi przyszłość krajów peryferyjnych. Bazuje on raczej na teorii modernizacji niż teorii zależności czy systemu-świata szkoły “Annales”. Ponadto znaczna część analiz dokonywana jest na wysokim poziomu ogólności, który zezwala na teoretyczne nie ujmowanie lokalnej specyfiki. “Zezwolenie” takowe nie usuwa jednak błędów wspomnianych stanowisk.

Brak lokalności, czyli uwzględnienie specyfiki, konkretu, sprawia, że problemy społeczne nabierają u Baumana charakteru czysto spekulatywnego, a tym samym utrudniają rozpoznanie możliwych rozwiązań. Węzeł gordyjski został rozsupłany przy pomocy czynu, tymczasem opór, walka, liczne stowarzyszenia formalne i nieformalne, które w sporze poszukują nowej wspólności, są w rozważaniach Baumana nieobecne. Nie oznacza to oczywiście, że refleksja socjologa i filozofa jest bez wartości.

Pisanie i myślenie Baumana sytuuje się w przestrzeni publicznej, stanowi moment dialogu. Bauman zwraca się do czytelników i czytelniczek, zadaje im trudne pytania, zachęca do przemyślenia swojej kondycji i odpowiedzi. Zatytułowałem recenzję “fałsz bez odpowiedzi”, który jest według Deborda 252 ibidem, s. 101.

140

jedną z cech spektaklu zintegrowanego, nowej, bezosobowej formy dyktatury253. Bauman, i podobni jemu intelektualiści, z jednej strony potwierdzają diagnozę sytuacjonisty, z drugiej starają się zadać jej kłam. A może nie tyle obalić samą tezę, co samą dyktaturę. Zaczynając od odpowiedzi na kłamstwo, przerywając milczenie, starając się odnowić opuszczoną agorę. Agorę, której losy zależą jedynie od nas, obywateli i obywatelek. Na zawodowych polityków, stwierdza Bauman, nie ma co liczyć. Oni są raczej częścią problemu, a nie rozwiązaniem.

Zamieszczone artykuły stanowią niejako przegląd problematyki poruszanej, i rozwijanej, w licznych dziełach Baumana. Tym samym dla tych, co nie mili jeszcze styczności z jednym z najciekawszych intelektualistów współczesnych, może stanowić dobre wprowadzenie, zaś dla czytelników Baumana przypomnienie najważniejszych myśli, ponowne wejście w trudny dialog o bolączkach późnej nowoczesności.

Zygmunt Bauman, Zindywidualizowane społeczeństwo, tłum. Olga i Wojciech Kubińscy, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk, 2008, ss. 308.

[email protected]

253 “Społeczeństwo, które w toku swojej modernizacji osiągnęło stadium zintegrowanej spektakularności, charakteryzuje się przede wszystkim pięcioma sprzężonymi cechami: bezustanną innowacją technologiczną, fuzją gospodarki i państwa, powszechną tajnością, fałszem pozostającym bez repliki, wieczną teraźniejszością” Guy Debord, Rozważania o społeczeństwie spektaklu [w:] tegoż, Społeczeństwo spektaklu, tłum. Mateusz Kwaterko, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 2006, s. 155.

141

Siegfried Johann von Janowski Promocja trzeciego tomu „Herbarza szlachty kaszubskiej” w Chojnicach

W sierpniu 2009 roku ukazał się trzeci tom Herbarza szlachty kaszubskiej autorstwa Przemysława Pragerta. Jest to ciąg dalszy niezmiernie cennej publikacji heraldycznej, która w głównej mierze nawiązuje do mało znanych herbów drobnej szlachty kaszubskiej. Nie brak w nim również rodów zamożniejszych, których przedstawiciele zajmowali w przeszłości różne urzędy ziemskie, czy też senatorskie w ziemi kaszubsko-pomorskiej. Niewielu czytelnikom wiadomo, że Przemysław Pragert z urodzenia nie jest Kaszubą, a jego korzenie wywodzą się z Łodzi, skąd pochodzi jego matka, i Warszawy, skąd pochodzi ojciec. Rodzice autora osiedli po II wojnie światowej w Sopocie, gdzie urodził się, uczył i mieszkał przez ponad 25 lat. Po ślubie autor Herbarza przeprowadził się do Gdyni, gdzie mieszka i pracuje do dzisiaj. Zdumieniem może napawać nas fakt, iż jako autor pracy o charakterze historycznym, nie jest z wykształcenia historykiem. Po skończeniu Technikum Budowy Okrętów (Conradinum) w Gdańsku, studiował na Politechnice Gdańskiej, którą ukończył w 1977 roku. Tym bardziej znaczące jest dzieło, jakiego dokonał, tworząc publikację niezwykle ważną i oczekiwaną. Autor przywołuje w swoim Herbarzu rodziny szlacheckie, które nie były omawiane w dotychczasowych pracach zajmujących się tą problematyką, co dodatkowo stanowi o jej wartości. Kaszubi są świadomi i ciekawi swojej historii, którą tworzyli ich przodkowie na przestrzeni kilku ostatnich stuleci. Przemysław Pragert dał Kaszubom do rąk nie tylko książkę, w której mogą odnaleźć swoje herby i krótką historię rodu, ale przede wszystkim wzbudził ich zainteresowanie swoją rodzinną przeszłością. Niewiele osób wie, co stało się prawdziwą inspiracją do podjęcia się tak ciekawej i jednocześnie trudnej pracy jak stworzenie Herbarza szlachty kaszubskiej. W roku 2001, podczas promocji innego herbarza, Herby patrycjatu gdańskiego, dzieła dr. Mariusza Gizowskiego, padło z sali pytanie, dlaczego nikt dotąd nie podjął się opracowania herbarza szlachty kaszubskiej. Pan M. Gizowski odpowiedział, że tym tematem zajmuje się od paru lat Przemysław Pragert, który jest obecny na promocji. Zadającym pytanie był pan Kazimierz Małkowski z

Przemysław Pragert, „Herbarz szlachty kaszubskiej”, tom III, Wydawnictwo BiT, Gdańsk 2009, ss. 351.

142

Gdyni, który następnie zwrócił się z prośbą do przyszłego autora Herbarza szlachty kaszubskiej o nawiązanie kontaktu z redakcją miesięcznika „Pomerania”. Tak narodził się pomysł publikacji heraldyczno-genealogicznej dotyczącej szlachty kaszubskiej.

Przemysław Pragert wykonał mozolną pracę, która polegała m.in. na zebraniu wszystkich dostępnych materiałów drukowanych, dotyczących herbów szlachty na Kaszubach, zawartych w herbarzach, opracowaniach rodzinnych i innych publikacjach historycznych. Większość materiałów z okresu do 1918 roku, była wydana w języku niemieckim i oprócz nielicznych polskich publikacji, Herbarz jest niezmiernie cennym zbiorem informacji heraldyczno-genealogicznych. Należy traktować go jak swego rodzaju drogowskaz dla poszukiwaczy historii rodzinnych. Autor podaje informacje bibliograficzne dzięki, którym czytelnik jest w stanie dotrzeć do starszych publikacji, bądź źródeł rozsianych w różnych archiwach, tak w Polsce jak i po za granicami naszego kraju.

Zainteresowania P. Pragerta herbami i heraldyką rozpoczęły się już podczas studiów. W tym czasie w chwilach wolnych bywał w Bibliotece Gdańskiej PAN, gdzie zaraził się „wirusem” heraldycznym. Już na początku lat 80-tych XX wieku zauważył, że herby i rody kaszubskie są bardzo nieprecyzyjnie opisane i niekiedy trudno jest potwierdzić ich wiarygodność heraldyczną, gdyż informacje o nich bywają często mylne. Przez szereg lat zbierał literaturę, kupując herbarze w księgarniach i antykwariatach lub też kserując publikacje, które go interesowały. Wszystkie te działania były w tym czasie pewnego rodzaju odskocznią od życia zawodowego w stoczni, w której rozpoczął swoją karierę zawodową, począwszy od montera, brygadzisty, mistrza, kierownika, głównego specjalisty kontroli jakości i szefa zasobów, a obecnie dyrektora i członka zarządu jednej ze spółek z Grupy Stoczni Remontowej „Nauta” S.A. w Gdyni. Pracowitość i zainteresowania autora przyniosły owoce już w 2001 roku, kiedy w „Kwartalniku Genealogicznym” ukazał się pierwszy artykuł o herbach rodów kaszubskich, który dotyczył rodziny Machów, potem następny, już w „Pomeranii” – Witków, i dalej, kolejnych rodzin. Z wypowiedzi P. Pragerta dowiadujemy się, że pierwsze publikacje dotyczyły rodzin z herbami najbardziej zawikłanymi w literaturze heraldycznej. Próbą uporządkowania informacji o wielu herbach kaszubskich był właśnie cykl publikacji w miesięczniku „Pomerania”.

Na początku 2003 roku wydawca Tomasz Żmuda-Trzebiatowski zaproponował autorowi wydanie Herbarza, który miał być pierwszą publikacją tego rodzaju dla szlachty kaszubskiej, żyjącej od stuleci na tych ziemiach. Herbarz ten z pewnością znacząco uzupełnia lukę w dzisiejszej literaturze heraldycznej, która choć składa się z licznych opracowań o herbach szlachty polskiej, czy niemieckiej zamieszkałej na ziemiach dzisiejszych Kaszub, to próżno by szukać publikacji dotyczącej wyłącznie herbów szlachty kaszubskiej. Autor boryka się często z problemem używania różnych herbów przez jedną rodzinę lub osobę. Wśród szlachty kaszubskiej nierzadkie były sytuacje, gdzie bracia pieczętowali się odmiennymi herbami, heraldycznie często odbiegającym

143

od pierwotnego wizerunku herbu. Przykładem mogą tu posłużyć herby Janowskich.

Herby rodziny Janowskich na Pomorzu. Ryc. 4.

Herb M. K. Janowskiego

Ryc. 2 Ryc. 3 Herb księdza. K. I. Janowskiego

Herb Jannewitz-Janowskich Herb Jannewitz-Janowskich Ryc. 1 Źródło: Biblioteka Kórnicka PAN, Źródło: J. Micraelius, Altes Pommer- Źródło: ADP, Protocolla Źródło: APG, Klasztor rkps BK 474, s. 178 (156). Land…. Anno 1639, s. 493. Consistorii Gedanensis, Kartuzów w Kartuzach, sygn. G 35, s. 134v (1722). sygn. 945/136, s. 134.(1720).

Dominującym motywem godła herbu na Kaszubach był księżyc z

gwiazdą, albo z kilkoma gwiazdami, jak również zwierzęta (między innymi jeleń lub lew). Mnogość odmian herbów u naszych przodków nie znała widać granic. Powodem mógł być brak urzędu heroldii, który by te sprawy regulował. Kaszubi żyjący na pograniczu dwóch kultur (polskiej i niemieckiej) byli pozostawieni w tej dziedzinie sami sobie.

Problematyczne są również tzw. przydomki szlacheckie, które są bardzo charakterystycznym elementem kultury szlacheckiej na Kaszubach i trudno dziś ustalić, który jest pierwotnym nazwiskiem danego rodu, który typowym przezwiskiem przyjętym w danej rodzinie, a który tylko jednostkowym rągadłem. Można przypuszczać, że wszystkie te niejasności odstraszały dotychczas zawodowych historyków, którzy może z obawy przed krytycznymi komentarzami pisali jedynie o elitach społecznych w minionych wiekach, gdzie herb czy nazwisko nie podlegały dyskusji. Jak dotąd brakowało opracowania na temat drobnej szlachty, choć niejeden zawodowy historyk czynił zapowiedzi, że tematem tym się zajmie. Tym bardziej, więc P. Pragertowi należą się słowa uznania i wsparcia przeciw pojedynczym krytycznym głosom ze środowiska akademickiego. Podziw wzbudza ogrom pracy, którą autor włożył w opisanie, w sposób zgodny ze źródłami historycznymi, herbów zmieniających swój wizerunek przez stulecia. Przemysław Pragert często przywołuje innych autorów

144

z epoki, cytując ich punkt widzenia, oparty na ich odkryciach, bądź przypuszczeniach, gdyż trudno jest dziś jemu o stuprocentową źródłową weryfikację wszystkich herbów licznej drobnej szlachty kaszubskiej. Warto nadmienić, iż szlachta ta często zmieniała swoje miejsce pobytu. Zwłaszcza jej uboższa warstwa, dzierżawiąca „cudzą” ziemię, żyjąca z pracy własnych rąk, rzadziej będąca na posadach ekonomów u zamożniejszej szlachty lub w służbie armii pruskiej. W pracach nad tomem trzecim, w stosunku do poprzednich, autor zrobił krok dalej, korzystając z bogatych zbiorów archiwum w Greifswaldzie (Landesarchiv Greifswald), w którym znajduje się m.in. jedyna zachowana księga grodzka sądowa lęborska (Lauenburger Grodgerichtsbuches) z lat 1721-1726. W tomie tym zostały wykorzystane również fragmenty podobnej księgi sądowej, miejskiej bytowskiej z lat 1746–1763, znajdujące się w Archiwum Państwowym w Koszalinie. Nieliczne, szczątkowe wręcz pozostałości archiwalne po szlachcie kaszubskiej, do których autor dociera, świadczą o jego determinacji. Zabiegi te w znaczny sposób uwiarygodniają opracowanie autora. Chciałbym polecić wszystkim Czytelnikom, a zwłaszcza miłośnikom historii naszych ziem, tę publikację. Tom trzeci, podobnie jak dwa pozostałe, przyciąga również nasze oczy swoim wyglądem. Książka posiada twardą okładkę, wydrukowana jest na papierze kredowym, z licznymi kolorowymi ilustracjami herbów, wykonanymi osobiście przez autora.

Dzieło Przemysława Pragerta zostało nagrodzone w 2008 r. prestiżową nagrodą im. Adama Heymowskiego, przyznaną przez Polskie Towarzystwo Heraldyczne za najlepszą pracę z zakresu heraldyki, genealogii i dziedzin pokrewnych oraz I nagrodę w kategorii książki naukowej na IX Kościerskich Targach Książki Kaszubskiej i Pomorskiej „Costerina 2008”. Przemysław Pragert jest w trakcie przygotowywania IV tomu Herbarza szlachty kaszubskiej, który według informacji i planów autora, ma się ukazać w 2011 r. Będzie to już ostatni tom, z kolejnymi hasłami oraz z uzupełnieniami i sprostowaniami do poprzednich tomów. Promocja tomu III herbarza z udziałem autora, której współorganizatorem jest oddział Związku Szlachty Polskiej w Chojnicach, odbyła się 26 marca w piątek o godz. 18.00 w czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chojnicach.

Siegfried Johann von Janowski

Konsultant genealogiczny ZSzP.

145

NOTY O AUTORACH • mgr Mateusz Alan Babicki – politolog, absolwent Uniwersytetu Gdańskiego, doktorant Wydziału Nauk Społecznych UG, sekretarz Związku Romów Polskich z siedzibą w Szczecinku. • mgr Wiesława Gołuńska – historyk, nauczyciel, regionalista, artystka malarz, autor licznych tekstów z zakresu historii lokalnej. • mgr Michał Januszewski – teolog, absolwent UKSW w Warszawie, doktorant Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego w Gdańśku • Andrzej Lorbiecki – regionalista, historyk, autor licznych artykułów z zakresu historii ziemii chojnickiej oraz autor książek Zgrupowanie „Chojnice” w historiografii, i nie wydanej jeszcze pozycji Chojnice. Wrzesień 1939. • mgr Ewelina Mendala - Absolwentka Wczesnej Edukacji i Logopedii oraz Pedagogiki na Uniwersytecie Gdańskim, W 2009 roku ukończyła Podyplomowe Studium Logopedii Medialnej, a rok wcześniej Podyplomowe Uzupełniające Studium Terapii Logopedycznej w Katedrze Logopedii Uniwersytetu Gdańskiego. Jest doktorantką Filologicznego Studium Doktoranckiego na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego. • mgr Dawid Prochowski – politolog, absolwent Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, autor licznych artykułów o tematyce historyczno – regionalnej i politologicznej. • mgr Michał Soska – politolog, germanista, absolwent Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego i Wydziału Filologiczno – Historycznego UG. Autor książki Za Świętą Ruś. Współczesny nacjonalizm rosyjski – zarys ideologii, Warszawa 2009. Autor licznych artykułów naukowych. Publikuje głównie w „Myśli Polskiej” i „Słowie Młodych”. • mgr Krzysztof Szulczyk – politolog, absolwent Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, autor artykułów o tematyce politologicznej, głównie historia myśli i nurtów politycznych w Polsce. Zastępca Prezesa SAH. • mgr Oskar Szwabowski – absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor licznych artykułów naukowych, recenzji, oraz książki: Opowiadania z ulicy Alexandros Grigoropoulos, Gdynia 2009. • lic. Jacek Wałdoch – absolwent Wydziały Prawa Uniwersytetu Gdańskiego, na kierunku administracja, obecnie student IV roku administracji na tym samym wydziale.

146

• mgr Marcin Wałdoch – politolog, absolwent Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, doktorant Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Autor kilku artykułów naukowych w czasopismach recenzowanych. Prezes Stowarzyszenia Arcana Historii. • mgr Adam Węsierski – historyk, regionalista, autor wielu artykułów i kilku pozycji książkowych z zakresu historii regionalnej (recenzja jednej z nich w tym numerze). • mgr Michał Wilczewski – absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Szczecińskim, obecnie doktorant w Instytucie Politologii. Stypendysta niemieckiej Fundacji Kruppa, odbył wiele staży zagranicznych. W obszarze jego zainteresowań znajdują się zagadnienia związane z integracją europejską, bezpieczeństwem energetycznym oraz globalizacją. • mgr Jakub Woziński – absolwent językoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, doktorant filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, autor ponad 50 artykułów. • mgr Lucjan Woziński – absolwent kierunku zarządzanie Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.

147

Wskazówki dla autorów

„Słowo Młodych” jest kwartalnikiem, ukazującym się kolejno w miesiącach marzec, czerwiec, wrzesień, grudzień każdego roku, stąd też nie wyznaczamy konkretnych terminów nadsyłania artykułów. Należy jedynie pamiętać, że jeśli np. intencją autora jest aby jego artykuł ukazał się w numerze marcowym, powinien nadesłać tekst najpóźniej do dnia 15 lutego. Jeśli autor chciałby widzieć swój artykuł w numerze czerwcowym wtedy musi przesłać artykuł do dnia 15 maja itd. Autorów prosimy o przesyłanie artykułów w formie pliku tekstowego na e-mail: [email protected], lub [email protected]. Afiliacja autorska załączona pod tekstem powinna zawierać imię i nazwisko autora, adres e-mailowy oraz korespondencyjny dla tradycyjnej poczty, tytuł zawodowy, stopień bądź tytuł naukowy, nazwę instytucji gdzie autor uzyskał dyplom, którym się legitymuje. Pole zainteresowań badawczych bądź zwyczajnie słów kilka o pasjach dla których się poświęca. Wykształcenie wyższe nie jest warunkiem publikacji tekstu.

Redakcja zastrzega sobie prawo odmowy publikacji, bez udzielania wyjaśnień.

Oto wskazówki techniczne dla autorów:

Czcionka: Times New Roman, rozmiar 13. Tytuły artykułów: czcionka Times New Roman, rozmiar 14, pogrubiona.

Ustawienia strony: wyrównanie do prawej i lewej; marginesy: lewy – 3,5; prawy – 2,5, górny i dolny 2,5; odstęp między wierszami 1,0. Format: A4. Przypisy powinny znajdować się na dole strony w systemie ciągłym, zgodnie z przyjętym w Europie standardem ( przeciwnie do anglo – saskiego z przypisami na końcu artykułu). Redakcja nie daje wskazówek co do tworzenia przypisów, biorąc pod wzgląd istnienie różnych szkół. Autorzy są jednak proszeni o konsekwencje w budowie przypisów i korzystanie z jednego modelu na rzecz uniknięcia późniejszych nieporozumień. Artykuł w którym będą występować różne szkoły w tworzeniu przypisów, nie będzie publikowany. Tekst przed nadesłaniem do redakcji powinien być wyjustowany. Dziękujemy autorom, którzy stosując się do wskazówek Redakcji ułatwiają jej tym samym pracę.

148

149