Pytanie otwarte: tożsamość ponowoczesnego literaturoznawcy

18
A STOW ARZYSZENIE PISARZY POLSKICH

Transcript of Pytanie otwarte: tożsamość ponowoczesnego literaturoznawcy

PONOWOCZESNOŚĆ A TOŻSAMOŚĆ

STOW ARZYSZENIE PISARZY POLSKICH

„Pytanie otwarte: tożsamość ponowoczesnego literaturoznawcy” w: Ponowoczesność a tożsa-mość, red. Bożena Tokarz i Stanisław Piskor, Katowice: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, 1997, ss. 46–61

Pytanie otwarte: tożsamość ponowoczesnego literaturoznawcy'

Trudno sobie dziś wyobrazić akademickiego badacza literatury, który byłby calkiem wolny od pojawiających się od czasu do czasu wątpliwości co do sen:su i wartości swojej pracy. Co nadaje jej znaczenie? Czy motywuje j'l coś poza zasad') przyjemności? Kim jest dzisiejszy literaturoznawca?

Nawet pobieżny przegląd uznawanych za ważniejsze tekstów współczes­nych filozofów i badaczy kultury pozwala dostrzec, iż post-strukturalny świat akademii zdradza, jak się zdaje, pewne objawy kryzysu tożsamości: zadawane przez uczollych pytania o kondycję dzisiejszej humanistyki dotyczą bowiem często kwestii tak podstawowych jak sama jej istota, granice, perspektywy i możliwości. Choć kwestie te nie są zgola nowe, można zauważyć, iż rakt, że podnosi się je dziś, w epoce, któl'a wytworzyła narzędzia umożliwiające dekonstruowanie teorii jako technik dyskursyw­nych, stanowi pewną diagnozę kondycji tej dziedziny. Pytanie o tożsamość ma dziś szczególne znaczenie: w czasach konsumeryzmu i relatywizacji tradycyjnych systemów wartości dążenie do samookreślenia staje się

równoznaczne z potrzebą usankcjonowania sensu własnych działali. Niniej­sze uwagi, często oparte na intuicjach, stanowią przyczynek do Lej toczącej się nieustannie dyskusji !lad miejscem literaturoznawstwa w przestrzeni nauk humanistycznych ery ponowoczesnej, kOllcentruj'l się zaś szczególniej nad współzależnością pomiędzy obecnie panująq metodologiczną niepew­nością a świadomością badacza oraz jego dl)żeniem do określenia własnego miejsca w tej przestrzeni.

D y s kur s i c i s z a , Wydaje się, iż to właśnie te dwa pojęcia, .iedno­cześnie sprzeczne i kompłementiirne, stanowią dwa bieguny, pomiędzy którymi literatmoznawca oscyluje dziś w poszukiwaniu autodefinicji . Funkcjonujący w konstrukcjach, lecz świadomy ich dyskursywnego cha­rakteru współczesny badacz odczuwa czasem wątpliwości co do własnej tożsamości - które, jak się wydaje, S'l efektem pl'zewartosciowal) doby

46

ponowoc7.esno~ci -<I które rr7.crocizić si~ 111Og,I \V nierlOkój o lO, czy niejcsl iluzj,), iż lata poświ~conc kosztuj4cym wiele energii a częstO i wyrzeczeń intelektualnym zmaganiom byly wane takiego wysilku, że pisząc książki odkrywa się (akty, a nie tworzy likcji, czy że poprzcz swoje działania czyni si~ wymierny, cenny wkład w rozwój wiedzy.

Interpretacja własnych dzialań jako bezcelowych musialaby się wiązać z zaniżeniem poczucia wlasnej wartości i pl'estiżu w oczach innych, poczucicm nieodrabi<llnej straty czasu, i utratą poczucia bezpieczel1stwa 7.wi,!7.anego Z praq -a w konsekwencji z poczuciem klęski. Dlatego też,jak się wydaje, ten szczególny rodzaj niepokoju n<Jpędzający tendencje do poszukiwania determinanty wlasnej tożS,II))ości i budowania dyskursu argumentacji obal<Jj<jcych t<lk" interpretację - można interpretować jako swoisti) odmianę lęku, który Karen HOllley nazyw8 lękiem podslawowym:

"Jeżeli przez postawę "normalną" będziemy rozumieli postawę po­wszechnie występuj'lcą u ludzi, to można powiedzieć, że lęk podstawowy ma [ ... l normalny odpowiednik w postaci tego, co w niemieckim języku lilozolicznym i religijnym l1azywanejest Angsl der Kreatur. Wyrażenie to oznacza, że wszyscy jesteśmy fa ktycznie bezsi I ni wobec sil potężniejszych od nas, ta k ich ja k śm ierć, choroby, starość, żywioly, wyda rzenia polityczne, wypadki. [ ... ] Ten wlasnie lęk ma z lękiem podstawowym clement wspólny w postaci bczsilności wobec sil potężniejszych od nas, nic przypisuje natomiast tym silom wrogości."2

Łagodzenie efektów tego istniejącego może zawsze, jednak wzmocnionego w kontekście wspólczesnego Inetodologicznego myślenia niepokoju wiąże się z życzeniowości,j i dyskursywnYIl1 umacnianiem wiary w pewne wartości - n8wet wbrew temu, iż powstaly metody pozwalające zakwes­tionować ich obiektywną zasadność: naukowiec wybiel'a dyskurs, gdyż lęka si~ ciszy - zarówno ciszy pustki wynikającej z braku sensu, jak i ciszy wynikaj,)cej z braku dyskursu, który akademia uzna laby za naukowy. Można przyrównać obronną funkcję takiej poslawy do obronnej funkcji - również opierającej się na wielze - religii: tak jak w szczególnym przypadku badacza, lęk przed cisz,! powoduje tworzenie różnych narracji, w perspektywie ogólnoludzkiej lęk Pl'zed wyliczonymi przez Horney czynnik8mi motywuje zas8dniczo powstawanie dyskursów religijnych . Lęk podstawowy powoduje, iż poszukujący samookreślenia badacz życzeniowo wytworzy lak,) dyskursywną strukturę, w ramach której odnajdzie sens swoich dział",ń - i swoją prywatn<} bądź zbiorową lożsamość . Pod tym względem europejski współczesny hum"nista jest spadkobierco) kultury Judeochrześcijal1skiej, kultUlY dyskursu i konstrukcji, kultury która wy­Iworzyl", IIOUmCl1y, Dasein, euc pOUI' soi czy rói:niq. Jednak mimo iż ma

47

świadomość, że LO wlaśnie erupcja tego, co Jean Baudrillard3 nazwal hiperteliq (rozrost zlośliwych narośli struktur, terminów i wy jaśnieli) - powołala do istnienia dekonstrukcjonizm, "antyciało" ontologicznie wtórne wobec konstrukcji ijakby "pasożytniczo" od niej zależne, bo gin'lce, gdy ginie żywiciel- ma też [)oczucie, iż ten phlmnakol1, nie tylko nigdy nie stal się remedium przeciw chorobie, ale też sankcJolwjąC nienazywalne, przydaje wątpliwości co do tożsamości stosującego jc "Iekarza", człowieka nazywającego siebie naukowcem. Derrida l11ówi:

"Należy kształcić ludzi tak, aby mogli się stać lekarzami, inżynierami, czy profcsorami, lecz jednocześnie trzeba ich też uczyć kwestionow<lnia tego wszystkiego, czego ich się n"uczylo - nie tylko kwestionowani<l krytycznego, ale powiedziałbym nawet dekonstrukcyjllego. Jest to podwójna odpowiedzialność: to dwie odpowiedzialności, które czasami są kompatybilne. W mojej wł"snej praktyce dydaktycznej, w ramach moich wlasnych obowiązków muszę, jak sądzę, dokonywać dwóch gestów jednocześnie: szkolić ludzi, uczyć ich, podsuwać im trcści, być

dobrym pedagogiem, ksztalcić nauczycieli i dać im zawód _. lecz jednocześnie uczynić ich maksymalnie świadomymi problemu profe­sjonalizacji. "4

Innymi slowy filozor sugeruJc, iż obowi,]zkiem idcZllncgo nZluczycicla - a zatem również j na ukowca w rozumieniu akadcmickim - jest od krycie przed studentami mapy calego zbioru slruktur, jakic nasza kultura w cz"sic calego swojego istnienia wytworzyla, ijedllOcześnie ostrzcgdnie ich, aby nie ulegli profesjonalizacji, aby stalc kwestionowali rzctelność dancj mapy i samych siebie. Nasuwa się jednak na myśl truistyczne stwierdzenie, że aby móc funkcjonować w dowolnej życiowej sytuacji człowick czyni projekty, które muszą zawierzyć jakimś zalożeniom i oprzcć się na jakichś war­tościach, a które przyjmie się za rzetelne. Wydaje się bowiem, że w innym wypadku musi pOjawić się zagrożenie utraty OI'icntacji co do wlasnej tożsamości.

Mimo to, przytoczona ll1y~1 Derridy, choć rozwicw<t nadzicjc na jaki)kolwiek slalość i rzetelność: konstrukcji, podkreśla znaczenie samo­świadomości, co zestawione z dekollstrukcjonistyczną praktyką wykreśla­nia z dyskursu slów zwraca uwagę na m () ż l i wo ś ć świadomego wyboru ciszy. Czy więc jest możliwe, aby pogodzić się z ciszą, k'óra jak dotąd kojarzy si~ z tym, co niewypowiad<tlne i dlCllego ncurogcnne, ze zlośliwi)

i frustrującą barierą, która staje na drodze dyskursu? Czy istotnie cisza, która budzi niepokój, moglaby w fallogoce!1trycznej kulturze st;jĆ si.y lekarstwem na lęk podstawowy, który wspólczesny hUIll<tnista próbuje zwalczyć? Czy możliwe jest to w innych kulturach'! Jeżeli tak, WÓWCZaS

48

naJeiałoby sio: spodziewać, JZ taka kultura w swoJeJ lokalności musiałaby wytwor:zyc w I a ro: w c I S z~, tak jak kullUra judeochrrucijaliska wygene­rowała wi a r~ w d ys kurs. Zastanówmy Sll; przez chwll~ nad tym, w jaki sposób wybór cISzy mógłby wplynąć na rozumienie tożsamości badacza I czego taka redefimcJ3 muslaiaby wymagać.

Postawionemu W)'teJ wymogowI odpowiadałyby pewne odmiany bud­dyzmu mohOjony, a w szczególnOŚCI Zell. W artykule zatytułowanym "Mistyczna nauka 1 racjonalny mISlycy:zm" Marcm Fabjaliski, wYkazując podobieństwo meduahstycznych. opartych na moc:hanKe kwantowej kon­cepcji teoretycznych Davida Bohma i buddyjskiej teorii istnienia - charak­ttryzuJe buddyzm .tako ,.egzystencjallzm odwoJujljcy Sl~ do intelektu":

,,3uddyzm można nazwać filozofią stawania SIę Wnystko, co istmeJe jest konglomeratem periodycznie obowlą :zujljcyeh sil, które są współza­leżne Teone buddYjskie me uznają Jakichkolwiek substancji wiecznych (IMlerii. duszy czy Boga). ŚWiat Jest konstytuowany przez dhamly (elementy bytu) wobec których stosowanie określeń Lakich jak byCie lub niebycie nie jest uprawomocnione. D/rafmy nie ISlmeją same w sobie, nie mają wa rt ości absolutnej ujmowanej w POJ~cia abstrakCYJne. DZiałają dZI~ki mnogo$cl wzaJcmnych powiąza li. Nie ISlnieJe równtcz żadne ego ludzkie, zasada nlCsubstanCjalnokl cgo (sans. al'ullmavada) Jest l.3sadą umwersalną. NIC możemy m6wie o identyczności czegos, ani też tej identyczno$ci negowae, poniewaz mamy do czynienia z współzależnym powstawaniem [ ... [. Dla czlowieka buddytm nie robi WYjątku - nasze istnienie to wdąż powstająca i rozpadająca się natura świadomości. [Jednak) [wll~kszość ludZI poZOStaje pod wplywem ilUZJI (sans. avidya), kt6ra spraWIli. że IdentyfikUją St~ z substanCjalnym tgo. kt6re Jest w IstOCie zJawlskl~m periodycznym. [ ... ] Złudzcl1Ie powodowane jest prlez pewne subtelne obszary ś ..... udomoSeI, w kt6re wbudowane są tendenCje emocjonalne i mtelektualne poszcz.egolnych Jednostek. Prak­tyka poznawcza zmiefZll w buddyzmie do uśwIadomienia sobie współist­nienia (niem In/enci,,) i ntctrwatości wszystkich Zjawisk.'"

Sl3n rozbicra rzeczywistości na ,jll" I "meja'· uznajc buddyzm za stan negatywny poznawczo, bo pozwalający Jedyll1e na poWIerzchowne widzeme swiata w jego lokalnym wymiarze. podległym IIldywidualnym projekcjom. Taka teoria iSllllelll3 budUje poznanie opartc na "medytacyjnym wglądzie", umożhwiającym uswiadomlcntc sobie poWIązań "czysteJ jainl" z całym kosmoscm - i popuez Rleuprawomocnlcnie absolutnych poję;e abstrakcyj­lIych, zasadę niesubstancjalnoścl ego I wabce tcgo brak odpowiednika europejskiej koncepcji bytu - czyni dialektyczne rozumienie SWlata nie lylko metodologiczllle nleuzasadmol1ym, ale I zarałszowanym. Wydaje SI~

49

więc, iż będąc stylem życia, świalopoglądcm i I-IIozoG'!, buddyzm jcst jednocześnie r e I i g i ą, U podłoż<:I której leży w i a r a, iż ostaleczne za­przestanie dyskursywnego myślenia spowoduje transfonnację hodhisolfvy w Buddę; samo o ś w i ee e n i c r6wna/oby się szczytowemu uświadomieniu sobie ograniczeń oraz uwarunkowań i w len sposób aktowi przekroczenia lokalności i pozbycia się zcentrowalizowanego ego; w ten też sposób mogłaby dokonać się "świadomościowa unia" Buddy z tym , co niedyskur­sywne. "Poziom absolutny nie jest możliwy do opisania. Umysł Zen lo umysł poza słowami. "ó

Będący w buddyzmie celem poznania stan bez-ego, umożliw i ający

oświecenie, czyli przejście z lokalności w uniwersalność, jest dzięki swojemu a-dyskursywneinu charakterowi stanem ciszy. W pracy zatytulowanej Metafizyczne źróJla neurozy IV kU/lUrze Zachodu Fabjallski z<luważa, iz:

" Różnica pomiędzy tymi dwoma religiami [tj. judco~chrześcijaństwclll a buddyzmem Zenl polega na odmiennych sposobach eksploracji epistemologiczej i różnym stopniu wrażliwości filozofłcznej, .przcj.8~

wiającej się np. poprzez stawianie niezwyklych, bo odbiegających od tych prowokowanych przez rzeczywistość potoczną czy też empiryczną pytań . Buddyzm, a zwłaszcza Zen nie stosuje przy określaniu rzeczywis­tości ponadnaturalnejjęzyka potocznego w Jego funkcji opisowej. Jest lo niemożliwe ze względu na zupełną odmienność rzeczywistości lokalnej Ui) wobec świa la uniwersalnego (ri). Język czlowieka w ca lości zależy od jego wymiaru potocznego. Buddyzm dopuszcza calkowite poznanic lego, co uniwersalne przez zanegowanie własnego ego i osiągnięcie stanu czysIego umyslu (Jap. salon). Slan bez-ego (sans. analmall, jap. ",uga) może być osiągnięty jedynie poprzez slosowanie określonej procedury epistemologicznej. Ponieważ erekt poznawczy jest przeżyciem egzystenc­jalnym, owa procedura ma również taki charakter. Zasadnicząjej częścią jest medytacja (sans. dhyana, jap. zell). Pozbycie się ego wiąże się z konieczności z zarzuceniem myślenia dyskursywnego, myślenia w języ· ku. Lecz paradoksalnie nie oznacza to po prostu igllorowani~ lego języ ka . Język zostaje użyly w procesie ucieczki od ego. A więc język zostaje użyty w procesie ucieczki od siebie samego."7

Mimo podobieństwa owej "ucieczki od slów" do posts lrukluralnych strategii znanych Zachodniemu badaczowi z rodzimego kręgu ku lluro­wego, wydaje się jasne, iż oba antydyskursywne podcjści <-l maj,! różne

źródla: Jedno, powstale na gruncie naszej wlasnej kultury, oparte jesl na koncepcji ego-jaźni, której trwanie zapewnia dyskursywna koncepcja nie.smierteJnej duszy, drugie zaś zasadza się na negacji ego, klóre, jako nieistniejące realnie, nie wymaga ochrony.

50

o ile człowiek Zćlchodu czy muzułmanin w walce o zachowanie lrwaniCi wlasnego ego podporz~Jk ujc się z.sadom wymyślonego, językowego

konst ru k tu, ja kim jes t di" lek tyk a n icba i pick la, oraz - starają c się spcln iać wymogi tejże l1iJrTacj i - postawi siebie w pozycji reprezentanta obozu zwycięzców w "metafizycznej wojnic Illi~dzy dobrem (J ziem", trwaniem a za tratą ego, szczęśc iem wiecznym a lękiem, o tyle człowiek \Yschodu będzie się starać wykazać iluzoryczność opozycji pomiędzy wlasną lokal ­Ilości,! a absolutnym charakterem wszechświata. Nie będzie wykorzystywał środków oferowanych przez język, nie s tworzy dyskursywnej st ruktury, lecz będzie dążył do egzystencja lnego doświadczenia uninkacji ze wszech­swiaterns.

Jak ie więc wnioski wysnuć 1ll0Żllćl Z porównania podejść do dyskursu i ciszy w obu kulturach, gdy chodzi o tożsamość naukowca? Różnica w podejściach jest zasadnicza i Widać ją już u pocz'ltków logocentryzmu i buddyjskiej ciszy jako religijnych metod sluż~cych zwalczaniu lęku

podstawowego. Tam , gdzie w buddyzmie cisza, rozumiana jako absolutna niedyskursywnosć, jest pojęciem p i e r w o t n y 111 i l ączy się z wiarą w maż· liwość osiągnięcia pełnego oswiecenia, dekonstrukcja oreruje ciszę jako kan s e k we n cj ę kwestionowania ontologicznie pierwotnego dyskursu ("Na początku bylo Słowo ") - cisza pojawia s ię jako b e z s i I n e m i I c ze­n i e, objawia się wówczas, gdy w rachubę wchodzi " niewypowiadalne" . . A zatem dekonstrukcjonislyczna ciszeJ w swym dialogu z dyskursem już sama w sobie nie jest gestem niedyskursywnyrn, i jako laki sarna się dekonstruuje. Taka cisza wzmacnia w len sposób poczucie niepokoju, nie mogąc tym scunym stać się skutecznym remedium przeciw lej ronnie lęku podstawowego jakim jest - nawet chwilowa - niepewnoś.ć celu i sensu.

A wi ęc l1a pierwszy rzut oka wydawać by się moglo, iż buddyjska filozo fia ciszy - opartej na niedyskursywnej 7.. natury obserwacji - prze· wyższa poststrukturalne koncepcje Zachodu, który wlasnie braku rozróż· Il ienia ego: nie·ego boi się najbardziej, bo mimo, iż jest "brzytwą" redukując~ sztuczne konstruk ty, d~lje tcżjcdnoczcsnic wiarę w sens ludzkich dzialari. Teoretycznie można byłoby się więc spodziewać, iż przewar· lościowanie polegające na zmianie definicji naukowości czy akademick ości lak, aby w ich ramach zmieścily s i ę teksty takie, jak buddyjskie, oraz np . medytClcyjne techniki służące rozwijaniu samoświadomości, wówczas, przy uznaniu pierwo tności cisz w stosunku do konstnlkcji dyskursywnych, okrcślanie wlasncj tożs,l1ności przest.doby być konieczne .

Jednakże mimo wszystkich zarysowanych tu pobieżnie różnic trudno oprzeć si~ pewnym wątp l iwościom co do tego, na ile metafi7.yka t c O re t y. cznej "uninkacji ze wszechświatem", do której doży buddysta, różni s ię w swej naturze od t e ° /' e l y c z n e g O wniebowstąpienia? Wydaje się, że

51

tym, co lączy obie te koncepcjc n" poziomic najbardzicj po<htawQwym Jest wiara wmożliwość wysląpicllia lak il.;h7.tltlrzcll -<.:zy IIIlHJ ywitlual * na, choć spolceznie warunkowa ni,) projekcja . Co wi~t:cj, podstawowym warunkiem osiągnięciC:l jedności ze wszechświ,Jtcm w buddyzmie jest os i ągnięcie pc I n ej nicdyskursywności; podobnie, doskonale zbawienie wymaga d o s k O n a I c g o dys kursu; absol utnej wia ry w konstrukt boskiego nieba i sza tańskiego piekla. W obu przypadkach dosko nalość jest jednak zareze rwowana dla sa mych upostaciowio nych ż róde l wiary: zlllitoiogizo­wanych (a więc wprowadzonych w dyskurs) Buddów, czyli tych którYIll ośw iecen i e udalo się os i ągn~ć - oraz logocentrycznego Boga i zm itologizo­wa nych świę tych . Czlowiek jednakże, któ ry dzięki swojej wicrze jest w stanie żyć i walczyć z lękiem, jest zawsze w l rak c i c doskonalenia się :

nigdy nie jest is t o t ~ ani doskonalc d ysku rsywną, ani doskonale nicdyskur­sywn ą. Jakie więc św i a tło powyższe obserwacje mogą rzucić na problemy naukowej wiary?

Wolno sądzi ć, iż nied oskonaly dyskurs i niedoskonala cisza - które w zasadzie są tym samym zji:lwlskiem, ch oć zo rienlowanym wobec przeciw~ nych wektorów - są niedookreślone, ale też wszechobecne i nie-idealne. W kontekście dotychczasowych rozważań można więc powiedzieć, że z wspomnianych na początku dwóch pos taw ekstremalnych ani doskonala dekonst rukcja, ani doskonala konstrukcja nie przystają w pelni do rzeczy­wistości funkcjonowania czlowieka, a każdy wysi lek motywowany zwod­niczą wizją, aby jedno bądż drugie uczynić doskona lym - będzie paradok­salnie odsuwal badacza coraz dalej od tego, co ma nadzieję uj rzeć. Żywiołem tego badacza - i ż ródlem nadziei na od nalezienie tożsamości - jest więc strefa n i e d o s k o n a I O ś c i, w której jest zdolny poruszać się bez metafizycznego lęku : strefa pozbawionej pojęć ciszy, dającej początek mniej lub bardziej zmetaforyzowanemu dyskursowi - i dyskursu uzu­pelnionego mnrej lub bardziej "oswojoną" cisą Wszak, jak się wydaje, Wittgensteinowskie podsumowanie Traclalllsa można byloby z powodze­niem zderadykalizować: o tym, o czym nie chce się milczeć, można mówić n iedoskonalą metaforą, której sens wrażliwy sluchacz ma szansę odeb rać p o z a pojęciowymi stru k turami .

Świadomość zachodniego litera turoznawcy końca dwudziestego wieku jest w sposób nieunikniony nacechowana poczuciem immanencji am· biwalencji, charak tcryzującej jego dzi.l.nia . Jedn.kże to wlasnie t. niedo­skona lość, t. obecność me todologicznych szczelin i pęknięć, ta nieciągłość i obecność marginesów dają szansę na uniknięcie problemów "profe· sjo nalizacji", o któ rych mówi Derrida: bądź to c.lkowitej CISZY, bijdź tcż, jak móglby powiedzieć Baudrillud, karmienia raka dyskursywno'ci ro· przez mnożenie ka tegorii i systemów9 . W tak iej syluacji 1 bez odwo' yw~ni3

52

się do obcych kulturowo konccpcji, Illctodologiczne opcjc, jakic badaCl ma do dyspozycji rcdukuj" si<; Jo jedncj tylko altcrnatywy: grać dcfini­cjami stosow<lnymi pr7.y mctodach już wymyślonych i zdckonstruowanych (I3audrillardowska "gra resztkami" i jednocześnie wystrzeganie się reżimu hipcrtelii, czyli niekontrolowanego namnażania się struktur), bądż też

- możemy próbować orracować zupełnie nową (również niedoskonałą)

metodę . W tym wlaśnie kontekście Tadeusz Sławek, w trakcie jednego z prowadzonych w 1996 roku seminariów z metodologii literaturoznaw­stwa , dokonał następującej, humorystycznej parafrazy myśli Ludwiga Wittgensteina , dotyczącej zmiany torów myślenia : " tramwaj nie może wykoleić się tylko troszkę: albo porusza się po szynach, albo wykoleił się zupełnie" . A więc to , co .,calkiem nowc" mogłoby powstać jedynie w wyniku odważnej decyzji i calkowitego oderwania się od "starego", które już istnieje. Proces len jednak - przynajmniej na razie - wydaje się

njemożliwy w dzisiejszym świecie, w którym, o ile Baudrillard się nie myli, dialektyka przestała istnieć, wobec czego "stare" i "nowe" przestały funkcjonować jako antytezy.

Zakładająca tzw . "świeżość" obserwacji i nowatorstwo wniosków płynących z badań humanistyka jest dziś ex definitionc obciążona metodo­logicznym eklek tyzmem; jest meta-tekstcm zbudowanym na cytatach i składającym się z fragmentów dorzuconych do tego , co już powiedziano: przypisem do tekstu nieobecnego - a być może i nie istniejącego . Tak jest również i w przypadku niniejszego artykułu, bowiem dowolny naukowo­-humanistyczny tekst, mimo, że jest podatny na autodekonstrukcję dzięki uwikłaniu we wlasny język i konwencje - jest jednocześnie samoświadomy swego konwencjonalnego charakteru, zaś dzięki swej inherentnej niedo­skonałości będzie też zabarwiony odcieniem idiosynkratycznego "marze­nia" autora, z którego się wywodzi.

Jak ogólnie wiadomo, właśnie ta konwencjonalność teoretycznego myślenia oraz ograniczenia poszczególnych metodologii stanowią nieustan­nie przedmiot samorefleksji wspólczesnego literaturoznawstwa - i szerzej - filozofii nauki. W tym też kontekście rozważania na temat sensu dialektycznego rozróżnienia między teorią i fikcją literacką stały się

zasadniczym punktem książki Malcolma Bowie pl. Freud, Proust , Lacan: Theory as Fiction . We wprowadzeniu Bowie czyni następujące spo­strzeżenie:

"Najnowsze losy "teorii" i "fikcji" są nieco f ... J bardziej budujące . Bo mimo, iż naukowe paradygmaty i historyczne pewniki dnia wczorajszego są dziś być może zbyt pochopnie - i może ze zbyt dużą dozą bezmyślnej, post-nietzscheańskiej, zlośliwej radości · - ukazywane summa summarum

53

jako pozbawione odniesiel) do rzeczywistości realizacjc czyichś mrzonek ("czysta" teoria, "czysta" fikcja), oba te koncepty znacznie zastymulo­waly innowacyjne myślenie w humanistyce. Opisywanie wcwn~trzllej organizacji, czy też retorycznej substruklury istniejqce.i teorii, b4dź znów organizowanie wlasnych Ilipotez we wlasllą teorię - jest w każdym wypadku zajęciem bardziej wymagającym, niż jedynie gonienie za okazem wszechobecnego pożijdania - jakim jest percepcja i artykulacja narratywnej czy dyskursywnej logi k i fi kcji I i terack ich. Ale na wet w tej dziedzinie nad prod u kcja rozwija la się w zastraszającym tem pic i wiele ponad wszelką wątpliwość ciężkiej pracy liczonych dzialającycll w ra­mach "struk tu ra listycznych", "post-st ru k tura lis tycznych", "de konstru­kcjonistycznych" czy "narratologicznych" konwencji - dalo w rezul­tacie nikłe intelektualne wyniki. Przez cale lata obszary "teorii" i "fikcji" oddzialywaly na siebie silnym przyciąganiem, nigdzie zaś nie objawialo się to w sposób bardziej oczywisty, niż dziedzinie akademickich studiów nad literaturą piękną (imugil1o/ive lilera/ure). Wielu krytyków, jak się zdaje, sklonnych jest przyznać, iż dana teoria społeczna lub psycho­logiczna jest teorią poważną i koherentną - dopiero, gdy będą w stanie wykazać, iż ową teorię da się ze zlla k oJni tym sku tkiem zastosować

najpierw w odniesieniu do powieści, dramutów czy wierszy. Dopiero po literackiej "próbie ognia" teoria może się doczekać proiesjonalnego uznania - choć, gdy chodzi o stopieJ) możliwych prób - "próbLl literatury" nie jest sprawdzianem szczególnie ciężkim. [ .. j Porównywal­nie nagląca zaborcza energia objawila się wśród samych teoretyków w odniesieniu do tekstów literackich, szczególnie we Francji. I mimo, że niewielu byto tych, którzy twierdzili, iż teoretyczne twierdzenie musi być jednocześnie także "tekstem", b<jdź też, że musi onoz<lwierać implicytną poetykę aby móc ustanowić swój autorytet, ich teorie z pewnością zdobyly prestiż w pewnych kręgach, zaś w innych - ze względu ilU ieh dramatyczne poszukiwanie "literackiego" dektu - wywolując drwiny. Bez względu na to od której strony owego coraz bardziej chwiejnego muru dzielącego "teorię" i "fikcję" nie zaczynałyby się takie próby aneksji, tym, co otrzymujemy w rezultacie - jest szeroka plaszczyzna bliskoznaczności pomiędzy tymi dwoma terminami. "Teoria" i "fikcja" są w końcu alternatywnym i nazwam i d I;i werbalnych prod ukcji tych, którzy angażuje! się w owo coś, co jest "jak gdyby" myśleniem o świecie - a dalsze potencjalne synonimy można z latwością wyliczyć w zależno­ści od potrzeb i dtuższych bądź krótszych napadów poczucia obowiązku: mit, model, analogia, metaror;\, partldygmat, schemat, konstrukcja. Od czego w ogóle można zuczqć w tym świecie, gdzie pola semantyczne pokrywają się a redundancja włada?"IO

54

Powy757.y, obszerny cyt~11 wyJcljc si~ zapraszać Jo f<.1s<ldnic'lO subiektywis­tycznej reneksji, Jeżeli zalożyć, iż cpis t emologiczłla bliskosć łlli~dzy lcori .. ! i fi kej.) ja ko "wcrb;..dnYIll i prod LI kcj<1J)l i tych, k tó rzy ;Inga żuje! siy w owo cos, co jcst »jak gdyby« myślen iem o świecie". wo lno WÓWCZJS rozumieć teor ię

- il za tem równicż, i mctody - w k'l tegoriach oJbicii.1 tożsamości teoretyka, czyli jako zjJwisko indywidualne i zasadn iczo idiQsyll kr~1 tyczne , Biorąc pod uwagę , że teoria literatury jcst faktycznie meta-literaturą, można si ę te ż

zgodzić, iż bad,lIlia literaturoznawcze prowadz,! do (jakichś) prawd \Vzglyd­nie zobiektywizowanych w ramach przyjętej konwencji badawczej na podstawie analizy tnatcri,du fikcyjnego. l30wic pisze J<.Jlcj :

"Każdy z nich [- rrcud, Proust i Lacan - ] w s7.czególnie jaskrawy sposób postrzega l u~zki umys l Jako agenta fa brykuj 'lcego i prze budo­wującego konstrukcje powstające z pragniell , a każdy z nich - przcz cale akapity swoich tekst 'ów - pisze w pozycji ,.środka", z miejsca. gdzie lCOI·je i rikcje pozwalają siy od sicbie odróżnić jedYl1ic sporadyczn ie. Problem nie polega na tym, iż brak jest kryteriów. przy pomocy których można byłoby jc rozróżnić. W istocic rzeczy. dla Prousta i Freuda kry terium jcst ja sne i nie pod lega dyskusji: tcoria prowadzi do prawdy, zaś r,kcja bardziej do fikcji . Jcdnak w codzicnnym świccie spcku latyw­nych wysiłków, który wszak zamieszkuje każdy z aUlorów, pcwna uccyduj clca jiJkosć , kló ra charakLeryzuje nWlcrhil poddiJwany speku liJ ­cjom i działaniom leorii, u niemoż li wia przeprow:ddzenie na podstawie tego krytcrium serii rzetelnych, pra ktycznych testów . Ową decyduj'ICą jakością jest fakl, że ten materiał - to fikcja.""

KomeJltuj~c podejscic Frcllu'l. ProlIsta i Laeilna do likcji i tcorii , Sowic ziwwaŻa, że:

"Laca na rozwic)zanie problemu bycia "za" i "przecIw" fikcji, bycia jednocześnie w jej obrębie i poza nią. bycia jednoczcśnie zniewolo nym przez ni" i przez nią wyzwolonym - brzmi z począ t ku bardziej radykalnie niż cokolwiek u Prousta czy Freuda . Mówiąc o "Skradzio­nym liście" i o powouach, d la których przykladal tak znaczne, SI riCie

psychoana li tyczne znaczenie do opowiadaniti Poe, pisze nasll;puj(Jco: »la veritć y revelc san ordollllance de ficti on<e Nic sugeruje po prostu - ani tUlaj , ani nigd zie ind ziej w f.;cr;ls - że ścieżka do prawdy biegnie poprzez fikcję, ani nawet lego, i7. dobrowolne z<.Jll urzenie ~ię w fikcji jest niezbydllym rytlwlelll illiejacyJllym dl;1 stlldillj<!cych n icświ;ldoJllc życic

psychiczne. To, co opowiadanie Poe mówi L:'lcullowi, . 1 O czym sam Lac<Jn mówi nam \ 0 lO, ŻC każdy , kto za nu rzy s i ę w fikcj i - pod<,ż~j:jc

55

jednak w poszukiwaniu prawdy i pragnąc jej - osiągnął już swój ceL Szukaj - a już znalazJeś. Prawda o ludzkim umyśle i lud7.kim jt;:zyku lO fikcja zaakceplowana i zaadoplowana u samych ich nie poddających sit;: zewnęlrznej konlroli, nieświadomych źródeł. [ ... ] [proust i Freud] bez wytchnienia zajmują się fikcjami za fikcje uznawanymi, sztuczności,! i mediacyjnością mowy i rządzoną pragnieniami mentaln,! gl~bi;), klÓr,! mowa odkrywa. Każdy z nich jednak - mimo, iż odczuwa paląq potrzebę Prawdy - jest jednocześnie gotów zawieść ten impuls na e7.as nieokreślony, w trakcie którego kontempluj~co opisuje i porównuje zwykłe zwerbalizowane pragnienia własnej jaźni i innych - jak gdyby poszukiwacz prawdy, który świadomie przebywal po~ród fikcji byl już u końca swojej drogi."12

Tak jak Gaston Bachelard, także Malcolm Bowie wydaje się postrzegać

naturę naukowej refleksji humanistycznej w kalegoriach marzenia najawie. Jest to, jak to określił Bachelard, "dzialalność oniryczna, w której za­chowane zostaje światelko świadomości"13 . Trudno się nic zgodzie, iż to właśnie czynność fantazjowania o dowolnym obiekcie, który przykuwa uwagę - czy będzie nim piękna kobieta, dzieło sztuki, czy półprzewodnik - staje się impulsem jednostkowej, perspektywistycznej, jakby powiedzial Tadeusz Sławek, a być może i subiektywistycznej, wi~c i niepowtarzalnej refleksji, która, jeżeli w ogóle zostanie zwerbalizowana, będzie zawszc komunikowana w postaci bardziej lub mniej surowo zorganizowanej logorei. Z tego też powod u, chara kter ka tegorii, które zastosujemy, jest sam - w sposób nieunikniony - płynny : granice kategorii są nierzadko zamazane, zaś one same pozostają otwarte na reinterpretacje i podważanie, otwarte na inne - także krytyczne - naukowe marzenia na jawie.

Mając to na względzie, trudno nie dzieJić poglądu Zygmunta Bauma­na,l4- iż badacz współczesnej kultury musi się nauczyć żyć z wieloznacz­nością; plynność kategorii, których używa się aby usystematyzować swoje refleksje wobec bogatej i zlożonej rzeczywistości faktycznej - choćby na krótką chwilę - jest nieunikniona.

W tym jednak kontekście najeży poczynić pewne zi.lstrzeżenie: jedy­nym aspektem naukowej obserwi.lcji, który nie poddaje się plynllości wy­daje się być lokalna, referencjalna rzeczywistość analizowanych prob­lemów. Anthony Pym w swojej książce Epis/ernol()gica/ Problems of Trans/a/ioll and i/s Teachil/g (Epistem%gicwe proMemy trans/uL)i i Jej nauczania), opatrzonej podtytułem A Seminar for Thinking SllIdenLS (Seminarium d/a myślących studentów) w tak i zd roworo7.s;,d kowy srosób daje wyraz tej intuicji:

56

"Pewne rzeczy nic są otwarLe na interpretację. [3cz względu na to jak bardzo chcielibyśmy udawać, że drużyna piłkarska Las Palmas nie przechodzi w przyszłym roku do grupy 2B - nawct cale tomiska uniwersyteckiej krytyki i intcrprctacji nic są w stanic zmienić tego raklu. Nic co leży w naszej mocy nie jcst w stanie zmienić raktu, że Barcelona wygrala Ligę Hiszpańską w zeszlym roku. Te sprawy można z pcwnośeią wyjaśnić za pomocą różnych interpretacji, ale referencjalna rzeczywis­tość nie podlegil debacie.

Są też takie rzeczy jak dziura ozonowa i efekt cieplarniany, które są przedmiotem nie tylko poddającym się, ale też i bardzo często pod­dawanym dyskusji wśród naukowców, ale które S<j moim zdaniem tak istotne, dotyczą tilk wysokich stawek, że nie powinno się ich po prostu dekonstruować jako strategii dyskursywnych. Można przerzucać się

argumentami na temat różnych danych i modeli efektu cieplarnianego - i naukowcy powinni to robić . Ale w życiu publicznym należy robić coś więcej, aniżeli tylko się klócić. Należy dzialać, tak na wszelki wypadek, gdyby mialo się okazać, że najbardziej optymistyczne przewidywania nie okażą się najprawdziwszymi. Dekonstrukcja nie sprawdza się najlepiej w kreatywnym dzialaniu . Sluży przedlużeniu argumentacji i reinter­pretacjom, ale gdy przychodzi do zrobienia czegoś konkretnego, to mam wrażenie, że temu wlaśnie dekonstrukcja często staje na drodze."ls

W ten sposób ambiwalentna logorea ograniczona jest w swej plynności przez co najmniej trzy czynniki: historyczne fakty, fizyczność litery i książki i fakty (bądź artefakty) kultury, z których wzięły początek obiekty rozważań, a na których zmianę nic maj<j wpływu generowane, teoretyczne struktury. Można naturalnie argumentować, że fakty historyczne można rozumieć jako Jacla ficla. Wszelako, to nie same weryfikowalne fakty poddają się kwestionowaniu, ale dotyczący ich d y s kur s: eksplikacje i interpretacje. Pym argumentuje, iż:

"Można mówić o tym, że słollce poddaje się interpretacji w oparciu o wiele modeli. Można rozmawiać o tych modelach, dyskutować je i ogólnie dobrze się bawić rozkładając i dekonstruując nauki, czy nawet tworząc nowe. Ale istnieją pewne rzeczy, które tak naprawdę nie poddają się takiej dyskusji. Istnieją pewne rzeczy, które,jak sądzę muszą pozostać w jakiś sposób aksjomatyczne. Te sprawy wiążą się z dziwnymi szczegółami, takimi jak nazistowskie sympatie Paula de Mana. W Belgii, w czasie drugiej wojny świalowej, Pa ul dc M an napis<J1 serię gazetowych artykułów popierającą nazistowską sprawę. Później stal się wiodącym amerykańskim uczonym, który wiele zrobił na polu zastosowania

57

dekonstrukcji w historii, argumentując, iż sama historia nie ma ustalone­go znaczenia, i że jest jedynie serią interpretacji . AIc,jak sumi rozumiccie, w interesie kogoś, kto popiera I nazistów, i ktochcialby ukryć ten fakt,jak najbardziej leży twierdzenie, iż historia jest zawsze otwarta na interprcta­cje. Dekonslrukcji można użyć aby ukryć 10, co w innym wypadku moglibyśmy uznać za namacalne fakty z przcszlości . Jest to bardzo dwuznaczny instrument dawania bljdź uzysk iwania swobody. "16

Jest więc możliwe, aby, na przykład, zreinterpretować historiędrugiej wojny światowej i dostarczyć całej mnogości interpretacji Holokaustu , alc raktu, iż Holokaust m i a I m i c.i s c e nic da si~ zakwestionować. ° ile czyjeś celowe dzialanie nie usunie ostatniego dowodu na zaistnienie tego faktu, nie­fikcyjny charakter I-Jolokaustu jest pewny.

Zatem znowu znaleźliśmy się w sferze, która z definicji jest niedyskur­sywna. Fakty milczą , ponieważ same nic Si! lingwistycznymi konstrukcjami. Ale ponieważ przestrzeń rzeczywista to przestrzen niedoskonalości, mOŻna spowodować, a by fa k ty stracily swój pierwotn ie niedyskursywny cha ra kter, jeżeli stracą swoją "namacalność" czy to w związku z jak imś przypad­kowym zdarzeniem, czy w konsekwencji celowego dzialania · - i wówczas in absentia zostaną "przemielonc" i przetworzone w interpretacjach.

Jeżeli jednak pozostać przy interpretacji dyskursywnych aspektów obiektów literaturoznawstwa, przy tym, co do tej pory powiedziano na ich temat, wolno uznać, iź jeżeli naukowość Ilie ulegnie redefinicji - to wówczas właśnie metodologiczna heterogeniczność refleksji nic-doskonałej i nie do kOlica falsyfikowalllej okazać się może najbardziej plodna, gdy chodzi o odkrywanie/tworzenie sensów i nowych aspektów zjawisk . Spo­strzeżenia prawdziwe, czyli perspektywislyczne bądź subiektywistyczne, mogą bowiem dostarczać przesIanek do dalszych, idiosynkrutycznych, akademickich "marzel; na jawie". Perspektywizln, charakteryzujący nasz dobór metodologicznych narzędzi w zależności od wymogów hermeneuty­cznego procesu zapoczątkowanego w "marzeniu", jest doskonaly w swej niedoskonalości, w uniemożliwieniu doskonalej komunikacji, która, jak wszystko co doskonale - jest nierealnym idealem. Zbyszko Melosik, rozważający poststrukttlrillizll1 jako teorię życia społecznego, zauważa iż :

"Odrzucenie Wielkich Nilrracji Oświecenia pozbawia teorię SPOlecZlli) marzenia c,dościowego ogarnięcia świata. Aspiracje tworzenia "total­nych", .. wszystko-wyjaśniaj<)cych" koncepcji sć! postrzega ne - z post · strukturalnej perspektywy - jako arogancka próba podniesienia par­tykularnego sposobu interpretowania świata do rangi "obowi,!zujące­go" i "oslatecwego". Rezygnacja z idei "czystego rOZUJllu" i koncepcji

58

uporz'ldkowanej (przez możliwe do odkrycia prawa) rzeczywistości

spolecznej prowadzić musi do akccJ)cacji częściowości i rragment<lrycz­ności każdej tcorii. Nie oznacza to jednak konicczności akCepl<lcji postawy typu "żadna teoria nic opisujc realncgo świata" (a konieczność lak,! podkreślaj" niektórzy krytycy poststrukturalizmu i postmoderni­zmu), która Inożc być punktem wyjścia nihilizmu epistemologicznego oraz przyjęcia negatywnej tezy o "kolku teorii" i redukowania teorii do "sta tusu b<ljek" . Wydaje się, ŻC poststru k t uralizm k ryje w sobie tezę optymistyczn~ i pozytywną : "każda teoria może w jakimś stopniu opisywać świat". Świat spoleczny niejest ontologicznie monopolityczny: jest różnorodny, skomplikowany, wewnętrznie sprzeczny, dynamiczny, ciągle otwarty, nieustannie w trakcie "stawania się" . Świadomość, że sprzeczności miydzy teoriami wynikają ze sprzeczności istniejących w realnym świecie, przyczynić siy może do teoretycznej tolerancji i akceptacji różnorodności teorii jako zjawisk<l normalnego i pozytyw­nego. Trudno przy tym nie dostrzec ideologicznych konsekwencji takiego stanowiska: rezygnacja z roszczen Il1ctCiteoretycznych i od­nalezienia odwiecznycl\ lub systemowych praw rZijdzijcych rzeczywisto­ścią oraz uchylenie wizji świata "uporządkowanego", oznaczają nic innego, jak rezygnCicję % narzucania innym w y i m a g i n o wa n y c h praw i autorytarnego porządku."'?

Świat spoleczny jest wszakże światem lokalnym, zjawiskiem przyna­leżącym do Bohmowskiego "porz,)dku j<lwnego"IS, czy buddyjskiej sam­sary - i w tym właśnie świecie, który nawet koncepCje "porz,!dku ukrytego" czy n;l'I'o/1)' buduje w oparciu o lokalne projekcje, w tej rzeczywistości - doskonalej taką, jaki} jest - żyje odczuwający ból, glód, czy rozkosz czlowiek. Nawet jeżeli wszechświat jest istornie niepodzielną, a więc i niezróżnicowaną calościi), humanistę interesować on będzie o tyle, o ile doświadczenic ciszy i świadomość tego, co ponad lokalne - przek lada \­ne będzie na język nicdoskonaly, język dyskursu lokalności Bowiem lokalnośćjest warunkiem istnienia czlowieka: gdy przestaje istniećczlowiek, hlllna"ist(\ lrilci rację bytu. A więc jeżeli pierwszą zas<ldąb<ldCicza­

-humanisty staje się doskonalenie opisu lego, co wiecznie niedoskonale, wówczas celem jego dziali\!) jcst nieustanne zbliżanie się do prawdy o ezlowicku poprze/o i n s p i r o w a n i e nowych projekcji, nowych "ma­rzcli" o poznaniu, które albo zaowocuje nowym dzialaniem - albo jeszcze innym, kolejnym ,.Illarzwiem". Czy więc oznacza to istotnie, że dzia la Iność naukowca-humanisty nie różni się zllpełnie od dZiałalności poety? Czy istnieją i gdzie leż,) gr,1I1ice, których przck raczać nie można? To wl<lśnie pozostaje wci,)ż otwartym, niepokojącym pytaniem.

S9

Przypisy

I Niniejszy artykuł jest zmniejszoną i znacznie u7..Upclnion'l, polską wersj'l rcrCr~IU wygłoszonego na konrcrencji pl CrvssinK filit! TIOIISf:J'C"sillg BorJcrs w [3ollon I nst i lute or Higher Edueation, we wrześniu 1997 roku.

l K. Horney: Ncuro/ycz/la ()s{)bl}lI'o.~ć Ill1szyth CWSI)II' . Tlum. Helen" Gr/.egolowska. Dom Wydawniczy Rebis, Poznaó 1997, s. 75-76.

) J. Baudrillard: Gra rCJZ/knmi. Wywiad z Jeanem [3audrilhll'dem pr7.eprOwadlOny prze~ Salvatore Melc i Marka Tilmarsha. T/um. Andrzej Szahaj. W: Pn.w}lIlt!l'rniZIII aji/ozojia. Wybój' tekstów. Red. Stanisław Czerniak i Andrzej Szahaj. WydawlliclwO 1 FiS PAN Warszawa /996.

4 T. Rachwal: WOJ'd olld COlljillemC/I/. SuIJjcc/ivily ill .. Classico/" DiscnllJ'.'(,. Kalowice 1992, Wydawniclwo UniwersylClu Śląskiego~ s. 151.

s M. Fabjaliski: Mis/yczlla Ill1uka i rUGjl}Jlull1y misl)'eY:"1 - /coria .. llkryll'RO por~qdku" Davida [JolIlIla o my.il buddyjska. W: Kul/Il}'(l\~e lIlI'an/llklllvaJ/ill wicd:\,. Red. Jan Such,Janusz Wiśniewski. Poznań /996, Wydawniclwo Naukowe IF UAM, s. 25-26.

Ó M. Fabjal\ski: Mis/ycz/lo lIauka ... , s. 27,29. 1 M. Fabja(,ski: Me/aji;zyczlle źródla Jlcuroz)' li' kul/urU! Zachodll. Nic publikowanol

praca magislerska n~pisall<l pod kierunkiem ur. h<lb. JanUSL<l Wisni\:wski\:go w Inslytuci\: Filozofii UAM, Poznań, /993, s. 10. Powyższy cylal oraz sugestie dOlycz"ce różl\ycl\

koncepcji ego i relacji pomiędzy lękiem podSlawowym a religiami Wschodu pochodZą z pracy MC/ojizycznc żródlo newo,y IV ku/lurze Zachodu. Pragn~ serdeczl\ie po­dziękować Autorowi za Udoslępniolle malcrialy, dyskusję i pOl\1ocnc wyjaśniel\ia.

3 M. FabJaliski: Ef:o n sposóh argul/len/acji IV sprawie Rushdicgo. "K ullura Wspól­czesna" R. V - /997, nr I (13). Red. Anl\a Zeidler-JaniS7..cwskn. InslylUl Kullury, Warszawa 1997.

9 J. Baudrillard: op. ci/., s. 221. 10 M. Bowie: freud. Proust, LOCO/I: Theory os FiClion. Cambridge Universily Press,

Cambridge 1987, s. 5-6. II M. Bowie: op. ci/., S. 6. Wszyslkie przeklady Z Bowie moje. Wyróżnieni~

w tlumaczonych cylalach, jeżeli nie si! oznaczone w przypisie jako moje, są obeel\e w tekstach oryginalnych.

12 M. Bowie: op. ci/., S. 7. u G. Bachelard: Wyobrożnia poetycka. Tłum. Henryk Chudak, Anna TalMkicwicz.

PIW, Warszawa 1975, s. 389. 14 Z. Bauman: Wieloznaczność nOlVocze.wo/nowoczcsnoŚć wil'/IIZJlilCZl1n. T/um. Janina

Bauman. Wydawniclwo Naukowe PWN, Warszawa 1995. IS A. Pym: Epis/cnJological Prob/ems oj Translalian and i/s Teachill/i. A SClllinar jor

Thinkil1g Sludell/s. Edicions Caminade, Teruel 1993, s. 46. 16 Ibidem, s. 46. Wszyslkie przekłady z Pyma mOJe. " Z. Melosik: Posts/ruklurn/izllljako teoria życia spoleczl1cgo (możliwości i kontrol!'!!r­

sjc). "Kullura Współczesna" R. V - 1997, nr 1 (13). Red. Alina Zeidler-Jal\iszewska. Inslylut Kultury. Warszawa 1997, s. 68.

18 Termin Bohma z prilcy pl. Who/cl1css and /hc ImpliclI/e Ort/er, cytowany 7..a M. Fabjańskim: Mis/yczno 1I(1/1ka ... , s. 21- 32.

60

Summary

Thc prescnl ariicle is dcvolcd lo a gcncrill rcncelion on lhc queslions of "lhe scholarly" in lhe hurnanisl rcsearch oflhe poslmodcrn age, and rocuscs on Ihe dilelnmas lhal come as ił conscqucncc or seholarly inclinalion lowards lhe pcrfeclion or mClhodologicallhinking. The aulhor conccnlralCs on lhe silualiOlI of a cOlllernporary scholar in tcrms of his suspension belwecn perrCel discourse and pcrfecl silencc, which he pereeivcs as Iwo me­lhodologica lIy cxt rernc poles il1 thc strugglc for the conerel izat ion or the objecl of analysis and for lhe possibilily of linguislic cornrnunication of true findings. In the author's opinion, the choice or discoursc, cllaractcristic for the Judeo-Chrislian culture, stems from the rcar of silcncc - and allows for generating cOllstruelions. which are capable of susti\inillg hope thalthere ultimatcly exists a sensc to scholarly efforts. and thus are able to fight off tlle basic anxiety. In this contcxt the author also considers the nature of the schoJarly rcncction as revcrie, concentratcs, lIpon what is not subjccl to intcrprctation, focuscs on ambivalcllee "Ild imperrcetlless, in which he secs a chance for furlher developmcnt or humanitics. The tilular oren qucstion is the qucstion eonecrning lhe borders or "lhe seholarly": the borders thallhc rcneetion eannottransgrcss lesllO lose its "academic" eharacter.